- Dokąd idziemy? - zapytałem. Szliśmy
już od dobrych czterech dni a ja wciąż nie znałem naszego celu.
Zwłaszcza że starzec wciąż milczał. Nie mogąc doczekać się
odpowiedzi utkwiłem wzrok w ognisku. Zapomniałem jakie to uczucie i
chyba nie prędko będę mógł ponownie go doświadczyć, zwłaszcza
że starzec kazał mi siedzieć pod drzewem a ogień płonął jakieś
trzy metry od mnie.
- Łap. - rzucił w moim kierunku
kawałek dziczyzny – Jak się wszystko powiedzie będziesz mógł
spokojnie siedzieć obok mnie. - odpowiedział z uśmiechem. Ugryzłem
rzucone mi mięso po czym oparłem się o drzewo. Noc musiała być
chłodna bo starzec okrył się futrem i zwinął w kłębek. Fakt
faktem ja nie czułem ani zimna ani zmęczenia. Jedyne z czym
musiałem walczyć to z chęcią rzucenia się na śpiącego
mężczyznę i rozszarpania go. Wsłuchiwałem się w świerszcze
oraz pohukiwania sów a do tego trzaskanie ognia. Noc zapowiadała
się długa i nudna jak pozostałe.
Na następny dzień zgasiliśmy
ognisko i ruszyliśmy w dalszą drogę. - Możesz mi powiedzieć jak
masz chociaż na imię? - zapytałem ale i tym razem odpowiedziała
mi cisza. Powoli zaczynałem jej nienawidzić. Po kilku godzinach
drzewa zamieniły się miejscem z pustynią zieleni. Gdzie bym nie
spojrzał wszędzie była tylko pusta przestrzeń i trawa. - Jesteśmy
na miejscu. - powiedział pod koniec dnia zatrzymując się przed
niewielką grotą.
- Co to za miejsce? - zapytałem, a
każda część mojego ciała krzyczała bym tam nie wchodził.
- Nazywamy to Grotą Dusz. - odparł
odgarniając siwe włosy z twarzy.
- Kim ty jesteś? - spojrzałem na
niego z dziwną mieszanką podziwu oraz chęcią rozszarpania go na
strzępy.
- Jestem Nar Amar. I tak jak ty
jestem szamanem. - odparł wchodząc do jaskini – Idziesz? -
zapytał przez ramię a ja jak jak zahipnotyzowany ruszyłem za nim.
Po mimo panującego mroku nie trafiłem na nic; ani na stalagmity ani
na stalaktyty czy kolumny. Wydawało mi się ze idę po czymś co
przypominało piasek aż w końcu.... ujrzałem oślepiające
światło.
Gdy moje oczy przywykły już do
mocnego światła zobaczyłem miejsce którego się nie spodziewałem
ujrzeć w takim miejscu: wielki kamienny plac z czterema drewnianymi
słupami, choć powinienem powiedzieć totemami bo były tak
rzeźbione, nieco dalej olbrzymie ognisko. Za otwartymi drzwiami w
ścianie widziałem kilka łóżek, na ścianach rozwieszone były
setki ziół. Jednak nie to zrobiło na mnie największe wrażenie
ale regały ze setkami jak nie tysiącami ksiąg i zwojów stojące w
głębi. No i oczywiście jakieś jeziorko,
- Co to za miejsce? - zapytałem wciąż
będąc pod wrażeniem.
- Mówiłem Ci że Grota Dusz. - jęknął
Amar – Przez jakiś czas to miejsce będzie twoim nowym domem.
Grota jest magicznie chroniona przez pierwszych szamanów więc
będzie tu spokój i cisza. - podszedł do stolika na którym stał
kałamarz i powiesił futro na krześle – A i jeszcze jedno. Od
dziś nazywasz mnie swoim Mistrzem. Zrozumiano?
- Zrozumiano. - odparłem rozglądając
się po pomieszczeniu. Jednak szybko zostałem sprowadzony na ziemię
jednym uderzeniem.
- Zrozumiano, Mistrzu. - powiedział
trzymając w ręku gruby kij.
- Zrozumiano, Mistrzu. - powtórzyłem
dla spokoju masując się po głowie co najwyraźniej ucieszyło
Amara.
- A co z tą biblioteką? - wskazałem
na regały i szybko dodałem – Mistrzu.
- Tego się dowiesz w swoim czasie.
Teraz czas na trening. - wskazał na krąg z totemami.
Stanąłem pośrodku i spojrzałem na
pierwszy totem potem na Ar'ma i znowu na totem. Nie wiedziałem co
mam robić.
- To totemy pierwszych szamanów. -
wyjaśnił – Są tak stare że pamiętają pierwsze wypowiedziane
zaklęcia oraz modły do duchów. - usiadł na stopniach prowadzących
na krąg – Teraz gdy jesteś tu w kręgu – wskazał dłonią –
możemy zacząć trening.
- Jaki trening? Miałeś mi pomóc. -
niemal krzyknąłem za co dostałem kamieniem – Ał.
- Ból to nie jedyne czego doświadczysz
chłopcze. - staruszek uśmiechnął się złośliwie a ja powoli
zaczynałem żałować że tu przyszedłem za nim.
Trening trwał pięć lat. Pięć lat
uczyłem się i przypominałem jak to jest być człowiekiem. Bestii
która siedzi wewnątrz mnie nie udało się całkiem wyrwać ale za
to nauczyłem się nad nią panować. A przynajmniej w większym
stopniu. Tak czy inaczej, dowiedziałem się że biblioteka ma własną
nazwę; podobnie jak krąg oraz to chore dwumetrowe ognisko. W końcu
po latach treningu stanąłem przed moim mistrzem – Gratulacje. -
wychrypiał – Moja wiedza jest teraz twoją. - te lata ze mną
odcisnęły na nim piętno. Z jakiegoś powodu zaczął szybciej się
starzeć i podupadać na zdrowiu. Po tygodniu wezwał mnie do stolika
przy którym siedział niemal całymi nocami. Rzadko sypiał, choć
udało mi się sprawić by się nieco otworzył – Słuchaj Eliasie.
- powiedział a ja zdałem sobie sprawę że to pierwszy raz kiedy
mówi do mnie po imieniu. Wręczył mi księgę, pergamin oraz
kosmatą kulkę która okazała się być torbą – Mój czas
dobiega końca. Od teraz to ty będziesz strażnikiem tego miejsca.
Nikt nie wie gdzie ono się znajduje chyba że go tu przyprowadzisz.
Ale i tak o nim zapomni. Taka jest magia tego miejsca.
- A ja? - byłem przerażony, za bardzo
się do tej groty przywiązałem – Czy i ja zapomnę?
- Ty nie. - zakaszlał – Ty będziesz
pamiętał ale tylko dlatego że jesteś jego strażnikiem. A teraz
idź. Idź i ciesz się życiem. Znajdź swój cel i dąż do niego.
- wstał i chybotliwym krokiem ruszył w kierunku kręgu – Pomogłem
ci na ile mogłem. Przekazałem Ci wiedzę która została i mnie
przekazana. To co z nią zrobisz zależy od ciebie. A teraz idź.
Nie wiedzą dlaczego ruszyłem w
kierunku wyjścia. Nawet się nie obejrzałem za siebie. Gdy stanąłem
na świeżym powietrzu wtedy się obejrzałem. Grota zniknęła tak
jakby jej tu nigdy nie było. - Żegnaj mistrzu. Dziękuje za
wszystko. - wyszeptałem a łzy same popłynęły mocząc mi policzki
– Nigdy nie zapomnę tego co dla mnie zrobiłeś. - obróciłem się
i ruszyłem przed siebie. Nie wiedząc gdzie mnie nogi poniosą, bez
celu. Po prostu szedłem przed siebie.
Elias Ainsworth
Zombbiszon
3 komentarze:
Obiecałam dziś skomentować, to... do dzieła :) Jestem półprzytomna, ale mam nadzieję, że recenzja wyjdzie w miarę ok ;)
Kiedy wczoraj zobaczyłam, że opublikowałeś notkę, mile mnie to zaskoczyło. Bardzo lubię, kiedy autorzy, zwłaszcza ci, którzy dopiero przed kilkoma dniami/tygodniami dołączyli na bloga, są aktywni tak sami z siebie. Drugą niespodzianką była długość posta - przywykłam do wielostronicowych opowiadań, a twoje jest takie... dziwnie krótkie? ;D
Zaczęłam czytać. Okazało się, że "krótkie" w tym przypadku współgra z "konkretne", co jest dla mnie sporym plusem. Czytało się bardzo szybko i naprawdę przyjemnie. Mój znużony szkolnymi lekturami móżdżek poczuł się mile odprężony i... zaintrygowany. Możliwe, że ma w tym swój udział forma twojej karty postaci, ale przy notce nie miałam wrażenia, że czytam po raz drugi tę samą treść. Twoje opowiadanie stanowi gładkie dopełnienie historii Eliasa i pomaga zrozumieć niektóre szczegóły - choćby hasło dotyczące biblioteki.
To, co można by dopracować, to interpunkcja - w niektórych miejscach brakuje przecinków, oprócz tego - kwestia kropek w dialogach. (Kropkę przed myślnikiem kończącym wypowiedź pisze się tylko, jeśli to, co za myślnikiem nie dotyczy stricte tej wypowiedzi. Wtedy to, co po myślniku powinno być wielką literą, np. "- Łap. - Rzucił w moim kierunku kawałek dziczyzny". Jeżeli to, co po myślniku dotyczy ściśle wypowiedzi (np. określa, kto to powiedział), na końcu wypowiedzi nie powinno być kropki, np.: " – Jak się wszystko powiedzie, będziesz mógł spokojnie siedzieć obok mnie - odpowiedział z uśmiechem".)
Co do formy nie mam większych zastrzeżeń.
Fabuła ok, bohaterowie wydają się ciekawi - Eliasa już lubię - może nie powinnam, ale tak jakoś wyszło za sprawą naszego wątku, karty postaci i notki. O Mistrzu jeszcze nie mam wyrobionej opinii, może poza tym, że ma ciekawe metody nauczania ;)
Podobał mi się koniec i to, że Elias okazuje emocje, że nie należy do częstego na blogach grupowych typu postaci męskich, będących super-odpornymi-psychicznie sukinsynami.
Nagięłabym rzeczywistość, twierdząc, że mogłam zobaczyć sceny, które opisałeś, ale niewiele brakowało. Pierwsze przebłyski były ;) Mam nadzieję, że twoje pierwsze opowiadanie nie będzie ostatnim.
Tu autorka Aeda - jeszcze się nie witałam, to przedstawić się wypada. Niedługo nadrobię tę zaległość, miałam małe urwanie głowy ze studiami. ;)
Podoba mi się sposób, w jaki prowadzisz narrację. Jakby się słuchało opowieści. I powtórzę po Nef, ale fajnie, że Twój bohater nie jest wypranym z emocji macho. To tyle ode mnie, bo Nef zawarła w swoim komentarzu resztę moich spostrzeżeń. Przyjemnie się czytało. Opowiadanie krótkie i treściwe zarazem, a nie miało się poczucia, że czegoś w nim brakuje. No i... czekam na więcej! :D
Nefryt wyczerpała temat zastrzeżeń - czyli interpunkcja. Brakowało mi może wyraźnie zaznaczonych akapitów, ale to już bolączka blogspota, do której się powoli przyzwyczajam. No to idę do reszty, tej bardziej przyjemnej.
Czyta się bardzo przyjemnie, lekko. Dla wracającej z urlopu, odwykłej od czegokolwiek, to prawdziwa przyjemność. Idąc na urlop pytałam o bibliotekę, okazuje się, że nie musiałam, bo notka bardzo ładnie rozwija ten wątek. Po takim przedstawieniu można śmiało stwierdzić, że już się Eliasa lubi. Bardzo spodobała mi się gra słów "pustynia zieleni" i zachowania Mistrza. Tak, staruszka też można polubić. W bardzo fajny, dobitny sposób oddajesz emocje postaci - coś, co zawsze lubiłam.
Opowiadanie może krótkie, ale konkretne, bez zbędnego lania wody czy przeciągania. Śmiało mogę powiedzieć, że czekam na więcej. :D
Prześlij komentarz