Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat


od Nefryt
   
AKT I, scena I
PRZYGOTOWANIE
   
Podobno na początku był chaos. Wirgińczyk, który jechał konno traktem z pewnością przyklasnąłby temu stwierdzeniu. Przyroda wokół jakby zamarła, nie zamierzając dać ani cienia podpowiedzi, co robić, bogowie złośliwie zamknęli się w niebie, wszelkie nadprzyrodzone siły zdolne zrobić coś z niczego na ostatnią chwilę zaginęły w tajemniczych okolicznościach i ani myślały wrócić.
Panował wszechobecny bezwład.
Brak weny.
Brak dowcipu.
Ogólny, generalny i całkowity BRAK, spotęgowany chaosem w głowie owego pana. I nie chodziło o brak pomysłu.
Shel Arhin zaplanował wszystko z kilkudniowym wyprzedzeniem. Wyznaczył ludzi, którzy mieli kupić prezent, upiec tort, przygotować salę, przeznaczył pokaźną kwotę na opłacenie tego wszystkiego, zwołał drużynę i… Właściwie już w tym momencie coś powinno mu dać do myślenia. Przestrzec. Widowiskowo kopnąć  tyłek, bo inaczej by nie zauważył, że właśnie robi najgłupszą rzecz w swoim życiu (to znaczy najgłupszą spośród tych, które pamiętał, po pijaku się przecież nie liczy). Niestety, wszelkie siły zbawcze akurat spały, on rozdzielił zadania, a teraz…
Teraz jechał z sakwą pełną rzeczy, do których posiadania zdecydowania nie chciałby się przyznawać - przez wzgląd na reputację, na przykład.
- Mieli kupić płaszcz. I noże. Nie rożen – burczał pod nosem. - Jak dotąd byłem pewien, że kretynizm ma granice. – Tymczasem Kristen, Lorlen i Nitia udowodnili, że jednak nie.
Zajęty mówieniem do siebie, nie zwrócił uwagi na szelest między drzewami. Ani na błysk odbitego od czyjejś klingi światła w zaroślach.
- STAĆ!
Stanął jak wryty, kiedy drogę zagrodziła mu grupa zbrojnych. Przez chwilę się nawet przestraszył, ale wystarczyło się dobrze przyjrzeć i…
- O, Latawica! To napad?
Dowodząca grupą kobieta posiniała ze złości.
- Nie było żadnego napadu! Pomyłka! Jedź sobie. No, już! Dalej, dalej. Nie zatrzymuj się! Jedź.
Shel nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu.
- Nefryt, zrobiłaś kurs kierowania ruchem?
Herszt zazgrzytała zębami. - No jedź, no… - warknęła. - Nie chcę cię.
- Jakież to smutne – westchnął głośno Shel.
- Arhin, o tej porze miały jechać ciastka. Mi już żołądek do kręgosłupa przyrasta… Cały wóz ciastek, rozumiesz? A przyjechałeś TY.
- Oj tam, ciastka. My tu kryzys mamy. Isleen ma urodziny, Narius też, a wszystko w lesie. - Nefryt rozejrzała się dookoła, omiatając wzrokiem wszystkie drzewa wokół nich. Jakby nie patrzeć - las.
Tymczasem Shel pokrótce opowiedział jej, co się wydarzyło. Kiedy skończył, herszt tylko złapała się za głowę i mruknęła coś, co brzmiało jak: „wiedziałam, że chłopy są durne, ale w Wirgini jakby bardziej”.
- Czyli co? Znowu sojusz? Moi się z twoimi wyrzynają, a ja mam z tobą prezenty kupować?!
- Dobrze by było…

AKT II, scena I
PAWI PŁASZCZYK

- …Wspominałeś, że dla Isleen coś masz. A dla Nariusa? - Shel przecząco pokręcił głową. – To może nowy płaszcz? Taki z piórkami. Jak się ostatni raz widzieliśmy, trochę mu się chyba przypalił.
- A ja myślałem, że on tylko jak jest ze mną, to się zawsze gdzieś wytarza.
- To co wy we dwóch...?
- To długa historia, Nefryt. Wierz mi. Bardzo długa.  Tak czy inaczej, wylądował w błocie pod karczmą z tak zwanego kopa.
- Słuchaj, co on ma takiego pecha?
- Bo ja wiem? Jakaś zła siła nad nim czuwa.
Poszukiwanie płaszczyka z piórami przy kołnierzu oznaczało spędzenie kilku godzin na zatłoczonym, dusznym targowisku. Na szczęście udało się. Płaszcz, ochrzczony przez sprzedawcę mianem pawiego, choć pióra były w istocie bażancie, trafił do pudełka z ogromną kokardą razem z kompletem noży do rzucania i miksturą leczniczą na wypadek zranień. Próbowali znaleźć również coś odpędzającego kłopoty, ale widocznie zapotrzebowanie na tego typu preparaty było w Keronii zbyt duże i nic już nie zostało.

AKT II, scena II
STRÓJ, W KTÓRYM CHCIELIBYŚMY JĄ ZOBACZYĆ

- … Ale mówiłeś, że masz coś dla Isleen.
- No tak. Tylko że to… to jakby…
- Myślisz, że będzie do tego pasował ten srebrny naszyjnik z lazurem, który jej przed chwilą kupiłam?
- Nefryt, myślę, że ten strój jest trochę jakby…
- Wyduś to z siebie wreszcie.
- Powinnaś to zobaczyć.
Keronijka nachyliła się nad torbą, z której Shel wyciągnął coś miękkiego. Czerwonego. Coś, co składało się głównie z pasków pokrytych pluszem, maleńkich skrawków koronki i właściwie niczego więcej, coś, co od czasu do czasu mogłaby może na siebie włożyć kurtyzana, ale raczej nikt inny.
- Kazałem kupić Lorlenowi coś, w czym chętnie byśmy ją zobaczyli – dodał tonem usprawiedliwienia. – Miałem na myśli suknię. Przecież ona się na mnie obrazi.
- Po raz który się obrazi?
- Trzeci. Albo czwarty. Chyba czwarty.
- To możesz jej to dać. Kocha cię. Albo chociaż lubi.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo trzeba cię bardzo lubić, żeby wytrzymać z tobą pięć minut i cię nie udusić.
- Neeefryt! – zawołał z zachwytem Shel.
- Co?
- Stoimy tu pół godziny. A ja żyję – wyszczerzył się.
- Możemy to zaraz zmienić.
Shel czym prędzej uciekł między stragany.

AKT III, scena I
BEZ SZWANKU

Ostatnią godzinę przed urodzinami Nefryt, Shel, Kristen, Lorlen, Nitia oraz Neth, który przypałętał się w międzyczasie, spędzili głównie na klęczkach, czyszcząc podłogę w niewielkim mieszkaniu w całkiem porządnie wyglądającej kamienicy. Za oknem pachniały kwiatki (z doniczek), a na ulicy było niemal pusto (bo to nie dzień targowy). Chciałoby się powiedzieć – bardzo przyjemna okolica. Wystarczy odrestaurować (co zrobił już Shel), posprzątać (co robili wszyscy) i wprowadzić Isleen  (co miała zrobić Nefryt). Był tylko jeden problem – naprzeciwko mieściła się była redakcja WPT, obecnie opanowana przez gnomy. W chodniku poniżej brakowało kilkunastu płytek (Jaruut), rynsztokiem spływały skorupy z doniczek i resztki czyichś bardzo cennych bombek, a z okienka na wprost co jakiś czas wychylała się pomarszczona gnomia mordka w czapeczce.
- Jest dobrze – stwierdził na piętnaście minut przed godziną zero Neth. Ścierki, ściereczki, szczotki, miotły, wiadra poszły w kąt, a Nefryt, Shel, Kristen, Lorlen i Nitia zebrali się pod drzwiami.
- Faktycznie, bez szwanku – uśmiechnęła się Nefryt. Miała na myśli wymalowany na drzwiach herb, jednorożca na zielonym tle. – Myślicie, że Isleen rozpozna?
- Przecież aż tak źle nie maluję – oburzył się Neth.
- Nie o to chodzi. Isleen ma amnezję – wyjaśnił Shel. – Trudno, najwyżej stwierdzi, że ładny konik. Albo zapyta. Grunt, że dostanie mieszkanie, nie będzie musiała płacić czynszu i Donavan nie zrobi z niej więcej mojego ochroniarza.
   
~*~
  
STO LAT, sto lat, niech żyje, żyje nam!
Poniżej herb i suknia (ta o której myślał Shel ;)):




od Darrusowej



od Szept

Cóż, życzeń składać nie umiem. Prezenty nie chciały mi się przyśnić. Wena całkowicie padła, opowiadanie nie chciało powstać. Pozostało zilustrowanie wątku. Nie jest może zwyczajem składać takie podarki w dniu urodzin, niemniej, Lucien nigdy nie potrafił się odnaleźć w normach społecznych, a jego autorka niewiele zrobiła, by go umoralnić. 
Mieliśmy już długowłosego, czerwonowłosego Dara, którego włosy nagle stały się niebieskie i magicznie zniknęły. Teraz, za sprawą Cienia i jego szaleństw, pora na Isleen. Jak elfka odnajdzie się w świecie, pozbawiona swych złotych splotów?

- Gdzie zamierzasz teraz jechać? 
- Do Haven – odpowiedź padła od razu. Haven było niewielką miejscowością. Większe niż wieś, mniejsze niż miasto, zaledwie miasteczko położone przy szlaku południowym, wiodącym od Królewca w kierunku Gór Mgieł.
To jednak nie była droga do Haven. 
Skręcili na wschód, zmierzając w stronę prowincji demarskiej, zapadając w ciągnących się tam liściastych lasach. Konie zwolniły, idąc stępa. W końcu Cienisty zatrzymał się. Isleen mogła się tylko dziwić, czemu stają na środku lasu, w połowie dnia, kiedy konie nie były nawet zdrożone, a i ich jeźdźcy nie potrzebowali odpoczynku. 
Wyjaśnień nie otrzymała. Lucien zsiadł z Cienistego, spojrzał w górę, prosto na jej twarz.
- Zsiadaj – zakomenderował, jednocześnie sięgając po miecz. Taki widok mógł przestraszyć i Cień wkrótce to pojął. - Zsiadaj, głupia dziewczyno. Gdybym miał cię zabić, już bym to zrobił. Zaplataj włosy w warkocz i kładź go na pieniek. Szukają dziewczyny, więc przerobimy cię na chłopca. Do tego nie są ci potrzebne długie włosy.

Ciąg dalszy nastąpi...

Co jednak, gdyby ręka Cienia okazała się mniej pewną, a oko nie tak celne? Co, gdyby nie trafił? 
Co, gdyby wszystko to było podstępem, próbą zdobycia zaufania i… wywołania wojny siedmiu królestw*?  

*Wirginia, Wega, Quinghena, Kresy, Keronia, elfy, krasnoludy 
   
klik 
  
  
od Zorany i Aedówki
- Bogowie niejedyni... Przecież wszystko było zaplanowane i zrobione. Kupione, gotowe, zapakowane... Co poszło nie tak?
Łatka nie kwapiła się, by odpowiedzieć załamanemu mieszańcowi. Bardziej zajmował ją rzemyk jego buta.
- To niedopuszczalne, żebyśmy my się tu tak męczyli podczas gdy w równoległym świecie sobie z nas kpią.
- Powiedz to Fortunie - mruknęła Regentka.
   
Aedówka i Zorana przez pewne paskudne komplikacje są zmuszone dorzucić swoje trzy grosze nieco później, za co przepraszają. I życzą wszystkiego najlepszego! A w oczekiwaniu na naszą część można obejrzeć owoce tego szaleństwa. Reszta niech na razie pozostanie zagadką.
      






     
- A więc kapusta? - podsumował Kargier. - Bogowie, jak tu cholernie gorąco...
Skrzypnęły zamykane okiennice, wewnątrz pomieszczenia zapanował półmrok. Przez Keronię przetaczała się fala upałów, chyba największych od początku lata. Na poddaszu, którego sufit był jednocześnie dachem, było więc upiornie gorąco. Zwłaszcza, że było to poddasze kuźni, kuźnia natomiast mieściła się w samym centrum Królewca. Gorzej chyba być nie mogło.
- Zdecydowanie kapusta - potwierdził Aed. - Najlepiej przewiązana różową wstążeczką.
- Dlaczego różową? - zapytała ciekawa motywów tej decyzji Niemsta. Jakoś nie w smak jej było tworzenie sobie banalnych skrótów myślowych kobieta-róż. Na dodatek w jej własnym mieszkaniu… Niedoczekanie.
- Sam nie wiem… - Mieszaniec wzruszył ramionami. - Tak mi się jakoś skojarzyło.
Kobieta prychnęła lekceważąco, jednak już w następnej chwili nie pamiętała o całym zajściu. Jej dwuletnia córka właśnie pakowała swoje wszędobylskie łapki do wiadra z pomyjami. Dzieci potrafiły być absorbujące. Zwłaszcza małe potwory o jasnych, kręcących się w niesforne sprężynki włosach, które niedawno nauczyły się chodzić i zamierzały przedreptać cały świat, począwszy od parapetów, na stromych schodach prowadzących do piwnicy kończąc.
Kobieta podniosła się z krzesła, by przywołać małą do porządku, ale jej małżonek postanowił ją w tym wyręczyć. Wziął dziewuszkę na ręce i zaczął przechadzać się po poddaszu. Namila znalazła sobie nowe zajęcie, mianowicie szarpanie brody Kargiera.
Ktoś szybko wbiegł po schodach. Ktoś z rozpędu pierdyknął w klapę.
- Do kurwiej nędzy, kto to tu zostawił, co? Ja pierdolę…
- Meryn, do cholery! Tu jest dziecko!
Skrzypnęła otwierana klapa, zza której wychynął czyjś potargany, obolały łeb.
- Mam kapustę - oznajmił dumnie.
- Po co ci kapusta?
- A tak mi się skojarzyło… - stwierdził z miną niewiniątka, po czym rzucił kapuchą w Aeda. - Łap, kapuściana głowo.
Następującego zaraz potem łomotu wbrew pozorom nie spowodowało nieszczęsne warzywo ani obrzucony nim szpicouch. Ktoś z uporem wadliwej, awaryjnie lądującej gnomiej lotni dobijał się do klapy w dachu.
- Może mi ktoś otworzyć? Czy mam wam przyrosnąć do tego dachu?
Aed poczuł na sobie wyczekujące spojrzenie Marianny.
- To twoja Regentka. Poza tym ja mam kapustę.
Na poddasze wpadło więcej światła. I więcej żaru. I śmierdząca dymem skrzydlata, dzierżąca coś tryumfalnie w ręku i tłumiąca ataki kaszlu.
- O, piórko! A czemu nie czarne?
- Jak chcieliście krucze - odparła Regentka, wyplątując się ze swojego chechłającego kaszlem kłębka włosów i fatałaszków - to trzeba było mówić od razu, a nie truć mnie tym dymem.
- Wchodzenie do domu dachem to jakaś nowa taktyka, mająca na celu wykiwać Wirgińców? - zainteresował się Mer.
Wadliwa Gnomia Lotnia wyprostowała się z wyraźnym wysiłkiem.
- Bażanty mają skrzydła, wiesz? I są płochliwe - przetarła osmalone czoło. - Górą było szybciej.
Chuchrak wygrzebał z torby jakąś książkę.
- Damy jej pamiętnik. Wiecie, amnezja, te sprawy... Może jej się przydać.
- Skąd to masz? - spytał Kargier.
- Kupiłem - odparł mieszaniec odruchowo, w ogóle się nad tym nie zastanawiając.
- Za pieniądze?
- Właściwie to...
- Masz. - Niemsta ucięła zbędne dywagacje i podała mieszańcowi spinkę z odlanym z mosiądzu motylkiem o skrzydłach ozdobionych koralikami. - Nie noszę tego, a jest całkiem ładne. Może przypadnie jej do gustu.
- Ja także mam nadzieję, że Isleen lubi kolorowości - Skrzydlata przegrzebała zawartość kaletki. Lotnicze zabezpieczenia torby nie puszczały łatwo. - Udało mi się skołować butelkę tęczowego atramentu. I, wierzcie mi, nie poprawi mi to stosunków z resztą skrzydlatej frakcji.
Butelka z “butelką” miała po prawdzie niewiele wspólnego, bo był nią w rzeczywistości mały kałamarz. Ale faktycznie atrament co chwilę zmieniał barwę, zależnie od nastroju właścicielki. Aktualnie był fioletowy. Bogowie niejedyni wiedzieli, co to znaczy.

Pół godziny później, w ogródku...
Mieszaniec westchnął ciężko.
- Myślałem, że tych chwastów będzie tu pełno.
- To nie są chwasty - mruknęła Zorana, nie odrywając wzroku od dzierganej właśnie, różowo-fioletowej krajki, jednym końcem uwiązanej do płotu. - Remis, masz ją?
- Jeszcze nie - odparł Żubr z utytłanej w piachu gmatwaniny rąk, nóg, włosów i głów, w której połyskiwało coś… różowego? Nie.
- To fuksjowa! - awanturował się Meryn. - Moja ulubiona!
- Alaryk by pomógł - westchnął mieszaniec, uznając, że już się napracował i czas trochę ponarzekać. - Nie dość, że zna Isleen, to jeszcze jest zielarzem…
- … Schowaj. Ten. Nóż! - warknął Remis, przygwożdżając nadgarstek Marianny do ziemi.
- Nie prosiłeś go o pomoc? - spytała Niemsta.
- Prosiłem. W liście tak mi się odgrażał, że wolę go nie spotkać jeszcze przez co najmniej trzy miesiące. Albo pół roku. Pamiętliwy jest.
Każdy toczył swoją bitwę. Mieszaniec mocował się z kępą chwastów. A Pan Żubr z Marianną.
- O, znalazłem… - ożywił się nagle Aed. - Aaargh, cholera jasna! Pokrzywę znalazłem.
- Pokrzywę? - zdziwił się Kargier, zajmując się pilnowaniem córy. A pilnowanie małego mrówkojada było na tyle absorbującym zajęciem, że nikt go już o nic nie prosił. - Po co nam pokrzywa?
- Napar z pokrzywy się pije, ponoć to zdrowo. - Chuchrak wzruszył ramionami, coraz bardziej wątpiąc w prawdziwość swojego wyobrażenia o pokrzywach.
- Przecież pokrzywa rośnie wszędzie, co jej po naszej?
- To pokrzywa jest od serduszka - oznajmił mieszaniec tryumfalnie, unosząc nad głowę wiecheć morderczych chwaścisk. - I od poparzonych paluszków!
Zorana westchnęła. Na moment oderwała spojrzenie od polowo-płotowo-ogródkowego warsztatu tkackiego, by przeskanować wzrokiem zawartość poletka.
- Jak chcesz jakąś mniej agresywną roślinę, po prawo od sterty kompostu masz menthe arvensis, po lewo matricarię chamomillię, a za winklem w prawo papaver rhoeas… nie chcesz wiedzieć, na co. Weź stopę z plantago lanceolata, też może jej się przydać.
- Co - stęknął chuchrak. Nie było to pytanie, a krótki, dwuliterowy komunikat, z długim, bardzo długim myślnikiem pomiędzy c a o.
- Zorana - wydusił czerwony na twarzy Remis, mordowany przez wściekłego Mariannę spojrzeniem, choć znacznie bardziej mordercze wydawały się przygniatające go do ziemi kościste kolana - czy któreś z nas wygląda na magistra Uniwersytetu w Królewcu?
Niemsta podeszła do skrzydlatej.
- Daj, dokończę to tkać. Idź mu pomóż, on sobie nie poradzi.
- Skąd ta pewność? - żachnął się sfrustrowany mieszaniec.
- Chcesz ze mną dyskutować?
- … Nie.

Tymczasem w prawdziwym świecie…
Zorana: Idę fotografować kapustę. A Ty pisz opko.
Aedówka: Siadam właśnie. Zdjęcia obczaję wieczorem.
Zorana: Postaraj się, żeby na choć jednym zdjęciu z prezentem znalazł się kot.
Aedówka: Kot? Pytam, bo zżarło smsa.
Zorana: Kot. Na zdjęciu. Najlepiej na każdym.
Aedówka: Dobrze. xD
Zorana: Czuję się jak geniusz zła.
***
Aedówka: Nie pytaj, co robię.
Tata Aedówki: *zerka przelotnie* Nie zamierzam.

Spełnienia marzeń (także tych szalonych)!

3 komentarze:

Rosa pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Rosa pisze...

Po powrocie mogę przeczytać :) BARDZO WAM DZIĘKUJĘ!! :D
Piosenka na początku jest chyba przeznaczona dla Nariusa... Tak mi jakoś pasuje... :)
Nefryt Narius mówi tak nowemu płaszczykowi. Szczególnie po wątkach z Twoimi postaciami.... Hmmm... A już myślałam, że Narius będzie miał coś na kłopoty... Suknia dla Isleen piękna, tyle, że dostanie coś innego... Shel szykuj się na wojnę. ;) Mieszkanie - bardzo się przyda. Tyle, że - Shel już za późno.
I herb - mogę do karty?

Darrusowa Dziękuję za życzenia! Ostatnio słonka aż za dużo, ale przyda się na przyszłość! :D I szkoda, że tort nie prawdziwy...

Szept Isleen bez włosów? Będzie trudno. Ale bez głowy? Komiks świetny. :D :D

Aedówka i Zorana Kapusta... Jest. I to jak ładnie opakowana! Pamiętnik... Jest,chyba dla Isleen by niczego nie zapomniała. :) Śliczne kwiatki i kotek! Też dla mnie?? :P Ostatnie zdjęcie jest przepiękne. Nie wiem jak wam się udaje robić takie zdjęcia.

Jeszcze raz Wam dziękuję. Jesteście kochani!

Szept pisze...

Cóż, powiedz to Lucienowi. On się nam zawziął jak nic i teraz trzeba mu to wybić z głowy. Czymś mocnym i ciężkim najlepiej.

Cieszę się, że się podoba.

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair