Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat


| Isleen Ringëril

Młoda Elfka wegańskiego pochodzenia
z dynastii Ringëril,
zielarka,
początkująca magiczka uzdrowicielka,
pomaga w królewieckim przytułku,
powiązania z keronijską siatką szpiegowską,
oparzenie na prawej dłoni,
właścicielka dwuizbowej chaty na obrzeżach Królewca,
powoli odzyskuje stracone wspomnienia

Wygląd | Zdolności
Wyposażenie | Powiązani

      
W powietrzu wciąż unosiła się dusząca woń dymu. Przed jej oczami nadal majaczył widok wywlekanych na dziedziniec brudnych szmat i przegryzionych przez lata i korniki łóżek. Pomagający tu ludzie uparcie odymiali wnętrze drewnianego baraku, chcąc pozbyć się ostatnich szczątków czającej się tutaj choroby. 
Isleen wstała, przyłożyła dłoń do czoła chorego.
Była tam kilka razy. Mimo odradzających spojrzeń i wciąż powtarzanego cicho słowa: „trąd”. Nikt nie chciał się nim zarazić. Nikt nie chciał pozostać w baraku do końca swoich dni. Kiedy elfka po raz pierwszy przekroczyła próg tamtejszych drzwi, uświadomiła sobie, że nie nadaje się do bycia uzdrowicielką. Po raz kolejny zdała sobie sprawę jaka jest słaba.
Mimo ciągłego kłucia w sercu nie wyszła. Została, przesyłając leżącym uzdrowicielskiej energii. Przemyła im twarze zimną wodą. Wyszła, nim zbierające się w oczach łzy bezsilności spłynęły po policzkach. Jeszcze przez długi czas po opuszczeniu baraku czuła metaliczny smród krwi i choroby.
Chorych wciąż ubywało, u większości z nich trąd przybrał już najgorsze stadium. Teraz wszyscy już nie żyli.
Isleen odwróciła wzrok od zakurzonych okiennic. Czas wrócić do chorych, którzy jeszcze nie odeszli. Zaczęła zmieniać opatrunek leżącej kobiecie. Ugryzienie bezdomnego psa leczyło się szybko, okłady z ziół zapobiegły zakażeniu. Niedługo będzie zdrowa, tylko na nodze pozostanie niewielka blizna, która po latach zatrze się i zniknie. Elfka uśmiechnęła się do kobiety, otworzyła usta, chcąc ją pocieszyć. 
Ciszę przerwał krzyk jednej z pracujących tu kapłanek. Isleen odwróciła się gwałtownie, szukając jej wzrokiem. Kilka kropel wody wylało się z pośpiesznie odstawionej misy.
Elfka niemal od razu wiedziała o kogo chodzi. Niezdrowa biel jego twarzy rzucała się  w oczy. Na wpół przymknięte powieki, siniaki rozsiane po niewielkim ciele. 
Znaleźli go na ulicy. Wychudzonego, w brudnych, podartych ubrankach. Był nieprzytomny, jakby trawiąca go od wielu dni gorączka, postanowiła oszczędzić mu kolejnych godzin bólu. Chłopiec na krótko odzyskiwał przytomność. Nie jadł, tylko obserwował mijających go ludzi. Jego oczy wydawały się nienaturalnie wielkie w porównaniu z wystającymi kośćmi i zapadłymi policzkami. Isleen przychodziła do niego jako ostatniego, by móc spędzić z nim więcej czasu, trzymając go za drobną dłoń i snując opowieści. Większości z nich nigdy nie usłyszał, zabrany w świat męczących snów. 
Kiedy Isleen przecisnęła się do jego łóżka, czuła, że jest za późno.
Chłopiec leżał na plecach, wydając się tak malutki, w porównania z łóżkiem dla dorosłej osoby. Nikł pod grubym kocem.
Za późno, za późno...
Biel twarzy odcinała się od poszarzałych ścian. Oczy już zgasły.
Piekące łzy, jeszcze długo spływały jej po policzkach.
***
Do domu wróciła gnana tylko sobie znanymi demonami. Otaczający ją świat zdawał się rozmyty, dźwięki pustoszejących już ulic dochodziły do niej z oddali. 
Wciąż miała go przed oczami.
To twoja wina.
Kłujące wyrzuty sumienia, nie dawały o sobie zapomnieć. Przypominały, że mogła użyć magii, że tak naprawdę była bezużyteczna. Słaba.  Niepotrafiąca uratować nawet tego dziecka.
Otworzyła drzwi chaty drżącymi dłońmi. 
Zapach suszonych pod sufitem ziół nawet tutaj przynosił ze sobą wspomnienia przytułku.
Isleen usiadła ciężko na jednym z krzeseł, ukrywając twarz w dłoniach. 
Po raz pierwszy nie chciała pamiętać.
***
Kolejne dni mijały powoli. Monotonnie dłużąc czas, liczony nierównymi oddechami chorych. Otaczający ją smutek odbierał siły. Do przytułku nadal przychodziła codziennie, tak jak kiedyś, wiedząc, że nikt nienależący do tutejszego zakonu nie chce pomagać. Chciała wyleczyć innych, by móc zapomnieć. Chciała wymazać z serca dławiące poczucie winy. 
Wieczorami kładła się na swoim łóżku, przez długi czas nie mogąc zasnąć, tak jak kiedyś dręczona koszmarami. Jakby Oni znowu się pojawili, chcąc na nowo zniszczyć jej przeszłość.
***
Ciepłe promienie słońca wpadały do środka niewielkiego pomieszczenia. Isleen stała przy oknie, obserwując życie toczące się na ulicach. Z cichym westchnieniem odeszła od niego. Jej wzrok padł na stojącą pod ścianą szafę.  Elfka wyjęła z niej niewielką szkatułkę. Otworzyła ją, siadając na łóżku.
Pukiel nadpalonych włosów, które musiała kiedyś skrócić.
Kosztowny naszyjnik, który przekazał jej jeden z kurierów.
Zasuszony liść egzotycznej rośliny zerwany w przypałacowym ogrodzie Shela.
Wspomnienie niewolnika pochodzącego z Wegi.
Elfka zmarszczyła brwi nie mogąc znaleźć szpilki do włosów. Przecież jej stąd nie wyjmowała… Nigdy jej nie użyła, jakby obawiając się pływającej w jej wnętrzu trucizny.
Wszystkie te rzeczy szczelnie zamykała, chowając szkatułkę w szafie. Nie chciała zgubić także  nowych wspomnień.
Przeszłość coraz częściej ją nachodziła. Dawała złudne poczucie wolności. Czasem nawiedzała w snach, pokazując nieznane obrazy. Innym razem, kiedy szła ulicą, odbierała jej zmysły, gubiła w niedopowiedzeniach. 
Isleen zamrugała szybciej, słysząc krzyki dochodzące zza okna. Ostrożnie odstawiła szkatułkę, wstała. Jedna z furmanek zatrzymała się w poprzek ulicy. Woźnica wygrażał pięścią osobie, która rozpłynęła się już w zbierającym się tłumie. 
Wsuniętą pod drzwi kopertę, znalazła dopiero kilka godzin później. Drżącymi dłońmi przełamała nieznaną jej pieczęć, czując coraz gęściej otaczający ją niepokój.
W środku była zgubiona szpilka do włosów. 

Wracam z nową kartą i zapasem weny. Najczęściej pojawiam się wieczorami, na wątki staram się odpisywać jak najczęściej.
Kontakt: rosa03@op.pl
GG: 45026176 (rzadko sprawdzam)
Poprzednia karta: 1
Wizerunek jest autorstwa Lane Brown, a cytat Jonathana Carolla.

Ozdobnik  jest pobrany stąd.

215 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   201 – 215 z 215
Shel pisze...

Shel nie spojrzał na nią, kiedy się odezwała. Patrzył na Hrana, z wyrzutem w oczach. Elf założył ręce. Arhin skrzywił się, jakby młodszy stażem szpieg cuchnął. Przysunął się do biurka, wygrzebując z niego książkę w wypłowiałej, płóciennej oprawie.
- Dasz to straganiarzowi. Będzie wiedział, o co chodzi – stwierdził wypranym z emocji głosem. – Nie potrzebujesz hasła. Powiedz, że przychodzisz z polecenia Khaine’a i musisz rozmawiać z Terionem. Wiesz, jak wygląda, widziałaś go na targu. Nie rozmawiaj z nikim innym. – Nie podobało mu się, że to właśnie Isleen ma wykonać jego zadanie. Formalnie, to Hran był szpiegiem. Ponadto, był mężczyzną, a na targ niewolników pośrednio wysłał kobietę. W odczuciu Shela był to brak honoru, odwagi, jakiegokolwiek poczucia obowiązku. Powstrzymał się jednak od wyrażenia swojej opinii na temat elfa. To Donavan dowodził, on ustalał reguły gry. Arhin wiedział, że nie ma prawa w nie ingerować.
- Dowiedz się, co się stało z Derranem. Był szpiegiem z mojej grupy informacyjnej. Musimy wiedzieć, czy mają go żywego i czy sypał. Oprócz tego… - zaklął w myślach - …powinienem sam to zrobić. Musisz dowiedzieć się jak najwięcej o Kharze Serunie. Interesuje mnie wszystko, od narodowości, rasy i religii jaką wyznaje, do koloru ciżem. I, przede wszystkim, dlaczego Derran go wybrał. I czemu bez konsultacji ze mną.
Zamilkł na dłuższą chwilę, jakby szukając odpowiednich słów. Spojrzał na Hrana, na Isleen.
- Dziękuję – powiedział do niej. W tej chwili nie mógł zdobyć się na więcej. Myślami był przy buncie w Leres Shame. Sercem – w Królewcu. Tu był tylko ciałem i rozumem.
- Hran – wymówił jego imię bardziej jak „Han”, co na ogół mu się nie zdarzało. Denerwował się, przez co bardziej niż zwykle ujawniał się jego wirgiński akcent. – Zdecyduj, czy jedziesz ze mną i Fleirem do Leres Shame, czy wracasz do swojej siedziby. – Planował pozostawić pałac pod pieczą Hakana Wernsa. Znali się od lat i był pewien, że gdyby zaistniała taka potrzeba, nie zawaha się przed obroną pałacu, a co za tym idzie, ochroni jego matkę, którą bezpieczniej było trzymać z dala od zamętu. Za to Hranowi nie zamierzał pozwolić tu zostać. Nie, jeśli nie będzie mógł mieć go na oku.
- Isleen, jeżeli wróciłbym z opóźnieniem, – ostrożnie dobierał słowa – czekaj na mój powrót w pałacu. I nie plącz się po ulicach, bunt może tu dotrzeć. To znaczy, szanse są bardzo małe… ale może tak być. Gdyby coś mi się stało, Werns, mój lennik, umożliwi ci powrót do Keronii. Chyba, że Hran zechce się w tej kwestii wykazać – posłał elfowi uszczypliwy uśmiech.
- Dobrze wiesz, dlaczego nie chodzę na targ niewolników – Hran w końcu nie wytrzymał. Shel udał, że nie słyszy i zwrócił się do Isleen:
- Muszę porozmawiać z trójką niewolników, zanim rewolucja dotrze i tutaj.
Chwilę później okazało się, że nie on jeden chciał rozmawiać. Kiedy wychodzili z jego pracowni, ujrzeli stojącego w korytarzy niewolnika. Był to ten sam półelf, którego kupił dziś na targu. Miał prowizorycznie opatrzone rozcięcia na tułowiu, białe płótno, widoczne na jego nagiej klatce piersiowej kontrastowało z niezdrowym odcieniem jego skóry. Przetłuszczone, brudne włosy wisiały po obu stronach jego chudej twarzy. Shel dopiero teraz zauważył, że niewolnik ma pobite oko i posiniały policzek.
- O co chodzi? - Słysząc głos Shela, półelf padł na posadzkę w ukłonie.

Anonimowy pisze...

-Jednak wracają -w głosie dziewczyny pojawiło się napięcie, którego nie zdołała natychmiast stłumić i zamaskować -Jeżeli to oni.
A nawet jeśli nie, istniała duża szansa, że mieszkańcy tych ziem nie będą mieć wobec Nariusa, jako Wirgińczyka, zbyt przyjaznych zamiarów.
Tiamuri ruszyła za Nariusem. Z brzegu dobrze widziała tratwę, wiedziała, gdzie jej szukać. Niepozorna konstrukcja z desek zasypana była liśćmi i łodygami trzcin, które złamały się, kiedy tratwa przybijała do brzegu. Dziewczyna weszła po kolana w wodę i gestem przywołała do siebie młodzieńca.
-Wsiadamy -tym razem jej głos zabrzmiał pewnie i spokojnie. Jeszcze nie musieli uciekać w panice. Sytuacja była pod kontrolą, o ile jak najszybciej znajdą się na tratwie i ruszą w górę rzeki.
Lekko niepokoił ją fakt, że po próbie zatrzymania krwawienia Narius był częściowo rozebrany. Ludzie byli ciepłokrwiści i dłuższe przebywanie na tym chłodzie bez koszuli mogło mu zaszkodzić.

Unknown pisze...

[Dziękuję za powitanie i również mam nadzieję, że spodoba mi się wątkowanie z wami :)
Bardzo chętnam na wąteczek, tylko w tej chwili nie mam pomysłu (wróciłam z pracy i jestem wykończona) :)]

Tomoe Yukimura

Olżunia pisze...

- Potrzebuję wody. Czystej wody.
Spojrzał na nią, już spokojniej. Uśmiechnął się lekko. Te słowa były jak potwierdzenie. „Tak, podejmuję ryzyko.”
Odważna z niej dziewczyna. Odważna i zdeterminowana. Ale jeszcze sporo musiała się nauczyć. Po pierwsze – nie angażować się tak, odcinać od emocji. Strach paraliżował i powstrzymywał przed działaniem, a litość w niczym nie pomagała. Po drugie – dodawać otuchy tym, którym nie można już pomóc. Mamić ich nadzieją i podtrzymywać na duchu, dawać im ułudę zapanowania nad chorobą. Ale tylko tym, którzy bali się usłyszeć prawdę. To była trzecia rzecz – wyczuć, kto jest na to gotowy, a kto nie.
Tego wszystkiego można się było nauczyć. Ale potrzeba było lat praktyki.
- W moich jukach powinna zostać jedna butelka.
Naczynie spoczywało w nieco postrzępionym, plecionym koszyku, wypchanym szmatami. Słońce przenikało przez zielone ścianki butli, prześlizgując się po jej krzywiznach i migotliwie załamując się w wypełniającej ją wodzie. Alaryk podał elfce naczynie oraz woreczek, w którym grzechotały krzemień i krzesiwo.
- Chłopak powinien pomóc ci znaleźć, co trzeba. Nie widziałem tam nic na opał, pójdę po drewno.
Chciał, by choć chwilę została sama, żeby nikt, kto „wie lepiej”, nie patrzył jej na ręce. By przez parę minut była zdana tylko na siebie. Ufał jej. I chciał, by się czegoś nauczyła.

[Tak mi chodzi po głowie, czy by z tej zarazy nie zrobić klątwy, żeby nie było za monotonnie. Co Ty na to? :D
I wybacz, że tak krótko. Muszę się z powrotem wczuć w postacie.]

Unknown pisze...

[Przepraszam za mój brak odzewu.
Widzę, że Isleen to delikatna kobieta oraz czuje się samotnie tak jak Tomoe w innym państwie niż w Cesarstwie. Musiałabym dobrze pomyśleć co by z nimi zrobić, chyba że masz juz jakis pomysł? CHętnie wysłucham :)]

Tomoe Yukimura

Anonimowy pisze...

-Ożywieńcy -mruknęła Tiamuuri z troską. Tego nie przewidziała i teraz zupełnie nie wiedziała, jak bardzo powinni się z tego powodu martwić. Odetchnęła głęboko, analizując nieprzyjemną woń. Była jeszcze jedna możliwość, chyba jeszcze gorsza. Nie ożywione zwłoki, ale toczone chorobą ciała, zbliżające się powoli do śmierci. Popielne wampiry. Rzadko decydowały się przebyć Larven, ale w końcu nie było to niemożliwe. Zastanawiała się, czy powiedzieć Nariusowi o tej ewentualności.
Między drzewami pojawiły się ciemne sylwetki. Ze swoim wzrokiem Tiamuuri mogła dostrzegać ich szczegóły. Blade i pokryte plamami twarze osób, które zdawały się nie żyć od ponad kilkunastu dni, opadające ramiona, proste odzienie, na którym wydzieliny rozkładającego się ciała tworzyły wilgotne plamy.
Tratwa ustawiła się w głównym nurcie. Drzewna przysunęła się do Nariusa.
-Raczej nie będą mogli poruszać się w wodzie zbyt szybko - powiedziała cicho - A brzeg nie będzie na całej długości tak równy, żeby zdołali gonić nas wzdłuż rzeki.
Nie wspomniała już o tym, że ich przeciwnicy nie mieli szans dogonić w ten sposób tratwy niesionej wartkim nurtem.
-Komuś jeszcze się naraziłeś? -spytała -Jakiemuś nekromancie na przykład? Komuś, kto zdecydował się ich na ciebie nasłać?
Jednocześnie zastanawiała się, czy przypadkiem to nie ona była winna. W końcu zdołała pokrzyżować plany pewnego czarnego maga, wprawiając go w gniew. Nie wątpiła, że Molag Haglay chciał zemsty. Czy to właśnie on nasłał te żywe trupy, czy może popielnych bliskich śmierci?
Istniała jeszcze możliwość, że tymi ożywieńcami nikt nie kierował, że błąkali się po okolicy i zwabił ich tu zapach krwi młodego Wirgińczyka.
Pierwsi dwaj nieumarli zbliżyli się do rzeki. Za nimi, spomiędzy zarośli zaczęły wyłaniać się kolejne sylwetki.

Olżunia pisze...

[Hej. ^^ Nie ma za co przepraszać, nic się nie stało. Trzymam kciuki za egzamin i życzę powodzenia. I wytrwałości również, bo pamiętam jeszcze, ile to pracy. Gdybyś potrzebowała z czymś pomocy, śmiało dawaj znać, może będę potrafiła doradzić albo coś wytłumaczyć (ewentualnie znajdę w zeszycie z korków, heh). Albo skonsultuję z bratem, bo on też przygotowuje się teraz do egzaminów i jest na bieżąco z wymaganiami.
Tulaki! <3]

Anonimowy pisze...

Tiamuuri nie zdążyła powiedzieć na głos o swoim nieprzyjemnym przypuszczeniu. Narius był szybszy i zanim dziewczyna się spostrzegła, leżała na plecach na tratwie, która od wstrząsu na chwilę zanurzyła się głębiej. I zaraz nastąpił kolejny wstrząs, kiedy natrafili na przeszkodę.
Usiadła, sięgając do przymocowanego u pasa sztyletu. Dobyła go szybkim ruchem, ale na razie zachowywała spokój. Przyjrzała się ścigającym ich stworzeniom. Dwaj mężczyźni, niewątpliwie martwi już jakiś czas niepewnie wchodzili do strumienia. Wahali się, cofali kilka razy szare, oblepione błotem stopy, ale w końcu się zdecydowali. Dwie osoby w grupie emitowały słaby sygnał życiowej siły. Kobieta i mężczyzna o wyglądzie równie trupim jak reszta i obrzmiałych szyjach i kończynach, dodatkowo on miał na czole i obojczykach kostne narośle, przypominające zdeformowane rogi.
-Musimy uważać na tych dwóch -mruknęła Tiamuuri złowieszczo. Powoli uniosła się do przysiadu i dalej wstawała na ugiętych nogach. W tej pozycji wyglądała jak drapieżnik przed skokiem na zdobycz.
-Popielne wampiry. W przeciwieństwie do truposzy są silni. I mogą zarażać przez ugryzienie.
Przez chwilę rozważała rzut sztyletem w jednego z szaroskórych albo któregoś z idących ku nim nieumarłych. Bez sensu, tak tylko straci broń, prawdopodobnie nic tak nie uzyskując. Truposze byli bliżej, woda sięgała im do połowy uda. Drzewna wyciągnęła przed siebie wolną lewą rękę i wypuściła z niej szarozielone pnącze. Owinęła je wokół szyi jednego z dwóch napastników i pociągnęła do przodu, przewracając go w wodę.

Shel pisze...

- Problem polega na tym, że nie wiem. Większość moich informatorów to Shivalowie… niższa kasta – sprecyzował, uświadamiając sobie, że Isleen może nie orientować się wystarczająco w wirgińskiej piramidzie społecznej. – Widujemy się raz, dwa razy w miesiącu, żeby nie wzbudzać podejrzeń. – Nie był to dobry układ, więc Shel dokładał wszelkich starań, by przeszkolić swoich informatorów w szyfrowaniu wiadomości. Problem polegał jednak na tym, że część z nich należało najpierw nauczyć pisać. – Ostatni raz widziałem się z Derranem dwa tygodnie temu. Wtedy Khar był jeszcze pod obserwacją jako potencjalny agent.
Nie odwzajemnił jej uśmiechu. Jego twarz, szara, zmęczona, wyglądała, jakby postarzał się o dobre kilka lat.
- Po prostu wejdź do pałacu. Lewe skrzydło tradycyjnie przeznaczone jest dla kobiet, ale jeśli wolisz, możesz mieszkać w którymś z pokoi gościnnych w części centralnej. Wystarczy że zawołasz służbę albo niewolników, zaprowadza cię, gdzie będziesz chciała.
***
Półelf podniósł się z klęczek. Shel ponaglił go gestem.
- O co chodzi? – powtórzył szorstko. – Podsłuchiwałeś, wiem. Tego się po tobie spodziewałem. Co i dlaczego chciałeś wiedzieć? – Nie wydawał się zagniewany, jego głos zdradzał coś na kształt znużenia. Niewolnik spuścił wzrok, ale Shel zdążył zauważyć, że jego spojrzenie wcale nie było tak uległe, jakby się można tego spodziewać.
- Chodzi o twoją towarzyszkę, dashe – półelf odezwał się z nienagannym, wirgińskim akcentem. Jak na elfa, miał dosyć twardą barwę głosu, z charakterystyczną chrypką. Shel zmarszczył brwi. – Wybacz mi moją śmiałość, ale… wydaje mi się, że kiedyś ja znałem.
- Dlatego podsłuchiwałeś?
Półelf uniósł głowę.
- Tak. Czy wolno mi zapytać, od kiedy dashe ją zna?
- Od lat.
Półelf przygryzł wargę. Zdawał sobie sprawę, że pozwolił sobie na zbyt wiele. Cierpliwość ichaniego za moment się skończy, ale następna okazja może się już nigdy nie nadarzyć. Pałac dla przebywających w nim niewolników był pełną pułapek twierdzą, której samowolne „zwiedzanie” prędzej czy później musiało się skończyć fiaskiem.
- Chciałbym z nią porozmawiać – poprosił. Shel spojrzał pytająco na Isleen. Zawahał się. Nie podobało mu się to, nie takiego obrotu spraw się spodziewał, ale… niech mu będzie. Wskazał im gestem pokój, z którego dopiero co wyszli Hranem i Isleen. Mijając elfkę, wyszeptał tak, by tylko ona mogła go usłyszeć:
- Gdyby coś było nie tak, krzycz.
***
Półelf, wyraźnie zakłopotany sytuacją, zamknął drzwi. Jego badawczy, uważny wzrok spoczął na blondynce. Nie uśmiechał się, jego twarz zdawała się poważna, ale w oczach dostrzec można było dziwne ciepło.
- Dobrze widzieć cię całą i zdrową, księżniczko – zwrócił się do niej z szacunkiem. Schylił głowę w geście szacunku i pokory o wiele szczerszej, niż przeznaczony dla Shela ukłon. – Liczyłem, że powiem to w innych okolicznościach. Cały Związek Niezgody w kraju i ja tutaj jesteśmy pod twoje rozkazy – mówił przyciszonym, ale pewnym siebie głosem. W tej chwili nie przypominał nędznego niewolnika. Wcześniejszą uległość zastąpiła duma, wewnętrzna siła. Mężczyzna trzymał się prosto i mimo niepozornej, szczupłej sylwetki przywodził na myśl bardziej wojownika, niż pałacowe „podaj-przynieś”.

[Jakby co, odpis może być krótki, nie chciałam wymuszać na Isleen reakcji, więc urwałam tym momencie].

Anonimowy pisze...

[Chętnie. Jakieś pomysły?]

G'eldnar

Sorcha/Ren pisze...

[Bardzo chętnie? A z kim? Z Renem czy Sorchą? :)]

Anonimowy pisze...

-Jakoś ich przytrzymam -powiedziała Tiamuuri, czy raczej zupełnie mimowolnie wycedziła to przez zaciśnięte zęby. Przynajmniej miała nadzieję, że da radę. Ożywieńcy byli słabsi i znacznie mniej zręczni niż żywi ludzie, co tutaj nie byli też uzbrojeni. Gorzej było z Popielnymi. Dziewczyna właściwie nie była nawet pewna, co groziłoby jej po kontakcie z ich jadem. Nie miała ludzkiego ciała, więc możliwe, że w jej wypadku byłaby to dość szybka i bardzo bolesna śmierć. Tego wolała nie sprawdzać.
-Zabić trupa? -powtórzyła, zręcznie eliminując jednego z przeciwników, który nagle bezwładnie uniósł się na wodzie -Najlepiej przerwać czar, który go ożywia. Jak nie ma takiej możliwości, czasem pomoże oddzielenie czaszki od kręgosłupa. A jeśli nie pomoże, trzeba poćwiartować. Albo spalić, ale my tu ogniska pod ręką nie mamy.
Wolnym chwilowo pnączem oplotła szyję i ramiona innego truposza, o obrzmiałym od rozkładu ciele. Dość żwawa jeszcze kobieta, przypuszczalnie Popielna w mało zaawansowanym stadium, zbliżyła się w tym czasie do tratwy. Woda ograniczała jej ruchy podobnie jak innym stworzeniom, pomimo że na lądzie szaroskórzy bywali szybsi i zwinniejsi.
-Narius, myślisz, że to ma szansę powodzenia? -zawołała Timuuri, próbując jednocześnie mieć na oku wszystkich przeciwników.

Anonimowy pisze...

[Bez znaczenia. Ważne by było i w miarę możliwości szło :D]

Ząbek

Ren pisze...

[Cieszę się, że wybrałaś Rena. Lubię nim pisać. Od razu mówię, że to nie do końca tak, że on się nie nadaje na swój tron, bo wielu cech przywódczych to mu nie brakuje, po prostu nie jest taki, jak wyobrażają sobie, że powinien być jego ministrowie. xD Ren nie jest patriotą. Inni chcieliby, żeby doskonalił sztukę wojenną, coby potem wyruszył przeciw Sigvarom i odebrał ojczyznę z ich rąk, a Ren nie pali się do tego zbyt mocno. ^^ W takim razie, wolałabyś, żeby się dopiero poznali, czy żeby ich relacje były już zacieśnione? W sensie, że znają się od wielu, wielu lat? :)]

Olżunia pisze...

- Niedługo twoja mama będzie zdrowa, zobaczysz.
Chłopiec nie zareagował od razu. Utkwił spojrzenie w naczyniu z ususzonymi kwiatami i stał tak nad elfką, międląc w palcach materiał nieco za długie rękawy koszuli i nic nie mówiąc.
Zerknął na leżącą na posłaniu, gorączkującą kobietę. Przykucnął, oplótł kolana ramionami.
- Z mamą… – odezwał się po dłuższej chwili apatycznego milczenia. Mówił cicho, jakby nie chciał, by matka go usłyszała. – Z mamą dzieje się coś… coś dziwnego. Znika w nocy. Wczoraj chciałem iść z nią, ale uderzyła mnie i poszła sama. A ja… ja przecież nic nie zrobiłem.
Pociągnął nosem. Nie skarżył się, lecz opowiadał.
- Ma pani coś do jedzenia? – zapytał, nie podnosząc wzroku. – U nas nie ma. We wsi też nie ma.
***
Poskręcane, zbutwiałe liście wyściełały leśne poszycie. Spod nich wyglądały krzewy poziomek i malin. Jeszcze nie kwitły.
Alaryk schylił się po kolejną suchą gałąź. Przydepnął ją, złamał, dorzucił ułomek do zebranego już naręcza. Przydepnął ją znów, znów odłamał kawałek.
Lubił spacerować po lesie. Lubił zadzierać wysoko głowę i patrzeć w korony drzew, które kołysały się, kołysały tak jakoś… sennie, hipnotyzująco. Nie myślał o niczym konkretnym. Pozwalał umysłowi odpocząć, by ten mógł potem lepiej pracować. Oddychał powietrzem przesyconym wonią próchnicy, żywicy i mchu. Starał się stąpać cicho, nie łamać gałęzi ani nie zrywać pajęczyn. Był tu wszak tylko gościem.
Podniósł rozłożystą modrzewiową gałąź, oblepioną suchymi igłami, idealną do rozpalania ognia. I zamarł.
Pod gałęzią leżał zając. Skoki miał związane parami konopnym sznurkiem. Ktoś rozpruł mu brzuch i wywlókł na jego zewnątrz wnętrzności, nie uszkadzając ich przy tym. Obciął mu też słuchy. Jedni zajęcze ucho leżało po prawej stronie zwierzęcia, drugie po lewej.
Alaryk przyklęknął. Boki zająca ledwo widocznie się unosiły. Zwierzę jakimś cudem jeszcze żyło.
Medyk rzucił drwa na ziemię i szybkim, zdecydowanym ruchem skręcił ssakowi kark.
To była kolejna rzecz, której musiał nauczyć Isleen: kiedy wolno zabić, a kiedy trzeba.
Poczuł ból w mimowolnie zaciśniętej szczęce. Nie, tego się nie da nauczyć do końca.
Zebrał szybko opał, znaczną część zostawiając wśród poszycia. Musiał jak najprędzej wracać.


[Pojechałam więc z klątwą. I też długo zwlekałam z odpisem; musimy chyba przestać za to przepraszać. :) Mało, ale ślę póki wena jest.
Gdybyś potrzebowała przypomnienia sobie wcześniejszych komentarzy, wątek jest zebrany tu: link]

«Najstarsze ‹Starsze   201 – 215 z 215   Nowsze› Najnowsze»

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair