Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat


Intro

    – Mówią, że Cienie* wróciły – oświadczył szeptem, zupełnie jakby słowem miał przywołać Bractwo Nocy. A i tak ludzie zdawali się wzburzeni samym wspomnieniem o nich. Chociaż niektóre z wyczynów członków tejże organizacji były niemal legendarne, to nie zmieniało to faktu, iż Cienie byli zabójcami.
   – Mówią, że celem Bractwa jest gubernator, oby sczezł. Tfu! – Swoją niechęć poparł splunięciem, a tym razem ludzie obrzucili mocarnego wojownika zachwyconymi spojrzeniami, takim właśnie, jakimi patrzy się na bohatera. Kogoś, którego nie śmiemy naśladować ze strachu i jednocześnie kogoś, kogo podziwiamy za to, że jest takim, jakim my sami pragnęlibyśmy być. A wspomniany wojownik, powszechnie znany jako Elegia, uśmiechnął się, świadom wzbudzonych uczuć. Otworzył usta, by coś jeszcze dodać, gdy w jego polu widzenia ukazał się miecz. Jego własny, naostrzony i wypolerowany. Unosząc wzrok wyżej, spojrzał w brązowe oczy, spokojne, niczym dwie głębie. Twarz o stoickich rysach, obojętna, tak różna od pełnych zachwytu i ciekawości. Ubranie, znoszone, luźne, wisiało na sylwetce mężczyzny, niezbyt mocarnej, ale widocznie wystarczającej do pracy w kuźni. Ciemne włosy opadały na zroszone potem czoło.
   – O czym to ja mówiłem? – Wojownik ujął za rękojeść miecza, unosząc go do góry, obserwując klingę. Pierwszorzędna robota, musiał przyznać. Aż się prosiło, by przetestować jego ostrość. – A, Bractwo. Otóż mówi się… – urwał, pozwalając napięciu narosnąć. – Mówi się, że Bractwo zamierza wypowiedzieć wojnę Wirginii. Podobno widziano Nieuchwytnego.
   – Bzdura – kowal parsknął. – Gdyby Bractwo coś planowało, nikt by o tym nie słyszał. Jeśli się o czymś mówi, to najlepszy dowód, że Bractwo nie ma z tym nic wspólnego – ciągnął, a ponieważ wspomniany mężczyzna rzadko się odzywał, teraz padły nań zaskoczone spojrzenia wszystkich obecnych w karczmie. Niezrażony tym, otarł dłonie o tunikę.
   – Zapłata. Za miecz – wyjaśnił cel swojej obecności. Ale Elegia nadal spoglądał nań jak na szaleńca. Jak ten człowiek, ten marny rzemieślnik śmiał zanegować jego opinię? Jego, który niemal wszędzie był i niemal z każdym potworem walczył? Kimże ten ktoś był? No? Kim?
   – A co ty możesz, człeczyno, o Bractwie wiedzieć  – stwierdził z politowaniem i dobrotliwym uśmiechem, skądinąd i pogardliwym, odliczając należność.
   – Nic. Jestem tylko kowalem – przyznał kowal, przyjmując zapłatę. I usunął się w cień, zostawiając ludzi z opowieściami Elegi.

*Bractwo Nocy, potocznie nazywani Cieniami – tajna organizacja skrytobójców i szpiegów działająca na terenie Keronii i poza nią, powołana jeszcze w zamierzchłych czasach przez Astrid, zwaną później Nocną Damą, pierwszą Mistrzynię Cieni. Obecnym Mistrzem i przywódcą jest Nieuchwytny, zaś za jednego z najlepszych uchodzi Lucien Czarny Cień. Główne decyzje podejmuje przywódca wraz z Radą. Dokładna struktura jednak, wraz z organizacją i rekrutacją pozostaje owiana tajemnicą, jakiej nam, zwykłym szaraczkom, nie dano poznać.
W każdym z większych miast znajduje się kryjówka Bractwa, znana tylko wtajemniczonym, zaś główna siedziba mieści się gdzieś na pustkowiach Keronii. Cienie, choć specjalizują się w zabójstwach, nie cofną się przed żadnym zajęciem. Niektóre z ich wyczynów stały się nawet tematem legend czy pieśni. Ostatnimi czasy jednak ich imię wzbudza w Kerończykach strach i niechęć, jako że oddali swe usługi Wilhelmowi Hektorowi Escanorowi. Znakiem rozpoznawczy cieni jest otwarte oko. Wiedzą, widzą i czuwają.



Muzyka

Art credit by gokcegokcen



TRZY OSOBOWOŚCI - JEDNO CIAŁO 

Imię i nazwisko: Asgir Thorne
Zajęcie: płatnerz w Demarze
W Bractwie: Lucien Czarny Cień
Stanowisko: Poszukiwacz, Radny
Prawdziwe, acz nieużywane: Varian Gharis
Miejsce urodzenia: okolice Nyrax
Rasa: człowiek
Narodowość: Kerończyk


Ku chwale Bractwa Nocy! 

   – Dziękuję – wyciągnął w stronę tamtego dłoń, chcąc pomóc mu wstać. Dzieciak jednak poderwał się na nogi, odsuwając jak najdalej od dłoni, jakby to jakiś wąż w niej siedział, gotów w każdej chwili go ugryźć. Jedną dłoń przytulał do piersi, szeroko rozstawiwszy palce. – Zawdzięczam ci... – zaczął, nieco zakłopotany rycerski syn, ale nowo poznany całkowicie zignorował jego słowa. Rozejrzał się na wszystkie strony, płochliwe stworzenie, gotowe dać nogę przy pierwszej okazji.  Po czym potrząsnął głową, nieco buńczucznie, zrzucając tym gestem cały strach i wstydliwość. Dłoń, dotąd przytulona do piersi, usunęła się, ujawniając pękaty trzos.
   – Głupcy – sarknął, dodając do tego kilka przekleństwa, jakich nauczył się na ulicy. – Kiedyś tego pożałują.
   Marcus stężał. Nowy był nie tylko żebrakiem, ale i złodziejem.
   – Nie powinieneś kraść  – zganił go w dobrej wierze, w zamian za co otrzymał spojrzenie pełne kpiny.
   – To co, mam teraz pójść, przeprosić strażnika i oddać mu trzosik? Gdzieś ty się chował, hę?
   – W ojcowskim zamku w…
   – A! Rycerzyk. No to gdzie twój miecz, rycerzyku? – zadrwił bezlitośnie żebrak, naraz odmieniony, jakby coś złego było w szlachetnym pochodzeniu Marcusa. – Wracaj do ojcowskiego zamku, a nie się tu pętasz. Ulica nie jest dla ciebie.
   Na ten dyshonor obruszył się rycerski syn. Da radę, musi dać radę. Upór odbił się w jego zapadniętych, zmęczonych oczach.
   – Nie znasz tego życia – stwierdził żebrak, już bez wcześniejszej drwiny.

I. Varian Gharkis, pogrzebany w pamięci
   Przeszłości się nie wymaże. Możesz nią żyć lub pójść dalej. Ale ona zawsze będzie. On wolałby o niej zapomnieć. Nie pamiętać, że kiedyś był nikim. Ulicznikiem, takim jak wielu innych. Kogoś, kogo można bezkarnie kopnąć, podciąć gardło i porzucić. Jednego mniej. Ulice i tak są zbyt ludne.
Większość tego okresu spędził w Nyrax. Mała miejscowość w okolicy Królewca, nad Jeziorem Peverell. Jego ojciec był zwykłym  wojakiem, walczącym o sprawę, której jego syn wówczas nie rozumiał. Alard wierzył, że nie pasowanie, a myśli i honor czynią zeń rycerza. Zginął. Przynajmniej wówczas tak myślano i dopiero lata później, przypadkowo, syn miał odnaleźć go na galerach. Matka Edith, kobieta z ludu, starała się wychować go sama. Wpoić zasady moralne, wiarę w bogów i to, jak żyć. Może nie bogato, może nie zaszczytnie w oczach możnych panów, ale zgodnie z samym sobą. Dobrze. Wyszło jak wyszło, słowem wcale. On już wtedy podążał własną ścieżką. Słuchał nauk, co by spracowanej twarzy nie zasmucać. A gdy brązowe oczy odwróciły się odeń robił swoje. Siostra… tak, miał siostrę. Fina. Niewinne, słodkie dziewczę. Naiwne i niegotowe na prawdziwe życie. Chciał ją chronić za wszelką cenę. Kolejne, co nie wyszło.
   Jedynym jaśniejszym punktem w tym okresem zdaje się pobyt w Mall Resz i późniejsze terminowanie u kowala Brana, choć z tym ostatnim wiązał się powrót do Nyrax, mieściny żyjącej w ciemności knowań, niewolnictwa, przemytu i układów. Jeśli znaleźli się tam jacyś uczciwsi mieszkańcy, trudnili się rybactwem w pobliskim jeziorze. Nawet teraz odór ryb przyprawia go o ból brzucha, podobnie widok rybackich sieci i zgniłozielonej, portowej wody. Paskudztwo. Z tego okresu zostało mu też uprzedzenie do arystokracja i wysoko urodzonych, którymi gardzi, jako tymi, co mają się za nie wiadomo kogo, a w rzeczywistości nic nie potrafią.

II. Rekrut Cieni - początek
   Spotkanie Jastrzębia, Poszukiwacza Bractwa Nocy odmieniło jego życie. Los wygrany na loterii, uśmiech szczęścia. Osoba bez celu w końcu jakiś miała. Nie należący nigdzie, odnalazł dom. I zamierzał zrobić wszystko, by go zatrzymać. Wszystko, by odwdzięczyć się Cieniom. Wszystko, by wybić się ponad innych. Będą przed nim drżeli, mawiał. Z czcią będą wymawiali jego imię. Nikt już nie ośmieli się go lekceważyć. Ambitny aż nadto, zbyt był prędki, zbyt na własną korzyść patrzył. A mimo to Jastrząb widział w nim kogoś więcej. I to właśnie spojrzenie tak niepokoiło ówczesnego przywódcę Bractwa, spojrzenie, które sprawiło, że już od początku Nieuchwytny znielubił młodego Kerończyka, widząc w nim zagrożenie dla swojej pozycji. A jego rywal piął się szybko, zyskując poklask … do czasu pamiętnej misji. Misji, po której została mu blizna na policzku. Zgubiła go pycha i ambicja, one to dwie pogrzebały kontrakt. Ta blizna przypomina mu o tym, że Cienie idą najpierw. Potem, jeśli noc pozwoli, jego własna chwała.
   W tym, nieco dlań burzliwym okresie, szczególną więzią przyjaźni związał się z inną dwójką rekrutów – poznanym wcześniej rycerskim synem, Marcusem i tajemniczą Solaną, niedoszłą przemytniczką, późniejszą kurtyzaną i kochanką Variana. Opieką otoczył go Jastrząb, który stał się dlań nieomal jak ojciec, wzór do naśladowania. Jego teorie o jedności przyjął jako własne, nazwał go swoim mentorem. W końcu zrozumiał. I dostąpił zaszczytu inicjacji, przyjmując nowe miano. Tamtej nocy Varian Gharkis odszedł na zawsze. Zastąpił go Lucien Czarny Cień. Jeszcze zwykły Cień, lecz już wkrótce członek Rady i nowy Poszukiwacz. Jego trud i lojalność zostały docenione.

   – Gdzie moja broń? – To były pierwsze słowa, jakie mężczyzna wypowiedział, gdy tylko się obudził. Pierwszym ruchem, jaki wykonał, po tym jak dłonie nie znalazły znajomej w dotyku rękojeści. Jeszcze zanim zorientował się, że rana na piersi już nie krwawi, że leży na starym łóżku, przykryty kocem w jakiejś chacie. Jeszcze zanim spojrzał w oblicze starszej już ludzkiej kobiety, siwiuteńkiej jak gołąb, pomarszczonej czasem i lekko zgarbionej przez trudy życia. Ubogo odzianej, w starą, zieloną suknię, prostą, z brązowawą chustą zarzuconą na wątłe ramiona.
   – A co? Chcesz mnie zabić? – Głos pozostawał w dysharmonii z wyglądem, bo brzmiał raczej czysto, znacznie młodziej też. Także oczy pozostały jasne i przenikliwe, niezaćmione wiekiem i czasem, jak to czasem bywało u ludzi w podeszłym wieku, o czym on miał się jednak przekonać znacznie później, dzięki płonącej w jego żyłach magii. Możliwe też, że ręka zabójcy nie pozwoli mu tego doświadczyć, bo kto mieczem wojuje od miecza ginie, jak mówiło stare porzekadło.
   – Gdzie moja broń? – powtórzył, wciąż słaby. Bez broni czuł się nagi, zawsze przecież miał przy sobie choćby sztylet, a teraz nic. I co z tego, że w pokoiku znajdowała się tylko staruszka. Zawsze mógł zjawić się ktoś jeszcze, ten, który na niego polował i do takiego stanu doprowadził. Zresztą, tam gdzie obecna była magia, tam nigdy nie wiadomo, kto przed tobą stoi. A tutaj, w tym skromnym domku, aż magią emanowało.
   – Nie zabijesz mnie. Ktoś przecież musi cię pielęgnować  – zakasłała, wyciągnęła z kieszeni chustkę, przykładając ją do warg. Wyglądała naprawdę dość bezradnie … i samotnie. – Poza tym, ja cię nie ukrzywdziłam. Jesteś w bezpiecznym miejscu.
   – Nie ma takiego – odparował. – Moja broń – powtórzył uparcie.


III. Asgir Thorne, spokój i praca
   Choć niewątpliwie jest Kerończykiem, nikt tak naprawdę nie wie, skąd Asgir pochodzi. Nieznany nikomu, przed rokiem przybył do niewielkiego miasteczka znajdującego się w strefie wirgińskiej, przedstawiając się jako Asgir Thorne. Tam też i pozostał, pracując w kuźni, nie robiąc sobie wrogów, ale i nie szukając przyjaciół. Potem, prawdopodobnie z przyczyn zarobkowych, przeniósł się do pobliskiego Demaru. W jednej z bocznych uliczek stanęła kuźnia i proste domostwo, gdzie żyć i pracować mu przyszło, na godny byt młotem zarabiając i śpiewem stali. A, że wiedzy ni kunsztu mu nie brakowało, przeto usługi jego cenione się stały.
   Jako zwykły mieszkaniec Demaru, za jakiego zresztą mają go niemal wszyscy, nosi się w prostej tunice, jasnobrązowej barwy i czarnych spodniach, przepasanych brązowym, skórzanym paskiem. Broni, choć potrafi docenić zalety solidnej roboty i kunsztu, zdaje się wówczas nie nosić w rękach, oprócz rzecz jasna tej, którą sam wytwarza.
   Zapytani o miejscowego kowala ludzie wzruszą ramionami, z całą pewnością pochwalą jego robotę, ale o samym człowieku powiedzą niewiele. Ot, taki małomówny, szorstki w obejściu człek, pewnie z jakąś tragedią w życiu. Spokojny aż nadto, nieszukający zwady ani niestarający się znaleźć w centrum uwagi. Taki cichy obserwator, nieco mrukliwy, nieco nieobyty towarzysko. Nie, nie bierze udziału w walkach. On w konflikt nie angażuje się ani trochę. Ani w spory. Za cichy na to, może i za tchórzliwy, nie żeby go ktoś potępiał, w końcu nie każdy rodzi się wojownikiem. Nie zadaje pytań. Nigdy. Zdaje się żyć w swoim własnym świecie, świecie, który zna, a który sprowadza się do kuźni i młota. Czy jest pomocny? Czasem, przyparty do muru, rzuci jakąś radę, wcale niegłupią, acz zdarza się to rzadko. Czasem też przesunie termin spłaty długu, ale nie ma się co łudzić, o nim nie zapomni. Tyle o nim powiedzą mieszkańcy.
   Tak naprawdę jednak ktoś taki jak Asgir nie istnieje. To po prostu kolejna twarz, jaką przybrał na potrzeby Bractwa Lucien. Blisko Twierdzy Diabła i samego gubernatora, zajmuje się zbieraniem informacji z tej części kraju. I czeka na wezwanie swych braci i sióstr.
    Któż by zwracał uwagę na prostego, niewyróżniającego się niczym szczególnym kowala?

IV. Lucien Czarny Cień, Poszukiwacz - życie, jakie sobie wybrał
   Jako Lucien Czarny Cień bywa w wielu miejscach, jako że do jego obowiązków, oprócz wykonywania misji dla Bractwa, leży i rekrutacja nowych członków. Toteż ma mnóstwo szpiegów, zdaje się wiedzieć, co dzieje się nawet w najdalszym krańcu kraju. Nieoceniona w tym okazuje się i pomoc złodziei, z którymi utrzymuje regularne kontakty i kurtyzan, zwłaszcza tych związanych z „Różą” w Królewcu. Można go też spotkać i w Zamku Gubernatora, jeśli interes Bractwa tego wymaga. Lecz nawet gubernator nie zna prawdziwego miana tego człowieka.
   Opisując jego charakter, na pierwszy rzut oka wysuwają się dwa słowa: egoizm i wygoda. Wychowano go w poszanowaniu dla religii i moralnych nakazów. Lucien jednak lekceważy i jedno i drugie. Religia ogranicza. Ten bóg wymaga tego, ten nakazuje szanować życie, tamten uczciwość i ciężką pracę. Nawet bóg zabójców ma jakieś swoje wymogi. Z racji zaś, że Cień dba o to, by dlań było najwygodniej, lepiej jest udać, że bogów nie ma. Jeśli ich nie ma, to nikt nie osądzi jego czynów. Zresztą, komu pomogły modły? Jaki bóg zszedł na zlaną krwią ziemię, by ochronić wzywających go ludzi? Gdzie byli bogowie, gdy Wirgińczycy wyrzynali w pień ludność i palili wioski? Nie, nie dla Luciena są bogowie. Niech kto inny marnuje czas na modły, on nie ma zamiaru.
   Polityka interesuje go niebywale, nie jednak dlatego, że aktywnie popiera którąś ze stron. Tam gdzie jest konflikt jest i zarobek. Pomijając ten brzęczący fakt Wolna Keronia i niepodległość obchodzi go tyle, co śnieg… zeszłej zimy. Nic osobistego. Robi to, co jest korzystne dla Bractwa Nocy, nic więcej i nic mniej. Uważa, że kraj nic dla niego nie znaczy, a on sam nic mu nie jest winien, ani też władzy. Ludzie zaś powinni zatroszczyć się o siebie sami.
   Lucien jest osobą skrytą, nie wylewną. Nie można powiedzieć, że nie odczuwa uczuć i emocji. W działaniu jednak rzadko kiedy kieruje się nimi, częściej polegając na zdrowym rozsądku. Nie jest też impulsywny. Stara się zachować kamienną twarz, toteż niezwykle trudno odczytać jego zamiary. Nie twierdzę, że nic go nie szokuje czy nie zaskakuje... On po prostu robi wszystko, by tego nie zdradzić. Jednak nawet jego cierpliwość ma swoje granice, po których przekroczeniu wybucha gniewem. Nieliczne osoby, w tym jego podopieczna mają szczególny dar do testowania jego opanowania. Samotnik. Nawet w grupie, choć jest wśród innych, tak naprawdę nie jest z nimi.
   Nie przebacza łatwo, pamięta o doznanych krzywdach i urazach, zwłaszcza jeśli dotyczą bliskich mu osób. A tych ostatnich nie ma zbyt wielu. Jednak lojalności względem nich nie można mu odmówić, tak samo jak i potrzeby ich chronienia. Nie mówi jednak o tym głośno i mało kto zna tę jego cechę charakteru. Na szczególną uwagę zasługuje jego oddanie Bractwu, tam leży jego lojalność i tego Cień nie ukrywa. Nie szuka zrozumienia, ani też przyjaźni. Zdaje się niczego nie oczekiwać od życia, będąc tylko narzędziem, przedłużeniem woli Bractwa. Tam gdzie potrzeba zaufanego człowieka, tam się posyła Luciena Czarnego Cienia. Powszechnie uchodzi za bezlitosnego i zimnego, który to, jeżeli nawet kiedyś czuł i reagował jak człowiek z sumieniem, to dawno już zatracił tę cechę. Jak kiedyś główną motywacją jego działania było wybicie się z biedy i zostanie kimś, kto liczy się w świecie, kogo nie można lekceważyć, tak teraz liczy się tylko wola Bractwa. Nie jest jednak nieczułym kamieniem, wolnym od wątpliwości. Lecz gdyby odrzucił Cienie, odrzuciłby to, kim się stał. Musiałby przyznać się do porażki, wyrzec tego, czego niegdyś tak gorąco pragnął. A on nie jest na to gotowy i wątpliwe, by kiedykolwiek był. Lubi poczucie, że jest panem swego losu, nawet jeśli nie do końca jest to prawdą. Nie rozumiejąc uczuć, lęka się ich, to też jest przyczyna, dla której unika kontaktów z ludźmi spoza Bractwa. Nie chciałby być postawionym przed wyborem stron. Boi się, że wówczas opuściły Bractwo. Zdradził. Ich. Siebie.
   Ma swoje zasady. I chociaż brzydzi się honorem, jako całkowicie niepraktycznym, to swoje długi w miarę możliwości spłaca, chyba że wiązałoby się to z nieposłuszeństwem Cieniom. Jak spłaca długi, tak też i zawsze odbiera swoją zemstę. I znów jedynym hamulcem jest tu wola Bractwa i jego własne korzyści. Cechą charakterystyczną Luciena jest wieczna gotowość do walki. Śpi z mieczem w zasięgu ręki i sztyletem ukrytym pod poduszką. Często też odwołuje się do powiedzeń Cieni, a także zwrotu "nieistniejący bogowie". W głębi duszy kocha słuchać dawnych legend i opowieści, a także wykonywanych przez bardów pieśni, chociaż sam nie zdradza żadnych uzdolnień, czy to literackich czy muzycznych, o plastycznych już nie wspominając. 
   Nie można powiedzieć, by szczycił się bogatym wykształceniem i szkoleniem, takim, jakie przechodzą synowie wysoko urodzonych domów. Życie nauczyło go kradzieży, kłamstwa i oszustwa. Nauczyło podstępu. Swego czasu najbardziej lubił wślizgiwać się po nocach do domów, wykradać co potrzebował i znikać. Było to dla niego mniejszym ryzykiem, prostym zarobkiem. Jak nikt inny wiedział, w jaki sposób przeżyć. Reszty dopełniło szkolenie Cieni, jakie przeszedł, gdy trafił do tej organizacji. Zapoznano go z nieomal każdym rodzajem broni, szukając tej, która będzie dlań odpowiednia. Wkrótce wyszło na jaw, że żaden z niego siłacz, nie dla niego potężne topory, młoty, długie włócznie i walka dystansowa. Jego atutem była za to zwinność. Ulubioną bronią stał się więc jednoręczny miecz i sztylety. Gdy robi się gorąco, używa dwóch mieczy, nie stroni też od nieczystych zagrań. Zrobi wszystko, by uzyskać przewagę, jednocześnie unikając zbytniego ryzyka. Często wspomaga się też magią, jako że odziedziczył tę zdolność po jednym z przodków. Ma w sobie potencjał, lecz magia nigdy nie była dla niego najważniejszą bronią, nie poświęcił się jej całkowicie. Zna co niektóre zaklęcia obronne i magii zniszczenia, głównie bazujące na sile ognia. Jednak szczególnie wyspecjalizowany jest w iluzji i obronie mentalnej. Posiada szczególny dar nazywany przez Jastrzębia panowaniem nad cieniami, skąd i wziął się jego przydomek. Wspomniana iluzja w połączeniu z umiejętnością skradania się czyni zeń prawdziwego Cienia, niezwykle trudnego do wykrycia. Liczne podróże nauczyły go radzić sobie na szlaku, niemniej pewniej czuje się w mieście niż w głuszy. Podkreślić wypada, że starć raczej unika, chyba że nie ma już innego wyjścia. Nie chodzi tu o tchórzostwo, lecz o fakt, że zwykle zdąża z jakąś misją i to niej wówczas poświęca swe myśli i czyny. Mało możliwe więc, by sam z siebie przyłączył się do jakiejś walki na gościńcu czy gospodzie, o ile będzie miał szansę minąć to bez angażowania się.
   Potrafi udawać i grać doskonale, dlatego niezwykle trudne jest by się w jakiś sposób zdradził, ujawniając powiązania z Bractwem Nocy i swoje zdolności. Z samej zaś konieczności udawania różnych postaci, Mistrzowie Bractwa zadbali o naprawienie jego edukacji, zaznajamiając go z quigheńskim i wirgińskim, do szkolenia bojowego dodając naukę czytania i pisania, podstawowych norm zachowań i obowiązujących w wyższych sferach reguł. Pomimo tego on i tak czuje się lepiej udając żebraka i ulicznika niż paniczyka, a naturalnej postawy pysznego szlachetki wciąż nie wyćwiczył. Jest uodporniony na działanie niektórych trucizn, inne potrzebują większej dawki, by na niego zadziałać.
   Patrząc na jego twarz, widzisz ciemne, krucze włosy, nieco przydługie, zasłaniające wysokie czoło. Zdecydowane rysy twarzy, nieco ostre i raczej jasna, przez niektórych określana mianem bladej cera. Z tej twarzy spoglądają na ciebie brązowe oczy z dziwnym ciemnym połyskiem. I kłamie powiedzenie, że oczy są zwierciadłem duszy, chyba że jego dusza ma w sobie tylko obojętność. Prawy policzek Cienia szpeci podwójna blizna, cienka, ale widoczna, ślad po głębokim cięciu. Nie jedyna to blizna, jaką nosi, wystarczy spojrzeć na plecy, pamiątkę po torturach, jakich kiedyś doświadczył w Dolnym Królestwie po zamordowaniu krasnoludzkiego króla. Lecz ta na twarzy ma dlań szczególne znaczenie, pamiątka błędów młodości i zbyt wielkiej pychy. Wizerunku dopełniają nieco krzaczaste brwi i lekki zarost na twarzy, który pojawia się zwłaszcza po długich wędrówkach kerońskimi drogami. Przeciętnego wzrostu i przeciętnej budowy ciała, określany raczej jako szczupły. Sposobem poruszania się bardziej przypomina ostrożne stąpanie elfa niż ciężki krok wojownika.
   Preferuje ciemne kolory, najczęściej nosi się na czarno, z długim płaszczem z kapturem, szczelnie okrywającym jego sylwetkę. Wysłużony, zakurzony, miejscami przetarty, a jednak przezeń ulubiony strój. Do boku ma przypasany jednoręczny miecz, niezbyt zdobiony, za to wykuty z jak najlepszej stali, nazywany przez niego Zabójcą. Oprócz niego kryje jeszcze zestaw noży do rzucania, ostrze bractwa Pokrzyk przeznaczone do cichych zabójstw i drugi, nieco mniejszy od Zabójcy miecz Żar. Raczej nie ubiera ciężkiej zbroi, chyba że postawiony pod murem. Jeśli zaś zajdzie potrzeba zmiany postaci ucieka się do iluzji.
   Co o Lucienie Czarnym Cieniu mówią członkowie Bractwa, tego się nie dowiesz. Módl się do bogów, abyś żadnego z nich nie spotkał. Z tego jednak wynika bezsprzecznie, że nasz bohater nie dość, że ma wiele twarzy, to ich przywdziewanie nie sprawia mu większego kłopotu. 

Niechaj was strzegą i prowadzą Cienie.

Art credit by Katsumi92


Zapraszam do wątków, powiązań, wspólnego pisania. Na użycie postaci w opowiadaniu się zgadzam, pod warunkiem, że zachowana zostanie jej konwencja. Jeśli idzie o postacie poboczne wykreowane przeze mnie – można ich używać do woli, pozwalam na kierowanie nimi i wplatanie ich we własne historie. Wyjątek – nie wolno ich uśmiercać, chyba że wyrażę na to zgodę. Odpisuję wedle sobie tylko znanej kolejności, ale specjalnie nikogo nie pomijam. Jeśli zapomnę, ludzka rzecz, przypomnieć się. Prowadzę 3 postacie, może się zdarzyć, że danego dnia nie dam rady odpisać z nich wszystkich. Może się też zdarzyć, że pomimo wolnego czasu nie będę odpisywać ze wszystkich moich postaci. Taka autorska zachcianka.
Zapraszam do zapoznania się z odnośnikami w karcie. Ułatwi do pisanie wątków i poznanie postaci Luciena. 


Muzyka: Red "Let it burn", Breaking Benjamin "Dance with the devil"
Cytaty: J.R.R. Tolkien (w tytule)


Ostatnia aktualizacja karty: 30.07. - zmiana artów w karcie
Ostatnia aktualizacja podstron: 11.07 - zaktualizowano Miejsca i Poboczne (dodano arty)

1 313 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   601 – 800 z 1313   Nowsze›   Najnowsze»
Anonimowy pisze...

Lena zacisnęła palce na ramieniu brata, tym nieufniej odnosząc się do mężczyzny, im bardziej przypominał o spłacie długu i pomocy. Dziewczyna była nawet zdania, że teraz powodzi im się lepiej niż kiedykolwiek, a jeśli znów znajdą się w nie lada kłopotach, to wątpiła, czy chciałaby pomocy tak podejrzanego typa.
Przez jedną krótką chwile, Louis zwątpił, czy nie powinien przedstawić obu postaci ze sobą, ale w porę uznał, że to nienajlepszy moment. Żaden nie będzie w miarę dobry, ale czy chciał przez kilka kolejny dni żyć z myślą, że ktoś ma wobec niego dług? To wprawiało go w nieprzyjemne skurcze żołądka, choć raczej powinna cieszyć możliwość pomocy, niż straszyć.
- W takim razie... - spojrzał na siostrę i Luciena. - ...dokończ z nią zakupy, gdy ja coś załatwie w tym czasie i bedziemy kwita. - oznajmił, zdając sobie sprawę z idiotyzmu tej prośby, ale chciał to mieć za sobą.

Lena Selini

Sol pisze...

Cienie jej jakos straszne nazajutrz nie byly, czuła podświadomie, ze w nich sojusznika ma, czuła też, że nie każdy mrok krzywdzi. Wszak i Alasdair był po jednej stronie mroczny, ciemny, zly, taka juz jego natura była i choc kochala go calym sercem, goraco bardzo, to i to nauczyla sie rozumieć i akceptować.
teraz, gdy weszla znowu w zdezelowane mury starej karczmy, owineła sie ciasniej peleryna, bo i ziab i siarczysty opad deszczu, co dudnil w bliski zapadniecia dach rudery, przyprawial o ciarki. I zaraz tez stanęła z małym workiem podróznym w reku pod spalona, zwegloną az lawą bez jednej nogi, czekając. A jednak i ona w podróż miała sie wybrac, a czemu ona i czemu sama? Jej wlasna decyzja, bo i czekania dość miała.

draumkona pisze...

Iskra nie mogła nadal przełknąć tego, że dla Luciena nie liczyło się nic. Nic prócz misji. A ona głupia...
Zamrugała, co by łzy odpędzić, przecież mazać się nie będzie, bo znowu ją oskarży o użalanie się nad sobą. Niewinnie przylgnęła do Marcusowej piersi szukając w nim oparcia i jakiegoś ukojenia. Nos wtuliła w koszulę i nie zamierzała oczu nawet otwierać by Poszukiwacza oglądać, jak to odchodzi, bubel jeden.
Marcus za to zdziwił się okropnie, ale nie protestował, zaraz elfkę ujął delikatnie i po włosach pogładził. A kiedy to spojrzenie pana Czarnego Cienia napotkał, wzruszył ramionami.

M/G

draumkona pisze...

Iskra natomiast zamierzała wysyłać raporty albo myślą, albo krukiem. Nie chciała tu nikogo z Bractwa. Nie, kiedy jej małe "choróbsko" zacznie być już widoczne, co zapewne stanie się niebawem.
Wilk musiał usiąść. Teraz, już, zaraz, natychmiast. I usiadł. Na podłodze. Przeżywał ciężki szok.
Co prawda, pogodził się jakoś z odmową Iskry, ale taka nowina... No, nawet dla niego była ciosem.
- Człowiek... A tak się zarzekała, że drugi raz tego błędu nie popełni... - chodziło mu rzecz jasna o błąd pierwszy - czyli gorące uczucie do Seweryna, które zakończyło się wydaniem Iskry. Wilk podejrzewał coś podobnego tu, w tym wydaniu. Nie spodziewał się jednak, że sprawy zajdą tak daleko... Co najgorsze, nie przewidział tego, a więc nie było to myślą zamierzoną ani Iskry, ani tego człowieka. Wniosek był jeden. Wpadli.
- Bogowie... - szepnął jeszcze, ale na więcej sobie nie pozwolił. Zaraz się pozbierał, spoważniał i już znów był sobą.
- Pomogę, zostanę, zrobię co mogę. Muszę tylko powiadomić Starszyznę...
Iskra tymczasem wkroczyła do Strażnicy i rozważała jeden z największych problemów wszechświata. Jak tego małego bubla co rośnie w moim brzuchu nazwać?

draumkona pisze...

Wilk nic nie powiedział widząc tą scenę. Nic kompletnie. Za to jego zaufanie względem gatunku ludzkiego malało z każdą chwilą. I w umyśle jego zaświtała myśl jedna. Myśl szaleńcza biorąc pod uwagę spodziewaną reakcję Iskry...
Nie było jednak wyjścia. Nie da dziecka wychować wśród takich istot jak ludzie. Zabierze malca. Do Eilendyr. Zabierze, a Iskra wróci sobie do tego typa spod ciemnej gwiazdy.
A on zabierze malucha.
Sama Iskra kiedy znalazła się na powrót w towarzystwie Szept i Wilka, miała wrażenie, że weszła nie w porę. Że w ogóle wszystko dzieje się nie w porę. Nie wiedziała co zawinił mag Keroński, nie wiedziała też czemu twarz Wilka wyglądała tak, jakby miał ochotę komuś przyłożyć.
Wzruszyła jedynie sama do siebie ramionami, jakby ten gest miał i jej skołataną duszyczkę ukoić. Szkoda, że to nie działało. Stanęła przy Wilku i wymieniła z nim spojrzenia. A potem spojrzała na Szept.
- Odprawiłam Cienia. - aż dziw, że nazywała go Cieniem, a nie Lucienem umiłowanym. Albo po prostu Lucienem.
- I dobrze - mruknął Wilk i odszedł do jednego z okien. - Nie możemy tu zostać. Ale... Jednak do ranka trzeba nam poczekać. Wyślę wiadomość do Moriaru. Bracia na pewno udzielą nam schronienia, a i w razie niespodziewanej zimy obronią. - Moriar Merglejt. Siedziba magów strzegących tajemnic pór roku i Długiej Nocy. A także zakon wojowników, elity elfów, którzy to podczas zimy wyruszali by chronić podróżnych przed potworami wszelkiej maści. Iskra ucieszyła się w głębi serca na takową wieść. Spotka się z Epohem. A nikt jak Epoh nie poprawiał jej nastroju.

draumkona pisze...

Iskra bardzo musiała się hamować, by czymś w niego nie rzucić, albo by nie nazwać go znów od biedy - kretynem. Chciała grać twardą i niewzruszoną i chyba się jej to udało. Marcus tymczasem w pamięci odnotował by przekazać Królikowi co Poszukiwacz kazał. Oparł podbródek o głowę Iskry i tak też stał przyciskając do siebie szczupłe, elfie ciało. Myśl Pajęczarza trafiła zaraz do Figla i to pająk zajął się poszukiwaniem Białego, który to dziwnie radosny chodził. Marcus podejrzewał, że Królik się czegoś nawąchał.

Kiedy dotarli, na niebie wisiał już księżyc, który dziś sprawiał wrażenie jakby nadgryzionego przez myszy rogalika.
Dwa cienie przemknęły bezszelestnie dachem bogatego domu Królewca i zniknęły w zaprószonej ogniem uliczce. Odór ścieków zawisł w powietrzu, a bogaci idioci wychodzili ze swych domostw z oburzeniem machając chusteczkami i zatykając nosy.
Dwa cienie przemknęły uliczką nie zwracając na siebie uwagi i udały się za mury Królewca, do drewnianych chat, gdzie spotykali się Złodzieje. Złodzieje z Gildii.

M/G

draumkona pisze...

Iskra natomiast była święcie przekonana, że Lucien nie tyle się nie odmieni, co to jeszcze w jakiś gniew wpadnie i każe się jej malucha pozbyć. Nie potrafiła przewidzieć jak zachowa się Czarny Cień, więc wybrała dla niego niewiedzę. Sądziła, że postępuje dobrze.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością do szarookiej elfki, jakby dokładnie tego jej było trzeba. Była to jednak cisza przed burzą, bo Iskra zaraz wybiegła na dwór, w krzaki i puściła pawia.
Wilk zaś uniósł ponownie brwi. Jak widać, nie był to koniec niespodzianek na ten dzień. Przez chwilę milczał nie wiedząc co ma zrobić... Aż wyciągnął dłoń i zaszczebiotał lekko w elfim języku, a na jego wyciągniętej ręce zasiadł koliber.
- Od Wilka, do Rhysa, Moriar Merglejt. Spytaj, czy miejsce on w swojej Twierdzy ma i czy zdoła posłać nam jakiegoś Strażnika. Trzy elfy. Jedna w dość... Nietypowym stanie - koliber zaćwierkał w odpowiedzi jakby wiadomość kodując i odleciał machając szaleńczo skrzydełkami. Szafirowe spojrzenie władcy spoczęło na osobie Szept.
- Dopilnuję, żeby Rada nie wcisnęła ci żadnego kretyna. - niemal się uśmiechnął.

draumkona pisze...

Dwa cienie przemknęły zabłoconą uliczką, przeskoczyły zwinnie mur i zaraz znalazły się w obrębie światła pochodni. Niski murek jaki ich otaczał i krzaki malin. I dwa cienie w ciemnozielonych płaszczach z kapturami.
Pierwszy z nich odrzucił materiał, a jasne pukle opadły na plecy. Rubinowe spojrzenie padło na Mercera. Pojawiła się Myszołów, Szperacz. A towarzyszem jej...
Drugi kaptur opadł i zza nierównej grzywki wyjrzały żółte oczy Szczura. Radny Bractwa Nocy. Ostatni z czwórki.
Najwyraźniej Szperacz i Szczur zakończyli swe sprawy w Quinghenie.
Szczur zauważył Luciena i uniósł wysoko brwi. Nie powiedział jednak nic, po prostu go zatkało.

M/G

draumkona pisze...

- Zapowiada się ciężkie... Ileś miesięcy... - mruknął Wilk i zaraz odnotował w pamięci, by zaraz Iskrę wziąć gdzieś na bok i przebadać. W końcu, był tu jedynym wyspecjalizowanym medykiem, to wolał wiedzieć za ile miesięcy będzie musiał być gotów.
Ruszył ku wyjściu, a w drzwiach puścił Szept przodem. Miał teraz tyle na głowie, czy Iskra nie mogła wybrać lepszego momentu... Westchnął widząc jej sylwetkę wśród krzaków.
- Oj Iskra, Iskra... - jakoś bawiły go jej mdłości i nie miał pojęcia czemu. Podał elfce nawet chusteczkę, by sobie usta otarła.
Zhao natomiast nie była zadowolona. Nie podobały się jej ani mdłości, ani wymioty, ani lekko już zarysowany brzuch, który, dzięki bogom, doskonale maskowała jej luźna koszula.

draumkona pisze...

- Czyżbyś i ty, Lucienie mój drogi upatrzył sobie jakąś cudowną złodziejkę? - no tak, Szczur i jego salonowe żarty. Przygarnął do siebie demonstracyjnie Myszołów, ale jedynym co od niej dostał, to pacnięcie w głowę z otwartej dłoni.
- On nie jest taki jak ty - syknęła, a rubinowe spojrzenie padło na Poszukiwacza. Szperacz chwilę się mu przyglądała, jakby widziała całkiem zdolnego rekruta. A potem wzrok jej padł na Mercera. Twarz jej rozjaśnił uśmiech i kompletnie zignorowała gniewne burknięcia Szczura za plecami.
- To ostatnie zadanie było banalne, Mercer, proszę cię, co to miało być! - najwyraźniej kradzież smoczej kości ze skarbca Quingheny była dla Myszołów błahostką. Albo też sprawiała takie wrażenie.

M/G

draumkona pisze...

Wściekłe spojrzenie padło na Wilka. Oho, kryć się, bo zmienne nastroje jak widać już się zdążyły elfce udzielić.
- Najprawdopodobniej trafimy do Moriaru - oświadczył jej bez owijania w bawełnę.
- Co? A ty wiesz, że to jest w górach? A czy ty wiesz... - Iskrze nie dane było skończyć.
- Wiem. Ale tam będziecie bezpieczni gdyby przyszła zima.
Iskra tupnęła i rzuciła w Wilka chusteczką. Ta jednak do celu nie doleciała, a w połowie opadła w dół, jak to bywa ze zbyt lekkimi rzeczami.
- Bogowie, zaczyna się...
- Ja ci dam zaczyna się! Cały dzień w siodle! I te wymioty! - i Iskra ciągnęła tak swoją tyradę wydzierając się na Wilka, choć niczemu on winien. Elf natomiast miał ochotę się śmiać, co odmalowało się w jego oczach jeszcze bardziej złoszcząc Iskrę.

draumkona pisze...

Dlatego Szczur chyba błogosławił swoje podwójne, a czasem i potrójne życie Cienia, złodzieja i szlachcica w jednym. Robił co chciał i kiedy chciał. A jeśli Nieuchwytnego nachodziła ochota, przesyłał mu kontrakt sową.
- Już nie piekl się tak. Jak zawsze, wszystko dzięki mnie. - wzrok Myszołów niemal go zabił. No tak, wiedział, że takie uwagi się tak kończą.
- Tutejsi lordowie trzęsą tyłkami. Wszyscy, a może prawie wszyscy... Czy każdy z obecnych słyszał już o Joserro? - Szczur spojrzał po pozostałych złodziejach. Najwyraźniej każdy wiedział już coś w tym temacie.
- Otóż, wyobraźcie sobie, że ów lordzik wymarzył sobie... Czysty Królewiec. Bez Cieni, bez Gildii. Bez slumsów ciągnących się na całe kilometry za miastem. I ten lordzik jest na dobrej drodze do spełnienia swego marzenia.

M/G

draumkona pisze...

Ostatni argument rzeczywiście przemówił do Iskry. Umilkła i odruchowo dłońmi dotknęła brzucha. Wzrok jej zaczął ciskać gromy, jak Lucien był największym złem tego świata.
- Nie może wiedzieć gdzie jestem. - oświadczyła, choć bardziej do siebie, niż do elfów. Wilk wykorzystał to, że się uspokoiła, po czym ostrożnie, co by jej nie spłoszyć bądź nie rozzłościć, ujął jej dłonie i posłał w głąb jej ciała wiązkę swojej magii. Przymknął przy tym oczy, co by lepiej się skupić za zadaniu. A było ono niełatwe. Przejść przez plątaninę jej myśli, odczuć i sieć magiczną, by dotrzeć do nierozwiniętej wciąż istoty, jaka kryła się w niej.
Syknął parę razy, jakby ostrzegawczo, choć nie znaczyło to nic złego. Po prostu parę razy zbłądził.
W końcu, otworzył oczy i spojrzał na Iskrę. Chwilę analizował zdobyte informacje i wydał "wyrok".
- Dziecko jak na razie jest zdrowe... Nie widzę jakichś uszkodzeń, czy nieprawidłowości... Jak na mój gust, wchodzisz w czwarty miesiąc. - puścił zimne dłonie Zhao i odsunął się nieco. Przyglądał się chwile jej jakby nie dowierzał, że to rzeczywiście dzieje się naprawdę.

draumkona pisze...

Szczur puścił oczko do Luciena. No po prostu nie mógł się powstrzymać. On? Skromny? Oczywiście!
- Z tego idzie prosty wniosek. Złapać, a tym bardziej zabić się dać nie możemy, no chyba, że każdemu odpowiada wizja czystego miasta... Mi się nie podoba. Będzie za czysto. - Szczur zmarszczył nos, a Myszołów wywróciła oczami. Mężczyzna jakoś dziwnie się zamyślił i bródkę swą pogładził.
- Joserro jednak nie lubi działaś osobiście, chyba, że to nagły przypadek i wielce ciekawy. Ponadto... Bardzo szybko się nudzi i irytuje. Prawda, Szczurze? - wrodzona złośliwość Myszołów. Brunet kiwnął energicznie głową
- Myślałem, że pułapki są jedynie na myszy, a nie na szczury... - jakaś przenośnia, metafora, najwyraźniej ktoś Szczura widział. Lecz wątpliwym było czy to spotkanie przeżył.
- Złapał Sroczkę - kontynuowała Myszołów, a wśród złodziei podniosły się szepty. Sroczka była znaną złodziejką. Znaną i nieuchwytną. A więc Joserro był rzeczywiście dobrym graczem.
- Za łeb Mercera wyznaczył już nagrodę. Jak kto ma jakiś genialny plan jak go zniechęcić to słucham - zakończyła jasnowłosa i oparła dłonie na biodrach.

M/G

draumkona pisze...

Iskra już chciała protestować, buntować się, że ona to w pełni sił jest, że ciąża to nic, i, że najlepiej to chodźmy polować na smoki.
Ale w jej myśli zakradł się niepokój jakowyś. Że dziecko to nie przelewki już, że powinna... Że to wszystko daje jej mniej więcej pięć miesięcy do porodu. O ile bubel ten nie zechce szybciej jej ciała opuścić. Iskra spojrzała na swój brzuch i dźgnęła go lekko palcem. Dziwnie się czuła.
Ale dała się zaprowadzić, ugłaskać, dała sobie wszystko zrobić wszystko, nawet posadzić.
Gdyby ktoś jej teraz próbował dać owsiankę, to zapewne też by zjadła, chociaż jej nienawidzi.

draumkona pisze...

Szczur był cwany. Szczur był sprytny. A przede wszystkim, Szczur był inteligenty. Złączył koniuszki palców w geście jakowegoś zamyślenia i przyjrzał się Poszukiwaczowi swoimi żółtymi oczyma.
- Czyżbyś zamierzał zaserwować mu dawkę, zastrzyk jakowyś z emocji złożony? - i uśmiechnął się znów pod nosem jak zwykł to czynić zawsze gdy to nowy trop zwęszył.
I Myszołów się zainteresowała, bo tropy, które węszył Szczur w większości, znacznej większości, okazywały się trafione.
A sam Szczur także nie należał do grona osób, które by w Luciena rzucały butem, czy nazywały idiotą. Gdyby znał zamiary jego... Ramionami by wzruszył i spytał co na nagrobku kłaść, ser czy twarożek. (Szczur bowiem nie lubił kwiatów).

M/G

draumkona pisze...

Iskra miała ochotę zjeść trypid. Trucizna to to była, śmiertelna i w ogóle, ale Iskra miała ochotę to zjeść. Dlatego nigdy nie należało pytać Iskry na co ma ochotę.
Nim Iskra zdążyła palnąć, że truciznę chętnie by skonsumowała, pojawił się w komnatach Wilk.
- Ja bym jej na twoim miejscu nie pytał o takie rzeczy. Ostatnim razem jak była w podobnym stanie, to gdy spytałem, powiedziała, że chce koniczynę. A potem coś bredziła, że jest czarodziejskim zwierzęciem... - nie, pytanie Iskry na pewno nie jest dobrym posunięciem. Elfka posłała mu buntownicze spojrzenie. Cholerny Wilk!
Ale faktycznie... O koniczynie nie pomyślała. W sumie, czemu nie...
- Nawet o tym nie myśl - dodał jeszcze Wilk, a Iskra wytknęła mu język.
- Daj jej mleka po prostu - elf westchnął i podparł się pod boki. Ciemnozielony płaszcz zafalował lekko - Kiedy wróci koliber z wiadomością od Moriaru, poślę go do Rady, co by się określili nieco bardziej.

Sol pisze...

Sol drgneła niespokojnie i wypuścila powietrze z płuc nad wyraz głośno, od razu odruchowo palce zaciskając na worku z kilkoma niezbędnymi rzeczami, jakie miała ze sobą. Oczy jej błysnęły czujnie i blada twarz obróciła się w stronę Cienia.
- Witaj - gdy wczoraj opuścila "Czarny Głaz", stwierdzila, ze musi mówić odwaznie, ale i ostrożnie, mądrze dobierac slowa. Wolała sie nie wygłupić, przed kimś kto i tak zbiera od niej dość sporą sumkę.
- Alasdair jest nieobecny, nieuchwytny - za co przeklinała go w duchu nad wyraz mocno, z dziką zawziętością, ktora powinna pół-wampira przygotować dopiero na prawdziwy wybuch. - Ja jadę - oświadczyła zaraz twardo, nie mając zamairu nawet sluchac jakichkolwiek zastrzeżeń, czy sprzeciwów, a tylko spodziewała się skinienia w ciszy, jako zgody, czy raczej akceptacji jej decyzji. Bo ktos w Skalnym Mieście pojawić sie musiał, a jak nie Egzekutor, to ona. Bez dyskusji.

draumkona pisze...

Neitsyt zdążyła się już oswoić ze swoją... Ze swoim nowym ja. Przynajmniej, w większej części. Dowiedziała się od innej płonnicy, że by wybudzić żar i płomień skryty teraz w jej wnętrzu, musi zapleść warkocz. I musi spleść wianek z konwalii. Te dwie czynności nie były dla elfki żadnym problemem, więc od tamtej pory towarzyszył jej jasny warkocz sięgający kolan, a i skronie zdobił wianek z wiecznie świeżych konwalii.
Ciało poranione bliznami i przybrudzone sadzą i smołą okrywała suknia z ciemnozielonego materiału. Była prosta, ale w kroju czaił się jakiś trik, sztuczka jakaś, która przykuwała wzrok znacznie sprawniej niż wszystkie bogate suknie szyte z prawdziwym przepychem.
Neitsyt wędrowała. Nie chciała wrócić do Mall Resz, nie po tym, co zrobili jej tamci ludzie. Nie ufała im już. Pomieszkiwała więc czasem w lesie, czasem nad rzeczką, ale najczęściej wędrowała. Martwe jej ciało nie potrzebowało jedzenia, ni picia, snu także nie. Nie czuła strachu przed śmiercią, której żaden miecz nie mógł jej zadać, a i magia pozostawała bezsilna wobec niej samej.
Ścieżynka którą podążała była usłana liśćmi, które zdmuchnął z gałęzi chłodny wiaterek. Neitsyt przeczuwała, że nadchodzi zima. I nikt z Moriaru nie musiał jej o tym mówić.
Wyszła z krzaków i przystanęła widząc jeźdźca. Wyglądał... Normalnie. Ale i płonnica nie spodziewała się spotkać tu kogoś specjalnego. Swe duże, szmaragdowe oczy skierowała na twarz obcego i... Zamarła.
- Varian! - krzyknęła radośnie i zaraz twarzyczkę jej rozjaśnił uśmiech. Podbiegła do konia, a raczej taki był jej zamiar, gdyż wrodzona niezdarność jej w tym przeszkodziła. Nadepnęła na materiał swej sukni i wywinęła orła padając na twarz w obłoczku liści. Pozbierała się po chwili i przysiadła na łydkach. Spojrzenie jej znów utkwiło w jego twarzy. Twarzy, którą tak dobrze pamiętała. Młody uczeń Maltorna. Varian.

N.

draumkona pisze...

Iskra w tym czasie stwierdzila, że tak to się nie bawi. Wstała, uciekła na dwór, chwilę popsztykała się z Wilkiem, który to siłą ją znów zaprowadził do środka. Usadził znów na krześle. I tak mniej więcej działo się cały czas. Całe cztery miesiące.
***
Ósmy miesiąc, dzień szesnasty.
Iskra obudził się w swojej komnacie i wiedziała, że coś jest nie tak. Księżyc wisiał leniwie na niebie, a ona czuła się źle. Lękliwie sięgnęła myślą umysłu Szept i wtedy dopadł ją pierwszy, ostry skurcz. Pisnęła i skuliła się na łóżku.
Bogowie, ten bubel chyba nie żartuje...
Szept, Szept... Obudź się, cholera...

draumkona pisze...

Szczur już był swego pewien, a jego żółte oczyska spoczęły na twarzyczce Myszołów. Ta z kolei obejrzała się na Mercera, a on wzruszył ramionami. Ot, zabronić jej szlajania się nie mógł, w końcu była starym wyjadaczem, Szperaczem, dla którego Miodosytnia była czymś w rodzaju treningu.
- Ciekawym, co zamierzasz zrobić, Poszukiwaczu. - Szczur zamyślił się i mlasnął zaraz, decydując się na coś ciekawego.
- A może ci pomogę? Wiesz jak ja lubię ci pomagać. - jak to było... Szczur wciśnie się wszędzie. Zwłaszcza tam gdzie go nie chcą.

draumkona pisze...

Jakże mógł spać tej nocy kiedy przyleciał koliber od Rady. Jednak... Myślał, że czeka go przyjemnie samotna noc spędzona na rozmyślaniach, kiedy tu, proszę, nagle, zupełnie niespodziewanie dopadło go mentalne wołanie Szept. Odpowiedział natychmiast, choć bardziej czynami niż myślą, bowiem Wilk wpadł w coś na kształt paniki.
Wyleciał ze swojej komnaty i pędem pognał ku Iskrze, która to leżała w swoim łóżku z kołdrą naciągniętą na głowę. Oddychała nierówno i płytko i co chwila tłumiła w sobie jakieś dźwięki. Zaczęło się.

draumkona pisze...

- Oczywiście, że mnie znasz! - obruszyła się Neitsyt i podniosła się z ziemi. Otrzepała suknię swą z listowia jakie poprzyczepiało się do materiału jej ubrania.
- Varianie... Ile to czasu minęło... - szepnęła i utkwiła wzrok w jego twarzy. - Zmieniłeś się... Bogowie, ile to lat... - i paplałaby tak dalej, gdyby nie powstrzymało jej jego spojrzenie. Zimne, głębokie.

N.

draumkona pisze...

Szczur westchnął rozczarowany. A już zanosiło się na coś ciekawego...
- Nie lubi mieszać się osobiście, chyba, że gra jest warta świeczki. Tak to było w przypadku śmierci Theona, Joserro zabił go osobiście. Lubi słać ludzi, albo rozpuszczać fałszywe informacje na swój temat... Piekli się o śmierć jakiejś kochanki. Zmienił miejsce zamieszkania odkąd Biały pozostawił w jego komnatach znak Bractwa... Swoją drogą, czasem mu zazdroszczę. Jest w zakradaniu się nawet lepszy niż ja... - Myszołów zauważyła, że Szczura bierze na wspominki. W końcu, Szczur był w Radzie jeszcze wcześniej niż nawet Królik. Podjęła więc wątek za chuderlawego Cienia-złodzieja.
- Zdaje się, że jest dość ceniony wśród swoich. Nie dba zbytnio o życie swoich podwładnych... O planach nie wiadomo zbyt wiele. Trzyma je w szufladzie, a kluczyk do niej trzyma na łańcuszku na szyi. Dotąd nikt nie podejmował próby kradzieży. - jak widać, Myszołów zeszła na konkrety. Konkrety dla Gildii. Ten nie ukradł tego, ten nie zrobił tego... Kradzież. Jakby wszystko kręciło się wokół tej jednej czynności.
- Może ty, Mercerku? Wszak o twoich ludzi idzie. A tyś najlepszy. Najwspanialszy. - Szczur odezwał się po chwili ciszy jaka zaległa między nimi wszystkimi.

M/G

draumkona pisze...

Iskra miała nieodparte wrażenie, że coś ją rozrywa od środka. Dzielnie jednak nie darła się w niebogłosy,choć miała taką ochotę.
Wilk natomiast stał chwilę nieco zdezorientowany wodząc wzrokiem między Szept odzianą w jedynie cienką koszulę i Iskrą skuloną pod kołdrą. Zaraz się opamiętał, głową potrząsnął i doskoczył do łóżka. Zabrał Iskrze kołdrę, a ta w zamian spiorunowała go spojrzeniem.
- Słuchaj się mnie. I nie zadawaj pytań. - przykazał fachowym tonem i zaraz się wszystkim zajął. Szept wysłał po tkaniny jakoweś, co by w nie malucha owinąć, a sam przysunął sobie stołek i siadł na nim. Myślą wniknął w organizm Iskry i monitorował sytuację.
To była długa noc pełna bólu i krzyku.
***
Nad ranem, dopiero nad ranem komnaty Moriaru przeciął miękki odgłos niemowlęcego kwilenia. Iskra wyburczała coś pod nosem odnośnie tego, jakie to wszystko niesprawiedliwe i, że zabije Luciena jak tylko go spotka. A potem zaczęła tracić kontakt ze światem.
Rozbiegane spojrzenie, skroplony pot na czole, blada twarz. I cichy szept, jaki pochwyciły elfie uszy.
- Ma się nazywać Natan. Jak nie, to... To mnie popamiętasz... - a potem głowa Iskry opadła na bok, całkiem bezwładnie. A Wilk stał chwilę oszołomiony na dzieckiem owiniętym w materiały na rękach. Nie wiedział chyba co ma robić, a trzeba było działać szybko.

draumkona pisze...

I właśnie to puste spojrzenie ją po części przerażało. I po części intrygowało. Postąpiła jeszcze ze dwa kroki na przód, a, że niziutka była, to ledwie piersi mu sięgała.
- I ja nie spodziewałam się spotkać ciebie, jak widać, los jednak kapryśnym bywa... - i zaraz, jak dawniej zaczęła targać go za kaftanik, poprawiać kołnierz i tak dalej. Kiedy tylko dotknęła ubrań jego, iluzja się rozmywała w danym miejscu. Neitsyt spojrzała na niego krytycznym okiem i zacmokała.
- Nie dość, żeś cienko ubrany, to jeszcze coś ukrywasz! No wiesz! - i tupnęła oburzona nogą. No co jak co, ale ongiś swoistym powiernikiem dziecięcych sekretów była. Już chciała także dodać, że zaraz kowalowi naskarży i palcem pogrozi, kiedy doszła do niej smutna prawda. Nie był już dzieckiem. Nie był tym, kto żył w jej pamięci.

N.

draumkona pisze...

- Gdybym był aż tak dobry, to bym cię nie pytał - Cień o podwójnej tożsamości wyszczerzył się okropnie, jakby w usmiechu jego obietnica bólu się kryła. Nie dość, że był dobrym złodziejem, to i zabójca z niego chędożenie dobry.
- Bogowie... Ja pójdę. - mruknęła Myszołów odrzucając swe jasne pukle na plecy. Biust jej spory zafalował odpowiednio pod obcisłą koszulą. Szczur wzruszył ramionami
- Wiesz dobrze, że skoro idziesz ty, to idę ja.
- Taki był układ.
- Ja bym nazwał to kontrakt...
- Układ, Szczurze. Układ.
- Kontrakt.
- Układ.
- Kontrakt.
- Układ.
- Kontr..
- UMOWA! - ryknął ktoś, a i tym ktosiem był nikt inny jak Mercer. Najwyraźniej złodzieje i Cienie inaczej nazywali wszelakie umowy.
- Jutro, o tej samej porze. Powinniśmy już znać treść planów. - dorzucił Szczur po krótkiej kalkulacji w umyśle, a Myszołów skinęła głową dla potwierdzenia.

M/G

draumkona pisze...

- Nie ma Variana... - powtórzyła za nim, niczym jakieś echo. Opuściła ręce po bokach i przyjrzała mu się jeszcze raz.
- Zatem kto jest? - ciche pytanie, jakby bała się odpowiedzi. Swoją zmianę wolała przemilczeć. Zdrada wieśniaków wciąż bolesną była, choć minęło trzynaście lat. Długich trzynaście lat. Elfka otarła wierzchem dłoni sadzę z policzka, jakby starała się ukryć to i owo. Zapach dymu i konwalii bijący od jej osoby jednak nie pozostawiał wątpliwości.

N.

draumkona pisze...

- Niechaj cienie zawsze cię kryją, zamki otwierają, bla, bla, bla... Idziemy. - Szczur nie lubił oficjalnych pożegnań i formułek. Zarzucił kaptur na głowę, a to samo zaraz uczyniła Myszołów.
- Bierz ile możesz - szepnął Mercer do kobiety, towarzyszki Cienia o podwójnej tożsamości.
- I nie oddawaj. - dokończyła Myszołów i zaraz dwa cienie skoczyły w mroki rozpoczynając swą wędrówkę ku komnatom Joserro.

M/G

draumkona pisze...

I Wilk po swoim krótkim szoku dołączył do Szept dzieląc się magią. Wniknął głębiej, wszak znał medyczne tajemnice ciała i ducha, nakierował magię Szept w najbardziej potrzebujące magii miejsca.
Iskra jednak nie chciała zbytnio odchodzić z tego świata, więc i niewielka ich pomoc pozwoliła jej na uwolnienie własnych pokładów sił, skrywanych w głębi ciała, w tatuażu. Zalśnił on, zamigotał jasnym światłem, a kwiaty widoczne na jej ciele jakby straciły na barwie, parę nawet zwiędło na ich oczach.
Wysiłek ten opłacił się, bowiem Zhao z nieprzytomności przerzuciła się w stan głębokiego snu. Snu, który regenerował jej nadszarpnięte poważnie siły. A Wilk i Szept zostali sami.
No, może nie całkiem. Był z nimi Natan.

draumkona pisze...

A w Róży nie działo się zbyt wiele. Trójka zabójców, w postaci Marcusa, Iskry i Królika odsypiali wcześniej zarwane noce.
A robili to... W dość nietypowy sposób.
Cała trójka spała w jednym miejscu, na jednym łóżku, a wyglądało to mnie więcej tak:
Marcus leżał na prawym skraju łóżka, ręce za głowę założone miał, a na brzuchu jego wsparta głowa Iskry była. Elfka leżała w poprzek łóżka, a na udzie jej lewym, głowę opierał Królik. Na twarzy jego kawałek zapisanego pergaminu, ale miedzianej barwy długie włosy nie pozostawiały wątpliwości kto tu śpi.
Dziwnie wyglądali. Za spokojnie.
Ale i w burdelu dziwna nostalgia panowała, klienteli chwilowo brak, zabójców większość poznikała.

M/G

draumkona pisze...

Neitsyt słyszała o Bractwie. Głównie od elfów, starych znajomych swoich, których nowe jej ciało nie odstraszało. A i od płonnicy z południa wiele się nasłuchała. Słyszała o Poszukiwaczu.
Dlatego też, kiedy iluzja się rozwiała, pochwyciła delikatnie w swe zimne dłonie rękę Luciena i przyjrzała się pierścieniowi.
- Nie ma Variana... - mruknęła w zamyśleniu ponownie - Ale jest Czarny Cień. Wybiłeś się więc z nędzy. - stwierdziła patrząc na niego teraz z innej perspektywy. Dłoni jego jednak nie puszczała.

N.

draumkona pisze...

Wilk starał się nie patrzeć na Szept, choć przeto, podobnie jak Lucien i każden jeden mężczyzna, odporny na wdzięki kobiece skryte jedynie pod cienką koszulą nie był.
Ale dzielnie się trzymał, a i nawet nie zerkał.
Teraz jednak popełnił błąd katastrofalny i na słowa Szept, po prostu przeniósł spojrzenie na jej sylwetkę, jak to zwykle miał w zwyczaju.
Zagapił się chwilę... Po czym potrząsnął głową myśli odpędzając. Myśli zdecydowanie nie na miejscu.
- Tu masz rację... Iskra śpi, chodźmy. - poprawił nieco małego, co by materiał lepiej go okrywał i ruszył do drzwi komnaty.

draumkona pisze...

- O tak, deptanie po kimś jest o wiele przyjemniejsze... - Neitsyt sprawiała wrażenie, jakby wzięła to aż nazbyt dosłownie.
- Dokąd się udajesz? Na misję? A może z niej wracasz? - szalenie zielone spojrzenie prześlizgnęło się na Cienistego i zaraz dawna elfka zachłysnęła się jego wspaniałością.
- Ale chyba znajdziesz nieco czasu by ze starą elfką słów nieco zamienić? A i może znajdziemy jakieś liście późnej herbaty... Wiesz, las jest niesamowity o tej porze roku, późnym latem. - i tak to zaczęła paplać o malinach i jeżynach, o żabach i ślimakach gładząc dłonią chrapy Lucienowego rumaka. Najwyraźniej pozostało w niej coś w z dawnej elfki. Wciąż potrafiła nawiązać kontakt z każdym zwierzem.
Dopiero po dziesięciu minutach opamiętała się i zawstydzona wzrok odwróciła.
- Wybacz, zapominam się. Nikt ze mną nie rozmawia... Ale nie o mnie mowa, a o tobie! Opowiedz mi, opowiedz mi wszystko co cię spotkało, a i co teraz się z tobą dzieje! - przy tym też zrobiła minę, która nadawała jej takiego uroku, że chyba nie byłoby kogoś kto byłby w stanie jej odmówić.

N.

draumkona pisze...

- Prawdę powiedziawszy, nie mam zbytniego talentu do zajmowania się dziećmi, a, jak to Iskra określiła tydzień temu; skrzywdzę malucha, to ukręci mi głowę. Niech Corvus z nią zostanie. - całkiem rozsądne, a i jakie praktyczne! Natan kichnął.
- Oho, komuś się zbiera na przeziębienie... No chodź Niraneth, chodź. Bo zaraz się wrócę i ciebie też wyniosę. - ach te Wilkowe groźby.
Na skraju umysłu elfa pojawiła się drażniąca myśl. Nie sformułowana ona, ale diablo drażniąca. Domyślał się on co to oznacza, ale nigdy nie spodziewałby się, że i to samo odczuje Szept.
Że i ona odczuje nadchodzącą wizję, wizję przyszłości.

draumkona pisze...

Niespodziewanie spod łóżka Lucienowego wyjrzał nie kto inny jak Szisz. W pyszczku trzymał złoty kolczyk jednej z kurtyzan i najwyraźniej szukał dogodnej kryjówki. Teraz jednak, ktoś zburzył jego spokój, jego azyl i szop zamierzał się z tym kimś rozprawić.
Kiedy okazało się jednak, że jest tym intruzem Poszukiwacz, zwierzak porzucił kolczyk i wspiął się zaraz na ramiona jego i tam ułożył ogon wokół szyi Luciena owijając. Czekał na sucharka.
Ale i jakieś dziwne, nieznane nikomu powody do komnaty tej ściągnęły Figla. Zapewne była to wizja sucharków.

M/G

draumkona pisze...

- Doskonale! - już zatarła swe blade rączki, już szatański plan w głowie naszykowała.
- Chodźmy w las, w las, nad stawek, gdzie gromadzą się ci, których nikt już znać nie chce - i ruszyła przed siebie Neitsyt Nieukojona, ruszyła ku Błękitnemu Paciorkowi; niewielkie to jeziorko było, w lesie głęboko skryte. Miejsce schadzek wszelakich stworów i stworzeń, które zachowały dawne swe jestestwo i nie godziły się ze swym losem. Tam to teraz głównie przebywała płonnica.
- Opowiedz mi. Opowiedz wszystko. - droga zdawała się być całkiem długa, a nic tak wędrówki nie umila jak słuchanie opowieści.


N.

draumkona pisze...

Wilk nie protestował, a nawet z pewną ulgą oddał malca w ręce Szept. I wtedy, kiedy tylko smukłe dłonie elfiej pani zetknęły się z Natanem zrodzonym ze Starszej Krwi, oboje, i Wilka i Szept nawiedziła wizja.
Eilendyr. Eilendyr zasypane śniegiem i spowite mleczną mgiełką zimnego świtu. Szept mogła rozpoznać siebie samą stojącą przy jednym z wysokich okien. Stała tyłem do nich, do Patrzących. Do komnaty zaraz ktoś wszedł. Kroki jego ciche i lekkie. W drzwiach stanął Wilk, a oczy jego roziskrzone jakoś, dziwną radością przepełnione. Srebrna tunika zdobiła jego ciało, a diadem lśnił na skroni.
Wtem to, magiczka najwyraźniej słysząca doskonale to lekkie stąpanie, odwróciła się. I w oczy Patrzących rzuciło się to, co dotąd zakryte. Zaokrąglony brzuch jej, a i sporych rozmiarów. I uśmiech na twarzy.
A uśmiech ten odwzajemnił Wilk, który zajął miejsce przy jej boku i otoczył elfią panią ramieniem.
I wrócili oboje do swych ciał, jakby wizja nie miała przed chwilą miejsca.
Wilk po raz pierwszy od wielu lat nie wiedział co ma powiedzieć.

draumkona pisze...

KIedy to Lucien zasnął, Szisz nie omieszkał okraść go z reszty sucharków jakie miał tylko przy sobie. Szisz pod pewnymi względami był idealnym kandydatem do Gildii.
***
Kiedy to Poszukiwacz się zbudził, zobaczyć mógł, że na jego łóżku ktoś siedzi. W tureckim siadzie, głaszcząc szopa. Sylwetka smukła, a włosy w nieładzie sięgające pasa.
Iskra zakradła się do jego komnaty tak idealnie, że nawet jego lekki sen niewiele mu dał.
Najwyraźniej czekała będąc wpatrzoną w okno i drapiąc za uchem Szisza.

M/G

draumkona pisze...

Neitsyt od czasu do czasu jedynie głową kiwała. Dłuższą chwilę też milczała.
- A ty wykorzystałeś tą szansę i się wybiłeś. No cóż, niczego innego po tobie spodziewać się nie można było... - nie była to jednak obelga jakowaś, czy coś, ale może pochwała, za dobrą decyzję.
- A teraz co się dzieje? Jak wygląda życie takiego Poszukiwacza? Spotykają cię ciekawe rzeczy? - och, gdyby tylko Neitsyt wiedziała jak ciekawe...

N.

draumkona pisze...

Wilk zachował zimną krew i chrząknął z całą dostojnością na jaką było go w tej chwili stać.
- Natan. Kąpiel. Jeść. - ciężko sobie radził z przetrawieniem tego nawału informacji... I podobnie jak Szept, wolałby być z podobnymi wizjami sam na sam.
A i sam fenomen, że dzielona to była wizja... Nieczęste to zjawisko, a i wciąż nieopanowane przez elfiego monarchę.

draumkona pisze...

- Więc pochłonęło cię do reszty Bractwo - podsumowała Neitsyt i zerwała z mijanego krzaczka jeżynę, którą to oddała Lucienowi. Jej nic po jedzeniu, a jakiś nawyk stary nakazywał jej czymś go poczęstować.
- Nie wyobrażam sobie, by jedna rzecz mogła mnie tak do reszty pochłonąć... Więc chyba do Bractwa się nie nadaję - stwierdziła i cmoknęła niezadowolona niby. Szczerze mówiąc, oddałaby wszystko by tamten incydent ze stosem nigdy nie miał miejsca.

N.

draumkona pisze...

- Godzinę, może dwie... - mruknęła odrywając nieobecny wzrok od okna i przenosząc go na jego sylwetkę.
- Należą ci się przeprosiny. Nie moja sprawa kim jesteś. To przez zmęczenie. - powiedziała głosem martwym, dziwnie pustym, wypranym z wszelkich emocji. A skoro zakończyła formalności, podniosła się, a wraz z nią niezadowolony z przerwania pieszczot Szisz.
- Niechaj prowadzą i strzegą cię cienie. - rzuciła jeszcze i ruszyła ku drzwiom komnaty jego, a szop podreptał tuż przy jej nodze.

M/G

draumkona pisze...

Neitsyt wychwyciła gwałtowność jego ruchu. Jakby jednocześnie czemuś zaprzeczał, a i jednocześnie potwierdzał.
Na razie jednak nie pytała.
- Cóż mogę ci powidzieć, znałeś rytm życia Mall Resz, a nie wierzę, że osoba o twojej pozycji nie ma dostępu do informacji... Słyszałeś opowieści o strzydze. O tym, że zabił ją Rafael. I o tym, że spalono mnie na stosie. Mnie, niewinną. - jakaś gorycz pojawiła się w jej głosie. Neitsyt wciąż pożądała zemsty na tych ludziach, choć, jak rzekł Maltorn, jej oprawcy nie żyli już od lat.
- Nie żyłam, Varianie. Moje ciało uległo rozkładowi, a z pyłu i popiołu odrodziłam się na nowo. I oto jestem. Po trzynastu latach powróciłam na ten świat.

N.

Sol pisze...

- cena nie gra żadnej roli! - prychnęla oburzona tymi insynuacjami i nawiązaniami do ceny. A neich sobie licza ile chca, zapłaci zawsze tyle, ile trzeba będzie. Oczywiście Alasdair wykazałby sie większym rozsądkiem,ale jego akurat nie było i SOl decydowała sama.
- Twoim zadaniem jest znaleźc prawde i niedopuścic nikogo do mnie - powinna chyba zaznaczyć, że nie liczy sie to przyjaciół i rodziny, ale na to chyba przyjdzie czas jeszcze. Musiala sie skupić na sobie, na tej sprawie, na rozwiązaniu tego wszystkiego. Musiała w końcu oczyscic swoje imie, imię Alasdaira, ukarac za wszystkie oszczerstwa de Winterów. Ojca i matkę uspokoić, na pewno szaleli z niepokoju. Tyle tego było...
Podeszła wzburzona do postaci, juz ani szacunku specjalnego nie okazując, ani też jakiejkolwiek rezerwy. Stanęła z Cieniem twarza w twarz i zadarła glowę do góry, mało brakowało, a zdjęłaby mu jeszcze kaptur z głowy, czy raczej próbowała.
- Pieniądze to nie problem, twoje zadanie jest chyba juz jasno okreslone. Jadę z tobą, masz zdemaskować de Winterów, znaleźć ich motywy i je ujawnić, to nie moze zostac tajemnicą, ludzie muszą sie dowiedzieć. Mnie nikt nie pozna, nie martw się. Cos jeszcze? - pytanie to zadane jemu, odpowiedzi znowu udzieliła ona samej sobie. - Nie mam konia, musze wynająć, gdzie tu jest dobry hodowca?

draumkona pisze...

Sądziła, że Lucien jest tak wypchany dumą, że nie znajdzie odwagi na taki czyn, jakim były przeprosiny. Może nie zaskoczyłoby jej to tak, gdyby się takowych spodziewała...
A tak tylko, zaskoczona uniosła brwi i stałą dłuższą chwilę jakby ją wmurowali w podłogę. Milczała. A kiedy dopiero Szisz pociągnął ją za skrawek płaszcza - cudownie oprzytomniała.
- Uważaj na siebie. - rzuciła jeszcze tym samym tonem co wcześniej. Tonem martwym i pustym. I rzeczywiście wyszła stwierdzając, że więcej czasu nie może tu poświęcić. Biały miał ją nauczyć podstawowych kroków jakiegoś piekielnego tańca, a potem miała z Marcusem studiować ułożenie widelców przy talerzu... Bogowie...
Szisz zatrzymał się przy progu i obejrzał się na Poszukiwacza. Oblizał się wspominając swoje niecne nocne uczynki, kiedy to okradł pana Luciena z wszelkiej sucharkowości. A potem uciekł nim ktokolwiek postanowiłby się zemścić za sucharki.

M/G

draumkona pisze...

Szept chyba nie miała czego zazdrościć Iskrze, bo gdyby ta... Gdyby ona... No, gdyby to ona takową wizję dzieliła, zapewne potem wcale by się nie jąkała, a zwaliła całą winę na tego, kto przyszłość może widywać, po czym zapewne Widzący oberwałby butem/wazonem/kamyczkiem (niepotrzebne skreślić) i zostałby zmieszany z błotem.
A potem Iskra by uciekła, tak żeby żadnych wątpliwości nie było.

Ciemne oczka Natana wpatrywały się w oblicze kobiety. Był mieszańcem, Tar'hur. Nie miał prawa dorastać na elfich zasadach, ale... Cóż, Natana wiele zasad miało się nie tyczyć. Ot, takowe dziwne zrządzenie losu, jakoby klątwa, choć bardziej to pomocne niż krzywdzące.
Ciemne oczka. Ciemne oczka Luciena Czarnego Cienia wpatrywały się w oblicze kobiety...

Nefryt pisze...

Zauważyła tę jego czujność i po raz kolejny poczuła względem Cienia coś, co można by nazwać… szacunkiem.
- Potrafisz tyle różnych rzeczy… I zawsze jesteś taki uważny i zarazem opanowany – stwierdziła cicho. A zaraz potem zdecydowała odsłonić przed nim nieco swych emocji. - Imponujesz mi przez to – dodała. I choć wyraz jej twarzy praktycznie się nie zmienił, w jej oczach widniało jakby potwierdzenie, że słowa te są szczere. Że nie chodzi o komplement mający uśpić czujność, czy pozwolić wkupić się w jego łaski. O nie, o taką próżność Nefryt nawet nie pomyślałaby Luciena podejrzewać.
- Podoba mi się pomysł z podziałem zadań. Tylko, jeśli będzie taka możliwość... I jeśli oczywiście ty, Niedźwiedź i Łowczyni to zaakceptujecie, wolałabym nie zajmować się celem. Jego eliminacją –uściśliła, wracając do tematu ich misji. I jednocześnie zburzyła ten pozór służbowej obojętności, swoim gestem. Próbą odnalezienia palcami jego ręki. I wsunięciem w jego dłoń swojej.
Nie zdziwiła się na wzmiankę o „oczach w mieście”. Domyślała się, że Bractwo Nocy ma wielu informatorów. Wiedza to władza, słyszała już kilkakrotnie od różnych ludzi. Zastanawiało ją jedynie, w jaki sposób Bractwo Nocy zdobywało tylu sojuszników.
- Dobrze. Mam nadzieję, że nie napotkali jakiś trudności – mruknęła, mając na myśli komplikacje zbliżone do tej, jaką była zasadzka przygotowana przez Arlana Fallaxa. Swoją drogą… Niepokoiło ją, skąd ten drań wiedział, czym się teraz zajmuje… I co więcej, którędy będzie przejeżdżała. Miała wrażenie, że zdradziecki mag nie był zachwycony z obecności Czarnego Cienia, czyżby się więc go przy niej nie spodziewał? Ale w takim razie kto doniósł mu o jej poczynaniach, pomijając tak istotną kwestię, jak współpraca z Bractwem Nocy?

Nefryt pisze...

[Piszę tutaj, bo nie mam jeszcze do gg dostępu. Skończyły mi się impulsy, i u mnie, i u siostry, więc nie mam jak pisać smsów :( Pewnie dlatego wiadomość urwało.
Trzecia postać? O, przyznaj się,kto to będzie? Bo mnie już z ciekawości ściska ;D]

draumkona pisze...

Iskra udała się do komnat na piętrze, gdzie to obszerniejsze one były i bardziej opustoszałe.
Tam to właśnie czekał na nią Biały, czekał i Pajęczarz. Jeden i drugi ukończyli już wszystkie możliwe zadania, jakich przygotowania wymagały. Pozostała nauka Iskry.
Obaj to oni stali wystrojeni jak papugi jakoweś, a elfka na ich widok parsknęła śmiechem.
- Ty wcale lepiej wyglądać nie będziesz! - obruszył się zaraz Marcus i laseczką z mahoniu stuknął w podłogę. Królik natomiast skinął na nią dłonią.
Iskra zrzuciła płaszcz swój i pozostając w samej tunice podeszła szybko do Białego. Nauka jednego z tańców szła zaskakująco gładko i szybko.
A podążający śladem Iskry Lucien czuć mógł w korytarzach unoszący się zapach malin i wanilii.

M/G

draumkona pisze...

Gdyby Natan mógł mówić, zapewne odpowiedziałby, że wszystko.
Tymczasem bogowie rezydujący w swych siedzibach decydowali, czy dziecko to bardziej należeć będzie do ludzi, czy też bardziej do elfów.
Gdyby Iskra mogła mówić, nawrzeszczałaby na wszystkich i stwierdziła, że maluch jest tylko jej.
Tymczasem Wilk stał nad łóżkiem Iskry i spoglądał na jej oblicze. Uśpione, łagodne. Zupełnie jakby nie jej, jakby należące do jakiejś innej elfki.
Gdyby Dibbler nie posiadałby swej cudownej umiejętności stawania się cieniem, zapewne by go wykryto.
Tymczasem, miał on ciekawe informacje. Bardzo ciekawe.
I nawiązał on myślową więź z Poszukiwaczem.
Podoba ci się imię Natan, Czarny Cieniu?
Tymczasem Poszukiwacz... Cóż robił on, nieświadomy ojciec?

draumkona pisze...

- Zemsty. Zemsty, Varianie. Lecz nie możesz mi jej dać. Nikt nie może. - smutny głos płonnicy odbił się dziwnym, lekkim echem wśród prostych pni drzew.
- Moi oprawcy nie żyją już od wielu lat. Ale możesz inaczej sprawić mi radość. - jak zawsze, naiwna nieco Neitsyt przekładała dobro innych nad swoje.
- Bądź szczęśliwy, ot, proste to życzenie. - żadnych morałów, porad, nic. Nic póki sam by o nie nie poprosił.
Tymczasem dawna elfka przedarła się przez ostatnie krzaki i znaleźli się nad jeziorkiem o którym była wcześniej mowa.
Błękitny Paciorek. Ciemna, głęboka w nim woda niczym nie zmącona.
A gdzieniegdzie jakiś stwór samotny siedział, co zasępiony i smutny, przelewał swe żale do wody, która z dnia na dzień stawała się coraz ciemniejsza...

N.

Sol pisze...

Zacisnela mocno usta i pokręcila głowa, oczy jej zaś zwęzyły sie jak u drapieznika, ktorego przez wyjątkowy kolor teczowek mogla w tej chwili przypominac i to bardziej niz zwykle.
- Nie, wierzchowiec do drogi jeden wystarczy, zabieram niewiele, bo i nie w podróż jako wielka pani sie wybieram - chyba jej jednak nie docenił. Mimo , że wyglądala jak arystokratka, n i nia przeciez była, nie zawsze tak sie zachowywała i tak musial ją swiat odbierać. Jak i inni miala wiele masek, a teraz po prostu musiała nauczyc się z nich korzystać. Innego wyjścia nie było, skoro stracila nazwisko, nim je odzyska, musi jak zmija podkraśc sie do gniazda i niepostrzeżenie w nie wsunąć.
- Nie musimy podróżówać wspolnie -zaznaczyła, bo i ciężarem nie chciała byc dla Cienia. - Może być trzy godziny róznicy w drodze, ale nie wiecej.

Nefryt pisze...

- Bractwo, Bractwo… - mruknęła, jakby go przedrzeźniając. – Niech i tak będzie.
Czy istniał ktoś bardziej zapatrzony w jakąś organizację? Czasem myślała, że Lucien jest pod tym względem ewenementem na skalę światową… Choć może i po części przez to był taki…intrygujący, taki…
I… podobał jej się. Bardzo podobał.
Nie no, dość tego! O czym ona w ogóle myśli?
Miała zacząć jakiś względnie bezpieczny temat, nie zachowywać się jak dzieciak! Ale kiedy tak trzymała go za rękę…
Nie! Koniec już. Koniec!
- Racja – przyznała, choć w jej głosie można było wyczuć cień niechęci, że to już… że teraz, właśnie w tej chwili. Ale co zrobić? Przez walkę z Fallaxem zmarnowali sporo czasu. A powstanie w Kansas przecież na nich nie zaczeka.
A jednak… Jednak czuła dziwny żal, który towarzyszył jej gdy dosiadała jednorożca i potem, kiedy wyruszyli w drogę.
Lucien ją odrzucił.
Nie pragnął uczucia, które zaczęła mu okazywać. Nie chciał go, a może… Może to o Bractwo Nocy chodziło? Ale w takim razie, dlaczego dopiero teraz..? A może jednak o coś innego?
Był przystojny, przynajmniej w jej mniemaniu. Nie, na pewno nie tylko dla niej. Nie wyglądał jej na takiego, który by się wcześniej w uczucie prawdziwie zaangażował, ale co ona jest? Znawczyni związków ludzkich?
Dlaczego? Dlaczego właśnie teraz, właśnie, gdy się zaangażowała? Dlaczego dopiero teraz? Kiedy pomyślała, że po tej misji wróci do obozu, że znów będzie wszystko jak dawniej…walka, troska o jej ludzi, walka, przenosiny obozu, walka, czyjaś śmierć, walka…Dlaczego, kiedy pomyślała o tym wszystkim, że będzie nadal… Nadal, ale bez niego, bez Luciena, miała ochotę krzyczeć? Krzyczeć i rozpaczliwie łkać?

Dibbler pisze...

[Coś jakby mi po głowie chodziło względem Poszukiwacza... Cóż, skoro Nieuchwytny tak bardzo nie lubi Luciena, to zamiast podopiecznej jego - Iskry - na misję z Lucienem wysłałby... Dibblera.
A, że Dibbler złośliwy, to i by co róż jakieś ciekawe uwagi rzucał w ich temacie. Ciekaw jestem kiedy Lucien wyjdzie z siebie i stanie obok.
Jeśli coś jeszcze Tobie po głowie chodzi, dodaj to, lub zmodyfikuj to co napisałem~

A co do Szept, bo nie chce mi się pod drugą kp wędrować, skoroś jedną autorką... Tu nie wiem, bo elfka nie korzysta z usług Cieni. Mogłaby rozpoznać jego energię w jakichś ruinach i tam by jakoś współpracę zaczęli.
Bo zakładam, że zrobić mogę tak, że gdy Dibb obserwuje narodziny Natana w Moriar, zostanie wykryty przez Szept, choć nie będzie ona wiedziała cóż to ich konkretnie obserwuje. Ot, wymysły na poczekaniu.]

draumkona pisze...

Iskra raz oberwała po tyłku mahoniową laseczką Marcusa, a takowe pilnowanie by plecy miała proste najwyraźniej go bawiło.
Nawet humor nieco jej poprawił, choć nie tylko on, ale i Królik i ich ciągłe sprzeczki.
Ale potem, proszę ja was bardzo, na sali zjawił się nie kto inny jak Poszukiwacz. Marcus na jego widok szpilkę wbił Królikowi w ucho, choć nie chcący, a Biały za to wbił mu obcas w stopę.
Iskra natomiast przybrała na twarz swoją nowo zyskaną maskę jaką była obojętność. Po prostu.
- O, jesteś. Coś nie tak poszło? - słowa Białego, który masował swoje biedne ucho.

M/G

draumkona pisze...

Ależ dowcip to nie jest, a sprawa wielce delikatna. Mnie osobiście się podoba. - Dibbler chyba nie zamierzał dać za wygraną, a Wilk czujnym wzrokiem obserwował smużkę dymu ciągnącą się nieopodal okna.
Ma twoje oczy. - dodał jeszcze pan Phantomhive po czym jego obecność się rozmyła, podobnie jak i dym.

Iskra nie potrafiła dłużej spać. Nie było tego snu wiele, ale nie potrafiła. Nie wiedziała po jaką cholerę poowijali ją w bandaże.
Wiedzieć nie mogła, że nasączone ziołami były i miały przyśpieszyć gojenie się ciała po męczącym porodzie.

Tymczasem Dibbler doszedł do wniosku, że był za mało wredny i za mało wścibski. I zdecydowanie za mało namieszał.
Więc do umysłu Luciena trafił obraz. Spojrzenie oczu Dibbler na komnatę w Moriarze. Widać było Wilka. Wilka zaniepokojonego. I Iskrę. Iskrę w bandażach zakopaną w kocach.

Dibbler pisze...

[Nawet nie wiesz jak bardzo żem w akcji zorientowany... <:
Dibb widzę, wie tu dużo, a i może jeszcze więcej. Co do zaczęcia, zapewne ten mały potwór opisze stosownie Dibblerowe reakcje w waszym wątku, więc jestem za tym, by zacząć od obecnego momentu, jak to Poszukiwacz zostaje po raz pierwszy zaczepiony przez Dibblera w kwestii niejakiego Natana... Chyba, że chcesz jeszcze nieco przyspieszyć i złapać go może dopiero jak będzie już powracał samotnie do Bractwa.
Chyba, że zależy Ci szczególnie na pisaniu w lekkiej przeszłości, to się usłużnie poddaję, bo jeszcze lanie dostanę i co wtedy...

Skoro z pomysłem do elficy pasuje, to teraz kto gdzie zaczyna?<:]

Sol pisze...

Uniosla brew i westchneła. ZNowu podejście w stylu jej opiekuna, ze ona nawet palcem kiwnąc nie musi, wszystko zostanie zalatwione, dosraczone, niemal pod sam nos kobiety. Drazniło ją to, choc oczywiście było bardzo wygodne. Ważne jednak, że motywy byly inne u Cienia niz u Alasdaira i to jakoś pozwolilo jej siedzieć cicho.
- Poczekam tu, wroce tylko do pokoju po jedna rzecz - oświadczyła, a że gospoda byla pięc minut drogi stąd, wierzyla, ze zdąrzy i Cień czekać na nią nie będzie. Ach, no i powiadomić jakos Alasdaira musiała, ale to to kwestia drugorzędna byla.

draumkona pisze...

Dibbler to zły człowiek był, więc i nie dość, że Lucienowi przeszkadzał, to i nieco go w błąd wprowadził. Liczył bowiem na jakąś ciekawą reakcję. Poniekąd się mu to udało. Ale jedynie poniekąd.
Marny z ciebie mentor - dodał jeszcze Phantomhive i wycofał się całkiem. Obecność jego zniknęła, odeszła, rozwiała się.
***
Obecność elfa tego wyczuł Wilk i pośpieszył ku nim. Być może miał być potrzebny. Być może...

Dibbler natomiast skorzystał z okazji i zmaterializował się przy Iskrze. Przeskok magii mogli wyczuć jedynie najbardziej utalentowani magicy. A on jedynie się przyglądał elfce.

draumkona pisze...

- Niespodziewanym jesteś gościem. Zwłaszcza po tym co obwieściłeś ostatnio - wyjaśnił uprzejmie Królik. Iskra natomiast przysiadła na parapecie i zaczęła pleść warkocza rozmyślając nad czymś innym, byleby zachować surową obojętność na twarzy. Luciena słuchała jednym uchem.
- Mów więc, pytaj. - tym razem odezwał się Marcus, któremu zabawa mahoniową laseczką chyba spodobała się aż nadto.

M/G

draumkona pisze...

- Ja styczności z nim nie miałem - Marcus wzruszył ramionami, laseczkę podrzucił i zaraz nią po łbie dostał, bo nie złapał. - Ale Figla wolę tu zostawić, skoro nas tropi, to pewnie wie, że Pajęczarz się bez niego nie ruszy. - ot, mylne wrażenie, bo czasem przecież Figla pożyczał. Gorzej było z Królikiem, jego pożyczyć nikomu nie mógł.
- Ani ja. - dodał Królik zamyślając się lekko, jakby sprawdzając, czy rzeczywiście tak jest, czy może pamięć spłatała mu figla. Po chwili potwierdził swe słowa skinieniem głowy i wyprostował się znów dostojny, znów opanowany.

M/G

draumkona pisze...

Wilk, choćby bardzo chciał, w tej kwestii nic zrobić nie mógł. Chociaż... Gdy Rada usłyszy, że Amuletu już nie ma... Może pozwoli jej zachować całą moc jej pozostałą. Jednak były plusy pojawienia się Bractwa.
Stanął więc on obok, bezradny, choć z zaskakująco władczą miną. Znikąd także zjawił się Epoh, Strażnik powracający właśnie ze szlaku. Spojrzał on zaskoczony na Wilka, Szept i innego elfa, niezbyt mu znanego. Fiołkowe spojrzenie z wolna prześlizgnęło się po całej trójce.
- Mury Moriaru nie są dobrym miejscem do omawiania spraw. Ściany mają uszy. - i wskazał dłonią na płaskorzeźbę tańczącego szkieletu w spódnicy z listowia. Merglejt rządził się swoimi prawami. Miał swoje zasady i humory. Zupełnie jakby mury były... Żywe.

draumkona pisze...

Iskra mruknęła coś pod nosem. Nie podobał się jej ten wzrok Poszukiwacza. Zdecydowanie nie podobał.
- Powiedz to Marcusowi, a nie patrzysz na mnie, jak gdybym była największym złem tego świata. - odparowała krzyżując ręce na piersi.
Królik uznał za stosowne się wtrącić.
- Skorpion... Jest u siebie, owszem. Ale... Zbiera informacje. Jeśli wiesz co mam na myśli.
- Bogowie, Królik, ale ty wszystko utrudniasz... - tu Marcus przeciągnął się, aż zajęczały szwy jego stroju - Klienta ma i tyle, zajęta jest, czy cokolwiek, weź kogoś mniej zajętego, bo to się prędko nie skończy. - rzucił Figlowi sucharka i przysiadł na wyliniałym fotelu.

M/G

draumkona pisze...

- Potrafię o siebie zadbać... - mruknęła do siebie spoglądając przez okno. Co on sobie myślał, że jest jakąś ofiarą losu?
- Hm... Z Cieni... - Królik zamyślił się i zaraz w jego spojrzeniu coś się zmieniło. Pojawiło się coś dziwnego, nieokreślonego.
- Dibbler. Tylko on. - dziwnym trafem, Białemu przypomniały się słowa Dibblera... Wtedy, na szlaku, gdy łaskaw był powiadomić ich o prywatnych odczuciach Iskry względem Poszukiwacza. I wzrok jego o barwie wczesnego agrestu mimowolnie przeniósł się na sylwetkę elfkim nieświadomej elfki odwróconej do niej plecami.

M/G

Sol pisze...

gdy wrócił, Sol juz czekała, nerwowo nieco raz to zaciskając palce na worku z rzeczami, raz to przekładając tobołek do drugiej reki, by palce rozprostować i nimi popstrykać. Zupełnie nie potrafiła sie odnaleźć. Podjela decyzję, słuszną, jedyną sluszną, najlepszą i niestety, ale nie mogla, nie mogła po prostu znieść myśli, że z Alasdairem sie gdzieś miną i... i co? I jak sie odnajdą. Listu nie mogla zostawic, nie wiedziala co opiekun planował, gdzie chcial ją odnaleźć. Bo ze zostawi ją sama, to w grę zupełnie nie wchodziło. Ale kiedy mialby sie pojawić? Musiała dac mu znak, jakikolwiek, ze jest cala, ze radzi sobie i... i żeby sie nie martwił. Nie byla pewna, czy powinna zdradzac mu swoje plany a propos powrotu do Skalnego Miasta, a jakby zaraz za nią ruszył? Ha... tylko jak by miał się dowiedzieć?
- Jeszcze jedna prośba - żadnego powitania, czy pytania, czy uwagi odnosnie ich podróży. Tylko żądanie, no miała tupecik. - Muszę dostarczyć Egzekutorowi wiadomośc, a nie wiem jak - skrzywiła sie pełna nadziei, że on z Bractwa jej pomoże, no i tym razem.

draumkona pisze...

Iskra widocznie uspokoiła się na wieść, że Szept najwyraźniej wie co się dzieje z jej malcem. Za to niepokoiła ją siła jaką tu czuła. To była wyraźnie siła Dibblera... Ale... Ale jego tu nie było. Nie miał prawa by tu przebywać, nawet on, ten, który ciało swe w cień potrafi zmienić.
Nawet on nie miał tu wstępu... A może jednak się myliła? Może Moriar Merglejt nie był już bezpiecznym miejscem?
Spojrzała na Szept szukając w niej oparcia.
- Nie wiem. Zdawało mi się, że kogoś widzę... Ale gdy mrugnęłam, już tego kogoś nie było, więc to pewnie przywidzenie... - pojawiła się kolejna niepokojąca kwestia. Bractwo. Już za długo jej nie było, tak mówił Królik gdy ostatnio z nim rozmawiała. To on został wyznaczony przez Radę do sprawdzania stanu misji i jej własnego zdrowia. I on, Biały Królik, mówił, że czas nagli. Pora wracać.
Przy okazji, był jednym z nielicznych, którzy wiedzieli z czym tak naprawdę boryka się Iskra. I on także nie miał pomysłu co począć z nowo narodzonym dzieckiem, co gorsza, synem samego Poszukiwacza.
- Co ja mam z nim zrobić Szept... Nie mogę go zabrać do Bractwa... Nie teraz. Musi podrosnąć... - jak widać, Starsza Krew planowała dziecko trzymać przy sobie, przynajmniej wtedy kiedy będzie już ciut starszy. Parę miesięcy. Parę miesięcy wystarczy. Poprosi Wilka by przypilnował jego wzrostu, by podrósł nawet nieco szybciej niż inne elfy. Żeby wyglądał i był jak trzylatek... Chociaż tyle.
Elfie zaklęcia i opieka. Parę miesięcy. Potem wróci i go zabierze.
- Szept, gdzie jest Wilk... - decyzja została podjęta.

draumkona pisze...

Biedna, nieświadoma Iskra wpatrywała się w okno, jakby widziała tam najciekawsze rzeczy świata. Ale kiedy Lucien obwieścił, że nie będzie im już przeszkadzał... Jakaś cząstka elfki się zbuntowała i bardzo zapragnęła, ażeby przeszkadzał im dalej.
Ale znała go. Znała go pod tym względem i wiedziała, że zaraz wyjdzie.
- Ja z tobą pojadę. - rzuciła przez ramię, a po dłuższej chwili odwróciła się by spojrzeć w te jego ciemne, pozbawione wyrazu oczy. Zaczynała się przyzwyczajać do tej jego obojętności.

M/G

draumkona pisze...

- Raduję się więc słysząc takie słowa - płonnica uśmiechnęła się lekko i przysiadła na trawie przy jeziorku. W dłoń ujęła kamień i wrzuciła go w czarną toń. Chwilę patrzyła na rozchodzące się po wodzie kręgi.
- Żałuję, że obudziłam się teraz. Nadchodzi zima. - zdecydowanie zawsze była tą, co wolała lato, niemal jak wszyscy. Poza tym, zawsze bała się ciemności. Wiecznej Nocy. Długiej Nocy. Bała się zimy i stworów jakie się wtedy budzą. A teraz... Teraz sama była tym stworem.

N.

Dibbler pisze...

Jak kiedyś pytał Nieuchwytny, gdy jeszcze dziatkami byli i po łąkach hasali... Dibbler, Dibbler, co z ciebie wyrośnie? Chociaż, wtedy nie zwano go jeszcze Dibblerem. Nie, wtedy był po prostu małym dzieckiem bez jakichś szczególnych knowań odnośnie swojej przyszłości. Jak widać, los lubi interesować się tymi, którzy tej uwagi nie chcą.
Phantomhive był na swój sposób pomocny, a i na swój sposób złośliwy. I przede wszystkim nieobliczalny. Tak, to przede wszystkim.
Czy podoba ci się imię Natan, Poszukiwaczu? - nie mógł się powstrzymać. No nie mógł. Dematerializacja.
Zamek Duor... To w końcu nie jest tak daleko. Jest noc. W nocy przeskakiwanie z cienia do cienia jest prostsze i szybsze... Ciało Dibblera rozmyło się i część dymu już wypełzła oknem. A część została przy niezbyt przytomnej Iskrze.
Ile by dał, żeby zobaczyć minę Cienia gdy się dowie. Ach, ileż on by dał...
Cztery godziny. Cztery godziny i większa część jego jestestwa będzie mogła męczyć Poszukiwacza. Wyśmienity plan.
A co z resztą jego osoby? Cóż. Dołączy za chwilę.

draumkona pisze...

- Już mnie rozproszyłeś - ucięła Iskra i tyle jeśli chodzi o solidne argumenty Luciena.
Królik wiedział, że jeśli Zhao się uprze to i szans nie mają by cokolwiek jej do głowy się przebiło. Zagryzł więc wargę i spróbował znaleźć wyjście z sytuacji. Wybawieniem okazał się Marcus. O dziwo Marcus, bo to przecież on był sprawcą całego zła na tym świecie.
- Umie już praktycznie wszystko. Pozostała charakteryzacja, a to nie leży w naszym zadaniu. Tym miały się zająć dziewczyny Solany, jak widzisz, wszystkie są zajęte. - Iskra spojrzała na Pajęczarza wzrokiem nieodgadnionym. On także popatrzył na nią w ten sposób. Ewidentnie coś było na rzeczy między tą dwójką.

M/G

draumkona pisze...

- Nie wiem, dotąd nic mi nikt nigdy nie przepowiedział - mruknęła siadając i odrzucając ciepłe koce i kołdrę. Kichnęła.
- Cholera, zima tuż, tuż. - i zaraz się jej przypomniało. Przypomniało się jej, że jest jedna osoba, której słowa sprawdzają się aż nazbyt często.
- Chociaż... Jak Wilk coś powie, to lepiej się z tym liczyć. W końcu awansował na Widzącego. - co znaczyło, że ich przyszły władca umiał już w jakiś sposób kontrolować swoje wizje i odrzucać te, które nie będą miały nigdy miejsca. Tak więc objawiały mu się jedynie ścieżki, które ktoś mógł wykorzystać. Lecz nie musiał.

draumkona pisze...

Neitsyt za dobrze znała Variana by nie doszukać się w jego wzroku iskierki zwątpienia, jakby sam nie był do końca pewien swych słów.
- Co cię męczy Poszukiwaczu? Zdajesz się wątpić w swe własne słowa - obok nich przeszła wolnym krokiem inna płonnica. Wzrok jej nieobecny, a blade usta układały się w bezdźwięczną pieśń.
Na drugim końcu jeziorka przycupnął utopiec. Okoliczne stwory zaczynały pojawiać się coraz liczniej.

N.

Sol pisze...

Usmiechnęła się delikatnie i położyła na ziemi worek podróżny. Poprawila włosy, przerzucając je przez ramie do przodu, az czerwona kaskada przysloniła jej piersi i sięgnęla karku. Rzemyk z kamieniem szlachetnym, tutaj moz ei nieznanym, bo wydobywanym pod fundamentami jej rodzinnych stron, zostal zdjety z szyi kobiety. Do tej pory trzymała go zawsze schowanym pod szatą, nie bylo to wielkie bogactwo, nie wydawalo sie takim, a jednak dla niej ten kamień byl wyjątkowy. I wiedziala, ze Alasdair od razu go rozpozna.
- Podajcie mu to i powiedzcie, żeby nie podążał za nami, nie szukał, bo wrócę i w stolicy sie odnajdziemy niedługo.
Nie mogła , nie umiała oszacowac ile jej ta podróz zajmie. Liczyła że przeprawa przez wody to co najmniej cztery dni przy dobrych, silnych wiatrach, nastepnie dluga wedrowka od brzegu wyspy, aż do dżungli rosnacej wokół miasta i kolejne kilka dni wedrowki przez busz, az do murów i tak wlasnie wszystko zależec będzie od Cienia. A i ona w domu pojawić się chciała, więc... więc kolejne kilka dni starań, knuwań i przyczajania sie jak tygrys do skoku.

draumkona pisze...

Iskra znała Szept. Znała ją cholernie dobrze. I zaraz na bladej twarzy Zhao zagościł podejrzany uśmieszek, a w oczach zaiskrzyło się rozbawienie jakieś.
- Szept, co widziałaś? Powiedz miiii... Bo ja wiem, że inaczej byś nie pytałaaaaa - elfka wstała i bardzo zdziwił ją widok bandaży. Zapach maści jednak ukoił jej obawy. To tylko regenerujące. Tylko tyle...
Zachichotała i obeszła zakłopotaną lekko magiczkę. Iskra lubiła takie momenty, a kto wie, co by zrobiła gdyby dowiedziała się o wizji...
Na pewno nie skończyłoby się tylko na docinkach, które w Iskrowej naturze leżały.

draumkona pisze...

- Cóż teraz? - weszła mu nieco w słowo. Nieco zmienił się jej charakter. Zmienił się, odkąd natura jej także inną się stała. Towarzystwo utopca Freda i płonnicy Rose wcale jej nie przeszkadzało. Przyzwyczaiła się do tego, że teraz są uważani za jedno - za potwory, które należy zgładzić, choć oni zachowali swe odruchy ludzkie. Nie mordowali bezmyślnie. Mimo to, polowano na nich.
Zauważyła też spojrzenie Lucienowe na jej towarzystwo.
- Nie zrobią nam nic. Jesteśmy nad Paciorkiem. Żaden człowiek, czy elf, każden jeden, kto potworą nie jest, nie wejdzie tu. Chyba, że zaprosi go jeden z nas. Jesteś tu na moje zaproszenie. Widzisz jeziorko i możesz tu siedzieć korzystając z zaproszenia... Nic nas tu nie dosięgnie. - była to martwa strefa. Martwa jak oni sami. Nie dochodziło tu do walk, nic się tu nie działo. Nawet powietrze stało.
- Jeśli kiedyś będziesz potrzebował schronienia... Pomyśl mocno o tym miejscu i rusz na północ. Portalu nie zobaczysz i nie wyczujesz... Lecz gdy zobaczysz tą głębię, wiedz, że wrogowie cię nie dosięgną. - powiedziała tonem spokojnym. Nawet Cienie potrzebowały schronienia. Tak myślała. A Paciorek... Cóż, był w jakby innym wymiarze. Nieosiągalny dla zwykłych śmiertelnych.

N.

draumkona pisze...

- Będę gotowa. - odparła równie sucho co on sam. Zaraz też głową skinęła Królikowi i Marcusowi, po czym wyszła i udała się do własnej komnaty by przebrać się i uszykować do drogi.
***
Stała na dziedzińcu z obojętną miną o spokojnym spojrzeniu. Kelpie grzebała kopytem w ziemi i parskała gniewnie. Przyszła wcześniej. Wcześniej o całe piętnaście minut.
Nyrax. Miejsce gdzie się wcyhował... Iskra postanowiła wytężyć uwagę, być może dowie się czegoś nowego... Czegoś nowego o nim, o Poszukiwaczu.

M/G

draumkona pisze...

Iskra wytrzeszczyła oczy, parsknęła, zamachała rękami, równowagę straciła i rypnęła na podłogę. Leżała tam chwilę w kompletnym szoku.
- W...Wwwww...W ciąży?! - jak widać Hen Ichaer spodziewała się wszystkiego, ale nie Szept w ciąży. Zaraz nasunęło się kolejne pytanie.
- Z kim na bogów?! - zaraz głupia odpowiedź się jej nasunęła... No chyba nie z Lucienem!

draumkona pisze...

- Nie, nigdy nie byłam. - odparła zwięźle tonem spokojnym i wyważonym. Masz oto Poszukiwaczu Iskrę w wydaniu opanowanego głazika. Niemal własną kopię.
Elfka wskoczyła na siodło i odrzuciła długie, falowane włosy na plecy. Poprawiła jeszcze swój płaszcz, który był świeży i uprany i zaglądnęła do worka przy siodle. Ten poruszył się niespokojnie i zawarczał. Najwyraźniej Sziszowi nie podobał się taki sposób podróży. Ani taki sposób traktowania.
Fiołkowe spojrzenie nie wyrażające kompletnie nic spoczęło na jego twarzy.

M/G

draumkona pisze...

- Jestem pewna, że znalazłbyś sposób by wybić się z nędzy. Nie koniecznie legalnym sposobem... - spojrzenie zielonych oczu padło znów na niego - I nie byłbyś arystokratą. Na pewno nie. Ciekawe, czy miałbyś własną rodzinę... - zagadkowy wzrok, jakby płonnica biła się z myślami.
- Czy miałbyś kobietę... - uniosła lekko brwi i pogładziła dłońmi warkocz. Nieco zakłopotana, jakby bała się pytać o takie rzeczy.

N.

draumkona pisze...

Neitsyt skinęła głową. Nie o to jej chodziło. Chodziło jej o coś, co ona sama przeżyła nim umarła. O miłość. Jedną, nie wiele. I choć jej uczucie... Nieodwzajemnionym było, gdyż nie była córą Świątyń. Mannelig, tak zwał się kapłan, luby jej, który nie chciał słyszeć o jej uczuciach. Powiedział jej to nawet kiedyś.
Chętnie twą miłość przyjąłbym, gdybyś córą Świątyń była.
Lecz tyś córką elfa, starego czarta z gór, siostrą diabła, dziedziczką Necka...

Ból jakiś odezwał się w jej piersi. Dzika tęsknota.
- Nie o to mi chodziło... Ale ty wiesz. Wiesz co mi po myśli chodzi.

N.

draumkona pisze...

- Jak nie ma znaczenia! Ma! - ale Szept chyba tego nie pojmowała. Sama Iskra tego nie pojmowała póki... No. Póki to się nie stało. Bogowie, żeby tylko się nie dowiedział...
Szkoda, że Dibbler miał inne plany.
- Bogowie... Ty możesz zaciążyć! - skoczyła zaraz na równe nogi i złapała Szept za ramię, potrząsnęła nią.
- Dziecko! Możesz mieć dziecko! - najwyraźniej Hen Ichaer dostała jakiejś dziwnej euforii. A to chyba Szept powinna się cieszyć.

draumkona pisze...

- Tak zrobię. - obojętność, kontrola. Kontrola, obojętność...
Szisz zaszamotał się w swoim worku i poprzysiągł zemstę na Iskrze. Zaskakujące, jak to zwierzęta mają pamięć... Pamięc do tego co ulubionym ubraniem jest. Ulubiona koszula Iskry mogła czuć się zagrożona.
I tak to ruszyli do Nyrax. Dwie lodowe bryłki.
A może jednak nie do końca tak lodowe jakby się mogło wydawać...

M/G

draumkona pisze...

- Myślałeś... Kim była ta kobieta? -spytała cicho rozplątując warkocz, uwalniając włosy. Nad jeziorkiem zjawił się Pełzacz. Wyglądał on jakby pusta skóra niedźwiedzia z głową, pełzająca po ziemi. Rzadki to także stwór, bo niewiele zwierząt miało umysły tak rozwinięte by decydować o swym losie w życiu po życiu.
Pełzacz zanurzył wątłą łapę w ciemnej toni wzburzając ją lekko.
Tyś córą elfa, starego czarta z gór...

N.

draumkona pisze...

Dziki błysk zagościł w fiołkowych oczach.
- Jeśli tak jest pisane, tak się stanie. Wilk jest Widzącym, widzi to, co prawdopodobne. - oho, chyba Iskra rozgryzła zagadkę jaka męczyła jej umysł.
- Dzieliłaś z nim wizję, więc dotyczyła ona także jego. To jego dziecko. Jego potomek, choć nie było to pokazane jednoznacznie. No, no, no... - znów cichy chichot. Już Iskra układała sobie w głowie szczęścliwe zakończenie dla tej dwójki.

draumkona pisze...

- Ach... - mruknęła jedynie nie znajdując słów, jakie mogłaby wypowiedzieć. Więc milczała, jak nie ona, bo przecież zawsze taka rozgadana, papla wesoła, a tu proszę. Cisza. Cisza zalegają w powietrzu, wokół nich. I tylko smętne miny stworów siedzących nieopodal.
- Nie wiem jaka teraz jest moja natura. Czy powinnam siać zniszczenie, czy powinnam ludzi unikać. Idzie zima, a stwory szykują się na łowy. A ja nie wiem co mam robić... Pomóż mi, Poszukiwaczu. Pomóż mi dowiedzieć się kim się stałam. - poprosiła także cicho. Niewiele istniało ksiąg na temat płonnic, bo i nieczęsty był to twór. Wszak mało osób było niewinnych, o niemalże krystalicznym sercu. Stąd i niewiele płonnic włóczyło się po tym ponurym świecie.

N.

draumkona pisze...

Iskra drgnęła twój syn... Brzmiało to co najmniej dziwnie i elfka nie mogła się przyzwyczaić do myśli, że... Że jest matką.
- Nie tylko mój - mruknęła niechętnie. Także zdawała sobie sprawę, że mały spyta. Mały w końcu spyta kto jest jego ojcem. I gdzie jego ojciec się podziewa. A Hen Ichaer nie wiedziałaby co ma odpowiedzieć.
Nie skojarzyła jednak faktu Wilczych słów z tym wyznaniem Szept. Spojrzała więc na nią wzrokiem pytającym u uniosła jedną brew.

draumkona pisze...

Iskra natomiast bez krępacji spojrzała w oczy starca. Oczy jej, zimne i obojętne przywodzące na myśl dwa skute lodem stawy w górach spoczęły z schorowanym obliczu. Ale nic nie zrobiła. Śladem Cienia, popędziła swojego konia i zaraz się z nim zrównała.
A więc to tu się wychowałeś, Lucienie myśl ta jednak nie trafiła do jego umysłu. Echem odbiła się jedynie w Iskrowych myślach. Poczuła się dziwnie biorąc pod uwagę fakt, że on dorastał tu, wśród smrodu stęchłych ryb i ciał. A ona... Cóż, w podziemiach Eilendyr. Nie miała wprawdzie luksusów, lecz nigdy nie dokuczył jej głód, ni zimno.

M/G

draumkona pisze...

Iskrę zamurowało. Ona... Wilk... Rozmowa. Stolica. Elfka odwróciła wzrok i jakoś... Posmutniała. Coś jakby ją dotknęło i to dość mocno.
- Ze względu na Cienia... - szepnęła wbijając wzrok w okno - I to był błąd Szept. Robić cokolwiek ze względu na niego. On nie ma uczuć. - przysiadła na łóżku i westchnęła. - Dlatego nie może wiedzieć o Natanie... On nie nadaje się na ojca Nira. Niech sobie będzie nadal zaślepiony Bractwem, ja pasuję. Sama wychowam syna. - ton Starszej Krwi przybrał na poważnej barwie, najwyraźniej Iskra naprawdę miała taki zamiar. Ukrywać Natana i nie dopuszczać do niego Cienia. A gdyby... Gdyby nawet się dowiedział... Powiedzieć mu w twarz, że nie nadaje się na ojca. I odejść.

draumkona pisze...

Iskra otulona szczelnie swym czarnym płaszczem i z kapturem nasuniętym na twarz obserwowała tą scenę w milczeniu. Drgnął. Drgnął na wieść o jakimś kowalu, o którym ona nigdy dotąd nie słyszała.
Więc kowal ten, starzec zwany Branem... Musiał coś znaczyć. Musiał mieć związek z Cieniem. Odnajdzie Brana. Odnajdzie i wypyta o przeszłość Luciena, a on nie musi o tym wiedzieć.
Szisz zakręcił się w worku i prychnął ostrzegawczo. Elfka wciągnęła więcej powietrza w płuca i skrzywiła się nieznacznie czując swąd zgnilizny. Szczęściem, cień kaptura krył jej twarz. Zauważyła też spojrzenie chłopaczka, najpierw na jej konia, potem na nią samą. Najwyraźniej podejrzewał, że Lucienowi towarzyszy kobieta.
Iskrę ciekawiło, czy młodzieniaszek widział kiedykolwiek elfkę. Elfkę ze stolicy.
Zawiał lekki wietrzyk niosący chłód, a zapach Iskry przybrał na sile. Wanilia i maliny.

M/G

Sol pisze...

Podążając za Cieniem, mimo że powinna czuc sie bezpieczna i tak rozglądala sie na boki, trzymając klaczke za uzdę, wodzila wzrokiem to tu, to tam, ogladala się za siebie, slowem zagrożenia szukala. Jakby teraz, gdy juz jakies towarzystwo i ochronę miała, właśnie nieszczęście te porę sobie na atak obrało. Nic jednak się nie działo, ale to i tak jej wcale nie uspokajało. Ale gdy żebrak przed nimi stanal, uniosła brwi rzeczywiście zaskoczona. Jednak większe zdziwienie naszło, gdy tamten nazwal Cienia Poszukiwaczem. Ten i tamten wiedziec nie mogli, że Sol iskrę zna i to zna o wiele lepiej niż mogliby przypuszczać, bo po spotkaniu elfki w drodze do stolicy, tamta spila się jak gnom, jak stary poczciwy Lofar i wypaplała... nazbyt wiele. Bo Iskra nie umiała trzymac jezyka za zebami i o Bractwie wspomniała o Poszukiwaniu, Cieniu ktorego imie brzmiało Lucien. A Sol choć pewności nie miała, choc jasnowidzem nie była, to jednak czuła doskonale , intuicyjnie gdzieś w środku, ze to on, ten którego Iskra do łózka chciała brac, bez niego spać nie miała zamiaru... Bogini chyba nazbyt kaprysna sie robiła, że podobne historie jej sie przydarzały! Bo do domu wrocić ma i to pod opieką Luciena? iskrowego.... kochanka, czy kimkolwiek on byl? wariactwo jakieś.
I gdy odchodzili, gdy żebrak wysluchał słó Cienia i zniknąl by spelnic polecenia, Sol w milczeniu niemal wwiwercała się wzrokiem w kark mężczyzny jadącego przed nią. Lucien. Poszukiwacz. Cień. A jednak nawet i pijana Iskra nie wymyslala bajek... Ale to by znaczylo, ze i elfka.... Bogowie niejedyni i zabójczynie za przyjaciółkę miała?!
jej roztargnienie, burze mysli, nerwowość i zmieszanie, konsternacje najlepiej teraz chyba klaczka wyczuła, łbem zarzucając jakby potakiwała jej wątpliwościom.

draumkona pisze...

- Naprawdę?! - widać była przejęcie i zaskoczenie na jej twarzy. I nadzieję. Nadzieję na odnalezienie siebie samej.
A temat uczuć... Neitsyt była uparta. Była cierpliwa. I mimo tego, że tymczasem porzuciła ten wątek, Poszukiwacz mógł być pewien, że płonnica wkrótce do niego wróci. Wróci, gdy zdobędzie więcej informacji, których jednak nie pozyska od osób trzecich, a od niego samego. Neitsyt chyba zamierzała jakimś cudem sprawić by Cień był bardziej skory do zwierzeń. Jakichkolwiek zwierzeń.

N.

Dibbler pisze...

Myślisz, że starego maga będą obchodziły twoje romanse, Czarny Cieniu? Głos Dibblera to słabł do szeptu się zniżając, to na sile przybierał, jakby oddalony o wiele stajań zabójca bawił się głosem swym.
Myślisz, że obchodzą go skutki wspólnie spędzonych nocy? Najwyraźniej Dibbler bawił się świetnie owijając nowiny w taką ilość bawełny ile tylko się dało. Nie zamierzał on odpowiadać. Chciał patrzeć, spoglądać. Spoglądać w twarz Poszukiwacza gdy obwieści mu co też dane mu było zobaczyć w Moriar Merglejt.
***
Phantomhive dopadł w końcu Cienia, choć z opóźnieniem i to niemałym. Najwyraźniej jeszcze większe rozczepianie ciała wcale mu nie służyło.
Poszukiwacz siedział między drzewami w lasku jakowymś. Słaby ogienek tlił się,można by rzec, że był to jedynie żar. Na niebie zaś gwiazdy migotały leniwie, a księżyc świecił uparcie drażniąc przekrwione, szare tęczówki Dibblera. Zmaterializował się on tu dosłownie chwilę temu i nie dbał o dyskrecję. Dało się słyszeć tąpnięcie ciche i szelest, gdy wyłonił się z krzaków.
- Ach, więc jednak ten, którego nie obchodzi Natan przeżył. Cudownie - Cień przysiadł na ziemi. Wyglądał na wycieńczonego i słabego, co po części prawdą było. Jedynie po części.

draumkona pisze...

- Ma i ich nie chce, czy w ogóle ich nie ma... Dla mnie to to samo. - elfka podniosła się z łóżka i odeszła do okna. Męczyło ją to. Męczyło ją to, że on... Że on był taki. Właśnie taki. Nieczuły. Chłodny. Bractwo kiedyś upadnie, a uczucia... Zresztą, takie myśli nie miały sensu. On się nie zmieni.
- Mogłam nie odmawiać Wilkowi... Chociaż... Bo przecież ty... - Iskra urwała. Dotarło do niej jak bardzo musiało to w Szept trafić. To, co Wilk proponował jej, nie Nirze.
- Mały musi mieć ojca... Może kiedyś kogoś znajdę. Kogoś kto nie będzie jak Seweryn, moja pierwsza pomyłka i kto nie będzie jak Lucien, moja druga pomyłka.

draumkona pisze...

Śladem Cienia i ona zsunęła się z siodła Kelpie. Wodze także podała chłopcu, ale zanim się oddaliła za Lucienem, rozluźniła sznurki wiążące worek. Szisz nie zamierzał czekać na drugą okazję. Wyskoczył z materiałowego więzienia i spojrzał na chłopaczka żółtymi ślepiami. Warknął coś i uciekł zaraz w uliczkę. Iskra popatrzyła za nim.
- Zwierzęta. - mruknęła i podążyła śladem mentora swego.
Kowal. Kowal Bran, starzec żebrak. Do zapamiętania.

M/G

draumkona pisze...

- I nadal jestem gotowa - odpowiedziała powstając ze swego miejsca.
Podeszła tym razem do Cienistego i dłonią po chrapach karosza pogłaskała.
- I nie traktuj to jako długu, Poszukiwaczu. - spojrzała w rubinowe oko wierzchowca i zacmokała.
- On mówi, że jedną elfkę i jej wrednego konia musi znosić, że więcej nie zdzierży. - mruknęła krzyżując ramiona na piersi. Obraziła się na wierzchowca, ale zaraz w głowie coś jej zaświtało... Rozmawiała z koniem! I go zrozumiała! ... Czy to była nowa cecha? Dziwne...
I Neitsyt całkiem zapomniała zapytać kim jest ta tajemnicza elfia furiatka i jej wierzchowiec, którzy to tak często towarzyszą Poszukiwaczowi.

N.

draumkona pisze...

- Wiem o tym - ucięła wychwytując ostrzeżenie. Nie chciała dopuścić do siebie tej myśli. Jak można być tak zaślepionym... Ale ostatecznie co mogła wiedzieć ona, wychowana w elfiej stolicy, może w zamknięciu... Za to nigdy nie poznała czym jest kradzież dla przeżycia. Życie na krawędzi nędzy. Nie wychowała się w Nurax.
- O tym też wiem... - dodała ciszej słysząc ostatnie słowa Szept.
- Dlatego nie zamierzam mu mówić o Natanie. Można spokojnie mówić o tym, że jest... Nieplanowany. Ta noc w Dolnym Królestwie też nie była planowana, a była wynikiem... Trunku. - mruknęła niechętnie przywołując wspomnienia z tamtego czasu.

draumkona pisze...

- Doskonale - i już jej nie było. W pewnym momencie była... A zaraz potem już zniknęła. Najwyraźniej Starsza Krew miała pewien interes w Nyrax... I Poszukiwacz powinien się obawiać, gdyż o jego historię chodziło.
Iskra ulotniła się korzystając z zaklęcia kameleona. Zaklęcia, które dość trudnym było do opanowania i do użytkowania. Wtopiła się w otoczenie jak zwierze od którego zaklęcie wzięło swą nazwę.
Nie wiedziała w zasadzie czego ma szukać. Starzec. Bran. Były kowal. Żebrak. Bez prawej dłoni...

M/G

draumkona pisze...

- O podopiecznej...? - i koniec, Poszukiwacz się wkopał i teraz będzie musiał wszystko płonnicy opowiedzieć. Duże, zielone oczy wpatrzyły się w jego twarz i nawet zachowanie Cienistego jej nie rozproszyło. Była jak duże dziecko... Czasami... No dobra, przez większość czasu.
- Opowiedz mi! - pisnęła i pociągnęła go za rękaw.

N.

Sol pisze...

Pewnie nim do celu dotrą Sol sie wygada. Niestety juz taka byla, gdy coś niezwykle ją męczyło, musiała to z siebie wyrzucić. Dziwne, ale nigdy nie zalwoala tej swej impulsywności, mimo że zazwyczaj uchodziła za kobiete pełna spokoju, opanowania, to jednak umiała zaskoczyc wybuchem. I dobrze, kobieta powinna miec swoje tajne bronie, swoje asy i umiec zaskakiwać, nieprzewidywalność to wspanialy fechtunek.
- Nie pojawi sie tam, jestem pewna - skineła glowa, dalej przyglądając się Cieniowi z intensywnością, jakby do jego duszy chciała siegnąć, jakby chciala poznać czy istnieje jakiekolwiek podobieństwo, ptfu i prawdopodobieństwo że to on jest tym od iskry wspominanym Lucienem, Poszukiwaczem... Niewazne, teraz jakos nic dostrzec nie mogła.
- Ruszajmy - odwróciła wzrok, chcąc miec wszystko jak najszybciej za sobą.

draumkona pisze...

Iskra miała ochotę się rozpłakać. Pierwszy raz rozpłakać się z powodu Cienia.
I też pozwoliła sobie na parę łez, bo stała tyłem do Szept. Stała tyłem i mogła pozwolić na taką słabość. Ale zaraz... Przypomniała sobie, że to przecież jej przyjaciółka. Najlepsza. Spojrzała na nią przez ramię zapłakana.
- Znowu źle zrobiłam, Szept. A Wilk znowu miał rację... - Zhao rzuciła się na Szeptuchową szyję i załkała cicho nie mogąc dłużej już grać twardej elfki.

draumkona pisze...

Iskra długo szukała kogokolwiek podobnego do opisu. Aż w końcu natknęła się... Na niego. Na człowieka skulonego, pokrzywdzonego przez życie. I miał tylko jedną dłoń.
Przykucnęła przed starcem i przyjrzała się jego wyniszczonej twarzy. Nie odważył się podnieść wzroku.
- Bran? - spytała cicho, jakby z nadzieją. I dygnięcie, zdradzające, że coś wie wystarczyło jej za odpowiedź.
- Nie bój się mnie... Chcę się tylko czegoś dowiedzieć. Zapłacę ci, jeśli chcesz.
M/G

draumkona pisze...

płonnica wydęła niezadowolona wargi, lecz nie naciskała. Sam powie. W swoim czasie. Musi w to wierzyć.
Zamrugała, a niema prośba zniknęła z jej spojrzenia, znów przeniosła wzrok na karosza.
- Ruszajmy w drogę. Gdziekolwiek to jest i cokolwiek na nas tam czeka - dźgnęła palcem chrapy Cienistego i zaciągnęła się świeżym powietrzem.
- Oby nie dopadła nas teraz zima. Nadal boję się wycia wilków...

N.

draumkona pisze...

Iskra i na to była przygotowana. Gwizdnęła ostro wsuwając w usta dwa palce i zaraz z cieni uliczki sąsiedniej wyskoczył Szisz ciągnący jakiś niewielki worek.
- Możesz wstać? Możesz iść? To nie miejsce na takie rozmowy... A chleba dostaniesz ile będziesz chciał. I bukłak czystej wody. - nie chciała jeszcze pokazywać swojej twarzy. Uszu. Na to przyjdzie pora później, gdy znajdą się dalej od tych, którzy podszeptami czyimiś byli. O tak, Iskra wiedziała, że ma ogon. Nie wiedziała jedynie po co ktoś wysyłał tych biednych ludzi by ją śledzili.
Mimo smrodu pochyliła się ku starcowi, a zapach wanilii i malin owionął jego twarz.
- Użyję teraz magii. Nie lękaj się. Pozwoli nam ona oddalić się i zgubić ogon. - szepnęła ledwie dosłyszalnie i zaraz się wyprostowała. Szisz zakręcił się wokół nich niespokojnie.

M/G

draumkona pisze...

- Ciekawie się zaczyna... - odparowała Neitsyt sadowiąc się wygodnie na końskim grzbiecie. I nie powiedziała nic więcej, wyznając zasadę, że czego nie powie od razu, wydusi z niego poczucie winy jakowejś, że tak szybko jej odmówił.I po części miała rację, bo przecież wcześniejsze jego słowa właśnie tym spowodowane były. Jakimś poczuciem winy.

N.

draumkona pisze...

Iskra nie sprawiała wrażenie jakby miała zaraz się uśmiechnąć i stwierdzić, że już jest dobrze. Wręcz przeciwnie, zaczęła płakać głośniej.
- On będzie dokładnie taki sam jak jego ojciec, zobaczysz! - i w tym momencie Iskra chyba nawet nie wiedziała, że w słowach jej w żalu wypowiedzianych jest spora część prawdy.
- Powinnam go zabrać, zabrać i wybyć za białe wieże! - Iskra chyba przestała myśleć co mówi, albo też żal dotąd duszonych smutków był zbyt wielki, by dała sobie z nim radę sama.

Sol pisze...

Kiwnęla glowa, niby sie zgadzając na wszystkie warunki. Niby, był to jednak gest taki neichętny, na odwal się wykonany, byleby tylko jechali dalej, byleby wiecej żadnych pytań i uwag nie padlo, by się już jazda rozpoczęła. Sol nie miała zamiaru jak pies uwiązany tuż obok nogi Cienia chodzić. Zabral zloto i miał za swoje zadanie się zabrać, to jego działka. Ona jednak z zalożonymi rekoma nie miała zamiaru siedzieć. I była pewna jednego : w Skalnym Mieście dom swój odwiedzi, w nocy, czy w dzień, w przebraniu niepozornym, wśród sluzby dotrze do sypialni matki i z nia i ojcem porozmawia. Bo jednak przy rodzinie nie chciała świadkow, a i pewna była, że tamci za nią murem stoją.
- Im więcej czasu z kims spędzasz, tym więcej mówisz, nie wiedziałam, ze Cienie rozkręcają się jak stare śruby - mruknela, bo teraz jej mysli skondensowane i poplatane burzyło kazde slowo i nie podobalo jej sie, ze traktuje ją ten mężczyzna jak dziecko. Dzieckiem nie była i w każdej chwili mogła mu to udowodnic, miala charakter, wolną wole, cele do osiagnięcia, on był środkiem w ich realizacji.

draumkona pisze...

Iskra wzięła starca pod ramię i nałożyła na oboje zaklęcie. Szisz również zniknął.
***
Zdjęła zaklęcie dopiero wtedy, gdy znaleźli się spory kawałek od Nyrax. Wśród bagien zdradzieckich.
Wtedy Iskra tez zrzuciła kaptur, a włosy jej upięte w warkocz odsłaniały szpiczaste uszy.
Szisz zakręcił się wokół nich i warknął coś. Fiołkowe spojrzenie elfiej piękności* padło na kowala.
- Ongiś byłeś kowalem... - zaczęła niepewnie. Przecież wykrzyczałą Lucenowi w twarz, że nie wie, czy nawet z imieniem jej nie oszukał. Ale jednego była pewna. Był kowalem. A tego fachu musiał się gdzieś nauczyć.
- Miałeś czeladnika... Wyglądał na Kerończyka. Miał... Ma... Bardzo ciemne oczy. Lekko opalona skóra. Pochodził... Pochodzi... Stąd. - niepewny jej ton, jakby spodziewała sie, że Bran nie zechce odpowiadać i jeszcze na nią nakrzyczy.

M/G

draumkona pisze...

- Gdyby było niewiele do dodania, nie zaczynałbyś tematu - znała go chyba zbyt dobrze.
Jest Cieniem... Bractwo. Znowu mówił o Bractwie... Czyżby było to coś na kształt tarczy? Zasłony?
- Wszystko, dobrze wiesz, że wszystko. Szczególnie, że jest to elfka, do tego twoja podopieczna i do tego, jest dość specyficzna, jak sam to określiłeś...
Wąskie brwi Neitsyt ściągnęły się lekko.
- W zasadzie czemu jest taka specyficzna?

N.

draumkona pisze...

Dopiero pojawienie się Wilka w jakiś sposób uspokoiło Iskrę. Nie koiła jednak jego obecność, a Zhao dlatego przestała płakać, bo... Było jej wstyd. Wstyd płakać przy przyszłym władcy.
- Wilku... Mam prośbę... - i tak też zaczęła się rozmowa. o przyśpieszonym wzroście, o opiece, o pobycie w Eilendyr. I o tym, że Iskra musi wracać.
***
Długi czas nie było jej tutaj. W Czeluści. W domu... Odprowadziła Kelpie do boksu i z dziwnym uczuciem zauważyła, że Cienisty... Stoi sobie spokojnie w swoim boksie. A to oznaczało, że niewątpliwie czeka ją spotkanie z Lucienem.
Najpierw jednak czekało ją spotkanie z Królikiem, to jemu miała się zameldować, gdy wróci.
Wkroczyła więc w korytarze Czeluści krokiem pewnym i zdecydowanym. A twarz jej obojętna była, niczym maska.

draumkona pisze...

Iskra skinęła głową. Dobrze myślała. Dobrze. Bingo.
- Mówimy o tym samym człowieku... Mów dalej, Branie. - zabrała Sziszowi worek i podała go kowalowi. Był tam chleb, cały bochen owinięty w płótno, a także i owoce. Po chwili namysłu podała też bukłak z wodą. Dowód, że spełniła swoje obietnice. Chleb i woda, a także owoce, za informacje. Bardzo cenne zresztą.

M/G

draumkona pisze...

- A teraz nie mów o tym jaką to jest zabójczynią i jaki ma stosunek do Bractwa. Powiedz coś od siebie. - no, to pora powiedzieć, że ćwiczenia z wyrażania uczuć uważa się za otwarte. A za niedługo pierwszy sprawdzian.
- Powiedz o niej coś, nie zasłaniając się Bractwem - poprosiła łagodniejszym tonem nieco, proszącym bardziej. Plecami oparła się o pierś Luciena, bo tak... Było wygodniej. A ją bolały plecy od ciągłego trzymania pionu.

N.

draumkona pisze...

Skinęła głową w odpowiedzi dla Valentino i spojrzała obojętnie na Poszukiwacza. Przypomniał się jej jej wybuch płaczu w Moriar. Twarz nie zdradziła niczego.
- Jak sobie życzysz, Poszukiwaczu. - więcej słów nie było. Iskra odeszła w kierunku Króliczych komnat i chwilę później zniknęła za skałami.
***
Nieomal dwie godziny później zawitała do swojej komnaty. I rzuciła się zmęczona na łóżko. Szisz natomiast wskoczył na komodę, otworzył sobie szufladę i zaczął wyrzucać z niego jej ubrania i inne pierdoły.

draumkona pisze...

Iskra spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Mall Resz. Maltorn. Bogowie, więc Lucien i Dar... A ona mówiła Darowi jakie to on ma boskie pośladki... Bogowie niejedyni.
Zamrugała zaraz przyjmując ten sam obojętny wyraz twarzy co wcześniej. Wysłuchała jego słów do końca, wysłuchała by potem wtrącić...
- Nim będziesz mówił dalej, człowieku... Zdradź mi jego imię. Jak został przedstawiony tobie. - być może słowa o tym nie świadczyły, ale to była prośba. Prośba...

M/G

draumkona pisze...

Neitsyt zachichotała. Nie poczuła się dotknięta jego ostrym tonem, a wręcz przeciwnie.
- Testować cierpliwość? A to czemu? - no, naprawdę była to ciekawa elfia persona. testować czyjąś cierpliwość... Krnąbrna. Impulsywna. Jakby słuchała opisu jakiejś ludzkiej kobiety, a nie elfki.

N.

draumkona pisze...

- Ale przecież ja nie chcę cię odciąć od nich! - zaprotestowała głośno i dźgnęła go palcem między żebra oburzona.
- Ja tylko chcę poznać różne opinie... Na pewno mówimy o elfce? Elfki zwykle się tak nie zachowują... Są opanowane, dostojne i... I no... - Neitsyt właśnie pojęła, że sama nie zachowuje się jak elfka. Ale przecież już nią nie była. Była płonnicą.

N.

draumkona pisze...

Iskra pokiwała w zamyśleniu głową. A więc okłamał ją. Bezczelnie ją okłamał w sprawie imienia. W sprawie wszystkiego. Nie wybaczy mu tego chyba nigdy.
Spojrzenie fiołkowych oczu padło na jego uciętą dłoń.
- Dlaczego obcięto ci dłoń? Kto ci to zrobił? - spytała tonem bezbarwnym, wypranym z emocji. Zupełnie jak jej pan mentor, Lucien.

M/G

draumkona pisze...

Iskra w rzeczywistości byłą zbyt zmęczona by przejmowac się Lucienem. Cały dzień w szaleńczym cwale, nawet teraz, gdy otaczała ją miękka cisza wydawało się, że dalej szumi jej w uszach. Kiedy usłyszała pukanie do drzwi sięgnęła do magii by je uchylić. Szczęknął zamek, skrzydło drzwi odskoczyło nieco. Iskra podniosła się rozespana i rozczochrana. I zaskoczona lekko, uniosła brwi.
- Ach. Zapomniałam... O czym chciałeś mówić - jakaś dziwna bezbarwność w tonie jej gościła. Obojętność.

Sol pisze...

Sol wywróciła oczami, wiadomym już było, że co sobie pomyslala to jej i wstepu do umyslu nikomu nie udzieliła, a zatem co w jej glowie siedziało na temat słów i osoby Cienia, on sie nie dowie. Zaraz jednak z usmiechem poklepala klaczke po szyi, jakby chcąc jej dodac energii na droge i spięła pietami końskie boki, ruszając za swoim towarzyszem. Nie musieli rozmawiac, aczkolwiek miala wrażenie, ze cisza w takim towarzystwie będzie zlowróżbna i nazbyt cięzka, niestrawna o. Na razie jednak nic nie mówiła, nie dawała sygnałów, ze coś jej nie pasuje.

draumkona pisze...

Iskra uniosła brwi w górę. O co on pytał? Czego oczekiwał? O co tu chodzi... Nie podejrzewała, że chodzi o niego. O Natana.
- Hm... Nie. Misja skończona, pieniądze przywiozłam, jestem, żyję, ku chwale Bractwa Nocy i tak dalej. - odpowiedziała przyglądając się mu. Czego oczekiwał? A może... Nie, nie może wiedzieć, bo skąd.
Jakiś wewnętrzny lęk dopadł ją i skręcił wnetrzności. Mina jednak pozostała ta sama - niewzruszona.

draumkona pisze...

- Przeklętą magiczkę? Ciekawe życie prowadzisz Poszukiwaczu... - powiedziała w zamyśleniu po raz trzeci od momentu ich spotkania pletąc od nowa warkocza.
- Skoro mnie zapewniasz, to nie wątpię. Choć zachowanie jej nie wskazuje na elfa. Poza tym, Iskra... To miano coś mi mówi... - Neitsyt słyszała o Hen Ichaer. Ale nie skojarzyła. Jeszcze nie.

N.

draumkona pisze...

- To brzmi... Jakby ktoś cię wrobił... - powiedziała ostrożnie plotąc warkocz ze swoich ciemnych, błyszczących włosów. Wirginia. Cholerna wojna. Nawet Eilendyr to odczuło.
- Jeśli kiedyś się czegoś dowiem i jeśli żyć będziesz nadal, przekażę ci to. - i w co ona się władowała... Nieświadomie, ale jednak...
Poświęciła mu już za dużo czasu. Zdecydowanie. Lucien zacznie podejrzewać...
- Musze wracać. - nim jednak odeszła podarowała mu jeszcze jedno. Cztery złote monety i dodatkowy bochenek.
- Nie mów nikomu o tym spotkaniu. - a potem odeszła i znów pochłonęło ją zaklęcie. Zaklęcie Kameleona.
Skierowała kroki ku karczmie gdzie kierował swe kroki Poszukiwacz.

M/G

Mimo pisze...

Kaino ze znudzeniem odprowadził konia wzrokiem i zakołatał w ciężkie, drewniane drzwi. Gdzieś w oddali dało się słyszeć przeciągłe, mrożące krew w żyłach wycie wilka, albo wilkołaka, ale w to Kaino wątpił. Wilkołaki nie trzymały się z racji rozsądku zbyt blisko wampirzych twierdz.
- Gdybym się nie zjawił, a strażnik kazał ci czekać i traktował cię lekceważąco, na drugi dzień pewnie straciłby głowę - Kaino próbował uśmiechnąć się z ironicznym rozbawieniem, ale i tak wyglądał koszmarnie. Lot w trudnych warunkach pogodowych nie działał korzystnie na wygląd. Z nieba lunął deszcz.
- Skoro wiem o twojej wizycie, to co? - złapał za poprzedni temat i skinął na powitanie wampirowi, który otworzył im drzwi.

Mimo pisze...

[Ach! Zapomniałam odpisać...tak, raczej wiedzą, bo ich lokalizacja nie jest wielką tajemnicą. Ich problem polega na tym, że nie mogą ich tak po prostu zamordować, bo chroni ich prawo kerońskie, chroni ich sam monarcha. Wszystkie twoje pomysły szalenie mi się podobają, więc jestem otwarta na każdy wątek :D Jak masz jakieś inne pytania to wal śmiało!]

draumkona pisze...

Oczy Iskry zabłysły groźnie, choć zaskoczenie, a raczej większą jego część skryła pod maską obojętności.
- Oczywiście, że musiałam. - odparła sucho i skrzyżowała ręce na piersi. Kto mu dał prawo do szpiegowania jej? No kto? Jak mu zaraz ten nos rozkwasi...
- Po co za mną łazisz? Nie miałeś czegoś do załatwienia? A nawet jak nie łazisz, to po co nasyłasz na mnie ogon! - i oczywiście, musiała czymś w niego rzucić. Tym czymś była tym razem kulka futra jaką okazał się w późniejszej chwili Szisz.

M/G

draumkona pisze...

Iskra przymrużyła lekko oczy. Nie o to? Przecież zawsze najważniejsza była misja... Nic już nie rozumiała.
- Nie, o niczym więcej nie powinieneś wiedzieć... - powiedziała ostrożnie przyglądając się mu, jakby szukając czegoś. Wskazówki. Wskazówki do tego co on w ogóle od niej chce.
W obecnej chwili nie w głowie był jej Natan oddany pod opiekę Wilka. Być może złamała zasady, czy coś... Może to miało coś wspólnego z Cycero?
- Cokolwiek zrobił błazen, ja nic nie wiem - i w geście obronnym ręce uniosła, jakby prezentując, że broni nie ma. Nie przy sobie. No, jeśli nie liczyć magii.

Sol pisze...

mimo że to pani byla delikatna, mimo ze arystokratka, to wiele znieść już umiala. W drodze do Keroni, na statku sie nauczyla, bo tylko wodną drogą do jej domu dotrzeć mozna było. A i nauki opiekuna wiele jej pomogły. Więc przez długi czas cisza jej wcale nie przeszkadzala. Ale w koncu prychnela zniecierpliwiona, zmeczona, podirytowana.
- Czekaj! - zarządała głośno, wladczo i mocno szarpnela wodze klaczki, która dosiadała. Zwierze parsknęlo cicho, moz ei zaskoczone, a moze wystraszone gwaltownością ruchu jeźdźca i stanęła napiete. Sol zeskoczyła z siodla i... położyła sie na trawie na plecach, ramiona wyciagając za głowę. Byla już cala obolała.
- Nie jestem cieniem, ta mordercza wedrowka w ciszy mnie zabije - fukneła pod nosem i siegnela po bukłak, by sie napić. Chyba zapominał z kim jechał.

draumkona pisze...

Iskra złapała się za włosy jakby chciała je sobie z głowy wyrwać. No jak bogów kocha, zaraz się na niego rzuci i...
- Bogowie, jak ja cię nienawidzę - padły tylko słowa, a może raczej warknięcie i Iskra wyszła. Wyszła i trzasnęła drzwiami.
Szisz wyjrzał z ciemnego kąta w jakim wylądował i podszedł do kominka. Ogrzał chwilę łapki i spojrzał oskarżycielskim wzrokiem na Poszukiwacza. Jakby to wszystko było jego winą.

M/G

draumkona pisze...

Oczy Iskry błysnęły złowrogo. Szisz przestał grzebać w szufladzie. Zapadła głucha cisza.
- Nic ci do tego, co robiłam w Merglejcie. - warknęła czując jak traci grunt pod nogami. Jej tajemnica... Coś, o czym on, ten nieczuły idiota nigdy nie miał się dowiedzieć. On wiedział. Bogowie, za co...
Wiedziała, że będzie pytał dalej. Wiedziała, że nie ustąpi, choćby znowu rzuciła w niego Sziszem.
- Nic ci do tego, co stało się w Moriar - warknęła jeszcze raz. Ostatni. Ostrzegawczy. Od teraz Lucien wkraczał na bardzo niebezpieczny teren. I to na włąsną odpowiedzialność.

draumkona pisze...

Iskra bulgocząc pod nosem przekleństwa zaszyła się w ciemnych, zabłoconych uliczkach. Owinęła się zaklęciem Kameleona i nie zamierzała wracać do karczmy.

Głód wygrał. Musiała coś zjeść, ale to niemal równało się konfrontacji z Lucienem, na co nie miała kompletnie ochoty. Zastanowiła się nad tym co powiedziała nim wyszła trzaskając drzwiami. Czy ona go naprawdę nienawidziła?
... W pewnym sensie na pewno tak.
W krótkim czasie dotarła do obdartej karczmy i weszła do środka. Błoto sięgało niemal jej kolan, a burza loków była jak zwykle wzburzona. Najwyraźniej siedziała w porcie, gdzie błota i wiatru pod dostatkiem.
Bez słowa zwinęła swoją torbę spod ściany i wydobyła stamtąd jabłko.

M/G

draumkona pisze...

Przeholował. Iskra zerwała się z łóżka i stanęła z nim oko w oko.
- Tak, tyle trwała ochrona - tu Iskra już niemal syczała - ochrona Szept. I nie wiem co ci do tego łba przyszło, że sobie kojarzysz czas trwania... - urwała. Zdyszana i czerwona na twarzy ze złości na pewno nie była zbyt przekonująca. Wzięła dwa głębokie wdechy i postanowiła stawić czoła problemowi.
- Nie twoja sprawa. Nie nadajesz się na ojca. - i taka też była prawda, przynajmniej w mniemaniu elfki.

draumkona pisze...

Szarpnęła się bezradnie usiłując się wyswobodzić z jego uścisku. Nic z tego.
Ściągnęła brwi, a wzrok jej ciskał pioruny. Widać było, że imię to nie jest jej obce, a i drogie. Dlatego też długo gryzła się z odpowiedzią, nim w końcu cokolwiek mu odpowiedziała.
- Nie zamierzałam ci mówić. Nie nadajesz się na ojca. - i szarpnęła się znowu podejmując ostatnią, nieco rozpaczliwą, próbę wyrwania się mu.

draumkona pisze...

Nieufnie spojrzała na pozostawiony posiłek, a i Lucien został obdarzony równie nieufnym spojrzeniem. Nie grymasiła jednak, choć może nie musiała. Sam wzrok wystarczył. Cichym krokiem podeszła do niego i klapnęła na stołek. Miała dość tego dnia. Miała dość wszystkiego. Sięgnęła po kawałek chleba i przyjrzała się mu. Chyba właśnie straciła apetyt.
- Sam będziesz czołgał się do pokoju - rzecz jasna, chodziło jej o trunek. trunek, którego nigdy dotąd nie widziała.

M/G

draumkona pisze...

Iskra spojrzała w sufit, a potem znów na niego. Przeżuwała chleb dobrych parę minut rozważając czy rzeczywiście jest coś, o co chce go spytać.
- Dowiedziałam się tego, czego chciałam. Skłamałeś jeśli chodzi o imię. Skłamałeś niemal we wszystkim. Czegokolwiek byś teraz nie powiedział, wątpię bym uwierzyła. - i wzruszyła ramionami, zgodnie z tym jak się teraz czuła. Oszukana.
I nawet rozdarcie w jego oczach nic nie pomogło, bowiem teraz to Iskra była lodową bryłką. Lodową bryłką z pęknięciem na powierzchni.

M/G

draumkona pisze...

To rzeczywiście ją dotknęło. Zamrugała zdezorientowana i umilkła na dłuższą chwilę. Jakby pokonana. Jakby miała zaraz się rozpłakać. Ale błędem byłoby sądzić, że Iskra zaraz się rozklei. W jednej chwili żal i smutek zmieniły się w dziką furię, ręka zwinęła się w pięść, która wpasowała się błyskawicznie w nos Poszukiwacza. Odezwała się kość, a raczej jej chrupot.
Korzystając z tego, że Lucien na chwile obecną zajmuje się swoim złamanym nosem, wyswobodziła się z uścisku.
- Jak możesz... - głos jej zadrżał, a ona zaraz odwróciła wzrok. Oddaliła się o parę kroków stając plecami do ranionego mentora.
- Wyjdź - powiedziała cicho, acz stanowczo. Dobitnie wyrażając czego w tej chwili od niego żąda.

draumkona pisze...

- Obchodziło mnie to. Jakbyś nie pamiętał, z tego powodu rozpętałam awanturę. Ale wolałeś milczeć. - odparowała zaraz wojowniczo i upomniała się w duchu. Tak, dyskutuj z pijanym...
Dalej pozwoliła mu mówić pozornie bardziej skupiając się na jedzeniu niż na tym co mówi. A i posądzanie jej o takie zachowanie byłoby błędem. W końcu, jeśli chodzi o udawanie, miała wspaniałego nauczyciela.
Na dźwięk imienia Solana się wzdrygnęła. Nie polubiła kurtyzany. Chyba każdy wie dlaczego i chyba każdy wie, że chyba z wzajemnością.
- Nie mieszaj w to Dibblera. A Varian żyje. Jakby nie żył, to ty też byś leżał sześć stóp pod ziemią - jednym słowem, mógł sobie darować wstępy o zmarłym Varianie. Iskra wiedziała swoje.
Nie przerwała mu więcej jednak. Nie póki znowu się nie odezwał.

M/G

draumkona pisze...

Iskra oparła się plecami o ścianę i osunęła się w dół przysiadając na zimnej podłodze. Chrząknęła nosem próbując zahamować cisnące się do oczu łzy. Nie dała jednak rady. Zaraz potem rozszlochała się na dobre.
A Szisz wyszedł z szuflady z małym kamykiem w pyszczku i wymknął się przed drzwi. Przysiadł na tylnych łapkach i przyjrzał się Luceniowi, po czym... Rzucił w niego kamykiem. I uciekł z powrotem do komnaty. I nim drzwi się zamknęły, wydawać się zabójcy mogło, że słyszy płacz.
Iskra nie wyszła już tego dnia ze swojej dziury.

Sol pisze...

Zmarszczyła brwi i łypnęła na niego gniewnym okiem.
- Jestes też tu, by mi towarzyszyc, by mnie chronic, a na nic sie twoje umiejętności zdadza, jak mnie twoje tempo wykonczy do końca - zauwazyla ostro, bo co jak co, ale takiem... impertynencji nie miała zamiaru znosić. Ojciec wpoil jej dume, wpoił jej wysokie mniemanie o sobie, choć to ostatnie przytepione zostało, Sol nadal wiedziała na co moze sobie pozwolic i jak pokazac innym, że na szacunek i posluch zasługuje. Arystokracji nie lubiono, oj nie lubiono i umiala zrozumiec dlaczego, ale i z jej strony racje były jasne.
- Zatem własnie ci oznajmilam, dość wyraxnie jak mniemam, ze jestem zmeczona - przylożyła bukłak do ust i upiła lyka, sporego.

Mimo pisze...

Kaino uśmiechnął się z poważnym rozbawieniem. Widać miał przed sobą bystrego rozmówcę, co bardzo przypadło mu do gustu. Sądził, że na świecie już zbyt wielu głupców zasiedla cenną przestrzeń.
- Wiem tyle ile wiem, a zazwyczaj reszty i tego, co najważniejsze dowiaduje się na chwile przez decydującą chwilą - Wzniósł oczy do nieba, jakby była to niezwykle przykra i denerwująca prawda - Zawsze działam w JEJ imieniu - posłał Devrillowi ukradkowe, ciekawie spojrzenie - Matka nie ma w zwyczaju wychodzić z cienia. Nie lubi brudzić sobie rąk.
Szli ciemnym korytarzem, prowadzeni przez sługusa wuja, który trzymał w dłoni palącą się pochodnie. Kamienne ściany były nagie i zimne, między szczelinami harcował nocny, przenikliwy chłód, który muskał ciała niczym palce duchów.
Co jakiś czas z mroku wyłaniała się pochodnia, paląca się przy ścianie.
A kiedy było się już pewnym, że korytarz nie ma końca i że zbłądzą w nim na wieki, nagle zrobiło się jaśniej i przytulniej.
Korytarz w który weszli był bardziej elegancki i bogaty. Na ścianach wisiały gobeliny, portrety i głowy upolowanej zwierzyny, która straszyła ślepiami i rozwartymi paszczami.
Echo ich kroków niosło się szeroko i daleko, obwieszczając zamczysku ich obecność.
Zatrzymali się przed ciężkimi drzwiami, które zostały popchnięte i otworzyły im przejście do sali balowej.
Mieli okazje zobaczyć eleganckie, wampirze towarzystwo, pousadzane przy długich, drewnianych ławach, obstawionych suto jedzeniem, co mogło wydawać się dziwnym dla tych, co uważali, że wampiry nie posilają się dla przyjemności.
Mogłoby być całkiem fajnie, gdyby powietrze nie przesiąknięte było smrodem świeżej krwi, chyboczącej w ich złotych pucharach. Byli na miejscu. Ich obecność zapoczątkowała falę ciszy i wszystkie ślepia spoczeły wprost na nich, Kaino nie wydawał się tym jednak zaskoczony.
Śmiało wtargnął do sali i ściągnął z głowy kaptur. Ciemne włosy prezentowały bałagan, a oczy zmęczenie, ale i tak wszyscy traktowali go z szacunkiem, witając szlachetnym skinięciem głowy.
Tylko wuj patrzył nań z jakąś kpiną, która przejawiała się zarówno w oczach jak i w uśmiechu.
- Witamy naszych gości!

Kaino.

[Kocham moich chłopców jednakowo, dlatego wszystko jedno z kim kto będzie powiązany. Ważne, żeby miało to ręce i nogi. Danellowi przydadzą się jakieś znajomości, więc zapraszam do wiązania go z kim zechcesz :D]

Mimo pisze...

-Psssyt... - kiedy zatrzymał się przy rzece, aby napoić konia, gdzieś z pomiędzy jeżyn coś zaczęło go zaczepiać.
Między połamanymi gałązkami zdradzały intruza jego białe, długie włosy, których nie mył chyba od dawien dawna, bo zdołały całkiem zszarzeć i skleić się w skołtunione kępy.
Kiedy Lucien mu nie odpowiedział, sam wyłonił się, niczym szczur z ciemności i znalazł się pod swym towarzyszem w pozycji zwiniętej, niczym zeszły liść.
Każde, mądre oko podpowiedziałoby rozumowi, że istota, którą się właśnie spotkało należy do gatunku tych najbardziej zasługujących na obrzydzenie i litość.
- Pssyt - łypnął na niego zielonkawym, węgorzym okiem i uśmiechnął się odchydnie - To mnie szukasz, ja jestem Alax - to mówiąc wstał niezdarnie i otrzepał przepocony płaszcz z kurzu. Śmierdział piwem i potem.

Danell.

draumkona pisze...

Iskra zrezygnowała z jedzenia. Przynajmniej na chwilę obecną. Odstawiła trzymane w ręku jabłko, po czym zabrała Lucienowi kubek i powąchała zawartość krzywiąc się przy tym okropnie. Bogowie, to śmierdziało gorzej niż krasnoludzkie portki...
Korzystając jednak z tego, że Cień był pijany, zdążyła upić łyk nim kubek trafił do właściciela. Z trudem przełknęła to co zalegało jej w tej chwili w gardle, a kiedy w końcu się jej to udało, parsknęła i zakaszlała.
- Bogowie co to jest... - chrypnęła czując jak pali jej struny głosowe. I przełyk. A po niedługiej chwili także żołądek.
Tak przygotowana Iskra podparła brodę na dłoniach i wbiła spojrzenie w jego twarz czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Trunek był jakiś dziwny, bo Iskra zaczynała się czuć jakoś inaczej. Obrzydlistwo, a takie mocne...

M/G

draumkona pisze...

Szisz jednak zamiast uciec jak typowy zwierz, wyszczerzył kiełki na Luciena i dopiero wtedy umknął w cień.
***
Iskra z komnaty wyszła dopiero dnia następnego. I to dopiero wtedy kiedy niemal wytargał ją stamtąd za uszy nie kto inny jak Królik.
- Cokolwiek wczoraj się stało, nie możesz wiecznie tam siedzieć. Tancerz chce cię widzieć. Podobno zwątpił w twoje umiejętności, więc pokaż, że tak nie jest - i tak dalej ględził ciągnąc ją za rękaw do sali treningowej. A Iskra nie miała na nic ochoty. Nie zjadła, nie spała, to i teraz myślała, że trening oczywiście zakończy się fiaskiem.
- Królik, proszę cię... - ale nie skończyła. Zauważyła Dibblera. I ten jego parszywy uśmieszek... Coś musiało być na rzeczy. I Iskrę wtedy olśniło. Ta siła jaką czuła w Moriar. To, że Lucien wie...
Wyrwała się Królikowi i rzuciła się na Dibblera, a ten się tylko się zaśmiał, nim zdematerializował ciało. Iskra uderzyła się o ścianę i jęknęła.
Biały westchnął i zabrał Iskrę do sali treningowej, gdzie czekał już Tancerz, a i w dodatku obecny był Marcus z obnażonym Lodem opartym o ramię. Było też sporo rekrutów i Iskra mogła przysiąc, że gdzieś tam mignął jej Lucien... Ostatnia osoba jaką miała ochotę oglądać.

draumkona pisze...

Neitsyt doszły słuchy o pewnym... Ruchu. O ruchu oporu, jeśli być konkretnym. Odwiedził ją pewien człowiek o twarzy pooranej bliznami. Sid Drapieżnik. Członek ruchu.
To on powiedział jej, że jest tym, czym jest. I był bardzo zafascynowany jej osobą. W końcu, nie często spotyka się płonnice.
- Lucien... Wiesz coś o ruchu oporu? - Neitsyt zamierzała... Zamierzała tam dołączyć. W Mall resz nie było miejsca dla niej, stwora, a tam. Cóż, tam by jej potrzebowali. Potrzebowali by jej tak jak ongiś małe dzieci z wioski.
Nie wiedziała ona, że pyta o ruch, do którego należy Devril. Ukochany, najdroższy Lucienowy przyjaciel.

N.

Dibbler pisze...

Czasami Poszukiwacz był nudny. Zwłaszcza wtedy kiedy grał takiego oziębłego. Takiego, co to nie zna smaku żadnego z uczuć. Wtedy Dibbler uważał go za nudnego. I wtedy nachodziła go przemożna ochota zdarcia tego opanowanego wyrazu z jego twarzy.
Więc przysiadł przy ogniu, a obłędnie szare oczy wwiercały się w jego osobę.
- Aleś ty cudownie nieuświadomiony. - sarknął uśmiechając się parszywie.
- Jak sądzisz, Iskra dobrze nazwała swojego syna? Natan. Jak dla mnie, całkiem ładnie. - kichnął on, straszny zabójca. Nabawił się przeziębienia.

draumkona pisze...

- Więc Bran miał rację. Od małego nurzałeś się w bagnie... - wymamrotała bardziej do siebie niż do niego, a nad odpowiedzią na kolejne pytanie musiała się zastanowić.
- Nie wie za co go ukarano. Jest słaby. Niedożywiony. A ja powiedziałam mu, że odszukam sprawcę jego nieszczęść i mu powiem, kim jest. - oświadczyła ponuro,bowiem przed oczami stanął jej obraz, widok twarzy starca. Starca, którego wciągnięto w brudny spisek.

M/G

Sol pisze...

wywróciła oczami i usmiechnęla sie kpiąco. On nei przywykł, by ktokolwiek nim rządzil. Dobre sobie, a słuzba w Bractwie Nocy to co innego, jak nie służenie? Ok, ona nie należala do nich, ale ona rowniez rozkazow nie nawykła wykonywać.
- Mozemy cała noc jechac, nie potrzebuje sie nigdzie zatrzymywac na dłużej jak kwadrans - i o, nie zamierzała sie teraz stąd ruszać. Rozmasuje zgrabny tylek, popije wody i ruszą dalej. Przeciez podróz statkami ich czeka, tam w kajucie się zaszyje i tyle, odpocznie i odbije sobie snem wszystkie godziny jazdy w twardym siodle. Taki miala plan. tak bylo gdy uciekała z Alasdairem.
Wspomnienie. I ukłucie w sercu. SKrzywiła sie i odeszła a bok, by usiąśc pod samotnie rosnacym dzrewem, twarz w dłoniach schowala.

draumkona pisze...

Iskra zazgrzytała zębami na widok Amuletu. Skojarzył się jej oczywiście z Szept. I z tym, że musiała przyjaciółkę ratować, wyciągać siłą z objęć śmierci. Wszystko przez tą cholerną błyskotkę.
Tancerz skinął jej głową, a potem spojrzał na Marcusa. Ten poprawił tunikę wolną dłonią i uniósł spojrzenie na Iskrę.
- Broń się.
- No chyba cię pog... - Iskra nie zdązyłą dokończyć, bo musiała się uchylić przed cięciem Lodu. uskoczyła w bok i zrobiła fikołka, co by nie wylądować twarzą na ziemi.
- Wszystkich was pogięło! - warknęła patrząc nienawistnie na Marcusa. Ale zaraz kolejny unik musiała wykonać. Tancerz klasnął, odrywając rekrutów od ich treningów. Dłonią wskazał Iskrę
- Obiecane starcie między czystym magiem, a wojownikiem. Nie radzę jednak podchodzić. - to mówiąc, sam odsunął się pod ścianę i usiadł krzyżując nogi.
Iskra spojrzała na niego poirytowana. Nie dość, że miała walczyć, to jeszcze walczyć na oczach wszystkich niemal rekrutów!
Nie było jednak czasu na dalsze bunty, bo Pajęczarz przeszedł w zgrabną ofensywę. Uniki musiała wykonywać szybciej, bo do magii nie chciała się uciekać. Na na oczach Nieuchwytnego, bo jeszcze zapragnie on darów od Ducha Lasu. A tego już nie przeboleje.
odgięła tułów w tył, a jasne ostrze dwuręcznego miecza przeleciało jej tuż nad nosem odcinając parę kosmyków ciemnych loków.
Jako, że zaliczyła noc bezsenną, nie zdołała się wyprostować, a runęła w tył. Marcus gładko wykonał pieruet, by przenieść niewykorzystaną siłę uderzenia do następnego. Iskra leżała na ziemi, a wzrok jej ciskał pioruny.
Nie było czasu. Znowu.
Wezwała na pomoc element ziemi, dłoń otwartą do skały obok niej przyłożyła. A ostrze Lodu zaczęło opadać ku niej...
Przekręciła się na bok, rękę za sobą ciągnąc i przy okazji w pięść ją zamykając. Za jej dłonią szła fala skruszonej skały, która na wezwanie magii Iskry twardniała. otoczyła się więc kokonem ze skały. I o ten kokon uderzył Lód.
Pajęczarz uniósł brwi. Tancerz uniósł brwi. A w sali zapadła cisza.
Iskrze podniosło się ciśnienie. On ją prawie zabił!
Z powietrza tu raczej nie skorzysta, bo rekruci jej się pod ręce nawiną. Ogień. Albo woda.
Przyknęła oczy i myślą wyszukała kubek herbaty. Wystarczy.
Pięścią rąbnęła w osłonę skalną kokonu, a ten rozpadł się w drobny mak. Wyglądało to jakby Iskra wielką siłę miała, a w rzeczywistości jedyni dobrze magią władała. Nim Marcus się zorientował, to ona wykonała płynny piruet wzywając przy tym do siebie element wody. Herbata Tancerza wypłynęła wodną wstęgą z kubka i leniwie podpłynęła do niej w powietrzu wciąz wisząc. Na ustach Iskry pojawił się wredny uśmiech.
Pstryknięciem podzieliła wiązkę wody na dwie mniejsze, po czym machnęła dłonią prawą i jedna z nich osiadła na Marcusowych dłoniach na rękojeści. Wolną rękę Iskra zamknęła znów w pięść, a woda zmieniła się w Lód więżąc jego dłonie. Potem Iskra wykonała skomplikowany gest ręką, ugięła całe ramię jakby kości w nim nie było, przez co ręka jej zdawała się wykonać falę, a druga wiązka wody rozczepiła się na wiele lodowych igiełek zawieszonych w powietrzu. Już miała wykończyć Marcusa, kiedy wstał Tancerz.
- Dość. - igiełki opadły kiedy Iskra odwołała element wody. Ręce Marcusa zostały wyswobodzone.
- A jednak, błędem było wątpić w twoje umiejętności, Upiorze.
Iskra nic nie powiedziała. Omiotła spojrzeniem salę i klapnęła na podłogę. Chciało się jej spać.

draumkona pisze...

Uniosła wysoko brwi na tą nowinę. I tak też patrzyłaby na niego nie wiadomo ile, zszokowana. Oniemiała.
Ale teraz wszystko nabrało sensu. jego początkowe słowa, że wbił sztylet w plecy ostatniej osobie jaka mu pomogła. Nabrały sensu słowa Brana o spisku.
- Dobrze, że mu nie obiecałam, że sprawcę zabiję - mruknęła ponuro i roztarła skroń palcami. Od tego wszystkiego rozbolała ją głowa.
- Na chwałę Bractwa Nocy... - powtórzyła końcowy jego wywód o rekrucie, który wrobił tego, który mu pomógł. Ale kiedy znów spojrzała w jego oczy, także ona sama poczuła dziwną pustkę. Poczuła też smutek i żal. Ale spojrzenia od niego oderwać nie mogła.

M/G

draumkona pisze...

Iskra zjeżyła się mimowolnie na dźwięk przybranego imienia Solany. Czego ona tu u cholery szukała? Chyba tylko guza...
Roztargniona rzuciła dziwne spojrzenie Marcusowi.
- Musimy... Musimy porozmawiać. - a i znów zabrzmiało to tak, że Lucien pochopne wnioski mógł wyciagnąć. Potem Iskra chwyciła Pajęczarza za rękę i niemal wytargała z sali.
***
Okazało się, że ledwo wróciła, to już wzywana jest na misję. A mimo kłótni... Mimo wszystko, chciała się pożegnać. Przecież słyszała co mówił Nieuchwytny.
Szkoda, tylko, że nie zapukała, może oszczędziłaby sobie tego widoku, jaki zastała wchodząc do jego komnaty.
Cholerna Solana.

draumkona pisze...

To ona chciała się pożegnać, zachować się jak dobra podopieczna, a tu... Czy wczoraj nie rozpętał awantury o Natana? A dzisiaj już spał ze Skorpionem?!
Dłoń jej w czarnej, skórzanej rękawicy zacisnęła się na drewnie drzwi. Oczy zaś przymrużyły się i najpierw Iskra zamordowała wzrokiem Skorpion, a potem zaś zamordowała wzrokiem Luciena. I do tego, fiołkowe spojrzenie ciskało w jego stronę istne gromy piekielne.
Ale nie powiedziała nic. Jedynie odwróciła się na pięcie i wyszła. Po chwili zaczęła biec. I w chwilę potem dopadła do swojej Kelpie.
***
Nie sądziła, że ktokolwiek inny może dowiedzieć się o Natanie. Zwłaszcza coś tak przyziemnego jak ruch oporu. A jednak, mimo to... Jej syn został porwany. Jej dziecko, jej ukochany maluch został porwany.
Choć, malucha to już on nie przypominał, bo Wilk doskonale wypełnił swe zadanie. Natan przypominał dzieciaka w wieku czterech, może pięciu lat. I też na tyle się czuł.
To Biały poinformował ją o porwaniu. Nie pytała skąd wiedział. Natychmiast za to wypadła z Czeluści i popedziła na złamanie karku na poszukiwanie informacji. I to Biały miał być też tym, który przekaże, że nie wróciła. Bowiem nie złozyła ani jednego raportu od dwóch miesięcy. A Poszukiwacz dotąd nie wrócił ze swojej cholernej misji.
Ratować syna więc musiała sama.
Tylko problem był jeden... Iskra w życiu nie podejrzewała, że po stronie ruchu wpadnie w ręce strzygi. Myslącej strzygi. A teraz była otumaniona narkotykiem uniemożliwiającym użycie magii, w dodatku, była ogłuszona i gdzieś ją wlekli. Ciemnym korytarzem o wielu celach... Zupełnie jak w Dolnym Królestwie...

draumkona pisze...

- Ten Varian nadal żyje - odparowała i przysunęła swój stołek bliżej niego. Uparte spojrzenie wbiło się w jego twarz.
- Jakby nie żył, to byś w ogóle nie miał uczuć. A jakieś tam masz. Tak mi się zdaje... - powiedziała dziwnie łagodnie. Ale potem zaraz doszła do wniosku, że to mu chyba nie pomoże. Wyprostowała więc plecy i z roztargnieniem rozejrzała się po oberży. Podrapała się w nos.
- To znaczy, czasem mi się zdaje. Czasem. Wiesz, głupie myśli głupiej podopiecznej.

M/G

draumkona pisze...

Wiedziała, że tak będzie. Że się spije. I, że zaprzeczy. Westchnęła bezradnie i podniosła się z siedzenia swego. Gwizdnęła cicho na Szisza, a ten pochwycił jej skórzaną torbę i czmychnął na piętro.
- Wiesz w ogóle gdzie masz spać? Przy okazji ja też bym się chętnie dowiedziała... - to mówiąc bezceremonialnie pochwyciła go w pasie i rękę jego za kark sobie zarzuciła robiąc dokłądnie to, czego oświadczyła, że nie zrobi. I na próżno protesty wszelkie, bo się uparła, że dostarczy go bezpiecznie do łóżka, choćby sama miała ze schodów spaść.

M/G

draumkona pisze...

Iskra przewróciła się nieprzytomnie na bok. Wrzucili ją do celi i wylądowała na twarzy obijając sobie nos. Oczy piekły. Serce pękało.
Bogowie, pozabijam jak psy... - mamrotała do siebie w myśli szykując krwawą zemstę. Niech tylko działanie narkotyku się ulotni. Niech tylko będzie mogła wezwać na pomoc elementy...
Najgorsze było czekanie. Czekanie na cokolwiek.
Po jakimś czasie przyszedł człowiek. Człowiek z nowym jedzeniem, choć nie tknęła starego.
Zacmokał ironicznie i wymienił miski. Iskra wtedy dopadła do krat.
- Chcę zobaczyć syna. Inaczej możecie mnie cmoknąć. - warknęła. A nie była skora do żartów. A mimo narkotyków, człowiek wyczuć mógł bijącą od niej straszną siłę. Siłę pozostawioną bez kontroli.

Sol pisze...

Zacosneła mocno usta i bogini swiadkiem, musiała sie opanwoac, by nie rzucic w niego kamieniem zebranym z drogi. Tu, pięciominutowy postoj ich nie zbawi, nie opuźni. czego on się spodziewał? Że na każdym kroku najemnicy, złdozieje, gwalciciele i konspiratyści będa atakować? Jakiś zdziczały był. Świat to nie tylko Bractwo Nocy i jego wrogowie do diaska!
- Obudź się Cieniu, bo w mroku zabłądziłeś - prychnela i upiła jeszcze łyk z bukłaka, a czy tam wino czy woda byla, juz nie byla az tak pewna, moze zaprawiana woda czyms owocowym, taki smak miala dziwnie znajomy, a zarazem nieznany. Ale pyszne to było, więc i na kolejnym łyku dopiero zakończyła smakowanie i odwiesiła bukłak do siodla. Ale na konianie wsiadła, za bardzo tyłek ją bolał, chwycila w dłoń uzdę klaczki i powoli ruszyla w stronę tej gospody, gdzie sie towarzyszowi tak bardzo spieszyło. Juz nie z taka radościa, ekscytacją ta podróz jej się rysowała.

draumkona pisze...

- Nie wrócę do Mall Resz, bo znów znajdą sposób by się mnie pozbyć. Poza tym... Nie czuję się tam dobrze. Nie należę już do świata żywych. Dlatego szukam podobnych mnie. A jedna z Miłośnic wspominała coś o takim ruchu... - być może Lucien orientował się na tyle, by odróżnić poszczególne tytuły wśród stworów. Miłośnicą byłą strzyga, która zachowała swe myśli i umysł, zachowała je i teraz mogła decydować o sobie samej, a nie jedynie mordować bezsensownie i bezmyślnie.
- Musze odnaleźć siebie, a potem miejsce dla siebie samej. Nie umrę. Przynajmniej nie od broni i nie od chorób. Obawiam się, że i magia nie ma na mnie wpływu... - czasami takie wieści ją przerażały, choć jako elfka i tak żyłaby niemal wieczność. Ale jako płonnica... Sprawy wyglądały inaczej. I to bardzo.

N.

draumkona pisze...

A gdyby nawet się kłócił, to Iskra potulnie przyznałaby mu rację, po czym ułożyła by go bezpiecznie spać i zadbała o to, by rankiem znalazł przy łóżku spore ilości wody. Pierwsza zasada rozmowy z pijanym, zawsze przyznawaj mu rację.
Dowlokła go do wskazanego pokoju i rozejrzała się wyklinając w duchu jego stan. No dobrze, teraz go tylko uśpić i szukać swojego łóżka... Albo kawałka podłogi.
Poprawiła ułożenie dłoni na jego boku i holując go podeszła ku pryczy na jakiej miał spać. Już chyba lepszy byłby siennik.
Pomogła mu nawet usiąść i westchnęła wyczytując z jego miny kompletne zamroczenie alkoholem.
- Może jeszcze cię rozebrać? Kładź się - mruknęła odganiając od siebie Szisza nogą.

M/G

draumkona pisze...

Iskra warknęła.
- Skąd mam wiedzieć, że to on? Poza tym... Jestem jego matką. Dajcie mi go zobaczyć. - już bardziej błagalna nuta się pojawiła w jej głosie. Jeśli to rzeczywiście był Natan... To będzie musiała im przyrzec. Nie zamierzała poświęcać jego życia dla swojej dumy i uporu. Musiał żyć.
- Dajcie mi go zobaczyć... - albo się wezmę i zagłodzę. Ale drugiej części jej wypowiedzi nikt nie mógł usłyszeć. Nikt, prócz jej samej.

Mimo pisze...

Białogłowy uśmiechnął się szeroko, a coś w jego lewym oku błysnęło złowrogo.
Podszedł do Luciena, utykając na jedną nogę i zadarł głowę, bo sięgał swemu rozmówcy ledwie do piersi.
- Alax, panie, od dziś twój wierny sługa i szpieg. Zdobędę dla ciebie każdą informacje, proś mnie o co zechcesz. W całej Keronii nie znajdziesz takiego, jak ja, bo umiem słuchać - postukał się palcem w ucho i zaczął się skrzekliwie śmiać, co wyszło tak, jakby się dusił.

Danell.

draumkona pisze...

Iskra wywróciła oczami i przysiadła obok. Lucien dostał po łapach niczym małe dziecko, co dotyka nieprzeznaczonych dla niego rzeczy i Iskra zaraz sama zajęła się guzikami.
Chwila, moment i już był niemal uwolniony od morderczych guzików. Został ostatni. Iskra oblizała wargi siłując się z istnym wrogiem, bo puścić to on nie chciał. Ale, czymże był marny guzik przeciw elfim palcom.
Poszukiwacz był wolny od koszuli, którą również zdjęła z niego Iskra.

M/G

draumkona pisze...

Iskra zaraz doskoczyła do krat i przyglądnęła się synowi swojemu. Był wystraszony.
- Mamo...
- Cii... Nic nie mów. Wyciągnę cię stąd, za niedługo.
Maluch kiwnął głową, no przecież miał być cicho. A on chciał być grzeczny.
W oczach Iskry zalśniły łzy, choć nie wiedziała skąd one i po co.
A Wilk mówił, nie ufaj ludziom... - spojrzała niechętnie na miskę z jedzeniem i przyklęknęła przy kratach wciąż patrząc w ciemne, tak znane jej oczy. Choć teraz, to Natan tu stał, a nie Lucien.
A przydałby się on teraz... Ale nie. Spał z Solaną, pokłócili się... Nie mogła na niego liczyć.

Dibbler pisze...

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak cieszy mnie informacja, że wasza wspólna noc w Dolnym Królestwie nie była jedynie czystym seksem. - Dibbler krążył wokół tematu. Krążył, kręcił i owijał w bawełnę. Być może czekał, aż Poszukiwacz sam to powie. Jakże byłoby to cudowne.
- Dziwne, że ta jej misja trwa całych dziewięć miesięcy, czyż nie? Choć Natan urodził się wcześniej niż się go spodziewano. - zabójca sięgnął do kieszeni płaszcza i wydobył stamtąd chustkę w groszki. Po czym wysmarkał nos.

Sol pisze...

Zatrzymala się i odwróciła do niego. Zła byla, brwi mocno nisko ściagnęła i wpatrywała sie w niego gniewnie, jakby rozważala, czy mu w gebę dac juz teraz, czy za chwilę.
- Znam zycie, tylko inne niż ty. To ze w harmiderach nie wywrywalam jedzenia innym, by samej sie najeśc, nei znaczy, że od malego wszystko pod nos podsuwane mi bylo. Nie znasz mnie, więc nie oceniaj, jesli na głupca wyjśc nie chcesz - fukneła krotko, głośno i zaraz znowu obrociła się z powrotem, by stanac obok pali przed gospoda i klaczke uwiązać.
Była mila, była ciepla, ale gdy ktos kpił, albo niesłsuzne osądy jej wydawał, irytowała się na tyle, by nie umieć trzymać języka za zebami. Po co ocenial, po co komentował? Nie znał jej. Dlaczego uwazał ją za gorszą z winy pochodzenia?

draumkona pisze...

Natana wkrótce zabrano, a Iskra znów została sama. Umysł miała ociężały, a jedzenie pachniało nad wyraz dziwnie. Ciężko było oszukać elfi nos. I zamiast zjeść to co jej przyniesiono, ona zaczęła badać. Doszukiwać się tego, co wiecznie umykało.
A doszła do tego dopiero późną nocą. Jedzenie miało w sobie narkotyk, który uniemożliwiał jej sięgnięcie do magii.
Iskra z ta wiedzą odsunęła się w kąt by przemyśleć pewne sprawy.
Czas mijał, a zima nadchodziła.

draumkona pisze...

Iskra podniosła się z Lucienowego posłania. Lekko i dość szybko, jak na elfkę przystało. Ale zamiast iść, stała chwilę przy jego pryczy i po prostu patrzyła nic nie mówiąc. Obserwowała.
Aż w końcu odwróciła się na pięcie i wymaszerowała z pokoiku jaki był mu przeznaczony. Teraz miała o wiele większy problem, jak na przykład odnalezienie własnej pryczy.

M/G

draumkona pisze...

Iskra, która zadbała o to by Lucien pożył się we własciwym miejscu, a nie na przykład w rowie, długo nie mogła zasnąć. Kiedy odnalazła w końcu swoją pryczę, wierciła się i układała po stokroć do snu, a ten, jak na złość, nie chciał nadejść.
W końcu jednak, tuż przed świtem, nadeszło coś na kształt lekkiej drzemki, podczas której to ciało może wypocząć, lecz nie umysł.
A kiedy obudził się Poszukiwacz, ona wciąż tkwiła w łóżku. Ręka jej bezwładnie zwisała przez krawędź, palcami dotykała prawie zbutwiałych desek. Koce w liczbie dwóch przykrywały ją nieco, choć większa ich część leżała także na podłodze. W sumie dobrze, że się nie rozebrała.
A Szisz spał zwinięty w kłębek w nogach wąskiej pryczy i co chwila powarkiwał. Chyba we śnie polował, albo co. Kto go tam wie.

M/G

draumkona pisze...

Iskra także wyczuwała obecność. Obecność wielu magicznych istot. Choć przy jej celi nie było nikogo, a dopiero cztery pomieszczonka dalej znajdowała się chuda, chora kobieta. Najwyraźniej pochorowała się od tego narkotyku.
Nie wiedziała ile nie jadła. Ale działanie narkotyku słabło z minuty na minutę. Czuła, jak magia znów obleka jej ciało. Czuła siłę, choć była ona nikła, słaba.
Siedząc skulona w kącie przymknęła oczy i zaczęła mamrotać pod nosem słowne inkantacje do elementu ognia. Nie była w stanie odprawiać swoich tańców, więc musiała mamrotać.
Słaby przeskok, parę iskier pojawiło się w powietrzu, pomiędzy palcami jej dłoni. Choć nie widziała, bo oczy miała zamknięte... To czuła.
Sięgnęła znacznie głębiej i podniosła się ostrożnie. Po omacku wymacała kraty swej celi, tam, gdzie było wyjście. I przystanęła. Zaczerpnęła siły magicznej i jednocześnie poczuła jak jej ciało słabnie.
Powietrze rozdarła eksplozja, która wyrwała kraty ze ścian. Gorący podmuch powietrza wywrócił ją do tyłu i Iskra rąbnęła tyłem głowy o ścianę, a to równało się utratą przytomności w tym stanie.

Sol pisze...

Akurat z jego strony nie spodziewała się wcale popisu manier i dobrego wychowania. Ten Cień był... kamieniem. Zimny, niedostępny i obojętny.
Weszla pierwsza i poluzowala tasiemki podwiązane pod brodą, dzieki którym peleryna trzymala sie na ramionach. Cóż, na razie nic nie sprawiło, że jeszcze bardziej się wkurzy. Choc kto wie może to tylko kwestia czasu? Dzisiaj juz raz wybuchla u awet żadnej reakcji nie wywołala w Cieniu. Kamień. Glaz. Człowiek stracony.
Podeszła do ławy bliskiej ladzie za która karczarka stała i usiadła , by odpocząć. Ne musieli sie tu zatrzymywać, ale jak już była okazja, to jej nie miała zamiaru zmarnować. gdy tylko zaraz pojawił sie jej towarzysz, uniosla na niego oczy.
- Tutaj noc spedzimy, czy dalej w drogę sie udamy?

Kai Chelershey pisze...

[Przepraszam, że nie odpisywałam, ale komputer mi padł i trudno było z dostępem do neta. Teraz może będzie lepiej.]

Słońce powoli kryło się za horyzontem, barwiąc niebo czerwonawą łuną. Nad Wielkimi Równinami powoli zapadał zmrok, w powietrzu dawało się wyczuć chłód. Samotna sylwetka Kaia Chelersheya rzucała na trawę nienaturalnie rozciągnięty cień. Wędrowiec szedł przed siebie powoli, z opuszczoną głową, nieco już zmęczony długim marszem. Wolał oszczędzać siły, nie do końca przekonany, jak długo jeszcze przyjdzie mu iść.
Bał się kolejnej nocy spędzonej pod gołym niebie, tu na tej równinie odsłonięty jak cel do strzału, łatwy do wytropienia. Bał się byłych braci wampirów, band rozbójników, którzy samotnie raczej nie podróżowali i własnych urojeń. Wciąż miał wrażenie, że ktoś za nim idzie, niemal mógłby przysiąc, że słyszy czyjeś kroki i nerwowy oddech. Każdy chłodniejszy powiew wiatru wydawał się nieś ze sobą upiorny szept.
Tak, Kai był tchórzem a każdy kolejny dzień spędzany z dala od ludzkich siedzib tylko pogłębiał w nim paranoję.
W pewnym momencie usiadł na ziemi i skrzyżował nogi. Odchylił głowę w tył, pozwalając, aby długie włosy opadały mu na plecy i twarz. Zamknął oczy, wsłuchując się w odgłosy otoczenia, głęboko wciągając do płuc zapach ziemi i ziół. Znów zdawało mu się, że coś słyszy. Odgłos szybkich kroków.

draumkona pisze...

Ocknęła się z potężnym bólem głowy. Jak nic, rypnąć musiała i to solidnie. Z cichym sykiem usiadła, a wtedy poczuła dziwny chłód na nadgarstkach. Spojrzała na ręce swoje i warknęła. Bransolety. Zaraz sięgnęła do magii, ale... No właśnie. Nie było jej. Jakby wszystko z niej wyssały jakieś pasożyty. I wtedy dopiero pojęła.
***
Ciche szczęknięcie zamka, znak, że czas na posiłek. Ale Iskra nie myślała o posiłku, a o tym, na co kiedyś powoływał się Lucien, gdy zamknięto ich w krasnoludzkiej sali tortur.
Nim człowiek zdążył postawić miskę, już była przy kratach. Jej spojrzenie niemal paliło.
- Bractwo po mnie przyjdzie. Tego możesz być pewien. - nie musiała chyba zaznaczać o jakie Bractwo jej chodzi. przymrużyła jeszcze delikatnie oczy dla spotęgowania swoich słów. Nawet jeśli nikt nie przyjdzie... Chociaż... Ona była tu zamknięta. Gdzie był zatem Szisz? I Kelpie?
A wredna kobyłka i wredny szop wrócili do Czeluści. Co prawda, oboje po przejściach, bo Kelpie była podrapana na bokach, a Szisz gdzieniegdzie miał powyrywane futerko, a i kulał także. Najwyraźniej ich także chciano pochwycić.
O ile klacz musiała zostać w przedsionku, razem z innymi końmi, to szop pognał co sił w trzech zdrowych łapkach do kogoś, kogo znał. I liczył skrycie na to, że długo biec nie będzie musiał.
A za szopem ciągnęła się smużka krwi.

draumkona pisze...

Szisz przestał warczeć i doszedł do wniosku, że pora zwrócić na siebie uwagę. Ale jedynym co osiągnął, było to, że Iskra kichnęła i zapadła w jeszcze głębszy sen.
Zawiedziony więc zszedł na dół i z radością niemal poszarżował na Luciena. Wdrapał się po nogawce jego spodni na ramię i zaszkrzeczał coś dziwnie. Chyba próbował naśladować Figla, albo jaki czort.

M/G

draumkona pisze...

Spojrzała na niego tak, jakby zobaczyła tu, w tej właśnie chwili swoja matkę nieboszczkę. Zamrugała całkiem zdezorientowana i oklapła na tyłek. Za dużo informacji.
- Ty...? - jakoś nie mogła uwierzyć, że taki bawidamek, taki nicpoń, a proszę, potrafi dostać się do...
- Należysz do nich - warknęła. Najwyraźniej spiskowcy zdążyli jej już zleźć za skórę. No, zaczynanie pertraktacji od porwania czyjegoś dziecka na pewno nie było dobrym wejściem.
***
Szisz tymczasem trafił do jedynej osoby jaka mogła go zrozumieć. A Marcus naprawdę zdziwił się, dlaczego jest szop, ale nie ma jego pani.

draumkona pisze...

Jednak zamiast wyjść, ona siedziała oniemiała na tyłku. Lekko otwarte usta świadczyły chyba aż nadto, że owszem, spodziewała się ratunku, ale nie z jego strony.
- Bransolety... - zdążyła wydukać jeszcze, a potem jak to małe dziecko pokazała mu o co chodzi. Na migi pokazała kluczyk i wskazała swoją bransoletę. A potem przypomniała sobie, że ma taki cudowny organ jak język.
- Masz do nich klucz? - powstała z wolna i nieufnie postąpiła parę kroków wynurzając się z celi.

Mimo pisze...

Niespodziewane słowa mężczyzny, Alax obrał jako swoistą pochwałę dla siebie samego, toteż wyprostował zgarbione do tej pory plecy i uśmiechnął się z powagą.
- O tak, panie. Ja wiem wszystko i jeszcze więcej... - Potarł rękami z zadowoleniem i obejrzał się przez lewe, potem przez prawe ramię w obawie, że ktoś może ich podsłuchiwać - To bestię, które potrafią tylko zabijać. Nie mają honoru, praw, ani sumienia. Są jak zwierzęta z ludzkim umysłem... - oczy elfa coraz bardziej ciemniały od dzikiej nienawiści - Keronia raz na zawsze powinna oczyścić się z ich plugawych dusz - wymamrotał już bardziej do siebie niż do rozmówcy. Potem nagle przypomniał sobie o jego obecności i szybko nań spojrzał - Panie, daj mi jakieś polecenie. Czego oczekujesz? Chcesz trafić do wioski smoczej, czy może spotkać się z zakonem? Obie drogi znam nawet z zamkniętymi oczami - żołądkował się strasznie, byle tylko zaskarbić sobie przychylność mężczyzny.

Danell.

draumkona pisze...

Szisz nie lubił kiedy się na niego fuczało, krzyczało, czy robiło cokolwiek innego, co nie było karmieniem sucharkami. Dlatego też kłapnął zębiskami koło Lucienowego ucha, zsunął się po jego koszuli w dół i ukradł mu jedną z sakiewek przy pasie, po czym z takim łupem pognał do Iskry.
I zapomnieć mógł Lucien o świętym spokoju.

M/G

Sol pisze...

Spojrzała na karczmarza podejrzliwie. Ostatnio nie miala przyjemności w zetknięciu zta grupą zawodową. zaraz jednak pewna ostrożnośc i służalczośc jakby sie w jego zachowaniu ujawniła i na wargach Sol pojawil sie lekki usmiech. Nie z dumy, czy pychy, wiedziała, ze to nie ona tak zadzialała a sam Cień, jego obecność. Potęznego sojusznika miala, towarzysza, ochroniarza. Hah, mogłaby pewnie teraz broic, a i tak nic by jej sie nie stalo. o ile by Cienia nie rozdrazniła.
- Czy Bractwo znane jest w calej Keroni? - mruknęła nieco zaczepnie, patrząc katem oka na Lu.

Kai Chelershey pisze...

Kai gwałtownie otworzył oczy. To jednak nie mogło być złudzeniem, wyraźnie usłyszał, że ktoś dobywa miecza. Naprawdę nie był tu sam.
Zerwał się z ziemi nagłym ruchem, w jego ciało jakby wstąpiły nowe siły. Chciał w pierwszym odruchu również sięgnąć po miecz, szybko przypomniał sobie, że w tę podróż ostatecznie go nie zabrał, miał tylko krótki sztylet przy pasie i grubą drewnianą laskę, na której wspierał się, kiedy nieraz był zmuszony nieprzerwanie wędrować całą noc. Teraz chwycił ją w nagłym przypływie szału, wznosząc ją nad głowę, w chwili gdy zerwał się do biegu. Włosy zafalowały wokół jego twarzy, teraz podobnej do twarzy szaleńca, z opuszczonymi brwiami, rozszerzonymi źrenicami, wykrzywionej w gniewnym grymasie. W ostatnich promieniach słońca zalśniły jego zęby, krótsze niż u prawdziwych wampirów, ale wciąż nieco dłuższe od ludzkich.
-Ktoś jest?! - warknął do majaczącej przed nim sylwetki - Przyjaciel czy wróg?!

draumkona pisze...

- Iskra - mruknęła w przerwie między jego słowami. - Jestem Iskra. - spojrzała ze złością na swoje bransolety i przez chwilę nie myślała, czy by siłą go nie przymusić do pomocy z tym ustrojstwem, ale... Cóż. Może to jakaś słabość do niego po dawnym romansie, może to wdzięczność za to, że zjawił się tu tak nieoczekiwanie, cokolwiek to było, zaniechała tego pomysłu.
Westchnęła bezradnie i zmierzyła go zimnym Lucienowym spojrzeniem.
- Dostanę szału i zasłabnę jak nie sięgnę magii. Żeby nie było, że nie ostrzegałam. - i jeszcze mu palcem pogroziła, o. Takie to z niej ziółko było kiedy nie udawała potulnej Cersei.

draumkona pisze...

Szisz ostatecznie spełnił swoją zemstę. Pociągnął Iskrę za rękaw, a ta spadła ze swojej pryczy. Deski jęknęły, a powietrze przecięły stłumione przekleństwa i wyzwiska. Jak widać, Upiór też nie miał dziś najlepszego dnia.
Niecałe dziesięć minut później zjawiła się na dole z ciemnymi cieniami pod oczami i bladą twarzą. Widocznie ani trochę się nie wyspała, ani nie odpoczęła. Zamiast jednak cokolwiek zjeść, czy wypić, poczłapała do stolika przy którym rezydował Poszukiwacz, oklapła na stołek i zaryła czołem o blat. I się zdrzemnęła.

draumkona pisze...

A czego nie zamierzał wyjawić on, Devril, to Iskra zamierzała sprawdzić sama, albo też napuścić na niego Luciena. Przecież, to właśnie Poszukiwacz był najlepszy w zbieraniu informacji.
Zagryzła wargę, walcząc z poczuciem obowiązku ratowania Natana, gdziekolwiek jest trzymany i przez kogokolwiek pilnowany.
Ale została. Została wyklinając pod nosem i wzywając bogów. I Bractwo. Przede wszystkim Bractwo i Poszukiwacza, którego zarazem nie miała ochoty wiedzieć, a jednocześnie czuła, że tylko z jego ratunku była by zadowolona.
Kobiety.

draumkona pisze...

A ona spała jak kamień. I tylko raz powierciła się na stołku, próbując dogodną pozycję znaleźć, ale kiedy spróbowała się przekręcić, wylądowała na twardej posadzce. I znowu podniosły się rynsztokowe przekleństwa.
- Ała - oświadczyła na koniec swojego monologu w którym wyklęła każde możliwe bóstwo i usiadła na podłodze. Rozmasowała głowę gdzie już wkrótce miał pojawić się potężny siniak. Spojrzała odruchowo na stołek gdzie siedziec powinien Lucien i z niemałym zaskoczeniem odkryła, że go tam nie ma. Rozejrzała się więc po karczmie i zaraz go znalazła.
Jakaś ulga dziwna zalała jej ciało. Był. Jest. Nie uciekł.

MG

Mimo pisze...

Alax dokładnie takiego życzenia się spodziewał, co zdradzał jego niedobry uśmiech. Skłonił się przed mężczyzną w geście służalczości i powiedział:
- Zatem czeka cię panie nie łatwa droga do przebycia - jego szponiaste łapska wskazały na wysokie góry, porośnięte lasem iglastym - Zakon mieści się w dobrze ukrytym miejscu, czeka nas godzina wędrówki, a może i więcej. Wszystko zależy czy twój koń jest wytrzymały, panie.

Danell.

Kai Chelershey pisze...

Kai lekko skinął głową, nie spuszczając Luciena z oczu. Jego twarz się wygładziła, chociaż spojrzenie pozostało czujne.
-Kai -przedstawił się krótko -Wędrowny bard.
I poszukiwacz guzów, dodał już w myślach.
Opuścił laskę, czując, że wygląda idiotycznie, trzymając ją w górze. Powoli się uspokajał, widząc, że tamten raczej mu nie zagraża. Zatem ten wieczór znów uda się przeżyć bez rozlewu krwi.
W duchu podziękował bogom, w których nadal raczej nie wierzył.
-Nie szukam tu zwady -zapewnił, aby tamten na pewno zrozumiał jego pokojowe zamiary - Wędruję za zarobkiem, rozglądam się po okolicy...

draumkona pisze...

Rozmasowała bolące nadgarstki. Na jednym nawet było otarcie. Zarządzenie jego jednak miała w głębokim poważaniu co też odbiło się w jej spojrzeniu. Bunt i jakaś złość.
- Nigdzie się stąd nie ruszę póki nie odnajdę syna. - oświadczyła twardo, po czym tupnęła nogą. Mogło to wyglądać jak jakiś foch, albo co, ale nie. Iskra za pomocą elementu ziemi wysłała nikły magiczny impuls, który za zadanie miał obiec podziemia i wrócić do niej gdy znajdzie Natana, co tez stało się po chwili.
Iskra nabrała więcej powietrza gdy rozszyfrowała kodowane informacje impulsu.
- Natan... - a potem jak w transie jakimś, tknięta obawą o swojego syna, skoczyła naprzód kierując się ku centrum tuneli.

draumkona pisze...

- Daj mi też jakiś swój cudowny specyfik, a nie sam się sprycujesz, cwaniaku. - odparowała zaraz i podniosła się na nogi. Już w ogóle nie wspomniała o tym, że jemu pomagała w nocy i, że z jego winy potem nie mogła zasnąć.
A co do mentora... No, przecież to było życzenie elfki. Ale nikt nie powiedział, że Poszukiwacz musi się zgodzić, więc sam się w to wpakował, o.
Otrzepała tyłek z kurzu i spojrzała na niego wojowniczo. Dziwnie to wyglądało. Podkrążone oczka i buntownicze spojrzenie.

M/G

draumkona pisze...

Iskrze przyszła do głowy pewna wredna myśl... Ciekawe. Ciekawe czy Devril bardziej by się nadawał na ojca.
Więc zamiast mu zaprzeczyć, że to nie jego syn, posłała mu jedynie zaniepokojone spojrzenie.
- Więc idź przodem. Aż do rozwidlenia... Potem... Potem w prawo. Druga odnoga... Ogółem, kieruj się do jakiejś komnaty o owalnym kształcie... - odwróciła spojrzenie, niby to niepewna, niby to wystraszona. O tak, zdolnościaktorskie Iskry znacznie się poprawiły od ich ostatniego spotkania.

draumkona pisze...

Iskra zabulgotała pod nosem jakieś przekleństwa pod Lucienowym adresem, a karczmarza biedaka zgromiła wzrokiem. Następnie zaś zrobiła wszystko na odwrót. Najpier mikstura, potem woda, potem jeść. No tak, spodziewaj się, że Iskra kiedyś zrobi coś normalnie...
I jeszcze nie obyło się bez rzucenia czymś. Kromka chleba nasączona chlebem poszybowała ku Lucienowi, a Iskra już w duchu się cieszyła z plamy jaką mieć będzie i z psoty jaką mu narobi. Ot, zemsta.

MG

draumkona pisze...

Iskra natomiast, w bojowym nastroju miała ochotę roznieść całą tą melinę. A wiedziała, że gdyby wezwała najpotężniejsze odmiany elementów, to zapewne byłoby to mozliwe. Jednak, przypłaciłaby to życiem. Była stanowczo zbyt słaba, a i głodówka robiła swoje.
Więc teraz główną siłą napędową elfki był strach. Strach o życie synka.
Trzymała się jednak lekko z tyłu pilnując, by Devril nie zboczył z trasy. A instrukcje posyłała mu mentalnie. Kroki jej; bezszelestne. Lata praktyki i wrodzony talent, w końcu, nie na darmo zwano elfy Lekkostąpającymi.

draumkona pisze...

Nie zdążyła się odgryźć, bo ktoś wszedł. Szybko więc pozbyła się niemądrego wyrazu z twarzy i spojrzała na nowo przybyłego.
Szary płaszcz i kaptur przesłaniający twarz. Zapewne zleceniodawca. Stanęła więc w bezruchu i wpiła spojrzenie w nowego szukając jakiś znaków szczególnych. Cóż, po tym jak ktoś wystawił ich w Królewcu i gdy zginął Theon... Wolała być ostrożna.

MG

draumkona pisze...

I właśnie w tej owalnej sali, Iskra postanowiła stworzyć sobie drogę na skróty. Nic ją nie obchodzili buntownicy w tunelach, w zasadzie nie było tu nikogo na kim by jej zależało... Z wyjątkiem synka, rzecz jasna.
Kiedy Devril stanął w sali, ona w końcu wychyliła się zza jego pleców, kroku przyśpieszyła w końcu się rozpędzając, podskoczyła w górę i wylądowała w ślizgu. Dłonie złączyła, potem uderzyła nimi o posadzkę i płynnie wstała. Rękami obrysowała łuk na prawo, a potem klasnęła.
I nic się nie stało.
Mina elfki, wcale nie speszona, ale wyrażająca najwyższe skupienie świadczyła jednak o tym, że wszystko idzie zgodnie z planem.
Odwróciła się na pięcie i wolnym krokiem wróciła ku arystokracie. Tak to mogło wyglądać. W rzeczywistości, spoglądała w posadzkę i odmierzała kroki. Przy dziesiątym stuknęła piętą o podłogę, po czym pstryknęła, jakby coś złapała w palce i znów ręką zatoczyła z wolna łuk. Tym razem, skały ziemi odpowiedziały na jej wezwanie i tuż pod jej dłonią ciągnęła się ziemista macka. Iskra właśnie rozkopała podłogę, choć bardziej wyglądało to jak jakieś akrobacje. I dopiero teraz spojrzała na Devrila.
- Za mną jest dziura w podłodze. Tunel. Wskocz tam, chyba, że chcesz tu sam zostać. - martwy ton jej, nie znoszący sprzeciwu.

draumkona pisze...

Iskra ciekawsko wysunęła się nieco naprzód, wyłaniając się z cienia jaki ją otaczał. Zwyczajowo, włosy przerzuciła przez ramię i uplotła z nich warkocza. Złapała krzesełko drewniane, ustawiła sobie nieopodal i przysiadła na nim, choć oparcie znajdowało się z przodu. Na nim to elfka oparła łokcie i spoglądała na tą dwójkę z małą dozą kontrolowanej ciekawości.
No chyba nikt nie myślał, że przegapi kolejną okazję do dowiedzenia się czegoś o Lucienie.
A przecież i tak jeszcze musiała wrócić do Brana i przekazać mu wieść...

MG

Sol pisze...

Niemal podskoczyła na wieść, że i Skalne miasto on zna, że widział je osobiście i to wiecej niż jeden tylko raz. usiadła prosto, jak strzała, albo jakby kij polknęła i wpatrywala się w niego uparcie.
- Byłeś tam?! Czemu teraz dopiero mowisz?! - rzucila z pretensją i wstała zaraz, odrzucając w tył swoją pelerynę, aż materiał zafurkotał i chwyciła go za nadgarstek. - Weź klucz, idziemy do pokoju - zarządziła i już schylała się po swoje rzeczy.
Ale zaraz... informator. ech. Sapnela i usiadła znowu na swoje miejsce, z powrotem szarpiąc się z sznureczkami pod brodą.
- Po tym co masz tu załatwić, pójdziemy. Powiesz mi... co wiesz.
O nutka władczości już sie odzywała. Niedobrze, droga im cięzko minie.

Mimo pisze...

Alax pokiwał głową i szczelniej opatulił się swoim płaszczem. Na chwile zniknął za dużymi dębami, których gałęzie stanowiły swoistą kryjówkę dla konia, którego plugawy elf wyciągnął z zarośli. Koń był ładny, zadbany i widać było po oczach Alaxa, że kocha to zwierzę z przesadą, ale lepsze to, niż gdyby miał czynić krzywdę i jemu, jaką to wyrządzał wielu ludziom.
- Więc możemy ruszać panie, mój koń, podobnie jak ja, zna tę drogę na wylot. Pozwolisz, że pojadę przodem - to mówiąc dosiadł swojego konia i uderzył łydkami w boki zwierzęcia, które ruszyło żwawo przed siebie.
Musieli zawrócić, aby wjechać na ścieżkę utorowaną tak, że wiła się niczym wstęga ku górze i znikała w gardzieli lasu. Od północy wiał przenikliwy wiatr, który szczypał w oczy i twarz.

Danell.

draumkona pisze...

Iskra wysłuchała wszystkiego z dziwnym spokojem. Nawet uśmiechnęła się zalotnie do nowo poznanego, jakby miała jedynie jeden cel w życiu. W rzeczywistości była to jedna z ról jaką odgrywała. Coś jak Lucienowe maski.
- Towar? Opisz. - poprosiła, także łagodnie, miękko. A potem podniosła się i dołączyła do swego mentora. Obydwoje Cienie. Obydwoje niezdolni do przyznania się do uczuć. Mentor i jego podopieczna.

MG

Sol pisze...

Dobrze sie po dachach skakało... żyła tam ponad dwadzieścia lat, wiedziała o tym doskonale, a dowiedziała się, będąc jeszcze młodą dziewczyna pobierającą nauki w przybytku Ignis. raz to zobaczyła jak samotny assassin przeskakuje z domu na kolejny i wdrapała sie wyżej, by zobaczyc, jak to robi. I wtedy zobaczyła tę siatkę z lnian, tworzącą mosty, pajeczyny, pomoce do poruszania sie ponad ziemią.
- Twoje zycie to tylko misje, prawda? - prychnęła jakby lekceważąco, z pogardą nieco, jakby taki scenariusz uwazala za niemożliwy a kogoś, kto usilnie stara się w taki porządek uwierzyc a głupca. gdyby byl maszyną, owszem, tepym osiłkiem, co myslec ic zuc nie potrafi, to może. Ale on myślał, byl bystry i miał uczucia, miał je, choc chował, one nei zniknęły.
Wstala w ślad za nim i chwyciła swoje rzeczy, pelerynę przewieszając przez ramię. Powinna isę rozejrzeć jak Cień i uważać. Informator to towarzysz, ktorego znała. Którego znal jej ojciec.

[jasne, pomoge, pokieruje nim nawet ;D]

draumkona pisze...

Iskra pogroziła mu pięścią
- Nie mów mi jak mam iść po własne dziecko! - jeśli idzie o Natana, jak widać, Zhao była bardzo drażliwa. Pewnie było to powiązane z ciemną stroną Luciena jaką ujawnił podczas ostatniej kłótni. Albo tego, że dalej sypiał z tą cholerną Solaną. Bogowie, ciekawe czy Bractwo zrealizowałoby kontrakt...
Ale Devril zamarł, a Iskra potrafiła czytać z ludzi takie oznaki. Mruknęła coś pod nosem wzywając na pomoc element ognia, którym to posługiwanie wychodziło jej zdecydowanie najlepiej. I czekała będąc gotową do spalenia kogoś żywcem.

Nefryt pisze...

[Od dłuższego czasu myślę, jakby tu odpisać na wątek u L, jak ten przeskok sensownie zrobić... I pustkę mam w głowie, ilekroć siadam do pisania. Po prostu nie jestem w stanie zacząć. Bardzo mnie to irytuje, tym bardziej, że mam kilka pomysłów dotyczących samej akcji w Kansas... i powrotu naszej drużyny.
Czy mogłabyś wyręczyć mnie w napisaniu tego jednego tekstu? Bardzo cię proszę.
Wiem, że wedle kolejności ja powinnam to napisać, ale zwyczajnie nie jestem w stanie, a zależy mi na tym wątku bo się mocno w niego wciągnęłam.]

Kai Chelershey pisze...

Kai rozłożył ręce. Nie miał nic przeciwko spędzeniu tej nocy w towarzystwie Luciena. Dwójka ludzi zawsze mogła czuć się bezpieczniej, a ewentualni rozbójnicy nie mieliby tak wielkiej przewagi.
-Byłbym rad, mogąc spędzić jakiś czas w twoim towarzystwie - powiedział szczerze -Bo widzę, że i tak jest nam pisane podążać wspólna drogą.
Teraz był już pewny, że tamten nie ma wobec niego złych zamiarów. W przeciwnym razie już rzuciłby mu się do gardła.
-A ty podróżujesz w interesach? -zagadnął. Nie chciał być wścibski, nie próbował wyciągać żadnych tajemnic, gdyby tamten musiał takowych dochować.

Vescerys pisze...

[Powróciłam, babsztyl marnotrawny. Jestem okropną, okropną osobą. Gdyby nie odległość kilometrów kabli, pól, lasów i dziurawego asfaltu, zgodziłabym się przyjąć dowolną średniowieczną torturę za swój paskudny niebyizm i niepisaizm. Kajam się i proszę o łaskę, i Friesem u Szept jutro odpiszę ;_;]

Ves uśmiechnęła się i trąciła konia ostrogą, ignorując oburzone bryknięcia. Przywykła do młodzieńczej drażliwości karosza na tyle, że gdyby przestał tańcować i podrygiwać choć na chwilę, musiałaby upewnić się, czy siedzi na swoim wierzchowcu. Albo czy nie zdechł aby. Zrównała się z kowalem.
- Z całą pewnością - zgodziła się, kiwając niemal uprzejmie głową. - Słyszałam, że nigdzie nie da się zdobyć tak unikatowych przebijaków i gwoździownic, jak w okolicach osławionej Twierdzy Diabła. A miejscowe kuźnie - pierwszorzędne.
Wzajemnie przytyki rozchmurzyły ją nieco. Żyjąc w nieustannej wędrówce rzadko miała szansę widywać znajome twarze lub odezwać się do kogokolwiek poza rozkapryszonym koniem, a to jak się wtedy odzywała najpewniej uznano by za niewybaczalny towarzyski nietakt. Mogła nie chcieć się do nich przywiązywać, ale z pewnością zaczynała doceniać te krótkie okazje do odciągnięcie myśli od ciągłych machinacji i chłodnego planowania w stronę przyziemnego świata, nie próbując choć przez chwilę się z nim ścigać. Starszych od siebie już widywała skołowaciałych na samotnych intrygach i spiskach, doszukując się później zamachów na własny żywot w obiedniej kaszance. Przygryzła wargę - przypomniała sobie, że jej samej jakoś lżej się ostatnio sypia z nożem pod poduszką. I że nie znalazła się tutaj dla towarzyskich rozrywek.

draumkona pisze...

Reakcja Iskry była zbyt późna. Zapewne miało to związek z tym, że akurat uwagę jej przykuło coś pod podłogą. Jakieś głosy. Szepty. Albo po prostu dała się zaskoczyć.
tego się nie dowiemy, bo Iskra się nie przyzna i będzie do końca życia kręcić nosem i twierdzić, że nikt i nic nie jest w stanie jej zaskoczyć.
Ciśnienie elfki gwałtownie się podniosło na widok Pana Misji. Warknęła pod nosem i całkiem się nie kontrolując machnęła dłonią, a miast odpowiedzieć jej ogień, odpowiedziała ziemia, która pod stopami Luciena się wybrzuszyła powodując utratę równowagi. Kiedy to zabójca legł na plecach, elfka błyskawicznie do niego dopadła, a, że nie ważyła prawie nic - wszak po śniegu sobie chodziła - to stanęła na Lucienowym brzuchu i wbiła spojrzenie przymrużonych oczu w jego oczu.
- Co TY to robisz? - warknęła przez zaciśnięte zęby zginając kolana. I teraz to sobie kucała stojąc dalej na nim, tak ażeby dobre wejrzenie mieć w jego twarz. Chwilowo zapomniała o tym, że przecież jest tu też Devril. Jak widać dziwna złość na widok mentora wzięła górę.

Sol pisze...

- Moje jest poszukiwaniami prawdy - prychneła, nim oboje na schody ruszyli i dalej, po stopniach na górę. Nie miała zamiaru wdawac się z tym czlowiekiem w dyskusje. Choc.. mogloby byc ciekawie, ona pierwsza na pewno straciłaby nad sobą kontrole, zapewne i by w twarz mu dala, albo i magia sie posluzyła, a on? Zawsze umiałby byc kamieniem?
gdy w pokoju sie znalexli, gdy i nformator do nich dołaczył, zamilkła. Więcej nawet, zaciskać poczęła usta w waska kreske, zebami rysując sobie dolną warge, aż poczula, ze zbyt wiele sil w to wklada i metaliczny smak pojawil sie pod językiem.
- Do diaska! -warknela w końcu, gdy jeden i drugi jakby tylko na poklony sobie wzajemnie sie szykowali i gotowi byli tylko do wymiany pozdrowien i tytułów między sobą. - Mowże co wiesz! - nakazala ostro, szarpnęła krzesło na środek izby i usiadła na nim ciężko. Byla zaniepokojona, pomylic łatwo to bylo z zdenerwowaniem, kto jej nie znał, a nie znal żaden z nich.
- Zalezy o co pytacie konkretnie, pani - Informator lekkim skinięciem i jej szacunek okazal i od drzwi odszedł. Moze bal sie, że wrzaski plomiennowlosej kobeity kogos jeszcze tu zbawią. - Ty na pewno o ojca i de Winterów chcesz aktualności poznać - usmiechnął sie chytrze, jakby mial w zanadrzu jakies asy i tylko kolejne monety mogły go przekonac do mówienia.
A Sol na to czasu nie miała i gotowa byla palcami pstryknąc i podpalic mu brode.

«Najstarsze ‹Starsze   601 – 800 z 1313   Nowsze› Najnowsze»

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair