Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
zamknij

Chat


Art credit by 88grzes
Niraneth Szept Raa'sheal 
 z rodu Erianwen
elfka, mag
"Jest jak dziecko, co pcha palca w szparę w drzwiach, dobrze wiedząc, że zaraz paluch będzie przytrzaśnięty i spuchnięty. Magiczka, psia jego mać, piekielnie dobra, ale instynktu samozachowawczego to ona nie ma za grosz."

Dar o Szept

Początek
   Urodziła się jako trzecie dziecko w rodzinie, pierwsza córka Elenarda Erianwen, potomka Erathira i pięknej Aerandel z Eilendyr. Wszędobylskie dziecko, któremu ojciec zbytnio pobłażał, matka zbyt próbowała narzucić jakieś zasady, ulubienica braci, wyczekiwana córka. Ojciec jej, jak każda głowa rodu Erianwen, hyvan, z ramienia Władcy zarządzał drugim co do ważności elfim miastem w Keroni – Irandal w Zaginionej Dolinie Gór Mgieł. Mieniony Mistrzem Wiedzy, mag widzący więcej niż inni, choć przyszłość była zakryta przed jego oczami. Matka dumna i piękna, z córki chciała zrobić podobną do siebie, klejnot pośród kamieni, lecz zbytnio w swym dziele zbłądziła, szukając blasku, zapominając, że szlachetny kruszec, by przetrwać, potrzebuje i twardości diamentu, nie tylko jego piękna. Niraneth, wywodząca się z jednego z najstarszych szlachetnych rodów, po ojcu odziedziczyła charakter, wygląd po matce biorąc i jeno wyraz jej oczu przywodził na myśl spojrzenie Elenarda, zdradzając stalową wolę i upór, który niełatwy do złamania, kłócił się z wysoką i wiotką, przywodzącą na myśl młode drzewko, budową ciała.
   Buntownicza, nieugięta. Stała w osądach i zadaniach, jakich się podjęła. I nade wszystko była dumną. Jej brat Tamarel mienił się pierwszym obrońcą miasta, nadzieją elfów, drugi jej brat Eredin Strażnikiem Lasu wbrew woli ojca został, życie swe obronie, pielęgnacji i czuwaniu nad otaczającym Eilendyr Medrethem i jego duchami poświęcając. Niraneth Erianwen zaś dorastała wśród górskich szczytów w pięknym Irandal, ukrytym przed wzrokiem nieprzyjaciół, gdzie tylko ten, co drogę znał stawić się mógł. Jej decyzje nieraz szokowały, nieraz Starszyzna patrzyła posępnie na jej poczynania, lecz ona, wspomagana młodością i uporem, zwykła przedkładać swe racje nad ogólnie przyjęte zasady. Gdy przyszło do wyboru maga na swego mistrza i nauczyciela, shalafi, zwróciła się do Darmara Sethora, tego, który już wówczas uchodził za potężnego czarodzieja, jednego z tych, co zapiszą się w dziejach historii, lecz zarazem i za tego, który lubo niezłapany za rękę, zdawał się skłaniać ku zakazanym sztukom mroku i cienia, które to w sekrecie praktykował, a które w przyszłości miały zdecydować o jego wygnaniu. U niego nauki pobierała córka Elenarda, mag zaś chętnie dzielił się wiedzą, roztaczał przed młodym i chłonnym umysłem prawa i nauki magicznej sztuki, siły, którą by władać trzeba pokochać i zrozumieć, oddać się jej w pełni, bez reszty. Potrzeba ciągłej praktyki, cierpliwości, poznania własnych granic, nie tylko fizycznych, ale i psychicznych. Magia jest sztuką i bronią w jednym, nie kuglarskimi występami ku uciesze gawiedzi, zwykł mawiać jej mentor, prychając z niezadowolenia nad popisami elfiej młodzieży i adeptów. Niraneth zapamiętała tę lekcję, jak i wiele innych pouczeń maga.
   Na szacunek musiała dopiero Niraneth zasłużyć, czynami, słowy i wolą nieugiętą. A nade wszystko miłością do własnego ludu i lasów tych, co ich żywiły, chroniły i odziewały, darząc swymi dobrami, a które to, jako dzieci natury elfy tak bardzo szanowały. Tym także, że dobro rodaków nad swoje własne przekładała, a nawet jeśli czyny jej kłóciły się z poglądami Starszych, nie można było przeczyć, iż kierowała nią miłość, nie własna ambicja i zdradzieckie knowania.
   A jej drugą miłością była magia. Trzecią zaś natura.

Legenda o Wilczej Pani
   Lecz przyszły i czasy niepokoju, czas walki i krwi rozlewu, czasy gdy odwaga i trwałość murów miały zostać poddane próbie. Wojna nie ominęła elfiego miasta, Wirgińczycy, przyprowadzeni zdradą stanęli u jego bram. Odwaga i wola wytrwały, utwardzone przez doświadczenie, mury skruszały, zburzone siłą wrogich oddziałów. Śmierć zebrała wówczas krwawe żniwo wśród jej rodaków, niejedno serce okryła żałobą, niejedną wolę złamała, roztaczając wizję rezygnacji i zatracenia. Nie obeszło się bez ofiar i w domu Erathira, odbierając im tego, który miał bronić Irandal, buńczucznym głosem prowadząc ku zwycięstwu, tego, którego zwano Tamarelem, pierwszym synem Pana Wiedzy. Wychowana wśród mędrców, szkolona przez magów Niraneth była tą, której w zamian powierzono pieczę nad ginącym miastem. Nadano jej miano Wilthierni, Wilczej Pani, wkrótce zaś pośród napastników jęła krążyć opowieść o elfce, o tym jak do walki wiodła nie swych rodaków, a knieję całą, wierną jej rozkazom, wilki z Gór Mgieł, straszliwe bestie miały krążyć przy jej boku, a gdy nastały ostatnie dni, ona sama miała się w leśnego zwierza przemieniać, krwawa w zemście, nieustępliwa w boju, podchodząca i uderzająca znienacka, nieprzyjaciółka rodu ludzkiego, wiedźma z lasu.
   Jej serce długo krwawiło po zniszczeniu Irandal i nie mogła darować ludziom tego uczynku. Nie bawiła się w odróżnianie, jakiej byli narodowości. Zrobiła wszystko, by ocalić elfie miasto, lecz i to zawiodło. Zamiast tego umożliwiła odejście pobratymcom do Eilendyr, przeprowadziła ich przez niemal cały kraj do stolicy. Niedane jej było tam pozostać, cieszyć się urokami tamtejszego życia i dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Upadek Irandal wzbudził niespokojne myśli, nasilił podejrzliwość, rozjątrzył dawne rany. Zdrada, przez jaką padło miasto, dopełniła dzieła, dopełniła dzieła wieść o znienawidzonej przez elfy czarnej magii, kojarzącej się z mrocznym i krwawym kultem Nazary i Hazary, a do której uciekła się Niraneth. Tym razem nie pomogło tłumaczenie, że wszystko dla dobra ogółu, że dla przetrwania, ratowania ginącego miasta i jego mieszkańców. Stare przesądy, wierzenia były zbyt silne, zbyt silna była wśród długowiecznego ludu pamięć dawnych dni. Może, gdyby czarna magia elfki ocaliła w cudowny sposób miasto, spoglądano by na wszystko inaczej. Lecz Irandal padło, z nim zaś upadły nadzieje elfki. Nie pomogło wstawiennictwo przyjaciół, nie pomogło poparcie następcy tronu, udziałem elfki stał się los jej byłego mistrza, Darmara. Wygnana, odrzucona przez swoich, nie mogła odtąd powrócić do wspaniałych miast swych rodaków. Przypadło jej żyć z daleka, ciągle tęskniąc, dni miały jej mijać na wędrówce w świecie ludzi, tak obcym i nieznanym.
  Pieśń milknie i znika miano Wilczej Pani nawet i z ludu jej głosu, gdzie się podziała, dokąd podążyła, dokąd zawiodła ją duma, przeklęta elfia magia i bogowie? Nie wie bard, co się z nią stało, czy poległa wśród późniejszych walk, czy lud swój opuściła na dobre. Opowieść stała się legendą, legenda mitem, bajką opowiadaną przy ognisku. I tylko skruszałe mury pamiętają – prawdę.

Wygnaniec Szeptem zwany
   Wraz z czasem inna opowieść jęła krążyć, mniej znana, mniej krwawa. I w niej elfka występuje, elfka Szeptem zwana. Ona ta podróżuje po kraju na kształt najemnika, najemnikiem nie będąc. Magia jej nie do kupienia, nie za złoto i srebrne dukaty, życzliwość nie do sprzedania, chybaby temu, kto naprawdę w potrzebie. Efli Wygnaniec, pozbawiony możliwości powrotu do elfich miast, zapomniana przez swoich, czego i nie ukrywa, jeśli czegoś żałując, to nie swego czynu, o którym słowa nie powie, a braku zrozumienia. Z konieczności i zbiegu okoliczności członek bandy Nefryt, choć od niedawna, choć jeszcze nie do końca pełen zaufania, wplątana w konflikt, który wedle elfiego zamysłu dotyczy tylko ludzi, nie zaś elfów. Gdyby opuszczając Irandal powiedziano jej, że zbrata się z ludźmi, mieszając w ich starcia, uznałaby to co najmniej za kpinę i mało śmieszny żart. Mało znała ludzi, a jeszcze mniej, wynika z tego, siebie.
  Pracuje dla, czy też raczej z Alastairem Pielgrzymującym, Kolekcjonerem z Królewca, badając dlań starożytne ruiny, czasem naruszone i odnalezione weń artefakty, ślady przeszłości do jego pracowni przy Zachodniej Bramie znosząc. Sama ci w tej podróży nie jest, bo i na to by Alastair, dla którego jest jak córka, nie pozwolił. Na jej ramieniu siedzi czarny kruk, śladem jej podążają wilki urodzone wśród białych szczytów Gór Mgieł. Niemal zawsze towarzyszy jej zmora magiczki we własnej osobie, półelfi najemnik Brzeszczotem nazywany. Brat jej, choć nie z tej samej krwi, wrzód na tyłku w oficjalnej wersji, uprzykrzony półelf i ograniczony człowiek, niemający za grosz zamiłowania do natury i ani krztyny cierpliwości i wychowania. Niech jednak ktokolwiek choć źle spojrzy na ów miecz w potrzebie, niech choć palcem tknie boskie pośladki, elfka nie popuści. Jej najemnik, jej wrzód i tylko jej wolno kpić z poczciwca. Do niedawna marząca o powrocie do Eilendyr, jak każdy elf silnie związana ze stolicą, kochająca ją i jej piękno. Tam zostali ci, którzy są najbliżsi jej sercu.

Elfie dziedzictwo
    Po ojcu swym zdolność do magii powzięła, nic to dziwnego, bo wśród potomków Erathira zawsze rodzili się czarodzieje, wróżbici i czarnoksiężnicy, poświęceni Aszarze i gwieździe Ara. Zgłębiała więc tajniki pradawnych mocy, całkowicie oddając się magii, poświęcając jej się nieomal bez reszty, jako czemuś, co jest jej częścią, darem od bogów, którego nie godzi się pozostawić samemu sobie, a rozwijać wypada. A ponieważ, miast zasadami, kierowała się własnymi przekonaniami, nie było dziedziny, do której by nie zajrzała, wliczając w to czarnomagiczne zaklęcia i magię krwi. Przeto, choć wtajemniczono ją w arkana łucznictwa i mieczy, nie miecz i łuk są jej bronią, nie tarcza i pancerz ochroną. Jej jedyną bronią jest magia, a gdyby ta zawiodła, co zdarza się i w każdym przypadku, bo ostrze miecza się tępi, a tarcza pęka, nosi przy sobie sztylet elfiej roboty, umocowany na ramieniu przemyślnym mechanizmem, będący ostatnią deską ratunku magiczki. Lecz najpierw imię jej poznane było jako tej, do której rąk nawet najdziksze zwierzęta się garną. Zachowanie takie zdradzały już w obliczu jej matki. Nie raz się zdarzało, że Aerandel przechadzała się obok wilczych watah, rysiego legowiska czy niedźwiedzicy z młodymi, a te jako niegroźną ją traktowały. U córki zdolność ta sięgnęła mistrzostwa. Ona nie tylko obok nich chodziła, ona z nimi przebywała, z młodymi się bawiąc, stare lecząc, gdy potrzeba takowa zaistniała. Ani jedno warknięcie, ani jedno prychnięcie ostrzegawcze nie padło, ani razu pazur nie uraził skóry elfki, zwierz dziki miała ją za swoją, za przyjaciółkę i opiekunkę, za tę, której krzywdy się nie czyni. Miłośniczka natury, lasów i zwierzyny wszelakiej, nie przeszła obojętnie obok żadnego zwierzęcia, co mogło zdawać się urocze, na dłuższą metę bywało jednak drażniące, zwłaszcza dla tych, którzy nie podzielali jej zamiłowań. Rozmiłowana w siłach przyrody, nie pogardzała też dziełami rąk ludzkich. Stare ruiny, podziemia, warowne zamki i świątynie ciągnęły ją do siebie z siłą, której nie zamierzała się opierać. Miłość do kamienia zaszczepił w niej Ymir, odtąd sama szperała w księgach, gromadząc wiedzę, a resztę sama widząc, gdy w ciemności starych budowli niknęła, a korytarz niósł jej kroki. A choć ukochała elfie miasta, to jej serce ciągnęło i do wędrówek, do miejsc, jakie ukazywały oglądane przez nią mapy i opiewały legendy, a których to dziwy chciała na własne oczy obaczyć. Wierząca w elfickich bogów, najsilniej związana z boginią magii Aszarą i Bogiem Ojcem, Asuryanem. Czasem jej wiara była wystawiana na próbę, czasem zdarzały się chwile zwątpienia, niepewności, bo gdzie ich nie brak? Bogowie nie poprowadzą cię za rączkę, nie pokarzą jak iść. Nie podniosą cię za ciebie, gdy upadniesz.

Pani poradzę sobie obecnie
   Los bywa kapryśny, widoczny chyba tylko dla jasnowidzów, zmienny i nieraz potrafi elfa zaskoczyć. Nie zabrakło tych niespodzianek i dla Szept. Z potomkini Erathira - Wygnańcem, z Wygnańca - małżonką Władcy Eilendyr, co to ostatnie chyba najbardziej zaskoczyło ją samą, z panny - mężatką i matką małej Merileth.
   Poprzez znajomość z Nefryt włączona w działalność ruchu oporu, poznała prawdziwą tożsamość swej ludzkiej przyjaciółki, motywy kierujące rzekomo zwykłym i poczciwym magiem, miłośnikiem staroci. A jak zmienił się jej status, tak i zmienił się charakter, ukształtowany przez nowe okoliczności i liczne przygody, zmuszające do weryfikacji tego, co dotąd uznawała za niezmienne prawdy. Już nie konieczność, a najszczersze chęci wiodły ją ramię w ramię z ludźmi, cele bandy stały się jej celami, a sprawa, którą miała za ludzki kłopot, jej sprawą. Postawione na jej drodze postacie utemperowały nieco jej dumę, uświadomiły, że o prawdziwej wartości istoty żyjącej nie decyduje przynależność rasowa i czystość krwi, nieodziedziczone po przodkach geny, lecz to, co skryte głęboko w sercu.
   Wciąż marzy jej się, by ludzie przestali bać się magii, powstanie Kręgu, który jednoczyłby wszystkie rasy, a w którym magowie mogliby szlifować swe umiejętności i nieść pomoc tym, którzy by jej najbardziej potrzebowali. Brzydkie doświadczenie z przeszłości, pozostałość kłopotów, w które sama, w jak najlepszej wierze się wpakowała, sprawiły, że lękiem napawają ją portale, co biorąc pod uwagę profesję jest równie irracjonalne jak bojący się koni jeździec i mdlejąca na widok krwi uzdrowicielka. Wszędobylskie oko Starszyzny nie powstrzymało jej przed włóczęgą po kraju i zaglądaniu do bardziej podejrzanych kątów, a przydzieleni jej do ochrony dwaj przyboczni nie zapobiegli regularnemu gubieniu się Jej Wysokości.

Art credit by 88grzes
Niraneth Raa'sheal | Nira | Szept | wredna magiczka | czarny mag | członkini bandy Nefryt | Wilcza Pani | elfia królowa | Mała | Wilczyca | pani zawsze na siebie uważam i jestem ostrożna | elfka pełnej krwi | długoucha wredota | Wygnaniec | Erianwen | pani nie można tego tak zostawić | magnes na kłopoty


~*~

Art credit by Sayara-S

Devril Randal Larkin Winters
earl Drummor
Kerończyk
„Brzeszczot nie wiedział, jak Dev chce ich wyciągnąć z wyspy, ale postanowił zaufać temu wymądrzającemu się pięknisiowi. Kto jak nie on, da radę ich wyrwać z tego szamba? Takiego Devrila to ino się trzymać i nie puszczać.”
  
Dar o Devie


Devril Winters | Dev | arystokrata | earl Drummor | szpieg | Duch | człowiek | przyjaciel plemion | kochaś | przydupas | pan, który znajdzie wyjście z każdej sytuacji | piękniś | bawidamek

~*~

Art credit by gokcegokcen

Lucien Czarny Cień
Kerończyk
Poszukiwacz Bractwa Nocy
"Chciałam cię poznać. Powinnam cię znać. Ale ty wolałeś bawić się w przybieranie setki masek, a każda z nich była dla ciebie niczym ważnym."

Iskra o Lucienie

Lucien Czarny Cień | Lu | Poszukiwacz | Cień | Asgir Thorne | kowal | Varian Gharkis | zabójca | człowiek | pan misja | lodowa góra | Władca kaczek | Radny Bractwa | mentor


Ostatnia aktualizacja karty: 29.03. - cytat u Luciena
Ostatnia aktualizacja podstron: 25.10. - aktualizacja pobocznych zakończona

5 000 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   801 – 1000 z 5000   Nowsze›   Najnowsze»
draumkona pisze...

Wróbel machnął ręką, dość obojętnie na słowa podzięki. był piratem i nie dla niego takie słówka. Poza tym, zrobił to dlatego, że mu się to opłacało i tyle.
***
Wysadzone zostały na brzegu. Piraci odwieźli je szalupą na samiusieńką ziemię, a tam zostały same. Znów same. Znów zdane na siebie.
Iskra kichnęła. W Keronii panowała zima. Nie to, co było w Wirginii... Znów kichnęła. Okropność.
-Chodźmy... Stać tak nie możemy... - i ruszyłą przed siebie, chwilowo bez celu.

Sol pisze...

Pokiwała głową. Ależ ona to wszystko wiedziała, ta wedza właśnie głónie powstrzymywała ją przed eliksirem. W sumie to i tak nie wierzyła, by to miało zadziałać, zbyt mocno go kochała, zbyt mocno... Ta miłośc nie tylko w jeh sercu biła, ale i klatke piersiową oplotła, pnączami do każdej kończymy docierając.
- To nic - weuszyła ramionami - ułoży się - zapewnila, nie chcąc ciagnąc tej kwestii.

Nefryt pisze...

Przez chwilę miała ochotę zapytać, co takiego zrobiła elfia pani, a za co mógł ją elfi lud zacząć darzyć niechęcią. Nie zrobiła tego jednak.
- Bardzo bym chciała, by ktoś towarzyszył mi, nawet jeśli nie podczas ustaleń, to chociaż w czasie drogi... i balu. Nienawidzę tego całego przepychu, nadmuchanych możnych, oceniających ludzi po ich majątku - wyznała.
Zamyśliła się przez chwilę, spuszczając wzrok. Jej spojrzenie przesunęło się po wystrzępionych rękawach koszuli. No tak. Kolejny problem.
- Nie mam sukni - mruknęła. Najchętniej poszłaby ubrana tak, jak zwykle. Tyle, że wytworni goście znaleźliby w niej zaraz okazję do drwin. Wtedy nie miałaby co liczyć, że ktokolwiek wysłucha jej podczas ustaleń.
Pomyślała o czerwonej sukience Leylith. Gdyby ją przerobić... Nie, to na nic. Była za krótka. W końcu była to sukienka tancerki...
W mieście niczego kupić nie zdąży,a i dla Szept pewnie by się coś przydało, jeśli miała jej towarzyszyć. Chyba że... Zaraz! Miesiąc temu zrabowali wóz wypełniony zagranicznymi towarami. Była tam chyba bela niebieskiego aksamitu...I trochę fioletu.
- Szept, umiesz szyć? - zapytała. Pamiętała, że Leylith wspominała, że sama szyła sobie stroje na występy. Gdyby Nefryt i Szept jej pomogły, zapewne by zdążyła.

draumkona pisze...

- Cholera - a potem zaklęła mniej pięknie, strzępiąc język i dając upust nerwom. I zaczęła myśleć. Intensywnie. Valnwerd. Las, równiny... Jezioro. Niedaleko był Królewiec, a tam...
Wspomnienie Devrila nieco ją rozjuszyło, jak widok zdobyczy szarpanej przez hieny drażni dzikiego kota. Devril. Solana. Pamiętała ich spotkanie w Demarze, pamiętała. I wcale się jej to nie podobało.
- Znam... Jedno miejsce... Ale po nim nie spodziewałabym się za wiele - mruknęła ponuro i nagle cel stał się jasny. Posiadłość Devrila.

draumkona pisze...

Iskra nie miała zamiaru komentować. Znów miałą ochotę urwać mu głowę, ale w tej chwili... Była na takie ekscesy zbyt zmęczona, co też było po niej widać. Wychudzona, blada. Podobnie zresztą Szept. Dwie, wybiedzone elfki szukające guza na gościńcach.
- Na pewno nie interesy - burknęła dziwnie zmęczonym tonem - Potrzebujemy... Noclegu. Jak chcesz, to uznaj to za pieprzony dług, potem go spłacę - jak widać, udzieliło jej się działanie według zasady pana Poszukiwacza. Długi. Zobowiązania. Iskra musiała mieć nóż na gardle i podły nastrój.

Sol pisze...

Magia... to ja tu sprowadziło. Miala zamiar powiedziec co i jak. Miała zamiar... cóż, podzielić sie swoimi osiegnieciami z Szept, ufając, ze ta jako doświadczona i potęzna magiczka powie jej coś, poradzi co moze dalej robic. Po trochu i na pochwałę Sol liczyła, albo przygane. Ocenę rzetelną postepu.
- Spójrz... - uniosla dlon wewnetrzną stroną do góry i z usmiechem pstryknela palcami. Wokół nich zatańczylo kilka pojedynczych iskier i zaraz nad dłonia płomiennowłosej samotny ognik zapłonął, rzeczywisty, nie iluzja, dawal ciepło, blask, mógł ogrzac, lub poparzyć.
- Nie parzy mnie od jak dawna siegam pamięcią, poza tym... umiem wzniecic i kontrolować - to było najlepsze, co ją spotkało, bo takie przykładowo spowiednictwo... o tym później.

draumkona pisze...

- Ale ja nie powiedziałam, że miło mi cię widzieć - odburknęła. Elfka miała ewidentnie paskudny humor. A pewna rzecz... Pewna rzecz tylko to podsycała. I nie była to zazdrość o Devrila. Nie. Czuła się jak comiesięcznym krwawieniem, wtedy też miała humory, tylko... No właśnie. Krwawienia nie było.
I właśnie to do niej dotarło, bo stanęła w pół kroku. Akurat kiedy padło pytanie o kłopoty. Choć jej reakcja była spowodowana czym innym, on mógł odebrać to inaczej...
Iskra spojrzała na Szept. Źrenice miała rozszerzone. Ze strachu. Zupełnie jak wtedy, kiedy przyszło jej wyjawić podobny sekret, tyle, że wtedy to było w Strażnicy. I nie miały na głowie całej niemalże Wirginii...

draumkona pisze...

- Nie mam interesu w byciu miłą. Czego chciałam dostałam na balu - o tak, najlepiej było spróbować go zranić. Dotknąć. Ale to chyba było niemożliwe.
W każdym bądź razie, była nad wyraz miła dla służącego. Nie, żeby ignorowała pana domu... Ale była zła.
Po zaprowadzeniu na górę, pierwsze co zrobiła, to rzuciła się do okna i przeczesała okolicę wzrokiem. Cisza.
A potem spojrzała na Szeptuchę i złapała się za głowę
- Nie możemy tu długo zostać... Szept... Ja się chyba zabiję

Sol pisze...

Wzruszyła ramionami. Nie potrzebne jej były slowa, ani gest był wcale nieznaczący. Mogła zarowno ramieniem machnąc i wybrać miejsce, a tam pojawiłby się samotny ognik, mogłaby zakręcić nadgarstkiem i wokól niego pojawiłby się ognisty łańcuszek niczym bransoleta z zywiołu bardzo fantazyjna.
- Wystarczy odrobina mojej woli - wyjasniła z usmiechem, dumnie prostując plecy. Szept była zainteresowana, zaintrygowana... a więc to musiało być coś. - Nie męczy mnie to, nie musze niebywale się skupiać, czy specjalnie dlonie układać - zapewniła. -To po prostu dzieje sie jak i keidy chce.

draumkona pisze...

Nie mogła zostawić tak tego co mówił sobie Devril...
Tyś mnie nawet nie zadowolił. Ale miło wiedzieć, że mogę odhaczyć sobie jakże sławnego bawidamka - oczywiście, musiała się odgryźć, chociaż tak wcale nie było, bo... Może lepiej nie kończyć.
Iskra złapała Szept za ramiona i potrząsnęła nią.
- Szept! Krwawienie mi się spóźnia! - elfka wpadła w panikę. Wirginia. Wojna. Pościg. I do tego wszystkiego... Ciąża.

draumkona pisze...

Iskra zagryzła wargi i uniknęła spojrzenia Szept. Chwilowo nie odpowiadała. Ale można było z tego milczenia wyciągnąć wnioski. Całkiem jasne.
- Nawet nie pytaj... - westchnęła i przysiadła na parapecie. Było jej smutno i ciężko, cholera, życie z każdym dniem okazywało się coraz trudniejsze i tyle. I chyba nic nie mogła w tym temacie zrobić, zupełnie jakby ktoś z góry to planował... Ciekawe...

draumkona pisze...

Niemal parsknęła. Roztargniona zaczęła krążyć po pokoju jaki został im przydzielony.
- Powiedzieć mu? Po co? To Cień. W pełnym tego słowa znaczeniu... - w dłonie chwyciła czystą koszulę naszykowaną przez służącego - Poza tym... Czy my w ogóle przeżyjemy... Nie ma sensu nic mu mówić - wzięła w ręce spodnie, buty i koszulę - Chodźmy się wykąpać, póki się nie zorientował. Nie mamy wiele czasu... Pewnie się nie wstydzisz iść ze mną do jednej wanny? - i dźgnęła Szept palcem w żebro, siląc się na jakiś w miarę dobry nastrój.

draumkona pisze...

Iskra przez niemal całą kąpiel zastanawiała się, czy powiedzieć cokolwiek arystokracie. W zasadzie, mogła traktować go szorstko, mogła się odgrywać za to, że ON TEŻ sypiał z Solaną... Ale teraz go narażała.
Przebrana więc w świeże ubrania zagoniła Szept do łóżka, a ona sama zeszła na dół w poszukiwaniu Devrila. I tym razem niestety nie chodziło jej o darmowe chędożenie.

draumkona pisze...

Splotła ręce na piersi i chwilę dłuższą mierzyła go dość uważnym spojrzeniem. Jakby coś kalkulowała. Podejmowała jakąś decyzję... Ni mniej, ni więcej, w końcu się odezwała.
- Będą kłopoty. - i znów, wypowiedziane słowa, w ustach Iskry nabierały tak wielu znaczeń, że człowiek mógł się pogubić.
- Ty się pewnie wywiniesz, jak zawsze, ale my nie. Błąd popełniony tygodnie temu... Teraz zbieramy jego żniwo. - chyba nie zamierzała mówić wprost, i chyba w ogóle nic już powiedzieć nie zamierzała, go jakoś wzrokiem uciekła, jakby bojąc się samej myśli tego, co nadciąga.

draumkona pisze...

Na jej twarzy pojawiło się natomiast nowe odczucie. Takowe, którego Devril nie miał okazji dotąd widywać, nawet gdy szukała Natana w ciemnych tunelach. Iskra się bała. Najwyraźniej spotkało je coś, co pozostawiło po sobie okropny ślad...
- Mieli nas wieszać, zabiłam strażnika, uciekłyśmy - to była tak skrótowa wersja, że chyba bardziej się nie dało...
A walenie w drzwi się nasiliło.

draumkona pisze...

Nabrała powietrza w płuca, ale nie zamierzała przystępować do ataku. Miał rację. Ale im mniej wie się o planach zbiegów, Cieni, czy też czarnych magów, tym lepiej dla samego wiedzącego. I Iskra kierowała się tym, że im mniej wie Devril, tym mniej będzie miał kłopotów... Tymczasem okazała się ta teoria jednym wielkim fiaskiem.
- Im mniej wiesz, tym lepiej... - mruknęła jeszcze na swoją obronę, choć nie sądziła by to przeszło. Nie bez złości. Iskra modliła się tylko w duchu by nie doszło do starcia. Ani ona, ani Szept zapewne nie miały zbytnio sił na walkę.
A zaraz po tej niemej duchowej modlitwie była inna. Żeby ich stąd tylko nie wyrzucił...

draumkona pisze...

A przecież ją obchodzili inni. Własnie dlatego przecież była podejrzana. Obserwowana. I czuła się źle, bo stanęła na pograniczu, między światem przyjaciół i powinności, a światem, gdzie wymagano lojalności jedynie jednemu, słusznemu celowi. Ażeby nieść chwałę Bractwa.
Ona nie potrafiła oddać się jakiejś organizacji. Nie umiała. I dlatego była traktowana z pewną rezerwą i po jednej i po drugiej stronie barykady.
Mimo to, nie zaprotestowała. Zacisnęła dłonie w pięści, lecz słowa nie wypłynęły żadne. Zacisnęła wargi w wąską kreskę, po czym skoczyła na schody i spojrzała na Szept. Wyglądała gorzej niż ona.
I wzrok Iskry wyrażał jedno, dość całkiem często powtarzane przez nią słowo - prepraszam.

draumkona pisze...

- My? - Iskra nie omieszkała wytknąć mu tego błędu w wymowie. Chociaż... Nie wyglądał tak, jakby zamierzał grzać się przy kominku przez resztę nocy.
Iskra narzuciła na siebie płaszcz podbity futrem, który ukradła z kajuty Wróbla i przerzuciła przez ramię prostą, skórzaną torbę. Pustą. Nie miały nic, prócz siebie nawzajem i pustej torby na jedzenie.
- Chyba nie zamierzasz sam siebie z domu wyrzucić?

draumkona pisze...

Tego się nie spodziewała. A Devril znowu napytał sobie biedy, bo jaki, cholera no, jaki arystokrata ma sieć tuneli pod posiadłością. Na pewno był w coś zamieszany. W ruch oporu konkretnie. Na pewno. Teraz jeszcze tylko musi znaleźć konkretne dowody, choć takim powinien być już sam fakt, że pozostawał w przyjaznych stosunkach z Drapieżnikiem i Szakalem, których już zdemaskowała.
Niech tylko ten koszmar się skończy to weźmie się za szpiegowa... Ale chwila. Czy nie powinna udać, że nie widzi jego małych tajemnic? Przecież jej pomagał. A nie musiał. Mógł je wyrzucić, albo jeszcze gorzej, oddać w łapy Wirginii, jak na sługusa Escanora przystało...
Nie, nie będzie wtykać nosa w tą sprawę. Przynajmniej na razie...
Brnięcie w śniegu po kolana okazało się dość trudnym, żmudnym i przede wszystkim wyczerpującym zadaniem. Iskra już po jednej stai miała dość, a co dopiero mówić o magiczce, która jakaś mniej żywa wydawała się niż zawsze. Może się nie przyznawała, zęby zagryzała i brnęła dalej, ale Iskra wiedziała, że wystarczy byle kamyczek, a jak Szept się wywróci to już nie wstanie. Zresztą, czuła się podobnie...
Wzgórza Duchów. Naprawdę dobrze musiał znać tę okolicę skoro aż tam lazł. I musiał być pewien swego, bo przecież z tego co ongi dane jej było słyszeć... Ludzi tam mieszkających nazywano Cieniami z Zachodu. Potrafili przemknąć niepostrzeżenie obok ciebie w czasie tak krótkim jak jedno bicie serca. I byli nieosiągalni. Przez nikogo.

Sol pisze...

Nie sądzila, ze tak szybko padnie to pytanie. O więcej cudów i magii. Choc moę i lepiej? Plaster szybko zerwa i po krzyku.
- Tylko z tym żywiołem umiem takie cuda - zaznaczyła, żeby tę kwestie miały wyjaśnioną. O ile w ogóle to wyjasnień dążyły. - Odkryłam jeszcze coś - westchnela i zebrała zza pasa długi sztylet. - Podaj dłoń - poprosiła.
Podeszla do Szept i lekko nacięła jej skorę, az pojawiła sie krew na wierzchu. Zaraz tez wetknela znowu za pas broń i przyłożyla dloń do skaleczenia elfki. Bylo to nic, rana niepowazna, powierzchowna. Za to potrzebna do tej rozmowy. Sol poruszyła palcami z wnętrza jej dłoni uleciala poświata, zaś magiczka mogła poczuc ciepło. Po chwili po nacięciu skóry nie było ni śladu.
- Tym Światłem moge leczyć. Ale i razić i krzywdzic... jest tez bronią - wyjasnila i zagryzła wargę. - A... słyszałas o ... spowiednictwie? - uniosla na nia wzrok do tej pory skupiony na jej ręce.

draumkona pisze...

Iskra prychnęła słysząc polecenie. A co teraz robiły przepraszam? Chodziły sobie we mgle jak te dzieci bawiące się w ciuciu babkę? Mógł sobie to darować... Przecież trzymały się do. Chyba, że chodziło mu o dosłownie...
No to Iskra złapała go za rękaw i puścić nie zamierzała. No w końcu miały się go trzymać, tak?
Dotarłszy do dziwnej osady, od razu pacnęła przy ognisku, zbyt zmęczona by myśleć o tym, że to Bractwo może zainteresować, zbyt zmęczona na myślenie o czymkolwiek. A, że Szeptucha obok siedziała... Wykorzystując sytuację, oparła głowę o ramię tamtej elfki i przysnęła niemal natychmiast.

draumkona pisze...

Słowo "podobno" w połączeniu z zaprzeczeniem działało na Iskrę tak, że zawsze miała ochotę sprawdzić, na ile to "podobno" się jej oprze. Ale jakoś chyba tym razem nie miała ochoty na pakowanie się w kłopoty. Dość ich miała ostatnimi czasy.
- Jak długo chcemy... - powtórzyła po elfce zatrzymując spojrzenie na misce zupy. Usiadła i owinęła się skórami, po czym sięgnęła po naczynie. Miała zatkany nos, co niezmiernie ją irytowało. Zawsze lubiłą czuć zapach tego co je.
- I co teraz zrobimy, Szept? - o tak. Plan musiał być obmyślony, bo przecież mimo gościny... Należały do stolicy i chyba każdy elf, który się tam urodził pragnął doń wrócić. One nie były wyjątkiem.

draumkona pisze...

- Królewiec... - nie wiedzieć czemu, Zhao pomyślała o Sewerynie i się wzdrygnęła - Do miasta nie wejdę, bo to się źle skończy - decyzja była szybka i zaskakująco prosta. I nawet aż dziwne było to, że nie korzystała z okazji, że nie ma tu jej mentora, który na pewno kazałby się trzymać z dala od rycerzyków Escanora.
- Tylko kiedy. Musimy odpocząć, to pewne, ale jak znam życie, to jak będziemy odpoczywać za długo, to się rozleniwimy...

draumkona pisze...

Znowu śnieg w butach i za uszami. Znowu zimny wiatr pod ubraniami. Znowu. A mogła mówić, że jednak trzy dni... podniosła spojrzenie z kolan, które miała zasypane śniegiem na drogę. Przez noc zdążyło napadać. Cholernie dużo napadać.
- To wszystko nasza wina, ale mam ochotę urwać Wilkowi głowę - w sumie, to on rozpoczął wojnę, więc w sumie... No, gdyby mocno naciągnąć fakty, to by mogła...

Do dobijania się do drzwi wybrano Ymira. Nie ma to jak wielka, krasnoludzka pięść okuta kolczugą i zbroją. O tak. Prawie jak taran.
Wilk ściągnął wąskie brwi na widok kogoś, kto ewidentnie nie był samym earlem o którym słyszeli, a którego ponoć znał Cień. Szybkie spojrzenie na wyżej wspomnianego... Nie. Miał swój kontrakt. Raczej nie pchał ich w jakieś dziwne miejsca po to by odrąbać głowę.
- Panicza nie ma w... - ale Henry nie zdążył skończyć, bo okuta kolczugą pięść pochwyciła jego idealnie prostą koszulę i ściągnęła w dół. Ymir był zły.
- Słuchaj no mnie panocku. Albo zaraz tego bawidamka zawołasz, albo sami wejdziemy i sami go znajdziemy. A ty stracisz posadę, bo chyba od trupa nie dostaniesz pieniędzy? No właśnie, a tak, to tylko porozmawiamy... - lekka dłoń spoczęła na krasnoludzkim ramieniu.
- Spokojnie, Ymir - mruknął Wilk, a krasnolud rzeczywiście, puścił sługę i wziął na wstrzymanie.

draumkona pisze...

Najwidoczniej niektóre historie bardzo lubią się powtarzać, bo i Iskra dostała w łeb, a nim umysł jej uleciał do krainy wiecznego chędożenia, poprzysięgła sobie, że hultaja, który ją uderzył osobiście wykastruje.

- Pana nie ma w domu - burknął jeszcze Ymir przedrzeźniając sługę i mierząc go niezbyt przychylnym spojrzeniem. Pięści jednak opuścił i zaczął przygładzać brodę nerwowym gestem, co wyglądało bardziej jakby ją szarpał. Martwił się.
Wilk podniósł spojrzenie na rzekomego arystokratę i nie wiedział co ma teraz o tym wszystkim sądzić. To był ponoć poplecznik gubernatora... I do tego miałby ukrywać elfki, których szuka pół Wirginii? Nie dowierzał, ale już dawno nauczył się, że jeśli chodzi o Szept lub Iskrę, to wszystko jest możliwe. Zwłaszcza to najmniej prawdopodobne.
- Powiem ci wprost - odezwał się Wilk poważnym tonem - Szukamy elfek. Dwóch. Czarnowłosa o fiołkowym spojrzeniu i druga, kasztanowłosa u której spojrzenie przypomina barwą metal. To nasze przyjaciółki i mają kłopoty. Ślad urywa się tu.

Sol pisze...

Tak, tylko wola. Jesli o uzdrawianie chodziło dochodziły jescze zioła, preparaty róznej maści, to dzieki matce taką wiedzę miała. Ale to co niezwykłe też tylko z wolą sie wiązało.
- Spowiednictwo oczyszcza... Osoba jaką wyspowiadam jest czystej duszy, sumienia, pozbywa sie wszelkich win, grzechów, całego ciężaru. Wszystkiego. Ale staje sie bezwolną istota oddaną swojej spowiedniczce - odwróciła wzrok, na pojawiające się znikąd niechciane wspomnienie. Jej pierwsza spowiedź... jedyna do tej pory. - To mnie osłabia... bardzo, poza tym odpowiedzialność za czyjeś życie... to za wiele - skrzywiła sie, obejmując ramionami.

draumkona pisze...

Stukot kopyt... Ból głowy... Drgnęła niespokojnie słysząc niskie głosy. Już miała ochotę płakać, już chciała nawet sięgać magii i po prostu pozbawić się życia, kiedy usłyszała Szept.
- Ręczę za nią...
Uchyliła powieki, a świat wirował sobie swobodnie. Wszystko ją bolało. Całe ciało.
- Moja głowa... - mruknęła sennie i oparła się bezwładnie o kogoś kto powoził koniem. Lucien? Nie... Inny zapach... A tak teraz chciała by go choćby zobaczyć. A co dopiero się przytulić... Stop. Takim myślom mówimy won.
Odkaszlnęła ostro i spojrzała przytomniej. Na Szept.
- Kim oni są? Co się dzieje...

- Zostaw - znów Wilk, tym razem do Luciena się zwracał. Uważnie obserwował Devrila. Bardzo uważnie...
- Pewnyś? Ślady kończą się tu. A ja potrafię szukać. - i być może ukryta tu była groźba. Ostrzeżenie. Że wejdzie tam i się doszuka, choćby miał szukać włosa jednej z nich.

Silva pisze...

Lofar stanął dumnie na dziobie elfiej łódki, pierś dzielnie wypiął i zakrzyknął, chyba zapominając, że ich zaatakowano - Toć Moczymorda ciapa jest, że... - łódka się zachybotała, niby przypadkiem, że wcale wilkołak nie maczał w tym pazurów, a krasnolud fiknął koziołka i cały w śniegu obok Midara wylądował; dobrze, że śnieg zagłuszył jego przekleństwa, bo by szamance i elfce uszy zwiędły.
- Pogoda się pogarsza - Drav w niebo spoglądał, a szamanka stojąc po kolana w śniegu sprawdzała, czy aby są tu sami. Duchy swe porozsyłała, co by ją uprzedziły przed nadejściem gości nieproszonych.
- A będzie jeszcze zimniej - szamanka zdawała się nie przejmować temperaturą. Wisielec pewnie powiedziałby, że lodu nie da się zamrozić. A potem dostałby po głowie.

Sol pisze...

Sol uniosla brew. Najwidoczniej Szept zdązyla ją ocenić. Moze sądziła, że Sol bez wahania wykorzystuje swe dary? Tylko jeden, ten ognisty i to z radościa, bowiem to budzilo w niej jej wewnętrznego chochlika. A i Światło... ale z nim raczej oszczędna była, bowiem... cóż, bowiem ktos, kto poznałby jej dar, mógłby chciąc nad nia kontrolę przejąć. A wiedziała jedno, to że teraz sama byla i wędrowała gdzie sama chciała ceniła nader wszystko. I byla nieufna, co bardzo jej pomagalo w ocenie komu moze pokazać więcej.
- Zrobiłam to tylko raz... Gdy to sie obudziło... ale ten czlowiek nie zyje - wzdrygeła się i odeszla od elfki, by usiąść na stołku przy stoliku.

draumkona pisze...

- Skoro swoi... - Iskra mocniej owinęła się swoim płaszczem i poruszyła ścierpłą nogą wcale nie zwracając uwagi na to, że może się zbytnio wiercić. I na powrót usnęła.

Wilk spojrzał na Corvusa. A już miał wejść... Będzie musiał poszukać śladów w okolicy. Tu nic nie wskórają...
- Więc wróć do łóżka i śpij - mruknął i spojrzał nagle w góre; w niebo.
- Będzie zmiana pogody. Niebieskie zorze... - Ymir mruknął coś pod nosem, niezadowolony i poirytowany takim obrotem sytuacji
- Musimy się wrócić... - ale Wilk już nie słuchał. Odszedł w cień klnąc pod nosem.

draumkona pisze...

Ale ledwie ktoś Iskrę chwycił, ta z wrzaskiem spadła z konia, potem poderwała się do góry i wystraszona powiodła spojrzeniem po okolicy. Nie rozpoznała, choć już tu była. Nie raz. Oddychała szybko, najwyraźniej musiało się jej coś złego śnić i jeszcze to, że ktoś ją za kostkę obłapił...
- Obóz... - mruknęła mrużąc oczy i prostując sylwetkę. Otrzepała nawet ubranie i spojrzała przez ramię na Szeptuchę - Myślałam, że mówisz mi wszystko...

Wilk przecież nie odpuściłby tak łatwo. A tak szybko odszedł... Bo widział. Spoglądając w niebo miał wizję. Teraz wymknął się za gospodę zostawiając Ymira z Cieniem. I od razu zauważył Devrila przebranego za podróżnego. Ruszył prostko ku niemu. Wiedział. Lecz nie widział tego, co mu mężczyzna powie...

Sol pisze...

Sol uśmiechnela się lekko, jakby nieco udobruchana samym przejęciem. Szept sądziła, ze Sol na cos złego nie stać. Ależ bylo stać! Bylo stac, a jakże! Ostatnio poza karczma podpaliła dwóch ludzi, którzy tylko dzieki jeziorku, które blisko było i które znali nie spłonęli żywcem. W gniewie byla straszna i dziedzictwo Bezimiennego nad nią góre brało.
- Wiesz... to coś, to spowiednictwo... nic mnie nie osłabia, nie pozostawia sladów na ciele i duchu, ale to... to męczy... ale tez zdaje sie byc czyms najsilniejszym - aż się wzdrygneła. - Nie wiem czemu ja... myslelismy, ze w rodzie juz sie nie rodzą Spwowiednicy - mruczala w zamysleniu.

Silva pisze...

Szamanka momentalnie posłała elfce spojrzenie, które mogłoby zamrozić, ale zaraz się zreflektowała, jakby przypomniała sobie, że nie patrzy na wilkołaka, a na Szept.
- Ja nie będę jej opatrywał! - zaprotestował Drav, który wyskoczył z łódki i złapał krasnoludy za fraki, znaczy paski i ze śniegu wydobył, stawiając w miejscu, które wydeptał. - Zrobiłabyś to magią dużo szybciej!
- Toć ja mogę! - Lofar jak zwykle chętny był do pomocy i garnął się do wszystkiego, zwłaszcza kobiecego... Znaczy, jakiegokolwiek ciała.
- Ty to zapomnij - i Lofar ponownie spadł do śniegu, bo go wilkołak popchnął, że niby chciał do łodzi go skierować.

draumkona pisze...

Iskra nie znała Kruka, to i go nie rozpoznała. Za to uniosła ciemną brew na dźwięk jego imienia. Marcus. Prawie jak ten chędożyciel wstrętny... Skoro byli wśród swoich, to elfka zbytnio nie przejęła się swoim zachowaniem, czy czymkolwiek. Wyjęła z kieszeni spodni rzemyk, po czym grzywkę i część włosów zaczesała do tyłu wiążąc tam w krótki kucyk. A resztę miała wciąz puszczoną luzem. Poprawiła swoje rękawiczki, przygładziła ubranie i nawet swój cenny pierścień z Eilendyr poprawiła. A potem Marcus spytał. I Zhao podniosła na niego wzrok, fiołkowe oczy napotkały jego spojrzenie.
- Iskra - mruknęła po prostu i wzruszyła ramionami.

- Jako władca Eilendyr mogę cię zapewnić, że Cień się nie dowie - oczy Wilka błyszczały dziko. Wreszcie jakis konkretny trop. Ślady. Może w końcu je znajdą, a skoro... Żyją. Na pewno.
- Póki Ymir go zajmuje, chodźmy.

Sol pisze...

Zagryzła niepewnie wargę. To ale na końcu zdania... To jedno, ostatnie slowo, to bylo to co moglo jej powiedziec wiele, wiecej nizby chciała, czy oczekiwała. Może powinna to rozdzielic na dwoje/ Rozpatrywac jako dziedzictwo Bezimiennego, ale i jednoczesnie mieć na uwadze matczyny ród? Bo były i w tym i w tym szczypty magi, choć akurat to Spowiednictwo to niby najpotęzniejsze od Esme właśnie pochodziło. Ogień zaś tylko od Bezimiennego... choć... choć moze i nie? Może to jego nasienie obudzilo resztki magi jakie kiedykolwiek w krwi jej przodków plynęły i w niej to pobudziły?
Patrzyla na elfkę z nadzieja, ze ta jej coś zdradzi.

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi, jakby rozbawiona.
- Znam pewnego wstrętnego chędożyciela o takim imieniu... Miło wiedzieć, że nie każdy Marcus to chędożyciel - chyba po wspomnieniu Pajęczarza humor się jej poprawił.
- A z tobą, pani bez instynktu samozachowawczego... - tu dźgnęła Szeptuchę palcem pod żebra - z tobą to się policzę. Potem. - i coś błysnęło groźnego w oczach Iskry, jakby to była groźba.Ale Szept wiedzieć mogła, że będzie to jedynie przesłucanie tak skuteczne, że Nira przyzna się do rzeczy o których sama pojęcia nie ma. A potem znowu będą paplać jak te dwie przekupki na targu... Zawsze tak było.

Słuchał uważnie. Chłonął każdą informację, każde słowo i każdy gest. Wszystko mogło być ważne.
- Królewiec... Gościniec... - zesztywniał nieco, znów była wizja. Obóz. Jakiś obóz. Paleniska, namioty... Żyły.
- Nie mam żadnych pytań, przeproś Wodza w moim imieniu za Iskrę. Krnąbrne z niej stworzonko i wykwintnie wredne. - ale to Devril wiedział.

Silva pisze...

- Ja nie wiem, kto ci dał prawo do rządzenia... - marudny wilkołak to głodny wilkołak, a jak się Drava nie nakarmi, marudzić będzie aż uszy powiędną. Ale wcale nie chcąc tego robić, zaparł się w sobie i gotowy, aby ataki szamanki odpędził, postanowił jej ranę opatrzyć. A jak będzie go laską okładać, to rzuci w nią śniegiem i sobie pójdzie.
- Ja tam lubię, jak kobieta rządzi... - Lofar oczywiście miał coś zboczonego na myśli, jak to on, a przyśpiewka, którą nucił wiążąc do drzewa łodzie, wyraźnie sugerowała, że lepiej zostawić go samego.

draumkona pisze...

Uniosła obie brwi i niemal się zapowietrzyła. Dobra, znał Marcusa... Był sobie Krukiem... Ale, u cholery, skąd znał jej miano z Bractwa skoro już doń nie należał? Oczywiście, pojawiły się pytania. Cała masa.
- Skąd wiesz jak mnie nazywają? - to po pierwsze. Potem jeszcze raz zlustrowała go spojrzeniem, jakby upewniała się, że to w istocie żywy człowiek.
- Solana, Lucien, Kruk, nie sądziłam, że przyjdzie mi poznać całą osławioną trójeczkę - mruknęła jeszcze pod nosem, a na wspomnienie Solany zgrzytnęła zębami.

- Gdy tylko spotkam, nie spuszczę z oczu. - zapewnił arystokratę, po czym padły słowa podzięki. Szczere słowa, bo Wilk przecież nie był kimś pokroju Cienia. A potem, jakby czując kłopoty wiszące w powietrzu... Cóż, już on znał sposób na ugłaskanie Poszukiwacza.
Zniknął w gospodzie i zaraz odnalazł towarzyszy.
- Rankiem ruszamy. Miałem... Wizję. W dodatku, znalazłem ślady. Wiem gdzie są. - Ymir zakrztusił się fajkowym zielem, ale to chyba z zaskoczenia i radości zarazem.

draumkona pisze...

- I ma wielką dupę... - dodała Iskra w zamyśleniu jakby wyobrażając sobie coś - Ciekawe, czy jakby ukłuć ją szpilką w te poślady, to czy by pękły... - odzywała się furiatkowa część Iskry.
- Nie pogniewaj się, jak czasem będę ci mówić zdrożny chędożycielu, po prostu do tej pory w moim życiu egzystował jeden Marcus. Wiesz jaki. Więc wiesz chyba dlaczego będę cię myliła... Przynajmniej przez jakiś czas. - skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała w niebo. Niebieskie zorze... Zimno. Fuj.
- Nie tyle co ją spotkałam, co wparowałam jej do sypialni jak się z Lucienem chędożyła! - no prawie. Ale efekt był ten sam.
- Chyba dam Szept spokój. Może chce ode mnie odpocząć albo co... Powiadasz, że który to był namiot? - krnąbrna podopieczna Poszkiwacza, która nigdy nie słucha.

O świcie obudzili się także dwaj królowie. I natychmiast wyruszyli.
W okolicach południa odnaleźli właściwą ścieżkę, gdzie ślady były ledwie przysypane. A potem znów niepokój. Ślady ciągnięcia, odbicie ciał na śniegu... Ślady kopyt.
- Wlekli je chwilę... Potem ślad niknie. Zabrali je na konie. Trzech jeźdźców... - i wskazał kierunek. A Cień się chyba domyślił co też tam może być, bo pierwszy wystrzelił w tymże kierunku.
Wieczór. Dopiero wieczorem okazało się, że elfki trafić musiały do obozu. Ymir już miał ułożoną tyradę dla obu pań, a Wilk dopiero układał.
Czuł ich zapachy. Był też zapach jakiejś zupy... Najwyraźniej trafili na kolację.

draumkona pisze...

Za Cieniem wpadli w równie wojowniczych nastrojach obaj królowie. Wilk zostawił reprymendę Zhao Lucienowi, niech sobie pokrzyczy, potem on ją dopadnie... W galopie jeszcze zeskoczył z konia zostawiając biednego Ymira z wodzami, a ten trzech kroków nie ujechał i spadł do wtóru przekleństw.
I Wilk ruszył tropem Szept.
A Iskra obejrzała się przez ramię, otworzyła szeroko oczy, po czym odstawiła spokojnie miskę. I spojrzała na Kruka, jakże spokojnie
- Jeśli nie przeżyję, to proszę ja cię bardzo, pochowajcie mnie w jakimś zacnym zagajniku brzozowym, gdzie rosną... - ale nie skończyła, bo skoczyła na nogi, Cień był zbyt blisko... I zaczęła uciekać przed swoim mentorem, jego wściekłością i próbując ratować swój tyłek.

draumkona pisze...

I kiedy Lu znalazł się na ziemi, Iskra przyhamowała i wróciła. Przepchała się przez barczystych osiłków, wątłych chłopaczków, a nawet widziała parę kobiet... Przepchała się przez nich wszystkich i poodganiała niczym natrętne muchy. A potem, nieufnie spojrzała na Poszukiwacza leżącego na ziemi... I... Trąciła go czubkiem stopy w ramię. I tu był błąd, bo powinna uciekać. A tak, to Lucien wykonał szybki i zdecydowany ruch ręką. Podciął ją, a, że ona słaba, wciąż nie wypoczęta... Runęła na ziemię przy okazji obijając sobie potylicę i przegryzając język. W ustach czuła posmak krwi.
- Ty głupi idioto! - nie ma to jak krzyczeć na kogoś, gdy samemu nabroiło się znacznie, znacznie więcej.
Wściekły Wilk spojrzał na Morgana z ogniem w oczach
- Ymir, schowaj to - polecił krasnoludowi, który już w dłoniach miał swój ciężki topór bojowy...
- Obecny władca Eilendyr i Dolny Król - wycedził, a oczy dosłownie mu płonęły. Szept. Żyła. Była obok, zaraz będzie mógł ją owrzeszczeć... Jeszcze tylko sprawdzić jak Cień radzi sobie z Iskrą... I spojrzał na nich.

draumkona pisze...

Iskra w pierwszym momencie miała ochotę się wyrwać, bo jakims dziwnym trafem sądziła, że ten jej zaraz tyłek skopie, albo zwiąże, wrzuci na wóz i wywiezie do Czeluści.
A tu... Aż ją zatkało. I nie wiedziała co ma biedna zrobić, bo czuła na sobie wzrok wszystkich. Dosłownie wszystkich. Ale nie oderwała się od niego od razu, nie... Ale kiedy to zrobiła, minę miała naprawdę niemądrą. Pozbierała się, usiadła na trawce i modliła się w duchu o to, by nie być czerwoną na twarzy...
Wzrok Wilka jeszcze się pogorszył. Elf wyglądał tak, jakby kto pokazał mu martwe ciała wszystkich bliskich mu osób. Było źle i nawet Ymir to widział. I współczuł Szept, bo teraz wszystko...
- Coś ty sobie myślała?! - i zaczęło się opierniczanie Szept.
- Czy ty wiesz, czym to mogło grozić?! Mogłaś zginąć, do cholery ciężkiej! I prawie tak się stało! Której to był pomysł z tą bramą?! Pewnie twój!

draumkona pisze...

O ile krzyków i wrzasków się spodziewała, to reszty nie... Nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie przyszło jej do głowy...
Zdezorientowana jeszcze spojrzała na niego jakby oczekując, że zaraz powie, że żartował, albo, że ma kontrakt i takie były wymogi. Ale nic takiego nie powiedział. Objęła go więc dłonie zaciskając na materiale koszuli, a nos wtulając w jego pierś
- Przepraszam - bąknęła cicho.
Wilk prychnął. Nie dość, że nabroiła, nie dość, że się tak narażała...
- Tak, będę cię do cholery pouczał! Przynajmniej dopóki będę miał siły i będę wciąż przy zdrowych zmysłach co przy twoich wybrykach jest wielce trudnym do osiągnięcia... - już spokojniej. Najwyraźniej złość opadała, choć to co widział między Cieniem, a Iskrą... Nie to go tak rozjuszyło.
- Martwiłem się. Myślałem, że już więcej nie wrócisz - wyrzucił to wszystko na jednym tchu i przymknął na chwilę oczy. Potem znów je otworzył. I spojrzał wprost na magiczkę.
- Nie rób tak więcej, bo umrę ze zmartwienia i tyle. Będziesz mnie miała na sumieniu - a potem przygarnął ją do siebie opiekuńczym gestem.

draumkona pisze...

Iskra natomiast korzystała z tego, że był ciepły. Jej było zimno i to niemal ciągle, a i przyczyny znaleźć nie mogła. Dlatego też zaraz Lucien mógł poczuć jej chłodne dłonie na swoich plecach.
Wilk przygładził miękkie Szeptuchowe włosy, a Ymir nabił sobie fajeczkę
- Nierozsądnie zrobiłyście. Moje niedźwiedzie przebiłyby bramę... - czy zanosiło się na kolejną reprymendę? Tym razem ze strony krasnoluda?
- Ale mimo to, gest wasz musiał wymagać niezwykłej odwagi. Dziękuję. Zapewne Wilk jest podobnego zdania, ale woli się wydzierać. Co to emocje robią z ludźmi... - i taki oto, zadumany, z fajeczką w ustach odszedł do ogniska pozapoznawać się z ludźmi. Ymir lubił ludzi.
A Wilk chyba nie miał zamiaru puszczać Szept. Nie, jeszcze nie. Za chwilę... Szkoda tylko, że to mityczne "za chwilę" zawsze odkładał na "jeszcze moment", aż w końcu dochodził do mitycznej krainy zwanej "zaraz".

draumkona pisze...

- Cholera jasna - zaklęła widząc co się święci. Cholerne zlecenia kretyńskiego czerwonego maga... Toć Kruk im do kurwy nędzy nie zagrażał! Lepiej by się zdrajcą zajęli co im dalej w szeregach szalał...
Ale mimo wszystko ruszyć się nie potrafiła. Tylko z niepokojem obserwowała, jak Lucien sięga do Zabójcy, jak Marcus ze spokojem mu odpowiada...
I wtedy władowała się w to wszystko Szept. Iskra warknęła. Teraz musiała wkroczyć, bo wiedziała, że Cień nic nie zrobi sobie z tego, że magiczka stoi mu na przeszkodzie. Dwa susy i znalazła się obok elfki, której posłała wkurzone spojrzenie.
- Zostaw... Nikt nie musi wiedzieć. - te słowa kierowała do swojego mentora. Najwidoczniej chciała upiec trzy pieczenie na jednym ogniu. Ocalić Kruka. Uratować zadek Szeptuchy. I nakłonić Poszukiwacza do zmiany zdania.

draumkona pisze...

Iskra obserwowała całe zajście z dziwnym spokojem. Na samym końcu jedynie drgnęła i przykucnęła przy śpiącym mentorze. Chwilę na niego patrzyła, a potem podniosła zmęczone spojrzenie na Szept.
- Szkoda, że nie potrafię usuwać wspomnień. Pewnie gdyby Nieuchwytny by to odkrył, to by mi głowę urwał i obdarł ze skóry... Ale ty miałbyś spokój - tu spojrzała na Kruka. Potem westchnęła.
- A ten cieć nie miałby takiego dylematu. - po czym podniosła się i sięgnęła magii obiecując sobie, że to ostatni raz. Że potem wypocznie. Guzik.
Stuknęła piętą o ziemię i wzniosła nieco ręce w górę, a Luciena z ziemi podniósł łagodny podmuch wiatru. Potem zaś Iskra łagodnym ruchem przesunęła dłoń w bok, a wiatr, wciąz podtrzymując bezwłądnego Cienia przetransportował go do namiotu. Jej. Cóż, lepiej będzie jeśli będzie przy nim siedzieć. Może da się jej go jakoś powstrzymać przed kolejną próbą zabicia Kruka. Zachwiała się nieco, kiedy odnotowała uwolnienie magii, kiedy Lu najwidoczniej opadł na miękkie skóry w których ostatnio spała.
Wilk obserwujący całe to zajście znowu niemal zszedł na zawał. Klął pod nosem, aż nie uspokoił go Ymir po prostu podając bukłaczek z muchomorową gorzałką.

draumkona pisze...

Iskra parsknęła, choć śmiech był pozbawiony wesołości
- Najpierw, to musielibyśmy zmienić przywódcę, a potem dopiero robić coś z Radą... - umilkła. Powinna się zamknąć, bo zaraz tu wszystko wypapla i tyle.
- Idę pilnować tego idioty - mruknęła, jak gdyby była to największa kara na świecie i ruszyła do namiotu. Rzeczywiście, przetrzymanie go do rana chyba trudne nie będzie, bądź co bądź zaklęcia Szeptuchy były silne... Iskra chyba nie załapała o co tutaj chodzi.
Wślizgnęła się do namiotu, po czym pozbawiła Poszukiwacza broni. Tak po prostu. Wszystkie jego miecze, sztylety, ostrza, wszystko to trafiło na jedną kupkę w rogu namiotu. A potem okryła go niedźwiedzią skórą, która była najcieplejsza i owinęła się ciaśniej płaszczem siadając po turecku obok. Trzeba będzie czuwać.

draumkona pisze...

Panowie królowie natomiast dziwnie po sobie patrzyli, jakby rozmawiali w myślach. Najwyraźniej coś było na rzeczy, bo potem jeszcze rozmawiali ściszonymi głosami. Coś było nie tak na froncie.
- Możemy spać tu, przy ogniu - rzucił Ymir i poklepał swoją pierś okrytą grubą skórą. Tak, bez wątpienia przetrwałby noc... W końcu, to krasnolud.
Iskra odpowiedziała wojowniczym spojrzeniem.
- Ty powariowałeś - warknęła, po czym w myśli jeszcze zaklęcie rzuciła, co by broń się... Zdematerializowała. Tak. Dokładnie. Jego ostrza zmieniły się w cząsteczki i pływały sobie w powietrzu, niewidoczne dla oka. Niewyczuwalne. I tylko ona wiedziała jak je z powrotem ściągnąć.
- On nam pomógł, a ty się słuchasz głupich rozkazów. Jakby na mnie było zlecenie, też byś je wykonał? - i nie była pewna, czy rzeczywiście chce usłyszeć odpowiedź...

draumkona pisze...

- To, że przez nas musisz iść spać do innego - oczywiście, że to był pomysł Wilka, a jakże. Chyba władca przejmował głupie pomysły od obu elfek, albo co...
- Przecież nie raz już tak spaliśmy, Szept. Z cukru nie jesteśmy... - zupełnie tak, jakby ona była i potrzebowała dla siebie całego namiotu...

- Zdradził, czy nie, mam to gdzieś. Pomógł mi. Nazwij to długiem, czy czymś tam. Jak chcesz go zabić, to najpierw będziesz musiał zabić mnie - burknęła ostatecznie odwracając wzrok i krzyżując pod płaszczem ręce na piersi. Aż w końcu w ogóle odwróciła się do niego plecami, nogi rękami objęła, a brodę oparła na kolanach i zaczęła patrzeć w ścianę namiotu. Głupek.

draumkona pisze...

Wilk zmrużył oczy i skrzyżował ręce na piersi, natomiast krasnolud parsknął rozbawiony. Wiedział, że to się tak skończy, doskonale wiedział. Ale nie, Wilk musiał się uprzeć przy swoim.
- Nie, ty idziesz do namiotu - powiedział spokojnie. Bardzo spokojnie. Zupełnie tak, jakby tłumaczył dziecku bardzo oczywistą rzecz... A potem, nie czekając na protesty, pochwycił Szept, zarzucił sobie na ramię i pomaszerował z nią do namiotu z jawnym zamiarem położenia spać.

- Niech będzie - mruknęła przez ramię. O dziwo, bez oporów się obyło, a to dlatego, że Iskra miała dość. Chciała spokoju. Chciała być jak najdalej od przeklętych Wirgińczyków i wojen... Czeluść kusiła wizją świętego spokoju, choć coś jej mówiło, że wcale spokoju mieć nie będzie.
- Niech będzie... - powtórzyła ciszej, bardziej jakby mamrocąc pod nosem niżby się do kogoś zwracając.

draumkona pisze...

gdyby zadał takie pytanie, to wtedy zapewne dostałby w nos, a Iskra powiedziałaby "akuku". No, ale tak się nie stało... Za to wydał rozkaz. A na rozkazy odpowiedź była jedna.
- Sam sobie chodź - jak widać, koniec współpracy właśnie nastąpił i elfka nie miała zamiaru się kłaść. Przynajmniej dzielnie starała sie sprawiać wrażenie wyspanej i gotowej na wszystko.

Tak bardzo chciała na ziemię? To proszę. Wilk puścił ją i wylądowała na posłaniu.
- Proszę, spełniłem twoją prośbę, puściłem cię. teraz ty spełnij moją i śpij tutaj.

draumkona pisze...

Prawie udało się jej zaprotestować. Ale nie. Wrócił i zaraz ją przygniótł i koniec tego dobrego. Dmuchnęła poirytowana w kosmyk włosów jaki zaplatał się jej na twarzy.
A potem... Skóry przyjemnie grzały. W sumie, jak sam chce, to niech cierpi. Bez żadnego słowa ostrzeżenia, czy zwiastunu marudzenia, po prostu wzięła i się w niego wtuliła. Po prostu...

Wilk wpadł na pewien cudowny plan.
- Nie, ja nie ustępuję. Nie wtedy, kiedy mam rację. - po czym wystawił głowę na zewnątrz i do namiotu wgramolił się Ymir. Zrobiło się nieco ciasnawo, więc elf przystąpił do realizacji szalonego planu. Legnął się na skóry, wciągnął na siebie zdezorientowaną Szeptuchę, a dla Ymira pozostawało nadal sporo miejsca.
- Proszę. Jak elf chce, to potrafi.

draumkona pisze...

Wydała ciche polecenie w elfiej mowie i Kelpie odeszła nieco na bok i zaczęła skubać pozostałości trawki. Sama elfka natomiast lekkim krokiem ruszyła do ogniska i już po chwili była przy nim. Ale nie usiadła obok Poszukiwacza. Ani obok drugiego z mężczyzn. Nie wiedziała zbytnio w sumie dlaczego ruszyła ich śladem... Ale coś ją tknęło. A może to po prostu chęć wypełnienia pustki po stracie Tauriel?
Szisz wystawił łebek z torby i na widok Iskry zaraz do niej przypełzł i zaczął domagać się drapania za uchem. Jak zawsze. A Iskra niezbyt wiedziała co ma z szopem zrobić.

draumkona pisze...

Powiedz Iskrze, zasugeruj, że czegoś nie można zrobić i możesz z całą pewnością liczyć, że to zrobi.
Tak także było i teraz, bo spojrzenie tylko na Poszukiwacza podniosła, a potem znów się wtuliła. I co gorsza, zimne jej rączki powędrowały pod jego koszulę... I nie, ona oczywiście była niewinna. Nikogo nie prowokowała do wiadomych czynów. Nie. Ona była wręcz dziewicą.

- Powiedziała ta normalna - odparował i ziewnął. Był zmęczony. Zmęczony tropieniem, zamartwianiem się... Podłożył ręce po głowę i przymknął oczy z zamiarem zaśnięcia.
- Chrrrrrr....
- Szept... Znasz jakieś zaklęcia na wyciszenie chrapania...?

draumkona pisze...

- To niech słyszą - mruknęła odrywając się chwilowo od ust Cienia i z niemałym zadowoleniem pozbawiła go ostatniej części garderoby jaką na sobie miał. O dziwo, tym razem była to koszula... A potem, naprawdę starała się być cicho, co niezbyt jej wyszło tak w sumie... Dobrze, że namiot trochę był na uboczu, to aż tylu ludzi ich przecież nie usłyszało... Miała przynajmniej taką nadzieję.

Wilk uśmiechnął sie leniwie wsłuchując się w ciszę. A potem zaraz usnął, zbyt zmęczony by się zastanawiać, czy się przesłyszał, czy jakieś pojękiwania słyszał...

draumkona pisze...

Och tam, zaraz nie najlepszy... Tylko musiałaby na chwilę oczka dłonią przesłonić, co by nagości tamtej dwójki nie oglądać, bo rzecz jasna bo dość upojnej nocy uznali, że skóry wcale nie są aż tak potrzebne. I dopiero chyba teraz zdanie to zostało zmienione, bo Iskra owinęła się skórą, a i nawet Poszukiwaczowi dostał się dość spory jej kawałek.
Ale wstawać to ona nie zamierzała. Nie teraz. Nie dość, że ostatnimi dniami prawie w ogóle nie spała, to teraz jeszcze, tak wyczerpana po chędożce miała się zrywać skoro południe? O nie, ona tu zostaje. I chyba nawet gdyby Lucien uznał, że jednak czas rozliczyć się z Krukiem, toby się nie ruszyła. W sumie... Bez broni i tak chyba nie za wiele zrobi.
Ziewnęła więc i się przeciągnęła. Kości krzyża chrupnęły cicho, a elfka znów wykorzystała swojego mentora jako poduszkę i może jako kocyk też, bo głowę miała opartą na jego ręce, a i tyłkiem się odwróciła, co by jej plecki grzał.
Jak widać, póki elfica nie wstanie, to i Poszukiwacz się nie ruszy.
- Wynajmuję cię, Cieniu - mruknęła sennie przypominając sobie kontraktową formułkę - Od teraz robisz mi za kocyk i poduszkę, wynagrodzenie już dostałeś - jeszcze wzięła sobie jego wolną rękę i przez talię przerzuciła, co by tu też grzało.
Tymczasem Wilk z Ymirem wstali równo z Szept. Być może krasnolud wstał nieco szybciej, ale był zbyt rozleniwiony by od razu wstawać. Ale w ostateczności z namiotu wyciągnął go zapach zupy brokułowej, to i wyszedł. Potem zaś wyszli Wilk z Szept i władca uznał, że pora rozejrzeć się po okolicy. Wirginia zapewne nadal ich szukała, więc ostrożności nigdy za wiele.

Nefryt pisze...

Nefryt parsknęła śmiechem.
- Bliźniaczko ty moja - zaśmiała się. "Ale dawno tego nie robiłam". Skąd ona to zna?
Cóż, widocznie w tym temacie obie mogły robić za ucieleśnienie kobiecości.
Również wcale nie miała ochoty na motanie się z tym całym "szmelcem", jak nazywała w myślach zestaw do szycia, ale jak mus to mus.
Miała zresztą to wymalowane na twarzy, kiedy weszła do namiotu Leylith i wyjaśniła jej całą sprawę.
Ta tylko popatrzyła to na herszta, to na elfkę, po czym podpierając się pod boki orzekła, że jak będzie chciała mieć w namiocie pobojowisko, to da Nefryt igłę i nici.
- Tylko z was miarę zdejmę, a potem, droga Elfko, ty jej pilnuj, żeby mi się tu do roboty nie pchała. Wszyscy wiedzą, że od Nefryt to trolle lepiej szyją - Leylith najwyraźniej za nic miała, co herszt myśli o wyśmiewaniu jej słabości. Dziwny to był między nimi układ, bo niby Nefryt hersztem była, ale tylko Leylith tak sprawnie się kobiecymi czynnościami w obozie potrafiła zająć. I chyba tylko ona ośmielała się ot tak sobie z herszt pokpiwać. Nie, żeby Nefryt się za to na nią jakoś specjalnie denerwowała. Teraz też niby urażona wargi wydęła, w rzeczywistości jeden wielki teatr odgrywając.

Sol pisze...

Sol ssmiechnęła się delikatnie i załozyła noge na nogę, poprawiając suknię która przy udzie jej się zrolowała. Wygładziła material dłonia i ujela w palce kawalek pieczywa.
- Spowiednikow było zaledwie paru w naszym rodzie, a to od strony matki i zawsze kobiety... Spowiedniczka gdy się rodzi, musi przejść rytual oczyszczenia, kołysze się dziecko nad kadzią wypelniona podpalonymi ziołami i te dymy, te zapachy oczyszczaja ją. Spowiednicy mogą byc niebezpieczni, wykorzystywani by zniewalać wysoko postawionych ludzi. Jednym sposobem na uwolnienie wyspowiadanego i zwrócenie mu woli, jest zabicie tej, która go wyspowiadała - obracala pieczywo w dłoni, az nakruszyla na blad. -Gdy rodzi się Spowiednik, zabija sie go. Męzczyxni nie radzą sobie z tą mocą i staja się złemw cielonym, szarlatanami.

draumkona pisze...

Ymir burknął coś pod nosem i poprawił topór, który miał oparty o ramię. Wirginia. Jak on ich nie znosił...
Za to Wilk ze sporym zainteresowaniem obserwował Szept i dwóch mężczyzn z którymi, jak się mogło wydawać, ma całkiem przyjazne stosunki. Nie spodziewał się, że Niraneth Wilcza Pani będzie należeć do... Ludzkiej bandy.
Krasnolud chrząknął zniecierpliwiony i spojrzał na Wilka. Na brodzie porobiły mu się małe sopelki lodu, co niezwykle władcę rozbawiło.
- Co się stało?
Ymir nie odpowiedział od razu, ale miał niepokój w oczach...
- Posłuchaj ziemi. Płacze. Wirginia może mieć ze sobą coś dużego i ciężkiego, nie znam się na lamentach przyrody... Ale to brzmi jak troll. Jaskiniowy. - błekitne oczy Wilka błysnęły ostrzegawczo, od razu przukucnął na ziemi i przyłożył do zmarzniętej gleby ucho.
- Napędzany magią. Dlatego ziemia płacze - rzuciła fachowym tonem jakby to wszystko wyjaśniało.
- Ale są daleko... Być może to nie ci. - i spojrzenie padło na Szept - Lepiej się pośpieszmy.
I Iskra zasnęła, choć tuż przed tym jak osunęła się do krainy snu... Tuż przed tym poczuła w sercu niepokój. Zmęczenie jednak wzięło górę.

draumkona pisze...

Obudziła się z tej krótkiej drzemki niemalże natychmiast. Słyszała strzały przecinające powietrze i nie podobało się jej to ani trochę. Natychmiast niemal w powietrzu zmaterializowały się ostrza Lucienowe, i padły na ziemię, co by sobie mógł je pozbierać, a elfka zaczęła się w pośpiechu ubierać. Być może Poszukiwacz nie zamierzał walczyć w obronie obozu, ale ona owszem. Kolejne powiązanie z zewnątrz...
I już chwilę potem wypadła z namiotu. Akurat kiedy grad czarnych strzał zasypał obóz. Przywołała magię, ręce uniosła, a gleba nagle podniosła się tworząc ścianę przed nią i nad nią. Tak też Iskra uniknęła podziurawienia.
Ziemia zadudniła.
Wilk poderwał się z ziemi jako pierwszy, po czym błyskawicznie sięgnął kołczanu i zaczął szyć strzałami z porażającą precyzją i szybkością. I co najlepsze, strzały nie kończyły się. Najwyraźniej Wilk wyznalazł sposób by nie musieć co chwila latać od przeciwnika do przeciwnika. A Ymir wziął topór i ruszył z wrzaskiem na przeciwników, którzy nagle wybiegli z lasu.
Iskra tymczasem przystanęła, a skoncentrowana magia jakby opadła. Stała i patrzyła jak z lasu wyłania się troll prowadzony na łańcuchu przez jakiegoś osiłka... I doprawdy, była tak zaszokowana, że w pierwszych chwilach kompletnie była bezbronna, niczym pachołek co czeka na zmiażdżenie. Maczuga została podniesiona, a ona jednak zwinnie umknęła w bok.
- Biorę trolla! - wrzasnęła jeszcze, co by wątpliwości nie było cóż ona będzie robić.

draumkona pisze...

Iskra także wyczuwała magów, choć nie bawiła się w precyzowanie jakiej są specjalności. Miała przed sobą dziwnego osiłka i trolla, który był coraz bardziej rozjuszony, bo Iskra się z nim bawiła w kotka i myszkę.
Najwyraźniej nieprzespana noc wcale źle na nią nie wpłynęła, a wręcz przeciwnie. Właśnie przeskoczyła w powietrzu nad maczugą i szybkim gestem przywołała do siebie element magii wody. Ten jednak miast stać się cieczą, skrystalizował się w lodowe igiełki, które powbijały się w ciało osiłka. Iskra zawsze uważała to za okropnie bolesną śmierć...
Wirginia jednak miała coś w zanadrzu. Coś, czego raczej nikt z zebranych się tu nie spodziewał...

draumkona pisze...

Nie było jednak szans w starciu z taką siłą. A Wrigińczycy najwyraźniej nie przewidzieli tego, że artefakty działają według własnego widzi mi się.
Wciągnęło ich. Wilka, Ymira, Szept, Kruka, Iskrę, Luciena. Wszystkich ich wciągnęło, a banda musiała poradzić sobie sama.
Przez jakiś czas była jedynie ciemność i nieznośna cisza. Ciśnienie narastało, a w uszach chciało się usłyszeć charakterystyczne puknięcie. Jednak nie. Wkrótce uczucie nadciśnienia stawać się zaczęło nieznośne... I tak jak nagle wszystko zniknęło, tak teraz się pojawiło.
Czerwona ziemia, opary dymów, kratery i dziwne, rzadkie chmury na niebie. Wybujała roślinność utrzymana w ciemnych kolorach wcale nie nadawała temu miejscu weselszego wyglądu. Nie. Wręcz przeciwnie. Kiedy Iskra się ocknęła, kiedy usiadła, zauważyła, że wcale nie tak daleko od nich majaczy forteca... Gdzie oni do cholery wylądowali?
Rozejrzała się odnotowując kto jeszcze został przerzucony przez artefakt. Podpełzła do Poszukiwacza i ułozyła mu dłoń na ramieniu co by sprawdzić czy żyje.

draumkona pisze...

Iskra wywróciła oczami i straciła zainteresowanie Cieniem
- Jak tak bardzo go kochasz to mu to powiedz, a nie mu ukradkowe spojrzenia rzucasz - powoli miała dość tego jak jej mentor odnosił się do Wilka. Przecież ten mu nic nie zrobił... I naprawdę, nie była złośliwa. Ale wstała i podeszła do Wilka, który jakiś oszołomiony leżał, przyklęknęła obok i ułożyła mu dłoń na czole chcąc wybudzić z transu. Ale okazało się, że Wilk jest całkiem przytomny i... Tylko czeka na okazję by zrobić Cieniowi na złość. Więc pochwycił delikatnie dłoń zaskoczonej elfki i ją ucałował z chytrym błyskiem w oku
- Nic mi nie jest, Zhao - och, jakie to było piękne. Co prawda, bardziej mu teraz chodziło o rozjuszenie Cienia niż podrywanie Iskry, ale cóż...

draumkona pisze...

Wilk za to uważał, że to Lucien z tymi swoimi spojrzeniami szuka guza. I on bardzo chętnie by mu go nabił, a przy tym nieomieszkałby mu nagadać. Tak dla zasady.
- Cała jesteś? - i ujął jeszcze twarz Iskry w dłonie, zatroskany i to wcale nie była udawana troska. Nie wiedział gdzie byli, a to już było wystarczającym powodem do niepokoju.
Ymir podniósł się dopiero teraz, mocno zdezorientowany. Krasnoludy nie reagowały dobrze na magię. Rozejrzał się czujnie. I wtedy poznał. Poznał fortecę wznoszącą się przed nimi. I zaklął okropnie mocując topór na plecach.
- Kraina Cieni, Morhaim, siedziba dawnych Smoczych Panów... I ich forteca jakiej nie sposób zdobyć. Kazad'dum - jak widać, krasnoludzki król choć niewiele teraz podróżował... Wiele czytał. Stąd i jego wiedza. Rozejrzał się czujnie, a w tym czasie Iskra w końcu uciekła Wilkowi.
- Morhaim... - i tu spojrzała na Szept wzrokiem porozumiewawczym. Tu miały trafić, ale kaskada... Czy ktoś to ukartował? Może Al? Nie... Na pewno nikt nie był na tyle potężny by zakląć w maleńkim przedmiocie moc przenoszenia do Morhaimu.
- Tu jest stanowczo za cicho...

draumkona pisze...

Iskra zrozumiała spojrzenie i zaraz Lucien dostał w potylicę kawałkiem jakiejś zgniłej kory... Iskra ostrzegła go spojrzeniem. Siedź cicho, proszę cię. - nie wiedziała na ile to odniesie skutek, ale zawsze warto spróbować...
A jak na złość, Wilk pomyślał podobnie. Możeby tak kochany Cień poszedł przodem? Przecież jest taki cudowny jeśli idzie o zakradanie się do cudzych posiadłości...
Jak widać, nienawiść była siłą przyciągającą. Jak miłość, albo coś.
Widząc niezbyt zadowoloną minę Luciena, Zhao doszła do wniosku, że rzucenie weń korą nie było dobrym pomysłem. Podeszła więc, stając naprzeciw. I mierzyła się z nim wzrokiem dłuższą chwilę.
- To jest też moje zadanie. Może oni wszyscy cię nie obchodzą, może obchodzi cię jak zawsze tylko i wyłącznie Bractwo. Ale ja jestem częścią Bractwa i twoją podopieczną, nawet jeśli ci się to nie podoba. Więc przestań rzucać złośliwe słowa i skup się. To nie jest bezpieczne miejsce. Gorzej niż Valnwerd i Medreth razem wzięte. - i tak oto Cień mentor dostał całkiem sensowną reprymendę od swojej krnąbrnej podopiecznej.

draumkona pisze...

- To nie pomagaj im, tylko mi - rzuciła jeszcze, nim odbiegła by zrównać się z Szept. Najwyraźniej ani się jej śniło żeby zostawić ją samą.
- Głupi kretyni. Faceci. Kurwa. - chyba Iskra miała dość wszelkich panów. Ciążowe humorki. Ale na szczęście nikt nie wiedział, prócz Szept. Właśnie, Szept...
- Nie wyglądasz za dobrze... - mruknęła przyglądając się magiczce.
Wilk z Ymirem ruszyli śladem dziewczyn, a za nimi dopiero Kruk zdrajca i Cień burczymucha.

draumkona pisze...

W razie pojawienia się smoka, to zapewne Iskra starałaby się chronić Cienia, a on na odwrót i tyle by z tej obrony wyszło, że zapewne oboje cudem uszliby z życiem. I oczywiście, żadne się nie przyzna, że się o drugie bało, nie, gdzie tam.
Iskra kiwnęła głową ociagając się nieco. Czuła w powietrzu przekręt, ale postanowiła wypytać kiedy indziej... Kiedy po piętach nie będzie im dreptało całe stado gatunku męskiego.
- Wiesz coś więcej o samej fortecy? Nie wygląda zbyt... Przyjaźnie. - w istocie, bardziej przypominało to dużą, wysoką, czarną wieżę. Najeżoną kolcami. I gargulcami. A co ileś metrów porozstawiane były pochodnie, które wyglądały jak te ogniki zawieszone w powietrzu... I te dziwne piski, które dawało się słyszeć od czasu do czasu.

draumkona pisze...

Gdyby coś piła, niechybnie by się zakrztusiła i udusiła na amen. Nie wiedzieć czemu, elfka od razu skojarzyła "kłopot taki jak twój" z... uczuciami do Luciena, a jakże. Niedomyślna Zhaotrise częśc pierwsza.
- Ale... Jak to... - zaczęła jeszcze nieco zbita z tropu, zagubiona i nie wiedząca kompletnie co poczynić. Bo owszem, kochac go sobie mogła, ale skoro Szeptucha też... I jak to teraz będzie wyglądało? No jak? Co, trójkącik sobie zrobią? Spojrzała przez ramię na Poszukiwacza, a w jej wzroku było coś dziwnego. Jakaś niepewność, zagubienie, albo co, diabli wiedzą.
- Ale kiedy ty tak...? - szepnęła konspiracyjnie elfce do ucha pragnąc dowiedzieć się kiedy to zadurzyła się w Cieniu.

draumkona pisze...

Na tę nowinę Iskra się potknęła o własne nogi i wyrżnęła jak długa na pustkowiu. I tak leżała chyba nie zamierzając się ruszać.
Myśli się kotłowały, a ona doznała szoku pierwszego stopnia. Naprawdę. Z trudem złapała oddech i spojrzała dziwnie na magiczkę. A potem pozbierała się z ziemi i otarła krew cieknąca z nosa rękawem. Nie ma to jak upaść na twarz.
- Bogowie... Świat się kończy... - wyszeptała niedowierzając w to, czego właśnie się dowiedziała. Błyskawicznie wstała i otrzepała się i zaraz Szeptuchę dogoniła.
- Z kim - najważniejsze pytanie chyba. Iskra musiała wiedzieć. Po prostu musiała.
- Wiesz, możemy razem podziergać skarpetki... - i elfka sobie to wyobraziła. To byłprzedziwny obrazek. Prawie tak dziwny jak Lucien przyznający się do uczuć. Czyli chyba coś nierealnego.
- Bogowie...

draumkona pisze...

W więzieniu... I zaraz pojęła, a oświecenie spłynęło na nią niby ta łaska boska z jaką rodzą się niektórzy nieco nadgorliwi kapłani. Wiedziała co robi się w więzieniu z łądnymi kobietami...Ba, nie tylko z ładnymi. Z każdymi. A biorąc pod uwagę fakt...
- To moja wina... - oczywiście obwiniła siebie, bo kogóż innego? Mogła powiedzieć Szept co i jak, mogła ją puścić, a sama by została... Dałaby sobie radę. A nie teraz takie... Westchnęła.
- Moja wina... - i wbiła wzrok w ziemię milknąc dziwnie. Chyba straciła wszelki zapał i radość z życia. Przynajmniej na chwilę obecną.

draumkona pisze...

- Ja bym prędzej poodgryzała im uszy, albo co. Jam elfia furiatka - najwyraźniej Iskra już zapomniała jak były wtedy wyczerpane. Zapomniała o tym, że miały do dyspozycji własne pięści.
- Pozbycie się Wilka będzie trudne... Widzący. - spróbuj spławic jasnowidza i licz na sukces... Prawnie niewykonalne.
- Poza tym, nawet gdyby nie był Widzącym... Zapewne nadal nie chciałby cię puścić. Znasz go.

draumkona pisze...

Iskra się nie spodziewała. Było tylko szarpnięcie, a potem... Potem całkiem niespodziewanie były tylko czyjeś plecy. Płaszcz. Zapach. Lucien. Tylko o co tu u cholery chodziło?
Stanęła na palcach, co by mu przez ramię spojrzeć, bo wyższy przeciez był, to i niewiele widziała. Zmrużyła oczy widząc ciekawskie widmo. Pierwszy gość, pierwszy mieszkaniec. A jego słowa.
- Tam... - mruknęła spoglądając we wskazaną stronę - Widmo... To niedobry znak. - a potem po prostu wyszła zza Lucienowych pleców nie dając się dłużej bronić. Iskra bowiem uważała, że sama sobie da świetnie radę. I tyle.
I teraz to ona wysunęła się na czoło pochodu, uparcie dążąc do celu. Jakby coś ją wołało. Ponaglało.

draumkona pisze...

Stając przed ogromnym szkieletem Iskra poczuła się... Dziwnie. Jakby obco. Jakby wtargnęła do czyjegoś świata i teraz przyszło jej ponieść karę.
Reszta dogoniła ją po niedługim czasie i rozpoczęły się ciche rozmowy na temat ten i ów. Że oto, dotarli, lecz co teraz?
Wtedy też Iskrę coś tknęło. Wzrok padł na smoczą czaszkę. Była... Ogromna. A jeden kieł niemal dorównywał jej wzrostem. Bogowie, cóż to musiał byc za piękny i dostojny stwór. A szczęki miał otwarte... Ciekawe, co jest w środku...
I wcale nie zważając na ostrzegawcze spojrzenie Luciena, wlazła w smocze szczęki, a te zatrzasnęły się z głuchym łoskotem, aż zadudniła ziemia.
Głupia, elfia furiatka?

Sol pisze...

Pokręciła głową. Zaraz jednak zaprzestala tego i wzruszyła ramionami.
- NIe wiem... Spowiednicy u nas ostatnio rodzili sie w rodzie... z wiek temu, jak nie dalej - mruknęła. - Rzadko sie ich spotykało, bo i nie byli specjalnie szkoleni, ani nic... U nas w pewnym okresie, ale to dawno temu z trzy wieki temu, pod rząd zrodziły sie cztery Spowiedniczki i jeden chłopiec... od razu utopili go. Mężczyxni nie radzą sobie Szept, bo.. - tu uniosła na nią oczy nieco zaskoczona. - Powinnas wiedzieć - stwierdziła. - Mężczyźni chca wladzy, maja naturę zdobywcy, to my, kobeity pragniemy być zdobywane, więc oni dar Spowiednictwa wykorzystują dla zdobycia władzy, majątku... źle go wykorzystuja i nie potrafia nad tym panować, jakby ta moc przycmiewała im dobro. Ale teraz... nie sądze, by kto jeszcze mógł to miec w sobie... Sądze, ze to przez Bezimiennego sie we mnie to obudziło. Wszystko na raz - skrzywiła sie. I uzdrowiciele światła byli w jej rodzie, tez od matki strony... więc moze Esme taka całkiem niemagiczna nie była, skoro z tego rodu...? Może dlatego ja ojciec jej wybrał?
- A... dopiero niedawno to sie obudziło. Bo od malego to wiesz... odporność na ogien - odala jeszcze.

Iskra pisze...

Podobne myśli do Szept i Marcusa mieli obaj królowie, choć ich problem miał nieco większe rozmiary... Mentalne połączenia dawały im sposobność by dowiedzieć się co dzieje się na linii walk... A nie działo się dobrze. Wyznaczeni przez nich dowódcy podejmowali błędne decyzje. Takich, których oni by nie podjęli. Escanor wysłał armię, ażeby odbić miasto, ludzie wciąż kulili się w domach... Nie było dobrze, tak więc chwilowy wypad do Morhaimu także nie był im na rękę. Nie teraz.
Wilk przykucnął i dotknął dłońmi ziemi chcąc wyczuć kroki Iskry, ale jednak...
- Nie czuję jej kroków, zupełnie jakby się zapadła pod ziemię, albo lewitowała... - zmarszczył brwi. Powonien czuć cokolwiek. A może to przez masyw szkieletu...
Potem powietrze przeciął dziki, przerażony wrzask Iskry.

draumkona pisze...

Ale znajomej aury nie było, zupełnie jakby szkielet był czymś w rodzaju odrębnego wymiaru... A przecież tak nie było. Na pewno nie.
Ciche trzaski i szuranie, a potem znów krzyk. I cisza.
- Cholera... - mruknął Wilk i szybkim krokiem ruszył ku szkieletowi, po czym minął szczęki, przeszedł wśród skałek kryjących kręgi szyjne i trafił na żebra, które zlepione były gęstymi sieciami pajęczymi. Nic nie dało się zobaczyć, a kiedy sięgnął do nich ręką...
Iskra znowu krzyknęła, jakby takie działania jedynie pogarszały sprawę. A potem wypadła z pajęczyn, wpadła wprost na Wilka, ten ją odruchowo złapał i oboje stoczyli się po pochyłej ziemi do pozostałych. Elfka oddychała nad wyraz szybko, była oblepiona pajęczynami, ale cała. I bez ran. Obejmowała kurczowo coś... Przyciskała coś do piersi. I leżała na Wilku najwyraźniej wciąż się czegoś bojąc.

draumkona pisze...

Szarpnięcie w górę nie było ani trochę delikatne. Ani odrobinę. Mruknęła coś pod nosem w przerwie między jednym oddechem, a drugim.
- Tam... Nie wiem... - spuściła głowę gotowa się zaraz rozpłakać. Ramiona jej drżały, podobnie jak reszta ciała. Oddech płytki, urywany. Przytuliła do siebie mocniej małe zawiniątko.
Natomiast Wilk się podniósł i otrzepał z pyłu. Zmierzył Cienia niezbyt przychylnym spojrzeniem, które sugerowało, że jak dalej tak będzie Iskrą szarpał, to jej rękę urwie, albo co.
- Ona nie jest idiotką. Jeśli ktoś tu jest idiotą, to ty, Cieniu - no musiał. Musiał się odgryźć za Iskrę, która chyba była zbyt wstrząśnięta i zbyt wystraszona.

draumkona pisze...

- Może i nie pytał, ale obrażając ją, sam się prosisz... - nie dokończył, bo usłyszał Szept. Usłyszał jej słowa.
A Iskra w tym momencie postanowiła osunąć się lekko na ziemię, bo nogi odmówiły posłuszeństwa. Wilk przykucnął i ostrożnie, delikatnie odebrał z jej rąk jajo i przyjrzał mu się.
Było czarne, pokryte chropowatymi łuskami, które mieniły się w nikłym blasku. Emanowało jakąś energią, siłą. Elf spojrzał na magiczkę i chyba uznał za stosowne oddać jej jajo, bo podsunął jej Iskrowe znalezisko.

draumkona pisze...

Wilk delikatnie zmrużył oczy. Znał już nieco Cienia. Cienia i jego oddanie jedynej słusznej, według Luciena, sprawie. Bractwo.
- Iskra, pokaż mi tą rękę... - jakby coś tam było. Jakby spostrzegł ranę. Ale to był podstęp, bowiem Wilk wymyślił jak przywiązać Cienia do Iskry i jednocześnie mieć swobodę w obradowaniu kawałek dalej. Bo lepiej by Cie nie słyszał co się tu ustali.
A Iskra, wciąż na wpół oszołomiona, podała mu rękę. Elf za to, szybkim ruchem zawiązał na jej nadgarstku pleciony przez elfy sznurek... I spojrzał na Szept.
Obezwładnij Cienia. Uśpij. Unieruchom. Cokolwiek - taka była jego prośba. Bo nawet on nie wierzył w to, żeby Lu dał się tak po prostu przywiązać do elfki.

draumkona pisze...

Wilk zachichotał w odpowiedzi na wzrok Cienia, jakby niebywale go to wszystko bawiło. Wziął znów jajo i usadził w piasku przy Iskrze, po czym delikatnie pochwycił jej ramiona i spróbował zwrócić na siebie jej uwagę.
- Pilnuj jaja, słyszysz? - mruknęła coś niewyraźnie, ale skinęła głową. A on wziął jajo i włożył w jej dłonie... Nie omieszkając musnąć ich czule. A potem wstał i odmaszerował na bok z Ymirem i Szept, a ponaglające spojrzenie na Kruka także go zwabiło do obrad.
- Jajo trzeba ukryć. Tylko pytanie gdzie... Skoro wie o nim Bractwo...

draumkona pisze...

- U nas także nie będzie bezpieczne... - dodał Wilk zamyślając się. Brwi nieco ściągnął, wyraz twarzy mu się zmienił.
- W krasnoludzkich skarbcach być może i dla niego znalazłby się kawałek... Ale chyba nikt by nie chciał być na wieczność zamknięty w złotym grobowcu, więc i to odpada. Jajo... Smok musi znaleźć swojego jeźdźca. A niech on już się nim martwi.
Iskra przyjrzała się krytycznie Cieniowi i jego próbom rozerwania sznurka.
- Elficka robota. Nic nie zrobisz. Nie jesteś w stanie. - przygarnęła jajo do siebie i przyjrzała mu się z jawnym zaciekawieniem. A potem on znowu się odezwał. I nie, nie mogła się ugryźć w język.
- Bo ciebie zawsze obchodzi tylko i wyłącznie Bractwo... Nic poza tym - burknęła stwierdzając fakt. Ale ten fakt ją zirytował i w finalnym efekcie, wyprowadził z równowagi. Była zła.
- Natan też nic cię nie obchodzi?

draumkona pisze...

Zaklęła w elfiej mowie. Okropnie. Jak nigdy dotąd. I spiorunowała Luciena spojrzeniem doprawdy nienawistnym.
- Trzeba było więc obciąć Marcusowi język zanim się wypalał, kto jest jego ojcem, do cholery! Przecież wiesz jaki on jest! - syknęła cicho, a potem poczuła ukłucie bólu w sercu. No tak. Tylko Bractwo... Czyli mimo tego wszystkiego co przeszli... Nadal liczyło się tylko Bractwo.
- Będzie smutny jak się dowie, że nic dla ciebie nie znaczy. - no tak, najlepszą obroną jest atak.

draumkona pisze...

Już mu chciała przyłożyć, ale nie. Jajo przeszkadzało. I nagle, jakby spełniając jej najskrytsze marzenia, zabrał od niej cenny skarb, a ona mogła... I wtedy to się stało.
Czarna skorupka pokryła się niezliczonymi rysami, coś chrupnęło cicho w towarzystwie cichego skrzeku. I w miarę jak skorupka pękała... W miarę jak na powierzchnię wydostawał się mały smoczek... Tak Iskra nie dowierzała w to, co widzi.
Tymczasem dyskusja przerodziła się w kłótnię, bo każdy miał inne zdanie jeśli chodzi o ukrycie jaja. Szkoda tylko, że z jaja już niewiele zostało, bo na ramieniu Czarnego Cienia siedział mały, czarny smoczek i krztusił się dymem.
Ostatecznie, Iskra nie mogła już bardziej wytrzeszczyć oczu, a umysł chyba nie zdzierżył tylu informacji na raz. I zemdlała.

draumkona pisze...

- Smok się wykluł - brawo Wilku, stwierdziłeś właśnie bardzo oczywistą rzecz. Spojrzał odruchowo na Iskrę, którą ktoś pozbawił przytomności.
- To już przyprawia o dziwne reakcje, a dopiero parę osób to widziało...
Ymir dopiero teraz przyglądnął się smoczątku. Jak na jego gust, wyglądał jak jeden wielki diament, tyle, że czarny...
- Ładny. Jak kamień o ładnej szlifierce.

draumkona pisze...

Iskra poczuła kamyczek wrzynający się jej w tyłek. Poczuła ból głowy. I zaraz te podniecone głosy, coś o jakimś Alduinie... Chwila. Otworzyła oczy i podniosła się do siadu. Znów jej spojrzenie padło na smoka i znów odczuła przemożną ochotę by stracić przytmność, ale... Wtedy odezwał się Ymir.
- Skoro wszystko tak ślicznie się skończyło... To jak my teraz stąd wyjdziemy, hę? - i zapadła cisza, bo ymir zadał bardzo, ale to bardzo sensowne pytanie, a które właśnie nikt za bardzo odpowiedzi nie znał.

draumkona pisze...

Iskra przysłuchiwała się tej wymianie zdań. I przypomniała sobie coś, palec uniosła nieco gestem jakby wymądrzenia się...
- Czy to było wtedy, kiedy zamiast do Moriaru, wyrzuciło nas poza mapę? - i zaraz ucichła pod spojrzeniem Szept, palec opuściła, gdzieś na bok spojrzała. Na smoczka chociaż, o. No bo przecież na Cienia patrzeć nie będzie...
- Morhaim leży na innej płaszczyźnie czasowej, choć w tym samym... Miejscu co Keronia - podjął tłumaczenie ich obecnej pozycji Wilk - Więc przynajmniej podróż między miejscami można sobie darować. Poza tym, podejrzewam, że wyrzuci nas znów do obozu, ale... Właśnie. Tu jest inny czas. Trzeba przeskoczyć z tego, do tamtego... - i tu pies pogrzebany. Nie miał pojęcia jak to zrobić.

draumkona pisze...

Dziś chyba był dzień żywienia do Wilka cieplejszych uczuć, bo furiatka obejrzała się na elfa, a ten w lot pojął o cóż jej może chodzić. W sumie, narada już się zakończyła. Nie trzeba było chronić jaja, bo jego już nie było... Przykucnął więc pomiędzy nimi, mruknął coś pod nosem i rozwiązał supełek na sznurku, robiąc tym samym z Lu kretyna, bo okazało się, że tu niby wystarczyło supełek rozwiązać...
I byli wolni. Iskra rozmasowała nadgarstek, potem coś pod nosem bąknęła, a Wilk po prostu wziął ją na ręce i opiekuńczo do piersi przycisnął. O tak i nie omieszkał uśmiechnąć się cudnie do Cienia. Jak widać, miłości ciąg dalszy.
- Idź po Strażnika, jak mówiła Szept - o, proszę, jeszcze rozkazywać mu będzie... Ale w tej chwili, nawet gdyby Lu bardzo chciał mu coś zrobić (a zapewne chciał) to raczej nie mógł, chyba, żeby ryzykował ugodzenie w Iskrę która za ten czas obłapiła Wilka za szyję jakby się bała, że ją puści.

draumkona pisze...

I na to wyglądało, że każdy zniknie w nieco inny sposób, bo krasnoluda owinął lekki wietrzyk, targnął kolczugą, a potem Ymir postąpił krok... I już go nie było.
Potem Wilk schylił nieco twarzy, ku Iskrze, na ucho jej coś mruknął, a ona tylko głową kiwnęła i spojrzała wprost na Strażnika. Więcej nie trzeba było, bo ich, dwójkę, pochłonęła z kolei lekka mgiełka. I zostali Cień z Krukiem. A widmo patrzyło. Czuwało.
- Egil Saga - powiedziało wzrok wlepiając w Luciena i siedzącego mu na ramieniu Alduina - Chroń go. - i potem Strażnik odesłał Cienia i rzekomego zdrajcę Cieni z powrotem, do innych.
A tam, walka dobiegała końca. Oczywiście, już wszyscy niemal byli znów zamieszani w wir walki, łącznie z Iskrą, która towarzysząc Szept niemal prowokowały, by nabić je na pikę. Ale zawsze o włos udało się uskoczyć. Magia.

draumkona pisze...

- Bractwo, Bractwo - wymamrotała jakby go przedrzeźniając. I ona przypomniała sobie okoliczności rozmowy tej całej... I nie patrzyła na Cienia. Nie. Wolała nie myśleć co jej wzrok mógł w tej chwili zdradzać.
- Nie mam konia...
***
Szczur był pewien, że dostanie ochrzan. O tak, pracował na dwa fronty. To wiedział każdy Cień i każdy złodziej, który był w stanie rozróżnić wytrych od brechy. A cóż on, biedny Szczur miał poradzić na to, że dostał z Myszołów misję najwyższej rangi... I, że miało jej to pomóc w awansie... No nic nie mógł poradzić. Poza tym, ostatnio olał wręcz misję dla złodziei na rzecz Bractwa. Teraz miało być na odwrót.
Jeszcze raz przejrzał papiery jakie otrzymał od Iskry. Miała dziwny wyraz twarzy jak powierzała mu tą misję... Cóż. Nie jego sprawa. Ale zgromadził wszystkie możliwe informacje na temat elfa.
I teraz taktownie stuknął raz w drzwi należące do komnaty Luciena. Solany nie było aktualnie w Czeluści, więc wszedł od razu nie czekając na zaproszenie. I uśmiechnął się szyderczo, jak to miał w zwyczaju i kozią bródkę palcami potarł.
Zawsze dobrze jest robić dobrą minę do złej gry.
- Mam dla ciebie niespodziankę. Ja nie mam czasu jej wykonać, a Iskra przydzieliła misji rangę stanowczo zbyt wysoką jak na zwykłego rekruta, a, że ty akurat jesteś wolny... Rutynowe morderstwo - och, jakże rutynowe... I podał Radny papiery Poszukiwaczowi. Papier wprost z prośbą od gubernatora. Prośbą o zabicie Wilka. A w prawym, dolnym rogu widniał podpis Iskry, jakoby zatwierdziła kontrakt. I ten podpis naprawdę tam był, choć przecież nie powinna wydawac wyroku śmierci na przyjaciela...

draumkona pisze...

Szczur się z początku zakrztusił. Bo owszem, już spodziewał się tekstu typu "wezmę ten kontrakt za ciebie, ale przez miesiąc ganiasz za szaraczkami po Mordowni", albo "przez tydzień będziesz zamiatał moją komnatę"... Albo jeszcze bardziej finezyjne ceny. A tu proszę. Wziął, nie było tyrady i coś mu się niezdrowo spojrzenie cieszyło...
- Dzięki, Czarny Cieniu - odpowiedział jeszcze, po czym zwinnie się odwrócił i wymaszerował. Wreszcie będzie mógł wrócić na trakty... Czasami żałował, że złodziejka nie ma wstępu do Czeluści.

draumkona pisze...

Tymczasem, Wilk przebywający w Eilendyr, wyczuł. I zobaczył. I nieziemsko złosliwy uśmiech wykrzywił jego wargi.
- Więc to tak... - a, że umierać wcale nie chciał... To zaraz zanurkował w księgi, które traktowały o starej magii i o technikach kamienia. O nie, nie miał zamiaru opuszczać ziemskiego padołu. Co najwyżej powkurzać Cienia...
Wezwał do siebie Iveliosa. I Siwooki miał być jedynym elfem, który będzie wiedział o Wilczych przekrętach.
***
Był przygotowany. Kamień został aktywowany godzinę temu, kiedy widział jak Cień mija ostatnie rozdroże w lesie... Powinien tu być. Zapewne gdzieś się czai...
Stał przy oknie swojej komnaty i przyglądał się uśpionej stolicy. O tak, długo tego widoku nie będzie oglądał... Nawet będzie za nim tęsknić. Urwana myśl. Dziwny nacisk....
I zobaczył. Cień musiał podjąć jakąś decyzję, bo inaczej nic by nie zobaczył. W wizji zaś, jego oczami, spoglądał na swoją sylwetkę. Uśmiechnął się nieznacznie, kącikiem ust. A to mu niespodziankę zrobi.
- Witaj Cieniu. - nie raczył nawet spojrzeć w jego stronę. Nie, po co.

draumkona pisze...

Mimo woli, nie jęknął, choć fala bólu była większa niż przypuszczał. Osunął się lekko na ziemię i przysiadł, opierając się plecami o ścianę. Czuł, jak mu serce przyśpiesza nie mogąc nadążyć za czymś... Dziwne to uczucie...
- Wiesz, zanim umrę... Zapewne wiesz w jakim stanie jest Iskra... - chwila przerwy, musiał złapać oddech, który jakoś niezbyt chciał dotleniać jego ciało.
- W jakim stanie... - skrzywił się czując kolejną falę bólu - Ale ten maluch nie jest twój. Nigdy ci tego nie powiedziała... - znów grymas na twarzy - Nie powiedziała ci nawet, że jest w ciąży... - chłód zaczął go ogarniać, a to mu się wcale nie spodobało. I mętnym wzrokiem spojrzał na czerwoną od krwi posadzkę... Jego krwi...
- Nie mówiła nic. Milczała. Bo to dziecko jest moje...

draumkona pisze...

- O nie, nie liczę na to. Zdecydowanie przyjemniej mi się ogląda twój wyraz twarzy - Wilk kaszlnął i plunął na posadzkę krwią. Musnął bladymi palcami rękojeść ostrza. Mruknął coś niezadowolony.
- Głęboko siedzi - bardziej to było do niego samego niż do Cienia. A właśnie, Cień... Co by mu tu jeszcze...
Znów kaszlnął, znów plunął krwią. Tym razem było jej więcej.
- Wiesz... Natan... - odetchnął głębiej, dla uspokojenia - Natan ma jasne włosy. Ale Iskra... Jest naprawdę zręczna... Jeśli chodzi... - rozkaszlał się na dobre, a z ust pociekła mu strużka krwi - Naprawdę dobry z niej mag. A zaklęcia zmieniające wygląd, czy chociażby kolor włosów i oczu to nic trudnego. Nawet ty byś potrafił... - spojrzał na niego, a ku swojemu zdziwieniu, ujrzał trzech Lucienów na raz. Trzech tak samo wściekłych. Oj, igrał sobie, igrał.
- Natan... Natan też jest mój. I po mnie przejmie Eilendyr...

draumkona pisze...

Syknął głośno czując przeszywający ból w dłoni. Zacisnął powieki i znów kaszlnął. Ciałem jego wstrząsnęły konwulsje. Cholera, czas mu się kurczył...
- A kiedy Natan... Przejmie po mnie władzę... Iskra odejdzie z Bractwa. Taki jej los - niemalże się uśmiechnął do siebie - I wtedy stracisz ją raz na zawsze, choć nigdy nie byłą twoja. Nigdy. Bo zawsze... Zawsze należała do mnie... - powieki mu zaciążyły. Zamknął je więc. Chłód finalnie ogarnął ciało.
- Była moją żoną... I tak już zostanie... - i umarł władca Eilendyr uprzednio spełniając swoje skryte marzenie pogrania Cieniowi na nerwach. Osunął się bezwładnie na podłogę i tak też spoczął, w kałuży krwi.

draumkona pisze...

Nie minęły dwa dni, a odbyło się kolejne posiedzenie Rady, na które oczywiście musiała się spóźnić. Ostatnio z rzadka wybywała z Czeluści... A teraz... Teraz właśnie wróciła z krótkiego zwiadu. Włosy miała spięte w warkocz, a na sobie miast czarnych szat, jak zwykła się ostatnio nosić, miała swój zwykły strój. Spodnie, tunika, rękawice...
I tak też wparowała do sali, oba skrzydła drzwi odpychając na bok. Była zła, a złość odbijała się jedynie w spojrzeniu. Wiedziała nad czym dyskutują, bo i połączenie myślowe dzieliła z Królikiem. Zabójstwo na Ymirze. Było kolejne zlecenie. Ale...
Przemaszerowała szybkim krokiem na swoje miejsce, ale... Ale nie. Nie padła na krzesło, jak zawsze, ale wyszarpała szufladę i wyjęła stamtąd mapę. Mapę Keronii. I węgielek. Po czym rozrzuciła mapę na stole i szybkimi, wprawnymi ruchami zaznaczyła tak dobrze jej znane granice całego Dolnego Królestwa. A potem zrobiła wielką kropkę w okolicach jeziora Pevrell.
- Escanor chce drugiego króla. Ale on nie zna wymiarów Dolnego Królestwa. Wy już teraz znacie, choć pewnie ktoś tam coś wiedział... Kropka to sama stolica. A jeśli krasnoludy nie chcą by ktoś się do nich dostał... To nikt się tam nie dostanie. Gubernator mógł się obudzić wcześniej - to mówiąc, rzuciła węgielek na mapę i dopiero teraz opadła na krzesło. Rozmasowała skroń - Mogliśmy bezpiecznie uderzyć kiedy Szczur brał się za Wilka. teraz Ymir wie i zamknął się w Grah'knar. A my nie możemy sobie pozwolić na stratę tuzina Cieni bo gubernator nie potrafi myśleć... - znała możliwości stolicy. Zresztą Luc... Poszukiwacz też powinien je znać. Był tam wtedy z nią. Widział żelazne bramy, które nie zdązyły zamknąc tuneli... Widział farmy i podziemne tunele. Krasnoludy mogły odciąć się od świata i nie ponieśc konsekwencji.
Powiodła jeszcze wzrokiem po zebranych. Najwyraźniej nie wiedziała kto finalnie zabił Wilka, albo też niezbyt się tym przejęła. Nie. Ostatnimi czasy przestała się przejmować całkowicie osobą Czarnego Cienia, po prostu wykopując go ze swojego serca. A przynajmniej tak sobie wmawiała i szło jej całkiem dobrze.

draumkona pisze...

Szczur spojrzał odruchowo na wchodzącą Damę. Potem zaś spojrzał na Poszukiwacza. Jakby wiedział, że nie zaczęli od Damy, a od...
- Wszędzie teraz będą wrogowie - zaczął, choć wiedział, że mu przerwie. I owszem, zrobiła to. Lekko przymrużone oczy, jakby coś kalkulowała.
- Moja decyzja. Jeśli trzeba będzie to za nią odpowiem. - innymi słowy, jeśli jakimś cudem Nieuchwytny odważy się jeszcze raz się z nią szarpać... Nie, lepiej nie snuć takich myśli.
- Głównym problemem było zlecenie na Ymira. Skoro ten problem jest rozwiązany, to koniec zebrania. Wszyscy powinni odpocząć... Szczur - a Szczur westchnął, ale było to rozbawione westchnienie - Znajdź mi... Nie. Ty tez idź. Potem się z tobą skontaktuje. Poszukiwaczu, zostań. - i utkwiła beznamiętne spojrzenie w jego sylwetce.

draumkona pisze...

Wyraz twarzy się nie zmienił. Wzrok pozostał taki sam, jakby znów poddawany był ocenie. Na chłodno.
- Nie chodzi mi ani o zlecenie na Wilku - powiedziała spokojnie w duchu modląc się, by jej opanowanie nie poszło w cholerę - Ani o czerwonego maga. Nie chodzi nawet o zasadzkę na Damę. - chwila przerwy. Nie spodoba mu się to, że zamierza opuścić teraz ludzi, którzy ją poparli. Ale być może Valentino miał rację i ci, którzy twierdzili, że Lucien... Los, losem. Przeznaczenie, przeznaczeniem. Ale duchy zawsze mogą się mylić. A los zawsze można zmienić.
- Najprawdopodobniej opuszczę Bractwo - jakże dwuznacznie to zabrzmiało - Muszę znaleźć Szept. Nie ma jej w żadnym znanym mi miejscu. Szczur nic nie wie, więc może jednak ty okażesz się bardziej przydatny... - przez chwilę naprawdę rozważała odejście od Bractwa. I nie wiedziała już sama co robić. Naprawdę nie wiedziała.

draumkona pisze...

- Powinnam stawiać na Bractwo? Jeśli Nieuchwytny jest naprawdę tak cwany i sprytny za jakiego się uważa, to się zorientuje. Zresztą, to on zaczął grę. Skorzysta na mojej nieobecności. Pewnie jak wrócę to nie omieszka mi coś zrobić, ale to już inna sprawa. Moja. A ty mnie znowu pouczasz, chociaż od dawna nie jesteś moim mentorem - to mówiąc, podniosła się i jeszcze raz spojrzała na mapę. Wzrok padł na góry na północy kraju. Góry w których kryło się Eilendyr... W oczach elfki odbił się cień smutku. Ale podpisała. Wilk nie żył.
- Wiedźma z Wysp... - mruknęła odrywając wzrok od mapy. Ale na niego nie spojrzała. Nie. Nawet proste dziękuje nie przechodziło jej przez gardło. Nie po tym jak odszedł z tamtymi. Z Nieuchwytnym. Nie po tym jak zastała go w łóżku z Solaną. Opuściła komnatę ażeby zabrać ze swojej komnaty to, czego potrzebowała w podróży.

draumkona pisze...

Słowa Wiedźmy nie był szczególnie pocieszające, zwłaszcza po tym, co jeszcze spotkało ją w drodze. Najpierw wieści. Że jakaś elfia magiczka padła na trakcie i wilki ją rozszarpały. Potem sama musiała się bronić, bo okazało się, że podobnie jak na Damę, tak i na nią się ktoś zaczaił... Szkoda tylko, że ich informacje nie były aktualne. Ale mieli przewagę liczebną, a takie magiczne popisy mocno nadwyrężyły jej siły. Potem znów niepokój. Myślowy przekaz Królika, który cudem wyłapała. Informacje od Szczura. Niepokój Valentino. Nawet raz wydawało się jej, że czuje dotyk umysłu czerwonego maga... Chyba naprawdę była zmęczona. I zarobiła jeszcze piękne cięcie. Niezbyt głębokie, wzdłuż linii szczęki. Ale obawiała się, że zostanie brzydka blizna. A ona nie chciała mieć blizn.
Powitała babuleńkę skinieniem głowy i chwilę się wahała, nim weszła. A potem decyzja została podjęta. Musiała odzyskać przychylność... Skończ myśleć po Bractwowemu. Musiała odzyskać przyjaciółkę. Siostrę.

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się lekko, przepraszająco. W tej chwili nie było jej stać na nic innego. Przykucnęła przy Szept i spojrzała na nią z jakąś... Troską.
- On też się na to zgodził. Nie da się zaskoczyć jasnowidza Nira. Ale owszem. To ja wydałam na niego wyrok... - jakoś dziwnie się z tym czuła. I ją dotknęła ta śmierć, choć starała się być osobą bez serca. I za taką zaczęła uchodzić ostatnio w Bractwie, co chyba znaczyło, że jej się udało... Przynajmniej to.
- Mówiłam ci, że przejęłam władzę w Bractwie...? - głos elfki zaczął się łamać. Z każdym następnym słowem było gorzej, bo Iskra postanowiła opowiedzieć jej o wyzwaniu. O tym, co zrobił Lucien. Co zastała po tym, jak zawołał ją Natan z pytaniem dlaczego jego tata siedzi bez ubrań z jakąś panią. O tym co się stało z Bractwem, z którym miała związany los wedle starych przepowiedni. O tym, że szukała dziury w całym by nie dopuścić do morderstwa Ymira. Wszystko zostało opowiedziane. I wytłumaczone. Jak śmierć Wilka. Nie miała wyjścia. Brak podpisu równał się obławie na Czeluść, do której zapewne gubernator doszedł by po śladach. A Wilk i tak by zginął. Wybrała mniejsze zło... Tak przynajmniej sądziła.
A kiedy opowieść jej dobiegła końca, Zhaotrise Starsza Krew siedziała na zimnych deskach wypłakując sobie oczy.

draumkona pisze...

- Pewnie nie zrozumiesz... Jestem po prostu głupią, elfią furiatką, mojego postępowania nie da się pojąć. Można tylko akceptować... Bądź nie... - umilkła wycierając łzy. W głowie teraz dźwięczały jej ostatnie słowa Wilka jakimi ją uraczył podczas ostatniej myślowej wymiany zdań Pamiętaj moje imię. Pamiętaj odwagę. I znów łzy popłynęły po brudnych policzkach elfki, dłoń powędrowała do czoła, a łokieć został oparty o kolano.
- Jestem psuja... - poczucie winy przygniatało. I to chyba było najgorsze - Może nie powinnam sięgać wtedy do mocy Gona. Może powinnam dać się zabić Nieuchwytnemu... Byłby spokój.

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się słąbo, po raz któryś ocierając rękawem policzki. A potem Szept wspomniała o dziecku i wzrok Iskry powędrował odruchowo na brzuch... Duży brzuch. I dziwnie się czuła spoglądając tak na coś, co już niebawem powinno z niej wyleźć... Chociaż nie była pewna, czy drugi mały kłopot jest jej potrzebny. Już z pierwszym było wystarczajaco dużo komplikacji... A teraz? Teraz nie było Wilka, który by odchował malucha. Musiałaby się zająć nim... Sama. A obecne czasy jednak chyba nie sprzyjały samotnym matkom.
- Przykro mi - zdołała tylko wykrztusić, bo miała mniej więcej wyobrażenie o tym co czuje Szept. Dziecko nie było winne.
Wilk też nie był...
Wolną dłoń ułożyła na brzuchu, tknięta jakimś dziwnym przeczuciem. Coś zbyt ruchliwy był ostatnio...
- Obawiam się, że zostanę tu dłużej... Jest zbyt ruchliwy. Tak samo było z Natanem... A nie mam zamiaru zalec gdzieś w lesie, wystawiona na talerzu.

draumkona pisze...

Myślała, że dostanie zawału. Zmrużyła podejrzanie oczy, jakby wietrząc jakiś podstęp. O nie, teraz trzeba będzie uważać. Na gesty. Na słowa. Szpieg Nieuchwytnego. Taki teraz Poszukiwacz nosił tytuł.
- Miałeś zostać, a nie się szlajać po gościńcach - oświadczyła ponuro podnosząc się z ziemi. Jego obecność wcale jej nie była na rękę, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej wszystko utrudniała. Szkoda, że wtedy nie wezwała Skorpion. Teraz przynajmniej miałby co robić...
Naciągnęła koszulę na brzuch, jakby chcąc ukryć brzuch, że nic tam nie ma. Zwłaszcza dla niego. A potem, znó traktując go jakby byli w Czeluści, czyli jak powietrze o specyficznej nazwie, zwróciła się do Olchy.
- Ja i Szept... To był podobny czas... - zaczęła tłumaczyć, nieco nieskładnie, ale starowinka wiedziała o co chodzi.
- Zawsze znajdzie się jakieś wolne łóżko...
- Może być nawet kawałek podłogi - a potem Iskra poczuła znów jakieś poruszenie. Oparła się plecami o ścianę i odetchnęła głębiej.
- Będzie tego... - a potem spojrzała błagalnie na Olchę. I Lucien został wyrzucony do małej izdebki obok. Ostatnie o czym myślała Iskra to jeszcze pałętający się Cień. Po cholerę się tu pchał...
A potem się zaczęło. I było dokładnie tak jak w przypadku Natana. Z początku jakby się bał wyłazić. Ale kiedy już się zdecydował... Iskra nie podejrzewała, że potrafi aż tak krzyczeć.

Sol pisze...

Pokiwala głową. To ostatnie było pewne.
-Nie Szept. Gdy rodzi się Spowiedniczka, czy chłopiec z ta mocą zwykle coś się dzieje. ja nie znam tych sygnałów, tych znaków, nigdy nikt mi ich nie zdradził. Ale u nas w rodzie dawno juz nikt taki sie nie pojawiał, jakby ta moc wygasła, w mieszaninach krwi się rozlala, stała za rzadko, uleciała. Nie przeszlam rytuału. A kobiety... z tym jest tak, że trzeba uważac, to bardzo osłabia. Mając na mysli bardzo, mam na mysli bardzo bardzo - spojrzala nania katem oka. - Mężczyzn to gna do władzy, nie umieja kontrolowac pewnych popędów, instynktów, staja się jakby bardziej... pierwotni - wyjasniła, inaczej nie umiejąc. - Wiem oc o ci chodzi, owszem i kobieta może chcieć władzy, ale my... my chyba nie jestesmy tak bezwględne... NIe wiem. Nie wiem.

Silva pisze...

- Na pohybel... - chciał dokończyć, ale dębowa laska boleśnie ubodła go w żebra. Jeszcze trochę, a złamie ten kijaszek na pół i tyle będzie. Ale oddech głęboki wziął, podziękował naturze, że do pełni daleko jest i opatrzył szybko szamankę.
Potem cała gromadka zajęła się, czym się dało. Rozpalono ognisko, naniesiono drzew na opał, krasnoludy zajęły się umoszczeniem jakiś siedzonek przy palenisku, bo nie pozwolono im już w śnieg wysoki wchodzić, by nie skończyło się to kolejnymi marudzeniami.
Łodzie przywiązano, Szept barierą się zajęła, wilkołak między drzewami zniknął, by sprawdzić okolicę i pewnie jakiegoś królika upolować.

draumkona pisze...

I

Nie spodobał się jej ani trochę upór Cienia. Nie, ani odrobinę. Już nawet miała powiedzieć co ona o tym sądzi, ewentualnie nawet kopnąc go w pośladki jeśli zajdzie taka potrzeba... Nie chciała by tu był. Taka była prawda. Ale nim zdążyła cokolwiek uczynić, już leżała na jakimś trzeszczącym łóżku, a Olcha dyrygowała Cieniem. Przynieś szmaty, przynieś to, idź po tamto... Starowinka miała chyba większą władzę w głosie niż zwykle. Tak jej się zdawało... A wrażenia mogły być mylne przez odczuwany przez nią ból. Ogromny. Okropny. Pamiętała jedynie fakt, że musi oddychać. Nic poza tym. Nawet myśleć nie potrafiła, a nawet jeśli, nie były to myśli składne, a jedynie pojedyńcze urywki czegoś większego.
Po dość długim upływie czasu, który w istocie był trzema godzinami, w końcu poczuła, że nie ma już sił, by krzyczeć dalej, choć ból był nie do opisania. Jakby rozrywano cię od środka i zaraz scalano, by proces mógł zacząć się od nowa. I jeszcze świadomość. Świadomość, niemalże pewność zamiast wszelkich myśli. Świadomość, że malec może tego nie przeżyć, bo się nie przykładasz.
Lecz ciężko jest sie przyłożyć, zwłaszcza gdy jedyne o czym marzysz to sen i odpoczynek. Chociażby wieczny. Spoglądając na skupioną twarz starowinki, odczytując poszczególne jej miny wiedziała, że nie jest najlepiej, choć Olcha nie mówiła do niej wiele. Jedynie polecenia, by się postarać, że już prawie, że jeszcze trochę. Szkoda tylko, że powtarzała tak już od dłuższego czasu i Iskra przestawała wierzyć w to, że poród kiedykolwiek się skończy. Opadła na poduszki i chwilę spoglądała niezbyt przytomnym wzrokiem w sufit. Deski były ułożone równo, jedna przy drugiej, a przez niektóre przeciskały się witki strzechy jaka okrywała dach. Na chwilę zapadła ciemność, a potem znów wrócił widok sufitu. Elfka pojęła, że chwilową ciemnością musiało być mrugnięcie.
- No, postaraj się. Jeszcze trochę! - podnosząc się znów na łokciach wolała nie myśleć co się zaraz stanie. Czasami nieświadomość była całkiem przyjemna. Zacisnęła zęby i obiecała sobie, że tym razem da z siebie ile się da.
- Ale oddychaj! - znowu coś źle? Cholera, dlaczego sufit wiruje...
Bezwładnie znów opadła na poduszki, a włosy rozsypały się po poszewkach uciekając spod spinającego je rzemyka. Ciało poddawało się płytkim, szybkim oddechom i w ten rytm także biło serce. Szybko. Nierówno.
- Cholera... - chyba znów coś zepsuła, ale o dziwo, ból ustępował. Dopiero potem zarejestrowała znieczulające działanie magii... Bynajmniej nie swojej. Nie, ona już nie była w stanie sięgnąć do takich sił. Kaszlnęła czując jak gardło ją pali. No tak, nikt nie kazał się jej tak wydzierać. Dlaczego nie było to Wilka? On wiedział co robić...
Nie żył przecież. Zabiła go, choć nie włąsnoręcznie. Do bólu fizycznego dołączył także i psychiczny. Czuła się cholernie źle, a w chwilę potem działanie magii ustało, a ona zacisnęła powieki. Znów ciało odezwało się tępym bólem, a po skroni spłynęła kropla potu. I nastąpiła niespodziewana ulga. Ale w przeciwieństwie do Natana... Tu była cisza. Szurania ciżemek Olchy nie przerwał żaden płacz, zupełnie jakby... Poderwała się do góry siadając, nic nie robiąc sobie z palącego bólu jaki odezwał się w krzyżu i podbrzuszu.

draumkona pisze...

II

- Kładź się - ktoś warknął. Albo mruknął. Nie była w stanie tego stwierdzić. Olcha już do niej podchodziła, ale nie miała w rękach dziecka... Gdzie było? Wcześniej zignorowany nakaz teraz odezwał się naciskiem na ramieniu. Silna dłoń. Nieco szorstka, co wywnioskowała chwilę potem. I zdała sobie sprawę, że koszula zsunęła się jej z ramienia, jak to zwykle przecież bywało. A potem spojrzenie wspięło się po czyjejś ręce, przebiegło po ramieniu i zatrzymało się na twarzy. Znała tą twarz. Ciemne oczy... Ten cholernik miał siedzieć w innym pokoju! ...Poczuła coś miękkiego pod plecami. Nie wiedzieć kiedy, zdołał przymusić ją do położenia się z powrotem. Wzrok zjechał w dół, po piersi... Właśnie. Pierś. Wolną ręką przyciskał do niej małe zawiniątko. Zawiniątko... Białe szmaty pokryte plamami krwi... I kawałek bladego ciałka. I cisza. Nie miała sił na płacz, na krzyki, czy cokolwiek innego. Po prostu patrzyła na nieruchome zawiniątko, a łzy płynęły same.
I przypomniał się jej Moriar. Podobna nieco sytuacja, ale wtedy był obok Wilk, który przeczytał chyba wszystkie medyczne księgi o narodzinach... Wilk. Nie żył. Pamiętaj moje imię. Właśnie, imię... Musi mieć imię. Jeśli zostanie schowany w ziemi bez imienia... Iskra nigdy nie wierzyła w jakieś ludowe bajania, ale teraz, kiedy wszystko wydało się stracone coś ją tknęło. Nie znała płci malucha. Ale trzeba się pośpieszyć, bo zaraz...
- Chodź - to była Olcha, która pociagnęła Poszukiwacza za rękaw. Najwyraźniej się śpieszyła, chociaż Lucien wydawał się dziwnie rozerwany. Iść z Wiedźmą, czy zostać? Znów szarpnięcie, tym razem mocniejsze. Iskra poczuła jak kończy się jej czas.
- Yue - wychrypiała patrząc ostatni raz na zawiniątko - Yue - powtórzyła zamykając zaczerwienione od łez oczy i osuwając się w miękką ciemność. Zemdlała.

draumkona pisze...

III

- Nie mamy czasu, a jej nic nie będzie! - staruszka trzepnęła Cienia w łeb, co by się opamiętał jeśli chce córkę ratować - Idziemy - rzuciła jeszcze i wymaszerowała dość szybkim krokiem na zewnątrz. Poszukiwacz nie miał wyboru.
***
Olcha czytała niegdyś o cudownych przypadkach uzdrowienia niewinnego, dopiero co poczętego dziecka. Czytała i niezbyt była skora by uwierzyć. Lecz teraz, gdy nawet jej moc pozostawała bezsilną wobec tej tragedii, postanowiła spróbować wszystkiego. Drugiemu dziecku nie chciała dać odejść.
Ścieżka jaką prowadziła Cienia była wąska i kręta, usiana malutkimi, białymi kamyczkami. I nie było tu śniegu, co było dość ciekawym zjawiskiem, choć Wyspy słynęły przecież z dziwnych zjawisk. Niskie, krępe drzewka otaczały ścieżkę, a przy trąceniu, z gałązek sypały się zielone igiełki, zaś leśne zwierzaki, miast uciekać od nich jak najdalej, wręcz przeciwnie, przystawały zaciekawione i spoglądały na obcych. Wiedźma nie odezwała się przez całą trasę, a dziecko także, jakby już umarło, choć ona słyszała, jak malutkie serduszko trzepoce w piersi. Noc była wyjątkowo piękna. Niebo usiane było dywanem z gwiazd, a okrągły księżyc czuwał nad Wyspą niby białe oko zdolne dostrzec wszystko. Miękki, księżycowy blask był jedynym źródłem światła, gdyż Olcha nie przywołała żadnego światła, a i Cień chyba o tym nie pomyślał. Wiedźma nie zamierzała zaprzątać mu głowy takimi błahostkami.
- Już blisko -choć nie sposób było poznac ile już przeszli, bowiem otoczenie nie zmieniało się, jakby maszerowali w miejscu, zawieszeni w czasie. A jednak, ona, ta, która mieszkała na tej Wyspie od lat, potrafiła poznać już kiedy cel się zbliża, a kiedy wręcz przeciwnie, oddala.
Drzewka nagle ustąpiły, a przed nimi rozpościerał się brzeg sporej sadzawki. Woda jej lekko migotała, a lekkie fale mąciły nieznacznie obraz. Wysokie trzciny tkwiły zanurzone do połowy łodygi w wodzie i szumiały lekko, kiedy poruszył nimi wiatr. Olcha podeszła na niewielkiej skarpy, która wybiegała głębiej w sadzawkę i stanęła na jej końcu. A z nią Cień.
- Zanurz ją w wodzie, całkiem - polecenie było proste, a i tak mężczyzna nie potrafił go wypełnić. Najwyraźniej nie wiedział. Siłą niemal musiała go zmusić by puścił dziecko, by zanurzyło się całkiem pod wodą, a potem musiała sięgać magii, by za nim nie skoczył. Takie były prawa Duchów Księżyca i Oceanu. Bowiem to do nich przyszła Wiedźma, to ich miała prosić o pomoc. Był jednak warunek o którym nie powiedziała. Wiedziała, że się nie zgodzi. A to było wymagane. A niewiedza... Cóż, niewiedza była brana jako przyzwolenie.
- Oy lazare, lazare tuka ni sa kazali. Demo tuka doydome moma monche naydome - zaczęła przemawiać w dziwnym starym języku. A był to język duchów i zjaw, język wił i rusałek. Mówiła o tym, że podjęto ryzyko, że dziecko zostało złożone do wody. Że teraz jest na ich łasce i jeśli taka ich wola, niechaj pozwolą jej zemrzeć, a jeśli nie, niechaj obdarują swą siłą.

draumkona pisze...

IV

Ale nic się nie działo, a dziewczynka się dusiła.
Utrzymanie maga na wodzy nie było prostym zajęciem. Zwłaszcza, kiedy głupi mag nie wierzył w siły wyższe i chciał za wszelką cenę postawić na swoim. Olcha jednak miała wiedzę ogromną i nie dawała za wygraną. Za każdym razem, gdy Lucien sądził, że czar został złamany, znalazło się nowe zabezpieczenie, które nie pozwalało ruszyć mu się z miejsca.
- Ya momata godete, ya momcheto zhenete - coś szarpnęło wolą Olchy, jakby sprawdzając jej wybór. Ona jednak była pewna i uparta, żeby nie powiedzieć pewna swego. Duchy nie miały w zwyczaju krzywdzić niewinnych.
Tafla wody zamigotała mocniej, a na niej pojawiły się dwie zjawy. Białe obłoki, leniwie rozpływające się wokół sylwetek. Jeden z duchów był czarny, a formą jego żółw. Choć niewielki, emanował on mądrością i spokojem. Oczy jego zaś były białe. Duch Księżyca. I zaraz obok niego, jako biały duch, pojawił się Ocean. On natomiast przybrał formę węża morskiego, na którego skórze widniały błękitne symbole, które przywodziły na myśl wodę.
Oba Duchy spoglądały na martwą, ciemnowłosą dziewczynkę. Olcha zaś kontynuowała swóje ciche śpiewy, które to z każdą chwilą przybierały na śmiałości.
- Kolko liste po gorach, tolko zdrave na taz kyshcha - wąż owinął się wokół ciała, natomiast żółw czubkiem pyszczka dotknął czoła małej istotki, a włosy jej od czubka głowy, aż po końcówki pobielały. Olcha usłyszała znó bicie. Miarowe. Ledwie to się stało, a Duchy zniknęły. Natomiast Wiedźma odwołała czar i pozwoliła mężczyźnie skoczyć do wody po dziewczynkę. Żyjącą dziewczynkę.
Uśmiechnęła się lekko czując wiszące w powietrzu oskarżenie i wściekłość. Ale nic nie powiedział. Tym lepiej dla niego. Winien okazac jej wdzęczność, nie gniew. Ale to przyjdzie z czasem. Tak zawsze bywało. I kiedy wygramolił się na brzeg, cały z mułu i błota, mokry, zziębnięty... Starowinka poszerzyła swój uśmiech.
- Yue, tak? Całkiem ładne imię - rzuciła, niby od niechcenia, a dziewczynka odpowiedziała jej... Płaczem. Płaczem zdrowego noworodka. I Wiedźma spojrzała w niebo, na księżyc, który niby białe oko czuwał nad Wyspą.
- Raduvay se, raduvay, raduvay se domaki ne - podziękowania należało złożyć, choć zapewne i on, jak i tamta elfka się jeszcze nadziękują. Poczuła zmęczenie. No tak, takie wypady stanowczo nie były na jej zdrowie. Zobaczy jeszcze, jutro wróci łupanie w kolanach i nawet ziemianków na obiad sobie nie obierze...
- Chodźmy - zawróciła podnosząc z ziemi drewniany kijaszek, co by mieć się czym podeprzeć. Jeziorko zostało za nimi, a dróżkę znów ciasno otoczyły niewysokie, iglaste drzewka.
***
Kiedy wróciła do chatki, wszystko powinno być w jak najlepszym porządku. I doprawdy, było. Należało jeszcze sprzątnąć. Olcha nie wiedziała jak można stracić tyle krwi i jeszcze trzymać się życia... Cóż, najwyraźniej ta elfia pani miała po co żyć. Szept wciąż tkwiła w łóżku, a i bardzo dobrze, bo gdyby zobaczyła, że jest inaczej... Jak nic zrobiłaby użytek z brzozowego kijaszka, którym się podpierała. Czarnowłosa spała, nadal wciąż potwornie blada i spocona, włosy miała poprzyklejane do twarzy, ale to nic. Zmęczenie. I strach. To mogło wykończyć znacznie bardziej niż jakieś tam porody.
- Zrobię herbatę - postanowiła Olcha i zniknęła w mniejszej izdebce.

Sol pisze...

Pokręciła glowa i lekko sie usmiechnęła. Nikt nad Spowiednikami nie miał kontroli, byli wolni, nie zniewoleni. Dziwne te pytania zadawała Szept, choć pewnie i po trochu sama Sol nieco mącila i mieszała.
- Nie, nie... One sa ochrona, odpędzają zuo... takie symboliczne oczyszczenie i dobry znak na drogę, na zycie - powiedziała z usmiechem. - Tak czytałam, bo sama... ani nie wiedziałam nic z tego wczesniej, sama nie widziałam, nigdy nie doświadczyłam - uśmiechneła sie lekko i zaraz potarla ręce. -Dziwne to wszystko... może pojawić sie tak samo szybko, jak zgasło... może.

Silva pisze...

Lofar nie miał nic przeciwko temu, aby go spić. Właściwie, gdyby dodać do tego jeszcze jakieś interesujące igraszki w krzakach, pewnie byłby wniebowzięty. Pewnie sądził, że spity łatwiej się do kogoś do bierze.
Śnieg zaczął poruszyć, a wilkołaka widać nie było; zabłądził czy zamarudził, trudno powiedzieć. Za to wokół szamanki duchy zaczęły się kręcić; dziwne leśne istoty, które kształtu nie miały.
- Moczymorda, a ty lubisz sadzić marchew, czy nie lubisz? - Lofar pociągnął spory łyk z dzbanu, aż by się biedaczek przewrócił.

draumkona pisze...

Iskra wzdrygnęła się przez sen. Zimno i obolałe ciało nie pozwalało snuć spokojnych myśli. Nie pozwalało na odpoczynek. A ona już miała ochotę wsiadać na konia i gdzieś pędzić. Dziwnie się czuła w chatce starowinki. Stare siły oplatały spróchniałe deski, a los wpadał tu w zapętlenie. Przynajmniej tak to czuła Iskra. Jęknęła cicho i wsparła się na łokciach. Potem zaraz oczy otworzyła i rozejrzała się nieprzytomnie po izbie. Najpierw zauważyła Szept. Wciąż tkwiła w łóżku i elfka parsknęła cicho, po czym zaraz się chwyciła za brzuch. Obolałe mięśnie nie pozwalały zbytnio na cokolwiek.
- Ymir poszedłby w zakład jakich czarów użyła Olcha, że tak grzecznie leżysz... - mimo zmęczenia, była całkiem wesoła. Do czasu. Do czasu kiedy nie omiotła spojrzeniem reszty izdebki i nie trafiła na Luciena. Zmarszczyła brwi.
- A ty czego tu szukasz? - mruknęła mrużąc oczy. Wyglądała jak sto nieszczęść, ale i tak mina sugerowała, że jeszcze chwila, a poderwie się z łóżka i wydrapie mu oczy.

draumkona pisze...

- Mój stan był bardzo dobry dopóki żeś się tu nie przywlókł - zupełnie jakby pojawienie się Cienia miało wpływ na to wszystko. Iskra opadła na poduszki i przymknęła na powrót oczy.
- Co... Co z dzieckiem? - nadal była zachrypnięta, a pytanie o dziecko, o którym sądziła, że nie przeżyło... Usiłowała pilnować, by głos się jej nie załamał.
Tymczasem nieopodal chatynki zatrzymał się biały konik. Parsknął wesoło, kopytem zagrzebał w ziemi i ruszył lekkim kłusem ku domowi. A na grzbiecie jego, jeździec. Dziwny jeździec, w kapeluszu z piórkiem, z czarną chustą naciągniętą na nos. Siwe włosy powiewały lekko na wietrze, a lekki uśmieszek rozciągał wargi.
O tak, dziwny to był jeździec.

Silva pisze...

- No właśnie, rozgrzać się muszę! - i jakby na potwierdzenie swoich słów, Lofar pociągnął spory łyk z dzbana i czknął potężnie, klepiąc się w pierś pięścią. - Elfy są niewdzięczne... - burknął pod nosem i szturchnął w bok Moczymordę, zaraz też ze swojego podróżnego worka wyciągając dzban z miodem. Tak, chłodno, mroźno, niebezpiecznie, nie wiadomo skąd zło wylezie, a krasnoludy co robią? Piją w najlepsze! Co robić w chwilach niepewności i strachu? Pić w najlepsze!
- To samiec beta - odpowiedziała szamanka, jakby to wszystko wyjaśniało i wątpliwości miało rozwiać. I po części tak właśnie było. Dravaren czymś musiał sobie na to stanowisko zasłużyć w wilczej hierarchii. - Szept, jesteś zmęczona, powinno pomóc - można to było uznać za wybieg: lepiej odwracać uwagę od siebie i wilkołaka i skierować ją na kogoś innego, na elfkę. Ale szamanka chciała dobrze. W swojej torbie miała napar z górskich jagód, które jej plemię destyluje i łącząc z ziołami tworzy herbatkę, która odpędza zmęczenie. - A o Wisielca się nie martw. To idiota, ale silny idiota.

draumkona pisze...

Słysząc te nowiny, elfka zaraz się poderwała, nie było już mowy o leżeniu. I gdyby to on nie podszedł z małą na rękach, to ona by zapewne wstała. Cóż z tego, że nie uszłaby dwóch kroków.
- Yue... - i cała uwaga elfki została pochłonięta przez małą, białowłosą istotkę. Szkoda, że oczy miała zamknięte... Pamiętała wzrok Natana.
I wtedy do drzwi chatynki ktoś zapukał. Mocno, stanowczo. I zaraz potem, niezbyt będąc cierpliwym, wsunął głowę do środka, a lekki podmuch targnął piórkiem przyczepionym do kapelusza.
- Halooo? - uniósł palcem w górę lekko rondo i rozejrzał się. Oczy jego dziwne, jedno granatowe, drugie zielone. I to one powiodły spokojnie po izdebce. Najpierw zatrzymały się na Szept. Potem na Iskrze i małym dziecku. I na końcu na osobie, której szukał.
- Poszukiwaczu - skinął mu głową, chusta lekko zafalowała wciąż okrywając jego oblicze - Mam wieści - wsunął się do środka i przymknął drzwi. Ciemny płaszcz lekko falował przy każdym ruchu, a włosy szare zaczesał za jedno ucho. Szpiczaste.

draumkona pisze...

Przybysz zaś obrócił w palcach fajeczkę z białej kości, a w oczach jego coś błysnęło. No tak. Cokolwiek szykował dla niego los, on nie spodziewał się, że spotka tu też Szept...
- Nowy rekrut, któryś z Radnych, którego miana teraz nie pamiętam kazał się do ciebie zwrócić... Poza tym, są wieści dość nietypowej treści. Przywódczyni zniknęła, Szczur zaś z Myszołów pojmany, zamknięto ich gdzieś w Kansas. Dibblera znowu dorwali, on z kolei siedzi w lochach Sevilli. Nieuchwytny cię wzywa. - spojrzał potem na Iskrę i małą Yue. Wiedział kogo ma przed sobą, ale cóż... Lepiej udawać, że nic nie wie. Bo skąd szaraczek zwykły miałby znać przywódczynię?
- Ale widzę, że plotki okazały się prawdą - gdyby nie chusta, uraczyłby Poszukiwacza uśmieszkiem. Takim cudnym, ironicznym.

Silva pisze...

- Na dalszą podróż - i to był koniec tematu; szamanka ceniła wywar jej ludu , a i ojciec wpoił jej, że nie można nim szafować. Jeden wystarczy, aby zmęczenie odeszło, dwa to sen przedłużony, trzy to śmierć dla ciała, jak mawiał jej ojciec. - Wisielec nie umarłby. Mogaba jest gorszy ode mnie, a on już by swojemu samocowi beta nie odpuścił.

[Upijmy je *___* Prooooszę xD]

draumkona pisze...

Słowa Szept ściągnęły na siebie uwagę nowego. Cóż, gdyby wiedziała... Ale nie, takie wieści muszą poczekać. Nie zdradzi się. Nie teraz, kiedy ma okazję zagrać Bractwu na nosie. Przerzucił spojrzenie na Poszukiwacza.
- Zapamiętam - i tyle odnośnie lekcji jaką dał mu Lucien. Przyjrzał się jeszcze raz wykończonej do granic możliwości Iskrze. Poznał. Zresztą, przed nim mało co mogło się ukryć. Poznał, że narodziny nie odbyły się bez komplikacji. Cóż...
- Rincewind na mnie wołają - i wzruszył ramionami. Tak, tak zwykli przedstawiać się zwykli obwiesie, uliczni grajkowie... Czyli on także powinien się tak przedstawiać. Jakby nic go nie obchodziło. Wszak czym był teraz? Ulicznym grajkiem. I tylko dziwka fortuna wiedziała kim był naprawdę.
- Ponoć czerwony mag był bardzo... Zniecierpliwiony, stąd i ja zamiast jakiejś sowy, czy gołębia czy czegoś tam. Jesteś potrzebny natychmiast. - i tak brzmiały w istocie wieści, choć miał zamiar je zmienić, by dać Iskrze wytchnąć... Ale kamuflaż. Zdradziłby się. Poznałaby go. Już teraz podejrzanie mrużyła oczy przyglądając się mu. To nie wróżyło dobrze. Naciągnął nieco bardziej kapelusz i wcisnął ręce do kieszeni płaszcza.
- Musimy jechać - i to powiedziała Iskra, osoba, która ledwo ledwo przeżyła poród, a o siadaniu okrakiem mowy nie było. W zasadzie o schodzeniu z łóżka też, ale wytłumacz to elfiej furiatce.

Silva pisze...

Lofar pochwycił w mig pomysł Moczymordy, nawet słyszeć go nie musiał, by wiedzieć, co zrobić należy. Złapał więc dzbanuszek z miodem i do panien podszedł, że niby chce zagadać i żadnych złych intencji nie ma.
- Obgadujecie nas - burknął Szept za uchem, sprawdzając gdzie sobie ich kubeczki stoją. I że niby chce sobie obok przysiąść i do elfiego kubeczka hyc nalał chlust cały miodu, że niby samo tak wyszło. a że miód konspiracyjny był i trudno go z początku wychwycić, jedną panią krasnoludy miały już załatwioną. teraz szamanka.

[I witki mu opadną xD]

draumkona pisze...

- I ty Brutusie przeciwko mnie? - czarnowłosa prychnęła patrząc spode łba na Cienia... Już miała ochotę czymś w niego rzucić, ale w porę przypomniała sobie, że dziecko na rękach trzyma.
- Nienawidzę was. Obojga. - i to mówiąc, jakże nieszczerze, położyła się, Yue do siebie przytuliła i tyłkiem do nich się odwróciła. Dyskutować z apodyktycznymi i z brutusami to ona nie będzie, o.
Wilk niemal dołączył do chórku, ale także w porę się powstrzymał.
- Zawsze mogę sam znaleźć Nieuchwytnego i mu powiedzieć, żeś zajęty... Że ciebie też gdzieś tam pojmali, albo, że misja. Cokolwiek - jakiś ty ofiarny się zrobił ostatnio... Ale te ostatnie słowa wysyczał sam do siebie w myśli. W sumie ciekawe czy rekruci wiedzą gdzie są Bractwowe kryjówki...

draumkona pisze...

Iskra mamrocząc pod nosem obelgi i klątwy na tych dwoje... Poderwała się znów, badawczo przyjrzała się Szept. A może oni tylko udawali taką niechęć a w nocy... I zaraz położyła się z powrotem, przytuliła do siebie śpiącą Yue i sama także postanowiła zasnąć. Jak widać, zmęczenie jej nie pomagało, wcale, a wcale.
Wilk natomiast ściągnął swój kapelusz, a szare, rozczochrane włosy niemal stanęły dęba. Zbytnio się naelektryzowały od kapelusza. Skinął głową Wiedźmie, po czym wziął sobie stołek, postawił go gdzieś w kącie i przysiadł sobie, nogi wyciągnął i tak siedział, wygodnie rozparty... I jakoś tak zbytnio przywiązał się do kapelusza, że... Że znowu go założył, na oczy nasunął i udał, że zapada w drzemkę.

Silva pisze...

- Ja nie wyżłopałem! - poskarżył się krasnolud, smutną minę zrobił, chlipnął nawet dla lepszego efektu i się do elfki przytulił, biedny, pokrzywdzony i w ogóle. - Smutno mi... Oskarżają mnie... - załkał biedny.
- Krasnoludy są dziwne - szamanka upiła kilka łyków z kubeczka i najwyraźniej nic nie poczuła. Czyżby lofarowy miód miał nowe, nieodkryte właściwości?

[Haha, sok z gumijagód!]

draumkona pisze...

A świeżaczek czuwał. Kapelusz nisko nasunięty dawał mu osłonę, a spokojny oddech sprawiał złudne wrażenie snu. Najpierw patrzył na Szept... Bogowie, jak jemu jej brakowało. Gdyby nie przypominał sobie lada chwila, że kamuflaż, że granie na nosie Cieniom... Byłby do niej poszedł, objął i nie puścił, chyba żeby tego chciała... W sumie, nie dziwiłby się jej. Dla niej nie żył. To musiało boleć.
Potem zaś spojrzał spokojnie na tamtą trójkę. Lucien, który wyrzekał się wszelkich uczuć, a tu proszę. Miast lecieć na złamanie karku do Nieuchwytnego, on tu siedział i się obijał. I, co było wielce ciekawe, wcale nie zamierzał się nigdzie zrywać. No, chyba, żeby Iskra wstała i postanowiła gdzieś iść, ale... Nie, kontrolne spojrzenie na furiatkę wykazało, że śpi. I to całkiem spokojnie, bez tych swoich koszmarów jakie zwykle miewała. Pamiętał jak mu się do łóżka w nocy gramoliła, bo się bała.
I mała dziewczynka. Białe włosy... Cholera, z kim Iskra jeszcze spała, że dziecko miało białe włosy? To zagadka do rozwiązania na później...
I spojrzenie Wilka w końcu padło na starą Olchę, która odwzajemniła spojrzenie. Lekki uśmiech przebiegł po wargach starowinki. Wiedziała. Przecież spotkali się nie raz... Wiedziała. No trudno.
Czuwał tak całą noc obserwując sobie wszystkich. No bo w sumie, cóż innego miał do roboty. A najbardziej rzecz jasna interesowały go ruchy Cienia. Które rzecz jasna potem wykorzysta, by mu zaszkodzić, a jakże.

Sol pisze...

Sol z delikatnym usmiechem spoglądala na Szept. I nic nie rozumiała. Nic. Zaraz też wzrok przesuneła w dół kobiecej sylwetki elfki i w jej dłoniach utkwiła wzrok. Hmmm.
- NIe wiem o kim mowisz... - uśmiechneła sie przepraszająco. Bo jedyne kogo widziała to tłumy, które jej opowieści słuchały. A nie... osobliwej dwójki, bo one mogly też takowa stanowić.

Sol pisze...

Sol z delikatnym usmiechem spoglądala na Szept. I nic nie rozumiała. Nic. Zaraz też wzrok przesuneła w dół kobiecej sylwetki elfki i w jej dłoniach utkwiła wzrok. Hmmm.
- NIe wiem o kim mowisz... - uśmiechneła sie przepraszająco. Bo jedyne kogo widziała to tłumy, które jej opowieści słuchały. A nie... osobliwej dwójki, bo one mogly też takowa stanowić.

Sol pisze...

Sol z delikatnym usmiechem spoglądala na Szept. I nic nie rozumiała. Nic. Zaraz też wzrok przesuneła w dół kobiecej sylwetki elfki i w jej dłoniach utkwiła wzrok. Hmmm.
- NIe wiem o kim mowisz... - uśmiechneła sie przepraszająco. Bo jedyne kogo widziała to tłumy, które jej opowieści słuchały. A nie... osobliwej dwójki, bo one mogly też takowa stanowić.

Silva pisze...

Herbatka była wyjątkowo dobra. Silva musiała to przyznać. Była wyśmienita, jak nigdy. Może tegoroczne jagody były świeższe, albo bardziej dojrzałe i więcej w nich soku było?
- Aż szkoda mi będzie was opuszczać - tak, szamanka pijana to szamanka gadatliwa i wszystko można z niej wyciągnąć. A że nie pija często, to rzadka chwila, by móc coś z niej wyciągnąć. - I Wisielec przepadł, chędożony wilkołak, z tym swoim kędziorkiem nad oczami, piekielnik jeden...

draumkona pisze...

Uśmiechnął się Wilk pod nosem i błogosławił swoją chustę. O tak, on nie umiał panowac nad sobą, nad emocjami, to i chustę nosił, co by automatycznie skrywała wyraz jego twarzy. Z jednej strony, widząc to... Coś... Na twarzy Cienia czuł, że tak być powinno. Że powinien się uczuciom poddać, a nie zgrywać wielkiego i bezlitosnego, bo taki już nie był. Miał słaby punkt.
Jakaś zła część Wilka spytała w tym momencie co by było gdyby zabrać mu Natana, drugie dziecko i Iskrę... Bądź ich zabić. Wilk nie chciał znać odpowiedzi i zła część jego, która pytała, raczej tez nie powinna jej żądać.
Niedługo potem, pozwolił sobie na sen. Będzie jeszcze sporo okazji by się im przyjrzeć, a on przecież też potrzebował odpoczynku.

Silva pisze...

- Baby, psia jego mać... - Lofar machnął na nie ręką, bo ich chytry plan się nie sprawdził i panie ubrań nie zaczęły zrzucać, nie tańczyły, nawet nie śpiewały, cholercia.
- A widziałam. Nic specjalnego, ale polecam go podejrzeć jak się obmywa w jeziorku - szepnęła rozmarzonym głosem i nawet się szamanka zarumieniła. - Ot pomyśli i wilkiem jest, albo człowiekiem i ubranka na miejscu ma - i chyba z roztargnienia sięgnęła po dzbanuszek, który przy nich Lofar zostawił i ładnie napełniła kubeczek elfki i swój, najpierw go opróżniając. - Ach, zasłania takie widoki - tak, szamnka była lekko upita, bo normalnie takich rzeczy by nawet na torturach nie mówiła.

draumkona pisze...

Wilk natomiast obudził się przed Szept, lecz po wyjściu starowinki. I był nad zwyczaj wypoczęty. Spoglądał chwilę na swoich towarzyszy... A potem wstał. Uśmiechnął się chytrze do siebie i opuścił chatynkę...
Iskra natomiast obudziła się po Szept. I zauważyła Luciena. Posunęła się nieco i dźgnęła go palcem.
- Połóż się normalnie, a nie leżysz jak ten pokurcz... - mruknęła cicho i przyciągnęła bliżej siebie Yue, co by jej nie zgniótł gdyby jednak zdecydował się normalnie położyć.
A Wilk... Gdy tylko Szeptucha zdołała wyjrzeć przez okno, nagle wyłoniła się głowa, której oczy spoglądały wprost na nią. I kapelusz. Wyszczerzył się głupio, jakby właśnie spłatał wystraszonej Szept kawał miesiąca, po czym znów zniknął pod parapetem.

Sol pisze...

[jasne, mi to nie przeszkadza wcale! ;D urlop wzięla,a le i tak pisze, twarda sztuka , haha ;D ]

na dźwiek pukania SOl lekko drgneła. Zaraz tez jej oczy spoczęły na progu, na zakapturzonej sylwetce, męskiej na pewno. I jakiś cień przemknal po jej twarzy. Nadzieja i cos, co natychmiast ją zdusiło. Bo pomyslala przez chwile, ze to mógłby być Alasdair... Ale nie... raczej nie.
gdy jednak gość niespodziewany wszedl i za nim drzwi się zamknely, Sol poczuła, ze go zna. A gdy zieleń oczu tamtego ujrzala, uniosla brwi zaskoczona. Spojrzała na Szept, na Devrila i znowu na elfkę i... i sie zgubila.

Silva pisze...

- Albo o cycuszkach jędrnych, krągłych takich - mruknął rozmarzony Lofar i nawet ręce przed siebie wyciągnął i palcami poruszył, jakby owe krągłości kobiece macał. Jeszcze brakowało tego, by namiocik mu powstał między nogami, jakby to starsza krew powiedziała.
- Mogę sprawdzić... - czy Silva naprawdę zaoferowała się, że najemnika drowie, spodnie mu ściągnie i sprawdzi, czy jego pośladki są na tyle boskie, by móc je podziwiać albo ciągle o nich mówić i chcieć się do nich dobrać? - Ale Drava nie oddam!

draumkona pisze...

Płatanie figli było całkiem przyjemnym zajęciem. Szczególnie podobało mu się to kiedy wchodził do stodoły, cichcem, niemal jakby się zakradał i odkrywał, że ktoś tam chędoży. A potem w sianie się zagrzebywał, czekał... I akuku. A potem musiał uciekać. Ach, pięknie było nie mieć obowiązków i całego Eilendyr na głowie... Właśnie. Elfy. Cóż robią bez niego? Ivelios powinien się wszystkim zająć... On tymczasem sięgnął po flecik zatknięty za pasek spodni i zaczął grać jakąś cichą, spokojną melodię. Nie, lepiej się teraz Szeptuszce nie narażać, bo jeszcze po łbie dostanie.
Iskra uchyliła jedno oko spoglądając niemrawo na Luciena. Przysunął się, zapewne wciąż jednym uchem słuchał, głupek jeden... Cień poczuć mógł przez chwilę chłodne wargi Iskry muskające jego usta, a potem elfka znów ułożyła głowę na poduszce i przymknęła na powrót oczy. Ktoś grał na flecie, całkiem przyjemnie zresztą...

Silva pisze...

- Lofar... Tfu! - poprawił się zaraz główny zainteresowany - Ja mam takie marzenie, by te jego pośladeczki nie tyle zobaczyć, co zmacać! Porządnie, że grr! - no, nakręconego krasnoluda już mamy, szkoda tylko, że najemnika nie ma, o byłoby na co popatrzeć. Szamanka goniąca Dara, by jego tyłeczek dostać, wilkołak goniący szamankę i najemnika, by najemnikowi z głowy wybić głupoty z jego szamanką i Lofar, który jak złapie, to chędoży od razu.
- O przepraszam, Drav ma boskie pośladki i to bos... - chwila zawahania Silvy - Bosko... Boskiej... No bardziej boskie!

Sol pisze...

Sol zacisneła usta i lekko spuścila oczy. Lekko, znaczy zaskoczna przesunela wzrokiem po sylwetce Devrila, nie tylko oględnie, ale za to bardzo dokładnie ogladając osbie jego nowe odzienie, jakby go niemal oczyma rozbierała, choc nie kszty pożądania w jej zachownaiu wyczuć nie mozna było. Ona... byla zaskoczona. I zaskoczona podojnie, ze to do niej sie odezwal, że jakby... tym razem pamietał. Jego ojciec kazał jej zawsze, za kazdym spotkaniem grac obcą. Nigdy nie poznaną. Ciekawe że akurat tego starego trupa juz pod ziemią kwiatki wachającego od spodu usłuchała...
- Ja... nie wiedziałam, ze i ty tu będziesz - jak z początku nie wiedziała co powiedziec, tak zaraz zmarszczyla brwi, jakby gniew ja naszedł od jego słów. Ale nie bylo tak, ona... nie wiedziała kim jest i czy moze tu teraz być.
Wstała szybko, odsunela od siebie pitny miód i kiwneła Szept. Chyba lepiej, by wyszła.
- Szept jest tu - dodała jeszcze to Devrila i obrocila się po sowja pelerynę. Akurat sekretów tego mężczyzny ona znac nie powinna.

draumkona pisze...

Owoc trafił celu. Muzyka urwała się i ktoś jęknął, wcale nie cicho:
- Ała! - potem jakieś przekleństwa, głównie elfickie, a do tego z żargonu Eilendyr.
Wilk nie odkrył do końca możliwości tego ciała... Bo to, że niezbyt radziło sobie z łukiem, zdążył już odkryć. Swoje wizje i uzdrawianie jednak zachował. Dzięki bogom...
Plan dotyczył Iskry. Podnosząc kapelusz z ziemi... Zobaczył. Zrozumiał.
I czym prędzej pognał z powrotem do chatynki. Dłoń odruchowo odszukała sztylet pod koszulą...
Kolejny urywek - Dwóch... Nie, trzech zabójców. Czerwone maski.

Silva pisze...

- Ty swojego najemnika nie lubisz. Możesz mi go oddać, bo nie będzie się marnował u krasnoluda...
- Hej! Ja jego pośladków nie zmarnuję! - zawołał oburzony Lofar, który czerwony był już na policzkach i rzucił śnieżną kulką w szamankę, jednak nie trafił. Miód dawał o sobie znać.

draumkona pisze...

Iskra obudziła się dokładnie wtedy, kiedy zabójca zaczął charczeć. Wtedy, gdy Żagiew tkwił już w jego krtani. Wzdrygnęła się odruchowo, ale nie ruszyła, co by małej nie obudzić. I dopiero gdy usłyszała charakterystyczny dźwięk ciała padającego na podłogę, poderwała się do góry, co by może było błędem.
Wilk w duchu modlił się o cud.
Ona zaś nie modliła się. Wyszarpała z trupa sztylet Luciena i pobrudziła się przy tym krwią tamtego. Zaklęła szpetnie.
Tymczasem tamta dwójka zajęła się Cieniem.
I w ostatniej chwili, gdy Poszukiwacz uskoczył, ona odrzuciła mu Żagiew, chociaż wyklinała w duchu swoją nieostrożność i niezdarność, bo się tylko tym pocieła. Jak sie okazało, wcale niełatwo wyszarpać ostrze z trupa.
A kiedy ostrze poszybowało ku Lucienowi, ona odruchowo sięgnęła magii... I ze zdziwieniem odkryła, że jest kompletnie bezbronna.

Sol pisze...

Krolewiec.... Wracala z Królewca. Sama. Niewazne. Nie musial wiedziec wszystkiego, nie powinien nawet. Szept wiedziała. Wiedziala o tym, że Sol okropnie boi sie o Alasdaira, z eten nziknął..
-Cóż... - przystaneła zmieszana z peleryna trzymają w reku, przewieszona przez ramię. - Nie jestem - przygryzła warge i spojrzała ku Szept, jakby czekając, az ta pomoże. - Nie mam gdzie iść, więc... więc stamtąd wracam... gdziebądź - wzruszyla ramionami i do drzwi ruszyła. - Szept - teraz do elfki mówila - bede na dole.

Silva pisze...

Szamanka już chciała powiedzieć, że pośladki najemnika będą jej, ale ubiegł ją krasnolud, co to patelnią wojuje.
- Te, ja zdobędę jego pośladki! - i kolejną kulkę ulepił, po czym w elfkę rzucił i tym razem trafił, bowiem miód nie zmącił jego celności. - Pierwszy je obmacam, a najemnik mi nie jest potrzebny!
- Chciałabym przypomnieć, że... - szamanka została skarcona przez syknięcie Lofara i biedna do Midara się przysiadła, po czym nalała sobie pełny kubeczek jego trunku, co to żołądek może wypalić.
- Cicho!

draumkona pisze...

Nikt nie zarejestrował cicho otwieranych drzwi. Nikt nie zarejestrował nowego osobnika w izbie. Nie. A on był szybki. Zwinny. Jak ten cień przemknął w kierunku Poszukiwacza i stal, która opadała ku jego szyi... Skrzyżowała się ze srebrnym sztyletem o nieco dłuższym ostrzu niż inne bronie tego typu. Zwykły szaraczek pojawił się by wspomóc Radnego. I całkiem zwykły szaraczek zawirował w piruecie, stal została odepchnięta. Zaraz potem poczęstował kopniakiem drugiego zabójcę, a ten odtoczył się do tyłu. I widział on furię w ich oczach. Byli o włos od celu...
Znów musiał sparować cięcie, a drugi zabójca nagle jęknął i zacharczał. Z jego brzucha wystawało ostrze. Ostrze Zabójcy. i to bynajmniej nie Poszukiwacz je dzierżył, bo on, wciąż nieco oszołomiony, zdawał się nie ogarniać całej sytuacji. Za to tamten przeszyty osunął się do przodu, twarzą lądując na ziemi. I odsłonił on swojego kata, którym okazała się ledwo na nogach stojąca Iskra. Iskra z Zabójcą w jednej dłoni, a drugą podtrzymywała małą. No przecież nie zostawiłaby dziecka samego.
Wilk skorzystał z okazji. W półobrocie ciął, a sztylet jego gładko prześlizgnął się po klatce piersiowej ostatniego mordercy. Wiedział, że go to nie zabije za szybko. Ale osłabi. Medyk wiedział jak ciąć by pozbawić możliwości ataku. Ale wiedział jak ciąć, by obiekt mógł się przed śmiercią wyspowiadać.

draumkona pisze...

Iskra kiwnęła głową w odpowiedzi i powiodła wzrokiem za Szept. Po wrzasku zabójcy rozbudziła się Yue i Iskra umknęła z izdebki nim zaczęła płakać. Umknęła do Szept, po czym przysiadła na ławce obok.
- Zajmiesz się chwilę małą? Spróbuję powstrzymać tego głupka od pociachania go na kawałki...
Wilk tymczasem przypomniał sobie Eilendyr. I zagryzł dolną wargę na widok ostrzy i trucizn. I znów błogosławił swoją chustę. Pstryknął od dołu w rondo kapelusza, a to uniosło się nieco. Dwukolorowe oczy spojrzały na zabójcę. Szkoda, że nie potrafił czytać myśli jak Szept i Iskra... Za to nie zamierzał sobie iść. Nie. Po co. Za to zamierzał jeszcze Cieniowi pomóc! Pogrzebał chwilę w kieszeni i wyjął stamtąd niewielki, gliniany pojemniczek z wierzchu nakryty szmateczką. Maść. Przykucnął przy dyszącym zabójcy i posmarował miejsce wokół wbitego ostrza. I wbrew pozorom nie była to maść lecznicza. Zabójca zawył, jakby... Jakby jego dłoń stała w żywym ogniu. Takie właśnie było działanie maści.
Iskra przymknęła oczy. Teraz już miała dwóch głupków do powstrzymania.

draumkona pisze...

Iskra pozostawiła małą pod opieką cioteczki Szept i wślizgnęła się do środka, gdzie dwaj panowie znęcali się nad trzecim. Podeszła, dziwnie cicho, jakby podkradała się do zwierzyny. Dłoń została ułożona na ramieniu Poszukiwacza.
- Daj mi wniknąć w jego myśli. - i to nie była prośba, bo nawet nie poczekała na odpowiedź. Zbierając całą siłę woli po prostu wtargnęła w umysł tamtego i... Napotkała niespodziewany opór. Nie była jeszcze w pełni sił, ba, nawet w połowie, więc przełamanie tej bariery sporo jej zajęło. I kosztowało sporo sił.
Tymczasem zabójca zaśmiał się ochryple, w gorączce jakby.
- Słaba ta wasza przywódczyni - i tym chyba znów się naraził na tortury. Nie była pewna, bo tamten mentalnie jej oddał i elfka zachwiała się, po czym runęła na ziemię. No tak, wytłumacz Iskrze, że ma leżeć i regenerowac siły. Uparte, elfickie nasienie...

draumkona pisze...

Jedyne co zarejestrowała to to, że nagle znalazła się w powietrzu. No i pocałunek. To też oczywiście zarejestrowała. Niemrawo coś mruknęła chwytając się jego koszuli i jedyne co się dało zrozumieć z jej cichego bełkotu to "do łóżka" oraz "wiem", a w chwilę potem jeszcze "uważaj".
Wilk zaś wysunął głowę przez drzwi chatynki i spojrzał na Szept.
- Poszukiwacz woła. Mówi, że możesz spróbować z tym ścierwem. Uważaj, bo cwaniak potrafi mentalnie oddać... - i urwał, spojrzał na małą dziewczynkę, którą trzymała na rękach.
- Ją możesz mi dać, odniosę przywódczyni... - nieomal się nie pomylił i nie nazwał Iskry Iskrą. Bogowie jednak nad nim czuwali.

draumkona pisze...

Nie mogła odpocząć, chociaż ledwo co rozumiała co się mówi. Chwilę przeleżała na łóżku, całkiem spokojnie, a potem znów usiadła.
- Osłabienie Bractwa... - wymamrotała szukając po omacku kocyka - Konkurencja... - dłoń natrafiła na cienki materiał jakim wcześniej była okryta. Owinęła się kocem i zadrżała. A mogła nie używać magii.
Wilk stał z małą na rękach i nie wiedział co ma zrobić. Podać Szept chusteczkę? Najchętniej, to by krwotok zatamował, ale wtedy by się... Nic by się nie wydało. Ile medyków hasa po tym świecie, do cholery.
Odniósł Yue na łóżko Iskry, a zaraz potem wrócił do Szept. Nie bawił się w zbędne pytania, czy może, czy to, czy tamto... Po prostu chwycił ją za nadgarstki, dłonie jej od nosa odsunął, po czym palce przysunął do jej skroni i okrężną drogą naprawił pęknięte naczynia krwionośne. Okrężną, bo bał się, że rozpozna jego magię. I równie szybko jak wtargnął w jej ciało, tak szybko się wycofał, a krwotok ustał. On sam zaś wstał i kopnął nieco wpół żywego zabójcę.
- Umiera. Dobić?

draumkona pisze...

- Nawet nie dyskutuj - uciął Wilk słysząc magiczkę. Stopą trącił głowę tamtego, a zabójca jęknął w odpowiedzi. Wilk spojrzał na trucizny pozostawione przy nim. Nie mógł w tej dziedzinie równać się z Białym, ale coś tam wiedział... Chwycił jedną fiolkę i wlał zawartość nie do ust... A do nosa. Tak, Wilk lubił eksperymenty. Lecz zanim zobaczyli finalny tego efekt, on wywlókł Zamaskowanego na zewnątrz, niech tam zdycha.
Iskra natomiast spojrzała na Cienia nieprzytomnie. W sumie, najpierw spojrzała gdzieś poza jego ramię, a kiedy doszła do wniosku, że miała spojrzeć na niego, a nie na ścianę, przerzuciła spojrzenie.
- Mała nie może jechać z nami. Musimy ją ukryć... - żeby tylko wiedziała gdzie. I jak. Elfy był za daleko, poza tym, skoro teraz nie było Wilka...
- Nie może i tyle. Jeśli będą większe kłopoty, będziemy musieli się martwić jeszcze o nią. Już starczy to, że Natan siedzi w Czeluści, bo Marcus dostał pilne zlecenie na drugim końcu kraju... - otuliła się płaszczem, który tak przyjemnie pachniał... Wstyd się przyznawać, ale Iskrze od tego zapachu zawsze chciało się spać. Jak widać niewiele jej trzeba było by czuć się nieco bezpieczniej.

draumkona pisze...

- Naranca... - mruknęła Iskra przywołując w pamięci to, co wiedziała o wyspach. I doznała olśnienia. Rzeczywiście, byli tam wyznawcy Swrożyca. To całkiem dobrze...
- Więc udamy się tam. I to zaraz zapewne - oczywiście, po co odpoczywać, niepotrzebne jej to. Ani trochę. A to, że nie utrzyma się w siodle, to taki szczegół. Ale już ona miała plan. Spojrzała wojowniczo na Poszukiwacza.
- Miskturę mi daj. Tą zieloną. Tą co zawsze. Daj mi i nie dyskutuj. - jeszcze by mu pięścią pogroziła, ale jakoś... Nie miała siły.
Wilk natomiast wrócił, otrzepał swój piękny płaszcz z śniegu i kurzu i poprawił chustę. Już miał się nawet zaoferować, że on pojedzie z Lucienem by oddać małą... Kiedy się opamiętał. Nie będzie przecież się mieszał no... Kamuflaż ważna rzecz.

draumkona pisze...

- Upadliście wszyscy na głowę. Ja sama pojadę i tyle. Znam drogę, obronię się - Iskra miała majaki. Tak stwierdził Wilk, po czym żwawym krokiem ku niej ruszył, puknął dwoma palcami w czoło i bezwładną już Iskrę położył na łóżku. Potem napotkał wzrok Poszukiwacza. Wzruszył ramionami.
- Majaki miała tom ją uspał, żeby nie bredziła... - poprawił kapelusz i spojrzał na magiczkę i na Cienia. Jej też najchętniej by puknął w czoło.
- Ja też pojadę - oświadczył nagle i już zaczął tłumaczyć swoje stanowisko - Nikt jej tu nie znajdzie jak będzie tu Olcha... Dom... Dom jest dziwny i pojawia się wtedy kiedy Olcha tego chce. A, że chce prawie zawsze... - ciekawe skąd on to wiedział. Zapomniał o swoim kamuflażu. Chwilowo. Bo zaraz przybrał mądrą minę.
- Sprawdziłem to i owo nim się tu zjawiłem. Wystarczy znaleźć Wiedźmę i będzie bezpieczna.

draumkona pisze...

Wilk burknął coś pod nosem, ale ostatecznie nie chciał się sprzeciwiać. Patrzył tylko chwilę na Iskrę, po czym przysiadł obok łóżka, na podłodze. I poczuł lekkie wyrzuty sumienia, bo uspał ją, tym samym pozbawiając możliwości pożegnania małej... No trudno.
***
Przestał liczyć dni po trzecim. Wszystkie wyglądały tak samo i stracił rachubę. Iskra rano się budziła, z protestem, z niemal zabójczym nastawieniem do niego, ale wciąż byłą zbyt słaba na opór, więc dostawała pstryczek w czoło. Operacja powtarzała się jeszcze popołudniu i wieczorem. I w nocy.
Ostatecznie, ostatniego wieczoru i on odczuł zmęczenie. Nie spał długo pilnując jej, a nic się nie działo... Musiał się przespać. Musiał się chwilę przespać. I długo rozważał jak on to ma cholera zrobić. Aż w końcu go olśniło.
Poszukiwacz go zabije. Hihi.
Wgramolił się na łóżko Iskry i ciasno oplótł ją ramionami przysuwając do siebie. Tak nikt jej nie dorwie, chyba, że zbudzi i jego. A Iskra poddała się, bo i innego wyjścia nie miała. Spała.
I w takiej to pozie zastał ich Poszukiwacz i Wilcza Pani.

draumkona pisze...

Gdy tylko dłoń Poszukiwacza spoczęła na jego ramieniu, jeszcze bliżej przyciągnął śpiącą Iskrę. Tak niby odruchowo.
- Nie śpię przecież - mruknął niezbyt zadowolony z takiej szarpaniny. Ześlizgnął się zwinnie z łóżka i stanął na nogach. Poprawił kapelusz.
- Nikt się nie napatoczył podczas waszej nieobecności... - dodał jeszcze, może jakoś ugłaska Luciena i te dziwne ognie mu z oczu znikną... No przecież Iskra nie protestowała. No w sumie, nie miała jak, ale to drobiazg.
- Ruszamy do Czeluści?

draumkona pisze...

Wilk wykonał polecenie i zaraz zniknął idąc po tak znaną mu Kelpie. A i ta nie ugryzła go, jak miała w zwyczaju gryźć wszystkich rekrutów. Wręcz przeciwnie, otarła się o jego ramię łbem wesoło i zarżała.
On natomiast przywiązał jej wodze do swojego białego konika i wspiął się na siodło. Spojrzał jeszcze za Szept.
- Uważaj na siebie i do zobaczenia - lecz słów tych nikt nie usłyszał, nikt prócz Kelpie i jego białego konika.
Iskra tymczasem poczuła najwyraźniej zapach Luciena, bo i rączki zacisnęła na jego koszuli jakoś nie chcąc się puścić i w siodle usadzić.
- Lu... - mruknęła i już w ogóle mógł zapomnieć, że go puści, chyba, że jakimś dziwnym cudem.

draumkona pisze...

Ale rekrut był zbyt uparty by sobie zostawac w tyle. Miał jasno postawiony cel i, bogowie, zamierzał się go trzymać. Zmęczenie potrafił zaleczyć magią, senność również potrafił nią odpędzić. Biały jego konik, być może zwykły mógł się zdawać, lecz na pewno taki sobie zwykły nie był, bo i on jakoś mniej czasu na wypoczynek potrzebował. Kelpie wierzgała od czasu do czasu, rżała buntowniczo, jakby się jej nie podobało to, że każdy koń ma jeźdźca, a tylko ona nie.
Iskra natomiast wybudziła się pod wieczór dnia trzeciego. I była mocno zdezorientowana. Zmarszczyła brwi i spojrzała ponad Lucienowym ramieniem na rekruta. Dziwny był... A potem podniosła spojrzenie na Poszukiwacza.
- Ile spałam? Gdzie jesteśmy? Ten cymbał mnie cały czas usypiał! - musiała się poskarżyć. Chociaż Wilk był niemal pewien, że gdyby Lucien miał możliwość, robiłby jej to samo.

draumkona pisze...

- Czemu nazywasz ją magiczką... Ona ma swoje imię... - mruknęła sennie, głowę opierając na jego ramieniu, a dłoń znów wplątując gdzieś w jego koszulę.
- I nie chcę już spać. Pewnie i tak macie to obaj gdzieś i mnie pousypiacie, magią czy tymi twoimi specyfikami... Nienawidzę was. Obu. - i dźgnęła go pod żebro, co by sobie nie myślał, że jemu to wszystko bezkarnie uchodzi bo ona go... No.
- A co z Yue? I pewnie poleziesz znowu do Nieuchwytnego... - akurat to ostatnie się jej nie podobało. Wcale.

draumkona pisze...

Obiecał? Dobre sobie... Niech lepiej trzyma wodze. Iskra postanowiła być złośliwa, a, że boczkiem do niego siedziała... Cóż, dłoń jej, nieco chłodnawa zniknęła pod jego koszulą gładząc pierś. I brzuch. Elfka czasami bywała paskudna. Kobiety.
- Dziwny on - mruknęła jeszcze spoglądając na jadącego w tyle Wilka - Myślisz, że da sobie radę? - w sumie, co ją to obchodziło... Wcale nie powinno. A jednak. Dłoń elfki ogrzała się od Lucienowego ciała i teraz swobodnie wodziła nią po jego brzuchu z zadowoleniem niemałym czując pod palcami pracujące mięśnie.
- Pewnie znowu będę miała pięć tysięcy zadań... I koniec ze spaniem - westchnęła bezradna wobec swoich obowiązków.

draumkona pisze...

- Coś... Coś w nim jest dziwnego. Nie wiem. Może to dlatego, że to pierwszy elfi rekrut jakiego mam okazję spotkać... - ewidentnie była zamyślona i to przez tego szaraczka. Coś ewidentnie musiało ją w nim ciekawić. Ale zaraz też inne rzeczy ją pochłonęły, bo do samotnej, jednej dłoni elfiej furiatki dołączyła i druga, która także gładziła ciało Poszukiwacza. Iskra lubiła go prowokować. A potem najlepiej pójść sobie, żeby sam się męczył.
- A co myślałeś o mnie? Na początku? - i dźgnęła go paluchem w pępek. Ot tak jakoś, zachcianka.

draumkona pisze...

- Przecież nic nie robię... Nic takiego w każdym bądź razie. - ale proszę, jak chciał, to ona będzie grzeczna. Cofnęła ręce i jeszcze je na piersi skrzyżowała, co by pokazać kto tu rządzi.
- Przeszkolę go, o to się nie martw... - mruknęła jeszcze i myślami wybiegła do kryjówki. Już w myślach witała się z Natanem, już wypełniała powinności... I klops. Przypomniało się jej. Automatycznie wręcz zmrużyła oczy na tamto wspomnienie. I zrobiło się jej smutno.
- Solana - mruknęła, wcale niezadowolona - Spałeś z nią. Znowu. Jeszcze Natan was złapał. Czemu? - już pomijając w ogóle to jak ona się poczuła. Pomijając cały ból i to wszystko co przeżywała. Niech się wytłumaczy. Teraz. Natychmiast.

draumkona pisze...

Tylko, że ona nie sypiała już z Marcusem. Od... Od dawna. Jeszcze przed urodzeniem Natana to się skończyło. Z Wilkiem zaś... Od dawien dawna nie sypiała. Po co, jak miała jego. Ale najwyraźniej on to widział inaczej...
- Owszem. To ma całkiem sporo do rzeczy. I wyjaśnisz mi to teraz - oczywiście, olała rekruta. Wolała dopytywać Poszukiwacza. Posłała ostrzegawcze spojrzenie Wilkowi, ten jej skinął głową i nieco wstrzymał konia znajdując się znów z tyłu.
- Po co ci ona skoro masz mnie? Chyba, że... Ty tego tak nie widzisz. - to znów ją zabolało. Chwilę milczała. Tylko chwilę - Ja z nikim nie sypiam... Od dawna. - to mówiąc odwróciła wzrok, oczy zaszkliły się od zbierających się łez. A obiecała sobie, że płakać nie będzie.

draumkona pisze...

- Ale nadal z nią sypiasz - burknęła gdzieś pomiędzy łapaniem wdechu a powstrzymywaniem łez. Tak nie powinno być. Ciekawe jak on by się poczuł gdyby wszedł do komnat Marcusa a tam... Właśnie.
- Jak chcesz z nią sypiać to sobie z nią sypiaj, ale o mnie zapomnij - tonący brzytwy się chwyta, czy też wytoczenie ciężkich dział. Zwał jak zwał a efekt i tak był ten sam. Iskra nie miała zamiaru się dzielić Poszukiwaczem. No, chyba, że sam powie czegóż on chce.

draumkona pisze...

- Raz? - prychnęła i spojrzenie elfki przybrało na ostrości - Róża. Misja z balem. Ile razy przechodząc obok jej komnat mogłam słyszeć was... W wiadomej sytuacji? Pomyśl. - warknęła nieprzyjemnie. On sobie zamierzał sypiać z Solaną? Z kim popadnie? Dobrze. Niech będzie. Milczenie było brane na jego niekorzyść. Na wielką niekorzyść.
- Słyszałam, że kiedyś ją kochałeś. Kto wie co teraz między wami jest - ostatnie, co mógł poczuć, to jej pazury wbijające się w jego ramię, w miarę jak to mówiła. A potem ułowiła spojrzenie rekruta. A, że był to Wilk... Zrozumiał. Koniec sielanki. Puścił Kelpie wolno, a ta zrównała się z koniem Poszukiwacza. I rzucając ostatnie słowo, Iskra skoczyła po prostu na ziemię, cóż z tego, że był to pełny galop. Zwinnie odbiła się na ziemi i zaraz znalazła się w swoim siodle. Chwilę jeszcze jechała bez trzymania wodzy, wiążąc włosy rzemykiem na karku, potem zaś chwyciła wodze i zrównała się z Rincewindem coś mu zawzięcie tłumacząc. Zamierzała się odłączyć od Poszukiwacza. Jak najszybciej.

draumkona pisze...

Chciał się za nimi wlec? Proszę bardzo, niech i tak będzie. To nawet było jej na rękę... Bo ledwo do Czeluści wpadli, trafili na Pajęczarza, który to właśnie na kogoś czekał. Co prawda nie spodziewał się tej trójki i to też odmalowało się a jego twarzy, a jeszcze bardziej się zdziwił, kiedy Iskra zeskoczyła z konia i po prostu mu w objęcia wpadła.
- Mam może dzisiaj urodziny? - zapytał sam siebie drapiąc się po głowie, ale Iskra zaraz potem się rozszlochała. Godziny ongi spędzone razem i natychmiast zareagował. Objął ją w talii przyciągając mocniej do siebie, wolną zaś ręką zacząć ją głaskać po głowie i muczeć coś do ucha. Wzrokiem zaś polecenie wydał rekrutowi, ażeby rozsiodłał konia przywódczyni i swego samego. A obok Marcusa zaraz zjawił się i Biały. Tymczasem Pajęczarz wymknął się z Iskrą boczym przejściem, co by sobie Biały sam rozmawiał z Lucienem. On popociesza Iskrę. Może nawet na coś mu się to zda...

draumkona pisze...

Być może Iskra rzeczywiście miała w planach niecną prowokację, ale... Kiedy zobaczyła Pajęczarza, tego wesołego idiotę, miała tylko jeden cel. Wypłakać się i wygadać. A potem się zobaczy. Stąd i jej wylewna reakcja na jego widok.
Tymczasem Biały zmierzył Poszukiwacza spojrzeniem. Spojrzeniem medyka. Niezbyt zadowolonego.
- Powinieneś odpocząć choć chwilę, ale jak cię znam to nie ma nawet co gadać... - urwał na chwilę i wysłuchał pytań Luciena.
- Dama czuje się dobrze, już mi zaczęła dogryzać, jak zawsze. Z kolei Kieł, podobnie do ciebie, już popędziła do Nieuchwytnego. Myszołów sama się wydostała. To złodziejka. Szperacz. Przed Szperaczem nic nie ukryjesz. Skoro zaś ona wyszła, Szczur za niedługo też wyjdzie... - znów urwał. Kątem oka wychwycił delikatny ruch przy wejściu.
- Z tego co widzę, Dibbler już wrócił. - i spojrzał znów na Luciena - Tak więc do zobaczenia na spotkaniu.
***
Na spotkanie jak zwykle wpadła spóźniona. To już zaczynało się robić normą i nikt już dzięki temu nie milkł na jej widok. Królik kontynuował swoje spostrzeżenia odnośnie jakiejś misji, Dama słuchała. Szczura nie było. Poszukiwacz był zamyślony. Opadła na swoje krzesło i omiotła Radnych spojrzeniem. Wybiórczo dość, bo pominęła w tym spojrzeniu Luciena.
Jak na złość jej, okazało się, że Rada miała misję dla... Solany. Co z kolei znów przywiodło ją do Czeluści. Iskra nie miała ochoty jej oglądać, ale cóż... Trzeba było robić dobrą minę do złej gry. łokieć oparła na poręczy krzesła swojego, a dłonią podparła z kolei głowę. I weszła ona, jej największy wróg. Skorpion, kochanka Poszukiwacza.

Sol pisze...

Nie powinien zachowywać w sposób, który ona mogła inaczej i niezdrowo dla siebie zinterpretować. Nie powinien za żadne skarby pozwolić, by Sol obrała... nadzieję, na odświeżenie dawnej zażyłości. Dla niej odświeżenie, dla niego... dla niego poznanie nowego.
Spogladała teraz na niego z usmiechem i jakimś ciepłem w tych oczach, ktore zwykle na myśl przywodziły demona. I straszyły, napawały niepokojem.
- Jesli szukasz Szept, to na pewno sprowadzają cię tu sprawy wazne. A my, jak to kobiety, poplotkowac mozemy innym razem - zapewniła i wyszła, rzucając elfce krotkie spojrzenie, jakby prosiła ja o to, by Deva nie ukatrupiła.
Powinna albo wbic sobie do tej pustej, rudej łepetyny, że Dev to kuzyn jej przyjaciółki i nic więcej byc z tego nie może. Bo jak raz nie wyszło, to i teraz...? choć z drugiej strony obydwoje byli już dorosli i nikt nie mógł juz im w ręce wtrącić eliksirów... Nie. Albo po prostu powinna go unikać. Choć to bylo.. trudne. Budził za wiele wspomnień.
Sol zeszła do głównej sali, zamówiła kubek pitnego miodu i usiadła w kącie, tyłem do paleniska, z którego dęło ciepło na salę, na nią. Zerkając co rusza na schody, jakby niemal odliczała czas rozmowy tamtej dwójce. zdawała sie ignorować wszystko inne, cały gwar.

draumkona pisze...

Iskra obiecała sobie, że nie będzie dzisiaj mordować wzrokiem. Nie. Oto teraz ona staje się soplem lodu, a w oczach nie było nic, prócz fiołkowej pustki.
Najpierw przemówił Biały, tłumacząc, że potrzebują informacji. I, że ona, jako kobieta będzie miała ułatwione zadanie, wszak wiadomo jak działała Solana. Miała za zadanie wyciągnąć informacje z jakiegoś wirgińskiego możnowładcy. Potem... Potem Biały spojrzał niepewnie na przywódczynię. Ona zaś leniwie podniosła wzrok ze stołu na niego. Sięgnęła po pucharek z wodą...
- Iskra, ty też będziesz miała zadanie... - pijąca Zhao spojrzała na niego uważniej - Masz się wcielić w rolę żony Kraga. Wiesz co to zna... - nie skończył, bo Iskra na te wieści opluła się wodą i przy okazji Królika też.
- Co?!
- Żoną. A wiesz co się z tym łączy...
- Spadaj
- Od tego zależy dobro Bractwa - ostatnio to był skuteczny argument w dyskusji z elfką. Spojrzała uważnie na Białego.
- Konkrety Króliku. Konkrety... - potem zaś oparła łokcie na oparciach krzesła i splotła palce słuchając uważnie. Zadanie nie było zbyt niebezpieczne. Po prostu miały zbierać informacje. Chociaż o tyle dobrze, że nie musiały mieszkać pod jednym dachem... Ona będzie żoną. Solana będzie kimś tam. Żoną. Cholera. Żoną... Kurwa.
Westchnęła i rozmasowała skroń.
- Skoro to jest Bractwu potrzebne... Niech i tak będzie. Ja ruszam dopiero za dwa dni. Jeśli Skorpion sobie życzy może ruszyć teraz, albo i jutro. Ktoś jeszcze ma jakieś cudowne wiadomości? - znów spojrzenie pominęło Luciena. Cisza.
- W takim razie koniec zebrania - podniosła się zwinnie i wymaszerowała z sali. Miała coś do załatwienia. A to coś nosiło imię Natan, właśnie było w Czeluści i było jej synem. Tylko jej!

draumkona pisze...

Były i inne sprawy jakie mieli do przekazania dla Skorpion. Ale to inni. Nie Rada. Mistrzowie bardziej. I Dibbler, który wałęsał się po Czeluści z dość nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Iskra zaś udała się do Natana i do Pajęczarza, którzy to właśnie wrócili do kryjówki z Mordowni. Syn jej zaliczył pierwszy trening. Podejrzewała i tak, że Marcus postanowił przymrużyć oko na pewne niedociągnięcia jej syna, ale... No tak. Wiedziała czemu przymyka oko.
Natan na jej widok porzucił droczenie Figla i pognał do niej czym prędzej. Iskra uśmiechnęła się. Niech sobie Solana zabiera Luciena, proszę bardzo. Ona ma coś lepszego.
- Mamo, choć! - i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, mały już ją ciągnął za rękaw w wiadomym kierunku. On miał chyba jakiś radar. Radar wykrywający jego ojca.

Sol pisze...

Sol zas dopijała ostatnie łyki pitnego miodu i uniosła brew w momencie, gdy tamta dwojka się zjawiła. Usmiechneła się lekko, choc na powazne miny elfki i arystokraty coś sie jej pod sercem wywróciło z niepokoju. A potem ten sztuczny usmieszek wrócił i Sol sie to nie spodobalo. Choć nie wiedziała sama czemu.
Gdy jej naczynko sie opróżniło, Sol wstała od ławy i ruszyla do lady, by karczmarzowi oddac glinkę. Po drodze jednak zatrzymała sie w półkroku, od razu marszcząc brwi. Została klepnieta! Do stu diabłów! W tyłek!
Krew sie w niej wzburzyla i na pięcie obróciła sie w stronę wyszczerzonej do niej gęby. Palce zaswędziały...

draumkona pisze...

Iskrze wystarczyło to ciche mruknięcie żeby się obudzić. I była niezbyt pocieszona faktem, że spała tak krótko. Na chwilę podniosła głowę i rozejrzała się nieprzytomnie po komnacie. Ciało miała obolałe, ale był to ból przyjemny. Jak widać, Lucien potrafił dać jej popalić i wcale nie chodziło tu o misję...
Ułożyła się z powrotem tak jak przedtem, z nosem wtulonym w jego szyję. Objęła go jeszcze ciasno, co by nigdzie sobie nie poszedł.
Wyczuła, jak mu oddech nieco przyśpiesza. Szlaczek, tak się wierciła, że go obudziła.
- Śpij, świt jest czyli dla nas środek nocy - no bo chyba samobójcą nie był żeby gdzieś się szlajać po tak wyczerpującym zajęciu i bodajże dwugodzinnej drzemce. Ale z nim to nigdy nic nie wiadomo. Mocniej go jeszcze w pasie objęła, co by pewność mieć, że się nie wyplącze. Nie tak łatwo.

draumkona pisze...

Westchnęła zrezygnowana. Na tak. Upór Cienia i jego "Bractwo-przede-wszystkim". Ale łatwo poddać się nie zamierzała. Stanowczym gestem został przyszpilony do łóżka, a ona sama się na niego wgramoliła. Skóry i koc zsunęły się z jej tułowia i była całkiem golusieńka. Siedziała na nim okrakiem i patrzyła na niego chwilę. Potem zmrużyła oczy, dłońmi przesunęła po jego brzuchu, poprzez pierś kończąc na ramionach i wraz z tym ruchem się na nim położyła.
- Zostań ze mną - poprosiła cicho, choć wiedziała, że odmówi. Mimo wszystko lubiła go drażnić i prowokować. Zimnym koniuszkiem nosa dotknęła jego szyi i przesunęła nim w górę, aż sięgnęła ucha Poszukiwacza
- Zostań - i ugryzła go lekko we wcześniej wspomniane ucho. A potem się nieco odsunęła, ażeby znów się mu przyjrzeć. Jak chce iść to najpierw będzie musiał się jej pozbyć. A już ona go nie puści. Nie ma mowy.

draumkona pisze...

Mruknęła coś pod nosem i już miała znowu mu coś zrobić,być może teraz ugryźć w co innego, ale dłoń sunąca leniwie po jej plecach wszystko załatwiła.
- Masz przecież tego nowego, akurat... - ale myśli skończyć nie zdążyła, bo drzwi jej komnaty otworzył się i stanął w nich nie kto inny jak tamten elf. Rekrut. Chustę wciąż miał naciągniętą na sam nos, a kapelusz niby zasłaniał mu pole widzenia... Ale to były jedynie pozory. Na ich widok nic nie powiedział. Stanął w lekkim rozkroku, całkiem spokojny i rozluźniony, po czym ręce splótł za plecami.
- Słyszałem, żeś mnie wzywał Poszukiwaczu - i chyba nie zamierzał się tłumaczyć skąd ma pozwolenie na wchodzenie bez pukania... Iskra obejrzała się na rekruta i uśmiechnęła kątem ust. A w uśmiechu tym były złe i figlarne rzeczy o których lepiej nie mówić na głos.
Zlazła z Luciena i owinęła się jednym z koców, co by nie prowokować elfa do snucia chędożonych myśli.

draumkona pisze...

- W Stonhill zaległy cienie. Strachy, drzewożyty i pszenne dziadki. Nie znasz ich Poszukiwaczu, ale oni wszyscy znają ciebie. To stare istoty. A to, czego tam strzegą nie powinno być interesem Bractwa - o tak, Wilk, jako ten chędożony władca miał bardzo rozległą wiedzę... Ale do Stonhill wolał nie jechać. Może wystarczą mu te informacje? Chyba nie. Spojrzał na Iskrę, a w dwukolorowych oczach coś błysnęło. Coś, co wywołało u elfki uśmiech.
- Jedź, Rince.
- Nie spytasz skąd to wiem? - Wilk zwietrzył podstęp, ale Iskra tylko machnęła ręką.
- Szczura też nie pytam skąd wie to wszystko. Czasami lepiej nie wiedzieć. - wstała z łóżka, koc porzuciła i naga pomaszerowała po swój szlafrok. Rzecz jasna, Wilk nie odrywał od niej wzroku, czego Iskra była jak najbardziej świadoma.
- Zrobię jak każesz - skinął przy tym głową, jakby nerwowo. Przełknął ślinę widząc jak elfka się przeciąga. Widząc jakiego kształtu nabierają jej piersi, kiedy lekko wygięła plecy w łuk. I taki widok odezwał mu się dreszczem w krzyżu.
Ociągając się nieco, wciągnęła na ramiona szlafrok i rozpuściła włosy, ażeby swobodnie spadły ciemną kaskadą na plecy.
- Wciąż tu jesteś, Rince - posłała mu uśmiech. Specyficzny uśmiech, a elf się zakrztusił powietrzem.
- Eilendyr. Aspin. Już jadę - skinął jej nerwowo głową, w tym wszystkim zapominając o obecności Poszukiwacza i wyszedł.
A Iskra się tajemniczo uśmiechała przeczesując włosy palcami.

draumkona pisze...

Elfka pobawiła się chwilę kamyczkiem na łańcuszku, po czym przerzuciła wzrok na Luciena.
- Nie. Nic - po czym odwróciła się i odeszła do komody, ażeby wyjąc stamtąd ubranie. Świeże. Czyste. I lnianą sakwę jaką zawsze miała przy sobie w podróży. Najwyraźniej Iskra zamierzała wybrać się na swoją misję. Już. Teraz.
Długo jej ubranie się nie zajęło, a i Poszukiwacz zaczął się zbierać. Jednego nie przewidział. Elfka schowała mu spodnie. I mówić gdzie są bynajmniej nie zamierzała. Za to lekkim krokiem podążyła ku niemu i najzwyczajniej w świecie się doń przytuliła. Nieco posmutniała może.
- Nie marudź. Zaraz jadę i nie wiem kiedy wrócę. - takie ostrzeżenie co by nie narzekał, że obowiązki. W tej chwili bowiem mało ją obchodziło co ma do zrobienia, a co już zrobił.

draumkona pisze...

- Pilnuj ich tu, co by się nie zabili. Zwłaszcza Biały z Marcusem, bo od kiedy ten przejął pod opiekę Natana ciągle się kłócą o sposoby treningów - mruknęła odsuwając się. Jeszcze tylko Żagiew spod poduszki wyciągnęła i za pasek zatknęła i była gotowa. Lniany worek przerzuciła przez ramię i nie żegnając się jakoś specjalnie, wymaszerowała z komnaty.
***
Bycie żoną jakiegoś głupiego arystokraty było wybitnie nudnym zajęciem. Iskra nie znosiła przyciasnych sukni, etykiety i tego, że nie może pluć przez balkon. W dodatku, jej mąż był jakimś panem w średnim wieku. Zbyt pociągający także nie był, więc jak przychodziło co do czego, do spełniania małżeńskich powinności, Iskra musiała solidnie udawać. I wcale się jej to nie podobało.
Leżała przygnębiona w łóżku, na boku, tyłkiem odwrócona do swego wspaniałego męża, który tak ją ramionami oplótł, że nie było mowy o ucieczce. Koc był nieco zbyt cienki, a brak koszuli nocny dawał jej się we znaki. Było jej zimno.
W dodatku, cud mąż chrapał.
Elfka westchnęła i spojrzała w okno. W sumie, jeszcze trochę. Wytrzyma.
Rozmyślania jej jednak przerwało coś dziwnego. Jakieś irracjonalne przeczucie, że jest obserwowana. Myśl przebadała komnatę. ktoś tu był. Ale skryty przed jej wzrokiem... Ach. Czyli kryjąc się w cieniach mógł określić czy też ukryć swoją świadomośc, czy też pozostać widocznym dla tych, któzy potrafią szukać umysłem.
Co tu robisz? - nie wytrzymała i Poszukiwacz miał zadane całkiem sensowne pytanie. Edgar, cudowny mąż, chrapnął głośniej, a Iskra wzdrygnęła się czując jego dłonie na sobie. Bogowie.

draumkona pisze...

Nie oczekiwała w sumie niczego, więc i jego ton jej nie zdziwił. Choć miałą nadzieję, że powie co innego. Że to koniec. Koniec udawania. On jednak powiedział kompletnie co innego...
Och, to będzie wręcz banalne - burknęła wcale niepocieszona i naciągnęła poduszkę na głowę czym obudziła pana arystokratę. Mruknął on coś i się wybudził.
- Susan? - znów mruknął, odwrócił ją do siebie i spojrzał. Jakby w ogóle nie spał... - Coś się stało?
- Hm... - Iskra niezbyt wiedziała co ma mu powiedzieć, więc dla udobruchania, przewróciła go na plecy i sama się na nim położyła. Poczuła dłonie na pośladkach.
- Nie, to tylko migrena... Przejdzie mi. - ułożyła głowę na jego ramieniu i modliła się w duchu o to by czasem się nie zdemaskować.
- Mam nadzieję - mruknął po raz ostatni mężczyzna, po czym jedną dłonią po jej plecach. Iskra miałą ochotę uciec.

draumkona pisze...

Iskra wiedziała, że ten głupek spać nie będzie. Nie, po co. Jakby sen potrzebny był wszystkim innym, tylko nie jaśnie panu którego imię ongi zaczynało się na V.
Głupi, głupi Poszukiwacz.
Krążyła zniecierpliwiona po ogródku, po kolana w śniegu, a oczy jej ciskały istne błyskawice. Już ona mu pokaże.
Idź ty spać. Teraz mam iść na jakieś cholerne spotkanie z tym całym... Nie wiem nawet jak ma na imię... Idź i się prześpij. - to brzmiało trochę jak prośba i Iskra nie podejrzewała siebie nawet o takie ilości troski w głosie. Zaraz potrząsnęła głową świadoma tego, że Cień spróbuje się wykręcić.
I nie drażnij mnie. Idź spać. To rozkaz. - najlepiej było uciec się do takowej formy i mieć cichą nadzieję,że posłucha...
***
Iskra wróciła naprawdę zmęczona. Nie służyła jej taka robota i Iskra zastanawiała się, czy przedwcześnie tego wszystkiego nie zakończyć. Zesłać na Edgara słodki sen. W sumie, wypróbowałaby wtedy Żagiew...
Nie, wróć. Nie można tak.
Ale wypadki z kolei chodzą po ludziach...
Szlag, szlag, szlag.
W dodatku, ten bubel przyniósł dzisiaj okropne wieści. Iskra miała jakis uraz do statków nie-pirackich. A zanosiło się na cholernie długi rejs jakimś w cholerę luksusowym czymś tam. Bogowie jednak się od niej odwrócili, a dziwka fortuna okrutnie zadrwiła.
I znów uciekła do ogrodu, ażeby tam szukać jakiegoś ukojenia. Ciemna noc i księżyc jako opiekun,
choć wiedziała, że jeszcze ktoś został przysłany ażeby nad nią czuwać.
Mam nadzieję, że choć trochę spałeś, bo jak nie, to daję słowo, uśpię cię czarem. - Iskra i jakże pokojowy wstęp do rozmowy -Mam wypłynąć gdzieś z tym kretynem, bo sobie ubzdurał... Naprawdę nie mogę go zabić? Jeden arystokrata w tą czy w tamtą...

Sol pisze...

Sol za to w tym czasie narobiła bałaganu. Niemałego. Mogła tu byc, na obcej ziemi, wśrod keronijek i kerończyków, mogła czuć sie tu nieswojo. NIgdy jednak nie miała zapomniec tego, kim jest, skąd pochodzi i jak ją wychowano. A zatem... Zatem nie mogla pozwalac na to, by jej szacunku nie okazywano, by traktowano jak dziewke do poklepywania, która każdy sobie wypozyczyc moze i brac wedle własnych umilowanych sposobów. A tak sie własnie poczuła, gdy reka brzydkiej geby na jej tyłku wylądowała.
Teraz stała naprzeciw tego durnia i patrzyła mu w oczy, z satysfakcja dostrzegając, jak reaguje niepokojem na barwę jej tęczowek. Powinien przeprosić sam z siebie, nie miała zamiaru mu podpowiadać słów.
- Wyjdź - rozkazała tonem, który podsłyszała u ojca nie raz. - Zniknij mi z oczu, jak nie chcesz skończyc jak kupka popiołu - mówiła stanowczo , z siła i zaciętością. Tyle że to nei dało pożądanego efektu.
Zaraz ten dureń, gbur o brzydkiej gebie chwycil ją mocno za ramię, az jekneła. Moze nie wierzyła bogów, ale chyba kazdy wiedział co moze uczynic magia?
- Ty diablico nie będziesz mi rozkazywać! - zahukał, aż sama Sol pcozuła dudnienie w piersi.
Szybko potoczyło się dalej. Wymierzyła siarczysty policzek, jeszcze pozory damy zachowując. Takiej zwykłej damy. Ale zaraz nie wytrzymała, wyrwała się mężczyźnie, odskoczyła w tyl, by nie mógł jej zlapać i zamachneła się, już czując jak po palcach przebiegaja iskry.

draumkona pisze...

Nieomal prychnęła. On będzie ją pouczał! Znowu!
Nie jesteś już moim mentorem i jak uznam, że nie jest mi dalej potrzebny, to go zabiję. Uduszę, choćby gołymi rękami i tyle. Ciebie też uduszę. - już miała dodać, że chociaż wtedy się wyśpi, ale... powstrzymała się. Nie będzie mu mówić takich rzeczy.
Potem zaś spróbowała przypomnieć sobie cokolwiek w temacie statku.
Nie wiem dokąd płynie, w sumie to chyba nawet on tego nie wie- prychnięcie - Interesy. Aż dziwne, że mnie ze sobą zabiera... Cholerny chędożnik, psia jego mać, zachciało mu się ekscesów łóżkowych na morzu... Nienawidzę otwartego morza. Zabiję. Zabiję jak psa. - i dalej tak marudziła i klęła i wyklinała i wzywała na pomoc bogów. A z tego całego marudzenia wyszło na jaw, że Iskra po prostu nic nie wie, bo i informacje przed nią skutecznie tajono. Elfka nie znosiła takich niespodzianek, co też obecny jej mąż mógł odczuć podczas dnia.
Iskra przysiadła oburzona na kamieniu i schowała twarz w dłoniach. Potem westchnęła głośno. A potem się rozpłakała.

draumkona pisze...

Niby powinna poczuć się lepiej przez taki gest, a jakoś jeszcze pogorszył sprawę. Iskra nie wróciła do posiadłości dopóki nie zapadł zmrok, a i wtedy zdawało się, że woli siedzieć zmarznięta na zewnątrz, niż wracać. Ale znalazła ją cholerna służba, którą niemal powybijała spojrzeniem. Jak nic się jej bali. W sumie to i dobrze...
Została owinięta w jakąś skórę i niemal zaciągnięta do środka, gdzie z kolei posadzono ją przy kominku, gdzie wesoło trzaskał ogienek. Pojawił się Edgar.
- Gdzieś ty się podziewała?
- Nie twój interes
Westchnął i przysiadł obok. Podał jej kieliszek z winem, który Iskra niechętnie od niego wzięła, po czym wypiła wszystko duszkiem, a sam przedmiot wylądował w kominku.
- Co ci jest...
- Nic.
- Cersei, popatrz na mnie
- Nie
Znów westchnięcie, po czym poczuła jak obejmuje ją ramieniem. I co gorsza, przyciąga ku sobie.
- Jutro wypływamy
- Skoro taka twoja wola
- Będę czekał w sypialni
- Jak zawsze
- Przyjdź jak ci przejdzie...
- Nie omieszkam
I poszedł sobie, a Iskra poczuła przemożną ochotę uderzenia pięścią w ścianę, co i też po chwili zrobiła. Ale zamiast w ścianę walnęła w podłogę i zasyczała. Zdarła sobie kostki. Cholera.
Znów spojrzała w ogienek. Żywioł jej najbliższy. Ogień. Ponoć była sama jak ogień. Niestała i zmienna. Uśmiechnęła się kątem ust, a następnie wstała zrzucając skórę. I zdecydowanym krokiem ruszyła do sypialni.
Już ona mu tak małżeńskie powinności wypełni, że nie wstanie. Oj tak...
***
- Nie wstanę - jęknął Edgar przewracając się na plecy, a zadowolona z siebie Iskra poprawiła sobie poduszkę i ułożyła się grzecznie. Jednak ten, kto Iskrę znał, mógł wyczytać z jej oczu skaczące iskierki gniewu. Cierpliwość się jej kończyła.
- Jak nie wstaniesz to leż
- To przez ciebie
- Powinieneś się cieszyć
- I cieszę
- No to masz szczęście - i chyba tylko ona wiedziała jak dużo szczęścia miał ten pan. Zhao zamknęła oczy i rozplotła na wpół ułożone zaklęcie.
***
- Jesteś pewien? - sceptycznie spojrzała na suknię jaką jej prezentował. Owinęła się skórą, co by ogrzać nieco nagie ciało i spojrzała wymownie na materiał.
- Jestem pewien jak tego, że tu stoję. Powinienem już iść, wszystko pozałatwiać... Ubierz się. Lokaj cię odprowadzi do portu. - mruknęła coś pod nosem, a Edgar wyszedł. Sama elfka zaś opadła na poduszki i miała w głębokim poważaniu statek i misję.

draumkona pisze...

- Ała - warknęła i spojrzała z niechęcią na całą komnatę
- Nie mówiłam, że ważne - burknęła znowu, ale wstała. I nawet naciągnęła na nogę jedną pończochę - ale zajmuje miejsce w priorytetach - mamrocąc pod nosem obelgi i jaka to dziwka fortuna zła jest, ubrała się w naszykowany strój. Problem miała z zasznurowaniem gorsetu, ale zirytowana strzeliła palcami i zasznurował się sam. Podobnie jak Poszukiwacz, ona także nie była w nastroju. Zdarte kostki piekły. Warkocz nie chciał się splątać tak jak zawsze.
- Albert! - wrzasnęła Iskra i nim lokaj doskoczył do drzwi, ona je kopniakiem otworzyła.
- Konia szykuj - a ognie w oczach elfki nie pozostawiały innej możliwości jak rozkaz wykonać.
***
Zjawiła się na statku niemal na styk. Wpadła w ostatniej chwili i gdyby ktoś jej nie złapał, zostałaby, żeby wisieć przez burtę. Ale nie, ktoś ją wciągnął. I zaczął się rejs na jaki nie miała ani trochę ochoty.
Korzystając jednak ze swobody, zaczęła szukać swojego dawnego mentora w nadziei, że tu jednak jest widoczny, przebrany za kogoś, a nie otulony cieniami. Miała ochotę na niego popatrzeć i, cholera, tą zachciankę zamierzała spełnić.

Sol pisze...

Sol usmiechnęła sie lekko, co do sytuacji zupełnie nie pasowało. jakby zaraz zmieniła manewr i chciala uwieść i pokazac, ze nawet i łagodna potrafi być. tyle że zaraz doszedł ją aromacik spomiędzy zębow drania i odwróciła sie z obrzydzeniem. Nie kryła emocji wtedy, gdy nie chciała, a grała rzadko. Zwykle nie miala sie czego wstydzic i tez nie musiala zanadto na wszystko uwazać. Nie była szpiegiem.
gdy się odwróciła, dostrzegła to pełne dezaprobaty spojrzenie elfki. I złagodniala, uspokoiła się. Sapneła cicho i zmarszczyła brwi. Nie powinna zwracać na siebie uwagi.
Tak samo jak Devril nie powinien w ogóle sie wtrącać. W ogóle!
- Za wysokie progi na twoje nogi baryło - sykneła i zaraz wycofała sie, by do Szept odejść. Dureń. Powinien być wdzieczny earlowi, ze go na skwarke nie przerobiła.

draumkona pisze...

Wilk nie sądził, że z Bractwem pójdzie tak łatwo. Wygląda na to, że ufali sobie bezgranicznie, a przynajmniej takie było jego wrażenie jako rekruta... A pozbycie się tamtego było nad wyraz łatwe. Gadka o Radzie i Poszukiwaczu i już go nie było. Odpuścił. Bogowie, dobrze, że elfy nie odpuszczały tak łatwo... Wilk jednak w swym świetnym planie nie przewidział tego, że Corvus jest mądrym ptakiem, a jego zapach wcale się aż tak nie różnił. Poza tym, kroczył z tą samą ostrożnością. Zachował nawyki sprawdzania każdej odnogi korytarza. I zachował swoją zdolność zaskakiwania. Poza tym, zapomniał chyba, że i Szept miała swój mózg. W każdym bądź razie, liczył na dobrą zabawę. Dlatego też, przy najbliższej okazji po prostu wyszedł naprzeciw magiczki, wciąż w swojej chuście, w kapeluszu. A chyba najgorsze w tym było to, że uprzedził ją. Miał w ręku starą, krasnoludzką bransoletę skropioną smoczą krwią. W dwukolorowych oczach coś błysnęło.
Ogniki rozbawienia.
***
Iskra fuknęła coś pod nosem, zmrużyła oczy niemal nienawistnie na niego spoglądając. Na kpinę mu się zebrało? Co za...
Miłego rejsu, prostaczku - odgryzła się odrywając od niego spojrzenie. I odeszła do części przeznaczonej dla arystokracji. Nie będzie się ujawniać ze swoimi uczuciami. Że brakuje jej jego obecności. Dotyku. Wszystkiego. Będzie twarda i to on pierwszy do niej przyjdzie. Tak Iskra postanowiła, a złośliwy głosik w umyśle podpowiedział jej, że prędzej Lucienowi walkor z tyłka wyfrunie niż sam przyjdzie.

draumkona pisze...

- A wierzę - mruknął nieco unosząc rondo kapelusza. Oczka znów mu błysnęły. A bransoletka trafiła do głębokiej kieszeni płaszcza.
- Głównie to w elfickich, toc elfem jestem... A kontraktów nie mam po co szukać. Tu dzieją się znacznie ciekawsze rzeczy. Cześć Corvus. - nie wytrzymał. Szlag.
***
W istocie, Iskra nie wytrzymała. Nudne trzy dni spędzone w towarzystwie arystokracji odbiły się na elfce tak, że napiła się rumu prosto z butelki, narobiła mężowi wstydu, zatańczyła na stole jakąś żywszą piosenką z byle chłopaczkiem od podawania alkoholu i wyszła. Całkiem z siebie zadowolona. A biorąc pod uwagę fakt, że wypiła rum z domieszką herbaty, a nie herbatę z domieszką rumu... Stało się co się stało. Iskra się złamała i po trzech dniach milczenia postanowiła zejść na niższy pokład, do prostaczków. Do Luciena. I nawet nie dbała o to, że wywoływała lekkie poruszenie wśród biedoty. Ale znalazła czego szukała. Szlajał się po pokładzie. Może to i dobrze... Trzy dni. A i tak nie mogła zdobyć się na nic więcej jak tylko nietypowe stanięcie w cieniu i obserwacja. Z jawną tęsknotą w oczach.

Sol pisze...

Zaskoczona tym zwrotem akcji, tym ze jej pomógł, niejako wyratował, a teraz jeszcze na nia naskakiwał, znowu dlonie w pięści zwineła. On na prawde nie powinien sie wtrącać!
- Słuchaj mnie uwaznie, bo nie powtórzę - zaznaczyła i dxgneła go palcem w piers, stając z nim twarza w twarz. - Nawet pisklaki sokołów umieja sie bronic, zwłaszcza takie, co to zbyt gwaltownie gniazdo opuściły - syknela.
A więc tak. Za wielką pania ją mial. Kolejny. Doskonale. Lepiej by tak ją widział i nie pamietał. Choc w sumie pamietała ona i ona sie tymi wspomnieniami swego czasu karmiła, pocieszała, a teraz gdy tak do niej się zwracał miała ochote mu bolesną sójke w bok sprzedać.
- Przybyłeś tu w swoich interesach, to nimi się zajmij - zaznaczyła. I tyle, nie wspomniala o magii, bo i po co? Nie chciała nikogo niepotrzebnie straszyć.
Odwróciła sie do Szept, zdając się zupełnie go ignorować i uniosła brew. czekała na pouczenie.

draumkona pisze...

Wilk nie uchylił się, choć mógł. Stał dalej tak, jak stał i patrzył na nią, jej frustrację i te wszystkie emocje jakie w niej szalały. Westchnął, podniósł bransoletę z ziemi i schował do kieszeni. Jeszcze się o nią upomni.
- No nie gniewaj się, dobrze chciałem... Im więcej osób by wiedziało, tym mniejsza szansa na to, że udałoby mi się zajść tak daleko... A ciebie... Po prostu nie chciałem w to mieszać. Nie było czasu. - no, trochę fakty naciągnął, ale tego wiedzieć nie musiała...

Ocknęła się, a taka pobudka bardzo się jej podobała. Co prawda, dopiero teraz poczuła jak bardzo zmarzła i wciągnęła na siebie swoje ubrania. Rzecz jasna, z pominięciem gorsetu, który już się do niczego nie nadawał...
- Muszę wracać - sapnęła tłumiąc kichnięcie. Pewnie tez o tym wiedział. Zapewne... Tylko, do jasnej cholery, dlaczego nie miała najmniejszej ochoty wrócić do tamtego głupka? Dlaczego?
Korzystając jeszcze z okazji, objęła go za szyję i ucałowała, a pocałunek ten wcale nie należał do krótkich. kto wie kiedy znowu uda się jej wymknąć, a i tak czekały ją jeszcze kłopoty...

draumkona pisze...

- Masz... Masz pióra we włosach - no i tyle jeśli chodzi o nie wkurzanie Szept. Wilk podszedł nie mając wcale zamiaru puszczać jej samej.
- Teraz będziesz obrażona i nieostrożna? Bogowie niejedyni, kobiety... - i protestować sobie mogła, ale wisząc przez jego ramię. Bowiem złapał ją jak worek kartofli, przez wcześniej wspomniane ramię przerzucił i zręcznie omijając pułapki, skierował się do wyjścia.

- Zawsze jestem ostrożna - to prawie jak Szeptuchowe "zawsze na siebie uważam"... Po czym powstała i odeszła bez dalszych słów, czy pożegnań. Poczuć mógł jeszcze Lucien palce elfki sunące po jego ramieniu kiedy przeszła obok. A potem zniknęła, jakby jej tu nie było.
I tylko porzucony gorset wypominał oskarżycielsko wydarzenia minionej nocy.
***
Miała niezłą awanturę. O rum. O taniec. O nieobecność w nocy... Wypadła z kajuty ze łzami w oczach. Nie lubiła kiedy kto na nią krzyczał... Ale nie. On musiał poleźć za nią. I krzyczał dalej.
Oparła się o burtę. Palce zacisnęła na drewnianej poręczy i zamknęła oczy. Chciała płakać... Nawet bardzo.
- Patrz na mnie jak do ciebie mówię! - złapał ją za ramiona. Mocno. Szarpnął i odwrócił ku sobie. A potem wymierzył jej policzek. Jeszcze coś krzyknął, ale Iskra osunęła się na ziemię trzymając się za miejsce uderzenia. Pierwszy raz uderzył ją ktoś w taki sposób...
Rozwścieczony Edgar odwrócił się na pięcie i zostawił ją samą. odszedł kipiąc wściekłością.
Po nieuderzonym policzku elfki pociekła łza.

draumkona pisze...

- Najlepiej zwalić wszystko na biednego władcę, który ledwo uszedł z życiem! - mruknął, wcale nie cicho i wcale nie ukrywając wyrzutu.
- I nie, nie postawię cię, druga szalona furiatko, bo jeszcze rzucisz we mnie jakimś starym mechanizmem, który wyda ci się czym fajnym do rzucania i znowu ktoś mnie zabije! Nie ma mowy... Wychodzimy. Nie będziemy stawiać upartej magiczki, prawda Corvus? - jak widać, Wilk znalazł sobie nowego sprzymierzeńca...

Nie odpowiedziała, jedynie kiwnęła głową. Kątem oka zauważyła ruch. Lokaj. Albert. Widział. Zaraz powie... Przez własną niemoc i głupotę miała ochotę jeszcze bardziej płakać.
- Nie idź do niego. Zostaw. On się dowie... Dowie się, a jak tam pójdziesz to będzie tylko gorzej... - otarła dzielnie łzy i chrząknęła nosem, co by wyglądać nieco lepiej. W tym momencie wrócił i Edgar, wraz z Albertem. Iskra mimowolnie jęknęła i uciekła wzrokiem. Już się dowiedział. I zmierzał ku nim...
- Czy ty wiesz gdzie jest twoje miejsce, brudasie? - warknął na Luciena i podkręcił nieco wąsa - Zjeżdżaj tam gdzie miejsce takich jak ty! - potem spojrzenie jego oczu przeskoczyło na Iskrę. Najwyraźniej prostaczek nie zasługiwał na więcej uwagi...
- Idziemy - warknął znów, a Iskra spojrzała na Poszukiwacza z niemą prośbą, ażeby nic nie robił.
Misja...

draumkona pisze...

- Byłaś? - to go nieco zaskoczyło. Nawet uniósł nieco rondo kapelusza co by spojrzeć na jej plecy przez ramię.
On i nie on zarazem. Ale bardziej on. Cierpliwy. Nawet za bardzo...
- Powinnaś być w Eilendyr. Tam jest twoje miejsce, Szept, a nie na jakimś bezsensownym wygnaniu, które ubzdurała sobie Starszyzna - wytłumaczył jej jak krowie na miedzy, równie spokojnym tonem co zawsze. I chyba zawsze to tak wszystkich irytowało. Że był taki spokojny.

Iskra wracała z bankietu w towarzystwie lokaja Alberta. Suknia jaką miała na sobie miała rozcięcie na boku, które ciągnęło się od ramienia, poprzez całą suknię, aż do kostki i co jakiś czas jedynie pozostałe części materiału łączyły srebrne łańcuszki. Iskra nigdy nie chodziła w takich szatach, ponadto, dziwnie się czuła wiedząc, że oto, w towarzystwie, całkiem każdy może spojrzeć na kawałek jej piersi, pośladka, niemal całą nogę, biodro i bok. Nie mniej jednak, bardzo bawiły ją zdenerwowane spojrzenia męskiej części gości. Albo zazdrosne spojrzenia ich towarzyszek. Niemal uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie tego wieczoru. A potem wyczuła obecność. Był tu. Bogowie, był...
Przystanęła i spojrzała niepewnie na sługę... A potem sługa dostał w nos z pięści, a Iskra ściągnęła drogie pantofelki i zostawiła przy nieprzytomnym człowieku, po czym doskoczyła do Cienia i po omacku pochwyciła go za ręce.

draumkona pisze...

No tak. Jak widać, pamięć jeszcze zbytnio mu nie wróciła. Znaczy... Pamiętał to, co trzeba było pamiętać. Czasem zdarzały mu się drobne wpadki, jak chociażby teraz, ale pamiętał.
- Hihi - zabrzmiał teraz jak mały, psotliwy skrzat - O tak, nagadałem mu parę rzeczy, całkiem ciekawych. Gdybyś ty widziała furię w jego oczach! To było piękne - czy on aby na pewno mówił o własnej śmierci? Może oszalał?

- Nic się nie dzieje. On zostanie tam jeszcze jakiś czas, poszli na fajkę i szklankę rumu. A na jednej szklance nigdy się nie kończy... - i znowu elfia furiatka miała szalony pomysł. Pociągnęła go szybko do korytarza, który z kolei prowadził do kajut arystokratów. I wciągnęła go do swojej. Tej, którą dzieliła z Edgarem. I kiedy tylko weszli, zatrzasnęła drzwi i zamknęła je na kluczyk, który gdzieś cisnęła. Nie ma. Teraz chce być sama... No, niech inni myślą, że jest sama. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko odrzucając włosy na plecy.
- Nie wróci przez dłuższy okres czasu... - jak widać, w nosie już chyba miała misję i wszystko, bo podeszła i znów się do Poszukiwacza przytuliła.
- Zostań - znów ta sama prośba co w Czeluści...

draumkona pisze...

- Hihi - odpowiedział jej tylko wesoło, po czym raźnym krokiem przeszedł nad kolejną pułapką i wyszedł z ruin na świeże powietrze i mróz, co niezbyt było mu na rękę.
- Płonącego Cienia? no, no, no... - cmoknął, wyraźnie rozbawiony, po czym, niech będzie, postawił ją. I na wszelki wypadek uskoczył i kapelusz złapał, co by mu nie spadł.
- Nie sądziłem, że aż tak będziesz za mną tęsknić, Szeptuszko - był w tak wyśmienitym nastroju, że aż dał Corvusowi owsiane ciasteczko.

Uśmiechnęła się, a w oczach zatańczyły wesołe ogniki. Oparła głowę na jego ramieniu, tuląc się do niego zawzięcie, jakby jednak zaraz miał sobie przypomnieć, że lepiej by było gdyby jej nie ulegał.
- Chciałabym być znowu twoją podopieczną... - mruknęła jeszcze, a słowa jej utonęły gdzieś w jego koszuli, bo Iskra mamrotała w materiał, przy okazji zaciągając się znajomym, kojącym nerwy zapachem.
A potem nastąpiło to, co zwykle następuje w momentach, kiedy oboje są sami i akurat nie są na siebie wściekli. Iskra wspięła się na palce i złączyła wargi z ustami Poszukiwacza.

draumkona pisze...

Wilk pokiwał z rozwagą głową uznając, że magiczka w życiu się nie przyzna do takich rzeczy i już jej miał wytknąc, że coś ją z Cieniem łączy, kiedy się opamiętał. Podobał mu się jego kapelusz i raczej nie chciał by został spalony, czy coś... Podrapał za to kruka po główce.
- Aha, niech będzie, taka wersja też mi pasuje - odparł beztrosko i wcale nie zauważył braku zwierzyny na polanach. Nie, jako w tym ciele nie był aż tak uważny. Wolał grać na swoim flecie i płatać figle.

Iskrę zasmucił fakt, że budząc się nie miała Poszukiwacza obok. Nawet poderwała się i rozejrzała, jakby mając nadzieję, że jednak gdzieś się tu kręci. Ale nie. Nie było go ani w kajucie, ani na tym pokładzie. Zapewne poszedł do reszty biedoty...
Iskra wstała i postanowiła ubrać jakąś mniej ograniczającą sukienkę. Wybrała coś prostego. Zwiewny materiał opięty jedynie w talii i na biuście. I zdecydowanie lepiej się w nim czuła niż w czymś, co miała wczoraj na sobie. Ale wtedy do kajuty wpadł pijany Edgar... I znowu rozpętała się awantura.
Ale ledwie zdążyła się zacząć, statkiem wstrząsnęło mocno, elfka się wywróciła, podobnie jej niby mąż. Nabiła sobie siniaka. I gdyby tylko wiedziała, że nie siniak będzie jej zmartwieniem... Korzystając jednak z okazji, umknęła z komnaty wpadając wprost na korytarz wypełniony zdumionymi arystokratami, którzy wypytywali sługi cóż się stało. Nikt jednak nic nie mówił.
Elfka wiedziała co to znaczy. Jeśli nikt nic nie mówi, to znaczy, że chcą uniknąć paniki... Coś się musiało stać. Przymrużyła oczy skupiając myśl na statku. Coś...
Bogowie.
Dziura w kadłubie w dziobowej części. Statek zatonie. Już tonął.
Bogowie...
Musie znaleźć Luciena. I tylko ta myśl pchała ją naprzód, niby jakieś zaklęcie, czy pradawna siła. Musi go znaleźć. Musi.

draumkona pisze...

Zaklął szpetnie i uniósł nieco kapelusz, co by mieć lepszy widok. Kruk leżał. Źle. Szept coś wrzeszczała o demonie. Jeszcze gorzej.
Demony, demony, demony... Dotąd spotkał tylko jednego, a i tamten demona zbytnio nie przypominał, bo lubił pić herbatę i zagryzać ją bananami. W sumie to tamten demon wyglądał jak... Orangutan i zamiast "zabiję cię!" mówił "uuk"... Wilk nie miał doświadczenia z demonami. Odruchowo sięgnął swojego sztyletu, choć nie wiedział na co się szykować.

Podobne myśli miała Iskra, lecz względem Cienia. Nie zamierzała statku opuszczać, chyba, że z nim. A znając jej upór... No właśnie.
- Bogowie, gdzieś ty się podział... - ona natomiast przepychała się między biedotą, czuła, jak jej serce wali w piersi, jak strach narasta. Elfie zmysły pozwoliły wyczuć. Wyczuć zapach morskiej wody. Coraz silniejszy... Coraz wyraźniejszy. I jęki nadwyrężanego drewna. Drewna, które pękało.
I najpierw tu wdarła się woda. Tu, gdzie rezydowała biedota. Nagle podniosły się krzyki i wszyscy zaczęli biec korytarzem w jedną stronę. A Iskra oczywiście nie pobiegła z nimi. Nie. Ona się przepchała by zoabczyć co się dzieje. I oniemiała na widok wdzierającej się wody, której poziom rósł w zatrważającym czasie. Potrącona przez jakieś dziecko cofnęła się dysząc ciężko. Woda sięgała już kostek.
- Lu... - mruknęła i puściła się biegiem za resztą biedaków, może jest gdzieś na górnym pokładzie, może poszedł do szalupy... Może... A może i on jej szukał? Jeśli tak... Cholera. Zapewne pobiegł na pokłady arystokracji. Cholera, cholera... Szlag. Elfka wypadła wraz z falą ludzi na pokład i z trudem przedostała się na niewielkie podwyższenie, gdzie tłum nie wbiegał. I zaczęła szukać Poszukiwacza wzrokiem. Mocny wiatr targał jej ubraniem i włosami, a niebo było nadzwyczaj ciemne. Na domiar złego nadchodził jeszcze sztorm...

Sol pisze...

Sol wielu rzeczy nie rozumiała, jeszcze więcej nie rozumiała. Keronia wciąz byla dla niej dziwna i obca, czasami tajemnicza, czasami zaskakująca do tego stopnia, że czuła się zagubiona.
Gdy weszli jacyś rycerze, ona nie na nich spojrzała. Ochłoneła przez te kilka chwil i patrzyla łagodnie na Devrila, jakby chciała go przeprosic. Ale jego uwage, jak i całej reszty zebranej w gospodzie, zwrocili nowo przybyli. I Szept się cofnęła. Za nia obróciła sie właśnie płomiennowłosa, unosząc brwi zaskoczona. I zaraz je ściagnela w dół w niemym zpaytaniu. O co chodzi? Co sie dzieje? Kim oni są? Stala gdzie wczesniej, jakby chciała swoja osobą cień na elfkę rzucic i pomoc jej sie stac niedostrzegalną.
- Mamy się czego obawiać? - spytala cicho , by stojący bliżej Devril tylko mógł ją usłyszeć.

draumkona pisze...

Z trudem potrzasnal glowa, probujac sie wyrwac spod mamiacego czaru. Na prozno. Wezwanie bylo coraz silniejsze i silniejsze, a nawet jego silna wola okazywala sie zbyt slaba by oprzec sie mocy sukkuba. Upuscil sztylet, ktory wbil sie ostrzem w zmarznieta ziemie. Jeszcze przelotne spojrzenie na niezbyt zywego kruka. Spojrzenie na Szept. A w spojrzeniu tym cos dziwnego, jakby lekkie zagubienie, a jednoczesnie chec stawienia oporu. Jeknal mimo woli czujac cos niezbyt przyjemnego na swoim ciele. Robil co mogl, ale wobec nieznanego... Nieznanego o takiej mocy byl bezsilny.

Jakie to bylo cudowne uczucie, kiedy panika i troska ustepowaly uldze. Ledwo zdazyl ja objac, a jej rece mocno oplotly go w pasie, jakby woda miala nadle i tu sie wedrzec i go porwac w mroczna, zimna toń. Cialo jej lekko drzalo z zimna, a i dol sukienki juz miala mokry, wszak nie poszla od razu na gore, nie, ona musiala sprawdzic.
- nigdzie bez ciebie nie pojde, zapomnij - i oczywiscie, mogl zapomniec, ze da sie wsadzic na szalupe bez niego. Nie miala najmniejszego zamaiaru go zostawic na pewna smierc. Nie gral tu artystokraty, wiec o suchym miejscu w lodzi mogl zapomniec. A brak miejsca w szalupie najpewniej rownal sie smierci. Co jak co, ale ona nie miala najmniejszego zamiaru pozwalac mu tak ryzykowac. Wtedy uslyszala nawolania. Nieco blizej nich takze zaczeto spuszczac szalupy. Dla biedoty. Chwycila wiec Cienia za reke i pociagnela w tamta strone. I dopiero bedac juz zbyt blisko, doslyszala, ze najpierw laduja jedynie kobiety i dzieci.

Sol pisze...

Sol zmarszczyła brwi i spojrzała w tyl na Szept. Skoro tamta miała miec problemy, Sol nie zamierzala jej zostawić. Ba! Moze nawet uda jej sie tamtej pomóc? Tylko że to będzie trudne, skoro nie wiedziała o tych co przybyli nic, a nic.
- Przybyłes tu do niej po pomoc, prawda? - mrukneła, jakby sądziła, ze Dev zechce czmychnąć i nie znajdzie w sobie ni kszty ochoty na to, by elfiej magiczce pomóc. I nie spodobało jej się to. - Więc teraz masz okazje jej własną pomocą się odwdzieczyć - zaznaczyła i wycofała się w tyl, stając w półcieniu, obok Szept.
- Ty to masz chyba dar pakowania sie w kłopoty - usmiechneła sie kwaśno. - Oni sa tu po ciebie, tak? - spytala, dla jasności.

Sol pisze...

Sol w chwili gdy wszyscy troje sie odwracali, chwyciła za futrzasty czerep jakiegoś strasznego grubasa i mocno oderwala kaptur od odzienia. Własciciel był tak spity, ze nic nie zauwazył, a ona to futrzaste cos o długim wlosu, narzuciła sobie na glowe i objeła Devrila w pasie.
- Szept, rób co ja - sykneła i zgarbiła sie, zginając nogi w kolanach. I zachwiała się potężnie, tym samym iszlachcica wprawiając w kołysany krok. - No moi drodzy, wczujcie sie - dorzucila zaraz z jakims figlanrmy błyskiem w oku i zachichotala pod nosem.
O prosze. oto prostaczek wychozi sobie z karczmy z dwiema brunetkami po bokach. A wszyscy wesołym kroczkiem. Jak cudnie... Z boku nie moglo to sie zbytnio róznic od rozrywek, jakie sobie motloch urządzal tutaj. A jednak w duchu Sol sie modliła do Ignis o powodzenie ucieczki.
[dobranoc ;D ]

Iskra pisze...

Gdyby mógł toby jej pokazał jak teraz się czuje. Kiedy ona mu mówi, że musi stawić opór, kiedy jemu wydawało się, że przecież nie ma już przed czym... Szepty i senne marzenia zlały mu się z rzeczywistymi pragnieniami, myśli zajęły podszepty sukkub. A on już się nieomal poddał, kiedy poczuł na wargach dotyk. Wcale przecież nie taki nieprzyjemny... Wzrok oprzytomniał nieco, rozejrzał się jak ktoś, kogo wybudzono nagle z przyjemnego snu. Serce mocniej zatłukło się w piersi, ciśnienie krwi skoczyło niebezpiecznie w górę. Wilk otrzeźwiał.
I chyba tylko bogowie wiedzą, co mu do łba strzeliło, że Szept objął i do siebie mocniej przysunął, bo on się nie przyzna. Nigdy.

Głupi, głupi kłamca. I po co on to zrobił? Żeby ją ratować? To nie miało sensu, bo przecież jej egzystencja bez niego... Iskra sądziła, że wtedy nie będzie miała żadnego, nawet najmniejszego, sensu. Poza tym, nie mogła go tak zostawić. Nie umiała. Dlatego skoczyła, dlatego posłuchała tego złośliwego głosiku w głębi swoich myśli.
A teraz mogła się jeszcze chwilę cieszyć jego objęciami, jego bliskością i ciepłem. Objęła go mocno, dłonie zacisnęły się na materiale koszuli, a twarz wtuliła w pierś jego. Znów miała ochotę płakać.
- Jesteś obrzydliwym kłamcą... - wyszeptała wcale nie takim oskarżycielskim tonem. Raczej jej głos się łamał, jakby się cieszyła zarazem z tego, że tu jest, a jednocześnie bała tego co nastanie.
Tą chwilę błogiej bliskości przerwał bełt z kuszy, który wbił się obok nich w belkę. Iskra oderwała głowę od Luciena i obejrzała się. Kawałek dalej stał Albert z kuszą. Najwyraźniej Edgar się dowiedział... Jeszcze raz spojrzała na bełt. Był... Dziwny. Było coś doń doczepione. Jakiś woreczek...
Zrozumiała. Musieli ją przejrzeć. Z woreczka dobywał się specyficzny zapach przegniłych ziół, na co Iskra reagowała jak na jedną z tych mikstur, które wywoływały u niej niewiadome skutki. Kichnęła. I z paniką odkryła, że magia z niej ucieka, jakby uwolniona jakimś potężnym czarem. To samo także mógł poczuć Lucien. W dodatku, zioła te powodowały jakieś otumanienie... Więc miast pozwolić Cieniowi zabić sługę, ona pochwyciła jego dłoń i wciągnęła w jakiś korytarz, byleby uciec. Co z tego, że tam było już całkiem sporo wody, bo do połowy łydki. I była zimna...
Wszystko było lepsze niż oberwanie orczym bełtem wysmarowanym zgniłymi ziołami.

Silva pisze...

Krasnolud Lofar najwyraźniej powziął postanowienie, że o pośladki najemnika będzie walczył, bo szybko ulepił śnieżną kulkę i w elfkę rzucił, krzycząc coś, że Brzeszczot jest jego i tyle.
Biedny Dar, pewnie ma teraz w elfiej stolicy całkiem niezłą czkawkę, bo o nim mówią.
- Weź sobie całą resztę, ja chcę pośladki!
Coś w krzakach zaszurało, zaszeleściło, ale zaraz też przestało.
- Moje pośladki i nikomu ich nie oddam!
Trzasnęła gałązka a zza krzaku dzikiej róży, wyłonił się masywny, czarny wilk z królikiem w pysku. A widząc zamieszanie i słysząc kłótnie i krzyki, wypluł zwierzątko i w jednej chwili zamiast wilka, przy krzaku stał Wisielec.
- O czyje pośladki kłócicie się tak, że was na pół lasu słychać?

Silva pisze...

- Gacie? Czemuż mieliby mi... - i wilkołak wiedziony jakimś przeczuciem, czy instynktem wewnętrznym, uważniej przyznał się kobietą; nosem też pociągnął i kiedy wyczuł tę charakterystyczną woń gorzałki z orzeszków laskowych, srogo spojrzał na krasnoludy - Upiliście je - stwierdził, bo oczywistym było, że szamanka sama by alkoholu do ust nie wzięła. Szept to i może, ale nie góra lodowa; jeszcze by się roztopiła, a to by jej opinii zaszkodziło.
- Żadne upili! Same chciały tośmy poczęstowali...

draumkona pisze...

Wilk niezbyt zadowolony oderwał się o Szept. Być może to wszystko było winą sukkub... Być może jednak nie...
Fakt - faktem, że kiedy sukkub się pojawiła, elf miał głupią minę. Jak każdy mężczyzna, odporny na wdzięki nie był, a, że ubranie demonicy ledwie zakrywało to co powinno... No, Wilk zawsze miał bujną wyobraźnię i najwyraźniej rogi wcale mu nie przeszkadzały.
Mężczyźni.

Elfka przystanęła, kiedy ją szarpnął i rozejrzała się. Korytarz miał tyle odnóg, że już się pogubiła, w dodatku, wody mieli już po kolana. Deski jęknęły, drewno złowrogo zamruczało, a gdzieś tam, gdzieś dalej, w kierunku dzioba rozległ się huk pękającej zapory. Statek niebezpiecznie pochylił się jeszcze w dół, Iskra straciła równowagę i wylądowała w wodzie, której zaczęło przybywać w zastraszającym tempie. Ledwo się podniosła, trzęsąc się cała, a wody było już po pas. Przerażona spojrzała na Luciena, może on ma jakiś cudowny kamień teleportacyjny, lub cokolwiek... Przetarła załzawione oczy rękami. Słona woda szkodziła, a jej niska temperatura w szybkim tempie wychładzała ciało.

draumkona pisze...

Potrząsnął głową i naciągnął chustę na nos najwyraźniej uznając sukkuba za niebezpieczeństwo zażegnane. Spojrzał jeszcze z wyrzutem na Szept.
- Teraz boli mnie bok, jak mogłaś - i pokręcił głową, jakby rzeczywiście go tak to ubodło, że bogowie klękajcie. Podniósł swój upuszczony sztylet i zaczął mamrotać pod nosem jakie to ciało jest niezdolne do obrony, że co poprzedni właściciel sobie myślał i w ogóle.
Tak, Wilk zniknięciem sukkuba w ogóle się nie przejął. Tym, że gdyby nie Szept, zginąłby, też nie.


Pierwsza odnoga w prawo okazała się całkiem dobrym wyborem. Korytarz piął się w górę, po chwili Iskra napotkała schody i tylko to uratowało ich od utonięcia. To, że się na nie wspięli bo chwile potem cały korytarz wypełniła woda.
Iskra wypadła na wyższy pokład i z paniką w oczach spojrzała przed siebie. Dziób statku już cały był pod wodą, szalupy wszystkie zwodowane, niektórzy włazili na maszty, inni uciekali na tyły.
- Ponoć z tyłu jeszcze są szalupy! - krzyknął ktoś, jakiś podrostek, biegnący właśnie w tamtym kierunku. Ponoć... To zawsze lepsze niż pewna śmierć. Ruszyła więc w górę, uprzednio znowu łapiąc swojego byłego mentora za rękę.
Lepiej mieć pewność, że żadnego numeru nie wywinie i nie stwierdzi, że woli ją znowu okłamać, czy coś.

Sol pisze...

Spojrzała w dół na jego dłoń ciasno przyciskającą ją do niego. Ciepło i bliskość, której danwo nie mogla zaznac, nie miała od kogo... Choc przybywając do Keroni nawiązała krotki, namiętny romans z prostym człowiekiem. Ale było to krotkotrwałe a wiele lat ona sama marzyła o tym, by tak jak w tej chwili trzymał ją wlasnie on - Dev. Ale dorosla i wiedziała juz, zenie można mieć wszystkiego, apewne marzenia tylko marzeniami zostają.
Spojrzała w bok na Szept. I prawie parsknela smiechem na widok jej miny. Zaraz jednak sie opamiętała. Musieli wyjść.
Skoro elfka niemal padła, Dev o mały włos nie runąl, ona postanowiła tylko się kołysać. Bo skad mogła mieć pewnośc, jakw iele zaufania w niej nie pokładają w momencie udawania upadku? Lepiej ich bylo przytrzymać.
A drzwi były coraz bliżej... Juz tak blisko, tak blisko, już czuła przez szpary powiew mroxnego powietrza.

draumkona pisze...

- Zamierzam uprzykrzać ci życie do końca twojego życia - mruknął otrzepując kapelusz i zdał sobie sprawę z tego, że się powtórzył. Chwilę tak stał, jakby wyprowadziło go to z równowagi, po czym wzruszył ramionami sam do siebie i na powrót założył kapelusz.
- Nie wracam, przecież oficjalnie nie żyję. Poza tym, Bractwo... - i na widok jej miny parsknął śmiechem. Uwierzyła, że obchodzi go Bractwo! Rozchichrał się na dobre i nie mógł się uspokoić przez dobre parę minut. Finalnie otarł łezkę z kącika oczu i dokończył
- Poza tym, Bractwo... - znów parsknął i aż się musiał odwrócić, żeby się uspokoić. Głupawka, czy jak?
- Bractwo musi dostać za swoje. Pogram im trochę na nosie, wystawię na pośmiewisko, że jak to, królewicz nie dość, że żyje to jeszcze zna położenia ich kryjówek... A potem się zobaczy. Ivelios o wszystkim wie, więc chaosu nie będzie - no, uspokoił się. W końcu. Odwrócił się do Szeptuchy mając nadzieję, że nie chce go zabić wzrokiem.

Im dalej się szło, tym większe były tłumy. Wszyscy jak jeden mąż parli na tyły sądząc, że tam czeka ratunek. Lecz nie.
Chłopaczkowe ponoć okazało się fałszem.
- Cholera... - Iskra obiegła wzrokiem tą hołotę pchającą się na siebie nawzajem. Gdzieś z boku stał jakiś klecha od bóstw ludzkich i wznosił modły. Wierni zaś klęczeli przy jego stopach i łkali.
- Ludzie są jednak głupi... - mruknęła do siebie zapominając, że i Lucien przecież jest człowiekiem. Chyba zaczynała go traktować jako odrębny gatunek.
Wciąż go za sobą ciągnąc, dotarła do zapchanych schodków, na które cudem się dopchała i wspięła. Na tamtej części pokładu wcale nie było lepiej. Ludzie trzymali się burt, drągów, lin, czegokolwiek. I Iskra uznała, że rozsądnym byłoby także się czegoś złapać...
Akurat kiedy ta jakże zacna myśl przecięła jej umysł, statek jęknął i zanurzył się jeszcze o parę metrów, przez co nieomal znów wyrżnęła. Trzeba sie było czegoś chwycić, najlepiej z dala od wody...
I pognała na sam koniec statku, do drewnianej barierki. Była śliska i chłodna, miała tez wystająca drzazgi... Ale lepsze chwycić to, nić nic.

«Najstarsze ‹Starsze   801 – 1000 z 5000   Nowsze› Najnowsze»

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair