Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat


Intro

    – Mówią, że Cienie* wróciły – oświadczył szeptem, zupełnie jakby słowem miał przywołać Bractwo Nocy. A i tak ludzie zdawali się wzburzeni samym wspomnieniem o nich. Chociaż niektóre z wyczynów członków tejże organizacji były niemal legendarne, to nie zmieniało to faktu, iż Cienie byli zabójcami.
   – Mówią, że celem Bractwa jest gubernator, oby sczezł. Tfu! – Swoją niechęć poparł splunięciem, a tym razem ludzie obrzucili mocarnego wojownika zachwyconymi spojrzeniami, takim właśnie, jakimi patrzy się na bohatera. Kogoś, którego nie śmiemy naśladować ze strachu i jednocześnie kogoś, kogo podziwiamy za to, że jest takim, jakim my sami pragnęlibyśmy być. A wspomniany wojownik, powszechnie znany jako Elegia, uśmiechnął się, świadom wzbudzonych uczuć. Otworzył usta, by coś jeszcze dodać, gdy w jego polu widzenia ukazał się miecz. Jego własny, naostrzony i wypolerowany. Unosząc wzrok wyżej, spojrzał w brązowe oczy, spokojne, niczym dwie głębie. Twarz o stoickich rysach, obojętna, tak różna od pełnych zachwytu i ciekawości. Ubranie, znoszone, luźne, wisiało na sylwetce mężczyzny, niezbyt mocarnej, ale widocznie wystarczającej do pracy w kuźni. Ciemne włosy opadały na zroszone potem czoło.
   – O czym to ja mówiłem? – Wojownik ujął za rękojeść miecza, unosząc go do góry, obserwując klingę. Pierwszorzędna robota, musiał przyznać. Aż się prosiło, by przetestować jego ostrość. – A, Bractwo. Otóż mówi się… – urwał, pozwalając napięciu narosnąć. – Mówi się, że Bractwo zamierza wypowiedzieć wojnę Wirginii. Podobno widziano Nieuchwytnego.
   – Bzdura – kowal parsknął. – Gdyby Bractwo coś planowało, nikt by o tym nie słyszał. Jeśli się o czymś mówi, to najlepszy dowód, że Bractwo nie ma z tym nic wspólnego – ciągnął, a ponieważ wspomniany mężczyzna rzadko się odzywał, teraz padły nań zaskoczone spojrzenia wszystkich obecnych w karczmie. Niezrażony tym, otarł dłonie o tunikę.
   – Zapłata. Za miecz – wyjaśnił cel swojej obecności. Ale Elegia nadal spoglądał nań jak na szaleńca. Jak ten człowiek, ten marny rzemieślnik śmiał zanegować jego opinię? Jego, który niemal wszędzie był i niemal z każdym potworem walczył? Kimże ten ktoś był? No? Kim?
   – A co ty możesz, człeczyno, o Bractwie wiedzieć  – stwierdził z politowaniem i dobrotliwym uśmiechem, skądinąd i pogardliwym, odliczając należność.
   – Nic. Jestem tylko kowalem – przyznał kowal, przyjmując zapłatę. I usunął się w cień, zostawiając ludzi z opowieściami Elegi.

*Bractwo Nocy, potocznie nazywani Cieniami – tajna organizacja skrytobójców i szpiegów działająca na terenie Keronii i poza nią, powołana jeszcze w zamierzchłych czasach przez Astrid, zwaną później Nocną Damą, pierwszą Mistrzynię Cieni. Obecnym Mistrzem i przywódcą jest Nieuchwytny, zaś za jednego z najlepszych uchodzi Lucien Czarny Cień. Główne decyzje podejmuje przywódca wraz z Radą. Dokładna struktura jednak, wraz z organizacją i rekrutacją pozostaje owiana tajemnicą, jakiej nam, zwykłym szaraczkom, nie dano poznać.
W każdym z większych miast znajduje się kryjówka Bractwa, znana tylko wtajemniczonym, zaś główna siedziba mieści się gdzieś na pustkowiach Keronii. Cienie, choć specjalizują się w zabójstwach, nie cofną się przed żadnym zajęciem. Niektóre z ich wyczynów stały się nawet tematem legend czy pieśni. Ostatnimi czasy jednak ich imię wzbudza w Kerończykach strach i niechęć, jako że oddali swe usługi Wilhelmowi Hektorowi Escanorowi. Znakiem rozpoznawczy cieni jest otwarte oko. Wiedzą, widzą i czuwają.



Muzyka

Art credit by gokcegokcen



TRZY OSOBOWOŚCI - JEDNO CIAŁO 

Imię i nazwisko: Asgir Thorne
Zajęcie: płatnerz w Demarze
W Bractwie: Lucien Czarny Cień
Stanowisko: Poszukiwacz, Radny
Prawdziwe, acz nieużywane: Varian Gharis
Miejsce urodzenia: okolice Nyrax
Rasa: człowiek
Narodowość: Kerończyk


Ku chwale Bractwa Nocy! 

   – Dziękuję – wyciągnął w stronę tamtego dłoń, chcąc pomóc mu wstać. Dzieciak jednak poderwał się na nogi, odsuwając jak najdalej od dłoni, jakby to jakiś wąż w niej siedział, gotów w każdej chwili go ugryźć. Jedną dłoń przytulał do piersi, szeroko rozstawiwszy palce. – Zawdzięczam ci... – zaczął, nieco zakłopotany rycerski syn, ale nowo poznany całkowicie zignorował jego słowa. Rozejrzał się na wszystkie strony, płochliwe stworzenie, gotowe dać nogę przy pierwszej okazji.  Po czym potrząsnął głową, nieco buńczucznie, zrzucając tym gestem cały strach i wstydliwość. Dłoń, dotąd przytulona do piersi, usunęła się, ujawniając pękaty trzos.
   – Głupcy – sarknął, dodając do tego kilka przekleństwa, jakich nauczył się na ulicy. – Kiedyś tego pożałują.
   Marcus stężał. Nowy był nie tylko żebrakiem, ale i złodziejem.
   – Nie powinieneś kraść  – zganił go w dobrej wierze, w zamian za co otrzymał spojrzenie pełne kpiny.
   – To co, mam teraz pójść, przeprosić strażnika i oddać mu trzosik? Gdzieś ty się chował, hę?
   – W ojcowskim zamku w…
   – A! Rycerzyk. No to gdzie twój miecz, rycerzyku? – zadrwił bezlitośnie żebrak, naraz odmieniony, jakby coś złego było w szlachetnym pochodzeniu Marcusa. – Wracaj do ojcowskiego zamku, a nie się tu pętasz. Ulica nie jest dla ciebie.
   Na ten dyshonor obruszył się rycerski syn. Da radę, musi dać radę. Upór odbił się w jego zapadniętych, zmęczonych oczach.
   – Nie znasz tego życia – stwierdził żebrak, już bez wcześniejszej drwiny.

I. Varian Gharkis, pogrzebany w pamięci
   Przeszłości się nie wymaże. Możesz nią żyć lub pójść dalej. Ale ona zawsze będzie. On wolałby o niej zapomnieć. Nie pamiętać, że kiedyś był nikim. Ulicznikiem, takim jak wielu innych. Kogoś, kogo można bezkarnie kopnąć, podciąć gardło i porzucić. Jednego mniej. Ulice i tak są zbyt ludne.
Większość tego okresu spędził w Nyrax. Mała miejscowość w okolicy Królewca, nad Jeziorem Peverell. Jego ojciec był zwykłym  wojakiem, walczącym o sprawę, której jego syn wówczas nie rozumiał. Alard wierzył, że nie pasowanie, a myśli i honor czynią zeń rycerza. Zginął. Przynajmniej wówczas tak myślano i dopiero lata później, przypadkowo, syn miał odnaleźć go na galerach. Matka Edith, kobieta z ludu, starała się wychować go sama. Wpoić zasady moralne, wiarę w bogów i to, jak żyć. Może nie bogato, może nie zaszczytnie w oczach możnych panów, ale zgodnie z samym sobą. Dobrze. Wyszło jak wyszło, słowem wcale. On już wtedy podążał własną ścieżką. Słuchał nauk, co by spracowanej twarzy nie zasmucać. A gdy brązowe oczy odwróciły się odeń robił swoje. Siostra… tak, miał siostrę. Fina. Niewinne, słodkie dziewczę. Naiwne i niegotowe na prawdziwe życie. Chciał ją chronić za wszelką cenę. Kolejne, co nie wyszło.
   Jedynym jaśniejszym punktem w tym okresem zdaje się pobyt w Mall Resz i późniejsze terminowanie u kowala Brana, choć z tym ostatnim wiązał się powrót do Nyrax, mieściny żyjącej w ciemności knowań, niewolnictwa, przemytu i układów. Jeśli znaleźli się tam jacyś uczciwsi mieszkańcy, trudnili się rybactwem w pobliskim jeziorze. Nawet teraz odór ryb przyprawia go o ból brzucha, podobnie widok rybackich sieci i zgniłozielonej, portowej wody. Paskudztwo. Z tego okresu zostało mu też uprzedzenie do arystokracja i wysoko urodzonych, którymi gardzi, jako tymi, co mają się za nie wiadomo kogo, a w rzeczywistości nic nie potrafią.

II. Rekrut Cieni - początek
   Spotkanie Jastrzębia, Poszukiwacza Bractwa Nocy odmieniło jego życie. Los wygrany na loterii, uśmiech szczęścia. Osoba bez celu w końcu jakiś miała. Nie należący nigdzie, odnalazł dom. I zamierzał zrobić wszystko, by go zatrzymać. Wszystko, by odwdzięczyć się Cieniom. Wszystko, by wybić się ponad innych. Będą przed nim drżeli, mawiał. Z czcią będą wymawiali jego imię. Nikt już nie ośmieli się go lekceważyć. Ambitny aż nadto, zbyt był prędki, zbyt na własną korzyść patrzył. A mimo to Jastrząb widział w nim kogoś więcej. I to właśnie spojrzenie tak niepokoiło ówczesnego przywódcę Bractwa, spojrzenie, które sprawiło, że już od początku Nieuchwytny znielubił młodego Kerończyka, widząc w nim zagrożenie dla swojej pozycji. A jego rywal piął się szybko, zyskując poklask … do czasu pamiętnej misji. Misji, po której została mu blizna na policzku. Zgubiła go pycha i ambicja, one to dwie pogrzebały kontrakt. Ta blizna przypomina mu o tym, że Cienie idą najpierw. Potem, jeśli noc pozwoli, jego własna chwała.
   W tym, nieco dlań burzliwym okresie, szczególną więzią przyjaźni związał się z inną dwójką rekrutów – poznanym wcześniej rycerskim synem, Marcusem i tajemniczą Solaną, niedoszłą przemytniczką, późniejszą kurtyzaną i kochanką Variana. Opieką otoczył go Jastrząb, który stał się dlań nieomal jak ojciec, wzór do naśladowania. Jego teorie o jedności przyjął jako własne, nazwał go swoim mentorem. W końcu zrozumiał. I dostąpił zaszczytu inicjacji, przyjmując nowe miano. Tamtej nocy Varian Gharkis odszedł na zawsze. Zastąpił go Lucien Czarny Cień. Jeszcze zwykły Cień, lecz już wkrótce członek Rady i nowy Poszukiwacz. Jego trud i lojalność zostały docenione.

   – Gdzie moja broń? – To były pierwsze słowa, jakie mężczyzna wypowiedział, gdy tylko się obudził. Pierwszym ruchem, jaki wykonał, po tym jak dłonie nie znalazły znajomej w dotyku rękojeści. Jeszcze zanim zorientował się, że rana na piersi już nie krwawi, że leży na starym łóżku, przykryty kocem w jakiejś chacie. Jeszcze zanim spojrzał w oblicze starszej już ludzkiej kobiety, siwiuteńkiej jak gołąb, pomarszczonej czasem i lekko zgarbionej przez trudy życia. Ubogo odzianej, w starą, zieloną suknię, prostą, z brązowawą chustą zarzuconą na wątłe ramiona.
   – A co? Chcesz mnie zabić? – Głos pozostawał w dysharmonii z wyglądem, bo brzmiał raczej czysto, znacznie młodziej też. Także oczy pozostały jasne i przenikliwe, niezaćmione wiekiem i czasem, jak to czasem bywało u ludzi w podeszłym wieku, o czym on miał się jednak przekonać znacznie później, dzięki płonącej w jego żyłach magii. Możliwe też, że ręka zabójcy nie pozwoli mu tego doświadczyć, bo kto mieczem wojuje od miecza ginie, jak mówiło stare porzekadło.
   – Gdzie moja broń? – powtórzył, wciąż słaby. Bez broni czuł się nagi, zawsze przecież miał przy sobie choćby sztylet, a teraz nic. I co z tego, że w pokoiku znajdowała się tylko staruszka. Zawsze mógł zjawić się ktoś jeszcze, ten, który na niego polował i do takiego stanu doprowadził. Zresztą, tam gdzie obecna była magia, tam nigdy nie wiadomo, kto przed tobą stoi. A tutaj, w tym skromnym domku, aż magią emanowało.
   – Nie zabijesz mnie. Ktoś przecież musi cię pielęgnować  – zakasłała, wyciągnęła z kieszeni chustkę, przykładając ją do warg. Wyglądała naprawdę dość bezradnie … i samotnie. – Poza tym, ja cię nie ukrzywdziłam. Jesteś w bezpiecznym miejscu.
   – Nie ma takiego – odparował. – Moja broń – powtórzył uparcie.


III. Asgir Thorne, spokój i praca
   Choć niewątpliwie jest Kerończykiem, nikt tak naprawdę nie wie, skąd Asgir pochodzi. Nieznany nikomu, przed rokiem przybył do niewielkiego miasteczka znajdującego się w strefie wirgińskiej, przedstawiając się jako Asgir Thorne. Tam też i pozostał, pracując w kuźni, nie robiąc sobie wrogów, ale i nie szukając przyjaciół. Potem, prawdopodobnie z przyczyn zarobkowych, przeniósł się do pobliskiego Demaru. W jednej z bocznych uliczek stanęła kuźnia i proste domostwo, gdzie żyć i pracować mu przyszło, na godny byt młotem zarabiając i śpiewem stali. A, że wiedzy ni kunsztu mu nie brakowało, przeto usługi jego cenione się stały.
   Jako zwykły mieszkaniec Demaru, za jakiego zresztą mają go niemal wszyscy, nosi się w prostej tunice, jasnobrązowej barwy i czarnych spodniach, przepasanych brązowym, skórzanym paskiem. Broni, choć potrafi docenić zalety solidnej roboty i kunsztu, zdaje się wówczas nie nosić w rękach, oprócz rzecz jasna tej, którą sam wytwarza.
   Zapytani o miejscowego kowala ludzie wzruszą ramionami, z całą pewnością pochwalą jego robotę, ale o samym człowieku powiedzą niewiele. Ot, taki małomówny, szorstki w obejściu człek, pewnie z jakąś tragedią w życiu. Spokojny aż nadto, nieszukający zwady ani niestarający się znaleźć w centrum uwagi. Taki cichy obserwator, nieco mrukliwy, nieco nieobyty towarzysko. Nie, nie bierze udziału w walkach. On w konflikt nie angażuje się ani trochę. Ani w spory. Za cichy na to, może i za tchórzliwy, nie żeby go ktoś potępiał, w końcu nie każdy rodzi się wojownikiem. Nie zadaje pytań. Nigdy. Zdaje się żyć w swoim własnym świecie, świecie, który zna, a który sprowadza się do kuźni i młota. Czy jest pomocny? Czasem, przyparty do muru, rzuci jakąś radę, wcale niegłupią, acz zdarza się to rzadko. Czasem też przesunie termin spłaty długu, ale nie ma się co łudzić, o nim nie zapomni. Tyle o nim powiedzą mieszkańcy.
   Tak naprawdę jednak ktoś taki jak Asgir nie istnieje. To po prostu kolejna twarz, jaką przybrał na potrzeby Bractwa Lucien. Blisko Twierdzy Diabła i samego gubernatora, zajmuje się zbieraniem informacji z tej części kraju. I czeka na wezwanie swych braci i sióstr.
    Któż by zwracał uwagę na prostego, niewyróżniającego się niczym szczególnym kowala?

IV. Lucien Czarny Cień, Poszukiwacz - życie, jakie sobie wybrał
   Jako Lucien Czarny Cień bywa w wielu miejscach, jako że do jego obowiązków, oprócz wykonywania misji dla Bractwa, leży i rekrutacja nowych członków. Toteż ma mnóstwo szpiegów, zdaje się wiedzieć, co dzieje się nawet w najdalszym krańcu kraju. Nieoceniona w tym okazuje się i pomoc złodziei, z którymi utrzymuje regularne kontakty i kurtyzan, zwłaszcza tych związanych z „Różą” w Królewcu. Można go też spotkać i w Zamku Gubernatora, jeśli interes Bractwa tego wymaga. Lecz nawet gubernator nie zna prawdziwego miana tego człowieka.
   Opisując jego charakter, na pierwszy rzut oka wysuwają się dwa słowa: egoizm i wygoda. Wychowano go w poszanowaniu dla religii i moralnych nakazów. Lucien jednak lekceważy i jedno i drugie. Religia ogranicza. Ten bóg wymaga tego, ten nakazuje szanować życie, tamten uczciwość i ciężką pracę. Nawet bóg zabójców ma jakieś swoje wymogi. Z racji zaś, że Cień dba o to, by dlań było najwygodniej, lepiej jest udać, że bogów nie ma. Jeśli ich nie ma, to nikt nie osądzi jego czynów. Zresztą, komu pomogły modły? Jaki bóg zszedł na zlaną krwią ziemię, by ochronić wzywających go ludzi? Gdzie byli bogowie, gdy Wirgińczycy wyrzynali w pień ludność i palili wioski? Nie, nie dla Luciena są bogowie. Niech kto inny marnuje czas na modły, on nie ma zamiaru.
   Polityka interesuje go niebywale, nie jednak dlatego, że aktywnie popiera którąś ze stron. Tam gdzie jest konflikt jest i zarobek. Pomijając ten brzęczący fakt Wolna Keronia i niepodległość obchodzi go tyle, co śnieg… zeszłej zimy. Nic osobistego. Robi to, co jest korzystne dla Bractwa Nocy, nic więcej i nic mniej. Uważa, że kraj nic dla niego nie znaczy, a on sam nic mu nie jest winien, ani też władzy. Ludzie zaś powinni zatroszczyć się o siebie sami.
   Lucien jest osobą skrytą, nie wylewną. Nie można powiedzieć, że nie odczuwa uczuć i emocji. W działaniu jednak rzadko kiedy kieruje się nimi, częściej polegając na zdrowym rozsądku. Nie jest też impulsywny. Stara się zachować kamienną twarz, toteż niezwykle trudno odczytać jego zamiary. Nie twierdzę, że nic go nie szokuje czy nie zaskakuje... On po prostu robi wszystko, by tego nie zdradzić. Jednak nawet jego cierpliwość ma swoje granice, po których przekroczeniu wybucha gniewem. Nieliczne osoby, w tym jego podopieczna mają szczególny dar do testowania jego opanowania. Samotnik. Nawet w grupie, choć jest wśród innych, tak naprawdę nie jest z nimi.
   Nie przebacza łatwo, pamięta o doznanych krzywdach i urazach, zwłaszcza jeśli dotyczą bliskich mu osób. A tych ostatnich nie ma zbyt wielu. Jednak lojalności względem nich nie można mu odmówić, tak samo jak i potrzeby ich chronienia. Nie mówi jednak o tym głośno i mało kto zna tę jego cechę charakteru. Na szczególną uwagę zasługuje jego oddanie Bractwu, tam leży jego lojalność i tego Cień nie ukrywa. Nie szuka zrozumienia, ani też przyjaźni. Zdaje się niczego nie oczekiwać od życia, będąc tylko narzędziem, przedłużeniem woli Bractwa. Tam gdzie potrzeba zaufanego człowieka, tam się posyła Luciena Czarnego Cienia. Powszechnie uchodzi za bezlitosnego i zimnego, który to, jeżeli nawet kiedyś czuł i reagował jak człowiek z sumieniem, to dawno już zatracił tę cechę. Jak kiedyś główną motywacją jego działania było wybicie się z biedy i zostanie kimś, kto liczy się w świecie, kogo nie można lekceważyć, tak teraz liczy się tylko wola Bractwa. Nie jest jednak nieczułym kamieniem, wolnym od wątpliwości. Lecz gdyby odrzucił Cienie, odrzuciłby to, kim się stał. Musiałby przyznać się do porażki, wyrzec tego, czego niegdyś tak gorąco pragnął. A on nie jest na to gotowy i wątpliwe, by kiedykolwiek był. Lubi poczucie, że jest panem swego losu, nawet jeśli nie do końca jest to prawdą. Nie rozumiejąc uczuć, lęka się ich, to też jest przyczyna, dla której unika kontaktów z ludźmi spoza Bractwa. Nie chciałby być postawionym przed wyborem stron. Boi się, że wówczas opuściły Bractwo. Zdradził. Ich. Siebie.
   Ma swoje zasady. I chociaż brzydzi się honorem, jako całkowicie niepraktycznym, to swoje długi w miarę możliwości spłaca, chyba że wiązałoby się to z nieposłuszeństwem Cieniom. Jak spłaca długi, tak też i zawsze odbiera swoją zemstę. I znów jedynym hamulcem jest tu wola Bractwa i jego własne korzyści. Cechą charakterystyczną Luciena jest wieczna gotowość do walki. Śpi z mieczem w zasięgu ręki i sztyletem ukrytym pod poduszką. Często też odwołuje się do powiedzeń Cieni, a także zwrotu "nieistniejący bogowie". W głębi duszy kocha słuchać dawnych legend i opowieści, a także wykonywanych przez bardów pieśni, chociaż sam nie zdradza żadnych uzdolnień, czy to literackich czy muzycznych, o plastycznych już nie wspominając. 
   Nie można powiedzieć, by szczycił się bogatym wykształceniem i szkoleniem, takim, jakie przechodzą synowie wysoko urodzonych domów. Życie nauczyło go kradzieży, kłamstwa i oszustwa. Nauczyło podstępu. Swego czasu najbardziej lubił wślizgiwać się po nocach do domów, wykradać co potrzebował i znikać. Było to dla niego mniejszym ryzykiem, prostym zarobkiem. Jak nikt inny wiedział, w jaki sposób przeżyć. Reszty dopełniło szkolenie Cieni, jakie przeszedł, gdy trafił do tej organizacji. Zapoznano go z nieomal każdym rodzajem broni, szukając tej, która będzie dlań odpowiednia. Wkrótce wyszło na jaw, że żaden z niego siłacz, nie dla niego potężne topory, młoty, długie włócznie i walka dystansowa. Jego atutem była za to zwinność. Ulubioną bronią stał się więc jednoręczny miecz i sztylety. Gdy robi się gorąco, używa dwóch mieczy, nie stroni też od nieczystych zagrań. Zrobi wszystko, by uzyskać przewagę, jednocześnie unikając zbytniego ryzyka. Często wspomaga się też magią, jako że odziedziczył tę zdolność po jednym z przodków. Ma w sobie potencjał, lecz magia nigdy nie była dla niego najważniejszą bronią, nie poświęcił się jej całkowicie. Zna co niektóre zaklęcia obronne i magii zniszczenia, głównie bazujące na sile ognia. Jednak szczególnie wyspecjalizowany jest w iluzji i obronie mentalnej. Posiada szczególny dar nazywany przez Jastrzębia panowaniem nad cieniami, skąd i wziął się jego przydomek. Wspomniana iluzja w połączeniu z umiejętnością skradania się czyni zeń prawdziwego Cienia, niezwykle trudnego do wykrycia. Liczne podróże nauczyły go radzić sobie na szlaku, niemniej pewniej czuje się w mieście niż w głuszy. Podkreślić wypada, że starć raczej unika, chyba że nie ma już innego wyjścia. Nie chodzi tu o tchórzostwo, lecz o fakt, że zwykle zdąża z jakąś misją i to niej wówczas poświęca swe myśli i czyny. Mało możliwe więc, by sam z siebie przyłączył się do jakiejś walki na gościńcu czy gospodzie, o ile będzie miał szansę minąć to bez angażowania się.
   Potrafi udawać i grać doskonale, dlatego niezwykle trudne jest by się w jakiś sposób zdradził, ujawniając powiązania z Bractwem Nocy i swoje zdolności. Z samej zaś konieczności udawania różnych postaci, Mistrzowie Bractwa zadbali o naprawienie jego edukacji, zaznajamiając go z quigheńskim i wirgińskim, do szkolenia bojowego dodając naukę czytania i pisania, podstawowych norm zachowań i obowiązujących w wyższych sferach reguł. Pomimo tego on i tak czuje się lepiej udając żebraka i ulicznika niż paniczyka, a naturalnej postawy pysznego szlachetki wciąż nie wyćwiczył. Jest uodporniony na działanie niektórych trucizn, inne potrzebują większej dawki, by na niego zadziałać.
   Patrząc na jego twarz, widzisz ciemne, krucze włosy, nieco przydługie, zasłaniające wysokie czoło. Zdecydowane rysy twarzy, nieco ostre i raczej jasna, przez niektórych określana mianem bladej cera. Z tej twarzy spoglądają na ciebie brązowe oczy z dziwnym ciemnym połyskiem. I kłamie powiedzenie, że oczy są zwierciadłem duszy, chyba że jego dusza ma w sobie tylko obojętność. Prawy policzek Cienia szpeci podwójna blizna, cienka, ale widoczna, ślad po głębokim cięciu. Nie jedyna to blizna, jaką nosi, wystarczy spojrzeć na plecy, pamiątkę po torturach, jakich kiedyś doświadczył w Dolnym Królestwie po zamordowaniu krasnoludzkiego króla. Lecz ta na twarzy ma dlań szczególne znaczenie, pamiątka błędów młodości i zbyt wielkiej pychy. Wizerunku dopełniają nieco krzaczaste brwi i lekki zarost na twarzy, który pojawia się zwłaszcza po długich wędrówkach kerońskimi drogami. Przeciętnego wzrostu i przeciętnej budowy ciała, określany raczej jako szczupły. Sposobem poruszania się bardziej przypomina ostrożne stąpanie elfa niż ciężki krok wojownika.
   Preferuje ciemne kolory, najczęściej nosi się na czarno, z długim płaszczem z kapturem, szczelnie okrywającym jego sylwetkę. Wysłużony, zakurzony, miejscami przetarty, a jednak przezeń ulubiony strój. Do boku ma przypasany jednoręczny miecz, niezbyt zdobiony, za to wykuty z jak najlepszej stali, nazywany przez niego Zabójcą. Oprócz niego kryje jeszcze zestaw noży do rzucania, ostrze bractwa Pokrzyk przeznaczone do cichych zabójstw i drugi, nieco mniejszy od Zabójcy miecz Żar. Raczej nie ubiera ciężkiej zbroi, chyba że postawiony pod murem. Jeśli zaś zajdzie potrzeba zmiany postaci ucieka się do iluzji.
   Co o Lucienie Czarnym Cieniu mówią członkowie Bractwa, tego się nie dowiesz. Módl się do bogów, abyś żadnego z nich nie spotkał. Z tego jednak wynika bezsprzecznie, że nasz bohater nie dość, że ma wiele twarzy, to ich przywdziewanie nie sprawia mu większego kłopotu. 

Niechaj was strzegą i prowadzą Cienie.

Art credit by Katsumi92


Zapraszam do wątków, powiązań, wspólnego pisania. Na użycie postaci w opowiadaniu się zgadzam, pod warunkiem, że zachowana zostanie jej konwencja. Jeśli idzie o postacie poboczne wykreowane przeze mnie – można ich używać do woli, pozwalam na kierowanie nimi i wplatanie ich we własne historie. Wyjątek – nie wolno ich uśmiercać, chyba że wyrażę na to zgodę. Odpisuję wedle sobie tylko znanej kolejności, ale specjalnie nikogo nie pomijam. Jeśli zapomnę, ludzka rzecz, przypomnieć się. Prowadzę 3 postacie, może się zdarzyć, że danego dnia nie dam rady odpisać z nich wszystkich. Może się też zdarzyć, że pomimo wolnego czasu nie będę odpisywać ze wszystkich moich postaci. Taka autorska zachcianka.
Zapraszam do zapoznania się z odnośnikami w karcie. Ułatwi do pisanie wątków i poznanie postaci Luciena. 


Muzyka: Red "Let it burn", Breaking Benjamin "Dance with the devil"
Cytaty: J.R.R. Tolkien (w tytule)


Ostatnia aktualizacja karty: 30.07. - zmiana artów w karcie
Ostatnia aktualizacja podstron: 11.07 - zaktualizowano Miejsca i Poboczne (dodano arty)

1 313 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   801 – 1000 z 1313   Nowsze›   Najnowsze»
draumkona pisze...

Iskra spojrzała szybko to na człowieczka, to na Luciena. Kolejna rzecz do zapamiętania. Ten oto ludź z ulicy odważył się wypowiedzieć delikatną... Jakby groźbę? Robiło się ciekawie.
- Żywy... Pewnie ludzie. Albo jakieś inne istoty. Chociaż wolałabym, żeby byli to ludzie... - mruknęła krzyżując ręce na piersi. W sumie, nie wiedziałajakby zareagowała na wieść, że to elfy pod niewolę. Jej bracia i siostry chyba nie byli tak głupi... Chociaż, kto wie.
Lepiej czekać na rozwój wypadków.

MG

draumkona pisze...

Więcej się nie wtrąciła. Wysłuchała krótkiej wymiany zdań i rzecz jasna, wyłapała znudzenie w głosie Luciena co ją niebywale zaskoczyło. Jak to, Pan Misja jest znudzony misją? Jeszcze lepiej, bo to zlecenie zakrawało na jakiś fenomen jak tak dalej pójdzie.
Zmierzyła uważnym spojrzeniem jeszcze człowieczka z jakiegoś kartelu, po czym odwróciła się na pięcie z zamiarem pochłonięcia jakiejś bułki.

MG

draumkona pisze...

- Jak chcecie, to się obaj wynoście - warknęła podnosząc się z ziemi. Już miała ich oboje obelgami najgorszymi obrzucić i z błotem zmieszać, kiedy stanęła jak wryta i zaczęła nasłuchiwać. Serce jej mocniej zabiło na oddalone echo głosu, głosu Natana. Krzyczał coś, a to nie wróżyło dobrze. Zaraz w Iskrę nowe pokłady wściekłości wstąpiły i nie oglądając się na żadnego z panów, wskoczyła w wcześniej wykopaną dziurę i puściła się biegiem korytarzem mając w głębokim poważaniu wszystkich po kolei. Jeśli trzeba będzie, sama stanie do walki.
Krzyk przybrał na sile, a jej udało się rozróżnić pojedyncze słowa. Wołał ją, matkę. Jeśli choć jeden włos spadł mu z głowy...
Skupiła wszystkie myśli i siły, a posadzka niebezpiecznie zadrżała.

Sol pisze...

Nagana... nagany to mogl rozdawać sobie wśród swoich, ona nie miała oboawiązku go słuchać. ba! mogł sie szykowac na to, ze go sluchac nie będzie, nie, gdy jego decyzji dzielic nie będzie. A więc szykwoaly sie problemy i juz.
- Po odejsciu pani - tu skinąl znów ku Sol - ojciec jej stracil wiele w oczach Rady Starszych, ale nie ludzi. Młody de Winter wiele szumu robił i dzieki wsparciu ojca doszedł do siedzib szkoleniowych assassinów. Nie jest to pewne, ale podobno trzech wynajął, bo zbyt wysoko cenę podniesli i w pogoń za opiekunem pani - kolejne skinienie - poslał ich w swiat w trzy strony. Sytuacja w Skalnym Mieście nie rysuje sie pieknie, mnostwo jest spięc i wątpliwości. Rada Starszych sie rozpada, zaufanie wśrod członków jej upada, wysuwa sie naprzód garstka, która wladze może dzierzyć - oczy informator w Poszukiwaczu utkwil, jakby za wszelką cenę od spojrzenia ognia chciał uciec. - De Winter na przedzie, Kkhol Vaes nieobecny, Skalne Miasto sie dzieli.

draumkona pisze...

Nie sądziła, że potrafi aż tak szybko biegać. Albo też tak silna była jej wola dotarcia na czas, że nieświadomie używała skomplikowanych teleportacji.
Tak czy inaczej, efekt był taki, że elfka wpadła do kolejnej owalnej komnaty na grubo przed dwójką panów.
Był tu stół, parę krzeseł, dwa sienniki... I ludzie. Czterech ludzi. Jeden trzymał Natana za włosy, a drugi stał nad nim z kijem. Rechotał.
Elfce puściły nerwy i urządziła w komnacie istne piekło w dosłownym tego słowa znaczeniu. Żar i płomień nie sięgał jedynie jej, która to go przyzwała na pomoc. I kogoś, kogo tuliła w ramionach. Natana.
Na korytarz natomiast wylewała się pomarańczowa poświata ognia, pożaru. I na początku jedynie było słychać krzyki palonych żywcem ludzi. Potem tylko cisza i trzaskanie płomieni.
Iskra siedziała na podłodze i gładziła synka po włosach pilnując, ażeby nie miał szansy nawet spojrzeć przez ramię. Niech ogląda ścianę. Widok zwęglonych zwłok nie był dla niego odpowiedni.
A ogień wokół płonął.

Sol pisze...

Informator skrzywił sie, jakby w twarz dostał, Sol zaś zmarszczyla brwi i jeszcze bardziej napieta sie wydawała.
- Mowil przeciez, ze to nic pewnego - baknęla, chcąc tego sie trzymac i nie martwić sie na zapas. Zaraz jednak mogla na sobie poczuć niepewne spojrzenie informatora i... no co? kolejna nagana? Niedlugo chyba przez cienia poczuje sie jak dziecko jakieś.
- Ty wiedziec najlepiej powinieneś, Poszukiwaczu, że cokolwiek do Bractwa dociera, nie wychodzi na zewnatrz dla nieproszonych uszu - jakby tymi slowy chciał za swoją niewiedzą mężczyzna przeprosić, poruszyl sie nerwowo. - jesli mogę - spojrzala na Sol i znów na Cienia - oni nie jej szukaja, nie pani - skinienie ku kobiecie kolejne - a jej opiekuna i tylko jego - jesli chciał dokończyc, poryw Sol go uciszyl.
-Niech szukaja, żaden do domu nie wróci - rzuciła pewna egzekutora. wszak był dawnym Czarnym Straznikiem, niewielu z nim rownac sie mogło! W jej oczach był najpotęzniejszy.
- Nie ma ich na pewno w Skalnym Mieście, ale sa inni - informator podrapał sie po brodce i zrobil pół kroku ku cieniowi. - De Winter otacza sie teraz najemnikami jak osobista strażą. Grunt pod nogami mu sie pali, za szybko do władzy chce dojśc i lud sie burzy, a ostatnio - tu spojrzenie spłoszone po całym pokoju pomknęło - ostatnio on zbeszczescil świątynię - wyszeptał i zaraz znaki na odpokutowanie zlych słów wykonał.
- ktorą! -Sol podniosla sie i stanęła jak najgorsze zlo za plecami tamtego.

draumkona pisze...

Iskra zajęła się w tym czasie bułką, która co prawda była nieco czerstwa, ale makowa posypka rekompensowała sprawę całkowicie. Oderwała ćwiartkę, pochłonęła ją, pogryzła i przełknęła. I dopiero wtedy spytała.
- Jakiś plan? - i zaraz oderwała kolejny kawałek bułki siląc się na wrażenie kobiety, która to je niby od niechcenia, a nie jak wygłodniały wilk rzucający się na byle padlinę.

MG

draumkona pisze...

Iskra natomiast na te ich spojrzenia jeszcze bardziej się zirytowała.
- Wara, bo ręce popalę - warknęła i ona czując jak wzbierają w niej nowe pokłady irytacji. Musiała znaleźć się jak najszybciej na świeżym powietrzu. Zbyt długo była zamknięta. I zbyt długo martwiła się o syna.
Puściła Natana na chwilę i spojrzała uważnie w jego ciemne oczy.
- Cokolwiek się stanie, trzymaj się mnie. A jak ci powiem, schowasz się...
- Mamo, ale...
- Nie ma czasu na żadne ale...
- Ale ja nie umiem.
- Jak nie umiesz?
- Coś się stało...
- Pokaż. - mruknęła przykładając dłoń do czoła synka. Posłała w jego ciało myśl, której to zadaniem było znaleźć blokadę, czy też cokolwiek innego, co blokowało jego osobliwą zdolność.
Jakiś mag przy nim szperał. Czuła obcą magię na kilometr.
Chwila skupienia, zmarszczyła czoło, wymamrotała coś pod nosem i uznała, że na chwilę obecną tyle im musi wystarczyć.
- Powinno być dobrze - westchnęła powstając, a Natan rzecz jasna nie mógł się powstrzymać przed sprawdzeniem wiarygodności Iskry. I pochłonęły go cienie.
Elfka zdawała się kompletnie nie zauważać tego, że jej jedyny syn właśnie został zniknięty. Wolała nie przypominać sobie kto jeszcze ma taką umiejętność...
- Devril. Wyjście. - ni to prośba, ni to rozkaz, ni to pytanie, ani w ogóle nic konkretnego to nie było...
Powietrze przy jej nodze zamigotało i w tamtym też miejscu pojawił się uśmiechnięty od ucha do ucha Natan. Najwyraźniej jego umiejętność działała znakomicie.

draumkona pisze...

Iskrze bułka stanęła w gardle i się zakrztusiła. Oczy załzawiła, a elfka rzuciła się na dzban z wodą wypijając łapczywie niemal połowę. Była czerwona na twarzy, co świadczyło o tym, że nieomal się udusiła.
- Chcesz mnie zabić! - pisnęła i rozmasowała gardło - Jesteś mentorem, to ty układasz plany! Ja siedzę i słucham... - ale widząc jego minę zaraz dodała - Czasem.
Opadła znów na krzesło i postanowiła nie kończyć zdradzieckiej bułki. A może to nie wina bułki, tylko Lucienowych stwierdzeń. Ona i planowanie!
To prawie jak Marcus przyrzekający wierność jednej kobiecie.
W dodatku, brzydkiej kobiecie.

MG

Mimo pisze...

Alax był bardzo rad, że taki wielmoża, jak ten na koniu za nim, chcę zasięgnąć od niego informacji. To pozwalało elfowi czuć się ważnym, wiedza to też był swoisty rodzaj władzy. Alax wiedział kim byli Łowcy, wiedział gdzie znajduje się ich siedziba, Wielmoża był od niego zależny. Z zadowoleniem rozparł się na koniu i z wyprostowanymi plecami, uraczył rozmówcę swoim słowem.
- No cóż, po za faktem, że są największymi przeciwnikami smoków, są też jednym z najstarszych ugrupowań, jakie powstały w Keronii - mówił spokojnie, niemal ze znudzeniem, ale oczy zdradzały uczucie podniecenia jakiego doznawał w tamtej chwili - Swoją działalność rozpoczęli w czasach, kiedy Keronia dopiero formowała się jako królestwo. Wtedy te ziemie należały jeszcze do licznych, skłóconych ze sobą plemion. Wtedy też pojawiły się pierwsze smoki, podania donoszą, że przybyły za morza i że nie były pokojowo nastawione względem ludzi. Postanie zakonu miało na celu raz na zawsze wytępić te podłe bestię na naszych ziemiach. Nie było to jednak zbyt łatwe. Na przestrzeni wieków, Smoczy Zakon posiadł jednak wiedzę o tych gadach, jakiej nawet ja sam nie posiadam. Wcześniej, jako grupa przeciętnych wojowników nie stanowi dla gadów zbytniego zagrożenia, ale teraz... - uśmiechnął się szeroko - ... teraz zwycięstwo leży po ich stronie.

Danell.

draumkona pisze...

CZ. I
Iskra miała nieodpartą i dziką ochotę rzucić się na Luciena i go po prostu pobić. A potem zobaczyć, czy wtedy na jego twarzy, czy w spojrzeniu, odmaluje się coś innego niż spokój, czy obojętność.
Bogowie, dlaczego czuła jak pieką ją końcówki uszu od przebywania w obecności tego Cienia? Akurat tego!
Jakby to nie mógł być ktoś u kogo łatwiej o jakiekolwiek uczucie...
Cholerni bogowie w których trochę wierzyła.
***
Długo kluczyli wśród jakichś korytarzy, czy cokolwiek to było innego. Ale wyprowadził ich. On, arystokrata chyba tylko z pozoru, wyprowadził ich na powierzchnię.
Nie byłoby w tym kompletnie nic złego, gdyby nie fakt, że była noc.
Noc, podczas której echem ciągnęły się wilcze wycia, noc, podczas której każdy barykadował drzwi.
Noc Długiego Wycia.
Iskra zaklęła szpetnie, a jakby w odpowiedzi, na czubek nosa spadł jej całkiem sporych rozmiarów płatek śniegu.
- Gorzej być nie mogło - mruknęła pod nosem ściągając z siebie swój płaszcz i narzucając go na Natana. Będzie się mógł nim chyba ze trzy razy owinąć, to tak szybko nie odczuje spadającej na łeb, na szyję temperatury.
A ona... Ona sobie poradzi. Jak zawsze.
Posłała myśl w teren szukając Kelpie, lub Szisza. Żadnego z nich nie znalazła i znów wyklęła w duchu. Najwyraźniej wrócili sami do Czeluści. Wyglądało na to, że będzie musiała jeszcze ukraść konia.
I Natan. Co ona z nim, cholera jasna zrobi?
Spojrzała w niebo, szukając może jakiejś odpowiedzi. I jedyne co dostała, to konstelacja układająca się... No nie.
Syknęła odruchowo cofając się, bowiem na niebie materializował się nie kto inny jak Ponury Gon.
Jakby miała niedostatek problemów!
Ale... Ale, ale, ale. Nie użyła klątwy. Nie, ogień w komnacie był jej osobistą magią, darem Ducha. Co więc robił tutaj upiór?
Nabrała zimnego powietrza w płuca, zatrzymała je chwilę w sobie, po czym wypuściła je ustami. Jednak miast lekkiej mgiełki po oddechu, Iskra dmuchnęła płomieniem. I mimo tego, że stała jedynie w tunice, spodniach i butach, nie trzęsła się.
Będzie musiała podziękować Wilkowi za wskazówki jak używać wewnętrznego płomienia do rozgrzania samej siebie...
Właśnie, Wilk.
Przykucnęła przy Natanie, pilnując, by patrzył na nią, a nie na Luciena.

draumkona pisze...

CZ. II
- Co wujek ci mówił? Co masz zrobić jak coś się stanie? - maluch zamyślił się i Iskra mogłaby przysiąc, że wyglądał niemal identycznie jak Poszukiwacz.
Zamrugała szybciej co by się pozbyć takich myśli.
- Powiedział, żeby posłać białego kruka do Ei... Eiilei...
- Eilendyr.
- Tak!
- I co potem?
- Powiedział, że mnie znajdzie choćby na końcu świata - Natan uśmiechnął się szeroko jakby właśnie wygrał słodycze na loterii.
Więc to tak. Wilk go znajdzie, tylko musi puścić białego kruka.
Ale ona znała inny sposób. Szybszy.
Wstała z kucek i rozejrzała się po otoczeniu. Parę drzew, wzgórze, w oddali jakaś wioska. Za nimi przydrożna kapliczka jakiegoś ludzkiego boga. Cień. Dużo cienia. Noc.
Musiał tu być.
- Wyjdź, proszę cię. I tak wiem, że gdzieś tu się chowasz. - o dziwo, ton jej głosu był łagodny. I chyba jedynie to nakłoniło Dibblera do ujawnienia się, bowiem cień pod nieopodal kapliczki zgęstniał i wyłonił się z niego nie kto inny jak Dibbler.
- Nie będę twoim posłańcem, nie...
- Nie za darmo - Iskra znała Dibblera i wiedziała, że taryfa ulgowa względem niej już się skończyła. - Coś wymyślę. Znajdź Wilka i mu powiedz, że musi zabrać stąd mojego syna. - odniosła dziwne wrażenie, że zbytnio podkreśliła słowo mojego. A może była już zbyt przewrażliwiona...
Dibbler spojrzał przeciągle na Poszukiwacza z miną A nie mówiłem po czym pochłonął go dym i cień.
~*~
Ledwie cztery godziny potem, odnalazł Wilka, władcę Eilendyr w dość nietypowym towarzystwie i w dość nietypowej lokacji. Władca był w stroju podróżnym, z łukiem przewieszonym przez plecy i towarzyszył... No, była z nim magiczka. Ta sama jaką miał okazję spotkać w jakichś tam ruinach, których nazwy już nie pamiętał.
Bez zbędnych zabaw, zmaterializował się i spojrzał nieco rozbawiony na tę dwójkę.
- Pasujecie do siebie. - Wilk nie wiedział, czy ma to odebrać jako obelgę, zaczepkę, czy cokolwiek innego.
- Co się stało?
- Wiadomość od Iskry. Chodzi o Natana. Wiesz, że nie ma go w Eilendyr?
Wilk pobladł i spojrzał szybko na Szept. Chyba ruiny będą musiały zaczekać. Syn Starszej Krwi powinien być w stolicy, a jeśli go tam nie było... Musiało stać się coś złego.
Dibbler zniknął równie szybko jak się pojawił.

[mam nadzieję, że mnie nie ugryziesz za wciśnięcie w to wszystko Szeptuchy >D]

Sol pisze...

Na te słowa, głośno wypowiedziane jej mysli, spiorunowała wzrokiem Cienia. Jeszcze by tego brakowalo, by o niej wszystko wiedział! Jeszcze sobie z nim pomowi! jeszcze mu wygarnie, co sądzi o takim sprawdzaniu wszystkiego o wszystkich! Wolala, by akurat pewne sprawy nie zostawały wyciagane na światlo dzienne.
Informator, który całe napięcie jakby wyczuł, szybko pokręcił głową.
- Nie, nie Ignis. Przybytek Caeli zbeszczeszczono, spalono świątynię, ogrody wokół niej, część kapłanów uciekła, częśc schronienie i pomoc odnalazła u ludzi - powiedział szybko i rozejrzał sie po izbie. - Nie wiadomo po co to i komu było, nie łączy sie to jednak z nikim znanym w Skalnym Mieście. Mówi się, że to obcy, z zewnatrz, przejezdni zbóje innej wiary nie poszanowali Caeli.
Sol nie umiała tego połaczyć z de Winterami. I może slusznie. Może nie wszystek zla to wina tych, co ją skrzywdzili.

draumkona pisze...

Właśnie. Nie zawsze nim będzie, a Iskra mogłaby dać głowę za to, że zdawało się, że jednak okres czasu jaki jest jej przeznaczony nie ma określonej wartości. Przynajmniej, chciałaby bardzo by tak właśnie było.
Skrzyżowała ręce na piersi i wbiła uparte spojrzenie w jego twarz. Najwyraźniej też nie zamierzała ustąpić, a gdzie tam.
- To będzie kiedyś, teraz jest teraz. Trzeba było mnie uprzedzić, to bym bardziej myślała nad sensem tej misji. Teraz nawet nie pamiętam co mamy konkretnie zrobić... - nie, to chyba nie był dobry argument. Zdecydowanie szła w złą stronę.
Poza tym, jak on jej mógł rzucić na głowę planowanie, skoro miała iść do Brana... Aha. Więc w tym rzecz.
- I tak do niego pójdę. - oświadczyła twardym tonem, upartym.

MG

Sol pisze...

Płomiennowłosa kobieta, w jednej chwili jakby się zmieniła. ta złość cala z niej uleciała, oczy jednak zapłonęły ponownie, głebokim, ciemnym blaskiem, który byl rownie zagadkowy jak tajemnice kryjące się w jej krwi. Ale tego Cień nie mógł wiedziec, kto za nim stoi, czemu informator tak raz po raz od niej wzrokiem ucieka. Nikt nie wiedzial tu wszak o niej a i w Skalnym Mieście była jej postać owiana woalka tajemnic.
- Co z moim ojcem i matką? - głosu nie podniosła, acz wydawać sie mogło, ze zadudnił głeboko po izbie, obijając sie od ścian i wracając z zdwojoną siła. A nie krzykneła, mowiła spokojnie, tylko ten wewnetrzny niepokoj jakby ją wzmocnił.
- Co z nimi? odbiło się to na nich jakos szczegolnie? nie chodzi mi o politykę i o Radę - gdyby tu cienia nie było, pewnie zaraz by staneła przy mężczyxnie i za ramie go złapała, niecierpliwie potrząsając. A tak? Stala dalej na swoim miejscu, tylko palce zaciskała na materiale sukni.
- Matka twoja, pani Esme z domu nie wychodzi, ale nie odnotowano by stan jej sie pogorszył, na zdrowiu, czy na duchu, przygasła jednak nieco - powiedział informator, marzcząc brwi. Cóż, akurat od niej tych pytań sie spodziewał, łatwe to do przewidzenia było, ze padną. - Ojciec nie wycofuje sie z zycia wcale i choć obydwoje nie poruszaja gniazda szerszeni o tobie wspominając, ludzie wiedza, ze sie martwią i tylko udają, ze nic ich to nie ruszyło.
Odetchnęla. A więc jednak, zły los na nich zemsty nie szukał.

Nefryt pisze...

-Lucien. - Nefryt zrównała się z nim, odzywając się po raz pierwszy, odkąd poczuła się odrzucona przez Czarnego Cienia. - - Te patrole... Rozpoznałam kilku spośród rycerzy. Mogę się oczywiście mylić, ale wydaje mi się, że walczyli pod Rivendall. To nie są zwykli strażnicy. Ktoś ich widocznie uprzedził, wiedzą więcej, niż powinni, ale... Nie sądzę, żeby powst... - umilkła, widząc jeden z patroli. Wirgińczycy miną ich pewnie z daleka, zajęci pilnowaniem bram. Póki ktoś nie próbował wjechać do Kansas, zapewne niewiele ich obchodził.
Właśnie, przekroczenie murów miasta...
To może być dla nich problematyczne. Zwłaszcza dla niej. Cień zapobiegliwie skrywał swoją buźkę, za to jej twarz była rozpoznawalna w wielu miejscach.
„Mądry Kerończyk po szkodzie” - sarknęła w myślach, w rzeczywistości nie do końca przekonana, czy w jej przypadku ukrywanie twarzy miałoby jakikolwiek sens.
- Co myślisz na temat bram? Nimi raczej nie przejedziemy – postanowiła podzielić się z Lucienem swoimi spostrzeżeniami. - Znam za to inne wejście do miasta. Ale jeśli masz jakiś plan, to chętnie go wysłucham. Będzie z pewnością przyjemniejszy w realizacji – westchnęła z nadzieją, że Poszukiwacz faktycznie ma jakieś asy w rękawie na tę okoliczność.
Naprawdę, wolałaby nie korzystać ze znanego jej „alternatywnego wejścia” do Kansas.

Sol pisze...

Rzuciła mu przelotne spojrzenie i skupiła sie na informatorze. Co chciała jeszcze wiedzieć? O Lancela chciala pytać. Acz i nie chciała z kolei, by wszystko co może tu zostac powiedziane, doszło do uszu Cienia. pewne kwestie dotykały spraw nazbyt intymnych, zbyt osobistyc. On byl Cieniem, wynajetym do konkretnego zadania. Do diaska, nie musial wiedziec o wszystkim! Sam pewnie sam z siebie niczego o sobie nie zdradza i tez nikt inny nie moze tego zrobić.
- Co sie dzieje teraz z synem Allisera de Wintera? - a pal licho z całymi uprzedzeniami, musiała wiedzieć.
- Pan Lancel w slady ojca idzie. Stanowiska w radzie Starszych szuka, sojuszników dla ojca pozyskuje - odpowiedź ta, cąłkiem sucha i logiczna, uderzyla w nia jak silna pięść. Sol aż zmarniała i cofneła sie dwa kroki. Zmarszczyla brwi i odwrócila wzrok. A więc nikogo to nie obeszło... Jego nie obeszlo nic. Zaplanowane, to wszystko musiało być zaplanowane!
Odwróciła sie i w oknie po chwili stanęła. Ona skończyla.

draumkona pisze...

Iskra przedrzeźniała go chwilę robiąc dziwne miny do samej siebie i mamrocąc coś pod nosem. A potem się podniosła z krzesła i przeszła parę razy po salce w jakiej się znajdowali roztaczając wokół siebie coraz to wyraźniejszy zapach. Ten co zawsze.
Maliny, wanilia.
Krążyła tak niemal piętnaście minut, nim w końcu przystanęła i stwierdziła, że pora przestać udawać, że myśli.
- Nie umiem nic wymyślić... Pomóż mi - poprosiła cicho starając się na niego nie patrzeć. Dziwnie się czuła z proszeniem go o cokolwiek.

MG

draumkona pisze...

[poprawka >D]

Znów spojrzała zaniepokojona na niebo, gdzie pojawiać się zaczęły pomniejsze kościste upiory. Zaklęła okropnie słysząc oddalające się kroki Cienia. Musiał się zająć Natanem do czasu przyjścia Wilka. Musiał... Przecież to był też jego syn, do cholery!
Puściła się za Lucienem biegiem, na szczęście, daleko nie zdążył odejść. I zagrodziła mu drogę swoją osobą, w chwilę potem złapała go ramiona, żeby przypadkiem jej nie uciekł.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie ważne co sobie myślisz, ale to twój syn. A to, że nie nadajesz się na ojca teraz jest nie ważne. Musisz się zająć Natanem... Ja nie mogę... Muszę uciekać nim mnie dopadną... - roztargniona spojrzała ponad jego ramieniem na synka i przywołała go gestem do nich. Pozostały czas gdy byli sami przeznaczyła na coś innego.
- Lucien... - jakoś słowa uwięzły jej w gardle, więc zamiast tego go po prostu objęła za szyję i ucałowała w usta. Przeciągała pocałunek ile się dało, ale kiedy kroki Natana stały się niemal namacalne co świadczyło o tym, że zaraz się przy nich znajdzie, niespodziewanie się odsunęła. W oczach jej odbił się jakiś smutek, czy rozerwanie, a złośliwy głosik w głowie wyzwał ją od tchórzy. Iskra nie mogła pozwolić by jakaś jej część uważała inną jej część za tchórza.
Podniosła dłonie i ułożyła je na Lucienowych policzkach. Były chłodne, ale zaskakująco delikatne.
- Lu... Ja, ja... Bo ja... - nie było czasu. Zaraz Natan znajdzie się w polu słuchu - Kochałam cię. Kocham... - i dopadł ich w tym momencie ich syn z niewinną miną. Iskra jeszcze raz na chwilę utonęła w ramionach swojego, jakby nie patrzeć, mentora i ostatecznie się odsunęła, że niby nic nie zaszło.
Przykucnęła na ziemi i przyciągnęła Natana bliżej siebie. Owinęła go jeszcze szczelniej swoim płaszczem i westchnęła cicho.
- Zostaniesz teraz z tym panem, a wujek potem cię zabierze. Słuchaj się go dobrze? I bądź grzeczny... - utuliła synka czując, jak zbiera się jej na płacz. Natan nie pytał. Był nieco speszony w obecności Cienia by zrobić cokolwiek, ale Iskrę także przytulił, a małe rączki zacisnął na materiale jej tuniki. Posmutniał.
- Znowu mnie zostawiasz... -powiedział smutno, a w jego ciemnych oczach zalśniły łzy.
- Wrócę po ciebie... Wrócę, tak jak zawsze. - obiecała cicho i w końcu puściła malca, a zaraz też podniosła się na równe nogi. W tym momencie niebo rozdarła błyskawica, a wycia nasiliły się. Gdzieś odbiło się echo cichego, upiornego śmiechu. Nie było już czasu.
Spojrzała jeszcze raz na jednego i drugiego, a potem podbiegła jeszcze do Devrila.
- Dziękuję za pomoc... Kiedyś się odwdzięczę. O ile klątwa da mi żyć. - ucałowała niby arystokratę w policzek i pobiegła dalej; w ciemność, w las, byleby dalej, byleby żaden z upiornych sług Gona nie zauważył co zostawiła za sobą. I jak było jej to bliskie.

Wilk miał sposób na odnalezienie Natana; jakiś czas temu powiązał go dość silnym zaklęciem tropicieli, które pozwalało mu na wykrycie jego śladów, choćby już były dawno zatarte. A prawdopodobną lokalizację mógł wybadać myślą. I tak też zrobił. Stał chwilę nieruchomo, mamrocąc coś pod nosem, ale udało się. Zaklęcie się aktywowało, a on poczuł wezwanie.
- Równiny... Okolice Valnwerdu... - zawyrokował w końcu. To daleka droga.
- Daleko... Cholernie daleko.

Mimo pisze...

- To zależy od sytuacji - odparł Alax i aby chronić się przed chłodem napływającym z gór, okrył głowę ciężkim, workowatym kapturem, który całkowicie przysłonił jego oblicze. Dzięki temu nawet, gdyby natrafił na kogoś znajomego, sam pozostałby nierozpoznany przez nikogo - Dostarczanie listów jest zbyt ryzykowne, korespondencja w Smoczej Wiosce nie jest powszechna i każdy list budziłby zbyt wielkie zainteresowanie. Dlatego najczęściej spotykam się z ich wysłannikami w jakiś umówionych miejscach, ich twierdzę odwiedzam niezwykle rzadko.
Jechali ciemnym lasem, bacząc, aby omijać każde wystające pnie czy korzenie, unikać trujących roślin i unikać kontaktu wzrokowego z leśnymi boginami, które z taką lubością rzucały czary na śmiałków.
Wreszcie las ustąpił, a przed nimi wyłoniły się nagie, strome skały, pełne kruszącego się kamienia i niebezpiecznych wąwozów.
- Teraz droga będzie naprawdę trudna, pilnuj swego konia, panie - rzekł Alax i śmiało ruszył przed siebie.

Danell.

Nefryt pisze...

- Przed laty grupa więźniów próbowała uciec z Kansas. Wykopali tunel wiodący z ich celi do piwnic jednego z miejskich domów. Mieli tam sprzymierzeńca, który dostarczał im materiały do dalszej budowy i żywność. Więźniowie przekopali się prawie pod mury miasta, gdy nastąpił zawał. O przejściu tym dowiedziano się dopiero, kiedy próbowano wybudować w Kansas kanalizację na modłę quingheńską. W czasie prac budowniczy natrafili na tunel. Jeden z nich poinformował o tym nadzorcę. Prace natychmiast zakończono… przynajmniej oficjalnie. Mieszkańcy jeszcze długi czas po tym słyszeli dochodzące z podziemi zgrzyty i odgłosy rozbijania kamieni. Aż pewnego dnia hałasy trwały krócej. A potem wszystko ucichło. Nigdy więcej nie widziano żadnego z budowniczych. – Umilkła.
- Korytarze łączą się ze sobą. Te, które zbudowano na potrzeby kanalizacji, tunel wykopany przez więźniów, szereg piwnic. Pod miastem ciągną się kilometry podziemnych przejść. Możliwe, że prowadzą także do kryjówki powstańców. Wie o nich gubernator. Ale byłby głupcem, gdyby zdradził sekret wystarczającej liczbie ludzi, by zablokować sieć korytarzy tylko po to, by udaremnić powstanie, które nie ma szans na powodzenie. A nawet po to, by schwytać ciebie… lub mnie. A aż takim głupcem nie jest.

Mimo pisze...

Kaino nigdy nie uchodził za znawcę intryg, spisków ani tajemnic, dlatego ów sytuacja nie należała dla niego do zbyt komfortowych, mimo to wiedział, że gdyby się tutaj nie zjawił, potem uważałby sytuację za zmarnowaną i straconą. Cloy był lekko podchmielony, zajęty swoimi gośćmi i zabawą z próżnymi głupcami, więc jego czujność opadła poniżej zera. Należało baczyć jedynie na służbę, która to zawsze miała talent do podsłuchiwania przez ściany i jakimś dziwnym sposobem zawsze wszystko wiedziała.
- Wydajesz się być równie niepewny, jak ja, ale... - Kaino zawahał się - ... ostatnio dokonałem pewnego odkrycia, które budzi niepokój i sprawia, że sytuacja ze smokami nie jest taka, jak nam się wydaje. Są rzeczy o których nie wiemy i chcę ci to udowodnić. Jeżeli mamy działać w ICH sprawie, musimy wiedzieć w jakie bagno wdepnęliśmy i zastanowić się jasno czy nadal chcemy w nim tkwić.
Kaino wyminął Luciena i podszedł do czerwonej kotary, która zdobiła ścianę niby z przepychu. Walkor odsunął ją, uwalniając z materiału tumany niewytrzepanego i zalegającego tam miesiącami kurzu. Potem obmacał dokładnie cegły, aż znalazł konkretną, która ustąpiła pod jego palcami i w ścianie pojawił się otwór.
- Tylko taka droga zapewni nam całkowite bezpieczeństwo i tajemnicę - wyjaśnił, widząc zdziwione spojrzenie rozmówcy - To jedno z sekretnych tuneli, nie ma w nich nic strasznego nad pająki i węże, ale bynajmniej nie te jadowite.

Kaino.

Sol pisze...

Sol zamkneła oczy z chwila, gdy dalo się słyszeć cichy trzask zamka, za opuszczającym izbe informatorem. Znajoma twarz, osoba z tamtego świata, z jej świata do którego nalezała do niedawna... Wszystko wróciło i ozylo, stało sie jakby namacalne. Wydawało jej sie, ze niemal znów czuje pieczenia na udach, gdzie wbijały się w jej bladą i delikatną skórę silne męskie dłonie, jak słyszy prucie wstążek sukni przy biodrach, jak w głowie jej ciśnienie rośnie, jakby znowu sie szamotała i walczyła... Pokręciła glowa, potrzasnela, az kilka krotszych pasemek opadło na policzki i wrócila do karczmy. Znowu stała w izbie a za plecami miała Cienia. Pochyliła głowę, skuliła ramiona, zabrakło jej ciepła i poczucia , że nie jest sama. Do diaska, to wszystko powinno być nie tak! Miała moc, miała siłę, dlaczego nie umiała zawsze byc twarda?! Ilez to wojowniczych kobiet spotkała do tej pory na swej drodze, one wszak same kierowaly swoim losem, zawsze i wszędzie! Sol chyba ednak byla zbyt... delikatna, wrazliwa i przede wszystkim słaba.
- Czy... - chrzakneła, by odzyskac panowanie nad głosem, które przez scisnieta krtań nie chciał zabrzmiec prawidlowo i czysto. - czy dowiedziałes sie, czego chciałeś?
O bogowie, jak wielka ochote miała teraz móc sie przytulic. Chocby i do niego, niewazne że ja wciąz irytował tym komenderowaniem. Potrzebowała oparcia.

Mimo pisze...

- Twoja wolna panie, zrób wszystko co chroni twoje życie - Alax sam z konia nie zsiadł. Na tej trasie czuł się pewnie, jako, że przyszło mu ją pokonywać nie jeden raz. Koń na którym siedział także szedł żwawo przed siebie, znając na pamięć każdą przeszkodę, jaką niesie ze sobą trudna droga do przebycia.
- Co do ich czujności, to musisz wiedzieć, że wychowywałem się u nich od dziecka, a że w życiu po za szpiegowaniem nie wiele rzeczy udaje mi się zrobić dobrze, traktują mnie jak ciamajdę i nie widzą we mnie zagrożenia - nachmurzył się, w jego oczach pojawiła się złość i nienawiść - Smoki są tępe i nawinę. Potrafią tylko ziać ogniem, porywać owce z pastwisk i gromadzić złoto oraz diamenty, które jakimś cudem zawsze udawało im się złowić. Ale gdyby smoki miały obmyślać strategie wojenną bądź bawić się w politykę, Keronia padłaby jako pierwsza - Alax z rozkoszą pozwalał sobie ulżyć, wypuczając z ust liczne obelgi pod adresem smoków.

Danell.

draumkona pisze...

- To ja się spotkam ze zleceniodawcą i to ja się rozliczę - mruknęła pocierając brodę palcami, w jawnym zamyśleniu, jakby ten jego wzrok z dezaprobatą na twarzy dał jej solidnego kopa na myślenie. Prosto w pośladki.
- Zajmę się... Towarem. Tak. Ty sobie idź po handlarza. - Iskrze nie należało oddawać dowodzenia nad sprawą, bo zaraz by wszystkim zadania porozdzielała i po kątach porozstawiała za błędy. Nie nadawała się chyba nawet na mentora, choć to się miało rychło zmienić za sprawą pewnego rekruta. Bogowie jednak nie mają sumienia, a i okrutni są niebywale.
Zakołysała się na piętach splatając ręce za plecami i spojrzała znów na swojego, jakby nie patrzeć, opiekuna
- Do wieczora towar powinien być przechwycony - ambitnie, Iskra wysoko sobie postawiła poprzeczkę, a co gorsza, terminu zamierzała dotrzymać. To chyba przez ten jego wzrok rozczarowany, który bardzo ją ubódł. Chciała mu udowodnić. Bardzo chciała.

MG

draumkona pisze...

Niebo znów rozdarła błyskawica, a wycia na chwilę się urwały. Coś ziemią wstrząsnęło, najwyraźniej spory kawałek ziemi się obsunął.
Natan owinął się szczelniej płaszczem Iskry i kichnął. Spojrzał zły na niebo, jakby rozumiał, że to przez jakieś wyższe siły znowu go pozostawiono, a potem spojrzał na Luciena.
- Wujek nie zjawi się szybko. Jest daleko... - powiedział cicho czując w powietrzu magię Wilka. Wycie znów wypełniło lasy i równiny, a chłopaczek drgnął. Najwyraźniej się bał.

Wilk zaklął szpetnie, zupełnie niby jakiś parobek co kolejną parę butów musi czyścić i zawrócił.
- Musimy się najpierw wydostać z ruin, potem... Potem pomyślimy, może jakimś dziwnym, szczęśliwym trafem znajdzie nas coś co potrafi latać. I przy okazji zechce nas tam zanieść... - cóż, w swoje słowa to on nie wierzył, bardziej sarkazm przez niego przemawiał, bo niepokój brał nad nim górę.

draumkona pisze...

Iskra skrzyżowała ręce na piersi i wydęła z niezadowoleniem usta.
- Dlaczego nie? Nic mi nie zrobi! I ja też mu nic nie zrobię! - jeszcze trochę i by noga tupnęła, że co to ma być, że on sobie się spotyka ze wszystkimi, a jej tylko myśleć każe i nic więcej. Już ona mu pokaże.
- I nie zakładam najłatwiejszego scenariusza! Ja... Ja po prostu stawiam wysoko poprzeczkę, o. A jak ci mało czasu, to w drugi dzień uwinę się z handlarzem sama, a ty sobie posiedź. Tylko nie pij. Drugi raz cię holować nie będę. - wyrzuciła wszystko na jednym tchnieniu, ale najważniejszego nie dodała, choć w myśli wykrzyczała do samej siebie, że z Branem i tak się, cholera, spotka!

MG

draumkona pisze...

Niepewne spojrzenie, jakby sprawdzał, czy jego matka aby na pewno nie pomyliła się w ocenie tego człowieka. Natan dziwnie się czuł będąc z nim sam na sam, ale polecenie wykonał, podgonił nieco i znalazł się tuż obok Poszukiwacza.
A nor swoich powychodziły stwory. Ghule, strzygi, topielice, utopce, wiły i rusały. Ale żadne z nich nie zbliżało się do nich, dziś była noc kiedy świętowali, kiedy stwory mogły się bawić, zapominając o żądzy mordu.

Z powątpieniem lekkim spojrzał na korytarz w którym zniknęła magiczka, ale nie ośmielił się kwestionować jej decyzji. Już nie raz okazało się, że jej szósty zmysł jest całkiem przydatny. Nabrał jedynie powietrza w płuca i ruszył jej śladem wąskim, nieprzyjemnym tunelem licząc, że jednak nic go tam nie zje.

draumkona pisze...

Natan nie wiedział gdzie jest mur. Nie wiedział nawet gdzie jest, a to bardzo mu się nie podobało. Wilk zawsze uczył go, że połowa sukcesu dobrej ucieczki to zorientowanie się w miejscu i czasie.
No, czas znał, bo tyle się już o zimie nasłuchał, że bogowie klękajcie.
Ale miejsce... Miejsca nie poznawał.
- Kim pan jest? - spytał cicho na razie się za siebie nie oglądając. Musiał spytać, bo przecież ten pan musiał mieć jakieś imię. Wiecznie tytułować kogoś panem się nie da...

Wilk nie znał się tak dobrze na magii jakiej używała Szept. On widział jedynie ślady w ziemi i czuł kiedy ktoś zostawał ranny. Ale znaków w ścianach, czy innego ustrojstwa... Nie, to pozostawało ukryte.
Dlatego też uniósł lekko brwi patrząc na Szept, która to wpatrywała się w kawałek ściany, a potem ruszyła dalej. Szybko.
Więc coś musiało być na rzeczy.

Mimo pisze...

Alax przyjął jednak te słowa z wyrazem zaszczytu na twarzy. Jego oczy zabłysły światłem zadowolenia i z jeszcze większa pewnością siebie wciągnął powietrze do płuc.
- Bycie kimś takim, jak ja się opłaca. Wprawdzie nigdy nie zajdę daleko, ale mogę zyskać majątek, kiedy inni dowiedzą się, że jestem dobry w tym, co robię - uśmiechnął się z wyższością.
Zimny wiatr zaczął napływać od północy i dąć w ich stronę, jakby chciał, żeby cofnęli się w tył i nie szli zakazanymi ścieżkami. Po ich lewej stronie znajdowała się wyra, czeluść w którą strach było wpaść. W dole znajdowała się spieniona rzeka, która bulgotała wściekle i waliła gniewnie w spód skały.

Danell.

Sol pisze...

Sol nie bała sie, ze zostanie rozpoznana. Ona umiała sobie radzic, umiała straszyc i na tym głównie bazowała w własnej obornie, bo i żadnych ataków nie umiała przeprowadzic, na tyle skutecznych, by faktycznie kogoś z premedytacją skrzywdzić. Nigdy jej się to nie zdarzylo.
- I jak ci sie ten obraz rysuje? Zadowolonys z niego? - rzucila mu spojrzenie pełne sceptycyzmu. Ona zaczynala tracić wszelką wiare w własne uniewinnienie, czy oczyszczenie z zarzutów, wycofanie ich. Ale słowo juz padło i poszło w obieg do ludzi i tego tak łatwo sie nie wymarze, nie z ich pamięci, zwłaszcza tych, co w to uwierzyli. Parszywe kłamstwo, wrasta w umysl i serce z niebywałą łatwościa, jak krew po zbrodni w ciemnym zaulku wsiaka w kocie lby aleii.
- Bogowie, ja nie dam rady - jeknela z żalem i obrociła sie do Cienia a z jej oczy wycierała rozpacz. - Muszę do domu wrocić, msuzę rodzinę zobaczyć - o to jej chodziło od samego początku,a le tez uświadomiła sobie, ze w zupełnej tajemnicy przeciw Lucienowi działac nie może. Potrzebowała pozwolenia. Teraz on tu rządził.

draumkona pisze...

Iskra nie znosiła wręcz jak był przykładowym Panem Misją. Prychnęła jak obrażony kotek i skrzyżowała znów ręce na piersiach.
- Pan Misja się znalazł, holender... - mruknęła pod nosem, a potem gwizdnęła ostro. I na tą komendę z góry zbiegł Szisz ciągnąc za sobą skórzaną torbę Iskry z miksturami, ziołami i innymi rzeczami o jakich świat powinien nie wiedzieć. Sam zwierzach wdrapał się pod nodze na jej ramię, a elfka pochyliła się po torbę, którą przerzuciła przez ramię. Skórzany pasek napiął się od ciężaru zawartości.
- Idę po towar. Sam się nie uwolni. Do potem więc, panie szanowny mentorze. - i okręciła się na pięcie i pomaszerowała ku drzwiom.

MG

Nefryt pisze...

A Nefryt, przynajmniej tym razem, żadnego dodatkowego sensu w swych słowach nie kryła, ograniczając się jedynie do przekazania informacji. Im bliżej bliżej było do wykonania misji, do kulminacyjnego punktu ich wyprawy, tym czuła większy lęk... I jednocześnie tym bardziej była pewna, że wykona zadanie, choćby sama miała przy tym zginąć.
Ciekawe, czy zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo przypomina w tym momencie Luciena.
Ciekawe, czy on też się bał? Czy teraz, albo na którejś ze wcześniejszych misji dla Bractwa czuł się tak, jak ona.
- Nie wiem. Jedyne, na czym mogę oprzeć się w swych sądach to nieliczne chwile, w których widziałam gubernatora. Reszta, to moje wnioski z tego, co się dotąd wydarzyło. Ty znasz go pewnie lepiej, ale... Nie rozmawiajmy akurat o tym - mimo tego, że starała się mówić bez emocji, w jej głos wkradł się smutek. Nie chciała, by Bractwo i jego sprawy oddaliły ich od siebie jeszcze bardziej.
- Nie, krasnoludka - parsknęła. - Myślisz, że nigdy nie zrezygnuje ze współpracy z Bractwem? Mam nadzieję, że to co mówię, okaże się wielką bzdurą, ale myślę, że gubernator poczeka na odpowiedni moment. Kiedy nie będzie was już potrzebował tak bardzo, jak wcześniej, a wewnątrz Bractwa nasilą się konflikty, wykorzysta sytuację. - Nie znała całej sytuacji, nie była przecież Cieniem, opierała się jedynie na własnych spostrzeżeniach i domysłach.
- Nic nie szkodzi, poprowadzę cię. Szłam tamtędy razem z jednym z moich ludzi, pamiętam dobrze drogę.

Sol pisze...

[wlasnie miałam znikać, więc dobranoc, a na gg musimy sie umowić i ustalic szczegóły powiązan i planów z D. ;D]

Czego chciała... Taka prostolinijna szczerośc w wykonaniu Poszukiwacza ja ujęła. Zamyslony, nie wydawal sie tak surowy i to jej sie spodobało, jakby dostrzegła pewna szczelinę w tym głazie. Choć moze to złudne wrażenie, ona się go przez chwile przytrzyma.
Ale to w jaki sposob sie do niej zwrocił, juz jej sie tak nie spodobało. Slowa jakoś szosrtko wyplute mogłby przypominac atak. A ona na to nie była gotowa.
- Masz problemy z pamięcia? - uniosła brew i zlustrowała go tak, jakby nie odpowiedzi oczekiwala, a jemu chciała pokazac, ze sama szczerze w to wątpi, by z jego głowa bylo cos nie tak. Nie wiedziala tylko, czego nie rozumie.
- czego ja chcę...? - odrzuciła pewnym ruchem włosy za siebie i zrobiła krok w stronę Cienia. - Tego, czego chce każdy, kogo zdradzono - kolejny krok ku niemu, - oszukano - i znowu - oskarzono niesprawiedliwie - smiały krok - obrzucono blotem i zdeptano - dwa kroki tym razem i juz stala twarzą w twarz z Cieniem. Uniosla dłoń z zamiarem ściagnięcie mu kaptura z glowy, acz skończylo sie na tym, ze jedynie palce zacisnęła na krawedzi materiału przy skroni Poszukiwacza. - Chcę zemsty Cieniu i ty mi ja zapewnisz, bo płacę - kiwnęła glową, wiedząc, ze mowi prawde i Bractwu na zlocie zależy. - Bo tyle monet ile jestem w stanie wysypać dla was, nie jest wam obojętne - i jakby ona teraz pogardziła tym lakomstwem na zloto Bractwa Nocy, jak on wczesniej nia przez jej pochodzenie. Oko za oko. trudna to będzie podróż, skoro obydwoje nie mają zamiaru sie ugiąć.

draumkona pisze...

Kiwnął głową zapamiętując miano wysokiego pana. Zamrugał szybciej nieco i kichnął w płaszcz iskrowy. Najwyraźniej to mu nie wystarczało by było mu ciepło.
- Ja jestem Natan - odpowiedział dumnie i potknął się o kamyk, ale równowagę odzyskał nim upadł.
- Uch... - był zmęczony. W tunelach nie dawali zbytnio jeść, nie pozwalali spać, a teraz jeszcze było tak zimno... Słabł, ale nie przyznawał się do tego. Mama zawsze uczyła, że trzeba być twardym.

Wilk ściągnął brwi, kiedy usłyszał wycia i wciągnął bardziej powietrze.
- Nie sądziłem, że zima nas zastanie jeszcze w tych ruinach... - śnieg i mrozy jeszcze utrudnią im przeprawę. Cholera.
A po niebie szalały upiory różnej maści. Najwyraźniej wszystko zaczynało się rozkręcać...

draumkona pisze...

A Iskra w istocie ruszyła po towar. Był tylko jeden problem, nie wiedziała zbytnio co z nim potem zrobić.
***
Wróciła nad ranem. Lekkie cienie pod oczami sugerowały ogromne wyczerpanie, krzywy chód jedynie to potwierdzał. I miała parę otarć na ciele, a gdzieniegdzie także rozerwane ubranie.
Szisz dreptał przodem, uważnie węsząc wśród uliczek i skrzyżowań. Najwyraźniej teraz to on prowadził swa panią do celu, a nie ona jego, jak to było poprzednim razem.
I dotarła do budynku karczmy, wpadła przez drzwi i rozejrzała się nieprzytomnie. Na pierwszy rzut oka nikogo nie było. Na pierwszy rzut oka.
A potem torba ześlizgnęła się z jej ramienia i padła z cichym brzdękiem na podłogę. Sama elfka natomiast podpełzła do ławy przy stole i po prostu na nią runęła nie mając sił na pójście do pokoju.
I zasnęła na ławie przy stole. A Szisz nie wiedział co robić.

Mimo pisze...

- Mądrze mówisz, panie. Wprawdzie Łowcy gotowi są zapewnić ci czy posłanie, ale najlepiej nie otaczać się na długo ugrupowaniami. Zawsze budzą nieufność.
Kilka kamieni oderwało się od skały i z hukiem stoczyło się w dół, wpadając prosto w gardziel rzeki.
Pieli się coraz wyżej i wyżej, powietrze było coraz mroźniejsze, aż nagie skały zaczął pokrywać śnieg. Z ich ust oddech wydobywał się parą. Z jaskiń które mijali dało się słyszeć pojękiwania wiatru, niby ostrzeżenia, że dalsza wędrówka jest ryzykowna i niewskazana.
Drzewa już prawie tu nie rosły, niebo widniało nad ich głowami otworem, a zachodzące słońce pięknie rozlewało się czerwienią ponad ostrymi górami, które stanowiły linie horyzontu.
Po chwili za półki skalnej wyłoniła się twierdza. Był to zamek o trzech, strzelistych wieżach. Zbudowany był z ciemnego kamienia, który czynił tę budowlę prawie niewidoczną w nocy. Okalał go stary i spękany dziedziniec, strzeżony przez mury obronne, co było niekonieczne. Nie wielu zapuszczało się w te rejony, a zamek położony był na takiej wysokości iż miało się wrażenie, że zaraz runie w przepaść.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił Alax uroczystym tonem.

Danell.

Mimo pisze...

[Cieszę się :) Na inne propozycje jestem otwarta, ba, będę nimi zachwycona :)]
Loa.

Nefryt pisze...

- Dobrze - przyjęła powierzone jej przywódctwo ze spokojem.
- Myślę, że na wstępie powinniśmy dowiedzieć się czegoś o Łowczyni i Niedźwiedziu. - Mogła traktować ich obojętnie, mogła nawet nie znosić elfki, ale wiedziała, że dwoje pozostałych Cieni jest im potrzebnych. A choć sama nie znała metod kontaktowania się między sobą członków Bractwa Nocy, nie była przecież ślepa. Wieści od tamtej dwójki nie dostali żadnych, odkąd rozstali się na skrzyżowaniu traktów. - Może dotarli tutaj, ale podobnie jak my nie mogli dostać się do miasta... - Ale w takim razie dlaczego nie uprzedziliby Czarnego Cienia? - ...A jeśli nie, to przynajmniej będziemy wiedzieli, że musimy liczyć na siebie. Proponuję przekupić kogoś, kogo wpuszczą do miasta bez zastrzeżeń. Niech dla nas trochę powęszy.

Vescerys pisze...

Dziewczyna mrugnęła zadziornie. — Nie mogę sobie wyobrazić, co muszą sobie rekompensować wykuwaniem olbrzymich toporów.
Lubiła te gierki, przekorną obłudę. Albo nauczyła się lubić. Czasem jej samej trudno było odróżnić, na ile sama się tym bawiła, a na ile po prostu nie umiała przestać kłamać, udawać, grać... Kiepscy aktorzy nie żyli długo w Sephirze — nawet w swój najgorszy, najpodlejszy dzień trzeba było przechodzić między innymi z beztroską na twarzy, a rany lizać w samotności. Na miejsce każdego słabnącego ogniwa czekało dziesięć silniejszych. I te zwyczaje potrafiły podążyć za człowiekiem nawet tysiące mil. Wyglądało na to, że można było odejść od Zamaskowanych, ale nie zdjąć maskę z twarzy.
— Zbliżamy się — zwróciła uwagę. Twierdza Diabła cieniem rzucała się na horyzont, wyrastając zza poszarpanych linii koron drzew i zarysów przybrzeżnym wiosek niczym obca, złośliwa narośl na ciele chorego.

[już się nawet nie będę tłumaczyć ;_;]

Kai Chelershey pisze...

To Kai wiedział, znal to dobrze od wielu lat. Nawet podczas tej wędrówki miał nieprzyjemne spotkanie z dwójką rzezimieszków. Jeden z nich próbował poderżnąć mu gardło, uznając, że znużony drogą wędrowiec twardo śpi, jednak Kai miał wyjątkowo czujny sen.
Ciała tych dwoje spoczywały dwa dni drogi od miejsca, w którym mężczyzna obecnie się znajdował, zakopane tak płytko, że równie dobrze mogli odnaleźć je padlinożercy.
-Rozumiem -przytaknął -Ja długo już podróżuję pieszo i przyzwyczaiłem się do tempa marszu.
Kai nie spieszył się tak jak inni, uważał, że zawsze znajdzie czas na wszystko.
-A dzicz za szybko się nie skończy, niestety...
Z niepokojem spojrzał za siebie. Jak na byłego stwora mroku zbytnią odwagą nie grzeszył.

Iskra pisze...

Iskra spojrzała zaspana na Poszukiwacza i chilę myślała nad tym, co by mu odpowiedzieć. W końcu doszła do wniosku, że chyba nic mu nie odpowie, bo cokolwiek powie i tak to będzie niewystarczające. Przewróciła się więc na bok, a przynajmniej taki miała zamiar, bo ława okazała siię za wąska i elfka rypnęła na ziemię.
- Ała... - jęknęła cicho podnosząc się łaskawie do siadu. Czuła, jak na głowie ronie jej kolejny siniak. A Szisz przekrzywił łepek, skrzeknął coś po swojemu i władował się jej na kolana.
- Tyś też padnięty, co... - mryknęła cicho, z lekkim uśmiechem na ustach i podrapała zwierzaka za uchem w połowie wygryzionym przez pasożyty. Odpowiedział jej głęboki, satysfakcjonujący pomruk.
- Zgodnie z tym co mówiłam, towar jest tam gdzie być powinien, więc chyba mogę zaznać chwili odpoczynku...! - teraz to wojowniczo spojrzała w górę, a na Luciena. A choć zmęczenie odbiło się na jej twarzyczce, to jednak bojowe ogniki całkiem żywo tliły się w jej spojrzeniu.
- Jesteś okropny... - i to mówiąc, padła na plecy bez sił i z zamiarem spania tutaj, na podłodze przy stole.

Iskra pisze...

Spojrzał na podawany mu płaszcz dość podejrzliwie. Miał już jeden na sobie, płaszcz jego matki, ale jak widać, niewiele mu to dało. Iskra ostatnimi czasy używała magii do ogrzania ciała, przez co Dar mówił na nią "żywy piecyk". Ale ja nie o tym.
Z jednym płaszczem już mu było ciężko iść, w końcu był tylko małym dzieckiem. Więc postanowił zrobić tak: płaszcz Iskrowy trafił do rąk Lucienowych w zamian za jego płaszcz, który dziwnym trafem, był o wiele cieplejszy niż ten matczyny.
- Dam radę - i tu dać o sobie znały cechy Iskry, bo mały prędzej by własne płuca wyrzygał niżby się przyznał, że jest zbyt zmęczony na dalszy marsz, a co dopiero o wspinaczce mowa.

Kiedy tylko wilk pojawił się w zasięgu strzału, Wilk błyskawicznie dobył łuku, strzałę na cięciwę założył, sekunda, nawet nie i bydlak dostał prosto między oczy. Jak widać, refleks ani zręczność we władaniu łukiem władcy się nie pogorszyły. Ale to nie było teraz ważne, nie aż tak. Bo martwego wilka zastąpiły dwa kolejne, które równie szybko skończyły ze strzałami we łbach.
- Szept, sprężaj się, bo strzał nie mam nieskończoności, a ich też jest coraz... Cholera! - i elf musiał uskoczyć na bok odsłaniając na chwilę plecy magiczki, ale nim bestia zdążyła sięgnąć karku Szept, zdążył wilczura ustrzelić.

Vescerys pisze...

Ves parsknęła cicho śmiechem, nie do końca przekonana, czy to słowa mężczyzny zabrzmiały tak dwuznacznie, czy dla jej pokrzywionego rozumowania nie było już ratunku. Wyprostowała się jednak szybko i spoważniała na tyle, na ile w ogóle bywała całkowicie poważna.
— Dwie butelki, że moje jest lepsze, a nie mówię nawet o szlifie i naostrzeniu. Pociąłbyś tym pień i nawet się nie zmachał.
Nic w jej zwyczajowej nonszalancji nie wskazywało na nieustanną gotowość, którą czuła wewnątrz, głęboko, jak zwierzę kręcące się po zbyt małej klatce, niespokojne i skore kąsać w każdej chwili. Nie przepadała składać gdziekolwiek zapowiadanych wizyt, rzadko kiedy kończyły się zgodnie z planem. Liczyła tylko, że „jej” człowiek zaczeka zgodnie z ustaleniem za warownymi murami. Nie zamierzała pakować się do środka, paranoiczką może jeszcze nie była, ale bramy twierdz, posiadłości i innych niepozornych miejsc bez wyjścia, lubiły niekiedy niespodziewanie się za człowiekiem zatrzasnąć.

draumkona pisze...

Iskra już spała więc nie słyszała cóż tam szeptano, choć zapewne wiele by dała za to by być teraz przytomną. Ale słońce wschodziło, a ona potrzebowała snu. Zwałszcza po tym jak uprzednią noc niańczyła pijanego mentora. Tej nocy przejmowała towar. Odpoczynek jak najbardziej się jej należał. Jeszcze tylko mruknęła coś przez sen o ciasteczkach owsianych, po czym po omacku sięgnęła po torbę i podłożyła ją sobie pod głowię.
Za to, wielce ciekawski okazał się Szisz, który wspiął się po płaszczu Luciena na jego ramię i uważnie spoglądał paciorkowatymi oczkami na członka kartelu. Jakby rozumiał. Jakby słuchał. Ale gówno rozumiał i tyle.

MG

draumkona pisze...

Chłopaczek przełknął z trudem ślinę, jaka nazbierala mu się w buzi i spojrzal zlękniony na Cienia. Najwidoczniej, nikt do niego nie mówił takim tonem itak ostro, bezpośrednio. On, trzylatek odchowany w stolicy, pod opieką Wilka. A teraz nagle go porwali, mama znów go zostawiła, a on nie wiedział dlaczego własna matka oddała go pod opiekę kogoś zupelnie obcego...
- Dam radę - odpowiedział uparcie, choć minę miał bezradną, z elementami zagubienia i smutku - Dam radę...

Wilk po cieniu odgadł gdzie olbrzym wyląduje i tamteż się przemieścil nadal szyjąc wilki strzałami.
- Dwadzieścia cztery... Pięć... - i wielkie szpony uderzyły o ziemię gruchocąc parę wilków. Jakie wyczucie czasu. Akurat skończyły się strzały. Czym prędzej więc wskoczył na orli grzbiet i nie bawiąc się w zbędbe ceregiele, po prostu wciągnął magiczkę do siebie. Usadził ją przed sobą, co by wątpliwości nie bylo kto ptaka przywołał, a orzeł strzepnął wielkim skrzydełem pozbywając się natrętnego wilka lecącego w powietrzu.

Kai Chelershey pisze...

Kai pokręcił głową. Nie miał nic przeciwko, właściwie był nawet zadowolony z takiego obrotu spraw. W towarzystwie mniej czasu spędzi sam na sam z różnymi nieprzyjemnymi myślami.
Wszelki instynkt w tej chwili milczał, były wampir nie wyczuwał zagrożenia, przeciwnie, właśnie teraz wyjątkowo miał wrażenie, że stale prześladujący go pech na jakiś czas go opuścił.
-Oczywiście, że możemy iść razem. To chyba jakieś przeznaczenie, albo wola bogów... Po co się sprzeciwiać...
Nie mógł w końcu wiedzieć, z kim mam do czynienia, naprawdę widział w Lucienie strudzonego wędrowca.

Nefryt pisze...

- W takim razie... Dobrze. Do tunelu i tak nie wejdziemy, póki świeci słońce. Wejście jest niestety tak umiejscowione, że od razu by nas zauważono.
Zaskoczyło ją, że nie wspomniał nic o Niedźwiedziu i Łowczyni, żadnej cieplejszej wzmianki...
Widocznie wielu rzeczy nie wiedziała jeszcze o Lucienie, jeszcze mnóstwo razy mógł ją zadziwić.
Spojrzała na niego z jakimś namysłem, jakby dopiero teraz coś zrozumiała.
- Lucien, skoro i tak musimy czekać... Chciałabym ci coś pokazać. To niedaleko, najwyżej kilkanaście minut drogi. Mogę cię tam zaprowadzić?

Sol pisze...

Po jego slowach nieruchoma wtarywala sie w plecy Cienia. Usta rozchylone, oczy wytrzeszczone... A gniew juz w niej wzbierał, rosl w siłe, by zaraz wybuchnąć.
- Jakim prawem tak nieostrożnie wazysz slowa?! - krzykneła zaraz zamiast bladości, na policzkach wstapił rumieniec złości i twarz SOl cala czerwona się zrobiła. - Płace ci i masz dostrzymać słowa, misję wykonac, jak w ogóle... Co ty wiesz?! Skąd możesz wiedziec jak jest?! Nie znasz mnie! NIe znasz mojej rodziny! Jedno to informacje, drugie to fakty! A rodzina co coś więcej od faktów, jakie informator moze ci przekazać - i zaraz w dwóch susach do niego doskoczyła, za ramię go do siebie szarpnieciem obrócić chciała, to i pociagneła go za ubranie. Mierzyla go srodze, a w jej oczach az nadto wymalowała się wyraźnie chęć przylożenia mu w twarz! Cóż. dama była, inaczej bić nie umiała.
- Za kogo ty się masz?! - wycedziła przez zeby, w duchu czując jak jednak gniew przygasa i znowu bezsilność wygrywa.
Nieskazitelną córką nigdy nie była. Może dobrą tylko, ale... Ale rodzina... rzeczywiście to najwazniejsze było, odzyskać ich.

draumkona pisze...

I
Natan uszedł jeszcze kawałek, dość spory ogółem rzecz biorąc. Próbował nie myśleć o zmęczeniu, starał się myśleć o czymś innym... I niespodziewanie, jego myśli powędrowały ku ojcu, którego nie znał. Nie wiedział o nim praktycznie nic. I do rozpamiętywania miał tak naprawdę jedno wspomnienie...
Ale zawsze chciał poznać swojego tatę. Nasłuchał się o nim już tyle, że mógł powtórzyć każdą cechę z pamięci, choć nie było tego wiele. Pamiętał...
A kiedy on rozpamiętywał, rozpamiętywać mógł wraz z nim Lucien, choć Natan nie sądził, że posiada zdolność dzielenia myśli. I nieświadomie całkiem wplątał Poszukiwacza w to wspomnienie, w myśl płynącą szybkim nurtem. A było to tak realne, że nawet zapachy, nawet wiatr dało się czuć. Las Medreth. Lucien znał już ten las, a chyba najbardziej znajoma jemu będzie wysepka na środku jeziora. Wysepka Ducha.
A Natan... Pamiętał Iskrę i cioteczkę Szept w lesie Medreth, podczas nocy Ducha Lasu, która dla elfów była świętem znanym bardziej pod nazwą Żywiołaków. Widział teraz polankę przy głównym jeziorze, spokojna, dość ciepła noc. I ogniska. Wiele ognisk, a każde z nich o innym kolorze. Indygo, kobalt, srebro, złoto... I śpiewy. I dymy z kadzidełek. Pamietał wszystko.
- Szaleją topory, dzicy jako zwierzory! Szpony bogów w szale, idą, idą Venowie- tak brzmiał wers, który pamiętał najbardziej. Piosenka gdzie więcej było samej muzyki i skoczynych tańców niż śpiewu. Ale sam tekst traktował o wojownikach. Natan lubił wojowników. Postanowił nawet, że gdy urośnie, to takim zostanie.
A potem... Potem chciał dowiedzieć się czegoś o tacie. Pamiętał minę mamy gdy to powiedział. Ściągnęła brwi i coś pojawiło się w jej oczach. I nie był to odbijający się płomyk ogniska, a jakiś... Mógłby przysiąc, że oczy jego matki rzeczywiście na chwilę zapłonęły. A potem machnęła na cioteczkę, by podeszła i razem chwilę coś dyskutowały tak cicho, że nie mógł nic usłyszeć, a nawet jeśli, to nie zrozumiał. Mówiły płynnym, szybkim elfickim.

draumkona pisze...

II
I uśmiechnęła się ślicznie przez ramię do grajków usadowionych nieopodal. I obie skoczyły w mrok nocy, a Natan poczuł się dziwnie. Coś zawisło w powietrzu, a on nie miał pojęcia co to było.
I odezwały się, z ciemności, bez ujawniania obecności. Najpierw poznał głos Iskry, a nim ona skończyła swój wers, odzywała się szeptem cioteczka.
- Wojownik co dobrem jest cały... - i coś musnęło jego skórę na szyi, jakiś zimny oddech owionął jego ramię, ale gdy odwrócił wzrok nic nie zobaczył.
- Wojownik co złem jest cały... - poczuł miękkie muśnięcie palców. Trochę się bał, zwłaszcza,że mowa była teraz o jego ojcu.
- Lepiony z gliny dobrej i złej...
- Nie wiedzieć czego mniej...
- Złem dla dobrego wojuje
- Dobrem dla złego wojuje
- Złem dla dobrego wojuje... - i na chwilę głosy ucichły, a on miał wrażenie, że to już koniec. Że nic więcej nikt mu nie zaśpiewa. A zainteresowały go te słowa. Choć nie rozumiał ich przesłania, nie rozumiał ile w tym prawdy i jak bliskie jest to właściwemu opisowi Luciena, czuł, że jego ojciec jest kimś bardzo ważnym.
Obie elfki wyskoczyły nagle z cieni lądując miękko przy ogniu. Muzyka zabrzmiała głośniej, pewniej, dołączyło także parę instrumentów. Iskra i Szept krążyły naprzeciwko siebie obchodząc ognisko niby dwa drapieżniki. I znów padły te słowa, te same które śpiewały, czy też szeptały przed chwilą. Tym razem pewne głosy i jakaś dziwna moc w słowach sprawiła, że nie bał się tak bardzo. Czuł jedynie ciekawość.
A kiedy dośpiewały znów do końca, znów nastąpiła chwila przerwy. Muzyka zakołysała delikatnie chłopcem, który nieświadomy był swojego ruchu. Ciemne oczęta utkwił w dwóch elfkach, które to znów miały na sobie stroje zwiadowców. Natan jeszcze nie rozróżniał ubrania skąpego od zakrywającego tyle co najważniejsze, więc nie zwrócił zbytnio na to uwagi.
Piosenka zmieniła się, a kobiety znów śpiewały naprzemian. Cioteczka dodawała swoje nieco niższym tonem niż jego matka, której to głos był o tonację wyższy i znacznie bardziej agresywny. I znów widział to co przedtem. Odblask wewnętrznego ognia w oczach Iskry.
- Wojownik na wojnę wyrusza co świt...
- Możliwe, że to mit
- Wojna niezbędna dla wojownika...
- Bez niej cały znika!
I znów złączenie tonów. Natan rzecz jasna nie wyłapał metafory, przenośni odnośnie wojny. Nie znał Poszukiwacza. Nie mógł więc wiedzieć, że pod tymi słowami kryje się coś znacznie głębszego.
- Wojownik co dobrem jest cały, wojownik co złem jest cały
Lepiony z gliny dobrej i złej, nie wiedzieć czego mniej
Złem dla dobrego wojuje, dobrem dla złego wojuje
Złem dla dobrego wojuje, dobrem dla złego wojuje
Złem dla dobrego wojuje, dobrem dla złego wojuje.
I koniec. Nagle wszystko się urwało i zapadła cisza zakłocana jedynie cykaniem świerszczy i trzaskaniem ognia. Obie elfki stanęły przerywając swoje tańce i chwilę mierzyły się wzrokiem. Zapewne wymieniały jakieś myśli, a wniosek ten wysunął stąd, że wyczuł w powietrzu przepływa magii. A potem Iskra spojrzała wprost na niego i uśmiechnęła się przechylając głowę lekko w bok.
- Chodź, nauczymy cię tańca. - i wyciągnęła ku niemu obie dłonie czekając aż jej synek podejdzie.
Wspomnienie straciło na ostrości, rozmyło się, a Poszukiwacz i Natan wrócili do realnego świata.
Ale wtedy też chłopcu skończyły się ostatnie siły, zachwiał się niebezpiecznie i runął w puszysty śnieg przed sobą jakby bez życia. Zemdlał.

Wilk pochwycił Szept mocniej w talii i naciągnął na głowę kaptur. Zimno kuło go w uszy.
- Każda odległość będzie dobra... - mruknął, jakby do siebie, czy też obok siebie. Co prawda, śpieszno im było, ale przecież nawet on nie mógł dyskutować z władcą orlego rodu.

Sol pisze...

Uniosla brwi i patrzyla na niego jak na zjawisko. Nie żeby byl tak cudowny, piekny i wspaniały. Nie żeby był najprzystojniejszym mężczyzna na swiecie. Nawet jego słwoa do niej nie dotarly, odbily sie od niej jak piłeczka od ściany. Sol po prostu własnie coś odkryła. Kamień miał uczucia. I zaskoczyło ja to, jak wielka frajdę sprawia jej wyciaganie ich spod skorupy tego... niech będzie Cienia, na wierzch.
- Zezlościłeś się? - spytała naiwnie, jakby wcale nie dowierzala i pokonała dzielącą ich odległość, by dotknąc palcem jego podbródka. Zajrzala głeboko w oczy tamtemu, jakby szukając odpowiedzi, bo strzelała, ze głosu jej nie da, nie byl tresowany dla cywilizowanych i pokojowych rozmów jak widziała.
Przechylial glowę na bok, powoli, zaskoczenie i konsternacja wyraźnie na jej twarzy się wymalowały i.... Wybuchneła smiechem.
- Ja nie mam prawa cie oceniac tak? Nie mam prawa o Bractwie mówić? - uniosła brew z powatpiewaniem obnosząc się do jego słów. - Więc nie waż sie oceniac mnie. Nie waż sie o mojej rodzinie mówić - z kolei teraz syk opuścil jej usta, gdy przybrała srogą mine, oczy rzbłysły i przysunela sie blisko, stając z nim twarzą w twarz, niemal napierając na niego własnym ciałem, jakby chciała z uda ściagnąć ostrze i pokazać mu jak jej Żądlo rozpruwa cialo.

draumkona pisze...

***
Natan ocknął się. I było mu ciepło. Wymamrotał coś pod nosem i przewrócił się na bok. I zdziwił się.
Poprzez wyśnione zasłony, które spowiły jego umysł na czas nieprzytomności zaczął przedzierać się promyk niezrozumienia. Przecież ten pan nie zostawił go w śniegu, bo mama urwałaby mu głowę... Zresztą, tam byłoby zimno. A on wyraźnie czuł ciepło.
Niechętnie otworzył oczy i doszło doń, że znajduje się w niewielkim pokoiku. Spadzisty dach sugerował poddasze. Pod głową miał niewielkiego jaśka z materiału, a ciało jego znajdowało się na dość grubym sienniku. Znów był owinięty w płaszcz matki, a nie tamten, cieplejszy. Było ciemno. Zimą prawie zawsze było ciemno, ale teraz... To były prawdziwe ciemności, więc był środek nocy, środek burzy. Błyskawica rozdarła niebo, a on zauważył, że kiedy na ten krótki moment może zauważyć kontury chmur i ich kolor... Wydawało mu się, że chmury są jasnozielone, jakby toksyczne. I, że szaleją po nim wszelkiej maści duchy, żywiołaki, zjawy i upiory. Wystraszony usiadł, a w uszach słyszał szum własnej krwi. Serce w jego piersi trzepotało, jakby zaraz miało stanąć i nigdy więcej nie wrócić do rytmu. Bał się.
A w pokoju było tak ciemno, że nic nie widział.

Władca nie skomentował. Pokłóci się z magiczką potem, albo da jej reprymendę. Albo ona jemu, bo i tak się już zdarzało...
***
Zgodnie ze słowami Belerama, zostali wysadzeni na Wzgórzach. A kiedy stopy Wilka dotknęły ziemi, od razy strzała znalazła się na cięciwie, a palce mocniej zacisnęły się na łuku.
- Spacer nocą po Wzgórzach to doskonały pomysł na samobójstwo - mruknął, kiedy i magiczka ześlizgnęła się z grzbietu orła.

draumkona pisze...

Poszukiwacz powinien już znać Szisza. Powinien wiedzieć, że pod pewnymi względami jest to kopia swojej pani. Czyli nos wepchnie wszędzie tam gdzie raczej wpychać nie powinien.
Ale tym razem... Pozostawiony na posadzce, przysiadł na tylnich łapkach i patrzył na dwóch mężczyzn nim nie zamknęły się drzwi karczmy. A potem zrezygnował i pobiegł terroryzować karczmarza.
***
Elfka zasnęła pod ławką w godzinach wczesnego poranka, natomiast obudziła się późnym wieczorem. Kiedy się obudziła, zorientowała się, że Lu uciekł sobie gdzieś. Zapewne się rozliczyć, albo co. Spanie na podłodze okazało się złym pomysłem, bo teraz wszystko ją okropnie bolało. Z trudem wstała, podniosła swoją torbę i powlokła się do swojego pokoju na górę. Tam zastała Szisza dziurawiącego poszewkę pościeli i pełno okruszków po sucharkach na podłodze. Torbę rzuciła pod ścianę i wyszła oknem na dwór. Jak widać, myślenie nie szło jej także zbyt dobrze, bo wychodzenie w burzę i ostry deszcz nie było dobrym pomysłem.
***
Wróciła znów w nocy. Mokra. Z katarem. Ściągnęła buty i wylała z nich wodę oknem, potem, gdy już je odstawiła koło szafki, chwyciła za koszulę i już ją miała do góry zadzierać, już nawet brzuch odsłoniła, kiedy zauważyła Szisza. Szop siedział na tylnych łapkach i kręcił nosem, a obok niego... Iskra mruknęła pod nosem zaklęcie i w powietrzu zawisł ogienek. Na łóżku, obok szopa siedział jej pan mentor.
- Co się stało? - puściła mokra koszulę i spojrzała na niego unosząc lekko brew. Szisz pociągnął łapą za płaszcz Poszukiwacza.

Sol pisze...

Sol uniosła brew na te ostatnie slowa Cienia. Jakby prawie uwierzyla w to, ze się przejął jej stanem, czy jest zmeczona, wypoczeta, senna, sił potrzebuje... A przy tym w jego tonie kryła sie jakaś zlośliwa obietnica.
Odesłać go nie odesle, krzywdy też nie bylaby w stanie muz robić. Nie ręką, nie bronią żadna, to pewne. Ale moze tak mu tylek podpiec? Zawsze warto sprobowac, jesli znow na nia warknie, a do tych kłótni, to on prowokował. On ja oceniał, o jej rodzinie mówił, jakb ich znał. A nie znał. Mógl posiłkować sie walsnym przykładem, informacjami, to i tak nie krystalizowało mu w pełni obrazu.
Skineła glowa i obróciła się. Duże łóżko. Jedno. Dla niej zapewne, on albo drugi pokój wexmie, albo pozostają mu złożone fotele. Albo i snu on nie potrzebuje... Nieważne, wcale jej to nie obchodzi.
- Dobranoc - rzuciła przez ramię, obracając sie i podchodząc do łóżka. I na prawdę nie była wypieszczoną arystokratką, nigdy taka nie była! Usiadła na brzegu pościeli i zaczęla rozsznurowywac suknie z burza gniewnych mysli.

Nefryt pisze...

- Nie wiem, czy właśnie tego. Wielu rzeczy chcę, ale nie wiem, czego powinnam pragnąć najbardziej. W ogóle, mało wiem - powiedziała, po czym uśmiechnęła się łobuzersko. - Co nie znaczy, że nie uda mi się odciągnąć cię od misji... na chwilę – roześmiała się, lekko ciągnąc go za rękaw.
~*~
Kilka minut później prowadziła go przez młody, choć gęsty las. Towarzyszył im stopniowo narastający szum. Nefryt zatrzymała się na chwilę, wsłuchując się w odgłos. Zaraz jednak ruszyła dalej, może nawet pewniej, niż wcześniej.
Szum stawał się coraz głośniejszy, teraz już niemal ogłuszał. Powietrze stało się bardziej rześkie i zarazem mniej suche. Kobieta rozchyliła gałęzie cienkich, najwyżej kilkunastoletnich sosen. Ich oczom ukazało się urwisko, zaczynające się kilkadziesiąt centymetrów od miejsca, gdzie stali. Po drugiej stronie urwiska piętrzyły się skały barwy piasku, na których szczycie rosły stare, iglaste drzewa. Ze skał spływał wielką kaskadą wodospad mieniący się tysiącem barw. Tuż przy jednej z sosen, której gałęzie odchyliła Nefryt, jednym końcem o ziemię opierał się gruby, zwalony pień. Wyglądał jak most, prowadzący wprost w rozbryzgi wodospadu.
Herszt zsunęła z nóg buty i weszła na pień, rozkładając szeroko ręce. Szła spokojnie, jedynie kątem oka obserwując wodną toń poniżej. Wiatr bawił się jej kosmykami, które w czasie podróży wysunęły się z warkocza.

Kai Chelershey pisze...

Kai uśmiechnął się i pokręcił głową.
-Interes życia, jeśli się powiedzie- odparł -To kwestia czystego szczęścia i trafu. Dowiedziałem się przez znajomych o człowieku, chyba trochę niespełna rozumu, który lubi zbierać różne przedmioty. Nie dla gromadzenia, lubi samo poszukiwanie, a to, co ma, sprzedaje, kiedy mu się znudzi, właściwie za bezcen.
Znowu się uśmiechnął. Nie sądził, że Lucien naprawdę pomyśli, że chodziło mu o pierwsze lepsze starocie.
-Większość to szmelc -wyjaśnił -Ale ostatnio ten człowiek wszedł w posiadanie przedmiotów, o których wartości nie ma najmniejszego pojęcia.
Na chwilę urwał i pozwolił, żeby w jego ciemnych oczach pojawił się błysk. Kiedy znów się odezwał, zniżył głos do konspiracyjnego szeptu.
-Na przykład smocze jaja... Nie wiem i znajomi też nie wiedzą, skąd je ma. Podobnie jak jaja kilku innych rzadkich stworzeń. Ma tego mnóstwo... I odstąpi je za niską cenę, znajomym dając pewnie jeszcze specjalną ofertę... A przy odrobinie szczęścia, uda się wyciągnąć z niego tajemnicę pochodzenia tych przedmiotów. To może być żyła złota.
Tak, nawet Kai miewał chwile, kiedy przyziemna chęć posiadania przejmowała kontrolę nad rozsądkiem.

Vescerys pisze...

— A czy ja kiedykolwiek kłamię? — spytała retorycznie, dla efektu nie tracąc nic z grobowej powagi i przekonania. Posłała mężczyźnie spojrzenie, które wiadomość przekazywało bez słów: zaprzecz, a rozpętasz piekło na ziemi. Dopiero potem parsknęła, zasłaniając dłonią usta.
Umilkła na dobre, gdy wjechali na wybrukowaną drogę do przedmościa twierdzy. Cytadela rzucała się na ziemię zębatym cieniem krenelaży i ostro zwieńczonych baszt, chłód wiał prawie od scalonej potężną kurtyną, kamiennej korony. Ves na fortyfikacjach się nie znała, zwłaszcza północnych. Ale trudne do zdobycia draństwa umiała rozpoznać. Na samym czele zewnętrznych murów naliczyła kątem oka prawie dwa tuziny chłopa, część na blankach, część przemykała zakutymi łbami w wyrębach. Albo szła wojna i była już może z parę stajań od celu, albo komuś nie brakowało fantazji.
— Dalej ci nie potowarzyszę — rzekła swobodnie Asgirowi i wstrzymała wierzchowca. Ogier zachrapał, grzebiąc nerwowo nogą, stukając podkowami o kamień. — Choć marzyłam o obejrzeniu cudów miejscowego kowalstwa. Ale skoczę w krzaki, pogaworzę ze znajomym, pozwiedzam i może zdążę na przekuwanie ostrza. Tymczasem...

draumkona pisze...

- Nyrax to nie wasza elfia stolica... - wyburczała Iskra ewidentnie go przedrzeźniając, bo głos zniżyła i pomachała głową na boki. Odwróciła się do niego tyłem i podciągnęła koszulę, ściągnęła ją z wyziębionego ciała, a piersi przesłoniła ręką. I poirytowana na pięcie się odwróciła i rzuciła w niego swoją mokrą koszulą
- Jak się obudziłam, nie było cię, więc też się włóczyłeś, panie misjo, więc nie mów mi o szukaniu guza! - i jeszcze mu palcem pogroziła, co by takich sztuczek nie próbował, bo figla mu spłata, pomyje na głowę wyleje albo co. To była Iskra, na której nieuczciwość można było całkiem uczciwie liczyć. Wciąż biust przesłaniając powędrowała do jakiejś krzywo zbitej komody w której znalazła całkiem świeżą koszulę, zapewne zostawioną przez poprzedniego mieszkańca pokoiku. Powąchała tylko, czy aby nie śmierdzi i założyła.
Cóż, szorstki materiał przyjemnie ocierał się o skórę i w końcu przynajmniej tułów był suchy i zaczął się ogrzewać. Jak zawsze za duża koszula zsuwała się z jej ramienia.
- Misja, misja, misja... Wykonałam co trzeba było, a z kontaktem nie dałeś mi się spotkać, boś samolub i tyle! - i to burcząc, po prostu spodnie ściągnęła i teraz to Poszukiwacz elfie pośladki mógł pooglądać, które w większej części jednak nie były okryte marną koszuliną. I znów rzuciła w niego, tym razem swoimi spodniami
- Nawet pochwały za tak szybko wykonaną misję nie było... Nic! Tylko marudziłeś, że podejść się dałam! - i zaczęła chodzić w te i we wte i wyrzucać co też jej przyszło na myśl, co jej nie pasowało, co bolało... Choć nie, tego było najmniej.
- Trzeba było wziąć Solanę! - o tak, fakt, że ze sobą sypiali chyba bolał najbardziej - Ona by nie marudziła! I nie musiałbyś się irytować, że ktoś zasypia ze zmęczenia pod ławką! I, że daje się podejść! W karczmie! W karczmie kontaktu Bractwa! - i parsknęła jeszcze, a potem przegoniła Szisza gestem i sama padła na łóżko. W połowie oparła się plecami o ścianę i naciągnęła na gołe nogi koc. Chyba dopiero teraz zrobiło się jej głupio, że paraduje bez spodni, a koszula zakrywa jej tyłek jedynie do połowy, albo nawet nie. Bogowie.

MG

draumkona pisze...

Chłopaczek przetarł piąstkami oczy i podniósł się. I wtedy, całkiem nieoczekiwanie, przez okno pokoiku na poddaszu wleciał Szisz.
Szop wyglądał jak sto nieszczęść i tak też się czuł. Stracił cztery wąsy, gdzieś w okolicach zadka miał goły placek skóry, ewidentnie poparzony, a futro w tym miejscu zostało wypalone. Lewą przednią łapkę miał podkurczoną pod siebie, ewidentnie nie mógł na niej stanąć. I świeże zadrapania na ciele, a także przypaloną sierść na ogonie. I bał się. Bał, bo nawet Natanowi nie chciał dać się z początku złapać. A on go rozpoznał.
Biegając po pokoju mamrotał pod nosem imię szopa, aż w końcu tamten dał się wyciągnąć spod niewielkiego stołka na którym stała misa z wodą. Zwierzak syknął, kiedy chłopiec dotknął jego łapki.
- Szisz... - szepnął raz jeszcze i szybko, z szopem na rękach, podbiegł do okna mając nadzieję, że zwierzak jego matki zwiastuje jej przybycie. Ale mylił się sromotnie, bowiem Szisz ledwo co umknął z życiem z pola ostatniego starcia, którego efekty teraz widniały na niebie.

Przysunął dłoń ku skroni i rozejrzał się. Ograniczenie z góry pola widzenia zawsze pomagało mu skupić wzrok na dalszych obiektach. Pomagało dojrzeć to, czego inni nie mogli dostrzec.
- Duchy na Wzgórzach szaleją... Coś musiało się stać tej nocy, prócz tego, że przelano sporo krwi. - i jakby na potwierdzenie jego słów, poczerniałymi krzakami poruszył lekki wietrzyk niosący ze sobą setkę przeplatających się ze sobą szeptów, z których trudno było cokolwiek zrozumieć.

draumkona pisze...

Chłopaczek odwrócił się od okna, a kiedy niebo przecięła kolejna błyskawica, Szisz z warknięciem skoczył na posadzkę i umknął pod stołek.
- Ja... - zająknął się nie wiedząc co ma powiedzieć - Szisz przyszedł, ale jest inny... Ucieka. Coś go boli. I nie ma trochę futra... I boi się. Czuję jego strach... - i gdyby wiedział co potrafi, mógłby sięgnąć do umysłu szopa i wślizgnąć się w jego wspomnienia. Mógł stać się na chwilę samym Sziszem. Ale nie wiedział tego. Kolejna rzecz jaką Iskra postanowiła ukryć przed wszystkimi.
- Myślałem, że mama wraca... Bo Szisz zawsze z mamą... - i znów odwrócił się do okna, na palcach stanął, co by mieć lepsze pole widzenia, co by mu parapet nie zasłaniał. I miał ochotę płakać, aż nosem siorbnął.

Wilk uważnie obserwował twarz Szept. Uważnie przyjrzał się Corvusowi, który wyglądał niemal tak, jak kurczak na rzeź. Z litości czystej wyjął ze swojej sakiewki przewieszonej przez ramię sucharek, elfi chleb i podsunął go krukowi. I musiał szybko palce cofać, co by ich nie potracić. Nie sądził, że Corvus jest aż tak głodny.
- Położenie Natana się zmienia... Nieznacznie, ale zmienia. Obawiam się... - czarna naszły go myśli. I wolał nie kończyć.

draumkona pisze...

- Nie mieszaj do tego Wilka! - zmrużyła oczy, jakby chciała go przyszpilić spojrzeniem do ściany - I się do cholery staram, ale ty tego nie widzisz! Jesteś ślepy! Głuchy! - urwała na chwilę, dysząc ciężko, myśli zbierając. Argumenty. Fakty. Zacisnęła dłoń w pięść i odwróciła wzrok... Chwila milczenia.
- Być może pora wybrać to, co mi wyjdzie na dobre i wrócić do królewicza

draumkona pisze...

- On ucieszyłby się nawet z tego, gdybym wróciła po dwóch wiekach bez nogi z jeszcze jedną klątwą na barkach - warknęła. Owszem, pamiętała, że służba w Bractwie była na całe życie. Wiedziała co robi się z tak zwanymi "zdrajcami". Wiedziała co czeka Kruka. I tu postanowiła uderzyć.
- Och, nie zapomnę by znaleźć się w pobliżu Kruka, wtedy odbębnisz dwa kontrakty za jednym zamachem!

MG

draumkona pisze...

Otarł smarki rękawem i spojrzał na Luciena jakby zbity z tropu. Tak, odciąganie uwagi było dobrym sposobem, zwłaszcza na dzieci.
- Opowiadała! I wujaszek też opowiadał! A potem nawet pokazali mi gdzie był obóz! I... I nawet pojawiła się taka duża biała wilczyca, na której cioteczka szarżowała! - od razu się ożywił kiedy przypomniał sobie o epickiej opowieści. Potem opowiadał małym elfom jaką to ma wspaniałą mamę.
- I opowiadała jak spotkała tatę! W Dem..Demana...Demarzarze! I smok tam był! Taki duuużyyy i złoty! - i jeszcze rękami wymachiwał co by pokazać jak wielki był ten smok.
Tymczasem, przy karczmie przemknął cień.

- Czasami żałuję, że i ja go nie słyszę. Byłoby to przydatne - mruknął władca i zaciskając palce na drzewcu łuku ruszył w dół odnajdując wśród skałek bezpieczne zejście. Dziwne było to wzgórze. Z jednej strony wejście nań było porośnięte trawą, a z drugiej były skałki

draumkona pisze...

Dobrze wiedziała. Pamiętała. Ale w tej chwili rozjuszył ją tak, że nie bawiła w środkach i używała najcięższej artylerii. Chciała go zranić. Dotknąć. Zedrzeć z twarzy spokój i opanowanie.
Jak widać, udało się jej bo ten się poddał. Wyszedł. A jej, miast chorej satysfakcji pozostały wątpliwości i wyrzuty sumienia, czy aby na pewno postąpiła słusznie.
Padła na bok i naciągnęła koc na głowę. Mokre włosy przyjemnie kontrastowały z ogrzanym już ciałem, a ona znów zasnęła nie wiedząc, czy jutro jeszcze będzie tu ze swoim mentorem, czy też po tym co powiedziała... Czy jej tu nie zostawi.

MG

draumkona pisze...

- Lubię historie i lubię jak pan Ymir śpiewa krasnoludzkie piosenki o złocie i górach - zamiłowanie do starych pieśni i historii...
- O Czarnym Cieniu... - urwał, zamyślił się i ściągnął brwi usiłując sobie przypomnieć. To miano coś mu mówiło. O czymś przypominało.
- Kiedyś opowiadała. Jak spotkaliśmy na drodze takich dwóch panów... Kłócili się ciągle, a jeden z nich miał takiego tłustego pająka, który nie chciał dać się złapać! A ten drugi pan dał mi takiego zasuszonego karalucha! I potem jak spytałem co to za panowie, to powiedziała, że koledzy tego pana, Cienia. Ale potem nie chciała nic więcej mówić. Powiedziała tylko, że jak tego pana spotka, to napluje mu w oczodół! - i jeszcze pogrzebał w kieszeni portek i wyjął karalucha, któremu odpadła już głowa.
Cień wtargnął do karczmy i używając całkiem mile błyszczącej i okrągłej perswazji uzyskał informacje.

Tropiciel fachowo ocenił ślady na ciałach, stopień rozkładu i cechy charakterystyczne
- Wąpierze. Muszą mieć coś w kłach, bo ciała rozkładają się szybciej niż zwykle... Chodźmy stąd. Jak najszybciej... - i nawet kroku przyśpieszył. Rzecz jasna, gdyby był sam, poszedłby sprawdzić, ale, że ochraniał nie tylko siebie...

draumkona pisze...

Iskra zmięła list w dłoniach i sam wyraz jej twarzy, burza odbijająca się w oczach wystraszyła wyrostka, który będzie potem opowiadał na ulicach o elfiej furiatce.
Kulka papieru spłonęła nim doleciała do kosza.
- Idiota - warknęła i zamiast uciekać, zaczęła krążyć po karczmie.
- Kretyn. Tępy bubel, niech ja go... - i jeszcze warczała dalej, groźby okropne układała, bogów wzywała, a na końcu stwierdziła, że jak go spotka to napluje mu w oko.
A potem chwyciła torbę, zarzuciła ją na ramię i wyślizgnęła się z karczmy... Wyślizgnęła się w iście mistrzowskim stylu, jakby mentorem jej był Dibbler i jeszcze w dodatku, jak gdyby oddał jej swą umiejętność... Ale nie. Kazał się starać, to ma teraz.
Ulicami przemknąć niespostrzeżona nie mogła, więc tłumacząc się "sprawą wyższej wagi" i "tym, że nie ma wyjścia", oraz dodając w myśli "oddam!" okradła jakąś babuleńkę z podartego płaszcza i laseczki. I zgarbiona, z laseczką, przeszurała pod bramę. A tam, korzystając z zaklęcia kameleona i wyciszaczy, zdołała wdrapać się na cholerny dach.

MG

draumkona pisze...

A syn jego słuchał jakby kto go zaczarował i nie miał zamiaru czaru zdjąć. Miejscami zaciskał ręce w piąstki, w duchu licząc na to, że Czarnemu Cieniowi uda się dokonać niemożliwego, miejscami miał ochotę także się bić, choć wiedział, że bohaterowi nie pomoże.
- Ja też chcę być wojownikiem - powiedział, kiedy to opowieść dobiegła końca - Ale mama mówi, że bycie wojownikiem nie jest takie fajne, bo spotyka się ognistowłose marudy, które strasznie marudzą... - i Natan nie pojmował co mają z wojowaniem wspólnego jakieś marudy.
A czujny pan misja usłyszeć mógł kroki pod oknem. Kroki pewne. Nie przypadkowego wieśniaka, który umykał do chaty. Ktoś szedł i był to ktoś zdecydowany.

Dalej, za polanką rozciągały się równiny usiane wzgórzami. Stąd także i ich nazwa. Choć w lecie wszystkie pokrywał jedynie popiół, tak teraz, w zimie pokrywał je w większości lód i śnieg, a pod stopami skrzypiało, aż strach był iść.
I rzeczywiście, nie powinni byli wkraczać na te ścieżki. Kolorowe ogniki przytulały się do ich ciał i wysysały energię, więc trzeba było je odganiać niczym natrętne muchy. Śnieg znów zaczął sypać dużymi, puchowymi płatami. Niebo znów pociemniało, a nad nimi pojawiła się błękitna zorza.
Wilk otulił się mocniej płaszczem i zerknął na niebo
- Niedobrze. Niebieskie zorze zwiastują oziębienie... Jakby, cholera, nie było wystarczająco zimno...

draumkona pisze...

Czytając list na klęczkach, z jednym okiem obserwującym mury, a drugim śledzącym tekst... Iskra nie dowierzała w to, co czyta. W zdradę jeszcze jakoś uwierzy. Dobrze. Ale... Pierścień? Jak to?
I wtedy zaczęła od nowa kląć, opowiadać, co to ona mu nie zrobi jak dorwie i, że jak będzie martwy, to go osobiście zabije i rzuci Solanie na pożarcie.
A potem musiała odnaleźć tajemnicze Braighton. A pierścień zawiesiła na tym samym łańcuszku, na którym kołysała się pod koszulą jej Gwiazda.
***
Przemykanie leśnymi dróżkami, objazdy i podróże nocą sprawiły, że do mieściny dotarła cztery dni później, co niezmiernie ją irytowało. Cztery dni bez żadnego znaku życia od Luciena. Cztery dni martwienia się o tego chędożonego... Nie, lepiej nie kończ.
A i odnalezienie samego Liama nie było rzeczą absolutnie prostą i banalną. Nie, musiała nieźle zapłacić jakiemuś dzieciakowi, bo ludzie traktowali ją jak kolejną żebraczkę i nic nie chcieli powiedzieć. I dopiero jakiś obskurny chłopaczek, który patrzył się jej ciągle na tyłek doprowadził ją do rzeczonego bednarza.
I zastukała uprzejmie w drzwi, starając się wyglądać poważnie, jak na podopieczną Lu przystało. A we wnętrzu czuła, jak szaleje w niej burza.

MG

draumkona pisze...

Nie wspominał, bądź też Natan był zbyt przejęty "misją" zachowania się jak najciszej. Podkradł się do kąta pomieszczenia i tam przycupnął i sam nawet cieniami się owinął, choć nieco nieświadomie.
A chwilę potem, ktoś wspiął się do okna. Sądząc po szerokości ramion- mężczyzna. Przez lewe ramię na świat wyglądała spora rękojeść... A zza prawego biodra wystawał koniec miecza. Sporego miecza.
- Ała... - tak, Marcus chyba nigdy nie był mistrzem w skradaniu, w dodatku, uderzył się w duży palec u nogi i teraz go bolało. Poza tym, zgubił Królika i wcale nie było fajnie.
Wpadł oknem do pokoju i wtedy też błyskawicznym ruchem sięgnął rękojeści, ostrze Lodu błysnęło ostrzegawczo odbijając nikłe światło z podwórka, a wyciągnął je po to, by skrzyżować z ostrzem Cienia. Zabójca kontra Lód. Najwyraźniej Lucien nie spodziewał się gości. Nie było słów. Nie były potrzebne. Mimo iż ten Marcus nie znał się z Lucienem jak łyse konie, to wystarczyło, że Figiel przebiegł po ramieniu drugiego Cienia i już wszystko było jasne.
- Cholerna zima, chędożone piechury... Jak widzę u ciebie też nie ma Królika, psia jego mać, kurwa no. - Marcus Mistrz Pojawiania się Nie w Tym Momencie Co Trzeba do usług można by rzec.
Natan wciąż owinięty cieniami siedział w kącie i z zainteresowaniem przyglądał się nowemu panu.

Parł do przodu co jakiś czas mrucząc pod nosem jakies obelgi wobec boskich planów pogodowych. Jego błękitne oczy widziały na śniegu wiele śladów jakich nie powinny zostawiać ludzkie stopy... Były zniekształcone. Zbyt duże, lub zbyt małe, z siedmioma palcami, albo z dwoma.
- Szept... Poszukaj gdzieś w pobliżu źródeł energii... Bo podejrzewam coś o czym wspominał mój ojciec... Ale wolałbym się mylić... - a dostojny Amon wspominał o eksperymentach przeprowadzanych na Wzgórzach.

draumkona pisze...

Iskra, która właśnie piła sok dyniowy, zakrztusiła się i popluła, a brwi jej powędrowały wysoko w górę.
- Jak mnie nazwałeś? - ostry ton, jeszcze ostrzejsze spojrzenie. Ale nie czekała na odpowiedź. Bezceremonialnie wyrwała list z jego dłoni i jeszcze raz przebiegła po linijkach wzrokiem
- Tu... Tu nie ma nic takiego...! Nie mów tak do mnie. Poza tym, co się do cholery zaczęło! Dlaczego ja nic nie wiem! - i oparła łokcie na stole, twarz ukryła w dłoniach i odetchnęła głęboko, zdawać by się mogło, że się rozklei zaraz. Ale nie. To jedynie chwilowy mętlik w głowie. A płakać będzie potem.
Odetchnęła znów i spojrzała na Liama poważna i opanowana. Bez emocji na twarzy. Wzrok nie ciskał już piorunów, a przypominał spokojne morze w osobliwej barwie.
- Skoroś do mojej dyspozycji, wyjaśnij mi co tu się dzieje. - ton twardy, pewny. A zewnętrzna strona tak różniła się od wewnętrznej... Bowiem w środku elfka rozpaczała i szalała z wściekłości. I nie chciała dopuścić do siebie myśli najgorszej.

MG

draumkona pisze...

Iskra zamknęła oczy. Wszystkie informacje, wszystko co jej przekazał... Bledło w obliczu jednego słowa nie żyje. Co z tego, że nic nie jest potwierdzone. Co z tego, że sam Liam nic prawie nie wie. Co z tego, że... Nie ważne. Teraz to już nie było ważne.
Podniosła znów powieki i wzrok jej padł na leżący na stole pierścień. Pierścień, który powinien być na dłoni Lu... Na jego dłoni... I tu do Iskry dotarło, że być może już nigdy nie poczuje na skórze dotyku jego szorstkich rąk. Że być może ostatnim co mu powiedziała... Nie, koniec.
- Potrzebuję... Noclegu. W zaufanym miejscu... - być może trzymała się dzielnie, ale niemal dwa dni spędziła na bezsenności. Nowy Poszukiwacz był przede wszystkim zmęczony, skołowany i... Smutny.
Powolnym gestem zgarnęła pierścień ze stołu. Nie założyła go jednak na palec. Nie, znak rozpoznawczy Poszukiwacza znów trafiła na łańcuszek przy Gwieździe.

MG

draumkona pisze...

Marcus na uwagę o skradaniu machnął lekceważąco ręką.
- Dłużej żyję od ciebie i jakoś dziurawy to ja nie jestem... - mruknął i przywołał Figla do siebie. W tym momencie powietrze za Lu zamigotało i tam też zmaterializowała się sylwetka Natana. I choć światło było nikłe, choć widzieli się tylko raz, Marcus wiedział. I nie omieszkał rzecz jasna wypalić czegoś głupiego, jak chociażby...
- O, to widzę jednak Iskra nie napluła ci w oczodół i teraz jesteście małą, szczęśliwą rodzinką? - Figiel zbiegł po nodze Marcusa na podłogę i zaczął badać podłogę, a Pajęczarz się nie zamknął - Wydawało mi się, że dość mocno stawiała na swoim by mu nie mówić, żeś jego ojcem, ale skoro tak... - wzruszył jeszcze ramionami, a Natan otworzył szeroko oczy i skakał wzrokiem między Marcusem i Lu.
- O... Ty wy nie...? Um... Teges no... - i podrapał się po głowie.

Nie był wybitnym magiem, ale był dobrym obserwatorem, więc odczytał coś dziwnego, jakąś zmianę w twarzy magiczki. Ale nie pytał. Uznał, że to nie czas.
- Czyli ojciec miał rację... To tu przeprowadza się eksperymenty na ludziach... Na wampirach... Bogowie, nie pojmuję dlaczego pozwalają jeszcze takim miejscom na egzystencję... Chodźmy.

draumkona pisze...

Beznamiętne spojrzenie powędrowało na twarz bednarza. W tej chwili nie potrafiła docenić starań. Nie potrafiła docenić niczego, lecz resztami sił zdobyła się na uprzejme słowa.
- Dziękuję. Teraz... Zobaczymy się jutro. - i nie tłumacząc nic więcej powlokła się po schodkach na górę. Nie zwróciła uwagi na wystrój pokoju. Nie zwróciła uwagi na sprzęty, na miskę z wodą, na całkiem ładnie wykonane łóżko. Nie. Runęła tylko w pościel i wydobyła zza koszuli wisiorek, który teraz także nosił pierścień. Jego pierścień. Iskra złapała błyskotkę w dłoń, którą zacisnęła w pięść. Zwinęła się na łóżku w kłębek, a piąstkę trzymała blisko siebie, niemalże przy sercu. I resztę dnia spędziła na przeżywaniu załamania, płaczu i przeżywaniu ogólnym. Dopiero późną nocą nadszedł sen. Koszmar.

MG

draumkona pisze...

Głupkowaty wyraz twarzy zabójcy zmienił się, gdy patrzył na Natana. Zmarszczył brwi i był naprawdę poważny, jak nigdy. Przysunął się do Luciena i zaczął mówić konspiracyjnym szeptem
- Rozdzieliliśmy się z Królikiem, bo... Lucien, w lesie nie dzieje się dobrze. Coś łamie gałęzie. Wyrywa drzewa z korzeniami... Tam szaleje puszczona luzem magia i duchy. Widzieliśmy... Widziałem Iskrę. Leżała w śniegu, chyba nieprzytomna, ale podejść się nie dało, bo zaraz pojawiały się jakieś dziwne rzeczy. Królika w ogóle gdzieś teleportowało i twierdzi, że jest w Quinghenie... Krążyłem tam przez parę dni, ale nic się nie zmieniło. Jedynie stopniowo nawiewał na nią śnieg, aż wczoraj było widać tylko porozrzucane na ziemi włosy i kawałek tuniki. A potem stało się to - i tu ruchem głowy wskazał niebo. I ukradkiem spojrzał na chłopca, który być może miał już tylko jednego rodzica.

- Elfi? - to byłaby nowość. Ale od razu skojarzyło mu się to z Iskrą. Przecież nie przyzywałaby go tylko po to, by Natana zabrał, bo ona nie ma czasu... Lecz nie trafił. Nie był to ślad Starszej Krwi.

draumkona pisze...

Iskra nie obudziła się z krzykiem, choć tak właśnie się czuła. W gardle odczuć się dało wielką gulę. Do oczu cisnęły się łzy. I to uczucie... Pewność. Pewność, że stało się najgorsze.
Wbrew temu co powiedziała, nie zjawiła się na dole dnia następnego. Została w łóżku ściskając w dłoni pierścień. Nie zjadła nic, ani także nie tknęła dzbanka wody. Dzień pierwszy, zapadła w letarg.
Dnia kolejnego także się nie zjawiła. Do południa próbowała pogodzić się z tym faktem, że jego już nie ma. Nie udało się.
Dnia trzeciego od dziwnego dnu, wreszcie ruszyła się z łóżka. Ciało osłabione, z początku odmówiło posłuszeństwa i wylądowała na podłodze, gdzie znów zwinęła się w kłębek i tak spędziła godzinę. Ale w końcu zeszła na dół. Ubranie miała pomięte, włosy rozburzone jakby wyszła dopiero co z jakiejś wichury. A spojrzenie...W spojrzeniu nie było nic. Pustka.

MG

draumkona pisze...

- Się wie - rzucił, choć powagę w jego głosie popsuły wesołe ogniki w oczach. Mimo tego wątpliwego pokazu powagi, Lucien mógł liczyć na dochowanie tajemnicy. Przynajmniej ze strony Marcusa.
- Figiel, chodź - mruknął jeszcze zabójca, a pająk nagle spuścił się po pajęczynie na głowę swego towarzysza.
- O ty spryciarzu mały... Na belki to się wchodzi, tak? A dobre wychowanie to gdzie przepraszam? - odpowiedział mu długi, cichnący pisk, jakby przeprosiny - I żeby mi to było ostatni raz! - piorun strzelił w drzewa pobliskiego lasu wywołując pożar, co wywołało panikę w wiosce. Marcus spojrzał to na Poszukiwacza, to na jego syna
- Wygląda na to, że czas nam nie sprzyja. Niechaj chronią was cienie - i wyskoczył oknem. A Natan wciąż wielkimi oczami spoglądał na Luciena. Nic nie rozumiał. Przeżywał szok.

Wilk uśmiechnął się pod nosem, ale kroku nie przyśpieszył, niech sobie porozmawiają sami... Słyszał przecież co się o nich mówiło w stolicy. Pamiętał.
Dlatego doszedł do Zorana chwilę później niż przewidywałaby to ustawa.

draumkona pisze...

Nieco zagubiona, nieco przygnieciona nawałem prac, ale podołała. Nawet zdołała coś przełknąć, a tym czymś był marny kawałek chleba.
Na dźwięk miana jej mentora spojrzała ostro na informatora, choć do tej pory unilkała patrzenia na ludzi. I mógł mieć ten nieszczęśnik wrażenie, jakoby cała uwaga wszechświata skupiła się jedynie na nim. Jakby nowy Poszukiwacz miał spojrzeniem tym wgląd w najdalsze zakamarki jego duszy.
- To, że zmienił się Poszukiwacz, nie znaczy, że sposób zbierania informacji się zmienił... - zaczęła cicho, a wzrok nie stał się ani o nutę łagodniejszy - Chcę potwierdzonych informacji. Pewników. Nie plotek. I podejrzewam, że Lucien także nie chciał ich słuchać. - tak. Wolała go nazywać samym Lucienem, a w myśli Varianem. Tak było prościej. Mniej bolało.
Przymknęła oczy na chwilę, dając informatorowi chwilę wytchnienia od świdrującego wzroku.
- Ściągnij tu Dibblera - a znając legendy jakie o nim krążyły wśród informatorów i samych Cieni... - Powiedz, że wzywam go ja... Iskra. Wtedy nie wypruje ci wnętrzności. Chyba. - potrzebowała kogoś mniej więcej zaufanego, kogoś... Dibbler był mniej więcej zaufany. I potrafił coś, co bardzo by się jej teraz przydało.
Podniosła się ze swojego krzesła i odeszła do okna. Wybuch magii... Będzie musiała to sprawdzić.

MG

draumkona pisze...

Nie wiedział od czego zacząć. Chociaż w głowie od razu pojawiło się jedno, konkretne pytanie.
- Dlaczego nigdy mnie nie odwiedziłeś? - bo w chłopięcej główce Natana zalęgły się już dawno obawy, że być może ojciec go nie chce. A może nie żyje. A może... Dużo było tych domysłów i teraz chciał się upewnić. Chciał się dowiedzieć czemu nikt go nie poinformował. Po prostu - dlaczego. A pytanie to mogło oznaczać wszystko i nic zarazem.

Wilk dostrzegł. A wrodzony, wyuczony mechanizm zadziałał sam. Błyskawicznym ruchem uniósł łuk, a strzała już byłą w drodze do cięciwy. Nałożyć, naciągnąć... Szarą skórę Zorana drasnęła drewniana strzała zostawiając po sobie głęboki rów. Wilk już miał kolejną strzałę na cięciwie i mierzył do wampira. Przed chwilą nie chybił. Nie. On ostrzegł.
- Mimo tego, że najwyraźniej młodyś, to chyba wiesz jak drewniane, ostro zakończone rzeczy działają na wampiry... - mruknął, a wiedział, że tamten go usłyszy. Wiedział, że małą raną nie powstrzyma go na długo. I spojrzał na Szept, a wzrok jego nakazywał jedno. Odsunąć się od wampira.

draumkona pisze...

Powiadają, że Dibblera nie sposób znaleźć, jeśli sam Dibbler tego nie chce. Poniekąd, była to prawda. Poniekąd nie. Były sposoby na odnalezienie go wtedy, kiedy sobie tego nie życzył. I taki sposób znał Nieuchwytny.
W obecnej jednak chwili Cień przebywał w domu rodziny rzeczonego informatora. Najwyraźniej, wyprzedzał wydarzenia, albo też miał niebywałe szczęście... Albo, co gorsza, miał interes do samego informatora...

Iskra zeszła na dół, do Liama. I tam, bez słowa usiadła na jednym ze stołków i po prostu przyglądała się jego pracy. A umysł pracował układając plan. Plan odnalezienia... Ciała. Ciała Luciena.

MG

draumkona pisze...

- Dlaczego mama ci nic nie powiedziała? - zbliżył się. Podszedł obserwując opiekuna, który okazał się jego ojcem... Zaskoczenie, złość i smutek zakotłowały się razem w jego wnętrzu. Ale i zarazem dziecięce rozwiązania, równie proste co trudne do zrealizowania.
- Skoro zawiodłeś... To nie zawodź już - łatwo powiedzieć można by rzec.

- Chyba będziesz musiała pożegnać w myśli Zorana jakiego znałaś... - nie znał się zbytnio na wampirach. Obiło mu się jedynie o uszy, że te po przemianie są całkiem innymi osobami. Ale, czy była to prawda... Cóż, lepiej dmuchać na zimne.

draumkona pisze...

- Musiał nie mieć wyboru - mruknęła Iskra, która zawsze miała swoją teorię na dany temat. Zbyt żywe jeszcze były słowa jakich użył podczas ich kolejnej kłótni. Że powinna się bardziej starać. Że... Zresztą, jaki to miało teraz sens. Lucien nie żył.
- Nieuchwytny umrze z radości - znów mruknęła, a dłoń odruchowo powędrowała do skrytego pod koszulą pierścienia. O tak. Przywódca jak nic ucieszy się ze śmierci Lu...

MG

draumkona pisze...

Natan skojarzył zaraz, że to temu panu mama chciała napluć w oko i inne złe rzeczy, których nie powtórzył.
- Pewnie dlatego chciała napluć ci w oko - dla Natana prostym było, że jeśli się zawodzi, to pluje się temu komuś w oko. Tak wychodziło z nauk jego matki, chociaż żadne to nauki, a jedynie obserwacja jej zachowania.
I zaraz nos zmarszczył wykrywając nieścisłość.
- Ale... Bo jak byliśmy w Mall Resz u wujka Darrusa, to mama powiedziała, że tata nazywa się Varian. A wtedy dziadek Mal się zdziwił bardzo... A potem pani szamanka dała mi takiego reniferka z lodu! I w środku był duszek!

Wilk zachodził w głowę, czy jeśli nie strzeli w serce, to czy i tak młody wampir zginie. Nie mniej jednak, ryzyko to musiał podjąć. Nie mógł pozwolić na to, by szedł ich śladem. szybkie spojrzenie na Szept.
- Muszę. - i słów więcej nie było. Wilk puścił strzałę wolno, a ta trafiła w stopę Zorana przyszpilając go do ziemi. Elf wiedział, że fala bólu nie da im dużo czasu. Więc zamiast bawić się w zbędne ceregiele... Chwycił Szeptuchę za rękę i wybrał drogę okrężną.

draumkona pisze...

- Ostatnio w ogóle nie sypiam, więc nie sądzę, żeby i teraz miało się to zmienić. Nie mogę nic zjeść... Nie potrafię. - i zanosiło się na dłuższy monolog, gdyby nie fakt, że pod drzwiami poruszył się cień, któryw chwilę potem oderwał się od posadzki i płynnie rozkłębił się w dym, z którego wyłonił się Dibbler.
Elfka spojrzała kontrolnie na Liama, co by sprawdzić, czy rzeczywiście wszyscy się go tak boją, czy jednak nie.
- Wzywałaś - mruknął nowy przybysz, a jego szare oczy spoczęły na Liamie. Sam fakt, że miała na usługi Dibblera był dość... Niecodzienny.
- W rzeczy samej. Pewnie słysz...
- Ehe. Szkoda trochę, bo cię do końca nie wyszkolił, przynajmniej nie formalnie. - coś błysnęło w jego oczach, jakby sugerował... Jakby sugerował, że Lucien specjalnie przedłużał szkolenie. Elfka podniosła się z krzesła.
- Na górę won. I to migiem. - każdy normalny jużby widniał jako mokra na ścianie, tymczasem...
Dibbler okręcił się na pięcie i zanucił
- Iskra mówi poszli won!, to idziemy sobie stąd... - i pomaszerował na górę.

MG

draumkona pisze...

O tak. Niespodzianka będzie wielka. I gdyby ktokolwiek mógł to przewidzieć... Zapewne kupiłby paczkę prażonych ziemniaczków i przyjechał do Eilendyr na seans podczas to którego Poszukiwacz zostanie wystawiony na kolejną, jakże przyjemną próbę.
Natan nieufnie spojrzał na ojca. Rzeczywiście, dla niego wyglądało to tak jakby chciał uciec. Oddać do Eilendyr i pójść sobie, bo... I wtedy pierwszy raz pomyślał, że ojciec go nei chce. Po prostu. Bo jest problemem. Komplikacją. I zrobiło się mu niesamowicie przykro.

Wilk także milczał. Korzystając z daru jasnowidzenia, próbował zobaczyć możliwą trasę. Jednak możliwości było tysiące, a każda inna, a zarazem podobna. I zorientuj się w sytuacji nie tracąc głowy...
Mamrotał coś pod nosem do siebie, bo lepiej mu szło zapamietywanie tego cóż widział w przyszłości, kiedy jeszcze coś mamrotał. Łatwiej zebrać myśli. Szkoda tylko, że nie udało mu się ujrzeć tej nici historii, jaka zostanie z nimi splątana...

draumkona pisze...

Wieść o tym, że zostanie sama wpuściła jednym uchem, a wypuściła drugim. Miała co innego na głowie, zwłaszcza teraz, kiedy pojawił się główny atut w interesującej ją sprawie. Po krótce objasniła Dibblerowi plan, a ten cmoknął z poirytowaniem nieskrywanym.
- Żądasz niemożliwego. Co prawda, nie dla mnie, ale dla ciebie tak. Zostań tu, albo siedź przed tym całym budynkiem. Tam będzie w cholerę str...
- Masz jeden i ten sam argument, Dibb. Że nie dam rady. Bo co? Bo nie umiem się cieniami owinąć? Bo nie jestem cieniem, jak ty?
- No
- Głupiś
- Upadłaś na głowę
- A ty zrobiłeś to już dawno temu
- Wcale nie...
- Zanim się pokłócimy, możemy iść sprawdzić informacje?
- Jak chcesz. Ale nie będę cię potem zeskrobywał ze ściany...
***
Wrócili w nocy po całym dniu nieobecności. W zasadzie nie wrócili, bo Dibbler został by szukać jeszcze jakichś ciekawych śladów. Iskra byłą sama. Sama z najgorszą informacją w jej życiu. Lu nie żył. to pewne. Potwierdzone. Ciało... Nawet teraz, parę godzin później, gdy zamykała powieki wciąż je widziała. Zwęglone. Powykręcane. I obawiała się, że i tej nocy snu nie zazna, a mikstury się kończyły... Długo tak nie pociągnie.
Porzuciwszy torbę na dużym, kuchennym stole postanowiła zrobić jedyną rzecz jaka wydawała się jej teraz słuszna. Zaparzenie herbaty.
I po chwili siedziała już z gorącym kubkiem w dłoniach, na stole i patrzyła się tępo w ścianę rozpamiętując.

MG

draumkona pisze...

Obudził się w okolicach południa, kiedy to kołysanie w siodle stało się dla jego ciała zbyt wyraźną sugestią, że pora wstać.
Otworzył oczy i rozejrzał się sennie na boki. I w pierwszej chwili się wystraszył, że ktoś znów go porwał. Ale zaraz zauważył, że łeb konia jest czarny. Podobnie jak grzywa. Podobnie jak... Wszystko. I płaszcz. Takiego płaszcza nie miał żaden porywacz.
- Gdzie jesteśmy...?

Słowa elfki tak Wilka zaskoczyły, że aż przystanął i przyglądał się jej dłuższą chwilę. Po czym... Wzruszył ramionami, że to niby nic.
- W końcu od czegoś tu jestem... Przemieszcza się teraz szybciej. - i zaraz dorzucił - Natan. - być może Szept pojęła o co mu chodzi za pierwszym razem, ale wolał być pewien.

draumkona pisze...

Choć zmęczona, dosłyszała szuranie. I zaraz, ostrożnie, zsunęła się ze stołu pozostawiając na nim kubek. W kuckach będąc rozejrzała się za potencjalną bronią. Wolała nie ryzykować użycia magii. Kto wie co się stanie kiedy jej użyje będąc tak potwornie zmęczoną. W końcu zdecydowała się na jakiś nóż.
I rozległo się pukanie. Ktoś, kto by chciał ją zabić, na pewno by nie pukał. Ostrożnie więc przysunęła się do drzwi i postanowiła poczekać chwilę. I zawiał lekki wiatr. I tylko tyle starczyło, by w jej nos uderzył zapach... Zapach osoby rzekomo nie żyjącej. I zamiast przemyśleć to na spokojnie, zamiast dokłądnie przeanalizować sytuację... Poderwałą się do góry, klamkę szarpnęła i stanęła jak wryta. I nawet nóż jej z ręki wypadł.

MG

draumkona pisze...

- Naprawdę? - i rzeczywiście, radochę miał przy tym ogromną, bo lubił czuć się potrzebny. A, że potrzebował go sam tato... W tym momencie mały mieszaniec mógłby chyba góry przenosić.
- To pomogę! - i zaraz umysł przetrawił informację - Pomagałeś w obronie lasu...? Mama nie mówiła nic...

Dziwne, czy nie... Czas był przeciw nim. A niepokój Wilka rósł z każdym krokiem. Całe Wzgórza były... Dziwne. Jakby żyły własnym życiem... I to go niepokoiło najbardziej.
- Musimy wydostać się stąd do zmroku

draumkona pisze...

Iskra najpierw się zapowietrzyła, wytrzeszczyła na niego oczy, zamrugała trzy razy, a dopiero potem nadeszła reakcja właściwa, czyli... Krzyki i żale.
Pochwyciła Poszukiwacza za poły koszuli i wciągnęła go bezceremonialnie do środka zatrzaskując drzwi i jeszcze je ryglując. I potrząsnęła biednym Lucienem jak jakąś szmacianą lalką.
- CZYŚ TY DO RESZTY OCZADZIAŁ?! TY IDIOTO! TY KRETYNIE! - i kiedy już się natrząchała, puściła go i zaczęła krążyć w te i we wte. Przyszła pora na okazanie złości.
- Czy ty wiesz co tu się działo?! Czy ty zdajesz sobie sprawę coś narobił?! Co to za debilny pomysł! I... I... - i złość opadła, na wierzch wyszły skrywane uczucia. Jakby niechciane. Chrząknęła nosem starając powstrzymać się nadchodzącą... Falę płaczu. Ale nie udało się. Iskra rozpłakała się na dobre, a potem rzuciła się mu na szyję z zamiarem zaprzytulania na śmierć.

MG

draumkona pisze...

Jakoś nie miała ochoty go puszczać. Tak było dobrze. Ale w końcu przyszedł moment, gdzie musiała wziąć się w garść. I odsunęła się, ocierając twarz rękawami koszuli, doprowadzając się do względnego porządku. I ona była blada, choć nie tak jak on.
Uważnie zlustrowała jego sylwetkę, jakby doszukując się ran. A, że takowych nie zauważyła...
- Idziesz spać. - i to nie było pytanie. Nie prośba. Nie, to był rozkaz. I nawet palcem wskazała mu schodki na górę, jakby go wyganiając. Sama chyba nie miała zamiaru się kłaść...

MG

draumkona pisze...

Tu Lucien nie miał czego się obawiać. Odkąd ludzie odeszli, pokonani, zdziesiątkowani, tak nie wracali zostawiając las i elfy w spokoju.
Drogę nagle zastąpiło im trzech elfów. Każden jeden z zwiadowczym stroju i każdy podejrzliwie łypał okiem na Luciena. Bo Natana znali.
- Co to za jeden? - spytał jeden z nich. Najwyższy.
- Hm... Pamiętam go. Bronił. - odezwał się rudy.
- Cień - powiedział najmniejszy.
- Co tu robi?
- Co robi z nim?
Trzy pary oczu spojrzały równocześnie na Natana, a ten się speszył nieco i jakby pogubił... Ale zaraz odzyskał wątek.
- To mój tata
Elfowie brwi unieśli i nawet jeden cmoknął.
- Toć mówiłem, że z byle powodu na wysepkę Ducha się nie łazi! Płać! - to chyba jacyś bracia Marcusa być musieli, bo autentycznie zakłady mieli o to czym synem jest Natan...
- Zresztą, jak kłamie, to oni się nim zajmą.
- Zajmą się.
- Ona się zajmie.
I zarechotali w trójkę się rozchodząc. Natan nie wiedział co myśleć, chyba pozwolono im przejechać w głównej części...
- Na lewo, między tymi paprotkami... - to był skrót, który odkrył z Wilkiem. Prowadził przez polankę na której obozowali. Przez polankę Ducha. Ale dalej ukryty wśród listowia był tunel. Tunel prowadzący prosto na dolną kondygnację.

draumkona pisze...

[zapomniałam o Wilku! >_<]

I może udałoby im się doścignąć Natana... Gdyby nie jedna tyciusieńka sprawa której nikt nie przewidział.
Tam, gdzie było płasko... W istocie, stąpali po lodzie. Po lodzie na międzywzgórzu. A jak wiadomo, lód trwałym nie jest i lubi płatać figle. I kiedy Wilk postąpił kolejny krok... Coś trzasnęło i echem się poniosło, tak, że stracił orientację odnośnie tego gdzie pękł lód. A kiedy się zorientował było za późno. Wpadli do środka, a drgania i wibracje spowodowane pęknięciem i osunięciem się lodu spowodowały, że wyjście przyblokowała śniegowa zaspa z odłamkami lodu wielkości niedźwiedzia.

draumkona pisze...

- Nic mi nie mów o ostatnich dniach - burknęła nie bawiąc się w ceregiele i łapiąc go za nadgarstek i po prostu ciągnąc do łóżka.
- Nie spałam. I pozbawiłam Liama zapasu mikstur... - no i jeszcze paru innych środków, ale o tym chyba nie musiał wiedzieć.
Skoro i ona odpocząć miała, to proszę bardzo, odpocznie. Ale jak sobie myślał, że da mu spać osobno to chyba pomylił domostwa. Iskra wpakowała się do łóżka, a że znowu takie małe nie było...
- Chodź spać - mruknęła naciągając na siebie koc. I dopiero teraz w pełni czuła jak była zmęczona.

MG

draumkona pisze...

Za to kto inny był uziemiony wręcz w Eilendyr. Iskra leżała w łóżku i oglądała właśnie rzeźbienia na suficie, kiedy do jej komnaty wpadł jeden z elfów, którzy zasiadali w radzie stolicy. O ile się nie myliła, prawa ręka Wilka. Podniosła się czując tępy ból pulsujący po całym ciele
- Co się dz...
- Jeździec. Człowiek. Ten z lasu. I twój syn, Starsza Krwi. - i zanim elf skończył mówić, Iskry już w komnacie nie było. Poleciała na złamanie karku, nie patrząc na to, czy może się potknąć o własny bandaż i wybić zęby, ani nei patrząc na to, czy rany się nie pootwierają. Nie przeszkadzało jej nawet to, że w samej piżamie wypadła przed główny budynek zajmowany przez władcę.
Stojąc boso w śniegu po kostki uruchomiła zmysły, a może lepiej będzie napisać, że zmusiła do lepszego działania. I skręciła w lewo, wypadła zza zakrętu i nieomal wpadła na Cienistego.
- Mama! - i Natan już zeskoczył z siodła i poleciał do elfki, która cudem uniknęła zderzenia z koniem. Ignorując złamaną rękę, Iskra wzięła go na ręce i mocno przytuliła do siebie chwilowo zapominając o całym świecie.

Wilk kaszlnął. Chyba coś sobie złamał, ale to nic... Usiadł czując okropny ból w żebrach. Tak, złamanie...
- Jestem - kaszlnął, a głos miał nieco schrypnięty. Najwyraźniej uszkodził sobie też struny głosowe.
- Cała jesteś? Niezbyt dużo tu widać...

draumkona pisze...

- Cicho bądź. Zabiję cię jutro... Albo jak się obudzę... - ziewnęła jeszcze, a jakaś podstępna i bardziej myśląca część elfki postanowiła sytuację wykorzystać i zaraz elfka, jak ta mała przylepa, przytuliła się do na szczęście żyjącego Poszukiwacza. Mentora... I usnęła z głową opartą na jego piersi.

draumkona pisze...

Iskra spała dalej w najlepsze i śniło się jej... Nic. Umysł zbyt zmęczony na snucie marzeń sennych, choć i nawet po co miałby to robić, skoro jedno z takich marzeń uległo ziszczeniu...
Odsypiała wszystkie te dni stresu i smutku. Złości. I bogowie niejedyni wiedzą kiedy miałą zamiar się obudzić. Ciało sił nawet nie miało by zmienić pozycję, bo wciąż zalegała na nim, zupełnie tak jakby zasnęli ledwie pięć minut temu.
***
Wstała wieczorem. A i słowo, że wstała były za mocne, bo tylko poruszyła się pod kosem, jęknęła niemrawo, że głowa boli i skuliła się pod kocem.
- Pomocy... - mruknęła nie wiedząc kogo dokładnie woła na pomoc.

MG

draumkona pisze...

Po chwili przesadnego ściskania syna Iskra odsunęła go od siebie i zaraz posprawdzała, czy gdzie ranny nie jest, paranoja jakaś. A ręka zaczęła pulsować tępym bólem a z pałacu wypadł medyk z grubym futrem. Narzucił je elfce na ramiona i jeszcze coś biadolić zaczął, że się nie zrośnie, że powinna leżeć i, że w ogóle ona to krnąbrna i okropna jest.
A Iskra spojrzała na medyka raz i ten umilkł. Nawet się wycofał z powrotem do pałacu.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że to mój tata? - jakiś wyrzut czaił się w głosie Natana. A Iskrę to pytanie z nóg zwaliło, na tyłek pacnęła, a futro zsunęło się z jej ramion. I patrzyła w osłupieniu, to na syna, to na Luciena, a mały musiał pytanie powtarzać.
- Bo się na niego nie nadawał - odpowiedź zaskakująco prosta, szczera i bezpośrednia.
- Ale nadaje się! - jak widać, Natan miał inne zdanie.
- Wujek zostawił ci odłam ze skrzydła Storwinga - i już Natana nie było. Jak widać, Iskra znała sposoby na szybkie pozbycie się syna. I przyjrzała się badawczo Poszukiwaczowi naciągając na ramiona płaszcz.
- Skąd on to wie? I... Gdzie jest Wilk? Miał was znaleźć... - czyżby osoba Starszej Krwi martwiła się o władcę?

Wilk zacisnął mocniej zęby, bo ból okazał się coraz większy.
- Wniknij myślą w organizm... Znajdź... - odetchnął głębiej stwierdzając, że pękły mu co najmniej dwa żebra - Znajdź ogniska bólu...

draumkona pisze...

Iskra chwilę macała ręką w powietrzu w poszukiwaniu rzekomego przedmiotu z którego można by się napić, aż w końcu poirytowana usiadła i wzięła gliniany kubek w dłonie, po czym wychyliła zawartość. Skrzywiła się i wzdrygnęła kiedy ciałem wstrząsnął dreszcz.
- Jak zawsze, okropne - szczere podziękowanie w wykonaniu Iskry. Przetarła oczy i spojrzała na niego wojowniczo - Spać powinieneś, a nie biegać sobie po domu jakbyś był u siebie - burknęła i pogrzebała pod koszulą wyjmując spod niej naszyjnik z Gwiazdą, która lekko migotała. A obok niej wisiał pierścień. I elfka zdjęła naszyjnik z szyi i rozdzieliła sygnet od wisiora. I własność wróciła do swego właściciela, a Poszukiwacz znów był Poszukiwaczem.

MG

draumkona pisze...

- Cholera, urwę mu dupę jak mnie stąd wypuszczą - jakaż prostota w wyrażaniu myśli. Szkoda, że zaraz miała się skończyć, bowiem Iskrze przypomniało się, co wypaplała samemu Lucienowi nim zniknęła w lesie. Do czego się przyznała... Że ona, jego...
- Nigdzie nie znikasz, tylko najpierw odpoczniesz - wiedziała, że będzie oczywiście protestował. Przecież byłby chory, gdyby tego nie zrobił. Ułożyła mu więc dłoń na ramieniu i odciągnęła od poprawiania popręgu
- Jeszcze Cienistemu jelito dupą wyjdzie, przestań maltretować ten popręg... Dziękuję. - i bynajmniej nie dziękowała za to, że raczył zostawić popręg. - Bez ciebie zapewne byłoby po nas. Nie dałabym rady chronić jego i siebie, a jak widać marnie mi to wyszło... - w istocie, jakby ściągnąc z niej piżamę... to była niemal cała w bandażach i maściach.
- Ale... Jest coś o co jeszcze muszę cię prosić...

Teraz mógł to poczuć. Coś, co ewidentnie elfkę nękało, zakłócało przepływ sił i myśli. Sięgnął więc jej dłoni i ścisnął ją lekko, co by ją z transu wyrwać.
- Coś się dzieje z twoją magią... - zaczął niemrawo

draumkona pisze...

- Nie mów mi co powinnam a co nie, bo napluję ci w oko. Ty jesteś Poszukiwaczem, ja jestem tylko nieznośną podopieczną - i nie było okazji do sprzeciwu, bo Iskra chwyciła jego dłoń i włożyła w nią pierścień. Niech sobie go założy i tyle.
Ziewnęła znów i odgarnęła włosy co to jej na oczy opadły.
- Zapewne zaraz gdzieś ruszamy bo coś tam, zawsze znajdziesz jakiś głupi powód zamiast wypocząć - funkcja marudzenie została włączona - Właściwie na co byłą ta mikstura?

MG

draumkona pisze...

Iskra machnęła ręką i syknęła, bo to byłą ta połamana
- Gon będzie ścigał mnie do końca moich dni i zapewne nie tylko. Chodzi... Chodzi o Wilka. Nie wrócił. A wraz z nim nie wróciła i Szept... Pomóż mi go znaleźć. - chyba fakt, że podróżowała z nim jej przyjaciółka miał być okolicznością łagodzącą...

- Nie podoba mi się to... - mruknął sennie wzrok wbijając w przeciwną ścianę - To brzmi jak jakiś zalążek klątwy, a drugiego Ponurego Gona nam nie trzeba...

draumkona pisze...

- Ta mikstura mi co...? - chyba nie dowierzała, ale ociężałość myśli mówiła sama za siebie - Środek usypiający? Zabiję jak wstanę, zabiję... - i pięścią mu pogroziła, co by sobie uważał, bo to tak kolorowo nie będzie jak się obudzi i role się odwrócą i to ona go zmolestuje środkami nasennymi a potem będzie się głupio uśmiechać...
Tymczasem głowa wylądowała na poduszce i w chwilę potem znów zasnęła.

MG

draumkona pisze...

W pierwszej chwili elfka ani drgnęła, jakby mikstura wyłączyła jej działanie zmysłów. Ale niedługo potem ciało wyczuło ciepło obok. Ciepło nienależące do cienkiego koca, który i tak się przekrzywił.
- Cieplutko... - wymamrotała i znów się poprzytulała, a Lucien po raz kolejny skończył jako jej poduszka.
Ale na jego szczęście, obudziła się znów po nim. Ale to wcale przecież nie przeszkadzało w mszczeniu się...

MG

Nefryt pisze...

- Nie martw się! - zawołała, przekrzykując szum wody i odwracając się w stronę Luciena. - Byłam tu setki razy... Kiedyś. - przez jej twarz przemknął cień, ale inny, niż zwykle, gdy wspominała przeszłość. Tym razem nie czuła ciężaru utraconych chwil.
- Chodź ze mną, tylko mi coś wytłumaczysz – Jakby nie chciała wciągać go w nic na siłę, a jedynie sprawić, by przez chwilę był przy niej nie ze względu na misję. By pomógł jej zrozumieć.
Był magiem.
A to, co znalazła pół roku temu w niewielkiej komnacie wykutej w skale za wodospadem wiązało się z magią... A przynajmniej ona tak przeczuwała.
- Lucien, no chodź, proszę! - zawołała go jeszcze raz. Chwilę później śmiało podeszła do wodospadu, i kuląc się, by siła spadającej wody nie zmiotła jej z pnia, przekroczyła wodną barierę.

Sol pisze...

Słyszec o nim nie slyszala, moze z tego jak upita Iskra probowała cos niecos wypaplać, gdy nad językiem nie panowała. Ale to tyle. Nie miała więc skąd miała wiedziec, ze faktycznie jej odczucia, ze on jest kamieniem z bijącycm sercem, tkóre tylko krew pompuje i oddycha z konieczności, sa prawdziwe? Że on od emocji i uczuc broni się rekoma i nogami? A moze i głowa jak trzeba?
- Mozemy łóżkiem się podzielić - stwierdziła cicho, bo jednak... jak sie odwrocił, jak przez okno wyjrzał, jakos jej się żal zrobiło tego Cienia. że on niby co? Zły jest? Nie byl zły, był wstrzemięxliwy, zdystansowany chlodny i... samotny. Aż mu się jej go szkoda zrobiło, czego pewnie sobie nie zyczyl. Pal licho z jego zyczeniami, ona nie złota rybka. I taka nagła zlosliwość, że miałby na fotelu połamany, albo na podłodze spac... Prosze bardzo, jeśli zechce, ale ona nie była jędzą mimo wszystko.

Kai Chelershey pisze...

-Na kilometry czuć, że tu coś śmierdzi jakimś przekrętem - ciągnął Kai -Ale ten gość do tej pory ciągnie swój proceder i w żadne kłopoty się jeszcze nie wpakował. Więc wszyscy korzystają, chociaż pewnie potem śmieją się z jego naiwności. Nawet mnie trudno uwierzyć, że on jest aż taki głupi, żeby nie wiedzieć, ile traci...
Zauważył, że Lucien chciwie słucha każdego jego słowa. Uśmiechnął się w duchu, nie mógł dziwić się jego ciekawości. Nie uważał, że ten człowiek może mu przeszkodzić w łatwym zarobku, to, o czym mówił, nie stanowiło tajemnicy. Podobne plotki rozchodziła się dość szybko, to było kwestią czasu.

draumkona pisze...

[narobiłam błędów, edit xD]

Kiedyś dojdzie między nimi do rękoczynów i Iskra była tego stu procentowo pewna. W oczach błysnęło coś. Ostrzegawczo.
- Nie, nie zostaję tu. Jadę z tobą czy tobie się to podoba, czy nie. Muszę go znaleźć... - i chyba zapomniała o tym jak Lucien kocha Wilka. I jeszcze sadziła tekstami, że MUSI... Cóż.
Kichnęła i mocniej owinęła się futrem
- Jak go zaraz nie rozsiodłasz i nie pójdziesz ze mną to dojdzie do rękoczynów - tak, najlepiej było grozić, szczególnie wtedy, kiedy nie było się w zbytnim stanie do czegokolwiek.
I z strzelistej, białej budowli wyleciał znowu Natan, tym razem trzymają w ręce jeszcze jakiś odłamek błękitnego kryształka. Obłapił Iskrę za nogę, a zrobił to z takim impetem, że niemal ją z nóg zwalił.
Zaatakowana Iskra przesunęła spojrzenie z Poszukiwacza na syna. I wzrok jej momentalnie złagodniał, jakby kto na nią jakiś urok rzucił. I poczochrała mu włoski
- Tata chce ci uciec - i to był koniec, bo nawet jeśli Lu miał jakieś plany, że sobie sam pojedzie, to właśnie te plany poszły w cholerę. Natan okazał się tajną bronią, bo brązowe spojrzenie podniósł na ojca i wyrażać ono mogło jedno; smutek.
- Czemu... - zaczął cicho.

- Słusznie zauważyłaś... Jeśli... Ja bym się na twoim miejscu martwił o to jak długo tu zdołamy przesiedzieć. Jaskinia jest z lodu, wyjście jest zasypane... Nie czuję żeby gdziekolwiek poruszało się powietrze, więc nie ma tu żadnych tuneli. Nic nie ma, Szept. - i chyba miało ją to odciągnąć od prób pomocy, bo Wilk oficjalnie stwierdził, że ryzykować z jakimiś widmami to on jej nie pozwoli.

draumkona pisze...

- Ale dopiero przyjechałeś i... I w ogóle... - Natan puścił Iskrę i podszedł do Luciena. Patrzył na niego dużymi, brązowymi oczkami z jakąś nadzieją i smutkiem zarazem
- Tato... Nie jedź - i obłapił teraz za nogę Luciena tuląc się mocno do ojca, którego dopiero co dane mu było poznać.
Elfka obserwowała tą dwójkę z dziwnym wyrazem twarzy. Jakiś złośliwy głosik podpowiadał, że więcej takiego obrazka raczej nie zobaczy. Bo dla Luciena zawsze liczyły się tylko Cienie.

- Szept, jak będziesz ryzykować spotkania z jakimiś upiorami, to ja wolę tu leżeć i sobie poczekać aż się samo zrośnie - podniósł się nieco, co by lepiej się oprzeć plecami o ścianę i syknął - Spróbuj znaleźć wyjście. Spróbuj przeniknąć myślą lód. Dopiero potem zajmij się mną, jeśli w ogóle - i mina Wilka sugerowała to, że jeśli Szept nie zrobi o co prosi... On bardzo się pogniewa. Bardzo.

draumkona pisze...

Iskra po przebudzeniu domyśliła się co też Cień wyprawia. Zamiast leżeć gdzieś, najlepiej w łóżku, to on sobie hasa i siły marnuje, miast zbierać. Warknęła cicho i wyskoczyła z łóżka. A ciało, które jeszcze pamiętało działania mikstury... Kolana elfce się ugięły i padła na ziemię. Znów warknęła.
A potem zmusiła się do wstania i zbiegła na dół.
- Lucien! - zeskoczyła z pięciu schodków naraz, z wściekłym wyrazem twarzy i ruszyła zamaszystym krokiem w kierunku Poszukiwacza.
- Ty bublu... Ty... - chwyciła go znowu za poły koszuli i potrząchała, po czym puściła i zaczęła krążyć w te i we wte
- Nawet nie odpocząłeś! Co ty sobie myślisz! Nic tylko w łeb walnąć i patrzeć jak puchnie! Cholera! - i tak mu wyrzucała nie mając zamiaru przestać, aż stanęła i zapatrzyła się w okno. I spojrzała przez ramię mrużąc oczy. O nie. Nie powie mu, że się martwiła. Martwi.

MG

draumkona pisze...

Elfka uniosła lekko brew, jakby coś ją zaskoczyło. Ale nic nie powiedziała. Milczenie było najlepszą odpowiedzią.
Sam Natan natomiast zrobił smutną minę
- A kiedy wrócisz? - znów ciche pytanie poparte jeszcze rozbrajającym spojrzeniem. A Iskrę dopadł jeden z elfów. Doradca. Szeptał coś chwilę w płynnym języku, a Iskra jedynie ściąga brwi.
- Cholera - warknęła pod nosem. Wymiana spojrzeń z tamtym elfem i zaraz też poszła jego śladem. Szybki jej krok, jakby się gdzieś śpieszyła. I zaraz zniknęła gdzieś w zaroślach razem z tamtym. A Natan chyba nie pierwszy raz widział takie coś. Jakby był już przyzwyczajony.

- To mamy pecha - mruknął znów przestając się jednak wiercić, tak jak tego chciała - Ale przynajmniej przez szczelinę będzie dopływało powietrze, to się nie podusimy... - urwał czując teraz jak nawet oddech sprawia mu ból. Chyba to było poważniejsze niż sądził z początku.

draumkona pisze...

W tym momencie wyglądała tak jakby ktoś jej dał w twarz, albo przynajmniej próbował. Zamrugała parę razy i skrzyżowała ręce na piersi
- Powinieneś leżeć w łóżku a nie się szlajać panie mentor. Jaki mi dajesz przykład? A potem marudzisz, że ja nie chcę leżeć i mnie podstępnie jakimiś miksturami usypiasz! I idziesz sobie sam na Joserro! A to ja chcę mu urwać głowę! To on mnie wydał i serce połamał, więc to jest moja zakichana sprawa, a ty nie powinieneś się mieszać... Głupek - i opadła na krzesełko dysząc ciężko, bo zapomniała o oddychaniu. Od dawna skrywana wściekłość względem Seweryna dała o sobie znać. Przeszłość znów ją dopadła.
Martwiła się o Luciena. Była wściekła na swoje mielenie ozorem, bo zdradziła się z tym co żywiła ongi do rycerza. I miała ochotę urwać rycerzykowi głowę.
I wyraz jej twarzy zmienił się, jakby się zamyśliła. Czyzby Iskra planowała samotną misję na Seweryna?

MG

Sol pisze...

Rozwazał... Dobrze, przynajmniej myślał. Mogl sobie być kim chciał, jakim chciał, to na prawde nazbyt wazne nie było. Jej nic do kamieni i glazów martwych. Acz teraz, gdy mieli oboje wspólnie w wyprawe wyruszyć... Teraz musiała miec na uwadze jego slowa, jego decyzje i samej sie nie wtrącać w zakres jego powinności. Płacila i powinna wymagac, acz... cóż, powinna też się mieć na baczności i nie draznic go , bo to nie przyniesie nic dobrego.
- I co rowazyłeś? - splotła ręce na piersi i siedząc na brzegu łóżka, uniosła brew pytająco, wpatrując sie w niego.

draumkona pisze...

Uśmiechnął się szeroko. Lubił pomagać. Chociaż zwykle jego pomoc ograniczała się zwykle do obecności przy matce, która zwykle podczas pobytu w stolicy łamała sobie głowę nad jakimiś starymi zwojami i kreśliła elfickie runy, których on jeszcze się nie uczył. A teraz miał okazję pomóc także i ojcu i to w czymś ciekawszym niż pisanie. A Cienisty był taki duży...
- Jak wujka nie ma to mama rządzi. Tak powiedział pan Ivelios, dziadek ognistowłosej marudy... I jak wujka nie ma, to mama zwykle nie odrywa się od takiego dużego biurka przy którym siedzą też inne elfy, a potem przychodzi wieczorem i mówi, że kiedyś urwie im wszystkim głowy i ugotuje zupę. Ale ona żartuje, prawda?

Elf westchnął zrezygnowany - Prosiłem... - upór Szeptuchy jakoś dziwnie go cieszył, chociaż zaraz się upomniał, że nie ma się z czego cieszyć, bo siedzą w dziurze i poumierają tu zaraz z zimna i tyle będzie z tej całej wyprawy.
- Jak na mój gust, to miała być pułapka. Nie wiem tylko na kogo...

draumkona pisze...

Gdyby Iskra słuchała choć w połowie tego co on do niej mówi, byłaby w istocie kryształowym rekrutem bez skazy. Tymczasem, słuchała wtedy kiedy było jej to na rękę i akurat pokrywało się z jej planami tudzież pragnieniami. Chyba więc właśnie dlatego słowa mentora wpuściła jednym uchem, a wypuściła drugim.
- To sobie wrócisz, pewnie Marcus i Królik pójdą z tobą... Ja mam coś do zrobienia - a sądząc po jej minie, nie mogło być to nic dobrego. Przynajmniej nie dla pewnych osób.

MG

Sol pisze...

Sol usmiechnęła sie i tyle. Nie powiedziala nic więcej, a jesli jakakolwiek mysl jej pojawiła sie w głowie, to i nic sobie z tego Cień nie mogl robic, skoro ich nie poznal. A pojawiło sie diablo pod ogniem.
Choroby morskiej nie miała, w ucieczce, brnąc przez morza z opiekunem swym, na statku tylko na niepokój chorowała. Ale to raczej normalne zwazywszy na to, w jakich okolicznościach dom swoj opuszczała. No i z tej kwesti tez nie była pewna, jak jej pworót zostanie przyjety, chocby chwilowy, bo tu wrócić musiała, do Alasdaira.
Rozsupłała suknie i zrzuciła ja z ramion, pozostając w dlugiej koszuli tkanej delikatnymi dłońmi, jaka miała dla zachowania ciepła pod wierzchnim ubraniem. Wsuneła sie pod pierzynę bez słowa.

draumkona pisze...

A gdyby okazję miał posłuchać co dzieje się na zebraniach Starszyzny... Dowiedziałby się, że podobną taktykę stosuje i Iskra, choć ona zwykle po dziesięciu minutach irytacji pytała bezczelnie, czy skończyli się przekrzykiwać.
Natan kiwnął energicznie głową i świecącymi od emocji oczkami spojrzał znów na karego rumaka o krwistych ślepiach.
- Pomagałem. I raz mnie nawet koń kopnął! - i nawet chciał pokazać gdzie, ale o mało się nie poślizgnął na śliskiej drodze do stajni, to rękami zamachał i równowagę odzyskał - Ale byłem dzielny i nie płakałem. Mama zawsze powtarza, że nie można sobie ot tak siedzieć i płakać. A jak potem wychodzę to siada i płaka i nie wiem o co tu chodzi. Mama jest czasem dziwna... - zmarszczył lekko brew jak przypomniał sobie scenę gdy Iskra zawzięcie dyskutowała z kawałkiem ściany. Cóż, wiedzieć nie mógł, że próbowała perswazji na Dibblerze, co nigdy nie kończyło się dobrze.
Tymczasem do uszu ich dobiegło rżenie i stukanie kopyt. Stajnia była już o rzut kamieniem.

Wilk rozejrzał się uważniej. Szczegóły. Zawsze wszystko sprowadza się do szczegółów. Gładkie ściany... Automatyczna zapadnia... Z trudem się podniósł i obejmując jedną ręką bok podszedł do przeciwległej ściany. I ocenił odległość
- Dziesięć kroków. Plan owalu... idealnie gładkie ściany... Krasnoludy, gobliny, gnomy albo... Orki. Ostatnio się wycwaniły i dość zręcznie drążą jaskinie. Ponoć wykradły jakieś krasnoludzkie plany do budowy jakichś maszyn. ymir wspominał... - dłonią przesunął po gładkiej powierzchni i zamyślił się. Żadna z opcji nie brzmiałą dobrze, bo krasnoludy zaraz wykluczył. Byli zbyt płytko jak na krasnoludy.

draumkona pisze...

Iskra uniosła brew, a potem nagle czoło jej przecięła zmarszczka. Ewidentnie psuł jej plan.
- Rada? Mnie? Po cholerę? Nie brałam w tym udziału poza tym, że przekazałam tą cholerną błyskotkę przez którą wszyscy mówili do mnie "Poszukiwaczu" - najwyraźniej niezmiernie ją ten fakt irytował. A może to łączyło się z bolesnymi wspomnieniami z okresu kiedy to myślała, że stary Poszukiwacz w istocie nie żyje? Nie ważne, nie ważne.
I zaraz coś nowego jej się rzuciło w oczy. Aż wstała ze swojego stołka i przyjrzała mu się uważnie
- Twoje. Postępowanie. Samowolne. - powtórzyła akcentując dokładnie każde słowo. A potem zastanowiła się, czy on aby nie uderzył się gdzieś w głowę. Albo czy nie ma gorączki.
- Powiedz mi, ile palców widzisz? - i mu rączkę podsunęła.

MG

Sol pisze...

Sol spod półprzymkniętych powiek obserwowała jego poczynania. Powoli jednak zaczynal ja irytować. Tyle na sobie miał tych warstw, że w pewnym momencie chciała psytac, czy w ogóle do rana się rozbierze i raczy wreszcie połozyć. A potem zaczął obchod... No tego by jej jeszcze brakowało!
Gdy wreszcie Cień sie położyl, zamiast ona sama leżeć nieruchomo, jak miała na samym początku w planie, obróciła sie do niego i uniosła na łokciu o poduszke podpierając. Pytania cisnęly jej sie na usta a że była i cierpliwa i strasznie upierdliwa czasami, bo dociekała nim nie dociekła, to chyba stąd wziąl sie cichy chichot, jaki poslała w jego stronę.
- Ty na prawde jestes kamieniem - zauwazyła, mając na uwadze fakt, że spoczął z zywą kobieta w jednym łózku i nic. CHoc nie zamierzala go uwodzic, ani na żadne amory jej sie nie zbieralo, facet to facet. A on zatem... nie, nie chciala nawet myslec o tym.
- Mogę? - uniosła dłoń i przysunela ją blizej jego poduszki. Chciała wsunąc palce pod jego głowę, pod pierze i dotknąć sztyletu, jaki tam ukrył.

draumkona pisze...

Iskra zapewne spytałaby Luciena ile widzi palców.
Szkoda jedynie, że obecnie Starsza Krew rzucała planami jakiejś budowli w jakiegoś elfa i wydzierała się na drugiego, bo zawalili termin, a ona miała zły dzień, Wilk nie wrócił, Szept z nim była i nie wróciła, a ona miała zły dzień.
Chłopaczek tymczasem poleciał po szczotkę i po taborecik, bo przecież jeszcze nie urósł dostatecznie wysoko, żeby sobie ot tak prawdziwe wierzchowce czyścić. Taborecik podstawiony, maluch się wdrapał i z prawdziwym zapałem zaczął przeczesywać koński grzbiet.
Odnośnie zaś Bractwa... Być może wiedziała co robi, jednak chyba niezbyt. Bo głównym jej założeniem był cel. Ażeby Nieuchwytny nic o maluchu nie wiedział, bo nie dość, że ona miała z nim na pieńku, to i Lucien zbyt przywódcy nie tolerował. Czeluść nie była więc dobrym miejscem dla dziecka, choć Iskra pamiętała to co wypominał jej nie kto inny jak Marcus, na którego to przecież spadło wychowanie Bezimiennej, która obecnie była w Czarnej Ręce.
Nie będzie bezpieczny poza Bractwem. Bo ty jesteś częścią Bractwa. Bo on też jest. Obowiązują was inne reguły. A ty wiecznie nie możesz uciekać do elfiej stolicy, bo kiedyś perswazja Królika przestanie działać i Nieuchwytny zainteresuje się tym co tam chowasz. - i tu Marcus miał rację. Jak rzadko kiedy, ale tym razem ją miał. I chyba to tak bardzo Iskrę przerażało, że wolała uciekać z Czeluści. Wolała się narażać.
I nawet nie sądziła, że wkrótce sama syna tam przyprowadzi. Bo nie będzie innego wyboru.

Wilk odnotował znów jakieś zmiany w twarzy elfki. Znał ten wyraz z twarzy Iskry, kiedy to nadchodziły wieści zgoła nieoczekiwane.
- Corvus? - to już jakaś pociecha. Wprawdzie będą musieli jakoś tu wytrwać nim nadejdzie pomoc... Dreszcze przebiegły wzdłuż jego kręgosłupa. Noc. Nadchodziła noc i to wielkimi krokami. A z nią wyjdą na powierzchnie okropne stwory, a temperatura jeszcze spadnie. Zamarzną jeśli... I tu Wilk jakoś dziwnie na Szept spojrzał. Chyba bał się takich myśli.

draumkona pisze...

Oczywiście, że wypomni. Dziś był dzień pouczania mentora, zwanym też Ostatnim Dniem Mojego Życia. Ale mniejsza.
- Wiesz jak Nieuchwytny cię kocha. Tylko czeka na twoje potknięcie, ażeby pochylić się nad biednym tobą i z uprzejmością spytać czy pomóc ci wstać - i tu Iskra rzuciłaby czymś w niego, ale że cokolwiek było za daleko... Kopnęła go w kostkę.
- Bogowie litości - i znowu zaczęła krążyć po pomieszczeniu próbując złożyć wszystko w solidną całość. Lu uchronić przed przywódcą. Zabić Seweryna. Policzyć się z Marcusem. Zarobić na złość Solanie. Wychędożyć Dara. O tak, grafik Iskry był bardzo napięty.

MG

Sol pisze...

Byl dobrym aktorem, ale nie słsyzała nawet o kims, kto w chwili ułożenia glowy na poduszce zasypial, zatem w te grę nie uwierzyła.
- Cieniu... nie udawaj - poprosila spokojnie, ale nie cofneła reki, nawet już wsuwała ja mu pod poduszkę. - Twoje ostrze... chce je zobaczyć - poinformowała, bo jak słwoa słyszał, rozumiał, to przez zamkniete powieki nie mógl dostrzec jej gestu i moze nie wiedzial, o co jej chodzi.
A ona ciekawa byla. Przy sobie nosiła dwa sztylety, z czego jeden prosty byl, krótki, doskonaly do cięcia i ran klutych, bo wąski, drugi zas... zakrzywiony, poszarpany, w zamysle zadawania ran straszny, okrutny. Nigdy tego drugiego nie użyła.
Musiała stwierdzic jedno, glowe miał ciężką. Wsunela palce głebiej i uwazała tylko na to, by sobie ich nie pociachać, a żeby jej było wygodniej, to sie przysuneła. Jak spi to i lepiej. CHoc czy Cien nie powinien nawet i we snie czuwać?

draumkona pisze...

Znów ochocze kiwnięcie. Czas spędzony z Lucienem zdecydowanie dobrze na niego działał. Odłożył i szczotki i taborecik na miejsce, a potem zmierzył spojrzeniem Kelpie gryzącą drzwiczki boksu. Najwyraźniej podzielała zdanie swojej pani co do pobytu w stolicy.
- A gdzie byś chciał? Tu jest dużo miejsca! Całe krasnoludzkie kompanie tu się schodzą, a i tak miejsca jest zawsze dużo! - i zaraz Poszukiwacz został złapany za rękę przez swego syna i zaciągnięty do komnat, gdzie tez ostatnio gościł, choć Natan nie wciągnął go do Iskrowej komnaty w której było dziwnie cicho.
Poszukiwacz został zaciągnięty do komnaty która była o drzwi wcześniej, a wyglądała bardzo podobnie jak ta od furiatki, choć nie miała prywatnego tarasu wielkości sporej sadzawki.
- Tu może być? - najwyraźniej maluch uważał to za komnatę średnich standardów, bo pytanie przecież nie wzięło się znikąd. I wciąż go za rękę trzymał.

- Lepiej żebyś nie używała zbyt dużo magii... - Wilk był chyba jakąś telepatyczną pępowiną połączony z Corvusem, albo to był przypadek. Znów przysiadł na podłodze i owinął się szczelniej płaszczem.
- Ogrzej siebie, tyle wystarczy... Szkoda, że nie ma z nami Ymira. On by pewnie postukał trzy razy w ścianę i stwierdził, że przecież tam jest ukryty tunel... Poza tym, miałby gorzałkę...

draumkona pisze...

- Idziesz spać już? - chłopaczek wgramolił się na łóżko i niemalże cały zniknął w puchowym kocu i pościeli. Co prawda, jego komnata była gdzie indziej, ale zawsze mógł zostać z tatą... No, chyba, że ojciec go wygoni...
Do komnaty, przez uchylone drzwi wślizgnął się czarny, kudłaty pies. Jedno oko miał żółte, a drugie zielone. Wyglądem przypominał jakiegoś przerośniętego wilka, a naprawdę był to dziki pies. Pies, który upodobał sobie Natana w roli pana od kiedy to mały znalazł go w Medrethu.
- Musz! - pies chwilę mierzył spojrzeniem ślepi, a po chwili zareagował na polecenie chłopca. Przydreptał do łóżka i posłusznie ułożył łeb na pościeli pozwalając sobie czochrać sierść. Najwyraźniej Natan nie bał się ani ostrych, białych kłów ani tego, że pies mógłby go z łatwością powalić i rozpłatać gardło.

Wilk poczuł jakieś dziwne rozbawienie. A, że skoro Szeptucha wcale tak daleko nie siedziała...
- Czasami warto posłuchać co mówię, to aż takie straszne nie jest - wydawało się, że to reprymenda, ale wesoły ton całkowicie burzył to wyobrażenie. Elf przysunął się do magiczki, a ta chwilę potem znalazła się między jego nogami, w ramionach.
- I jak, prosiłem, ogrzej tylko siebie. Porobisz mi za miły piecyk.

draumkona pisze...

Jak widać, Iskra musiała jeszcze się całkiem sporo nauczyć. Ale kto powiedział, że upierać się przy swoim nie będzie?
- Nieuchwytny urwie ci głowę. Mi zresztą też. Naprawdę tego chcesz? - chyba się przejęła tym, że jej mentor stracił rozum, bo dokładnie coś takiego można było ujrzeć w jej oczach. Zwątpienie. Zwątpienie w jego osobę, autorytet i zdolności.
MG

draumkona pisze...

- Królika pominąłeś. I Szczura - oczywiście, trzeba mu było jeszcze wytknąć co trzeba.
Chwila milczenia. Wahanie.
- A jak powiem Nieuch... Nie, nie powiem. - najwidoczniej jakiś swój pomysł sklasyfikowała od razu jako "samobójstwo".
Znów przysiadła na stołku, łokcie oparła na kolanach a brodę na dłoniach. I westchnęła.
- Trzeba było wysłać mnie i tyle, a nie sam sobie robisz co ci się podoba.

MG

draumkona pisze...

Gdyby Marcus zdawał sobie sprawę jak bardzo namieszał, zapewne wszystko zwaliłby na biednego Królika. Tak było zawsze.
- Naprawdę? - Natan nie dowierzał. Nie sądził, że będzie mógł zostać... - Naprawdę mogę tu spać? - i chyba nie czekając na potwierdzenie, ściągnął buciki i zakopał się pod puchową kołdrą, co by nie zmarznąć. A pies ułożył się przy butach, zwinął w kłębek i przymknął ślepia.
I chwila nieuwagi, dosłownie moment, a chłopaczek już w rękach trzymał Żagiew. I błyszczącymi oczkami przyglądał się ostrzu.

Zmęczenie dawało mu się we znaki, Szept przyjemnie grzała, więc zmęczony Wilk oparł się czołem o ramię elfki i tak zasnął, choć sen miał bardzo płytki i dość niespokojny. Czegóż mógł innego oczekiwać od miejsca w jakim się znaleźli...

draumkona pisze...

- Że cooooo? - i tyle jeśli chodzi o zakończony temat. Iskra znów się podniosła i stanęła oko w oko ze swoim mentorem.
- Że kto na mnie patrzy podejrzliwie, hmmm? Chyba nie ty? Pewnie Nieuchwytny. Kieł. Albo Valentino. Pewnie tak. Cholerni poplecznicy tego dziadygi bez twarzy, psia kostka - znowu krążyła bez celu po pomieszczeniu, a czasu uciekał...
- Co jeszcze ciekawego o mnie mówią? Teraz już nie masz wyjścia i musisz mi powiedzieć.

MG

draumkona pisze...

Po chwili obmacywania ostrza (bez skaleczenia się!) stwierdził, że już się naoglądał. Pozwolił Poszukiwaczowi zabrać swoją ostrą zabawkę; bo tym przecież dla dziecka były miecze, sztylety i inne, zdradzieckie, ale jakże użyteczne ostrza.
Ziewnął i spojrzał jeszcze poza krawędź łóżka na śpiącego, albo doskonale udającego sen, psa.
- Dobranoc - i to było skierowane do wiernego pupila, który na noc zawsze się pojawiał, a w dzień dziwnie znikał. Natan miał swoją teorię, że tak naprawdę to zaklęty elf strażnik, potężny wojownik, ale kiedy opowiedział tą historię mamie, ta się tylko zakrztusiła herbatą malinową, więc uznał to za dość grząski temat.
Położył się uklepawszy wcześniej poduszkę i obserwował jeszcze chwilę Luciena, nim po prostu nie zasnął z wycieńczenia.

Ranek nie przyniósł nowości. A może to wciąż byłą noc? W każdym razie, Wilk z niezadowoleniem lekkim odkrył, że Szept oczywiście go nie posłuchała. Westchnął zrezygnowany. I jak on miał jej pilnować, zgodnie z zaleceniami Starszyzny, kiedy ona i tak działała tak jak jej się podobało... W tym momencie oto skojarzyło mu się to z Iskrą i zmarszczył brew. No tak. Ale Szept czasem słuchała. Nawet wtedy, kiedy nie było jej to na rękę. Natomiast Iskra, kiedy nie było jej coś na rękę, po prostu rzucała butem.
Masz ci los.
Mocniej do siebie przycisnął Szeptuchę, jakby się dziwnie bał, że mu zaraz weźmie i wyparuje... Dziwne to uczucie było. Jakiś niepokój. Troska?
Zdenerwowany zaczesał kosmyk włosów za jej ucho i postanowił dołożyć takie rozmyślania na bardziej sensowną chwilę.

draumkona pisze...

- Oczywiście, że słucham - odgryzła się natychmiast zapominając jedynie dodać, że jedynie wtedy, gdy jest jej to akurat na rękę i pokrywa się z ogólnym planem... Ale o tym chyba wiedział. Zapewne.
- Przed czym żeś mnie ostrzegał? - no, trochę tych rzeczy było... A ona już trochę zdążyła się pogubić. Ale tylko trochę.
Westchnęła. Bogowie, dlaczego to wszystko musiało być takie pogmatwane...
- Skoro już zacząłeś mówić, to skończ. Dobrze wiesz, że ci spokoju nie dam póki mi nie powiesz tego co chcę wiedzieć.

MG

draumkona pisze...

Jeśli myślał, że się wywinie... Że sobie sam pojedzie... No, najwyraźniej nie znał jeszcze do końca elfki i nie wiedział, że jak się uprze to nie ma przebacz. Iskra bowiem nakazała obwiązać sobie złamaną prawą rękę grubymi bandażami i w głębokim poważaniu miała osłabienie, siniaki i ogólne przemęczenie.
Wstała wcześnie. Nie, wcale się nie kładła, bo po co. Jeszcze przed trasą łyknęła jakiejś mikstury na rozbudzenie. Powiadomiła kogo trzeba...
A teraz po prostu przerzuciła wodze przez szyję Kelpie i wskoczyła na kulbakę. Chorą rękę okrywał jeszcze materiał płaszcza, więc pan misja nie powinien zobaczyć ile ma na niej bandaży... Tym samym, będzie mogła mu puścić bajkę o rzekomym wyzdrowieniu.
Stukot kopyt. Ciche kroki. Jak myślał... No, teraz na pewno nic sobie stosownego nie pomyślał, bo zrównała się z Cienistym i przywitała Poszukiwacza niezbyt miłym spojrzeniem. Ale też nie do końca złym. Jakby rozbawionym.
- Porażka. Jeden zero dla mnie. - i tak oto marzenia Luciena o samotnej wyprawie po królewiątko skończyły się nim się tak naprawdę zaczęły.

Gdyby obudził się wcześniej... Cóż, zapewne nic by nie powiedział. Jej magia, jej decyzje. A, że i on miał zdanie w temacie rzekomo zakazanej magii jakie miał... Przymknąłby oko. Na pewno. Na razie nie chciał dogrzebywać się powodów takich decyzji ale na pewno by się nie awanturował jak Starszyzna.
Tymczasem czuwał, jakby coś im tu groziło, w tym dole przeznaczonym chyba do powolnej, dziwnej śmierci.

draumkona pisze...

- Na cholerę? - uniosła brew, a ta lekko drgnęła. Oznaka irytacji. - Być może po to, że jednak mam jakieś cechy człowieka, a nie wypranej z emocji kukły, której jedynym celem życia jest zakichane Bractwo. Znam wagę słowa przyjaźń. - znów nawiązanie do Kruka. przestał uznawac go przyjacielem tylko przez ta jedną decyzję? Niedorzeczność.
- Wypełniam misję. Nikogo nie zdradziłam. Mało wam wszystkim jeszcze? Takim czyms jak ty nie będę nigdy. I możesz to powiedzieć Radzie, a potem kopnąc Nieuchwytnego w dup... W pośladki.

MG

draumkona pisze...

- Och, ja też się martwiłam - rzuciła wesoło, jakby chcąc go jeszcze bardziej zirytować. Nie zamierzała dać mu powodu do odesłania jej. Siłą, czy nie siłą. Żadnych powodów. Poza tym, póki lekarstwa działały... Ale co będzie jak się skończą?
- Wilk mówił coś o jakichś ruinach na drugim końcu kraju... Dokładnie nie wiem. Nie mogę wykryć umysłu Szept. Ani jego... Nie widzę ich... A tak nie powinno być... - urwała rozważając nowe, dość ponure opcje.
- Nawet Corvusa nigdzie nie ma, a gdyby coś się stało, to by przyleciał...

- Raczej za krótko - sprecyzował obserwując chwilę jej twarz. Jakby przelotnie, jakby bez zainteresowania.
- Chyba jest już dzień... Ale nie jestem pewien. Pewnie dlatego, że pewna elfka mnie nie posłuchała i i tak zrobiła po swojemu. Zresztą, jak zawsze.

draumkona pisze...

Prychnęła znów. Z jeszcze większą irytacją. Nie chciała wracać. Być może rzeczywiście chodziło o przesłuchanie... Źle jej się to kojarzyło. Jakby Nieuchwytny znowu miał się jej wdzierać w myśli żeby zobaczyć czy mówi prawdę...
Nie odpowiedziała. Powlokła się na górę, co by tam ochłonąć, albo pójść spać. Cokolwiek. Byleby nie myśleć... o tym wszystkim.

MG

draumkona pisze...

- Gdyby wiedział, że w istocie tylko mój syn miał kłopoty, to by dał znać. Nawet tobie. Ale skoro takowego znaku nie dostałeś, więc chyba nie wie, że tylko mój syn ma kłopoty - źle. Nie musiał zaznaczać, że Natan był tylko jej. Teraz będzie ironizować. Zresztą, już ona sobie odwiedziła ich komnatę w nocy... I proszę, jaki obrazek tam zastała. Więc niech on jej nie mówi... Zresztą, nich mówi co chce. Miał Bractwo. Miał cholerną Solanę.
- Być może rozumie go tylko ona, ale jakoś jak szukałeś Amuletu to nie przeszkadzało ci to, że to on wskazał nam drogę.

Westchnął, ale nie skomentował.
- Myślisz, że Corvus już kogoś znalazł? Albo, że dotarł do stolicy
? - w zasadzie, Wzgórza nie leżały na drugim końcu kraju, więc może... Jakiś nikły płomyczek nadziei zapłonął w elfim sercu.
Na powierzchni rozległy się zgrzyty i jakies odgłosy rozrywanych tkanek. Mięsa. Najwyraźniej ktoś... coś... przytachało tu swoją ofiarę i rozpoczęło akt posilania...

draumkona pisze...

Iskra tymczasem rzuciła o ścianę wazonem, po czym usiadła na łóżku i spróbowała się uspokoić. Cholerna Rada.
Oddech w normie, teraz przestać miętosić w dłoniach ta poszewkę...
Dokonane.
Teraz przestać gryźć dolną wargę... Cholera. Smak krwi w ustach nie był pożądany w dodatku, miała ochotę iść na dół. I to nie po to, żeby mu nawytykać, a po to żeby się prz... Nie, lepiej nie kończ. Usiądź z powrotem.
Iskra padła plecami na łóżko i zamknęła oczy. Może powinna iść spać... Zanim pójdzie i zrobi coś głupiego.
Tak. Lucien miał Bractwo.

MG

draumkona pisze...

Iskra rozpoznała Corvusa po charakterystycznym głosie... Innym, tak różnym od innych kruków. Czujne spojrzenie poderwała w górę, a w chwilę potem już miała chowańca na ramieniu.
- Bogowie, Corvus! - jęknęła, jakby bardzo się przejęła tym, że ją dziobnął, ale zaraz potem Kelpie wierzgnęła z irytacją gdy poczuła pietę swojej pani i poszła cwałem za ptakiem.

Wilk przymknął oczy i oparł tył głowy o ścianę za nim. Jakby to miało pomóc... Nie. Nie pomogło. Podniósł powieki i starał się nie zwracać uwagi na odgłosy z góry.
- Jeden plus, nie zejdzie do nas... Chyba...

draumkona pisze...

- Po Medtrethu powinieneś znać mądrość zwierząt. Ale nie, ty jesteś ślepy. Dokąd nas to prowadzi...? Do celu! - został skarcony. I słowem i wzrokiem. A potem przestała się do niego odzywać, bo musiała obserwować Corvusa, który niknął jej co chwila na tle nocnego nieba.

Wilk doszedł do podobnych wniosków co Al i cmoknął.
- To już wiem czemu wnuk Iveliosa z tobą na wyprawy chodzi - ale spojrzał w górę, oceniając grubość warstwy.
- Warstwa jest rzeczywiście dość gruba... Szept? Halo? Tu jestem, przestań myśleć o szalonych rzeczach...

draumkona pisze...

Spać się nie dało. Gdzie tam, Iskra i spać? Nie działała na nią żadna mikstura, więc... Nie. I wymknęła się oknem. I tyle jeśli chodzi o temat "czekamy na Kronikarza".
Miała własny plan, własny cel i tyle. Nawet jeśli zlecenie go nie obejmowało. Znaleźć Seweryna. Urwać mu głowę. Zemścić się za wszystko co jej zrobił. A potem załadować głowę do worka i wysłać kurierem do gubernatora... Piękna wizja.
A zejście dachem wcale nie było takie strome.

MG

draumkona pisze...

Iskra, której umysł był nieco stępiony miksturami zadziałał w nieco opóźnionym tempie, ale zadziałał. Wniknęła w umysł kruka i ostrożnie, żeby go nie uszkodzić, sprawdziła jego wspomnienia. Wzgórza. Cholera, co za kretyni...
- Wzgórza. Popielne Wzgórza... - warknęła pochylając się nad szyją Kelpie.
- Ci kretyni poszli przez Wzgórza! - i klacz jeszcze przyśpieszyła.

- Szept. To nie jest dobry plan, wierz mi... - zaczął, chociaż sam nie wierzył co mówi. - Zresztą... Ale potwora ja trzymam na dystans. Nie ty.

draumkona pisze...

Iskra zamknęła oczy słysząc ten ton. Okręciła się na pięcie i spojrzała na niego równie wojowniczo.
- Owszem. Do sklepu. Po zioła. Głowa mnie boli. - i więcej nic nie zamierzała mu mówić. O nie. Pójdzie po te ziółka, co by czujność stracił... A potem się wymknie... Albo zniknie jeszcze przed sklepem... Tak,plan był dobry. Całkiem dobry.

MG

draumkona pisze...

Iskra spojrzała na Cienia znów mocno poirytowana.
- Chyba nie wiesz co mówisz... - i w istocie przecież tak było. Nie wiedział. Nie znał Wzgórz. Nie wiedział co tam się działo od ostatniego pięćdziesięciolecia. Nic nie wiedział. Był jak dziecko we mgle...

Wilk parsknął słysząc definitywną odmowę.
- No widzisz, ty mi nie chcesz dać działać, a ja tobie mam dać ryzykować? Zapomnij - i tyle jeśli chodzi o plany odnośnie wydostania się na górę.

draumkona pisze...

Instynktownie cofnęła się o krok i rzeczywiście, już miała dać nura w tłum, kiedy... No, stało się zgoła nieoczekiwane.
Zszokowana chwilę trwała w bezruchu i dopiero to na schodach się ocknęła z tego szoku. I Lu poczuć mógł jak coś go w krzyżu łupie, a są to piąstki Iskry.
- Cholera! Postaw mnie! Natychmiast! - i dziubnęła go jeszcze paluchem między żebra, a, że długie pazury miała, to pewnie przyjemne to nie było.

MG

draumkona pisze...

Zaklęła w locie, bardzo rynsztokowo i bardzo szpetnie. A potem niemal się zakrztusiła powietrzem kiedy to została bezczelnie przygnieciona.
- Złaź! - i już się jakoś wyślizgnąć miała, cokolwiek, byleby sobie pójść. Ale nie. Był za ciężki. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że pełni sił wciąż nie odzyskała, więc nie dłuższej chwili siłowania się z jego ciałem, poddała się.
Ale chyba tylko po to, żeby za chwilę znów niespodziewanie spróbować go z siebie zepchnąć.
Dmuchnęła w grzywkę opadającą na oczy. Nawet włosy miała przeciwko sobie.

MG

draumkona pisze...

Ściagnięcie wodzy, czujny wzrok. Wychwyciła ostrzeżenie i zaraz też usłyszała odgłosy mlaskania i darcia mięsa. Skrzywiła się odruchowo.
- Coś tam jest... A tam gdzie jest to coś jest Wilk... I Szept... - ześlizgnęła się z siodła dziwnie oszczędzając prawą rękę.

- Dobry czas - mruknął, a po chwili... - A kogo konkretnie? - jak widać, Wilk wyczuwał swego ukochanego juz z oddali. To zapewne siła miłości obustronnej silnej tak, że nawet po śmierci nic ich nie rozdzieli. Tak, to musiało być to, co łączyło go z Poszukiwaczem.

draumkona pisze...

Odpowiedzi nie było, chyba żeby liczyć to, że Lucien dostał płaskim kamykiem w głowę.
- Jeśli będzie trzeba, to spuszczę ci tą ręką manto - jak widać, Iskra też miała jakiś specyficzny humor.
Odczekała chwilę, aż potwór się oddalił, po czym pędem rzuciła się ku jamie, czy też zapadlinie lodowej nad którą kołował Corvus.

Wilk ściągnął brwi. O ile pierwsze go całkiem ucieszyło, to drugie... Tak, miłość jaką żywił do Cienia rosła z każdym dniem.
- Cień... - mruknął niezbyt zadowolony - Pewnie kontrakt - to jeszcze mniej mu się spodobało.

draumkona pisze...

Burknęła coś niezbyt zrozumiałego w odpowiedzi i się uspokoiła. Przynajmniej na trochę. Zajęła się obserwacją. Jego. Jego twarzy. Oczu, ust, łuku brwiowego. A potem kontemplowała ułożenie desek na suficie.
Iskra nie była stworzona do bezczynności. Nie tak całkiem. Powierciła się znów chwilę, choć zdecydowanie straciła na oporze. Chyba powoli rezygnowała. Powoli...
- Jesteś ciężki - burknęła po długiej chwili błogiej ciszy. Oczywiście, musiało wyjść na jej.

MG

draumkona pisze...

Elfka zaraz znalazła się przy niewielkiej szczelinie i postukała w nią paznokciem. Lód był gruby i będzie musiała się nieźle namęczyć żeby to jakoś podnieść...
Ale to nie miało znaczenia.
Podniosła się z klęczek i przymknęła oczy skupiając magię w jednym, konkretnym miejscu. Lekki wiatr poruszył jej włosami, a potem rozległ się donośny trzask. Czoło Iskry przecięła zmarszczka.
Olbrzymi kawał lodu powoli wylewitował w górę i z hukiem opadł na bok odsłaniając całkiem sporą szczelinę. A kiedy tylko lód opadł, Iskra się zachwiała, sapnęła, ale nie w głowie był jej odpoczynek, tylko zaraz zajrzała do dziury i niemal tam wpadła.
- Szept, przestań korzystać z magii, bo jak bogów kocham, spuszczę ci manto! - i zaraz więźniowie poczuć mogli obcą magię, magię Iskry, która podciąga ich do góry, ku wylotowi...
Po skroni Zhao spłynęła kropla potu.

draumkona pisze...

Właśnie dlatego uciekła wzrokiem. Bo z narastającym niepokojem odkrywała, że jakoś jej celem nie staje się Joserro, a po prostu zostanie tutaj. W tym miejscu. W dokładnie takim ułożeniu. Zmarszczyła brew, kiedy coś jej podpowiedziało, że powinna wykorzystać sytuację i iść teraz, póki...
Przerzuciła niespodziewanie wzrok znów na niego. I pan Poszukiwacz został przyłapany na spojrzeniu.

MG

draumkona pisze...

- Jest, jest - burknęła Iskra, która dziwnie wyglądała kiedy tak to ona była obiektem czyjegoś krzyku a nie na odwrót... - Padniesz tu i teraz jak ci powiem kto go przywiózł. - najwyraźniej złe imię Luciena którym się tak cieszył miało zostać mocno nadszarpnięte.
Iskra brodą wskazała Cienia, a na widok miny Szept jedynie wzruszyła ramionami.
- Mówiłam, że umrzesz.
A potem spostrzegła Wilka. Jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że tu jest. Uśmiechnęła się łagodnie, zupełnie jak nie Iskra.
- Gdzieś się wyprowadzić tej szalonej magiczce dał? Biedaku ty - i oczywiście, w objęcia sobie padli, choć Wilk nie skomentował tylko na Szeptuchę zawadiacko spojrzał. A potem na Cienia. I kiedy tak patrzył sobie na tego Cienia... To tak jakoś naszła go ochota co by Iskrę mocniej do siebie przytulić, przytrzymać ją jeszcze chwilę przy sobie... Oczywiście nie był złośliwy. Nie. Ani trochę.

draumkona pisze...

Ledwo puścił jej dłonie z uścisku, to już poczuć mógł jak błądzą po jego ciele. Najpierw po plecach, gdzie nie omieszkała wsunąć ich pod koszulę i zadrapać mu lekko pleców. Potem po brzuchu i piersi, a potem... Potem to nie miał już ani płaszcza, ani koszuli, a Iskra nie potrafiła wyjaśnić jak do tego doszło. Palce wplątały się w jego włosy, a pocałunki były pewniejsze, jakby nagle zdecydowała się co ona w ogóle chce dostać od życia.
Ciężar jego ciała, który jeszcze chwilę temu uznawała za niezbyt komfortowy, teraz wydawał się jej przyjemnym. W dodatku, grzał. A jej z dziwnych, rzecz jasna niewyjaśnionych, przyczyn robiło się coraz goręcej, co także znalazło odwzorowanie na twarzy elfki w postaci rumieńców.

MG

draumkona pisze...

Iskra odsunęła się od Wilka i starła pojedyńczą... Łzę? Czy ona właśnie ocierała łzę wzruszenia, że Wilk jest cały? Z pewnością tak to widział Lucien, ale w rzeczywistości Iskra cieszyła się i z Wilka i z Szept jak i z bezpiecznego Natana.
Pochwyciła spojrzenie Szeptuchy. I odciągnęła ją na bok, z dala od niechcianych, wścibskich uszu... A Wilk został ze swym ukochanym Cieniem.

draumkona pisze...

W bardzo tajemniczych okolicznościach odnotowała zniknięcie swojej koszuli, którą chwilę potem odnalazła wzrokiem. Wisiała na klamce od drzwi. No ładnie...
A potem chwilowo znów się zatraciła, zapominając o wszystkim. Pali się gdzieś? Och trudno, każdy kiedyś umrze. Ktoś się topi? Też mi coś.
Przesunęła udem po biodrze Cienia i z niezadowoleniem odnotowała fakt iż ten wciąż ma spodnie, podczas gdy ona... No, została bez niczego, jedynie z Gwiazdą na szyi i srebrną obrączką elfiej roboty na palcu. Chwila, moment i Lucien także poszczycić się nie mógł ubiorem, bo elfka dosłownie zdarła z niego spodnie i teraz leżały gdzieś zaczepione o róg komody z podłużnymi dziurami od jej paznokci.

MG

draumkona pisze...

Iskra zmierzyła Szept dziwnym spojrzeniem
- Spodziewasz się, że teraz... Kiedy zostawiłam Natana samego... Że kiedy cudem uciekłam medykom... Że kiedy zostawiłam Cienia z Wilkiem żeby sie pozabijali... - Iskra wbiła wzrok w twarz Szept - Spodziewasz się,że puszczę cię samą? Naprawdę? - i skrzyżowała ręce na piersi.
- Nigdzie sama nie idziesz. Ja idę z tobą, albo nic z tego... Tylko teraz... - i spojrzała na obydwu panów z niepokojem.
Wilk spojrzał na Cienia. Z pełnym uwielbieniem, przecież oni tak bardzo się lubili. Zwłaszcza kiedy drugiemu starał się jak najbardziej dopiec.

draumkona pisze...

Iskrze całkiem odpowiadała taka zamian ról. Lubiła mieć kontrolę... Zwłaszcza, kiedy ta kontrola wpadała w jej ręce zgoła nieoczekiwana. Wtedy było najlepiej. A Iskra miast ucieczkę i zemstę, za obecny punkt honoru obrała sobie doprowadzenie Poszukiwacza do wyczerpania. Całkowitego. Żeby potem nie miał siły zwlec się z łóżka. Miał zostać. Przez chwilę miał należeć tylko i wyłącznie do niej.
Częściej... To zapewne miało jakiś związek z tym, że Lucien sypiał z Solaną. Panią o wielkim dupsku. Ale teraz nie takie panie w głowie elfki szalały, a emocje. Całkiem sporo.
Żądza trawiła ciało póki nie ugasiła jej fala zimnego ukojenia, które znalazła w bliskości.
Bo przez chwilę miał należeć tylko do niej.

MG

draumkona pisze...

Iskra nie podejrzewała, że Szept zwróci się do... Do Cienia. Do tego, którego tak rzekomo nie lubiła. Którym w pewien sposób gardziła. Zagadkowe spojrzenie im posłała, a oczka jej błyszczały dziwnie. Podejrzanie. Jakby coś knuła. Jak wtedy, kiedy mówiła, że idzie po ziółka na ból głowy, a wszyscy wiemy jak się to skończyło...
Ale tym razem odeszła z Szept w innym kierunku. Z nowym zadaniem.
Wilk przerzucił spojrzenie z dziewczyn na Cienia.
- To nie ja tego nie akceptuję, tylko ona sama nie wie gdzie należy. Gdzie chce należeć. Może z was, ludzi, wyrwać można korzenie, ale nie z elfów. Nie z tych ze stolicy. - i jak widać, sposobił sie do ruszenia za elfkami uznając temat za skończony.

draumkona pisze...

- To ją już zniszczyło, Cieniu - odparował pogardliwie Wilk czując, że tu coś ewidentnie jest nie tak...
- Ty ją zniszczyłeś. I niszczysz ją dalej. - ciężkie zarzuty, w dodatku, Wilk nie zamierzał mówić co miał na myśli.

- Szept... Miałaś nie uzywać czarnej magii... Poza tym, Zoran... Nie chciałby żebyś się narażała. - takie było jej zdanie, ale skoro zobowiązała się pomóc...
- Trzeba go jakoś zwabić. Krew? Nie wiem co na nich działa...

draumkona pisze...

Nie w głowie jej były ucieczki. Nie. Jakoś nie tym razem, choć zapewne za niedługo znów wróci jej dawny sposób myślenia, wrócą myśli o zemście.
Obudziła się druga. Spóźniona. Znowu. Ale, co było dziwne, był tu. Ciągle tu był, leżał obok, choć słońce już dawno wstało, bo i promienie jego leniwie wlewały się oknem do pomieszczenia. Poruszyła się mocniej naciągając kołdrę, niemal pod sam nos. I zamiast cokolwiek powiedzieć, podniosła spojrzenie na jego twarz.

MG

draumkona pisze...

Odrobina? Dobrze.
Iskra wyjęła z kieszeni scyzoryk, po czym, wykonała nacięcie na własnej dłoni, co chyba Szeptuche zbiło z tropu.
- Jak myślałaś, że się jeszcze pokroisz... - ale nie skończyła, bo jakiś cień ją wywrócił, a w chwilę potem już musiała walczyć o życie z wampirem.
Wilk wiedział. Wiedział od paru chwil.
- I ty jej uwierzyłeś? - Wilk parsknął. A potem wyczuł coś, co mu się nie spodobało.
- Krew... Krew czuję - i puścił się biegiem tam, gdzie prowadziłą go znajoma woń.

draumkona pisze...

Rzeczywiście, poprawa. Na jego chędożone szczęście, bo gdyby nazwał ją Skorpionem... Nie byłoby tak sielankowo. Nie. Już by miał parę siniaków i na głowie połowe straży miejskiej nie wspominając o tym, że Iskra by uciekła.
- Późno - mruknęła w odpowiedzi na jego lekko podniesioną głowę. Spała tu już nie pierwszą noc, a raczej budziła się w nie pierwsze południe. Wiedziała już jak słońce układa się na deskach w poszczególnych porach... Obserwowała to głównie wtedy gdy nie mogła spać. Gdy myślała, że nie żyje.
Kopnęła kołdrę, która znów zsunęła się nieco w dół odsłaniając Iskrowe ramiona. A elfka bezczelnie przewróciła się na plecy, złapała rękami rogi swojej poduszki i wygięła tyłów rozciągając się. A widok napiętej skóry na piersiach i ich aktualne ułożenie... Taki widok mógł się Poszukiwaczowi odezwać dreszczem w krzyżu. Ale zaraz elfka na bok się przewróciła. A po chwili namysłu na brzuch. Była ewidentnie zmęczona.

MG

draumkona pisze...

Iskra jakoś zapomniała o tym, że prawa ręka jest złamana. Kiedy Zoran znów został porażony magią Szept, znów stała się celem.
Zoran niemal ją dopadł, a od jego kłów dzieliły ją milimetry... Poczuła nieprzyjemne szczypanie na szyi i zaraz ją obmacała. Zahaczył. Końcówką kła przesunął po skórze lekko ją rozcinając. I krwawiła. Jeszcze mocniej, co doprowadziło wampira do szału. I znowu jakiś cud ją uratował, bo zdołała wykonać błyskawiczny unik, a potem już musiała się z dawnym elfem siłować. A, że jedna ręka niesprawna... Iskra poczuła ból. Okropny ból, a uszy wychwyciły chrupnięcie. Zoran był okropnie silny. Chyba właśnie zmiażdżył jej kość w przedramieniu...

draumkona pisze...

Spojrzała na niego rozleniwiona, na pół śpiąca, rozczochrana i z wypiekami na twarzy. Tak, powinna spać. A on powinien zostawić ją w spokoju.
I to wcale nie tłumaczy w jaki sposób nagle znalazła się znów obok, szyje jego rękami oplotła i całowała jego usta. To zupełnie tego nie tłumaczy, a wręcz zaprzecza ogólnej logice.

MG

draumkona pisze...

Iskra chwilowo straciła czucie w prawej ręce. Całej. Wisiała sobie bezwładnie przy tułowiu, a elfka płonącymi oczyma obserwowała starcie wampira z Szept. I już w zanadrzu miała całą falę magii ukierowaną na napastnika...
Wilk wypadł na polanę na równo z Lucienem. Lecz zawahał się dłużej. Ale potem nie było już wahania. Nic. Strzała na cięciwie. Ostrzegał.

draumkona pisze...

Kiedy zaczęło szarzeć to jej ciało zaczęło odzywać się dziwnym bólem w mięśniach. Iskra miała... Zakwasy.
Kołdra była całkiem rozkopana i w połowie spadła z łóżka, poduszka leżała gdzieś za zagłówkiem... Armagedon. Mieli w pokoju mały armagedon. I Iskrę zaczął ciekawić fakt, czy Kronikarz tak specjalnie przedłuża sobie pobyt, czy on tak przypadkiem...
Ale wtedy wrócił Lucien z tacką i trzeba było się ruszyć, chociaż w wykonaniu Iskry nic się nie zmieniło. Leżała naga, rozciągnięta na łóżku i tylko leniwie spojrzała na przyniesione jedzenie.
- Nie mam siły - podsumowała dzisiejszy dzień i tyle. Ręce pod głowę podłożyła, co by wygodniej się leżało.

MG

draumkona pisze...

Oczy Iskry były przymrużone, kołysała się lekko, na boki co by lepiej równowagę utrzymać. Jak drapieżnik gotujący się do skoku. Trzymała na wodzy wielką siłę magiczną, gotową spopielić wampira i zrobiś jeszcze wiele innych złych rzeczy w trymiga. Ale nie, Iskra nie chciała działać wbrew Szept... Chciała dać Zoranowi szansę.
Nie odpowiedziała na zarzut Luciena, zbyt skupiona na tym, by utrzymać siły w ryzach. Powietrze drgało.
- Zabij go. - i to był głos Wilka, który z cięciwą przy policzku uważnie obserwował wampira - Nie odmienisz go. Już nie.

draumkona pisze...

- Mam rozumieć, że dzisiaj jest dzień wolny? - a jednak się ruszyła. Podniosła się niechętnie i zwinęła z tacki kawałek chleba, który zaraz potem łapczywie pożarła. Nawet wstała i poszła po poduszkę, która leżała na podłodze. I poprawiła kołdrę. A potem znowu wróciła do łóżka nawet się nie ubierając. Wzrokiem ogarnęła jeszcze pomieszczenie, szukając pobieżnie ubrań. Wszystkie znalazły się w zasięgu spojrzenia, więc uklepała poduszkę i oparła na niej głowę. Chyba dzisiaj nie zamierzała korzystać z opcji poduszka=pierś Poszukiwacza.
A może czekała na pretekst żeby go wykorzystać jako poduszkę i częściowy kocyk... Kto ją tam wie.

MG

draumkona pisze...

Iskra uniosła brwi słysząc tyradę Cienia. I zamiast stopniowo uwolnić zebraną magię, ona wszystko puściła za jednym razem, co spowodowało mały huragan za plecami Iskry. Potargało jej ubraniem, włosami, trochę piasku naleciało do oka.
Wilk natomiast odczekał aż Zoran rozsypie się w popiół. I wtedy pozbierał swoje strzały i ruszył zdecydowanym krokiem ku Iskrze, gotów najpierw się z nią rozprawić, chwilowo pozostawiając Szept na pastwę Cienia.
- Ramię - głos miał władczy. Nieznoszący sprzeciwu. Ale Iskra...
- Spadaj. - i wtedy po prostu sam sobie sięgnął po złamane i pogruchotane ramię i przedramię. Sięgnął resztek magii jakie jeszcze w nim się tliły i zaczął sklejać kości. A Iskra warczałą pod nosem, że boli, że swędzi, ale jakoś bardziej niż włąsna ręka interesowała ją tyrada Luciena, który przecież nic nie czuje i dla którego liczy się jedynie Bractwo.

draumkona pisze...

Wilk odstąpił od elfki krytycznym okiem przyglądając się jej ręce
- Wracasz do stolicy, a jak usłyszę cokolwiek o wyjeździe, to nie ręczę za siebie - tu spojrzał za siebie, ana magiczkę. Był zły. Ewidentnie - Ty też maszerujesz teraz do stolicy. Żadnej z was nie chcę widzieć na gościńcach w najbliższym czasie. ŻADNEJ. - dodał tonem mocniejszym już widząc, że ma coś do powiedzenia.
- Biorę Kelpie i zabieram Szept. Ty wracasz z Cieniem - I Iskra nie zdążyła zaprotestować, bo Wilk bezceremonialnie złapał Szept i po prostu z polanki wywlekł.
A Iskra została sama z Poszukiwaczem.
- No... - bąknęła jakoś wzrokiem uciekając na pogruchotaną rękę - Wygląda na to, że dłużej zabawisz w stolicy.

draumkona pisze...

Iskra zasnęła chwilę potem, a tym razem to ona pierwsza się obudziła i z łóżka cichcem wymknęła, pozwalając Poszukiwaczowi spać. Sama zaś wybyła w mieścinę nie mogąc zbytnio na miejscu usiedzieć. A przecież informacji zbierać nie zabronił. Ani nic z tych rzeczy.
Wróciła późno. Dość późno jak na zwykłe zbieranie informacji, bo, rzecz jasna, nie odbyło się bez wypadów do sąsiednich wiosek. Musiała.
Pierwsza gwiazdka na niebie zabłysnęła kiedy wróciła i odstawiła zdyszaną Kelpie do boksu. A kiedy wtargnęła do domku, zauważyła, że Kronikarz już wrócił.

MG

draumkona pisze...

O dziwo, nie protestowała. Nie powiedziała nic, nawet nie rzucała złośliwych tekstów o Bractwie, nic. Bez słowa wskoczyła na siodło i w chwilę potem za sobą poczuła ciało Cienia. Cienisty chyba nie lubił kiedy i ona siedziała w kulbace, bo jakiś poirytowany się zrobił, niespokojny także.

- Ja decyduję co jest prawem, a co nim nie jest. Ja jestem prawem stolicy. I teraz nakazuję ci do niej isć. - dziwne słowa, aczkolwiek wyjaśniać nie zamierzał. Wpakował Szept na siodło Kelpie, sam wskoczył za nią i popędził karą klacz do stolicy.
W drodze padło tylko jedno zdanie, być może wyjaśniające wszystko, a być może nie
- W Eilendyr ani słowa o akcji z Zoranem. Nawet półsłówka. Nikomu.

draumkona pisze...

Iskra skinęła mu również, krótko, oszczędnie. I jakby nie wiedziała czy się mieszać, czy nie, uznała w końcu, że chyba podpiecznych się na takie rozmowy nie zabiera i wbiegając po dwa schodki, umknęła na górę co by tam przeczekać i przerzucić nowo zdobyte informacje do Luciena. Być może na coś się przydadzą. Może. Oby. Zresztą... Nawet jeśli, to chyba nie urwie jej głowy za to, że zniknęła... Wzrok elfki odruchowo padł i łóżko i spłonęła rumieńcem aż po same końcówki uszu. I odeszła do okna, co by się głupich myśli pozbyć.

mg

draumkona pisze...

- W tej chwili bardziej obchodzi mnie to, co powiesz Starszyźnie. I czego nie powiesz. Nie będę ryzykował głową jak masz się przyznać, a mam dość słuchania ich jazgotu. Magia to magia. Siła jak siła. to tak jakby mieli wygnać z Eilendyr każdego jasnowidza... - urwał na chwilę, poluzował wodze, a klaczy wyciągnęła się w cwale
- Cokolwiek się stanie, masz się nie przyznawać.

- Z cukru nie jestem, popędź go może to przestanie się dąsać... - zwykle to na konie działo. Przynajmniej na Kelpie. A ona wolała nie dodawać, że uprzedniej nocy nic nie spała i, że teraz po prostu chce tylko jednego - iść do łóżka i odespać. Jeszcze brakowało jej tylko kazania Poszukiwacza do kompletu...
Ale kazanie zapewne i tak będzie miało miejsce, bo w chwilę potem Lucien poczuć mógł jak elfka bezwładnie się o niego opiera, a po chwili zorientować się mógł, że to nie utrata przytomności, śmierć, czy cokolwiek, a po prostu sen. Zmęczenie ją dopadło.

Sol pisze...

Kobieta drgnęła wystraszona. Uniosła brwi w odpowiedzi na jego podirytowane pytanie i usmiechneła sie złośliwie. Cień był dumny i zuchwały, ona jednak nie przywykła do sluchania rozkazów i poleceń od głazów.
- Spróbuj mnie zmusic - rzuciła te słowa, jakby niemal wyzwaniem były i zmrużyła oczy, prowokująco przysuwając się doń.
Ciekawość ostrza chowanego pod poduszką nie ustąpiła. Pojawiła się za to nowa, na jak wiele stać tego oto pana.
Poza tym niee rozumiala o co on sie wścieka.

draumkona pisze...

Iskrze śniły się dziwne rzeczy. Mruknęła coś przez sen, coś brzmiącego mniej więcej jak imię jej syna. Potem przekręciła głowę na bok, jakby sen nie był ani trochę przyjemny, a wręcz przeciwnie. Zmęczona Iskra zawsze miewała koszmary.
Tymczasem ranek nastał już na dobre i elfy w stolicy zaczynały budzić się do życia. Z nimi wszystkimi także mały Natan, który z wielkim smutkiem odkrył, że taty już nie ma, ale za to jest list... Który jednak nie rekompensuje ani trochę nieobecności rodzica.

- Mam nadzieję - odburknął, dziwnie sucho, jak nie on. I jeszcze popędził biedną klacz, której z pyska już piana ciekła, a sierść błyszczała od potu. Miał na głowie w tej chwili całe Eilendyr i to, czego nie zdążyła załatwić Iskra. I jeszcze Szept. Śmierć Zorana. Widmo. Czasami wyklinał swojego ojca, który postanowił tak szybko odejść i zostawić mu wszystko na głowie.
- Poza tym, musiałem. - chyba poczuł się w obowiązku coś powiedzieć... Usprawiedliwić. Chociaż trochę.

draumkona pisze...

Żeby jeszcze śmieszniej było, Iskra nim uciekła na górę także na Poszukiwacza spojrzała. I puściła doń oczko. A potem rzeczywiście uciekła.
I siedząc na górze, na parapecie, spoglądała przez okno na drogi w dole, na ludzi. Obserwowała. A część jej myśli, skupiona na obserwacji uciekła gdzieś, ażeby wspominać sobie po cichu wczorajsze wydarzenia i zastanawiać się kiedy też Poszukiwacz wpełźnie na górę... Nie, żeby coś planowała. Nie. Iskra chciała być grzeczna. Chciała się słuchać. Chociaż przez chwilę zachowywać się jak normalny rekrut. Ot, taki odchył od normy, co by zobaczyć zaskoczenie na jego twarzy.

MG

Nefryt pisze...

Uśmiechnęła się, kiedy stanął obok niej w wykutym w skale pomieszczeniu. Gdy stanęło się bliżej zaskakująco gładkiej ściany, widać było, że w dużej mierze jest ona dziełem czyiś rąk. Ale komu była potrzebna komnata za wodospadem? Nie wiedziała, była jednak pewna, że nikt tu nie zaglądał od miesięcy. Na pokrytej pyłem skale wciąż było widać jej ślady, a przecież była tu dobre pół roku temu.
Podeszła do skalnego występu, mogącego służyć za niewielki stół i podniosła z niego prostokątne drewniane pudełko. Z jego spodu wystawał obleczony jakimś rodzajem żywicy drut.
- Przyjrzyj się sklepieniu - powiedziała. - Widzisz te kule? To teraz zobacz.
Docisnęła płytkę wyglądającą jak wieczko pudełka. W tej samej chwili trzy kule u sklepienia rozbłysły. Ich światło odbiło się od ścian komnaty, tworząc feerię barw.
- Czy wiesz, dlaczego tak się dzieje? To jest magia? Ale w takim razie, dlaczego to pudełko reaguje na moją rękę? Przecież jestem zwykła. Niemagiczna. - W jej oczach widać było niemal dziecięcą ciekawość.
Po dłuższej chwili odłożyła drewniane pudełko na miejsce, tym razem biorąc ze "stołu" inna rzecz. Księgę o srebrnych okuciach. Nefryt ją otworzyła. W środku, zamiast kart, był otwór w kształcie wisiora. Dookoła niego ktoś niewyraźnie zapisał kilkanaście linijek tekstu. Kobieta wyjęła z księgi zawieszony na mocnym rzemieniu rubin, otoczony wykutymi ze srebra skrzydłami, przywodzącymi na myśl smoka.
- To amulet, według tego, co zapisano wokół, skradziony bogini magii. Chroni przed śmiercią ze strony innego maga kogoś, kogo opuszcza myśl i świadomość. Jak ciebie, kiedy kierowałeś wilkami w walce z Arlanem. - Urwała na chwilę, ważąc wisior w dłoni.
- Przyjmij go jako podziękowanie za uratowanie mi życia. Za które, to już sobie wybierz - dokończyła z uśmiechem, podając mu amulet.

draumkona pisze...

- Niech i tak będzie - usłyszał w odpowiedzi i to nie wcale jakieś złośliwe, jak to zwykle u Skry bywało, ale całkiem życzliwa była to odpowiedź.
Obejrzała i spojrzała na niego i tak jakoś... Spojrzenie zawiesiło się na jego sylwetce, jakby sobie coś przypomniała... Nie, takie rzeczy trzeba było odłożyć na bok.
- I co mówił Kronikarz? - zagadnęła go znów, wzrok przenosząc na okno.

MG

draumkona pisze...

Iskra została w jednej z komnat, pod ciepłą kołdrą, w rękach jednego z medyków... Który o dziwo nie był Wilkiem, a to on przecież zwykle zajmował się jej ranami.
Natomiast Natan z nowym medalionem na szyi biegał jak oszalały po korytarzach i bynajmniej nie goniły go potwory, czy cokolwiek, ale oddał się dzikiej, beztroskiej zabawie.
A Wilk stawił czoła Starszyźnie i zaczął się tłumaczyć. Całkiem zręcznie omijając niektóre miejsca, lub całkiem zręcznie wciskając Starszyźnie kit.

Sol pisze...

Sol o ile kiedykolwiek ją rozpieszczano, tal dawno jej te humorki takim, czy podobnym wychowaniem przeminęły. Za dobrze swiat poznała.
- Co niby w nim takiego, że nawet mi spojrzec nie pozwalasz? - prychneła cicho, zupełnie nie wystraszona, jakby wcale nie miała zamairu ustepować. Nawet przeciwnie, przez to, że tak bronił sztyletu, jeszcze bardziej chciala go dosiegnąć.
A jednak jak tylko puścil jej reke, cofneła swoja, by rozmasowa nadgarstek. Chyba nie panowal nad swoją siłą.

draumkona pisze...

Uniosła brew. Westchnęła.
- Nic. Staram się być miła, a ty szukasz dziury w całym... - przymrużyła oczy. Drgnęła jej brew. Najwidoczniej powstrzymywała się przed jakimś paskudnym komentarzem. Albo coś w tym rodzaju.
- Poza tym, jestem obolała. Rycerzykowi urwę głowę wtedy kiedy nie będziesz mógł mi przeszkodzić - i dźgnęła go palcem w pierś, jakby podkreślając sam fakt, że zamierza to zrobić i nic jej nie przeszkodzi. Nawet on.

mg

draumkona pisze...

Jego podopiecznej natomiast nie było. Nigdzie.
Bractwo żyło swoim rytmem, Tancerz mordował na treningach rekrutów, Królik ich łatał, a po korytarzach plątał się Marcus... Marcus. Plątał się. A zwykle, kiedy była i Iskra w Czeluści, te chędożyciele niewyżyte zamykały się w jego komnacie...
Wszystko było takie samo. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo im dalej Lucien zagłębiał się w tą historię, tym bardziej wydawać mu się mogła nierealna.
Królik spostrzegł go, Poszukiwacza, z nieco poirytowanym wyrazem twarzy, co przecież było rzadkością. Lucien nigdy nie okazywał uczuć. Biały wytarł dłonie z maści w szmatkę i podszedł, co by biednemu szaraczkowi oszczędzić szorstkich słów Luciena.
- Coś się stało? - spytał pozbywając się rekruta za pomocą samego spojrzenia.

draumkona pisze...

- A widzisz, czasem jednak słucham - najwyraźniej jednak chyba zbyt był zaszokowany jej postępkiem, zachowaniem, więc stwierdziła, że chyba nie ma co się starać.
- Poza tym, mam swój rozum, to słuchać głupich poleceń typu nie atakuj Joserro nie będę słuchać - i pięścią mu pogroziła. I tyle jeśli chodzi o miłą i potulną Iskrę.
Elfka zaraz przed siebie ruszyła, w stronę schodów, co by zaopatrzenie wcześniej wspomniane odebrać.

mg

draumkona pisze...

Rzeczy wiele nie miała biorąc pod uwagę szybkość z jakąś przyszło jej opuszczać Nyrax... Poza tym, zwykle niewiele ze sobą miała, wolała nie obciążać Kelpie zbędnymi ciężarami.
I ona podziękowała Kronikarzowi za okazane wsparcie i pomoc, kiedy to jej ewidentnie podejrzewała, po czym zabrała swój tobołek z jedzeniem i w istocie ruszyła za Lucienem.
No przecież nie chciała żeby ją tu samą zostawił...

mg

draumkona pisze...

Królik najpierw uniósł brew. Potem zaczął przeglądać w pamięci imiona wszystkich rekrutów i szaraczków, bo pamiętał je wszystkie. I żadnej Iskry tam nie było.
- Iskra...? Nie ma tu takiej - i zastanowił się chwilę jeszcze, a potem wpadł mu do głowy pewien pomysł, który niewiele jednak miał wspólnego z rzeczywistością.
- Możeś w Róży zbytnio z gorzałką przesadził i jakaś Iskra ci w pamięci została. Cienia o takim imieniu nie ma.

draumkona pisze...

Upiór. Już Biały wyraz twarzy zmienił, jakby rzeczywiście... Ale nie. Za to uważniej się Cieniowi przyjrzał.
- Nie, Lucien. Nie ma takiej. Ani Iskry, ani Upiora. Poza tym, Szczur wspominał ostatnio coś o tym, że mógłbyś w końcu wziąć kogoś na podopiecznego - uważne spojrzenie medyka. Bardzo uważne. Czy Lucien zmysły postradał?
- Może pomyliłeś sen z rzeczywistością. Zdarza się.

draumkona pisze...

Iskra także się nie odzywała, ale miała znacznie ciekawsze zajęcie niż po prostu milczenie bo tak, jak to robił Lucien. Ona obmyślała swoje plany, jakby tu na jakimś gościńcu udać, że się zgubi, że skręci gdzieś, wmiesza się, zgubi... I przy okazji, całkiem przypadkiem Kelpie poniesie ją do Królewca. I Joserro całkiem przypadkiem nadzieje się jej na zaklęcie. Albo na nóż. Albo wpadnie jej w ręce. Była pewna, że co jak co, ale jego to byłaby gotowa udusić gołymi rękoma, a potem obrać ze skóry.

mg

draumkona pisze...

Tymczasem, krążąc jeszcze po Czeluści Lucien mógł się dowiedzieć najnowszych wieści i zebrać najświeższe plotki.
Eilendyr zniszczone. Elfie tajemnice rozkradzione, a Wirginia szczyciła się tym, że w posiadaniu mieli głowę Ducha Lasu, którego śmierć pociągnęła za sobą także sporo elfów. Jeśli nawet nie większość.
Widziano ostatnio jedną z ostatnich elfich grupek gdzieś w okolicach Larven. Podobno.
Wszędzie rozmawiano o śmierci Kruka. Kruka, którego zabił jakiś Cień, a przecież to Lucien miał kontrakt...
A komnata Iskry zajęta była przez rekruta imieniem Noah. I boks Kelpie także był zajęty przez innego konia, jakiegoś siwka.
Ogółem rzecz ujmując... Iskra nigdy nie znalazła się w Bractwie. Nie stała się Cieniem.
A po Czeluści ganiał oszalały Cycero.

draumkona pisze...

A już wkrótce setki pytań miały zmienić się w tysiące i to nie przez osobę Iskry.
W dniu trzecim od opuszczenia Czeluści, na drodze Cienia stanął nie kto inny jak... Jastrząb. Jego pan mentor, były Poszukiwacz. I jak na trupa, bo przecież w wspomnieniach Luciena, ten nie żył... No, jak na rzekomego trupa, mężczyzna trzymał się naprawdę dobrze, jeśliby nie powiedzieć, że doskonale. Tylko trochę nos mu zmarzł i czerwony był. Cholerna zima.

draumkona pisze...

I być może popełnili błąd zatrzymując się w dolinie. A być może Lucien nieświadomie podjął właściwą decyzję.
Dolina nie była już taka sama. Przynajmniej nie, jeśli chodzi o jej mieszkańców. Odkąd Eilendyr legło w gruzach, a do Morii wleźli ludzie... Góry Mgliste, Las Larven i po części także Valnwerd stały się nowym domem dla ocalałych elfów.
A one nie ufały już ludziom. Nie chciały widzieć głupich, podatnych na słowa dwunogów. Wyrwa w elfich sercach była zbyt duża.
Więc nie powinno nikogo dziwić, że odkąd rozbili obóz w dolinie - byli obserwowani.
Starszy Lud od momentu odejścia w lasy jeszcze bardziej kładł nacisk na bezszelestne poruszanie się, na maskowanie pułapek i śladów. Zaniedbali za to nieco magię, bo teraz niezbyt była im ona potrzebna.
Obóz poddany był obserwacji dzień i noc. Przez każdy dzień pobytu. Aż w końcu nadeszły decyzje.
Otoczono ich. Bezszelestnie pozajmowano pozycje w krzakach, na drzewach i w niewielkich dziurach w ziemi. Jeden z nich spał, zauważył tropiciel. A drugi czuwał. To była dobra taktyka, ale oni, elfowi mieli przewagę.
Niepokój tropiciela nie opuszczał, a wręcz wzmógł się, gdy spomiędzy drzew wyłonił się Wilk. Mimo tego, że nie było już Eilendyr, on nadal uznawany był za swego rodzaju wodza. Wciąż miał posłuch i szacunek.
Ale tropiciel wiedział, że żywi mlecznonosi to kłopoty. Wiedział, że teraz należy ich zabić bo inaczej za nimi pójdą. Dlatego nie rozumiał decyzji władcy. Nie rozumiał tego, dlaczego mieli dać im jedynie ostrzeżenie.
Wilk spokojnie spoglądał na obydwu mężczyzn. Drugi obudził się gdy tylko postawił krok w obozie. Nad zwyczaj lekki sen, co było całkiem dobrą rzeczą, musiał przyznać.
Szafirowe oczy spoczęły na twarzy jednego z nich. Wydawał mu się starszy, a wedle informacji, starszy człowiek bywał zwykle mądrzejszy.
- Odejdźcie stąd. - tak brzmiała prośba, chodź wypowiedziana władczym tonem. Lucien pamiętać mógł ten ton, tak bowiem Wilk mówił do Szept, kiedy siłą zaciągnął ją ze Wzgórz do stolicy. Ale to była inna historia. A skoro władca był tutaj...

Sol pisze...

Zacisneła usta w cienka kreske i kiwnęła glowa.
- Owszem. Muszę. - oznajmila twardo, zdecydowanie, lecz zaraz zamiast w slad za słowami kolejny raz dlon mu pod głowę wsunąc, położyła sie i obróciła do niego tyłkiem. - Chciałam zobaczyć. Tylko. Nic by sie nie stało - mamrotała gniewnie pod nosem, co jednak usłyszec mógł na pewno. - Bo ja sama posiadam ostrze dziwne, niespotykane nigdzie indziej, jakby wykute na zamówienie, jedno jedyne takie. Szukam mu brata - i po co wyjasniała? Dla siebie chyba.

draumkona pisze...

- Gdybyś człowieku częściej z gór schodził, wiedziałbyś, że ta część doliny jednak należy - ktoś nie wytrzymał. Jakiś nerwowo zaszeptał do kompana w krzakach w płynnej, elfiej mowie.
- Odejdźcie. - a potem tętent kopyt. Głuchy, odbijający się echem wśród niskich skałek. Głośny, bo koń był podkuty. Najwyraźniej jeźdźcowi się śpieszyło, bo wcale się nie krył...
Przez wysokie, zamarznięte krzewy jeżyn przeskoczył koń. Piękny rumak, o smukłej sylwetce, długiej szyi i kształtnej głowie. Szlachetny. Nie jakiś tam byle pociągowiec do wozów. Sierść błyszczała od potu, a z nozdrzy buchała para. I jeździec, swą postawą sprawiający wrażenie, jakoby wszystko doń należało.
Nowy przybysz zrzucił kaptur ciemnozielonego płaszcza, a kołczan ze strzałami wyjrzał przez jej lewe ramię. Iskra omiotła złym spojrzeniem Wilka i intruzów, po czym podjechała za plecy władcy, po czym ten został dźgnięty palcem w głowę.
- Iloryia na dannae iveclar de no iloirys - wymruczała łapiąc spojrzenie Wilka. Wzrok jej był inny. Nie taki jak zawsze. Nie wojowniczy, a łagodny. Przynajmniej dla niego.
Rozumiejący elfią mowę pojąc mogli, że w obozie nie dzieje się dobrze.
Elf wyciagnął ku niej rękę, a ta go pochwyciła. I zaraz znalazł się w siodle za nią, w talii objął. I znów spojrzał na ludzi.
- Upiekło się wam, mlecznonosi - a potem Iskra dała Kelpie piętę i znów skoczyła w krzaki.
Nie spojrzała na Cienia. Ani razu. Traktowała go jak powietrze, czyli tak jak każda elfka która przeżyła upadek stolicy.

draumkona pisze...

Iskra obserwowała uważnie twarz Luciena, a ta miała doprawdy dziwny wyraz. Dotknęła go więc, lekko, ledwo palce musnęły tkaninę jego płaszcza, a wyczuła przeskok magii. Nie spodobało się jej to, co i zaraz odmalowało się na jej twarzy. Najwyraźniej z kimś rozmawiał.
W sumie, gdyby tak teraz...
I Iskra sięgnęła magii, wytworzyła własną iluzję. Widmo niemalże doskonałe. Przez chwilę nawet jechała pokrywając się ze swoim wytworem. A potem, korzystając z tego, że ten z kims rozmawia, okryła się zaklęciem kameleona i wstrzymała Kelpie. A z Lucienem pojechała jej kopia.

mg

Sol pisze...

Już żadnej odpowiedzi nie usłyszał. Sol posłuchała tym razem. Szczęście. Jesli juz z kims spała zwykle wtulała sie weń, obejmowała i chloneła ciepło. Bo byla cieplolubna i jesli czegoś nad wyraz nie znosiła... to zimna wlaśnie. Tej nocy jednak, zachowując świadomośc tego kogo przed sobą ma, czy tez raczej obok, chyba tylko grubej pierzynce nie zamarzla. Bo zwinęla sie w głebek i w mewnym momencie obróciła do Cienia, ale tylko nos w jego żebrach schowała i tyle. By sobie nie pomyslal za wiele. Za to pobudka z rana... to było wyzwanie. Nie dla niej, dla Cienia, bo ona obudzić się raczej zamiaru nie miała.

draumkona pisze...

Za to pamiętać zdawał się... Szisz. Tak, bo i on nagle zjawił się na polance. Był wychudzony i zziębnięty, w dodatku ranny. Ale poznał Luciena, bo swoim zwyczajem przysiadł na tylnich łapkach chwilę na niego spoglądając a potem po prostu wlazł w jego juki szukając sucharków.
Nie ma to jak mieć po swojej stronie szopa, który charakterkiem niekiedy przypominał swoją panią...
Lucien oberwał w kolano sucharkiem z torby.

Sol pisze...

Sol Czując szturchanie mruknela cos przez sen i mocniej zacisneła powieki, jakby za wszelką cenę chciala resztki snu w sobie zatrzymac i by z tego odchodzącego już pyłku, piachu Morfeuszowego kolejna opowieśc pod powiekami się wykluła. Ale nie! Nie dalo sie! No przecież! Boi po co?!
Uniosła sie na łokciach, oczu jednak nie otwierając nadal. Zamachnela się i rzuciła poduszką z cała siłą na jaką bylo ja stac tak wczesnie rano w Cienia. I nawet nie zdziwiła się slysząc, jak poducha dolatuje do okna i o framuge sie obija.
- Przestań... - poprosila tylko. - Zaraz wstaję. idx po sniadanie - rzuciła, mając nadzieje, ze jesli cos go zajmie, to da jej spokój. A ona wciagnie pepuszka.

draumkona pisze...

A mógł sobie jechać, prosze bardzo, a nie wyklinac zgrabne i jędrne pośladki elfki, które zresztą tak parę dni temu ubóstwiał!
Iluzja natomiast rozwiała się pod wieczór.
A to znaczyło, że Iskra nie ma siły już na utrzymywanie magicznego tworu, bądź też umarła. Lub też po prostu była już za daleko by sięgnąc doń magią... Wszystkie trzy warianty chyba jednak Luciena nie pocieszą.

mg

draumkona pisze...

Iskra wiedziała, że jeśli Lucien przedwcześnie odkrył jej występek... Wiedziała, że będzie zły i, że skopie jej te jędrne pośladki. I w sumie, miałby słuszność, gdyby Iskra uznawała coś takiego jak to, że Lucien ma słuszność.
Nie mogła przepuścić okazji do uprzykrzenia życia Sewerynowi.
I dokonała tego czego chciała, przynajmniej mniej więcej...
Bo Joserro leżał teraz w rynsztoku ze sztyletem wbitym w oko.
A Iskra zresztą siedziała niedaleko dalej, bo na dachu jednego z drewnianych domków slumsów. I trzymała się kurczowo za brzuch klnąc.

mg

Sol pisze...

SOl jekneła niezadowolone na dźwiek starego zamka. Ale zaraz też wstała i do porządku sie doprowadziła. Suknię narzuciła na siebie, sprawnie zasznurowala. Włosy do drogi wplotła nisko, by pod peleryne je schowac, by nie trzepotały na wietrze. Ech keronijska zima... niech diabli ją!
Nim Cień wrócił do pokoju, Sol juz z niego wyszła I na schodach spotkala go. Cofneła się więc na pietro te dwa stopnie, tyle tylko bowiem pokonala i staneła na pietrze z przejścia sie odsuwając.
- Ruszamy? - oczy przetarła jeszcze, ale gotowa do drogi była. I głodna. Ciekawe czy on tak zawsze, czy tylko wobec tych, których nie lubił?

draumkona pisze...

Szisz pamiętał wszystko, a to tylko dlatego, że... Kiedy Lucian rzucał złe słowa na wiatr, zwierzak schował się jak zwykle w jego jukach. A kiedy spać się położył, wlazł mu pod płaszcz. I najlepszym dowodem na działanie magii było to, że Poszukiwacz wtedy się nie obudził. Więc i Szisz się z nim zapętlił.
Teraz wyjrzał z tobołka chrupiąc sucharka. Bystre oczka patrzyły na Luciena, a Szisz rozumiał. Wyskoczył zaraz i zniknął w krzakach. Po chwili wrócił i zaczął patrzeć wyczekująco na Poszukiwacza. Jakby chciał... Jakby Lucien miał iść za nim.

Nefryt pisze...

- Wiem - w jej głosie dało się wyczuć irytację. Nie ukrywała jej nawet.
- Czy ty nigdy, nawet przez chwilę, nie możesz pomyśleć o czymś normalnie? Rozumiem: misja, to misja, chcesz się skupić, to ci nie przeszkadzam. Ale nawet... Nawet kiedy czekasz, nie dostrzegasz... Nie chcesz dostrzegać niczego, poza interesami Bractwa! Na nich się świat nie kończy, Lucien! Nawet jeśli wygodniej ci tak myśleć. Wydawało mi się, że jesteś taki tajemniczy, taki... wytrzymały, a ty sobie po prostu nie radzisz z tym, co straciłeś! - Oho, ktoś tu wkurzył panią herszt. Zwykle raczej nie wrzeszczała na sojuszników...

[Ehm, Lucienowi się dostało przez mój nastrój]

«Najstarsze ‹Starsze   801 – 1000 z 1313   Nowsze› Najnowsze»

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair