9 r. Świetlnych Dni
- Nie mam powodu, by się tłumaczyć – odparła spokojnie Zorana, nie spuszczając wzroku drapieżcy. Zupełny brak pokory także nie przysparzał jej przyjaciół wśród pewnych siebie Radnych.
Pamięć odzyskała prędko, jednak jakieś zdarzenie z przeszłości nie pozwalało jej budować zdrowych relacji. Szanowano głównie jej profesjonalizm. Tyle że w życiu nie wystarczy być fachowcem, by mieć przyjaciół. Dynamizm, emocje, szczerość – to było to, co zdobywało sympatię ludzi, zaufanie. Ludzie nie lubili pozbawionych uczuć machin. Widać jej na tym nie zależało.
- Starczy tego – uciął Mistrz, wyraźnie zmęczony. Nawet po kilku nieprzespanych nocach, z ramionami przygarbionymi od niewidzialnego ciężaru nikt nie mógł odmówić mu autorytetu ani posłuchu. – Nie czas na sprzeczki. – Miał w sobie coś, co tłumiło sprzeciw. Utraty tego właśnie bano się najbardziej w Zakonie: twardej ręki, która byłaby spoiwem organizacji. – Sprawa Sióstr Miecza może poczekać do przyjścia Matki.
Nabrał powietrza, odetchnął. W powietrzu wisiała ciężka atmosfera oczekiwania.
- Zostało nam niewiele czasu – brak reakcji ze strony obecnych oznaczał, że Mistrz nie powiedział nic zaskakującego. – Wirgiński namiestnik waha się jeszcze, czeka na list od gubernatora, ale mamy już pewność, że przejmie nasz Zakon na dniach. Najwyższy czas, by przenieść to, co najważniejsze. Pieczęcie, listy, reguły. Poza okiem najeźdźcy.
Skrzydlata potraktowała słowa Reinma osobiście, jak zlecenie.
- Mogę wynieść dokumenty, pozostając niezauważona przez nikogo w twierdzy - zaproponowała.
- Od Siedliszcza dzieli nas tydzień jazdy – zauważył jegomość w brunatnej szacie, o orlim profilu. Wyglądał na młodszego od pozostałych. Gościem komnaty był od niedawna. Zastąpił Mistrza Ostrzy, który zginął w wyniku obławy nasłanej przez Gubernatora. Sprawa prywatna, mówiono, nie mniej jednak poległ jeden z szanowanych Radnych.
- Samotnie pokonam ten dystans w pięć dni.
Ktoś parsknął. Zorana powstrzymała się przed pełnym niechęci spojrzeniem.
- Jeden człowiek – kobieta – ma ręczyć za bezpieczeństwo zakonnych pieczęci i przez pięć dni kryć się przed wirgińskim zbrojnymi? – jeden z radnych wyglądał na wyraźnie rozbawionego tą myślą. Nawet na niego nie spojrzała, krzyżując ramiona na piersi i opierając się o filar. Zaczyna się.
- Ta kobieta – zaoponował inny, melodyjny głos – od kilku nocy nie sypia, sprawdzając się w roli posłańca.
- Witaj, Matko Przełożona – odpowiedziała cicho skrzydlata. Jedyna z Sióstr Miecza niekryjąca twarzy pod woalką budziła w niej coś na kształt sympatii. Matka niosła za sobą intensywny zapach ziół i stukot drewnianych chodaków. Sztywne pokłony radnych nie robiły na niej wrażenia. Mistrz uniósł dłoń do ust i czoła w geście powitania.
- Skrzydlata jak dotąd nie zawiodła – potwierdził spokojnie. – Nie mamy powodów, by jej nie ufać.
- Z całym szacunkiem – podjął wysmukły, jasnowłosy mężczyzna, o wyglądzie zbyt pospolitym, by zapadał w pamięć – ale nawet dla doświadczonego Jeźdźca pokonanie granicy zaboru jest zbyt dużym wyzwaniem, by pozwalał sobie nań w pojedynkę.
Milczący dotąd włączyli się do dyskusji.
- Nicolas ma rację. Jeden człowiek to za mało. Potrzeba kogoś, kto umie posługiwać się bronią i w ostateczności odwróci uwagę od posłańca.
- Eskorta tylko mnie spowolni – kobieta podjęła powolny spacer po komnacie, ścieżkami wytartymi przez radnych w ciągu wielu długich nocy. Kobierzec pokrywający podłogę miałby zapewne piękny wzór, gdyby nie pokrywały go ślady zabłoconych ciżem.
- Zbyt duże ryzyko – Mistrz widocznie pochwycił myśl. Zorana spojrzała na niego oczekująco, ale jego zamglony wzrok wbity był w przestrzeń ponad jej ramieniem. – Pieczęcie nie mogą opuścić twierdzy bramami, ale też nie mogą ciążyć na barkach jednego człowieka.
Skrzydlata z irytacją zachłysnęła się powietrzem.
- Nie jestem…
Oświetlona blaskiem świec twarz kapłanki Myrmydii zmarszczyła się.
- To, że nie jesteś człowiekiem nie oznacza, że nie śpisz i nie jesz.
Milczała, mimo że wiele lat temu roześmiałaby się na te słowa.
- Niech pojedzie jeden z nas.
Tylko tego brakowało, pomyślała Skrzydlata, omal nie wypowiadając swych myśli na głos. Mistrz, jakby spodziewając się protestu z jej strony, spojrzał na nią badawczo, surowo.
- To ryzykowne – skwitowała beznamiętnie, czując na sobie wzrok Reinma. Sądząc po entuzjazmie Radnych, byli tego całkiem świadomi.
- Ja pojadę – orzekł jakiś jegomość w skromnej czarnej szacie, wysmukły jak brzoza. Nicolas, tak miał na imię...? Kobieta nie zwracała na niego dotychczas uwagi, dlatego teraz zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów. Co go wyróżniało, dlaczego znalazł się między najlepszymi?
- Mag – odgadła, kiwając głową; może nawet z pewnym zadowoleniem. Doskonale maskował siebie i swoją magię, mógł się przydać w obecnej sytuacji. – Niech i tak będzie.
Mistrz podjął już decyzję.
- Zabierzecie dokumenty jutro. Spotkacie się przy trzeciej katarakcie.
Koniec części I
Przepraszam, że tak długo zwlekałam z publikacją. Ten kawałek miał być jeszcze dłuższy, ale że kończenie go szło mi bardzo opornie, pojawi się dopiero po publikacji Waszych komentarzy.
Dziękuję za pomoc i budujące słowa Aedówce i Pani Kochanej Polonistce :)
6 komentarzy:
Nie no, teraz to wpadnę w doła. Wygląda na to, że jestem jednym z nielicznych autorów, który uparcie nie napisał nic samemu. Pisała Iskra, pisała Darrusowa, pisała Nefryt i Tiamuuri, pisze Elias, pisze Zorana. No i co ja mam samotnik zrobić? Desperacja.
Kocham opis na początku. Raz, że natura, raz że aura, raz że niezwykle obrazowy. i to sformułowanie... jedyny przyjazny dom. Shiz fanowski, ale to prawie jak Rivendell.
Przy okazji uczę się nowych słów. Serio. Takie coterhardie, wirydarz. Acz na katarakcie pierwsze skojarzenie było... że jak? Toż to zaćma! Fachowe słowa mają to do siebie, że niektórych może irytować ich googlowanie i utrudniać wyobrażenie sobie czegoś, jeśli użyte w opisie słowo nic ci nie mówi. Sympatycy - zapaleńcy z kolei mega się ucieszą znajdując w tekście średniowieczne czy architektoniczne terminy. Dwie strony medalu.
Jak dla mnie mała niespójność. Jeśli mag doskonale maskuje swoją magię, to skąd Zorana wie, kim jest? No, ale ja w 9 na 10 przypadków zawsze sympatyzuję bardziej z magami, więc uwagę traktować z przymrużeniem oka.
Zorana, jako postać i jako ze mną autorem, może mieć problem. Obawiam się, że na zupełny brak pokory i nadmierną pewność siebie reaguję podobnie jak Radni. Innymi słowy, niezbyt lubię i niezbyt cenie. Za to podobają mi się jej własne rozważania o tym, że nie zrobiła wiele, by jej zaufali czy pałali do niej sympatią. Takie... lekko krytyczne podejście do siebie. Ujęło mnie to.
I fajnie, że wciąż dla mnie tajemniczy zakon odsłania swoje oblicze i daje się bardziej poznać. Chyba polubiłam postać mistrza. Brzmi jak idealna osoba na danym miejscu i udało ci się to oddać.
Odnośnie samej formy, brakuje mi akapitów. Nawet tych zrobionych spacjami. Fakt, przy justowaniu mogą się one zrobić nierówne, ale dla mnie i tak lepsze takie niż żadne - z tym, że to tylko moja osobista opinia. To tylko jedna z metod tworzenia akapitów w blogspocie, niestety - nad czym ubolewam, w edytorze posta nie ma żadnego sposobu na ładne wcięcia.
Może odnośnie interpunkcji bym miejscami dała inaczej, ale jeśli o to chodzi, zwykle stawiam ją intuicyjnie-zasadowo, więc mogę się mylić.
[Nadrabiam zaległości w czytaniu notek :) Ciekawie to wyszło, jest trochę tajemniczo. Dużo dialogów, przez co akcja nabiera tempa. I trochę wyjaśnia, jednocześnie prowokując jeszcze więcej pytań. Nie mogę się doczekać drugiej części.
PS. Te skrzydełka zamiast trzech gwiazdek są świetne. Skąd je wzięłaś? Czy sama zrobiłaś?
PS2. Szept, co masz zrobić? Napisać coś :D]
[Ale ja i fabuła to bolączka, a wy mi tak wysoko poprzeczkę stawiacie, że jak ja, taka niewysportowana, mam taki płotek przeskoczyć? No wiecie co?
Tak, musiałam :D]
Też nadrabiam zaległości. Lepiej późno niż wcale. A ja i moja prokrastynacja musimy w to wierzyć, inaczej będziemy zgubione.
Jest błoto mlaskające pod kopytami! Jest! *przypomina sobie drogę do sklepu papierniczego (Magado) i swój dziecięcy zachwyt podczas odlepiania glanów od maziastego błota*
Ja za to wielbię opis lądowania na balustradzie. Mój lekki lęk przestrzeni potęguje wrażenie wywołane tekstem.
Podpisuję się obydwiema mackami - też uwielbiam Mistrza. Mam w głowie obraz jego postaci, ale do tej pory nie napisałam o nim ani zdania. *standing ovation* Jakoś nie chce mi się to dać ująć w słowach. A jak czytam Twoje opisy, to tylko przytakuję, bo to jest dokładnie to, co mi po głowie chodzi. Tak się Reinm* ładnie wypowiada i jest taki mistrzowy... Och. Szarpałabym jak Akita sashimi.
*wymawialne imiona są nudne
O Matce za to napisałam dla odmiany jedno zdanie (ach, ja produktywna!), poza tym sytuacja taka sama jak z Mistrzem.
Szept, z tego co mi wiadomo, cotehardie miało w tekście nie być, a się zaplątało po prostu. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę. A z wirydarzem jest taka sprawa, że nasze szkolne podwórko w liceum tak nazywano, więc było to słowo funkcjonujące równorzędnie z "korytarzem" czy "salą gimnastyczną".
Z magiem nasuwa mi się myśl, że widać było po ubiorze. Ale to moje czytelnicze dociekanie.
A ja dokładnie za to postać Zorany lubię. Bo jest konsekwentnie prowadzona, a to dla mnie zaleta największa na świecie. Bez niej postacie nie byłyby tak charakterystyczne. A ten rodzaj konsekwencji też wielbię, bo postać jest niepowtarzalna.
I zgadzam się, tempo bardzo dobre. Są interpunkcyjne pypsztoki, ale nie mam w zwyczaju doczepiać się do interpunkcji *hipokrytka*, bo to jest bardzo intuicyjne. I o ile Word podpowie, jeśli ktoś ma problem z ortografią, o tyle w przypadku interpunkcji już nie. W słowniku też się nie da sprawdzić. W ogóle jakaś teksańska masakra piłą mechaniczną ta interpunkcja, rzućmy to, twórzmy nowoczesną poezję. I ta cała szopka z pisaniem zdaniami, ja to nie wiem, kto to wymyślił. Przecież bym zagryzła, jakby ktoś wprost powiedział mi, że nie wolno mi postawić kropki po pierwszym słowie nowego zdania.
Z kilkunastominutowym poślizgiem, ale byłam bliska terminu. Ty, panno Z., powiedziałaś/napisałaś natomiast, że jak będą trzy komentarze, to będzie druga część. Wymieńmy ten kwadrans z hakiem na czwarty komentarz, umowa stoi?
PS. Szept, ja dłubię pewne pisadło od kilku lat i też się siłuję z fabułą, nigdy mi się nic nie zgadza. Musimy się po prostu umówić na publikację i opublikować jednocześnie. xD
A bieg przez płotki i skok wzwyż to zło wcielone, popieram. Wolę się masakrować czymś innym, w pierwszej kolejności swoim lenistwem, potem wchodzeniem po schodach, potem jakieś sporty ewentualnie.
Ale ja postać i sposób jej prowadzenia też lubię, bo konsekwencję w kreowaniu postaci kocham i wielbię i to dla mnie rzecz święta i za to Skrzydlatą kocham. Tylko mówię, że prywatnie, ja jako ja, odchodząc od bloga, nie lubię takich charakterów. Masło maślane, eh. :/
A dziwniejsze - dla mnie - terminy, to już kwestia gustu. Ja mam shiz wplatania zwierząt, medykaliów i innych takich rzeczy. Po prostu ze mnie żaden historyczny eee... no, nie siedzę w tym i moja wyobraźnia domagała się wpisania w google cóż to jest :D
Ja i fabuła to po prostu wymyślanie za dużo. A potem połącz to i ładnie dopasuj. Zamiast napisać krótkiego shorta, porywam się na wielowątkowe cuś, a potem pasuję, bo nie daję rady. No i ja leń, a jak mnie drugi współautor nie motywuje do pisania, to leży na dysku i leży... albo skończy się na planie i kilku napisanych fragmentach.
Przyznaję, że zeszło mi chwilę nim zabrałem dupsko do czytania. Przeczytane i....zgrozo. Jakie to dobre. Na pewno nie chciałbym spotkać skrzydlatej na drodze. A tym bardziej zajść jej za skórę. Straszna musiała by być wtedy kara.
Błoto i jego "mlaskanie" (że tak powiem), lądowanie na balustradzie... Uwielbiam tego typu opisy. Nie przesadzone ale mimo to dające smaczku historii.
Postacie też są dość barwne. A przynajmniej dla mnie. Przeczytałem wiele książek, w tym usypiacza (assassyn creed), więc nawet polubiłem Twoich bohaterów.
Nic dodać, nic ująć. Opowiadanie bardzo mi się spodobało :)
Prześlij komentarz