Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat


Intro

    – Mówią, że Cienie* wróciły – oświadczył szeptem, zupełnie jakby słowem miał przywołać Bractwo Nocy. A i tak ludzie zdawali się wzburzeni samym wspomnieniem o nich. Chociaż niektóre z wyczynów członków tejże organizacji były niemal legendarne, to nie zmieniało to faktu, iż Cienie byli zabójcami.
   – Mówią, że celem Bractwa jest gubernator, oby sczezł. Tfu! – Swoją niechęć poparł splunięciem, a tym razem ludzie obrzucili mocarnego wojownika zachwyconymi spojrzeniami, takim właśnie, jakimi patrzy się na bohatera. Kogoś, którego nie śmiemy naśladować ze strachu i jednocześnie kogoś, kogo podziwiamy za to, że jest takim, jakim my sami pragnęlibyśmy być. A wspomniany wojownik, powszechnie znany jako Elegia, uśmiechnął się, świadom wzbudzonych uczuć. Otworzył usta, by coś jeszcze dodać, gdy w jego polu widzenia ukazał się miecz. Jego własny, naostrzony i wypolerowany. Unosząc wzrok wyżej, spojrzał w brązowe oczy, spokojne, niczym dwie głębie. Twarz o stoickich rysach, obojętna, tak różna od pełnych zachwytu i ciekawości. Ubranie, znoszone, luźne, wisiało na sylwetce mężczyzny, niezbyt mocarnej, ale widocznie wystarczającej do pracy w kuźni. Ciemne włosy opadały na zroszone potem czoło.
   – O czym to ja mówiłem? – Wojownik ujął za rękojeść miecza, unosząc go do góry, obserwując klingę. Pierwszorzędna robota, musiał przyznać. Aż się prosiło, by przetestować jego ostrość. – A, Bractwo. Otóż mówi się… – urwał, pozwalając napięciu narosnąć. – Mówi się, że Bractwo zamierza wypowiedzieć wojnę Wirginii. Podobno widziano Nieuchwytnego.
   – Bzdura – kowal parsknął. – Gdyby Bractwo coś planowało, nikt by o tym nie słyszał. Jeśli się o czymś mówi, to najlepszy dowód, że Bractwo nie ma z tym nic wspólnego – ciągnął, a ponieważ wspomniany mężczyzna rzadko się odzywał, teraz padły nań zaskoczone spojrzenia wszystkich obecnych w karczmie. Niezrażony tym, otarł dłonie o tunikę.
   – Zapłata. Za miecz – wyjaśnił cel swojej obecności. Ale Elegia nadal spoglądał nań jak na szaleńca. Jak ten człowiek, ten marny rzemieślnik śmiał zanegować jego opinię? Jego, który niemal wszędzie był i niemal z każdym potworem walczył? Kimże ten ktoś był? No? Kim?
   – A co ty możesz, człeczyno, o Bractwie wiedzieć  – stwierdził z politowaniem i dobrotliwym uśmiechem, skądinąd i pogardliwym, odliczając należność.
   – Nic. Jestem tylko kowalem – przyznał kowal, przyjmując zapłatę. I usunął się w cień, zostawiając ludzi z opowieściami Elegi.

*Bractwo Nocy, potocznie nazywani Cieniami – tajna organizacja skrytobójców i szpiegów działająca na terenie Keronii i poza nią, powołana jeszcze w zamierzchłych czasach przez Astrid, zwaną później Nocną Damą, pierwszą Mistrzynię Cieni. Obecnym Mistrzem i przywódcą jest Nieuchwytny, zaś za jednego z najlepszych uchodzi Lucien Czarny Cień. Główne decyzje podejmuje przywódca wraz z Radą. Dokładna struktura jednak, wraz z organizacją i rekrutacją pozostaje owiana tajemnicą, jakiej nam, zwykłym szaraczkom, nie dano poznać.
W każdym z większych miast znajduje się kryjówka Bractwa, znana tylko wtajemniczonym, zaś główna siedziba mieści się gdzieś na pustkowiach Keronii. Cienie, choć specjalizują się w zabójstwach, nie cofną się przed żadnym zajęciem. Niektóre z ich wyczynów stały się nawet tematem legend czy pieśni. Ostatnimi czasy jednak ich imię wzbudza w Kerończykach strach i niechęć, jako że oddali swe usługi Wilhelmowi Hektorowi Escanorowi. Znakiem rozpoznawczy cieni jest otwarte oko. Wiedzą, widzą i czuwają.



Muzyka

Art credit by gokcegokcen



TRZY OSOBOWOŚCI - JEDNO CIAŁO 

Imię i nazwisko: Asgir Thorne
Zajęcie: płatnerz w Demarze
W Bractwie: Lucien Czarny Cień
Stanowisko: Poszukiwacz, Radny
Prawdziwe, acz nieużywane: Varian Gharis
Miejsce urodzenia: okolice Nyrax
Rasa: człowiek
Narodowość: Kerończyk


Ku chwale Bractwa Nocy! 

   – Dziękuję – wyciągnął w stronę tamtego dłoń, chcąc pomóc mu wstać. Dzieciak jednak poderwał się na nogi, odsuwając jak najdalej od dłoni, jakby to jakiś wąż w niej siedział, gotów w każdej chwili go ugryźć. Jedną dłoń przytulał do piersi, szeroko rozstawiwszy palce. – Zawdzięczam ci... – zaczął, nieco zakłopotany rycerski syn, ale nowo poznany całkowicie zignorował jego słowa. Rozejrzał się na wszystkie strony, płochliwe stworzenie, gotowe dać nogę przy pierwszej okazji.  Po czym potrząsnął głową, nieco buńczucznie, zrzucając tym gestem cały strach i wstydliwość. Dłoń, dotąd przytulona do piersi, usunęła się, ujawniając pękaty trzos.
   – Głupcy – sarknął, dodając do tego kilka przekleństwa, jakich nauczył się na ulicy. – Kiedyś tego pożałują.
   Marcus stężał. Nowy był nie tylko żebrakiem, ale i złodziejem.
   – Nie powinieneś kraść  – zganił go w dobrej wierze, w zamian za co otrzymał spojrzenie pełne kpiny.
   – To co, mam teraz pójść, przeprosić strażnika i oddać mu trzosik? Gdzieś ty się chował, hę?
   – W ojcowskim zamku w…
   – A! Rycerzyk. No to gdzie twój miecz, rycerzyku? – zadrwił bezlitośnie żebrak, naraz odmieniony, jakby coś złego było w szlachetnym pochodzeniu Marcusa. – Wracaj do ojcowskiego zamku, a nie się tu pętasz. Ulica nie jest dla ciebie.
   Na ten dyshonor obruszył się rycerski syn. Da radę, musi dać radę. Upór odbił się w jego zapadniętych, zmęczonych oczach.
   – Nie znasz tego życia – stwierdził żebrak, już bez wcześniejszej drwiny.

I. Varian Gharkis, pogrzebany w pamięci
   Przeszłości się nie wymaże. Możesz nią żyć lub pójść dalej. Ale ona zawsze będzie. On wolałby o niej zapomnieć. Nie pamiętać, że kiedyś był nikim. Ulicznikiem, takim jak wielu innych. Kogoś, kogo można bezkarnie kopnąć, podciąć gardło i porzucić. Jednego mniej. Ulice i tak są zbyt ludne.
Większość tego okresu spędził w Nyrax. Mała miejscowość w okolicy Królewca, nad Jeziorem Peverell. Jego ojciec był zwykłym  wojakiem, walczącym o sprawę, której jego syn wówczas nie rozumiał. Alard wierzył, że nie pasowanie, a myśli i honor czynią zeń rycerza. Zginął. Przynajmniej wówczas tak myślano i dopiero lata później, przypadkowo, syn miał odnaleźć go na galerach. Matka Edith, kobieta z ludu, starała się wychować go sama. Wpoić zasady moralne, wiarę w bogów i to, jak żyć. Może nie bogato, może nie zaszczytnie w oczach możnych panów, ale zgodnie z samym sobą. Dobrze. Wyszło jak wyszło, słowem wcale. On już wtedy podążał własną ścieżką. Słuchał nauk, co by spracowanej twarzy nie zasmucać. A gdy brązowe oczy odwróciły się odeń robił swoje. Siostra… tak, miał siostrę. Fina. Niewinne, słodkie dziewczę. Naiwne i niegotowe na prawdziwe życie. Chciał ją chronić za wszelką cenę. Kolejne, co nie wyszło.
   Jedynym jaśniejszym punktem w tym okresem zdaje się pobyt w Mall Resz i późniejsze terminowanie u kowala Brana, choć z tym ostatnim wiązał się powrót do Nyrax, mieściny żyjącej w ciemności knowań, niewolnictwa, przemytu i układów. Jeśli znaleźli się tam jacyś uczciwsi mieszkańcy, trudnili się rybactwem w pobliskim jeziorze. Nawet teraz odór ryb przyprawia go o ból brzucha, podobnie widok rybackich sieci i zgniłozielonej, portowej wody. Paskudztwo. Z tego okresu zostało mu też uprzedzenie do arystokracja i wysoko urodzonych, którymi gardzi, jako tymi, co mają się za nie wiadomo kogo, a w rzeczywistości nic nie potrafią.

II. Rekrut Cieni - początek
   Spotkanie Jastrzębia, Poszukiwacza Bractwa Nocy odmieniło jego życie. Los wygrany na loterii, uśmiech szczęścia. Osoba bez celu w końcu jakiś miała. Nie należący nigdzie, odnalazł dom. I zamierzał zrobić wszystko, by go zatrzymać. Wszystko, by odwdzięczyć się Cieniom. Wszystko, by wybić się ponad innych. Będą przed nim drżeli, mawiał. Z czcią będą wymawiali jego imię. Nikt już nie ośmieli się go lekceważyć. Ambitny aż nadto, zbyt był prędki, zbyt na własną korzyść patrzył. A mimo to Jastrząb widział w nim kogoś więcej. I to właśnie spojrzenie tak niepokoiło ówczesnego przywódcę Bractwa, spojrzenie, które sprawiło, że już od początku Nieuchwytny znielubił młodego Kerończyka, widząc w nim zagrożenie dla swojej pozycji. A jego rywal piął się szybko, zyskując poklask … do czasu pamiętnej misji. Misji, po której została mu blizna na policzku. Zgubiła go pycha i ambicja, one to dwie pogrzebały kontrakt. Ta blizna przypomina mu o tym, że Cienie idą najpierw. Potem, jeśli noc pozwoli, jego własna chwała.
   W tym, nieco dlań burzliwym okresie, szczególną więzią przyjaźni związał się z inną dwójką rekrutów – poznanym wcześniej rycerskim synem, Marcusem i tajemniczą Solaną, niedoszłą przemytniczką, późniejszą kurtyzaną i kochanką Variana. Opieką otoczył go Jastrząb, który stał się dlań nieomal jak ojciec, wzór do naśladowania. Jego teorie o jedności przyjął jako własne, nazwał go swoim mentorem. W końcu zrozumiał. I dostąpił zaszczytu inicjacji, przyjmując nowe miano. Tamtej nocy Varian Gharkis odszedł na zawsze. Zastąpił go Lucien Czarny Cień. Jeszcze zwykły Cień, lecz już wkrótce członek Rady i nowy Poszukiwacz. Jego trud i lojalność zostały docenione.

   – Gdzie moja broń? – To były pierwsze słowa, jakie mężczyzna wypowiedział, gdy tylko się obudził. Pierwszym ruchem, jaki wykonał, po tym jak dłonie nie znalazły znajomej w dotyku rękojeści. Jeszcze zanim zorientował się, że rana na piersi już nie krwawi, że leży na starym łóżku, przykryty kocem w jakiejś chacie. Jeszcze zanim spojrzał w oblicze starszej już ludzkiej kobiety, siwiuteńkiej jak gołąb, pomarszczonej czasem i lekko zgarbionej przez trudy życia. Ubogo odzianej, w starą, zieloną suknię, prostą, z brązowawą chustą zarzuconą na wątłe ramiona.
   – A co? Chcesz mnie zabić? – Głos pozostawał w dysharmonii z wyglądem, bo brzmiał raczej czysto, znacznie młodziej też. Także oczy pozostały jasne i przenikliwe, niezaćmione wiekiem i czasem, jak to czasem bywało u ludzi w podeszłym wieku, o czym on miał się jednak przekonać znacznie później, dzięki płonącej w jego żyłach magii. Możliwe też, że ręka zabójcy nie pozwoli mu tego doświadczyć, bo kto mieczem wojuje od miecza ginie, jak mówiło stare porzekadło.
   – Gdzie moja broń? – powtórzył, wciąż słaby. Bez broni czuł się nagi, zawsze przecież miał przy sobie choćby sztylet, a teraz nic. I co z tego, że w pokoiku znajdowała się tylko staruszka. Zawsze mógł zjawić się ktoś jeszcze, ten, który na niego polował i do takiego stanu doprowadził. Zresztą, tam gdzie obecna była magia, tam nigdy nie wiadomo, kto przed tobą stoi. A tutaj, w tym skromnym domku, aż magią emanowało.
   – Nie zabijesz mnie. Ktoś przecież musi cię pielęgnować  – zakasłała, wyciągnęła z kieszeni chustkę, przykładając ją do warg. Wyglądała naprawdę dość bezradnie … i samotnie. – Poza tym, ja cię nie ukrzywdziłam. Jesteś w bezpiecznym miejscu.
   – Nie ma takiego – odparował. – Moja broń – powtórzył uparcie.


III. Asgir Thorne, spokój i praca
   Choć niewątpliwie jest Kerończykiem, nikt tak naprawdę nie wie, skąd Asgir pochodzi. Nieznany nikomu, przed rokiem przybył do niewielkiego miasteczka znajdującego się w strefie wirgińskiej, przedstawiając się jako Asgir Thorne. Tam też i pozostał, pracując w kuźni, nie robiąc sobie wrogów, ale i nie szukając przyjaciół. Potem, prawdopodobnie z przyczyn zarobkowych, przeniósł się do pobliskiego Demaru. W jednej z bocznych uliczek stanęła kuźnia i proste domostwo, gdzie żyć i pracować mu przyszło, na godny byt młotem zarabiając i śpiewem stali. A, że wiedzy ni kunsztu mu nie brakowało, przeto usługi jego cenione się stały.
   Jako zwykły mieszkaniec Demaru, za jakiego zresztą mają go niemal wszyscy, nosi się w prostej tunice, jasnobrązowej barwy i czarnych spodniach, przepasanych brązowym, skórzanym paskiem. Broni, choć potrafi docenić zalety solidnej roboty i kunsztu, zdaje się wówczas nie nosić w rękach, oprócz rzecz jasna tej, którą sam wytwarza.
   Zapytani o miejscowego kowala ludzie wzruszą ramionami, z całą pewnością pochwalą jego robotę, ale o samym człowieku powiedzą niewiele. Ot, taki małomówny, szorstki w obejściu człek, pewnie z jakąś tragedią w życiu. Spokojny aż nadto, nieszukający zwady ani niestarający się znaleźć w centrum uwagi. Taki cichy obserwator, nieco mrukliwy, nieco nieobyty towarzysko. Nie, nie bierze udziału w walkach. On w konflikt nie angażuje się ani trochę. Ani w spory. Za cichy na to, może i za tchórzliwy, nie żeby go ktoś potępiał, w końcu nie każdy rodzi się wojownikiem. Nie zadaje pytań. Nigdy. Zdaje się żyć w swoim własnym świecie, świecie, który zna, a który sprowadza się do kuźni i młota. Czy jest pomocny? Czasem, przyparty do muru, rzuci jakąś radę, wcale niegłupią, acz zdarza się to rzadko. Czasem też przesunie termin spłaty długu, ale nie ma się co łudzić, o nim nie zapomni. Tyle o nim powiedzą mieszkańcy.
   Tak naprawdę jednak ktoś taki jak Asgir nie istnieje. To po prostu kolejna twarz, jaką przybrał na potrzeby Bractwa Lucien. Blisko Twierdzy Diabła i samego gubernatora, zajmuje się zbieraniem informacji z tej części kraju. I czeka na wezwanie swych braci i sióstr.
    Któż by zwracał uwagę na prostego, niewyróżniającego się niczym szczególnym kowala?

IV. Lucien Czarny Cień, Poszukiwacz - życie, jakie sobie wybrał
   Jako Lucien Czarny Cień bywa w wielu miejscach, jako że do jego obowiązków, oprócz wykonywania misji dla Bractwa, leży i rekrutacja nowych członków. Toteż ma mnóstwo szpiegów, zdaje się wiedzieć, co dzieje się nawet w najdalszym krańcu kraju. Nieoceniona w tym okazuje się i pomoc złodziei, z którymi utrzymuje regularne kontakty i kurtyzan, zwłaszcza tych związanych z „Różą” w Królewcu. Można go też spotkać i w Zamku Gubernatora, jeśli interes Bractwa tego wymaga. Lecz nawet gubernator nie zna prawdziwego miana tego człowieka.
   Opisując jego charakter, na pierwszy rzut oka wysuwają się dwa słowa: egoizm i wygoda. Wychowano go w poszanowaniu dla religii i moralnych nakazów. Lucien jednak lekceważy i jedno i drugie. Religia ogranicza. Ten bóg wymaga tego, ten nakazuje szanować życie, tamten uczciwość i ciężką pracę. Nawet bóg zabójców ma jakieś swoje wymogi. Z racji zaś, że Cień dba o to, by dlań było najwygodniej, lepiej jest udać, że bogów nie ma. Jeśli ich nie ma, to nikt nie osądzi jego czynów. Zresztą, komu pomogły modły? Jaki bóg zszedł na zlaną krwią ziemię, by ochronić wzywających go ludzi? Gdzie byli bogowie, gdy Wirgińczycy wyrzynali w pień ludność i palili wioski? Nie, nie dla Luciena są bogowie. Niech kto inny marnuje czas na modły, on nie ma zamiaru.
   Polityka interesuje go niebywale, nie jednak dlatego, że aktywnie popiera którąś ze stron. Tam gdzie jest konflikt jest i zarobek. Pomijając ten brzęczący fakt Wolna Keronia i niepodległość obchodzi go tyle, co śnieg… zeszłej zimy. Nic osobistego. Robi to, co jest korzystne dla Bractwa Nocy, nic więcej i nic mniej. Uważa, że kraj nic dla niego nie znaczy, a on sam nic mu nie jest winien, ani też władzy. Ludzie zaś powinni zatroszczyć się o siebie sami.
   Lucien jest osobą skrytą, nie wylewną. Nie można powiedzieć, że nie odczuwa uczuć i emocji. W działaniu jednak rzadko kiedy kieruje się nimi, częściej polegając na zdrowym rozsądku. Nie jest też impulsywny. Stara się zachować kamienną twarz, toteż niezwykle trudno odczytać jego zamiary. Nie twierdzę, że nic go nie szokuje czy nie zaskakuje... On po prostu robi wszystko, by tego nie zdradzić. Jednak nawet jego cierpliwość ma swoje granice, po których przekroczeniu wybucha gniewem. Nieliczne osoby, w tym jego podopieczna mają szczególny dar do testowania jego opanowania. Samotnik. Nawet w grupie, choć jest wśród innych, tak naprawdę nie jest z nimi.
   Nie przebacza łatwo, pamięta o doznanych krzywdach i urazach, zwłaszcza jeśli dotyczą bliskich mu osób. A tych ostatnich nie ma zbyt wielu. Jednak lojalności względem nich nie można mu odmówić, tak samo jak i potrzeby ich chronienia. Nie mówi jednak o tym głośno i mało kto zna tę jego cechę charakteru. Na szczególną uwagę zasługuje jego oddanie Bractwu, tam leży jego lojalność i tego Cień nie ukrywa. Nie szuka zrozumienia, ani też przyjaźni. Zdaje się niczego nie oczekiwać od życia, będąc tylko narzędziem, przedłużeniem woli Bractwa. Tam gdzie potrzeba zaufanego człowieka, tam się posyła Luciena Czarnego Cienia. Powszechnie uchodzi za bezlitosnego i zimnego, który to, jeżeli nawet kiedyś czuł i reagował jak człowiek z sumieniem, to dawno już zatracił tę cechę. Jak kiedyś główną motywacją jego działania było wybicie się z biedy i zostanie kimś, kto liczy się w świecie, kogo nie można lekceważyć, tak teraz liczy się tylko wola Bractwa. Nie jest jednak nieczułym kamieniem, wolnym od wątpliwości. Lecz gdyby odrzucił Cienie, odrzuciłby to, kim się stał. Musiałby przyznać się do porażki, wyrzec tego, czego niegdyś tak gorąco pragnął. A on nie jest na to gotowy i wątpliwe, by kiedykolwiek był. Lubi poczucie, że jest panem swego losu, nawet jeśli nie do końca jest to prawdą. Nie rozumiejąc uczuć, lęka się ich, to też jest przyczyna, dla której unika kontaktów z ludźmi spoza Bractwa. Nie chciałby być postawionym przed wyborem stron. Boi się, że wówczas opuściły Bractwo. Zdradził. Ich. Siebie.
   Ma swoje zasady. I chociaż brzydzi się honorem, jako całkowicie niepraktycznym, to swoje długi w miarę możliwości spłaca, chyba że wiązałoby się to z nieposłuszeństwem Cieniom. Jak spłaca długi, tak też i zawsze odbiera swoją zemstę. I znów jedynym hamulcem jest tu wola Bractwa i jego własne korzyści. Cechą charakterystyczną Luciena jest wieczna gotowość do walki. Śpi z mieczem w zasięgu ręki i sztyletem ukrytym pod poduszką. Często też odwołuje się do powiedzeń Cieni, a także zwrotu "nieistniejący bogowie". W głębi duszy kocha słuchać dawnych legend i opowieści, a także wykonywanych przez bardów pieśni, chociaż sam nie zdradza żadnych uzdolnień, czy to literackich czy muzycznych, o plastycznych już nie wspominając. 
   Nie można powiedzieć, by szczycił się bogatym wykształceniem i szkoleniem, takim, jakie przechodzą synowie wysoko urodzonych domów. Życie nauczyło go kradzieży, kłamstwa i oszustwa. Nauczyło podstępu. Swego czasu najbardziej lubił wślizgiwać się po nocach do domów, wykradać co potrzebował i znikać. Było to dla niego mniejszym ryzykiem, prostym zarobkiem. Jak nikt inny wiedział, w jaki sposób przeżyć. Reszty dopełniło szkolenie Cieni, jakie przeszedł, gdy trafił do tej organizacji. Zapoznano go z nieomal każdym rodzajem broni, szukając tej, która będzie dlań odpowiednia. Wkrótce wyszło na jaw, że żaden z niego siłacz, nie dla niego potężne topory, młoty, długie włócznie i walka dystansowa. Jego atutem była za to zwinność. Ulubioną bronią stał się więc jednoręczny miecz i sztylety. Gdy robi się gorąco, używa dwóch mieczy, nie stroni też od nieczystych zagrań. Zrobi wszystko, by uzyskać przewagę, jednocześnie unikając zbytniego ryzyka. Często wspomaga się też magią, jako że odziedziczył tę zdolność po jednym z przodków. Ma w sobie potencjał, lecz magia nigdy nie była dla niego najważniejszą bronią, nie poświęcił się jej całkowicie. Zna co niektóre zaklęcia obronne i magii zniszczenia, głównie bazujące na sile ognia. Jednak szczególnie wyspecjalizowany jest w iluzji i obronie mentalnej. Posiada szczególny dar nazywany przez Jastrzębia panowaniem nad cieniami, skąd i wziął się jego przydomek. Wspomniana iluzja w połączeniu z umiejętnością skradania się czyni zeń prawdziwego Cienia, niezwykle trudnego do wykrycia. Liczne podróże nauczyły go radzić sobie na szlaku, niemniej pewniej czuje się w mieście niż w głuszy. Podkreślić wypada, że starć raczej unika, chyba że nie ma już innego wyjścia. Nie chodzi tu o tchórzostwo, lecz o fakt, że zwykle zdąża z jakąś misją i to niej wówczas poświęca swe myśli i czyny. Mało możliwe więc, by sam z siebie przyłączył się do jakiejś walki na gościńcu czy gospodzie, o ile będzie miał szansę minąć to bez angażowania się.
   Potrafi udawać i grać doskonale, dlatego niezwykle trudne jest by się w jakiś sposób zdradził, ujawniając powiązania z Bractwem Nocy i swoje zdolności. Z samej zaś konieczności udawania różnych postaci, Mistrzowie Bractwa zadbali o naprawienie jego edukacji, zaznajamiając go z quigheńskim i wirgińskim, do szkolenia bojowego dodając naukę czytania i pisania, podstawowych norm zachowań i obowiązujących w wyższych sferach reguł. Pomimo tego on i tak czuje się lepiej udając żebraka i ulicznika niż paniczyka, a naturalnej postawy pysznego szlachetki wciąż nie wyćwiczył. Jest uodporniony na działanie niektórych trucizn, inne potrzebują większej dawki, by na niego zadziałać.
   Patrząc na jego twarz, widzisz ciemne, krucze włosy, nieco przydługie, zasłaniające wysokie czoło. Zdecydowane rysy twarzy, nieco ostre i raczej jasna, przez niektórych określana mianem bladej cera. Z tej twarzy spoglądają na ciebie brązowe oczy z dziwnym ciemnym połyskiem. I kłamie powiedzenie, że oczy są zwierciadłem duszy, chyba że jego dusza ma w sobie tylko obojętność. Prawy policzek Cienia szpeci podwójna blizna, cienka, ale widoczna, ślad po głębokim cięciu. Nie jedyna to blizna, jaką nosi, wystarczy spojrzeć na plecy, pamiątkę po torturach, jakich kiedyś doświadczył w Dolnym Królestwie po zamordowaniu krasnoludzkiego króla. Lecz ta na twarzy ma dlań szczególne znaczenie, pamiątka błędów młodości i zbyt wielkiej pychy. Wizerunku dopełniają nieco krzaczaste brwi i lekki zarost na twarzy, który pojawia się zwłaszcza po długich wędrówkach kerońskimi drogami. Przeciętnego wzrostu i przeciętnej budowy ciała, określany raczej jako szczupły. Sposobem poruszania się bardziej przypomina ostrożne stąpanie elfa niż ciężki krok wojownika.
   Preferuje ciemne kolory, najczęściej nosi się na czarno, z długim płaszczem z kapturem, szczelnie okrywającym jego sylwetkę. Wysłużony, zakurzony, miejscami przetarty, a jednak przezeń ulubiony strój. Do boku ma przypasany jednoręczny miecz, niezbyt zdobiony, za to wykuty z jak najlepszej stali, nazywany przez niego Zabójcą. Oprócz niego kryje jeszcze zestaw noży do rzucania, ostrze bractwa Pokrzyk przeznaczone do cichych zabójstw i drugi, nieco mniejszy od Zabójcy miecz Żar. Raczej nie ubiera ciężkiej zbroi, chyba że postawiony pod murem. Jeśli zaś zajdzie potrzeba zmiany postaci ucieka się do iluzji.
   Co o Lucienie Czarnym Cieniu mówią członkowie Bractwa, tego się nie dowiesz. Módl się do bogów, abyś żadnego z nich nie spotkał. Z tego jednak wynika bezsprzecznie, że nasz bohater nie dość, że ma wiele twarzy, to ich przywdziewanie nie sprawia mu większego kłopotu. 

Niechaj was strzegą i prowadzą Cienie.

Art credit by Katsumi92


Zapraszam do wątków, powiązań, wspólnego pisania. Na użycie postaci w opowiadaniu się zgadzam, pod warunkiem, że zachowana zostanie jej konwencja. Jeśli idzie o postacie poboczne wykreowane przeze mnie – można ich używać do woli, pozwalam na kierowanie nimi i wplatanie ich we własne historie. Wyjątek – nie wolno ich uśmiercać, chyba że wyrażę na to zgodę. Odpisuję wedle sobie tylko znanej kolejności, ale specjalnie nikogo nie pomijam. Jeśli zapomnę, ludzka rzecz, przypomnieć się. Prowadzę 3 postacie, może się zdarzyć, że danego dnia nie dam rady odpisać z nich wszystkich. Może się też zdarzyć, że pomimo wolnego czasu nie będę odpisywać ze wszystkich moich postaci. Taka autorska zachcianka.
Zapraszam do zapoznania się z odnośnikami w karcie. Ułatwi do pisanie wątków i poznanie postaci Luciena. 


Muzyka: Red "Let it burn", Breaking Benjamin "Dance with the devil"
Cytaty: J.R.R. Tolkien (w tytule)


Ostatnia aktualizacja karty: 30.07. - zmiana artów w karcie
Ostatnia aktualizacja podstron: 11.07 - zaktualizowano Miejsca i Poboczne (dodano arty)

1 313 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   401 – 600 z 1313   Nowsze›   Najnowsze»
draumkona pisze...

I tylko Szisz tej nocy czuwał i był bardzo niezadowolony z tego, że nikt go za uszami nie drapie.
Iskra obudziła się natomiast w południe, co było niemal fenomenem jak na nią, że tyle w jednym miejscu wytrzymała. A i kiedy oczy otwierała i tak niewyspana była, ale efekt ten szybko magią zaleczyła, co by marudną nie być.
W burdelu natomiast panował zwykły ruch, przynajmniej tak mówiły jej dźwięki i odgłosy jakie wrażliwe elfie ucho wychwyciło. Gdzieś tam nawet odróżniła piski Figla od pojękiwania jakiejś dziewki. Najwyraźniej albo to Marcus miał pocieszycielkę, albo ktoś w komnacie obok ją miał. Dziwne, że nikt jej jeszcze nie szukał, ale cóż rzec. W sumie, to było jej to na rękę.

M/G

draumkona pisze...

Pytanie Luciena oderwało ją od planowania niecnego występu, a mianowicie, jak z drugiego końca stołu skraść kawałek chleba. I żeby przy tym nie wstawać. Spojrzała na swoją figurkę, a potem na swoje zaczerwienione ręce.
- Tak, każdy. - odpowiedź padła, a i teraz Iskra wykazała chorobliwe zainteresowanie tym, co to wykombinuje Lucien. Bo o ile przetopienie srebra wydawało się jej dobrym pomysłem i dość kreatywnym, tak nie miała kompletnie pojęcia co też wykombinuje mentor jej.

draumkona pisze...

Tymczasem pora na Iskrę przyszła, a więc podniosła się i wolnym, dostojnym krokiem pomaszerowała pod tron. Ymir na jej widok jeszcze bardziej się rozpromienił, a już w kompletny zachwyt wpadł widząc figurkę. Zhao korzystając z okazji, zagadnęła po cichu krasnoludzkiego króla o coś, na czym bardzo jej zależało. W odpowiedzi jedynie usłyszała, że zobaczy, co się da zrobić. I, że ma związane ręce. No cóż, ale przynajmniej próbowała.
Po wręczeniu podarku i krótkiej wymianie zdań okręciła się na pięcie i z równie wielką gracją wróciła na miejsce. I przyszła kolej na pana Poszukiwacza.

draumkona pisze...

- Dobry, nie dobry - odparowała ziewając przeciągle. Zaraz się na bok przewróciła z zamiarem dalszego spania, ale jak widać, Szisz miał inne plany. Zaraz pchać się jej z nosem do twarzy zaczął i lizał po policzku zawzięcie, do momentu aż Iskra nie usiadła z poirytowaną, mokrą twarzą.
- Szopy to zło. - oświadczyła jeszcze i usiadła kołdrę odrzucając. Powiodła spojrzeniem po komnacie i z dziwnym uczuciem stwierdziła, że pierz zniknął. Więc Solana chyba jej nie zabije. No, chyba, że tu wejdzie i zobaczy ją w samym szlafroku... Który w dodatku zaczął zsuwać się jej z ramienia.

M/G

draumkona pisze...

Iskra przyznać się musiała, że tym razem i ona lekko zwątpiła. Czy aby Lucien na pewno Ymirowi nic nie zrobi? Wszak wiedział, że był jej drogim przyjacielem. Przecież mu opowiadała.
Zagryzła lekko wargi, ale nic się nie stało. Napięcie opadło, a gwar zaraz podniósł się na sali dwa razy głośniejszy niż dotychczas.
Ymir podarek widząc uśmiechnął się, choć powaga nie zniknęła z jego oczu, jak to było w przypadku podarku Iskry. Skinął również głową Lucienowi i nawet chwilę za nim patrzył, gdy odchodził.
I kiedy to Lucien przysiadł się znów, pochyliła się lekko ku niemu i głos zniżyła.
- Być może jutro się stąd wydostaniemy. - jak nic, najlepsza nowina od paru dni.

draumkona pisze...

Iskra w tym właśnie momencie miała przemożną ochotę wyparować z tamtego pomieszczenia. Naciągnęła kołdrę po sam nos i bardzo skutecznie udawała, że jej nie ma, póki to Szisz nie rzucił w Solanę sucharkiem. Zaskrzeczał coś potem jeszcze, ogonem puchatym machnął i czmychnął przez otwarte drzwi najwyraźniej po wsparcie biegnąc. Choć Iskra wątpiła, by cokolwiek z niej zostało w razie czego.

M/G

draumkona pisze...

Iskrze natomiast nie spodobało się określenie elfia wywłoka zdecydowanie nią nie była, i już miała coś powiedzieć, kiedy to do głowy jej przyszło, że lepiej nie. Dla własnego zdrowia lepiej nie.
Chociaż to zapewne Iskra wyszła by zwycięsko ze starcia, jakby nie pomogła jej magia jej własna, to zapewne wybroniłaby ją klątwa, która to objawiała się wtedy, kiedy to najmniej było oczekiwane.
- Em... Ja przeprasz....am... - uniosła palec ku górze, jakby zaznaczając, że ona też coś do powiedzenia ma, ale wzrok Solany wystarczył za odpowiedź. Iskra naciągnęła kołdrę na głowę bardzo chcąc, by jej tu nie było.

draumkona pisze...

- Jest tylko... Pewien problem. - chyba pamiętał, że wierzchowce zostawili nieopodal Pandy. I o ile Kelpie znała krasnoludy, to Cienisty zapewne nie i pochwycić się chyba przez to nie dał. Więc mieli jednego konia. Kapryśnego.
- Cienisty nie dał się krasnoludom pochwycić. Jest tylko Kelpie... - być może uda im się złapać jakiegoś zacnego staruszka, który to by ich na wóz wziął i podwiózł pod Góry Mgliste... Chociaż... Szczerze, to Iskra na to liczyła jedynie dlatego, bo miała ochotę poleżeć sobie w sianie. Siano ładnie pachniało.
Ale tak czy inaczej, droga ich prawie była wolna. Teraz tylko najważniejsza kwestia, gdzie u licha jest Cienisty?

draumkona pisze...

Iskrę zabolał fakt, że Poszukiwacz z kimś sypia. Co prawda, żadnych praw do niego nie miała, ani nic, ale to wystarczyło.
Musiała się stąd ulotnić, jeśli nie miało się to skończyć morderstwem Skorpion na jej skromnej osobie. Wyślizgnęła się spod kołdry, naciągnęła szlafrok w dół, poprawiła dekolt, zawiązała mocniej pasek, głowę dumnie uniosła, a szop jej skoczył z łóżka i ukąsił panią Solanę w kostkę.
- Chodu! - pisnęła Iskra do Szisza i zaraz oboje oknem wyskoczyli.
Wylądowała w sianie ściągając na siebie zaciekawione spojrzenia. Solana na pewno nie będzie zadowolona, że Szisz ją ugryzł. Nie będzie zadowolona jak zobaczy komnatę Iskry. Musiała wiać.
- Dobra robota, Szisz - ale szopa pochwalić musiała. Zerwała się zaraz z siana i pognała do swojej komnaty, tam ekspresem się ubrała, zabrała sztylet i niewielki tobołek z rzeczami, po czym uciekła po Kelpie i tyle ją burdel widział.
Zaszyła się na dachu jednego z biednych domów w slumsach. Był on drewniany i płaski. Był tu także siennik, najwyraźniej jakiś bezdomny już tu sypiał. Nie ważne. Usiadła samotnie, a za plecami czuła ścianę domostwa. Rozciągał się stąd widok na cały Królewiec. A najlepsze w tym wszystkim było to, że trzeba było się nieźle natrudzić, by miejsce to znaleźć. Wejść na dach niemal dziesięc domow dalej, a potem skakać. Cudna kryjówka.
Szisz opuścił ją po wkroczeniu w slumsy, najwyraźniej poszedł skombinować jedzenie. Dziwnie się tak czuła. Bez konia, bez szopa. Bez Luciena.

M/G

draumkona pisze...

Skinęła głową na znak, że pojęła. Potem znów większą część uwagi poświęciła jedzeniu. Trzeba było się napchać przed podróżą.
***
Siedziała na łóżku. uczta koronacyjna zakończyła się ledwie godzinę temu, a ona czuła się, jak gdyby wcale się nie skończyła. Ciągle było słychać śpiewy. O skarbach, o jaskiniach i przygodach. A Ymir wciąż nie potwierdził tego, czy jutro będą mogli odejść.
Obejrzała się na Luciena, który to coś majstrował przy broni.
- Bractwo będzie robiło Ymirowi problemy, z powodu tego co się stało...?

draumkona pisze...

- Ale nabili ich już na pal. Znaczy, tych, których nie powybijałam... Ponoć w jakiś szał wpadłam i straszne rzeczy się porobiły... - dokończyła głos ściszając, jakby wstydząc się. Nie lubiła masakrować ludzi, czy krasnoludów. A w sali tortur właśnie to ponoć się stało. Ponoć zmasakrowała jednego z oprawców. I co gorsza, śladów nie dawało się usunąć. Wzdrygnęła się i podciągnęła nogi do siebie, obejmując je rękoma. Na kolanach oparła brodę.
- Tego, który przeżył, nabito na pal. A to hańba. Poza tym, jego drugsh nie został postawiony w świątyni. Nie zazna nigdy spokoju.

draumkona pisze...

Natomiast uwagę Upiora przykuło coś znacznie straszniejszego. Wywęszyła coś w powietrzu. Coś, co najwyraźniej mocno ją zaniepokoiło. Kucając stawiała ostrożnie kroki do krawędzi swego azylu i wychyliła się spoglądając w dół.
A tam, wśród mocnej obstawy kawalerii, jechał Seweryn w swej białej zbroi. Przyczaiła się jeszcze bardziej, kiedy to oglądnął się za siebie. Całe szczęście, nie spojrzał w górę. Najwyraźniej tu ludzie nie spoglądali po dachach w oczekiwaniu na ciekawe samobójstwo.
Kiedy zniknął za zakrętem, pacnęła na tyłek i zamyśliła się.
- Co ty tu robisz, Sewerynie... - mruknęła i położyła się wspierając ciało na łokciach. Noga jej spoczywała w znacznej części na deskach, a od kolana w dół, poza dachem była, więc i mogła sobie nią swobodnie pomachać. Drugą natomiast zgięła lekko i tak też trwała obserwując ludzi w dole całkiem nie zdając sobie sprawy z obecności Luciena.

draumkona pisze...

- Bogowie istnieją - oświadczyła lekko oburzonym tonem. Ona widziała boga, śmiać się można, bądź nie, ale Ursun, ten, co dusze elfie przejmuje po śmierci, objawia się pod postacią fioletowej sowy. A ona widziała taką sowę. Wtedy, dokładnie wtedy, gdy zamordowała ojca.
Rada... A więc Ymirowi mogło coś grozić. Albo może mieć nieprzyjemności. Nie chciała, by cokolwiek się mu stało, ale z drugiej strony miała rację Bractwa. W końcu wiedzieli kogo w lochu zamykają. Nowa myśl wpadła do jej głowy, choć znów miała wrażenie, że nie jej to myśl. Ale nim zdążyła cokolwiek zrobić, usta same uformowały słowa.
- Co się robi żeby zostać Radnym? Albo Przywódcą?

draumkona pisze...

Z początku nie chciała nic mówić. Zapewne przez to co powiedziała Solana. Że ze sobą sypiają. Ale zaraz też zastanowiła się chwilę. Przecież ona z Marcusem też sypia.
Ale nie, to jest inny układ. My jesteśmy przyjaciółmi. I czasem demolujemy sobie pokoje. Ale oni też byli przyjaciółmi. On i Skorpion. Elfka postanowiła więcej z Marcusem nie sypiać, choćby była tak pijana jak w Dolnym Królestwie.
Minęło sporo czasu, słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, a ona w końcu się odezwała, a głos miała opanowany i spokojny. Wyprany z wszelkich uczuć.
- Nie wrócę do Róży. - nie, zdecydowanie nie zamierzała tam wrócić. Nie chciała, żeby Szisz dalej Solanę prowokował, albo jeszcze zabił w nocy (Szisz był podstępnym szopem). Poza tym... Skorpion na pewno skutecznie ten pobyt by jej zepsuła. Albo te ich rozmowy przy stole. Nie, burdel nie był dla niej.

mg

draumkona pisze...

Iskra obojętna była na słowa Skorpion, przynajmniej pod swoim adresem.
- To, co mówiła o mnie jakoś nie specjalnie mnie dotknęło. W życiu nasłuchałam się już gorszych obelg. - wzruszyła nieznacznie ramionami i podniosła się do siadu. Objęła rękami zgiętą nogę, a drugą zamachała swobodnie.
- Nie mówiłeś, że wciąż ze sobą sypiacie - pilnowała się, okropnie się pilnowała, by na niego nie spojrzeć. Wiedziała, że gdy wzrok wbije w jego twarz, będzie po niej. Ulegnie. Wróci do Róży. A ona nie chciała wracać do burdelu. Choćby jej przyobiecali zdjęcie klątwy i normalne życie. Nie wróci.

mg

draumkona pisze...

Zagryzła lekko wargi. Co to w ogóle miało być? Co ją nakłoniło do takie czynu? Zacisnęła ręce parę razy w piąstki i na powrót je rozluźniała, jakby sprawdzając sprawność. Będzie musiała się zastanowić nad tymi nie swoimi myślami, które raz po raz jej do umysłu wpadały.
W tym momencie rozległ się zgrzyt i do komnaty wszedł Ymir niosąc dwie wypchane żywnością torby i dwa bukłaki z wodą. Ustawił to wszystko pod ścianą i poprawił swą koronę, bo zjechała mu na oczy.
- No, gołąbki wy moje, mogę was przepuścić do dalszych tuneli. Wiecie chyba, że tylko jedn... - nie dane skończyć mu było, bo Iskra weszła mu wpół słowa.
- Wiemy. A raczej, domyśliłam się. Poradzimy sobie z jednym koniem. Kiedy możemy ruszać?
- Nawet zaraz - krasnolud uśmiechnął się tak szeroko, że aż jego miedziana broda się poruszyła. Podszedł do Iskry, a ta ześlizgnęła się z łóżka i przytuliła krasnoluda. Znów się żegnali. Ile to już razy?
Kiedy Ymir puścił Iskrę, skinął głową Lucienowi w geście oszczędnego pożegnania i wyczłapał z komnaty podzwaniając kolczugą. Elfka spojrzała na Poszukiwacza, a w oczach jej rozradowanie się kryło.

draumkona pisze...

- Bo nie pytałeś - odparowała zaraz. - A ja pytałam. - pamiętał chyba jak to butem rzuciła weń wyjaśnień żądając, co to za Solana, którą tak we śnie wzywał. Musiał pamiętać.
Na uliczki wypełzły największe miejskie szuje. Nawet strażnicy bali się czasem tu zapuszczać, więc pod nimi zaczynała się właśnie istna sodoma i gomora. Na elfce jednak odgłosy mordu, czy stosunków nie robiły wrażenia. Siedziała i obserwowała czerwoną łunę zachodu.

draumkona pisze...

- Oczywiście, że tak. Przecież ostatnie dni nic praktycznie nie robiłam prócz picia i obijania się. - jedną, dość wyczerpującą czynność pominęła. Celowo pominęła.
Zaraz zebrała resztę rzeczy i upchała do torby. Sprawdziła, czy wszystko ma, czy płaszcz jest, czy Gwiazdę ma. Wszystko było. Złapała więc swój worek i bukłak i zaczekała aż Lucien się zbierze. Potem wyszła i zaczęła kluczyć tunelami do podziemnych stajni, gdzie miałą odebrać Kelpie. Klacz z pewnością nie będzie zadowolona tak długą rozłąką. I pewnie będzie wredniejsza niż zwykle.

draumkona pisze...

- Teraz... - Iskra zamyśliła się nad tym, co mogłaby powiedzieć Poszukiwaczowi. W sumie... Mogła mu opowiedzieć wszystko. ze szczegółami.
- Zaczęło się od misji w Sevilli. Pamiętasz pewnie, przyniosłeś nam wieści. Po tym jak wyjechaliśmy, natknęliśmy się na Królika. Potem razem z nim wybyliśmy do Królewca, gdzie on miał jakąś misję. Nudziłam się okropnie, a jak Marcus wrócił, to nie chciał mi pokazać, co za pudełko ze sobą przywlókł. Wtedy stało się to pierwszy raz. Z nudów. - Iskra zamyśliła się na chwilę przywołując w pamięci kolejne schadzki.
- Potem bywało różnie. I on miał nadmiar energii i ja miałam nadmiar. I tak to się kończyło zwykle, że zamiast zwykłego "dobranoc", wciągał mnie do swojej komnaty w Sanktuarium, a ja nie protestowałam.
- I tak to się ciągnie, do teraz. Do wczoraj w zasadzie, kiedy to rozpętała się kłótnia wszech czasów, a ja znowu złamałam mu nos. - uśmiechnęła się lekko wspominając co poniektóre akcje. Pajęczarz był jej przede wszystkim przyjacielem, z którym można było robić wszystko. Dosłownie wszystko.
Choć zaczynała podejrzewać, że on sam chyba zaczyna traktować to inaczej, czego dowód miała wczoraj.

mg

draumkona pisze...

Po krótkim marszu znaleźli się nieco bliżej powierzchni. Przynajmniej tak czuła Iskra. Po drodze napotkali paru strażników, ale oni nie zwrócili na nich uwagi. Najwyraźniej wiadomym było, że Cienie mają pozwolenie na opuszczenie stolicy.
Wkrótce tracili do okrągłego pomieszczenia pełnego boksów. W jednym z nich stała Kelpie, jako jedyny koń odwrócony zadem do wchodzących. Elfka nie pomyliła się co do oceny swego wierzchowca. Podeszła bliżej i ułożyła worek i torbę przy ściance boksu, a potem zniknęła we wnętrzu próbując jakoś swą kobyłkę ugłaskać.
Rozległ się trzask, cichy krzyk Iskry, a potem odgłos rozrywanego materiału i wredny, koński śmiech. Naburmuszona elfka wypadła z boksu, a na koszuli miała dziurę, która ukazywała znaczny kawałek jej brzucha i kawałek tatuażu.
- Przerobię na kiełbasę jak bogów kocham! - pogroziła jeszcze klaczy pięścią, a ta tylnymi kopytami zaszurała jakby udając, że Iskrę siankiem przysypuje.
- Teraz ty próbuj - prychnęła Iskra siadając na podłodze i nogi krzyżując.

draumkona pisze...

- Skoro nie ma w tym nic złego - tu Iskra przechyliła się w bok i oparła głowę na ramieniu Luciena - to czemu tak naskoczyłeś na Marcusa? To, że zaspał było moją winą. To ja go nie chciałam wypuścić z łóżka. - i zaraz oderwała się przypominając sobie przecież, że to mentor jej, że sypia z Solaną i w ogóle, że misja jest najważniejsza.
Owinęła się ciaśniej płaszczem. Noc była chłodna. Nadchodzi zima.

mg

draumkona pisze...

Kelpie parsknęła ostrzegawczo, kopytkiem zagrzebała siano rozrzucając, ale nie wygryzła Poszukiwaczowi dziury w... W... No, w koszuli na przykład. No nie wygryzła, zobacz sama - powiedziała jedna narratorka stojąc obok drugiej.
Iskrze zdawało się, że widzi jakieś dwa duchy stojące obok siebie. Jedna wskazywała coś uparcie drugiej i dziwnie się poczuła, kiedy odgadła, że wskazują sobie Luciena. Jak nic, musi natychmiast wyjść na świeże powietrze.

draumkona pisze...

Palcem go dźgnęła w bok i uśmiechnęła się lekko.
- Nie rób z siebie starego zrzędy, Lu. Nie pasuje ci ta rola. - powstała ze swego miejsca dochodząc do wniosku, że tyłek ją boli. Przeciągnęła się i podeszła do torby swojej. Chwilę w niej pogrzebała i wyjęła bukłak z jakimś sokiem. Zapachniało porzeczkami.
Wróciła na swoje miejsce z bukłakiem w ręce, jednak nie usiadła, a przykucnęła. Dość już się nasiedziała dzisiaj. Upiła łyk soku i spojrzała znów w dół, na ulicę.
- Widziałeś już listę? - jak widać temat Seweryna dalej ją męczył.

mg

draumkona pisze...

- Nie owijaj w cienie, tylko mów - mruknęła podnosząc się z ziemi. Złapała worek swój i korzystając z okazji, że Kelpie obecnie bardziej się wędzidłem interesuje niż tym co się dzieje, przytoczyła prowiant swój do siodła. Zaraz to samo z torbą zrobiła i z workiem Luciena.
Kelpie nie była zadowolona, ale dała się wyprowadzić, więc zaraz zaczęła się wędrówka na powierzchnię, a Iskra czekała na monolog Luciena odnośnie jego planów.

draumkona pisze...

Iskra szczerze żałowała, że monologu nie było. Lubiła słuchać jego głosu.
Ale sam pomysł, by do Twierdzy się udać... Znów myśl nie należąca do niej wpadła do umysłu, jakby był pustym garnkiem czekającym na wypełnienie.
- Pojadę z tobą. - oświadczyła twardo i pogłaskała szyję Kelpie. Zaraz też na siodło wskoczyła i wodze ściągnęła, bowiem klaczy już przestało się podobać.
- Szukamy Cienistego, czy od razu szukamy jakiejś wioski, żebyś sobie wierzchowca załatwił? - jak widać, czasem Iskra miała przebłyski w których to była dość konkretna.

draumkona pisze...

Iskra wydała się całkiem zaskoczona i zbita z tropu takim oto gestem. Brwi jej w górę powędrowały, ale zaraz się otrząsnęła.
- Dziękuję - mruknęła naciągając płaszcz bardziej na ramiona. Zaraz jednak nowa myśl ją tknęła i posłała Poszukiwaczowi uważne spojrzenie.
- Dostań choćby kataru, a każę ci pić sok z cebuli i nie wypuszczę z łóżka - dopowiedziała zaraz i palcem pogroziła. I miała zamiar słów się trzymać, nawet jeśli oznaczałoby to potyczki ze Skorpion.
Słysząc oficjalną wersję, w końcu, potwierdzając swoje obawy, spochmurniała. Teraz musiała wymyślić jakim to cudem przez cały wieczór i większą część nocy będzie go unikać. A Seweryna zawsze wszędzie było pełno. Każdego musiał zagadnąć. Cholera.
- No to mam problem - burknęła jedynie.

draumkona pisze...

Pochyliła się nieco, zniżając z siodła do poziomu jego oczu. Swoje zmrużyła lekko, a ich twarze znów ledwie parę centymetrów dzieliło.
- I myślałeś, że jak mi to powiesz, to wrócę do Sanktuarium, kiedy ty będziesz się szlajał po gubernatorach? Co to, to nie. A teraz nie denerwuj mnie i siadaj! - wyprostowała się znów i władczym gestem wskazała mu kawałek siodła za sobą.
- No, chyba, że wolisz siedzieć z przodu - mruknęła zaraz i tyle to z jej władczości było. Jednego jednak była pewna. Nie puści go samego. Co to, to nie.

draumkona pisze...

- Więc nie kataruj nawet. Bo będziesz zmuszony polubić sok z cebuli właśnie. A ja będę złośliwa i jeszcze napcham tam czosnku. - Iskra czuła zapach bijący od płaszcza i gdzieś w zakamarkach swego szalonego umysłu snuła równie szalony co podstępny plan, ażeby płaszcza mu nie oddawać i tyle. Albo, żeby się zamienić. Ona sobie będzie Poszukiwaczem, a on sobie trochę pobędzie Upiorem i Starszą Krwią.
- Jeśli pozna... Nie wie, że działam w Bractwie. Nawet jeśli coś zacznie podejrzewać... Bardziej go będzie interesowało wypełnienie starych obietnic i wyrównanie rachunków. Widzisz, bardzo nieładnie go ośmieszyłam, gdy mnie wydał. A on nie lubi jak się tak robi. Albo jak mu się sprzeciwia. - pamiętała jeszcze jak ranił ją nie tylko psychicznie gdy stawiała opór, bądź nie zgadzała się z nim.

mg

draumkona pisze...

- Ale się nie wycofam. Misja jest najważniejsza. - powtórzyła znowu Lucienowe słowa, które to stały się od pewnego czasu skutecznym uciszaczem, bądź argumentem.
Co prawda, Iskra bała się Seweryna, ale każdy strach trzeba było kiedyś w sobie przezwyciężyć, a nie wciąż uciekać. I miała szczerą ochotę pójść i zobaczyć jak wygląda bal, gdyż nigdy na takowym nie była. Elfy nie urządzają bali. Krasnoludy też nie. Snork także nie wspominał by takowe wśród goblinów się odbywały. Ponadto, miała okazję się pod kogoś podszyć, a to byłoby ciekawe doświadczenie.
- Wszystko będzie dobrze - uspokajający ton, łagodne spojrzenie. Chwilowo naprawdę tak myślała. I bardzo chciała wierzyć w swoje słowa.

mg

draumkona pisze...

Dziwnym trafem Iskrze też się z jednym to kojarzyło, ale całe szczęście, Lu siedział z tyłu to i twarzy jej nie widział.
- Cudownie - bąknęła jedynie i zaraz wbiła pięty w boki klaczy, a ta wyrwała się w galop. Iskra z czystego przyzwyczajenia okryła ich iluzją, więc dla postronnego obserwatora był tylko jeden jeździec - Upiór.
Skierowała konia ku Pandemonium i wytężyła słuch. Być może dorwą gdzieś Cienistego, chociaż... Jak na gust Iskry, karosz Luciena mógł sobie do Sanktuarium wrócić.

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się tryumfalnie. Dobiła targu. Argument w postaci wiecznego cytowania Poszukiwacza zdawał się działać. I ani myślała go słuchać, jeśliby jej rzeczywiście czarno na białym wyłożył. O nie. Ona już miała swoją włąsną teorię i nie zamierzała jej zmieniać.
I wcale nie uważała go za złego mentora.
I nie chciała wracać. Ani oddawać płaszcza. I nie wiedziała czego z tych dwóch rzeczy nie chce robić bardziej. Trudny wybór. Spojrzała błagalnie na niego.
- Musimy wracać?

mg

draumkona pisze...

Iskra w duchu dziękowała Cienistemu, że postanowił się nie znaleźć.
- Nie można mieć cały czas szczęścia - stwierdziła niby to smutną będąc, że karosz się nie zjawił. Wiedziała gdzie to Twierdza się mieści, więc zaraz też obrała właściwy kierunek i jeszcze bardziej Kelpie popędziła. A ta ochoczo przyśpieszała, przecież tyle czasu pod ziemią siedziała, okropność.
Iskrę tylko ciekawiło kiedy na jakąś wioseczkę się natkną. Kiedy to Lucien znajdzie sobie innego wierzchowca (którego to Iskra od razu znienawidzi, pewnie z wzajemnością).

draumkona pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
draumkona pisze...

- Nie do Róży? - Iskra wydała się zbita z tropu całkowicie i taka też prawda była. Fakt, że nie zamierza on do Solany, do Róży wracać zaskoczył ją jeszcze bardziej niż sam fakt, że miała na sobie jego płaszcz.
Z lekkim opóźnieniem ściągnęła brwi, jak widać, niewyspanie robiło swoje, bo i kojarzenie faktów przychodziło jej ciężej. Podobnie jak myślenie.
Pewnie też odbiło się to na skuteczności magicznej, ale na razie nie było dane jej tego sprawdzić, tym lepiej.
- Ale, jak nie tam... To gdzie... - w tym momencie na dach wdrapał się Szisz z kawałkiem suszonego mięsa w pyszczku. Wyglądał jakby umknął pogoni jakiejś. Podreptał zaraz w ich stronę i stanął między nimi, jakby jakaś matka, co o dziewictwo córy swej drży.
Problem w tym, że ani Zhao dziewicą nie była, ani Szisz jej matkować nie mógł.

mg

draumkona pisze...

- Nawet jeśli wygód pozbawione będzie to miejsce, to i tak będzie ono o niebo lepsze niż egzystowanie na łasce Solany - burknęła odwracając się. Spojrzała w dół, a zaraz przykucnęła i Szisza po głowie pogłaskała, na co on pomachał jej kawałkiem mięsiwa.
- Nie trzeba mi wygód. Byle by kawałek dachu jakiegoś był i w miarę sucho - oświadczyła obserwując uważnie nastrój wymalowany na mordce szopa. On z kolei kochał wygody. Ale dla jego bezpieczeństwa, wolała nie zatrzymywać się w drogich przybytkach. Mimo iż rzadko było to widać, Szisz był kwintesencją szopowego zła.
- A jakbym wróciła do Róży... Szisz użarł Solanę. A jak widziałam jej furię po tym co zobaczyła rano, to wątpię, by powstrzymała się przed wypchaniem go i ustawieniem gdzieś na półce w ramach rekompensaty za zniszczenia i ranę.

mg

draumkona pisze...

Kiedy kopyta Kelpie przekroczyły umowną "granicę" wioseczki małej, Iskra wymamrotała pod nosem jeszcze zaklęcie dźwięki tłumiące. Spojrzała po drzwiach do chat, a każde miały na sobie ślady krwi. Układające się w jeden i ten sam symbol.
Iskra wiedziała dlaczego tak jest. Sama kiedyś w karczmie plotki rozpuściła, jakoby smarowanie krwią drzwi chroniło mieszkańców przed... No przed Upiorem, rzecz jasna, którego to Sława zdążyła obiec Keronię trzy razy, nim jeszcze Fakty Autentyczne zdążyły włożyć buty.
Nie sądziła jednak, że ludzie wezmą plotki na poważnie.
Nie ściągała iluzji, a mieszkańcy, którzy się pobudzili, zaglądali z lękiem przez małe okienka. Kelpie wierzgnęła i poszła stępem przez wioskę.
Iskra wyczuła zapach rozkładu. Więc Wirgińczycy nie mogli sobie podarować i jednak ktoś stracił życie. Rozglądała się za koniem jakimś, wolno stojącym, co by Lucienowi go wskazać, ale jak na razie, nie zanosiło się na to, by jakiegokolwiek wierzchowca znaleźli.

i

draumkona pisze...

Zamyśliła się na chwil parę ledwie. Mogła wrócić. Ale też... Zresztą, kto powiedział, że musi siedzieć tam całe dnie i noce? Równie dobrze może szpiegować Seweryna.
- Róża. - zadecydowała w końcu i odeszła po swoją torbę, którą to zaraz przez ramię przerzuciła. Szisz zareagował na to dość osobliwie, bo skrzeknął coś dziko i uciekł z dachu. Chyba zrozumiał, że pora wracać.

mg

draumkona pisze...

- Nie powiedzą ci nic, póki tu jestem - rzuciła nim do karczmy wszedł. Już raz tędy przejeżdżała, kiedyś, kawałek czasu temu. Już jako Upiór.
Ludzie pamiętali jak przecięła wioskę ich cwałem. Pamiętali upiornego konia i jego jeźdźca w płaszczu tak ciemnym niczym niebo nocą. I bali się.
W sumie, słusznie się bali.
- Poczekam za wioską, podejrzewam, że ta krew na drzwiach... Zresztą, potem ci opowiem - ściągnęła wodze uspokajając roztańczoną Kelpie. Ta wierzgnęła w odpowiedzi i okręciła się w kółko. Iskra wzmocniła iluzję.
- Wracaj szybko - rzuciła jeszcze i poszła w galop.
Zgodnie z jej słowami, gdy tylko tętent kopyt ucichł, w karczmie podniosły się przyciszone głosy.

draumkona pisze...

Plan Iskry był prosty. Oficjalnie, na noc spać w Róży, a dnie i kawałek nocy trzymać się jak najdalej od tego okropnego miejsca, gdzie musiała zatykać nos, bo tyle to zapachów perfum wisiało w powietrzu.
Odchyliła klapę torby i pogrzebała w niej chwilę, a potem zaklęła cicho. Zgubiła.
- Tak, jestem pewna, najwyżej znów się zmyję, co za problem. - to mówiąc zamknęła torbę, poprawiła po czym skoczyła na niższy dach jakiejś chatynki. I spojrzała w górę, na niego oczekując, aż także skoczy.

mg

Samuel Blake pisze...

[Dziękuję :) Nie mylisz się, byłam na SM, na Randialu też, choć zapisałam się na niego w dość napiętym dla mnie okresie. Zazwyczaj też gościłam kobietą Egzekutorką xD]

draumkona pisze...

Iskra cierpliwie czekała, niecałą staję za wioseczką. A jako, że domostwa rozrzucone były, to i zobaczy, gdyby Lucien zdecydował się z karczmy wyleźć.
Zawiało od północy, więc szczelniej owinęła się płaszczem i pożałowała, że nie wzięła od krasnoludów nic więcej.
Kelpie zagrzebała kopytem w ziemi, a Iskra poczuła jak coś uderza w jej bok. Sapnęła i spojrzała, cóż to takiego. Pachniało jabłkami.
W mroku błyszczały dwa oczka, jak paciorki. Wilgotny nos dotknął rękawic Zhao, a prążkowany ogon odznaczał się na tle nocy. Żbik.
Iskra dziwiła się, że zawsze jakieś zwierze z lasu do siebie przyciągnie. Przecież, kiedy iluzję na sobie miała, wyglądała jak potwór jakiś, okropność. A tu proszę, zwierzęta jednak takie głupie nie były...

i

draumkona pisze...

Więc została sama z płaszczem Luciena na ramionach. Wzruszyła ramionami i ruszyła w kierunku Róży, gdzie miała nadzieję, wślizgnie się niepostrzeżenie i wskoczy do ciepłego łóżka.
Rzecz jasna, pomyliła się, bo w jej komnacie siedział... Królik. Najwyraźniej czekał. A kiedy wślizgnęła się oknem, najpierw uniósł brwi wysoko na widok tego, co to na sobie ma, a potem obwieścił, że jeśli jeszcze raz się z Marcusem pobiją, to on za siebie nie ręczy i ich oboje pobije, byleby spokój był.
A potem zostawił Iskrę w pokoju samą. Nawet Szisz nie przyszedł. Westchnęła cicho i porozbierała się, strój dzienny zamieniając na halkę, co to ktoś jej podarował w tym burdelu. Kurtyzana chyba jakaś, albo co. Grunt, że naga pod pościelą spać nie musiała. Wgramoliła się na łóżko i powiodła wzrokiem po komnacie. Ktoś tu sprzątnął.
Kołdra śmierdziała perfumami, więc także ją wymieniono. Iskrę to zirytowało. Wylazła z łóżka i chwilę stanęła przy oknie. A potem wzrok jej padł na płaszcz Poszukiwacza, przez krzesło przewieszony. Chwyciła materiał w dłonie, wróciła do łóżka i użyła jego płaszcza jako przykrycia. Nos wtuliła w ciemny materiał, a zapach Luciena ją uspokoił, wkrótce też usypiając.

mg

draumkona pisze...

Żbik, gdy tylko Lucien się odezwał, przypomniał sobie, że jest czymś w rodzaju dzikiego kota, drapnął więc Iskrę w rękawicę i uciekł. Kelpie uniosła górną wargę w końskim wyrazie niemego śmiechu.
- Jeśli nie tu, to w następnej wiosce. Gdzieś w końcu będzie coś zdatnego. - poprawiła kaptur i poczekała, aż Lucien znów za nią zasiądzie. A kiedy to się stało, znów wyprysnęli w noc, ku Twierdzy.

draumkona pisze...

Iskra już miała protestować, że nie zaczeka, ale przeszkodził jej skok Kelpie przez jakiś powalony pień. Dopiero gdy odzyskała równowagę po nagłym wychyleniu się do przodu, odważyła się odezwać.
- Czemu mam czekać? A jak coś ci się stanie? Nie ma mowy, sam nie idziesz - i nawet nie chciała słyszeć sprzeciwu. Chyba musiałby ją przytomności pozbawić i związać do tego w jakieś magiczne łańcuchy. Ani się jej myślało, by go zostawić na pastwę jakiegoś mrocznego człowieczka, który to Pandemonium najprawdopodobniej rozkazał zniszczyć.
Co to to nie.

draumkona pisze...

Czekał na niego, ktoś, a może bardziej coś. Figiel siedział na jednym z krzeseł, które to doszczętnie pajęczyną oblepił. Najwyraźniej nudził się okropnie, że aż tu zawitał i w samotności siedział.
Gdy obecność Luciena wyczuł, uciekł oknem pozostawiając białe od pajęczyny krzesło.
***
Iskra znowu obudziła się w południe, może nawet później. I znowu była niewyspana. Najwyraźniej jeszcze parę nocy upłynąć musiało, by siły w pełni się zregenerowały. Wypełzła z łóżka i ubrała się w pośpiechu. Dzień był chłodny, a ona miała otwarte okno.
Nie czekając aż ktokolwiek ją do czegoś przymusi, narzuciła na siebie Lucienowy płaszcz, o swoim zapominając i wymknęła się oknem.
Miała zamiar pośledzić dzisiaj Seweryna. Dowiedzieć się, co ten drań robi tu, w Królewcu i czemu nie ma go gdzieś indziej.

mg

draumkona pisze...

- A wiesz co się stanie jak nie wrócisz? - nie spytała tonem łagodnym, a warknęła po prostu, na końcu dodając jedynie nutę zapytania.
- Pójdę tam, pójdę po ciebie i sama cię zabiję. A potem jakimś cudem cię ożywię, zabiję jeszcze raz, a potem zawlokę do Sanktuarium, znowu jakimś cudem ożywię i skopię ci tyłek. - oświadczyła nim zdążył odpowiedzieć. Puściła jeszcze nieco wodze, dając Kelpie znak, że przyśpieszyć może, na zdrowie.
Klacz nie grymasiła. Zaraz w cwał przeszła, a Iskra uśmiechnęła się głupio nagle coś sobie przypominając.
W sumie, kopanie twojego tyłka byłoby przyjemnością, bo całkiem fajny jest. - całe szczęście, jedynie to Iskrowe myśli były i tyłek Luciena w chwili obecnej był bezpieczny.

draumkona pisze...

Warknęła znów, tym razem dziko, jak jakieś nieoswojone zwierze. Na pewno nie zrobi tak jak jej mówi. Nie i koniec. Uparła się.
***
Nastał dzień, a po nim dzień kolejny. A potem jeszcze jeden, dzień w którym Twierdza w końcu przybliżyła się i z każdym końskim krokiem była coraz bliżej.
A im bliżej, tym rosło w Iskrze poczucie, że nie pojedzie sama do Sanktuarium. Wyklinała raz po raz pod nosem, irytowała się, burczała, ale na głos tego nie powiedziała.
Niech sobie myśli, że go słucha. I koni może i popilnuje, ale myślą cały czas z nim będzie i koniec.

draumkona pisze...

Towarzyszyła Sewerynowi od dwóch godzin. Była cieniem jego, koszmarem, który czekał na stosowną chwilę do zadania ciosu.
Najpierw spotkanie miał z jakimś ważnym jegomościem, rozmawiali przyciszonymi głosami, więc niewiele elfka usłyszała. Ustalali coś. Straże, lokaje, skrytobójcy. Wszystko to do obrony przed Bractwem, które rzekomo miało na kogoś kontrakt.
Potem obiad zjadł w towarzystwie jakiejś kobiety, potem zamknęli się w sypialni i Iskra była pewna tego, co tam robią. A miała nad Lucienem tą przewagę, że zwyczaje Seweryna znała, więc zaraz z cienia ściany się wysunęła i bezszelestnie podkradła się ku szafom grzebiąc w nich bezceremonialnie. Potem przyszła kolei na przeszukanie szufladek biurka.

mg

draumkona pisze...

Patrzyła za nim chwilę, jak to w tłumie znika. A potem musiała radzić sobie jakoś sama, więc płaszcz czym prędzej ściągnęła i w jukach go schowała. Co prawda, daleko mu było do tego, co miała na sobie gdy iluzją się owijała, ale lepiej dmuchać na zimne. Została w samej koszuli i spodniach upchanych do butów.
I ona parę informacji zebrała. O wiele bardziej niepokojących. Do tego jeszcze dochodził niepokój o Luciena i już mała histeria była gotowa. Elfka krążyła w te i we wte starając się nie zerkać co chwila na położenie słońca.
Aż wrócił.
- Więc teraz do Sanktuarium wracamy, czy jeszcze się do Twierdzy nie wpakowałeś? - spytała cichcem, że niby to jakieś wiadomej treści usługi mu proponuje. Potem rozejrzała się i zaryzykowała myślową wymianę zdań.
Dzień, może półtora dnia temu wyszedł stąd oddział. Oddział odziany w grube skóry, z prowiantem. Z magami. Skierowali się w Góry Mgieł... - oczy Iskry zdradzały niepokój. Wszak nikt nie powiedział, że na Sanktuarium idą, ale... Ale coś jej mówiło, że właśnie tak jest.

Nefryt pisze...

Nie wiedziała, ile czasu spała. Początkowo wydawało jej się, że obudził ją szmer poruszanych wiatrem liści i spadające z rzadka z nieba krople deszczu.
Przypomniał jej się obóz, wspólnie wykonywane codzienne czynności, pracę, wieczną krzątaninę. Tam nigdy nie panował bezruch, zawsze ktoś coś opowiadał, żartował czy polerował broń.
Tutaj... Tutaj było cicho i dziwnie smutno. Usiadła na posłaniu, wzdychając cicho.
Usłyszała głos Luciena, więc obejrzała się na niego.
Przypuszczała, że Cień także będzie chciał odpocząć. Cóż... Tak czy inaczej powinna już wstać. Jeśli nie po to, by zastąpić Poszukiwacza na warcie, to po to, by ruszać w dalszą drogę.
Podnosząc się, poczuła dziwny zawrót głowy. Potrząsnęła nią, chcąc pozbyć się niechcianego odczucia. Ustąpiło.
Napotykając spojrzenie Luciena, posłała w jego kierunku lekki uśmiech. Wszystko w porządku. A że czuła się jakoś słabiej... drobnostka. Widocznie jakiś katar, czy inny czort, nie warto się przejmować.

draumkona pisze...

Iskra tylko brwi uniosła i wcale nie miała zamiaru krzyczeć.
Mamy mało czasu, usłyszeć mógł w swym umyśle i zaraz Zhao biurko porzuciła i zaczęła szperać w innej szafie, o wiele głębszej i dłuższej. Wisiały tam futra jakieś, obszerne płaszcze i suknie. Co u licha robiły suknie w jego szafie?
Ach tak, pewnie jakąś szlachciankę znowu uwiódł.
Uwagę jej przyciągnął obraz wiszący nieco krzywo. Podeszła i wzrok jej wychwycił, że kolor ściany nie odbiega zbytnio od koloru ściany za obrazem, co świadczyło, że wisi tu od niedawna. Odsunęła go lekko i kolejnym, co rzuciło się jej w oczy, były delikatne zarysy, jakby drzwiczek niewielkich do skrytki.
Nim jednak zdążyła cokolwiek zrobić, usłyszała szczęk. Seweryn najwyraźniej skończył. Drzwi do szafy były otwarte. Zaraz Luciena złapała za rękę i wciągnęła do głębokiej szafy. Już kiedyś się tu chowała, chcąc uniknąć gniewu Seweryna. Mebel miał parę stóp długości, więc ulokowała się z Poszukiwaczem w najodleglejszym kącie. Pech chciał, że rycerz akurat do tej szafy zaglądnął. Elfka przycisnęła swe ciało do ciała Luciena chcąc by zajmowali jak najmniej miejsca, modląc się, by białowłosy nagle nie zapragnął jakiegoś futra z tej części.
Mruknął coś pod nosem, a Iskra przysunęła się jeszcze bliżej.

mg

draumkona pisze...

Zaklęła szpetnie widząc, jak odchodzi. I jak zaraz znika. Spojrzała w niebo i pogroziła pięścią chmurom.
- Jak nie wróci, to dostanę się tam do was i spiorę wam tyłki! - najwyraźniej Iskra nie wyobrażała sobie powrotu bez Luciena i była w stanie nawet skopać siedzenia bogom, w których przecież wierzyła.
***
Czekała za miastem, jak kazał.
Ukradła konia, jak prosił.
A gwiazda wisiała na niebie, jak zawsze.
Krążyła w te i we wte przygryzając co róż wargę, denerwując się okropnie.
- Pewnie wróci jak zacznę rwać sobie włosy z głowy - burknęła i zawróciła, by swoje przechadzki zacząć od nowa. Kelpie stała spokojnie i obserwowała swoją panią zmęczonym spojrzeniem.
Iskra przystanęła w końcu i spojrzała w kierunku Twierdzy rozświetlonej światłem tysiąca pochodni. Jak na ludzką budowlę, była całkiem ładna.

draumkona pisze...

I tego właśnie obawiała się Iskra. Już przeszła szybciej parę kroków, ku miastu znów się kierując, kiedy Kelpie zarżała ostrzegawczo.
Wstrzymała się z lękiem spoglądając na ruchome ogniki.
- No i gdzie ty jesteś... - szepnęła do siebie i zaraz do koni wróciła, nerwowo gładząc chrapy klaczy swojej. Skradziony przez nią kasztanek zagrzebał w ziemi kopytem i chlasnął ogonem powietrze.
Natomiast do uszu jej dobiegły słabe echa krzyków i nawoływań strażników.

draumkona pisze...

Seweryn tymczasem niczego nie podejrzewał, mruczał coś pod nosem, pod adresem gubernatora i nie były to miłe słowa. Nagle ręką sięgnął głębiej, w kierunku Iskry, a ta wciągnęła brzuch, wstrzymała oddech i obserwowała macającą powietrze rękę. Szukał czegoś. Rozejrzała się po podłodze i podniosła cicho byle jakie futro i podała tejże ręce. Zniknęła.
Odetchnęła bezgłośnie o tylnią ścianę szafy się opierając. Mało brakowało.

mg

draumkona pisze...

Seweryn oddalił się od szafy, najwyraźniej dostał czego chciał. Cichy szmer mówił elfce, że ten się ubiera, więc jeszcze trochę...
I do komnaty ktoś wszedł. Szczęk zbroi, płyt trących o płyty.
- Lordzie Joserro, informacją potwierdzoną jest, że w mieście przebywa członek Bractwa Nocy.
- Jak się zwie? - głos Seweryna był niezwykle opanowany i miał też w sobie... Coś. Coś, co wabiło zwykłych ludzi niczym pszczoły do miodu.
- G.S.P Dibbler.
- Ach, ten. Coś jeszcze?
- Sprawa wczorajszych wybuchów, sir. Dibbler nie działał sam. - Seweryn jednak nie zapytał. Czekał aż strażnik sam wyzna. - Podejrzewa się, że działał z nim Upiór, sir. Ale to nie jest zbyt wiarygodna informacja, bowiem Upiór nigdy magiem nie był.
- Niech twoi ludzie, Mormont nauczą się skakać po dachach. Bractwo już za długo się nam wymyka.
Znów szczęk zbroi, pewnie salut. Więc to był powód dla którego Seweryn siedział w Królewcu. Tropił Bractwo. I do tego został lordem. No, no, no...

mg

draumkona pisze...

Iskra błyskawicznie Kelpie dosiadła i wbiła pięty w końskie boki. Zgodnie z oczekiwaniem, klacz śmignęła wprzód śladem kasztanka.
Elfkę niepokoiły odgłosy straży. Czuły słuch mówił, iż dosiedli koni.
Poszli w pościg. Coś ty nabroił?

draumkona pisze...

W istocie, Seweryn od niedawna zajmował się tą sprawą. W zasadzie, od trzech dni. Wytropienie G.S.P i Upiora traktował jako swój osobisty sukces.
Skrzypnięcie drzwi i oddalające się kroki. Wyszedł.
Iskra powoli, ostrożnie postąpiła ku wyjściu z szafy. Nie podobał się jej uśmiech Luciena. Źle wróżył, choć może nie jej. Pierwsza wyszła z szafy i rozejrzała się. Czysto. Obejrzała się więc na Luciena jakby spodziewając się dalszych wskazówek.

mg

draumkona pisze...

Jesteś złem, stwierdziła oględnie, choć wyczuwalna była nutka rozbawienia w głosie jej. Rzeczywiście, złem był zapewne dla wrogów swoich. Pochyliła się ku końskiej szyi i wodze popuściła, co Kelpie odebrała jako przyzwolenie na przyśpieszenie. Zaraz się z kasztankiem zrównała i była bardzo ciekawa, czy też skradziony koń jest szybszy od jej własnej karoszki. Wątpiła, choć figlarny półuśmieszek błądzący po jej ustach mógł sugerować, że chętnie by to sprawdziła. Wszak droga przed nimi w miarę prosta.

draumkona pisze...

Zaśmiała się krótko słysząc jego słowa. O tak, szlachta nigdy nie lubiła takich pobudek.
Jesteś złem, powtórzyła, już nawet rozbawienia nie kryjąc. Ścisnęła mocniej boki Kelpie, a ta wysunęła się nieco dalej niż kasztanek.
Słyszałeś coś nowego o tych żołnierzach, co poszli w góry? To była dziwna sprawa. I śmierdząca na pięć stajań.

draumkona pisze...

- I się dowiemy. W swoim czasie. Chodźmy stąd, bo zaraz ta jego piękność wyjdzie i... - Iskra nie skończyła. Naga kobieta wyszła właśnie z sypialni, a szeroki uśmiech i rumieńce na twarzy same mówiły za siebie. Była spełniona.
Na widok ich zaraz oczy jej zwęziły się, a dłoń powędrowała odruchowo do pochwy ze sztyletem... A raczej do miejsca, gdzie takowy powinien się znajdować. Najwyraźniej zapomniała, że była naga.
- Nie wiedziałam, że Poszukiwacz jest kobietą - mruknęła, a Iskra miała ochotę tarzać się ze śmiechu.

mg

draumkona pisze...

Zaklęła pod nosem szpetnie czyniąc to, co mentor jej, czyli jeszcze bardziej zniżyła się nad końską szyją. Grzywa chłostała jej twarz, ale nic nie powiedziała. Myślała o Marcusie. Myślała o Cycero i o trumnie Astrid. Myślała też o Dibblerze. Czy Sanktuarium potrafi się samo obronić? Czy jest tam dość zabójców?
Potrafi. Znów nie była to jej myśl, lecz uspokoiła ją dziwnie. Iskra była niemal pewna, że co by się nie stało, Sanktuarium ocaleje.
Nie przypuszczała nawet, jak bardzo sprawy się skomplikują.

draumkona pisze...

Nawet Iskrę zaskoczyła szybkość, z jaką znalazł się obok kobiety. Gdyby kaptura nie miała, odczytać by mógł z jej twarzy, że niejako wywarło to na niej wrażenie. Dość spore.
Postępując zgodnie z jego instrukcjami, zaczęła zbierać kosztowności, od broszek, poprzez bransolety, łańcuchy, pierścienie, a kończąc na kolczykach. Wkrótce miała cały niewielki worek, który przyjemnie ciążył w jej ręce. Chociaż, zapewne pozbędą się tych cudeniek, przecież gdyby ktoś wtargnął do Róży... Wtedy też Iskrę napadł szalony pomysł, co by kosztowności Solanie podłożyć i po straże posłać, ale zaraz się opamiętała. Bez względu na wszystko, była jej siostrą, a nad nimi wszystkimi czuwał Sithis w mroku swym nieprzebytym.

mg

draumkona pisze...

Skoczyła zaraz za nim pilnując, by zawartość worka była wciąż tam, gdzie być powinna. Zjawił się Szisz, jakby znikąd. Elfka wpadła na pewien pomysł. Wygrzebała z worka ukradkiem pierścień i oddała go szopowi. Potem dotknęła delikatnie ciałka jego i posłała wspomnienie głosu tamtego strażnika. Szisz go znajdzie i podłoży pierścień.
Szop umknął niknąc gdzieś w zaułku, a elfka podniosła się.
- Co teraz?

draumkona pisze...

Zwolniła, choć niechętnie. Bogowie świadkami, że nawet chciała poić konie własną magią, by zmęczenie ich zaleczyć. Ale czymże by wtedy walczyła? No czym?
Nieuchwytny.
Znów obca jej myśl, obca dlań obecność, ale coś nakazywało Iskrze wykazać zainteresowanie jego osobą.
Przypomniała sobie o czymś. O starej magii, którą stosowali jedynie mędrcy i to jedynie w miejscach do tego przeznaczonych. Magia Przenosin, czyli potocznie rzecz mówiąc teleportacja. Tylko to było teraz ich nadzieją.
Zaczęła się rozglądać za stosownym miejscem w duchu prosząc, by jakoweś się znalazło. Najlepiej już.

draumkona pisze...

Iskra z przyzwyczajenia na dźwięk słowa "iluzja" zaczęła mamrotać słowa zaklęcia do swego upiornego odpowiednika. W porę jednak się opanowała i zmieniła tor zaklęcia, przez co i wygląd jej się zmienił. Była człowiekiem, jakąś zielarką, a worek jej pachniał ziołami. Udana iluzja, nie ma co. Odgarnęła blond włosy pasa sięgające i spojrzała kątem oka na Luciena. Nie miała pojęcia, co też zamierza, bo nie wyjaśnił nic przecież.

mg

draumkona pisze...

Westchnęła zrezygnowana. A bystre jej oko pochwyciło jedynie Luciena, który to sprawiał przez chwilę wrażenie śpiącego. Kiedy jednak zmysły wytężyć, wyczuć się dało usilne poszukiwania mentalne.
Czego nie zrobi jedna osoba, zrobią dwie, stwierdziła Iskra i zaraz swoją magią wsparła Lucienowe poszukiwania, dzięki czemu obszar większy przebadali, a i większe prawdopodobieństwo, że to przywódca znajdzie ich pierwszy.

Sol pisze...

[to co nieco zacznę, a szczegóły omowimy potem ;D]

Sol od kiedy opuściła Skalne Miasto, chodzila niebywale milcząca. Po zejsciu z statku, nie szukala wzrokiem swego opiekuna, nawet jej specjalnie nie przeszkadzało to, że w mieścinach, gdzie się zatrzymywali zostawiał ją samą. Byla pewna, że zalatwia coś dla nich, coś ważnego, może to noclegi, ktore z niebywałą łatwościa udawalo im się odnaleźć w kazdej karczmie, gdzie się zatrzymywali, albo jadlo. Nieważne, znikal, ale wracał. Sol o niego nie musiała sie martwić i nie martwiła.
tego wieczoru na wieczorny posilek do karczmy na obrzeżach stolicy Keroni przybyla sama. I to jej nie zmartwilo, półwampir mial swoja ciemną strone, nature ktora wzywała. Rozumiała to, nie oceniała i nie wnikala w to co sie z Alasdairem wtedy dzieje. Choć akurat nie mozna bylo zaprzeczyc faktom - czula sie podczas takich wieczorow przytłoczona samotnością.
Minęła opaslego pijusa w drzwiach i szczelniej okryła szczupłe ramiona płaszczem. I tego powinna przestrzegać, by w tłum sie wtopic, a szaty jej, rzeczy jakie zdążyli z Skalnego Miasta zabrać az nadto świadczyly o jej wysokim znaczeniu w tamtych stronach.
Kompletnie zamyslona udala się do lady, gdzie stała mloda pulchna karczmarska corka, by o pokój pytac i posiłek prosić.
A tu, trzeba zaznaczyć, przyjść kazał jej Alasdair i wspominał nawet o tym, by sojusznikow zaczęła szukać. to za to już dość dziwne było, bo tak na prawdę... hm tak na prawdę takimi sprawkami zajmowal się Egzekutor, jej pozwalal zachować czyste dłonie.

draumkona pisze...

Iskra wzdrygnęła się czując przesiąknięty magią umysł Przywódcy. Bogowie, wiedziała, że był potężny, ale żeby aż tak... Wątpiła, by znała kogokolwiek, kto przewyższał go w magii. Cholera.
Myśli jej zaraz odpłynęły ku trumnie Astrid. Cycero. Wycofała się w głąb własnego umysłu i zaraz odszukała magią błazna. Jeszcze żył. I był przestraszony.
Nie wiedzieć czemu, zależało jej na trumnie. Samą ją to dziwiło, ale cóż, z przeznaczeniem się nie dyskutuje.
- Trzeba się śpieszyć - mruknęła, jak gdyby to nie było oczywiste.

draumkona pisze...

Przypominał jej teraz Seweryna, a na wspomnienie to się wzdrygnęła. Ale posłusznie podążyła za nim, blisko się trzymając. Nie widziała nic strasznego w slumsach, choć zaznaczyć wypadałoby, że mało o nich wiedziała. Stanowczo za mało, a jednak, obecność Poszukiwacza dawała jej poczucie bezpieczeństwa.
Za bardzo się przywiązujesz. Miękniesz. - obwieścił oskarżycielski głosik w jej głowie, a Iskra spochmurniała.

mg

draumkona pisze...

Iskra odnalazła umysł Marcusa. Wyczuwała ból i lekkie otępienie. Ach, zbawcza magia lecznicza Królika. Więc Pajęczarz był ranny.
Sanktuarium? - spytała łagodnie Marcusa. Wyczuła zaskoczenie z jego strony. Ale zaraz też i trwogę.
Nawet tu nie przyjeżdżaj. Wirginia zgotowała nam prawdziwe piekło. Uciekaj.
Elfka jednak ani myślała posłuchać Marcusa, który to akurat tym razem mówił z sensem. W odpowiedzi zerwała połączenie i popędziła Kelpie. Już niedaleko.
Natomiast w umyśle odezwał się Królik, jakby przewidział, że razem są i, że Lucien będzie tym realnie myślącym.
Sanktuarium jest stracone, Czarny Cieniu. Nim się wpakujecie w to piekło, to radzę wam zawrócić. Teraz.

draumkona pisze...

O ile widok żebraka jeszcze zniosła, tak dziecka nie mogła po prostu zlekceważyć. Przystanęła spoglądając na nie i już chciała gest jakiś wykonać, cokolwiek, byleby malca pocieszyć. Jej dłoń zastygła wpół gestu. Mieli zadanie.
Ale z kolei, dziecko...
Zadanie.
Jak widać, sposób myślenia Luciena powoli się jej udzielał, bo zaraz porzuciła ponure myśli i dogoniła Czarnego Cienia, który niemal jej z oczu zniknął.

mg

draumkona pisze...

Wejście do Sanktuarium przypominało morze krwi, a powbijane w skały włócznie, proporce i strzały przypominały czarną trawę. Widoku dopełniał ogień. Wszechobecny ogień.
I ciała martwych zabójców.
Iskra z niepokojem spojrzała po ciałach szukając kogoś jej bliskiego. Szczęście w nieszczęściu, nikogo nie znalazła.
Zeszła z siodła i zaraz skoczyła ku wejściu. Tam przedarła się przez szeregi Wirgińczyków, paląc ich i miażdżąc magią swoją.
Kątem oka zauważyła umykającego Cycero. Potem zauważyła Dibblera, który to z cienia nagle się wyłaniał i zabijał tylu, ilu się dało. Ale nie widziała Królika. Ani Marcusa.
Złapała jednego z braci swych za ramię i zapytała, gdzie też oni są. A on z przerażeniem wysapał.
- Odcięli ich. Radę, Nieuchwytnego i paru braci. Są zgubieni. - Iskra zjeżyła się na te słowa i spytała jedynie o kierunek. A on jej powiedział. Wzrokiem odszukała Luciena i przywołała go gestem do siebie. Nie było dużo czasu.

draumkona pisze...

Iskrze zrobiło się przykro. Okrutny ten świat. Poczuła, jak oczy jej wilgotnieją i nim się elfka obejrzała, po policzku spływała jej łza. A potem kolejna.
Przelotnie spojrzała na budynek wskazany przez mentora i obejrzała się przez ramię na biedną dziewuszkę. Wiedziała, co tamta czuje. Przecież sama przez to przechodziła. Zagotowało się w niej, a magia zawrzała. Dłonie elfki zacisnęły się w pięści, a mięśnie napięły. Zdusiła płacz w sobie, choć jeszcze jedna łza upłynąć musiała.

mg

Sol pisze...

Idąc po deskach drewnianych schodów i podłóg karczmy, Sol wpatrywala sie w plecy karczmarskiej córki z mocno sciągnietymi brwiami. O nie, nie była wcale zła, a raczej skupiona i zdeterminowana jakakolwiek informację z jej słów wydobyć. Bo choć dziewczyna mówić wiele nie chciała, to jednak najwidoczniej coś wiedziała, a i pomóc mimo to mogła.
Bogate szaty, blyszczące włosy i jasna, zadbana cera to efekt zabegów sprzed wielu lat. A jednak sakiewka Sol nie była wcale imponująca. Być może tu wygląd sam starczył, by wrażenie zrobić. dziś , nawet jesli tylko o szaty i ufryzowanie chodziło, opłaciło sie to jak nigdy. I gdy obie zatrzymały sie na progu pokoiku, do którego Sol zaraz weszła już sama, kilka monet w podzięce za te kilka słów dziewczynie oddała. Na jej twarz jednak nie patrzyła, jakby rozczarowanie bojąc sie ujrzeć.
A gdy drzwi za nią się zamknęły, od razu pelerynę z ramion zrzuciła na fotel obity skóra tak stara, że i przetarcia i peknięcia widac było. Sol jednak nauczyła sie nie wybrzydzac i nie marudzic, choć też nigdy urodzona wysoka arystokratka w duchu nie była i zaraz do okna podeszła. W dole przy rynnie stało dwoch typów, czy to złodzieje, nie wiedziala, tu by pewniejsze oko jej opiekuna się zdało, a jego nie było. Nadal.
Chwilę zajęło jej wyliczanie monet, póxniej ciasne upięcie włosow i mocne ściagnięcie gorsetu, by na palcach opuscic pokój i bocznym korytarzem, który odkryla przypadkowo, zejśc na podworze. Pech chciał tylko, że orientację straciła i nie wiedziała w która stronę szukać informatorów.

draumkona pisze...

Widząc zacięcie mentora swego i w nią jakiś demon wstąpił, bowiem Iskra wdrapała się na jedną ze skalnych półek pod stropem jaskini i stamtąd spadła na tuzim Wirgiczyków. Zręcznymi unikami wybrnęła z sytuacji i magią sparowała ataki ichniejszych magów. Ziemią zatrzesło, a ona straciła równowagę i padła na jednego z mężczyzn. Był trupem.
Chwilę tak przeleżała, sama trupa udając, a potem przypomniała sobie co mówił zabójca, którego złapała przedtem. Odcięli ich. Rada. Marcus.
Cholera, Marcus!
Poderwała się i przywołała caly niemal zapas magii jaki drzemał w jej ciele. Szła zamaszystym krokiem, a wrog nawet nie miał jak do niej podejść. Ciskała ogniem, piorunami i skałami gdzie tylko się dalo. A im dalej szła, tym goręcej się robiło.

draumkona pisze...

Elfka spojrzała na dziewczynę raz jeszcze i osuszyła oczęta swe rękawem. A potem zniknęła w budynku, do którego to wszedł pan mentor.
A skoro sobą nie była, bo iluzja ją otaczała, a i nawet Lucien wydawał się jej jakimś innym, granym Lucienem, tak i ona bawić się w aktorkę zaczęła. Spojrzała nieśmiało na człowieka przed nimi, zatrzepotała niewinnie rzęsami, jakby nie świadoma swego uroku i zaraz czmychnęła za plecy Lu.
Zaczynało się jej podobać takie granie, kiedy to przyszła kolei na konkrety. Worek ustawiła przed tymże człowieczkiem nim jeszcze tego zażądał. Do reszty mieszać się nie zamierzała.

M/G

draumkona pisze...

Iskra natomiast obserwowala cae to targowanie z największą ciekawością na jaką było ją stać. Elfy tak nie robiły. Elfy tylko się pieknie uśmiechały i płaciły tyle ile trzeba było. W Eildendyr nikt nigdy się nie targował.
Kiedy to monety przeszły z rąk do rąk, ona akurat wyglądała przez niewielkie, zabrudzone okienko. I padło pytanie. Odwróciła się, spoglądając na Luciena, którego to iluzja okrywała. I jakoś... Nie była pewna tego, czy by jej nie sprzedał. A jeśli by nie sprzedał, to czy może by jej nie wymienił na jakiegoś lepszego Cienia w Sanktuarium. Wewnętrzną stronę policzka przygryzła i spojrzała niepewnie na Cienia, a potem na tego okropnego pana, co to równie okropne rzeczy proponował.
A gdzieś tam, głeboko, głęboko w Iskrowej podświadomości, już zaklęcia szykowała, co by zbiec rychło i złapać się nie dać.

M/G

draumkona pisze...

Iskra gołymi rękami chwyciła maga wirginskiego i ukręciła mu kark. A potem zaraz znalazła się przy Lucienie i fachowym okiem oceniła szanse ich na przebicie się przez to piekło. Myśl posłała naprzód, co by sprawdzić, czy wciąż mają po co tam gonić, po co gruzy rozkopywać. I wyczuła poruszenie wielkie, choć niewiele osób tam się mieściło. Wyczuł Marcusa. Żył.
Iskra już zaczęła pod nosem zaklęcie pleść i gestykulować, magią ziemi chcąc się posłużyć. Tą samą, jaką miał okazję Lucien zaobserwować w bitwie o Medreth.
Gruzu jednak bylo stanowczo za wiele jak na jedną osobę i elfka zaraz zarumieniona na twarzy ze zmęczenia byla, a i ręce jej drżeć zaczęły. Odłamki skał i głazy leniwie ulatywały na boki zwężając korytarz za nimi. Magia jej miała jedną, dość poważną wadę. Kiedy to dłużej się jej używało, miało się rważenie, jakoby samemu się całą tą ziemię przeniosło, rękami własnymi, a nie magią. Nie dziw więc, że elfka tak szybko się męczyć zaczęła.

draumkona pisze...

Iskra jednak nie od razu wyszla. Najpierw stala. Stala i wpatrywala sie w tego czlowieka, ktory chcial ja kupic. A potem... Potem przestala sie bac. Przypomniala sobie kim jest. I cos blysnelo w Iskrowych oczach, cos, co sprawilo, ze mezczyzna ten potknal sie o stolek i upadl na regal rozwalajac rzeczy wokol. A kiedy wzrok podniosl, chcac jeszcze raz spojrzec w te oczy, elfki juz nie bylo. Maszerowala na powrot za Lucienem. Trzymajac sie jednoczesnie nie za blisko i nie za daleko. Musi spytac go o to Nyrax. I kiedys bedzie musiala tam ludzi troche postraszyc. Handel ludzmi... Bogowie swiadkami, ze Iskrą aż wzdrygnelo na mysl o tym, co sie tam z dziewczetami wyprawia.
Doskoczyla do Luciena i poslala mu uwazne spojrzenie.
Co to jest Nyrax? - spytala myśl ku niemu posylajac. W sumie, tak bylo lepiej, szybciej. A i przypadkowy zebraczyna nie mogl ich wtedy podsluchac.

M/G

draumkona pisze...

Iskre ta pomoc jak nic zaskoczyla. Magia, sila ich przywodcy zalala jej cialo i miala wrazenie, jakby ktos wylal na nia kubel zimnej wody. Sapnela glosno i zaraz tez sie opamietala. Przeciez nie wspieral jej tylko dlatego, bo nie mial co robic. Oczekiwal ratunku.
Plaszcz zaczal Iskrze zawadzac. Ograniczal ruchy, ktore to coraz szybciej wykonywala. Odpiela wiec klamre, rozwiazala rzemyk i rzucila material pod gruzy. I wtedy tez zaczal sie szalenczy taniec miedzy latajacymi kamieniami. Bo nie dosc, ze elfka musiala zaklecia pilnowac i odpowiednie ruchy wykonywac, to jednoczesnie musiala takze unikac glazow pedzacych za jej plecy.
A kiedy to dolaczyl sie Lucien, znacznie bardziej zaczela sie starac. Bo o ile sil przywodcy nie cenila tak wysoko, to jednak magie Czarnego Cienia tak.
Po niemal dwudziestu minutach ciaglego trzymania zaklecia, przystanela. Cala zakurzona, a po skroni splynela jej kropla potu, ktora to zaraz rekawem starla. Dla postronnego obserwatora wygladalo to nieciekawie. Wciaz gruz zalegal. Jednak dla maga, dla maga takiego jak Iskra, wszystko bylo jasne. Stanela prosto, a zaklecie jej przybralo bardziej spiewny ton. Dlonie skrzyzowala na piersi, jakby do mumii sie upodabniajac, a potem gwaltownie je opuscila przecinajac powietrze pod skosem. Zaklecie skoczylo sie, a pozostale glazy wtopily sie w sciany tunelu. I tak zobaczyli sie w koncu. Rada, Zastepcy, Przywodca ich i Marcus, oraz Poszukiwacz i jego zdyszana podopieczna.

draumkona pisze...

To nie było podobne do zachowania Luciena. Na pewno nie było podobne i Iskra zaraz to zauważyła. A, że ani denerwować go nie chciała, ani też nie zamierzała dawać mu pretekstu do tego, by ją gdzieś porzucił skazując na tułaczkę, to zamilkła w myśli jednak odnotowując, że Nyrax najwyraźniej znaczyło coś dla Luciena.
Wzrok wbiła w ziemię i od tej pory trzymała się z tyłu, nawet nie patrząc na to, co dzieje się przed nimi. Szli po mlaskającym błocie, a gdzieś po bokach słyszała popiskiwanie szczurów. Minęli jakąś bójkę, minęli znów jakieś płaczące dziecko. Tym razem jednak nie patrzyła, ani nie myślała jak im pomóc. Skupiła myśli na błocie i tyle. Byle do Róży.

M/G

draumkona pisze...

Korytarz w którym to zamknięto Radę był ślepy. Pod ścianą leżał Marcus a wokół niego było pełno krwi. Obok zaś klęczał Królik. Zmęczenie malowało się mocno na jego twarzy. Elfka zaraz skoczyła ku niemu i wypytała co dolega Pajęczarzowi. Pomogła mu też wstać i rannego ramieniem wsparła, póki... No właśnie. Wzrok jej przyciągnął jeden z kamieni w ścianie. Niby taki zwykły, nic nie znaczący, a jednak... Iskra poczula zapach malin. Wspomnienie nałożyło się na to co widziała. Ale to wspomnienie nie było jej.
Kiedy Krolik przejął na powrót Marcusa, ona wolnym krokiem postąpiła ku ścianie w której widnial ów kamień. Dłońmi dotknęła zimnych skał.
- Tamtędy nie wyjdziecie - obwieściła dziwnie pewnym tonem ściągając na siebie uwagę wszystkich zebranych. Nagle odsunęła się od ściany, jakby ją oparzyła. Przykucnęła, dłoń w piąstkę zwinęła i uderzyła nią lekko w posadzkę trzy razy. Potem poslała wiązkę magii, choć nieco dziwnym torem, bo w ziemię, ta przemknęła po ścianie, trafiła do sklepienia, tam coś szczęknęło, a z sufitu skropliła się krew.
Kamie, ktory wcześniej zwrócił uwagę Iskry, zniknął, a przed nią ział czarny otwór, zimny i pełen powietrza. To musiało być jakieś boczne, zapomniane wyjście. Dlaczego jednak wiedziała o nim nowicjuszka, a nie Rada, badź Przywódca?
- ... Tędy - mruknęła, a obcy ton jej głosu wydawał się niemal rozkazującym. Stanęła obok otworu, ażeby umożliwić innym wyjście. Oczy nie miały zwykłego, fiołkowego koloru, a były wściekle zielone. Były to oczy Astrid.

draumkona pisze...

Iluzja jej rozmyla sie dokladnie w tym samym momencie, co i Lucienowa. A Iskre ogarnely watpliwosci. Dotad wydawalo sie jej, ze zna swojego mentora. Wydawalo sie, to dobre slowa.
Teraz jednak nie wiedziala, czy tez Lucien przybral kolejna maske, czy tez korzysta z jakiejs innej, ktorej jeszcze nie zna. Cos podpowiadalo jej, ze nie mozna mu ufac. Zaraz cos klocilo sie, ze przeciez mentorem jej jest. I przypomniala sobie slowa Marcusa. Ze powinna trzymac sie od Luciena z daleka. I chyba tak powinna zrobic.
Kiedy sluchala suchych faktow odnosnie Nyrax, takze wzroku nie podniosla, nadal wpatrujac sie w droge po ktorej stapali. Chciala juz mu wyrzucic, ze nie zachowalby sie tak jak przedtem, gdyby to byla jedynie wioska, nic dla niego nie znaczaca. Ale watpliwosci przybraly na sile. Moze on jedynie chcial by tak myslala? Moze byla to kolejna maska?
Znajomy zapach przypomnial jej czyj plaszcz ma wciaz na sobie. Podniosla wzrok, nie jednak na Poszukiwacza spogladajac, a ponad nim, na jedna z dziewieciu wiez w Krolewcu. Doskonale punkty orientacyjne.
Zaraz z siebie plaszcz sciagnela i narzucila go na ramiona Luciena, wlasnosc jego mu oddajac. Wzroku jego uniknela, spojrzenie odwracajac w bok. I zaraz tez, niewiele tlumaczac, a w sumie, nic nie tlumaczac, siegnela do zasobow magii i... Zniknela. Po prostu.
Czas najwyzszy ujawnic fakt, ze Iskra opanowala zaklecie Kameleona.
I tak tez, niewidzialna bedac ruszyla ku jednej z wiez majac jedynie jeden cel. Wdrapac sie na sam szczyt, na ta belke, co w bok odchodzi i spojrzec na miasto z gory. I przemyslec. Przemyslec wszystko.

M/G

draumkona pisze...

I Iskra stala, a zielone oczy jej zdawaly sie przepalac dusze na tego, na kogo wzrok skierowala. Musiala wyjsc ostatnia. Musiala zamknac wyjscie. Tak trzeba bylo zrobic.
Wiadomo.
Poruszyla sie niespokojnie, kiedy wyczula, ze Cycero, ktory byl juz z dala od Sanktuarium, ma klopoty. Blazen byl jednak szybszy i sprytniejszy niz sadzila, bo nie dosc, ze z zyciem uszedl nie odnoszac nawet najmniejszej ranki, to i zrobil to tak szybko, ze mag ich nie zdazyl nawet oslony podniesc. Potem wyczula, jak jeden z Cieni nawiazuje kontakt z Nieuchwytnym. Bylo z nim piec Cieni i Bezimienna.
Odlaczyla sie jednak od tego strumienia mysli i powedrowala dalej nawolujac swoich braci i siostry. Odnalazla jeszcze cztery Cienie w poblizu glownego wejscia i dwoch, ciezko rannych w poblizu wschodniego skrzydla. Pozostalo im czekac.

draumkona pisze...

Elfka tymczasem oddaliła sie juz na stosowna odleglosc, wiec i zaklecie zwolnila. Zrecznie unikajac strazy i podejrzanych typow, dotarla pod wieze. Byla wysoka, okropnie wysoka. Wokol niej, w gorze, krazyl jastrzab. No i ta belka. To az prosilo sie o wspinaczke.
Rozpedzila sie, odbila od ziemi i zlapala pierwszej krawedzi ozdob. A potem szlo jakby miala to od zawsze we krwi. Jedynie wdrapanie sie na luk nad wejsciem bylo nieco trudniejsze.
W dziesiec minut dotarla na gore i usiadla na swojej belce. Jastrzab skrzeknal cos i wyladowal obok niej. Przeciez nie codzien spotyka sie elfa, ktory fatyguje sie na taka wysokosc.
I tak tez zatopila w ponurych rozmyslaniach na temat Poszukiwacza.
***
Chlod otrzezwil ja nieco i wyrwal z zamyslenia. Byla juz noc. Ksiezyc wlasnie wstawal i zaczynal swa wedrowke po niebie, a gwiazdy dopiero roztaczaly swa opiekuncza aure nad swiatem. Wstala i przeciagnela sie zwazajac na to, by z belki nie zleciec. Potem spojrzala na ptaka, ktory caly czas jej towarzyszyl. Jastrzab. I ponure mysli wrocily. Wniosek byl tylko jeden. W sprawach Bractwa zdac sie na niego, zas w sprawach innych, nie ufac pod zadnym pozorem.
I z takim oto postanowieniem, Iskra wrocila do Rozy. A kiedy przekroczyla prog burdelu bylo grubo po polnocy.

M/G

draumkona pisze...

Iskra stala. Stala poki nie pojawil sie ponownie Lucien. A i wtedy niewiele mozna bylo po niej odczytac, gdyz drgnela jedynie brew, zdradzajac, ze jednak wciaz maja przed soba ta sama elfke, ktorej to losy Poszukiwacza szczegolnie bliskie byly, a nie zalozycielke Bractwa.
Swiadomosc Iskry, ktora to chwilowo zostala wyparta, miala juz serdecznie dosc robienia za jakiekolwiek przekazniki. Najpierw Duch za jej posrednictwem ludzi pozabijal, teraz Astrid sie miesza. Bogowie!
Odczekala az przywodca i Lucien z rannym znikna w przejsciu, dopiero wowczas ona sama weszla. Palcem stuknela w sciane, a kamien wylonil sie z ziemi na powrot przejscie zamykajac. A chlod w tunelu doprowadzil do tego, ze Iskra w koncu wyparla Astrid ze swego ciala.
Twoj czas minal, teraz dzialam ja. - co zabrzmialo niezwykle zaborczo i Iskrze zaraz zrobilo sie glupio, przeciez mowila do Astrid... Wyczula jednak lekkie rozbawienie z jej strony, a potem jej obecnosc zniknela. Podazyla wiec za reszta do wyjscia z tunelu.

draumkona pisze...

Przy nodze elfki zaraz znalazl sie Szisz, ktory pokazal jej swoja nowa zdobycz - a byla nim jakas zlota bransoleta. Iskra westchnela z dezaprobata.
- Jestem, jak zawsze - mruknela sciagajac z dloni rekawice. Pominela Solane w powitaniach i w spojrzeniach. Nie miala sily na kolejne slowne potyczki, czy wysluchiwanie obelg. Slabe dzis miala nerwy, to i by pewnie pani Skorpion przylozyla w ta sliczna buzke.
Az na ta mysl rozmasowala kostki piesci. Szisz za to pomknal do jej komnat. Uwadze elfki nie umknal jednak fakt w jaki to sposob Solana wskazuje Poszukiwaczowi cos na mapie, czy planie jakims. Wywrocila tylko oczami ukazujac wszem i wobec co o tym sadzi.
- Ide spac - oswiadczyla, chociaz nie do konca wiedziala po co w ogole to mowi. Zamierzala trzymac sie planu.
A bedac juz w swojej komnacie padla na lozko i zamierzala spac, nawet sie nie rozbierajac.

M/G

draumkona pisze...

Iskra jednym uchem sluchala slow Nieuchwytnego, a drugim je wypuszczala. Byla zajeta ratowaniem zycia Marcusa na wespół z Królikiem. Razem marnowali resztki magii jakie się ostały w ich ciałach, a Pajęczarz jak na złość coraz bardziej oddalał się do krainy Sithisa.
W końcu Iskra pochwyciła go za fraki i potrząsnęła nim wydzierając się, że nie będzie sobie hasał sam po krainach Sithisa, nie póki ona tu siedzi i nie, póki ona na to nie pozwala. A potem strzeliła mu z otwartej dłoni w policzek i Marcus cudownie ozdrowiał, aż Iskra otworzyła usta ze zdziwienia.

draumkona pisze...

Marcus skoczyl na rowne nogi i zaczal opetanczo wymiachiwac rekami. I wrzeszczec jakies dziwne frazesy. A potem uciekl. Za skaly. Iskra usniola palec w gore.
- Moment. - i zaraz ruszyla tropem jego, znajac przyczyne tego dziwnego ataku. Magia i Figiel.
Do uszu pozostalych dobiegly odglosy trzepania dywanu, a potem jakby ktos nadepnal splesniale jakblko i elfka wywlokla nieprzytomnego zabojce zza skalek. Mial podbite oko i siniak na drugim policzku.
- Królik, nie faszerujemy go juz magia. - Bialy w odpowiedzi usmiechnal sie nikle. Byl wykonczony.
- Jakby jeszcze bylo czym go faszerowac...
- Gdzie Figiel? - spytala porzucajac ciaganie Marcusa i podparla sie pod boki. Wtedy wypatrzyla pajaka siedzacego miedzy uszami Cienistego. A, ze obaj czarni byli , to znalezienie pajaka troche jej zajelo. Skoro Figiel tam siedzial, to Marcusowi nic wiecej nie grozilo.

draumkona pisze...

wbrew wszelkim prawom fizyki, matematyki, magii i wbrew prawu nawet chyba, był ktoś, kto zamierzał dotrzymać Lucienowi towarzystwa. Był to nikt inny jak Figiel, który był znudzony tak długim zastojem.
Pająk wdrapał się na stół i zajął znaczną częśc planu. Obejrzał wszystko dokładnie nim się odsunął, po czym zaczal snuć pajęczynę między nogą stołu, a jego blatem.
Tak mijala noc.
***
Iskra obudzila sie znowu w poludnie. I powoli zaczynalo ja takie lenistwo niepokoic. Na szczescie, a moze tez, nieszczescie, do jej komnaty zaraz wpadl Marcus i obwiescil jej, ze zaraz ma sie zwlec na dol, bo trzeba sie w koncu dowiedziec kto ile umie odnosnie balowej etykiety.
Iskra jeknela rozpaczliwie przytulajac poduszke. Spod pierzyny wyjrzal rozespany Szisz i tez jeknal, w dodatku, zaczal tluc lapkami o druga poduszke, jakby w akcie rozpaczy.
Wygramolila sie z lozka i w chwile potem zlazla na dol. Nie uczesala sie nawet, wlosy pozostawila w nieladzie, rozczochrane. Koszula obsuwajaca sie z ramienia, a rzemyk na boku spodni nie zawiazany. Iskra chyba zle spala.

M/G

draumkona pisze...

Iskra zaraz krótkim spoliczkowaniem wycuciła Marcusa.
- Utrzymasz sie w siodle?
Marcus jedynie glowa pokiwał, chyba zbyt oszołomiony by cokolwiek powiedzieć. Iskra natomiast puściła go i wskazała mu palcem Kelpie, po czym pomogła Białemu wdrapać się na siodło kasztanka.
- Ja pobiegnę. - w sumie, nie byloby to dla niej czymś nowym. Co prawda, pewnie Lucien pierwszy raz słyszał takie obwieszczenie (nie, Iskra nie zamierzała pytać się kogokolwiek o zdanie, ona już postanowiła).
- Spotkamy się w Czeluści. - mruknęła jeszcze poprawiając Kelpie popręg i dopasowując Marcusowi strzemiona.

draumkona pisze...

Iskra dotarła do Czeluści nocą, kiedy to Rada już kończyła swe zebranie. Czula się okropnie, chociaż nic jej się przecież nie stało.
Postanowiła więc poczekać w jednym z korytarzy na Królika. W końcu, posiedzenie kiedys musialo sie skonczyc, a on musial gdzieś mieć swoją komnatę.
***
Oczekując, przysnęła. I dopiero delikatny dotyk dłoni ją obudził. Rozespana spojrzała i ujrzała nikogo innego jak właśnie Białego. Z ulgą wstała, a ten zabrał ją do swoich komnat.
Iskrze w życiu się nie śniło, że "choroba" może być czymś, co w rzeczywistości dalekie do choroby było.
Bogowie niejedyni.

draumkona pisze...

Iskra wykazywała takie zainteresowanie dworską etykietą, jak Figiel wykazywał zainteresowanie przysłówkami, przypadkami i poprawną mową.
Slowem, w ogóle jej to nie interesowało.
Oparła głowę na ramieniu Pajęczarza i przypatrywała się Skoropin jakby widziala zamiast niej cos w rodzaju flaków z olejem.
A Marcus wyświadczył elfce przysłudze, bo wyspany był, to i rzemyk od spodni jej zawiązał, a i ten od koszuli ładnie uwiązał. I w dodatku, pozwolił na sobie niemal spać.
Biały natomiast przyglądał się wszystkiemu z boku, jak zawsze. Nie powiedział nic, że wie co nieco o etykiecie, w końcu już nie raz musiał się wkraść na jakiś bal i potruć ludzi. Milczał weryfikując to, czym raczy ich Skorpion.

M/G

draumkona pisze...

Królik zwykl mowic wprost pewne rzeczy.
- Bogowie, jestes w ciazy.
Iskra zwykla mdlec na dziwek niektorych nowin. To wlasnie byla jedna z tych, przez ktore tracila przytomnosc na dziesiec minut.
A potem nagle, z wrzaskiem sie budzila. Tym razem tez tak bylo. Krazyla po komnacie powtarzajac w kolko jedno zdanie.
- Lucien nie moze sie dowiedziec... Nie moze... Lucien nie moze sie dowiedziec... - krolik nie mial sil jej wchodzi c w slowo, ale kiedy ten monolog ciagnal sie juz piec minut, wkroczyl do akcji.
- Nie dowie sie. Ja nie pisne slowem, ty tez nie. Bedzie dobrze.
Elfka spojrzala na niebo niepewnie, ale to chyba uspokoilo jej nerwy. Podziekowala i opuscila komnaty Krolika. I pech chcial, ze zaraz natknela sie na Poszukiwacza.

Krolik natomiast polozyl sie spac, calkiem zdecydowany na to, by zapomniec o sprawie Iskry. Ale nie przewidzial jednego.
Z kata wylonil sie cien. Smuzka dymu jakby. Poblakal sie po komnacie, a potem wymknal sie przez szpare w drzwiach. Dibbler. Wie.
Bogowie niejedyni.

draumkona pisze...

Iskra miala ochote sie rozplakac. Dopiero co swoj maly, prywatny maraton zakonczyla, a juz w droge trzeba jej bylo ruszac. Bogowie.
Ale nie grymasila, nie powiedziala nic. Skinela jedynie glowa analizujac co to jej powiedzial wlasnie mentor jej.
- Znajde tylko Kelpie, bo Marcus nie raczyl mi powiedziec gdzie ja porzucil. Dotarl tu w ogole? - rece na piersi skrzyzowala i rozejrzala sie jakby podkreslajac fakt, ze pierwszy raz tu jest i nie wie zbyt wiele.
- Jaki to artefakt? - wpadles, Poszukiwaczu.

draumkona pisze...

Iskra zaraz odpowiedziala Lucienowi wojowniczym spojrzeniem, jakby chcac mu pokazac jak to sie myli. Ubodlo ja to rozczarowanie czajace sie w jego wzroku. Zaraz sie wyprostowala i powietrza w pluca nabrala, co by sen odpedzic.
- Szesc widelcow, a kazdy z nich jest... Marcus...
- Co?
- Jak zaraz nie wezmiesz tej reki, to ci ja polamie.
Pajeczarz zaraz cofnal reke z posladka Iskry i udal, ze nic a nic nie zrobil. Sama eflka natomiast napotkala spojrzenie Krolika. I ty brutusie przeciwko mnie?
- Idz spac.
- Nic mi nie jest.
- Zamkne kiedys Marcusa w pokoju na noc i zobaczymy czy wtedy sie wyspisz.
- On akurat nie mial z tym nic wspolnego.
- A wiec co jest powodem twego niewyspania?
- Koszmary. - mruknela Iskra zaskakujaco szczerze. - Wiesz, klatwa i takie tam rozne. troche krwi, troche bebechow, nic takiego. Ach, no, moze z ta roznica, ze znowu twarze rodziny. Ale co to dla mnie! - Iskra sie zdenerwowala i ledwo nerwy na wodzy trzymala. To, ze Marcus najwyrazniej myslal tylko o jednym, nie oznaczalo, ze i ona taka byla. Zaraz odetchnela uspokajajac sie. Spojrzala na Solane i przywolala na twarz najmilszy z usmiechow jaki miala w zanadrzu.
- Kontynuuj, Skorpion. - a tego nadlagodnego tonu nauczyla sie od mentora swego, o.

M/G

draumkona pisze...

W normalnych warunkach nie ukoiło by to nerwów Zhao. Ale to nie były normalne warunki. Była w ciazy, nie wiedziała nawet który to miesiąc i kiedy zacznie być coś widać. Będzie się musiała udać na dłuuuugą misję bez Luciena. Tylko gdzie ona taką do cholery znajdzie.
Poza tym, mało to amuletów Szeptucha nosiła...? W tej chwili Iskrze wydawało sie, jakoby przyjaciolka jej chodzila w samych amuletach.
Podążyła więc za Lucienem wzruszając ramionami. Marcus żył, nie spadł gdzieś do przepaści, nie zajeździł Kelpie, Królik obiecał, więc... Więc witaj nowa, cholerna misjo!

draumkona pisze...

No pieknie. Tyle kosztowalo ja opanowanie, a teraz on to chcial chyba wszystko popsuć. A jak nie wytrzyma? No to... Coz, najwyzej rozkwasi mu nos, a potem bedzie przez pol godziny przepraszac.
Poslala jeszcze Marcusowi okropne spojrzenie i wyszla. I zaczela wlec sie po schodkach w gore, jednak byla tak zmeczona, ze co chwila na jakims sie zatrzymywala i przysypiala. A kiedy dotarla w koncu na gore byla tak rozdrazniona i niewyspana, jak chyba nigdy doatad. Dowlekla sie do Luciena w koncu i postarala sie przybrac wojownicza mine, a wzrok mial choc troche przypominac obecny, a nie jakis przycpany.
- O co chodzi? - mruknela stajac przed nim, oko w oko. I juz miala ochote sie bic, chociaz jeszcze nic nie powiedzial. Najwyrazniej widok Skorpion z niemal wywalonymi cyckami na plany pod wieczor i zaraz po przebydzeniu nie dzialal na nia krzepiąco.

M/G

draumkona pisze...

Z każdym jego słowem oczy jej zwężały się, aż stały się wąskimi szparkami. Warknęła coś w odpowiedzi, potem jakby chciała mu oczy wydłubać, w końcu pogroziła mu pięścią.
- Nie ma mowy o sprzeciwie? - ton Iskry stał się stak słodki jak cukierki lukrowe oblane lukrem i maczane w masie krówkowej. - Nie ma mowy bym słuchała kogoś, kto sam nie dosypia, a sen odpędza miksturami - syknęła dźgając go palcem w pierś. Najwyraźniej czarka została przepełniona.
- I nic nie wiesz o koszmarach. Nic. - pewien rodzaju obłęd pojawił się w jej oczach. Bolał ją fakt, kiedy w snach znów widziała trawioną ogniem matkę, bolał fakt porzucenia przez ojca. Zupełnie jakby to wszystko miało miejsce znów, na nowo i na nowo, a ona już nie mogła tego powoli znieść.
Spojrzała jeszcze raz na niego wilkiem, po czym odwróciła się z zamirem zejścia po schodach i dalszego uczestniczenia w wykładzie. Gniew jednak szalał w niej jak jakaś wichura. Obejrzała się jeszcze przez ramię, usilnie trzymając się opanowania, byleby nie wybuchnąć.
- A jak jeszcze raz zobaczę jej niemal wywalone cycki na plany, to nie ręczę za siebie. - warknęła i zbiegła na dół po schodach. Więc nie chodziło tylko o niedosypianie. Chodziło też o to co jest, bądź nie jest mie∂zy nią, a nim.
W późniejszym okresie Iskra wyklinała własne nieopanowanie. Tak łatwo się zdradzić z tym, co sądzi w temacie Skorpion.
Weszła znów do komnaty gdzie urzędowała reszta, drzwi zamknęła zdecydowanie za cicho i tak też trwała, zagryzając mocno wargi, byleby nie wybuchnąć.

M/G

Sol pisze...

Sol nigdy niezwykłym zmyslem orientacji i wyczuciem jesli chodzi o sprawy podobne do szukania sojuszników nie mogła się popisać. To w ogóle nie byl jej świat. Tajemnice? Tylko ta w jej krwi zapisana. Sojsuze? Tylko polityczne z rodzinnymi stronami nawiazywane przez członkow Rady Starszych. Jakiekolwiek szumowiny, to po prostu sprawa Alasdaira i tyle, on nigdy nie pozwalał jej sie do zlodziei, czy innych zbrodniarzy zbliżac, choć z wiadomych powodow, teraz to zbierało czarne plony.
Ale tamtych dwoch dostrzegla, obrócila sie ku nim i jakos chętniej rozmawiałaby z blondynem. I młodszy i atrakcyjniejszy i czystszy przede wszystkim sie wydawał. Nie wiedziala jednak jak zacząć, by nie palnąc głupstwa, nie narazić się. Ale pewność siebie wyryto jej już w najmlodszych latach, nic wiec dziwnego, ze zaraz głowę dumnie uniosła, wlos odruchowo poprawiła i juz wyprostowana ruszyła ku tamtym.
- Mam pieniądzę, potrzeba mi informacji - oswiadczyła prosto z mostu, nie bawiąc sie w jakieś subtelności i oczy swoje, te dzikie, ogniste, w twarzy mlodego zlodzieja utkwiła, sakiewke dobrze schowaną w rekawie, palcami nadto ściskając.

draumkona pisze...

Zaniepokoił ją widok Corvusa... Bez elfki w pakicie. To tak nie działał. Zawsze gdzie kruk, tam i magiczka, a tu... Rozglądnęła się, ale Szept nagle nie wyskoczyła z krzaków, ani też nie odezwała się w jej umyśle.
Ptak zakrakał, a Iskrze wpadły jedyne sensowne słowa w tej chwili do wypowiedzenia.
- Czarne pióra, czarne wieści - przyjrzała się więc uważnie czarnej ptaszysznie, jakby szukając potwierdzenia. Z juków wydobyła sucharka i pokryszyła go nieco na dłoni. Nie wiedziała co też Corvus lubi, a czego nie, ale sucharek... Wydał się jej odpowiedni, zwłascza jeśli pod uwage weźmie się stan kruka.
Nie łączyła ich więź, więc i ptak przemówić doń nie umiał... Ale Iskra jak to każdy elf, zaczęła kombinować. Wślizgnęła się do umysłu ptaka, całkiem niepostrzeżenie i zaczęła szukać czegoś we wspomnieniach, wskazówek jakichś, czegokolwiek.

draumkona pisze...

Zaklęła szpetnie oglądając Corvusowe wspomnienia. Cholera, kto Szept pojmał i jaki miał w tym cel? Elfy? Nie, przecież Rada nic na razie nie postanowiła w jej sprawie. Zbójcy? Bogowie, Zhaotrise, czy ty uważasz, że elfkę pojmali by pierwsi, lepsi zbójcy?
Bardzo źle, źle. Zaniepokojone spojrzenie odszukało twarz Luciena, a elfka odruchowo podsunęła Corvusowi kolejnego sucharka.
- Ktoś ją pojmał...

Sol pisze...

No dobrze, teraz juz tak pewnie sie nie czuła, acz i wzroku nie spuściła, ani tym bardziej nie odsunela sie, postawa jej zas także wciąż prosta była. Oczy jednak juz nie tak intensywnie swidrowaly młoda twarz, już nie tak czujnie zwężone byly.
- Za informację zapłacę, nie dla uszu twych to złoto, a dla języka - pouczyła, dość hardo, odważnie, choć może to błąd byl. - Powiem co mam do powiedzenia, a jesli odpowiedzi zechcesz mi udzielic, posypię złotem - tu rzuciła przelotne spojrzenie żebrakowi, jakby ważnym byl on świadkiem. - Szczodrze nagradzam tych, co pomoc mi udzielają - zapewniła i to tonem, ktory ani watpliwości, ani sprzeciwu nie dopuści do siebie. A gra to byla jedynie, bo odrobine pewności siebie straciła.

Sol pisze...

Sol nie byłaby corka swego ojca, gdyby nie zachowała sie nastepująco. Bo to postapiła krok do blondyna i znow oczy jej zwężone, gadzie, czy też kocie przypominały. Zacisnieta mocno szczeka i napiete mięsnie o hardości charakteru i złości świadczyły.
- Nie sądze, byś mial wiele zleceń i zainteresowanych płatną rozmowa wokół siebie, korzystaj, bo faktycznie, paniusia zaraz zdanie zmieni i szczęście od ciebie się odwróci - w złości potrafila byc nierozwazna i nazbyt porywcza, a i nazbyt gwałtownie wlasne emocje zdradzac, zawsze jednak na pomoc jej ktos przychodzil, najczęściej Alasdair, to i za bardzo bać się nie nauczyła. I teraz też chwile w twarz mlodzieńcowi patrzyła i odsunela sie, monetę spomiedzy palcow rzucajac żebrakowi, gotowa zawrócić. Jeden plus nauk opiekuna był taki, że rychło wychwytywala chociazby próby okradania jej, a i teraz czujna uwazala na sakiewkę.

Sol pisze...

A więc dobrze! sama sobie poradzi! Sama odnajdzie sojusznika, kogokolwiek Alasdair miał na myśli. Bo cos w jego glosie, jakis błysk w bezdennym morzu tęczowek swiadczył az nadto, ze pewnej nazwy nie wymienił, ale za to wiedzę ma wiekszą, niż sie z nia zdradza. Znowu dla jej bezpieczeństwa? Kiedys mu cos nadwyręży z podzieki za taka troskę.
Wyszla więc z uliczki przy ktorej karczma była i pokój znalazła i... I stanęła. Mrok nie był jej sprzymierzeńcem, pochodnie mieć powinna, jakiekolwiek źródło światła. Nie odwagi, a siły i wiary w samą siebie jej brakowało, dlatego z takim wahaniem ruszyła w stronę wiekszych zabudowań, nadzieję mając jakąś świątynie chocby napotkać, bo i modlitw jej brakowało. Pokorę z nauk od Ignis chyba w torbie z rzeczami zostawiła, nic to, siłe ma pieniądz, a nie... co innego. Chyba.

Kai Chelershey pisze...

[Wedle życzenia, różnie to bywa. Mogą być pojedynczo albo razem, w końcu Kai czasami też potrzebuje chwili wytchnienia od uroczego dziewczątka, bo inaczej by chyba oszalał. Więc jak wolisz, dostosuję się...]

M/G pisze...

I Iskra na twarz maskę przybrała. Dokładnie tak samo obojętną jaką miał na twarzy jej pan mentor.
Wyczuła także znajomą wiązkę magii, magii leczniczej, która to sen miała jej przynieść. Zaraz zaklęcie Królika odparowała, co spowodowało głośny trzask i lekki błysk w powietrzu. Biały ramionami wzruszył, a Iskra zaraz sięgnęła własnej magii, co by dziury po zmęczeniu zaleczyć.
Nie znała tańców dworskich, bo niby skąd. Była elfką, a fakt ten potwierdzała Gwiazda Zaranna widoczna w lekkim dekolcie koszuli jej. Ściągnęła więc nieco brwi, wargę lekko przygryzła.
- Ja nie znam. - przyznał się zaraz Pajęczarz, a mina jego była nieodgadniona. Zupełnie jakby i on nagle zobojętniał, choć u niego spowodowane to było dyskusją z Figlem. Zawsze miał taki wyraz twarzy, kiedy próbował go czegoś nauczyć.
- Ja też nie. - mruknęła Zhao i miała przemożną ochotę uciec z pomieszczenia, byleby dalej od Skorpion.

M/G

Iskra pisze...

- Corvus widział jedynie dym, potem było już za późno - mruknęła niezadowolona. Czy tym, którzy ja pojmali chodziło o Gwiazdę? Przecież długowieczny każdy chciałby być, a i do tego jeszcze jakaś moc... Ale do tego mogliby złapać każdego innego elfa. Więc tu musiało chodzi o coś innego.
Choć Iskra wiedziała o Amulecie Kosiarza, tak teraz jakoś dziwnie o nim zapomniała, jakby coś, bądź ktoś specjalnie usunął jej tymczasowo to wspomnienie z głowy.
- Wiesz cokolwiek na ten temat? - spytała z nadzieją w głosie. Przecież miał wszędzie kontakty. Musiał coś słyszeć, musiał...

Sol pisze...

Sol patrzyła na malego chłopca i gdy uniosła wzrok, ciemna sylwetka jej w dali zamajaczyła i za rogiem zniknela, znowu na malca spojrzala. Z sakiewki kilka monet wyskubala, malemu rzuciła i w pogoń za Ceniem się rzuciła. Po pierwsze gdzie ten 'Czarny Głaz' byl, to nie wiedziała, po drugie ufała, ze sylwetka w mroku ginąca ja jakos poprowadzi. Kierowala sie więc instynktem, intuicja, co ją to nigdy nie zawodziła raczej i mijala kolejne krete ulice, kolejne domy, w ktorych o tej porze wszystkie światla pogaszone były. Co więcej ona jakos przed mrokiem sie nie bała umykać, ciemnośc jej nie była straszna, nie w tej chwili, gdy determinacja nia kierowała. A i nagle wpadla jej do glowy pewna myśl, że to alasdair jest i bawi sie, chcąc ją sprawdzić, czy czegos nauczyć. W tej sekundzie az palce ja zaswędziały, w ciele mrowienie poczuła i oczy jej rozblysły w zlości, gdy przyspieszyla i na jakis zaułek trafila mroczny.

Nefryt pisze...

[Przepraszam, że krótko. Moje tendencje do skracania dają o sobie znać... Widocznie znów mi poziom weny skacze ;) Lecę się mleka waniliowego napić, to powinno mi się polepszyć :P]

- Tak… dziękuję ci – powiedziała. – Wiesz, że jeśli także chcesz odpocząć, mogę cię zastąpić. Mogę czuwać... trzymać wartę, jak ty wcześniej.
Zebrała rzeczy, na powrót mocując pochwę z mieczem u pasa. Dopięła poluzowany popręg jednorożca, po czym podeszła do Luciena.
- Wcześniej o to nie pytałam, ale jesteśmy coraz bliżej celu. Czy myślałeś nad tym, w jaki sposób dostaniemy się do kryjówki powstańców?

Sol pisze...

A więc to była spalona gospoda, rudera, jakaś nora? Rozczarowala się odrobine, choc w gruncie rzeczy mialo to sens, jakies opuszczone miejsce, w ktorym mozna wiele się dowiedzieć... Dobrze. Choc oczywiście ryzyko zapadnięcia sie dachu wciąz straszyło, ale niech będzie.
Alasdair zabiłby ja, a na pewno strzepał porządnie za pchanie sie w podobne dziury, przegniłe w pewnych miejscach, w innych zwęglone, po prostu żal i wstyd i hańba. Ale ona wlasnie ze wzgledu na nieobecnego chwilowo opiekuna, a chwila ta sie jej okropnie dłużyła, do tej nory weszła. Ostroznie kroki stawiając, pokonala prog i zmarszczyła nos, póki nie przywykła do przykrego zapachu. Ale trwało to chwilę i dopiero po niej jej zmysły i do ciemności i do hałasów nawykly, to aromatów także.
- Halo? - niestety, ale cierpliwością nigdy nie grzeszyła, a i trzeba miec tez na uwadze to, że gdyby cos sie dziac zlego mialo, musiała wiedzieć wczesniej i uciekać.

draumkona pisze...

Iskra miała dośc Solany i tego wszystkiego, co to ostatnimi czasy powiedziala pod adresem Iskry. Mniej się tym przejął Marcus, który po prostu wzruszyl ramionami i powiedział:
- Jak na mój gust masz na pomóc, a nie mielić bez sensu ozorem - no tak, belitosna, Marcusowa szczerość. I akurat kiedy Zhao odczuwała nagły przypływ ciepłych emocji względem tego pana, do komnaty wpadł Rillas. Nie przeszedł jeszcze inicjacji, a za to ktoś wysłał go tu na misję. W ręku trzymał cztery rozwinięte pergaminy. Dyszał, a na twarzy był lekko czerwony. Biegł, najwyraźniej wieści były ważne.
- Upiorze, są nowe kontrakty, miały być na wczoraj, ale kruk... - tu Rillas dostał zadyszki, a Iskra podeszła i odebrała od niego pergaminy. Zmęczonym wzrokiem przesunęła po linijkach tekstu. Cztery kontrakty na raz. I piąty, do którego miała się przygotowywać. Bogowie...
- Dziękuję, Rillas. Znajdę resztę, za godzinę wychodzimy. - oświadczyła fachowym tonem i całkiem zignorowała swoje zmęczenie i senność. Przez ramię spojrzała na Królika
- Króliku, mógłbyś Rillasowi pomóc? Będzie mi potrzebny bez zadyszki i w pełni sił. - potem spojrzenie przesunęło się na Marcusa.
- Biorę Figla. - i to nie była prośba, a stwierdzenie. A Pajęczarz nie śmiał się sprzeciwstawić tak do bólu konkretnej Iskrze.
I zaraz elfka wyszła mając w głębokim poważaniu Solanowe marudzenia, gniew mentora swego (choć nieco ją to bolało) i sam fakt swojego wyciećczenia, które co chwila musiała odpędzać magią.

M/G

draumkona pisze...

Iskra zaklęła szpetnie pod nosem słysząc słowa pana Poszukiwacza. Cholera, kiedy on się z nią widział? Większość czasu, o ile nie cały, byli skazani na siebie, więc... Wilk. Wtedy, kiedy rozmawiała z Wilkiem. To musiało być wtedy.
Na samo wspomnienie prośby elfa, Zhao zrobiło się głupio. A jeszcze się jej pogorszyło, gdy przypomniało się jej co też dokładnie jej dolega. I co jest tego przyczyną... A może raczej kto jest tego przyczyną. Cholera.
Być może już przysłuchy jakies miała, albo coś, ale wydawało się jej, że krakanie ptaszyska jakąś osstrzegawczą nutę niesie. Mocniej wodze Kelpie ściągnęła, wargi zacisnęła w wąską linię i już magię szykowała, tak prowizorycznie, w razie gdyby ktoś chciał im glowy pourywać, a ciała spalić.
Trzech jeźdźców. Nic trudnego. Ale czy atakować ludzi i karzełka? Nie, lepiej poczekać na rozwój wydarzeń.

draumkona pisze...

- Płać. - rzekł oskarżycielsko Marcus w stronę Królika, po czym dłoń wyciągnął. Medyk tylko westchnął i rzucił zabójcy woreczek monet. Najwyraźniej ten zakład był jednym z ważniejszych.
Po czym i Pajęczarz gdzieś zniknął, zapewne by Figla przyszykować do drogi z kimś innym niż on sam.
***
Było grubo po północy. Królik drzemał z nosem w książkach, natomiast Marcus spał jak zabity.
Iskra, Dibbler, Rillas I Theon nie wracali. Za długo nie wracali.
Aż w końcu tylne drzwi Róży zostały bardzo gwałtownie otwarte, gdyż resztkami sił, Dibbler je po prostu kopnął, a te ustąpiły.
Krew ściekała z jego rozdartego boku, co wyglądało tak, jakby stał za blisko wybuchu. Wespół z Iskrą podtrzymywali nieprzytomnego Rillasa, który miał rozszarpaną nogę i brakowało mu sporego kawałka policzka. Iskra na pozór wyglądała normalnie, choć wargi sine miała, a i bladą skórę niezwykle. W dodatku, potwornie się trzęsła. Theona nie było.
Dibbler posadził świeżaczka na krześle, a sam ostatkami sił legnął na pusty stół. Przechodząca dziewka krzyknęła, stawiając na nogi większość członków Bractwa. Zaraz też posłano po Królika.
Najwyraźniej coś podczas kontraktów poszło nie tak.
Zhao odkleiła przemoczone włosy od twarzy i osunęła się po ścianie na podłogę, drgawki nasiliły się.

M/G

draumkona pisze...

Iskra zagryzła mocniej wargi. Do niej? Alastair? Halo? Kto to?
Zamyśliła się, usiłując przywołać jakiekolwiek informacje na temat tego mężczyzny. I zaraz też sobie przypomniała, to o nim niekiedy Szeptucha mówiła, że przyjacielem jej jest, że to do niego trafiają artefakty. Ach, więc to nie wrogowie.
Wzburzona siła magii jaką ściągnęła do siebie, rozeszła się leniwie. Elfka poluźniła uchwyt na wodzach i odetchnęła.
- Już jej szukamy. Jeśli wiecie cokolwiek, mówcie. I nie owijać w bawełnę. - może brzmiało to i jak rozkaz, ale słysząc to powiedział karzełek... Iskrą targał strach i zmartwienie. Więc nie panowała zbytnio nad tonem swym, pragnąć jak najszybciej w trasę ruszyć, pragnąc działania.

draumkona pisze...

Iskra obserwowała jak to Królik musi działać na dwa fronty. Ona natomiast siedziała w swoim kąciku, z zimna się trzęsąc. I wspomnieniami wróciła do tego co zaszło. To była pułapka. Joserro.
Najpierw ich rozdzielili. Ale nie przewidział tego, że Dibbler potrafi się zdematerializować. Nie przewidział, że Theon to szaraczek, że nic nie umie... Nie przewidział, że ona ma tak wielką przewagę.
Joserro, on...
On zabił Theona, ranił śmiertelnie Rillasa i nie oszczędził Dibblera. A ją wtedy dopadli magowie. Czterech. Czterech, a ona nie mogła parować wszystkich ciosów, nie dała rady. Pozbawili ją energii. Zawlekli w zaułek... Wzdrygnęła się bardziej.
Broniła się. Gryzła, drapała i kopała, ale oni mieli przewagę. A potem jeszcze znaleźli rzemyk od spodni...
Obudziła się w zasadzie tylko dzięki Dibblerowi. Obudziła się w zaspie śniegu, zmarznięta na kość. Zapewne miała tam zginąć z zimna. Widziała zaschniętą strużkę krwi na udzie, i wtedy zwątpiła. Co oni jej zrobili?
A odpowiedź była chyba jedynie jedna.
Jossero, on... Lepiej o tym nie myśleć.
Nie reagowała na coraz to nowe koce jakimi ją owijano, temperatura się nie zmieniała. Za to ją ogarniało coraz to większe zmęczenie i smutek. Umrze z zimna. I tyle.
Rillas walczył o życie, Dibbler ledwo dychał.
Cholerny Joserro.

M/G

draumkona pisze...

Isra już wyklinać miała na maga, że wysyła do niej ludzi bez informacji, kiedy to wtrącił się Lucien. Spojrzała na niego wilkiem, jakby siła jej fiołkowego spojrzenia miała z konia go zrzucić. Wiedział coś i nic nie mówił. Niech go szlag i cholera w jednym, a Długą Nocą niech rozerwą go strzygi.
Zanim posunęła się w myślach dalej, upomniała się. Spokojnie. Tylko spokój nas uratuje.
Myśliwi.
Nie wiedziała o nich zbyt wiele, coś obiło się jej o uszy, głównie opowieści, choć nie wiedziała ile w nich prawdy jest.
Uniosła więc wyczekująco brwi czekając, aż to Poszukiwacz rąbek swej wiedzy uchyli, oświecając swój mały, plebsowy, nieoświecony wianuszek jakim to otoczony był. A w skład wianuszka wchodzili Midar, karzełek jak i Iskra.

draumkona pisze...

- Joserro - zgodził się Dibbler sycząc. Królik właśnie wyciągał z jego boku spory kawałek drewna.
- A wiesz kogo chce Joserro? - rzucił zaraz i szare tęczówki odnalazły sylwetkę Luciena. - Jaki to zbieg okoliczności, że chce właśnie Poszukiwacza. - Królik szarpnął drewno nieco mocniej, przy okazji szepcząc także formułki pod adresem Rillasa. W przerwie na oddech, rzucił
- Potrzebny mi Marcus - i zaraz jedna z dziewek wystrzeliła jak z procy, byleby wskazanego zabójcę obudzić.
Dibbler ścisnął dłoń w pięść, najwyraźniej ból odczuwał, kiedy to Biały pracował.
- Iskra. - rzucił zaraz przez zęby sycząc i wzrok ku niej skierował. - Nie mazaj się tak, ciesz się, że nie masz połowy drzwi w boku. - do elfki chyba mało co docierało, bo dopiero jak oberwała kawałkiem drewna po głowie, to spojrzała nieprzytomnie na Dibblera.
A on pokazał swą nieco łagodniejszą stronę tym razem, choć wymiany ich zdań, o ile jakakolwiek miała miejsce, nikt dosłyszeć nie mógł. Zaraz niczym burza do komnaty wpadł Marcus z wojowniczym wyrazem twarzy. Królik nawet się nie obejrzał.
- Zabierz stąd Iskrę, pomóż się jej przebrać i każ iść spać, jeśli będzie trzeba, uśpij. - zakomenderował Biały krótko i zaraz ręką wskazał Marcusowi ciemny kąt w którym to siedziała elfka.
- Rozsądnie. - mruknął Dibbler opierając głowę na oparciu krzesła.
- Solano, zorganizuj tyle czystych szmat ile się da, potrzebna mi też woda i jakiś alkohol. - najwyraźniej Królik nie zamierzał marnować magii na oczyszczanie i zasklepianie.

M/G

draumkona pisze...

- Więc prowadź. - mruknęła sucho Iskra poprawiając stopę w strzemieniu. Coś jej nie pasowało. No tak, Marcus. Musiał coś majstrować.
Spojrzała jeszcze na Corvusa, tak kontrolnie, jakby bała się, że ptak zaraz spanie, zasłabnie i tyle z tego wszystkiego będzie.
I kiedy tylko Poszukiwacz ruszył, ona poszła za nim w galop. Była gotowa nawet zarwać parę nocy, byleby przybliżyć się do wspomnianego zamku. Chodziło w końcu o Szept, o jej życie, bądź nieżycie.

draumkona pisze...

- Jak chcesz - mruknął Królik zostawiając na razie Dibblera samemu sobie i zaczął sklejać rozerwane tkanki twarzy Rillasa. Nie wyglądało to na łatwe zadanie.
Marcus za to zmierzył dziwnym wzrokiem Luciena, ale nie skomentował. Nie trzeba im teraz było bijatyk o to kto idzie kogo uśpić. Wzruszył ramionami i pacnął na krzesło, zaraz też z Królikiem połączenie myślowe nawiązał i zaczął robić za dodatkowy worek magii, co było w tej chwili niebywale przydatne.
Do samej Iskry oczywiście cała ta sytuacja nie dotarła. Dryfowała gdzieś po krawędziach własnej wiadomości, wpadając raz po raz w głębokie fale snu na jawie. Temperatura jej wciąż niska była, drżenie nie ustawało. Nic się nie zmieniało.


M/G

draumkona pisze...

To co towarzyszyło jej od dwóch dni.
I to, co mówił Królik.
Od dwóch dni miała mdłości, co zwykle kończyło się poranną ucieczką w krzaki i pozostawieniem tam śniadania. Cholera.
Teraz jednak problem ten wydał się tak odległy, jak samo Eilendyr. Mieli oto przed sobą dwóch członków Myśliwych, którzy to chyba niezbyt rozgarnięci byli, że ich nie wyczuli. Nie odważyła się jednak odezwać w ich obecności, czy to w myślach, czy to głosem normalnym. Spojrzała więc na Luciena, wyczekując jakiegokolwiek znaku do ataku, bądź do chronienia tyłów. Czegokolwiek, co pozwoliłoby na działanie.

Sol pisze...

Wzdrygnęła sie, bo jesli nie mrok sam, jesli nie nieprzyjemne to miejsce, to wlasnie postac zjawiająca się znikąd, czy umykająca wśrod cieni, pelna mroku i tajemnic sama w sobie ją napawala niepewnościa i jakąś trwogą. I teraz zatrzymala sie na środku spalonej sali karczmanej i wpatrywała uparcie w ciemniejszy zarys sylwetki przed sobą. Ale to ona pierwsza odezwać się miała i wiedziała to doskonale. Jezyka tylko zapomniała w gebie.
- Pomocy szukam, sojusznikow - tak chyba zacząłby Alasdair, prawda? Och dlaczegóz go tu nie ma?! - Z daleka jestem, zza oceanów Keronie i kraje jej kontynentu opływające, dalej jeszcze zza pasow gorskich pierwszych napotkanych za wodami ziem i dowiedzieć sie musze, dlaczego opuścic dom swój musiałam i wrocic nie mogę.
No tak... Nic nie wyjasniła.

draumkona pisze...

Iskra syknęła niczym wąż jakowyś, kiedy to Midar jej cel życia pozbawił. Już wstała z kucków, już do niego szła zamaszystym krokiem zamierzając wyperswadować to i owo, kiedy do jej wrażliwego nosa dotarła woń gorzałki i Iskrę aż przekręciło. Znów zebrało się jej na wymioty. Odskoczyła więc, że niby to widok trupa ją zniesmaczył i zaraz zaklęciem spętała drugiego Myśliwego.
Śpiewnym tonem zakończyła swą inkantację, którą pleść zaczęła już w krzakach, a trawa zaczęła się wydłużać w błyskawicznym tempie oplatając ciało Myśliwego niby kokon, tak, że jedynie głowę miał ponad zielonym kubrakiem. I pilnowała go, szukając jakiejkolwiek aktywności magii, tak zapobiegawczo, co by w porę zareagować.

draumkona pisze...

Iskra znów ocknęła się dopiero kiedy to już na łóżku się znalazła. Rozpracowywanie i rozpamiętywanie scen sprzed godziny wcale nie wpływało na nią dobrze, a wręcz przeciwnie. Ale nie docierało do niej, nie mogła pojąć, w jaki sposób dała się pokonać czterem ludzkim magom. Jak ona, Starsza Krew, mogła tak szybko paść w takim starciu. A przecież miała przewagę w mocy. Wiedziała o tym, a mimo to...
Ciemny sufit i mokre włosy poprzyklejane do twarzy. Ubranie też miała mokre, najwyraźniej śnieg, jaki zaległ gdzieś w połach jej ubrania stopniał. Nie szczękała już tak zębami jak jeszcze niedawno. Więc było jej nieco lepiej. Chyba.
Zaraz skojarzyła gdzie to ją wynieśli, choć i to przyszło jej z trudem. Pozbawiona doszczętnie magii nie mogła dłużej odpędzać zmęczenia. A zasnąć jednak się bała. Kto wie, co za senne mary na nią czekały. Podniosła się na łokciach wspierając i rozejrzała z wolna. Światło księżyca wpadające przez okna do komnaty oślepiało ją, tak, że nie widziała nic prócz własnego łóżka, zrezygnowana padła z powrotem na poduszki i mruknęła coś pod nosem o zasłonach.
Kichnęła i dopiero wtedy rozpoznała znajomy zapach. Tak pachniał przecież płaszcz Luciena. Zaraz wygrzebała się nieco, co by zobaczyć w co ją owinęli. Nie myliła się. Płaszcz Poszukiwacza. Więc i on musiał gdzieś tu być, choć nie dane jej było go zobaczyć. Wzrok dopiero zaczął przyzwyczajać się do panującego tu półmroku.

M/G

draumkona pisze...

Iskra nie znała się na Myśliwych. Ale w powietrzu żadnej zmiany magii nie wyczuła, a amuletów, czy czegokolwiek się nie spodziewała. Dziękowała więc w duchu karzełkowi, bo pewnie gdyby kokon puścił, ona w odruchu naturalnym już niemal, zabiłaby delikwenta.
Spojrzała na nieprzytomnego, głowę lekko w bok przechylając.
- No i co teraz? Pewnie umysł jego dobrze strzeżony... - a ona nie miała jeszcze wprawy w burzeniu cudzych barier myślowych. Poza tym, kto wie, czy ktoś nie założył blokady. Ktoś potężniejszy. Pożałowała, że nie ma z nimi Epoha. Bracia Moriaru łamanie blokad mieli niemal we krwi. Cholera.

draumkona pisze...

Iskra wydała polecenie trawom, a te, jak dotąd go oplatały, tak teraz niektóre oderwały się od reszty i niczym robaki jakieś wniknęły pod ubranie nieprzytomnego Myśliwego. A elfka czekała. Sama nie zamierzała dotykać delikwenta, bogowie niejedyni wiedzą, co mogłoby się jej stać.
- My? A wiesz jak się do tego zabrać? Bo ja nie mam pojęcia... - mruknęła przykucając przy ciele. Od traw żadnego sygnału. Najwyraźniej cudeńko neutralizujące było niebywale dobrze skryte.

draumkona pisze...

Iskra czuła się jakby kto ją w jakiś kokon oblekł. Powyklinała chwilę pod nosem, a potem zaraz ostatkiem sił wylazła z łóżka. Odgarnęła mokre włosy z twarzy i poczłapała ku szafce. Kiedy do niej już dotarła (po omacku rzecz jasna), pacnęła na podłogę obok i wyszarpnęła szufladę. Znalazła jakąś koszulę nocną, czy cokolwiek to było i miała zamiar nawet to włożyć. I wszystko byłoby całkiem w porządku, gdyby miała na to siłę. Szarpnęła rzemyk płaszcza, który to wiązał materiał pod jej szyją, ale zamiast go rozwiązać, jedynie w supeł się spiął. A Iskrze zachciało się płakać.

M/G

draumkona pisze...

Iskra brwi ściągnęła na widok spinki. Cholerni Myśliwi.
Ręce na piersi skrzyżowała, a wzrok jej jakby się wyostrzył, błyskawice ciskając w te i we wte. Denerwowało ją coś, choć nie była w stanie stwierdzić co takiego ją irytuje. Przypomniała sobie słowa Królika. Dwa głębokie wdechy wzięła i postarała się uspokoić. Znów zapach gorzałki, świeży tym razem. Żołądek się zbuntował i Iskra uciekła w krzaki, z których to wróciła po ładnych paru minutach, lekko blada na twarzy.
- Do roboty - rzuciła zaraz, żeby nikt przypadkiem spytać nie zdążył, co to miało być, ten wypad przed chwilą.

draumkona pisze...

- A wiesz, że będziesz musiał mi pomóc? - mruknęła, starając się unormować bicie serca. Niby wiedziała, że gdzieś tu będzie, ale, cholera, nie widziała za wiele. Wystraszył ją.
Odruchowo do magii sięgnęła, ale zaraz poczuła jej dotkliwy brak. Czuła się jak pusta, porzucona czarka. I to uczucie okropne było.
Zebrała się jednak w sobie i przybrała bardzo buntowniczą minę, co by na ofiarę losu i osobę pokonaną nie wyglądać.

M/G

draumkona pisze...

- To nie byłby dobry pomysł - mruknęła podnosząc się z podłogi. Bolało ją biodro, co zauważyła dopiero teraz. Ciekawe, od czego...
Wzdrygnęła się i powlokła za Poszukiwaczem pragnąc mieć już to wszystko za sobą. Pragnąc snu, choćby miał trwać przez trzy dni, albo jeszcze więcej. W sumie, nie chciała się budzić. Miała ochotę zasnąć i się nie budzić.
Nagły przypływ sił opuścił ją równie szybko jak się pojawił, a w efekcie Iskra musiała siąść na parapecie, żeby twarzą w posadzkę nie wyrżnąć. Poczeka sobie, aż Lucien wróci.

M/G

draumkona pisze...

- Nie jestem chora - zaprzeczyła zaraz i nie omal sama się zdradziła ze swoim małym sekretem. Pośpiesznie więc dodała zaraz - Po prostu chleb chyba był nieświeży, albo wczorajszy królik nosił w sobie jakieś paskudztwo. Elfy są bardziej wrażliwe. - jakoś wybrnęła, choć jak to się będzie powtarzało, trzeba będzie lepszą wymówkę znaleźć. Zatarła ręce i chuchnęła w nie. Zima wisiała w powietrzu.
- Co mam robić? - wzrok jej skupił się na twarzy nieprzytomnego, jakby od samego patrzenia miał nagle powiedzieć im wszystko.

draumkona pisze...

Zatem nawiązała połączenie między nim, a nią, a i magię mógł zaraz Lucien poczuć, choć inną niż tą, jaką wspierała go kiedyś. Ta była zimna, o ile można powiedzieć tak magii. Kiedy przepływała leniwie przez umysły przypominała górską rzeczkę. Zimna i czysta energia.
Była też potężniejsza, niźli podczas ostatniego takiego wydarzenia, gdzie wesprzeć go musiała.

draumkona pisze...

Drżenie się nasiliło, choć nieodgadniona mina Iskry nie mówiła, czy to z zimna, jakie na powrót ciało jej ogarnęło, czy od jego dotyku.
W sumie, ciepłe jego dłonie w zestawieniu z jej lodowatą skórą... Miała wrażenie jakby każdy dotyk parzył, choć parzył przyjemnie.
Nagością swoją jakoś się nie przejęła. Widział ją już taką, może nawet jeśli nie do końca pamiętał. Po wewnętrznej stronie uda ciekła z wolna strużka krwi.

M/G

draumkona pisze...

Zaklęła szpetnie w czarnej mowie orczej, co poniekąd gniew elfki obrazowało. Rzadko wyklinała w tej mowie.
Gwizdem przywołała do siebie Kelpie, już gotowa do drogi, by działać, natychmiast jechać do zamku, by ratować Szept. Ale przecież nie była sama. Rzuciła spojrzeniem na nieżywego, na tego bez głowy także. A potem powiodła spojrzeniem po towarzyszach podróży.
- Mało czasu jest. A w każdej chwili może zastać nas zima. - jak dla niej to był wystarczający argument by pędzić na złamanie karku.

draumkona pisze...

Z wdzięcznością pomoc przy wejściu do balii przyjęła, bo sama pewnie by sobie nie poradziła. Zaraz się po nos w wodzie zanurzyła, jakby to ją ukryć miało.
Ciało zaś ogarnęło wszechobecne mrowienie. Ogrzewała się, powoli, stopniowo. Aż w końcu na twarzy jej lekkie rumieńce zagościły, a wzrok nico pogodniejszy się stał. Zgarnęła długie włosy na jedno ramię i tak też siedziała zerkając od czasu do czasu na Poszukiwacza.

M/G

Lena Selini pisze...

[Znów Cię mam! :D / Anavae]

sárkány. pisze...

[Pamiętam! Varian! :D
Geez, przestraszyłam Twojej liczby komentarzy O.O Tak bardzo dużo wiele...
No więc teraz tylko pozostaje mi się zapytać o jakiś wątek, powiązanie, cuś? :> ]

Sol pisze...

Zmarszczyła brew, to w niej zawsze zywe było, goraca krew co burzyla sie zawsze, gdy ktos jej nie rozumial, lekcewazył, albo zbywał. A ten Cien, jakis ogromnie znudzony jej sie wydal i w ogóle nie zainteresowany czymś, co dla niej niezwykle wazne bylo.
- Wyjasnienie wiecej czasu zajmie, niż zostac w tej... sali mogę - obrzuciła nieufnym spojrzeniem ciemne katy spalonej rudery i zagryzla wargę. - Pisemnie wole to przedstawić, jesli mozna, wyjasnienie i istorie cała spisac, teraz zdradzić moge tylko tyle, że kontakt, ta jedna misja zobowiazywać będzie do dalekiej podrózy i do sledztwa... do morderstwa też byc może - ostaniego pewna być nie mogła, ale znając de Winterów i Alasdaira i to wszystko co gotow był zrobić dla niej, dla nich i smierci czyjejś wykluczyć nie mogła. Zaraz tez wyprostowala sie dumnie, z nadzieją, ze jako taka dyplomatyczna odpowiedx cos zdziala.

draumkona pisze...

- Zostań - poprosiła cicho nie chcąc by ją tak tu zostawił. Bez magii czuła się tak, jakby całkiem bezbronna była, odsłonięta na wszelkie ciosy. Siadła po turecku , a woda teraz sięgała jej ramion. Włosy łagodnie spływały po jednym z nich i niknęły w wodnej toni. Powracał też do niej zapach jej, malin z wanilią.
A ona patrzyła. Patrzyła nie będąc pewną co Poszukiwacz uczyni.

M/G

draumkona pisze...

Spięła Kelpie zaraz doganiając resztę. Zadziwiającym był fakt, że mężczyzna, który to tak lubował się w gorzałce, tak wytrzymały był. Ona by pewnie po takiej ilości już wesoło pląsała, albo jeszcze gorzej.
Na twarzy Iskry pojawiły się rumieńce, kiedy to wspomniała sobie pamiętną noc w Dolnym Królestwie, gdzie to do zdrowia dochodzili.
Zhao musiała siłą ściągać swoje głupie myśli z powrotem, a i pilnować się musiała, ganić, że o Szept należy myśleć, a nie o głupich wybrykach, które miały miejsce pod nosem Ymira.

Anonimowy pisze...

[w takim razie poproszę o wątek (albo pomysł). Na pewno jest jakiś paragraf na zaczynanie wątków z nowymi ;)
Lena Selini]

Sol pisze...

Sol zmarszczyla brwi i teraz to już zacisnela drobne dlonie w piastki. A wiec jednak w uporze nie wygra, czasem nie powinna handlować. Dobrze.
- Już mowię - pewnym ruchem szarpnęla materialem peleryny w tył, az za ramieniem zaczepił się szeroka tkanina i przeszla dumnie przez salę, nie ku postaci jednak. Usiadła na zapadnietym stole, zweglonym, co pewnie slad na jej ubraniu zostawi.
- Skalne Miasto, znasz panie takie? - uniosła podbrodek, obo kto jak kto, ale i krol o swym kraju mowi z siła i duma a i ona potrafi tak o domu wspomnieć. I w skrocie przedstawiła ostatnie wydarzenia, jak to w zaaranzowanym małżestwie, przed slubami jeszcze do nieporozumien doszło, podjudzania narzeczonego przez osoby trzecie, napasci na jej cześć, godność, dobre imię. Opowiedziala o tym jak jej opiekun i obronca, nieobecny teraz byly paladyn i egzekutor wyrwal ja z szponow fałszu, klamstwa, jak w sypialni jej własnej ocalil przez rozjuszonym Lancelem, jak uciekac musieli przed zemstą de Winterow i jak za nimi jacys jeźdźcy sie udają. O ciagłej ucieczce i hańbie wzniesionej przez chęc władzy Allisera utraciła wszystko powiedziała, o wszystkim. I faktycznie zajęlo to wiele czasu, wiele, nawet ona wyczuła jak mięxnie karku w miejscu zatrzymane ścierpły nieco i przez to wszystko boli ją szyja i upłynęlo nazbyt wiele minut.

draumkona pisze...

Woda z wolna stygła, w końcu ciepło nie będzie wiecznie otulać jej ciała. Palce jej powoli zaczynały przypominać rodzynki, tak pomarszczone były. Znak, że lepiej wyjść z wody, nim nabawi się jeszcze kataru do tego wszystkiego.
Obmyła twarz jeszcze raz, przepłukała oczy. Palcami jeszcze przeczesała włosy i zdecydowała się wyjść, co o dziwo, o własnych siłach zrobiła. Wytarła się ręcznikiem pozostawionym przez Luciena i zaraz na ciało koszulę naciągnęła. Prosta ona, lniana, w sam raz do snu. Nie miała sił zbierać swoich ciuchów leżących na podłodze, więc zaraz wolnym krokiem postąpiła ku Poszukiwaczowi.

M/G

draumkona pisze...

Przyglądała się uważnie zamkowi, jakby szukając jego słabych stron, czegokolwiek. Myślą badać się go nie odważyła, zapewne chroniony był, a ją by od razu wykryto i bogowie niejedyni wiedzieli, co by jej zrobili.
- I jak ty chcesz się tam dostać? - mruknęła znajdując się przy Lucienie. No, co jak co, ale on zawsze miał plan. Nawet wtedy kiedy go nie miał, przynajmniej Iskra odnosiła takie rażenie.

Lena Selini pisze...

[Załóżmy, że mogli się poznać wcześniej: Lucien mógł być częstym gościem w karczmie jej rodziców, co Ty na to? Lena i jej brat, wiedząc, że Lucien tu mieszka postanowili go odwiedzić i zapytać o kilka rad, dotyczących bezpiecznego nocleu etc.
Pasuje?]

Sol pisze...

Spuściła wzrok. jej takie konkrety nie pasowały, to powinna byc męska rozmowa, to Alasdair powinien rozmawiac. ale zaraz na powrot wróciły wydarzenia z ostatnich dni jej pobytu w domu i gniew wezbrał.
- Byc moze - twardy ton, hardy przerwał chwilę ciszy i podirytowany wzrok spoczął na twarzy, czy tez raczej cieniu twarzy Cienia. - Chce dowiedziec sie, czemu ze mnie dzi.wke zrobiono a zmojego opiekuna zloczyncę, jesli podróz będzie konieczna, to podróżujmy, jesli morderstwo, zabij - o tak, w gniewie okropna byla, straszna, jak na arystokratke przystało, na wiedxmę... wiedxmę? wiedźme niemal.

draumkona pisze...

O ile na słowa Lu przygotowana była, tak na propozycję karzełka niemal parsknęła śmiechem. Zaraz zganiła się w duchu. On miał rację. A ona powinna powściągnąć dumę swej rasy, bo elfy ustępowały w zwinności niziołkom takim jak karzełki, czy hobbici.
- On ma rację... - westchnęła przyglądając się Odrinowi. Przypominał jej pewnego hobbita, co powodowało, że zaczynała się bać o życie tego malca. Przykucnęła więc i spojrzała uważnie na Odrina.
- Jeśli nie wrócisz do zachodu, uznamy, że nie żyjesz, bądź, że cię pojmano. - oświadczyła prosto i sucho dość, choć oczy mówiły co innego. Oczy mówiły "Jeśli nie wrócisz do zachodu, to uznam, że poległeś. A to, co ci zrobię gdy cię znajdę, nie będzie wcale przyjemne".

Karzeł pisze...

[Jak ja uwielbiam ten Wasz szyk przestawny...
Zacznę od tego, że gubię się w tych wszystkich miastach i państwach, ale pochwalę się, że już wiem, iż Keronia i Wirginia to dwa rózne kraje ^.^
Niech będzie z tym długiem i znajomością. Spotykają się w Królewcu, czy w Demarze?
Ty, czy ja zaczynasz? ]

Lena Selini

draumkona pisze...

- Nie potrzebuję - zaraz się zaparła jak osioł jakiś głupi, zamiast z pomocy i dobrej woli korzystać, to ona uparcie chciała pokazać siłę i niezłomność. Co w tej chwili było jedynie powodem do kłótni.
Pozwoliła się mimo wszystko na łóżko znowu zaprowadzić, przysiadła na miękkiej pościeli. Mimo wszystko, senność nie nadchodziła. Nic nie nadchodziło. Była tak zmęczona, że nawet nie myślała już nad co robi, co mówi. Wpatrywała się jedynie bez emocji w okno szukając myślą czegoś co pozwoliłoby jej zasnąć. Liczenie owiec było przereklamowane.

M/G

draumkona pisze...

Iskra zaczynała się martwić. Karzełek nie wracał, żadnego znaku nie dawał, a w niej prócz zmartwienia też gniew zaczął rosnąć. Że co on sobie tak myślał, umierać! A czy ona pozwoliła mu ginąć w tej chędożonej twierdzy?
A wtedy pojawił się. Cały, zdrowy i ... Zrozpaczony. Tak, przede wszystkim zrozpaczony.
- Co się... - ale Iskra nie skończyła. Żal płynący od Odrina był zbyt wielki by nie skojarzyła sobie tego wszystkiego. Więc Szept... Ale oni.... Czy oni... Czy myśmy się spóźnili?
- Nie żyje - obwieściła głucho Iskra i osunęła się na ziemię zaraz, jakby tracąc chęci do życia.

Sol pisze...

Gubernatroem nie była, żadnym zakłamanym politykiem, zadnym fałszerskim doradcą kogos waznego! Nie, nic z tych rzeczy, a i hardośc i jakas delikatnośc by na pewno zadziałała, choc wolałaby to drugie. Nie tylko dlatego, ze kobieta była, ale po prostu od wielu dni samotna, zmeczona, zdołowana, psychicznie potłuczona potrzebowała bardziej wsparcia, niż strofowania.
- We wszystkim zdaję sie na was, ufając wam w doborze metod, narzedzi i ludzi - kiwnela glowa, zgadzając sie w cąlości z tym o co pytal i co zarazem sugerowal Cień. - Chce tylko by wszystko w skrytości i tajemnicy w sposob subtelny bylo załatwione, by żadne podejrzenia nie zostaly wzbudzone, ani by ciekawość na nazwisko Vaesow i imie Egzekutora Alasdaira nie padły - uniosla nieco wyzej glowe, jakby jednak wciąz nadzieje miała na odczytanie rysów i wyrazu twarzy tamtego i westchnęla. - My, to znaczy ja Sol bez nazwiska i byly paladyn Alasdair to zadanie dajemy i zapłacimy hojnie.
Nie wiedziala jeszcze, że i jej przyjdzie wyruszyc do domu, by ostatni raz widziec twarze bliskich na ten czas. nie pomyslala o tym nawet.

Karzeł pisze...

[To ten tego... Lucek niech będzie.
To jest trzecie pańtwo? o.O]
Lena Selini

draumkona pisze...

Iskrze za to brak snu na samopoczucie dobrze nie wpłynął, bo zaraz szalona myśl jakaś jej do głowy wpadła, a łącząc to z tym, że po części zaufanie do niego traciła, nie wiedząc kim jest on, ani jakim jest... Emocje wzbierały. Filary zaufania upadały jak domek z kart.
- No tak. Muszę się przespać, bo nie będę w stanie wykonać misji. Liczy się tylko misja. - burknęła, a i jakaś dziwna nuta pojawiła się w jej głosie. Jakby zgryzota. Gniew jakiś.
Wzrok jej, całkiem w sumie przytomny, jak na dwa dni bez snu, a w nim przyczajony gniew i rozżalenie.
- Nie ważne, że Theon umarł. Nie ważne, że Rillas i Dibbler mogą umrzeć. Nie ważne. Oczywiście liczy się tylko misja. - syknęła teraz już, a ton jej wątpić nie pozwalał. Iskra była zła.

M/G

draumkona pisze...

Iskra nie miała siły zajmowac się jeszcze Corvusem, więc i zniknięcia jego na razie nie zauważyła. Posłusznie wdrapała się na siodło Kelpie i ruszyła za resztą. Przedmioty należące ongiś do Szept schowała głeboko w jukach swoich, tak, by bezpieczne były, ale i nie zapomniane.
I co ona teraz biedaczka pocznie bez swej przyjaciółki najbliższej? Załamie się i tyle.

draumkona pisze...

I rzeczywiście, spokój jego Iskra wzięła za kolejną maskę przezeń przywdzianą. Zmrużyła oczy i spojrzała na niego wilkiem.
- Dla ciebie nie liczy się nic, prócz misji - warknęła. A kiedy na jego twarzy nie pojawiło się nic innego, Zhao nie wytrzymała.
- Ile jeszcze masek masz w zanadrzu?! Ile jeszcze udawanych trosk, ile zmyślonych wspomnień?! Czy ty w ogóle jesteś prawdziwy? Czy sam cały jesteś jednym, wielkim kłamstwem?! - tu Iskrze od krzyków słabo się zrobiło, ale bynajmniej przestać nie zamierzała.
- Tobie nie można ufać, bo nie wiadomo kiedy za stosowne uznasz włożyć nową maskę. Nic z tobą nie wiadomo. Czy ty w ogóle pochodzisz z Keronii?! A może to też zmyślonym faktem jest! Pewnie nawet Asgir się nie nazywasz, bogowie... - miała ochotę się rozpłakać. Nic o nim nie wiedziała. Nic. I ani trochę mu już nie ufała.

M/G

draumkona pisze...

Iskra także nie spała. Trwała w jakimś letargu, jakby jakas hipnoza, jakiś sen magiczny ją pojmał w swe sidła. Ale Corvusa zauważyla. Co prawda nieco za późno, bo nie zdążyła się uchylić, krzyknęła cicho, kiedy to dziobnięta została i spojrzała z wyrzutem na kruka, no co on sobie myślał?!
I zaraz też przyjrzała się czarnym niczym koraliki oczkom ptaka. Coś ją podkusiło, ażeby znowu w myśli jego zajrzeć, co też uczyniła bez większych oporów. Musiała się dowiedzieć, chciała się dowiedzieć. I się dowie.

Sol pisze...

Sol uniosla brwi, zaskoczona znajomością kodeksu Egzekutorow przez Cienia i z jakims niezadowoleniem, że jej nie wierzy znowu nos zmarszczyla. wspaniale, jakz wykle o pieniądze chodzi.
- Egzekutor wie o tej rozmowie, wie o tym zadaniu i o opłacie tez wie, to on mnie tu skierowal, sam zupelnie inne sprawy teraz zalatwiając - miała tylko nadzieje, ze rownie wazne i rownie ... trudne dla niego, jak ta sytuacja dla niej. Niech no tylko Alasdair wróci, już ona mu pokaże, uswiadomi w co sie pakuja i do czego zmusza!
- czy tyle starczy? czy to połowa bedzie? - zza pasa wywiazała z supelków sakwe i rzucila mocna, pewna reka w strone cienia. Duzo tam monet bylo, bardzo duzo, ale i spokój był wart wielkiej ceny, nie każdej może, ale jesli tylko w zlocie liczonej, to wysokiej tak.
Poprawiła zaraz peleryne, szerokim materialem sie opatulając i czekala na zważenie sakiewki i decyzje tamtego. Bractwo... pierwsze spotkanie i oby ostatnie, oby kolejne pół-wampir na siebie wziął.

sárkány. pisze...

[U Szept zaraz Ci napiszę, tylko skończę czytać środek karty xD Przeczytałam początek i koniec, więc nawet jakiś pomysł mi się już kroi.
Za to co do powiązania z Lucienem... hm, hm... ciekawie będzie coś z przeszłością związanego. Lilith (i jej towarzysze, których nie ma dopiero od dość niedawna) kręciła się tak właściwie po niemal całym kraju, uciekając przed problemami i kłopotami, które sprawiała. Może kiedyś podpaliła karczmę w jakimś miasteczku, w której sobie akurat Lucien sobie siedział, czy coś w ten deseń... Bo wiedźma często sprawiała kłopoty, teraz stara się grzeczniejsza być dopiero :D ]

Lena Selini pisze...

[Dobra, mówię od razu, że nie ogarniam, czy ta odpowiedź się ima do wątku, ale chyba nie napisałaś nic więcej o miejscu, w którym się znajduje więc... A jak napisałaś, to przepraszam. Zmęczenie materiału.]

- Lena, idziemy. - Louis odciągnął ją od straganu z pomidorami, trzymając mocno pod ramię i tylko raz zerkając przez ramię, niepewien, czy znajoma twarz faktycznie jest znajomą, czy może wynikiem wyobraźni, której zebrało się na żarty. Dziewczyna nie protestowała, ufając przeczuciu brata, ale zwolniła kroku, nie dając rady biec truchtem z ośmiomiesięcznym niemowlęciem w brzuchu.
- Lou... - sapnęła cicho, uczepiając się jego ramienia, gdy znów przyspieszył. Mężczyzna jednak jej nie słuchał, niemalże pewien, że dostrzegł wśród tłumu twarz Luciena, czy jak przedstawił mu się wtedy mężczyzna. Nie chciał, by siostra go poznawała.

draumkona pisze...

- Właśnie! - warknęła. Miała już dość słuchania o dobru misji, o tym, że trzeba ją doprowadzić do końca. Skoro tak drogie było mu Bractwo, to czemu takim obojętnym był na śmierć swoich braci?
- Misja! Misja i tylko misja. A to, ilu zabójców po drodze zginie, nie ważne. Bractwo cię zaślepiło. A ty stałeś się obojętny na wszystko i wszystkich. - wzrok jej wlepiony w twarz jego, szukający oznak jakiegokolwiek życia w tym człowieku, życia normalnego. A nie takiego, w którym to maski jedynie nosi, ciągle grając jakąś rolę.
- Jeśli okłamujesz mnie, to także i moja sprawa. A osąd wydawałam odkąd cię poznałam. I ostatecznie stanęło na tym, że nie wiem kim jesteś. Nie ufam ci. Już nie.

M/g

draumkona pisze...

Iskrze oczka się zaświeciły, zaraz kruka od siebie odgoniła, przecież nie może jednocześnie unikać dzioba i chować juków.
- Zbierajcie się - rzuciła w pośpiechu nawet nie racząc nic wytłumaczyć, za to juki zwijając w tempie wręcz ekspresowym.
Zaraz też gotowa była, w siodle siedziała i ponaglała resztę wzrokiem. O ile Lucien zaraz po niej gotów był, to jednak na Midara musieli trochę poczekać.
A potem zaraz puściła się cwałem ku Strażnicy Ife, a Kelpie miała okazję wykazać jaki to demon szybkości w niej drzemie.

draumkona pisze...

- Nie robię z siebie żadnej znawczyni - warknęła, a ton jej przybrał nieco ostrzegawczą barwę. Może ranna, może słaba, ale zawsze trzeba było pamiętać, że przydomek Iskra nie wziął się znikąd. Była jak ogień. Była ogniem. A ogień parzył.
- Skoro więc jesteś jedynie Lucienem Czarnym Cieniem, obojętnym i nieczułym... Kim byłeś kiedy myślałeś, że nie żyję? Kim byłeś w Lesie Medreth? Kim byłeś w Dolnym Królestwie? Tym samym kłamcą i aktorzyną co zawsze?

M/G

draumkona pisze...

Spojrzenie elfki powinno mu starczyć za odpowiedź, czy mu wyszło. A jeśli nie starczyło, to pora otwarcie przyznać, że rozbudził w niej dawno nieużywane pokłady gniewu i wściekłości.
Odwróciła od niego twarz, nie chcąc nawet na niego patrzeć. Nie teraz, kiedy miała ochotę wydrapać mu oczy.
- Więc to tylko o to chodziło. Jak zawsze. Misja. Mogłam się domyślić. - i nie zamierzała nic więcej dodawać, czy tłumaczyć. Popuściła wodze karoszki, a ta szyję swą wyciągnęła jeszcze chód swój przyśpieszając.

draumkona pisze...

- Widzę dowody, a one świadczą przeciw tobie - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Nie mazała się. Z całych sił starała się tego nie robić. Nie znosiła się mazać.
A on... On śmie twierdzić, że ona się maże. Dłonie Iskry zacisnęły się w pięści.
- Nie mażę się! - zdołała jeszcze z siebie zakrztusić nim przyszło jej płacz dusić w gardle. Ale była twarda. Żadnych łez. Nawet brew jej nie drgnęła.
- Tak, ja wiem, tu masz rację. Ale czy TY wiesz? Czy może jesteś zbyt opanowany by to okazać? Może ty w ogóle NIC nie czujesz i jesteś po prostu wrakiem człowieka, jak kiedyś mówiła Szept? - na pewno powoływanie się na Szept nie było dobrym pomysłem, bo i, jakby nie patrzeć, bezpośrednio z nią wiązał się Wilk.
I może nawet jeśli Lucien tego nie skojarzy, to jej znów zadźwięczą w głowie słowa władcy Eilendyr.
Powtarzał on to kiedy poznała Joserro, powtórzył to nim opuścili stolicę, a ona, głupia, nie słuchała i odmówiła mu, wtedy, na dolnym tarasie.

M/G

draumkona pisze...

- Jestem tu, bo o to mnie prosiłeś. I jestem tu dla niej. - odparowała zaraz, a krzyk Midara wytrącił ją z równowagi. Po raz kolejny wyrzuciła sobie, że nie zna magii leczniczej, bogowie, ile ona by teraz dała, by był z nimi Królik.
Raz, dwa dopadła do Szept, zeskoczyła z siodła w galopie, przeturlała się po ziemi i zaraz się na klęczkach przy elfce znalazła. I nic nie mogła zrobić.

draumkona pisze...

- Ale my przynajmniej mamy uczucia! - krzyknęła nie mogąc już dłużej wytrzymać. Paznokcie wpijały się w skórę jej dłoni, a w oczach czaiły się groźne błyski. Nie dała po sobie poznać jak bardzo ją teraz zranił.
- Nie rozumiesz. Nic nie rozumiesz. Bractwo kiedyś upadnie. Upadnie na pewno jeśli przywódcą nadal będzie Nieuchwytny. Ale ty wolisz karmić się mrzonką, że coś zdziałasz. Otóż NIC NIE ZDZIAŁASZ. - dostała zadyszki jeden, bo wszystko to na jednym wydechu powiedziała.
- A kiedy będziesz sam, kiedy będziesz wiedział, że zaraz śmierć po ciebie wyciągnie ręce, nie będzie NIKOGO kto zechciałby ci towarzyszyć.
- Nakładaj dalej swoje maski, a w końcu zgubisz swoją tożsamość, o ile już tak się nie stało, Poszukiwaczu. - tu czaiła się jakby nuta pogardy. Jakoś musiała odgryźć się za słowa na temat Wilka i Szept.

M/G

draumkona pisze...

A ona, rzecz jasna zbić niewinnych by nie dała. Zbyt roztargniona była, by zauważyć błysk w jego oczach, ale to, kiedy Midar dobył toporka, zauważyła. A doprawdy nie była w nastroju do stawania do walki z... Z mentorem swoim, Poszukiwaczem.
Złowrogim spojrzeniem omiotła karzełka, pijaczynę i zabójcę. Samym wzrokiem mogłaby pozabijać, taką to teraz miała minę.
- Rozszarpię obu, jeśli który odważy się zranić drugiego. - oświadczyła grobowym tonem i zaraz sięgnęła magii próbując jakoś Szept wyrwać z objęć śmierci.

draumkona pisze...

W Iskrze się zagotowało. Czuła się mała, strasznie mała i nic nie znacząca. Dlatego też stanęła na łóżku i spojrzała na niego z góry.
- WIĘC NIE DOŚĆ, ŻE JESTEŚ CHŁODNYM ,ZAROZUMIAŁYM PADALCEM, TO JESZCZE MNIE ŚLEDZISZ?! - o tak, Iskra złapała w lot to, co wypowiedziane między wierszami. Zaraz wciągnęła powietrze w płuca i zeskoczyła na ziemię. Nie potrzebne jej podwyższenie żeby tą potyczkę wygrać.
- Chciałam cię poznać. Powinnam cię znać. Ale ty wolałeś bawić się w przybierani setki masek, a każda z nich była dla ciebie niczym ważnym. Żałuję, że wtedy nie umarłam. - choć słowa te ciężko jej przyszły, nie ganiła siebie za ich wypowiedzenie.

M/G

draumkona pisze...

Iskra natomiast nie zamierzała sięgać po klejnot. Nawet jej to przez myśl nie przeszło. Powstała, dumnie, z całą swoją gracją i spojrzała na Poszukiwacza. A we wzroku jej o fiołkowej barwie czaiło się wyzwanie.
- Jeśli po to cię wysłał Nieuchwytny, to sam to sobie weź. - oświadczyła i skrzyżowała ręce na piersi.

draumkona pisze...

- To nie ja go wywlokłam tam, to on wywlókł tam mnie!!! - krzyknęła, a głos się jej załamał. Czuła, że i dzisiejszej nocy nie będzie spała. Będzie wypłakiwała sobie oczy w poduszkę.
- Obchodziłeś mnie TY. - rzuciła jeszcze, nim wzrok odwróciła w bok gdzieś uciekając. Rozluźniła nieco dłonie, a zaraz też poczuła jak coś ciepłego ścieka po jej palcach. Wbiła paznokcie do krwi, pięknie.
- Problem w tym, że CIEBIE nie obchodzi NIKT. W TYM WŁAŚNIE JEST PROBLEM!

M/G

draumkona pisze...

Działałaby wbrew sobie, gdyby zaatakowała Luciena, ale mimo to... Kiedy zbliżył się, już miała formułować zaklęcie pętające. Pętające silnie i na pewno też boleśnie. Szczęście w nieszczęściu, Midar okazał się być całkiem przydatny.
Kwiat ethelu... Iskrze obiło się o uszy, słyszała o jego właściwościach i o tym czego dokonać potrafił. Bezczelnym, szybkim ruchem sięgnęła Amuletu i zaraz też była w jego posiadaniu. Zmrużonymi oczyma spojrzała na Luciena. Pamiętała jak wtedy, w Królewcu, rozpętała kłótnie z powodu jego tożsamości. Pamiętała co mu wtedy zarzuciła.
I wciąż pozostawała w niej pewna część, która mu nie ufała.
- Pokaż kwiat. - mruknęła zaciskając w dłoni Amulet. Nie odda, póki nie zobaczy.

draumkona pisze...

A za nim, poleciał but. Iskra nie wytrzymałaby, gdyby czymś w niego nie rzuciła.
Teraz, do nieufności, rozżalenia i smutku doszedł jeszcze strach. Kiedy to ją tak pochwycił za koszulę, miała wrażenie, że zaraz oberwie. Oberwie tak, jak oberwałby mężczyzna za takie słowa. Ale jednak... Poszukiwacz nie uderzył jej, co było zaskoczeniem, przynajmniej dla Iskry.
Odczekała chwilę, dysząc ze złości. Kroki jego cichły, a kiedy Iskrze zdawało się, że nic już nie słyszy, dopiero wtedy padła na łóżko i rozpłakała się jak małe dziecko.

M/G

draumkona pisze...

Na ile można było ufać zabójcy? No, na ile? Mimo wszystkich wątpliwości, wystarczyło jedno spojrzenie kontrolne na Szept, by Iskra znała odpowiedź.
Nie można. Ale ryzyko, to przecież jej drugie imię.
- Masz moje słowo. Odejdziesz stąd. Sam. Z Amuletem. - i wyciągnęła dłoń z błyskotką ku niemu, jednocześnie także obserwując, czy kwiat aby nie jest fałszywy, a i czy wciąż swoje właściwości ma.

draumkona pisze...

Przepłakała niemal dwie godziny, aż w końcu, umęczona katarem i piekącymi oczyma, osunęła się w ramiona snu. Błogosławionego snu.
I ani myślała, że będzie spać snem kamiennym, niczym trup jakiś, przez bite trzy dni.
***
Pierwszego dnia sen Iskry sensacji nie wzbudził. Sam Królik mówił, że to zmęczenie, że stres i, że powinna spać.
Drugiego dnia, poszedł sprawdzić, czy jeszcze nie umarła. Podniosły się szepty.
A trzeciego dnia, w dwadzieścia godzin po tym jak Królik zamknął się w pokoju Iskry, Róża huczała od plotek i tego co się stało trzy dni wstecz.
W końcu, znalazł się ktoś, kto odważył się drzwi wyważyć (znowu) i wtargnąć do komnaty. Był tym kimś rzecz jasna Marcus. Iskra spała.
A Królika nie było.

M/G

draumkona pisze...

- Wszystko w swoim czasie. - odparowała zaraz chłodnym tonem i zgarnęła szybkim ruchem kwiat, jednocześnie uważając piekielnie by go przypadkiem nie uszkodzić.
Ostrym wzrokiem zganiła Midara, przecież obiecała.
- Tak, będzie. - mruknęła zbywalczo i zaraz przystąpiła do działania. Wymamrotała coś pod nosem, zaklęcie jakieś plotąc, które to specjalnie przez elfy utkane było na takie okazje. Kwiat złożyła na piersi Szept i zaraz jej Gwiazdę w swoich jukach odnalazła. Amulet trafił znów na jej szyję, a zbawcze działanie magii rośliny i zaklęcia przywracało Szept życie.
Aż Iskrze zakręciły się łzy szczęścia w oczach.

draumkona pisze...

Iskra wiedziała, że zaraz przyjdzie jej zapłacić za tą decyzję. Szept nie będzie zadowolona. Ale póki co... Można poudawać, że to nie jej sprawka. Sięgnęła znów do juków i wydobyła pierścień magiczki, po czym poczekała grzecznie, aż ta wyswobodzi się z uścisku przyjaciół. Sama doszła do wniosku, że kiedy indziej ją wyściska... I musi jej powiedzieć... O tym... Bogowie niejedyni.
Ukradkiem pierścień w dłoń jej włożyła i uśmiechnęła się lekko. Szkoda, że Lucien nie rozumiał. Że nie obchodziło go nic prócz misji.

draumkona pisze...

W końcu, w pół godziny niecałe po wyważeniu drzwi, dobudzili i Iskrę. Z początku nie wiedziała o co chodzi, a kiedy Marcus powiedział jej, że przespała trzy dni - wyśmiała go.
Zaraz jednak do śmiechu jej nie było, kiedy przypomniała sobie co też działo się tuż przed jej zaśnięciem. Nie było go. Nie przyszedł.
No tak, pewnie był zajęty Solaną. Misja: Wychędoż tyle razy ile się da. Znów nienawiścią do Skorpion zapłała, choć ukryła to gdzieś w głębi swoich uczuć, co by nie skakać do jej oczu co chwila.
W szybkim tempie się ubrała, włosy doprowadziła do porządku i wybyła z komnaty. Musiała zjeść coś. Cokolwiek.
Za późno pomyślała, że być może spotka tam Luciena, a na spotkanie to nie była ani gotowa ani też chętna.

M/G

draumkona pisze...

Jak na ironię losu, elfi słuch pozwolił jej na wychwycenie większej części tej rozmowy. Ale to postanowiła zachować dla siebie. Kiedy indziej znów się pobawi w wytrącanie go z równowagi.
Skinęła jedynie głową nieznanemu jej Cieniowi, a Luciena jakby nie zauważyła. Przypadek, czy też zamierzenie?
Powędrowała ku koszowi z chlebem, który to pozostał tu chyba po śniadaniu i wygrzebała sobie z niego pół bochenka chleba. Marudzić nie będzie, lepsze to niż głodówka.

M/G

draumkona pisze...

- Ja mu go dałam. Amulet za kwiat. Moc za życie. - mruknęła Iskra wzrokiem gdzieś uciekając. Nie miała wyjścia.
- Poza tym, Szept... Jest coś o czym musimy porozmawiać. Natychmiast. - i nie tłumacząc nic więcej, złapała elfkę za nadgarstek i zaciągnęła do ruin Strażnicy, przy okazji rzucając zaklęcie chroniące od podsłuchu.
Kiedy uznała, że bezpieczne są, odwróciła się do Szept, a twarz jej wyrażała jedną wielką bezradność przemieszaną ze strachem.
- Zrób coś. Nie mogę wracać do Bractwa... Nie mogę... - zająknęła się, a widząc, że Szept nie pojmuje, pochwyciła ją za dłonie i spojrzała na nią uważnie.
- Bogowie, Szept, ja... Ja... - ale słowa nie mogły przejść przez jej gardło. Miała nadzieję, że Szept domyśli się o co chodzi...

draumkona pisze...

Iskra właśnie miała zabrać się za swój chleb a tu nagle... Wybawienie. Z nieoczekiwanej strony.
Co prawda, już protestować chciała, że nie trzeba, że dobrze się czuje, ale w tym momencie, w drzwiach się Marcus zjawił, a jego wzrok wcale nie zachęcał do sprzeciwu. Iskra więc potulnie chlebek odłożyła i pokiwała głową, że zje, że chętnie i w ogóle cudnie.
- Królik wybył. Coś go wezwało. - oświadczył Marcus stając przy Iskrze i wzrok przeniósł z niej na Poszukiwacza. - Cóż to za zmiana planów?
M/G

draumkona pisze...

Iskra myślała, że zaraz się rozpłacze. Zacisnęła mocniej palce na dłoniach Szept.
- Królik... Znasz go pewnie... On jest medykiem... Powiedział, że wpadłam po uszy. - iskra zerknęła na swój brzuch, całe szczęście, wciąż płaski, a może doskonale zamaskowany pod luźną koszulą.
- Szept, muszę z tobą zostać co najmniej parę miesięcy. On nie może o tym wiedzieć. Nie może. - teraz to już czuła się tak, jakby na czole ktoś jej wymalował słowa, że w ciąży jest. Okropne uczucie.

draumkona pisze...

- A ja to bym się chętnie dowiedział, co też cię Czarny Cieniu odciąga od głównej misji. Nie podobne to do ciebie. - mruknął Marcus gładząc grzbiecik Figla palcem. nie był w temacie, jak zwykle zresztą, ale informacje się mu należały.
Iskra natomiast wlepiła spojrzenie w czubek własnych butów, byleby na Luciena nie patrzeć. Byleby nie patrzeć. I niech sobie idzie, proszę, jak chce to niech sobie idzie. On i jego chędożone misje.

M/G

draumkona pisze...

Odetchnęła z ulgą słysząc jakiś zarys planu. Co prawda, zapomniała kompletnie, że Bractwo trzeba opłacić, ale cóż... Potem będzie się martwić. Teraz musiała powiadomić Luciena. Pościągała więc bariery i biegiem wróciła do reszty, wciąż Szept za sobą ciągając.
- Nie jadę. Szept mnie wynajęła do ochrony. Misja, kontrakt, rozumiesz. Zostaję. - obwieściła uroczystym tonem, a był to pierwszy raz, że Iskra tak się do misji paliła. Pierwszy raz, kiedy wizja opuszczenia boku Poszukiwacza tak jej do gustu przypadła.

draumkona pisze...

No, na to Iskra już musiała zareagować. Głowę poderwała i wpatrzyła się w plecy Luciena.
- Kretyn...! - ale dalej mieszać go z błotem nie mogła, bo Marcus pochwycił ją w talii, przycisnął do siebie, a drugą ręką zatkał jej usta i miał w głębokim poważaniu ostrzegawcze piski elfki i złowrogie spojrzenia.
- Zmysły postradałeś? Myślisz, że jak się podłożysz to on nagle przestanie? - mruknął Marcus, niezbyt zadowolony z takiego obrotu sprawy.
Iskra w końcu przestała się bulwersować i stała spokojnie, piorunując Poszukiwacza spojrzeniem.
W końcu, korzystając z okazji, ugryzła Pajęczarza w rękę, ten zaklął, ale ją puścił.
- Joserro nie spocznie, póki nie zabije ostatniego Cienia w Królewcu. To czy się podłożysz czy nie, niewiele zmieni, a tylko ułatwi mu zadanie. Nie bądź kretynem. - aż sama dziwiła się, że jednak się do niego odzywa. Ale słysząc słowa Solany... Jakoś nie mogła się nie odezwać. Nie mogła nie wyzwać go od kretynów próbując powstrzymać od tego idiotycznego pomysłu.

M/G

draumkona pisze...

Iskra jęknęła w duchu. Zapłata, zapłata... Ale... Przecież miało się udać... Już chciała protestować, coś powiedzieć, kiedy o jej uszy dźwięk się obił. Lekkie stąpanie, cichy szmer trawy pod stopami. Odwróciła się, a z gęstwiny leśnej wyłonił się wędrowiec w ciemnozielonym płaszczu. Kaptur przesłaniał jego twarz, ale szybko odrzucił go na ramiona. Wilk!
I to Wilk w wydaniu podróżnicznym. Łuk, strzały, sztylety... Lekki strój i to wojownicze spojrzenie. Szybkim krokiem pokonał dzielącą ich odległość i spojrzał wojowniczo na Poszukiwacza. I całkiem przypadkiem, całkiem nieumyślnie, lekko głowę pochylił, jakby podkreślając, że Lucien jest mniejszy. Choć przecież róznica była niewielka, bo parę centymetrów ledwie.
Wilk z torby przewieszonej przez ramię wydobył pękaty i ciężki mieszek, po czym wręczył go Szept. I oto połowa, albo nawet więcej, trafiła w ręce magiczki.
Iskra odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się z wdzięcznością do Wilka. Swoją drogą, co on tu robił...?

draumkona pisze...

Iskra nie wytrzymała, ostatecznie się Marcusowi wyrwała, pochwyciła jabłko i nim to rzuciła w Poszukiwacza.
- Głupiś. On się nie da. On jest lordem szeptów. On wie. Nie znasz go. - co jak co, ale ona mogła powiedzieć w tym temacie najwięcej. Całkiem skutecznie usunęła ze swojego spojrzenia wyraz troski. Nie, żeby się o niego martwiła, o tego bezosobowego, bezuczuciowego potwora, co to to nie...
- Joserro nigdy nie opuści balu. Nie, kiedy wie, że mają być tam Cienie. A już wie, zapewniam cię. Febusa zapewne nie poznałeś, ale Joserro jest jeszcze gorszy. - o tak, Febus nie uznał za stosowne przedstawić się w Eilendyr. Najwyraźniej coś innego przyciągnęło jego uwagę. Nowe informacje.
- Nie idź tam, bo skończysz jak Theon. - zeszła z tonu, teraz brzmiał łagodniej. Znacznie łagodniej. Niemal jak prośba. Jakby ich wczorajsza awantura nie miała nigdy miejsca.

M/G

draumkona pisze...

Iskra powędrowała spojrzeniem, za wzrokiem Szept. I dostrzegła Amulet. I ściągnęła zaraz brwi, znów zagniewana, na powrót boczyć się zaczęła na Luciena.
Za to Wilk nie zobaczył tego, o nie, jego powód był znacznie bardziej oficjalny, znacznie ważniejszy niż czyjeś kontrakty i inne niesnaski.
- Szept, Rada podjęła decyzję co do ciebie. - oświadczył Wilk oficjalnym tonem, a na te wieści, aż Iskra zapomniała kompletnie o Poszukiwaczu i o swoim gniewie. Odwróciła się błyskawicznie ku Wilkowi.
- Szybko dość... - mruknęła w zamyśleniu.

draumkona pisze...

Iskra przymknęła oczy. Wyczuła to jego wytknięcie. Pamiętała, co mówiła. Nie miała już nic więcej w zanadrzu, nie miała niczego co by Luciena mogło nakłonić do pozostania w Róży. Odwróciła się więc i wróciła wolnym krokiem do Marcusa.
W tym samym momencie do komnaty wkroczył Biały, mistrz perswazji. Minę miał nieodgadnioną i sprawiał wrażenie wszystkowiedzącego w tej materii.
- Złożyłem wizytę Sewerynowi. - oświadczył zagadkowym tonem i otarł ręce w mokrą szmatkę, jaką zabrał jakiejś przechodzącej dziewce.

M/G

draumkona pisze...

- Rada zadecydowała, że pozwolą ci na powrót, ale pod pewnymi warunkami... - mruknął już znacznie mniej oficjalnie, a i jakby jakieś niezadowolenie się kryło w jego głosie. Ale, nie przeciągając, dodał zaraz:
- Część mocy musisz przelać na wybranego przez nich maga, a i złożyć masz obietnicę, że czarnej magii już nigdy nie użyjesz. Do tego wszystkiego w twoich podróżach będzie ci towarzyszył Strażnik. - Iskra zagryzła wargę. No, Rada chyba nie znała Szept skoro myślą, że ona na to pójdzie...

draumkona pisze...

Królik uśmiechnął się lekko, znów z tą swoją tajemniczością.
- Spokojnie. Joserro odkryje, że ktoś tam był dopiero wtedy kiedy skończy się zabawiać... A i radziłbym wszystkim trzymać się z dala od jego siedzib przez dzień, dwa. - Królik zostawił... Ślad. Na ścianie w biurze Seweryna był krwawy odcisk ręki, świadczący o tym, że ktoś tu był. Cień. A pod śladem podpis - My wiemy.
Marcus zaraz odgadnął cóż to Królik zrobił, w końcu współpracowali już od dawna.
- Pozostawiłem też inne ślady, mylące. On już od pewnego czasu wie o nas i każde zabójstwo nam przypisuje. Ranił Dibblera, zabił Theona. Nieomal nie zabił Rillasa i Iskry. To poważny przeciwnik, Poszukiwaczu. - oho, uszy zatykac pora, bo u Królika tryb mistrza perswazji się uaktywnił.

M/g

draumkona pisze...

Iskra swoje myśli zachowała dla siebie. Lepiej ich nie ujawniać. Czarnej magii nie znała, więc i nie wiedziała co czuje Szept.
- Najprawdopodobniej Strażnik będzie ochotnikiem, poza tym i ja musze go zaakceptować, więc żadnego imbecyla ci nie wcisną, już ja o to zadbam. Co do przekazania mocy... Nie wiem. Nie ustalili jeszcze tego, bo stwierdzili, że lepiej poczekać na twoją odpowiedź. Zostanę tu dopóki się nie namyślisz.

Sol pisze...

Zmarszczyła brwi i w dół , na stopu Cienia spojrzała, jakby tam wlasnie krył się wielki sekret jego umiejętności znikania i pojawiania sie tak nagle. Ale nic nie dostrzegla, tam w dole tez tylko szarość zobaczyła jedynie.
- Jest jeszcze jedno... - zmarszczyła brwi i palec do ust przylozyła, jakby nad tymi slowami sumienniej zastanowić się musiała. - Nie wiem, czy nie zmieni sie to zaraz, ale ja... być może wraz z Cieniem, nie w jego towarzystwie, ale w slad za nim wyrusze któres z nas - o tak, jednak wizyta jej, albo Alasdaira w tamtych stronach była konieczna. Uciekali szybko i nie wszystkie sprawy zostały zamkniete, zapieczętowane.
Uniosła wzrok na sylwetke i brew pytająco powedrowała w góre subtelnym lukiem na bladym czole.
- Czy może to być?

sárkány. pisze...

[Z kryjówką Cieni byłoby pewnie ciekawiej, ale Lilith lubi żyć, więc by mnie w snach nawiedzała, gdybym na coś takiego poszła xD
O, fajnie by najpierw było to opisać, a później ponowne spotkanie. Właściwie jeszcze w takie coś się nie bawiłam, więc mnie się podoba :D
To kto zaczyna?]

Lena Selini pisze...

Dziewczyna pisnęła, łapiąc się ramienia brata i skrzywiając momentalnie w pół, gdy poczuła skurcz w podbrzuszu.
- Jezu. – szepnęła, chowając się za plecami brata i rzucając spojrzenia to na jednego, to na drugiego mężczyznę. Nie wiedziała skąd się obaj znają, ale Louis wydawał się być spokojny. Żyła na jego skroni nie pulsowała, a to oznaczało, że nie denerwował się aż tak nagłym najściem nieznajomego.
- Czego dusza pragnie? – zapytał, nie reagując na nerwowe odruchy siostry . Udawał spokój, nie chciał jej niepokoić, ale też pokazywać, że obecność mężczyzny trochę go niepokoi.

Kai Chelershey pisze...

[Może na początek z Lu. Myślę, że mogą się z Kaiem znać, chociaż pewnie prawdziwa tożsamość Lu jest ukryta, jeśli dobrze zrozumiałam z karty.]

Anonimowy pisze...

Lena scisnela ramię brata, oczekując choć kilku słów wyjaśnień kim jest człowiek, który przed nimi stoi.
- Lou... - wymruczala cicho, nie patrząc na nieznajomego, czując przed nim niezrozumiały lek. Pierwszy raz znalazła się w sytuacji, w której spotykali kogoś, kogo znało tylko jedno z nich. W dodatku osobę, od której biła tak dziwna fala tajemniczości, jak od Luciena.
- Jak będę potrzebował, to się zwrócę. - odpowiedział Louis, ignorując siostrę. Widok mężczyzny go zaskoczył, nie spodziewał się go tu spotkać, ani nie spodziewał się, że ten będzie chciał spłacić swój dług.

Lena Selini

Sol pisze...

Kiwnęla głowa i spojrzala w tył, jakby upewnić się chciała, że drzwi sa tam, gdzie były, gdzie zapamietała. I zaraz tez wzrokiem do postaci ciemnej wróciła, jakby bojąc sie, ze podczas jej nieuwagi na coś tamten sie porwie.
- Jutro wszystko bedzie pewne, jutro dostaniesz dostateczna odpowiedź, dzisiaj nie mogę sama zadecydować - a co będzie konieczne, o czym jeszcze nie wiedziała, ze wzgledu na przedłużajacą się nieobecnośc jej opiekuna. Swoją drogą znow zaczęła sie niepokoić. Bardzo.
Uniosła wzrok, znowu na skryty w cieniu wzrok tamtego i zrobiła krok w tyl. To juz chyba wszystko?

Kai Chelershey pisze...

[Na początku Kai musi nie mieć pojęcia o Bractwie, chciałabym, żeby coś z tego wynikało i biedny były wampirek wplątałby się w kłopoty.
Mogę zacząć, tylko chciałabym mieć jakiś punkt zaczepienia, jakąś misję Lu, podczas której spotkaliby się przypadkiem i Kai zostałby zmuszony do udawania odważnego... Nie wiem, jakoś spotkali się w podróży, Kai myślał, że Lu tylko jest tak przejazdem i nie otrzymał sprostowania pomyłki, a potem musiałaby nastąpić jakaś awantura z interwencją osób trzecich... ja na razie tak to widzę, nie wiem, czy tak może być.]

draumkona pisze...

Iskra chwilowo przestała martwić się swoim stanem. Wyczuła niezadowolenie ze strony Luciena, już go znała. Może nie w całości, ale na tyle, by móc wyczuć, kiedy coś mu się podoba, a kiedy niestety nie. Obecność Wilka na pewno mu się nie podobała, natomiast samego Wilka chyba niewiele to obeszło. A może ten uśmiech na wargach jego się błąkający... Czy elf cieszył się z niezadowolenia Poszukiwacza? O bogowie.
Wilk tymczasem oddalił się z Szept, a ona, wpół kroku zatrzymała się i obejrzała na Cienia. Musiała stwarzać pozory. Musiała. Tak więc oczy jej, jakby matowe, bez wyrazu; jakby zagniewana była o tą misję, że zataił przed nią istotne fakty.
W rzeczywistości była zła, owszem, ale nie żeby posuwać się do takich słów.
- Powinieneś wracać do Bractwa. Jak obiecałam, nikt ci nic nie zrobił. Masz czego chciałeś. Raporty będę składała w każdą pełnię. - obwieściła mu poważnym, oficjalnym tonem, po czym odwróciła się na pięcie nie dając szansy do odpowiedzi i odeszła za Wilkiem i Szeptuchą, ażeby poinformować pana władcę cóż to ją spotkało. Chyba, że Szept już to zrobiła, korzystając z chwili kiedy Iskra uświadamiała Lu jak bardzo się na niego gniewa.

I.

draumkona pisze...

Najlepsze w tym wszystkim było to, że tryb "przekonaj go" uaktywnił się sam, a to z tego tytułu, że rozmawiał z Iskrą tuz po tym jak sie obudziła. Jaki to miało związek i o co w tym wszystkim chodziło nie wiedział chyba nikt.
Jedno było wiadome, we wzroku elfki czaiła się niema prośba pod tytułem "nie idź, proszę". We wzroku Marcusa czaiło się "Co na obiad?", natomiast we wzroku samego Białego odbijał się spokój. Jak zawsze.
- Miło mi będzie, Poszukiwaczu, jeśli nie będę musiał cię zeskrobywać z jakiejś ściany. Poza tym, Iskra zapłacze się na śmierć, - lekki, beztroski ton, jakby właśnie opowiadał jakąś zabawną anegdotkę. A potem równie lekkim krokiem, jakby na spacerku przez ogród roślin egzotycznych, opuścił komnatę i udał się w tylko sobie znanym kierunku.
Iskra natomiast odwróciła wzrok, prawdą była co Królik rzekł, jednak, czy musiał to robić tu i teraz? Po tym co wczoraj wykrzyczała... I tak pewnie nie miało to znaczenia. Nigdy nie miało.

M/G

«Najstarsze ‹Starsze   401 – 600 z 1313   Nowsze› Najnowsze»

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair