Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat


Intro

    – Mówią, że Cienie* wróciły – oświadczył szeptem, zupełnie jakby słowem miał przywołać Bractwo Nocy. A i tak ludzie zdawali się wzburzeni samym wspomnieniem o nich. Chociaż niektóre z wyczynów członków tejże organizacji były niemal legendarne, to nie zmieniało to faktu, iż Cienie byli zabójcami.
   – Mówią, że celem Bractwa jest gubernator, oby sczezł. Tfu! – Swoją niechęć poparł splunięciem, a tym razem ludzie obrzucili mocarnego wojownika zachwyconymi spojrzeniami, takim właśnie, jakimi patrzy się na bohatera. Kogoś, którego nie śmiemy naśladować ze strachu i jednocześnie kogoś, kogo podziwiamy za to, że jest takim, jakim my sami pragnęlibyśmy być. A wspomniany wojownik, powszechnie znany jako Elegia, uśmiechnął się, świadom wzbudzonych uczuć. Otworzył usta, by coś jeszcze dodać, gdy w jego polu widzenia ukazał się miecz. Jego własny, naostrzony i wypolerowany. Unosząc wzrok wyżej, spojrzał w brązowe oczy, spokojne, niczym dwie głębie. Twarz o stoickich rysach, obojętna, tak różna od pełnych zachwytu i ciekawości. Ubranie, znoszone, luźne, wisiało na sylwetce mężczyzny, niezbyt mocarnej, ale widocznie wystarczającej do pracy w kuźni. Ciemne włosy opadały na zroszone potem czoło.
   – O czym to ja mówiłem? – Wojownik ujął za rękojeść miecza, unosząc go do góry, obserwując klingę. Pierwszorzędna robota, musiał przyznać. Aż się prosiło, by przetestować jego ostrość. – A, Bractwo. Otóż mówi się… – urwał, pozwalając napięciu narosnąć. – Mówi się, że Bractwo zamierza wypowiedzieć wojnę Wirginii. Podobno widziano Nieuchwytnego.
   – Bzdura – kowal parsknął. – Gdyby Bractwo coś planowało, nikt by o tym nie słyszał. Jeśli się o czymś mówi, to najlepszy dowód, że Bractwo nie ma z tym nic wspólnego – ciągnął, a ponieważ wspomniany mężczyzna rzadko się odzywał, teraz padły nań zaskoczone spojrzenia wszystkich obecnych w karczmie. Niezrażony tym, otarł dłonie o tunikę.
   – Zapłata. Za miecz – wyjaśnił cel swojej obecności. Ale Elegia nadal spoglądał nań jak na szaleńca. Jak ten człowiek, ten marny rzemieślnik śmiał zanegować jego opinię? Jego, który niemal wszędzie był i niemal z każdym potworem walczył? Kimże ten ktoś był? No? Kim?
   – A co ty możesz, człeczyno, o Bractwie wiedzieć  – stwierdził z politowaniem i dobrotliwym uśmiechem, skądinąd i pogardliwym, odliczając należność.
   – Nic. Jestem tylko kowalem – przyznał kowal, przyjmując zapłatę. I usunął się w cień, zostawiając ludzi z opowieściami Elegi.

*Bractwo Nocy, potocznie nazywani Cieniami – tajna organizacja skrytobójców i szpiegów działająca na terenie Keronii i poza nią, powołana jeszcze w zamierzchłych czasach przez Astrid, zwaną później Nocną Damą, pierwszą Mistrzynię Cieni. Obecnym Mistrzem i przywódcą jest Nieuchwytny, zaś za jednego z najlepszych uchodzi Lucien Czarny Cień. Główne decyzje podejmuje przywódca wraz z Radą. Dokładna struktura jednak, wraz z organizacją i rekrutacją pozostaje owiana tajemnicą, jakiej nam, zwykłym szaraczkom, nie dano poznać.
W każdym z większych miast znajduje się kryjówka Bractwa, znana tylko wtajemniczonym, zaś główna siedziba mieści się gdzieś na pustkowiach Keronii. Cienie, choć specjalizują się w zabójstwach, nie cofną się przed żadnym zajęciem. Niektóre z ich wyczynów stały się nawet tematem legend czy pieśni. Ostatnimi czasy jednak ich imię wzbudza w Kerończykach strach i niechęć, jako że oddali swe usługi Wilhelmowi Hektorowi Escanorowi. Znakiem rozpoznawczy cieni jest otwarte oko. Wiedzą, widzą i czuwają.



Muzyka

Art credit by gokcegokcen



TRZY OSOBOWOŚCI - JEDNO CIAŁO 

Imię i nazwisko: Asgir Thorne
Zajęcie: płatnerz w Demarze
W Bractwie: Lucien Czarny Cień
Stanowisko: Poszukiwacz, Radny
Prawdziwe, acz nieużywane: Varian Gharis
Miejsce urodzenia: okolice Nyrax
Rasa: człowiek
Narodowość: Kerończyk


Ku chwale Bractwa Nocy! 

   – Dziękuję – wyciągnął w stronę tamtego dłoń, chcąc pomóc mu wstać. Dzieciak jednak poderwał się na nogi, odsuwając jak najdalej od dłoni, jakby to jakiś wąż w niej siedział, gotów w każdej chwili go ugryźć. Jedną dłoń przytulał do piersi, szeroko rozstawiwszy palce. – Zawdzięczam ci... – zaczął, nieco zakłopotany rycerski syn, ale nowo poznany całkowicie zignorował jego słowa. Rozejrzał się na wszystkie strony, płochliwe stworzenie, gotowe dać nogę przy pierwszej okazji.  Po czym potrząsnął głową, nieco buńczucznie, zrzucając tym gestem cały strach i wstydliwość. Dłoń, dotąd przytulona do piersi, usunęła się, ujawniając pękaty trzos.
   – Głupcy – sarknął, dodając do tego kilka przekleństwa, jakich nauczył się na ulicy. – Kiedyś tego pożałują.
   Marcus stężał. Nowy był nie tylko żebrakiem, ale i złodziejem.
   – Nie powinieneś kraść  – zganił go w dobrej wierze, w zamian za co otrzymał spojrzenie pełne kpiny.
   – To co, mam teraz pójść, przeprosić strażnika i oddać mu trzosik? Gdzieś ty się chował, hę?
   – W ojcowskim zamku w…
   – A! Rycerzyk. No to gdzie twój miecz, rycerzyku? – zadrwił bezlitośnie żebrak, naraz odmieniony, jakby coś złego było w szlachetnym pochodzeniu Marcusa. – Wracaj do ojcowskiego zamku, a nie się tu pętasz. Ulica nie jest dla ciebie.
   Na ten dyshonor obruszył się rycerski syn. Da radę, musi dać radę. Upór odbił się w jego zapadniętych, zmęczonych oczach.
   – Nie znasz tego życia – stwierdził żebrak, już bez wcześniejszej drwiny.

I. Varian Gharkis, pogrzebany w pamięci
   Przeszłości się nie wymaże. Możesz nią żyć lub pójść dalej. Ale ona zawsze będzie. On wolałby o niej zapomnieć. Nie pamiętać, że kiedyś był nikim. Ulicznikiem, takim jak wielu innych. Kogoś, kogo można bezkarnie kopnąć, podciąć gardło i porzucić. Jednego mniej. Ulice i tak są zbyt ludne.
Większość tego okresu spędził w Nyrax. Mała miejscowość w okolicy Królewca, nad Jeziorem Peverell. Jego ojciec był zwykłym  wojakiem, walczącym o sprawę, której jego syn wówczas nie rozumiał. Alard wierzył, że nie pasowanie, a myśli i honor czynią zeń rycerza. Zginął. Przynajmniej wówczas tak myślano i dopiero lata później, przypadkowo, syn miał odnaleźć go na galerach. Matka Edith, kobieta z ludu, starała się wychować go sama. Wpoić zasady moralne, wiarę w bogów i to, jak żyć. Może nie bogato, może nie zaszczytnie w oczach możnych panów, ale zgodnie z samym sobą. Dobrze. Wyszło jak wyszło, słowem wcale. On już wtedy podążał własną ścieżką. Słuchał nauk, co by spracowanej twarzy nie zasmucać. A gdy brązowe oczy odwróciły się odeń robił swoje. Siostra… tak, miał siostrę. Fina. Niewinne, słodkie dziewczę. Naiwne i niegotowe na prawdziwe życie. Chciał ją chronić za wszelką cenę. Kolejne, co nie wyszło.
   Jedynym jaśniejszym punktem w tym okresem zdaje się pobyt w Mall Resz i późniejsze terminowanie u kowala Brana, choć z tym ostatnim wiązał się powrót do Nyrax, mieściny żyjącej w ciemności knowań, niewolnictwa, przemytu i układów. Jeśli znaleźli się tam jacyś uczciwsi mieszkańcy, trudnili się rybactwem w pobliskim jeziorze. Nawet teraz odór ryb przyprawia go o ból brzucha, podobnie widok rybackich sieci i zgniłozielonej, portowej wody. Paskudztwo. Z tego okresu zostało mu też uprzedzenie do arystokracja i wysoko urodzonych, którymi gardzi, jako tymi, co mają się za nie wiadomo kogo, a w rzeczywistości nic nie potrafią.

II. Rekrut Cieni - początek
   Spotkanie Jastrzębia, Poszukiwacza Bractwa Nocy odmieniło jego życie. Los wygrany na loterii, uśmiech szczęścia. Osoba bez celu w końcu jakiś miała. Nie należący nigdzie, odnalazł dom. I zamierzał zrobić wszystko, by go zatrzymać. Wszystko, by odwdzięczyć się Cieniom. Wszystko, by wybić się ponad innych. Będą przed nim drżeli, mawiał. Z czcią będą wymawiali jego imię. Nikt już nie ośmieli się go lekceważyć. Ambitny aż nadto, zbyt był prędki, zbyt na własną korzyść patrzył. A mimo to Jastrząb widział w nim kogoś więcej. I to właśnie spojrzenie tak niepokoiło ówczesnego przywódcę Bractwa, spojrzenie, które sprawiło, że już od początku Nieuchwytny znielubił młodego Kerończyka, widząc w nim zagrożenie dla swojej pozycji. A jego rywal piął się szybko, zyskując poklask … do czasu pamiętnej misji. Misji, po której została mu blizna na policzku. Zgubiła go pycha i ambicja, one to dwie pogrzebały kontrakt. Ta blizna przypomina mu o tym, że Cienie idą najpierw. Potem, jeśli noc pozwoli, jego własna chwała.
   W tym, nieco dlań burzliwym okresie, szczególną więzią przyjaźni związał się z inną dwójką rekrutów – poznanym wcześniej rycerskim synem, Marcusem i tajemniczą Solaną, niedoszłą przemytniczką, późniejszą kurtyzaną i kochanką Variana. Opieką otoczył go Jastrząb, który stał się dlań nieomal jak ojciec, wzór do naśladowania. Jego teorie o jedności przyjął jako własne, nazwał go swoim mentorem. W końcu zrozumiał. I dostąpił zaszczytu inicjacji, przyjmując nowe miano. Tamtej nocy Varian Gharkis odszedł na zawsze. Zastąpił go Lucien Czarny Cień. Jeszcze zwykły Cień, lecz już wkrótce członek Rady i nowy Poszukiwacz. Jego trud i lojalność zostały docenione.

   – Gdzie moja broń? – To były pierwsze słowa, jakie mężczyzna wypowiedział, gdy tylko się obudził. Pierwszym ruchem, jaki wykonał, po tym jak dłonie nie znalazły znajomej w dotyku rękojeści. Jeszcze zanim zorientował się, że rana na piersi już nie krwawi, że leży na starym łóżku, przykryty kocem w jakiejś chacie. Jeszcze zanim spojrzał w oblicze starszej już ludzkiej kobiety, siwiuteńkiej jak gołąb, pomarszczonej czasem i lekko zgarbionej przez trudy życia. Ubogo odzianej, w starą, zieloną suknię, prostą, z brązowawą chustą zarzuconą na wątłe ramiona.
   – A co? Chcesz mnie zabić? – Głos pozostawał w dysharmonii z wyglądem, bo brzmiał raczej czysto, znacznie młodziej też. Także oczy pozostały jasne i przenikliwe, niezaćmione wiekiem i czasem, jak to czasem bywało u ludzi w podeszłym wieku, o czym on miał się jednak przekonać znacznie później, dzięki płonącej w jego żyłach magii. Możliwe też, że ręka zabójcy nie pozwoli mu tego doświadczyć, bo kto mieczem wojuje od miecza ginie, jak mówiło stare porzekadło.
   – Gdzie moja broń? – powtórzył, wciąż słaby. Bez broni czuł się nagi, zawsze przecież miał przy sobie choćby sztylet, a teraz nic. I co z tego, że w pokoiku znajdowała się tylko staruszka. Zawsze mógł zjawić się ktoś jeszcze, ten, który na niego polował i do takiego stanu doprowadził. Zresztą, tam gdzie obecna była magia, tam nigdy nie wiadomo, kto przed tobą stoi. A tutaj, w tym skromnym domku, aż magią emanowało.
   – Nie zabijesz mnie. Ktoś przecież musi cię pielęgnować  – zakasłała, wyciągnęła z kieszeni chustkę, przykładając ją do warg. Wyglądała naprawdę dość bezradnie … i samotnie. – Poza tym, ja cię nie ukrzywdziłam. Jesteś w bezpiecznym miejscu.
   – Nie ma takiego – odparował. – Moja broń – powtórzył uparcie.


III. Asgir Thorne, spokój i praca
   Choć niewątpliwie jest Kerończykiem, nikt tak naprawdę nie wie, skąd Asgir pochodzi. Nieznany nikomu, przed rokiem przybył do niewielkiego miasteczka znajdującego się w strefie wirgińskiej, przedstawiając się jako Asgir Thorne. Tam też i pozostał, pracując w kuźni, nie robiąc sobie wrogów, ale i nie szukając przyjaciół. Potem, prawdopodobnie z przyczyn zarobkowych, przeniósł się do pobliskiego Demaru. W jednej z bocznych uliczek stanęła kuźnia i proste domostwo, gdzie żyć i pracować mu przyszło, na godny byt młotem zarabiając i śpiewem stali. A, że wiedzy ni kunsztu mu nie brakowało, przeto usługi jego cenione się stały.
   Jako zwykły mieszkaniec Demaru, za jakiego zresztą mają go niemal wszyscy, nosi się w prostej tunice, jasnobrązowej barwy i czarnych spodniach, przepasanych brązowym, skórzanym paskiem. Broni, choć potrafi docenić zalety solidnej roboty i kunsztu, zdaje się wówczas nie nosić w rękach, oprócz rzecz jasna tej, którą sam wytwarza.
   Zapytani o miejscowego kowala ludzie wzruszą ramionami, z całą pewnością pochwalą jego robotę, ale o samym człowieku powiedzą niewiele. Ot, taki małomówny, szorstki w obejściu człek, pewnie z jakąś tragedią w życiu. Spokojny aż nadto, nieszukający zwady ani niestarający się znaleźć w centrum uwagi. Taki cichy obserwator, nieco mrukliwy, nieco nieobyty towarzysko. Nie, nie bierze udziału w walkach. On w konflikt nie angażuje się ani trochę. Ani w spory. Za cichy na to, może i za tchórzliwy, nie żeby go ktoś potępiał, w końcu nie każdy rodzi się wojownikiem. Nie zadaje pytań. Nigdy. Zdaje się żyć w swoim własnym świecie, świecie, który zna, a który sprowadza się do kuźni i młota. Czy jest pomocny? Czasem, przyparty do muru, rzuci jakąś radę, wcale niegłupią, acz zdarza się to rzadko. Czasem też przesunie termin spłaty długu, ale nie ma się co łudzić, o nim nie zapomni. Tyle o nim powiedzą mieszkańcy.
   Tak naprawdę jednak ktoś taki jak Asgir nie istnieje. To po prostu kolejna twarz, jaką przybrał na potrzeby Bractwa Lucien. Blisko Twierdzy Diabła i samego gubernatora, zajmuje się zbieraniem informacji z tej części kraju. I czeka na wezwanie swych braci i sióstr.
    Któż by zwracał uwagę na prostego, niewyróżniającego się niczym szczególnym kowala?

IV. Lucien Czarny Cień, Poszukiwacz - życie, jakie sobie wybrał
   Jako Lucien Czarny Cień bywa w wielu miejscach, jako że do jego obowiązków, oprócz wykonywania misji dla Bractwa, leży i rekrutacja nowych członków. Toteż ma mnóstwo szpiegów, zdaje się wiedzieć, co dzieje się nawet w najdalszym krańcu kraju. Nieoceniona w tym okazuje się i pomoc złodziei, z którymi utrzymuje regularne kontakty i kurtyzan, zwłaszcza tych związanych z „Różą” w Królewcu. Można go też spotkać i w Zamku Gubernatora, jeśli interes Bractwa tego wymaga. Lecz nawet gubernator nie zna prawdziwego miana tego człowieka.
   Opisując jego charakter, na pierwszy rzut oka wysuwają się dwa słowa: egoizm i wygoda. Wychowano go w poszanowaniu dla religii i moralnych nakazów. Lucien jednak lekceważy i jedno i drugie. Religia ogranicza. Ten bóg wymaga tego, ten nakazuje szanować życie, tamten uczciwość i ciężką pracę. Nawet bóg zabójców ma jakieś swoje wymogi. Z racji zaś, że Cień dba o to, by dlań było najwygodniej, lepiej jest udać, że bogów nie ma. Jeśli ich nie ma, to nikt nie osądzi jego czynów. Zresztą, komu pomogły modły? Jaki bóg zszedł na zlaną krwią ziemię, by ochronić wzywających go ludzi? Gdzie byli bogowie, gdy Wirgińczycy wyrzynali w pień ludność i palili wioski? Nie, nie dla Luciena są bogowie. Niech kto inny marnuje czas na modły, on nie ma zamiaru.
   Polityka interesuje go niebywale, nie jednak dlatego, że aktywnie popiera którąś ze stron. Tam gdzie jest konflikt jest i zarobek. Pomijając ten brzęczący fakt Wolna Keronia i niepodległość obchodzi go tyle, co śnieg… zeszłej zimy. Nic osobistego. Robi to, co jest korzystne dla Bractwa Nocy, nic więcej i nic mniej. Uważa, że kraj nic dla niego nie znaczy, a on sam nic mu nie jest winien, ani też władzy. Ludzie zaś powinni zatroszczyć się o siebie sami.
   Lucien jest osobą skrytą, nie wylewną. Nie można powiedzieć, że nie odczuwa uczuć i emocji. W działaniu jednak rzadko kiedy kieruje się nimi, częściej polegając na zdrowym rozsądku. Nie jest też impulsywny. Stara się zachować kamienną twarz, toteż niezwykle trudno odczytać jego zamiary. Nie twierdzę, że nic go nie szokuje czy nie zaskakuje... On po prostu robi wszystko, by tego nie zdradzić. Jednak nawet jego cierpliwość ma swoje granice, po których przekroczeniu wybucha gniewem. Nieliczne osoby, w tym jego podopieczna mają szczególny dar do testowania jego opanowania. Samotnik. Nawet w grupie, choć jest wśród innych, tak naprawdę nie jest z nimi.
   Nie przebacza łatwo, pamięta o doznanych krzywdach i urazach, zwłaszcza jeśli dotyczą bliskich mu osób. A tych ostatnich nie ma zbyt wielu. Jednak lojalności względem nich nie można mu odmówić, tak samo jak i potrzeby ich chronienia. Nie mówi jednak o tym głośno i mało kto zna tę jego cechę charakteru. Na szczególną uwagę zasługuje jego oddanie Bractwu, tam leży jego lojalność i tego Cień nie ukrywa. Nie szuka zrozumienia, ani też przyjaźni. Zdaje się niczego nie oczekiwać od życia, będąc tylko narzędziem, przedłużeniem woli Bractwa. Tam gdzie potrzeba zaufanego człowieka, tam się posyła Luciena Czarnego Cienia. Powszechnie uchodzi za bezlitosnego i zimnego, który to, jeżeli nawet kiedyś czuł i reagował jak człowiek z sumieniem, to dawno już zatracił tę cechę. Jak kiedyś główną motywacją jego działania było wybicie się z biedy i zostanie kimś, kto liczy się w świecie, kogo nie można lekceważyć, tak teraz liczy się tylko wola Bractwa. Nie jest jednak nieczułym kamieniem, wolnym od wątpliwości. Lecz gdyby odrzucił Cienie, odrzuciłby to, kim się stał. Musiałby przyznać się do porażki, wyrzec tego, czego niegdyś tak gorąco pragnął. A on nie jest na to gotowy i wątpliwe, by kiedykolwiek był. Lubi poczucie, że jest panem swego losu, nawet jeśli nie do końca jest to prawdą. Nie rozumiejąc uczuć, lęka się ich, to też jest przyczyna, dla której unika kontaktów z ludźmi spoza Bractwa. Nie chciałby być postawionym przed wyborem stron. Boi się, że wówczas opuściły Bractwo. Zdradził. Ich. Siebie.
   Ma swoje zasady. I chociaż brzydzi się honorem, jako całkowicie niepraktycznym, to swoje długi w miarę możliwości spłaca, chyba że wiązałoby się to z nieposłuszeństwem Cieniom. Jak spłaca długi, tak też i zawsze odbiera swoją zemstę. I znów jedynym hamulcem jest tu wola Bractwa i jego własne korzyści. Cechą charakterystyczną Luciena jest wieczna gotowość do walki. Śpi z mieczem w zasięgu ręki i sztyletem ukrytym pod poduszką. Często też odwołuje się do powiedzeń Cieni, a także zwrotu "nieistniejący bogowie". W głębi duszy kocha słuchać dawnych legend i opowieści, a także wykonywanych przez bardów pieśni, chociaż sam nie zdradza żadnych uzdolnień, czy to literackich czy muzycznych, o plastycznych już nie wspominając. 
   Nie można powiedzieć, by szczycił się bogatym wykształceniem i szkoleniem, takim, jakie przechodzą synowie wysoko urodzonych domów. Życie nauczyło go kradzieży, kłamstwa i oszustwa. Nauczyło podstępu. Swego czasu najbardziej lubił wślizgiwać się po nocach do domów, wykradać co potrzebował i znikać. Było to dla niego mniejszym ryzykiem, prostym zarobkiem. Jak nikt inny wiedział, w jaki sposób przeżyć. Reszty dopełniło szkolenie Cieni, jakie przeszedł, gdy trafił do tej organizacji. Zapoznano go z nieomal każdym rodzajem broni, szukając tej, która będzie dlań odpowiednia. Wkrótce wyszło na jaw, że żaden z niego siłacz, nie dla niego potężne topory, młoty, długie włócznie i walka dystansowa. Jego atutem była za to zwinność. Ulubioną bronią stał się więc jednoręczny miecz i sztylety. Gdy robi się gorąco, używa dwóch mieczy, nie stroni też od nieczystych zagrań. Zrobi wszystko, by uzyskać przewagę, jednocześnie unikając zbytniego ryzyka. Często wspomaga się też magią, jako że odziedziczył tę zdolność po jednym z przodków. Ma w sobie potencjał, lecz magia nigdy nie była dla niego najważniejszą bronią, nie poświęcił się jej całkowicie. Zna co niektóre zaklęcia obronne i magii zniszczenia, głównie bazujące na sile ognia. Jednak szczególnie wyspecjalizowany jest w iluzji i obronie mentalnej. Posiada szczególny dar nazywany przez Jastrzębia panowaniem nad cieniami, skąd i wziął się jego przydomek. Wspomniana iluzja w połączeniu z umiejętnością skradania się czyni zeń prawdziwego Cienia, niezwykle trudnego do wykrycia. Liczne podróże nauczyły go radzić sobie na szlaku, niemniej pewniej czuje się w mieście niż w głuszy. Podkreślić wypada, że starć raczej unika, chyba że nie ma już innego wyjścia. Nie chodzi tu o tchórzostwo, lecz o fakt, że zwykle zdąża z jakąś misją i to niej wówczas poświęca swe myśli i czyny. Mało możliwe więc, by sam z siebie przyłączył się do jakiejś walki na gościńcu czy gospodzie, o ile będzie miał szansę minąć to bez angażowania się.
   Potrafi udawać i grać doskonale, dlatego niezwykle trudne jest by się w jakiś sposób zdradził, ujawniając powiązania z Bractwem Nocy i swoje zdolności. Z samej zaś konieczności udawania różnych postaci, Mistrzowie Bractwa zadbali o naprawienie jego edukacji, zaznajamiając go z quigheńskim i wirgińskim, do szkolenia bojowego dodając naukę czytania i pisania, podstawowych norm zachowań i obowiązujących w wyższych sferach reguł. Pomimo tego on i tak czuje się lepiej udając żebraka i ulicznika niż paniczyka, a naturalnej postawy pysznego szlachetki wciąż nie wyćwiczył. Jest uodporniony na działanie niektórych trucizn, inne potrzebują większej dawki, by na niego zadziałać.
   Patrząc na jego twarz, widzisz ciemne, krucze włosy, nieco przydługie, zasłaniające wysokie czoło. Zdecydowane rysy twarzy, nieco ostre i raczej jasna, przez niektórych określana mianem bladej cera. Z tej twarzy spoglądają na ciebie brązowe oczy z dziwnym ciemnym połyskiem. I kłamie powiedzenie, że oczy są zwierciadłem duszy, chyba że jego dusza ma w sobie tylko obojętność. Prawy policzek Cienia szpeci podwójna blizna, cienka, ale widoczna, ślad po głębokim cięciu. Nie jedyna to blizna, jaką nosi, wystarczy spojrzeć na plecy, pamiątkę po torturach, jakich kiedyś doświadczył w Dolnym Królestwie po zamordowaniu krasnoludzkiego króla. Lecz ta na twarzy ma dlań szczególne znaczenie, pamiątka błędów młodości i zbyt wielkiej pychy. Wizerunku dopełniają nieco krzaczaste brwi i lekki zarost na twarzy, który pojawia się zwłaszcza po długich wędrówkach kerońskimi drogami. Przeciętnego wzrostu i przeciętnej budowy ciała, określany raczej jako szczupły. Sposobem poruszania się bardziej przypomina ostrożne stąpanie elfa niż ciężki krok wojownika.
   Preferuje ciemne kolory, najczęściej nosi się na czarno, z długim płaszczem z kapturem, szczelnie okrywającym jego sylwetkę. Wysłużony, zakurzony, miejscami przetarty, a jednak przezeń ulubiony strój. Do boku ma przypasany jednoręczny miecz, niezbyt zdobiony, za to wykuty z jak najlepszej stali, nazywany przez niego Zabójcą. Oprócz niego kryje jeszcze zestaw noży do rzucania, ostrze bractwa Pokrzyk przeznaczone do cichych zabójstw i drugi, nieco mniejszy od Zabójcy miecz Żar. Raczej nie ubiera ciężkiej zbroi, chyba że postawiony pod murem. Jeśli zaś zajdzie potrzeba zmiany postaci ucieka się do iluzji.
   Co o Lucienie Czarnym Cieniu mówią członkowie Bractwa, tego się nie dowiesz. Módl się do bogów, abyś żadnego z nich nie spotkał. Z tego jednak wynika bezsprzecznie, że nasz bohater nie dość, że ma wiele twarzy, to ich przywdziewanie nie sprawia mu większego kłopotu. 

Niechaj was strzegą i prowadzą Cienie.

Art credit by Katsumi92


Zapraszam do wątków, powiązań, wspólnego pisania. Na użycie postaci w opowiadaniu się zgadzam, pod warunkiem, że zachowana zostanie jej konwencja. Jeśli idzie o postacie poboczne wykreowane przeze mnie – można ich używać do woli, pozwalam na kierowanie nimi i wplatanie ich we własne historie. Wyjątek – nie wolno ich uśmiercać, chyba że wyrażę na to zgodę. Odpisuję wedle sobie tylko znanej kolejności, ale specjalnie nikogo nie pomijam. Jeśli zapomnę, ludzka rzecz, przypomnieć się. Prowadzę 3 postacie, może się zdarzyć, że danego dnia nie dam rady odpisać z nich wszystkich. Może się też zdarzyć, że pomimo wolnego czasu nie będę odpisywać ze wszystkich moich postaci. Taka autorska zachcianka.
Zapraszam do zapoznania się z odnośnikami w karcie. Ułatwi do pisanie wątków i poznanie postaci Luciena. 


Muzyka: Red "Let it burn", Breaking Benjamin "Dance with the devil"
Cytaty: J.R.R. Tolkien (w tytule)


Ostatnia aktualizacja karty: 30.07. - zmiana artów w karcie
Ostatnia aktualizacja podstron: 11.07 - zaktualizowano Miejsca i Poboczne (dodano arty)

1 313 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   1201 – 1313 z 1313
draumkona pisze...

Ustawienia nie było. Nie teraz, gdy w końcu przyszło jedzenie. Żołnierze wręcz rzucili się na Devrila chcąc zabrać dla siebie jak najwięcej. Formację zwarli dopiero w momencie, gdy na schodach usłyszeli kroki. Nie był to jednak lord, czy ktoś równie ważny, a jakaś starsza kobieta, która bez słowa minęła strażników, Devrila, czy samą komnatę. Spokojnie przeszła dalej.
Zaś niedługo później Devril zaobserwować mógł zmianę warty. Zmienili się niemal wszyscy, prócz samego rycerza, który wtedy go dopadł na piętrze.

draumkona pisze...

Iskrze się to nie podobało. Zmuszona była zatrzymać się dobre dziesięć metrów od wieży, a i tak dotarła najdalej z Cieni. Jednak magia zawsze była przydatna. Z tym, że... Dalej nie mogła przejść. Widziała niemalże niewidoczne, cieniutkie wiązki magii przecinające powietrze, tworzące jakby pajęczynę. Żeby przejść musiałaby się nieźle powyginać, a i tak nie było pewności... W dodatku, ewidentnie wiało stamtąd złem.
Wtem rozległ się wysoki krzyk. Elfka momentalnie poderwała głowę do góry, lustrując wieżę wzrokiem. Nic. Wtedy też, przez ścianę przesączył się duch jakiś, obszarpaniec, bez głowy, z wyprutymi flakami i z zawodzeniem uciekł w niebo.
Elfka poczuła strach. Czy to była jedna z ofiar nekromantów? Czy może... Nie, duch był zdecydowanie kobiecy. Jej syn żyje. Obejrzała się na pozostałe Cienie. Mag. Czarny mag. Trzeba im maga... Już.

draumkona pisze...

- Ściągnę ją bez twojego Darmara - burknęła Iskra. Też coś. Wołać jakiegoś maga i czekać aż łaskawie się zjawi, zamiast od razu pójść do Szept...
Ale nawet teraz, kiedy już wiedziała, że będzie musiała czekać, nie miała ochoty po prostu usiąść i nic nie robić. Bezczynne siedzenie. Nie, to nie dla niej. Uderzyła nogą w ziemię, a kawałek spękanej ziemi poderwał się w górę, odpowiadając na magiczne wezwanie elfki. Sama Zhao okręciła się wokół własnej osi pochylając się nieco i wyrzucając dłonie przed siebie. Spory kawałek ziemi poszybował w magiczną sieć.
Nie uleciał nawet metra, bo się rozsypał wzbudzając irytację Iskry.
- Nie zamierzam czekać na twojego maga. Tam jest mój syn. I ja go wyciągnę.

draumkona pisze...

- Powinieneś wziąć ze sobą Alduina, młotku - warknęła mierząc go wrogim spojrzeniem. Jak widać, elfka zdawała się myśleć, że smok załatwi wszystko. I wszystkich.
- To musiał być jakiś znak. Że był tam, wtedy kiedy i my... Tak na pewno miało być. A ty go tam zostawiłeś. Jesteś okropny. - i uparta elfka znów sięgnęła magii, tym razem powołując się ma żywioł powietrza. Może jakoś wiatr dojdzie do murów i zrobi dziurę? Kto wie...

draumkona pisze...

- Nie, smok by ich przeraził. Zwłaszcza taki jak on - odparowała popychając Cienia - Co ty sobie do cholery myślisz? Że Darmar tu przyjdzie, uśmiechnie się od ucha do ucha, po czym powie "jasne, wyciągnę dla ciebie chłopca, nie ma sprawy, ho ho ho, wesołych świąt!"?! Jak mu się spodoba, to sam tam wlezie, żeby sobie popróbować nowych praktyk! - ona zdecydowanie wolała Szept. Naprawdę. A nie jakiegoś pal locho Darmara... Bogowie niejedyni.

draumkona pisze...

Wilk uniósł brwi kiedy dotarły do niego nowe wieści. Jacyś Wyznawcy? A czego oni, za przeproszeniem, szukali w Eilendyr, czy tam w Medrethu?
W trymiga odnalazł swojego siwka i niemal wygrażał mu pięścią, bo sam koń nie chciał z nim współpracować odkąd wstąpił do Bractwa. A co on mógł? Szept nie żyła... Nie miał po co wracać do stolicy. Zeswatali by go tylko z jakąś głupia elfią panną.
A tak? Był wolny... Tak trochę... No, ale zawsze.

draumkona pisze...

Iskra o mało się na głupiego maga nie rzuciła z pięściami. Złapał ją w porę Marcus, przyciskając do siebie i czekając aż się furiatka uspokoi.
Iskra natomiast miała jaies nieopisane wrażenie krzywdy ze strony maga, chociaż nie wiedziała co to takiego konkretnie. Przecież z klątwą nie mógł mieć nic wspólnego... Chyba.
- Darmar - burknęła - Spod ciemnej gwiazdy - dorzuciła jeszcze nim Pajęczarz zasłonił jej usta dłonią. Jeszcze się czarny mag obrazi i tyle z tego będzie...

draumkona pisze...

Nie wiedział po co? Co za zgrywus! Iskrze po raz kolejny tego dnia puściły nerwy, po czym ugryzła Marcusa w palce jakie przesłaniały jej usta, ten z krzykiem odskoczył w tył, a ona zmierzyła Darmara okropnym spojrzeniem.
- Jak to po co! Doskonale wiesz po co. przez te wasze czarnomagiczne sztuczki nie można się tam dostać i ty dobrze o tym wiesz, więc się nie zgrywaj!

draumkona pisze...

Iskra przestała krzyczeć. Na chwilę. Bowiem wychwyciła drgania w powietrzu, jakieś dziwne siły zbierające się pod wieżą... A które wkrótce ukazały się jako mlecznobiała mgła. Elfka porzuciła więc Poszukiwacz i Darmara, udając się pod strzelisty budynek i przyglądając się zjawisku.
- Co u cholery... - mruknęła mrużąc oczy. Ziemia drgnęła. Wieża ewidentnie na coś się szykowała. Pytanie tylko na co.

draumkona pisze...

Iskra poczuła, że wobec mgły i tego co drzemie w wieży nie ma najmniejszych szans. Nawet cienia jakiejkolwiek szansy. Nic. Cofnęła się, drżąc. A potem zrobiła pierwsze co przyszło jej do głowy. Teleportowała się w tył i od razu przykleiła do Poszukiwacza. Cokolwiek elfka widziała, czy też słyszała, przeraziło ją na tyle, by się do niego publicznie tulić.

draumkona pisze...

Iskra popatrzyła za Darmarem, opierając policzek o pierś Cienia. Tak było dobrze. Jeszcze tylko Natan do kompletu i już w ogóle będzie cudownie... Szkoda... Może Darmar wtedy by im pomógł ocalić Yuu? Iskra już sama nie wiedziała co ma myśleć na temat tamtej śmieci.
- Myślisz, że go przyprowadzi? - spytała chyba samą siebie, czy też jakiegoś niewidzialnego stworka, bo nawet nie oczekiwała zbytniej odpowiedzi.

draumkona pisze...

Vetinari zamrugała nie bardzo wiedząc o co mu chodzi. I wtedy też, umysł zaczął w końcu pracować jak powinien. Przynajmniej na razie. Rozpoznała go w końcu, choć nie zdradził się wprost. Co i tak nie zmieniło tego, że uparła się jak osioł.
Uniosła dłoń odgarniając parę kosmyków z jego twarzy. W sumie nie wiedziała po co to robi.
- Nie pójdę stąd nigdzie. Downey ma mnie w szachu i już nie chodzi o ten zasrany papier... Zresztą... - umilkła znów tracąc ochotę do jakichkolwiek rozmów.

draumkona pisze...

Elfka obserwowała. Czekała. Ale kiedy Darmar nie pojawił się po dwudziestu minutach, zaczęła mieć wątpliwości. I spróbowała sama przeniknąć myślą mury wieży. Niestety, nic z tego.
- Nie wraca... - ewidentnie zaczęła się u elfki panika.

Za to Natan czuł się jak na razie całkiem dobrze. Cień żyjącej w nim klątwy kupił mu strach nekromantów, którzy nie mieli odwagi podejść do tak zwanej Bestii, którą to spotkał kiedyś w umyśle Iskry Lucien. Dlatego też chłopca trzymano na uboczu, z dala od innych.

draumkona pisze...

Nekromanci nie wiedzieli w sumie, czy dzieciak nada się na materiał do rytuału. Bestia na pewno nie byłaby zadowolona. A gdyby zniszczyli naczynie w postaci ciała dziecka... Kto wie. A co jak co, oni woleli z tajemną magią tego stopnia nie igrać. Nikt nie chciał mieć potem na karku Ponurego Gona i jego upiorów.

Iskra spojrzała w niebo, a to, co tam widziała, wcale się jej nie podobało. Bo i błędnie to zinterpretowała. Ciemne chmury z zielonymi błyskami, owszem, były zwiastunem Ponurego, ale nie zawsze. To było takie... Subtelne ostrzeżenie przeszywające nawet mury wieży.

draumkona pisze...

Nekromanci doświadczyli jednej z rzadko spotykanej wśród nich rzeczy. Mianowicie, był to rozłam.
- Nie możemy go zabić... kto potem nas obroni przed Gonem?
- A widziałeś go kiedy?
- Czytałem...
- No właśnie. Niby nikt z nas go nie widział, więc pewnie nie istnieje.
- Ja bym polemizował...
- Zamknij się. Idę po dzieciaka
I tak też nekromanta imieniem Ysh udał się po chłopca.

Natomiast na zewnątrz jeszcze bardziej się ściemniło, czarne chmury zakręciły się nad wieżą, a z nich spadł zimny, lodowaty wręcz, zielony deszcz. Iskra spojrzała na Luciena.
- Gon sobie przypomniał...

draumkona pisze...

Natan zdołał odkryć bardzo ważną rzecz. Kiedy sięgał do takiego małego szczeniaczka w swoim umyśle, działy się dziwne rzeczy. Na przykład, o, teraz. Przesunął dłonią po drzwiach, a ta przez nie przeszła.
A Darmar z drugiej strony mógł widzieć małą rączkę zbudowaną z samych kości, emanującą jakimś podejrzanym, zielonkawym światłem.
Natan cofnął dłoń i spojrzał na drzwi. Co prawda, mały piesek nie chciał z nim często rozmawiać, ale kiedy już to się działo... Będzie musiał zapytać mamy.

Zaś na zewnątrz, w zielonej ulewie pojawił się biały osobnik. Białobrody. Iskra spojrzała na wiekowego elfa i już miała otworzyć usta, kiedy elf uniósł dłoń nakazując jej milczenie.
- Miał to w genach. Tak musiało się stać. - elfka miała ochotę płakać. Tak się starała, by klątwa nie przeszła na niego...

draumkona pisze...

Natan czuł dziwny, nienazwany strach w obecności maga. Być może był to wpływ białej magii jego matki, która spowijała go niczym jeden z najgrubszych kocy, mając za zadanie ochraniać. Może to przez to, że był mały, a Darmar wyglądał... Cóż, na pewno nie tak jak wszyscy. Był straszny. A może czuł strach przed nadchodzącym?
Zima się kończyła. A zawsze, gdy zmieniały się pory roku... Zawsze wtedy także i pojawiał się Gon, szarżując po niebie, goniąc wygłodniałe duchy po niebie.

draumkona pisze...

Natan, który do tej pory chciał być Cieniem, potem rycerzem, teraz nagle zachciał być magiem.
- Są silniejsze jak zjedzą duszę? - spytał Natan wpatrując się w widma, a oczy mu się chyba aż świeciły z zachwytu - Mama nigdy nie pozwalała rozmawiać z widmami. Mówi, że są złe - po prawdzie, Iskra starala się trzymać syna jak najdalej od czarnej magii. Jak widać, skoro Natan nie przyszedł do czarnej magii, czarna magia przyszła do niego.

draumkona pisze...

Natan kiwnął głową bojąc się cokolwiek powiedzieć zarówno w temacie widm, rzeczonego zła, jak i tego co nakazał mu mag. W końcu on tu wiedział co najlepiej. A chłopiec miał dość oglądania okropieństw jak na chwilę obecną. Posłusznie więc wbił wzrok w podłogę obserwując czubki własnych butów, które nagle wydały mu się zaskakująco i szalenie ciekawe.

draumkona pisze...

Natan miał wielką ochotę podnieść głowę i się rozejrzeć. Był ciekawski, tak samo jak i Iskra, ale uścisk dłoni skutecznie przypomniał mu o tym, że nie powinien się rozglądać. A jednak. Jednak, nie mógł oprzeć się pokusie i zerknął ukradkiem spod oka w lewo, myśląc, że mag i tak nie zauważy. W końcu, był taki wysoki. I zajęty. Kto by tak widział, że on sobie zerka...

draumkona pisze...

Natan jęknął czując przeraźliwy ból. Dlaczego tak się stało? Przecież on tylko zerknął... Chłopiec był zbyt mały by pojąć, że czasami niesłuchanie dorosłych właśnie tak się kończy. Zapłakał cicho nie znajdując innego sposobu na ukojenie bólu. Chciał do mamy.
Za to Iskra chyba instynktownie wyczuła, że coś jest nie tak, że coś za długo... Że coś się z jej synkiem dzieje. Drgnęła niespokojnie błądząc wzrokiem po polu otaczającym wieżę. Gdyby tylko mogła tam wejśc bez żadnych konsekwencji...

draumkona pisze...

I dobrze zrobił Poszukiwacz, bo Iskra prawie by mu się wyrwała. Ledwo doszły do niej słowa Skorpion, a już próbowała się uwolnić z uścisku Luciena szepcząc pod nosem jakieś słowa. Nawet wbiła paznokcie w dłonie Cienia i to całkiem boleśnie, bo do krwi. Jak widać, elfka całkiem już nad sobą nie panowała.
Natan ledwo nadążał, ale nie odważył się marudzić. Zresztą, nie miał na to zbytnio siły. Wszystko go bolało, nieprzyjemne uczucie strawionych na popiół wnętrzności ogarniało całe ciało, a nawet i ducha.

draumkona pisze...

Chwila, moment i odległy punkt zmienił się w dwie osoby. Pustynia działała dziwnie, bo kiedy się w nią wstępowało, obserwatorzy mieli wrażenie, jakby byli całe mile dalej od wieży. Zaś kiedy się wychodziło z obszaru ochronnego, znajdowało się ledwie paręset metrów od reszty. Tak było i tym razem.
Biedny Lucien, chociaż chciał dobrze, został znokautowany magią w chwili, kiedy Natan i Darmar opuścili obszar chroniony. Poszukiwacz poczuć mógł jakby ogień trawił mu ramiona, potem zaraz silne uderzenie gdzieś w okolicach brzucha, a na końcu korzenie wystrzeliły z ziemi oplątując mu nogę. I wtedy elfka czmychnęła. Wiedziała. Coś się synowi stało. Coś... Bogowie, co on taki blady?
I niewiele myśląc puściła się biegiem do Natana. A Natan, widząc pod stopami zieloną trawę także chciał wyrwać się do matki. Nie miał tylko na to siły, więc zamiast tego po prostu upadł na trawę.

draumkona pisze...

Spanikowana Iskra dopadła do chłopca i podniosła go czym prędzej z ziemi. Okropnie wkurzeni nekromanci formowali szeregi. Przywoływali swoje widma, swoje szkielety i ożywieńców. To nie będzie proste.
Wzięła Natana na ręce i czym prędzej wróciła w szeregi Cieni. Ale zamiast podbiec do Cienia, ona odszukała Alarda i tam ułożyła synka, pod jednym z drzew.
- Masz jedno zadanie. Chroń go. - palące, fiołkowe spojrzenie przez chwilę spoczęło na teściu, po czym Zhao podniosła się i spojrzała na wrogów. Pojawił się lekki wiatr wiejący w ich stronę, unoszący nieco ciemne loki elfki. Nekromantów było więcej niż Cieni. Ale... W sumie i tak byli na przegranej pozycji. Nekromanci to magowie. A z magów była tu tylko ona... I może Lucien. Magia jest szybsza niż ostrze. Magia jest bardziej zabójcza...
- Marcus! - ryknęła puszczając się znowu biegiem. Zabójca błyskawicznie wręcz pojawił się obok, wraz z Figlem na ramieniu i Lodem w dłoniach. Tak, zamiast się zgrywać w walce ze swoim mentorem, Iskra się zgrywała z byłym kochankiem. Prawdą było także to, że Marcus był po prostu... Elastyczny. I należał do plemienia wody, co oznaczało może znikomy magiczny talent... Ale za to dość spore źródełko mocy. A tego Iskrze trzeba było. Resztę Cieni olała. W końcu, to nie ona tu była najwyższa rangą zaraz po Lucienie.
Zatrzymali się oboje w połowie drogi do ziemi skażonej, do ziemi obłożonej klątwą. Iskra szybko oceniła sytuację. Żywioły. Musi zdać się na żywioły... Ożywieńce zwykle były odporne na białą magię, nie było więc co marnować sił, a od razu przejść do konkretów.
- Nie puszczaj Figla na ziemie... Najlepiej, żeby sobie skakał od nekromanty do nekromanty... I ich wykańczał. Podobnie zresztą ty. Trzymaj się mnie. Zajmę się resztą - mruknęła przyjmując pozycję bojową, wzywając myślą poszczególne elementy. Pierwsza była ziemia, której przecież było tu pod dostatkiem.
Pochyliła się, przesuwając palcami po spieczonym gruncie, wyczuwając i dostrajając się do poszczególnych części czaru. Pierwszy atak nadszedł z lewej, ale szkieletora załatwił szybki Marcus i jego jeszcze szybsze cięcie Lodem w poziomie. Całe szczęście, że się pochyliła, bo już by nie miała głowy. Następny przyszedł z prawej, a po wnikliwej obserwacji okazało się, że Marcus tym razem nic nie poradzi. Elfka szybko okrążyła kompana stając oko w oko z nekromantą. Ten uśmiechnął się szelmowsko, machnął dłonią, a z ziemi wyjrzał duch. Zawył upiornie i poszybował ku Iskrze. Ta natomiast klasnęła w dłonie sprawdzając, czy ziemia odpowiada na jej wezwanie. Odpowiadała.
Zaskoczony nekromanta, nie miał zbytnich szans, za to ukazał kolegom, że elfka bez broni wcale nie jest łatwą ofiarą. Zhao bowiem wybiła się nieco w górę, ażeby Marcus mógł ciąć Lodem trafiając ducha. A, że ten nagle się zmaterializował jako ciało stałe, potężny miecz zużył sekundę więcej na przepołowienie go na pół i wyssanie energii weń włożonej. To wykorzystała Iskra wzywając element powietrza i tak wylądowała na ostrzu miecza w chwili gdy ten kroił ducha, a ułamek sekundy później, wybiła się w powietrze wykonując salto. W międzyczasie udało się jej dotrzeć do wody skrytej głęboko w glebie i przyzwać ją na powierzchnię. Dlatego też nekromanta, zaskoczony i zdezorientowany, został przeszyty soplami lodu wystającymi nagle z podłoża w chwili, gdy Zhao nad nim przelatywała. Elfka wylądowała przykucając, co by odciążyć stawy od upadku i spojrzała na nekromantów, którzy pośpiesznie się cofnęli. Groza jednak nie powstrzymała ich zbyt długo. Tym razem ruszyli wszyscy. Razem. I tu Marcus obejrzał się na pozostałe Cienie, sprawdzając, czy jednak ruszyli szacowne tyłki, czy może jednak nie.

LamiMummy pisze...

Aj.... kusi mnie ten pan :)
To... em... z nim też mogę jakiś wątek?:>

LamiMummy pisze...

[Mam nadzieję, że jakoś sobie radzę :) W karczmie będzie łatwiej]

Weszła do karczmy. Dużo ludzi to szansa na duży zysk! Wielkie zielone czoka zaświeciły się. Zwinnym krokiem podeszła do kontuaru i zapytała karczmarza o to czy nie ma nic przeciwko by coś zagrała dla uciechy klientów i może by i on i ona nieco grosza zarobili. Zawsze chętniej się pije i je gdy jest muzyka. Karczmarz przytaknął, czym sprawił jej wielką radość. Zajęła wygodne miejsce przysiadając na stoliku. Odmotała cytrę i szybko sprawdziła jak bardzo roztroił się instrument. Szczęśliwie nie było tak źle. Zdjęła mokry płaszcz i powiesiła go na oparci krzesła tak by suszył się przy ogniu. Buty z ulgą postawiła pod krzesełkiem. Oparła na nim bosą stopę. W myślach przeklęła pogodę i fakt, że mokra luźna koszula stała się niemal tak przylegająca jak spodnie. Fakt, że była jasna... no cóż, peszył ją. Po raz pierwszy ucieszyła się, że nosiła gorset nawet pod męskim ubraniem.

Zaczęła śpiewał wesołą karczmianą piosenkę dobrą do jedzenia i picia. Coś zasłyszanego od barda o wesołym kapłanie, rycerzu i pięknej dwórce wiedzionej na ślub. Po pierwszych kilku taktach zaczęła w muzykę wplatać zaklęcia tworzące miłe i kojące iluzje. Słuchaczom wydawało się, że czuli zapach wiosennego lasu, szum drzew i świergot ptaków, a podczas zwrotki o popasie na polanie, także odpoczywali z bohaterami piosneczki i czuli zapach fiołków.

Była dumna z siebie gdy widziała błogie uśmiechy na twarzach, tych którzy łatwiej poddawali się wpływom magii.

LamiMummy pisze...

[To już 3x jak próbuję odpisać]

Melodia przeszła w nieco płynniejszy, nastrojowy ton. Wreszcie rozgrzała palce na tyle by zagrać na cytrze swoją ulubioną elfia balladę o tęsknocie za lasami i borami. Śpiewne słowa i muzyka, która bez zbędnych iluzji przywoływała szelesty drzew i szemrania strumieni.
Gdy skończyła pozostawiła wszystkich w zadumie i zasłuchaniu. Podeszła cicho do karczmarza i poprosiła o pokój. Wskazał, który może zająć, a ona zaniosła spokojnie i cicho rzeczy. Starała się nie wykonywać żadnych agresywnych ruchów. Po chwili, gdy ludzie zaczynali wracać do swoich zabawa, śmiechów i kart wróciła i siadając przy barze znów cicho odezwała się do karczmarza:
-A dałoby się coś do picia? W gardle mi zaschło. Oh, nie piwo, może być kompot. -uśmiechnęła się uroczo.
Cień miał okazje zobaczyć drobną elfią sylwetkę i dość zgrabne pośladki. Szkoda, że tak trudno się domyśleć... w sumie to nawet i w spodniach i dużej koszuli widać lekki owal bioder. Chłopa? Może dziewczyna? Po elfach zawsze trudno określić.

LamiMummy pisze...

Usiadła nieco wygodniej i spojrzała na mężczyznę. Postanowiła zagadać, bo przecież nudno siedzieć samej i czekać na nieco kaszy, czy kompotu.
-Spokojny wieczór się zapowiada. Nawet niewiele chmur na niebie więc powinna być piękna noc, prawda? -rzuciła spokojnie zagadując o niczym mając nadzieję, że rozmowa sama się potoczy.

LamiMummy pisze...

Zaśmiała się uroczo i po tym nie pozostawiała żadnej wątpliwości dotyczącej swojej płci.

-Ano trochę tak. Znaczy od karczmy do karczmy. Jak ktoś się nadarzy kto by dalej jechał to się zabiorę chętnie. Nigdy nie przykładałam uwagi do geografii i map i nigdy nie jeździłam w odwiedziny do przyjaciół, a teraz? Teraz próbuj do nich trafić metodą prób i błędów. -wzruszyła ramionami -Metoda dobra jak każda. A Ty, panie, sam? -rzuciła lekko pytanie delikatnie usadawiając się nieco bardziej przodem do rozmówcy.

LamiMummy pisze...

Delikatnie uderzyła się w czoło.
-Ah no tak! Że też o tym nie myślałam. Powrót na zgliszcza! Idealny pomysł. -zerknęła nieco sarkastycznie na towarzysza -Szukam znajomych starych i nowych. Gdybym miała jakieś drobne wynajęłabym Cię. -uśmiechnęła się.

LamiMummy pisze...

Nieco posmutniała.
-Masz rację, powinnam zostać na zgliszczach dworu i tam zginąć. Dziękuję za radę i wybacz, że zmarnowałam Twój czas. -delikatnie skinęła głową lekko dygając.
Wstała od baru, rozejrzała się jeszcze po sali wyszukując wzrokiem być może znajomych twarzy i skierowała kroki w kierunku schodów.

LamiMummy pisze...

Jak dobrze, że karczmarze mają pamięć do twarzy. Opowiedział o tym jak kilka razy zmęczony orszak hrabiego Lathien kilka razy zatrzymywał się w karczmie i że panna była w tym orszaku kimś ważnym. Gdy jej nie było hrabia zawsze zwracał uwagę by skrzynie z prezentami nie zniknęły i nie zubożały nagle. Była oczkiem w głowie rodziców. Kiedyś jakiś belfer szukał Leśnego Dworu to go pokierowali. Dwór natomiast był z jakiś miesiąc stąd... na koni. Może ciut bliżej jak się szybciej pogoni konia i krócej odpoczywa. Karczmarz też przyznał, że chętnie poprosi pannę by została w karczmie bo lepiej się piwo i kasza sprzedaje gdy ktoś przygrywa, a listy czy do rodziny czy do szlachty stąd też można posłać. Nawet jakaś karawana by się znalazła gdyby nieco poczekała, aż ziemia przestanie być tak grząska.
W tym czasie Vey znikła na pięterku.

LamiMummy pisze...

Przed snem dziewczyna sprawdziła jeszcze raz czy lutnia jest w dobrym stanie. Schowała ją pod łóżko i starym, sprawdzonym zwyczajem postawiła krzesło przy łóżku tak by było słychać gdy ktoś będzie je odsuwał próbując coś jej zrobić, a następnie, po szybkim odświeżeniu się w jakiejś misce z wodą, spokojnie zasnęła wcześniej modląc się do elfich bogów by szczęśliwie się obudziła... żywa i nie zniewolona.

LamiMummy pisze...

Vey była przyzwyczajona do krótkiego spania. Nie była pewna czy to cecha wszystkich elfów czy tylko z jej rodziny, ale nie potrafiła dłużej spać niż 4 godziny. Gdy sięgnęła do swoich butów by poprawić jakąś prowizoryczną naprawę usłyszała konnych. Nic niezwykłego. Wróciła więc do swoich zajęć. Coś ją tknęło, że przecież skoro są nowi goście lub straż znaczy, że ktoś za barem powinien już się kręcić. To dawało możliwość zjedzenia czegoś! Sprawdziła czy cytra nadal jest pod łóżkiem i ostrożnie uchyliła drzwi zerkając czy na dole światło już się pali.

LamiMummy pisze...

Podeszła nieco ostrożnie. To było dziwne. Zazwyczaj, gdy zostawiała kogoś przy stole i szła spać, gdy się budziła on nadal spał. Potrafili spać na prawdę długo. Zdziwił ja widok najemnika już na nogach. Być może wcale się nie kładł?
-Oh... dzień dobry... -powiedziała cichym i ciepłym głosem, żeby nie robić rumoru i jeszcze śpiących zmysłów. -Karczmarzu... nieco wrzątku w kubeczku i małe sitko, jeśli uznasz, że za wczoraj zasłużyłam to też jajecznicę.
Gdy karczmarz zaczął się uwijać także przy tym zamówieniu zerknęła na najemnika, lekko taksowała go wzrokiem i odezwała się nieco zaciekawiona.
-Tak wcześnie na nogach? Nie kładłeś się panie?

LamiMummy pisze...

Wzruszyła ramionami.
-Sama jeszcze nie wiem. Może powinnam zostać i co nie co zarobić, tak jak oferuje karczmarz i jak sam radziłeś. Po co szukać nowych gruzów, skoro tu mam dach nad głową?
Ewidentnie temat ją nie bawił. Miała nieco czasu na zastanowienie, a jego słowa dały jej sporo do myślenia. Zadane pytanie, teraz, przed świtem nieco ukuło, jak cierń pod paznokciem.

LamiMummy pisze...

Przymrużyła nieco oczy. Badawczo patrzyła na rozmówcę. Mruknęła w zastanowieniu.
-A więc co teraz mi radzisz? Powrót na moje zgliszcza? Ta karczma dobra jak każda inna. -wzruszyła ramionami i spojrzała na kubek podany przez karczmarza -Wątpię, żebym nie znając nazwisk trafiła na jakieś przyjazne dusze. Więc co pozostaje jaśnie pani z bogów łaski? Granie po karczmach dla uciechy gawiedzi. Może i racja... może w mieście bym więcej zarobiła? Albo i nawet kiedyś dorobiła się własnej karczmy. -westchnęła smętnie. Oparła policzek o rękę i zerknęła na rozmówcę -Poradzisz mi coś, panie?

LamiMummy pisze...

Znowu przewierciła go wzrokiem.
-Ciekawa zmiana. Jeszcze wczoraj byłeś gotów mnie posłać wilkom na pożarcie, a dziś masz ochotę wspólnie podróżować. Zastanawiające. No ale! Jak to się mawia "darowanemu koniowi w zęby się nie patrzy". Kiedy chcesz ruszać? Ah... nie mam konia bo nikt mi go nie podarował -uśmiechnęła się -więc mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci podróż moim pieszym tempem? Mogę iść marszem długo, znacznie dłużej niż przeciętny człowiek i to równym tempem.

LamiMummy pisze...

Uśmiechnęła się pocieszająco i lekko puknęła ramieniem.
-No no, teraz chwalisz moje decyzje! Pięknie! Ale wątpię bym była lepszym obieżyświatem niż Ty. Moje buty są w miernym stanie. Nie były robione do aż tak długich wędrówek. Kiedy chcesz ruszać bo im szybciej dotrwam do miasta tym szybciej zarobię na naprawę lub nowe buty. Hm... jadłeś? Te porcje są stanowczo za duże jak na mój mały brzuch. Mogę się podzielić. -zaproponowała.
Wyraźnie polepszył jej się humorek.

LamiMummy pisze...

Przez chwilę milczała. Popatrzyła na niego badawczo. Wcześniej wydawał się mrukliwy, a teraz się dziwnie rozgadał. Widziała ludzi, którym wieczorem język się rozwiązywał by rano z niewyspania burczeć i fukać.
-W takim razie wezmę cytrę z góry i możemy ruszać. -przytaknęła odruchowo.
Machnęła na karczmarza.
-Mam kilka miedziaków, dałoby się za to jakiś prowiant na drogę dostać? Niedługo ruszamy więc ino rychło proszę!
Karczmarz spokojnie przytaknął i zaczął szykować prowiant.
Zerknęła jeszcze zaciekawionym wzrokiem na towarzysza i udała się w podskokach na piętro po instrument. Załatwiła wszystko co potrzeba i zostawiła pokój w czystości. Nie lubiła zostawiać po sobie chlewu. Tak ją nauczono.
-Więc, mój drogi towarzyszu. Powiedz mi raz jeszcze jak Cię zwać i możemy rozpocząć marsz.

LamiMummy pisze...

-Lucien... ładnie. -przytaknęła po chwili zastanowienia. -Mówiłam, że ja jestem Vey? W zasadzie to Nessevey, ale nikt nie potrafi tego powiedzieć tak melodyjnie jak moi rodzice i bracia, więc... -wzruszyła ramionami -Vey jest prościej. Ruszajmy więc zanim nie znajdziemy w tym tłumie drogi do wyjścia.
Zaproponowała i z przewieszoną przez plecy cytrą ruszyła bez ogródek w kierunku wyjścia.

LamiMummy pisze...

Był świt. Obecność w karczmie tak wielu osób o takiej porze była dla niej nieco dziwna. Rzadko kto przybywał z traktu o tej porze i prawie nigdy nie schodzili przed jej wyjściem, ci którzy w karczmie nocowali z nią. Nie narzekała, bo i po co?
Długo wędrowała sama więc, gdy tylko towarzysz narzucił kierunek szła nieco zamyślona. Po jakimś czasie dopiero stwierdziła, że mogłaby się przecież odezwać. Po to właśnie idzie się razem.
-Wspominałeś, że zmierzamy na turniej? Taki ze zmaganiami łuczników? -zapytała beztrosko acz ciekawie.

LamiMummy pisze...

Zamrugała zdziwiona.
-Chcesz się zmierzyć na miecze? Do tego nie trzeba mieć herbu? Słyszałam, że tylko w łuku pozwalają pospólstwu się zmierzyć. Gdybyś potrzebował kogoś zapowiadającego... mogę służyć -ładnie, z gracją się ukłoniła udając męski ukłon typowy bardom i kuglarzom.

LamiMummy pisze...

Zamyśliła się. Kompletnie nie zwróciła uwagi na lekceważenie wysoko urodzonych.
-Mówisz o hazardzie? Nigdy się na tym nie znałam. Gdy obstawiałam wyniki czegokolwiek ktoś inny zbierał pieniądze i wyliczał nagrody. -Odpowiedziała spokojnie -Lepsza byłabym w wychwalaniu Twych cnót... bo masz jakieś, prawda?

LamiMummy pisze...

-Rzadko na turnieju króla uraczysz. Hm... o ile mi wiadomo na przedpolu turniejowym spoko miejsca dla nieherbowych. Zawsze tam gdzie mężni i bogaci to i biedniejsi i mężni też się znajdują. Dla nich chyba też są przewidziane jakieś mniejsze potyczki o ile się nie mylę? Tak sobie myślę... ale bez zasad to chyba tylko w biednych dzielnicach można się potykać.
Zamyśliła się. Nie bywała w takich miejscach. Pewnie dlatego rodzice nie pozwalali jej opuszczać dworu zbyt często. Obserwowała ludzi. W pewnym sensie degeneracja artystów fascynowała ją jak nimfę fascynuje obrzydliwy ork. Zanim kogokolwiek dopuszczono do kontaktów z Vey zawsze był sprawdzany i selekcjonowany przez braci. Żyła pod kloszem i skąd tylko mogła czerpała informacje.

LamiMummy pisze...

Nie była pewna co odpowiedzieć i czy cokolwiek odpowiadać. Chwilę trwała cisza zanim przemówiła.
-Pewnie mieli rację. Klosz... jest bezpieczny. -nieco się skrzywiła -Ale nie daje możliwości dać się poznać. Nie mogłam oczarować umysłem i charakterem, tak jak panny bywałe w mieście i czasem w jednych szkołach z panami. Anabel mówiła, że ma jedna guwernantkę z 10 innych dzieciaków. Podobno rodzice raz nawet pozwolili jej się spotkać z jakimś kawalerem w parku. On jej wpadł w oko i ona jemu... -westchnęła i uciekła wzrokiem.
W myślach miała tonę przymusowych podwieczorków z jakimiś fircykami i idiotami w lśniących liberiach, którzy wydawali się dobrymi kandydatami na mężów. Gdyby jej istnienie było bardziej rozgłoszone pewnie codziennie mogłaby chodzić na takie podwieczorki. Żałowała, że skończyły się beztroskie dni tupania pod matki gabinetem i protestowania przed wbijaniem się w kolejną suknię idealnie podkreślającą kobiece walory.

LamiMummy pisze...

Przytaknęła cicho z krzywym uśmiechem. Westchnęła, a jej elfie zmysły... sprawiły, że bardzo szybko stała się czujna. Coś usłyszała, co ją zaniepokoiło. Zwolniła. Jej kroki stały się bardziej delikatne, rozważne. Gdyby mogła zastrzygłaby uszami. Dała znać Lucienowi, że coś jest nie tak subtelnym ruchem ręki i cicho mruknęła.
-Słyszysz to?

[Tak pomyślałam, że rozkręcimy nieco akcję:) Jak chcesz podchwyć temat]

LamiMummy pisze...

-Jak to "uciekinierzy"? -zaniepokoiła się, ściszyła głos -Obawiam się rabusiów. Niby nie mamy nic do skradnięcia, ale... -przełknęła ślinę.
Żałowała, że wcześniej nie usłyszała. Mogłaby się skryć. Pewniej czuła się w lesie w krzakach niż sama na drodze nie wiedząc co lub kto wyskoczy za zakrętu. Spędziła na trakcie zbyt wiele czasu by plotki o napadach nie przeraziły ją wystarczająco by teraz po prostu wzrokiem nie poszukać drogi ucieczki. Wypatrzyła sporo zarośli, jakąś kłodę i gałęzie utrudniające pościg. Uśmiechnęła się.
-W razie czego czmycham tam. -pokazała noskiem na zarośla -przy odrobinie szczęścia nie połamię sobie nóg.

LamiMummy pisze...

Gdy znaleźli się w zasięgu wzroku zaczęła iść nieco sztywniej. Zerkając na wybrane miejsce ucieczki. Naturalna gracja w komplecie z napięciem dała dość zwyczajny jak dla młodego chłopaka chód. Młodego chłopaka, któremu bardzo wiele dzieje się w głowie, co rzutuje na niższe partie ciała. Sztywność u takiego chłopca, na którego wyglądała Vey przy pierwszym rzucie oka jest... naturalna. Po jej minie było widać, że chciałaby najchętniej od razu czmychnąć. Mimo wszystko obawiała się tego, co może spotkać ją na drodze ze strony mężczyzn.
Jeden z konnych zbliżył się i rzucił do niej nieco kpiąco.
-A gdzie to kawaler się wybiera? Kto towarzyszy? A można jakieś nazwisko? -Jego ton był prowokujący, jakby z uśmiechem na ustach pytał czy aby zwady nie szukają.
Dziewczyna miała opuszczoną głowę tak by jej twarz nie było najlepiej widoczna z konia. Krótkie włosy opadły jej na twarz. Nieco zaczęła się trząść.
-Jim Brown -rzuciła szybko starając się nie drżeć głosem i nie brzmieć kobieco. Przez nerwy nieco głos uwiązł w jej krtani.
Drugi podjechał do Cienia i spytał wpatrując się bezczelnie w niego.
-A towarzysz paniczyka?

LamiMummy pisze...

Jeźdźcy zataczali coraz mniejsze koła wokół nich i zmusili Vey by stanęła bliżej Luciena. Nie miała jak uciec, a to ją jeszcze bardziej denerwowało.
-A co paniczyk ma w tobołku? Jakieś skarby? Bogate stroje? -jeden kopnął delikatnie w cytrę i zerknął zachłannie gdy wydała dźwięk -No, no, mały paniczyk uzdolniony? Może niech zagra nam, co? Przyjemniej będzie ich z miedziaków obierać. -zaśmiał się rubasznie.
Cień mógł usłyszeć jak odruchowo dziewczyna warknęła, bardzo cicho. Jeźdźcy nie mieli możliwości zobaczyć nawet jej zawziętego wyrazu twarzy. Spuściła wzrok i zaczęła mruczeć cicho i jednostajnie zaklęcie, delikatnie i subtelnie splatając palcami zaklęcie.

LamiMummy pisze...

-Właśnie rozgrzewam palce... -mruknęła, ale przestała i znacznie ciszej dodała -Może coś o... mglistych moczarach? -lekko uniosła brew sugerując, że potrafi wyczarować podobną atmosferę. Miała nadzieję, że zauważy tę możliwość, że pozwoli chociaż tak pomóc.

LamiMummy pisze...

Przytaknęła niepewnie. Zdjęła cytrę z pleców tak by mogła grać stojąc. Rozpoczęła melodyjną balladę. Smetna pieśń rozbrzmiała a po chwili kurz zaczął się unosić a ziemia parować. Cień kątem oka mógł dostrzec, jak dziewczyna robi powolne i ostrożne kroki w tył. Najwyraźniej postanowiła zostawić mu pełne pole manewru nie wchodząc w drogę i nie zawadzając. Widoczność się zmniejszała a pył zaczął drażnić oczy.
Muzyka powoli ucichła. Iluzja utrzymywała się na tyle by Lucien mógł albo zaatakować albo uciec.
Nie mógł jednak wiedzieć, że Vey przycupnęła w pobliskich krzakach.

~Vey

LamiMummy pisze...

Gdy minął ją Cień zerwała się i pobiegła za nim. Rzuciła tylko szybkie:
-To ja!
By przez przypadek nie zaatakował jej. Miała nadzieję, że w biegu wystarczająco szybko będzie mogła zareagować na zmieniające się otoczenie, czy to skarpę lub nagły uskok terenu, czy to gałęzie. Najbardziej jednak obawiała się o swoją cytrę.

LamiMummy pisze...

[Czy celowo czy nie to zostawiam jako sprawę otwartą. Zakładam, że tak jak Vey przypuszczała to była zemsta za odrzucenie przez nią awansów jakiegoś faceta, albo... działanie polityczne. Wszystko można póki co wykorzystać w każdą stronę]

Dziewczyna ukryła się w okolicy Cienia. Z trudem opanowała sapanie. Nie była przyzwyczajona do biegania na przełaj po nieznanym terenie. Marzyła o chwili spokoju.

LamiMummy pisze...

Trzęsła mu się w rękach. Starała się nie oddychać gdy trzymał dłoń na jej ustach, a gdy puścił odetchnęła nieco głośniej. Czuła się niezręcznie, ale Lucien najwyraźniej nie miał takich obserwacji i odczuć więc nieco niezręcznie się uśmiechnęła.
-Chyba powinniśmy tu chwilę jeszcze poczekać. -powiedziała bardzo cicho.

LamiMummy pisze...

-Co teraz? -zapytała nieco wystraszona i przejęta -Jak teraz trafimy do tego miasta? Traktem raczej nie... nie spóźnimy się idąc lasem? -starała się zamknął w porę. Nie chciała przeszkadzać mężczyźnie w skupieniu.

Rosa pisze...

Dina wzdrygnęła się gdy jeździec ją mijał. Myślała, że ją zgani lub co innego... Dziewczynka obejrzała się za siebie i jęknęła. Hałasy nasilały się.
- Zaczekaj! - krzyknęła za odjeżdżającym. Nie obejrzał się. Nie zawrócił. - Zaczekaj. - szepnęła a po jej policzkach spłynęły łzy. No i po co to wszystko? Byłoby lepiej, gdyby ten mężczyzna się nie zatrzymał. Tyle cierpień mniej. Pobiegła przed siebie. Skręciła i zatrzymała się. Ślepa uliczka. Tutaj na pewno nikt nie będzie wchodził... Doszła do ściany i usiadła na ziemi. Nie zważała na to, że się pobrudzi. I tak jej już nic nie zaszkodzi. Schowała głowę w dłoniach. Wzdrygnęła się. Było coraz zimniej. Otarła łzy rękawem i wsłuchała się w odgłosy wojny. Krzyki, trzask ognia... Przypomniała sobie dzień, w którym ich rozdzielili. Wtedy też płomienie zjadały domy, parzyły ludzi. Kerończycy zabijali bez wahania. Narius kazał jej się ukryć. Sam walczył. Ten sam szaleńczy bieg co dzisiaj...
Wstrzymała oddech. Ktoś nadjeżdżał. Skuliła się bardziej, by nie było jej widać. Wsunęła się w cień domów. Czekała.

[To odpisuję tutaj. ;)
Zakładałam, że Dina jest ciemną blondynką z niebieskimi oczami, więc dobrze zobaczyłaś. ;]

LamiMummy pisze...

[Następnym razem odpiszę dopiero w środę, jeśli to nie problem]

Vey się zdziwiło i pośpiesznie sięgnęła po papier.
-Ale... co to? Skąd to masz? -zapytała.
Miała zrozpaczoną twarz. Nie miała pojęcia czemu jej towarzysz miałby mieć papier z jej imieniem i nazwiskiem! Czuła się jak zaszczuta zwierzyna.

[Daj znać co jest na papierze, dobrze?]

LamiMummy pisze...

Przewertowała list wzrokiem, a potem znowu i znowu. Nie mogła uwierzyć.
Nie było pieczęci ani nazwisk. Była tylko informacja o tym, że pożar przeszedł zgodnie z planem, ale dziewczyna się wymknęła i że postarają się ją dopaść.
-Ale... jak to? -mruknęła pod nosem wpół do siebie -To... znaczy, że jakieś odrapane ochlapusy mnie ścigają? -zapytała i wielkimi oczyma popatrzyła na Luciena. Oczy podeszły jej łzami.

LamiMummy pisze...

Przewertowała list wzrokiem, a potem znowu i znowu. Nie mogła uwierzyć.
Nie było pieczęci ani nazwisk. Była tylko informacja o tym, że pożar przeszedł zgodnie z planem, ale dziewczyna się wymknęła i że postarają się ją dopaść.
-Ale... jak to? -mruknęła pod nosem wpół do siebie -To... znaczy, że jakieś odrapane ochlapusy mnie ścigają? -zapytała i wielkimi oczyma popatrzyła na Luciena. Oczy podeszły jej łzami.

LamiMummy pisze...

Przytaknęła.
-Jeśli to za dużo dla Ciebie to... dalej pójdę sama. Nie ma chyba sensu, żebyś siebie narażał póki nie znają Twojego imienia, prawda? Poza tym... to mógłby być... inny pożar? -powiedziała łudząc się.
Spojrzała na ziemię. Ten cały pościg był męczący. Następnie mruknęła prawie do siebie.
-Ale jak mnie tu znaleźli... tyle czasu nikt mnie nie szukał, nikt nie zwracał uwagi? Kto mógł chcieć spalić dwór i mnie... ocalić? Po co?

LamiMummy pisze...

Dziewczyna chwilę się zastanawiała.
-Sama nie wiem. To mógł być... -zmarszczyła czoło -Jakiś wróg rodziców. Nie pamiętam nazwisk nawet połowy. Może... może też to był... odrzucony przez rodziców hrabia. Janek. -poprawiła się po chwili -Jan hrabia Thorson.
Skrzywiła się. Nie lubiła kontaktów z przyjaciółmi i interesami rodziców i gdy tylko mogła unikała ich. Teraz niestety ta awersja wracała do niej. Nie znała wszystkich, których zaproszenia i awanse były odrzucane, a co gorsza... co gorsza nie miała pojęcia jak jej osoba mogła być wykorzystana do spraw i intryg politycznych.

Rosa pisze...

Dina poruszyła się niespokojnie słysząc tętent kopyt. Wstała powoli i podeszła do rogu budynku. Ulicą przejeżdżał ten sam mężczyzna. Ten sam jeździec, który ją minął. Ten sam, który jej nie pomógł.
Mały płomyczek nadziei. Dziewczynka od razu zganiła się w myślach. Niby czemu miałby jej pomóc? Niby po co miałby zabierać ze sobą brudne dziecko. Dziecko, które nie ma domu. Chciał mieć więcej problemów? Odezwało się w nim serce?
"Nie miał serca, gdy mnie mijał. Nie miał gdy go prosiłam by zaczekał" - Dina oparła się o ścianę. Serce biło jej jak oszalałe. Co miała robić. Wyjść do niego? Czekać w ukryciu? Przecież go nie znała. Nie wiedziała jakie miał zamiary. Wyjrzała jeszcze raz. Uliczka była pusta.
"Głupia. Myślałaś, że jednak przyjechał po ciebie?!" - cichy głosik w jej głowie znowu z niej zadrwił. Łzy pociekły po twarzy dziewczynki. Ze złością kopnęła kamyk nieopodal. Echo poniosło się po jakże cichym w tej chwili miasteczku.
"Głupia. I co teraz zrobisz? Znowu jesteś sama. Tak jak zawsze. Wracaj do dziury, w której siedziałaś. Czekaj do rana..." - Dina zacisnęła pięści. Nie.Nie! Nie schowała się. Wyszła zza rogu i poszła w kierunku miejsca, gdzie pierwszy raz zobaczyła jeźdźca. Nikogo nie zauważyła. Była sama.
Tętent kopyt. Znowu. Dina gwałtownie się odwróciła. To on. Wrócił.

LamiMummy pisze...

Spuściła wzrok. Była przygnębiona.
-Myślisz, że powinnam? A może to sprawy, o których lepiej nie wiedzieć? Może to zemsta za coś w co lepiej się nie mieszać? A jeśli zemsta padnie na mnie? Ujdę z tego żywa? A może... -przerwała.
Od pożaru nie uroniła ani jednej łzy. Teraz miała ochotę rozpłakać się z bezsilności.

LamiMummy pisze...

Grymas przebiegł po jej twarzy na te słowa. Nie były pocieszające.
-Chcę wiedzieć dlaczego. -wyszeptała nie podnosząc wzroku -Tylko nie wiem jak... jestem sama jedna.
Skuliła się i wpatrując się w ziemię myślała co z tym zrobić i jak. Nie chciała być ścigana za lub ponieważ coś... cokolwiek o czym nie miała pojęcia. Nie podobało jej się to. Chciała spokoju, ale czy spokój jest możliwy gdy nie wiesz kto spalił Twój dom?

LamiMummy pisze...

Zamyśliła się. To było trudne. Próbowała się skupić. Pamiętała wielki pożar, popłoch, łunę jeszcze długo unoszącą się nad lasem. Wszystko ją rozpraszało gdy próbowała przypomnieć sobie co było wcześniej.
-Pożar wybuchł o świcie. -powiedziała -To nie mogły być elfy, bo wiedzieliby, że o świcie rzadko kto jeszcze śpi, chyba że balowano by do rana. Ale... na pewno nie było żadnego balu. Tego jestem niemal pewna. -zmarszczyła czoło i zaczęła się dławić, prawie dusić jakby była w pożarze i wdychała zbyt wiele dymu -Ktoś mnie wyniósł z łóżka. -wycharczała. Sprawiało jej to ogromny trud.

LamiMummy pisze...

Złapała się za gardło. Drugą ręką podtrzymała się klęcząc na ziemi.
-Dużo ludzi było. -wymamrotała, a w oczach miała przerażenie mimo, że wpatrywała się w ziemię -Musiały być czary. Coś wpłynęło na mnie. Sparaliżowało... -znów się zakrztusiła -Co najmniej 3 było wzburzonych. Kłótnie... Były kłótnie w nocy.
Zmrużyła oczy jakby prócz dławiącego dymu coś mgliło jej oczy.

LamiMummy pisze...

Była ewidentnie zamroczona, ledwo żywa. Bardzo ciężko oddychała jakby sprawiało jej to ból.
-Muszę sobie przypomnieć... -wymamrotała -Inaczej to będzie... trwać, prawda?
Położyła się jak zbity pies i próbowała wyrównać oddech. Trochę czasu to zajęło. Usta miała chłodne i suche, a oczy wciąż łzawiły od drażliwego dymu.

Unknown pisze...

[ Owszem . Kocham Przygody Merlina i mimo, że obejrzałam jakiś czas temu wszystkie sezony, nadal się nim zachwycam. ; )

Co do jej mocy, nie musi spojrzeć komuś w oczy. Po prostu wystarczy, by osoba była w zasięgu jej wzroku. A co do innych magów itd, potrafi zapanować nad umysłem ale już z większym trudem ; )

W sprawie wątków, mogłabym z każdym poprowadzić, nie mam z tym problemów.
Mam pomysł, by Lalima wpadła w kłopoty. Parę osób będzie chciało ją zabić, ponieważ w przeszłości pozbyła się ich przyjaciela w obronie własnej. I zasłonią jej oczy, by nie mogła użyć swojej magii. Wtedy Lucien lub Devril mógłby jej pomóc lub coś.

A co do Szept, to może znałyby się już wcześniej i spotkałby się na targach lub coś.

Na trzeci wątek nie mam pomysłu, może ty coś zaproponujesz ; ) ]

Lalima

LamiMummy pisze...

Zawahała się.
-Może znajdziemy jakieś miejsce na odpoczynek. Za daleko dziś nie dojdziemy, gdy ktoś... nas szuka?
Ostrożnie wyjrzała zza krzaków czy nikogo nie widzi na horyzoncie.

LamiMummy pisze...

Przytaknęła i zaczęła się zbierać. Była jeszcze nieco osłabiona i kręciło jej się w głowie.
-Nie chcę być ciężarem. Jeśli... wolisz, wracaj na trakt. Nie chcę spowalniać Twojej drogi błąkaniem się po lesie. -powiedziała otwarcie, bez żalu czy pretensji.
Raz jeszcze sprawdziła stan cytry i znów przewiesiła ją przez plecy. Zapowiadała się ciężka droga do miejsca przeznaczenia, a jeszcze te tajemnice i listy... bała się co jeszcze ją spotka w tej dość krótkiej drodze.

LamiMummy pisze...

Zaskoczył ją, ale nie zamierzała protestować. Wstała za nim i poszła gdzie powiódł. Odetchnęła głębiej.
-Sosny... ten mężczyzna musiał być kimś dbającym o siebie... lub elfem. Miał... miłe dłonie i gładki policzek. Pachniał sosnami i dymem. -powiedziała gdy dochodzili do skałek. Mimowolnie uśmiechała się jakby to były dobre wspomnienia.

Unknown pisze...

[ No ja również kocham ich teksty, zawsze mnie rozśmieszają. Choć i tak jedną z najlepszych scen, było jak Arthur stał się w połowie osłem. A co do końca, również miałam nadzieje, że skończy się to szczęśliwie - mimo że znałam te zakończenie od samego początku.


A co do pomysłu z klientem to jest dobre, wręcz bardzo dobre. ; ) Więc można zrobić i tak, jak mówisz. Tylko, że w takim razie jaki wątek z Devrilem? A co do Szept to również jestem jak najbardziej za. :)

Jeśli możesz, to zacznij bo póki co nie mam czasu . :) ]

Lalima

LamiMummy pisze...

-Nie przejmuj się. Mnie wystarczą 4 godzinki i będę jak nowo narodzona. -odpowiedziała z uśmiechem.
Przygotowała sobie cytrę podkładając pod głowę. Wypościła sobie spanie, ale bardzo szybko z przerażeniem podniosła głowę.
-Słyszałeś to? Ziemia dudniła. Nie zbliżają się konie? -zmarszczyła czoło i się rozejrzała.
To było niemożliwe by z taką szybkością konie jeździły po tej gęstwinie. Pokiwała głową i spróbowała znów zasnąć.

Unknown pisze...

Poszła na targi, by zobaczyć co nowego dzieje się w mieście. Może nie była typową damą, które zamieszkiwały te strony, ale mimo wszystko lubiła wiedzieć co się dzieje. Przy okazji mogła zakupić ciekawe rzeczy, które mogła użyć do swoich czarów.
- Lalima! - usłyszała znajomy głos. Uśmiechnęła się pod nosem i zwróciła w jego stronę.
- Witam Patrycjuszu - przywitała się wesoło. Był to mężczyzna, który nie widział w niej zła, ale dobro. Miał żonę, dzieci i zawsze chętnie pomagał czarownicy. Był jej jedynym przyjacielem, któremu mogła zaufać - jak Alice? - spytała.
- Ma gorączke, czy mogłabyś...
- Oczywiście, akurat mam coś przy sobie - wyprzedziła jego prośbę. Wyciągnęła z sakiewki mały pojemniczek, w którym znajdowała się czerwona ciecz - dwie krople i jutro będzie jak nowa - powiedziała, dając mu to do ręki. Podziękował jej i kiedy ta miała iść w swoją stronę, on ją zatrzymał - coś się stało? - zapytała podnosząc brwi do góry.
- Ktoś Cię szuka - powiedział poważnym tonem. Spojrzała się na niego, podnosząc brew do góry - jakiś mężczyzna pytał o Ciebie.
- Dziękuje, będę uważała - powiedziała, po czym wróciła do swojego małego domku w lesie, by rzucić czar ochronny na wisiorek, który dzisiaj zakupiła. Zastanawiało ją jedno, czego od niej chcieli? Musiała być przygotowana na wszystko.

Lalima

Unknown pisze...

Poszła na targi, by zobaczyć co nowego dzieje się w mieście. Może nie była typową damą, które zamieszkiwały te strony, ale mimo wszystko lubiła wiedzieć co się dzieje. Przy okazji mogła zakupić ciekawe rzeczy, które mogła użyć do swoich czarów.
- Lalima! - usłyszała znajomy głos. Uśmiechnęła się pod nosem i zwróciła w jego stronę.
- Witam Patrycjuszu - przywitała się wesoło. Był to mężczyzna, który nie widział w niej zła, ale dobro. Miał żonę, dzieci i zawsze chętnie pomagał czarownicy. Był jej jedynym przyjacielem, któremu mogła zaufać - jak Alice? - spytała.
- Ma gorączke, czy mogłabyś...
- Oczywiście, akurat mam coś przy sobie - wyprzedziła jego prośbę. Wyciągnęła z sakiewki mały pojemniczek, w którym znajdowała się czerwona ciecz - dwie krople i jutro będzie jak nowa - powiedziała, dając mu to do ręki. Podziękował jej i kiedy ta miała iść w swoją stronę, on ją zatrzymał - coś się stało? - zapytała podnosząc brwi do góry.
- Ktoś Cię szuka - powiedział poważnym tonem. Spojrzała się na niego, podnosząc brew do góry - jakiś mężczyzna pytał o Ciebie.
- Dziękuje, będę uważała - powiedziała, po czym wróciła do swojego małego domku w lesie, by rzucić czar ochronny na wisiorek, który dzisiaj zakupiła. Zastanawiało ją jedno, czego od niej chcieli? Musiała być przygotowana na wszystko.

Lalima

LamiMummy pisze...

Vey była coraz bardziej przerażona. Nie była pewna naturalności ciemności. Jeśli byłaby magiczna to bała się, że jej iluzje nie przebiją się przez to co czyhało w tym lesie, a jeśli naturalna? Strach przed tym co mogłaby ujrzeć czarując był jeszcze większy. Położyła więc głowę, a po chwili znów się uniosła.
-Czy bardzo by Ci przeszkadzało... -skrzywiła się niepewnie jakby nie wiedziała czy to powinna zadawać pytanie i na ile jest ono śmiałe i głupie -Mogłabym usnąć z głową na Twoich kolanach lub ramieniu? Jak tylko zamykam oczy to dudnienie jest nie do zniesienia. -skrzywiła się przepraszająco.
Poczuła się po raz pierwszy od wyruszenia ze zgliszcz Dworu słaba. Nienawidziła tego uczucia bezradności i... słabości.

LamiMummy pisze...

Dziewczyna zbliżyła się i oparła delikatnie głowę na jego kolanie.
-Przy tych ciemnościach chyba nawet łatwiej żebym tak spała. Przy najmniej wiesz, że nadal tu jestem. Obudź mnie za 4 godziny, a zmienię cię. Krócej się więc będę wypoczęta. -powiedziała z lekko drżącym głosem.
Zimny pot przeszył ją jakby zaraz miało się stać coś złego. Skuliła się i próbowała zasnąć.

LamiMummy pisze...

Może nieco wolniej niż powinna zebrała się by usiąść. Zamrugała nie wiedząc o co chodzi mężczyźnie.
-Chcesz... żebym czarowała? Chcesz... em... jeśli to naturalne to zobaczysz to jak w świetle dnia? Jeśli magiczne... nawet magiczna jasność tego nie przebije. -pokręciła głową nieco jeszcze śpiąco szukając kontaktu z rzeczywistością.
Spróbowała zmrużyć oczy, gdy coś dostrzegła. Było po drugiej stronie ogniska i przypominało człekokształtnego psa o błyszczących ślepiach. Elfy lepiej widzą w słabym świetle, więc łatwiej Vey było dostrzec poczwarę.
-Tam coś jest! -zawołała i zapominając o kulturze wskazała tam palcem.

LamiMummy pisze...

-Teraz chyba już za późno żeby się wynieść. -wymruczała dziewczyna.
Bała się koszmarnie i bała się, że nie uda jej się rzucić czaru. Raz czy dwa pomyliła gest i cicho w elfiej mowie zaklęła.
-Zamknij oczy. -powiedziała i rzuciła czar.
Na 18m powinno być przez jakiś czas jasno jak w środku dnia. Przy najmniej takie było zamierzenie czaru.

[Ale to czy wyszedł i co zobaczą to zostawię Tobie]

Rosa pisze...

Przyjechał. Wrócił. Wrócił po nią. Usłyszała jego głos. Szorstki, bez uczuć. Spojrzała na jego twarz, skrytą w cieniu kaptura. Czy dlatego ją ukrywał? Żeby nie widać było jego uczuć?
Zerknęła za siebie. Widziała już blask ognia. Słyszała krzyki ludzi, nawoływania. Znowu skierowała wzrok na mężczyznę. Jechać? Nie jechać? Wyciągnął ku niej dłonie. Chciał pomóc.
Podbiegła do niego szybko. Wciągnął ją na grzbiet konia. Po chwili już jechali. Wioska została za nimi. Byli sama. Cisza przedłużała się. Ona – tak mała względem ogromu świata, on – Czarny Cień, zabójca.
- Czemu mi pomagasz? – z ust dziewczynki padło pytanie, które przez dłuższy czas przelatywało jej przez myśli. – Przecież i tak nie mogę Ci nic dać. Nie mogę się jakoś odwzajemnić. – odezwała się cicho, jakby bojąc się co usłyszy w odpowiedzi. Spotkała już wielu ludzi, za pomóc, oczekujących nagrody. Czy on był inny?

LamiMummy pisze...

-Ja skupiłabym się na modlitwie do bogów, którzy jednak istnieją i mogą pomóc. -mruknęła pod nosem.
Nie wiedziała jakim cudem, ale przecież znała jedną smutną balladę o nawiedzonych wrzosowiskach, śmierci, utraconej miłości podczas bitwy. Nie czekając długo wyjęła cytrę i zaczęła grać. Miała nadzieję, że duchy i demony odejdą lub po prostu zostawią ich w spokoju. Grała i śpiewała przejęta. Mimo, że nie było w balladzie ani słowa o bogach, ona melodią modliła się pełnym żaru i nadziei sercem.

Anonimowy pisze...

Ten ranek nie różnił się ani od standardów, ani oczekiwań. Jasno, rześko i pełno chędożonych durniów.
- Doprawdy, panowie... Ile wam zapłacili za zabicie mnie? Naprawdę tak opłacalna jest ta transakcja?
Zbici z tropu najemnicy spojrzeli po sobie, zdumieni śmiałością dziewczyny i - bądź co bądź - ich kolejnej ofiary. W jej chmurnych, błękitnych oczach dostrzegli drapieżność, która zdecydowanie nie była bezpodstawna. Nie przy takiej cenie.
- Mało cenicie swoje życie - zakpiła zwadźczyni. Bąknięta przez opłaconego zabójcę suma nie robiła na niej żadnego wrażenia. Jej uśmiech maskował pogardę.
Zrobiła krok w ich kierunku, z dłonią na głowicy miecza.
- Słuchajcie - zignorowała fakt, że ich broń natychmiast trafiła do fachowych dłoni. Zadziwiał ją fakt, że tak szybko dali się zastraszyć. Nie grzeszyła posturą. - Mam dobry humor: w ramach szczodrości daruję wam życie. Uciekajcie, pókim łaskawa.
Większy z nich, z blond szopą uwiązaną w koński ogon, może nieco bardziej rozgarnięty, trącił kompana rękojeścią miecza. Jego spojrzenie wyrażało niegłupią myśl "To tylko dziewczyna". Decyzja została podjęta.
Nim zbliżyli się do dziewczyny, jej miecz był już w ruchu. Blondyn warknął z wściekłości.
Długie blond loczki mężczyzny wzleciały w powietrze niczym łeb smoka z chansons de gest* i wylądowały metr dalej.
Trzy parady wystarczyły, by stwierdzić, że ci dwaj nie rozmyślą się prędko. Jeden celny obrót miecza - brunet osunął się na ziemię, by prędko się nie obudzić. Ten, który uniknął oskalpowania, miał więcej i umiejętności, i motywacji.
Nie zamierzała się z nim cackać.
Kilka dekoncentrujących ciosów, konwencjonalnej "gwiazdki"*, bawół**, zwarcie. Najemnik zdążył jedynie dostrzec iskry zwycięstwa w oczach dziewczyny, której twarz znajdowała się niemal na końcu jego garbatego nosa, gdy rozpędzona głowica miecza trzasnęła go w żuchwę. Uderzenie poprzedził krótki chrzęst krzyżujących się ostrzy, a zakończył trzask pękającej kości. Blondyn zatoczył się do tyłu i glebnął na ziemię.
Pokonany.

Dyjanna cofnęła się, by ocenić efekt walki. Był na tyle zadowalający, by zakończyć sprawę. Nim jednak odwróciła się w pełni od pokonanych, jej ramię boleśnie ugodziła strzałka, a nozdrza wypełnił dziwny zapach.
W jednej chwili ziemia zakołysała się, a wzrok zamglił. Niedługo balansowała na miękkich jak wata nogach. Runęła na ziemię. Nim świadomość jej odleciała w przestworza, czyjś cień przysłonił jej twarz.

[Nie mam ŻADNYCH pomysłów odnośnie cd. Oddaję fabułę w Twoje ręce ;) Mogłabyś? Rzecz jasna, nie mam nic przeciwko, by Ktoś pozwolił jej przeżyć.]

[A. I przepraszam za terminologię: brak weny i tyle.]

*fr. pieśni o czynach - utwory na cześć sławnych rycerzy.
**cios z góry, z prawej, lewej góry, dolna prawa i lewa.
***atak z dołu, wykonany przez obrócenie miecza w tył, przez ramię.

Rosa pisze...

Słowa mężczyzny trochę zdziwiły Dinę. Nie drążyła jednak tematu, bo i po co?
Rozejrzała się po okolicy, w której się zatrzymali. Nie bała się lasów. Lecz ciemność napawała ją lękiem. Wszystkie historie opowiadane jej przez starszego brata powróciły. Wszelkie stwory i bestie pojawiły jej się teraz w wyobraźni. Nie zsiadała z grzbietu ogiera.
Nie boję się, nie boję... - szeptała cichutko, by mężczyzna nie mógł jej usłyszeć.
Mimo tego gdy usłyszała głośniejszy trzask, krzyknęła i wtuliła się w grzywę konia. Kilka łez spłynęło jej po policzkach.

[Przepraszam, że tak krótko i nie najlepiej, ale piszę ze szkolnego komputera a gadanie koleżanek z klasy na temat facebooka trochę rozprasza... ;( ]

LamiMummy pisze...

Jeśli pieśń nie pomogła mogła albo stać, albo...
Głośno i pewnie odezwała się starając się by jej głos nie drżał.
-Czego od nas chcecie? -wstała prostując się mężnie -Chcemy tu tylko odpocząć! Nie chcemy zakłócać waszego spokoju. Dajcie nam czas do rana, a opuścimy to miejsce!
Miała nadzieję, że to pomoże. Nie miała pojęcia co robić, a nie chciała by jej towarzysz stracił oddech w płucach. Nie chciała by zginął.

Rosa pisze...

Dina przyglądała się przez chwilę jak mężczyzna szykuje miejsce na ognisko. Przez chwilę przestała myśleć o ciemnościach naokoło, o wszystkich zmartwieniach, lękach...
- Pomóc ci... - przerwała słysząc następne pytanie.
Jak znalazłaś się na ulicy
Znowu wszystko wróciło. Wspomnienia, o których wolałaby już zapomnieć. Ból, stracona nadzieja... Nowe łzy nazbierały się w jej oczach. Wybuchnęła płaczem i po prostu podbiegła do mężczyzny i wtuliła się w jego płaszcz.
Płakała przez dłuższą chwilę, która starczyła by zmoczyć Cieniowi płaszcz. Uspokoiła się trochę i zaczęła mówić coś o Kerończykach. O tym,że spalili ich wioskę, o tym, że straciła ojca i kochanego przez nią brata. Wspomniała coś o okropnościach które widziała na ulicy. O tym, że czasem musiała kraść...
Dalej trzymała się jego płaszcza, jakby materiał sprawiał, że czuła się bezpieczniej.

LamiMummy pisze...

-Odwagę i tupet odziedziczyłam po rodzicach. Nie znam waszych żądań i zwyczajów, Szlachetni. Podajcie je, a chętnie podejmę decyzję. -powiedziała donośnie i otwarcie.
Stała dumnie i miała nadzieję, że to ją obroni.

Rosa pisze...

Dina oderwała się od płaszcza Cienia. Pociągnęła nosem i sporzała na niego zaczerwionymi oczami.
- Dina. - powiedziała cichutko - nazywam się Dina. A ty? - tu posłała mu pełne wyczekiwania spojrzenie. Dziewczynka nie wiedziała jak się do niego zwracać. Proszę Pana? Jakoś jej to nie pasowało.
Odsunęła się krok od mężczyzny i przyjrzała mu się dokładniej. Był ubrany w ciemny płaszcz z kapturem, który akurat nie zasłaniał twarzy. Dina nie wiedziała kim on jest i czym się zajmuje. Miała nadzieję, że wszystko jej opowie...

LamiMummy pisze...

-Wskaż drogę. Uwolnij go. Sama nie jestem w stanie nic zrobić! -zażądała, ale dało się w jej głosie wyczuć elementy błagalnej nuty -Masz nasze życie i tak w zastaw wzięte więc nic nie tracisz! Znajdziemy miejsce i okryjemy co kryje się za tą klątwą. -powiedziała dumnie.

Miała wrażenie, że jednak szybko przyjdzie jej pożałować tych słów. Czekała na reakcję widma.

Rosa pisze...

Dziewczynka ochoczo podbiegła do gałązek i powoli zaczęła układać je w stosik. Zatrzymała się na chwilę i zerknęła co robi Lucien. Widziała jak poklepał konia po szyi. Dołożyła jeszcze kilka gałązek i wstała, otrzepując już i tak brudną sukienkę.
- A gdzie jutro pojedziemy? - spytała się mężczyzny. Bała sie usłyszeć odpowiedzi. A jeśli... jeśli powie, że nie będzie żadne "razem" ? Że ją tu zostawi? Na samą myśl trochę się skuliła. Nie chciała znowu zostać sama. Chociaż kilka dni z kimś dorosłym, z kimś kto zapewni jej opiekę... Zaburczało jej w brzuchu. Od ilu godzin już nie jadła? Kilka? Kilknaście?
- Czy jak rozpalimy ognisko, to coś zjemy? - spytała się nieśmiało.

LamiMummy pisze...

-Mam nadzieję, że się nie pośpieszyłam z tą deklaracją. -powiedziała przepraszająco -Znajdźmy drogę i... pomóżmy tym nieszczęsnym duchom. I tak w sumie nie mamy chyba nic lepszego do roboty, prawda? -zapytała niepewnie.

Miała wrażenie, że to ona narobiła problemów i to jej wina.

LamiMummy pisze...

-Odpocznijmy chwilę... musimy odpocząć by z jasnym umysłem podejść do sprawy jutro rano. Może teraz ja posiedzę trochę. Nabierz sił. -zaproponowała.

Miała nadzieję, że duchy zrozumieją jak istotny dla nich jest sen i wypoczynek. Nie mogli przecież ruszyć z miejsca a potem być nieprzytomni w najbardziej kluczowym momencie. Cała ta historia wydawała się niezwykła, ale... wolała by się już skończyła.

LamiMummy pisze...

Nie było wyjścia. Rano trzeba było ruszyć we wskazanym kierunku i... eh... i co? Co trzymało tutaj te duchy.
-Myślisz... -zaczęła, ale bardzo szybko urwała -dlaczego nie mogą się sami uwolnić? Potrzebują do tego kogoś? Czemu?

Zaczynała myśl i nie kończyła jej. Gryzło ją to. Gryzło ją, że w sumie może być na tym świecie więcej duchów uwięzionych w tym świecie, którym wypadałoby pomóc, a ona nie mogła wszystkim pomóc... frustrujące!

LamiMummy pisze...

-Hm... pewnie jakaś bitwa. Wyglądali na rycerzy. Wydaje mi się, że będzie trzeba coś odnaleźć. Może na jakimś katafalku jest mylny napis, a to znaczy że będzie trzeba spotkać miejscowych i porozmawiać z nimi o historii tego miejsca. Tak czy siak nie możemy stać w miejscu. musimy obrać kierunek, najlepiej wskazany przez widma. I... nie ma co się obwiniać. Magicznych miejsc jest na tym świecie więcej niż możesz przypuszczać! Ruszajmy.

Spakowała swoje rzeczy i zasypała resztę ognia. Nie było czasu. Trzeba było działać... poza tym... to było coś niesamowitego, podnoszącego adrenalinę i budządzego takie... niesamowite uczycie podniecenia. To było niesamowite! Jak galop!

LamiMummy pisze...

-Myślałam raczej o tym, że... to nie jest niczyja wina: ani Twoja ani moja. Wiesz... mogłam się nie zgodzić na to miejsce, gdy je zaproponowałeś. A jeśli idzie o rozmowy to... bardzo chętnie. Hm... masz jakieś drobne? Przyda się, żebyś napił się chociaż podpiwku gdy będę wypytywać i rozmawiać.

Wyglądało na to, że Vey miała już cały plan ułożony w głowie. Ruszyli więc spokojnie w stronę zabudowań. Dzień zapowiadał się bardzo ładnie, ale wietrznie. Co chwila włosy dziewczyny lądowały w jej oczach i co chwila próbowała zaczesywać je za ucho.

-Może by nie sprowadzać na siebie plotek po prostu podam się za młodziana? Ot, studencika. Elfi chłopcy często mają równie delikatne rysy co dziewczęta, a po co Tobie robić jakieś nieprzyjemności... no i tamten list... -wskazała noskiem miejsce, w które wsadził kartkę znalezioną przy bandytach -Widok elfki i mężczyzny może nam popsuć szyki i plany. -westchnęła cicho.
Jej własna spokojna przeszłość miała na nich ściągnąć problemy? Tego chciała najmniej.

Rosa pisze...

Dziewczynka ochoczo podbiegła do torby Luciena i wyjęła z niej jeden sucharek. Od razu włożyła go do ust. Uśmiechnęła się leciutko i spojrzała na mężczyznę.
- To gdzieś blisko? To Nyrax? I co będziemy tam robić? Mieszkasz tam? – zasypała go pytaniami patrząc na niego ciekawie. Rzeczywiście nie wiedziała, gdzie leży to miasto, ale nie przeszkadzało jej to. Nie zastanawiała się co zrobi gdy Lucien ją tam zostawi lub rano okaże się, że pojechał sam. Nie dopuszczała do siebie myśli, że może ją zostawić. Że znowu zostanie sama.
Zerknęła na konia, który spokojnie jadł trawę. Podziwiała to zwierzę. Ogier był taki… silny i zdawał się mieć nieskończone siły. Przynajmniej tak widziała go Dina. Jeszcze raz skierowała swoje spojrzenie na Luciena. Ciekawa była co jej odpowie.

[Przepraszam ,że musiałaś trochę poczekać na odpis, ale nie miałam wcześniej czasu, by usiąść do bloga. :{ ]

LamiMummy pisze...

Zaśmiała się wesoło jak to elfi sztubak.
-Elfie panny są stanowczo przereklamowane. Mają za wąskie biodra. -puściła mu teatralnie oczko -Jeśli wiesz, co mam na myśli, przyjacielu.
Ewidentnie zaczęła już grać swoją rolę elfiego lekko ducha. Oj tak! Bardowie potrafili właśnie tak ekstrawagancko bezmyślni być. I nie wiele kto poza nimi. A elfy miały jeszcze we krwi podskakiwanie i rymowanki.
Bez pardonu podeszła do kogoś rozmawiającego pod domem i z uśmiechem powiedziała:
-A przepraszam wielmożni, że przerwę -tak, powiedziała to do chłopów -ale kto jak kto, na pewno wy wskażecie nam idealne miejsce by utopić w nim nie jedną balladę i smutek! -klepnęła Cię lekko w plecy -Przyjaciel rozpacza, a ja? Cóż ja mogę? Jedynie wspomóc wesołą lub rzewną piosenką! A że na rzewne nijak mi się nie zbiera to postanowiłem mu podnieść humorek czymś skocznym do tańca. A więc znajdziemy tu jakiś dom wspólny, oberżę lub zajazd?
Uśmiech ślicznie rozpromienił jej twarz, głowę lekko zadarła by nie było widać jak bardzo dziewczęce ma ząbki i ogólnie twarzyczkę. Nadrabiała charyzmą, przebojowością... oraz po prostu gadulstwem!

LamiMummy pisze...

Zaśmiała się dość rubasznie.
-Ciężka praca akurat by mu się przydała! Zapomniał by o głupotach i być może nieco swawolniejsze panny by mu w oko wpadły. -no i wpadła w ton dość gawędziarski -A bo widzicie, panowie. Przyjaciel po dworach się szlajał, a tam cudnej urody markiza wpadła mu w oko. Taka z mężem i... nieczuła jak królowa śniegu. Oh! Odpoczynek w takim miejscu! -westchnęła, zakręciła się radośnie z rozpostartymi ramionami w wzrokiem wbitym w niebo -Tu na pewno tkwi wiele opowieści i sekretów! Jestem o tym przekonany! Jeśli nam jakieś fascynujące historyjki opowiecie to i my nie poskąpimy pikantnych sonecików. -puścił oko do miejscowych -A i może przyjaciel i wam nieco wyśmienitego piwka postawi! Jeśli nie sikacz, rzecz jasna. -zastrzegła rezolutnie.
Wielu bardów-lekkoduchów właśnie tak się zachowywało. Pańskim gestem wszystkim stawiali, bez ogródek opowiadali o łóżkowych sprawach i tańczyli na stołach w oberżach. Lucienowi mogła przejść przez myśl wizja Vey udającej chłopca i tańczącej na stole... kto wie? Może nawet z karczmareczką? Poza tym po elfach można się wiele spodziewać, także zainteresowanie elfki karczmareczką wcale nie musiało być takie dziwne.

LamiMummy pisze...

Liczyła, że może bardziej gadatliwy będzie karczmarz. Objęła ramieniem Luciena, jak dobry przyjaciel i zabrała go do karczmy. Gdy weszła od progu podeszła do karczmarza, prosto, nie kręcąc się na boki.
-Oh, dobrodzieju! Przyjaciel w potrzebie! Dobrego piwa ino rychło! I to w dzbanie! -nachyliła się z uroczym uśmiechem -Jak zagramy, zaśpiewamy i może potańczymy nieco mamy nadzieję, że jeszcze jakiś dzban czy dwa dodatkowe też się znajdą. -puściła oko -Jak w karczmie zabawa to i klientów więcej. A i za ciekawa informacje o okolicy podziękujemy hojnie. -zaświeciła ząbkami i zdjęła cytrę z pleców.
Zaczęła stroić i nastawiać ucha na opowieści karczmarza. Gdy zobaczyła jakąś pannę zaraz się wyszczerzyła - w końcu grała elfiego młodzieniaszka.

LamiMummy pisze...

-Wiedźma? -oczy jej zabłysły -A to ciekawe... może też uroki rzucała na jakiś rycerzy. Wybaczcie, panowie, ale to ciekawszy temat do ballad. Rycerze, walki, waśnie możnych... upiory pałętające się po wzgórzach czy innych wrzosowiskach! Znacznie łatwiej wtedy o rymy i słuchaczy.
Wodziła wzrokiem za panną z głodnym uśmiechem.
-I co druhu, ta nie lepsza? -ukuła łokciem Luciena w bok -Zdrowsze ma kształty niż jakaś markiza. -wyszczerzyła ząbki w złośliwym uśmiechu -Oh, nie miej mi za złe, bracie, że na wszelkie sposoby Cię próbuję rozweselić! Ale jak usłyszysz jakąś mrożącą krew w żyłach historyjkę, to na pewno uznasz swoje zmartwienia za błahe i nieważne! Oh, panowie! Opowiadajcie bo mnie już śliny w gardle brakło!

LamiMummy pisze...

Ludzie kilka razy już unikali jej pytań o rycerzy i wzgórza. Wiedźmy nie były złe. Nawet jeśli obcowały ze swoimi demonami to komu to robiło krzywdę? Studnie raczej odtruwały, leczyły krowy z... czegokolwiek co sprawiało, że nie dawały mleka i... miały zioła na wszystko! Także jak sołtys brzuchacił żonę młynarza lub drwala. Jak się jednak nie umie żyć z wiedźmą to potem wychodzą takie rzeczy, że pomaga w innej wiosce, a ta zostaje bez wsparcia i tyle.

-Wiedźma, która sprowadziła na złą ścieżkę pięknego rycerza. -uśmiechnęła się jakby wpadła na jakiś pomysł cudnej ballady, przejechała palcami po strunach wygrywając kilka akordów, a potem szturchnęła łokciem Luciena -I co druhu? Znajoma historia co? -puściła oczko.

Potem zaczęła nucić. Kilka ładnych i składnych rymów, a potem się skrzywiła.
-Nie! Tam musi być bitwa! Czar, zauroczenie... to piękne i melodyjne, ale musi być też krew i łzy! Bez tego melodia jest mdła i tylko czeka się jej końca! Dajcie mi więcej! -niemal zażądała.
Przez to jak dumnie uniosła głowę dało się nieco wyczuć kobiecym, stanowczy charakterek, ale Lucien wiedział, że ma do czynienia z damą w ten czy inny sposób. Chłopi nie znając takich gestów mogli je uznać za nieco zniewieściałe, ale przecież, który elf zniewieściały nie jest?

Rosa pisze...

- I czym się zajmujecie? Razem walczycie? Chcecie zdobywać ziemie? Słyszałam też, że potrzebni są zielarze. Tym się zajmujesz? Bo te ziela to by mniej bolało wiesz? Kiedys brat przykładał mi takie liście jak się sparzyłam... - przerwala na chwilę przygryzając wargę. Zawsze to robiło gdy było jej smutno lub o czymś myślała.
Przysunęła się bliżej ognia, który trzaskał cicho.
- A masz coś jeszcze? - zdziwiła się
Była głodna, a nawet bardzo, ale nigdy nie przyszło by jej do głowy, że w podróży można mieć przy sobie więcej jedzenia.
Już nie pamiętała kiedy miała w ustach jakieś porządne jedzenie. A teraz... A jeśli Lucien ma jakies suszone mięso...? Aż uśmiechnęła sie na tą myśl.

LamiMummy pisze...

Zmrużyła nieco oczy jakby próbowała przez krótką chwile odgadnąć zamiary przybysza. Ale przecież była lekkoduchem! Nie mogła zbyt długo myśleć. Nie w tej roli!
-Klątwa? Tak! Klątwa przy dobrze. Przepowiednia, klątwa, gusła! Rewelacja! -usiadła na krześle hamując swoja ochotę by usiąść nóżka na nóżkę. Wybrała pozycje nieco bardziej w rozkroku, opierając łokcie o kolana w wyczekującym geście -No! Panie mów, co tam masz w zanadrzu! Może cienie kochanków błąkające się po wrzosowiskach? -spojrzała w nieokreśloną dal jakby widziała już stronice książki z opowieścią -Para kochanków, parszywa markiza, która nie potrafiła z jednym na sienniku uleżeć i rycerz ze straconym w jej oczach sercu... hm... utopionym w jej oczach lepiej by brzmiało. -wróciła z wyczekującym spojrzeniem do przybysza. Wydawała się być głodna jego historyjki.

LamiMummy pisze...

Vey napiła się nieco podanego podpiwku. Wbiła przenikliwe oczy w przybysza. Wydawała się skupiona na historii.
-A... co dokładnie mówiła ta klątwa? Była tylko czymś typu "Twój zamek obróci się w proch" czy bardziej "Jeśli tego nie zrobisz, twoja dusza zawsze będzie się plątać po tych wzgórzach i nie zaznasz spokoju"?
Była pochłonięta. Zapomniała nieco o roli beztroskiego paniczyka. Chciała znać prawdę.

LamiMummy pisze...

Vey nachyliła się nieco zapominając o męskiej manierze, co mogło być odczytane jako zniewieścienie.
-Skoro to głupie przesądy to czemu nie pójdziesz z nami, odważny nieznajomy? -powiedziała z wyzwaniem w głosie -Może poszczęści Ci się i... Noooo, chyba, że się boisz, szlachetny panie. -prychnęła -Nam by się nieco złota przydało, co przyjacielu. -rzuciła spojrzenie Lucienowi -Ja bym się zabrał za to złoto i klątwę na poważnie! By chociaż jeden bard nie kłamał na temat snów i przypuszczeń dotyczących tak malowniczego tematu jak Wapienne Wzgórza.

Nefryt pisze...

- Sprawdź, czy nie stało jej się coś jeszcze. Ma coraz większą gorączkę. – Jej Łowczyni nie ufała… zresztą z wzajemnością. Przez krótki czas, kiedy Lucien sprawdzał, czy nikt nie ścigał Łowczyni, Nefryt pobieżnie obejrzała ranę. Pobieżnie, bo elfka wyrazie nie życzyła sobie pomocy ze strony herszta. Jakby ta chciała ja otruć, albo jeszcze co…
Rana krwawiła dość obficie, ale nie wydawała się tak poważna, by wywołać gorączkę.
- Twierdzi, że ma wiadomość dla Łowczyni. Ale oczywiście mi nie raczył nic powiedzieć. Ale wie dużo. Za dużo żeby pozwolić mu łazić wokół, a może naprawdę coś wie – powiedziała cicho. Myślałby kto, że ona umie opiekować się dziećmi. Przecież ona w ogóle nie widziała, jak się przy nich zachować. Co i jak mówić, robić…
- Daj mu powiedzieć – syknęła, widząc minę Luciena.
Tymczasem „dzieciak” zaczął mówić. Twierdził, że Wirgińczycy wiedzą o powstańcach, ale z jakichś przyczyn nic z tą wiedzą nie robią. Powiedział, że wszystkie bramy są strzeżone a ludzie przy nich sprawdzają kto wchodzi i wychodzi z miasta. Kiedy Nefryt zapytała go, kto go przysłał, milczał. Także tym razem nie zająknął się o tym, od kogo przyszedł.

LamiMummy pisze...

Vey obserwowała wszystko uważnie. To... było interesujące.
-A więc wyzwanie? Rywalizacja czy współpraca? -podparła się pod boki.
Podobało jej się to! Mogli spokojnie, z niemałym alibi pójść i szperać o tych wzgórzach. Oh, kusiło ja przejść się do wiedźmy. Wiadomo, że te mają książki, często zakazane! A to znaczy... mają wiedzę!

Rosa pisze...

- Pewnie dużo miejsc widziałeś… - Jeśli Lucien był handlarzem to na pewno podróżując z towarem zwiedził kraj… - Byłeś kiedyś nad wielką wodą? – Dziewczynka zawsze marzyła by zobaczyć ocean. Wielkie fale, które uderzają o brzeg, odległe wyspy, które majaczą na horyzoncie…
Dina westchnęła cicho. Ona znała tylko Wielką Równinę. Tylko tam czuła się pewnie… A teraz? Teraz każde miejsce wydawało jej się obce i… groźne.
Zerknęła na Luciena, który wyjmował z torby suszone jedzenie. Chętnie wzięła kawałek mięsa i przymknęła oczy z zadowolenia. Od dawna nie była tak najedzona. Zerknęła jeszcze raz na Luciena. Co przyniesie jutro? Czy Lucien zabierze ją ze sobą? A… gdy dotrą do miasta czy zostawi ją na ulicy, czy dalej pojadą razem?
Dina nie odważyła się zdać tych pytań głośno. I tak miała wrażenie, że zadawała za dużo pytań. Nie chciała zdenerwować Luciena…
Przysunęła się do niego i przymknęła oczy. Ogień dawał tyle ciepła i było jej tak przyjemnie z pełnym żołądkiem… Dziewczynka przymknęła oczy i uśmiechnęła się lekko.
Po chwili Dina smacznie spała, opierając się o Luciena.

LamiMummy pisze...

Vey nie zależało na wrogu czy złocie. Chciała po prostu spełnić swoją obietnicę i jeśli miał jej w tym pomóc ktoś jeszcze to nawet lepiej dla nich, ale... miała tylko jedną wątpliwość. Czy nowa twarz w tej drużynie nie jest kimś... niepewnym, kto może też widział jakiś list z jej imieniem i niemal ustaloną ceną za głowę.
-A więc postanowione! Ruszajmy jutro druhowie! -ucieszyła się, ale bardziej na pokaz.
Jej wątpliwości to jedno, a drugie, że będzie musiała przez cały czas udawać śmieszka i bawidamka. No i... jak przekona nowego kompana, że gdy się kąpie nie życzy sobie towarzystwa żadnego z panów w pobliżu? i czemu musi biegać na stronę by spełnić potrzeby fizjologiczne, a nie jak panowie, pod drzewko.
To było niedogodności, na które sama się spisała. Może nie będzie tak źle? MOŻE! Na to liczyła całym sercem.
-To kiedy ruszamy? -zapytała z entuzjazmem, którego fałszywość mógł spokojnie przejrzeć Lucien, który znał nieco dłużej elfkę.

LamiMummy pisze...

Założyła ręce na siebie starając się mało eksponować i tak mizerny biust.
-Konie są szybsze i prócz jeźdźca zabiorą też prowiant. Wiele poza tym nie potrzebujemy. Zwierzęta juczne są dobre, gdybyśmy mieli iść długo, ale... Szkoda iść i targać ze sobą juczne zwierze, bardziej opłacają się typowe konie i juczniaki jeśli już upieramy się przy jucznych. Muły i osły są wytrzymałe, ale nie wszędzie wlezą. Jestem stanowczo za końmi wierzchowymi!
Zdecydowała się Vey. Minę tak czy siak miała dość niepewną, więc dodała:
-Zapasy zamówmy u karczmarza, a i może wie coś o wierzchowcach. Resztą zajmijmy się jutro bo padam z nóg! -przetarła oczy i przeciągnęła się... mając nadzieję, że za luźna koszula nie znajdzie gdzieś miejsca na jej klatce piersiowej by się zahaczyć o krągłość. Nigdy nie przypuszczała, że będzie chciała mieć jeszcze mniejsze piersi niż miała!

LamiMummy pisze...

[Mam mętlik w głowie bo jakoś... nie widzę komentarza, na który odpowiadałaś. Muszę nieco poimprowizować w takim razie :)]

Dziewczyna momentalnie rozpromieniła się i nieokreślone napięcie minęło. Odetchnęła z ulgą.
-To nie będzie łatwe, co? No... rozwiązywanie tej sprawy z kimś jeszcze, a na dodatek z kimś dla kogo jestem chłopcem i kto może posiadać ten sam list gończy, co tamci bandyci.
Usiadła na krześle i zdjęła buty. Miała ich już serdecznie dość.
-Pozwolisz, że jednak umyję się póki jeszcze mogę to zrobić na spokojnie? No... będę musiała Cię chyba wysłać po na przykład chleb i ser, żeby nie było to dziwne, że wychodzisz z pokoju, gdy przyznaliśmy, że jesteśmy zmęczony. Postaram się szybko uwinąć z ablucjami.
Było jej ewidentnie głupio, że musi go o to prosić. Tak czy inaczej miała nieco błękitnej krwi i pewnego rodzaju wstyd związany z nagością, co było zupełnie naturalne.

LamiMummy pisze...

[I kto tu jest ciapa?]
Spokojnie zajęła się sobą dbając o czas. Dobrze, że jej włosy szybko nie odrastały i akurat tym nie musiała się przejmować. Pozbyć się go? To brzmiało źle. Ale... może zgubić? Zgubienie kogoś jest łatwiejsze niż... no... ostateczne rozwiązanie? Chyba źle by się z tym czuła. No i... eh... nie mogli za długo zwlekać.

Ubrała się w koszulę i położyła do łóżka. Pewnie niedługo Lucien wróci i położy się do swojego. Może... później pomyśli jak zmylić tamtego.

LeChat pisze...

[Imię: Lucien, Bractwo Nocy, poszukiwacz, osobowość postaci, Breaking Benjamin <3. Aż musiałam napisać ten bardzo skromny, króciutki komentarz do kp.]

Lore'Lhin

«Najstarsze ‹Starsze   1201 – 1313 z 1313   Nowsze› Najnowsze»

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair