Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
zamknij

Chat


Art credit by 88grzes
Niraneth Szept Raa'sheal 
 z rodu Erianwen
elfka, mag
"Jest jak dziecko, co pcha palca w szparę w drzwiach, dobrze wiedząc, że zaraz paluch będzie przytrzaśnięty i spuchnięty. Magiczka, psia jego mać, piekielnie dobra, ale instynktu samozachowawczego to ona nie ma za grosz."

Dar o Szept

Początek
   Urodziła się jako trzecie dziecko w rodzinie, pierwsza córka Elenarda Erianwen, potomka Erathira i pięknej Aerandel z Eilendyr. Wszędobylskie dziecko, któremu ojciec zbytnio pobłażał, matka zbyt próbowała narzucić jakieś zasady, ulubienica braci, wyczekiwana córka. Ojciec jej, jak każda głowa rodu Erianwen, hyvan, z ramienia Władcy zarządzał drugim co do ważności elfim miastem w Keroni – Irandal w Zaginionej Dolinie Gór Mgieł. Mieniony Mistrzem Wiedzy, mag widzący więcej niż inni, choć przyszłość była zakryta przed jego oczami. Matka dumna i piękna, z córki chciała zrobić podobną do siebie, klejnot pośród kamieni, lecz zbytnio w swym dziele zbłądziła, szukając blasku, zapominając, że szlachetny kruszec, by przetrwać, potrzebuje i twardości diamentu, nie tylko jego piękna. Niraneth, wywodząca się z jednego z najstarszych szlachetnych rodów, po ojcu odziedziczyła charakter, wygląd po matce biorąc i jeno wyraz jej oczu przywodził na myśl spojrzenie Elenarda, zdradzając stalową wolę i upór, który niełatwy do złamania, kłócił się z wysoką i wiotką, przywodzącą na myśl młode drzewko, budową ciała.
   Buntownicza, nieugięta. Stała w osądach i zadaniach, jakich się podjęła. I nade wszystko była dumną. Jej brat Tamarel mienił się pierwszym obrońcą miasta, nadzieją elfów, drugi jej brat Eredin Strażnikiem Lasu wbrew woli ojca został, życie swe obronie, pielęgnacji i czuwaniu nad otaczającym Eilendyr Medrethem i jego duchami poświęcając. Niraneth Erianwen zaś dorastała wśród górskich szczytów w pięknym Irandal, ukrytym przed wzrokiem nieprzyjaciół, gdzie tylko ten, co drogę znał stawić się mógł. Jej decyzje nieraz szokowały, nieraz Starszyzna patrzyła posępnie na jej poczynania, lecz ona, wspomagana młodością i uporem, zwykła przedkładać swe racje nad ogólnie przyjęte zasady. Gdy przyszło do wyboru maga na swego mistrza i nauczyciela, shalafi, zwróciła się do Darmara Sethora, tego, który już wówczas uchodził za potężnego czarodzieja, jednego z tych, co zapiszą się w dziejach historii, lecz zarazem i za tego, który lubo niezłapany za rękę, zdawał się skłaniać ku zakazanym sztukom mroku i cienia, które to w sekrecie praktykował, a które w przyszłości miały zdecydować o jego wygnaniu. U niego nauki pobierała córka Elenarda, mag zaś chętnie dzielił się wiedzą, roztaczał przed młodym i chłonnym umysłem prawa i nauki magicznej sztuki, siły, którą by władać trzeba pokochać i zrozumieć, oddać się jej w pełni, bez reszty. Potrzeba ciągłej praktyki, cierpliwości, poznania własnych granic, nie tylko fizycznych, ale i psychicznych. Magia jest sztuką i bronią w jednym, nie kuglarskimi występami ku uciesze gawiedzi, zwykł mawiać jej mentor, prychając z niezadowolenia nad popisami elfiej młodzieży i adeptów. Niraneth zapamiętała tę lekcję, jak i wiele innych pouczeń maga.
   Na szacunek musiała dopiero Niraneth zasłużyć, czynami, słowy i wolą nieugiętą. A nade wszystko miłością do własnego ludu i lasów tych, co ich żywiły, chroniły i odziewały, darząc swymi dobrami, a które to, jako dzieci natury elfy tak bardzo szanowały. Tym także, że dobro rodaków nad swoje własne przekładała, a nawet jeśli czyny jej kłóciły się z poglądami Starszych, nie można było przeczyć, iż kierowała nią miłość, nie własna ambicja i zdradzieckie knowania.
   A jej drugą miłością była magia. Trzecią zaś natura.

Legenda o Wilczej Pani
   Lecz przyszły i czasy niepokoju, czas walki i krwi rozlewu, czasy gdy odwaga i trwałość murów miały zostać poddane próbie. Wojna nie ominęła elfiego miasta, Wirgińczycy, przyprowadzeni zdradą stanęli u jego bram. Odwaga i wola wytrwały, utwardzone przez doświadczenie, mury skruszały, zburzone siłą wrogich oddziałów. Śmierć zebrała wówczas krwawe żniwo wśród jej rodaków, niejedno serce okryła żałobą, niejedną wolę złamała, roztaczając wizję rezygnacji i zatracenia. Nie obeszło się bez ofiar i w domu Erathira, odbierając im tego, który miał bronić Irandal, buńczucznym głosem prowadząc ku zwycięstwu, tego, którego zwano Tamarelem, pierwszym synem Pana Wiedzy. Wychowana wśród mędrców, szkolona przez magów Niraneth była tą, której w zamian powierzono pieczę nad ginącym miastem. Nadano jej miano Wilthierni, Wilczej Pani, wkrótce zaś pośród napastników jęła krążyć opowieść o elfce, o tym jak do walki wiodła nie swych rodaków, a knieję całą, wierną jej rozkazom, wilki z Gór Mgieł, straszliwe bestie miały krążyć przy jej boku, a gdy nastały ostatnie dni, ona sama miała się w leśnego zwierza przemieniać, krwawa w zemście, nieustępliwa w boju, podchodząca i uderzająca znienacka, nieprzyjaciółka rodu ludzkiego, wiedźma z lasu.
   Jej serce długo krwawiło po zniszczeniu Irandal i nie mogła darować ludziom tego uczynku. Nie bawiła się w odróżnianie, jakiej byli narodowości. Zrobiła wszystko, by ocalić elfie miasto, lecz i to zawiodło. Zamiast tego umożliwiła odejście pobratymcom do Eilendyr, przeprowadziła ich przez niemal cały kraj do stolicy. Niedane jej było tam pozostać, cieszyć się urokami tamtejszego życia i dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Upadek Irandal wzbudził niespokojne myśli, nasilił podejrzliwość, rozjątrzył dawne rany. Zdrada, przez jaką padło miasto, dopełniła dzieła, dopełniła dzieła wieść o znienawidzonej przez elfy czarnej magii, kojarzącej się z mrocznym i krwawym kultem Nazary i Hazary, a do której uciekła się Niraneth. Tym razem nie pomogło tłumaczenie, że wszystko dla dobra ogółu, że dla przetrwania, ratowania ginącego miasta i jego mieszkańców. Stare przesądy, wierzenia były zbyt silne, zbyt silna była wśród długowiecznego ludu pamięć dawnych dni. Może, gdyby czarna magia elfki ocaliła w cudowny sposób miasto, spoglądano by na wszystko inaczej. Lecz Irandal padło, z nim zaś upadły nadzieje elfki. Nie pomogło wstawiennictwo przyjaciół, nie pomogło poparcie następcy tronu, udziałem elfki stał się los jej byłego mistrza, Darmara. Wygnana, odrzucona przez swoich, nie mogła odtąd powrócić do wspaniałych miast swych rodaków. Przypadło jej żyć z daleka, ciągle tęskniąc, dni miały jej mijać na wędrówce w świecie ludzi, tak obcym i nieznanym.
  Pieśń milknie i znika miano Wilczej Pani nawet i z ludu jej głosu, gdzie się podziała, dokąd podążyła, dokąd zawiodła ją duma, przeklęta elfia magia i bogowie? Nie wie bard, co się z nią stało, czy poległa wśród późniejszych walk, czy lud swój opuściła na dobre. Opowieść stała się legendą, legenda mitem, bajką opowiadaną przy ognisku. I tylko skruszałe mury pamiętają – prawdę.

Wygnaniec Szeptem zwany
   Wraz z czasem inna opowieść jęła krążyć, mniej znana, mniej krwawa. I w niej elfka występuje, elfka Szeptem zwana. Ona ta podróżuje po kraju na kształt najemnika, najemnikiem nie będąc. Magia jej nie do kupienia, nie za złoto i srebrne dukaty, życzliwość nie do sprzedania, chybaby temu, kto naprawdę w potrzebie. Efli Wygnaniec, pozbawiony możliwości powrotu do elfich miast, zapomniana przez swoich, czego i nie ukrywa, jeśli czegoś żałując, to nie swego czynu, o którym słowa nie powie, a braku zrozumienia. Z konieczności i zbiegu okoliczności członek bandy Nefryt, choć od niedawna, choć jeszcze nie do końca pełen zaufania, wplątana w konflikt, który wedle elfiego zamysłu dotyczy tylko ludzi, nie zaś elfów. Gdyby opuszczając Irandal powiedziano jej, że zbrata się z ludźmi, mieszając w ich starcia, uznałaby to co najmniej za kpinę i mało śmieszny żart. Mało znała ludzi, a jeszcze mniej, wynika z tego, siebie.
  Pracuje dla, czy też raczej z Alastairem Pielgrzymującym, Kolekcjonerem z Królewca, badając dlań starożytne ruiny, czasem naruszone i odnalezione weń artefakty, ślady przeszłości do jego pracowni przy Zachodniej Bramie znosząc. Sama ci w tej podróży nie jest, bo i na to by Alastair, dla którego jest jak córka, nie pozwolił. Na jej ramieniu siedzi czarny kruk, śladem jej podążają wilki urodzone wśród białych szczytów Gór Mgieł. Niemal zawsze towarzyszy jej zmora magiczki we własnej osobie, półelfi najemnik Brzeszczotem nazywany. Brat jej, choć nie z tej samej krwi, wrzód na tyłku w oficjalnej wersji, uprzykrzony półelf i ograniczony człowiek, niemający za grosz zamiłowania do natury i ani krztyny cierpliwości i wychowania. Niech jednak ktokolwiek choć źle spojrzy na ów miecz w potrzebie, niech choć palcem tknie boskie pośladki, elfka nie popuści. Jej najemnik, jej wrzód i tylko jej wolno kpić z poczciwca. Do niedawna marząca o powrocie do Eilendyr, jak każdy elf silnie związana ze stolicą, kochająca ją i jej piękno. Tam zostali ci, którzy są najbliżsi jej sercu.

Elfie dziedzictwo
    Po ojcu swym zdolność do magii powzięła, nic to dziwnego, bo wśród potomków Erathira zawsze rodzili się czarodzieje, wróżbici i czarnoksiężnicy, poświęceni Aszarze i gwieździe Ara. Zgłębiała więc tajniki pradawnych mocy, całkowicie oddając się magii, poświęcając jej się nieomal bez reszty, jako czemuś, co jest jej częścią, darem od bogów, którego nie godzi się pozostawić samemu sobie, a rozwijać wypada. A ponieważ, miast zasadami, kierowała się własnymi przekonaniami, nie było dziedziny, do której by nie zajrzała, wliczając w to czarnomagiczne zaklęcia i magię krwi. Przeto, choć wtajemniczono ją w arkana łucznictwa i mieczy, nie miecz i łuk są jej bronią, nie tarcza i pancerz ochroną. Jej jedyną bronią jest magia, a gdyby ta zawiodła, co zdarza się i w każdym przypadku, bo ostrze miecza się tępi, a tarcza pęka, nosi przy sobie sztylet elfiej roboty, umocowany na ramieniu przemyślnym mechanizmem, będący ostatnią deską ratunku magiczki. Lecz najpierw imię jej poznane było jako tej, do której rąk nawet najdziksze zwierzęta się garną. Zachowanie takie zdradzały już w obliczu jej matki. Nie raz się zdarzało, że Aerandel przechadzała się obok wilczych watah, rysiego legowiska czy niedźwiedzicy z młodymi, a te jako niegroźną ją traktowały. U córki zdolność ta sięgnęła mistrzostwa. Ona nie tylko obok nich chodziła, ona z nimi przebywała, z młodymi się bawiąc, stare lecząc, gdy potrzeba takowa zaistniała. Ani jedno warknięcie, ani jedno prychnięcie ostrzegawcze nie padło, ani razu pazur nie uraził skóry elfki, zwierz dziki miała ją za swoją, za przyjaciółkę i opiekunkę, za tę, której krzywdy się nie czyni. Miłośniczka natury, lasów i zwierzyny wszelakiej, nie przeszła obojętnie obok żadnego zwierzęcia, co mogło zdawać się urocze, na dłuższą metę bywało jednak drażniące, zwłaszcza dla tych, którzy nie podzielali jej zamiłowań. Rozmiłowana w siłach przyrody, nie pogardzała też dziełami rąk ludzkich. Stare ruiny, podziemia, warowne zamki i świątynie ciągnęły ją do siebie z siłą, której nie zamierzała się opierać. Miłość do kamienia zaszczepił w niej Ymir, odtąd sama szperała w księgach, gromadząc wiedzę, a resztę sama widząc, gdy w ciemności starych budowli niknęła, a korytarz niósł jej kroki. A choć ukochała elfie miasta, to jej serce ciągnęło i do wędrówek, do miejsc, jakie ukazywały oglądane przez nią mapy i opiewały legendy, a których to dziwy chciała na własne oczy obaczyć. Wierząca w elfickich bogów, najsilniej związana z boginią magii Aszarą i Bogiem Ojcem, Asuryanem. Czasem jej wiara była wystawiana na próbę, czasem zdarzały się chwile zwątpienia, niepewności, bo gdzie ich nie brak? Bogowie nie poprowadzą cię za rączkę, nie pokarzą jak iść. Nie podniosą cię za ciebie, gdy upadniesz.

Pani poradzę sobie obecnie
   Los bywa kapryśny, widoczny chyba tylko dla jasnowidzów, zmienny i nieraz potrafi elfa zaskoczyć. Nie zabrakło tych niespodzianek i dla Szept. Z potomkini Erathira - Wygnańcem, z Wygnańca - małżonką Władcy Eilendyr, co to ostatnie chyba najbardziej zaskoczyło ją samą, z panny - mężatką i matką małej Merileth.
   Poprzez znajomość z Nefryt włączona w działalność ruchu oporu, poznała prawdziwą tożsamość swej ludzkiej przyjaciółki, motywy kierujące rzekomo zwykłym i poczciwym magiem, miłośnikiem staroci. A jak zmienił się jej status, tak i zmienił się charakter, ukształtowany przez nowe okoliczności i liczne przygody, zmuszające do weryfikacji tego, co dotąd uznawała za niezmienne prawdy. Już nie konieczność, a najszczersze chęci wiodły ją ramię w ramię z ludźmi, cele bandy stały się jej celami, a sprawa, którą miała za ludzki kłopot, jej sprawą. Postawione na jej drodze postacie utemperowały nieco jej dumę, uświadomiły, że o prawdziwej wartości istoty żyjącej nie decyduje przynależność rasowa i czystość krwi, nieodziedziczone po przodkach geny, lecz to, co skryte głęboko w sercu.
   Wciąż marzy jej się, by ludzie przestali bać się magii, powstanie Kręgu, który jednoczyłby wszystkie rasy, a w którym magowie mogliby szlifować swe umiejętności i nieść pomoc tym, którzy by jej najbardziej potrzebowali. Brzydkie doświadczenie z przeszłości, pozostałość kłopotów, w które sama, w jak najlepszej wierze się wpakowała, sprawiły, że lękiem napawają ją portale, co biorąc pod uwagę profesję jest równie irracjonalne jak bojący się koni jeździec i mdlejąca na widok krwi uzdrowicielka. Wszędobylskie oko Starszyzny nie powstrzymało jej przed włóczęgą po kraju i zaglądaniu do bardziej podejrzanych kątów, a przydzieleni jej do ochrony dwaj przyboczni nie zapobiegli regularnemu gubieniu się Jej Wysokości.

Art credit by 88grzes
Niraneth Raa'sheal | Nira | Szept | wredna magiczka | czarny mag | członkini bandy Nefryt | Wilcza Pani | elfia królowa | Mała | Wilczyca | pani zawsze na siebie uważam i jestem ostrożna | elfka pełnej krwi | długoucha wredota | Wygnaniec | Erianwen | pani nie można tego tak zostawić | magnes na kłopoty


~*~

Art credit by Sayara-S

Devril Randal Larkin Winters
earl Drummor
Kerończyk
„Brzeszczot nie wiedział, jak Dev chce ich wyciągnąć z wyspy, ale postanowił zaufać temu wymądrzającemu się pięknisiowi. Kto jak nie on, da radę ich wyrwać z tego szamba? Takiego Devrila to ino się trzymać i nie puszczać.”
  
Dar o Devie


Devril Winters | Dev | arystokrata | earl Drummor | szpieg | Duch | człowiek | przyjaciel plemion | kochaś | przydupas | pan, który znajdzie wyjście z każdej sytuacji | piękniś | bawidamek

~*~

Art credit by gokcegokcen

Lucien Czarny Cień
Kerończyk
Poszukiwacz Bractwa Nocy
"Chciałam cię poznać. Powinnam cię znać. Ale ty wolałeś bawić się w przybieranie setki masek, a każda z nich była dla ciebie niczym ważnym."

Iskra o Lucienie

Lucien Czarny Cień | Lu | Poszukiwacz | Cień | Asgir Thorne | kowal | Varian Gharkis | zabójca | człowiek | pan misja | lodowa góra | Władca kaczek | Radny Bractwa | mentor


Ostatnia aktualizacja karty: 29.03. - cytat u Luciena
Ostatnia aktualizacja podstron: 25.10. - aktualizacja pobocznych zakończona

5 000 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   1001 – 1200 z 5000   Nowsze›   Najnowsze»
Sol pisze...

Patrzyła na niego nie rozumiając wiele. Nie dostrzegła nic, ani rycerza, który zwrócił na nich uwage, ani tym bardziej innych zygnałów, które miałyby ich zaalarmować. Po prostu... Po prostu wczuła sie w role i tylko w drzwi wpatrywała. Straciła czujność.
Zaraz jednak skineła, usmiechnela się rzewnie i prrzesunęła palcami po jego policzku, gdy sie odwracal. A gest ten jakimś utęsknieniem zabarwiła i nawet posłała za nim powłóczyste smutne spojrzenie. Westchneła teatralnie, a niezła z niej aktorka! i chwyciła Szept pod ramie, wyprowadzając. Choc u progu to elfka bardziej ja wyciagala z karczmy, niż to Sol prowadziła magiczkę.
A gdy znalazły sie za progiem i dzrwi za nimi zamknęły, Sol skoczyla do okna i wychyliła nieco, by do srodka zajrzec.
- Musimy go wyciagnąć! - sykneła, nie mając zamiaru zostawiac go tam samego. Do licha! Nie! Nie tym razem!

Silva pisze...

Wilkolak mial problem. Jak najemnik mi al swoje wlasne, dziwne uczulenie, które nie dawali ku żyć. Tak, wilkolak byli uczulony na gorzalke i pić jej nie mogli, bowiem puchl i czerwienil się niczym burak.
- Jeśli i ja się napije, to kto waszych tyłków będzie bronił? - tak, za nic się nie przyzna, ze nie może, ale od czego mamy szamanke?
- My same! Ty nie pijesz, bo puchniesz! I nie ma w tobie nic fajnego, a pośladki się nie liczą... - do dala ciszej.

Iskra pisze...

Wymamrotał coś pod nosem, jakby ją przedrzeźniając. Spojrzał zaciekawiony na krąg i zmarszczył brwi.
- Będziemy coś przywoływać? Robić coś ciekawego? Wiesz, bo w sumie... - miał powiedzieć, że misja. Ale powstrzymał się i nie pisnął słówka.
- A tęskniłaś trochę? - wypalił po chwili milczenia nie mogąc się powstrzymać. Gdyby miał ogon, zacząłby nim merdać.

Iskra pojęła dokładnie w tej chwili co Lucien cóż się święci, dlatego zbytnio nie musiał jej poganiać, bo ledwie skończył zdanie, a elfka była już po drugiej stronie. I kiedy to się stało, statek rzeczywiście zaczął się niebezpiecznie przechylać i elfka pisnęła.
- Chodź tu! - warknęła do Cienia jakby było to potrzebne. Nawet chwyciła go za fraki i pomogła się przedostać. A statek zanurzał się coraz szybciej, ludzie nie wytrzymywali i puszczali się barierek, rozbijali się o armaty i skrzynie. Jeden z nich puścił się i złamał wpół w maszcie, aż trzasnęło i kręgosłóp wyrwał się z pleców. Iskra odwróciła wzrok marszcząc nos. To zdecydowanie nie był przyjemny widok. Poza tym, wolała patrzeć na Lu... Być może już nigdy go nie zobaczy.

Iskra pisze...

Wymamrotał coś pod nosem, jakby ją przedrzeźniając. Spojrzał zaciekawiony na krąg i zmarszczył brwi.
- Będziemy coś przywoływać? Robić coś ciekawego? Wiesz, bo w sumie... - miał powiedzieć, że misja. Ale powstrzymał się i nie pisnął słówka.
- A tęskniłaś trochę? - wypalił po chwili milczenia nie mogąc się powstrzymać. Gdyby miał ogon, zacząłby nim merdać.

Iskra pojęła dokładnie w tej chwili co Lucien cóż się święci, dlatego zbytnio nie musiał jej poganiać, bo ledwie skończył zdanie, a elfka była już po drugiej stronie. I kiedy to się stało, statek rzeczywiście zaczął się niebezpiecznie przechylać i elfka pisnęła.
- Chodź tu! - warknęła do Cienia jakby było to potrzebne. Nawet chwyciła go za fraki i pomogła się przedostać. A statek zanurzał się coraz szybciej, ludzie nie wytrzymywali i puszczali się barierek, rozbijali się o armaty i skrzynie. Jeden z nich puścił się i złamał wpół w maszcie, aż trzasnęło i kręgosłóp wyrwał się z pleców. Iskra odwróciła wzrok marszcząc nos. To zdecydowanie nie był przyjemny widok. Poza tym, wolała patrzeć na Lu... Być może już nigdy go nie zobaczy.

Sol pisze...

gdy elfka dotkneła jej ramienia, Sol rzuciła jej ostre spojrzenie. By nie próbowała jej uspokajac i odbiegac od tej mysli. A ta wbrew wszystkiemu co sądziła Sol, przyznała jej racje! Chwile az tamta uwierzyc nie mogła i patrzyła na elfkę zaskoczona. Zaraz potem drzwi trzasneły, Dev sie zjawił. Cały i zdrów. Sol miała ochotę podbiec, na szyje mu sie rzucic, jakaś blokada sie jedka właczyla i tylko przy nim stanęła, uwaznie lustrując, jakby w poszukiwaniu obrażeń. Nie miał żadnych.
- Chodźcie - złapała za rekę elfkę, drugą podwinęla pod ramie tamtego i pociagneła ich gdziekolwiek, ruszając przed siebie. Tego im tylko brakowało, by kto za nimi wyszedł. Albo by jej znowu sie na amory zebrało do licha!
- Co to za kreatury były/ czego oni szukają? - spytała po tym, jak odeszli kawalek od gospody, puszczając tamtych.

Silva pisze...

Wilkołak byłby się obraził, za takie potraktowanie swojej osoby, za zachowanie wszystkich, a w szczególności szamanki, która jakby nigdy nic, popijała z radosnym uśmiechem ludzką gorzałkę.
Drav cmoknął. Doszedł do wniosku, że takie zachowanie Duszołap jest strasznie irytujące. - Myślałby kto, wielka pani duchów, dała się spić jak świnia.
I pewnie szamanka odpowiedziałaby coś wilkołakowi, gdyby nie wtrącił się Lofar; krasnolud sytuację chciał rozładować to i pod nos wilka bukłaczek podsunął, wcale nie wierząc w jego przedziwną alergię. A może po prosty chciał zobaczyć, jak wilk spodnie opuszcza?
- No, napijże się. Spodnie same spadną...

draumkona pisze...

Wilk nie odpowiedział, a po prostu wyjął sztylet i nim cisnął. Ten natomiast wbił się dokładnie w miejsce gdzie przebiegała linia okręgu. Ruch był błyskawiczny, jakby automatyczny, równie naturalny co mrugnięcie, czy zaczerpnięcie oddechu.
- Jak widać, umiem. Zmieniasz temat. Cienie nauczyły mnie paru rzeczy... - to mówiąc uśmiechnął się, ale widzieć tego nie mogła. Chusta. Ale za to oczy. Oczy błysnęły dziko i niebezpiecznie. Wiedział. Przynajmniej tak mu się wydawało, że wiedział.
Szept na pewno unikała rozmowy o zranieniu Corvusa! Tak, to musi być to!
Wilk poczuł się jak geniusz.

Po pęknięciu, statek opadł znów na wodę i gdyby się mocno nie trzymała, to by spadła w mroczną toń, jak ten mężczyzna... Niech ziemia lekką mu będzie.
Po chwili niebezpiecznego kołysania się, pozostała połówka znów stanęła na wodzie i zanurzała się. Dość szybko. A Iskra zauważyła, że ludzie którzy zniknęli pod wodą... Nie wypływają. Jakby coś ich wciągało. Niespokojne spojrzenie na Luciena.
- Jeśli... - ale jakoś nie potrafiła uformować myśli. W sumie lepiej powiedzieć to co chce teraz. Bo potem nie będzie na to czasu.
- Pamiętaj o mnie - trochę brzmiało to jak pożegnanie. Poczuć mógł jeszcze jej wargi muskające jego czoło, jakby w jakimś geście...
A woda znajdowała się ledwie parę metrów od nich.

draumkona pisze...

Obserwował uważnie każdy jej ruch, jakby nie chcąc stracić nic z wykonywanych przez nią czynności. Potem padło pytanie, na które miał ochotę głupio odpowiedzieć...
- Nie... A nawet tak - powędrował ku niej, najpierw odbierając sztylet i chowając do pochwy, a potem spoglądając na nią zagadkowym spojrzeniem.
- Pustka... Nie brzmi dobrze. Co kombinujesz, pani zawsze na siebie uważam?

Iskra poczuła jak przenikliwe zimno wypycha wręcz jej powietrze z płuc. Zaciśnięte mocno powieki, jakby to wszystko było jakimś złym snem. Barierka puszczona. Tylko, czemu ona czuła, jak woda ją ciągnie w dół, miast pomóc i pchnąć ku górze?
Niepokój.
Machnęła rękami i z trudem poczuła, jak coś się zmienia. Jak zmienia się na lepsze.
Wypłynęła już czując jak palą ją płuca. Czując, jak świadomość ucieka. Gwałtowanie zaczerpnęła powietrza i rozejrzała się. Tłum ludzi ja otaczał. Tłum. A wszczyscy zdezorientowani, zrozpaczeni. I nie mogła znaleźć w tym wszystkim Poszukiwacza.
Czy on...
Nie, po prostu się zgubił w tym tłumie. Musiał. Innej opcji nie było.

draumkona pisze...

Wycofał się grzecznie z kręgu, ale wzroku nie oderwał. Znał ją. Znał ją i to cholernie dobrze. Zresztą, ile razy Iskra chodziła po komnacie i wyklinała Szept i jej pomysły...
- Wszystko brzmi ładnie i cudownie, teraz mi powiedz, gdzie jest haczyk? - rzecz jasna, domyślił się, że coś ukrywa. I nie potrzebował do tego żadnej magii czy sztuczek Cieni. Po prostu wiedział.

Nieco przytkane wodą uszy nie ułatwiały zadania, ale... Ten głos byłaby w stanie rozpoznać wszędzie. Rozejrzała się uważniej i niemal utopiła się od tej ulgi jaką poczuła. Przepchała się przez ludzi i dotknęła ramienia Luciena.
- Jestem przecież... - i trzęsła się. Okropnie. Cała. Musieli znaleźć jakiś kawałek... Czegokolwiek. Nie mogą zostać w wodzie.

Sol pisze...

Uśmiechneła się lekko i, widząc że Devrilowi nic nie jest i w końcu mogła odwrocić wzrok od jego twarzy. Słowa Szept za to... zupelnie zbily ja z tropu. Przeciez to tu w Keroni spotkaal elfkę, tu własnie mogła jej pokazać, ze i ona magie swa ma.... A to wszystko niedobre i złe? I ludzi krzywdzące? I niebezpieczne?
Głos Ninareth brzmiał tak... oschle i gorzko, przepełniony żalem... Sol zmarszczyła brwi i uniosła dlonie, zaraz chwyciła sie za nadgarstek i zagryzla wargę. Więc i ona... uwazać musi...
- Oni tropią za magią? - spytala cicho, bo teraz... skoro i ona i elfka są razem, ich aura silniejsza i łatwiejsza do wytropienia. I niebezpieczeństwo rośnie. Aż ogniki w jej oczach zapłoneły i jakas złośc sie w niej zagotowała.

draumkona pisze...

Widząc jak bezwładnie osuwa się na śnieg, miał przemożną ochotę by do niej doskoczyć i ocucić. Tak być nie powinno. Cholera.
- Głupia magiczka... - mruknął zamiast tego i kopnął śnieżek i zaraz też warknął z bólu, bowiem pod śnieżkiem krył się całkiem spory kamulec i Wilk uderzył się w duży palec u nogi. I to wcale nie było przyjemne. Podobnie jak bierne czekanie i obserwowanie Szept, która duchem włóczy się po jakichś Pustkowiach, czy bogowie niejedyni wiedzą gdzie. Jeszcze raz warknął pod nosem, niezadowolony i poirytowany. Ale mimo to, gdyby ktoś odważył się teraz spojrzeć w dwukolorowe oczy, ujrzałby tam przebłysk troski pośród niemej, bezsilnej furii.


Podążyła wzrokiem za jego dłonią i zobaczyła to co on. Kichnęła i pociągnęła nosem. Tak, skrzynie były lepsze niż woda. Więc tam się skierowała, a wraz z nimi chyba wpadła na to większa część ludzi, bo zaraz trzeba było się bić o skrzynie. Na szczęście, tym razem bogowie im sprzyjali, bo elfce udało się znaleźć dość sporą, podłużną nieco, taką, która to nie zatonie od dwóch osób. Wgramoliła się na nią i wykręciła wodę z włosów, po czym znów kichnęła i zaczęła się trząść. Gdyby tylko miała magię...
Jakiś człowiek próbował także wleźć na skrzynię, ale powitał go Iskrowy but, który złamał mu nos. Jak widać, było jej teraz bardzo na rękę fakt, że Cienie powinny troszczyć się o swoich, a nie innych.
Mimo to, i tak było cholernie zimno. Wargi jej zsiniały, ciało zbledło, a mokre włosy zaczął pokrywać szron.

draumkona pisze...

Wilk uważnie obserwował magiczke pozbawioną instynktu samozachowawczego. Obserwował tą, która rzekomo na siebie uważała. I mimo tego, że się martwił, że był na nią poniekąd zły za takie wybryki... I on poderwał się z ziemi widząc reakcje Corvusa. Obserwował ją uważnie, jakby poddając ocenie. Czy to ona? A może nie ona?
Naszłą go przemożna ochota by spłatać jej jakiegos okropnego figla... Ale powstrzymał się. Zemsta nadejdzie potem.
- Szept? Wróciłaś wariatko?

Iskra także walczyła z ciążącymi powiekami i ogarniającą sennością. Do drżenia już przywykła. Do zimna też. Z kolei do zamarzających smarków w nosie niezbyt.
Nie wiedziała ile czasu upłynęło. Poruszyła się, a zamarznięta suknia i płąszcz zatrzeszczały cicho. Włosy zmienione w białe, oszronione wstęgi zsunęły się z ramienia, a elfka zamrugała wolno. Gdzie byli? Położyła się z powrotem i spojrzała na niebo. Były tam gwiazdy. Noc...
Spojrzenie trafiło także na Poszukiwacza. Spał.
Rozległ się głośny plusk, a Iskra wciągnęła więcej powietrza, od czego zapiekły boleśnie płuca. Zmarznięte dłonie odmawiały posłuszeństwa. A jednak, ktoś... Lub coś... Płynęło gdzieś w okolicach.
Elfka pochwyciła dłoń Luciena z niemałym wysiłkiem i potrząsnęła nią próbując go obudzić. Na nic jednak zdały się słowa i gesty. Nie ruszał się.
I dokładnie w tej chwili, kiedy miała już wszystko uznać za stracone i pogodzić się z losem, poczuła silnie otaczające ją ramię. I wkrótce potem dotyk lodowatej wody. Ktoś ją ciągnął. Ciągnął gdzieś...
Dotyk czegoś szorstkiego. Piasek?
Iskra zemdlała.
***
Obudził ją głośniejszy trzask, jak się okazało potem, trzask łamanej gałęzi. Otworzyła powoli oczy i zatrzęsła się. Wciąż było jej zimno. Ale przynajmniej ubrania były suche, była owinięta grubą skórą i kocem...
A obok leżał Lucien. Elfka chwilę mu się przyglądała, bardzo uważnie i już chciała coś powiedzieć, kiedy dosłyszała głos.
- Cudem go odratowałem, zostaw go - znała ten głos... Zamrugała znów i przeniosłą spojrzenie na ognisko. Ktoś tam był. Siedział. Patrzył na nią. Ściągnęła w zadumie brwi i kaszlnęła. Dwa miecze. Srebrny, drugi żelazny...
I białe włosy. Poza tym, zapach.
- To ty?
- Nie, kto inny
- Humorzasty, jak zawsze... - mruknęła cicho dowiadując się czego chciała. A potem usnęła.
***
Nie wiedząc ile spała, znów uchyliła powieki. Tym razem znów była noc. Znów to samo miejsce. Ogień. Ciepło.
Podniosła się ostrożnie i wyślizgnęła się spod skór. Lu wciąż spał. Lepiej go nie budzić. Za to...
Za to ona podpełzła na czworakach do białowłosego wiedźmina, który chyba uratował im życie.
- Coś ty robiła na tym statku?
- To długa historia
- Mam czas
- Ale nie wiem, czy ja go mam... - nie mniej jednak, opowiedziała mu. Uniknęła opowiastki o tym, że to zlecenie Bractwa... Że w ogóle do niego należy. Tak będzie lepiej.
- Czemu wtedy uciekłaś?
To pytanie było tak oderwane od tematu, że zbiło ją z tropu. Ale chwila myślenia i pojęła o czym mówi.
- Sulfur?
- Mhm
- Widzisz... - podrapała się za uchem jakoś wpadając nagle w zakłopotanie - Niecodziennie traci się dziewictwo. Chyba ze wstydu.
Wiedźmin parsknął i spojrzał na nią zagadkowo
- Mnie się wstydziłaś?
- ... Tak jakby - mruknęła w odpowiedzi, wcale niezadowolona, że wrócił do tamtego tematu. Ale wtedy coś przykuło jej uwagę. Lu. Ruszył się. Może już nie spał?

Silva pisze...

Brzeszczot powinien żałować, że kisi się w stolicy, gdzie czuje się niczym ryba z wody wyrzucona, kiedy jego przyjaciele piją gorzałkę i mają tę jedyną okazję, by lekko podpite Szept i Silvę zobaczyć. Miał pecha.
- No, dalejże głupi, sztywny wilkołaku... - szamanka ulepiła śnieżną kulkę i w Drava rzuciła, ale nie trafiła. Za to wilkołakowi przeszła ochota na upolowanego chwilę wcześniej zająca.
- Radagast miał rację. Pijana jesteś jeszcze gorsza niż normalnie - zrobiło się jakoś nieprzyjemnie; lepiej żeby od słowa do słowa nie wywiązała się sprzeczka. Miodu im dajcie!
- Ale ja przynajmniej nie puchnę od gorzałki, krwiopijco! Midar... On mi dokucza... - o, szamanka się żali.

draumkona pisze...

Zagryzła wargę czując dziwne napięcie w powietrzu. No tak. Lu i inni mężczyźni, którzy coś do niej mieli to nie było dobre połączenie. Ani bezpieczne.
Wiedźmin podniósł się z wolna i otrzepał ręce o kaftan, po czym sięgnął w cień po nowe drwa, które rzucił do ogienka.
- Trzeci Wolny z Watahy - po Keronii krążyła pewna wiedźmińka grupa nazywana właśnie watahą. Byli uznawani za najlepszych w swym fachu. Niemalże niezwyciężonych. I było ich pięciu. Pięć wilków liczyła Wataha. A on był trzecim, który odeń odszedł.
- Choć ty pewnie bardziej kojarzysz miano Acherona - białowłosy wzruszył ramionami, jakby niezbyt go wszystko obchodziło. Spojrzał znów na Cienia, a oczy jego, żółtej barwy były jakieś inne niż przykłądowo, te ślepia Szczura. W tych czaiło się coś dziwnego... Niepokojącego.
I przerzucił wzrok na Iskrę.
- To przyjaciel - mruknęła elfka obejmując się ramionami i kichając znów. Acheron uśmiechnął się zagadkowo i przysiadł znów obok.
- Nie sądziłem, że zostaniesz kiedyś Cieniem - rzucił trącając kijkiem drwa, które się obsunęły, a Iskra się jakby zapowietrzyła.
- Nie pytaj. Takie rzeczy po prostu wiem. Za dobrze cię znam. Wiesz, że jest zlecenie? Opis do ciebie pasuje... - urwał znów na nią spoglądając. A Iskra przełknęła ślinę.
- Z patelni w ogie...
- Nie. Nie wykonam go. - teraz to wytrzeszczyła na niego oczy nie wiedząc co powiedzieć - Nawet nie wiesz jakiego kitu nam nawciskali. Żeście wyrośnięte, zmutowane wiwerny... Ale ja cię znam i żadnej wiwerny mi nigdy nie przypominałaś. A ja renegatem nie jestem. - nie wiedziec czemu, Iskra poczuła przemożną sympatię do tego pana i go, nie wiedzieć czemu, przytuliła.
- Dziękuję
- Proszę.
Tak, Lu nie miał polubić wiedźmina.

draumkona pisze...

On nie wrzeszczał. Nie, bo po co. Struny sobie zedrze. On jej stracha napędzi. Zemści się za takie wybryki. Uważał, że to będzie bardziej skuteczne. Co prawda, potem może oberwać płonącą szyszką, ale jej mina... To będzie bezcenne.
- No, to co teraz? Idziemy gdzieś? Jakieś ruiny? - coś on się za bardzo palił do tego by zwiedzać jakieś niebezpieczne dziurska...
Podejrzane to i tyle.

[dopisek xD]

Silva pisze...

Wilkołak się uśmiechnął. Bardzo niepokojąco uśmiechnął. Czyżby chciał coś elfce przekazać?
- A ty weź nie kozakuj, bo wszystko com słyszał, powiem tak, aby pewien najemnik coś słyszał.
Drav momentalnie jęknął. Tym razem szamanka nie chybiła celu.
- Nie będziesz mi babskich plot ro... Rozko... No cholera jasna! - szamanka warknęła. - Buzia w kubełek i o.

(haha xD czasami mnie natchnie)

draumkona pisze...

- O. No proszę. Nie dość, że wyłowiłem z wody ciebie, to jeszcze samego Poszukiwacza - wiedźmin chyba był bardziej rozbawiony niż przejęty całą sytuacją.
- Niczego nie chcę, jak na razie. - odburknął zniżając się do Lucienowego poziomu. Za to elfka szarpnęła go za rękaw.
- Przestańcie obaj. Ty przestań ze swoimi długami, a ty - tu fiołkowe, rozwścieczone spojrzenie padło na wiedźmina - rozprostuj dłoń i przestań się szykować jakbyś był w jakiejś karczmie o wątpliwej sławie. I jeszcze raz zobaczę, że szykujesz się do Znaku, to mnie popamiętasz... - podniosła się i bezceremonialnie przegrzebała juki Acherona i wyjęła z nich dodatkowy koc, po czym wróciła na posłanie i się nim owinęła.
- Mężczyźni - prychnęła, po czym położyła się na boku z zamiarem czuwania. Nawet nie podejrzewała jak jest zmęczona. Wciąż zmęczona. Bo ledwie dwadzieścia minut minęło, a ona spała.
Zaś panowie... No właśnie.

- Zapewne nie zdziwi cię fakt, że polezę na spotkanie z tobą - pogrzebał w kieszeni i wyjął scyzoryk wileofunkcyjny. Otwieracz do wina. Nożyk. Otwieracz do antałków piwa. Nożyk numer dwa. Otwieracz do... Wilk nie chciał wiedzieć do czego jest ten otwieracz.
- Do każdych ruin mnie niesie odkąd mam wolną rękę. Aż dziwne. Nie podejrzewałem, że otarcie się o śmierć robi takie rzeczy w mózgu... - zamyślił się. Potem schował scyzoryk i poprawił kapelusz.
- Prowadź pani magiczko szalona.

Silva pisze...

Szamanka się oburzyła. Wstała chwiejnie, złapała bukłaczek i elfkę za rękę. - Idziemy sobie - postanowiła, ciągnąc za sobą Szept.
- Niby gdzie? - wilkołak zagrodził jej drogę - Zawracaj.
- Odsuń że się - i odpychając go na bok, posłała mu wrogie spojrzenie. A kiedy Drav nie chciał posłuchać, wykorzystała lód, aby go unieruchomić. - Pilnuj krasnoludów, nie nas.
- Świetnie! To sobie idź, nie będę cię ratować, głupia szamanko - i się obraził.

draumkona pisze...

Sam Acheron zdawał się wiedzieć o wiele więcej niżby ktokolwiek podejrzewał. Wiedział o Natanie, a to dzięki zdrajcy w szeregach Bractwa. A jak na wiedźmina gust, dzieci się ignoruje jeśli się ich nie chce. Wieści zaś donosiły co innego. Poza tym, Iskra... Tu spojrzenie powoli prześlizgnęło się z Cienia na elfkę. Tak, tu też coś było. Wisiało w powietrzu. Był tego niemalże pewien. Tylko jeszcze się upewnić...
- Jest coś czego mogę chcieć. Mały Natan. - i wcale nie usmiechnął się przy tym złośliwie, jak wymagałaby sytuacja. Nie, on dalej miał ten ponury wyraz twarzy co zawsze. Ale postanowił Cienia podrażnić. Cóż, może się czego dowie. I maślane spojrzenie zawisło na osobie śpiącej elfki.
- Koc się z niej zsunął. Zmarznie. - i musiał się bardzo pilnować, by się nie uśmiechać. Przecież to on zauważył, a nie Cień, który przecież był bliżej...
Wiedźmin był złośliwy. Normalnie niemal jak Dibbler.

- Ale ja nie dałem się zabić - sprostował od razu, nieco dotknięty. No, bo przecież przyszykował wszystko, tak? A to, że gwiazda miała jakiś podejrzany, czerwony kolor, to już nie jego wina...
- A gdyby nie dopisał ci zwykły fart, to byś już nie żyła. W sumie, nie żylibyśmy oboje, bo ja bym cię nie zabił. I to ty jesteś bardziej szalona - i magiczka oberwała śnieżką.

Sol pisze...

Obróciła sie i jak tak szli, brnąc przez snieg powoli, tak ona szła na oslep, zerkając w tyl. Na gospodę s której i światło biło i krzyki. A więc tu i magowie bezpieczni nie byli. Czy i ona...? Jako Spowiedniczka? Dziedziczka światła? I ta, której ogień posłuszny?
SPojrzała na swoje dłonie i potrząsnela glowa. O nie, nie wolno tak, nie wolno mysleć za duzo o tym. Bo niedobre wnioski się nasuną.
Spojrzała na Szept z bezradnościa, jakby pytała teraz i tu, za wczasu, nim nikt jej nie odkrył, czy ona ma się czego bać. Potem spojrzała na Devrila, jakby zaskoczona tym, że taki bawidamek tyle wie. I znów na Szept spojrzała.
Ale teraz doszły i słowa.
- Co teraz? - ona sama chdoziła gdzie ją nogi niosły. Ale oni?

Silva pisze...

Wilkołak rzucił oddalającym się kobietom wrogie spojrzenie i przysiadł przy ognisku, obok krasnoludów i nawet wyrwał Moczymordzie bukłaczek, najwyraźniej zapominając, albo mając gdzieś to, że jutro cały spuchnie.
- Baby...

No a szamanka w końcu się zatrzymała, spory łyk pociągnęła tej krasnoludzkiej gorzałki niewiadomego pochodzenia i na pieńku przysiadła.
- Chłopy...

Silva pisze...

Czarny konik, który w mroźnej nocy i wśród śniegów zdawał się być zjawą z koszmarów wyjętą, wyjechał z mrocznego lasu, śledzony przez spojrzenie żółtych ślepi, ukrytych wśród dzikich krzaków. Poruszył głową, parsknął i ruszył przed siebie tak szybko, na ile pozwalały mu nierówności terenu i przeszkody.
Śnieg sięgał niemal do strzemion, w które wetknięte były buty. Męskie. Elfiej roboty, sądząc po gracji i kroju.
Konik i jeździec skierowali się na główny gościniec. Nie byli w drodze od dwóch tygodni, a dotarcie do wesołej gromadki zajmie kolejny tydzień.
Mężczyzna pośpieszył konia.

~~
Wisielec się skrzywił, kiedy upił łyk. Splunął i oddał bukłaczek biednemu, ograbionemu Midarowi.
- Nawet się porządnie upić nie mogę. A baby chleją!
- Pochędożyłby...
Wzrok, który posłał wilkołak krasnoludowi sprawił, że Lofar przestał się do niego skradać, za to przytulił się do Midara, że niby wielce pokrzywdzony jest i trzeba go ratować.

~~
Szamanka walnęła się na plecy. I już już miała coś powiedzieć, kiedy śnieg między elfimi nogami się poruszył, wybrzuszył jak kreci kopiec i przez biały puch przebiła się głowa. Ludzka całkiem, a nawet chłopięca. Zaraz też zniknęła.
- Widziałam... Nie, na pewno nie widziałam głowy w śniegu.

draumkona pisze...

- Nie składał przysięgi, a niektóre wspomnienia można usunąć - nie zamierzał dać za wygraną. Nie dopóki swego nie dopnie. A, że Cień zignorował jego uwagę o kocu... Cóż, sam się podniósł, wolnym krokiem podszedł, po czym przyklęknął przy elfce i okrył ją szczelniej. Jeszcze zaczesał jej kosmyk za ucho.
- Elfia ofiara, gwiazdę posiała - mruknął widząc brak amuletu na elfiej szyi. Chyba nie wiedział, któż teraz jest w jego posiadaniu...

- Skróciłem, bo skróciłem i tyle - uciął dziwnie poirytowany tym, że poruszyła temat popielnego wąpierza. Nie chciał tego robić, ale wtedy nie było innego wyboru. To chyba była jedyna sytuacja, gdzie on i Cień się zgadzali co do postępowań i podjętych działań.
- Jak na mój gust, niepotrzebnie się wplątujesz w kłopoty. Jakbyś szukała guza.

Sol pisze...

Zmarszczyła brwi i zaraz pokręciła głową zywo.
- Nie! - oznajmiła ostro. - Ja nie mamz amairu uciekać - spojrzała to na jedno, to na drugie. Wojowniczo. jakby chciała spotkania z tamtymi lowcami. jakby chciała sprawdzic te moce, ktorych nie mogla jeszcze w wiekszy sposob wykorzystac i sama siebie sprawdzić. W sumie nie wiedziała ile może. Ile umie i potrafi. I na ile ja stać.
Dotyk Spowiedniczki mogl byc i smiertelny jesli taka jej wola, starczyło więc dotknąc i spojrzec w oczy... Ale... Ale za to ogień zwracał uwagę. I przywodził kłopoty. To na pewno.
- Poza tym nie mam gdzie iść - wzruszyła ramionami, jakby to wszelkie kwestie rozwiązywało. I zamykało dyskusje, raczej niewygodną teraz.

draumkona pisze...

- Nie da się wiedzieć wszystkiego - spojrzenie żółtych ślepi padło na Cienia - Ale Yue nie należy do Bractwa - ten osobnik wiedział zdecydowanie za dużo. Gdyby tylko wiedział, że małą Yu spotka jeszcze nie raz, zapewne nie drażniłby teraz Cienia, a siedział nad mapami i planował wyjazd z kraju.
- Ciekaw jestem co wiesz o zamku Sulfur...

- Zrozumiałbym, jeśli byłabyś łaskawa to wyjaśnić - odburknął niezbyt przyjaznym tonem i wepchał dłonie do kieszeni.
Na widok nowej kobiety niezbyt zareagował. Prawdę mówiąc, chwile postoju wykorzystał do grzebania butem w ziemi. Jaki czarnowłosy elf? Bo ten ognistowłosy to pewnie Darrus. Albo Ivelios. W sumie to... Nie, jednak Dar. Na pewno.
Podniósł palcem nieco rondo kapelusza i dwukolorowe oczy łypnęły na Sednę.
- A mi się podobało, pani mogłaby kontynuować. - a i jak widać, ton Wilka był teraz jakiś inny. Na pewno wyrażał żywe zainteresowanie. Wszak Wilk jak dotąd spotykał się tylko z Iskrowym odrzuceniem.

Silva pisze...

Lofar chciał się tylko przytulić. Moczymorda nie był interesujący, ale pocieszyć mógł - tak sobie myślał Lofar, ale widać Midar nie podzielał jego rozumowania.
- Odrzucony...
- Powiedz mi, mości krasnoludzie, skąd u ciebie tyle gorzałki? - wilkołak widać chciał się zająć czymś innym.

~~
- Ale głowa! - szamanka mruknęła coś w ojczystym języku górskiego plemienia i rzuciła się w stronę elfki, prawie na nią wpadając. - O tutaj była! - i wskazała dziurę obok elfich stóp, w którą sama głowę wsadziła, jakby zapominając, że coś ją tam może nosa pozbawić, oczy albo wszystkiego naraz i będzie bezgłowa szamanka.
Z dziury dało się słyszeć przeraźliwy, męski pisk, a zaraz potem szamanka się wyrwała z dziury, śniegiem obsypana i wyciągnęła za sobą nie zająca, a jasnowłosego chłopaczka, który tulił do swej piersi szkielet i płakał. - Człowieka kreta znalazłam...

Sol pisze...

Nie podobało jej sie to. Nie i koniec. Po pierwsze wciąz czuła się tu obco. Po drugie nadal była sama, podpieczna bez swego opiekuna. Po trzecie, świezo odkryła swoja magie, a juz musiała udawać że jej nie ma, kryc się z tym darem i... i grac. Cholera, dośc miała tych gier!
Ale tak będzie lepiej dla niej i dla tej dwójki. W sumie dziwny byl ten los, skoro ją akurat z nimi połaczył i na drodze ustawił. Cod ziwniejsze, zdawało się, ze teraz wszyscy mają się razem trzymać. Na razie.
- Chodźmy - rzuciła cicho, nieco zmeczonym tonem i zwiesiła glowe. naciągnela kaptur na głowe i ruszyła za nimi. Bo sama zostac nie chciała.

draumkona pisze...

Uśmiechnął się krzywo brzydko. Więc jednak.
- Nie, nie palę się by o tym mówić, choć rzeczywiście, wspomnienia są dość... Gorące. Za to widzę, że ona - tu zagadkowe spojrzenie na elfkę - ci nie powiedziała. Nic nie pisnęła słówkiem. W sumie, nawet elfowi nie powiedziała, a przecież byli blisko. Nawet zbyt blisko - to powiedział powstając. Jego bułanek chrupiący owies targnął łbem z doczepionym doń workiem.
- Odwiozę was do najbliższej mieściny. Potem radźcie sobie sami, moje Cienie - i tak już zrobił dla nich... Dla niej, za dużo.

Nie, nie był ślepy, ale wizja seksu bez zobowiązań była nade wszystko kusząca. Powoli sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z nich bransoletę, po czym lekko nią pomachał, niby przynętą.
A potem zdawał się być znacznie bardziej zajęty obserwowaniem reakcji Szept. W sumie, wszystko przez Sednę, bo gdyby tamta się nie wypaplała, to by nie zwrócił na to zbytniej uwagi pochłonięty nowym obiektem.
Całe szczęście, chusta. Chusta ratowała jego jestestwo, bo zapewne gdyby kto zobaczył jego wyraz twarzy, to umarłby i żadne pośladki nie byłyby w stanie pomóc.

Silva pisze...

Chłopaczek się trząsł jak osika. Rzewne łzy ronił strumieniami, tuląc do siebie szkielet ludzki. - To nie kości kupa! - załkał i pogłaskał białą czaszkę. - Przepraszam Stokrotko. One nie chciały cię obrazić - i człowiek kret, który Ciapą był nazywany, szarpnął się i do dziury chciał uciec, ale trzymała go szamanka.
- Wracaj tutaj! - zawołała, nie mając Ciapy zamiaru puścić - Chcę człowieka kreta!

Sol pisze...

Zamyslona dopiero wyczuwając na sobie wzrok kogos, ocknela sie. Spojrzala naniego z jakims smutkiem i złościa jednoczesnie kryjącą sie w oczach i pokręciła glową.
- Nie mam konia - oznajmiła spokojnie, jakby to bylo cos oczywistego. Jak to, ze dawniej miala kilka do wyboru w rodzinnej stajni w pałacu. A teraz żadnego... jak i slugi, jak szkatuły z zlotem, diamentów... opiekuna.
Zatrzymala sie i obrociła. Chciała wrocić. Tylko... popisac się? Czy oddać w ich ręce? By ją zauwazono. Może to zwroci uwage zakonu. gdyby jeszcze nazwę podala. Alasdair by sie odnalazł.
- Szept? - zwróciła sie do elfki. - A jak oni stoja w układach z Egzekutorami?

draumkona pisze...

- Interesujące? Zapewne oberwałbym butem, a siniaka kolejnego nie chcę. I tak wystarczająco już rzyć boli od siodła i od siedzenia. Bezczynność nie jest dla wiedźmina. - i zwinął swoje posłanie, zaraz też powrzucał parę swoich rzeczy do tobołka.
- Poza tym, nie sądziłem, że aż tak cię interesują pikantne opowiastki z tych nocy na Sulfurze. Ile to... Ach tak. Całe pół roku - dobrze, że Lucien nie widział twarzy wiedźmina, gdy ten wiązał tobołki do siodła, które uprzednio wsadził na grzbiet bułanka. Acheron miał ubaw po pachy, choć przecież Poszukiwacz zachował swoją maskę... Z czego więc tak cieszył się wiedźmin? Lepiej nie pytać.

Wilk nie wiedział co w tym temacie sądzić. Owszem, lubił cycki. Jaki facet ich nie lubił... Ale z drugiej strony była Szept i te dziwne rumieńce, które wydawały mu się ciekawsze niż chichoty Sedny.
Ale nim cokolwiek zrobił, nim cokolwiek powiedział, Szept już uciekła. A co jak co, on wolał iść za nią i dopilnować co by się znowu w coś nie wpakowała.
Pochylił się ku Sednie, ale w tym momencie miał inny cel niż chędożenie.
- Tak naprawdę, to jestem jej. Mamy kryzys. - i to mówiąc, puścił się biegiem za magiczką, całkiem świadom tego, że jego słowa kiedyś na jaw wyjdą. Ale to kiedyś. Teraz jest teraz.

Silva pisze...

Człowiek kret zaparł się nogami w dziurze, dobrze że zmarzniętej i wyjść nie miał zamiaru. - Nie złożycie mojej Stokrotki swoim bogom w ofierze! - i się rozpłakał, jak bóbr. Szkielet kobiecy przytulił do piersi i ukrył w swoich ramionach. - Sam ją wykopałem, ona mnie wybrała i należy do mnie! - wielkie, jasne oczy zaszkliły się, a chłopaczek pociągnął nosem, bo aż biedny się posmarkał.
- Nekromanta? - szamanka przysiadła przed Ciapą i niemal dotknęła jego nosa swoim, na co Ciapa pisnął przestraszony i byłby kości upuścił, znaczy Stokrotkę. - Dziwny jakiś.

draumkona pisze...

Ostatni tobołek został doczepiony do siodła, a worek z owsem został zdjęty z bułankowego pyska. Koniec żarła.
Oba miecze, żelazny i srebrny, trafiły na jego plecy. Do tego też parę sztyletów i sakiewka z ziołami i fiolką eliksiru.
- Prosiłbym cię o coś, ale i tak jej tego nie przekażesz, a jakąkolwiek notkę pewnie spalisz - stwierdził wiedźmin oględnie dosiadając konika. Ściągnął nieco wodze i przyjrzał im się jeszcze raz - Bywaj, Cieniu. - i odjechał pan wiedźmin, kolejny na czarnej liście Poszukiwacza.

Wilk w odpowiedzi zachichotał tylko i głupio się uśmiechnął.
- Ktoś tu brzmi jak mały zazdrośnik - i jeszcze dźgnął ją palcem pod żebra, oczko puścił do Corvusa. Jak widać, pan niby trup tryskał humorem.
- Nie gustuję w nie-elfkach. A idę za tobą bo chcę... Dopilnować żebyś znowu nie wpadła na jakiś idiotyczny pomysł - oczywiście, że to musiało być to. Na pewno!

draumkona pisze...

Iskra śniła dziwne rzeczy. Na początek o Wilku, żeby było śmiesznie. Ale... Był inny. Jakoś czuła, że jest inny. Była tam też Szept. I, bogowie klękajcie i trzymajcie, miała dziecko. A Corvus niańczył jajko. Świat upadł na głowę.
Z taką myślą Iskra obudziła się w trzy godziny po odejściu wiedźmina. Zamrugała zdezorientowana i wpatrzyła się chwilę w ogień, po czym usiadła odrzucając koc. Spojrzenie padło na Luciena.
- Gdzie Trzeci? - i zaraz też odezwała się bardziej podejrzliwa strona elfki - Coś ty mu zrobił!

draumkona pisze...

[znowu o Wilku zpaomniałam...]

Wilk uśmiechnął się w duchu, ale dalej jej nie zaczepiał. Nie była zazdrosna? A te wypieki na twarzy to tak przypadkiem? To pewnie Corvus miał sprośne myśli, yhm, niech mu jeszcze taki kit pociśnie to już w ogóle umrze.
Nie protestował wobec jej zapewnień, że nie, ona wcale nie zazdrosna. Kiwnął uprzejmie głową, jak ktoś kto wie, że i tak ma rację.
Na Dara też nie zareagował. Na niańkę też nie. Założył sobie jedynie splecione dłonie na kark i tak szedł, całkiem zresztą beztrosko. Z pozoru.

draumkona pisze...

Uzyskawszy odpowiedź, właśnie miała pytać o to, czy z nim wszystko w porządku, ale nie. Tyrada zaczęła się, a elfka ściągnęła brwi. W tym momencie wpadła na pomysł zrobienia zazdrościomierza, co by sobie pomierzyć to i owo.
- Ze zjazdu na Sulfurze. Byłam wtedy dość marnym magiem, ale Wilk nie mógł się zjawić i posłał mnie w zastępstwie... Siedziałam tam bite sześć miesięcy. A on towarzyszył jakiejś czarodziejce... - ledwie skończyła, już było następne pytanie. Jeszcze mniej uprzejme niż poprzednie.
- Co ja mu naopowiadałam? - zdziwiła się. Zdziwiła i to okropnie, bo Acherona nie widziała już długi czas... Od kiedy... Mniejsza.
- Nie widziałam go od kiedy opuściłam zamek. Nie wiedziałam nawet, że żyje. Co cię ugryzło?

To chyba była najlepsza taktyka na doprowadzenie kogoś do szału i białej gorączki. A jak wiadomo, w takim stanie mówi się rzeczy, które zazwyczaj nie zostałyby powiedziane. Więc Wilk czekał sobie cierpliwie i był możliwie tak beztroski, jak tylko się dało.
- Sedna mówiła coś o jakimś czarnowłosym elfie, o kogo jej chodziło? - w zasadzie tylko to mu spokoju nie dawało.

Sol pisze...

[gdzies mi wcięło komentarz do szept... i nie wiem gdzie...]

Sapneła i zatrzymala sie. A więc to na nic. Nie moż ei na ukąłdy iśc, bo i pewnie żaden tamtych nie zainteresuje. Nie mogła handlować swoją wiedza, bo Egzekutorzy to odbrębny zakon był i... i pewnie nie interesował tamtych. Chociaż i oni magia sie posługiwali... Nie. To bylo jak jakies durne polowanie na czarownice!
Obrócila sie na pięcie i zwróciła ku tamtej dwojce. Innego wyboru nie miała, jak iść za nimi. A zatem ruszyla do nich i zaraz obok stanęła. Tylko po co? Jak chyba każde s woja strone mialo iść?
Ale czasy na rozmyslania i planowanie było niewiele. Od strony tawerny cos trzasnęło. Drzwi. A na zewnatrz wypadły trzy dlugie sylwetki w czerń odziane.

Nefryt pisze...

- Nie, nie - Leylith zamachała rękoma, zupełnie, jakby odganiała od siebie rój naprzykrzonych owadów.
- Wierz mi, to będzie miła odmiana. Ostatnio się naszyłam, narobiłam jak wół na polu, połatałam jednemu... barbarzyńcy portki, że jak paniczyk wyglądał, a ten do lasu w nich poszedł na dzika.
Nefryt posłała jej rozbawione spojrzenie. Już jakiś czas temu podpatrzyła, że dla Leylith wspomniany "barbarzyńca" nie jest obojętny. Odpowiedziała jej morderczym wzrokiem.
- A to to idzie w jego ślady - dodała, wskazując na Nefryt.

[Wybacz, że mierne te moje odpisy, ale coś mi dziś słabo idzie odpisywanie. Nie wiem, wypalam się, czy co?]

draumkona pisze...

- Przez pół roku niemal siedziałam na zamku... Razem z nim. Znam go dość dobrze - już myślała, że jakieś przyjazne relacje nawiązali... Ale nie. Zmrużyła oczy słysząc jego oskarżenie. A, czyli jednak... Cholerny Acheron i jego złośliwość.
- Tak, spałam. - przyznała otwarcie krzyżując ręce na piersi. Znalazł się, zazdrośnik chędożony.
- Ty pewnie w tamtym czasie myślałeś tylko o Solanie, więc nawet mnie nie denerwuj! - warknęła ostrzegawczo jeszcze bardziej mrużąc oczy. Cholera.
- Sypiałam z nim przez cały pobyt na zamku. I nic ci do tego.

Wilk westchnął słysząc Zoranowe miano.
- Łączyło was coś więcej, co? - spytał nieco bardziej ponuro. Jakby go to ubodło, czy cholera wie co... Wilkowi nie podobał się fakt, że ona wciąż myśli o tamtym. Jeszcze go będzie próbowała wskrzesić, albo co... I jego starania y utrzymać ją przy życiu szlag trafi.
Ach ta magiczka...
Co on by bez niej zrobił?

draumkona pisze...

Na Iskrze jego słowa jednak nie zrobiły wrażenia. Była niemal pewna, że wtedy z nią sypiał, proszę, niech sobie sypia. Znacznie gorzej zniosłaby informację, że wtedy... Że ją kochał. Jakby to usłyszała, ach, lepiej nie mówić. Rozpacz jeno.
- Mam nadzieję, że nie tęsknisz za nią aż tak strasznie jak ja za Acheronem - Iskra postanowiła mu dokopać słownie. Był niesprawiedliwy. Gdyby się przyznał, że mu na niej zależy, żeby nie spałą z innymi... Posłuchałaby. Ale nie, po co, on wolał się pieklić.
Mężczyźni.

Spojrzał na nią nieco uważniej niż dotychczas. W sumie, lubił słuchać jak czegoś opowiadała. Lubił słuchać jej głosu. Być może i dlatego stąd to pytanie... A może i dlatego, że wolał odciągnąć jej myśli od Sedny.
- Jak się poznaliście? - och, nie żeby go to interesowało... Nie, wcale.

Silva pisze...

- Nie! - zapiszczał zdenerwowany chłopaczek i wyrwał się szamance, pokazał im język i zniknął w dziurze.
- I tyle go widzieli, mężnego pana, co umknął pogoni - najprawdopodobniej cytat z jakiejś zasłyszanej pieśni, albo szamanka wymyśliła to na poczekaniu.

Sol pisze...

Sol nie była jednak takz decydowana jak tamta dojka. SPojrzała za Szept, bo i pomysł rozdzielenia w obliczu niebezpieczeństwa jej sie nie do końca spodobał. I na Devrila, który juz brnął przez śnieg dalej. I znowu za elfka rzuciła spojrzenie zmartwione.
Ruszyla za nim i zaraz poczuła jak mróz szczypie ją po policzkach, a one pewnie sie różowia w samoobronie. Ale nic nie wspomniała o tej niewygodzie, dyskomforcie. Juz nie była panna, cot o narzekac miała prawo.
- ja z przodu - poprosiła, bo na zadzie zawsze wialo. Poza tym miała i inny interes jeszcze.
Gdy juz z przodu siodła sie znalazla i po obu jej stronach pcozuła ramiona arystokraty, usmiechneła sie w duchu. Pięknie i milo.
- Nic nie zrozumialam z waszego planu - przyznała z kwaśna miną i mocniej przytrzymala sie grzywy, gdy ruszył z kopyta.

Silva pisze...

Szamanka klapnęła obok elfki i dźgnęła ją palcem - Szept, nie śpij. Nie chcę być sama - dodała, ale elfka chrapnęła i wyglądało na to, że nic już jej nie obudzi. To szamanka stwierdziła, że popilnuje elfki, ale zasnęła i spała.
Hum, dziwne było tylko to, że rano, a raczej przed południem, znalazły się w obozie ich małym, gdzie ogień płonął i gdzie spały twardo krasnoludy zalane w trupa i gdzie był czerwony i spuchnięty wilkołak.

draumkona pisze...

To ją rzeczywiście dotknęło. Zabolało i to okropnie, aż na chwilę mowę jej odebrało i tylko patrzyła na niego dziwnym wzrokiem.
- To trzeba było pójść za nią do Róży! Do Królewca! A nie ze mną... - nie skończyła. W porę ugryzła się w język. Nic już nie powie. Do niczego się nie przyzna. Spojrzała po sobie. Wciąż miała na sobie ten jego okropny płaszcz. W tej chwili elfka go z siebie niemal zdarła i mu rzuciła, po czym jedynie w nieco podartej sukni, dysząc ze złości i wstrzymując łzy, odmaszerowała między drzewa. Sama sobie poradzi, ot co.

Irandal. Drugie elfie miasto, zaraz po Eilendyr jeśli idzie o piękno i kunszt w budowie. Pamiętał jak ojciec wbiłał mu do głowy informacje na jego temat. Ale teraz jakoś... Zapomniał. Najwyraźniej ta wiedza nie przeszła wraz z jego duchem.
- Trochę jak Marcus... - mruknął Wilk, który zdążył poznać Pajęczarza i jego pupila. Oboje byli tacy sami. Tylko, że dzieci Marcusa kończyły się na liczbie dwucyfrowej, natomiast Figiel chwalił się jakimś tysiącem...

Sol pisze...

Zmarszczyła brwi i zlapala go za nadgarstki, jakby chciała przejąć za niego kontrole nad jazda, nad wierzchowcem.
-Czekaj... Nie zamierzasz jej jednak zostawiac? - skoro nie miał planu... to o co chodziło? Czemu to jej sie nie podobało? Nie tak do końca? jakby ukrywal więcej, niż sądziła. Na dodatek... cholera! jechali przecież nie dokladnie w tą sama strone! On albo znał skrót...
- Devril, wyjasnisz mi? - chciała wiedziec. Bo i nie tylko elfke mogli chceć. Nie tylko na nia mogli polować. Chyba. Choc jej nie znali. i tym sie pocieszała.

draumkona pisze...

Prychnęła pod nosem słysząc jego wołanie. A niech sobie Solanę woła, a nie ją. Jeszcze czego, kutwa.
Wypuściła gwałtownie powietrze z płuc i spojrzała przed siebie. Las. Wszędzie sosny i inne iglaki. I znajdź tu Bractwową kryjówkę, holender.
Ale nic. Do niego wracać nie będzie. Sama sobie znajdzie. I choćby kryjówka miała być dziesięć staj dalej, ona dojdzie tam na pieszo. Koniec, skończyła się sielanka.
Iskra, całkiem zresztą pochopnie, postanowiła znaleźć sobie innego mężczyznę.

Jak dla niego, każdy się kiedyś zmieniał. Może nie diametralnie, może nie od razu, ale zmiany dokonywały się, czy tego kto chciał, czy nie. Więc nie skomentował jej słów. Niech sobie sądzi o Zoranie co chce, droga wolna.
W zasadzie... Miło by było odnaleźć tego, kto go zmienił i spuścić mu manto. Tak powiedziała szalona połowa Wilka. Druga zaś, rozsądniejsza, próbowała ją uciszyć. Efekt był taki, że Wilk zaczynał czasem mamrotać do siebie i mieć całkiem nieuzasadnione napady dziwnego, czarnego humoru.
- Zawsze można wywołać jego ducha. Może ci coś powie ciekawego. Jaką pogodę mają w zaświatach chociażby.

draumkona pisze...

To nie był dobry znak. W lasach zawsze były pułapki. Sidła. Cokolwiek. A nagłe urwanie wołania... Trzask. Cisza. Nie, to nie były dobre znaki. I mimo złości i żalu poczuła ukłucie niepokoju. A co jeśli...
Zawróciła przywołując do siebie magię. Znajdzie go i odstawi do piekielnej kryjówki. Ale nich sobie nie myśli. I nawet go nie wołała, co by sprawdzić co z nim jest. Po prostu szukała myślą, magią. A kiedy znalazła się blisko to i po śladach. Nie odezwie się do skurczybyka.

- Owszem, głupoty - powiedział Wilk, jakby w ogóle nie od niego wyszedł ten pomysł. Jeszcze im duchów brakowało... Bogowie, czasami powinien zamilknąć i nic nie mówić, bo jak widać, z jego gadaniny nic nowego nie wynikało, prócz rzecz jasna, możliwości nowych kłopotów. Z Szept to normalnie gorzej niż z Iskrą, bo tamta by mu po łbie dała i tyle. A ta już się do realizacji paliła...
I to niby on oszalał po zmianie ciała... Ph.

draumkona pisze...

Zgodnie ze złożoną sobie obietnicą, nic nie powiedziała. Nie padło żadne słowo. Tylko poczuć mógł, jak oplata go jej magia, jak unosi lekko do góry, jak gdyby nic nie ważył. I lada moment był już znów na powierzchni, obok dziury, a Iskra uważnie lustrowała spojrzeniem jego nogę.
Złamana.
Jeszcze tego jej teraz brakowało, żeby sobie, kretyn jeden, nogę złamał!
Ale, nadal się pilnując, nic nie powiedziała. Przywołała jedynie element magii ziemi i jego nogę owinął ciasny kożuch zimnego błota. Zaraz do tego wpuściła wiązkę ognia, skorupa zaschła usztywniając kończynę, a potem zaś Iskra skupiła się na tym co dla niej najtrudniejsze. Na leczeniu. Magia płynęła, zaklęcie się plotło, a w oczach elfki pojawił się jakiś dziwny ognik. Ni to upór, nie to zaskoczenie. A magia płynęła.

Już miał ją wziąć na poważnie, że ona się zirytowała i w ogóle, bogowie, zabierzcie go stamtąd, ale nie. Wyczytał rozbawienie i, żeby nie pozostawać jej dłużnym, dźgnął ją palcem pod żebra. I zagroził jeszcze
- Ty sobie uważaj, pani magiczko szalona, bo wiem gdzie masz łaskotki.

draumkona pisze...

Po niespełna dziesięciu minutach noga była całkiem zrośnięta, ale powinien ją oszczędzać, czego mu oczywiście nie powiedziała. Podniosła się z kucek w jakich trwała ten krótki okres czasu, rozejrzała się, upewniając, że nie ma w pobliżu niczego co mogłoby go zjeść, po czym znów się odwróciła i sobie poszła.
Jak widać, Iskra nie zamierzała mu wybaczyć tamtych słów i złośliwości.

- Wtedy się mówi trudno, takie jest życie i taki jest świat i tyle. Najwyżej będę musiał ukraść nowy kapelusz. A chustę zaklęciem przykleję, o. - jak widać, jeśli by dobrze pokombinować, to lekarstwo na wszystko da się znaleźć.
I tak jak Szeptucha zapomniała o swojej złości, tak i Wilk chwilowo zapomniał o swojej małej zemście.

Sol pisze...

Na świst powietrza i zaraz dudnięcie, gdy bełt obił sie o pieniek mijanego dzrewa, Sol nabrała powietrza z sykiem i zaraz pochyliła się do przud, kulac ramiona, pozwalając i devrilowi sie pochylic, by wierzchowcowi nadac w jego biedu pędu szybszego, tempa idealnego na pogoń i ucieczkę. Zlapała mocno grzywę kasztana i zacisneła usta wystraszona. I nic teraz nie pomagało to uczucie ciepla bijące od piersi Devrila, które czuła wyraxnie na łopatkach, gdy niemal do jej plecow przylgnął twarda piersią... Oczywiście wszystko dla wygody i prędkości jazdy, bo po cóz innego?
Byla jakas rozkojarzona. Nie umiała go dlatego rozumieć. Sapnela cicho i zmarszczyła brwi. Cholera niech to wszystko pochlonie!
Chciała sie obrocic, przez ramie spojrzeć mu w tył. Ale gdy twarz obróciła, zaraz nazbyt blisko jego twarz się znalazla. Skupiona. A oczy czujne, tak intensywnie zielone... Dla dobra sprawy zaprzestała zerkania i wiercenia się, choć nie była pewna, czy konia cos wystraszyło, czy to on szarpnąl wodze, bo nagle wierzchowiec nie pędził, a zatańczyl niespokojnie w koło.
Od razu pomyslala o Szept. Czy i ją gonia? Może nie... wszak odjechała kilka sekund wczesniej, a czas, nawet tak neiwielki byl wiele wart.
- Co jest? - spytala, zerkając na niego katem oka. I zaraz kolejne świsty wokół nich niemal poharatały powietrze. Rzuty i strzały wymierzone w nich. Jeden trafił.
Sol coś uderzyło, aż naparła w tył na jeźdźca. WYpuściła powietrze z gluchym jekiem, zaskoczona, nie rejestrując z początku tego, co się stalo. Ze w ogóle jej się cos stało. I zaraz poczuła ból, rwanie w ciele. Jekneła, patrząc oszołomiona na wystający z jej ramienia kikut.
- Dev... - zawołała go niepewnie, bo chyba potrzebowała wskazówki, co teraz robić.

Silva pisze...

Wilkolak nie spal od dawna; siedzial i okladal sobie twarz sniegiem, bo piekla i szczypala i byla spuchnieta.
- dobrze sie bawilyscie? - spytal, patrzac na elfke i szamanke, ktora cos mueszala w kubeczku z woda; nawet nie miala sily mu odpyskowac.

draumkona pisze...

Zmierzyła go niezbyt przychylnym spojrzeniem, jakby nie wiadomo co jej zrobił. Czekała ich rozmowa. Przynajmniej Iskra miała zamiar powiedzieć co sądzi na temat jego zazdrości. Zazdrości, która się w nim kotłuje mimo tego, że przecież razem nie byli. Wygarnie mu i tyle. Niech sobie z tym sam poradzi, ona może ewentualnie zrzucić go z urwiska.
I, jak było do przewidzenia, gdy oderwała od niego wzrok, po prostu ruszyła we wskazanym kierunku, ponownie nie zaszczycając go nawet słowem, czy nieuprzejmym mruknięciem.

Widząc, że Szept już całkiem humor wrócił, niemal zatarł ręce. W porę powstrzymała go jakaś powściągliwość, któej nabawił się w Bractwie przebywając. Nadchodziła godzina zemsty za tamten cholerny krąg i za nic nie powiedzenie. Już on jej odpłaci. Z nawiązką, kurczaczki.

Silva pisze...

Wisielec burknal cos pod nosem. Byl nie w humorze, a do tego zblizala sie pelnia, co dodatkowo go draznilo; wilk w nim drzal, ale przez spokojny sen.
- Kobitki pic potrafia - stwierdzil trzezwo Lofar, szczerzac sie glupkowato. Jak nic prosil sie o kuksanca w bok.
- Raczej nagrobek.

Silva pisze...

Wilkołak grzebał patykiem w ognisku, które leniwie płonęło. Nos miał spuchnięty, oczy zaczerwienione, policzka rumiane i nie wyglądał najlepiej.
Szamanka obudziła się przed świtem. Ale wyglądała, jakby spała. Oboje zdecydowanie nie do życia.
- Ktoś idzie - wilkołak coś wyczuł.
- Konno jedzie, głupcze - szamanka także.
Obcy! - duchy również.
- Jedzie, idzie, co za, cholera, różnica, hę? - wilkołak w bojowym nastroju, bez kija nie podchodź, bo pszczoły w nosie ma.
- Konnego trudniej pokonać. Na piechura możesz się zasadzić, a poza tym...
- Cicho bądź głupia szamanko... Jest blisko!
Między drzewami zamajaczył cień. Trzasnęła gałązka.
Ciszę przerwało końskie chrapnięcie. I kichnięcie.
Czarny ogier wybierając najłatwiejszą dla siebie drogę, wyłonił się spomiędzy drzew. Smukły, o ciemnym umaszczeniu, zadbany, z elfich stajen, bowiem rząd miał lekki, miękki, a i rasa do długouchych należała: szybka i wytrzymała. Ogłowie podtrzymywały srebrne sprzączki w kształcie sowy.
Koń był dobrze ułożony i tylko dlatego niósł tego właśnie jeźdźca.
- Czy wyście wszyscy poszaleli? - to był głos Brzeszczota. Mężczyzna na koniu najemnika nie przypominał, ale to był Darrus! Wrócił? Już? Dopiero? I przeżył? Albo uciekł, co bardziej prawdopodobne.
- Zostawiłem was na trochę, a wy już zdążyliście się spić jak świnie? - spytał dwóch krasnoludów, którzy gorzałką się raczyli i nie wyglądało na to, by przestali w najbliższym czasie. - Do tego wilkołak czerwony i opuchnięty, jak pomidor - dodał, patrząc na wyraźnie niezadowolonego Wisielca, co okładał śniegiem twarz, by chociaż trochę sobie ulżyć i zniwelować pieczenie. - Szamanka i elfka wyraźnie spite i ledwo żywe. Bogowie niejedyni, zostawić was na trochę... - Najemnik zeskoczył z konia, szepnął mu coś na ucho w elfiej mowie i odsunął się na krok; ogier poruszył głową, przestąpił z nogi na nogę i zniknął, kiedy mieszaniec zdjął z niego juki.
- Gdybym was nie usłyszał... - tutaj wymownie spojrzał na Lofara i Midara, którzy chyba cudem bożym nie sprowadzili na ich głowy wilczych i lodowych watah po okolicy krążących. - ...popędziłbym konia w górę rzeki, gdzie dziadek stwierdził, że już będziecie - tak, to było wypomnienie, że się guzdrają i czas marnują.
Szamanka, wilkołak i Lofar zaniemówili. Krasnolud z bukłakiem przed ustami, bo nie wiedział, czy ma wypić, czy udawać, że nie chce. Szamanka ledwo żywa i wilkołak też.
To był Dar. Zdecydowanie, ale... No właśnie. Ale.
Czerwone włosy zaplecione w warkocz sięgający już do pasa, rozczochrane miał przez wiatr i śnieg, a i kaptur także. Policzki zarumienione od zimna, ale to nie było niczym dziwnym. To, co rzucało się w oczy, to fakt, że nie miał na sobie buciorów i ubrania, które do najemnika i bandziora go upodobniały.
Płaszcz był elfiej roboty z najdelikatniejszych tkanin, obszyty futrem i spięty pod szyją złotą klamrą w kształcie sowy.
Tunika godna elfich książąt sprawiała, że zwykły, ludzki najemnik ze swoją elfią urodą zaczął przypominać dziadka, do którego był tak podobny. Zadbany, dobrze ubrany jak na wnuka Iveliosa przystało, mógłby za elfa uchodzić. A i jakaś otoczka powagi i majestatyczności wokół niego się pojawiła. Tak, teraz był synem Laurion, pół elfem. Godnym dziedzicem rodu Crevan.
- Psia jego mać, odstawiłeś się jak fircyk na zalotach - wilkołak nie mógł sobie darować - Podmienili cię w tej elfiej stolicy, czy jak?
Brzeszczot westchnął. I miał na palcu pierścień. Pierścień z białego złota, z cymofanem, złotym kamieniem przypominającym sowie oko. Obrączka miała także napis w elfim języku. Takie pierścienie, charakterystyczne, były oznaką rodową, symbolem pozycji i tego, że osoba która je dzierży jest głową takiej rodziny.

[Mam przerwe xD ale urlop jak najbardziej sktualny]

draumkona pisze...

W miarę jak stawiała kroki, w miarę jak marzła i w miarę upływu czasu, Iskrową cierpliwość trafiał szlag. Wskazówki dawane jej przez Luciena wlatywały jednym uchem, a wylatywały drugim, tak więc cud był to, że jeszcze trzymała się dobrej trasy.
A w elfce dosłownie wrzało. Kotłowało się jak w jakimś kotle do którego ktoś wrzucił złe odczynniki i teraz zbiera efekty. Była bliska nie dość, że płaczu, to jeszcze nawrzeszczenia na niego i najpewniej potem by uciekła, byle dalej. Ale jak widać, całkiem dzielnie się trzymała. Co prawda, zaciskała pięści, mamrotała coś po elfiemu pod nosem, ciskała gromy spojrzeniem, ale nie krzy...
- Co ty sobie myślisz, co?! - elfka przystanęła i gwałtownie się odwróciła. Spojrzenie mogłoby topić mury twierdzy, a ludzi popielić na proch
- Nie jesteśmy razem, nic nas praktycznie nie łączy a ty się pieklisz o każdego faceta z jakim spałam, bądź śpię! - tu złapała go za fraki i przyciągnęła do siebie, ale bynajmniej nie po to, by pocałować, a jedynie po to by skoncentrować na nim i tylko na nim całą siłę swego diabelskiego spojrzenia. Była wściekła.
- Co ty sobie myślisz, co? Określ siebie, bo tak być nie będzie, że będziesz mi każdego mężczyznę wytykał i zabijał spojrzeniem, mi nie wolno nic zrobić, a ty gzisz się z Solaną cały, kurwa, czas i to jeszcze pod moim, kurwa, nosem! Czego ty chcesz, co? Idź jej dzieci narób i żyjcie sobie, cholera, długo i szczęśliwie. Ja pasuję. - ostatnie słowa już niemal szepnęła, jakby nie miała już siły. W istocie, nie miała. Ale dopiero teraz do niej to dotarło. Zacisnęła usta w wąską linię i go puściła, a zaraz potem się odwróciła z zamiarem odejścia. W końcu kryjówka nie byłą aż tak daleko. Już czuła mieszaninę zapachów tak charakterystyczną dla Bractwowych kryjówek.

Czaszka. Wilkowi nazwa wydała się zabawna, ale bez słowa podążył za magiczką.
- Pewnie znajdziemy tam chodzące szkielety i gigantyczne szczury! - i nawet chyba nie zdawał sobie sprawy jak blisko prawdy jest. Tak czy inaczej, plan zaczynał wcielać w życie. W myśli zaczął tkać długie zaklęcie ze swej specjalizacji jaką była magia lecznicza. A od kiedy spotkał Królika... Zaczął, jak ongi on sam, kombinowac z tą magią. I obaj panowie doszli do podobnych wniosków. Umiejętnie użyta magia lecznicza bywała o wiele bardziej zabójcza niż te wszystkie pioruny, kule ognia i chodzące drzewa.

draumkona pisze...

- Robię to samo co ty mi - mruknęła na jego słowa o jej wkurzaniu. Objęła się rękami przystając na chwilę i spoglądając na śnieżne zaspy i ośnieżone krzaki.
- I masz rację, nie obchodzi mnie to kiedy był ostatni raz, czy był, czy go nie było - mruknęła przymykając oczy. Musi się uspokoić. Musi. Zresztą, czy krzyczy, czy nie... To i tak nic nie zmieni. Cień to Cień.
- Ostrzegali mnie. Dla ciebie nigdy nic nie było ważniejsze od Bractwa. Poprawka. Nic nie jest ważniejsze - głębszy wdech. Koniec rozmowy. Jakoś sobie poradzi, weźmie i... I się odkocha. No. Tak. Żeby to było takie kutwa proste...
Zacisnęła ręce znów w pięści i ruszyła przed siebie.

- Skąd to wiesz? - spytał dziwiąc się jej nieco. Chyba była tu pierwszy raz, nie? To skąd... Czy i ona miała jakieś dziwne dary o których nie wiedział? Ciekawskie spojrzenie na jej plecy. On się dowie. Jakimś cudem... Dowie się. Tymczasem podążył za nią całkiem na ślepo.

draumkona pisze...

Znów milczenie i tylko chłód tańczący na skórze. Iskra nie lubiła marznąć, ale nie, nie piśnie nic słówkiem. Choćby potem miała zalegać z katarem i kaszlem, choćby miała pić te wszystkie mikstury... Nic nie powie.
Splotła ręce na piersi chcąc w ten sposób zatrzymać więcej ciepła dla siebie. I podążała wedle wskazówek Cienia, wedle słów jego, choć nie na ślepo. Szukała zmysłami. Upewniała się. Więcej nie da się nabrać... Na nic.

I on dziwne ciepło skojarzył z magią, choć tak dobry w identyfikacji sił nie był jak zwykli magowie. On skupiał się na ingerencji w ciała, w umysły nawet. Ale nie coś poza tym.
- Gdzie teraz jest Darmar? Żyje? - jakoś zainteresował go los wygnanego mistrza Szeptuchy. Może miał w tym własny interes jako władca, może nie... W gruncie rzeczy jednak, Wilkiem kierowała ciekawość. Zwykle nim kierowała, jednak zwykł to ukrywać.
- Co się działo w stolicy po tym jak Cień ci uciekł? - jakoś Ivelios omijał streszczenie tych wydarzeń. A Wilkiem znowu powodowała... Ciekawość.

draumkona pisze...

Iskra nie chciała żadnych płaszczy czy pomocy. Nie teraz kiedy starała sobie wszystko poukładać na nowo w głowie. Zostawić Cienia w spokoju. Zrobić porządek we własnych uczuciach, punkt pierwszy, pozbyć się... Odkochać. Punkt drugi, oddać Nieuchwytnemu władzę. Punkt trzeci, znaleźć Natanowi dobrego mentora, albo nakłonić do tego Marcusa... Punkt czwarty, zabrać Yue z klasztora. Punkt piąty, znaleźć własną ścieżkę przez życie. Samotną.
Dlatego też bez słowa ściągnęła z siebie płaszcz i oddała go Poszukiwaczowi. Nawet na niego nie spojrzała. Ale to nie dlatego, że uważała go za śmiecia, czy cokolwiek, ale postanowiła przestać zawracać mu głowę. On ma swoją drogę. A to, że... Nie, lepiej po prostu nie patrzeć.

Parsknął słysząc o pogrzebie. Jakoś myśl, że jego stare ciało leży teraz i gnije w ziemi... I te wszystkie obrządki. Strasznie go to bawiło. Okropnie. To chyba było dziwne...
- Nie muszę się z nim widzieć. Skoro żyje, to i dobrze dla niego. Po prostu byłem ciekaw - i wzruszył ramionami nie wiedząc jak wytłumaczyć swoją ciekawość magiczce.

draumkona pisze...

Iskra nie zastanawiała się nad tym co powinni zrobić. Kazał iść, to szła, kazałby się zatrzymać, to by się zatrzymała... Ale zapewne na punkt trzeci odpowiedziałaby wrogim spojrzeniem, albo bogowie wiedzą czym.
Jako elfka, niezbyt brnęła w śniegu. Szła po nim jak gdyby nic nie ważyła, ale wiatr jaki się zerwał... Niósł on ze sobą nie tylko chłód, ale i kolejne płatki śniegu, co niezbyt ją pocieszyło.

- Znałem - mruknął w odpowiedzi sięgając sztyletu i dłubiąc nim w ścianie. Niby nic tam nie było, ale bystre oko Wilka... Wyjął stamtąd niewielki biały kryształek, po czym na niego chuchnął i schował do kieszeni z chytrą miną.
- Kolekcjonuję! - to była odpowiedź na Szeptuchowe spojrzenie. Zaraz też zastanowił się nad swoimi słowami. Tymi wcześniejszymi.
- Znałem go jeszcze nim został twoim mistrzem. Wątpię jednak by mnie pamiętał. Byłem tylko ciekawskim dzieciakiem jakich wtedy było wiele... - mruknął powracając pamięcią do dawnych dni, kiedy elfów było więcej. Przynajmniej w stolicy.

Silva pisze...

Pod pięknym strojem wciąż był ten sam ludzki, denerwujący najemnik. Najemnik, którego zmuszono w elfiej stolicy, by przywdział te eleganckie ciuszki, uczesał się, ogolił brodę i do porządku doprowadził. Czego się nie robiło dla rodziny - mógłby rzec, ale znając Brzeszczota, pewnie powiedziałby, iż był tak łaskawy, że pozwolił zrobić z siebie następcę Iveliosa, że równie łaskawie zgodził się dostojnie ubrać i z elfami spotkać, o taki on dobry i miłosierny.
Dar pewnie taktownie by elfkę zignorował, ale że był tym kim by, nie obeszło się bez odpowiedzi - Najemnik wyszedł, bo elfy zrobiły mu pranie mózgu - cmoknął, otrząsnął się, jakby dostojne ubrania go parzyły i westchnął. A potem zaklął. - Cholera Szept, ty nie wiesz, co oni mi zrobili... - i Brzesczot nosem pociągną, chlipnął i byłby się pewnie do elfki przytulił biedny, ale chyba uznał, że kac Niry nie jest na tyle mocny, by się na takie coś zgodziła. - A poza tym... - w jednej chwili się wyprostował, pierś dumnie wypiął i hardo na wszystkich spojrzał. - trochę więcej szacunku, dla mnie! - tak, miał na myśli pierścień na placu i jego znaczenie.
- Szept, ten fircyk pyskuje... A najemnikowa kobyłka pewnie go nie poznała, bo... - wilkołak nachylił się ku Darowi i pociągnął nosem - Pachnie fiołkami, a nie potem i błotem. To nie może być Brzeszczot.
- Hej, ja tu jestem!
- A jeśli to jakimś umarlak, co go upozorowali na najemnika? Może go zwiążemy i sprawdzimy?
- Halo! - najemnik dźgnął palcem Drava - To, że mnie odstroili w stolicy, nie znaczy, że nie jestem sobą, cholera jasna! Ale... - tu nastąpiła chwila ciszy, po której Dar uśmiechnął się z ulgą, westchnął i roześmiał - Jak dobrze znowu być z wami, takimi prostymi, banalnymi i chłopskimi! - i stanął pomiędzy Szept i Dravem i objął ich ramionami i uściskał. - Bogowie niejedyni, normalni, zwykli ludzie... I krasnoludy ochlaptusy, upite...
- Szept, czy on nas obraża? - spytał Drav.
- Jak mi was brakowało!

Iskra pisze...

Wzdrygnęła się lekko słysząc jego cichy i zachrypnięty głos. Brzmiał jak nie on, jakby szedł obok jakiś... Kontrolne spojrzenie na Cienia. Nie, to wciąż ten sam bubel, kretyn i kłamliwy idiota co zawsze... Spojrzenie powróciło na normalny tor.
Powiedział, że prze nimi, więc Iskra przymrużyła oczy i ujrzała. Nikłe, zwątlone światełko. Cel.
Nie zwróciła uwagi na to, że ją pochwycił, nie. A w każdym razie nie tak, żeby to ktokolwiek widział.
Wbrew sobie i swoim nowym postanowieniom, targała nią troska o Poszukiwacza. Zmarzł i to porządnie, zimne powietrze też dobrze nie podziałało na jego głos... Tym razem to ona będzie go usypiać, co by wyzdrowiał nim ruszą do Czeluści. Albo gdziekolwiek.
W końcu też, po dość długim spacerze od momentu ujrzenia zbawczego światełka, dotarli do niezbyt szykownej, wiejskiej chaty pokrytej strzechą. Iskra usłyszała jak gdzieś obok beczy owca.

Wilk kolekcjonował chyba wszystko. Kamienie, kości, drewno, znajomości, a i nawet parę pływających mózgów w galarecie by się znalazło.
Ale prócz jednego znalezionego kamyka nic więcej nie było... Jakby i nawet kamienie nóg dostały i uciekły w obronie przed ciemną mocą jaka wypełniała komnatę. Nawet on czuł odpychającą siłę, czuł w powietrzu zapach krwi. Krwi niezbędnej do wykonania niektórych sztuk. I zapach mięsa.
Niezbyt żywy człowiek leżał na środku komnaty, w kręgu, a na ciele jego krwawe runy. Ofiara. A ofiary zwykle potrzebne są do czegoś... Większego. Do czegoś co przerasta siły czarnego maga, więc używa on także cudzych sił.
Jednak nie tak jak robi to biały mag. Biły mag bowiem czerpie po trochy od zwierząt. Od roślin. Od ziemi i powietrza. Jednak zawsze zważa na to, by żadnemu istnieniu nie odebrać w ten sposób życia, a i zawsze jakoś wynagradza tych, którzy użyczyli mu sił.
Ten człowiek był martwy. Bo czarni magowie nie zważają na życie. Oni odbierają całą energię. A człowiek ginie.

Silva pisze...

Brzeszczot westchnął. W elfiej stolicy, w rodzinnym domostwie, gdzie ród Crevan rezydował, dorwały go służki i nie chiały wypuścić. Znaczy, kilka razy najemnik im uciekł, ran cały w pianie próbował się schować, ale woda z balii go zdradziła, potem w spodniach chciał prysnąć, ale sowy go wydały, kiedy na drzewie się ukrył, a na końcu, gdy już był pewny, że dadzą mu święty spokoju i będzie mógł wyglądać jak na najemnika przystało, dorwał go Ivelios i nie chciał go puścić. I siedział przy wnuku, i pilnował, i doglądał, i udaremniał próby najmniejszego poruszenia, co skończyło się fircykowatym wyglądem.
Sowiooki stwierdził, że wnuk jego nareszcie jak elf wygląda, Krokusica nawet go nie zobaczyła, bo cała ceremonia odbyła się za jej plecami, kiedy jej nie było. No, a na końcu wielka ucieczka, bo Krokusica wraca, bo nie w humorze, bo w radzie coś jej się nie udało przepchnąć i wiać trzeba. Bogowie...
- Weź tu, mieszańcu, dogódź elfom. Hej, mieliście paść na kolana, widząc jaki się piękny stałem! - tak, tak, Brzeszczot się zgrywał. Każdy, kto go znał choć trochę wiedział, że paradne stroje nie są dla niego, że miękkie ubrania go gryzą, a uczesane włosy niezmiernie denerwują. Brodę mu też ogolili.
- Wasza wysokość! - wilkołak rzucił w najemnika śnieżną kulką i trafił go w kark - Pieprz się.
- Niewychowani niegodziwcy... - burknął, mordując zapchlonego wilkołaka spojrzeniem; i pewnie byliby się pobili, ale szamanka wyczuwając kłopoty wiszące w powietrzu, walnęła wilkołaka po łydce dębową laską i palcem wskazała łodzie; jej spojrzenie mówiło: bierz się do roboty pchlarzu, albo zamienię cię w lodową rzeźbę. - Szept, od dziadka - kiedy elfka przechodziła obok, zaraz po tym, jak skinął jej głową, że i ją dobrze widzieć, wcisnął jej w dłoń lniany woreczek, po czym zabrał się za pomoc krasnoludom, bo te dwa gagatki się opierdzielały i gorzałkę popijały. No to koniec tego.
- Hola! Brzeszczot, oddawaj! - najemnik zabrał Lofarowi i Midarowi bukłaczki, schował je w swoich torbach i nawet przeszukał ich juki, co by wszystką gorzałkę zabrać. Po obozie rozniósł się zawodzący jęk.
- Oddam wam, jak zbliżymy się do gór. Przeprawa nie będzie łatwa - hum, czyżby coś po wizycie w elfiej stolicy, w najemniku się zmieniło? Zdawał się być poważny i wcale nie skory do zwyczajowych głupot. W innym razie piłby razem z krasnoludami, ale coś sprawiło, że odłożył głupoty a bok. - Zbierajcie się - zawołał i sam zaczął zbierać ich torby, ładując do łodzi. A kiedy przy elfich łódkach się znalazł, przyklęknął przy ich rzeźbionych łodziach i wyciągnął z kieszeni mały woreczek.

[Rozpłynę się...
"No bo fircykowi przecież nie uwierzy" - mój faworyt ^^]

Iskra pisze...

Iskrze niemalże szczęk opadła na dźwięk głosu tejże chłopki. I odezwała się wielce władcza i obrażalska część elfki. Jak ona tak śmiała! Zwykły człowiek! Do niej! Do elfki czystej krwi!
Iskra nadęła policzki już miała powiedzieć co w tym temacie sądzi, ale... Kubek z parującą cieczą i obietnica kolacji o wiele bardziej przypadły jej do gustu. Sięgnęła po kubeczek i upiła spory łyk.
- Rumianek... - mruknęła rozpoznając smak rośliny. Nie do wiary. Piła rumianek... Niby nic w tym szczególnego, ale po tym jak tak zmarzła, po tym jak przeżyła katastrofę...
- Ale, że... Tu się tak mam... - elfce zabrakło słów. Miała tu się tak rozebrać? Na poważnie? Ale chłopki już nie było. Zniknęła w innym pomieszczeniu zapewne szukając jakichś suchych ubrań. Spojrzała przelotnie na zmarzniętego Poszukiwacza. Nie spyta, niech sobie nie myśli...
Kurwa.
Nim się zorientowała co ona w ogóle wyprawia, jej ręce obejmowały nieco zaskoczonego Lu w pasie, zaś ona sama przylgnęła do niego jakby od tego zależało co najmniej jej życie. Nos wtuliła w ego pierś i chwilę tak stała nic nie mówiąc.
Umysł nie panował nad postępowaniem. Umysł poszedł na spacer, razem z postanowieniami i zdrowym rozsądkiem. Umysł nie panował nad słowami. Niech go szlag.
- Lu... Nie sypiaj z nikim. - może to dziwnie brzmiało, do tego wypowiedziane tak cichym głosem... Więc zaraz się poprawiła - Nie sypiaj z nikim innym niż ja... - ale przynajmniej byli sami.

Wilk uznał, że słowa te były do niego, to wzruszył ramionami nieco zbity z tropu
- Ale ja nic nie zrobiłem.. Stoję tylko no... - mruknął teraz dopiero ruszając do przodu ażeby poszukać czegoś ciekawego w komnacie. Ale nie było tu nic. Nic prócz kości. Magii. I krwi.

Nefryt pisze...

- Prawdę mówiąc: nie wiem - odparła. - Może to być zwykłe, pokojowe spotkanie. Może nic się za tym nie kryje... Może. Obawiam się jednak, że macza w tym palce gubernator. Od dawna uważa mnie za wroga... I słusznie.
- Wszystko zależy od tego, czy królowa jest zamieszana w ewentualną zasadzkę, czy nie. Jeśli jest, podejrzewam, że wpuszczą nas do zamku, a zamiast narady trafimy na straże. Jeżeli to nie jej sprawka... Może nawet nie wiedzieć o wysłanym do nas poselstwie. Wtedy czekano by na nas tuż za murami miasta, albo nawet na trakcie. - Milczała przez chwilę, rozważając coś w myślach.
- Niezależnie od wszystkiego, przydałoby się coś... jakieś zaklęcia, uroki, pozwalające uniknąć bezpośredniego kontaktu, jeśli wrogów będzie więcej. Nie wiem, jakie masz możliwości... - Znów chwila namysłu.
- Widziałam, jak... jeden mag pojawił się znikąd za plecami wroga. To chyba była niewidzialność, nie wiem zresztą... Czy umiałabyś... zrobić coś takiego? - Rozmowy o magii nigdy nie były dla Nefryt proste. Z jednej strony obawiała się działania mocy, z drugiej fascynowała ją. Starała się nie unikać tego tematu. Z jakiś przyczyn otaczały ją osoby obdarzone magiczną mocą, nie mogła więc się od niej izolować. Czasem zastanawiało ją, dlaczego to właśnie ona spotyka tylu magów. Podobno moc nie była częstym zjawiskiem...

draumkona pisze...

Drgnęła lekko słuchając tego co mówi. I niby przyjęła to ze spokojem. Niby... Bo w myśli wyklinała samą siebie, własną głupotę i naiwność. Co ona sobie w ogóle myślała? Zacznijmy od tego, czy w goóle myślała...
Nie odezwała się analizując jeszcze raz to co powiedział. Korzystając z tego, że może sobie tak stać i bezkarnie się tulić. Nie dał słowa, ale także i całkiem jej nie odrzucił... A to już coś. Postęp. Progres... Choć gdyby powiedział, że może mu się zdarzyć na misji... Zrozumiałaby. Misje i Bractwo były czymś innym. To nie było brane pod uwagę. Zadanie było zadaniem i liczyła się skuteczność, a nie to jak zostało wykonane. Iskra była tolerancyjna i zdolna pójść na ugodę, co odkryła dopiero teraz i niemało się zdziwiła. Sądziła, że jest nieustępliwa, a tu proszę...
Poruszyła się lekko, podniosła spojrzenie lekko mrużąc oczy, teraz to spoglądając wprost na jego twarz. Śledząc ruch warg, obserwując uważnie grę mięśni pod skórą. W końcu zawiesiła spojrzenie na jego oczach. Lubiła w nie patrzeć. Znów nic nie powiedziała, wiszące w powietrzu słowa zbyła ignorancją. I dopiero po dłuższej chwili takie patrzenia, obserwowania... Po dłuższej chwili, kiedy Iskra na powrót odzyskała część swojego jestestwa, które to na moment utonęło w ciemnej toni spojrzenia Poszukiwacza, odezwała się. Znów z prośbą, czy też żądaniem. Ale i równie cichym jak poprzednio.
- Obejmij mnie.

Gdyby tylko Wilk wiedział, że przestała zdawać sobie sprawę z jego obecności to by... To by machnął dwa razy kapeluszem i nie zrobił kompletnie nic by ten stan zmienić. Nigdy tego nie robił. Na pierwsze z jej słów podniósł dość zaciekawione spojrzenie na jej sylwetkę. Może ona jednak oszalała? Ale zaraz potem wydało się. Mistrz... A więc Darmar jednak tu był. Cały czas. Chyba. Tak sądził.
Uważnym spojrzeniem spod ronda ocenił maga. Pamiętał go nieco inaczej. Pamiętał go jeszcze z chwil gdy ten przebywał w elfich miastach, gdy nosił inne szaty, w weselszych kolorach niż pogrzebowy odcień czerni. Teraz kojarzył mu się jedynie z umieraniem i ziemią... Zresztą, przecież został wygnany jeszcze za rządów Amona, jego czcigodnego ojca. Podobnie jak i... Tu spojrzenie padło znów na Szept. Jak widać, niedaleko pada jabłko... Ale moment, czy aby to przysłowie było odpowiednie? Przecież on nie był jej ojcem, ale mentorem...
Wilk miał spory problem natury przysłowiowo-filozoficznej, więc na chwilę się wyłączył.
- ...Demon zainteresował się twoim towarzyszem. Nawiasem mówiąc, chyba go nie znam. - to było jedyne co usłyszał kiedy znów raczył wrócić do świata żywych i przestał bujać w myślicielskich obłokach. Na chwilę znów ogarnęło go zdumienie. Nie znał? Chyba zapomniał no bo jak... Chwila. Nie, wróć. Przecież umarł. Ciało. Ach...
I Wilkowi zebrało się na głupie zachowania. Ściągnął z głowy kapelusz i skłonił się w nieco teatralnym ukłonie zamiatając piórem po posadzce.
- Wilk mnie zwą mości czarodzieju. Ale nie przemieniajcie mnie w nic niezwykłego - wyprostował się i spojrzał teraz to dopiero na Darmara wesoło. Zapewne mag nie pochwali takich postępków głupich, parodii... No ale co poradzić. Wilk jak widać nie zmienił tylko ciała, ale i nieco charakterek.

draumkona pisze...

Ale Iskra nie pytała. Przymknęła jedynie oczy czując się w jego ramionach... Dobrze, choć to za mało powiedziane. Niby brakujące ogniwo na nowo zespolone z resztą łańcucha, tak i ona czuła, że tu właśnie powinna być. Przy nim, tuż obok. Nie zareagowała zbyt na jego gest, na to jak ją do pokoju zaniósł. Uśmiechnęła się jedynie przelotnie jakby zamyślona. A odnośnie ubrań...
- Jak się rozbiorę to będziesz miał problem - mruknęła mu do ucha nieco rozbawiona, a potem wpadła na pewien pomysł, który Marcusowi wydałby się bardzo złośliwym - Ale zdejmę je, bo zamarznę. A ty poćwiczysz silną wolę - łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Zapewne gdyby to chodziło o nią, to by z góry można założyć iż z ćwiczenia woli będą nici... Ale o tym sza, żeby nikt nie wiedział.
- Albo jeszcze lepiej, sam mnie rozbierz. I ćwicz silną wolę... - jak widać, wrednych pomysłów ciąg dalszy. A i błysk w oku, uśmieszek na ustach figlarny. I brew jedna uniesiona lekko ku górze, jakby wyzwanie mu znów rzucała.

Wzruszył ramionami. Przecież sam mógł mówić, nie musiała... To pewnie z troski, powiedział jakiś dziwny głosik w Wilkowej głowie i ten głosik, a także jego obecność wcale mu się nie spodobały. Dalszy przebieg rozmowy podobał mu się jeszcze mniej.
Zatracenie. Czy wszyscy, do cholery, musieli zatracać się w magii? Najpierw Iskra i incydent z Duchem, potem te jej eksperymenty... Teraz Szept. I jeszcze niech ktoś mu powie, że i ona przestanie tęsknić do miast. Że podda się woli, że odejdzie i tyle z tego będzie... Pewna część Wilka chciała temu zapobiec. Druga zaś chciała machnąć na to ręką i usiąć obrażona w kącie. Czuł się rozdarty, niedoinformowany i przede wszystkim był zatroskany, co i nawet chwilę się odmalowało na jego twarzy, nim zdał sobie sprawę, że spogląda na magiczkę, a Darmarowi pewnie jego wzrok nie umknął... Chrząknął i założył z powrotem kapelusz na głowę, co by skryć spojrzenie przed innymi. I oparł się o ścianę ręce na piersi krzyżując. Złapał spojrzenie magiczki.
- Nie no, nie przeszkadzajcie sobie przecież, ja sobie poczekam, porozmawiajcie - i choć słowa mogły wydać się pretensjonalne, nie było w nich nic prócz jakiegoś przyzwolenia. Wilk po prostu postanowił przeczekać... A w duchu już układał słowa mające odciągnąć Szept od magii.

draumkona pisze...

Nadęła policzki jak jakiś jaskiniowy chomik kiedy to on mówił. Kiedy odpłacał jej podobnymi złośliwościami. Najpierw oparła się na łokciach i z zaciekawieniem obserwowała jego ruchy. Wzrokiem wodziła po ciele niby to niewinnie patrząc, a przecież w myśli już... Ach, lepiej nie mówić. Mruknęła coś pod nosem, na usta wkradł jej się dziwny uśmiech. Skoro tak sobie z nią pogrywał...
- A żebyś wiedział, udam, że cię tu nie ma - i podniosła się z łóżka, po czym dłonie elfki powędrowały do pasa tkaniny jaki opinał ją w talii. Zwinnie rozplątała tasiemki go wiążące i wolnymi ruchami pozbyła się pasa. Nie to wcale nie była prowokacja.
Elfka niewiele miała na sobie jak się okazało, bo prócz materiałowego pasa była jeszcze luźna tunika pozbawiona rękawów, którą jakiś wymyślny krawiec przedłużył, co w efekcie dawało suknię. I teraz, bez tasiemek i pasa... Lekki ruch i aksamitny materiał zsunął się po ciele Iskry i wylądował na podłodze. Ona zaś sięgnęła włosów i uwolniła je spod długiej szpili jaka wiązała je w koka. I długą kaskadą opadły ciemne loki na plecy.
A sama elfka rzeczywiście zdawała się ignorować Poszukiwacza... Aż do teraz. Bo spojrzenie prześlizgnęło się po jego nodze, powędrowało ku górze, poprzez brzuch i pierś i zatrzymało się na twarzy.
- Ale zawsze możesz udać, że mnie tu nie ma.

Czasami czuł... Zazdrość. Zazdrość wobec obojętności jaką wypracował w sobie Poszukiwacz. I ta cierpliwość. On sam niezbyt potrafił usiedzieć w miejscu. Zawsze wszędzie go było pełno, nigdy nie krył się z tym co czuje, co myśli. A tu... Tu trzeba było postąpić inaczej. Postąpić jak Cień.
Ale on nim nie był. On jedynie zabił rekruta, choć nie wiedział kim był tamten człowiek. To przypadek zrządził, że tamten należał do Bractwa. Że miał wieści dla Cienia...
Westchnął. Nie lubił gdy się go tytułowało. Może i ojciec tego wymagał, bo pozycja... On nie. Nie lubił swojej roli w stolicy.
- Wystarczy samo "Wilk". Nie jestem Amonem, nie musisz przede mną padać na kolana i bić pokłony. Poza tym, to nie Eilendyr, a zwykłe ruiny. Tu jestem nikim. Więc samo "Wilk". - odpowiedział zaskakująco spokojnie, choć spokojnym ani trochę nie był. Może jednak czegoś się nauczył od pana Luciena...
Ciekawe czy wyjdzie mu to na dobre.

draumkona pisze...

Chwilę bawiła się kamyczkiem zawieszonym na łańcuszku, kolejnej rzeczy jaką od niego dostała. I z niemałą satysfakcją obserwowała jego reakcje. To, jak stara się nad sobą panować... Wielce zabawne to było. Słowa zbyła milczeniem, prychnęła cicho i zbliżyła się do niego. I poczuć mógł znów jej dłonie, ponownie sunące po jego ciele. Zaczęła niewinnie, bo od ramion, potem zaś dłonie elfki trafiły na jego plecy, a palcem przesunęła wzdłuż linii jego kręgosłupa. I zahaczyła o spodnie. Na chwilę miał spokój. Na chwilę... Zbliżyła się, obejmując go, biust opierając na jego plecach. Podbródkiem oparła się o jego ramię.
- Oj Lu... Oboje wiemy, że nie wytrzymasz. Tak samo ty, jak i ja. Więc po co się wstrzymywać... A i lepiej będzie ci się spało - zupełnie jakby tylko to miało być zaletą chędożenia.

Poddał się, poszedł z Szept zdając się na jej przeczucia i znajomość Darmara. Ujawnił się, bo... Może to naiwnie zabrzmi, ale miał maga za kogoś w rodzaju przyjaciela, sprzymierzeńca. Przecież całkiem dobrze się dogadywali...
Ale to było w stolicy. Nim został wypędzony. Nim poświęcił wszystko w imię magii. - nie podobała mu się myśl podsunięta przez umysł. Ani trochę mu się nie podobała.
Słowa Szept odebrał jednak jako atak na jego osobę. Spojrzał na nią spod kapelusza mrużąc oczy wściekle.
- To komu się ujawniam to tylko i wyłącznie mój interes. Zamiast przejmować się mną, lepiej zadbaj o siebie. To nie na mnie nasłano demona - burknął starając się opanować podnoszące się ciśnienie. Znalazła się, cholera...
Szkoda tylko, że prócz złości czuł niepokój. I to wcale nie o siebie, a o nią.

draumkona pisze...

Lekkie kłucie w plecach nie należało do najprzyjemniejszych, ale... Cóż, bliskość Poszukiwacza wynagradzała te drobne niewygody po stokroć, a nawet i jeszcze bardziej.
Ona sądziła, że raz, czy dwa to będzie góra, bo potem oboje padną jak muchy i tyle... A tu się okazało, że blady świt zajrzał przez okno, a oni wciąż nie spali, choć już nie chędożyli zawzięcie. Iskra leżała tuż przy jego boku, nogę miała przerzuconą przez jego udo, a głowę opartą na ramieniu Cienia. Palcem zaś sunęła po jego ręce poczynając od dłoni, poprzez zagłębienie w stawie, po przedramieniu, a w końcu i po obojczyku. I trafiła na Gwiazdę. Chwilę się jej przyglądała sennie, po czym dobyła głosu, który wręcz ociekał zmęczeniem.
- Nosisz ją - zupełnie jakby spodziewała się tego, że Poszukiwacz się prezentu pozbędzie.

- Gdyby nie wymiana Iskry z Cieniem, amulet za kwiat, to dzisiaj leżałabyś w grobowcach pod stolicą - odparował zaraz kiedy tylko uznał, że zakończyła swoją tyradę. I rzeczywiście, słowa jej potwierdziły jego obawy. Zacisnął wargi w wąską kreskę, w oczach coś się pojawiło, choć na moment jedynie. Zaskoczenie przemieszane ze smutkiem.
A więc jednak, słowa Darmara zaczynały się spełniać... A jemu się to ani trochę nie podobało.
- Ty możesz sobie rezygnować z powrotu, możesz sobie robić co chcesz, ale mnie się tak łatwo nie pozbędziesz. Wolnym, to i będę za tobą łaził i zatruwał ci życie po kres - ręce na piersi zaplótł, prychnął sobie pod nosem i uznał te słowa za swój święty obowiązek i powinność.

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się lekko pod nosem przymykając oczy. Dłoń jej ostatecznie zsunęła się po jego boku i go oplotła w pasie, jakby uciec jej miał.
- Cieszę się - i to były ostatnie słowa jakie Iskra powiedziała, bo w chwilę potem zmęczenie wygrało i elfka usnęła.
A i cichą nadzieję miała, że gdy te łobuz się obudzi, to jej tak samej w łóżku nie zostawi...

Otóż Wilkowi bardzo zależało choć nie do końca chciał się otwarcie przyznać do tego sam przed sobą... No bo co to ma być, on jest święcie przekonany, że to na Iskrze najbardziej mu zależy, ciało zmienia, Szept spotyka no i... I co to ma być? Teraz mętlik w głowie miał i to nie mały, ale nie zamierzał zostawić tak magiczki samej, no...
- Tak czy inaczej idę z tobą i tyle. Koniec pieśni.

draumkona pisze...

Kompletnie rozespana, zła i otępiała podniosła głowę ze skóry, gdzie to znalazła się po tym, jak Lucien się poderwał. Sama nie wiedziała kiedy, ale wyczuła, że już do magii swojej sięgała, że w powietrzu już wisiało na wpół utkane zaklęcie... A pukać to nie ma komu? Bezbożniki jedne... Gwałciciele cudzej prywatności!
- Spać... - mruknęła jeszcze i opadła na skóry, przeciągając się jeszcze i ziewając. Czuła się jakby kto wypruł z niej wszystkie siły... Doszczętnie. I dźgnęła rozbawionego Lu palcem w żebra.
- Bogowie, ty się śmiać potrafisz - mruknęła niby odkrywca, który odkopał czaszkę pradawnego, nieodkrytego jeszcze gatunku i sam nie dowierza w to co widzi. Ale długo nie dane mu było tak sobie świecić przyrodzeniem, bo Iskra pociągnęła go na siebie, niby kołdrę jakąś, ręce na szyi mu zaplotła i amen. Nie puści.

Całkiem nieświadomy szykowanego podstępu Wilk zajął się rozniecaniem ognia, co w warunkach mrozu i śniegu wcale nie było takie proste jak mogłoby się wydawać. Patyczki gasły, ogienek uciekał, a elf się irytował. Aż w końcu, udało się. Ale dopiero wtedy gdy Szept skończyła mościć posłania i Wilk podejrzewał, że maczała w tym palce...
- Gotowe. Jedzenie jakieś masz pani długoucha? - jak widać, Wilk zdążył poznać już ongiś Dara.

draumkona pisze...

Zignorowała w pierwszej chwili to, że coś muszą. Jedyne, co on teraz musi, to tak zostać, nie ruszać się... Po prostu być miłym, nieco ciężkim, kocykiem.
- Nie mówię, że śmianie się jest złe. Byłoby całkiem miło gdybyś tak robił częściej - mruknęła znów sennie, jakby znów zasypiała. I w istocie, usnęła, czy też raczej zapadła w drzemkę. Ręce, którymi oplotła jego szyję zsunęły się na futra, a elfka spała jak zabita.

- Ruiny, ruiny... Nóg nie dostaną, nie przylezą same - burczał przegrzebując Szeptuchowe juki. Znalazł jakieś Corvusowe piórko, to wywalił za siebie. Znalazł jakąś brudną szmatkę? Wywalił za siebie. W końcu, za plecami miał ładny stosik rzeczy, jego zdaniem, zbędnych, ale dokopał się do... Sucharków. I kawałka sera. No, lepsze to niż głód. Nawet bukłaczek soku z jagód był, no proszę.
Z tymi łupami podlazł do ogniska i klapnął obok magiczki. Nawet bukłaczek jej podsunął, jakby sprawdzał, czy aby apetyt ma, czy tam pragnienie. Jakby się upewniał, że wciąż elfem jest, a nie jakimś widmem co za magią wściekle podąża.

draumkona pisze...

Iskra spała całe pół godziny, nim w końcu jej otępiały i zmęczony umysł w końcu postanowił zacząć działać. A jak wiadomo, jeśli umysł się budzi, to i ciału nie dane jest odpocząć, więc powieki uchyliła i rozejrzała się sennie po izdebce.
- Bogowie... Przeklinam was. Dać ludziom chędożenie, to tak jakby... Nie, nie kończ - zajęczała zwlekając się z łóżka i sięgając po swoją suknię, a kiedy ta okryła jej ciało, Iskra przepasała się w talii tamtą szarfą. I znów wyglądała jak dama jakaś, czy bogowie niejedyni wiedzą co. Rozczochrana i z zaczerwienionymi oczami powlokła się do kuchni mając nadzieję tam znaleźć Mamuśkę, Poszukiwacza i teleport.

Uważne obserwacje nie wykazały niczego podejrzanego. Obiekt badań był... Tfu, przestań myśleć w naukowo-badawczym żargonie, to nie ta epoka...
Szept zachowywała się całkiem normalnie. Czyli... No, jak Szept. Inaczej nie dało się tego określić, więc wsiąknął dwa sucharki, wypił niemal pół zawartości bukłaczka i odwlekł się na posłanie.
Naiwny on, głupi i w ogóle.
Ale to wyrzucać on sobie będzie potem...

draumkona pisze...

Zmarszczyła nos czując tą aurę... Tak znajomą a zarazem tak obcą i niechcianą. Nieuchwytny... Przypomniało się jej także co zamierzała zrobić. Trzeba będzie się najpierw przebrać, przecież tak się nie pokaże... Powie co ma powiedzieć i tyle. Wyczuje go. Albo Kieł. Wyczuje, a to doprowadzi ją do kryjówki, czy też obozu. I teleportuje się. Cieniowi się śpieszyło? To dobrze, bo teraz jej też.
Im szybciej pozbędzie się statusu, im szybciej Bractwo znów się zjednoczy, tym lepiej.
Zdała się w tej sprawie całkiem na Luciena. I starała się wyglądać godnie i dumnie, jak osoba, która wie o takim teleporcie wszystko...
Guzik. Nic nie wiedziała. Ale potrafiła dobrze udawać.

draumkona pisze...

Znalazłszy się w Czeluści wcale, ale to wcale nie zaskoczył jej brak ukochanego Cienia przy boku. Była... Cóż, była przyzwyczajona. Życząc mu powodzenia w myśli, udała się do swoich komnat, co by manatki popakować i przerzucić do swojej dawnej małej izdebki gdzieś w niższych kondygnacjach gdzie zawsze panował spokój niebywały. I dopiero gdy ostatni tobołek został teleportowany, ona także zniknęła. Lecz wpierw, by się przebrać. Dopiero potem przyszła kolei na konkrety.
Wygrzebała z komody lniany woreczek wypełniony jakąś dziwną substancją, która przezeń przeciekała. Lepiła się, ale nie śmierdziała... Ten woreczek powiesiła w rogu, na jednej ze ścian. Potem przyzwała magię i na tejże ścianie zaczęła smarować runy. Symbole. Skomplikowane sentencje, inkantacje i słowa. Wszystkie one układały się niby w jakiś wybrakowany tekst. Jarzyły się czerwonym światłem. Elfka cofnęła się krytycznie oceniając swoją pracę. Wyglądało... Solidnie.
Teraz znaleźć... To było zadziwiająco proste.
Uchodząc duchem w nicość wyczuła najpierw neutralną energię zwierząt i roślin. Energię, z któej nie potrafiłą korzystać, a potrafili to jedynie biali magowie. Potem zaś wyczuła to, co chciała. Całkiem niedaleko.
- Tor huan - mruknęła w skupieniu i... Po prostu weszła w ścianę.
Znalazła się w dość obszernej komnacie. Na ścianie wisiał arras z symbolem Bractwa... Pomachała ręką odganiając dym. A więc jednak. Były i zabezpieczenia... Dość solidne sądząc po ilości dymu. Zaraz też pojawił się nacisk. Natarczywy, nagły. Ale Iskra znała go już nieco, więc wykonała dość niedbałą kontrę i wyłoniła się z dymu stając oko w oko z drugim przywódcą.
- Nie mam zamiaru urywać ci głowy, więc sobie daruj... Przyszłam porozmawiać. - spojrzała uważnie na oblicze ukrywane pod iluzją i kapturem. Choć nie znosiła go niemalże całą sobą... Lepiej by Bractwo było jednością.

draumkona pisze...

Poczułaby, czy nie... Iskra wzruszyła ramionami zbywając słowa ignorancją i milczeniem, za które przecież i tak miała zapłacić solidną cenę później.
- Głupio, nie głupio. Nie tobie to oceniać. - chwila milczenia na zebranie myśli. Cóż, najlepiej mówić prosto z mostu...
- Zrzekam się swojego stanowiska. Cieniom potrzebna jest jedność, a ty nie ustąpisz. Więc ustępuję ja - przymrużyła lekko oczy. Będzie potrzebował jakiegoś papieru na to? I nim zdążyła pomyśleć co ona robi...
- Dwa warunki mojej absolutnej kapitulacji. Nie tkniesz mojego syna. W każdym tego słowa znaczeniu. A i mi życia nie odbierzesz. - w ostatnim momencie ugryzła się w język przed dorzuceniem swoich obraźliwych pięciu gorszy.

draumkona pisze...

- Jak się prosić o łomot nie będziesz to go nie dostaniesz - odburknęła za późno hamując swój niewyparzony jęzor. Ale w jednym miała pewną przewagę. To ona go pokonała. Choć z pomocą nie swojej magii... Ale pokonała. A to, że klątwa dziwnie znikneła... Cóż, Nieuchwytny akurat wiedzieć o tym nie musiał.
- Dopilnuję. Przekonam. Podpiszemy to krwią? Znaczy... Hm... Atramentem? - czyli prócz teleportu wstecz czekała ją jeszcze dyskusja z Radą... Bogowie.

draumkona pisze...

Nie podobał się jej ani trochę jego ton. Ani słowa. Jakby ją prowokował... Przynajmniej tak się jej wydawało. I miała wielką ochotę rozkwasić mu nos. Wezwać magię. Ale... Były warunki, które ją wiązały. Zagryzła więc zęby, choć jej spojrzenie powinno powiedzieć nieco więcej. We wzroku elfki szalały płomienie. Złość. Gniew.
- Zobaczymy ile warte jest słowo przywódcy - mruknęła krzyżując ręce na piersi. Lekko zmrużyła oczy, jakby już pod wątpliwość podając jego słowo. Było w nim coś, czemu Iskra za grosz nie ufała. Poza tym, słowa o głupocie... Mogła sobie zastrzec by w ogóle jej nic nie robił.
- Tak czy inaczej, masz czego chciałeś. Na tym kończy się nasza rozmowa - i nie zamierzając przebywać tu ani chwili dłużej, strzeliła palcami, a pomiędzy nimi przeskoczył niebieski płomyk. Zaś na ścianie pojawiło się parę run płonących niby żywy ogień. I elfka odwróciła się, po czym... Weszła w ścianę.
Portal wypluł ją z powrotem do jej małej komnaty w Czeluści. I kiedy tylko się tam znalazła, poczuła lekki odpływ sił... Coś działo się z Gwiazdą. Co oznaczało, że Lucien może mieć kłopoty... Szlag. Nie mógł jej zabrać, tak? Niechby go...
Ale nie mogła mu więcej pomóc. Zaklęcia nałożone przez Valentino powinny starczyć, poza tym... Tak długo jak ona będzie miała siły by mu pomagać, tak długo będzie miała gwarancję, że Lucien będzie żył.
Może sam zaklinacz pomyślał, że to głupie... Pewnie wszyscy tak myśleli. Ale Iskra wiedziała, że gdyby on gdzieś poległ, ona by się już raczej nie podniosła. Coś by się zmieniło. A ona sama uciekła by za białe wieże. Ale lepiej nie snuć czarnych myśli... Lepiej...
Gwałtowny wyciek energii spowodował u Iskry ściągnięcie brwi. Coś było mocno nie tak. W cholerę.
- Lu... Coś ty narobił... - i dość zaniepokojona opuściła komnatę, ażeby zwołać Radę. Po raz ostatni.
I tym razem, nie była spóźniona. Po raz pierwszy nie była później niż wszyscy. Nie. To ona na nich czekała, siedząc na wysokim krześle przywódcy. Zamyślona. Nieobecna.
Teraz im to powiedz - dorzucił złośliwy głosik przerywając ponure myśli o tym co dzieje się z Poszukiwaczem.

draumkona pisze...

Z zamyślenia wyrwał ją Królik, który szturchnął ją nieco, ażeby zwrócić jej uwagę na tych, którzy przybyli. Był Szczur. Była Dama. Królik. Nawet wyczuła obecność Valentino. Brakowało Kieł i Cienia...
Nawiasem co się z tym Cieniem...
Nie, potem będzie się martwić. Teraz trzeba było załatwić wszystko. Doprowadzić sprawy do końca. Odchrząknęła i powiodła wzrokiem po twarzach Radnych.
- Przyszliście tu z mojego rozkazu. I to jest ostatni raz, kiedy zajmuję to krzesło. - nikt nic nie powiedział. Raczej dziwnie na nią spoglądali.
- Bractwu potrzebna jest jedność... A ja wiem, że ktoś musi ustąpić. On nigdy nie ustąpi, chyba, że umierając. Wedle starego przysłowia, postąpiłam mądrzej. Usunęłam się ze stanowiska... Nadal jednak będę z wami. Bractwa nie zostawiam... Wydaje mi się, że jestem teraz po prostu Cieniem... Albo znów podopieczną Poszukiwacza, którego dziś tu z nami nie ma. - uniosła dłoń lekko widząc jak Szczur chce coś powiedzieć. Miało być bez buntów. Przekonać...
- Nieuchwytny nie chce żadnych buntów czy podziałów. I ja was o to proszę. Słuchajcie go tak, jakby tego... Incydentu nigdy nie było. Powiedzcie to także każdemu Cieniowi jaki stanął po mojej stronie. On nie oszczędzi tych, którzy się sprzeciwią. Nie oszczędzi także i mnie. Mam nadzieję, że to zrozumiecie - kończąc swoją mowę spodziewała się jakichś pogardliwych słów odnośnie jej osoby. Wyrzutów. Nie było nic. Zrozumieli, przynajmniej tak się jej wydawało...
Westchnęła jeszcze raz i nagle zacisnęła dłoń w pięść. Znów gwałtowny odpływ sił, zupełnie jakby... Poza tym, wyczuła przeskok. Energii szło więcej, bo musiała jeszcze gdzieś przeniknąć... A więc ten kretyn przeszedł przez jakiś portal. I tam...
Osunęła się po krześle w dół, nieco nieprzytomnie, mamrocząc coś pod nosem. W tym momencie poczuła dłonie Białego na czole i na szyi. Jakby sprawdzał...
- Szlag - zaklął cicho medyk i zaraz poderwał Iskrę w górę. Szybkie spojrzenie na Szczura.
- Załatw mi wszystkie możliwe elfickie zioła z których tworzy się trucizny - nie było czasu na wyjaśnienia. Wzrok Królika przeniósł się na Damę.
- Ciebie prosić muszę o płat skóry tygrysa z Kungralfbergu... Nie ma wiele czasu. - i zaraz zniknął z sali niosąc elfkę w ramionach, modląc się cicho pod nosem, co by elfia odporność na choroby wszelakie nie okazała się mocno przekolorowaną.

draumkona pisze...

- Ich? Portal? Valetino, ciebie to ja zabiorę ze sobą... - jak widać, teraz to panowanie nad sytuacją przejął Królik, który już w ciele Iskry szukał uszkodzeń. Szukał tego, co mogło powodować taki stan w elfki. I mając nadzieję, że zaklinacz pójdzie jego śladem, że odpowie na pytania... Od tego mogło zależeć życie Iskry. A on, jako medyk, każdą śmierć Cienia odbierał jako osobisty potwarz.
Iskrą zaś wstrząsnęły konwulsje, jęknęła coś cicho. Biały czuł jak jeden z układów siada. Nerwowy.
- Szlag... - wyczuł też jak jakąś dziurą wycieka z niej siła. I ulatuje gdzieś, gdzie jest kompletnie poza zasięgiem.
Na jednym z kryształków Gwiazdy noszonej przez Poszukiwacza pojawiło się drobne pęknięcie wraz z charakterystycznym, metalicznym dźwiękiem pękającego kamienia.

draumkona pisze...

Na te nowinki uniósł lekko brwi. Oddać Gwiazdę... Choć pełnokrwistym elfem nie był, on także miał amulet. Amulet po ojcu, który zginął w walce ze strzygą wiele lat temu. Bronił Mall Resz... Ale to nie pora na ponure wspominki. Królik znał Iskrę. Znał Cienia. I dopowiedział sobie resztę.
- Co za głupia elfka - mruknął kopniakiem otwierając drzwi do swoich komnat. Ciało Iskry stało się dziwnie bezwładne i wiotkie. Mięśnie rozluźniały się, a Biały modlił się, by serce jej nie siadło.
- Czerwona Noc... - on, jako mol książkowy wiedział co to znaczy. I wedle mitów i legendy... Wiedział co się tam kryło. Stare artefakty. Potężne moce. Zirytowany cmoknął układając Iskrę na jednym z trzech kamiennych stołów. Na stole gdzie zwykle leżeli zbroczeni krwią rekruci. Nie podobało mu się to skojarzenie.
Nadeszło zrozumienie podstaw problemu. A i jego myśl, badająca ciało i ducha elfki znalazła coś ciekawego. Biały zastygł chwilowo w bezruchu badając uważniej.
- Wyrwa. To stąd... Cokolwiek działo się teraz z Poszukiwaczem, zabrało jej zbyt dużo sił na raz. To musiała być naprawdę potężna siła... W dodatku, jest tu coś jeszcze... Zalążek złych mocy. Choroba, która dotyka każdy układ. Właśnie w tej chwili siadł całkiem układ nerwowy... - półelf doskoczył zwinnie do półek zawalonych mieszkami i ziołami. Przetrącał je zniecierpliwiony, aż znalazł. Zaraz rzucił się do stołu, gdzie stały skomplikowane aparatury do tworzenia trucizn. I rozpoczął on ważenie trucizny, która, o dziwo, mogła tu pomóc.
Do komnaty wpadł teraz ktoś nowy. Ktoś, kogo oblicze okrywała miękka chusta, a na głowie miał kapelusz z piórem. Oddychał szybko.
- Wyj... - ale Królik nie dokończył. Bo przerwał mu rekrut.
- Jestem medykiem, mogę pomóc - wychrypiał zdyszany Wilk.
- Potrafisz łamać segmenty?
- Ale to ją zab...
- Potrafisz?
Wilk musiał podjąć decyzję. Wiedział co oznacza łamanie poszczególnych barier i segmentów. Ale... Biały był o niebo lepszym medykiem niż on. Poza tym, chyba wiedział, co się tu święci. Ściągnął kapelusz, a dwoje różnokolorowych oczu spojrzało poważnie na Królika. Rekrut skinął głową.
- To bierz się do roboty.

draumkona pisze...

Wilk czym prędzej podszedł do nieprzytomnej Iskry, po czym ujął jej dłoń, co by kontakt z ciałem mieć i wpuścił myśl w jej ciało. Szukał pierwszej bramy, pierwszego segmentu.
Zaś Królik chwilę go obserwował. Chwilę bo potem zabrzęczała dziwnie jego aparatura, a on znowu wpadł w wir zajęć powiązanych z warzeniem trucizny. Wtedy też pojawił się Szczur i workiem. Dość sporym.
- Mam... - mruknął zginając się wpół, dłonie opierając na kolanach. Dyszał. Jak widać, nie dość, że skakał między teleportami, to jeszcze biegał jak szalony co by wszystko zebrać w jak najkrótszym czasie. Biały zaraz porwał od niego worek i zaczął mamrotać pod nosem wiązki zaklęć. Wychodziło jego doświadczenie w truciznach. Wychodził na jaw fakt, że jestem jednym z pięciu, a tatuaż na przedramieniu nie jest u niego przypadkową ozdobą.
Mało kto wiedział, że Biały Królik był jednym z czterech wciąż żyjących mistrzów trucizn.
Ciało Iskry drgnęło dziwnie, jakby jakaś kość się w niej złamała, tak sama z siebie. Królik spojrzał przez ramię na rekruta, który w skupieniu wbijał spojrzenie w elfkę...
Wyczuł. Pierwsza bariera złamana. Ciekawe, czy dotrwa chociaż do trzeciej...
Wtedy też weszła Dama. Równie zdyszana i czerwona na twarzy, co odpoczywający w tym momencie Szczur. Ona miała w dłoniach nieco zakrwawiony kawał czegoś, co wyglądało jak kawał fioletowej skóry. Medyk z uznaniem skinął jej głową, po czym porwał łup z jej rąk i wrócił do swojej trucizny. Komnatę wypełnił ostry zapach alkoholu, a zaraz potem zmieszała się z nim delikatna woń cynamonu.
- Dziękuję wam. Obu. Mam nadzieję, że te wysiłki nie pójdą na marne... - kontrolne spojrzenie na Iskrę. Stan jej bez zmian. Przynajmniej zmian na lepsze nie zaobserwował.

draumkona pisze...

- Panie Królik... Siły ciągle uciekają, jakby gdzieś byłą dziura - mruknął Wilk odrywając na chwilę myśli od łamania barier. Sam Biały z roztargnieniem spojrzał na przywódcę i zaklinacza, jakby nie wiedząc co ma w końcu zrobić. Trucizna się warzy. Rekrut łamie bariery... Nieuchwytny jednak nie był umierający. Iskra miała pierwszeństwo. Doskoczył do niej i ułożył dłoń na czole przymykając oczy. Elfką znów targnęła jakaś zła siła, która zaraz napotkała Królikową kontrę. Potężna dawka energii miała pomóc jej się przytrzymać życia... Chociaż przez chwilę dłużej niż było jej to pisane.
Wilk sapnął. Biały wiedział, Trzecia bariera, bariera umysłu była ciężkim zabezpieczeniem. Ale nie to tak zaniepokoiło i zmęczyło Wilka.
- Nie damy rady... Życie za szybko z niej ucieka... - i dostał od Białego po głowie. I został nazwany pesymistą, zarzucono mu brak wiary i parę innych rzeczy. Ale w tym także momencie rozległ się cichy dźwięk, jakby ktoś mokrym palcem sunął po obrzeżach kieliszka. Półelf obejrzał się na truciznę. Skropliła się właśnie do fiolki, a barwę miała niczym krew bydlęca. I taką też konsystencję. To dobrze.
Czym prędzej pochwycił szklane naczynie i złączył siły z Wilkiem. W trymiga przełamał bariery trzecią i czwartą, a potem gładko zszedł do bariery dziewiątej. A Wilk nieomal umarł ze zdziwienia. Nie widział jeszcze kogoś, kto z taką precyzją i w tak szybkim tempie złamałby zabezpieczenia... W dodatku, nadal trzymając tego kogoś przy życiu.
I wlał on Iskrze w usta truciznę, całą niemal fiolkę, a potem też magią rozprowadził ją po ciele.
Ale Wilk widział. Wzrok jego nieobecny się stał, spojrzenie wlepione w punkt na ścianie. Na rekruta spłynęła wizja... I choć czuć było w powietrzu dotyk wyższej magii, obrazy były przeznaczone tylko dla jednej osoby.
- Tu trzeba elfickich leków - szepnął Wilk wynurzając się ze studni myśli niedokonanych - Tak tylko opóźnisz działanie. Trzeba elfów. Potrzeba jej teleportu do Medrethu, albo i do samej stolicy... - ale nie sądził, by nawet sam Nieuchwytny mógł obejść starożytne zabezpieczenia. Nie... Biali zabezpieczali miasto magią runiczną, czerpali sił do przyrody, dlatego w dolnych kondygnacjach było teraz martwe pole, gdzie nie rosło nic.
Nie, o teleporcie do stolicy mógł zapomnieć...

draumkona pisze...

I Białego zdziwiła postawa Czerwonego Maga. Ale zaraz do tego rozsądek jego dodał, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Nie w przypadku byłe... Obecnego przywódcy. Spojrzenie agrestowych oczu przerzucił na Wilka.
- Podtrzymuj rytm serca, pilnuj nerwów. W obecnej chwili może ją zabić byle katar... Teleportacje przeżyje. Tak sądzę - dla potwierdzenia, jakby sam sobie głową kiwnął, a Wilk zebrał Iskrę ze stołu, na ręce ją wziął i jak na jego gust już mogli iść. Na przywódcę jeszcze spojrzał. Najmniejszej ochoty nie miał na ponowne spotkanie z Darmarem...
- Północy skraj będzie dobry. Stamtąd szybciej...
Królik skinął na Szczura, który już był w stanie złapać oddech.
- Przywleczcie tu Poszukiwacza. Już. - i biedny, zmęczony Szczur ruszył. A Biały przymrużył oczy w skupieniu. Już myślą odnalazł Cienia i nie zważając na magię Czerwonego Maga jaka go wiązała, wtargnął bezceremonialnie. W tej chwili nie liczyła się delikatność, a skuteczność. Chwila, moment, a medyk znów znalazł się przy swojej półce i nerwowo przerzucał fiolki, słoiczki i mieszki. Już mniej więcej miał obraz tego co nękało Cienia.

draumkona pisze...

Wilk bez słowa ruszył do portalu. I sylwetka jego rozmyła się. I rzeczywiście, pojawił się na północnym skraju. I nawet brew uniósł.
- Teleport tu mają? No coś takiego... - mruknął i ruszył czym prędzej do miasta. Czekało go sporo tłumaczenia.

Królik aż jęknął na widok Poszukiwacza. Obraz nędzy, rozpaczy... W ogóle wszystkiego co najgorsze. Zaraz zabrał się do roboty, maści, zioła, leki, mikstury i parę ostrzy... Królik wolał rozcinać rany, które same się zrosły i sam je na powrót zszywać i zasklepiać. Nie ufał żadnemu organizmowi.
Mamrotał pod nosem, zbyt pochłonięty ratowaniem kolejnego życia by dosłyszeć co mówi Nieuchwytny.
***
W tydzień po całej akcji w Czeluści pojawił się Marcus ze swoim nowym uczniem. Z Natanem. I naprawdę nie miał możliwości powstrzymania małego przed puszczeniem się pędem do komnat Królika gdy tylko usłyszał, że jego ojcu coś się stało.
A sam medyk w tej właśnie chwili wybudzał powoli Poszukiwacza uznając, że rany się zasklepiły już w miarę, że ciało zostało oczyszczone, a stan jego stabilny...
I dokładnie w tym momencie, kiedy Biały machał powoli ręką przed oczami Lucienowi, Natan wpadł do komnaty. Zdyszany, czerwony na twarzy i wystraszony.
- Tato... - i zbliżył się powoli, jakby się bał, że ten mimo otwartych oczu mu nie odpowie.

draumkona pisze...

- Nigdzie i po nic nie wrócisz - Biały niemal warknął. Nie po to łatał go i leczył, żeby on teraz sobie hasał po polach i szukał zdradzieckich portali.
Potem spojrzał na Natana, dużo łagodniej niż na jego ojca. Jak widać, młody miał u medyka taryfę ulgową. Dopiero teraz też do komnaty wpadł Marcus, który dopiero teraz zdołał swojego krnąbrnego ucznia dogonić.
- O, Lu, ale cię poharatało... A właśnie, a propo... Po Czeluścią koczuje wiedźmin. Białowłosy. A z nim jakaś mała dziewczynka, też białowłosa. Nie wiem o co chodzi, ale wydaje się, że na coś czekają... - mruknął rozważając ten fakt. Skąd mógł wiedzieć, że wiedźmin to Acheron, a mała dziewczynka to Yue cudem wyratowana z płonącego klasztoru...

draumkona pisze...

Gdyby tylko wiedział...
I teraz, jasny promień oświecenia miał na niego spłynąć, bo do komnaty wpadł zdyszany Szczur. Z dziwnym wyrazem twarzy.
- Biały... Pamiętasz tego rekruta?
- Wiesz, pamiętam ich całkiem sporą liczbę...
- Ten który z tobą próbował Iskrę z tego wyciągnąć.
- Ach ten. Całkiem zdolny.
- To Wilk.
- Że co słucham?
- Wilk. On żyje. Władca Eilendyr... - szpieg złapał się za serce i oparł o ścianę. Jak widać, palenie fajkowego ziela wcale mu nie służyło.
- Jak to możliwe? - wykrztusił z siebie w końcu Królik niemal dostając zawału ze zdziwienia.
- Nie wiem... Faktem jest, że wymówił nam posłuszeństwo. Zagrał na nosie. Tam nawet Nieuchwytny nie sięgnie... - potem dopiero zauważył, że Poszukiwacz jest całkiem przytomny i spojrzał nań nieco dziwnie. Odetchnął znów.
- Iskry nie ma w Bractwie... Od tygodnia chyba, jak dobrze pamiętam... - mruknął Marcus krzyżując ręce na piersi i obserwując Natana, który szperał w jednej ze skrzyń medyka - Po tym jak zrzekła się stanowiska, coś się dziwnego z nią stało. Ni z tego ni z owego padła bez sił. Nieuchwytny przeniósł ją i tego... Jak mu tam... Wilka do Medrethu.
- Amulet... - zaczął Królik, ale nie znał się na tym. Spojrzał gdzieś w ścianę i mentalnie wezwał do nich Valentino uprzednio w skrócie wyjaśniając sytuację. Niech zaklinacz powie to Lucienowi. On chyba się trochę bał.

draumkona pisze...

Biały w miarę jak słuchał opowieści Valentino, tak i coraz bardziej miał wrażenie, że Lucien zaraz ich tu rozniesie. Więc gdy tylko zaklinacz skończył, on się wtrącił.
- Eilendyr osnuło zaklęcie... Pradawne moce. Siły, których przełamać nie potrafi nawet Nieuchwytny... Wilk jest poza naszym zasięgiem. Podobnie Iskra. Nie ma z nią kontaktu... - Królik spojrzał zaniepokojony na Marcusa. Pajęczarz zaś modlił się w duchu, żeby Poszukiwacz tylko nie zachciał sobie wstać i iść do Eilendyr, chociaż przecież wiedział, że się tam nie dostanie.
Medyk natomiast zaczął powoli, acz stopniowo odbierać Cieniowi siły. Tak na wszelki wypadek, żeby mimo myśli, w stanie nie był się chociażby ruszyć...

draumkona pisze...

Biały jednak nie myślał się poddać. Upadającego Cienia pochwycił Marcus na spółkę ze Szczurem i zawlekli go z powrotem na łóżko.
- Nie mamy aktualnie w szeregach żadnego elfa, który pochodzi ze stolicy, a takiego tu trzeba... Nic nie zrobisz. Możesz jedynie czekać - to odezwał się Biały, odganiając Natana od skrzyni z miksturami.
- A co ja mam z tym wiedźminem... - zaczął Marcus, ale Królik uciszył go machnięciem dłoni.
- Nie zna wejścia, zresztą, niech tam sobie siedzi, nie nasz interes.
- Ale ta mała...
- Jaka mała? - Biały się zirytował nieco. Marcus dzisiaj go wybitnie drażnił. Nie mówił nic wprost tylko się jąkał i zacinał.
- Mała dziwnie na mnie patrzy. Ma dziwne oczy. Takie jak... Jak... Jak elfia furiatka.
- Tak czy inaczej, Lucien zostaje, wiedźmina olewamy, a ty idziesz sobie na trening.

draumkona pisze...

Dzień za dniem, miesiąc za miesiącem... Lecz nie rok za rokiem. Pół roku, sześć miesięcy musiało upłynąć nim Iskra w końcu wydostała się ze stolicy. Nadal osłabiona, przerwana w połowie rehabilitacja wcale tego stanu nie polepszała. Ale Iskra miała dość leżenia. Gnał ją strach. Gnała troska.
Wypadła ze stolicy na ukradzionym koniu i skierowała się do Czeluści. Im szybciej tam się znajdzie... Poszukiwacz ją zabije.
***
Noc. Środek nocy. Czeluść pogrążona we śnie. I jedynie paru nocnych marków, czy też ludzi nękanych bezsennością błakało się po korytarzach. A na osobę, jaka nimi kroczyła patrzyli jak na ducha. Krążyła pogłoska, że odeszła. Mówiło się, że umarła. Plotka mówiła, że to Nieuchwytny ją zabił. A teraz ona... Ona szła jasno wytyczoną przed siebie ścieżką. Do komnaty Poszukiwacza.
A dotarłszy pod właściwe drzwi... Nie pukała. Otworzyła je cicho zważając na to, by nie przekroczyć granicy dźwięku jaka go budzi. Był tam. Spał. Czuła go. Drzwi zostały zamknięte, równie cicho jak przed chwilą. Potem ruszyła bezszelestnie ku niemu chcąc... W sumie, co ona chciała? Nastraszyć go? Zrobić niespodziankę? Przysiadła na skraju łóżka i zaraz też poczuła na skórze szyi ostrze. Pokrzyk. Więc jednak go zaskoczyła. Obudził się dopiero wtedy gdy ugiął się lekko materac...
- No wiesz ty co... - mruknęła niby to poirytowana. Ona tu po pół roku milczenia się pojawia, a on do niej ze sztyletem!
Ale dziwnie ją to bawiło. I bardzo cieszyła się widząc jego twarz. I błogosławiła elfi wzrok, który pozawalał widzieć więcej... Och jego mina była doprawdy bezcenna.

draumkona pisze...

- Ochhh - burknęła poddając się wstrząsom. A niech się wyżyje, proszę bardzo. Coś chrupnęło jej w karku. I poczuła dziwne ciepło rozłażące się po szyi... Ach, w końcu pozbyła się tego dziwnego kłucia.
- Nie zabije mnie... - mruknęła uciekając od jego rąk. Nie będzie nią tu tal telepał. Wstała, równie szybko i zwinnie jak zawsze. Rozejrzała się po komnacie, jakby spodziewała się jakichś zmian.
- Nie miałeś o tym wiedzieć... - westchnęła splatając ręce na piersi. Stała do niego tyłem, przynajmniej przez chwilę. Szukała słów. Ubierała w nie myśli.
- Gwiazda ma ograniczenia. Nie jestem głupia. Ale wtedy... Podejrzewam, że po tym jak teleportowałam się do kryjówki Nieuchwytnego... Coś mi zrobił. To w połączeniu z nagłym osłabieniem wywołało taką, a nie inną reakcję - odwróciła się gwałtownie, a płaszcz zawirował efektownie. Znów się zbliżyła, powoli, wcale się nie śpiesząc. Spojrzała na Gwiazdę i wzięła ją w dłoń. Nim się zorientował, znów wisiała na jego szyi lśniąc lekko, jakby właśnie tam chciała się znajdować.
- I nie krzycz już na mnie bo się rozpłaczę - przysiadła znów na brzegu łóżka nagle dochodząc do wniosku, że tu było najlepiej. I spojrzała znów na Cienia. Na jej ukochanego Cienia...
- Tęskniłam. - i sięgnęła dłonią jego policzka, jakby badając czy nic mu nie jest. Jakby chciała poczuć jego ciepło, bliskość...

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się lekko i zaraz się w niego wtuliła nie dając szansy na zmianę decyzji.
- Nie było się o co bać... Przecież wróciłam. Wracam. Zawsze wracam - dłonie jej przesunęły się po jego plecach, a sama elfka z przyjemnością odnotowywała kolejne oznaki jego obecności. Objęcia. Ciepło. Dłonie. Przymknęła oczy wzdychając cicho.
- Wilk chciał mnie jeszcze przetrzymać na rehabilitacji... Ale nawiałam. Będzie się gniewał, ale przecież równie dobrze może zająć się mną Królik... - mruczała coraz to ciszej i ciszej, aż w końcu po prostu umilkła. Zaś usta elfki sięgnęły jego szyi muskając ją lekko, zachęcająco.

draumkona pisze...

Zaśmiała się cicho odsuwając się nieco od niego. Spojrzała w jego oczy, w obecnym momencie wyrażające irytację. I jeszcze ten ton. Oni nigdy nie mieli się polubić...
- Dobrze, więcej o nim nie wspomnę - obiecała cichym tonem, tym razem odgarniając z jego czoła ciemny kosmyk włosów.
Najgorsze chyba miało dopiero nadejść. Bo Wilk sam się do Bractwa dołączył i nikt nie ponosił za to winy. No, chyba, że rekrut, który dał się zabić...
- Zamiast się irytować lepiej mi powiedz czy działo się coś ciekawego podczas mojej nieobecności - zażądała wstając i po prostu zrzucając z siebie większą część ciuchów. Nie... Zrzucając wszystkie. Z kufra Lucienowego ukradła jego koszulę, którą przeciągnęła przez głowę i po prostu władowała mu się do łóżka.
- Opowiadaj - mruknęła jeszcze uklepując poduszkę. Jak widać, chwilowo nie myślała z korzystać z opcji Poszukiwacz-poduszka, lub kocyk.

Silva pisze...

Krasnoludy niechętnie, ale zabrały się do pracy, po kilku stanowczych spojrzeniach najemnika, co to się zaczął rządzić.
Ognisko zostało zasypane śniegiem, pakunki skrzętnie sprzątnięte, sprawdzone i zapakowane porządnie.
Na boku wilkołak z szamanką się kłócili i chyba lepiej było nie wnikać w to, o co, bo jeszcze by się dostało.
Pogoda się pogorszyła. Śnieg zaczął gęsto prószyć, wiatr się wzmógł; w lesie wyły wilki.
- Potem, Szept - mruknął tylko, bo za dużo uszów słuchało, chociaż nie wyglądało; za to krasnoludy wyrosły przy elfce i najemniku, grzecznie sobie stojąc, uśmiechnięte, jakieś dziwne takie.
- Byliśmy grzeczni.
- Bukłaczków i tak nie dostaniecie - najemnik nie wyglądał na kogoś, kto do rozmówek się nadawał, a tym bardziej do przegadywania się o tym, czy aby może już oddać orzeszkową gorzałkę, czy jeszcze nie. - Wyrzucę je do wody, słowo.
No to krasnoludy jęknęły, a Lofar nawet w najemnika śnieżką rzucił i fuknął coś o tym, że mieszaniec nie tylko jak fircyk wygląda, ale i zachowuje się jak pańskie książątko.
- Cholerny elf... - i wskoczywszy do łodzi, usadowił się z patelnią na kolanach, obrażony na cały świat. Zaraz do niego dołączył Midar; zbyt spity, by mieć siły na kłótnie, że on wodą nie popłynie?
- Pośpieszcie się - kiedy wilkołak chciał wskoczyć do zajętej łódki, najemnik złapał go za ramię powstrzymując przed tym, jakby chciał coś powiedzieć. - Będę cię potrzebował. Niech Duszołap płynie z naszymi krasnoludami.
- Do stu tysięcy sfor, powiedzże wreszcie, co się dzieje - Wisielec ujął się pod boki i groźną minę zrobił. Jak nic chciał wiedzieć, co takiego najemnik ukrywa. A może naprawdę go podmienili?
- Potem...
- Potem, potem... Potem to śmierdzi Lofar i Midar. Idź w maliny fircyku - chociaż niechętnie, wilkołak krok ku łodzi uczynił, ale znów został pociągnięty przez najemnika. - No co?
- Ulfry się pojawiły. Wykonawcy woli mrozu, wyszli ze swych jam - syknął mu na ucho najemnik tak, aby też Szept usłyszała.

draumkona pisze...

- Wiedziałeś, a mimo to wepchałeś się w najgorsze bagno jakie tylko mogłeś - burknęła niezadowolona. Mógł nie wspominać nic o tej nocy... Nocy, której działanie odczuła na własnej skórze.
- A Valentino i Biały dobrze zrobili. Gdybym tylko tu była miałbyś miast dwóch kłopotów, trzy - na wieść o Yue chwilowo nie odpowiadała. Więc tak zaczęła się jej wędrówka... Będzie musiała znaleźć i Yue i Natana... Ale to jutro. Jak wstanie. Teraz wolała zostać przy Cieniu.
- Acheron coś mówił? Wspominał? Przekazywał... Dla mnie? - chyba popełniła kolejny błąd, bo i takie pytania mogły go zirytować, albo wzbudzić zazdrość. Choć nie taki był jej zamiar. Skoro wiedźmin został wplątany w przeznaczenie Yue, wolała wiedzieć...
Jednak poduszka materiałowa nie była wygodna. Nie, bo Iskra pociągnęła Cienia z siadu znów na łóżko. I zaraz zrobiła sobie z niego poduszkę.

draumkona pisze...

Iskra obiecała sobie, że prócz spotkania z dziećmi, spotka się i z zaklinaczem. Ale to rano... Rano...
***
oczywiście, nie mogła się normalnie obudzić. Nie. Musiała zrobić mu na złość. Za te nocne irytacje. Za sarkazm. I odpłaciła się jakże pięknie. Nim on choćby pomyślał o wybudzeniu się, Iskra wymknęła się z jego łóżka, wciągnęła na siebie swoje ciuchy, a jego koszulę schowała na powrót do kuferka. Nawet Gwiazdę zaklęciem cichym przeniosła do miejsca gdzie leżała nim założyła mu ją na szyję. A potem... Potem Iskra wyszła, równie cicho. By go nie zbudzić. Jakby była snem. Senną marą. Niech się pomartwi, wystraszy. Cokolwiek.
Jakby mało się martwił i bał przez te pół roku...
Ona natomiast ruszyła na spotkanie zaklinacza.

draumkona pisze...

Czarny mag... To Iskrę zaciekawiło. Skojarzyło to z Szept. Ale... Nie... Szept nigdy nie poszłaby gdzieś z Cieniem. Zbyt mocno go nie znosiła. Na pewno to nie ona. Nie.
Uśmiechnęła się lekko na jego ostatnie słowa. Nie. Nie po to tu przyszła. Bo i niemal wszystko to, co powiedział jej zaklinacz, ona usłyszała już z ust samego Poszukiwacza, któremu teraz spłatała okropnego figla...
Zapewne potem znowu będzie się irytował. Trudno, jego mina będzie tego warta.
- Nie chcę od ciebie wyjaśnień, Valentino, to o czym mówisz... Ja to już wiem. Od zeszłej nocy, ale nie w tym rzecz - to podeszła z wolna do koszyczka z kryształkami i jeden z nich ujęła w trzy palce. Ten zaś lekko zamigotał i wypaliła się na nim runa, która zaraz też zniknęła. Zetknij białego z magicznymi przedmiotami, a zaraz będzie wszędzie pełno run... Czasami niebezpiecznych.
Odłożyła kryształek czym prędzej.
- Chciała spytać jedynie... Wiedźmin. Był tu, pod Czeluścią. Przywiózł dziecko... Niewysoką, dziwną dziewczynkę o białych włosach i fiołkowym spojrzeniu... - zapewne zaklinacz domyślił się już czyje to dziecko. Choć zapewne o ojcostwo Cienia nie posądził - Mówił coś? Przekazał?

Silva pisze...


Szamanka nie siedziała z nimi tylko dlatego, że krasnoludy nabrałyby podejrzeń, widząc jak czwórka towarzyszy szepcze między sobą; tak, Silva mając uszy w duchach, trzymała ich łódź dalej, jednocześnie słuchając słów przyjaciół.
- Sowy przyniosły wieści, że rzeka w górach jest zamarznięta i nie da się nią płynąć - najemnik złapał za wiosło, zerknął w stronę porzuconego obozowiska, w las, między drzewa i zaniepokoił się. Nie było jednak potrzeby, by denerwować innych jedynie szarymi śladami. - Ulfry. Mają gniazdo niecałą staję stąd - przed wiekami, kiedy elfów było więcej, a i szacunkiem większym magię darzono, ulfry po krwawych wojnach zostały doszczętnie wybite. Plemię wojownicze, krwawe, mrozowi służące, odeszło w niepamięć, a z nimi także uśpiono mroźnych bogów. Dzisiaj, kiedy zimy stają się dłuższe i sroższe, mroźni bogowie drżą przez sen i czekają. Czekają aż ich słudzy - ulfry - wybudzą ich z wiekowego snu, by mogli skuć świat lodem, zmieniając wszelkie życie. - Tam wrze życie, tysiące żyć - a gniazdo było opuszczone, przynajmniej tak do tej pory sądzono. Ivelios się martwił. Jeżeli ulfry niepostrzeżenie zdołały odrodzić swoją rasę...

draumkona pisze...

Zamyśliła się, a rączki schowała do kieszeni płaszcza. Lepiej żeby nic nie dotykała. Nowe zdolności były... Ciężkie do okiełznania.
- Ach... No trudno, moje błędy moje sprawy - mruknęła kierując te słowa do nikogo szczególnego. Znów spojrzała na zaklinacza.
- Dziękuję... Cóż. Będę sobie iść i w ogóle... Zobaczę czy nie ma mnie gdzieś indziej... - i odeszła, zniknęła z komnaty zaklinacza.
Następny punkt wycieczki - znaleźć Natana i Yue... Unikać Poszukiwacza. Niech się dalej martwi.

draumkona pisze...

Natknęła się na niego w korytarzu. I już miała umknąć za ścianę, schować się, dalej grać w swoją grę, kiedy...
- Mama! - wydarł się Natan, a Iskra przejechała ręką po twarzy. I tyle jeśli idzie o cichą ucieczkę i kamuflaż. Przykucnęła pozwalając synkowi niemal zaprzytulać się na śmierć.
- Gdzie masz siostrę?
- To nie jest moja siostra!
- Jak to...
- No bo ona w ogóle dziwna jest...
Iskra westchnęła. Bogowie. Za co oni pokarali ją dwójką dzieci. Ale patrząc jak Natan wietrzy w powietrzu jakiś nowy, interesujący zapach, uśmiechnęła się do siebie. Już nie potrafiła wyobrazić sobie życia w którym by go nie było.
Podniosła się z kucek i zmierzyła spojrzeniem Luciena stojącego nieopodal, naprzeciw niej.
Ściągnęła usta w dzióbek.
- Byłam i pytałam. O niego. O to co mówił... Do ciebie też Yue się nie odzywa? - to było dość... Intrygujące. Mogło wróżyć jej świetlaną przyszłość w magicznym świecie, między wymiarami... Ale tu, wśród ludzi czyniło z niej odludka. A Iskra nie chciała by mała czuła się jak odludek. Sama coś wiedziała na ten temat. Nie było to przyjemne uczucie.

Silva pisze...

Brzeszczot nie martwił się śniegiem, nie troskał zimnem, ani długim marszem. Gdyby jego spytać, powiedziałby, że chce pozostać na rzece, a najlepiej wróciłby do Mall Resz.
- Wczoraj na północnym szlaku znaleziono zamrożonych ludzi. A potem wioskę skutą lodem, w lesie, z dala od miast - dziadek najemnika nie próżnował, jak zwykle wiedział o wszystkich dziwach, które działy się w okolicy dalszej i bliższej.
Na niebie pojawiła się mała plamka. Robiła się coraz większa wraz z tym, jak się do nich zbliżała, a kierowała się ku nim, nie było wątpliwości.
Sowa. Mała, biała sówka, która wtapiała się w krajobraz, przysiadła na łódce tuż obok najemnika i zahukała. A Dar skinął głową. - Przed nami wioska, w której dziadek radził się zatrzymać, ale jest pusta, według sowy - hum, niech ktoś najemnika uszczypnie, co by sprawić, aby był jak dawniej.

draumkona pisze...

Westchnęła bezradnie i cóż miała zrobić... Natan umknął w korytarze, Yue ani śladu, zaś ona... Miała tymczasowo wolne. Więc dogoniła go zaraz, żeby nie zdążył przypadkiem jej zniknąć z oczu.
- Musiałam się dowiedzieć czy nie niósł jakiejś ważnej wieści, a ty się od razu robisz zazdrosny i irytujesz... Tu chodzi o Yue. O jej bezpieczeństwo - zaczęła mu cierpliwie tłumaczyć, choć w głebi ducha czuła, że jedynie na co ma ochotę, to go złoić. No i po co ta zazdrość. Przecież ona nie chciała nikogo innego poza nim... I powinien być tego świadom.
Kontrolne spojrzenie na szyję. Szlag by to. Lucien i jego kaftaniki i kubraczki... Przez to nie widziała czy Gwiazdę znów na szyi ma.
- Masz coś dzisiaj do zrobienia? - ona miała. Znaleźć Tahabatę. I jakoś chciałaby, ażeby poszedł tam z nią... Nie uśmiechało się jej zagłębiać w lodowe czeluście samej.

draumkona pisze...

Kiedy tak odetchnął, Iskrze przyszła do głowy bardzo interesująca, a i zarazem głupia myśl. Nie było jej pół roku. Czy on... No wiadomo, że mężczyźni częściej chędożenia potrzebują. W sumie, nic jej nie obiecywał, ale z drugiej strony...
Ale nie, nie spyta go. Jeszcze nie teraz. Potem.
Zamiast więc niezręcznego pytania o chędożeniu innych kobiet, Iskra zadała mu inne. Znacznie prostsze.
- Mam... Sprawę do załatwienia nieopodal. Może słyszałeś legendy Tahabaty? Nawet jeśli nie to chyba lepiej... - urwała na chwilę rozglądając się po korytarzu, jakby czego szukała - Muszę tam zejść, a nie chcę iść sama. Pójdziesz tam ze mną?

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się nieco ruszając w stronę wyjścia z Czeluści. Jednego z tych rzadziej używanych. Jaskinie nie leżały daleko stąd i Iskra się dziwiła, czemuż to Nieuchwytny nie sięgnął jeszcze po stary artefakt... Zapewne nie dogrzebał się starych pism. Zresztą, Tahabata była białą. Jedyna ludzka kobieta, która zaszła tak daleko rozwijając przy tym także gałęzie tej "lepszej" strony magii. Co prawda, Iskra zamiast odpoczywać w Eilendyr, wyczyniała podobne rzeczy i teraz miała dośc spory problem, bo nowo odkryte zastosowania i siły nie nadawały się do tego by przypisać je do jakiejkolwiek ze znanych grup. Elfka podejrzewała, że odkryła całkiem nowe odgałęzienie magii. I miast być dumną, czuła strach. Bo magia ta była nie do opanowania.
- Koni nam nie trzeba... Znam lokalizację jaskiń. Dwie staje stąd,nie więcej... Poza tym, trzeba się będzie wspinać - objaśniła po krótce czemu to koni nie biorą. Ani w sumie niczego prócz tego co aktualnie mieli przy sobie.
- Będzie tam sporo magii pewnie... I run. O tak, run będzie sporo... - mruczała pod nosem wyłażąc na śnieg.

draumkona pisze...

- Darmar? - Iskra ściągnęła brwi. Może jemu nie podobała się wyprawa po Tahabatę, ale za to jej ani trochę nie spodobał się ten nius jakim ją uraczył.
- A czego ty masz szukać u Mrocznego? Na Szept się jeszcze natkniesz jak ci pech dopisze - pamiętała jak się nie lubili. I osobiście nad tym ubolewała. Ale cóż... Nie mogła tego zmienić.
Prowadziła go górskimi ścieżkami, których nie sposób zobaczyć. Trasę trzeba było znać. Pamiętać...

draumkona pisze...

Teraz to Iskra parsknęła, rozbawiona niewiedzą Cieni. A ponoć byli tak dobrzy w zbieraniu informacji...
- Co miałaby tam robić? Otóż, mój kochany panie mentor, Darmar był kimś takim dla Szept jak ty dla mnie - i w tym momencie Iskra miała na myśli stosunki na linii uczennica-mentor. Choć... Od dawna podejrzewała, że oni nie tylko w bibliotece siedzą, że w sypialni także coś ciekawego dziać się musi. I nie omieszkała o tym wspomnieć.
- Poza tym, podejrzewam, że ze sobą sypiali... Albo sypiają. Kto ich tam wie. Czarni magowie... - zatrzymała się podpierając dłonie na biodrach
- No. Jesteśmy. - i oddychając nieco głębiej, wyrysowała palcem w powietrzu jakiś znak. Nic się nie stało. Z początku. Bo potem wyrysowany znak w powietrzu stał się widoczny. Płonął niebieskim światłem i z runą przy boku Iskra wkroczyła do jaskini.

draumkona pisze...

Nawet gdyby Lucienowa zachcianka się ziściła, zapewne potwór padłby trupem zanim zdążyłby pomyśleć "udko Cienia". Iskra była w dość wojowniczym nastroju i to było nieco dziwnym zjawiskiem. Bo ów nastrój występował zwykle wtedy, gdy schodziła w ziemne czeluści, gdy szukała starych antyków, staroci, a także i artefaktów. Jak widać, prócz słabości do mentorów, Iskrę z Szept łączyło o wiele, wiele więcej.
A sama elfka, całkiem nieświadoma, jeszcze Cienia dobiła swoim kolejnym podejrzeniem, czy też stwierdzeniem.
- Myślę, że ich relacje były podobne do naszych. Albo są. Kto ich tam wie, cholera... A ja myślałam, że ona Wilka chce... - burknęła Iskra, niewydarzona swatka, która nawet nie wiedziała o tym, że odniosła sukces, bowiem...

Buty szurały po posadzce w jakiej urzedował od ładnego tygodnia.
- Ładny mi tydzień, skarbie - mruczał do siebie smarując na wcześniej wspomnianej posadzce runy i magiczne znaki. A smarował te dziwne symbole krwią własną, jakby mało farby na świecie było.
- Ale przyjdzie? - pytał sam siebie, jakby prowadząc konwersację z kimś, kogo tu nie było. Był sam. Oderwał czerwony palec od podłogi kończąc ostatni znak. Podniósł wzrok. Przed nim, na brudnej ziemi zrujnowanej komnaty rysowała się dziewięcioramienna gwiazda. Na każdym z jej końców ustawiono świeczuszkę, zaś w środku rysunku tliło się mlecznobiałe światełko. Nikłe. Nadwątlone. Potem spojrzenie jeszcze raz skupiło się na szczegółach komnaty. Była spora i zbudowana na planie okręgu, choć on sam nazwałby to bardziej owalem. Na samym środku stał kamienny tron, czy też krzesło, które odwrócone było tyłem do jedynych drzwi o dwóch skrzydłach. No, jedno było mocno uszkodzone... Ale to nic. Nie ważne.
Gwiazda zalśniła ostrzegawczo, zaś sam jej stwrórca otrzepał dłoń z krwi plamiąc małymi jej kropelkami podłogę. Płomyczki świec jaśniej zapłonęły, a on poczuł, jak siły dziwnie z niego odpływają... Pamiętał co miał robić. Zresztą, wolał siedzieć nawet tam niż gdzieś w pobliżu gwiazdy. I usiadł on na kamiennym krześle, tyłem do drzwi zwrócon, a przodem do czarnomagicznego tworu.
Nie powiedział nic, za to zaklęcie wessało szybko jego energię. Głowa bezwładnie opadła mu na pierś, ciało nieco osunęło się w siedzisku krzesła. Kapelusz spadł na nogi.
Zaś zaklęcie, uwolnione spod woli wiążącego, rozpaliło sie na dobre. I z ruin Gort'rug, starej orczej świątyni, powoli, acz skutecznie zaczęły wypływać ciemne siły. Siły, które zainteresowałyby każdego czarnego maga. Ale on sam, wariat, liczył na tą jedną, szczególną, która pchała się w portal podczas Czerwonej Nocy. I tak jak ona ryzykowała, tak teraz zaryzykował on próbując zwabić ją tu magią. Nie ujawniając się, bo któż wyczuje na wpół martwego jasnowidza?
Wilk czasami lubił swoje wizje.

draumkona pisze...

Już chciała pytać, skąd to zainteresowanie znienawidzoną i znielubianą przezeń magiczkę, kiedy wytknął jej znów wzmiankę o Wilku. Westchnęła bezradnie i puściła to mimo uszu, a następne pytania... Cóż, Cień miał szczęście. Bo Iskra zaraz zapalczywie mu odpowiedziała miast drążyć temat Darmara.
- Oczywiście, że wiem, mości Cieniu, który ładował rzyć do portalu podczas Czerwonej Nocy - będzie mu to wypominać do usranej śmierci chyba. Albo i dłużej.
- Szukamy Tahabaty - jakby to miało wszystko wyjaśnić... Do Iskry po chwili dotarło, że nie rozmawia z białym, chociażby ze zwykłym magiem, który słyszał... Lucien miał pod ręką iluzje, owszem, ale do kręgu magów, których interesowałyby artefakty i pradawne moce raczej nie należał. Więc zaczęła tłumaczyć...
- Tahabata. Jedyna ludzka biała magini pozostawiła po sobie dość potężną broń. Jedni mówią, że to księga, inni, że kula, jeszcze inni, że jakiś kostur... Ile białych magów, tyle tez i wersji. W lodowych czeluściach gór mglistych była jej ostatnia kryjówka. Według zapisków sprzed czterech tysięcy lat, to tu ukryła broń... Chociaż, nic nie jest pewne. Chyba dlatego Nieuchwytny jeszcze jej nie znalazł... Zresztą, jego biała magia chyba nie interesuje. Tym lepiej dla mnie - i pominęła Iskra wyjaśnienia, cóż w ogóle obchodzą ją jakieś białomagiczne artefakty, skoro ona mag żywiołów... Lucien miał przestarzałe informacje na temat swej podopiecznej.
- I oczywiście, że wiem w co się pakuję. W bagno, mój miły. W bagno - i jakby dla potwierdzenia jej słów, coś szczęknęło, a Iskra pociągnęła Cienia w dół, na posadzkę. Leżąc płasko przyciśnięta do ziemi, spoglądając tylko w górę, zauważyła białą falę energii, która szła korytarzem... Na szczęście, leżąc na podłodze zostali ominięci. Elfka odetchnęła.
- Yhm... - potaknęła sama sobie w zamyśleniu - Zabezpieczenia. A nie byłoby zabezpieczeń gdyby jaskinie były puste... - podniosła się zwinnie i znów ruszył w ciemne korytarze, z świecącą na niebiesko runą nad ramieniem.

Nie wiedział jak długo tu siedzi. Stracił wszelką rachubę, jeśli idzie o upływ czasu. Zapomniał. Zapomniał o wszystkim, a czuł jedynie jak siły powoli się z niego wysączają, niby krew z rany.
Jakiś nieznajomy głos. To źle. Ale z drugiej strony... Ryzykował. Przecież o tym wiedział, a nikt nie obiecywał, że ona się tu zjawi. Nikt nie powiedział, że ona w ogóle wyszła stamtąd żywa.
Może to wszystko było na marne? Może spotkają się dopiero na drugim brzegu? Tam, gdzie nie ma bólu, nie ma trosk...
Nie, nie, nie, spotkają się tu i koniec kropka, nikt nie umarł i nie umrze, póki on żyje. Bo żył jeszcze, prawda? Tępy ból od nacisku palców w ramieniu doskonale nadawał się na potwierdzenie. I znów zarejestrował jakiś głos. Tym razem znajomy. Znajomy tak bardzo...
Szarpnął głowę w górę, a zastygłe od bezruchu mięśnie zaprotestowały, co powitał cichym stęknięciem. Nieprzytomnie rozejrzał się wokoło. Gwiazda lśniła wciąż, chociaż słabiej... Ktoś nagle przestał wrzeszczeć. A przed nim... Bogowie, jednak żyła.
- Szept... - wychrypiał starając podnieść się nieco w siedzisku, ale marnie mu to wyszło. Mięśnie nie słuchały, a on się czuł jak sflaczały bukłaczek po gorzałce.

draumkona pisze...

- Jak ci przyniosę kopa w rzyć to też przyjmiesz to z godnością, Cieniu? - zadrwiła sobie z niego. Nie, jego słowa były dla niej żadnym tłumaczeniem. I jeszcze miała mu ochotę napluć w oczodół, a niechby go chochliki pogryzły...
- Słowa są zbędne, zanim byś się zorientował i padł, już by cię wciągnęło... To nie była normalna fala, Lu. To był wciągacz. - ano, biała magia może na niewinną i słabą wyglądała, ale z pewnością taka nie była. Teraz pozostawało jeszcze jedno jego pytanie... Od kiedy ją to interesuje?
- Od kiedy... - mruknęła wchodząc na głazik i mrużąc oczy. Runa powędrowała zgodnie z jej wolą naprzód oświetlając niewielką komnatę z małym posążkiem pośrodku. W rękach posążku leżała szarfa.
- Od kiedy jestem białym magiem - zeskoczyła z głazika, myślą sprawdziła posążek i podążyła ku niemu. Szarfa wyglądała na... Starą. To przede wszystkim. I dziwnie pachniała...

Wilk sapnął. Niezbyt orientował się w otoczeniu, zbyt zajęty tym, by wyrównać oddech, chwytając się strzępków magii jakie mu jeszcze zostały przegapił moment, kiedy Szept zaczęła grzebać przy jego rytualnej gwieździe. Ale... Poczuł ulgę. I to wcale niemałą ulgę. Zaklęcie opuściło, siły wracały, choć powoli i niezbyt chętnie. On się podniósł, jakby z zamiarem wyjścia, że niby nic mu nie jest.
Ale było, i może jego umysł tego nie przyjmował do wiadomości, ale ciało owszem. Opadł znów bezwładnie na kamienny tron i sapnął.
- Cholera... Nie sądziłem, że to takie mocne... A mogłem wypisac inne runy... - mamrotał do siebie,całkiem na głos i chyba zapominawszy o tym, że Szept jak to usłyszy, to go wykastruje, albo bogowie wiedzą co.

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się do siebie delikatnie badając w dłoniach materiał szarfy. Była dziwna. Biała, choć kiedy nią poruszała, materiał zdawał się przyjmować każdy kolor i każdy odcień tegoż koloru zarazem. I iskrzył się od dotyku.
- Od... Niedawna. Kiedy wylądowałam w Eilendyr, zbytnio nie kontaktowałam. Duch uleciał z ciała i nie wiem jakim cudem udało im się to naprawić - celowo pomijała imię Wilka, co by nie miał się czego czepić, zazdrośnik jeden no.
- Byłam poza czasem i poza przestrzenią. Widziałam konania wszechświatów. Słuchałam lamentu wojen i czułam przedwieczne. Nie wiem jak to się stało, ale kiedy zapadła ciemność, a ja pojęłam, że wróciłam do ciała... Magia już we mnie była. Nowa. Żyjąca... - odwróciła się w końcu do niego ściskając w jednej dłoni szarfę, a drugą wyrysowała w powietrzu kolejną runę, która po chwili dopiero zapłonęła jasnym, białym światłem.
- Magia runiczna... Jedna z niewielu. Poza tym, ostatnio... Znalazłam coś. Magię. Ale nie da się jej przypisać do żadnej z istniejących. Najpierw, po użyciu odpowiednich run i słów ciągnie z ciebie energię w losowych dawkach... Potem to objawia się jako cztery losowe zaklęcia żywiołów. A potem... Potem dzieją się dziwne rzeczy, Lu. - szarfa została wepchana do torby jaką miała na ramieniu, a która pojawiła się jakby znikąd. Iskra zmaterializowała ją z powietrza. I ruszyła dalej.

- Ała! - i biedny, osłabiony, ledwo żywy, jeszcze miał siniaka na głowie i wcale mu się to nie podobało. Ale dośc tego, ona go tu strofuje, teraz jego kolej...
- Jak mogłem siedzieć w stolicy, jak widziałem cię! Wchodziłaś w portal z Cieniem! A potem... I ty się dziwisz, że nie mogę w Eilendyr siedzieć, tak?! A sama włóczysz się po ruinach i tam życie zostawiasz! - zdyszał się okropnie, musiał przerwać na chwilę. Nawet wstał, ale zgiął się wpół i dłonie na kolanach oparł oddychając ciężko.
- To był jedyny sposób żeby cię tu zwabić. I jak widać, zadziałał. Więc warto było... - i jeszcze, żeby wątpliwości nie było - I chętnie powtórzyłbym to jeszcze raz, jeśli trzeba by było.

draumkona pisze...

Torba znów się zdematerializowała, po prostu nagle zmieniając się w dym i ulatując w powietrze. A Iskra wahała się długo nim odpowiedziała ostrożnie dobierając słowa, a i niektóre fakty tając.
- Bo widzisz... Ja nie wiem. Nie umiem przewidzieć tego, co się stanie. A to jest po części niebezpieczne. Ale jakbyś widział tą moc... Opanuję to - stwierdziła po chwili przystając, po czym cofnęła jedną nogę w tył, przyjmując pozycję obronną. Jeszcze raz zlustrowała uważnie ściany wzrokiem. Coś było nie tak. Nie na miejscu...
- Hm...

- W tym czasie jak żeś włóczyła się z Cieniem łgarzem, Iskra oddała władzę Nieuchwytnemu, a potem... Coś dziwnego się stało. Była nagle bardzo chora. Musiałem ją stamtąd zabrać... Było źle, Szept. Było cholernie źle. Duch uleciał z ciała, a ja nie mam pojęcia gdzie był. - to go niepokoiło. Duchowe wycieczki nigdy nie były wskazane i niemalże nigdy nie kończyło się dobrze. Puste ciało zawsze mógł zając inny duch, a wtedy dusza Iskry zostałaby skazana na wieczną tułaczkę na granicy światów.
Nie wstał. Siedział, przyglądając się jej chwilę. Badawczym spojrzeniem. Nawet nieco zbyt badawczym...

draumkona pisze...

Prychnęła mimo tego, że powinna skupić się na szukaniu wrogów i pułapek. I zaraz odparowała mu równie głupim pytaniem.
- Możesz porzucić Bractwo i zamieszkać w Demarze? Tam bezpieczniej będzie dla ciebie. Zresztą, Natanowi też by się przydało, o Yue nie wspominając - mruknęła wykonując ręką jakiś skomplikowany gest, po czym wysunęła się ostrożnie naprzód. Coś jej umykało. Cały czas, prześlizgiwało się pomiędzy myślą, a jaźnią, pozostając nieuchwytne. Iskrę to irytowało. Było za późno na umknięcie. Tunelem gnało światło. Cała jego fala. Ziemia dudniła, a ściany się zatrzęsły. Ale Iskra nie puściła się biegiem w tył. Zmrużyła oczy.
- Masz stać za moimi plecami. I się nie wychylać. Tego nie zatrzymasz - po czym przykucnęła szybko na ziemi i palec zaczęła pisac runy, które ledwie zostały wyrysowane, zaczynały płonąć czerwonym światłem i zaraz gasnąć. Wyrysowawszy ich pięć, elfka podniosła się. Światło było coraz bliżej... I zaczęło formować się w tłum upiornych wojaków. Iskra była przygotowana. jeszcze upewniła się, czy aby Cień posłuchał, po czym podniosła się i władczym gestem podniosła dłoń na wysokość oczu, jakby łagodnie coś podnosząc. A z ziemi wystrzelił czerwony snop światła. W niego to uderzyły falą upiory, chichocząc zajadle i rozmazując się przy zderzeniu z tarczą. Zatrzęsło ziemią. A fala jak szybko się zjawiła, tak szybko przeszła. A Iskra dyszała.

- Potem zaczęła wyczyniać dziwne rzeczy z runami i bawić się snopami światła... - mruczał jeszcze gniewnie pod nosem odrywając od niej spojrzenie. Jakby nie widział w jej oczach jakiegoś zakłopotania, czy bogowie niejedyni wiedzą co to było. Ale... Przyznać musiał, że dziwnie się czuł.
- Myślałem, że nie żyjesz... Nie rób tak więcej, bo dostanę zawału i naprawdę będzie koniec - i nie myśląc wiele, pociągnął za jej dłoń, a kiedy straciła równowagę, pochwycił ją i usadowił na swoich kolanach.

draumkona pisze...

- Nie, nigdzie nie idziemy... Już blisko - wychrypiała i otarła pot z czoła. Takie nagłe przeskoki energii nie były dobre. Będzie musiała jeszcze popracować... Bo po co komu moc, jak się nad nią nie panuje?
Pewnym krokiem, nie zważając na protesty Cienia, ruszyła przed siebie. Skąd wiedziała, że niedaleko? Ano, czuła...Może dziwnie to zabrzmi, ale Iskrze wydawało się, że już tu kiedyś była... Tylko nie wiedziała kiedy ani po co.
Rzeczywiście, zgodnie z jej słowami, tunel zaraz skończył się. I stanęli na progu ogromnej komnaty wykutej w lodzie. Najprawdopodobniej, znajdowali się teraz w sercu góry. Ani nie pod ziemią, ani nie na ziemi. Stalagmity były długie. Wisiały z sufitu, niemalże spływały. Wielkie, lodowe kolce. A gdzieś na środku tego wszystkiego, na płaskim stoliczku, który również był z lodu, leżała sakiewka.
Elfka z paru różnych powodów nie ufała rzeczom, które leżą na środku pustej komnaty. Więc postanowiła iść sama. Zabrać broń podstępem. Spojrzała przez ramię na Cienia.
- Zaraz wrócę - i nim zdązył zaprotestować, puściła się biegiem na środek komnaty. A kiedy tylko minęła połowę drogi, z sufitu zaczęły sypać się lodowe igły i skały. Wiedziała, że tak będzie. Wiedziała. Dlatego go nie wzięła. Zwinnie i szybko omijała to, co miało zamiar spaść jej na głowę. Złapała sakiewkę. przyjemny ciężar wewnątrz świadczył o tym, że trafiła w samo sedno. I biegiem wróciła do Lu, wciąz klucząc, czasem odskakując w ostatniej chwili. I mamrocząc pod nosem. Iskra mamrotała zaklęcie, bo na runy nie było czasu. I ledwie zrównała się z Poszukiwaczem, złapała jego dłoń i po prostu skoczyli w... Ścianę.
I znaleźli się w komnacie jego, w Czeluści.

I on się nie ruszył, bo raz, nie miał sił, a dwa, ktoś mu siedział na kolanach... Pominął oczywiście fakt, że to on ją tak usadził. Poczuł na twarzy muśnięcie jej włosów pachnących pomarańczą i cynamonem i nagle doznał olśnienia. Wiedział, że nigdy nie zapomni tego zapachu, miękkiego dotyku. A i wiedział też, że nie będzie mógł porównać tego zapachu i tego dotyku z żadnym innym jaki do tej pory poznał.
Nabrał więcej powietrza w piekące płuca. Rozumiał.
I sięgnął wargami jej ust, smakując ich zgoła delikatnie. I zrozumiał, że nigdy już nie będzie pragnął innych ust. Innych niż te, które właśnie dane mu było całować. Miękkie, lekko wilgotne, jakby Szept miała w nawyku wargę przygryzać.
Zrozumiał, że sam się na nią skazał.
O dziwo, wcale mu to nie przeszkadzało, więc jedyne co zrobił, to przyciągnął ją bliżej siebie, a pocałunek pogłębił.

draumkona pisze...

Patrzyła na trzymany w dłoniach woreczek, a oczy jej niemalże świeciły. Świeciły z zachwytu i radości. Oto legenda Tahabaty leży w jej dłoniach i czeka na odkrycie...
Ale nie. Cień musiał wszcząć awanturę. Przeniosła wzrok na niego i z jej spojrzenia momentalnie zniknęła wszelka radość. Zaś w fiołkowych oczach elfki zagościł smutek.
- Jestem normalna... - nie miała sił by krzyczeć na niego, poza tym... Nie chciała. Patrzyła tylko na niego wzrokiem osoby całkowicie zdezorientowanej.
- Zawsze... Zawsze to ty mnie chronisz. Choć raz chciałam by było na odwrót... Poza tym, nie jestem w stanie obronić się przed zabójcą, czy upiorem wyskakującym nagle zza ściany. - spuściła spojrzenie na woreczek trzymany w dłoniach. Iskra miała ochotę płakać.

I jemu przez myśl przeszło, że nigdy nie chędożył w ruinach. Całe szczęście jednak, że miał w kącie umoszczone posłanie ze skór baranich. Może i teraz zarzucić by mu można brak rozsądku, brak wszystkiego co powinien posiadać dobry władca, ale on w obecnej chwili i sytuacji miał to w głębokim poważaniu. Powstał z tronu, a Szept uniósł na rękach. W dwóch susach dopadł do posłania, które kryło się w kącie, za jedną z powalonych ścianek działowych. I magiczka wylądowała na miękkich skórach. Na niej zaś Wilk. Spragniony bliskości. I w tej chwili nie istniało nic prócz smukłej elfiej szyi. Prócz ramion i piersi wyzwolonych spod koszuli. Nie istniało nic prócz chłodnego dotyku skóry. I oczu, szarych, metalicznych, które, jak podejrzewał, w niedługim czasie staną się dla niego... Wszystkim.

draumkona pisze...

Początkowo, nim jeszcze wybełkotał coś pod nosem, miała ochotę mu wytłumaczyć. Jakoś uspokoić, że przecież nic jej nie będzie, jakoś da sobie radę. A potem coś wybełkotał.
Iskra ściągnęła brwi próbując rozczłonkować wyrazy na części pierwsze, co by brzmiało to jakoś... Tak, żeby można to było zrozumieć.
... Taki cham? Nie, to chyba nie było to...
Obi cham? Może od razu Obi wan Kenobi... Nie, ich w to nie mieszajmy...
I nadeszło oświecenie, które nagle spłynęło na elfkę. I było to dla niej takim szokiem, że aż swój łup upuściła, a cięzki przedmiot spadł jej na stopę boleśnie tłukąc kości. Syknęła i złapała się za zranione miejsce rozmasowując.
Myśli szalały. Gnały jak szalone w te i we wte. Nie wiedziała co ma zrobić. Śmiać się? Płakać? Cieszyć? Powiesić się?
Jakoś... Zawsze czekała na ten moment, zawsze w myśli układała sobie co zrobi. I na pewno nie było tam trzymania się za stopę.
Podniosła spojrzenie na niego i dopiero po dłuższej chwili milczenia odważyła się zapytać
- Że co proszę?

Obudził się niedługo potem jak Szept snuła tak ponure myśli. Otóż, on nie należał już do Iskry. Najpierw sądził, że łazi za Szept dla zasady. Bo przecież to jego przyjaciółka. Bo tak powinien zrobić...
Teraz rozumiał, że to nie był żaden z tych powodów.
Ziewnął potężnie zagrzebując się w miękkich skórach i odszukał spojrzeniem twarz magiczki.
- Zimno. Trzeba się będzie zbierać. - najwyraźniej w dalszym ciągu ani myślał zostawić ją samą.

draumkona pisze...

Rzeczywiście, obserwowała go niezwykle uważnie. I Lu mógł mieć wrażenie, że wraz z uwagą Iskry skupia się na nim uwaga całego wszechświata. Tak świdrujące było jej fiołkowe spojrzenie, w którym chwilowo nie było nic. Tylko pustka.
Gdzieś o ściany umysłu obijała się myśl, która wręcz krzyczała do niej słowa, jakie wypowiedział Cień. Co gorsza, ta myśl chciała, by zaczęła działać. I na pewno nie chodziło tu o zadawanie głupich pytań.
- Czy ty... - zaczęła, a głos jej zabrzmiał dziwnie, jakiś taki nienaturalny, więc Iskra kaszlnęła, puściła stopę i wyprostowała się - Czy... - no nie umiała się go o to spytać. Po prostu nie i koniec. Odwróciła się plecami i wzięła trzy głębokie wdechy. Policzyła do dziesięciu. Zignorowała jego słowa o tym, że ma zapomnieć.
Odwróciła się gwałtownie, a włosy jej zafalowały pod wpływem nagłego ruchu.
- Czy ty powiedziałeś, że mnie kochasz? - i w tej chwili naszła ją ochota by przybić sobie piątkę. udało się jej zapytać.
No brawo. Sukces nad sukcesy normalnie...

- Nie, nie wracam - przyjrzał się jej uważnie, jakby czując coś w powietrzu. Ale to było tylko złudzenie.
- Bardziej chodziło mi o to, że musimy się stąd wynieść. Orcze świątynie nie są zbyt miłym miejscem... - podniósł się do siadu i rozejrzał niemrawo. Najchętniej to by wrócił pod skóry i tam został... Rzecz jasna, mając Szeptuchę przy boku. Obejrzał się na nią przez ramię.
- Wracasz do Czaszki?

draumkona pisze...

Chwilę spoglądała na niego jeszcze w kompletnym osłupieniu. Jakby właśnie obwieścił jej, że tak naprawdę woli panów, kupuje z Lofarem chatynkę w górach i odchodzi z Bractwa. Nawet lekko otwarte usta elfki świadczyły o zaskoczeniu. A potem...
Doskoczyła do niego w jednym susie, dłonie objęły go, Iskra wtuliła się w niego bez słowa. Szybko bijące serce świadczyć mogło o różnych emocjach, a elfka była niemal pewna, że odczuwa je wszystkie naraz.
- I ja ciebie kocham - mruknęła mu na ucho, wciąż się tuląc opętańczo. Jakby świat się miał zaraz skończyć, albo co.

Ściągnął lekko brwi na widok tatuażu. Więc Duch nie naznaczył tylko Iskry. Naznaczył też i Szept, o czym on, głupiec i ślepiec, nie wiedział... Podniósł się i zaczął wciągać na wychłodzone ciało ubrania i co jakiś czas aż zębami podzwaniał z zimna. W tej chwili marzyło mu się łóżko. Ciepłe. Wygodne...
- Nie wiesz? To równie dobrze możemy gdzieś poleźć. Może tam się dowiesz - powiedział Wilk, specjalista od Łażenia Gdzieś.

draumkona pisze...

Upajała się tą chwilą mając dziwne przeczucie, że więcej czegoś takiego od Cienia może nie usłyszeć. Przez chwilę, przez parę sekund, zastanawiała się ile też taki bełkot musiał go kosztować. Jego i jego skrytą naturę. I przez ta chwilę zastanawiała się, co go nakłoniło do ujawnienia się z uczuciami... A zaraz potem, porzuciła tę myśl. Cokolwiek to było, odniosło sukces. I to niemały.
Oderwała się na chwilę od niego, a to jedynie by spojrzeć w te ciemne oczy. Sprawdzić, czy są jak zawsze obojętne i zimne. A z tego wszystkiego zapomniała o tym, że sama powinna nad sobą panować, a nie cieszyć się jak małe dziecko. Że powinna ugasić iskierki wesołości w spojrzeniu, że powinna przestać się uśmiechać.
Pal sześć opanowanie. Pal sześć wszystko. W tej chwili był tylko on, Lucien Czarny Cień.

Całym szczęściem, Wilk miał na tyle rozumu, by nie paplać całemu Eilendyr, że żyje i wrócił. Nie. Na dworze pojawił się incognito. Działał też incognito i w ogóle cały był incognito. Rincewind. Kto by tam się przejmował jakimś Rincewindem...
W pośpiechu ubrał się, co by jak najmniej ciepła stracić, chustę na szyi zawiązał, kapelusz założył i zastanowił się poważnie co stąd ma zabrać, a co zostawić. Bo konik jego uciekł, albo jakieś orki go zjadły. A on wszystkiego tachać nie będzie, o nie.
I zdecydował się wziąć jedynie tobołek z jedzeniem jaki miał upchany gdzieś pod skórami i bukłaczek. Znalazł też kijek, solidny dość, brzozowy, ciekawe co on tu robił...
Ale nie ważne. Tobołek zawiązał na końcu kijka, bukłak wcisnął do tegoż worka i kij oparł na ramieniu. I teraz wyglądał jak zawodowy włóczęga, nie jak elfi władca.
- Trzeba uważać na nogi - mruknął kierując się do wyjścia - Nigdy nie wiadomo dokąd cię poniosą.

Sol pisze...

Problem tkwił w tym, ze Sol nigdy nie sądziła, że uzdrowienia i leczniczyc mocy będzie potrzebowala ona sama. Kilka razu już tu w Keroni zdarzyło sie, że pomagała rannym, w tym raz jednemu rozbójnikowi z bandy Nef, Uzdrawiała już niejedne choroby, ale strzala tkwiaca w ciele... To potrzebowało tez interwencji jak wyciagnięcie grotu...
Ona posłuchała. Nie jak Szept, choc elfka pewnie doskonale wiedziała co robi. Jak zreszta zwykle. Ale popisu jej mocy Sol nie widziała, bo na wierzchowcu zblizała sie do lasu. Zamiast na droge jednak, to częściej patrzyla na bok i syatjący z boku kikut. Strzała.
Zatrzymała sie miedzy dzrewami i zrobiła to, co wiedziala, ze trzeba. Złamala strzałę jak najbliżej ciała. Koń został przywiązany do dzrewa, ona sama zaś oklapła wciąż oszołomiona w sniegu. Słyszała odglosy walki, ale nie sądzila, by byla w stanie wrócic. Zwłaszcza, że zachciało jej sie spać.

Silva pisze...

- Nie znoszę natury - burknął najemnik, spoglądając przez ramię na krasnoluda, mówiąc całkiem szczerze. - Jednak rady Iveliosa są cenniejsze niż kruszce. Na błędach nauczyłem się, że należy go słuchać - widać coś było na rzeczy, coś więcej niż ulfry, niż potęgujący się i rosnący w siłę mróz. Coś wisiało w powietrzu, a stary elf zdawał się wiedzieć, co takiego. Niepokoje rosły nie tylko poza granicami elfiej stolicy, ale i w samym Eilendyr. W mieście długouchych wrzało, nie tylko przez to, że Krokusica krzyk wzniosła przez to, że jej rodem rządzić będzie odmieniec, ale przez nieprzychylne znaki, które wróżbici wyciągnęli ze swych transów.
- Fircyk, ty nie bałamuć, bo krasnolud do was lez...
- Szept!
Było za późno, nawet dla zwinnego wilkołaka, nawet dla najemnika, który odwrócił się ku elfce i lezącemu ku nim Midarowi. Chlupot wody był niczym wystrzał w spokojny, leniwy poranek, ranił uszy. Krzyk Midara niósł się echem nad wodą.
- Drav! - wilkołak skinął głową i złapał za wiosła łódki, która straciła sternika. Szamanka zajęła się Lofarem, który wychylił się tak przez burdę, że byłby sam wypadł przez swą ciekawość. Bo do wody nie wlezie.
- Tylko się nie utop! Bo cię nie zakopię! - krzyknął jeszcze Drav i przekręcił wiosło, kiedy najemnik wskoczył do wody, co by Midara z niej wyciągnąć. Miał nadzieję, że Szept da sobie chociaż przez chwilę radę; krasnolud zdecydowanie pływać nie umiał, a i nawet na powierzchni wody nie było go widać.
Dar zanurkował. Wziął wdech i zanurkował. Zimna woda kuła mu skórę, mroziła kości i odbierała czucie w kończynach. Musiał szybko znaleźć krasnoluda, ale gdzie on się podziewał?
O! Tam jest!
Podpływając do niego, najemnik złapał go za buta i pociągnął ku sobie; szczęście, że Midar przytomność najprawdopodobniej ze strachu stracił, bo nie wierzgał i nie szarpał się, dzięki czemu łatwo można było go wytargać na brzeg.
- Dawaj go, Brzeszczot - Wisielec jakoś wtargał krasnoluda do łódki. - A Szept?

[A mnie zastanawia, jak Midar z drugiej łodzi przeszedł do łodzi, w której jest Szept xD]

draumkona pisze...

I
Uniosła jedną brew w zawadiackim nieco geście. Nie byłaby sobą, gdyby na długo pozostała taka spokojna. Nie. Iskrę można było posądzić o owsiki, albo inne pasożyty, bo na miejscu siedzieć czy stać to ona nie umiała. A, że jeszcze okazja była, że tymi słowami kupił ją sobie po wsze czasy... Elfka na palcach stanęła i złączyła wargi z ustami Cienia. A potem co było... No, każdy może się domyśleć.

Chwilowo sprawy miały się tak, że na Szept problemy spadały niczym grad jakiś, ale nieco rzadki, bo i problemy pojawiały się w dłuższym odstępie czasu niż lodowe kulki. On za to... Odkąd opuścił stolicę nie miał żadnych kłopotów. Oczywiście, czasem urywał sobie niemal głowę nad podstawowym problemem każdego włóczęgi - cóż on dzisiaj zje i gdzież będzie spał.
- Bractwo wie kim jestem - mruknął ni z tego ni z owego.Zresztą... Mogli sobie wiedzieć... Ale wtedy... Wilk przystanął, a wzrok wlepił w ścianę. Ale zamiast wizji, naszło go wpsomnienie. Wspomnienie tego, jak Marcus... Ale może od początku.
Zwykle wolny czas spędzał z Pajęczarzem. On jedyny wydawał się być wyluzowany i niezbyt przywiązany do Bractwa. Chędożenie i jedzenie to były główne Marcusowe priorytety. I unikanie zobowiązań. A Bractwo... Wilkowi wydawało się, że tu Cienie są jedynie dodatkiem do jego barwnego żywota.

draumkona pisze...

II
Może Marcus był rzeczywiście idiotą, albo doskonale potrafił się zgrywać.
Elf skrycie liczył na to pierwsze.
Wizja mówiła o tym, że Iskra będzie chora. Widział także, że ją zabierze.
A to... To wymagało pewnych przygotowań. Po pierwsze i najważniejsze, musiał pokazać Bractwu kto tu rządzi. Kto komu gra na nosie. Mieli go zabić? Proszę, a on żyje i zostaje Cieniem! Po drugie, trzeba było wykonać zręczny manewr wyjaśniający to i owo, lecz nie osobiście... Nie, to było by zbyt niebezpieczne. Wilk potrafił czytać ludzi. Przeczytał więc Marcusa i dowiedział się, że on będzie wręcz idealny do tego, co zamierza zrobić... W końcu, tak czy inaczej, nic nie będzie podejrzane. Kumplowali się.
Wszedł do jednej z komnat o niskim sklepieniu. Świetnie. Pusto. Ciemno. Nada się...
Marcus nie sądził, że można zrobić sobie krzywdę w pustej komnacie. Ale jak widać, Rincewind potrafił być zdolny... Czemu tylko ściąga jego do podziemi zamiast, powiedzmy, Królika? Zresztą, nie ważne... Pajęczarz gnał korytarzem szukając właściwych drzwi, które w sekundę później odnalazł dzięki Figlowi. I wpadł do środka wystraszony, już podejrzewając najgorsze...
- Dobrze, że mnie zawołałeś, już myślałem, że coś ci się... - Marcus zaczął mówić, ale urwał widząc Wilka. Stał tyłem do drzwi. Miał na sobie brązową szatę mnicha przepasaną w pasie sznurem z dwoma węzłami, a na głowie obszerny kaptur. Wokół wszędzie paliły się świece, a sam elf trzymał pod pachą jakąś starą księgę - ... Stało. - zabójca omiótł małą komnatę dziwnym spojrzeniem, a na samego Rincewinda spojrzał jak na idiotę. ten natomiast wolno odwrócił się, a jego twarz wyrażała spokój. W umyśle Marcusa odezwały się klasztorne głosy, jakby mnisi śpiewający... Coś tam.
- Witaj bracie - rzekł Wilk tonem wyważonym i spokojnym. Całkiem nie pasującym do zdziwienia Marcusa. I Figla.
- E... O co chodzi?
- Marcusie Gabrielo Aureliusie - ton elfa stał się donośniejszy, jakby miał zaraz ogłosić coś ważnego. Marcus przejechał ręką po twarzy. Jego drugie imię miało być tajemnicą dla świata i postronnych... - Za chwilę złożych starożytną przysięgę bracholi, zwaną potocznie... Brasięgą. - Rinc sięgnął po drugą brązową szatę, która leżała przewieszona w powietrzu - Załóż braszatę.
Marcus parsknął i spojrzał na elfa jak na kretyna, którym chyba w rzeczywistości był.
- Niczego nei założę - wyraz twarzy Wilka zmienił się na błagający
- No weź no, Marcus...
- No dobra... - Pajęczarz chwycił szatę i zaczął się ubierać, kiedy nagle jego otępiały umysł rozpoznał słowa śpiewane w jego głowie przez mnichów - Czy oni śpiewają "brachu"?
Elf uśmiechnął się szeroko z dziwnym błyskiem w oku - Nieźle się przy tym namęczyłem. Ale mam wtyki w klasztorach, jak chcesz to i ciebie tam...
- Nie, dzięki.
Wilk spoważniał przypominając sobie cel tego wszystkiego. Wyprostował się dumnie i spojrzał z góry na Marcusa. - Marcusie Gabrielo Aureliusie... Ten rytułał na zawsze zmusi cię do milczenia!
- W jakiej sprawie?
- Ja... - elf doskoczył do Marcusa, chwycił go za ramiona i zaczął nawijać przejętym głosikiem - Ja jestem Wilk, władca Eilendyr, którego zabił Cień, ale ten Cień to ofiara i mnie nie zabił i teraz jestem Cieniem - wypaplał szybko i nieco nieskładnie, a Marcus robił dziwne miny - Chcę być dalej Cieniem i żeby nikt o tym nie wiedział... Czas na brasięgę! - i Wilk wysunął przed siebie księgę, kodeks bracholi, tak było na niej napisane. Poważnie spojrzał na Marcusa.

draumkona pisze...

III

- Marcusie Gabrielo Aureliusie - tu Pajęczarz jęknął niezadowolony - czy przysięgasz nie mówić nikomu, że jestem władcą Eilendyr?
- Tak, przysięgam nikomu nie mówić, że jesteś tym kogo mielismy zabić bo takie było zlecenie, alemiłobybyłogdybyśnieużywałmojegodrugiegoimienia.
Wilk westchnął demostracyjnie, po czym schował księgę do jakiegoś kuferka.
- No, dobra, to wszystko.... Ale na serio nikomu nie powiesz?
- Nie!
***
- Rincewind to Wilk! - zdyszany Marcus szarpał Królika za rękaw z przejęciem i podnieceniem godnym dwulatka.
- Co...?
- Władca Eilendyr! - jak widać, proszenie Marcusa by czegoś nie mówił powoduje efekt dokłądnie odwrotny do zamierzonego.

Wilk otrząsnął się. Wspominanie było dziwne. Spojrzał na Szept i wzruszył ramionami - Chodźmy.

Silva pisze...

Najemnik nabrał powietrza i zanurkował, pozbywając się ciężkiego od wody, elfiego płaszcza, który przemokł i stał się niepotrzebny.
Jak zwykle musiał ratować tyłek długouchej, bo ona znowu w kłopoty musiała się w pakować. Tak, bo to wszystko wina elfki była!
Rzeka miejscami była głęboka, aż dna nie sposób było dostrzec. Światła mało, ledwie co z powierzchni docierało, ale to i lepiej. Lepiej, bowiem najemnik w mrokach lodowatych wód dostrzegł jarzące się, czerwone ślepia. I popłynął w ich stronę, i wyciągnął z kieszeni mały kamyczek w kształcie sowy, znak runiczny, który Ivelios mu przekazał, by w razie potrzeby go użyć.
Cóż, zmarnuje go na długouchą wredotę i zakicha się na śmierć. Magia to zła - zapamiętać.
Brzeszczot nie miał pojęcia, co chce zjeść elfkę, ale to była jego elfka, on miał bronić i kiedy on jest na służbie, żadne chude, zielone stwory z głębin nie zjedzą jego elfki.
A potem zakicha się na śmierć i wszystko mu jedno będzie.

[Wyłaź! *wyciąga za fraki* I żadna szafa!]

draumkona pisze...

Iskra niedługo potem się obudziła i doszła do wniosku, że tak dzikie harce to za niedługo ją wykończą, że będzie miała zmarszczki i w ogóle, zbrzydnie i tyle. Podniosła głowę z Lucienowego ramienia i zlustrowała komnatę wzrokiem. Na podłodze wciąż leżał woreczek z łupem... Iskra postanowiła, że czas już najwyższy się dowiedzieć co to. Krótkim słowem zaklęcia sprawiła, że przedmiot leniwie wylewitował w górę i popłynął ku niej. Zadowolona elfka zaś go złapała i na powrót zrobiła sobie z Cienia poduszkę. W palcach zaś obracała przedmiot wciąż skryty w worku.
- A jak mnie to zje... - mruknęła bardziej do siebie niż do niego zastanawiając się co u licha Tahabata miała do ukrycia.

Wilk, kompletnie zignorował niepokój w szarych oczach elfki. Jeśli będą chcieli, to go dopadną. Tymczasem, on nie ma zamiaru się nimi przejmować. Toteż pokręcił głową, zgodnie zresztą z prawdą zaprzeczając jakoby Cienie miały się nim interesować.
- Nie. Nikt mnie nie ściga. Pewnie schowali głowy piasek i tyle... - wzruszył ramionami niezbyt się Bractwem przejmując.

draumkona pisze...

Lucien miał już próbkę tego jak wyglądałby świat jeśliby się nie poznali. Nie tak jak obecnie. Miał próbkę, nędzny zwiastun... Ale chyba nie miał ochoty na powtórkę, a co dopiero na urealnienie tegoż koszmaru.
Bo czymże innym może być ukochana kobieta w ramionach znienawidzonego rywala?
Odwiązała sznureczek, który zamykał worek i sięgnęła ostrożnie palcami do wnętrza. Wyczuła dotyk zimnego... Jakby metalu, choć powierzchnia na pewno nie była z tegoż kruszcu. Wyjęła przedmiot i przyglądnęła mu się. Wyglądało to jak niewielki owal, przecięty w połowie i z wgłębieniem na środku. Dość sporym. Wokół samej zaś dziury widać było liczne zdobienia, misterne rzeźbienia i runy. Iskra odczytała je leniwie.
Broń miała metaliczny kolor. Zaś to, co znajdowało się w dziurze... Chropowata powierzchnia, jakby tysiące małych łusek... I to w środku było białe. Elfka z większym zaciekawieniem przyjrzała się runom.
- Aep ataxir - odczytała na głos, a niezydentyfikowany biały przedmiot we wnętrzu broni poruszył się. Zapulsował. Wyczuła wzrastające od niego ciepło... Jakby ożył.
Zaraz też coś skrzeknęło, a białym czymś okazał się niewielki smok. Wychylił łebek na długiej szyjce, a łuski zachrzęściły. I stały się dziwne rzeczy. Niebieska mgiełka owinęła się wokół dziwnego smoczątka, a i taka sama mgła, czy też dym jakowyś, otulił Iskrową dłoń i nadgarstek. Smok zniknął, a elfka syknęła. Mgła wsiąknęła w skórę, przez chwilę dało się na niej odczytać jakieś symbole, ale sama Zhao nie zdążyła ich pojąć. I została jej sama skorupa po tym dziwnym... Zwierzu.
- Dziwne...

- To zawrzyjmy układ pani czarna magiczko - pstryknął w rondo kapelusza i zaciągnął się świeżym powietrzem - Ja nie robię głupot, ty nie robisz głupot - on już widział, cholera ten układ. To jakby prosić Iskrę żeby porzuciła Cienia, a Marcusa żeby nie chędożył... Owszem, oboje przystaną na warunki i będą ich względnie przestrzegać, ale potem tak odwrócą kota ogonem, że jeszcze cała umowa się zmieni.
- Nie da się zaskoczyć jasnowidza - powtórzył z uporem. Tak jak nie zaskoczyli go poprzednio, tak nie zaskoczą i teraz.

draumkona pisze...

Pokręciła przecząco głową dotykając delikatnie palcami skóry przegubu. Nie bolał, nie palił ani nagle dłoń jej nie odpadła... Ale czuła, że coś tam siedzi. Niby uporczywy zator w żyle, czy cokolwiek... Ale dłoń miałą normalny kolor, nie siny. Rozejrzała się nieco zdezorientowana po komnacie, jakby nagle ktoś miał wpaść tutaj z krzykiem "niespodzianka!". Ale nikt nie wpadł.
- Nie wiem co się stało... Nie mniej jednak, mieszkaniec tej skorupy właśnie uznał za stosowne... Scalić się z moją ręką. - przypomniała sobie runy jakie widniały na skorupie, a jakie ożywiły smoczka.
- Aep ataxir... - powtórzyła w nadziei, że coś się stanie. I rzeczywiście. Spod jej skóry wylazł ten sam smoczek. Po prostu przeszedł przez nią, jakby to była jakaś bariera, a nie kawał skóry... Iskra zbladła. Smoczek czknął dymem, po czym załopotał skrzydłami i wzbił się w powietrze. I tak wisiał nad jej dłonią, jakby na coś czekał.
- To... To jest jakaś broń...

Już miał zaprzeczać, że jego magia jest doskonała, ale w porę ugryzł się w język. Mało to niespełnionych ścieżek przyszłości już widział? No właśnie.
- Tylko Iveloios, bo on też wie, żem ciało zmienił. Reszta nie.A czemu pytasz? - co ona, do stolicy chciała iść? Mogła tak od razu...

draumkona pisze...

Zastanowiła się nad odpowiedzią. W międzyczasie zaś, jej dłoń znów oplotła niebieska mgiełka, podobnie jak i smoczka, który bez najmniejszego choćby wysiłku nadal machał skórzastymi skrzydełkami. Myślenie trwało, a dłoń Iskry, prócz mgły, zaczął skuwać także szron i lód, na co nie zwróciła uwagi. Nie był zimny, a w temperaturze jej ciała.
- Oddziałowuje... Ale nie źle. Po prostu, czuję, że jest... Zobaczymy, jak sprawdzi się w walce - czyli zamierzała użyć nieznanego. Nie znając jego właściwości. - Tylko jak go teraz zmusić do wejścia z powrotem...

- Lubię wiedzieć co kombinuje Starszyzna. Zawsze to jakis punkt zaczepienia - mruknął niezbyt zadowolony z takich wieści. Starsi elfowie często uważali, że wiedzą lepiej od niego co dobrem jest dla ich ludu i działali na własną rękę, co osobiście Wilka doprowadzało do szału. Cholerni Starsi. Toć on był władcą i jeszcze nigdy się na nim nie przejechali jak po mokrej szmacie... Skąd więc ta nieufność?

Silva pisze...

Brzeszczot ruszył się. Nie żeby stał, czy coś, on po prostu przyśpieszył. I złapał elfkę za rękę, do siebie przyciągnął i dał nogę. Nie dosłownie, po prostu popłynął ku górze, korzystając z okazji, że nie kicha i nie gonią ich żadne wodne potwory.
A przez to, że się śpieszył, zaplątał się w wodorosty. Szept wyrzucił z wody pierwszą; przejął ją Wisielec, pod pachami złapał i na łódkę wciągnął. I zerknął w wodę, za najemnikiem, ale zobaczył tam kupę wodorostów inne dziwne rzeczy, które uznał za niebezpieczne.
- A! - Dravaren jęknął niczym mała dziewczynka, drgnął jakby mu krasnolud za pasek rękę wsunął i chwyciwszy mocniej wiosło, przywalił nim z całej siły wynurzającej się z wody paskudzie.
- Ała! - jęknęły wodorosty i paprochy.
- Idź precz, maszkaro błotnista! - kiedy tylko ręka pojawiła się zaciśnięta na burcie, wilkołak przywalił wiosłem w blade palce, co by puściły ich łódkę i na dno rzeki wróciły.
- Pieprzony pchlarz... - wodorosty miały głos najemnika; zbolały głos, jakby nie ludzki we ogóle. - Da... - wilkołak znowu chciał użyć wiosła, ale Dar podciągnął się i złapał za tyczkę. - Pierdolnę ci...
- Brzeszczot?! - zdziwił się Wisielec, rozpoznając w kupie błota i liści najemnika.
- A kto, do cholery, inny?
- Pogięło cię, że za potwora się przebierasz? Szept, najemnik mnie straszy! - ale mokra, zmarznięta elfka chyba wilkołaka nie usłyszała, bardziej zajęta dochodzeniem do siebie niż wilczą marudą. - I skończyło się rumakowanie, co, panie najemniku? - dodał cichutko Drav, pochylając się nad mieszańcem, uśmiechając się wrednie; że niby nie wyszło bohaterskie ratowanie elfki.
- Pieprz się - jakże ładne, soczyste, ludzkie przekleństwo. - Pomóż mi - burknął, bo mu zimno, mokro i nieprzyjemnie było.
- Najemnicy... - i wyciągnął Drav rękę do Brzeszczota i pomóc mu chciał, ale ognistowłosa maruda wilkołaka za fraki złapała i przyciągnęła do siebie, najprawdopodobniej chcąc wilka do wody wrzucić.
- Nie... Odważysz się...
- Jesteś pewny, panie wilkołaku, wody nielubiący?
Pewnie panowie pokłóciliby się, poszarpali i w wodzie wylądowali, ale wtrąciła się szamanka. Rozdzielając ich lodową ścianą i zdrowym, otrzeźwiającym uderzeniem kulek śniegowych o ich głowy.
Rozległo się podwójne - Ała!
- Weźcie się w garść. Wisielec, wyciągnij go z wody. Już - rozkazała szamanka, mordując spojrzeniem wilkołaka.

Sol pisze...

Nigdy nie sądziła, że śniezne zaspy moga być równie cudowne jak pierzyna wypełniona najdelikatniejszym puchem. Ta biel zimowa wcale nie niosła chłodu, ani wilgoci, ona tego przynajmniej nie czuła. Było jej wygodnie, ciepło, no i sennie. Leżała przyciskając dłoń do boku, wiedziała, pamietała o tym, że nalezy tamować utrate krwi, a więc koniec strzały znikał w jej dłoni, która dociskala mocno do krwawej plamy w sukni.
Łowcy polowali na magicznych, a więc i powinna sie domyślic, ze grot strzaly skropiony byl czyms, co tez ma pewne unikalne wlaściwości. Ale o tym nie pomyslała.
Odchyliła głowe w tył, układając się wygodniej, az zupelnie w zaspie się zapadła, snieg ją nieco zakrył, jak rzeczywista kołderka i Sol przymkneła powieki. Ciepło. Miło. Sucho. Bardzo przyjemnie. A najlepsze, że gdy uslyszala blisko tetent końskich kopyt, głosy, sądziła, że to początek snu.

draumkona pisze...

Spojrzała na swoją dłoń z niemałym zdziwieniem. Zamraża? Ano, rzeczywiście... A potem przymknęła oczy słuchając wywodu Poszukiwacza. No tak. Mogła nic nie mówić. Cokolwiek by teraz nie zrobiła i tak będzie się upierał przy tym, żeby artefakt zostawić w świętym spokoju... Ale Iskra ani myślała tak postąpić. Niech sobie myśli, że wygrał. A potem, ona się wymknie gdzieś na tyły Czeluści i sprawdzi...
Otworzyła oczy i spojrzała na niego z udawaną, całkiem dobrze udawaną, skruchą.
- Jesteś okropny - ale pominąć wytykania nie zamierzała - Cokolwiek to jest, krzywdy mi nie zrobiło, więc ja nie wiem o co ty się pieklisz znowu... Ale niech ci będzie - zmarszczyła nosek i spojrzała znów na smoczka. A gdyby go tak siłą woli... I elfka pomyślałaby, że byłoby całkiem miło, gdyby wlazł tam skąd wyszedł. I stała się rzecz niesłychana, bowiem smoczek złożył skrzydła, wylądował na dłoni elfki po czym przeskoczył na nadgarstek, wspiął się nieco wyżej i znów zatopił się w jej skórze. Elfka się wzdrygnęła. Uczucie chłodu ogarnęło jej ciało, ale... Nic poza tym. Szron zniknął, podobnie niebieskawa mgiełka.
- O, widzisz, już go nie ma!

Starsi, Starsi. Kto ich tam wie. Wilk idąc na równi z magiczką co jakiś czas mamrotał coś pod nosem, co na pewno nie było pochlebną opinią na temat Rady i tym podobnym. Znowu coś knuli za jego plecami. Może to znowu Krokusica? Chociaż nie, ona teraz sobie łamie głowę nad występkiem Iveliosa i Darrusem... Chociaż może... Kto ją tam wie, tą starą prukwę.
Kiedy dotarli do wioseczki, w której to na nią ktoś czekał,spiął się dziwnie. Stał się czujniejszy. I sam nie wiedział po co. Może już instynktownie szykował się na batalię słowną z Starszymi... Chociaż nie. On sobie posłucha. Nie będzie się wtrącał. No, chyba, że pójdą mu nerwy...

Nefryt pisze...

- Jasne. - Usiadła za Łowczynią, pilnując by elfka jechała bezpiecznie i nie zsunęła się z grzbietu zwierzęcia.
- Powodzenia - powiedziała jeszcze, patrząc za Lucienem, nim pokierowała konia między zarośla.
Gdy zatrzymały się na małej polance, tuż przy wodospadzie, Nefryt pomogła Łowczyni zsiąść z konia. O wiele bezpieczniej byłoby zatrzymać się dopiero w skalnej komnacie za ścianą wody, Nefryt nie łudziła się jednak, że uda jej się tam zaprowadzić słaniającą się na nogach elfkę. Nie wspominając nawet o wierzchowcu, którego musiałaby gdzieś dobrze ukryć.
Pozostały więc tutaj, skryte wśród młodych drzew i zarośli.
Starała się dobrze zająć Łowczynią i nie myśleć o frakcji, do której przynależy elfka.
Wracała właśnie od wodospadu, niosąc świeżą wodę dla Łowczyni, kiedy usłyszała szelest między pobliskimi sosnami. Wyjęła miecz z pochwy, szykując się do ewentualnej obrony.
- Pokaż się, kimkolwiek jesteś - powiedziała. Gdyby ktoś ją tropił i tak wiedziałby, że tu jest. Nie ukryłaby się.
Nie musiała długo czekać. Spomiędzy iglastych gałązek wyplątał się dwunastoletni chłopiec w przydużej, chłopskiej sukmanie. W ręce nerwowo ściskał sękaty kijek, najwyraźniej pomagał nim sobie w czasie drogi po nierównym terenie.
- Kim jesteś i co tu robisz? Gadaj - ostatnie niemiłe przygody na trakcie wzbudziły w niej podejrzliwość. Może i teraz w całym zdarzeniu krył się jakiś haczyk? Chłopak mógł odciągać od czegoś jej uwagę, albo wezwać wrogie siły... Skąd miała wiedzieć?
- J-jestem Farid Car'ene - zająknął się. - A co robię, nie powiem. Chyba że Cieniom.
Nefryt ukryła zaskoczenie. Czyżby jakieś ostrzeżenie, nowe wieści? Ale chyba raczej nie bezpośrednio z ramienia Bractwa Nocy. Jak na dobrego posłańca, chłopiec zdradził jej zdecydowanie zbyt wiele.
- Którym Cieniom? - zdecydowała się wypytać chłopca. Musiała mieć jakieś potwierdzenie...
- No... Łowczyni i Niedźwiedź. Tak mi powiedziano.
Herszt pokręciła głową.
- Tym razem miałeś szczęście trafić na sojuszniczkę - mruknęła. Mogło być inaczej. Mógł wygadać się każdemu... Swoją drogą, ciekawe przed iloma osobami już wypaplał, dla kogo przynosi wieści. - Chodź za mną, przekażesz to Łowczyni.
Nie chciała przechwycić nie przeznaczonej dla niej wiadomości.
Kiedy weszli na polankę, Łowczyni czuła się już chyba lepiej, bo siedziała na prowizorycznym posłaniu. Nefryt zaczęła jej wyjaśniać sytuację, gdy kilka kroków od nich, z zarośli wyszedł Lucien.
Jak zwykle go nie usłyszała.

[Trochę mi się poprawiło z weną, chyba mam na nią sposób. Wystarczy przeskakiwać - raz Keronia, raz XXI wiek ;)
A na twoją recenzję odpowiem jeszcze dziś ;)]

Nefryt pisze...

[A niech to. Zamiast pod KP Luciena, wysłałam u Szept.]

Nefryt pisze...

- Nie wiem prawie nic - wyznała. - W mojej rodzinie nie było magów.
Kiedy Szept mówiła o zastosowaniach magii, widać było, jak w pełnych zdumienia oczach Nefryt pojawia się błysk, zupełnie, jakby już widziała opisywane działania.
- Trudno mi powiedzieć, co z tego będzie nam potrzebne. Możesz być jednak pewna, że zrobię co w mojej mocy, by ci pomóc.

Nefryt pisze...

[No taak, teraz się popisałam. I sensem i długością. Wybacz.]

Vheissu Mara pisze...

[Tak sobie myślę, że wątek z Devrilem mógłby być interesujący, choć może trochę trudny. Vheissu nie rozumie polityki i nie pojmuje sensu wojen, więc jej spotkanie z członkiem ruchu oporu mogłoby znacząco wpłynąć na rozwój postaci. :) Pozostaje tylko pytanie gdzie i w jakich okolicznościach mogliby się spotkać. Na pewno też chcę wątek z Szept. Zdarza jej się chyba eksplorować ruiny, tak? Tak mi przyszło do głowy, że mogłaby w jakiś sposób namówić bądź wciągnąć Vheissu w taką wyprawę. Nie mam natomiast kompletnie pojęcia, w jaki sposób można by poprowadzić wątek między nią i Lucienem, więc może Ty będziesz mieć jakiś pomysł.]

Silva pisze...

- Pieprz się, krasnoludzie... - przy pomocy wilkołaka, najemnik wgramolił się do łódki, ale nawet nie spojrzał na jego bukłaczek z rozgrzewającą gorzałką. Był pewny, że nawet jakby zabrał mu to, co piła właśnie długoucha, Midar i tak wyciągnąłby skądś kolejny zapas. Pewnie z powietrza.
- Szept, łap! - szamanka podpływając łódką bliżej towarzyszy podróży, bo przecież nie nazwie ich przyjaciółmi, nie oficjalnie, bo przecież gorze lodowej to nie przystoi, jakby powiedział wilkołak, rzuciła elfce grube futra. I złapała za fraki Midara, na swoją łódką go przeniosła i w skórach zakopała, co by się ogrzał i nie obciążał niepotrzebnie łódki, która jeszcze by się pod wodę zanurzyła. - Wisielec - krótkie skinienie palcem na jej łódkę.
- Kurwa, zostałem psem szamanki - burknął wilkołak i przeskoczył do szamańskiej łódki, niby to przypadkiem ochlapując ją wodą.
- Bo nie masz jaj, by się zbuntować! - to zawołał raźnie Brzeszczot, który przeciągał się właśnie z elfką, co by pozyskać jeszcze jedno futro.
- Brzeszczot!
- Czego chcesz?
I tutaj Wisielec zamachnął się butelką z pitnym miodem, celując w najemnika, co by mu guza nabić, ale że ten się odsunął, butelka chlupnęła w wodzie i zniknęła.
- Mieszaniec chędożony... Dałbyś się trafić!
Przez nikogo nie zauważony Lofar, całkiem zapomniany, co mu odpowiadało, przekradł się na drugą łódkę, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że jej nie obciąży.
- Dar, pójdź w me ramiona! - krasnolud wyłonił się z rozpostartymi ramionami i krzykiem przed Brzeszczotem. - Ogrzeję cię, chodź do mnie!
- A! - najemnik drgnął, opatulił się futrami mocniej i za elfkę starał się schować. - Nie chcę. Mi jest ciepło. Idź sobie.
- Nie bądźże głupi - podciągając swoje kraciaste portki, Lofar uśmiechnął się szeroko. - Przeziębisz się, a wtedy będę ci smarował plecki olejkami.
No, tego już było za wiele dla Brzeszczota, bo narzucił sobie skórę na głowę i zamknął się w kokonie. - Nie ma mnie!

draumkona pisze...

Planowała. I to wcale nie było głupie, bo przecież pójście śladem orków, których przecież pełno było w górach... No, ale umiała się bronić tak? Nawet jeśli artefakt zawiedzie, rozniesienie niewielkiego oddziału nie powinno być problemem. A Lucien... Oczywiście, że mu nie powie. I lepiej, ażeby się nigdy nie dowiedział, bo gotów jeszcze jej głowę urwać za taki występek.
Korzystając z okazji, wyślizgnęła się z łóżka i szybciorem ubrała, a w chwilę potem już elfiej furiatki w jego komnacie nie było. Zupełnie jakby tę noc spędził sam ze sobą...
Za to kto inny zamierzał zakłócić spokój ducha Poszukiwacza. Mała Yue, która wiedziała, że w tej chwili nie znajdzie swojej matki w Czeluści, udała się do jedynej osoby, która być może pojmie w czym rzecz. Jak na złość, im człowiek był starszy tym mniej pojmował z dziecięcych słów. A przecież dziecięca wyobraźnia, młody umysł strasznym bywa i różne wizje do świata żywych powołuje... Choć, przy większości dzieci były to jedyne wymysły żyjące w ich głowach, z małą białowłosą było inaczej. Jej wymysły, czy też nie wymysły opuszczały jej umysł i stawały się całkiem realne.
Tak więc w godzinach południa, czy też pory wczesnego podwieczorku, Yue po prostu weszła do komnat swego ojca, nie pukając nawet. Był tam. Siedział w papierach jakichś, które pachniały winem i kurzem. Ona bez słowa przeszła do łóżka, po czym wgramoliła się na nie i usiadła na miękkiej pościeli krzyżując nogi. Białe, lekko falowane włosy nagle się całe pokręciły i Yue na głowie miała taki burdel jaki zwykle miała jej matka. Jak widać, kręcone włosy miały być przekleństwem.
- Mamy nie ma - obwieściła krótko świdrując biednego Poszukiwacza tym swoim spojrzeniem. Małe rączki w geście upuszczającym nerwy z organizmu zaczęły się bawić rąbkiem tuniki w jaką ją ktoś ubrał.
- Człowiek wiosłuje. Ma krótką brodę i bardzo ciemne oczy. A nad nim stoi drugi człowiek. I krzyczy. Nagle wokół pojawiają się też inni ludzie. Oni też wiosłują. To statek. On płynie... - urwała ściągając nieco brewki.
- Ten statek jest ważny, chociaż nie wiem dlaczego. A skoro to jest ważne, to chyba najlepiej będzie, żeby wam powiedzie... - urwała spoglądając w oczy Poszukiwacza. Dokładnie takie same jak oczy tamtego wioślarza ze snu.
- Dziadek. - jedno słowo, a gdyby Iskra je usłyszała, to zapewne spadłaby ze stołka.

draumkona pisze...

On naprawdę się tego nie spodziewał. Może wietrzył spisek, zamach na Iveliosa, zdradę elfów, wyprowadzę, ucieczkę, cokolwiek. Nie mariaż. Nie, nic z tych rzeczy... I zaraz zaczął się zastanawiać czemu tego nie przewidział. Zapewne miało to związek z tym, że myśl ta byłą chwiejna. Niestała. Przez co i trudno było ją zobaczyć na jakiejkolwiek ścieżce przyszłości, choć tych i tak było wiele. A on wszystkie pamiętał.
Z początku się nie odzywał, choć wcześniej nieco domyślił się o jakie połączenie rodów tu może chodzić. W sumie, małżeństwa między rodami to nie była sprawa władcy, podobnie jak i wybieranie głowy rodu... W zasadzie, nie powinien się czepiać. Nie powinien nic mówić chociażby ze względu na to, że jest tu anonimowo. Powinien. A powiedział.
- Obawiam się, że plan ten spełzł na niczym nim jeszcze dobrze powiedziałeś o co chodzi, Firandilu - zaskakujące, że obcy elf wydawał się znać tamtą dwójkę, oni zaś... Nie mieli prawa go znać. Przynajmniej tak się wydawało. Za to Wilk pod wdzięcznym mianem Rincewinda się ukrywający, ściągnął kapelusz i dwukolorowe oczy spoczęły na twarzy Lethiasa, choć doń nie skierował żadnych słów. Po raz kolejny w swoim życiu cieszył się, że ma na twarzy chustę.
przeszedł się kawałek w te i we wte zastanawiając się co teraz. No dobra, przerwał im. Ale ujawniać się... Nie chciał. To by zburzyło cały jego spokój i swobodę. Ale Szept trzeba było uchronić od mariażu choćby nie wiadomo co. Nie chciał na to pozwalać. Nie, kiedy mógł temu zapobiec.
- Nie będzie żadnych mariażów, bo... Tak się składa, że Szept została już komuś obiecana. A i z tym rodem raczej w dyskusję nie wejdziesz... - przystanął wypowiadając te słowa i posłał Szept ostrzegawcze spojrzenie. Niech no tylko spróbuje zaprzeczyć...
Złapał spojrzenie Firandila. Na pewno nie było ono przychylne. No tak, cóż zwykły włóczęga może... I jak on tak śmiał bezpośrednio zwracać się do radnych, bez cermoniałów, tytułów... Trudno. Najwyżej wyjdzie szydło z worka.
- Uprzedzając pytanie, Niraneth z rodu Erianwen obiecana została rodowi Raa'sheal - ogólnie rzecz biorąc, Ortresani mogliby się teraz oblizać i sobie pójść. Wilk popełnił jednak elementarny błąd, chociaż z nim to nigdy nic nie wiadomo... Mianowicie, on był ostatnim z tego rodu. Amon opuścił już te ziemie, podobnie jego bracia i siostra. Został on, a on rzekomo nie żył.
Więc albo Wilk nie zauważył tej dziury w swoim planie, albo planował się ujawnić. I to i to nie było zbyt dobre.

Sol pisze...

Uchyliła ledwie ledwie powieki i zobaczyła nad soba dwie postaci. Jedna bliżej, druga dalej. Pierwsza była na pewno mężczyzna, a i po glosie w świadomości przebiło sie imie Devrila. Druga zaś, kobieta gdy znalazla sie blisko przyniosła z sobą zapach boru, zielonej puszczy i wolności.
- Hej - mrukneła cicho i ułożyła dłoń na nadgarstku Szept, by ją zatrzymać. - Mi sie tylko spać zachciało - uśmiechneła sie rzewnie, zaraz jednak jesli jakies resztki zdriwego rozsądku w niej zostały, chwyciła za tobołek z swoimi rzeczami, magiczny worek bez dna i podsunela go do elfki. - Znajdziesz tu wszystek ziół jakie zna świat - dając jej tym samym pzowolenie do korzystania z własnych zapasów zmarszczyla nos, aż piegi zbiły sie w cynamonowe jezioro na alabastrowej skórze. - Powinnam tam zostać. Niepotrzebnie go posluchałam - mrukneła i łypnela przelotnie na Devrila.
Martwil się. To bylo słodkie. Bardzo miłe. Aż ciepło jej sie zrobiło na sercu. I nie mogła sie juz dziwić, czemu Nessa tak sie w nim durzy mocno. Przeciez i sama sie zadurzyła. Zakochała. Był jej pierwszym zakochaniem.
- Trzeba było zrobic z nich skwarki - stwierdziła z kwasnym usmiechem i sykneła, gdy elfka coś tam jej dołozyla do krwawego boku.

Sol pisze...

Uchyliła ledwie ledwie powieki i zobaczyła nad soba dwie postaci. Jedna bliżej, druga dalej. Pierwsza była na pewno mężczyzna, a i po glosie w świadomości przebiło sie imie Devrila. Druga zaś, kobieta gdy znalazla sie blisko przyniosła z sobą zapach boru, zielonej puszczy i wolności.
- Hej - mrukneła cicho i ułożyła dłoń na nadgarstku Szept, by ją zatrzymać. - Mi sie tylko spać zachciało - uśmiechneła sie rzewnie, zaraz jednak jesli jakies resztki zdriwego rozsądku w niej zostały, chwyciła za tobołek z swoimi rzeczami, magiczny worek bez dna i podsunela go do elfki. - Znajdziesz tu wszystek ziół jakie zna świat - dając jej tym samym pzowolenie do korzystania z własnych zapasów zmarszczyla nos, aż piegi zbiły sie w cynamonowe jezioro na alabastrowej skórze. - Powinnam tam zostać. Niepotrzebnie go posluchałam - mrukneła i łypnela przelotnie na Devrila.
Martwil się. To bylo słodkie. Bardzo miłe. Aż ciepło jej sie zrobiło na sercu. I nie mogła sie juz dziwić, czemu Nessa tak sie w nim durzy mocno. Przeciez i sama sie zadurzyła. Zakochała. Był jej pierwszym zakochaniem.
- Trzeba było zrobic z nich skwarki - stwierdziła z kwasnym usmiechem i sykneła, gdy elfka coś tam jej dołozyla do krwawego boku.

draumkona pisze...

Fiołkowe oczy Yue powoli i z wielką uwagą przesunęły się po sklepieniu komnaty, po jej ścianach i po znajdujących się tu meblach.
- Przyjdzie kontrakt. Wiem to. Będzie zadanie dotyczące galer, daleko, daleko stąd. Jest tam bardzo ciepło. Pływa Wróbel. Dziadek ma kościste kolana... - dziewczynka najwyraźniej wpadła w jakiś trans, bo słowa jej nie miały zbytnio sensu. Wzdrygnęła się nerwowo wygładzając pasmo włosów w dłoniach.
- Orki źle pachną. Są blisko... Bliżej niż zazwyczaj. Zwabieni zapachem świeżej krwi... Głodni. Wyjce. Wiatr wyje, śnieg sypie, ziemia jest zmarznięta. Stare siły zawodzą, a nowe są nieprzewidywalne... - Yue zamrugała najwyraźniej odnotowując, że wróciła do rzeczywistości z dziwnej krainy w jakiej przed chwilą przebywała. Być może znów gadała głupoty, jak to wszyscy mawiali... Ale Poszukiwacz powinien skojarzyć fakty. Wiedział za dużo. Wiedział, że elfia furiatka gdzieś poszła. Wiedział, że odkryła nową dziedzinę magii. Wiedział, że nad nią nie panowała. Że była to siła całkowicie nieprzewidywalna... Skoro więc to było w jakiejś część 100% prawdą, to i czy poprzednie słowa małej dziewczynki również nią będą?

Wilk odpowiedział jej podobnym spojrzeniem. On ma się nie ujawniać? On ma na to pozwalać? On... On tu jest władcą, do cholery!
Palcami chwycił chustę i zsunął ją na szyję. Nie godziło się ujawniać mają zasłonięte niemal pół oblicza. Uśmiechnął się dość dziwnie. Firandal jak zwykle bezpośredni, nawet nieco bezczelny... Ach, jego mina kiedy się dowie...
- Jak to nie żyje, Lethiasie? - uniósł jedną brew, jak to zwykle robił, kiedy poddawał pod wątpliwość słowa swoich doradców - Masz go przed sobą. Upominającego się o swoje - jak widać, nawet jeśli Ortesan byli pierwsi... On nie zamierzał tak łatwo ustępować. Nie. Jak trzeba będzie, to... Nie, lepiej do takich rzeczy się nie posuwać.

Sol pisze...

Na te słowa zasmiała sie lekko i spojrzała na Szept.
- On nawet nie wie, co mówi - zauwazyła wesolutko i spojrzała w dół.
Na szacie malowala sie szkarłatna plama. Material lepił sie do bladej skóry i w tym miejscu właśnie wydawało jej się, że jest jej najzimniej. W tym jednym miejscu, gdzie na popielu rozlala sie czerwień.
- Szept, zapewne powinniśmy stąd odejść... ale ja jestem dla was ciężarem - zauwazyła i zmarszczyła brwi w skupieniu. - Mogę jednego z nich wyspowiadac, gdy sie zbliżą - zaproponowała, bowiem ucieczka z nią nie wchodziła w grę, a znając obydwoje, wiedziała, że nie zostawia jej samej.

Silva pisze...

- Wiosła, wiosła. A co ja będę z tego miał? - uśmiech Lofara jednoznacznie sugerował, że najchętniej chciałby dostać coś od samej elfki, najlepiej coś nierozerwalnie z nią związanego, jak na przykłąd jej ci... - Ała! - krasnolud dostał butem, który wyleciał spod skór najemnikowych,swoistej ostoi jego. Coś tam pod nimi zaczęło się kotłować; ruszać, kręcić, wiercić i lepiej, aby nikt do środka nie zaglądał, bo głupi Dar postanowił pozbyć się mokrych ubrań. I tak, po chwili, w której Lofar zaczął mu się bardzo dokładnie przyglądać, ze skór wyleciały delikatne, elfie szaty i w wodzie wylądowały; tak najemnik dbał o dziadkowizne.
- Prowokacja! - zakrzyknął Lofar i nie mogąc się powstrzymać, wręcz czując, jak świerzbią go dłonie, rzucił się na kupę skór i po chwili szarpaniny, rozciągnął je na bok i westchnął, żałośnie, biednie i pokrzywdzenie. - Ubrała się kanalia, śmierdząca...
- Spieprzaj! - Dar opierając nogę na brzuszysku krasnoluda, odepchną go od siebie jak najdalej. W swoich ubraniach, tych podróżnych, najemnikowych, znów wyglądał jak człowiek. - Nie będziesz... Mnie... - po każdym słowie, odsuwał od siebie krasnoluda - Tutaj... chędożył, do kroćset!

draumkona pisze...

Iskra wróciła, a jakże. Późno w nocy, gdzieś koło północy, ubłocona i jakże zadowolona z siebie elfka wślizgnęła się cichcem w korytarze Czeluści. I modliła się w duchu, co by podczas drogi do swojej małej komnaty nikogo nie spotkać. A już zwłaszcza nie Luciena. On to by jej dopiero głowę urwał, pośladki paskiem obił i w ogóle...
Więc nie powinno nikogo dziwić, że kiedy w końcu dotarła do swoich drzwi, kiedy już miała nacisnąć klamkę, te same się otworzyły. A Iskra miała bardzo nieprzyjemne myśli, że ktoś tam już na nią czeka...

Uśmiechnął się, o dziwo, choć powinien być przecież poirytowany. Bo jak to, Silvan nie wie czy ustąpi? Czy on wie na co on się narażał takimi stwierdzeniami? Chyba nie. Zresztą, teraz wszyscy się dowiedzą...
- Byłoby miło gdyby ustąpił sam. - słowa te wypowiedział dość przyjaznym tonem, choć w oczach o dwóch kolorach zaiskrzyło coś. Jakieś ostrzegawcze płomyki. Wilk nie sądził, że kiedykolwiek się do tego posunie. Ba, że kiedykolwiek o tym pomyśli chociażby...
Jak widać, Bractwo pozostawia na wszystkich dość trwały ślad. Bo choć i może nie zamierzał do nich wracać, zamierzał wynająć Poszukiwacza. Skoro dał radę przebić się przez jego straże, to poradzi sobie z osiłkami rodu Ortresan bez problemu... O tak, Wilk nigdy nie podejrzewał, że tak będzie pożądał współpracy z Cieniem.

Silva pisze...

- Toć ja dobrze chcę! Ten parszywy najemnik nie umie docenić mej miłości! - na te słowa pan najemnik z pięściami się na krasnoluda rzucił i byłby mu twarzyczkę obił, ale się powstrzymał, bo przecież się nie godzi. W sumie powstrzymało go spojrzenie Szept, które wwiercało się w jego plecy.
- Ja się nie godzę na jego towarzystwo! - i tutaj Dar paluchem wskazał na Lofara, a Lofar uśmiechnięt, wyciągnięty palec najemnika ucałował, na co Brzeszczot wzdrygnął się i o kubraczek krasnoluda go wytarł. - Kiedyś cię sprzedam. I dopłącę.
- Sprzedaj, to kurwa miodu pić nie będziesz.
- A żebyś chociaż dobry miał ten miód!
- Obyś sczezł, ty zły mieszańcu!
A na rzece, hen przed płynącymi łódkami, czaiło się niebezpieczeństwo. Nie lodowi piechurzy, nawet nie wodne stworzenia, co ze snu się zbudziły, a coś, o czym Ivelios swemu wnukowi nie powiedział, w dobrej wierze sądząc, że rzecz ta śpi i nie zbudziły jej mrozy, ani nawet ulfry, którzy w okolicy zalegli.
- Naprawdę jestem ciekaw - wilkołak przechylił zaciekawiony głowę, na najemnika spoglądając, a potem na elfkę. - Co takiego sprawiło, że oni podróżują razem, choć najpewniej mieliby ochotę się pozabijać - spojrzał na szamankę i chyba uświadomił sobie, że praktycznie oni zachowują się tak samo, bo uśmiechnął się pod nosem.
- Najpewniej ktoś dostrzegł w tym coś obiecującego - Duszołap w ciemne niebo spojrzała; śnieżyca jak nic się zbliżała.
- Myślisz, że to czemuś służy?
- Odniosłam wrażenie, że Alastair jest człowiekiem, który pociąga za wiele sznurków i wiele chce osiągnąć podstępem, bez wiedzy ludzi, którzy z nim pracują.

draumkona pisze...

Przełknęła głośno ślinę wkraczając w ciemną komnatę i zamykając za sobą drzwi.
- Jestem cała, a jakże - głos miała przejęty, jakby właśnie rozmawiał z dzieckiem, które ustrzeliło pierwszą łanię.
- Wiesz jak to działa? Czy ty pojmujesz jakie mam szczęście? - strzeliła palcami i zapłonęły cztery świece oświetlając nieco ciemne pomieszczenie - Toć cały oddział rozniosłam! Cały! I nie wykryli mnie! Ani trochę! I jeszcze... - ale urwała widząc, że jego to chyba nie obchodzi, a wzmianka, że poszła śladem całego oddziału... Nie, to chyba nie była dobra taktyka na ugłaskanie go. Zagryzła wargę i uciekła gdzieś wzrokiem.
- A... Co się działo ciekawego jak mnie nie było? - zmiana tematu, najprościej uciec.

- Nie, nie trzeba. Jak się zjawię, to się zjawię, w tej chwili Ivelios wypełnia moje obowiązki - naciągnął chustę i założył znów kapelusz. I poczuł się ponownie wolnym. Cudowne uczucie. Jeszcze tylko niech sobie pójdą...
I w tym momencie usłyszał jak ktoś zamyka drzwi. Odetchnął. I zaraz spojrzenie przeniósł na Szept, nieco poirytowany, ale przecież to nie była jej wina...
- Nie wyjdziesz za niego. No mowy nie ma. Po moim trupie.

Sol pisze...

Na jej słowa Sol nei zareagowała. wpatrywala się ponad jej głowa w granat, ciemne pochmurne, jakby zagniewane niebo, na ktorym niemal zadnej gwiazdy nie bylo widać. księżyc gdzies tam wąskim rogalikiem wygladal zza chmur i tyle. Jakos zimniej jej się zrobiło, poczuła dreszcze na ciele i skuliła ramiona, zamykając oczy.
- Chciałabym moc jeszcze kiedys wrocić... - powiedziała cicho, głos zduszając do szeptu i czuła, czuła jak w środku budzi sie melancholia i sentyment i wspólnie w tany idą, aż w oku zakręcila jej sie łza. Przełkneła głośno ślinę i chwyciła Szept za nadgarstek, bo to co tam teraz robiła, zapiekło jak diabli i pozwoliło rudej wrócic do rzeczywistości.
- Chcesz mnie zabić? - rzuciła niby rozbawiona, jednak nadal jakos rzewnie i spojrzała na earla. -Dev, jak sie tu zjawi którykolwiek, nieważne jak to zrobisz, musi sie znaleźć przy mnie - poprosiła.

draumkona pisze...

Westchnęła i odeszła do swojego kufra. Uchyliła wieko i wygrzebała stamtąd jakieś ubrania i ręcznik. Najwyraźniej miała zamiar iść i zmyć z siebie to zaschnięte błoto. Czyli, kierunek wspólna łazienka został obrany...
- Chodź, powiem ci coś, ale muszę się umyć, bo umrę. Umrę naprawdę. - i mając po stokroć nadzieję, że tym razem Lu postanowi się nie obrażać, kopnęła w kamyczek w ścianie, a ta ustąpiła odsłaniając korytarz. Nic nowego. Każdy taki miał. Każdy, kto nie był kimś specjalnym wśród Cieni, bo Rada i Przywódca mieli swoje własne jamy na łazienki. Ci zaś, którzy byli zbyt mało ważni mieli łazienkę wspólną. Wielką jaskinię z dość sporym basenem naturalnie wyrzeźbionym, który to niemal zawsze wypełniony był gorącą wodą, co powodowało, że w Jamie (bo i tak potocznie nazywano wspólną łaźnię) niemal zawsze nic nie było widać, bo para wodna skutecznie to utrudniała.

- Nie chciałem, racja. Ale... Nie było wyjścia. Jakoś niezbyt chciałbym takie coś oglądać. takie małzeństwa nie kończą się dobrze. Wystarczy popatrzeć na Iveliosa i Krokusicę... - mruczał krążąc po pokoju, aż nagle się zatrzymał. To wszystko brzmiało, jakby się tłumaczył, jakby mu... Chrząknął i odkaszlnął.
- No, tego... Co ja... Co teraz? Wracamy do ruin? Czy coś... - nerwowo zatupał butem o posadzkę. I chyba Szept miała okazję po raz pierwszy w życiu widzieć Wilka zmieszanego.

Sol pisze...

Po raz kolejny Sol lekko , leciutko powieki przymkneła i odetchnela. odetchnela po raz drugi, swobodniej i głebiej, odważniej czerpiąc powietrza w płuca, za to wypuściła je juz powoli.
- Wystarczy, że dotknę, w oczy spojrzeć nie muszę, ale choćby musnięcie - mruknela, by uswiadomic elfce o co chodzi, na czym to polega, bo Dev... nawet jeśli nie znala jego myśli, to byla pewna, że on ma swój plan i jego sie trzymać woli.
Jesli nawet coś chcieli obydwoje powiedzieć, earl albo magiczka elfia, miast wydobyć glosu musieli uszu nadstawić. Nim krzyki jeźdźcow ich doszły, poczuli, a przynajmniej Sol dalej rozłożona jak caryca w śniegu, tętent, ziemia zadrżała. Sama zaś ciekawa ilu ku nim jedzie, uniosła się na łokciach i spojrzała w dal. trzech?

draumkona pisze...

Tym razem, Jama nie dość, że pusta, to i mniej pary niż zwykle unosiło się w powietrzu dzięki czemu Iskra bez potknięć żadnych dotarła do swojego zwykłego miejsca. Niewielka skałka, za którą czmychnęła, zrzuciła ciuchy, zostawiła je tam razem z czystymi, po czym wzięła ręcznik i pomaszerowała do wody. Tam wskoczyła z wielkim pluskiem i chwilę się nie wynurzyła. Bąbelków parę zatańczyło na gładkiej tafli wody, a potem wynurzyła się elfka. Woda sięgała jej do ramion, włosy lepiły się do twarzy.
- Yue to coś w rodzaju... Wieszczki. Chociaż to nie jest dobre słowo. Ona... Śni. A jej sny mają specyficzną moc. Mogą stać się realne. Już nie raz, nie dwa musiałam lecieć do niej i zabijać jakieś dziwne stwory... - urwała chwytając kostkę mydła i siadając na jednej ze skałek zanurzonej do połowy w wodzie, dzięki czemu Poszukiwacz miał piękny widok na namydlone ciało elfki.

Niechciane... Coś w nim chciało zaprzeczyć, a druga część chciała zostawić to wszystko tak, jak jest. Dlatego też nie odpowiedział. Nie zatrzymał jej. Może powinien jednak wrócić do stolicy? A może... Nie, dobrze, że się wtrącił. Nikt nie będzie dyrygował magiczką. No, chyba, że on sam.
- Szept, czekaj! - i poleciał on, głupek jeden, za magiczką.

Silva pisze...

- Daj chociaż kawałek! - krasnolud wyciągnął łapska ku najemnikowi i przebierając palcami, zaczął się do niego dobierać. - Tylko pomacać, nic ci nie zrobię. No, kuśki ci nie...
- No kurwa, Lofar. Od zimna kompletnie ci mózg zmroziło! - Brzeszczot miał tego dość. Po jaką cholerę Al kazał temu pijuskowi iść z nimi? Niby do czego miał się Lofar przydać? Denerwował tylko i drażnił.
I krasnolud z najemnikiem zaczęli się przepychać, przekręcać, jedno od drugiego chcąc się odsunąć, a drugie do drugiego zbliżyć. Jeszcze trochę i będą kłopoty.
- Szept, oni się tam macają... - zauważył grzecznie Wilkołak, mając z kłopotów mieszańca jakąś dziwną przyjemność.

Silva pisze...

Rzeka w dolnym biegu, tam, gdzie spływała z gór ośnieżonych, zamarzła całkowicie. Nie było sposobu, by dalej przepłynąć łodziom. A i na brzegach nie było lepiej. Strome, niebezpieczne, podmywane przez lata wodami rzeki. Na ich brzegach, jeszcze daleko od dwóch łodzi, obozowały ulfry, kontrolując wodny szlak i ścieżkę w góry prowadzącą.
Smród z ich ognisk, fetor z ołtarzy wiary niosły się wraz z wiatrem.
Brzeszczot kichnął. - Kto mi tu magii używa, kiedy ja cierpię? - fuknął, dłonią odpychając buźkę krasnoluda, nogami zabierając się na jego brzuchu, przez co wyglądał dość komicznie, ale jemu do śmiechu nie było, o nie.
Wiatr przyniósł zapach palonego ciała. Uderzenia w bębny. Odległe, prawie niesłyszalne.
- Dudni mi w uszach, od twojego mamrotania, Lofar. Spierdzielaj ze mnie! - gdyby Dar nie był zajęty, najpewniej zaniepokoiłby się tym, co mu mówił nos i uszy.
- Dziadunio Ivelios byłby niepocieszony, widząc jak jego wnuk i głowa rodu, daje się krasnoludowi... - Wisielec miał wisielczy humor, ale takie drażnienie najemnika mu odpowiadało. Przynajmniej się odstresował i mu ulżyło.
- Ja się nikomu nie daję. To Iskra, chędożona furiatka, wmówiła krasnoludowi, że mam boskie pośladki!
- Elfy. Psia ich mać. Fircyki urodziwe to i dupska mają boskie.

draumkona pisze...

Zastanowiła się chwilę zaprzestając jakichkolwiek ruchów. Piana leniwie ściekała po jej ciele.
- I tak i nie. Co miało się stać i tak by się stało... A i zarazem stać się nie miało prawa. Nie pytaj mnie jak to działa. To ma związek z tymi duchami. Z tym co zrobiła Olcha nie pozwalając jej umrzeć. Duchy mają wpływ na nasz świat, więc i teraz mała Yue go ma. Niewielki, a jednak. - piana ściekła po piersiach elfki, na brzuch, na uda... A ta miast tak siedzieć spokojnie, wskoczyła znów do wody ochlapując przy tym Poszukiwacza.

Zjeżył się na sam dźwięk zgrzytania zbroi. Że też on tego nie przewidział... I zamiast coś zrobić, wyklinał sam siebie za nieuwagę. Za zbytnią beztroskę i zaufanie do świata.
- Kurwa - mruknął pod nosem, a Szept chyba po raz pierwszy słyszała tak okropne słowa z jego ust...
- A z jakiej to racji panie władzo?

Silva pisze...

- Wiem, że mamy! Lofara zboczonego, cholera jego! - zawołał najemnik, odruchowo odpowiadając na sugestię elfki, by się uspokoili. Chyba za bardzo przejął się krasnoludem. Nie, jednak nie, bo stanowczo go od siebie odsunął, przywalił w głowę i do długouchej podszedł. - Też czujesz palone mięso? - pociągnął nosem niczym wilk.
- Nie, tylko mróz i las - odpowiedział zapytany wilkołak, który odrobinę się zaniepokoił. Nigdy nie wierzył w zdolności najemnika, zawsze uważał je za przecenione, ale poczuł się nieswojo, kiedy jego nos nie wyczuł tego, co czuł mieszaniec.
Brzeszczot kichnął. - Magia. Śmierci śmiercią. Słyszę bębny.
- Dusze w tym miejscu są niespokojne - pióra przy dębowej lasce szamanki poruszyły się; grzechotki zagrały. - Uwięzione, nieodesłane. Ich lament jest...
- ...ostrzeżeniem przed ludźmi mrozu - dokończył Dar, słysząc także szepty umęczonych dusz. Nie tak wyraźnie jak Duszołap, nie tak dobrze, ale jednak.
Szamanka zatrzymała łodzie. - Tam trwa obrzęd ofiary. Czujecie?
- Rzekłbym, że boska aura, ale tak mroczna i zła, że nie powiem nic - najemnik aż się wzdrygnął, czując na karku gęsią skórkę.

draumkona pisze...

Wynurzyła się, choć nie całkiem. Jedynie oczy się pojawiły i mokre, ciemne włosy. A oczy te, fiołkowej barwy spoglądały wprost na niego. Potem podniosła się jeszcze nieco, wyprostowała plecy i teraz woda ledwie sięgała jej bioder.
- Tobie też by się przydała kąpiel, wiesz? - nie powiedziała nic więcej będąc niemalże pewną, że tyle wystarczy by zwabić go w mydlane odmęty wód Jamy.

Wilk warknął po raz kolejny tego dnia nieziemsko zirytowany. Obszukać, też mu coś... Gdyby tylko znał mozliwości tego ciała, gdyby tylko wiedział co jest jego atutem, a co wadą... Ale nie wiedział. Uznał, że poznawanie tego ciała jest zbyt mało ważne. A teraz ma za swoje.
Nie miał zbyt wiele przy sobie. Wyjął sztylet i rzucił nim pod nogi kapitana. Ostrze zaś z pewną gracją wbiło się w podłogę.
- To wszystko co mam - mruknął mając nadzieję, że szybko to załatwią.

draumkona pisze...

Iskra podpłynęła do Luciena już czując, jak jej samozadowolenie wzrasta. Nie wystarczyło wiele by go do siebie przyciagnąć. Choć zapewne wiedział jak to się skończy. Zniknęła na chwilę pod wodą i wynurzyła się tuż przed nim.
- Mam nadzieję, że na tę misję mnie ze sobą weźmiesz... W końcu, żeś mój mentor, powinieneś mi pokazać co i jak, zwłaszcza jeśli idzie o morskie misje... - ale chyba nie takie sprawy jej w głowie były, bo dłonie jej objęły go za szyję, a usta zachęcająco musnęły szyję Poszukiwacza.

Wilk reagował szybciej. Poza tym, od Gabriela nauczył się jak odwracać magię leczniczą na niekorzyść. I tak też kiedy tylko dotknął go pierwszy strażnik, zamknął mu krwioobieg, co skutki wykazało dopiero po chwili. Drugi zaś nagle złapał sie za nogę i łkając odtoczył na bok. Trzeciemu wyślizgnęły się obie gałki oczne, a dwóch ostatnich położył pięściami. I byłby wygrał, ale nie pomyślał o jednym. Że Szept dostanie w głowę.
- Uspokój się, bo jej gardełko poderżnę, a szkoda by było - warknął kapitan, który trzymał nieprzytomną Szept w pasie, drugą zaś ręką podstawiał sztylet do jej gardła. Wilk automatycznie skapitulował. Wobec takiej groźby nie będzie...
I padł na ziemię, bo dostał w głowę.

Silva pisze...

- Ivelios mówił, że... Oni naprawdę chcą zbudzić Dominatora - najemnikowi nie podobało się to, co czuł swoimi zmysłami. To, co słyszał; jęki uwięzionych zapewne ludzi, szykowanych do obrzędu ofiary. Wieść głosiła, że ulfry potrzepują setki tuzinów ofiar, by móc zerwać okowy ich panów, by zbudzić ze snu Dominatora, by przynieść światu lodowe piekło. Ponoć mają już połowę.
- Chrzanić tego starego elfa. Zbierajmy się stąd, póki nas nie zauważyli - Wisielec gotowy był, aby zawrócić. Wolał obejść górę, wolał poczekać niż pakować się w łapy jakiś wyznawców bogowie wiedzą, jakiego wariata.
- Zagrożenie, o którym mówili nas widzący... - szamanka zerknęła na Drava, zastanawiając się, czy aby nie o ulfrach mówiły przestrogi i wróżby ich plemion.

draumkona pisze...

Lubiła jak się tak uśmiechał. Lubiła, gdy w ogóle się uśmiechał, a nie krył się pod tą swoją maską bez uczuć i wyrazu. To i co dziwić się nie ma, że miast jakiś opór stawiać, wzbraniać się... Ona mu się po prostu oddała. Zresztą, przecież to ona stwierdziła, że trzeba mu kąpieli...
W tej chwili wciągała na nogę wełnianą skarpetę. Na niższych kondygnacjach Czeluści, gdzie to teraz znajdowała się jej małą komnata, tak ciepło nie było. To i ubranie do snu trzeba było mieć grubsze. Koszula nocna, skarpety... Tylko, że Iskra całkiem świadomie knuła już, co by do swojego wąskiego łóżka nie wciągnąć prywatnej poduszki. Być może... Ale najpierw misja.
- Weź mnie ze sobąąąą - zamarudziła ni z tego ni z owego nagle go dopadając i wieszając się mu na szyi.

Drgnął lekko, po czym wciągnął więcej powietrza i zamrugał. Jak jego napierdzielała głowa, bogowie niejedyni, toć to było zbyt okrutne... Ale sięgając do magii poczuł, że jest poza jego zasięgiem. Ach, więc się domyślili...
- Cała jesteś? - dmuchnął z irytacją w kosmyk szarych włosów który opadł mu na nos. Kichnął i wtedy tez poczuł, że jakaś skorupa jego skórą trzyma... Od czoła, aż po czubek nosa. Domyślił się. To byłą zaschnięta krew. Więc nieźle musiał oberwać...

draumkona pisze...

A Iskrę rzeczywiście zatkało. Chwilę siedziała wielce osłupiała, po czym chwyciła jedyną broń jaka była pod ręką. Lucien oberwał poduszką.
- Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś, ty, ty... - elfka się zasapała, po czym po prostu na niego wgramoliła i siadła na nim okrakiem. I skrzyżowała ręce na piersi, że niby wielce obrażona.
- Czego jeszcze mi nie powiedziałeś, panie lodowiec? - spojrzała na niego kątem oka, zaraz potem także jej obrażona postawa zniknęła, po Iskra dłonie opuściła na jego pierś, przesunęła je wyżej, ku szyi jego, a i tym samym się po prostu na nim położyła.

Przeanalizował szybko wszystkie możliwe wyjścia. No dobrze, sztylet to już coś. Ale... Musieli się najpierw dowiedzieć ilu strażników tu jest. Co ile zmieniają się warty. To wymagało czasu...
- Gdzie masz ten sztylet? - syknął najciszej jak się dało mrużąc lekko oczy. Być może wpadł na jakiś dość szalony plan, jak to on przecież...

Silva pisze...

Zasłuchany w otoczenie najemnik, dopiero po chwili zorientował się, o czym mówiła długoucha i co znów jej po głowie chodziło; Dar do dziś miał w głowie rozkładające się, dziecięce zwłoki w mokrej, zatęchłej jaskini. - Głupia elfko, ich tam jest... - sądząc po odgłosach, po różnych głosach, po mieszaninie zapachów - Jakieś dwa tuziny! Nas jest trójka! Trójka! - powtórzył i złapał Szept za ramiona, co by jej w oczy spojrzeć i naprawdę uświadomić, że nie jest dobry pomysł, który zakłada przewagę liczebną wroga. - Bo krasnoludzkie toporki magii nie zranią, a bądź pewna, że ci ludzie nie omieszkają zrobić wszystkiego, by nas w ofierze złożyć. Nie Szept, to nie jest dobry pomysł i ja się nie zgadzam! - a po chwili milczenia, dodał już znacznie łagodniej. - Wiesz, że mam rację. Nie uratujemy ich.

Sol pisze...

Zmarszczyla brwi, patrząc na kruka. Nigdy nie przepadała szczególnie za tymi ptakami, kojarzyly jej się z czarną magią. Odrobinę ja przerażały te wszystkowiedzące ślepka, ostry dziób i hacxzykowate pazury, dość mocne by rozszarpać skórę ludzką.
- Szept - rzuciła cicho, tylko spojrzenie naglące jej posyłając. Bo w kwesti spowiednictwa wolała zaufac elfce. Dev on ani o magii Sol nie wiedział, ani tez nie znał sie na tym w takiej mierze jak Ninareth.
- W zasiegu reki... - podparła się z tyłu dłonia o cienki pieniek drzewa i zacisnela mocno usta, by nie jeknąć z bólu, gdy spięła mięśnie, próbując się podnieść. - Pomóżcie - poprosiła i wyciagneła reke do pozostałej dwójki.

draumkona pisze...

Nawet gdyby Szept wynalazła nagle magię zdolną przenieść ich ponad ośnieżonymi szczytami, Marcus i tak znalazłby wymówkę, by nie korzystać z jej sposobu. A bo to zimno, a bo to gęś im głowy obsrać może, a bo to on ma lęk wysokości... Pajęczarz był specjalistą od szukania dziury w całym. Teraz więc tylko głupio się uśmiechnął, jak zawsze zresztą robił i pstryknął palcami jakby go olśniło.
- Wiem!
Królik podszedł do tej nowiny sceptycznie. Czasami lepiej było nie wiedzieć cóż to Marcus "wie".
- No? Co żeś wymyślił?
- Ściągniemy tu furiatkę!
Biały wytrzeszczył na niego oczy. Jak on, do cholery ciężkiej chciał tu przyciągnąć Iskrę? No jak? I po co?
- Zostaw ją i Lutka w spokoju, chędożą się pewnie - teraz to Królik był tym, który głupio się wyszczerzył, Marcus to podłapał i obaj zabójcy przybili sobie żółwika. A potem przypomnieli sobie o obecności nieco zniesmaczonej złodziejki i magiczki, którą to przecież mieli w jednym kawałku dostarczyć do ruin...
- Znasz pani jakieś sposoby na wywoływanie furiatek? Bo wiem, żeś jej droga, to i pewnie na odwrót jest podobnie. To pewnie wiesz jak ją wezwać, czy coś - Marcus objął Szeptuchę ramieniem i uśmiechnął się czarująco. O tak, potrafił być grzeczny, taktowny i nade wszystko miły. Zwłaszcza, gdy czegoś chciał.

MG

Silva pisze...

- Odwróceniu uwagi? - najemnik prychnął lekceważąco, może nawet odrobinę kpiąco. - I co niby, na przykład wypuścimy tego pchlarza... - tutaj pokazał palcem na Wisielca. - ...żeby ściągnął na siebie tych lodowych idiotów?
- Hej! - zawołał oburzony wilkołak, któremu najwyraźniej nie spodobał się pomysł najemnika, co by został żywą, włochatą przynętą, która biega i wyprowadza w pole gromadę niebezpiecznych gości.
- Dobroczynna elfka się znalazła, cholera jasna - Brzeszczot aż zacisnął zęby, nawet mu ręce drżały. Chyba się za bardzo przejmował, albo za bardzo do sera wziął swoją robotę. Albo może nie chciał ratować elfce tyłka z ołtarza, albo samemu nie chciał tam trafić. Znowu. - Czy ty nie możesz chociaż raz odpuścić? Co cię obchodzą jacyś ludzie, hę? Oni by cię tu zostawili. I co, myślisz że ulfry się nie zorientują w tej durnej dywersji? A może ich poślemy za królikiem jakimś i w magiczny sposób wszyscy za nim polecą? - chociaż nie krzyczał, to głos miał dość dosadny. I tak oto wrócił cały Brzeszczot. - To nawet nie są ludzie warci ratowania! Kurwa...

draumkona pisze...

- Nie pytałam, bo nikt normalny nie brałby krnąbrnej podopiecznej ze sobą. A jeśli ta podopieczna jest jeszcze elfią furiatką, to już w ogóle ten ktoś kto by ją brał ze sobą nie miałby rozumu. A gdyby do tego dodać, że ta elfka jeszcze się nie słucha i robi co jej się rzewnie podoba... - dokładnie w tej chwili Poszukiwacz poczuć mógł jej chłodne dłonie w swoich... Spodniach. Tak, może elfka wyglądała na zmęczoną, może dał jej w kość w Jamie, ale jak widać, nie zamierzała dać za wygraną.
Iskra chyba za punkt honoru postawiła sobie wymęczyć Luciena do cna, tak, ażeby przez następny tydzień ruszyć się nie mógł z łóżka, o.

Specjalny... Wilka olśniło. No przecież, że tak. Ciało to miało swoje umiejętności, swoje ukryte zdolności i specjalności. Toć ten facet... To był nożownik. Nie byle jaki skoro podsunął mu go Epoh, więc Wilk postanowił zrobić coś, na co do tej pory się nie decydował. Zanurzył się we wspomnieniach ciała, szukając odruchów typowych dla niego. Wyćwiczonych już, trenowanych przez setki lat...
Z boku wyglądało to tak, jakby zamarł. Oczy zamknięte, mina skupiona i milczenie.
A on szukał.Co najlepsze, znalazł. I to całkiem szybko.
Uchylił powieki z szatańskim uśmiechem. Dobrze, że on miał tylko sznur o dziwnych właściwościach, a nie kajdany, och, jak cudownie... Tylko... Chwila...
- Szept - syknął i przysunął się bliżej. Oczy dziwnie mu błyszczały - Słuchaj, bo... - urwał widząc przechodzącego strażnika - Musimy się śpieszyć, nie mam zamiaru tu beknąć za coś czego nie zrobiłem. Tylko, musisz coś dla mnie zrobić... - i dopiero teraz zdał sobie jak bardzo będzie ta prośba głupia - W ramieniu mam zaszyty sztylet... Tylko musisz... Musisz mnie ugryźć. Mocno. - czuł się jak idiota jak o to prosił, bo i podejrzewał, że nóż nie będzie zaszyty płytko... No cóż, ale lepsze to niż jeden sztylecik u Szeptuchy.
- I ja cię proszę, nie dyskutuj... Nie ma czasu - i przysunął się, podbródkiem wskazał swoje ramie - No dawaj.

Sol pisze...

Sol lekko się usmiechneła i przytrzymała ramienia Deva. Szept zdawała sie być czyms poruszona, płomiennowłosa zaś zupełnie nie kojarzyła, o co moze chodzić. Ba! Ona miała wrażenie, że teraz nawet nieco głośniejszy oddech może przeszkodzic elfce w wyłapaniu jakiegoś wazniejszego, bardziej istotnego faktu.
Sol patrzyła na profil magiczki, zaraz jednak odwrociła wzrok w strone jeźdźców. Trzech dostrzegła. Czwarty ledwie, ledwie widoczny byl z tyłu. Dlaczego się rozdzielili?
- Czekaj - wyszeptała, chwytając za drugą rekę mężczyzny, tę która już broń dzierżyła. - Jest ich więcej czy nie mozna inaczej...?
SPojrzała znów na Szept, z nadzieją że cos odkryła. Coc co im pomoże.

Silva pisze...

- Skoro... - zaczął, cedząc słowa przez zaciśnięte w złości zęby - Ten pchlarz jest lepszym towarzyszem, to proszę bardzo, wędruj sobie z nim! Radź sobie sama, beze mnie! - czyżby najemnik poczuł się dotknięty sugestią elfki i wziął ją sobie do serca? - Cholera, chciej ratować elfi tyłek to nie, jeszcze cię od bezużytecznych zwyzywają, kurwa - burknął do siebie, wciągnął powietrze, sapnął i o dziwo, złapał Szept za rękawa. - Dobra, proszę bardzo. Pokaże ci, że cholera jasna, nie ma kogo ratować - wykrzyczał i wyskoczył z łódki, na lód twardy, brzegi rzeki pokrywający, całkiem blisko łódki się znajdujący. Tak, elfkę pociągnął za sobą, co by za nią poszła. - A wy się nie ruszać. Zaraz wracamy i odpływami. Nie będziemy durniom martwych dup ratować.

Sol pisze...

czy da radę? Nie wiedziała. Wyspowiadała raz, przypadkowo. Drugi raz probowała i wyszło... nie, nie wyszło, tylko ja osłabiło. Ale czytała wiele, zdobyla kilka ksiąg niespodziewanie zebranych z Skalnego Miasta. Wiedziała na czym to polega, wiedziała też, że od jej woli zalezy czy sie uda. A zatem wystarczyło chciec. bardzo mocno chciec. Chyba. Oby.
Pokiwała w odpowiedzi głowa i cofneła reke, obejmująca ramie mężczyzny, którego sie przytrzymywała. Nie podobało jej sie to, że tak szybko po bron siega. I magiczka... ona jakas wojownicza jej sie wydala, inna niż zwykle. takiej jej nie znała.
- Pomogę - zapewniła cicho i zarzuciła szeroki kaptur na glowę, byleby tylko włosy skryc pod kapturem, ten najbardziej charakterystyczny element jej urody, jej tozsamości.
Stanęła prosto, choc w boku ból dalej pulsował, lżej niz przed zabiegami Szept, ale jednak nieco dokuczał. A gdy jeźdźcy sie zbliżali potarła ręce, po których przebiegly iskry. Mogła odciąc czwartego od pozostałych zywym ogniem, acz chyba i to zostawi elfce, sama zas skupi sie na dosiegnieciu któregos z nich.

draumkona pisze...

- Jedyna misja - mruknęła cicho w przerwie znacząc jego szyję leniwymi pocałunkami - W jakiej muszę nabrać wprawy, to ta, która rozgrywa się właśnie teraz. I wiesz co, wygląda na to, że wygrywam - i bardzo jej się to podobało. To, że był w niemocy, spalany przez pożądanie, poddany jej woli. To było bardzo pociągające.
***
- Lu... - mruknęła ruszając się leniwie pod kocem - Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? - przesunęła powoli dłonią po jego piersi czując jak dziwnie przyjemny ból oplata jej ciało. To był ostatni raz, więcej się nie da, koniec, musi się przespać... Ale najpierw pozaczepiać może.

Syknął mimo woli kiedy Szeptucha go ugryzła. I byłoby doprawdy wszystko dobrze, gdyby nie fakt, że jeden dodatkowy strażnik właśnie minął ich celę... A widząc co się tam dzieje, zaraz zabrał się za otwieranie zamka. Gorączkowo. Szybko.
A o to właśnie chodziło Wilkowi. Czując, że Szeptucha na tą chwilę przestała go gryźć, poderwał się, zwinnie doskoczył do strażnika, który właśnie wkroczył do celi, po czym podciął go, a ten jak długi rąbnął na podłogę. Szczęście im dopisało, bo upadając uderzył się w głowę. W tył głowy. A to oznaczało śmierć. Przebiegł wzrokiem po jego ciele, po czym na nim usiadł i skrępowanymi dłońmi zdołał wydobyć klucz. Chwila, moment i już miał wolne ręce. Potem zaś doskoczył do Szept i rozkuł jej ręce.
- Poczekaj tu, przebiorę się, narobię zamieszania i wrócę, wtedy się wymkniemy.

draumkona pisze...

- Byłeś wtedy bardzo krnąbrnym i niemiłym kowalem, panie Thorne - mruknęła dzióbiąc go paluchem w żebro - I spotka cię za to kara, obiecuję - jeszcze tylko musi wymyślić coś bardzo niemiłego. Może znowu mu na złość porobi, rozpali i zostawi... Już raz tak zrobiła. Prawie. Bo i ona nie wytrzymała.
Ale wtedy też przypomniało się jej, że jeszcze tylko parę godzin jej zostało do spędzenia w towarzystwie pana mentora. Potem Darmar. A potem zaraz misja.
Ochota na robienie mu złośliwych rzeczy spadła, przynajmniej na obecną chwilę. Za to ucałowała jego szyję i wtuliła się w niego uznając, że pora się choć trochę przespać.
- tak czy inaczej, śpij - mruknęła jeszcze nim sama usnęła.

Obserwował ją aż nazbyt czujnie, kiedy to intonowała swoje pieśni, czy zaklęcia. Co prawda, cieszył się, że żyje, ale to poświęcenie magii... Wiedział jak skończył Darmar i to mu wystarczyło, by mieć kolejny powód do tego by się o nią martwić.
Zamiast jednak od razu się przebrać, on zaczął grzebać w ranie na ramieniu. Tam, gdzie ugryzła go Szeptucha, na jego własne życzenie. I po chwili syków i zaciskania warg, z ciała wyszarpał całkiem ładnie wykończone ostrze. Nie miało co prawda rękojeści, ale lepsze to, niż nic. Zaleczył krwawiącą obficie ranę szybkim zaklęciem i zaczął zrzucać z siebie swoje ciuchy.

Silva pisze...

Szamanka, która kłótni jakoś szczególnie nie chciała słuchać, udawała, że... Chwileczkę, ona nie udawała. Zachowywała się jak zwykle, więc praktycznie nie było znać jej obecności. Jest, a jej nie ma - Lofar też by tak chciał czasami, co by do poniektórych się podkraść bezszelestnie, pomacać i dać drapaka.
Wisielec obstawiał po cichu, z krasnoludem Lofarem, kto komu pierwszy ustąpi pola. Było jeden jeden.
- Schowaj sobie tę dumę w buty, skro chcesz pomagać ludziom - poradził i ją puścił, ale w nerwach zrobił to odrobinę za gwałtownie. - Pokażę ci, co mam pokazać i koniec tego. Mam serdecznie dość... - mamrocąc tak sobie pod nosem, szedł przed siebie, w śnieg, zostawiając z tyłu tunel mały i miał wielką ochotę, by elfkę po głowie zdzielić i do łodzi z nią, po czym wiosła w dłoń i uciekamy. Niech ważniejsi i mądrzejsi zajmują się Dominatorem.

[Dar kiedyś musi zmolestować Ala]

draumkona pisze...

Iskra obudziła się późnym popołudniem, a to i tak za sprawą małego Natana, który bezczelnie wpadł do komnaty Luciena i zaczął ją równie bezczelnie budzić. Rozespana elfka potrzebowała dość długich chwil by przyswoić grad informacji jakimi ją zasypano.
- Co? Jaki mentor...
- Wujek!
- Ale co Marcus ma... - i wtedy ją olśniło. Poderwała się do pozycji siedzącej, kołdra odsłoniła jej nagie ciało, a wtedy jeszcze wpadł do komnaty Pajęczarz... I zrobił głupią minę.
- Ja, tego... No...
- Ić sobie...
- To ja sobie wyjdę... - jak widać, Marcusa dało się speszyć. Trzeba było tylko być Iskrą i siedzieć kompletnie bez ubrania.
- Tylko nie spóźnij się! - krzyknął jeszcze Natan i wybiegł za Marcusem. Elfka się zastanowiła.
Mentor? Natan? Marcus? Jajko? Śniadanie? Cooo?
Zhao się zasępiła. I po raz drugi została olśniona.
Marcus miał zostać mentorem. Teraz. Dzisiaj. Zaraz.
I wypadła z łóżka rozkopując pościel i szukając w pośpiechu ubrań.

Złowił jej spojrzenie, choć się z tym nie zdradził. Uśmiechnął się tylko pod nosem czując się jakoś bardziej dowartościowanym, czy bogowie wiedzą co to było za uczucie... Grunt, że było przyjemne.
Ale i on musiał się zganić w duchu, bo byłby tu jej jeszcze prywatny striptiz zrobił, a nie myślał o ucieczce... Więc wyskoczył za nią z celi i zrobił poważną minę, jaką powinni robić wojownicy...
Co z tego, że on miał na głowie tyko głupawy uśmiech, bo przypomniały mu się ruiny. I bynajmniej nie akcja z magiem, a to, co było potem...

Silva pisze...

- I zostawię im ciebie na posiłek, a sam ucieknę i święty spokój mieć będę - odsuwając zagradzającą mu drogę gałąź, najemnik poruszył śnieg na drzewie, który spadł mu na ramiona, dostając się pod ubranie. Dar był dzielny, zacisnął zęby i nie dał tej wrednej elfce okazji do podokuczania mu.
Jak dobrze, że znów był na swoim miejscu i w swoim towarzystwie.
- Stój, gdzie leziesz? Życie ci nie miłe? Weź się na coś przydaj i sprawdź swoim hokus pokus, jak się mają więźniowie. Gwarantuję, że połowa dogorywa, a druga jest tak wyniszczona, że nawet ludźmi ich nazwać nie można - i najemnik przysiadł pod drzewem, nasunął kaptur na głowę i skulił się, co by cieplej było. I czekał.

Sol pisze...

Sol drgneła na widok besti i pól kroku w tyl sie cofnęła. Jakkolwiek budzilo sie w niej dziedzictwo Bezimiennego, tak okrutna byc nie umiała. Nie z własnej woli. A warczące pyski i wielkie kły wilków były dla niej jednoznaczne z rozszarpaniem ciał wrogów, widok... niedelikatny, tak to ujmijmy. Wychowywano ją jak dame, na dame i taka delikatna dama na zawsze w niej pozostanie, głeboko zakorzeniona. I jesli czasami mogła zaskakiwac, gdy ogień sie w niej burzył, gdy przeradzala sie niemal w złą czarownicę, tak gdy na powrót panowała nad sobą, okazywalo sie to jej tragedią.
Wilki stapaly cicho, ich ciężkie cielska po sniegu sunęły jak duchy bezgłosnie, za to powarkiwania sprawiały, że Sol się wzdrygała. I gdy konie zostaly spłoszone a jeźdźcy musieli z nich zeskoczyć, zacisneła zeby w zdecydowaniu, obserwując jak w zespołowym fechtunku chcąc odgonic bestie i jednoczesnie do nich dotrzeć.
Ufala Szept i wiedziała, że ta wie, co robi, że ma wszystko pod kontrolą. Sama zas nie wiedziała, czy ogniem sie posłuzyc, czy wszystek sił na dotyk spowiedniczki zostawić. Zerknęła na devrila katem oka i przesunela spojrzenie w dół, z niepokojem zatrzymując je na ostrzu.
Wiatr zadął, jakby dawal im sygnał, a obok świsnela strzała. O... to czwarty strzelal z łuku. Sol docisnela dlon do boku, pochyliła się i zmruzyła powieki, chcąc go wypatrzyc.
- Musimy do nich dotrzec, wtedy nie będzie strzelał a i jemu zajmie chwila na dobiegniecie - zaproponowała, gotowa wykonac pierwsze kroki w śniegu.

draumkona pisze...

Iskra, jako prawie pełnoprawny Cień trafiła do sali. Tej samej, gdzie ona została przypisana Lucienowi jako podopieczna. Stała w cieniu, jak reszta. Obserwowała swojego małego synka, który szedł z całkiem poważną miną na spotkanie nieznanego. Na spotkanie z przywódcą... Mimowolnie powiodła spojrzeniem w stronę gdzie na swoim miejscu siedział Nieuchwytny. Jak na razie nie szkodził jej, jak i ona nie szkodziła jemu. Choć pewnie zranienie jej syna rytualnym sztyletem sprawi mu prawdziwą przyjemność.
Tymczasem zjawił się też i Marcus, przyszły mentor malucha. A ona wyczuł drgnięcie powietrza przy ramieniu. Tuż obok niej zmaterializował się Dibbler.
Ceremonia zaś trwała w najlepsze.

Sam chciał rozprawić się z Myśliwym, ale ona była szybsza. Nim zdążył odpowiednio ułożyć ostrze w dłoni, by nim rzucić. Nim zdążył przeanalizować dokładnie to, na co się porywa... Poczuł dziką wiązkę magii pędzącą na spotkanie wroga. I drgnął porażony wielkością mocy. Czy każdy kto został poświęcony magii był aż tak potężny? Czy tak potężny był Darmar? Albo Iskra? Albo... Nieuchwytny? Wilk chyba wolał nie znać odpowiedzi na te pytania.
Odetchnął dopiero po chwili, kiedy zdał sobie sprawę, że była to także moc zaczerpnięta z leżących tu artefaktów.
Jednak nie zrobił nic, prócz tego, że nieco zbliżył się do magiczki. Tak na wszelki wypadek, jakby zamierzała zemdleć, czy osłabnąć na tyle, że będzie potrzebowała pomocy... Bądź wsparcia jeśli i ta magia zawiedzie.

Sol pisze...

Cudownie. teraz zaczna sie wahac i skończy sie na tym, ze tylko zmarnowali czas, stojąc w śniegu.
Dla Sol zastanawiające było to, dlaczego na magow sie w Keronii poluje. I co sie im robi. I kto z ich trojki jest najcenniejszy dla tych Mysliwych. Ona mogła uchodzic za obcą, z obcej ziemi, więc chodzic musiało o tę dwójkę, ktora miała po swych bokach.
- Szept mnie uzdrowi, stracilismy zbyt wiele czasu na to - mrukneła, wskazując na swoja rane i stanęła przed Devrilem, zasłaniając mu widok tamtych, jeźdźcow i wilków. - Nawet jesli uciekniemy, oni za nami podążą. Nawet jesli mnie po drodze zostawicie w jakiejś chacie pod opieka kogokolwiek wytropią po sladach - zmarszczyla brwi, nie mając wątpliwości co do tego, że na ucieczke juz za późno. - Dev - uniosła rękę i zacisneła palce na jego ramieniu, sciagając jego wzrok na siebie. - sciagnij łucznika, ja muszę dosiegnąć jednego z nich. Muszę - nie byla nigdy groxna, nie była tez nigdy zdecydowana na tyle, by roztoczyć wokół siebie posłuch, to zawsze zapewniał jej status i nazwisko ojca, co nie istnialo tutaj. więc starała sie radzic sama, jako Sol, bez nazwiska.

draumkona pisze...

A jak na złość, po tym jak zahaczył o Iskrowe ramię, po tym jak posłał Natanowi jedno ze swoich dziwnych spojrzeń, Dibbler rozpłynął się i w formie mgiełki prześlizgnął się pod drzwiami. Ale wyczuwając obecność Poszukiwacza... Nie mógł sobie darować. Przybrał swą postać i spojrzał na niego z tym swoim wyprowadzającym z równowagi uśmieszkiem.
- Wstyd to opuszczać inicjację własnego potomka. Ciekaw jestem na której misji zginie.

Tak jak Szept ignorowała Myśliwego, tak i on zignorował to, co najprawdopodobniej zamierzała. Chwyciła kostur? Miała już tę swoją głupią zabawkę? Dobrze, teraz niech da mu działać... Chwycił ją szybko w pasie i bezceremonialnie zarzucił na ramię, jak jakiś worek kartofli. I wybiegł nim Myśliwy był w stanie się podnieść. Po raz kolejny dopisało im szczęście, bo Wilk w trymiga zdołał odnaleźć wyjście z loszku. Tylne wyjście, które z kolei otwierało się na pola. I kiedy wypadł w zarośla, spojrzał za siebie. Fort. Zamknęli ich w jakimś forcie...

Sol pisze...

Nie zwrocila na tę umiejętność earla uwagi. Zaszumiało jej w glowie, tepy ból promieniem rozszedł sie po konczynach, az miala wrażenie, że palce jej drętwieją. Zamknela na moment oczy, w nadziei że nikt tej chwilowej słabości nie dostrzeże, a gdy uniosła powieki, tęczowki jej zalśniły niemal na siarkową żółć.
- Idę - oznajmiła cicho i nie tak bezdźwięcznie jak Dev, ruszyła przez snieg, nieco chwiejnie.
Musiała dotknąć, musiała dosięgnąć, chocby palcami musnąć, choć lepiej by było, gdyby objeła dłonią fragment odslonietej skóry, kawałek ciała.
jak to sie stało pewnie przypomni sobie, albo oni jej, gdy sie obudzi. Szła powoli, walcząc z sniegiem i materiałem sukni przemoczonym i ciężkim. Zaciskała pod broda tasiemki peleryny, by wiatr nie zdarł jej z głowy kaptura, by nie dostrzegli jej ognia na glowie. Usłyszala krzyk i zdawalo jej się, że to krzyczy ktoś z jej przyjaciół. Póxniej przed nia i obok zatańczyło coś brunatno-popielatego, może to Szept właczyla się w wir walki, albo którys wilk na polecenie elfiej magiczki strzegl płomiennowłosej? Nie wiedziała, zewsząd dobiegały odgłosy, a ona czuła, że za szybko traci sily. Za szybko by cos osiagnąć. By dosiegnąć.
Acz nie bylaby chyba soba, gdyby nie miała tyle szczęścia, ile ufności i wiary pokładanej w Ignis. Jedyne co widziała wyraźnie, to w jednej chwili małe piwne oczka i jasna broda, dwie ręce wyrzucone w górę. Swoje wlasne wyciagnela szybko do przodu i dosiegła dobrego miejsca. palce Sol zacisnełay sie lekko na gardle jednego z jeźdźcow, tego, ktory został przed chwila pozbawiony broni i obrocony ku niej, wystawiony tak ładnie, tak gładko, jak marzenie.
Nie potrzebowala żadnych słów, nie o to w tym chodziło. Poczula ciepło przenikające przez jej dłoń, al enie umiałaby powiedziec, czy to od niej szlo ku mężczyźnie, czy w odwrotnym kierunku. Ale skończyło sie to po chwili, a ona stracila grunt pod nogami. Ta chwila ja osłabila, zobaczyła mrok i stracila swiadomość prawie zupełnie. Nie upadła jednak w zaspy, podchwycił ją jeździec, teraz będący w jej władaniu. Pozbawiony własnej woli, usłyszał szept swej pani, nim ta calkiem omdlała wyczerpana.
- To nie nas szukacie. Wilki bronia niewinnych. Zostawcie nas, odejdźcie, zapomnijcie.
Ciało jej zostało ułozone ostroznie na sniegu, a jeden z czterech Mysliwych skoczył na nogi, wyciagnął ręce w górę i zaczął wołać do reszty. Musiał usluchać swej pani.

draumkona pisze...

- Aj, zabolało - mruknął rozbawiony i w pewnej części znów stał się mgłą. Ale wciąż jednocześnie był widoczny. - Nie rób z siebie kamienia, którym już nie jesteś, Poszukiwaczu - najwyraźniej, Dibbler wiedział jak zwykle zbyt dużo. I zniknął.
Zaś wtedy też otworzyły się drzwi i wymaszerował dumny jak paw Marcus i równie dumny Natan, oboje ramię w ramię, jak na mentora i podopiecznego przystało. Ale Natan tym razem nie rzucił się na ojca. Wiedział, że jeśli tato stał tu... To automatycznie nie mogło go być w środku. I co tu dużo mówić, miał mu to za złe.
Natan się obraził.

Jeszcze jego mu tu brakowało. Jakby nie mógł się trzymać z daleka... Co oni, niańki potrzebują? Głupi Darmar... pewnie przylazł tu dla Szept. Ale to on ją trzymał, więc niech sobie mag idzie w cholerę...
Już miał odmawiać, powiedzieć, żeby szedł się chędożyć, kiedy oprzytomniał. Potrzebowali pomocy. Szept potrzebowała spokoju. On potrzebował chwili na namysł. Więc wciąż przyczajony, co by go nie wykryli, ruszył w kierunku maga.

Sol pisze...

Sol leżala nieprzytomna, a snieg przy jej boku zaczerwienił sie, zarumieni i lsnił teraz niczym najszlachetniejszy rubin. Ona blada, oddychala spokojnie jak we snie, lecz sie nie ruszała, słaba nad wyraz, wycieńczona.
Zapomniała powiedzieć czwartemu jeźdźcowi, by ja zostawił. Zapomniala mu tego kategorycznie przestrzegać. Mówiła by ich zostawili... mógl to rozumiec tak, ze mowiła o jego towarzyszach. Acz moze jej mysli to jedo świadomości się dostaly, bo gdy wrzeszcząc uspokoił i powstrzymal tamtych od dalszej walki, zaraz tez wszyscy zawrocili. Nim odeszli calkiem jednak, najwidoczniej mieli to szczęście, że Sol dosięgla tego, który miał u nich posłuch, reszta przeciwstawiała się, choc nie z taka pewnościa, by i przeciw swojemu sie zwrócić. Mówili o powstałym ogniu. I o wilkach. Lecz i to jako obrone od bogów i duchów dla niewinnych wyjasnił, czy tez wywrzeszczał gorączkowo dotknięty, wyspowiadany. gdy trzech znikneło z drogi, z zasięgu strzał, czwarty stal chwile dłużej nad płomiennowlosą spiąca w najlepsze Sol. Coś przemówił, ale w obcym języku, nie mogłaby zrozumieć. I też odszedl. Zostało na śniegu troje ludzi i cztery bestie z lasu.

draumkona pisze...

Elfka natomiast uśmiechnęła się przelotnie, gdy na chwilę ułowiła jego spojrzenie. Wiedziała, że być nie mógł. Tylko wytłumacz to dziecku... Nie zatrzymała się jednak przy nim, a ruszyła do swojej komnaty, co by się do drogi przyszykować.

A on ani myślał Szeptuchę mu oddawać. Niech idzie się chędożyć, kurwi syn jeden no. I jak tak za nim podążał, to postanowił sobie, że magiczki samej w pokoju nie zostawi, o nie. Jeszcze przyjdzie i mu ją... Co? No co mu ją?
Wilk pojął, że wyklina Darmara tylko dlatego, że ongi sypiał z Szeptuchą, czego Wilk nie mógł znieść. A sam przecież miał ją pod nosem tyle lat... Ale nie, on wolał uganiać się za furiatką. Dobrze, że teraz chociaż na oczy przejrzał...
I takie to niezbyt kolorowe w swych barwach myśli towarzyszyły mu w drodze do pokoju.

draumkona pisze...

Iskra, całkiem spokojnie, spakowała co trzeba. Nawet Kelpie zdążyła osiodłać i dopiero na samym końcu ruszyła do dzieci z zamiarem pożegnania się. No bo tak bez słowa... Tak odejść nie mogła. Podejrzewała, że wcale im się to nie spodoba. I też je rozumiała. Ona też nie lubiła rozłąk. Ale cóż poradzić...
Najpierw była Yue, którą znalazła tam, gdzie się spodziewała. Przy niewielkim strumyku, który płynął szybko między skałkami. O dziwo, był tu także Natan. Nieco smutny. Przysiadła obok nich i we trójkę spoglądali chwilę w bystrą toń.

A Wilk go słuchał tak jakby chciał, a nie mógł. Złożył magiczkę na łóżku, ale nie odezwał się słowem, zbyt pochłonięty patrzeniem na nią. Na sylwetkę, na twarz, na porozrzucane po poduszce włosy... I miał wielką ochotę legnąć się tuż obok, ale wolał jednak tak nie robić. Nie tu. Nie pod nosem głupiego maga...
Wilk przytarmosił sobie jakiś fotel, ustawił go tuż przy łóżku, po czym rozsiadł się w nim i postanowił czuwać.
I guzik. Zasnął wkrótce potem.

draumkona pisze...

Ta trójka natomiast wydawała się go chwilowo nie zauważać. Siedzieli i patrzyli. W milczeniu, które było jedynie pozorne. Bo Iskra wdrażała w życie swój plan. uczyła od małego jak wykorzystywać magię tak, by im służyła. W tej chwili natomiast toczyła z nimi myślową batalię. Z tego co zauważyła, umysł Yue był w odbiorze nieco... Dziwny. Jak krzywe zwierciadło. Myśli zdawały się być krzywe, czasem nawet odwrócone. I sama elfka zastanawiała się, jak jej córka może tak żyć i być całkiem normalną... W dodatku, tak jak umysł Dara wypełniały dźwięki młota uderzającego o metal i kowadło, tak jak u niej słychać było trzask płonącego ognia, tak i u Yue słychać było pomruki, szepty i jęki pękających strun. Zaś u Natana panowała cisza i słabe, lecz dobitne dźwięki tkanin łopoczących na wietrze.
Odnotowała intruza nieopodal i spojrzała przez ramię chcąc dowiedzieć się kto zakłóca ich spokój. I spojrzała wprost na Poszukiwacza. I ją też teraz zatkało. Bo nie wiedziała co ma powiedzieć... Nie spodziewała się go tutaj. Podobnie zresztą jak i dzieci. Natan nawet się nie obejrzał, zaś Yue przelotnie prześlizgnęła się spojrzeniem po jego twarzy.

I tylko dotyk wystarczył, by go wybudzić. Jak widać, życie z dnia na dzień w ciele nożownika nauczyło Wilka spać tak, by byle co mogło go obudzić. Tak i delikatny dotyk elfki był dla niego niby uderzenie pięścią w brzuch, choć zdecydowanie przyjemniejszy. Drgnął mimowolnie i rozespany otworzył oczy. Rozglądnął się, a w końcu, wzrok jego padł na twarz Szept. Uśmiechnął się.
- Już ci lepiej?

draumkona pisze...

Yue rozpoznawała go, choć nie po tym jak wyglądał, jak mówił, ale po aurze jaka go otaczała. Yue w ogóle dziwna była i w sumie także nie wiadomo jak można interpretować jej słowa... Podniosła się i podeszła jednak do ojca i pociągnęła go za rękaw.
- Pozdrów dziadka ode mnie - uśmiechnęła się nieznacznie, a by to chyba jej pierwszy uśmiech odkąd przybyła do Czeluści. I owym gestem obdarzony został nie kto inny jak Poszukiwacz...
Chwilę potem znalazła się obok niego Iskra z Natanem. Chłopaczek nadal jakiś naburmuszony, niezadowolony był, a ślad krwi na policzku wymownie świadczył o tym, jak ważne dlań wydarzenie opuścił Lucien. Jego ojciec...

Wzruszył ramionami i chrupnęło. Kości zastygły w bezruchu, co wcale nie było zdrowe, ani dobre, ani wygodne. Jednak spokój jaki przed chwilą czuł ulotnił się w trymiga kiedy padły jej słowa. Nie puścił jednak jej dłoni, a zacisnął ją nieco mocniej. Zmrużył oczy.
- Myślisz, że to JEGO sprawka?

draumkona pisze...

- Mhm... - mruknął Natan w odpowiedzi i uniknął jego wzroku. Chyba nie zamierzał mu tego darować od tak, a fakt, że ojciec musiał znów gdzieś pędzić wcale tej sytuacji nie polepszał. W dodatku, zabierał ze sobą mamę...
- Bądź grzeczny. I uważaj na siebie. I cokolwiek Marcus powie ci na temat kiełbasy i gonienia wieprzy po zagrodzie, nie wierz mu... - jak widać, czasami głupie zachowania Pajęczarza Iskra klasyfikowała jako zbyt głupie i próbowała przestrzec przed tym syna. Skąd mogła wiedzieć, że on takie figle wykręcał, że nawet zachowanie Marcusa przy nim wydawało się poważne...

Takie słowa na pewno mu nie pomogły. A wręcz przeciwnie. Pogorszyło się, spochmurniał, brwi ściągnął i wymamrotał coś pod nosem, niezbyt przychylnego dla czarnego maga.
- No czego on chce? Mów, jak już zaczęłaś... - zaniepokoiło go to. Może Darmar chciał Szeptuchę dla siebie...? To byłaby... Dla niego osobista tragedia? Wilk sam nie dowierzał, że tak myśli.

draumkona pisze...

Chłopiec spoglądał chwilę na niego, jakby rozważając, czy ojciec mówi prawdę. I dobrym wyznacznikiem Lucienowego zachowania był reakcja Iskry. Na nią to teraz spojrzał Natan, a elfka miała lekko ściągnięte brwi. Oznaka zdziwienie. Zaskoczenia. Czyli więc jednak...
- Czemu nie możemy iść z wami? - spytał cicho zamiast dalej ciskać gromy spojrzeniem na Poszukiwacza. Yue skarciła brata wzrokiem, jakby ten był wybitnym kretynem.
- Są tacy jak ty. Ty też chodzisz na misje. To głupie pytanie, Nat.
- Mamo, ona się przezywa!
- No dobra, ale spokój mi tu...
- Sama jesteś głupia!
- Nie, to ty jesteś głupi!
I Iskra nie zapanowała nad dziećmi, bo te wdały się w kłótnie i zaraz zaczęły się tarzać po ziemi i naparzać piąstkami. Za to Iskra westchnęła, choć w spojrzeniu jakim obdarzyła maluchy nie było obietnicy kary, czy niezadowolenia... Iskra raczej była rozczulona. Potem zaś, tym samym, miękkim, ciepłym spojrzeniem obdarzyła Cienia.

Odczekał aż mag wyjdzie. Odczekał, aż umilkły kroki. Dopiero potem nieomal zabił Szept wzrokiem, jakby nie wiadomo co zrobiła... Tu nie było bezpiecznie. I dziwne, że bezpiecznym miejscem wydała mu się teraz jedynie Czeluść...
- Musimy stąd odejść. Nie wiem gdzie, ale musimy. Teraz. Zaraz. Natychmiast, Nira...

draumkona pisze...

Przekradła się cichcem za jego plecy i Poszukiwacz poczuć mógł dłonie oplatające go w pasie. A Iskra oparła jeszcze brodę na jego ramieniu, spoglądając tak na tłukące się dzieci. Ich dzieci...
- Ciekawe kiedy my się tak pobijemy - mruknęła cicho. No, biorąc pod uwagę jej furiatkowe zachowanie i głupie (według niego) pomysły... To cud, że jeszcze sobie oczu nie wydrapali. Cud!

- Dobrze więc, idziemy do Eilendyr - burknął, wcale nie ugłaskany, podniósł się gwałtownie z fotela, znów kości zastygłe chrupnęły, a on mimo woli się skrzywił. Powinien wtedy posłuchać własnych myśli i położyć się przy niej.
Starszyzna... Ciekawe, co ona w ogóle myśli sobie o tym, co powiedział Firandilowi i Lethiasowi. Będzie musiał się wytłumaczyć Starszyźnie...
Gdzieś, na chwilę tylko, zobaczył obraz. Wiedział, że to ułamek wizji. Wizji, która nie miała prawa bytu, gdyż nic nie było w tej sprawie pewne. Czy może... Było to jakieś... Marzenie?
Wilk spojrzał na Szept. Dziwnie jakoś. I pokręcił głową, nie, nie, nie, to na pewno nie to...

draumkona pisze...

Ściągnęła brwi, chyba wkraczając na ten sam tor myśli, co on... Uśmiechnęła się pod nosem, parsknęła cicho, po czym szepnęła mu na ucho
- No wiesz ty co, tylko chędożenie ci w głowie... - jakby ona w jego obecności myślała o czym innym. Puściła go i odeszła w końcu rozdzielić dzieci, bo jeszcze sobie krzywdę zrobią i tyle z tego będzie.

Też sobie żarcik wybrała no... Spojrzał na nią krzywo, nos zmarszczył i mruknął coś pod nosem. A zaraz, dla zamaskowania swojej wypowiedzi, dodał:
- Chodźmy lepiej, bo wysypki dostanę od siedzenia w tej głupiej wieży... - ruszył przed siebie, choć niezbyt znał drogę, ale to chyba mu nie przeszkadzało. Zrobiłby wszystko, byleby stąd wyleźć...

draumkona pisze...

Yue, z śliwą na policzku i Natan, z podrapanym nosem, jednocześnie kiwnęli głowami.
- Dobrze - odpowiedział im chórek dwóch głosów. Po czym zjawił się Marcus, z nim zjawił się Króli i to był koniec pożegnań. Bo Natana wzywał mentor, a Yue... Yue wezwał Królik. I nikt nie wiedział po co prócz nich samych.
Iskra z Cieniem zostali sami. Elfka westchnęła.
- Chodźmy, bo jeszcze się rozpłaczę i guzik będzie, a nie misja.

Spojrzał na nią tylko raz. Kątem oka, jakoś dziwnie - To prowadź jak wiesz - mruknął i z irytacją odgarnął sobie włosy z twarzy. Sprawdził jeszcze czy ma przy sobie sztylet, ostrze i kiedy potwierdził obencność tych przedmiotów... Dopiero wtedy jako tako się uspokoił.

draumkona pisze...

Nie rozumiała jego pośpiechu. Przecież zawsze mogła ich przenieść kawałek za pomocą magii... A on się śpieszył jakby nie wiadomo co...
Ale nie powiedziała tego na głos. Zamiast tego, dogoniła go, bo zdążył się już oddalić spory kawałek. Ale spytać musiała.
- Naprawdę nie będziesz? Nigdy? - jak widać, elfkę bardziej niż misja, ciekawiła reakcja Cienia na dziwne pytania...

A on, głupek jeden niedomyślny, nie wiedział co jest powodem jego złego humoru. No bo, przecież nie powinna go tak gniewać ich bliska relacja? Jej i Darmara? No, nie powinna... Ale z kolei, przecież... Z po raz kolejny zdał sobie z czegoś sprawę. Że on nie tylko chciał uchronić ją od niechcianego mariażu z Silvanem. On sam chciał ją mieć. Dla siebie, niemal na własność... On poważnie mówił o ślubie.

Silva pisze...

/niech pakuje xD moze znalezc dziecko jakies nawet xD hum, bo mniej do odpisywania!/

Sol pisze...

Biedny... Pozbawiony wlasnej woli stawał się zależny od woli Sol. A płomiennowłosa tego nie chciała. Nie i koniec. Nie chciała brać odpowiedzialności za nie swoje zycie. gdyby tylko istnial sposób na cofniecie tego... Ale nie. Musiano by ja zabic i tylko to by uwolnilo wyspowiadanego. Dlatego to bylo raczej przekleństwem, niż darem.
Jeźdźcy odeszli, zostawiając ich w spokoju. Sol zaś spoczywala nieprzytomna w earlowych ramionach i wydawało sie, że troche czasu minie, nim sie obudzi.
A gdy wreszcie oczy uchyliła, zobaczyla cos pieknego. Nie krzaki, nie niebo, a sufit. Była w jakiejs izbie. Co najwazniejsze w suchym, ciepłym, miękkim posłaniu, na co aż się uśmiechnęła lekko.
-Udało się? - spytała cicho, wystraszona, że nie jest z Szept i Devrilem, a z Myśliwym, który jej nie opuścił.

draumkona pisze...

- Nie wyglądasz - przyznała wyprowadzając Kelpie z boksu i poprawiając popręg. Stanęła jeszcze na palcach i spojrzała na niego sponad końskiego kłębu.
- Ale łzy pomagają, wierz lub nie. okazywanie uczuć też pomaga - stanęła znów normalnie, dociągnęła pasek, zapięła sprzączkę i owinęła się jeszcze grubym płaszczem podbitym futrem. Tak znajome było to odzienie... Nawet pachniało... Tym samym... Marcusem?
Jak widać, Iskra okradła Pajęczarza z płaszcza, bo sama swojego nie miała. Klamrę pod szyją zapięła, co by materiał się nie zsunął i wdrapała się na siodło. Jeszcze strzemiona poprawiła i ściągnęła wodze klaczy.
- Prowadź panie Śpieszy Mi Się I Jestem Spóźniony.

Wilk był dziwnie milczący niemal całą drogę. Nawet gdy weszli pomiędzy wysokie drzewa Medrethu, gdzie zaczynały się elfie ziemie... Nawet wtedy nic nie powiedział. Nic, co mogłoby rzucić jakiekolwiek światło na ich sprawę. Gryzł wargi, przygryzał wewnętrzną stronę policzka, mamrotał i zachowywał się dziwnie. Ale i tego zachowania nadszedł w końcu kres.
Nad jeziorkiem, gdzie kiedyś stacjonowali. Nad jeziorkiem, gdzie wysepkę miał Duch Lasu... Tam przystanął. Przy brzegu, spoglądając w ciemną wodę, która zdawała się nie posiadać czegoś tak przyziemnego jak dno. Nabrał powietrza w płuca i postanowił... Powiedzieć cóż on w tym temacie sądzi.
- Szept, bo to małżeństwo, co ja mówiłem wtedy... - zaczął dość cichym głosem, jakby zaraz jej miał obwieścić, że jest śmiertelnie chory.
- Bo mówiłaś, że to niechciane małżeństwo... - tylko z czyjej strony nie chciane? Bo na pewno nie z jego, chociaż chwilowo nie chciał mówić tego na głos... Zresztą, co mu tam, najwyżej potem zmyśli jakąś bajkę, że jest śmiertelnie chory i gdzieś ucieknie, jeśli odmówi. No bywa i tak, przecież nie ma się czym przejmować...
Było się czym przejmować, bo doświadczenia w oświadczaniu to on nie miał. No bo tamto z Iskrą się nie liczy... I machinacje Amona też nie...
- Nira, bo ja tego... Ja mówiłem poważnie. I to wcale nie byłoby niechciane małżeństwo... Nie z mojej strony... - oderwał w końcu wzrok od tafli wody i spojrzał na magiczkę, całkiem nieświadom, że w chwili obecnej ma na twarzy wypisane wszystko. Łącznie z obawą odmowy.

Silva pisze...

- To elfie geny, zdecydowanie - stwierdzenie najemnika zakładało, że za jego alergię odpowiada elfie dziedzictwo, które otrzymał od matki w dniu poczęcia. Oczywiście, wszystko wina długouchych, a jak.
Dar coś usłyszał i bynajmniej nie był to ten mały, pijący na umór krasnolud, który człapał za nimi, myśląc, że uszy najemnika go nie wychwycą. Ogór gorzałki wyprzedził głośne kroki. - Coś słyszałem. Uważaj na Midara - i sobie poszedł. Po prostu wstał, otrzepał boskie pośladki i odszedł, znikając za drzewami, jakby okrążając miejsce, które ulfry wybrały na złożenie ofiary.
Znowu. Cholera znowu. Czemu nie mogli na swej drodze spotkać chodzących truskawek? Albo miłych muchomorów...

[Em, a bo nie wiedziałam, czyś odpisała xD
I mam pomysł, o ile zgodzisz się by Szept i Mida ulfry wykryły ^^]

Sol pisze...

Patrząc w góre, na zatroskana twarz elfki, pila ostroznie i powoli napój. Smak mial dziwny, zapach tez, pachniał wszystkim i niczym i tak samo smakował. Ale byl pyszny i była pewna na dodatek, że jej zdrowie przywróci, sily i wigoru doda. gdy dosięgła dna naczynia i ostatni lyk spłynal w dół jej gardla odetchnela gleboko, jakby była niesamowicie zmęczona.
- To wy... - stwierdziła z ulga i zaraz próbowała sie unieść, lecz przy lekkim ruchu juz, przy probie przesunięcia sie jekneła cicho. Bok rwał ja a ból tepo pulsował. - On nie wrócił? Mysliwy? - pytała cicho, jakby bała sie, że chocby na dxwiek jej głosu ten zjawi się znikąd. Już raz tak bylo, z tym pierwszym wyspowiadanym przez pomyłke, gdy dar sie w niej przebudził.
Zrezygnowana opadla na poduszke i przechyliła glowe w bok. Natrafiła wzrokiem na drzwi i dosiegła tez Devrila. Zmarszczyła brwi. Dlaczego wciąz tu był? I dlaczego czuwał
- powinienes odpocząc. Oboje powinniście - zauwazyła zmartwiona tym, ze jej stan to wszystko sprawił, że tamci na nogach ciagle byli.

draumkona pisze...

Iskra nie sądziła, że to Luciena zirytuje. Przecież... Wiedział do kogo naprawdę należała. Wiedział, a mimo to...
A fakt, że miała na sobie Marcusowy płaszcz, to inna historia, pełna okropnych złośliwości i odwetów na miarę dwójki pięciolatków. Nawet jej dzieci nie zachowywały się niekiedy tak jak ona z Marcusem.
Iskra potrafiła już rozpoznać u niego oznaki irytacji, czy zazdrości. Potrafiła odczytać, ze względnie obojętnych oczu, to, co naprawdę w danej chwili czuje, choć i to nie zawsze się udawało. Zauważyła. I uśmiechnęła się pod nosem. Zazdrosny? To bardzo miłe, bardzo... A ona da mu powodów do zazdrości więcej, z wielką ochotą, a jakże.

Obserwował ją uważnie. Nawet nieco zbyt uważnie, bo wzrok jego jakby się w nią wwiercał, jakby żądał odpowiedzi już, teraz, zamiast natychmiast. Odpowiedzi jasnej i klarownej, choć sam motał, urywał i niezbyt wiedział co powiedzieć.
Kiedy to znalazła się obok, kiedy poczuł przenikające przez chustę ciepło jej dłoni... Odruchowo całkiem przygarnął ją do siebie, bliżej. I jednocześnie chcąc, by zawsze była tak blisko niego. By nigdzie nie szła, chyba, że z nim. Chciał wiedzieć, chciał chronić.
Pieszczotliwym gestem zaczesał kosmyk jej włosów za ucho, uśmiechnął się, choć chusta i tak zasłoniła ten uśmiech. Lecz mimo tego, mogła wyczytać co nieco z oczu...
Ale nawet najstarsi z bogów nie przypuszczali by nigdy, że powie to na głos. I to całkiem głośno, nie jakimś tam szeptem, jakby chciał, a nie mógł.
- Wyjdź za mnie, Niraneth.

Silva pisze...

Brzeszczot posłyszał niebezpieczeństwo, jeszcze nim wyszło z lasu. Nie miał jednak możliwości, aby ostrzec przyjaciół; był za daleko, a nawet jakby biegł, sam by wpadł w ulfrowe ręce, więc spasował. Miał inny pomysł. Może i nadużyje trochę zawiązanych przyjaźni, jednak nie widział innego wyjścia z sytuacji. Sami nie dadzą rady ulfrom i nawet uparta, zdolna magiczka ich nie pokona.
Przymykając oczy, posłał myśl ku odległym lasom; wraz z nimi słał obrazy, prośbę i pragnienia, potrzebę pomocy.
Westchnął. Zrobił co mógł, teraz trzeba poczekać.
Minuta. Dwie. Chwila. Moment. Kwadrans.
W miejscu złożenia ofiar wrzało. Jeszcze trochę, a... Brzeszczot usłyszał, jak próbując złapać elfkę i krasnoluda, jak szepczą, by złożyć ich w ofierze, by nie tracić dusz.
Odległy szelest piór...
Dar uśmiechnął się, wyskoczył zza pnia, złapał nóż na wszelki wypadek i pognał jak głupi wprost na ulfry. Można pomyśleć, że zwariował, bo gnał na oślep w niebezpieczeństwo. Ale w jego czerwonej głowie tkwił plan, jak zwykle szalony i pełen improwizacji.
- Orömi! - wykrzyczał i co tam, że ulfry go zobaczyły, że aż im się oczy zaświeciły na jego widok i pewnie od razu pomyśleli, że mają trójkę dusz, a i może jeszcze jakaś zbłąkana owieczka się pokaże.
- Orömi, mellon moi!
Z zachodu, zza elfiej krainy, z wielkich lasów sięgających nieba, gdzie drzewa pięły się w górę niczym góry, nadlatywały sowy. Wielkie sowy, przyjaciele rodu Crevan.
- Orömi, istalri!
Olbrzymie, inteligentne sowy potrafiące mówić. Na chwilę przysłoniły szczerbaty księżyc, zniżając swój lot. Kierowały się ku obozowisku ulfrów. Ku mknącemu najemnikowi, który najwyraźniej próbował dotrzeć do elfki i krasnoluda. A mówił Szept, by pilnowała małego pijaczka. Sam co zaś robił?
Szelest ptasich piór...
Orły przybyły.
I zaczęły krążyć nad doliną.
Trzy wielkie ptaszyska, trzy uskrzydlone giganty. Wielkie sowy z Kothr-hu Dur.

draumkona pisze...

Rozbawiona Iskra trzymała się lekko z tyłu, jakby bojąc się zrównać, bo jeszcze ją Cienisty ugryzie w łydkę, albo co. Nie mówiła też i wiele, bo w górach niemal zawsze hulał mocny wiatr, który to jęczał i wył w szczelinach, który wzbijał tumany śniegu i ziemi w górę utrudniając widoczność. Nie zamierzała się drzeć, choć mogłaby się uciec do rozmowy mentalnej... Ale i tego wolała nie robić w obawie, że Lucien wykryje jej rozbawienie. Co gorsza, wykryje źródła rozbawienia.

Teraz to i w jego oczach, różnej barwy, skrzyła się dziwna radość, samozadowolenie... I coś jeszcze. Ale identyfikacji tego uczucia lepiej nie poddawać, bo jeszcze gotowe zniknąć równie szybko, jak znika liść targnięty przez mocny wiatr. Miast też mówić wylewnie jak się cieszy, jak dobrze się czuł kiedy odpowiedziała... Wyswobodził się ze swojej chusty i zaraz złączył wargi z jej ustami. Bogowie, teraz mogliby go wziąc i ćwiartować, a on i tak nie pozbyłby się głupiego uśmieszku z twarzy. Uśmieszku osoby pijanej ze szczęścia.

Silva pisze...

Wielkie sowy z Kothr-hu Dur.
Jeżeli wszystko miało się udać, musieli się pośpieszyć. Sowy słynące ze swej mądrości, o wiele skromniejszą posiadały cierpliwość. Związane z elfim rodem Iveliosa, przybyły na wezwanie jego wnuka, który złożył im hołd, zawiązując nowe przymierze. Zjawiły się łopocząc skrzydłami, jednak nie będą czekać, aż maluczcy ludzie wgramolą się na ich grzbiety.
- Orömi, mellon moi!
Sowy obniżyły lot. Jedna zaatakowała; złapała w szpony ulfra i uniosła go wysoko, puszczając po chwili. Inna odrzuciła kilku uderzeniami skrzydeł.
Majestatyczne, wielkie ptaki, symbole mądrości, ale także śmiertelnie niebezpieczni przeciwnicy. Łopot ich skrzydeł mógł ogłuszać.
- Midar! - najemnik stwierdził, że wywijający toporkiem krasnolud, do tego pod wpływem gorzałki, to całkiem fajny widok, ale jednak dość niebezpieczny. Jeszcze sobie coś obetnie, utnie, uszkodzi... Sowy też mu się pewnie nie spodobają. - Tylko nie... - i nie dokończył, bo mniejsza sowa podleciała do Moczymordy i w szpony go złapała; biedny krasnolud, najpierw woda, teraz powietrze. Z rzeki w przestworza.
Druga sowa odleciała w stronę rzeki.
Została jedna.

draumkona pisze...

Zmarszczyła nosek. Zapach ryb kojarzył jej się z jakąś biedotą, ludźmi pozbawionymi perspektyw... A ona, wychowana w wysokich murach Eilendyr, gdzie ryby pływały w sadzawkach skrząc się pięknie, czuła się tu niby jakiś obcy. Podgoniła tempo i zrównała się ze swoim kochankiem-mentorem.
- Będziemy się ładować do rybaków? Bo jakoś się trzeba dostać na pełne morze...

Wilk... Wilk jak każdy facet, trochę bliskości, trochę szczęścia i efekt był wiadomy. Nie wiedząc kiedy, zorientował się, że leżą wśród traw, których tutaj śnieg nie spowijał. I z zadowoleniem odkrył, że Szept nie ma na sobie już większości stroju. Cóż... On wcale nie był lepszy. I nawet nie pomyślał co by było, gdyby ktoś tu nagle przyjść postanowił...

«Najstarsze ‹Starsze   1001 – 1200 z 5000   Nowsze› Najnowsze»

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair