Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat


Art credit by 88grzes
Niraneth Szept Raa'sheal 
 z rodu Erianwen
elfka, mag
"Jest jak dziecko, co pcha palca w szparę w drzwiach, dobrze wiedząc, że zaraz paluch będzie przytrzaśnięty i spuchnięty. Magiczka, psia jego mać, piekielnie dobra, ale instynktu samozachowawczego to ona nie ma za grosz."

Dar o Szept

Początek
   Urodziła się jako trzecie dziecko w rodzinie, pierwsza córka Elenarda Erianwen, potomka Erathira i pięknej Aerandel z Eilendyr. Wszędobylskie dziecko, któremu ojciec zbytnio pobłażał, matka zbyt próbowała narzucić jakieś zasady, ulubienica braci, wyczekiwana córka. Ojciec jej, jak każda głowa rodu Erianwen, hyvan, z ramienia Władcy zarządzał drugim co do ważności elfim miastem w Keroni – Irandal w Zaginionej Dolinie Gór Mgieł. Mieniony Mistrzem Wiedzy, mag widzący więcej niż inni, choć przyszłość była zakryta przed jego oczami. Matka dumna i piękna, z córki chciała zrobić podobną do siebie, klejnot pośród kamieni, lecz zbytnio w swym dziele zbłądziła, szukając blasku, zapominając, że szlachetny kruszec, by przetrwać, potrzebuje i twardości diamentu, nie tylko jego piękna. Niraneth, wywodząca się z jednego z najstarszych szlachetnych rodów, po ojcu odziedziczyła charakter, wygląd po matce biorąc i jeno wyraz jej oczu przywodził na myśl spojrzenie Elenarda, zdradzając stalową wolę i upór, który niełatwy do złamania, kłócił się z wysoką i wiotką, przywodzącą na myśl młode drzewko, budową ciała.
   Buntownicza, nieugięta. Stała w osądach i zadaniach, jakich się podjęła. I nade wszystko była dumną. Jej brat Tamarel mienił się pierwszym obrońcą miasta, nadzieją elfów, drugi jej brat Eredin Strażnikiem Lasu wbrew woli ojca został, życie swe obronie, pielęgnacji i czuwaniu nad otaczającym Eilendyr Medrethem i jego duchami poświęcając. Niraneth Erianwen zaś dorastała wśród górskich szczytów w pięknym Irandal, ukrytym przed wzrokiem nieprzyjaciół, gdzie tylko ten, co drogę znał stawić się mógł. Jej decyzje nieraz szokowały, nieraz Starszyzna patrzyła posępnie na jej poczynania, lecz ona, wspomagana młodością i uporem, zwykła przedkładać swe racje nad ogólnie przyjęte zasady. Gdy przyszło do wyboru maga na swego mistrza i nauczyciela, shalafi, zwróciła się do Darmara Sethora, tego, który już wówczas uchodził za potężnego czarodzieja, jednego z tych, co zapiszą się w dziejach historii, lecz zarazem i za tego, który lubo niezłapany za rękę, zdawał się skłaniać ku zakazanym sztukom mroku i cienia, które to w sekrecie praktykował, a które w przyszłości miały zdecydować o jego wygnaniu. U niego nauki pobierała córka Elenarda, mag zaś chętnie dzielił się wiedzą, roztaczał przed młodym i chłonnym umysłem prawa i nauki magicznej sztuki, siły, którą by władać trzeba pokochać i zrozumieć, oddać się jej w pełni, bez reszty. Potrzeba ciągłej praktyki, cierpliwości, poznania własnych granic, nie tylko fizycznych, ale i psychicznych. Magia jest sztuką i bronią w jednym, nie kuglarskimi występami ku uciesze gawiedzi, zwykł mawiać jej mentor, prychając z niezadowolenia nad popisami elfiej młodzieży i adeptów. Niraneth zapamiętała tę lekcję, jak i wiele innych pouczeń maga.
   Na szacunek musiała dopiero Niraneth zasłużyć, czynami, słowy i wolą nieugiętą. A nade wszystko miłością do własnego ludu i lasów tych, co ich żywiły, chroniły i odziewały, darząc swymi dobrami, a które to, jako dzieci natury elfy tak bardzo szanowały. Tym także, że dobro rodaków nad swoje własne przekładała, a nawet jeśli czyny jej kłóciły się z poglądami Starszych, nie można było przeczyć, iż kierowała nią miłość, nie własna ambicja i zdradzieckie knowania.
   A jej drugą miłością była magia. Trzecią zaś natura.

Legenda o Wilczej Pani
   Lecz przyszły i czasy niepokoju, czas walki i krwi rozlewu, czasy gdy odwaga i trwałość murów miały zostać poddane próbie. Wojna nie ominęła elfiego miasta, Wirgińczycy, przyprowadzeni zdradą stanęli u jego bram. Odwaga i wola wytrwały, utwardzone przez doświadczenie, mury skruszały, zburzone siłą wrogich oddziałów. Śmierć zebrała wówczas krwawe żniwo wśród jej rodaków, niejedno serce okryła żałobą, niejedną wolę złamała, roztaczając wizję rezygnacji i zatracenia. Nie obeszło się bez ofiar i w domu Erathira, odbierając im tego, który miał bronić Irandal, buńczucznym głosem prowadząc ku zwycięstwu, tego, którego zwano Tamarelem, pierwszym synem Pana Wiedzy. Wychowana wśród mędrców, szkolona przez magów Niraneth była tą, której w zamian powierzono pieczę nad ginącym miastem. Nadano jej miano Wilthierni, Wilczej Pani, wkrótce zaś pośród napastników jęła krążyć opowieść o elfce, o tym jak do walki wiodła nie swych rodaków, a knieję całą, wierną jej rozkazom, wilki z Gór Mgieł, straszliwe bestie miały krążyć przy jej boku, a gdy nastały ostatnie dni, ona sama miała się w leśnego zwierza przemieniać, krwawa w zemście, nieustępliwa w boju, podchodząca i uderzająca znienacka, nieprzyjaciółka rodu ludzkiego, wiedźma z lasu.
   Jej serce długo krwawiło po zniszczeniu Irandal i nie mogła darować ludziom tego uczynku. Nie bawiła się w odróżnianie, jakiej byli narodowości. Zrobiła wszystko, by ocalić elfie miasto, lecz i to zawiodło. Zamiast tego umożliwiła odejście pobratymcom do Eilendyr, przeprowadziła ich przez niemal cały kraj do stolicy. Niedane jej było tam pozostać, cieszyć się urokami tamtejszego życia i dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Upadek Irandal wzbudził niespokojne myśli, nasilił podejrzliwość, rozjątrzył dawne rany. Zdrada, przez jaką padło miasto, dopełniła dzieła, dopełniła dzieła wieść o znienawidzonej przez elfy czarnej magii, kojarzącej się z mrocznym i krwawym kultem Nazary i Hazary, a do której uciekła się Niraneth. Tym razem nie pomogło tłumaczenie, że wszystko dla dobra ogółu, że dla przetrwania, ratowania ginącego miasta i jego mieszkańców. Stare przesądy, wierzenia były zbyt silne, zbyt silna była wśród długowiecznego ludu pamięć dawnych dni. Może, gdyby czarna magia elfki ocaliła w cudowny sposób miasto, spoglądano by na wszystko inaczej. Lecz Irandal padło, z nim zaś upadły nadzieje elfki. Nie pomogło wstawiennictwo przyjaciół, nie pomogło poparcie następcy tronu, udziałem elfki stał się los jej byłego mistrza, Darmara. Wygnana, odrzucona przez swoich, nie mogła odtąd powrócić do wspaniałych miast swych rodaków. Przypadło jej żyć z daleka, ciągle tęskniąc, dni miały jej mijać na wędrówce w świecie ludzi, tak obcym i nieznanym.
  Pieśń milknie i znika miano Wilczej Pani nawet i z ludu jej głosu, gdzie się podziała, dokąd podążyła, dokąd zawiodła ją duma, przeklęta elfia magia i bogowie? Nie wie bard, co się z nią stało, czy poległa wśród późniejszych walk, czy lud swój opuściła na dobre. Opowieść stała się legendą, legenda mitem, bajką opowiadaną przy ognisku. I tylko skruszałe mury pamiętają – prawdę.

Wygnaniec Szeptem zwany
   Wraz z czasem inna opowieść jęła krążyć, mniej znana, mniej krwawa. I w niej elfka występuje, elfka Szeptem zwana. Ona ta podróżuje po kraju na kształt najemnika, najemnikiem nie będąc. Magia jej nie do kupienia, nie za złoto i srebrne dukaty, życzliwość nie do sprzedania, chybaby temu, kto naprawdę w potrzebie. Efli Wygnaniec, pozbawiony możliwości powrotu do elfich miast, zapomniana przez swoich, czego i nie ukrywa, jeśli czegoś żałując, to nie swego czynu, o którym słowa nie powie, a braku zrozumienia. Z konieczności i zbiegu okoliczności członek bandy Nefryt, choć od niedawna, choć jeszcze nie do końca pełen zaufania, wplątana w konflikt, który wedle elfiego zamysłu dotyczy tylko ludzi, nie zaś elfów. Gdyby opuszczając Irandal powiedziano jej, że zbrata się z ludźmi, mieszając w ich starcia, uznałaby to co najmniej za kpinę i mało śmieszny żart. Mało znała ludzi, a jeszcze mniej, wynika z tego, siebie.
  Pracuje dla, czy też raczej z Alastairem Pielgrzymującym, Kolekcjonerem z Królewca, badając dlań starożytne ruiny, czasem naruszone i odnalezione weń artefakty, ślady przeszłości do jego pracowni przy Zachodniej Bramie znosząc. Sama ci w tej podróży nie jest, bo i na to by Alastair, dla którego jest jak córka, nie pozwolił. Na jej ramieniu siedzi czarny kruk, śladem jej podążają wilki urodzone wśród białych szczytów Gór Mgieł. Niemal zawsze towarzyszy jej zmora magiczki we własnej osobie, półelfi najemnik Brzeszczotem nazywany. Brat jej, choć nie z tej samej krwi, wrzód na tyłku w oficjalnej wersji, uprzykrzony półelf i ograniczony człowiek, niemający za grosz zamiłowania do natury i ani krztyny cierpliwości i wychowania. Niech jednak ktokolwiek choć źle spojrzy na ów miecz w potrzebie, niech choć palcem tknie boskie pośladki, elfka nie popuści. Jej najemnik, jej wrzód i tylko jej wolno kpić z poczciwca. Do niedawna marząca o powrocie do Eilendyr, jak każdy elf silnie związana ze stolicą, kochająca ją i jej piękno. Tam zostali ci, którzy są najbliżsi jej sercu.

Elfie dziedzictwo
    Po ojcu swym zdolność do magii powzięła, nic to dziwnego, bo wśród potomków Erathira zawsze rodzili się czarodzieje, wróżbici i czarnoksiężnicy, poświęceni Aszarze i gwieździe Ara. Zgłębiała więc tajniki pradawnych mocy, całkowicie oddając się magii, poświęcając jej się nieomal bez reszty, jako czemuś, co jest jej częścią, darem od bogów, którego nie godzi się pozostawić samemu sobie, a rozwijać wypada. A ponieważ, miast zasadami, kierowała się własnymi przekonaniami, nie było dziedziny, do której by nie zajrzała, wliczając w to czarnomagiczne zaklęcia i magię krwi. Przeto, choć wtajemniczono ją w arkana łucznictwa i mieczy, nie miecz i łuk są jej bronią, nie tarcza i pancerz ochroną. Jej jedyną bronią jest magia, a gdyby ta zawiodła, co zdarza się i w każdym przypadku, bo ostrze miecza się tępi, a tarcza pęka, nosi przy sobie sztylet elfiej roboty, umocowany na ramieniu przemyślnym mechanizmem, będący ostatnią deską ratunku magiczki. Lecz najpierw imię jej poznane było jako tej, do której rąk nawet najdziksze zwierzęta się garną. Zachowanie takie zdradzały już w obliczu jej matki. Nie raz się zdarzało, że Aerandel przechadzała się obok wilczych watah, rysiego legowiska czy niedźwiedzicy z młodymi, a te jako niegroźną ją traktowały. U córki zdolność ta sięgnęła mistrzostwa. Ona nie tylko obok nich chodziła, ona z nimi przebywała, z młodymi się bawiąc, stare lecząc, gdy potrzeba takowa zaistniała. Ani jedno warknięcie, ani jedno prychnięcie ostrzegawcze nie padło, ani razu pazur nie uraził skóry elfki, zwierz dziki miała ją za swoją, za przyjaciółkę i opiekunkę, za tę, której krzywdy się nie czyni. Miłośniczka natury, lasów i zwierzyny wszelakiej, nie przeszła obojętnie obok żadnego zwierzęcia, co mogło zdawać się urocze, na dłuższą metę bywało jednak drażniące, zwłaszcza dla tych, którzy nie podzielali jej zamiłowań. Rozmiłowana w siłach przyrody, nie pogardzała też dziełami rąk ludzkich. Stare ruiny, podziemia, warowne zamki i świątynie ciągnęły ją do siebie z siłą, której nie zamierzała się opierać. Miłość do kamienia zaszczepił w niej Ymir, odtąd sama szperała w księgach, gromadząc wiedzę, a resztę sama widząc, gdy w ciemności starych budowli niknęła, a korytarz niósł jej kroki. A choć ukochała elfie miasta, to jej serce ciągnęło i do wędrówek, do miejsc, jakie ukazywały oglądane przez nią mapy i opiewały legendy, a których to dziwy chciała na własne oczy obaczyć. Wierząca w elfickich bogów, najsilniej związana z boginią magii Aszarą i Bogiem Ojcem, Asuryanem. Czasem jej wiara była wystawiana na próbę, czasem zdarzały się chwile zwątpienia, niepewności, bo gdzie ich nie brak? Bogowie nie poprowadzą cię za rączkę, nie pokarzą jak iść. Nie podniosą cię za ciebie, gdy upadniesz.

Pani poradzę sobie obecnie
   Los bywa kapryśny, widoczny chyba tylko dla jasnowidzów, zmienny i nieraz potrafi elfa zaskoczyć. Nie zabrakło tych niespodzianek i dla Szept. Z potomkini Erathira - Wygnańcem, z Wygnańca - małżonką Władcy Eilendyr, co to ostatnie chyba najbardziej zaskoczyło ją samą, z panny - mężatką i matką małej Merileth.
   Poprzez znajomość z Nefryt włączona w działalność ruchu oporu, poznała prawdziwą tożsamość swej ludzkiej przyjaciółki, motywy kierujące rzekomo zwykłym i poczciwym magiem, miłośnikiem staroci. A jak zmienił się jej status, tak i zmienił się charakter, ukształtowany przez nowe okoliczności i liczne przygody, zmuszające do weryfikacji tego, co dotąd uznawała za niezmienne prawdy. Już nie konieczność, a najszczersze chęci wiodły ją ramię w ramię z ludźmi, cele bandy stały się jej celami, a sprawa, którą miała za ludzki kłopot, jej sprawą. Postawione na jej drodze postacie utemperowały nieco jej dumę, uświadomiły, że o prawdziwej wartości istoty żyjącej nie decyduje przynależność rasowa i czystość krwi, nieodziedziczone po przodkach geny, lecz to, co skryte głęboko w sercu.
   Wciąż marzy jej się, by ludzie przestali bać się magii, powstanie Kręgu, który jednoczyłby wszystkie rasy, a w którym magowie mogliby szlifować swe umiejętności i nieść pomoc tym, którzy by jej najbardziej potrzebowali. Brzydkie doświadczenie z przeszłości, pozostałość kłopotów, w które sama, w jak najlepszej wierze się wpakowała, sprawiły, że lękiem napawają ją portale, co biorąc pod uwagę profesję jest równie irracjonalne jak bojący się koni jeździec i mdlejąca na widok krwi uzdrowicielka. Wszędobylskie oko Starszyzny nie powstrzymało jej przed włóczęgą po kraju i zaglądaniu do bardziej podejrzanych kątów, a przydzieleni jej do ochrony dwaj przyboczni nie zapobiegli regularnemu gubieniu się Jej Wysokości.

Art credit by 88grzes
Niraneth Raa'sheal | Nira | Szept | wredna magiczka | czarny mag | członkini bandy Nefryt | Wilcza Pani | elfia królowa | Mała | Wilczyca | pani zawsze na siebie uważam i jestem ostrożna | elfka pełnej krwi | długoucha wredota | Wygnaniec | Erianwen | pani nie można tego tak zostawić | magnes na kłopoty


~*~

Art credit by Sayara-S

Devril Randal Larkin Winters
earl Drummor
Kerończyk
„Brzeszczot nie wiedział, jak Dev chce ich wyciągnąć z wyspy, ale postanowił zaufać temu wymądrzającemu się pięknisiowi. Kto jak nie on, da radę ich wyrwać z tego szamba? Takiego Devrila to ino się trzymać i nie puszczać.”
  
Dar o Devie


Devril Winters | Dev | arystokrata | earl Drummor | szpieg | Duch | człowiek | przyjaciel plemion | kochaś | przydupas | pan, który znajdzie wyjście z każdej sytuacji | piękniś | bawidamek

~*~

Art credit by gokcegokcen

Lucien Czarny Cień
Kerończyk
Poszukiwacz Bractwa Nocy
"Chciałam cię poznać. Powinnam cię znać. Ale ty wolałeś bawić się w przybieranie setki masek, a każda z nich była dla ciebie niczym ważnym."

Iskra o Lucienie

Lucien Czarny Cień | Lu | Poszukiwacz | Cień | Asgir Thorne | kowal | Varian Gharkis | zabójca | człowiek | pan misja | lodowa góra | Władca kaczek | Radny Bractwa | mentor


Ostatnia aktualizacja karty: 29.03. - cytat u Luciena
Ostatnia aktualizacja podstron: 25.10. - aktualizacja pobocznych zakończona

5 000 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   1401 – 1600 z 5000   Nowsze›   Najnowsze»
Silva pisze...

[Nie podpisało mnie oO]

Silva pisze...

Czy było z nim aż tak źle, że w szarych oczach elfki dostrzegał troskę i niepokoju? Czy bełtem oberwał tak mocno, że jedną nogą stał po drugiej stronie? Czy...
Miał kłopoty z kojarzeniem faktów i w jednej chwili pewny był, że zaatakowali go kłusownicy, a w drugiej sądził, że znowu wywinął jakieś głupstwo, które skończyło się nieciekawie. Plątanina myśli wcale mu nie pomagała, a fakt, że jego czuły zazwyczaj słuch, jakby przycichł dodatkowo wywoływał poczucie strachu i obawę.
- Gwarek? - przymknął powiekę, aby ostre, zimowe światło go nie raziło, nie potrzebował większego bólu głowy; zupełnie, jakby harcowały na niej małe skrzaty z młoteczkami, w podkutych butach. - Co ty tu robisz? - najwyraźniej pomylił uzdrowicielkę z wujkiem Frilem. Słabo słyszał kroki, w dodatku miał wrażenie, że coś mu szczepce do ucha. I to denerwujące uczucie, jakby świat przewrócił się do góry nogami - nic więcej, jak środek, który miał zdezorientować sowy.

Silva pisze...

- Kłusownicy... Nie, to były krasnoludy bez portek... - wymamrotał najemnik, widać przerażony tą wizją, bo skrzywił się i drgnął w zdenerwowaniu. Coś tam pod nosem wymamrotał o Lofarze Rozkosznym, coś o swojej wrednej babce. Słowem ciąg bzdur i dziwnych zlepków urywanych zdań. Bogowie. - Takie pucołowate z warkoczykami... I śpiewały coś wesołego.

Silva pisze...

- Pucołowate bez portek gagatki, idą sobie do wody po kopki... Długoucha... - wyjęczał najemnik, niczym mężczyzna człowieczy, którego choroba do łóżka przykuła; że mu źle, że niedobrze, że boli i piecze. - Bariera anty Iskrowa! - o wspomnianych boskich pośladkach usłyszał i najwyraźniej jego splątany umysł doszedł do wniosku, że obok elfka Iskra stoi i właśnie z Szept się dogaduje, za ile kupi jego pośladki. - Nie na sprzedaż!

Silva pisze...

- A jak umrę, to chcę zostać duszkiem - wymamrotał najemnik, przyglądając się elfce, której jeszcze na oczy nie widział. - O, tobie bym pośladki pokazał - bogowie niejedyni, jak mu zaraz Heiana zaaplikuje bolesną terapię, to się mieszaniec, głupek jeden nie pozbiera.

Silva pisze...

- Okrutne elfki, handlują pośladkami - najemnik widząc igłę, jakoś tak się poruszył niespokojnie, ale najwyraźniej nie skojarzył jej z niczym złym, ani bolesnym, bo tylko mrugnął jednym okiem. Kiedy zaś igła wbiła się w jego ciało, jęknął niczym dziecko, pod nosem sepleniąc coś w stylu - Aj - i sobie zemdlał. Tak po prostu.

Silva pisze...

- Terukowie się nie zgodzą. Pani się nie zgodzi - zasady plemienia były jasne; żadnych mężczyzn wewnątrz centralnego kręgu. Nikt obcy nie może wejść. Pani się na to nie zgodzi, chociaż chodziły plotki, że sama zasad tych nie przestrzega, ale to ponoć tylko bajanie niezadowolonych kobiet.
Czarny gwarek sfrunął z drzewa, lądując na czubku najemnikowego buta; przekrzywił łebek, mrugnął i umościł się wygodniej, przestępując z nóżki na nóżkę.
Sądzę, że Soren będzie chciał go zobaczyć - gwarek odezwał się w umysłach elfek dźwięcznym, melodyjnym głosem Frilweryna, syna Iveliosa - Zapuścił się ten nasz tar'hur, prawda? Atra du evarínya ono varda - poprawił się zaraz, witając należycie z elfkami, jak na elfa przystało. - Heiana-elda, Sowiooki poprosił, byś się nim zajęła. Wszak głowa rodu Crevan nie może mamrotać pod nosem o śpiewających krasnoludkach bez portem - głos Frila sugerował, że jest bardziej rozbawiony niż zmartwiony. Najwyraźniej pokładał nadzieje w Heianie.

Iskra pisze...

O tak, Iskra szukała guza. Bardzo zresztą skutecznie, bo już miała brzydką ranę na ramieniu i guza na czole. Pokrętna logika Iskry nakazywała szukać guza, co by Poszukiwacz stracił jakiekolwiek zainteresowanie kurtyzaną. Elfka, jak widać, była chyba jeszcze bardziej zazdrosna o Cienia niż on o nią. Chyba.
Marcus za to skrócił o głowę ghula numer trzydzieści sześć. Ale widział już, że wróg ma przewagę liczebną. Muszą się wycofać, inaczej czeka ich tu zguba. Okręcił się zwinnie wokół własnej osi zmieniając kierunek. Wyjście... Według zmysłów Figla to było gdzieś na południu.
- Wycofujemy się! - ryknął w nadziei, że przekrzyczy odgłosy walki i trzaskania magii. Cóż, na pewno usłyszał go Królik, który jęknął w momencie, kiedy Marcus wrzasnął. Czuły słuch, to było jednak przekleństwo...

[tu można zacząć nowy wątek, ten o mścicielkach :D niech wyjdą i pare postaci sie usunie, a potem streszczenie chwilowej sielanki i znowu przejście do akcji. ach. ale lu będzie iskrze suszył głowę... bogowie.]

Silva pisze...

- Nasza Szept najwyraźniej nie może się pogodzić ze świadomością, że o mieszańca się martwi - rozbawienie w głosie czarnego gwarka wzmogło się jeszcze bardziej i zdawało się, że jeszcze chwila, a ptak zacznie się śmiać ludzkim głosem; cóż, w tej postaci, która terukowych kobiet nie drażniła, to jedynie mentalnie. - Heiana-elda, Soren przysyła mnie z prośbą o pomoc. Młodzieńcze lata opuściły go dawno, a starczy wiek zaczyna mu doskwierać. Zaczyna się sypać - Fril nie wiedział, że tak naprawdę to jego ojciec namówił mistrza Sorena do podleczenia się, nie wiedział, że to ojciec polecił mu Heianę, jako dobrą uzdrowicielkę, o której wiele się mówi i słyszy nie tylko wśród elfów. Fril nie wiedział, że większość z tego, co robił, było misternie uknutym planem Iveliosa. Stary elf wiele nici rozpuścił wokół swojego wnuka, wiele miał sznurków wśród wszystkich ras i czasami ciągnął za jeden, zapętlał z drugim, wiązał z innym. - Rozumiejąc sytuacje, zaprasza do siebie także Niraneth i, cytuję "tego durnego dzieciaka, jeśli nie był na tyle głupi, by dać się zabić".
Wcale nie jestem durny ani głupi.
Gwarek podskoczył na najemnikowym bucie i byłby spadł, ale machnął skrzydełkami i odzyskał równowagę. Głos Brzeszczota rozległ się w jego głowie. Czyżby...
- Ojciec nauczył cię tej swojej denerwującej sztuczki... - Fril potrząsnął ptasim łebkiem, chcąc wyrzucić z głowy świadomość najemnika. Ileż to razy Ivelios wskakiwał do umysłu swojego syna dzięki więzom krwi, tylko po to, aby go zdenerwować. Ot prosta sztuczka, która umożliwia przeniesienie na chwil parę swojego umysłu do głowy drugiej osoby w pewnych konkretnych warunkach. Ból był dobrym czynnikiem wyzwalającym umysł. - Wyłaź z mojej głowy - a że najemnik magiem nie był, z czarami nie radził sobie w ogóle, bo nie miał jak, to i zdolny elf wyrzucił nieproszonego gościa ze swojej głowy dość szybko - Ja bym go ukłuł mocniej... - zaproponował Heianie.



[I wiesz co? Ja tak kombinuję, że wychodzi na to, że Ivelios zna wszystkich i wie wszystko i każdym manipuluje oO]

Silva pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Silva pisze...

Soren przeżyje nas wszystkich więc nie musisz się śpieszyć, ale byłbym ci wdzięczny, gdybym nie musiał ponownie cię szukać - że niby przypadkiem natknął się tu na magiczkę z najemnikiem i wcale ich nie szukał. - W Moriarze zrobiło się nerwowo, a jak odkryją, że nie pełnię służby, najpewniej wyślą po mnie Kłos, chociaż zazwyczaj przymykają oko na moją lekkomyślność. Kiedy on będzie mógł podróżować? - Fril szybko zmieniał temat, przeskakując z jednego na drugi i kiedy nie słuchało się go uważnie, a tylko jednym uchem, szybko szło się pogubić.
Pośpiech w jego przypadku był zrozumiały. Gdyby Terukowie odkryli, że na ich terenie jest mężczyzna, Fril skończyłby krucho. I na nic zdałyby się wyjaśnienia, że to syn elfiej rodziny, która z wielkimi sowami z Koth'hul Dur zawarła wieczyste przymierze. Poza tym, Fril nie lubił tych kobiet. Były dziwne i nieobliczalne.

Silva pisze...

Gwarek poruszył się niespokojnie. - Niechaj tak będzie. Nie stawajcie jednak na żadnym popasie, bo czas nam nie sprzyja - Fril skupił się na kilka chwil, by przekazać Szept informacje o tym, jak dotrzeć do Sorena. Staruszek zazwyczaj nie zagrzewał miejsca, w którym spędzał swój czas, ale od ostatnich tygodni przebywał całkiem niedaleko lwowskiej kotliny i lepiej było go złapać póki siedział na tyłku, a nie szukać potem po całym kraju. - Gdybyście zgubili drogę, kopnijcie najemnika, będzie wiedział, gdzie jest Soren - gwarek rozłożył skrzydła, machnął nimi i wzbił się w powietrze - Niech gwiazdy nad wami czuwają.
I tyle widziały Frilweryna.

~~
Północne krańce lwowskiej kotliny, na zachód od jeziora onns, wyludniły się dawno temu. Dzisiaj ziemie te to teren bagnisty, podmokły i nie sprzyjający człowiekowi. Ruiny dawnego zamku hrabiów straszą chyląca się ku upadkowi wieżą i zarośniętymi murami, gdzie w komnatach ponoć straszą duchy. Tylko wąska, boczna ścieżka prowadzi z szerokiego zachodniego gościńca ku wybrzeżu i małemu portowemu miastu. Innej drogi nie było.
Zima nie pokonała tutaj torfowisk; chociaż chłodno i mroźnie było, wiatr targał ubrania, lecz śniegu nie było. Nad wodą unosiła się tylko mgła. Zielone ogniki wiszące nad bagniskami nocą ciągnęły wędrowców na zatracenie, ku głębokiej wodzie, gdzie czekała śmierć. Za dnia w wodzie dostrzec można było rozkładające się szkielety głupów, którzy dali się omamić; czasem coś burzyło spokój tafli, czmychając przed ludzkim spojrzeniem.
- Dlaczego czcigodny Soren miałby przebywać w takim miejscu?
Od spotkania z Frilem minął ponad tydzień, byli więc spóźnieni, ale to wszystko wina najemnika była, bo jego alergia na magię nie pozwalała jej użyć przy jego uzdrawianiu. A igły były czasochłonne, zajęły więcej czasu niż przypuszczali, niż zakładali. Dlatego teraz się spieszyli. Przez to skrócili drogę i wybrali torfowiska owiane złą sławą. Bo najemnik powiedział, że będzie bliżej.
- Odór śmierci, zbielałe kości i nic więcej.
A przecież Brzeszczot nie był do końca zdrów. Palce prawej ręki wciąż były zdrętwiałe, a na ramieniu widniała rana od bełtu, po którym została blizna. Rwąca i bolesna. Wisielczy humor też nie mógł opuścić najemnika.
- Och, to pstryknij palcami i się stąd wynieś - Dar był na Heianę zły, bo po pierwsze na żywca wyrwała mu bełt z ramienia, po drugie była długouchą a to dla zasady jej nie lubił, po trzecie nie załatwiła mu konia, a kucyka. Tak, jechał na kucyku. Cholera. - Głupia karykaturo konia, ruszże się! - starając się pogonić kucyka piętami, Dar osiągnął tylko tyle, że zwierzak zaparł się jeszcze bardziej i ani rusz. - Chrzanię to. Nigdzie nie idę - stwierdził i rzucił lejce, mając gdzieś, czy kucyk się ruszy czy nie. Nic go to nie obchodziło.
I tylko on wiedział, że tak naprawdę bał się ponownie spotkać zdziwaczałego staruszka.
Ile to lat minęło? Pięć, albo cztery. Całkiem sporo. Soren pewnie się nie zmienił. A i były tylko dwa powody, przez które staruszek wzywałby go do siebie po tym, jak mu powiedział, by w końcu ruszył w świat i dał mu spokój.
Był albo ciężko chory i chciał przekazać najemnikowi to, co obiecał, albo po prostu chciał się nad nim poznęcać. Znając Sorena chodziło o to drugie. Zapowiadał się piękny czas.

[Nie zabij mnie za Hei, ale stwierdziłam, że... Coś się tam odezwie, żeby nie było zgrzytów]

draumkona pisze...

Iskra czuła się jak dość gruby i spasiony ptaszek zamknięty na wieki w złotej klatce.
Od kiedy wróciła z Eilendyr, od kiedy... No, tego akurat nie chciała wspominać. Odruchowo musnęła dłonią brzuch, teraz płaski, lekko umięśniony, jak zawsze. A powinno być inaczej. Powinna... Ponure myśli rozwiało wtargnięcie Natana, który ciągnął na grubej linie jakąś kozę. Jej syn miał z dnia na dzień coraz to dziwniejsze pomysły. Rzecz jasna i on przejął się śmiercią siostry, ale wiadomo, był dzieckiem. Niewiele jeszcze z tego rozumiał.
Za to pan ostrożny... Iskra uważała, że stał się jeszcze bardziej przewrażliwiony na jej punkcie. Szczególnie na jej punkcie. Nawet ostatnio doszło do tego, że ten buc nie pozwolił jej iść w góry. No co mogło się jej w górach stać przecież... (lawiny to nic)
Dlatego postanowiła to zmienić. Zawsze... No, może nie zawsze, ale od dłuższego czasu miała na niego dość spory wpływ. Może uda się go namówić... Jak nie, to najwyżej go uśpi, tak jak to on miał jej w zwyczaju robić.
Weszła bez pukania. Ostatnio niemal czuła się w jego komnatach jak we własnej, a ponad dziewięćdziesiąt procent czasu siedziała właśnie tu. Nie chciała zostawać sama. Szczególnie w nocy, kiedy samo widmo snu kojarzyło się jej z tym, co stało się w stolicy. No, ale co za dużo to nie zdrowo.
- Chcę jechać do Wirginii - oświadczyła prosto z mostu, nie zważając nawet na fakt, że Lucien grzebał w jakichś papierzyskach.

Natomiast do elfiej stolicy napływały coraz to bardziej niepokojące informacje. Wirgińczycy czegoś szukali, bo i elfy zatrzymywali, chodziły słuchy, że są zabierane do siedziby Begrissów na tortury. Co prawda, nie można wierzyć plotce, ale elfi władca miał swój sposób na przesiewanie informacji. Zresztą, podobny sposób miała i jego żona, co niezbyt go cieszyło. Już samo to, że magiczka dała się zatrzymać na tę parę miesięcy w stolicy było niemal ósmym cudem świata, a teraz to...
Wilk był pewien, że wieści o Wirgińczykach w Irandal wyciągną w końcu Szept z miasta. I byłoby mu to bardzo nie na rękę. Nie żeby się martwił i bał, czy coś.

Silva pisze...

Najemnik zdawać by się mogło uważnie słuchał wykładu elfki, ale tak naprawdę ignorował każde usłyszane słowo, jak zwykle to robił, kiedy Szept wpadała w swoje mentorskie nastroje. Gdyby nie jego czarny humor, pewnie i by zaczął przedrzeźniać długouchą.
- Baby, psia jego mać - burknął pod nosem zły najemnik i zgramolił się z kuca, tego małego paskudztwa, na którym wyglądał jak na zabawce; przerzucił przez ramię swój tobołek i wciąż mamrocząc pod nosem, ruszył piechotą przed siebie. - Będą mi tu konie wychwalać. Jakby mnie to interesowało. Długouche wredne się zgadały... - odganiając machnięciem ręki zielony ognik, skierował się wąską ścieżką na zachód, mając nadzieję, że szybko z tych torfowisk wyjdzie. - A zgubcie się tam! - krzyknął, odwracając się do elfek.
I kto był był jak baba?

draumkona pisze...

Wiedziała, że tak będzie. No on by przecież umarł gdyby jej na cokolwiek pozwolił. Głupiec jeden, buc zakichany no...
- Mam dość Czeluści. Nie mogę spać po nocach co pewnie zauważyłeś, albo i nie, twoja sprawa. Wszędzie widzę Yue. Nie mogę tu zostać, bo oszaleję, a wiesz co Nieuchwytny robi z szaleńcami - burknęła w odpowiedzi okropnie niezadowolona i nawet prychnęła obrażalsko, co by dać wyraz swojej narastającej, małej furii.
- Nie możesz mnie tu trzymać siłą. Nawet ty nie możesz. Chcę stąd wyjść, chcę... - i tu elfka doznała olśnienia - Chcę jechać do Szept - niech no on tylko spróbuje jej zabronić, to mu chyba na pośladkach paznokciami wydrapie BUC.

Wilk pokręcił tylko głową, co mogło oznaczać zarówno odmowę dla jej działań, jak i dezaprobatę, albo i załamanie. W rzeczywistości, gest ten wyrażał wszystkie te emocje i nawet trochę więcej, bo Wilk miał ochotę westchnąć, pacnąć na fotel i umrzeć. Tak, rządzenie elfami w czasie wojny nie było łatwym... Co też on plótł. Rządzenie elfami w stanie wojny było bułką z masłem i sezamem. To upilnowanie magiczki i trzymanie jej w stolicy było zadaniem wyczerpującym i pochłaniającym go bez reszty.
- Już posłałem tam zwiadowców, Moriar wysłał swoich... Nie masz tam czego szukać, chyba, że guza. - znów pokręcił głową jawnie ukazując jakie zajmuje stanowisko w tej sprawie - Nie puszczę cię stąd.

Silva pisze...

- Co znowu? Paznokcia złamała? - spytał, prychając pod nosem, wcale się nie zatrzymując. Dopiero kiedy Heiana złapała go za ramię i zatrzymała, odwrócił się w kierunku przez elfkę wskazywanym. Wyglądała jakby z Szept... Najemnik przez moment drgnął, serce mu do gardła podskoczyło i byłby pognał przed siebie, co by w bagniskach Szept szukać nawet na zatracenie, bo jego długouchej żadna torfowa mara nie ma prawa porywać i wyraźnie się zaniepokoił, ale nagle coś mu nie podpasowało. - A niech się topi w tym bagnisku. Magiczka psia jego mać - i machnął ręką, na pięcie się odwrócił, ale nim ruszył znowu, do Hei się zwrócił. - Gdyby twoja kuzyneczka przez licho porwana została, to byś po mnie grzecznie nie leciała, a próbowała ją ratować. Na krzyk też bym przyleciał. Pudło - z westchnieniem na bagno spojrzał - Wyłaź, durna długoucha wredoto, bo was tu zostawię!

draumkona pisze...

Iskra warknęła głucho, widząc, że już układa wargi do - od niedawna - swojego ulubionego stwierdzenia, jakim było krótkie "nie", którym to potrafił doprowadzić ją do szału i białej gorączki. Ale... No, połowa sukcesu za nią. Zgodził się. A Łowczyni i Niedźwiedź... Cóż, elfka na pewne nie dorównywała zwinnością i szybkością elfom ze starych rodów. Innymi słowy, co taki miejski elf może wobec elfów ze stolicy... A Niedźwiedź? Był duży. Powolny. Tak, na pewno był powolny. Ucieknie im. Przy pierwszej lepszej okazji.
Jak widać, ocena "przeciwnika" na medal (chyba taki z papieru) i zawiązek planu utworzony.
- Niech ci będzie - mruknęła niechętnie, ale zaraz chwyciła swoją torbę i zaczęła wrzucać do niej rzeczy.

- Może jeszcze powiedz, że pójdziesz sama - mruknął niezadowolony. Nie chciał żeby się oddalała. Zwłaszcza jeśli to "gdziekolwiek" oznaczało drugi koniec kraju... Zachciało się jej guza szukać no.
- A o dziecku pomyślałaś? A o tym, że w kupie siła i kupy nikt nie ruszy? Nigdzie nie pójdziesz. Ani nie pojedziesz. Ani się nie teleportujesz... - już mogłoby się wydawać, że zabronił i zakazał każdej możliwości. Ale znając magiczkę... łypnął na nią spod oka - I tunelu też nie wykopiesz.

Silva pisze...

Szept została zignorowana. A niech się obraża, dumna długoucha, elfia jego mać.
Brzeszczot westchnął. Co on miał z tymi babami. Ile kłopotu! Jeszcze uzdrowicielka z igłami, tfu! - Na kucu też raczej nie powinien jeździć - tyłek go bolał od tego niewygodnego siodła, nawet na kucyka nie chciał zerkać. Przejdzie się, kości rozprostuje, tylko na kucyku tobołek swój umieści, co by nie ciążył tak bardzo - Głupia Szept - burknął pod nosem, odgarniając z czoła przykurzone włosy; co ona sobie w ogóle myślała, żeby mu takie rzeczy odwalać. Przecież gdyby jej nie znał, faktycznie by pomyślał, że mogło jej się coś stać. A gdyby jej się coś stało... Głupia długoucha. - To ja tu się powinienem obrazić, takich rzeczy się nie robi najemnikom - skórzane buty wpadły w kałużę, rozchlapując błoto, a wiatr zerwał rzemyk utrzymujący w jako takim ładzie ogniste włosy Brzeszczota.
Na zachodzie kłębiły się chmury.

draumkona pisze...

Znów prychnięcie i Lucien dostał w głowę jej koszulą, która mu się chwilę na tej cudownej łepetynce zatrzymała znacznie ograniczając jakiekolwiek widzenie.
- Śmiesz wątpić w moją uczciwość, Cieniu? - ostatnimi czasy, zawsze gdy się z nim droczyła, albo też prowokowała, nazywała go Cieniem. Tak oficjalnie niby.
Do tobołka wrzuciła jeszcze sztylet, jakim była Żagiew i parę świeżych spodni, po czym swój niewielki dobytek dokładnie zamknęła i czarem zabezpieczyła.
- I tak, niech ci będzie, obiecuję, przysięgam, bla, bla, bla... - u elfki, u elfiej furiatki niczego nie można było być pewnym.

Wilk uśmiechnął się szelmowsko i przygarnął ją do siebie. Już on jej znajdzie jakieś zajęcie. Może... Może sadzenie kwiatków? Albo... No, cokolwiek, byleby ją czymś zająć.
- Znalazłem w bibliotece stary wolumin z Irandal, pewnie będziesz chciała go przejrzeć... - podsunął podstępnie mając nadzieję, że to ją choć na chwilę zajmie.

Silva pisze...


- Ale... - Brzeszczota zatkało. Wyglądał niczym ryba, która została z wody wyjęta; poruszał ustami, ale słowa z siebie nie wyrzucił. Za to w jego oczach, w jego rubinowych oczach pojawił się strach. I w jednej chwili wszystko się zmieniło. - Szept! - najemnik z przestrachem spojrzał na Heianę, przygryzł wargę, co by ramię tak nie bolało i podbiegł ku jego wrednej długouchej - Szept! - a będąc już przy niej, pociągnął ją za cholewkę buta jak małe, przestraszone dziecko. - Zabierz mnie od niej. Ja już wolę ciebie. I przepraszam, że myślałem przez chwilę. Tylko mnie samego z nią nie zostawiaj.

draumkona pisze...

Westchnęła i spojrzała na niego. Nieco łagodniej niż poprzednio. Jakby rzeczywiście, miała rzucić tym wszystkim i zostać... Zamiast tego wgramoliła się na jego kolana i tak chwilę siedziała patrząc na niego bez słowa. Przynajmniej przez chwilę.
- Nie wytrzymam tu dłużej. Umrę jak nie wyjdę - odruchowo zupełnie poprawiła mu koszulę, potem płaszcz, a w końcu przeczesała jego włosy palcami.
- Dołączysz potem - dodała, niby to na pocieszenie. W sumie, mógł przecież dać komu innemu tę misję. Ale nie. Głupie obowiązki i głupie przywiązanie do funkcji...

Zaśmiał się pod nosem, jakże rad ze swojego małego zwycięstwa. A może był to ogromny sukces? Cóż, w obliczu późniejszych wydarzeń raczej klasyfikuje się to jako "przykrą porażkę".
- A jak z gotowaniem? - i całkiem odruchowo Wilk pomyślał o Iskrze, która wpuszczona do kuchni... No, nie dość, że pustoszyła wszystkie szafki, żarłok jeden, to jeśli dałoby się jej patelnie, ogienek i mięso... Bogowie. Spaliłaby chyba stolicę.

Silva pisze...

Brzeszczot wyglądał jak skarcony dzieciak. Nie wiedział za co dostał po uszach, skoro chciał się przy elfce schronić przed elfką i nie rozumiał, czemu właściwie wszystko nagle się odwróciło do góry nogami.
- Jesteście okropne - powiedział, zerkając to na Szept, to na Heianę. - A ty sobie nawet nie myśl... - wskazał paluchem na uzdrowicielkę - ...że elfia krew we mnie zwycięży. Przykro mi, to tak nie działa, jestem człowiekiem, pogódź się z tym.

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi, jakby takie pożegnanie, choć nieco zbyt krótkie, jej odpowiadało. Szlak wołał. Nowe kłopoty wzywały. A jej brakowało siniaków i szumu wiatru.
- Idę - obwieściła jedynie, po czym, po chwili wahania, wstała, zebrała tobołek i ruszyła na spotkanie z Niedźwiedziem. Albo Łowczynią. Albo z Kelpie.

- Och, nie myślałem, że z ciebie taka ofiara... - odciął się i dźgnął ją palcem w bok, po czym ruszył do biblioteki. Już on ją tam zatrzyma.
Ciekawe, czy ktoś o tej porze tam jest....
...
Swoją drogą, tam jeszcze tego nie robili.

Silva pisze...

Brzeszczot pomarudził jeszcze pod nosem, coś co brzmiało jak stwierdzenie, że jednak woli swoją elfkę, którą zna i która go jak, dzięki bogowie, człowieka traktuje, niż tą nową, która jakieś głupstwa opowiada. Elfa z niego zrobić, też coś!
- Szept, żądam podwyżki. Dwie elfki to nie jedna - ten jak zwykle o swoim i tylko o jednym.
O, ale bagniska się kończyły. Tam przed nimi widać było całkiem suchy ląd, nawet chmurkę, która jak dym z komina wyglądała. Jeszcze parę kroków.
Przy słupku granicznym stał mężczyzna, zakapturzony, zgarbiony, opierający się na lasce. Chwiał się. Pewnie miejscowy pijaczyna.
- Wskażem drogę. Za miedziaka, dobrzy państwo.

draumkona pisze...

Iskra jedynie raz próbowała ucieczki. A może to był przypadek? No, elfka po prostu zauważyła dość dziwny ślad w śniegu, to i nim podążyła... A, że oni uznali, że im ucieka... No, nie jej problem.
W Eilendyr pojawiła się niemalże tydzień później. Z radością powitała znajome mury, znajomy zapach i elfy. I nie czekając na nich, nawet się nie oglądając, czy zatrzymały ich straże, popędziła Kelpie i cwałem wpadła na głowny dziedziniec Eilendyr niemalże traktując...
Co Szept robiła poza pałacem?

draumkona pisze...

Iskra, słuchając Szeptuchowych skarg na jej męża, miała ochotę podać jej rękę. Co i w końcu zrobiła, wchodząc Szept w słowo, bo już wytrzymać nie mogła.
- Miałam to samo, ale jak widać, zdołałam uciec. - uścisnęła jej dłoń serdecznie w geście pojednania jakoby były tymi Biednymi i Uciśnionymi Niewiastami Które Potrzebują Pomocy.
Ale, skoro są one dwie... Och, kłopoty właśnie wycierały zabłocone buty o wycieraczkę stolicy. O tak.

Silva pisze...

Ten zapach, ta woń otaczająca staruszka była tak silna, że...
Kilkuletnie dziecko, zapłakane, umorusane i przestraszone, z wbitą strzałą w ramieniu, kuliło się pod krzakiem jeżyn. Jego kwilenie ściągnęło starszego mężczyznę, pewnie z domu nieopodal. Dobrotliwego staruszka o szybkim, raźnym kroku, który z uśmiechem wyciągnął ku chłopcu dłoń, zupełnie jakby na niego czekał. Bo czekał, ale to było tajemnicą. Pachniał jeżynami.
Brzeszczot zamrugał. Jeżyny. Znowu czuł jeżyny. Jak w domu.
- Przez szczeniaka - dopowiedział Soren to, czego Szept nie chciała już mówić; i wcale najemnika nie obrażał, Dar od dziecka był dla niego szczeniakiem, który jeszcze nie dorósł i nie nauczył się życia; jak widać, nic pod tym względem się ie zmieniło, skoro wciąż był szczeniakiem. - Bagna okazały się dla was łaskawe. Trudna to droga i ciekaw jestem, kto ją zalecił - uważne spojrzenie jasnych oczu spoczęło na najemniku; tak, Soren wiedział kto.
Najemnik się uśmiechnął; pomimo, że leżał na ziemi, że blizna rwała, że koniec laski wbijał się w pierś, uśmiechał się.
Bagna i torfowiska rozciągały się po horyzont; wisiała nad nimi lepka, gęsa mgła, zielone ogniki zwodziły w głęboką wodę, a wąska ścieżka prowadziła skrótem na szeroki, brukowany gościniec. Małody chłopiec stał na początku dróżki, ze spuszczoną głową, słuchając ostrych słów mistrza. - Życie ci nie miłe, chłopcze? Jeden fałszywy krok i te bagna cię wciągną. Mówiłem ci, żebyś tu nie przychodził, szczeniaku. Czegoś tu szukał? - dzieciak nie odpowiedział; może z buty, może przez winę, że złamał dane mistrzowi słowo, ale kiedy wrócili do domu, czekała na chłopca dodatkowa praca.
- Chodźcie, zapraszam. I nie milczcie, na starych bogów panie elfki - drewniana laska cofnęła się z piersi najemnika, ale Soren nie podał wychowankowi dłoni; złapał go za ucho i jak dziecko wytargał do góry i za sobą pociągnął w tej niewygodnej pozycji. O chwili prywatności dla tej dwójki nie było mowy. Gdzie tam dla nich prywatność na czułe słowa, czy powitania. - A ty nic mi nie powiesz? - spytał najemnika, a kiedy ten pokręcił głową, westchnął. - Oczywiście. Jak zwykle.

draumkona pisze...

Poczuła współczucie. Wilk i Lucien okazali się podobnymi despotami i nadopiekuńczymi niańkami, choć Iskra nie wiedziała już, która z nich miała gorzej. Poza tym, była świadoma tego, że jeżeli chcą uciec ze stolicy... Muszą zrobić to teraz. Już. Bo Lucien się tu pojawi i to zapewne nie za dwa, trzy dni, ale najpóźniej jutro w nocy. Znała go już na tyle, by móc stwierdzić takie rzeczy. Zwłaszcza po tym, co się stało.
- Musimy znaleźć jakieś wyjście... - zaskakujące, elfia furiatka użyła liczny mnogiej. Więc i ona zamierzała iść, uciekać razem z Szept by zbadać sprawę Irandal i głupich, Wirgińskich psów, które tam węszyły.
- Trzeba... Wiem. Jestem genialna - genialny w swej prostocie plan. Wmówi Wilkowi, że urządzają sobie nocne pogaduchy. W końcu, długo się nie widziały... A co jak co, ona bajki potrafiła sprzedawać. Pytanie tylko, ile trzeba będzie się namęczyć, żeby Wilk to kupił.
Złośliwy, nic dobrego nie wróżący, uśmieszek pojawił się na ustach elfki. I błysk w oku.
- Szykuj przebranie Szept, dzisiaj uciekamy.

Silva pisze...

Soren. Kiedyś mag, dziś cień dawnego siebie. Ekspert toriańskiej walki: tylko to mu zostało z burzliwej przeszłości, w której utracił magię, zapomniał zaklęcia mocy i opróżnił swoje ciało z many. Niezdolny kształtować świat poprzez słowa i gesty, w wieku zaledwie trzydziestu kilku lat, odsunął się na bok. Zszedł ze ścieżki, która w dzieciństwie zdawała się być jasnym gościńcem i jedynym słusznym celem w życiu. Kiedy zaś rzeczywistość zweryfikowała poglądy Sorena, nastąpiła stagnacja. I pewnie gdyby nie przypadek nigdy by nie stał się tym, kim jest dziś.
- Fril... - przez chwilę zdawało się, że Staruszek zaprzeczy, że zaraz powie iż żadnego Frilweryna nie zna, ale nagle pokiwał głową. - Był tutaj, ale wiatry pognały go dalej. Obiecał wrócić - kłamstwo łatwo przyszło staruszkowi, właściwie to półprawda, bo Fril był, ale nie powiedział, że uzdrowicielkę przyprowadzi, chociaż o tym rozmawiali.
Ivelios. Tak, jego sznurki dotarły nawet tutaj i nawet Sorena oplotły, jak widać bez jego wiedzy. Chociaż mógł się tego spodziewać, w końcu to Sowiooki popchnął małego wnuka, by dom swój opuścił i to jego zabiegi sprawiły, że Dar trafił pod skrzydła byłego maga. Soren przypuszczał nawet, że zapewnienie wnukowi pracy u boku wygnanej elfki nie było przypadkowe. Jednak co kombinował Ivelios i co chciał osiągnąć swoją złożoną grą, nie wiedział. Miał tylko nadzieję, że temu roztrzepanemu dzieciakowi nic się nie stanie.
- Staruszku... - mruknął najemnik, wywinąwszy się spod palców swojego mistrza; wszak nie godzi się tak tarmosić za uszy głowy rodu Crevan! Cholera, trzeba wyplenić to ziarno zasiane przez głupią Heianę. -... kłamiesz - i nim dodał coś jeszcze, znowu leżał na ziemi plackiem i nawet nie wiedział, kiedy Soren go zaatakował.
- Nie godzi się, aby uczeń kwestionował słowa swojego mistrza - staruszek raźnym krokiem przed siebie ruszył - Dobrze uznałem, że powinieneś mnie odwiedzić. Ten zatruty bełt... Wiedziałaś - tak zwracał się do Szept - ...że poznałem go w takich samych okolicznościach? Znalazłem go w ogrodzie. Zaledwie dziewięciolatek. Ze strzałą w ramieniu. Nie chciał do domu wrócić, kiedym go uzdrowił. Zamknąłem przed nim drzwi, wszedł oknem, a kiedy i ono zostało zamknięte, skorzystał z komina - jakiś sentyment wkradł się w głos Sorena, kiedy opowiadał o dawnych dniach, patrząc na podnoszącego się z ziemi najemnika.


draumkona pisze...

Furiatka poszerzyła uśmieszek i zatarła zgrabne rączki.
- O tak. Wieczorem. A może nawet nieco wcześniej... - i już jej nie było. Zniknęła. No, prawie, bo Iskra kiedy chciała, to potrafiła naprawdę szybko biegać.
***
Zgodnie z obietnicą, pojawiła się wieczorem, diabelsko uśmiechnięta i ucieszona niezmiernie. Udało się. Wilk połknął haczyk. Poza tym, w stolicy wciąż siedział Epoh, a przecież wiadomo, że bliźniak, bliźniaka nie zdradzi... Przynajmniej jeśli idzie o tę dwójkę. Epoh zadeklarował się, że utrzyma podejrzliwego władcę z dala przez ładnych parę godzin. Zresztą, kto mówił, że władca nie może zniknąć na trochę, chociażby na... No, na przykład na ryby, w dole D'vissu, nieopodal zapieczętowanego wejścia do Morii, które leżało dość daleko... Iskra dopiero teraz czuła rozpierającą wręcz miłość do braciszka. Jakże wygodnie było mieć bliźniaka.
Wpadła do Szeptuchowej komnaty i uśmiechnęła się szeroko.
- Mam nadzieję, że spakowałaś manatki, o pani - i wywinęła ukłon gestykulując dłonią, jakby się kłaniała przed nie wiadomo kim.

draumkona pisze...

Lucien ją zabije. Iskra wiedziała to, wręcz czuła w moczu. Znajdzie i zabije... Przełknęła ślinę i mocniej zacisnęła palce na wodzach Kelpie.
Nawet jeśli ma ją zabić za ten wybryk, to najpierw będzie musiał ją znaleźć. A już ona się postara, co by tak łatwo mu to nie przyszło... I w tej właśnie chwili elfka pomyślała, że zanim Lucien choćby pomyśli, by ją zabić za ucieczkę, to sam zejdzie na zawał ze zmartwienia. I w tym momencie było jej go szkoda. No, ale sam sobie grób wykopał w momencie kiedy wziął ją sobie na podopieczną... Nie jej wina!
W podroży zaś zdała się na Szept. W końcu, to jej tereny, jej szlaki.
Zaś w stolicy... No, niedługo trzeba było czekać na odkrycie, że dwie elfki uciekły. TE dwie elfki. I zaraz Wilk postawił wszystkich na nogi, zwiadowców za nimi posłał, a sam, biedny, uziemiony przez Radnych (oczywiście, że Iskra nie maczała w tym paluchów...) krążył w te i we wte po komnacie zamartwiając się w najlepsze.

Silva pisze...

A Dar... Dar zanotował w swojej rudej głowie, że od Heiany powinien trzymać się z daleka, że powinien na nią uważać, bo jeszcze gotowa jest zamknąć go siłą w ciemnym pokoju i tam przerabiać w powolnym procesie na elfa, poddając torturom wszelakim. Brrr, bogowie.
- Frilweryn to niespokojny duch. Mówi to, co mu ślina na język przyniesie. Ale to dobre dziecko, a ja nie mogę się wyleczyć z kaszlu ot co, nic wielkiego. A, co bym nie zapomniał, gdzieś powinienem mieć zapiski z tego, jak wyglądała rana i co sączyło się z bełtu - Soren miał zwyczaj skrzętnego zapisywania różnych rzeczy; od kolory ptasich piór, przez pogodę dnia wczorajszego i wydarzenia w wiosce, aż po efekty treningu jego młodej kijanki. Notował swoje obserwacje, to jak żyje się bez magii, jak wyglądał każdy dzień. Wiele miał tych zapisków i pewnie gdyby nie wioskowa dziewczyna, jedyna tutaj poza nim, która czytać i pisać umiała, zgubiłby wszystkie te zapiski. A ona je poukłada, spięła i w skrzyni zamknęła. Stare magiczne księgi także tam były i pewnie gdyby Szept chciała je zajrzeć, Soren machnąłby tylko ręką, mówiąc by czuła się jak u siebie i wcale nie krępowała. - W tamtych czasach nawet do dzieci strzelano, jeśli któreś weszło na nie swoje ziemie. Żyli tu dziwni ludzie, ze starymi zasadami i poglądami. Dziś zostały po nich tylko chylące się ku upadkowi domy i zagrody.
- Niewiele się pod tym względem zmieniło, Staruszku - najemnik się pozbierał, otrzepał i ogarnął, przyglądając wiosce, do której się zbliżali.
W powietrzu czuć było sól i morze, wszechobecny zapach ryb i wodorostów mieszające się z wonią wędzonych okoni w drzewnym dymie. Na plaży, którą dopiero zobaczą, pewnie wciąż stoją wyciągnięte na brzeg łodzie, a dalej siatki do suszenia wyławianych jeżowców, czy ośmiorniczek i krabów, czasem też alg. Na klifie stało tylko kilka domów, mała karczma, zagroda dla zwierząt, szopa. Ot wioska rybacka żyjąca z tego, co dawało morze, odcięta praktycznie od świata. Wioska ogrodzona od morza drzewami, aby silne wiatry nie przeszkadzały mieszkańcom w życiu tutaj. W porze ciepłe, tam gdzie teraz nie ma nic, rosło zboże i krzewy owocowe, obok wypasano bydło; ze dwie owieczki i dwie kozy.
- Dzieci, które znałeś, odeszły. Zostali rybakami albo żeglarzami. Wrócą, kiedy nadejdzie wiosna. Teraz to osada kobiet i dzieci, niewielu tu mężczyzn.
- Będziemy więc atrakcją...
- Oczywiście. Każdy przyjezdny jest tutaj czymś niezwykłym. Ale ludzie tu dobrzy są, krzywdy nie zrobią - Soren wrócił do tej wioseczki zaledwie rok temu; może dlatego, że chciał tu ściągnąć młoda kijankę, która trochę wyrosła, a może ze wzgląd na stare czasy i pewną ckliwość, która ostatnio dawała o sobie znać. - Nakarmią i zaczną opowiadać, snuć swoje historie, bo to ich życie. Ich dzieje.

Silva pisze...

- To pewnie przez wilki. Zimą pokazują się częściej - Soren nie wyglądał na zaniepokojonego; znał okolice, znał tutejsze zagrożenia, a przynajmniej tak mu się wydawało; przecież nic nie stało na przeszkodzie, by z bagien wypełzło jakieś zło, no i zima zbudziła uśpione potwory, które głodne rozlazły się po kraju. - Kaszel jak kaszel, panienko. Suchy, gardło drapie i tyle. Przeżyłem swoje dzieci, to jeszcze i jego przeżyję - palcem wskazał na najemnika, co to zbliżył się do Szept.
- Twoja kuzynka jest straszna - od zapachu soli zaswędział najemnika nos, aż kichnął - Ale dobrze wiedzieć, że bełt wyciągał mi z ramienia ktoś taki, jak ona.

Silva pisze...

- Jeżeli dam ci się zbadać, panienko, dacie spokój staremu człowiekowi? - ocho, teraz to on starym człowiekiem był, styranym, zmęczonym i najlepiej nie podchodź, bo się sypnie. Jasne, a ciekawe kto przed chwilą najemnika na ziemię powalił. Pewno wiatr.
- Daj spokój, nie dałem się przecież trafić - wzruszył ramionami, bo przecież nie miał wpływu na to, co zgotował mu los. Nie jeden raz mu się oberwało, nie raz musiał leczyć rany. - To sól, odwykłem od tego zapachu - mruknął, pocierając nos; niemal zapomniał już, jak to jest mieszkać nad brzegiem morza, słychać krzyczących mew, szumu morza i wycia wiatru wieczorami, leżąc na twardej pryczy. - Przez te osiem lat, nic się tu nie zmieniło. Kilka chałup, a pod tamtym drzewem to rękę złamałem, kiedy przed kozami uciekałem.

Silva pisze...

- To tylko kaszel. Przecież nie umieram... - teraz to Soren zmagał się z uzdrowicielką, starając się jej wytłumaczyć, że Fril był przewrażliwiony, że nic wielkiego się nie stało i że on całkiem zdrów jest. - Ale proszę, chodźcie. Zbada mnie panienka w domu i sama zobaczy, że jestem zdrowy, bardziej niż dziadki, co teraz w karczmie siedzą.
We wszystkich domach z kominów ulatywał biały dym; w oknach chybotliwe światło świec rozjaśniało szarość, gdzieś zaszczekał pies, ale żywego ducha nie było widać.
- Jak w domu - odpowiedział z dziwnym uśmiechem, jakby poznał tajemnicę, której nie znają inni. Ziewną przeciągle i starał się dojrzeć chociaż strzechę tak dobrze znanego domu. - Myślę, że można mieć i dwa takie miejsca. Nawet, jak jakieś się utraciło, człowiek znajduje kolejne, też wyjątkowe - i widząc przed sobą chatę z bali, podmurowaną tylko w fundamentach, krytą słomą i deskami, przyśpieszył, zostawiając za sobą elfkę. Gnało go tam serce, ciągnęły wspomnienia. Chciał zobaczyć, czy na gałęzi dębu wciąż kołysze się skromna huśtawka, czy w ogródku nadal rośnie ukochana brzoskwinia, którą pieczołowicie hodował, czy w zagrodzie te same kozy harcują.

draumkona pisze...

Rzecz jasna, Poszukiwacza dorwał patrol i to już na skraju Medreth. A noszone przez nich wieści nie były zadowalające.
Powiedzieli mu - Zawróć. Stolica zamknięta - i tyle. Drugi napotkany patrol powiedział mu mniej więcej to samo, a kiedy Lucien przydybany przez trzeci patrol stracił cierpliwość i wreszcie uzyskał jakieś informacje... Wtedy pojawił się Wilk. I to nie ubrany jak zwykle, w szaty z miękkiego jedwabiu, a w swoim stroju łapserdaka i powsinogi. Kapelusz nasunięty nieco na oczy, chusta skrywająca oblicze.
- Jak tylko przyjechała to powinienem był ją wyrzucić. To zawsze się tak kończy - burknął władca mierząc Cienia wzrokiem dwukolorowych oczu. Chyba nie rozumiał, więc Wilk powiedział prosto z mostu.
- Uciekły.

Zaś uciekinierka Iskra, która potrafiła zmusić słonia do stanięcia na trąbie nie pomyślała o tak podstawowej rzeczy jak jej powinności i przynależności. Cholerne Bractwo. Czasem było przydatne, owszem, ale częściej jednak zawadzało jej w planach... Jak choćby teraz.
Zamyśliła się, co i widać było, bo elfka zmarszczyła brwi i mruczała pod nosem obelgi pod czyimś adresem - zapewne Nieuchwytnego - usiłując coś wymyślić.
- Nie pomyślałam o tym, ale... Znajdę sposób na ukrycie się. Skuteczne. Nikt mnie nie rozpozna, zobaczysz. - a elfia furiatka miała już wprawę w takich przebierankach, to i zaraz słuch wyostrzyła, może jakieś koczownicze plemię napotkają, to przydybie ludzi o kawałek jakiegoś materiału, igłę i jakieś nici. Już ona sobie strój wytworzy taki, że klękajcie narody. I nikt jej nie pozna powiadam, nikt.

draumkona pisze...

- Dokładnie to miałem na myśli - burknął na pierwsze pytanie Cienia. No, jak uciekła, to jej nie ma chyba, to przeciez całkiem logiczne... Ale może Lucien ogłupiał i nie widział już takich rzeczy?
- To furiatka, nic jej nie będzie. Ale Szept... - jak widać, każdy z panów był przewrażliwiony na innym punkcie.
- I przypomnę ci, że to głupie pomysły Iskry zwykle ściągają kłopoty na Szept. I jej głupie zagrania. Głupia furiatka... - burczał nadal, a tymczasem spomiędzy młodych drzewek wyłonił się szary konik. Wilk najwyraźniej zamierzał ich szukać... Na własną rękę.

Iskra już w głowie miałą naszykowany obraz stroju jaki sobie wyszyje. O tak. Całkiem ładny będzie to strój, o ile się jej poszczęści z materiałami... Kto wie, może i taki sam dla Szeptuchy zrobi? Chociaż, to czasochłonne badziewie jedno... Coś wymyśli.
- Nie ma tu nigdzie jakiejś wioseczki małej? Albo jakiś szlak gdzie włóczą się kupcy? Może jakiś dawny szlak handlowy? Cokolwiek? Potrzebuję materiałów, Szept, bez tego ani rusz... - a tkać z magii nie chciała. Ubrania utkane za pomocą mocy czasem miały wady. Na przykład rozwiewały się w najmniej pożadanych momentach... Oczywiście, Lucienowi by się podobało. Gdyby takowy moment nastąpił w Bractwie, a najlepiej to w jego komnacie.
Jak widać, furiatce zaczynało czegoś Brakować i nie były to rodzynki.

Silva pisze...

Pewnie, gdyby najemnik nie był tak zajęty otoczeniem, gdyby uważnie obserwował otoczenie jak go uczono, usłyszałby pośród fal i krzyku mew morską pieśń, która nie z ludzkiego gardła się wydobywała. Gdyby zaś pomyślał chwilę, wiedziałby, że Ivelios miał powód, by właśnie ich tutaj przysłać, chociaż nikomu o tym nie powiedział; nawet jego syn Fril, był przez ojca popchnięty do działania z pozoru błahego. A także nie kto inny, jak Sowiooki, gdzieś daleko, wynajął wilka i szamankę, aby coś sprawdzili. Tak, wszystko układało się po myśli Iveliosa.
- Śniegu tu nie ma. Wierzchowce możecie zamknąć w zagrodzie i okryć derkami; kozy i owieczka nie będą miały nic przeciwko - innego miejsca dla zwierząt nie było i chociaż w wiosce były szopy i stajnie, to jednak teraz wysypywało się z nich zboże i zapasy jedzenia. - Pójdę i przygotuję nam posiłek - Soren był praktyczny; najpierw zrób to, co konieczne bez zbędnego mielenia językiem, a potem całą resztę.
Brzeszczot skręcił za stodołą i zniknął im z oczu.
To tam, pod lasem, trochę dalej od głównej zabudowy wioski, stała chatka Sorena. Nieduża, z dębowych bali układanych na zręby, bez użycia gwoździ wzniesiona, praktyczna. Gdyby nie mieszkańcy wioski do dziś byłoby tam klepisko, ale mając na względzie dobro Sorena, wioskowi chłopi ułożyli na ubitej ziemi drewnianą podłogę. I tylko Dar wiedział, jak bardzo były mag psioczył pod nosem i czuł się niezręcznie.
Chałupka kryta strzechą. Okna uszczelnione mchem, dwa schodki prowadzące do drzwi, zagroda dla zwierząt z boku i... wysoka brzoskwinia, owinięta materiałem, aby nie zmarzła, a obok na wietrze kołysała się dziecięca huśtawka.
Tknięty nieokreślonym porywem serca, najemnik wskoczył na schodki już, już chciał pchnąć drzwi, wejść do środka, zobaczyć, czy i tam nic się nie zmieniło, ale zatrzymał się.
Buty. Ściągaj buty przed wejściem do domu - Soren zawsze mu to powtarzał, kiedy był dzieciakiem i nawet teraz te słowa w nim zostały. Ściągnąwszy swoje ubłocone buciory i ustawiwszy je równiutko obok schodów pod daszkiem tak, aby nie zmokły gdyby przyszedł deszcz, nacisnął klamkę i uchylił drzwi.
Czuł się tak, jakby wrócił do domu. Zapach ziół mieszał się z wonią tlącego się w kominku ognia. Pachniały księgi, czuć było lata tego miejsca.
Drewniana podłoga zamieciona była aż do przesady, co zdradzało, że Soren dalej robi wszystko z pedantyczną nutką. Z głównej izby zniknęło tylko łóżko, na którym sypiał Soren, teraz pewnie wróciło na swoje miejsce, czyli do dawnego pokoju najemnika.

Silva pisze...

W rogu ściany wciąż wisiała pajęczyna, a kant półki z lekkimi książkami nie został naprawiony po tym, jak Dar robił na nim głowę, chcąc samemu po książkę sięgnąć. Znad paleniska, z kamieni nie starto odbitych dziecięcych rączek - śladu po tym, jak Dar umaczał palce w farbach i postanowił ozdobić dom swojego ukochanego mistrza. Przypalony dywan okopconym rogiem został wsunięty pod stół i krzesła.
Ale zostały też dobre rzeczy: pierwszy łuk, z którego Dar był tak dumny, noże których używał w początkowych, kompletnie nieudanych treningach, a nawet jego rzeczy, które zostawił, sądząc po niedomkniętym kufrze w kącie.
- Nie stój tak. Wpuszczasz zimno do domu. Wchodźże - Soren przerwał tę nostalgiczną chwilę, wpychając najemnika do środka; elfkom pokazał jeszcze zagrodę i kazał zaraz przychodzić i nie ociągać się, co by nie musiał po nie iść.
Hm, nawet laska maga została. O tu, przy wejściu została umocowana, a staruszek rzucił na nią swój płaszcz. Praktyczny jak zawsze. Po co wyrzucać kostur, jak można go wykorzystać inaczej.
- Mogę ci pomóc?
W pierwszej chwili Soren nie wiedział, o co pyta Brzeszczot; w drugiej pomyślał, że może chce wyręczyć elfki, ale kiedy najemnik uśmiechnął się w ten sam sposób jak dawniej, gdy chciał coś z nim porobić, tak po prostu, ramię w ramię, zrozumiał. I byłby się staruszek wzruszył, ale powstrzymał się, chociaż łzy do jego zmęczonych oczu napłynęły, a serce drgnęło. Głupi dzieciak.
- Umyj ręce.
Okrycie mieszańca wylądowało na sorenowym płaszczu, ale byle jak i wcale nie dobrze; były mag tylko westchnął, a Dar pomknął do malutkiej klitki, która robiła za umywalnię i opłukał ręce w cebrzyku z wodą; wytarł je i wrócił do staruszka.
Soren spodziewał się czegoś innego. Myślał, że ta jego mała kijanka, zaraz zapyta, co ma robić i jak, ale zdawało się, że najemnik dostroił się do Sorena i oboje bez słów wykonywali swoją pracę. Kiedy Dar chciał cebulę, Soren mu ją podwał, kiedy mag potrzebował noża, dostawał go. Współpraca wręcz idealna, w ciszy, ale tylko ktoś, kto znał dobrze Dara, mógł zauważyć, jak wielką radość sprawia mu ta prosta czynność przygotowania jedzenia razem z Sorenem.
Ckliwy głupiec.

Iskra pisze...

- No i jeszcze czego - burknął zirytowany. Jeszcze Cienia mu trzeba było... No nie. Dosiadł konika i szarpnął wodze zawracając go. I wredność Wilka oczywiście się odezwała...
- Jak nadążysz z mną... - i zaraz władcy nie było.

Elfka zatarła rączki i zamruczała jak dziki kotek. Będzie zabawa. Mnóstwo zabawy.
- Może mi pomożesz pani Raa'sheal? Czy jej wysokość nie zniża się do pomocy plebsowi? - Iskra musiała Szept dogryźć. Jeszcze nie robiła tego od czasu kiedy oni się chajtneli... I teraz Zhao po cichu cieszyła się, że ona z Cieniem, no przecież oni to nic poważnego. I dobrze, żę Szept nie znała nazwiska Cienia bo jeszcze by do niej zaczęła mówić do niej tak jak ona do niej... Elfką wzdrygnęło. Zhaotrise Thorne. Bogowie.

Silva pisze...

Brzeszczot był dziwnie cichy; uśmiechnięty kroił marchewkę, coś zamieszał w kociołku, coś doprawił. Zachowywał się wręcz niespotykanie; on zawsze miał coś do powiedzenia, zazwyczaj mało inteligentnego, a teraz... Teraz każdą czynność wykonywał w ciszy i chyba nawet nie usłyszał, jak Heiana wchodziła. Nie, słyszał, on zawsze słyszał, ale zignorował to. Tak naprawdę bardziej liczyło się dla niego to, że znowu czuł się jak dziecko.
Miał obok siebie Sorena i wszystko było tak, jak dawnej. Bogowie, ten uśmieszek pod jego nosem był aż niepokojący.
- Zupełnie jak Dar. Stoi w progu i nie wie, czy ma wejść, czy uciekać. Chodź, rozłożysz nam talerze panienko - Soren wskazał palcem na szafeczkę; nie miał nic przeciwko elfom, lubił je, doceniał, ale w takich momentach zawsze go irytowały. Ta elfia powściągliwość, to wahanie, czy wtrącać się, czy lepiej nie. Dziwna obawa, że mogą przeszkadzać, jakby nie potrafiły się wśród ludzi odnaleźć, chociaż między nimi żyją. Czasami Soren miał ochotę pogrozić długouchym palcem, ale rozumiał, przynajmniej po części, ich zachowanie. - Nie mam wiele, staram się żyć skromnie, ale niechaj ten dom będzie i waszym.

Silva pisze...

- Jaka elfka, takie podejście do zwierząt - syknął najemnik, kiedy akurat Sorena nie było w pobliżu; co jak co, ale przytyk Szept to on nie tylko usłyszał, ale nie mógł się powstrzymać, by na niego nie odpowiedzieć. Ot taki stary Dar w nowym, gotującym.
- Czy chociaż na czas kolacji, możesz się zachowywać? - Brzeszczot już zapomniał, jak dobry słuch ma były mag. Nie usłyszałby myszy pod podłogą, ale docinki Dara zawsze wychwytywał; czasami podejrzewało się staruszka o użycie magii, takiej najprostszej w formie, ale to było niemożliwe. Jego ciało nie potrafiło już rzucać słów mocy i kształtować świata.
- Ale to ona zaczęła.
- ONA jest naszym gościem.
- Twoim gościem.
- Ach, teraz to mój gość, tak? Mówisz więc, że mogę MOICH gości zabawić opowieściami o tym, jak za młodu, w pewną pełni... - Soren nie dokończył. Dar złapał go za rękaw, wcisnął mu w dłonie miskę z jedzonkiem i zagroził, że jak powie coś więcej, to on z kolei zacznie sypać na temat jego słabostki do... No, panowie się dogadali.

Silva pisze...

- Dobra, oglądaj ramię, ale ktoś ma przy tym być - najemnik chyba przesadzał - Nie chcę żadnej indoktrynacji...
Soren westchnął. Czy było możliwym, że ten sam zwyczaj u najemnika wziął się nie od dziadka, a od starego maga? Podobno czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąca, a przecież dzieciństwo mieszaniec spędził ze Staruszkiem.
- Temu domowi brakowało prostych, ludzkich zachowań. Dobrze jest mieć gości - były mag był wyraźnie zadowolony z towarzystwa; krzątał się wesoło po izbie, a to przyniósł jeszcze ogóreczki od wioskowej babuszki, to słodkie maliny, jakby ktoś miał ochotę... A, nie. Maliny właśnie trafiły do kieszeni najemnika, kiedy nikt nie patrzył. Ale zostały grzybki.
- Staruszku, zostaw tą wredną długouchą w zagródce, a znajdzie nawet robaki w brzuchach zwierząt - szeroki uśmiech, jaki Dar posłał elfce oznaczał, że przesadza z tym swoim matkowaniem zwierzętom; przecież to tylko koza była.
- Tak samo, jak ty szukałeś ich w krowich plackach? - ocho, to Soren dogadał najemnikowi, bo aż mu się uszy zaczerwieniły.

Iskra pisze...

Wilk wywrócił oczami, jak na znudzonego paniczyka przystało i spojrzał z ukosa na Cienia.
- Ty, Cień za dychę! Ponoć taki super jesteś w znajdowaniu swoich! Włącz może teraz ten swój magiczny radar i nas zaprowadź do furiatki - współpraca panów więc zaczęła się od wzajemnego dogryzania, a nie od rzetelnej pracy i głębokiego skupienia. Poza tym, Wilk podejrzewał, że Iskrę ze stolicy wyciągnęły... Pośladki.
Tak, jak nie ma na kogo zwalić, zwal na najemnika.

Iskra parsknęła i zniknęła w jednym z domków wieśniaków. Był to domek jednoizbowy, bo najbiedniejsi tu mieszkali, którzy to nawet wysłowić porządnie się nie umieli, a jak mieli jakieś zęby, to można było uznać to za cud.
- Panienki! Łozes bogowinki, dziękowadź wam za taki dar, dziękowadź! - dość jęczliwy i wysoki głos starowinki, która siedziała naprzeciwko drzwi przerwał ciszę jaka zapadła kiedy Iskra weszła cichcem do izby. Teraz wszyscy mieszkańcy tegoż domku, cała trójpokoleniowa rodzina, patrzyli na nią.
- Em... Ja... No, kupię materiał jaki, jeśli macie, starowinko... - zaczęła elfka niezbyt zręcznie, bo nie spodziewała się tego, że kiedyś jeszcze dane jej będzie spotkać taką wioseczkę gdzie mieszka się z kozami w domu, bo zimno.
- A pieniąse macie mości elfko? - zapytał podejrzliwie mrużąc oczy pewien panocek, podkręcający zawzięcie swojego długiego wąsa. Zapewne pan domu.
- Mam. Chociaż, jeśli chcecie, to mogę was podleczyć, jeśliście chorzy...
- Nie trzeba nam tu sztuczek z kolorołymi chusteczkami wielka pani. Za takie coś Wirgińscy żołdacy mówili, że wieszać, a potem za głowę worek złota!
- I ty im uwierzyłeś? Bogowie, już wiem dlaczego zawsze uważałam ludzi za głupie stworzenia...
- Te, te! Uważaj sobie! - to odezwała się najprawdopodobniej pani domu, dzierżąca w dłoniach miedzianą patelnię.
Iskra uniosła kapitulacyjnie dłonie. Potrzebowała materiałów. Igieł. Nic więcej... I spojrzenie furiatki powędrowało do stojącej obok Szept. Może ona znajdzie jakiś dyplomatyczny język z tymi burakami bez siekaczy...

Silva pisze...

- Zmęczony umysł ciężko przyswaja wiedzę - Soren miał tendencję do wygłaszania złotych myśli, czy życiowych rad. Kiedyś, za młodych lat, Dar lubił ich słuchać, czasem nawet zapisywał, ucząc się jednocześnie literek wspólnej mowy, czy pisma elfów.
Tyle było tu wspomnień, tyle minionych dni, które żyją tylko w sercu. Tyle lat, wypłakanych łez i śmiechu, tyle doświadczeń.
- Zjedzmy posiłek, a ja obiecuję, że jutro opowiem ci wszystko, co wiem o tym miejscu - były mag pamiętał o księgach, które elfka na pewno chciałaby zobaczyć, ale i je przekaże jej dopiero jutro. Dzisiaj wszyscy mieli się wyspać, odpocząć i odzyskać siły. - Przygotowałem wam posłanie na poddaszu, niestety łóżek nie ma u mnie wiele, ale koce i skóry to i owszem.

draumkona pisze...

- Ja ją zgubiłem? To ty ją puściłeś, niekompetentny Cieniu od siedmiu boleści - ale mimo złości jaką czuł, zajął się spoglądaniem na ślady. Znał kształt kopyta Zahira... Znał też Kelpie. A jakby przewidział, że obie elfki kiedyś wywinął mu taki numer... Przednie prawe kopyto czarnej klaczy elfki w podkowie miało wyżłobiony znaczek. Nie miał on zbytniego znaczenia, ale dawał mu tyle, że wiedział, który ślad należy do furiatki. A gdzie Iskra, tam i Szept...
Więc ku zdziwieni Luciena, Wilk zaskakująco szybko ślad odnalazł.

Iskra błogosławiła w tym momencie magiczkę i życzyła jej dużo seksu i dziesięciorga dzieci - wedle powiedzenia, że dzieci to sama radość - po czym, kiedy to syn został posłany do kozy z naparem jaki opisała Szept... No, w końcu Iskra dobrała się do materiałów i igieł. I niemalże płakała w duchu nad swoim psim swądem, nad szczęściem głupiej furiatki, bo materiały okazały się solidne i mocne, zupełnie jakby jakiś kupiec miał pecha na trasie i coś go zjadło, a ci szczęśliwcy znaleźli jako pierwsi... Iskra spojrzała kontrolnie na rodzinę. Nie wyglądali na morderców.
W zasadzie... Elfkę uderzył też inny obraz. Gdyby ona i Lucien byli rodziną... Też nie byłoby widać, że są z Bractwa. Nic nie było by widać.
Rodzina...
Potrząsnęła głową odpędzając dziwne myśli i skupiła się na robocie.

Silva pisze...

Brzeszczot pokłócił się z Szept o maliny. Heiana chciała ich uspokoić, ale nic to nie dało; dwa ciołki dalej się o słoiczek sprzeczały. To Dar przeciągał go na swoją, to Nira na swoją. Jak dzieci. W końcu Soren nie wytrzymał, zabrał maliny (wszystko wina Szept!) i rozesłał wszystkich po kątach. Znaczy nie dosłownie. Elfki zostały pognane do małego pokoiku, co by się obmyć i ogarnąć, nawet dostały ubrania na przebranie!, a Dar musiał za kare wszystko posprzątać.

Silva pisze...

Najemnik nigdy nie lubił strychu w tym domu; zawsze czuł się tam nieswojo, a jako dziecko miał wrażenie, że zagnieździły się w nim wszystkie możliwe potwory, które go pożrą, jak tylko tam wejdzie. Do dziś zostały mu pewne obawy i Heiana tylko szczęściu zawdzięczała to, że Dar nie podzielił się z nią swoimi strychowymi teoriami.
Kichnął. - Powiedz, że masz dla mnie chociaż poduszkę - nadzieja ta mogła okazać się płonną. Soren nawet nie wyglądał, jakby miał więcej poduszek. Po prostu ułożył swojej kijance skóry przy palenisku, do którego drewna dorzucił i tyle. Mruknął dobranoc i zgasił świecę w swoim malutkim pokoiku. - Pięknie. Na podłodze jak jakiś... - w tym momencie dostał poduszką w głowę. Ocho, Soren miał jednak dobre serce.

draumkona pisze...

Furiatka już miałą odpowiedzieć, już usta otwierała, kiedy zawisło na niej mordercze spojrzenie Szept wróżące obcięcie pośladków i zszycie piersi jeśli choć słówkiem w tym temacie się odejdzie.
Tak oto pokonana elfka jedynie uniosła dłonie do góry nieco w ponownym geście kapitulacji, po czym zwinęła tobołki z materiałami i opuściła domostwo. Jeszcze jej tu będzie brakowało tego, żeby mieć magiczkę przeciw sobie no...
Zaczekała na nią grzecznie przed domem i uwiązała do Kelpie tobołki, dziwnie usatysfakcjonowana z... No właśnie z czego?
Elfka po prostu cieszyła się z tych chwil wolności, o jakie przyszło jej walczyć przeszło miesiąc jak nie więcej.
Nadopiekuńczy Poszukiwacz był gorszy od zimnego i niemalże niemego kawałka lodu. Iskra nie wiedziała już co gorsze.

Silva pisze...

- AAAAAAAAAAAAAAAAA!
Brzeszczot zerwał się z posłania, siadając gwałtownie na deskach; chybotliwy płomień z żarzącego się paleniska przyjemnie grzał, ale nie rozjaśniał pomieszczenia.
Słyszał krzyk.
Soren pochrapywał. Za oknem odzywały się sowy.
- AAAAAAAAAAAAA!
Cholera. Głupie, wredne elfki. Czy one nie potrzebowały snu? I jak, na bogów, można bać się malutkiej myszki. Heiana robiła taką wrzawę, że pewnie pół wioski obudziła i zaraz zleci się tu cała zgraja, co by sprawdzić, czy ich byłego maga nie mordują.
A miał taki przyjemny sen. O smukłej nodze i całkiem ładnym ciałku.
Może jak się położy i będzie udawać, że nic się nie stało, elfki pójdą spać?
Ale nie, Heiana nie będzie spać z małą myszką. Same kłopoty z tymi długouchymi.
Już miał wstać, ale coś zlazło z drabiny w kącie pomieszczenia, uprzedzając jego działania.
Położył się. Śpi. On śpi, jakby co, wcale się nie przebudził, spał. I tego miał zamiar się trzymać.
Zacisnął mocniej powieki.

draumkona pisze...

Iskra całkiem ochoczo ześlizgnęła się z grzbietu Kelpie. Co prawda, tego entuzjazmu starczyło tylko na jedno spojrzenie na chatę, bo potem elfka zmarszczyła nosek jakby poczuła niezbyt przyjemny zapach. Czy ta miejscówka nie zawali się im na głowy? Może Szept upadła na głowę...?
Wzięła w ręce tobołek z materiałami i nićmi i ruszyła ku spróchniałym drzwiczkom, po czym delikatnie pchnęła je stopą. Ustąpiły bez większego problemu, zaś ze środka wyleciały nagle jakieś ptaszki, przez co Iskra się wywróciła z dzikim wrzaskiem. Nie ma to jak paść prawie na zawał przez głupie zimówki.
Zimówki były ptaszkami, które potrafiły żyć jedynie w chłodzie i mrozie. I w cieniu. A ta chatynka tutaj... No, była wręcz podręcznikowym przykładem na miejsce ich lęgu.
Po odzyskaniu zaś spokoju ducha (jako takiego) Iskra wpełzła do środka i porozrzucała tobołki po podłodze. Trochę tu zabawią. Szycie nie jest wcale tak szybkie jakby się mogło wydawać...

Silva pisze...

Dar przez chwilę pozwolił się tak targać, ale w końcu się zdenerwował i usiadł, drapiąc się po głowie. Ziewną przeciągle - Sądzisz, że życie mi nie miłe? - spytał, ledwo uchyliwszy powieki; jak ich nie otworzy to zaraz znowu zaśnie i się nie rozbudzi. Nie może się rozbudzić - Nie będę przeszkadzał długouchej wredocie, kiedy śpi - oświadczył, dobrze pamiętając, co się stało się poprzednim razem, kiedy Szept próbował obudzić, bo mu się zdawało, że ktoś ich w ruinach wieży obserwuje i zbliża się z nie całkiem pokojowymi zamiarami. Owszem, elfka wstała, ale gdy okazało się, że zagrożenia nie ma i na daremno oczy otwierała... Nigdy więcej. - To samobójstwo. Idź spać, to tylko myszka - mruknął, ponownie się kładąc i koc na głowę naciągając.

draumkona pisze...

Tymczasem pani furiatka z miną swojego cudownego mentora spoglądała na materiał. Najwyraźniej planowała co skroić, co nie kroić, a co zostawić, a co przyszyć i tak dalej. Po niedługim czasie wstała i znów zniknęła. Wyszła. I wróciła z kolejnym tobołkiem w którym to miała nożyce i inne dość przydatne rzeczy, po czym wręczyła Szept igłę, nitkę i zaczęła ciąć zawzięcie pierwsze płaty materiału.
- Dobra, to co teraz utnę, to zszyj prowizorycznie po bokach. To będą rękawy. Nie musisz być dokłądna bo potem będę musiałą to i tak poprawić, ale tak z grubsza... - i tak to miało wyglądać. Szept z grubsza miała zszywać, a Iskra wszystko ładnie scalała.

draumkona pisze...

Proces szycia, zszywania, oblizywania palców z krwi i klnięcia pod nosem na wszystko i wszystkich trwał bite trzy dni. Trzy, bo w czwartym Iskra straciła cierpliwość i załatwiła sporą część sprawy za pomocą magii. I tak teraz, właśnie w tym momencie spoglądała na swój twór. Dwa stroje z dość jasnego materiału, co ułatwi im wtopienie się w śnieg i otoczenie. Kaptur, który skrywał w cieniu większą część twarzy przytoczony do marynarki, czy też fraka, który miał za zadanie zapewnić ciepło i ochronę przed zimnem. Na bokach rozcięć tegoż fraka wywinięty na zewnątrz materiał w niebieskiej barwie. Iskra nie znalazła jeszcze dla tego praktycznego zastosowania, ale jej artystyczna dusza musiała umieścić ten kawałek materiału właśnie w tym miejscu. Pora na prezentację.
Szept miała za niedługo wrócić z polowania, bo przecież trzeba było coś jeść na tym zadupiu... I tak też Iskra, elfia, szalona furiatka, postanowiła już się przebrać. I nie wzięła pod uwagę faktu, że Szept w pierwszej chwili może jej nie poznać.
I tak to, kiedy Nira zjawiła się w domku, ujrzała przed sobą jakiegoś.. Tropiciela? Myśliwego? Jasny strój, miedziane guziki zapięte, spodnie także jasne, wpuszczone w wysokie buty. A spod fraka z kapturem wystawał skrawek czerwonej szarfy, która oplatała pas przybysza. Na lewym ramieniu zaś kolorowy sznureczek, a do niego przytoczone jakieś pióro. Zapewne orle.
Iskra, głupia, nieprzewidywalna furiatka, przebrała się i nic o tym nikomu nie powiedziała chcąc zobaczyć jaka to reakcja będzie Szept.

Silva pisze...

- A ja kicham przez magię i nie robię z tego afery. Kładź się. Spać mi się chce, a przypominam, kazałaś mi odpoczywać - przekręcił się na drugi bok, poprawił poduszkę, powieki przymknął i starał się ignorować obecność uzdrowicielki, ale jak widać Heiana nie zaprzestała swoich prób zwrócenia na siebie uwagi.
Może jak zacznie się wyśmiewać z jej lęków, albo z nich kpić, to sobie pójdzie? To zazwyczaj działało. Z drugiej jednak strony, naprawdę mogła mu czegoś dosypać do jedzenia. Poza tym, było coś uroczego w tym, że elfka uzdrowicielka bała się małej myszki. Bogowie.
- Długouche, wredne, marudne, strachliwe, pyskate... - najemnik zaczął mamrotać pod nosem, najwyraźniej zdenerwowany. - Przynajmniej 'proszę' powiedziała - burknął i wstał; włosy miał w takim nieładzie, że niczym ptasie gniazdo wyglądały; nie dość że skołtunione, to jeszcze sterczały we wszystkie strony - To będzie twoja wina - i chcąc jak najszybciej do spania wrócić, podreptał pod drabinę; podrapał się jeszcze po plecach i westchnął. - Bogowie niejedyni - wszedł na drabinę i wtedy zaczął się cyrk.
Wychylił głowę na stryszek, rozejrzał się, ale kiedy Szept drgnęła, schował się. Po chwili ciszy znowu zrobił to samo i też po drgnięciu elfki się wycofał.

draumkona pisze...

Iskra... No, nie spodziewała się aż takiej reakcji. I chyba dopiero teraz do niej dotarło, że magiczka mogła jej coś niechcący zrobić. Zaraz rękami pobłądziła po swoim ciele, obmacując, jakby sprawdzając, czy nic jej nowego nie wyrosło, bo wiadomo, może Szept nie zdązyła wstrzymać czaru i teraz przyznać się nie chce... Ale nic jej nie wyrosło. Więc chyba jednak bogowie nad nią czuwali.
Uśmiechnęła się drapieżnie zrzucając kaptur na plecy. Włosy miała upięte na karku rzemykiem, to i nie plątały się bez sensu po elfiej szyi jeszcze podnosząc szansę na rozpoznanie. Bo Iskra wiedziała, że dać Lucienowi byle wskazówkę, to będzie samobójstwo. Znajdzie ją, a potem... Iskra zastanawiała się, czy w ogóle będzie jeszcze jakieś "potem".
- Przebieraj się, pani magik, a ja oprawię zające - wskazała jej jeszcze paluchem w rękawiczce bez palców stół gdzie leżał rozłożony taki sam strój i jak mówiła, tak zrobiła, zabrała się za króliki.

draumkona pisze...

- Khihi - zaśmiała się pod nosem furiatka spoglądając spod oka na Szeptuchę. Królik został pozbawiony skórki, która trafiła do drewnianego wiaderka postawionego na stołku przy nodze furiatki. I ona miała sztylet, choć się nim zbytnio nie chwaliła. Schowany za paskiem, zakryty nieco fałdą koszuli i po części także czerwoną szarfą. Żagiew. Lucienowy sztylet, który to dostała na... Na święta? iskra nie pamiętała już konkretnie kiedy, choć pamiętała to, że wtedy też oddała mu swoją Gwiazdę. I ciekawiło ją to, czy ten bubel ją nosił, czy znowu gdzieś zakopał w szafeczce...
Niedużo czasu zajęło jej rozprawienie się z wnętrznościami i ogólnym oprawieniem, a zaraz potem, sięgając magii, podgrzała mięso, zaś skórka jego zmieniła kolor na złocisty. Chrupki królik. Rarytas w tych warunkach...
Magia była jednak czasem przydatnym przekleństwem.

Silva pisze...

Myszkę nie tyle widział, co słyszał. Taka mała, a przez nią aż dwie osoby nie spały. Szczęście, że Soren sen miał mocny i rzadko kiedy ledwie hałas zdołał go zbudzić, bo inaczej oboje z uzdrowicielką noc spędziliby z kozami. I kucykiem.
- Chodź tu, głupia myszo - prawie bezgłośnie wyszeptał, wlepiając w zwierzątka uważne spojrzenie - Kokoko... Cipcipcip... Taśtaśtaś...

Silva pisze...

- No chodże tutaj! - syknął, patrząc, a raczej słysząc jak myszka ucieka, porzuca okruszek i zaszywa się w norce, by po chwili z niej wyjrzeć i czmychnąć nie gdzie indziej, jak ku śpiącej w najlepsze Szept.
Bogowie, to jak igranie z drzemiącym smokiem.
Myszka wsunęła się pod skóry, pod koce, zniknęła pod ich fałdami i wyskoczyła przy ramieniu elfki; stanęła na tylnych łapkach, poniuchała i chyba miała zamiar zwinąć się w kłębek i pójść spać, a jak to zrobi, to już jej najemnik za nic nie wyciągnie...
- Cholera.

draumkona pisze...

Zmarszczyła nieco nos czytając z oczu i mimiki twarzy dowódcy oddziału. Zbytnia pewność siebie. Pycha. Takie rzeczy gubią na trasie... Ale, jak słusznie zauważyła Szept, miał dwóch dość rozgarniętych ludzi. Bo o resztę się Iskra nie martwiła. Ot, tępe chłopki zaciągnięte siłą do wojska, które to na widok wyprutych flaków rzucają miecze i lecą w dezercję.
Zaś weteran... Muszą uderzyć obie. Jednocześnie. Wskazała więc palcem na łucznika zwiadowcę, a potem na siebie, że to ona właśnie zajmie się tym przecudownym panem, zaś dla Szeptuchy zostaje weteran.
I kiedy koło zaklinowało się w dziurze skrytej pod pokrywą śniegu... Wtedy uderzyły.

Silva pisze...

Najemnik poczuł, jak za spodnie szarpie go uzdrowicielka; głupia, przecież wcale tak łatwo myszy się nie łapie. Skoro jej się tak śpieszy, to niech spróbuje sama, a nie wysługuje się innymi.
Rany. Jak tak dalej pójdzie, to zaraz koguty obwieszczą ranek.
Poszperawszy w kieszeni, Dar wyciągnął uchowaną malinkę; obrócił ją w palcach, ocenił czy warto ją tracić i położył na deskach, całkiem blisko siebie.
Raz, dwa i myszka jego.

draumkona pisze...

Zwiadowca nie miał najmniejszych szans z Cieniem. Bo tym była Iskra. Z tą rolą teraz się utożsamiła. Cień kiedy trzeba, furiatka na okrągło. Ostrze Żagwi zatonęło w ciele niczemu winnego zwiadowcy, a ten z cichym jękiem osunął się na śnieg brocząc krwią. Iskra trafiła w główną tętnicę w okolicach obojczyka.
Z tego co zauważyła weteran także padł. Kapitan spiął konia i dobył miecza, a Iskra tylko pokręciła głową, jakby coś ją niezmiernie bawiło. Kapitan zawahał się chwilę i ta właśnie chwila została przypłacona... Snem. Bo furiatka sięgnęła magii i uśpiła kapitana, a potem zaraz zepchała woźnicę z kozy, sama przejęła wodze. Reszta chłopa niezbyt paliła się do walki. Nie z tak dobrze wyszkolonym wrogiem.
Kimkolwiek był...

draumkona pisze...

Iskra zdołała magią i wrzaskami zmusić konia do ruszenia. Wóz cudem wydostał się z dziury, niedobitki uciekały przed upiorem, krew barwiła śnieg. A one miały kolejną misję za sobą. Kolejną...
Tymczasem panowie w końcu wpadli na jakiś trop. Tajemnicze, czy też tajemniczy, bo płeć ich nieznana, mściciele napadali na Wirgińskie transporty i patrole wprowadzając zamęt i chaos na drogach. Wilk potrafił dodać dwa do dwóch... No, w tym przypadku, było to jeden do jednego. Bo im zgubiły się dwie panie, a mścicieli, dziwnym trafem, także było dwóch.

Silva pisze...

Nie chcąc spłoszyć myszki, najemnik tylko machnął nogą i chyba kopnął uzdrowicielkę w ramię. Wyszło całkiem niechcący, ale może zrozumie i przestanie gadać, bo mu myszkę spłoszy.
- No chodź malutka, chodź kochana... - kolejna malinka wylądowała na deskach; pytanie, czy najemnik spał w spodniach, w których chodził za dnia, czy on się w ogóle umył, czy po prostu schował do kieszonki malinki, by w nocy w spokoju je zjeść? - O, mam tu jeszcze malinkę - zwierzątko głodne, pokusiło się o jeszcze jeden owoc; brzuszek napełni i czmychnie do norki, by przespać do rana. Biedna myszka nie przypuszczała, że zaraz ją najemnik pochwyci w garść i sam zeskoczy na dół; bo myszka pisnęła, bo Szept mogła obudzić. A, schować myszkę, bo Heiana podniesie krzyk. To myszka wylądowała w kieszeni, gdzie była przed rozhisteryzowaną elfką bezpieczna.
- Mam ci ją pokazać, czy wreszcie mogę iść spać?

draumkona pisze...

Za to Zhao, kiedy zobaczyła, że tam siedzi Lucien... Najpierw dostała zawału. Ale takiego małego, nic groźnego. Potem zaczęła kląć jak nienormalna, a dopiero potem dotarło do niej, że przecież nie może go tak tu zostawić. Co innego Wilk, wiadomo, Widzący, poradzi sobie, ale Lucien... No, on może mieć problemy... Biedne Lucieniątko. Juz ona mu pomoże. I to tak żeby jej nie rozpoznał. Bo inaczej będzie klops i ogórkowa. O ile w ogóle.
Kontrolne spojrzenie na Szept.
- No i co teraz? Trzeba ich uwolnić... Jakieś pomysły?

draumkona pisze...

Iskra uznała, że magiczne sznury to dobry pomysł. W dodatku, lekkie zachmurzenie było, słonko chowało się za górskimi szczytami i wszystko niby im sprzyjało...
- Atakujemy - mruknęła jeszcze odruchowo sięgając do Żagwi. W porę jednak wstrzymała dłoń i wezwała magię. Lucien poznałby to ostrze z kilometra. A wtedy pal sześć piękne odzienie i wolność, żegnaj trakcie.
I elfka wypadła z kryjówki i rzuciła się na pierwszego lepszego żołnierza rozdzierając mu gardło pazurami. Jak widać, Iskra czasem potrafiła być straszna.

Silva pisze...

Tego najemnik nie zdzierżył.
- Na górę - wycedził przez zęby, wyraźnie zły na uzdrowicielkę, że wszystko popsuła. Wskazał palcem dziurę w suficie - Już, bo zaraz wrzucę tę myszkę ci za koszulę - dodał, całkiem poważnie i nie należało sądzić, że żartował. Był śmiertelnie poważny.

draumkona pisze...

Dwóch strażników na jego widok najpierw się najeżyło niby jeże jakoweś. Dopiero kiedy przsyjrzeli mu się uważniej, odpuścili. Cień został najwyraźniej opisany przez Wilka jako osoba, którą wolno tu wpuścić.
Niecałe pół godziny później, Iskra ściągnęła brwi i wymamrotała coś niewyraźnie. Zaraz potem otworzyła oczy i niezbyt przytomnie rozejrzała się po komnacie. Nie pamiętała jak się tu znalazła. W dodatku, tak bolał ją brzuch, że to jest kompletna porażka i kosmos jakiś.
- Lu... - wychrypiała słabo i przerzuciła wzork na Poszukiwacza.

Silva pisze...

- Idź spać, głupia elfko - mruknął, wyminął spokojnie uzdrowicielkę i marząc już tylko o tym, aby pójść spać, bez rzucania w niego butami, bez krzyków i myszek. Wgramolił się w swój mały barłóg, ułożył wygodnie, poduszkę poprawił, wyciągając z niej wcześniej kujące gęsie pióro i westchnął.
Spać.
- Dobranoc - myszka w jego kieszonce dostałą ostatnią malinkę, co by czasem nie wyskoczyć i nie przebiec pod stopami Heiany. Jeszcze tego brakowało, by znowu zaczęła krzyczeć. Wtedy to nie Szept by bytem rzuciła, a Soren by go o ścianę walnął.

Silva pisze...

A ranek dla poniektórych nadszedł zdecydowanie zbyt szybko.
Nim pierwsze, nieśmiałe promienie zimowego słońca przedarły się przez kurtynę chmur, nim mgła ciągnąca od strony morza zelżała i rozwiała się, nim z bagien uleciały pierwsze tego dnia ptaki, nim wiatr przyniósł zapach morza, ryb i szum spienionych fal, skończył się krótki sen najemnika.
Soren miał plan. Układał go sobie w głowie od kilku dni, odkąd dowiedział się, że jego mała kijanka będzie tu tak szybko. No panie najemniku, teraz to dopiero zaczną się kłopoty.
Słońce wychyliło się zza chmur; dzień zapowiadał się ciepły, a wszystko dzięki zbawiennemu wpływowi morza. Śniegu było tu niewiele, ale zima nie dawała o sobie zapomnieć. Szum morza ogłuszał i chociaż nie zapiał jeszcze pierwszy kur, pośród oparów mgły poruszała się ludzka sylwetka.
Druga siedziała ciepło ubrana na schodkach domku, pykała sobie fajeczkę, uważnie przyglądając się i śledząc każdy ruch biegającego najemnika.
Sen dla Dara szybko się skończył; teraz biegł swoje pięćdziesiąte okrążenie i do końca miał jeszcze daleko. Nie, Soren mu nie odpuści. Skoro kijanka tak się zapuściła i zeszła z właściwej drogi, trzeba ją na jasny gościniec sprowadzić, nawet siłą i cierpieniem.
O dziwo najemnik nie protestował; co prawda marudził nim oczy otworzył i spod ciepłych skór się wygramolił, ale jak już na dwór wyszedł, bez słowa zaczął biegać. Ramię trochę mu dokuczało, chłód przedświtu też, ale jak się rozbiegał nie było tak źle.
Elfki spały jeszcze w najlepsze. A myszka dostała ziarenka i kawałek sera na wczesne śniadanie; potem zniknęła.
Biegając bez butów, w samych tylko spodniach, najemnik minął Sorena.
- Całą wioskę. Wiem, że skróciłeś drogę przez zagródkę dla kur.
- Tylko dlatego, żeby wyminąć głupie mewy!
- Wymówka.
No to Dar poleciał. Tym razem obiegł dokładnie całą wioskę, jak mu za pierwszy razem polecił Soren; nie skrócił sobie przez zagrodę dla kur, przebiegł przez mewy i jak znowu znalazł się obok Sorena, przystanął na chwilę; we włosach miał ptasie pióra, na policzku zadrapanie. - Zadowolony?
- I tak musisz dokończyć.
- Wiem.
No i pobiegł. Siedemdziesiąte kółko.

draumkona pisze...

Iskra brzydko zaklęła w myśli, bo nie pomyślała o tym, co by się także owinąc iluzją, jak to zrobiła Szept. Zresztą... Mimowolnie spojrzała w stronę Cienia. I tak też elfka zdała sobie sprawę z tego jak bardzo za nim tęskniła. Miała co robić, napady trzeba było zaplanować i doprowadzić do realizacji, ale teraz... Cóż, Iskra miała ochotę odrzucić kaptur i po prostu rzucić się na Cienia. I to wcale nie po to, by robić mu krzywdę.
Łokciem rozkwasiła żołdakowi nos, drugiemu podstawiła nogę, a trzeciego zbyła czarem. Potem zaś podeszła niezbyt pewnie ku dwóm zakładnikom. Jakby się wahała, jakby...
Szybki ruch i w dłoni błysnęło ostrze. Jednak Iskra dopilnowała, by nie była to Żagiew. Użyła iluzji, lecz nie na sobie, a na sztylecie. Uwolniła obu panów z więzów, ale biedaczyska ruszyć się nie mogli, bo teraz związały ich magiczne więzy.

draumkona pisze...

Westchnienie. Ciche westchnienie odpowiedziało Szept w przebraniu mścicielki. Magiczne więzy, które w większej części opierały się na woli Iskry zaczynały słabnąć. A Wilk... Wilk mrużył oczy i przyglądał się im uważnie. Jakby wiedział. Jakby już je przejrzał...
Zhao opamiętała się. Odwróciła się na pięcie i odeszła, wraz z Szept. Ale, szlag, przegrała. Bo przystanęła i obejrzała się na Luciena. Wilkowi nie trzeba było więcej dowodów na to, że jedną z mścicieli była Iskra.
Szarpnął się mocniej, ale czar wciąz trzymał.
Tymczasem mściciele zniknęli.

draumkona pisze...

Elfka mimo woli jęknęła słysząc krzyki Cienia, ale nie obejrzała się ponownie. Dzielnie biegła przed siebie, choć miała ochotę siąść i płakać. I dopiero świstek papieru nieco oderwał jej myśli od porzuconego w lesie Luciena, który już zapewne uwolnił się z więzów i wcale nie jest zadowolony.
- Krypta... Słyszałam kiedyś o tym miejscu... Prowadź - elfka zmięła w dłoni papier, i rzuciła go za siebie, całkiem zresztą nierozważnie, bo ktoś mógł to znaleźć... I pech pewnie sprawi, że tym kimś będą panowie.
Ale o tym teraz nie pomyślała, zbyt szybko chciała się stąd oddalić.

Silva pisze...

Potem do wioseczki…
Przed elfką śmignęła czerwona plama i od razu zniknęła, nie przejmując się tym, że byłaby długouchą przewróciła.
Rozmazanym, czerwonym kleksem okazał się być najemnik. Biegający na czas, jakby go diabeł gonił, albo tuzin potworów z najmroźniejszych czeluści. Tak, Soren postanowił dołożyć kilka ciekawych urozmaiceń, co by jego mała kijanka nie znudziła się za szybko.
- Noc minęła spokojnie? - były mag poklepał miejsce obok siebie, co by elfka na chwilę usiadła na ławeczce.

draumkona pisze...

Postępowała powoli za Szept, jakby bała się, że coś ją w tym korytarzu zje i żeby lepiej jednak najpierw zjadło Szept, a nie ją... Cóż, Iskra jednak przejęła jakieś nawyki swojego mentora.
Ostrzeżenia pada tylko raz - to z kolei usłyszała Iskra i ściągnęła brwi. Ostrzeżenie? Jakie? Ona nic nie słyszała...
Powoli postąpiła ku ołtarzykowi, bo Szept zajęła się trupami, jakby tam było coś ciekawego... Uważnie przyjrzała się okładce tomu.
- Faer Shirek - mruknęła odczytując inskrypcję z okładki, po czym sięgnęła po księgę. W zasadzie, nie wiedziała, po co ją bierze. Ale coś...
I wtedy Iskra padła na posadzkę kompletnie bez życia, a jednak wciąż żyjąc.
***
Wilk od dwóch dni miał złe przeczucia. Od kiedy uwolnili ich mściciele, od kiedy rozpoznał iskrę... Był pewien, że drugim mścicielem byłą Szept. Jak nim nie była, to on nie jest Wilkiem, tylko... Bo ja wiem, Chrząszczem.
A teraz ta złowroga aura towarzysząca temu miejscu... Na kartce znalezionej w lesie wyraźnie było napisane, że w to miejsce ktoś zamierza się udać. Ktoś...
I wtedy, kiedy korytarz, nieco przyciasnawy na dwóch panów, rozwidlił się w okragłą komnatę, spostrzegł, że na ziemi ktoś leży.
- bogowie niejedyni - zdązył tylko jeszcze sapnąć, po czym dopadł do ciała Szept, które wyglądało na niezbyt żywe i bardzo uparcie zaczął ją cucić, choć - ku rozpaczy Wilka - bez skutku.

Silva pisze...

Soren zaciągnął się fajeczką, a kiedy najemnik znowu przed nimi śmignął, podsunął mu pod nogi swój dawny, dziś nieużywany kostur; ot mała przeszkoda, którą półelf przeskoczył w ostatniej chwili. Pogroził tylko pięścią staruszkowi i pobiegł dalej.
- Całkiem możliwe - staruszek zerknął na uzdrowicielkę - Zapodziałem gdzieś ostatnio nowego ucznia. Jakieś... - zamyślił się na chwilę - Dwa lata temu. A co, znalazłaś go?

draumkona pisze...

Królik, jak zawsze rozsądny i poukładany, przegrał tego dnia z Marcusem w karty. To nie wróżyło dobrze. Zawsze kiedy przegrywał, działy się dziwne rzeczy... I rzeczywiście. Być może Lucien nie chodził i nie zadawał idiotycznych pytań, ale wyglądał nieco... No, jakby stracił część pewności siebie. Jakby nagle pojął, że wszystko zaprzepaścił, podopieczna go wystawiła i uciekła, a on dostał bęcki od Przywódcy za to, że dał zdrajcy uciec, wtedy, w Eilendyr.
A, że królik lubił Poszukiwacza... Cóż, nie dziwota, że go zaczepił, pod pretekstem pomocy przeniesienia dwóch rannych świeżaczków do komnat medyka. I kiedy dwaj młodzieniaszkowie dostali po trutce, która neutralizowała inną, która z kolei wykluczała ryzyko zapalenia... Wtedy postanowił spytać.
- Coś cię trapi Czarny Cieniu? Wyglądasz na... Nieco zagubionego.

Silva pisze...

- Ach, to więc tak musiał zginąć. Rozumiem - powiedział w najwyższym zamyśleniu były mag i elf nie mógł być pewien, czy w tej chwili żartuje, czy całkiem poważnie mówi - Muszę jednak poszukać tej myszy.
Soren najwyraźniej także popełnił taktyczny błąd. Po prostu palnął, że za sprawą zniknięcia jego nowego ucznia stała mysz. Mysz ludożerca. Gdyby Brzeszczot tu był, od razu by powiedział i wszem i wobec oznajmił, że żadnej myszy gonić nie będzie, bo on nie od tego jest. I skoro Heiana, wielka pani uzdrowicielka, boi się malutkiej myszki, niech ją sobie sama łapie... Chociaż, gdyby miała rzucać w zwierzątko meblami, to może lepiej nie.
- Gdybyście ją zobaczyły, zawołajcie.

draumkona pisze...

Iskra ten poranek powitała zadowolona, a nawet i z uśmiechem na ustach. Starała się nie myśleć o Poszukiwaczu i o jego zdradach. Na co to komu.
- Wstawaj - mruknęła figlarnie opierając stopę na miękkiej pościeli. Ona już od dawna nie spała, zaś Wilk wręcz przeciwnie. Cóż, trudno mu się dziwić... Naciągnęła na nogę ciemną pończochę, zaraz potem także i drugą. Dopiero wtedy Wilk łaskawie raczył na nią spojrzeć.
- Oj ubierz się, bo zaraz znowu skończysz w łóżku... - Iskra znana była przecież z prowokacji, bo zamiast się grzecznie ubrać, to ona niby to bielizny szukała, pochylała się po coś, w końcu skończyło się na tym , że ubrała jeszcze majtki i białą, bawełnianą koszulę zapinaną na srebrne guziki. I już ją zapinała, kiedy do pokoju wpadł najmniej oczekiwany gość. Najmniej pożądany. Lucien.
Iskra automatycznie się zjerzyła i warknęła coś pod nosem, co zaalarmowało Wilka. Podniósł się na łokciach i łypnął na Poszukiwacza. A potem odezwała się elfka.
- Wyrzuć go stąd - sama zaś się odwróciła i pomaszerowała po długą, czarną spódnicę.

Silva pisze...

- Mogę więc założyć, że mysz już nie będzie nas niepokoić - były mag odetchnął z ulgą, na rozjaśniające się niebo spojrzał i pyknął fajeczkę.
Opary mgły rozeszły się całkowicie; wiatr część zagnał na bagna, a drugą rozwiał. Zapach morza był coraz silniejszy.
Zza stodółki wypadł najemnik; zmachany, zdyszany i spocony, a przez to i śmierdzący. W dodatku we włosach miał kurze pióra, jakby go jakiś kogut zaatakował.
- Umieeeeram... - wyjęczał i walnął się plackiem nieopodal Sorena, próbując złapać oddech. Zdecydowanie za dużo było tego biegania.
Wdech. Wydech. Uspokój kołaczące serce. Wdech. Wydech.
Brzeszczot nie pamiętał, kiedy ostatnim razem się tak zmęczył; co prawda nie zaniedbywał swojego ciała, ale tak intensywne treningi były przeszłością.

draumkona pisze...

Prychnęła i wciągnęła na biodra spódnicę, zaś koszulę wepchała do środka. Z jeszcze większą irytacją wpięła w uszy kryształowe kolczyki i zwróciła się znów do Wilka, jakby nie zauważyła w ogóle Cienia.
- Wyrzucisz go w końcu, czy ja mam to zrobić? - ręce oparła na biodrach i spojrzała wojowniczo na niby-władcę. Wilk przeczesał włosy ręką, usiadł i westchnął.
- To Poszukiwacz, niezbyt mogę mu coś zrobić - odburknął jej i potarł ramię dłonią. - Jak nie chcesz z nim rozmawiać, to nie rozmawiaj, nikt cię nie zmusza.
- Racja - i elfka okręciła się na pięcie, po czym siadła do biurka, plecami do drzwi i zaczęła czytać jakieś zwoje.

draumkona pisze...

Wilk nie przejął się jego słowami. Nawet go chyba zignorował trochę, po opadł z powrotem na poduszki i spojrzał na Iskrę. Ta zaś obróciła się na swoim krzesełku i patrzyła na Wilka. A wzrok jej... Cóż, kiedyś takim wzrokiem spoglądała na Luciena. Kiedyś. Bo teraz nie było w niej krzty czułości dla tegoż osobnika.
- Nie chcę cię znać. Napisałam ci to już w liście. Wynoś się stąd - a mówiąc to, nawet na niego nie spojrzała. Sprawa była jasna, elfka nie zamierzała ustąpić. Wilk spojrzał Cienia. Znów. Ale nie powiedział nic.

Silva pisze...

- Przestań... - najemnik już chciał coś odpowiedzieć, już mu ślina na język przyniosła jakąś kąśliwą ripostę, ale o dziwo zamilkł. I uśmiechnął się. - O, Szept. Tam jest myszka - a gdzie był dokładnie zwierzaczek i czemu to cieszyło mieszańca? A bo myszka właśnie zrobiła mały sok i na ramieniu Heiany wylądowała. Pięknie. Co tam, że pół wioski przez krzyk paniczny spać nie będzie mogło, ale przynajmniej ma ta niedobra uzdrowicielka, co mu po nocach spać nie daje.
I nim Heiana zdążyła krzyknąć, Soren złapał myszkę za ogon i wypuścił za sobą, w zagródce, gdzie zwierzaczek czmychnął w trawę. Były mag to umie popsuć zabawę.
- Wstań, głupia kijanko - ocho i wyszło skąd najemnik miał niezdrowy zwyczaj nazywania wszystkiego głupim.
- Ale to wszystko zaczęła Heiana!

draumkona pisze...

Iskra postanowiła sobie jedno. Nie da się Cieniowi znowu omamić. Nie da mu zniszczyć już niczego. I tak wystarczająco dużo już napsuł i poranił. Jeszcze będzie jej tu łaził...
Właśnie. łaził. Przecież mogła... No bo Wilk... Iskra postanowiła działać. Więc niczym dziwnym był widok Wilka u Redana. Wilka, który ewidentnie chciał się Cienia pozbyć, choć nie był to pomysł jego autorstwa, a furiatki, która przestała się czuć bezpiecznie.
Mało kto o tym wiedział, ale Iskra grała na dwa fronty. Z jednej strony Bractwo. Z drugiej strony Fenris.

draumkona pisze...

Wilk spodziewał się takich słów. Zresztą, wspominał to też Iskrze, ale ta się uparła,żeby chociaż spróbować.
- Nie musisz używać zawoalowanych sztuczek, marszałku - mruknął Wilk zerkając na taras. Coś ten dziadyga za często wspominał o Szept... Może więc plotki były prawdą? Zresztą, nie zdziwiłby się gdyby tak zrobiła. W końcu, nie układało się im... Już od dawna...
Fenris... Nie zmaierzał wydawać buntowników, choć nie miał z nimi zbyt dużo wspólnego. Wirginia zbeszcześciła stolicę. Zabili powtórnie Mokę i Udunra.
Tu nie było dla nich miejsca.

draumkona pisze...

Lucien nie miał szczęścia. Przynajmniej nie na tyle, by spotkać błąkającą się Iskrę, bowiem ta, wiedząc, że Cień kręci się po stolicy, zamknęła się w swojej komnacie i stamtąd nie wystawiła nawet nosa.
Zaś Wilk postanowił pójść i porozmawiać z Poszukiwaczem właśnie. Może jednak sobie odpuści... W końcu zdradzał, tak? Przestał się interesować furiatką, to i w końcu się doigrał, a teraz żadał nie wiadomo czego.
Wilk postanowił wtłoczyć coś (do według niego pustego) łba Luciena.

Silva pisze...

- Odwdzięczyłem się. Za noc - wzruszeniem ramiona najemnik sugerował, że właściwie mało go obchodzi to, co właśnie zrobił. Ludzka krew wzięła górę nad elfią i w tym momencie nie było wątpliwości, że jego ojcem był człowiek. Ale Maltorn nigdy nie pozwoliłby swojemu synowi tak traktować drugiej osoby. Jednak nauki Młotorękiego na nic się zdawały, kiedy Darrus chciał być wredny i złośliwy. Cóż, powód był łatwy do przewidzenia: nie znał uzdrowicielki, uzdrowicielka nie znała jego i tak było dobrze. Nie zależało mu na niczym, co z nią związane.
Szept to co innego, to była jego długoucha, która mu płaciła. I tylko jakiś wredny głosik, który zaraz został stłamszony, mówił, że jak siostrę ją traktuje.
- Nie pamiętam, bym uczył cię w ten sposób traktować kobiety - Soren nie wyglądał na zdziwionego; być może nie pokazywał tego po sobie, albo dotarły do niego już wcześniej plotki dotyczące najemnika.
- Daj spokój. Nie mam już dziewięciu lat. Poza tym, to tylko głupia mysz. Nic jej nie będzie - uzdrowicielce oczywiście, bo myszka jak nie będzie mądra i Hei się pokarze to pewnie ucierpi.
- Mimo to, nie podoba mi się twoje zachowanie.
- No oczywiście.
- Wstań i przebiegnij się. Może wiatr wyrzuci z twej pustej głowy niegodne słowa - najemnik burcząc pod nosem zrobił tak, jak mu były mag kazał. A Soren, staruszek wyglądał na zmartwionego.

draumkona pisze...

Na początek władca westchnął. A potem przeszedł do rzeczy.
- Wiem co zaszło między wami, Cieniu. To, że nagle się obudziłeś, nie znaczy, że Iskra będzie chciała z tobą rozmawiać, czego dowód miałeś parę godzin temu. Dlatego też, bardzo uprzejmie i grzecznie podsuwam ci pomysł, żebyś wyjechał. Nic tu po tobie, a jak jeszcze raz się do furiatki zbliżysz, to nie ja ci dam w mordę, a ona sama - i to była prawda, bo tak właśnie Iskra powiedziała, kiedy Wilk opuszczał jej komnaty. Brutalna, elfia furiatka no...

draumkona pisze...

Parę rzeczy się zgadzało, ale... No właśnie, ale.
- Bredzisz, Cieniu. Zawsze bredziłeś kiedy chodziło o Iskrę. - spojrzał kontrolnie na Szept, bo miał dziwne wrażenie, że magiczka myśli podobnie. Że to kolejna sztuczka Luciena, żeby ten mógł odzyskać upartą elfkę.
Zaś uparta elfka przestrzegła Wilka przed takowym działaniem. Nagadała władcy takich, rzeczy, że nawet on sam nie dowierzał, że Lucien jest zdolny do takich rzeczy. Dlatego nie zamierzał wierzyć, chociaż... Musiał przyznać, że kiedy ten powiedział "mścicielki"... Skojarzyła mu się pewna postać w białym fraku z kapturem. Czerwona szarfa... I to było dziwne, bo nigdy czegoś takiego nie widział. Ale postanowił zastanowić się nad tym potem.
- Słuchałeś co do ciebie mówię? Wyjedź. Nie jesteś tutaj nikomu potrzebny.

Silva pisze...

- Ja ci mówiłem, ty się zajmij pośladkami Wilka, bo ci je ktoś ukradnie! - zawołał jeszcze, prychnął i pognał przebiec parę kółek.
- Dzieci - Soren wstał. Zgasił fajeczkę i otrzepał spodnie. - Obiecałem ci, że pokażę moje księgi. Dawno ich nie używałem, możliwe, że trochę podniszczały. Muszę zająć się tym krnąbrnym dzieciakiem. To dobry człowiek, ale przekorny. I młody.

[Umarłam. Zbieraj mnie z podłogi!]

draumkona pisze...

Wilk swoją obrączkę także nosił, choć nie sposób poznać, czy dla pozoru, z sentymentu, czy jeszcze czegoś innego.
Dwukolorowe oczy prześlizgnęły się po sylwetce Cienia.
- Owszem, coś mi się skojarzyło. Ale to niezbyt ma się do obecnej sytuacji i tego co mówisz... - mruknął jeszcze na odchodnym, do pleców Cienia, który znowu gdzieś lazł. Zapewne do Iskry. No doigra się w końcu i Zhao da mu w nos... Bogowie, oby tylko. Chyba powinien tam pójść nim się pozabijają. Z drugiej zaś strony...
Widział jakim spojrzeniem Szept obdarzyła Redana. I jakim on obdarzył ją. Zaczynały się jakieś kłopoty, a on przecież miał wciąż tu coś do powiedzenia.... Nawet jeśli to "coś" ograniczało się jedynie do paru osób. Dlatego bezceremonialnie chwycił Szept pod ramię i wraz z nią się ewakuował spod nosa Redana. I figę marszałek dostał, figę. Nawet bez maku.

Silva pisze...

Soren zniknął na chwilkę w swoim małym pokoiku; słychać było trzeszczące zawiasy i uchylane wieko. Staruszek kichnął. A kiedy wrócił, niósł ze sobą trzy opasłe tomy. - Przeczytaj. Zabierz ze sobą. Są twoje - dla byłego maga, który nie potrafi kształtować już świata poprzez słowa i gesty, były to tylko bezużyteczne księgi. Miały wartość. Wielką. Sentymentalną. Ale nic więcej. W jego rękach były tylko kartkami papieru. - Uważaj z nimi. Znajdziesz w nich nie tylko czary, ale i klątwy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego.
A najemnik. Najemnik się zbuntował. I usiadł pod drzewem i nigdzie nie idzie, o.

[Dobijamy! Ale poproszę potem o reanimację xD]

draumkona pisze...

- Cokolwiek się dzieje, widzę, że nie na rękę jest ci rozmawianie z nim. Staram się pomóc - syknął puszczając ją, zgodnie z życzeniem. Przecież nie chciał źle. Nigdy nie chciał źle... A, że wyszło jak wyszło... Cóż on mógł, biedny mężczyzna zrobić. Kobiety.
I z takim przekonaniem Wilk odszedł zostawiając Szept w upragnionym spokoju, choć czuł dziwny... Niepokój? Rozdarcie? I uczucie to towarzyszyło mu po raz pierwszy od dawien dawna.
Na chędożenie się nie zapowiadało i zapowiadać się nie miało, bowiem ledwo wszedł, a Iskra już ściągnęła brwi. Znała jego zapach aż za dobrze...
- Wynocha mi stąd - warknęła bez zbędnych wstępów. Po cholerę on tu w ogóle przylazł...

draumkona pisze...

No nie mogła w to uwierzyć. Nie dośc, że przylazł tu, chędożony zdrajca, burak jeden, to jeszcze śmiał jej wmawiac jakieś bajki... I Iskra obdarzyła go stosownym spojrzeniem do wygadywanych przezeń herezji. Ale - spojrzała na niego. To już coś. Choć zamiast zwykłej czułości obecnej w jej spojrzeniu, miast tego błysku w oku, był tylko chłód. I wtedy do komnaty wpadł Natan, który usłyszał, że pojawił się tu tato. A skoro się pojawił, on nie mógł przepuścić okazji by się z nim przywitać. W końcu, nawet się nie pożegnali...
- Tata! - i tyle jeśl idzie o Lucienowe tłumaczenie, bo chłopiec dopadł w mig Poszukiwacza i obłapił go za nogę, jakby się bał, że ten mu zaraz ucieknie.
Iskra wywróciła oczami. Natan miał nie wiedzieć. Miał zapomnieć. Cholerny Cień wszystko zepsuł...

Silva pisze...

Brzeszczot jej nie słuchał. To całkiem typowe i normalne dla niego. Ileż to razy robił dokładnie to szamo z wredną długouchą.
Hm. Ciekawe, co będzie na obiad.
Jak widać o prostych rzeczach i sprawach myślał, ale stwierdzenie Heiany, że do królowej odnosi się inaczej, skutecznie ściągnęło go na ziemię.
- Że niby jaką królową?

[To będzie epickie]

Silva pisze...

Brzeszczot zamrugał.
Otworzył usta i zaraz je zamknął.
Wilk był elfim królem. Szept zaobrączkowała się jak gołąb z Wilkiem. Królem Wilkiem. Więc siłą rzeczy wychodząc za niego za mąż stała się... Będąc żoną króla elfów jest się... Nie, no nie przejdzie mu to przez myśl nawet, a co dopiero przez gardło. Królowa Szept? Bogowie.
Nira to zrobiła specjalnie. Żeby dopiec najemnikowi. Jak nic. Bo już głupia magiczka nie mogła go wkurzać elfią krwią to musiała wykombinować coś innego. Psia jego mać. Mości królowa!
- Ona nie jest moją królową. Dobra, jest nią TYLKO w połowie.
Okay. Zachciało się Szeptusze królowania? On już jej pokaże, jak traktuje królowe, niech ją tylko spotka.
Głupia Szept!
Przecież... To Wilk ją powinien pilnować. Ludzie, co z niego za mąż, co puszcza swoją świeżo upieczoną żonę w świat z szemranym najemnikiem?
Świetnie. Sam siebie nazwał szemranym. Brawo.
Ale... Jak nic Wilk i Iskra mu nakopią do pośladków, oberwą je ze skóry i nic nie pomoże, że są boskie.
- No ja &^%$ - i tu wypłynęło z ust najemnika piękne, soczyste przekleństwo w stylu orków.

Silva pisze...

- Jak to... zwolniony?
Z całej wypowiedzi Heiany usłyszał tylko ostatnie zdanie; zupełnie zignorował jej morały odnośnie czystości języka, o tym, że do królowej należy się zwracać nieco inaczej niż do zwykłej magiczki, że Szept przeszła na wyższy poziom społecznej drabiny wśród elfów, że to już nie jest tylko wredna długoucha, która w kłopoty się pakuje i którą należy ratować, że faktycznie skończyły się podróże, walki z nawiedzonymi roślinami, czy opętanymi wyznawcami, długie dni w siodle, marudzenia, czepiania się, droczenia, wytykania słabostek, dobijania, szczucia magią, że koniec z pilnowaniem pleców wrednej elfce, koniec z jej wywodami i słowotokami, że królowej to nie przystoi, że teraz nic już nie będzie...
Brzeszczot poczuł się tak, jakby ktoś uderzył go obuchem w głowę.
- Kłamiesz. Szept nigdy by...
- Czego nigdy by nie zrobiła? - spytała uzdrowicielka - Nie okłamałaby cię? Nie zwolniła?
- Powiedziałaby, gdyby... Przecież...
Niemożliwe. To było niemożliwe. Szept by go nie zwolniła. Nie zrobiłaby tego, przecież. Chociaż... Teraz była królową. To już nie była wredna magiczka. Co mogło ją trzymać z takim marudnym, głupim najemnikiem? Nic. Tak, jak powiedziała Heiana. Nic.
Czemu tego wcześniej nie zauważył? Był aż takim ślepcem. Ostatnie zachowanie Szept... Bogowie, jakimże był głupcem, że nie zorientował się wcześniej.
Ona już wybrała. Była królową. I nie potrzebowała najemnika.
- Skoro chce mnie zwolnić, możesz jej przekazać, że sam rzucam tę robotę w cholerę. Skoro mnie nie chce za najemnika, nie trzymam. Droga wolna - i chociaż starał się tego po sobie nie pokazać, słowa uzdrowicielki trafiły w czuły punkt. Gorycz i jakiś dziwny żal ze smutkiem zmieszany, zabarwiły jego głos. - Zostaw mnie - burknął i związawszy ciaśniej włosy, machnął na uzdrowicielkę ręką i ruszył przed siebie.
Pobiega sobie. Tak, pobiega.
Głupi najemnik. Wziął do siebie to, co było przytykiem. Ale i Heiana trafiła tam, gdzie najbardziej bolało.

draumkona pisze...

Pamiętała takie widoki już z wcześniejszych czasów... Cóż, Lucienowi zwykle zależało na dobrych stosunkach z Natanem. Nawet wtedy kiedy ją zaczął zdradzać, to nim się czasem zajął... Nie ważne. Elfka potrząsnęła głową chcąc odpędzić natrętne myśli. Nie wybaczy mu i tyle, nawet widząc taki obrazek. Zniszczył co miał, niech teraz sobie cierpi.
Zhao odeszła od tej dwójki do swojej komnaty, znów wzięła w dłonie jakieś papiery i zaczęła je przeglądać opierając się ramieniem o ścianę.
Zaś Natan był wniebowzięty. W końcu przyszedł i tata.
- Dlaczego nie było cię tak długo? Zostaniesz teraz z nami? A będziesz... - ale chłopiec nie zdążył skończyć zadawać swoich pytań, bo przerwał mu chłodny ton Iskry.
- Nie, nie zostanie. Wyjeżdża.
Na tą nowinę, skądinąd fałszywą, Natan wyraźnie posmutniał. I takim to smutnym spojrzeniem zbitego szczeniaka o ciemnych oczach obdarzył swojego ojca.

draumkona pisze...

Natan nieomal skakał z radości. W końcu miał okazję pobyć trochę z tatą, a do tego, tata nigdzie nie jechał! A czy to oznaczało, że mama kłamała...?
- Dostałem od wujka małego wilczka! - i to był pierwszy nius jaki usłyszał Lucien. Jak widać, Wilk poczuwał się do jakieś roli wobec Natana, czyżby... Może władca miał poważne plany względem Iskry i jej syna? Bo, jakby nie patrzeć podarował chłopcu coś, co jest utożsamiane z nim samym.
A mały, szary wilczek, jak na zawołanie, pojawił się obok Natana, jakby wyrósł spod ziemi i z szaleńczo merdającym ogonkiem, zaczął dreptać przy nodze chłopca.

draumkona pisze...

Natan bardziej, lub mniej entuzjastycznie odpowiadał na pytania. Co prawda, były tematy zakazane, gdzie dłuższą chwilę wahał się, czy zdradzić tacie sekrety, jakie mu powierzono.
I dopiero późno w nocy zirytowana nieobecnością syna Iskra, wybyła na poszukiwanie swojego malucha. I oczywiście znalazła go. Oczywiście z tym głupim zdrajcą.
- Natan, chodź. Musisz isć już spać...
- Już?
- Tak, już. Pożegnaj się.
I mały Natan musiał pożegnać się z tatą, po czym Iskra bezczelnie zabrała go do siebie. Im dalej od głupiego Cienia, tym lepiej.

draumkona pisze...

I kiedy tylko Cień wrócił, ledwie słońce wstało, a już miał kolejną sprawę do załatwienia. Natan, który gonił po ulicach Eilendyr małego wilczka ni z tego ni z owego został nagle zatrzymany przez Wirgińskiego żołnierza, który okazał się wrednym piechurem i jeszcze chłopcu zaczął grozić, jakby chciał mu krzywdę zrobić, albo co.
Biedny żołnierz nie miał pojęcia czyjego syna zaczepia. Cóż... A Natan, wciąż mały, wciąż słaby, kiedy pacnął tyłkiem na ziemię, bo go przewróciła siła impetu kiedy władował się w nogę żołdaka, zaczynał coraz bardziej smutnieć. I wyglądał tak, jakby to zaraz miał wybuchnąć płaczem.

Silva pisze...

Iskra pewnie o wszystkim wiedziała. Już on jej wygarnie, kiedy się spotkają. Przecież mogła mu powiedzieć; na pewno wiedziała, długoucha wredota musiała... Nie. To już nie była długoucha wredota. Nawet nie Szept. Teraz była Niraneth Raa'sheal, Jej Królewska Mość.
- Ciekawe, od kiedy kryła się z tym zamiarem - cmoknął i skręcił na plażę; piasek był mokry, ciężki, a stopy pozostawiały w nim głębokie ślady. Zapach ryb i soli drażnił czuły nos, a krzyk mew i szum wiatru uszy; jednak Dar od dziecka lubił morze, jego szum i woń - być może odzywała się w nim elfia tęsknota za oceanem.
- Cholera, cholera! - zatrzymał się, oddychając ciężko. Szare morze było spokojne; kilka fal, mewy. Aż po horyzont woda. Leniwa, łagodna, melodyjna. Zdradziecka. Kojący szum fal.
Przy brzegu było w miarę płytko. Dopiero dalej, tam gdzie szarość ciemniała, zaczynała się głębia i dom morskich stworzeń. Jasna łacha piachu była bezpieczna, tu nawet dzieci nie miało co skrzywdzić, ale głębiej, dalej...
Brzeszczot wbiegł do wody. By zmyć zmęczenie i pot, skupić się na ruchach dłoni i nóg, na równym oddechu.
Jego serce na chwilę stanęło; zimno zmroziło do kości, ale kiedy przepłynął kawałek i przyzwyczaił się, było już lepiej.
Został bez pracy.
Został bez swojej wrednej elfki.
Teraz będzie musiał naleźć sobie kogoś na zastępstwo. Świetnie. Tylko... Że długouchej nie dało się zastąpić. Nikt mu nie będzie robił takich wywodów na temat roślin, nikt nie będzie zachwycał się nad pojedynczym źdźbłem trawy, nikt nie zgani go za głupotę, nikt nie kopnie w tyłek, kiedy będzie przesadzał.

draumkona pisze...

A biedny żołdak miał podwójnego pecha, bo nie dość, że natknął się na ojca malucha, to i na matkę.
Nie dobiegł do pierwszego skrzyżowania, nie zdążył... A już dosięgnął go czar Iskry. Brukowana ulica jakby wybrzuszyła się od spodu, jakby coś okropnego, spod ziemi, gnało ku napastnikowi. I tuż przed nim siła spod ziemi ujawniła się jako palący ogień, który nie dość, że rzucił nim o mur, to jeszcze spalił go żywcem. A zza rogu wyłoniła się osoba... Cóż, na pewno nie wyglądała jak Iskra.
- Kieł Fenrisa! - krzyknął jeszcze inny Wirgińczyk, a nowy przybysz uskoczył zwinnie przed ostrzem. Bawełniane, ciemne leginsy wpuszczone w wysokie buty, koszula w barwie ciemnej zieleni. I chusta okrywająca twarz, kaptur zasłaniający włosy. A wokół całego przedramienia owinięty rzemyk z kłami różnych zwierząt. Elf buntownik. Sądząc po budowie ciała, elfka... Elfka buntowniczka.
Iskra. Ale o tym mało kto wiedział.
I równie szybko jak się pojawiła, tak i zniknęła.
- Łapa Jaguara - mruknął ponuro jakiś piechur opierając się na włóczni. Drugi zaś, młodszy, spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- Skąd wiesz?
- Słyszałem jak na nią wołała reszta. Poza tym, wśród tych zębów przeważają zęby właśnie tego kota. Poza tym, ona sama jest jak ten jaguar. Przeleciałbym taką, chociaż to przeklęta długoucha...
- Giętka pewnie
- Ach, synu, nie słyszałeś chyba o elfiej gibkości! - i tu zaczęła się rozmowa na temat elfiego ciała i seksu, czego Natan na pewno nie powinien słuchać.

draumkona pisze...

Szopka zadziałała w każdym calu i w każdym centymetrze, bo wystraszony Natan najpierw w pojedynkę próbował tatę obudził, po czym zalał się łzami i to chyba jakimś cudem wyczuła Iskra, bo wpadła do komnaty niczym burza, wyważając drzwi. A potem przystanęła, jakby się wahając.
- To tylko głupi Cień... I po co płaczesz... - mruknęła niezbyt zadowolona Iskra przyklękając przy Natanie i chwilę go uspokajając. No ładnie. A Cień tu niby zemdlony, a jakby coś poważnego mu się stało?
Ale w końcu ciekawość i może jakiś niepokój zwyciężyły i Iskra sięgnęła umysłem ku Lucienowi. Teraz tylko musiał podsunąć jej obrazy tak, żeby się nie zorientowała.

draumkona pisze...

Iskra nie miała najmniejszego zamiaru oglądać więcej niż... Niż o z wierzchu. Ale obrazy były tak nieprawdopodobne, tak dziwne, że nie mogła się powstrzymać. Sięgnęła głębiej, wywlekając niemal wszystko na światło dzienne. Mozolne, długie szukanie tego, co pamiętała ona. A poprzez więź umysłu jaka wytwarzała się gdy ktoś wchodził drugiemu osobnikowi w umysł... I Lucien mógł zobaczyć obrazy jakie przywołuje Iskra, by porównać je z tymi, które znalazła u Cienia.
I tak też dowiedzieć się mógł, że jego zdrady zaczęły się jak zwykle od Solany, a potem to już sypiał z kim popadnie. Że nie interesował się zbytnio losem swojej podopiecznej, a od niedawna żony. Nie interesowało go nic. I poczuć mógł, choć przez chwilę, ból podobny do tego, który czuła Iskra przywołując te wspomnienia. Choć uczucia zamaskowała szybko i sprawnie.
Dowiedział się jak wyglądał ich ślub. Nie był zbyt huczny, bo gdzie Cień i otwarte przyznawanie się do uczuć. Był obraz elfki w białej sukience, z wiankiem konwalii na głowie, widział też i siebie samego z tajemniczym uśmiechem na ustach i iskierkami szczęścia w oczach. Potem znów inne obrazy, kiedy Zhao grzebała coraz głębiej, aż w końcu... Ustąpiła. I wyczuć od niej dało się jedno uczucie, bijące chyba na kilometr.
Irytację.
Coś było mocno nie tak. Elfka podniosła się z klęczek i przemaszerowała przez pokój szukając racjonalnego rozwiązania dla tego problemu.

Silva pisze...

Brzeszczot nie miał zamiaru nic sobie robić.
Głupi był, to prawda, ale jakieś granice tej głupoty były i nie zdarzyło się, by najemnik je przekroczył. Zawsze go jakiś wewnętrzny głosik zawracał, dziwne podobny do dziadkowego.
Pływanie było kojące. Tylko ty i woda dookoła. Przyjemnie chłodna. Ale kiedy przestrzelone ramię zaczęło drętwieć, przyszedł czas na wyjście z morza.
Brr. Teraz to było zimno.
I chyba we włosach najemnika zaplątała się mała ośmiorniczka, która najwyraźniej wrócić do morza nie chciała, bo ani się ruszyła - jakby co, jej tam wcale nie ma.
Głupi Brzeszczot powlókł się do domu byłego maga.
Cholera.

draumkona pisze...

Elfka natomiast zdawała się go nie zauważać, póki nie odezwał się Natan, oczywiście zaczynając paplaninę kiedy tylko Lucien usiadł. Marny jest żywot rodzica.
Natomiast furiatka miała niezły mętlik w głowie. No niby mówił prawdę, ale mógł przecież ją zwodzić. Był Cieniem. Miał to we krwi... Z drugiej strony, znalazłaby ślad. Cokolwiek. Zdecydowanie musiała to jeszcze raz wszystko przemyśleć. Wszystko. Od początku, do końca. Dlatego też wyszła, nie wypowiadając ani słowa. Zostawiła ich samych, ponownie.

draumkona pisze...

Furiatka zjawiła się w jego komnacie ponownie w nocy. Niby cień, bez szmeru najmniejszego przekradła się za drzwi i chwilę obserwowała jak Lucien śpi. Potem zaś było bezgłośne westchnienie. Nie podzieliła się z nikim swoimi przemyśleniami. Sama z wszystkim się uporała i uznała siebie za wielce głupią, bo... Cóż, postanowiła Cieniowi uwierzyć. Przynajmniej w pewnej części.
Oparła się ramieniem o kolumnę, tuż przed prywatnym balkonem komnaty Luciena i znów westchnęła. Nie miał szans się obudzić. Zbyt długo ćwiczyła bezgłośne wślizganie się do komnat... Więc bezczelnie trąciła metalowe wiaderko, które z brzdękiem się przewróciło i zmoczyło elfce buty zimną wodą. A taki hałas już na pewno go wybudził.
W tym jednak momencie, miast myśleć o tym o co miała pytać, Iskra uznała, że noc mają wyjątkowo ciepłą jak na zimę...

Silva pisze...

- Heiana, ale może dorzuć nam trochę... mięsa? - zagadną nieśmiało Soren, który w kuchence siedział z uzdrowicielką; oficjalny powód był taki, że chciał odsapnąć, a tak naprawdę wolał dopilnować elfkę, co by im samej zieleniny do talerzy nie ponakładała. Lubił warzywa, lubił owoce, ale potrzebował też białka.
- Jaką... - ośmiorniczka zsunęła się z plątaniny włosów i wodorostów na ramię najemnika; chyba czuła się na nim całkiem dobrze. - Nie będę z nią latał na brzeg - burknął i złapawszy zwierzątko za główkę, wpakował je do wiaderka z wodą. Niech sobie tam siedzi, skoro zabrała się na gapę. - Staruszku idę się przespać. Do stodółki - ot mała komórka, gdzie były mag trzymał siano, owies dla zwierząt i kilka kur. W beczkach zakonspirowane miał jabłka i gruszki, było nawet kilka brzoskwiń.

draumkona pisze...

Iskra nie była pewna, czy chce z nim rozmawiać. Wciąż miała jakieś wątpliwości, ale... Obejrzała się na niego. Światło księżyca miękko przesunęło się po elfiej sylwetce.
- Wychodzi na to, że mówisz prawdę, Cieniu - mruknęła zagadkowym tonem, jakby nie wiedziała z kim tak naprawdę ma do czynienia. Wzrokiem powiodła po jego sylwetce, po twarzy, jakby szukając jakiś oznak inności, dalszej odmienności od tego Cienia, którego znała. Bo ten tu okazywał się... Kimś innym. Nieznajomym.
Niezbyt pewnie zbliżyła się ku łóżku.

draumkona pisze...

- Nie pamiętam... - mruknęła w zamyśleniu Iskra siadając na brzegu łóżka, jakby zastanawiając się nad czymś. Bardzo poważnie i bardzo głęboko.
- Nawet nie wiem kim ty jesteś. Nie jesteś Cieniem jakiego znam... Kto wie, może twoja głupia kopia gdzieś się plącze po świecie? - głupia myśl, ale zaraz potem Iskra pomyślała, że to mogłoby być nawet całkiem prawdopodobne... Spojrzała na niego z ukosa. Niby wyglądał tak samo.
I coś w elfce pękło, bo zamiast dalej go maglować, wałkować i prowadzić to swoje przesłuchanie, po prostu sięgnęła dłonią policzka Cienia, lekko przesuwając po nim palcami. Nie wytrzymała i odszukała ustami jego wargi. Wiedziała, że to się tak skończy...

draumkona pisze...

I Zhao musiała przyznać, że dotyk był ten sam, taki sam jaki pamiętała zawsze. Ten sam głos, zachrypnięty nieco od pożądania. Zniecierpliwione dłonie szukające guzików na jej koszuli... Cóż, tego wszystkiego nie dało się pomylić z nikim innym. To był Lucien. Na pewno. Może więc to jej ktoś wyprał mózg? Trzeba będzie to sprawdzić, chociaż... Nie teraz...
I tak też elfka poddała się uczuciom jakie żywiła do Poszukiwacza, a o jakich myślała, że umarły.

Silva pisze...

- No, pani elfko. Taki ładny kawałeczek - i mag podsunął paluszkiem ku misce kawałek wędzonego mięska, mając nadzieję, że to przekona Heianę. No, chociaż żeby jemu dodała trochę, najemnik mógł jeść zieleninę, w końcu w połowie był elfem. - W starczym wieku potrzeba białka, wiesz? Może chociaż rybkę?
Ośmiorniczka chwilowo nie miała nic przeciwko słodkiej wodzie; wystawiła kilka macek poza krawędź i znieruchomiała, badając nimi to małe, dziwne ustrojstwo, w którym się znalazła.
Brzeszczot cmoknął zirytowany. Czy ona długo zamierzała grać jeszcze w tę głupią grę? Oboje dobrze wiedzieli, że najemnika nie potrzebowała, po co więc to mydlenie oczu, po co stwarzać pozory?
- Ruiny. Bardzo śmieszne. Szerokiej drogi - i wyszedł, trzaskając drzwi. Nie będzie go jego wredna... Wasza Wysokość, okłamywać!
Mogłaby chociaż się przyznać.

["Nietoperz się jakiś z niego zrobił, czy jak?" hicior]

draumkona pisze...

I tylko ten krzyk chyba miał szansę wybudzić Iskrę z drzemki w jaką zapadła. Buntownicy. Fenrisi... Kogo złapali? Bogowie, żeby tylko nie sypnął nic... I elfka, miast spać, odpoczywać po upojnej nocy, zerwała się z łóżka i ubrała się w prawdziwym pośpiechu. Po czym, obejrzała się jeszcze na Luciena i wypadła z komnaty lecąc przed siebie, co by się dowiedzieć kogo złapano. Ale nie zamierzała pytać Wirgińczyków. O nie. Owinęła się czarem kameleona i sama zaczęła podsłuchiwać i węszyć.

draumkona pisze...

Ściągnęła brwi. Jaskółka... I zamiast jej współczuć, Iskra zaczęła zaklinać ją w duchu, by nie sypała. Zhao miała zbyt wiele do stracenia. Co zrobią Natanowi kiedy odkryją tożsamość Łapy? Co się stanie z nią samą? pewnie szafot...
Upilnowała, by nadać swojej twarzy odpowiedni wyraz niedowierzania i zdziwienia. Gdzieś przy drugim wejściu mignęła jej sylwetka Wilka. Złego Wilka. Najwyraźniej po raz kolejny Redan skutecznie związał mu ręce...
- Dowiedz się o co tu chodzi - burknęła do Cienia postanawiając go wykorzystać do włąsnych celów. Niech się na coś przyda w końcu...

Silva pisze...

- Jakie tam robaki. Zobacz - i ukroił plasterek - Czyste, ładne mięsko. Tłuste, bo... - chciał powiedzieć, że ze starej świni, ale w porę ugryzł się w język. Gdyby się wygadał, uzdrowicielka na pewno by się nie zgodziła; lepiej jej oszczędzić takich szczegółów.
Może pieczoną ośmiorniczkę?

Ruiny. Czy ta durna Jej Wysokość oszalała? Pobliskie ruiny były najgorszym miejscem, jakie mogła sobie wybrać na spacer. Ale fakt, to była Szept: lubiła stare, zapomniane przez czas kupy kamieni, gdzie kręciły się jadowite stworzenia. W tych ruinach starożytnego bastionu, ponoć straszyło i to całkiem poważnie. Dar pamiętał, że jak był młody, to z innymi dzieciakami chciał tam wejść, ale Soren ich pogonił.
Głupia Jej Wysokość.
Brzeszczot westchnął. Tyle było z jego spania.
Głupie sumienie.
Wstał, ogarnął się, buciory ubrał, kurtkę rzemykami zawiązał i polazł za Jej Wysokością.
Mimo wszystko, nie potrafił puścić jej samej.
Cholera.
A przecież dla niej nie pracował.

draumkona pisze...

Lucien mógł sobie paplać o księgach, mógł i nawet się do Iskry dobierać. Nie odniósłby pożądanego efektu. Elfka byłą dość daleko myślami, zapewne popełniała najgłupszą rzecz, ale planowała odbicie Jaskółki... Uważała, że sama da radę. W końcu, czym jest parę głupich Wirgińczyków? Ona, biała magini, członkini Bractwa... Nie mogła zawieść.
- Co? Nie... - jednym uchem słuchała Luciena, a drugim tego, co dzieje się na sali. odległa, zamyślona. Lucien zaś znał ją już na tyle by pewne rzeczy widzieć, choć elfka dość sporo wysiłku wkłądała w to, by się nie zdradzić nawet przed Cieniem. Szczególnie przed nim.

Silva pisze...

Ruiny baszty były kupą kamieni.
Dach zapadł się do środka dawno temu i tylko żelazna chorągiewka, przekręcona i skrzywiona, trzymała się na ocalałej, stropowej belce, jakby na przekór temu, co czas zrobił z budowlą.
Przez wyrwy w ceglanych ścianach widać było podniszczone schody, skruszone stopnie. Ponoć prowadziły na szczyt, gdzie miał dyndać na belce Wisielec.
Do wieży nie prowadziło żadne wejście; drzwi nie było, tylko szczeliny i wyrwy, w których hulał wiatr. Dookoła mur zarośnięty bluszczem i roślinnością, która powoli i skutecznie odzyskiwała należne jej miejsce. I nic więcej.
Brzeszczot wlekł się za elfką i myślał. Włosy dalej miał mokre, nawet został w nich zielony glon, którego nie zauważył. Szedł powłócząc nogami, zgarbiony, dziwnie cichy i jakiś nieswój. Coś wyraźnie zaprzątało jego myśli.
Cholera.
Był głupcem. Idiotą. Ckliwą ciotą. Skretyniałym najemnikiem, któremu najwyraźniej robaki wyżarły mózg. Debil jak nic. Wariat. I wyjdzie na dziwka, na nienormalnego, na...
Cholera.
Przyśpieszył kroku, dogonił elfkę i...
Był głupcem.
Złapał za materiał płaszcza, zacisnął na nim palce i za nic puścić nie miał zamiaru.
- Szept - chwila zawahania, bo się najemnikowi głos załamał, nawet mu ręka trzymająca elfi płaszcz drgnęła - Ja wiem, że nie jestem godny, by służyć królowej, ale... - i tutaj nastąpiło coś, co się magom, filozofom, bogom nawet nie śniło, Dar rozluźnił uścisk palców na materiale i długouchą przytulił. A takiego głosu Szept jeszcze nie miała okazji u niego usłyszeć - Nie zwalniaj mnie, proszę.

draumkona pisze...

Wilk podłapał spojrzenie Cienia... I podszedł. Nie, żeby pałał radością na to spotkanie, ale tam była też Iskra. I Szept. Więc coś musiało być na rzeczy...
A Iskra znowu tylko mruknęła coś, jakieś "ahia" wcale Cienia nie słuchając. Była już myślami w lochach, już duchem uwalniała niziutką blondynkę... Już czuła, jak wszystko układa się wedle planu. Jak uciekają do lasu...
Szkoda, że to nie całkiem tak miało wyglądać.
- O co chodzi? - burknął Wilk kiedy tylko znalazł się w polu słyszenia tamtej trójki.

draumkona pisze...

Wilk spasował. Nie miał najmniejszej ochoty na szperanie w umyśle Cienia, jakby bał się co tam zobaczy. Zaś Iskra podejrzliwie przyglądała się Szept i Lucienowi. Coś było na rzeczy... Nie ważne. Ona miała swoje zadanie.
- Mówił prawdę cały czas - mruknęła jeszcze i odeszła, bogowie niejedyni wiedzą gdzie. Nim Poszukiwacz zdążył ją pochwycić, straże całkiem przypadkiem zagrodziły mu drogę i tyle furiatkę widział.
***
Noc. Okrągły księżyc wisiał na niebie niby złoty krążek, wskazując swoim światłem drogę zbłąkanym duszom, które nie widziały swej ścieżki. Łapa siedziała przyczajona w krzakach i obserwowała zmianę patrolu przy wejściu do lochów. Kły na rzemyku wokół jej ręki zachrzęściły cichutko, a ona sama naprężyła mięśnie. Jeszcze moment...
Zaklęcie niewidzialności, hyc w cień, zsunąć się z malutkiego wzgórka za świeżaczka na patrolu i już była w lochu. Teraz znaleźć Jaskółkę... Dobrze, że była sama. Nikt jej nie zawadzał.
Jakże mylne stwierdzenie.

Silva pisze...

Parsknął śmiechem, chociaż wcale wesoło mu nie było. Czując się jak idiota, puścił elfkę i klapnął na kamieniu, spuszczając głowę.
Ona wciąż kłamała. Dalej twierdziła, że go nie nie potrzebuje, że wciąż jest jej najemnikiem. Ale nie był. Przecież nie nadawał się dla Jej Wysokości. Był tylko mieszańcem, nawet nie elfem, nie człowiekiem. Był... Cholera.
- Przytulaśny misio, też wymyśliłaś... - mruknął, ale zaraz umilkł; kiedy znowu się odezwał, był jakiś dziwny - Wiem, że jestem marudny, że wredny i nieokrzesany, że głupi i irytujący, że czasami powiem coś w złości, chociaż wcale tak nie myślę, że zachowuję się jak dzieciak... - zabrzmiało jak spowiedź, ale najwyraźniej Brzeszczot zdawał sobie sprawę z tego, jaki jest. Jaki jest na wierzchu. - Nie chcę, żebyś mnie wywalała na zbity pysk. Nie chcę, żeby to się skończyło - o, jakiż ten piasek pod jego butami był interesujący - Wiem, jesteś królową. Heiana mi to uświadomiła. To się nie godzi, by władczyni elfów z takim szemranym najemnikiem się... Mogłaś mi powiedzieć, że już nie chcesz mnie za najemnika.

draumkona pisze...

Korzystając z obecności Wilczycy, przemknęła za nią, mijając wciąż niezbyt przytomnych wartowników. Potem zaraz uskoczyła w inną odnogę korytarza nie chcąc wchodzić tamtej w drogę. Przywódczyni nie byłaby zadowolono gdyby odkryła w tunelach innego Fenrisa... Zaś Iskra jako biały mag, miała jako taki dostęp do umysłu Jaskółki. Potrafiła go... Zwąchać. Tak jak Dar wyczuwał na spore odległości zapachy, tak i Iskra wyczuwała cudze umysły. I wiedziała, że kieruje się w dobrą stronę.
Wkrótce jednak straży było więcej. Więcej pieprzonych elit. Warknęła mimowolnie, niby dziki zwierz, niby jaguar i tyle starczyło, by wzbudzić ich podejrzliwość. Mocno przyciśnięta do śćiany, wciąż opleciona czarem niewidzialności, ledwo przecisnęła się między strażami, po czym pognała do cel.

Silva pisze...

Najemnik podniósł głowę.
Minę miał taką, jakby nie był do końca pewny, czy wierzyć wrednej elfce, ale... Może to naprawdę była ta sama Szept, którą znał i której tyłek trzeba było ratować? W zasadzie, co taka głupia uzdrowicielka mogła wiedzieć o tym, czego chciała magiczka, nawet jeśli była jej kuzynką?
Bogowie, jak dobrze. Szept nie chciała go zwolnić! Dalej będzie podróżować po świecie, dalej będą się przegadywać, alej sobie dokuczać, dalej... Najemnik westchnął z ulgą.
Wystarczyło kilka słów, aby znowu jego świat wrócił na właściwe i znane miejsce. Jak dobrze.
Brzeszczot wstał i wytargał z włosów glony. - To co, idziemy sprawdzić tę kupę kamieni?

draumkona pisze...

Iskra nie potrafiła pojąć dlaczego Wilczyca się ujawniła. No, przecież pełno straży... Ale wtedy sama weszła do niewielkiej jamy gdzie leżała martwa już Jaskółka i także jej czar prysł. Błyskawicznie wręcz dobyła dwóch sztyletów i sparowała cięcie z góry jednego z żołnierzy. Odskoczyła w bok wykonując zgrabnego fikołka, przeturlała się jeszcze kawałek i znalazła się nieopodal Sztyletu. Łypnęła na nią wzrokiem, niezbyt przychylnym, a tęczówki Łapy, które zwykle bywały wściekle zielone, teraz były... Fiołkowe. Nie działał w tej jamie żaden czar, czego Iskra nie przewidziała. Nawet wprawna iluzja zmieniająca jej głos i kolor oczu puściła. I wtedy... Wtedy ciemna mgiełka przesączyła się ciasnym otworem do pokoju. I Iskra wiedziała co się dzieje. Chwyciła Wilczycę za rękę i puściła się biegiem do wyjścia. Przepychała się przez strażników, paru nawet dźgnęła sztyletem. Ale przed Dibblerem nie było ucieczki. Uciekły mu z tego pomieszczenia? Dobrze. Więc się zdematerializuje i dorwie w innym... I tak obie elfki cudem uciekły z lochów, a kiedy Łapa, będąc już pewną pomyślności ucieczki, puściła dłoń Wilczycy, niespodziewanie wyrżnęła, jakby ktoś pociągnął ją od tyłu za nogę... I tak też było. Bo kiedy zirytowana spojrzała za siebie, zobaczyła piekielnie wyszczerzonego Dibblera z szarymi oczami płonącymi niezdrowym blaskiem. Serce podskoczyło jej do gardła, ale zdołała się wyszarpać i uciec w mrok lasu.
Jednak po krótkim dystansie jaki przebiegła... Zdała sobie z czegoś sprawę. To był Medreth. To był...
Zatrzymała się oddychając szybko. żołnierze zaś szybko ją doganiali. Iskra odwróciła się ku nim z dziwnym ogniem w spojrzeniu.
- Jestem Łapa Jaguara. To mój las. I wcale się was nie boję. - takie to słowa usłyszeli Wirgińscy piechurzy, ale zignorowali je. W towarzystwie Dibblera czuli się aż nazbyt pewnie. Zaś Iskra, miast się odwrócić i uciekać, zaczęła iść w stronę prześladowców.
- Jestem łapa Jaguara... - i wtedy spomiędzy drzew, jakby na wezwanie elfki, wyłoniły się najprawdziwsze jaguary. Dzikie, majestatyczne koty przemknęły bezszelestnie, po czym przypuściły atak wraz z Iskrą. Cóż z tego, że niewielki oddziałek udało się im zamordować i zmasakrować? To jedynie Wirgińskiego kolosa rozwścieczyło, niby zbyt natrętna mucha krążąca pod sufitem i brzęcząca tak głośno, że nie da się spać.
Na szczęście, Zhao i jaguary w porę umknęli w głąb lasu.

draumkona pisze...

Furiatka nie wróciła na noc do komnaty. Nie wróciła nawet do Luciena przyprawiając go pewnie o nowe zmartwienia i przybliżając do osiwienia.
Wolała zostać w lesie czując, że tak naprawdę chyba tu jest jej jedyny dom. Ulokowała się na gałęzi rozłożystego drzewa. Pod głową miała ciepłe i wibrujące od mruczenia ciało wielkiego kota, gdzieś na wyższej gałęzi leżał drugi jaguar. W ogóle, całe drzewo było nimi zapełnione. Sama elfka zaś sięgała co chwila do magii i leczyła im co poniektóre rany. Tam zadrapanie, tam głębsze cięcie... Szkoda, że zapomniała w tym o sobie, ignorując jedno cięcie sztyletem należącym do Dibblera na udzie i sporego, krwawego sińca na obojczyku, którego zarobiła, gdy jeden z elitarnych przyłożył jej okutą pięścią i nie zdążyła się do końca uchylić, stąd i siniak w tak nietypowym miejscu.
Potem zaś zasnęła, w głębi lasu, w świętym spokoju nie licząc się z nikim i niczym.

draumkona pisze...

Natomiast kiedy w końcu Iskra wstała... Cóż, postanowiła, że najlepiej będzie zrobić z Cienia kretyna. Najbezpieczniej. Więc chyłkiem wróciła do własnej komnaty, po skałkach, na taras i hyc do łóżka, że niby całą noc tam była, a on, głupi Cień, nie zauważył...
Zaś Wilk nie wiedział gdzie jest Iskra. Łypnął tylko złowrogo na Cienia, potem na Szept i wymamrotał coś o "ważnych sprawach". Jakiś niewyspany był, oczy miał podkrążone i to bynajmniej nie od chędożenia. Wilk coś po nocach robił, nad czymś pracował... A teraz dostał wezwanie do Redana.

Silva pisze...

- To kupa kamieni z historią - poprawił się i rzucił w nią szyszką znalezioną przy drodze; bogowie, był nieoprawny, ale to jej najemnik, prawda? Nic nowego, cały mieszaniec. - Wasza Wysokość - tak, oczywiście, że nie mógł się powstrzymać. Nawet elfkę wyprzedził o parę kroków, zadowolony, że wiatr znad morza tu nie dociera i w szare oczy magiczki spojrzał. - Dziękuję - powiedział znowu jakoś ckliwie, ale zaraz się odwrócił i stawiając wielkie kroki, szedł przed siebie. Do kupy kamieni.

draumkona pisze...

Cóż, Poszukiwacz nie powinien się obawiać tego, że dostanie w nos, bo Iskra - także mająca niejasne, złe przeczucia - nie chciała tworzyć sobie jeszcze więcej problemów. Miała już na głowie Fenrisów. Koty. Teraz jeszcze odszedł do tego wszystkiego Dibbler, psia jego mać... Ale... Moment... Co on tam robił? No, niby był Cieniem, ale... Wtedy i Luciena powinni wysłać na czujkę. A nie tylko Dibblera... Coś tu elfce brzydko pachniało, ale nie zamierzała się w tym obnosić. Nie powiedziała nawet Lucienowi, miast tego skorzystała z darmowej poduszki. Zupełnie jak za dawnych czasów.
Zaś, w istocie, skoro świt rozpętało się prawdziwe piekło. Redan dostał szału, połowa żołdaków włóczyła się teraz po lasach w poszukiwaniu Łapy, jaguarów i Wilczycy. Bo wiadomo, widma, cienie, to magia, łatwo odwołać. Ale całe stado kotów? Musiały gdzieś być... A Wirgińczycy sądzili, że gdzie duże koty, tam i Łapa. Cóż, sromotnie się pomylili, bo Łapa w najlepsze spała na Lucienowej piersi i figę znaleźli. Żadnych śladów. Zarówno przywódczyni Fenrisów, jak i jakiś podrzędny pachołek rozpłynęły się bez nawet najmniejszego śladu.

draumkona pisze...

Aresztowania się posypały, gro elfów do lochów trafiło, w większości przypadków zupełnie przypadkowo.
Jednak, Wirginia nie znała litości nawet dla tych, którzy zarzekali się, którzy klęli i przysięgali. Wszystkich spotkały tortury. Zaś samą Iskrę dopadły wyrzuty sumienia. Przez nią i jej wybryki cierpiały inne elfy...
Ale nie miała odwagi choćby wystawić nos z komnaty, dlatego też i większość czasu przeleżała obok Poszukiwacza, który chyba też nie spał zbyt dobrze tej nocy, bo mijało południe, a on wciąż drzemał... Zaś Iskra obserwowała go. Nie jednak z natarczywością, a z pewną dozą uczucia. Usta elfki musnęły jego ramię, dłoń przesunęła się po piersi. Dobrze, że tu był. Może jego obecność na coś się zda, kiedy po nią przyjdą...
Pech chciał, że po lesie włóczył się akurat Natan.

draumkona pisze...

Także do Iskry w końcu dotarły wieści kto kogo aresztował i za co. Jednak, swoją furię postanowiła okazać inaczej. Nie poleciała od razu do Redana. Nie. Ona postanowiła działać na własną rękę. Jako Łapa. I nawet nie przypuszczała, że to będzie jej ostatnia misja. Ostatnie działania.
Jak zwykle, korzystając z własnej zwinności i zaklęć udało się jej przedrzeć do lochów. Tam... Cóż, nie spodziewała się zobaczyć tylu elfów. Ale ją interesował jeden i to nawet nie czystej krwi elf, bo jej mały synek. Jak mu coś zrobili... Zabije. Wszystkich.
Natana znalazła w dolnych korytarzach, miał siniaka pod okiem, ale poza tym chyba nic mu nie zrobili. Trząsł się i to chyba z zimna, bo lochy nie należały do najcieplejszych miejsc. Znów, korzystając z magii, pozbyła się paru żołdaków, a zaklęciem złamała zamek.
I nie zauważyła, że ktoś już ją obserwuje, choć nie uderza. Ten ktoś czekał na dogodny moment. Idealna chwila...
Chłopczyk najpierw nie chciał wyjść, a kiedy Iskra go już do tego przekonała, owinięty Iskrowym zaklęciem został przeteleportowany na górną kondygnację. Nie chciała ryzykować jego życiem... Za to zaryzykowała swoim.
Chłodne ostrze sztyletu lekko nacisnęło na jej szyję, a ponury głos obwieścił
- Lepiej się nie ruszaj. Nie chciałbym, żeby coś ci się stało... - zamruczał Dibbler, po czym wprawnym ruchem pochwycił jej zastygłe w bezruchu dłonie i związał jakiś sznurkiem. Zhao, kiedy w końcu się otrząsnęła z szoku, najpierw go wyśmiała, co nie okazało się dobrym posunięciem. Dibbler nie działał po stronie Cieni. No bo, skoro był Cieniem, to dlaczego ją schwytał? Dlaczego wlókł gdzieś...
A w tym czasie do Redana podbiegł kurier. Magiczny posłaniec, który wychwytywał wypuszczone w eter myśli żołnierzy i przekazywał je dalej. Złapali Fenrisa.
- Marszałku! - zdyszany wpadł do sali i zgiął się wpół próbując złapać oddech - Złapali kolejnego Fenrisa... Łapa Jaguara, czy jakoś tak - cóż, taki łup zapowiadał się obiecująco. A Natan zaczął szukać taty. Albo mamy. Kogokolwiek...

Silva pisze...

Brzeszczot zajęty był pleceniem warkocza; w wargach trzymał rzemyk i chyba ignorował elfkę. Czyli było tak, jak być powinno i jak zawsze bywało. Obmyślał też wredny sposób słodkiej zemsty na uzdrowicielce, która o zawał serca go przyprawiała głupimi wieściami, że magiczka już go nie potrzebuje. A co się okazało? Potrzebowała, ha!
- Jakie strachy? - spytał, kiedy sięgające pasa rude włosy zostały w końcu ujarzmione; szkoda tylko, że te krótsze, przy twarzy, sterczały na wszystkie strony. - A! Może się wyniosły? No wiesz, lokalna wędrówka upiorów. Co pół roku zamieniają się miejscami, taka umowa.
Brzeszczot kichnął. Raz, drugi i trzeci. Zaraz znowu i jeszcze.
- Szept... - uważne spojrzenie na magiczkę, bo jak nic czuł magię. Ktoś tu czarował i nie był to Soren, który już tego nie umiał i nie była to też długoucha. - Magia.
I faktycznie, coś się działo.
Znad morza, ku lądowi ciągnęła mgła. Stojąc na brzegu, patrząc na to z góry, wyglądało to tak, jakby ktoś na środku wody wywołał mgłę, która zaczęła sunąć ku lądowi. Nie szła w głąb morza, kierowała się na brzeg. Gęste, białe opary.
Morze znieruchomiało. Wiatr ucichł.
Dar kichnął.
Stojąc na klifie, elfka i mieszaniec patrzyli jak mgły przybywa, jak sięga coraz dalej, jak dotyka piasku plaży.
Pieśń. Z mgły słychać było kobiecy głos. Eteryczny, tajemniczy głos, który śpiewał. Przyciągał i kusił, by wejść w opary, by odnaleźć źródło. Ale nie, głos nie wydobywał się z mgły. O tam, na szycie baszty ktoś stał. Ciemna postać na tle szarego nieba, jakby utkana z oparów, równie nierealna co mgła. Zdawała się ściągać białe opary coraz bliżej siebie, coraz bliżej wioski, która zaczynała znikać za mgłą.
Pieśń morza stała się wyraźniejsza, głośniejsza.
I kiedy pomiędzy nogami elfki i najemnika przemknęły zwiewne macki, wszystko zniknęło. Urwała się pieśń. Zniknęła czarna postać. Mgła wróciła do morza i przepadła. Fale znów szumiały.
- No, i masz swoje strachy. Zadowolona? - nawet nie próbował powiedzieć elfce, by stąd poszli. Ona i tak go nie posłucha. - Co chcesz najpierw sprawdzić?

draumkona pisze...

To Wilka zaskoczyło. Ten dotyk, myśli... Tak, dawno już nie korzystali z tej więzi. Władca zdążył już o niej zapomnieć. Znając Szept... Cóż, musiał wziąć pod uwagę najgłupszą możliwość. Zaśmiał się nawet w duchu. No bo co Szept mogła? No chyba nie powie, że jest Wilczycą...
I wtedy to usłyszał. Nie dowierzał. Szept, jego... Żona? Jego... Wilczycą... Nie wierzył. Naprawdę nie wierzył w to co widzi. W to, co słyszy. Stał jak wmurowany w posadzkę i nie potrafił działać. Teraz dopiero złośliwy głosik podpowiedział mu, że ten żal i ten dziwny głos w jego umyśle były czymś w rodzaju ostatniej prośby. Bo Redan nie daruje. Miał Łapę. Miał Wilczycę. Fenrisi byli skończeni.
Zaś sam marszałek... Nie zamierzał dotrzymać słowa. Przynajmniej nie w całości. Elfy, te niezwiązane ze sprawą zostały uwolnione, zaś Łapa, Wilczyca... Nie. One miały zostać, zamknięte w najgłębszych czeluściach lochów, poddane torturom. Fenrisów trzeba było zniszczyć.
Przeklęte elfy.

draumkona pisze...

Słowo się rzekło, choć Natan od dłuższego czasu był już wolny. I to było widać jak na dłoni, bo i nie przybiegł z dolnej kondygnacji, a z górnej. Więc ktoś... No i miał śliwę pod oczkiem.
- Tata! - i znowu Lucien został obłapiony za nogę, a sam Redan uniósł lekko brwi. Dziecko uciekło samo? Zresztą, nie ważne, miał co chciał, Cień dostał co chciał, wszyscy byli zadowoleni. Dopóki Natan nie zaczął paplać...
- Gdzie mama? - pierwsze pytanie. Potem się rozejrzał, podbite oko przetarł nieco ręką i doszło do niego, że jego matki tutaj nie ma.
- Mówiła, że zaraz przyjdzie... - wtedy do sali wleciał kolejny kurier, opluty czymś co kojarzyć się mogło tylko z krwią, umorusany błotem i piachem.
- Panie marszałku, oddziały specjalne ustaliły tożsamość drugiego Fenrisa, Łapy... W zasadzie, to było to dośc logiczne...
- Gadaj, a nie pieprzysz od rzeczy - warknął Redan, niezbyt cierpliwy jeśli chodzi o buntowników.
- Łapą okazała się Zhaotrise Starsza Krew. GSP się nią zajął.
Natan niewiele z tego zrozumiał, ale było tam imię jego mamy, to i się niepokoić zaczął. Czy coś się jej stało?

draumkona pisze...

Wilk natomiast nie był w nastroju do słuchania rozkazów pochodzących od Cienia. W końcu, to on pochodził z tej innej, lepszej rzeczywistości, tak? To niech sam coś zdziała. On miał inny problem.
- Sam sobie ratuj SWOJĄ żonę - innymi słowy, Wilk miał na głowie własną żonę, której nie zamierzał spisywać na straty. Głupia magiczka. Mógł się czegoś takiego spodziewać. Przywództwo nad Fenrisami... Zachciało się jej, psia jego mać.
- Iskra była mi przyjaciółką. Jest ktoś ważniejszy - burknął jeszcze i postanowił się ulotnić. Musi znaleźć Fenrisów. Musi... No, jak będzie trzeba, to wymusi na nich, by tam z nim poszli i odbili Szept. Bogowie, ile on by dał, żeby to co paplał wtedy Cień było prawdą... Ile by dał... By teraz się tam znaleźć.

draumkona pisze...

Zaś Iskra, otumaniona wszelkimi specyfikami niweczącymi skuteczność jej magii, została przywiązana do krzesełka. Choć w tym momencie nie była zbyt groźna. Dwoiło jej się w oczach, kręciło w głowie...
A Dibbler, dotąd oparty o ścianę ramieniem, w końcu pozbył się większości sługusów z komnaty. Przystawił sobie drugie krzesełko obok niej i zaczęła się rozmowa. Z początku całkiem niezobowiązująca, choć Iskra nic nie mówiła. Cień prowadził monolog, który zakończył słowami
- Bo widzisz, Szept nam wszystko powiedziała. I puściliśmy ją. Wróciła do Eilendyr i żyje sobie... Więc po co się męczyć? Powiesz nam co wiesz i ciebie też puścimy.
- Wal się - wychrypiała elfka spluwając na ziemię. Nie wierzyła. Nie chciała wierzyć. W końcu też... Co robiłaby tu Szept? Ona nie była... I wtedy na Iskrę spłynęło olśnienie. Szept musiała być tą elfką z wczoraj... Wilczycą...
Ale dalej nie wierzyła w to, że im wszystko powiedziała.
- No wiesz, a ja byłem taki miły... - GSP westchnął i uderzył lekko dłońmi w kolana wstając. Pstryknięcie palcami, a do komnaty znów wparowali ludzie.
- Próbowałem po dobroci - dodał jeszcze przepraszającym tonem, po czym wyszedł, kierując się do więzienia Szept.
A za nim potoczył się echem po korytarzu krzyk Zhao.

draumkona pisze...

Tak, Dibbler od dawna miał zaklepane miejsce w piekle, a może i nawet stałą miejscówkę. Niektórzy mówili, że nie raz już umierał i ożywał, niektórzy sądzili, że to sam diabeł wcielony przyszedł między ludzi.
A Dibbler tylko siedział i się z tego śmiał. Zwykle tak było. Bo teraz wcale mu do śmiechu nie było.
Powolnym, spokojnym ruchem sięgnął kosmyka włosów Szept i okręcił go sobie wokół palca, spoglądając na nią w zamyśleniu, a jednocześnie jakby dokładnie wiedząc co czyni. Przysunął się.
- Iskra zwaliła wszystko na ciebie, droga pani. Wszystko. I co, pójdziesz na szafot za jej winy? To ona wszystko ukartowała. To wszystko jej wina. I pozwolisz, by jej się upiekło? - wyszeptał do szpiczastego ucha Niry niby jakiś przeklęty kochanek, czy bogowie wiedzą co. Lubił tak się bawić. Czy to z ludźmi, czy z elfami... Ale ten głupi marszałek nie miał daru cierpliwości.
Dibbler łypnął na Redana, a tamten aż się wzdrygnął. W sumie, nie był mu potrzebny, a wiadomo, podczas tortur zdarzają się smutne i nieoczekiwane rzeczy... Śmierć marszałka...
- Nie, jeszcze nie - zamruczał do siebie uśmiechając się szeroko, jakby ktoś go po karku drapał, co Dibbler zresztą bardzo lubił.
Wilk miał podobny problem do Cienia. Nie potrafił doszukać Fenrisów. Wsiąknęli jakby w ziemię, wyparowali. Więc jedyną deską ratunku był chyba Cień... Współpraca z nim...
I z takim ponurym postanowieniem, ruszył szukać Poszukiwacza.

draumkona pisze...

Westchnął. Obie były tak samo uparte, a cóż on, biedny Dibbler miał zrobić. Ponownie westchnął. Teatralnie, niby bezradny, a jednak nie do końca.
- A chciałem po dobroci... - skinął dłonią na swojego człowieka, całego w czerni, z maską na twarzy. Zapewne jeden z ludzi od tortur.
Dibbler za to oparł się łokciem o ramię Szept i cmoknął.
- Od czego chciałabyś zacząć? Widzisz, mamy tu całkiem sporo... Przyrządów. Poza tym, podejrzewam, że i ci panowie dawno nie mieli jakiejś kobiety - i tu nagle szare spojrzenie Dibblera padło na marszałka - Prawda, panie Redan? - jakby sugerował, jakby wręcz namawiał... Cóż, to by było chyba najgorsze upokorzenie dla magiczki. I czysta radość dla Dibblera, bo on lubił robić innym piekło z życia. Poza tym, brzydka nie była, Redan nie powinien mieć oporów.
***
- Idziemy do Zorana - postanowił niemal natychmiast Wilk. Lepiej zawsze jest wypytywać swojego niż pchać się do lochów, gdzie to ponoć mysz nie miała prawa się przecisnąć... Ale jeśli trzeba będzie, to tam zejdzie. Choćby to miała być ostatnia rzecz jaką w tym życiu zrobi.
- Ale nie obij mu mordy od razu - mruknął jeszcze kierując się w miejsce gdzie zwykle dawało się Zorana przydybać. Jeszcze brakowało tego, żeby cień i tego elfa przeciw nim odwrócił...

draumkona pisze...

Parszywy, szeroki uśmiech Dibblera świadczył o jego samozadowoleniu. Usiadł sobie grzecznie pod drzwiami, na stołku i w najlepsze palił fajeczkę myśląc. Co by tu następnego... Ach tak. Może by Iskrze wmówić, że Szept nasłała na nią Redana? A potem samego Redana wykorzystać, by i Iskrę zgwałcił? Cóż, całkiem wygodny taki pomysł. Teraz tylko poczekać, aż marszałek skończy z magiczką.
***
Wilk znał już Cienia za dobrze, by łudzić się, że po dobroci pójdzie po kogoś więcej niż Iskra. Dlatego tu był. Bo zamierzał rzucić Cienia na pożarcie straży, a sam chciał wniknąć głębiej po Szept. A co najgorsze... Teraz dopiero zaczęły się wizje. Ale nie były to decyzje Szept, Iskry... Nawet nie Redana. Nie znał tej osoby. Nie pamiętał... A to co zobaczył...
- Ja pierdolę... - i Wilk przymknął oczy, osunął się na ziemię poddając przepływowi obrazów. Najpierw Szept... Zagotowało się w nim. Zabije tego parszywca. Cholerny Redan. Ale... Właśnie. To już się działo. Z kolei dalsze decyzje dotyczyły...
- Tam jest ktoś kto planuje co z nimi zrobić... Ktoś... Nie wiem, nie pamiętam. Redan dopuścił się gwałtu na Szept. A teraz ten ktoś... Zamierza podsunąć mu Iskrę - to powinno podziałać zarówno na Cienia, jak i na Zorana. O nim samym nie wpsominając, bo miał ochotę wparowac tam i pourywać wszystkim głowy.

draumkona pisze...

Dibbler dmuchnął dymem, a ten ukształtował się w zgrabne kółeczko.
- Zapewne i druga elfka byłaby zachwycona gdybyś się nią zajął - odezwał się jakże uprzejmie, mając dodatkowo cichą nadzieję, że Redan się da na to złapać. W sumie, jak zlezie tu Poszukiwacz, to on sam będzie miał czas na ucieczkę... Zaś cała furia mentora, och, przepraszam, byłego mentora Iskry spadnie na marszałka.
- Gibka, smukła. Spodoba ci się - mruknął jeszcze zagadkowym tonem i poprowadził Redana do celi numer dwa. Ach ten marszałek, tyle szczęścia i tylko dla niego.
***
wilka bolała głowa. I to dopiero po tej wizji, jakby ktoś wymusił... Przyczaił się i rozejrzał. Właśnie zmieniały się warty przy korytarzu, co mieli wykorzystać, by przeniknąć dalej. I sam władca był nieco zaskoczony furią jaką widział w oczach Luciena. No bo gwałt, zła rzecz, wiadomo... Chociaż, jak pomyślał, że ten parszywiec dotykał jego żony, to cholera go brała i piorun jasny strzelał. Upierdoli mu pośladki, a kuśkę między dwa głazy wsadzi.

Silva pisze...

- To wcale nie było piękne - mruknął najemnik, zupełnie tak, jakby czytał w elfich myślach. Ta pieśń morza i mgły budziła w nim niepokój, sprawiała że drżało mu serce, a duch miał ochotę uciec jak najdalej. To nie była piękna melodia. Przypominała zawodzenie zranionej przez życie istoty, niczym potępieńcze wycie Kobiety Ze Wzgórz, którą straszono małe dzieci i przed którą przestrzegały stare babki.
- Będę tego żałował. Mogłem dać nogę, kiedy miałem okazję. To nie! Zachciało mi się ciepłych kluch... - westchnął, rozprostował ramiona i wpadł na genialny pomysł; roztargał kawałek materiału, który służył mu za chustę i po kawałku wsadził sobie do nosa. Tak, zapowiadał się ciekawe przedstawienie. - Dobra, używaj magii i na górę, bo schodami nie wejdziemy. Gotów.

Silva pisze...

[A, jakby co, mam pomysł, co zastaną na góze ^^]

draumkona pisze...

Iskra natomiast, jakby telepatycznie wyczuła Cienia, bo zaraz zebrała się w sobie, krwią w twarz plunęła jednemu z ludzi, którzy jej pilnowali i przeturlała się po podłodze dzwoniąc kajdanami. Głupi, głupi ludzie nie wiedzieli na co ją stać...
Potężny wybuch wstrząsnął kompleksem więziennym, aż z sufitu posypał się gruz. Choć nie udało się jej ich wszystkich spalić i zabić, to jednak dwóch, czy trzech przygniotły wielkie głazy. Ale potem wpadło ich jeszcze więcej, podnieśli ją z ziemi, poczuła jak okuta pięść spotyka się z jej biednym, zdartym policzkiem. Coś chrupnęło. Chyba pękła kość...
Jęknęła cicho i załkała. Ale przynajmniej Natan był bezpieczny...
Za to Wilk, gdyby nie to, że wybuch to byłby pognał magiczce na pomoc. A tak to cudem uniknął zmiażdżenia przez wielki głaz, który spadł z sufitu.
- Ja już zaraz tej elficy pokażę... - mamrotał jeden z żołdaków, kierując się z koleżkami do celi z której emanowała moc.

draumkona pisze...

- Wedle rozkazu - zamruczał Dibbler i rozpłynął się w powietrzu. I tyle go widzieli.
Oczywiście Wilk także porzucił Cienia. Dopadł do krat zaraz koło Zoarana, a jego wzrok był dziwny. Smutny, a jednocześnie palący. Jakby władca uparł się, że wyciągnie stąd magiczkę i, że... Cóż, może kiedyś mu wybaczy.
- Szept, nie pieprz - mruknął szperając przy zamku. Oczy błyszczały, umysł pracował, ale niestety. Cholerstwo puścić nie chciało.
- Wyciągnę cię stąd, zobaczysz... - jakaś desperacja wkradła się w jego nieco zachrypnięty głos. Szarpnął jeszcze kłódkę i poczuł się całkowicie bezradny.
Zaś Dibbler, jakiś szóstym zmysłem, albo czym, wyczuł, że żołdacy sami nie są.
- Stójcie głupie kurwy - warknął i zmaterializował się przed nimi, choć nie kompletnie. Gdyby kto próbował przebić go mieczem, srogo by się rozczarował, bo Dibbler przypominał bardziej ducha.
- Co się stało dowódco?
- Ogon macie, tępaki - warknął Dibbler, ale wtedy znów furiatka zaczęła działać. Mocniejsze zaklęcie, potem unik zaklęcia wcelowanego w nią... I to wystarczyło by odwrócić uwagę Dibblera. Żeby zostawił żołdaków w spokoju i zdematerializował się na dobre. Tak szybciej mógł dopaść furiatkę.

Silva pisze...

- Już nie. Przeszły na ciebie wcześniej. Tuliłem z bardzo konkretnego powodu - zdążył jeszcze powiedzieć, nieco zmienionym głosem, bo przecież pozatykał sobie dziurki w nosie, co by magii nie czuć. Ale najwyraźniej nie tylko nos chłonął czary, bo zaraz po plecach przebiegł mu dreszcz, jakby i skóra czuła zaklęcia mocy.
Kichnął. I zaswędziała go skóra na nadgarstkach; najwyraźniej bezpośredni kontakt z magią wywoływał wysypkę.
Kichnął i na nic się zdał zatkany nos.
Chwila lotu, targania ubrań na wietrze i wylądowali na szczycie wieży.
Najemnik kichnął.
Wiatr był tu mocniejszy. Wyszczerbione, pokruszone granitowe kamienie kruszały i nie stanowiły pewnego oparcia. Wyrwa w podłodze, która pewnie była kiedyś włazem wejściowym na dach, zarosła bluszczem, jak większość kamienia.
Jednak nie to sprawiało, że wieża była wyjątkowa. Niewiele było osób, które wiedziały, co znajduje się na jej szczycie. Jeszcze mniej, spośród tych wiedzących, było takich, którzy potrafili wykorzystać to, co tu było.
Sama wieża zbudowana była przed wiekami, przez nieznanych budowniczych i według podań, legend i mitów, dosięgnąć miała nieba i bogów. Nie dosięgła, a jej budowniczowie pokłócili się, pobili. Przez wiele lat wieża stała opuszczona, niezbadana, pusta, więc nikt nie wiedział, że na jej szczycie tkwi Wisielec, czyli jeden z ostatnich żyjących-nieżyjących budowniczych. W stanie pół życia i pół śmierci Wisielec przeżył-nie przeżył. Odkryli go przypadkiem magowie, zaciekawieni wysoką ponad miarę wieżą, wzniesioną z ciemnego kamienia. A wiedza o niej byłą pilnie strzeżona, jednak z czasem pojawiało się więcej osób, które poznawały tajemnicę wieży. Nie każdy umiał ją wykorzystać. Ale Wisielec trwał i wieża trwała wraz z nim. Czas zdawał się kruszyć kamień, ale nie niszczyć go. Wisielec żył- nie żył na jej szczycie i nic na tym świecie nie mogło uczynić mu krzywdy, ani nagiąć jego woli do swoich celów.
Miał za to wgląd w świat żywych i martwych, jako że stał na samej granicy. Martwy-nie martwy.
Dopiero teraz Szept i Dar zobaczyli Wisielca. Mężczyzna wisiał na prawdziwej szubienicy, przywiązany za nogę, na grubym powrozie. Na ich widok wyraźnie się ożywił, chociaż jeszcze przed chwilą wisiał nieruchomo, jak martwy.

draumkona pisze...

Cela jak cela. Ponure pomieszczenie, a, że znajdowało się pod ziemią, nie miało nawet okien. Wejście było jedno. To, którym wpadło tu właśnie z pół tuzina żołnierzy. Zaduch i ciężki dym spowijał przestrzeń, gryzący pył wdzierał się do płuc. Krew barwiła posadzkę. Iskra zaszła od tyłu jednego z ludzi i zarzucając mu łańcuchy swoje na szyję - zadusiła nieszczęśnika. Ale na tym jej szczęście się skończyło, bo dopadł ją Dibbler. Podciął ją zwinnie, a kiedy elfka runęła na podłogę, zaraz dobył sztyletu, który przeszył ramię elfki. Zhao powitała ten cios z cichym krzykiem.
- Siedź cicho. I się nie ruszaj. - warknął i rozejrzał się gorączkowo po sali. Ludzie wciąż się tu wlewali, ale główny problem był już poskromiony. Teraz musiał uważać na inny...
Zaś Iskra spostrzegła, że nie może się ruszyć. Pieprzony Dibbler przyszpilił ją sztyletem do ziemi. I jeszcze trafił w miejsce, gdzie choćby najlżejszy ruch sprawiał teraz ból. Poza tym, ostrze było pokryte trucizną. Nie miała szans na cokolwiek. Siły ją opuściły, a oczy zamknęły się.
Dibbler wyprostował się i rozejrzał uważnie, jakby spodziewał się ataku.
***
- Zoran, idź i rób co... - i wtedy Wilk miał kolejną wizję. Nie słuchając wcale protestów młodzika, złapał go za fraki i zatargał szybko ku małej klapie w ścianie. Zsyp. Zsyp śmieci... Ale to go uratuje. Bezceremonialnie wrzucił tam Zorana, który trafił na sterty worków z odpadami, a jak dobrze poszuka, to znajdzie wyjście nim się udusi. Klapa została zatrzaśnięta. Wilk się nigdzie nie wybierał. Wrócił pod celę Szept i usiadł przy kratach, niby pies warowny. I dziwnie na magiczkę spoglądał. Znów z desperacją w dwukolorowym spojrzeniu.
- Szept... Przepraszam. Wybacz mi - szepnął jeszcze, a potem korytarz zalały straże.

draumkona pisze...

Do celi wsypali się Wirgińczycy, a za nimi znów zmaterializował się Dibbler z jakże ironicznym wyrazem twarzy. Zaś sztylet, który uprzednio wbił w ramię Iskry... Wyślizgnął się z rany kiedy Poszukiwacz ruszył ciało. I okazało się, że ostrze to, było bliźniaczym ostrzem innego sztyletu Dibblera. Tego, który znaleźli w ciele Yue.
Lucien nie tylko miał przed sobą szaleńca, mordercę, ale i zdrajcę Bractwa. Zabójcę jego córki.
- Wstawaj Cieniu i bez gwałtownych ruchów. I zostaw ciało - zabójca wsunął blade dłonie w kieszenie płaszcza, a pierwszy szereg żołnierzy otoczył ciasno Luciena. Zaraz potem ktoś, wcale nie bez trudności, odebrał mu ciało elfki.
- Tata...? - cichy głosik przerwał całą akcję i wszyscy odwrócili się do wyjścia. A tam stał Natan. Zagubiony i wystraszony, w połowie jakby jeszcze okryty cieniami, a w połowie już nie.
***
Nie zrozumiała. Westchnął po raz kolejny tego dnia.
- Nie chodzi mi o odbicie... - dodał jeszcze cicho, słysząc już nadchodzących ludzi. On mówił o czym innym, choć nie przechodziło mu to przez gardło. Może sama w końcu się domyśli... Jeszcze raz na nią spojrzał. Ostatni. A potem poczuł dźgnięcie w plecy i musiał wstać, po czym go wyprowadzono. Bo Redan nie odważył się zabić władcy.

draumkona pisze...

Biedny Natan o mało się nie rozpłakał. On chciał pomóc... A tu krzyczą na niego i w ogóle. Objął Luciena za szyję i puścić nie chciał, nawet kiedy z lochu wyszli.
A na zewnątrz siedział Wilk. Ponury, zły... Jemu też się nie powiodło.
***
Dibbler przysunął się zwinnie ku Rednowi zaskakując go tym samym. Zresztą, jak zawsze. Cmoknął i dopiero to zdradziło obecność zabójcy.
- Nie powiedzą nic. Poza tym, jak tak dalej pójdzie... Powieś je. I tak na nic się nie przydadzą. Nie powiedzą ci nic. A nie masz maga, który by złamał ich bariery. Możesz je tylko powiesić. Poza tym, ich śmierć uspokoi resztę. Nauczka. Nikt ci już nie podskoczy - Dibbler jak widać wiedział w jakie punkty uderzać by zjednać sobie Redana. Ach ludzie... Oni byli tacy prości.

Silva pisze...

Najemnik nosa zatkać nie potrafił, bo jak się kicha i zatyka nos, to mogą pęknąć bębenki i koniec kropka.
Martwy-żywy Wisielec czekał, zainteresowany. Zniecierpliwiony.
- Soren mówił, by nie kręcić się wokół wieży, bo straszy - najwyraźniej były mag wiedział coś więcej o budowli niż okoliczni mieszkańcy, którzy ją za relikt minionych wieków uważali. Dzieci się nią straszyło i duchami w jej wnętrzu. Nikt jednak nic nie mówił o powieszonym człowieku na jej szczycie. Ale były rzeczy, o których się nie mówiło. - Nie spodziewałem się zobaczyć tu człowieka, który śmierdzi śmiercią - równie zaciekawiony najemnik, podszedł dziarsko do mężczyzny; nie bał się albo był na tyle głupi, by wsadzać palec między drzwi. - Kim ty jesteś? - zbliżył nos do niego, powąchał, a nawet pociągnął palcami za jego kubraczek. Lina zatrzeszczała.
- Nie ma mnie wśród martwych i nie ma mnie wśród żywych.

draumkona pisze...

- Wedle rozkazu - i znów Dibblera nie było. Zniknął by wydać odpowiednie rozkazy, by dopilnować pewnych rzeczy. A elfki... Cóż, miał dla nich całą noc. No i część poranka. Zajmie się nimi w stosownym momencie. Teraz niech zabawią się z nimi żołdacy. On miał co innego na głowie.
***
- Z nastaniem świtu... - Wilk spojrzał na chylące się ku zachodowi słońce. Nie pozostawało wiele czasu. W zasadzie... Miał nadzieję, że Fenrisi są blisko.
- Prowadź. Już. Natychmiast - Wilk był gotowy nawet tam pobiec, teleportować się, przeczołgać, cokolwiek. Nie da zabić Szept. Przecież... No nie i koniec.

draumkona pisze...

Wilk z trudem znosił Luciena-dyplomatę. No ileż można mówić o jednej osobie, w kółko i w kółko... Aż mu niedobrze było. Więc i dziwić się nie można było, że w końcu wszedł w Cieniowi w słowo.
- Iskra...
- Iskra sobie jak zawsze poradzi, wygrzebie się z tego. Jak zawsze. Nie musimy się nią zajmować - warknął Wilk, a oczy błysnęły ostrzegawczo. Musiał ratować Szept, co mu po Iskrze...
- Wymyślcie coś... Mamy czas do świtu, może mniej. Z Wirgińczykami nigdy nic nie wiadomo. Ledwie zbiją szafot i je powieszą. Śpieszmy się.

Silva pisze...

- Jestem tu i tam. Moje miejsce jest tu i tam.
Brzeszczot z zaciekawieniem przyglądał się Wisielcowi. Nie dość, że za kubraczek go pociągnął, to jeszcze wbił mu palec w policzek, jakby sprawdzał, czy naprawę tu jest i...
- Fajnie jest tak wisieć?
Bogowie. Gorszego pytania chyba nie mógł zadać, a w dodatku było tak szczere, że aż niewinne. I Wisielcowi musiało się spodobać, bo jego wargi drgnęły. Poza twarzą zdawało się, że jego ciało jest poza zasięgiem nieumarłego i nie całkiem żywego.
- Tu nie, tam tak.

draumkona pisze...

Wtem spomiędzy drzew wysunęła się biała postać. Białe miał włosy, długą, białą brodę... I białą szatę, a także i biały kostur. Białobrody. Jedyna osoba, która równać się mogła z Ponurym Gonem. Najstarszy elf... Co on tu robił?
Lekka, biała poświata otoczyła jego postać, a oblicze jego rozjaśniło się tajemniczym uśmiechem.
A potem zniknął.
Wilk otrząsnął się chwilę potem. Co to miało być? Znak? Nawet jeśli, to władca nie potrafił wpaść na cokolwiek co mógłby oznaczać...
- Czyli nie pomożecie nam? - spytał prosto z mostu spoglądając to na Silvana, to na Eredrina. Nie chcą? Dobrze. Sam pójdzie.

draumkona pisze...

Szafot został właśnie zbity, elfy zaczynały gromadzić się na placu. Mieszali się z Wirgińczykami, z ludźmi, ze zdrajcami i szubrawcami... Ponury nastrój panował na dziedzińcu. Sprawdzano jeszcze sprawność zapadni, dwóch Wirgińczyków skręcało sznury dla elfek. Zaś same elfki...
Iskra ledwo trzymała się na nogach. Oczy miała podkrążone, pełno siniaków, cięcia na ciele, nawet na udzie miała wyszarpany fragment ciała. Trucizny jakimi ją truto robiły swoje i elfka musiała być podtrzymywana przez dwóch żołnierzy. Włosy miała związane niechlujnie rzemykiem, koszula zsuwała się jej z ramienia odsłaniając kolejne siniaki i zaropiałe rany.
Zaś Redan z Dibblerem stali na deskach szafotu i coś uzgadniali. Egezkucja miała zacząć się lada chwila.

Silva pisze...

- No co? - najemnik wyglądał jak dziecko, które dostało po rękach, bo dobierało się do świątecznego prezentu przed czasem.
Wisielec nie zareagował, kiedy czerwonowłosa maruda sprawdziła, jak mocno przywiązany jest powróz do jego nogi; tego sznura nie dało się rozwiązać żadnymi rękoma.
- Niczym - odpowiedział żyjący nie żyjący na swój własny sposób. Inaczej nie potrafił, bowiem był tu i tam. Należał do tego i tamtego świata. Zadając mu pytania, trzeba było umieć pytać, ale właściwie Wisielec odpowiedział zgodnie z prawdą. Czym była mgła? Niczym.

draumkona pisze...

Iskra niewiele słyszała. Prawdę mówiąc, jedyne dźwięki jakie do niej docierały, to przytłumione szmery, echa jakichś wołań o niezidentyfikowanej treści. Nieprzytomnie mruknęła coś pod nosem, a wtedy żołnierze zatargali ją na szafot.
Wilk chyba postradał wszelkie myśli, bo próbował podobnych sztuczek co Cień, ale jego z kolei powstrzymał Dibbler krótkim pchnięciem zatrutej igiełki w stosowne miejsce w szyi. I już władca był nieszkodliwy, niezbyt kontaktujący, potulny jak baranek. I jego usadzono, czy raczej postawiono w pierwszym rzędzie. Trzymało go trzech. Dwóch podtrzymywało, co by nie runął na ziemię od trucizny, a trzeci asekurował.
Dibbler znów się zdematerializował i pojawił przy marszałku, jakby chciał dopilnować by Iskra rzeczywiście zawisła wraz z magiczką.
- Na pohybel Wirgińczykom! - wrzasnął jakiś elf z tłumu, ale szybko został uciszony. Iskra mruknęła coś nieprzytomnie, a jeden z żołnierzy ją puścił i założył elfce pętlę na szyję. A potem, zupełnie bez dalszych ceregieli, kat nacisnął spust zapadni i elfka zawisła.
Zaraz potem wprowadzono, czy też wywleczono Szept.

Silva pisze...

- Nazywa mnie kijanką, bo kiedyś będą mądrą i dzielną żabą! - jak widać pranie mózgu, jakie Soren zrobił najemnikowi kiedy ten był na tyle mały, aby wierzyć w różne, nawet niestworzone rzeczy, działało. Człowiek sobie myśli: będę mówić dzieciakowi, że nazywam go kijanką, bo kiedyś będzie mądrą żabą, za każdym razem, jak mnie zdenerwuje. Ja będę mógł mu ubliżać, a on nie będzie o tym wiedział. Magowie bywali okrutni. Nawet ci byli.
- Łączy je nic. Bo oboje są niczym.
- Ja to bym nie mógł tak dyndać... - najemnik zafascynowany samym Wisielcem, nie zwracał większej uwagi na rozmowę jego i elfki. Dopóki coś nie przyszło mu na myśl; pewnie gdyby gnomy nie ukradły świeczki, zapaliłaby się teraz nad jego głową. - Chcesz powiedzieć, że mgła i postać to nic?
- Tak.
- Nic czyli coś, co nie istnieje?
- Nie i tak.
- Coś co powołane do istnienia, ale tak naprawdę tego nie ma?
- Tak.
- Czyli to magia. Iluzja.
- Która żyje. Jest tu, ale tak naprawdę jej nie ma.
- Szept, teraz coś wiemy! - najemnik chyba nie zorientował się, że właśnie dogadał się z Wisielcem, chociaż elfka zrobić tego nie potrafiła.
- Mgła i pieśń mają przyczynę tam, ale efekty widać tu.

draumkona pisze...

Wilk, wciąż otumaniony i zdezorientowany, ale stawiał opór. Dość mocny jak na człowieka poddanego działaniu trucizny, ale jednak pilnujący go żołdacy mieli przewagę. Dostał po głowie raz, drugi, znów osunął się na ziemię. Ale... Jak to... To się miało tak skończyć? Nie mogło. Fenrisi... Oni... Zawiedli. Zostawili ją. Zostawili na śmierć.
Dzika furia wstąpiła we władcę, który ostatkiem sił pchnął żołnierza, ten się wywrócił, a elf zwinnie wymijając ludzi skierował się na szafot.
I wtedy przybyli oni. Zdrajcy. Parszywcy. Fenrisi...
I ktoś sprzątnął mu Szept sprzed nosa. Ktoś... Wilk nie miał teraz skrupułów. Zrzucił jednego z elfów z konia zapewne skazując go na śmierć, ale spiął konia i popędził za tym, który trzymał ciało Szept. I lepiej dla niego żeby zdołał ją jakoś ożywić, bo Wilk gotów był mu flaki wypruć i to natychmiast. Bez mrugnięcia okiem. Bez zawahania.
A Dibbler był zaskakująco spokojny. Na nic im martwe ciała. Już on o to zadbał, by były martwe. Obie. Niech sobie je odbijają, on swoje zrobił. I zniknął, szemrany zabójca i zdrajca Bractwa Nocy.

draumkona pisze...

Elfka jakby uśmiechnęła się kątem ust, choć oczy wciąż miała zamknięte. Nie miała sił by unieść powieki.
- Przecież cię nie zostawię... - wyszeptała na jednym wydechu i być może mogło to dobrze rokować. Ale elfka w szybkim tempie stygła, nie było już dla niej ratunku.
- Zawszę będę obok... - a potem Iskra umilkła i nawet najlepszy i najzręczniejszy z uzdrowicieli nie mógł nic tu wskórać. Elfka zmarła, a dotąd zaciśnięta dłoń na Lucenowej dłoni, rozluźniła się i bezwładnie opadła na zmarzniętą ziemię.
Wilk zeskoczył z konia w pełnym galopie, przeturlał się i kiedy tylko wyłowił wzrokiem Szept... W mig znalazł się obok, przedarł się przez elfy i najpierw nie wiedział za co się zabrać. Już w czasie jazdy wniknął w jej ciało badając obrażenia. Wiedział jak są rozległe... Więc bez opamiętania zaczął przelewać w nią swoje siły. Szepcząc pod nosem stare formuły zaklęć uzdrowicielskich, wlewając w nią magię, wszystko... Byleby go nie zostawiała. I nawet nie czuł jak i on zaczyna słabnąć w tym samobójczym przedsięwzięciu.

draumkona pisze...

Cień jednak wciąż miał dla kogo żyć. Wciąż na świecie był Natan, syn jego i Iskry. Musiał się nim zaopiekować. Wychować w pojedynkę. Nauczyć... Ale Cień zdawał się teraz o tym nie pamiętać. I chyba tylko dlatego, a może i nie dlatego, ponownie zjawił się Białobrody. Siedział on na kamieniu nieopodal i spoglądał na Cienia. W dodatku, nikt więcej zdawał się go nie zauważać.
- Masz jeszcze po co żyć. Wciąż masz coś do zrobienia na tym świecie. Wciąż żyje Natan.

Wilk zignorował pierwsze słowa Szept. Zabija? No i co z tego? Skoro nie może jej pomóc, to po cholerę ma tu żyć, po cholerę to wszystko...
Nie mogąc dłużej się powstrzymywać, porwał Szept w ramiona i zapłakał gorzkimi łzami. Czemu ona go chciała zostawić? Przecież nie był aż taki zły...
- Nie idź tam, gdzie nie będę mógł za tobą pójść - poprosił jeszcze, choć wątpił, by to coś dało. Widział, jak duch opuszcza ciało. Czuł jak ucieka z niej życie, jak ucieka przez dziurę, której on nie potrafił znaleźć. Której nie potrafił załatać.
- Przepraszam... Przepraszam... - i tak siedział, tuląc ją do siebie i powtarzając jedno słowo niby mantrę. Ale energii przemieszanej z magią nie zamierzał jej oszczędzać. Nawet więcej zaczął jej przekazywać, byle by tylko nie odeszła...

Silva pisze...

Wisielec się uśmiechnął - To, co znajome może być i nieznane.
Najemnik szturchnął nieruchome ciało, a to zakołysało się na wietrze; powróz zatrzeszczał, drewno szubienicy jęknęło.
- To, co widać, nie zawsze prawdziwe.
Wisielec w tym świecie nie potrafił inaczej się porozumiewać; w tamtym mówił normalnie i szkoda tylko, że niewiele osób mogło się udać tam, by z nim porozmawiać. Niewielu zaś mówiło do niego tutaj.
- Fajny jest. Szept, weźmy go ze sobą!

draumkona pisze...

Prastary elf rozpłynął się w powietrzu, zniknął. Zaś do Luciena zmierzała nowa osoba. Dość młoda, niewysoka. Osoba, którą ukrył w lesie nim ruszył o świcie na dziedziniec. Pod szafot. Natan w końcu znalazł swojego tatę, a jak się okazywała była tu też i jego mama. Tylko czemu nic nie mówiła? Spała?
- Tato... - chłopiec szarpnął lekko za rękaw koszuli na ramieniu Luciena i spojrzał zaniepokojony na Iskrę - Czemu mama śpi? Co się stało...?

Zamurowało go. Siedział z lekko otwartymi ustami i spoglądał na jej twarz. Magia, którą wciąz posyłał w ciało odbijała się od martwych tkanek i wracała do niego. Ale on nie czuł.
Ktoś przeszedł obok, szturchnął, nie poczuł. W tej chwili był poza miejscem i czasem jakby, bo nie reagował na nic. Na słowa, na dotyk, nawet na magię. Spadł w otchłanie czarnej rozpaczy i wyglądało na to, że już stamtąd nie wyjdzie. Łzy spływały po policzkach Wilka, a on sam wyklinał siebie od głupców i niedorajd. Przecież mógł ją ocalić. Na pewno.
I nie zrobił tego. Nie potrafił... Sięgnął po jej ciało i przytulił je do siebie. W tej chwili wyglądał niewiele lepiej od Cienia. Choć ten drugi miał jeszcze coś, co nadawało sens jego marnej egzystencji. Egzystencja Wilka natomiast straciła jakiekolwiek znaczenie.

draumkona pisze...

Natan jeszcze chwilę spoglądał na ciało jego matki, choć nie rozumiał do końca. Czemu nie mógł tu zostać? Ale nie dyskutował. Poszedł z tatą...

Wilk popatrzył na Cienia nieprzytomnie, jakby jego słowa go mijały, nie docierały do jego uszu.
- Gdzie ty chcesz iść... Nie mamy po co... Dlaczego... Gdzie ty chcesz iść... - szepnął, a obłędne spojrzenie władcy prześlizgnęło się na Natana.
- Ty masz chociaż jego... Nie zostało mi nic...

Silva pisze...

Brzeszczot z zapałem godnym lepszej sprawy, ciągnął Wisielca za naderwany fragment ubrania; mówił coś cicho do siebie, pod nosem. Niby nie słuchał, ale usłyszał. Wredna elfka się na coś zgodziła i była podejrzanie miła. Coś tu brzydko pachniało i nie były to niewyprane onuce gnoma.
- Kim jesteś i co zrobiłaś ze złośliwą elfką? - no tak, Szept nie może być miła, sympatyczna, czy zgadzać się z najemnikiem, bo już podejrzewa się ją o jakieś niecne zamiary. Pewnie zaraz coś Darowi zrobi, kopnie, ugryzie, walnie kosturem, albo będzie czegoś chciała: przynieś mi to i tamto, bo mi to i owo jest potrzebne, chociaż bez tego też bym sobie dała radę, ale jaki już tu jesteś to idź mi po to.

draumkona pisze...

-Jakbym wiedział jak... - mruknął ponuro władca. Znów spojrzenie na Szept, znów zachciało mu się płakać. Tak po prostu.
- Czytałem coś o koronie Hetsy... Podobno klejnoty z tego przedmiotu mogłyby... Ale nie znajdziesz ich...
- O takie chodzi? - Natan wyjął z kieszeni okrągły, pięknie oszlifowany szafir. Wilk spojrzał na klejnot obojętnie i skinął głową. Ten, nie ten... Co za różnica...
A Natan, ciekawski do granic możliwości zbierał wszystko co popadnie. Jak widać, teraz się to przydało.
- Potrzebne ci 24...
- Mam 22! - czyli teraz znaleźć pozostałe dwa kamienie i powinni... Cóż, powinno ich przenieść? Chyba tak.

Silva pisze...

- Za przeproszeniem, pogięło cię - odburknął najemnik, też zezując na elfkę; jeszcze czego, wiszącego człowieka brać ze sobą, niech zapomni, po jego najemnikowym trupie! - Żadnego Wisielca nie będziemy brać! - dodał zaraz i chociaż to był jego pomysł, już go porzucił. O nie, nie będzie mu elfka w ten sposób pogrywać. Odepchnął od siebie żyjącego nie żyjącego i krzywo na niego spojrzał - Masz swojego Wilka. I najemnika... - dodał już ciszej, prawie niedosłyszalnie.

draumkona pisze...

- A co ja jestem, chodząca encyklopedia? - Wilk się zirytował. Ale to i tak lepiej, bo cokolwiek okazał. No, nie licząc rozpaczy. Burknął coś jeszcze pod nosem i odwrócił się plecami do Cienia, jakby uznał rozmowę za skończoną. Chwilę znów spoglądał w martwe oblicze elfki. Jakby to go w jakiś dziwny i niewyjaśniony sposób uspokajało. Pewnie nie chciałaby żeby się tak gniewał na wszystko i wszystkich...
- Nie wiem. Przetop, spal, pokrusz... Zdaj się na instynkt. Ja nie wiem. - i władca zamilkł ostatecznie, definitywnie. I siedział dalej bez ruchu nad martwym ciałem magiczki, jakby to w jakiś sposób nagle miało ją ożywić.

draumkona pisze...

A Wilk wrócił. Nie wiedział do końca jak... Ale wrócił. I pamiętał. Pamiętał i wyklinał siebie samego za to, że pamiętał. Wolałby stracić pamięć tuż po wyjściu z groty. Grobowca. Grobowca, gdzie znalazł sarkofagi z nazwiskiem rodowym Szept... I gdzie spoczęła ona sama.
Dni przewijały się powoli. Monotonnie. Dzień. Noc. Dzień. Znowu noc. Nie miewał snów. Noc była niejakim wybawieniem, kiedy osuwał się w otchłań niemal błagając w myślach bogów by się już nie obudzić.
Każdy dzień przynosił nowe, zapomniane dotąd wspomnienia. A tam złamał nogę za podlotka, a ona mu pomogła. A tam się spili z Ymirem i trzeba było krasnoluda ratować, bo byłby się utopił... W końcu i sala w której się pobrali. Zwykł ostatnio tam siedzieć, patrząc bezmyślnie przed siebie.
Życie pozbawione sensu trwało. A on zastanawiał się ile jeszcze będzie się bał wziąc do ręki truciznę i po prostu się otruć.

Iskra nie była zbyt zadowolona, kiedy się wybudziła. Szept wciąż spała i nie dało się jej dobudzić, psia kostka. Więc poszła sama. Tam raczej by magiczki nic nie dopadło.
oczywiście, nie poszła sobie tak od razu. Nie wiedzieć czemu, ciało miała zmasakrowane, jakby ją torturowali. A ona... Ona sobie nie przypominała takiego faktu. Wlazła tu z Szept, dotknęły ksiąg, a potem... Co, zemdlały? Nie ważne.
Musiała znaleźć Luciena. Pewnie go Wirgińczycy porwali, nieudacznika jednego...
Ale Poszukiwacza nigdzie nie było. Wirgińczycy, z tego co podsłuchała, także nie wiedzieli gdzie się podziało dwóch obcych mężczyzn. Nikt nic nie wiedział. Więc iskra wszczęła poszukiwanie.
***
Po dość długim okresie czasu, udało jej się go namierzyć. I elfka zaczynała wyklinać własną głupotę. Demar. No przecież.
Ale nie mogła wejśc normalnie. A gdzie tam. To była Iskra. A ostatnio, kiedy wchodziła "specjalnie", to wleciała oknem wprost na Dara i masz ci los, pośladkowa obsesja.
Tym razem jednak nie skończyło się obsesją, bo Iskra po wparowaniu do Demaru, po wypindrzeniu się przed lusterkiem (nawet próbowała lśniące loki uczesać!) i ubraniu w dość stosownie czysty strój i narzuceniu płaszcza z kapturem na plecy, udała się do kuźni pana Asgira. Ale nie po to, by od razu wejść. No gdzie.
Najpierw to ona musiała pobawić się czyimś kosztem... Pech chciał, że padło na czeladnika.
- Słucham Panią.
- To ja ciebie słucham.
- Słucham?
- Gdzie byłeś wczoraj o dwudziestej trzeciej czasu Wirgińskiego?! Mówże!
- Eeee... No tu? Mistrz mi kazał...
- Mistrz ci kazał, mistrz ci kazał - wymamrotała Iskra przedrzeźniając młodzika. Spurpurowiał nieco na twarzy.
- Może ja zawołam mist...
- Nie, nie wołaj go! - elfka piszcząc naciągnęła mocniej kaptur na twarz i łypnęła spod skrawka materiału fiołkowym okiem na młodzika.
- Suń się, a nie stoisz jak ten kołek, gdzie te maniery... Ach ta dzisiejsza młodzież... - zaburczała jeszcze i weszła do środka, do przedsionka, gdzie zwykle klientela czekała aż zjawi się mistrz Asgir. To i Iskra grzecznie postanowiła poczekać. Ale mu da w nos jak zobaczy...
Zaś młody czeladnik znalazł Luciena w kuźni. I nie wiedział jak przekazać nowiny. Bo i Iskry nie poznał, a nie wiedział co powiedzieć, jak określić tak dziwną babę...
- Mistrzu... Jakaś klientka... Chyba elfka sądząc z akcentu... Dziwna trochę - młodzian podrapał się w tył głowy i wzruszył ramionami. Tą sprawą teraz musiał zająć się Lucien. Osobiście.
A Iskrę zainteresował widoczek za okienkiem, to i przysunęła się bliżej, plecami odwracając do drzwi. Pewnie i tak usłyszy jak będzie lazł, to sobie może popatrzeć.

draumkona pisze...

Iskra miała dokładnie wszystko zaplanowane. Co do kroku. Co do minuty. I obawiała się jak to wszystko wyjdzie, kiedy będzie go miała w zasięgu ręki...
Oczywiście, wszystkie plany trafił szlag jasny. Podkrążone oczy. Co ten dziadyga sobie myślał? Sen był ważny! A ta blizna na policzku? Gdzie on się znowu szlajał? I ten wzrok... Co, znowu coś z Bractwem? Jakieś zachcianki Nieuchwytnego? Ona im zaraz wszystkim da popamiętać, psia mać.
Lucien nie otrzymał odpowiedzi na pytanie. Za to bardzo szybko znalazł się na ziemi i otrzymał... No, piąchą w nos.


Władca przerzucił spojrzenie ze ściany na przybyłego elfa. Orki? No i co... Ach, że on miał podjąć decyzję? W końcu, od tego chyba tu był... Tak mu się wydawało.
- Medreth sam się pozbędzie orków... Zbierz jakiś oddział... I pilnujcie bram... - sapnął. Bogowie, to było najdłuższe zdanie wypowiedziane przez niego od... Od tygodnia!
W dodatku, Wilk zaczynał odczuwać skutki krótkiego snu i niejedzenia. Czuł się słaby. I pusty w środku, jak porcelanowa figurka.

draumkona pisze...

Lucien wydawał się... Dziwny. Ale nie protestowała. Nie było w sumie nawet kiedy. Raz był pod nią, a kiedy mrugnęła, był już nad nią, a ona nie mogła znów rozkwasić mu nosa. Zresztą, po co ona go w ogóle chciała sprać? Już nie pamiętała...
- Nie, krasnoludki - burknęła na jego jakże głupie pytania, ale nie odepchnęła go, jak z początku zamierzała. Grać obrażoną, zimną i niedostępną. Nie dało się. Ona też tęskniła...
Starała się odwzajemniać każdy z jego pocałunków, choć czuła się jakby na przegranej pozycji. Co się stało, że biła wręcz od niego tęsknota? Będzie się trzeba dowiedzieć... Tymczasem poddała się całkiem jego woli i nawet nie przeszkadzał jej fakt, że leżą na ziemi w przedsionku.

Znów westchnienie. Spojrzał przepraszająco w jakiś fragment powietrza. Dziś nie będzie mógł oddać się kontemplacjom... Nie lubił spotkań ze Starszyzną. Zawsze było o jednym. Sprawy takie, a takie... Jakby jego to interesowało...
Spojrzał na jednego Radnego, potem na drugiego, jakby się z nich nabijał. Potem zaś na więźnia.
- Dziki elf? I dlatego tu przyszliście? Pełno takich w Medrethu i poza granicami. A pomnik da się odbudować - jak widać, Wilk ostatnimi czasy stał się mistrzem dobrej wymówki.
Chociaż... Miał dobry, wręcz bardzo dobry węch. I rozpoznawał zapach, który przypisywał do jednej osoby, obecnie zmarłej... Jakieś dziwne zacięcie pojawiło się w jego spojrzeniu.
- Ściągnij... Kaptur... - poczuł, jak jego mięśnie mimowolnie się napinają, a on sam siebie wyzywa w duchu od głupców. Przecież widział, to nie mogła być ona...

draumkona pisze...

- Jak to nie żyję - burknęła Iskra zirytowana. Przecież miała się całkiem dobrze... No, dopóki prowizoryczne szwy nie puszczą. Głupie rany. Skąd ona je w ogóle miała?
- Żyję, zresztą sam widzisz... - ściągnęła brwi widząc spojrzenie Cienia. Dziwne spojrzenie. Dłonie elfki spoczęły na jego policzkach, a ona sama wyglądała jakby na zaniepokojoną.
- Hej... Jestem przecież. Żyję. Mam się dobrze...

Na widok kasztanowego kosmyka Wilk wciągnął głośniej powietrze. Jakby tracił cierpliwość, czy coś. Ale on po prostu nie dowierzał w to, co widzi. W to, co się rozgrywa na jego oczach.
Potem zaś opadł kaptur i miał potwierdzenie swoich podejrzeń. Szept. Szept żyła...?
Powoli podszedł, sięgnął ku niej dłonią. Palce elfa przesunęły po ramieniu elfki, po jej szyi.
- A jednak los mi cię zwrócił... - i w chwilę potem tulił już Szept do siebie tak mocno, jakby od tego miało zależeć bezpieczeństwo elfów.

draumkona pisze...

Iskrę po prostu zamurowało. Najpierw dowiaduje się, że powinna nie żyć. Dobrze, to jakoś przetrawi. W końcu sama miała jakieś dziwne, niewyjaśnione... Jakieś kły, czy coś w tym stylu. I dużo bólu.
To wszystko jednak traciło na znaczeniu wobec tego, o co ją prosił. Cień. On. Poszukiwacz, dla którego zawsze liczyło się tylko Bractwo, który stronił od wszelkich więzi i w ogóle od wszystkiego... On chciał się chajtać. W dodatku, z nią. Nie była mu w stanie odpowiedzieć. Nie była w stanie dobyć głosu. Po prostu rzuciła mu się na szyję opętańczo tuląc.

Miał ochotę płakać. Tym razem jednak nie z rozpaczy, ale ze szczęścia. Wróciła. Była cała. Pamiętała go. Bogowie... Znów zaczynał widzieć sens w swoim życiu.
- Bałem się, że już nigdy cię nie zobaczę... - władca całkowicie zignorował dwóch Radnych, zbyt skupiony na osobie, która była mu wszystkim.

Silva pisze...

Elfy były okropnymi stworzeniami, podstępnymi, cwanymi, ale żadna z ksiąg, żadne z opowieści nie przybliżały tego, jak potrafią być wyrafinowane. Bo jak to tak, biednego najemnika, który za swoją wredną magiczką prawie się popłakał, kiedy uwierzył okrutnej uzdrowicielce, że jest zwolniony i na zbity pysk wyrzucony, jeszcze podpuszczać, by wyznania z siebie wyrzucał? Okropieństwo powiadam!
Ino wziąć taką elfkę i o tam, z klify wyrzucić do morza.
Jasne. A potem byś na złamanie nóg po nią leciał, bałwanie.
W sumie racja...
- Oczywiście, że go nie bierzemy! - zaraz jednak coś najemnikowi do głowy przyszło - Bez urazy, panie Wiszący. Jesteś fajny, ale wiś tu sobie, dobrze?
- Zawsze tu, albo tam.
- Dobrze. To my idziemy do Staruszka, tu tu na nas czekaj, jakby się jednak okazało, że się nam przydasz - Brzeszczot złapał za rękę elfkę, na flance kruszącej stanął, w dół spojrzał, potem na Szept - No, czaruj! - i głupek jeden skoczył, czekając aż otuli go magia elfki.
Szczęście, że Niraneth to magiczka nie byle jaka, nie niskiej klasy, bo inaczej byłby placek z najemnika i spłaszczone pośladki.
Ale nie, Dar zaczął kichać, znaczy magia działała i o proszę, nie u stóp wieży wylądowali, a zaraz za laskiem; stąd już widać było wioskę i krzątających się po niej ludzi.
W domku Sorena...
- Staruszku musimy...!
Najemnik nie dokończył. Przy stole siedziała uzdrowicielka i były mag; Soren płakał, nad talerzem pełnym zieleniny, bez mięsa, wcale nie ruszonym, chociaż Heiana przekonywała go właśnie, że taka dieta przysłuży mu się i na zdrowie wyjdzie.

draumkona pisze...

Iskrze zbierało się na płacz. Nie były to jednak łzy smutku, a radości. I tak Zhao zanim w końcu zdołała z siebie coś wydusić, to zmoczyła łzami Lucienowe ramię.
- Tak, tak, tak... - wymruczała. Bogowie, w końcu. Tyle czekania, tyle bólu i tego wszystkiego... Aż w końcu miał być jej. Tylko jej.
Łapczywe usta Iskry obcałowały twarz Cienia, który chyba wciąż był nieco zdezorientowany. Za to elfka czuła, jakby zaraz miała ze szczęścia umrzeć.

Zaśmiał się cicho, chrapliwie. Ledwo się trzymał? No co ona mu tu bredzi... Przecież on miał się świetnie! Zwłaszcza zaś teraz, kiedy żyła i kiedy trzymał ją przy sobie. Blisko. Bardzo blisko.
- Nic mi nie jest. Śniadanie było niedobre - mruknął wymyślając na poczekaniu tę wymówkę. No, ale po prawdzie... Od kiedy wrócił nic mu nie smakowało. Chleb był niby suche wióry, a świeża woda niby gorzka trucizna. Wszystko straciło barwy. Do teraz.

draumkona pisze...

Iskra chłonęła każdy szczegół otoczenia jak zwykł to robić zawsze Natan, kiedy trafiał w nowe miejsce. W istocie, kuźnia, a raczej pomieszczenia od niej odcięte, prywatne, były dla Iskry nowością. Pamiętała przedsionek, tam, gdzie się poznali. Gdzie mu powiedziała, że nazywa się widelec.
Zaś izba w której to mistrz Thorne zwykł sobie mieszkać... To była nowość.
- Koniec pracy? - pytanie retoryczne, a lekko uniesiona brew elfki nadawała jej twarzy wyraz małego rozrabiaki, któremu tylko parę rzeczy w głowie.

- Nic nie pamiętasz? - w sumie... Może to i lepiej? Z pewnością nie chciałaby słuchać co on tam wyprawiał... Co stało się z przyjaźnią jej i Iskry. Może on też uda, że nie pamięta? W sumie, było, minęło...
- Chodź dzikusie, przebrać się musisz - i z tym oto postanowieniem, pochwycił jej dłoń i pociągnął lekko za sobą.

Silva pisze...

Brzeszczot przysłuchiwał się monologowi prowadzonemu przesz wredną elfkę i rozmowie pozornej Heiany, która myślała, że Szept z nią rozmawia. Magiczka paplała jak najęta, gadała do siebie, tu rzuciła jakąś myśl, tam stwierdzenie.
Bogowie, widzicie a nie zagrzmicie?
- Szept polazła na wieżę Wisielca. Powiedz mi więc, od kiedy w tej śmierdzącej rybami wiosce, pojawia się śpiewająca mgła i czarna postać lamentująca niczym cierpiętnica? Nowa atrakcja?
- Przekleństwo - były mag odsunął od siebie talerz i z westchnieniem zaplótł palce obu rąk, wyglądając za okno. - Wisielec był tu zawsze. Wspominałem ci kiedyś o nim. Ale mgła i ta kobieta... - wzruszył ramionami zatroskany; Soren nie potrafił władać magią, nie znał już czarów przez co też nie czuł magii; był głuchy i ślepy na jej subtelne działanie, chyba żeby go po głowie maczugą zdzieliło. - Chodź Szept, pójdziemy do wioski.
- Idę...
- Nie. Ty zostajesz. Poćwiczysz z moim uczniem.
- Jakim uczniem? - Dar zmarszczył brwi, patrząc na staruszka nieprzychylnie; jaki, cholera uczeń? Przecież były mag miał jednego, prawda?
- Moim. Corvo powinien już być.
- Masz nowego ucznia? - najemnik się zjeżył, może nie było tego tak widać, ale to się czuło.
- Jak widać. Chodź Szept.

Iskra pisze...

- No nie mow, ze jutro tez chcesz pracowac... - ona tu go w koncu znalazla i w ogole, a on o pracy myslal... Niech jeszcze zacznie z tym swoim Bractwem, to mu ucho odgryzie.
- zreszta, nie sadze, zebys mial sily jutro pracowac.. - Iskra znala chyba jeden sposob na zatrzymanie Cienia przy sobie.

- To i tak sporo pamietasz... Ale lepiej nie drazyc tematu... Bylo, minelo - jakos spochmurnial. Wyraznie spochmurnial. Przeslizgnal sie do swoich komnat i padl na fotel wciagajac ja na swoje kolana.
- I co w Morii piszczy?

Silva pisze...

- Duże dziecko skopie komuś dupę - najemnik był zły, najemnik był zazdrosny, najemnik miał za złe Sorenowi, że ten przyjął kogoś innego pod swoje skrzydła. Cholera. A jak ten gówniarz jest równie drogi staruszkowi? Albo bardziej?
No, ale Szept tego nie słyszała, bo zamknęły się za nimi drzwi.
- Głodny? Czy ty...
Pukanie do drzwi przerwało jego słowa. Nowy uczeń? Skrzypnęła klamka, uchyliły się...
- Czego tu chcesz? - Dar otworzył drzwi na oścież i wcale nie przywitał się miło z człowiekiem, który stał na progu i który chciał wejść do środka, zupełnie... - Corvo?
Nie był to dorosły, nawet nie młodzieniec. Dzieciak, co najwyżej szesnaście wiosen. Chudy, z czarną czupryną kręconych włosów, ciemnymi oczami i jasną cerą. Uśmiechał się paskudnie.
- Brzeszczot. Dobrze. Wpuścisz mnie?
- Nie. To MÓJ dom.
- To także...

~~
Soren myślał. Czyżby jego obawy się sprawdziły? Czyżby mgła, która wyglądała na zwyczajną, była magiczna? I ta postać w czerni... Brak zmysłu magii był kłopotliwy.
- Będziesz w stanie nawet stąd poczuć magię?

Silva pisze...

Corvo uśmiechnął się kącikiem ust.
- Najmocniej przepraszam, ale mistrz Soren nakazał mi stanowcze zachowanie względem tego mężczyzny, który wbrew zasadą, nie pozwala mi wejść do domu mistrza.
- Żaden z ciebie uczeń, jesteś zwykłym, pyskatym dzieciakiem - najemnik popchnął chłopaka, chcąc odsunąć go od drzwi. Jacyż bogowie zmusili Sorena, by ten przyjął do siebie takiego szczeniaka? Co były mag w nim widział? Ot pyskate, wredne, cwane...
Byłeś taki sam, najemniku.
- Mistrz mówił, żeś mocny w słowach, ale ospały w ruchach.

~~
- Dobrze. Tobie zostawiam magię. Ja nawet nie mogę jej poznać, czy opowiedzieć - skręcili ku jedynej w wioseczce stajni, gdzie ludzie trzymali konie i kuce; ot dwa tylko. O tej porze powinien tu być Mig. - Magia, która była wszystkim, wszystko też zabrała.

Silva pisze...

Dar umarł. Ale nie tak naprawdę. Tylko troszkę. I chyba poraz pierwszy miał zamiar powiedzieć coś miłego o złośliwej uzdrowicielce. - To było całkiem niezłe. A ty szczeniaku, idź lepiej pobawić się zabawkami.
- Jest tak, jak mówił mistrz. Tchórzysz - i ktoś uważny mógł zacząć podejrzewać, że staruszek specjalnie poprosił Corvo, aby poćwiczył z najemnikiem, najwyraźniej uznając, że będzie to dobra motywacja.
- Och doprawdy? No to chodź!

~~
- Będzie z pół roku - staruszek rozejrzał się po stajence; koniki są, kucyk jest, ale właściciela nigdzie nie było; jak zwykle. Potrzebujesz człowieka, a jego nie ma. Pewnie znowu zasnął z ręką w nocniku. - Najpierw mgła. Potem ta kobieta, ale ludzie gadają, że to Kobieta ze Wzgórz. Zdradzona młoda żona, która szuka zemsty i zwiastuje śmierć.

iskra pisze...

Iskra naprawdę była zdziwiona i zaszokowana. Co on, upadł na głowę? Pracować nie chce? A może to przykrywka, że niby to tylko tu robić nie chce, a do Czeluści to by bardzo chętnie wrócił? Elfka nie była pewne co o tym sądzić... Ale pomartwi się... Potem. Potem, bardzo potem. Bo teraz Lucien wynalazł jej o wiele ciekawsze i o wiele bardziej zajmujące zajęcie.
- Wiesz jak powinni na ciebie mówić? - mruknęła mu do ucha - Nie Lucien Czarny Cień, tylko Lucien Wstrętny Chędożyciel - a potem jeszcze go w ucho ugryzła, no patrzcie państwo, jaka ta elfia pannica śmiała dzisiaj.
- Ale i tak cię kocham.

Do Wilka chyba dopiero teraz dotarł fakt, że coś się w stolicy dzieje. Wirgińczycy pod Medrethem...? I zachłysnął się powietrzem, biedak. Bo skojarzył to sobie z inną rzeczywistością, z tym co może się chyba wciąż stać...
A jakby czytając władcy w myślach pojawił się dowódca łuczników - Grell.
- Widzę, że posyłanie do ciebie zwiadowców nic nie daje, Raa'sheal - śmiały ton elfa wynikał z tego iż władca i ten oto zwiadowca kiedyś razem za kobitkami ganiali, to i się znali dobrze.
- Trzeba było od razu uderzać. Wrgińczycy chociażby pod lasem to zwiastun nieszczęścia. I weźcie magów. I zrzędliwą Krokusicę, może się na coś przyda - Wilk, specjalista od nietypowych rozkazów.

Iskra pisze...

Po jakże upojnej i w sumie dość męczącej nocy Iskra odkryła, że wypadałoby opatrzyć własne rany. Jak wiadomo, do tego trzeba bandaży, ziół, a tego elfka przy sobie nie miała. Tak więc skoro świt, kiedy Lucien jeszcze spał sobie głęboko, Iskra wymknęła się z łóżka i ubrała. Oczywiście, nie zostawiła żadnej kartki, informacji, a gdzie tam. Po prostu wyszła z zamiarem jak najszybszego powrotu.
I zjawiła się też dopiero pod wieczór, pachnąc ziołami poopatrywana i zdrowa. Chociaż mina pracującego Luciena, który jeszcze jej chyba nie zauważył... Co on, umarł mu ktoś?

Wilk właśnie pojął ogrom swojej słownej porażki. Bogowie. Przecież ona była magiem... No, ale tym razem spytała. I chwała jej za to, chociaż jak na jego gust, pytanie było czysto retoryczne.
- Oczywiście, że nie. A jak ktoś mnie napadnie? - no, coś za coś, Szept została właśnie mianowana przyboczną, osobistą strażą władcy. Bardzo... Osobistą.

Iskra pisze...

- Lu, ty ofiaro...! - i w kilku susach Iskra dopadła do Cienia, młotek podniosła i już miała ochotę go nim walnąć w łeb. Uważałby trochę, a nie się rozprasza byle czym! Odgarnęła kosmyk włosów z jego twarzy, dłonie przesunęły się po jego policzkach w czułym geście.
- Jestem przecież, głupku jeden... Uważaj na siebie!

- Nie, nie idę do Medrethu - powiedział nieco poprawiając ją na swoich kolanach.
- Zostaję tu, a ty ze mną... Jak się czujesz? - podejrzliwość wkradła się w jego spojrzenie, a to powędrowało nieco niżej, na brzuch elfki. Oby dziecku nic się nie stało...

Iskra pisze...

- Rany mi dokuczać zaczęły, to poszłam do medyka! - odburknęła w odwecie za jego złość, ewidentną złość w tonie. Ale gest odwzajemniła, objęła go, głowę oparła na Lucienowym ramieniu. Było dobrze. Tak było dobrze...
- Mama! - to do kuźni wpadł Natan z podejrzliwą miną. Chyba słyszał, że ktoś nowy wszedł, a krzyk Lu, kiedy mu na nogę młotek spadł pewnie tylko chłopca utwierdził w przekonaniu, że coś się stało.
Iskra wywinęła się z objęć Cienia i porwała na ręce synka, przeszczęśliwa, że w końcu udało się jej z nim zobaczyć.

Ściągnął brwi, nieco zaniepokojony. Jak Szept nie wie jak coś powiedzieć, to znaczy, że jest źle.
- No pamiętam... - mruknął nagle przyglądając się jej badawczo. Cóż to elfka znowu mu nie powiedziała, zapewne uznając, że lepiej będzie trzymać go w niewiedzy?

Silva pisze...

Heiana w ciszy mogła przejrzeć swoje zioła, zastanowić się ile też będzie potrzebować melisy i co powinna uzupełnić tylko przez chwilę. Znaczy się taką dłuższą, konkretną.
Kiedy wyrzucała ostatnie suche i nie przydatne zioła, coś łupnęło o ścianę; domek z bali w prawdzie się nie zachwiał, bo nie straszne mu było takie szturchnięcie, ale zatrzeszczał protestując przeciwko takiemu traktowaniu.
Najwyraźniej coś się działo na zewnątrz.
Gdyby uzdrowicielka wyszła od razu z domu, zobaczyłaby leżącego na ziemi najemnika, o ścianę się opierającego. I łupnięcie o dom się wyjaśniło; to Corvo rzucił Brzeszczotem. Dar był zdziwiony, był oszołomiony, że dzieciak zaledwie zdołał go przez ramię przerzucić i cisnąć przed siebie. Dzieciak!
Podrapał się po nagim ramieniu, ot lepiej się im ćwiczyło bez krępujących koszul, i westchnął; będzie miał piękne siniaki.
- Jesteś dzieckiem olbrzyma.
- Domyśliłeś się - Corvo nie krył zdziwienia - Cóż, kiedyś poderżnę gardło temu barbarzyńcy. Wstań.

~~
Soren machnął ręką. Był wyraźnie zły, ale nie na elfkę tylko na człowieka, który nawet od swojej pracy się migał; gdzież był ten leniwy mężczyzna, który koni powinien doglądać?
- Zapomniałem już, jak ci ludzie potrafią być beztroscy. Chodź, zapytamy poławiaczy krabów. Są najbliżej mgły.

Iskra pisze...

- Nie wiem co czules i co myslales, ale jakos nie usmiechalo mi sie ciebie budzic tylko po to, zeby ci powiedziec, ze wychodze... - mruknela Iskra sadzajac synka na kowadle i poprawiajac mu wloski. A czy on liczyl sie z tym co czula ona kiedyboudzila sie sama? Wtedy, w jaskini... Sama. No, niezupelnie. Byla Szept, ale spala i nie chciala sie obudzic.
- Grunt, ze jestem, wiec nie marudz... - zebralo sie elfce teraz na marudzenie a biednego, wystraszonego i zalamanego luciena. Wredna i niedobra Iskra.

Wilka zamurowalo. Glupi portal. I glupi Cien, ale... No w zasadzie Szept powinna sprawdzic w co sie pakuje, a nie tak na slepo i w ogole... I co z tego, ze myslala, ze chodzi o Iskre.
- Sciagne medykow do stolicy i nikt nie umrze. Juz wiecej nikt nie umrze....

draumkona pisze...

Wiadomosc... Jeszcze by sie obudzil, a ona tego nie chciala. Byl taki zmeczony po tej nocy... Pza tym, tak lagodnie wygladal gdy spal. Ne, elfka wolala sie wymykac bez slowa niz go budzic. Ale, tak jak juz powiedzial, grunt, ze byla. Natan nie usiedzial dlugo w miejscu, zeskoczyl z kowadla i popedzil gdzies do czesci domu, ktora to niewiele miala wspolnego z kuznia. Ostatnimi czasy Natan znalazl calkiem fajnego kompana w Tedzie i od tamtej pory nie bylo dnia, by nie suszyl mu glowy.
- Chodz pojdziemy gdzies... Nie mozesz caly dzien siedziec w tej kuzni... Ogolilbys sie! Umyl! - i Lucien zostal zaciagniety za teke do lazieneczki.

- Szkoda... Ze nie powiedzialas mi wczesniej, teraz moze byc ciezko... - mruknal jeszcze muskajac ustami krawedz jej ucha. Ale postanowienie wladcy nie uleglo zmianie. Nikt wiecej nie umrze. No, chyba, ze wirginczycy.
- Jakies specjalne zachcianki, pani matko? - spytal dosc zaczepnym tonem, a dlon elfa przesunela sie na brzuch magiczki.

Silva pisze...

- Mistrz powiedział, że zrobiłeś się ospały - Corvo prowokował najemnika, jak nic go podpuszczał, ale uważny widz mógł doszukać się w tym czegoś głębszego. Soren także wiedział, co robi. Słowa nie działały dobrze na Dara, ale kiedy podsunie mu się pod oczy dobry argument, wtedy dzieją się cuda, nagle zaczyna mu zależeć i chcieć. Corvo był dobrym powodem. Umiał walczyć, był pyskaty, z silnym charakterem, a jak dodało się do tego fakt, że został nowym wychowankiem byłego maga, najemnik dostawał skrzydeł. Wkurzał się, rzucał i pluł jak żmija jadem, ale podwajał swoje starania w tym, by w końcu zetrzeć Corvo uśmiech z twarzy, tym samym przyswajając nową wiedzę i ćwicząc to, co już umiał.
- No, dalej. Pokaż co potrafisz.
Najemnik nie dał się prosić drugi raz. Zaatakował. I z każdą chwilą radził sobie coraz lepiej, zupełnie tak, jakby przypominał sobie wszystko to, co zapomniał, a kiedyś pamiętał. Soren powtarzał, że ciało nie zapomina. Ruchy przychodziły Brzeszczotowi łatwo i płynnie. Szybko zaczął zyskiwać przewagę, ale i Corvo był dobry, bardzo dobry. No i miał w sobie krew olbrzyma.
Dar wylądował na łopatkach, ale nie tracił czasu na narzekanie. Chyba za bardzo się wczuł. Albo za mało, bo znowu dzieciak przywalił mu ramię.
Maść, Heiana powinna mieć całe wiaderko.

~~
Zimą rybacy nie mieli dobrych połowów; ryb było mało, mięczaki nie dopisywały, tylko skorupiaki były tam, gdzie zawsze i to je wyławiano, kiedy pogoda dopisywała, co nie zdarzało się tak często, jakby poławiacze chcieli. Wiatry zbyt często łamały żagle, wysokie fale przewracały łodzie, a i kiedy gwałtownie spadała temperatura, życie w morzu zdawało się zamierać. Szczęście, że zasolone ryby, skrzętnie ukryte w beczkach, wciąż starczały wiosce; zebrane ziarno stanowiło drugi zasób pożywienia, chociaż nie tak ważny jak to, co dawało morze.
- Szept... - staruszek zdawał się być zakłopotany, ale równie dobrze mogło to być złudzenie - Nie potrafię już rozpoznać magii. Zapomniałem słowa, gesty. Słucham sąsiadów i dlatego wiem, że to magia. Popatrz, znów sieci są puste.
Rybaków było niewielu, zaledwie dwójka, najprawdopodobniej ojciec i syn. Dzieciak mozolnie rozplątywał poplątaną sieć, a starszy mężczyzna obserwował morze.
- Zach, co mówi morze?
- Jest niespokojne. Boję się, że przestanie dawać nam pożywienie. Kto to? - mężczyzna miał głowę gładko ogoloną, zniszczone, ale silne ręce i nieprzeniknione oczy.
- Przyjaciółka Dara, chcemy zapytać cię o mgłę.
- Przekleństwo. Pojawia się co trzeci dzień. Zawsze, jakby szła ku wieży. I tak kobieta. Już nie pozwalam dzieciom, by wychodziły z domu po zmroku. Podobno je porywa.

draumkona pisze...

- Gdzekolwiek, byle z toba - elfka wziela w dlon wlasny grzebien i ulozyla Lucienowe wlosy. No. Teraz wygladal jak czlowiek.
- Slub... Nie wiem, nie zastanawialam sie jeszcze. Moze Eilendyr, moze u krasnoludow... Dawno nie widzialam Ymira... A moze bedzie okupywac siedzibe Wintersa... - jednym slowem, propozycji tysiac, decyzji zadnej.

A skoro sie tak uparce domagala, to i owszem dostala, choc Wilk od razu przszedl do rzeczy, uniosl magiczke na rekach i powedrowal prosto do sypialni. No nie bedzie im nikt wchodzil przynajmniej... I nie wiedziec czemu, orzypomnial mu sie ich pierwszy raz w jaskini. O tak. I z podobna do tamtego razu dzikoscia i pozadaniem powital dlonmi miekkie cialo elfki.

draumkona pisze...

Nie Winters? Ona juz Cienia przekona... Uwiesila mu sie na szyi, spojrzala w oczy, zatrzepotala rzesami. No nie bylo mowy zeby jej odmowil!
- Prosę... Prosę, prosę, prosę... - czemu tak elfce zalezalo na slubie wladnie u earla? A tajemnica.

Wescthnal i niechetnie wywlokl sie z lozka. Dlaczego n nigdy nue mogl miec spokoju.. Glowe chyba komus urwie zaraz. Narzucil na siebie szlafrok i burknal
- Wejsc - odgarnal sobie jeszcze wlosy z twarzy co by nieco powazniej wygladac

draumkona pisze...

- On... Bo go lubie. Poza tym, jest w miare w neutralnym miejscu, kazdy wie gdzie to jest i nawet krasnoludy trafia. A ile ma sypialni! - najwyrazniej Iskra bardzo duzo na ten temat wiedziala.
- Jak nie u Wintersa, to w Nyrax! - szantaz, oczywiscie. Skoro piekne oczka nie pomogly, to pozostawal tylko szantaz.... A wiedziala, ze co jak co, ale Lu sie na Nyrax nie zgodzi.
Szach.

- Obawiam sie, ze nie chce z nimi rozmawiac - najpierw obozowali pod lasem, grozili, jeszcze Ducha ongi atakowali... A teraz poselstwo. Niech sie wypchaja i sibie gdzes ida, do Krolewca chociazby.
- Odpraw ich.

draumkona pisze...

Iskra w duchu zachichotala w duchu. Wpadl. Wpadl jak sliwa w kompot. Bingo.
- A wiesz, bylo sie tu i tam... Robilo sie to i owo... - dlonie elfki przesunely siepo ramionach pana Thorne'a, a na ustach Zhao pojawil sie usmieszek.
Mat.

Wilk sie zjezyl. Redan. Ogien zaplonal w spojrzeniu elfa i mial ochote wyjsc i od razu kapitana zabic. Najgorsze bylo jednak to, ze nie pamietal jak zachowal sie w snie... Czy odprawil od razu? Coz... Jednak bedzie musial sie z nim spotkac.
- Ne spuszczajcie go z oczu. Zaraz sie pojawie.

draumkona pisze...

- Oj Lu... Przeciez z nim nie sypiam... A ty przeciez tez sobie sypiasz z jakimis babami i wykrecasz sie misjami - odeszla od niego, jakby zrezygnowana. No tak, on zawsze twierdzil, ze to tylko misja... Ale ona wiedziala swoje i traktowala to jak zdrady. Zdrady, ktore potem staly sie powodem rozpadu ich zwiazku. Zdrady przez ktore odeszla wtedy. We snie...

Wzrok wladcy Eilendyr nie byl ani troche przyjazny. Byl wrecz wrogi, choc Wilk walczyl usilnie o to, by zachowac kamienna twarz.
- Czego chce Wirginia? - wyparowal prosto z mostu nie bawiac sie w grzecznosciowe formulki. Im szybciej sie go pozbedzie tym lepiej. Tym szybciej wroci do Szept...

draumkona pisze...

- Tak, sypialam. Wtedy ciento nie obchodzilo, to sobie sypialam - mruknela krzyzujac rece na piersi. Z nikim nie sypial? A glupia Solana i rzekmenwyciaganie informacji? No co on sobie zarty robil... Zhao byla pewna, ze kurtyzany, dawnej i obecnej kochanki to on sobie nie odmowil.

Skinal glowa. Trzy dni. Dotrzyma terminu, a jakze...
- Posle odpowiedz ptakiem. Radze odsunac oboz od krawedzi lasu - dodal dosc zagadkowym tonem - O tej porze roku bywa dosc... Dziki - dziwny blysk zagoscil w oczach Wilka, ale nie dokonczyl mysli, odwrocil sie na piecie i odszedl z wrotem do Szept, ktora juz zapewne zauwazyla, zemgo nie ma.

draumkona pisze...

Wlasnie, o wlos od klotni. Iskra nie chciala sie klocic. Devril byl... No przygoda jesli chodzi o lozko. I czyms w rodzaju dobrego znajomego... Moze przyjaciela? W kazdym badz razie, nie byl dla niej tym, czym byl Lucien. Dlatego tez Iskra nie bardzo reagowala na Devrilowe podboje.
Nie chciala sie klocic. Dlatego tez nie wrocila do niego, nie objela go ponownie probujac zazegnac konflikt... Ona wyszla. Wyszla do innego pomieszczenia nie mowiac ani slowa.

Rzucil list na biurko i od razu powedrowal do niej. Tak jakby nie mogl zbyt dlugo wytrzymac z dala od niej, zdala od... Od rodziny.
- Redan. Wirginski kapitan i jego przelozeni zadaja neutralnisci od nas - mruknal obejmujac ja. Zreszta, o co on jej to mowil... Mogl skalamac by jej nie martwic...

draumkona pisze...

Iskra nie widziala w tym wszystkim swojej winy. Przyjaznila sie z Devrilem, no i dobrze... Przynajmniej nie byla tak zapatrzona w Bractwo jak Lucien.
Ale kiedy godziny mijaly, kiedy slonce juz zachodzilo, a Cien dalej nie wrocil... Iskra zaczynala czuc sie zle. I to nie bynajmniej dlatego, ze cos jej dolegalo, jakas rana, czy cos. Nie. Czula sie zle, bo nie bylo go obok. Nie bylo go przy niej. Narzucila wiec plaszcz na ramiona i wyszla co by znalezc swojego narzeczonego.

- Wiem o tym i licze sie z tym... Ale z wojny sie wycofamy. Nie mamy dosc sil by jednoczesnie wspomagac ludzi i chronic samych siebie. Trzeba wybrac. A jednak elfy i Eilendyr sa mi blizsze niz ludzie... - coz, gdyby krasnoludy nie zamknely sie pod ziemia w ich stolicy, to wszystko wygladaloby inaczej... Tymczasem byli zdani na siebie. Przyjecie warunkow Wirginii bylo jedynym sposobem na opoznienie ataku i jako takie przygotowaie sie do chronienia stolicy.

Silva pisze...

- Ma rację - dzieciak dobrze się bawił, ale jeżeli najemnik się postara, będzie umiał go zaskoczyć. Corvo nie uczył się od Sorena, nie był to styl walki, którego używał. Nadawał się jednak to starcia z Brzeszczotem, do pokazania mu nowych ruchów i ciosów tak, aby włączył je do swoich. - No, postaraj się przed elfką.
Najemnik wstał i wskazał palcem uzdrowicielkę - Że przed nią? - po czym prychnął; jakby nie miał przed kim się popisywać. Na pewno nie... Chociaż, może jak zdziwaczałej elfce pokaże, że nie potrzebne są mu jej nauki i rady, to da sobie spokój i zacznie go traktować jak mieszańca? Dobrze by było.
Kto by pomyślał, że najemnik kiedyś będzie pragnął traktowania jak coś gorszego.
- Zaatakuj. I pracuj nogami, a nie ruszasz nimi jakby były zbyt ciężkie.
Brzeszczot wziął to do siebie. I zaatakował. Postarał się tym razem. Kilka ruchów, parę ciosów, element zaskoczenia i dzieciak leżał na łopatkach pokonany w pięknym stylu.
Corvo wyciągnął rękę, ale chociaż uważał, że najemnik tego nie zrobi, nie okazał zdziwienia, kiedy Dar pomógł mu stanąć na nogach. Dobrze! Dziecko olbrzyma zaatakowało, chcąc przeciwnika przez plecy przerzucić, ale najemnik się pilnował i chociaż oberwał w szczękę, Corvo znowu leżał na łopatkach.
- Uważam, że poszło ci całkiem kurwa idealnie

~~
Gdyby Soren nazwał magiczkę zmorą życia najemnika, bogowie niejedyni wiedzą, jakby to odebrać rybak. Mógł to źle i opacznie zrozumieć, więc ze względów politycznych, były mag postanowił ubarwić relacje swojego ucznia i elfki, chociaż podejrzewał, że wcale z prawdą się nie minął.
- Nic żem nie zauważył. Mgła jak to mgła - rybak poprawił syna, pokazując mu jak powinien rozplątać sieć, by nie ranić sobie palców; maluch był zafascynowany elfką i dlatego trudno było mu się skupić. - Kiedyś nic nie ukrywała. Teraz wieży nie widać, łodziom trudno brzeg odnaleźć. Ze dwie już na mieliźnie wylądowały.
- Szept, co ci powiedział... - Soren wskazał głową na wieżę, wyraźnie widoczną na tle szarego nieba i lasu.

draumkona pisze...

W koncu go znalazla. W koncu... I odetchnela z ulga. Nigdzie nie zniknal, wciaz byl. Co prawda, Iskra nie wiedziala co to za maly sklepik w ktorym przebywal, ale nie wazne. Zakradla sie do niego po cichu, a kiedy stanela za nim, objela go delikatnie, opierajac policzek na plecach Cienia
- Szukalam cie.... - w glosie elfki dalo sie slyszec nute smutku. Moze i nawet skruchy...?

- Nie zaprzataj sobie teraz tym glowy... Wazne, ze na razie nic nam nie grozi, a kiedy niebezpieczenstwo zacznie sie robic realne... Ochronie was. - przygladzil wlosy magiczki i oderwal sie od niej co by pozarzadzac co trzeba.

Silva pisze...

Brzeszczot w zasadzie machnął tylko ręką na uzdrowicielkę i zajął się małym, wrednym dzieciakiem.
I tak przez kilka dni.
Corvo i Dar walczyli, Szept z Sorenem szukali śladów i odpowiedzi. W chwilach wolnych uzdrowicielka parzyła melisę, a że była święcie obrażona na najemnika, Dar nigdy nie był pewny, co ma w kubeczku. A jak to jakieś zatrute zioło? Póki co żył, a i informacji o mgle było coraz więcej, kiedy odrzuciło się te fałszywe, a w bajaniach wioskowych ludzi znalazło prawdziwe.
A kilka dni później...
Brzeszczot miał niespokojny sen. Bolał go obity obojczyk i nie potrafił znaleźć sobie wygodnej pozycji, przez co przewracał się z boku na bok. W izdebce obok pochrapywał Soren. Gdzieś pod podłogą buszowała biała myszka, która na oczy uzdrowicielce się już nie pokazywała.
Dar drgnął i uchylił powieki nasłuchując.
Na zewnątrz wiał wiatr, szumiało morze, raz zahukała sowa. Gdzieś trzasnęła gałązka, gdzieś ktoś szeptał...
Najemnik wstał i w słabym blasku dogasającego ognia, stwierdził, że musi obudzić Szept; w wiosce byli obcy. Słyszał jak szeptali.
Wchodząc po drabinie złapał stary, nieużywany kostur staruszka i wychylając tylko głowę na stryszek, szturchnął drewnianą laską śpiącą Szept; podchodził ja głupiec z kijem do lwa. No, nie chciał oberwać butem po głowie.
- Szept...

draumkona pisze...

Elfka westchnela. Ona sie tu martwi, a on sobie chodzi i jakies sprawy zalatwia. No pieknie.
- Chodz do domu... Pozno juz. - pociagnela go za rekaw koszuli i spojrzala blagalnie. Najwyrazniej elfka nie czula sie w Demarze tak swobodnie jak w elfiej stolicy. Badz w nnym miejscu w jakim bywala czesto.

O tak, Wilkowi by sie to nie soodobalo. I gdyby sie tylko dowiedzial, to na oewni Szept mialaby suszona glowe przez co najmniej godzine. Mimo tego, ze byli malzenstwem,mon dalej mial ziwne wrazenie, ze gdyby Darmar zachcial, to by mu bez problemu odbil magiczke. A to mu sie ani troche nie podobalo.

Silva pisze...

- Jesteś okrutna... - burknął najemnik, masując sobie głowę, na której pewnie wyrośnie solidny guz. Jasne, następnym razem głupiej elfki nie obudzi i sam pójdzie wygnać obcych, albo ich sprawdzić. Phi, obejdzie się bez wrednej magiczki i jej drewnianego kijka. - Po wiosce kręcąc się obcy. Nie słyszysz? - on słyszał, jak szepczą między sobą, jak próbują się rozeznać w zabudowie, jak się kłócą i sprzeczają. - Przyszli od strony bagien. Śmierdzą stęchlizną.

«Najstarsze ‹Starsze   1401 – 1600 z 5000   Nowsze› Najnowsze»

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair