Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat


Art credit by 88grzes
Niraneth Szept Raa'sheal 
 z rodu Erianwen
elfka, mag
"Jest jak dziecko, co pcha palca w szparę w drzwiach, dobrze wiedząc, że zaraz paluch będzie przytrzaśnięty i spuchnięty. Magiczka, psia jego mać, piekielnie dobra, ale instynktu samozachowawczego to ona nie ma za grosz."

Dar o Szept

Początek
   Urodziła się jako trzecie dziecko w rodzinie, pierwsza córka Elenarda Erianwen, potomka Erathira i pięknej Aerandel z Eilendyr. Wszędobylskie dziecko, któremu ojciec zbytnio pobłażał, matka zbyt próbowała narzucić jakieś zasady, ulubienica braci, wyczekiwana córka. Ojciec jej, jak każda głowa rodu Erianwen, hyvan, z ramienia Władcy zarządzał drugim co do ważności elfim miastem w Keroni – Irandal w Zaginionej Dolinie Gór Mgieł. Mieniony Mistrzem Wiedzy, mag widzący więcej niż inni, choć przyszłość była zakryta przed jego oczami. Matka dumna i piękna, z córki chciała zrobić podobną do siebie, klejnot pośród kamieni, lecz zbytnio w swym dziele zbłądziła, szukając blasku, zapominając, że szlachetny kruszec, by przetrwać, potrzebuje i twardości diamentu, nie tylko jego piękna. Niraneth, wywodząca się z jednego z najstarszych szlachetnych rodów, po ojcu odziedziczyła charakter, wygląd po matce biorąc i jeno wyraz jej oczu przywodził na myśl spojrzenie Elenarda, zdradzając stalową wolę i upór, który niełatwy do złamania, kłócił się z wysoką i wiotką, przywodzącą na myśl młode drzewko, budową ciała.
   Buntownicza, nieugięta. Stała w osądach i zadaniach, jakich się podjęła. I nade wszystko była dumną. Jej brat Tamarel mienił się pierwszym obrońcą miasta, nadzieją elfów, drugi jej brat Eredin Strażnikiem Lasu wbrew woli ojca został, życie swe obronie, pielęgnacji i czuwaniu nad otaczającym Eilendyr Medrethem i jego duchami poświęcając. Niraneth Erianwen zaś dorastała wśród górskich szczytów w pięknym Irandal, ukrytym przed wzrokiem nieprzyjaciół, gdzie tylko ten, co drogę znał stawić się mógł. Jej decyzje nieraz szokowały, nieraz Starszyzna patrzyła posępnie na jej poczynania, lecz ona, wspomagana młodością i uporem, zwykła przedkładać swe racje nad ogólnie przyjęte zasady. Gdy przyszło do wyboru maga na swego mistrza i nauczyciela, shalafi, zwróciła się do Darmara Sethora, tego, który już wówczas uchodził za potężnego czarodzieja, jednego z tych, co zapiszą się w dziejach historii, lecz zarazem i za tego, który lubo niezłapany za rękę, zdawał się skłaniać ku zakazanym sztukom mroku i cienia, które to w sekrecie praktykował, a które w przyszłości miały zdecydować o jego wygnaniu. U niego nauki pobierała córka Elenarda, mag zaś chętnie dzielił się wiedzą, roztaczał przed młodym i chłonnym umysłem prawa i nauki magicznej sztuki, siły, którą by władać trzeba pokochać i zrozumieć, oddać się jej w pełni, bez reszty. Potrzeba ciągłej praktyki, cierpliwości, poznania własnych granic, nie tylko fizycznych, ale i psychicznych. Magia jest sztuką i bronią w jednym, nie kuglarskimi występami ku uciesze gawiedzi, zwykł mawiać jej mentor, prychając z niezadowolenia nad popisami elfiej młodzieży i adeptów. Niraneth zapamiętała tę lekcję, jak i wiele innych pouczeń maga.
   Na szacunek musiała dopiero Niraneth zasłużyć, czynami, słowy i wolą nieugiętą. A nade wszystko miłością do własnego ludu i lasów tych, co ich żywiły, chroniły i odziewały, darząc swymi dobrami, a które to, jako dzieci natury elfy tak bardzo szanowały. Tym także, że dobro rodaków nad swoje własne przekładała, a nawet jeśli czyny jej kłóciły się z poglądami Starszych, nie można było przeczyć, iż kierowała nią miłość, nie własna ambicja i zdradzieckie knowania.
   A jej drugą miłością była magia. Trzecią zaś natura.

Legenda o Wilczej Pani
   Lecz przyszły i czasy niepokoju, czas walki i krwi rozlewu, czasy gdy odwaga i trwałość murów miały zostać poddane próbie. Wojna nie ominęła elfiego miasta, Wirgińczycy, przyprowadzeni zdradą stanęli u jego bram. Odwaga i wola wytrwały, utwardzone przez doświadczenie, mury skruszały, zburzone siłą wrogich oddziałów. Śmierć zebrała wówczas krwawe żniwo wśród jej rodaków, niejedno serce okryła żałobą, niejedną wolę złamała, roztaczając wizję rezygnacji i zatracenia. Nie obeszło się bez ofiar i w domu Erathira, odbierając im tego, który miał bronić Irandal, buńczucznym głosem prowadząc ku zwycięstwu, tego, którego zwano Tamarelem, pierwszym synem Pana Wiedzy. Wychowana wśród mędrców, szkolona przez magów Niraneth była tą, której w zamian powierzono pieczę nad ginącym miastem. Nadano jej miano Wilthierni, Wilczej Pani, wkrótce zaś pośród napastników jęła krążyć opowieść o elfce, o tym jak do walki wiodła nie swych rodaków, a knieję całą, wierną jej rozkazom, wilki z Gór Mgieł, straszliwe bestie miały krążyć przy jej boku, a gdy nastały ostatnie dni, ona sama miała się w leśnego zwierza przemieniać, krwawa w zemście, nieustępliwa w boju, podchodząca i uderzająca znienacka, nieprzyjaciółka rodu ludzkiego, wiedźma z lasu.
   Jej serce długo krwawiło po zniszczeniu Irandal i nie mogła darować ludziom tego uczynku. Nie bawiła się w odróżnianie, jakiej byli narodowości. Zrobiła wszystko, by ocalić elfie miasto, lecz i to zawiodło. Zamiast tego umożliwiła odejście pobratymcom do Eilendyr, przeprowadziła ich przez niemal cały kraj do stolicy. Niedane jej było tam pozostać, cieszyć się urokami tamtejszego życia i dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Upadek Irandal wzbudził niespokojne myśli, nasilił podejrzliwość, rozjątrzył dawne rany. Zdrada, przez jaką padło miasto, dopełniła dzieła, dopełniła dzieła wieść o znienawidzonej przez elfy czarnej magii, kojarzącej się z mrocznym i krwawym kultem Nazary i Hazary, a do której uciekła się Niraneth. Tym razem nie pomogło tłumaczenie, że wszystko dla dobra ogółu, że dla przetrwania, ratowania ginącego miasta i jego mieszkańców. Stare przesądy, wierzenia były zbyt silne, zbyt silna była wśród długowiecznego ludu pamięć dawnych dni. Może, gdyby czarna magia elfki ocaliła w cudowny sposób miasto, spoglądano by na wszystko inaczej. Lecz Irandal padło, z nim zaś upadły nadzieje elfki. Nie pomogło wstawiennictwo przyjaciół, nie pomogło poparcie następcy tronu, udziałem elfki stał się los jej byłego mistrza, Darmara. Wygnana, odrzucona przez swoich, nie mogła odtąd powrócić do wspaniałych miast swych rodaków. Przypadło jej żyć z daleka, ciągle tęskniąc, dni miały jej mijać na wędrówce w świecie ludzi, tak obcym i nieznanym.
  Pieśń milknie i znika miano Wilczej Pani nawet i z ludu jej głosu, gdzie się podziała, dokąd podążyła, dokąd zawiodła ją duma, przeklęta elfia magia i bogowie? Nie wie bard, co się z nią stało, czy poległa wśród późniejszych walk, czy lud swój opuściła na dobre. Opowieść stała się legendą, legenda mitem, bajką opowiadaną przy ognisku. I tylko skruszałe mury pamiętają – prawdę.

Wygnaniec Szeptem zwany
   Wraz z czasem inna opowieść jęła krążyć, mniej znana, mniej krwawa. I w niej elfka występuje, elfka Szeptem zwana. Ona ta podróżuje po kraju na kształt najemnika, najemnikiem nie będąc. Magia jej nie do kupienia, nie za złoto i srebrne dukaty, życzliwość nie do sprzedania, chybaby temu, kto naprawdę w potrzebie. Efli Wygnaniec, pozbawiony możliwości powrotu do elfich miast, zapomniana przez swoich, czego i nie ukrywa, jeśli czegoś żałując, to nie swego czynu, o którym słowa nie powie, a braku zrozumienia. Z konieczności i zbiegu okoliczności członek bandy Nefryt, choć od niedawna, choć jeszcze nie do końca pełen zaufania, wplątana w konflikt, który wedle elfiego zamysłu dotyczy tylko ludzi, nie zaś elfów. Gdyby opuszczając Irandal powiedziano jej, że zbrata się z ludźmi, mieszając w ich starcia, uznałaby to co najmniej za kpinę i mało śmieszny żart. Mało znała ludzi, a jeszcze mniej, wynika z tego, siebie.
  Pracuje dla, czy też raczej z Alastairem Pielgrzymującym, Kolekcjonerem z Królewca, badając dlań starożytne ruiny, czasem naruszone i odnalezione weń artefakty, ślady przeszłości do jego pracowni przy Zachodniej Bramie znosząc. Sama ci w tej podróży nie jest, bo i na to by Alastair, dla którego jest jak córka, nie pozwolił. Na jej ramieniu siedzi czarny kruk, śladem jej podążają wilki urodzone wśród białych szczytów Gór Mgieł. Niemal zawsze towarzyszy jej zmora magiczki we własnej osobie, półelfi najemnik Brzeszczotem nazywany. Brat jej, choć nie z tej samej krwi, wrzód na tyłku w oficjalnej wersji, uprzykrzony półelf i ograniczony człowiek, niemający za grosz zamiłowania do natury i ani krztyny cierpliwości i wychowania. Niech jednak ktokolwiek choć źle spojrzy na ów miecz w potrzebie, niech choć palcem tknie boskie pośladki, elfka nie popuści. Jej najemnik, jej wrzód i tylko jej wolno kpić z poczciwca. Do niedawna marząca o powrocie do Eilendyr, jak każdy elf silnie związana ze stolicą, kochająca ją i jej piękno. Tam zostali ci, którzy są najbliżsi jej sercu.

Elfie dziedzictwo
    Po ojcu swym zdolność do magii powzięła, nic to dziwnego, bo wśród potomków Erathira zawsze rodzili się czarodzieje, wróżbici i czarnoksiężnicy, poświęceni Aszarze i gwieździe Ara. Zgłębiała więc tajniki pradawnych mocy, całkowicie oddając się magii, poświęcając jej się nieomal bez reszty, jako czemuś, co jest jej częścią, darem od bogów, którego nie godzi się pozostawić samemu sobie, a rozwijać wypada. A ponieważ, miast zasadami, kierowała się własnymi przekonaniami, nie było dziedziny, do której by nie zajrzała, wliczając w to czarnomagiczne zaklęcia i magię krwi. Przeto, choć wtajemniczono ją w arkana łucznictwa i mieczy, nie miecz i łuk są jej bronią, nie tarcza i pancerz ochroną. Jej jedyną bronią jest magia, a gdyby ta zawiodła, co zdarza się i w każdym przypadku, bo ostrze miecza się tępi, a tarcza pęka, nosi przy sobie sztylet elfiej roboty, umocowany na ramieniu przemyślnym mechanizmem, będący ostatnią deską ratunku magiczki. Lecz najpierw imię jej poznane było jako tej, do której rąk nawet najdziksze zwierzęta się garną. Zachowanie takie zdradzały już w obliczu jej matki. Nie raz się zdarzało, że Aerandel przechadzała się obok wilczych watah, rysiego legowiska czy niedźwiedzicy z młodymi, a te jako niegroźną ją traktowały. U córki zdolność ta sięgnęła mistrzostwa. Ona nie tylko obok nich chodziła, ona z nimi przebywała, z młodymi się bawiąc, stare lecząc, gdy potrzeba takowa zaistniała. Ani jedno warknięcie, ani jedno prychnięcie ostrzegawcze nie padło, ani razu pazur nie uraził skóry elfki, zwierz dziki miała ją za swoją, za przyjaciółkę i opiekunkę, za tę, której krzywdy się nie czyni. Miłośniczka natury, lasów i zwierzyny wszelakiej, nie przeszła obojętnie obok żadnego zwierzęcia, co mogło zdawać się urocze, na dłuższą metę bywało jednak drażniące, zwłaszcza dla tych, którzy nie podzielali jej zamiłowań. Rozmiłowana w siłach przyrody, nie pogardzała też dziełami rąk ludzkich. Stare ruiny, podziemia, warowne zamki i świątynie ciągnęły ją do siebie z siłą, której nie zamierzała się opierać. Miłość do kamienia zaszczepił w niej Ymir, odtąd sama szperała w księgach, gromadząc wiedzę, a resztę sama widząc, gdy w ciemności starych budowli niknęła, a korytarz niósł jej kroki. A choć ukochała elfie miasta, to jej serce ciągnęło i do wędrówek, do miejsc, jakie ukazywały oglądane przez nią mapy i opiewały legendy, a których to dziwy chciała na własne oczy obaczyć. Wierząca w elfickich bogów, najsilniej związana z boginią magii Aszarą i Bogiem Ojcem, Asuryanem. Czasem jej wiara była wystawiana na próbę, czasem zdarzały się chwile zwątpienia, niepewności, bo gdzie ich nie brak? Bogowie nie poprowadzą cię za rączkę, nie pokarzą jak iść. Nie podniosą cię za ciebie, gdy upadniesz.

Pani poradzę sobie obecnie
   Los bywa kapryśny, widoczny chyba tylko dla jasnowidzów, zmienny i nieraz potrafi elfa zaskoczyć. Nie zabrakło tych niespodzianek i dla Szept. Z potomkini Erathira - Wygnańcem, z Wygnańca - małżonką Władcy Eilendyr, co to ostatnie chyba najbardziej zaskoczyło ją samą, z panny - mężatką i matką małej Merileth.
   Poprzez znajomość z Nefryt włączona w działalność ruchu oporu, poznała prawdziwą tożsamość swej ludzkiej przyjaciółki, motywy kierujące rzekomo zwykłym i poczciwym magiem, miłośnikiem staroci. A jak zmienił się jej status, tak i zmienił się charakter, ukształtowany przez nowe okoliczności i liczne przygody, zmuszające do weryfikacji tego, co dotąd uznawała za niezmienne prawdy. Już nie konieczność, a najszczersze chęci wiodły ją ramię w ramię z ludźmi, cele bandy stały się jej celami, a sprawa, którą miała za ludzki kłopot, jej sprawą. Postawione na jej drodze postacie utemperowały nieco jej dumę, uświadomiły, że o prawdziwej wartości istoty żyjącej nie decyduje przynależność rasowa i czystość krwi, nieodziedziczone po przodkach geny, lecz to, co skryte głęboko w sercu.
   Wciąż marzy jej się, by ludzie przestali bać się magii, powstanie Kręgu, który jednoczyłby wszystkie rasy, a w którym magowie mogliby szlifować swe umiejętności i nieść pomoc tym, którzy by jej najbardziej potrzebowali. Brzydkie doświadczenie z przeszłości, pozostałość kłopotów, w które sama, w jak najlepszej wierze się wpakowała, sprawiły, że lękiem napawają ją portale, co biorąc pod uwagę profesję jest równie irracjonalne jak bojący się koni jeździec i mdlejąca na widok krwi uzdrowicielka. Wszędobylskie oko Starszyzny nie powstrzymało jej przed włóczęgą po kraju i zaglądaniu do bardziej podejrzanych kątów, a przydzieleni jej do ochrony dwaj przyboczni nie zapobiegli regularnemu gubieniu się Jej Wysokości.

Art credit by 88grzes
Niraneth Raa'sheal | Nira | Szept | wredna magiczka | czarny mag | członkini bandy Nefryt | Wilcza Pani | elfia królowa | Mała | Wilczyca | pani zawsze na siebie uważam i jestem ostrożna | elfka pełnej krwi | długoucha wredota | Wygnaniec | Erianwen | pani nie można tego tak zostawić | magnes na kłopoty


~*~

Art credit by Sayara-S

Devril Randal Larkin Winters
earl Drummor
Kerończyk
„Brzeszczot nie wiedział, jak Dev chce ich wyciągnąć z wyspy, ale postanowił zaufać temu wymądrzającemu się pięknisiowi. Kto jak nie on, da radę ich wyrwać z tego szamba? Takiego Devrila to ino się trzymać i nie puszczać.”
  
Dar o Devie


Devril Winters | Dev | arystokrata | earl Drummor | szpieg | Duch | człowiek | przyjaciel plemion | kochaś | przydupas | pan, który znajdzie wyjście z każdej sytuacji | piękniś | bawidamek

~*~

Art credit by gokcegokcen

Lucien Czarny Cień
Kerończyk
Poszukiwacz Bractwa Nocy
"Chciałam cię poznać. Powinnam cię znać. Ale ty wolałeś bawić się w przybieranie setki masek, a każda z nich była dla ciebie niczym ważnym."

Iskra o Lucienie

Lucien Czarny Cień | Lu | Poszukiwacz | Cień | Asgir Thorne | kowal | Varian Gharkis | zabójca | człowiek | pan misja | lodowa góra | Władca kaczek | Radny Bractwa | mentor


Ostatnia aktualizacja karty: 29.03. - cytat u Luciena
Ostatnia aktualizacja podstron: 25.10. - aktualizacja pobocznych zakończona

5 000 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   1201 – 1400 z 5000   Nowsze›   Najnowsze»
draumkona pisze...

Przynajmniej on zdawał się tutaj wiedzieć co mają zrobić. Ściągnęła wodze Kelpie, a ta z kłusa zeszła do stępa. Nie podobała się jej wizja zostawiania Kelpie z Cienistym... Jeszcze będą z tego małe źrebaczki równie piekielne co...
Iskra uszczypnęła się w rękę.

Roztargniony, skupiony na jednym, zauważył nieścisłość dopiero kiedy Radny się odezwał. Bo na chrząknięcia uwagi nie zwrócił... Zbyt zajęty wiadomo czym. Ale nie spurpurowiał, nie zająkał się, ani nic. W końcu był tak jakby u siebie w domu... Władca i jego specyficzne poczucie własności.
- Och, Firandil, Lethias - mruknął niebywale rozbawiony przyciskając magiczkę do siebie. Jakby to miało uchronić ją przed ich wzrokiem...
- Cóż to, spacerek dla zdrowia? Czy jednak ktoś was po nas wysłał?

draumkona pisze...

Puściła także i Kepie luzem, uprzednio jeszcze mamrocząc jej na ucho, co by nie szła w krzaki z byle kim i żeby najpierw postawiła sprawę jasno. Chce źrebaki? Dobrze, ale niech załatwi owies...
Po czym, kiedy klacz odeszła, Iskra zaczęła się zastanawiać, czy możliwe jest dostanie udaru w zimie. Bo jakoś dziwnie się zachowywała... A może znowu była... Nie, o zgrozo, nigdy więcej.

- No tak, zapomniałem - mruknął sięgając po swój płaszcz i owijając nim Szept. Silvan... Już on się go pozbędzie.
- Zaraz się zjawimy - lekka sugestia w tonie, jakoby byłoby miło, gdyby Starsi sobie poszli... I dziwny się mógł wydać, bo zamiast się dyskretnie zacząć ubierać... On sobie siedział w trawie, kapelusz tylko założył i łypnął na elfy.

draumkona pisze...

Iskra nieco się denerwowała. Im bliżej było wyjścia w morze... Tym bardziej przepełniał ją strach. Przecież ostatnia ich przygoda na morzu... Wystarczyło jedynie wspomnienie klęski, jaką cudem przeżyli.
Podgoniła znów Luciena, który to po raz kolejny zbytnio się oddalił. I mimo woli, kierując się chęcią bliskości, chcąc poczuć się nieco lepiej... Wsunęła jego dłoń w swoją. Mimo tego, niepokój ze spojrzenia nie zniknął. Wręcz się nasilił.

Wielce z siebie zadowolony, już miał nawet zacząć się ubierać, kiedy... No. Elfka jak widać wcale nie zamierzała się tak od razu śpieszyć do stolicy... A on przecież oporny nie będzie. Własnej... Narzeczonej odmawiać? Kiedy jego samego spalała żądza? O nie... Najwyżej znowu po nich przyjdą. Trudno.
Odwrócił się do niej, znów porywając w ramiona i pozbawiając płaszcza, jakim jeszcze chwilę temu tak pieczołowicie ją owinął.

draumkona pisze...

Nabrała powietrza w płuca i westchnęła cicho.
- Boję się Lu... Od tamtej katastrofy boję się otwartej wody... - czuła się dziwnie wyjawiając swoją jawną słabość. Strach. I nie zważając na rybaków, na cuchnący statek, na nic... Przytuliła się do niego szukając jakiegoś wsparcia.

Nie zatrzymał jej. Nie. On miał... Inne rzeczy do załatwienia i dobrze się stało, że postanowił ją tamten zabrać. Bo on miał spotkanie. Spotkanie z Cieniem.
***
Wrócił wielce zadowolony po dniach trzech. Rzekomo wezwany do Przystani, rzekomo tam załatwiał sprawy... Rzekomo. Bo razem z Lucienem wykombinowali całkiem zręczną iluzję, klona jego samego. I zabili Silvana kierując tropy na orków. Cudownie. Wszystko układało się wedle jego myśli... A kiedy tylko powiadomiono go o śmierci, udał zaskoczenie tak doskonale, że nikt nigdy nie miał odkryć prawdy. Zwłaszcza Nira...
Właśnie, gdzie ona była? Tak, Wilk zamiast zająć się obowiązkami w głowie miał tylko spotkanie z magiczką.

draumkona pisze...

Pokiwała głową niby uspokojona, ale... Jakiś niepokój nadal tlił się w sercu. Jakaś cząstka strachu nierozerwalnie złączyła się z jej jestestwem. Dała się zaprowadzić pod pokład, choć tu poczuła się jeszcze gorzej. Zimna, błękitna toń opływająca ciało, zabierająca ciepło, zabierająca nadzieję... Aż w końcu, odbierająca także i życie. Pamiętała morze trupów wokół nich kiedy statek już był pod wodą.
- Nie zostawiaj mnie samej - poprosiła cicho.

Wilk, psotnik i pod pewnym względem lekkoduch (od momentu poznania Marcusa) zakradł się do niej od tyłu. Cicho, powoli... Co by mieć potem pełną satysfakcję z jej reakcji.
Stanął za nią i chwilę ślizgał się wzrokiem po jej plecach. I zastanawiał się jak wykorzystać tak wielkie rozcięcia... A korzystając z faktu, że przecież była tu sama... Miasto po prostu objąć ją w pasie... Owszem, objął. Jednak jego dłonie wsunęły się pod tkaninę muskając jej brzuch, piersi.
- Wróciłem - oznajmił nieco leniwym mruknięciem, jakby miast zabójstwa i nerwów miał rzeczywiście parę spraw do załatwienia...

draumkona pisze...

Przytuliła się więc mocniej korzystając z czas kiedy znowu nie będzie gonił za misją. Kiedy był obok świat jakby rysował się w lepszych barwach.
- Długo będziemy siedzieć tutaj? Więcej niż dzień...?

- Hm, w zasadzie to nie wiem. Będę improwizował... - a jedną z improwizacji miała okazję poznać na polance Lasu Medreth, gdzie to padło historyczne niemal pytanie. I podobnie improwizował tutaj. Suknia opadła gdzieś na trawę, podobnie zresztą jego ubrania.

draumkona pisze...

- Jak będziesz obok to i trzy wytrzymam. No, chyba, że rzygnę przez burtę... - nie czuła się zbyt dobrze. Może to przez zapach ryb, może od kołysania, które kojarzyło się jej jedynie z tamtą katastrofą... A może były inne przyczyny mdłości...

Wilk jęknął, bynajmniej już nie od rozkoszy, a ze zrezygnowaniem. Znów on... Jakby ich śledził, albo co... Oderwał się od Szept niezbyt zadowolony. A Radny poczuć mógł na plecach palące spojrzenie władcy.
- Cóż teraz Firandilu? O śmierci Silvana wiem... Każdy z Radnych dostał zadanie. Nawet Krokusica nie protestowała. Zamiast tego nowym utrapieniem jesteś ty.

draumkona pisze...

Przez cały czas trzymała się wyjątkowo blisko niego. Teraz zaś znaleźć te ich galery, zrobic co trzeba i wrócić. Do... Do domu. Do Czeluści.
- Wiesz, gdzie znajdziemy te galery?

Znał jednak swe obowiązki. Jak Rada mówiła, że coś nie może czekać, to i nie mogło... Niezbyt zadowolony westchnął, po czym zaczął się ubierać. Właśnie dlatego nie lubił siedzieć w stolicy. Bo ciągle coś od niego chcieli, jakby sami rozumów nie mieli czasami...
Spojrzał jeszcze na Szept, po czym musnął lekko jej czoło ustami.
- Przyjdź do mnie wieczorem. - szepnął jej na ucho pilnując by do Firandila te słowa nie dotarły. Po czym jeszcze ucałował krótko jej wargi i odszedł z tym przeklętym radnym...

Sol pisze...

Usmiechnęła sie lekko w odpowiedzi na podane informacje. Czyli na razie wszystko było tak, jak chciała. Zapomniała tylko powiedziec jeźdźcowi o jednym. By on, miała dotrzec do niego osobiście, dosiegnąc jego najwrazliwszych strun ducha, by on zapomnial o spowiedniczce i zyl jak do tej pory, lecz zamiast ścigać magów, może sprobowałby ich poznac i zostawić w spokoju, przekonać swoich że i magia może im słuzyc w dobrych celach.
- Czasami mam watpliwości - mruknela a propos wzmianki o lodzie i zamknęla oczy. - A gdzie my w ogóle jestesmy?

draumkona pisze...

Iskra była na krzywdę Kerońską podobnie niewrażliwa. Bo to ludzie, tak? Ludzie jej nie interesowali... Zaś gdyby na galerze siedziały elfy, to Zhao zapewne już szykowała by jakąś samobójczą misję ratowniczą, albo coś w ten deseń.
Poza tym, mówiąc, że ludzie jej nie obchodzą chyba nie myślała szczerze. Bo kimże był sam Cień? Ano człowiekiem. A co jak co, ale on to ją bardzo obchodził.
I nawet teraz, wzdychając bezwiednie, zastanawiała się, co zrobić z tymi biedakami... I jej to wcale nie obchodziło, oczywiście. Ani trochę.
- Nie jest wymagane? To jak zatonie, to premia i idziemy na zakupy? - uśmiechnęła się mimo woli na taki swój dziwny żarcik.

Wilk był niezwykle cierpliwy. Niezwykle, bo zwykle dawał rozmówcy dokończyć... Ale nie mógł znieść tej wszechwiedzącej miny Firandila. Jego tonu. On go poucza? I jeszcze zasłania się Radą? Toć on rozmawiał niemal z nimi wszystkimi. I nikt nie sugerował, tak otwarcie jak on, że to zły pomysł. Większość była obojętna, w końcu, co ich obchodzi z kim się chajta i kogo chędoży.
Spojrzenie dwukolorowych oczu utkwił w twarzy radnego i przymrużył je lekko, a niewypowiedziana groźba zawisła w powietrzu. I właśnie wtedy mu przerwał.
- Nie zasłaniaj się Starszyzną, bo im wszystko jedno. Grunt, żeby nie używała czarnej magii, a będzie spokój, czego osobiście dopilnuję... Poza tym... - oczy władcy błysnęły ostrzegawczo. Firandil sobie nagrabił. Bardzo dużo sobie nagrabił.
- Na twoim miejscu nie robiłbym takiej miny. Miny wszechwiedzącego, bo to nieuprzejme. Nazywasz JĄ Wygnańcem, co niezbyt mi się podoba. Będąc moją narzeczoną ma podobną do mnie pozycję, a ty ją jawnie obrażasz takimi określeniami. Poza tym, pouczasz mnie. MNIE. - mimo iskrzącego się gniewu w oczach, ton miał spokojny. Wręcz uprzejmy.
- I każdy jest w coś zamieszany. Nawet ty. I nawet ja - nie wiedział nawet jak takim stwierdzeniem zaniepokoił Radnego. Ale rozmowę uznał za skończoną, w dodatku też jeden ze zwiadowców dopadł go dokładnie w tej chwili meldując o przedziwnej magicznej aktywności fortecy Moriaru. Jeszcze jedno ostrzegawcze spojrzenie. A potem odszedł wraz ze zwiadowcą.

Sol pisze...

Sol patrzyla na devrila, katem oka wyłapując to spojrzenie, jakie i Szept jej rzucała. Powinna uważać. Powinna sie go teraz bać? Na niego mieć oko i przed nim się chować? Akurat teraz Sol specjalnie domyslna nie była, wiec tylko sapnęła i zmarszczyla brwi. Ogólnie niezadowolona była z tego, że jest obolała, słaba i jej umysl nie tak lotny teraz, gdy chyba powinien. Bo nie rozumiała co chce jej przekazać Szept. I o co chodzi devrilowi.
- Czy... chcesz coś powiedzieć? Albo o cos spytać? - i nagle pod tym jego wzrokiem poczuła sie niepewnie, aż przesunęła sie nieznacznie w bok, do elfki, jakby u niej szukała wsparcia.

draumkona pisze...

Pokręciła głową, ale nic nie powiedziała. Zadanie to zadanie, powinna wziąć się w garść, a nie dygotać na samo wspomnienie... Przecież w ładowni jest ciemno. Zimno. I czasem też mokro...
- Mógłbyś przywołać Alduina. Zapewne by się ucieszył i jeszcze nas zabrał... - mruknęła hipotetycznym tonem robiąc minę rasowej myślicielki.

Dowiedział się o tym incydencie w Lesie. Oczywiście. Nawet szybciej niżby się kto spodziewał, bo to zobaczył. Zwiadowcę śpieszącego z wieścią... A wyraz jego twarzy... Elfy tylko z jednej przyczyny mogły się tak krzywić i mieć taki strach w oczach. Czarna magia.
Ze spokojem wysłuchał także tego, co ów młodzik mówił. Przejęty, skołowany. Nawet poklepał go po ramieniu i dał kwiat Śmierciodzwonka, co by sobie powdychał na uspokojenie.
A mówił. Ostrzegał. Wiedziała przecież, że sytuacja jest krucha... Już on ją znajdzie.
I z wojownicza miną i obietnicą istnego piekła w oczach ruszył na poszukiwanie Szept.

draumkona pisze...

Widząc jego uśmiech była niemal pewna, że jej pomysł był dobry. A potem zaraz pomyślała... Legenda. Powrót smoków i co to oznacza dla Wirginii. Na pewno król się o tym dowie. I Escanor. I miejmy nadzieję, że nie wznieci nowej, jeszcze krwawszej wojny... Ale... Co ją to obchodzi? Grunt, że oni dostaną premię za doskonale wykonane zadanie. I jeszcze się przeleci na smoku...

Chociaż tyle, że w końcu ją znalazł. I, że była sama. Nie z NIM. Nie z tym głupim, czarnym magiem, niechby go nekromanci... Ale to nie zmieniało faktu, że był zły. No bo czego mógł szukać ten chędożony Darmar? Dla kogo mógłby zostawiać czarnomagiczne dzieła? No dla kogo?
- Możesz mi powiedzieć, na cholerę ci jakieś czarnomagiczne książki od Darmara? Było mu walnąć w nos, albo rzucić butem. Odczepiłby się. - oczywiście, że za stosowne uznał teraz wytknąć jej Iskrę. Że Iskra wiedziałaby jak spławić niechcianą osobę... I sugerując, że magiczka tak nie umie. Zaraz. Stop. A może ona wcale nie chciała...
- A może ty chcesz dalej z nim... - nie dokończył. Urwał. Czuł się jakby ktoś strzelił mu w pysk.

draumkona pisze...

I ona ruszyła za nim, by jego drugi cień. Ostrożnie stawiając stopy, co by nie zwrócić na siebie żadnej, nawet najmniejszej uwagi. Elfia krew jedynie jej w tym pomagała, co Iskra w tym momencie niesamowicie ceniła sobie w sobie.
Niedługo potem, siedzieli już bezpieczni, gdzieś za skrzyniami i za workami, w towarzystwie szczura, który był zbyt zajęty przegryzaniem worka pszenicy by ich zauważyć. Elfka usadowiła się wygodnie pod ścianą i owinęła Marcusowym płaszczem. Zgodnie z jej oczekiwaniami, było tu zimno. I jeszcze śmierdziało...

Miał ochotę wziąć i w coś walnąć normalnie. Jak ona mu tu może wciskać, że nie ma żadnych... I w ogóle...
- Więc co robił w Medrethu? Komu zostawił tę księgę? - warknął i w jego dłoni pojawił się właściwy przedmiot. Jakby cały czas tam był, tyle, że schowany...
- Jak to wyjaśnisz? Co, może znalazł sobie tak szybko nową podopieczną, której zostawiałby księgi? - i nie chcąc dłużej dotykać tej księgi... Tego śmiecia... Wcisnął jej ją w dłonie. Niech sobie kuźwa popatrzy. Może się przyzna.

draumkona pisze...

Wtedy kiedy jej mentor spał w najlepsze, ona ciekawsko wyglądała zza worków i skrzyń chcąc dowiedzieć się jak najwięcej. Jak widać, ciekawość przezwyciężyła strach. Już po paru godzinach znała imiona paru marynarzy, którzy z pewnością byli Wirgińczykami. Nie nosili kajdan, a i dość dobrze byli podpasani... Nigdzie jednak nie było niewolników. A co jak co, oni ciekawili elfkę najbardziej... Więc cóż się dziwić. Iskra porzuciła płaszcz Pajęczarza przy Cieniu, jeszcze go okrywając nim, co by nie zmarzł, bo może jednak jego płaszcz mu nei wystarczy... I ruszyła wtykać nos tam gdzie nie trzeba.

Stał tam jak ten osioł i dyszał ze złości. Może rzeczywiście... Nie powinien od razu przechodzić do ataku. Może... Wilk pomyślał o czymś, co wydawało mu się dość znajome... Ach tak. Wydzieranie się Cienia na Iskrę. No tak. On teraz robił podobnie. A pamiętał jak takie nasokoki dotykały Iskrę. I był niemal pewien, że i Szept czuje się teraz tak samo...
I już chciał ją dogonić, przeprosić. Ale opamiętał się. Księga nie wzięła się znikąd. Podobnie zresztą Darmar.
Zbyt dumny i zbyt głupi by dostrzec pewne niescisłości, odwrócił się i pomaszerował do swoich komnat.

draumkona pisze...

I właśnie ten jeden, ten niewolnik, wyzuty z sił i nadziei... Za to dumny. Mimo wszystko, wciąż silny duchem i dumny. Obserwowała go dłuższy czas, a mogła dać sobie rękę uciąć, że te oczy... Że skądś je zna. Tylko, cholera, skąd...

Wilk był biedny. Tak stwierdził rankiem, kiedy ocknął się z jakąś elfką w łóżku i w ogóle nie miał pojęcia jak to się stało. W głowie miał pustkę i dziwny posmak w ustach... Wypadł z łóżka jak torpeda, migiem się ubrał i zaraz też uciekł. Uciekł na górną kondygnację, wykutą w kamieniu. Surową, cichą, spokojną... Pech chciał, że ktoś już tam był. Szept. Szept z dziwnym smutkiem w oczach...

Silva pisze...

[Czy ja Ci odpisywałam? oO]

Silva pisze...

[Głupia ja. Już się poprawiam]

Silva pisze...

Jakiś ulfr rzucił się na najemnika. Dar zrobił szybki unik, wykonał obrót i przywalił z pięści przeciwnikowi; trzasnęła łamana kość nosowa, polała się krew, a kiedy i ostrze trzymane przez najemnika wbiło się w pierś mężczyzny, ulfr upadł i sapnął świszcząco.
Kolejny, który zasadził się na Dara, oberwał nożem po twarzy, chociaż mieszaniec celował w krtań; diabelnie ruchliwe bestie. Krzyk zaskoczonego ulfra zmieszał się z szałem, który wyrwał się z jego gardła, kiedy na najemnika się rzucił. No a Dar, wkurzony nieco, chwycił rękę z mieczem, wkręcił ją, wyłamał, aż chrupnęła kość. Przywalił ulfrowi z łokcia w twarz, kopnął w brzuch i zostawił konającego.
- Musimy się pośpieszyć - kilka ulfrów wycelowało z łuków do sów, a kiedy pół elf to zobaczył, zagotowała się w nim krew. Wiedział, że nie zdoła dotrzeć do sług Dominatora, więc wyciągnął zza pasa nożyk, wycelował i jednego z nich trawił w czoło; chwilowe zamieszanie dało wielkim sowom chwilę spokoju. Szanse na ucieczkę. - No chodź! - złapał elfkę za rękę i pociągnął, czekając aż sowy ich zabiorą.

draumkona pisze...

Iskrę olśniło. Przecież Lucien... On... I nie wiedział co stało się z jego ojcem... Więcej jej nie trzeba było. Czym prędzej pognała z powrotem do swojego mentora, przejęta strasznie. I dopadła go, poszarpała chwilę, jakby co najmniej statek tonął...

Widząc ją... Twarz, zaczerwienione oczy. Smutek ukryty gdzieś w szarym spojrzeniu... Wtedy chyba pojął. Czy on coś pił...? Woda... Tylko wodę. Może... To trzeba było sprawdzić.
- Szept... Ja... Bo... Musimy coś sprawdzić. Obudziłem się dzisiaj z jakąś babą w łóżku, nie pamiętam połowy dnia, a przecież nic nie piłem... Uwierz mi... - tandeta, tandeta, tandeta. Tak mogłaby pomyśleć Szept, przecież miała do tego pełne prawo. Ale równie dobrze mogła też uwierzyć jemu... Uwierzyć w to co mówił... I szczerze na to liczył. Że uwierzy. Że nie odejdzie.

draumkona pisze...

- Widziałam... Widziałam... - nie umiała opanować oddechu. Zupełnie jakby coś się okropnego stało. I to naprawdę.
- Widziałam twojego ojca, Lu. To na pewno było on... Naprawdę... - pociągnęła go ku skrzyniom, mając nadzieję, że da się tam zaciągnąć.
- Chodź, sam zobaczysz...

- Ale ja nie kłamię... - nie wytrzymał. Doskoczył do niej, porwał w ramiona tuląc mocno.
- Jak chcesz, to sprawdź mi wspomnienia. Mam czarną dziurę w głowie i nic więcej... Myślę, że ktoś mi coś dolał... Szept, ja myślę, że komuś się nie podoba moja decyzja... Nasza decyzja... Nie idź nigdzie. Nie odchodź... - wtulił nos w jej włosy, mocniej jeszcze ją objął, jakby się bał, że i tak mu ucieknie. Ucieknie, a on jej już nigdy nie zobaczy...

Silva pisze...

Wielka sowa pochwyciła w swe szpony, delikatnie je zaciskając, dwójkę towarzyszy i odleciała. Za nią pomknęły strzały i mroczne zaklęcia, przesycone złem, nienawiścią tak silną, że magię przekuwała w czyn.
Strzała chybiła celu, jednak dosięgnęła sowy, która wzbijała się z nad brzegu rzeki, niosą na grzbiecie krasnoluda, a w szponach szamankę i wilkołaka. Trafiła w Wisielca, zagłębiając się w łopatkę.
- Leć do domu. Zab... Co? Przecież tam też możemy! - tak, najemnik kłócił się w myślach z sową. - Nie, ja się nie zgadzam! - i uszczypnął sowę, ale sowa też nie była mu dłużna i poszarpała go trochę, a to upuściła i złapała, a to za mocno ścisnęła. - Dobra. Rób jak chcesz - mruknął najemnik, poddając się i ignorując chwilowo kłucie w barku. - Głupie sowy. Ała!
- Dar, czemu, do kroćset musisz pakować się w kłopoty! - zawołał Wisielec, szarpiąc się ze strzałą w jego ramieniu. - Popatrz, inoś z łódki wyszedł, już nas atakują.
- I sowy! Ja mam lęk wysokości! - zawołał zielony na twarzy Lofar, przekrzykując kichnięcie najemnika.

draumkona pisze...

- Ale widziałam - rzuciła uparcie ciągnąc go za rękę, za rękaw. Nie mogła? Ona nie mogła? On chyba sobie kpi... Zaczaiła się znów w tym samym miejscu. Od razu odnalazła tamtego człowieka wzrokiem i dyskretnie wskazała go Cieniowi.
- Jestem pewna.

- Już cicho... Już dobrze... - mruczał tuląc ją i starając się jakoś uspokoić. Ktoś ewidentnie tu mieszał.
- Ucieknijmy stąd. Teraz. Zaraz... Bo tu nie jest bezpiecznie. Wrócimy już po fakcie. Nikt nie będzie mógł nic zrobić... - choć wprost nie powiedział, nie wyznał swoich uczuć, to i tak między wierszami dało się to wyczytać.

Silva pisze...

Sowy leciały wysoko. Mknęły ponad chmurami, kierując się na zachód, do miejsca gniazdowania. Wiatr targał ich pióra, wyciskał łzy z ludzkich oczu i szczypał w policzka. Było tu zimniej niż na dole, ale ciepło bijące od wielkich ptaków pomagało.
- Sowa zawsze może cię podrzucić im z powrotem. Ale pewnie krasnolud nie nadaje się na ofiarę...
- Mieszańców pewnie też nie chcieli!
- No, łykowaci jesteśmy.
- I kłopotliwi co nie miara!
- Odezwał się ten, który dał sobie łapę przytrzasnąć - najemnik coś gburowaty się zrobił, uszczypnął sowę w pazurka, co by go puściła i wgramolił się na jej grzbiet; co by go przewiało, wywiało, albo coś.
- Marudny jesteś, baby ci trza!
- A może on ma babską słabość... Wiadomo, co mieszańce mają innego...

draumkona pisze...

Westchnęła zrezygnowana. Czy on tego nie widział? Czy był ślepy... To było oczywiste. To było widać jak an dłoni, przynajmniej dla niej...
- Nie, to twój ojciec, a nie zwykły galernik... Przyjrzyj się... Uważnie...

Milczał. Dość długo, nie wiedząc co ma powiedzieć. I wbrew temu co uważała, jemu się taka podobała. Po prostu. A te zaczerwienione oczy... On już się postara co by nigdy już takie nie były. Nie przez niego.
- Wiem... Teraz wiem... - mruknął ciszej, pojmując. I dziwnym było, że prędzej o takowe machinacje posądziłby Krokusicę, a nie Firandila.

Silva pisze...

Lofar byłby spodenki podciągnął, nawet by podskoczył w gotowości do działania, ale że przebierał w powietrzu krótkimi nóżkami, nie mając pod nimi podparcia, uśmiechnął się tylko; jego ruda broda zapleciona w warkocz oszroniła się odrobinkę i chyba nawet jakiś sopelek z niej zwisał radośnie połyskując.
- Dawajże mi tu tego pyszałka marudę! Dar, do mnie, na chędożenie! - odpowiedzią najemnika była kulka śniegowa, zebrana z ptasich piór, która trafiła krasnoluda w twarz; od tak na ochłodzenie. - Na pohybel mieszańcom... - i Lofar pogroził pięścią najemnikowi niedobremu.
- Ała, weź ostrożniej co? - jęknął wilkołak, któremu z dziwnym błyskiem o oku, szamanka chciała strzałę wyciągnąć.
- Nie ruszaj się.
- Jak mam się nie ruszać, jak dyndam!
- Dynda to ci coś między nogami! - wtrącił Lofar.
- A tobie pod nosem! - odparował wilkołak, mając na myśli sopelka. - Ała!
Szamanka szybkim ruchem wyrwała strzałę, najwyraźniej wcale nie będąc przy tym łagodną. Na jej ręce błysnął lód, który do opuchniętej rany przyłożyła. Wzrok jej jasno mówił: najpierw odcięli ci łapę, durny wilkołaku, a teraz strzała, co potem?
Brzeszczot siedział na sowim grzbiecie i wypatrywał gęstych lasów; byli wysoko w górze, ponad chmurami i coś zamajaczyło przed nimi. Ciemne kształty, pnące się jeszcze wyżej. Sowie Lasy.
- Brzeszczot, daleko jeszcze? - Lofar się niecierpliwił. - Bo elfka zamilkła, język jej chyba zamarzł, a mi zimno!

draumkona pisze...

Przymrużyła oczy posyłając mu spojrzenie wypełnione po brzegi dezaprobatą.
- Nawet pachniecie podobnie... - i nie miała na myśli tutaj zapachu pozornego, a zapachu jakim pachnie ciało, samo ciało, bez dodatków w postaci krwi, potu, czy perfum. Iskra już miała pewność, że tamten biedak, ten galernik to Lucienowy ojciec. I nie było mowy, żeby i on poszedł na dno wraz ze statkiem. Nie póki Iskra żyje i nie póki posiada sprawny rozum.
- Bierzemy go ze sobą - mruknęła, a ton jej wcale nie przypominał pytania. Bardziej stwierdzenie.

- Ja też przepraszam - mruknął miękko wciąż gładząc jej włosy, jakby był od tego uzależniony. W zasadzie - był. Ale jeszcze nie zdał sobie z tego sprawy.
- Wezmę noże - dodał zaraz odsuwając ją nieco od siebie - Wezmę konia. I uciekamy - pochwycił jej dłoń, uścisnął ją lekko, po czym odwrócił się i poprowadził ją na dół, ku zejściu z górnej kondygnacji. Nikt mu nie będzie się mieszał w sprawy pomiędzy nią, a nim. Niech no on zobaczy... Musi się podszkolić. Musi znów odwiedzić Moriar i Drumgnahtra zwanego Dachowcem. Jedynego w Keronii Widzącego, który osiągnął najwyższy stopień. I w dodatku, ów jasnowidz był krasnoludem.

draumkona pisze...

Oczywiście, elfia furiatka ani trochę nie zamierzała się go słuchać, ale to było do przewidzenia. Ale oczywiście, udała grzeczną podopieczną. Jak zawsze.
- Mhm... - mruknęła niby to skupiając wzrok na ładunku, niby to myśląc jakby tu... Aż Cień sobie poszedł. Wtedy też, wcale zresztą nie myśląc, sięgnęła magii i wywabiła strażnika do innej części pokładu. Potem zaś sięgnęła głębiej, a kajdany galerników pękły. A oni, zdziwieni, nie wiedzieli co zrobić...
- Alarm! - wrzasnął ktoś, drugi strażnik, jakiego Iskra nie zauważyła. I zaraz umilkł z przerażeniem odnotowując fakt, że jego głowa okręca się powoli o 360 stopni zabijając go tym jednocześnie. Elfka wyskoczyła z kryjówki i omiotła spojrzeniem niewolników.
- No dobra, róbta co chceta, najlepiej by było, jakbyście tu zostali... Z wyjątkiem pana - i porwała Lucienowego papę za rękę i błyskawicznie odciągnęła do pomieszczenia w którym ukryto ładunek.

Wilk zjawił się niedługo potem z łaciatym konikiem solidnie zresztą objuczonym. Jeden tobołek, drugi, koc... I nikt nie miał się dowiedzieć nigdy, że wspaniały władca i narzeczony zapomniał wziąć jedzenie, a całe dwa tobołki wypchał nożami do rzucania, sztyletami i tym podobnym. Wlazł na siodło dziwnie się w nim czując. I postanowił, że jak tylko mniej bagażu mieć będzie, to pozbędzie się chyba siodła. I wodzy. I w ogóle...
Zerknął na Szept. Nic nie powiedział, za to zawadiacki błysk w oczach mówił aż nadto. Uderzył piętami boki swojego rodem wiejskiego rumaka i kłusem ruszył na przełęcz, ku lasowi.

Silva pisze...

Sowy przyśpieszyły, kierując się ku czemuś, co z daleka wyglądało na rozmazane plamy, a co okazało się być grubymi, wysokimi drzewami, na których gniazdowały ptaszyska.
Wszędzie wokoło szarość nieba, szczerbaty księżyc zimy, a pośród tego kilka tuzinów drzew. Ludzie nie mają tu dostępu.
O tam, z lewej, widnieje smutna pamiątka po walkach sów ze smokami; sczerniałe drzewo, kiedyś najświętsze, dziś ledwie stojące.
Ich pohukiwanie roznosiło się po okolicy.
- Czy ty słyszałeś, co ja powiedziałem, czy nie słyszałeś, co powiedziałem? - Wisielec rzucił strzałą w Midara, która przez wiatr pofrunęła gdzieś indziej. - Zostawże elfkę i patrz!
Przed nimi, kiedy chmury się przerzedziły, ukazały się drzewa, na których siedziały sowy; jedne uczyły swe młode latać, inne zdawały się nic nie robić. Zima im nie przeszkadzała.

draumkona pisze...

Iskra nie zamierzała o nic pytać... Nie kiedy miała coś jeszcze do zrobienia. Ale skoro sam zaczął temat... Przedstawił się... Elfka postanowiła dalej wpychać nochal tam gdzie nie trzeba, wcale nie przejmując się tym, że ktoś może go całkiem boleśnie przytrzasnąć.
- Jestem Zhaotrise, powiedz mi, Alardzie, miałeś ty kiedy syna Variana? - elfka nie zwolniła kroku ani na chwilę, wciąż ciągnąc biednego Alarda za sobą niby jaki talizman, albo co...

Otóż, tym razem władca miał plan. Co prawda, nieco nieskładny, wymyślony na poczekaniu i bardzo niedopracowany... Ale cóż to. Najpierw zamierzał okrężną drogą zajechać do fortecy Moriaru... Potem zaś szukać Dachowca. Tylko on może pomóc mu udoskonalić Widzenie, on jeden może pokazać mu ścieżki jakich nie znał nikt inny. I nikt inny nie miał takiej pamięci jak krasnolud. Bowiem Drumgnahtr pamiętał wszystko. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

Silva pisze...

- Jak będziesz tak hałasować, to cię za gacie powieszą na tym drzewie - odpowiedział najemnik, wcale nie zadowolony. On nie kazał ich tu zabierać. Miał być dom. Docelowo Mall Resz, albo chociaż Królewiec, czy cokolwiek innego blisko stolicy. A proszę, pohukujące sowy postanowiły zrobić im wycieczkę do ich siedzisk. Po cholerę, bogowie niejedyni. Co, znowu je kolonia mrówek zaatakowała? A może orły dokuczały, bo przecież nie smoki...
- Z wami to same kłopoty - szamanka westchnęła; chyba pierwszy raz od bardzo dawna zamarudziła. Ich wyprawa się przeciągała, zima w pełni, wioska czeka, a oni, na duchy przodków, do sów się udają.
- Weź nie marudź. Popatrz, jakie wielkie!

Silva pisze...

- Ty to nawet o krowich plackach byś się z godnością i wdzięcznością odnosiła, nie? - ach ten Lofar i jego niewyparzony język.
Za to porównanie to spodobało się najemnikowi, ale dzielnie udawał, że wcale się pod nosem nie chichra.

draumkona pisze...

Zaklęła szpetnie w myśli. I po chwili zaklęła szpetnie, w elfiej mowie, na głos. Bo wrócił Lucien. Wrócił mentor. A ona nie dość, że nie zniszczyła ładunku, to tu z galernikiem...
Jeszcze bardziej się przestraszyła kiedy ten z ostrzem sztyletu wylazł do swojego... Ojca. To już było pewne. Reakcja tamtego na to imię. A teraz sam je wymówił.
- WIEDZIAŁAM. - oświadczyła, po czym Lu oberwał w staw łokciowy, elfka odebrała mu Pokrzyk sprawnym ruchem.
- Niihay astra celoui dar'rath ac ofrutni est - burknęła do Poszukiwacza, wytykając mu, jak do własnego ojca może tak celować... I zagroziła, że jak zrobi mu krzywdę, to ona rozkwasi mu nos. I ruszyła znów do ładowni, a sztyletu to mu nie oddała. Nie, gdzie tam. Miała teraz w jednej ręce Żagiew, a w drugiej Pokrzyk.

Tymczasem, nic nie podejrzewający duet jechał ku fortecy południowej będącej pod komendą mistrza zakonu. Jako jedyny, był i Strażnikiem i magiem, co też czyniło z niego dość niebezpiecznego elfa. Wszak, był też jednym ze starszych, jednym z nielicznych, którzy nie odpłynęli.
Sam Moriar, która by to forteca nie była, zawsze był tak samo niebezpieczny. Ściany miały uszy i zdolność formowania. W części Wysokich Energii ożywały nawet meble. Nie, Moriar nigdy nie był bezpieczny. Aż dziw, że to tam zabrał i Iskrę i Szept kiedy na świat przyszedł Natan...

draumkona pisze...

- On tak zawsze - mruknęła Iskra przez ramię, najpewniej do Alarda, któremu przecież mogło być przykro... Iskra chyba bardziej teraz dbała o samopoczucie Lucienowego ojca... (W zasadzie zastanawiała się, czy powinna do niego mówić per teściu?) Niż o zdanie jej mentora, czy choćby swoje samopoczucie. Przykucnęła przy wielkich worach obserwując je chwilę. Po czym nacięła Pokrzykiem skórę dłoni, poczekała chwilę aż wystarczająco dużo krwi nakapie i zaczęła smarować swoje runy na podłodze.

O dziwo, Wilka także dopadły tamte wspomnienia. Ucieczka. Ciąża. Mały Natan. Wizja... Kątem oka zerknął na Szept jakby się czegoś doszukując. Jak widać, dopiero teraz się zorientował, że oni to tak już parę dobrych razy bez zabezpieczeń i ta wizja spełnić się może. A jakże... I trochę się tego bał. Że jako ojciec zawiedzie. Ba, że w ogóle zawiedzie.
- Znasz krasnoluda Dachowca? - spytał dla zmiany toru myśli. Musiał się skupić. Coś im źle życzyło. A on musiał się dowiedzieć co to takiego...

draumkona pisze...

Iskra skończyła bazgrolić swoje runy, podniosła się zwinnie i obejrzała przez ramię na tych dwóch głąbów. Schowała Żagiew do pochwy przypiętej do smukłego uda i dopadła do Cienia. I wcale nie miała zadowolonej miny. Gdyby ona miała ojca... Nawet po tym jak ją traktował, jak dał zamknąć w podziemiach. Nawet teraz traktowałaby go z szacunkiem. Minimalnym, ale jednak. A ten tu, krnąbrny mentor...
- Bądź milszy - warknęła - To twój ojciec do cholery, należy mu się szacunek. Nawet jeśli ty tak nie uważasz... - i zaraz widząc jego minę, jego bunt w oczach, pociągnęła go za fraki do siebie. Blisko. A potem szepnęła jadowitym głosikiem do ucha Cienia.
- Bo seksu nie będzie - argument nie do przebicia.

Kiwnął głową przyjmując tę informację dość spokojnie. No bo i w sumie, krasnolud był rzeczywiście jak kot. Nigdzie nie bawił długo, a i ścieżki miał swoje własne. Nie rył w ziemi, a jeśli już to nie za czymś tak płytkim jak złoto...
- Widzący trzeciego stopnia - mruknął Wilk zdradzając krasnoludzią tajemnicę. Bo to, że był dziwakiem wiedział każdy. Ale i nie każdy znał powód...

draumkona pisze...

Tryumfalna mina elfki nieco zbladła, kiedy to zauważyła, jak Lucienowi ciężko się mówi o przeszłości. Dlatego chciał zapomnieć? Uznał, że Varian umarł? Być może...
Przystanęła wyczuwając wahania w przepływie sił. Coś było mocno nie tak... Ściągnęła brwi wpatrując się w posadzkę, a ta zaczęła ledwie wyczuwalnie drżeć. To już był znak fatalny...
- Lu... - dogoniła go, dogoniła, a wcześniejsza wesołość zniknęła z jej oczu. Zastąpił ją niepokój. - Coś... Coś się dzieje. Coś dużego. Nie mam nad tym władzy...

Kiwnął głową w odpowiedzi.
- Teraz. Bo potem może być za późno. Ktoś nad wyraźnie chce zaszkodzić. Najpierw księga i Darmar. Potem to coś co mi dolali do wody... ktoś chce nas skłócić. I wie jak to zrobić, co czyni z niego niebezpiecznego gracza. Nie mogę zobaczyć jego posunięć... Nie, dopóki sam o czymś nie zdecyduje. Jasno i konkretnie... A on chyba o tym wie. Dlatego waha się, zmienia zdanie... - ściągnął brwi. Na drodze do Moriaru nigdy nie było żadnych dużych obiektów magicznych... Skąd więc teraz nagle tak ogromna siła...?

draumkona pisze...

Spojrzała uważnie na ojca Luciena, jakby na poważnie rozważając jego słowa. A potem wolno pokręciła głową. Zbyt wolno...
- Nie da się... - szepnęła wznosząc wzrok ku sufitowi. Przeciekał.
- To już tu jest... - znów szept, jeszcze cichszy niż poprzedni. A Iskra wyglądała tak jakby ją coś okropnie przerażało. Jakby coś odbierało zdolność do myślenia. Do normalnego funkcjonowania.

- Niezbyt. Po prostu parę niezbyt rutynowych treningów, nieco więcej wysiłku... Przynajmniej tak sądzę. On nigdy mnie nie uczył, nikogo nie uczył. Nawet nie wiem czy zechce mi pomóc... - ściągnął wodze konika i rozejrzał się. A ziemia zadrżała niespokojnie.

draumkona pisze...

Bolała ją głowa. To na pewno. Jedynym faktem, który jakoś ratował sytuację... Było miękko. Leżała na czymś miękkim. Z cichym jękiem otworzyła oczy. Obraz tańczył i rozmazywał się. Biały las. Nie jednak taki, gdzie wszędzie leży śnieg. Tu po prostu wszystko było białe. Ptaki, liście, trawa, kora. Nawet woda, która płynęła w strumyczku. Spojrzała na przedmiot na którym leżała. I przedmiot ten okazał się równie nie przytomnym Devrilem... Tu umysł Iskry się zawiesił.
Co się stało?

Wilk ocknął się leżąc z kolei na czymś bardzo twardym. I nie wiedział o co tu chodzi. Chociaż... Nie, wiedział jedno. Musi znaleźć Szept.

Za to Marcus... On to miał dość przyjemne lądowanie. No, w sumie rypnął o ziemię i było twardo... Ale potem spadło na niego coś miękkiego. Ciepłego. Coś, co...
- Cycuszki... - mruknął jak małe, uradowane dziecko i przez sen zaczął obmacywać Szeptuchowy biust śliniąc się przy tym.

draumkona pisze...

Przetarła oczy nie wiedząc zbytnio co zaszło. Kątem oka dostrzegła zbierającego się z ziemi Królika. On też był zdezorientowany. Kompletnie. A to nie wróżyło niczego dobrego...
Spojrzała niezbyt przytomnie na Devrila i czknęła. A potem całkiem nieoczekiwanie poderwała się na równe nogi i uciekła zwymiotować w białe krzaki.

Marcus chlipnął zrozpaczony i całkiem przytomnie spojrzał na swoje zaczerwienione, biedne paluszki.
- Okrutna baba! - jęknął jeszcze, siadając. I zobaczył Luciena.
- O, Cień. Co tu robisz? I gdzie furiatka? A kto to jest... - tu spojrzał na Lutkowego ojca - O, teść! Znaczy się, nie mój, żeby nie było... - Marcus i jego długi jęzor. Za długi jęzor...

Wilk umknął w czarno-białe krzaki. Zaś z nieba, dałby sobie łeb uciąć, że to śnieg, ale nie... To był popiół, choć miał strukturę śniegu i nawet podobny zapach...
Grunt, to nie dać się wykryć. Może coś jeszcze podsłucha...

draumkona pisze...

Elfka zjeżyła się na dźwięk tego głosu. Solana. Jeszcze jej tutaj brakowało, kurwa mać. Warknęła pod nosem ocierając usta rękawem. Nadal czuła się źle. Pewnie przez magię. Jej natłok, przez to, co tak ją przygniatało na statku...
Obejrzała się przez ramię i po chwili wróciła do towarzyszy. Królik, Pani o Wielkiej Dupie i Devril. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie ONA... I Iskra naprawdę nie wiedziała czemu kurtyzany tak nie znosi. Nawet się nie domyślała. Nie, ani trochę.
- Ktoś ma pojęcie co to za ziemia? Bo ja takiej nie widziałam... - mruknęła trącając stopą biały kamyk. I przeklęła. Jeśli przyjdzie im się ukrywać, to nie mają szans. Bo ona, cała w czarnych ciuchach była tak widoczna, że szła w zakład, iż już wszyscy wiedzą o jej obecności. reszta zresztą nie miała lepiej. Na białym tle widać każdy kolor. Musieliby być biali... A to nie wchodziło w grę, bo niby jak.
Znów westchnęła i przeczesała włosy palcami. Spojrzenie zaś padło na Devrila
- Ciekawe co zmajstrowałeś, że trafiłeś do Bractwowego towarzystwa - zachichotała pod nosem, wielce rozbawiona Devrilowym losem.

Marcus poderwał się chuchając na ręce. I skoczył między te dwójkę, tak na wszelki wypadek, czysto zapobiegawczo...
- No dobra, ale spokój. Proszę odłożyć wszelkie miecze, ostrza, kamienie i dziwne, drewniane kije świecące nagle światłem - niewiele pomogło. Pajęczarz poczuł się nagle mały i biedny i mały. I biedny.
Jego torba się poruszyła niebezpiecznie, zakołysała gwałtownie na ramieniu zabójcy. I z wnętrza wyskoczył Figiel, całkiem spory, bo urósł odkąd Marcus zmienił mu dietę z much na małe szczury. Teraz pająk był rozmiarów sporej świnki morskiej.
Marcusowy pupil przetarzał się po... No właśnie. Czarna ziemia. A nieco dalej, czarny krzew. Czarne pnie drzew, o czarnym listowiu. Małe jeziorko, również czarne. Lekko zdenerwowany Marcus sięgnął po jabłko wiszące na drzewie. Było... Czarne. W środku też. Ale wielce smaczne, więc rzucił jedno Figlowi. I zaraz wrócił do tamtej trójeczki.
- Bo wiecie, byłem sobie z Królikiem... A tu nagle, sru, jakieś przytłoczenie magiczne... I nagle jestem tu z wami - przełknął kęs jabłka i zamyślił się chwilowo - Trzeba więc znaleźć resztę, gdziekolwiek są... - obejrzał się przez ramię, na Alarda, którego w sumie nie znał, ale z wyglądu był Lucienową kopią.
- Wiesz, Lu, ty nie będziesz tak wyglądał - stwierdził Marcus fachowym tonem przyglądając się jeszcze ojcu Poszukiwacza - Wcześniej osiwiejesz, w ogóle, to umrzesz ze zmartwienia za niedługo, mówię ci. Postawiłem na to całe trzy sakiewki - potem zaś przeszedł parę kroków i nagle się zatrzymał.
- Skoro tu jest Lutkowy ojciec... Bogowie, mam nadzieję, że własnego nie spotkam.

To tylko głupi Darmar. I jakiś karzełek, którego niezbyt kojarzył. Chyba się nie spotkali... Wyłonił się z krzaków, a na rondzie kapelusza zebrało się już całkiem sporo popiołu. Zresztą, tam samo jak i na ramionach.
- Masz na to jakieś wytłumaczenie, panie Darmar? - skoro mówiło się, że czarny mag wiedział niemal wszystko... To proszę, niech się teraz wykaże. On postoi.

draumkona pisze...

Iskra podrapała się po głowie, a do niej podszedł Królik.
- Iskra... Może spróbuj magią...
Elfka ściągnęła brwi rozważając ten pomysł. A potem, nic w ogóle nie mówiąc, otworzyła umysł na świat, choć ani trochę nie było to bezpieczne. Nic jednak nie wyczuła. Albo byli zbyt daleko, albo każdy z nich miał umysł otoczony barierami, albo... Nie, o tym wolała nie myśleć. Lu musiał żyć. Na pewno żył. Jak nie, to znajdzie go i zabije.
- Nic... - mruknęła w zamyśleniu - Skoro nikt nic nie wie to może jakiś plan? - spytała z nadzieją zerkając to na Devrila, to na Królika, jakby w ogóle tu Solany nie było.

Marcus żując jabłko przyglądał się temu procesowi. Figiel za to pomaszerował do Luciena i tradycyjnie wdrapał się na jego ramię żądając swojej części sucharków.
- Hm... Szept, może spróbuj znaleźć kogoś magią? - jak widać, Marcus podobnie myślał do Iskry, choć wcale o tym nie wiedział.

Wilka zamurowało. Najpierw otwartość karzełka, potem jego niewiedza, a w końcu potok słów jakim go zalał. Odkaszlnął w końcu i postanowił go oświecić w paru kwestiach.
- Znam... Znam Szept. To moja narzeczona - mruknął uściskając rękę karła - Mówią mi Wilk, a ten tytuł władcy... - elf nie wiedział co ma mu powiedzieć. No bo tak jakos chwalić się tytułem, trochę dziwnie... Głupi Darmar.
- A to, czym władam... Trudno to określić... - podrapał się po głowie mając nadzieję, że Odrin jakoś cudownie sam się domyśli.

Sol pisze...

Usmiechnela sie lekko i w zrozumieniu skineła glowa.Każdy miał plan, każdy cos do zrobienia. Prócz jej. Po pierwsze nie miała domu, ani ukochanych stron w zasięgu nóg, by tam jakkolwiek dojść, powrócić. Po drugie teraz była słaba i musiala jeszcze do zdrowia wrócic. Po trzecie... nie wiedziała co z sobą zrobić.
- O jeej - mruknela, przykładając dłoń do brzucha, gdy trzewia zawarczały z głodu, dopominając sie o posilek. - Ile spałam? - spytała z cieniem wstydu malujacym jej policzki i zaraz zawołaniem poprosiła barmanke o przyniesienie jakiej ciepłej strawy.

Silva pisze...

[Wsysło mój komentarz...]

Silva pisze...

- Krasnolud broni elfkę. Myślałby kto! - Lofar wylądował na grubym pniu, zachwiał się kiedy w dół spojrzał i czknął. Z wrażenia, a może i strachu. - Wysoko... - sapnął czerwony cały, spocony i jakiś nieswój. Starał się w dół nie patrzeć, jednak nie było to łatwe. Ruszyć się nie chciał. Cholera, nawet wołami go nie zaciągną dalej!
Szamanka wylądowała obok Wilkołaka. Wisielec zrobił się blady, a Silva nawet nie drgnęła; ciekawe, czy jest coś, co wytrąci lodową panią z równowagi i wyciśnie na jej twarzy jakieś emocje. Gdyby pytać Drava... Nie, lepiej go nie pytać.
- Rusz się - Brzeszczot zeskoczył z sowiego grzbietu, kopnął Lofara w zadek i wyminął go; gałąź wcale nie była taka wąska. - Albo jak chcesz, to zostań. Sowy cię wyrzucą, jak uznają za intruza.
O dziwo to do krasnoluda przemówiło. Lofar drgnął, jeden kroczek postawił, potem drugi i biegusiem przed siebie pognał, aż dotknął ramionami pień, którego nawet nie zdołał objąć.
- Co my tu właściwie robimy?
- Czekamy.
- Ale na co?
- Aż po nas przyjdą.
- To ty czekaj, a my może pójdziemy.
- Powodzenia.
- Co ty taki nie w humorze?
- Nie twoja sprawa, pchlarzu.
- Och, wsadź se w dupę więc te humorki, mieszańcu.

draumkona pisze...

Wzdrygnęła się słysząc te nazwy. Ścierwa, padlina. To było dla niej niemalże równoznaczne... Orki. Bogowie, za co... Chociaż... Ziemia nie wyglądała na typowo orczą. Ani też na zamieszkałą przez jedynie gobliny. Nie, tu musiało być coś więcej...
Spojrzała na Devrila czujniej, jakby się obawiała, że i nagle on zmieni się w orka.
- Bądź czujny. Wiatr nam nie sprzyja... - po czym elfia furiatka ruszyła do przodu. Bo przecież stać w jednym miejscu nie będą.

Marcus, jak to Marcus, rzucił pomysł i zaraz stracił nim zainteresowanie, więc nie powinien nikogo dziwić głos Pajęczarza dochodzący spomiędzy czarnych krzaczorów całe trzysta metrów dalej.
- Ej! Tu są ślady! - i mogłoby się wydawać to nowiną radosną, ale... - To była dobra wiadomość, teraz zła. Ślady należą do komanda orków. Na oko... Daję ze trzydzieści sztuk - podniósł się z ziemi i stanął wyprostowany. Krzaki zasłaniały go do połowy. Figiel zaś, nie dostawszy upragnionego sucharka od Luciena, poszedł żebrać do Alarda, który wydawał się wielce ciekawą osobą. Głównie dlatego, że jego jeszcze Figiel nie znał.

- Ale jestem i to TEJ Szept - mruknął Wilk zastanawiając się, skąd u licha karzeł zna tak dobrze magiczkę. Może... Nie, Szeptucha raczej nie gustowała w karzełkach...
Wzdrygnął się kiedy usłyszał Darmara. No głupek no. W dodatku...
- Czy ty wiesz gdzie my jesteśmy? Oprócz tego, że na pograniczu? - z irytacją strzepnął zimny popiół z płaszcza i mruknął jakieś elfie przekleństwo.

draumkona pisze...

Przez wędrówki godzin cztery nic się nie zmieniło. Jedynie na horyzoncie wypłynęły góry. O dziwo... Szare. Niewielkie, bo stąd ledwo widoczne, ale jednak. Zresztą, na tle białego krajobrazu, były tak widoczne, jakby to właśnie tam mieli zmierzać. Iskrze się to nie podobało. Z różnych przyczyn, nie ufała rzeczom oczywistym. Były zbyt oczywiste, a to oznaczać mogło kłopoty...
- Głupi Cień - mruknęła Iskra do siebie mając na myśli oczywiście Poszukiwacza. To na pewno jego wina, bo zrobił coś co nie trzeba... Albo powiedział. Tak, to na pewno jego wina.
- kto głupi? Lu? - zagadnął Królik i nawet nie wiedział, że narobił elfce kłopotów. Bo Solana zapewne nie da nazywać Luciena głupkiem, kiedy ten zapewne był całkiem niewinny.
Biedni panowie..

Marcus też z początku chciał powziąć tę taktykę. Ale potem okazało się, że orkowie...
- Ale oni są wszędzie - mruknął Pajęczarz niezbyt zadowolony, mrużąc oczy i szperając w czarnym listowiu. Przesuwając czarne grudki ziemi.
- Są za nami, przed nami, po bokach... Nawet mają chyba tunel. Pod nami... - i jakby Marcus miał dar wywoływania duchów, czy dziwnych myśli, ziemia pod nimi ukruszała z nagła. Okazało się, że w istocie stoją na ruchomych kamiennych płytach przysypanych ziemią. A płyty te zapadły się do środka... Wrzucając całą czwórkę w kamienną rynnę, która prowadziła do gobliniej kopalni. A oni sami trafili po krótkiej przejażdżce do niewielkiej jakby klatki, choć bez dachu. I głośne goblinie śmiechy nagle dały się usłyszeć. Blask pochodni odbijał się od ścian, a hordy stworów już szły im na spotkanie...

- Pięknie - mruknął Wilk. Cudownie wręcz. I on tu gdzieś posiał Szeptuchę? No to już mógł być pewien, że w coś się wpakowała, nawet jeśli niechcący... No bo kto mógł przewidzieć, że ziemia to tak naprawdę zapadnia? No właśnie.
- Może powiesz coś szerzej?

draumkona pisze...

Ale elfia furiatka... Nie, odnośnie osoby Poszukiwacza nic jej umknąć nie mogło. O nie. Tak więc wychwyciła ten uśmiech i natychmiast spochmurniała.
- Kiedyś było kiedyś, teraz jest teraz - ucięła Iskra i bynajmniej nie miała na myśli naiwności Poszukiwacza, a bardziej jego obecnych uczuć. Teraz był JEJ. JEJ i nikogo więcej. A już na pewno nie tej głupiej Solany, niechby ją...
Biały westchnął. Nieświadomie rozpętał wojnę.

- No bo ja tu jestem od śladów, to grzebałem...! - jęknął Marcus rozcierając obity tyłek. Figiel piszczał i umknął do torby. Zdając się zaś na zmysły pająka, Marcus wyczuł, że to nie jest tylko trochę goblinów. Gnała na nich niemal cała kopalnia...
- Nie damy im rady. Trzeba się przebić - mruknął i sięgnął przez ramię, dobywając Lodu. Ponad półtora metrowego miecza, który był jego ukochaną bronią. I wydawać by się mogło, że to jedynie straszak, że nie da się tym walczyć... Marcus wywijał nim całkiem zręcznie, co zresztą niemal wszyscy tu obecni wiedzieli... No, prócz Alarda. I goblinów.
Ruszył naprzód, obejrzał się jeszcze na towarzyszy... Po czym chwycił oburącz rękojeść miecza i pognał na gobliny.

- Nie, nie jestem zadowolony... - burknął niezbyt przychylnie. Głupi, głupia Darmar. Będzie mu się tu rządził no... Musiał znaleźć Szept. I tylko to go obchodziło.
Chociaż, będąc na nieznanym terenie... Głupi Darmar zdawał się wiedzieć znacznie więcej niż to, co przed chwilą powiedział. Może przy odrobinie szczęścia jakoś trafi na ślad Szept...

Sol pisze...

Sol z zaciekawieniem spojrzała spod oka na to, co robił Devril. Bawienie sie wisiorkiem na rzemyku zawieszonym to chyba nie było do końca świadome posunięcie, ale wyglądal w tym dośc urokliwie. Stop, stop nawet takim myślom! Co byo nie wróci, zresztą... do diaska, była dzieckiem, a on nawet tego nie pamietał.
- Szept, a Ty byłaś w stolicy? - spytała od tak, bo choć elfka była pania lasów i pewnie każdy ich skrawek znala na pamięć, to zupełnie nie pasowala do miast. I ludzi. A Sol jak mogła, chciała ją i gdzieś zabrać.

draumkona pisze...

W biednej, podpuszczonej Iskrze się zagotowało. Misje? Kiedyś? Interesujący? Dobrze, że... Tak, Solana miała szczęście, że mieli poważny problem w postaci nieznanej ziemi. Inaczej już by miała rozkwaszony nos.
- Myślę, że to robi ogromną różnicę - warknęła niemal elfka i wbiła wzrok przed siebie. Skup się, skup się...
- I nie należy w całości do Bractwa - znów warknięcie. I wściekłe, fiołkowe spojrzenie zmierzyło Skorpion, jakby rzucając jej wyzwanie.
- Cokolwiek żeście na tych misjach nie robili, to była tylko misja. Nic więcej. - chociaż już sama nie była pewna swego.
A biedny Devril został kompletnie zignorowany.

Pajęczarza nie dało się tak łatwo zabić. W końcu już miał niemal 90 lat na karku i dalej żył, a to o czymś świadczyło. Wywijając Lodem jakby był jakimś lekkim patyczkiem, pozbawił głów blisko cztery gobliny na raz. Po czym korzystając z okazji, że na wąskim mostu nieco przerzedło, chwycił jedną z krótszych belek i zaczął spychać gobliny z mostku. To jedne na prawo, to drugie na lewo... A te biedne, głupie, spadały w przepaść pod mostkiem rozbijając sobie głowy.

Może Darmar ich nie chciał, ale oni chyba go chcieli. Bo jak inaczej wytłumaczyć Wilka i karzełka ciągnącego za czarnym magiem w pewnej odległości? Najpierw będzie musiał im pomóc. Potem się odczepią... No, przynajmniej Wilk się odczepi, bo z Odrinem to nigdy nic nie wiadomo.

draumkona pisze...

Biedna, biedna Iskra.
Zacisnęła pięści i mruknęła coś pod nosem. Już ona mu da. PO misji. A tak się zarzekał, że on to tylko w celach pozyskania informacji i w ogóle... Już ona mu kutwa pokaże.
- To miło, że było to PO misjach, przynajmniej nie partaczyliście roboty. Możecie sobie kontynuować. Proszę bardzo. Pozdrów go ode mnie - warknęła Iskra do Solany i obiecała sobie, że nie poruszy więcej tego tematu.

Za to Marcus zrzucił już tyle goblinów, że zdołał zobaczyć jeden z bocznych mostków. Co prawda, był w lichym stanie, ale lepsze to niż dać się posiekać. Bo każdego zabitego zastępowało z dziesięciu następnych.
- Ej! - ryknął wymachując mieczem w powietrzu, co by uwagę innych zwrócić. A potem wskazał im drogę do bocznego mostu. Co prawda, tam też były gobliny, ale tamta opcja... No, może uda im się uciec.

- Może ty sobie poradzisz, a może nie - Wilk wzruszył ramionami - W każdym bądź razie nie damy ci tyłka urwać drogie me Darmarątko - jak widać, elf przyjął inną taktykę - Nie jesteś tu przypadkiem, to i może zaprowadzisz nas w ciekawe miejsce. A na portal czekać nie będę, dziękuję. Muszę znaleźć Szept.

draumkona pisze...

Elfka zatrzymała się i można by było sądzić, że w końcu dotarły do niej słowa Devrila. Chociaż, każdy kto ją choć trochę znał, wiedział co nastąpi...
Iskra nie tolerowała Skorpion. Nie tolerowała sypiania jej z Poszukiwaczem. Uważała to za zdradę i sama sobie wyrzucała fakt, że to jeszcze toleruje. Koniec.
Rzuciła się na Solanę, złapała za włosy i pociągnęła solidnie, aż trochę kudłów kurtyzany zostało jej w ręce. A potem, w geście niewinnej samoobrony, rozkwasiła jej nos.

- Spokojna twoja rozczochrana - Marcus zamachnął się Lodem i gdyby nie refleks Poszukiwacza, zostałby bez głowy.
- Ups... - Marcus uciekł w dół zanim Lucien zdązył coś powiedzieć i tam zaczął wybijac gobliny, co by inni przejśc spokojnie mogli.

- Tak, jest - przyznał niechętnie Wilk, choć wiedział, że to może maga nakłonić do jako takiej współpracy. A on zrobi wszystko, byleby tylko dotrzeć do magiczki. Nawet pójdzie na współpracę z tym... Tym... Tym czymś.

Sol pisze...

Skrzywiła się nieznacznie na jej slowa. Królewiec nie byl jej stolicą, a ona tym bardziej nie czuła się Keronijka, zatem wzmianka, że to wasza, nasza, ich a zatem i Sol stolica... nie, to jej się nie spodobało, zupełnie nie utożsamiała się z mieszkańcami tych krajów.
- Wiesz, mam tam przyjaciół i oni mnie u siebie goszczą... w podziece za wiele dobroci, jakiej zaznali od ojca mego i tak pomyslałam, że moglabyś ze mną ich odwiedzieć, zostac tam kilka dni - zaproponowala, nie dodając, że czasami tam się samotnie czuła. A przy tym tylko przelotne spojrzenie earlowi rzuciła, jakby chcąc sprawdzić, czy on obecny tu myślami jest.

draumkona pisze...

Iskra jeszcze Solanę ugryzła, prosto w ramię i jeszcze pazury wbiła w jej ciało, nim oderwał ją Biały chwytając za nadgarstki i za chwilę wpltając w to osłabiające działanie magii. Zhao pomamrotała coś chwilę, po czym się bezwładnie osunęła na ziemie i byłaby na nią po prostu padła, gdyby nie pochwycił jej w porę Królik. Ale nie użył magii leczniczej do zagojenia ran jednej i drugiej. Nie, niech je piecze, niech boli. Może następnym razem pomyślą.
Za to Solanie rzucił niezbyt przychylne spojrzenie
- Prowokuj ją dalej, to wszystkich nas rozniesie - mruknął przerzucając sobie nieprzytomną elfkę przez ramię.

Kiedy wszyscy znaleźli się na mostku, ten niebezpiecznie się zakołysał. Pod nim stały drewniane rusztowania, cała ich masa. A na niej znowu gobliny. Pełno goblinów. A, że konstrukcja była słaba...
- O kurwa... - mostek jeszcze raz ostrzegawczo się zakołysał, po czym liny się zerwały i ślizgając się po rusztowaniach zaczął zjeżdżać po skałach w dół, z dość zawrotną prędkością. Marcus chwycił się jakiejś wystającej deski, co by nie spać z tego mostku... I spojrzał na jedyną zdolną ich ocalić w tej chwili. Na Szept.

Nie spodobał się Wilkowi ten błysk. Ani trochę. Ani odrobinę. I postanowił sobie, że wykorzysta Darmara jedynie do znalezienia magiczki. A potem go odprawi, choćby siłą. Czarny mag od pewnego czasu budził w nim, słuszny zresztą niepokój, ale i... Zazdrość.

draumkona pisze...

Biały nie wiedział chwilowo co robić. Była to obca ziemia. Nieznana. Nawet on, mol książkowy nigdy o takowej nie czytał... Chociaż...
Uzdrowiciel zatrzymał się i uważnie powiódł wzrokiem po otoczeniu. Wtedy to usłyszał. Cichy tętent kopyt. A oni... Oni znajdowali się na odsłoniętej równinie. Bez szans na ucieczkę.
Z białego lasu wyłonili się jeźdźcy. Każden jeden z nich na białym jelonku, każden jeden w jedwabnych, białych szatach. I każdy mag. To było widać...
- Neh loi atracu - elf siedzący na najmasywniejszym z jeleni zeskoczył na ziemię. Zwinnie. Płynnie. Jakby był do tego urodzony wręcz.
Królik odpowiedział, także po elfiemu, czym zadziwił elfa pełnej krwi. Wszak Biały był tylko marnym mieszańcem... I nastąpiła szybka wymiana zdań, po której Cień oddał Iskrę tamtym, a oni załadowali ją na jelenia. Gabryś spojrzał na resztę.
- Ta ziemia zwana jest Arkoną... To jest kraj białych magów z rodu...
- Tuhka - dokończył elf z lekkim uśmiechem. Królik skinął głową.
- Tak, Tuhka... Zabiorą nas do swojej siedziby. Za nami i przed nami pałęta się orcze komando, więc lepiej będzie iść z nimi... - po czym sam półelf wdrapał się na jelenia jakiejś elfki.

- Bogowie, kocham cię! - krzyknął Marcus do Szept i był gotów ją wyściskać, gdyby nie fakt, że gdyby się puścił, to nie było by ciekawie... Za to, z rusztowań pozlatywały gobliny, a sam mosteczek frunął teraz łagodnie ku dnie kopalni. Być może tam, pośród ciemnych korytarzy i ciasnych przejść znajdą wyjście...

- Dobrze proszę pana - mruknął Wilk idąc w ślad za magiem - A wiesz ty w ogóle gdzie idziesz, czy nie bardzo? - Odrin i Wilk chyba zamienili się rolami.

Sol pisze...

Rozjasniła sie niczym jej imienniczka, dzienna gwiazda i nawet nie kryła się z tym, ile jej radości przyniosła odpowiedź elfki.
- Cudownie! - az pdoskoczyła na krzesle, a zmeczenie i wycieńczenie gdzies sie ulotniły, gdy Sol wyciagneła dlon i ujęla w nią drobną należąca do elfiej magiczki. - Ja sama nie znam dobrze stolicy,a le wiesz, możemy sie wybrac na targ, wieczorem na tance do tawerny - zaczęła snuć plany z ozywieniem, o obecności devrila zupelnie zapominając. Co moglo wydać sie niegrzeczne, wszak jesli o zabawy i rozrywki chodzi to on byl specjalista, a juz zwłaszcza w stolicy.

draumkona pisze...

Cóż, elfy te, choć piękne i skąpane w bieli, miały swój własny cel. Mianowicie, wyczuły sączącą się z nieprzytomnej elfki magię... Białą magię. Wyczuły zdolności Białego. A czego trzeba rannym elfom wycieńczonym po walkach z przeciwnikiem? Czego trzeba wojsku, by podbudować jego morale? O tak, Devril dobrze podchodził do tej sprawy. Jednak, nie przyjęcie pomocy elfów mogło skończyć się jeszcze gorzej niż pójście z nimi...

Ano, nie było to najlepsze z wyjść, bo z głośnym pluskiem wylądowali w goblinim ścieku. Znaczy... Kiedyś, wieki temu, była to rzeczka, jakich pełno w górach. teraz, po tym jak nawpuszczano tu pozostałości po zupie z flaków, kiedy opiono tu przez tyle lat śmierdzące orki i golibny... Rzecz cuchnęła. I konststencją sama przypominała zupę.
Marcus wynurzył się i miał ochotę zwymiotować. Z obrzydzeniem otarł twarz palcami i zorientował się, że ta rzeczka wcale nie jest taka spokojna...
A przed nimi nagle ziemia się urywała. Wodospad.

Wilk rozejrzał się dość niespokojnie.
- Powiedziałeś, że nam pomożesz, to teraz znajdź Odrina - mruknął. No, w końcu na ten krótki okres mieli działać razem, tak? No to niech Darmar nie podskakuje...

draumkona pisze...

Tymczasem komando elfów popędziło jelonki i zaczęła się szybka jazda przez biały pola i lasy, aż po niemal czterech godzinach... Ukazała się im forteca. Ta z kolei była srebrna, a otaczał ją jakiś migotliwy, jasny pyłek. Miała wysokie i grube mury, parę strzelistych wież. Z tej odległości niewiele dało się zobaczyć. I wydawało się, że jeszcze długa jazda ich czeka, kiedy...
Coś pyknęło, jelonki nagle skoczyły jakby przez sporą przeszkodę i nagle znaleźli się na jakimś dziedzińcu. Nieatpliwie, był to dziedziniec tej fortecy. Były tu stragany, więcej elfów, zbrojni, małe dzieci, konie, kozy, owce i tym podobne. Iskra ocknęła się i spojrzała wokół. Osobiście, czuła się kompletnie zbita z tropu...

Marcus z Figlem leżeli na kamienistej plaży i pluli tym czymś co kiedyś było wodą. No, Figiel nie pluł, ale bardzo dobrze symulował.
- Bogowie... Za co... - stęknął jeszcze Marcus, który chyba sobie coś potłukł. I to solidnie.

Gdyby nie fakt, że Darmar jedyny znał tu ziemię... To poszedł by szukać Odrina. A tak to... Smutno spojrzał za siebie. Cóż, będzie musiał sobie poradzić sam. Niech mu ziemia lekką będzie.
Wilkowa wiara w karzełki powalała na kolana.

draumkona pisze...

Iskrę chwilowo zamurowało. Patrzyła na Devrila jak na kretyna, póki piekący, poszarpany policzek nie dał o sobie znać. Syknęła cicho.
- Tuhka... Pewnie nie rozumieją po kerońsku. To jest... Arkona leży daleko od Keronii. Żyją tu same elfy... I z tego co wiemy, mają tu intruzów... - zsunęła się płynnie z grzbietu jelenia i stanęła twardo na nogach.
- Tuhka to biali magowie. Są jeszcze dwa inne rody... Tenebris. Czarni magowie, na północy kraju... A pośrodku, na pograniczu, jeszcze jeden ród... Saxād o ile się nie mylę... - więcej Iskra nie wiedziała. Niestety...

Pajęczarz usiadł i rozmasował bolące ramię.
- Kurwa... Chyba wybite - aż dziw, że jeszcze nie pogryzł rękojeści Lodu z bólu. Chyba szok po przezyciu upadku z wodospadu działał wręcz jak znieczulenie.

- Nie, nie powiedziałeś - zaprzeczył uprzejmie Wilk jakby bawił się z Darmarem w ciuciubabkę.
- No dobra, mówiłeś... Czego chcesz? - mruknął Wilk wielce niezadowolony z tego, że nie dość, że musi się płaszczyć niemal przed tym głupkiem, to jeszcze mu coś dać musi...

draumkona pisze...

- Muszę złapać gdzieś Królika... - mimo poważnej sytuacji uśmiechała się jakby mówiła do najlepszego przyjaciela i to same miłe rzeczy. Może nie rozumieli, ale za to elfy doskonale potrafiły czytać z mimiki twarzy i tonu głosu.
- Rozejrzyj się. Nie ściągaj podejrzeń... Nawet najmniejszych... W razie czego, spotkamy się tu wieczorem. Dokładnie w tym miejscu...

Zacisnął mocno wargi, co by nie pisnąć jak dziewczynka kiedy Szeptucha leczenie zacznie. No, nie była to magia na poziomie Białego, no ale czego on wymagał... Już powinien i tak jej stopy całować, bo mostek uratowała. Ich zresztą też.
- Dzięki

Wilk juz podejrzewał, że magowi zachce się ażeby zażądać Niraneth. Ale na szczęście nie było to to. I elf, ze zgrozą odkrył, że od pewnego czasu, jego myśli kręcą się głównie wokół jednej osoby... Zwariował chyba, albo co.
- Jak chcesz... - w zasadzie, nie miał zamiaru mieszać się w sprawy maga. Tak było bezpieczniej, a on naprawdę lubił to ciało.

draumkona pisze...

Zaśmiała się cicho, jakby Devril rzeczywiście opowiedział wyśmienity kawał, po czym zacisnęła palce na jego ramieniu.
- Jeszcze nie raz chętnie go z tobą zdradzę, więc uważaj na swój tyłek - i nie wiadomo czy elfka żartowała, czy mówiła poważnie, bo zaraz sobie poszła.
Kobiety...

- Jakby Iskra wiedziała, że tak naskakujesz na Szept, to by ci oko wydłubała drewnianą łyżeczką. A zresztą, jak zobaczy, że ranny jesteś, to oczywiście nam się dostanie... Głupią masz żonę, Lucek, głupią - Marcus lubił sobie powkurzac ludzi, co zresztą było teraz widać jak na dłoni...
- Pomyśl o Natanie. Ciekawe czy też będzie tak głupio myślał jak ty. Boli cię noga. Jak będziemy uciekać, to będziesz nas opóźniał. Zginiesz. A elfia furiatka nas wypatroszy, a co jak co, ja lubię swoje bebechy.

- Mhm - mruknął Wilk i usiadł na szaro-czarnej ziemi. Kapelusz ściągnął i rozejrzał się ponuro. Czekać mu każe... A jak Darmar o tu zostawi? Cholera, nienawidził niepewności...

Silva pisze...

Brzeszczot korzystając z tego, że gałąź, na której ich sowy zostawiły jest tak szeroka, że pomieściłaby cały dom jego ojca, przysiadł pod pniem, oparł się o niego plecami i przymknął oczy.
- Obudźcie mnie, jak przybędą - mruknął, naciągnął kaptur na głowę, opatulił się szczelniej i najwyraźniej zasnął. Tak po prostu. Nie było tu tak zimno, jak na ziemi, wiatr też nie wiał, tylko szczerbaty księżyc lśnił bladym blaskiem.
- Ale kto przybędzie?
- Sowy.
- Brzeszczot, do cholery, możesz jaśniej? Sowy już są! - pieklący się Wilkołak. Kiedy on się zrobił taki drażliwy? Może to wina powietrza.
- On śpi.
- Nie, on nie mógł zasnąć w takiej chwili!
- Chrapie przecież! Posłuchaj! - Wisielec nachylił się nad najemnikiem, ucho przystawił i pokiwał gwałtownie głową. - Chrapie.
- Znaczy mogę go brać? - Lofar znowu rozpalił swoje napędy i byłby na mieszańca się rzucił, ale powstrzymała go szamanka solidnym uderzeniem dębowej laski w głowę. Aż zadzwoniło. Krasnoludy mocne mają łepetynki, więc Lofar tylko się skrzywił.

draumkona pisze...

Iskra uznała Devrila za bardzo dziwnego bawidamka, ale i miło było usłyszeć w końcu jakiś komplement zamiast kolejnej nowinki o jakimś romansie Luciena. To było naprawdę miłe...
Zgodnie ze swoimi słowami, pojawiła się późnym wieczorem w miejscu w którym się rozstali. I choć minę miała pozornie wesołą, co by kamuflaż utrzymać, w oczach czaił się niepokój.

Marcus wypiął pierś zadowolony i podniósł się z ziemi. Chwilę powęszył w powietrzu krzywiąc się co jakiś czas, po czym posadził sobie Figla na głowie i rozejrzał się uważniej.
- Gdzieś tu... Wyjście jest. Przez smród przebija się cienki zapach wiatru... - a potem Pajęczarz przypomniał sobie pytanie Alarda. I oczywiście pośpieszył z wyjaśnieniami!
- Och tak, może ci się twój synalek nie chwalił, ale dwójkę dzieci narobił, jeśli nie więcej i żonę mieć będzie - nie wiedzieć czemu, Marcus był bardzo wesoły z powodu Lucienowej niedyspozycji. Wiadomo, noga. Tylko co Lu mu zrobi jak Szept mu ją wyleczy...? Lepiej nie myśleć.

Wilk stracił nadzieję po czterokroć. Już nawet trzy razy miał sobie iść, ale... Jakoś zawsze coś nakłaniało go do powrotu. No mag nie mógł go tak wystawić... Chociaż... Nie no, mógł. Nawet miał ku temu powód...
I takie ponure rozmyślania przerwało nadejście Odrina. A elf już miał nadzieję, że to mag...
Nadzieja ustąpiła miejsca rozczarowaniu.
- Ach, to ty Odrin... Widziałeś gdzieś Darmara?

draumkona pisze...

Zaczęła się niepokoić. Naprawdę. Jakby nie mógł być punktualny chociaż teraz... Teraz, kiedy ich sytuacja nie rysowała się wcale biało. Ani szaro. Ani nawet kolorowo. Nie, ich sytuacja rysowała się w bardzo czarnych barwach.
Ledwo Devril się zbliżył, a ona przyciągnęła go do siebie, jakby chcąc czynić wiadome rzeczy.
- Mamy iść atakować Tenebrisów. Ja i Biały na pewno, takie jest zarządzenie i życzenie ich... Nie wiem... Ojca? W każdym bądź razie, nie mam możliwości odmowy. To by było równe z samobójstwem... - złapała spojrzenie jakiegoś elfa, który się im przyglądał, więc całkiem sprytnie schowała się w Devrilowych ramionach. I z czego ona się tak głupio w duchu cieszyła? Że się przytulić może? Bogowie... Dobrze, że Lucien nie widział.

A skoro i użyła magii, sygnał nie padł. Bo był tu najstarszy z rodu Tenebris, elf, który liczył sobie ponad dwa tysiąclecia. I potrafił już odróżniać potencjały. I wiedział, już wiedział, że ma przed sobą czarnego maga. Wiec i sam nie zamierzał się zbytnio cackać. Tuhka mieli atakowac lada dzień. Drugi mag się przyda.
I całą czwórkę nagle, ni z tego ni z owego, spowił słodki sen. Znienacka. Bez możliwości obrony. Bowiem głowa rodu Tenebris specjalizowała się w magii dystansowej. Takiej, która działała po cichu. Więc i obrona była niemożliwa.

W tej chwili, kiedy tylko jego oczy wyłowiły nikły blask sztyletu, stracił zainteresowanie Darmarem i jego nieobecnością.
- Skąd to masz? - zaganął Odrina biorąc w garść sztylet. Znał go... Tylko skąd.

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się mimo woli, bo lubiła być przytulana... Ale stop, moment, ona tu o zagrożeniu mówić miała.
- Was też zapewne wezmą, pewnie jako czyste zbiorniki energii... Twój kamuflaż się sprawdza. Mają cię tu za nikogo. Też bym czasem tak chciała... - mruknęła zawiedziona, że ona nie jest czasem tak dobra w grze aktorskiej.

I Marcusowi zbytnio nie zrobiło to różnicy. Tu czerń, tam czerń, wszędzie czerń... Przynajmniej nie śmierdział.
- Żarełko! - daj Pajęczarzowi jeść, a masz go z głowy na przynajmniej 20 minut.
*20 minut później*
Marcus beknął solidnie i otarł usta rękawem. Rozejrzał się jeszcze raz po towarzyszach. I zaczął trochę mysleć.
- No.. To teraz gdzie jesteśmy?

- brawo - mruknął Wilk jakoś dziwnie nie zachwycony zwinnością i sprytem karła. Głupia, słaba pamięć. Gdzie on widział to ostrze u cholery. I coś mu zaświtało. Więzienie? Szept?
- Mówiły skąd go mają?

draumkona pisze...

- Magów... - wymruczała Iskra wtulając się jeszcze w arystokratę. No bo jak znajdzie się Lucien... To wtedy raczej tak nie zrobi. No bo chciała, co by Devril sobie jeszcze pożył... Poza tym, nie chciała Cienia tracić. No. Ale skoro go nie było...
W tym momencie na placu zrobił się lekki zamęt. Jelonki wyszły ze swoich stajni i każdy elf dosiadał jednego. Pojawił się także dowódca rodu, on dosiadł jelonka najmasywniejszego. I Iskrze wskazał jednego z podobnych. Był bez jeźdżca... Więc Iskra oczywiści postanowiła wykorzystać sytuację. Pociągnęła ze sobą Devrila kierując się do zwierzątka.

- Nie było - przeciągnął się Pajęczarz cudownie pewny siebie. No bo... Jakby było, to by wyczuł to tak? Co z tego, że zwykle zajmował się tym Królik... On myślał, że jak coś nie śmierdzi i smakuje wyśmienicie, to na pewno jest dobre. I zdrowe.
Co zaś długiego jęzora się tyczy... Marcus wypaplał by i więcej, co by znaleźć się w centrum zainteresowania nowego osobnika, jakim był Alard.

Łupy... No tak, a czego on się spodziewał? Że Odrin przytaknie i powie "Tak, mówiły że zabrały to strażnikowi z Wirginii dnia 26 marca roku pańskiego 2012 w okolicach Brushtoninu"? Zaśmiał się sam z siebie w duchu.
- A już myślałem, że coś cię tam zjadło - mruknął do Darmara, który jednak raczył się pojawić.

Silva pisze...

Lofar też usnął i śniło mu się, że siedzi w swojej karczmie, uśmiechnięty, zadowolony, całkiem sam. No, może poza jakimś młodzikiem, który klęczał przed opuszczonymi, krasnoludzkimi spodniami. Tak, lepiej nie wnikać w lofarowe sny.
Szamankę też zmorzył sen, ale ona w przeciwieństwie do wilkołaka nie podrygiwała przez sen, ani nie ruszała nogą niczym pies, kiedy śni mu się coś dobrego.
Brzeszczot śnił o niczym. Kojąca czerń otuliła jego świadomość i nie chciała wypuścić. Mrok był dziwny. Jakby żywy. Mówił coś, szeptał i był niespokojny. Miał czyjąś twarz, zniekształconą, niedającą się rozpoznać. Zaniepokojoną.
Czerń mrugnęła.
I zniknęła.
- Dłużej się nie dało? - Brzeszczot czuł, jak wali mu serce. Myśli miał niespokojne, rozbiegane. - Zimno tu.
Na gałęzi stał mężczyzna. W brązowej szacie, całkiem boso. Wyglądał jak mnich, ale z pewnością nim nie był. Oczy sowie, miał sowie oczy zupełnie nie pasujące do ludzkiej twarzy. Nos nieco zadarty, jakby dziób, włosy niczym rozwiane przez wiatr pióra. A głos jakby pohukiwanie.
- Królowa Matka czeka na was.

(Ale Ty wiesz, że oni są na drzewie w górze wysoko? xD)

Nefryt pisze...

[Hej :) Mam totalnego lenia i nie chce mi się znowu logować na GG, więc tutaj napiszę w sprawie wątku, a na resztę jutro po szkole odpisze na spokój.
Zastanawiam się, czy nie zmontować czegoś z naszymi wszystkimi postaciami... Aczkolwiek nie wiem, czy będzie ci wygodnie kierować i Szept, i Devem i Lucienem w jednym wątku.
Tyle, że jeszcze nie mam wyobrażenia, jak to rozegrać. Na razie przyszło mi do łepetyny tyle, że można by nasz wątek toczył się niedługo po tym, co opisałam w karcie. Mogłybyśmy zacząć od tego, że Loki przywiózłby Nefryt do obozu. Część bandy cieszyłaby się, że herszt jednak żyje. Tyle, że Meri była przekonana, że Nefryt zginie w Kansas i zaczęła troszkę bardziej odsłaniać prawdziwą twarz i jątrzyć w bandzie. Mogłaby nawet przeciągnąć podstępem część osób na swoją stronę. W bandzie mógłby nastąpić rozłam, a Szept musiałaby wybrać, czy będzie popierać herszta, mimo, że Nefryt będzie bardzo słaba, czy też poszuka pewniejszego sojusznika.
To na wstęp. Potem połączyłabym jakoś z reszta twojej paczki ;) Tylko jeszcze nie wiem, jak.]

draumkona pisze...

- Z tego co wiem... - urwała na chwilę uciekając wzrokiem od dowódcy - Nienawidzą czarnej magii, a tamci, ich rodzeni bracia praktykują tylko ją i chcą im wmówić, że biała magia to zło... To mniej więcej tak jak z wojnami ludzi... - wskoczyła w końcu na grzbiet jelonka i pogłaskała jego smukła szyję.
- Wskakuj, bo się na nas gapią...

Marcus tylko beknął.
- Lu, przeszedłem wszystkie testy Bractwa, a nawet trochę z tych dodatkowych. Żadna ze znanych trucizn mi nie zaszkodzi... A nawet te nieznane mogą zrobić mało - i wyszczerzył się znowu. I nawet kroki czyjeś nie zniszczyły mu humoru. Idzie ktoś? Miło, może w końcu czegoś się dowie.

- Której potrzebuję. Ja. Nie My. Nie ty. Na pewno nie ty... - mruknął Wilk wielce wyczulony na jakiekolwiek wzmianki na temat Szept. Która przecież należała do niego. Wprawdzie nie do końca jeszcze, ale... No. Wszyscy wiedzą o co chodzi.

Nefryt pisze...

[No tylko cię ozłocić! Wiesz, że znowu czuję taką ciekawość, jak w pierwszych dniach istnienia Keronii? Jutro w szkole będę liczyć minuty do czasu, kiedy będę mogła z tobą popisać xD Jak to dobrze, że jutro tylko do 14... Bez żadnych dodatkowych rusków, anglików i innych diabłów.
Ciebie akurat zniosę i x6, więc się nie bój ;P Kurczę, już się nie mogę doczekać!
Twoje pomysły naprawdę mi pasują, nie mam nic przeciwko, żeby Al się dowiedział od Dervila. Z Krukiem mogłaby nam wyjść sytuacja bez wyjścia, ewentualnie otwarta wojna między postaciami. Na razie bym odpuściła. Loki raczej na własne siły zwykł liczyć, ale Meri... A może Bractwo miałoby zatrzeć za nią ślady? Bo ktoś musiał Wirgińczykom zdradzić, że Nef chce jechać na odsiecz tamtemu miastu. Mogła to być Meri. A że ktoś z bandy mógłby ją mieć na oku, choćby Neth, bo Nefryt przecież mówiła mu o szpiegu w bandzie, Meri obawiałaby się opuszczać obóz, żeby nie wzbudzać dodatkowych podejrzeń. Ktoś z Bractwa mógłby przygotować coś, co w świetle zdrajcy postawiłoby Nereszę, a nie Meri.
Łoo, ale gmatwam. Mam nadzieję, że jakoś uda ci się w tym połapać.
Aha... I mogę liczyć, że zaczniesz?]

Silva pisze...

Brzeszczot przeciągnął się, ziewnął, rozprostował palce aż strzyknęło i wstać chciał, ale spojrzenie sowiego człowieka mu przeszkodziło.
- Miałem na myśli wilka Mogaby oraz kobietę Tellan Oxa.
Dar zamrugał. Skoro chcieli tylko wilkołaka i szamankę, to po co ich wszystkich budzili? Lofar marudził, że sen piękny mu przerwano, Midar też nie był zadowolony. Cholera, mogliby chociaż dać coś do żarcia.
- A już sądziłem, że dziadek Ivelios znowu mnie w coś wmieszał.
- Ivelios-elda nie posunął by się do tak nieczystych knowań, tar'hur immelios - no tego jeszcze nie było. Znaczy się sowy zazwyczaj Dara mieszańcem nazywały, ale żeby nazywać go mieszańcem rodowym, co w ich rozumowaniu znaczyło głowę rodziny Crevan, to już lekka przesada. - Pozwólcie za mną.
Duszołap i Drav chyba byli nie mniej zdziwieni, kiedy wstali i za sowim człowiekiem podążyli, niż najemnik, który znów na tyłku klapnął; jak go nie chcą, to się nie będzie wtrącał. Krasnoludom to pasowało. Lofar poprawił spodnie, coś tam pogrzebał i chrapnął, co jednoznacznie znaczyło, żeby go nie budzić, chyba że by się paliło, waliło i w ogóle koniec świata był.

[To niech wszyscy siedzą na drzewie i mamy spokój]

draumkona pisze...

Devril zapewne zrozumiał by słowa Ala, kiedy zobaczyłby Królika, który magii leczniczej właśnie, używa do odcięcia krwioobiegu, czy innych wcale nie pomocnych organizmowi rzeczy. Iskra czasami bała się Królika. Naprawdę.
Tymczasem ruszyli. Białe bramy zostały otwarte, a oni w milczeniu minęli mury. Zhao poczuła dreszcze na plecach. Wojna...

- Ja to bym się dowiedział o co tu w ogóle chodzi... Gdzie my jesteśmy. I jak się stąd wydostać. Poza tym... Widzieliście może innych obcych? - Marcus nawet nie wiedział jak kruchy temat porusza. Bo owszem, przeniesienie ich tutaj wessało wiele neutralnej magii. A więc i Tuhka wiedzieli, że pojawiło się więcej osób, tak i Tenebris posiadali takie informacje. Co do jednak dokładnych opisów... To już sprawa indywidualna rodów. Tuhka wiedzieli jedynie tyle, że parę osób siedzi na pograniczu. Wiedzieli też, że grupa czterech osób znajduje się w mocy Tenebrisów, co nie bardzo im się podobało...

A Wilk zamiast mu go podać, to mu go rzucił. Niech sobie łapie, głupi mag, panoszy się jakby co najmniej tutaj rządził...
- To prowadź - burknął jeszcze i naciągnął kapelusz na głowę.

Silva pisze...

Sowy były mądre, dużo wiedziały i widziały, ale jako zwierzęta miały tą denerwującą skłonność do nieskończonej cierpliwości. Dla nich czas nie miał znaczenia. Godziny się nie liczyły. Długo przyjdzie im czekać na powrót przyjaciół.
- Głodny jestem... - najemnik wcale nie spał, jak się zdawało; w brzuchu mu zaburczało, nawet donośnie. - Dość tego - wstając, przykucnął przy torbach, które pod kiściami leżały i zaczął w nich grzebać. Najchętniej zjadłby konia z kopytami. Albo barani udziec z ziemniaczkami i słoniną. Może być nawet kasza z grochem, byle coś ciepłego. - Tak, ciepłego... - westchnął, patrząc na paczuszkę czerstwego już chleba i zasuszone mięsko.

draumkona pisze...

Iskra zamiast spokojnie się zastanawiać co dzieje się z Lucienem... Zaczepił ją najstarszy z elfów, głowa rodu Tuhka. I zaczął tłumaczyć co ma robić, ani razu nie wspominając nawet słowem o możliwości obrony. Debata trwała przeszło dwie godziny, a sama droga jeszcze dłużej. Ale w końcu dotarli na pas ziemi niczyjej, pogranicze. Potem zaś czarna ziemia... I czarna forteca. Iskra nabrała powietrza w płuca.
- Zbliżamy się...

Zjeżył się, choć nie dał po sobie tego poznać. Odezwała się ta profesjonalna strona Pajęczarza. Ta, która przejmowała dowodzenie na misjach, które wypełniał z zaskakującą łatwością.
- Chyba za bardzo nie mamy wyboru - mruknął po keronijsku napawając się miną elfa, który nie zrozumiał ani słowa. Za to ten elf... Ściągnął brwi i spojrzał na osobę Poszukiwacza.
- Ty. Będziesz także potrzebny. Jest... Pewne zadanie. Tuhka się zbliżają. A ty wyglądasz na profesjonalnego mordobija...

Wilk powlókł się za magiem. Odrin prowadził Gobliny. Nie lubił tych paskudztw, no ale jeśli trzeba... Czegóż się nie robi...
- Odrin, a ty jesteś pewien, że to tam? Tam jest czarno... - mruknął jeszcze ze zwątpieniem. Jakoś czarna ziemia niezbyt mu się podobało... Może miało to związek z tym, że jak większość elfów... Nieco bał się czarnej magii. A taka to właśnie wypełniała tamte ziemie.

draumkona pisze...

Rzeczywiście, chciała protestować. Chciała go złapać, nie pozwolić się ześlizgnąć... Ale nim zdążyła zrobić cokolwiek, Devril został w tyle a z nią zrównał się Vrass, ten, który pouczał ją, ten, który tłumaczył w myśli... Białowłosy, stary elf posłał jej uważne spojrzenie.
- Pierwszych którzy przebiją się przez naszą barierę zabijaj natychmiast. Oni są najniebezpieczniejsi... - Iskra nawet nie wiedziała jak tego szybkiego zabijania będzie potem żałować. Gdyby tylko wiedziała, że jest tam Lucien... Gdyby wiedziała co potem każą jej zrobić...
Ale nie wiedziała. Tymczasem białe jelonki zatrzymały się nieopodal fortecy. Na widoku. Niby odsłonięci... Biała linia. Biali magowie.
Zaczęło się. Znów.

Elf skinął głową i wyprowadził ich na główny plac, gdzie gromadzili się już magowie. I najpierw złapał Marcusa za ramię. I po chwili wychwycił tez Luciena.
- Wy dwaj. Przed bramą mamy te białe ścierwa... Przebijcie się tam. I zabijcie tego, który wyda się wam najstarszy. Ma złote oczy. Potem jesteście wolni... - jeśli przeżyją. Bowiem on znał taktykę białych... Osłona. A im więcej mocy zużyją teraz na bardziej efektowną śmierć, tym mniej pozostanie im jej do obrony...

Wilk posłał mu spojrzenie godne... No, wilka. Też coś, ciekawe mu powie i jeszcze będzie parskał na Odrina...
- Nie parskaj tak, bo się poplujesz - mruknął jeszcze i postanowił zrównać się z karzełkiem. Odrin był zdecydowanie ciekawszym towarzyszem. Jego przynajmniej dało się lubić.

draumkona pisze...

Marcus pokręcił chwilę nosem. Jemu też nie uśmiechało się ginąc za czyjąś sprawę... Jeszcze tylko szybkie spojrzenie na Luciena. Pewnie myślał podobnie. Ale pod pewnymi względami ich pogląd się różnił. Marcu lubił magiczkę... I nie chciał spisywać jej na straty. Ojciec Poszukiwacza... Skoro przeżył wojnę w keronii, przeżyje ją też i tu. A on...
Cóż, Pajęczarz usunął się w cień i niektórzy mogliby pomysleć, że uciekł.
Królik ściągnął brwi spoglądając na fortecę. Został ustawiony w tylnych szeregach, razem z Solaną, która miała robić za chodzący pojemnik z magią... A on dałby sobie rękę uciąć, że przed chwilą poczuł muśnięcie jaźni Figla...
Iskra zmrużyła oczy spoglądając na fortecę. Zrobi co trzeba i pójdzie sobie... Zamknęła oczy i zaczęła szukać. Ktokolwiek zbliży się do nich... Będzie miał do czynienia z nią.

Kto wie, gdyby Darmar tak mu nagadał... Wtedy chyba nawet złoty pojemnik z cierpliwością Wilka zobaczyłby dno i pojął jego znaczenie. Bo nigdy jeszcze nie stracił cierpliwości. Nie tak jak straciłby po wywodzie maga... Zazdrość. Najgorsza z sił na tym świecie.
Elf zmarszczył nos czując wszechobecny smród. No pięknie, cały będzie cuchnął... Jak te elfy mogą dopuszczac do tego, że ci sobie tu bezkarnie żyją... I... Kutwa, Odrin mówił o oddziale. Skoro to jest oddział...

draumkona pisze...

Kiedy tylko Cień zbliżył się zbyt... Wtedy rozpętało się piekło. Nagle z ziemi wyrosły pnącza oplatając go, unieruchamiając. Zaś powietrze nad nim niebezpiecznie zafalowało.
A Iskra mamrotała zaklęcie...
W powietrzu zmaterializowały się trzy duże dziury, przez które nagle uderzyła w niego olbrzymia dawka mocy. Śmiertelna dawka... Miażdżąca układy. Wypychająca krew z żył.
Gdyby wiedziała...

Wilk nie słuchał. Wilk patrzył pod nogi. A tam leżał kamyczek. Spory, cudownie kanciasty, nieco zbyt jasny jak na to otoczenie, jakby wytarty... Elf schylił się i podniósł go. I uśmiechnął się głupkowato
- O, patrzcie! Ten kamyczek jest przewiązany linką! Ciekawe po co...

draumkona pisze...

Pozorna śmierć Cienia była sygnałem do ataku. Tenebris ruszyli, Tuhka zaś przeszli w defensywę. A Iskra... Cóż, kiedy szeregi się przerzedziły, zobaczyła co narobiła. I najpierw stała jak ten słup soli. Potem było tylko mentalne wezwanie Białego. Tak silne, jakby i jego miała zaraz zaatakować. A potem, nie patrząc na niezadowolonego dowódcę, dopadła Cienia czując, jak oczy jej wilgotnieją. Nie mógł umrzeć, przecież nie użyła tak silnej magii... Nie mógł... Padła na kolana w biegu i ostatnie dwa metry drogi pokonałą ślizgając się na kolanach, zdzierając je. Ale była przy nim. Była... Pochwyciła go, tuląc do siebie i szepcząc imię. Jakby to miało go wrócić.
I nieświadomie całkiem, zaczęła ładować magię w jego ciało.

Elf uznał pomysł karzełka za wspaniały. Chyba zaszkodziły mu smrodliwe opary, bo zamiast wziąc sobie do serca to co zrobił Darmar, on wyszczerzył się jeszcze gorzej i pomachał do goblinów kamyczkiem, jeszcze bardziej wzbudzając aktywność systemu alarmowego...
No pięknie.

draumkona pisze...

Iskra zaklinała wszystkich bogów tego świata, żeby okazali jej choć trochę serca. Litości. Przecież jeśli on... Jeśli on... Nie, nie mogła tak myśleć. Żył, tylko głupek nie zdążył sparować, a organizm przeszedł w śpiączkę...
- Odsuń się - łagodny głos Królika, choć brzmiała w nim nieco stanowcza nuta. A kiedy elfka nie zareagowała, nadal tuląc do siebie Cienia, odsunął ją. I zaklął. No pięknie. Jak on nie znosił leczyć urazów pomagicznych... W dodatku, tak rozległych...

Wilk popatrzył chwilę na kamyczek w dłoni, potem na Darmara, a dopiero potem na Odrina. I chyba pojął. Rzucił kamieniem w nadbigające gobliny i rzucił się do ucieczki jako ostatni. Bogowie, jaki on był głupi...
I przypominając sobie, że Odrin to karzełek, że nogi ma krótkie... Że może nie nadążyć w tym szaleńczym pędzie... Chwycił go pod pachę niby jakąś teczkę i pognał jeszcze szybciej.

draumkona pisze...

Nie mogła tu już pomóc, chociaż nikt przecież nie zabronił jej przelewać magii i sił w jego ciało... Nawet Królik nic o tym nie wspomniał, więc Iskra nie przestawała, a wręcz przeciwnie. Głównym ujściem jej mocy stało się ciało Cienia. Zaś drugim problemem był nadchodzący Viss. Zhao poderwała się i podeszła do niego, co by nawet okazji nie miał by zbliżyć się zbytnio do jej ofiary...
- Jest problem. Duży...
- Mów - mruknęła Iskra, wcale nie pocieszona.
- Mają nowego maga... Nie wiem jak to się stało, ale... Nie czerpie sił z niewolników. Jest jakby zbiornikiem...
- I?
- Zabij ją - głos jego był twardy, nie znoszący sprzeciwu.
- Ją?
- Tak.
- Najpierw zoba...
- Nie ma czasu - łagodna nuta zniknęła z jego głosu, a elf pochwycił Iskrę mocno za ramię i zawlókł w epicentrum bitwy. Wprost do Szept...

Wilk bezwiednie pognał za Darmarem nawet nie rejestrując faktu, że ta dróżka wcale nie wydaje mu się znajoma... Wręcz przeciwnie, a jeszcze te niepokojące głosy... I drgająca magia... Dziwne...

draumkona pisze...

Iskra wpatrywała się w Szept z otwartymi ustami... Czy on oczekiwał... Że ona ją... Już raniła Luciena. Nieomal go zabiła i nadal nie wiedziała...
A on teraz żądał by zabiła niemal własną siostrę? No chyba go... Iskra się wkurzyła. Powietrze zakotłowało się, podnosząc czarny piasek z ziemi. I być może biała magia nie znajdowała ukojenia w czyimś cierpieniu i bólu... Ale niezbyt ją to teraz obchodziło.
Najstarszego elfa z rodu Tuhka nagle wykręciło i rozciągnęło, jakby robiąc z niego pień drzewa. Elf wrzasnął dziko, już w agonii, już umierając.
I wtedy na wszystkich rzuciły się gobliny. Szkoda tylko, że Iskra nie zauważyła, kto uciekał przed nimi...
Wilk z Odrinem pod pachą znaleźli się gdzieś w szeregach czarnych magów, a biedny Darmar trafił do białych.

draumkona pisze...

Szept była cała. Nie musiała jej zabijać... Już nie. Szybkie spojrzenie na Białego. O, był tam Marcus... Tylko skąd on się? Nie ważne. Zajęli się jej Cieniem... To znaczy, że może przejść do ataku.
I elfka sięgnęła sił, których użyczał jej Duch Lasu. Skoczyła naprzód wzywając żywioły na pomoc, wzywając wszystkie znane jej siły.
Tymczasem Wilk postawił Odrina.
- No i widzisz co narobiłeś Odrin? A było nie tykać tego kamienia... - powiedział Wilk, sklerotyk.

draumkona pisze...

Znalazł? Wilk podniósł spojrzenie i wypatrzył jakimś cudem magiczkę... Obie magiczki. I niemal zemdlał z ulgi jaka zalała jego ciało. Uniknął ostrza, szybkim ciosem rozkwasił gobliński nos i popędził ku Szept.
Za to Iskra pokręciła głową, nie mogąc odpowiedzieć, bo właśnie pod nosem mamrotała inkantacje. I zaczęła się zastanawiać... Gdzie jest Devril? Bo Solanę to mogły nawet gobliny wychędożyć, a ona by palcem w tej sprawie nie kiwnęła.

draumkona pisze...

Wilk widział, jak Szept okrążają coraz gęściej... Jak czasem cudem unika ostrza. Dotrze tam nim wydarzy się tragedia, chociaż mięśnie już mocno bolały, nadwyrężone, zmęczone. Nie dał sobie jednak chwili na wytchnienie. Jakiś nieco większy goblin zaszedł magiczkę od tyłu. Zamachnął się kosą... A ona nie zdążyła. I gdyby teraz pomiędzy nich nie wpadł Wilk, zapewne by tego nie przeżyła.
Za to on dwoma sztyletami sparował cięcie, kosę odrzucił i płynnie ciął goblina pod szyję i w brzuch. A potem obejrzał się przez ramię na magiczkę. Nieco zaszokowaną. Ale całą. Dzięki bogom, całą.
I tak jak Szept przeżywała teraz lekki szok, tak Iskrze szczęka kompletnie opadła kiedy wyłowił postać Devrila. Bo w to, że poradzić sobie umie nie wątpiła... Gdyby nawet stał obok elfa i dyktował mu rozkazy, a ten by je wykrzykiwał, tez by zrozumiała. Ale, że ona sam... I, że oni się go słuchali... Bogowie. Aż jej się humor poprawił i odezwała się do Devrila w myśli.
Nie mam pojęcia jak dokonałeś tego, że się ciebie słuchają... I robisz się coraz bardziej atrakcyjniejszy, panie bawidamku.

Iskra pisze...

Na twarzy Iskry zaś wyjątkowo nie było widać zmęczenia, w dodatku, oczy błyszczały niebezpiecznie. No tak, gdyby ktoś wiedział co narobiła... Za plecami, gdzieś tam za nią Biały łatał jej Cienia. Nie pozwoli, żeby chociaż jedno goblińskie ścierwo mu przeszkodziło... W dodatku, wykorzystywała otoczenie do własnych celów. Czarne rośliny lekko jakby przyklapywały, traciły na witalności. Iskra czerpała siły z otoczenia, tak płynnie, tak szybko, jakby robiła to z własnych zapasów. I tak jak czarnych magów dziwiła Szept, która nie musiała czerpać z innych naczyń, tak białych dziwiła Iskra, która traktowała całe otoczenie jako własny zbiornik. I nawet nie mamrotałą pod nosem, co by utrzymać koncentrację...
Wilk sparował kolejne ciosy, po czym nie wytrzymał. Znowu wpakowała się w kłopoty. Ta, co zawsze na siebie uważa, psia jego mać... To wywalenie poza mapy to też na pewno jej wina.
- Jak to się skończy, tu urwę ci tyłek, przysięgam - burknął korzystając z okazji, że był na tyle blisko, by cokolwiek usłyszała.

Iskra pisze...

Biały już chciał Cienia magią obezwładniać, co by nawet nie myślał o wstawianiu... Ale tym razem wyglądało na to, że Lucien się nigdzie nie wybierał.
- Jest tu - mruknął Biały odnotowując wyrwę w Iskrowej magii, jakby sama elfka wykryła, że Cień się wybudził.
- I zapewne zaraz... - ale nie dokończył, bo Iskra rzeczywiście wykryła, że Lu odzyskał przytomność i pognała ku niemu. W rzyci z walką...
Padła na kolana przy nim, o razu chwytając jego dłoń. I wyglądała tak jakby się miała rozpłakać. Bogowie, nie zabiła go...
Walka bezpośrednia nie trwała już zbyt długo. Wilk jednak, wciąż czując irytację, postanowił uniknąć kłótni i puścić się za małym oddziałem goblinów.
Marcus gdzieś zniknął, zapewne szukając jedzenia... To było najbardziej prawdopodobne.

Iskra pisze...

A biedna Iskra biła się z myślami. Powiedzieć mu kto go tak urządził..? Może lepiej nie...
Ale wtedy ten fakt zapwne wykorzysta Solana, zawodowy manipulator i burzyciel sielanki. Szkoda, że Iskra o tym nie pomyślała. I Iskra zdecydowała, by mu nie mówić.
- Ja też się cieszę - westchnęła ulgą odgarniając mu kosmyki włosów z twarzy.
Wilk kretyn, który poszedł za goblinami w tej chwili pożałowałby swojej decyzji. Gdyby tylko wiedział kto zbliżył się do Szept. Ale nie wiedział. Głupek jeden...

skra pisze...

Iskra za to jęknęła w duchu. Bogowie i co ona mu powiedzieć...
- No... Jest Szept, jest Wilk chyba... Devril mi się zgubił, ale był tu... Solanę gdzieś wcięło, niech ją chędożą gobliny. Biały jest, Marcus gdzieś poszedł. - tyle w skrócie. Co zaś tyczy się bitwy...
- No... Po prostu była bitwa... Ktoś, jakiś mag... No, wiesz przecież... - zamotała się solidnie i miała nadzieję, że Cień jest jeszcze zbyt otumaniony magią by wychwycić nieprawidłowości. Iskra ię nie jąka. Iskra nie unika spojrzenia... Chyba, że zrobi coś bardzo złego.

draumkona pisze...

I dobrze, zrobił, bo Iskra przypomniałaby sobie wówczas co też Solana mówiła. I połączyłaby oba fakty dość niefortunnie... Co skończyłoby się kolejną kłótnią. A tak, zamiast tego, była gotowa uczynić wszystko, byleby w pełni odzyskał siły. I żeby się nie dowiedział.
Właśnie dlatego skinęła głową dwóm magom, na znak, że ofertę przyjmuje. Po czym posłała spojrzenie Białemu, a ten pomógł Poszukiwaczowi się pozbierać.
- Pójdziesz się położyć - zadecydowałą Zhao spoglądając spod oka na twarz Cienia. O tak, najlepiej żeby jeszcze usnął... I nie pytał o napastnika. Nigdy.

draumkona pisze...

Iskra zaklęła pod nosem. Darmar... A w pobliżu nie było Wilka, ale z kolei... Darmar jej nic nie zrobi. Za to tam umieraj a elfy...
- Już lecę - mruknęła, jeszcze raz spojrzała na Luciena, po czym puściła się biegiem do magów.
Z to, na pole bitwy dotarł teraz ktoś całkiem nowy w tej historii. Nieproszony, niemagiczny. Z gałązkami wplątanymi we włosy, z zadrapaniami na twarzy. I w nieco potarganych ubraniach, które nie przypominały w niczym wytwornych strojów jakie zwykle nosiła. Proste, wełniane leginsy wpuszczone w wysokie buty, jakaś za duża koszula lekko zsuwająca się z ramienia. Vetinari wypadła z czarnych krzaków i obłędnym spojrzeniem powiodła po zbieraninie elfów i goblinich trupów. Do uda miała przytoczony sztylet, a przez plecy przewieszony łuk. I bogowie niejedyni, w końcu go znalazła. Dysząc okropnie, opierając się wielkiemu zmęczeniu, doczłapała do Devrila i... Znienacka dźgnęła go pod żebro.
- Cóż to, dowódca daje się podejść i zaskoczyć? - no cóż... Chyba była ostatnią osobą jakiej się tu spodziewał. A miedzianowłosa przelotnie spojrzała na Królika i Poszukiwacza, niezbyt wiedząc kim są. Rękawem jeszcze otarła ściekającą krew po policzku i uśmiechnęła się.

Silva pisze...

- Mogłabyś coś zrobić. No wiesz - tutaj najemnik pstryknął palcami - Jakieś hokus pokus. Magia by się w końcu na coś przydała - dodał już ciszej, pod nosem, ale elfka i tak pewnie usłyszała; nie od parady są przecież elfie uszy. - Podzielę się z tobą słonecznikowymi ciasteczkami Krokusicy. Nienawidzę jej, ale ciasteczka to ona robi boskie... W ogóle, ty nawet nie wiesz, przez co ja musiałem tam przejść! - tutaj najemnik zrobił smutną, pokrzywdzoną minę, pociągnął nosem i westchnął, wielce niezadowolony - Najpierw mnie przebrali, potem wyszorowali, wypachnili... - tak, jakby umycie się, ubranie w coś lepszego niż to, co miał obecnie na sobie, było wielką zbrodnią niehumanitarną. - Nie lubię elfów. Daję głowę, że Ivelios zrobił to wszystko specjalnie. No przecież babka ze mnie flaki wypruje, a ja lubię swoje flaki, zwłaszcza na miejscu... I wiesz, że mój zwariowany wujaszek postarał się o to, by wszyscy w Eilendyr wiedzieli, co wymyślił dziadek? Bogowie,ja tylko chciałem być najemnikiem... - Słowotok. słowotok Dara. Słowotok i ratuj się kto może, uciekać gdzie rosną smoki!

draumkona pisze...

Skrzyżowała uprzejmie ręce na piersi i całkiem spokojnie poczekała, aż to skupił na niej całą uwagę.
- Papa cię szukał. To powiedział, że mam cię znaleźć, to poszłam pod twoją posiadłość... A potem nie wiem co się stało. I obudziłam się tutaj. - urwała jakoś nieprzekonana. Nie przywykła do patrzenia na trupy... Nawet w życiu nie widziała trupa goblina. A teraz całe tuziny... Tak na raz... Wydawała się lekko wytrącona z równowagi.
- Nawet nie wiem co to za miejsce... Lecę z nóg. Masz coś do jedzenia? Byle nie ciastko z lukrem...
Iskr zdecydowała, że więcej tu już nie pomoże. Użyczyła sił magom, co by dalej mogli leczyć... Teraz musiała załatwić własne sprawy. Na początek, dowiedzieć się co chciał Darmar... Więc kroki furiatka skierowała ku Szept.

Nefryt pisze...

[W to, że Bractwo odpuści Krukowi, to za bardzo nie wierzę... No ale, poczekamy, zobaczymy, co się wyklaruje ;)
Nie, nie mam nic przeciwko pobocznym i takiemu rozpoczęciu wątku;) Bardzo zgrabnie opisałaś relacje w bandzie, to, jak się do Szept odnoszą. Mam nadzieję, że swoim odpisem nie zawalę wątku... Będę się starać pisać jak najlepiej ;)
Aha, i widziałam zakładkę "poboczne". U siebie niedługo będę uaktualniać, w tym dodawać nowe, więc jakbyś kogoś chciała, to bierz ;) Jedyna prośba, to żebyś skonsultowała ze mną, gdyby przyszło ci jakieś większe zmiany wprowadzić, czy coś... Ogólnie zasada jak u twoich postaci - wykorzystywać można, byleby nie zabijać i nie zmieniać konwencji bez zgody ;)]

Po rzece niósł się cichy plusk wody poruszanej wiosłami. Smukła łódź pokonywała ociężały nurt, popychana łaskawą ręką wiatru, wydymającego czarny żagiel i siłą rąk czterech wioślarzy.
Nefryt nadal leżała na prowizorycznym posłaniu na dziobie. Spod przymkniętych powiek obserwowała, co dzieje się na łodzi. Po raz pierwszy od dawna nie czuła palącej potrzeby ruchu i działania. Chłodna bryza chłodziła jej twarz, zmęczone oczy...
Otaczali ją obcy, ale w gruncie rzeczy przyjaźnie nastawieni ludzie. Wioślarze, ocalała po łupieżczej wyprawie część załogi Lokiego, byli prości, często żartowali, niekiedy w niewybredny sposób. Jej wuj... Ciężko było jej myśleć tak o kimkolwiek. Przez tyle lat była pewna, że jest ostatnia. Że nie ma już rodziny.
Loki był od nich różny i w pewien sposób zaskakujący. Nigdy nie była pewna, czy mówi poważnie, żartuje, czy z niej kpi.
Uśmiechnęła się kącikiem ust do promieni słońca. Wracała do domu!
Tyle razy wyobrażała sobie, jak to będzie, kiedy dotrą do obozu. Ciekawe, kto będzie stał na warcie... Ale się zdziwią!
W tej radości, podekscytowaniu, przypominała nieco dziecko.
Kilkakrotnie omawiała z Lokim, co zrobią, gdzie przybiją do brzegu... Wszystko. Zastanawiało ją, dlaczego tak łatwo zgodził się odwieźć ją do obozu. W jej głowie coś natarczywie szeptało o przekręcie, ale odrzucała tę myśl. Niby co mógłby przez to zyskać? Ja jej bandzie świat się nie kończył, nie byli aż tak ważni, by znano ich poza granicami Keronii. Nie wiedziała, czy wujowie mają w zwyczaju ratować życie bratanicom bezinteresownie, dlatego na wszelki wypadek zapytała, czy Loki nie chce aby w zamian jakiejś przysługi. On tylko uśmiechnął się tym swoim dziwnym uśmieszkiem i wciągnął ją w opowieści o morskich wyprawach, dalekich, skutych wiecznym lodem ziemiach, o niesamowitych stworzeniach, jakich nie można było spotkać na znanych jej ziemiach, o życiu załogi podczas rejsu... Kilka razy mimochodem wspomniał o czasie, gdy kończyły się zapasy. Obiecała sobie w myślach, że gdy tylko dotrze do obozu zadba, by ofiarowano Lokiemu odpowiednią ilość prowiantu.

Nefryt pisze...

[CD^^]
Przez te kilka godzin czuła się nieco podobnie, jak podczas wieczorów przy ognisku w obozie. Chociaż nie... To jednak nie było to samo. W obozie to ona miała być silna, ona decydowała i martwiła się o bezpieczeństwo pozostałych. Tutaj, na tej drewnianej łodzi, to nad nią czuwano. Czuwano troskliwie, jak niektóre matki nad swymi dziećmi - nie na dworach, ale w zwykłych, kochających rodzinach.
Wszystko się jednak kiedyś kończy, skończył się więc i rejs. Łódź zaszurała o piach w zatoczce, zachrobotały trzciny ocierające się o burty. Zryfowany żagiel wyszmerał smętną, pożegnalną nutę. Nie zeszła sama na ląd, nie była pewna, czy dałaby radę. Rany wprawdzie zasklepiły się już, całe ciało było jednak zbyt obolałe. Dwóch wioślarzy wyniosło ją na prowizorycznych noszach. Obok kroczyli Loki i Freydis. Nefryt nie lubiła wyrostka, podobnie jak on jej nie cierpiał. Nie wiedziała nawet czemu, miała wrażenie, że odbiera ją jako rywalkę.
Łagodnym szeptem tłumaczyła, jak najpewniej dotrzeć do obozu. Wątpiła, by jej ludzie zmienili miejsce pobytu. Po tym, jak ja schwytano, mieli na pewno wiele bardziej naglących problemów.
Kątem oka obserwowała Lokiego. Szedł ze spuszczoną głową.
- Co robisz? - zapytała cicho.
- Patrzę - odparł, nie podnosząc wzroku. Westchnęła z poirytowaniem.
- To widzę. Ale na co?
- Ziemia pełna jest cieni, łagodnej harmonii, znamionującej wszystko, co pochodzi od natury. - Popatrzyła na niego, zaskoczona. Żartuje? Mówi poważnie?
- Człowiek zakłóca tę harmonię, nawet, jeśli skrada się, zaciera ślady... Jeszcze niedawno było tu kilka osób. Zakładam, że twoi ludzie, bo zachowywali się pewnie. Stawiali śmiałe kroki. Ale tam, wśród tamtych liści... - ruchem dłoni wskazał na młode drzewa po ich lewej stronie. - Tam co najmniej przed kilkoma godzinami był ktoś nietutejszy. Zawrócił- urwał, jakby w temacie nie było już nic więcej do powiedzenia. Nefryt czekała cierpliwie, ale nie powiedział już więcej.
Zatrzymali się około trzydziestu metrów przed wartownikami. Ci musieli już chyba słyszeć ich kroki, szelest liści ocierających się o nosze. Własnie tutaj, choć było jeszcze trochę drogi do samego obozu, zatrzymała niosących ją ludzi. Chciała, by członkowie bandy zobaczyli ją idącą o własnych siłach.
Z trudem przeszła jeden krok. Oparła się o drzewo i zaczerpnęła tchu. Widziała, jak Loki krzywi się z niezadowoleniem. Podszedł do niej i podparł ją ramieniem.
- Idź. Jak już musisz. - wyszeptał jej wprost do ucha. Wspierana przez niego wyszła na wąską, leśną ścieżynę.
Uśmiechnęła się z trudem i wydała odgłos przypominający ćwierkanie kosa. Umówiony sygnał w bandzie. "Czuwaj".

Silva pisze...

Brzeszczot zamrugał i myślach skomentował to jednym słowem "baby". Tak, zawsze potrafią wyciągnąć drugie dno z pozornie bezdennych słów. Bogowie niejedyni. Ale, o dziwo, najemnik się uśmiechnął. - Tak, jesteś wredną długouchą, której nie cierpię i co? - Bo przecież za nic w świecie się nie przyzna, że zaczął Niraneth postrzegać nie jako elfkę, czy długouchą, a swoją Szept. Oczywiście bez podtekstów. - To się raczej nie zmieni - wzruszył ramionami, bo przecież to była rzecz oczywista. Mieszaniec i elfka się nie lubią. Najemnik i magiczka najchętniej by się pozabijali. Brzeszczot i Szept to tylko przymusowe wędrowanie razem dla pieniędzy i z polecenia. Tak, więc co tu się obrażać? - Poza tym, to ja się powinienem obrazić, że MNIE o ślubie nie powiedziano i w ogóle zignorowano! - burknął pod nosem, zadowalając się suszonym mięskiem, czerstwym chlebem, na którym zęba można złamać. Widać po elfiej stolicy wieści szybko się rozchodzą, zwłaszcza jak się ma za dziadka Iveliosa. Pomijając fakt, że padł argument typu: skoro Szept wychodzi za mąż, to może ty Dar byś sobie żonę znalazł? I lepiej nie mówić, jak Dar odpowiedział Frilowi, który ten pomysł wyłowi z bagna najbliższych planów najemnika.

draumkona pisze...

- Ledwo co cię znalazłam, a ty mi mówisz, że mam sobie iść? No chyba cię pogięło... Nie zamierzam cię znowu szukać - wyburczała i od tej pory Devril miał nieodłączną towarzyszkę. Upartą, głodną Vetę.
Rzeczywiście, Zhao była zaskoczona. No bo... Przecież nic takiego się nie stało, tak? Owszem, stały naprzeciw siebie z wyraźnymi rozkazami... Ale obie się temu przeciwstawiły. I dobrze zresztą.. W tej chwili Iskrze przypomniał się jej atak na Cienia. I w oczach odbił się smutek.
- Szept... Czego od ciebie chciał Darm? Kłóciliście się... A jak go znam... - nie skończyła myśli, ale wzrok elfki mówił niemal wszystko.

draumkona pisze...

Badawczo przygląda się Szept, jakby ta zaraz miała krzyknąć "żartowałam!" i powiedzieć coś kompletnie innego. Odmówiła? Ale co u cholery proponował jej ten mag... Do licha. Wyciśnie z niej to. Już ona to z niej wyciśnie...
- Nie mam o NICZYM pojęcia - burknęła jakże dobitnie akcentując. Taki mały wytyk, że nie chce jej powiedzieć czego chce chędożony Darmar... Jeszcze jego tu w ogóle brakowało, psia kostka.

Silva pisze...

Przełykając suszone mięsko, najemnik byłby się udławił, ale udał, że kaszle i walnął się pięścią w pierś. Od razu pomogło, a kawałek zasuszonej wołowinki trafił w rude włosy krasnoluda Lofara; a niech ma.
Hm. Spojrzał na ciasteczka, potem na elfkę i znowu na ciasteczka i na elfkę. Potem przygryzł wargę, zastanawiając się ile ciasteczek chciałby zjeść, i jak dużo zmieści mu się w pustym żołądku. Chyba doszedł do wniosku, że dużo, bo westchnął. Zaraz też coś tam pod nosem odliczył, coś dodał i odjął i chyba stwierdził, że może jednak się łaskawie podzielić.
- Masz - a że nie siedział daleko, ledwie rzut kamieniem i to dość łatwy, wycelował i ku Szept posłał woreczek z ciasteczkami; wcześniej odłożył dla siebie tyle, ile powinien, czyli połowę. - Wesele interesuje mnie tylko dlatego, że planuję się najeść i jakieś śliczne elfki wychędożyć - no bo przecież nie przyzna się, że cieszy się szczęściem Szept. Poza tym, był facetem. Faceci nie cieszą się na ślubach i na nich nie płaczą. Był też sam, a samotny facet na ślubie raczej nie tańczy i dobrze się nie bawi; no, chyba, że... Stop. Koniec rumakowania. - I chcę być wujkiem - dodał zaraz, jakby to było najważniejsze w tej chwili; i ten głupi uśmiech na jego twarzy, nic ino mu go z niej zmyć. Najlepiej uderzeniem kostura. - Pierwszego i trzeciego.

draumkona pisze...

Jeszcze tego brakowało. Ona kiedyś tu oszaleje i przyjdą dwaj nieciekawi panowie, po czym otulą ją w kaftan pozbawiony rękawów. A potem mili panowie zamkną ją w pokoju bez klamek z widokiem na morze w sztucznym oknie. Tak... Iskra od dawna rozważała kiedy to nastąpi.
- Znajdziemy inne wyjście - rzuciła zaciekle, a w oczach pojawił się nowy ogień. Nie będzie błagać Darmara żeby raczył zabrać ich wszystkich... Nie. Sami znajdą sposób.
- Jesteśmy silne. Poradzimy sobie bez niego...

Silva pisze...

- Czy ty chcesz mi powiedzieć... - spoglądając podejrzliwie na elfkę, przełknął ciasteczko, a dwa następne wpakował sobie do buzi. Chomik. - Że wolałabyś takiego Marcusa chędożonego sprawcy siczowych dzieci, za wujka? - Bystre spojrzenie sugerowało, że najemnik jak nic się obrazi, kiedy tylko usłyszy elfie potwierdzenie. O nie, Marcus nie będzie lepszym wujkiem Szeptuchowych dzieci. Nie ma mowy. To się nie godzi i najemnikowa duma tego nie popuści. Koniec. - Ród musi trwać? - Ocho, teraz to, co pojawiło się w wyobraźni Dara sprawiło, że najemnik pobladł, biały się zrobił wręcz i strach w jego oczach dostrzec można było aż za wyraźnie. - Znaczy się, że ja ten... - zakręcił kółeczko palcami, jakby coś chciał pokazać, ale nie do końca mu wyszło - Z kimś, co by takie małe... - pokazał jak małe stworzonka ma na myśli - I w domu, na dupie z gromadką dzieci? - Teraz to już zaczął panikować, co można było poznać po kropelce potu na skroni, po drżących rękach i przyśpieszonym oddechu - I koniec? Nie ma wędrówek, monet, chędożenia elfich panien, nawet Lofara nie ma? - chwila ciszy, a potem desperackie - Umarłem.

draumkona pisze...

Wzrok Iskry powiódł za wzrokiem Szept. Po czarnej szacie, okrywającą smukłą elfią sylwetkę... Czasem Iskra zazdrościła Szept. Miała lepszy tyłek od niej. I lepsze cycki. I w ogóle...
- Znajdziemy... - powtórzyła, ganiąc się w myśli za takie zazdrości. jeszcze czego, brakowało tylko tego by Iskra wpadła w kompleksy. Jakby przez Solanę miała ich za mało...
- Ale najpierw musimy się przebrać... Drażni mnie ta biel - mruknęła spoglądając po sobie - I odpocząć. I w ogóle...

Silva pisze...

- Krokusica mi... Żony? - Dziękuję. Pozamiatane. Brzeszczot umarł i go nie ma. Wizja tego, jak znienawidzona babka poszukuje mu żony, zapewne takiej, która na jej rozkazy najemnika przekabacać będzie i ku swoim pomysłom skłaniać sprawiła, że Dar zbladł jeszcze bardziej, zatrząsł się na samą myśl o tym i stwierdził najwyraźniej, że bez wypicia gorzałki się nie obejdzie. A że miał w bukłaczku gorzałkę z orzeszków laskowych, odkorował, pociągnął spory łyk, potem jeszcze jeden i zakorkował. - Jesteś okrutna... Żadnej żony, żadnych dzieci! Nie będę jak pies przy domu przywiązany siedział... - i tutaj łypnął na Szept - I ja się założę, o całe miesięczne wynagrodzenie, że po tygodniu siedzenia z tym chędożonym Wilkiem, jasnowidzem pieruńskim, wpakujesz się w kłopoty.

draumkona pisze...

- Najwyżej wytarzamy się w trawie i będziemy zielone... - powiedziała Iskra, a potem zrozumiała swój błąd. Bo tu owszem, była trawa. Ale czarna. I elfka zaklęła szpetnie, po czym złapała Szept za nadgarstek i zaczęła ciągnąć w kierunku fortecy. Już ona coś wynajdzie.
- Nie znoszę bieli. Wyglądam w niej jak pieprzona dziewica. Nie jestem dziewicą... - burknęła znowu, klucząc między elfami, przedzierając się przez bramę. I kątem oka zauważyła Solanę szepczącą coś do Cienia. Zatrzymała się i chwilę zabijała tę dwójkę wzrokiem. Po czym... Uciekła. Złapała znów Szept za rękę i po prostu uciekła do innego pomieszczenia.

draumkona pisze...

Dyszała ze złości. Solana. Ta głupia pipa... Co ona przy nim robiła? Pewnie znowu mieszała mu w głowie. A może... Bogowie. Iskra miała nadzieję, że Solana nie wie kto w istocie Cienia tak urządził. Przecież on ją znienawidzi jak się dowie...
Nieco spanikowana, wciąż ciągnąc Szept za sobą, uciekła w głąb fortecy, klucząc między zaułkami, aż w końcu dotarły do jakiegoś małego pokoiku. Dość przytulnego, nawet na te czarne standardy...
- Ech... - westchnęła zrezygnowana i opadła na siennik - Głupia Solana, pewnie go znowu chędożyć będzie... - patrzcie państwo, Iskrze przypomniała się, że według Skorpion, Poszukiwacz sypiał z nią PO misji, a nie NA jak śmiał wmawiać Iskrze.

draumkona pisze...

- Uśpić... - mruknęła rozważając tę opcję. Nie, nie uśpić. One by musiały jej magią tyłek zakleić i nie tylko zresztą, co by mieć pewność... Iskra uśmiechnęła się złośliwie wyobrażając sobie dalszą przyszłość Solany. Nie mogłaby pracować w burdelu. No, chyba, że panowie zadowoliliby się tylko jej ustami i dłońmi. Hihi.
Elfka poszperała chwilę w czarnej komodzie i wygrzebała stamtąd po chwili jakiś czarny bukłaczek. Odkorkowała go z wprawą godną Midara i powąchała.
- Gorzałka - kolejne mruknięcie. No przecież nikt nie mówił, że mają nic nie ruszać... I pociągnęła solidny łyk, otarła usta i mlasnęła, rozważając cóż to za smak - Śliwki - oceniła podając bukłaczek Szept. I tak już nie będą potrzebne... A nawet jeśli to nikt nie mówił, że mają być trzeźwe.

Nefryt pisze...

[Ok :) A czy nie przeszkadzałoby ci, gdybym wykorzystała niektóre fragmenty tekstu z pobocznych u Szept? Konkretniej chodzi mi o ze dwa- trzy teksty kursywą. Chyba, że masz coś przeciwko temu.]

Otoczył ją ten cały rozgardiasz, radosne głosy, powitania, ramiona tych, którzy chcieli ją objąć czy uścisnąć jej rękę. Uśmiechała się z wysiłkiem, nie chcąc psuć ogólnej radości swoją słabością. To przecież przejdzie... Tylko "trochę" ją obili w Kansas. Da się przeżyć. Tylko żeby plecy tak nie piekły. I znowu pękła jej rozcięta warga... No bez przesady, wytrzyma przecież. Niedługo pewnie i tak ból przejdzie.
W jej oczach cały czas migały wesołe iskierki. Była w obozie! Wśród swoich.
A Loki stał z boku, przyglądając się całej scenie. Z jego ust nie schodził uśmiech, jedynie w oczach pojawił się cień troski. Ale nie o witającą się ze swymi ludźmi kobietę, a o jakąś inną, nieznaną sprawę.
Nefryt nie przypuszczała nawet, że to właśnie Meri, ta Meri, która dopiero wypuściła ją z uścisku, przyczyniła się do jej schwytania.
Szept zobaczyła chwilę później, zdążyła już przywitać się z pozostałymi członkami bandy.
- Szept - z uśmiechem podeszła do elfki. W przeciwieństwie do tych, którzy oskarżali Szept była na feralnej wyprawie, a i w więzieniu, podczas przesłuchań, zdołała co nieco wywnioskować. Część zwiadu przydzielona Szept była wykonana jak należy.
Wyciągnęła do elfki rękę, jakby jeszcze się wahała, czy ją uścisnąć jak przyjaciółkę, czy tylko podać dłoń. I właśnie wtedy, w pół kroku, jakaś pechowa gałązka usunęła się spod nogi Nefryt. Herszt zachwiała się, osłabiona nie zdołała odzyskać równowagi.

draumkona pisze...

Iskra przerabiała alkoholowe libacje co jakiś czas. Niemalże regularnie. Tu opić zwycięstwo, tam opić kurzajkę na stopie Solany, kiedy indziej zaś jeszcze się opijało kłótnię między Królikiem, a jego młodą żonką. I oczywiście, jak domyślić się można, kompanem do picia był zwykle... Marcus. Siadali sobie oni w jego komnacie, rozpalali magiczny ogienek, po czym zapijali się w trupa. A potem Iskra nic nie pamiętała, bolało ją biodro i modliła się, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Marcus miał podobnie. Ale jego bolała ręka...
Elfka otrząsnęła się. Nie pora na wspominki. Teraz miała inne problemy. Darmar. Wilk. Szept. Lucien. I w ogóle wszystko i wszyscy. I jak tu znaleźć wyjście z tej ziemi, jak wywołać teleport do domu...
Przyjęła bukłaczek i pociągnęła solidnego łyka, krztusząc się. Gorzałka niemal wypaliła jej gardło. I Iskra, nieco już zamroczona, wpadła na pewną teorię odnośnie gorzałki...
- Szeeepyyt... Ta gorzałka z każdym łykiem sięęęę magiczna obi... Tfu... Mocnieysza! - i tu elfka rację miała, bo to specjalna gorzałka była. Eksperymentalna.
I biedne elfki będą rano, oj biedne.
- Widzirz, mamy coś wpsólnego... Obie poleciałyźmy na swojjich mentorów... - westchnęła i ściągnęła buta. Jakoś dziwnie nie pasował do jej nogi.

Silva pisze...

Po uważnym przyjrzeniu się elfce, najemnik westchnął niczym swój dziadek, kiedy zdawał sobie z czegoś sprawę.
- Nie podoba mi się ten błysk w twoich oczach. Spasuję. Żadnego zakładu z kimś, kto uśmiecha się niczym wąż czyhający na myszkę.
Zawiał wiatr. Kilka sów śmignęło nad ich głowami, kilka piór opadło na dół. Było tu zdecydowanie przyjemniej niż na dole; tu przynajmniej żadne głodne potwory przez sen cię nie zjedzą i nie odmrozisz sobie tyłka, ani sopla pod nosem nie znajdziesz.
- Królik i Lumi, Iskra i ten cholernik Lucien, ty i Wilk, podejrzewam nawet pchlarza Drava i naszą górę lodową... normalnie muszę zawiązać koalicję z tym chędożonym sprawcą siczowych dzieci...

Silva pisze...

Dar przymrużył oczy i jak dziecko zaczął przedrzeźniać elfkę, robiąc przy tym głupie miny, mówiąc coś o tym, że dzieci wcale mieć nie będzie. - Dobra, trzy złote czerwońce i mamy dwa zakłady - postanowił nagle, dziwnie zadowolony - Że ja dzieci mieć nie będę, i że ty zwariujesz do tygodnia siedzenia na swej elfiej dupie - ciasteczka się skończyły, teraz przyszedł czas na... Pustą torbę, bo nic innego nie było. Cholerne sowy, przytargały ich tu, ale o jedzeniu zapomniały; co one myślą, że ludzie i elfy powietrzem żyją? I jakoś tak zapomniał o krasnoludach. - Swatka... Ja mam oczy i widzę. Nie tak, ja mam uszy i słyszę... - dodał poprawiając się i jeszcze rzucił - I ty wiesz co? To by były moje zajebiste małe kopie!

draumkona pisze...

Elfka wymruczała coś pod nosem nie bardzo pojmując co ma Wilk do bycia mentorem. Na chwilę umilkła i oddała bukłaczek Szept. A sam bukłaczek natomiast, miast chudnąć w oczach, on robił się coraz to pęczniejszy, coraz grubszy. Bo gorzałki przybywało miast ubywać.
- A co ja w tym swoim widziałam? - burknęła Iskra nie odkrywszy jaki związek ma Wilk z mentorowaniem - Zimny, obojętny, sypiający z kim popadnie... Taki dla którego nic się nie liczy prócz głupiej organizacji... - załkała chwilę, jakby zbierało się jej na solidny płacz. A potem odebrała Szeptuchowej gorzałkę i zaczęła duszkiem ciągnąć powoli osuwając się na ziemię.
Tymczasem Vetinari nie mogła siedzieć cicho. Nie, bo przecież gdyby siedziała bez słowa... Można by słusznie uznać, że coś jej dolega. A tak, poczekała chwilę aż Devril oddali się parę kroków i spojrzała na Cienia.
- Taka czarnowłosa? - spytała, chociaż nie dała mu szansy na odpowiedź - Poszła z taką drugą, na górę... - wskazała mu palcem jeszcze przejście do górnych partii fortecy i uśmiechnęła się. A potem Vetinari zorientowała się, że jest obserwowana przez Devrila, więc porzuciła tłumaczenie Cieniowi co i jak i w podskokach dopadła do arystokraty.
- No co... - burknęła nadymając policzki.

draumkona pisze...

Iskra, biedna Iskra, nieświadoma słuchacza pod drzwiami, zastanowiła się chwilę, znów pozwalając by milczenie zaległo między nimi niby ciężki całun. Pociągnęła łyk gorzałki.
- Ash... - czknęła - On miiiał fwoje potwory... Pochędożył za darmo pprzes pół roku, a potem... No, fkończyyyło fię - elfka wzruszyła ramionami i znów czknęła.
- Podooo-oobnie było z Serererwerynem... Ale on mnie wydał, skuhwysyn - burknęła i znów się napiła.
- Głupi ci facedzi. Najlepjej by bło jakbyźmy się nie sakochiwały... Bo zame problemy. Jak ie zapatszony w jakąź organizascje, to łasy na pieniąse... - podała bukłaczek Szeptuchowej, a spojrzenie elfki mówiło, że teraz pora na spowiedź z jej strony.
- Ale... Żby z Darmrem... No wierz ty czo... - Iskra próbowała usiąść, ale nie udało się. Rypnęła z powrotem na plecy.

Silva pisze...

Zakład już mieli, czyli dumna najemnika nie ucierpiała, honor też nie, więc wszystko było w porządku i można zapomnieć, zająć się czymś innym. Czymś przyjemniejszym, ale czy dzieci były przyjemne? Hm.
Dar rzucił suszoną wołowinką w elfkę, co by dać upust swoim odczuciom związanym z jego małymi kopiami.
- Popatrz na mnie - nawet jej rozłożył ramiona - Czy ja mogę mieć dzieci? Wyobrażasz mnie sobie z jakąś wiejską dziewuszką u boku, jak ładnie ubrany i wypachniony idę z nią pod rękę na popołudniowy spacerek? Jak zamiast wypraw niańczę dzieci, zajmuję się gospodarstwem?

draumkona pisze...

- Aale Wilg cię kocha... - zaczęła niezbyt wyraźnie przymykając oczy i kręcąc nieprzytomnie głową. Jak fajnie świat się kołysał...
I wtedy to usłyszała. Szczęk zawiasów w drzwiach, skrzypnięcie drzwi i kroki. Wezwała szybko magię w geście obronnym i poderwała się na nogi. Zamiast jednak bojowej postawy, Iskra się zachwiała i oparła dłonią o ścianę. A magia, miast być jak zawsze siłą niszczycielską teraz przypominała karciane sztuczki, albo wyjmowanie chustek z rękawa. Po Iskra wycelowała palcem w intruza, którego jeszcze nie zidentyfikowała, ale zamiast porazić go błyskawicami, czy związać energią... Z jej dłoni wystrzeliły ćmy mgielne, pokręciły się chwilę pod sufitem goniąc się wzajemnie, po czym rozpłynęły się w powietrzu. A Iskra zaklęła.
- Kuhwa... - osunęła się znów na ziemię. Mocna gorzałka. Nawet traciła ostrość widzenia! Oj, będzie ona cierpieć rano, będzie...

draumkona pisze...

Iskra nie miała najmniejszego zamiaru się go słuchać. Zamajaczyła coś niewyraźnie, powymachiwała rękami i spojrzała na Cienia nieprzytomnie.
- Njee... Nie cę spaźć... Spaa-ać... Chcę jeszcze pić... - i na czworakach polazła do magiczki, bukłaczek jej odebrała i znów pociągnęła trzy solidne łyki, aż się oblała nawet.
- Uch... - spojrzała na fioletową plamę na białej szacie. No pięknie.

draumkona pisze...

Worek kartofli... Nie, tak traktować mógł kobiety jedynie Wilk, który jak dotąd jeszcze nie zdecydował się na ścieżkę postępowania. No bo, przecież powinno być spokojnie i tak dalej... Ale jak widać, władca zapomniał o jednej rzeczy. Że Szept miała taki sam talent do ładowania się w kłopoty co Iskra.
Zaś ta czknęła znowu, bezwiednie opierając głowę na jego ramieniu. Pomamrotała coś znowu, a potem znów czknęła.
- Jak po źlubieee... - wymruczała wesoło, nogami zamachała jak małe dziecko, a potem... Znów czknęła.
- Lu... Niedobrz miii... - jęknęła Iskra, czując jak wszystko się jej podnosi.

Silva pisze...

- No właśnie! Ja się po prostu do tego nie nadaję - najwyraźniej nasz drogi, chociaż czasem męczący mieszaniec, nie podłapał drugiego znaczenia elfich słów. Czyżby ich tam nie dosłyszał, a może stwierdził w swej czerwonowłosej głowie, że faktycznie do gospodarstwa się nie nadaje? - Zostanę wiecznym wędrownikiem. Nie będą mnie kajdany ślubne więzić - to chyba było mocne postanowienie.

draumkona pisze...

A ledwie znalazła się w łazience, bezwiednie dopadła do wiaderka i puściła pawia zwracając całą kolację i sporą część niestrawionej dotąd gorzałki. Ciałem wstrząsnęły dreszcze i drgawki. Tak, Iskra solidnie przeholowała. Otarła usta rękawem i mruknęła coś znów pod nosem.
- Dalej mi źle... - była blada na twarzy. Jak nic, zatrucie alkoholem. Ale przynajmniej wymiotować nie będzie, bo i już nie miała czym.

draumkona pisze...

Burknęła coś jeszcze, kompletnie sobie zaprzeczając, że ona chce do Szept wrócić. A przecież przed chwilą marudziła jak to jej źle... Nie mniej jednak, źle się czuła zostawiając elfkę samą. No bo, jak przyjdzie Darmar i ją wychędoży? No co wtedy?
No właśnie...
Ale w starciu z trzeźwym Poszukiwaczem nie miała szans. Nawet chyba spojrzenie rozczulające głazy na nic się nie zda, a ona na szarpaniny nie miała sił.
Zaś Wilk... Wilk szukał Szept. I raz po raz wyrzucał sobie, że zostawił ja samą.

draumkona pisze...

Poszukiwacz mógł być pewien, że każdy jeden wytyk, iż seksu w rzeczywistości nie było, bo się spiła, każdy taki wytyk... Kończyć się będzie tym, że będzie go zostawiała samego, wycieńczonego w łóżku. I jeszcze zapewne z nadgarstkami przywiązanymi kolorowymi szarfami do ram łóżka. A potem wróci, znów wykorzysta... O tak, Iskra była złą kobietą.
Wilk czuł w powietrzu kłopoty. Kłopoty miały charakterystyczny zapach pomarańczy, cynamonu i... Gorzałki? Czuły nos Wilka podpowiadał obecność alkoholu w organizmie Szept, a to już go nieco zaniepokoiło. Skoro nawet on czuł zapach trunku parującego z ciała... To ile ona tego wypiła? Ile to miało procent? Bogowie...

Silva pisze...

Brzeszczot zamrugał. Na jego twarzy odbiło się zdziwienie, a przez rozdziawione usta wyglądał jak ryba wyjęta z wody. Zaraz potem uśmiechnął się w sposób, który nie wróżył nic dobrego.
- To znaczy, że jednak jestem dobrym i przydatnym najemnikiem? - spytał wielce z czegoś zadowolony.

draumkona pisze...

Pijana Iskra mimo tego, że nieco wierciła się tej nocy w łóżku, rankiem musiała przyznać, że czuła się wyjątkowo dobrze.
W każdym razie, czuła się tak po tym, jak wspomogła swój organizm sporą dawką magii, która i tak miała wkrótce przestać działać. A wtedy... Wtedy zaczną się prawdziwe męczarnie.
Tymczasem, rankiem, niemalże o świcie, znów się wiercąc, odkryła jakże ciekawy fakt. Lucien spał obok. Całkiem... Całkiem goły. I żeby to odpoczynek był jej w głowie teraz, a nie chędożenie. Jak widać, ciche nadzieje Poszukiwacza miały się ziścić.
A i nawet pobudkę dość przyjemną miał, bo Iskra się przysunęła i palcami delikatnie przesunęła po jego ramieniu, wędrując wzdłuż obojczyka i zatrzymując się na zagłębieniu szyi. Potem zaś, ucałowała jego szyję, raz, drugi i powędrowała w górę, ku twarzy. A na koniec, co by go dobudzić ostatecznie, miast go w usta całować, elfka go po prostu ugryzła lekko w dolną wargę. Ot, zaczepka.

Natomiast Wilk, bardzo skutecznie wytrącony z równowagi, wpadł do pokoiku gdzie Szept była - wedle jego zdania - obmacywana i obłapiana przez Darmara. Gniew błysnął w dwukolorowych oczach, irytacja pchnęła do działania. Wilk wyrwał wręcz Szeptuchę z Darmarowych objęć, mocno ją do swojego ciała przyciskając, jakby od tego miało się wszystkim polepszyć.
- Pójdzie ze mną - burknął Wilk mierząc się wzrokiem z magiem. I zaraz wpadł na cudowny pomysł sprzedania Darmarowi tandetnej bajki... W którą być może uwierzy.
- Magowie cię szukają. Pies wie po co, ale szukają. - mruknął spoglądając kątem oka na zalaną w trupa magiczkę. Jej to tylko łóżko teraz się przyda. I, nowość, zamiast zarzucić ją sobie na ramię, uniósł ją na rękach.

Silva pisze...

- A gdzie tam uczono - odpowiedział całkiem beztrosko, wzruszył ramionami i pewnie byłby język jeszcze pokazał, ale dzięki bogom niejedynym się powstrzymał. - Wszak elfem to ja nie jestem - i wzdrygnął się, jakby sama myśl o tym, by mógł nim być, była dla niego przytłaczająca. Oczywiście nie pomyślał, że w połowie właśnie elfem jest. Taki szczegół.
- Racja. Lepsza wredna długoucha, którą się zna i wie, kiedy trzeba uciekać, niż jakiś brodaty dziadek nieprzewidywalny... Głodny jestem. A ich nawet nie słychać... Może ich zjadły?

draumkona pisze...

Ściągnęła brwi. Przecież nie musiał jej upijać, by go tak budziła... Wystarczyło powiedzieć.
- Całkiem dobrze. Skutki odezwą się ponownie, jak magia przestanie działać...
Zresztą, elfce co innego teraz było w głowie niż mówienie, skutki i domysły. Tak to działał na nią fakt, że wraz z wybudzeniem odkryła jego nagość. Iskra lubiła nagość. Zwłaszcza występującą u jej poduszki.
- Mam rozumieć, że to, że śpisz bez niczego to taka zachęta, tak? - mruknęła błądząc dłonią po jego piersi, smarując jakieś symbole niby, czy co to było. Nawet mogło mu się wydawać, że wyrysowała mu palcem na klatce piersiowej słoneczko i chmurkę.

Wilk jednym uchem nasłuchiwał mamrotania Szept. I jeśli zdołał rozszyfrować choć słowo z tego pijackiego bełtu, to mógł uznać się za naprawdę dobrego słuchacza.
Tymczasem jednak, nie mówiąc już nic, wyniósł biedną elfkę i zaniósł do pokoju jaki został przydzielony jemu. Szept została złożona na łóżku i opatulona ciepłą, puchową kołdrą. No bo nie będzie jej rozbierał przecież... A może jednak będzie?
Elf przyjrzał się magiczce, niezbyt przytomnej zresztą. Nie, nie będzie jej już ruszał. Niech śpi. A on postara się o wodę jakąś, bo zapewne rano pierwszym co się na nią rzuci będzie przeogromne pragnienie.

draumkona pisze...

- Nie, nie chcę - mruknęła wtulając nos w szyję i rysowanie przeszło w lekkie drapanie.
- Ale będę wdzięczna jak mnie bardziej przykryjesz. Jakoś mi zimno - a co jak co, elfka nie lubiła kiedy to zimno jest. Szczególnie kiedy zimno jej było w plecy i w tyłek. No tragedia osobista, płacz, jęki i bogowie wiedzą co jeszcze.

A Wilk krzyczeć nie zamierzał. Przecież każdy upić się może, nawet jego magiczka... No, co prawda, mogłaby uważać trochę gdzie pije i z kim... I w jakiej ilości...
- Nie mam zamiaru - łagodny ton, kompletne przeciwieństwo tego, czego chyba spodziewała się Szept. Podniósł się z zajmowanego przez siebie fotela i przysiadł obok niej. I podał bukłak.
- Woda. Zimna woda,nie gorzałka - dodał kiedy zobaczył wzrok, jakim Szept obrzuciła bukłaczek. I zachichotał.
- Może ci pomóc co nieco, bo widzę, że na sam widok bukłaczków masz wilcze spojrzenie...

draumkona pisze...

Nie, Iskra nie protestowała, bo zamarła. No potraktował ją jak materac jakiś, niech go... Ale... No właśnie.
- Tak się na mnie kłaść to możesz, ale jak nie mam ubrań - mruknęła, równie figlarnie co i on, a potem, jakże ochoczo, sama z siebie jakimś cudem koszulę ściągnęła. Jaka chętna, patrzcie państwo. Jak widać, upijanie Iskry niejedną zaletę miało...

Toć Wilk teraz, zamiast od razu leczyć, przyglądał się jej podejrzliwie, jakby się spodziewał, że tu zaraz Darmar zamiast Szept się pojawi i krzyknie "niespodzianka!".
Ale opanował się, sięgnął dłońmi jej skroni i myślą gładko wniknął w zmęczone ciało zmagające się z detoksem. I parsknął.
- No, ładnie... Jakaś specjalna ta gorzałka musiała być, bo niezły jest bałagan... - ale ból głowy magiczki ustał tajemniczo, tak samo jak i wrażliwość na dźwięki. Ale pragnienie pozostało.

draumkona pisze...

Elfka uśmiechnęła się figlarnie, z dzikim błyskiem w oku. A potem odpowiednio zajęła się swoim mentorem, może nie tak, jak wymagałby kodeks Cieni, jak wymagałaby moralność... Ale na pewno było przyjemnie. Ciepło. Nie, co ja mówię, gorąco.

Zaś Devril miał swój kłopot, to i się nie pojawił. Bo oto teraz właśnie, kiedy to się obudzi, zobaczy... Cóż, zobaczy, że leży w łóżku. Owinięty ciepłą kołdrą... Nagi. No cóż, może to nie dziwiłoby aż tak, bo przecież spanie w ubraniach zbyt wygodne nie jest. Ale... U jego boku, z czołem przy jego ramieniu, spała Vetinari. A odsłonięty kawałek nagiego ramienia i piersi sugerował aż nazbyt wiele. Arystokratka i arystokrata... Chyba razem spędzili tę noc. Całkiem upojnie zresztą.

Na pewno by jej nie leczył ot tak, za każdym razem. Znaczy, wróć. To, co poważne, owszem. Ale z resztą niech się sama boryka i niech sobie pocierpi, może nauczkę jakąś będzie mieć. Tak postąpił i teraz, usuwając ból głowy, ale pozostawiając pragnienie. Taka mała złośliwość.
Na jej pytanie wzruszył ramionami, zbył je milczeniem, bo i sam nie wiedział czemu skojarzyła mu się jej potulność z Darmarowym podstępem.
- Myślę, że dopóki siedzisz tutaj, możesz chodzić... Bez niczego... - uśmiechnął się jeszcze pod nosem, jak typowy facet. A, że chusty nie miał na nosie, to widać wszystko było... Łącznie z dość długą blizną, zaczynającą się w połowie dolnej wargi i kończącej się gdzieś na brodzie. Nie wiedzieć kiedy i jak ją zarobił.

draumkona pisze...

Iskra zamruczała leniwie w odpowiedzi. A on był takim wygodnym materacem... Palce elfki wplotły się w jego włosy, znów coś zamruczała i ucałowała jego szyję, na której napięły się mięśnie i ścięgna. Potem szczęk drzwi. Ktoś wszedł...
- Varian? - Iskra znała ten głos. Ojciec Luciena pojawił się w pokoiku, chociaż nie wiadomo jakim cudem ich znalazł... Ani też co chciał. Elfka spojrzała na mężczyznę leniwie, ale jakoś specjalnie swoją nagością się nie przejęła. Zaś sam Alard miał jawny dowód na to, że jego wybawicielka, to jednocześnie kochanka jego syna.

Vetinari obudziło szuranie. I pierwsze co zarejetrowała po tym, dźwięku, to fakt, że jest zimno... Że boli ją głowa. Okropnie.
- Bogowie... -wychrypiała i owinęła się szczelniej puchową pościelą.
- Devril... Co się stało... - jak widać, Char niezbyt myślała, albo udawała. Prawda była jednak inna. Ona po prostu pomyliła mikstury. Biedna, biedna ona. Zbyt roztrzepana. A jak się Al dowie...

I co ona, myślała, że sobie bezkranie odejdzie tak o? Wilk z niepokojem spojrzał na swoje spodnie. Uf. Jeszcze nic się nie stało. Żadne namiociki i te sprawy... Ale polazł za magiczką, a jakże. No bo jeszcze się utopi, albo poślizgnie... Toć on ją pilnowac musi przecież!

draumkona pisze...

Elfka wbiła Poszukiwaczowi palec pod żebra. A wzrok mówił jedno. Znał już tę groźbę.
- Martwiłem się... Tak zniknąłeś bez słowa... - zaczął Alard, ale chyba się speszył i zasmucił takim traktowaniem.
- Powiedz po prostu co się stało. Albo co się nie stało... - mruknęła Iskra podnosząc głowę.
- Może... Może potem... - przegrana sprawa. Wyszedł. A Iskra wróciła do leżenia plackiem na Cieniu.
- No i co narobiłeś... Bądź co bądź, to twój ojciec. Stara się coś naprawić... I może ty go nie potrzebujesz, ale on na pewno potrzebuje ciebie.

Wtedy się zorientowała. Nie miała ubrań. Szlaczek... Pisnęła i obmacała ciało. Naprawdę ich nie miała. Usiadła gwałtownie, a kołdra się z niej zsunęła. Miedziane włosy falami opadły na piersi. Potem znów coś pisnęła, złapała kołdrę i przycisnęła ją do siebie. Zamrugała nieco zbita z tropu.
- My...? - niezbyt pewny ton. Rozejrzała się przejeżdżając dłonią po włosach starając się odzyskać spokój ducha. No dobra, to tylko seks. Ale jak...
I wtedy na to wpadła.
- Bogowie... Pomyliłam mikstury... - jęknęła - Przepraszam...

Dzielnie opierał się pokusie. Bardzo dzielnie. I nawet wytrzymał dziesięć minut... Bo potem Szept w wannie miała towarzystwo. Bardzo ruchliwe towarzystwo.

draumkona pisze...

I dobrze Lucien przypuścił, bo seksu nie będzie i to przez miesiąc. Nawet westchnęła poirytowana lekko, oderwała się od niego i odturlała na drugi koniec łóżka. Jeszcze plecami się odwróciła, kołdrą przykryła i tyle, o. Spać zamierzała, odespać to, co zabrał jej ten głupi Cień, niechby go...

Westchnęła. No przecież nie była jakąś dziewicą, żeby tak piszczeć... Spokojnie. To był przecież tylko seks, którego i tak nie pamiętała... Wystarczy teraz się tylko nago nie pokazać, to i nawet można by wtedy uznać, że nic się nie stało. No bo on też nie pamiętał, prawda? No.
Ale biodra to ją bolały i to solidnie. Ała.
- Ale to ja pomyliłam mikstury... Co ze mnie za alchemik... - jak widać, Veta miała ważniejsze problemy niż seks z Devrilem. przynajmniej z pozoru, bo przez te biodra to się ruszyć nie mogła. Bogowie, co on jej zrobił...

Poleniuchować w cieple to sobie mogła, ale po wszystkim. I nawet miała poduszkę bo Wilk rozwalił się w wannie, ramiona opierając na brzegach, głowę do tyłu odrzucił i tak sobie drzemał, uprzendio jeszcze magiczkę sobie między nogi sadzając. I ona miała wygodnie, bo przeciez oparta o niego, a nie o zimną wannę.

draumkona pisze...

- Dlaczego jesteś taki uparty? - burknęła, chociaż nawet nie raczyła się do niego odwrócić. No głupek no. Zrobiłby co by chciała, to by miał... Ale nie, on musiał pokazać jaki to jest obrażony na swojego ojca...

Nieco zbił ją z tropu. Dotąd nie miała takich problemów. Escanor chciał to szedł, nie chciał, to nie szedł. A ten tu... Wzruszyła ramionami niezbyt wiedząc co ma zrobić.
- Jeśli wola, zostań, mi nie przeszkadzasz - po czym rozejrzała się uważnie, przesunęła na skraj łóżka i wychyliła się po leżącą na ziemi koszulę nocną. Potem zaś zniknęła pod kołdrą, co by ją na siebie wciągnąć i wyłoniła się zaraz niby ubrana. A toć cienkie to, jeszcze bardziej wyobraźnie pobudzać mogło niż sama nagość... Ale nie, Veta się uparła, że lepiej mieć coś na sobie. I w tej oto koszuli, zdecydowanym krokiem, pomaszerowała ku swojej sakiewce, gdzie trzymała misktury. Już ona sprawdzi co też sobie wczoraj wypili...

Usmiechnął się lekko, zamruczał cicho pod wpływem takiej pieszczoty. Było mu tu tak dobrze... Mięśnie przyjemnie bolały, było ciepło... No, przynajmniej ciało magiczki było ciepłe, bo woda już zaczęła stygnąć.
- Szept... - mruknął sennie - Umiesz podgrzać wodę...?

Silva pisze...

Krasnolud musiał być naprawdę głodny, skoro nie skomentował swojej podniebnej podróży w dół. Brzeszczot wychylił się, spojrzał na niego i nawet mu pomachał.
- Lubię go - stwierdził i wstał, otrzepując tyłek z paprochów, wyjmując z włosów sowie pióro. - Idę po nich. Zajmij się naszymi głodomorami - i nim poszedł, szturchnął Lofara tak, że krasnolud spadł na ziemię w kupę śniegu, a za nim poleciały ich tobołki. - Sowy mają okropne poczucie czasu - i poszedł.

Silva pisze...

(Odpisalas biedny studencie. Przynajmniej nie myjesz fug w lazience xD)

Iskra pisze...

Odwróciła się ku niemu jakby rozczarowana jego słowami. Już chciał sobie iść? Ale czemu...
Chwilowo postanowiła porzucic sprawę traktowania Alarda. Wyglądało to na poważniejszy problem, na coś na co trzeba poświęcić nieco czasu, a nie tylko wymagać... Toteż postanawiając na jakiś czas zawiesić broń, przysunęła się z powrotem, znów używając jego piersi jako poduszki.
- Nie chcę wstawać - co w potocznym tumaczeni znaczyło, że i on ruszać się nie powinien.

Uśmiechnęła się lekko słysząc jego słowa. No dobrze, skoro tak mówił, zapewne tak było... Ale ona wolałaby si dowiedzieć co też wypił woczrajszego dnia. Może zdoła mu pomóc... I grzebiąc w sakiewce, odnalazła w kocu to czego szukała. Pusta fiolka. Odkorkowała ją i powąchała korek, który wciąż pachniał znajdującym się tu kiedyś wywarem.
- Ach... - mruknęła nagle pojmując. A potem się przeraziła - Wygląda na to... Że za niedługo nie będziesz miał czego żałować... Część ci się przyśni, część sobie przypomnisz... - nieco zakłopotana, pomasowała dłonią kark. No ładnie, w co ona go wpakowała...
- Wybacz. Zamiast dać ci coś na nerwy i lepszy wypoczynek, to ja ci dałam jednen z eksperymentów, którego działania sama do końca nie pojmuję... - westchnęła. Ale bagno.

- Trochę w lewo - mruknął zbyt rozleniwiony by używać szarych komórek. I dopiero po dłuższej chwili pojął, że mowa o wodzie, a nie o tym przyjemnym smarowaniu paluchem po jego piersi...
- Doskonale - dodał więc sądząc, że to załatwi sprawę. No bo przecież... Było doskonale. Ciepła woda, przyjemny dotyk, przepełniające go uczucie zaspokojenia i Szept obok. Miał co chciał, teraz mógł umierać.

Iskra pisze...

Odwróciła się spoglądając na niego. W sumie... Póki byli razem mogłaby i nie wracać... Nie, wróć. Musi wrócić. Bo na tamtej mapie zosały jej dzieci. Natan i Yue... Nie mogła ich zostawić. Westchnęła, sięgając jego ramienia dłonią, gładząc je lekko palcami.
- Muszę wrócić do dzieci - zuepłnie jakby one były tylko jej. Iskra miała tendencję do zapominania, że one należą także do niego.

- No bo... - zaczłęa nie wiedzą w sumie po co ciągle go przeprasza. No bo...?
- Wiesz, bo to moja wina trochę... - ale więcej nie będzie przepraszać, tak sobie postanowiła. Odłożyła sakiewkę na komodę i spojrzała na łóżko. Najwyraźniej sama Vetinari nadal miała ochotę spać.

Wilk odpłynął. Przynajmniej myślami, bo ciałem przecież był obecny. Keronia... Póki obok miał Szept, to mógł nawet tu zamieszkać, jemu to było obojętne. Byleby mieć tą panią zawsze na siebie uważam przy sobie.
- Oj Szept.. Jak tak dalej pójdzie, to nie wyjdziesz z tej wanny...

draumkona pisze...

Brak zainteresowania swoim ukochanym Zabójcą u Poszukiwacza... To Iskra odebrała jako komplement. Więc i nawet pozwoliła mu na nieco więcej niż zamierzała z początku. Bo najpierw miała go doprowadzi c na skraj.. I zostawić. Zostawić na chwilę, co by jeszcze bardziej zmysły postradał. A tak, pociągnęła go na łóżko pozwalając na dokładnie wszystko czego chciał. Ta noc była rzeczywiście wyjątkowo intensywna. A Iskra wiedziała jedno. Pościel to ona musi zmienić...
Wilk trzymał się dzielnie przez całą drogę. Przez całą drogę do komnat. Bo kiedy tylko drzwi za nimi się zamknęły... Zdarł z Szept te ubrania, te skrawki materiału co to ledwie jej ciało okrywały. I oni również mieli noc obfitującą w namiętności, a przecież rano wstać trzeba było... Wiadomo, ślub.

draumkona pisze...

Znów westchnienie, a elfka ostatecznie znowu zrobiła sobie z niego poduszkę, nie wiedzieć nawet kiedy i jak. Po prostu w jednej chwili był całkiem wolny, a w drugiej już Iskra opierała głowę na jego ramieniu.
- Jak myślisz, co robią teraz dzieci? - spytała dość cicho, a wzrok miała niezbyt obecny. Myślała o nich. Tęskniła i bała się o to, czy na pewno nic im nie grozi.

Kiwnęła tylko głową. Wgramoliła się łóżka i zakopała w miękkiej pościeli.
- Bogowie, moje biodra... - jęknęła jeszcze cicho, w poduszkę, tak jakby nikt nie miał tego słyszeć. Co on jej takiego zrobił? Nawet po najdzikszych fantazjach Escanora nie czuła się tak... Tak pusta. Nie jednak wyprana z emocji, czy w innym złym znaczeniu, ale wyzuta kompletnie z wszelkiej energii. Devril ją wykończył. I pewna część Charlotte chciał się dowiedzieć jak to jest z jego stanem zdrowia i lędźwi. Z kolei druga strona nalegała by osunąć się wprost w ramiona Morfeusza. I Vetinari posłuchała swej drugiej, bardziej leniwej strony.

Wilk jednak te słowa skjarzył z czym innym. Jakby leżąca na nim magiczka nie była problemem, przeszkodą, gdyby zamierzał wstać... Oczywiście, jego myśli wpadły na tor pod nazwą "chędożenie".
- Nie wyjdę? - podłapał zaciekawiony - Brzmi ciekawie... Może zdradzisz mi więcej? Albo zaprezentujesz?

draumkona pisze...

- Zostańmy jeszcze chwilę w łóżku... Magia przestaje działać - a więc elfce się pogarszało, ból głowy wracał i suchota w gardle. Mruknęła coś pod nosem, niezbyt zadowolona z tego faktu. A już myślała, że skutki picia jednak jej nie dosięgną...

Vetinari śniła się natomiast miniona noc w urywkach. A pomiędzy tymi urywkami, niezadowolona mina papy...

Nie sądził, że pójdzie aż tak łatwo, ale właśnie w tej chwili docenił przewagę prezentacji nad słowami. Jakże przyjemnej prezentacji...
- Miałaś rację - mruknął Zmęczony, rozleniwiony już teraz do wszelkich granic - Nie ruszę się z tej wanny...

draumkona pisze...

Iskra nie miała zamiaru na niego fuchać i odpędzać. Z prostej kalkulacji wynikało, że mogłaby stracić grzejnik, poduszkę, chędożyciela i ukochanego w jednym, co było wykluczone. Zbyt dużo traciła przy zbyt małym zysku. Wtuliła się, korzystając jeszcze ze spokoju i względne ciszy panującej w tej części Twierdzy.
- Zostaniesz tu ze mną póki mi się nie polepszy...?

Westchnął. Zero prywatności, zero spokoju, nawet w chwili kiedy oni sobie w wannie... Spojrzał niezbyt przytomnie na drzwi, a potem na Szept.
- Lepiej się odezwij, bo jeszcze tu wlezie, albo co... - przeczesał dłonią włosy do tyłu, co by mu aż tak na oczy nie opadały.

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się lekko zaciągając się zapachem Lucienowego ciała. Odgarnęła jeszcze włosy na bok, odsłaniając szyję.
- Dziękuję - poruszyła się niespokojnie pod kołdrą i czknęła. No pięknie. Jeszcze czkawki jej tu brakowało...

Wilk mruknął coś pod nosem niezbyt zadowolony. I nie zwracając na Odrina uwagi, wylazł z wanny, wytarł się ręcznikiem i naciągnął na tyłek spodnie.
- Ja też idę - stwierdził jakby nieco obojętnym tonem zapinając sprzączkę paska.

draumkona pisze...

Rzeczywiście, gdyby teraz pomyślała podobnym tokiem co Poszukiwacz... Jej dołączenie do Bractwa. Strach, kiedy obudziła się w trumnie z jakimś trupem... I ten gniew w oczach Nieuchwytnego kiedy wraz z resztą Rady wparowali do komnaty wykrywając intruza. Pamiętała nawet niezbyt zadowolone spojrzenie Królika. I wtedy także obecny był Szczur. I dopiero teraz pojmowała jakim to dziwnym zaszczytem zostałą obdarowana. Najrzadziej widziany Cień przywitał ją już w pierwszym dniu. Ach to Iskrowe pechowe szczęście.
- Nie chce mi się na razie spać... Za to wiem, że bolą mnie plecy - skutki picia i rozbijania się po pokoju.

Wilk zjawił się zaraz za nią. Ubrany. Czujny. Ciekawe czego chcieli od jego Szept, że aż ośmielali się mu ją wyciągać z wanny... Niech no tylko coś głupiego zaproponują, to im powie co o tym sądzi. I wcale nie będzie miły.

draumkona pisze...

Iskra zamruczała cicho w odpowiedzi, ale kiedy dotarło do niej, że chyba nie zrozumiał nic z tego co wybełkotała, uniosła nieco głowę, co by znowu nie mamrotać w poduszkę.
- Niżej... Na krzyżu... - potem zaś głowa opadła, a ona poddała się pieszczocie. Bogowie, jak on tak dalej będzie robił to to się inaczej skończy...

Wilk się zjeżył. No co ta głupia Solana, pojebało ją?
- Teraz już wiem co miała na myśli Iskra mówiąc "kretynka" - burknął wcale nie przejmując się tym, że zadziera z Cieniem. Bo w końcu Solana nim była...
Potem zaś spojrzał na Szept. Jeszcze im tego brakowało, żeby do maga lazła no... Wzrok elfa w tej chwili chyba mógł zabijać i przetapiać ściany.

draumkona pisze...

Iskra wyklinała natomiast swoje własne myśli, wielce zboczone i zdecydowanie nieadekwatne do ich poważnej sytuacji. No bo, przecież poza mapami byli... A ona jedyne co w głowie miała to testowanie nowych pozycji chędożenia. I jeszcze te jego dłonie... Nic dziwnego, że Iskra zaczęła mruczeć niby małe, czarne kocisko. Wielce psotne i czasami niemożliwe, ale jakże kochane.

Jakże on był zadowolony z decyzji Szept. Aż się uśmiechnął i do siebie przygarnął. Głupia kurtyzana będzie im tu pomysłami rzucać. Jeszcze czego...
I wtedy między zebranymi zjawiła się wycieńczona Vetinari ze splątanymi włosami i zmęczeniem wypisanym w oczach.
- Kiedyś czytałam o tym miejscu - mruknęła zwracając na siebie ogólną uwagę. Przede wszystkim, uwagę chędożyciela Marcusa.
- A z tego co wiem... Na Keronii jest takie miejsce, które losowo zrzuca moc... - tu spojrzała na elfkę. Na elfa. Powinni wiedzieć co to za miejsce. Powinni, bo Valnwerd wyrósł pod okiem ich przodków, pod bacznym spojrzeniem druidów z Angoru.

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się, a on wyczuć mógł lekki ruch mięśni kiedy to elfka się nieco inaczej ułożyła.
- Jak tak dalej będziesz robił to cię zgwałcę. I tyle będziesz miał z odpoczynku - zagroziła, chociaż wątpiła by to miało go powstrzymać. Zresztą, ona liczyła na coś zupełnie przeciwnego.

Vetinari skinęła głową z aprobatą.
- Tak, o ten las chodzi... Podejrzewam, że... No bo mieszkam dość blisko. I zrzuty mocy wyglądają dość osobliwie... W dodatku, ostatnio ich w ogóle nie było, więc podejrzewam, że nagromadzoną moc las zrzucił w losowe miejsca na mapie... Tylko teraz pozostaje pytanie jakim cudem przeniosło nas tutaj... - na to już nie miała teorii. I nawet posmutniała nieco z tego powodu.

draumkona pisze...

- Powinno - wymruczała znów, a potem, co by go bardziej jeszcze potrzymać w niepewności, by wzmocnić jego nadzieję, po prostu chwilę leżała, całkiem zresztą spokojnie. Aż tu nagle, nastąpił atak. Elfka zwinnie umknęła u spod dłoni, a co gorsza, zaraz go przewróciła na plecy i usiadła sobie na nim okrakiem.
- I co teraz? - pochyliła się muskając ustami jego ramię, wędrując powoli do szyi od czasu do czasu przygryzając lekko skórę.

Jeszcze do kompletu brakowało im arystokraty... Płova miała nadzieję, że podłoga w miejscu w którym stoi okaże się nagle zbyt krucha na jej ciężar i, że się samoistnie zapadnie. Jednak, to nie mogło mieć miejsca. Najwyraźniej Vetinari miała spłonąć ze wstydu. Bo ona nieco pospała. Co nieco sobie przypomniała. I co oni wyrabiali...
Bogowie, aż oblała się rumieńcem i bardzo usilnie starała się na niego nie patrzeć. Ani na nikogo. To... Ten rumieniec jest, bo gorąco tu... Tak. Na pewno.
Co z tego, że na dworze szalała śnieżyca.

draumkona pisze...

Całkiem przyjemnie... Nie, takie coś Iskrze nie wystarczało. On miał tu umierać z rozkoszy, miał mruczeć jej imię i szaleć z jej powodu. Iskra poruszyła biodrami, drażniąc go, prowokując do działania. A jej usta zbłądziły po jego twarzy, muskając skroń i nos, chwilę zatrzymując się na policzku, by finalnie złączyć się z jego wargami, jakby takie było ich przeznaczenie. Jedyne przeznaczenie.

Char była tymczasem bardziej pochłonięta oglądaniem mapy. Bo ją wyrzuciło jeszcze gdzie indziej. Innym sposobem, który sama wymusiła... Wróć, który sama odkryła. Nagięcie magii do swojej woli... Ale to nie było mądre. Nawet papa o tym nie wiedział, bo i gdyby doszły do niego słuchy c zmajstrowała, to zamknąłby ją w piwnicy na kluczyk.
- A może mają tu jakiś port? Statek? - jakaś nadzieja się na chwilę zapaliła w błękitnych oczach arystokratki. Może nie trzeba będzie się przyznawać...

draumkona pisze...

Iskra była za każdym razem tak samo zadowolona. Zadowolona z tego, że się poddał. Poddał jej woli, jej ruchom i temu co czuł w danym momencie. A i, jak sam wiedział, elfka potrafiła sowicie wynagradzać. Dokładnie tak jak teraz...

Uśmiechnęła się słysząc, jak zaczynają dysktuować. O tak. Może nikt nie spyta... Cholera. A jednak. Głupi Devril no...
Podniosła na niego spojrzenie zdając sobie sprawę z faktu, że wszyscy umilkli. Wszyscy spoglądają na nią. Przecież nigdy nie miała z tym problemów, a teraz... Dłonie odruchowo zaczęły mnąć koszulę.
- Ja... - zaczęła, a potem zdała sobie sprawę, że nie ma co kłamać. Nic nie wymyśli. W głowie miała pustkę. Nie, chwila. Po tym jak na niego spojrzała... W te zielone oczy, przed oczami stanęło jej wspomnienie minionej nocy. I o mało nie zemdlała.
- Alchemia i trochę naginanie magii... - mruknęła pod nosem, modląc się, by nikt tego nie usłyszał.

draumkona pisze...

Iskra zapomniała jedynie po to, by potem, kiedy już leżała bezwładnie na łóżku, zacząć marudzić jak to ją wszystko boli i jakie to jest okropne.
- Wiesz co... Może daj mi lepiej jakąś miksturę bo zamarudzę cię na śmierć... - z dwojga złego lepiej spić się miksturą niż znów uciekać się do magii. Nie była medykiem.

Vetinar była w kropce. Jak wytłumaczyć nie-alchemikowi włąściwości kręgu, wzór i zasadę równowartej wymiany... Wzrok elfki jednak nie dawał zbyt dużego pola do popisu. Było jedynie wyjście numer 1: powiedzieć po dobroci, lub wyjście numer 2: powiedzieć po trochę nie dobroci.
- Trzeba mieć podstawowe pierwiastki składające się na ludzkie ciało. Trzeba mieć też odłamek magii. Potem... Potem jest krąg. I wzór. Pierwiastki umieszczasz w kręgu, symbolami określasz miejsce... Potem... Potem modlisz się żeby cię nie rozerwało na kawałki. Zasada równowartej, czy też równorzędnej wymiany. - jakiś dziwny ogień zapłonął w je oczach. Zawsze tak było jak zaczynała mówić o alchemii. Choć o tym nikt nie wiedział. Nikt prócz Alberta. Bo alchemia była największym sekretem Vetinari. I nikt z tutaj zgromdzonych nie miał pojęcia jak wiele kosztowało ją przyznanie się do tego co wie.

draumkona pisze...

Mogła obserwować i w pełni to wykorzystała po prostu gapiąc się na Cienia jak w obrazek. Fiołkowe spojrzenie ślizgało się po jego ramionach, po plecach... Po pośladkach. Bogowie. Niech on się lepiej ubierze...
- Chodź, chodź - mruknęła jeszcze wyciągając do niego ręce. Był jej. Tylko jej. Na własność niemalże.

Vetinari myślała gorączkowo. Kalkulowała. Skoro przeniosło ją tu... To i przeniesie ją z powrotem.
- Jeśli podtrzymasz działanie wzoru magią... Powinno się udać. Przejdę pierwsza i wyrysuję po drugiej stronie kolejny wzór. To ustabilizuje przejście. Zmniejszy ryzyko... - o ile przejdzie. Ale o tym nie wspomniała.

draumkona pisze...

Iskra skrzywiła się czując zapach specyfiku. Ale jeśli miała się przez to pozbyć bólu... Wypiła wszystko na raz i się zakrztusiła. Cudem przełknęła.
- Okropne. Smakowało jak orcze smarki... - wzdrygnęła się, poczuła jak po ciele suną dreszcze. Okropność. Ale za to jaka przyjemna nagroda czekała...
- A teraz nie masz wyjścia. Teraz jesteś mój - i uśmiechnęła się pod nosem. Oni to dzisiaj nie wyjdą z tej komnaty...

Królik, dotąd milczący, obserwujący, postanowił zabrać głos.
- Mi też się to nie podoba...
Ale jak widać, jakoś dziwnie połączeni byli mentalnie, bo zaraz swoje trzy grosze wrzucił Marcus.
- To naprawdę ma sens... - mina prawdziwego odkrywcy, świecące oczka. Ale chyba nie we wszystkim się zgadzali. Chwila... Czy oni kiedykolwiek się ze sobą zgadzali?
- Nikt inny tego nie zrobi. A jak ktoś ma lepszy pomysł, to słucham - burknęła Veta krzyżując ręce na piersi.

draumkona pisze...

Po tych słowach od razu się zorientowała. Ale było już za późno. Wypiła...
- Niech cię. Nie powinnam ci ufać... - mruknęła, nieco obrażona, że on ją tu tak usypia i gdzieś sobie pójdzie, głupek... A potem była jedynie miękka ciemność.

- Kiedy wyruszamy? - spytała Char chcąc wiedzieć ile czasu zostało jej na przygotowanie wzoru dla więcej niż jednej osoby. Ile czasu na zebranie składników... Najwyraźniej się udało. Jeszcze tylko jedna sprawa. Znalazła się obok Devrila, ciągnąc go za rękaw.
- Nie mów nic Alowi. Nie może wiedzieć... Zamknie mnie w piwnicy, albo sprzeda goblinom... - ktoś tu chyba wierzył w bajki sprzedawane dzieciom za dawnych czasów.
"Jak będziesz niegrzeczna to przyjdzie dziadek mróz i cię zabierze", albo też "jak będziesz kałamać, to przyjdą gobliny i każą ci pracować w ich kopalniach"...

draumkona pisze...

- Wystarczy mi dzień. Góra dwa. Częśc wzoru już mam... - machnęła ręką, uznając, że nie ma co tłumaczyć. Potem wchodziły kwanty, przeliczenia, obliczenia... Alchemia nie polegała jedynie na wlewaniu kolorowych substancji do siebie i skrywaniu się pod stołem przed eksplozją. Niestety.
- Jak się nie uda... To powiesz... Powiesz część prawdy. Że nie żyję. Ale nic więcej nie wiesz. - cholera, nie chciała kończyć jako rozczłonkowany trup między portalami, ale... Musiała spróbować.

draumkona pisze...

Uniosła brwi widząc ten jego krótki wybuch. Dotąd się tak nie zachowywał... Ciekawe co go ugryzło...
Ty go ugryzłaś - podpowiedział wielce złośliwy i nieproszony głosik w jej głowie. Szlag. Szlag. Szlag. No i Vetinari umknęła do komnaty, nic nie tłumacząc, a za to jawnie uciekając.
Że niby wzorem się musi zająć. Tak, jasne.

draumkona pisze...

Vetinari ślęczała nad obliczeniami i wzorami, czasem nawet zasypiając ze zmęczenia na biurku. Iskra, wiadomo. Chędożyła ile wlezie, korzystając z czasu kiedy nie mają nic na głowie. Kiedy mogą zająć się sobą bez obaw, że zaraz im dzieci do komnaty wparują... Wilk rzecz jasna zwykle towarzyszył Szept. Zwykle, bo częściej w Twierdzy bywał. To, żeby prowiant jakiś donieś, żeby po coś pójść... Marcus i Gabriel natomiast spędzili dwa dni na ogrywaniu elfów w młynek.
I tak oto, drugiego dnia wieczorem, Vetinari wyszła z komnaty. Pod pachą miała zrolowaną kartę papieru, a przez ramię przerzuconą torbę. Oczy nieco podkrązone, w końcu niewiele spała. Bała się w sumie spać w obawie przed tym co znowu się jej przyśni... Nie, żeby nie było to przyjemne.
Ale trzeba było wrócić. A do tego były potrzebne wzory. Obliczenia. Cała masa...

draumkona pisze...

Podobnie jak i Devril ona także przywołała na twarz tą samą minę co zawsze. Niezobowiązujący do niczego uśmiech, sugerujący tak wiele rzeczy na raz, że równie dobrze mógłby nie sugerować nic. To zależało od odbiorcy. I raczej nie spodziewała się go tu zastać, o czym świadczyła lekko uniesiona brew.
- Myślałam, żeś znowu gdzieś wybył... - mruknęła przerzucając torbę przez grzbiet jelonka, a rysunek pakując do tuby, co by się nie wygniótł i dojechał w stanie używalności.

draumkona pisze...

Vetinari parsknęła wesoło pod nosem.
- Chędożyciele paskudne. Nie dziwię się, że ich nie widziałeś. Ja sama znalazłam ich dopiero po paru ładnych godzinach... Wiedzą. Przyjdą niebawem. Co z tym mężczyzną? Ten taki starszy nieco... I tą dziwką - rzuciła wsiadając na jelonka. NAdal dziwnie się czuła jeżdżąc bez siodła. W dodatku, na jeleniu...

draumkona pisze...

Biedna Vetinari miała nadzieję, że szramy na jego plecach już się zagoiły. A wstyd jej było pytać... W ogóle, było jej wstyd. I znowu musiała się skarcić w duchu za takie myślenie. Zachowywała się jak jakaś pieprzona dziewica, no... Ale nie umiała inaczej. I to było dziwne.
- Skoro zostaliśmy tylko my, to ruszajmy. Masz swojego jelonka, czy ze mną jedziesz? - i Charlotte dziwnym trafem odkryła, że pewna częśc jej samej wręcz chciała tego, by wszystkie inne jelonki okazały się zajęte...

draumkona pisze...

Wyciągnęła więc ku niemu dłoń, co by wgramolił się na jelonkowy zad.
- Trzymaj się - rzuciła jeszcze, po czym zwierzaczek poczuł co to znaczy śpieszący się alchemik. I jak wyrwał do przodu, to prawie pospadali.
- Devril... Jak twoje plecy? - za późno ugryzła się w język. Za późno...

draumkona pisze...

Vetinari westchnęła. Pech. No pech. Teraz będzie mu musiała opowiadać... A to było takie... Dziwne...
- No to wpadłam... Ale może ty mi też opowiesz coś czego ja jeszcze nie pamiętam... W każdym razie, twoje plecy... Cóż... Możesz to wziąć za pewien wyznacznik... - ale wyznacznik czego? To już Charlotte ni przechodziło przez gardło. No bo jak mu tu powiedzieć, że jej tak dobrze z nim było? To nie powinno się zdarzyć!

draumkona pisze...

Jęknęła zawiedziona. Co on nagle taki mało domyślny... Szlag by go. Głupi Devril.
- Było mi dobrze - mruknęła cicho - Nawet chyba za dobrze - teraz to już w ogóle, ze wstydu spłonie, umrze i w ogóle koniec tego dobrego.
- Ale może ty mi wytłumaczysz coś ty mi takiego zrobił, że mnie tak biodra bolą? Bo od zwykłego chędożenia to by mnie tak nie bolało...

draumkona pisze...

Vetinari opadła szczęka. Że ona do takich rzeczy była zdolna? Naprawdę? Cóż, będzie to musiała sprawdzić, bo to brzmiało aż nieprawdopodobnie...
- Okazuje się, że pamiętasz o wiele więcej niż ja - i to jej się nie podobało. Też chciałaby tyle pamiętać! Dyskryminacja!
I snując takie, jakże urocze myśli, docierali powoli do miejsca w którym przesiadywała Szept.

draumkona pisze...

Zwinnie zeskoczyła z jelonka i zebrała z niego rzeczy potrzebne do wyrysowania portalu. Gdzieś nieopodal zauważyła Wilka, bacznie wpatrzonego w magiczkę... Iskra siedziała Lucienowi na kolanach i najzwyczajniej w świecie nic nie robiła. Marcus z Królikiem grali w karty. Sielanka jak nic...
- No dobra - mruknęła podchodząc do Szept i rzucając wszystko na ziemię - Masz już coś zaczęte?

draumkona pisze...

Wilk udawał, że tego nie widzi. Że nie pojmuje. Bo przecież zgodnie z tym co zalecała mu Rada... Ale on miał gdzieś Radę i jej zalecenia.
Kiedy to ukazał się portal (dla niej w postaci lukrowanego ciasteczka), dopiero wtedy chwyciła patyczek i zaczęła wyrysowywać w śniegu krąg. Dość spory krąg. W nim zaś znalazł się kwadrat, prostokąt i trójkąt. Na brzegach zaczęła wypisywać jakieś symbole zrozumiałe jedynie dla alchemików. Zaczęła się dość mozolna praca...

Silva pisze...

Brzeszczot kichnął, cholerna magia, i spojrzał na gałęzie nad swoją głową; ciekawe, gdzie zabrali szamankę i wilkołaka, ciekawe, czy... Posłyszał coś, co sprawiło, że uśmiechnął się od ucha do ucha i chociaż miał zamiar iść po przyjaciół, by ich upomnieć, że wiecznie siedzieć tu nie mogą i sową przypomnieć, że ludzki czas biegnie trochę inaczej od ich, zeskoczył na niższą gałąź, najwyraźniej schodząc na ziemię.
- Brzeszczot, strony ci się pokiełbaskowały! - Lofar pogrzebał w tobołu; stuknęły butelki, krasnolud udał, że nic nie słyszy i szperał dalej, wyciągając w końcu zapleśniały bochenek chleba. - Ciekawe, czy mi zaszkodzi - mruknął bardziej do siebie, wąchając swoje reliktowe znalezisko.
Gałąź po gałęzi, nawet nie myśląc o tym, że jednak elfia gibkość i zwinność się przydają, najemnik zeskoczył w śniegu na ugiętych kolanach lądując; otarł krople potu z czoła i westchnął, opatulając się szczelniej.
- No co? - spytał, patrząc na elfkę najwyraźniej z czegoś niezadowoloną - Nie słyszysz ich? - czasami zapominał, że ma słuch czulszy od innych, że nie jest normalny. On słyszał podniesione głosy już od dobrej chwili, ale dwójki przyjaciół nie było jeszcze widać. I sowy. Pohukiwanie sów.
Tak, wiedział, pamiętał, niech ptaszyska się nie boją.
- Na pohybel, żarcia nie ma. Nikt nas nie nakarmi.
Marudzenie Lofara przerwały krzyki. Ktoś się kłócił i to na potęgę. Kto? Sądząc po głosach Drav i Silva. Zażarta kłótnia musiała być początkowo czymś więcej, bowiem wilkołak miał sińca pod okiem, który dopiero nabierał barw. Szamanka skuta lodem, spokojna, a Wisielec wyglądał przy niej niczym ujadający szczeniak, który chciał zwrócić na siebie uwagę.
- Ocho, nadciąga lodowa burza, do kroćset - krasnolud już stuknął buteleczkami; chyba miał pomysł, aby ukoić nerwy towarzyszy podróży miodem. Wszak miód dobry jest na wszystko; no, może poza śmiercią.
Lodowa skałka, na której z drzewa wracali, drgnęła, a najwyraźniej rozzłoszczona szamanka szturchnęła dębową laską wilka, spychając go w dół. Soczyste przekleństwo urwało się w chwili, kiedy Drav wylądował w śniegowej kupie.
- Ty weź nie pytaj, co się stało, dobra? - Dar mając na uwadze swoje dobro i dobro innych oczywiście, miał nadzieję, że ciekawska Szept nie będzie dopytywać i na nowo lodu podjudzać. Przecież ich kłótnie są znane i każdy tutaj dobrze wiedział, że wybuchowe.

Iskra pisze...

Oczy Vetinari mówiła chyba wszystko. Wszystko w temacie tego, czym jest dla niej portal. Upuściła patyczek, chwyciła go za poły koszuli lekko nim potrząsnęła.
- Bogowie, to jest ciastko! Ciastko! Z lukrem... I orzechami! - arystokratka zaczęła się trząść, niby alkoholik któremu podsuwa się najlepszy z likierów. Jakby oszołomiona, nieco w transie, puściła biednego Devrila i sztywnym krokiem ruszyła ku torbie w której leżały składniki potrzebne do tego, by portal usidlić, ustabilizować. I w końcu, by wypełniły część niepisanej umowy pomiędzy alchemikiem, a wytworzonym portalem.
Do okręgu wzoru trafił sproszkowany węgiel, woda, krew, srebro, złoto, kawałek czyjejś nogi i bardzo dużo sera. Potem zaś Vetinari przykucnęła i przyłożyła dłonie do śniegu. Wzór powoli zaczął jaśnieć, jarzyć się. A składniki wtapiały się w symbole, rozpływały się na powierzchni.
- Gotowe - mruknęła, nagle poważnie. Oderwała dłonie od podłoża i spojrzała na migoczące przed nią ciastko... Z lukrem... Z orzechami.
- Za takie ciastka warto umierać - powiedziała jeszcze, ocierając ślinkę, która umknęła kątem ust i po prostu wkroczyła w portal. Ot tak.

skra pisze...

Charlotte została wypluta w kanale. Dosłownie. Był to kanał pod Królewcem, płynęły tu ścieki. No i jak ona miała... Ach, ściany. Ściany były suche. Wyjęła z kieszonki kredę i zaczęła rysować wzór zatykając wolną dłonią nos. Fuj. Będzie musiała wziąć kąpiel, nie ma co...
I właśnie wtedy, gdy oderwała kredę od ściany kończąc wzór, portal się rozjarzył.
- Ja idę po Odrinie - stwierdziła Iskra podnosząc się z kolan swego mentora i otrzepując szatę.

Silva pisze...

Szamanka może i była ładna, ale nie w tej chwili, bowiem niczym lodowa strzyga wyglądała. W oczach paliły się piekielne ognie, włosy rozwiane przez wiatr, grymas na twarzy i ta drgająca warga, niczym u zwierza dzikiego jakiegoś.
- Dziobem bez sensu to... Ach, zapomniałabym, że nasz zapchlony wilkołak to ujada bez sensu - szamanka zdawała się czerpać jakąś dziwną satysfakcję z tego dokuczania Wisielcowi. Coś było na rzeczy.
- Ty z kolei, gdybyś mogła, to byś cholera jasna poleciała za każdą kurwa dobrą radą! - Drav w pysk nie zamierzał dać sobie dmuchać, śnieg tylko z twarzy starł i dźgnął szamankę paluchem w ramię. - Nie będę słuchać stukniętych sów.
- Tylko dlatego, że boisz się głupiej wody. A taki dzielny wilkołak się zdawał być.
- Chrzanić wodę. Sowy ci powiedziały pierdoły. A co z tą cholerną górą? - teraz paluchem wskazał zamglony, ledwo widoczny wschód, gdzie przecież górę zdobyć mieli. - Teraz mam pędzić na złamanie karku na jakąś wyspę u wybrzeża Wirginii? Bo co, ptaszyska tak powiedziały?
- Wcale...
- To potrwa lata. Midar, coś ty narobił - najemnik westchnął, patrząc na kłócących się coraz bardziej mniej racjonalnie, rzucających nie związane z ich zadaniem argumenty, wyrzucając nawet dziecinne obelgi, wilkołaka i szamankę. - Miałaś go pilnować... - ocho, teraz brakowało jeszcze, by Szept i Dar się poprztykali.
- Brzeszczot, pani elfce każesz uspokajać te szalejące plemiona jednoosobowe? - Lofar chyba postanowił się przypodobać. Albo, co prawdziwsze, chciał zobaczyć najemnika konfrontującego się z wilkołakiem i szamanką. Jak nic dostanie po głowie.
- Niby ja mam między nich wejść?! - teraz to Brzeszczot pokazał z wyrzutem na Drava i Silvę, którzy sztyletowali się wzrokiem, a nawet zapamiętale dźgali palcami, wciąż się kłócąc i przegadując. - Nie ma głupich. Boję się ich bardziej niż Szept.

draumkona pisze...

Wilk też nie wiedział. Biały także. Marcus żuł znowu jabłko, więc nie mógł mówić, chociaż zapewne to co chciał powiedzieć, nie byłoby ani mądre, ani przydatne.
- Hm... - Iskra zamyśliła się spoglądając na Szept. W zasadzie... Skoro portal z obu stron trzymany jest już wzorem...
- Jak znajdę się po drugiej stronie, podtrzymam przejście. Nie wiem jeszcze do końca jak... Ale coś wymyślę - odezwała się ta strona elfki, która lubiła kombinować z nieznanym. Czyżby biali magowie też mieli swoje sposoby na portale?
A Vetinari nieco zniecierpliwiona rozejrzała się po ciemnym kanale. Mogłaby przysiąc, że coś słyszała. Coś, co nie było szumem ścieku...

Nefryt pisze...

- Nie, nic mi nie jest - zaprzeczyła, choć słabość w jej głosie poznałoby nawet dziecko. - Niezdarna jestem i tyle. - Nigdy nie wiedziała, jak się zachować, przyjmując czyjąś pomoc. Podziękować? Nie odzywać się? Uznać to za coś szczególnego, czy wręcz przeciwnie, zwyczajnego? Od zawsze uczono ją, że powinna być wzorem i jednocześnie podporą. Najpierw dla swoich poddanych, potem... Przeświadczenie, że powinna być silna w oczach ludzi z bandy przyszło samo, początkowo wzmacniane jeszcze nieposłuszeństwem a nawet lekceważeniem, jakie okazywali jej pierwsi sojusznicy. Teraz było łatwiej, członkowie bandy... jej bandy jej ufali, a szacunek przychodził sam, jakoś tak... naturalnie. Jednak przyzwyczajenie zostało, a w pewnym stopniu wypaczona psychika nie dawała się tak łatwo naprostować.

[Krótko, bo nie chcę na siłę wymyślać nie wiadomo czego i przynudzać ;)]

Iskra pisze...

Natomiast Iskra zachowywała się jak poważnie chora. Zresztą, tak też się czuła. Cień o tym nie wiedział, bo i nigdy mu nie powiedziała, nie był także obecny w okresie ciąży, to i nie wiedział, że Iskra nie znosi ich dobrze.
I kiedy nadeszła wiadomość od Valentino, ta właśnie walczyła z potwornym bólem podbrzusza. Wierciła się na łóżku, czasem nawet płakała, a i raz zdarzyło się, że mówiła o śmierci, co by ten ból zakonczyć. Nie, Iskra zdecydowanie nie znosiła dobrze odmiennego stanu ciała.
Nie, nie wrócił... Co się dzieje Valentino? - tu jej obecność urwała się na chwilę, a spowodowane to było ucieczką z łóżka do łazienki i zakończenie sprawy wymiotami do miski Wyjaśnij mi - dodała jeszcze obejmując swój brzuch i osuwając się na ziemię. Zdecydowanie bezpieczniej będzie siedzieć obok miski.

- najwyraźniej dopiero teraz zostałaś uznana za realne zagrożenie... Ktoś próbował nas skłócić, oponowała Rada, chociaż nic im do moich decyzji w strefie prywatnej... Ale nie oponowali długo. A ja ich znam, Nira. Gdyby to był pomysł ich wszystkich, gdyby podzielali swoje zdanie, oponowaliby do dziś i kto wie, może mielibyśmy w stolicy strajk... Ale wystarczyło żebym z nimi porozmawiał i odpuścili. Musiał być prowodyr. Osoba, która nakłoniła ich do oporu... Tylko kto ma tak spore wpływy, żeby mieć jakikolwiek wpływ na Radę... Taką Krokusicę na przykład... - i jemu coś umykało. A może umysł automatycznie odrzucał propozycję, że zleceniodawcą może być Radny...?

Nefryt pisze...

[Bedzie krocej, bedzie bez pl znakow i z bledziorami, bo mam dostep tylko do tabletu. Przepraszam]

Nefryt popatrzyla najpierw na Czarnego Cienia, uwaznie, nawet podejrzliwie, zaraz jednak przeiosla spojrzenie na drugiego z mezczyzn.
Devril Winters, earl Drummor. Rozpoznala go bez trudu, choc nie spodziewala sie ujrzec go tutaj, w obozie, w dodatku w tak nieprzystajacym osobie "z wyzszych sfer" przyodziewku.
I wedlug Szept ona miala odpoczac? W jaki sposob? W tych warunkach?
- Dziekuje - poslala Szramie lekki usmiech. Jednoczesnie w jej spojrzeniu mozna bylo wyczytac uprzejma sugestie, by zostawil ich samych.
- Coz, w zasadzie nasz oboz jest dla przybyszow otwarty, choc milo byloby wiedziec, co was sprowadzanw te strony. - Znow ten lekki usmiech, tym razem dodatkowo okraszony nieufnym spojrzeniem.

Silva pisze...

- Było lepiej wychować krasnoluda - burknął pod nosem najemnik, kopnął jakiś kamyczek i na wszelki wypadek odsunął się od Midara, bo wszak nie wiadomo, co mu do głowy przyjdzie i jeszcze najemnikowi odda za brzydkie słowa. - Kurde, jakiś pomysł, jak ich zatrzymać? - i nagle mieszaniec kichnął, raz, drugi i trzeci i jeszcze raz, a potem znowu. - To ty? - spytał elfkę, bo magię czuł, magię jak nic.

Silva pisze...

- Czuję magię... - uważnie łypnął na elfkę, jakby sprawdzał, czy aby na pewno nie ona jest jej źródłem. Ale nie, Szept nie była winna jego kichaniu; gdyby to była Iskra, to Dar byłby przekonany, że to furiatka specjalnie go magią szczuje, co by kichał. - Jeśli nie... - wiedział, że wokoło nic złego na nich nie czyha, bo sowy nie dopuściłby tak blisko swoich gniazd i nielicznych młodych wrogów. Skoro nie podstępni czarownicy i nie długoucha wredota, ani tym bardziej sowy, to... - Szamanka!
I faktycznie, zdenerwowana jak nic Silva, aż się trzęsła. Pod jej stopami ze złości zaczął zamarzać sypki śnieg, igiełki mrozu zalśniły na dębowej lasce. Nie bez powodu nazywano Duszołap górą lodową i jak widać nie chodziło tylko o jej zupełny brak emocji. Zła i zdenerwowana, całkiem świadomie i z premedytacją, posłała mróz na zjeżonego i warczącego wilkołaka. W ludzkiej formie szczerzył kły i wciąż się wykłócał z szamanką, ale nie zauważył jak lód skuwa jego nogi. W jednej chwili mógł zrobić krok, a w drugiej lód sięgał mu już za kolana. Kłótnia chyba przeradzała się w bójkę.
- Ja się jej boję.
- A ja nie chcę jej chędożyć, bo mi jeszcze zamarznie.

Silva pisze...

- Chędożenie by pomogło, ale nie liczcie na mnie! - pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna Lofar wypowiedział takie słowa. On i niechęć do chędożenia? Niesłychane. Może go podmienili?
Lodowa furiatka, Iskra ma konkurencję jak nic, pomyślał Brzeszczot i potwierdzając słowa Szept, że głupi i niemądry jest, podszedł do wykłócających się towarzyszy.
- Ekhm - chrząknął, zatrzymując się w bezpiecznej odległości.
W momencie szamanka spiorunowała go wzrokiem, a wilkołak kłapnął zębami. Tak, najemnik powinien nie zapominać o mieczu ojca, wszam magię może neutralizować. Ale nie nauczysz beznadziejnego szermierza noszenia przy sobie ostrza. - Gorzałki? - kiedy i jak ją ukradł Midarowi, nie sposób określić, ale miał bukłaczek przy sobie.
- Głupia szamanko, patrz co narobiłaś! - najemnik został zignorowany, a Duszołap obróciła się na pięcie, mruknęła coś pod nosem, najemnik kichnął, bo w wróbla się zmieniła i tyle ją widzieli.
- Mości szamanka się obraziła. Pewnie kobiece przypadłości ją męczą - powiedział Lofar, znawca damskich problemów.

Nefryt pisze...

[Pozwoliłam sobie troszkę posterować akcją w jednym momencie. Jeżeli ci to przeszkadza, możemy to pozmieniać ;)
I wiesz co? Na dobre mnie nasz wątek zaczął wciągać. Czy ciebie też?]

- Czyli to, co zwykle - skwitowała. I nagle przyszedł jej do głowy pomysł. Pojawienie się Czarnego Cienia, jego misja... Jaka by nie była, przy pewnych okolicznościach znacznie ułatwi jej życie. I rozwiąże pewien problem. - Obawiam się, że osoby której szukasz nie ma w obozie - zaryzykowała stwierdzenie. - Jednak swego słowa, choć danego dawno, łamać nie zamierzam. - Przez chwilę zatrzymała wzrok na jego twarzy, potem z powrotem zaczęła patrzeć w inną stronę. Oczy wiele zdradzały. Nie chciała ryzykować. - Rozgość się. Pewnie masz za sobą długą drogę. Wróci najdalej za parę godzin. To wszystko - dodała, sugerując koniec rozmowy. Znała Luciena na tyle, by wiedzieć, że nie dowie się od niego niczego więcej.
Dziękowała w myślach przeczuciu, które kazało jej wysłać na zwiad właśnie Meri i Morgana. Dwoje podejrzanych o zdradę... Czyżby bogowie, (w których herszt zresztą nawet nie wierzyła) wreszcie spojrzeli na nią łaskawiej?
Zupełnie, jakby zignorowała ostrzeżenie Szept. W rzeczywistości cały czas słuchała jednak uważnie, wyłapując strzępki informacji. Tamci dwaj się znali... Ciekawe skąd. I Szept wiedziała coś o Bractwu. Też ciekawe.
Dopiero, kiedy Czarny Cień wyszedł z namiotu, nachyliła się w stronę elfiej pani.
- Ostrzeż Marcusa. Niech trzyma się od Cienia z daleka. Powiedz mu, że to mój rozkaz. Oraz sprawa życia i śmierci, nie tylko jego - wyszeptała.
Na razie nie wypytywała Devrila. Czuła, że powinna z nim porozmawiać w cztery oczy, niezależnie od tego, czy rzeczywiście szpiegował dla gubernatora.

Nefryt pisze...

[O, to się cieszę ;) Bo miałam od dłuższego czasu wrażenie, że moje odpisy to równia pochyła w dół...]

Nie była pewna, czy postąpiła dobrze. Jeśli jej plan spali na panewce...
Najbezpieczniej byłoby wywalić stąd Luciena na zbity pysk, żeby aż w okoliczne błoto chlapnął. A jeszcze lepiej po prostu pozbyć się go jako wroga, który może im zagrażać. Definitywnie. Tyle, że na drugi sposób nie była gotowa. Nie potrafiłaby zabić Czarnego Cienia, ani wydać takiego rozkazu. Nie była pewna, czy o tym wiedział.
Popatrzyła na Devrila ze spokojem.
- Więc już wiesz. I myślisz, że pozwolę ci wrócić do gubernatora, żebyście postarali się to zmienić? Próżne nadzieje, od razu ci mówię.
- O tym, że Bractwo nie stoi po mojej stronie, wiem - nadal mówiła spokojnie. Czyżby więzienie aż tak ją zmieniło? Czyżby nauczyła się ukrywać emocje? - Wiem także o twoich kontaktach z Escanorem. - Nie ufała mu. Przynajmniej dopóty, dopóki nie da jej wystarczającego powodu, by odniosła się do niego inaczej.

[Odnośnie wywalania kogoś, aż mi się przypomniał jeden z tematów w przewodniku metodycznym mojej mamy. "Przedszkolaki wylatują w kosmos". Ze względu na humor mojej mamy, dodaliśmy jeszcze obok ołówkiem "z użyciem wysoce efektywnego napędu kopniakowego".I teraz mam głupawkę. Znowu.]

Nefryt pisze...

Spojrzała prosto w jego oczy, tak, jak czynią to osoby szczere. Albo wyjątkowo wyrafinowani kłamcy.
- Każdy ocenia innych podług własnej miary. A kiedy traci na to czas, wiele mu umyka - zauważyła.
Westchnęła. Mogła sobie o nim myśleć co chciała, mogła ją mierzić jego wygodnictwo, zdradzieckość...Ale miał rację. Przynajmniej tym razem. W tej jednej chwili.
- A gdybyśmy założyli, że ci uwierzę?

[Okej, nie ma sprawy ;)]

Nefryt pisze...

Pod tym jego spojrzeniem poczuła się nieswojo, jakby rzeczywiście postępowała wobec niego niesprawiedliwie, jakby źle go oceniła. Nie mogła się jednak ugiąć, nie mogła ryzykować zaufania, zwłaszcza, gdy chodziło nie tylko o nią.
Skinęła głową w odpowiedzi. Nie uwierzy mu. Nie tak łatwo.
Faktycznie, potraktowała go gorzej jak Cienia. Wyglądało, a przynajmniej miała nadzieję, że wyglądało na to, że zaufała Lucienowi, przynajmniej w maleńkim stopniu. Mogło się to wydawać niesprawiedliwe, lecz nie dawna sympatia do Cienia nią kierowała, a w dużej mierze własny interes. Za to Devril... O nim sporo słyszała, jako o ciągnącym się uniżenie za gubernatorem ogonie, a sytuacje, w których go widziała, jak dotąd tego wizerunku nie burzyły. Właśnie, jak dotąd. Samo to, że próbował dostać się do obozu, nadwątlało wiarygodność escanorowego pupilka. On coś ukrywał. I właśnie to budziło nieufność pani herszt.
Zwykłym zdrajcą można gardzić, nie lękając się go zbytnio. Ale zdrajca, który dodatkowo prowadzi swoją własną grę...
Słuchała go, a w miarę gdy mówił, jej szare oczy rozszerzały się ze zdumienia. Wiedział dużo. Za dużo jak na pupilka gubernatora.
- I za każdym razem... - urwała i pokręciła głową. Nie mógł jej ostrzec. Nie. To niemożliwe. A może... może jednak? Ale jak miała się przekonać?
Zaczerpnęła powietrza, jakby cała sytuacja zaczęła ją przytłaczać. Znowu popatrzyła w twarz arystokraty.
- Nie, ty musisz żyć - powiedziała nagle. - Nie dlatego, że jesteś lub... lub nie jesteś zdrajcą, nie dlatego, że możesz mi być do czegoś potrzebny. Po prostu ty... Ty masz dla kogo żyć. - Jej głos zadrżał nieco. Nie powinna była tego mówić ani ujawniać emocji. Wracając do obozu obiecała sobie, że będzie ostrożniejsza, że wyzbędzie się zgubnych emocji. Tyle razy doświadczyła, do czego prowadzi współczucie, sympatia, zaufanie... A jednak nie potrafiła tego zmienić. Nie potrafiła stać się... Kimś innym.

Nefryt pisze...

[Co do nawiązywania do starych wątków i planów - mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie :)]

Nefryt pisze...

[I oczywiście jak zwykle mieszam, motam i co tylko w wątku... Dopiero teraz się wczytałam, co niektóre zdania mogą sugerować ;P]

Silva pisze...

- Wilkołak to pewnie niewyżyty jest i jak Brzeszczotowi baby mu brakuje - elfka nie musiała nawet prosić, by krasnolud skomentował przemieńca. - Przerznąć go i od razu para z niego zejdzie - i Lofar podciągnął swoje gatki.
Ale Wisielec w humorze do żartów nie był, pewnie nawet wolałby, aby elfka go nie odmrażała, bo miałby wymówkę, co by po szamankę nie iść, a tak to będzie musiał za nią polecieć. Oczywiście to przez przymus, wspólne sprawy i w ogóle czysta współpraca.
- Głupie sowy kazały nam kierować się na jakąś wyspę, że niby znajdziemy tam coś, co może pomóc - burknął, patrząc na topniejący lód. Tak w wielkim skrócie powiedział wszystko, nawet to, że będą musieli się pożegnać przynajmniej na jakiś czas.
- I nie chcesz tam iść, bo?
- Bo to ptaszyska poradziły! - przecież to było oczywiste, a skoro najemnik go nie rozumiał to był głupi - Poza tym, nie mam zamiaru biegać po całym kraju - Drav chciał znaleźć rady i odpowiedzi od razu, już, teraz, natychmiast, ale niestety nie było to możliwe i dobrze o tym wiedział, chociaż i tak marudził.

draumkona pisze...

Iskra obserwowała Alarda kątem oka. Czyżby nie podobał mu się jego własny syn? Chyba nie rozumiał na co go skazał odchodząc. Elfka mruknęła coś pod nosem. Nie była jasnowidzem, ale potrafiła przewidzieć co dzieje się z pozostawioną samą sobie rodziną. Podczas wojny. Podczas wojny, którą się przegrywa.
Szept natomiast mogła poczuć muśnięcie palców po wewnętrznej stronie rozciętej dłoni. Wilk postanowił dać znać, że jednak żyje i wcale nie jest ślepy. Powinien lecież do Rady i naskarżyć...
Gdzieś miał teraz Radę...
Lekkie muśnięcie jego magii, a po rozcięciu nie było śladu. Toć nie będzie mu tu stać i krwawić, no przecież... Skoro tylko tak mógł jej pomóc, to i tak czynić będzie.
Osobisty medyk się znalazł.
W portal następny wszedł Marcus z Figlem, a to tylko dlatego, że Iskra uparła się, co by potem dopiero przejść i portal trzymać z drugiej strony, gdyby wzór Char nagle zawiódł.
Jeśli chodzi o tą drugą stronę...
Arystokratka poruszyła się lekko, kiedy usłyszała za sobą głos. Jakby otrzęsła się z głębokiego zamyślenia.
- Coś tu... - nie dokończyła, słysząc wyraźne syki i gulgotania w ciemności, w smolistej czerni, która pochłaniała dalszą część tunelu. I niewiele myśląc, cofnęła się. Cokolwiek to było... Nie było ludzkie. Alchemia. Zasada równorzędnej wymiany...
Spojrzenie jasnych, błękitnych oczu powiodło po ścianie kanału. Cegły. Mur... Jeśli dobrze uformuje w myśli wzór...
Gulgot znów był słyszalny, choć znacznie bliżej. Veta przyłożyła obie dłonie do ściany, jakby się opierała, wyczerpana. Ale to nie było to. W myśli tworzyła wzór, uznając, że zbyt mało czasu jest na rysowanie kredą. I zaraz, jakby ściana kanału ożyła, bo wydłużyła się łącząc z przeciwległą, tym samym odcinając ich od zagrożenia.
Coś łupnęło o nowo powstały mur i zaczęło przeraźliwie charczeć, a rudowłosa cofnęła się od swego tworu.
- Oby się pośpieszyli... - zaklinała po cichu, co by tamci się pośpieszyli. I wtedy z portalu wypadł Marcus z Figlem na ramieniu. Słysząc zaś charkoty i gulgoty, a także skrobania o mur, sięgnął ręką przez ramię, do rękojeści Lodu, która ciekawsko zaglądała przez jego lewe ramię.
- Utopce i wije... - mruknął a ostrze półtora metrowego miecza błysnęło lekko odbijając nikły blask wzoru.
- Skąd wiesz? - spytała Charlotte zerkając na Cienia przez ramię.
- Figlowe zmysły, cudowna rzecz. Znaczy, to, że on wie, to pół sukcesu, teraz informacje z umysłu pająka weź rozszyfruj...
- Takie to trudne? - spytała nie kryjąc ironii w głosie. Marcus spojrzał na nią z jakimś dziwnym rozbawieniem na twarzy. Alchemicy...
- Mokre chodzi, skrob, Figl głodny, leci i świeci, wzig! - zaintonował jakby nieco nieswoim głosem, a arystokratka uniosła zabawnie brew.
- A to co miało być?
- To był Figiel. Co zrozumiałaś?
- No...
- No właśnie. Pozwól mi pracować i ocalić twój zacny tyłek, ażebym potem się mógł z nim należycie rozprawić - wtedy Charlotte przekonała się, że Marcus w istocie myśli tylko o jednym, a Pajęczarz przekonał się, że oberwanie zgniłym kawałkiem szmaty leżącej w ściekach bogowie wiedzą ile wcale nie jest przyjemne. Ani estetyczne.

draumkona pisze...

Iskra tylko usłyszała znienawidzony głosik Solany i już zamiast martwić się portalem, utrzymaniem go na wodzy, już słuchała jej słów. Jakby otwarcie miała mu powiedzieć, co by porzucił ją i dzieci i z nią poszedł...
Iskra mimowolnie zacisnęła dłonie w pięści. Głupia Solana.
Biały, dotąd milczący i zamyślony, poruszył się lekko. Miedziane włosy puszczone luzem zsunęły się łagodnie po ramieniu medyka kiedy ten pochylił się i podniósł z ziemi mały tobołek. Zapewne zdążył zwinąć już parę cennych i rzadko spotykanych składników do lekarstw... Ale także i trucizn.
I z nieco dziwną miną wszedł w portal, który jemu samemu jawił się jako... Drzwi. Jednocześnie tak podobne do tych, za którymi była jego komnata w Bractwie, a jednocześnie łudząco przypominające drzwi domu gdzie zostawił Lumi. I dziecko.
Za to Iskra dziwnie nie oponowała. Być może, że dla niej portal wyglądał osobliwie i nawet bała się tam patrzeć. I choć strach skryła, jak zawsze, gdzieś na dnie własnej duszy, to niepokój odbił się w fiołkowych oczach magiczki.
- Mhm - mruknęła tylko i kątem oka zarejestrowała zniknięcie Białego. Więc teraz oni... Wywinęła się z uchwytu Luciena, ale zamiast po furiacku uciekać i się narażać, pochwyciła łagodnie jego dłoń i pociągnęła do portalu.
Marcus chrząknął i splunął, a ostrze miecza oparł na ramieniu. Typowa dla niego postawa kiedy to oczekiwał na starcie. Figiel pokręcił się na jego drugim ramieniu, znowu coś zapiszczał, po czym schował się pod płaszcz.
- Na początku były same utopce i wije... - mruknął do Solany, a wzrok wlepił w ścianę - Teraz dołączyły jeszcze ghule. Na oko dziesięć sztuk wszystkiego będzie, ale Figlowi nie można wierzyć. Jak dotąd opanował jedynie liczenie do czterech.
Zaś Vetinari uśmiechnęła się łobuzersko. Alchemicy nigdy nie są bezbronni. Zwłaszcza ci na poziomie Vety. Ci, którzy nie potrzebują już kredy, chyba, że są zbyt leniwi na tworzenie wzoru w myśli...
Charlotte była leniwa. I kochała ciastka z lukrem. Teraz jednak przyszła pora pokazać pazur, a może nawet i dwa.
- Musisz pamiętać, panie Winters, że alchemik nigdy nie jest bezbronny - złączyła obie dłonie i chwilę stała tak bez ruchu. Po czym cienka, niebieska błyskawica przemknęła wokół jej rąk, zaś sama arystokratka jedną rękę wysunęła w bok. Ziemia pod mulistą wodą także rozjarzyła się światłem cieniutkich błyskawic, a z mułu, wody i cegieł wyłonił się stalowy kij zakończony szpicem. Posadzka była nietknięta, zupełnie jakby Vetinari wzięła broń z powietrza. Nie była jednak magiem, więc jasnym stało się, że opanowała dość wysoki stopień alchemii - syntezę pierwiastków, co pozwalało na tworzenie czegoś z niczego. Tak też, z wody, mułu i cegieł powstał stalowy kij.
- Może schowaj się za mnie, co? - i dzióbnęła go kijaszkiem w bok. Chyba dobry humor nigdy jej nie opuszczał. Nawet w obliczu dość niewyrównanej walki.
I wtedy portalem wypadła Iskra wraz z Poszukiwaczem. Elfka zaraz puściła jego dłoń, a elfie zmysły zaalarmowały. Podwinęła rękaw koszuli, potem drugi. Ciche słowo w dawnej mowie, a z ręki wyjrzało znów mistyczne smoczątko. Broń. Tahabata.
- Nie ma co, z patelni w ogień... - mruknęła jeszcze, a smoczek z stanu bierności przeszedł w stan aktywny. Czyli po prostu zdematerializował się w niebieskawą mgiełkę, która to otoczyła dłonie Iskry.

draumkona pisze...

- Nie idę sam - burknął Wilk podnosząc się z ziemi - Iskra przeszła z głupim Cieniem, to ja przejdę z tobą. I nie zmuszaj mnie do zarzucania sobie ciebie na ramię jak worka kartofli... - sam miał iść, dobre sobie. Już jej posłuchał. No normalnie to już przez portal przeszedł. I nie był poirytowany, nie, ani odrobinę.

Lucien wolał słuchać głupiej Solany niż się zająć swoją podopieczną? Mało mu było furiackich zachowań? Iskra niemalże szalała z zazdrości. Głupia Solana...
Uwagę przykuła wstrętna kurtyzana? Iskra znajdzie sposób, żeby stracił nią zainteresowanie, a jakże.
Iście furiacki sposób...
- WYSADZAM! - ryknęła Iskra nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak znajdując się przy murze. Ghule? Utopce? Nie ważne! Mur wyleciał w powietrze, a na nich poszła dość spora fala, która podtopiła Odrina, jako tego najmniejszego. Marcus w porę uskoczył na kamień, który ocalił go przez zachlapaniem ściekami. Wtedy z portalu wypadł Królik, o dziwo później niż Iskra i Lucien. Fala przeleciała przez medyka, a ten z pewnym obrzydzeniem otarł twarz.
- Elfia furiatka? - mruknęła Vetinari parując pierwszy cios ghula - Już rozumiem...
Sama Iskra oczywiście szalała niczym burza w środku całej bandy potworów. Magia przepełniała powietrze. Iskrzyło, buchało i błyskało, jakby rzeczywiście na tę chwilę elfka była niczym gwałtowny żywioł.
- Dziesięć złotych monet na to, że Lucien się tam nie dostanie! - krzyknął Marcus do Królika skracając utopca o głowę w zwinnym obrocie.
- Dwadzieścia na to, że dojdzie i będzie awantura! - odkrzyknął Królik paraliżując dotykiem wijca.
- Czterdzieści na chędożenie! - włączyła się nieoczekiwanie Vetinari, a Pajęczarz się zaśmiał.
- To mi się podoba! Przyjmuję!

Silva pisze...

- On nam nie powie! - Lofar machnął nieprzychylnie na najemnika, który po cichu o czymś z wilkołakiem rozmawiał i do Midara się przysunął. - Chodźmy i poszukajmy sami. Przecież gdzieś tu musi być karczma. Miód mi się skończył i tęsknię za... - rozmarzony podciągnął gatki, poprawił co miał sobie poprawić i drapiąc się po brodzie, rozejrzał po lesie. - Wszędzie drzewa. Moczymorda, czy twój nos nie czyje strawy?
Konspirujące ze sobą krasnoludy, bogowie.
- Pani elfko... - nim Wilkołak ostatecznie się pożegnał, z szerokim uśmiechem i rozłożonymi ramionami, stanął przed Szept. Z miną: proszę mnie przytulić, bo wyruszam w straszną drogę i mi smutno będzie, jak mnie nie przytulisz.
- Ja się mogę wyściskać - zaoferował się najemnik, no bo przecież niewiadomy wilkołak nie będzie ściskał jego elfki, bo ją jeszcze okradnie i co będzie z jego miesięcznej wypłaty?

Silva pisze...

- Gorzałeczka... - Lofar pociągnął nosem, ale nos czerwony nic nie wyczuł. Krasnolud stwierdził, że można jednak zdać się na węch Midara; wszak on gorzałeczkę wyczuje z daleka! - Pójdziem sprawdzić. A oni niech się ze sobą męczą - miał oczywiście na myśli trójkę towarzyszy podróży: dziwnie chętną na tulenie elfkę (jakby z nim nie mogła się poprzytulać), wkurzonego, a może też przestraszonego najemnika i zadowolonego wilkołaka, wręcz uradowanego.
A Brzeszczot nie byłby sobą, gdyby nie postanowił się wtrącić do tej anielskiej, słodkiej scenki, kiedy dwoje przyjaciół się przytulało. Wszak jego świętym obowiązkiem było pilnowanie, co by wredna elfka nie obściskiwała się z takim pchlarzem, kiedy ma swojego Wilka; swoją drogą znając furiatkę i pana jasnowidza, oberwali by najemnikowi skórę z boskich pośladków, kiedy by się
dowiedzieli, że nie upilnował Szept. A tego wolał uniknąć. Do tego szamanka: zamroziłaby mu kuperek jak nic, że wilkołaka nie trzymał w ryzach tylko swobodnie wypuścił luzem.
Bogowie, za dużo tego na jedną, małą głowę mieszańca!
- Wisielec, koniec tego dobrego!
- Spadaj, ja tulę! - faktycznie wilkołak się przytulał i to jak dziecko; objął mocno elfkę, głowę wtulił w jej pierś (a co!) i minę miał przy tym, jakby mu naprawdę dobrze było.
- Puszczaj... - bez krępacji najemnik złapał Drava za pasek od spodni i pociągnął, ale zwierz się zaparł, elfkę mocno trzymał i za nic puścić nie chciał. No to go Dar myk za nogę i ciągnie dalej. - Tu chodzi o moje pośladki! - najemnik miał na myśli tylko to, że Iskra go oskóruje, a Wilk przyprawi o jakąś paskudną wsypkę. - Noż cholera... - i postanowił zastosować dywersję - Patrz, szamanka!
- Goń się! - ale wilkołak nabrać się nie dał, wszak nos miał wilka to czuł to, co trzeba i to, co nie trzeba. - Śmierdzisz.
- Ty też, psem - burknął, ciągnąć dalej, zastanawiając się przez moment, kiedy Szept się wkurzy i pazury pokaże, bo Drav dalej ją dzielnie tulił, jakby mu mało było.

draumkona pisze...

Westchnął. Mogła od razu powiedzieć, że się boi... Przecież to nic złego. Strach w obliczu sił nie do końca okiełznanych był nawet i wskazany, choć rozsądek temu przeczył.
Ujął jej dłoń co by nieco otuchy jej dodać, choć trochę. Odrobinę.
- Nic się nie stanie. Jestem obok... - cóż, z logicznego punktu widzenia niewiele mógł zdziałać. Ale jak wiadomo, obecność bliskiej osoby zwykle łagodzi obawy...

Vetinari wywinęła się spod szponów ghula i zdzieliła go kijem po łbie, tym samym go obezwładniając. Z góry zaś padło cięcie Lodu, które o włos minęło dłoń Vetinari. Ta z oburzeniem odwróciła się i zobaczyła, że tuż za nią stoi nikt inny jak Pajęczarz.
- Uważać byś mógł!
- Och, wybacz o pani ma, nie moja wina, że pchasz się tam...
- Ty mały, głupi...
- Dość - warknął Królik oboje uderzając w głowy. Jeszcze sobie nawzajem do gardeł skoczą i tyle z tego będzie.
- Płova, idźże na tył nieco i wymyśl coś, co naprawi zniszczenia wywołane przez elfią furiatkę - dodał jeszcze sprawnie parując cięcie z góry i paraliżując utopca.
- Tak tato... - burknęła Vetinari wlekąc się za jego plecy. Najwidoczniej sama arystokratka, medyk i najwyraźniej także Pajęczarz, skądś się już znali...
Sama Iskra natomiast uważała, że jej plan jest świetny. Nie dość, że ściany nie ma, to ryzyko późniejszego podtopienia zmalało, a i mogła w końcu wyładować na czymś swoją złość. No i po co ona była zazdrosna? Przecież wiedziała...
Nie, nie wiedziała, a przynajmniej tak utrzymywała. Głupia Solana pewnie chce go znowu wychędożyć. Nie no. Koniec. Tym razem niech sobie idzie do kurtyzany, a ona sobie znajdzie innego mentora...
Jak widać, Iskra pod wpływem dośc sporego impulsu zazdrości zaczynała podejmować pochopne decyzje, które mogą być tragiczne w skutkach. Dla Luciena i nowego mentora, rzecz jasna.

Rosa pisze...

[Cześć i tym razem ponownie. Pisałam już na tym blogu jako wiele postaci... Byłam tu od samego założenia i zmieniałam postacie aż do teraz. Mogę ci zdradzić, że moimi ostatnimi postaciami był Lunn i Meri.
A teraz sprawa wątku. Mogę pisać z twoja dwójką, skoro Lucien wypoczywa. Czy będziemy pisały w jednym czy w dwóch wątkach to już zależy od ciebie, jak będzie ci łatwiej.
Moja postać nie ma stałego miejsca w Keronii, więc można ja spotkać prawie wszędzie. Z Devrilem mogłaby się spotkać w Królewcu, więc może i Szept podczas jednej ze swoich podróży by tam zawitała. Raczej nasze postacie spotkałyby się po raz pierwszy, ponieważ moja pochodzi z Wegi, więc nie miałaby okazji spotkać ich wcześniej, a nawet jeśli to by tego nie pamiętała.]

Rosa pisze...

[Dzięki apropo podkładu. Mi także bardzo podoba się to nagranie. A i mam przy nimi jakiś wzrost weny…
Wątek z Lu jak najbardziej bym chciała poprowadzić a i z Szept nie będzie problemu. I mam jeszcze takie pytanko. Czy mam ci odpisywac pod kartą Szept czy Devrila?]

Dzień był mroźniejszy od innych. Ten mróz przypominał mi napad podczas mojej podróży do Królewca. Wzdrygnęłam się mimo woli. Ta czarnowłosa kobieta… Wolałam jej nie wspominać. Te myśli byłyby bardzo nieprzyjemne. Potarłam zmarznięte dłonie i wtuliłam się bardziej w eleganckie futro i popędziłam trochę konia.
„Jeszcze trochę, a ręce przymarzną mi do lejców.” – wzdrygnęłam się i widząc w oddali budynek przyspieszyłam. Karczma „Czerwony Smok” nie wyglądała najlepiej. Miałam wrażenie, że strzecha, którą był pokryty dach osypie się do zewnątrz. Teraz nie miało to jednak aż takiego znaczenia. Przywiązałam konia do najbliższego słupa i weszłam do środka. Od razu buchnął na mnie trudny do rozpoznania brzydki zapach. Ściany, podłogi a szczególnie wszystkie kąty pokryte były kurzem. Mimowolnie się skrzywiłam. Skoro tak wygląda karczma to jak smakuje jej jedzenie? Wolałam o tym nie myśleć. Poprawiłam swoje futro i rozejrzałam się jeszcze raz. Wszystkie stoliki były zajęte. Tylko przy jednym zostało wolne krzesło. Siedział przy nim mężczyzna. Raczej nie wyglądał na takiego, który lubił zajrzeć do kufla… Podeszłam do niego i spytałam cicho.
- Przepraszam, czy tu wolne?

Silva pisze...

- Muszę? - wilkołak jęknął, żałośnie na elfkę spoglądając i wcale nie odczuł nadepnięcia. Chociaż nie, on je poczuł, ale źle stopę rozpoznał. - Dar, zabieraj tę śmierdzącą nogę z mojego buta - poprosił i odepchnął od siebie mieszańca, wyswobodził się z jego objęć, rozejrzał i uśmiechnął. - No to lecę - szturchnął najemnika łokciem w bok, elfkę ucałował w policzek i zmieniwszy się w wilka, pognał w las. A na pożegnanie przesłał im jeszcze mentalnie:
Tylko się beze mnie nie pozabijajcie. Bo wam pośladki pogryzę.
- Głupi pchlarz... - na polance zrobiło się dziwnie cicho, aż za spokojnie i jakoś nieswojo - Hej Szept, gdzie nasze dwa gagatki? - i wsłuchując się w las, szukając chociaż głosu krasnoludów, westchnął - Oni już znaleźli karczmę, bogowie.

[Kocham Szeptuchę ^^]

Twoja umiłowana i najukochańsza Iskra pisze...

Wilk, korzystając z okazji, pochwycił lekko dłoń magiczki i pociągnął ją w stronę portalu. Nic się nie stanie. On do tego nie dopuści. Nie póki ma działający w miarę umysł.
I w chwilę potem pochłonął ich portal.

Królik zgiął się wpół, choć przecież nic się nie stało. Ale on, podobnie jak i Lucien, był już tak zgrany ze swoim partnerem do misji, że mowy nie było, by nie wiedział, kiedy padają cięcia Lodu. A sam Marcus nie wyobrażał sobie nie wiedzieć kiedy Królik używa jakiej sztuczki. No bo walczący medyk? Kto to widział. Czy to w ogóle jest możliwe?
Powalony w odmęty kanałowe ghul świadczył o tym, że jednak można i to całkiem skutecznie.
Jakie natomiast jest prawdopodobieństwo, że Iska wyjdzie z tego starcia bez zadrapania? Bez rany? Oczywiście, zerowe. I elfka w tej chwili nie zastanawiała się jak bardzo Poszukiwacz będzie jej o te parę drobnych cięć na skórze głowę suszył. Po prostu... No, po prostu starała się przeżyć.
Zaś Charlotte nie poszła na tyły. Znaczy się, poszła, ale te tył okazały się przodami i arystokratka gdzieś zniknęła. Podobnie jak i pięć utopców. No jakby ich woda wsiąkła albo co...

Silva pisze...

- Elfie poczucie humoru... - sapnął najemnik, bo Szept jak zwykle nie zrozumiała tego, co ktoś powiedział. No jak nic na żartach się nie znała, chociaż w magii to była najlepsza, oczywiście zaraz po dziadku Iveliosie. - Idziemy za tymi dwoma trollami? - spytał, kciukiem wskazując za krasnoludami, słysząc jak upominają się o gorzałkę w karczmie, żądają całej beczułki, bo na kieliszki i szklanki to piją mięczaki. Ach ten Midar. I Lofar, co to już próbował przekonać do swojej kuśki jakąś pannę.

Silva pisze...

- Jak cię zostawię, głupia elfko, to poleziesz do tych dzikusów od Dominatora - to nawet nie było pytanie, nawet nie starał się, aby za takie uchodziło, on po prostu stwierdził fakt, dobrze wiedząc co takiego Szept zrobi, kiedy spuści się z niej oko na chwilę. - Bardzo nie chcę tłumaczyć się Wilkowi, i ojcu i dziadkowi, o i Iskrze też, dlatego tu zostaję - postanowił, ale musiał wszak coś zrobić - Tylko najpierw znajdę mój tobołek, co mi się zapodział, jak z drzewa schodziłem.

Silva pisze...

- Nie kracz, bo drugiego takiego jak ja, to nie znajdziesz, a ponoć lepsze jest stare i znane zło - odpowiedział z uśmiechem, wcale nie przejmując się słowami elfki; a co, on dobrze wiedział, że ta współpraca przynosi im korzyści, okraszone utarczkami, ale jednak korzyści. I nie ma, że po ślubie najemnika się pozbędzie, o nie. Dar wciąż chciał mieć pełną sakiewkę.
- Tak właściwie, co robimy? - najemnik zajrzał pod krzaczek, ale nic nie znalazł, jedynie syknął na niego waż, Dar zaklął pod nosem i odskoczył, zastanawiając się, gdzie ten głupi tobołek mógł spaść.

Silva pisze...

- Wciąż nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że pchasz palce tam, gdzie ci je na pewno przytrzasną - zadziwiające było jeszcze to, że zazwyczaj z tych kłopotów wychodzili mniej lub bardziej obronną ręką i potrafili sobie z nimi poradzić. Chyba bogowie im sprzyjali, albo po prostu byli ciekawi, co jeszcze głupiego mogą wykombinować i w co się wpakować. - To tylko głupi gad. O widzisz, już uciekł - coś syknęło jeszcze raz, ale nie brzmiało to jak wąż czy inne leśne stworzenie. Nad ich głowami zahukały groźnie sowy, a dźwięk ten przypominał pomruk gromu, zwiastun nadciągającej burzy. - Dziwne, sowy są niespokojne - w lesie zrobiło się cicho. Rozbrzmiewał ino łopot skrzydeł gdzieś w górze, pohukiwanie sów i tylko tyle. Nic więcej. Nawet wiatr ustał.
Najemnik odwrócił się, słuchając. Przez jego twarz przemknął jakiś cień, coś na kształt niepokoju, czy zmartwienia, które jeszcze dobrze nie rozkwitło.
- Kłusownicy - jego głos sugerował, że jest równie zdenerwowany, co sowy. Zdecydowanie nie podobało mu się to, że jacyś uzbrojeni ludzie chodzili po lesie i polowali na wielkie sowy. Po co? Dla ich kości, dla serc, dla piór, a nawet dziobów, a wszystko to dla czarowników, znachorów, nekromantów. I najemnik zakasał rękawy, po nóż ukryty za paskiem sięgnął, przestając szukać tobołka. Nikt mu tu nie będzie na sowy polował. - Nigdy się nie nauczą, a dziadek był taki pewny, że... - świst bełtu wystrzelonego z kuszy przeciął powietrze; jeden wbił się w pień drzewa, drugi w ziemię, całkiem chybiony. Ale zaraz za nimi poleciały jeszcze trzy.
Umykając za drzewo, najemnik na palcach pokazał elfce dziewiątkę. Dziewięciu ludzi. Uzbrojonych, co sugerowało kółeczko zatoczone palcem, znających się na rzeczy - kolejny znak dłoni.

Silva pisze...

Magia była przydatna, ale także kłopotliwa, bo najemnika zaczęło męczyć kichanie; wycierając rękawem nos, tar'hur doszedł do wniosku, że z kłusownikami trzeba się rozprawić i zdając się na swoje zmysły, rzucił nożem zupełnie nie patrząc i trafił jednego z leśnych bandziorów w nogę, zwalając go na leśne runo. Jeden zero dla drużyny magiczki.
Gdzieś w górze zaskrzeczała sowa, a spomiędzy liści opadło na trawę kilka brązowych piór wielkości ręki dorosłego mężczyzny.
Ognista kula trafiła w magiczną tarczę elfi; widać ktoś z kłusowników stwierdził, że skoro bełty nie działają, to trzeba spróbować czegoś innego. A przecież wiadomo, że magię najlepiej zwalczać magią. No to się zaczął ostrzał ognistych kul, a i bełty śmigały ku najemnikowi.
No przydałaby się elfia magia!
I rumakowanie się skończyło.
Bełt trafił najemnika w ramię, a że wystrzelony z kuszy, przeszedł na wylot. Grot zapłonął jasnym ogniem, coś strzeliło i Brzeszczot padł jak długi, zupełnie jakby go czar jakiś powalił, a nie bełt z kuszy wystrzelony. Kłusownicy chyba faktycznie na rzeczy się znali, skoro na swoje groty czary i zaklęcia nakładali, by sowy spowolnić, obezwładnić, a może też zabić. Boski pośladek wpadł jak śliwa w kompot.

Silva pisze...

Świst bełtów, skwierczenie ścierających się ze sobą dwóch odmian magii, krzyki ludzi i jakieś pomruki przestały mieć dla najemnika znaczenie. Świat przycichł, stracił barwy robiąc się szarym zlepkiem nieokreślonych doznać.
Rana piekła żywym ogniem, sączyć się z niej zaczął jasny płyn o zapachu, który rozkładające się ciało przypominał, a do tego mieszaniec zdawał się nie wiedzieć, gdzie jest, co się przed chwilą stało, ani czyją twarz przed sobą widzi.
Zamrugał, wodząc wzrokiem od jednego miejsca do drugiego, nie mogąc się na niczym skupić, ani na nic konkretnego spojrzeć. Chciał ruszyć dłonią, jednak ta ani drgnęła; tylko żyły pod skórą nabrzmiały, nabierając krwistego koloru.
Czerwone tęczówki zmętniały, oczy uciekły do tyłu i najemnik kontakt ze światem utracił.
Za to kłusownicy stawiali opór przywołanym stworom; ich ataki zdawały się być bezwartościowe, a podrzędni magowie, którzy za ogniste kule odpowiadali i pewnie też za przesiąknięte magią strzały, wcale sobie nie radzili.

Silva pisze...

Z drzewa, z łopotem zleciał kłusownik, łamiąc gałęzie i pewnie kilka żeber. Sowy nie próżnowały i ci zuchwalcy, którzy wdrapali się na sowie gniazda, właśnie je opuszczali w bardzo mało przyjemny sposób.
Ci, którzy zostali na ziemi i czekali na niedobite ptaki z góry zrzucane, walczyli z przywołanymi stworami i szło im to marnie; z dziewiątki została tylko dwójka - jeden pożalcie się bogowie mag i kusznik. Wyglądali tak, jakby jeszcze chwila i mieli uciekać, chcąc ocalić swoje życia. Po sekundzie właśnie to zrobili; czarownik mruknął zaklęcie pod nosem i w gryzącym dymie zniknęli, pozostawiając po sobie kuszę i buty, jakby przeniesienie tych przedmiotów było zbyt dużym kłopotem dla maga.
Z drzewa zleciała sowa i kiedy tylko dotknęła źdźbła trawy, zmieniła się w mężczyznę w brązowej szacie, stojącego całkiem boso. Wyglądał jak mnich, ale z pewnością nim nie był. Oczy sowie, miał sowie oczy zupełnie nie pasujące do ludzkiej twarzy. Nos nieco zadarty, jakby dziób, włosy niczym rozwiane przez wiatr pióra. A głos jakby pohukiwanie. Posłaniec wielkich sów z Kothr-hu Dur.
- Kłusownicy odeszli - i dopiero po chwili zauważył przywołane istoty, które mu się nie spodobały, bo drgnął, odskoczył od nich jak najdalej i sowie oczy przymrużył. Byłby coś o nich powiedział, lecz dostrzegł coś bardziej wartego uwagi. - Arterius - elfie imię najemnika, które go tak denerwowało, że się do niego nie przyznawał i wolał, by nawet elfy się do niego tak nie zwracały. Był Brzeszczotem, albo Darrusem i kropka, o. Pewnie gdyby mógł, zaraz by panu sowie wygarnął to, co myśli o swoim elfim imieniu. Ale niestety nie mógł. - Te strzały to nasza zmora. Kłusownicy używają magii i alchemii - mówił krótko, rzeczowo, konkretnie - Mają nas unieruchomić. W tym momencie w krwi tar'hura płynie trucizna. To, co wypływa z rany ma uniemożliwić nam wyjęcie bełtu - sowi wysłannik był jedyną sową, która miała ludzką formę, która składała zdania sensowne, zrozumiałe dla ludzi. Inne sowy nie określiłyby bełta bełtem ino "tym zabójczym patykiem, który rani" - zazwyczaj tak się z nimi rozmawiało. Ale ta sowa była inna, ta sowa miała mówić za Królową Matkę, była sowim ambasadorem, jak lubił ją nazywać najemnik. - Będą z tym kłopoty. Jeżeli chcemy uchronić go przed straceniem ręki, powinniśmy się pośpieszyć. Ja nie mogę opuścić gniazda - ale zahukał donośnie, stojąc wyprostowanym, niczym posąg z kamienia - Jednak mój syn zaniesie was tam, gdzie zechcecie - nad ich głowami, na gałęzi, przysiadła wielka sowa. Drzewa tu były wysokie, chmur sięgające, więc od ziemi nie miały wiele gałęzi, zaledwie jedną czy dwie, by ptaki mogły na nich przysiąść. - Uratuj tego mieszańca, pani elfko. Będzie nam potrzebny - po tych słowach wysłannik snów był sową i w niebo wzleciał, do ptasich gniazd.
A leniwy Brzeszczot leżał jak leżał, wstać nie chciał, nawet otworzyć oczy nie raczył. Blady jak ściana, jakiś siny, z nabrzmiałymi żyłami leżał jak długi. A mógłby chociaż drgnąć.

Silva pisze...

Bo wiadomo, to Brzeszczot. Z nim zawsze muszą być problemy - i ta dewiza się sprawdziła. Może to złośliwość bogów, może kaprys losu, zwyczajny pech, albo wredność najemnika ujawniała się także, gdy był nieprzytomny. Jakby spokojnie nie mógł leżeć na swoim grzbiecie. Nie, bo po co byś uczynnym. Lepiej przecież jakimś cudem ześlizgnąć się z ptaszyska i udawać, że nie ma się z tym nic wspólnego. Brzeszczotowy pech.
Bogom niech będą dzięki, wielkie sowy to ponoć także dawcy szczęścia i głupi najemnik zamiast spać i kark sobie złamać, na co pewnie zasłużył, chwycony został przez sowę i resztę drogi musiał pokonać w sowim szponie. A niech ma.
Lwowska Kotlina była domem dla wielkich sów, ale jej centrum stanowiło zagłębienie i znaczne obniżenie terenu, gdzie jak sądzono, kiedyś było wielkie jezioro, jeszcze za czasów, gdy na tej ziemi nie było elfów. Zbocza porastały lasy sosnowe i bory liściaste, często przez magów zielonymi płucami Keronii, bowiem drzewa były tu stare, a i nigdzie indziej nie było ich tak wiele.
Kotlina swego czasu, była miejsce ścinania drzew na człowiecze potrzeby, myśliwi polowali na tutejszą zwierzynę, ale z chwilą, kiedy przybyło tutaj plemię Teruków, wszystko się zmieniło. Nikt właściwie nie wie, skąd przybyli ciemnoskórzy ludzie, ale pogonili zarówno myśliwych, jak i drwali i nikt już nie zakłócał spokoju Lwowskiej Kotliny. Terukowie stali się jej obrońcami, a z mijającymi latami, wszyscy zaakceptowali fakt, że te ziemie należą do ciemnoskórego plemienia, leśnych duchów.
Niewidoczni dla niewprawnego oka, niedostrzegalni wśród zieleni, od dłuższej chwili śledziki wielką sowę i jej lot. Kierowała się ku ich domostwom, ukrytym w koronach drzew.
Wieść szła szybciej niż leciała sowa.
W miejscu, które ucierpiało od ostatniej lodowej śnieżycy z białymi błyskawicami, stał jeden człowiek. Gdyby tego chciał, nikt by go nie zobaczył, ale wyszedł ku wielkiej sowie, bowiem one nigdy nie zwiastowały nieszczęścia i kłopotów.
Spalone drzewa, okaleczone i sczerniałe, wciąż odczuwalny zapach dymu i ognia, mieszały się ze śniegiem, w którym odbijały się bagienne, zielone ogniki.
A w śród zieleni kryli się leśni wojownicy.

Silva pisze...


Młody mężczyzna okazał się być kobietą. Tak, Terukowie byli plemieniem matriarchalnym; najwyższą władzę sprawowała kobieta i to kobiety dbały o bezpieczeństwo wiosek, o pożywienie, one walczyły i strzegły lasu. Rola mężczyzn skupiała się tylko na wychowaniu dzieci oraz sprawowaniu opieki nad domostwem, w którym święty ogień bogini lasu nie powinien wygasnąć.
- Moja wina! - kobieta odziana w lekkie szaty, niekrępujące ruchów, z krótkimi włosami aby nie przeszkadzały, padła na kolana przed wielką sową. Na jej ciemnym ciele lśniły plemienne tatuaże i kropelki potu; chociaż las otulił śnieg, wśród drzew było duszno i parno, a sama zima zdawała się być bezradna wobec drzew. Twarz ozdobiona symbolami wojennymi, namalowanymi dziś rano, kiedy kobiety wyruszyły przeciwko myśliwym, starły się w kilku miejscach - Wpuściliśmy kłusowników do lasu. Racz nam wybaczyć, niechaj Wielka Matka ześle nam odpuszczenie win, bowiem żaden kłusownik nie ocalał, a ich życia zostały złożone w ofierze leśnym bogom.
Wielka sowa najwyraźniej powiedziała coś do kobiety, bo ta w końcu zwróciła uwagę na elfkę i jej oczy, które zdawały się być znajome. Ten sam upór, ta sama determinacja. - Jesteś kuzynką Heiany - powiedziała w końcu, a sowa spełniwszy swoją powinność, zahukała, wzbiła się w powietrze i zataczając jedno tylko kółko, odleciała do ptasich gniazd na wielkich drzewach. - Ale jego nie znam. Zaświadczysz, że mężczyzna ten nie uczyni krzywdy memu plemieniu? - tylko czarny znak przypominający gwiazdę na czole sugerował, że jest tutaj najważniejsza, że odpowiada za wioskę ukrytą w liściach drzew. Poza tym, mając na uwadze głównie dobro wioskowych kobiet, nie czuła potrzeby ratowania obcego mężczyzny.

Silva pisze...

- Przyślę do was atrę - co znaczyło ni mniej ni więcej we wspólnej mowie, uzdrowicielkę - Lecz nie wpuszczę do wioski. Mężczyźni spoza plemienia nie mają do niej wstępu, i tylko fakt, że przyniosła was wielka sowa, usprawiedliwia jego wtargnięcie na nasze terytorium - zasady Teruków były surowe i chociaż nazwa sugerowała społeczność patriarchalną, rządziły kobiety. Mężczyzn w wiosce było kilku, ot by móc pilnować dorastających dzieci, by zajmować się domami. Żaden z nich nie był ojcem kobiecego potomstwa. By uniknąć kłopotów związanych z krwią i pokrewieństwem, kobiety szukały ojców swoich dzieci wśród mieszkańców spoza doliny. Wszelkimi sposobami, nawet uciekając się do magii, starały się rodzić tylko silne dziewczynki. Chłopcy zazwyczaj byli podrzucani do pobliskich wiosek, albo przeznaczeni do późniejszego ojcowania dziewczynkom.
- Schrońcie się wśród drzew, ale przekroczcie setny krok, a łucznicy ofiarują wasze życia leśnym bogom - kobieta wcale nie żartowała, ale należała do tych osób, które słowa swojego przestrzegają i dotrzymują; jeżeli pozwoliła się im tu schronić, żadna kobieta nie podniesie na nich ręki, chyba, że miną setny krok. Dostarczą im nawet pożywienia, ale do wioski nie wpuszczą. - Sprowadźcie atrę - zwróciła się do kobiety ukrytej wśród drzew, niewidocznej dla niewprawnego oka, a sama odeszła, by zmyć z siebie wojenne symbole i pomodlić się do duchów lasu.

Anonimowy pisze...

Kobieta ukryta w liściach czmychnęła; zwinnie, lekko pognała przeskakując z gałęzi na gałąź, do małego domku uzdrowicielki. Atra zajmowała się ranną w kłusowniczym polowaniu kobietą; ot złamana ręka przez ludzką nieudolność i złe oszacowanie odległości. Nic wielkiego.
- Przybyła krew bliska twojej krwi. Z mężczyzną. Jesteś potrzebna - nie musiała mówić elfce gdzie ma się udać, było bowiem tylko jedno miejsce, w którym mogła być krew bliska atrowej krwi i mężczyzna.
A w tym czasie, pod baldachimem liści, najemnik drgnął. Mruknął coś pod nosem, jakby jęknął, albo kaszlnął. Skrzywił się też, bo bolało jak diabli i uchylił jedno oko.
- Głupie baby... - wymruczał dość niewyraźnie, trochę urywanie i ledwie słyszalnie najemnik. Uchylone miał jedno oko, druga powieka za nic nie chciała się unieść. A i szybki, urywany oddech przeszkadzał mu w mówieniu. - Niech no... - głębszy wdech, by zaczerpnąć powietrza - Tylko spróbują, moją elfkę mi uszkodzić to... - pewnie Brzeszczot byłby i Terukom pogroził pięścią, ale sił na to nie miał, więc sapnął ciężko i zakaszlał.
I najwyraźniej słuchał całej rozmowy Szept z tą głupią dzikuską.

«Najstarsze ‹Starsze   1201 – 1400 z 5000   Nowsze› Najnowsze»

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair