Ciemne chmury zdobiły niebo nad
horyzontem. Silny chłodny wiatr targał ciemne płaszcze trojga
zakapturzonych postaci. Szli szybkim krokiem pokonując kolejne
wzniesienia Wzgórz Duchów. Im dalej się zapuszczali tym wiatr
stawał się coraz bardziej chłodny i porywisty. Zupełnie jakby to
miejsce ich tu nie chciało.
- Naprawdę myślisz, że nam pomogą?
- Zapytał z powątpiewaniem jeden z mężczyzn.
- Zdziwiłbym się gdyby zrobili to
wszyscy. - Odpowiedział kolejny mężczyzna
- To po jakiego grzyba tam idziemy? -
Zabrał głos kolejny z płaszczy.
- Po to byś miał głupie pytania,
Guldor.
- To może inaczej. Skąd pewność że
ich tam spotkamy?
- Jest trzecia kwarta księżyca.
Zawsze wtedy się zbierają.
- Jak zwykle nie omylny, co Jack? -
Guldor jakoś nie czuł się przekonany do tego pomysłu. Do tego
jeszcze ten dziwny towarzysz Jacka. Skąd on go wytrzasnął?
- Trochę wiary, mój uszaty
przyjacielu. - pocieszył go Jack – Może i jestem niewidomy, ale
wciąż posiadam nabytą wiedzę.
- A co z Elias'em?
- Co z nim?
- Nie może nam pomóc?
- On jest dla nas najważniejszy,
Gulduś.
Na dźwięk tego zdrobnienia trzeci
mężczyzna zaśmiał się pod nosem, co nie umknęło uwadze
Guldor'a.
- I co to za dziwak? - Tu wskazał na
śmiejącego się mężczyznę.
- Przyjaciel, Guldorze. Przyjaciel.
Guldor spojrzał podejrzliwie na
towarzysza. Nie było mowy o pomyłce. Nie był to zwykły człowiek.
Za bardzo było czuć od niego dziwny spokój. Na tyle dziwny, że
można by powiedzieć, że niespotykany. Mroczny elf spojrzał na
ciemne ciężkie chmury. W oddali dało się zauważyć niewielki
błysk, a chwilę potem cichy pomruk nadchodzącej burzy. Na twarzy
elfa zawitał uśmiech.
Niewielki kamienny krąg. Wokół
niego zebrała się garstka osób. Każdy przy jednym z kamieni
zupełnie jakby wiedział, gdzie jest jego miejsce. Jedyną osobą
nie stojącą przy kamieniu był mężczyzna ubrany w brązowy
poszarpany płaszcz i trzymający długi kij na którego końcu
znajdowała się niewielka latarnia.
- Oni stając się coraz bardziej
niebezpieczni, Cypriusie! - Zawołał krępy krasnolud o rudych
włosach.
- Zgadzam się. - Odezwała się elfka
o długich blond włosach i zielonych oczach – Ostatnio zniszczyli
Zarzecze by wezwać Opętańca - Musimy...
- Nic nie musimy. - Odezwał się w
końcu Cyprius.
Głos miał szorstki jak kamień. Siwe
włosy oraz brodę. Oczy wyglądały na zmęczone, ale bacznie
obserwowały otoczenie – To nie nasza wojna. Ani ta, ani ta
powadzona przez królów. My możemy tylko obserwować. Działamy
tylko i wyłącznie tylko, gdy jedna za stron zacznie nękać cywili.
A to czy będą chcieli sprzedać duszę, to ich problem nie nasz.
Mężczyzna z latarnią prychnął z
oburzenia. Widać, było że chce coś zrobić w tej sprawie, ale
nikt go nie posłucha.
- Ja straciłam przez nich dom!
Mała dziewczynka ubrana w podniszczoną
brązową sukienkę wyglądała na załamaną. Brudna twarz, czarne
włosy znajdowały się w totalnym nieładzie. Na nogach miała
siniaki oraz zadrapania. Brak obuwia sugerował, że albo była
pochodziła z domu dziecka albo mieszkała na ulicy.
- Jak mówiłem to nie nasza sprawa.
Zebraliśmy się tutaj by....
Tu urwał widząc trzy postacie
zbliżające się do kręgu. Guldor szedł z opuszczonym kapturem.
Podobnie jak Jack. Opaska na oczach. Szmer pośród zebranych. Król
Żebraków we własnej osobie? Ale dlaczego? W milczeniu podeszli do
kręgu, który ich obserwował. Dało się wyczuć napięcie. Nie
tylko to panujące wokół ale i to pomiędzy Jack'iem a Cypriusem.
Cyprius patrzył z wyższością i z
politowaniem na Jacak'a. Grymas zwycięstwa i obrzydzenia wykrzywił
mu twarz.
- No proszę. - Powiedział po chwili –
Czy to nie Jack? Bo chyba tak teraz każesz na siebie mówić.
- Jak zwykle arogancki. Ale też miło
cię widzieć, Cypriusie.
Znowu milczenie.
- ZDRAJCA! - Zawołał jeden z członków
kręgu.
Był to ponad dwu metrowy mężczyzna,.
Nie. Naga.
- Zwał jak zwał. - Odezwał się
towarzysz Jacka'a i Guldor'a.
- Jak śmiesz się odzywać do
najwyższego kapłana...
- Kapłana? - Zdziwił się mężczyzna
– Chyba mordercy. To przez ciebie nie mogę wrócić. To TY
odebrałeś mi honor! To przez ciebie żyje między ludźmi. To TY
odebrałeś mi moja naturę!
Tu ściągnął cały płaszcz. Głowa
nieco wydłużona. Zero włosów. Jedyne co zdradzało jego
nienaturalność to stalowo niebieskie oczy ze źrenicami jak u kota.
Nie nosił zbroi, tylko starą kozule marynarza. U boku wisiał długi
i cienki miecz.
- Spokojnie. - Uspokoił go Jack –
Nie jesteśmy tu by walczyć.
- Ale zadajesz się ze zdrajcami. -
Teraz odezwał się inny członek kręgu.
Tym razem była to mroczna elfka. Na
jej widok Guldor zbladł. Była to członkini Rady Starszych z jego
wioski. Obserwowała go czerwonymi oczami.
- Ci wasi ZDRAJCY, mają więcej honoru
oraz woli do działania niż nie jeden z tu zebranych.
Jack uderzył ze złością sękatą
laską o ziemię. W oddali znowu zabrzmiał grzmot, ale tym razem
jakby bliżej i mocniej.
- Czego chcesz? - Zawarczał Cyprius.
Widać było, że chce jak najszybciej pozbyć się gości.
- Chcę prosić o pomoc.
- TY chcesz prosić o pomoc? - Kpiący
głos Cypriusa rozbrzmiał po okolicy. Niektórzy w kręgu się
uśmiechnęli – Niby w czym?
- Chcę powstrzymać Cienie i Starsze
Dusze.
Na te słowa po kręgu znowu
rozbrzmiały szepty. Cyprius wyglądał na zaskoczonego, ale szybko
wrócił do swojej nie wzruszonej pozy.
- To nie nasz problem.
- Wysłuchaj nas, proszę... - Widać
było, że Jack'owi zależy na tym by został wysłuchany.
- Nie. - Cyprius był niewzruszony –
To nie nasz problem.
-A kiedy będzie?! Jak zaczną mordować
waszych bliskich? Przyjaciół? Rodziny? Dzieci? Jestem Rakasza Arma
i byłem nagą. - Mężczyzna wyszedł na przód – Nawet tam
słyszałem o tym co wyczyniają. - Wskazał na ocean – Mordują
innych.
- Nie wtrącaj się, zdrajco. - Warknął
naga.
- Możesz mnie zabić jeśli chcesz.
Ale nie ukryjesz prawdy.
- Niby jakiej?
- Oni rosną w siłę. - Odezwał się
Jack. Wsparcie Army dodało mu odwagi – Oni mogą sięgnąć po
władzę. Ba! Możliwe, że już szeptają kłamstwa do uszu władców
oraz co potężniejszych i wpływowych osób. To musi się skończyć!
- Chwilowo to TY kończysz! - Warknął
Cyprius – Macie natychmiast opuścić ten krąg.
- W takim razie już jesteśmy martwi.
- Westchnął Guldor.
Cała trójka obróciła się by
opuścić miejsce spotkania kręgu. Ponieśli sromotną porażkę i
muszą się z tym pogodzić. Cała ich nadzieja, że ktoś z kręgu
im pomoże okazała się tylko kiepskim snem. A cała podróż poszła
na marne.
- Jeśli chcecie z nimi walczyć
musicie poszukać tych o których nie mówi już nikt.
Jack odwrócił się. Czyżby znaleźli
sojusznika?
Młoda kobieta o bladej cerze patrzyła
na nich zabiegłymi krwią oczami.
- Mówisz o...
- Tak. - Zamknęła oczy i wzięła
głęboki oddech – Oni mogli by wam pomóc.
- Ich już nie ma. - Odezwał się
mężczyzna z latarnią. Do tej pory tylko słuchał i obserwował co
się dzieje – Wszyscy odeszli.
- Ich wiedza, mogłaby wam pomóc. -
Kontynuowała kobieta nie zważając na słowa mężczyzny –To co
wiedzieli, posiadali, cała technologia... to mogło by pomóc.
- Zrozum wreszcie, że oni odeszli,
Kleo. Nie ma ich.
- Czy aby na pewno? - Tu spojrzała na
Jacka.
To zaskoczyło Jack'a, co dało się
zobaczyć na jego twarzy. Co ukrywa?
- Może i masz racje, Panno Kleo? -
Odpowiedział – Ale nawet jeśli to co może jedna osoba?
- Nie jedna. - Odezwała się
dziewczynka – Ja i moi bracia z siostrami pomożemy Ci.
- Tak samo jak moja. - Odezwała się
Kleo z uśmiechem.
- Też pomożemy. - Zawołał
krasnolud.
- Ja tak samo. - Odezwała się elfka,
po czym uśmiechnęła się do Guldora.
Cuprius uderzył pięścią w kamień
przed nim. Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Jego twarz była
cała czerwona od złości, a z ust wydobywała się piana. Widać,
było, że to co się dzieje jest sprzeczne z tym w co wierzył.
- JAK ŚMIECIE SPRZECIWIAĆ SIĘ KRĘGOWI?
- Zawył z wściekłości – NIE TAKIE SĄ NASZE METODY! MY NIE
WALCZYMY W ICH GŁUPICH WOJNACH!
- Może i głupie. - Odezwał się w
końcu mężczyzna z kijem i latarnią – Ale to dotyka nas
WSZYSTKICH, Cypriusie. - Zwrócił się do Jack;a – I ja Ci pomogę.
Z resztą, tu i tak wiało nudą.
Po tych słowach wstał i jednym
skokiem znalazł się przy Jack'u.
- Każdy kto udzieli im wsparcia,
zostaje automatycznie wyrzucony i uznany za wroga kręgu!
Cyprius wciąż wyglądał na
wściekłego, ale starał się zapanować nad emocjami. Po jego
słowach, każdy kto pozostał w kręgu spuścił głowę i się nie
odzywał. Tylko ci, którzy postanowili wesprzeć gości opuścili
swoje stanowiska. Wymienili się uściskami dłoni, po czym każde z
nich ruszyło w swoją stronę. Kolejny grzmot. Powietrze znacząco
się ochłodziło, choć było duszno.
W drodze powrotnej trzej mężczyźni
dyskutowali o tym co się wydarzyło. Śmiali się, żartowali.
Jednak ich podróż nie poszła na marne. Zyskali sprzymierzeńców.
Wkurzyli Cypriusa. Przełamali granice pomiędzy zdradą a nadzieją.
Teraz czekało ich najtrudniejsze zadanie...
- Mogę Cie o coś zapytać, Jack? -
Odezwał się Arma.
- O co chodzi? - Odparł z uśmiechem
mężczyzna.
- Dlaczego nosisz opaskę na oczach,
skoro widzisz?
Jack ściągnął opaskę i spojrzał
na towarzyszy. Jego oczy były śnieżno białe, ale można było w
nich dojrzeć resztki dwóch tęczówek a nawet źrenicy.
- One odstraszają ludzi. - Wyjaśnił
– A poza tym widzę więcej niż bym chciał.
Na nowo zawiązał opaskę.
- Byłeś jednym z nich, prawda? - Naga
nie dawał za wygraną.
- Owszem. Byłem jednym z tych co
zaatakowali. Byłem jednym z Cieni. Ale zawróciłem.
- Jak? - Zapytał zaskoczony Guldor.
- W świecie jest pewna stara magia o
imieniu miłość.
- Każdy jej zaznał. - Przytaknął z
tajemniczym uśmiechem Arma.
- Ja i tak uważam, ze was powaliło. -
Prychnął Guldor.
- Mów co chcesz. - Powiedział ze
spokojem Jack – Ale teraz musimy znaleźć miejsce na siedzibę. A
Królewiec odpada. Za dużo mają tam szpiegów.
Guldor zatrzymał się, a kilka kroków
dalej zrobiła to samo pozostała dwójka. Elf uśmiechnął się.
- Myślę, że coś znajdę.
- Czarno to widzę. - Odparł
zgryźliwie Arma.
- Pesymista. Trochę wiary we mnie.
- I tego się najbardziej boję.
Znowu zagrzmiało i na ziemię spadły
pierwsze krople deszczu. Chwile później rozpętała się burza na
nowo targając ich płaszczami.
- Mogliśmy wziąć konie. - Zawołał
Guldor, a pozostali tylko kiwnęli głowami.
(Chyba moja najdłuższa notka :D I wybaczcie, że tak przymarłem :( Postaram się jakoś wrócić do żywych)
Zombbiszon
3 komentarze:
Ojej, czy ja tu widzę małą inspirację? Zarzecze :D Nawiasem, wybacz raz jeszcze. Nie mam pojęcia, czemu mój ostatni odpis nie doszedł, skoro miałam go napisanego. Magia. Magia z gatunku tej złej.
Wracając do notki, troszkę brakuje mi mojego ulubieńca. Ale Jack i krąg i wspomnienie Starszych Dusz dają radę. Przyznam, że przeszłość Króla Żebraków okazała się dla mnie zaskoczeniem. No i te docinki Guldora i Arma.
I na serio nie lubię Cypriusa.
Z uwag: "nieomylny", nie "nie omylny"
Miałam zwrócić uwagę na tego "nieomylnego", ale widzę, że Szept już to zrobiła. Bardzo fajnie wyszedł klimat na początku - te parę zdań opisu sprawiło, że czuć było taki niepokój. No i Gulduś <3
No i wyjaśniło się, skąd naga :D
Czekam na ciąg dalszy, zaciekawiona.
Prześlij komentarz