Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat

   Otulone płomieniami gałęzie trzaskały cicho, od czasu do czasu strzelając snopami drobnych iskier. Uderzające w twarze ciepło co prawda wzmagało poczucie chłodu kąsającego plecy, ale i tak było przyjemne. Delektowanie się nim miało w sobie coś z obrzędu. Aed znów popełnił ten sam błąd i zapatrzył się w ogień, zapominając, że w przypadku nagłego odwrócenia od niego wzroku grozi to kilkunastoma sekundami ślepoty. Czasami to było dużo. Teraz jednak czuł przemożną ochotę, by zapomnieć o zagrożeniu, jakkolwiek poważne by ono nie było. Poddał się tej ochocie bez zbędnego zastanowienia.
   - Co was tu sprowadza?
   Zamiast odpowiedzieć od razu, elfka przysiadła przy wcześniej rozpalonym przez Aeda i Midara ognisku, niewybredna, chętnie korzystając z płaszcza Aeda w charakterze koca, na którym można przycupnąć. Płomienie trzaskały, skacząc po suchych gałęziach. Takie drewno dawało znacznie więcej ciepła niż mokre, mniej dymu, ale płomień unosił się znacznie wyżej, żywa czerwień musiała być widoczna już z oddali. Nieco ją to niepokoiło, mogło wskazać do ich obozowiska drogę każdemu, w tym i Cieniom, gdyby mieli aż takiego pecha. Nie zaproponowała jednak, by ogień zgasić. Zbyt dobrze wiedziała, jak jest potrzebny, teraz, gdy noce bywały chłodne. Tu, bliżej Oceanu Zachodniego, pogoda zawsze była inna, morze łagodziło zimę, lecz i wychładzało lato.
   Midar nie kłopotał, się, klapnął na tyłek ze znacznym plaśnięciem. Liście zaszeleściły, a krasnolud rozciągnął się przy ognisku, pociągając tylko lekko zziębniętym, czerwonym nosem. Bystre oczka rozejrzały się, szukając koca czy derki. Jabłko, ledwo ujął je w dłoń, trafiło do ust, rozwarł szczęki, ugryzł jak największy kawałek, czemu towarzyszyło przyjemne chrupanie i niewielki wyciek soku. - Bymsz się dowieszał – wymamrotał z pełnymi ustami.
   Elfka, przyzwyczajona do zachowań krasnoluda, uśmiechnęła się, obracając ofiarowany owoc w dłoni, lekkim skinięciem dziękując Aedowi za poczęstunek. Potarła jabłkiem o materiał płaszcza, oczyszczając nieco skórkę. Zmarszczka, która przebiegła i na dobre zagościła na czole, sugerowała zamyślenie.
   - Jest pewna wioska…
   - Jaka wioska? – przerwał bezceremonialnie Midar.
   - Dąbki.
   Krasnolud chrząknął. Najwyraźniej nic mu to nie mówiło.
   - Od jakiegoś czasu w jej okolicy znikają ludzie…
   - Wyjeżdżają? – zasugerował krasnolud.
   - Jeśli jeszcze raz mi przerwiesz, to nie odpowiem Aedowi – zganiła go elfka. – Mieszkańcy, przejezdni… początkowo nikt nie zwracał na to uwagi. Gdyby zginął jakiś szlachcic, może by to zauważyli.
   Midar otworzył usta, spojrzał na twarz magiczki i bezgłośnie je zamknął. Pytanie nie padło.
   - W imię … starych dni, mój znajomy poprosił mnie, bym to sprawdziła. Jeden z ludzi, z którymi współpracował, zniknął bez śladu. Alvar jest magiem i zawsze umiał o siebie zadbać… - Było jasne, że nie mówi im wszystkiego. Jej znajomy, akurat mag i który akurat pojawił się w niebezpiecznym rejonie? Nie była to jednak jej tajemnica i najwidoczniej nie uznała za stosowne się nią dzielić.
   Mieszaniec słuchał skupiony, w milczeniu wpatrując się w ogień, rozświetlające ciemniejącą polanę i rzucający na nią wydłużone cienie trzech otaczających je postaci. Mężczyzna sięgnął jedynie po kubek, by upewnić się, że napar jest gotowy i podał go Szept. Rozgrzane gliniane naczynie parzyło skostniałe palce, ale - mając na uwadze panoszący się po lesie chłód nadchodzącej nocy - uczucie to nie należało do nieprzyjemnych. Kubek parującego, miętowego naparu pozwalał ogrzać zgrabiałe dłonie, a także najzwyczajniej w świecie poczuć się, jakby się siedziało w bezpiecznym kącie, z daleka od tego całego Bractwa Nocy, od gubernatora, od fałszerzy dokumentów i od marudnych karczmarzy.
   Do niedopowiedzeń nie przywiązywał większej wagi. To, że się teraz wygadał nie oznaczało, że robił to zawsze i przed wszystkimi. Wręcz przeciwnie. Kłamał jak z nut, łgał ile wlezie, byleby tylko wywieść w pole tych, których intencji nie był pewien. Dlatego dziwił się, że elfka w ogóle postanowiła wyjawić mu powód, dla jakiego przyjechała w te strony.
   Słuchał więc z zaciekawieniem, w międzyczasie usiłując przyzwyczaić się do kultury osobistej w pojęciu Midara. Co zadziwiające, przychodziło mu to szybko, bardzo szybko. I to chyba nie przez gorzałę. Urok osobisty krasnoluda, nic dodać, nic ująć.
   - To… skopiemy komuś dupę? – Midar uznał, że okres ciszy, milczenia i buzi na kłódkę właśnie minął.
   Szept nieznacznie wzruszyła ramionami, co można było zinterpretować na wiele sposobów. Tak, nie, nie wiem, może.
   Midar zinterpretował tak, jak chciał i zatarł ręce.
   Nie ma co, Aedowi się trafiła kompania. Tu Aed mimowolnie się wyszczerzył. A on się dziwił, że w karczmie Midar taki chętny był do bitki, a on się dziwił... - Nie wiem, czy przyłączenie się do was jest najlepszym pomysłem - włączył się, ciągnąc temat. Ilość problemów, których rozwiązanie trzeba było szybko znaleźć, zdawała się wcale nie maleć. - Mogę ściągnąć na was Cienie. Ale jeśli tak to zostawimy, ściągnie je na siebie Odrin. A tego wolałbym uniknąć, bo to ja narobiłem tego zamieszania. - Dalej się nie rozgadywał. Czekał na komentarz i ewentualne sprostowania. Radę, przyzwolenie bądź odmowę.
   Aedowi trafiła się kompania. Kompanii trafił się Aed.
   Midar dalej zacierał ręce, zapominając, że muszą najpierw odnaleźć Odrina, zanim skopią komuś tyłek… albo ktoś im. Szept milczała, przegryzając jabłko i obserwując swojego półdzikiego gniadosza. Ogier przestał zajadać owies i wpatrywał się przed siebie, ze skierowanymi do przodu uszami, łowiąc dźwięki. Nie był przestraszony, raczej zaciekawiony. Uszy nie zdradzały napięcia, jedynie rozluźnienie. Zachowywał ciszę. W przeciwieństwie do hodowanych koni, dzikusy nigdy nie rżały, gdy czuły zmianę w otoczeniu. Jedynie, gdy były pewne bezpieczeństwa. Rżenie ściąga drapieżniki i wskazuje lokalizację stada. Koń, który żył dziko, zna różnicę.
   Tymczasem konie chuchraka dalej spokojnie chrupały obrok. Intruzów zauważyły chwilę później niż wierzchowiec magiczki. Nie narobiły hałasu, ale srokata zarżała cichutko. Koniska z nich były poczciwe, owszem, ale nie zawsze można było im bezgranicznie zaufać. Właściwie wszystko zależało od ich nastroju... i motywacji, bo gdy niebezpieczeństwo było wystarczająco niebezpieczne, potrafiły zostawić w tyle choćby bojowego rumaka. Widocznie to nadjeżdżające z głębi lasu nie było, bo zwierzaki zachowywały spokój. Natomiast "pożyczone" sprzed gospody konie zdawały się niczym nie niepokoić. Niewykluczone, że po prostu usnęły.
   - Ktoś jedzie – mruknęła magiczka, elfim słuchem wyłapując to, co gniadosz usłyszał i poczuł wcześniej. Kopyta i koński pot.
   I nici z picia ziołowego naparu, który był już niemalże gotowy... Te dwa słowa odegnały senność skuteczniej niż kubeł lodowatej wody wylany na łeb. Ręka Aeda powędrowała po leżący nieopodal miecz. Z trzymanego u lewego boku futerału mieszaniec nieznacznie wysunął półtoraka. Przyklęknął na jedno kolano, obserwując gęstwę drzew i zarośli. Jeźdźcy wciąż znajdowali się w pewnym oddaleniu od nich, ale chyba lepiej było siedzieć i czekać jak przewrażliwieniec niż dać się zaskoczyć.
   Najgorszym było to, że najprawdopodobniej właśnie próbowało ich dorwać Bractwo. Właściwie nie ich, ale pewnego najemnika, co to własnych spraw pilnować nie umie, a i wymyślenie porządnej wymówki przerasta jego możliwości. Ten właśnie najemnik modlił się w duchu, by był jeszcze Cieniom potrzebny. Bo odjechać już nie zdążą.
   Polana leciutko się kołysała. Cholera.
   Mężczyzna spojrzał z ukosa na Szept. Zdawać by się mogło, że bardziej od tożsamości i intencji nieznajomych interesuje go reakcja magiczki na ich przybycie.
   Tymczasem jeźdźcy zbliżali się nieśpiesznie, wraz z nimi zaś poczucie niepokoju i zagrożenia. Zmęczone konie szły powoli, stępa zaledwie. We względnej ciszy niosło się pobrzękiwanie zbroi i oręża. Bardziej czułe elfie oczy wychwytywały zarys zbroi i dumnie powiewającego sztandaru. Wyszyte na nim symbole wciąż jednak pozostawały niewidoczne. W półmroku sylwetki jeźdźców garbiły się od chłodu, pochylali się niżej nad końskimi szyjami, zgrabiałe dłonie zaciskali na wodzach. Z chrap potężnych wierzchowców unosiła się para. Wspaniałe, w ciężkim typie rumaki bojowe, nie żadne pospolite, wychudzone szkapiny, jakie chłopi zaprzęgają do pługa. Gdyby było jasno, ich sierść lśniłaby perliście, smolistą czernią. Kopyta otaczały szczotki pęcinowe, grzywy miały długie i zaplecione.
   - Jeden, dwa, trzy… - liczył po cichu Midar, nie mogąc się doliczyć, bo i konie i jeźdźcy dwoili mu się w oczach. W końcu się poddał. – Dużo ich, cholibka… Ino mi się zdaje, że to nie Cienie.
   Magiczka nieznacznie, ledwie dostrzegalnie pokręciła głową, po czym najspokojniej w świecie wetknęła laskę pod koc. Nie, to nie były Cienie. Cienie to zabójcy, złodzieje, dzieci mroku i nocy. Ich pierwszym chwytem jest podstęp, drugim pułapka, dopiero w ostateczności walka. Teraz mieli przed sobą rycerzy, tych, którzy jeśli nie przestrzegają, to przynajmniej mówią o kodeksie.
   - To nie Cienie – przytaknęła, lecz głos jej pozostał lekko spięty, zdradzając nerwowość. Aed mógł zaobserwować, jak pochyla głowę, pozwalając, by luźne, ciągle wymykające się zza uszu kosmki opadły, przysłaniając częściowo twarz… i elfie, szpiczaste uszy.
   Jeden gest magiczki wystarczył, by mieszaniec posłusznie odłożył broń, ukrywając ją pod płaszczem, obok kostura elfki. W duchu modlił się, by gruba, wełniana materia skryła przed wzrokiem przybyszy kształt lagi i miecza. Zastosował ten sam chwyt z włosami, wiernie naśladując Szept. Ciemność im sprzyjała, skrywając – często istotne – szczegóły.
   Elfka miała rację, to nie były Cienie. Blask ogniska ujawnił wszystko, rozświetlił rycerskie zbroje, lżejsze niż te, jakich używano na turniejach. Konie nosiły bogate rzędy, barwne czapraki i solidne, skórzane siodła. Broni była różnorodność, od ciężkiego oręża po niewielkie sztylety i mizerykordie, krótkie i wąskie.
   - Kto wy! – rozkazujący ton, nawykły do posłuchu. Jeden z jeźdźców szturchnął piętami koński bok, zmuszając wierzchowca, by przyśpieszył, wysuwając się przed jego towarzyszy. Teraz nie sposób było się ukryć, umknąć od niewygodnych pytań.
   Aed aż się skrzywił, nie do końca zresztą mimowolnie. Jeśli przyjemniaczek, który już na „dzień dobry” pruł się na nich niby stare gacie, był jednym z takich, co to uważają się za panów i władców na krańcu świata, to... Ech, szkoda słów. Ta rozmowa nie będzie należała ani do przyjemnych, ani łatwych. I najpewniej wcale nie będzie przypominać dialogu.
   - A wy niby kto? – odburknął Midar, zatykając dłonie za pas i tylko przypadkiem prawą kładąc na rękojeści wysłużonego toporka.
   Nie musiał pytać, odpowiedź miał jak na dłoni. W nikłym świetle tańczących płomieni ukazywała się barwa płaszcza, niby granatową w ciemności, w rzeczywistości ciemnoniebieska. Na tarczy wymalowano złote słońce. Niestety, Midar niezbyt się znał na symbolach i ich znaczeniu, herbów nie rozpoznawał, poza tym, miast jednego słońca, on widział dwa nakładające się na siebie.
   Złote słońca na tarczach...
   Myśliwi Ulotnych Energii. Łowcy magów i magii, bestii, potworów. Rzekomo działający dla kraju, dla królowej i ludu. W rzeczywistości umacniający własną pozycję, zakon rosnący w siłę, śniący sen o państwie w państwie. Państwie zakonnym. Słaba, uzależniona od Wirgini Keronia, wyniszczona wojną, wydawała się idealnym miejscem na zrealizowanie tego snu.
   Aed powoli, nieco opornie z powodu mącącej mu myśli krasnoludzkiej gorzałki, zaczynał dostrzegać pierwsze z zagrożeń, jakie stwarzali dla nich Myśliwi. Szept była magiem. Myśliwi polowali na magów. Bogowie, niech to nie skończy się tak źle, jak może się skończyć...
   Drugie zagrożenie było takie, że zakonnicy – jako że wyglądali na ludzi, delikatnie rzecz ujmując, nerwowych – mogli stracić cierpliwość do poczciwego Mida.
   A to był dopiero początek...
   - Odpowiadaj, jak pytają! – Zakonnik podjechał jeszcze bliżej. Końskie chrapy znalazły się tuż przy twarzy pijanego krasnoluda. Delikatne, miękkie chrapy, ciemne wargi okaleczone wędzidłem. Jeśli po sposobie traktowania zwierzęcia można ocenić człowieka, ten był mężczyzną silnym, nawykłym do tego, że przymusem osiągnie wszystko, zdążającym do celu za wszelką cenę. Byle szybko, byle tak, jak on tego pragnie. Niezdolny do cierpliwości, nie zadawał sobie trudu, by zrozumieć, by pojąć naturę drugiej strony.
   Aed kątem oka dostrzegł, jaką odpowiedź miał dla rycerzyny Midar. Było coraz gorzej. Krasnolud, nienawykły do odpowiadania i dyscypliny, dyskretnie pokazał mówiącemu obraźliwy gest. Więcej nie zdążył zrobić chyba tylko dlatego, że poczuł na ramieniu mocny uścisk drobniejszej dłoni. Ostrzeżenie. Zainterweniowała magiczka.
   To chyba jednak nie zrobiło wrażenia na żołdaku. Kobieta winna siedzieć w domu, przy kuchni. Rodzić dzieci i opiekować się nimi, a nie włóczyć się w szemranym towarzystwie i zajmować tym, na czym się nie zna.
   - Drugi raz nie zapytam. – Jeździec utkwił spojrzenie w Aedzie, spodziewając się po nim odpowiedzi. Do rozmowy z babami zniżać się nie będzie.
   - To już trzeci – szept Midara był ledwie słyszalny. Teraz Aed mógł pojąć, jakim cudem wojak prowokował wszelakie bójki i zdobywał tyle guzów na swej upartej, zakutej pałce. Tudzież głowie. Zawsze, w jakiś sposób wiedział, czego nie powinien mówić i mówił to.
   Aed odchrząknął, by odwrócić uwagę zakonnika od krasnoluda i skierować ją na siebie. Nie rwał się do pośredniczenia w tej rozmowie, bo nie był pewien, co mu może przyjść do zamroczonej gorzałką głowy. Jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że nie miał wyjścia. Na duchu podnosiła go nadzieja na to, że nauczy tego mięśniaka szacunku. Szacunku do swoich rozmówców i do tych, których rozmową ani myśli zaszczycać. - Waszmość wybaczy, ale zarówno ja, jak i moi towarzysze nawykliśmy do traktowania nieznajomych podróżnych co najmniej neutralnie, a z pewnością nie wrogo. Niemniej jednak zwady nie szukamy. - Urwał na chwilę, by dać zakonnikowi czas na reakcję.
   Długa, głęboka bruzda, która przeorała czoło mężczyzny, zwiastowała wybuch gniewu.
   Aed szybko podjął przerwaną wypowiedź:
   - Zmierzamy do Etir. Planowaliśmy zatrzymać się w gospodzie, ale doszły nas słuchy o jakimś zamieszaniu, więc woleliśmy pozostać tutaj. Noc jest ciepła... – dorzucił słowem wyjaśnienia, wzruszając ramionami.
   Szept pogratulowała w duchy półelfowi. Pomimo picia z Midarem, potrafił zachować trzeźwe spojrzenie i głowę na karku. Podobna wypowiedź w wykonaniu krasnoluda obarczona byłaby obraźliwymi wyzwiskami, przekleństwami i jawnych zaproszeniem do bitki.
   Myśliwy jednak dalej uparcie tkwił w siodle, nie doceniając starań swego rozmówcy. Noc nie sprzyjała obserwacjom, podobnie wynikające z drogi zmęczenie. Głowa ciążyła, mózg zdawał się otępiały, a reakcje wyraźnie spowolnione. Jedynym, czego pragnęli wędrowcy była chwila odpoczynku, ciepłe jadło na noc i sen.Walcząc z pragnieniami ciała, rycerz uniósł brew i nieznacznie przekrzywił głowę, najwyraźniej czekając na dalsze wyjaśnienia, Aed nie zamierzał jednak wymyślać kolejnych łgarstw. Uznał natomiast, że najwyższy czas poudawać zwykłego śmiertelnika.
   - Może zejdą panowie na ziemię? Widać, że konie zdrożone, odpoczną nieco – podjął mieszaniec, ruszywszy przez polankę w kierunku swoich bagaży. Szperając w tobołach, dalej zagadywał przybyszy: - Jadła co prawda mamy niewiele, ale trunek się znajdzie – zapewnił, mając przy tym nadzieję, że Midar nie rzuci się na niego z pięściami.
   - Gorzałka za dobra na te pańskie gardła – podsumował Midar, tym razem ciszej, tak, że jego słowa dotarły tylko do stojących najbliżej Aeda i Szept. – Rozepchać je trzeba.
   Wbrew słowom Midara, zakonnicy zdecydowali się na krótki postój. Niektórzy, zwłaszcza najmłodsi, rozglądali się trwożnie dookoła, jakby ścigani jakimś niebezpiecznym wspomnieniem. Z bliska ich pancerze nie wyglądały na tak nowe, a na jednym ze sztandarów widać było plamy.
   W tym czasie Aed wrócił do ogniska, niosąc jakieś zawiniątko.
   - Trzymaj, Lith, robi się chłodno – powiedział półgłosem do Szept, podając jej długi, szeroki szal. Sam nasunął na głowę zapinany na guziki kaptur z krótką peleryną, by skryć pod nim spiczaste uszy. Następnie, jak gdyby nigdy nic, sięgnął po kubek pełen parującego naparu, skrawkiem płaszcza wytarł jego spód z popiołu i podał go elfce. I tak magiczka została Lithiriel, a on jakimś bezimiennym włóczęgą bez zajęcia.
   Myśliwi już się zadomowili. Kulili się przy ognisku, skwapliwie dzieląc się jadłem i napitkiem. Ciepło rozwiązywało języki, sprzyjało toczącym się leniwie rozmowom, wymianie wieści i plotek.
   - Są kłopoty na trakcie z Królewca. Banda tej kobiety znowu atakuje po lasach. Swoją krótko trzymaj. – Mocarny myśliwy, jeden ze starszych, z dużym czarnym wąsem i posępnym wyrazem twarzy, łypnął na Aeda i na siedzącą obok magiczkę.
   Na dźwięk słów myśliwego Aed drgnął, zupełnie jakby ktoś ukuł go ostro zakończoną szpilą do włosów.
- Ona nie... – zająknął się mieszaniec, nie do końca pewny czy na myśli miał herszt, czy elfkę. Za późno. Ściągnął na siebie wyczekujące spojrzenia Myśliwych. – Nie w głowie jej takie bzdury – dokończył nieco ciszej, spojrzeniem błądząc gdzieś między spowitymi w gęstym mroku drzewami.
   Zastanawiał się, co też jeszcze wymyśli, nim zdołają pozbyć się przeklętych zakonników. Najwyraźniej po krasnoludzkiej gorzałce to chuchrak mógłby i epos rycerski napisać, i poetą zostać... Nefryt miała rację z tym trubadurem.
   Ciekawe tylko, czy Midar wytrzyma do końca rozdziału tej opowieści, którą właśnie wspólnie pisali.
    – Kobietom się w głowie przewraca jak im na za dużo pozwolisz. – Mężczyzna, zakonnik, miał mocny, tubalny głos. Wspólną mową posługiwał się w sposób toporny, gardłowy, z charakterystycznym obcym akcentem. Wirgińczyk. Tym bardziej trudno mu było pojąć kerońskie standardy i zwyczaje. – Musi być parszywa, skoro jedyne, co potrafi, to chwytać za miecz.
   Ukłucie niewidzialnej szpili powtórzyło się, tym razem znacznie mocniejsze. Mieszaniec zatrzymał się gdzieś w połowie między udawaniem głuchego a wybuchnięciem spazmatycznym śmiechem. I lepiej, by tak pozostało.
   Spotkałbyś się z nią twarzą w twarz i już by ci nie było tak wesoło... - pomyślał, przytakując każdemu słowu z kpiącym uśmieszkiem na wąskich ustach.
   - ... ścierwo – dokończył cicho, cedząc przez zaciśnięte zęby, nadal się uśmiechając.
   Rozejrzał się, czym by się tu zająć, by odwrócić swoją uwagę od dzielnych wojaków, co to monopolu na swą profesję nie zamierzali nikomu odstępować. O, jeszcze nie zjadł swojego jabłuszka...
   Tymczasem inny rycerzyna dalej snuł przerwany przez towarzysza wywód, niewiele sobie robiąc z reakcji słuchaczy. Najwyraźniej prawdziwość jego słów była dlań tak oczywista, jak to, że po nocy nastaje dzień.
   - Parszywa, złośliwa i zacofana. Myśli, że jak założy spodnie, to się z niej wojownik zrobi. Zostałaby w chacie, ślub wzięła, dzieci rodziła…  – Myśliwy z aprobatą spojrzał na szatę Szept. Ta przynajmniej nie udawała, że z niej mężczyzna, znała swoje miejsce.
   Aed wciągnął w płuca tyle powietrza, że aż go coś w klatce piersiowej zakuło, i wstrzymał oddech. Nie. Nie rób nic głupiego. Wydech. Powoli, powolutku, do końca, do samego końca... Skup się na jabłuszku, a nie na tych...
   – A dzieci to macie? – zainteresował się rozmówca, przestając w końcu wyklinać panią herszt.
   Midar zakrztusił się, schował za plecami Aeda. Półelfa dochodził stamtąd jedynie chichot krasnoluda.
   Chuchrak z wrażenia aż zakrztusił się przeżuwanym kęsem. Cóż, przynajmniej choć na chwilę zagłuszył chichot Mida, który też zaczął się dusić. Tyle, że krasnoludowi było do śmiechu. Mieszańcowi – ani trochę.
   - Nie – wydusił między jednym kaszlnięciem a drugim, mrużąc załzawione oczy. – Nie mamy.
   Odwrócił się nieznacznie, spoglądając za siebie, i syknął przez ramię:
   - Midar, na wszystkich bogów...
   Rzucił Szept krótkie, przepraszające spojrzenie, godne kopniętego kundla. Może magiczka go potem nie zabije... Może. Póki co całkiem skutecznie udawała cichą, pokorną kobietę. Głuchą do tego. Tylko rumieniec na twarzy, mylnie interpretowany jako wyraz zażenowania, poprawnie gniewu, zdradzał, jak daleko jej do głuchej.
   - Widzieliście magów w okolicy? – O to zapytał najstarszy z Myśliwych. Miał szpakowatą, ściągniętą twarz, orli nos i surowe spojrzenie konserwatysty. Dotąd nie odzywał się, przygarbiony, skulony przy ognisku, chłonąc jego ciepło i chuchając na dłonie.
   Mieszaniec odetchnął w duchu z ulgą i rąbkiem rękawa otarł zwilgotniałe rzęsy. Rozmowa zeszła na temat, który był myśliwym szczególnie bliski. A to oznaczało, że wszystko, co było przed dopiero zadanym pytaniem, w ciągu najbliższych paru minut odejdzie w zapomnienie. Chwała za to bogom. Chwała, nawet jeśli mężczyzna postanowił skierować rozmowę na inne tory, by nie wypytywać o małżeńskie sekrety, którymi najwyraźniej ta dwójka nie była skora się dzielić. Chwała więc i jego przyzwoitości, niech mu jego bogowie wynagrodzą.
   - Podobno chłopi jakiegoś maga spalili we wiesce. – Midar wychylił się zza pleców Aeda. Krasnolud był lekko czerwony od tłumionego śmiechu, spojrzenie miał rozbawione, gdy rzucał nim w stronę rzekomego małżeństwa. – O czary babę oskarżyli… - Prawdziwy mag by chłopom uciekł i zarówno Midar, jak i myśliwi, doskonale o tym wiedzieli.
   Szept przycichła, możliwe że stłamszona obecnością zakonników i wygłaszanymi przez nich opiniami, pragnąc nie rzucać się w oczy i nie zwracać na siebie uwagi. Prawie jakby zniknęła. Bardziej prawdopodobne, że całą energię elfki pochłaniało powstrzymanie wybuchu. Niewyparzony język i przekorna natura sprawiały, że najchętniej wdałaby się w ostrą polemikę. Tym razem jednak wiedziała, że ryzyko jest zbyt duże, niebezpieczne nie tylko dla niej. Organizacja MUE nie pochodziła z Keronii. W spaczony, zacofany sposób patrzyli nie tylko na rolę kobiety, ale także na magię. Przeciętny, keroński chłop bał się magii i patrzył nań z dużą dozą podejrzliwości i strachu. Gdy jednak pojawiały się kłopoty, z którymi nie mogli się poradzić, szukali pomocy u magów. W Wirgini było inaczej.
   - Taaa, różne rzeczy ludzie gadają – Aed zgodził się z krasnoludem. – Ciężko im wierzyć, ale też zupełnie pogłosek lekceważyć nie można. W końcu z jakiegoś powodu gadają, nieprawdaż? – dodał, wzruszając ramionami.
   Zakonnik, który podjął temat, mierzył go uważnym spojrzeniem, najwyraźniej nie chcąc uronić żadnego mimowolnego gestu czy zawahania Aeda. Nawet gdy popijał z podawanego przez towarzyszy naczynia, ukradkiem go obserwował, nie dając się zmęczeniu. Jednak zgrywanie głupa szło chuchrakowi jak z płatka. Tak, w tej roli czuł się niczym ryba w wodzie.
   Zapadła uciążliwa cisza. Aed bawił się ogryzkiem, Midar pewnie zbierał się w sobie, by przestać chichotać, Szept milczała. Myśliwi, już syci, dojadali resztki i łapczywie osuszali bukłaki.
   - Magowie – prychnął w końcu z pogardą jakiś gołowąs, w którym najwyraźniej odżyło jakieś niezbyt przyjemne, niezatarte przez czas wspomnienie. – Ścierwa... – Splunął na bok. – A elfy nie lepsze, co jeden to magią włada. Długouchy przeklęte... Siedziałyby tam, skąd przybyły, a nie się tu wałęsają, psiajuchy.
   Tego już było za wiele. Owszem, Aed mógł wypomnieć zakonnikom, że oni również panoszą się po cudzym terytorium, ale... bał się. Bał się, bo racja była częściowo po ich stronie – nikt ich tu wszak nie przyjmował z otwartymi ramionami, a wspomnienie o bandzie robiło swoje. Nieufność gęstniała i rosło napięcie, choć działo się to niemal niezauważalnie.
   Tylko czy Szept zniesie podobną potwarz w milczeniu?
   Obrażono herszt bandy. Jedna z nielicznych osobników, osobniczek ludzkiej rasy, która wzbudziła cień szacunku w elfim, nieco nazbyt dumnym wygnańcu. Dwa, że kobieta, gary, dzieci i miotła – niekoniecznie oznaczało to wymarzony przepis na życie elfiej magiczki. Trzy to obraza magów. Magia jest bronią, taką samą jak ostrze i strzały, utrzymywała Nira, a broni nie można winić za to, jak ją posiadacz wykorzystuje! Pozostawała też obraza, jaką obdarzono jej lud – elfy. I powiedział to Wirginiec! Obcy w obcym, podbitym kraju!
   Obłuda, zakłamanie, fałsz, wszystko w jednym, wymieszane z pychą. Brakowało jeszcze krętactwa i cwaniactwa, by powstała mieszaka cech na które miała bardzo mały zakres tolerancji. Siedziałyby u siebie, w swoim zapiaszczonym kraju, zakompleksiony dureń, który myśli, że mieczem zdusi coś, co istniało na długo przed nim! Myśli tylko napędzały szarpiący ją pazurami od środka gniew. Niemal boleśnie zaciskała usta, dławiąc wyrywające się słowa.
   Mimo to siedziała, jak zamieniona w kamienny posążek, robiąc wszystko, by odciąć się od toczących wokół rozmów. Nie słuchać, wyciszyć się, odpłynąć. Może ta kamienna postawa miała coś wspólnego z mocno, niemal boleśnie zaciśniętymi na jej ramieniu palcami Midara. Tak, jakby krasnolud mógł utrzymać na miejscu rozsierdzonego maga, gdyby ten zechciał zaatakować. A chciał. Tak bardzo, bardzo chciał...
   Oczami wyobraźni widziała, jak podrywa się i uderza mówiącego w twarz, zgoła nie po kobiecemu, bo miast z liścia, po prostu z pięści w nos. Niemal słyszała chrzęst i okrzyk bólu. Kerońskie kobiety potrafią walczyć. Elfie też, wirgiński psie, przybłędo, obcy, którego nikt tu nie chciał i nie prosił. Cham. Nie potrzeba magii, by nauczyć napuszonego rycerzyka szanować obcą kulturę i damy… nawet te paradujące w spodniach, z mieczem u paska i łukiem na plecach. Nawet te z kosturem magicznym i magią krążącą w żyłach. Nic nie zwalnia od kultury. Nic nie usprawiedliwia pychy.
   Jak wcześniej Aed koncentrował się na jabłku, tak teraz ona wpatrywała się w tańczące płomienie. Ogień miał niemal hipnotyzującą siłę. Tak niezbędny do przeżycia, tak przydatny … i jednocześnie tak niszczycielski. Strzelał ku górze, na boki leciały drobne iskry, tańczył, raz opadał, raz wznosił się. Spalić. Poparzyć. Zadać ból. Tak, potrafił.
   Stopniowo wszystko cichło, nacisk wbijających się boleśnie w ciało palców zelżał. Część niechcianych towarzyszy pokładła się do snu. Znużeni po drodze, owinięci kocami. Rozmowy zamierały, powoli, gdzieniegdzie rozległo się pochrapywanie i tylko nieszczęśnik, któremu przyszło pełnić wartę, kiwał się do przodu i do tyłu, podpierając na ciężkim mieczu i usiłując nie przymknąć coraz bardziej ciążących powiek.
____________________________________
Pozwolę sobie, egoistycznie, na małą dedykację. 
Zoranie - bo chciało jej się szukać szablonu i siedzieć nad nim. No i bo MUE.
Darrusowej i Nefryt - bo chciało im się czytać moje ostatnie wypociny. 
Za wszelkie błędy i brak spójności przepraszam. Mam nadzieję, że nie będą za bardzo uciążliwe.

5 komentarzy:

Silva pisze...

Internety zjadły mi pierwszy komentarz... :(
Uwielbiam wasze opisy. Czy to miejsc, czy postaci, czy po prostu tego, co wasze postacie robią. Są plastyczne, żywe i wcale niewymuszone. Człowiek od razu widzi to, co napisałyście słowami w głowie. I serio to działa na wyobraźnię.
"Aedowi trafiła się kompania. Kompanii trafił się Aed" <3 Czyli coś w stylu: "Egipcjanie mieli plagi, my mamy Brutusa" - rzekł Cezar :D
Serio bym wolała Cienie niż Myśliwych.
Midar jest kozakiem. Co z tego, że jeźdźcy, co z tego, że to Myśliwi. On powie, co myśli i nie ma zamiaru trzymać języka za zębami. Phi, co on nie może kpić, pokazywać obraźliwych gestów? A kto mu zabroni :D Kocham go za tę prawdziwość.
I mam ochotę na shorta z Midarem :D
A gdzie zniknęła Szept? Na początku nie ma nic, że postanowiła zamilknąć, czy się wycofać. Jest dopiero potem, ale... Nie podoba mi się to zniknięcie, nawet jeśli macie dobre argumenty, dlaczego tak się stało. To takie... nienaturalne.
Uwielbiam za to to, że mogę przeczytać o Zakonie. Że robi się żywy poprzez używanie go i mam szansę zobaczyć Myśliwych poza zakładką.
I na końcu miałam taką nadzieję, że będzie coś w stylu: Szept podnieca ogień i panów zakonników poparzy. Albo, że wyciągają miecze jak śpią i zabijamy *marzy* Wiem, wiem, czemu tego nie będzie, ale byłoby super :D

Olżunia pisze...

A ja też przeczytałam - dla odprężenia i w poszukiwaniu weny. I podobało mi się. xD No i mogłam się pośmiać ze swoich pseudologicznych konstrukcji myślowych, które parę miesięcy temu uznawałam za genialne i niezbędne, a teraz raz za razem wybijały mnie z kontekstu.
Ogromne podziękowania dla Szept za złożenie tego ustrojstwa... do którego w końcu nie zajrzałam, za co przepraszam (stresy różne mnie zjadają, nie mam głowy do KK ostatnio ;__;). Bardzo fajnie było do tego wrócić, naprawdę bardzo. Dziękuję. <3
Babciu Sowo, dzięki za komentarz. <3 Zwłaszcza, że moje ego zostało mile połechtane, bo o swoje opisy scenerii i zachowań postaci zawsze się boję, że koślawo wyjdą. I tak, Midar jest kozakiem. xD Uwielbiam go. Jako postać i jako fabularnego kompana. A on się dopiero rozkręca...
Szept, nasi muszą jednak sobie odbić na tych Myśliwych (w swoim czasie). To już nie tylko życzenie nasze i naszych postaci, ale i czytelniczki. Nie dajmy się prosić. :D

Szept pisze...

Darrusowa, gdybym cię nie znała, powiedziałabym, że nieźle sobie po mnie pojechałaś. Ponieważ znam, powiem tylko, że masz wymagania, kobieto i dziękuję za uwagi i to, że mam, a w zasadzie w tym przypadku mamy, w tobie wierną czytelniczkę, na której komentarz i wrażenia zawsze można liczyć.
Dziękuję <3
Ale i tak narzekasz :P
Tak, Szept zniknęła, niestety nie jechałam na tyle postaci na raz, trochę mnie to przerosło. Poza tym, zdrowy rozsądek, to przeważyło u magiczki. Czasem jej się to zdarza.
Aedówko MUE dostanie po łbie od "demona". O tak... Nawiasem, czy ja ci wiszę kom?

Nefryt pisze...

Wrażenia z lektury:
*wypisywane na bieżąco*

Otulone płomieniami gałęzie trzaskały cicho, od czasu do czasu strzelając snopami drobnych iskier. Uderzające w twarze ciepło co prawda wzmagało poczucie chłodu kąsającego plecy, ale i tak było przyjemne. Delektowanie się nim miało w sobie coś z obrzędu – lubię ten opis i porównanie do obrzędu. Może dlatego, że sama uważam, że siedzenie przy ognisku, takim prawdziwym, nie przy grillu, ma swoją magię. Zwłaszcza, jeżeli jest już ciemno.

Teraz mieli przed sobą rycerzy, tych, którzy jeśli nie przestrzegają, to przynajmniej mówią o kodeksie - wielbię w kontekście duetu Shel-Nevina. Aedówko, wiesz, o czym mówię :P

Na tarczy wymalowano złote słońce. Niestety, Midar niezbyt się znał na symbolach i ich znaczeniu, herbów nie rozpoznawał, poza tym, miast jednego słońca, on widział dwa nakładające się na siebie. - Omg. Myśliwi Ulotnych Energii? *czyta dalej* Mhm. No to mają problem…
Rzekomo działający dla kraju, dla królowej i ludu. W rzeczywistości umacniający własną pozycję, zakon rosnący w siłę, śniący sen o państwie w państwie. Państwie zakonnym - Skąd my to znamy :D

Wbrew słowom Midara, zakonnicy zdecydowali się na krótki postój. - gdyby wiedzieli, w czyim towarzystwie xD
Czuję się mile połechtana wspomnieniem o mojej Nefryt :) W ogóle, podoba mi się, że to, co robią różne postaci się łączy, np. że podróżujący zakonnicy skarżą się na bandę.
I Szept, magiczka ma oficjalne wyrazy podziwu od Shela. On na jej miejscu skićkałby się majtki ze strachu xD
A tak w ogóle, to ładnie obrabiacie moją postać :P To było w wątku, czy dopisane później? A tak w ogóle, to chichram się jak idiotka, jak wyobrażam sobie reakcję Aeda.
– A dzieci to macie? – zainteresował się rozmówca, przestając w końcu wyklinać panią herszt.
Midar zakrztusił się, schował za plecami Aeda. Półelfa dochodził stamtąd jedynie chichot krasnoluda.
Wcześniej się chichrałam, teraz parkam.

Rzucił Szept krótkie, przepraszające spojrzenie, godne kopniętego kundla. Może magiczka go potem nie zabije... Może - ach, te relacje Aeda z kobietami xD

I… dziękuję za dedykację :)

Szept pisze...

By nie było: kocham grilla. Ma swój urok na inny sposób. Poza tym, lepsze to niż piekarnik, a w mieście, czasem i na wsi, trudniej o ognisko, a grilla łatwiej zorganizować i mniej potrzeba. Mimo to - ognisko to ognisko i tego się nie zastąpi. Dobra, kominek też kocham. To ta magia ognia, zapach drewna, dymu i syku płomieni, gdy drewno jest mokre i gorzej się pali. Mmm...

Tak, wychodzi zafascynowanie DAO (Zorana wkrótce może się dowie) i Sienkiewiczem, który tutaj podsunął mi pewną myśl. Nie będę ukrywać, porównuję, utożsamiam troszkę.

Wspomnienie pojawiło się w wątku, nie było dopisywane :D. Nie będę ukrywać, na tym etapie zaniedbałam swoje postacie i przeskoczyłam na kierowanie MUE, by nieco podrażnić Aeda. Tak, podrażnić, poprowokować. Plus, jeśli przy ognisku rozmawiać o sprawach bieżących, to Nefryt nasuwa się sama, chyba najbardziej - no i Nefryt znam, lubię - znaczy bez urazy dla Shela, ale Nefryt po prostu znam bardziej niż jego. Plus, MUE są z Wirgini, mają kłopot ze zrozumieniem roli kobiet.

Przyznam, że ten fragment to mój ulubiony fragment w tej notce. Jak poprawiałam, na przemian chichrałam się i parskałam - zwłaszcza jak doszło do dzieci xD

Dziękuję za komentarz, a dedykacja - to była przyjemność.

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair