Nie mogąc spać, usiadłem opierając
się plecami o zimną ścianę. Iris spała w moim łóżku, skąpana
w blasku księżyca. Potarłem ramię, o które kilka chwil wcześniej
oparła głowę by zasnąć. Jej opowieść nie miała sensu.
- Wiesz, Ty i Xian jesteście podobni.
- W którym miejscu? Bo chyba nie w
klacie? - Spojrzałem na swoją klatkę piersiową. Na pewno nie
przypominała kobiecej. Iris widząc to wydała z siebie odgłos
stłumionego śmiechu.
- Ona też stała się sukubem przez
kogoś.
- Nie stałem się demonem ani „dla”
ani „przez” kogoś. Bardziej dla zaspokojenia bólu.
- Wywołanego przez kogoś. - Upierała
się przy swoim- Xian, również stała się sukubem, przez faceta.
Nie mówi o tym ale bardzo cierpi.
- To ona czuje coś oprócz chęci
gwałtu? Miło wiedzieć. - Wtedy poczułem szturchnięcie w bok.
Twarz driady przypominała coś na pograniczu wściekłości a
rozbawienia.
- Tak, czuje. - podciągnęła pod
siebie nogi i oparła się o ścianę – Miała narzeczonego. -
Ciągnęła dalej jakby nigdy nic – Byli szczęśliwi, do czasu aż
nie złapała go na zdradzie. I to dzień przed ich ślubem. Nie dała
mu się nawet wytłumaczyć. A kilka dni później znaleziono go oraz
jego kochankę martwych. Oczywiście pół królestwa o tym mówiło.
W końcu zniknięcie zamożnej kobiety i trup jej narzeczonego są
nie małą atrakcją. Nie uważasz?
Siedziałem i powoli trawiłem to co
usłyszałem. Xian zamożną damą, zdradzoną przez innego. Nie wiem
czy to ona ich zabiła i chyba nie chcę wiedzieć, ale to nie powód
by próbować zgwałcić mnie? Futrzastego sopla! Powoli zaczynam
akceptować to czym jestem. Tą anomalią, wybrykiem natury. Drzwi do
pokoju otworzyły się tylko raz. Nie zdziwił mnie widok Xian
mającej na sobie tylko koc. Przypuszczałem że będzie jeszcze raz
chciała się do mnie dobrać, ale widząc Iris w moim łóżku
zawróciła. - Chciałabyś, słonko. - Wyszeptałem pod nosem. Nie
czułem już zmęczenia. Może to wina tej opowieści? A może tego
dziwnego ciepła? … Chwila! Ciepła? Nie było to ciepło jak z
ogniska czy kominka. Oj, nie. To było coś innego. Coś o dużo
większej sile. Na tyle złowrogie że czułem jakbym się roztapiał.
Poczułem gryzący dym. To oznacza tylko jedno...
- POŻAR! - Wrzasnąłem. Iris od razu
się zerwała. Wciąż lekko nie przytomna.
Xian. - Zawołała i podbiegła do
drzwi. W chwili gdy je otworzyła do wnętrza wpadł obłok duszącego
dymu oraz fala ciepła. Po chwili dało się słyszeć krzyk oraz
trzask palącego się domku.
- XIAN! - Zawołała ponownie Iris
niknąc w dymie – XIAN! GDZIE JESTEŚ?
Chwilę mi zajęło zerwanie się z
podłogi i pognanie za driada. Dla mnie ten żar był nie do
zniesienia. Dym drażnił mnie bardziej niż innych, a ciepło
odczuwałem równie intensywnie, zupełnie jakby ktoś polał mi
głęboką ranę alkoholem. Nie lubiłem tego uczucia. Nie potrafiłem
wyczuć dziewczyn w tym całym chaosie. Stół przy którym jedliśmy
stał teraz przewrócony i trawiły go ognie, okno było rozbite,
drzwi zatarasowane. Jakby tego było mało co jakiś czas z sufitu
spadały jakieś odłamki. W końcu potknąłem się o coś
miękkiego. Była to nieprzytomna Iris. Nie byliśmy sami. Odwróciłem
się i w ostatniej chwili udało mi się zrobić unik. Stał przed
mną mężczyzna w fartuchu rzeźnika, a w reku trzymał zakrwawiony
sejmitar. Twarz zasłonięta była białą maską z otworami tylko na
oczy.
Nie wiedziałem kim był, ale na pewno
dopadł Iris. Przeciwnik znowu się zamachnął, tym razem trafiając
mnie w ramię i rozcinając je. Czułem ból oraz spływająca krew z
rany. Miedzy mną a nim wywiązała się walka. On machał
sejmitarem, a ja jedyne co mogłem robić to uniki. Kolejny odłamek
z sufitu spadł nieopodal driady. Miałem coraz mniej czasu.
Zaatakowałem. Nie spodziewał się tego. Zmieniłem się w demona,
ale nie na tyle silnego co zazwyczaj. Efekt nadmiaru ciepła. A
mówią, że ciepełka nigdy dość. Uderzałem rogami o sufit i
ledwo się mieściłem w małym domku, ale to wystarczyło by uporać
się z nieznajomym. Uderzyłem go łapą, a ten poleciał na ścianę.
Próbował wstać, ale z jakiegoś powodu nie mógł, co dało mi
możliwość do kolejnego ataku. Jedyne co zdążył to wrzasnąć
zanim odgryzłem mu głowę. Dawno nie czułem ludzkiej krwi. Szybko
szponami wyrwałem mu serce i pożarłem. Uroki wendigo.
Wciąż pod postacią demona złapałem
driadę i kopnięciem wyważyłem drzwi do pokoju Xian. Sukkub leżał
nieprzytomny na łóżku. Złapałem i ją, po czym przebiłem się
prze ścianę, co spowodowało zawalenie się domku. Zabrałem nas
dalej, tak by nie czuć nadmiaru ciepła a dziewczyny mogły
odetchnąć świeżym powietrzem. Wróciłem do ludzkiej postaci, ale
ramię nie zagoiło się. Usiadłem wyostrzając wszystkie zmysły,
bo wątpiłem by zamaskowany był sam. Domek płonął w najlepsze a
ja nie mogłem nic z tym zrobić. Jedyne co mogłem to zaopiekować
się tą dwójką. Opatrzyłem im rany i czekałem. Nie powinny się
zatruć dymem. A przynajmniej taką miałem nadzieję.
Domek przygasł dopiero coś nad
ranem. Razem z Iris i Xian, które nie dawno się obudziły i byłe
załamane po stracie, chodziliśmy po wciąż ciepłych i dymiących
zgliszczach.
- Nasz domek. - Iris była na granicy
załamania. Łzy stały jej w oczach. Na głowie miała opatrunek.
- Coś ty narobił? - Zapytała Xian –
Dałyśmy Ci dach, a ty puszczasz nasz dom z dymem?
Ja jednak ich nie słuchałem.
Patrzyłem na miejsce gdzie zabiłem napastnika, tyle że … teraz
było puste. Nie było odgryzionej głowy ani korpusy. Nikt go raczej
nie zabrał, a sam też by nie uciekł. Jedyne co zostało to
wykrzywiona i lekko przypalona broń napastnika. Ostry ból w
ramieniu sprowadził mnie na ziemię. Spojrzałem za siebie i
zobaczyłem zaniepokojoną driadę. Spojrzała na broń a potem na
mnie waż w końcu na moje ramię. - Jesteś ranny! - Zawołała z
przerażeniem.
- To tylko draśnięcie. - Odparłem –
Ważniejsze jest kto podpalił domek?
Widziałeś kogoś? - Zapytała
wkurzona Xian. Byłą tak zła, że aż oczy lśniły jej czerwienią.
Faceta w masce i fartuchu rzeźnika. -
Odparłem – Tylko, że go zabiłem ale ciała nie ma.
Xian i Iris wymieniły ze sobą
spojrzenia. Coś ukrywały.
Po dziesięciu minutach chodzenia po
zgliszczach zebraliśmy to co nadawało się do jakiegokolwiek użytku
i zgodnie stwierdziliśmy że skoro nic nas tu nie trzyma możemy
ruszać do Królewca. Wendigo, driada i sukkub. Tak zaczynała się
przygoda, której finał miał mnie zaskoczyć!
Elias
Zombbiszon
5 komentarzy:
Jak ja dawno nie czytałam nic twojego, Ząbek :D (Nawiasem, kto wymyślił Ząbka, bo to urocze?) Normalnie aż działasz odżywczo na moją zagubioną wenę. A ten tekst z klatą mnie rozwalił.
Podobają mi się żywe postacie z charakterem. Podoba mi się, pewnie się powtarzam, że potrafisz to oddać. Sceptycyzm Eliasa, pewna prostoduszność driady... czytając to czuję. Na zasadzie, że nie tylko autor twierdzi, że tak jest, ale czytelnik tak mówi na podstawie tekstu. Lepiej tego nie wytłumaczę.
Jedyne, co mi się nie podoba, to sposób, w jaki Elias myśli o sobie.
Mężczyzna w stroju rzeźnika... o tak, poczułam ten klimat. I podoba mi się walka. Razem z zakończeniem: odgryzieniem głowy, pożarciem serca. No i ten tekst o urokach wendigo. Aż się zastanawiam, kim był napastnik, jeśli ot tak zniknął. Po zwęgleniu przecież zostałyby chociaż kości.
Pisz więcej, pisz częściej. Po końcówce widzę, że pomysł jakiś jest, a przynajmniej zarys. Zawsze, nawet jeśli z opóźnieniem, chętnie przeczytam.
Nigdy nie lubiłam pisać w pierwszej osobie, czytać książek też nie, chociaż jest kilka wyjątków, ale to zdecydowanie nie forma dla mnie. A Twoje notki pochłaniam i nawet nie zwracam uwagi na to, że są w pierwszej osobie; człowiek wczuwa się w akcję i reszta nie ma znaczenia :)
Kocham określenie "futrzasty sopel" jest mi takie bliskie z pewnego powodu :D
I nie ma to jak porównanie klat, opowieść o Xian, człowiek myśli, że ciepło, które czuje Elias to inne ciepełko, a tu masz wendigo pożar.
Hm, ktoś tu bardziej ogarnia potworka :)
Lubię twój styl. I potwierdzam to, co pisała wyżej Szept: nie tylko czyta się o danej sytuacji, ale też się ją czuje i widzi. Fajne jest to, że nie przekonujesz mnie, że tak, one są fajne, złe albo że się smucą - można to samemu stwierdzić.
Podroczę się z tobą: szamanka wciąż oferuje, że może zabić wendigo, jak powinna od razu! :D
Dziewczyny napisały już większość tego, co przyszło mi do głowy po przeczytaniu notki, więc nie będę powtarzać ;) Miałam zaległości w czytaniu twoich opowiadań, więc musiałam się wrócić i przeczytać dwie wcześniejsze. Nie żałuję, wszystkie po prostu połknęłam. Nie wiem, na czym to polega, ale niektóre teksty, mimo iż dobre, czyta się jak po grudzie, a twój tak wciąga, że nawet się nie wie, kiedy się go przeczytało. Podoba mi się to, że większość twoich opowiadań istnieje w dwóch płaszczyznach - jako odrębna notka i jako fragment całości. Zwłaszcza, że jak się czyta jedna po drugiej, prawie nie odczuwa się przeskoków.
Przedmówczynie ukradły mi wszystkie zachwyty, co zrobić... xD Fajnie się czytała, jak pamiętnik. Opisane są te sceny, które najbardziej zapadają w pamięć i wychodzi fajna synteza. A jak czytam końcówkę, nie mogę się oprzeć wyobrażeniu sobie Eliasa, który na szybko dopisuje na końcu zdania wykrzyknik i wstaje od stołu. Taka scenka mi się urodziła w głowie.
Troszku przymulam, więc po prostu zostawiam ślad, że przeczytałam, ale wiedz, że odbiór pozytywny. :)
"Uroki wendigo." - mój ulubiony kawałek, bezsprzecznie. ♥
Zastanawiam się tylko, czy można powiedzieć, że strata jest boląca. Napisałabym, że "bolesna", ale być może obydwie formy są poprawne, nie zgłębiałam jeszcze tematu, a internety nie okazały się w tym przypadku łaskawe. Chociaż jak się nad tym dłuższą chwilę zastanowiłam, powinno być ok.
Ciekawość odczuwam, co będzie dalej. O.
Wszystkie Twoje notki są okraszone swoistym poczuciem humoru i nawet jak dzieje się coś ekstremalnego to Elias nigdy nie przestanie mnie cieszyć, bo naprawdę ma swoje świetne teksty i jego sposób bycia jest taki charyzmatyczny, że tak to określę.
Hah, biedna Iris, biedna Xian, biedny domek... ale dobrze, że Elias wyczuł ten pożar w porę, bo coby to było? Strach myśleć.
Ogółem rozdział świetny. Parę razy zgubiłeś ogonki, no i niemałą piszę się razem, bo wszystkie przymiotniki z "nie" piszemy razem.
Pozdrawiam! :)
Prześlij komentarz