Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat





~życzenia~
Spełnienia marzeń ukrytych w Wilkowej szkatułce.
 Namnożenia się pieniążków schowanych w Iskrowej sakiewce. 
Pełno miodu i gorzałki w dziecięcym koszu Marcusa. 
Mnogości mikstur i trucizn w łapkach Królika.
Krówek tysiące dla Alchemiczki.
Do tego radości, twórczości,
tego wszystkiego życzą ci… Autorzy!



~od Szeptuchy~
(lepiej widać na: pokaż obrazek)



~od Aedówki~
   W siedzibie redakcji WPT panował taki zamęt, że lepiej było siedzieć w swoim gabinecie, o ile nie chciało się zostać zadeptanym. Chuchrak miał więc doskonały pretekst, by zabarykadować się w swojej wnęce pod schodami. Barykada by się tam co prawda nie zmieściła, ale po postawieniu krzesła tuż przy drzwiach nikt nie powinien móc dostać się do środka.
   Elfi lampion oświetlał zmarszczone czoło chuchraka, który, wiercąc się na siedzisku, intensywnie myślał. Sądząc po odmalowującej się na jego twarzy frustracji, nic wymyślić nie mógł.   Jego plan był prosty - przeszmuglować do redakcji i zgromadzić w jednym miejscu wszystkie będące w jego posiadaniu rzeczy, które kojarzą mu się z czymś ładnym, miłym i kolorowym.
   Pojawił się problem. Jego dobytek nie zawierał zbyt wielu takich rzeczy. Były tylko strzępki wełny, którymi rzekomo bawiły się aedowe koty, a które - jak twierdzi sam poszkodowany - ktoś złośliwy podrzucił chuchrakowi do juków. Nawet jeśli mieszaniec przełamałby własne opory przed potwierdzeniem tytułu Kociej Mamy, to i tak włóczka była porwana, rozpleciona, obśliniona i śmierdziała tak, że bez wiaderka do rzygania nie podchodź. Czyli nie nadawała się do niczego.
   Nie żeby mieszaniec umiał coś z niej zrobić.
   Czyli koniec świata. Bo pieniądze też się skończyły. Za ostatniego denara mieszaniec nabył wstążkę w wielbłądy. W różowe wielbłądy. W dodatku kłótnia o to, że cena jest za wysoka, w odczuciu Aeda zajęła mu pół dnia.
   Teraz powinna przyjść pani herszt albo ognistowłosa maruda, albo Marianna, albo Zorana, albo ktokolwiek i go uratować... znaczy, ekhem, pomóc mu. Rzecz jasna po to, żeby on przy następnej okazji wpakował się w jeszcze większe bagno.
   Chociaż... Może to i dobrze, że nikt nie przychodził? Może lepiej było nie uświadamiać mieszańca, że od wewnątrz zabarykadował drzwi otwierające się do zewnątrz?
   W końcu Aed Dwie Lewe Ręce postanowił wystarać się o prezenty praktyczne. Przekradł się na strych, na którym chomikował wszystkie graty i dziwne niby-artefakty.
   Dziwka Fortuna wreszcie mu odpuściła. Znalazł coś.
   A więc, Panie i Panowie, a przede wszystkim droga Iskrałko:

Dla Charlotte:
Traktat o cukiernictwie

(Zbliżenie na wstążkę z różowymi wielbłądami)

Dla Wilka:
Odrdzewiacz magiczny i klucze Sam, Wilku, Wiesz, Do Czego


    Natomiast prezent dla Iskry będzie - niestety - nieco spóźniony.
   Chuchrak udał się do pobliskiego rymarza i zamówił u niego skórzany pasek, wytłaczany w kaczuszki, ze srebrną klamerką - czyli wielce urokliwą obróżkę, na której elfia furiatka mogłaby wreszcie przyprowadzić krnąbrnego męża do domu. O ile, rzecz jasna, będzie sobie tego życzyła. Ale niech wie, że niedługo będzie miała taką możliwość. I nikt Władcy Kaczek o zdanie pytać nie będzie.
 W razie reklamacji/podziękowań/pretensji/oskarżeń wiadomości należy zostawiać w Kociej Kanciapie w budynku redakcji WPT, a pewnej elfiej królowej i pewnemu Cieniowi pod żadnym pozorem nie udzielać informacji na temat domniemanego miejsca pobytu pewnego mieszańca. Mieszaniec bowiem przepadł bez wieści zaraz po naklejeniu na drzwi swojego gabinetu małej karteczki z rysunkiem kota, na której napisane było "Przepraszam, nie bijcie!".



~od Isleen~ 

~od  Darrusowej~
raz
(Uwaga –koślawe)
(lepiej widać na: pokaż obrazek)


dwa

   - Czemu Brzeszczot się nie przyłączył? - wilkołak wiązał ostatnią kokardkę na prezencie, pokutymi i pokaleczonymi dłońmi, mając za sobą przygotowanie wcześniejszej szóstki. A wszystko byłoby piękne, gdyby nie szamanka, co marudziła, że brzydki kolor kokardy, że nie równo, że tam wymięte, że tu się nie postarałeś, że tam poplułeś, że może tu będzie pasować gładka kokarda, że naklejanie kości nie jest dobrym pomysłem… Bogowie, co za baba, znalazła się nagle panienka, co wie, co to elegancja.
   - Ponieważ nabazgrolił jakąś kartkę urodzinową (przyp. autorki: patrz wyżej), sądząc, że to fajne - Silva poprawiła kokardę na prezencie dla Iskry, chcąc by był on idealny w każdym calu. - I, ponieważ przepił ostatnie monety razem z Midarem.
   - Cwaniak. Myśmy się postarali, nawet ładnie zapakowaliśmy i nic nie stłukliśmy.
   - Gdzie są twoje… posiłki? - szamanka zostawiła dostarczenie prezentów Wisielcowi, a on obiecał, że coś wymyśli. No to wymyślił.
   - Krasnoludki.
   - Słucham?
   - No krasnoludki. Takie małe, z czapeczkami. Siedzą pod domami.
   - I co z nimi? - szamanka obawiała się najgorszego.
   - Dostarczą prezenty - powiedział z pełną powagą wilk.
   - A słyszałeś, że one są zapominalskie, gubią się łatwo i nie można im wierzyć?
   - Obiecały mi - widać dla Wisielca to było najważniejsze. Krasnoludki mu obiecały i na pewno spełnią obietnicę i nic ich od tego nie odwiedzie, a szamanka przesadza. - O, zobacz, są!
   Faktycznie, obok nich wyrosły jak spod ziemi, jak za dotknięciem magicznej różdżki, jak za sprawą magii, krasnoludki. Sześć ich było, a każdy malutki, brodaty, z czapeczką oplecioną kurzem, pajęczynami i paprochami, trochę przykurzone, pyzate, z okrągłymi brzuszkami.
   - Tu macie karteczki, pod kokardką, im macie to dostarczyć - Wilkołak wyjaśnił wszystko krasnoludkom, a te poważnie pokiwały pucołowatymi buźkami, odbierając paczuszki. Szamanka za to westchnęła, nie wierzyła, że te maluchy wykonają zadanie. Pewnie skończy się na tym, że nikt prezentu nie dostanie. Wszystko to będzie winą tego pchlarza. - Wszystko jasne?
   - Jasne, jasne, ty stary kundlu. Nie pierdziel, damy radę, koleś! - wspominaliśmy, że krasnoludki mają także niewyparzone buźki? Przynajmniej szybko zniknęły, nie zapomniały żadnego prezentu. Teraz pozostało mieć nadzieję, że wsio się uda.
   Nucąc pod nosem, krasnoludki zabrały się do pracy.
   A krasnoludki, jak to krasnoludki, bywają zawodne. Czasami o czymś zapomną, niekiedy się pomylą, coś pozmieniają, coś przekręcą. To tylko krasnoludki, a one nie są nieomylne. Nawet dzisiejszego dnia, dość wyjątkowego i ważnego, pomimo ich skupienia i uwagi i obietnic i przysięg, coś nie wyszło.
   Krasnoludek Franio zaniósł prezent Wilkowi. Jasnowidz otrzymał fikuśną bieliznę i poradnik, jak wytrzymać z Cieniem, które miała dostać furiatka.
   Z kolei Iskra od Zygusia dostała szklaną kulę i ziółka pomagające w jasnowidzeniu, środek przeciw katarowi i płyn na pchły, które powinny trafić do Wilka.
   Królik dostał torbę słodyczy i gorzałki, dmuchaną panią do towarzystwa i roczny karnet do burdelu Solany, przeznaczone dla Marcusa.
   Marcusowi trafił się prezent dla Gabriela, czyli stary zwój z przepisem na truciznę idealną, który tak naprawdę był przepisem na porost włosów.
   Char dostała karmę dla pająków i pluszową zabawkę w kształcie myszki, co powinno się znaleźć u Pająka.
   Za to biednemu Figlowi trafił się grzebyk i kokardka oraz tomik kawałów, jakie można zrobić swojemu bratu władcy elfów, które miała dostać Char.


~urodzinowo-prezentowo~
(by Szept)

   Ogromny transparent, na którego zrobienie zużyto stare prześcieradło i puszkę farby wciąż wisiał krzywo. Każda próba jego poprawienia kończyła się z takim samym efektem. Znowu krzywo. Jakby jakiś chochlik robił im na złość i gdy tylko magiczka schodziła ze stołka, by należycie ocenić dzieło, myk, popuszczał węzełek, a transparent opadał to z jednej, to z drugiej strony.
   - Znowu krzywo – podsumował dziwnie radośnie Garret. - I wali po oczach. Oczozjebny różowy.
   Na białym prześcieradle, które teraz służyło za transparent, pięknym, bordowym kolorem, lekko pochyłym pismem napisano „Wszystkiego najlepszego I. C. W.”. W teorii. W praktyce bordowy kolor był bardziej różowy, pismo krzywe i wyraźnie znoszone w dół. Do tego piszący pomieszał literki i zapomniał postawić kropek. I niestety, Garret miał rację. Znowu wisiało krzywo.
   Kilka nadmuchanych balonów umieszczono pod sufitem, inne koło okna, pozostałe jak porzucone śmieci dekorowały podłogę, czekając, aż ktoś się o nie potknie. Kolorowe, w radosnych barwach tęczy, owalnego, okrągłego i przypominającego gruszkę kształtu. Były też podłużne, służące do skręcania z nich zwierząt, głównie piesków, bo tylko takie potrafił zrobić Alastair. Zmyślniejsza od niego Sedna łączyła balony tworząc smoki, dwubarwne kwiaty, koniki, kaczki i myszki Miki. W kącie usadowiła się Oriana, znajoma bardka Devrila, czekająca, by muzyką powitać zaskoczoną trójkę.
   Mieli opóźnienie. Tort wciąż nie dotarł na miejsce, Lucien nie miał kupionego prezentu, Midar się upił urodzinową gorzałką i ciągle, jak stara, zdarta płyta wyśpiewywał to swoje „Sto lat”. A ponieważ to potrójne urodziny, a on pił zdrowie solenizantów już od trzech dni, gardło i głos niedomagały, brzmiał raczej cienko, schrypnięty. Odrin przedwcześnie znalazł konfetti i niechcący rozsypał, felernie, bo nie na drewnianą podłogę, a na dywan. I wciąż nie wiedzieli, ile jeszcze mają czasu, zanim solenizanci staną na progu redakcji WPT.
   - Pijcie po kropelce … - wymamrotał nieskładnie Midar.
   - Midar, czy ty coś piłeś? – Pytanie czysto retoryczne, które nie wymagało odpowiedzi.    - Oszywiście. Zdrowie Iskry i Charlotte! - Midar spojrzał na kufelek w ręce, zastanowił się. - Nie, zdrowia jasnowidza nie piję.
   - Moja szkoła. - Cień dumnie wypiął pierś.
   Midar łypnął nań groźnie, łypnął na kufelek w drżącej dłoni.
   - Zdrowie jasnowidza - burknął, sprowokowany i wychylił kufelek. Do dna. 
  - Nie zdążymy. – Heiana załamała ręce, nerwowo chodząc po pokoju i wykręcając palce. Paznokcie miała nieco nierówne, obgryzione nieomal do krwi, wyraźny wskaźnik tego, jak bardzo się denerwowała. – Oni mogą zaraz przyjść. Trzeba było lepiej ich pilnować.
   - To nie ja wysłałem za nimi krasnoludki – odburknął, biorąc wszystko do siebie Cień. O co tyle krzyku? O jakieś głupie przyjęcie? Nie mogli po prostu zaśpiewać, wydeklamować te swoje sto lat, odklepać życzenia, w przypadku Wilka kopnąć go w tyłek i po sprawie? Świętowanie. Głupi zwyczaj wymagający masy słodyczy, masy ludzi, masy życzeń, które nie dość, że się nie spełnią, to jeszcze się powtarzają. Od każdego to samo, każdemu to samo.
    - Krasznoludki nie isztnieja. To gnomi wymysł – wymamrotał obficie już uraczony muchomorkową gorzałką Midar. 
   - To wszystko jasne. Nikt nie pilnuje solenizantów.
   - Jest! Idą! – pisnęła Merileth, dotąd z zapałem pochylona nad kartką papieru, coś na nich gryzmoląca. Pijany Midar utrzymywał, że rysunki małej są znacznie ładniejsze niż malarskie popisy oprawione w głupie ramki, jakie widywał na targach i których nie potrafił zrozumieć. Fakt, że wilka można było odróżnić od psa głównie tym, że został podpisany miał wiele wspólnego z krasnoludzkim zrozumieniem sztuki.
   Teraz, porzuciwszy kartki papieru, mała wersja magiczki stała przy oknie, z uśmiechem przyklejonym na twarzy, radośnie klaszcząc w dłonie, podekscytowana. Wszyscy struchleli ze zgrozy, zamarli. Butelka, którą raczył się Midar zawisła w pół drogi do ust. Kilka kropel gorzałki pociekło, ginąc w wijącej się, skołtunionej brodzie. Jedynie Odrin, znudzony wydłubywaniem konfetti z włókien dywanu i szczelin podłogi, podskoczył do okna, stając u boku dziewczynki.
   - Idą! Idą! – zapiszczał, wtórując jej.
   Oriana nie czekając na polecenie zaczęła wygrywać każdemu znaną, skoczną nutę urodzinowej przyśpiewki. Transparent zostawiono jak jest, gdy minęło już pierwsze zaskoczenie i nerwowość przyjaciele ustawili się na środku sali. Midar wciąż leżał, ale opuścił butelkę do boku.
   - Sto lat, sto lat…
   Weszli. Devril i Carin. I przyniesiony przez nich tort. Oryginalnie zapakowany, prosto z cukierni.
   Fałszywy alarm. Muzyka urwała się, zebrany w środku pokoju krąg wyraźnie rozluźnił się, odetchnął.
   - Dajcie go na stolik – zarządziła Heiana, wchodząc w rolę pani domu. – Trzeba ustawić… i… Co się z nim stało? - Pudełko było z jednej strony wyraźnie spłaszczone.
   - To był przypadek… ja… - Carin, rycerz bez skazy, zaczerwienił się wyraźnie. – Usiadłem na nim.
   - Przychodzicie tak późno, do tego ze zniszczonym tortem, nic nie jest gotowe – paznokcie elfki znów powędrowały do warg. – Gdzie my teraz znajdziemy nowy tort! – Ton głosu elfki stał się krzykliwy, nieco piskliwy. Nadchodził atak histerii.
   - Tort jest cały – spróbował załagodzić sprawę Devril. – Tylko pudełko…
   Faktycznie. Puszysty, ciemnobrązowy biszkopt, z czekoladową polewą, przełożony kawowo-chałwowym kremem i wiśniami, po bokach posypany czekoladą, był cały. Z jednej strony może mniej wyrośnięty, lekko pochylony w bok, ale wystarczyło ustawić na nim figurki uosabiające trzech solenizantów, by zatuszować to wrażenie. Tort uratowano. Prawie. Przez nikogo nieproszony paluszek Odrina wystrzelił do przodu, zebrał odrobinę kremu i powędrował do ust nim ktokolwiek zdążył chociaż mrugnąć, nie wspominając o uderzeniu w czyjeś nieproszone łapki.
  - Mmmm… Dobre – karzełek wyciągnął paluszek z ust i skierował go w stronę tortu, pragnąc powtórzyć swój zabieg. Tym razem jednak magiczka wykazała się refleksem.
   - Odrin! Ani się waż, bo zamienię cię w żabę!
  Karzełek zamarł. Mrugnął parę razy, skrzywił się nieznacznie. Palec wciąż był wyciągnięty w stronę tortu, ale mały człowieczek zapomniał już o łakociach.
   - To ciekawe. Jeszcze nikt nie zamienił mnie w żabę. Ale wiesz Szept, wolałbym ropuchę. Dziadek Bombur mówił, że są bardzo pożyteczne. Wujek brata mojej cioteczki kolekcjonował żaby, a ja nie wiem, czy chcę zostać czyjąś kolekcją. No i bociany. Mówiłaś, że one jedzą żaby. Moja mamusia mówiła też, że przynoszą dzieci. Bociany, nie żaby. Ale ojciec brata mojego dziadka podobno został znaleziony w kapuście. Aed chyba też został znaleziony w kapuście, więc to chyba nieprawda. Z tym bocianem.
   - Mogę go zamordować? Uszy mnie bolą – Cień był najmniej cierpliwy z nich wszystkich. Odrin swoją gadaniną nawet świętego doprowadziłby do szału, a umarłego zbudził do życia. Przynajmniej tak utrzymywał Midar.
   - Oni zaraz mogą przyjść – przypomniała Heiana. Nikt nie potrzebował większej zachęty, by wziąć się do pracy. Transparent w końcu, z pomocą Devrila, zawisł prosto. Magiczka uparła się i wcisnęła kropki pomiędzy inicjały solenizantów, tak, że stojące obok siebie W i C nie wyglądały już jak nazwa przybytku do załatwiania potrzeb fizjologicznych. Część balonów wylądowała pod sufitem, inna udekorowała framugę drzwi, pozostałe ozdobiły transparent i okiennice. Konfetti nie udało się sprzątnąć, ale Carin pobiegł i z pomocą Jędrzeja wyszukał na strychu, wśród zapomnianych śmieci redakcji, nowe opakowanie, które tym razem ukryto przed Odrinem. Pozostało tylko spakować piętrzące się na biurku prezenty, zawinąć w kolorowe, szeleszczące papiery, włożyć do dużych, zdobionych kartonów, obwiązać wstążkami i podpisać, żeby przypadkiem Iskra nie dostała podarunku dla Wilka, a Wilk dla Charlotte. Śliczne, koronkowe figi to raczej nie to, w czym chciałby paradować elfi władca.
   - Ale wiecie - pisnął Odrin, podskakując jak kauczukowa piłeczka, rytmicznie odbijająca się od podłogi. Już znudziła mu się zabawa z rozrzuconym wszędzie, kolorowym konfetti, pękające baloniki, przez przypadek przebite szpilką robiły za dużo hałasu. Już za długo był cicho, zastanawiając się, jak to jest być ropuchą i urodzić się wśród kapuścianego pola. - To nie dzisiaj. Jutro.
   Pozostali spojrzeli na siebie z przerażeniem. Wobec takiej rewelacji pakowanie prezentów schodziło na dalszy plan. Devril i Lucien rzucili się na wyścigi do kalendarza, po drodze wpadając na stolik z tortem. Ten zachybotał się niebezpiecznie, trzy ustawione na szczycie ciasta figurki przechyliły się…
   Nie spadł.
   Panowie równocześnie złapali kalendarz. Krótka szamotanina, kilka kuksańców w bok, posapywanie, jęk, gdy Devril przyłożył Lucienowi łokciem w brzuch. W końcu zaś odgłos, którego podświadomie oczekiwali. Dźwięk dartego papieru.
   - Mam! – Devril pomachał swoją połową kartki.
   - Też mam! – zawtórował mu Lucien.
   - Kiedy? – nerwowo zapytała magiczka, nie wiedząc, do którego z panów kierować pytanie, który z nich dzierży właściwą część kalendarza. Oni sami też nie wiedzieli, oboje wsadzili głowy w pogięte kartki, niemal sunąc nosami po papierze.
   - Ja… chyba nie… mam … - mruczał Devril, drapiąc się po głowie wolną ręką.
   - Musisz mieć. Ja nie mam – Lucien wciąż trzymał się za brzuch.
   - No, kiedy! – ponaglała ich cała reszta, otaczając szczelnym kółkiem. Mogli czuć gorące oddechy na plecach, rozognione spojrzenia. Tylko Midar wciąż siedział na swoim miejscu, usiłując policzyć transparenty.
   - Sama sobie odczytaj! – zdenerwował się Cień.
   - Ktoś sobie zrobił szkicownik z kalendarza – poinformował ich nieco grzeczniej arystokrata. – I namalował na nim kota. Wyjaśni mi ktoś, co oznacza pośladkowe święto, dzień widzenia, dobroci dla zwierząt i pognębienia szamanki?
   Nikt nie umiał tego wyjaśnić.
  Niestety, przez te rysunki, październik był miesiącem nie do odcyfrowania. Bardziej zgadując, intuicyjnie dało się orzec, że oto jest poniedziałek, oto środa, a to niedziela. Z ledwością dało się odróżnić daty od nierównych, ciemnych kresek atramentu i szarego grafitu ołówka, którym wykonano malunek kota. Reszta pozostawała tajemnicą.
   - Nie wiesz, kiedy urodziny ma twój mąż?
   - Nie wiesz, kiedy urodziny ma twoja żona?
   - Jak to jutro… To przynajmniej zdążę kupić prezent. – Złota, powstała minutę temu zasada Cienia zakładała, by szukać dobrych stron w każdej sytuacji.
   - Jeszcze nie masz?
   - A co myślicie, że to się cały dzień wybiera? – obruszył się, prychnął. Chwilę pomyślał, marszcząc przy tym ciemne brwi, pomacał przy pasku. – O, sztylet. Będzie miała się czym bronić albo czym rzucić.
   - Daj jej doniczkę. Też będzie miała czym rzucić – podsunęła usłużnie magiczka pamiętając o nawyku furiatki. Tylko ktoś głuchy na drwinę nie dosłyszałby jej wyraźnego brzmienia w głosie elfki. Lucien głuchy nie był.
   - Podobno się nie odzywacie – przypomniał Szept, zamykając jej tym samym usta.
   Sztylet był całkiem zwyczajny. Solidnie naostrzony, lśniący i oczyszczony. W nikłym blasku świec i magicznych lampionów ostrze połyskiwało nowością. Wykonany całkowicie ze stali, jelec miał prosty i krótki, rękojeść lekko owalną. Zwykły, najzwyklejszy sztylet, taki, jakich wiele na kupieckich straganach.
   - Ekhem… - Devril uniósł zaciśniętą pięść do ust, kaszlnął, zwracając na siebie powszechną uwagę. – Nie sądzisz, że to taki prosty… Iskra jest kobietą.
   - Bez wątpienia – przytaknął Lucien, nagle ostrożny.
   - Nie sądzisz, że mogłeś wybrać coś bardziej… kobiecego? Chociaż odrobinę bardziej ozdobioną rękojeść? Jakąś wysadzaną klejnotami?
   - Tym się walczy, a nie wpina we włosy.
   Zapadła cisza.                                            
   - Już jej dałem Żagiew – jęknął Lucien z nieszczęśliwym wyrazem twarzy. Mógł wprowadzić kolejny nawyk, dawania swej wybrance sztyletu na każdą okazję. W ten sposób, w krótkim czasie Iskra dorobiłaby się całkiem pokaźnej kolekcji. Mógł też zamiast sztyletu dać jej inną broń. Rozpromienił się, co w wykonaniu nienawykłego do tak szczerego gestu Cienia wyglądało nieco upiornie.
   - To daj jej Zabójcę?               
   - Mowy nie ma. Mój ci jest. – Lucien przycisnął swój skarb do piersi.
   Nieuleczalny, beznadziejny przypadek.
   Całe szczęście magiczka nie miała takiego problemu. Dla Wilka prezent już miała. Jeszcze nie zdążyła go zapakować, pochłonięta przygotowaniami przyjęcia, ale i śliski, ciemny papier i czerwona wstążka leżały obok, przygotowane do zabiegu. W gruncie rzeczy Cień miał rację, wybór prezentu nie zajmował całego dnia, wystarczyło całkiem dobrze znać drugą osobę. Znacznie gorzej było dopasować rozmiar, kolor i kształt. Ona miała sprawę ułatwioną. Co za filozofia podpatrzeć, jaki rozmiar buta nosi elfi władca, zwłaszcza, że swoje rzeczy rozrzucał wszędzie? A kolor i kształt? Gdy je ujrzała na straganie, od razu pomyślała, że są stworzone dla niego. Podczas ostatniej wizyty w Drummor nie mówił, nie myślał o niczym innym, na każdym kroku wypominał Devrilowi ich posiadanie.
   Wilk marzył o bamboszach. Mięciutkich, cieplutkich, puchatych bamboszach. Biało-czarne, stylizowane na wilczą głowę, miały dwie pary czekoladowych oczu, skórzany, czarny nosek i nawet sterczące uszka. Idealne.
   - Przynajmniej zdążymy zrobić to lepiej – Heiana podjęła grę Cienia w wyszukiwanie dobrych stron. – Na spokojnie spakujemy prezenty, dokupimy balony, może uda się jakoś sprzątnąć to konfetti. I transparent. Jego napisze się od nowa. Trzeba schować tort, bo tu jest za ciepło.
   - Trzeba tylko… - cokolwiek magiczka chciała powiedzieć zostało przerwane przez szczęk otwieranego zamka i skrzypienie dawno nieoliwionych zawiasów. Jednocześnie w jej głowie dało się słyszeć ostrzegawcze Uwaga Corvusa.
   Na progu redakcji stali Wilk, Charlotte i Iskra we własnych, nie do końca mile widzianych osobach.
   - Sto lat, sto lat, niech żyją żyją nam – zapiał radośnie Midar. – Sto lat, sto lat, niech żyją, żyją nam…
   Z całą pewnością była to niespodzianka.
   - Jeszcze raz, jeszcze raz, niech żyją, żyją nam, niech żyją nam!




3 komentarze:

draumkona pisze...

Nie wiem ile razy już to Wam pisałam na gg, czy pod wątkami, ale Was kocham. Po prostu Was kocham i tyle :D Człowiek już się załamuje, że o nim zapomniano, że wyczekiwanej notki nie będzie, że świat jest szary i brzydki, a tu proszę, niespodzianka! I to taka najlepsza z najlepszych :D
Aedówka - Widząc Traktat o Cukiernictwie niemal oplułam sobie monitor herbatą, którą świeżo co zaparzyłam. A wstążeczka w różowe wielbłądy bije wszelkie rekordy poczytalności.
Ziółka i klucze do Sami Wiecie Jakiego Zamka na pewno się przydadzą, o ile Wilk, elfia łamaga, odkryje, że Dziurka Od Sami Wiecie Czego istnieje xD (ale ja jestem dla niego ostatnio niedobra).
Iskra obróżkę na pewno wykorzysta, na nikogo innego jak na krnąbrnego i zdradzieckiego Cienia, który lubi sobie pofolgować. I powinna dostać jeszcze pejcz z kaczuszką na końcu! xD
Darrusowa - Już mówiłam Ci, z czym kojarzy mi się rysunek, ale dla całej reszty napisze to raz jeszcze - kto w przedszkolu miał łamigłówki typu "napisz ile dzieci/grzybków/kamieni jest ukrytych na obrazku"? Ja patrząc na te dzieciaczki miałam samoistny odruch liczenia xD No i ninja Marcus! Myślę, że to możnaby było wykorzystać do wątku xd
A co do pomylonych prezentów... Już widzę minę Cienia, jak widzi, że Wilk daje furiatce fikuśną bieliznę xD
Szeptucha - zabrakło tam jeszcze tylko Darmara, tak żeby ich wszystkich systematycznie dobijał i psuł to, co naprawione :D
A Wilk protestuje, twierdzi, że bambosze były dla niego posmiewiskiem i, że on, jako wielki elfi władca takowych nosić nie będzie! (chyba, że wtedy kiedy nikt nie patrzy, to pohasa sobie w nich po sypialni, nim Szeptucha przyjdzie)
Lu i jego ostre zabawki - już wiemy jak się to ostatnio skończyło, kiedy Iskra dostała prezent mogący wyrządzić krzywdę. I co najlepsze, krzywdę wyrządziła nie sobie, a temu, kto jej cudowny podarek ofiarował :D
Tort rzecz jasna zjeść musiałaby alchemiczka, której zapewne by to nie przeszkadzało. W końcu urodziny, to o diecie można zapomnieć i się najeść na następny rok.
A teksty Odrina o bocianie - umarłam. Po prostu umarłam, leżę i nawet się nie podnoszę.
Isleen - po tym pączku to się domyślam, że to Charlotte tam jest, chyba xD Dziękuję!

I jeszcze raz dziękuję wszystkim zaangażowanym w akcję, naprawdę miło było taką niespodziankę dostać! :D

Szept pisze...

Notki by miało nie być? No co ty sobie wyobrażasz? Czyjś nie powiem czyj genialny pomysł, który potem nas nieźle wystraszył.
No, ale sto lat i spełnienia marzeń, moc uścisków od nas, uśmiechu jak przy czytaniu tej notki. I niespodzianek tak samo przyjemnych.
Teraz to my mamy radochę z takiego koma i z tego, że się akcja podoba. Darma zabrakło, o nim nie pomyślałam. O elfich Starszych też. Żeby tylko po takim torcie alchemiczki nie zemdliło od tych słodkości. Poza tym półelfia krew robi swoje. :P Chociaż tak seksowna jak Iskra to Char może nie być.
Lu i jego zabawki - to się z nimi nie rozstanie, chyba że z trudem. A Szeptucha już Wilka do paradowania w bamboszach zmusi. Jeszcze mu je podkradnie, bo takie fajne, ciepłe.

STO LAT... :D

Silva pisze...

My byśmy nie zapomniały! - popieram Szept w tym stwierdzeniu ^^
"elfia łamaga, odkryje, że Dziurka Od Sami Wiecie Czego istnieje xD" Biedna magiczka, taka skrzywdzona przez los takim mężem... Już widzę Wilka, jak tej dziurki szuka :D
Nowa zabawa - liczenie dzieci Marcusa! - to powinien być hit keronijski, wiesz?

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair