Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat


Art credit by 88grzes
Niraneth Szept Raa'sheal 
 z rodu Erianwen
elfka, mag
"Jest jak dziecko, co pcha palca w szparę w drzwiach, dobrze wiedząc, że zaraz paluch będzie przytrzaśnięty i spuchnięty. Magiczka, psia jego mać, piekielnie dobra, ale instynktu samozachowawczego to ona nie ma za grosz."

Dar o Szept

Początek
   Urodziła się jako trzecie dziecko w rodzinie, pierwsza córka Elenarda Erianwen, potomka Erathira i pięknej Aerandel z Eilendyr. Wszędobylskie dziecko, któremu ojciec zbytnio pobłażał, matka zbyt próbowała narzucić jakieś zasady, ulubienica braci, wyczekiwana córka. Ojciec jej, jak każda głowa rodu Erianwen, hyvan, z ramienia Władcy zarządzał drugim co do ważności elfim miastem w Keroni – Irandal w Zaginionej Dolinie Gór Mgieł. Mieniony Mistrzem Wiedzy, mag widzący więcej niż inni, choć przyszłość była zakryta przed jego oczami. Matka dumna i piękna, z córki chciała zrobić podobną do siebie, klejnot pośród kamieni, lecz zbytnio w swym dziele zbłądziła, szukając blasku, zapominając, że szlachetny kruszec, by przetrwać, potrzebuje i twardości diamentu, nie tylko jego piękna. Niraneth, wywodząca się z jednego z najstarszych szlachetnych rodów, po ojcu odziedziczyła charakter, wygląd po matce biorąc i jeno wyraz jej oczu przywodził na myśl spojrzenie Elenarda, zdradzając stalową wolę i upór, który niełatwy do złamania, kłócił się z wysoką i wiotką, przywodzącą na myśl młode drzewko, budową ciała.
   Buntownicza, nieugięta. Stała w osądach i zadaniach, jakich się podjęła. I nade wszystko była dumną. Jej brat Tamarel mienił się pierwszym obrońcą miasta, nadzieją elfów, drugi jej brat Eredin Strażnikiem Lasu wbrew woli ojca został, życie swe obronie, pielęgnacji i czuwaniu nad otaczającym Eilendyr Medrethem i jego duchami poświęcając. Niraneth Erianwen zaś dorastała wśród górskich szczytów w pięknym Irandal, ukrytym przed wzrokiem nieprzyjaciół, gdzie tylko ten, co drogę znał stawić się mógł. Jej decyzje nieraz szokowały, nieraz Starszyzna patrzyła posępnie na jej poczynania, lecz ona, wspomagana młodością i uporem, zwykła przedkładać swe racje nad ogólnie przyjęte zasady. Gdy przyszło do wyboru maga na swego mistrza i nauczyciela, shalafi, zwróciła się do Darmara Sethora, tego, który już wówczas uchodził za potężnego czarodzieja, jednego z tych, co zapiszą się w dziejach historii, lecz zarazem i za tego, który lubo niezłapany za rękę, zdawał się skłaniać ku zakazanym sztukom mroku i cienia, które to w sekrecie praktykował, a które w przyszłości miały zdecydować o jego wygnaniu. U niego nauki pobierała córka Elenarda, mag zaś chętnie dzielił się wiedzą, roztaczał przed młodym i chłonnym umysłem prawa i nauki magicznej sztuki, siły, którą by władać trzeba pokochać i zrozumieć, oddać się jej w pełni, bez reszty. Potrzeba ciągłej praktyki, cierpliwości, poznania własnych granic, nie tylko fizycznych, ale i psychicznych. Magia jest sztuką i bronią w jednym, nie kuglarskimi występami ku uciesze gawiedzi, zwykł mawiać jej mentor, prychając z niezadowolenia nad popisami elfiej młodzieży i adeptów. Niraneth zapamiętała tę lekcję, jak i wiele innych pouczeń maga.
   Na szacunek musiała dopiero Niraneth zasłużyć, czynami, słowy i wolą nieugiętą. A nade wszystko miłością do własnego ludu i lasów tych, co ich żywiły, chroniły i odziewały, darząc swymi dobrami, a które to, jako dzieci natury elfy tak bardzo szanowały. Tym także, że dobro rodaków nad swoje własne przekładała, a nawet jeśli czyny jej kłóciły się z poglądami Starszych, nie można było przeczyć, iż kierowała nią miłość, nie własna ambicja i zdradzieckie knowania.
   A jej drugą miłością była magia. Trzecią zaś natura.

Legenda o Wilczej Pani
   Lecz przyszły i czasy niepokoju, czas walki i krwi rozlewu, czasy gdy odwaga i trwałość murów miały zostać poddane próbie. Wojna nie ominęła elfiego miasta, Wirgińczycy, przyprowadzeni zdradą stanęli u jego bram. Odwaga i wola wytrwały, utwardzone przez doświadczenie, mury skruszały, zburzone siłą wrogich oddziałów. Śmierć zebrała wówczas krwawe żniwo wśród jej rodaków, niejedno serce okryła żałobą, niejedną wolę złamała, roztaczając wizję rezygnacji i zatracenia. Nie obeszło się bez ofiar i w domu Erathira, odbierając im tego, który miał bronić Irandal, buńczucznym głosem prowadząc ku zwycięstwu, tego, którego zwano Tamarelem, pierwszym synem Pana Wiedzy. Wychowana wśród mędrców, szkolona przez magów Niraneth była tą, której w zamian powierzono pieczę nad ginącym miastem. Nadano jej miano Wilthierni, Wilczej Pani, wkrótce zaś pośród napastników jęła krążyć opowieść o elfce, o tym jak do walki wiodła nie swych rodaków, a knieję całą, wierną jej rozkazom, wilki z Gór Mgieł, straszliwe bestie miały krążyć przy jej boku, a gdy nastały ostatnie dni, ona sama miała się w leśnego zwierza przemieniać, krwawa w zemście, nieustępliwa w boju, podchodząca i uderzająca znienacka, nieprzyjaciółka rodu ludzkiego, wiedźma z lasu.
   Jej serce długo krwawiło po zniszczeniu Irandal i nie mogła darować ludziom tego uczynku. Nie bawiła się w odróżnianie, jakiej byli narodowości. Zrobiła wszystko, by ocalić elfie miasto, lecz i to zawiodło. Zamiast tego umożliwiła odejście pobratymcom do Eilendyr, przeprowadziła ich przez niemal cały kraj do stolicy. Niedane jej było tam pozostać, cieszyć się urokami tamtejszego życia i dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Upadek Irandal wzbudził niespokojne myśli, nasilił podejrzliwość, rozjątrzył dawne rany. Zdrada, przez jaką padło miasto, dopełniła dzieła, dopełniła dzieła wieść o znienawidzonej przez elfy czarnej magii, kojarzącej się z mrocznym i krwawym kultem Nazary i Hazary, a do której uciekła się Niraneth. Tym razem nie pomogło tłumaczenie, że wszystko dla dobra ogółu, że dla przetrwania, ratowania ginącego miasta i jego mieszkańców. Stare przesądy, wierzenia były zbyt silne, zbyt silna była wśród długowiecznego ludu pamięć dawnych dni. Może, gdyby czarna magia elfki ocaliła w cudowny sposób miasto, spoglądano by na wszystko inaczej. Lecz Irandal padło, z nim zaś upadły nadzieje elfki. Nie pomogło wstawiennictwo przyjaciół, nie pomogło poparcie następcy tronu, udziałem elfki stał się los jej byłego mistrza, Darmara. Wygnana, odrzucona przez swoich, nie mogła odtąd powrócić do wspaniałych miast swych rodaków. Przypadło jej żyć z daleka, ciągle tęskniąc, dni miały jej mijać na wędrówce w świecie ludzi, tak obcym i nieznanym.
  Pieśń milknie i znika miano Wilczej Pani nawet i z ludu jej głosu, gdzie się podziała, dokąd podążyła, dokąd zawiodła ją duma, przeklęta elfia magia i bogowie? Nie wie bard, co się z nią stało, czy poległa wśród późniejszych walk, czy lud swój opuściła na dobre. Opowieść stała się legendą, legenda mitem, bajką opowiadaną przy ognisku. I tylko skruszałe mury pamiętają – prawdę.

Wygnaniec Szeptem zwany
   Wraz z czasem inna opowieść jęła krążyć, mniej znana, mniej krwawa. I w niej elfka występuje, elfka Szeptem zwana. Ona ta podróżuje po kraju na kształt najemnika, najemnikiem nie będąc. Magia jej nie do kupienia, nie za złoto i srebrne dukaty, życzliwość nie do sprzedania, chybaby temu, kto naprawdę w potrzebie. Efli Wygnaniec, pozbawiony możliwości powrotu do elfich miast, zapomniana przez swoich, czego i nie ukrywa, jeśli czegoś żałując, to nie swego czynu, o którym słowa nie powie, a braku zrozumienia. Z konieczności i zbiegu okoliczności członek bandy Nefryt, choć od niedawna, choć jeszcze nie do końca pełen zaufania, wplątana w konflikt, który wedle elfiego zamysłu dotyczy tylko ludzi, nie zaś elfów. Gdyby opuszczając Irandal powiedziano jej, że zbrata się z ludźmi, mieszając w ich starcia, uznałaby to co najmniej za kpinę i mało śmieszny żart. Mało znała ludzi, a jeszcze mniej, wynika z tego, siebie.
  Pracuje dla, czy też raczej z Alastairem Pielgrzymującym, Kolekcjonerem z Królewca, badając dlań starożytne ruiny, czasem naruszone i odnalezione weń artefakty, ślady przeszłości do jego pracowni przy Zachodniej Bramie znosząc. Sama ci w tej podróży nie jest, bo i na to by Alastair, dla którego jest jak córka, nie pozwolił. Na jej ramieniu siedzi czarny kruk, śladem jej podążają wilki urodzone wśród białych szczytów Gór Mgieł. Niemal zawsze towarzyszy jej zmora magiczki we własnej osobie, półelfi najemnik Brzeszczotem nazywany. Brat jej, choć nie z tej samej krwi, wrzód na tyłku w oficjalnej wersji, uprzykrzony półelf i ograniczony człowiek, niemający za grosz zamiłowania do natury i ani krztyny cierpliwości i wychowania. Niech jednak ktokolwiek choć źle spojrzy na ów miecz w potrzebie, niech choć palcem tknie boskie pośladki, elfka nie popuści. Jej najemnik, jej wrzód i tylko jej wolno kpić z poczciwca. Do niedawna marząca o powrocie do Eilendyr, jak każdy elf silnie związana ze stolicą, kochająca ją i jej piękno. Tam zostali ci, którzy są najbliżsi jej sercu.

Elfie dziedzictwo
    Po ojcu swym zdolność do magii powzięła, nic to dziwnego, bo wśród potomków Erathira zawsze rodzili się czarodzieje, wróżbici i czarnoksiężnicy, poświęceni Aszarze i gwieździe Ara. Zgłębiała więc tajniki pradawnych mocy, całkowicie oddając się magii, poświęcając jej się nieomal bez reszty, jako czemuś, co jest jej częścią, darem od bogów, którego nie godzi się pozostawić samemu sobie, a rozwijać wypada. A ponieważ, miast zasadami, kierowała się własnymi przekonaniami, nie było dziedziny, do której by nie zajrzała, wliczając w to czarnomagiczne zaklęcia i magię krwi. Przeto, choć wtajemniczono ją w arkana łucznictwa i mieczy, nie miecz i łuk są jej bronią, nie tarcza i pancerz ochroną. Jej jedyną bronią jest magia, a gdyby ta zawiodła, co zdarza się i w każdym przypadku, bo ostrze miecza się tępi, a tarcza pęka, nosi przy sobie sztylet elfiej roboty, umocowany na ramieniu przemyślnym mechanizmem, będący ostatnią deską ratunku magiczki. Lecz najpierw imię jej poznane było jako tej, do której rąk nawet najdziksze zwierzęta się garną. Zachowanie takie zdradzały już w obliczu jej matki. Nie raz się zdarzało, że Aerandel przechadzała się obok wilczych watah, rysiego legowiska czy niedźwiedzicy z młodymi, a te jako niegroźną ją traktowały. U córki zdolność ta sięgnęła mistrzostwa. Ona nie tylko obok nich chodziła, ona z nimi przebywała, z młodymi się bawiąc, stare lecząc, gdy potrzeba takowa zaistniała. Ani jedno warknięcie, ani jedno prychnięcie ostrzegawcze nie padło, ani razu pazur nie uraził skóry elfki, zwierz dziki miała ją za swoją, za przyjaciółkę i opiekunkę, za tę, której krzywdy się nie czyni. Miłośniczka natury, lasów i zwierzyny wszelakiej, nie przeszła obojętnie obok żadnego zwierzęcia, co mogło zdawać się urocze, na dłuższą metę bywało jednak drażniące, zwłaszcza dla tych, którzy nie podzielali jej zamiłowań. Rozmiłowana w siłach przyrody, nie pogardzała też dziełami rąk ludzkich. Stare ruiny, podziemia, warowne zamki i świątynie ciągnęły ją do siebie z siłą, której nie zamierzała się opierać. Miłość do kamienia zaszczepił w niej Ymir, odtąd sama szperała w księgach, gromadząc wiedzę, a resztę sama widząc, gdy w ciemności starych budowli niknęła, a korytarz niósł jej kroki. A choć ukochała elfie miasta, to jej serce ciągnęło i do wędrówek, do miejsc, jakie ukazywały oglądane przez nią mapy i opiewały legendy, a których to dziwy chciała na własne oczy obaczyć. Wierząca w elfickich bogów, najsilniej związana z boginią magii Aszarą i Bogiem Ojcem, Asuryanem. Czasem jej wiara była wystawiana na próbę, czasem zdarzały się chwile zwątpienia, niepewności, bo gdzie ich nie brak? Bogowie nie poprowadzą cię za rączkę, nie pokarzą jak iść. Nie podniosą cię za ciebie, gdy upadniesz.

Pani poradzę sobie obecnie
   Los bywa kapryśny, widoczny chyba tylko dla jasnowidzów, zmienny i nieraz potrafi elfa zaskoczyć. Nie zabrakło tych niespodzianek i dla Szept. Z potomkini Erathira - Wygnańcem, z Wygnańca - małżonką Władcy Eilendyr, co to ostatnie chyba najbardziej zaskoczyło ją samą, z panny - mężatką i matką małej Merileth.
   Poprzez znajomość z Nefryt włączona w działalność ruchu oporu, poznała prawdziwą tożsamość swej ludzkiej przyjaciółki, motywy kierujące rzekomo zwykłym i poczciwym magiem, miłośnikiem staroci. A jak zmienił się jej status, tak i zmienił się charakter, ukształtowany przez nowe okoliczności i liczne przygody, zmuszające do weryfikacji tego, co dotąd uznawała za niezmienne prawdy. Już nie konieczność, a najszczersze chęci wiodły ją ramię w ramię z ludźmi, cele bandy stały się jej celami, a sprawa, którą miała za ludzki kłopot, jej sprawą. Postawione na jej drodze postacie utemperowały nieco jej dumę, uświadomiły, że o prawdziwej wartości istoty żyjącej nie decyduje przynależność rasowa i czystość krwi, nieodziedziczone po przodkach geny, lecz to, co skryte głęboko w sercu.
   Wciąż marzy jej się, by ludzie przestali bać się magii, powstanie Kręgu, który jednoczyłby wszystkie rasy, a w którym magowie mogliby szlifować swe umiejętności i nieść pomoc tym, którzy by jej najbardziej potrzebowali. Brzydkie doświadczenie z przeszłości, pozostałość kłopotów, w które sama, w jak najlepszej wierze się wpakowała, sprawiły, że lękiem napawają ją portale, co biorąc pod uwagę profesję jest równie irracjonalne jak bojący się koni jeździec i mdlejąca na widok krwi uzdrowicielka. Wszędobylskie oko Starszyzny nie powstrzymało jej przed włóczęgą po kraju i zaglądaniu do bardziej podejrzanych kątów, a przydzieleni jej do ochrony dwaj przyboczni nie zapobiegli regularnemu gubieniu się Jej Wysokości.

Art credit by 88grzes
Niraneth Raa'sheal | Nira | Szept | wredna magiczka | czarny mag | członkini bandy Nefryt | Wilcza Pani | elfia królowa | Mała | Wilczyca | pani zawsze na siebie uważam i jestem ostrożna | elfka pełnej krwi | długoucha wredota | Wygnaniec | Erianwen | pani nie można tego tak zostawić | magnes na kłopoty


~*~

Art credit by Sayara-S

Devril Randal Larkin Winters
earl Drummor
Kerończyk
„Brzeszczot nie wiedział, jak Dev chce ich wyciągnąć z wyspy, ale postanowił zaufać temu wymądrzającemu się pięknisiowi. Kto jak nie on, da radę ich wyrwać z tego szamba? Takiego Devrila to ino się trzymać i nie puszczać.”
  
Dar o Devie


Devril Winters | Dev | arystokrata | earl Drummor | szpieg | Duch | człowiek | przyjaciel plemion | kochaś | przydupas | pan, który znajdzie wyjście z każdej sytuacji | piękniś | bawidamek

~*~

Art credit by gokcegokcen

Lucien Czarny Cień
Kerończyk
Poszukiwacz Bractwa Nocy
"Chciałam cię poznać. Powinnam cię znać. Ale ty wolałeś bawić się w przybieranie setki masek, a każda z nich była dla ciebie niczym ważnym."

Iskra o Lucienie

Lucien Czarny Cień | Lu | Poszukiwacz | Cień | Asgir Thorne | kowal | Varian Gharkis | zabójca | człowiek | pan misja | lodowa góra | Władca kaczek | Radny Bractwa | mentor


Ostatnia aktualizacja karty: 29.03. - cytat u Luciena
Ostatnia aktualizacja podstron: 25.10. - aktualizacja pobocznych zakończona

5 000 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   4601 – 4800 z 5000   Nowsze›   Najnowsze»
draumkona pisze...

- Panienko? - przecież ona miała blisko pięćdziesiąt lat a oni do niej panienko... Ale podeszła bliżej, pozwalając mu to obejrzeć. Co prawda, głupio jej było, że biały mag, wiadomo, w ogóle mag i tak dalej... A sama wyleczyć się nie potrafi.
- Jeszcze Cieni mi tu brakowało - burknęła, dmuchając w opadający na nos kosmyk czarnych włosów.
Char za to pokazałą Devrilowi język, jasno dając do zrozumienia co myśli o tych jego kusych spojrzeniach i krzywych minach.
- Najlepiej będzie jak zostaniemy tu do rana - stwierdził Wilk, urodzony taktyk.
- Chyba kpisz. Ja tam muszę wrócić - cokolwiek ciągnęło Iskrę na korytarz wydawało się być wazne, skoro nawet nie zainteresowała się sprawą Cieni.
- A po co niby?
- Tam... Tam gdzieś jest Natan - wyznała cicho, ledwie słyszalnie, ujawniając tajemnicę dla której się tu znalazła.

Tiamuuri pisze...

[Hej, a ja? ;-)]

draumkona pisze...

- Alvar.
Ten jękowzdech nie spodobał się Wilkowi. Spojrzał na nowo przybyłego, łypnął na niego raz i drugi, ale nie miał się do czego przyczepić. O ile do Sarriela zapałał natychmiastową nienawiścią, to tutaj... Tutaj tak nie było. Nie zmieniało to jednak faktu, że przez ten jękowzdech Alvar stał się podejrzanym o przeszłe romanse z Szept. Będzie musiał sprawdzić co łączyło tych dwoje.
- Skąd wiesz? - ten pan pojawił się znikąd. Co prawda, może i mówił prawdę, może Natanowi nic nie groziło, ale... Ale może wcale prawdy nie mówił i co wtedy?

draumkona pisze...

Char z niepokojem przerzucała spojrzeniem między nimi wszystkimi, zwłaszcza zaś między Wilkiem, Alvarem a Szept. Czy właśnie pojawił się ktoś kogo jej brat znienawidzi bardziej niż elfiego księciunia?
- No to się porobiło... - mruknęła tylko, na powrót wracając do lektury magicznej księgi, której możliwości nie znał na razie nikt prócz niej.
- Lucien? - i tyle wystarczyło, żeby Iskra znalazła się w kompletnie innym świecie. Widok Cienia. Tylko tyle. Szybkim krokiem oddaliła się od Brana, dopadła do Cienia i z ulgą zauważyła, że oddychał. Znowu się w coś wpakował. Głupek. A jednak tylko temu głupkowi czule odgarnęła włosy z czoła.
- To może ja też wezmę i umrę - burknął Wilk, siadając na ziemi, krzyżując zarówno nogi jak i ręce. No i ten naburmuszony wyraz twarzy.

draumkona pisze...

- Nie zachowuj się jak dziecko - przedrzeźnił pod nosem magiczkę i otarł z czoła krew. Pewnie, niech ona sie zajmuje swoim Alvasiem a on tu umrze od ran.
Wnikliwe obserwacje Char musiały zostać przerwane, tego wymagała książka i jej wielce ciekawa, samopisząca się treść. Chociaż, od czasu do czasu, odrywała spojrzenie od eleganckich literek i obrzucała wszystkich wzrokiem, zwłaszcza zaś Alvara. Był taki... dziwny. I przez to nawet na swój sposób interesujący.
- Coś ty znowu narobił. W co żeś wdepnął słuchając tego bubka - mruknęła Iskra najpewniej do nieprzytomnego Cienia, bo nikogo innego w pobliżu nie było. I po co on tak słuchał tego Nieuchwytnego? A mogli sadzić marchew...

ofelia pisze...

[To może ta druga opcja, z zauważeniem tego spotkania. Bractwo wydaje mi się intrygujące. :) Ale co takiego mogłaby usłyszeć? Jakoś nic sensownego nie umiem wymyślić.]

Tiamuuri pisze...

[W nocy nic za bardzo stać się nie może, jeżeli nocują poza lasem... Chyba, że jakiś wirgiński szpieg się zaczai w okolicy, co otrzymał rozkaz nie atakować, tylko podążać za nimi, żeby dotrzeć do dokumentów.]

Tej nocy obozowisko było znacznie większe niż zwykle, wyraźnie było też podzielone na dwie części. Po jednej stronie ogniska, bliżej lasu, nocowali partyzanci, zajmując swoje trójkątne, z dwóch stron otwarte szałasy. Druga część należała do Sokolnyka, maga, kilku związanych z nim współpracowników i Jorama Corrobara. Ognisko dogasało, zapach dymu natomiast do pewnego momentu stawał się coraz bardziej intensywny, mieszając się z tymi zapachami ziemi i drzew, które ujawniały się z niewiadomych przyczyn dopiero jakiś czas po zachodzie słońca.
Shivan Fertner siedział w pobliżu swojego posłania, oparty o juki i skórzane sakwy, ułożone w coś na kształt wału, bawił się, obracając w rękach swój flet, i obserwował otoczenie. Nie wyznaczono mu warty, chłopak zwyczajnie nie był w stanie zasnąć, był pobudzony tak, że czuł w głowie i uszach szybki puls i bieg krwi.
Spojrzenie młodego Kerończyka prześlizgiwało się po kolejnych, ginących w półmroku wokół gasnącego ognia szczegółach. Większość spała, Shivan widział po swojej lewej stronie pokryty czarnymi kędziorami czubek głowy Salimira, szałas Alavara był ustawiony tak, że nie dało się z tego miejsca dostrzec śpiącego elfa. Savardi zajmowała posłanie na prawo od Shivana, nieco bliżej ognia, jej jasną twarz, ramię i dłonie, które w tym momencie podłożyła pod policzek, Shivan widział doskonale, ostatni poblask od ognia pokrył je czerwonawą warstewką światła. Tiamuuri jak zwykle nocowała na trawie, pod gołym niebem, leżała na wznak i chłopakowi wydawało się, że ma półprzymknięte oczy. Najprawdopodobniej znów była w tym dziwnym stanie letargu, pozwalającym w jakimś stopniu zachować świadomość otoczenia.
Druga część obozowiska była pogrążona w głębszej czerni, Shivan musiał nieźle wytężać wzrok, żeby dojrzeć tam cokolwiek. W końcu zrezygnowany przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Usłyszał cichy jęk Savardi, być może dręczonej jakimś koszmarem, potem znów dochodził do niego jedynie miarowy oddech Salimira. I coś jeszcze... Ciągły szelest, nasuwający na myśl silny opór, pierwszym skojarzeniem chłopaka, które sprawiło, że niemal podskoczył, było powolne przeciąganie czegoś, tak, aby nie zostało to usłyszane...
Shivan obrzucił szybkim spojrzeniem obóz, wstał, zerknął w stronę lasu. Tam nie docierał nawet słaby odblask od resztek ogniska, Shivan założył jednak, że ruch dostrzegłby mimo mroku. Nic takiego jednak nie zobaczył, znieruchomiał więc, aby nasłuchiwać. Tym razem dźwięku też nie zarejestrował. Lekko skonsternowany potarł dłonią czoło. Może to zdenerwowanie, a może by już zmęczony. Może wypadałoby się położyć?
Rozebrał się, ubrania złożył i położył pod trójkątnym zadaszeniem, przy posłaniu, po czym wślizgnął się między ciepłe skóry. Kilka minut później spał już w najlepsze.
Kiedy odzyskał świadomość, nadal było ciemno, ale chłopak wyczuł szczególną atmosferę gotowości. Musieli wstać i ruszać.
Shivan przywdział swoją skórzaną zbroję Gryfiego Jeźdźca, wziął też flet i tradycyjny miecz. Przyglądając się Tiamuuri, przecierającej sztylet skrajem tuniki, przed włożeniem go do pochwy, przypomniał sobie o nagłym strachu, jaki ogarnął go w nocy. I co, przecież nic się nie stało... Nie uważał, że powinien powiedzieć o tym pozostałym, nie należało podsycać nerwowego nastroju.
Tiamuuri założyła na ramię skórzany pas od manierki z wodą i poprawiła włosy. Rzuciła przelotne spojrzenie Shivanowi, potem odwróciła się do Kolekcjonera.
-Ja jestem gotowa -oznajmiła spokojnie. Nerwowość poprzedniego popołudnia gdzieś uleciała, teraz Drzewna mogła skoncentrować się na czekającym ich zadaniu. Wejście do puszczy było kilkadziesiąt stóp dalej, z obozowiska bez problemu dało się dostrzec to miejsce.

draumkona pisze...

- Moja, no przecież nie furiatki - burknął wielki polityk i znów ocierać musiał skroń. Cholera, naerwał coś bo rana krwawiła intensywniej. Kiedy on w ogóle tak oberwał żeby krwawić? Może jak nim rzucili o ścianę? Nie, to chyba nie to, od tego to go bolały plecy.
- Będziemy tu tak sterczeć? Całą noc? - spytał jeszcze, tym razem dobierając nieco magii z mocno nadszarpniętych zapasów i formując ją w niewielkie, blade światełko, które samoistnie powędrowało w miejsce rany na skroniu i wchłonęło się z powrotem do ciała, tym razem scalając rozerwaną skórę, naczynia krwionośne i nerwy. Wilk otrząsnął się ze dwa razy po tym zabiegu i zamrugał szybciej. Nigdy nie lubił takiej formy leczenia. Czuł się wtedy jak Królik, tylko, że on eksperymentował tylko na sobie a nie na wszystkich dookoła - Dobra, już mi lepiej - mruknął przecierając oczy i w końcu czując jak schodzi z niego napięcie jakie towarzyszyło mu parę ostatnich godzin. Spotkanie Iskry, potem ten Duch i zaciekła walka o każdą minutę życia. Nie ma co, wycieczka im się udała.
- Zawsze możesz sobie iść - odmruknęła Vetinari, kartkując książkę.
- Chociaż raz się nie odzywaj. Czekaj... Co to za książka?
- No...
- Pokaż mi to - na dźwięk tych słów Char zerwała się z miejsca z zamiarem ucieczki, ale refleks półelfa był niczym w porównaniu z szybkością pełnokrwistego, więc po chwili ganiania się po sali wpadła w ręce brata. Zarówno ona jak i książka.

Nefryt pisze...

[Hej. Przepraszam, że nie odpisuję przez tyle czasu. Brakuje mi pomysłu, co dalej. Czy masz jakieś wizje? Mogłabyś mi coś podpowiedzieć? Brakuje mi naszego wątku. Może wystarczyłaby jakaś drobna podbowiedź, żeby mój antykreatywny mózg się rozruszał. Nie chcę wysyłać ci jakiegoś kilkulinijkowego zapychacza, a póki co tylko to jestem wstanie wytworzyć :/.]

draumkona pisze...

- To moja książka!
- Oddaj mi to!
- Spadaj!
- Nie denerwuj mnie!
- Głupek!
Finalnie jednak, po paru minutach szamotaniny godnej dwójki dzieci Wilk jako ten silniejszy wyrwał siostrze książkę i sam uważnie ją obejrzał. Co dziwne, jakoś niespecjalnie korciło go by zaglądać do środka.
- Wygląda na taką zwykłą. A mimo to... - czuł coś dziwnego, wiedział, że z tą książką jest coś mocno nie tak, ale... Nie potrafił określić co to takiego dokładnie jest.
- Oddaj mi to! Przecież widzisz, że nie wybuchła ani nic! - jęknęła żałośnie Char, rozmasowując siniaka na ramieniu. Pięknie, a ona zaczynała się dopiero pytać o to, co wie pan z tej książeczki...

draumkona pisze...

Chwilę bił się wzrokiem z magiczką, bo jak to tak, on wyrwał cudem jakimś książkę Char a teraz ona mu ją zabiera? Wtedy coś zaczęło do niego przemawiać. Zachowywali się dziwnie. On, Vetinari, wszyscy którzy zaczynali się książką interesować. Miała na nich wpływ. A to nie świadczyło zbyt dobrze, więc podsunął księgę Szept. I skąd to nagłe wrażenie, że okładka zrobiła się cieplejsza?
- Dziwna - skomentował krótko, a kiedy magiczka przejęła ksiązkę poczuł dziwną ulgę, że już jej nie trzyma. W przeciwieństwie jednak do niego, Charlotte się bardzo nie podobało to, że nie ma książki przy sobie. Zupełnie jakby się uzależniła.
Iskra kontrolnie zerknęła na Cienia. Skoro już jęczał i kwękał to nie mogło być z nim aż tak źle. W gorsze rzeczy się ładował, z tego też się wyliże... Tylko skąd ten niepokój?
- Spokojnie, Zabójca lezy obok... - mruknęła sprawdzając temperaturę jego czoła i sadowiąc się wygodnie obok, od czasu do czasu zerkając też na to co dzieje się nieco dalej.

ofelia pisze...

[W sumie z początku widziałam to raczej jako podsłuchanie rozmowy, ale teraz mam wrażenie, że przyuważenie będzie lepsze.
To może bez dłuższych ustaleń, wreszcie zacznę. Ewentualnie można coś (wszystko) zmienić.]
Postanowiłam zostać w stolicy kilka tygodni dłużej, niż planowałam na początku. Dawno tu nie byłam, a miałam ochotę obejrzeć to wszystko ponownie. Dowiedzieć się o tym, co tu się ostatnio działo i ogólnie mówiąc zobaczyć wszystko ponownie. Szczególnie Wszechwiedzę. Swoją drogą, żal mi tych, którzy nie mogą zobaczyć tego miejsca z bliska bądź muszą przebyć równie długą i trudną drogę. To też miejsce obrałam sobie jako pierwszy cel mojej podróży.
Wyruszyłam, oczywiście, pod osłoną nocy. Choć zapewne nawet rankiem niewiele osób idzie w tamtą stronę, wolałam nie ryzykować. Bałam się łowców nagród bądź innych, którzy chcieliby odrobinę mojej magii. Nie leciałam zbyt wysoko - niecały metr nad dachami budynków - aż usłyszałam jakiś szmer. Miałam ostatnio bardzo wyczulony słuch...
Zleciałam odrobinę niżej, chcąc odkryć jego źródło. Zobaczyłam sylwetkę, przemykającą przez uliczkę niczym cień i z pełną prędkością poleciałam za nią.
Gdy znalazłam się na jakiejś uliczce, z ulgą spostrzegłam, że owa sylwetka zatrzymała się. Wzięłam głęboki oddech i przysiadłam na dachu. Rzadko widywałam kogoś o tak późnej porze, więc ciekawiło mnie, co się dzieje. Chyba nikt nie patrzył w moją stronę, a w tamtym momencie miałam nadzieję, że skrzenie się moich skrzydeł zostanie odebrane jako światło księżyca. W sumie, to rzeczywiście ten sam blask.
[Jakoś... sztucznie. Szczególnie końcówka. Nie potrafię pisać tego typu momentów. :/
Nawiasem, rzadko kiedy moje odpisy są długie.]

Tiamuuri pisze...

Grupka powoli zanurzyła się pomiędzy drzewa. Tiamuuri automatycznie wysunęła się naprzód, chociaż kiedy znalazła się w puszczy, pomyślała przelotnie, że może nie znajomość najkrótszych i jednocześnie względnie łatwych do przebycia dróg nie jest tu najważniejsza. Wszystko zależało właściwe od człowieka, którego szukali. Które ścieżki wybrał i czy coś nie skłoniło go do obłąkanego biegu przez chaszcze?
Drzewna przyjrzała się uważnie ziemi i krzewom po obu sronach drogi, którą podążali. Nie zdziwiło jej, że nic nie dostzegła, właściwie była pewna, że tak blisko granicy Larven nie dostrzeże żadnych śladów. Dowody obecności pojedynczych ludzi zdążyły się zatrzeć, dzika zwierzyna zaś nie zbliżała się w takim stopniu do otwartej przestrzeni. Chwilowo dziewczyna mogła pozwolić sobie na rozkoszowanie się coraz bardziej intensywną z każdym krokiem mieszanką leśnych zapachów, którą jako drzewożyt mogła odczuwać nieporównywalnie bardziej niż towarzyszący jej ludzie.
Shivan trzymał się z tyłu.
Straż tylna, myślał z rozbawieniem. Tymczasowo z łatwością opanował odruch sięgania po broń, myśl, że przecież jeszcze nic się nie dzieje i raczej w najbliższym czasie nie będą zmuszeni walczyć na śmierć i życie. Ot, na razie mieli przyjemny spacer...
Chłopak ufał Tiamuuri, w tej kwestii nie potrafiłby wskazać osoby bardziej kompetentnej. Nie tylko wiedziała, co może im zagrozić, ale również była w stanie wyczuć to odpowiednio wcześniej, by mieli czas zareagować. Przynajmniej na ogół bywała w stanie.
-Wiesz, Tiamuuri -odezwał się nagle -Jeśli coś pójdzie nie tak, nie będę miał do ciebie pretensji. Zawsze będzie to śmierć podczas misji dla ojczyzny. Zachowam mój honor Jeźdźca.
Drzewna odwróciła się gwałtownie, nieznacznie zwalniając.
-Przestań! -odrzekła ostro -Nikt nie umrze. Znajdziemy tego człowieka i bezpiecznie wyprowadzimy go z tego lasu. Wbrew temu, co uważasz, to NIE JEST pierwszy krąg piekieł. To domena ⊒œŋʠҙ, nie ‡⎈ഘ, chociaż wam, √µ°Ꜭꝋϛ, jakoś trudno to zrozumieć.
Shivan tylko pokiwał głową i uśmiechnął się pod nosem, ukradkowo zerkając w stronę Kolekcjonera. Młody Jeździec nadal nie rozumiał języka natury, ale z kontekstu mógł się domyślić, że zlepki dziwnych dźwięków oznaczają "życie" i "śmierć", w trzecim określeniu domyślił się stosunkowo łagodnej obelgi. Nie przypuszczał, żeby święta pradawna mowa zawierała "prawdziwe" wulgaryzmy. Zresztą mógł zawsze spytać, co dziewczyna miała na myśli.
-Kolekcjonerze -zwróciła się Tiamuuri do maga -Nie sądzę, żeby w najbliżsym czasie coś nam groziło. A to miejsce nie jest takie złe. Sama przeżyłam tu jakoś półtora tysiąca lat i nie uważam, żeby tu było tak niebezpiecznie jak w ludzkich osadach, gdzie bez żadnego powodu można dostać łomot albo od razu sztylet między żebra.
Znów spojrzała na drogę przed sobą. Tu już nie było jednego wydeptanego szlaku, jedynie ściółka pokrywała ziemię nie całkiem równomiernie. Teren jednak pozostawał względnie równy, a krzewy nie rosły tak gęsto, aby utrudniać dalszy marsz.

[Nie jestem pewna, czy Sokolnyk jest z nimi, czy idą tylko w trójkę...]

draumkona pisze...

Iskra odruchowo musnęła szyję, gdzie zwykle znajdowała się, na cienkim wisiorku, obrączka. Ruch ten wszedł jej w nawyk juz jakiś czas temu i zwykle ujawniał się, kiedy elfka się z czyms gryzła.
- Podawałes mu coś? Jakaś magia? I czy był tu sam? - nawet Cienie nie są tak głupie by w pojedynkę włazić w tak okropne miejsce. Co prawda, to stawiało ją w niezbyt korzystnym świetle, bo oto ona wlazła tu sama. Ale to co innego, tłumaczyła sobie, ona przyszła tu po Natana a to dawało jej wszelkie prawa do przebywania tu. Zresztą, który debilny Radny dał mu tu misję?! Stety bądź nie, Zhao nie znała jeszcze całej prawdy.
- Oddaj! - szarpnęła się rozpaczliwie Charlotte, aż ją trzeba było przytrzymac przed rzuceniem się na Szept z pięściami.
- Oho, zaczyna się - burknął elf, trzymając siostrę tak by nie dać się jej wyrwać a jednocześnie nie robić krzywdy, co było stosunkowo trudne - Cokolwiek to jest, wpływa na nią. Mocno - skrzywił się, czując jak Char wbija mu paznokcie w skórę.

draumkona pisze...

- Hm... - Iskra nie czuła się specjalistką w uzdrawianiu, nie na tyle żeby grzebać przy infekcji spowodowanej przez duchy. To było coś innego niż manipulacje czasem, niż wyciaganie energii z jednego i wsadzanie do drugiego. Nawet coś innego niż przenoszenie jaźni. Duchy... Duchy były bardzo osobliwe i kapryśne. A te, które ktoś zniewolił były odatkowo wredne i zainfekowane jakimiś dziwnymi rzeczami. Ale kiedy Bron zwrócił się do Wilka o pomoc, odetchnęła z ulgą. Oni na pewno coś wymyslą. Gdyby mogła, ściągnęłaby do pomocy też Białego...
Charlotte może i była zacnym, utalentowanym alchemikiem, którego umiejętności przekraczały stan pojętności zwykłego zjadacza szkła z probówek. Może i była geniuszem w tej dziedzinie, może umiała upiec dobre ciasto, może i miała elfie pochodzenie, które jakoś powinno ją chronić przed magią, ale zadziałało wręcz odwrotnie czyniąc z niej kompletne magiczne antytalencie. Nie mając zaś żadnej ochrony przeciwko nawet najmniejszej magii, poddała się Szept, usypiając niemal natychmiast i osuwając się na podłogę. Dobrze, że trzymał ją Wilk, bo by poleciała na twardą posadzkę, a tak bezpiecznie ułożono ją na elfim płaszczu.
- Wypomnę mu to jako dług, jak już ruszy te cztery litery... - burknął elfi władca, zakasając rękawy i podchodząc do małego zbiorowiska przy Cieniu. Wyglądał na osłabionego, na zmęczonego, ale przede wszystkim, na pierwszy rzut oka dało się zobaczyc ingerencję z zewnątrz do wewnątrz, czyli bezpośrendi atak na umysł i ciało, sprawka duchów. Nie lubił takich pacjentów, zawsze były z nimi problemy i w większości przypadków konieczna była reanimacja. A on raz, że nie miał dośc many by trzymać Cienia sztucznie przy życiu na czas reanimacji, to dwa, był przemęczony i łatwo było o błąd. Oczyszczanie ciała z ingerencji ducha było zaś zajęciem wielce trudnym i monotonnym.
- Mhm... - mruknął jeszcze po paru minutach, kiedy skończył wyciagac odpowiednie wnioski i interpretację. Głupi Cień, było się trzymac z daleka a nie wojowac na duchy, o których nie ma się zapewne pojęcia - Iskra, będę potrzebował many. Masz coś jeszcze?
- Niewiele - westchnęła, znowu odgarniając ciemne włosy Luciena na bok, nie wiedząc co zrobić z dłońmi.
- Zostaw go. Najlepiej to się odsuń i nic nie rób, tylko oddawaj manę. I mi nie przeszkadzaj... - rzadko widywała Wilka takim powaznym. Skoro obrał taką ścieżkę współpracy z nią, to rzeczywiście stan Poszukiwacza był fatalny. Nie dyskutowała, choć z pewnym ociąganiem cofnęła się od niego, stając za plecami elfa i oddając mu swoją manę.

draumkona pisze...

Iskra nie słuchała. Zbyt była pochłonięta tym, co dzieje się z Cieniem, ze źródłem kłopotów jej i nie tylko jej. W końcu, to wszystko przez niego. Wygnanie, kłótnia z magiczką, cała ta akcja z Bractwem... Jakie to miało znaczenie.
Wilk słuchał. Jednym uchem co prawda, ale słuchał. Zawahał się na ciałem Poszukiwacza, ale tylko chwilę, potem podniósł się i westchnął ciężko. Nie mógł pomóc Cieniowi, nawet jeśli tak wiązała go przysięga medyków, nie kiedy miał przeciwko sobie wszystkich a w szczególności magiczkę, w której nagle obudziła się duma. W sumie, niezbyt się jej dziwił.
- Nie mogę mu pomóc - mruknął, podnosząc się z miejsca i starając się nie patrzeć na Iskrę. Wiedział co jej teraz zrobił. Wiedział i na pewno nie chciał na to patrzeć.
- Ale...
- Nie mogę - odsunął się i wrócił się do siostry, przecież w ogóle nie powinien się stamtąd ruszać. Zrezygnowany usiadł na posadzce i oparł się o chłodny mur usiłując zebrać rozbiegane myśli do kupy, co nijak mu nie wychodziło, więc po prostu przymknął oczy.
Zhao poczuła jak traci grunt pod nogami. Rzadko bywało tak, że zostawała sama. Całkiem sama, wśród wrogów, a tak było własnie teraz. Nie wybroni go przed nimi wszystkimi. Może Szept jakoś by zajęła by kupić Lucienowi czas na ucieczkę, ale nie byłoby to dużo czasu. Nie miała jednak szans kiedy była tu Kompania, pan medyk, Devril i cała reszta. Drżącymi dłońmi przetarła oczy, ze zdumieniem odkrywając, że są wilgotne od łez. Przysunęła się do Cienia, dotykając jego twarzy, znowu przeczesując włosy z uporem maniaka jakby od tego miało mu się polepszyć.
- Lu, ja... ja nie umiem ci pomóc... - wyszeptała pochylając się nad nim, tuląc do siebie jego ciało, gorączkowo mysląc nad tym czy jednak jest jakis sposób, jakikolwiek, nawet taki w którym przyszłoby jej zapłacić najwyższą cenę. Być może i taki był, choć rozwiązanie wciąż jej umykało, a stan elfki tylko się pogarszał aż w końcu zastygła bez ruchu nie mogąc mysleć o niczym.
- Pamietasz jak się poznaliśmy? - odezwała się po dłuższej chwili, wciąż szeptem w grobowym tonie. Zaczynała mówić bez sensu, jakby majaczyć, wspominając losowe momenty z życia, które dotyczyły jej i Cienia. Zaczęła gadać do siebie pogrążając się coraz bardziej w tym dziwnym stanie, zamykając sie na otoczenie. Jakkolwiek by tego nie nazwać, zaczynała powoli wariować.

draumkona pisze...

Spośród grona elfiej furiatki, alchemiczki i elfiego władcy tylko on jeden pozostał w miarę myslący i w miarę żywy, choć kompletnie bez ochoty na żarty czy spotykanie kolejnych Cieni. Nie ruszył się spod ściany, nawet wtedy kiedy Alvar i Szept zmianili pozycje, nie zareagował nawet wtedy kiedy podniósł się Devril. Czuł się podle, bo wedle tego co sam kiedyś przyrzekał, miał pomóc potrzebującemu. Każdemu, który tego wymagał, zwłaszcza jeśli chodziło o tereny neutralne, jak ta forteca. Nigdy nie lubił łamać danych obietnic czy zobowiązań, a jednak... Wiedział, że kiedyś przyjdzie mu się opowiedzieć po stronie magiczki, w końcu była jego żoną. Wiedział, a jednak nie do końca podobało mu się, że to własnie ten moment.
Ponure rozważania jego królewskiej mości przerwało tak naprawdę pojmanie Solany. To, że była to akurat ona nie zrobiło na nim wielkiego wrażenia, możnaby wrecz pokusić się o stwierdzenie, że się tego w jakiś sposób spodziewał. Być może była to zasługa zmysłu jasnowidza, być może zwykły łud szczęścia w typowaniu cienia, który najprawdopodobniej towarzyszy Poszukiwaczowi.
- Skoro już nie pomagamy Cieniom, to proponowałbym wyrzucić ją na korytarz i szczelnie zamknąć drzwi - mruknął, podnosząc się i strzepując niewidzialny pyłek z ramienia. Solana. Bogowie, jak on tej baby nie trawił, nawet bedąc Cieniem - Noc niebawem minie, a my... - zawahał się. Po co miał mówić czemu tu są? Skoro ci z Kompanii też się nie ujawnili? Może współpracowali z Cieniami? Kto ich tam wie, w końcu nawet niektóre elfy sprzedawały rodaków za pajdę chleba.
Zhao osunęła się na ziemię, obok Cienia, sprawiając wrażenie jakby sama została dotknięta przez złego ducha. Solana? I co z tego, jak Lucien może się już w ogóle nie obudzić.

draumkona pisze...

Wzruszył ramionami i można było spokojnie powiedzieć, że w tej chwili nie przypominał samego siebie, nie pod względem zachowania. Bekart czy nie, był Cieniem. Zapewne dobrze wyszkolonym nawet w tak młodym wieku i z wypranym mózgiem, nad czym ubolewał. Ale nie będzie reagował na cokolwiek odnośnie dzieciaka, może wtedy dadzą sobie spokój.
- I co z tego, że tu jest? - odpowiedział pytaniem na pytanie, krzyzując ręce na piersi i przyglądając się jej od stóp do głów.
- Możemy sobie nawzajem pomóc…
- Raczej nie - westchnął, niby to zrezygnowany i przejęty - Cień jest w sumie martwy, a ty raczej nie masz nic do zaoferowania. Nic, co mogłoby się realnie przydać, bo puste obietnice Cieni już znamy, ale nikt się nie skusi, wybacz.
Charlotte ściągnęła brwi, znak, że czar zaczął puszczać, albo coś go zakłóciło. Po chwili otworzyła jedno oko, zaraz potem drugie i usiadła, masując skroń, czując jak boli ją głowa jakby co najmniej stratowało ją stado bawołów w środku niezbyt udanej próby instrumentów dętych.
- Ale sie was namnożyło... - mruknęła, podnosząc się z lekkim trudem, magia zawsze na nią dziwnie działała. Zarejestrowała obecnośc drugiego Cienia, zauważyła nawet dwóch nowych mężczyzn, choć coś jej mówiło, że byli tu już wcześniej - Yhm, jak zwykle coś musiałam przegapić...

Selene pisze...

To, co zobaczyła wróżka, trochę przewyższyło to, czego się spodziewała. W sumie, miała nadzieję, że się wzdrygnie i nic poza tym, ale wiedziała, że nic z tego. Mimo wszystko, nie spodziewała się tego, że krzyknie. Nigdy nie widziała czegoś takiego, a z przerażenia po prostu krzyknęła. Była pewna, że ktoś ją usłyszał. Co prawda jej głos był cichszy niż jakiejkolwiek wyższej istoty, ale tego nie dało się nie słyszeć. Jakby tego było mało, osłabła i po prostu zaczęła spadać. Nie miała nawet siły zamachać skrzydłami, więc po prostu uderzyła o ziemię, zaledwie kilka metrów od uprzednich zabójców.
"To chyba byłoby na tyle", pomyślała i westchnęła. Musiała być tak słaba? Nie spodziewała się, że pierwsza osoba, z którą porozmawia, prawdopodobnie będzie chciała ja zabić. O ile oni w ogóle się do niej odezwą, oczekując odpowiedzi.

draumkona pisze...

Zignorował słowa kurtyzany, tak po prostu. gdyby on nie wyszedł stąd żywy, urząd zapewne przejmie Szept, przynajmniej wedle prawa. A to czy obowiązki i tytuł przyjmie, na to już wpływu nie miał, najmniejszego. On tylko umożliwił jej rządzenie w razie jakiegoś nieszczęśliwego wypadku. Teraz pracował nad ustawami pozwalającymi Mer dziedziczyć władze po rodzicach. Tu było już trudniej.
Devril mógł poczuć delikatne pociągnięcie za rękaw. To Vetinari domagała się uwagi i informacji, w końcu trudno było się w tym połapać kiedy większość całego zajścia się spało, albo było opętanym przez książkę, jakkolwiek głupio to nie brzmiało.
- Skoro Poszukiwacz jest nieprzytomny, to ma osłabioną obronę umysłu. Zawsze możesz pogrzebać u niego - chyba, że duchy i to w nim zmieniły, wtedy mieliby problem.

draumkona pisze...

Machnięcie ręką nie spodobało się Vetinari, vo odwykła od takiego traktowania. Ale wtedy otępiały po śnie móżdżek zaskoczył i zaczął łączyć poniektóre fakty. Solana. Róża. Burdel. Devril musiał się tam pokazywac skoro usiłował zachowywac wizerunek. Niby nie powinna czuć się z tym dziwnie, ale... No, ona do burdeli nie chodziła.
tak, to czy Devril sypiał z Solaną albo inna uroczą panią było zdecydowanie ważniejsze niż targające ruinami krzyki duchów. Zdecydowanie.
- Po prostu go obudźcie
- To nie takie proste - Wilk potarł podbródek i spojrzał na Cienia i mimowolnie na furiatkę, w końcu leżeli obok siebie, trudno było przeoczyć. Tak czy inaczej, z tego co się zdązył zorientować, Cień nie spał ot tak sobie zwykłym snem magicznym. Coś go trzymało siłą. A jedynym specjalistą od snów była tutaj Iskra, która wyglądała i zachowywała się gorzej niż człowiek po stracie całej rodziny.

draumkona pisze...

- Szczegółów nie znam, nie wnikałem - Wilk wzruszył ramionami odrywając tym samym spojrzenie od tamtej dwójki. On tu tylko sprzątał, niech się zdecydują co robią z Cieniami, on się dostosuje. Tak najłatwiej i najprościej. Zresztą, kto powiedział, że to on tu decyduje. On był tylko małym, elfim władcą.
- Coś trzeba zrobić - Char w końcu się podniosła i otrzepała, co by choć trochę poważniej wyglądać, a nie jak ktoś, kto przebiegł przez kanały a następnie uciął sobie drzemkę.
- Nie wiem, ja tu tylko sprzątam - mruknął jeszcze pan medyk i zaczął krążyć w kółko. Niby fajnie byłoby próbować włączyć w to magię snów i czarną magię, ale... No właśnie. Był jeden i to bardzo istotny problem. Szept nie będzie współpracować z Iskrą. kolejny problem.

draumkona pisze...

Wilk posłał Devrilowi bardzo nieprzyjemne spojrzenie. I on tu mu dupe krył ze wszystkim, a on go tak łatwo wsypał przed samym sobą? Owszem, miał pomóc Cieniowi, ale to było zanim... zanim zmienił zdanie.
- Zajmij się swoimi burdelami Winters - burknął, wielce obrażony, że niby sojusznik nagle stanął przeciw niemu. Pokrętne myślenie Wilka taki własnie dało wynik z całej analizy sytuacji.
- Jak dzieci... - mruknęła Charlotte komentując całą sytuacje z jej bratem, Wintersem, burdelami i wytykaniem co komu, gdzie i po co. Podniosła się z posadzki i przemierzyła szybkim krokiem odległość dzielącą ją od Cienia i Iskry. Przykucnęła przy ciemnowłosej elfce i potrząsnęła jej ramieniem, niestety bez skutku - Ej... - nie znała się na umieraniu ze zmartwienia, czy innych elfich stanach, ale jak na jej oko, Iskra nie miała się zbyt dobrze - Panie medyk - skinęła na Wilka - Pozwól pan tu.
- Hm? - elfiak podszedł, bo co innego miał zrobić. Obejrzał Zhao, ale nie stwierdził nic powaznego, więc potrząsnął nią raz czy dwa, co zaowocowało tym, że chociaż oderwała spojrzenie od Cienia i przeniosła je na niego.
- Czego? - burknęła szorstko, wyswabadzając się z uchwytu elfiego władcy.
- Oni myslą, że trzeba połączyć magię snu i czarną magię żeby coś zdziałać - alchemiczka całkiem umyslnie nie podawała konkretów - Nie znam się, ale jedynym magiem snu jesteś ty, a czarny mag to z kolei Szept. Musiałybyście...
- Szept nie będzie współpracować. Nie ze mną - kto jak kto, ale Iskra znała magiczkę i wiedziała, że ta łatwo nie ustąpi. Gdyby chodziło o Wilka, czy kogoś jej bliskiego to szansa byłaby większa. Ale żeby ratowac Cienia? Po tym co zrobiła w jego obronie? Zapomnij. Zhao doszła nawet do momentu powątpienia czy magiczka zjawiłaby się na jej pogrzebie gdyby kopnęła w kalendarz.

draumkona pisze...

Iskra przetarła oczy i odsunęła się od Wilka, w końcu on był po tej samej stronie co magiczka. Po której ona była? Odruchowo spojrzała na Cienia, potem na resztę zbiegowiska. Nie była ani po jednej, ani po drugiej. Była między młotem a kowadłem, czegok9olwiek by nie zrobiła i tak zawsze będzie źle. Już nawet nie próbowała prób nawiązania nici porozumienia z Szept bo wedle jej informacji, magiczka po prostu ją skreśliła. Po tych wszystkich latach.
- Tak czy inaczej, trzeba coś zdecydować. Noc się kończy, a nie możemy siedzieć tu wiecznie, każdy ma swoje zadanie - odezwała się Vetinari, która nie do końca pojmowała sens swojej wypowiedzi i po co w ogóle się odzywa. Wrażenie, że coś dzieli z nią umysł powróciło.
Wilk przestał słuchać. Przynajmniej tego, co działo się wokoło niego, bo tak jak Charlotte znów zaczłęo się wydawać, że ktoś siedzi jej w głowie, tak miał też i Wilk, choć do niego przemawiała konkretna osoba. Rozpoznał kobiecy głos, ten sam, który nękał go już wcześniej.
Prędzej, czy później sam do mnie przyjdziesz...
Nie podobało mu się to co słyszy, toteż ściągnął brwi i potrząsnął głową, ale to nic nie dało, wrażenie obcej, przytłaczającej obecności nadal w nim tkwiło, a przez dziwne zachowanie i zniekształconą aurę zwrócił na siebie uwagę Iskry, która po podniesieniu się z ziemi zaczęła się mu uważnie przyglądać, starając się odgadnąć co mu dolega. Aura nie zniekształcała się od tak, od byle czego. Elfiak miał poważny problem i milczał, nie chcąc albo sie pogrążać albo kogoś martwić. Kogoś bardzo konkretnego.
Zdolność postrzegania otoczenia powróciła dopiero po chwili, a pierwszym co zobaczył były wpatrzone w niego fiołkowe oczy. Iskra uniosła brew, nie do końca będąc pewną czy nawiedza go duch, czy silniejszy mag przejmuje kontrolę nad jego ciałem.
Ja wiem, odezwała się, gładko omijając bariery chroniące jego umysł. Elf aż się wzdrygnął, kiedy usłyszał głos Zhao w swojej głowie. Tak dawno nie rozmawiali, nawet w myślach...
Nie wiem co się dzieje.
I ja tego nie wiem. Ale to nie wygląda dobrze i powinieneś komuś o tym powiedzieć.
Ty już wiesz, tyle wystarczy.
Szept się to nie spodoba.
To co mi dolega też jej się nie spodoba, wolę więc siedzieć cicho i nie dawać jej powodu do kolejnego zmartwienia. Albo powodu do działania. Znasz ją. Wsadzi rękę do kosza quingheńskich kobr gdyby miało to dać jakikolwiek efekt.
Iskra uśmiechnęła się posępnie pod nosem. Znała Szept. Wiedziała. W końcu kiedys razem szukały sposobu na Gona... Spojrzała w dół, na swoje dłonie, nieco blade i przybrudzone, z otarciem na kostkach, a kiedy skupiła wolę pojawił się niewielki, biały płomyczek. Magia działała, choć nie było jej wiele. Co prawda, miała w zapasie moc klątwy, ale wolała się do niej nie uciekać. Nie, kiedy nie było konieczności.
- Róbcie jak chcecie - odwróciła się, znów spoglądając na Cienia. Sama znajdzie sposób. Nie będzie się przecież nikogo prosić...

draumkona pisze...

Wilk wymienił szybkie spojrzenie z siostrą, która powoli zaczynała się w tym wszystkim gubić. Nie była z nimi wystarczająco długo, nie znała wielu faktów i teraz trudno było jej sie zorientować. Owszem, Szept miała żal do iskry, iskra do Cienia, a Cień był nieprzytomny, ale... Ale dla niej najwazniejszym byłoby mieć informacje. Wiedzieć na czym się stoi, wobec czego ich spórb był dla niej całkowicie niejasny. Być może dlatego, że żeden z przyjaciół nigdy jej nie zdradził. Jeszcze.
- Nie zauważyłam, żeby ona o tym pamiętała, gdy zaatakowała mojego brata.
- Nie pamiętałam tak samo jak ty - burknęła pod nosem furiatka, mrużąc oczy i wpatrując sie intensywnie w Cienia, przyczynę całego tego sporu i kłótni, która nadal nie rozeszła się po kościach. Nie zaatakowałaby ich, gdyby nie miała powodu. Co prawda teraz dopiero widziała, że było to błędem, mogła pomóc Cieniowi inaczej, zresztą... Jakie to teraz miało znaczenie? Już nie mogła zrobić nic. Nic by poprawić swoją sytuację, za to każda jej decyzja ją pogarszała. I w oczach Cieni i w oczach elfów.
- Wyciągnijcie od niego te informacje i tyle - dla niewiele rozumiejącej w tym momencie vetinari plan był prosty. Informacje. A potem się wynosić na inny poziom, gdzie nie będzie ani niespodziewanych elfich wrogów, ani Cieni, ani duchów.
Komentarza, ani cienia wsparcia od Wilka nie było. Wpatrywał się w ścianę, sprawiając wrażenie zamyślonego, a tak naprawdę usiłował zapanować nad nieswoją falą wspomnień z jakiegoś dziwnego kraju. I nad obcą magią, która wlewała się w niego wraz z każdym nowym obrazem. Sam przyjdzie? Gdzie, po co i do kogo? Przecież nie miałby powodu żeby gdzieś łazić...
I wtedy zrozumiał, że wypełniająca go magia ma konkretny cel, nie jest to tylko czyjaś przypadkowa moc. magia sprytnie omijająca jego zabezpieczenia, otulająca je i eliminująca, tak, że nawet katar mógłby go w tej chwili powaznie wykończyć. Ktokolwiek zaś mu to robił, wiedział, znał się na rzeczy. Przyjdzie. Nie będzie miał wyjścia jeśli będzie chciał przeżyć.

draumkona pisze...

Vetinari, wedle życzenia jego Wintersowej mości się zamknęła, nawet się odsunęła, co by nie przeszkadzać. Może było to irracjonalne, ale czasami nie podobała jej się zażyłośc między Devrilem a magiczką. Niezyczliwi w postaci jej brata powiadali nawet, że gdyby miała siostrę to i o nią byłaby zapewne zazdrosna. Cóż, vetinari po prostu nie czuła się pewnie i to raczej nie miało się zmienić, nie kiedy chodziło o Devrila Wintersa.
- To ja popilnuję drzwi - mruknęła jeszcze, oddalając się pod wspomniane drzwi, zastanawiając się co mogłaby zrobić gdyby runy jednak nie wytrzymały. Czy uchy reagują na alchemię? Z czego są duchy? Z ektoplazmy? Jesli była tam jakakolwiek materia... To na pewno miałaby na nie wpływ. Musiała tylko pomyśleć.
Jedyną osobą, która chyba nie zamierzała się słuchać magiczki była Iskra. Stała nadal tam, gdzie stała, z założonymi rękami i swoją typową miną typu "źle wkładasz ten wacik Szept, zobacz, on się dusi". Ale nie odezwała się słowem, bardziej skupiając się na tym co zrobić kiedy Cień już się ocknie. Lucien nigdy nie pójdzie na współpracę, nie po dobroci. A oni chcieli informacji. Znowu była między młotem a kowadłem, niech to szlag.
Wilk podniósł się niemrawo, zamrugał usiłując odzyskac ostrośc obrazu. Coś... Mocno nie tak. Mocno. Gdzieś. Coś...

draumkona pisze...

Tracił co chwila świadomość, to ją odzyskiwał. Zaczynało mu się powoli mieszac co jest teraźniejszością, a co już było. Widział obrazy, raz zamarzająca komnatę, raz wypełniona żarem, słyszał głuche mamrotanie, a potem tylko krzyki. Nie wiedział co się wokół niego działo. Nie póki nie otępiałego umysłu nie przebiła się informacja o najwyższym mozliwym priorytecie. Szept coś zagrażało. Szept... Coś mogło jej się stać.
Podniósł się ze swojego miejsca, zmierzając prosto do magiczki. Zataczał się, od razu było to widac, wyglądał nawet jak jeden z tych duchów, choć był w pełni materialny. Mamrotał coś pod nosem, zmierzając w jedynym własciwym dla niego kierunku. Szept. Musiał się tam dostać...
- Wilk! - Char dopadła do brata, ale ten niespodziewanie zwinnie umknął jej dłoniom. Spróbowała po raz drugi, ale i wtedy jej umknął, wobec czego sięgnęła do alchemii ujawniając co poniektórym część informacji o swojej tożsamości. Złozyła dłonie, a po ziemi przebiegły błyskawice, niewielkie, ledwo widoczne, a samego elfa oplotła dłoń z ziemi, nie pozwalając na jakikolwiek ruch. Nie będzie jej tu podskakiwał. Zaniepokojona obejrzała się na Alvara, który w tym samym momencie dostał chyba czymś w głowę a chwilę później na Szept, przy której znalazła się elfia furiatka. Czegokolwiek by nie powiedziec o brawurze i odwaze Vetinari, nie starczyło jej obu tych cech by zadzierać z Iskrą.
Rzeczona elfka powoli przykucnęła obok, z początku traktując magiczkę jak obiekt eksperymentu naukowego. Coś było nie tak, stwory za drzwiami się rzucały, a nawet jeśli runy wytrzymały to nie dawały pewności, że wszystko poszło zgodnie z planem. Nawet nie zwróciła uwagi na moment w którym Lucien odzyskał na chwilę przytomność tylko po to, by znowu ją stracić. Szept również umilkła, choć nie wyglądało to wcale na koniec czaru. Zresztą, Iskra nie zamierzała czekac na koniec. Może była to intuicja, może pewne wyczucie w sprawach magii, ale Szept nie odpowiadała jak na jej gust zbyt długo.
- Coś ty narobiła wariatko... - warknęła cicho, tak, że usłyszec mógłby to jedynie Cień bądź magiczka. Zhao wiedziała kiedy jest sytuacja kryzysowa, kiedy nalezy sięgnąć magii, która w teorii powinna zostać zapieczetowana i nietknięta. Moc, która dostała się jej w udziale w dniu kiedy pojawił się znów Gon była nieobliczalna, ale i dawała spore mozliwości.
- Ocknij się... - chwyciła dawną przyjaciółkę za ramiona i potrząsnęła nią, aż szron zaczął się sypać na posadzkę. Kiedy to nic nie dało, przeszła do konkretów. Zebrała resztki swojej magii i sięgnęła do źródła Gona, łącząc obie te siły ze sobą i wręcz przelewając w ciało Niry. Dłonie Zhao zapłonęły białawym ogniem, który chwile potem zmienił barwę na zielony. Choć nie palił ubrania, miał to do siebie, że spalał magię. Własną, obcą, niedokończone zaklęcia, klątwy, wszystko, przy odpowiednim ukierunkowaniu. Była to stara technika, zapomniana i zaniedbana, ale przy kombinatorstwie Iskry dało się coś z tego zrobić. Zlodowacenie, szron ogarniający magiczkę po części zaczął ogarniać tez i Zhao, która uznała, że przy pomocy ognia leczniczego może nie tylko część negatywnych skutków w ogóle usunąć, ale i przenieść na siebie, by ułatwić Szept pracę, by pomóc jej w powrocie do normalnego funkcjonowania. Była jej to winna. Tak powinna zrobić.
- Nie zostawiaj mnie samej w tym wariatkowie... - mruknęła jeszcze, nie widząc poprawy, a czując jak zimno powoli pochłania i ją. Słyszała nawet cichy trzask zamarzającego płaszcza.

draumkona pisze...

Jak mówił przecież Alastair, przerywanie czaru nie niosło za sobą dobrych skutków. Devril przerwał Iskrze czar, myśląc jedynie o magiczce. Nie miała pretensji, przynajmniej nie wtedy kiedy jej myśli zajmowała znacznie ważniejsza sprawa życia i nie zycia Szept.
Skutki miały ukazac się dopiero później.
***
Czuwała przez cały czas, poświęcając też chwilę Wilkowi. razem z Charlotte przeniosły elfa obok Szept, Cień wylądował parę metrów dalej, po drugiej stronie magiczki. Między przyjaciółką a Cieniem siedziała Iskra, mając oko na każdego z nich.
- Coś długo się nie budzą... - Char nerwowo wykręcała palce siedząc nieopodal brata i zerkając co chwila to na niego, to na kasztanowłosą magiczkę.
Iskra nie odpowiedziała, nie z nieuprzejmości, ale z czystego wyczerpania. Ledwo trzymała się w pozycji siedzącej, powieki czasami same jej opadały, zupełnie niekontrolowane. No i paliła ją magia. Powoli, skutecznie, przerwany czar wyżerał resztki dopiero co odnowionej many i sił życiowych furiatki. Nawet pojawienie się jej towarzysza, ognistego demona Kalcifera niewiele pomogło. Ognik płonął na jej ramieniu, ale licho i co chwila gasł dając obraz tego jak w tym momencie czuła się Iskra.
- Zzzimno
- Obudziła się - to znowu odezwała się Char, od razu dopadając do magiczki by sprawdzić czy nie było żadnych skutków ubocznych. A reagując na jej słowa, ściągnęła swój płaszcz i okryła nim zziębniętą Szeptuchę - Fajnie, że jednak nie umarłaś - nie ma to jak alchemiczkowa szczerość.

Tiamuuri pisze...

Tiamuuri zmierzyła Kolekcjonera spojrzeniem wyrażającym coś w rodzaju satysfakcji, ale jednocześnie także czegoś ironicznego i jadowitego. Nie doceniał jej?
-Pamiętam wszystko do półtora tysiąca lat wstecz mniej więcej -powiedziała z naciskiem -A wcześniej jest...
Czarna dziura, pomyślała ponuro. Nieciągłość, zgrzyt. Coś nie tak, jak błąd, fałszywy krok, który okazuje się zgubny. Dziewczyna nie była pewna, co jest przyczyną utraty wcześniejszych wspomnień.
-Mogłam badać ten las, z każdym rokiem coraz lepiej -dokończyła, odpychając gdzieś w głąb nieprzyjemne myśli -Umysłem mogłam dotrzeć nawet do Δ·ҩþīҺð ╫ǿΛ∂°þ.
-Tam, gdzie nie wkroczą śmiertelnicy -mruknął Shivan z goryczą, wbijając wzrok w swoje skórzane buty, depczące ściółkę i głębiej wciskające ją w ziemię. Właściwie nie potrafiłby w tym momencie wyjaśnić, co czuł. Irytowało go miejsce, o którym mówiła Tiamuuri, irytowało go jak każada wizja stawianej przed nim bariery. Zdobył gryfie jajo, pokonując stromą skalną ścianę z wąskimi półkami i szczelinami właśnie w chwili, kiedy nachodziły go wątpliwości, czy jest to możliwe. Zresztą był przekonany, że niejeden z Jeźdźców Gryfów czasami popadał w zadumę nad czasami, kiedy dla ludzi górskie szczyty stanowiły zupełnie niedostępne siedziby bogów.
-Właściwie im bliżej tego miejsca wypadnie nasza trasa, tym bardziej możemy czuć się bezpiecznie -ciągnęła Tiamuuri.
-I tym lepiej kryptony nas zobaczą -dodał Shivan. Po prostu nie mógł się powstrzymać. Nie lubił tego uczucia, kiedy nie mógł kontrolować sytuacji.
-Właśnie to samo myślą Wirgińczycy- powiedziała Tiamuuri, kierując to zarówno do maga jak i do Shivana- Zatem możemy liczyć na to, że dadzą sobie spokój.
Na jak długo, zadała sobie w myślach pytanie, pewna, że to samo przyszło na myśl również jej przyjacielowi, nawet, jeśli tym razem postanowił ugryźć się w język.

draumkona pisze...

Nikt w zasadzie nie miał pojęcia co się stało z Wilkiem. Jak stał, tak runął na ziemię po tym jak alchemia Vetinari została cofnięta. I do tej pory nawet nie kiwnął palcem, zupełnie jakby zapadł w jakiś dziwny sen z którego nie da się wybudzić.
- Możemy zostać, czemu nie, ale kto nas będzie bronił w nocy? Został nam tylko jeden mag, który zachował przytomność i zdolność działania. Jeśli te bestyjki wrócą tu znowu? Pewnie wrócą jak znam życie. I pewnie będą jeszcze gorsze niż wczoraj - mogliby tez zmienić komnaty na górny poziom, tam gdzie rzekomo duchów nie było. Teraz z kolei było kolejne pytanie, kto poniesie wszystkich nieprzytomnych na górę? Mieli już do przetaszczenia Wilka i Szept, rzecz jasna Cienia chyba też, no i Iskra wcale nie wyglądała dobrze, wręcz przeciwnie...
- A gdyby tak... Nie, to głupie - Char potrafiła rozpoznac u siebie pomysł zakrawający na głupotę i pomysł, który nosił tylko jej znamiona. Nerwowo poprawiła płaszcz okrywający magiczkę i wstała tylko po to by zacząć krążyć w te i we wte mysląc nad czymkolwiek sensownym.
***
Czuwali od świtu do późnego popołudnia, jednak nic nie wskazywało na to, że stan kogokolwiek ma się poprawić. Na domiar złego Iskra w któryms momencie całkiem odpłynęła, tracąc kontakt ze światem i przytomność. Jak siedziała, tak nagle leżała bez ruchu i w pierwszej chwili Charlotte myślała, że mają pierwszego trupa.
- No pięknie... - westchnęła tylko cicho, patrząc na całą czwórkę z góry, ze swojego kamiennego bloku gdzie przesiadywała mając oko na całą komnatę. No, prawie całą. I to ona dostrzegła pierwsza zmianę u elfiego władcy, zmianę wielce istotną, bo otworzył oczy i rozglądał się niemrawo po pomieszczeniu. Natychmiast zeskoczyła z bloku i znalazła się przy bracie szukając wzrokiem Brona, jedynego medyka.

draumkona pisze...

- Jak obudzi się Szept można ją nakłonić do pomocy. Zawsze była niezła w magii mentalnej.
- Wiem co potrafi moja żona - mruknął, po prostu nie mogąc się powstrzymać przed poinformowaniem wszystkich tu obecnych, że owszem wie, co potrafi Szept, wie, że nie umie za bardzo leczyć, a także zna wiele innych szczegółów dotyczących jej osoby. Wsparł się na łokciach i powoli usiadł, czując przy tym potworne zawroty głowy. Cholera, co go dopadło? I co go tak odsłoniło? Zawsze sądził, że ma solidne osłony...
- Ile w sumie... No, byłem nieprzytomny?
- A z dzień, może więcej trochę. Albo nie, mniej, dzień minąłby gdyby zastała nas tu noc. Ale to raczej mało ważne. Grunt, że się obudziłeś. Za dużo was tu popadało... - Char zerknęła na resztę, nie wiedziała o Cieniu, dalej więc sądziła, że z nich wszystkich do stanu zdrowia i względnego działania wrócił tylko Wilk.

draumkona pisze...

Jeszcze raz przetarł twarz dłońmi, dochodząc powoli do ładu ze swoimi myślami, układając je i porządkując, ustalając prawdopodobny bieg wydarzeń i tego, co powinni teraz zrobić. Krytycznie ocenił podbite oko Devrila jako w miare świeże, łypnął na Alvara, bo domyślił się, że to jego sprawka, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Nie znał okoliczności.
- Cień już nie śpi. Nie mylę się, prawda?
- Pewnie nie, on lubi udawać - burknął podnosząc się i szukając wzrokiem elfiej furiatki. Leżała całkiem niedaleko, bo obok Szept, toteż ominął magiczkę i przyklęknął przy drugiej elfce, najpierw oglądając ciało, sprawdzając tętno, a kończąc na wpuszczeniu w ciało magii, by sprawdzic co się właściwie dzieje. I to, czego się dowiedział nie spodobało mu się ani trochę.
- Ktoś jej przerwał zaklęcie. Magia ją wypala, wyżera świeżo odnowioną manę, wysysa życie. Prócz tego gwałtowne osłabienie organizmu spowodowane najprawdopodobniej obcym zaklęciem, spadek generalnej odporności i wyczerpanie. Nie wiem co się tu działo, ale wygląda strasznie - skomentował po paru chwilach oględzin, nie wchodząc w dalsze szczegóły. Magia potrzebowała czasu by zadziałać, w dodatku on nie chciał pogarszać jej stanu. Kontrolnie, kątem oka zerknął jeszcze na Szept i wrócił do pracy. Upłynęło parę długich minut.
- Komórki się nie regenerują po wypaleniu - odezwał się znowu, ujmując dłoń Zhao i przyglądając się jej jakby czegoś się spodziewał. Po chwili skóra elfki zaczęła się powoli wypalać, co prawda na niewielkim obszarze na wierzchu dłoni, ale nadal wyglądało to strasznie i skończyło się na odsłonięciu ścięgien, żył i części mięśni. Wilk nerwowo spojrzał na twarz Iskry, ale nie doszukał się wskazówek.
- Co się dzieje? - spytała cicho alchemiczka, któa wzięła się dosłownie znikąd.
- Zaklęcie. Zaklęcie ją wypala - a on nie miał zielonego pojęcia co zrobić i jak temu zapobiec. Wątpił, by nawet Królik był przygotowany na takie niuanse. Ale musiał coś wykombinować. I to szybko.

draumkona pisze...

Słuchał w milczeniu, obserwując kolejną wypalającą się plamę na skórze szyi. Odruchowo spróbował naprawić magią uszkodzenia, ale tylko pogorszył sprawę, bo rana stała się głębsza, co skomentował elfickim przekleństwem.
- Skoro Iskra interweniowała to miała powód - burknął, zastanawiając się z kolei po jakie licho Szept pchała się do naprawiania Cienia. Nic nie pamiętał, a ostatnim obrazem w jego pamięci był spór o to czy Cieniowi w ogóle pomagać czy nie - Nigdy nie leczyłem nikogo po przerwanym zaklęciu. Nie o takiej mocy. I nie z takimi skutkami.
- Póki nie będziemy się parać czarną magią to nie powinny reagować. Powiedziałbym, że są w tej kwestii... mocno wyczulone - podniósł się, rzucił kontrolne spojrzenie na Cienie i wrócił do wpatrywania się w drzwi. Nieco poturbowane i nadłamane - Nie wygląda na to, żeby Szept szybko ozdrowiała, więc musimy sobie radzić sami. Jakieś pomysły co do ewentualnej obrony?
- Reagują tylko na magicznych? - odezwała się Vetinari, mając pewien plan. Ryzykowny, jak to plany Charlotte.
- Nie wiem, jak dotąd ofiarami sa jedynie osoby magiczne...
- Jak reagują tylko na magicznych, to mogę spróbować poszukac jakiegoś skrótu na górny poziom, tak w razie czego żeby było gdzie wiać. Zawsze lepiej znac drogę.
Niby w tej kwestii miała rację, ale... Coś mu nie pasowało. To byłoby za proste. A może własnie powinni spróbowac najprostszego rozwiązania, bo takie jest własciwe? Pokręcił głową i sam zaczął krązyć, jak uprzednio Char, co ujawniało pewne podobieństwo między nimi.
- A Sacharissa? ta twoja przyboczna? Tez jest magiem, może się z nią skontaktujesz i powiesz co się dzieje?
- Nie wiem czy zdołam. Ruiny sa chronione, pamietasz jakie było wejście... - na samo wspomnienie witającego ich głosu się wzdrygnął.

draumkona pisze...

Char zdobyła się jedynie na westchnienie. Byli tu uziemieni, przynajmniej dopóki nie wybudzi sie Szept, w końcu ona znała się na tych całych duchach i mogłaby spróbować ich wyprowadzić na górę. A mówiła, że przyjdzie do ruin sama, bez tej całej kompanii? Mówiła. Teraz pozostawało jedynie bezczynne czekanie z poczuciem winy większym niż Jaruut. Obejrzała się na Devrila i jego sine oko, a decyzja by podejść i obejrzeć to samej nie zajęła jej dużo czasu.
- Paskudnie wygląda - skomentowała przyglądając się nabitej śliwie, jakby była nowym gatunkiem łysego ślimaka, czyli z dawką obrzudzenia i fascynacji jednocześnie - Na pewno nie chcesz na to zimnego okładu? Szybciej zejdzie... - nie zapanowała nad głosem i w ostatnich słowach wkardła się w jej ton jawna troska.
- Many zawsze mogę uzyczyć ja - Wilk skrzyżował ręce na piersi spoglądając na miejsce, gdzie były runy, choć wtedy kiedy się uaktywniły, był nieprzytomny - Odraza się dość szybko, a skoro Bron mówi, że teraz wszystko zalezy od niech samych... - westchnął ciężko, spoglądając teraz na magiczkę, tak jedną jak i drugą. Wcale nie podobało mu się to, że nie mógł im jakoś pomóc. Przecież od tego tu, cholera jasna był. Co znaczyła magia leczaca, siły uzdrawiania wobec przerwanego czaru i tego co za sobą niósł? Może Bron się mylił i jednak mógł coś jeszcze zrobić? Nie miał pojęcia, zniechęcony wrócił do przesiadywania przy magiczce, a widząc jak dygoce wziął ją jeszcze w ramiona, usiłując ogrzać ciepłem własnego ciała.
- Trzeba czekać... - mruknął jeszcze, wtulając nos w kasztanowe włosy.

draumkona pisze...

- Tylko opuchlizna... A może aż? Lepiej coś do tego przyłóż, musisz mieć oboje oczu sprawne, a nie jedno zapuchnięte - tym samym zaczęła się rozglądać za jakimś przedmiotem, który spełniłby role zimnego okładu, a jak się okazało, było tego pod dostatkiem. Choćby oderwany odłamek zimnej skały, czy posadzki. Char wyszukała całkiem dobrze leżący w dłoni kawał kamienia i wróciła do Devrila, wręczając mu kamyk.
- Przyłóż. Jak nie przyłożysz, to sama ci przyłożę - może zabrzmiało to dziwnie, ale miała jak najlepsze intencje.
Jęk zwrócił nie tylko uwagę ponurego maga, ale i tego, który tak się nad magiczką trząsł, co chwila poprawiając już dwa okrywające ją płaszcze, ten Vetinari i ten jego.
- Dzień dobry - wycharczał na powitanie, jemu głos też płatał figle, co niechybnie wskazywało na początki przeziębienia - Witamy wśród żywych.
Iskra z kolei wciąż spała, czy jakkolwiek nazwać jej stan, była nieobecna. Magia w ciele furiatki postępowała czego wynikiem było kolejne, niewielkie wypalenie skóry tym razem w okolicy nadgarstka. Choć niewielkie, to teraz było dostatecznie głębokie by widać było białą fakturę kości.

draumkona pisze...

Z westchnieniem zważyła kamyk w dłoni i przeniosła spojrzenie na Szept. Ta to miała dobrze. Wilk się nie martwił o nic innego poza nią.
- Niech będzie później... - mruknęła, odkładając kamyk obok, gdzieś na większy z głazów i odeszła gdzieś pod ścianę sobie przysiąść. Noc była coraz bliżej, a jej coraz bardziej chciało się spać od tego stresu i czuwania.
- Jak...długo?
- Sam nie wiem, sporo czasu byłem nieprzytomny. Ale ze dwa dni na moje oko i to niepełne. Noc dopiero nadchodzi - poprawił owijający ją płaszcz i pozwolił sobie na wytworzenie ciepła z magii, które wprowadził w ciało magiczki, chcąc ją choć trochę rozgrzać.
- Wszyscy powoli wracają do zdrowia, więc niedługo będzie można się wynieść na górne poziomy.

draumkona pisze...

- Co się stało? - no to się wkopał. Pięknie, a miał trzymać jęzor za zębami...
- Nic takiego, po prostu na troche byłem nieobecny, każdemu się zdarza... Ale grunt, że już się obudziłaś i nie wyglądasz jak lodowa figurka. - spróbował chociaż zmienić temat, wrócić z powrotem na jej stan zdrowia, a nie gdybyac nad nim. On sobie poradzi, przecież nie będzie jej niepokoił. Nie, kiedy ledwo co uszła z życiem.
Po chwili wahania przyjęła kurtę arystokraty i narzuciła ją na ramiona, a ciepło materiału dopiero teraz uświadomiło jej jak zdązyła przemarznąc od kiedy oddała Szept swój płaszcz.
- Nie wiem czy zasnę - bo pomimo wszechogarniającego zmęczenia wciąż pozostawał ten niepokój, o siebie, o resztę, o to w co ich władowała. Trzeba było iść samemu.

draumkona pisze...

- Na moje to całkiem blisko. Spróbuj zasnąć, potrzebujesz jeszcze odpoczynku. Ja będę czuwać i w razie czego cię obudzę - i tym razem mówił całkowicie poważnie. Nie zamierzał stawac sam przeciw tym upiorom, czymkolwiek były. Potrzebował jej, oni wszyscy jej potrzebowali.
- Śpij - powtórzył, dużo czulszym głosem, odgarniając kasztanowy kosmyk z czoła magiczki na bok.
Char chwilę jeszcze obserwowała uwaznie otoczenie, ale kiedy organizm w końcu w opóźnieniem zarejestrował fakt, że w końcu usiadła, zaczął ją brać we władanie sen i już po paru minutach oparła się bezwładnie o arystokratę.

draumkona pisze...

- Powinniśmy, ale te ruiny... utrudniają nam odejście - Wilk od pewnego czasu podejrzewał, że ktokolwiek wcześniej miał w posiadaniu tę rezydencję, wciąż żyje. I co gorsza, to ten ktoś wiecznie utrudnia im życie odkąd tu weszli. Może popadał w paranoję, może nie, ale ze swojej nieprzytomności pamiętał tyle, że szedł gdzieś, tymi korytarzami az zaszedł do komnaty, gdzie znalazł jakąś kobietę. Dalsze wspomnienia urywały się, potem były tylko szczątkowe wspomnienia. Zimno. Uczucie obcej magii.
- Ktoś tu jest. I ten ktoś wie, że my tu jesteśmy. I na moje, to doskonale się bawi naszymi życiami - zignorował zmartwione spojrzenie Vetinari, jego siostra najwyraxniej musiała uznać, że za mocno uderzył się w głowę. przecież to mogło być prawdą! czemu nikt go nigdy nie słuchał...
- Wiem co widziałem. I co czułem, nim całkiem straciłem świadomość.
- Przecież ja nic nie mówię - obruszyła się Vetinari krzyzując ręce na piersi i spoglądając wojowniczo na elfa - Po prostu jak dla mnie to jest mało prawdopodobne. Hrabia który tu żył zmarł przeszło sto lat temu. A o tamtej elfce pisali w dokumentach z poprzedniej ery, albo jeszcze dalej. A stare elfy trzymają się Białych Wież, nie jakichś ruin na zadupiu. No, chyba, że ruiny zyskały nowego lokatora o którym nie wiem...
Mniej więcej ten moment wybrała sobie Iskra na wybudzenie, o ile takie momenty da się wybrać. Drgnęła jakby z nagłego uczucia zimna i otworzyła oczy, tocząc spojrzeniem po sali, choć przytomnym wzrokiem tego nie można było nazwać.

draumkona pisze...

Alvar i jego ponure spojrzenia zaczynały go drażnić, zbytnio przypominając o pewnym ponurym magu z pewnej ponurej wiezy, który tylko przypadkiem nazywał się Darmar.
- Wiem co widziałem - wycedził jeszcze, odpłacając się podobnym spojrzeniem. Żaden znajomek Szept, potężny, czy nie, nie będzie mu mówił, czy sugerował, że sobie zmyśla pewne rzeczy. A już na pewno nie będzie brał tego pod uwagę kiedy sam stracił przez to wszystko przytomność. Takie rzeczy się nie dzieją. I jeszcze ten głos...
Mówiłam, że prędzej, czy później sam przyjdziesz, usłyszał znów, co niechybnie wytrąciło go z równowagi, aż warknął pod nosem.
Narazie nigdzie się nie wybieram. A jak już się wybiorę, to do wyjścia, spróbował uświadomić tajemniczy głos, ale bez skutku, poczuł jedynie rozbawienie, które jeszcze dodatkowo go wkurzyło. Spróbował na nowo podnieśc osłony, ale obca obecność jakoś zawsze się przez nie prześlizgiwała, zawsze znajdowała szparę...
Dzielimy krew, Raa'sheal. Nie pozbędziesz się mnie, i teraz, kiedy go zainteresowała, bezpowrotnie zniknęła, zostawiając go samego z myslami. Kątem oka spojrzał na Szept, wciąz w płaszczach. Może jednak powinien sie przyznać? Głosy w głowie to jest niepokojąca sprawa, a co dopiero głosy omijające bariery, uzywające magii i sugerujące, że są spokrewnieni.
Do Iskry powoli wracała świadomość otoczenia, z wolna zniekształcone szmery przekształcały się w wyraźne i rozróżnialne głosy. Uczucie gorąca i zimna stabilizowało się, a ciało powoli stabilizowało całą sytuację po tak wielkim wyczerpaniu. Spróbowała się nawet podnieść, choć z marnym skutkiem, bo kończyny po prostu odmówiły posłuszeństwa, nawet nie pozwalając jej się podnieść do siadu. I wtedy dopiero dotarło do niej, ze sporym opóźnieniem, że przecież nie była tutaj sama. Podniosła wzrok i napotkała szare spojrzenie magiczki, które spłoszyło ją na tyle, że przerzuciła się od razu na Wilka, potem zaś na całą resztę, chwilowo nawet zapominając o Cieniach.

draumkona pisze...

Zhao roztarła ramiona i tym razem zdołała usiąść, wciąz skrżetnie unikając wzroku Szept, jakby wcale nie próbowała uratowac jej życia i jakby wcale, a wcale nic nie zrobiła.
- Może trochę przesadziłam. Zły dobór czarów - nie sądziła przede wszystkim, że ktoś jej przerwie. Gdyby brała to choćby pod uwagę, dobrałaby inne zaklęcie, które w razie czego w chwili przerwania po prostu by się dezaktywowało.
- Trochę? O mało się nie zabiłaś - Wilk przyjął swój płaszcz z powrotem i zarzucił go na siebie, jednocześnie karcąc Iskrę wzrokiem jak małego dzieciaka, na co furiatka odpowiedziała mu podobnym spojrzeniem, choć bardziej wojowniczym i... furiatkowym. Znak, że wracała do siebie.
- Co z L... - własnie miała o niego pytać, o sprawce całego tego zamieszania, kiedy go dostrzegła. Całego. Zdrowego. I w towarzystwie tej dziwki, co od razu przekreślało szanse na jakąkolwiek rozmowę, czy chociazby cieplejsze spojrzenie, bo w fiołkowych oczach Zhao zalśnił ognik gniewu i odwróciła się po prostu do Cieni plecami, postanawiając ignorować i nawet nie informowac ich o fakcie, że znalazł się tu jeszcze jeden Cień, choć nie własnej woli i nie z polecenia. Właśnie. Natan. Musi go znaleźć...
- Nie ma za co - Char także wzięła swój płaszcz od magiczki i założyła go na siebie - Skoro już wszyscy jestesmy na nogach... To może coś zdziałamy?

draumkona pisze...

- Chcę szukać wyjścia - burknęła Vetinari - Jak Bractwo chce tu sobie siedzieć, to niech siedzi. My możemy iść.
- Ahia. Możemy. Szept? - najgorsze było to, że nie był pewien tego, co właściwie zamierza magiczka, bo nic nie powiedziała. Może chciała coś jeszcze pokombinować? Znając ją... Aż bał się myśleć, czy znowu an coś nie wpadnie. Albo czy coś nie wpadnie na nich.
- Ja idę szukać syna. Bez niego się stąd nie ruszę - tego akurat iskra była pewna. Może była jeszcze osłabiona, ale magia wracała do niej. Zresztą, obecność Kalcifera wspomagała regenerowanie many, więc już niedługo będzie mogła wyjść, choć nadal nie będzie to zbyt bezpieczne.

draumkona pisze...

Z kolei Wilk łypnął na Luciena. Niech on sobie z Iskra rozmawia. Albo nie, najlepiej niech sam się synem zajmie. W końcu tez Cień. Tylko... w sumie co Natan robił tutaj? I to kompletnie sam?
- Co go tu ściągnęło? - spytał, nim zdązył pohamowac ciekawośc i ugryźć się w język.
Zhao spojrzała na niego dziwnie, z mieszaniną zaskoczenia i dziwnej podejrzliwości, ale odpowiedziała.
- Nie wiem. Mówił coś o misji i, że to wcale nie było zadanie typu znajdź i zabij. Wysłali go na jakiegoś maga, bęcwały jedne - z kolei to prowadziło do prostego wniosku, że ktoś kto układał misje niechybnie pomylił sie w ocenie celu, bo mag okazał się cwańszy i do tego znacznie potężniejszy niż młody Cień, bo go teleportował gdzieś na koniec świata. Do zapomnianych ruin, na pewną śmierć.
- A...Aha - nie znalazł innych słów by to skomentować, więc postanowił spróbowac z Szept - Szept, to nie twoje dziecko, a Iskra na pewno sobie sama poradzi - furiatki był pewien, że nie przekona, więc równie dobrze mógł mówić, że poradzi sobie bez pomocy Szept - Pamiętasz, że musimy wrócić? Radni? Atax? Mer? Coś pamiętasz? Nie, żebym ci wypominał twoje królewskie obowiązki... - nie, wcale, on tylko jawnie wbijał magiczce szpilkę w najsłabszy punkt, czyli w Mer, która znów została pod opieką Sacharissy, albo Radnych.
- Musimy wracać... - dodał jeszcze, nieco łagodniej, ujmując dłoń magiczki, jakby to miało cokolwiek zmienić.

draumkona pisze...

Myślała, że złamał magiczkę. Że pierwszy raz udało mu się dokonac tego zaledwie paroma słowami. Ale nie, Szept jak to pani od "nie można tak tego zostawić" nie dała się tak o, po prostu elfiakowi przekonać. Char westchnęła, kręcąc głową. Ona chyba z całej ich kompanii znała Iskrę najmniej, a Natana w ogóle nigdy nie widząc na oczy, więc i chęć pomocy elfiej furiatce była znikoma, zwłaszcza, że nasłuchała się o niej tyle złego, jaka to ona niedobra i że ją wygnali.
- Jak wy idziecie to sama nie wracam - mruknęła alchemiczka stwierdzając, że jak Szept ma zamiar tu zostać, że jak Wilk zostaje to i ona też. Nie ma, na ich tu wciagnęła i bez nich nie ma mowy by nawet myślała o wyjściu.
Wilk natomiast westchnął ciężko, jak elf pokonany i na straconej pozycji. Puścił dłoń magiczki, wepchnął ręce w kieszenie i tyle go widzieli jako proszącego i czułego jegomościa.
- Wiesz dobrze, że się stąd bez ciebie nie ruszam. A jak tak bardzo chcesz pomocy Darmara to sama po niego idź - i stało się jasnym, że elf nie zamierza nigdzie iść a co gorsza, wzywac na pomoc byłego mentora Szept. Propozycji by zawiadomić elfy z Istar w ogóle nie skomentował. Może i byli bliżej niż Sacharissa i Ataxiar, ale nie sądził by dało się przebić przez bariery, które pokrywały ruiny jak bańka. Równie elastycznie jak szczelnie. Chociaż, gdyby dostali się na szczytowe wieże... Kto wie.
Milczenie Luciena i brak jakiejkolwiek reakcji z jego strony jeszcze dodatkowo Zhao rozsierdziły. Owszem, znała go i to dość dobrze, ale kiedy nie ma się z kimś długo kontaktu zapomina się, wspomnienia i wiedza wietrzeją. Poza tym, zawsze gdy widziała go w obecności Solany to nie myslała racjonalnie. Stąd też wniosek, że Lucien po raz kolejny przedłożył misję nad rodzinę i nie chce się w to mieszać.
Kolejna rzeczą zastanawiającą była reakcja Szept. Przecież jeszcze nie tak dawno ostatnią osobą, której by pomogła była właśnie Zhao. A tymczasem...
- Nie mam mocy żeby wam zabronić - stwierdziła w końcu, po chwili namysłu, wzruszając ramionami i dopiero wtedy spostrzegając dziwne, wypalone dziury na skórze lewej dłoni. Pięknie. Świetnie. Już niedługo w ogóle nie będzie mogła spojrzeć na siebie w lustro.
- I chodźmy. Póki nie zastała nas tutaj kolejna noc.

draumkona pisze...

Iskra rozejrzała się czujnie, jakby spodziewała się, że upiory nagle wypełzną ze ścian i się na nich rzucą. Nic takiego nie miało jednak miejsca.
- Natan został na górze, tam ostatni raz go widziałam - i tam też, w kierunku przejścia na górę poziomy, skierowała swe kroki. Znajdzie syna i się stąd wyniosą. A ona mu natłucze do głowy coś na temat cholernych misji i poświęcenia dla Bractwa, bo jeszcze trochę i będzie miała dwóch takich Lucienów do opanowania, nie jednego.
- Tam jest zejście do kanałów - poinformował ją niechętnie Wilk, wspominając kapiel w ściekach i iluzje.
- Ale jest też wyjście na górę. Trzeba tylko nie dać się iluzji - i weź tu z taką rozmawiaj.

draumkona pisze...

Iskra rozejrzała się czujnie, jakby spodziewała się, że upiory nagle wypełzną ze ścian i się na nich rzucą. Nic takiego nie miało jednak miejsca.
- Natan został na górze, tam ostatni raz go widziałam - i tam też, w kierunku przejścia na górę poziomy, skierowała swe kroki. Znajdzie syna i się stąd wyniosą. A ona mu natłucze do głowy coś na temat cholernych misji i poświęcenia dla Bractwa, bo jeszcze trochę i będzie miała dwóch takich Lucienów do opanowania, nie jednego.
- Tam jest zejście do kanałów - poinformował ją niechętnie Wilk, wspominając kapiel w ściekach i iluzje.
- Ale jest też wyjście na górę. Trzeba tylko nie dać się iluzji - i weź tu z taką rozmawiaj.

draumkona pisze...

- Kto pomyślał o pająkach?
- To nie jest iluzja. Inna magia - Iskra rozejrzała się odruchowo za pochodnią, zawsze paliła pająki, zwłaszcza te, które dorównywały rozmiarom Figlowi. Innych sposobów na nich nie było. Chociaż... Czy te wypełnione magią stwory zabiłby ogień? Chyba tylko magiczny.
Char, która panicznie bała się pająków, była bliska utraty przytomności. próbowała panowac nad sobą, nad narastającą paniką, ale nic to nie dało, a mało brakowało i zaczęłaby krzyczeć gdyby Wilk w porę nie zasłonił jej ust dłonią i nie złapał.
- Niech ktoś to zniszczy - warknął trzymając szamoczącą się alchemiczkę.

draumkona pisze...

– Kupimy ci trochę czasu, ale musisz się pośpieszyć.
Iskrze nie trzeba było powtarzać tego dwa razy. Była specjalistą od czasu, choć niewielu o tym wiedziało. Była magiem czasu, była magiem żywiołów, a jej specjalizacją zawsze był ogień i to co z nim związane. Dlatego nazywali ją Iskrą.
Skoczyła przed Alvara i magiczkę, w końcu trzeba było kupić mu czas na założenie run. Potem się wycofa, kiedy będą gotowe. Tymczasem sięgnęła magii, a ta odpowiedziała wypełniając ciało dziwną siłą, której specyfiki nie określili jeszcze najstarsi uczeni. Nie potrzebowała mruczeć zaklęć, nie jeśli chodziło o magię żywiołu ognia. Ten etap dawno zostawiła za sobą i tkała ogień i wszelkie jego odmiany samym umysłem, co czynić potrafili tylko najlepsi w tej dziedzinie.
Kiedy pierwszy z pająków się na nią rzucił, odesłała go kopniakiem na bok, a śladem jaj stopy podążyła smuga ognia, rażąc przeciwnika i podpalając. Było też jednak tak, jak podejrzewał Devril, kiedy zniszczyć jednego, cała reszta dostawała szału. Rzuciły się na nią całą falą, usiłując obejść, ugryźc, ale skutecznie się broniła wirując jak w tańcu, a przy okazji podpalając kolejne stworzenia. ich przewaga była zbyt duża jak na jedną osobę, w dodatku osłabioną i potrzebowała pomocy.
Wilk z niepokojem obserwował to wszystko, ale musiał trzymać Vetinari, żeby tej się nic nie stało z tego strachu. A tak... Mółby coś zdziałać. Obezwładnić. Chociaż...
- Trzymaj ją - bezceremonialne wepchnął siostrę w objęcia arystokraty i sam pognał w stado pajęczaków, choć ktoś, kto nie znał jego możliwości mógłby wziąc go za szaleńca. Bo jak to, medyk walczący ofensywnie? Niby jak? Ale Wilk potrafił, bo podpatrzył nie raz w akcji Królika, który wywarł na nim spore wrażenie. Zadziałał na niego tak, że sam zaczął kombinowac i główkować jak niby zdolność uzdrawiania można obrócić przeciw komuś, aż w końcu wymyślił. I choć nie wił się jak Iskra, choć nie rzucał ogniem i płomieniami na lewo i prawo, to potrafił odciąć magię istotną dla takich stworzeń. A jak wiadomo, bez płynnego jej przepływu praca organizmów stworzeń na niej się opierających była niemożliwa, więc stawały się łatwym, nieruchomym celem.

draumkona pisze...

Iskra odskoczyła, kiedy tylko usłyszała krzyk Alvara. Nie było to proste bo w starciu któyś pajęczak użarł ją w nogę, która teraz odmawiała jej chwilowo posłuszeństwa. Ale udało się, wkrótce stanęła za plecami maga, kurczowo uciskając udo, gdzie wbiły się kolce jadowe pająka.
Wilk wrócił bez szwanku, bez zadrapania chociazby. Może była to elfia zwinność, a może po prostu fakt, że elfiak był cwany i powstałe obrażenia zdążył już wyleczyć.
- Pokaż to - mruknął, pochylając się nad udem elfiej furiatki i zaczął oczyszczać rane i zasklepiać. Wyglądało na to, że taki popis magii i aktywacja run dadzą im przewagę, pozwolą wygrac starcie - Będzie bolało - ostrzegł jeszcze, nim wplótł magię do swojego mamrotania. Iskra zagryzła zęby, ale nie pisnęła słówkiem o tym, że boli, czy swędzi, czy cokolwiek. Jak opętana wpatrywała się w nadchodzące pająki, z każdym ich kroczkiem tracąc wiarę w runy Alvara.

draumkona pisze...

Chwilę to trwało, nim płomienie z run w końcu wygasły, ukazując czysty korytarz, jakby cały ten atak im się przyśnił. Czymkolwiek były, wydawało się, że odeszły.
- Dobra, gotowe - Wilk, nielubiany przez chyba nikogo z obecnych oderwał się od elfki i spojrzał na siostrę, która już się a mirę opanowała. Nie widział jeszcze nikogo kto by tak panikował na widok pająka. No dobra, paru pająków.
- Dzięki - Zhao obejrzała jeszcze udo, rozprostowała nogę, ale wyglądało na to, że elf rzeczywiście usunął cała truciznę, jad, czy cokolwiek to było - Chodźmy dalej - i znów to ona pierwsza szła, nie martwiąc się tym, że może pająki sie gdześ nagle pokurczyły i pochowały. Parła naprzód jakby od tego zależały losy świata, nawet się za siebie nie oglądając.

draumkona pisze...

Przez dłuższy czas mieli spokój, a ten spokój wpędzał co poniektórych w coraz większe poczucie, że jednak coś jest nie tak. Tą osobą był Vetinari, nieźle przestraszona już po pająkach, na każdym kolejnym zakręcie wietrzyła pułapkę i podstęp.
Udało im się dostać na wyższy poziom, choć Natana tam nie było, w każdym razie nie w komnacie w której widziała go Iskra, co naprawdę furiatkę zmartwiło. W dodatku, znowu zbliżał się wieczór, z racji tego, że byli w górach szybciej zapadał zmrok, nie wspominając już o tym, że nadchodziła zima i więcej musieli czekać w komnacie niż szukać. Teraz też musieliby znaleźć kryjówkę na noc, bo nie wiadomo co szlaja się po korytarzach tutaj w nocy.
- Powinniśmy się rozdzielić - mruknęła w końcu zrezygnowana Iskra, przeszukując kolejną komnatę, jak zwykle bez skutku - Tak nigdy go nie znajdę...

draumkona pisze...

Iskra przygryzła wargę i popatrzyła po zgromadzonych. Cienie będą się trzymać razem, jak zawsze, więc musieli być razem. Ponadto, wolała mieć Luciena na oku, nigdy nie wiadomo czego można było się po nim spodziewać. No i kwestia osób niemagicznych, czyli Charlotte i Devrila.
- Ja idę z Cieniami - mruknęła, nie licząc się nawet z tym, że ktoś tu może być przeciwko. Na przykład taki Lucien - Reszta niech trzyma się razem. Będziecie mieli dwóch niemagicznych, w tym jednego alchemika, ale to i tak nie to samo co mag... Więc potrzeba wam większej grupy do ewentualnej ochrony. Przynajmniej ja tak to widzę, bo nie wiem jak inaczej to podzielić. Na trzy grupy to zbyt niebezpiecznie, na dwie w sam raz.

draumkona pisze...

- Och, Lu, masz mnie, więc wystarczy ci już mięsa armatniego - zaświergotała Iskra, a znający ją Cień i Szept mogli wiedzieć, że słodki głosik furiatki dzieli od wybuchu złości tylko mały kroczek - I nikogo innego narażać nie będziesz - co znaczyło, że raczej nici z jego planu.
- To co w końcu? - Wilk nie wiedział już jak się dzielą. Może jednak ktoś jeszcze pójdzie do Cieni? Chociaż... Niby kto?
- Ja idę z Cieniami, pozostali razem. I tyle. Tylko teraz jak się znajdziemy kiedy go znajdziemy?
- Nie możecie się kontaktować mentalnie? - Char zaczynałą pojmowac pewne zasady magów.
- Nie wiem. Czasami są zakłócenia...

draumkona pisze...

Milczenie też było odpowiedzią. Obecność Solany i to, że Poszukiwacz, chociaż wyższy rangą, nawet nie próbował jej powstrzymać. I dobrze znał Iskrę, bo elfka właśnie się wkurzyła i to porządnie. Na sytuację, na to że zaginął jej syn, a on miał to najpewniej gdzieś bo liczyło się tylko Bractwo, a przede wszystkim na samą osobę Cienia.
- Świetnie. Doskonale. To idź sobie z nią. Żegnam - i tyle ją widzieli, bo odwróciła się na pięcie i wyszła z komnaty, jeszcze trzaskając drzwiami, aż huknęło, a Wilk miał wrażenie, że zaraz coś im runie na głowę.
- No to... Problem rozwiązał się sam - spróbował, dość dyplomatycznie, choć miał wrażenie, że juz po ptakach i sytuacja udzieliła się innym.
- ... Co teraz? - Char obejrzała się na Szept, jedyną chyba normalną w tej całej kompanii.

draumkona pisze...

Wilk, choć lubił Iskrę, to nie chciał iśc za nią. Nie teraz, kiedy była gotowa go spopielić i nawet przy tym nie mieć wyrzutów sumienia. A z drugiej strony... jeśli się nie rusza teraz, to ją zgubią.
- Nie - zdecydował w końcu. Zhao była już duża dziewczynką, powinna nauczyć się kontrolowac i nie trzaskac drzwiami o byle co. A Cienia rzucić w diabły, byłby spokój.
- Niech Cienie idą same, my sami... - urwał, a zamglone spojrzenie mogło świadczyć tylko o jednym. Wizja. W jakże idealnym i dogodnym momencie.

draumkona pisze...

Nikt jej nie powstrzymał i dopiero rumor i drżenie posadzki uświadomiło im co się własnie stało. I co to dla nich znaczy.
Wilk ocknął się dopiero kiedy bezceremonialnie kopnęła go w kostkę alchemiczka.
- Ogarnij się, do cholery zamiast spać! - bo ona dziwny stan zawieszenia wzięła za spanie na stojąco - Coś się zawaliło!
- ... Co?! - wypadł z komnaty i popędził korytarzem, w ślad za nikłym zapachem magiczki... I za pierwszym zakrętem niemalże wpadł na stosy głazów i kamieni, które całkowicie blokowały dalsze przejście. Zaklął szpetnie i ocenił przeszkodę jako nienaruszalną. Nie gołymi rekoma, a obie magiczki ofensywne... Były po drugiej stronie, albo co gorsza, pod zawałem...

draumkona pisze...

Wilk zbladł. Był tak blady, że gdyby porównac koloryt jego skóry z kawałkiem białego otynkowania z Twierdzy Diabła to nie byłoby żadnej różnicy. On znał je obie i jedną i drugą, znał ich aury i potrafił rozpoznac obecność, której teraz nie czuł. Nie czuł w zasadzie nic, prócz zapachu krwi, który coraz bardziej się nasilał.
- Nie... Nie czuję ich. Ale za to... - skierował wzrok na jeden z mniejszych kamieni i odgarnął go na bok, zaraz potem kolejny, aż w końcu dokopał się do świeżej kałuży krwi. Ofiary niestety nie wyciągnął, bo nadal nie było jej widać.
Iskra poruszyła się delikatnie, sprawdzając czy przypadkiem sufit nie runął nad nią. Na szczęście nie, potłukła się jedynie od upadku. Obejrzała się za siebie, dostrzegając pył unoszący się zapewne od zawału. Teraz byli odcięci. To nawet lepiej. Może miała szczęście i te głazy przygniotły piekną Solanę, wcale by wtedy nie płakała, wręcz przeciwnie.
- Głupi idiota... - burknęła jeszcze, podejmując wędrówkę w głab ruin, nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego, że ma towarzystwo.

draumkona pisze...

Czułe ucho wychwyciło kaszel, dając tym samym furiatce znak, że kogoś zawał przysypał. Obejrzała się, dość niepewnie zerkając na widoczne parę kamieni i wróciła się nie wiedząc czego może się spodziewać.
- Lu, jak to ty to zapomnij o tym, że będę cię wyciągać - warknęła, przyklękając przy stosie głazów i patrząc przez szparę do środka i z małym rozczarowaniem odkrywając, że to Szept. Magiczka była chyba osatnią osobą, której spodziewała się Zhao.
- Szept? - głupie pytanie, bo była tu tylko jedna kasztanowłosa elfka o zdolności do pakowania się w kłopoty. Nie tracąc cennego czasu zaczęła pomagać Nirze w wydostaniu się na zewnątrz i jednoczesnym przeżyciu.
- Jak odgarnie coś źle to wszystko runie - wtrącił się Wilk, podnosząc się i odchodząc parę kroków, nie mogąc uwierzyć w to co widzi - Jeśli ona tam jest to tylko jej zaszkodzi... - a mówiąc ona, miał rzecz jasna na myśli Szept.

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się kątem ust, słysząc burczenie magiczki. To był znak, że raczej nic poważnego jej nie dolegało, a nawet gdyby, to większość urazów mogłaby wyleczyć. Co prawda gdyby było coś jej samej to chyba nikt by jej nie pomógł, ale to była inna bajka. Grunt, że mogła leczyć innych.
- Prędzej spodziewałabym się tutaj Cienia, niż ciebie... - mruknęła w zadumie, ale pozostawiła ten temat, czując, że kiedy nie odpuści to zrobi się bardzo niezręcznie. A akurat tego potrzebowały najmniej - Tu wszystko się ze sobą łączy, jak sie postaramy to wrócimy...
– Iskra nie jest odporna na wstrząsy.
- Miałem na myśli Szept... - mruknął Wilk, na tyle zbity z tropu, że się nie pohamował i powiedział to, czego nie chciał mówić Devril.
- – Jak chcecie się rozdzielić? Kogo dacie praktycznie bez żadnej ochrony?
Wilk rozejrzał się, bo coś mu w składzie druzyny nie grało. Owszem, zaginęły Szept z Iskrą, ale nikt nic nie mówił o alchemiczce, której... też nie było.
- Gdzie Charlotte? - spytał cichym, zduszonym głosem, czując jak wali mu się powoli świat i jak ucieka grunt spod nóg. Na szczęście alchemiczce nic nie było, tylko rzecz jasna nikogo nie poinformowała o tym, że może zdeformować częśc materii ściany i po prostu przez nią przejśc. Nawet nikomu nie powiedziała że faktycznie zamierza coś zrobić. Ale to była Charlotte. Jej postępowania czasem nie dało się ogarnąć.
- Świetnie. To teraz mamy już trzy zaginione.

Selene pisze...

Ponownie starała się zamachać skrzydłami, ale mężczyzna za mocno je przytrzymywał. Co prawda bolało, miała delikatne skrzydła, ale wtedy nie zwracała na to uwagi. Przerażenie uśmierzało ból. Przełknęła ślinę, chcąc coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedziała, co. Wiedziała, że mimo wszystko powinna się odezwać, więc zaczęła łamiącym się głosem:
- Wróżka... księżycowa...
"Wspaniale. Teraz znają twoją rasę, na pewno ich tym przekonałaś." Westchnęła cicho. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale strach zupełnie ją paraliżował.

Selene pisze...

[Przypadkiem wysłałam komentarz, więc ciąg dalszy.]
- Ja... nikomu nie powiem - wydusiłam piskliwym głosem.

draumkona pisze...

- Jeśli jest tu jego syn, to będzie więcej Cieni - mruknęła niechętnie Zhao, ruszając korytarzem przed siebie i nie bardzo wiedząc gdzie szukać Natana. Próbowała go nawet ściągnąc magią, ale nic to nie dało.
- Był tu. Kazałam mu czekać... Bogowie, co ze mnie za matka, że go tak zostawiłam. Mogłam zostać, przecież... - zaczęła sobie wyrzucać, jakąś to jest wyrodną matką i jak nie nadaje się w ogóle do tej roli. Skończyły się jej pomysły, co było rzadkim widokiem.
Wilk jeszcze raz spojrzał na stos kamieni i z ciężkim sercem przyznał, że muszą albo znaleźc drogę naokoło, albo zając się rozgarnianiem rumowiska. Biorąc pod uwagę fakt, że nie mieli maga, który magią mógłby dźwignąć kamulce bez ryzyka uszkodzenia ewentualnych ofiar, to... wydawało się to niemożliwe.
- I co teraz? - elf bezradnie spojrzał na Devrila, człowieka, który według Vetinari potrafił znaleźć wyjście z każdej sytuacji.

draumkona pisze...

Westchnęła. Magiczka pewnie miała rację, a ona wpadła już w panikę.
- Górne poziomy... - mruknęła, spoglądając w sufit jakby co najmniej miało się na nim utworzyc przejście prosto do zaginionego.
- Chodźmy. Im szybciej tym lepiej, a znowu nadciąga noc.
- Jedyną osobą, która jako tako znała plan tej cholernej budowli jest moja przeklęta siostra, która wyparowała - burknął, czując jak narasta w nim złość na głupie zachowanie alchemiczki. Jak ona mogła tak nie mysleć!
Ale jakby na to myślowe wołanie, jakby miała jakieś magiczne wyczucie, pojawiła się Vetinari, po prostu wychodząc ze ściany, jak ten duch, czy inna zjawa. od razu musiała odeprzeć rozwścieczone spojrzenie Wilka, które skwitowała wzruszeniem ramion.
- Zanim zaczniesz burczeć, to wiedz, że byłam sprawdzić jak to wygląda z innego poziomu. Zawał wydaje się nie do ruszenia, przynajmniej od boku, ze ściany. Możesz spróbować od tamtego głazu - tu wskazała głaz mniej więcej pod sufitem - nie jest zależny od innych, więc jak się go ruszy to wszystko nagle nie runie. Potem możnaby zobaczyc co dalej...

Silva pisze...

I.
- Na pewno nie zwariowałem. Jak go chciałem kopnąć to popatrzył na mnie, jakby mówił: "weź spierdalaj, nie kop trupa” - najemnik lubił trupy, ale tylko takie, które spokojnie sobie umarły, zaległy w bezruchu i nie próbowały powrócić do świata, który już do nich nie należał. Ponownie ożywione przysparzały zbyt wielu problemów, jakby chciały nadrobić cały ten czas, który został im odebrany.
- Myślę, że zwariowałeś już dawno. Nieuleczalny przypadek. Ale nie tym razem. Myślę, że mamy spore problemy. Jedno ciało z magią, to przypadek. Dwa zbieg okoliczności. Trzy już nie.
- Dodać do tego kamienistą wyspę i mamy zagwozdkę - najemnik szturchnął czubkiem buciora rozczłonkowane zwłoki, tym razem będąc już przygotowanym na możliwe niezadowolenie nieboszczyka, ale nic takiego się nie wydarzyło. Ciało jak ciało, nawet powieka nie drgnęła, nie mówiąc już o poruszaniu gałką. Gdyby ktoś spytał najemnika o to, co powinni teraz zrobić, wprost i szczerze odpowiedziałby, że wsiadają na sowy i spadają z tego miejsca jak najdalej, byle dalej. Ale pewnie nikt go nie zapyta, a jeśli nawet, to magiczka za nic w świecie nie odleci, dopóki nie dowie się, co tutaj miało miejsce, jakaż to tajemnica skryta jest w dziwnych zwłokach.
Diarmud zmarszczył brwi, widząc jak jego krewniak siada na piasku, podpiera brodę na ręce, a łokieć na kolanie i… sobie czeka. Z zewnątrz, patrząc na magiczkę i hyvana, ktoś obcy i nieznający ich tak dobrze, jak niektórzy, mógł pomyśleć… ale o co z nimi chodzi? Diarmud znał syna Laurion, znał magiczkę, ale zestawienie ich razem było dla niego czymś nowym. Z jednej strony widział Dara w nowym świetle, z drugiej i elfia królowa nabrała w jego oczach. Było to dziwne, ale elf odnosił wrażenie, że jedno równoważyło drugie i każde czerpie z drugiego coś dobrego dla siebie. Tak, na tę myśl Diarmud się uśmiechnął, a widząc, że najemnik spogląda na niego dziwnie i już otwiera tę swoją jadaczkę, aby zadać pytanie, na które elf naprawdę nie chciał odpowiadać, chrząknął, spoglądając na magiczkę.
- Niraneth-elda, wpadło mi coś do głowy. Od kilku dni przecież trwa saim e fuin - w starym języków elfów była to nazwa święta zmarłych, kiedy granica między dwoma światami zanikała, kiedy duchy robiły się widoczne, też psotne, a życie i śmierć zmieniały swoje prawa. - Być może to tylko echo minionych dni, doprawione szczyptą magii - bywały bowiem na świecie miejsca, takie jak to, które emanowały naturalną, przez niektórych nazywanych dziką, magią. A taka magia bywała nieobliczalna i nie dawała się ująć w żadne normy; to, co dla maga bywało nieosiągalne, dzika magia potrafiła stworzyć.
- Znaczy się iluzja?

Silva pisze...

II.
- Nie nazwałbym tego iluzją - Diarmud zaczął pod nosem wyjaśniać, co miał na myśli, ale ostatecznie zamknął buzię i zaprzestał tego; najemnik już go nie słuchał, magiczka była magiczką więc nie są to obce dla niej sprawy, się na tym znała, a lepiej było pokazać panu antymagicznemu o co się rozchodzi, niż mu to tłumaczyć. - Popatrz - elf sięgnął do sakiewki przytroczonej do pasa i wyciągnął z niej prosty flakonik wypełniony wodą; miał pewien pomysł i postanowił go sprawdzić. Przyklęknął więc przy rozczłonkowanym trupie, odkorkował flakonik i wylał na dłoń kilka sporych kropel; do tego zadania lepiej nadawała się woda słodka, ale gdyby jej nie posiadał, zebrałby w ręce i tą morską.
- Czy ty sobie czarujesz? - Brzeszczot zerknął na magiczkę, jakby szukając u niej wyjaśnienia, bo przecież Diarmud bardzo rzadko korzystał z magii; mówiono nawet, że ją utracił, ale w rodzie sądzono, i była to prawda, że to kwestia podejścia. Diarmud korzystał z zaklęć w razie nagłej potrzeby, zdecydowanie bardziej wolał radzić sobie bez niej, częściowo dlatego, że bez brata utracił do niej zapał, a po części przez to, że niezbyt często opuszczał elfie siedziby, aby móc z magii korzystać stale.
- Nie, babkę z pisku będę lepić. Próbuję zobaczyć, czy to…
- …nie do końca iluzja, ale coś w tym stylu, tak?
- Ano tak - kiwnął głową elf, poruszając palcami nad zebraną w dłoni wodą; do prostych zaklęć nie potrzebował słów, a to takie było. Brzeszczot zaś postanowił zaglądać mu ciekawsko przez ramię. Woda w łódeczce z ręki elfa drgnęła i zaczęła tężeć, a gdy padło słowo magii „reis”, zamieniła się w gładką taflę lodu. Na dłoni Diarmuda spoczywała teraz cienka sztabka lodu.
- Lód? Serio? - Dar nie wyglądał na zadowolonego takim czarowaniem.
- Lustro ukazujące rzeczy takimi, jakimi są naprawdę. Gdyby była z nami twoja szamanka…
- Nie jest moja, tylko tego zapchlonego psa. Szept, weź mu powiedz, bo jeszcze ten kundel mnie pogryzie, jak to usłyszy.

draumkona pisze...

Nie czekając ani chwili dłużej, rzuciła się we wskazanym przez szept kierunku. Chwilę to trwało nim tam dobiegły, mimo elfich genów, to zmęczenie po przerwanych zaklęciach wciąż było obecne i utrudniało życie.
- Zakręt... Schody... - mamrotała Iskra, klucząc, omijając przeszkody w korytarzu, aż w końcu wpadła w miejsce, które wskazała Szept.
- To tu - szepnęła, rozglądając się, szukając wzrokiem synka, ale go nie dostrzegła. Nie na pierwszy rzut oka.
- Jakbym was powiadomiła to zaraz ktoś by mi zabronił iść - wytknęła mu, równie bezczelnie co zawsze i skrzyżowała ręce na piersi. nic nie doceniają, własnej inicjatywy, pomysłów, nic!
- A gdyby coś ci się stało?
- Nic mi się nie stało, więc cicho siedź i zacznij odgarniać kamyki.

draumkona pisze...

- Kamień - Iskra rozejrzała się, dopadła do ściany szarpiąc się z tynkiem i wyrwą jaka musiała pwostać tu jakiś czas temu, aż w końcu dobrała się do kamieni które tworzyły ścianę. Wyrwała jeden, który nie naruszał konstrukcji i zaraz wróciła do Szept.
- Jeszcze krew... Szybko, szybko... - furiatka znalazła jakiś sztylet, kolejny podarek od Luciena, tym razem na urodziny i bez wahania rozcięła skórę dłoni po wewnętrznej stronie.
Vetinari nie znalazła lepszej odpowiedzi jak po prostu pokazanie Devrilowi języka. Nikt nie będzie jej wiązał, no chyba, że w łóżku, do poręczy.
Widząc, że na nic się nie zda, nie tym razem, po prostu usiadła na ziemi, gotowa w każdej chwili podtrzymać konstrukcje transmutacją.

draumkona pisze...

Z niepokojem przyglądała się temu, co robi Szept. Niby jej ufała, wierzyła w jej umiejętności, ale... Własnie, Iskra nie lubiła siedzieć bezycznnie i powzwolić innym, by działali za nią. A tak się teraz czuła, jakby magiczkę wykorzystywała bo ona nie potrafi znaleźć własnego dziecka. Okropne uczucie.
- Znajdź go... - poprosiła jeszcze cicho, zerkając na Szept, to na kamień i płomienie.

draumkona pisze...

Skoro Szept nie reagowała, pozostawało jej tylko jedno - stawić im czoła samej.
Otarła z dłoni nadmiar krwi, podniosła się i stanęła przed magiczką, żeby przynajmniej choć trochę kupić jej spokoju. Duchy miały przewagę liczebną, zbyt dużą, nawet gdyby uwolniła całą magię Ponurego Gona, którą zgromadziła przez dziesiątki lat. Nawet zatrzymując czas niewiele by zyskała, ale liczyła się każda sekunda, a nawet jej ułamek.
Sięgnęła mocy, czerpiąc całymi garściami z tego, co jej jeszcze zostało i co zdązyło się odrodzić od momentu wybudzenia. Najpierw buchnęło gorąco, zaraz później zimno, kiedy furiatka tkała zaklęcie, które miało na chwilę spowolnić istoty, by z kolei miała czas na wymamrotanie zaklęcia czasu. Niby nie miała tego robić, ale...
- Den tredje er deg, ok tri ek nemnar - przemówiła w staroelfickim dialekcie, zginając palce wyciągniętych dłoni jakby to były ptasie szpony zaciskające się na truchle ofiary. Strumień magii natychmiast opuścił jej ciało, a siła zaklęcia musiała być czerpana z zapasowej rezerwy many i z mocy klątwy. Czas duchów zwalniał aż w końcu całkiem się zatrzymał, a wraz z nim czas Iskry. Wiedziała, że nie utrzyma czasu w miejscu zbyt długo, nie była jeszcze na tyle dobra. Jeśli Szept nie zdoła wrócić w ciągu paru minut...
Strużka krwi ściekła po dłoni Zhaotrise Starszej Krwi.

draumkona pisze...

Nie miała pojęcia o co tu chodzi, czy w końcu zaklęcie czasu je obejmuje, czy nie. Liczyło się tylko to, że zniknęły. Zwolniła czar, korzystając z przywileju wyklętej, którzy to posiadali zdolność wyplatania się z raz rzuconego zaklęcia by to ich nie zabiło.
- Niech ich szlag... - mruknęła jeszcze, ocierając spocone czoło i opadając na ziemię obok Szept, którą wciąz trzymało zaklęcie. Ile to może jeszcze trwać? Czy wszystko szło zgodnie z planem?
- Szept pośpiesz się... - wymamrotała, czując jak zjada ją zmartwienie juz nie tylko o syna, ale i o magiczkę.

Nefryt pisze...

[Odpisałam tylko na fragment Nefryt + Devril, bo skoro obie nie mamy za bardzo wizji tego, co u Lu i Shela, może lepiej zastopować akcję i wpleść ich później, np. kiedy Nef i Devril dotrą do Quingheny?]


- Przestań – powiedziałam cicho. – To był po części i mój pomysł. Chciałam wypłynąć szybko i… Cholera, trzeba było załatwić wizę.
Gdy usłyszałam brzmienie własnych słów, poczułam coś na kształt niepokoju. Jakby coś było ewidentnie nie tak, ale ja nie wiedziałam jeszcze w czym i dlaczego. Po prostu… coś mi nie pasowało, odnośnie naszych wiz. A raczej ich braku.
- On nadal myśli, że jesteśmy w zmowie z przemytnikami.
Wyobrażam sobie, pomyślałam. Trudno, żeby tak nie myślał.
- Nie wiem – stwierdziłam bezradnie. A przynajmniej tak to miało brzmieć. Cały czas obawiałam się, że kapitan usłyszy zbyt wiele. – To wszystko jest takie straszne… - miałam nadzieję, że Devril zrozumiał, że grałam i nie uznał mnie za rozhisteryzowaną panienkę. Zawahałam się… a potem zarzuciłam mu ręce na szyję, opierając się o niego tak, by kapitan nie mógł zobaczyć ruchu moich ust przy uchu Wintersa.
- Można spróbować – mój głos był cichszy od szeptu, ledwie słyszalny. – Jest z ludu. To jego słabość tutaj. Mówiliśmy trochę. Coś mu nie pasuje w tutejszym prawie. Chyba – słowa padały w pośpiechu.
Dobrze pamiętałam wypowiedź Flynna. „Niektórzy mężowie prawa nie widzą różnicy między piractwem a przemytem.” Niektórzy. Można to różnie rozumieć, ale czy uznający przepis człowiek w ogóle mówiłby coś takiego?
Niestety, dobrze pamiętam też to, jak się wyprostował, kiedy mowa była o kapitanie. Służbista? Oby nie.
- Ile mamy czasu?
Znów się waham. Wiem, co mogłabym zrobić. Nie mam pewności, czy mi się uda. Poza tym, czuję wstręt na sama myśl o takim postępowaniu. Ale jeżeli to nasza jedyna szansa?
Udałam szloch. W przerwie między napadami „płaczu” szepnęłam:
- Zmanipuluję go. Spróbuję. Mam większe szanse, niż ty. Zorientujesz się w reszcie załogi? Lepiej mieć alternatywę.

Selene pisze...

Selene już chciała odpowiedzieć, ale skrzywiła się z bólu:
- Bez skrzydła będę raczej mniej warta, więc moglibyście mnie odstawić - powiedziała, nieco pewniej. Przynajmniej się nie jąkała. - Nie aż tak trudno je wyrwać.
Musiała chwilę pomyśleć. Nie chciała zostać sprzedana, ale to chyba lepsze niż śmierć. Westchnęła i dodała:
- Poza tym, komu miałabym powiedzieć? Skąd miałabym wiedzieć kto to był... i kim wy jesteście. Nie przekazałabym żadnych konkretnych informacji, prawda?
Sama dziwiła się, że nie tylko przestała się jąkać, ale i formułowała pełne zdania. Głos wciąż miała niepewny, ale była zadowolona z chociaż takich postępów.

draumkona pisze...

- ...Tam obok jest wejście na basztę... - tyle wystarczyło by wykończoną elfkę zmusić do natychmiastowego powstania i rozpaczliwego rozglądnięcia się za schodami, czy choćby przejściem, czymkolwiek.
- Chodźmy... - jęknęła, nie bardzo wiedząc gdzie teraz, aż w końcu umysł furiatki zaskoczył i zaczęła kierować się przeczuciem, matczynym instynktem, który w końcu doprowadził ją do jakichś schodów, a te na kolejne piętro, na którym jednak baszty nie znaleźli. Trzeba było wejśc jeszcze wyżej i wyżej, aż widok z okna przyprawiał o strach, lęk wysokości i omdlenie w jednym.
- Czuje krew... - mruknęła w pewnym momencie Iskra i znów wyrwała do przodu, dysząc jak parowóz i sapiąc. Na nic ostrzezenia, że to może być pułapka, na nic nauki Cieni by postępowac ostrożnie. Jak raz władowała się do kolejnej z rzędu komnaty to nie wyszła póki nie przetrząsnęła dokładnie każdego zakamarka, aż w końcu go znalazła.
- Synu... - dopadła do niego, od razu przechodząc do oglądnięcia ran i wpakowania w jego ciało lwiej dawki magii.

draumkona pisze...

- Jest wyłom! - Wilk, który od dłuższego czasu kopał niecierpliwie w bezpiecznym miejscu w kamieniach w końcu dokopał się na druga stronę. Przejście było ciasne i trzeba było przechodzić pojedyńczo, ale się udało. Alvar przytrzymał konstrukcję by wszyscy zdołali się przepchać, a kiedy to poczynili, ruszyli dalej.
- Tu ich nie czuję - mruknął, węsząc w powietrzu poirytowany. gdzie mogły pójść? tak praktycznie to wszędzie... - Łap - zerwał z szyi Gwiazdę i rzucił ją do rąk alchemiczce, która z zaskoczenia ledwo co zdołała klejnot pochwycić, a sam skoczył naprzód w locie zmieniając formę w czarnego, kudłatego wilka. Ledwo co wylądowął, przyłożył nos do ziemi usiłując coś wywęszyć i musiał stwierdzić, że wcale nie było to proste. Coś jakby zakłocało działanie jego zmysłów, ale w końcu i to pokonał, ruszając pewnie tropem prowadzącym na górne poziomy.
Bogowie, co za bęcwały pracowały dla Bractwa, żeby takiego małego chłopca wysyłać na zabójstwa. A Lucien, bałwan, powinien go pilnować, w końcu głos Poszukiwacza też coś znaczył! (przynajmniej tak teraz sądziła Iskra, która w tym stanie mogłaby nawet pokazac Nieuchwytnemu gdzie się zgina dziób pingwina)
- Mamo... - wyjęczał chłopak, kaszląc pod koniec i lecąc jej przez ręce.
- Już, już... cichutko. Jestem tutaj, nic ci już nie grozi - odgarnęła ciemne włosy ze spoconego czoła syna, z niezadowoleniem odkrywając, że gorączka wcale mu nie zelżała. Pewnie zakażenie w ranie, niech to szlag, a jej kończyła się już mana...
- Zaraz będzie lepiej, wytrzymaj chwilę... - chciało jej się płakac kiedy musiała tak okłamywać. Opatuliła go szczelniej płaszczem, który dawno temu dostał od ojca, w końcu dzieliły właściwości, więc powinien go choć trochę rozgrzać.

draumkona pisze...

- Wilk, zmieniaj się. Potrzebny uzdrowiciel - i on liczył na jakieś ciepłe słowo przy powitaniu? On liczył na to, że magiczka się ucieszy, że jednak się przekopali i ją znalazł? Powinien się tego spodziewać. I tak dobrze, że nie zaczęła rzucać mu jakiegoś kijka.
Obejrzał się na Vetinari a ta pośpiesznie założyła mu na szyję Amulet. Magia wniknęła w jego ciało powodując powrót do elfiej formy, tak szybko, że ledwie przeszedł pare kroków a już był elfem, tak samo majestatycznym i nie-kudłatym jakby żadnej zmiany w zwierza nie było, a oni wszyscy mieli halucynacje.
- Wilk... - Iskra na jego widok prawie nie zemdlała z radości i mało brakowało, by sie taka roztrzęsiona i niemal zapłakana rzuciła mu na szyję.
- Co z nim? - przeszedł do rzeczy, przyklękając obok i obserwując najpierw twarz chłopca, potem sięgając magii i delikatnie wpuszczając ją w jego ciało.
- Nie wiem, jak już tu przyszłyśmy, to tu był... Nie wiem... Nie wiem... - furiatka zaczęła mamrotać coś jeszcze, ale on już nie słuchał. Wszystkiego musiał dowiedzieć się sam, bo Iskra byłą zbyt rozbita żeby wydusić z siebie słowo.
- To potrwa - zawyrokował po paru minutach siadając na posadzce i zabierając się po prostu do roboty, nakładając parę zaklęć naraz by zaoszczędzić czas.
- Pozwól mi pomóc.. - usłyszał jeszcze obok siebie głos Zhao.
- Najlepiej to idź spać. Przeszkadzasz mi - może ją tym stwierdzeniem zasmucił, może zranił, nie było to w tej chwili ważne. Ważne było uciekające z chłopaka życie.
Char rozejrzała się po komnacie, kolejnej w której zabawią dłużej. Z doświadczenia wiedziała już, że jak Wilk się za coś bierze, to bierze się na całego i nie odpuści, póki Natana nie postawi na nogi, a na razie z tego co słyszała, to zaklęciami wprowadził go w śpiączkę.
- Rozejrzę się - zdecydowała w końcu, ruszając w stronę zaciemnionej częsci komnaty. W końcu, nikt by nie chciał by w nocy ich coś nagle napadło, bo nikt nie sprawdził co tam jest.

draumkona pisze...

Wiele czasu upłynęło nim cokolwiek więcej się stało. Iskrę trzeba było posadzić w kąciku, żeby nie histeryzowała i nie przeszkadzała medykom w pracy. Charlotte wróciła po dwóch godzinach błąkania się, bo jak stwierdziła, komnata ma komnatę w środku, która ma komnatę... taki labirynt. Nie brzmiało to dobrze.
W końcu i Wilk się oderwał od ciała chłopaka, przecierając piekące oczy dłonią. Nie mógł już wiele pomóc, teraz wszystko zależało od organizmu Natana.
- Więcej nie zrobię... - mruknął, opadając na posadzkę obok Szept. Był taki zmęczony. I oddałby królestwo za dobrą kanapkę.

draumkona pisze...

- Nikt nie zrobiłby więcej.
- Pewnie Bron by zrobił... - mruknął, posłusznie opierając się o magiczkę i chwilę później lądując z głowa na jej kolanach. Był wypruty ze wszystkiego, z many, z sił, ze zdolności do myślenia... - Jeśli się obudzi to mi powiedz. Znaczy, obudź mnie.
Był niemalże pewien, że tego nie zrobi. Ale zawsze warto spróbować.
Iskra obserwowała ruchy Luciena, choć tak naprawdę nikt nie był pewien czy dociera do niej to co widzi, bo przeszło od dziesięciu minut wpatrywała się w ten sam punkt bez cienia emocji w spojrzeniu.
Temperatura w komnacie jeszcze spadła o parę stopni z racji tego, że siedzieli niemalże na szczycie dawnego zamku i byli w górach, a w sąsiegniej komnacie ziała dziura w ścianie. Ochładzało się, nadciągała noc a wraz z nocą pełnia, czas czarów i nadaktywności alcheimków. Ten konkretny, jedyny obecny tutaj alchemik zamiast korzystać i szukać sposobu na życie wieczne, już spał, powykręcany pod każdym możliwym kątem. Bo po co się położyc, lepiej udawać, że się czuwa i w końcu skończyć na wpół opartą o Wintersa.
- To będzie długa noc - mruknął jeszcze Wilk, gdzieś między jawą a snem.

draumkona pisze...

Iskrze czas dłużył się niemiłosiernie. Parę razy przysnęła, z głową na piersi i budziła się wyrzucając sobie tę chwilę słabości. Przecież coś mogło się stać. Coś... Cokolwiek. Przelotnie też spojrzała raz czy dwa na Poszukiwacza, nie mysląc dosłownie o niczym. Była zbyt zmęczona chocby na jakąs zgryźliwa uwagę o Solanie, czy na wyczarowanie kurzajki na jej cudownym nosie.
Po długim czasie, który wydawał jej się całą wiecznością, pojawiły się pierwsze promienie słońca wdzierające się do komnaty przez szczelinę między oknem a ścianą. Musiało być już późno, przeciez w górach słońce pokazuje się później. Jak na razie to i tak tylko ona czuwała, bo co do Luciena nie była pewna. Tak samo jak nei była pewna czy szept przysnęła, czy też nie. Poruszyła się niespokojnie, mając pewne problemy z koordynacją ruchów i podeszła do Natana, sprawdzając co z nim. Spał, nadal spał i nie wykazywał jakiś szczególnych oznak powrotu do zdrowia. Bezradna i całkiem zrezygnowana przysiadła obok syna, odgarniając mu czułym gestem włoski na bok.
Niedługo później wybudziła się Charlotte, choćnie ruszyła się z miejsca. Zdecydowanie cieplej i wygodniej było opierać się o Devrila niż szlajać się gdzieś po komnatach. I tak byli uziemieni póki stan chłopaka się nie poprawi. I póki nie dowiedzą się gdzie tu u cholery jest wyjście. Może powinni wejść na dach? teoretycznie powinni wtedy zobaczyć co dzieje się na dole, chociaż z tymi ruinami to nigdy nic nie wiadomo.

draumkona pisze...

- Nie powinniśmy tu dłużej zostawać…
- Nigdzie się nie rusze póki mu się nie poprawi - ktoś jednak odpowiedział i tym kims była Zhao. Nawet zmęczona i niewyspana byłaby w stanie zrobić komuś krzywdę gdyby próbowali ruszyć Natana.
- Poza tym, część jeszcze odsypia. A im więcej niewyspanych i zmęczonych ludzi, tym gorzej dla nas - zauwazyła Vetinari, tym razem ostrożnie odrywając się od Devrila i okrywając go do pasa płaszczem. W końcu kurta może i grzeje mu tułów, ale co z resztą?
- No i nie wiemy gdzie jest wyjście - to był już głos pana medyka, który od paru sekund przysłuchiwał się rozmowie - Zamek każdej nocy zmienia układ pomieszczeń, deformuje się wszystko poza basztą - sam nie wiedział skąd to wie, a jednak słowa popłynęły same, zupełnie jakby to skądś czytał - Coś jak dekompozycja i odtworz...
- Zrozumienie. Dekompozycja. Odtworzenie... - mruknęła Char, podnosząc się i przyglądając bratu, jakby zaczął gadać o kamieniu filozoficznym niestworzone rzeczy. Dekompozycja i odtworzenie były zasadami alchemii, w zasadzie taka była definicja zasady równorzednej wymiany, którą trzeba było pojąc by tworzyć bez rysowania wzoru. Skąd wiedział to Wilk? I co gorsza, skąd wiedział o tym ten, kto zamek zabezpieczał?

draumkona pisze...

- Nigdzie nie idę - Iskra szła w zaparte, a senne spojrzenie elfki nagle wyostrzało. Nikt nie będzie narażać Natana, prędzej padnie trupem niż pozwoli.
- Bez wyjścia jesteśmy tu zablokowani. No, chyba, że masz przyjaciół wśród wielkich orłów którzy łaskawie nas poniosą... Albo znasz gryfy - Char w zasadzie miała jednego gryfa, ale on nie udźwignąłby tylu osób na raz - Usiłujemy ustalić co dalej - poinformowała Devrila i sama zaczęła krążyć. Być może gdyby znała zasadę jaką kierował się ten, kto budował zamek mogłaby odtworzyć drogę do wyjścia i schemat. Ale to wymagało czasu. I pomysłu, którego nie miała.
Wilk podniósł się do siadu i z niezadowoleniem odkrył, że ma na policzku odbite fałdy magiczkowych spodni. Z roztargnieniem roztarł policzek, zerknął na pogrążonego w śpiączce chłopaka i szybko przeanalizował jego stan. Martwi mu nie pomogą. Z kolei żeby go ruszyć będzie musiał albo furiatkę ogłuszyć, albo uśpić. Nie był pewien co do Luciena, ale gdyby założyć najgorszy scenariusz to mieliby już trzy ciała, nie jedno, co też wcale sytuacji nie poprawiało.

draumkona pisze...

- Skoro wiem je ja, a ty nie, to znaczy, że Bractwo nie jest już takie mocne i wazne jak to ogłaszacie - odpowiedział drwiną, bo tak było najprościej. I zwykle najskuteczniej, chociaż biorąc pod uwagę fakt, że to była Solana, pani Skorpion, była kochanka Cienia i kobieta o mocnym charakterze, to kto wie. Najgorsze było to, że sam nie wiedział skąd tą wiedzę ma.
- I nie jestem Rincewind. Już nie - zaznaczył, bo wolał zostawić ten etap za sobą. Wtedy, gdy myślał że magiczki już nie ma po tej stronie chmur, popełnił chyba jeden z największych błędów swojego marnego życia.
Char podłapała tok myślenia Solany i teraz dziwnie przyglądała się bratu, jakby miała przed sobą wyjątkowo wredne równanie.

draumkona pisze...

Char nie podobał się wzrok jakim Solana obrzucała Devrila. Co jak co, ale ktoś tu sobie grabił, a alchemiczkę nagle naszła ochota oszpecenia tej pięknej buźki.
- Nie będzie żadnej dyskusji, odczep się od niego - wtrąciła się, może i niepotrzebnie, ale jeśli chodziło o Devrila to nie potrafiła nad soba panować.
Wilk był coraz bardziej w kropce. Nie dość, że ściągnął na siebie uwagę, nie dość, że nawet Szept zaczęła się nad tym zastanawiać, to nawet oderwali Iskrę od trzęsienia się nad synem, bo furiatka też wlepiła w niego spojrzenie.
- Wiem jak działają duchy Pustki i demony. Lu wygląda jak duch Pustki za każdym razem kiedy ląduje z tobą w łóżku - mruknął, pogrążając Luciena jeszcze bardziej niż teraz. jeśli w oczach iskry znajdował się na dnie, to teraz dodatkowo przysypało go dziesięć metrów mułu. A jakby na potwierdzenie jego słów Zhao prychnęła poirytowana.

draumkona pisze...

- Natan. Duchy. Czy można go przenieść?
- Nie - padła automatyczna odpowiedź iskry, która jak osioł szła w zaparte. Główny medyk przyjął nieco inne stanowisko, zbliżył się do chłopaka, sprawdził temperaturę i wyszeptał parę zaklęć. nie było jakiejs znaczącej poprawy, ale nie było i pogorszenia, co rokowało w miare dobrze. Miał rozległe rany, w sumie jak dla Wilka to decydująca była noc, którą mały przetrwał.
- Jeśli nie będzie narażony na zbyt mocne wstrząsy, to mozna go przenieść. Byleby nie naruszać ran, bo może się to skończyć krwotokiem do wewnątrz a tego byśmy nie chcieli - podniósł dwukolorowe spojrzenie na Iskrę, rozumiejąc się z nią bez słów. Furiatka westchnęła zrezygnowana, czując, że jest an przegranej pozycji.
- To co w końcu? - Char potrzebowała planu. Solidnego planu działania. Nie ma to jak dobry plan. Działania. Plan. Potrzebny. Plan...
- Idziemy

draumkona pisze...

Płaszcz Poszukiwacza został z chłopca ściągnięty i wręcz rzucony właścicielowi. Ktoś tu uznał, że będzie przeszkadzał, a tym kimś był rzecz jasna Iskra. Ostrożnie, by nie urazić ran, wzięła chłopca na ręce, przytulając do siebie. Tak mogła iść.
- Też pójdę. Może coś uda nam sie zobaczyć... - Wilk bardzo nie chciał zostawać teraz sam na sam z magiczką. Bał się niewygodnych pytań a jeszcze bardziej bał się swojej odpowiedzi. Zresztą, musieli jakos stąd wyjść.

draumkona pisze...

- Tez zostanę - na baszcie może wiać, a to dla Natana nie byłoby zbyt dobre, zdecydowała. Mimo tego, nie zamierzała znów gdzieś go położyć, nie miała nawet ochoty o tym mysleć w zasadzie. Chciała trzymać go przy sobie, w razie czego ochronić.
Char tez ociagała się z decyzją gdzie idzie. Spojrzała najpierw na magiczkę, potem na Iskrę, potem na Brona a potem w sufit. Coś było na rzeczy coś...
- To ja pójdę zobaczyć czy nie ma mnie z nimi - i tyle, bo po chwili juz alchemiczki nie było, wyparowała na basztę jakby ją goniło stado upiorów.

draumkona pisze...

I
Na baszcie było zimno.
Wiatr wiał tak mocno, że momentami zrywał dachówki z dachu, a oni wychylali się jeden z drugim przez okno, szukając w tym labiryncie jakiegoś wyjścia. Nic nie dostrzegli, prócz tego jak zamek rzeczywiście zmieniał swe konstrukcje. Jedna ściana nagle kruszyła się i znikała by pojawić się nagle w zupełnie innym miejscu. Char przyglądała się temu ponuro, dostrzegając w tym wszystkim jawne użycie alchemii. Dekompozycja, odtworzenie, znów dekompozycja... Wyglądało to jak plaga, jakby jedna ściana zarażała się od drugiej, a sama transmutacja bardziej polegała na reakcji łańcuchowej niż rzeczywistych umiejętnościach tego, kto to zrobił.
- Nigdy się stąd nie wydostaniemy - usłyszała czyjeś ponure stwierdzenie i niestety, musiała się z tym zgodzić, przynajmniej w duchu. Z westchnieniem oparła się ramieniem o częściowo wygryzioną framuge okna, spoglądając w dół przez popękany, wypłowiały witraż. W zasadzie nie męczyła jej tak alchemia jak zachodzenie w głowę dlaczego Devril Winters nadal był dla niej jedną wielką zagadką. Niby... Niby coś między nimi było. Bogowie, nawet mu się oddała a jesli trzeba by było to pewnie zmajstrowałaby jakiś eliksir wielosokowy by przyjąć karę zamiast niego. A on... No tak, była wojna, choć nie tak ostra jak lata temu, on był szpiegiem, mógł zginąć, ale przede wszystkim grał. I to niepokoiło ją najbardziej. Co, jeśli takie zachowanie nakazał mu Alastair by przestała dramatyzować i skupiła się na zadaniu do wykonania? Al miał już takie zagrywki, może nie tyczące się jej osoby, ale innych. Widziała jak owinął sobie wokół palca Szakala, więc czemu nie miałby tego zrobić z Devrilem?
Bo jest na to za cwany, podpowiedział głosik, zwiastun długiej i samotnej dysputy na ponure tematy z samą sobą. Nie mogła się z tym nie zgodzić. Był sprytny i sliski jak ślimak w smalcu, dlatego tak długo udało mu się przezyć będąc pupilkiem Escanora i Duchem jednocześnie. Ale czy grał też i przed nią? Ona czasami grała, wtedy kiedy wymagała tego sytuacja, kiedy trzeba było ukryć troskę, kiedy trzeba było by go nie troskać i nie kłopotać...
No i Solana. Wiedziała, że jako earl i rzekomy bawidamek miał wręcz obowiązek pojawiac się w Róży raz na jakiś czas by utrzymać wizerunek. Ale... Ale sądziła, że odkąd coś między nimi było, to tego zaprzestał. Ona nie potrafiłaby pójść z kimś do łóżka, z kimś kto nie miałby na imię Devril i nie potrafiłby się dogadać z Tetuinhą. W zasadzie, mógłby przeciez mieć każdą, nie tylko tą pieprzoną Solanę.
- Charlotte, mówię do ciebie - oderwała spojrzenie od okna i spojrzała nieco nieprzytomnie w dwukolorowe oczy, tak znajome a czasami należące do osoby kompletnie jej nieznanej.
- Hmhmh? - wydobyła z siebie niezydentyfikowany dźwięk, wypływając na powierzchnię mysli i starając się przypomnieć co się działo nim odpłynęła.
- Mówisz, że to alchemia?
- W najczystszej postaci - mruknęła zdawkowo, znów odwracając spojrzenie i wpatrując się w to, co było na zewnątrz. W pustkę, w wielką przestrzeń i sypiące się kamienie. Taka odpowiedź nie była dla niej charakterystyczną, nie kiedy chodziło o ciastka i o alchemię, bo każde pytanie kończyło się długą i wyczerpującą wypowiedzią z jej strony, jakby co najmniej miało to z niego zrobić alchemika jej klasy. Coś było na rzeczy, a on nie miał zielonego pojęcia o co może chodzić. Podążył za jej spojrzeniem, spoglądając na transmutujące się z siebie ściany i podłogi, na znikające okna i dachy. No pewnie, martwiło ją to, że nie mają jak wyjść i pewnie obwiniała się, bo to ona się uparła by tu przyjść. To musiało być to.
- Nie martw się - rzucił, siląc sie na pogodny ton, co było niebywale trudne w jego położeniu. Szturchnął siostrę pięścią w ramię, ale nawet nie zareagowała, znów będąc myślami daleko. Za daleko, by mógł cokolwiek poradzić.
Zresztą, czy on nie miał własnych problemów? Miał i to całkiem sporo. Nie dość, że te, które zostały w elfiej stolicy to teraz te bieżące.

draumkona pisze...

II
Zdrowie Natana, Cienie, wydostanie się na zewnątrz w jednym kawałku, tajemnicze głosy, utraty przytomności, głupie pieprzenie Solany i co najważniejsze, znów zaczynało się coś psuc między nim a Szept.
Co znów źle zrobił? Gdzie przesadził, a gdzie za mało się postarał? Nie powiedział jej o paru rzeczach, to fakt. Najpierw o Łowczyni, ale sam o bachorze nie wiedział. Nie powiedział o głosach, co może wziąć do siebie jako brak zaufania. Przecież za niego wyszła, takim jakim był i przecież żadne głosy nie powinny ich poróżnić. A jednak... Bał się. Bał się co magiczka może chcieć zrobić by mu jakoś pomóc. Brakowało mu jeszcze nowego problemu w postaci, na przykład, Szept ładującej się do Pustki. Albo nie, lepiej, Szept wyprawiająca się bogowie wiedza gdzie po bogowie wiedza co tylko po to, żeby on nie słyszał jakichs głosów. Przecież był facetem i nie był obłożnie chory, nie popadał w szaleństwo, więc poradzi sobie sam, magiczki tym kłopotać nie musi.
Więc co mogło wpływac na ich relacje? Iskra? Zastanowił się chwilę na tą kwestią i z pewnym zażenowaniem odkrył, że więcej ostatnio zrobił dla elfiej furiatki, która na pewno nie była jego żona i w dodatku sam ją wygnał, więc powinien ja ignorować. Ją i jej syna - Cienia. Z drugiej strony, nie potrafił pozostać obojętny na krzywdę dziecka. Dziecka, które tak naprawdę znał kawałek czasu i wiedział, że drugi Poszukiwacz to z niego nie będzie.
No i w końcu kwestia Cieni, które zawsze lubiły rujnowac mu życie, a najbardziej z nich wszystkich sam Czarny Cień. Może dla odmiany to on powinien zrujnowac mu juz doszczętnie związek z elfią furiatką? Nie, bo wtedy to się odbije na wszystkich, a znając Luciena to na Szept najbardziej. Znowu naopowiadają jej jakichs banialuków a on będzie musiał to prostować. Nie, żeby miał z tym jakiś problem. Po prostu... Czasami w nocy, kiedy wszyscy głęboko spali, myślał, czy aby na pewno zrobił co mógł, żeby Nira nie interesowała się jakimiś Sarrielami, Gallarami czy innymi pierdołami. Bywały momenty kiedy był święcie przekonany, że zrobić więcej się nie da, ale był tez i czas kiedy w powietrzu dało się wyczuć napięcie, dziwną aurę która niosła potem duzo tłumaczenia i kłopotów.

draumkona pisze...

III
Spojrzał w posadzkę, zastanawiając się co teraz robi Szept. Stchórzył i nawiał tutaj by nie rozmawiać. A wiedział, że miała pytania. Raz, że do tego co mówiła Solana, dwa o jego wiedzę, która brała się dosłownie znikąd. Po prostu miał wrażenie, że już tu był. Kiedyś. Dawno temu. A przecież nie chciał jej oszukiwać, kochał ją całym sercem i starał się by było jak najlepiej. I zwykle to najlepiej wychodziło mu psucie.
I zwykle to najlepiej wychodziło mu psucie, podsumowała Iskra swój dłuzszy wywód myślowy na temat Luciena Czarnego Cienia alias Variana Gharkisa, Asgira Thorne'a czy Poszukiwacza. Co ona sobie myślała, kiedy za niego wyszła? Że on przestanie sypiać z Solaną?
W sumie to tak, odezwał się pomocny głosik w głowie, przez który furiatka miała ochotę prychnąć. Była głupia i naiwna. Przecież on od zawsze marzył tylko o śmierci na misji, ku chwale Bractwa. Zawsze było Bractwo, misje i ponownie Bractwo. Ona liczyła się do momentu kiedy była współpracownikiem. Była jego podopieczną, to ją niańczył, a że pare razy skończyli w łóżku... Wypadek przy pracy. Wszystko zmieniło się kiedy odeszła widząc co Cienie zrobiły z elfami. Wtedy się zaczęło, posłali za nią Czarną Rekę, a on nie zrobił nic by temu zapobiec. Czy w ogóle go to obeszło czy był na egzekucji tylko z przymusu? Pewnie i jedno i drugie, szkoda byłoby tak marnować pokrewieństwo ze starymi korzeniami Bractwa i taki talent magiczny. No i damorwa mana i moc z klątwy, którą nawet Nieuchwytny by nie pogardził.
Rozmyślania przerwało jej drgnięcie Natana, które natychmiast przykuło całą uwage elfki. Sprawdziła mu temperaturę, tętno, ale nie odważyła się grzebać w jego ciele magią. Nie po tym jak Wilk się namęczył stabilizując jego stan. prócz tego drgnięcia nie wydarzyło się nic specjalnego, więc jedynie poprawiła go sobie, by wygodniej było go trzymać i znów wróciła do swoich rozważań.

draumkona pisze...

IV
No i nie zrobił nic, kompletnie nic kiedy zniknęła. Co prawda uczyła się wtedy pomiędzy czasem a nie-czasem, na małym skrawku pozbawionym stałego rytmu wszechświata na którym rosło drzewo czasu, gdzie stała chata Hauru. Nie miał jak jej tam znaleźć, ale... parę razy sama go szukała. I za każdym razem znajodwała go albo w Bractwie, albo w Róży. Co prawda, konkretnie na zdradzie go nie złapała, ale co miałby niby robić sam w Róży? Teraz też nie zrobił nic, co prawda ceniła poniekąd to, że siedział nad Natanem a nie poszedł spać z tą głupia dziwką, ale nadal było to za mało.
A może... może on już uznał to za przeszłość? Odruchowo spojrzała w dół, w swój dekolt sprawdzając czy obraczka spokojnie wisi na srebrnym łańcuszku. Wisiała.
Czy wszystko musiało być takie skomplikowane?
- Gdzie oni są? - spytała cicho, zamiast dac upust tłumionym od długiego czasu emocjom.

draumkona pisze...

Żywsza wymiana zdań niż tylko parę pomurków ściagnęła uwagę Vetinari. Zamrugała, odzyskując wątek i łypnęła na Alvara jakby ten co najmniej powiedział coś tak absurdalnego jak to, że kamień filozofów nie istnieje.
- Idę z tobą - jesli to była alchemia, to ona powinna przeciez temu zapobiec do jasnej cholery. Mieniła się Lisica nie dlatego, że była ruda jak rzeczony zwierzak, ale równie sprytna i cwana. W dodatku była pewna swoich umiejętności. I jak nie spróbuje to sie nie dowie - Mam pewien plan, ale musze to omówić z Szept - oderwała się od okna i ruszyła na dół, zbiegając szybko po krętych schodkach na dół, tam gdzie została reszta ich dziwnej kompanii.
- Wyjdziemy, pytanie tylko czy nogami do przodu czy o własnych siłach - Zhao nie miała dobrego nastroju, to i jej komentarzom zabrakło typowej dla niej wredoty, a zamiast tego wplatała się ponura nuta. Co oni tak długo oglądali na tej baszcie?
Wtedy dosłyszec dało sie kroki, ale z zupełnie innego kierunku niż by się tego spodziewali. Iskra poczuła jak jej mięśnie napinają się, gotując ciało do ewentualnej obrony siebie i syna. Szczęściem okazało się, że była to tylko alchemiczka i Alvar, choć wyglądało to tak jakby zamiast z baszty - wyszli z piwnicy.
- Deformacje - burknęła Char, którą zaczynał ten zamek mocno drażnić - I mam pewien pomysł, ale będę potrzebowała twojej pomocy - zwróciła się od razu do magiczki - skoro to alchemia, to równie dobrze jak oni, czy ktokolwiek to kontroluje, to deformuje i odradza, tak ja mogę mu wejśc we wzór, ale... no własnie, tu jest problem. Nie mamy pojęcia kto używa alchemii, czy to mechanizm, czy zywa osoba. Jeśli jest też magiem to mnie skontruje, a po wzorze może porazić mnie magią, a to byłoby dość... No, bolesne. Musiałabyś mnie osłaniać i sprawdzać czy czasem coś zaraz nie runie nam na głowy.

draumkona pisze...

- Hm... - nie znała się na magii i to kompletnie. Nawet zwierzeta w Medrethu od niej uciekały bo była takim antytalentem w tej dziedzinie.
- Skoro mówisz, że to niemożliwe, to mechanizm. Jakis alchemik musiał wprawić go w ruch lata temu, a on działa i działa... Akcja poprzedza reakcję, to jest do zmiany. I wystarczy, że od zmian powstrzymasz tylko teren na którym będziemy się znajdować. Jak się ściśniemy to będzie to parę metrów. - zboczenie zawodowe kazało jej naszkicować na posadzce kredą skrawek mapy i jakis okropny wzór - załóżmy, że jesteśmy tu... - i tak wszyscy tu obecni byli zmuszeni do uczestniczenia w lekcji alchemii udzielanej w pomrukach, skrótach myślowych i przypadkowych burknięciach. W dodatku Char tak się wczuła w robotę, że nawet nie zauwazyła kto przyszedł, bo za Wintersem zjawił się Wilk.
- No. I tak to właśnie wygląda - oświadczyła podnosząc się i otrzepując dłonie z kredy. Mały rysuneczek z wzorkiem zmienił się w monstrualne równanie na pół podłogi, a jedną osoba która cokolwiek z tego rozumiała była chyba tylko Vetinari.
- I że niby to jedyna droga? - Wilk podchodził do tego sceptycznie. Na alchemii się nie znał, a wszystkie te wzory zaczynały go przerażać.
- Najprostsza - Char wzruszyła ramionami, jeszcze raz wzrokiem przebiegając po symbolach wyrysowanych na podłodze - Chyba, że chcesz się bawić w szukanie ilości kombinacji i czekać na tą właściwą, ale występują anomalie i przekombinowania, więc to będzie jakieś... - tu zaczęła liczyć coś na palcach i mamrotać - No, biorąc pod uwage wielkośc zamku to z tydzień poczekamy na powtórzenie kombinacji. Nie mamy czasu, ten chłopak może tu umrzeć - spróbowała zdobyć poparcie u Cienia grając mu na uczuciach, które musiał jednak posiadać skoro interesował go los chłopca.

draumkona pisze...

- Gryf jest jeden i to niedojrzały - fuknęła Char na Cienia. Może i gryf by ich uniósł, ale musiałby byc już starszym osobnikiem z jakimkolwiek doświadczeniem w lotach w trudnych warunkach. A Hugin... Hugin była mała, dopiero co piórkami obrosła. Nie było mowy by chociaz jedną osobe stąd wyniosła, co dopiero ich wszystkich na raz.
- Szept ma rację. Nie mamy czasu ani pewności, że te... stworzenia tu nie wejdą. kto wie co jeszcze tutaj siedzi.
- Więc co? - Char skrzyżowała ręce na piersi, obrzucając chyba wszystkich obecnych wojowniczym spojrzeniem.
- Nie będę tu siedzieć - odezwała się iskra, od dłuższego czasu milczaca i wpatrująca się w posadzkę i wzory z których nic nie rozumiała - Gdyby sytuacja była krytyczna to mogę też zatrzymać czas. Niedługo, bo niedługo, ale starczy - niechętnie przyznała się na głos do nowej umiejętności, ale jeśli miało ich to przekonać, to było warto.

draumkona pisze...

- Tylko z tej troski nie naślij na mnie Czarnej Ręki - burknęła pod nosem, odwracając się od Cienia i spoglądając na ścianę, przy której juz od paru sekund robiła coś alchemiczka. A to "coś" polegało jak na razie na staniu z dłonią przyłożoną do zimnego kamienia i wyczuwaniu tego jak działał mechanizm. Pierwszy etap zastosowania zasady równorzedznej wymiany - zrozumienie.
- Szept, przygotuj się. Nie powinno się nic stać, ale lepiej byc ubezpieczonym... - mruknęła, całkowicie skupiona na wychwytywaniu pojedyńczych przeskoków, czy anomalii w działaniu. Mechanizm sięgał ładnych parę lat wstecz ale i w tym czasie wzbudzał w niej podziw. Ktokolwiek go splótł musiał być lepszym niż ona. Dużo lepszym.
- Zbierzcie się w konkretną grupę, bo będzie trudniej - oderwała dłoń od ściany i chwilę jeszcze analizowała to, co zamierzała zastosować. W końcu zas dobyła niewielkiego noża i nacięła skórę na palcu, zaś krew posłuzyła jej do nasmarowania paru run na kamieniach. Niby nie potrzebowała wzoru, ale... Runy stabilizowały działanie alchemii, a to była zbyt ważka kwestia by się popisywac i działać bez żadnego wsparcia.
- Wychodzimy - oparła obie dłonie na chłodnym kamieniu i wprowadziła w zycie dekompozycję, która zwykle dla postronnych objawiała się jako pojedyńcze błyskawice przeskakujące między dłońmi alchemika a obiektem transmutowanym. W tym przypadku wyładowań i błyskawic było znacznie więcej niż trochę, w dodatku niebezpiecznie drżeć zaczął też sufit. Nic nie spadło im na głowy, nie wiadomo czy za zasługa Szept, czy zadziałało zwykłe szczęście, czy może ktoś nad nimi czuwał. Zdekomponowana ściana rozsunęła się, ukazując tunel wciąż poruszających się cegiełek i kamieni, nie za szeroki, ale dwójkami by się pomieścili.
- Włazić, ja idę na końcu - w końcu po dekompozycji była rekonstrukcja. Jeśli ruiny nie wrócą to poprzedniego stanu to wszystko to odbije się na niej. Zaś cena... Za takie zmiany w mechanizmie będą płacić jeszcze dzieci jej dzieci. O ile w ogóle się takich dorobi.
Jednocześnie dekomponować drogę przed nimi i łatać to, co juz przejdą... trudne zadanie.

draumkona pisze...

Oczywiście, że trzymał się Solany. jak zawsze, przecież kurtyzana była wazniejsza niż cokolwiek innego.
Zawsze tak było. Nie zauwazyłaś? nie zorientowała się, że ta myśl była obca, podsunięta przez kogoś innego. Spochmurniała jeszcze bardziej, o ile było to mozliwe.
Powinnam była wyjść za Wilka, kiedy była okazja. On przynajmniej by mnie nie zdradzał z każdą ulicznicą, bo misja...
Wilk przez długi czas cieszył się spokojem, póki nie dopadły go dziwne wizje. Widział siebie stojącego w komnacie, w pustej komnacie gdzie stał kamienny, prosty tron, a na nim ktoś siedział. Jakaś... Kobieta, tak, był tego pewien. Kryształowa statua, choć mógłby przysiąc, że widział żyły, niebieskie, zmrożone, choć nadal pompujące krew. Widział, jak podchodzi, jak dotyka lodowatej dłoni i wręcz wgryza się w skórę nadgarstka. Cichy chrupot świadczył o pękaniu krzyształu, pojawił się smak krwi...
Sam widzisz, że woli Alvara, podpowieział kobiecy głos, który rozpoznał, choć nie zarejestrował, że nie była to jego myśl, a tego kogoś. Obcej. I znów ten obraz posągu...
Obejrzał sie do tyłu i zobaczył to, co podpowiadał głosik. Szła z nim. Z tym magiem...
Gdyby miał wybierać między ruchem oporu a nią, to pewnie wybrałby ruch. Przecież znasz historię, wiesz jak było... jak zginął jego ojciec. Poświęciłby ciebie. Nie kiwnąłby palcem... mysli demona zbyt mocno były podobne do jej własnych, nawet jeśli o wiele bardziej drastyczne. Nie zdołało to jednak wpłynąć na dokonywane przez nią dekompozycje i scalenia, przynajmniej nie z początku, bo kiedy byli już prawie na końcu, kiedy dało się wyczuć już mroźny zapach gór, Char coś wytrąciło z równowagi.
- Będzie zawał! - zdązyła jeszcze krzyknąć, nim zamek zaburczał ponuro, a za nimi rozległ się potężny huk. Nie czekając aż Szept podniesie jakąś barierę, przetworzyła szybko wzór na odbicie w bok, by mogli zbiec do jakiejs wolnej komnaty, tam, poza mechanizmem, będzie się łatwiej wymsknąć śmierci.

draumkona pisze...

Iskra była wściekła. Co ten bufon sobie myslał? Powiedziała, że w razie czego może wstrzymać czas to to zrobi choćby miał jej się sufit zawalić na głowę. Gdyby tylko miała wolne ręce...
- Szept! - Wilk miał wolne ręce, miał całkowitą swobode ruchów i bez żadnego oporu rzucił się z powrotem do tunelu kiedy zobaczył, że magiczki jeszcze nie ma w komnacie. Widząc jak się potknęła po prostu ją pochwycił i stamtąd wyniósł w te pędy.
Char miała pewne problemy z wydostaniem się. Bariera drżała w dodatku nagła zmiana toru dawała jej popalić. Sama się potknęła o wystający kamyk i runęła na ziemię. Ciało odmawiało posłuszeństwa, ale w końcu się zebrała w sobie i podniosła, w ostatniej chwili opuszczając tunel i zamykając przejście, by móc zerwac wzór. Dopiero kiedy dziura w ścianie zniknęła, oparła się o nią i zsunęła w dół, czując jak szumi jej krew w uszach, widząc jak świat wiruje dookoła i rozmywa się. Przesadziła. Mocno przesadziła.

draumkona pisze...

Nie mogła o tym wiedzieć, bo i skąd. Nikt jej nigdy o tym nie poinformował, zaś sam zainteresowany milczał jak grób w tej kwestii... I nie tylko w tej. Dlatego zamiast wdzięczności Lucien otrzymał wściekłe spojrzenie i jakieś niezidentyfikowane prychnięcie.
Wilk, wciąż trzymając magiczkę na rękach nie był skory do sprawdzania co z Vetinari, póki nie był pewien tego co z Szept. Usadził ją w końcu na kamiennym bloczku, sprawdził reakcję na światło, zaleczył przyczyne krwotoku z nosa i z ulgą stwierdził, że jej życiu nic nie zagraża. Dopiero wtedy oderwał się od niej na chwilę i podszedł do Devrila.
- Co jest? - ale patrząc już na samo bezrozumne spojrzenie Char wiedział co się stało, jaka była tego geneza i gdzie znajdzie przyczynę.
- Coś poszło niezgodnie z wzorem - mruknął drapiąc się po brodzie. Juz raz widział ją taką i nie wiedział jak reagować. teraz, wyposażony już w wiedze z przesłości mógł cokolwiek zdziałać. Przyklęknął przy siostrze, wpuszczając w ciało magię i z zaskoczeniem odkrywając ogromne spustoszenie. Rzeczywiście coś musiało pójść nie tak.
- Char?
- Mhmhmmm...?
- Co się stało?
- Coś... Zapomniałam wziąć pod uwage ryzyko i to, że może być potrzebna droga ucieczki... - innymi słowy, nie wzięła pod uwagę tego, że potrzebna będzie rezerwa w wartościach. Coś za coś, nie możesz transmutować nic w coś. Zasada równowartej wymiany bywała bezlitosna i czasami nawet odbierała alchemikom zycie. Na szczęscie nie był to ten przypadek.
- Musi odpocząć - stwierdził po dłuższej chwili milczenia. Tylko ona sama mogła dojść do tego gdzie był błąd i czym tak naprawde przyszło jej zapłacić. On sam nie pojmował z tego zbyt wiele, był tylko medykiem.

draumkona pisze...

Iskra ułożyła syna na swoim płaszczu, na ziemi. Wezwała do siebie Kalcifera, a ogienek pojawił się praktycznie natychmiast na ramieniu elfki.
- Pilnuj go - poleciła demonowi, który z niewiadomych przyczyn zawiązał kontrakt z Iskrą. Płomyk sfrunął z jej ramienia w locie zmieniając swą postać w niewielkiego, płonącego kota i przysiadł przy chłopcu.
- Szept ma rację, nie powinieneś iść sam - podeszła do Alvara i zmierzyła go dziwnym spojrzeniem - Też chce się rozejrzeć - odruchowo zerknęła na magiczkę, która pewnie już myslała, że tez pójdzie - A ty zostajesz Szept, jesteś wyprana z sił, więc będziesz najłatwiejszym kąskiem. Chociaż raz się posłuchaj.
- Z tego co wiem, jesteśmy niedaleko wyjścia - Wilk jako jedyny nie zignorował chyba Cienia. Pomachał Char przed oczami dłonią, ale nie było nalezytej reakcji, wobec czego zaczął wspomagać osłabiony organizm alchemiczki swoja magią. Nie zmieniało to faktu, że siedziała jak posążek, wpatrzona gdzieś przed siebie nieprzytomnym spojrzeniem.
- Szept musi zregenerowac siły. Char to samo. Siadaj więc na dupie i pilnuj swojej koleżanki po fachu, bo się pogubicie, a przecież Nieuchwytny tak bardzi tego nie lubi - rzecz jasna, miał na myśli Solanę, nie Iskrę, która sama się prosiła by gdzieś się zgubić. Zwłaszcza, że bez względu na to co powie Alvar, chciała zbadać okolicę.

draumkona pisze...

Elfiak szybko zorientował się, co się święci i czym prędzej odszedł od alchemiczki i Natana nie chcąc ich narażać na przypadkowe oberwanie, bo sam temu bubkowi odpuścić nie zamierzał. Był tu w mniejszości, głupek jeden a jeszcze się rzucał? Zaraz zobaczymy...
- A spróbujcie tylko... - syknęła Iskra, mrużąc oczy, ale nic to nie dało, bo Wilk sam się na Poszukiwacza rzucił. Zdzielił go po szczęce raz, drugi, ale Cień nie pozostawał mu dłużny. W zasadzie, nawet nie dało się okreslić kto w tej chwili wygrywał, tak zaciekle się okładali pięściami.
- Dosyć! - Iskra miała gdzieś męską dumę. Mogliby się zachowywać normalnie, a nie jak dzieci - Precz! jeden i drugi! - Wilk dostał w głowę dłonią, a biednego Cienia pociągnęła za ucho.
- Coś ty sobie myślał?! - i oberwało się Cieniowi rzecz jasna, temu co był najbliżej i któremu tak bezlitośnie wytargała ucho - Zachowujecie się jak dzieci, a to jest powazna sprawa! Nie mamy jak stąd wyjść barany jedne! Kretyni! Idioci!

draumkona pisze...

- Ale ty też się chciałes na niego rzucić, widziałam i mi nie wciskaj kitu, że nie bo cię za dobrze znam. jak już tak chcecie udowodnic kto jest lepszy to porty w dół i kuśki mierzyć, a nie lac się po mordach - ale wedle zyczenia przestała wymachiwac rękami, nawet puściła biedne, zaczerwienione ucho Luciena wojowniczo przy tym prychając.
- Sprowokował mnie - burknął Wilk, dotykając opuchlizny pod okiem. Wyglądało na to, że nie tylko Devril ma teraz pod okiem śliwę. A po tekście o kuśkach całkiem zamilkł, nie wiedząc nawet czym mógłby się odgryźć.
- Bałwany jedne... - mruczała jeszcze przez chwilę, nim nie spojrzała na Natana i nie odkryła, że chłopak był przytomny. W te pędy porzuciła Cienia i jego swary z elfem i znalazła się przy synu.
- Natan? Słyszysz mnie? - spytała zatroskana, nie panując nad drżeniem głosu. Zaskakujące jak szybko potrafiła przejść z głosu ociekającego jadem i szaprania cudzymi uszami do oazu spokoju i łagodności.
- Mamo... - usłyszała w odpowiedzi cichy głosik, który od razu został przerwany nagłym atakiem kaszlu.

draumkona pisze...

Powodem dla którego odezwał się najpierw do Iskry był zapewne fakt, że Zhao pojawiła się przy nim wczesniej niż Lu. Poza tym, tak długo jej nie widział, że momentami miał wrażenie, że nie pamięta jak wygląda jego matka. Wiedział, że ma czarne loki, że oczy w kolorze fiołków, ale szczegóły zdążyły się już zatrzeć.
- Pić mi się chce... - szepnął jednocześnie podając najprawdopodobną przyczynę jego kaszlu. Zhao rozejrzała się szukając kogoś kto miałby przy sobie bukłak, czy cokolwiek zawierającego wodę.
- Zaraz ci dam...
Magiczka nie była sama, bo obok wciąz tkwił zziajany Wilk. Przetarł jeszcze raz podbite oko, nie chcąc marnowac many na zaleczenie rosnącego siniaka.
- Tego... - zaczął i wtedy to zauwazył. Nerwowe zakładanie włosów za ucho, ręce w kieszeni. Coś było na rzeczy, nawet on to widział, choc nie połączył jeszcze faktów. Zaraz... Znowu chodziło o Iskrę?
- Musimy porozmawiać - zdecydował w końcu, łapiąc Szept za nieschowaną jeszcze w kieszeni dłoń i odciągnął ją do kąta, konspiracyjnym szeptem zaczynając rozmowę - Co się stało? Widzę, że coś jest na rzeczy, więc nie mów mi że nic takiego...

draumkona pisze...

- Powoli - Natan nawet nie próbował słuchać ojca. Miał gardło zaschnięte na wiór, drapało go i piekło więc chciał jak najszybciej ugasić pragnienie, przy czym oczywiście się zakrztusił. Rozkaszlał się znów, aż Iskra uniosła go do półsiadu, by woda przeleciała dalej.
- A mówił, żebyś pił powoli... - mruknęła pomagając chłopcu połozyć się znów na płaszczu.
- Poszukiwaczu, nie wykonałem misji... - Iskra rzuciła Lucienowi spojrzenie, jakby przed sobą miała nie człowieka, ale jakiegoś potwora. Co on, wymagał od siebie tytulatury od własnego syna?
Ale Iskra nie wiedziała, nie była od dłuższego czasu w Bractwie to i skąd miała wiedzieć, że Natanowi ktoś to po prostu wpoił, a tym kimś był rzecz jasna Mistrz Mieczy, który uczył każdego rekruta dyscypliny i szacunku.
- Chcę rozmawiac, bo chce się dowiedzieć co cię ugryzło. Znowu chodzi o Iskrę? Przecież nic mnie z nią nie łączy, wiesz o tym... A to gadanie o Łowczyni ma mnie wkurzyć, ciebie zresztą też. Solana to Cień, a Cień zawsze będzie próbował mi napsuc krwi - nie dał jej wpatrywac się w podłogę, sięgnął dłonią twarzy magiczki, zmuszając wręcz do patrzenia na siebie - O Łowczyni wiesz, o Iskrze wiesz, co cię gryzie?

draumkona pisze...

- Jedna z niewielu chwil kiedy Pan Poszukiwacz mówi sensownie o odpoczywaniu. Słuchaj ojca - upomniała chłopca, kiedy ten okazał się nieskory do współpracy, bo już próbował wstać, coś zrobić, zaradzić jakos swojej nieudolności i zmyć hańbę porażki. Za wszelką cenę chciał by ojciec zwracał na niego uwagę, chciał żeby był przy nim co wychodziło najczęściej tak, że Natan zostawał sam w Bractwie bo Luciena wysyłali na misje. A jak nie wysyłali to wysyłali Natana albo na Mordownię, albo na szkolenie do innych zabójców.
Brakowało mu rodziców, brakowało nawet kontaktu z siostrą, która jako młodsza bardziej pomagała czyścić broń czy uczyła się o medykamentach i asystowała Białemu przy jakichs błahych zabiegach. Brakowało mu rodziny. Brakowało dawnych dni.
- Solana. To mnie ugryzło. Mówiła prawdę?
- Jaką prawdę? - na początku nie załapał o co chodzi. Mówiła coś tam o jego synu, coś tam jeszcze o... Skupił się, przywołując wspomnienia słów kurtyzany i w końcu oświecenie spłynęło na niego jak chłodne wody wodospadu.
- Nie. Nie mówiła prawdy, bo nie tknąłbym jej nawet kijem przez szmatę - odpowiedział całkowicie poważnie, ujmując twarz magiczki w dłonie - Wiesz o tym przecież. Łowczyni była epizodem, przygodą podepresyjną, że tak to nazwę. A odkąd cię mam to jesteś ty i tylko ty. No, chyba że jesteś zazdrosna o taką jedną, która jest mi szczególnie droga... - celowo urwał, napawając się chwilą napięcia - Merileth się nazywa, nie wiem czy poznałaś - nie mógł się powstrzymać, uśmiechnął się kątem ust, mimo tego, że ryzyko oberwania w ucho było nader wysokie.

draumkona pisze...

Iskra wywróciła oczami słuchając wywodu Luciena o misjach, a przeciez jeszcze parę lat temu siedziałaby i słuchałaby patrząc w niego jak w obrazek. Dużo rzeczy się zmieniło...
- Ale to miało być proste zadanie... Miałem udać biednego chłopaka potrzebującego pomocy i zabić taką staruszką... Ale ona nagle sparaliżowała mnie zaklęciem i wrzuciła w portal. Potem obudziłem się tutaj...
- Dlatego teraz pojedziesz ze mną - wtrąciła Zhao nie mając sił już by tego słuchać. Naraził go, naraził na takie niebezpieczeństwo... A gdyby jednak ta starucha miała kaprys go zabić? Natan, mimo talentu magicznego nie obroniłby się przed doświadczonym magiem. Nie miałby szans.
- Pojedziemy do dziadka - mruknęła, znów zmuszając syna do leżenia.
- Do dziadka Alarda?
- Nie. Poznasz nowego dziadka. Mojego ojca, Mordreda.
Parsknął śmiechem, bo nawet i bez wizji wiedział, że w ucho oberwie i oberwał. Dobrze jednak było czasem pewne kwestie wyjaśnić, od razu czuło się lepiej.
- Ja też mówię poważnie - w odwecie rozczochrał magiczce włosy, jakby nie dość miała problemów z uciekającymi kosmykami - Śmiertelnie poważnie, tylko trochę się nabijam przy okazji, wiesz, nieczęsto mam na to szansę.

draumkona pisze...

Natan posmutniał. Nigdy nie lubił wybierać, nie między rodzicami. Juz raz musiał wybrać i wtedy padło na Bractwo, na ojca i to wszystko co było tam. Spojrzał na Zhao, na jej zdecydowany wyraz twarzy i westchnął smutno.
- Nie pójdzie do żadnej Czeluści. Po moim trupie - oświadczyła buńczucznie, krzyżując ręce na piersi i łypając na Luciena spode łba. Nie narazi go drugi raz. Chociaż spotkanie z jej ojcem... Sama nie wiedziała jak zareaguje na wieśc, że jest dziadkiem. A jego wnuk jest mieszańcem. I Cieniem...
- Jak to nie? Ktoś musiał pomścić moje ucho. Widzisz jakie jest teraz czerwone? Mogłaś mi je urwać! - nie wiedzieć czemu, czasami po prostu lubił magiczkę drażnić, czy się z nią przekomarzać.
- Nie bierz do siebie tego, co gadają Cienie, bo nie warto. Tylko przysporzysz sobie zmartwień - dodał jeszcze, tym razem odgarniając kasztanowe kosmyki za ucho magiczki.
- Sprawdzę co z Char. Idziesz też?

draumkona pisze...

- Zastanów sie dwa razy.
- To zabij mnie teraz skoro masz mi przeszkodzić - wysyczała jakby co najmniej rzeczywiście taki sens był jego słów i do tego zmierzał.
relacje tej dwójki chyba nie miały ulec poprawie, nawet w sytuacji kiedy chodziło o ich syna.
- Boli mnie... - Natan był sprytny. Robił się z niego mały cwaniaczek, więc wiedział co zrobić, by skupić uwage zdenerwowanych rodziców na sobie, by nie skoczyli sobie przypadkiem do gardeł, czego obawiał się najbardziej.
- Co cię boli? - podziałało, przynajmniej na Iskrę, bo złowieszczy ton zniknął, zastąpiony troską o jego zdrowie.
- Rana...
- Trzeba to będzie zmienić - chociaz nie miał pojęcia jak zbrac się do uczenia magiczki. Co, będzie jej robił lekcje o magii leczenia razem z Mer? Trochę dziwnie by było, zwłaszcza gdyby w jakims nieoczekiwanym momencie się zawiesił bo zbytnio wpatrzyłby się w magiczkowy biust kryjący się pod tuniką. Szlag. Na lekcje sam na sam tez nie było mowy, bo wszyscy wiedzieli jakby się skończyły.
- Niech będzie - mruknął zamiast tego całego wywodu i odszedł do siostry, która nadal przypominała wypchaną kukiełkę, co go trochę martwiło. Poprzednio efekt przerwania wzoru utrzymywał się krócej. Sprawdził tętno, przeprowadził rutynowe badanie, nawet zajrzał jej do umysłu, ale szybko się stamtąd wyniósł. Nawet nie sądził, że można zostać tak mocno zbombardowanym wspomnieniami na temat pewnego pana, który tak się składa, że siedział całkiem niedaleko.
- Nie spotkałem nigdy alchemika, któremu przerwano wzór. No, niby raz juz ją widziałem w takim stanie ale to trwało moment, parę minut zaledwie. A teraz... Nie wiem co zrobić. Jakieś pomysły?

draumkona pisze...

Iskrze rzadko zdarzało się być dla kogoś nadopiekuńczą. Teraz nadrabiała zarówno to jak i sam kontakt z synem, który poniekąd jej odebrano. Kiedy okazało się, że rana jednak nie wymaga fachowego oka Wilka, a Natan nie ma zamiaru znów spać, zaczęli rozmawiać, zupełnie tak jakby Iskra nadal należała do Bractwa i nic nigdy złego się nie stało.
- Z tego co wiem... Co zdążyłem zauważyć, nawet jak nie rysuje wzorów jak ci słabsi alchemicy, to nadal to co robi jest związane wzorem. Z tym, że... nie wiem, to jak z zaklęciami. Słabi magowie, ci początkujący zwłaszcza muszą mieć artefakty i bardzo wyraxnie cytowac formułę. Potem stosujesz skróty myslowe, az w końcu potrafisz skorzystac z czaru samą myślą. To jest coś podobnego, z tym, że tu obowiązują ich jeszcze jakieś specjalne zasady. ta równowarta wymiana, czy coś w ten deseń... - nadal nie pojmował do końca jak to działało. Chyba będzie musiał się czegoś o tym nauczyć skoro to był już drugi raz kiedy musiał wyciagać Char z tego dziwnego stanu.
- Za każdą transmutacje musisz zapłacić. Nie można stworzyć coś z niczego. Wiem, że ona potrafi miedź zmienić w złoto płacąc za to własną energią. Im większy element do transmutacji, tym energii więcej, coś jak mana. Podejrzewam, że po tym jak zerwała wzór przy zawale to coś jakby zablokowało przepływ części energii. Spójrz - tu siostrę potraktował perfidnie jak obiekt naukowy, bo wskazał Szept tętnicę na szyi i zaprezentował reakcje źrenic na światło - Organizm odpowiada normalnie, tętno mamy w normie, więc coś musiało zblokować połączenia odpowiedzialne za normalne funkcjonowanie od strony umysłu. Coś... Jakby była warzywkiem.

draumkona pisze...

- Psychiki? Myslisz, że ona sama się blokuje? - to wydawało mu się mocno dziwne, nawet wręcz na alchemiczkę za głupie, ale... Może nie potrafiła inaczej? A może musiała blokować bo inaczej coś by sie stało? Szlag, za mało wiedzieli o tej całej alchemii by snuć jakiekolwiek sensowne teorie.
- To co, mamy do niej mówić? Zresztą, jedyną osoba na jaką będzie najszybciej reagowac to chyba Devril - dziwnie mu było z myslą, że oto siedzi przed swoją siostrą, żywą i całkiem zdrową, która mysli, że nie żyje. To było zbyt abstrakcyjne jak na jego analityczny móżdżek.
- No, chyba, że ty spróbujesz

draumkona pisze...

- No dobra. To... Ty z nią chcesz rozmawiać, czy wołamy eksperta? - znacząco kiwnął głową w stronę Wintersa, no bo kogóż innego mógłby mieć na myśli - Bo ja z nia nie będę rozmawiać. Jeszcze mi potem ząbki wybije i co ja zrobię, przeciez nie będe seplenić i świszczeć... - tak w rzeczywistości to nawet nie wiedział co mógłby jej powiedzieć. Niełatwo przychodziło mu mówienie o uczuciach, zwłaszcza tak na środku pomieszczenia gdzie każdy mógł przyjśc i sobie posłuchać. Co innego kiedy trzeba było się tłumaczyc z niejasności.
Nawet nie wiedział czy potrafi rozmawiac o czyms takim jak uczucia. A jak coś źle powie i spowoduje pogorszenie stanu? Nie, lepiej oddać to zadanie Devowi albo Szept, oni się znają. Tak. Na pewno.

draumkona pisze...

Alchemiczka wydawała się nie reagowac na ich słowa, na gesty, a nawet i na samą obecność. Zrezygnowany Wilk nie widział poprawy, nie z początku, kiedy zniechęcony zerkał na siostrę, to doszukiwał się zmian w ciele, jakiegoś gestu, czegokolwiek. I chyba tylko sprzyjający bogowie w końcu skierowali jego spojrzenie na twarz alchemiczki, gdzie spostrzegł drżenie brwi. Pamiętał, że zawsze jej tak zabawnie drżała brew jak się denerwowała. Szept coś mówiła źle? A może Char się irytowała tym, że słyszy, ale nie może odpowiedzieć?
- To chyba działa... - mruknął, przysuwając się obok magiczki i obserwując teraz wnikliwiej, czujniej. Nie znał się na psychologii, w ogóle wątpił w tę naukę, ale to chyba działało. Bogowie, działało.

draumkona pisze...

Devrila spostrzegł Wilk. Przyjrzał mu się przez chwilę, ciekaw czy i arystokrata dołączy się do tego dziwnego przedsięwzięcia.
- ...Nie zrobił... - mruknęła Vetinari sennie, choć nadal się nie wybudziła. Ale sama odpowiedź z jej strony była naprawde sporym sukcesem, przynajmniej jak na gust elfa.
- Może coś podpowiesz? gdzie to było? - wtrącił się, ale chyba sprawe pogorszył, bo Char już nie odpowiedziała.

draumkona pisze...

- W Twierdzy. Byłam wtedy kochanką Escanora - mruknęła Char, jakoś dziwnie cicho jakby był to jakiś powód do wstydu.
Wilka niepokoiło tylko to, że prócz słów nie działo się z nią nic więcej. Przynajmniej tak z zewnątrz, wobec czego wniknął w jej ciało magią, sprawdzając czy stan od tej strony chociaż jakkolwiek się zmienił. I o mało nie dostał zawału.
- Cokolwiek robisz Szept, rób dalej, to działa - wyszeptał gorączkowo, widząc za pomocą magii jak ciało na powrót łapie sygnały z mózgu i na odwrót. Zniszczenia spowodowane przerwanym wzorem dopiero teraz pokazały swój ogrom, a on zafascynowany siedział i obserwował jak organizm się regeneruje. Cudowna machina, taki organizm...

draumkona pisze...

- Przedstawił. To był w sumie przypadek... - mruknęła ścigając brwi, jakby rzeczywiście próbowała sobie coś przypomnieć. A może próbowała się wybudzić? Cokolwiek to było, zaczynało być coraz lepiej.
- A wiesz, że on tu stoi i słucha? - zagaił jej cudowny, bardzo taktowny braciszek i prawie się głupio wyszczerzył kiedy dostrzegł lekki rumieniec na twarzy siostry. Chwilę potem alchemiczka leniwie otworzyła jedno oko, zaraz potem drugie i rozejrzała się.
- Myslałam... Że nie zdążyłam wybiec/

draumkona pisze...

Usiadła i rozmasowała bolące ramię. Co ona zrobiła, że tak bolało? Może się uderzyła?
- Odpocznę bo i tak nie mam sił żeby wstać - w innym przypadku już by była na nogach i próbowałaby skończyć to, co musiała przerwać.
- Co ja! - Wilk obruszył się, jakby stwierdzenie i wytknięcie go palcem jako medyka było czymś wielce haniebnym - To Szept tu jest od wybudzania ludzi z dziwnych śpiączek, ja tu tylko sprzątam.
- A... Aha - zdołała tylko powiedzieć patrząc na nich i zastanawiając się kiedy dojdzie do rekoczynów. Zerknęła też i na Devrila, chcąc się upewnić, że jemu tez nic się nie stało. Nie wybaczyłaby tego sobie.

draumkona pisze...

- Co tylko rozkażesz, wasza wysokość - skłonił się teatralnie przed magiczką, jak pokorny sprzątacz i nikt ważny.
Char położyła się z powrotem, widząc, że wszyscy mają jakieś zajęcie. Natan był z rodzicami, Wilk i Szept mieli swój świat i swoje kredki, tylko Devril chyba się nudził, i przez tą myśl znów został obrzucony uważnym spojrzeniem.
- Ktoś wie która godzina? - spytała, rzecz jasna oczekując, że odpowie jej Wilk.
- Późno. W zasadzie to znowu zastanie nas tu noc - usłyszała, co niezbyt ją ucieszyło. Chciałaby juz stąd wyjść...

draumkona pisze...

Dziwny błysk w oku Wilka mógł kierować mysli obserwatorów na jedyny właściwy tor. Chędożenie. Może magiczka miała jakies specjalne życzenia w tej kwestii? Bardzo chętnie by je spełnił, niestety w tym towarzystwie było to awykonalne.
- Dzieli nas około dziesięciu komnat. Wedle tego co wyliczyłam, wyszlibysmy gdzieś na zachód od głównego wejścia, ale na bezpiecznym gruncie. Znaczy, nie wlezlibyśmy w przepaść. Dziesięć komnat to niewiele. Moglibysmy spróbować, bo tyle dam radę... Chyba, że Szept brak many na ewentualną ochronę - spojrzała na wspomnianą magiczkę z nieskrywanym pytaniem w oczach. Ona da radę. Musi. Obiecała, że wyjdą to wyjdą.

draumkona pisze...

- Och... - Char nie wiedziała jak to przyjąć. Była pewna, że Szept... No mniejsza, będą musieli zaczekać, bo bez maga sie nie ruszą. Nie po tym co spotkało ich ostatnio, utwierdzając tylko w przekonaniu, że gdyby nie magia pewnej elfki to byłoby po nich.
- To odpocznijmy do rana i wtedy coś się zdziała - chciała sie odruchowo owinąc swoim płaszczem, ale ze smutkiem odkryła, że w większej części jest rozerwany i podarty i tak w sumie nie ma za bardzo jak sie tym owinąć - Niech to szlag.

draumkona pisze...

Zgodnie z zaleceniem pani jeszcze-nie-doktor, wzięła najpierw kurtę, zakładając ja na siebie, a dopiero potem zarzucając jeszcze płaszcz. Czy tylko jej było tak cholernie zimno? Może miało to związek z tym wzorem? A może po prostu była wrażliwa na przeciągi...
- Dziękuję - bąknęła, nie spoziewając się aż takiego zainteresowania. No, może od Devrila tego oczekiwała, ale żeby Szept?
- Zmarzniesz - usłyszała magiczka, a już chwilę potem na jej ramionach spoczął płaszcz pachnący burzą, który mógł należeć tylko do jednego osobnika - Ktoś musi czuwać, więc będe pierwszy.
- Ja mogę... - zaczęła Char, ale nie dano jej dokończyć.
- Ty nic nie możesz, idziesz spać, bo masz wypocząć - zakończył despotycznym tonem pan wielki brat.
Iskrze za to udało się uspać Natana. W końcu rany się nie zagoiły, on był jeszcze dzieckiem i potrzebował odpoczynku. Co z tego, że jej też by się przydało, będzie siedzieć. Jeszcze trochę chociaż. Chwilę...
- Chrrrr - dało się tylko usłyszeć ciche pochrapywanie elfki, która po prostu przysnęła siedząc przy synu, tylko głowa jej opadła na pierś, co gwarantowało potworny ból karku po przebudzeniu.

draumkona pisze...

Pokręcił nosem, niezadowolony z faktu, że ktoś tu przejrzał jego plany. Ale... On już coś wymyśli. Szept miała odpocząć, bo była równie wykończona co Vetinari, przynajmniej wedle jego pokrętnego rozumowania. Może uda, że zapomniał? Tak, to dobra taktyka.
- No dobra, dobra... obudzę cię przecież, nie musisz mi się tak badawczo przyglądać. Przecież bym cię nie zrobił w bambuko... - problem polegał na tym, że zarówno on jak i ona wiedzieli, że zrobi.
Alchemiczka chciała protestować bo jak to, dykryminacja, przecież Wilk leczył tego małego Cienia, wypruł się z many a teraz jeszcze czuwac chciał, bubel jeden. A ona to co? Nie mogła? Przecież niz takiego jej nie było...
Obejrzała się znów na Devrila, tym razem uwazniej, jakby trawiła właśnie wyjątkowo ciężką myśl.
- Zechcesz zostać moją poduszką? - spytała w końcu nie kryjąc zmieszania. Nie co dzień prosi się ludzi o bycie poduszkami.
Elfia furiatka niewiele się zmieniła. Pojawiła się drobna blizna na łuku brwiowym, której historii nie było dane poznać nikomu poza samą włascicielką, ale poza tym, nic nie uległo zmianie, wszak elfy sa odporne na działanie czasu. Żadnych zmarszczek, czy oznak starzenia się, choć bystre oko dojrzeć mogłoby, że znów ubyło jej parę kilo, przez co jej brat śmiał twierdzić, że jak mocniej zawieje wiatr to po prostu ją porwie ze sobą.

draumkona pisze...

No tak, zapomniał, że magiczka wcale nie ustępowała mu w kwestii kombinatorstwa i naginania rzeczywistości pod siebie. W roli odwetu pstryknął jej w ten zmarszczony nosek i westchnął, dziwnie zrezygnowany.
- Niech będzie - ale ostatecznie uznał, że wygrał. Zawsze wygrywał w tej kwestii, przynajmniej jak na jego gust. Jako medyk miał ta przewagę, że potrafiłby ją uspać. No pewnie, że potrafił. Co prawda tylko raz, bo potem magiczka by się już wycwaniła i podniosłą takie osłony, że już by ich nie obszedł bez zwracania jej uwagi. Szlaczek. To chyba jednak nie wygrał.
- Obudzę cię - zapewnił, siadając sobie pod ścianą, co by było gdzie się oprzeć.
- Trwalszy, cieplejszy i przede wszystkim potrafisz mówić, a inne poduszki tego nie umieją. Popatrz, same zalety. Nic tylko iśc do sklepu i sobie taką poduszkę kupić - podciągnęła się pod ścianę, bo jakoś dziwnie by się czuła śpiąc na środku komnaty i poklepała miejsce obok siebie - Chodź, moja poduszko.

draumkona pisze...

Odruchowo poprawił płaszcz okrywający elfkę i usadowił się wygodniej. W końcu czeka go parę ładnych godzin siedzenia na tyłku, bo przecież jak Szept przyśnie to się nigdzie nie ruszy, bo inaczej ją obudzi.
- To dobranoc - mruknął jeszcze, obejmując magiczkę, co by jak najmniej ciepła uciekało.
- Zarezerwowana? - Char przejęła się nie na żarty, bo jakoś w kontekście "posiadania" Devrila brała pod uwagę wszystkich. Rzecz jasna wszystkich poza sobą samą i tak też mina jej nieco zrzedła kiedy doszła do wniosku, że chodzić musi o tą przeklętą Tarinę.
- To napisze Tarinie wiadomość z przeprosinami i wyjaśnienie, że kradnę te poduszkę. Niech sie ugryzie w swój wirgiński tyłek - wymruczała, wtulając się w arystokratę i sadowiąc w miare wygodnie. Przeklęty Escanor. Przeklęci Wirgińczycy. Przeklete towarzystwo w komnacie...

draumkona pisze...

Obudził się z rana, przynajmniej tak mu się wydawało, bo choć w górach wstawał świt, to w normalnych okolicznościach byłoby coś w granicach przedpołudnia.
Czuł się tragicznie niewyspany, choć przecież spał tej nocy, a przynajmniej znaczną jej część, bo obudził magiczkę zgodnie z umową. Może to przez sny? Gdyby tylko je pamiętał...
Podniósł się do siadu i ziewnął potężnie, rozglądając się dookoła. Iskra nadal spała na siedząco, Vetinari zaadoptowała Devrila do roli osobistego grzejnika i poduszki... Cień gdzieś tam spał, albo udawał, to samo tyczyło się Solany, której ktoś powinien wyczarowac piękną brodawkę na nosie. Chyba będzie musiał iść z tym do Wróżki Pierdziuszki.

draumkona pisze...

Własnie, to było zasadnicze pytanie. Czy ruszają już, natychmiast by nie tracić cennego czasu, czy jednak czekają aż każdy wstanie o własnej porze by zmaksymalizować wypoczęcie u każdego z nich? Chyba wolał to pierwsze, chociaż... Zerknął jeszcze raz na śpiącą magiczkę, poprawił płaszcz, co by jej nie wiało i nie marzła, a tak na nia patrząc doszedł do wniosku, że woli opcję numer jeden. Nikogo nie będzie budzić.
Obudziła się tez i elfia furiatka, z łamiącym kark bólem i zmarzniętym ciałem. W końcu swój płaszcz oddała Natanowi. Ach, jak miło byłoby mieć ciepły płaszcz Poszukiw... Urwała tę myśl, nim na dobre się rozwinęła, ganiąc samą siebie w duchu za takie senne marzenia. Musi twardo stapać po ziemi, a nie sobie bujać w obłokach.
- Wszystko z nim dobrze? - szepnęła do Brona, uważając by nie zbudzić chłopca.

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się lekko, a w tym uśmiechu zagościł cień wdzięczności. Mimo, że to nie Bron zaleczył rany jej syna, to fatygował się by sprawdzić co z nim się dzieje, a to już było coś. Bardzo duże coś jak na gust Iskry.
- Dziękuję... - bąknęła, unikając wzroku medyka, wiedząc, że nie za dobrze jej idzie rozmowa w takim temacie. Po prostu nie potrafiła dziękować, jedynie rzucać butami i wazonami. Może dlatego Lucien uciekł do Solany? Chociaż nie, ona to pewnie też rzucała, tylko że odciętymi kuśkami wrogów Bractwa.
Słowa rzeczonej kurtyzany zostały zignorowane, puszczone mimo uszu, albo po prostu niedosłyszane. Nie na darmo ktoś kiedyś Wilka nazwał upartym jak osioł, bo kiedy ten się na coś uparł to nie było mocnych, zaś teraz uparł się, że więcej magiczce takiej krzywdy jak w epizodzie z Łowczynią nie zrobi. Choćby mu miało coś zwiędnąć od tego.
Dobre intencje Devrila wzięły w łeb, a może po prostu naszedł czas w którym organizm Vetinari uznał, że dosyć spania. Alchemiczka otworzyła oczy, choć nie zrobiła nic poza tym. Było całkiem przyjemnie tak sobie siedzieć w ciepełku i z Devrilem jako poduszką.
- Dzień dobry - mruknęła tylko sennie przecierając oczy.

draumkona pisze...

- Wilk? No tak... jemu też musze podziękować... - obejrzała się na elfa i przez chwilę nie wiedzała nawet czy powinna. Znaczy, na pewno powinna, ale czy tak oficjalnie? Bo jeszcze znowu ich ktoś o romans posądzi i będzie klops.
- Musimy się stąd wydostać - mruknęła sama do siebie, zamiast główkowac dalej nad podziękowaniem dla Wilka.
- To są twoje teorie. Ja mam swoją i będę się jej trzymał, zresztą co to za rozkosz kiedy nie chędożysz tego kogo chciałeś? Beznadzieja. Cienia może na to złapiesz, ale nie mnie. Dzień dobry - to ostatnie było już skierowane do magiczki.
- Sami stąd nie wyjdziecie - usłyszał Devril w odpowiedzi, co znaczyło, że nawet we śnie musiała chyba główkowac nad tym jak stąd szybko wyjść. A teraz, kiedy już odpoczęła nic jej nie powstrzyma prze powtórzeniem tego, co zrobili wczoraj.

draumkona pisze...

- Mamy dwóch magów. Dwóch i pół, bo jeszcze Alvar - burknęła, niezadowolona z nagany jakiej jej udzielił. Ona ich tu wciągnęła i ona powinna wyciągnąć... - Alvar to mag runiczny, zapomniałeś? A i tak szybciej będzie jak będę współpracować z Szept, a skoro to tak niedaleko mądralo, to nic mi nie będzie - wiedziała, że chciał dobrze, a mimo tego nie mogła się pozbyć wrażenia, że nie daje jej się wykazać. Przecież żyła i nic jej nie było...
Niechętnie wyplatała się z jego objęć i stanęła na nogach, co jeszcze wczoraj wydawałoby się czystym szaleństwem, tak była osłabiona. Teraz czuła się jak ktoś, kto całe tygodnie tylko leżał w łóżku i chędo...pachniał. Tak, leżał i pachniał.
- Moja nadpobudliwa siostra chyba zamierza iśc dalej - łypnął na wstającą Char a potem znów na magiczkę, która wciąż blokowała mu możliwość powstania - Co myślisz?

draumkona pisze...

- Ja się na tym nie znam szczerze mówiąc - ziewnął znowu, nie mogąc się powstrzymać. Cholera, a przeciez czuł się taki wyspany, więc skąd to ziewanie? - Ale jak mi powiesz co zrobić to zrobię. Bo alchemiczkę powstrzymać może chyba tylko szantaż. I szantażystą musiałby być Winters - zerknął na arytokratę, który chyba usilnie coś Char tłumaczył, bo nie wyglądała na zadowoloną. Pewnie wałkowali ten sam temat.
- To ja pójdę z Szept - odezwała się Iskra, która zjawiła się obok nich nie wiadomo jak i kiedy - Gdyby się pojawił następny zawał to zawsze zareagujemy szybciej niż alchemik. bez urazy dla twojej siostry..

Tiamuuri pisze...

Tiamuuri mimowolnie uniosła kącik ust w uśmiechu, wyczuwając w otaczającym ich lesie subtelną zmianę. Od pewnego momentu życiowe siły wypełniające prastarą puszczę były bardziej czyste, niosły ze sobą więcej pierwotnego pierwiastka.
-Kryptony... -odezwała się dziewczyna po chwili milczenia, posyłając lekko złośliwe spojrzenie Shivanowi, czego to nauczyła się właśnie od niego -To po prostu drapieżne gady. Czworonożne, od łap do głowy mają dobre siedem stóp...
Nie musiała oglądać się za siebie, żeby domyślić się, że jej przyjaciel zbladł, czy też może zzieleniał. Tiamuuri nie rozumiała tego, w końcu poza okazją do przyjrzenia się tym stworzeniom, młody Fertner nie miał z kryptonami żadnych nieprzyjemnych doświadczeń.
-To drapieżniki, poluja w nocy -ciągnęła Tiamuuri -Mają dobry węch, podobno wyczuwają krew na dobre kilka stajań. I wbrew temu, co już zdążyłam usłyszeć, NIE SĄ spokrewnione ze smokami.
Podobnie zresztą jak większość gadzich i ptasich krewnych z tego lasu, które nie mają nic wspólnego ze smokami czy gryfami, dokończyła w myślach.
Dziewczyna zwinnie prześlizgnęła się pamiędzy krzewami, niemal ich nie dotykając. Na nieskończenie krótki moment zatrzymala się, po czym nieznacznie skręciła w prawo.
-I żeby było oczywiste, kryptony NIE JEDZĄ ludzi... Przynajmniej nie bardziej niż inne drapieżniki, kiedy są głodne.
Shivan qwałtownym ruchem wydobył miecz i ściął gałąź, która wisiała mu na drodze. Suchy patyk z szelestem opadł na ściółkę. Tiamuuri najpewniej uważała, że zwyczajnie się bał, ale on sam uważał, że było inaczej. Po prostu takie miejsca zdawały się mówić każdemu, kto do nich nie należał, żeby trzymał się z daleka, pozostawiając je w spokoju. Las po prostu nie lubił gości.
-Ona po prostu nie zauważa faktu, że w przeciwieństwie do nas naprawdę jest tu bezpieczna -mruknął Shivan z goryczą, zwracając się do maga - Nie ma krwi, nie wyczują jej, jeśli nawet zobaczą... Cóż, nie jest ich pokarmem, mięsem... A jakby miała kłopoty, zawsze znajdzie kryjówkę, albo skłoni do współpracy las czy nawet mózg samego drapieżnika. Niby od przebudzenia straciła te swoje zdolności, ale mnie się wydaje, że nadal sporo potrafi...
Tiamuuri tym razem ignorowała go, skupiając się na drodze. Jeszcze bardziej odbiła w prawo, schodząc w dół łagodego piaszczystego wzniesienia.

draumkona pisze...

Zamyśliła się, analizując teorię magiczki i doszukując się w niej ewentualnych luk. Pomysł wydawał się dobry, ale i zaskakująco prosty. Ona zas, nauczona już doświadczeniem, wiedziała, że w Keronii nic nie jest proste, a z magią trzeba uważać podwójnie.
- Tylko co jeśli nasze zmiany wywołają kolejną anomalię? Vetinari mówiła coś o anomaliach... Wtedy system może stać się nieprzewidywalny, a ja z góry ostrzegam, że w razie sytuacji krytycznej czas mogę wstrzymać, ale nie na długo, bo po prostu się zabiję. Zanim zostawimy alchemiczkę Wintersowi to mogłaby nam jeszcze coś powiedzieć, bo wydaje się być lepiej w tym zorientowana... Chyba, że potrafisz wczuć się w... nazwanie tego umysłem ruin brzmi dziwnie, nie?
- Trochę... - mruknął Wilk, patrząc tak na nie i myśląc sobie co przegapił i gdzie urwał mu się film. Przecież nie tak dawno zachowywały się jak wrogowie, a teraz... No czuł się niemal tak jakby znowu miał te dwadzieścia lat.

draumkona pisze...

- I tu jest pies pogrzebany - Iskra aż musiała sobie pstryknąc palcami, jak to zwykle robiła kiedy dochodziła powoli do meritum sprawy - Tylko, że też nie mamy za bardzo czasu na bawienie się w szukanie tego umysłu... hm... - i tak wszyscy troje wiedzieli, że prędzej czy póxniej iskra się podda i pójdzie na żywioł, jak zawsze. Najpierw zrób, potem zastanów się czy było to sensowne.
- Nie ma na co czekać, chodźmy - ten moment nastąpił właśnie teraz.

draumkona pisze...

- Ja to bym rozwaliła te ściany... - mruknęła pod nosem Iskra, elfia furiatka. Ukradkiem, że niby wcale nie patrzy, zerknęła na Cienia, kontrolując co ten robi.
Wraz z magiczką podniósł się też Wilk, dziękując bogom, że wreszcie może wstac i rozprostowac kości. Pokręcił się chwilę, porozciągał, tam trzasnęło, tu chrupnęło i już czuł się jak nowo narodzony.
- Magowie, czy nie, ja was tu zaciągnęłam i ja was wyciągnę - dało się słyszeć już z daleka głos Vetinari, której ewidentnie się coś nie podobało. Wilk nie musiał być jasnowidzem by wiedzieć, że Devril nawet bez konsultacji z nimi zaczął nakłaniać, czy tez może szantażować Char by nie robiła nic głupiego.

draumkona pisze...

Ich oczy spotkały się, a przez głowę furiatki przeszedł istny natłok myśli. Każda usiłowała się przepchać przez inne by zostać zauważoną. Najpierw te o tym jak była na niego wściekła, myśli i odczucia dotyczące zazdrości. Kiedy zaś ta pierwsza fala minęła, jej spojrzenie złagodniało, jakby spoglądała na coś, co już przepadło i w dodatku jest poza jej zasięgiem, choćby nie wiadomo jak się starała by to odzyskać.
Oderwała spojrzenie od Cienia, próbując znów skupić się na robocie. Mają stąd wyjść a nie płakać nad rozlanym mlekiem, którym w tym przypadku było jej małżeństwo.
- Zostałaś przegłosowana - alchemiczka ze złości az tupnęła nogą, bo nic innego jej nie pozostało. Skoro sama nic nie mogła zrobić to udostępni im każdą informację by jakkolwiek pomóc w przejściu.
- To tak - przeszła od razu do rzeczy kucając i płynnie wykorzystując alchemię do tymczasowego wypalenia w posadzce prowizorycznego planu - Tu jesteśmy - wskazała palcem jedną z komnat, po czym przejechała nieco dalej, gdzies poza cały plan - Tu już nie ma ruin, otwarty teren. Widać, że dzieli nas trochę, a mianowicie ze cztery czy pięć komnat, w tym dwie sa chronione magicznie więc wolałabym je obejść niż torować sobie drogę przez nie. Czyli z pięciu komnat do przejścia robi się nam dziesięć...
- Ha, ha bardzo śmieszne... - burknął, wielce niezadowolony, bo magiczka trafiła w czuły punkt. Owszem, odwykł i wcale mu się to niepodobało, że wolałby być teraz w Atax i leżeć w puchowych poduszkach z magiczką u boku.

draumkona pisze...

Iskrze nic nie trzeba było mówić, by czuła się okropnie. Wprawdzie Natan już sam chodził i nawet teraz zniknął, zapewne buszowac w opuszczonej stajni, ale... No własnie. Lucien zniknął, wraz z nim ta pieprzona Solana.
- Panie, miodu proszę. Albo czegokolwiek co zawiera w sobie alkohol - burknęła zrezygnowana do gospodarza, a ten wiedząc, że ma do czynienia z elfia magiczką nawet nie protestował. W międzyczasie Iskra zauważyła tez i zniknięcie Wilka, czemu towarzyszył podły nastrój Szept.
- Świetny ten twój mąż, prawie tak samo jak mój - burknęła łapiąc magiczkę za rękę i po prostu ciagnąc na górę - Napijemy się, to będzie lepiej, mówię ci - burczała dalej, wlekąc się po schodach i zebami wyrywając z butelki korek - Pieprzeni faceci...
Pieprzeni faceci, a przynajmniej jeden z nich, nie miał wcale takich złych zamiarów. Ot, zamierzał wyprostować parę faktów i dlatego też bezczelnie wprosił się do pokoiku Poszukiwacza.
- Wiesz, że jeszcze parę dni minie i pewno Iskra wystapi o coś takiego jak rozwód? - mruknął na wstępie, wcale nie przejmując się tym, że może Luciena irytować samą swoja obecnością - Zapewne byś tego nie chciał... - spróbował, choć nie wiedział tak naprawde jakiej odpowiedzi oczekuje. A jak Cień powie, że ma to w nosie? Nie. Inaczej by na nia tak nie patrzył. Może i nie potrafił przewidzieć swojego kataru, ale pewne rzeczy rozpoznac potrafił.

draumkona pisze...

- Podobno. Mój tez tak mówił, a sama widzisz jak jest... - lekkim kopniakiem wyważyła drzwi do pokoju i z zaskoczeniem odkryła, że siedzi w nim Vetinari.
- E... - zaczęła, ale ostatecznie wzruszyła ramionami i wciągnęła Szept do środka, by potrzymała butelczynę. Ona sama zajęła się zamykaniem i ryglowaniem drzwi.
- Co się stało? - zagadnęła alchemiczka widząc obie elfki w podłym nastroju. Co prawda, ona sama nie była w najlepszym humorze, ale zawsze mogła im pomóc...
- Nie? A myślałem, że parę dziewczynek roznoszących trunki to twoja robota, mają takie ładne brązowe włosy - odgryzł się, biorąc pierwszy krok by przejść się po niewielkim pokoiku - Zawsze byłeś beznadziejny w te klocki, a jednak nie chciałbym, żeby tylko z tego powodu Iskrze było smutno. - nie wiedział czy uderzył w czułe punkty, ale mówienie o tym jak mu lezy an sercu dobro furiatki chyba nie było dobrym pomysłem - Nie wysilaj się na nowe obrazy, panie Poszukiwaczu, bo brak im tej zjadliwości, przez co nie robią na mnie stosownego wrażenia, a jedynie budzą litość. Sławny Poszukiwacz pozbawiony jadu w głosie... tak być nie może, nawet ja to wiem.

draumkona pisze...

- Przecież widzę... - Char zaniepokojona spojrzała raz jeszcze to na jedną, to na drugą elfkę i po prawdzie nie miała pojęcia co z nimi zrobić. Pozwolić się upić? W sumie... Czemu nie...
- To ja poświętuję z wami - o dziwo, alchemiczka wyjęła zachomikowaną w torbie butelczynę, która była trunkiem wytwarzanym głęboko w czeluściach Grah'knar. Krasnoludzka gorzałka. Nie mogły lepiej trafić.
- Chędożony dupek... - mruknęła jeszcze Iskra, opadając na twarde łóżko i leżąc tam chwilę, pozwalająć objąć się rozpaczy. A ona jeszcze myślała, że jednak... Zamknęła oczy usiłując skupić myśli, a że te były nastawione w jednym kierunku...
- Zaraz się dowiemy, jak im idzie ta zabawa... - nie wiedziała czy chce się bardziej dobić, czy może tlił się w niej jeszcze jakiś płomyk nadziei, ale wzięła do ręki szklankę i przystawiła ją do ściany z zamiarem oczywistego podsłuchu. Nawet czarem wzmocniła zmysł, by nie umknął jej żaden szczegół.
Wilk stał i zastanwiał się, dlaczego Iskra postanowiła wyjśc za Cienia. Co nią kierowało? Czemu nie wzięła chociażby jakiegoś elfa ze stolicy? Przystojnych, ciemnowłosych ci u nas dostatek, a na pewno lepiej by się sprawdzili w rolach ojca czy męża. Chociaż, jeśli w grę wchodziły uczucia...
- Mi się wydaje, że to jednak ty nim byłeś i jesteś. No, chyba, że
nie wliczamy Bractwa, wtedy patrzysz nieco dalej.

draumkona pisze...

Chędożą? Char nie załapała od razu. Chędożą... Ale kto? Wilk z Cieniem? Aż się wzdrygnęła na tę myśl i pociągnęła z butelki starając się nie mysleć na ten temat. Chedożą... Może i Devril z nimi siedzi? W końcu nie widziała go już długo, Solany też nie...
- Tak we trójkę mają jedną babkę? - spytała samą siebie, wpatrując się w ogień i pozwalając myślom na swobodny przepływ.
Iskra nic nie słyszała. Nic, kompletnie, tylko jakieś szumy. Nie zorientowała się jeszcze, że jesli wzmacnia się słuch to powinno się najpierw nauczyć ignorować szum krwi w uszach, a potem szpiegować otoczenie.
Wilk zmrużył oczy i zaczął sie zastanawiac ile zostało im czasu zanim ktoś tu komuś nie skoczy do gardła. A on przecież chciał tylko pomóc...
- Posłucja mnie, Cieniu. Mogę ci pomóc. Mogę ci powiedzieć co Iskrę męczy i jak to zażegnać. A to wszystko jak w końcu przestaniesz być głuchy, usiądziesz na dupie i posłuchasz co mam do powiedzenia - postawił wszystko na jedna kartę. Wielkie ryzyko, ale czy miał inny wybór? Jeśli Lucien nie raczy go posłuchać... To trudno, on tu więcej nie zdziała.

draumkona pisze...

- Nie, nie widziałam go... Ani Devrila - mruknęła, nagle tracąc resztki tlącego się jeszcze dobrego humoru i znów pociągnęła z butelki, aż się zakrztusiła. Może mają ją na zmianę? Zresztą...
- Była kiedyś taka piosenka... Facet to świnia? - spytała samą siebie, nie bardzo pamiętając, czy rzeczywiście była, czy naszła ją nagła ochota by taką napisać.
- Kogo to obchodzi - usłyszała od Iskry, która chyba dała sobie spokój ze szklanką, dochodząc do oczywistego wniosku, że Lu pewnie rzucił jakieś zaklęcie antyposłuchowe, żeby się nie dowiedziała. Ale ona przecież wiedziała i bez tego...
- Ależ ja byłam głupia... - chlipnęła, nawet nie ocierając z oczu łez, a po prostu pozyczając butelkę od Szept i pociągając solidnego łyka.
Jakiś postęp, chociaż... Wilk miał wrażenie, że coś za łatwo poszło. Pewnie Cień go jakos spróbuje wykiwać, albo bogowie wiedzą co. Ale lepiej działać teraz, póki chociaz udaje, że słucha.
- Iskra jest przekonana, że sypiasz z Solaną i to notorycznie. Ponadto, nie ma z tobą żadnego kontaktu i z tego co mówi, nawet nie próbowałeś jej odszukać - urwał, bo ten argument wydawał mu się bardzo irracjonalny. Jak na bogów sam jeden Cień miał znaleźc elfkę w Keronii i nie tylko? Jak widać kobiety były jednak innego zdania, więc porzucił rozważania na ten temat - Według jej wersji wydarzeń nasłałeś na nią Czarną Rękę, ba, nawet byłes obecny przy nieudanej egzekucji, a potem przepadłeś jak kamień w wodę zaszywając się w Czeluści i nie racząc nawet odpowiedzieć na list - o którym to liście Cień wiedziec nie mógł, bo nigdy doń nie dotarł, ginąc w czeluści komnaty Marcusa, któremu to list został przekazany do doręczenia - Nie lubi miec konkurencji. A Bractwo i twoja kurtyzana są konkurencją. I to sporą, jak się okazuje.

draumkona pisze...

- Nigdy ich to pewnie nie obchodziło - zawtórowała mruknięciem elfka pozbawiona możliwości zdrowego spojrzenia na sytuację. Ile to razy bywało tak, że Lucien, ten podobno egoistyczny Cień jednak przedkładał jej dobro nad swoje? Nieczęsto, ale jednak te wybiórcze przypadki dowodziły, że jednak go obchodziła.
- Bez sensu... - alchemiczka miała słaba głowę, a krasnoludzka gorzałka, jeden z najsilniejszych trunków tej ziemi, zdążył już po paru łykach zatrzymac u niej logiczne myślenie i wprowadzić w stan kompletnego pijaństwa. Nie przeszkodziło to jej jednak by wstać i spróbować wyjść. Spróbować, bo iskra zaryglowała drzwi, a odsunięcie zasuwki wykraczało teraz poza jej możliwości.
Nie widział go jeszcze takim. Cień nigdy się nie odsłaniał, nie świadomie i nie w jego towarzystwie. Niby była jedna misja, gdzie dobrowolnie współpracowali, kiedy zabili tego elfiaka za którego miała chyba wyjśc Szept... Ale to było dawno.
- Wygnańcem... - powtórzył po nim, opierając się o ścianę, czując wielki ciężar kryjący się za tym pytaniem. Nie mogli się porównywać. jego nic nie ograniczało, gdyby chciał, to mógłby abdykować, przekazać władzę komu innemu, a Bractwo... Albo byłeś z nimi albo przeciw nim. Nie miał innego wyjścia jak służyć Cieniom po kres swych dni.
- Nie mógłbym się wyprzeć tego kim jestem. Korzeni, rodziny, wspomnień... To stworzyło ze mnie tego kim po części jestem teraz, bo od kiedy mam Szept to ona jest moją rodziną. To ona definiuje poniekąd kim jestem i kim się staję. Nie mógłbym się wyprzeć rodziny jednocześnie mówiąc, że to dla niej, bo ona jest jej częścią - urwał, zamyslając się na chwile, usiłując dobrac odpowiednio słowa, co wcale nie należało do najprostszych zadań.
- Nie możesz wybierac między nią a rodziną jaką jest dla ciebie Bractwo, bo kiedy ją poślubiłeś Iskra też stała się częscią tej rodziny. Wypierając się jej wypierasz się sam siebie, wypierając się Cieni wyprzesz sam siebie - czyli na pierwszy rzut oka sytuacja patowa, bez wyjścia bez nadziei na poprawę. Chyba, że jakims cudem pogoziłby się z Zhao.

draumkona pisze...

Dalsza część tej smutnej popijawy odbywała się w myslach, przynajmniej jeśli chodzi o Iskrę, bo furiatka zamilkła i tylko pociagała od czasu do czasu z butelki nic przy tym nie mówiąc, a z minuty na minutę coraz bardziej markotniejąc. Gdyby zobaczył ją teraz ktoś, kto ją znał zapewne stwierdziłby, że wygląda o jakieś pięćdziesiąt lat starzej.
Zostały we dwie, bo alchemiczka w końcu cudem odryglowała drzwi i wydostała się na zewnątrz, zataczając się i podpierając dłonią ścianę. Finał tego był taki, że zamiast zejść, zleciała ze schodów prosto pod nogi gospodarza, który nie wiedział czy śmiać się czy płakać.
- Zawsze jest jakieś wyjście. Zawsze. A ja za wszelką cenę unikałbym wyboru, próbowałbym coś zmienić. Jak nie w sobie to w otoczeniu i tu dochodzimy do kwestii Radnych... - mruknął, nagle pochmurniejąc jeszcze bardziej. Cholerni Radni. Cholerni Starsi.
- Żeby z nią być musiałem wrócić status elfa Darmarowi i jej. Musiałem zabić tego fircyka, na którego sam nasłałem Cienie. Zmieniłem zasady dziedziczenia, żeby nie martwiła się o to, że nie urodziła syna. Nie możesz sam tylko wybierać, problem w tym, że całe to małżeństwo to same kompromisy - rozejrzał się po pokoiku szukając jakiejś nalewki. Bogowie, oddałby wszystko za nalewkę miodną. Takie tematy zawsze lepiej szły przy alkoholu.
- Iskra porzuciła elfy, ale kiedy dotarło do niej, że dla Bractwa jest nikim, to odrzuciła też je, nie możesz mieć jej tego za złe. Próowała zrobić jak najlepiej, a że bez konsultacji z kimkolwiek... Znasz ją, wiesz, że najpierw działa i wysadza pół miasta, a potem dopiero się zastanawia, czy to było w ogóle potrzebne.

draumkona pisze...

- Jędrne pośladgi i sabójcze ssspojrzenie - wybełkotała Iskra, już zdrowo pijana, choć jej stan dalekim był od stanu nieobecnej już alchemiczki.
- Ty mi lepiej powiess... So ja widziałam... W Cjenju... - było źle, skoro wiekszość słów była już zniekształcona, co zwiastowało ogromnego kaca z rana. Ale nie przejęła się ta wizją, wręcz przeciwnie, znów pociągnęła z butelki.
Wilk brał pod uwage opcje obalenia. Już przecież mieli na karku Darkaia, który nie wiadomo w końcu czy zginął, czy jednak gdzieś uszedł z życiem.
- I popatrz, jakby to nie było małżeństwo to nie miałbys teraz takich problemów - mruknął znów, odnajdując wzrokiem niewielką skrzynkę wciśniętą we wnękę w ścianie. Wydobył ją i z zadowoleniem odkrył, że jest tam butelka. Jedna i to na pewno nie najwyższej jakości trunku, ale jednak.
- Tanie, stare wino. Dobre i to... - chociaż wolałby złocisty trunek krasnoludów. Cholera, naprawde odwykł od niewygód podróży i tęsknił za Atax - A ona czasem nie próbowała potem do Cieni wrócić? Bo coś mi szpiedzy donosili, że się kręciła w poblizu Czeluści i Pandemonium - choć to co furiatka robiła w ruinach danej kryjówki nie miało nic wspólnego z tym by wrócić do Cieni.

draumkona pisze...

- Tak... Tajemniszy... - wzorem magiczki, choć nieświadomie, porównała Luciena chociazby z Joserro. On przynajmniej nie udawał, że mu zalezy, od początku ją zlewał. A wiedźmin? Zawsze mówił, że najwazniejsza jest praca. Marcus... On był specyficzny. Zbyt specyficzny na upojony alkoholem umysł Iskry.
- Joserro tez nie kłamał. Szszszkoda, że go zabiłam - mruknęła, zerkając przez otwór butelki do środka i z rozżaleniem odkrywając, że już niewiele trunku zostało.
- Znaczy… wolałbyś być wolny?
Trudne pytanie, a jeszcze trudniejsza odpowiedź, w dodatku niejednoznaczna. Bo i chciałby miec znmowu ze dwadzieścia lat i by nie chciał. Cholera, kiedy to się tak pokomplikowało...
- I tak i nie. Chciałbym mieć znowu wolną rekę, robić co mi się podoba i żeby żył mój ojciec. On nie dopuściłby do zniszczenia Eilendyr. Ale z drugiej strony... Nie potrafiłbym rozstać się z Szept. jest uparta, pcha się w kłopoty i czasem ma irracjonalne pomysły. Ale nie potrafiłbym zyć ze świadomością, że ją miałem i pozwoliłem odejść - pociagnął solidny łyk i klapnął na krzesło, czując nagła ulgę. Miło było w końcu usiąć po tych wszystkich dniach stresu i strachu czy ujda cało z tych piekielnych ruin.

draumkona pisze...

Gdyby wiedział, gdyby pamiętał o tym jakie Cień ma zboczenie na punkcie jego i Iskry, to by powiedział, że wolałby byc znowu dzieciakiem. Chociaż nie, Lucien pewnie i wtedy ziwetrzyłby jakiś podtekst do furiatki, niech go.
- Ano, byłoby prościej... - oparł wygodnie nogi na stoliku, rozgaszczając się jakby był u siebie w komnacie i westchnął - Mimo wszystko, nie oddam Szept nikomu, póki zyję, a nawet po śmierci nie dam jej spokoju. Przyrzekałem, że będę ją męczyć po kres i tak tez się stanie - elfiak w przeciwieństwie do Cienia respektował przysięgi. Nie tylko te dane Bractwu, a może wszystkie poza tą jedną, w przeciwieństwie do Poszukiwacza, który wedle jego opinii miał na uwadze jedynie tą jedną, specyficzną przysięgę, którą składało się podczas rytuału nadania miana...

draumkona pisze...

A Wilk mówił dalej, coś o wartości przysięg, o obietnicach, na końcu zas stwierdził, że wszystko to jest do bani, że magiczka i tak odejdzie do głupiego Sarriela, że Darmar jest bardziej tajemniczy, że Gallar bardziej ją obroni, aż w końcu zasnął, opierając się o stolik, wśród butelek i resztek jedzenia, które wchłonął podczas picia.
Iskra spała już od dawna, gdzieś na podłodze, w połowie pod łóżkiem, krzywo okryta kocem, który bardziej grzał jej stopę niż ciało. Nie przeszkadzało jej to jednak; była zbyt pijana.
Podobnie zresztą jak alchemiczka, która noc spędziła w stajni, na sianie, wśród szopów praczy i szczurów. Pijaństwo nigdy jej nie służyło.

draumkona pisze...

- Laska maga... - bełkotała coś znowu - Z gałką na czubku... - niechybnie nie było to pozbawione podtekstu. A może jednak było i furiatce śniły się jakies gałki? Kto to wiedział. Grunt, że się nie obudziła, w każdym bądź razie gdy na chwilę podniosła powieki to jej spojrzenie na pewno nie mogło zostać nazwane trzeźwym i przytomnym. Pewnie nawet nic nie będzie pamiętać.
Wilk za to zbudził się niedługo po tym jak znalazła się w jego komnacie kurtyzana. I nie obyło się bez krzyku i upadku z krzesła, bo Solana niemalże swoja obecnością przyprawiła Wilka o zawał. On tu sobie smacznie spał i snił o pewnej kasztanowłosej wredocie...
- Czego? - burknął nieprzyjemnie, przecierając oczy i ziewając - Lucien wyszedł, jak chcecie się chedożyć to w stajni może.

draumkona pisze...

Iskra pospała jeszcze parę godzin, ale to było wszystko co umęczony alkoholem organizm mógł jej zaproponować.
- Szept... - mruknęła, podnosząc się do siadu i odjęło jej mowę. Gdzie była? Porwali ją czy co? Rozejrzała się, aż w końcu wzrok furiatki padł na Cieniu. Co on tu... Ściągnęła brwi, nie wiedząc co o tym sądzić, wobec czego po prostu połozyła się z powrotem okrywając ciepłą kołdrą i po prostu na niego patrząc, póki był czas, póki mogła.
Swego czasu sam był Cieniem, więc z początku tylko parsknął poirytowany tanim podstępem. On i Solana? to było zbyt smieszne.
Ale kiedy szlafrok sie rozchylił, kiedy... Był tylko mężczyzną. Wlepił spojrzenie w jej ciało, które było az za idealne. Chwile to trwało nim zdązył się opanować, nim pohamował jakieś dziwne myśli i spojrzał od niechcenia na stolik, potem zaś po sobie. Pamiętałby gdyby z nią spał. Pamiętałby... Musi iśc do Iskry. Niech mu zajrzy we wspomnienia, niech zrobi te swoje sztuczki z białą magią, niech mu powie co zrobił. Niepewnośc była straszna.
- Ubierz się jeśli łaska, na mnie to nie działa - wzruszył ramionami, zobojętniały nagle na ciało pani Cień. Nie ma mowy, żeby z nią spał. No po prostu nie ma bata...

draumkona pisze...

- Raczej nie jestem Szept.
- Widzę - usłyszał w odpowiedzi raczej neutralny ton, jakby sama iskra nie wiedziała jak się zabrać za wyrzucanie go z komnaty. Z jednej strony nie chciała na niego patrzeć bo sypiał z tą głupią rudą babą, a z innej... Brakowało jej go. Tak bardzo, że czasami majaczyła przez sen i szeptała jego imię, w każdej wersji jaką przyszło jej poznać.
- Nie powinieneś spać na podłodze.
- Jak Szept to zobaczy...
- O kurwa.
I właśnie zobaczyła, a on nie miał pojęcia kompletnie co zrobić. Siedział na tym krześle jak ostatni debil i idiota nie mając nawet pomysłu co robić. W umyśle zagościła kompletna pustka.
- To nie tak... - zaczął, ale po minie Szept wiedział już, że słowa nic nie dadzą. Przeklęte Cienie, mógł w ogóle tu nie przyłazić i patrzeć jak Poszukiwacz się męczy sam z furiatką. Tak, dokładnie tak powinien zrobić.
- To nie... - zaczął jeszcze, nawet wstał z krzesełka, ale zakręciło mu się w głowie od szybkiego ruchu i musiał się oprzeć o stolik i odetchnąć, by nie runąc na ziemie - Wrobili mnie... - nawet on sam wiedział jak żałośnie w tej chwili brzmi.

draumkona pisze...

Przyglądała się mu z rezerwą, z ostrożnością, jakby rozgrywała partię szachów z wyjątkowo trudnym przeciwnikiem.
- Powinniśmy... - przyznała cicho po dłuższej chwili, podnosząc się do siadu i owijając kołdrą jak kokonem. Ona też nie wiedziała od czego zacząć. Może od najcięższego zarzutu?
- Bo Solana... - zaczęła niepewnie.
- Nie, tylko przypadkiem ona jest naga po nocy z tobą!
- Nie! Przylazła tu w szlafroku, przed chwila nawet go demonstracyjnie zdjęła! Znasz Cienie i znasz mnie, nie zrobiłbym tego! Nie tobie... - znała go chyba najlepiej, a wzroku elfiego władcy nie dało się pomylić z niczym innym. Był pewien tego, co mówi, więc albo był doskonałym kłamcą i manipulantem, albo rzeczywiście tak się stało.
- Morda w kubeł, bo więcej sobie nie pogadasz - warknął przez ramię do kurtyzany wcale nie żartując. Może był tylko medykiem, ale potrafiłby uderzyć ją w taki sposób, że więcej nic by nie powiedziała. Załatwiłby struny głosowe i koniec.
- Wspomnienia. Ich na pewno nie zmienili, sama zobacz jak mi nie wierzysz...

draumkona pisze...

- Zajrzeć w myśli? - powtórzyła po nim z niedowierzaniem, którego nie zdołała ukryć w głosie, ani w spojrzeniu. To była ostateczna forma sprawdzenia prawdomówności, ale... z kolei wyszłoby to, że już prawie w ogóle mu nie wierzyła. Czy powinna...
Powinna wziąć się w garść. Chciała się dowiedzieć co Cień w ogóle do niej ma? Co ma do Solany? Lepszej okazji nie będzie.
- Pokaż mi.
- próbowałem pomóc Cieniowi, jak widac to był błąd. I się upiłem, przyznaję. Ale jej nie tknąłem... - i jak jej miał to teraz wytłumaczyć? Skoro nawet nie chciała przejrzeć wspomnień, co, miał ją zmusić?
- Mówiłem ci przecież w ruinach, że nie ona mnie interesuje...
Ale to nie działało, magiczka zdawała się odporna na argumenty jakby chroniła ją jakas niewidzialna zbroja, niech to szlag.
- W nocy wolałeś, żebym była głośno.
Wilkowi puściły nerwy, przynajmniej te, które rezerwował na znoszenie Solany. Była szybka, owszem, ale nim kierowała wściekłość, jedna z najbardziej twórczych potęg tego świata. Dopadł do niej, kumulując magię z rzeczywistym zamiarem odebrania jej głosu. Jak nie na stałe, to chociaż na parę godzin.

draumkona pisze...

Powoli, ostrożnie wniknęła w jego umysł, bądź co bądź jej celem nie było zrobienie mu krzywdy, czy wywołanie niepotrzebnego bólu. Przeglądała ostatnie wspomnienia z najwyższą uwagą, szczególnie zaś przyglądając się tym, gdzie pojawiała się Róża i Solana. Albo inne rekrutki, Cienie, czy ktokolwiek, na kogo Lucien zwrócił choćby minimalną uwagę. Była zazdrosna, było o co, przynajmniej według niej. A teraz, kiedy dzieliło ich praktycznie wszystko a jedynym łącznikiem między nimi zdawały się być dzieci... Traciła grunt pod nogami, traciła pewność siebie i zaufanie, systematycznie podkopywane przez osobę Solany.
W końcu skończyła swoje wertowanie myśli Czarnego Cienia i wycofała się z jego umysłu. Długo milczała nie wiedząc, jak dobrać słowa, co powiedzieć, bo przecież jej strach i zazdrość okazały się bezpodstawne. W dodatku dokopała się też do odczuć Cienia, tego, czego nigdy nie był w stanie wyrazić słowami.
Nie powiedziała nic, siedziała w milczeniu pozwalając łzom toczyć się po policzkach.
Popełniła błąd, dotykając go. Duży błąd, ogromny wręcz, bo zaraz odwrócił to na swoją korzyść, dając Solanie poznać czym smakuje i jak wygląda magia uzdrawiania użyta w rozumieniu ofensywnym, czego jak na razie nie potrafił nikt prócz niego i Królika.
Złapał za rękę kurtyzany, wyszarpując ją ze swoich spodni, a w miejscu gdzie ich skóra zetknęła się powstał czerwony ślad jego dłoni, jakby bardzo poważne oparzenie. Tak tez bolało i pachniało, spalonym naskórkiem i krwią. W ślad za tym przeszło przez nią uderzenie magii, skoncentrowane na strunach głosowych. Precyzja z jaką pozbawiał ją zdolności mówienia była zadziwiająca, acz nietrwała, choć wiedział o tym na razie tylko on. Nie chciał robić jej zbyt dużej krzywdy, w końcu była Cieniem, a on już raz z Bractwem zadarł. Odepchnął ją od siebie, zrywając zaklęcie i wiążąc je w paru końcowych słowach magii.
- Nie zbliżaj się do mnie więcej - ostrzegł ją jeszcze, patrząc z góry, a w dwukolorowych oczach coś błysnęło, jakaś iskra szaleństwa wymieszana z obłędem, czy gniewem. Czasami zachowywał się jak nie on, dobroduszny elfiak znikał a zastępował go ktoś, kto nie cofnie się przed niczym by chronić rodzinę. Momentami nawet szemrano w stolicy, że to jakiś obłęd, że to niepodobne mieć takie rozstrojenie wewnątrz samego siebie.
Poprawił ubiór powolnymi, dokładnymi ruchami, wciąż na nią patrząc, napawając się widokiem tej pewnej siebie kobiety, której nagle odebrano jedną z głównych broni. No i to brzydkie poparzenie...
Nie powiedział nic więcej, bez słowa pochylił się po obrączkę którą cisnęła w niego Szept i w tym momencie cały gniew i obłęd jak ręką odjął, pozostał jedynie smutek i pewna wątpliwość wgryzająca się w jego osobowość. Czy rzeczywiście byłby do tego zdolny?
Ciałem, które przeszkodziło magiczce dobrać się do wierzchowców była siostra tego pawiana, Charlotte Vetinari, we własnej, nieco wymiętej osobie.
- Co jest... - mruknęła sennie, podnosząc głowę i rozcierając zaspane oczęta. Szept? A co ona tu...
- Nira? Co się dzieje? Uciekamy, czy coś? - magiczka wyglądała na nieswoją, jakby przed czymś chciała usilnie uciec, była też wytrącona z równowagi. Braku obrączki jeszcze nie zauważyła, wszak dopiero co się obudziła i męczył ją okropny kac.

draumkona pisze...

Wysłuchała go, choc nie mogła powstrzymać płaczu i duszacego uczucia w sercu. Tyle straconych dni, tyle straconych nerwów... Co za głupota...
- Głupek... - usłyszał tylko, nim Iskra zawisła mu na szyi, przewracając całkiem na podłoge i dalej chlipiąc w najlepsze, mamrocząc cały czas jaki to z niego głupek, głupek i głupek.
Gdyby nie odeszła w tym momencie, to byłby wziął nóż i wyciął jej macicę. Zrobiłby to, a najpewniej później zostawiłby ją z tym samą, niech sobie radzi. Albo nie radzi. Łypnął na Devrila nieprzychylnie, pozbawiony resztek dobrego nastroju jaki zwykle mu towarzyszył.
- Fajne przedstawienie, nie? Będzie o czym opowiadać - warknął z przekąsem, jakby za złe mu miał, że tak stał jak kołek, że nie zatrzymał Szept, że... Nie ważne. teraz liczyło się to, by magiczke znaleźć.
- Ojej... - Char nie potrafiła radzić sobie z nagle płaczącymi ludźmi czy elfami. Niezdarnie objęła magiczkę, przytulając ją do siebie, głaszcząc kasztanowe włosy i mamrocząc jakies słowa pocieszenia.
- Jak widziałaś... Przecież on by nie... Nie ciebie... - cięzko było jej w to uwierzyć, nie dochodziło to do niej. Jej brat? Z Solaną? Nie...

draumkona pisze...

- Nie... Nie przestawaj - usłyszał Cień zduszony przez jego koszulę głos elfki. Po chwili w końcu zdołała się uspokoić, wstrzymać łzy i odsunąc się nieco od niego, tylko po to by spojrzeć w ciemne oczy i przylgnąć do jego ust.
Bogowie, jak ona dawno tego nie robiła...
Zmierzył go ostrym spojrzeniem, jakby co najmniej pouczał go Radny o tym jak ma wychowywać swoje dziecko. Co on mógł wiedzieć o jego związku? Co on...
No, jak dotąd to trzymał się najlepiej jeśli chodzi o kobiety. Nie słyszał jeszcze by Vetinari uciekła od niego z płaczem albo rozbiła mu dzban na głowie. Może więc warto było go posłuchać?
Zły odwrócił głowę, wpatrując się usilnie gdzieś w bliżej nieokreślone miejsce. Nie wytrzyma dłużej w tym miejscu.
- Wychodze - usłyszał bogom ducha winien Winters, a elfi władca po prostu sobie poszedł.
- Zawsze... Zawsze możesz go przecież ignorować, jeśli naprawdę do tego doszło... - wymruczała nadal gładząc magiczkowe włosy, widząc, że to coś daje. Albo może to nie było to? Grunt, że już nie trzęsła się tak strasznie i nie zalewała się łzami - Zawsze możesz też zabrać ją na trochę do Irandal, w końcu miasto nie jest tak niebezpieczne. Na pewno bezpieczniejsze niż Atax po ataku Darkaia i jego bandy. Do wyjaśnienia sytuacji... - nadal nie wierzyła w zdradę Wilka. To było... To tak, jakby Devril miał ogłosić swoje zaręczyny z inną. Niemożliwe...

draumkona pisze...

Swoim dawnym zwyczajem, wbiła paznokcie w ciało Cienia, w jego ramiona, w plecy, chcąc poczuć jego bliskość. Nawet nie wiedziała, kiedy został rozbrojony, kiedy zdarła z niego płaszcz czy koszulę, a finalnie tez i spodnie. Nie wiedziała kiedy wylądowali w łóżku, nie panowała ani nad sobą ani nad gnającym szybko czasem.
Nic nie mogła na to poradzić, że była siostrą Wilka i trudno było jej uwierzyć w takie rewelacje na jego temat. Choć znała go krótko, zbyt krótko... To nie była w stanie tak od razu zawierzyć. Musiała z nim porozmawiać. Szybko. Dyskretnie wyciągnąc co się właściwie stało, usłyszeć jak to wygląda z jego punktu widzenia. łatwo bowiem wydać osąd nieprecyzyjny, obejmujący tylko jedną wersję wydarzeń.
- Jak chcesz... - nie naciskała, nie widząc ją w takim stanie. Ale nie zamierzała jej puścić samej, więc na wszelki wypadek zaczęła siodłać swojego konia.

draumkona pisze...

Po osiodłaniu konia chciała znaleźć Wilka, zaczepić go, spróbowac chociaż porozmawiać... Wychodząc ze stajni spostrzegła tylko wielki, ciemny cień wpadający w las, reszty musiała się domyślić, co nie było takie trudne. Spojrzała w dół, na ściętą lekkim przymrozkiem trawę, a jej wzrok przykuł czerwony klejnot leżący gdzies pomiędzy źdźbłami. Sięgnęła po niego i schowała do kieszeni nawet nie sprawdzając, czy się nie myliła. Intuicja mówiła swoje. Wilk uciekł nim zdązyła cokolwiek mu powiedzieć.
Skierowała się do gospody, do środka, by zabrać jeszcze parę tobołków z prowiantem, w końcu do atax nie było wcale tak blisko i z zaskoczeniem natknęła się na magiczkę z Devrilem.
- Wyjeżdżam.
Kiwnął głową. Spodziewał się tego.
- Pomogę ci zabrać rzeczy…
- Nie potrzebuję pomocy
Char pokręciła głową. Jak to wszystko może się skomplikować w pare godzin... Skinęła dłonią na gospodarza, a ten zniknął na zapleczu, domyslając się, że to koniec goszczenia tej osobliwej kompanii. No, przynajmniej większej jej części.

draumkona pisze...

Charlotte starała się nie mieszać. To nie były jej sprawy, jakaś Starszyzna, jakaś Rada, podatki, problemy... Ona była tu tylko gościem. Niemile widzianym gościem, jak zdązyła wyczuć, ale nie sądziła, że przez to napiętrzą się Wilkowi problemy. No właśnie. Gdzie był Wilk? Gdzie się podziewał tak długo? W zwierzęcej postaci biegł szybciej niż koń, w dodatku mógł kluczyć... Gdzie on u diaska był?
- Panienko! - usłyszała za sobą łagodny głos. Już powoli potrafiła rozpoznawać Starszych po głosach, a ten był jej szczególnie miły, bo należał do Febusa, prawdziwego lorda informacji. Nic nie umykało jego uwadze, co nieco ją niepokoiło. Zwłaszcza, że pod murami pałacu, w głębokich podziemiach powstawała jej siedziba. Siedziba Brzasku i poniekąd ruchu.
- Hm? - przystanęła, oglądając się za siebie i z zaskoczeniem spostrzegła, że Febusowi towarzyszył Willikins. Jej lokaj, od momentu smierci Alberta stale jej towarzyszył na dworze Escanora, to on wymyślał wymówki gdy nie mogła przybrać roli na czas, to on koordynował jej przyjazdy i działania w Twierdzy. Był jej lewą ręką, połówką rozumu i piekielnie precyzyjnym nozownikiem - Willkins?
- Mam list... - zaczął, a ona pociagnęła go za rekaw w głab pałacu, by jak najbardziej zmniejszyć ryzyko wykrycia. od razu porwała od niego kopertę, białą, nieco wymiętą z wypisanym jej fałszywym imieniem i nazwiskiem. Pieczęć Escanora. Niedobrze. Otworzyła list zdenerwowana, spodziewając się naprawdę czarnych wieści, ale to co przeczytało przeszło najśmielsze jej oczekiwania. Długi czas stała bez ruchu, aż w końcu papier sam wysunął jej się z rąk lądując na posadzce, co zaniepokoiło Wilkinsa. Jego pani nigdy się tak nie zachowywała, chyba, że...
- Co się dzieje?
- On... On...
- Kto?
- Zaręczył się... - widząc, że nic z niej nie wyciągnie, pochylił się po zwitek papieru i szybko przebiegł oczami po pochyłym, eleganckim piśmie skryby. Juz rozumiał. Devril Winters oficjalnie ogłosił swe zamiary wobec niejakiej Tariny, wirginki z krwi i pochodzenia. Kontrolnie spojrzał na alchemiczkę, ale ta zachowała nieodgadniony wyraz twarzy.
- Władca! Władca wrócił! - krzyknął jakiś elf, odezwały się rogi zwiastujące nadejście jego wysokości. Dopiero wtedy zareagowała, najpierw drgnięciem, potem sięgając do kieszeni i wyjmując Gwiazdę. Musi mu ją oddać. Tak. Musi. Musi nie mysleć o Devrilu...
Na plac pałacowy wkroczyła pokaźna bestia. Czarna i potargana, jak sam czort puszczony luzem z Pustki. Ponure spojrzenie kontrolnie prześlizgnęło się po zgromazonych elfach, po Radnych, którzy nagle wybiegli z pałacu, aż w końcu zawiesił się na swojej siostrze, która wysunęła się naprzód całego tego tłumu. Usiadł, czekając cierpliwie aż w końcu uda jej się założyć mu amulet na szyi, z pokora przyjął niewygodny przemiany aż w końcu stanął na własnych, dwóch nogach i jeszcze raz omiótł dziedziniec wzrokiem. Wrócił. Tylko po co?

draumkona pisze...

II
- Dzisiaj nie chcę o niczym słyszeć. Zawieszam wszystkie sprawy do jutra rana - usłyszeli Radni, a on po prostu ruszył przed siebie, w kierunku pałacowych drzwi. Elfy bez słowa rozstąpiły się, dając mu przejść, a pomiędzy nimi wszystkimi zapanowała dziwna, napięta atmosfera. Władca się tak nie zachowywał. Nie bez powodu.
- Porozmawiam z nim... - szepnęła Char do Wilkinsa, co ten skwitował wzruszeniem ramion. On miał inne zadania, nie niańczenie elfiaka. Jak znał Vetinari, to zrobi wszystko by nie zostawać z myślami sam na sam, co znaczyło, że powinien rozglądać się za środkami nasennymi, albo uspokajającymi, jesli ma ją zmusić do normalnego funkcjonowania.
*
- Wilk? - Char wsadziła głowę przez uchylone drzwi do komnaty i rozejrzała się. Nikogo, prócz falujących na wietrze długich, ciężkich zasłon, przynajmniej z pozoru. Weszła, zamykając za sobą cicho drzwi i myszkując po apartamencie władcy. Znalazła go, a jakże. Półleżał w fotelu, z noga opartą na stołku, w dłoni trzymając kieliszek i wpatrując się w pusty kominek. Nie reagował na jej obecność i już się przestraszyła, podeszła...
- Czego chcesz? - usłyszała, co poniekąd przyniosło jej ulgę. Więc jednak nic sobie nie zrobił. Tylko nie miał humoru...
- Porozmawiać. O tym, co stało się w gospodzie...
- Nie ma o czym. Wszyscy uznali mnie za winnego. Mogliby mnie nawet osądzić i ściąć i nikt by nie protestował, tyle właśnie warte jest zaufanie - miał ponury ton, a spojrzenie odbierało niemalże całą radość życia. Nawet wyglądał jakby starzej, choć może to była wina cieni...
Wyciągnięcie z niego jego wersji wydarzeń nie było wcale takie proste. Nie chciał opowiadać, nie raczył czasami nawet odpowiedzieć na jej pytania, w końcu zaś zbył ją milczeniem po paru zdaniach suchego streszczenia faktów. Powiedział, żeby spytała Devrila. Z tym, że ona i Devril... Czy to kiedykolwiek w ogóle miało szansę? Nie powinna mu teraz zawracać głowy...
*
- Charlotte? - usłyszała i dopiero w tej chwili ocknęła się z zamyslenia. Siedziała w jednej z niewykończonych komnat, wciąż zakurzonej i pełnej pajęczyn, w towarzystwie jedynej tlącej się świecy. Na kolanach trzymała stary, wypłowiały gobelin którym miała zamiar zakryć tajne przejście w ścianie.

draumkona pisze...

III
Pytającym okazał się Desmond, pierwszy, który pojawił się po jej wezwaniu. Oboje odwalili już kawał niezłej roboty, a z pomocą szept nawet zdołali opanowac niesforny obraz i zmusić go, by żądał hasła przy chęci wejścia do zasłoniętego przez niego tunelu. Naprawili też pierwsze przejście przez ścianę, któe prowadziło do obrazu, urzadzili pokój wspólny, laboratorium, salę do ćwiczeń... Poszczególne komnaty pozostawiła do urządzenia alchemikom, przeciez nie była ich matką by za nich układać im pokoje.
Podniosła spojrzenie, roztarła piekące oczy i ziewnęła. Musiało być juz dobrze po północy - Coś się stało?
- Nie, nic, tylko... Powinnaś się położyć. Niedługo wstanie świt - więc jednak było zdrowo po północy.
- Nie chcę. Posiedzę jeszcze trochę. Muszę naoliwić zawiasy drzwi, żeby tak cholernie nie piszczały. I uszykowac sobie w ogóle łóżko - wiekszość wystroju jej komnaty była już gotowa. Była niewielka aparatura alchemiczna na biurku, na drugim biurku sterty papierów, na lewej ścianie, całą jej powierzchnię zakrywała mapa Keronii, Wirginii i Quingheny, nawet trafił sie jej kawałek kraju za Wieżami, choć była to tylko bliżej nie zarysowana biała plama. Na przeciwległej ścianie miał zawisnąć gobelin. Było też i łóżko, proste, szerokie, w zasadzie sama drewniana rama i deski, na których byle jak porozrzucała zwierzęce skóry, które miały robic i za okrycie i za prześcieradło.
- Jak uważasz... - nie zamierzał jej zmuszać, nie miał takiej mocy, chocby chciał. Wycofał się cicho, pochylając, by wyjśc przez niskie, podwójne drzwi komnaty alchemiczki - Dobranoc w każdym razie.
- Ahm - coś ją męczyło, widział to. Ale nie ośmielił się pytać.
Co ona sobie myślała? Przeciez nic jej nie obiecywał, kompletnie nic, a ona zachowuje się jakby... A te noce? To też było nic? Potraktował ją jak zwykłą zabawę? Tak to wyglądało, skoro brał sobie ta przeklętą Wirginkę. Niby wiedziała, nie robiła sobie nadziei, ale i tak wyszło jak zawsze. Bolało zbyt mocno, nawet kiedy usiłowało się sobie powiedziec, że nic z tego. Ruch. Ruch był ważniejszy.
Szkoda tylko, że mimo przyjęcia tego przez rozum, nadal serce miało problemy ze zrozumieniem tego.

draumkona pisze...

Nie zareagował, nie od razu. Najpierw i tak wykończył zawartość kielicha, dopiero potem raczył się nieco podnieśc, by nie wyglądać jak pierwszy lepszy żul zaciągnięty z ulicy do pałacu. Bogowie, jak on nie znosił byc sam na sam ze sobą.
- Skoro ona tu jest to pewnie większość rzeczy jest przygotowanych na podjęcie gościa - zaczął tym swoim monotonnym, pozbawionym barwy głosem - Pojawię się na dole kiedy juz do nas przybędzie. Postaram się niewyglądać jak menel - przyznał szczerze, bez cienia żartu, czy charakterystycznej dla niego kpiny. Był zmęczony i zniechęcony, całą drogę biegł, tylko raz zbaczając z trasy, idąc okrężną drogą, przez góry i Moriar. Nie miał sił ani na słuchanie, ani na rozmowę. Na myślenie też nie.
- Wytłumacz to jej. Nie zrobiłem nic złego, a i tak nie chce mnie słuchać - burknął, rozcierając wolną dłonią nasadę nosa - Poza tym... Zresztą, nie ważne. Nie mam siły by teraz w ogóle wyciagać ten temat na wierzch Lethiasie. Nie uznawaj tego za zbywanie, po prostu... Nie mam siły. Rozmawiać, myśleć. Żyć. Chcę mieć dzisiaj spokój, więc jeśli nie ma więcej spraw, które wymagają mojej natychmiastowej uwagi, zadbaj proszę o to, by juz nikt tu więcej nie wszedł.
*
Alchemiczka trwała w swego rodzaju zawieszeniu. Nie spała tej nocy, mimo tego, że się położyła i nawet próbowała odpłynąc do krainy nocnych łowów. Nic. Tylko myśli kotłujące się w jej głowie świadczyły o tym, że wciąz żyje, że nie zmarła gdzieś przypadkiem. I wciąż to jedno pytanie nie dawało jej spokoju, co ona sobie myślała? Wtedy zjawiła się magiczka, można by powiedzieć, że w samą porę by uratowac jej nędzną duszę. Ale rozmowa i tak niewiele dała, wspomnienia były zbyt świeże, poczucie niesprawiedliwości zbyt silne.
*
- Panie? - usłyszał i z niechęcią, ospałym ruchem, ściągnął poduszkę z głowy. Nad sobą spostrzegł jakąś elfią pannę, pewnie jakaś pokojówka. Nie znał jej, więc pewnie nowa. Był aż w takim złym stanie, że posyłali do niego nowe młodki, które nie wiedziały jeszcze co to znaczy włądca bez humoru?
- Mhm?
- Ambasador przekroczył bramy miasta, Rada prosi byś zjawił się w stosownym czasie na dole - skłoniła się szybko, nim się podniósł i niemal uciekła z pokoju. On sam zaczął żmudny proces ubierania się w jakąs wystawną tunikę, która jak zwykle była w paru odcieniach czerni, od niechcenia dorzucił do tego miękki płaszcz, z wierchu barwiony fioletem, od spodu ciemną zielenią. Czy był wystarczająco wytworny by podjąć gościa? W sumie, to miał to w nosie, choć i tak jego ubiór kiedy zwykle bywał w stolicy ograniczał się jedynie do ulubionego płaszcza podróżniczego.
Zjawił się na dole. Oczywiście, że się zjawił.

draumkona pisze...

Starał się, cholera jasna, starał się wyglądać na całkiem obojętnego, na elfa którego mozna było okreslić słowami takimi jak ostoja spokoju, czy jakoś tak. Bogowie mu świadkiem, udawało się i to całkiem dobrze, póki ten zasrany ambasador nie zaczął się wałęsac po stolicy. a podobno był taki zmęczony...
- Naprawdę ciekawe, naprawdę... - Wilk powstrzymał się od przewrócenia oczami. Co oni tam na Wedze żyli dalej w lepiankach i podcierali się liśćmi?
- Panie? - znowu ktoś go wyrwał z zamyślenia, a tym kimś był Viori. Cały korówód przeszedł już dalej, tylko on stał jak kołek i wpatrywał się w fontannę.
- Idę - mruknął sucho, a Radnemu zachowanie władcy zaczynało powoli kojarzyć się z Darmarem. Obaj chodzili na czarno. Obaj byli... specyficzni. I na pewno nie sprawiali dobrego wrażenia. Znaczy... Nie, żeby Wilk zachowywał się niegrzecznie. Po prostu mało się odzywał, a sposób w jaki potrafił unieśc brew kiedy ambasador raczył go kolejną rewelacją potrafił uciszyć połowę Rady i samego ambasadora. Może to nie było zachowanie Darmara, nie tak w całości, ale... Ale Amona na pewno. Jak widać, niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Dalej pomysłem Azphela było iśc do Strażników. Jakby ci nie mieli już wystarczająco dużo na głowie. Zirytowany mruknął coś niezbyt pochlebnego pod nosem... Kiedy zorientował się o czym mówi ambasador. Albo raczej, o kim.
- Tamea... - wiedział przecież, że tu jest, Lethias go przestrzegł, a jednak... Dziwnie było ją tak widzieć. Dziwne cienie pod oczami, utrata wagi wyszczuplająco mocno jej twarz. Jako medyk nie miał zbytnich trudności z wychwyceniem zmian na ciele, gorzej było z tymi na duszy. Na tym nie znał się kompletnie, w dodatku nadal miał do niej żal, że mu nie wierzy. I wciąz nie miał pojęcia jak jej to wszystko wytłumaczyć, skoro nie raczyła sprawdzić wspomnień.
Zauwazył jednak panikę, jaka ją ogarnęła kiedy ten półgłówek się zbliżył, by ją powitać. Do diaska, czy on nie miał za grosz taktu? Zapewne, gdyby nie to posunięcie obcego elfiaka, to dalej byłby najbardziej milcząca atrakcją tego dnia. Zbliżył się bezszelestnie, sięgnął ramienia gościa zwracając na siebie jego uwagę. Wymusił nawet lekki grymas, który miał imitowac usmiech. Coś nie wyszło.
- Ambasadorze, wybacz, że przerwę wam tą miłą konwersację, ale królowa wolałaby pokazac ci się w stosownym... stroju. Peszysz ją taką nachalnością - może nie byłą to do końca prawda, albo wcale jej tam nie było, ale tym chociaz zwrócił na siebie jego uwagę. Miał też nadzieję, że elfiak w końcu pójdzie do pałacu, usiądzie na tyłku, a najlepiej to niech po uczcie wyjedzie. On chciał mieć spokój.
Viori pokręcił głową. Wilk nigdy nie tytułował oficjalnie Szept. Chyba, że się droczył. Albo... No własnie, albo.
Devrila za to przechwycił Wilikins, który zawsze znajdował się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Dopadł do jeszcze nim ten zdązył choćby dojść do jakiejkolwiek komnaty. W końcu to, że pojawiał się tu sam Duch musiało nieść ze sobą jakieś bardzo wazne powody. Wojna może, czy coś.
- Pan nie w Twierdzy? - szepnął, kiedy znalazł się obok - Po tym co ogłosił Escanor to myślałem, że nosa z tamtąd Pan nie wytknie, a tu takie rzeczy... - nie, żeby chciał być złośliwy. Wilkins po prostu taki był i nic nie dało się na to poradzić. Nożownicy zazwyczaj bywali mocno dziwni, a on nei byl wyjątkiem od tej reguły, mimo tego, że robił doskonałe pączki - Skoro już się Pan zjawił, to zgaduję, że chodzi o sprawy ruchu. Obecnie w miescie przebywa tylko Szakal, są też wszyscy alchemicy. Powinien Pan wiedziec, że elfi władca udostępnił nam piwnice i zaległe w niej tunele. odkrylismy całkiem zacne miejsce na kryjówkę... Ale najpierw chyba kąpiel - stwierdził w końcu, przyglądając się Devrilowi krytycznie i oceniając, że stan jego wytworności znajduje się zdecydowanie poniżej średniej.

draumkona pisze...

- To co z tym „Ametystem”?
Wilkowi wtedy, własnie wtedy a może dopiero wtedy, puściły nerwy. Temat kurtyzan, burdeli a przede wszystkim był tematem zakazanym. I albo ci na Wedze chcieli sobie z niego pokpić przysyłając takie... coś w roli ambasadora, albo chcieli mieć go przeciwko sobie. Albo, albo, nie było inne wyjścia.
To był jeden z powodów, choć ten był najwazniejszy, który spowodował, że elfi władca po prostu okręcił się na pięcie i odszedł powolnym, dostojnym krokiem. Nie będzie tego słuchał. Już wystarczająco usłyszał od magiczki, od wszystkich swoich bliskich, czy nawet nie bliskich. Miał po prostu dość. Był władcą, nie miał obowiązku znosić tego kretyna. W nosie miał etykiete i że to niegrzeczne, skoro ten pacan nie wiedział czym jest takt. Bogowie, on nawet chyba miał tą umiejętność, ale w minusowej wartości.
- Raa'sheal! - usłyszał za sobą, ale nie raczył odpowiedzieć. Lekkim krokiem wspiął się po schodach i zniknął w pałacu, zmierzając do podziemi. Tam nikt nie będzie go szukał.
I tak też znalazł Devrila, który był już sam. I był wykąpany. I w ogóle prezentował sie lepiej niż wtedy, gdy widział go ostatnio. Sądząc po tym gdzie się kierował...
- Też do podziemi? - mruknął zrównując się z arystokratą i korygując jego drogę, spychając do wąskiego korytarzyka prowadzącego do winiarni - Tu jest skrót, będzie szybciej...
Zaprowadził do rzczywiście do komnaty w której składowali wina. Stamtąd poszli jeszcze innym korytarzem, aż w końcu elf złapał go i przyciagnął do ściany. Chwilę później z niewiadomych przyczyn szczęknął mechanizm i mur odwrócił się na drugą stronę, przenosząc ich do drugiej, ukrytem komnaty, która była pusta, jeśli nie liczyć wysokiego portretu grubej damy w złotej oprawie. Devril mógł uznac, że ma zwidy, albo czegoś się nawdychał, ale dama ruszała się. Patrząc na nich zamrugała bystro i uniosła brew, jakby na cos czekając.
- Wpuść nas - odezwał się Wilk, podchodząc, na co obraz odpowiedział
- Co było pierwsze, feniks, czy płomień?
- Koło nie ma początku - odpowiedział gładko, a kobieta skłoniła głowę. Znów szczęknął mechanizm, tym razem odchylając obraz na bok i ukazując im kolejne wąskie przejście. Za zakrętem tliło się światło, słychać było też lekki szum wody i oddalone głosy. Bez chwili zawahania wkroczył w tunelik i przeszedł nim szybko do okrągłego pomieszczenia, które okazało sie być wielkim holem, przesionkiem samej kryjówki. Były tu stoły i krzesła, była nawet niewielka sadzawka z żabą wielkości psa na środku. Co gorsza, żaba była zywa.
- O, Wilk - z jednej z przybocznych komnat wyłonił się Desmond, jak zwykle w pogodnym nastroju, z naręczem notatek. Szybko dostrzegł też, że elf nie jest sam - No proszę... Jest i Devril. Chcecie się czegoś napić, albo co?
- Ja chętnie.
- Devril? - alchemik uniósł pytająco brew, ale coś mu podpowiadało, że arystokrata wcale nie pojawił się tu by szukać rozrywki, czy dobrego wina. Zapewne nie ściągnęła go tuż obecność Szakala, a kogo innego... - Korytarzem do końca, drzwi po lewej... A jak jej tam nie będzie, to szukaj w laboratorium. Ostatnio dużo tam siedzi...
- Zgadnij czemu - Wilk zdawał się być rozbawiony w ponurym tego słowa znaczeniu. Coś wiedział. Coś, przez co atmosfera między nimi nagle zmieniła się na dośc napiętą, a Des odwrócił spojrzenie. Oni wiedzieli, a przynajmniej zdawali się o czyms wiedzieć.

draumkona pisze...

Laboratorium wyglądąło... Jak każdy inny pokój w którym prowadziło się badania. W większości był zawalony aparaturą wszelkiej masci, od probówek, kolb aż po odczynniki i kryształy siarki rosnące pod sufitem, właściwie nie wiadomo skąd i dlaczego. Było mnóstwo biurek, były krzesła, choć w większośc słuzyły jako dodatkowy taboret na sterty papierów. Było duszno, a pod sufitem kłebiła się niebieskawa chmura, znak, że ktoś pracował w tym miejscu i to całkiem intensywnie. Syk pary uniósł się z jednej z kolb, gdzieś zabulgotało, co zwabiło alchemiczkę w strone Devrila. Notowała coś zawzięcie na skrawku papieru ułozonym na podkładce. Ruchy miałą dośc powolne i co chwilę coś zamazywała, jakby myliła juz literki z przemęczenia... A to przemęczenie było na niej widać jak na dłoni. Oczy miała podkrążone, a wyraz twarzy nie należał do najszczęśliwszych. Zwykle zajmowała się pracą kiedy miała problemy, albo natłok myśli w głowie, jednak żadko dochodziło do stanu kiedy przedkładała prace nad sen. Albo nie mogła spać?
Na jego widok stanęła jak wryta i aż upuściła podkładkę. Dłuższą chwilę tak stała, jak wmurowana w posadzkę, aż w końcu zdołała się opanować i pochylić, by ja podnieść i wróciła do notowania.
- Jak szukasz Szakala, to siedzi w swoim pokoju. Nie lubi być w labie - mruknęła cicho z pewnym zmęczeniem. Nie taka powinna byc reakcja stęsknionej kochanki. Nerwowo odgarnęła splątany kosmyk za ucho przeklinając w duchu nietrzymającą koka spinkę i samą siebie, że zachciało jej się wychodzić z komnaty. Mogła juz tam zostac i nigdy nie wychodzić.

draumkona pisze...

Opuściła ręce, splatając je ze sobą razem i trzymając dalej swoją podkładkę, jakby była to co najmniej tarczka na złe nowiny.
- Wiem o tym juz od dawna... - usłyszał w odpowiedzi zduszony głos alchemiczki, która znów uciekła gdzieś spojrzeniem. Dla niej wszystko było jasne. Może i była to głównie zaśługa Escanora, ale... według niej mógł się postawić. Gdyby chciał. A, że tego nie zrobił...
- Nie musisz mi się tłumaczyć... W końcu ja... ja nie jestem nikim waznym... - z roztargnieniem znów odgarnęła ten sam kosmyk i odwróciła się, odchodzac do aparatury i wpatrując się w bulgoczace sugstancje, znów nerwowo notując, aż połamała gęsie pióro. Nie, zdecydowanie nie potrafiła się opanowac, w dodatku znów zaczynały drżec jej dłonie. żeby tylko się nie rozkleić...

draumkona pisze...

- Musisz wiedzieć, że nic do niej nie czuję. Nie kocham jej.
- Na razie - odpowiedziała gorzko, zawieszając spojrzenie na poskręcanym wężyku, który łączył dwie kolby - Kto wie co będzie jak już ci da syna, jak będzie spędzać z tobą każdy wolny czas... - znów wypadła jej podkładka, tym razem razem z piórem. I tym razem nie pochyliła się by je pozbierać. Drżące dłonie zacisnęła w pięści, nakazując sobie spokój. Ale jak do cholery miała być spokojna?
- Powinnam przewidzieć, że to się tak skończy. Powinnam... - urwała, czując jak niebezpiecznie zaczyna jej sie rozstrajać głos. Nie będzie tu płakać, nie przy nim.
- Przecież jak ty ja poślubisz to nawet nie będziesz chciał jej zdradzić... - wszystko przez jego głupio pojmowany honor. Wszystko przez niego...
- Mam dużo pracy - uciekać, byle szybko. I tak tez zrobiła, szybkim krokiem maszerując do drzwi.

draumkona pisze...

Rzeczywiście, te tłumaczenia nic nie znaczyły, a jeszcze pogarszały jej i tak już zepsuty doszczętnie nastrój.
- Nikt nie mówi o ślubie. Ani dzieciach. Wiele może się zdarzyć. To może nawet nie dojść do skutku - Escanor to już ogłosił. A skoro on się do tego zabrał... to nie potrwa długo. Już nie. I wiedzieli o tym wszyscy, czemu więc to mówił? Próbował zamydlić jej oczy?
- Znasz mnie.
- Nie... Są chwile, Devrilu Wintersie, kiedy tylko wydaje mi się, że cię znam. I to jest jedna z tych chwil - wcale się nie kryjąc, otarła wierzchem dłoni pierwsze łzy jakie potoczyły się po jej policzku - W końcu jesteś szpiegiem. Szpiegów nikt nie zna - były to gorzkie słowa, które dopiero zaczęły do niej docierać. Była naiwna i głupia, skoro myslała, że on... Głupia romantyczka. Teraz miała nauczkę...
Nie mogła dłużej znieść jego obecności. Jego wzroku, zapachu, nawet dotyku... Rana była zbyt świeża, w dodaktu wcale nie chciała się goić.
- Naprawde mam dużo pracy... - wyminęła go, zarzucając sobie w duchu tchórzostwo, bo pod koniec już prawie biegła do drzwi, byleby wyjść. Byleby uciec.

draumkona pisze...

Klejne dni w elfiej stolicy upływany monotonnie i niezwykle nudno. Wilk móglby powiedzieć, że jest aż za spokojnie, gdyby tylko go to obchodziło.
- Powinieneś wyjśc na świeże powietrze - Char próbowała go przekonac by od czasu do czasu opuszczał podziemia, inaczej w końcu ich znajdą. Wilk był jednak innego zdania, leżał skacowany na jej łóżku i ani myslał sobie iść. Życie nie miało sensu, nic nie miało sensu. A on chciał tylko leżeć i zapomniec o wszystkim - Nie możesz tu wiecznie siedzieć...
- Ty też nie - odburknął w odpowiedzi, zakłądając ręce za głowę i wpatrując się w sufit. Też mu coś, będzie go pouczać, a sama z podziemi nie wychodzi odkąd pojawił się Devril. Tak nawiasem, to ciekawe co się stało... - Co się stało? Z tobą i Devrilem? Między wami?
- Nigdy nie było żadnych "nas" - mruknęła, nagle zniechecona do rozmów i odsuwając się od brata. Owinęła się szczelnie płaszczem i znów uciekła, tym razem ze swojej komnaty do holu, stamtąd do laboratorium. tam tez nie zabawiłą długo, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Czuła się okropnie, zupełnie jakby cała ta Tarina przyjechała tu z nim i jeszcze się z niej bezczelnie śmiała...
- Uważaj... - usłyszała nad sobą głos Wilkinsa. Podniosła spojrzenie i dopiero wtedy zorientowała się, że na niego wpadła.
- Wybacz... - bąknęła, odsuwając się i otrzepując. Widział, że coś nie gra. I wiedział nawet co, choć nie bardzo znał się na pocieszaniu.
- Coś się dzieje na górze. Stolica sie niepokoi, a władca zniknął. Powiedz mu coś...
- Próbowałam, myslisz, że to takie proste?
- Jakbyś się postarała...
- Przez sytuację z Szept jest taki załamany. I tylko zmiana tej sytuacji może coś zmienić, a nie to czy miasto jest zaniepokojone. On... On ma to teraz głeboko w dupie za przeproszeniem.
- To idź po Szept.
- A myslisz, że gdzie szłam? - fuknęła, poirytowana. Wprawdzie nie miała iść po magiczkę, ale chichcem się wymknąc do medrethu uspokoić mysli, no ale skoro tak... Mogła tez i poszukać Szept, może jej się wyżali.

draumkona pisze...

- Nie wiem... co... co mogę dla ciebie zrobić?
- Zabierz Wilka z mojej komnaty bo oszaleję - a alchemiczka wyglądała na kogoś bliskiego szaleństwa. Nie spała od blisko trzech dni, włosy miała w kompletnym nieładzie, niegdyś schludny kok miała kompletnie zluzowany, a niektóre włosy odstawały an każdą z możliwych stron. Do tego bladość skóry, która przypisywała niejedzeniu, o workach pod oczami nie wspominając. Dopadła do Szept, łapiąc ją za ramiona i potrząsając.
- Albo on się zapije na śmierć, albo umrę ja - w fioletowych oczach nie było ani cienia żartu, zreszta nie byłaby teraz do tego zdolna.
- On twierdzi, że jest niewinny, zobacz mu we wspomnienia, cokolwiek... Oszaleje jak będzie tam dalej siedział. Oszaleje i będziesz mnie miec na sumieniu...

draumkona pisze...

Ulżyło jej, kiedy usłyszała, że magiczka pomoże jej się pozbyć problemu z komnaty. Może w końcu zmruzy choć na chwilę oczy, bo jak tak dalej pójdzie, to padnie gdzies na drodze, a tego raczej by nie chciała. Krew w jej zyłach stwierdził dopiero fakt, że ona i Devril... No, że między nimi...
- A co ma być? - burknęła, odsuwając sie od magiczki i obejmując rękami - Zaręczył się z inną, po prostu... Nie było nigdy żadnego "nas". A on jak ją poślubi to nawet by jej nie zdradził mimo tego, że jej nie kocha. Podobno nie kocha. Bo kto wie co będzie jak ją posiądzie, jak porodzi mu synów i...i... - wciąz nie mogła o tym rozmawiać, bo wywoływało to u niej prawdziwą falę smutku, która zawsze objawiała się stającymi w oczach łzami. Powinna była słuchac ojca, przecież mówił, że Devril to nie jest ktoś dla niej...
- Ja.. To... Nie wazne... Juz skończony rozdział - bezradnie zamachałą rękami, wskazując drzwi magiczce - Wilk... Musimy iść po niego, bo jeszcze wypije coś z moich mikstur a nie chciałabym mieć brata - żaby...

draumkona pisze...

- On nie chce walczyć - wydusiła z siebie z nieskrywanym żalem - Poslubi potulnie tę kobietę... Zreszta po co my w ogóle o tym rozmawiamy... - dla niej wszystko było już jasne. Escanor czy nie, tarina, czy inna baba, Devril nie należał do niej. Zresztą nigdy nie należał. Może gdzies tam w snach... Ściągnęła brwi, skoro w snach zdarzało jej się o tym marzyć to może dlatego teraz panicznie bała się zasnąć? By nie śnić... o nim. O nich.
- To tak samo jak z Wilkiem i z tobą. Ty go kochasz, on kocha ciebie, ale jakos nie palisz się do rozmowy - odgryzła się, schodząc tajnym przejściem do podziemi.

draumkona pisze...

- A skąd wiesz, że cię okłamał i zdradził? Wiesz, jakie są Cienie... To mogła byc prowokacja. Zwłaszcza, że był tam Lucien, który uwielbia Wilkowi burzyć zycie i przysparzac problemów - nadal nie mogła uwierzyć w to, że Wilk by tak dobrowolnie... Znała go, poza tym nie zachowywałby się tak teraz. Czy ktoś miał taką moc by przeczesać pamięć kogoś i dokopać się do zatartych wspomnień? Może jakaś halucynacja, czy... A Iskra i jej magia snów? Może tak by się dało... Musi ją tu ściagnąć.
- Po co mam walczyć o coś, co jest z góry przegrane? On... Nie podskoczy Escanorowi. Za długo pracował na kamuflaż, by burzyć to teraz dla mnie. jestem tylko alchemikiem Szept, nie największym skarbem współczesnego świata... Nawet papa o tym wie - Al zapewne nie pochwaliłby ani ejj odczuć ani tego, że próbuje Devrila odciagnąc od priorytetów, bo przeciez były sprawy wazne i wazniejsze.

draumkona pisze...

- Porozmawiaj z nim. Nie pozwól mu odejść. Jeśli naprawdę go kochasz.
- Nawzajem - burknęła Char, której wizja rozmowy z Devrilem wcale się nie podobała. Co miałaby mu niby powiedzieć? Pewnie znowu by tylko stała, trzęsła się i powstrzymywała płacz, ot co.
Kiedy w końcu dotarły do komnaty alchemiczki, Wilk zastały oczywiście na łóżku. Nie był pijany, nie az tak by nie kojarzyć kto co do niego mówi, ale był dość mocno wstawiony. A mina mówiła, że gdyby przyszedł tu jakiś Cień i wbił mu sztylet w serce to naprawdę by nie protestował. W każdym bądź razie nie głośno.
- Wstawaj bydlaku, idziesz do siebie - zaczęła Char, ciagnąc elfa za rękę, ale ten ani drgnął.
- Nigdzie nie idę, już ci mówiłem...

draumkona pisze...

- W dupie mam Starszyznę, moja królowo - zachował na tyle trzeźwości, by się odgryźć. A może wcale to nie była oznaka trzeźwości, skoro tak odpowiadał? Char przestała go ciągnąć, podparła się pod boki i spojrzała na niego krytycznie.
- Spójrz na siebie, wyglądasz jak menel spod Brykającego Kurczaka a nie jak elfi...
- Mówiłem już, że to też mam w dupie?
- Dużą musisz mieć tą dupę - Vetinari i jej cięty jęzor przezwyciężyły władcę, przynajmniej tymczasowo, bo nie mógł znaleźc stosownej riposty. Zamiast tego wzruszył ramionami i naprawdę nie miał zamiaru się ruszyć.
- Liczę do trzech... raz...
- Trzy - Wilk uśmiechnął się, a ona mogłaby przysiac że był to uśmiech pełen złośliwości. Kiedy on się tak zmienił? Może Szept miała rację... W każdym razie, ona chciała się położyc i choć na chwilę zapomniec o tym wszystkim. O zaręczynach, o Wilku... O Devrilu...
Wzięła w dłoń ułamaną nogę taboretu i po prostu zdzieliła nią elfa w łeb.
- No. Możesz go stąd wylewitować? - spytała, jakby własnie podała bratu syropek na kaszel, a nie rąbnęła go w głowę aż chrupnęło.

draumkona pisze...

- Pomyśl o tym, co ci mówiłam.
- A ty zrób to, co ja ci mówiłam. Teraz, gdy śpi. Zrób. Nie dla niego, dla siebie przede wszystkim. I dla mnie - alchemiczka zrzuciła płaszcz prosto na podłogę zostając w samej tunice i wślizgnęła się pod wygniecioną skórę niedźwiedzia, jej ulubiony nabytek - A ten czar... Rzuć go jeśli możesz. Na pewno mi nie zaszkodzi, a pewnie pomoże - naprawdę chciałaby się zdrzemnąć. Chociaż te parę godzin, potem... Potem wróci do rzeczywistości...

draumkona pisze...

Mały krążek, który należał do Szept można było znaleźć na cienkim, srebrnym łańcuszku na którym zwykle nosił Gwiazdę. Amulet wraz z obrączką schowany był pod jego koszulą, więc nie było szans by go zobaczyć.
W dodatku, obudził się. Nie od razu, ale po tym jak Szept wycofała się z jego umysłu. Medycy mieli o tyle dobrze, że gdy traciło sie przytomność, to magia sama wybudzała maga w najdogodniejszym dla ciała momencie. Zamrugał, spojrzał ponuro w sufit, nie będąc wcale zachwyconym, że go widzi.
- Znowu to samo - mruknął, kwitując zachowanie alchemiczki. Juz nie pierwszy raz zdzieliła go w głowę żeby się wziął w garść. On tymczasem... No nie mógł. Nie potrafił. Wychodziło na jedno. I dopiero wtedy, kiedy prawie oddał się ponurym rozmyslaniom, spostrzegł, że wcale nie jest tu sam. Z pewnym roztargnieniem przyglądnął się magiczce, podniósł się na łokciach i zamyślił się. Co on, zwidy miał?
- Pomóc ci w czymś? - spytał nieco zachrypniętym głosem, bo naprawdę nie wiedział jaki jest powód pojawienia się tutaj magiczki. Przecież... wyniosła się. Zostawiła go.
Char spała jeszcze parę dobrych godzin, a w miarę jak czar słabł, tak powoli zaczynała się wybudzać. Z wielką niechęcią doszło do niej, że pora wstawać, czar ustąpił a ona ma dużo pracy... Za dużo. Ale ktoś to musi zrobić. Otworzyła oczy i ze zdziwieniem i lekkim przerażeniem nawet odkryła, że w jej komnacie znajduje się nikt inny jak Devril Winters.
- Um.. - rozejrzała się, sądząc, że on to pewne do magiczki, ale jej też już tu nie było - Szept wyszła. Wilk też. Są pewnie na górze, czy gdzieś... - spróbowała, choć coś mówiło jej, że on wcale nie szuka ich. I to właśnie ją przerażało.

draumkona pisze...

Przyglądał się jej długi czas w milczeniu. Kiedy tak się od siebie oddalili? I czemu to wszystko miało być znowu jego winą? Skoro mu tak nie ufała, to może on rzeczywiście z Solaną... Spochmurniał jeszcze bardziej o ile było to mozliwe i podniósł się do siadu, ukrywając twarz na chwilę w dłoniach, przecierając ją i rozcierając posklejane oczy. Musi się wykąpać, bo śmierdzi winem... Dopiero teraz zaczynało to do niego docierać. Dopiero, kiedy padło wyrażenie, że pytała o niego jego córka.
- Znajdę Mer jak się doprowadze do jakiegoś porządku - mruknął z zaskoczeniem odkrywając, że nie ma butów. Co on, na dole je zostawił? - Anomalie Medrethu to nie moja broszka. To co Duch i bogowie tam robią... Nie mam na to wpływu. Już bardziej Iskra, a skoro gdzieś zniknęła to mam związane ręce. Na Kręgu też się nie znam, ja tu tylko leczę - innymi słowy, nadal nie miał na nic ochoty ani do niczego sił. Tylko tyle, by spotkać się z córką. Ale znalazł buty. Na podłodze. Ciekawe kiedy ja ściągnął... A może to Szept je ściągnęła?
Obserwował ją uważnie kiedy mówiła coś o Devrilu i alchemiczce, ale zamiast treści docierało do niego bardziej to, co robiła. Tam nerwowo odgarnęła kosmyk, uciekła gdzieś spojrzeniem, brakowało płynności w rozmowie. Nie wiedziała co mówić, więc mówiła cokolwiek.
- Szept... Na początku byłem pewien, że cię nie zdradziłem. Poszedłem do Cienia, żeby pomóc mu pogodzić się z Iskrą, wypiliśmy trochę... Potem się obudziłem, a ona tam była. resztę widziałaś. Nie wiem czy cię zdradziłem, ale nawet jeśli to nie chciałem tego zrobić... - wpatrzył się ponuro w ramę okna, do której łatwiej było mu mówić niż do damej magiczki - Nie chciałem cię ranić, bo cię kochałem. Kocham. Ale to wszystko i tak zdaje się nic nie zmieniać, bo masz mnie za zwykłego śmiecia. Próbowałem cię przekonać... Ale nie chciałaś nawet sprawdzić wspomnień, może znalazłabyś tam coś na potwierdzenie... Albo zaprzeczenie tezy... - umilkł i chwilę tak siedział, po prostu patrząc gdzieś przed siebie, aż w końcu zdołał się wywlec z łóżka i wtać. Co on miał... Ach, kąpiel.
Nie spodziewała się go tutaj. To po pierwsze, po drugie... Nie spodziewała się, że będzie szukał jej. Po co mu była? Ach, może chciał szybkiego i pewnego gołębia żeby posłać wiadomość do Ala... Albo Tariny, odezwał się głosik ukryty gdzieś w umyśle alchemiczki. Tak, możliwe, że do niej...
Ale okazało się, że przyszedł tu z innego powodu, który jeszcze bardziej ją krępował niż myślenie o wiadomościach do wirginki. Owinęła się skórą jak kokonem, aż pod sam nos nawet nie myśląc o tym, by na niego patrzeć. Za bardzo bolało.
- Udało mi się trochę zdrzemnąć w końcu. Trzy dni bez snu to jednak za dużo, nawet jak na mnie... - mruknęła, całkowicie ignorując jego ostatnie słowa, jakby ich nie wypowiedział. Co miała mu odpowiedzieć? Że nie chciałaby żeby tak to się skończyło? Żeby trwało dalej? Kiedy to i tak już było przekreślone przez pieprzonego Escanora i śliczną Tarinkę...

draumkona pisze...

Koszmary. Kiedy jasnowidz miał koszmary, to wcale nie znaczyło, że musi być to złe, a wręcz przeciwnie. Znaczyło to, że umysł pracuje, że funkcjonuje prawidłowo i odbiera sygnały z zewnatrz. Przynajmniej jesli koszmarami były sceny, które widzącemu były obce, coś jakby jasnowidzenie przez sen. Jeśli zaś były to tylko irracjonalne mary... Niedobrze. Jeśli osłabiona Zasłona rzeczywiście miała wpływ na Mer to będzie musiał ją wtajemniczyć w to, co narazie odsuwał na jak najdalszy termin. Tematyka wizji kontrolowanych była skomplikowana i momentami zniechęcała do wszystkiego, czego chciał córce oszczędzić. W końcu tylko ona mu została.
- Ona jest pieprzonym Cieniem i dziwką do jasnej cholery, nie rób z niej bogini piękna, którą nie jest - nie wytrzymał w końcu. Czemu Szept tak nagle zaczęła porównywac się do Solany? Nie rozumiał, naprawde nie rozumiał... To prawie tak jakby on porównywał się do tego dupka Sarriela. Porzucił grzebanie w szafie za świeżą koszulą i podszedł do niej, całkiem bezczelnie wyjmując jej dłonie z kieszeni tuniki, ujmując je w swoje, zimne i nieco szrostkawe. Spojrzeniem odnalazł jej spojrzenie, usiłując skupić na sobie całą jej uwagę. By posłuchała i zrozumiała.
- Nie było i nie ma dla mnie piękniejszej i mądrzejszej kobiety od ciebie. Nie ma i nie będzie, zrozum to. Kochanki i zona wykluczają się juz od samego startu, nie jestem kims pokroju Luciena... A to co się stało, czy nie stało... Nie wiem jak ci to wynagrodzić. Lethias mówił mi o co go pytałaś i wiedz, że nie unieważnię małżeństwa. Nie póki nie spróbuję wszystkiego by udowodnić ci moją niewinność. Nawet jeśli miałbym moich wspomnień szukać pod dywanikiem biurka Darmara, to pójdę tam i zmusze go by mi powiedział co się działo. Dopiero potem... jeśli... jesli nie będziesz już chciała mnie widzieć, to je unieważnę. - mówią, że jeśli kochasz to pozwól odejść. Nie będzie jej trzymał przy sobie siłą jeśli się okaże, że rzeczywiście ją zdradził a ona nadal będzie chciała odejść. Uciec od niego.
Puścił jej dłonie, uwalniając od konieczności przebywania w jednej komnacie. Obowiązki... Powinien się nimi zająć, bo hańbił swoje imię. Ród. Ojciec na pewno nie byłby zadowolony, gdyby tylko żył.
Nie spytał o wynik tego, co widziała we wspomnieniach. Nie chciał już wiedzieć.
Nie bardzo wiedziała jak zareagowac kiedy nagle znalazł się tuz obok, w dodatku trzymając ją za dłoń. Wyrwac się i uciec? W końcu nie wiedziała czy chce słuchać tego, co ma do powiedzenia... znowu zamydli jej oczy i na tym się skończy. Tylko nie przewidziała tego, że on się przejął, że na powaznie podszedł do sprawy. Nie przewidziała i az ją zatkało, bo patrzyła na niego jakby zobaczyła ducha, prawdziwego, nieuchytnego ducha.
- To, co jest między nami… nie jest kłamstwem ani grą szpiega. Nie jest tak, że nigdy nie było nas -zamrugała, próbując się obudzić jeśli był to sen. Może powinna sie uszczypnąć? Rozpędzić się i przygrzać baranka w ścianę? Bogowie, przecież on zmierzał do...
- Zrobię, co w mojej mocy… by na zaręczynach się skończyło. Ślubu nie będzie.
A ona dalej nie wiedziała co powiedzieć, po prostu na niego patrzyła, niezdolna do ruchu czy do czegokolwiek innego, jakby nagle ktoś złapał ją w jakis silny czar. Nawet w pewnym momencie zapomniała o oddychaniu.
- Ja... Bo... Nie spodziewałam się... - wymamrotała w końcu dośc nieskładnie, samą siebie w duchu ganiąc za takie jąkanie - Myslałam, że to wszystko... Że ci tato kazał, bo ruch, bo trzeba sojuszników, bo... - znowu nie wytrzymała, miała za słabe nerwy na takie rozmowy, nawet na takie myśli. Znów skończyło się tym, że się rozszlochała.

draumkona pisze...

Stał tak, nie wiedząc co właściwie ma zrobić. W końcu objął ją, przyciagnął do siebie, chcąc przypomnieć sobie jak to jest trzymać ją w ramionach. Zapach pomarańczy...
- Znajde sposób. Dowiem się. A potem... Zalezy czego się dowiem - mruknął niechętnie, ale ta scenę przerwał im Radny Viori, który wpadł do komnaty jak prawdziwy wicher. Widać, że był roztrzęsiony.
- Wilk...!
- Co się stało?
- Wypowiedzieli ci posłuszeństwo, ci... Ród Lumiel.
Wilk nie wydawał się za bardzo zaskoczony, ale wypuścił Szept z objęć. Musi sie wykapać i iśc do Radnych.
- Spodziewałem się czegoś podobnego... W końcu odmówiłem im ziemi i nie chciałem wziąć za żonę ich córki... Zaraz będę.
Wtuliła się, chlipiąc cicho, nie mogąc wstrzymać łez. To wszystko zaczynało ją przerastać, alchemicy, ruch, jeszcze on... Jak ona miała to wszystko pogodzić? No jak?
- Ja cię kocham, głupku. Nie chce żebys był z nia zaręczony, zaprzyjaźniony czy cokolwiek innego. Po prostu nie chcę i koniec - nie mogła żądać wiele, a nawet to wydawało jej się zbytnim wymaganiem.

draumkona pisze...

- To ja… już idę
- Na Radę owszem, idziesz. Nie możemy teraz im pokazywać, że coś nie gra bo to wykorzystają - a on nie zamierzał jej nigdy uświadamiać, że naraził się Lumielom tylko po to by pojąc za żonę Szept. No i ten przywrócenie ze statusu Wygnańca jej i Darmara też zrobiło swoje... Wypuścił ją z objęc i szybkim krokiem odszedł do komnaty gdzie mieściła się wanna, tam ochlapał twarz wodą i tyle. Żadnych zabiegów pielęgnacyjnych jak na władce czy króla przystało. Wciągnął jeszcze nową koszulę, nowe spodnie i już był gotowy żeby stawić czoła problemom.
- Cholerni szlachcice - burknął jeszcze, wciągając na nogi wysokie buty.
Spojrzała na niego z wyrzutem, a na policzkach pojawił się lekki, blady rumieniec.
- Nie jestem zazdrosna - burknęła, unikając patrzenia na niego - Nigdy nie byłam przecież i nie będę... - ale oboje wiedzieli, że jest zupełnie inaczej.

draumkona pisze...

Czy jej ojciec nie zginął przypadkiem w bitwie?
To była pierwsza myśl, jaka wpadła Wilkowi do głowy na widok... teścia. No bo jak inaczej nazwać ojca magiczki, która była jego żoną. Powinien nie zyć, wedle wszystkiego co wiedział, byli nawet świadkowie opisujący jego śmierć. Więc jak...?
Nie wtrącał się, niech Szept z nim porozmawia, na pewno było to jedno z weselszych wydarzeń od ostatnich tygodni. On zajmie się Radą i sprawą tego całego rodu...
- Jakieś nowości? - spytał, zajmując swoje miejsce przy stole obrad zawalonym tymczasowo mapami, zwojami i figurkami jakie stosowało się do ustalania taktyk wojennych. Bogowie, ale oni panikowali, toć to tylko jeden ród...
- Każdy z rodziny Lumiel opuścił już miasto, wedłuch naszych zwiadowców zaszyli się gdzies w górach. Sam wiesz, że góry to ich dom, moga mieć tam równie dobrze jeden fort, jak i dziesięć. I są samowystarczalni. Wypowiedzenie ci posłuszeństwa...
- Wiem jakie mają powody, ale co się stało to się nie odstanie. Czy reszta rodów ma podobne zapędy?
- Z tego co nam wiadomo nie... - świetnie. Więc musi rozprawić się tylko z nimi. Rzucił jeszcze kontrolne spojrzenie na Szept i jej ojca, jakby się spodziewał, że starszy elf zaraz się na niego rzuci i urwie mu głowę. Chyba ktoś tu jeszcze papy nie oświecił, że wcale nie nosi już nazwiska Erianwen...
- Za gorąco mi po prostu - uznała całkiem poważnym tonem, uciekając się do jedynej sensownej broni jaka jej w tej chwili została - udawania.
- Skóry grzeją wyjątkowo dobrze, powinieneś o tym wiedzieć earlu Wintersie - wytknęła mu, dźgając palcem pierś arystokraty. Ostatnie trzy dni były dla niej prawdziwym koszmarem, Pustką w świecie żyjących. Teraz zaczynała się uspokajać, choć wiedziała, że równie dobrze Escanor może go zmusić, wiedziała, że może nie dotrzymać słowa... Ale mimo wszystko dobrze było wiedzieć, że nei udawał tego wszystkiego, że mówił szczerze.

draumkona pisze...

Może nie wyglądał na takiego co cokolwiek bierze pod uwagę, ale akurat na słowa Lethiasa, Viorego czy Elenarda kierował szczególną uwagę. Jego ojciec zwykle tak robił i się na tym nie przejechał, a on sam widział, że akurat tym elfom zależy na ich rasie jako ogóle, nie tylko na tym, by utrzymać ród w Radzie.
Samo posiedzenie trwało dośc długo, bo słońce zaczęło już chylić się ku zachodowi, kiedy opuścili salę Radni. W zasadzie został tam tylko Wilk. Siedział wpatrzony w mapę i próbował poukładać sobie w głowie wszystkie usłyszane dotychczas nowinki. W sumie nie dziwił się Lumielom, bo wybrał sobie kogoś, kto nie był brany pod uwagę jako żona dla władcy. W dodatku nagiął prawo by Mer mogła w razie czego dziedziczyć po nim władzę, co nigdy dotąd się nie zdarzyło. Nic dziwnego, że wypowiedzieli posłuszeństwo...
A i tak jeszcze czekało go spotkanie z teściem. W zasadzie ciekawiło go najbardziej to, czy elf w ogóle wie, że jest jego teściem. A co najważniejsze czy wie co się ostatnio dzieje między nim a Szept.
- Ja okrutna? Ty jesteś o wiele bardziej okrutny panie Devrilu - ale nie wspomniała o jaki rodzaj okrucieństwa jej chodzi, czy za mało było jej łóżkowych zabaw, czy czegoś zupełnie innego. Mimo niechęci jaka się w niej obudziła do ruchu, wyplątała się z jego objęć i wstała z łóżka, zamierzając doprowadzić się do względnego porządku. Upiąć włosy, te sprawy. I koniecznie coś zjeść.
- Na długo przyjechałeś? - spytała odbiegając znacznie od tematu Tariny, zaręczyn i zazdrości do której ktoś się nie chciał przyznać.

draumkona pisze...

Z początku nie wiedział jak mu odpowiedzieć na to podziękowanie. Nie wiedział, że Szept jest teraz jego żoną, na pewno nie, inaczej do tych podziekowań dodałby pytanie, że jakim cudem, cokolwiek. A on... I teraz będzie musiał to wszystko tłumaczyć, a magiczka sobie uciekła, niech to szlag trafi. Ale kto jak nie on miał to wytłumaczyć?
- Inicjatywa odbudowy Irandal wyszła od twojej córki Elenardzie... Tuż po tym jak runęło Eilendyr. A ja jej nie powstrzymywałem. Jakże mógłbym podważać pomysł pochodzący od samej królowej - inaczej nie potrafił tego przekazać i przeklinał sam siebie za taką niejasną odpowiedź. I ten moment, kiedy Wilk wyklinał bogów a Elenard zapewne zachodził w głowę czy aby się nie przesłyszał, wybrała sobie Iskra by wkroczyć.
- Wilk! Jest sprawa... - umilkł widząc, że władca rozmawia z jakże zacnym gościem, wobec czego furiatka, wcielenie taktu i rozmyślności, wypaliła - A to pan żyje? Przysięgłabym, że orkowie... - teraz to ona zamilkła, widząc spojrzenie Wilka, które zwiastowało liczne tortury w tym ćwiartowanie życem i palenie na stosie.
- Elenard jest... w pełni sił jak widzisz, Zhaotrise. I nie, nikt nie nabił sobie jego głowy na pal - modlił się w duchu by Iskra nie wyjechała z czymś równie głupim jak przed chwilą. Modły jednak zdały się na nic, bogowie nie raczyli powstrzymać tej szalonej kobiety przed kontynuowaniem. Wyszczerzyła się w usmiechu, który nie zwiastował nic dobrego, a Wilka zapewne pogrąży.
- Jak się pan czuje jako teść jego królewskiej mości? Szept się pochwaliła? - w tej chwili Wilk poprzysiągł sobie, że Cień, czy nie Cień, magia, czy nie, da Iskrze popalić. On tu dyplomatycznie zaczyna, a ona... Po cholerę ona tu w ogóle przyszła?
- Nie masz swoich spraw? - warknął, poirytowany, odwracając furiatkę i wręcz wypychając ją z sali. Jeszcze na dobitkę brakowąło mu tylko Mer i tysiąca i jednego pytania...
- To trochę… w zasadzie całkowicie moja inicjatywa. - powoli odwróciła się do niego, analizując to co właśnie do niej dotarło. Rzucił wszystko by tu przyjechać? narażał się? I zamiast być uradowaną z tego powodu, że to wszystko dlatego, że mu zalezy, sposobem Iskry, rzuciła w arystokratę szczotką do włosów.
- Ty głupku! Escanor cię obedrze ze skóry jak dorwie! Powiedz mi, że chociaz wymyśliłeś jakiś dobry powód! - ale widząc jego minę doszła do wniosku, że nawet o to nie zadbał - Cholera jasna! - kopnęła w komodę, co przypłaciła obitym palcem u nogi, aż zaczęła utykać - Czy ty w ogóle myślisz?! Czy ty kiedykolwiek myślisz?! Bogowie, niech się tatko dowie to cię trocinami wypcha...

draumkona pisze...

Gdyby dane mu to było wszystko wyjasnić. Na spokojnie, powiedzieć jak było i co się stało, pewnie wyglądałoby to inaczej. Rozwiałby wątpliwości i dał jako takie zapewnienie, że jego z Iskrą nic nie łączy. No, może prócz tego, że osobiście ja wygnał i... Właśnie.
- Iskra?
- Mhe?
- Co ty tu robisz skoro cię wygnałem?
- Ach, przechodziłam tędy. Sprawy lasu - i tyle. Nic więcej nie powiedziała, choć pamiętał, że osobą, która widział przy odradzającym się Duchu i drzewie była własnie furiatka. Ona mu ocaliła pośladki i to ona była ta tajemnicza istotką przemawiającą do niego w starym, elfickim dialekcie. Powinien wezwać Straże? Nie, pewnie i tak już wiedzą. A znając jej umiejętności to, czego nauczyła się w Bractwie, nie dopadną jej póki sama tego nie będzie chciała. Zresztą, teraz i tak miał wazniejsze sprawy na głowie. Ale... Zaraz. Skoro była tu Zhao, to pewnikiem pojawi się też Cień. A on był Wilkowi potrzebny. On i jakiś zręczny mag umysłu. Obiecał Szept, że się dowie i tak też zamierzał zrobić, zaś najlepszym źródłem informacji byłby sam Lucien. Nie wiedział czy słusznie podejrzewał Poszukiwacza o maczanie palców w tej całej aferze z Solaną, ale jak on nie będzie wiedział, to się pofatyguje do Róży i jeśli będzie trzeba to bogowie świadkiem, puści burdel z dymem.
- Być może to byłby dobry moment na rozmowę z Szept, jeśli mogę sugerować - mruknął, wpatrując się w drzwi przez które przed chwilą wtargnęła Iskra i znów ponawiając modły o to, by nikt już tu nie wpadł - Wybacz mi proszę, ale musze zając się pewną sprawą od której zależy moje dalsze małżeństwo z pana córką - i tyle, wielki władca postanowił się ulotnić. Jeszcze sporo brakowało mu do tego by stac się kimś na miarę swego ojca.
Stała, dysząc ze złości. Jak on mógł tak lekkomyślnie postąpić? I właściwie dlaczego... umysł zaskoczył, podsyłając wspomnienie tego, co mówił Devril. Analiza wykazała, że jedynym powodem dla którego wręcz uciekł z Twierdzy była... ona sama. Spojrzała na niego, zbita z tropu, dopiero teraz przyswajając pewne fakty.
- Ja... Bo... I tak bys nie zdązył, Escanor posłał listy nim nawet to ogłosił, by były u nas na czas... Ale... Bogowie, Devril przecież nie musiałeś wszystkie rzucać i tu jechać... - jeden fakt, a jak potrafił zmienić sytuację. Z kopiącej szafki alchemiczki w kogoś o usposobieniu barnka.

draumkona pisze...

Zaklął w duchu, że elf tak po prostu nie odpuścił jak inni Radni. Cholera i jeszcze takie pytanie... I co on miał mu powiedzieć? Prawdę? To zdecydowanie nie było miejsce do takich rozmów, zbyt dużo szpiegów mogło wałęsać się wokół, a on nie chciał by ktokolwiek słyszał to co ma do powiedzenia...
- Wiem, że masz do tego prawo Elenradzie, ale to nie jest miejsce na rozmowy tego typu. Zmieńmy miejsce zanim...
- Tatuś! - prawie jęknął ze zrezygnowania, ale nie pokazał nic, co świadczyłoby o tym jak bardzo obecność córki jest mu teraz nie na rękę. Spojrzał w jej stronę, a chwilę potem miał małą już przy sobie. Bogowie, czasami potrafiła być aż za szybka.
- Znalazłaś mnie szybciej niż ja ciebie, maleńka - czegokolwiek by o Wilku nie powiedzieć, czegokolwiek by mu nie zarzucić, wzrok tego głąba jakim obdarzył córkę mówił aż za wiele. Mógł miec kłopoty z Szept, mógł mieć na głowie cała Radę, ale dla niej znalazłby czas. Pochylił się, biorąc ją na ręce - A wiesz kim jest ten pan? To twój dziadek, Elenard. Tatuś twojej mamy.
Westchnęła i z powrotem przysiadła obok niego na łóżku, chwilowo nie wiedząc co ma nawet na to odpowiedzieć.
- Nie ty jeden straciłeś głowę... - mruknęła, kładąc dłoń na jego dłoni i uśmiechając się lekko - Ja tez straciłam, ale już dawno temu... - nie było jej łatwo mówić o uczuciach, kiedy całe zycie uczono ją, że te powinno się skrywać jak najgłębiej i nie ujawniać. Powiedziała mu już, że go kocha, ale to wcale tak nei wyglądało. Dla niej to było coś o wiele cenniejszego niż miłość, to... Nawet nie potrafiła tego nazwać. Był jak ostatnie lukrowane ciastko na tym ponurym świecie.
- Może Escanorowi sie odwidzi... - westchnęła nie wierząc nawet w to co mówi.

draumkona pisze...

- Czy ty i mama… Czy… wy się rozstaniecie?
Tym pytaniem nieomal zwaliła go z nóg. Nie ma to jak dziecięca szczerość, ale czy nie mogła poczekać... W zasadzie, to nie mogła. I tak już zbyt długo go nie widziała, nic dziwnego, że padały takie pytania. A fakt, że magiczka zamiast zwrócić się do niego to pytała o cokolwiek Girleana tylko go dobił. Może i ten elf był przewodniczącym, mentorem wszystkich uzdrowicieli, czy cokolwiek, ale to on przodował w tej dziedzinie zostawiając Girleana i wszystkich jego uzdrowicieli daleko w tyle. nawet ze względów bezpieczeństwa powinna była przyjśc do niego... I tu doszedł do wniosku, że musiało chodzić o samą magiczkę. Gdyby coś działo się z Mer to przyszłaby do niego, akurat tego był pewien.
Płakała. Przez niego... Tego też mógł się domyślić, mimo tego, że zgrywała przed nim silną i zobojętniałą na to co zaszło. Nie mógł pozwolić by dalej to trwało, tylko jak miał niby tego dokonać? Luciena nie smusi do gadania, nie szczerego... Musiałby mieć na niego podstęp. A gdyby tak nagle coś sie stało Iskrze i byłby potrzebny medyk? W końcu gdyby to była sprawa niecierpiąca zwłoki to Królik nie zdążyłby tu przybyć i wtedy byłby zdany tylko an niego... Tylko z kolei jak miałby coś zrobić Zhao tak by się nie zorientowała? Był medykiem do cholery, wymyśli coś.
- Nie kochanie, nie rozstajemy się. Po prostu mama ma teraz sporo pracy, a płakała pewnie dlatego, że bolał ją brzuch, może zjadła coś nieświeżego. Pamiętasz jak ciebie bolał brzuch? Teraz mama ma tak samo - strzelił w ciemno, usiłując uspokoić Mer, w czym pomógł mu nieoczekiwanie jej dziadek - Może zerwiesz dla mamy jakiegoś kwiatka? Ja musze porozmawiać z dziadkiem, a potem do ciebie przyjdę...
- Możliwe? - podchwyciła, nagle ozywiona i zainteresowana dyskusją na temat zaślubin. Czyżby miał jakis plan? - Co wymysliłeś? - ale nie dane było jej usłyszec odpowiedzi, bo do komnaty wpadł Desmond, zdyszany i z krwawiacą szramą na twarzy.
- Char! Dokopali się niżej, chodź to zobaczyć, szybko!
- Ale co...
- Nie ma czasu! - i wybiegł. Zaniepokojona alchemiczka zerknęła na Devrila, a chwilę później chwyciła płaszcz i zarzuciła go na ramiona. Nadal była mocno niewyspana, ale jeśli było to coś niebezpiecznego to nie mogła zostawić alchemików samych. Czym prędzej ruszyła w ślad za Desmondem.

draumkona pisze...

Będzie musiał wypytać małą o to, co widziała. Teraz był już niemalże pewien, że ten niepokój czający się w jej oczach spowodowany był wizją, czy tez nocną marą. Takie zaś rzeczy... ich nie można było ignorować, sam najlepiej o tym wiedział.
- Chodźmy - mruknął, wychodząc z sali narad i kierując swe kroki do pałacu, a konkretniej do swoich apartamentów. Tam niewiele włóczyło się elfów, nawet słuzby zbytnio tam nie było, bo zawsze cenił sobie spokój. Ryzyko podsłuchania było minimalne, choć było.
- Dużo cię ominęło, Elenradzie. Bardzo dużo. A żeby wyjaśnić ci obecna sytuację będę musiał zacząć od momentu w którym uznaliśmy cię za zmarłego - i tak, kiedy w końcu znaleźli się w jego komnatach, opowiedział starszemu elfowi o wszystkim, nie krayjąc niczego. Tego, że nigdy nie spodziewał się, że poślubi Szept, o Iskrze i Cieniu, o współpracy elfów z Bractwem, potem zaś o swoim ślubie i magiczki, o koligacjach między panem Cieniem a nim, o tym, że Lucien zrobi bardzo duzo by mu zaszkodzić. Mówił długo, aż zachód zdązył zmienić się w ciemną noc, a na niebie pojawiły się gwiazdy. Na końcu elf usłyszał rewelacje odnośnie Solany i tego, że Wilk sam nie jest pewien jak to było.
- Byłem pijany, przyznaję. Ale nie wierzę, że ją zdradziłem, naprawdę. I śmiem twierdzić, że to jest podstęp, kolejny docinek ze strony Cienia - wspomniał Elenradowi nawet o tym, że sam swego czasu był Cieniem. Przyznał sie nawet do bękarta, którego spłodził kiedy sądził, że magiczka zmarła - Powinieneś wiedzieć o tym wszystkim nim ruszysz rozmawiać z Szept. I możesz przekazać jej to - ściągnął z szyi swoją czerwoną gwiazdę i wyplatał z łańcuszka obrączkę magiczki, podsuwając ją elfowi - A teraz boj, jeśli naszła cię taka ochota. Swoje za uszami mam, poza tym Eredin tak często już mnie obijał, że w sumie się przyzwyczaiłem.
Dojście do niższych partii chwilę trwało, bo powstał jakiś zator. Było tu dwóch krasnoludów, którzy z pomocą pompy pozbywali się wody, która sięgała już kolan. Kiedy zjawiła się tam Vetinari sytuacja zdawała się być względnie opanowana.
- Co się dzieje? - spytała zdyszana, stając w wodzie, tam gdzie inni alchemicy.
- Yurij kopał w tym miejscu i dokopał się do źródła, tak przynajmniej sądziliśmy... Ale to nie źródło. Pod nami jest zalana część pałacu i emanuje stamtąd energia, przynajmniej tak mówią krasnoludy. Zła energia, jakaś wypaczona magia, czy bogowie wiedzą co - wytłumaczył Desmond, wykręcając z koszuli wodę.
- Ktoś powiadomił Szept? - mruknęła Char przepychając się do dziury z której wypływała woda. nachyliła się by lepiej się przyjrzeć i ze smutkiem stwierdziła, że póki nie zanurkuje to gówno się dowie - Trzymaj - rzuciła alchemikowi swój płaszcz, ściągnęła buty i po prostu, nim ktokolwiek zdązył zaprotestować, władowała się do zimnej wody, do dziury, znikając z pola widzenia.
- ... Świetnie - skomentował Desmond, posyłając ruchem dłoni Georgianę by sprowadziła Wilka lub Szept.

draumkona pisze...

Wilk zjawił się niedługo po magiczce, w zasadzie ich nadejścia dzieliły tylko minuty. Wciąż był ubrany jak na władce przystało, choć nie przeszkadzało mu to w tym, by wejść do wody i zrównac się z alchemikami, Devrilem i magiczką.
- Co się... - wtedy zobaczył dziurę. I pojął, że skoro jest tu Devril sam, sa i alchemicy ale bez swojej przywódczyni to niechybnie jego głupia siostra zdązyła już tam wleźć. A magia... Znał tę aurę.
- To magia z ruin. tam też była taka aura... - przynajmniej on ją pamiętał. Wtedy, gdy zniknął, nim znalazła go Zhao. Był w komnacie gdzie panowała taka sama aura - jeszcze bardziej udzieliło mu się uczucie niepokoju, sam pochylił się nad dziurą doszukując się w tafli ciemnej wody alchemiczki, ale nic nie dostrzegł.
- Ile czasu już tam siedzi?
- Będzie z pięć minut - mruknął Desmond, który mocno wątpił w umiejętności pływackie Vetinari - Jeśli nie ma tam żadnego miejsca gdzie uchowało się powietrze, to ona...
- Nawet tak nie mów - przerwał mu Wilk podnosząc spojrzenie na Szept - Co robimy?

draumkona pisze...

- No chyba kpisz - płaszcz został przekazany dalej, Desmondowi, a elfia wladca, ten który nie powinien wcale ryzykować, też władował się w dziurę. Nie będą mu tu przyjaciele ryzykować.
Komnata pod wodą wyglądała na garderobę, a Wilk miał przeczucie, że nie tego tu szukają. Podpłynął do Szept stukając ją w ramię i wskazując dłonią wywazone drzwi na korytarz i ruszył w tamtą stronę. Stamtąd łatwo już był dostrzec, że korytarz wychodzi gdzieś w górę, że prowadzi do miejsca nad powierzchnią wody. Kiedy się wynurzyli znaleźli się w innej komnacie, zakurzonej i zarośniętej bluszczem. Jakby... magazyn. Wyjątkowo stary i zapomniany magazyn. A przy jednym z kufrów stała alchemiczka, cała mokra i zziębnięta.

draumkona pisze...

- Jesteś przewrażliwiony, przecież nic mi nie jest - usłyszał w podzięce słowa wdzięczności w wykonaniu alchemiczki. A kufer... tak się składa, że zamek był pęknięty, a każdy kto znał Vetinari wiedział, że nie zostawiłaby tego tak samemu sobie.
- W kufrze jest parę książek, ale więcej nie ruszałam...
- Głupia, mogłaś naruszyć jakąś magię. Jeszcze brakuje żeby to przepełzło na ciebie, jak w ruinach... - mruknął Wilk otrzepując się z wody i rozglądając - To musi być zalana część pałacu, jeszcze z poprzedniej ery, a raczej z jej początku. Kiedyś ojciec mi o niej opowiadał.
- Gdybyśmy mieli wsparcie z Dolnego Królestwa i parę pomp więcej to pewnie udałoby się to po cichu osuszyć. Widzisz? Gdyby nie ja to nigdy byś tego nie znalazł...
- Nie wiadomo co nas tu czeka. Nie wiadomo co kryją księgi, w ogóle czy czegoś nie rozwaliłaś znając ciebie. Na pewno nic nie dotykałaś?
- Nie, prócz kufra nic. Zresztą i tak był otwarty.
- Nie ważne... Musimy wracać póki mozna - westchnął, sięgając magii i ogrzewając siebie, roztaczając aurę zaklęcia nad Szept i resztą, choć skupiając się na magiczce - I niech nikt nic nie dotyka.
- A nie uwazasz, że warto zbadać co jest w kolejnej komnacie? Wiesz, żeby przekazać reszcie gdyby jakiś mag się tu fatygował... - Wilk spojrzał na siostrę z dziwną udręką w oczach. jeszcze słowo i dojdzie do rękoczynów.

draumkona pisze...

- I po co ich dotykałaś?
- Bo... Bo byłam ciekawa. Kufer był otwary jako jedyna rzecz tutaj. Nawet szafki sa pozamykane, ale nie kufer... I w środku jest szkielet czyjejść ręki, gdyby kogoś to obchodziło - urwała kiedy Szept zaczęła rozporządzać zasobami elfimi i nie tylko. Owszem, była odpowiedzialna za alchemików, ale nie zostawi badaczom ruin, ona je znalazła (tak naprawde to Desmond, ale nikt na to nie zwracał zbytniej uwagi) i ona je zbada. Sama, czy nie, ale zbada.
- No dobrze. Ja wezmę też Kapitana, o ile znów gdzies nie przepadł. W sumie, każdy alchemik się przyda w razie czego - ona naturalnie też będzie wliczona w poczet alchemików, nie bylo mowy o odpuszczeniu.
- W razie mojej śmierci możesz zastąpić mnie ty - mruknął Wilk, ledwie słyszalnie, jakby mówił do siebie a nie do konkretnego odbiorcy. Z jednej strony chciał wrócić, osuszyć się i odpocząć, a z drugiej... Korciło go, by przejrzeć ukryte tu księgi jako pierwszy od setek lat. Korciło... Ale wiedział, kiedy dać na wstrzymanie. Odwócił się na pięcie i spojrzał w ciemną taflę wody.
- Wracajmy. Charlotte, Szept, wy pierwsze. Potem Devril, ja płynę ostatni.

draumkona pisze...

- Oczywiście, że tu wrócę i nikt mnie nei powstrzyma, łącznie z tobą Devrilu Wintersie - ofuknęła go i jasnym było, że nakłonienie alchmiczki do tego by choćby rozwazyła niemieszanie się w badanie ruin będzie graniczyło z cudem. Ale jak wiadomo, mężczyźni sa od tego żeby realizowac cuda, na rzeczy niemożliwe potrzebowali trochę czasu. Tymczasem poirytowana alchemiczka zniknęła w wodzie, kierując się z powrotem. W końcu ile można siedziec w ruinach gdzie nic nie można zbadać ani dotknąć...
- Wielkie dzięki - burknął Wilk i wiadomo było, że bardziej mu Devril przeszkodził niż pomógł... Ale przynajmniej magiczka bez zbędnych protestów znalazła się w wodzie, w miare bezpieczna, płynąca w kierunku tunelu gdzie się przebili. Odczekał jeszcze by w wodzie zniknął Winters i już sam miał, skakać, kiedy znowu w umyśle zagościły dziwne szepty i jakiś obcy syk zwracający się do niego w nieznanym języku. Próbował się temu oprzeć, ale się nie dało, po prostu... Nie umiał. Może nie nadawał się na maga, być może miał słabą wole, albo nie chciał wracać. Zbliżył się do kufra, podniósł wieko i zajrzał do środka.
- Gdzie on do cholery jest? - dopytywała się alchemiczka, trzęsąc się z zimna, nawet pod okryciem w postaci płaszcza Desmonda. Szept nie było, Devrila też nie. Jej brata też wcięło. Jak poszli badać ruiny bez niej to ktoś tu będzie miał dożywotni zakaz chedożenia, przynajmniej z nią.
- Zaraz na pewno wypłyną - mruknął Des, rozcierając alchemiczce ramiona, starając się jakoś zapobiec przeziebieniu. Jeszcze brakowało im żeby wszystkich pozarażała katarem, albo co.

draumkona pisze...

I tak Vetinari została sama z alchemikami i krasnoludami. Świetnie, niech on idzie za Szept a ona tu zamarznie i zamartwi się na śmierć. Cudownie po prostu. Zdenerwowana podeszła znów do dziury, zaglądając do środka, ale nie dostrzegła nic więcej pórcz całego mnóstwa wody. Świetnie, doskonale...
- Jak zaraz nie wypłynie... - zagroziła, ale nic z tego nie wynikło. Wilk nie pojawił się nagle na powierzchni, nie wyskoczył zza ściany, nawet nie przemówił do niej w myślach. Po prostu... Nie wypłynął.
W pierwszy dzień nie mogła się z tym pogodzić, ale poszukiwania władcy były niemożliwe, dziura jak była, to po chwili juz jej nie było, zupełnie jakby nie istaniała. Siedziała tam, modląc się w duchu do wszystkich znanych jej bogów by oddali jej brata, ci jednak nie słuchali. Potem... Nawet nie zauwazyła, kiedy upłynął pierwszy tydzień jego nieobecności. Była zbyt zajęta szukaniem innego wejścia do zapomnianych części pałacu, nawet czasami zapomniała przez to o alchemikach czy jedzniu. Nie mógł się rozpłynąc. Albo wyszedł, albo znajdzie jego ciało...
Nie była to pocieszająca myśl, ale z taką przyszło jej rozpocząć kolejny tydzień życia w niewiedzy. Obserwując zachowania elfów widziała niepokój, jakby coś przeczuwały. Najgoręcej było w radzie, w końcu zaginął władca a wszystkie okoliczności wskazywały na to, że zginął. Vetinari zaś nie mogła wybaczyć magiczce tego, że nie poczekała, że... W końcu to był jej mąż!
- Znajdą go... - usłyszała obok siebie łagodne słowa Desmonda, ale tylko ją to zirytowało.
- Tak, znajdą nadętego wodą trupa - burknęła, ciaśniej owijając się płaszczem i wpatrując się ponuro przed siebie. Tutaj, przed siedzibą Wilka było jescze w miare przyjemnie, łapała ostatnie promienie słońca, bo magowie pogodowi zapowiadali na najbliższe dni burze i deszcz. Normalnie by ją to cieszyło, najlepiej jest zmieniać materię podczas burz i wyładowań, ale... Nie mogła. Nie kiedy była prawie przekonana o tym, że straciła brata.

draumkona pisze...

Cienie mogły interesowac tylko jedną osobę a tak się składało, że ta osoba mieszkała wręcz w lesie, który był terenem niby elfim, a jednak jako Wygnanien nic sobie z tego nie robiła. Iskra, bo to o niej mowa, mieszkała niedaleko polany Ducha, w dziwnej chatce wyrastającej z drzewa. Radziła sobie sama, jak przez większośc swojego życia, szukała odradzających się roślin, pilnowała zagubionych, małych stworzonek i dobrych duszków wałęsających się po lesie za czasów jego świetności.
- Niewielka grupka... - mruknęła, wpatrując się w glebę pod sobą i ściągnęła brwi. Czy był z nimi Lucien? Jeśli nie to niech sobie idą nim wybudzą niedźwiedzie i odyńce. Jeśli zaś jest z nimi Lu... To niech przyjdzie, a reszta Cieni niech spada na drzewo.
Mogę ich zjeść?, usłyszała w umyśle myśli Moro, jednej z wilczych córek bogini. Odruchowo podrapała wielki łeb za uchem, zawsze ją to odstresowywało - Nie Moro, nie możesz. Nie, póki nie wiemy kto to dokładnie... - ruszyła dalej, stąpając lekko po leśnej ściółce i zmierzając w zasadzie do nikąd.
Rada siedziała na beczułce prochu i wydawac się mogło, że ktoś właśnie podpalił lont.
Królowa zniknęła, uganiała się za duchami Pustki, władca prawdopodobnie zginął, dziedziczka nieletnia. Co oni mieli zrobić? Czy oficjalnie pochować Raa'sheala i zrzucić wszystko na Szept? W końcu wiedziała za kogo wychodzi a nikt nie dawał jej gwarancji, że elfiak długo będzie żył, choć tak jakby powinny gwarantowac to geny.
- Minęły ponad dwa tygodnie. Nie możemy wiecznie czekać, bo elfy się niepokoją i chcą wiedzieć. Mają do tego prawo - zaczął jakiś Radny, inny zaraz podchwycił.
- uznajmy go za tragicznie zmarłego, a Erianwenównę ożeńmy z Lumielem, będzie po kłopocie - mruknął inny, dokańczając swoją herbatę z leśnych owoców. ta sugestia wyowałała burze nad którą debatowano następny tydzień. Ostatecznie uchwalono zaś, że syn Amona najpewniej zginął, a oni sami zaczęli poszukiwania magiczki.

draumkona pisze...

Kiedy tylko wieśco dotarły do Vetinari, stawiła się w podziemiach. Może nie była magiem, czy Radną, ale była alchemikiem. Była jego siostrą i do cholery jasnej, w końcu to ona przez dwa tygodnie koczowała w podziemiach, uzywając wszystkiego, całego swojego geniuszu i sił by chodźby zadrasnąc lód. Udało się. Była jedna, długa rysa ale nic poza tym, lód trwał niewzruszenie w tym samym miejscu, co niezmiernie ją irytowało.
Kiedy znalazła się na dole, byli juz tam wszyscy magowie, łącznie z Szept. Alchemików nie było, w końcu wysłała ich do laboratorium, badań nie mogła zostawić samym sobie. Zwłaszcza tych, które same opuszczały probówki.
- Próbowałam skruszyć lód wszystkim co znam - mruknęła stając przy dziurze, do któej dopchanie się graniczyło niemalże z duem - Nie udało się zrobić nic prócz rysy. Nie wiem co to za magia... czy siła... - nie podobało jej się to. Wcale, a wcale, ale obiecała sobie, że znajdzie go żywego albo dokopie się do jego ciała i je nalezycie pochowa. Nawet gdyby miały byc to tylko obgryzione kości.
- Kimkolwiek jest ten, kto to zrobił jest poza moją ligą - nie łatwo było jej to przyznać, bo nie lubiła przyznawac sie do słabości. Ani do porażek. A kiedy nie potrafiła zrobić tak prostej czynności jak złamanie lodowej tafli... To brzmiało prawie tak jak "poszukiwania" Wilka przez Radę - Ale jeśli moge jakoś pomóc to mów...

draumkona pisze...

Obawiała się tego, że Szept poświęci wszystko by się tam dostać, łącznie z nimi. O ile ona mogłaby zaryzykowac wiele, w tym własne zdrowie a nawet i zycie dla brata, to nie godziła się na to by ryzykowac życiem i zdrowiem Devrila. Może czasem ją wkurzał, może bywała o niego zazdrosna, ale gdyby spadł mu włos z głowy, to gotowa była roznieść na kawałki. Nie wazne czy gołymi rekoma, czy alchemią. Nic więc dziwnego, że zamiast schornić się w ramionach arystokraty, to ona sama próbowała go jeszcze osłonić przed sypiącymi się z góry kawałkami lodu.
W końcu natężenie magii, które przyprawiało ją o dusznośc ustało, a magowie zorientowali się, że jak się czegoś naprawdę chce, to mozna tego dokonać. Niepokojącym było jedynie to, że teraz z dziury wydobywała się biaława mgła, jakby otworzyli zbiornik pełen... Właściwie sama nie wiedziała czego, ale nawet ona wyczuwała w powietrzu dotyk obcej magii. Jakby ktoś zostawił zabezpieczenie, alarm... By w porę mógł umknąć.
- Schodzimy - zblizyła się do dziury, ignorując zapowietrzenie co poniektórych magów, czy arcymagów. Po prawdzie, miała to w nosie co sobie pomyślą. Ona chciała tylko wyciagnąc brata i sprać mu tyłek.

draumkona pisze...

Obcej obecności, czy życia nie dało się wykryć, bo po prostu go tu nie było, w każdym razie nie w najbliższej okolicy. Mgła przerzedzała się, ulatując dziurą, czy opadając na ziemię jak mlecznobiała puchowa kołdra, ukazując oczyszczone z wody korytarze i komnaty, do których wcześniej nie było dostępu. Wprane oko dotrzegłoby lodowe ślady stóp na posadzce prowadzące w bliżej nieokreślonym kierunku. Tymi śladami podążyła Charlotte, nie myśląc o tym, że może być to mechanizm, pułapka. Na szczęście, nie było to niczym takim, a ślady zaprowadziły ją do jednej z komnat, ta niestety była zamknięta, a kiedy dotknęła klamki, to zmroziło jej tak dłoń, że aż osiadł na niej szron, a ona sama krzyknęła cicho z bólu. Spróbowała kopnąc drzwi, które wyglądąły na stare i rozlatujące się, ale nic z tego, stały niewzruszone, a Char poczuła jak zaczyna marznąc w stopę. Co to było do cholery...
- A co jeśli go tam nie ma... - spytała samą siebie, przepuszczając innych, zdolniejszych od siebie by mogli przyjrzeć się niepozornej klamce i drzwiom.

draumkona pisze...

Eksperymentów z klamką się jej zachciało. A może... to była jakby zasłona? Trzeba było przez to przejść? A może jednak pułapka? Możliwości było za dużo, zwłaszcza, że i tak już miała spory mętlik w głowie.
Drżącą, zdrową dłonią dotknęła jeszcze raz drzwi, tym razem delikatnie, bez tej natrętności i zniecierpliwienia. Jej postawa wobec odnalezienia brata była bardziej pokorna niz jeszcze parę sekund temu, ale jedyne co uzyskała, to kolejna oszroniona dłoń.
- Kurwa - tym razem magiczne sztuczki poirytowały alchemiczkę, strzepnęła szron, choć ten pojawił się od nowa i złożyła dłonie, koncentrując się na tym co powinna zrobić. W umyśle każdego alchemika były bramy, przekroczenie każdej z nich równało się pewnemu stopniu poświęcenia. Skupiła wolę i chęć do przełamania tego kurewskiego czaru nie bacząc kompletnie na konsekwencje, ani na cenę. Straci nerkę? Dobrze. Część wątroby? Niech będzie! Oparła dłonie na chropowatej powierzchni desek, a w odpowiedzi poczuła jak ręce skuwa jej lód nie dając już szansy odwrotu. Naparła na drzwi, puszczając wodze umysłu, który automatycznie zaczął tkac wzór pozwalający na transmutację, na uzycie alchemii.
Magowie usłyszeli jedno wielkie "bum". Z korytarza w którym niespodziewanie zniknęła alchemiczka wydostał się dym i odłamki lodu, powiało też chłodem. Gdyby pofatygowali się w tamtą stronę dostrzegliby dziurę w ścianie gdzie niegdys musiały być drzwi i pełno drzag wymieszanych ze śniegiem naokoło. Pośrodku tego całego bałaganu leżała alchemiczka, kompletnie zpobawiona przytomności.

draumkona pisze...

Objawy były bardzo podobne do tych, które miała Szept gdy była to sprawka tajemniczych głosów umarłych, choć tym razem nie one wywołały taki efekt. Juz na pierwszy rzut oka dało się ocenić, że lezy tu już spory kawałek czasu, bo skórę miał siną, matową i lodowato zimną, jakby rzeczywiście kres dni nadszedł go w tak ponurym miejscu.
- Komnata dawnych królów - mruknął Viori, widząc, że do Wilka się nie dopcha, bo prócz szepr klęczało juz nad nim z sześc osób, każdy próbując zaradzić coś na swój sposób. Radny rozejrzał się wyszukując jakichs anomalii, czegoś co podpowiedziałoby mu co się tu właściwie stało. Do podwyższenia na którym leżał elfiak prowadziła murowana, prosta dróżka przecinająca sam środek sadzawki, nad którą tliły się niebieskawe ogniki, które kojarzyły mu się z błędnikami. Na platformie wymurowane były dwa kamienne, surowe krzesła, jakby trony elfów o surowych obliczach i zimnych spojrzeniach. Na jednym z nich wciąż siedział ktoś... Posąg, jak dostrzegł po chwili. I nie wiedział czy to zmyślny kunszt dowcipnego rzeźbiarza, czy ktoś rzeczywiście wyrwał z posągu coś, co gdyby żył mogło być tętnicą. Drugie krzesło pozostawało puste. Gdyby tylko znał historię pierwszych władców rodu Raa'sheal może to coś by mu podpowiedziało. Tymczasem był skazany na domysły, jak cała reszta zgromadzonych tu elfów.
- Do uzdrowicieli! - krzyknął ktoś.
- Do medyka! - potwierdzili jednogłośnie Radni, wywlekając elfiego władcę z tej dziwnej komnaty, ostrożnie transportując go na górę, do siedziby magów uzdrawiających. tam, po wielu godzinach czekania w końcu orzeczono, że Wilk ma zmrożony cały organizm od środka, serce lewie pracowało, wątroba nie nadążała z usuwaniem toksyn z ciała. I ten lód, którego nie dało sie pozbyć, szron przenoszący się na dotykające go ręce jak zaraza. Żaden z medyków nie potrafił tego racjonalnie wyjaśnić.
W budynku uzdrowicieli, czy im się to podobało czy nie, znalazła się również Charlotte. Jej stan nie napawał optymizmem, ale mało kto z elfów się tym przejmował. Brudna krew. Bękart. Powinna nie żyć już od dłuższego czasu. A diagnoza była prosta i zarazem straszna, zwłaszcza, że obecny tam Desmond potwirdził jej prawdziwośc i prawdopodobność. Dysponował podobnym umysłem do Vetinari, tez opanował transmutacje bez kręgu i wiedział co grozi tym, którzy wykroczą poza swoje wrodzone umiejętności i nabyta wiedzę.
- Po przekroczeniu pewnego pułapu ceną za transmtację sa różne rzeczy. Przy zmianie przykładowo miedzi w złoto wystarczy więcej miedzi dla mniejszej ilości złota. Dla transmutacji płatków róż w olejek trzeba dodać nieco siarki, którą niektórzy alchemicy potrfią transmutowac z innych substancji na bieżące potrzeby. Potem... Potem ceną jesteś ty. Najpierw zaczyna się od krwi, potem od części kości... następne są wnętrzności. Potem całe ciało, a na końcu dusza - splótł ręce na piersi kręcąc głową. Charlotte powinna być bardziej rozważna, powinna wiedziec co grozi za takie nagłe i niekontrolowane... Westchnął. Czego mógł się spodziewać?
- Przebicie tych drzwi chronionych magią, czarem czy czort wie czym przypłaciła nerką. Bez tego da się żyć, ale organizm zareagował tak, jakby jej ta nerkę ktoś nagle wyrwał, nastąpił krwotok wewnętrzny... Dobrze, że ją tak szybko tu odniosłeś - spojrzał na Devrila nie wiedząc za bardzo jak go pocieszyć. Powiedzieć mu, że z tego wyjdzie? Sam nie był tego pewien, nawet medycy nie byli w stu procentach pewni tego co ją czeka. Jeśli ma silny organizm, wolę by żyć i się obudzić to pewnie tak będzie.
- Wyliże się - rzucił jeszcze, choć jego głosowi brakowało typowej ciepłej barwy i przekonania w tym co mówił.

draumkona pisze...

Dużo czasu upłynęło jeszcze nim uwidoczniły się jakiekolwiek zmiany w stanie alchemiczki. Przez znaczną część swojej nieprzytomności pozostawała w całkowitym bezruchu, jedynie raz na jakiś czas albo gwałtownie się przewracając na bok, albo z cichym jękiem rozluźniając spięte i zmęczone mięśnie. Mijały dni, jeden, po nim drugi, a potem cała gama następnych, a wszystkie równie ponure co poprzednie. Było zimno, od gór wiał mocny, zimny wiatr, który nawiał do doliny w której znajdowała się stolica sporo chmur, które jakby zaległy na nieboskłonie i już roniły łzy z powodu stanu elfiego władcy.
Był to ósmy dzień z kolei, kiedy bez przerwy padało i Radni zaczynali martwić się także o stan rzeki. Poziom wody na D'vissie niebezpiecznie się podniósł ewakuowano co biedniejsze dzielnice by uniknąc straty w ludności. Niepokój elfów nasilał się, a nie mając swego ujścia broził buntem wśród ludności, a nawet i rewolucją. W końcu gdzie był ich władca kiedy go potrzebowali? Gdzie była królowa? Starsi nie mieli odwagi wyznać prawdy.
Do szkoły medyków przyjęto nowych uczniów, a wśród nich wyróżnić się dało pare naprawde utalentowanych osobistości, jak na przykład syna starego Vaizela, arcymaga żywiołów i kuzyna Sacharissy. Była też i siostrzenica znienawidzonej przez Szept Yustiel. Nikt nie zwracał uwagi na nieco tepawą elfkę o ślicznych fiołkowych oczach i całkiem białych włosach. Nikt nie domyślił się, nie wykrył, że jest to Zhaotrise Starsza Krew, choć pod działaniem paru eliksirów. Nikt tez nie miał pretensji kiedy włóczyła się po budynku i odwiedzała chorych, ot dobra dusza.
- Niech was pchły i cholera - burknęła, pozwalając sobie na chwilę bycia sobą. Do komnaty alchemiczki będzie miała dostęp, nie była tak wazna jak elfiak. Ale jako nowicjuszki nie wpuszczą jej do Wilka, nie było szans, choć sami nie potrafili mu pomóc. Szept zresztą też nie.
- Zgubiłaś się panienko? - usłyszała za plecami i aż sniadanie podeszło jej do gardła ze strachu. Odwróciła się szybko, obdarzając intruza słodkim usmiechem - Nie, panie. Po prostu przystanęłam by złapac nieco oddech.
Pytającym był Viori. Jego też zdołała zwieść, zmieniając rysy twarzy, kolor włosów a nawet i posturę ciała, choć przypłaciła to niewyobrażalnym bólem po wypiciu eliksiru. A i tak efekt nie był trwały, więc musiała się pilnować.
- Wiesz chyba o tym, że ta część nie jest udostępniana nowicjuszom?
- naprawdę? - spytała, rżnąc równo głupa, może jej odpuści.
- Naprawdę. Władca potrzebuje spokoju by dojść do siebie.
- A co mu się stało?
- On... Miał wypadek an polowaniu. Idź już - taką ściemę to możesz walić Starszyźnie, nie mi, burknęła w myslach Zhao, ale odeszła by nie wzbudzac podejrzeń i skierowała się do komnaty alchemiczki. Może jej pomoże, potem pomyśli co z resztą...

draumkona pisze...

W komatach w których leżała alchemiczka zapanowało spore poruszenie. Ktoś się wybudził, choc informacje udzielane przez medyków do szerszej publiczności były tak skąpe, że nadal byli skazani na domysły. Czy to magiczka? Może bogowie ulitowali się nad elfami i wrócili władcy życie?
Iskra przyglądała się temu z boku. Te głupi nic nie wiedziały o oczyszczaniu organizmu, nic, kompletnie. Zignorowali to, co mieli w lesie, ignorowali błędne ogniki i duchy lasu by dać upust swojemu ego. By pokazac co potrafią. Według Zhao byli tylko kolorowymi głupkami, którzy chełpią się cudzymi zasługami, ale akurat nie to było ważne, tylko to, że w końcu ktoś się wybudził. A tym kimś była alchemiczka, co automatycznie wywabiło z podziemi cały Brzask. Może nie obnosili się z tym kim są, bo na czerwonych płaszczach brakowało ich symbolu, ale na pewno widac było, że szalona siostra władcy jest im bliska, bo zjawili się jako pierwsi.
Zamieszanie wynikło z tego spore, zwłaszcza, że Char była naprawdę wściekła o to, że wszyscy zaczynali ją pouczac co do tego jak leżec by nei naruszyć dopiero co wyleczonych tętnic i żyłek. Iskra skorzystała z sytuacji i przekmnęła się do komnat pana władcy.
- Szlag by was trafił, wszystkich po kolei! - burczała Vetinari na każdego kto nawinął się pod rękę. Była otumaniona lekami, ale czuła się... Jakby ktoś umył wnętrze jej ciała. Po prostu wziął szczotę ryżową i wyszorował każdy organ i mięśień. Uczucie było... nadzwyczajne, choć nie mogła nim cieszyć się w pełni, targana niepokojem o tych, których nie widziała wśród zbieraniny. Co z Szept? Wilk? Znaleźli go? I... gdzie był Devril? Czy i jemu coś się stało?

draumkona pisze...

- Gdzie Devril? - padło pierwsze pytanie, a alchemiczka zaczęła się niecierpliwie wiercić w łóżku, usiłując usiąść. Nie pomogły protesty, nie dały nic prośby, by się nei ruszała, bo zrobi sobie większą krzywde niż dotychczas - Gdzie on jest!
- Spokojnie, nic mu nie jest... Chodzi gdzieś po okolicy i pewnie modli się o cud, jak my wszyscy - odparł chłodno Desmond, zirytowany chęcią Char do wstawania. Czy ona w ogóle myślała kiedyś o tym co jest dobre dla niej? O zdrowiu? O możliwych uszkodzeniach? - Coś ty sobie myślała, żeby tak...
- A weź spadaj - nie chciała go słuchać, co znów podniosło mu ciśnienie. I na bogów, wyszła z łóżka mimo tego, że rwało ją w plecach i wyraźnie utykała. Zły, rozleziony podsunął jej laskę, tylko tyle mógł zrobić. Wiedział, że jej nie powstrzyma.
- Na co mi to! - Char chyba odeagowywała wszystkie te wydarzenia, bo ciągle na wszystkich krzyczała.
- Do podparcia, bo się przewrócisz po paru krokach. I tym razem racz mnie posłuchac bo jak bogów kocham, zawlokę cię do łóżka i zwiążę. Nie wyjdziesz wtedy póki ci się nie poprawi.
- Spadaj - usłyszał to już drugi raz i miał powody by być złym. Nawet próba uspokojenia go przez Geo nie działała, nic nie działało.
- To sobie idź do niego, no śmiało! Zobaczymy ile ujdziesz! - wybuchnął w końcu, nie mogąc znieść jej braku logicznego myślenia. Zupełnie jakby nie mógł sam zawołać Wintersa... Właśnie... - Jak się położysz to pójdę po niego i tu przyjdzie - zaproponował, piorunując alchemiczkę spojrzeniem człowieka na skraju cierpliwości. Sugestia chyba trafiła do umysłu Vetinari, bo przysiadła na łóżku, a laseczkę oparła o taborecik obok, zupełnie jakby tym jednym zdaniem ją przekonał, co go niebywale zaskoczyło. Chyba osoba Wintersa była całkiem niezłą kartą przetargową by nakłonić ją do zaprzestania robienia sobie krzywdy. Ruszył jak najszybciej, nie czekając aż ta się rozmysli i znów wstanie. Można było nawet powiedzieć, że biegł, łapiąc po drodze każdego elfa i pytając o człowieka.

draumkona pisze...

Desmon nie znalazł Devrila. Akurat teraz cholera jasna zachciało mu się gdzieś znikać, akurat wtedy kiedy Charlotte się obudziła i jedyną osobą o którą uporczywie pytała był Devril. Zrezygnowany wrócił do alchemiczki, a kiedy przekazał jej nowinę pozostało mu tylko ze zrezygnowaniem patrzeć jak ta wstaje, łapie laskę i kuśtykając idzie sama szukać arystokraty, niech go szlag i zaraza.
- Może coś mu się stało... - chwilowo nie myślała o bracie, nie myślała o Szept, nawet o alchemikach. Liczył się w zasadzie tylko Winters i nic innego. Chciała go zobaczyć, przekonać się na włąsne oczy, że nic mu się nie stało. Choćby miała się po pałacu włóczyć do wieczora, znajdzie go.
Zhao po raz pierwszy od wielu dni siedziała w chatce całkiem spokojnie i cicho. Nawet szopy pracze buszujące w spiżarce jej tak nie irytowały jak zawsze, a dziurawy kociołek wydawał się być mniej dziurawy niż zwykle. Nie pomogła mu. Ogniki nic nie dały, tak samo jak oczyszczenie organizmu... Już rozumiała dlaczego do tej pory żaden medyk tego nie zrobił. Nie było efektów, po prostu. Nikt nie wiedział co zrobić, jak temu zapobiec, nawet jeśli chcieli.

draumkona pisze...

krzyki wściekłej alchemiczki dało się słyszec już na korytarzu. Z komnatki w której ją złożono wyleciał jakiś uzdrowiciel, a zaraz za nim drewniana laska, która alchemiczka miała się podpierać. Nic z tego, złego humoru nie poprawiła ani owsianka z żurawiną, ani bułeczki które jej podesłano wedle zalecenia Viorego. Chciała koniecznie zobaczyć arystokratę i nic nie przemawialo do jej rozumku, że w tej chwili nie potrafią go znaleźć.
- Bałwany... - ostatecznie mruknęła, opadając po prostu na poduszki, czym naraziła naderwane tkanki na dyskomfort, a ona sama odczuła dotkliwy ból, aż syknęła. Będzie się długo goić... Ale znaleźli go, tylko to się liczyło. Znaczy się, że postapiła słusznie. Z czystej ciekawości sięgnęła do pleców i spróbowała odnaleźć miejsce, gdzie powinna być nerka. Kiedy już je odnalazła ze zdziwieniem odkryła, że w tym miejscu ma teraz podłużną bliznę. Co oni, upuszczali jej krew albo co? Jeszcze tego tylko brakowało...
Ciekawskie obmacywanie swoich pleców przerwało wtargnięcie arystokraty. Na jego widok kompletnie zamarła, jak kamienna figurka. Tak bardzo chciała się z nim zobaczyć, a teraz... nawet nie wiedziałą co powiedzieć.

draumkona pisze...

- No... trochę długo już spałam... - bąknęła, uciekając gdzieś wzrokiem. Świetnie, jak dalej będą tacy wygadani to może lepiej będzie jak się położy? żeby nie zawstydzać ani siebie, ani jego.
- Długo spałam? - z nerwów zaczęła gnieść w palcach poszewkę kołdry pod jaką spała, co jej się nie zdarzało. Zwykle nad sobą panowała, ale w jego obecności... Nie potrafiła. Po prostu było to ponad jej aktorskie umiejętności.
- Chodź do mnie, tutaj obok - poklepała miejsce obok siebie na łóżku - Opowiesz mi co się właściwie stało, bo nic nie wiem. Prócz tego... Że mój brat śpi. A Szept robi to samo, co mnie martwi. I ten bunt... - zły czas nastał dla długowiecznej rasy. Jeśli para królewska szybko się nie wybudzi to kto będzie rządził? rada? Prawie prychnęła na tę myśl i natychmiast ją odrzuciła. Te stare bobki nie potrafią ustalić jakiego koloru papieru uzyc by podetrzeć rzyć, a co dopiero rządzić. Elfom trzeba było kogoś z głową na karku.
- Jak nastroje w mieście? Jest bardzo źle? Mówili coś o tym co zamierzają w razie rebelii?

«Najstarsze ‹Starsze   4601 – 4800 z 5000   Nowsze› Najnowsze»

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair