Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat


Art credit by 88grzes
Niraneth Szept Raa'sheal 
 z rodu Erianwen
elfka, mag
"Jest jak dziecko, co pcha palca w szparę w drzwiach, dobrze wiedząc, że zaraz paluch będzie przytrzaśnięty i spuchnięty. Magiczka, psia jego mać, piekielnie dobra, ale instynktu samozachowawczego to ona nie ma za grosz."

Dar o Szept

Początek
   Urodziła się jako trzecie dziecko w rodzinie, pierwsza córka Elenarda Erianwen, potomka Erathira i pięknej Aerandel z Eilendyr. Wszędobylskie dziecko, któremu ojciec zbytnio pobłażał, matka zbyt próbowała narzucić jakieś zasady, ulubienica braci, wyczekiwana córka. Ojciec jej, jak każda głowa rodu Erianwen, hyvan, z ramienia Władcy zarządzał drugim co do ważności elfim miastem w Keroni – Irandal w Zaginionej Dolinie Gór Mgieł. Mieniony Mistrzem Wiedzy, mag widzący więcej niż inni, choć przyszłość była zakryta przed jego oczami. Matka dumna i piękna, z córki chciała zrobić podobną do siebie, klejnot pośród kamieni, lecz zbytnio w swym dziele zbłądziła, szukając blasku, zapominając, że szlachetny kruszec, by przetrwać, potrzebuje i twardości diamentu, nie tylko jego piękna. Niraneth, wywodząca się z jednego z najstarszych szlachetnych rodów, po ojcu odziedziczyła charakter, wygląd po matce biorąc i jeno wyraz jej oczu przywodził na myśl spojrzenie Elenarda, zdradzając stalową wolę i upór, który niełatwy do złamania, kłócił się z wysoką i wiotką, przywodzącą na myśl młode drzewko, budową ciała.
   Buntownicza, nieugięta. Stała w osądach i zadaniach, jakich się podjęła. I nade wszystko była dumną. Jej brat Tamarel mienił się pierwszym obrońcą miasta, nadzieją elfów, drugi jej brat Eredin Strażnikiem Lasu wbrew woli ojca został, życie swe obronie, pielęgnacji i czuwaniu nad otaczającym Eilendyr Medrethem i jego duchami poświęcając. Niraneth Erianwen zaś dorastała wśród górskich szczytów w pięknym Irandal, ukrytym przed wzrokiem nieprzyjaciół, gdzie tylko ten, co drogę znał stawić się mógł. Jej decyzje nieraz szokowały, nieraz Starszyzna patrzyła posępnie na jej poczynania, lecz ona, wspomagana młodością i uporem, zwykła przedkładać swe racje nad ogólnie przyjęte zasady. Gdy przyszło do wyboru maga na swego mistrza i nauczyciela, shalafi, zwróciła się do Darmara Sethora, tego, który już wówczas uchodził za potężnego czarodzieja, jednego z tych, co zapiszą się w dziejach historii, lecz zarazem i za tego, który lubo niezłapany za rękę, zdawał się skłaniać ku zakazanym sztukom mroku i cienia, które to w sekrecie praktykował, a które w przyszłości miały zdecydować o jego wygnaniu. U niego nauki pobierała córka Elenarda, mag zaś chętnie dzielił się wiedzą, roztaczał przed młodym i chłonnym umysłem prawa i nauki magicznej sztuki, siły, którą by władać trzeba pokochać i zrozumieć, oddać się jej w pełni, bez reszty. Potrzeba ciągłej praktyki, cierpliwości, poznania własnych granic, nie tylko fizycznych, ale i psychicznych. Magia jest sztuką i bronią w jednym, nie kuglarskimi występami ku uciesze gawiedzi, zwykł mawiać jej mentor, prychając z niezadowolenia nad popisami elfiej młodzieży i adeptów. Niraneth zapamiętała tę lekcję, jak i wiele innych pouczeń maga.
   Na szacunek musiała dopiero Niraneth zasłużyć, czynami, słowy i wolą nieugiętą. A nade wszystko miłością do własnego ludu i lasów tych, co ich żywiły, chroniły i odziewały, darząc swymi dobrami, a które to, jako dzieci natury elfy tak bardzo szanowały. Tym także, że dobro rodaków nad swoje własne przekładała, a nawet jeśli czyny jej kłóciły się z poglądami Starszych, nie można było przeczyć, iż kierowała nią miłość, nie własna ambicja i zdradzieckie knowania.
   A jej drugą miłością była magia. Trzecią zaś natura.

Legenda o Wilczej Pani
   Lecz przyszły i czasy niepokoju, czas walki i krwi rozlewu, czasy gdy odwaga i trwałość murów miały zostać poddane próbie. Wojna nie ominęła elfiego miasta, Wirgińczycy, przyprowadzeni zdradą stanęli u jego bram. Odwaga i wola wytrwały, utwardzone przez doświadczenie, mury skruszały, zburzone siłą wrogich oddziałów. Śmierć zebrała wówczas krwawe żniwo wśród jej rodaków, niejedno serce okryła żałobą, niejedną wolę złamała, roztaczając wizję rezygnacji i zatracenia. Nie obeszło się bez ofiar i w domu Erathira, odbierając im tego, który miał bronić Irandal, buńczucznym głosem prowadząc ku zwycięstwu, tego, którego zwano Tamarelem, pierwszym synem Pana Wiedzy. Wychowana wśród mędrców, szkolona przez magów Niraneth była tą, której w zamian powierzono pieczę nad ginącym miastem. Nadano jej miano Wilthierni, Wilczej Pani, wkrótce zaś pośród napastników jęła krążyć opowieść o elfce, o tym jak do walki wiodła nie swych rodaków, a knieję całą, wierną jej rozkazom, wilki z Gór Mgieł, straszliwe bestie miały krążyć przy jej boku, a gdy nastały ostatnie dni, ona sama miała się w leśnego zwierza przemieniać, krwawa w zemście, nieustępliwa w boju, podchodząca i uderzająca znienacka, nieprzyjaciółka rodu ludzkiego, wiedźma z lasu.
   Jej serce długo krwawiło po zniszczeniu Irandal i nie mogła darować ludziom tego uczynku. Nie bawiła się w odróżnianie, jakiej byli narodowości. Zrobiła wszystko, by ocalić elfie miasto, lecz i to zawiodło. Zamiast tego umożliwiła odejście pobratymcom do Eilendyr, przeprowadziła ich przez niemal cały kraj do stolicy. Niedane jej było tam pozostać, cieszyć się urokami tamtejszego życia i dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Upadek Irandal wzbudził niespokojne myśli, nasilił podejrzliwość, rozjątrzył dawne rany. Zdrada, przez jaką padło miasto, dopełniła dzieła, dopełniła dzieła wieść o znienawidzonej przez elfy czarnej magii, kojarzącej się z mrocznym i krwawym kultem Nazary i Hazary, a do której uciekła się Niraneth. Tym razem nie pomogło tłumaczenie, że wszystko dla dobra ogółu, że dla przetrwania, ratowania ginącego miasta i jego mieszkańców. Stare przesądy, wierzenia były zbyt silne, zbyt silna była wśród długowiecznego ludu pamięć dawnych dni. Może, gdyby czarna magia elfki ocaliła w cudowny sposób miasto, spoglądano by na wszystko inaczej. Lecz Irandal padło, z nim zaś upadły nadzieje elfki. Nie pomogło wstawiennictwo przyjaciół, nie pomogło poparcie następcy tronu, udziałem elfki stał się los jej byłego mistrza, Darmara. Wygnana, odrzucona przez swoich, nie mogła odtąd powrócić do wspaniałych miast swych rodaków. Przypadło jej żyć z daleka, ciągle tęskniąc, dni miały jej mijać na wędrówce w świecie ludzi, tak obcym i nieznanym.
  Pieśń milknie i znika miano Wilczej Pani nawet i z ludu jej głosu, gdzie się podziała, dokąd podążyła, dokąd zawiodła ją duma, przeklęta elfia magia i bogowie? Nie wie bard, co się z nią stało, czy poległa wśród późniejszych walk, czy lud swój opuściła na dobre. Opowieść stała się legendą, legenda mitem, bajką opowiadaną przy ognisku. I tylko skruszałe mury pamiętają – prawdę.

Wygnaniec Szeptem zwany
   Wraz z czasem inna opowieść jęła krążyć, mniej znana, mniej krwawa. I w niej elfka występuje, elfka Szeptem zwana. Ona ta podróżuje po kraju na kształt najemnika, najemnikiem nie będąc. Magia jej nie do kupienia, nie za złoto i srebrne dukaty, życzliwość nie do sprzedania, chybaby temu, kto naprawdę w potrzebie. Efli Wygnaniec, pozbawiony możliwości powrotu do elfich miast, zapomniana przez swoich, czego i nie ukrywa, jeśli czegoś żałując, to nie swego czynu, o którym słowa nie powie, a braku zrozumienia. Z konieczności i zbiegu okoliczności członek bandy Nefryt, choć od niedawna, choć jeszcze nie do końca pełen zaufania, wplątana w konflikt, który wedle elfiego zamysłu dotyczy tylko ludzi, nie zaś elfów. Gdyby opuszczając Irandal powiedziano jej, że zbrata się z ludźmi, mieszając w ich starcia, uznałaby to co najmniej za kpinę i mało śmieszny żart. Mało znała ludzi, a jeszcze mniej, wynika z tego, siebie.
  Pracuje dla, czy też raczej z Alastairem Pielgrzymującym, Kolekcjonerem z Królewca, badając dlań starożytne ruiny, czasem naruszone i odnalezione weń artefakty, ślady przeszłości do jego pracowni przy Zachodniej Bramie znosząc. Sama ci w tej podróży nie jest, bo i na to by Alastair, dla którego jest jak córka, nie pozwolił. Na jej ramieniu siedzi czarny kruk, śladem jej podążają wilki urodzone wśród białych szczytów Gór Mgieł. Niemal zawsze towarzyszy jej zmora magiczki we własnej osobie, półelfi najemnik Brzeszczotem nazywany. Brat jej, choć nie z tej samej krwi, wrzód na tyłku w oficjalnej wersji, uprzykrzony półelf i ograniczony człowiek, niemający za grosz zamiłowania do natury i ani krztyny cierpliwości i wychowania. Niech jednak ktokolwiek choć źle spojrzy na ów miecz w potrzebie, niech choć palcem tknie boskie pośladki, elfka nie popuści. Jej najemnik, jej wrzód i tylko jej wolno kpić z poczciwca. Do niedawna marząca o powrocie do Eilendyr, jak każdy elf silnie związana ze stolicą, kochająca ją i jej piękno. Tam zostali ci, którzy są najbliżsi jej sercu.

Elfie dziedzictwo
    Po ojcu swym zdolność do magii powzięła, nic to dziwnego, bo wśród potomków Erathira zawsze rodzili się czarodzieje, wróżbici i czarnoksiężnicy, poświęceni Aszarze i gwieździe Ara. Zgłębiała więc tajniki pradawnych mocy, całkowicie oddając się magii, poświęcając jej się nieomal bez reszty, jako czemuś, co jest jej częścią, darem od bogów, którego nie godzi się pozostawić samemu sobie, a rozwijać wypada. A ponieważ, miast zasadami, kierowała się własnymi przekonaniami, nie było dziedziny, do której by nie zajrzała, wliczając w to czarnomagiczne zaklęcia i magię krwi. Przeto, choć wtajemniczono ją w arkana łucznictwa i mieczy, nie miecz i łuk są jej bronią, nie tarcza i pancerz ochroną. Jej jedyną bronią jest magia, a gdyby ta zawiodła, co zdarza się i w każdym przypadku, bo ostrze miecza się tępi, a tarcza pęka, nosi przy sobie sztylet elfiej roboty, umocowany na ramieniu przemyślnym mechanizmem, będący ostatnią deską ratunku magiczki. Lecz najpierw imię jej poznane było jako tej, do której rąk nawet najdziksze zwierzęta się garną. Zachowanie takie zdradzały już w obliczu jej matki. Nie raz się zdarzało, że Aerandel przechadzała się obok wilczych watah, rysiego legowiska czy niedźwiedzicy z młodymi, a te jako niegroźną ją traktowały. U córki zdolność ta sięgnęła mistrzostwa. Ona nie tylko obok nich chodziła, ona z nimi przebywała, z młodymi się bawiąc, stare lecząc, gdy potrzeba takowa zaistniała. Ani jedno warknięcie, ani jedno prychnięcie ostrzegawcze nie padło, ani razu pazur nie uraził skóry elfki, zwierz dziki miała ją za swoją, za przyjaciółkę i opiekunkę, za tę, której krzywdy się nie czyni. Miłośniczka natury, lasów i zwierzyny wszelakiej, nie przeszła obojętnie obok żadnego zwierzęcia, co mogło zdawać się urocze, na dłuższą metę bywało jednak drażniące, zwłaszcza dla tych, którzy nie podzielali jej zamiłowań. Rozmiłowana w siłach przyrody, nie pogardzała też dziełami rąk ludzkich. Stare ruiny, podziemia, warowne zamki i świątynie ciągnęły ją do siebie z siłą, której nie zamierzała się opierać. Miłość do kamienia zaszczepił w niej Ymir, odtąd sama szperała w księgach, gromadząc wiedzę, a resztę sama widząc, gdy w ciemności starych budowli niknęła, a korytarz niósł jej kroki. A choć ukochała elfie miasta, to jej serce ciągnęło i do wędrówek, do miejsc, jakie ukazywały oglądane przez nią mapy i opiewały legendy, a których to dziwy chciała na własne oczy obaczyć. Wierząca w elfickich bogów, najsilniej związana z boginią magii Aszarą i Bogiem Ojcem, Asuryanem. Czasem jej wiara była wystawiana na próbę, czasem zdarzały się chwile zwątpienia, niepewności, bo gdzie ich nie brak? Bogowie nie poprowadzą cię za rączkę, nie pokarzą jak iść. Nie podniosą cię za ciebie, gdy upadniesz.

Pani poradzę sobie obecnie
   Los bywa kapryśny, widoczny chyba tylko dla jasnowidzów, zmienny i nieraz potrafi elfa zaskoczyć. Nie zabrakło tych niespodzianek i dla Szept. Z potomkini Erathira - Wygnańcem, z Wygnańca - małżonką Władcy Eilendyr, co to ostatnie chyba najbardziej zaskoczyło ją samą, z panny - mężatką i matką małej Merileth.
   Poprzez znajomość z Nefryt włączona w działalność ruchu oporu, poznała prawdziwą tożsamość swej ludzkiej przyjaciółki, motywy kierujące rzekomo zwykłym i poczciwym magiem, miłośnikiem staroci. A jak zmienił się jej status, tak i zmienił się charakter, ukształtowany przez nowe okoliczności i liczne przygody, zmuszające do weryfikacji tego, co dotąd uznawała za niezmienne prawdy. Już nie konieczność, a najszczersze chęci wiodły ją ramię w ramię z ludźmi, cele bandy stały się jej celami, a sprawa, którą miała za ludzki kłopot, jej sprawą. Postawione na jej drodze postacie utemperowały nieco jej dumę, uświadomiły, że o prawdziwej wartości istoty żyjącej nie decyduje przynależność rasowa i czystość krwi, nieodziedziczone po przodkach geny, lecz to, co skryte głęboko w sercu.
   Wciąż marzy jej się, by ludzie przestali bać się magii, powstanie Kręgu, który jednoczyłby wszystkie rasy, a w którym magowie mogliby szlifować swe umiejętności i nieść pomoc tym, którzy by jej najbardziej potrzebowali. Brzydkie doświadczenie z przeszłości, pozostałość kłopotów, w które sama, w jak najlepszej wierze się wpakowała, sprawiły, że lękiem napawają ją portale, co biorąc pod uwagę profesję jest równie irracjonalne jak bojący się koni jeździec i mdlejąca na widok krwi uzdrowicielka. Wszędobylskie oko Starszyzny nie powstrzymało jej przed włóczęgą po kraju i zaglądaniu do bardziej podejrzanych kątów, a przydzieleni jej do ochrony dwaj przyboczni nie zapobiegli regularnemu gubieniu się Jej Wysokości.

Art credit by 88grzes
Niraneth Raa'sheal | Nira | Szept | wredna magiczka | czarny mag | członkini bandy Nefryt | Wilcza Pani | elfia królowa | Mała | Wilczyca | pani zawsze na siebie uważam i jestem ostrożna | elfka pełnej krwi | długoucha wredota | Wygnaniec | Erianwen | pani nie można tego tak zostawić | magnes na kłopoty


~*~

Art credit by Sayara-S

Devril Randal Larkin Winters
earl Drummor
Kerończyk
„Brzeszczot nie wiedział, jak Dev chce ich wyciągnąć z wyspy, ale postanowił zaufać temu wymądrzającemu się pięknisiowi. Kto jak nie on, da radę ich wyrwać z tego szamba? Takiego Devrila to ino się trzymać i nie puszczać.”
  
Dar o Devie


Devril Winters | Dev | arystokrata | earl Drummor | szpieg | Duch | człowiek | przyjaciel plemion | kochaś | przydupas | pan, który znajdzie wyjście z każdej sytuacji | piękniś | bawidamek

~*~

Art credit by gokcegokcen

Lucien Czarny Cień
Kerończyk
Poszukiwacz Bractwa Nocy
"Chciałam cię poznać. Powinnam cię znać. Ale ty wolałeś bawić się w przybieranie setki masek, a każda z nich była dla ciebie niczym ważnym."

Iskra o Lucienie

Lucien Czarny Cień | Lu | Poszukiwacz | Cień | Asgir Thorne | kowal | Varian Gharkis | zabójca | człowiek | pan misja | lodowa góra | Władca kaczek | Radny Bractwa | mentor


Ostatnia aktualizacja karty: 29.03. - cytat u Luciena
Ostatnia aktualizacja podstron: 25.10. - aktualizacja pobocznych zakończona

5 000 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   401 – 600 z 5000   Nowsze›   Najnowsze»
draumkona pisze...

- Pół na pół. Jeśli zginiemy, będziesz nieco na plusie - Królika jakiś czarny humor się chyba dziś trzymał, bo przecież jakiekolwiek żarty, to przecież nie w jego guście. W takich chwilach Marcusowi się kojarzył jedynie z tą jedną osobą. Z Czarnym Cieniem.
I kiedy to Królik rozliczał się z magiem, Marcus ziewnął przeciągle i zaczął marudzić. To była najlepsza taktyka, żeby zagonić Królika do spania. Zachowywać się jak dziecko, żeby wstydu mu narobić.
- A wiesz co się stanie, jak bedę niewyspany? Wywiodę was w pole, o. I zje nas niedźwiedź. - ględził już tak parę minut, a Gabrielowi czerwieniały uszy ze złości. Jeszcze chwila i go ubije.

M/G

Silva pisze...

- O nie, mów sobie co chcesz Długoucha, ale panie przodem - powiedział, wskazując elfce dziurę; ciemną, wilgotną, stromą, bez dna. Znaczy dno gdzieś tam było, ale dostrzec go się nie dało.
Najemniku.
Karme wszystko popsuła.
Brzeszczot nie miał więc wyjścia i zajrzał w dziurę. A potem rzucił tam kamień. I zszedł. Pomału stawiając każdy krok, ostrożnie chwytając się palcami występów, szukając ich, bo zejście w dół nie było takie łatwe.

draumkona pisze...

Królik uśmiechnął się półgębkiem i uścisnął dłoń maga.
- Umowa. - mruknął jeszcze, przeto tak wymagały reguły. A on czasami aż zbyt mocno ich się trzymał,, co zapewne było nieoczekiwaną zasługą Luciena.
Marcus natomiast spojrzał wilkiem na elfią panią i nawet na chwilę zapomniał, że to przecież dzięki niej Figielek wciąż żył! Spojrzenie jego złagodniało nieco, a on sam tylko wymamrotał coś pod nosem. A potem dodał, całkiem na głos, jakby nie straszne mu były furie magików i innych Królików.
- Widzisz, Gabryś jest już wystarczająco prowokujący. Pójdzie ci taki w góry, niedźwiedzia spotka i nie ma takiego półelfiaka. A jak jeszcze do tego mamy elfią matronę... - Marcus okręcił sobie loczek wokół palca jakby właśnie się doskonale bawił. A w istocie, bawił się wyśmienicie.

M/G

draumkona pisze...

- Widzisz, Lu - mruknęła na łóżko włażąc i zaraz pod ciepłą pierzynę się gramoląc. - Niewielu ludzi nas odwiedza, a nawet jeśli, to zawsze ktoś musi takiego delikwenta pilnować. No to się go pilnuje, a, że ty Cieniem jesteś, jak i ja zresztą... To chyba nie mogli nikogo innego znaleźć na to miejsce. I tak się ciesz, że Wilk cię nie pilnuje. Bo dostałbyś pryczę i podziurawiony koc. - urwała i położyła się w końcu. Zaraz jednak nie wytrzymała i odwróciła się do Poszukiwacza. W panującym mroku wyróżnić mogła jedynie zarys jego twarzy, co niebywale ją irytowało.
- Chociaż pewnie i tak wolałbyś pryczę niż spanie tu. Chyba zaczynam rozumieć jak działasz. - mruknęła i ku swojemu zdziwieniu, wcale się jej ten wniosek nie podobał. Nie zamierzała się jednak zastanawiać nad tym dłużej, bo była wykończona i zmęczenie całkiem skutecznie pozbawiało ją trzeźwości w myślach. Nos wtuliła w poduszkę i zamknęła oczy. Pierzyna grzała, czuła obok ciepło jego ciała. Czuła zapach. I zaraz sen ją w swoje objęcia ujął.

Silva pisze...

- Nie - padła odpowiedź, którą powtórzyło echo - Spadłem i umarłem. Chodź sprawdzić!


draumkona pisze...

- Niedwiedź nikogo nie zje - powtorzyl Marcus wysokim glosikiem, jakby Szept nasladowal. Zatrzepotal tez rzesami i zacmokal. A potem znow sie naburmuszyl, burknal cos i przestal sie odzywac.
- Wierz mi, nie chcesz widziec go niewyspanego na szlaku - rzucil Krolik, ktory to w dloni zwazyl sakiewke, a potem rzucil ja Marcusowi, ktory to pochwycil ja zrecznie i schowal gdzies w rekawie, czy w plaszczu.
- Inaczej bedzie spiewac, jak obudzi sie bez prowiantu - najwyrazniej tym razem to nie Marcus mial objadac wszystkich naokolo, a ten niedzwiedz, co to rzekomo pozrec ich mial na szlaku.

M/G

Silva pisze...

I wylądowała. Na półeczce, ot występie skalnym, obok Brzeszczota.
A potem zaczęło się mozolne zejście na dół. Trwało i trwało. Aż w końcu znaleźli się na dnie, gdzie stała woda.
Na wysepce otoczonej mulistą wodą rosło coś, co powinno być tylko sennym koszmarem.
Zielonoszara roślina, sięgająca sklepienia; wysoka, szeroka. Trudno było zlokalizować jakieś oczy, jakieś usta. Nic tylko szara masa pełna macek, poruszająca się, ciągle w ruchu.
A przed macierzą, przed pramatką stał... Stał tam Tetikus!
Nie wyglądał jak on.
Oczy wraz z białkami miał zielonkawe, rozszerzone, ciało pokrywały tatuaże. Jego ciało zdobiła tylko przepaska na biodrach. W ręku trzymał drewnianą laskę, na której czubku lśniło coś, co przypominało głowę oplecioną mackami.
Tetikus stał przed nimi, przed macierzą.
Uśmiechał się bezczelnie, zadowolony, dumny. Wzrok miał utkwiony w Brzeszczocie, zupełnie tak, jakby...
Darrus niewiele myśląc, nie dbając o to, co może się stać, zerwał się z miejsca i wyrwał do przodu, sekundę po tym, jak Karme krzyknęła, by tego nie robił.
Ale on to zrobił, dając upust emocją, mając przed oczami martwe ciałka dzieci. Dzieci! W kilku krokach dopadł Tetikusa i zanim macka oplotła jego ciało i odrzuciła, zdołał uderzyć go pięścią w szczękę, a potem wylądował przed wciąż uśmiechniętym, z lecącą z wargi krwią Tetikusem.
- Jak mogłeś?! Jak mogłeś zrobić to dzieciom?!
- Nie sądziłem, że uciekniecie - nie była to pochwała - A dzieci? To tylko ciała wypełnione magią, czystą, nieukierunkowaną - zdawało się, że dziki nie czuje nic. Jego obecność tutaj też była nieoczekiwana.
- Zamordowałeś je! Miały nie więcej niż kila lat! - szybko zerwał się z ziemi, ale Tetikus nie pozwolił mu wstać: lekki ruch laską, a pnącza unieruchomiły Darrusa. - Wciąż tam leżą, a szczury się nimi żywią! Obgryzają kości, wyjadają wnętrzności! - Złość wylewała się z niego dosłownie każdym porem w skórze. Jasne oczy miotały błyskawice i gdyby były całkiem prawdziwe, Tetikus byłby już kupką popiołu. Zaciśnięte pięści nie rozluźniły się. dar był wściekły. A to był rzadki widok.
- Dwa ostatnie pojemniki trafiły tam tydzień temu. Tak, wciąż pewnie są nieobgryzione. Moja pani pożywia się cierpliwie - dodał, kładąc z czułością dłoń na macce macierzy.
- To były dzieci! - Brzeszczot zaczął się wyrywać. I albo roślina się tego nie spodziewała, albo złość dodała mu sił, bo mu się to udało. I znów zaatakował Tetikusa, ale pięść najemnika nie dosięgła dzikiego. Macka złapała go za kostkę i poderwała w powietrze. - Puszczaj mnie! Jesteś tchórzem. Cholernym, pieprzonym tchórzem, który zabija dzieci! - cień na jego twarzy sprawił, że dwie łzy wsiąknęły w kołnierz niezauważone.
Tetikus cmoknął karcąco. - Nie bądź śmieszny.

draumkona pisze...

Iskrę obudził dotyk. Lekki dotyk ciepłej dłoni na ramieniu. I ku swemu przerażeniu, pierwszą myślą jaka wpadła jej do głowy, było to, że to nikt inny jak Lucien. Leniwie otworzyła oczy i zaraz spojrzała na dłoń. I zauważyła srebrny rękaw tuniki. Nie, Lucien nie miał takowej. Wodząc wzrokiem wzdłuż ręki, napotkała spojrzenie Wilka.
- Chodź, twoja rana goi się zbyt długo. - nie powiedział nic więcej, tylko delikatnym ruchem pociągnął ją za rękę. Usiadła posłusznie, a kompletnie rozczochrane wlosy zsunely sie jej z ramienia. Tunika krzywo przekrzywiona, a wyraz twarzy mówiący wszystko. Elfka nie miała zamiaru opuszczać ciepłego łóżka.
Wilk jakby to zaraz z niej wyczytał, to i na ręce ją wział, Poszukiwacza kompletnie zignorował, a coś podpowiadało mu, że nie śpi odkąd wszedł do tej komnaty. Dziwny człowiek.
bez słowa więc opuścił komnatę z półprzytomną Iskrą używającą jego ramienia jak najzwyklejszej poduszki.

draumkona pisze...

Krolik westchnal. I juz zaraz zaczal odzywac sie w nim ton cierpliwego mentora i nauczyciela.
- Od paru dni w siodle jestesmy. Bez odpoczynku praktycznie. Wiec i on i ja musimy przez pare godzin odpoczac. - wyjasnil cierpliwie elfce, choc cos mowilo mu, ze ta informacja jej nie zachwyci. Coz, przeciez mogla poczekac chociaz do switu. Wszak srodek nocy byl.
Marcus za ti wyjal sucharka i zjadl go z oburzeniem. No widzialby kto, elfia pannice co to mu snu odmiawia. Nu, nu, nu Pani Szept, tak sie nie robi.

M/G

draumkona pisze...

Iskra niewiele pamietala potem z tego dnia. Wiedziala, ze wczesnym rankiem, o swicie niemal, Wilk zabral ja do medykow, ktorzy sie licznie zebrali, jakby byla jakims ciekawym eksponatem. W rzeczywistosci, nie mylila sie, bo wiekszosc elfow przyszla zobaczyc dzielo Ducha Lasu i wyrazic swoja opinie o tym, choc malo kto ich teraz sluchal. Potem Wilk wygonil ich na zewnatrz, a zostali jedynie ci, ktorzy mieli mu pomoc. Wyjasnil jej, ze uspi ja na pare godzin, by spokojnie moc rane zasklepic. A ona... Ona chyba sie zgodzila, choc nie pamietala tego.
A potem byl sen, w ktorym czern ja otaczala i nic wiecej. Czern i cieplo. I nic wiecej.
***
A potem obudzila sie w swojej komnacie. Rana byla zabliziona, ramie nie bolalo. No, troche kulo przy wiekszym wysilku, ale to pewnie tymczasowe. Bedzie musiala Wilkowi podziekowac. Tymczasem, nie wiedzac gdzie udal sie Lucien, Iskra stwierdzila, ze na taras dolny zejdzie. Tak wiec ubrala na siebie jedna z tych mlecznobialych, mglistych sukni i wymknela sie. A to co sie stalo potem... Bogowie swiadkami, ze nie tego sie spodziewala.
***
Stali oboje wśród ciszy i mroku. Iskra czuła mokrą trawę pod bosymi stopami, a biała jej suknia zahaczyła o kretowisko. Elfka przystanęła i pochyliła się, by ostrożnie material podnieść, ażeby zabrudzić go jak najmniej. Wilk stał obok, cierpliwy, opanowany, milczący. Mglista suknia Zhao została poruszona lekkim powiewem wiatru, a szelst liści wyrwał ją z głebokiego zamyslenia.
- Zostań tu. Zostań z nami. Ze mną. - głos białowłosego był cichy i niósł w sobie nutę smutku. Najwyraźniej nie zamierzał dać Iskrze odejść. Ta jednak uparcie milczała czując ogromne rozerwanie
- Powinnaś należeć do mnie. Wtedy, gdy myślałem, że życie oddalaś za tego człowieka... Czułem pustkę. Pustkę, której nie mogła zapełnić troska o Szept, której nie zapełniało nawet Eilendyr. - wiedziała jak ciezko przychodzą mu podobne zwierzenia.
- Nie mogę.
- Zostań moją królową.
To ostatecznie Iskre zbilo z tropu. Stanęła wyprostowana, a brwi powędrowały ku górze. Z jednej strony chciałaby tu zostać, ale nie na takim układzie. Zdecydowanie nie. Zadaniem jej było zesfatać Wilka z Szept, nie ze sobą. Poza tym, jej serce należało do kogo innego i nic nie mogło tego zmienić. Nawet fakt, że jak na razie o uczuciu tym wiedziała jedynie ona i Szept. Tak nawet było lepiej.
- Nie, Wilku.
Posmutniał. Widziała to, co odmalowało się na jego twarzy i zrobiło się jej przykro. Nienawidziła siebie za to, że sprawiała mu taki ból. Najgorsze i tak przed nim.
- Należę do Bractwa Nocy. - uniosła dumnie podbródek, a mina stężała w poważną maskę.
- Kiedy wyzdrowieję, kiedy rana w końcu całkiem się zamknie... Wtedy wyjadę. Z Lucienem. - musiała wtrącić coś o Poszukiwaczu. Być może Wilk był smutny, ale na pewno umiał czytać między wierszami. Nie odpowiedział jednak, westchnął jedynie, po czym pchwycił delikatnie jej ramiona i przyciągnął do siebie. Ucałował ją lekko i zaraz się odsunął. Żegnał się.
- Niechaj gwiazdy cię strzegą. - a potem odwrócił się i odszedł, niknąc zaraz między krzewami, które porastały gęsto Dolny Taras. Została sama. Dotknęła amuletu, który spoczywał na jej piersi. Zaraz obok wyczuła zgrubienie lekkie. Blizna. Blizna po bełcie, który miał ugodzić Lu. Uśmiechnęła się nieznacznie, do siebie samej, a wzrok powędrował w górę, ku gwiazdom. Poszukiwacz powinien być dumny z niej, że tak dzielnie oparła się wszelkim pokusom i twardo postawiła na swoim. Wiedział chyba, ile znaczył dla niej pobyt w stolicy. Powinien być dumny z dochowanej Bractwu lojalności. Szkoda tylko, że nigdy nie będzie. Rozmowy tej nie słyszał, nie stał gdzieś tu, przysłuchując się, więc i dowiedzieć się nie miał nigdy o tym, co tu zaszło, między nią, Starszą Krwią, a nim, przyszłym władcą Eilendyr.

Silva pisze...

Karme, powiedz Szept, by odciągnęła jego uwagę.
Lisiczka schowana w cieniu, bowiem sama nie mogła wiele zrobić, przekazała tę informację elfce, samej nie wiedząc co planuje najemnik.
A Brzeszczot miał pomysł. I chociaż z macierzą wiele zrobić nie umiał, chciał odpłacić się Tetikusowi za wszystko. Za wszystko! Za dzieci, za ofiary, za kultywowanie tej chorej rośliny.
Macierz czekała. Jej dzieci zasłoniły wyjścia z jaskini, gotowe zatrzymać uciekające jedzenie. Ruchliwe, nerwowe oczekiwały na pokarm. Magia, którą czuły, drażniła ich zmysły, drażniła ich głód.

draumkona pisze...

Iskra najwyraźniej zbyt bezpiecznie się czuła, bo nie wyczuła ani Szept, ani tym bardziej Luciena. Wilk natomiast zniknął z tarasu korzystając z jedynie sobie znanych ścieżek.
Iskra natomiast oderwała w końcu dłoń od Gwiazdy i cichym, delikatnym gwizdem przywołała do siebie sówkę płomykówkę. To był Iskrowy szpieg, który działał jednak tylko na terenie elfiej stolicy. Sówka napuszyła się siadając na ramieniu elfki.
- Leć pod wschodnie wrota Morii. - i nic więcej. Żadnych więcej wskazowek, choć zarówno Iskra jak i sówka wiedziały o co chodzi. Krasnoludy. A konkretnie, kompania i ten jeden, specjalny. Ymir był oczekiwany.
Ptak wzbił się do lotu, a Iskra patrzyła jeszcze za nim chwilę. A potem, jak gdyby nigdy nic wrócila się na górę, do własnej komnaty by tam robić wszystko to, czego nie można było robić na dolnym tarasie.
szybkim krokiem przemierzyła trawnik, wspięła się po schodkach z białego marmuru na górę i wślizgnęła się do komnaty. A potem przeszła przez nią i przysiadła na jednym z dwóch stopni za łukami. W misjcu, które uważała, za małą, prywatną polankę, samotnię.

draumkona pisze...

- Ale to prawda! - tym razem obruszyl sie Marcus. Zjadł kolejnego sucharka, ze złością napychając sobie nim policzki. A potem miał problem z przełknięciem, zakrztusił się i Królik musiał go w plecy uderzyć. Tak to się kończy, jedzenie sucharkow w złości.
- Rankiem. Marcus zna skróty dzięki którym powinniśmy dostać się do właściwej ich części w przeciągu dnia. A kiedy tam dotrzemy... - nie dane mu było dokończyć.
- Nadchodzi zima. - oznajmi twardo Pajęczarz. Było to wszystkim wiadome, jednak nie tak wiadome, w jaki sposób widział to Marcus. Kiedy zima nadchodziła... Kiedy rowniny dopiero szykowały się do snu... W górach już zalegały śniegi. Już szalały nocne stworzenia, a w samych górach słońce wstawało jedynie na parę godzin. A to były i tak łagodne warunki. Gorzej, jeśli zima zastanie ich w górach. Wtedy będzie naprawdę nieciekawie.
M/G

Silva pisze...

Brzeszczot spróbował czegoś, co nie powinno się udać; była to sztuczka, która obezwładniała zbyt odważnych rabusiów, albo za namolnych strażników. Proste uciśnięcie wrażliwego miejsca i chwilowy paraliż. Tylko, że roślina nie miała mięśni do tego odpowiednich.
Ale szczęście, a może i boska łaska sprawiły, że prosta sztuczka podziałała na mackę; dwa palce wciśnięte pod przyssawkę i pnącze zwinęło się, puszczając najemnika, a potem znieruchomiało.
Brzeszczot czmychnął w cień; niewiele widział, światła było mało więc zrobił to, czego uczył go Staruszek. Zamknął oczy i zaczął słuchać i czuć.
Kapiąca woda. Kroki. Oddech. Ruch macek. Wibracja powietrze.
Najemnik odetchnął. Zatracając się w tym, co słyszał i widział, zaczął podkradać się do Tetikusa. Schowany w cieniu przemykał bokiem; kiedy trzeba było zamierał. A gdy roślina, czy dziki nie widzieli, szedł dalej. Szept skutecznie odwracała ich uwagę.
Zostało jeszcze trochę. Jeszcze kawałek.

draumkona pisze...

Iskra uslyszala szczek otwieranych drzwi i obejrzala sie przez ramie. Nie odezwala sie. Cos dlawilo jej gardlo i nie potrafila wydobyc z siebie zadnego dzwieku. Przyznac sie przed sama soba musiala, ze Wilcza propozycja ja zaszokowala. Okropnie.
A przeciez ona sie tak starala, by uwage jego na Szept przekierowac... Szkoda, ze nie ma daru jasnowidzenia. Wiedzialaby przynajmniej czy jej wysilki pojda na marne, czy tez nie. Calym sercem liczyla na to drugie.
Zawial chlodny wiatr, ktory owinal skore elfki i przedarl sie przez lekkie, biale materialy sukni. Wzdrygnela sie az i kichnela.
Cholerna zima - zdazyla jeszcze pomyslec nim postanowila wstac i pojsc po jakies futro. Ale z kolei, nie chcialo sie jej ruszac z marmurowego schodka. Przyjemnie sie na nim siedzialo.

draumkona pisze...

Marcus takim zwyklym, glupim czeczyna nie byl. O nie. Pochodzil z gor. Zyl w gorach. Wiedzial co to znaczy GÓRA. I byl calkowicie swiadom tego, w co sie pakuja przez ten kontrakt. No, przynajmniej sadzil, ze ma takowe pojecie.
- Wiec do zobaczenia rankiem. - rzucil jeszcze Krolik i zlapal Pajeczarza za ramie i wywlokl na gore, gdzie to zamierzal zajac jakis pokoj nawet bez wiedzy karczmarza. Jesli ma problem, niech przyjdzie. Poza tym, wystarczyl chyba sam Figiel, azeby czleczyne przegonic. A zaplaca mu... Rano.
***
Rankiem jednak nie bylo szans, by karczmarzowi zaplacic, bowiem ten zniknal gdzies o swicie, rzekomo by krowe wydoic. Krolik czekal i czekal, az Marcus nie zaczal marudzic. Potem zjawila sie jeszcze elfia pani, a on nie zamierzal zostawiac monet na ladzie. Dlatego tez wyszli bez zaplacenia.
Konie raz dwa osiodlali, Figiel za to wykazal zywe zainteresowanie Corvusem.

M/G

Silva pisze...

Matka roślin była sprytna. Z magią musiała także zaczerpnąć intelekt ludzi, od których ją czerpała. Z pewnością nie usłyszała skradającego się najemnika, bo ten stąpał cicho, raczej poczuła poprzez korzenie i macki wibracje. Ziemia słyszała wszystko, a przez nią i pramatka.
Brzeszczot nie mógł długo czekać. Jeśli nie teraz to nigdy.
Kolejny głęboki oddech. Zaciśnięcie mocniej palców na kamieniu.
Wyłonił się z cienia. Wystrzelił jak strzała z łuku i zaatakował od tyłu. Tetikus mówiący coś do Szept, dostrzegł go o chwilę za późno. Moment zawahania i najemnik uderzył dzikiego w kark, chociaż celował w głowę; roślina podcięła mu nogi, ale dziki się zachwiał. I upadł.

draumkona pisze...

Iskra wzdrygnela sie slyszac jego glos. Zbyt gleboko sie zamyslila. Tak nie powinno byc. Podniosla sie zaraz, a suknia zaszelescila. Odruchowo siegnela amuletu swego i pogladzila kamien. Jasna blizna odznaczala sie na opalonej skorze elfki niczym mleko na podlodze.
A jednak, nim odpowiedziala, zawahala sie.
- Po koronacji. Po tym, jak pewna czesc elfow odejdzie, by wyplynac za biale wieze. - oswiadczyla, choc skryla przed nim fakt, ze prawdopodobnie i ja czeka taki los. Wilk nie pozwoli jej tu zostac. Juz ona go znala.
***
Byl w Eilendyr elf o tak rozleglych kontaktach i tak dobrze poinformowany, ze zostal mianowany podszeptem. Mial on na imie Febus. I to wlasnie mysi szpiedzy Febusa podsluchali monolog Szept. I to wlasnie oni zaniesli Febusowi informacje.
Choc sam elf nie zwrocil na to uwagi. Nie mial zamiaru szantazowac Wygnanca, nie mial interesu w jej slowach i skrywanych uczuciach. Febus zapomnial.
Ale nie mysi poslancy, ktorzy pracowali na dwa fronty.
Wilk nie lubil nie wiedziec co sie dzieje w stolicy.

draumkona pisze...

Figiel, ktory to nie miescil sie w obudwu ludzkich dloniach zapewne mialby watpliwosci co do tego, kto zostanie czyim sniadaniem. Marcus zauwazyl tez, ze pajak rosnie. Znowu. I bogowie niejedyni wiedza, kiedy skonczy.
To pierzaste zle pachnie - oswiadczyl Figiel w swoim prostym, niezbyt zlozonym jezyku.
Figielku, co ja mowilem odnosnie nazewnictwa. To jest kruk, powtorzy, kruk.
Pierzaste lypie na mnie okiem. - no tak, nikt nie mowil, ze Figiel bedzie latwy i przyjemny w obsludze.
Pajak wdrapal sie na Marcusowego siwka i przycupnal miedzy konskimi uszami. Krolik dosiadl swojego bulanka i z trudem zachowal swoja maske na twarzy. Trzeba bylo przyznac, elfia pani nie nalezala do zwyklych elfow. Z pewnoscia nie.
I tak tez rankiem wyruszyli, a fenomenem tej malej karawany byl fakt, ze to Marcus przewodzil. A przeciez nikt nigdy nie odwazylby sie powierzyc mu przewodnictwa.
No, chyba, ze chodzilo o gory.

M/G

Silva pisze...

No tak, facet dostaje po pysku, a pani magiczka ucieka. Świat jest jednak okrutny.
Brzeszczot odskoczył na bok, ale nie był dość szybki. Cierpliwość matki roślin właśnie się wyczerpała.
Macierz zadrżała, wydała z siebie coś, co pewnie można uznać za krzyk, a potem podcięła nogi najemnikowi i unieruchomiła Szept; jej dzieci oplotły ręce człowieka i elfki, łapiąc także białego lisa.
Tetikus podniósł się, zamroczony.
- Pani was ukarać! Wasza magia ją posili! Ona... - roślina nie miała cierpliwości; grube niczym wiekowe dęby macki zmiażdżyły dzikiemu kark. Nie mający w sobie magii nie był już potrzebny. Macierz mogła wykorzystać przepełnioną magią elfkę na nowe naczynie dla swojej woli.
Tetikus nie żył. Matka roślin była wściekła. Chciała magii. Chciała energii. I była gotowa zaspokoić głód.
Brzeszczot podduszany przez mackę coś poczuł. Poruszenie w przestrzeni, zmianę w układzie sił.
- Zamknij oczy! - wycharczał, czując jak formuje się zaklęcie.

draumkona pisze...

- Ludzie weszli w trzecie tysiąclecie, Poszukiwaczu. - dziwne, że użyła jego oficjalnego tytułu. Najwyraźniej sytuacja była poważniejsza niż się wydawało. Fiołkowe spojrzenie powędrowało na jego sylwetkę, a później utkwiło w jego twarzy.
- Czas elfów dobiega końca. Wypływają za białe wieże do odległych krain, z których ongiś tu przypłynęły. Wkrótce stolicę splącze bluszcz zapomnienia. A każdy elf, który urodził się tu, w Eilendyr ma zapewnione miejsce na statku. - dopiero teraz odwróciła wzrok, zawahała się.
- I ja je mam. - nie zamierzała jednak narazie myśleć o tym, czy odpłynie pozostawiając Bractwo za sobą. Zostawiając Luciena. Znów spojrzała na niego, choć w jej spojrzeniu czaiła się smutna nuta. Nic ich nie łączyło. A Bractwo sobie poradzi.

draumkona pisze...

Marcus właśnie już na głos miał się zacząć dziwić, dlaczego to nie dostał wytycznych i czemu, u licha, Królik trzyma się tyłu. Pajęczarz miał tylko jedną sensowną odpowiedź na taki obrót wydarzeń.
ONI ZE SOBĄ FLITRUJĄ!
Figiel o mało nie zleciał z końskiego łba, tak głośne były Marcusowe wrzaski.
Czemu krzyczy?
Figiel, powienieneś nauczyć się odmieniać, wiesz, przypadki i te sprawy...
Marcus wyczuł złowrogą aurę płynącą od pająka. Zaraz wyjął sucharka na zgodę i podsunął go pająkowi, a ten mu go niemal wyrwał z ręki.
Królik tymczasem milczał dłuższą chwilę, może nieco dłużej niżby w rzeczywistości chciał.
- Jak zacznie opowiadać o narglach i tańczącej kukurydzy, to tylko kiwaj pobłażliwie głową. - mruknął do elfiego ucha. Najwyraźniej Marcusowi się pogarszało.
Tańcząca kukurydza...

M/G

draumkona pisze...

Spodziewała się po nim podobnej reakcji. Bractwo. Bractwo. Czymże jednak była ta organizacja w zestawieniu z całą wiecznością jaka na nią czekała? Jak mówiła stara elfia pieśń...
- Żywi nie wierzą w umieranie, nie wierzą w czas, choć srebrzy skronie, wierzą w tęsknotę i kochanie, nad wszystko biały bez w wazonie... - zaintonowała cicho i zeszła na trawę niewielkiej polanki. Na samym końcu, czyli ledwie parę metrów od łuków rosło drzewo bzu. Fioletowe i biale kwiaty wciąż zdobiły jego gałęzie. Iskra zerwała biały i wróciła do komnaty.
- Żywi nie wierzą w umieranie... - znów zanuciła cicho refren tejże pieśni, a kwiat wstawiła do wazonu. Wieczność.
- Umrzesz. Jeśli nie dosięgnie cię ostrze, dosięgnie cię czas. A mnie czeka wieczność. Wieczność w odmętach samotności, czyli los każdego elfa... - mruknęła gladząc palcem delikatne płatki bzu. No, chyba, ze wyrzekłaby się Gwiazdy i daru, jaki ze sobą niosła.

draumkona pisze...

Teorie miłosno-spiskowe Marcusa rzecz jasna nie skonczyły się jedynie na jednym stwierdzeniu, jakoby Królik flirtował z elfią panią. W swoich wyobrażeniach Pajęczarz właśnie połączył ich małżeńskim... Supłem? Węzłem? Cokolwiek to było, Marcus dodał do tego jeszcze gromadkę dzieci i zaraz się rozmarzył.
Biedny Figiel musiał tego wszystkiego słuchać. Biedny on, powiadam.
Królik natomiast jakby czytał w Marcusowych myślach, bo zaraz też dodał.
- Jak będzie twoerdził, że ze sobą flirtujemy, to też przyznaj mu rację, bo wymyśli coś jeszcze głupszego. - a Gabriel wiedział co mówi. Przecież słyszał co też Marcus wygadywał odnośnie Luciena i Skorpion. Już nie raz dławił się przy jego rozważaniach ze śmiechu.

M/G

draumkona pisze...

Bez słowa zniknęła znów w bocznej komnacie, wciągając na zmęczone ciało tunikę. A potem powlokla sie do łóżka. Nocy w Dolnym Królestwie waolała sobie nie przypominać, tak było lepiej. I bezpieczniej.
Nim jeszcze zasnęła, myśli jej powędrowały ku Wilkowi. I co on teraz zrobi? W dodatku, płomykówka nie wracała, co oznaczało to, że krasnoludy wciąż nie dotarły. A to było niepokojącym znakiem.
- Dobranoc. - mruknęła w końcu, nie czekając aż to Poszukiwacz także się położy. Przymknęła zaraz oczy i usnęła z dziecinną łatwością.

draumkona pisze...

- Zawsze - przyznał Królik tonem mentora jakowegoś. A temat Iskry... Od paru dni było to ściśle strzeżone tabu. Jakoś od nowinek z ust Dibblera zaczął się trzymac na dystans i twierdził, że to jedynie sprawy łóżkowe ich łączą, choć Królik wiedział swoje.
Marcus się zadurzył i tyle.
A wcześniej wspomniany zabójca zamiast trzymać się głównego szlaku, już zboczył gdzieś tam w jakąś boczną ścieżynkę. Królik tego nie zakwestionował. W koncu, teraz to Pajęczarz miał być ich przewodnikiem.
Ale czy te głowy nabite na pal naprawdę powinny tu stać?

M/G

draumkona pisze...

Obudziło ją nad ranem smętne pohukiwanie sowki płomykówki. Rozespana podniosła się do siadu i wysłuchała wieści. A kiedy dotarlo do niej, ze krasnoludy zawitały do stolicy godzinę temu, zerwała się z łóżka, rzecz jasna po drodze sie wywrocila. Pognała do szafy, nową suknię wygrzebując i zaraz też się w nią przebrała zapominając kompletnie o fakcie, że pewnie tym Luciena obudziła.
- Jak sie obudzi, to go przyslij do mnie - rzuciła jeszcze do sówki, włosy układając. A słowa te jedynie potwierdzic mogly jej skleroze i roztrzepanie.
A elfa zaraz z komnaty wypadla i pognala ku dziedzińcowi.

Okrągłe, czarne oczka sówki spoczęły na Lucienie. Wzrok jej jakby nieco wymowny, czy bezczelny. Elfy mawiają, że spojrzenie sowy jest bardzo głebokie i, że trzeba uważać by nie ujrzeć w nich odbicia własnej duszy.
Słyszałeś, człowieku. Będą oczekiwali cię na dziedzińcu. - oświadczyła sówka doskonale wiedząc, że Poszukiwacz nie śpi, po czym wyleciała z komnaty.

draumkona pisze...

- Oczywiscie, że tak - mruknął lekko poirytowany Marcus. - Przecież mówiłem, że pojedziemy skrótem. A skróty mało kto zna. To taki trik. - no, jakby elfka o tym nie wiedziała. Toś się Pajęczarzy popisał, nie ma co.
Pochodził z północnego plemienia wody i wiedział co i jak. Co prawda, te pale nie wyglądały zachęcająco, ale tacy już byli ci, z plemienia ognia. W głębi ducha liczył na to, że uda im się przemknąć nie natykając się na tychże ludzi.
Narod ognia był bardzo porywczym narodem. I zdecydowanie nietolerancyjnym.

M/G

draumkona pisze...

a na dziedzincu zebrala sie spora czesc elfow. Otaczali oni kolkiem niemal gromadke krasnoludow. Bylo ich pietnascie. Ymirowa kompania i sam Ymir, ktory teraz rozmawial na uboczu z Wilkiem i Iskra.
Na twarzy elfki malowala sie radosc, czysta radosc, ktora to tak rzadko pojawiaja sie u niej ostatnimi czasy. Zasmiala sie slyszac jakis zart, potem cos rzucila z glupim usmiechem w kierunku Wilka. Jakby ich wczorajsza rozmowa nigdy nie miala miejsca.
Elf pochwycil ja jednym ramieniem obejmujac i przyciskajac do swego boku. Ymir za to machnal toporem i znow cala trojka smiechem parsknela.
Pozostalych czternascie krasnoludow natomiast gawedzilo z innymi elfami opowiadajac o trudach podrozy i czekajac, az ktos pozwoli im na wejscie na gorna kondygnacje.
Wilk jakby wyczul, ze pan Poszukiwacz sie zjawil, bo Iskrę w czubek glowy ucalowal, niby to opiekunczym bedac.

draumkona pisze...

Marcus wymamrotał coś pod nosem i zaraz spojrzał na Szept. Jakby poirytowany. Jakby zły.
- Plemie ogników. Naród ognia. Nazw mają wiele, tak samo jak twarzy. Dla jednych są niezwykle mili. Innych wbijają na pal. Innych gotują we wrzącym oleju. - jakże prosta i radosna była to odpowiedź. Na pewno uspokoiłeś obawy elfki i kruka, gratulacje Marcusie.
Królik spiął swojego bullanka i zaraz sie z nimi zrownal.
- Marcus?
- No?
- Czy to jest aby szlak Agni Kai?
- A jest, bo co?
- ... Właśnie przypomniałeś mi dlaczego ludzie o zdrowych zmysłach nie dają ci prowadzić.
- No wiesz....! - nie dane jednak było Pajęczarzowi skończyc, bo Krolik wychylil sie na przod ich karawany malej i odbil w bok, w inna sciezke skrecajac.
Teraz to Marcus mial wątpliwości. Ludzie z plemienia ziemi byli jeszcze gorsi.

M/G

draumkona pisze...

Iskra w kocu wyswobodziła się od Wilka, uściskała Ymira i ruszyła ku kompanii krasnoludów witając każdego po kolei. A, że z Wilkiem rozmawiala przed chwilą, to i zaraz też przekazała im radosną nowinę, jakoby komnaty ich już gotowe były.
A potem całkiem przypadkiem wyłowiła wzrokiem z tłumu Szept. I zaraz ku niej skierowała się, zaraz przy niej była i przyjrzała się badawczo.
- Nie spałaś. - nie było to pytanie, a stwierdzenie. I Iskra zaraz zamierzała z Szpetuchy wydusić co to sie takiego stało, że spać jej nie pozwoliło.
- Co się stało? I bez owijania w bawełnę!

draumkona pisze...

Iskra posmutniała, choć dzielnie stała się tego nie okazywać. Zagryzła dolną wargę i wciągnęła nosem powietrze.
- No nie mów. A ja myślałam, że w spokoju z tobą porozmawiam... - mruknęła elfka. Najwyraźniej to ona się zamierzala wyspowiadać z tego i owego, a tym i owym zapewnie miały być słowa Wilka, choć nie tylko.
- Po koronacji... - powtórzyła w zamyśleniu. Czyli jutro. Jutro wieczorem najpewniej. I co ona bez Szept pocznie? Kiedy znów się spotkają? Za rok? Dwa? Dziesięć? Bogowie!
- Szkoda... - dodała jeszcze, ale tym razem smutku jużukryć nie zdołała. Wymalował się w jej oczach i na twarzy tak wyraźnie, jakby ktoś wymalował to słowa czerwoną farbą.

Sol pisze...

Sol lasy szanowala, w ogole od malego miala wielkie serce dla natury i ojciec swego czasu aż nazbyt trapił sie zlym niby wyborem świątyni do jej nauk, bo tu w ogien ona szła, a tam ziemia ją kusiła... Al matka jej sowje wiedziała i ona zmienić decyzji nie pozwoliła nikomu, ale i żadnych wyjasnień nie dawała.
Sol szczegolnie zaradna nie była, urodzona w bogatym palacu, choc z ojca to powinna chyba wędrowką się zając i magia, jak sądziła, nauczona wygody i luksusu, wiecej zycia spędziła na staraniach, by sie pokazać i ojcu wstydu nie przynieść, nixli samej sobie z życiem poradzić. A i teraz sama była, opiekuna swego ostatni raz dwa dni temu widziała i głód i pragnienie i zmęczenie dokuczały jej okropnie.
Las szumiał, śpiewal, gwizdał, szeleścił i co rusz zdarzało się, jakby cienie nieruchomych drzew wraz z nią wędrowały. Czy to przywidzenie, czy nie, nie wnikała, nie bała się. Była po prostu czujna. Alasdair był wampirem, gdyby strachliwa była, to by go uczuciami ciepłymi, gorejącymi z kazdym dniem nie darzyła, to by piszczała wysoko o zmiane paladyna u swego boku, z domu by nosa po zmroku nie wychylała, a jeszcze w domu bedąc, czesto pod mur Skalnego Miasta uciekala przeciez. Szalona i nieodpowiednia na nazwisko swego ojca była.
Nareszcie jednak szum strumienia jej ucho pochwyciło i powoli skierowała sie ku węższej ścieżce, z głównej drogi schodząc, by do wody dotrzeć i usta zwilzyć.

draumkona pisze...

Gdyby Szept znała by ich choć odrobinę lepiej niż teraz, wiedziałaby, że sprzeczki o kierunek to u nich codzienność. A i zamiast o kierunek się martwić, to winna uważać, by się czasem nie pobili, bo i do tego przecież zdolni byli.
Królik właśnie tłumaczył coś Pajęczarzowi, ten w odpowiedzi machał rękami i tłumaczył co innego. Figiel za to piszczał do wtóru i taki mały chaos kroczył na przedzie pozostawiając Szept w tyle.
- Ale to będzie przełęcz Tung Shao! Nie chcesz tam iść! - to był Pajęczarz, ktoremu głowy wbite na pal nie przeszkadzały.
- Wolę Tung Shao niż Agni Kai! Przecież tam nas na pal nadzieją! - to był Królik, któremu głowy nabite na pal przeszkadzały.
- Głupiś!
- Sam Głupiś!
Marcus w ty momencie wytknął Królikowi język i skrzyżował ręce na piersi. Strzelił focha.

M/G

draumkona pisze...

Iskra jakby zmarkotniała. Nie lubiła momentów, w których z Szeptuchą rozstawać się miała. W dodatku, czuła, że coś tu jest nie tak. Bardzo nie tak.
Stwierdzając, że krasnoludy powitała jak należy, dochodząc do wniosku, że Wilka niańczyć nie musi, odeszła kierując się tym razem do swego pana mentora, ażeby przedstawić mu plan działania na najbliższe dni.
Kiedy to znalazła się obok niego, najpierw stała chwilę, milcząc.
- Dzisiaj pierwsza część elfów wypływa. Wieczorem. Jutro najprawdopodobniej koronacja Wilka, a jak się wyśpimy... Wtedy możemy wrócić... - ostatnie słowa mówiła z ciężkim sercem. Bardzo chciałaby tu zostać. Wszak był to jej dom.

Silva pisze...

Brzeszczot pomyślał, że jak tylko uporają się z macierzą, to kerońskiego maga po prostu zabije. Kawałeczek po kawałeczku, a potem zakopie. I odkopie i ożywi z pomocą nekromanty i zabije jeszcze raz. A później, jak już będzie martwy kolejny raz, wygarnie wszystko, co myśli o jego machinacjach, manipulacjach i tym, że on taki niewinny, nic nie wie, a później się okazuje, że wie i to całkiem dużo i jeszcze dwójkę swoich przyjaciół wypuszcza na wyspę pełną zmutowanych magicznie roślinek.
Najemnik cmoknął. A podnosząc się z mokrej ziemi, zobaczył uśmiechającego się do nich Alastaira.
Wredny skurczybyk.
Dar nie miał wątpliwości, że mag wiedział. Wiedział, co na wyspie się wyprawia. Co tutaj zastaną.
- Cholera. Jesteś nieobliczalny! - najemnik rzucił w maga pierwszą rzeczką, jaka mu się pod rękę podwinęła i była to mała szyszeczka. - Magia tu nie działa, ale alchemia najwyraźniej całkiem dobrze się sprawuje. Od kiedy ty znasz alchemię? - spytał, wyczuwając tę metaliczną, cynową nutę w powietrzu; podchodząc do Szept, podał jej dłoń, chcąc pomóc jej wstać. Liska gdzieś zniknęła.

Sol pisze...

O wilkach nie wiedziała, nie slyszala, domyslać sie nawet nie mogła, cóz to za gigantyczne stwory. Na mysl jej jednak przychodziły natychmiast znane z stron Skalnego Miasta wilkory, znacznie wieksze od pospolitych wilkow, ale i w duchu nie tylko zew natury mające, ale i syndrom opiekuna dla wybranego dziecka, niekoniecznie ludzkiego. Gdy więc las sie odzywał i zza krzakow wylaniać poczęły sie wilki, olbrzymie, o ślepiach błyszczacych niepokojąco, o kłach które z łatwościa by jej ramie ujęly i wyszarpneły z ciała, stanęla jak wryta, pobladla. I niestety ani o ucieczce, nai o ataku mysleć nie mogła, tylko o ogniu, by go roztoczyc tu, między soba a zwierzetami i dopiero wtedy uciec, schronić sie, przeczekać. Az tu elfka się zjawiła, smukła, wyniosla pani o melodyjnym głosie, ktory takze jednak groźnie jak powarkiwanie wilka zabrzmiało. Oczy zatem na twarzy tamtej spoczęły, oblewając je złotem plynnym i ciepłem swej barwi i Sol poruszyla wargami. Zadne słowo jednak nie uszło z jej ciała i dopiero przy drugiej probie cosik mozna bylo usłyszeć.
- Wybaczcie... do stolicy idę... chyba - niepewna byla, bo i drogi nie znala i nie wiedziała, czy dobry kierunek obiera w swych krokach.
I gdyby nie strach może by w elfce stara znajomą rozpoznała.

Silva pisze...

- Ty nigdy nie chcesz mi odpowiadać na pytania - przypomniał mu najemnik, a wtem w umyśle usłyszał głos szamanki.
Nie mówcie mu! - Karme nie było widać, nawet skrawka jej cienia, ani zapachu; tego najemnik mógł być pewny. Zniknęła, ale ją słyszał. Z jak daleka mówiła? - Nie mówcie...
Brzeszczot wyobraził sobie, jak szalony Al i całkiem do badań skory, na lisiczce coś sprawdza, coś testuje. Czyżby Karme bała się tego samego? W końcu ile może być na świecie elfich szamanów w lisa zaklętych, którzy na pokręconej wyspie przez nekromantów i elfów mrocznych zostali ściągnięci i do rytuałów posłużyli?
- Jest coś, czego ty nie wiesz? Znaleźliśmy, ale zniknęła - powiedział, wytrzymując badawcze spojrzenie maga. - Chwilę przed twoim pojawieniem się.

Sol pisze...

Sol spojrzała na tę szczupła dłon, która w gęstej, miekkiej sierści wilka zatonęła. Jak to mozliwe, że gest tak niepozorny, tak wiele zdzialac mógł?
- Moj opiekun, on mnie tu pokierował, on mowił, że tu... - urwała, nie dokończając, że tu ikt jej napaśc nie napadnie, bo tu inne siły sie kryja, co jej zwykle nie imają się wcale. Taka zaleta bycia cudzym dzieckiem, inna magia jej wlasnej nie zaczepia. Ale na własne imię, imię ktore porzuciła, oprzytomniala, otrzeźwiala momentlnie, nie strach teraz jej serce sciskał, a determinacja i ciekawość.
Pospieszyla kroku za elfia panią, trzymając sie jej jak njbliżej a i przy tym starając sie nie zabić, nie potknąc, nie wyrabac na mech, korzenie.
- Znasz moje imię1 Skąd znasz moje imię?! - podekscytowana zamiast pod nogi, na tył głowy tamtej wpatrywała sie, w materiał szerokiego kaptura skrywającego gęsta kaskade ciemnych fal.

Sol pisze...

Znów sie spięła na to ostrzegawcze warknięcie i w duchu sama siebie skarciła za nieostrożność. Nie uważala wcale, w ogóle nie była czujna, nie jak jej sie zdawalo.
- Ale ja ciebie... nie pamietam - przyznała urywanie, skrepowana, zawstydzona, zupełnie nie mogąc skojarzyc twarzy. Ba! glosu nie kojarzyła, bo i twarzy widzieć nie widziała, nic dostrzec nie mogła spod szerokiego kaptura, co to skrywal twarz i tylko miekkie już dla oka usta tylko zobaczyla spod cienia.
Ale wilki... piekny dom... Musialy sie już spotkać. tyle, ze Sol jesli nie do wilkow miala pecha, to do klopotów, zdarzało się, ze w chwilach niemozliwych, gdy tych nie powinno być, coś sie psuło i zaraz problemy na nia szturmem leciały.
-Ja... ten dom juz nie mój - i zaraz coś skojarzyla. Bo kobieta mowila tak spokojnie, jakby szeptała i własnie! Szept?! Pochyliła sie, by chociaz z profilu tamtej sie przyjrzeć.

Silva pisze...

Brzeszczot go zabije. Normalnie zabije tego maga. Jakby nie mógł od razu powiedzieć, że na wyspę roślin udać się mają. Czy syreny to też była część jego planu?
- Zamorduje, zamorduje... - najemnik mruczał jedno słowo pod nosem, biegnąc za elfką i magiem.
Macierz zaczęła pulsować. Ziemia pod ich stopami drżała, rozpadała się, a dzieci płonęły od środka, nie mogąc znieść magii, którą do tej pory się żywiły. Magii, której tak pragnęły.
Sklepienie zadrżało. Coś za nimi głucho łupnęło.

Iskra pisze...

Elfka oparła się o ramię Luciena i tak to obserwowała wchodzące do pałacu krasnoludy. Wchodziły one samotnie, bądź w grupkach dwu, trzy osobowych. Na końcu rzecz jasna szedł Ymir w złotej kolczudze i w hełmie wysadzanym drogimi kamieniami. Skinął głową zabójcy, a do opartej o jego ramię Iskry się uśmiechnął.
Wtedy też Iskrze wpadł do głowy głupi pomysł. Może by tak Poszukiwacza zabrać na górną kondygnację? Albo od razu pokazać mu miasto.
Chociaż zaraz jej przyszła do głowy myśl, że Lu odmówi. W sumie, co go obchodziła stolica. Co go obchodziło cokolwiek.

M/G pisze...

- Agni Kai, sama widziałaś co jest na tej drodze. Należy ona bezpośrednio do ziem plemienia ognia, a oni nie są zbyt tolerancyjni. Cholerni południowcy. A Marcus pochodzi z północnego plemienia wody, więc to jeszcze pogarsza naszą sytuację, a on chce iść właśnie tamtędy! - jęknął Królik, jakby droga ta rzeczywiście była najgorszą z możliwych.
- Aż tak źle nie jest! - obruszył się Pajęczarz. - Wolę iść Agni Kai niż pchać się na Tung Shao! - tu na Szeptuszkę zerknął, a widząc malującą się na jej twarzy niewiedzę; wyjaśnił uprzejmie przy okazji raz po raz wytykając Królikowi język.
- Tung Shao należy do wschodniego plemienia ziemi. A oni są cięci na wszelkiego rodzaju magów, którzy nie pochodzą od nich. Na razie droga ta wygląda spokojnie, ale odwidzi wam się, kiedy zaczną nam spuszczać głazy wielkości krowy na głowy. - teraz to już pierś dumnie wypiął i niemal emanował blaskiem zwycięstwa, choć nic nie było pewne przecież.

[nie wiem kiedy nastepnym razem odpowiem :c w weekend chyba]

Sol pisze...

Patrzyla na pania, sama czując się po prostu mala. Sol co prawda uczono, że to ona z wysokiego rodu pochodząc, podziw i ukłony innych ma zbierać, dume jednak i hardość nie przeciw ludziom obracała, a ku własnym celom wykorzystywała. Była niedrodna corka swojego ojca i doprawdy zdziwienie innych arystokratek nic jej zlego nie robiły, żadnych watpliwości co do poparwności własnego zachowania nie wnosiły.
- Pamietam cię - kiwnęła lekko głowa, jakby i teraz chciala jais uklon, cześć oddac, zapomniany sprzed chwili przy tym jak pierwszy raz na siebie spojrzały kilka minut temu. - I wtedy nas wilki z soba zetknely - usmiechneła się lekko, choć nieco nerwowo i warge przygryzła. Dziwne uczucie widziec elfia magiczke znowu i to teraz i to tutaj. - Racja, rodzinne me strony daleko stąd... Pomocy potrzebuję - mogłaby udawać dumna, ale czy wtedy głupota by sie nie popisywała? Przeciez umiała sie przyznac do slabości.

Nefryt pisze...

- Tak, jest aktualna. Mów, śmiało – zachęciła.
„Wiem, że mi nie ufasz, nie w pełni i to rozumiem”. Dlaczego te słowa wzbudziły w niej jakiś wyrzut, dlaczego sprawiły, że raz jeszcze zastanowiła się, czy sposób, w jaki odniosła się do elfki był właściwy?
- Posłuchaj mnie… Proszę. To nie jest tak, że nie ufam akurat tobie. Nie ufałabym także nikomu z tego obozu, gdybym go nie znała. Nie wiem nic o tobie, a jak się pewnie domyślasz mam wielu wrogów. Któregoś dnia może się okazać, że zbyt wielu… - ostatnie zdanie wypowiedziała ciszej, jakby w zadumie, nie wiadomo, czy skierowanej do elfki, czy też nie.
- Znaczy – powiedziała zdecydowanie, pewnie, jakby chciała podnieść magiczkę na duchu. Wiedziała, co znaczy życie wyrzutka, pewnie dlatego poczuła wobec elfki współczucie. Delikatnym ruchem położyła jej dłoń na ramieniu… i zaraz ją cofnęła, jakby w obawie, czy zbytnią poufałością jej nie zrazi. – Wielu z nas… Prawie wszyscy, stracili swe dawne życie. Moi ludzie zwykle nie mają już do czego wracać, kiedy tu przychodzą. A ja… - urwała.
- Nie musisz rezygnować z poszukiwań, dopóki nie będą one szkodziły mi ani żadnemu z moich ludzi. Poza tym, jeśli będziesz tego potrzebowała, możemy udzielić ci pomocy. Ja lub ktoś z obozu.

Silva pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Silva pisze...

Błękitne niebo i słońce.
Piasek trzeszczący pod butami.
Morska bryza i zapach oceanu.
Szelest liście na drzewach.
Najemnik przez chwilę mrugał powiekami, próbując pozbyć się mroczków; wirujących plamek, które okrutnie go denerwowały. A kiedy już wzrok jego przywykł do jasnego i jakże przyjemnego słońca, spojrzał na maga.
Alasdair wyglądał, jakby wyszedł prosto od krawca i na spacer po mieście się udał. Jego szaty nie miały nawet śladu pozostałości po tunelach, nawet paproch nie skaził czerwieni. Włosy jak zawsze ułożone i ten pogodny, dobroduszny uśmiech na twarzy.
A Dar i Szept? Oblepieni pajęczynami, pokryci śluzem i zatęchłą wodą, przemoczeni, zmarznięci, w postrzępionych ubraniach i potarganych włosach. Jak nic okazy piękna.
Brzeszczot był zły. Wkurzony na maga i faktycznie tylko czekał na pretekst, by wybuchnąć. A kiedy nadarzyła się okazja, najemnik tylko westchnął.
- Nigdy więcej... - mruknął i padł na ciepły piasek jak długi; zmęczony i wykończony, mający serdecznie dość tej wyspy. I rzucił w maga kamieniem, o.

Silva pisze...

[O, mozilla mi dodaje komy xD]

draumkona pisze...

Nie dane jej było opierać się o Lucienowe ramię długo. Zaraz spostrzegł ją Wilk i na bogów, mogłaby przysiąc, że jakaś wojownicza iskra błysnęła w jego oczach na chwilę, gdy ich tak widział. A potem gestem przywołał ją do siebie. Znów.
Zhao zaczynała nabierać podejrzeń, że tu nie chodzi o jakieś ważne sprawy, a czystą zazdrość. Ale cicho sza, to tylko domysły.
Zaraz dopadła do elfa i już miała pytac o co chodzi, kiedy problem rozwiązał się sam. Z cienia wynurzyła się wysoka, smukła postać w ciemnej, aksamitnej szacie. Kiedy promienie słońca musnęły ciemny materiał jego odzienia, miało się wrażenie, iż materiał jest utkany z samej ciemności.
Znała tego elfa, choć jego oblicze nadal skrywał kaptur. Bogowie, ile to już lat...
Uniósł dłonie i odsunął materiał kaptura, pozwalając mu opaść na ramiona. Fiołkowe oczy. Długie, czarne włosy. Niewielka blizna na lewej kości policzkowej. Epoh. Elf, ktry bliski jej był, choć nie tak jak Wilk, czy Lucien. Był jej bratem niemal i to nie tylko ze względu na wygląd. Urodził się tego samego dnia, a i jego kiedyś w wieży zamknięto, choć w innej komnacie. Przyjrzała się mu uważnie, po czym nie wytrzymała i z piskiem rzuciła się w objęcia Epoha.
Czarnowłosy elf pochwycił swą niemal bliźniaczą siostrę w talii i mocno do siebie przycisnął. Długo tak stał, a Zhao czuła, że jej stopy nie dotykają ziemi. Bogowie, urósł jeszcze od tamtego czasu.
- Odwołali cię? - spytała szepcząc do jego ucha zakończonego szpicem.
- Nie, jestem tu tylko z powodu koronacji. Moriar musi mieć swojego przedstawiciela.
Iskra westchnęła zawiedziona. Ale zaraz też od głupich się zganiła. Jak mogli odwołać go z dożywotniej służby... Musiałby się zdarzyć cud, albo i dwa. Moriar Merglejt nie wypuszcza nigdy raz przyjętego członka. Prawie jak Bractwo...
Epoh postawił ją znów na ziemi i ucałował w czoło. Jego fiołkowe oczy płonęły niemal taką samą radością jak jej. Czasami zastanawiała się, czy tak wyglądałaby jako mężczyzna.
Obejrzała się na Poszukiwacza, a i chyba on nie miał jeszcze okazji widzieć Iskry tak uradowanej.
Chodź, muszę ci kogoś przedstawić - usłyszeć mógł Lucien głos swojej podopiecznej. Głos w myślach się odzywający. Głos tylko dla niego.

Silva pisze...

Brzeszczot nawet oczu nie uchyliwszy, prychnął wcale nie cicho pod nosem. Nabroją. Jasne. Pewnie. Ciekawe, kto tu tak naprawdę nabroił. Świnia Al mógł chociaż wspomnieć, że wcale na zwykłą wycieczkę się nie udają, a do paszczy lwa z ochotą idą.
Dar nawet nie pytał, czy Al wiedział. To było oczywiste.
- Po co ci był potrzebny ten futrzak? - najemnik wygrzewał się w słońcu i gdzieś miał fakt, że woda i błoto na ubraniu zaczynają zasychać. - I oddawaj mój miecz.

draumkona pisze...

Wilk natomiast zaraz wyłowił wzrokiem Elenrada, Lethiasa i Finrandila. Uprzejmie głową skinął, nawet lekko plecy zginając. Jak widać, poszanowanie miał dla ojca Szept, choć buntował się okropnie gdy tylko słyszał o Wygnańcu. Jego zdaniem, potraktowano ją niesprawiedliwie.
Sam Epoh, jako czarny brat Moriaru, nie wiedział jak się zachować. teoretycznie, był tu kimś w rodzaju ważnego osobnika Zakonu, posłańca. Ale też był w jakiś sposób związany ze Starszą Krwią. Przyciągnął ją więc do siebie, dłonie na ramionach jej ułożył, jak na dobrego brata przystało i czujnie obserwował jej ruchy.
Sama Iskra także głową skinęła, do słów się jednak nie uciekając. Kto wie co Elenrad sądził o jej klątwie o tym, czego się dopuściła. I co sądził o samym Epohu, którego być może znał, a być może nie.
Przybył też i Febus, elf o pięknych, długich, złotych włosach związanych w warkocz. Oczy jego, także złote, a tunika biała niczym mleko. Iskra plecami się oparła o pierś Epoha. Więc Wszystkowiedzący przybył. I od teraz trzeba będzie uważać na słowa.
Wilk. Elenrad. Lethias i Finrandil. Człowiek Bractwa Nocy.I Epoh, bliźniak Starszej Krwi... - tak brzmiały Febusowe myśli, gdy lekkim uśmieszkiem powitał pozostałych. Lubił tajemnice. Był ich panem. Czasami stworzycielem. A czasami ich końcem.
W każdym razie, w posiadaniu był paru cennych informacji na obecną chwilę, jak na przykład prawdziwego imienia bliźniaka Starszej Krwi, czy też tego, że naprawdę nim jest. Bowiem mało kto w stolicy o tym wiedział.

draumkona pisze...

Królik szarpnął wodze bułanka, a ten w odpowiedzi parsknął niezadowolony. I zatrzymał się. Marcus zaraz także się zatrzymał, głowę spuszczoną miał, a ktoś, kto by ich znał, wiedziałby co za chwilę nastąpi.
- Irroh Zei - powiedzieli obaj, jednocześnie, spoglądając na siebie. Niemal jak magia jakaś. Ale Szept chyba to nic nie mówiło, więc zaraz Marcus w siodle się obrócił na magiczkę spoglądając.
- Nomadzi powietrza, oni także tu są. Droga ich, Irroh Zei, widzie między górami, przez wąski, dość niebezpieczny przesmyk. Ale... Ale oni są neutralni. Nie atakują nikogo i niczego bez powodu.
- Być może powie ci coś więcej nazwa Wężowego Traktu. - nazwa ta powszechnie używana, a i nie wzięła się znikąd. Czasami przesmyk... Cóż naprawdę był tak szeroki jak długość zaskrońca jakiegoś, albo gorzej.

M/G

draumkona pisze...

Wilk wyprostował swe plecy, a twarz przybrała władczy wyraz.
I takim cię pamiętam. Takim winieneś być. - burknęła w swych myślach Iskra. Teraz przypominał jej władcę, teraz dopiero odczuwała względem niego to, co dawno już minęło.
- Nie będę cię powstrzymywał od tego. Powinieneś zaznać spokoju. - choć, Wilk rzecz jasna wolałby, ażeby Elenrad najpierw pożegnał się z Szept. Wymagać tego jednak nie mógł od ojca jej, więc i o tym nie wspomniał.
Sam Febus zaś z ciekawością przyglądał się niebu. Kolorowy, mały ptaszek przysiadł na jego ramieniu i zaćwierkał wesoło. Kolejny niewinny szpieg.

draumkona pisze...

Wilk uśmiechnął się lekko, łagodnie, a szafirowe jego oczy błysnęły delikatnie odbijając nieśmiałe promyki słońca.
Epoh poruszył się niespokojnie i pochylił się ku uchu Zhao i szepnął coś, zaraz potem dłonie z jej ramion odjął i oddalił się zauważając coś. Iskra westchnęła. Tyle miała mu do opowiedzenia, a on pewnie lada dzień do Moriaru wróci.
Febus zaś przyglądał się otwarcie Poszukiwaczowi. Jak dla niego, niezwykle barwna to była postać i złożona; rzecz jasna, jak na ludzkie standardy.

draumkona pisze...

Marcus i tak wolał Agni Kai, a Królik i tak wolał Tung Shao. Jednak, mimo to... Musieli iść Wężowym Traktem.
I, ku zgrozie wszystkich zebranych, prowadzenie znów Marcus objął, choć wiadomym było, że żaden człowiek, czy elf o zdrowych zmysłach by tego nie zrobił.
Tym razem ścieżynka jednak nie miała po bokach pali z pięknymi, nieświeżymi głowami, a jedynie niskie krzaczki, czy krępe drzewka, które to od ziemi jeszcze dobrze nie odrosły. Przecięli łąkę na zboczu górskim, a Królikowi nawet zdarzyło się kichnąć raz, albo trzy. Chyba miał uczulenie na pyłki, a to wzmagało się zwłaszcza teraz, gdy rośliny pyliły ile wlezie, byleby gatunek ich przetrwał zimę.
A droga zdawała się spokojna.
A Marcus wiedział, że już wkrótce przestanie taka być.

M/G

draumkona pisze...

Iskra nie wiedziała co myśleć. Tam Epoh, tam Wilk, tu Lucien, a tam jeszcze Szept i coś, czego nie chciała jej powiedzieć. I jeszcze Febus. I koronacja, i... I pewnie jeszcze coś by się znalazło, gdyby tylko dobrze poszukać.
Wilk za to przypomniał sobie o czymś, co okropnie ważnym być musiało, bo zaraz przywołał do siebie Itresa i wydał parę szybkich poleceń. Potem zwrócił się do dwóch Cieni i Wygnańca:
- Wieczorem. Wieczorem odchodzą do przystani. - przypomniał, choć Iskra i zapewne także Szept doskonale o tym pamiętały. Uważne spojrzenie Wilka zaraz też prześlizgnęło się mimowolnie po twarzy Poszukiwacza.
- Pilnuj go. - nakazał Iskrze, choć nie wiadomym było co dokładnie miał na myśli. Zhao za to wyczuła jakąś dziwną nutę w głowie Wilka, albo znowu się jej zdawało.
Zazdrość? Bogowie niejedyni, dokąd ten świat zmierza.

Silva pisze...

Brzeszczot rzucił kamieniem w elfkę, ale albo spudłował celowo, albo po prostu miał pecha.
- Fakt, że najpierw nas w to wpakował z premedytacją, a potem uratował, wcale go nie sprawiedliwa - burknął, unosząc jedną powiekę i spoglądając na elfkę.
Po chwili zastanowienia podniósł się z piachu; plecy miał nim oblepione, a i nogawki podartych spodni też. Przygarnął do siebie miecz i odetchnął z ulgą. Ojciec by go zabił, gdyby dowiedział się, że Gwalhir został zgubiony. I ci, którzy zaklęcia w niego tchnęli pewnie też.
- A co z resztą mieszkańców?

Sol pisze...

Sol zamknęla na moment oczy i staneła w miejscu, dotykając reka piersi. Bolalo ją ciało, w brzuchu burczalo, mdlilo pod podniebieniem,a le najgorszy ucisk pod piersia byl, to serce z tęsknoty wyrywało sie z ciala. Gdzie ten Alasdair...?
- Wiesz chyba, że lasu ani jego mieszkańcow budzic nie chciałam? - pytanie retoryczne, zadane po to, by zapewnic o tym, że jej celem droga była tymi terenami, nic innego. Sol nie umiała nai tak bezszelestnie sie poruszac, ani tym bardziej taki spokoj wokól siebie roztaczac, nazbyt charakterna była, zbyt zywy temperament miała. Ale i nigdy nie czula sie z tym źle. I teraz nie porónywalas ie do elfiej pani, uchylając powieki i żwawo za nią ruszając dalej.

draumkona pisze...

I znów została sama z Poszukiwaczem. No, chyba, żeby liczyć Febusa i jego małych szpiegów.
Epoh. Musiała zawlec Luciena do Epoha, koniecznie, już, teraz. Dlatego nim Febus zaczął cokolwiek mówić - a rozmowa z nim to istna pułapka - ona już pochwyciła dłoń Poszukiwacza i niemal uciekła w stronę w którą odszedł elf wyglądający jak męska wersja Zhao.

draumkona pisze...

Pajęczarz zdawał się jednak nie przejmować śladami. No, w końcu mało kto podróżuje Traktem...? Ale kopyta, odciski ich raczej, dziwne były. Nieregularne jakieś, jakby konie niosące jeźdźców miały jakieś zdeformowane kopyta. To już było niepokojące i nader dziwne, więc Marcus obejrzał się na Królika. On w odpowiedzi ramionami wzruszył, nie mając pojęcia co mogło zostawić taki ślad.
Pachnie źle - zauważył Figiel, a Pajęczarz nie miał siły go upominać. Ludzki nos Marcusa zaraz też wychwycił dziwną woń jakąś, której nie mógł przypisać niczemu.

M/G

draumkona pisze...

Kluczyła uliczkami, w końcu, nawet białe płyty pokrywające ziemię zniknęły, a porosła ją trawa soczyście zielona. Wkrótce także pochłonęły ich drzewa, ażeby potem wypluć na polankę usłaną kwiatami. Legendy głosiły, że nie ma na niej dwóch takich samych kwiatów, o dwóch takich samych kielichach i kolorach. Iskra jak była mała zawsze weryfikowała tą legendę. I ku jej zgrozie, nie znalazła dwóch identycznych kwiatów.
Epoh natomiast znał drugą część legendy. Głosiła ona, że kto identyczne kwiaty znajdzie, panem nowego czasu się stanie.
Sam bliźniak Iskry siedział na jednym z płaskich głazów wśród morza kwiatów i plótł warkocza. Najwyraźniej dość miał tego, że czarne kosmyki wciąż wpadały mu do oczu.
Iskra pociągnęła za sobą Luciena i zaraz też wkroczyli w kolorowe morze.

draumkona pisze...

Królik zamyślił się, co też tak duża grupa mogła chcieć od nomadów? I co to za ślady?
Figiel wiedział, bo Figiel czuł.
Kozy duże, obwieścił Marcusowi po czym pisnął coś jeszcze, czego jednak Pajęczarz już nie zrozumiał. Kozy?
Gdyby podzielił się tym spostrzeżeniem z Królikiem, ten by mu powiedział co to za tajemnicze kozy, ale nie, po co. Marcus wolał udawać, że nic nie wie.
- Lepiej będzie jak ich dogonimy i ze stosownej odległości się przyjrzymy. - jak to ktoś mówił, wiedza to władza.

M/G

draumkona pisze...

Epoh tymczasem spojrzenie fiołkowych oczu przeniósł na nadchodzącą dwójkę i zastygł w bezruchu. Słyszał o tym człowieku, choć nie opuszczał siedziby Moriaru od ładnych paru lat. Więc Bractwo mieszało się w sprawy Eilendyr... Bądź Eilendyr samo zaprosiło tu Bractwo.
- Epoh, Moriar Merglejt - tu Iskra wskazała na brata swego, a potem zaraz wskazała Luciena. - Lucien Czarny Cień, Bractwo Nocy. - Epoh zdawał się być spokojny, choć tak naprawdę wcale nie był. Skinął głową jednak, uśmiechając się lekko. Jak widać Moriar prócz ochrony Eilendyr i przewidywania nadejścia zimy robił coś jeszcze; uczył jak należy się zachować.

draumkona pisze...

Marcus pogonił siwka, ażeby ten przyśpieszył nieco chodu, choć i tak przedzieranie się przez śnieżne zaspy nie było zbyt łatwe. Zapach mokrej sierści nasilał się i zaraz Królik skojarzył cóż to takiego.
Kozy hodowane przez krasnoludy, Dremrueigy, były kozami znacznie większymi niż te normalne a i silniejsze także były. Nosiły na grzbietach twarde, skórzane siodła, a na nich zwykle siedziały krasnoludy. Kozy były o wiele lepsze na górskie wyprawy niż konie.
Tych kóz jednak nie dosiadały krasnoludy. Zapach mokrej sierści mieszał się z czymś niemiłym, z czymś, co mogło kojarzyć się z goblinami, orkami, albo innym plugastwem.

M/G

draumkona pisze...

- Będziesz żegnała elfy? - odezwał się Epoh odrywając wzrok od Poszukiwacza i spoglądając na Iskrę.
- Będę. Muszę. Chcę. - a i w fiołkowych jej oczach zapłonęła determinacja, choć wiedziała jak się to skończy. Widząc odchodzące elfy pewnie się rozpłacze i tyle.
- A ty, Czarny Cieniu? Czy i ty będziesz żegnał starszy lud? - spytał znów Epoh, tym razem spojrzenie swe na Poszukiwacza kierując. A i w nim nie było natarczywości. Jedynie ostrożna ciekawość. Epoh nigdy nie był dobry w ukrywaniu emocji, podobnie jak Iskra.

draumkona pisze...

A paciorkowym oczkom kruka ukazać mógł się doprawdy osobliwy widok. Gobliny w sztywnych siodłach na kozich grzbietach. A kozy te, zwierzęta biedne, na nieszczęśliwe wyglądały, więc i krasnoludy jakie je dosiadały, zginąć musiały niedawno.
Każden jeden goblin miał łuk, co nie wróżyło dobrze dla trójki naszych podróżnych. Poza tym, gobliny, choć niewielkie, to spryt i chytrość we krwi miały, więc i podejście ich jakoś nie wchodziło w rachubę.

M/G

Sol pisze...

Sol zaskoczona ciepłym gestem uniosła wzrok na blade lico elfiej pani i usmiechnęła sie delikatnie. Moc, wiedza, umiejętnsci tej pani mogla głównie podziwiac, bo i na zazdrość tu miejsca nie bylo. Obydwie z rodow znaczacych, obydwie wygnane, obydwie teraz na siemie skazane, musialy sobie radzic i niby w historiach podobne, a jednak zupełnie inne. Na Sol ta Szept robiła piorunujace wrażenie. I teraz patrzyła na wierzchowce z usmiechem, wspominając jak hodowca koni i innych istot, ktore oswoic i ujeździć mozna bylo, sprowadzil jej biala silna i zarazem smukla niezwkle klaczkę. Przy tych dwoch tutaj, tamten koń jak zabawka był.
- Przepiekne - powoli, ostroznie uniosła dlon do wierzchowca tego niższego, nieco drobniejszego i pozwolila aby miekki nos musnął jej rekę, zapach poznal.

draumkona pisze...

Epoh skinął głową, jakby takiej odpowiedzi oczekiwał. W sumie, dla niego nie było innej.
- Zhao, po koronacji znów się pożegnamy - Iskra jęknęła mimowolnie, ze smutkiem w głosie. No dopiero co się zobaczyli, a on już odejść musiał. Przeklęty Zakon. Przeklęta zima.
- Kiedyś przyjdę do ciebie. I zobaczysz, nie pozbędziesz się mnie już wcale. Zostanę tam.
- Zobaczymy.
- Pfff...
- Hm?
- Powinieneś tryskać radością. - oświadczyła Iskra sprawiając wrażenie obrażonej, choć Epoh zamiast się przejąć, tylko parsknął śmiechem.
- Idź lepiej znaleźć dobre miejsce. - polecił jej czarnowłosy, a Iskrę olśniło. No tak, elfy wypełzną by żegnać swych braci. Więc na miejsce w uliczce czy na dachu nie ma co liczyć. Trzeba się będzie postarać.
- Wracamy - rzuciła do Luciena i zaraz, czy tego on chciał, czy nie, pochwyciła ponownie jego dłoń i pociągnęła z powrotem.

draumkona pisze...

Królik mruknął coś pod nosem i poprzysiągł sobie, że nigdy więcej nie pozwoli Marcusowi prowadzić. Góry, czy nie, przynosił pecha.
- Nie przejdziemy, jeśli się ich nie pozbędziemy. A skoro to gobliny... Pewnie już o nas wiedzą. - dodał zaraz, a bułanek jego w odpowiedzi wierzgnął łbem, jakby wodze chciał wyrwać panu swemu. Figiel umknął do torby Pajęczarza i tam siedzieć zamierzał. Sam Marcus natomiast odruchowo sięgnął rękojeści Lodu, jakby sprawdzając czy tam jest.
- Szept. - rzucił poważnym tonem. Jak na Marcusa, zbyt poważnym. - Ściągnij ich tu, na polanę. W przesmyku nas wytłuką.

M/G

Sol pisze...

Zaraz Sol się wsparla na konski grzbiet i usiadła po męsku, teraz akurat nie musiala zupełnie niczym sie przejmowac, nijak zastanawiac co ojciec, matka powiedza na takie zachowanie. Bo teraz to ani oni, ani nikt inny kierowac jej nie musiał, nie powinien wręcz.
- Powiedz mi, z tych ziem pochodzisz? - o tej elfce to ona nie wiedziała zupełnie nic. Spotykaly sie już ktorys raz z kolei i jakos ani razu tamta o sobie zdradzic nic nie chciała I pomagała jej po raz kolejny, az sie Sol xle poczuła, slaba i bezuzyteczna.
- jak bede mogła ci sie odwdzieczyć?

draumkona pisze...

Iskra biegiem przeleciała przez główny plac stolicy, zaraz też, nie zważając na zdziwione spojrzenia elfów, wbiegła po schodkach na górną kondygnację, przemknęli oboje przez puste, ciche kamienne komnaty i znaleźli się przy mostu, który to łączył Kurhan z kondygnacją. Długo jednak się na niego Lucien nie napatrzył, miękkie, białe światło jakim emanowało to miejsce miało w sobie coś z ostrzeżenia, przynajmniej dla niego, człowieka.
Iskra zaciągnęła go w inny tunel, który to znalazła parę lat temu. Parę minut i wypadli zaraz na półkę skalną, usytuowaną gdzieś w lesie, pomiędzy wysokimi drzewami. Zdyszana Iskra przysiadła na ziemi i starała się uspokoić oddech.

Sam Wilk i Ymir stali natomiast na jednym z dachów budynków. Tajemnicą było jak krasnolud się tam znalazł, a Wilk jedynie uśmiechał się półgębkiem

Silva pisze...

- Bo teraz, to nas nie chcą złożyć w ofierze - odburknął i powstrzymał się, by nie rzucić kolejnym kamykiem w Szept. Wolał nie dostać ani zaklęciem, ani tym bardziej dziką furią, w którą by elfka wpadła.
- Czemu pachniesz wilkołakiem? - no tak, Brzeszczot potrafił zapytać o wszystko i jak widać żaden zapach przed nim nie umknie. No, żaden zapach dostatecznie mocny i wyrazisty.

draumkona pisze...

Królik zsunął się ze swojego bułanka i stanął po kolana w śniegu. Zaraz zmobilizował odpowiednie podkłady magii do obrony, choć po zielonym ogniu jak na razie ani śladu.
Marcus za to siwka swego opuścił, także w śniegu stając. Co jak co, ale półtora metrowym Lodem nie dało się walczyć z konia.
Czekali.

M/G

Silva pisze...

- Chciałem, żebyś nas czymś zaskoczył. Wiesz, żebyś nie czuł się gorszy - wciąż siedział na piasku i chyba mu nawet tam dobrze było. Ale kiedy usłyszał o kolejnym zadaniu, nie wytrzymał. - Na bogów niejedynych! Człowieku, dajże nam odpocząć. Jak dłużej z nią będę przebywać - palcem pokazał Szept. - To ją jeszcze polubię, a to się nie godzi!

Sol pisze...

Zdaniem Sol to jednak wiele winna była Szept. Podwojne zycie! I to bylo nic wedle uważania elfki?
- Kiedyś znajde sposób - zapewniła i bylo w tym cos z obietnicy. Bo przeciez przed wilkami uratowala ja raz, przed wilkorami dzikimi wlaściwie i tutaj także, choc te potęzne zwierzeta o gestej sierści, w ktorych dlon elfiej pani ginęla, gdy je dotykiem uspokajala, chyba na jej usługach byly, czy cos podobnego, jakby ona z nimi bez przerwy przebywała, jakby jakąś więź nawiązalyz wierzeta z elfką.
- A czy do stolicy keroni daleko? I tak gdzie idziemy bede mogła się zatrzymac na noc - zbyt wiele pytań moze zadawala, ale teraz w tych okolicznosciach na nic innego nie stac jej bylo. taki czas i miejsce, że tylko odpowiedzi jej potrzebne były.

draumkona pisze...

Iskra natomiast siedziała nadzywczaj spokojnie. Plecy proste, broda uniesiona dumnie. A odchodzące elfy w dole jarzyły się miękkim , mlecznym światłem jak Kurhan, który to Lu miał okazję zobaczyć przez chwilę.
W powietrzu unosiła się pieśń. Pieśń o starych, zamierzchłych czasach, które już nigdy nie wrócą. O tym, co przeminęło. Najwyraźniej elfom zegrało się na sentymenty.
Iskra poczuła jak coś do jej oczu napływa, jak wilgotnieją policzki. Cholera, a tak sobie obiecywała, że nie będzie płakać...

draumkona pisze...

- Oy Lazare, Lazare... - mruknąłKrólik, a zaraz magia jego lecznicza w ofensywną siłę przekształcona została. Dłonie otoczył miękki, zielony płomień.
Marcus znał słowa pieśni, której początek zaintonował Biały. Teraz jednak był zbyt zajęty, by przejmować się elfowymi bredniami, bo zaraz pierwsza z kóz go dopadła, a on wywinął się w odwrotny piruet tnąc płasko. Zwierze zapiszczało upiornie, a goblin ryknął. Aż dziw, że wciąż żył, gdy w połowie rozpołowiony był. Cóz, gobliny zawsze były dziwne.
Królik natomiast unikał, skakał i umykał co róż zostawiając nowe, delikatne ślady po uderzeniach dłoni na kozim futrze i na skórze gobliniej.

M/G

Silva pisze...

- Ej, elfce nie przystoi wytykać kogoś paluchem! - burknął i podźwignął się z piasku, nawet nie kwapiąc się z otrzepaniem z ziarenek, które się do ubrania przyczepiły.
No tak. Kolejna wielka podróż pełna przygód. I jeśli okaże się, że to kolejni miłośnicy natury, wielbiący drzewa, kontemplujący trawę i kwiatki, to najemnik umrze. Umrze i nie zmartwychwstanie.
- A może najpierw suta kolacja i gorąca kąpiel? - w jego głosie zadźwięczała nadzieja, ale jakaś dziwna i niemrawa; Dar nie sądził, aby miał czas na takie luksusy. Nie przy Alu. - Ej, Długoucha, przecież ja jestem fajny! - no tak, brawo dla Brzeszczota. Chyba się za mocno w głowię uderzył, albo słyszenie duchów mu zaszkodziło.

draumkona pisze...

Lucien elfem nie był, więc i do serca jego słowa pieśni nie trafiały, nie odczuwał on smutku, jakby własną rodzinę najbliższą żegnał właśnie. Jakby żegnał ją i widział po raz ostatni.
Bo przecież nigdy nie było wiadomo, kiedy dane będzie następnym elfom wrócić, kiedy statki powrócą, a kiedy zostaną wybudowane nowe. Iskra wiedziała, że kiedyś ona też odpłynie do nieśmiertelnych krain. I chyba stąd też łzy, płacz i smutek. Wiedziała, co jest jej pisane, wiedziała, że znów będzie musiała się przeciwstawić, znów okazać bunt swoim braciom i siostrom. I to było najbardziej bolesne z tego wszystkiego.
Szeptem powtarzała słowa pieśni, choć były one nieprzetłumaczalne, niczym bełkot jakiś. Ale dla niej miało to sens. To nie była pieśń, która słowami wyraża, która słowami do serca trafia. To była pieśń, która stworzona była z uczuć i nimi przebrzmiewała.

Silva pisze...

Brzeszczot się roześmiał. Naprawdę się śmiał! - Punkt dla ciebie, Długoucha - po prostu umiał docenić dobrze odbitą piłeczkę w słownej przegadance. Aż taki wredny nie był.
- Ale kolację ty stawiasz. Tam gdzie ostatnio - Czasami trzeba dać coś Brzeszczotowi, by poczuł się lepiej, by zrobił się bardziej ugodowy i samopoczucie miał lepsze. Jak z dzieckiem. - Zabieraj nas z tej cholernej wyspy.

draumkona pisze...

Tego się nie spodziewał ani Marcus, ani Biały, a jednak... To Pajęczarz, niby ten wolniejszy, niby głupszy, to on złapał wczas Królika, nim śnieg runął na gobliny. I to on go mocno trzymał przy sobie jak brata.
Królik zaś rzadko widywał tak spektakularną magię, co było dla niego niczym wisienka na torcie, dobre ukoronowanie walki. Czasami żałował, że serce jego należało do magii leczniczej, a nie do żywiołów, czy choćby alchemii. Ale zaraz też przypominał sobie co zdziałać potrafił swoją "nieszkodliwą" magią leczniczą.
Siwek Marcus spłoszył się i umknął gdzieś ścieżką, w wąwóz się zagłebiając, przed śniegiem się chroniąc.
Sam Pajęczarz zaklął okropnie i po raz kolejny poprzysiągł, że konia tego marny los w rzeźni spotka.

M/G

draumkona pisze...

Iskrę w obliczu tak wielkiej tragedii mało co obchodził jakiś głupi Amulet. Ona straciła kogoś ważnego, bliskiego jej sercu. Z dłoni karzełka wzięła delikatnie Gwiazdę i pierścień i tak też siedziała na ziemi. I wpatrywała się tępo w rzeczy leżące na jej dłoniach. Nie liczyło się nic, nie było nic.
Po policzkach Iskry potoczyło się więcej łez, a elfka nie zamierzała ich hamować. Padła na bok skulona i przestała się odzywać, jakby świat się skończył, a ona sama także umarła.
Bogowie, za co... pytała samą siebie w myśli, żadała, by Szept życie wrócono. Żądała, nie prosiła, więc i gniew zaczął się w Iskrze znów podnosić. Ale żal skutecznie go neutralizował.

Sol pisze...

Sol niby sie spieszyło, ale gdy tylko padła propozycja, by w drodze towarzyszke miała i to tak wykwintna, od razu o pospiechu zapomniała. Prawdzie Alasdaira nie ma, ale jesli obiecał ją sam znaleźć, odnajdzie na pewno i chyba będzie zadowolony z jej roztropności, bo bezbronna kbieta w drodze to nie to samo co dwie i jedna to potęzna elfia pani o wielkiej magi. Tak, to chyba dobry pomysl.
- Przez dwa dni na pewno zdolam odpocząc i postarac sie o zapasy dla nas na drogę - stwierdziła z szerokim uśmiechem.jej decyzja chyba nie zaskakująca była?

draumkona pisze...

I gdy ostatni z elfów przeszedł ścieżką, kiedy śpiew za nimi się roznosił lekkim echem, dopiero wtedy Iskra przypomniała sobie, że nie jest tu sama. Zaraz otarła łzy wierzchem dłoni i starała się przybrać obojętny wyraz twarzy, co by pokazać mu - Lucienowi - że wcale nie płakała, że przywidziało mu się i tyle.
Powstała zaraz i nosem chrząknęła cicho.
- Wracajmy - szepnęła, po czym wolnym krokiem już ruszyła ku przejściu, ażeby wrócić tą samą drogą jaką tu przygnali. I tym razem też, nie ciągnęła go za rękę, nic z tych rzeczy.

draumkona pisze...

Królik za to, jako półelf, ten, który pojmował nieco zwierzęce odgłosy, wyczuł u Corvusa ostrzegawczą nutę. A, że był z tej trójki zdecydowanie najszybszy, zaraz od Marcusa się uwolnił, błyskawicznie skoczył ku wygrzebującemu się goblinowi i dobił go płaskim ciosem dłoni w kark. Magia trzasnęła, kości chrupnęły, a delikwent opadł z powrotem na śnieg, zapadając się w nim lekko.
Biały rozejrzał się, pokrywa śnieżna nie łamała się pod jego krokami, więc i elfia krew się odezwała w nim teraz. A Marcus czasem mu zazdrościł tego, że nie zapadał się w śniegu. On, jako człowiek, musiał sobie radzić inaczej.
Pajęczarz zaklął znow i przywołał do siebie bułanka Królika. I tak nie był mu potrzebny a on musi odzyskać swojego siwka.

M/G

Silva pisze...

Coś mignęło, coś błysnęło, a Brzeszczot zaczął kichać. Wyglądał jak siedem nieszczęść i do tego kichał. Pocieszał się jedynie tym, że Szept wyglądała podobnie i też nie najlepiej.
- Al, wiesz czemu... - jednak maga nie było! Zniknął skubaniec, wredota jedna zniknął! - Nienawidzę gada. Nienawidzę!
- Wciąż hałasujesz, Arterius. I pachniesz nie najlepiej - z cienia wyszedł wysoki mężczyzna. Można by wsiąść go za elfa; miał delikatną, ale groźną urodę, gibki, zwinny już na sam rzut oka na jego sylwetkę. Mógłby za elfa uchodzić, gdyby nie zapach: pachniał sierścią, jak pies, ale nazwać go psem to pretekst do dostania w twarz. Pieprzyk pod okiem i niesforny lok: nie sposób było się pomylić. Wisielec.
- Niraneth. Niech gwiazdy nad tobą czuwają - zza mężczyzny wyszła drobna, niska kobieta, ledwo mu do ramienia czubkiem głowy dorastająca. Blada cera, jasne włosy i dębowa laska. Zimne, mroźne oczy. Duszołap.
- Wisielec. Bogowie niejedyni, to ciebie miał ten cholerny mag na myśli? - zdawało się, że najemnik westchnie, ale o dziwo się uśmiechnął i to uśmiechnął niebezpiecznie, po czym rzucił, miał to w krwi!, szyszką w Wisielca, a Wisielec mu oddał. No to Dar rzucił w niego pustym bukłakiem z wodą, ale że wilk się odsunął oberwała szamanka. A że dostało się szamance to dębową laską guza zarobił na ramieniu wilk. A że Wisielec nie lubił, jak się go okładało, to wziął i Duszołap włosy poczochrał. Ale szamance się to nie spodobało przez to ubodła go łokciem w bok.

draumkona pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Sol pisze...

Skinieniem podziekowala i nim za nimi potęzne drzwi się zamknęły i trzask zamka rozniósł sie po murach starego budynku, płomiennowłosa w tyl za nimi zerkneła, ostatnim spojrzeniem odchodzące wilki żegnając. Choć one pewnie tego zupełnie nie poczuły, nie widziały.
- Nie potrzeba mi wygod, juz odwyklam od arystokratycznych salonow, wspanialych jedwabiów i strawy krolów, to wszystko niewazne w obliczu teraxniejszosci i losu splotów - i mogla tak sobie mowić wiele razy, ale teraz, gdy na glos to wypowiedziala nie sobie samej, a komuś innemu, kto na niej tak silne wrażenie jak elfia pani wywoływal, słwoa zabrzmiały prawdziwie i dały jej pewnośc, ze slusznie mówi i słusznie czuje. Ojciec bylby dumny. Matka byłaby szczęsliwa, wszak i ona z prostego ludu szła.
- dziekuję ci raz jeszcze, Szept - zmeczona była,a le i ciepło sie w sercu ostało na taką dobroc i zrozumienie.

draumkona pisze...

- Będę zobowiązany - burknął Marcus, któremu nie podobało się to, że elfiaki paradowały sobie po śniegu jakby wcale nic nie ważyły. Chędożone geny.
Królik natomiast ze śniegu śnieżkę ulepił i rzucił nią w Marcusa. Ten rzecz jasna był zbyt zajęty wyklinaniem swoich genów, więc biała kulka trafiła go w głowę z takim impetem, że równowagę stracił i wylądował cały w śniegu. A to oznaczało wojnę.
Zaraz ulepił kilka śnieżek na raz i zbombardował nimi Białego, a ten zwinnie umknął wszystkich unikając.
I tak, w razie wątpliwości, Szept nadal miała przed sobą parę zabójców bez sumienia, a nie dwójkę dzieci co to pierwszy raz śnieg widzą.

M/G

draumkona pisze...

Iskra natomiast uważała, że wszystko odbyło się w stosownej ramie czasowej. Rzecz jasna, jako elfy mieli całe wieczności na różnego rodzaju ceremonie, czy cokolwiek, ale ta jedna... Ta nie powinna trwać zbyt długo, bo smutek w ich sercach zaległby jak śniegi, które oczekują pierwszych promieni słońca.
Zhao nie odezwała się też do momentu, aż nie znaleźli się z powrotem w komnacie ich. Przysiadła na miękkim łóżku.
- Odeszli. - jakoś nie było jej teraz stać na nic więcej.

Sol pisze...

Wilki, dzikie wierzchowce z Wielkiej Równiny i kruk teraz, chyba kazdej masci zwierze było pod opieka i na przyjaxni u elfiej pani. Sol osobiscie z zupełnie innymi zwierzetami sie stykala częściej, bardziej egzotycznymi, bo i jej dom i strony tamte zupełnie w innym klimacie sie mieściły. I teraz wpatrywała sie w ptaszysko nieco nieufnie, w lśniące skrzydla i błyszczące paciorkowate oczy patrząc.
- Ogromny jest - i od razu nasunęlo jej sie, ze jakis on niezwykly, może nie magiczny, ale w szczegolny sposób z elfka zwiazany. - Piekne ma umaszczenie - no to bylo zachwycające, wszak aż na zielono i granatowe smoliste upierzenie w slońcu sie mieniło. Ale te oczy ptaka, zbyt czujne jak na tepe zwierze były.

Silva pisze...

Wisielec masując sobie bok, w który ubodnął go czubek laski, łypnął złowrogo na najemnika, jakby to jego wina była, że teraz cierpi.
- Nawet nie próbuj! - widząc, jak szamanka zamierza się do kolejnego uderzenia, odskoczył od niej i znalazłszy się przy mieszańcu, schował się za jego ramieniem; ot pokazówka taka, bo gdyby chciał to i nie pozwoliłby szamance się uderzyć.
- Masz coś do jedzenia? - Brzeszczot od razu przeszedł do rzeczy, a jego brzuch potwierdził chęć zjedzenia czegoś. - Czuję wołowinę. Daj trochę - i bez krępacji sięgnął do sakwy Wisielca i wyciągnął z niej paczuszkę kusząco pachnącą.
- Oddawaj to, durniu! - ale Wisielec nie chciał się podzielić. A że Dar był głodny...
- Na duchy przodków... - szamanka nie znała najemnika, słyszała o nim tylko od Alasdaira i Drava. - Zachowujesz się gorzej niż na ciebie przystało.
- Idź wąchać kwiatki! - warknął Wisielec, dalej szarpiąc się z najemnikiem. O paczuszkę!

Sol pisze...

Uniosla brew i usmiechneła się mile zaskoczona. Napitek i posiłek, bo głód i pragnienie ssaly ja od środka byl cudownym pomysłem i chętnie na to przystała. Skinela głowa i z wdziecznością podeszla do elfki, gotowa pomóc przy przygotowaniu jadła.
- Tak, bardzo chętnie, droga mnie wykończyła - przyznala nie czujac wstydu z powodu ludzkich słabości.

Silva pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Silva pisze...

- Jestem głodny. Nie mogę pracować z pustym żołądkiem! - najemnik gotów był rzucić w elfkę szyszką, ale w porę przypomniał sobie, że ta magię swą odzyskała. - I chce mi się spać. Przypominam: cholerne rośliny chciały nas zjeść. Nigdzie nie idę bez porządnego posiłku i nocy w miękkim łóżku.
- Tutaj, niedaleko jest tawerna. A i ceny mają przyzwoite i mojej wołowiny jeść nie musisz.
- Idziemy! I żadnego zaprzeczania, bo... Bo o! - słowa te do Szept był skierowane.

draumkona pisze...

Tak, to oto byli zabójcy. Zimni, bezwzględni, bez sumienia i choćby cienia wątpliwości. A właśnie, skoro o cieniach mowa, jakże różnili się oni dwaj od Iskrowego wybranka, pana Poszukiwacza...
Śnieżka także trafiła Szpetuchę, choć chyba nie było to umyślne, bo zabójcy nie zwrócili na to uwagi, zbyt zajęci okładaniem siebie nawzajem. Zapomnieli o misji, o tym, że to niebezpieczne góry.
O tym, że trzeba być konkretnym i poważnym też.
Po dziesięciu minutach jednak wzajemne tłuczenie się śniegiem się znudziło.I obaj w tym samym momencie spojrzeli na Szeptuszkę. Biedną, osamotnioną Szeptuszkę, co to kompana do zabawy nie miała... W Marcusowej dłoni właśnie rosła kolejna kulka śnieżna.

M.G

draumkona pisze...

Iskra westchnęła. Oparcia w Cieniu nigdy nie miała i chyba mieć nie będzie. Już lepiej służyła jej samotność, więc zaraz elfka wybyła za łuki, na swój prywatny ogródek, czy też namiastkę łąki. Z ziemi zebrała gałązkę białego bzu, którą urwał wiatr i przyjrzała się kwiatostanowi.
Westchnęła. Elfy odchodziły. Ona też odejdzie. Chyba.
- Ku twojej uciesze, jeszcze tylko koronacja i wracamy... - mruknęła, jakby teraz Lucien był tylko przeszkodą do tego, by pozostać w Eilendyr.

draumkona pisze...

Iskra rzuciła w Luciena małym, białym kamyczkiem o owalnym kształcie. Czarne loki wymknęły się spod srebrnej spinki i Zhao wyglądała jak jakaś marnej klasy czarownica, co to nie wie czym jest grzebień.
Wtedy po raz pierwszy zaświtała w jej głowie myśl. Fiołkowe spojrzenie prześlizgnęło się po jego sylwetce, a nieodgadniony uśmiech zagościł na twarzy. Każdy elf mógł Gwiazdę oddać.
Odwróciła z wolna wzrok. Czy byłoby to mądrym rozwiązaniem? Oddawać człowiekowi to, co jest częścią ciebie? Trudna decyzja... Znów przypomniała sobie sznur elfów w białych sztach. Elfów, które kierowały swe lekkie kroki ku Przystani, by wypłynąć za białe wieże.
Jak powiedział ongiś pradziad Wilka, Resten, nie czeka nas tu nic, prócz śmierci.
Gdy nadejdzie czas, a długousi znów zbiorą się w stolicy oczekując na Przystani... Ona będzie wśród nich. Lecz szyi jej nie będzie już zdobiła Gwiazda, a smutny, samotny koralik zawieszony na cienkim łańcuszku.

draumkona pisze...

Marcus uniósł kilkakrotnie brewki robiąc przy tym minę zawodowego podrywacza. Kulka została uformowana i zaraz pomknęła ku elfiej pani nie zważając ani trochę na jej słowa. Zabójcy nie byli siłą, jaką można okiełznać. Nie, kiedy w grę wchodziła zabawa, której tak długo sobie odmawiali... Zresztą, kto mógł im teraz zagrozić! Gobliny martwe, góry chwilowo czyste... Przynajmniej, jeśli o ich szlak chodzi. Figiel siedzący w torbie udał, że nie zna obu panów. Pająk chyba miał więcej wstydu niż oni obaj razem wzięci.

M/G

Silva pisze...

Brzeszczot mocniej na szyszce palce zacisnął, ale miast w elfkę nią cisnąć, rzucił ją w las, płosząc z krzaków młodego bażanta, który czmychnął między drzewa, zupełnie tak, jakby sądził, że czyimś łupem się stanie. A najemnik w wilkołaka spojrzenie wlepił.
- Czego się gapisz? - odburknął ten, szczerząc zęby źle.
- No bażant.
- Widzę. Co w związku z tym?
- Aport! - i nim wilkołak zawołał, że zaraz zaaportuje najemnikowe pośladki, Dar czmychnął ścieżką w las, a za nim w jednej chwili nie człowiek pędził, a susy wilk prawdziwy sadził.
Szamanka zrobiła krok ku dróżce, ale przystanęła, czekając aż i elfia pani do niej dołączy. Wszak trzeba było przedstawić powody ich spotkania.

[Szeptucha!]

Silva pisze...

Drav w wilczej formie nie był tak masywny, jak samiec alfa wilczej watahy. Jego gęsta, gruba sierść kolorem przypomina krucze skrzydła, a równie ciemne ślepia wcale nie się nie wyróżniały; tylko prawe oko przecięte blizną zdaje się być dziwne, jakby nie czarne, a zielone. Nawet postawna sylwetka nie zdradza, że nie jest wilkiem, dlatego tak trudno jest odróżnić wilkołaka, od wilka; sprawne, magiczne oko dostrzeże jednak różnicę.
- Mag szlachetny zaproponował nam pomoc - zaczęła szamanka - Przepraszam, że musieliście do nas dołączyć zaraz, jak widzę, po ciężkiej wyprawie, bez odpoczynku. Będziemy musieli wypocząć... Droga przed nami długa i daleka. Mag powiedział, że nam pomożecie, ale to maga były słowa. Jeżeli odmówicie, zrozumiemy to.

[Nie ce krówki... Jestem chora -.-]

Sol pisze...

Co zamierzała? czekac na Alasdaira. I zyć. Wrócić nie mogła, chciała, bardzo pragnęla pworotu do starego życia i do domu, ale nie mogła. Nie w czas, gdy czekało ją ponowne wygnanie, albo jakies pietno sfałszowane, jakieś oszczerstwa i kłamstwo, które ją oblepi, obrośnie, niszczyć zacznie.
- Zamierzam poznac prawdę - spojrzała ufnie na elfke, gotowa odsłonić sie z wszystkimi swoimi slabościami i obawami wlasnie przed nią. Szept spotkała raz, czas gdy widywaly sie, rozmawiały swobodnie trwal krotko,a le był tak wyjątkowy, że znaczył wiecej nixli długoletnie przyjaźnie zawarte tam, gdzie nagle każdy na byle slowo nie byle jakiego człowieka się od niej odwracal.
- Zamierzam udać sie do stolicy, poczekać na powrot Egzekutora, ochłonąć, uspokoić się nieco, pozwolic głowie i krwi ostygnąć i wrócić - tak, to był plan, niezwykle niepełny, błahy. Znaczy chyba bardziej zarys planu, bo co i jak nie mogła planować sama. A Alasdair na razie się nie pojawial i zaczynała nie tylko tęsknić, ale się bardzo niepokoić.
- Słyszalam o Bractwie Nocy - wzpomniala jakby ciszej, jakby i tu ktos mógl cos podsłuchać. - Chyba zwrócę sie do nich o pomoc. Magii bym zaufała, ale swojej wlasnej nie znam jeszcze, nie wiem, czy keidykolwiek poznam, wciąż się zmieniam przez ogień, a ci co mi zycie zniszczyli to zwykłe szuje i nawet na wyjątkowa zemstę nie zasługują - na wspomnienie o de Winterach, mocniej kawalek pieczywa urwała, az okruszki niepotrzebnie posypały sie na podłoge.

draumkona pisze...

Marcus uśmiechnął się podstępnie i zaraz z Królikiem spojrzenie wymienił. Zaraz od siebie odskoczyli i zaczęli magazynować amunicję jaką były śniegowe kulki.
I tak to zabójcy wraz z czarnym magiem w niebezpiecznych górach mgieł tłukli się na śnieżki.
I tylko Figiel i Corvus zdawali się być zażenowani.
Skrzydlate zrobi coś - odezwał się, o dziwo, Figiel w, o dziwo, Corvusowym rozumku.

M/G

draumkona pisze...

Iskra na pewno nic by sobie nie zrobiła z Lucienowych protestów. Akurat, jeśli chodzi o postanowienia, trzymała się ich i uparcie dążyła do realizacji. Więc gdyby... Gdyby nadszedł czas, Lucien miałby marne szanse odmowy.
Jednak nie czas był to na mentalne rozważania opcji jakie mogłyby przekonać Lu do przyjęcia amuletu. Iskra rzuciła znów w mentora swego kamyczkiem, jakby zaczepnie, jakby chcąc coś od niego. Najwyraźniej smętne nastroje długo się jej osoby trzymać nie mogły.
A kiedy to nie zareagował, ściągnęła pantofla ze stopy i nim w niego rzuciła. Odbił się but jej od uda Luciena i spadł na podłogę.

[śmiesznie to wygląda xD]

Silva pisze...

Gdyby wilkołak wiedział, co też elfce chodzi po głowie, znając jego charakter i słabość do kobiet, cóż...
Na razie wilcza głowa zaprzątnięta była ganianiem najemnika i próbą ugryzienia go w boskie pośladki.
- Zatoka Memorii to nasz cel, dokładniej delta rzeki. To daleka droga. I nawet nie mamy pewności pani elfko, czy właściwa. Tułamy się po obcych ziemiach, mając tylko okruchy informacji.
Wisielec warknął na najemnika i zaraz potem dziabnął go w łydkę; nie tak, by ją uszkodzić, ale tak aby zabolało.
- Co ja jestem, dziczyzna? - Drav dźgnął patykiem wilka, który przysiadł przed nim i zaczął warczeć.

Silva pisze...

*Dar

Silva pisze...

Wilkołak był zdziwiony. Dlatego nie zareagował od razu, ale kiedy już to zrobił, okazało się, że nie ma nic przeciwko drapaniu za uszami; mruknął nawet wyraźnie zadowolony i łeb wielki uniósł, by pod brodą elfie palce go podrapały.
Ale Brzeszczotowi najwyraźniej się to nie podobało: - Ty weź się nie podlizuj! - i rzucił kamyczkiem w wilkołaka, który pewnie byłby się do niego uśmiechnął, a tak to walnął się na plecy, co by i po brzuchu go podrapać. - No nie, wilkołak zachowuje się jak pies. I jeszcze elfka go drapie - burknął - Obraziłem się! - poinformował wszystkich i sobie poszedł. W złą stronę.

draumkona pisze...

Iskra natomiast podeszła i odebrała mu swój pantofel.
- Nie mam nic do powiedzenia, ot, irytuję cię i wszystko wskazuje na to, że jednak masz jakieś uczucia! - jakież to piękne! Założyła pantofelka na stopę i poruszała chwilę palcami, co by materiał dobrze się ułożył.
- Nie bierz tego do siebie. To je głupawka, tego nie powstrzymasz. - figlarny uśmieszek przemknął po jej wargach, ten sam, który miał okazję zaobserwować pewnej pamiętnej nocy w Grah'knar...

draumkona pisze...

Figl nie da rady. - obwieścił Figiel w swym radośnie prymitywnym języku nieznającym odmiany przez przypadki, a i nawet miana swego nie był w stanie normalnie wymówić.
Biały syknął cicho, kiedy to Corvus głośno tak zakrakał i aż palec w ucho wsadził i pokręcił nim chwilę, jakby czyścił sobie ucho.
Marcus za to jęknął i pogroził krukowi śnieżką.
- Sztywniak! - krzyknął za odlatującym ptakiem. A w górach nie powinno się krzyczeć. I nim zdążyli się obejrzeć, spadła na nich wielka zaspa śniegu porywając nieco w bok od szlaku.
Kiedy tylko śnieg sunąc przestał, Królik, którego głowa jedynie wystawała nad śnieg, mruknął coś pod nosem.
Marcus także znajdował się ponad śniegiem jedynie głową, a i z Szept podobnie było.
- Zawsze musisz nas w coś wpakować - mruknął Królik do Marcusa.
- Zaklaskałbym ci uszami gdybym umiał - odparował zaraz Marcus.

M/G

Silva pisze...

Wilkołak pieszczot się domagał, bo kto powiedział, że wilki drapania za uszami, czy po brzuchu nie lubią? Lubią i to bardzo i wcale im to nie uwłacza. Chociaż każdy w watasze to lubił, raczej nikt przed jej członkiem by się do tego nie przyznał. A co zabawniejsze, każdy wiedział, że każdy to lubi, ale nikt przyznać się nie chciał.
- Wilkołak... psia jego mać... - mamrocą pod nosem przekleństwa, najemnik wcale nie zauważywszy, że bynajmniej ścieżką do gospody się nie zbliża, dzielnie szedł dalej.

Silva pisze...

- Nie powinniśmy go poszukać? - szamanka w zasadzie nie wiedziała, jak ma się zachować, ani tym bardziej nie zdawała sobie sprawy z tego, jakie relacje panują między elfią panią, a mieszańcem, chociaż jakiś głosik w jej głowie mówił, że bardzo podobne do tych, które ją łączyły z wilkołakiem. Wrednym wilkołakiem. - Ścieżka biegnie nie tam.
Brzeszczot burcząc pod nosem, szedł przed siebie. I zły jak osa, frustrację swą chcąc wyładować, złapał kamyk dość spory i rzucił nim w krzaki. Pewnie poszedłby dalej, gdyby gałązki jeżyn i bzu nie drgnęły. Ale to nic, bo zaraz potem warknęły groźnie.
- Niech to będzie królik... - najemnik chociaż mówił jedno, zrobił krok w tył; warczenie królikowego nie przypominało. A kiedy z krzaków wyszedł młody niedźwiedź...
Brzeszczot z krzykiem rzucił się do ucieczki; a niedźwiedź pognał za nim. I krzycząc na całe gardło, budząc i strasząc cały las, najemnik jak szybko się oddalił od przyjaciół, tak szybko do nich wrócił, a raczej minął ich szybko, by wleźć na wysoki dąb.

draumkona pisze...

Iskra jednak nie dawała za wygraną. Przesunęła się zwinnie i stanęła znów na linii jego wzroku. Nie ucieknie wzrokiem, nie ucieknie myślą. Już ona o to zadba.
- Nie bądź drugi Dibbler - mruknęła oskarżycielsko i dźgnęła go palcem w pierś. Chodziło jej rzecz jasna o grymas ten, co to ironią ociekał aż nadto.
- Każdy musi w końcu okazać jakieś uczucia. Inaczej się wariuje. Traci się rozum. - dodała zaraz i przechyliła głowę lekko w bok, a ciemne jej loki zsunęły się po ramieniu.

draumkona pisze...

I Marcus z Królikiem wkrótce się ze śniegu wygrzebali. Obaj zziębnięci i źli jeden na drugiego, choć złość Pajęczarza bardziej kierowała się ku Figlowi i Corvusowi. Wiedział, że to musiała być ich sprawka. Ich wspólny plan. A i znał swojego pupila za dobrze, by myśleć, że może niewinny jest i odnóży w tym nie maczał.
- No pozabijam, pozabijam... - mruczał Marcus pomagając wygrzebać się ze śniegu konikowi Królika.
Natomiast chędożony - w mniemaniu Marcusa - półelfiak chodził sobie znowu po pokrywie śnieżnej i zbierał to co wydostało się z toreb.

M/G

Silva pisze...

Brzeszczot usadowił się na najwyższej i najgrubszej gałęzi, jak najdalej od ziemi, po czym objął ramionami pień i na kruka zerknął. - Tak, masz rację. Zostawmy to miłośnikom natury - rzucił do ptaszyska, najwyraźniej wcale nie zrażony tym, że zwala ludziom na głowy niedźwiedzia. W końcu szanowali naturę więc powinni mieć się z nią obchodzić. To proszę bardzo, do dzieła, mogą się wykazać.
- Niedźwiedź jaskiniowy - szamanka zerknęła na towarzysza; Wisielec w swej wilczej formie na nogi już stanął i na niedźwiedzia warknął ostrzegawczo. Duszołap nie była przygotowana na walkę z takim zwierzem, bo laską dębową po łbie mu nie wytrzaska więc... I ona wypowiadając krótkie słowo w wilka białego się zamieniła; ot totemiczne zwierze jej rodu.
- Szept, do dzieła! - ach ten doping najemnika. Z drzewa.

draumkona pisze...

Iskra odniosła wrażenie, że Lucien... Że on po prostu boi się czuć. Bo to skomplikowane.
- Czemu nie spróbujesz choć raz, choć na chwilę zapomnieć o tej swojej masce? Czemu choć raz nie pokażesz kim jesteś? Przecież jestem tutaj tylko ja... - niby tylko Iskra, a może aż Iskra. No, przecież ot tak oczy komuś kto rzekomo uczuć nie ma i się nimi nie przejmuje nie wilgotnieją.

draumkona pisze...

- Racja. - mruknął Królik podając Marcusowi tobołek zebrany z ziemi. Człowiek zanurzony znów po pas w śniegu obrzucił go nienawistnym spojrzeniem.
- Chędożone elfiaki no! - klepnął bułanka w zad i patrzył jak konik brnie przez zaspy. W takich sytuacjach Pajęczarz wolał zdać się na zwierzęcy instynkt. Już nie raz podążanie tropem saren wyprowadziło do na właściwy ślad. Tyle, że tu miał jedynie konie. No i Figla. No i Corvusa.
Ale to były szatańskie stworzenia i nie należało prosić ich o pomoc.

M/G

Sol pisze...

Patrzyła na swoje dlonie, jakby z chwila wypowiadania słów przez elfkę, zawstydziła sie swoich wlasnych. Tutaj czuła sie obco, nie wiedziała nic i nie chciała, czuła, że nie mogła być sama, ale czekanie na Alasdaira wciąż się przedłużalo i zaczynała miec dość, zaczynało ją to męczyć.
- Wiem. Pieniądze mam i w Bractwie Nocy nie będę szukać przyjaźni, Szept - zapewnila rozsądnie, dla dodania sobie otuchy kiwając jeszcze potakująco glową. - Ale sami nic nie zrobimy, nic nie zdolamy. A zostawic tego co tam sie w domu dzieje u mnie, po prostu nie mogę.

Silva pisze...

- Psuje każdą, dobrą zabawę - mruknął do siebie pod nosem najemnik, najwyraźniej licząc na dobrą zabawę. A tu klops.
Wisielec oddając niedźwiedzia elfce, stwierdził że może spokojnie odsunąć się o kilka kroków, by znów człowieczą postać swą przybrać. Szamanka też nie chciała z niedźwiedziem walczyć; nie była z naturą związana tak, jak Szept, ale umiała ją szanować należycie. Zaraz też zniknęła gdzieś w krzakach.
- No i poszła. Dołączy do nas na skraju lasu - wilkołak przeciągnął się, podrapał za uchem i tęsknie spojrzał na niedźwiedzia, opierając się o pień drzewa, na którym Dar i kruk siedzieli. Gdyby była tu wataha, mogliby urządzić na zwierza nagonkę. Nie ma nic lepszego niż młode niedźwiedzie mięsko. Aż się oblizał.
- Pytałeś gdzie? - najemnik wciąż na drzewie siedział i zleźć nie miał zamiaru, dopóki niedźwiedź co go pogonił sobie nie pójdzie.
- Taa, sprawy szamańskie.

Nefryt pisze...

- A nieraz także to, co inni posiali dla nas. Niestety – dodała, jakby zamyślona. Bo przecież człowiek… ani chyba w ogóle nikt, z żadnej rasy, nie miał wpływu na wszystko. Zawsze mogło się przytrafić coś, jakieś zdarzenie, czy też udział kogoś, który psuł wcześniejsze plany i założenia. Najczęściej psuł właśnie, tego Nefryt zdążyła się już nauczyć. Dlaczego inni tak rzadko zaskakiwali dobrem? Dlaczego znacznie częściej na wierzch wypływała zdrada, oszustwo, oszczerstwo? Bardzo trudno jest podchodzić do innych z optymistycznym nastawieniem, gdy oni miast dobroci, często na początek serwują wiadro zimnej wody…lub, inaczej rzecz ujmując, cios ostrzem. A jednak… A jednak czuła, że dopóki żyje, dopóki jeszcze jest w stanie cokolwiek zdziałać, powinna wypełniać swoją misję. To dziwne powołanie, które ni stąd, ni zowąd obudziło się w jej sercu. A może tak naprawdę zawsze tam było?
- Przepraszam, ale… nie rozumiem – powiedziała cicho, spuszczając wzrok, kiedy usłyszała niezrozumiałe dla niej słowa. – Ja nie znam elfickiego – dodała zażenowana. Mniej więcej dwa lata temu, kiedy do bandy przyłączył się pierwszy elf, próbowała po cichu powtarzać różne zwroty, nieraz pojedyncze słowa. Nie miała wówczas odwagi prosić, by nauczył ją elfiej mowy, a samodzielne poznawanie obcego języka… Cóż, nie szło jej najlepiej. Nie była w stanie wymówić wielu głosek, aż w końcu doszła do wniosku, że prędzej połamie sobie język, niż czegokolwiek się nauczy. Zrezygnowała więc. I co jakiś czas, kiedy ktoś rozmawiał przy niej w tym języku, doznawała piekącej w policzki fali wstydu. I zawsze czuła się wtedy nieswojo, niepewnie. Aż przypomniała jej się Łowczyni… to, jak mówiła o czymś z Lucienem, a ona stała obok, ciemna jak tabaka w rogu, mogąc jedynie domyślać się czego, lub kogo wypowiedź dotyczy. Może nie dała tego wtedy po sobie poznać, ale od tamtego czasu jej myśli zaczął nawiedzać pełen zaciętości głosik: „A właśnie, że jeszcze będę rozumiała po elficku. Właśnie, że będę wiedzieć, jakie obietnice wymuszasz” – mówił za każdym razem, zupełnie, jakby Łowczyni mogła to usłyszeć, jakby ona i Nefryt miały się jeszcze kiedykolwiek spotkać.
- I… Czy mogłabyś mówić mi po imieniu? Nie jestem żadną panią, żeby mnie tak tytułować - dodała, uśmiechając się lekko.

Don - Synn - Dar pisze...

Brzeszczot zamrugał. Przez chwilę zastanawiał się, o co elfce chodzi i o czym w ogóle mówi, kiedy go olśniło. W ferworze i powiedzmy, że strachu przed niedźwiedziem, najemnik się zapomniał. Normalnie się zapomniał, cholera jasna!
I najemnik uderzył się dłonią w czoło, aż plasnęło, a potem przywalił głową w pień drzewa, ale już nie tak mocno. - Głupi, głupi, głupi!
Wisielec wybuchnął wesołym śmiechem i do elfki podszedł. - Zrobiłaś mu to specjalnie.

[Jak Cię tu nie kochać ^^]

Sol pisze...

- Mogłabym to zostawić, gdyby dotknęlo tylko mnie - stwierdzila zamyslona, z niezwykla powaga,a le i rozwagą, która rozjasnila na bursztynowo jej piekne źrenice. - Ale skrzywdziło moich bliskich, rodziców, a i zmusiło Alasdaira do rzeczy, jakie mu pisan enie byly - ach tak, ten pól-wampir wyjątkowo gleboko zapadl jej w serce. Cóz dziwnego, był z nia od początku.
Urwala znowu kawalek pieczywa i do ust wsuneła, zaraz też jej policzki nadymały sie jak u chomika, gdy chwyciła kielich i upiła porządny lyk trunku.
- Nie chodzi o zemste nawet, a o sprawiedliwość. Jestem im wszystkim to winna. Bo ja zostałam kluczem to tej sprawy, nieczystej gry, a sama regul nie poznałam - blade palce w zlości na wspomnienia zacisnęły sie na kielichu.

draumkona pisze...

Iskra pokręciła lekko głową.
- Po części jesteś Poszukiwaczem. Po części jesteś Bractwem. Ale nie do końca i tego się nie wyprzesz choćbyś nie wiem co robił. - uważne spojrzenie, przed którym nic nie mogło umknąć. Przynajmniej tak sądziła Iskra. W duchu także wyklinała siebie za takie słowa. Co było podczas walk, co stało się na wyspie, nie wróci, a i noc w Królestwie była wynikiem zamroczenia alkoholowego... Cóż ona sobie myślała?
- Nie możesz wyprzeć się tego kim byłeś tak jak ja nie mogę się wyprzeć klątwy. - dorzuciła jeszcze w pewnym zamyśleniu. Na szczęście, czy też nieszczęście, kontynuować rozmowy nie mogli. Do komnaty wparował Wilk.
- Zhaotrise, chodź ze mną - rzucił jedynie, a zdyszany lekko był. I użył jej pełnego miana. Coś musiało być na rzeczy i to się Iskrze nie podobało.

draumkona pisze...

Może i Marcus nie potrafił odczytać kruczych myśli, ale potrafił odczytywać mowę zwierzęcego ciała, a i przecież Figla miał, to i wiedział już trochę o zwierzęcych zachciankach.
Spojrzał podejrzliwie na Corvusa, ale pozwolił by ptaszysko zasiadło na jego ramieniu. A Figiel był zazdrosny, bo to przecież jego ulubionym siedziskiem było Pajęczarzowe ramię i to jego przecież sucharki były!
Pierzaste sobie grabi - stwierdził pająk oględnie, niby to niezainteresowany.
Za to Marcus wyjął sucharka i podał go ptaszynie.
- Masz, udław się - ślicznie Pajęczarzu, bijemy brawa.

M/G

Nefryt pisze...

- Wyższości? Nie, co ty… Nic się nie stało. Po prostu niedouczona jestem – powiedziała, chcąc żartem atmosferę rozładować. Była zdania, że to raczej ona, nie Szept, powinna przepraszać. Bo elfy, które do bandy przystąpiły, po keronijsku jakoś mówić umiały, choć to przecież język różny od ich ojczystego, zaś ona…
- Ayê re'sh…nio… nie, nýo…tis – Nefryt spróbowała powtórzyć po elfiej pani, rzecz jasna w jej ustach ani słowa te płynne, ani tak dźwięczne, jak elfia mowa nie były.
- Rozumiem to – odpowiedziała szczerze. – Język nie jest martwym przedmiotem. Żyje w każdym z nas, jak cząstka domu, którą chcąc, czy nie, nosimy zawsze w swoich sercach. – Umilkła na chwilę, błądząc wzrokiem po obozie. – Mam nadzieję, że wkrótce i ten obóz będziesz mogła, a co więcej, chciała, tak nazywać. Domem. - dodała.
- I… Wiem, że to niecodzienna prośba, ale… - w głosie herszta odbiło się wahanie, jakby zastanawiała się nad podjęciem jakiejś decyzji. – Czy mogłabyś nauczyć mnie twojego języka? Oczywiście nie musisz się zgadzać, jeśli nie chcesz… Jestem okropnym uczniem, przynajmniej tak mi kiedyś mówiono –uprzedziła z przepraszającym uśmiechem.

draumkona pisze...

- Lepiej się przebierz. Będzie potrzebna magia. - rzucił jeszcze i zdyszany oparł dłonie na kolanach. Iskra za to wygrzebała błyskawicznie z szafy swoje ciuchy dawne i bezwstydnie pozbyła się lekkiej sukni. Nie czas był na fałszywą skromność, skoro obaj panowie już mieli okazję oglądać jej ciało.
Po twarzy Wilka widać było, że nie pierwszy raz widzi Iskrową nagość.
Ona zaraz wciągnęła na tyłek spodnie, koszulę wciągnęła przez głowę, porwała buty i zaraz była gotowa.
- Szybko - i puścił się biegiem Wilk, przyszły władca. Puściła się biegiem za nim Zhaotrise, Starsza Krew.

Tymczasem pod wrotami Morii zawrzało. Orkowie odkryli dotąd zasypane przejście do Eilendyr.

draumkona pisze...

Figiel się autentycznie obraził. Odszedł do Szept i po jej szacie wdrapał się na ramię magiczki i ani myślał stamtąd zejść.
Marcus parsknął widząc Figlowe fochy.
- To co, zamiana chowańców? - w sumie, ciekawe byłoby to doświadczenie. Poczuć umysł inny niż umysł Figla... Ale zaraz wyczuł smutek pajączka na te słowa. Pająk chyba jakieś uczucia miał i Marcus chyba właśnie je zranił.
- Oj no żartowałem! - Figiel jednak nie dał się przekonać i umknął gdzieś w zaspy śnieżne opuszczając swego towarzysza.
Królik pokręcił głową z dezaprobatą, a Pajęczarz wyglądał jakby dostał w twarz.

M/G

Silva pisze...

Mężczyzna łypnął na elfkę i uśmiechnął się w sposób, który jednoznacznie oznaczał, że i tak wie swoje, a dokładniej wie, że elfka zrobiła celowo psikusa najemnikowi. Ale nic na ten temat nie powiedział; sam to dobrze znał. Takie wbiję ci szpilkę w tyłek i zobaczymy, co będzie.
- Próbowałaś kiedyś wybić z szamańskiej głowy jakiś pomysł dotyczący duchów? - Wisielec próbował. Raz. A potem nauczył się, że z lodowej głowy Silvy nic nie można wybić, a wszystkie argumenty łamały się niczym zabawki z patyków. - Poszła i wróci. Gdyby miała kłopoty i tak by nas nie poinformowała.

[Oczywiście, że nie xD]

Silva pisze...

Nielada poważna rozmowa, gdyby Wisielec to usłyszał, to by elfią panią wyśmiał. Z Silvą nie dało się porozmawiać. Silva była głucha na wszystko, co kolidowało z jej powinnościami. Silva była jak góra lodowa; w jej żyłach płynął mróz, serce miała z lodu, a skórę pokrytą szronem.
- Czyli się o najemnika jednak martwisz - najwyraźniej wilkołak nie zamierzał odpuścić; założył ramiona za głowę i gwizdnął na Dara. - Złaź stamtąd, bo ci barania pieczeń ucieknie. Jego trzeba po prostu dobrze zachęcić - mruknął szeroko uśmiechnięty, wyraźnie zadowolony, widząc jak najemnik z drzewa zgrabnie zeskakuje i burcząc coś pod nosem, do gospody się kieruje. - Widzisz, Szept?

Sol pisze...

Lekko się speszyła, lekko zmieszała i tak jakoś odwrociła wzrok, czując zakłopotanie. Nie tylko ona pojmowała całość spraw, jakie jej się na glowe zrzuciły jako szwindel i kłamstwa. Procz niej i Alasdaira oczywiście, ktorego także to pokrzywdziło, był jeszcze jej ojciec, matka, kuzynka, moze niektorzy z kim nie rozmawiała, a kto znalby de WInterów od ich strony nietłamszonej dobrymi manierami i pozorami. Ludzie nie byli glupi, nie byli slepi, mimo błędów wiele zauważali.
- Mam wrażenie, ze zbyt wiele mi umyka, droga Szept. Nie moge pzowolić, aby skarby w mojej rzece, przepłynęły mi przez palce- jakos i ja ta spokojna elfia pani nastawiła na melancholie i jakies filozoficzne porownania.

Silva pisze...

Brzeszczot szedł przed siebie, a za nim, zdając się nie tyle na słuch najemnika, co własne informacje, Wisielec.
- Nie troszczę. Zajmuję. Wódz tellan-oxa zabije mnie, jeśli jego córce stanie się krzywda, a potem mnie ożywi, by jeszcze raz skatować. - Wisielec był ostrożny. Chociaż najchętniej by się szamanki pozbył to nie narażał jej na niebezpieczeństwo, a przynajmniej się stara, bo Silva i tak robiła swoje. A on potem dostanie kazanie od przywódcy plemienia. - Teraz to jesteś okrutna, panie elfko. Co jak co, ale na takie słowa nie zasłużył. To głupek, ale... - wzruszył Wisielec ramionami.

draumkona pisze...

Marcus spojrzał jedynie rozżalony na elfkę i nic nie powiedział. Figiel go opuścił. Zostawił. Czuł się jakby... Jakby ktoś zabrał mu właśnie jakiś organ. Westchnął i spojrzał na Królika.
- Doigrałeś się. - ot, współczucie chędożonego Radnego, kurka. Mina Marcusa z minutę na minutę była coraz bardziej smutna, aż tą depresję przerwać musiał Królik.
- Ruszajmy.

M/G

draumkona pisze...

Iskra w biegu włożyła buty, choć raz nieomal by wyrżnęła. Wrodzona zwinność i gibkość jednak pozwoliły jej tego uniknąć i jedynie się potknęła. Czuła od Wilka niepokój, a skoro on się niepokoił, to ona nie powinna czuć się bezpiecznie. Już nie.
Wypadli na główny dziedziniec, gdzie stały zgromadzone elfy. Niewiele ich było wprawdzie, bo środek nocy był, ale każdy z nich trzymał broń. Za plecami Iskry wtoczyły się zaraz krasnoludy, które, choć zmęczone nieco, zamierzały bronić elfiej stolicy.
- Orki w końcu przedarły się przez Morię. Łucznicy, na szlak i stamtąd puszczać strzały. Bez rozkazu. - sześciu wysokich elfów skinęło głowami i zaraz pognało ku głównemu mostowi. - Magowie, pozycje z tyłu, nie wchodzić w kontakt bezpośredni... Trzymać się z dala od wody. - większość elfów teraz odeszła, choć krokiem nieśpiesznym. "Winda" w dół znajdowała się niedaleko. Wilk dopiero teraz odwrócił się ku Iskrze i ułozył dłonie na jej ramionach.
- Wiem, że masz władzę nad żywiołami. Władzę nieco inną niż pozostali magowie. Spróbuj zmyć orków... I nie daj się zabić. Drugi raz takiej informacji nie przeżyję. - ucalował on czoło Iskry i zaraz oddalił się razem z krasnoludami. A Zhaotrise Starsza Krew stała chwilę zszokowana, nieruchoma. Lekki wiatr poruszył jej długimi włosami. Otrząsnęła się.
- Odrzuciłam to. Nie bawimy się w sentymenty. - mruknęła do siebie starając się pozbyć niechcianych myśli. Dopiero teraz przypomniała sobie o tym, że został tu też i Lucien. - Nie masz obowiązku chronienia nas. Rób co uważasz za słuszne. - rzuciła jeszcze dość poważnym tonem i odeszła w kierunku platformy, która to w dół, ku rzece kursowała.

Silva pisze...

Wilkołak cmoknął. - W takim razie jesteście bardziej niemożliwy niż ja i szamanka - powiedział, ale jakoś tak cicho. W tym czasie Brzeszczot wciąż paplający do siebie pod nosem, rzucił kamyczkiem w drzewo, ale niechcący trafił wiewiórkę w puchaty ogon, a ta mu oddała i trafiła go twardym orzeszkiem w głowię, po czym zniknęła wśród liści. - Kto łączy takie pary...

Silva pisze...

Na końcu języka najemnik miał odpowiedź, ale w język się ugryzł i niczym stara baba burcząc pod nosem, do gospody się udał; budynek pokryty słomą i komin ceglany, z którego dym leciał w niebo, już było widać.
- Przydałby mi się ten jego słuch. No bo popatrz, nie zna lasu, a wie gdzie iść, słysząc ludzkie głosy. Dobrze, że ich nie czuje, bo to szlachetna gospoda nie jest. Ale uczciwi ludzie ją prowadzą to i jeść dostaniemy i miejsce do spania - Wisielec, kiedy tylko wyszli spomiędzy drzew na teren usłany powycinanymi dębami i bukami, wypatrzył sobie odpowiedni pniaczek, by na nim przysiąść i na szamankę poczekać. No chyba, że Szept na Silvę poczekać chciała to i wilkołak nie miałby nic przeciwko.

draumkona pisze...

Na znalezienie swego konia w zawiłych korytarzach elfiej stolicy miał marne szanse.
- Bogowie za co karacie mnie takim egoistą - prychnęła jeszcze Iskra nim porwał ją nurt myśli. Nurt splecionych myśli jej braci.
Zbiegła na ścieżkę, przeskoczyła po platformie na dół i skoczyła niemal dwadzieścia metrów w dół. Gdyby nie magia - zginęła by na miejscu. Jednak siłą woli zdołała zmniejszyć pęd, zdołała zamortyzować upadek. I już była na dole. Tuż przy rwącym D'vissie. Na długo przed tym nim ktokolwiek zdążyłby tu zbiec. Przystanęła więc na drodze, dokładnie w tym miejscu gdzie wyczuwała tupot orczych butów. I czekała. Ona jedna. Czekała na wroga.

Silva pisze...

- Przypomnij jej, żeby mi dała znać, jak już łaskawie wróci - Wisielec skinął głową elfce i pośpieszył za przyjacielem; wolał dopilnować Brzeszczota i mieć pewność, że nie trafią na noc do stodoły i posiłek porządny dostaną.
Zostawiwszy Szept samą, najemnik i wilkołak zajęli się wynegocjowaniem jak najtaniej pokoi dwóch, a kiedy się im to udało, poprosili o jedzenie i ciepłą wodę w bali.
Brzeszczot był w siódmym niebie.
- Wracaj tu! - Wisielec siedzący przy stole pod oknem, machnął ręką na najemnika. - Miód ci wystygnie Gdzie ty w ogóle idziesz?
- Wrócę za chwilę - i Dar wyszedł na zewnątrz, odetchnął świeżym powietrzem, po czym pod nos Szept podstawił glinianą miseczkę z warzywnym gulaszem, leśnymi grzybami i dwiema pajdami chleba ze świeżym masłem. Plus łyżka drewniana. - Smacznego.

draumkona pisze...

I tak oto oba chowańce opuściły swych panów. Smętne spojrzenie Marcusa odszukało twarz magiczki.
- Nie znasz go... - rzecz jasna na myśli miał swój ośmionożny skarb. Dopiero teraz chyba dotarło do niego jak bardzo zwierzak był mu drogi, jak bliski.
Królik za to przysunął się do Szept i szepnął:
- Zostaw go, to jest pierwszy raz, jak Figiel od niego... No, uciekł. Lepiej nie sypać soli na ranę... - po czym przeszedł po śniegu ku przełęczy, która na nich czekała.

M/G

draumkona pisze...

- Pamiętajcie. Tu wszystko jest żywe... - szepnął jeszcze raz Epoh, a jakby na potwierdzenie jego słów w ścianie nagle wyrosło okno. Okno, które jednak niczemu nie służyło bo dawało widok do innej komnaty.
- Zapamiętamy - rzucił Wilk i zaraz też coś mu się przypomniało. - Gdzie znajdę Cyryla?
- Zachodnie skrzydło.
I Wilk oddalił się nie tłumacząc ani po co się oddala, ani dlaczego. Ani kiedy wróci.

Iskrze nie podobał się fakt, że ktoś zabrał jej dziecko. I bardzo niepodobało się jej to, że ma zwidy. Bo Dibbler? Tutaj? Aż parsknęła śmiechem, choć słabo.
To dało Phantomhive'owi znak, że pora znikać. I dobrze zrobił bo w tym momencie do komnaty weszła Szept. I zastała jedynie Iskrę, wielce niezadowoloną i obolałą, choć już zdolną do wszczynania awantur.
- Gdzie Natan? Gdzie go zabrali do cholery ciężkiej...

Sol pisze...

Cóż, Sol nie miała zmaiaru odpowiadac, bo i jej mysl zgodna z słowami elfki była. Po pierwsze poddać się nie miała zamiaru, zbyt wielką krzywdę podstepy de Winterów jej wyrządzily, by im odpuścila. Po drugie nie tylko o siebie walczyć miala, wszak także o Alasdaira chodziło. Cóz to za głowa szalona z tej ognistowlosej panny, by takiego typa pokochać? A jednak akurat serce nie tylko ślepe, ale i głuche na każde rozsądku nawolywanie bylo, co gorsza, Sol się tym nie przejmowała zupełnie.
- Przynajmniej w tej kwesti jestesmy podobne - ucieszylo ją to, że moze porównac się do tej potęznej, wyniosłej elfiej pani, silnej magiczki. Obie były uparte, zdeterminowane i umialy walczyć. Czasami brakowało jej tego, że sama nic nie potrafi, nic z rzeczy tak niezwyklych, by cudze oko mogło się zachwycić. A i jeszcze nie wiedziała, ze troche czasu jej zajmie, nim odkryje w sobie moc i jeszcze wiecej nim ja ujarzmi.

Silva pisze...

Brzeszczot po prostu stwierdził, że magią długoucha się nie naje, a polować pewnie też nie miała zamiaru, ich jedzenie z tobołków przepadło na wyspie, więc miskę z gulaszem przyniósł. Taka była oficjalna wersja. A co sobie tam najemnik ognistowłosy myślał, było już jego.
- Bogowie niejedyni - westchnął i klapnął na trawę obok pniaczka, na którym elfka siedziała; zerwał polnego mlecza i zaczął go z płatków oskubywać. - Zamówił sobie rogacza. Podwójną porcję. Krwistą okrutnie. Po prostu wolę to przeczekać - dodał szybko, jakby ktoś go zapytał, czemu tu siedzi, miast do Wisielca wracać. Ale nikt nie pytał. I szybkość z jaką najemnik rzucił tę informację była niepokojąca. Coś mu chodziło po głowie, zdecydowanie coś tam się kołatało i wkrótce plon miało wydać. - Wiesz co? Tak sobie myślę, że w sumie tak bogiem a prawdą... - ocho, w momencie, kiedy najemnik zaczynał gadać bez sensu, tak naprawdę słów odpowiednich wyrzucić z siebie nie potrafił. Owijał w bawełnę. - Przepraszam. I dziękuję - ale dalej uparcie w oskubanego mlecza się wpatrywał, działając w myśl zasady, że jak nie patrzę komuś w oczy to ten ktoś może mnie nie zauważy.

draumkona pisze...

CZ. 1

Drgania ziemi nasiliły się. Iskrze drgnęła dłoń. Myśl Febusa otarła się o jej umysł. Najwyraźniej lord Podszeptów także angażował się w walkę... Zhao wyczuła jego obecność na jednej z półek skalnych. Ach, więc był z łucznikami.
Czuły elfi słuch wychwycił tupot ciężkich metalowych buciorów i ryki. Oddział był całkiem spory i Iskrę dopadły wątpliwości. Czy da im radę? W sumie... Miała z sobą magów. Oni będą jej pilnować... Ale... No właśnie.
Uspokoiła oddech i przymknęła oczy czując, jak czas przecieka jej przez palce.
- Ziemia - mruknęła czując jak grunt pod nogami odpowiada na jej wezwanie lekką wibracją.
- Ogień - tuż przy ramieniu elfki przeskoczył płomyk również odpowiadając na wezwanie.
- Powietrze - głos jej zniżył się do szeptu, a zimny powiew targnął jej ubraniem i włosami. Trzeci żywioł także był na jej wezwanie. Starsza Krew stała teraz w ciszy, oczy jej zamknięte, a wokół doskonała harmonia. D'viss szalał w swoim korycie, ciepło w dłoniach sugerowało obecność elementu ognia. Pędy roślin wystających z litej skały i oplatających jej nogę aż do połowy łydki potwierdzało obecność elementu ziemi. Lekki wietrzyk pachnący solą i ziemią tworzył małe zawirowania piasku.
Nie zamierzała używać tych sił teraz, lecz musiała prosić o ich wsparcie do przywołania elementu wody, a potem, do przekształcenia go w czystą magię. W czystą niszczycielką siłę jaką obdarował ją Duch Lasu.
- Reisa du adurna - szepnęła nieco schrypniętym głosem, palce złączyła ze sobą jakby chwytała igłę. Łagodnym ruchem pociągnęła dłonie w bok, jakby coś jednocześnie przesuwając. Z D'vissu uniosła się wstążka wody, która pulsowała i migotała, jakby żywą była.
Wtem zza rogu wypadli orkowie. W czarnych zbrojach oni, z proporcem przedstawiającym czarną pięść. I dzikim biegiem ruszyli ku samotnej Iskrze, która wciąż pod nosem plotła zaklęcie i ruchami łagodnie poruszała ściągając w powietrze coraz to więcej wody.
Szczęściem dla Hen Ichaer, w paradę orkom weszli elficcy łucznicy. W dodatku Iskra nie zamierzała być kompletnie bezbronna, więc w przerwie między szeptaniem do wody, wykonała zwinny skok w przód. Lądując bokiem do wroga nogi ugięła, jedną z nich wysunęła przed siebie pamiętając o tym by stopą wciąż gruntu dotykać. Dłonią prawą także ziemi dotknęła i przesunęła nią szybko w przód, ciężar ciała przeniosła na wcześniej wysuniętą nogę i tak też wraz z jej przesunięciem, przesunął się i grunt, oddalając od niej znów orków o ładnych paręset metrów.
W tym czasie zaklęcie wody puszczać zaczęło, więc Iskra szybko stanęła na nogi, rękami machnęła przyciągając je do siebie i woda znów odpowiedziała jej.

draumkona pisze...

CZ. 2

Zaklęcie wznowiło swój bieg, a ona odeszła niewiele dalej ku Eilendyr, jakby wracając. A za jej plecami rozwścieczona banda orków rykiem zmuszała ją do nałożenia ochronnych zaklęć na uszy.
Pierzasta śmierć o białych lotkach spadła na plugawe stwory zabijając tych co w pierwszych liniach biegli.

- Nosz cholender! - warknął Ymir plącząc się pod elfimi nogami. Zawędrował źle, zawędrował do łuczników i groźnie wymachiwał toporem. Musiał jakoś zejść w dół, musiał...
Zauważył jak Iskra się odwraca i odchodzi kawałek i jakaś dzika determinacja wstąpiła w jego serce. Nie da plugawcom kruszynki tknąć!
- Elfie! - krasnolud szarpnął za szatę jednego z nich. Fiołkowe spojrzenie utkwiło w jego twarzy, a Ymir się wzdrygnął.
- Epohu, ja muszę... - krasnolud się zająknął. Wstyd bowiem było mu prosić.
- Rzucić cię na dół? - Epoh za to wyglądał na nieco rozbawionego. Ymir się chyba zarumienił, choć trudno było to odczytać, bowiem większą część jego twarzy pokrywała rozczochrana broda.
- ... Tylko nie mów Wilkowi... - i tak Epoh złapał Ymira pod pachy i rzucił go w dół, prosto w szeregi orków.
- Panie ty tam! Halo, panocku! - znów coś Epoha szarpnęło za płaszcz. Krasnoludy. Cała zgraja.
- Rzuć nas też!
- No właśnie rzuć!
No, o ile rzucenie jednym krasnoludem nie było problemem... To jednak rzucenie dwoma to był już wysiłek. A co dopiero rzucenie piętnastoma. Ale Epoh nie mógł odmówić i tak też rzucał krasnoludami z Ymirowej kompanii wyklinając przy tym swoje cholerne szczęście.

draumkona pisze...

Figiel milczał.
A Marcus miał depresję.
A Królik miał złe przeczucia.
A ja mam katar i mówię to ja, cudowna narratorka.
Lecz akcję trzeba potoczyć dalej, jak to ten żuk gnojarz swoją kulkę...
Marcus nie lubił swojej narratorki. Utrudniała mu życie i w dodatku teraz pozbawiła Figla, czyli prawej ręki. Pozbawiła go też towarzystwa Iskry i wplątała ją biedną w dziwne romanse i macierzyństwo. Marcus naprawdę nie lubił swojej narratorki.
Dlatego też narratorka zmuszona jest wepchać go siłą w przesmyk, ażeby przygody toczyły się dalej...
Marcusowi nie podobało się porównanie jego przygód do żuka toczącego kulkę...

Królik westchnął. Po raz dwudziesty czwarty. Powodem jego westchnień był oczywiście Marcus, który rozważał samobójstwo, ot, na złość swojej narratorce. Królik natomiast do swojej narratorki nie miał nic. Cieszył się, że żyje i, że niczego go jeszcze nie pozbawiła.
Przesmyk był zasypany śniegiem i Pajęczarz znów wyklinał swoje ludzkie geny. Kiedyś, jako dziecko, chciał być elfem. Nawet bawił się tak z kolegami... Ale nie. Los skierował go do Bractwa i nie mógł dłużej bawić się w elfa. Trafił pod opiekę Tancerza, poznał Królika i skończyły się sielanki, a zaczęły pikniki. Marcus tyle w swoim życiu już przeszedł, że mało która misja mogła go jeszcze zaskoczyć. A długi staż w Bractwie wcale niczego nie ułatwiał.

Gramolącą się przez przesmyk trójkę obserwował chłopiec. Był łysy i nosił na sobie jedynie zwiewne spodnie, wysokie buty i koszulę. W dłoni trzymał coś, co wyglądało jak kij, lecz nim nie było.
Był to mag powietrza.
Jednak nie dał on się wykryć. Czujnie zważał, by kryć się za coraz to nowymi skałkami i by nie hałasować. Był to zwiadowca. Zwiadowca szybki i nie do pochwycenia.

M/G

Dibbler pisze...

Mufzet. Osobista mała, prywatna wyprawa Phanomhive'a właśnie miała swój początek.
W sumie, gdyby spojrzeć na to z logicznej strony, początek swój miała już cztery dni temu, gdy to po raz pierwszy przeniknął przez ściany ruin i jako ciemna mgiełka zwiedzał pomieszczenia. Dibbler lubił tajemnicze starocie. I tajemnicze osobistości, które mógł spotkać szwędając się po takowych ruinach. Był tylko jeden szkopuł.
W tych wyprawach niemal zawsze towarzyszył mu Nieuchwytny. Nigdy jako on sam, a jako myśl. Wstrętna, natrętna, obserwująca wszystko myśl. Niewiele rozmawiali.
I to on pierwszy wyczuł, że ktoś jeszcze do Mufzet zawitał i, że nie jest to Cień. Cholerni magowie, zawsze wszystko wiedzą lepiej.
Nie zamierzał się kryć... Nie aż tak, by go nie wykryto. Niech wie, że nie jest sama. Niech czuje swój strach. Bo przecież ciemno tu i mokro, prawda? A nie są to warunki w których to elfy czują się najlepiej.

Silva pisze...

- Jestem najemnikiem. Do tego mnie Al wynajął - tylko w którym momencie najemnicze zlecenie zmieniło się w chęć pomocy przyjaciółce? I czemu, cholera, najemnik tego faktu wcześniej nie zarejestrował i zmiana ta odbyła się bez jego wiedzy, udziału i zgody? - Słyszałem, że plemię Tellan-Oxa sprzymierzyło się z wilczą watahą z Dzikiej Kniei. Kiedyś byli jak jeden organizm. Potem stali się wrogami i są nimi nawet teraz, ale... Zachodzę w głowę, co musiało się stać, że plemiona zgodziły się na współpracę. Oni powinni skakać sobie do gardeł, Szept.

Silva pisze...

Znał tę lekcję historii. Usłyszał ją nie od elfiej matki, a od dziadka; Sowiooki przykładał dużą wagę do wychowania wnuka jeśli chodziło o elfi język, obyczaje i historię. Chciał, by krew z jego krwi w niczym nie ustępowała elfom, nie licząc innych ograniczeń. Miał takie marzenie, by kiedyś Darrus mógł wraz z elfami mieszkać, albo chociaż dobrze żyć.
Ale Brzeszczot nic nie powiedział. Chyba jeszcze nie przyszedł czas na takie rozmowy.
- To nie jest tak. Przysięgli sobie wieczną nienawiść i przyrzeczenie to wciąż jest mocne. Jeśli coś zagroziło im tak, że współdziałają, myślę... Że i my powinniśmy czuć strach.

Silva pisze...

- Znam Wisielca, dlatego znam watahę Mogaby. A Staruszek, znaczy mój mistrz, włożył dużo wysiłku w to, bym poznał plemię tellan-oxa. Uznał ich za wartościowych. I godnych poznania - Brzeszczot się rozgadał, nawet zmaltretowanego mlecza wrzucił gdzieś za siebie i zabrał się za następnego, ale chyba mu się to już znudziło, bo tylko obracał go w palcach, a po sekundzie nawet walnął się na trawę jak długi. - Mówił coś o lodowych szamanach, a kiedy spytałem o to Wisielca, machnął ręką i nie chciał nic powiedzieć. Ja ich nie rozumiem, naprawdę. Wisielec mnie zaskakuje. Duszołap to góra lodowa i chyba nie chcę jej kruszyć. - Chwila ciszy i najemnik westchnął, jakby żałował, że zaraz coś się stanie - Szamanka wraca.

Silva pisze...

- Zauważyłaś, że masz tendencję do bronienia wszystkiego i wszystkich? - najemnik byłby sobie przysnął na tej trawce, dlatego niechętnie dźwignął się, otrzepał i tak brudne ubranie, po czym elfkę palcem w policzek dźgnął. - Masz to zjeść. A ja idę poinformować naszego krwiożerczego wilka, że szamanka wróciła - dodał i oddalił się; jakoś wolał nie być w pobliżu, kiedy Szept będzie wykładać szamance zasady działania w grupie.
Duszołap wyszła spomiędzy drzew w momencie, kiedy drzwi do gospody zamknęły się z jękiem potępieńczym. Nie w swojej totemicznej formie, a w ludzkim ciele, podpierając się na dębowej lasce. Chyba była zdziwiona widząc siedzącą na pniaczku elfkę z miską jedzenia, ale jej twarz wciąż pozostała niezmieniona, a oczy nadal były niewzruszone.
- Gospoda nie była aż tak niegościnna, by elfy nie mogły w niej przebywać.

Silva pisze...

Szamanka zatrzymała się. To była jedyna oznaka, że w ogóle słowa Szept dosłyszała, że w jakiś sposób do niej dotarły. Z twarzy nic nie dało się wyczytać.
- Wisielec wam nie powiedział? Miał... - chyba coś szamance do głowy przyszło, kiedy tak stała niczym lodowy posąg i na elfkę patrzyła. - Ah. Musiałam wypełnić swoje powinności. Nic, co byłoby interesujące. Jeżeli czekałaś na mnie, nie ma powodu, abyśmy dalej w noc tu siedziały.

Silva pisze...

- To, co jest moją powinnością wobec duchów i ludzi - kolejność nie była przypadkowa - Należy tylko do mnie - nawet Wisielec nie wiedział, co dokładnie robi szamanka. - Wilkołaka informuję tylko dlatego, żeby zajął się sobą, a nie szedł za mną - trudne to były sprawy, trudne rozmowy, a i Silva była niewzruszona niczym góra lodowa, która przesunąć się nie chciała. - Jeśli się nie zjawę, najlepiej odejdźcie. Pomogę wam, jak będę mogła, bowiem i was mag polecił do pomocy. Jednak są sprawy, które są moje.

Sol pisze...

Sol skineła glowa i zaraz zebrała w garśc worek podróżny z kilkoma rzeczami, jakie z soba miała, bo oczywiście Alasdair to wszystko zawsze na siebie brał i po swojemu załatwiał to, o czym w połowie pewnie jej nie mowił. pelerynę przez ramie przewiesiła i gotowa była iśc za elfką. Po pierwsze teraz gdy miala mieć w drodze towarzystwo, zupełnie nie dbala o to, czy nalezy się spieszyc i rozglądac za opiekunem. Po drugie, teraz gdy miala polożyć sie w suchym posłaniu i zarzyc jakiejkolwiek kapieli, przestała się zamartwiać na ten moment. Po trzecie wreszcie , jej brzuch przestal nareszcie burczeć! Coś wspanialego, sytośc i dach nad głowa, tylko tego do spokoju jej było potrzeba.
Szept zniknie, ale płomiennowłosa zupełnie nie miała zamiaru sie stąd ruszać, być moze nawet nie wysunie czubka nosa z tego budynku. Las zdązyła juz oczyma poznac, choc nigdy nie zdoła poznac go na tyle , by móc powiedziec, ze go zna. Nie jej natura z lasem się łączyła, nie miała w sobie nic z elfa, a wiadomo, to one z przyroda za pan brat żyły.
- Dziekuję ci jeszcze raz. Za wszystko - a jednak miała szczęście, że w trudnych sytuacjach udawalo jej sie kogos przyjaznego spotkać.

Silva pisze...

Szamanka już chciała powiedzieć, że jeśli nie wróci sama to prawdopodobnie będzie martwa i nie ma sensu po nią iść, ale w głowie zadźwięczały jej słowa Wisielca.
Jesteśmy towarzyszami podróży. Jeśli chcesz działać sama, jak masz to w naturze, wróć do wodza i szukaj ratunku na własną rękę. Będąc ze mną, masz współpracować, jak w watasze.
- Nie pojmuję waszego dążenia do stadnego działania - Silva zdawała się nie czuć nic; lodowa maska nawet nie drgnęła. Chłodna, kamienna, mroźna. - Niechaj tak będzie - szamanka zerwała pióro kolibra z przyczepionymi koralikami ze swojej dębowej laski. Mruknąwszy słowo, na koralikach zarysowały się czarne znaki. - Weź, jeżeli chcesz wiedzieć gdzie jestem - i wyciągnęła dłoń w stronę elfki. Taki sam amulet miał na szyi Wisielec, a dzięki niemu on i szamanka mogli się porozumiewać.

draumkona pisze...

Iskrę zaślepiła furia. Czerwona siła, ogień. Ogień palący jej ciało, nerwy i duszę.
Miała polegać na magii wody, ale sięgnęła głębiej. Znacznie głębiej niżby chciała, niżby się kontrolowała. Plugawe stwory, potwory, mordercy! Zaatakowali odchodzące elfy, jak oni śmieli, jak mogli...
Przykucnęła i wzięła w dłoń garść żwiru. Rozżarzył się on pod wpływem jej sił, stał się gorący, wpił się w rękę elfki. Ale ona się już nie kontrolowała.
Wilk ze swojego stanowiska zauważył co się święci. Hen Ichaer miała ich chronić. W jakiś dziwny, pokrętny sposób miała być ochroną.
Piasek wokół Iskry zawirował, podniósł się na wysokość kolan elfki. Kontrolę wszelaką szlag trafił, a wśród gór odbił się echem cichy śmiech. Śmiech Ponurego Gona, który to szydził sobie ze Starszej Krwi i elfów. Szydził sobie z nich wszystkich.
Zabronione było jej używanie sił ognistych przeciwko komukolwiek.

draumkona pisze...

Młody mag powietrza zobaczył już dość. Odskoczył on w tył, a potem rozpędził się i skoczył z bocznej góry w przepaść. Kijem stuknął jeszcze o kamyczek i z wnętrza drewnianego wysunęły się materiałowe skrzydła, niby latawiec w kształcie wachlarza. Mag złapał za drewniane patyczki trzymające napiętą powierzchnię latawca i poszybował ku Świątyni.

Tymczasem do trójki podróżnych dołączył samotny jeździec, kobieta o blond włosach i rubinowych oczach. Cóż robiła tu ona, samotna, opuszczona, na białym koniku?
Królik zdziwił się na widok Myszołów. Samej Myszołów.
- Witajcie, Cienie. Witaj Długoucha. - powitała ich cicho i skinęła głową. Wąskie brwi Królika uniosły się lekko w górę, cóż robiła tu złodziejka? I gdzie był nieodłączny towarzysz jej, czwarty Radny, Szczur?

M/G

Nefryt pisze...

I Nefryt wiele bliskich sercu miejsc miała, a niekoniecznie związanych z pochodzeniem, z narodzinami. Był, rzecz jasna, zamek w Królewcu i jego majestatyczne komnaty. Tam, gdzie siostry jej na świat przyszły, gdzie pierwsze nauki miały miejsce, gdzie wreszcie para królewska żywot zakończyła. Była baszta na Pomorzu i okoliczne wioski – miejsce, gdzie dobrą władczynią być usiłowała. Była chata w leśnych ostępach, gdzie Starucha mieszkała – wiedźma, a może tylko zielarka, co życie jej przed laty uratowała.
Było i wiele innych wspomnień, krótkich, pozornie nieistotnych epizodów, miejsc, twarzy… A wszystko to stało się jej cząstką. Czymś, czego nie doświadczając, mogłaby stać się zupełnie inna osobą.
- Dziękuję. – Uśmiechnęła się na słowa o nauce elfiej mowy. A potem zasmuciła się nieco. Bo przecież elfia pani pełnoprawną członkinią bandy jeszcze nie była.
- Zaraz na początku rozmowy wspomniałam, że będziesz musiała przystąpić do czegoś w rodzaju próby – zaczęła, patrząc uważnie w twarz Szept.
- Za każdym razem taka próba wygląda inaczej, ale każdy, kto zdecydował się przystąpić, musiał ją pomyślnie przejść – podkreśliła, nie chcąc, by pomyślała, że chodzi o osobistą nieufność czy też niechęć. – Więc… Bądź gotowa. Czy masz w posiadaniu jakąś broń? – zapytała, domyślając się, że kiedy ją pojmano, zapewne pozbawiono ją wszystkiego, co miała przy sobie.

Silva pisze...

- Nie macie koni, ani juków - szamanka ruszyła się z miejsca, a brak wyposażenia mógł być problematyczny, gdyby nie pewien zapobiegliwy mag. - Jednak pan mag o wszystko zadbał. Wasze wierzchowce są w stodole, a torby w pokoju.

Silva pisze...

- Rozmawiając z nami był wręcz... - Silva chwilę szukała odpowiedniego słowa. To właściwe, które w jej plemiennym języku oznaczało nadopiekuńczy, nie dawało się przełożyć na mowę wspólną. - Nazbyt przyjacielski. Zdawało mi się, że on wie więcej niż my sami i aż pcha nas na tę ścieżkę.
Kiedy drzwi gospody uchyliły się, wrzawa i męskie głosy aż zadźwięczały w uszach. Zapach kwaśnego, taniego piwa mieszał się z wonią nieumytych, brudnych ciał.
A w tym wszystkim, przy oknie, siedzieli Brzeszczot i Wisielec.
Najemnik jadł, a góra misek przed nim była iście imponująca: tyle zjadł! Wilkołak kosztował piwo i wykładał coś uparcie najemnikowi.
- Musisz w to wejść, Dar! Takie interes... To pewny zarobek. Gobliny może i są parszywe, ale zapłacą!

Silva pisze...

Wisielec na elfkę zerknął i zaraz niespodziewanie za rękę ją złapał i do siebie przyciągnął, na ławie drewnianej sadzając i konspiracyjnym szeptem, co by nikt inny nie usłyszał, powiedział: - Toż to tajemnice wielkie są! Nie tak głośno! Twój najemnik nie chce ze mną współpracować - pożalił się, minę smutną robiąc i miodem się pocieszając. Chyba nawet nie zauważył, że na przeciwko niego szamanka usiadła.
- Twoje ostatnie sprawy z goblinami, zakończyły się pogonią - przypomniała mu, a Brzeszczot od razu to pochwycił.
- I widzisz? W żadne czarne sprawunki nie będziesz mnie wciągał, o.

draumkona pisze...

- Przeklęci niechaj będą - odbił się głos Gona. Zawył wiatr targając zeschłymi liśćmi. Iskra podniosła się z wolna, a piasek nagle opadł. Zapadła głucha cisza, której nic nie zakłóciło. Niebo pociemniało, aż w końcu jeden z orków nie wytrzymał. Puścił strzałę wycelowaną w Iskrę. I zaczęło się piekło.
Z ziemi trysnęły ognie piekielne paląc strzałę na popiół. Elfka z wolna przesunęła stopę w bok i zaintonowała po cichu jakieś słowa. Słowa swojej własnej klątwy.
Ogień, który to z ziemi wytrysnął zawisł w powietrzu, potem zaraz wybuchł, jakby jakiś mag się nim bawił. Ciepłe powietrze omiotło jej postać i podniosło chmury kurzu.
Z gwiazd na niebie układała się sylwetka. Sylwetka truposza na koniu.

draumkona pisze...

Myszołów uśmiechnęła się jedynie tajemniczo. Złodzieje, zwłaszcza Szperacze mieli szerokie kontakty, rozległe...
Marcus przełknął głośniej ślinę na widok cudnie krągłych piersi złodziejki skrytych pod zielonkawą koszulą...
Królik chuchnął i z ust jego uniosła się mgiełka.
- Gdzie Szczur? - spytał tonem wyważonym i spokojnym.
- Nie wiem, miałam nadzieję, że wy mi to powiecie...
- Nie ma go z nami.
- To widzę.
- Mamy misję.
- Podobnie jak my.
- Wygląda więc na to, że musimy...
- Dołącz do nas. - i nie był to głos Królika. A był to głos Pajęczarza. Jak widać, sporych rozmiarów kobiece piersi potrafią wyciągnąć z depresji nawet Marcusa.

M/G

draumkona pisze...

Truposz przegalopował po niebie czekając aż siła klątwy spali pierwszych czarnokrwistych. Przy jego boku zaczęły formować się następni.
Iskra postąpiła krok, a gdzie ustawiła stopę tam nagle ziemia zmieniała swą fakturę. Pękała i pokrywała się ciemnym lawowym strupem. Między szczelinami płynął ogień sycząc odstraszająco. Podniosła się para, podniosły się dymy. I na znak Hen Ichaer, szczeliny wydłużyły się znacznie, sięgając orków. Ogień wystrzelił wstęgami ku nim, a i zaraz kolejne wybuchy przecięły powietrze.
W górę wyleciały orcze wnętrzności i litry krwi. Czarny, śmierdzący deszcz opadł na pobliskie elfy.
Ponury Gon i jego słudzy ruszyli w szaleńczy galop po nieboskłonie zanosząc się głuchym śmiechem. A hełm Gona grzechotał obijając się na jego czaszce.

draumkona pisze...

- Nie jestem Cieniem - rzuciła Myszołów i uśmiechnęła się jakby przepraszająco.
- Nikim ważnym jestem, miano moje Myszołów. A, że Cienie znam... Cóż. Z jednym współpracuję, a i zawieruszył się on gdzieś, choć zwykle tego nie czynił. Dlatego też proszę o pomoc, sama w górach się zgubię... Litości, Długoucha. - Myszołów i talent aktorki. I duże, proszące rubinowe oczy. Jeśli czegoś chciała, to potrafiła osiagnąć to za każdą cenę, nawet jeśli musiała się przed kimś płaszczyć i udawać niezdolną do wszystkiego.

M/G

Sol pisze...

czasami na prawdę żalwoała, ze Szept tyle wie, ze tyle widzi. czasami żalowała, ze nei moze być głucha i slepa. Na pytanie magiczki zmizerniala, mina jej zrzedla, blask oczu przygasł. Pokręcila z wolna glowa, jakos specjalnie nie była pewna swego spotkania z Alasdairem, tak dawno go nie widziała, zaczynala sie bać, ze jego obraz, zapach, smak zacznie zanikac w jej pamięci.
- Nie wiem gdzie i kiedy znow się spotkamy. Do stolicy mialam iśc i obiecal, ze tam mnie odszuka - wyjasniła cicho, bo i pewność co do nadchdozacego spotkania powoli zaczynala tracić. Nie wiedziala gdzie jest i co robi, nie wiedziała czy nic mu zlego sie nie dzieje. Niepewnośc bolała.

Silva pisze...

- Kij tam wie, czyj on jest - Wisielec machnął ręką, jakby go to mało, albo prawie wcale nie obchodziło. Za to Brzeszczot rzucił w niego kostką, którą właśnie obgryzał.
- Ja jestem swój własny i ty weź nie załatwiaj interesów o mnie, nie ze mną - rozsiadając się całkiem wygodnie na ławie, najemnik upił spory łyk miodu i, jak było do przewidzenia, zamówił sobie jeszcze jedną porcję potrawki z królika. Trzecią już. Aż dziw, gdzie się to wszystko w nim mieściło.
- Ciebie to zaraz będzie dwoje. Żarłok - wilkołak też nie jadł mniej, ale co tam, cicho sza, on jest niewinny. - Skoro za niedługo utyjesz, to może pomożesz staremu towarzyszowi z goblinami?
- Bo ostatnim razem wilk rady sobie nie dał i z podkulonym ogonem wrócił - szamanka zawsze wiedziała, co powiedzieć, by Dravowi humor poprawić.
- Bo to ich wina była! - krzyknął, aż przestraszył młodziutką dziewczynę, która najemnikowi miskę z potrawką przyniosła.

Dibbler pisze...

Oczywiście, że wiem. odparł cichy głos w jej głowie echem się odbijający. A i poczuć mogła chłodną mackę wokół kostki się owijającą. A gdy oczy jej, szare, lecz nie przepełnione obłędem, spojrzały w dół, zobaczyć mogła smużkę dymu oplatającą nogi jej. Zupełnie jak gdyby była... Żywa.
Dibbler ściągał w jedno miejsce resztę siebie. Rozproszył się aż nadto penetrując wiele pomieszczeń na raz i teraz chwilę dłuższą zbierać się do kupy musiał.
Cóż robisz tu samotna pani? Tu, w miejscu do którego nie przychodzą elfowie? W którym stare grobowce zapełniają sale zatopione? Dym podniósł się lekko, jakby powiewem jakimś targnięty. Kolor jego pogłębił się, z szarości w czerń przechodząc.
Czy przyszłać tu edukować draugry, Wygnańcu? Dibbler nie wytrzymał. Spytać musiał, bo i w naturze jego leżało pchanie nosa tam gdzie nie trzeba. W naturze jego leżało także skrupulatne zbieranie informacji... Co czyniło zeń groźnego osobnika. Ulotnego, nie do pochwycenia i zdecydowanie wiedzącego zbyt dużo.

draumkona pisze...

Sił tych użycie zabronione jest tobie - obwieścił Gon i jego konstelacja zniknęła z nieboskłonu. Głośne tąpnięcie, zgrzyt i przeraźliwy pisk. Pęknięcia w ziemi zatrzymały się nagle, a wśród orków rozległ się jeden, wielki wybuch. Ogień spalił wiele z nich, w powietrze wyleciały oderwane członki. Iskra odwróciła się z wolna i przez chwilę nieobecne jej spojrzenie padło na Poszukiwacza.
Zaraz jednak między nimi zmaterializowała się sylwetka. Sylwetka na koniu.
Ponury Gon w swej widmowej formie pojawił się na ziemi.
Wiem - odpowiedziała Iskra równie nieobecnym tonem, co spojrzeniem. Rozmowa ich słyszalna dla wszystkich była. Dziwnym trafem obok Luciena pojawił się Wilk, a, że słyszał jego pytanie...
- Iskra... Ona... - Wilk wahał się. Bał się. Bał o to, co może teraz zrobić Gon, którego wezwały wydarzenia.
- Klątwa. Zabronione jej było używanie sił tych przeciwko komukolwiek, a widzisz co się dzieje... Ponury Gon... - jednak przyszłemu władcy nie dane było dokończyć. Lęk targnął jego ciałem, choć starał się tego nie okazywać.
Sama zjawa obeszła Iskrę.
Część czaru, część klątwy - brzmiały słowa Gona, a zaraz zawtórowały mu pozostałe widma, które zmaterializowały się przy nim.
Część czaru, część klątwy...
A rzeź orków trwała dalej.

draumkona pisze...

Pajęczarz uśmiechnął się czarująco do Królika, a ten westchnął. Stracili Figla, nie powinien go bardziej dołować...
- Jak tylko natkniemy się na Szczura, wrócisz do niego. - zdecydował i wzruszył ramionami. Myszołów uśmiechnęła się pięknie.
- Dziękuję. Będę zobowiązana...
- A swoje zobowiązania rozwiązuj z Marcusem, mnie w to nie mieszajcie...
- Się wie! - ostatni w tej dziwnej rozmowie był rozradowany Pajęczarz, który już widział te chwile pełne... No, chyba wszyscy wiemy czego. Biust Myszołów zafalował niebezpiecznie pod koszulą, gdy ta pochyliła się nad szyją swego konika.
- Ruszajmy - wescthnął bezradny Królik i tak też ruszyli dalej.

M/G

draumkona pisze...

Gon zaśmiał się ponuro, a jego wierzchowiec z samych kości wierzgnął łbem. Zatrzeszczały kręgi.
Kimże jest Bractwo twoje? Kimże jest, by stawać między mną, a Hen Ichaer, która złamała zakaz?
Część czaru, część klątwy - zawtórowały mu zaraz upiory i lekkim, bezszelestnym kłusem okrążyły całą trójkę powtarzając wciąż słowa te jak mantrę.
Kolejny wybuch miał miejsce dość blisko nich. Gorące powietrze targnęło włosami Iskry, rozwiało parę zjaw, które stały najbliższej. Obraz Ponurego Gona rozmazał się na chwilę.
Część czaru, część klątwy - ostrze widmowego, wyszczerbionego i zardzewiałego miecz Gona znalazło się przy szyi elfki. Jak na rzecz niematerialną, był zaskakująco ostry, bo przeciął skórę elfki, a zaraz też z ranki wyciekła cienka stróżka krwi.
Jedna ze szczelin nagle przyśpieszyła swój rozwój, a i na szerokości przybrała. Wielu orków wpadło w nią, w żar jaki tlił się na dole.
A Iskra stała nieruchomo, nie kontrolując ani tego co robi, ani tego co się dzieje.

Silva pisze...

- Moich monet. Złotych. Krzywonos i jego durna banda nie zapłacili naszym wilkom za robotę - odpowiedział i cmoknął niezadowolony, obracając w palcach kostkę, którą przed chwilą w głowę dostał od najemnika. - Dar, bądź chłop z jajami i weź mi pomóż.
- Co do tego mają moje jaja?
- To, że jak mi pomożesz to będziesz chłop i je masz, a jak mi nie pomożesz... - kolejna kostka poszybowała w wilkołaka. - Czego się pieklisz?
- Dajże spokój z goblinami - szamanka przyszpiliła lodowatym spojrzeniem wilkołaka. - Z nimi się nie d układać.
- A niech idą gobliny w buraki! - Wisielec był zły. Bo nikt nie traktował go poważnie, bo mieli go za dzieciaka. bo kazali odpuścić. - Tu chodzi o reputację naszych wilków - burknął i zabrał najemnikowi talerz z potrawką, bo z tej frustracji zgłodniał.
- Hej, oddawaj!
- Goń się. Nie chciałeś pomóc, to sobie zjem...

draumkona pisze...

Nędznym człowiekiem jesteś, nic zrobić mi nie możesz. Precz, nim rozgniotę na robaka - warknął Gon i już sposobił się do przebicia i Luciena i Iskry.
A ona... Gdyby tylko była w stanie zrozumieć jego słowa... Gdyby one do niej dotarły. Gdyby nie były jedynie bezskładnym bełkotem, który echem odbija się w umyśle.
Gon zaśmiał się, a brzmiało to mniej więcej jak huk płyty nagrobkowej.
Część czaru, część klątwy
- Precz. - głos ten nie należał do żadnego znanego elfa. Nieco nędzny, pomarszczony staruszek podpierający się na długim kiju pojawił się znikąd. Stał na wodzie, a spod jego stóp tryskały lodowe iskry.
Gon szczęknął, a kręgi znów zajęczały żałośnie, gdy koń-trup stanął dęba.
Mędrzec w Smutku Pogrążony! - najwyraźniej był to śmiertelny wróg Gona i wszelakich złych mocy. Upiory jęknęły i uciekły galopując ku niebu. Została tylko czwórka bezpośrednio zamieszanych: Mędrzec, Gon, Iskra i Lucien.
Część czaru, część klątwy.
- Dość już - i postąpił on ku brzegowi, a pod jego stopami lodowa tafla się tworzyła by starzec mógł spokojnie przejść. Im bliżej był, tym bardziej Gon się cofał.
Przyjdzie pora, kiedy czas Starszej Krwi dobiegnie końca. Czas Wilczej Zamieci i Białego Zimna. Koniec Spokoju, est thur mi'var gonduldvinnar.
- Nie jest to jednak ten czas. Odejdź. - Gon był w potrzasku. Mógł albo dać zmieść się Mędrcowi, białemu czarodziejowi, albo uciec. Wybrał to drugie. Wśród upiornego śmiechu zniknęła jego sylwetka.
Mędrzec zstąpił na brzeg i biały kij przełożył z ręki do ręki. Biała szata jego i białe włosy jego, a spojrzenie niczym najczystszy strumień górski.
- Niezamieszanyś w los Starszej Krwi, a jednak. Śmierć wszystkim pisana, śmierć tym, którzy stanęli w jej obronie. Znasz te przepowiednie, Varianie, Poszukiwaczu Bractwa Nocy.
Mędrzec znał wiele tajemnic tego świata, znał wiele sekretów i widział co stanie się wkrótce. Wiedział też co stało się wiele lat temu. Był Mędrcem. To był jego obowiązek.
Ale był również swego rodzaju świętością. Biały czarownik, który uszedł spod złej woli pana swego, Szarego Czarodzieja Senegrila, którego siedzibą biała wieża Terill jest.
I mimo tego, że zajście widoczne było dla każdego z elfów, słowa Mędrca jedynie przeznaczone dla uszu Iskry i Luciena były. Choć ta pierwsza wciąż pod wpływem klątwy swej była.

Sol pisze...

Zaskoczyły ja te porady od Szept. Mowila tak jak kobieta, która kocha, która tęskni, ktora boi się niewiedzy, wlasnej bezsilności znieść nie może. A przecież do tej pory Sol sądzila, że elfia magiczka zyje samotnie, że nie darzy szczególnymi uczuciami nikogo, z nikim sie nie wiąże, a za towarzyszy ma przyjaciół, ktorych sama sobie wybiera, a także zwierzęta. Więc zaskoczenie wyraxnie wymalowało sie na twarzy plomiennowłosej i cicho westchneła z żalu nad tym wszystkim. Starała na rozdrozu i żadna z drog nie wydawala sie dostatecznie dobra, by nia ruszyć.
- Najgorsze jest to, ze nie wiem, czy my kiedykolwiek znowu się spotkamy - przyznala cicho i zaraz też wzrok odwrócila, bo niestety,a le ani ronić lez nie chciala, ani tym bardziej pokazywać tego strachu. - dziekuję - usmiechneła sie krotko i spojrzała przelotnie na elfkę. Nie chciała jej zatrzymywac, ani w niczym przeszkadzać, a bardzo wdzieczna za okazaną pomoc byla.

draumkona pisze...

- Wręcz przeciwnie, znam cię. I nie odwracaj się tyłem, wszak dobre maniery nakazują słuchać starców, cokolwiek mają do powiedzenia. - lekko uderzył laską o ziemię i korzeń wyrwał się z ziemi i oplótł jego nogę.
- Jedni zwą mnie Gandalfem, inni Mędrcem. - stuknął znowu laską i magiczna siła jakaś odwróciła Poszukiwacza w kierunku starca.
- Krew elfa w tobie czuję, a i losu nie wybrałeś ty sam. To on wybrał ciebie - tu białowłosy uśmiechnął się litościwie.
- Dlaczego ochroniłeś Starszą Krew przed gniewem, słusznym zresztą, Gona? - jak widać, nie zwykł on używać imienia Iskry. Jakby była ona dlań rzeczą... Przedmiotem.

Silva pisze...

Brzeszczot łypnął okiem na Szept, bo miał dziwne wrażenie, że elfka była skora do pomocy i jeszcze by się zgodziła Wisielcowi pomóc. Ale nie, okazało się, że wcale współpracować nie chce i dobrze. Bo Dar był święcie przekonany, że złoto w goblinich rękach już przepadło, a nawet jakby się je odzyskało to sprawiłoby to więcej kłopotów.
- Zostaw gobliny w spokoju.
- Mogaba tego nie przepuści... - słowa Wisielca były jak westchnięcie, ledwie słyszalne.
- Powinniśmy skupić się na podróży - szamanka jak zwykle była praktyczna; albo po prostu chciała jak najszybciej skończyć tę rozmowę i do pokoju się udać, by od wrzawy i woni piwa i potu uciec. - Zatoka Memorii to nasz kierunek. Tam, gdzie wody rzeki uchodzą do oceanu, musimy szukać miasta Helvetti; wznosi się na samotnej górze, a miasto jest zamknięte dla obcych.

draumkona pisze...

I teraz to Lucien po głowie laseczką oberwał białą, która to miała zostawić sporych rozmiarów guza.
- Nie musisz odpowiadać, racja. Ja wiem. - teraz to Iskra oberwała po głowie i padła na ziemie niczym jakiś bezwładny worek kartofli. Do walki włączyli się wojownicy, bo i niewiele czarnokrwistych pozostało.
- Ja mam wgląd wgłąb ciebie. W głąb was oboje. I nawet nie wiesz jak wasze uczucia są podobne... Przynajmniej czasami, kiedy okazujesz serce. Varianie.

Silva pisze...

Tym razem to szamanka na wilkołaka spojrzała, zupełnie tak, jakby mu mówiła, że ma natychmiast przestać myśleć o powinnościach watahy! Ale... Czy aby przed większą chwilą sama Silva nie oddaliła się by swoje szamańskie powinności wypełnić? Cóż...
- Pokaż mapę Drav. Nie naszą. Tę, którą dał nam mag - właściwie nie była to prośba, ale zmęczony Wisielec chyba sił na kolejną kłótnię nie miał. - Możemy spłynąć rzeką - wskazała palcem na niebieską nitkę na mapie, którą Wisielec na krawędziach obciążał kubkami glinianymi.
- Będziemy musieli dostać się do Loary - zauważył Brzeszczot, opierając ramiona na blacie stołu, a na nich kładąc głowę. - A góry otaczające Martwą Pustynię nie są łatwym szlakiem dla łodzi, których nie mamy.
- Jednak szybciej przemieszczać będziemy się rzeką.
- Nie mamy łodzi - powtórzył powoli Brzeszczot, bo Wisielec chyba tego nie rozumiał.

draumkona pisze...

- Ależ żyje - Mędrzec zaśmiał się dźwięcznie i stuknął laską o ziemię.
- Gdyby nie żył i ty byłbyś martwy, więc wypierać się możesz. Ale nie tu. Nie przede mną. - koniec jego dobiegł końca. Sylwetka stała się rozmazana, choć nie było to ostatnie spotkanie Mędrca w Smutku Pogrążonego i Variana, (nie)zwykłego człowieka.
Iskra natomiast dalej leżała na ziemi, jakby bez życia całkiem. A jedynie nieprzytomną była.
Biały Czarodziej zniknął.

draumkona pisze...

Wilk rzeczywiście miał zamiar pojawić się osobiście, jakby na złość Poszukiwaczowi. Najpierw jednak musiał sprawdzić, czy żaden z wojowników i krasnoludów nie ucierpiał.
Dlatego też Lucien mógł być z Iskrą sam... Przynajmniej przez dłuższą chwilę. Elfka natomiast chwilowo nie zamierzała się obudzić. Śniło się jej coś całkiem przyjemnego i głupkowaty uśmiech rozciągnął jej wargi.

draumkona pisze...

Iskra mruknęła coś pod nosem, coś brzmiącego jak "ser". Zadziwiające, że po takiej bitwie, po uaktywnieniu klątwy... Po tym jak Gon ranił ja lekko w gardło potrafiła śnić o serze. A może chodziło o jakiegoś rycerza?
- Szept, Wilk, Lucien, Wilk, Szept, Lucien, Wiiiilk... - mamrotanie Iskry stawało się coraz to szybsze, aż imiona stały się jednym jakimś bełkotem, aż elfka się przewróciła na bok, włosy kurtyną zsunęły się na jej twarz i finałowe słowa były jeszcze dziwniejsze...
- Wilk, Szeept... Bolerk i Lolek... Kasia i Tomek... - a potem zaległa cisza, Iskra spała dalej.

Silva pisze...

Brzeszczot słuchał wszystkiego z przymkniętymi powiekami. Szept nie mogła zobaczyć jego oczu, ale widziała twarz i z pewnością mogła dostrzec lekki cień, jaki przez nią przemknął, kiedy usłyszał jej propozycję. Stolica elfów. Eilendyr. Nie, to nie był dobry pomysł. Wygnana i mieszaniec nie byliby tam powitani z honorami. Dara wpuszczali, bo był w połowie bratem, ale starali się go ignorować i udawać, że nie istnieje.
Ale Brzeszczot nic nie powiedział.
- Elfy... Sądzisz, że zdołały zdobyć u nich taką łódź? - Wisielec nie miał nic przeciwko wizycie w stolicy elfiego królestwa. Wątpił tylko w chęć ich pomocy. To były elfy.
- Jak bardzo musielibyśmy wydłużyć podróż? - szamanka jak zwykle była praktyczna.

draumkona pisze...

I teraz, bogowie niejedyni ratujcie Wilka, pojawił się przyszły władca. Niepokój wypisany na jego twarzy i włosy w lekkim nieładzie. Najwyraźniej jakiś ork przeżył i Wilk zaliczył krótką szarpaninę. Nie zwracając uwagi na Cienia kompletnie, Szept jedynie skinął głową i dopadł do Iskry. Czule odgarnął włosy z jej twarzy, przysiadł na łóżku przy niej i ujął ją w ramiona przytulając mocno. Najwyraźniej bał się o nią. Bał się jak cholera.
Ale zaraz odetchnął z ulgą, kiedy to wiązkę magii ku niej posłał. Była zdrowa, cała, bezpieczna... Jedynie nieco osłabiona.
- Nic jej nie jest. Potrzebuje odpoczynku. - i puścił ją, ciało bezwładne kładąc znów na pościeli. Wstał. Znów dumny i opanowany. Spojrzenie szafirowych oczu padło najpierw na Szept. A potem na Luciena. I mierzył go długo wzrokiem Wilk, przyszły władca elfiego miasta.

Silva pisze...

Wisielec zerknął na najemnika i najwyraźniej w jego głowie pojawił się kolejny genialny pomysł, bo już otwierał usta, by podzielić się nim ze światem, ale wzrok szamanki go powstrzymał.
- Odpocznijmy - powiedziała - Jutro uzupełnimy zapasy i zdecydujemy. Jesteście zmęczeni.
- Ale... No dobra - wilkołak wstał, rzucając kilka monet na stół. - Śniadania wydają tu od świtu. Posilimy się i zdecydujemy.

draumkona pisze...

Wilk niemal sztyletował Luciena wzrokiem.
Kiedy przeniósł spojrzenie ponownie na Szept, spojrzenie złagodniało.
- Wiem Szept... Przykro mi. - to mówiąc, przyciągnął ją do siebie, objął i pogłaskał po włosach uspokajająco.
- Przykro mi... - powtórzył, jakby to miało wrócić życie jej ojcu. Nie miał ochoty przebywac dłużej w poblizu Cienia, więc puścił Szept i spojrzał w jej oczy.
- Będzie dobrze. Mimo wszystko, będzie dobrze. - i wyszedł. Znów wyszedł nie trawiąc ani Luciena, ani tego, że Iskra mu odmówiła.
Tymczasem elfka znów mruknęła coś pod nosem i kichnęła.

Sol pisze...

Pokręciła glową. jakas niepewnośc w glosie Szept zasugerowała pewną myśl kobiecie. Moze... na wielką boginię, przecież ona moze Alasdaira już nigdy nie ujrzeć! Nie przezyłaby tego, przecież on, ona... Nie może tak być. Natychmiast nabrała powietrza w płuca, gwałtownie i prychnęla, by odgonic myśli, ktore łzy przywoływały do oczu i jakis bol cisnący w piersi.
- Nie, Szept. Nie chcę wrózb i jasnowidzenia, co ma byc, niech sie stanie - to dziwne, kolejny raz elfka mogłaby jej ból ukoic, strach odpędzić. Szept byla niesamowita.

Silva pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Silva pisze...

Drav skinął im głową i z kieszonki na piersi wyciągnął dwa klucze, jeden rzucił elfce, a drugi sobie zatrzymał.
- Nie są to pańskie pokoje, ale wystarczające by odpocząć - cóż, ostatnim razem musiał butem karalucha zabić i komarów się pozbywać poduszką, ale wolał te przygody zachować dla siebie. - Niewiele można się spodziewać za dwa srebrniaki - dodał, jakby chciał kogoś usprawiedliwić i przeciskając się przez wcale nie pustoszejącą salkę, dotarł do schodów prowadzących na górę. Zapachy były tu jeszcze gorsze, ale to przez pijaczków którzy wódki z orzechów laskowych w żołądkach utrzymać nie potrafili.
- Hej, nie popychaj mnie, zielskolubna! - Wisielec burknął, bo szamanka wbiła mu czubek laski w plecy, chcąc go pogonić. Niechże się tak nie wlecze!
Brzeszczot praktycznie ich nie słuchał, wlókł się za nimi powłócząc nogami; pod nosem mamrotał coś o jedzeniu i chęci wyspania się. Byłby się na ostatnim schodku potknął, ale jakoś się wybronił.
- Zamknijcie się wszyscy! - uchyliły się drzwi, w nich stanął jakiś chłop, pogroził im pięścią i zatrzasnął za sobą drzwi.
- Gbur! - odciął się Wisielec, po czym zatrzymał się przed ich pokoikiem; kluczyk wsunął do dziurki i przekręciwszy, nacisnął klamkę. Drzwi skrzypnęły, a kiedy wilkołak zrobił krok do przodu, zatrzymał się od razu, przez co szamanka na niego wpadła i wyklęła w swoim języku pod nosem.
- Czegoś się zatrzymał. Wchodźże!
- Łóżko. Jest jedno.
- Co?
- Jedno łóżko mamy.
Szamanka przepchnęła się obok towarzysza, a jej oczom faktycznie ukazało się jedno łóżko. Jedno. I skromny pokoik. Łóżko. Jedno.
- Huora! - zaklęła i z przymrożonymi oczami wycelowała laską w Wisielca. - Zrobiłeś to specjalnie, prawda?
- Ale ja nie mam nic z tym wspólnego! - zawołał i wycofał się, unosząc ręce do góry w obronnym geście.
- Kłamiesz!
Za to Brzeszczot nagle się obudził. I zerknął na Szept. A potem na drzwi do ich pokoju. I zbladł.

draumkona pisze...

Gdyby tylko Iskra słyszała tą całą rozmowę... Och, gdyby słyszała... Ale przecież Lucien nic nie powiedział. Nie zaprzeczył, ani nie potwierdził tego, że nie odważy się nigdy...
Iskra przewróciła się na brzuch. Chwilę jeszcze mógł ją Poszukiwacz obserwować. Jedna z nielicznych chwil, kiedy elfka nie cierpi na nadpobudliwość i kiedy jest w jednym miejscu, a nie w wielu naraz.
Zagadała coś niewyraźnie o szynce i uchyliła powieki. Mruknęła coś zaraz i podniosła się do siadu.
- Co się... - fiołkowe spojrzenie namierzyło Poszukiwacza.
- Przegraliśmy?! - krzyknęła i zaraz wyprysnęła z łóżka i wybiegła na swój taras. Miała stamtąd widok na dolinę w której rozegrały się walki. Ale... Leżały tam tylko trupy orków.
Iskra poczuła odpływ sił, za szybko wstała. Osunęła się więc na ziemię i tak siedziała chwilę spokojnie.
- Nie rozumiem...

Sol pisze...

Sol pożegnala elfkę skinieniem. Szept i tak bardzo wiele dla niej zrobiła, kiedyś czytała, ze elfia magia nie ejst nieskończona, ze w poslugiwaniu sie nią nalezy uważać, bo wyczerpac sie moze, a i na nic ńąążać magiczki nie chciała. Choć moze prawda lezała po innej stronie, moze to wina strachu była, co tez moze zobaczyc, czego sie dowiedzieć. Nie wiedziała gdzie był Alasdair, ale wzmianka elfiej pani, ze mógłby byc z kimś... Tak, Sol nie była dobra, Sol była zazdrosna. Bardzo.
gdy tamta wyszla, zamykając za soba drzwi, Sol od razu zabrała sie za doprowadzenie siebie do porządku. Umyla sie szybko, przebrała w czysta dluga koszule i pod ciepłe skory zwierzece wskoczyła. Byla zmeczona, ale zasypiaął długo. Bylo jej xle.

draumkona pisze...

Problem leżał w tym, że Iskra się zgubiła. Obraz i kontakt ze światem urwał się jej wtedy, kiedy nastąpił pierwszy wybuch. Nic więc nie pamiętała z tego co zaszło. Nie wiedziała nawet, że zjawił się Ponury Gon. Nie wiedziała o Gandalfie. Nic nie wiedziała.
Powstała z trawy i spojrzała na niego chłodno. Iskra rzecz jasna myślała, że to jak zwykle jej wina. Jak zwykle przez nią się zirytował i powinna grać nieczułą elfią panią, bo tak go nie irytuje. Dobrze, niech będzie.
- Straciłam nad sobą panowanie. Na to wygląda przynajmniej. I dla twojej wiadomości, kiedy ktoś traci nad sobą panowanie, zwykle także traci świadomość. Nie wiem co się stało. - mruknęła i potarła brodę palcami. Coś jej nie pasowało, coś umykało. Nadal jednak nie wiedziała co konkretnie. Wolnym krokiem wróciła na łóżko i tam przysiadła nadal pogrążona w zadumie.

Silva pisze...

Atmosfera na korytarzu zrobiła się dziwna. Jakaś taka nieswoja i napięta. Niepewna.
Dar patrzył na Szept, elfka patrzyła na półelfa i chyba oboje nie byli pewni, co zastaną w swoim pokoju. Strach i jakaś taka obawa były aż za bardzo widoczne.
A kiedy elfka rzuciła się do drzwi, najemnik nie pozostał w tyle. - Moje łóżko! - nie ma to jak myśleć o sobie - Mooojeee - krzyknął i rozbudził się w momencie, biegnąc przed siebie. Kiedy Szept się potknęła, wykorzystał to i ją minął, po czym do drzwi dopadł i za klamkę chwycił. - Cholera... - właśnie zdał sobie sprawę, że klucze ma elfka. Ale i tak jej pierwszej nie puści!
Przynajmniej wilkołak i szamanka przestali się kłócić, bo teraz patrzyli na to, co wyprawia najemnik i elfka. I chyba mieli niezły ubaw.

Sol pisze...

Nazajutrz, gdy słońce już wysoko zaszło i dopiero powieki kobiety drgnęły, zaraz tez ujawniając diaboliczny bursztyn tęczówek, Szept już nie było. I pewnie nie było jej od dawna, bo w wiezy panował pewien chłod, jakby żadna zywa istota w niej nie poruszyla się od wielu godzin. Sol jednak takiej samotności sie nie bała, wiedząc, że gdzieś za niedługo już sama nie będzie, bo elfia magiczka wróci. Cóż, akurat tej jednej rzeczy była pewna, a reszta zbladła, odsuwajac zmartwienia na bok. Sol po prostu... cóż, powinna wiedzieć, że kolory w jej zyciu przygasły, niektore na zawsze.
A więc po wiezy sie pokręciła, jednak żadnych zamkniętych pokoi nie odwiedzając, by niczego nie naruszyć. Wyszla nawet do lasu, po okolicy z dwie godziny pospacerowala, wracając dopiero o zmierzchu. Nie była pewna kiedy elfka wróci, mogło ją cos zatrzymac na dlużej, acz nie przeszkadzalo jej to zupełnie w siedzeniu przy oknie i wypatrywaniu.

draumkona pisze...

[nie zauważyłam, że z M/G nie odpowiedziałam, a Ty się nie upominasz! xD]


A Marcus, rzecz jasna, miał podzielną uwagę. Bo owszem, Myszołów miała pokaźny biust, ale przecież i elfia pani była niczego sobie.
Więc zamierzał na pewno patrzeć na nie obie. Najlepiej naraz. A chora wyobraźnia Pajęczarza już układała sceny erotyczne z udziałem tych dwóch pań... Kiedy to mokra kulka wylądowała na jego pięknej twarzy!
- Toż to skandal! - zdążył cicho krzyknąć nim zdezorientowany spadł z swojego siwka. Koń uniósł górną wargę i zaśmiał się po swojemu.
Marcus wyskoczył spod śnieżnej pokrywy z kupką białego puchu na głowie.
- Wyglądasz jakbyś miał aureolę. Nie pasuje ci. - to był Królik, który fachowym okiem oceniał Marcusa.
- Zamilcz! - jak widać, twardy człowiek gór jednak czuł coś takiego jak zimno. Szczególnie za kołnierzem. Posłał wilcze spojrzenie Szept, po czym dwoma palcami wskazał swoje oczy, a potem jej osobę. Królik się zaśmiał.
- Och, uważaj Szept. To oznacza zemstę. - Myszołów przystanęła przy bułanku Białego i uniosła jasne brwi ku górze. Widać, słabo znała Pajęczarza.
Marcus otrzepał się i wdrapał z powrotem na wciąz zanoszącego się końskim śmiechem siwka. Po czym wysunął się na czoło pochodu z zamiarem dotarcia do siedzib magów powietrza jak najszybciej.

M/G

Sol pisze...

gdy dostrzegla wracającą Szept, nie poderwala się z krzesła. Dopiero gdy tamta przy wiezy była, wstała i otulając się ciepłym pledem, zeszla na dół, w dłonaich trzymając gliniane naczynie z goracą jeszcze mieszanką ziół doprawionych goździkami i imbirem, kroplą miodu i suszonymi malinami. taki napar na wzmocnienie i rozgrzanie, po dlugiej drodze elfce na pewno smak poprawi pod językiem i humor.
- Dobrze cię widzieć, Szept - staneła u progu, witając domowniczkę i uśmiechnęla się ciepło. Och serce jej coraz mieksze bylo, a teraz szczegolnie twarda byc musiała.

draumkona pisze...

Była zbyt zmęczona i skołowana by rozumować z tych wieści więcej niż "elfy wygrały, orki uciekły". Westchnęła krążąc na powrót po swojej komnacie, aż w końcu z bezradną miną usiadła na łóżku.
- Czemu jesteś zły? - i chyba gdy była zmęczona potrafiła wyczytać z niego znacznie więcej. Inaczej zinterpretować ton. Spojrzenie. Mowę ciała. Spojrzenie fiołkowych tęczówek przesłoniętych mgiełką zmęczenia odnalazło jego oczy.

Silva pisze...

Wisielec szepnął coś do szamanki. Coś, co brzmiało jak: oni zwariowali. I nawet kłócić się przestali, za to podeszli i uważnie obserwowali, ciekawi, czy i elfka i półelf jedno łóżko mają.
- No dalej Dar, przesuń się. Też chcemy zobaczyć.
Najemnik przeklął wilkołaka i spojrzał na Szept. - Nie. Bo jak cię wpuszczę to zajmiesz jedyne łóżko! - Brzeszczot wcale nie martwił się o to, że mogli by na jednym łóżku spać razem. On się bał, że elfka ukradnie mu łóżko i przyjdzie mu na deskach gołych spać!

Silva pisze...

- To ja nie będę spał z tobą! - burknął najemnik i zaplótł ramiona na piersi. Był dobrze wychowany, po części, ale łóżka nie odda. Łóżka nie!
- Na wilcze ogony... - wilkołak stracił cierpliwość. I chyba ciekawość zwyciężyła, bo wyrwał Szept klucz z dłoni i przepchał się przez Brzeszczota; na stopę mu nadepnął, łokieć w bok wbił i w końcu go odsunął, samemu w bok dostając. - Wielkie mi coś. O łóżko chędożni się martwią! - i klucz trafił do dziurki i Wisielec drzwi uchylił, ale napatrzeć spokojnie się nie mógł, bo Szept i Dar zaczęli się pchać.

Sol pisze...

Usmiechnęla sie ciepło, z radościa, ze takie nic, blahy napitek mógl taka radośc wnieść w te cztery, puste dotad kąty i do Szept dotrzeć. tak na prawde nei sądziła, by kiedykolwiek jej uwielbienie ciepłych naparów moglo sie prdzydac, a tu prosze.
- Nigdy nie sądziłam, ze to ja będe czery kąty ozdabiac i byc czyms... nowym - stwierdzila spokojnie, bo w gruncie rzeczy z cała tą swoją sytuacja nowa, nauczyła sie jakoś zyć. Nie było to łatwe, ale tez nie szczegolnie trudne.
- Bardzo zmeczona jesteś?

draumkona pisze...

Uważnym wzrokiem zmierzyła jego sylwetkę, jakby doszukując się fałszu. Jakby wiedziała, że to tylko dla zamydlenia jej oczu. W końcu jednak wzruszyła ramionami i ściągnęła buty, po czym rzuciła je gdzieś w kąt. Tak samo zresztą stało się z ubraniem.
Zauważyła jego spojrzenie. No, w końcu była naga. Znowu.
- Nie mam siły na fałszywą skromność - i wzruszyła ramionami - I tak już widziałeś wszystko - mruknęła i wślizgnęła się pod kołdrę z zamiarem udania się do krainy snów.
Jeszcze tylko powiekę uniosła i znów na niego spojrzała.
- Chodź do mnie. - za późno ugryzła się w język. Choć ton jej cichy był i Iskra łudziła się, że jej nie usłyszał.

Silva pisze...

Brzeszczot nie widział, co jest w pokoju, bo Wisielec dostrzegłszy dwa posłania, postanowił najemnika perfidnie oszukać. Dlatego zastąpił mu drogę. - I popatrz, będziesz spał na deskach. Przykro ci?
- Ja łóżka nie oddam! - ognistowłosa maruda postanowiła najwyraźniej odebrać łóżko szturmem i siłą. W końcu mu się należało.Za te wszystkie rzeczy na wyspie! - Długoucha też może się na podłodze przespać!
- To zamieńmy się - zaproponował Wisielec z uśmiechem szerokim - Ja mogę z elfką spać i wcale mi nie przeszkadza podłoga...

draumkona pisze...

Nie odpowiedziała na tę zgryźliwość. Westchnęła jedynie i otuliła się szczelniej kołdrą, która przyjemnie ocierała się o ciało. Twarz wtuliła w miękką poduszkę i wkrótce też usnęła. Usnęła pomimo strachu przed koszmarami jakie zwykle ją nawiedzały kiedy ujawniała się klątwa.
A Eilendyr było nad wyraz spokojne. Z tarasu był dobry widok na dolną kondygnację i pasące się na niej konie. Gdyby spojrzeć w górę, dałoby się dojrzeć skryty za skałką bluszcz, który sięgał... Nie wiadomo gdzie.
Miasto było jakby uśpione, choć paru elfów patrolowało wąskie ścieżki wśród skał. Na jednym z białych dachów siedział elf i brzdąkał coś na harfie. W tle szumiał cicho wodospad. Swiatło księżyca odbijało się leniwie od wypolerowanych posągów.
Na gałęzi bzu za Lucienem przysiadła sikorka. Kolejna ze sług lorda Podszeptów. Ale o tym nikt nie wiedział. Nawet sama sikorka.

Silva pisze...

- Wcale nie jestem kudłaty! Tylko dobrze owłosiony... - no tak, brawo, to naprawdę genialny argument był. Wisielec właśnie pobił samego siebie.
A Brzeszczot mimo, że nie odpowiedział, jasne było, co myśli o tej zamianie. I w słowa ubierać swoich myśli nie musiał, dzięki czemu przekleństwa zachował dla siebie.
Nic nie powiedział, ale wpakował się do pokoju, Wisielca rąbnął w bok za te kłamstwa okrutne i perfidne i jak długi walnął się na łóżko. Swoje własne! Jedno z dwóch.
- Nienawidzę was - burknął do poduszki i rozwalił się jak długi; a że łóżko było nieco mniejsze niż najemnik, nogi i ręce dyndały mu po bokach.

«Najstarsze ‹Starsze   401 – 600 z 5000   Nowsze› Najnowsze»

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair