Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat


Art credit by 88grzes
Niraneth Szept Raa'sheal 
 z rodu Erianwen
elfka, mag
"Jest jak dziecko, co pcha palca w szparę w drzwiach, dobrze wiedząc, że zaraz paluch będzie przytrzaśnięty i spuchnięty. Magiczka, psia jego mać, piekielnie dobra, ale instynktu samozachowawczego to ona nie ma za grosz."

Dar o Szept

Początek
   Urodziła się jako trzecie dziecko w rodzinie, pierwsza córka Elenarda Erianwen, potomka Erathira i pięknej Aerandel z Eilendyr. Wszędobylskie dziecko, któremu ojciec zbytnio pobłażał, matka zbyt próbowała narzucić jakieś zasady, ulubienica braci, wyczekiwana córka. Ojciec jej, jak każda głowa rodu Erianwen, hyvan, z ramienia Władcy zarządzał drugim co do ważności elfim miastem w Keroni – Irandal w Zaginionej Dolinie Gór Mgieł. Mieniony Mistrzem Wiedzy, mag widzący więcej niż inni, choć przyszłość była zakryta przed jego oczami. Matka dumna i piękna, z córki chciała zrobić podobną do siebie, klejnot pośród kamieni, lecz zbytnio w swym dziele zbłądziła, szukając blasku, zapominając, że szlachetny kruszec, by przetrwać, potrzebuje i twardości diamentu, nie tylko jego piękna. Niraneth, wywodząca się z jednego z najstarszych szlachetnych rodów, po ojcu odziedziczyła charakter, wygląd po matce biorąc i jeno wyraz jej oczu przywodził na myśl spojrzenie Elenarda, zdradzając stalową wolę i upór, który niełatwy do złamania, kłócił się z wysoką i wiotką, przywodzącą na myśl młode drzewko, budową ciała.
   Buntownicza, nieugięta. Stała w osądach i zadaniach, jakich się podjęła. I nade wszystko była dumną. Jej brat Tamarel mienił się pierwszym obrońcą miasta, nadzieją elfów, drugi jej brat Eredin Strażnikiem Lasu wbrew woli ojca został, życie swe obronie, pielęgnacji i czuwaniu nad otaczającym Eilendyr Medrethem i jego duchami poświęcając. Niraneth Erianwen zaś dorastała wśród górskich szczytów w pięknym Irandal, ukrytym przed wzrokiem nieprzyjaciół, gdzie tylko ten, co drogę znał stawić się mógł. Jej decyzje nieraz szokowały, nieraz Starszyzna patrzyła posępnie na jej poczynania, lecz ona, wspomagana młodością i uporem, zwykła przedkładać swe racje nad ogólnie przyjęte zasady. Gdy przyszło do wyboru maga na swego mistrza i nauczyciela, shalafi, zwróciła się do Darmara Sethora, tego, który już wówczas uchodził za potężnego czarodzieja, jednego z tych, co zapiszą się w dziejach historii, lecz zarazem i za tego, który lubo niezłapany za rękę, zdawał się skłaniać ku zakazanym sztukom mroku i cienia, które to w sekrecie praktykował, a które w przyszłości miały zdecydować o jego wygnaniu. U niego nauki pobierała córka Elenarda, mag zaś chętnie dzielił się wiedzą, roztaczał przed młodym i chłonnym umysłem prawa i nauki magicznej sztuki, siły, którą by władać trzeba pokochać i zrozumieć, oddać się jej w pełni, bez reszty. Potrzeba ciągłej praktyki, cierpliwości, poznania własnych granic, nie tylko fizycznych, ale i psychicznych. Magia jest sztuką i bronią w jednym, nie kuglarskimi występami ku uciesze gawiedzi, zwykł mawiać jej mentor, prychając z niezadowolenia nad popisami elfiej młodzieży i adeptów. Niraneth zapamiętała tę lekcję, jak i wiele innych pouczeń maga.
   Na szacunek musiała dopiero Niraneth zasłużyć, czynami, słowy i wolą nieugiętą. A nade wszystko miłością do własnego ludu i lasów tych, co ich żywiły, chroniły i odziewały, darząc swymi dobrami, a które to, jako dzieci natury elfy tak bardzo szanowały. Tym także, że dobro rodaków nad swoje własne przekładała, a nawet jeśli czyny jej kłóciły się z poglądami Starszych, nie można było przeczyć, iż kierowała nią miłość, nie własna ambicja i zdradzieckie knowania.
   A jej drugą miłością była magia. Trzecią zaś natura.

Legenda o Wilczej Pani
   Lecz przyszły i czasy niepokoju, czas walki i krwi rozlewu, czasy gdy odwaga i trwałość murów miały zostać poddane próbie. Wojna nie ominęła elfiego miasta, Wirgińczycy, przyprowadzeni zdradą stanęli u jego bram. Odwaga i wola wytrwały, utwardzone przez doświadczenie, mury skruszały, zburzone siłą wrogich oddziałów. Śmierć zebrała wówczas krwawe żniwo wśród jej rodaków, niejedno serce okryła żałobą, niejedną wolę złamała, roztaczając wizję rezygnacji i zatracenia. Nie obeszło się bez ofiar i w domu Erathira, odbierając im tego, który miał bronić Irandal, buńczucznym głosem prowadząc ku zwycięstwu, tego, którego zwano Tamarelem, pierwszym synem Pana Wiedzy. Wychowana wśród mędrców, szkolona przez magów Niraneth była tą, której w zamian powierzono pieczę nad ginącym miastem. Nadano jej miano Wilthierni, Wilczej Pani, wkrótce zaś pośród napastników jęła krążyć opowieść o elfce, o tym jak do walki wiodła nie swych rodaków, a knieję całą, wierną jej rozkazom, wilki z Gór Mgieł, straszliwe bestie miały krążyć przy jej boku, a gdy nastały ostatnie dni, ona sama miała się w leśnego zwierza przemieniać, krwawa w zemście, nieustępliwa w boju, podchodząca i uderzająca znienacka, nieprzyjaciółka rodu ludzkiego, wiedźma z lasu.
   Jej serce długo krwawiło po zniszczeniu Irandal i nie mogła darować ludziom tego uczynku. Nie bawiła się w odróżnianie, jakiej byli narodowości. Zrobiła wszystko, by ocalić elfie miasto, lecz i to zawiodło. Zamiast tego umożliwiła odejście pobratymcom do Eilendyr, przeprowadziła ich przez niemal cały kraj do stolicy. Niedane jej było tam pozostać, cieszyć się urokami tamtejszego życia i dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Upadek Irandal wzbudził niespokojne myśli, nasilił podejrzliwość, rozjątrzył dawne rany. Zdrada, przez jaką padło miasto, dopełniła dzieła, dopełniła dzieła wieść o znienawidzonej przez elfy czarnej magii, kojarzącej się z mrocznym i krwawym kultem Nazary i Hazary, a do której uciekła się Niraneth. Tym razem nie pomogło tłumaczenie, że wszystko dla dobra ogółu, że dla przetrwania, ratowania ginącego miasta i jego mieszkańców. Stare przesądy, wierzenia były zbyt silne, zbyt silna była wśród długowiecznego ludu pamięć dawnych dni. Może, gdyby czarna magia elfki ocaliła w cudowny sposób miasto, spoglądano by na wszystko inaczej. Lecz Irandal padło, z nim zaś upadły nadzieje elfki. Nie pomogło wstawiennictwo przyjaciół, nie pomogło poparcie następcy tronu, udziałem elfki stał się los jej byłego mistrza, Darmara. Wygnana, odrzucona przez swoich, nie mogła odtąd powrócić do wspaniałych miast swych rodaków. Przypadło jej żyć z daleka, ciągle tęskniąc, dni miały jej mijać na wędrówce w świecie ludzi, tak obcym i nieznanym.
  Pieśń milknie i znika miano Wilczej Pani nawet i z ludu jej głosu, gdzie się podziała, dokąd podążyła, dokąd zawiodła ją duma, przeklęta elfia magia i bogowie? Nie wie bard, co się z nią stało, czy poległa wśród późniejszych walk, czy lud swój opuściła na dobre. Opowieść stała się legendą, legenda mitem, bajką opowiadaną przy ognisku. I tylko skruszałe mury pamiętają – prawdę.

Wygnaniec Szeptem zwany
   Wraz z czasem inna opowieść jęła krążyć, mniej znana, mniej krwawa. I w niej elfka występuje, elfka Szeptem zwana. Ona ta podróżuje po kraju na kształt najemnika, najemnikiem nie będąc. Magia jej nie do kupienia, nie za złoto i srebrne dukaty, życzliwość nie do sprzedania, chybaby temu, kto naprawdę w potrzebie. Efli Wygnaniec, pozbawiony możliwości powrotu do elfich miast, zapomniana przez swoich, czego i nie ukrywa, jeśli czegoś żałując, to nie swego czynu, o którym słowa nie powie, a braku zrozumienia. Z konieczności i zbiegu okoliczności członek bandy Nefryt, choć od niedawna, choć jeszcze nie do końca pełen zaufania, wplątana w konflikt, który wedle elfiego zamysłu dotyczy tylko ludzi, nie zaś elfów. Gdyby opuszczając Irandal powiedziano jej, że zbrata się z ludźmi, mieszając w ich starcia, uznałaby to co najmniej za kpinę i mało śmieszny żart. Mało znała ludzi, a jeszcze mniej, wynika z tego, siebie.
  Pracuje dla, czy też raczej z Alastairem Pielgrzymującym, Kolekcjonerem z Królewca, badając dlań starożytne ruiny, czasem naruszone i odnalezione weń artefakty, ślady przeszłości do jego pracowni przy Zachodniej Bramie znosząc. Sama ci w tej podróży nie jest, bo i na to by Alastair, dla którego jest jak córka, nie pozwolił. Na jej ramieniu siedzi czarny kruk, śladem jej podążają wilki urodzone wśród białych szczytów Gór Mgieł. Niemal zawsze towarzyszy jej zmora magiczki we własnej osobie, półelfi najemnik Brzeszczotem nazywany. Brat jej, choć nie z tej samej krwi, wrzód na tyłku w oficjalnej wersji, uprzykrzony półelf i ograniczony człowiek, niemający za grosz zamiłowania do natury i ani krztyny cierpliwości i wychowania. Niech jednak ktokolwiek choć źle spojrzy na ów miecz w potrzebie, niech choć palcem tknie boskie pośladki, elfka nie popuści. Jej najemnik, jej wrzód i tylko jej wolno kpić z poczciwca. Do niedawna marząca o powrocie do Eilendyr, jak każdy elf silnie związana ze stolicą, kochająca ją i jej piękno. Tam zostali ci, którzy są najbliżsi jej sercu.

Elfie dziedzictwo
    Po ojcu swym zdolność do magii powzięła, nic to dziwnego, bo wśród potomków Erathira zawsze rodzili się czarodzieje, wróżbici i czarnoksiężnicy, poświęceni Aszarze i gwieździe Ara. Zgłębiała więc tajniki pradawnych mocy, całkowicie oddając się magii, poświęcając jej się nieomal bez reszty, jako czemuś, co jest jej częścią, darem od bogów, którego nie godzi się pozostawić samemu sobie, a rozwijać wypada. A ponieważ, miast zasadami, kierowała się własnymi przekonaniami, nie było dziedziny, do której by nie zajrzała, wliczając w to czarnomagiczne zaklęcia i magię krwi. Przeto, choć wtajemniczono ją w arkana łucznictwa i mieczy, nie miecz i łuk są jej bronią, nie tarcza i pancerz ochroną. Jej jedyną bronią jest magia, a gdyby ta zawiodła, co zdarza się i w każdym przypadku, bo ostrze miecza się tępi, a tarcza pęka, nosi przy sobie sztylet elfiej roboty, umocowany na ramieniu przemyślnym mechanizmem, będący ostatnią deską ratunku magiczki. Lecz najpierw imię jej poznane było jako tej, do której rąk nawet najdziksze zwierzęta się garną. Zachowanie takie zdradzały już w obliczu jej matki. Nie raz się zdarzało, że Aerandel przechadzała się obok wilczych watah, rysiego legowiska czy niedźwiedzicy z młodymi, a te jako niegroźną ją traktowały. U córki zdolność ta sięgnęła mistrzostwa. Ona nie tylko obok nich chodziła, ona z nimi przebywała, z młodymi się bawiąc, stare lecząc, gdy potrzeba takowa zaistniała. Ani jedno warknięcie, ani jedno prychnięcie ostrzegawcze nie padło, ani razu pazur nie uraził skóry elfki, zwierz dziki miała ją za swoją, za przyjaciółkę i opiekunkę, za tę, której krzywdy się nie czyni. Miłośniczka natury, lasów i zwierzyny wszelakiej, nie przeszła obojętnie obok żadnego zwierzęcia, co mogło zdawać się urocze, na dłuższą metę bywało jednak drażniące, zwłaszcza dla tych, którzy nie podzielali jej zamiłowań. Rozmiłowana w siłach przyrody, nie pogardzała też dziełami rąk ludzkich. Stare ruiny, podziemia, warowne zamki i świątynie ciągnęły ją do siebie z siłą, której nie zamierzała się opierać. Miłość do kamienia zaszczepił w niej Ymir, odtąd sama szperała w księgach, gromadząc wiedzę, a resztę sama widząc, gdy w ciemności starych budowli niknęła, a korytarz niósł jej kroki. A choć ukochała elfie miasta, to jej serce ciągnęło i do wędrówek, do miejsc, jakie ukazywały oglądane przez nią mapy i opiewały legendy, a których to dziwy chciała na własne oczy obaczyć. Wierząca w elfickich bogów, najsilniej związana z boginią magii Aszarą i Bogiem Ojcem, Asuryanem. Czasem jej wiara była wystawiana na próbę, czasem zdarzały się chwile zwątpienia, niepewności, bo gdzie ich nie brak? Bogowie nie poprowadzą cię za rączkę, nie pokarzą jak iść. Nie podniosą cię za ciebie, gdy upadniesz.

Pani poradzę sobie obecnie
   Los bywa kapryśny, widoczny chyba tylko dla jasnowidzów, zmienny i nieraz potrafi elfa zaskoczyć. Nie zabrakło tych niespodzianek i dla Szept. Z potomkini Erathira - Wygnańcem, z Wygnańca - małżonką Władcy Eilendyr, co to ostatnie chyba najbardziej zaskoczyło ją samą, z panny - mężatką i matką małej Merileth.
   Poprzez znajomość z Nefryt włączona w działalność ruchu oporu, poznała prawdziwą tożsamość swej ludzkiej przyjaciółki, motywy kierujące rzekomo zwykłym i poczciwym magiem, miłośnikiem staroci. A jak zmienił się jej status, tak i zmienił się charakter, ukształtowany przez nowe okoliczności i liczne przygody, zmuszające do weryfikacji tego, co dotąd uznawała za niezmienne prawdy. Już nie konieczność, a najszczersze chęci wiodły ją ramię w ramię z ludźmi, cele bandy stały się jej celami, a sprawa, którą miała za ludzki kłopot, jej sprawą. Postawione na jej drodze postacie utemperowały nieco jej dumę, uświadomiły, że o prawdziwej wartości istoty żyjącej nie decyduje przynależność rasowa i czystość krwi, nieodziedziczone po przodkach geny, lecz to, co skryte głęboko w sercu.
   Wciąż marzy jej się, by ludzie przestali bać się magii, powstanie Kręgu, który jednoczyłby wszystkie rasy, a w którym magowie mogliby szlifować swe umiejętności i nieść pomoc tym, którzy by jej najbardziej potrzebowali. Brzydkie doświadczenie z przeszłości, pozostałość kłopotów, w które sama, w jak najlepszej wierze się wpakowała, sprawiły, że lękiem napawają ją portale, co biorąc pod uwagę profesję jest równie irracjonalne jak bojący się koni jeździec i mdlejąca na widok krwi uzdrowicielka. Wszędobylskie oko Starszyzny nie powstrzymało jej przed włóczęgą po kraju i zaglądaniu do bardziej podejrzanych kątów, a przydzieleni jej do ochrony dwaj przyboczni nie zapobiegli regularnemu gubieniu się Jej Wysokości.

Art credit by 88grzes
Niraneth Raa'sheal | Nira | Szept | wredna magiczka | czarny mag | członkini bandy Nefryt | Wilcza Pani | elfia królowa | Mała | Wilczyca | pani zawsze na siebie uważam i jestem ostrożna | elfka pełnej krwi | długoucha wredota | Wygnaniec | Erianwen | pani nie można tego tak zostawić | magnes na kłopoty


~*~

Art credit by Sayara-S

Devril Randal Larkin Winters
earl Drummor
Kerończyk
„Brzeszczot nie wiedział, jak Dev chce ich wyciągnąć z wyspy, ale postanowił zaufać temu wymądrzającemu się pięknisiowi. Kto jak nie on, da radę ich wyrwać z tego szamba? Takiego Devrila to ino się trzymać i nie puszczać.”
  
Dar o Devie


Devril Winters | Dev | arystokrata | earl Drummor | szpieg | Duch | człowiek | przyjaciel plemion | kochaś | przydupas | pan, który znajdzie wyjście z każdej sytuacji | piękniś | bawidamek

~*~

Art credit by gokcegokcen

Lucien Czarny Cień
Kerończyk
Poszukiwacz Bractwa Nocy
"Chciałam cię poznać. Powinnam cię znać. Ale ty wolałeś bawić się w przybieranie setki masek, a każda z nich była dla ciebie niczym ważnym."

Iskra o Lucienie

Lucien Czarny Cień | Lu | Poszukiwacz | Cień | Asgir Thorne | kowal | Varian Gharkis | zabójca | człowiek | pan misja | lodowa góra | Władca kaczek | Radny Bractwa | mentor


Ostatnia aktualizacja karty: 29.03. - cytat u Luciena
Ostatnia aktualizacja podstron: 25.10. - aktualizacja pobocznych zakończona

5 000 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   4401 – 4600 z 5000   Nowsze›   Najnowsze»
draumkona pisze...

Westchnęła i pokręciła głową. Nic z tego. Rozejrzała się, sprawdzając czy ktokolwiek jest w pobliżu, ale wyglądało na to że byli sami. Wyślizgnęła się spomiędzy krzaków i wciąz ciasno owinięta kocem podbiegła truchcikiem do Devrila i Munina.
- Munin! - syknęła, a lisek do razu spotulniał, choć groźnie łypał jeszcze na Devrila. Alchemiczka zwinęła szybko torbę i rozejrzała się znów - Wiejemy!
- Cała w worku po kartofle - po prawdzie, czemu nie? Nikt by się wtedy za nią nie oglądał, a taki dupek Sarriel pewnie by zaczął rozglądać się za inną. A może wcisnąłby mu Yustiel? Hmmm...
- Albo w szatach po Starszych, tych sprzed dwustu lat - innymi słowy, gustowniejsza odmiana worka.
- Mogłabym ulżyć ci w twoich cierpieniach, ale nie zrobię tego. Będę wredna. Bo porozrzucałeś i popsułeś wszystkie owoce - wytknęła mu, w dodatku mszcząc się doprawdy straszliwie - Ale za tobą lezy bukłak, widzisz jaka ze mnie dobra żona?

draumkona pisze...

Znaleźli się na powrót w krzakach, tym razem z torbą i z lisem.
- To gdzie teraz? Może nad strumień, wykąpiemy się... - nie była to jedyna propozycja, alchemiczka po prostu myślała na głos, a lis węszył w powietrzu.
- To sugestia, że jednak masz męża i oni nie mają co patrzeć, bo nie dla psa kiełbasa - nie ujął tego zbyt delikatnie, ani w piękne słowa, ale o to mu chodziło. Szept była jego a innym od niej wara. Chociaż worek na pewno ich nie powstrzyma... Jedynym wyjściem było magiczkę trzymać cały czas przy sobie. Tak. Doskonały plan.
Szkoda, że tak trudny do realizacji.
- Poszłam się wysikać, głupolu - mruknęła ponuro. To co, nie może nawet po to z namiotu wyjść? Bogowie, co ten Lucien sobie myślał...
- Już byłam zbyt dobra, sam sobie go weź - oho, koniec dobroci dla zwierzątek.

draumkona pisze...

- Myślę, że potrafimy się rozgrzać - niekontrolowany uśmieszek wyginający wargi półelfki mówił chyba wszystko o tym co sobie w tej chwili wyobraziła. Pod tym względem byłą bardzo podobna do swojego brata.
- To chodźmy - okręciła się na pięcie i ruszyła w przeciwnym kierunku z którego tu przyszli.
- żadne elfki na mnie nie patrzą - oczywiście, parę razy na przykład patrzyła na niego Sacharissa, ale to normalne, tak? Była jego przyboczną i musiała na niego patrzeć, bo był władcą a ona miałą go chronić. Tak, całkiem normalne.
- I wcale nie jestem zazdrosny - zaprzeczył, wielce oburzony o takie posądzanie - Po prostu nie lubię jak się na ciebie gapią jakbyś była kawałkiem mięsa!
- I co, lepiej? - wprawdzie nie oczekiwała odpowiedzi bo widziała jego minę, ulgę malującą się przez chwilę na twarzy - A dziękuję to pewnie krowa zjadła, co? - dziękujący Cień, tego jeszcze nie grali.

draumkona pisze...

Niewiele brakowało, a Charlotte zaczęłaby chichotać jak dziewoja bez doświadczeń na widok kuśki. Wszystko to była wina Devrila, który na nia tak oddziaływał. Nie zachowywała się normalnie. Nie myślała racjonalnie, ani nawet logicznie, toteż umknął jej fakt, że kąpiel przy takim zakończeniu nie ma najmniejszego sensu. Chciała być tylko jak najdłużej z nim i korzystać z tego tak bardzo jak tylko można.
Strumień okazał się odnogą D'vissu, która niedługo potem wślizgiwała się pod ziemię, zapewne kierując się do otchłani kopalni Morii. Woda nie miała zbyt szybkiego nurtu, było tu też w miare płytko, ale woda była lodowata, jakby ktoś wrzucił tam kostki lodu i ukrył je zaklęciem kamuflażu. To wszystko jednak nie przeszkodziło Charlotte w tym, by się rozebrać do naga i wparować do wody.
- Nikt nie patrzy, masz jakieś omamy - za szturchnięcie odpłacił pięknym za nadobne i dźgnął magiczkę między żebra, usiłując połaskotać - Ja tu jestem tylko elfim władcą i na mnie się patrzy bo się musi i tyle. A ty... Jakbyś widziała to maślane spojrzenie tego nadętego dupka Sarriela to byś zrozumiała o co chodzi.
- A nie wolałbyś warzywek? Zieleniny jakiejś? Samo mięso nie da ci tego, czego potrzebuje organizm... - furiatce zebrało się na wykłady o żywieniu, albo próbowała nawrócić człowieka na zieleninę. Nie doczekawszy się choćby krzty wdzięczności, odsunęła się i wciągnęła na stopy swoje buty z zamiarem pójścia sobie i znalezienia solidnego śniadania.

draumkona pisze...

Charlotte łypnęła na niego przez ramię, a że ona była przyzwyczajona do chłodnych strumieni, siedziała już zanurzona po samą szyję. Chłodna woda tak niekorzystna dla dumy Wintersa zadziałała i na jej ciało, ujędrniając skórę i pwodując wystąpienie gęsiej skórki.
- Może ci pomóc? - spytała sadowiąc się na jednym z głazów nieco wynurzonym ponad taflę wody.
Trzeba było powiedzieć, że Wilk poczuł się w tej chwili trochę jak paw. Gdyby miał piórka, to by je nastroszył, żeby pokazać wszystkim samcom w okolicy kto tu jest pięknisiem i kto tu rządzi. Dokładnie w tej kolejności.
- Dupek z dzikiem spojrzeniem? - spytał, dźgając ją ponownie, a potem znowu i znowu aż przeszedł do jawnego ataku łaskotania.
Zhao aż się popluła ze śmiechu. Przynieść mu śniadanie? Nie zasłużył sobie, w dodatku nazwał ją baranem.
- Nie. Idę coś zjeść, a że zaliczam się do baranów to sam sobie musisz skombinować swoje śniadanie, panie Cieniu - rozrzuciła włosy na plecach, poprawiła parę kosmyków, choć burze czarnych loków cięzko było ułożyć w coś sensownego, po czym rzuciła gdzieś w kąt namiotu swój płaszcz i obejrzała się na Cienia.
- Beee - i sobie poszła.

draumkona pisze...

Zawiedziona mina mogłaby nawet zasmucić ryby w rzece, ale nie protestowała. Obserwowała go jedynie z niewielkiej odległości, a zsiniałe wargi Wintersa ją martwiły. Nie był przyzwyczajony. U niej pojawiało się to nieco później, kiedy organizm jasno sygnalizował, że dosyć zimna i pora wyjść.
- Obmyj się i uciekaj mi stąd. Nie chciałabym żebyś skończył cały siny...
Wilkowi nie można było mówić żadnych komplementów, bo od tego stawał się coraz to śmielszy w swoich posunięciach, a w dodatku za bardzo obrastał w piórka.
- No co ty nie powiesz... - wymruczał jeszcze, mniej skupiając się na łaskotaniu magiczki, a bardziej na tym, co by musnąc dłonią ten i ów obszar, tam nieco kocyk szarpnąć, a wszystko to po to, żeby znów skończyć na podłodze.
Nie, Iskra mimo uczucia żywionego wobec Cienia nie zamierzała mu nic przynosić. Taka kara, choć doskonale wiedziała, że nic jej po tej karze, bo Luciena nie zmieni. Był uparty jak osioł.
Wróciła dużo później, zadowolona i najedzona. W tej części miasta, nieco biedniejszej, gdzie elfy zajmowały się uprawą roślin i ziół, które potem trafiały na stoły wyższych sfer nie było czasu na politykę. Słyszeli coś tam o Wygnańcu, coś słyszeli o zgrzytach między Radą a władcą, ale mało kto znał szczegóły. Dlatego też udało jej się kupić nieco jedzenia i w spokoju je zjeść, a także normalnie wrócić do namiotu bez wiadomych spojrzeń i szeptów.

draumkona pisze...

Dała się porwać z kamienia znów do wody, która wydała się jej znacznie milszym miejscem niż samotny kamień. W wodzie miała jego.
- Tobie jest też tak zimno? - spytała niewinnie, choć będąc tak blisko czuła, że akurat to ona jest cieplejsza niż on. Naprawdę wymagał ogrzania. I to solidnego.
Nie musiała go zachęcać, zrzucił z siebie ubrania, buty poleciały gdzieś w kąt, kapelusz zresztą też, podobnie jak i reszta. Ubiór tylko go ograniczał, denerwował, bo nie mógł się w całości skupić na Szept. Na szczęście, zostało to naprawione, a strażnicy przed namiotem znów mieli nietęgie miny.
- A kiedy ty mi zrobiłeś śniadanie do łóżka? Albo masaż? Obawiam się, że... - tu podparła brodę palcami, jakby rzeczywiście się nad tym zastanawiała - Hm, nigdy! - poza tym, co on sobie myślał, że będzie tu leżał jak królewicz tylko dlatego, że miał kaca? Powinna go kopnąć w te jędrne pośladki...
- I jeszcze z mojego płaszcza sobie poduszkę zrobiłeś. Może oddać ci też koszulę, żebyś miał się czym przykryć?

draumkona pisze...

Alchemiczka, nieco mniej leniwa niż Devril, na dźwięk tych słów tylko sięgnęła po swój płaszcz i okryła nim arystokratę. Co prawda materiał zaraz cały się zmoczył, ale liczył się gest.
- Nie mam siły wstać - mruknęła opierając głowę na ramieniu Wintersa.
WIlk nie był ani trochę zawstydzony. Zdrowa, jakże przyjemna czynność zwykle wymagała nagości, a że przy tym ktoś tu nie potrafił usiedzieć cicho... nawet mu się to podobało.
- Tylko nie rań się specjalnie - zażartował okrutnie, wciągając na tyłek spodnie, tylko po to by jakoś wyglądać przed paroma elfami, które to przytaszczyły balię wody.
- Za długo? Chyba nie myślisz, że stąd wyjdziesz? - nie miałą zamiaru go nigdzie puszczać. Za krótko miała go dla siebie i zamierzała wydłużyć sobie ten czas tyle ile się da. Nawet jesli miałąby upijać go co wieczór i co ranek. Elfka znów znalazła się obok Cienia, a chwilę potem na nim, uniemożliwiając mu powstanie. Nie ma ucieczek.

draumkona pisze...

W końcu dźwignęła się z ziemi i wytarła przybrudnawą koszulą z torby. Na ciało naciągnęła świeże ubrania, włosy wykręciła i naprawdę czuła się jak nowonarodzona.
- Chodź, musimy wracać. Alchemicy się będą niepokoić jak nie wrócę. A ty też pewnie masz swoje zadania.. - i pewnie częścią tych zadań była ta przeklęta Tarina...
Zaraz po niej znalazł się w balii, wzdychając po znacznym wysiłku jakim było sprawienie Szept przyjemności. Rozłożył się wygodnie, ramiona opierając na brzegach balii i odchylając głowę w tył, przymykając oczy.
- Żebym tylko nie usnął... - mruknął zmęczonym tonem.
- Mhm - mruknęła całkiem ignorując jego gderanie o Bractwie i Nieuchwytnym, jak to miała w zwyczaju jeszcze kiedy była jego podopieczną. Znacznie bardziej interesowałą ją koszula Cienia i to, co pod nią.

draumkona pisze...

Mijał dzień za dniem, tydzień za tygodniem, a jej myśli wciąż krążyły wokół kryjówki dla alchemików. Muszą mieć gdzie się skryć w razie czego. Muszą mieć... dom. Tak jakby, bo jako ścigani nigdy nie powinni zabawiać w jednym miejscu zbyt długo. Ale takie lokum na zimę... Opuszczone zamczysko może? jakieś tunele nieużywane przez krasnoudy? Może Moria?
Nie była szalona, nie tak do końca, by pchać się do kopani opanowanej przez orki i gobliny. Elfie siedziby też odpadały, kryjówki ruchu także. I co ona miała zrobić? Teraz, gdy ich podzieliła, byli względnie bezpiecznie, wędrując i uprzykrzając życie Gildii i Wirgińczykom. Tylko jak długo potrwa taki stan rzeczy? Ile jeszcze Escanor będzie to jako tako tolerował nim pośle za nimi wszystkimi listy gończe? Za nią już puścił, co nieco krzyżowało jej szyki, teraz każdy wypatrywał czerwonego płaszcza i rudych włosów, a straż przeżywała oblężenie ludzi, którzy przyprowadzali rzekome Lisice.
Pomoc jak zwykle znalazła u ojca. W zasadzie, w jego biblioteczce. Tam własnie trafiła na wzmiankę o Karmatisie, ruinach starego zamku pewnego hrabii. Ukryty głęboko w górach, wybudowany w oparciu o zbocze góry, wspomagany magią by nie runął w dół przy pierwszej lepszej wichurze. To byłaby idealna kryjówka. Nikt by ich tam nie szukał...
Przejrzenie papierów i zebranie informacji zajęło jej blisko tydzień. Dopiero potem opuściła mieszkanie Alastaira by odnaleźć magiczkę - magnesik na kłopoty, ale i doświadczonego ruinołaza. Potrzebowała takiej osoby, w końcu samobójczynią nie była żeby pchać się w ruiny, gdzie nie wiadomo kto mieszka. Tak więc następnym przystankiem było Ataxiar, bo tam spodziewała się zastać magiczkę i zapewne też i jej kochanego braciszka, który to zapewne nie puści ich samych. Za dobrze go już znała. No, chyba żeby go uspały, albo spiły... Ale wtedy i tak ruszyłby w pościg, więc nie miało to najmniejszego sensu.
Tymczasem sprawy stolicy miały się o wiele lepiej niż kiedy opuszczała to miejsce. Zniszczenia po ataku Darkaia już zostały naprawione, w dodatku magowie i elfy silnie związane z lasem podjęły się odradzania roślin, które także rozsiali w sercu Atax, śpiewając im i troszcząc się o nie, by wyrosły jeszcze większe i zdrowsze niż poprzednio. Wschodni brzeg zaczynał przypominać już stolicę, a nie tylko ruinę i plac budowy, choć wciąz brakowało paru istotnych dla elfów elementów, jak paru świątyń, czy większej części pałacu.
Przepuszczono ją bez szczegółowej kontroli, głównie dlatego, że większość strażników po prostu już ją kojarzyła. Choć do pałacu nie doszła, bo zagrodzono jej drogę. I tyle z bycia siostrą władcy, przejścia dla plebsu nie było i koniec. Alchemiczka więc usiadła na schodach prowadzących do pierwszej pałacowej bramy i naburmuszona zaczęła rzucać kamyczkami w ziemię. Też coś. Plebs.

draumkona pisze...

Znudzona, po części poirytowana rzucała w co popadnie, burcząc pod nosem rozmaite obelgi pod adresem brata. Tak zaabsorbowało ją to zajęcie, że nie zauważyła nawet w kogo rzuca.
- Hm... Bo jestem plebsem - rzuciła kwaśno i obejrzała się na strażników, nagle nie tak pewnych swego. W końcu, jeśli królowa poznawała tę półelfkę, to może i ta mówiła prawdę, że jest siostrą władcy...
Char podniosła się i otrzepała pośladki, ignirując już straże całkiem poważnie.
- I tak szukałam ciebie, nie tego nadętego bubla - rzecz jasna, mówiła o swoim najukochańszym bracie - Bo widzisz, w Góracg Mgieł są takie ruiny...

draumkona pisze...

Rzeczony bubel właśnie się pojawił, wybył z pałacu z paroma papierami w dłoni, ubrany w typową elfią tunikę w ciemnym kolorze i srebrnym haftem po boku. Char pierwszy raz widziałą go w czymś innym niż w jego stroju typowego włóczykija, więc chwilę minęło nim przestała się gapić na brata.
- Ja... tego... - potrząsnęła głową wybijając sobie z niej wizję Devrila w takiej tunice. Ach, czy ona na chwilę chociaż mogła zapomnieć o arystokracie i skupić się na czymś innym? Wyglądało na to, że nie.
- No proszę, kogo ja widzę - Wilk uśmiechnął się rozbójnicko i objął siostrę ramieniem. Błysk w oku zdradzał, że wie coś więcej. Spojrzał wymownie na niebo, jakby wiedział.
- Gdzie go masz?
- Nie wiem o czym mówisz - burknęła alchemiczka, która coraz bardziej nie lubiła jasnowidzów.
- Daj spokój, miałem wizję. Poza tym, zaplątałaś się w pióra - spokojnym gestem wyjął wczepione w jej płaszcz niewielkie, białe piórko. Wobec takich argumentów była bezradna, więc wsunęła dwa palce do ust i gwizdnęła głośno. Dłuższą chwilę nic się nie działo, póki z nieba nie doleciał ich skrzek i pisk, a białą pierzasta kula nie spadła na nich z góry. Nie wiedzieć skąd, Vetinari była w posiadaniu gryfa o niespotykanej białej maści. Choć by niewielki i bardzo młody, to już mógłby z powodzeniem upolować młodego cielaka.
- Ale nie po to przyszłam, no! - rzeczywiście, była mowa o ruinach nie o pierzastych stworach - Musze porozmawiać z Szept...
- O czym?
- Jesteś przecież jasnowidzem - przedrzeźniła go Charlotte nie mając najmniejszej ochoty na zdradzanie planu.

draumkona pisze...

Hugin, bo takie miano nosił gryf, był jeszcze za młody żeby na nim latać, a Charlotte obawiała się, że w powietrzu dopadnie ją lęk wysokości i tyle z tego będzie. Odruchowo wysunęła dłoń, przygładzając nastroszone piórka na czubku głowy pupila i uśmiechnęła się. Miło było wychowywać coś od maleńkiego. Był dla niej prawie jak potomek. On i lisek. Hugin i Munin.
- Była męcząca, coraz więcej zbójców na drogach i musiałam jechać okrężną drogą... Skończyło się na tym, że przejechałam przez góry i Karmazynową Twierdzę - ruszyła wraz z parą królewską do pałacu, a Hugin ruszył za nimi, kłapiąc dziobem w powietrzu na przelatujące wokół muchy i uskrzydlone robaczki.
- Raa'sheal - to Viori dopadł w końcu Wilka, z nieco nerwową miną - Jest nowa sprawa dotycząca zachodniego brzegu, wymaga twojej uwagi..
- Idę - Wilk odłączył się od pań, uznając, że siostrę zostawia w jak najlepszych rękach.
- Całe szczęście - odetchnęła Char i zerknęła na magiczkę - Masz jakieś miejsce wolne od podsłuchu?

draumkona pisze...

Nie znałą może magiczki tak dobrze jak Lethias, ale wyczuła pewną nutę irytacji, choć nie połączyła jeszcze faktów. Gdyby ona miała zostać żoną Wintersa zapewne nie opuszczałaby go na krok, więc nie rozumiała irytacji w głosie Szept. Albo nie zdawała sobie sprawy z tego, co niesie takie małżeństwo.
Znalazłwszy się w bibliotece wydobyła ze skórzanej torby zwój i rozłożyłą go na niewielkim stoliku. Mapa Gór Mgieł. Mapa z zaznaczonym miejscem.
- To tu - wskazała palcem zaznaczone kółeczko - Myślałam o miejscu bezpiecznym dla alchemików, taka przystań na zimę, gdzie nikt ich nie znajdzie. Wynalazłam to. Ale ktoś, kto się an tym zna musi ze mną to obejrzeć. Nie poślę ich do niezbadanej dziury...

draumkona pisze...

- To zabierzmy Wilka ze sobą - podejrzewała, że w tym głównie leży problem, ale tu nie tylko o niego chodziło. Były sprawy, była Starszyzna, były elfy i stolica, która dopiero stawała na nogi.
- Albo... nie wiem, nie mam pomysłów. Ale jak nie ty... - spojrzała z nagła pustką w spojrzeniu gdzieś w ścianę. Szept byłą pewniakiem. Myślała, że przyjdzie i od razu ruszą w szlak a tu się okazywało... Jak nie Szept, to kto?
- Jak nie ty, to chyba nikt - a to oznaczało, że musiałaby się poddać, czego Vetinari nie zrobiłaby dobrowolnie. A wiedząc, że była drugim po Szept magnesem na kłopoty, pewnikiem sama poszłaby sprawdzać ruiny.

draumkona pisze...

Westchnęła smutno, zwijając na powrót mapę w rulonik i chowając ją w specjalnej tubie. Liczyła na to, że wyjdą od razu, ale.. No właśnie, ale. Nie wzięła pod uwagi tego, że Szept jednak będzie chciała się komuś wytłumaczyć, że znika.
- Jak Wilk się dowie, to wszyscy będą wiedzieć, a my będziemy mieli jeszcze jego na dupie, bo nie wyobrażam sobie, żeby po prostu dał ci iść - rulonik zniknął w torbie alchemiczki. Co zrobić teraz?
- Nie pozostaje mi nic innego jak poczekać w sumie... Macie tu jakiś zacny przybytek z czymś więcej niż tylko zieleniną i piekielnym elfim winem?

draumkona pisze...

- Od Devrila... - mruknęła, znów popadając w zadumę na jego temat. Długo się nie widzieli. Za długo. Ciekawe czy on też czasem nie mógł spać... Pokręciła głową, postanawiając nie rozwodzić się teraz nad tym. Pomyśli sobie w nocy. Znowu.
- Elfy zawarły sojusz z olbrzymami, że Heiana tam się znalazła? Czy trzeba było ratować boskie pośladki?

draumkona pisze...

Char słuchała tego konsumując jakiś dziwny owoc, który mógłby być podobny do gruszki, ale na pewno nią nie był. Mimo to, był pyszny. Dolała sobie nieco wina, zagarnęła z tacki pajdkę chleba i plasterek mięsa zamierzając w końcu ukrócić burczenie w brzuchu.
- Czasami warto mieć cięty jęzor - podsumowała sprawę z olbrzymami, dopiła wino i otarła usta rękawem. Zupełnie jak jakiś rolnik co z pola wrócił a nie siostra samego władcy.
- Człowiek? - wprawdzie nie orientowała się ilu ludzi zna Szept, ale to śmierdziało kimś na tyle odważnym by wejść, lub wkraść się, do elfiej stolicy. Pierwszą myślą oczywiście był Devril, ale Char zamiast to wziąc pod uwagę, od razu zepchnęła na bok, uznając za zbyt nieprawdopodobne.
- Ciekawe kto to... - odpowiedź nadeszła szybko, wywołując u niej zakrztuszenie się kawałkiem mięsa. Toż to Winters we własnej osobie!
- Devril... - nic innego z siebie nie wykrztusiła. Poza tym, nie wyglądał jak ktoś, kto zaglądnął do elfiej stolicy tylko dlatego, że nie ma co robić.

draumkona pisze...

Charlotte słuchała bez ruchu, chłonąc informacje jak gąbka. Epidemia? Ale dlaczego? Skąd? Jak mogli mu pomóc?
- Ja pomogę. Uzdrowicielem nie jestem, ale może się przydam... - ostatnią częśc zdania dodała już ciszej, wątpiąc nieco w swoją przydatność.
- Chodźmy do Wilka. Albo ty idź Szept, ty go przekonasz... - w obiczu epidemii w Drummor odwiedziny w Górach i w ruinach wydawały się kompletnie nieważne.
- Może ściągniemy jeszcze uzdrowicieli, którzy są w Irandal? A w Moriarze ich nie ma? Magowie może... - za dużo było tych może. Musze iśc do Wilka, to na pewno.

draumkona pisze...

Wilka zastała na brzegu. Stał, z ponurym spojrzeniem wpatrując się w zniszczony i spustoszony zachodni brzeg. Martwił się, choć nie tak jak Devril. Miał inne problemy, inne troski.
Char wstała i podeszła do niego niepewnie. Widziała zmartwienie, swego rodzaju smutek i nie mogła przejść koło tego obojętnie. Dotknęła jego ramienia, zacisnęła na nim palce chcąc dać mu poczucie wsparcia, choć słów nie mogła dobyć. Nie na początku.
- Ja... Nie martw się... - choć wydawac mogło się to błahe i nierealne życzenie, chciałaby żeby tak było. Taki zmartwiony wydawał się nawet o dziesięć lat starszy.
- Pomożemy ci - spróbowała się uśmiechnąć, przygarniajac go do siebie.

draumkona pisze...

Wysłuchał wszystkiego dość spokojnie, nie przerywając jej. Długo też po zakończeniu jej wypowiedzi nie mówił nic, tylko patrzył znów na przeciwległy brzeg. Ta sprawa mogła zaczekać. Zjawy z zachodu nijak im nei zagrażały, nie kiedy Atax było już umocnione. Nie wiedział tylko czy ma po co się pakować w zarazę. Istniało ogromne ryzyko, że się wszyscy pozarażają i tyle z tego będzie. Pomrą. Na to nie mógł pozwolić.
- Porady mu na pewno nie odmówię, ale wsparcie... Jeśli elfy się zarażą, czeka nas spora strata. A nie możemy sobie na nią pozwolić, nie po wszystkich bitwach i po tym co zrobił Darkai. Jest nas za mało, Szept. I nie wiem czy mogę ryzykowac bezpieczeństwem elfów dla człowieka, mimo tego, że jest mi przyjecielem... - to było najgorsze w byciu władcą. Prócz swoich zapatrywań, prócz swoich pragnień musiał brac pod uwagę też całe miasto. To nie było łatwe.
- Heiana... - zatkało ją. Teraz to już kompletnie, stała chwilę i patrzyła tylko na niego, usiłując doszukać się iskierki zwiastującej żart. Nie doczekała się jej.
- Bogowie... - wykrztusiła z siebie tylko i aż musiała się oprzeć o parapet okienka, bo poczuła jak nagle słabnie. Czas uciekał.

draumkona pisze...

Kiedy stanął w progu karczmy, od razu ich dostrzegł. Była jego siostra, był i Devril, który wyglądał tak, jakby mu całe Drummor spalili a głowy bliskich nawlekli na pal w Twierdzy Escanora.
- Nie jest to radosna chwila - mruknął, podchodząc szybko, wiedząc, że liczy się każda chwila - Wszystko co wiesz na temat choroby, powiedz mi.
Wysłuchał. Niewiele tego była, choroba wciąż miała w sobie zbyt wiele niewiadomych, ale przynajmniej znali objawy i poniektóre stadia. Pięć objawów, w tym dopiero końcowe stadium utwierdza w przekonaniu, że to epidemia a nie zwykłe osłabienie.
I co on miał zrobić? Z takich strzępków niewiele dało się wywnioskować, a co dopiero coś poradzić. Musiał się z tym zetknąć. Musiał obejrzeć ciała. Innymi słowy...
- Jeśli epidemia przejdzie przez Drummor, to kto wie kiedy do nas dotrze - a on musiał działać - Ruszamy o świcie. Tymczasem Devril idzie odpocząć, bo wygląda jak ożywieniec, a reszta się pakuje. Ja musze dokończyć parę spraw, zobaczę też kogo możemy wziąć ze sobą - najchętniej to napisałby do Białego. Były tylko dwa małe ale. Pierwsze to to, że Biały najpewniej był na drugim końcu kraju, a dwa to to, że był Cieniem.

Iskra pisze...

Wilk nawet nie próbował wybić magiczce tego pomysłu z głowy. Wiedział, że skoro była tam jej kuzynka i skoro wszyscy byli w niebezpieczeństwie, to Szept na pewno nie będzie grzecznie siedzieć w Ataxiar i czekać na list. To nie ten typ kobiety.
Wobec tego, zamiast marnować czas na przekonywanie Devrila i Charlotte do odpoczynku, zostawił to magiczce, a sam ruszył z powrotem, najpierw do siedziby Radnych, by ich poinformowac o calej sytuacji, a potemzamierzajac skierowac swe kroki do domu uzdrowicieli.
- Ale ja nie jestem wcale zmęczona, mogę pomóc coś spakować, może... - nie dokończyła myśli, bo umysł wpadł na inny tor rozumowania. Jeśli ona nie przypilnuje żeby Devril się choć chwilę położył i zdrzemnął to kto to zrobi?
- Nie, dobra. Ja przypilnuję Devrila, bo wygląda jak chodzący trup, a ty Szept zajmij się tym, czym planowałaś... Nie ma czasu na bezsensowne stawianie oporu - ktoś tu poszedł po rozum do głowy. A Devril, czy tego chciał czy nie, był na przegranej pozycji, został także chwycony za dłoń i pociągnięty w stronę Wilkowego pałacu. Już ona zrobi tam porządek z tymi strażnikami i znajdzie mu jakiś pokój.

Iskra pisze...

Wilk był incognito. Nie chciał żeby ktokolwiek wiedział kim jest, nawet nie chciał by widziano w nim elfa, więc kapelusza pilnował bardziej niż zwykle. Choć Heiana zapewne nie dbała o takie szczegóły, on wolał by wieśc o tym, że elfy wspomagają ludzi została tajemnicą. Jeszcze potem będą im łazić po stolicy jacyś inni, tez poszkodowani i będa szukać wsparcia.
Char co jakiś czas zerkała w niebo, jakby się czegoś doszukiwała. W istocie, gryf był gdzieś tam, może między chmurami, może pod samym słońcem, kto go tam wie. Ale leciał gdzieś blisko. Oby tylko nie przyszło mu do tego małego łebka jeść owce. Tym ludziom było już wystarczająco ciężko...
- Gdzie chorzy? - mruknął Wilk, zsuwając chustę z twarzy i mrużąc oczy. W powietrzu unosiła się niemal woń śmierci, co mu się nie podobało. Bardzo nie podobało.

Iskra pisze...

- Ta ostatnia? - może był przewrażliwiony, ale czy przypadkiem to Heiana nie była ostatnim uzdrowicielem jaki tu przybył? Obejrzał się nerwowo na Szept, ale ta nie rzuciła się ku stodole, więc może był zbyt przeczulony? Może panikował?
- Rozejrzę się - szturchnął końskie boki i podjechał do stodoły, zostawiając swojego siwka tuż obok wejścia, wodze puszczając luzem a koń jak stał, tak stał dalej mimo tego, że jego właściciel sobie poszedł.
- Od kiedy panuje to choróbsko? I Ilu ludzi już zabrało? - to było pytanie Charlotte, naukowca z krwi i kości. Prócz opisów objawów i tego jak się choroba rozwija, uważała, że liczby i statystyki choroby są równie ważne.

draumkona pisze...

Wilk zaklął szpetnie w elfim języku, potem w krasnoludzkim aż w końcu nazwał bogów bardzo brzydko w czarnej mowie orków. Pochylił się nad uzdrowicielką, sprawdził temperaturę i stwierdził, że nie wygląda to najlepiej.
- Kiedy cię chwyciło? Zdołałąś coś odkryć? - może wyglądało to nieco bezdusznie, ale w tej chwili potrzebował jak najwięcej informacji. I tak nie wiedział jak jej pomóc. Na razie.
Char pokręciła głową. Kiedy liczby były ważne. Chociaż... Może ten tu nawet liczyć nie umiał? Będzie musiała sama do tego dojść. Alchemią tu wiele nie zdziała, nie kiedy nic nie wiadomo, chociaż... Przystanęła, znów czujnie obserwując niebo. Mogłaby przysiąc, że coś widziała...
Przyjrzy się chorym na swój sposób. Zawsze przyda się spojrzenie odmienne od spojrzenia medyka.

draumkona pisze...

- Sama jej powiesz. Jak wyzdrowiejesz. Nie damy ci umrzeć - owinął uzdrowicielkę szczelniej kocem, dołożył nawet swój płaszcz, co by się tak nie trzęsła. Obejrzał się przez ramię, szukając magiczki wzrokiem, ale wcale nie musiał jej aż tak szukać. Dostrzegła w końcu nad kim się pochyla. A byli w stodole. W miejscu gdzie leżeli chorzy...
- Coś nie tak?
Char zamrugała i oderwała spojrzenie od nieba. Potem rozejrzała się konspiracyjnie i pociągnęła Devrila za koszulę zniżając go do swojgo poziomu.
- W okolicy kręci się gryf. Spokojnie, to mój gryf, ale jest jeszcze trochę... dziki. I mały. Po prostu obawiam się, że parę owiec może zniknąć...
Dała się poprowadzić na prowizoryczny cmentarz i od razu wzięła się za liczenie.

draumkona pisze...

Odsunął się, czując się kompletnie zbędnym. Trzeba było coś zrobić. Zdziałać... Jak w transie, machinalnie podszeł do pierwszego lepszego chorego i wniknął w jego ciało magią, usiłując dowiedzieć się czeogkolwiek.
Praktyki Vetinari mogły wydawać się dziwne, w końcu po co komu ilość trupów, ile ludzi umiera dziennie i tak dalej. Ale tak jak budowa organizmu zaczyna się od komórki, tak Charlotte potrzebowała najbardziej podstawowych danych by wysnuć jakąś teorię. Następne w kolejce było ujęcie wody i żywność składowana w schowkach i domach. Wszystko wymagało sprawdzenia.
- Pięćdziesięciu... - mruknęła pod nosem, odnotowując liczbę w pamięci - Ile dni od pierwszego zgonu?

draumkona pisze...

Organizm reagował dziwnie. Chory jęczał coś, miał przekrwione gałki oczne, siną skórę... To chyba było jakieś wyjątkowo paskudne stadium.
Sięgnął do torby i pogrzebał w niej chwilę, wyciągając swoją malutką książeczkę, która w stolicy między uzdrowicielami urastała do rangi prawdziwej legendy. Miał tam wszystko. Zaklęcia, swoje, te stare, te nowe, to co spisał z dawnych ksiąg, nawet czar który wynalazł za wieżami... Opisy ziół też tam były. Wszystko tam było. Przekartkował szybko parę stron, pomamrotał coś pod nosem...
Kolejna informacja została odnotowana, alchemiczka skinęła głową i rozejrzała się.
- Ujęcie wody? Wiesz gdzie magazynują żywność? Może to stamtąd się wzieło... Coś zgniło, zepsuło się, zarazki przeszły na wszystko inne... Kto wie.

draumkona pisze...

- No ale... - Charllotte chciała juz protestować, sprzeciwić się, ale w końcu się poddała. W końcu, co ona wiedziała? Nic. Mogła tylko podawac Wilkowi okłady z maści dla chorych, albo mieszać zioła. Z nieco zrezrygnowaną miną ruszyła do stodoły, gdzie zaległ jej brat, już na dobre wciągając się w wir leczenia.

draumkona pisze...

Wilka nie było tym razem przy Heianie. Zniknął parę godzin temu by poszukać swojej siostry. Widział gryfa jak porwał jedną z owiec, co prawda był to pierwszy taki atak, ale wolał reagować od razu. Nie chciał by ci ludzie cierpieli jeszcze głód przez na wpół zdziczałego gryfiaka.
Znalazła ją. Bogowie, znalazł, choć nie spodziewał się tego co zastał. Była blada, miała gorączkę, dreszcze i podkrążone oczy. Innymi słowy, pierwsze objawy tajemniczej choroby na którą jak dotąd każdy umierał. Na dodatek, stan alchemiczki pogarszał się w zastraszająco szybkim tempie i kiedy zdołał donieść ją do stodoły, była niemal w tak samo marnym stanie jak Heiana. Nie wiedział co powiedzieć nawet, liczył, że nikogo ze znajomych nie zastanie w stodole. Mylił się i to bardzo, bo kiedy wszedł, uchylając ramieniem drzwi, to skrzypnięcie drewnianych desek było aż nazbyt słyszalne.
- Szept... - chociaż wiedział, że magiczka nic tu nie wskóra, że on sam nic nie może zrobić, odruchowo wezwał magiczkę.

draumkona pisze...

- Co się...
- Charlotte
- Ją też dopadło - wykrztusił w końcu, układając trzęsącą się alchemiczkę na prowizorycznym posłaniu. Odruchowo dotknął jej czoła, ale poprawy nie było. Co miał zrobić by im pomóc? Potrzebowali cudu, albo co najmniej napoju bogów by to jakoś przerwać. Najpierw Heiana... teraz jeszcze Charlotte. Nie mógł sobie pozwolić na takie straty.
- Musimy... Coś... Ja... Etrhal, musimy go znaleźć... - teraz już zaczął bełkotać bez sensu, w stresie i zdenerwowaniu krążąc w tą i z powrotem przy posłaniu siostry.

draumkona pisze...

Wilk krążył niespokojnie, a mamrotanie pod nosem nie ustawało. Może coś przeoczył? Ale co? Magią próbował, próbował ziołami, próbował magii typowej dla uzdrowicieli, nawet próbował swoich metod, przy których nawet Biały postukałby się w czoło. Wszystko zawodziło.
A teraz miał jeszcze większą motywację by cokolwiek zrobić. Owszem, przedtem także chciał pomóc i robił co mógł, ale teraz dotknęło to jego rodziny. Bliskiej rodziny, bo o ile Heiany nie znał tak dobrze, to znał Charlotte. A jak wiadomo, dla bliskich można zrobić wszystko, łącznie z klaskaniem uszami.
- Wychodzę - poinformował tylko i już go nie było. Czy poszedł szukać ethralu, czy leśnych bożków, czy też czterolistnej koniczyny nikt nie wiedział.
Musiał im pomóc. Musiał zrobić coś, co je uzdrowi. Obie. Pal licho wioskę, tym zajmie się później.

draumkona pisze...

Wilk wrócił, choć nie tak szybko jakby tego chciał. Samotność pozwoliła mu się uspokoić, poukładać jakoś myśli i wysnuć pewne podejrzenia. Za to rozważenie ich wszystkich zabrało czasu najwięcej.
Czy ktoś tu był i ich specjalnie truł? Nic innego nie mogłoby się wydarzyć, bo jedli to samo, spali w tym samym miejscu, tak samo narażali się na kontakt...
Leniwie spojrzał na kobietę dźwigającą wiadro wody. Dlaczego dźwigała to wiadro? I skad ona szła, jak źródło do którego chodził się sam napić było w kompletnie innym kierunku?
Wtedy go olśniło. Miał pomysł. Ale do jego realizacji potrzebował magiczki i jej wiedzy, więc pognał z powrotem do stodoły, wpadając tam jak wicher.
- Szept! Chodź, musisz mi pomóc!

draumkona pisze...

Widząc jej spokój, jej smutek i ubolewanie nad chorobą kuzynki pomysł nagle zbladł i nie wydawał się już tak genialny jak jeszcze przed chwilą.
- Bo... Bo są dwa źródła. Jest to z którego piłem ja i pewna część wioski. Jest też drugie, widziałem jak kobieta właśnie niosła stamtąd wodę... Wszystko mielismy to same co Charlotte, nawet to my więcej siedzieliśmy z chorymi niż ona. Może to źródło jakoś... Nie wiem, chodź sprawdzimy to - w końcu nie będą tu tak stać i debatować do zmroku.

draumkona pisze...

- Nie mam teorii... No, chyba, że chodzi ci o taką w której ktoś celowo dolewa tu czegoś od czasu do czasu, albo jakiegoś zaawansowanego czaru... Ale to może być tylko to. Nic innego nam nie pozostaje, bo w innym wypadku pomarliby wszyscy, nie tylko wybrane osoby. - pochylił się nad ujęciem, przesunął dłonią po tafli wody wpuszczając tam magię, ale nic nadzwyczajnego nie wyczuł. Ot, parę żyjątek na dnie i tyle.
- Sam nie wiem... Na początku ten pomysł wydawał się bardziej normalny...

draumkona pisze...

- Myślę, że tak. Innego wytłumaczenia nie ma. gdyby to było zwykłe zakażenie to bym to wykrył. - skinął głową słysząc o magii. Nie był już zaskoczony, po prostu jego podejrzenia okazały się prawdą. A Charlotte mówiła. Policz trupy i sprawdź wodę. Czemu wtedy jej nie posłuchał...
- Musimy sprecyzować co to. Bez rozpoznania przyczyny nic nie zdziałamy, a czas ucieka - odruchowo pomyślał o kuzynce Szept i Char. Im nie zostało go wiele. Zwłaszcza tej pierwszej.

draumkona pisze...

- Szukaj - przytaknął, a sam odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia, znalezienia tego młokosa i spuszczenia mu solidnego manta jeśli mu nie powie tego co chciał. W tej chwili Wilk nie miał ani nastroju, ani cierpliwości na grzeczne zadawanie pytań. Powie po dobroci, albo wyłamie mu stawy.
Znalazł go gdzieś przy chatach, kręcił się, szukał czego albo bogowie wiedzą co tam robił.
- Ty. Idziesz ze mną - złapał młodzika za kołnierz i bezceremonialnie wywlókł go do chaty, nie zważając na protesty.
- Wiem kim jesteś i wiem kim jest pierdolony Mroczny. A teraz mów co wsadziliście cwaniaczki do wody - warknął rzucając zielarza na podłogę.

draumkona pisze...

Uczniak nic nie chciał mu powiedzieć, wobec czego przywiązał go do krzesła, chwycił jakieś pierwsze lepsze cążki i wyrwał mu paznokieć z kciuka. Już się przymierzał do wyrwania drugiego, kiedy usłyszał krzyk.
- To śluzak! - nie był to krzyk uczniaka, wobec czego podopieczny Darmara dostał cążkami w szczękę, co pozbawiło go przytomności. Wilk nie miał humoru. Bardzo nie miał humoru.
Wyszedł szybko z chaty zatrzaskując po sobie drzwi, by Szept nie widziała tego co zrobił. Wolał by o tym nie wiedziała.
- Śluzak... - słyszał o tym kiedyś ale kompletnie nie znał się na walce z nim - Wiesz jak go pokonać? I uzdrowić resztę?

draumkona pisze...

- Możemy zasolić wodę, wtedy może wyjdzie... Skoro jej nie lubi i go osłabia to powinien tak zrobić - kto wie jednak czy śluzak tak naprawdę się zachowa i rzeczywiście wyjdzie. Ale nie mieli wyjścia.
- Dasz radę skrystalizować sól w tej sadzawce? - widział, że jest zdyszana i zmęczona, ale przypisał to bezsenności i niedojedzeniu, nie zaś chorobie. Nawet nie chciał o tym myśleć.

draumkona pisze...

- Myślę. Cały czas... - urwał, zastanawiając się nad paroma opcjami. Może trzeba było to wygrzać? Może wypalić ciało zaklęciem żarowym by wyplenić wszystkie wirusy i bakterie? Hm...
- Charlotte słabnie, przechodzi w kolejne stadium. Heianie już blisko do śpiączki... - innymi słowy nie było ciekawie. Spojrzał na nią, nie wiedząc czy lecieć do chorych czy jeszcze jej pomóc - Dasz sobie z nim radę?

draumkona pisze...

Gdyby tylko coś podejrzewał, nie pozwoliłby jej iść. Prędzej poszedł by sam. Ale znał ją, wiedział na co ją stać, a chwilowe osłabienie przecież nikogo nie zabiło. Gdyby wiedział. Gdyby się domyślił...
- Jak nie przyjdziesz, to cię znajdę i przywiążę do siebie sznureczkiem. I będziemy chodzić razem nawet do wychodka - zagroził jeszcze na pożegnanie i pognał z powrotem do stodoły, myślami będąc już w sferze zaklęć, ziół i leków.

draumkona pisze...

Wilk ślęczał nad rannymi całą noc, aż do momentu kiedy zaczęło padać. Właśnie wtedy u Heiany nastąpiła jakaś poprawa, a gorączka zelżała. W stodole mieli też gryfa, o którego leżała oparta alchemiczka, głowę wspierając na miękkim barku zwierza. Musiał ją uśpić by spowolnić działanie choroby. Chociaż teraz... Jesli Heianie się poprawiło... Wyglądało na to, że nowo wymyślone zaklęcie działało. Musiał nim objąc wszystkich chorych. A jednoczęsnie zadawał sobie też pytanie, co się stało z Szept? Powinna już wrócić, skoro objawy ustępowały to musi mieć to jakiś związek ze śluzakiem.
- Devril... - musiał potrząsnął ramieniem arystokraty by zwrócić na siebie jego uwagę - Poszukaj Szept, proszę cię. Martwię się, powinna już dawno tu być, a ja chyba wiem jak im pomóc i nie mogę stąd odejść. przyprowadź ją tu...

Silva pisze...

- Słyszysz krzyki, Dar? - Diarmud, na bosaka, dźwignął się z miejsca i wylazł za magiczką; wystawił jedynie nos poza jaskinię, nie chcąc pakować się w deszcz jak królowa.
- Szum fal. - udawał. Tak bardzo udawał, że nie słyszy, że nie docierają do niego żadne inne dźwięki, tylko szum oceanu, pomruk wiatru i szelest deszczu. Nie chciał słyszeć, jakaś jego część odrzucała głosy, nie pozwalała zaakceptować i potwierdzić, że owszem, słyszy. O Brzeszczocie można powiedzieć wiele rzeczy, także to, że poza słuchem i nabytymi umiejętnościami, które cechują najemnika oraz członka elfiego rodu, nie potrafi nic. Gdyby go zapytać, energicznie by powiedział, że oddałby swój słuch za wszystko inne. No bo słuchanie, jak ludzie plotkują, jak rozmawiają to jedno, a słuchanie szeptu umarłych to już coś całkiem innego. Najlepsze było udawanie, że nie słyszy. Tak, jak teraz. To tylko wiatr i fale płatają mu okrutne figle. Nie chciał być... dziwakiem, chociaż pewna szamanka nazwałaby to zupełnie inaczej. Ludzie czasami słyszą, czują i widzą tych zza. Zza granicy, zza drugiej strony; umęczone dusze, pozostawione echa minionych żyć, ślady i okruchy tych, którzy odeszli za, tych co mówili językiem nieuformowanych. Dla szamanki było to normalne, to była część niej samej. Najemnik wolałby nie słyszeć i może dlatego nawet nie odwrócił się, kiedy Diarmud krzyknął, wskazując coś ręką.
- Zobaczcie!
A jednak spojrzał kątem oka.
Kiedy sowy odsunęły się na bok, pozwalając magiczce wyjść, ustawiły się pod wiatr, chroniąc głowy w piórach. Dzięki temu schronieni w jaskini podróżnicy, mogli widzieć wzburzone wody oceanu, ciemne niebo i bałwany fal, wdzierające się na kamienistą plażę. Huk wody był ogłuszający, a wycie wiatru przypominało potępieńcze jęki. W jednym magiczka miała rację, co od razu wytknąłby jej Dar, gdyby wyraziła swoje myśli na głos. Słychać było krzyki i skrzypienie desek. Coraz głośniejsze i wyraźniejsze, zmieszane ze wściekłym rykiem fal, jakby sztorm nagle zyskał na sile, jakby ponad jednym, wył drugi.
Wśród białych bałwanów, wcale nie tak daleko od brzegu, zalśnił jasny kształt. Nie był to blask światła, nawet nie ogień, czy odbicie. Zielonkawa poświata emanowała własnym blaskiem, wydobywającym się ze swojego wnętrza. Nie było jej wiele, ledwie odrobinka. I oto wśród fal, zbłąkani wędrowcy, dostrzec mogli okręt targany sztormem; miał dwa maszty, jeden wciąż stał, drugi złamał się w połowie, poddając się sile wiatru. Kołysał się z boku na bok, jak liść, całkiem bezwładnie, nic nie mogąc poradzić. Woda zalewała jego pokład, wdzierając się do środka. Krzyki ludzi nie ustawały, ot stały się tylko głośniejsze. Statek musiał utknąć na mieliźnie, a jego bok zostać rozerwany na skałach otaczających wyspę. Tonął. Nie mogli tego widzieć, ale okręt nabierał wody. Coś w głosach załogi utwierdzało ich w przekonaniu, że łajba idzie na dno i jakby na potwierdzenie do wody trafiła pierwsza szalupa; maleńka łupina, ledwo unosząca się na falach. Zaraz za nią skoczyli pierwsi ludzie; przez fale nie dało się ocenić, czy trafili na deski, czy do wzburzonego oceanu. Po chwili złamał się drugi żagiel; z łoskotem zgiął się w pół, przechylając okręt na prawą burtę, co w połączeniu z wielkimi falami sprawiło, że statek przykryła woda, wywracając go do góry nogami. Taki był jego koniec.
Elfie oczy mogły jednak dostrzec, pośród fal, małą łupinę kierującą się w stronę brzegu, ku kamienistej plaży, być może w stronę słabego blasku, jaki dawał ogień.

draumkona pisze...

- O bogowie. Szept... - on z kolei widział co innego i o czym innym już myślał. Podbiegł do człowieka i odebrał od niego magiczkę, doszukując się rozpaczliwie oznak przytomności. Teraz już poznał. Zauwazył.
- Czemu nic mi nie powiedziałaś, coś bym zaradził... - czym prędzej ułożył magiczkę na dopiero co zwolnionym przez kogoś posłaniu i zaczął pleść zaklęcie, które wykazywało efekty. Posłanie na którym leżała Szept należało do człowieka, który jako pierwszy wstał o własnych siłach, choć wciąż walczył z chorobą.

draumkona pisze...

- Ja ci dam nie było lekarstwa - burknął, oglądając dziabnięcie śluzaka i doszukując się jeszcze innych obrażeń.
- Ale go spopieliłam.
- Zuch dziewczynka. To powinno osłabić działanie trucizny, czy cokolwiek to jest, co znaczy, że większość z nich powinna przeżyć... - obejrzał się odruchowo na ludzi położonych w stodole i westchnął. Dla niektórych niestety nie było już szansy.
- Za chwilę będzie ci gorąco, bardzo gorąco. Tak działa to zaklęcie, wypala... Będę obok, gdyby coś złego zaczęło się dziać - czule dotknął jej czoła, pogłskał po policzku, wmawiając sobie w myśli, że nie ma się czego bać. Będzie dobrze.
Charlotte obudziła się gwałtownie, otworzyła szybko oczy zachłystając się powietrzem i rozejrzała się wystraszona. Pierś alchemiczki szybko się unosiła, skóra jeszcze zbladła. Miała zły sen. Cholernie zły sen... Po chwili jednak nadeszło ukojenie w postaci miękkiej obojętności i znów przymknęła oczy, całkiem nie zdając sobie sprawy z tego co się dzieje wokół niej.

draumkona pisze...

- Nie teraz! - machnął ręką na Devrila jakby odganiał natrętną muchę i zirytowany burknął coś pod nosem. Przecież nic takiego się nie działo do diaska, a on musiał coś zrobić z Szept...
- Dreszcze nie ustępują - mruknął widząc jak dygocze. Ale przynajmniej czuła ciepło, to dobrze. Znak, że działa. Odgarnął parę zabłąkanych kosmyków z jej twarzy i owinął szczelniej kocem. Musi to wypocić.
Hugin, dotąd spokojnie leżąc i użyczając swojego tułowia jako poduszki dla alchemiczki, stał się nieco niespokojny. Podniósł łeb, dotąd spoczywający na łapach i spojrzał złotym okiem na Wilka. A potem najzwyczajniej w świecie na niego nakrzyczał wydając z siebie ostry dźwięk, typowy dla gryfiego wołania. Chyba nie tylko Devril miał tu być nazwany upierdliwym.
- No co jest! - Wilk odwrócił się w końcu do nich, spojrzał na siostrę i chwilę tak mierzył ją wzrokiem. W końcu podszedł i przykucnął obok, sprawdził temperaturę i nie miał zbyt wesołej miny. Większość. Większość na pewno z tego wyjdzie...

draumkona pisze...

- Nie wiem - odpowiedział zgodnie z prawdą. Może był to efekt uboczny jego zaklęcia? Może jakieś uczulenie? Ale ciało dotąd zachowywało się całkiem normalnie, więc o co tu chodziło?
Sięgnął magii, nieco więcej niż przedtem i wzmocnił zaklęcie, które splótł dla siostry. Efektem jego działania były wypieki na jej twarzy i nieco cieplejszy koloryt skóry.
- Będzie dobrze - mruknął, starając się przekonać Devrila, że nie musi go co chwile wołać. Sam wrócił do magiczki, siadając obok i obserwując ją z niepokojem.
- Jak się wypali to przestanie być tak zimno i ciepło jednocześnie... - smutny ton i przybite spojrzenie mówiły wszystko. Wcale ze swojego sposoby uzdrawiania z tej chorby nie był dumny, zwłaszcza wtedy gdy musiał patrzeć jak jemu najblizsi się męczą podczas działania czaru.

draumkona pisze...

Taki stan rzeczy trwał do rana.
Dopiero wtedy kolejna osoba podniosła się do siadu, budząc u wszystkich ogromne zdziwienie, bo jak to, jeszcze wczoraj umierający a dziś już o własnych siłach wstaje? Rzecz nie do pomyślenia.
Nawet Charlotte się poprawiło, oddech się unormował, skóra był miękka i ciepła w dotyku, zniknęły też cienie spod oczu. Wyglądała jakby po prostu spała a nie chorowała na śmiertelną chorobę.
Wilk natomiast miał się gorzej. W końcu to z niego każde z zaklęć pobierało manę, a choć miał jej sporo, w dodatku miał też parę klejnotów przechowujących manę, to czuł jak kręci mu się w głowie z wyczerpania. No i nie spał. Nie spał całą noc, obserwując to Szept, to Heianę.

draumkona pisze...

Alchemiczka wybudziła się, tym razem znacznie spokojniej. Najpierw przewróciła się na bok, wygodniej ukłądając głowę na gryfie, a kiedy jemu się to nie spodobało, po prostu zadowoliła się kawałkiem drewna podłożonym pod głowę.
- Wyglądasz jak duch - odezwała się cicho, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że wypowiedziane przez nią słowa mają drugie dno - Powinieneś się przespać...
Podniósł spojrzenie z podłogi na magiczkę, ledwo przytomny i zdecydowanie nie kontaktujący.
- Hm? - mruknął, pochylając się ku niej i rutynowo sprawdzając temperaturę ciała, jak i kolor skóry.

draumkona pisze...

O ile on mógłby skakać i wyrobić miesięczną normę drwala w parę godzin, o tyle ona ledwo miała siłę by unieść dłoń, co właśnie uczyniła, usiłując go dosięgnąć.
- Zimno mi... i brakuje mi poduszki... - jeśli on spac po dobroci nie pójdzie, to chociaż poleży, wzięty podstępem. A i jej to na zdrowie wyjdzie.
- Nie będę brał od nikogo many... - mruknął sennie, a głowa opadła mu na pierś na dosłownie chwilę, bo potem znów ją podniósł, mrugając szybko i odpędzając niechciany sen.
- Pośpij jeszcze. Choroba wciąż tam tkwi...

draumkona pisze...

- Nie... - umilkła na chwilę, zbierając siły na kolejną wypowiedź - Chcę ciebie, nie jakieś koce... - spróbowała zrobić urażoną minę, ale nic z tego, wyszedł jej tylko krzywy grymas.
- Nie chcę spać. Nie mogę. Nie teraz... - pech chciał, że bezwładnie osunął się na bok tracąc kontakt ze światem z przemęczenia.

draumkona pisze...

Gdyby miałą więcej siły, zapewne oberwałby w głowę za takie drwiny. A przecież ona chciała się tylko przytulić...
- Skoro tak bardzo nie chcesz się przytulić to mów od razu - ułsyszał burknięcie, kiedy alchemiczka postawnowiła wziać go od innej strony. I nawet odwróciła się do niego plecami, co kosztowało ją wiele wysiłku.
Gdyby zasnął w normalnych okolicznościach, to pewnie przez takie wtulenie się magiczki już dawno by się obudził. To jednak nie były normalne okoliczności, a on nie miał okazji odpocząc od wielu dni, toteż nie obudziło by go nic, nawet gdyby ktoś wojskiem przemaszerował tuż obok niego.

draumkona pisze...

- Teraz już nie chcę - zduszone burknięcie uleciało w powietrze, ale o dziwo, wbrew temu co mówiła, nie odepchnęła go ani nie próbowała nigdzie się odsunąć. W dodatku, było tak przyjemnie ciepło kiedy znalazł się blisko, że znów poczuła ogarniającą ją senność. Może i on choć trochę pośpi. Wszystkim potrzebny był wypoczynek.
Tymczasem kolejna osoba odzyskała świadomość, ku uciesze ludzi z wioski, którzy w końcu zaczęli wierzyć w to, że wszystkim się poprawia.

draumkona pisze...

Winowajca spał w najlepsze, wypoczywając i nie mając zielonego pojęcia o tym, że cała wieś huczy od plotek na temat tego kim są i po co tak naprawde przybyli.
Zamiast okropnego elfiego władcy obudziła się alchemiczka, zdecydowanie bardziej wypoczęta niż ostatnio. Poruszyła się nieznacznie, nie chcąc obudzić Devrila, wszak potrzebny był mu sen i spojrzała na dwie elfki.
- Co się dzieje? - spytała sennie, przecierając twarz wolną dłonią.

draumkona pisze...

- Tępy kretyn - skomentowałą kwaśno alchemiczka, chociaż zapewne zachowałaby się dokładnie tak samo, gdyby była w skórze brata. Hugin głośno skrzeknął twierdząc, że on tez uważa Wilka za kretyna.
- Jeśli Darmar się dowie... To już po nas. Rozniesie tę wioskę, a nas pewnie powiesi na suchej gałęzi... - skuliła się, na powrót wtulając w ciepłego Devrila.

draumkona pisze...

Alchemiczka spojrzała na wybudzonego już Devrila z rozczarowaniem. No i po co się budził? Było tak wygodnie...
Do stodoły ktoś wszedł. Ivarr. Ten sam, który pojawił się z uczniakiem by ich przywitać.
- Czego tu szukaliście i kim jesteście? - Char ściągnęła brwi i usiadła. Człowiek nie pytał przedtem, a pyta teraz. Może mniej problemów sprawiło, że zaczął szukać nowych? I co mieli mu odpowiedzieć...? Spojrzała bezradnie na Heianę, na Szept, a w końcu na Devrila.

draumkona pisze...

W tym momencie obudził się ten, który wszystkiemu zawinił. Wilk, zaspany, z kocem odciśniętym na twarzy zdecydowanie nie wyglądał ani na władcę, ani tym bardziej na elfa.
- Co się, się... chrrr...
Skoro wstał Devril, to podniosłą się też Charlotte, a skoro ona to i Hugin, dotąd grzecznie leżący obok. Gryf wykazywał żywe zainteresowanie całym zajściem, więc Char położyła mu dłoń na głowie, co zwykle go uspokajało, a w tym przypadku niezbyt pomogło.
- Nie zapominaj, że ta wiedźma pomogła wam pozbyć się choroby - warknęła wysuwając się na miejsce przy magiczce. Nikt nie będzie nazywał Szept wiedźmą, nie w jej obecności.

draumkona pisze...

Wilk zamrugał parę razy i w końcu się podniósł. Wiedźma? Rytuał? Co ten głupek wioskowy bredził... Podniósł się, odrzucając koc i łypnął na oskarżyciela nieprzyjemnie. Mógłby go uciszyć. Tak prosto, tak łatwo... Przekręcił głowę nieco w bok, a wzrok elfa był doprawdy dziwny, jakby nie jego.
Odrobina magii i twój układ nerwowy przestałby być układem... A serce? Takie słabe w porównaniu z mocą... Potrząsnął głową, pozbywając się tych dziwnych myśli z głowy. Co to miało być, do cholery jasnej?
- Wierzysz bardziej temu, kto wam pomógł czy temu, który się chowa po kątach i rzuca oskarżenia bez dowodów? - spytał sucho, strzepując z rękawa kurz i pył. To co przed chwilą działo się w jego głowie było mocno niepokojące. Potem się nad tym zastanowi...

draumkona pisze...

Charlotte też nei rozumiała tego, co zrobiła Szept, ani jak tego dokonała, ale nie zamierzała ignorować jej słów. Odwróciła się na pięcie i zaczęła zbierać swoje rzeczy, które leżały porozrzucane przy posłaniu. O dziwo, gryf poszedł za nią i zaczął pomagać, podając co poniektóre przedmioty.
Wilk nie odezwał się, podniósł z ziemi swój kapelusz i chustę, dopiął płaszcz i mógł już jechać. Myślą sprawdził jeszcze gdzie znajdują się ich wierzchowce i pomógł zebrać się Heianie.
- Dlatego nie lubie pomagać ludziom - burknął jeszcze pod nosem, ledwo słyszalnie.

draumkona pisze...

- A co, miałem podac mu herbatę i spytać co u Darmara? - prychnął, równie poirytowany i jeszcze nieświadom tego, co nad nim zawisło.
- Cień to by go rozniósł, ja tylko trochę poturbowałem, wielkie mi halo... - burczał dalej, wychodząc już poza stodołę i siodłając swojego siwka, który przeżuwał coś leniwie.
- Mi się nigdzie nie śpieszy - Charlotte odebrała od gryfa swoją torbę i przerzuciła ją przez ramię, a jej nowy pupil odszeł by wzbić się w powietrze na otwartej przestrzeni - Im raczej też nie. Zresztą, taka wycieczka dobrze im zrobi, wyjaśnią sobie to i owo zanim Starsi zaczną się dopytywac o co tu chodzi.

draumkona pisze...

- Ja mam elfy - burknął, wskakując na siodło i ściągając wodze. Głupi Darmar. Głupi Cień. I o co tyle szumu? Zrobił co musiał, to było normalne... A ten dzieciak wcale nie był aż takim dzieciakiem, rozumiałby gdyby miał przed sobą dziesięciolatka, a nie w pełni rozwiniętego gada w dodatku swiadomie pobierającego naukę u Mrocznego.
Charlotte usadowiła się już na końskim grzbiecie i zerkała w niebo, nieobecnym uśmiechem odpowiadając na zaproszenie Devrila. Ale ten uśmiech zaraz zniknął, kiedy odezwała się magiczka.
- Zwłaszcza, że potem jadę z Charlotte w góry - alchemiczka nerwowo zerknęła na Devrila i już wiedziała, że będą pytania. Dużo. I deklaracja chęci pojechania z nimi. A miała go nie mieszać...
- Nie, to nie tak, to po prostu taka wycieczka... - spróbowała wybrnąć.

draumkona pisze...

- Nie! - Char zaprotestowała ostro odwracając się do nich w siodle - Devril nigdzie nie jedzie, miałyśmy nie ryzykowac życiem innych... - zabrzmiało to tak, jakby nie zamierzały wracać, a alchemiczka właśnie pojęła swój błąd. teraz to już na pewno się Devrila nie pozbędzie, a ten się niepotrzebnie narazi...
- Ja też jadę - odezwął się Wilk, doganiając ich. Nie zamierzał dać Szept włóczyć się samej. Po jego trupie.

draumkona pisze...

- Nie jestem zajęty, powiedziałem już - był nieustępliwy. Jesli trzeba, to będzie ich śledzić i tyle.
- Ale... - Char zabrakło argumentów. Spojrzała na Heianę bezradnie oczekując pomocy - Ale ty nie możesz. Będziesz zajęty, Escanor, Tarina, te sprawy... - spróbowała jeszcze, podobnie jak Szept, wmówić Devrilowi, że ten będzie zajęty. Posłała też magiczce nieprzychylne spojrzenie, za wpakowanie w to Devrila.

draumkona pisze...

- Ty jedziesz do Drummor, do miękkiego łóżka - usłyszał w odpowiedzi, a obrażona Vetinari pogoniła konia wysuwając się na czoło pochodu. Pojedzie sama, nie będzie ich ciągać za sobą.
- Właśnie, medyk się przyda. A jak nie z wami to pójdę za wami - poinformował uprzejmie Szept i tyle jeśli chodzi o powstrzymywanie go. Spojrzał jeszcze na Devrila, nieoczekiwaną pomoc i można by przysiąc, że się uśmiechnął.

draumkona pisze...

Dotarcie w okolice Drummor zajęło im nieco czasu, a konkretnie dwa bite dni drogi. Dwa dni, podczas któych Devril stał się narażony na chędożenie się samemu, bo alchemiczka nie chciała przyjąc do wiadomości tego, że jedzie z nia w góry. No nie i koniec, nie będzie tak. Po jej trupie.
A po trupie Wilka w ogóle wyjadą w te góry. Elfiak trzymał się na końcu pochodu, zły, głodny i przemoczony, bo tuż przed samym zamkiem złapała ich solidna ulewa. Chędożyć się sam. Jeszcze zobaczymy...

draumkona pisze...

Vetinari łypnęła na Devrila dziwnie, rozważając pomysł komnaty. To co, nie chciał jej u siebie, tak? Świetnie, to ona sobie sama posiedzi, a niech tylko spróbuje przyjść, to go wyrzuci za drzwi i niech się chędoży sam, tak jak Wilk.
- Obojętnie - usłyszał w końcu niewinny arystokrata.
- Szept i ja zjemy w pokoju - zadecydował Pan Wilk, wielki mąż i władca. Rozmówi się z magiczką, wyjaśni... Nie będzie mu tu magiczka się obrażac i mówić, że będzie się sam chędożył.

draumkona pisze...

- Nie, ja rezerwuję wycieraczkę - burknął niezadowolony, że się taka manipulacja nie udała. No co on takiego zrobił? przecież to nie był żaden jej krewny ani nic, tylko jakiś bachor od Mrocznego... - I zjem sobie na korytarzu, skoro tak bardzo pewnym osobom przeszkadza moje towarzystwo - i tak też zrobił, zjadając posiłek pod drzwiami komnaty Szept, siedząc na wycieraczce.
Charlotte też zjadła w pokoju, pragnąc tylko spokoju z dala od kłócącego się małżeństwa. Dotąd miała ich za najlepszy przykład pary, ale cóż... Widać, wszystko może się zmienić. Zmęczona po posiłku i podróży poszła się wykąpać, a kiedy wróciła to spostrzegła jawny brak Devrila w pokoju. Może coś go powstrzymało? Ale przecież miała go nie wpuszczać... Co nie znaczy, że nie może ubrać tego cienkiego szlafroczka. Niech się chłopak pomęczy patrząc na nią, a co.

draumkona pisze...

A Wilk uparcie siedział. Nie wpuści go? Dobrze, posiedzi pod drzwiami. Będzie tu gnił nawet całą noc, chociaż nie próbował ukryć przed samym sobą, że mu przykro. Chciał tylko jak najszybciej wyciągnąc informacje, a że dzieciak myślał że może mu się opierać i pluć w twarz to dostał za swoje. Co, miał czekać grzecznie aż łaskawie mu coś powie? Czasami trzeba się uciec do takich sztuczek, choć nie był z tego dumny.
Ale siedział. Uparcie siedział, póki nie wzięło go zmęczenie i po prostu nie zwinął się na rzeczonej wycieraczce z zamiarem uśnięcia.
Charlotte biła się z myślami. Otworzyć? Czy nie? Tak długo go nie było, w dodatku wrzucił ją do jakieś tam pobocznej komnaty bogowie wiedzą gdzie, zamiast wziąć do siebie... Rozważyła szybko wszystkie za i przeciw i wyszło na to, że nie otwierać. Ale po ponownym pukaniu nie wytrzymała, podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę uchylając drzwi.
- Tak? - spytała cicho, jakby sennie.

draumkona pisze...

Rozbudził się, spojrzał zaspany nad siebie i zamarł. Widoki od dołu były doprawdy interesujące, aż się głupkowato uśmiechnął.
- Nie, strasznie twardo. I wieje od schodów, więc się przeziębię - poinformował ją, jakże precyzyjnie i spróbował się opanować. Co prawda widoki miał zacne, ale ona była zła, a nie chciał jej jeszcze bardziej wkurzyć głupim szczerzeniem się.
Przetarła dłonią oczy, niby to mocno śpiąca i niekontaktująca, ale odsunęła się robiąc mu przejście. No przeciez nie będzie taki biedny stał na tym korytarzu, przecież tam chłodek, a u niej nawet się paliło w kominku...
- Co się stało? - spytała, sądząc, że ma do niej jakąs sprawę.

Nefryt pisze...

[Przepraszam, że krótko i że właściwie nie wnoszę niczego nowego. Pisało mi się jakoś ciężko… pewnie dlatego, że zrobiłam sobie taką długa przerwę od tych realiów.]

- Dwa pierwsze magazyny są opuszczone.
Udaję, że nie mam nic wspólnego z użyciem magii. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że najprawdopodobniej Cień i tak się tego domyślił. Nie podoba mi się to.
Magazyny stały kilkadziesiąt metrów od głównej arterii portu. Obecnie, z racji na ilość towarów, wybudowano nowe, większe. Starych nie wyburzono, zostawiając bogowie wiedzą w jakim celu dwa przegnite, rozmiękłe od deszczy i idącej od morza wilgoci hangary.
*
Uśmiecham się lekko na widok Devrila.
- Żyjesz. – Nic więcej nie wiem. Po prostu cieszę się, że go widzę. – Jak rozmowa? – zerkam w stronę kapitana. Jestem pewna, że łowi każde moje słowo. Staram się zachowywać tak, by nie wzbudzać podejrzeń. Trochę ulgi, trochę niepokoju… Nic, co zdradzałoby po co znaleźliśmy się na oceanie, ani kim jesteśmy. Mam nadzieję, że jego odpowiedź naprowadzi mnie na właściwy tor.

draumkona pisze...

Leżał spokojnie, całkiem boleśnie świadom tego, że spędzi na kanapie całą noc. Aż tu nagle..
- Wilk?Śpisz? - i co on miał odpowiedzieć? Może chciała porozmawiać? Albo się pogodzić? Na to ostatnie szczególnie miał ochotę.
- Wilk? Nie jest ci zimno? - tym razem uniósł głowę z poduszki i mruknął coś nieokreślonego, tylko po to by zaraz się poprawić.
- Trochę - przyznał, choć wcale tak zimno mu nie było. Ale gdyby Szept zaprosiła go do siebie...
Devril, wielki niepewny gospodarz tego zamczyska, został pozbawiony tego w czym do niej przyszedł. Nie ocalały nawet ciepłe kapcie, w końcu nie będzie brudził jej w łóżku.

draumkona pisze...

- To jeśli nie masz nic przeciwko... - zaczął, ale nie skońćzył, bo już się władował do łóżka magiczki. Poczuć mogła przy sobie nagły powiew chłodu spowodowany szybkim ruchem i rzecz jasna typowy dla elfiaka zapach.
Leżał spokojnie jakieś parę minut, potem nie wytrzymał, przyciągnął ją do siebie tuląc mocno.
- Zimno - mruknął na swoje usprawiedliwienie.
Gdyby spytać Vetinari czego chciałby ona, zapewne odpowiedź nie różniłaby się wiele od pragnień Devrila. Była jednak przeszkoda, której nijak obejść, nijak przeskoczyć. Tarina. Ale nie Wirginka i problemy były teraz w głowie Vetinari, a usiłowanie okiełznania swoich żądz i tłumienie krzyków. Jeszcze ktoś ich usłyszy.

draumkona pisze...

Prowokacyjny ton. Zero złości, że ją przytulił, a skoro nie było złości, skoro go nie wyrzuciła...
Dalej nie trzeba było go zachęcać. Prawie się na magiczkę rzucił, czując nagły przypływ chęci chędożenia, zrywając z niej to, co miałą jeszcze na sobie. Chędoż się sam, tak? Już on jej pokaże...
Vetinari na inne przeszkody Devrila machnęłaby ręką i powiedziała, że to nic takiego, a tato pewnie by się cieszył. A Winters chciał, starał się i słyszał. Słyszały też i mury wedle przysłowia, że ściany mają uszy.
- Chciałabym tu zostać - usłyszał, dużo, dużo później, kiedy alchemiczka leżała przy nim, robiąc sobie z jego ramienia poduszkę.

draumkona pisze...

Lubił miec podrapane plecy. Własnie to stwierdził i to stwierdzenie, mimo nieznośnego pieczenia, dawało mu dziwną satysfakcję. Jednak krótki post nie był taki głupi, przynajmniej w jego mniemaniu, bo magiczka zamiast stawiac opór, odpowiedziała równie dzikim zachowaniem, co niezmiernie mu się spodobało.
Char podniosła spojrzenie, zerkając na niego. Smutne spojrzenie dorównujące spojrzeniu zawiedzionego szczeniaczka było jej specjalnością i takim to teraz został uraczony Devril.
- Wiesz, że nie o to mi chodziło - mruknęła jeszcze, znów ukłądając się wygodniej i drapiąc delikatnie pierś arystokraty.

draumkona pisze...

Szept może już zauważyła, że nie tylko jej osobisty medyk był "naznaczony", ale ona również. Na szyi, na dekolcie, na dłoni, niemal wszędzie i w pierwszej chwili przywieść mogło to na myśl siniaki.
- Rozumiem, że zgoda? - mruknął, leniwie się przeciągając i poprawiając nieco kołdrę, bo zaczynało doskwierać mu zimno. No tak, bezruch nie sprzyjał wytwarzaniu ciepła.
Chwilę jeszcze patrzyła na jego dłoń przykrywającą jej po czym przymknęła oczy, zmęczona nocnymi ekscesami.
- Śpij. Rano pewnie będzie cię Henry szukał, a przecież pan earl nie może chodzić taki niewyspany - uśmiechnęła się kątem ust, choć uśmiech ten nie był tak wesoły jak zwykle.

draumkona pisze...

Wilkowi takie godzenie się przypomniało Poszukiwacza i furiatkę. Przecież to oni po każdej awanturze, nie wiadomo jak poważnej i jak wielkiej szli w krzaczki. prędzej czy później. Kontrolnie zerknął na magiczkę. No, on nie miałby nic przeciwko żeby zawsze się tak godzić...
- Śpij, zła kobieto - mruknął, obejmując ją ramieniem i głaszcząc skórę na ramieniu - Śpij, bo niedługo znów ruszamy.
Char usnęła posłusznie, choć bardziej było to wynikiem wyczrpania niż tym, że chciała by,ć po prostu grzeczna. Gdyby miała jeszcze siły, to właśnie tarzaliby się po podłodze przy kominku, albo siedzieliby w łazience poznając tajniki zbliżenia w wannie.

draumkona pisze...

Parsknął śmiechem, pojmując jej pomyłkę. No kto to widział, a podobno byłą taka zmęczona i obrażona. Dobre chędożenie załatwi wszystko, stwierdził pan elfi władca i idąc w ślady magiczki, usnął w najlepsze. Obudził się dużo później niż Devril, on kiedy wiedział, że spac może to z tego korzystał ile się dało. Było późno, choć jeszcze nie minęło południe, sądząc po położeniu słońca, które świeciło mu prosto w oczy przez niezasłonięte okno.
- Niechby to... - burknął cicho, co by nie obudzić magiczki i postarał się wyplątać z jej objęć tak, by jej nie zbudzić.
Charlotte obudziła się niedługo po wyjściu Devrila. Było jej zimno, a miękka, osobista poduszka gdzieś uciekła. Podniosłą się z westchnieniem odgadując, że wezwały go ważne sprawy Drummor. Szkoda. A myślała, że jeszcze się trochę polenią... Ponowne westchnienie uleciało z jej ust, a alchemiczka zamiast wstać, opadła na poduszki stwierdzając prosty fakt, może on był tu panem i miał sprawy, ale ona była gościem i mogła spać choćby do wieczora, więc dobranoc.

draumkona pisze...

- Myślałem, że śpisz - tak, to wszystko się komplikowało. Miała się wyspać, a on ją bezczelnie obudził swoim ruszaniem, niech go szlag, że też akurat teraz zachciało mu się sikać.
- I idę do łazienki - dodał jeszcze pośpiesznie, po czym wyskoczył z łóżka jak poparzony i truchcikiem poleciał do wspomnianego pomieszczenia. Dobrze, że łazienka była przypisana do tej komnaty inaczej byłoby zabawnie...
Na dźwięk jego głosu przewróciła się na plecy, a potem na bok by móc się mu przyjrzeć. A kiedy się przyjrzała... O mało nie parsknęła śmiechem.
- Bawisz się w pokojówkę? - usłyszał, a największym hitem wedle zdania Vetinari były kapcie jakie nosił Winters. Albo bambosze, tak, ta nazwa zdecydowanie bardziej jej pasowała. Podniosła się do siadu, pozwalając, a nawet pomagając kołdrze zsunąć się w dół i zrolowac w pasie.
- Co tam niesiesz dobrego?

draumkona pisze...

- NIe mam pojęcia - dobiegło ją z łazienki, a chwilę potem elfiak wrócił. Podrapał się po głowie obserwując Szept, jak tak sobie paraduje bez niczego po pokoju i poczuł, że jak tak dalej pójdzie, to oni stąd nie wyjdą.
- Ale to czy ruszymy dziś czy jutro z rana... To przecież wcale nie jest taki duży odstęp czasu... - zaczął, podchodząc do magiczki, obejmując ją i przyciągając do siebie - Nie sądzisz? Przydałby nam się dzień urlopu...
Charlotte aż szczęka opadła bo nikt, nawet Alastair, jej tak nie rozpieszczał. Owszem, jako arystokratka jadała śniadania podobne, ale podawane przez służbę z czystego obowiązku, a teraz... No, to było urocze.
- Ja... Nie wiem co powiedzieć - wydukała cicho, pochylając się ku niemu by ucałować go w policzek. Aż jej się łezka zakręciła w oku.

draumkona pisze...

- Jak przeczekała śluzaka, to dzień jej nie zbawi. A Starsi niech jedzą trociny - oto był poważny władca ze starego i poważanego rodu Raa'sheal, syn Amona, najświetlejszego z władców. On, wielki potomek, mówił by Starsi jedli trociny. I to całkiem poważnie.
- Nikt nie przyjdzie, jak znam Devrila i jak znam moją siostrę, to skończą tak samo, o ile już nie zaczęli nowej rundy. Co nam szkodzi? - zaczepnie przygryzł płatek ucha magiczki, a w dwukolorowych oczach coś błysnęło. Coś, co bardzo prosto byłoby określić mianem prowokacji.
- Mówisz, że dośc masz bamboszy? - zagadnęła widząc jego ruchy i wychyliła się po rogalik z nadzieniem, które okazało się marmoladą z bliżej nieokreślonych owoców. Czy ona czuła tu dziką różę?
- Ostatni raz piłam kakao... Chyba z dwadzieścia lat temu - kiedy tylko ciemna ciecz w kubku została zidentyfikowana, nie było mocnych by półelfce rzeczony kubek odebrać. Dawno zaginiony smak dzieciństwa odnaleziony na nowo bywał najlepszym ze smaków.

draumkona pisze...

- Coś mi się nie wydaje - zwłaszcza, że już czuł jej dłonie na swoim ciele, gdzieś leniwie błądzące. Wprawnym ruchem porwał magiczkę na ręce i wrócił się z nią na łóżko, jedyne słuszne miejsce w tym pokoju.
Gdyby Charlotte byłą pijana, pewnikiem bambosze Devrila byłyby głównym punktem programu, a Vetinari tarzałaby się ze śmiechu póki starczyłoby jej tchu. Pijana jednak nie była, więc skończyło się tylko na rozbawionych spojrzeniach i tłumionych parsknięciach śmiechu.
Lubiła Quinghenę, miała tam znajomych wśród dwóch wrogich sobie plemion żyjących na pustyni. Zaciekawiona, sięgnęła po bułeczkę i skosztowała. Bogowie, jakie to wszystko było dobre...
- Rozpieszczasz mnie. Jeszcze przytyję... - odezwała się stara reguła mówiąca, że można zjeść tylko jedno ciastko z lukrem na dzień. Ale bogowie, kiedy to było takie dobre..

draumkona pisze...

Jeśli Szept myślała, że tylko jej podobne figle w głowie to musiała się srogo rozczarować, bo i ona wyszła z nowym kompletem malinek zdobiącym jej szyję niczym solidny naszyjnik i gdzieniegdzie odbitymi ząbkami elfiaka, kiedy przygryzał jej skórę. I tym razem nie miał już sił na powtórkę, wykończyła go doszczętnie, zwłaszcza, że nic nie jadł ani nie spał zbytnio.
- Jak nie będę ich liczyć to któregoś dnia będziecie mnie na wzgórze wtaczać, taka będę okrągła - usłyszał Devril w odpowiedzi, ale zamiast spełnić to, co mówiła, to jadła dalej, tylko coś mamrocząc pod nosem odnośnie diet i temu podobnych.
- Jakieś plany mhamy dzhiś? - spytała przeżuwając bułeczkę i oblizując palce.

Aed pisze...

Cz. I

- ... Powietrze też nie odpowiada, jak się do niego mówi. Tylko Brzeszczot je słyszy. Głosy, ale on mówi, że ma dobry słuch. – Potok słów zabrzmiał w uszach Aeda tak monotonnie, że mało brakowało, a przeoczyłby tak ważne słowo.
- „Brzeszczot”? – Aed wszedł człowieczkowi w słowo, cofając się o krok, w geście bezradności palcami przeczesując włosy. No jasne, mógł się domyślić. Jeżeli w całej Keronii był ktoś, kto przyciągał kłopoty równie dobrze jak on – spiczastouche chuchro – to była nim właśnie ognistowłosa maruda. To było przecież do przewidzenia... Ta zaskakująca oczywistość tak pochłonęła umysł mieszańca, że nie zwrócił uwagi na to, iż karzełek posądził go o problemy natury psychicznej.
- Dokąd?
Mieszaniec wzdrygnął się, czując na ramieniu niemały ciężar dłoni. Przewód pokarmowy zawiązał mu się na supeł, a serce zatłukło parę razy w wewnętrzną stronę żeber, nim Aed zdołał nad sobą zapanować. Co wywołało u niego ten chwilowy napad paniki? Zawsze był w stanie kontrolować swoje zachowanie, zawsze. A teraz czuł niepokój, czuł chorobliwy lęk i obezwładniającą bezradność. Odwrócił nieznacznie głowę i ukradkiem zerknął za siebie. Nigdy nie widział tej kobiety, jednak coś w jej ubiorze, w jej zachowaniu i sposobie wysławiania się wydawało mu się dziwnie znajome.
Jego wzrok zatrzymał się na sztylecie. Broń fachowo wykonana, a przy tym piękna robota. Jednak nie to przyciągnęło uwagę mieszańca. Widział taki sztylet. Raz, tylko jeden jedyny raz. Pokazał mu go Meryn, dawno temu, kiedy jeszcze uczył go posługiwania się mieczem. To była broń należąca do Czarnej Ręki.
Bogowie, dlaczego nie spostrzegł tego wcześniej? Jak mógł przyjąć zlecenie od Cienia, uprzednio o tym nie wiedząc?
Nie, on nawet nie próbował się dowiedzieć. Zignorował fakt, że może wdać się w jakąś polityczną gierkę, z której się łatwo nie wyplącze. Głupek z niego. A już na pewno kiepski złodziej.
Na szczęście był jeszcze Odrin. Odrin, którego gadka potrafiła rozproszyć dosłownie każdego, o czym mieszaniec właśnie miał okazję się przekonać. Nawet Czarną Rękę.
- Przymknij go.
Czarna Ręka też miała swoje sposoby.
Mężczyzny nie cechowała ani zwinność, ani szybkość – zastępowało je zdecydowanie towarzyszące jego ruchom. Nie było w nich żadnego wahania. Był bezwzględny, a w tej chwili także bezwzględnie posłuszny. Jego chłodne spojrzenie samo w sobie było niemym ostrzeżeniem.
Aed nie zdążył nawet kiwnąć palcem. Załapał się natomiast na krótką demonstrację skutków urządzania sobie kpin z Cieni. Na szczęście karzełkowi nie zabrakło refleksu. Midarowi również. Gdyby nie sieknął chuchraka w kark, ten zapewne dalej przestępował z nogi na nogę, zgrywając głupka. Nie mając czasu do stracenia ani drugiej szansy na ucieczkę, Aed podążył za rudobrodym krasnoludem i dał nura w motłoch, tracąc z oczu elfkę, wojownika i pstrokato odzianego karzełka, chroniąc się przed prującymi powietrze pierzastymi strzałami.
Wpadli w tłum gapiów, liczących na widowiskową bijatykę. Początkowo nieznajomi próbowali ich zawrócić, chcąc za wszelką cenę uniknąć rozczarowania brakiem rozrywki. Zacięcie uciekinierów okazało się jednak większe. Wczepiające się w odzienie Aeda dłonie rozeźliły go do tego stopnia, że ten przestał patrzeć, kto stoi mu na drodze. W raz z Midarem przedarli się przez ciżbę i wypadli z niej, znajdując się po drugiej stronie małego tłumku. Aed zatrzymał się i rozejrzał gorączkowo, przebiegając spojrzeniem po wszystkim, co znajdowało się dookoła, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki.

Aed pisze...

Cz. II

Stajnia pozostawała poza zasięgiem, ale za to do koślawego płotu uwiązane były dwa wierzchowce. Mieszaniec nie miał bladego pojęcia, czy należą one do ścigającej ich dwójki, czy do jakichś bogom niejedynym ducha winnych podróżników, ale podszedł do nich wydłużonym krokiem i zaczął odplątywać wodze jednego z koni. Wierzchowiec parsknął, zdając sobie sprawę z tego, że na jego grzbiet pakuje się ktoś obcy. Aed był jednak przyzwyczajony do płochliwości swojej srokatej klaczki, dlatego nerwowe przestępowanie konia z nogi na nogę nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
Zapomniał o czymś, a raczej o kimś. O Midarze. Popatrzył to na krasnoluda, to na wierzchowca, który nagle wydał mu się wielki jak stodoła, to znów na krasnoluda.
- Dupa w troki i chodu – powtórzył, mając na myśli rudobrodego. – Odciągnę ich.

[Wiedziałam, że kocham Odrina, ale do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak. xD
Zorana na razie jest na wyjeździe, wróci 27.08. Nie wiem, jak będzie z jej dostępem do Internetu. Już jej przekazałam, ale jeszcze przypomnę, żeby nie zapomniała. ;)
Ja na wyjeździe siedziałam w nocy przy moście, bo podchody. Było pieruńsko zimno. Dzieciaki ominęła bitwa wodna ze względu na temperaturę. Koszmar.]

draumkona pisze...

- Ja pójdę - ziewnął potężnie, jeszcze chwilę się polenił, aż w końcu zwlókł się z łóżka i narzucił na siebie jakiś szlafrok, na pośladki wciągnął luźne spodnie, ale krytycznie przyjrzał się czemuś co miało być zapewne kapciami. Czy to były bambosze?
- Mhm... to pójdę boso - stwierdził, nie wykazując już zainteresowania kapciami i ruszył do drzwi - Jakieś specjalne życzenia ma wielka elfia pani, czy też zadowoli się tym co włóczęga?
- Jutro - mruknęła, sięgając po owoc. Po gruszkę. Zawsze lubiła gruszki przez słodycz, ale i nieokreślony kształt - Dzisiaj chcę się niczym nie martwić i udawać, że dla świata jako takiego nie istnieję - przynajmniej jeden dzień. Jeden dzień wolności i udawania, że żadnej wojny nie ma.
- Kcesz głyza? - spytała podsuwając mu nadgryzioną gruszkę.

draumkona pisze...

Wycieczka do kuchni okazała się pełna wrażeń i przygód. Parę pokojówek się za nim obejrzało, parę uciekło z pąsem na twarzy, a jeszcze inne uciekały z krzykiem, bo intruz w kuchni i jak to tak można. Bezceremonialnie zwinął do kieszeni szlafroka parę owoców i ze dwie bułki, po czym czmychnął z powrotem do magiczki.
- Coś znalazłem - oświadczył wchodząc i machając Szept jabłkiem - Są też bułki. I wystraszone pokojówki, to już zależy co wolisz - wyszczerzył się głupio i usiadł na łóżku powoli wyłądowując z kieszeni łup.
- Nie będzie miał nikt za złe jak na ten dzień ukradnę im gospodarza i pana? - błysk w oku alchemiczki świadczył o tym, że o ile chędożenie to dobra opcja, to ona by wybyła gdzieś poszukać guza. We dwójkę, tylko i wyłącznie.

draumkona pisze...

O kawie mówiąc szczerze to zapomniał i nawet teraz sobie nie przypomniał. Zamiast zaś myślec o tym wszystkim, po prostu położył się obok, zajadając się swoją bułką i brzoskwinką.
- Dziwnie się tak czuje, jak nie ma nic do roboty. Nie mamy żadnego przenośnego stoiska z papierami? - nie wiadomo czy pytał żartobliwie czy całkiem serio, ale fakt faktem, bez roboty papierkowej potrafił się dziwnie zachowywać.
Gorlan. Nigdy o nim nie słyszała, a przecież bywała tutaj dość często jak na kogoś, kto cierpi na chroniczny brak czasu i środków bezpiecznego transportu.
- Moge iśc z tobą. Będe mieć pewność, że nikt cię nie porwie po drodze - tym razem się nabijała, choć pewnie gdyby i jej zniknął bez słowa, to wpadłaby w histerię i panikę dużo gorszą niż Gorlan.

draumkona pisze...

- Nie, nie, wolę własne papiery, wiesz, elfie. Te ludzkie... Są inne. Ale co ja ci będę mówić, to nudne - widać, elfi władca potrafił być zmienny jak pogoda w górach. Za to kąpielą i on by nie pogardził. Chociaż wspólna kąpiel mogłaby się skończyć kolejnymi godzinami chędożenia, a na to nie miał siły. Przynajmniej na razie.
- Idziemy się umyć? Ubrać? Doprowadzić do stanu używalności publicznej?
- Mogę się ubrać, to nie problem. I nie myśl sobie, że mnie spławisz. Też miałam kiedyś zamek. I wiem jak nudne bywają rozmowy z zarządcami, więc spokojnie. Najwyżej udam omdlenie - podniosła się i spojrzała krytycznie na swoje ciało. Czuła pot, czuła jak się lepi. To nie było miłe uczucie... Obejrzała się na Devrila, snując nowy plan.
- Pójdę z tobą. Do wanny. A potem do zarządcy. To doskonały plan!

draumkona pisze...

- Raczej nie mam co liczyć, że mnie zaniesiesz? - on, już na nogach i w połowie drogi do łązienki, obejrzał się na leżącą wciąz magiczkę. Wrócić, czy nie wrócić? oto jest pytanie. Ostatecznie jednak wrócił się po nią, unosząc na rękach i niosąc do łazienki.
- Ale za to należy się jakaś nagroda. I to nie ja będę wymyślał jaka.
Owinięta szlafrokiem i w Devrilowych bamboszach znalazła się pod drzwiami. Uniosła brew, zerkając na niego. A on wciąż na łóżku...
- Chodź, bo noc nas tu zastanie. Jeszcze kąpiel. I wszystko. Chodź do mnie - wyciągnęła dłoń ku niemu, zachęcając do podniesienia pośladków.

draumkona pisze...

- Nie chcę bamboszy... - mruknął, przywołując w myśli obraz puchatych kapci. Takich to by nie chciał nawet w Atax, bo by go potem wyśmiewali.
- Chcę coś innego. Ale w sumie sam nie wiem co - magiczka została włożona do wanny, co prawda jak na razie pustej, bo ciepłej, parującej wody trzeba było nanieść. Albo przywołąć magią.
Uśmiechnęła się, wolną dłonią sunąc po torsie arystokraty, ale chwilę potem wpadła jej do głowy pewna myśl.
- A jak jakieś gosposie będą cię podrywać? Masz tylko spodnie i mogą sobie za dużo wyobrażać... - mruknęła przygryzając skórę na jego szyi, a potem czyniąc na nim znak własności - malinkę.

draumkona pisze...

- Zamierzam poczekać, aż moja osobista magiczka ją wyczaruje - i tu mówił całkowicie szczerze, w dodatku zdjął szlafroczek i spodnie, grzecznie odkładając je na bok, co by nie zamokły i tak czekał, całkiem nagusieńki, jak go bogowie stworzyli.
- Ale niżej urodzeni lubią wykorzystywać wyżej urodzonych - pociągnęła go za rękę, wychodząc z komnaty i przystając na koytarzu. Odruchowo poprawiła pasek wiążący jej cienki szlafrok i spojrzała zawadiacko na Devrila.
- Czyń powinność, prowadź waćpan do swych komnat.

draumkona pisze...

- Jak tak bardzo lubisz takie widoki, to zorganizuję ci portrecik, włożysz sobie za gorset - kiedy tylko pojawiła się woda, już ogrzana, władował się do środka, usiłując znaleźć dla siebie miejsce, którego było az nadto. Ale... ale za daleko od magiczki. Wobec tego przysunął się bliziutko, obejmując ją ramieniem i rozluźniając się. Tak, ciepła woda o było to czego mu było trzeba.
Skorzystała z zaproszenia wślizgując się przodem i od razu zwrcając uwagę na mazidła. Zawsze lubiła o siebie dbać, czego nie należy mylić z narcyzmem i zwykłym zadufaniem w sobie. Alchemiczka po prostu lubiła dobrze wyglądać i dobrze pachnieć, to i nie dziwota, że mazidła zaraz poszły w ruch. Akurat ona wiedziała które stosuje się przed wejściem do wody, a które po.
- Ciebie też wysmarować? - nie czekała nawet na odpowiedź, dopadła do niego, muskając umazanym palcem policzki earla i rozsmarowując jeszcze dodatkową dawkę mazi na czole - A wiesz jaki będziesz potem ładny i czysty? O, jeszcze to - następny pojemniczek był olejkiem zapachowym, którym Devril również został wysmarowany, choć już nie na twarzy, ale po ciele. Potem była już tylko czysta przyjemnośc topienia się w gorącej wodzie w wannie.

draumkona pisze...

- No ale taki portrecik to wiesz. Zawsze jak byłoby ci smutno podczas włóczenia się z dala od domu to mogłabyś zerknąć i chociaż trochę pomyśleć o mnie - leniwym ruchem przełożył kasztanowy kosmyk z jednej strony na drugą, psując całą kompozycję jaką miała magiczka na głowie. Albo dokładając swoją częśc do ogólnego chaosu we włosach jaki gościł od momentu kiedy wypełźli z łóżka.
Vetinari wyciągnęła się wygodniej, opierając głowę na ramieniu arystokraty i zastanowiła się nad odpowiedzią.
- Jeden zmiękcza skórę, przez co jest przyjemniejsza w dotyku. Jest też mazidło czyszczące dogłębnie, a olejki natłuszczają skórę chroniąc ją przed... czymś tam. Nie pamiętam dokładnie. Ale pachną cudownie i to się liczy - zbyt długo przebywała w głuszy, w dziczy, uciekając przed Escanorem i szukając nowego miejsca dla alchemików. Już zapomniała niektórych właściwości tej czy tamtej perfumy, zapomniała do czego służy czwarty pod względem maleńkości widelczyk z zastawy. A kiedyś tak dobrze to wszystko znała...
- Starzeję się, skleroza mnie już łapie Devril. Za niedługo będę już całkiem siwa i pomarszczona... Brr, straszna wizja.

Rosa pisze...

Jasnowłosa Elfka krążyła po niewielkim pokoju karczmy „Pod Toporem”. Zacisnęła zła pięści, by zaraz potem je rozprostować.
Była wściekła.
Oto, że siatka niepotrzebnie wciąga ją w swoje sprawy. Oto, że musiała uciekać, zamiast mieszkać sobie spokojnie tak jak dotychczas. Jednak najbardziej denerwowała ją nowa decyzja szpiegów.
„To ważne. Tobie naprawdę potrzebna jest ochrona.” – Słowa Finna, wciąż uparcie brzęczały jej w głowie. Może i nie umie władać mieczem. Jej magia nie była zbyt duża… A przynajmniej ona nie umiała jeszcze dobrze jej używać.
Mogła przecież oddać siatce z powrotem dokumenty i mieszkać z nimi przez pewien czas… Aż wszystko ucichnie. Przecież i tak wiedziała już dość dużo o szpiegach.
Usiadła na jednym z krzeseł. Spojrzała na wysokie buty, wąskie spodnie i lnianą koszulę. Finn – jeden ze szpiegów - uparł się, by przynajmniej na ten czas porzuciła suknie. W sumie miał rację. W takim ubraniu szybciej się uciekało…
Kolejnym problemem były pieniądze. Gdy pojawiła się w Keronii, miała przy sobie nieduży zapas złoto, jednak wszystko się kiedyś kończy… Musiała zarobić i to dość szybko. Właściciel mieszkanka, które wynajmowała uprzedził, że gdy nie zapłaci mu w najbliższym czasie może szukać sobie innego miejsca. Isleen była pewna, że nie żartował.
Tylko, jaką pracę mogłaby znaleźć?
***
Finn milczał już od dłuższego czasu. Elfce przyglądał się już od dłuższego czasu. Denerwowało go jej zachowanie. Zupełnie nie nadawała się do przydzielonego jej zadania. Kto w ogóle uparł się, by akurat ona to zrobiła?
Dlatego uparł się, by przydzielono jej ochronę. Dokumenty były naprawdę ważne. Nie chcieli ich stracić. Jednak życie było jeszcze ważniejsze. Nie był do końca pewien czy Cienie, byli odpowiednimi osobami do ochrony, ale nie on podejmował decyzji. Nigdy nie ufał temu Bractwu. Tajemnicze, o którym zbyt dużo nie wiedział.
Wstał i powoli podszedł do zasłoniętego okna. Uchylając lekko zasłonę wyjrzał na ulicę. Tak jak myślał już dotarli. Dwaj jeźdźcy. Kobieta i mężczyzna. Przynajmniej tak mu się wydawało. W płaszczach trudno było rozróżnić płeć.
- Przyjechali. – Oznajmił Isleen i ruszył w stronę drzwi. Wiedział, że gdy zostawi elfkę samą nic się jej nie stanie. Karczma była już sprawdzonym miejscem. Samotna stała kawałek od traktu do Królewca. Nikt obcy nie zapuszczał się w te okolice.
Wyszedł z budynku i skinął głową na powitanie nowoprzybyłym.

[Zrobiłam krótki przeskok, że Lucien razem z Łowczynią już dojechali. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza. Z mojej strony na spotkaniu pojawi się tylko Isleen i Finn – jeden ze szpiegów Szafiry]

draumkona pisze...

- Nikt, ale portrecik by ci się przydał. Na pośladku na przykład - teraz to na pewno sobie z niej żartował, albo i kpił, kto go tam wie. Wolną dłonią zaczesał włosy do tyłu, nie chcąc by opadały mu na oczy i westchnął, czując jak gorąca woda koi ból w mięśniach a także, olaboga, zakwasy.
- I co z tego, i tak nie dożyję. Pewnie zginę nim skończy się wojna, albo nawet nim umrze sam Escanor - mruknęła ponuro, zanurzając się po sam nos w wodze i bulgocząc sobie chwilę. Rzeczywiście, podobnie jak on, nie oczekiwała tego, że wojnę przetrwa. Zbyt wielu ludzi chciało jej śmierci. Prócz Escanora była Gildia. Prócz Gildii byli i inni, których wolała nie przyzywać nawet w myślach.

draumkona pisze...

- Ja. I tylko ja, bo nikt inny nie ma prawa oglądać twoich pośladków - odchylił głowę do tyłu, przymykając zmęczone oczy i ziewając w międzyczasie. Miło i ciepło. Miło i ciepło. Miło i...
- Chrrrr....
Milczała dłuższą chwilę, tym razem bawiąc się swoimi włosami przerzuconymi przez jedno ramię. Odruchowo, jak zawsze kiedy jej myśli były daleko, w bardzo ponurych miejscach, musnęła palcami tatuaż na piersi. Znamię, które nosiła i które definiowało to, kim się stała.
- Racja. Zresztą, to zbyt ponure myśli jak na dzisiejszy dzień - korzystająć z jego bliskości, przytuliła się znów.

draumkona pisze...

Wilk nie miał co zrobić, bo... Spał. Czar działał aż nazbyt dobrze, w dodatku magiczka słusznie domyśliła się, że jej małżonek chrapie, gdy jest nieziemsko zmęczony. Wylewitowany nie mógł zrobić nic innego jak świecić pośladkami oblepionymi pianą i chicho pochrapywać.
Posiedzenie w wannie musiało się zakończyć, bo czekały na nich wazne sprawy. Wróć. Nie na nich. Na niego. Z pewnym żalem zmusiła się do opuszczenia chłodnawej już wody i zerknęła na wychodzącego Devrila.
- Następny przystanek zarządca? - pech w tym, że o ile przyszła tu w szlafroczku to raczej w nim nie wyjdzie. A jej wszystkie ubrania zostały w jej komnacie.

draumkona pisze...

Wilk wybudził się parę godzin później i nie był zadowolony. Niedobra, zła magiczka musiała go uspać, inaczej by się już dawno obudził.
- Szlaczek... - mruknął odrzucając ręcznik i wyskakując z łóżka, szukając swoich ubrań i wciągając je na siebie. Rzecz jasna priorytetowym zadaniem zaraz po ubraniu sie było odnalezienie magiczki.
- Jak każesz coś przynieść, to dostanę suknię, gorset i tuzin tasiemek i wstążeczek żeby to się trzymało kupy. Daj mi jakieś swoje spodnie, pasek, koszulę i tyle - nie była zbyt wybredna, zwłaszcza, że to miał być leniwy dzień. Żadnych zmartwień i niepotrzebnego martwienia się.
- W najgorszym razie daj mi parę szmat i je przetransmutuję, to nie będzie trudne.

draumkona pisze...

Dotarł do stajni i stwierdził, że tu ślad urywa się całkowicie. Jak on miał ją tu znaleźć? NO JAK?
- Szlaczek... - burknął jeszcze raz i poszedł po kryjomu za stodołę. Tam się rozejrzał, czy przypadkiem nikt go nie podgląda, wykopał niewielki dołek w ziemi po czym zerwał z szyi Gwiazdę i ukrył ją w glebie nim zawładnął nim czar. Dopiero po zmianie w wielkiego, czarnego basiora rodem z koszmarów sennych zasypał łapą cenny Amulet i puścił się śladem tropu, na jaki udało mu się trafić.
- Hm... - spojrzała na niego, chłonąc wzrokiem każdy szczegół, utrwalając te chwile w pamięci by potem, kiedy już będzie sama, znów w terenie, mieć co wspominać.
- Ty tu rządzisz, earlu, więc zdam się na ciebie - skłoniła się teatralnie i owinęła puchatym ręcznikiem, co by nie pokazywac całemu światu swoich pośladów i tatuażu.

draumkona pisze...

Biegł ile miał sił i na ile pozwalała mu dziwnie uszkodzona łapa. Mógł tak nie gnać ślepo ufając w płaskie podłoże równin, może nie wpadłby do tamtego dołka. Może teraz nie bolałąby go łapa. Może... Za dużo było tych może. Mimo bólu, postarał się przyśpieszyć by nadgonić stracony czas.
Zatrzymał się na skraju lasu, zwalniając do szybkiego chodu i z nosem przy ziemi zaczął na nowo szukać tropu elfki. I go znalazł. A niedługo potem, znalazł tez i wierzchowca, który nie był zadowolony widząc wielkiego, czarnego wilka.
Charlotte przyjrzała się ubraniom i z wielką ulga dotarło do niej, że jednak Anrai znał się na rzeczy i nie przynióśł jej jakichś pantofelków albo innych dziwnych, wymyślnych strojów.
- Wolisz spacer czy konno?
- Smokiem - mruknęła w odpowiedzi, chowając się za parawan z ubraniami i wciągając na tyłek spodnie - Możemy konno, możemy nawet zabrać Wilkowi Gwiazdę i sobie na nim pojeźdźić - wyłoniłą się zza parawanu upychając jeszcze koszulę w spodnie i sznurując dekolt tak, by nie było widac tatuażu - Ty tu jesteś panem - najwidoczniej ktoś tu bardzo miał ochotę podrażnić pana Drummor.

draumkona pisze...

Nie przejął się spłoszonym koniem ani trochę, a na domiar złego jeszcze zaburczało mu w brzuchu. Zamiast jednak puścić się biegiem za zwierzem, usiadł na zadku i zaczekał na magiczkę, czułe ucho w porę wychwyciło kroki, wiec jej pojawienie się przyjął wręcz ze stoickim spokojem. Gorzej było z grzebaniem w łapie, bo się wiercił i nie chciał usiedzieć na miejscu, toć to jego łapa i jego sprawa.
– Myślisz, że jak teraz wrócę, co? Na tobie?
Nie mógł odpowiedzieć, ale fakt, że nawet nie drgnął mówił sam za siebie, Wilk zamierzał porobić za kucyka.
- Mówiłam, że idę z tobą i że dziś się mnie nie pozbędziesz - odrzuciła włosy do tyłu, na plecy i poprawiła finalnie strój. Tak mogła iść choćby i włóczyć się po ruinach.
- Tylko musisz robić za przewodnika, nie mam pojęcia gdzie chowasz swoich zarządców.

draumkona pisze...

- Chyba śnisz - pokręcił łbem na znak protestu i sprzeciwu, on nie lnatykuje a skoro tu jest to nie śpi. Okręcił się wokół magiczki, trącił ją nosem, ale poddawać się nie zamierzał. On ją tam dowiezie, nie jakieś śmieszne konie.
Nie znała ani jednego, ani tym bardziej drugiego, ale zrobiła dobrą minę do złej gry. Akurat jeśli chodzi o nią i Wintersa to mogliby grać cesarza i cesarzową Quingheny i nikt by się nie zorientował. Nawet mimo tego, że żadnej cesarzowej nie było.
Rozejrzała się po otoczeniu, próbując wyłapać jakieś informacje an temat zarządcy i jego pomocnika.

draumkona pisze...

Wilk nie spodziewał się, że dzień wolności i ogólnego lenia minie im tak szybko. Z mruknięciem przekręcił się na bok, usiłując wsadzić głowe pod poduszkę i uniknać wdzierającego się do komnaty słońca. Czemu zapomniał zaciągnąc kotary, czemu?
Dzień wyjazdu w góry zbliżał się jednak nieubłaganie. A jemu za nic w świecie nie chciało się choćby kiwnąc palcem.
Jego siostra wcale nie miała łatwiej. Tym razem po powrocie z wycieczki, późną nocą, skończyli w sypialni Devrila. Wygodnie zagrzebana w miękkiej pościeli, wtulona w męskie ciało, miałą ochotę spać tak do południa, a nie wstawać skoro świt. Ale przeklęte, małe ptaszki ćwierkające pod oknem miały inne plany, a vetinari po raz pierwszy w życiu miała ochotę umordować bezbronne zwierzaczki.

draumkona pisze...

On nawet się nie ruszył. Leżał tylko, owinięty szczelnie kocykiem i mruczał coś pod nosem.
- jeszcze pięc minutek... - dosłyszeć się dało, potem przekręcił sie na drugi bok i udawał, że wcale nie jest przytomny, że on śpi twardo i głęboko i nic go nie dobudzi. Normalnie jak dzieciak jakiś, nie mężczyzna.
Otworzyła oczy i stłumiła ziewnięcie, ciaśniej owijając się kołderką i ściągając go z powrotem w dół, na materac.
- Dzisiaj. Ale jeszcze chwilę mnie pogrzej, bo tam jest zimno i jest mgła i w ogóle niedobrze. Nie musisz się zrywać przecież od razu... - przygniotła go ciężarem swojego ciała i wtuliła nos w szyję Devrila - Za chwilę. Za momencik...

draumkona pisze...

Nie zamierzał tu zalegać, co to to nie. Pięć minutek, to pięc minutek i wyszło na to, że nawet był gotów szybciej od magiczki i czekał jeszcze na nią. Co prawda było to parę sekund różnicy, ale miał powód do tego, by sobie pomarudzić, albo by magiczkę podrażnić.
- A śniadanko? Będzie śniadanko? - dopytywał się jeszcze w drodze do stajni.
- Nie kłam - usłyszał Devril, a Vetinari ani myślała wstawać tak od razu. Czemu jej się ubzdurało by ruszać dalej? Przecież tu było jej tak dobrze...
Alchemicy. Im nie było dobrze, skarciła samą siebie i to był przełomowy moment jeśli chodzi o wstawanie.
- Już wstaję... - przeciągnęła się siedząc już, chwilę potem wstała i zaczęła wciagać na siebie ubrania - Jak wrócimy to przenocujesz mnie parę dni? Będę musiała pomyśleć co dalej ze sobą zrobić...

draumkona pisze...

Ze zbieraniny na dziedzińcu to Wilk uważał się za najbardziej pokrzywdzonego. No bo jak to, on miał się zadowolić taką bułką? A gdzie ogórek? A gdzie pomidorek? No i najważniejsze, gdzie jego ciepłą herbatka?
Życie w Atax chyba mu nei służyło, bo nabierał dziwnych nawyków jak śniadanie do łóżka.
- Zimno - burknęła Charlotte owijając się swoim płaszczem szczelnie i wdrapując się na koński grzbiet. Dla niej ciepło zaczynało się dopiero wtedy, kiedy zwykli ludzi twierdzili, że się topią. Była kompletnym zmarźluchem, więc sam fakt, że szukała kryjówki w górach był ogromnym poświęceniem z jej strony.
- Nawet nie ma ziarenek na wierzchu... - mruczał dalej elfiak, już w siodle, konsumując bułeczkę. I tak w końcu udało im się ruszyć w trasę.

Rosa pisze...

Finn spojrzał na kobietę chłodno. Gdzie jest obiekt? Traktowali Isleen jak rzecz, jak coś co trzeba ochronić. Nie jak człowieka. Towarzysza do rozmów, czy miłego spędzenia czasu. Rozumiał, że może chronienie osoby nie należało do ich najciekawszych misji, ale czy każdą z nich traktowali tak bezosobowo?
- Isleen jest w środku, w jednym z pokoi. – podkreślił słowo Isleen. Może i jej nie polubił, ale miała imię tak jak każdy z nich.
- I stajenny najpewniej znudzony oczekiwaniem wszedł do karczmy, może coś zjeść. Zawołam go, na pewno przyjdzie. – Finn ruszył w kierunku drzwi. Nie wiedział jak ma się zachować. Po raz pierwszy wysłano go na tego typu zadanie. Czuł się niezręcznie: jakby usługiwał Cieniom, którzy to przecież mieli wykonać zadanie zlecone przez nich. Przez szpiegów, do których i on należał.
- Edan! Zajmij się końmi przyjezdnych. – zawołał do chłopaka kilka lat młodszego od niego. Jego czarne, lekko kręcone włosy i ciemniejsza karnacja upodabniała go do Wirgińczyków. Być może w jego żyłach płynęła krew wrogów Keronii… Jednak, gdy Edan pozostawał wierny… Finn nie widział w tym żadnego problemu. Miał nadzieję, że Cienie tak samo postrzegają tę sprawę.

[To dobrze. :]

draumkona pisze...

Jazda nie była zbyt dobrym sposobem na rozgrzanie i Wilk aż sięgnął do swoich zapasów magii. Nigdy nie lubił bez sensu marznąć, poza tym, mogli się pochorować. Wszyscy. Więc i każdy z nich poczuć mógł stopniowo otulające ciało przyjemne ciepło. Marudzący elfiak objął wszystkich czarem.
- Nie za dużo masz tej many? - zagaiła Vetinari równając się z bratem, a ten tylko wzruszył ramionami.
- I tak nie kosztuje mnie to wiele, to małe, podstawowe zaklęcie.
- A jak nas ktoś wykryje?
- Nie wykryje, akurat siebie potrafię ukryć - w tej chwili odniósł dziwne wrażenie, jakby ktoś go jednak obserwował i wyczuwał, a w dodatku cicho się śmiał. Wrażenie, że jego ciało i umysł nie należą już do siebie nasiliło się, aż się wzdrygnął.
Przede mną nie ma ucieczki, usłyszał cichy szept w dziwnie uwodzicielskiej tonacji. Co to u licha miało być?
- Wilk? - Char wyciągneła ku niemu rękę, ale ten szybko się otrząsnął i spojrzał na nią dziwnie.
- No?
- Co ci jest?
- Nic, tylko stabilizowałem czar, nie panikuj tak od razu.

draumkona pisze...

- Daleko... - mruknęła Vetinari, przywołując w pamięci obraz mapy. Oni nawet nie byli jeszcze na szlakach w górach. W dodatku, pogoda wcale im nie dopisywała ostatnimi czasy, bo od dwóch dni nieprzerwanie lał deszcz, zupełnie jakby ktoś na nich rzucił klątwę.
Powoli zapadał zmrok, a oni cudem znaleźli w miarę suchą i osłoniętą grotę, zwiastun, że do gór wcale daleko nei zostało. Kiedy zaś się rozkładali na noc, kiedy Wilk dla odmiany oporządzał konie a vetinari coś majstrowała przy kociołku, przyleciał Corvus. Corvus z dużą tubą świadczącą o tym, że nowy numer gazetki ujrzał światło dzienne.

draumkona pisze...

- Hm? - odwróciła głowę, zerkając na nich przez ramię i mieszając drewnianą chochelką gulasz - Darmar? A kto to?
- Ten białolicy pajac - podpowiedział uprzejmie jej braciszek zerkajac do kociołka.
- No... nic nas nie łączy, a co by miało? - tu Szept pomachała jej gazetką. To wszystko tłumaczyło - O... Nowy numer? Myślałam, że bez wróżki nie wydadzą - podniosła się, zostawiając strawę samą sobie i podeszłą do magiczki z zamiarem przejrzenia gazetki. Na nieszczęście Devrila, podszedł i Wilk.

draumkona pisze...

- O, Devril stracił majątek - parsknęła alchemiczka, przerzucając strony. Ona też nie traktowała gazetki poważnie, zaś na pewno nie sekcji pod wdzięczną nazwą "plotki".
- Ja i Darmar? - tu miała minę, jakby koś przyłożył jej w twarz - Przecież to śmieszne...
- Devril i Szept? - Wilk podobnie jak Winters reagował na plotki. Wszystko może być wyssane z palca próćz tego. W końcu raz czy dwa dał mu już w nos za przystawianie się do magiczki... W tej chwili łypnął na arystokratę wrogo, potem na Vetinari i na samym końcu na magiczkę, jakby oceniał stopień prawdziwości - Jeśli to prawda... - nie dokończył, to dostał w głowę zrulowaną gazetką od alchemiczki.
- Daj spokój, to są plotki. On nie kocha Szept, ja nie kocham Darmara, a Iskra nie ma burdelu w Atax. To tylko plotki.
- Ale... - Wilk miał inne zdanie - W Atax coś budowali. Spory budynek na obrzeżach, prywatny inwestor. najgorsze jest to, że nazwa tej budowli zgadza się z tym co wypisują w WPT... - a to oznacza, że jeśli Lucien dostanie swój numer, to będzie miał zazdrosnego Poszukiwacza już na zawsze w elfiej stolicy, co niezbyt było mu na rekę.

draumkona pisze...

- Nie wiem czy to burdel - burknął, jeszcze raz czytając stronnicę z plotkami - ale tak samo sie nazywają. Jeśli to wymysł furiatki, to ją zabiję, przysięgam - nie pamiętał by kiedykolwiek w elfiej stolicy był burdel. Może... Może gdzieś w dolnych poziomach, u biedoty, może ukrywali się z tym czy co, ale on nigdy o burdelach nie słyszał.
- Podobno w każdej plotce jest ziarenko prawdy – dwukolorowe spojrzenie natychmiast spoczęło na Devrilu.
- W każdej? - warknął, odsuwając od siebie alchemiczkę i wciskając jej gazetę - Więc to prawda, że podkochujesz się w Szept?! Niech ja go dorwę...
- Wilk, nie!
- ZABIJĘ! - biedny Devril, wykrakał i ukręcił na siebie solidny bicz, bo elfiak się na niego po prostu rzucił.

draumkona pisze...

- Teraz się nie wywiniesz! - szarpał się, ale nie tak energicznie kiedy pojął kto próbuje go powstrzymać. Przecież nie zrobi jej krzywdy... - Dopadnę cię. Zobaczysz. - zmrużył niebezpiecznie oczy przypatrując się Wintersowi, wrogowi numr jeden,
- Nawet nie pamiętam jak on wygląda - burknęła Vetinari, krzyżując ręce i patrząc to na jednego to an drugiego - Uspokójcie się! To tylko plotki!
- Ale w każdej jest ziarnko prawdy!
- Nie w każdej!
- Ale Ametyst budują! A Devril podkochuje się w Szept!

draumkona pisze...

- Nie wiem czemu nas nie ściga, może nie chce zadzierać z elfim władcą, nie przeszło ci to przez myśl? - spytała, a ton jej głosu ociekał wręcz sarkazmem. Ona żadnego Darmara nie pamiętała, przynajmniej nie tak jak wszyscy by chcieli. Coś jej świtało, że zna, że kojarzy, ale nic poza tym - Czemu wierzysz jakimś plotkom, a nie mi!
- Ale plotki... - Wilk wyglądał na zrezygnowanego, ale kto go tam wie, co mu naprawde chodziło po głowie. Grunt, że przestał się szarpać i przystanął czekając, aż magiczka zejdzie mu z pleców.
- Skoro już się uspokoiliśmy, to może coś zjemy? - spytała alchemiczka bezradnym tonem, usiłując jakos naprawić sytuację.

draumkona pisze...

- Devril - zaczęła poważnie alchemiczka, łapiąc arystokratę za rękę i odciągając go na bok - Naprawdę w to wierzysz? - spytała smutno, puszczając jego dłoń, dotykając jego policzków - Przecież jedynym mężczyzną którego uwagi pragnę jesteś ty. Nie wiesz o tym? Nie widzisz? Nie pamiętasz co mówił ci Anrai? - pytania pojawiały się same, a każde według niej miało jej pomóc w przekonaniu Devrila, że plotki to plotki.
Spojrzał na magiczkę, przekręcając nieco głowę i całując wnętrze jej dłoni. Może miała rację? Ale to i tak nie zmienia faktu,że Devrila trzeba mieć na oku. Kto wie...
- Ja zjem - mruknął jeszcze.

draumkona pisze...

Chyba jednak nic z tego. Zrezygnowana i po części smutna cofnęła dłonie, wzdychając ciężko i zerkając na siedzących przy ogienku Szept i Wilka. Im to było dobrze... A jej nawet przeszedł głód.
- Myśl co chcesz - poddała się w końcu, nie wiedząc już co mogłoby go przekonać do jej wersji i odeszła, by usiąść gdzieś koło ogniska, gdzie było przynajmniej cieplej.
- Ty wcale nie jesteś lepsza - odgryzł się, sięgając po niewielką miseczkę żeby tam sobie nalać nieco cieczy - Idę w zakład, że jakby napisali coś o mnie i o Yustiel albo Sacharissie to byłoby to samo. Albo o Iskrze - w zasadzie nie wiedział czemu wspomniał furiatkę. To chyba przez ten burdel, nie dawało mu to spokoju.

draumkona pisze...

- Zapamiętam i podpowiem coś redakcji następnym razem - to też magiczka usłyszała wyszeptane prosto do ucha, a elfiak sięgnął po drugą miseczkę. W końcu nie będą się kłocili o głupie naczynie.
- Na pewno nie chcecie? - to było skierowane do pozostałej dwójki. Charlotte pokręciła głową, siadając przy swoim siodle i owijając się płaszczem, jak zawsze czyniła gdy było jej albo zimno, albo smutno. Albo jedno i drugie.

draumkona pisze...

- Zapewniam cię, że nie. Chyba, że chcesz sama sprawdzić - co w tych warunkach byłoby trochę trudne. Raz, że byłą to tylko jakisnia, a nie miękkie łóżko a dwa, że mieli ze sobą dodatkowy balast w postaci Charlotte i Devrila, którzy na pewno nie tolerowali by ich zabaw. Nie teraz.
I co ona mu takiego zrobiła? Głupie WPT... Powinna podłożyć gnomowy ładunek bombowy jak była okazja, a nie czekać... I teraz ma za swoje. Bezradna i zniechęcona położyła się, opierając głowę na siodle i wpatrzyła się w ogienek. No za co to wszystko, za co..

draumkona pisze...

Vetinari miała ochotę płakać. I co z tego, że Darmar lubił rude, kiedy ona lubiła Devrila. Kochała Devrila i tylko jego, a nie jakiegoś byłego kochanka Szept. Przygnębione przekręciła się na bok, plecami do zgromadzonych a twarzą do ściany i skuliła się. No przecież nie będzie płakać...
- Darmar nie kocha niczego i nikogo poza magią - spróbował jeszcze Wilk, choć nie był pewien czy do Wintersa cokolwiek dotrze.

draumkona pisze...

- Ale Wilk to baran - mruknęła ze swojego miejsca i ani trochę nie martwiła się tym, że rzeczony baran może się obrazić. W tej chwili nic jej nie obchodziło.
- Mee - skomentował Wilk, myląc jeszcze odgłosy owcy z baranem i zajął się swoim gulaszem - Przejdzie im. Jak to mówią, do wesela się zagoi - chyba, że pojawią się jakieś nowe rewelacje odnośnie Darmara. On jednak nie miał na to wpływu. Może potem zagada Wintersa, spróbuje mu coś wtłuc do tej główki... Ale to potem. Niech ochłonie. On tymczasem dokończy gulasz.

draumkona pisze...

- Nie zostawiaj mnie! - i tyle jeśli chodzi o rozmawianie sobie z Devrilem w cztery oczy, bo Wilk nie zamierzał zostawać ze swoją siostrą sam. Poza tym, może trzeba będzie jej pomóć w przemówieniu do rozsądku temu głupkowi. Jak on mógł wierzyć plotkom?

draumkona pisze...

- Będę grzeczny, mogę nawet pomruczeć - choć zarówno w wilczej jak i tej postaci byłoby wyjątkowo trudne to zrobienia, przynajmniej w jego wykonaniu.
Devrila przed jaskinią nie było. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, a przez strugi deszczu i tak było trudno cokolwiek zobaczyć, nawet z elfim wzrokiem. W końcu jednak go wypatrzyli.

draumkona pisze...

Słuchał tego, z początku grzecznie, nawet nie przerywał, ale to jak Devril się zaparł zaczęło drażnić i jego.
- Nie zachowuj się jak dzieciak, po co miałąby się tobą bawić? Taki aż najlepszy wcale nie jesteś, jakbym był nią to wolałbym Escanora, większe pole do popisu - nie ma to jak pomoc usłużnego małżonka, który miał siedzieć cicho i nie mówić nic.
- Poza tym, jakbyś był jej zabawką to nie uważasz, że po tym jak długo żyłeś wspomnieniem Neme to dałaby sobie spokój? W końcu ze zmarłymi ciężko się rywalizuje. Może dlatego, że nie żyją - błyskotliwość na poziomie Marcusa, nie obrażając rzecz jasna rzeczonego Cienia - Znasz ją przecież, a zachowujesz się jak naburmusozny dziesięciolatek, kiedy ona tam sobie oczy wypłakuje. Weź się w garść!

draumkona pisze...

- Do żadnego chędożenia się nie przyznaję! - może raz czy dwa mu się z Iskrą zdarzyło, ale to wszystko było dawno i nieprawda.
- Ona o ciebie walczyła. Zamiast głupio się puszyć i wymyślać, spójrz na nią. Tak właśnie myślisz? To co ty w niej kochasz? Jeśli tak, to wcale nie różnisz się od tego białolicego pajaca.
- A może on jej nie kocha, tylko pajacuje, bo coś ukrywa? Może to on ją wykorzystuje! - kolejna błyskotliwa teoria elfiaka, który miał się zamknąć. Nic nie mógł jednak poradzić na to, że się niepokoił. Może miał rację? A może Devril udawał tylko sojusznika ruchu? Może to nie Vetinari się nim zasłaniała, ale on pozyskał ją by jego kamuflaż był bardziej wiarygodny?
- Jeśli ją wykorzystujesz, to jak bogów kocham... - Wilk podciągnął rękawy, szykując się do obicia czyjegoś nosa.

draumkona pisze...

- A może ty potrzebujesz zasłony? Czekasz aż Iskra zostawi Cienia, a w tym czasie grasz przykładnego władcę i małżonka? No, na co czekasz? A może ma do ciebie sama przyjść? - w tej chwili Devril się doigrał. Cień zrozumienia, że stres, że zazdrośc, że niepewność zniknał a elf zamiast posłuchać magiczki, po prostu czmychnął po boku i dopadł do Wintersa rzucając się na niego i tłukąc ile wlezie. Nie będzie mu tu żaden piękniś ubliżał.
- Ale to nie ja zachowuję się jak nadęty paw! Ja jestem normalny! A ty jesteś skończonym dupkiem i kretynem i nie zbliżaj się do mojej siostry jak masz ją tak w konia robić! - wykrzyczał arystokracie w twarz, nieco już zakrawioną i z siniakami.

draumkona pisze...

Zadziałało i na Wilka, bo ostatnie czego chciał, to uszkodzić Szept. Zlazł z Devrila i się otrzepał, wrogo na niego zerkając, gotów uchylić się gdyby Winters kontratakował.
- Piękniś chędożony, pajac niezdecydowany - burczał pod nosem poprawiając ubiór i wlekąc się do jaskini. Będzie się musiał wysuszyć. I jakoś powiedzieć Vetinari, że Devril tylko się nią bawił bo jest głupim, nadętym pajacem i zabawką Escanora. I on miał go za sojusznika!

draumkona pisze...

Wilka zamurowało. Stanął u wejścia jaskini jak wryty i tylko patrzył to na Darmara, to na Charlotte, która chyba już spała, bo nie zareagowała na pojawienie się maga. A może bardzo dobrze udawała? Już sam nie był niczego pewien.
- Czego tu szukasz Mroczny? - warknął na powitanie, w końcu wchodząc do jaskini i kontrolnie sprawdzając co z Charlotte. Jak podejrzewał, spała.

draumkona pisze...

Wilka zamurowało. Stanął u wejścia jaskini jak wryty i tylko patrzył to na Darmara, to na Charlotte, która chyba już spała, bo nie zareagowała na pojawienie się maga. A może bardzo dobrze udawała? Już sam nie był niczego pewien.
- Czego tu szukasz Mroczny? - warknął na powitanie, w końcu wchodząc do jaskini i kontrolnie sprawdzając co z Charlotte. Jak podejrzewał, spała.

draumkona pisze...

- Ja przynajmniej mam jakąś kobietę - Wilk skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na maga od stóp to głów, gotów wygłaszać dwuznaczne uwagi - Wiesz Darmar, kiedyś miałeś gust, a teraz... No wiesz, zrozumiałbym gdybyś wziął sobie jakaś młodą dziewczynę na ucznia, ale chłopak? - pokręcił głową, jawnie oskarżając Darmara o zmianę orientacji. Nie chciał się na niego rzucić nawet po tych uwagach, jeszcze jego cierpliwość nie była na wyczerpaniu, poza tym nie chciał skończyć jak Devril. Może i byli obje magami, ale on jako uzdrowiciel nie mógł zrobić nic poza tarczą, którą Mroczny i tak by przebił.
- Co się tak drzecie... - Char przekeciła się i sennie spojrzała po zebranych. A kiedy dotarło do niej co widzi, poderwała się do siadu. Darmar. A co go tu przywiało?

draumkona pisze...

Vetinari patrzyła na to wszystko z niedowierzaniem i nie potrafiła uwierzyć w to co się dzieje. Co widzi. Gdyby miała choć cień szansy, że transmutacja kawałka skały w bardzo cienką igłę będzie szybsza niż reakcja maga pokroju Darmara - niechybnie spróbowałaby mu zrobić krzywdę za opowiadanie bzdur.
- Między nami nic nie ma - burknęła niezadowolona - i nie trzeba było ściągać tu tego nadętego bubka...
- Rozumiem. Chcesz, żeby ci przypomnieć - Wilk usłyszał tylko to. Owszem widział jak Darmar lustruje jego siostrę spojrzeniem, widział ten bezczelny uśmieszek, ale... Ale dopiero teraz puściły mu nerwy. Napiął mięśnie, gotów do skoku na maga i przygrzmocenia mu w tą wykrzywioną cynizmem twarz. Nie myśląc zaś o konsekwencjach, skoczył, równie szybko jak kąsający wąż.

draumkona pisze...

Aż wypuścił gwałtownie powietrze z płuc przy upadku. I był pewien, że zdarł sobie skórę z ramienia, lądując na nim i przejeżdżając kawałek. Dlaczego uzdrowiciele byli tak bezużyteczni w starciu z taką magią?
Nic nie wiesz... potrząsnął głową, usiłując pozbyć się głosu z głowy, który zaczynał go już irytować.
Wypieprzaj z mojej głowy, warknął poirytowany, ale ku swojemu zaskoczeniu, odkrył, że ktokolwiek siedzi mu w głowie, jest szczerze rozbawiony.
Mogę cię nauczyć... nim jednak zdążył się dowiedzieć czego, głos umilkł pozostawiając po sobie niemrawe echo. Spojrzał przytomniej po jaskini, ale Darmara już nie było. Podniósł się i lekko zatoczył wracając do reszty.
- Czego on tu w ogóle chciał? - zagaił magiczkę, jedyną normalną osobę.
Charlotte dostała co chciała. Nie lubił rudych. To mówiło samo za siebie, a bzdurne oskarżenia Devrila były bardziej niż bezpodstawne. Spojrzała na arystokratę, nieco zła za to, że nie wierzył w to co do niego mówiła. Nawet bardziej zła niż nieco.

draumkona pisze...

Skinął głową, posyłając magię w zdarte miejsce i czując przyjemne mrowienie, w miejscu gdzie odnawiała się skóra.
- W porządku, już się goi - najwidoczniej tym razem nie dał się ponieśc emocjom. Nie tak bardzo jak zwykle, gdzie później rzucał oskarżeniami i szukał dziury w całym.
- Ktoś musi trzymać wartę - stwierdził, łapiąc magiczkę za dłoń i ciągnąc w kierunku wyjścia. Byle dalej od Devrila i Vetinari.
Ta ostatnia siedziała ze skrzyżowanymi rękami i patrzyła na arystokratę zła jak nigdy wcześniej.
- Tak ciężko ci było mi uwierzyć? MI? Zamiast jakiejś głupiej gazecie, gdzie wypisują pierdoły? Tak wygląda twoje zaufanie? A może ty mi wcale nie ufasz!

draumkona pisze...

Już jakiś czas temu nauczył się słowa Darmara natychmiast wyrzucać z umysłu, by potem nie zachodzić w domysły i nie dostwać szału.
- Myślisz, że Charlotte urwie mu głowę? - spytał po chwili względnego milczenia, tonem pogodnym, dalekim od snucia ponurych planów odnośnie słów Mrocznego.
- ... Ja zachowałem się jak głupiec - Charlotte prychnęła, tracąc siły na rozmowę. Ona tu sobie wypłakiwała oczy przez niego, bo on wolał stroić fochy i być zazdrosnym o tego bubka, a ten teraz jej mówi, że zachował się jak głupiec! Prychnęła raz jeszcze, odwracając się od niego znów do ściany z zamiarem przespania się jeszcze.
- Dobranoc - burknęła sucho, naciągając na siebie płaszcz.

draumkona pisze...

Uśmiechnął się mimowolnie, bo myślami był gdzie indziej, ale słysząc takie wyznania wrócił do tak zwanego tu i teraz.
- Wiem. Już się nauczyłem, że Darmar lubi mącić i go nie słucham. Nie ma nic ciekawego do powiedzenia, nie dla mnie.
Char nir poruszyła się, nie odezwała ani nie dawała żadnego znaku, że jeszcze go słucha. A mimo tego, leżała nieruchomo, otulona swoim płaszczem i trawiła to, co do niej mówi. Wątpił w to, że na nią zasługuje? Kiedy to ona zachodziła zawsze w głowę jak ktoś taki jak on może zwrócić uwagę na jej osobę, skoro ona sama momentami sobą gardziła.
Ale odzewu nie było. Złość była wciąż zbyt duża.

draumkona pisze...

- Tylko troszeczkę. Odrobinkę. Ale zaraz się opanowałem. - raczej Darmar go opanował, posyłając na przejażdżkę po posadzcce, ale o tym nie był łaskaw już wspomnieć.
- Szept... - w pierwszej chwili chciał spytać czy i ona słyszy jakiś głos. Ale to było w pierwszej chwili, bo potem doszedł do wniosku, że lepiej magiczki tym nie martwić - Daleko jeszcze do tych ruin jest?
Mimo tego, że potraktowała go chłodno, a nawet i źle, położył się obok niej,najwidoczniej sądząc, że to załatwi sprawę. W pierwszych chwilach była wściekła i rozżalona po całym zajściu, a bezczelne posunięcie Wintersa tylko ją bardziej rozgniewało. Ale w drugiej chwili już nie była taka pewna czy nadal jest zła.
- Zraniły mnie te twoje idiotyczne teorie - wyznała cicho, wciąż jednak się nie odwracając.

draumkona pisze...

- Pogodzą się. Daję sobie rękę uciąć, że pogodzą, nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że skończą na jednym posłaniu niekoniecznie ubrani. Char ma za dużą słabość do Devrila żeby nie ulec - korzystając z okazji, że magiczka znalazła się w polu jego manewru, a nie za plecami, przyciągnął ją do siebie, na kolana.
- Oni się chędożą a my musimy pilnować jaskini... Co za sprawiedliwość... - mruknął jeszcze zawiedziony.
Odwróciła się do niego powoli, w międzyczasie ocierając jeszcze mokre policzki, co by się nie zorientował, że płakała.
- ... To brzmi jakbyś miał kompleksy - stwierdziła nieco żartobliwie, usiłując się uśmiechnąć, choć z tego uśmiechu wyszedł jej tylko krzywy grymas.

draumkona pisze...

- Bo ty sobie siedzisz wygodnie na moich kolanach, a ja sobie tyłek odmrażam - burknął, oglądając się na jaskinię, usiłując chyba dojrzeć, czy tamci już się pogodzili, czy nie. Niestety, nic nie udało mu się dostrzec.
- Skoro takie przedstawienie mamy po głupiej plotce to wyobraź sobie co będzie jak Winters w końcu poślubi tę Wirginkę - to go niepokoiło. Jego siostra była zbyt krucha pod pewnymi względami, choć usilnie pokazywała, że wcale tak nie jest. Jeśli nie potrafiła powstrzymać łez tylko dlatego, że Devril jej w coś nie uwierzył to co będzie kiedy przyjdzie jej patrzeć jak mówi "tak" innej? Westchnął. Głupia wojna.
Wtuliła się, korzystając z tego, że tak chętnie przygarnął ją do siebie. Był ciepły i przyjemnie pachniał, dokładnie tak jak zawsze, jak pamiętała i zamierzała zapamiętać.
- Choćby napisali w gazecie, że mam układy z Escanorem, to im nie wierz. Nie wierz nikomu prócz mnie.

draumkona pisze...

- Nie... Nie idź nigdzie - już nie będzie marudził, bo jeszcze wypłoszy magiczkę, a było przyjemnie. Mocniej przycisnął ją do siebie i ziewnął. W dodatku, zaczynało już powoli świtać, a oni niewiele spali tej nocy. Szlaczek.
- Kiedy ruszamy?
- Nie rozmawiajmy juz o tym. Było, minęło na szczęście. Zaraz pewnie będziemy ruszać, więc zdrzemnnij się choć trochę... - ona też postara się zasnąć. Co prawda godzina, czy dwie to mało, ale lepsze to niż nie spać w ogóle.

draumkona pisze...

- Nie będę spał jak ty czuwasz, to byłoby... nie fair - mruknął, drapiąc się po głowie. Co on, pchły miał, czy co?
- Posiedzę, najwyżej tałatajstwo z jaskini będzie stróżować tej nocy a my się wyśpimy - to brzmiało już lepiej, znacznie lepiej. Tymczasem powiercił się trochę, szukając dobrej pozycji dla pośladków i znów ziewnął. Stróżowanie zwykle było nudne.
- Tylko jeśli ty się zdrzemniesz - nie zamierzała protestować, bo zmęczenie i ją brało we władanie, a to było niebezpieczne. Kto będzie go chronił przed pltokami z WPT kiedy ona będzie spała ze zmęczenia? No właśnie. Lepiej iśc spać po dobroci, póki i on śpi.

draumkona pisze...

Wilk też przysypiał w siodle i ze zdumieniem odkrył, że władował się siwkiem w zadek karosza Vetinari. A jemu w zadek włądował się Devril. No pięknie. Wychodzi na to, że panie pilnowały się... Same.
Spojrzał kontrolnie na magiczkę, na swoją siostrę, której twarz przesłaniał kaptur przez co niewiele mógł zobaczyć, choć magią wyczuwał od jednej i od drugiej sporą falę zmęczenia. To będzie ciężka noc.
- Po co ci taka rudera? - wymsknęło się mu, a Charlotte przekręciła się w siodle oglądając się na brata.
- Jest bardziej wykończony niż twoje miasto. Poza tym, Escanor nawet jeśli się dowie, to nie odważy się tu zapuścić.
- Czemu?
- Bo zamek należał najpierw do jakiejś magini. Wiele, wiele lat temu, podejrzewam, że w zeszłej erze.
- Kim była ta cała magini?
- Hrabia, który tu mieszkał wpisał ją do ksiąg ku pamięci pod mianem Elsa Scarlet. Nie wiem jak nazywała się naprawdę.
- Elsa Scarlet? - pierwsze słyszał o takiej elfce, a akurat lubił stare podania historyczne. Będzie to musiał sprawdzić...
Chodź... potrząsnął głową, pozbywając się cichego głosu z głowy. Co on, wariował?

draumkona pisze...

Char słuchała ich wymiany zdań w milczeniu. Miała znikome pojęcie o Kosiarzu, to nie była jej dziedzina. Może był kimś takim jak Jorund? Będzie musiała uzupełnić ten brak, bo aż wstyd.
- Elsa Scarlet... - mruknęła pod nosem, mając wrażenie, że to miano jest jej dziwnie znajome. Może czytała juz coś o niej kiedyś?
Sam do mnie idziesz... Czekam... Wilk zaczynał mieć dość. Ktoś ewidentnie grzebał mu w głowie, jak wtedy, gdy leżał w Medrethu pod Yggdrasilem i się leczył. Wtedy, gdy spotkał tą Fehu, kimkolwiek była. Tamta tez potrafiła grzebać mu w głowie, ale pamiętał, że wtedy czuł spokój. A nie dziwne rozdrażnienie i niepewność jak teraz.
Char spojrzała kątem oka na jadącego obok Devrila i zrzuciła kaptur. Wkroczyli w teren gdzie Wirgińczyków nie powinno być, nie powinni też natknąć się na Gildię. Była względnie bezpieczna.

draumkona pisze...

- Nikt nie mówił, że musisz jechać - odezwała się przemarznięta na kość alchemiczka. Mimo dyskomfortu, mimo zimna i wyczerpania uparła się, że ruiny pozyska dla swojej sprawy. Znajdzie tam kąt dla siebie i Brzasku choćby miało to byś ostatnie co zrobi.
- A nie pisali nic więcej o tej całej Elsie? - odezwał się Wilk, dźgając piętą bok siwka, co by ruszył dalej a nie stał jak kołek.
- Nic. Tylko tyle, że była diabelnie dobra.
- Nie brzmi to zbyt zachęcająco... - burknął ponuro i postawił kołnierz płaszcza.
- Jak wam się nie podoba, to możecie sobie iść. Miałam jechac sama z Szept, a wyście się uparli, jeden z drugim - ktoś tu ewidentnie był nie w humorze.

draumkona pisze...

- Równie dobrze może być elfką długowieczną, jak ci zza Wież... - mruknął Wilk, podobnie nastawiony do całego pomysłu co Devril. Nie zapuściłby się tu gdyby nie to, że Charlotte tu była. I Szept.
- Musimy mieć je na oku - szepnął konspiracyjnie do Devrila, zatrzymując go nieco z tyłu całego pochodu - To mi się nie podoba, a mam nosa do takich spraw.

draumkona pisze...

Char wstrzymałą swojego konia i zsunęła się z siodła. Zimny wiatr niosący płatki śniegu rozwiał jej włosy, targnął płaszczem, jakby coś chciało jej przekazać, że wciąż nie jest za późno na odwrót. Ona się jednak uparła i choćby mieli stąd wykurzyć demona, nie podda się tak łatwo.
- O ile dobrze pamiętam, brama wciąż jest cała i to przez nią trzeba się przedrzeć do dziedzińca.
Wilk przeciągnął się, rozciągając skurczone od długiej jazdy mięśnie i spode łba zerknął na rozwalającą się rezydencję. Coś... Coś w niej było znajomego, ale jeszcze nie wiedział co takiego.
- To chodźmy, może tam nie będzie aż tak wiało. Brrr.

draumkona pisze...

Wilk sceptycznie podchodził do ruin, jak kot do czegoś śmierdzącego ale zarazem mamiącego jego wyobraźnię. I miał rację, bo ledwie stanęli przed bramą, wysoką, czarną, wkomponowaną w mur, a odezwał się głos.
Był dziwny. Nie wdzierał się bezpośrednio do umysłu, ale balansował na krawędzi słuchu i myśli, tak, że miało się wrażenie słyszalności i jednoczesnego echa w umyśle.
Jaki jest odcień nocy?
Char aż się wzdrygnęła. Szept kojarzył jej się ze śmiercią, z mordercą wiszącym tuż nad uchem, mamroczącym jakieś pozbawione sensu słowa... Tak, to było podobne. Nawet bardzo. I co gorsza, nie znała odpowiedzi. Ani ona ani zapewne nikt...
- Sangwinistyczna - Wilk sam nie dowierzał, że to powiedział on. Przerażony spojrzał po sobie, ale wyglądał całkiem normalnie. Skąd on znał takie słowo? Czy ono w ogóle istniało?
Witaj... W domu..., głos znów się odezwał, tym razem do wtóru otwirającej się bramy.

draumkona pisze...

- Właśnie, skąd? - podłapała alchemiczka, zwracając spojrzenie na brata i unosząc brew, co trochę Wilka przytłoczyło. No co, jego wina, że wiedział? Lepiej, że wiedział bo tak by tu sterczeli i marzli...
- Nie wiem. To... to już było w mojej głowie jak spytał... - bąknął, odwracając spojrzenie i usiłując skupić się na rozpoznaniu otoczenia. Czy on tu już kiedyś nie był? Dziedziniec wyglądał znajomo...

draumkona pisze...

On sam osobiście uważał, że pewnie by magiczne powiedział. Pewnie. Gdyby to nie niosło za sobą żadnych niebezpieczeństw. A kiedy sam nie był pewien co się z nim dzieje... Wolał nie ryzykować. Dlatego siedział cicho.
- Pewnie też byś na to wpadła, albo Char. Albo może Dev wiedział, tylko go ubiegłem? Przecież to wcale nie takie trudne...
W tej chwili przerwał im krzyk wpsomnianej przed chwilą alchemiczki. Wilk zareagował natychmiast, rzucił się do przodu kierując się w korytarz gdzie zniknęła jego siostra. Gotów do skoku, do obrony.
- W...W...Weź to ze mnie... - okazało się jednak, że niesforna Vetinari otworzyła drzwiczki szafki a stamtąd wypadło na nią na wpół zgnite, zasuszone ciało. Usłużnie oddzielił ją od truposza i wcisnął go z powrotem do szafy.
- Następnym razem się tak nie drzyj.. - mruknął, mrużąc oczy, usiłując dotrzec coś w dalszej, mroczniejszej częsci wąskiego korytarza.

draumkona pisze...

Wilk nie był gotów na takie ekscesy. Owszem, wejście tu w jakiś sposób urzytomniło mu, że to nie są żarty i przelewki, ale jakoś... Nie potrafił się skupić. Myśli miał rozproszone, krążące wokół tematu drzwi i głosu w głowie. Dlatego tak późno zareagował, dlatego dopiero zgrzyt mechanizmu uzmysłowił mu co się dzieje.
- Szept! - rzucił się w stronę magiczki, ale było za późno, zapadnia mimo lat zadziałała i arystokrata z magiczką zniknęli w mroku dziury w podłodze. Świetnie. Pięknie. A on, bezmyślny bałwan, rzucił się za nimi.
- Wilk! - Char nie zdążyła użyć alchemii by transmutować kawałek podłogi pod stopy Devrila i Szept, nie zdązyła też chwycić tego barana - swojego barata - za płąszcz by nie spadał za nimi. Ale było za poźno, bo wskoczył, a ku jej zaskoczeniu zapadnia jak szybko się otworzyła, tak teraz się zamknęła, a ona została sama.
- Kurwa mać... - zaklęła brzydko i rozejrzała się, czując jak napięcie wzrasta, jak panika zaczyna się wymykać spod kontroli - Spokój. Tylko spokój...
Reszta wylądowała... Gdzieś. To było dobre określenie, zważywszy na to, że otaczała ich kompletna ciemność, a w dodatku Wilk czuł, że cały się klei. Nieprzyjemny zapach też robił swoje.
- Ściek? - spytał sam siebie i zaczął błądzić poszukując towarzyszy. Na szczęście, światełko Szept było wciąz z nimi, wiec miał ułatwione zadanie.

draumkona pisze...

Właśnie dlatego za nimi skoczył. Za nią, ściśle mówiąc. Nie chciał jak teraz Devril zamartwiać się co z bliską mu osobą, a jeśli miał wybierać między siostrą a magiczką, to niestety Charlotte przegrywała. Potrafiła o siebie zadbać, poza tym mogłą skakać za nim. Do głowy mu nie przyszło rzecz jasna, że nie zdążyła.
- Moja siostra nie bez powodu nosi miano Lisicy - burknął, usiłując pozbyć się ciemnej mazi chociaż z twarzy - Poradzi sobie, a jak uda nam się stąd wyjść to pewnie się gdzieś w końcu spotkamy, więc przestań panikować... Co to jest? - jego uwagę przykuły poruszające się bąble. Sądził, że te bąble, ale teraz, kiedy były coraz bliżej, to wydawło mu się że to niewielkie stworzonka z bardzo pęcherzowatą skórą. Bardzo głodne zwierzątka, z ząbkami podobnymi do piranii.
- Devril! Na brzeg! - sam ruszył ku Szept, mając nadzieję, że stworzonka są tylko zdolne do zabijania w wodzie. Na ich nieszczęście, maź ściekowa była gęsta i mocno utrudniała ucieczkę. Jakikolwiek ruch w sumie też.

draumkona pisze...

Wilk wypełzł na brzeg zdyszany i śmierdzący, w dodatku nieco pogryziony. Jednak maź skutecznie utrudniała wyjście, czy było się elfem, czy nie. Z sykiem rozmasował udo i bok, gdzie pogryzły go stworzonka zamieszkujące brudną breję.
- Dla twojej wiadomości... - syknął i zanosiło się na dłuższy wywód.
- Chyba mamy teraz większy problem niż skakanie sobie do oczu? – magiczka skutecznie powstrzymała nadchodzącą kłótnię, bo jej cudowny małżonek po prostu odpuścił, zamiast kłocić się objął siebie i Devrila zaklęciem zasklepiającym rany i oczyszczającym.
Zaś nad nimi dało się słyszeć solidne tąpnięcie.

draumkona pisze...

Wilk spojrzał w górę, na sklepienie kanałów, jakby się spodziewał tego, że Char zaraz spadnie innym wejściem. Posłusznie wykonał jednak polecenie Szept, obejmując czarem wskazaną mu ranę, a także dokańczając dzieła z pozostałymi.
Wtedy tąpnięcie powtórzyło się, w sklepieniu otworzyło się niwielkie, kwadratowe przejście i wypadła stamtąd alchemiczka we włąsnej osobie, z pluskiem wpadając w sam środek brudnego ścieku.

draumkona pisze...

Charlotte oberwała w głowę i dopiero pierwsze ugryzienie ją ocuciło. Krzyknęła, ale zamiast się szarpnac i uciekać, ona zostałą podtopiona w ścieku.
- Charlotte! - Wilk wahał się, kłócił się sam ze sobą czy skoczyć jej na pomoc, czy zostać tutaj. W końcu jak miał jej pomóc?
- Tu! Chodź tutaj, bo cię zjedzą!
Char spróbowała się ruszyć, co było utrudnione, maź wydzielana przez stworki zagęszczała ścieki, cementując ofiarę.
- Szept! Zrób coś!

draumkona pisze...

- Może te stworki jej coś... - mruknął, wchodząc po kolana do brei, ale nie przyniosło to pożądanego efektu. Dopiero kiedy magiczka wypchała Char z wody, to stworzonka popędziły ku niemu, ale zdążył uciec ze ścieku.
- Char! - krzyknął w stronę siostry, ale ta początkowo nawet nie drgnęła mimo tego, że była już na brzegu. Dopiero po dobrej minucie się ruszyła, nieco niezdarnie, jak po paraliżu.
- Nic... nic mi nie jest! - odkrzyknęła ze swojej wysepki siadając i rozmasowując miejsca, gdzie ją ugryziono.

draumkona pisze...

- Przecież się ruszam, to wystarczający dowód! - odkrzyknęła im, bo pluski i skrzeki w ścieku nasiliły się, przez co rozmowa była prawie niemożliwa. Char zaś zaczęła rozważać ewentualne przetworzenie gęstego śluzu w ciało stałe, coś jakby kostka nawozu. W ten sposób mogliby stąd uciec bez ryzyka pogryzienia, bądź innych dziwnych niespodzianek.
- Zmorfuję ten ściek, tylko czy ktoś wie gdzie jest wyjście?!
Wilk zmrużył oczy, od razu biorąc się za szukanie ewentualnego tunelu, drzwi, krat, czy czegokolwiek. W końcu wypatrzył. Niewielki, ciasnawy tunel, który choć nie obiecywał niczego konkretnego dawał choć nadzieję na wyjście.
- Tam! - wskazał siostrze kierunek i jeszcze obejrzał się na pozostałych, bo kto powiedział, że tunel będzie jeden.

Aed pisze...

Cz. I

- Znaczy, mam się pakować na to?
W pierwszej chwili mieszaniec nie mógł pojąć, w czym problem. W drugiej olśniło go, gdy ujrzał jak Midar z cieniem obawy przyglądał się podstarzałemu, zapewne pociągowemu konisku, powoli wodzącemu po nich apatycznym spojrzeniem. W trzeciej pomyślał, że skoro krasnolud nie chce skrabać się na wierzchowca, może dadzą radę okpić Cienie i jakoś się wywinąć.
- To ja chyba...
Aed podjął ostatnią próbę, rozpaczliwą. Wziął się pod boki, przekrzywił głowę i posłał krasnoludowi spojrzenie, jakim rodzice obdarzają rozkapryszone dzieci.
Wygrał.
- Poszacmnje.
Brew mieszańca podjechała do góry, marszcząc jego czoło. Chuchrak nic nie zrozumiał z przytłumionego rudymi wąsami mamrotu, ale zlazł z konia najszybciej jak potrafił. Prędko schwycił kołyszącą się uzdę, bo ogier już gdzieś się wybierał.
– Podsadź mnie, a nie tu o dupie gadasz! Bo jak nie, to zaraz będą dwie dupy.
Mieszaniec byłby się obruszył, ale nie było na to czasu. W końcu to nie on zaczął gadać o trokach, o co go tu posądzają, co?
– A jak komuś piśniesz słowo, to sam w tę swoją dupę dostaniesz, no.
- Bez obaw. – Teatralnie wywracając oczyma, z udawanym znudzeniem pokiwał głową. Udawanym, bo resztkami opanowania powstrzymywał się, by nie parsknąć śmiechem. Sam nie wiedział, jak się mu to udało. Przeklęta zimna krew – ścigają go, strzelają do niego, a jemu zachciewa się chichotać jak głupawa pannica...
Wystarczyło jedno spojrzenie Aeda w stronę zgromadzonej ciżby, by ten przestał przejmować się wagą krasnoluda. Midar niemal pofrunął w górę, ledwie zdążając przerzucić nogę nad grzbietem koniska, by z głuchym hukiem nie wylądować po drugiej jego stronie. Jeśli spojrzał w tę samą stronę co mieszaniec, niechybnie dostrzegł, że od rozjuszonych Cieni dzieli ich jedynie gromadka chłopów i para ubogo odzianych podróżników. Niezbyt trwały żywy mur, w dodatku pierzchający z drogi jak gromadka spłoszonych myszy.
Aed wsunął stopę w strzemię. Zamiast normalnie popędzić konia, spłoszył go krótkim, gwałtownym krzykiem, wodzami kierując go w odpowiednią stronę. Na siodło wdrapał się, gdy ogier ruszył już nierównym, pozbawionym rytmu kłusem i powoli przechodził do galopu.
Ktoś z ciżby zapalczywie się darł. Zapewne właściciel konia.
Powietrze zaczęły pruć strzały – najpierw jedna, potem więcej. Konie położyły po sobie uszy, starając się jeszcze bardziej przyspieszyć. Sylwetki wierzchowców i dosiadających ich jeźdźców – jednego mającego o jeździe jako takie pojęcie i drugiego niemającego szans się nim popisać, bo podskakującego w siodle z powodu zbyt długich pasów mocujących strzemiona – stale się oddalały, głuche na ścigające ich wrzaski i ślepe na błyszczące w słońcu groty.

Aed pisze...

Cz. II

~*~
Aed leżał obok trzaskającego ogniska na swoim płaszczu, od czasu do czasu wiercąc się, gdy jakaś wpijająca mu się w plecy gałązka zaczynała go irytować. Wyglądał jak pastuch, który nie mając nic do roboty, obserwuje gwiazdy. Tyle że niebo przysłaniały czarne gałęzie drzew, a oczy miał mieszaniec zamknięte. Nie miał siły. Był wykończony. Najpierw długa podróż w ciągłej obawie, że z traktu sprzątnie go ktoś łaskawie poinformowany o tych przeklętych mapach, niech je licho porwie. Potem ci cholerni najemnicy. Potem karzełek, z którym Aed uparcie wiązał przyczynę swoich kłopotów. A na końcu Cienie.
- Zadek mnie boli. Nie cierpię koni.
Chuchrak chciał coś odpowiedzieć, cokolwiek, ale zdobył się jedynie na potakujące mruknięcie. Czuł się jak zwłoki. Właściwie gorzej niż zwłoki, bo trupowi było wszystko jedno, co się z nim dzieje. Tymczasem z jednej strony parzyło go powietrze bijące od migoczącego ognia, a z drugiej kąsał chłodny wiatr.
Kłopot nie zdradzał ani skłonności do polowania, ani chęci. Elfia krew, płynąca w jego żyłach, powstrzymywała go przed bieganiem po lesie z bronią w ręku i gnębieniem zwierzyny, a przynajmniej przed czerpaniem z tego przyjemności, bo gdy głód zajrzy w oczy, przestaje się zważać na takie rzeczy. Cóż, choćby był i najznakomitszym myśliwym, i tak nie chciałoby mu się kiwnąć choćby palcem. Jedynym, na co miał siłę, było otarcie krwi z rozharatanego policzka. Łowczyni opanowała sztukę łucznictwa do chłodnej perfekcji, a jej ruchoma tarcza strzelnicza musiała jej to przyznać.
Spiczaste uszy Aeda złowiły dźwięk odkorkowywanego bukłaka. Nie... Nie powinien. Dobrze wiedział, że miał słabą głowę, a już trochę dzisiaj wypił – w siodle i w gospodzie. W dodatku z głodu ssało go w żołądku. Była jeszcze jedna kwestia. Midar był krasnoludem. Na krasnoludzkie grzałki nie ma mocnych. Będzie trup na miejscu jak nic, jeśli sięgnie po bukłak.
- Pij, Kłopot.
Uniósł się na łokciu, podziękował skinięciem głowy i pociągnął łyk, usprawiedliwiając się panującym chłodem i tym, że zaschło mu w ustach. Łyk był tak długi, jak mieszaniec nieświadomy, co go czeka. Mało go nie przekręciło.
- Bogowie... – wychrypiał w końcu, gdy przestał się krzywić. Smak napitku od razu go ocucił, przy okazji wyciskając łzy z oczu. – Skądeś to wytrzasnął? Weź to ode mnie, bo po mojej następnej kolejce nie będziesz miał z kim gadać. – Mieszaniec wcisnął bukłak krasnoludowi, który musiał być co najmniej zdziwiony jego chorobliwie zdrowym rozsądkiem. Usiadł twarzą do ogniska i szczelnie otulił się płaszczem. Już teraz wiedział, że przy najbliższej okazji nie odmówi. Ciekawe smaki mają to do siebie, że chwilę po ich poznaniu chce się sprawdzić, czy aby na pewno są tak ciekawe, jak się to w pierwszej chwili wydało. Zwłaszcza jeśli chodzi o gorzałkę.
- Powiedz lepiej, co cię przywiało w te strony. „Nadobna” to nie miejsce dla najemników.
~*~
Końskie parsknięcie wyrwało Aeda z błogiej świadomości, że to już koniec wrażeń tego dnia. Żeby tego było mało posłyszał odgłosy więcej niż dwóch koni. Mieszaniec wbił wzrok w ciemność, na darmo próbując przyzwyczaić do niej oczy, oślepione migocącym blaskiem ognia.
Gdy jego źrenice wreszcie się rozszerzyły, mógł dostrzec kilka zwierzęcych sylwetek. Pięknie. Bogowie się na niego uwzięli, jak nic. Tylko gdzie podziali się jeźdźcy?
- Mid, czuję cię już z daleka, opuść ten toporek!
Kobiecy głos w pierwszej chwili przywiódł mieszańcowi na myśl elfkę z Bractwa Nocy. Gdy jednak dotarła do niego treść wypowiedzi, zaczął mieć nadzieję na przeżycie jedynego pozytywnego wydarzenia tego dnia.

Aed pisze...

Cz. III

- Mała! Kutwa, w samą porę. – Midar całkowicie rozwiał jego obawy. - Weź ty nie mogłaś wcześniej? Miło było. – Mieszaniec parsknął cicho, kręcąc głową. Skoro tak wyglądało midarowe „miło”, mógł przestać się dziwić, czemu tak łatwo odnalazł w nim sprzymierzeńca.
- Już ja wiem, jak wygląda twoje miło. Banda najemników poszukuje krasnoluda i półelfa, a koło gospody kręcą się podejrzane typy. Midar, to nie był…
Aed uważnie przypatrzył się twarzy kobiety, którą z ciemności wydobyło miękkie, ciepłe światło. Elfka była tak samo Małą, jak on był trubadurem. Z „Kapustą” i „Kłopotem” niestety sprzeczać się nie mógł, nad czym bardzo ubolewał.
- Ej, kuca mi przyprowadziłaś! – Midarowa czkawka przypomniała chuchrakowi, że powinien skupić się na ustaniu na dwóch nogach. Przeklęta krasnoludzka gorzałka, przeklęty słaby łeb... - A te dwa ustrojstwa to twoje, Kłopot? – Kolejne skinięcie głową. Przerywanie potoku słów rudobrodego chyba nie miało większego sensu. - Normalnie wiedziałem, że z ciebie będą jeszcze ludzie, Mała.
Kobieta uważnie przyglądała się elfiemu mieszańcowi. Elfi mieszaniec milczał, usiłując przypomnieć sobie, skąd zna elfkę. Wrażenie, że gdzieś ją już widział było zbyt silne, by je ot, tak zignorować.
- A, Kłopot. To Mała.
Kłopot ledwo dostrzegalnie skinął głową. Nie był pewien, jak powinien się zachować. Sytuacja była jednoznaczna – wystarczyło podać swoje imię i wywiedzieć się, co to za spęd starych znajomych. Jednak w gestach kobiety Aed dostrzegał ślad dostojeństwa, nieznacznie wyraźniejszy niż cechujący zwyczajną elfkę. Nie naturalnego i nie wymuszonego, lecz wyuczonego.
- Ten elfiak, co gom spotkał w karczmie, nie? Ten to w tarapaty wpada, ja ci mówię. Jak się nie ruszy.
W duchu Aed przyznał Midarowi, że było to wyjątkowo zgrabne podsumowanie.
W końcu dorwał toczące się brzeżkiem myśli wspomnienie.
- My się już znamy – odparł, postępując kilka kroków, by zniwelować dzielący ich, utrudniający rozmowę dystans. - Ruiny zamku Gorlan. Sicanda – rzucił enigmatycznie. – Wołają mnie Aed – przypomniał, nieznacznie skłaniając przy tym głowę. Podanie ręki, do tej pory praktykowane przezeń bez zastanowienia, nagle wydało mu się zbyt obcesowe.
Pośród walących się murów zamku nie było czasu na uprzejmości, toteż Aed nie znał prawdziwej tożsamości kobiety – do jego uszu dotarło co najwyżej jakieś skrócone miano. Nie wiedział, że stoi przed elfią królową. Podczas ich ostatniego spotkania nie zdążył się również przekonać, że trafił na osóbkę, z którą być może będzie wieść bój o dominację w dziedzinie upartości. Nie miał też pojęcia o talencie elfki do przyciągania kłopotów, tak dobrze mu przecież znajomym.
Ach, słodka niewiedzo...

[Znowu się grzebałam. Ocknięcie się z błogiego marzenia o powrocie wakacji zawsze jest takie trudne... :c Najłatwiej jest mi poczekać do weekendu, kiedy już nikt nic ode mnie nie chce. Może być tu trochę błędów, ale w nocy najlepiej mi się pisze. Czas najwyższy zmusić się do wysiłku umysłowego w dzień, a nie przedwcześnie żyć jak stereotypowy student... xD
Ja uwielbiam ich trzech, i nie tylko ich. :D Ale żebyś widziała moją minę, kiedy zorientowałam się, że ta dwójka to Cienie... Bezcenne. Spóźniona reakcja potrafi cieszyć.
Ooo, jeże są przesłodkie. Po moim podwórku raz grasował jeden. Reakcja kotów - bezcenna. A dnia po prostu zazdroszczę, nawet z rzepami i kleszczem – nie mam z kim chodzić na grzyby i nikt nie nauczył mnie ich zbierać, więc prędzej je zdepczę niż zauważę. A że jestem leniwcem pospolitym, to mi się nie chce ruszyć z domu, nie licząc biegania. Dobrze, że las mam blisko, to sobie, dysząc ze zmęczenia, chociaż powdycham to cudnie pachnące powietrze.
Z opóźnieniem bo z opóźnieniem, ale przeczytałam Twoje i Darrusowej dwa najnowsze opowiadania. Ja chcę jeszcze, koniecznie! xD Strasznie mi się podobają.]

Tiamuuri pisze...

[Tak, byłam syreną. Coeri do usług ;-)
Znów chętna do utrudniania Devrilowi pracy, jeśli dobrze pamiętam poprzedni wątek... Jako, że Tiamuuri jest powiązana z Ruchem Oporu, pewnie będą mieli coś ze sobą wspólnego, nie jestem tylko pewna co zmieniło się w sytuacji i celach działań przez czas mojej nieobecności na blogu.]

draumkona pisze...

Char nie słuchała już wyrzutów Devrila, wytłumaczy mu potem. Zresztą, to że zleciała tu na dół było kompletnym dziełem przypadku. Co prawda, nie sądziła by ta informacja poprawiła Devowi nastrój, ale warto było spróbować.
Przyklęknęła na brzegu, złączyła dłonie i przyłożyła je do ziemi, skupiając swoją wiedzę i wolę na tym, by transmutować zamulony ściek w coś bardziej stabilnego. Nie mogła z tego zrobić kamienia, mimo szczerych chęci, ale uformowała cienki murek prowadzący do tunelu do którego zaglądała Szept. Po usunięciu z murku resztek wody i utwardzeniu był w miarę stabliny, więc przemknęła po nim ku reszcie.
- No to idziemy - mruknął Wilk, też zaglądając do tunelu, nawet wysuwając się naprzód całej wycieczki. Rzeczywiście, nie mieli wyjścia, a na początku nawet nie było tak źle. Zamiast brnąć w zimnej, śmierdzącej wodzie w tej części kanału mogli iść kamiennym murkiem znajdującym się przy ścianie.

draumkona pisze...

- Chyba? - mruknęła Char, której dobry humor zdązył sie dawno popsuć. Między innymi dlatego, że nie chodziła nigdy po ruinach i jak dotąd myślała, że to zajęcie bardzo interesujące, gdzie odkrywa sie zagadki przeszłości i trafia na dawno zapomniane skarby. W żadnym ze scenariuszów nie zakłądała, że spędzą tyle godzin w śmierdzących ściekach. W dodatku alarm Devrila okazał się fałszywy.
- A tam? - Wilk widział coś w ścianie przeciwległej, ale chyba tylko on, bo Vetinari nic tam nie widziała.
- Co tam?
- No nie widzisz?
- Nie...
- Ja też nie... - głos zrezygnowanego elfiego włądcy nie był czymś, co słyszało się często.
- Nie mijaliśmy już przypadkiem tego kamienia? - spytała wskazując na niewielki głązik zalegający na ziemi, zapewne zerwał się ze sklepienia.
- Bogowie, nie mówcie, że zabłądziliśmy...

draumkona pisze...

Po usłyszeniu takich rewelacji, Wilk skupił się na górnych poziomach. Chciałby tam wrócić. Na normalną posadzkę, bez smrodu i wody, chciałby się choć trochę przesuszyć... Ogólnie, chciał górnych pięter. Chciał stąd wyjść.
Charlotte natmioast miała zgołą inne myśli, daleko odchodzące od tematu górnych poziomów, bo ni stąd ni zowąd pomyślała o narzeczonej Devrila.
- Czy to nie drabinka? - Wilk z nadzieją spojrzał przed siebie, gdzie jak wół była drabinka, nieco spróchniała i drewniana. Kolejne przywidzenie?

Silva pisze...

Brzeszczot nie miał oporów przed przeszukaniem trupa. Wsunął czubek buciora pod ramię umarlaka i przewrócił go na plecy; przykucnął po drugiej jego stronie, przyglądając mu się z miną obojętną i wcale niewzruszoną. Ot kolejne zwłoki, które wyrzuciło na brzeg morze; a bo mało to ich widział w swoim życiu? - Trup jak trup - stwierdził rzecz oczywistą, przeszukując kieszenie umarlaka. Nie wyglądał na marynarza, ani pirata, ani nawet majtka. Raczej pasażer statku. Krótko ścięty, chudy, ubrany porządnie, do podróży, ale z pewnością majątku nie wydał na te łachy. Kieszenie miał puste, ale wypukłość pod koszulą zaciekawiała.
- Czuć go magią - Diarmud w Smutku Pogrążony pochylił się nad zwłokami; przez głowę przeszła mu myśl, że przecież nekromanci, szamani i czarni magowie potrafią przywołać duszę zmarłego, czy chociaż jego ostatnie wspomnienia. Elf był ciekaw, tak po elfiemu. Nocna nawałnica była całkiem naturalna, nie miała w sobie nawet ziarna magii, ale ten tutaj… - Nie powiedziałbym, że jest magiem. Raczej ma przy sobie coś… niespotykanego, albo ktoś nałożył na niego zaklęcie. Niraneth-elda? - tak, pytał o jej zdanie.
- Ej, może to? - najemnik był głupcem i jednocześnie miał cholerne szczęście; z jednej strony, jaki idiota maca zapakowane paczuszki niewiadomego pochodzenia? Z drugiej, ilu głupców po czymś taki przeżywa? Mogłoby mu palca urwać, to może by się nauczył. Tak, Dar miał w ręku szary woreczek, pękaty, okazały i ciężkawy, sądząc po tym, jak podrzucony łatwo i szybko spadł na jego dłoń. - Ciekawe, co jest w środku - i już, już wszędobylskie palce zaczynały…
Nawet jeśli magiczka chciała walnąć najemnika po rękach, Diarmud był szybszy. Aż plasnęło, kiedy elf trzasnął krewniaka po łapach. Paczuszka upadła na piasek. Dar zamrugał, jak dziecko, które nie wie co się właśnie stało i dlaczego dostało klapsa, skoro nic złego nie zrobiło. Chciał coś powiedzieć, ale teraz to magiczka była szybsza.

draumkona pisze...

- Może po prostu nie myślmy o niczym, co? Może wtedy te iluzje znikną i znajdziemy wyjście? - geniusz Wilka wydał się Charlotte zbyt oczywisty. Że niby nie myśleć o niczym? Tak się da? Ale jak to?
Nikt rzecz jasna nie wpadł na to, że oczywiste rozwiązania są najtrudniejsze w zastosowaniu.
- No to spróbuj nie myśleć o niczym cwaniaczku - rzuciła lekkim tonem, jakby prowokacyjnym i podparła się pod boki. Nie da się myśleć o niczym. Ale ten bałwan najwidoczniej próbował, bo zamknął oczy, wziął dwa głębokie wdechy a ku jej zdumieniu, ściany ścieków przybrały inną fakturę. Nie były oblepione śluzem, jak typowe, zapuszczone ścieki, była to po prostu stara, kamienna ściana w której brakowało już paru kamieni. Było parę pajęczyn, ale żadnego śluzu i kropli wody spadających z sufitu. Vetinari musiała zbierać szczękę z podłogi po takim pokazie nie-wyobraźni.
- Więc... Może on ma racje? - nadal wydawało się to za proste. Spojrzałą na Devrila, szczerze współczując mu przemoczonego ubrania. Ale... Może i ono było iluzją? Bo przecież logicznym wnioskiem jest, że jeśli ścieki, to mokro. Ciekawe tylko kto z nich był tak genialny i podczas spadania pomyślał o tym, że mogą wylądować w ściekach...

Tiamuuri pisze...

[Hah, z takim bardzo początkowym początkiem to problem jest taki, że zaczęłam dzisiaj dalszą część opowiadania pisać ;-) Chyba, że tak to zrobię, że pod koniec notki będzie jakieś nawiązanie do Deva... I być może później kolejną notkę razem napiszemy. Nie będę chyba tak się ściśle trzymać chronologi między opowiadaniami a wątkami, niech się to z czasem wyrówna jak się uda, bo nie wiadomo, jak będzie z czasem i weną, a chciałabym móc bez przeszkód wątki pisać.]

Tiamuuri pisze...

[Larven, ach o taaaaaaak!
Jestem jak najbardziej za, podoba mi się to i nawet ma uzasadnienie. Tiamuuri wyjątkowo do takiej misji okazałaby się właśnie najlepszą osobą, jako, że Larven to jej dom i potrafi się tam poruszać. I do komplikowania bohaterom życia to jak najlepsze miejsce, skoro żyją tam zarówno dzikie zwierzęta jak i duchy natury, w większości mało przychylne istotom uznanym ogólnie za "rozumne", w których widzą zagrożenia dla dziewiczej przyrody... Mogłabyś zatem kierować magiem do momentu wkroczenia na scenę Devrila? I jeśli ja mam zacząć - nie mam nic przeciwko - podaj jego nazwisko. I przy okazji mam pytanie. Jedyny opis puszczy Larven to ten w Miejscach. Czy autorzy mogą coś dalej rozwijać? Bo w notkach las Larven i żyjące tam istoty też będą występować, już teraz kilka wizji mam a i w wątku się to przyda. Można dodawać kolejne zwierzęta do bestiariusza itp.? Przypadkowo znalezione na DA grafiki ostatnio mi wspomagają wenę... Aha i nie chodzi mi o to, że historia z wątków i opowiadań nie może się pokrywać, tylko z przyczyn technicznych w notkach w sposób oczywisty zapewne będzie toczyć się wolniej, a nie chciałabym ograniczać możliwości wątkowania i spowalniać akcji. I nie wykluczam możliwości, że jeśli kiedyś ja i Ty będziemy tego chcieć, napiszemy jakieś opowiadanie razem.]

Tiamuuri pisze...

Na ściętym pniaku, który w polowych warunkach musiał wystarczyć w charakterze stołu półki i kilku innych powierzchni poziomych, leżała rozpostarta mapa, zajmująca naturalnie więcej miejsca niż średnica owego pnia. Rogi pergaminu wisiały w powietrzu. Na przyciągniętych kłodach, służących za ławy, siedzieli naprzeciwko siebie Shivan, Savardi, Tiamuuri, dwóch mężczyzn w średnim wieku i przybysze. Tiamuuri z zaciekawieniem przyglądała się jednemu z obcych, człowiekowi, który miał przez najbliższy czas stać się jej towarzyszem broni. Siedzący po przeciwnej stronie pniaka mężczyzna dawno pozostawił za sobą młodość, ale nadal utrzymywał dobrą formę. Miał całkiem białe włosy i brodę, nosił szatę, która dość jasno zdradzała jego profesję - człowiek ten był magiem. Inni nazywali go Kolekcjonerem.
Konspiracja, pomyślała Tiamuuri z rozbawieniem, słysząc ten przydomek po raz pierwszy. Teraz jednak nie była w nastroju do żartów, podobnie jak pozostali zebrani. Savardi nawet przy swojej naturalnie jasnej cerze, wyraźnie była blada jak ściana, Joram Corrobar krążył wokół reszty zgromadzonych zacierając potężne dłonie i nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
- Zdajecie sobie sprawę, że te mapy są niedokładne - powtarzał chyba po raz setny, na co pozostali dawno już przestali zwracać uwagę. Jego głos stał się kolejnym dźwiękiem w tle, podobnie jak szum dwóch potężnych rzek, łączących swój bieg niedaleko miejsca, w którym się zatrzymali.
- W takim razie można założyć, że ten człowiek nie odszedł daleko -zauważyła trzeźwo Tiamuuri. Bezwiednie bawiła się skrajem swojej długiej do kolan jasnej tuniki, haftowanej w różnobarwne wozry. Kiedy zdała sobie z tego sprawę, położyła dłonie płasko na kolanach. Savardi spojrzała na nią ponuro.
- Ja założyłabym raczej, że zgubił się, spanikował i ruszył przed siebie na oślep -mruknęła- A w takich sytuacjach traf zwykle chce, żeby nieszczęśnik zagłębiał się w puszczę coraz bardziej.
- Spokojnie- powiedział Shivan, unosząc ręce i uciszając przyjaciółkę -Nie należy robić z tej puszczy przedsionka piekieł.
Wprawdzie sam miał okazję widzieć, jak bezlitosna potrafi być natura, ale to nie oznaczało, że miał wpadać w paranoję. Najważniejszy był zdrowy rozsądek, a Savardi jak zwykle musiała przywołać najczarniejszy scenariusz. Shivan skrycie wierzył, że obawy i podobne ponure myśli przyciągają nieszczęścia, których dotyczyły.
-Ja proponuję, żebyście jak najdłużej się da szli wzdłuż wschodniego krańca Larvenu -odezwał się jeden z mężczyzn, przesuwając palcem po mapie, znacząc krzywą linię mniej więcej równoległą do ciemnej kreski oznaczającej trakt -W tym miejscu widziano dwóch niezidentyfikowanych mężczyzn po raz ostatni.
Zakreślił paznokciem okrąg wokół jakiegoś punktu na mapie. Nie dodawał, że ciało jednego z nich, najwyraźniej od dłuższego czasu cierpiącego z powodu dość ciężkich i nieopatrzonych raz znaleziono kilka dni później niedaleko tego miejsca, kiedy już częściowo dobrali się do niego padlinożercy.
Tiamuuri wychyliła się do przodu, próbując dojrzeć miejsce, na które tamten wskazywał.
-Nie będzie tak źle -stwierdziła -Tam teren jest w miarę równy i co najważniejsze nie ma bagien.
Savardi błagalnie spojrzała na maga.
-Kolekcjonerze... proszę... Nie potrzebujecie dużej grupy, prawda?
Elfka nie chciała narażać życia przyjaciół. Wystarczało jej, że Tiamuuri musi udać się w tę podróż, Shivan także wykazywał coraz większe zainteresowanie.
-Ktoś, kto wprawnie włada mieczem, zawsze może się przydać -odezwał się Shivan z uśmiechem, jakby czytał jej w myślach. Savardi jęknęła, ale z pomocą nieoczekiwanie przyszedł jej Joram.
-Jako tymczasowy opiekun tych żółtodziobów wyrażam zgodę na wysłanie Shivana Fertnera wraz z tą istotą z lasu -zagrzmiał swoim niskim głosem -Kolekcjonerze, chyba tylu z naszych ci wystarczy. A tutaj także potrzebujemy kogoś, kto utrzyma równowagę. Nie wiemy, jak długo potrwają wasze poszukiwania. Do tej pory obecność patroli przy trakcie skutecznie odstraszała Wirgińczyków i nie chciałbym, żeby to się zmieniło.

Tiamuuri pisze...

[Chyba najbardziej "wesoło" będzie, jak pójdzie z nimi Shivan "ADHD" Fertner ;-) I mam nadzieję, że pomimo późnej pory ten mój bełkot powyżej nie jest zły.
Będę mogła w przyszłości w opowiadaniach zamieszczać wzmianki o Sokolnyku? Zwłaszcza podobałaby mi się wizja Jorama Corrobara składającego mu raporty jako przełożonemu ;-)
Co do zainteresowania Tiamuuri, może być zabawnie jak zostanie króliczkiem doświadczalnym ;-) Zwłaszcza, że za jakiś czas ma odzyskać umysłowe zdolności postrzegania, które zyskała przez wieki "wspinania się na coraz to nowe szczeble pojmowania" - ooo, tak natchnęło mnie dodatkowo, jak oglądałam "Lucy".
Tak, jest opisane, że ziemie, a których leży Larven to dawny teren elfów. I że to jeden z ostatnich obszarów nietkniętej przyrody, stąd właśnie myśl, że tam mogły przetrwać zapomniane duchy i bóstwa natury. Pewnie w miarę moich "pisarskich" poczynań rozwinie się obraz świata prawie jak w "Avatarze" zmieszanym z "Księżniczką Mononoke". Już zresztą niejako same przyszły mi wizje dwóch gatunków niebezpiecznych zwierząt w puszczy, pierwszy z nich pojawia się już w drugiej części opowiadania. Może wkrótce zrobię opis do Bestiariusza. Dam do dodania pewnie razem z tym drugim gatunkiem.
Link do mapy nie działa. Nie ma takiej strony na blogu, wyświetla.
Część drugą opowiadania mam w LibreOffice, na blogu pojawi się nie wiem, kiedy. Jak sprawdzę, czy nie ma błędów zapewne.]

Silva pisze...

- Halooo, ja tu jestem! - Brzeszczot zaczął machać magiczce przed nosem rękami, próbując zwrócić jej uwagę na siebie. - I może mam coś do powiedzenia!
- Dzieci i ryby głosu nie mają.
- Ryby to w ogóle głosu nie mają, wiesz? - mruknął Dar, gapiąc się bezczelnie na magiczkę, która głupoty opowiadała.
- Jesteś tak głupi czy tylko udajesz?
No to się Brzeszczot obraził i sobie poszedł.
- Niraneth-elda! - to nie powiedziała Heiana, głos rozsądku w kotle najemnika i magiczki, tylko Diramud.
Szept na to - No co, on nawet przysłowia nie rozumie.
- Wychowywanie hyvana powinnaś zostawić swojej kuzynce - jak widać, pewne rzeczy były tajemnicą znaną wszystkim, tylko nie pewnej dwójce. Jak widać, za plecami pewnej dwójki mówiono dużo i być może czyniono jeszcze więcej. Jak widać, nawet takie coś jest możliwe. - Wiem, że są zaklęcia i czary, które umożliwiają wgląd w martwe ciało nawet, gdy nie jest się szamanem. Zastanawiam się tylko, czy powinniśmy zainteresować się mężczyzną, który już nie żyje, mając inne sprawy do załatwienia.
Brzeszczot spacerował po plaży. Zostawił sprawy czarodziejów magom i tylko przez chwilę zastanowił się, czy Diarmud w Smutku Pogrążony wciąż może być nazywany takim mianem, skoro bez brata zatracił zainteresowanie czarami, a później jego myśli pochłonął szum morza, wśród którego pohukiwanie sów brzmiało jak śpiew syren.
Mokry piasek uginał się pod buciorami najemnika, muszelki trzaskały przy każdym nieuważnym kroku. Wyspa, chociaż powinno nazwać się ją kupą kamieni, przypominała raczej łachę piasku z głazami, którą otacza woda, a nie stały ląd. Skoro zaś wielcy magowie nie potrzebują małego móżdżku najemnika, to on sobie pozwiedza. Pan najemnik zapomniał tylko, że dziwka Fortuna lubi płatać mu figle, bo oto zatrzymał się kilka kroków przed ciekawym widokiem. Stał tak, z rękami w kieszeniach, z miną raczej zniechęconą, z rozwianymi bryzą włosami i nie mając innego wyjścia, zawołał:
- Hej! Geniusze, znalazłem jeszcze jednego! - przed Darem leżały sobie zwłoki, ale nie takie, jak tamte, nad którymi radzili się wielcy magowie. Te były inne. Należały do starego, naprawdę starego mężczyzny; siwe włosy, broda, zmarszczki, plamy wątrobowe, łysinka która znaczyła jego ciemię, ale nie to było dziwne. Najemnik westchnął
- O tu leży - zrobił dwa kroki w bok - I tu też, jeszcze tam, i o tam jest go kawałek! - tak, mężczyzna był w kawałkach. Tam leżała jego noga, jedna wciąż tkwiła przy korpusie, tam lewa ręka, tam całe prawie ramię i tylko głowa tkwiła na karku. Ani kropli krwi nie było widać, żadnej skóry porwanej, ścięgien niczego, co by świadczyło o brutalnym rozczłonkowaniu, oderwaniu zębiskami, zupełnie nic… Tylko kości wystawały z oderwanych kończyn, jak dziecięce klocki, które wypadły z całości.
Najemnik pochylił się nad ciałem, przyjrzał… I w tej chwili powieka staruszka drgnęła, uniosła się, a zielone oko spojrzało w prawo, w lewo i mrugnęło.
Dar krzyknął jak mała dziewczynka, odskakując w tył.

Tiamuuri pisze...

Tiamuuri przymknęła oczy i pochyliła głowę w przód. Czuła się przytłoczona i ze swego rodzaju nikłą satysfakcją zdała sobie sprawę, że nie jest w tym osamotniona. Ten cały Sokolnyk, osobnik odpowiedzialny za działania na tych terenach, niemal wywoływał wokół siebie iskrzenie w powietrzu, z koleii wyglądała, jakby w każdej chwili miała zemdleć a Shivan wydawał się już niecierpliwie rwać do penetracji lasu.
Dziewczynie nie umknęło całkowicie, iż Kolekcjoner był także zainteresowany nią samą, najprawdopodobnie czekała ich niejedna pogawędka. Chwilowo jednak należało skoncentrować się na zadaniu, chociaż Drzewna mimowolnie zaczęła zastanawiać się nad tym, co zdawało się zachodzić pomiędzy magiem a Sokolnykiem. To było coś więcej niż tylko ulotne wrażenie.
-O Wirgińczyków być może nie musimy się już martwić -bąknął Shivan, wstając i stawiając stopę na pniu, w miejscu, gdzie przed chwilą siedział -Jeśli nawet nawet udało im się nie rozdrażnić jakiegoś wrednego jadowitego paskudztwa, zapewne którejś pięknej nocy kryptony ich pożarły.
Savardi uniosła głowę i rzuciła mu ciężkie spojrzenie, wyrażające tak wiele sprzeczności naraz, że nic nie dało się z niego wyczytać.
-Wiesz, że jeśli ciebie coś pożre, twoi przełożeni nie będą zachwyceni -rzuciła, co chłopak skwitował przeciągłym jękiem, jednocześnie przewracając oczami. Szybko jednak spoważniał i poklepał się ręką po biodrze, gdzie wisiały dwie skórzane pochwy - z jednej wystawała rękojeść miecza, rzeźbiona w kształt gryfiej głowy, druga, mniejsza, kryła flet.
-W razie poważnego zagrożenia zawsze możemy zastosować taktyczny odwrót drogą powietrzną -powiedział spokojnie -Na Kiri zawsze mogę polegać.
-Mam nadzieję, że nie będzie trzeba uciekać, zanim nie znajdziemy tego człowieka -westchnęła Tiamuuri.
Albo jego ciała, dokończyła w myślach. W tym momencie właściwie nie była w stanie ocenić jakie są szanse na znalezienie go żywego.
Na wzmiankę o Wzgórzach Popielnych wzdrygnęli się chyba wszyscy, nazwa tego miejsca zabrzmiała złowieszczo, budząc skojarzenia raczej nieprzyjemne. Śmierć. Zagrożenie.
Właściwie większość z zebranych była przekonana, a może takie miała pobożne życzenie, że szpieg, żywy lub martwy, znajduje się w innych rejonach puszczy.
Shivan oddalił się nieco od grupy, kierując się do miejsca, gdzie chwilowo partyzanci pozostawili część rzeczy i zapasów. Przez chwilę przerzucał worki, znalazł w końcu skórzaną torbę z prowiantem, którą zręcznym ruchem przerzucił sobie przez ramię. Jeśli o niego chodziło, mogli wyruszyć w każdej chwili.
-Kiedy wyruszamy? -spytała Tiamuuri spokojnie. Starała się zachować opanowanie, w końcu nie działo się nic złego. Miała po raz kolejny wrócić do domu, tyle, że jako przewodniczka osób, które nie potrafiły poruszać się po Larven. No i z pewnym ryzykiem, że nie uda im się odnaleźć tego, czego szukali...
Starała się nie patrzeć w oczy Kolekcjonera, bała się, że jego zainteresowanie jej osobą zdoła ją zdekoncentrować. Pozwoliła sobie umieść głowę na tyle, że widziała część sylwetki Sokolnyka, jego brodę i rozłożoną między nimi mapę.
Droga, którą pokazał mężczyzna z oddziału nie była zła, dziewczyna spróbowała w myślach zobaczyć jej dalszy ciąg... Gdyby dotarli do tego strumienia, który już kilka razy służył jej jako punkt orientacyjny, mogliby przez jakiś czas iść równolegle do niego, potem odbić nieco na północ.
Ten szpieg nie mógł być chyba tak nierozważny, żeby zapuszczać się na Popielne Wzgórza lub dalej...

Tiamuuri pisze...

[Link z sb zniknął w sposób naturalny ;-) Rozumiem, że nie wszystko, co się stworzyło, się pamięta. Istnieje gdzieś ta mapa w wersji po edycji? I tak właściwie, jak się takie coś rysuje?
Sokolnyka postaram się nie zepsuć.
Opisy zwierzaczków, potworów i innych stworzeń z Larven zapewne będę produkować na bieżąco, w mairę pisania opowiadań, żeby dać pałen obraz]

Zorana pisze...

Mijając zlepek białych kamieni, będących niewątpliwie miejscową kapliczką, odetchnęła z ulgą. Nie pomyliła wsi. Ani góry. Co, wbrew pozorom, nie było wcale tak niewykonalne.
Przez znaczną część podróży zastanawiała się, czy instrukcje dawane jej przez tubylców nie są formą złośliwości wobec przejezdnych. Po jakimś czasie doszła jednak do wniosku, że taka była po prostu specyfika tych ludzi – pod tym lasem, za tamtym wychodkiem, koło takiego symbolu, obok tamtego kamienia. Jeszcze żeby jakiś znak, kamień milowy… ale nie. Zachodź w głowę, czy ten bazgroł to drogowskaz, czy jakiś drwal oznaczył sobie drzewo do wycinki zaraz po tym, jak się za nie wyszczał. I tak powinna wielbić tych ludzi za prostotę, bo gdyby któryś z nich wyjechał z wierszem, powiesiłaby się na najbliższym drzewie.
Dzień był pochmurny i wietrzny.
W chwili, w której otworzyła drzwi gospody, owiała ją fala gorącego powietrza przesyconego słodką wonią żywicy. Roztańczone płomienie zapląsały na palenisku, rzucając barwne plamy światła na podtrzymujące strop belki. Drzwi zatrzasnęły się, a ogień ponownie zamigotał.
Kobieta weszła do środka, znacząc podłogę błotnistymi śladami. Zrzuciła na ramiona obszyty futrem kaptur, uwalniając zza kołnierza grzywę jasnych włosów. Obecny w powietrzu zapach cebuli i czosnku zakręcił ją w nosie, przypominając uporczywie, że dostatecznie długo nie miała niczego w ustach. Spędziła wiele godzin w siodle, o czym świadczyły choćby długie jeździeckie buty, niemal niewidoczne zza długiej do kostek, męskiej tuniki z cienkiej wełny. Nawet nie zadała sobie trudu, by obłożyć oczy iluzją. Przy tym oświetleniu nawet jej źrenice upodabniały się ludzkich; dużych i okrągłych. Wciąż zesztywniała po podróży, ściągnęła rękawice, usprawniając skostniałe palce. Zignorowała irytujące ssanie w żołądku, witając gospodarza uprzejmym skinieniem głowy.
- Później – uprzedziła jego pytanie, licząc, że między właściwym kerońskim a miejscowym dialektem nie ma znaczącej różnicy. – Dziękuję.
Gdy szynkarz odwrócił się naburmuszony, wiedziała już, że delegat dotarł tu przed nią. Jej wzrok przemknął po twarzach obecnych w ułamku sekundy. Jej tęczówki przypominały kolorem płomienie skaczące po polanach w centrum izby. Twarz przypominała oblicze maski pozbawionej emocji i z ciemnymi otworami zamiast oczu. Czy raczej z oczami pełnymi energii, lecz bez duszy. Kąciki jej ust uniosły się nieznacznie ku górze, układając się na wzór przyjaznego uśmiechu. Spokojnie ruszyła na powitanie białowłosego.

[Łomatko...Tendencyja do gniotó wyżej widoczna.
Dałąbyś mi jakieś wskazówki dotyczące elfiego savoir-vivru?]

draumkona pisze...

Jakby na dowód tego, że plan elfa jednak ma jakieś podwaliny sensowności, od ściany odpadł kawałek przestarzałej mazi pełniącej pewnie w dawnych czasach rolę tynku zdobiącego te ściany.
- W sumie... Nie zaszkodzi spróbować. I tak nie mamy nic do stracenia - mruknęła alchemiczka, podpierając się pod boki i wojowniczo rozglądając wokół siebie - Ale osobiście dam klapsa temu, kto wpadł na te ścieki - zaraz potem odetchnęła głębiej, usiłując uspokoić umysł podniecony nagłą wizją szybkiego rozwiązania, próbując oczyścić umysł. I gdyby nie wskazówka Szept, zapewne skoczyłaby jak Devril, zadając pytania i mając w głowie kompletny mętlik. Zaś za jej sprawą, gdy umysł odłączył się jakby od czaru splecionego z miejscem, zniknęły ścieki jako takie. Owszem, posadzka była mokra, nie pachniała najlepiej, ale był to zapach starości i pleśni, nie zaś fekaliów i rozkładającego się ciała. Czyli winnym wizji ścieku był nikt inny, jak ona sama.
- To co z tym klapsem? - zagaił Wilk, głupio wyszczerzony, widząc powodzenie swojego wariackiego planu.

draumkona pisze...

Głupek, jasnowidz który własnego kataru nie przewidzi, nie zauważył, że jego dotychczas największy ze znalezionych skarbów (tak, o magiczce mowa) się oddalił i naraził na niebezpieczeństwo. Pewni niemili ludzie do niemożności przewidzenia kataru dodaliby też notoryczność gubienia Szept z oczu. Albo ogólnie gubienia.
- Co on tam chowa? - zagaiła alchemiczka, pochylając się nad znaleziskiem i oglądając z każdej strony. Brakowało jeszcze wsadzenia łapek tam, gdzie nie trzeba... Och. Za późno.
Charlotte już siłowała się z upartym szkieletorem, by oddał zawiniątko. Skarb to skarb, a ona lubiła skarby. I bycie czymś w rodzaju odkrywcy.
- Zostaw to! - syknął jej starszy brat, o dziwo odzyskując rozum i dając krnąbrnej alchemiczce po łapach - A jak to kolejna pułapka?
- Na pewno nie, bo on tu został mimo iluzji, czy czegoś. I umarł tu. Więc nie jest pułapką, tylko gościem, który miał trochę pecha w życiu.

Silva pisze...

- Czego krzyczysz?
- Przecież nie przez trupa... Ruszał oczami, znaczy mrugał - bo mrugał, drgnęła mu powieka, poruszył gałką i spojrzał wprost na najemnika. Na pewno. Widział to przecież i nie zwariował. Oko trupa drgnęło i nikt mu nie wmówi, że było inaczej. Teraz było nieruchome, przykryte powieką, ale Dar wiedział, co widział.
- Fin, ten człowiek nie żyje.
- Nie mów do mnie, jak do dziecka. Widzę przecie, że sztywniak - burknął nagle rozeźlony, chcąc kopnąć truposza i nawet nogę wyciągał, jednak... Powieka się podniosła, a oko znów na niego spojrzało, jakby z wyrzutem i pretensją, że próbuje kopnąć ciało, którego oko było częścią. - O znowu!
Tylko, że Szept chyba niczego nie zauważyła. Diarmud też nie wyglądał na wstrząśniętego; ot patrzył na pocięte równiutko zwłoki z lekkim zaciekawieniem, zamyśleniem, jakby próbując odgadnąć cóż takiego mogło się stać nieszczęśnikowi. Nie było w nim zdziwienia, obrzydzenia, czy chociażby śladu szoku na widok żywej, ruchomej gałki w twarzy trupa.
Diarmud zerkał to na sztywniaka, to na potomka Laurion. Przyłożył nawet dłoń do czoła hyvana, jakby sądził, że winą za przywidzenia jest gorączka po wczorajszej ulewie. Ale głowę miał najemnik chłodną. - To wciąż trup - ale Diarmud zaczął się zastanawiać. Szukać i myśleć, a możliwości widział wiele. - Być może nasze - jego i królowej - oczy czegoś nie dostrzegają. Może tylko ty jesteś podatny na iluzję, albo oszukańcze gierki.
- Na pewno nie zwariowałem. Jak go chciałem kopnąć to popatrzył na mnie, jakby mówił: "weź spierdalaj, nie kop trupa".

draumkona pisze...

- A nie sądzisz, że byłoby dobrze się dowiedzieć, co to za zawiniątko? - odgryzła się kwaśno Char, chwilowo wstrzymując się od wyrwania zawiniątka truposzowi. Ewidentnie zachowywała się jak nie ona, w końcu, gdyby normalnie pchała łapki po wszystkie skarby i w każdą szparę to już dawno wisiałaby na placu Twierdzy Diabła. To nie było typowe dla alchemiczki zachowanie, choć może upór był ten sam. I to właśnie zauważył Wilk, który siłą wręcz odciągnął Vetinari od książki.
- To... Jakoś na nią wpływa. Chyba. Tak sądzę - trudno było określić czy to rzeczywiście wina książki, bo półelfka po oddaleniu się od znaleziska nieco się uspokoiła, jakby pojęła, że to nie dla niej zabawka i trzeba rączki trzymać z dala. Wzruszyła ramionami kwitując tym swoje zachowanie i spojrzała na szkielet.
- Bzdury. Chciałam po prostu zobaczyć - ale oczka jej podejrzanie błyszczały, zbyt pożądliwie jak na osobę niezainteresowaną obiektem. Coś tu było mocno nie tak, a biedny Wilk jak zwykle nie mógł wpaść co powoduje dziwną aurę, co miesza w głowie Charlotte. Chociaż jego głównym podejrzanym była stara, zatęchła wręcz magia unosząca się w powietrzu.

draumkona pisze...

Magia. Czy ona wszędzie musiała się pchać? To nie mogły być zwykłe, stare ruiny zamczyska? Czy oni wszyscy upadli na głowę? Te i inne ciekawe pytania krążyły po głowie Wilkowi, który choć zaniepokojony zachowaniem siostry i magiczki, nie kiwnął palcem. Być może była to wina magii i tego, że nie miał ochoty się ruszyć z miejsca. Być może byłą to wina ciekawości.
- Skoro dotyk może to uaktywnić to po co to dotykasz? - warknął elf, ruszając się jednak z miejsca i znajdując się obok magiczki - Jak już chcesz to zabrać, to ja to wezmę. Ty pewnie władujesz się przez to w jakieś kłopoty, a mamy ich i tak za dużo.
- Lepiej żebym ja to wzieła - odezwała się alchemiczka, patrząc na swoje dłonie - i tak już dotknęłam, bo materiał jest dziurawy i stary - przynajmniej takie miała wrażenie, że dotknęła. A może to było złudzenie? Kolejna iluzja tego przeklętego miejsca?

draumkona pisze...

- Jeśli materiał jest twardy i zimny, to chyba. Ale jeśli nie jest, to musnęłam okładkę - przyznała się, nagle wbijając wzrok w posadzkę jak dziecko przyłapane na szperaniu w szkatułce z ciasteczkami.
- Świetnie - warknął elf i odszedł nieco dalej, sprawdzając czy w korytarzu jest coś jeszcze. Nie było nic, prócz dalszej drogi.
- Chodźmy, bo ten narwaniec jeszcze się zgubi... - Char zerknęła jeszcze na książkę, nie będąc pewną tego, czy w końcu ją dotknęła, czy nie, ale... Czuła się dziwnie. Jakby ktoś wiedział o tym wszystkim o czym wiedziała ona sama.

draumkona pisze...

- Em... - takie pytania nie bywały zadawane zbyt często w życiu alchemiczki, toteż pod ostrzałem magiczki poczuła się jak na obdukcji u lekarza - No nic mi w sumie nie jest - wzruszyła ramionami. W końcu dziwne wrażenie, że dzieli się wiedzą nie powinno być dziwne. To chyba normalne? - Nie czuję niczego specjalnego, jak jest blisko, daleko czy w ogóle jak ją widzę. Chociaż... Nie wiem, mam wrażenie, że powinnam ją nieść, bo jej dotknęłam. Jeśli coś miało grozić temu kto jej dotknął, to lepiej ograniczyć tą liczbę do minimum, czyli do mnie.
- Słyszałyście?
- Ale co? Wilk tam polazł, pewnie hałasuje bo to pętak i nie umie chodzić po cichu - ale niepokojącym mógł być fakt, że elfiak nie odezwał się na przytyk siostry. Nie pojawił się też z powrotem.

draumkona pisze...

- Ale to nie zmienia faktu, że lepiej będzie jeśli skupi się tylko na mnie, nie na was - zaczynała czuć złość. Książka powinna być jej, w końcu ona pierwsza jej dotknęła. Dlaczego Szept tego nie rozumiała? Ona musi mieć tę książkę...
- Po prostu mi ją oddaj - mruknęła i już miała sięgnąć po znalezisko, kiedy obraz rozmazał się, a ona poczuła ogromne zmęczenie pochłaniające całe ciało - Co się... - zachwiała się lekko, ale w porę odzyskała równowagę. Gdzie teraz u licha podziewał się Wilk kiedy go potrzebowali?
- Co to jest? - spytała drżącym głosem, szczypiąc się w skórę dłoni, co by przywrócić jakoś naturalny tok myślenia, by ocucić organizm i umysł. Kłopoty. Znowu władowali się w kłopoty.

draumkona pisze...

- W nogi - dwa razy nie musiał jej tego powtarzać. Może i książka ją przyciągała, ale teraz czuła nagląca potrzebę przeżycia. Zupełnie jak gdyby prócz jej własnej woli wykształciła się i druga, która nie chciałaby by coś jej się stało. Poprawka, by coś ją wyczerpało.
- Tam jest jakiś korytarz! - bezładnie wskazała przed siebie, ale pech chciał, że obok korytarza pojawiło się kolejne wejście, a obok jeszcze jedno i finalnie mieli trzy odgałęzienia. I wciąż nie było Wilka.

draumkona pisze...

Char zatrzymała się zaraz za Devrilem, zginając się wpół i dysząc. Nie miała tak dobrej kondycji jak ta dwójka, ponadto czuła się dziwnie słaba. Jakby coś... Odebrało jej cząstkę energii. Niewielką, ale każda uncja siły była teraz na wagę złota.
- Dev... Chodź... - niemrawo szarpnęła arystokratę za rękaw, by się ruszył, ale nie było w tym ruchu nawet tyle siły by zwrócił na to uwagę. Miała uciekać sama? Nawet gdyby miała dość sił to nie mogła się ruszyć z miejsca. Nie, kiedy księga spoczywała w rękach Wintersa.
- Może alchemia... - wymamrotała jeszcze, a słowa te zlały się z tym co kombinowała Szept, przez co nikt nie usłyszał co alchemiczka chciała powiedzieć.

draumkona pisze...

- Chodź...
- Ale Szept! - zaoponowała, szarpnęła się, choć tak naprawdę wykonałą tylko niezbyt zgrabny ruch mający imitować protest czy opór. Nie mogli tak zostawić magiczki, już zgubili Wilka. Jeśli stracą drugiego maga... Będą bezsilni. W końcu miejsce okazało się nafaszerowane magią jak bułki z twarożkiem Szakala.
- Nie możemy jej tak zostawić... - mamrotała jeszcze, ale szła za nim, dając się prowadzić - Ona by nas nie zostawiła...

draumkona pisze...

- Musimy wrócić... - szarpnęła go za dłoń, tym razem mocniej, czując jak po szaleńczym biegu zaczynają powracać jej siły. Nie zostawi tak przyjaciółki, mowy nie ma. Wróci się i zrobi co może by jej pomóc. Nawet użyje tego, co w założeniu używane być nie powinno, a za co swego czasu zapłacić musiała częścią swoich wnętrzności. Nie będą jej żadne widma wchodziły w drogę.
- Kim ty jesteś? - bojowe rozważania Char przerwało pytanie Devrila. Podniosła spojrzenie, skupiając wzrok. Ktoś tam stał, ale kontur postaci się rozmywał.
- Pewnie kolejna niespodzianka... - burknęła puszczając dłoń Wintersa i zginając palce dla uzyskania lepszej kontroli nad dłońmi. Jeśli ich zaatakuje to zareaguje błyskawicznie. Nie da sobie w kaszę dmuchać.

draumkona pisze...

Charlotte spięła mięśnie szykując się tak samo do ataku jak i do obrony. Skoro ten człowiek mógł powalić Cienia i to wcale nie jakiegoś rekrucika czy szaraczka, to na pewno wiedział co robi. I bogowie, potrafił to robić, wobec czego lekceważenie go w ogóle nie wchodziło w rachubę. Żadnego popisywania się.
- Mów jaśniej, zamiast krążyć wokół odpowiedzi. Obecność Cienia wcale nie stawia cię w dobrym świetle, nawet jeśli tamten chwilowo nam nie towarzyszy - mruknęła występując parę kroków do przodu, wysuwając się nawet przed Wintersa. Może i był szpiegiem, może był Duchem, może uczył się od Menerosa, ale jeśli ten gość zaatakuje magią, to będą mieli kłopot. A Vetinari wierzyła uparcie w to, że alchemia jest szybsza niż ludzki odruch obronny. Wierzyła w to nawet wtedy, gdy jej metody zawiodły, a człowiek okazał się wytrzymalszy, ale to była inna historia.

draumkona pisze...

- Racja, nie uwierzę. Ale zawsze warto spróbować - mruknęła kwaśno w odpowiedzi, ale w tej chwili została wyłączona ze starcia przez Devrila. I przez księgę, którą pozbawił swojej opieki. Momentalnie straciła zainteresowanie Cieniem, Devrilem i intruzem i podniosła zawiniątko z ziemi, czując, że tak właśnie powinno być. Tak. Teraz, kiedy ma księgę już nic jej nie grozi.
- Szept? - dopiero w tym momencie wyrwała się z otępiałego zamyślenia i obejrzała na drzwi. Stała tam magiczka, dzięki bogom.
- To wy się znacie? - wyrwało się jej, kiedy z niedowierzaniem zezowała to na jedno, to na drugie. I to całe "pokaż to". Jak Wilk się znajdzie to nie będzie zadowolony z konkurencji...

draumkona pisze...

- Bron jest z Kompanii. Kompanii Żelaznej... - dalej nie usłyszała o czym jest rozmowa, bo na powrót jej spojrzenie przyciągnęła książka. Dopiero teraz, kiedy odwinęła ją całkiem ze starej szmaty zauważyła, że miała elegancką okładkę, choć nieco podniszczoną. Była chłodna w dotyku i jakby delikatnie wibrowała. Przysiadła na pierwszym lepszym schodku i otworzyła książkę. Strony były puste, niezapisane i z tego powodu poczuła straszny zawód i rozczarowanie. Kimkolwiek był jej właściciel nie mógł być ciekawą osobą, skoro pozostawił tyle niezapisanych stron. Albo umarł nim zdążył cokolwiek napisać. Ciekawe, czy ta książka należała do tego truposza którego mineli w kanałach?
Wrażenie dzielenia wiedzy nasiliło się, a ksiązka zrobiła się znacznie cieplejsza, jakby przejmowała ciepło od niej samej.
Nie. wyczytała na stronie słowa wypisane eleganckim stylem pisma. Ku jej rozczarowaniu, słowo chwilę później zniknęło nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Czyja więc była to książka?
Maga. padła znów odpowiedź, choć mało precyzyjna i pozostawiająca niedosyt.
- Nieumarli? Skąd oni się tu wzięli? I czy sobie poszli? - oderwała spojrzenie od pustej stronnicy i rozejrzała się. Chyba przegapiła sporą część rozmowy.
- To ruiny, to normalne, że są tu nieumarli. A skoro Szept wróciła... To pewnie ich przegnała.

draumkona pisze...

- Hybrydy... Mroczne Duchy - mruknęła alchemiczka po raz wtóry gładząc palcami okładkę księgi. Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że coś mówi.
- Trzeba znaleźć Wilka - też się z tym zgadzała, ale gdzie u licha mieli szukać tego kudłacza? Polazł sam gdzieś, a przecież tyle im tłukł do głów by się nie rozdzielali, a sam... Szkoda słów po prostu.
- Jakieś pomysły gdzie może być? Bo tak po prawdzie... No, może być wszędzie. Może też już być zimnym trupem - sama nie wiedziała skąd ta niewiara w brata i skąd te słowa. No... Samo wyszło, aż z wyrzutem spojrzała na książkę, jakby ta była wszystkiemu winna - Nie no, pewnie władował się w jakieś kłopoty, ale żyje. Co byłby z niego za elf gdyby sie dał tak po prostu zabić.

draumkona pisze...

- Sugerowałbym poczekać
- Że niby sam sie znajdzie? Widać, że go nie znasz... - alchemiczka podniosła się, a księga trafiła do skórzanej torby przewieszonej przez ramię. Akurat w tym momencie podzielała zdanie Szept. Trzeba było Wilka znaleźć i to jak najszybciej, bogowie niejedyni wiedzą co mu do głowy strzeli.
- Jak chcecie to poczekajcie - rzuciła jeszcze lekceważącym tonem, zupełnie jak nie ona i skierowała się do wyjścia z komnaty.

draumkona pisze...

- Noce robią się gorsze? W jakim sensie? - obejrzała się na nowo poznanego mężczyznę i uniosła brew. Wydawało jej sie, że przeczytała wystarczająco dużo literatury by wiedzieć tak podstawowe rzeczy, a jednak...
- Ale jak pójdziesz ty, to z kolei jak wsiąkniesz, to pójdę ja. A potem Dev. A potem wszyscy będziemy martwi - radosna perspektywa w wykonaniu alchemiczki jak zawsze podnosiła na duchu - Chodźmy wszyscy, to będziemy mieli nie dośc, że większe szanse na przeżycie, to się nie pogubimy. Łażenie samemu jest bez sensu...

draumkona pisze...

- Charlotte zostanie - alchemiczka prychnęła i wcale nie miała zamiaru ułatwiać Devrilowi tego zadania. Ona idzie szukać brata i koniec.
- Sam sobie zostaniesz. Mam alchemię, a jak przyjdzie co do czego to każdy napotkany duch dostanie w łeb Traktatem o cukiernictwie i się skończy - zabawnie było tak to obrazować, bo w środku zaczął zżerać ją strach. Tak jak nigdy się nie bała, przecież była urodzonym ryzykantem, tak teraz... Jakiś niepokój tlił się gdzieś na skraju jej umysłu, zupełnie jak to wrażenie, że nie jest sama ze sobą w swojej głowie, jakkolwiek irracjonalnie to brzmi.
- Nie mogę go tak zostawić. To mój brat przecież... On by mnie nie zostawił...

ofelia pisze...

[Nie, tak właściwie może być to obojętna postać. :)]

Rosa pisze...

[Przepraszam, że tak długo nie odpisywałam. Brak czasu i szkoła to kiepska wymówka, ale jak najbardziej prawdziwa. Po całym tygodniu nauki nie chciało mi się siadać do odpisów, ale teraz postanowiłam, że muszę przecież odpisywać, bo nie chcę opuszczać Keronii. ;)
Więc odpis jest. I mam nadzieję, że mimo mojego lenistwa chcesz dalej ze mną pisać. ]


-Karczma jest sprawdzona. Są tutaj tylko zaufani ludzie. Nikt nie wie, że tutaj jesteśmy. Jest odwiedzana bardzo rzadko, więc szansa spotkania kogokolwiek jest niewielka. – Finn poszedł za Cieniem. Pokój, w którym czekała na nich Isleen znajdował się na pięterku, za rogiem. Prowadził do niego wąski korytarz. W zasadzie nie wiele osób wiedziało o istnieniu tego pomieszczenia.
Tak… Ta karczma, była wyśmienitym miejscem na spotkania.
***
Isleen przez większość czasu oczekiwania na Cieni, siedziała w rogu pokoju. W miejscu gdzie promienie słoneczne, jeszcze sięgały, ogrzewając jej twarz.
Bawiła się złotym pierścionkiem, którego nigdy nie zdejmowała. Jedyna pamiątka łącząca ją z jej dawnym życiem. Nie pamiętała, by nosiła go wcześniej… tam w domu. Odkąd pojawiła się w Keronii, zawsze był na jej palcu.
Elfka wstała i wyjrzała prze okno, słysząc rżenie koni. Więc przyjechali… Jej ochroniarze. Cienie. Tajemniczy skrytobójcy. Bractwo Cieni nigdy jej nie interesowało. Może dlatego, że nie chciała wplątywać się w politykę. W tym kraju, nie było to chyba możliwe.
Założyła jasny kosmyk włosów za szpiczaste ucho i uklęknęła przy swojej torbie. Usiadła na podłodze, opierając się o ścianę. Wyjęła z niej kilka kartek. Uśmiechnęła się pod nosem. Nie byłaby sobą, gdyby nie przepisała kilku… ciekawszych dokumentów. Przyjrzała się dokładniej jednej z przerysowanych map. Nie była może za dokładna, ale było wyraźnie widać, którego miejsca Keronii dotyczy. Jedna tylko rzecz nie dawała jej spokoju. Co oznaczał krzyżyk na mapie. Przecież nie tajemniczy skarb z przeszłości. Siatka nie zajmowała się takimi sprawami. Więc co? Nowy cel szpiegów? Jakaś sprawa do zbadania? Tylko czemu w takim razie mapa razem z innymi dokumentami była ściśle tajna?
Isleen słysząc głosy przy drzwiach wepchnęła szybko mapę do torby. Finn na pewno nie mógł zauważyć, że przepisała dokumenty. Elfka wstała i oparła się o drewniany parapet. Wyjrzała prze okno, wdychając zapach otaczającego ją lasu. Musiała się uspokoić…. I wtedy jakby przeciwko wszystkiemu co mówił Finn w ścianie obok niej utkwiła strzała.

draumkona pisze...

Jak zwykle była w mniejszości. Jak zwykle jej się to nie podobało i jak zwykle, bardzo podobnie do iskry co zaczynało ją niepokoić, miała ochotę czymś w kogoś rzucić. Niekoniecznie butem, bo potem zmarzłaby w stopę od zimnej, kamiennej posadzki, ale może na przykład tą książką? truposz na pewno nie miałby jej za złe tak spożytkowanego starocia.
- A jak Szept coś się stanie, to będę pierwszą osobą, która zasugeruje Wilkowi złamanie twojego nosa! - prychnęła, ostatecznie jednak się poddając, siadając perfidnie na ziemi i tyle. Co prawda było to zachowanie godne pięciolatki a nie kogoś, kto kieruje organizacją, ale wszyscy, łącznie z Vetinari zdawali się o tym zapomnieć.
- Pewnie wlazł do jakiejs komnaty, jak to on, wdepnął w jakąś pułapkę, jak to on, a teraz zapewne siedzi w kącie i kombinuje jak przyszyć sobie tą oderwaną nogę - burknęła jeszcze pod nosem, mając w pamięci tajemny wypad jej i Wilka do innych ruin, w pobliżu Moriaru. Całe szczęście, Szept chyba nie zauważyła dziwnych blizn na łydce szanownego małżonka. W innym wypadku mogłoby się wydać, że chwilowo nie miał połowy nogi.

draumkona pisze...

Przez długi czas nie czuła nic, co mogłoby chociaż zacząć kojarzyć się a elfim władcą. Przepadł jak kamień w wodę, albo nie żył. Albo jeszcze gorzej.
Długo musiała szukać, by odnaleźć cienki strumyk magii, który jawnie należał do osławionego elfa. Albo leczył się sam, albo kogoś... A może, sposobem Królika, bronił się używając magii leczniczej. Okazało się jednak jeszcze co innego, bo kiedy w końcu dotarła do jednej z tutejszych komnat, wpadła w sam środek zażartej walki. Komnata w której to wszystko miało miejsce była ogromna, jakby wewnętrzna jaskinia pokryta wypłowiałymi malowidłami. Miała też parę poziomów, choć te nie różniły się zbytnio wysokością. Pierwszy poziom zaczynał się ledwie metr nad ziemią i prowadziły do niego schody. Drugi znajdował się nieco wyżej, bo cztery metry nad poziomem pierwszym, a schodów już nie było. Najwyżej zaś znajdowały się dryfujące odłamki ścian i skał robiące za wysepki.
W tym wszystkim, na pierwszy plan wysuwał się Wilk, brudny, zalany krwią i potem i unikający lecących w jego stronę ognistych kul, czy lodowych strzał. Niestety, źródło ofensywnej magii pozostawało nieznane, bo pociski leciały z góry, z drugiego poziomu, na którym non stop podnosiła się mgła, to opadała, jakby efekt zderzenia sporej fali zimna z gorącem. Cokolwiek zaś się tu toczyło, nikt nie miał czasu by spostrzec wejście magiczki.

draumkona pisze...

Przez długi czas nie czuła nic, co mogłoby chociaż zacząć kojarzyć się a elfim władcą. Przepadł jak kamień w wodę, albo nie żył. Albo jeszcze gorzej.
Długo musiała szukać, by odnaleźć cienki strumyk magii, który jawnie należał do osławionego elfa. Albo leczył się sam, albo kogoś... A może, sposobem Królika, bronił się używając magii leczniczej. Okazało się jednak jeszcze co innego, bo kiedy w końcu dotarła do jednej z tutejszych komnat, wpadła w sam środek zażartej walki. Komnata w której to wszystko miało miejsce była ogromna, jakby wewnętrzna jaskinia pokryta wypłowiałymi malowidłami. Miała też parę poziomów, choć te nie różniły się zbytnio wysokością. Pierwszy poziom zaczynał się ledwie metr nad ziemią i prowadziły do niego schody. Drugi znajdował się nieco wyżej, bo cztery metry nad poziomem pierwszym, a schodów już nie było. Najwyżej zaś znajdowały się dryfujące odłamki ścian i skał robiące za wysepki.
W tym wszystkim, na pierwszy plan wysuwał się Wilk, brudny, zalany krwią i potem i unikający lecących w jego stronę ognistych kul, czy lodowych strzał. Niestety, źródło ofensywnej magii pozostawało nieznane, bo pociski leciały z góry, z drugiego poziomu, na którym non stop podnosiła się mgła, to opadała, jakby efekt zderzenia sporej fali zimna z gorącem. Cokolwiek zaś się tu toczyło, nikt nie miał czasu by spostrzec wejście magiczki.

draumkona pisze...

Już myślał, że tym razem się nie wywinie. Że go trafi i to będzie koniec, umrze, nigdy już nie wyjdzie z tej cholernej fortecy a jego ciało się to rozłoży jako pożywka dla robali, które tu żyją. Obejrzał się za siebie, widział jak szpila lodu leci prosto na niego, a potem... potem rozbiła się o tarczę. Na pewno nie jego, bo on tak nie potrafił. Na pewno też nie była to tarcza iskry, bo ta miała swoje problemy, tam na górze. Wobec tego... Rozejrzał się i niemalże od razu ją dostrzegł. Jak mógł nie zauważyć wcześniej?
- Szept! Uciekaj stąd póki możesz! - zupełnie jakby się łudził, że jednak posłucha. Na domiar złego, potężny wybuch z góry oderwał część lewitującej wysepki i trzeba było uciekać od spadających kamieni.
- Gdzie jest reszta tak w ogóle? - wydyszał, kiedy znalazł się obok magiczki. Z jednej strony cieszył się na jej widok, z drugiej zaś... Przecież tu było niebezpiecznie!

draumkona pisze...

- Jeszcze gorzej? - jęknął, ocierając napływającą do lewego oka krew ze skroni - Już się chyba nie da... - urwał, nie kończąc myśli, bo wtedy pojawił się kolejny duch. I tak jak długo sobie wmawiał, że furiatka jest Wygnańcem, że zaatakowała Eredina i powinien zapomnieć o jej istnieniu, tak nie potrafił teraz zostawić ją na pewną śmierć. Ledwo przecież we dwójkę radzili sobie z jednym... Szept się to nie spodoba. Szept się to bardzo nie spodoba.
- Iskra! Wiejemy! - krzyknął, mając nadzieję, że elfka go usłyszy. Chwilowa cisza i dalszy syk ścierającej się magii uświadomił mu jednak, że chyba nic z tego.

draumkona pisze...

Przyswoił szybko informacje i sam musiał odskoczyć na bok, kiedy magiczny pocisk odbił się rykoszetem od ściany. Niby chroniła ich tarcza, ale... wolał nie ryzykować, wiadomo. Jeszcze raz spojrzał na górny poziom, jakby się wahając... i ruszył biegiem do drzwi, łapiąc po drodze za rękę Szept. Nie mogli dłużej czekać.
Iskra dogoniła ich dopiero kiedy wyszli już na korytarz, zdyszana i ranna, ale wciąż żywa, co przyniosło elfiemu władcy sporą ulgę. Nie chciałby mieć kogoś na sumieniu.
- Uciekajmy... - wydyszała jeszcze, zdążając za nimi i co chwila się oglądając za siebie. Niby dała duchom na chwilę zajęcie, ale czy to starczy? Czy zdążą do bezpiecznej komnaty?

draumkona pisze...

Iskra machnęła ręką nawet nie chcąc tego słuchać. Wiedziała, że trzeba to opatrzyć. Ona sama zaś tego zrobić nie mogła, a Wilka prosić się nie będzie. Przewiąże tasiemką z tkaniny i tyle, do wesela się zagoi...
- Co to było? - Wilk w końcu odzyskał w miarę miarowy oddech, nie dyszał już jak pies myśliwski po polowaniu na niedźwiedzia. Wycie powtórzyło się.
- Na pewno nic, co byłoby dobrym zwiastunem - burknęła Iskra ocierając pot z czoła i zerkając na ranę na ramieniu.
- To ty jesteś tym drugim Cieniem? - wypaliła na dzień dobry Charlotte, znów z ksiązką w reku.
- Drugim Cieniem? - elfka uniosła brew, nie bardzo pojmując o co chodzi.

«Najstarsze ‹Starsze   4401 – 4600 z 5000   Nowsze› Najnowsze»

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair