Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat


Art credit by 88grzes
Niraneth Szept Raa'sheal 
 z rodu Erianwen
elfka, mag
"Jest jak dziecko, co pcha palca w szparę w drzwiach, dobrze wiedząc, że zaraz paluch będzie przytrzaśnięty i spuchnięty. Magiczka, psia jego mać, piekielnie dobra, ale instynktu samozachowawczego to ona nie ma za grosz."

Dar o Szept

Początek
   Urodziła się jako trzecie dziecko w rodzinie, pierwsza córka Elenarda Erianwen, potomka Erathira i pięknej Aerandel z Eilendyr. Wszędobylskie dziecko, któremu ojciec zbytnio pobłażał, matka zbyt próbowała narzucić jakieś zasady, ulubienica braci, wyczekiwana córka. Ojciec jej, jak każda głowa rodu Erianwen, hyvan, z ramienia Władcy zarządzał drugim co do ważności elfim miastem w Keroni – Irandal w Zaginionej Dolinie Gór Mgieł. Mieniony Mistrzem Wiedzy, mag widzący więcej niż inni, choć przyszłość była zakryta przed jego oczami. Matka dumna i piękna, z córki chciała zrobić podobną do siebie, klejnot pośród kamieni, lecz zbytnio w swym dziele zbłądziła, szukając blasku, zapominając, że szlachetny kruszec, by przetrwać, potrzebuje i twardości diamentu, nie tylko jego piękna. Niraneth, wywodząca się z jednego z najstarszych szlachetnych rodów, po ojcu odziedziczyła charakter, wygląd po matce biorąc i jeno wyraz jej oczu przywodził na myśl spojrzenie Elenarda, zdradzając stalową wolę i upór, który niełatwy do złamania, kłócił się z wysoką i wiotką, przywodzącą na myśl młode drzewko, budową ciała.
   Buntownicza, nieugięta. Stała w osądach i zadaniach, jakich się podjęła. I nade wszystko była dumną. Jej brat Tamarel mienił się pierwszym obrońcą miasta, nadzieją elfów, drugi jej brat Eredin Strażnikiem Lasu wbrew woli ojca został, życie swe obronie, pielęgnacji i czuwaniu nad otaczającym Eilendyr Medrethem i jego duchami poświęcając. Niraneth Erianwen zaś dorastała wśród górskich szczytów w pięknym Irandal, ukrytym przed wzrokiem nieprzyjaciół, gdzie tylko ten, co drogę znał stawić się mógł. Jej decyzje nieraz szokowały, nieraz Starszyzna patrzyła posępnie na jej poczynania, lecz ona, wspomagana młodością i uporem, zwykła przedkładać swe racje nad ogólnie przyjęte zasady. Gdy przyszło do wyboru maga na swego mistrza i nauczyciela, shalafi, zwróciła się do Darmara Sethora, tego, który już wówczas uchodził za potężnego czarodzieja, jednego z tych, co zapiszą się w dziejach historii, lecz zarazem i za tego, który lubo niezłapany za rękę, zdawał się skłaniać ku zakazanym sztukom mroku i cienia, które to w sekrecie praktykował, a które w przyszłości miały zdecydować o jego wygnaniu. U niego nauki pobierała córka Elenarda, mag zaś chętnie dzielił się wiedzą, roztaczał przed młodym i chłonnym umysłem prawa i nauki magicznej sztuki, siły, którą by władać trzeba pokochać i zrozumieć, oddać się jej w pełni, bez reszty. Potrzeba ciągłej praktyki, cierpliwości, poznania własnych granic, nie tylko fizycznych, ale i psychicznych. Magia jest sztuką i bronią w jednym, nie kuglarskimi występami ku uciesze gawiedzi, zwykł mawiać jej mentor, prychając z niezadowolenia nad popisami elfiej młodzieży i adeptów. Niraneth zapamiętała tę lekcję, jak i wiele innych pouczeń maga.
   Na szacunek musiała dopiero Niraneth zasłużyć, czynami, słowy i wolą nieugiętą. A nade wszystko miłością do własnego ludu i lasów tych, co ich żywiły, chroniły i odziewały, darząc swymi dobrami, a które to, jako dzieci natury elfy tak bardzo szanowały. Tym także, że dobro rodaków nad swoje własne przekładała, a nawet jeśli czyny jej kłóciły się z poglądami Starszych, nie można było przeczyć, iż kierowała nią miłość, nie własna ambicja i zdradzieckie knowania.
   A jej drugą miłością była magia. Trzecią zaś natura.

Legenda o Wilczej Pani
   Lecz przyszły i czasy niepokoju, czas walki i krwi rozlewu, czasy gdy odwaga i trwałość murów miały zostać poddane próbie. Wojna nie ominęła elfiego miasta, Wirgińczycy, przyprowadzeni zdradą stanęli u jego bram. Odwaga i wola wytrwały, utwardzone przez doświadczenie, mury skruszały, zburzone siłą wrogich oddziałów. Śmierć zebrała wówczas krwawe żniwo wśród jej rodaków, niejedno serce okryła żałobą, niejedną wolę złamała, roztaczając wizję rezygnacji i zatracenia. Nie obeszło się bez ofiar i w domu Erathira, odbierając im tego, który miał bronić Irandal, buńczucznym głosem prowadząc ku zwycięstwu, tego, którego zwano Tamarelem, pierwszym synem Pana Wiedzy. Wychowana wśród mędrców, szkolona przez magów Niraneth była tą, której w zamian powierzono pieczę nad ginącym miastem. Nadano jej miano Wilthierni, Wilczej Pani, wkrótce zaś pośród napastników jęła krążyć opowieść o elfce, o tym jak do walki wiodła nie swych rodaków, a knieję całą, wierną jej rozkazom, wilki z Gór Mgieł, straszliwe bestie miały krążyć przy jej boku, a gdy nastały ostatnie dni, ona sama miała się w leśnego zwierza przemieniać, krwawa w zemście, nieustępliwa w boju, podchodząca i uderzająca znienacka, nieprzyjaciółka rodu ludzkiego, wiedźma z lasu.
   Jej serce długo krwawiło po zniszczeniu Irandal i nie mogła darować ludziom tego uczynku. Nie bawiła się w odróżnianie, jakiej byli narodowości. Zrobiła wszystko, by ocalić elfie miasto, lecz i to zawiodło. Zamiast tego umożliwiła odejście pobratymcom do Eilendyr, przeprowadziła ich przez niemal cały kraj do stolicy. Niedane jej było tam pozostać, cieszyć się urokami tamtejszego życia i dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Upadek Irandal wzbudził niespokojne myśli, nasilił podejrzliwość, rozjątrzył dawne rany. Zdrada, przez jaką padło miasto, dopełniła dzieła, dopełniła dzieła wieść o znienawidzonej przez elfy czarnej magii, kojarzącej się z mrocznym i krwawym kultem Nazary i Hazary, a do której uciekła się Niraneth. Tym razem nie pomogło tłumaczenie, że wszystko dla dobra ogółu, że dla przetrwania, ratowania ginącego miasta i jego mieszkańców. Stare przesądy, wierzenia były zbyt silne, zbyt silna była wśród długowiecznego ludu pamięć dawnych dni. Może, gdyby czarna magia elfki ocaliła w cudowny sposób miasto, spoglądano by na wszystko inaczej. Lecz Irandal padło, z nim zaś upadły nadzieje elfki. Nie pomogło wstawiennictwo przyjaciół, nie pomogło poparcie następcy tronu, udziałem elfki stał się los jej byłego mistrza, Darmara. Wygnana, odrzucona przez swoich, nie mogła odtąd powrócić do wspaniałych miast swych rodaków. Przypadło jej żyć z daleka, ciągle tęskniąc, dni miały jej mijać na wędrówce w świecie ludzi, tak obcym i nieznanym.
  Pieśń milknie i znika miano Wilczej Pani nawet i z ludu jej głosu, gdzie się podziała, dokąd podążyła, dokąd zawiodła ją duma, przeklęta elfia magia i bogowie? Nie wie bard, co się z nią stało, czy poległa wśród późniejszych walk, czy lud swój opuściła na dobre. Opowieść stała się legendą, legenda mitem, bajką opowiadaną przy ognisku. I tylko skruszałe mury pamiętają – prawdę.

Wygnaniec Szeptem zwany
   Wraz z czasem inna opowieść jęła krążyć, mniej znana, mniej krwawa. I w niej elfka występuje, elfka Szeptem zwana. Ona ta podróżuje po kraju na kształt najemnika, najemnikiem nie będąc. Magia jej nie do kupienia, nie za złoto i srebrne dukaty, życzliwość nie do sprzedania, chybaby temu, kto naprawdę w potrzebie. Efli Wygnaniec, pozbawiony możliwości powrotu do elfich miast, zapomniana przez swoich, czego i nie ukrywa, jeśli czegoś żałując, to nie swego czynu, o którym słowa nie powie, a braku zrozumienia. Z konieczności i zbiegu okoliczności członek bandy Nefryt, choć od niedawna, choć jeszcze nie do końca pełen zaufania, wplątana w konflikt, który wedle elfiego zamysłu dotyczy tylko ludzi, nie zaś elfów. Gdyby opuszczając Irandal powiedziano jej, że zbrata się z ludźmi, mieszając w ich starcia, uznałaby to co najmniej za kpinę i mało śmieszny żart. Mało znała ludzi, a jeszcze mniej, wynika z tego, siebie.
  Pracuje dla, czy też raczej z Alastairem Pielgrzymującym, Kolekcjonerem z Królewca, badając dlań starożytne ruiny, czasem naruszone i odnalezione weń artefakty, ślady przeszłości do jego pracowni przy Zachodniej Bramie znosząc. Sama ci w tej podróży nie jest, bo i na to by Alastair, dla którego jest jak córka, nie pozwolił. Na jej ramieniu siedzi czarny kruk, śladem jej podążają wilki urodzone wśród białych szczytów Gór Mgieł. Niemal zawsze towarzyszy jej zmora magiczki we własnej osobie, półelfi najemnik Brzeszczotem nazywany. Brat jej, choć nie z tej samej krwi, wrzód na tyłku w oficjalnej wersji, uprzykrzony półelf i ograniczony człowiek, niemający za grosz zamiłowania do natury i ani krztyny cierpliwości i wychowania. Niech jednak ktokolwiek choć źle spojrzy na ów miecz w potrzebie, niech choć palcem tknie boskie pośladki, elfka nie popuści. Jej najemnik, jej wrzód i tylko jej wolno kpić z poczciwca. Do niedawna marząca o powrocie do Eilendyr, jak każdy elf silnie związana ze stolicą, kochająca ją i jej piękno. Tam zostali ci, którzy są najbliżsi jej sercu.

Elfie dziedzictwo
    Po ojcu swym zdolność do magii powzięła, nic to dziwnego, bo wśród potomków Erathira zawsze rodzili się czarodzieje, wróżbici i czarnoksiężnicy, poświęceni Aszarze i gwieździe Ara. Zgłębiała więc tajniki pradawnych mocy, całkowicie oddając się magii, poświęcając jej się nieomal bez reszty, jako czemuś, co jest jej częścią, darem od bogów, którego nie godzi się pozostawić samemu sobie, a rozwijać wypada. A ponieważ, miast zasadami, kierowała się własnymi przekonaniami, nie było dziedziny, do której by nie zajrzała, wliczając w to czarnomagiczne zaklęcia i magię krwi. Przeto, choć wtajemniczono ją w arkana łucznictwa i mieczy, nie miecz i łuk są jej bronią, nie tarcza i pancerz ochroną. Jej jedyną bronią jest magia, a gdyby ta zawiodła, co zdarza się i w każdym przypadku, bo ostrze miecza się tępi, a tarcza pęka, nosi przy sobie sztylet elfiej roboty, umocowany na ramieniu przemyślnym mechanizmem, będący ostatnią deską ratunku magiczki. Lecz najpierw imię jej poznane było jako tej, do której rąk nawet najdziksze zwierzęta się garną. Zachowanie takie zdradzały już w obliczu jej matki. Nie raz się zdarzało, że Aerandel przechadzała się obok wilczych watah, rysiego legowiska czy niedźwiedzicy z młodymi, a te jako niegroźną ją traktowały. U córki zdolność ta sięgnęła mistrzostwa. Ona nie tylko obok nich chodziła, ona z nimi przebywała, z młodymi się bawiąc, stare lecząc, gdy potrzeba takowa zaistniała. Ani jedno warknięcie, ani jedno prychnięcie ostrzegawcze nie padło, ani razu pazur nie uraził skóry elfki, zwierz dziki miała ją za swoją, za przyjaciółkę i opiekunkę, za tę, której krzywdy się nie czyni. Miłośniczka natury, lasów i zwierzyny wszelakiej, nie przeszła obojętnie obok żadnego zwierzęcia, co mogło zdawać się urocze, na dłuższą metę bywało jednak drażniące, zwłaszcza dla tych, którzy nie podzielali jej zamiłowań. Rozmiłowana w siłach przyrody, nie pogardzała też dziełami rąk ludzkich. Stare ruiny, podziemia, warowne zamki i świątynie ciągnęły ją do siebie z siłą, której nie zamierzała się opierać. Miłość do kamienia zaszczepił w niej Ymir, odtąd sama szperała w księgach, gromadząc wiedzę, a resztę sama widząc, gdy w ciemności starych budowli niknęła, a korytarz niósł jej kroki. A choć ukochała elfie miasta, to jej serce ciągnęło i do wędrówek, do miejsc, jakie ukazywały oglądane przez nią mapy i opiewały legendy, a których to dziwy chciała na własne oczy obaczyć. Wierząca w elfickich bogów, najsilniej związana z boginią magii Aszarą i Bogiem Ojcem, Asuryanem. Czasem jej wiara była wystawiana na próbę, czasem zdarzały się chwile zwątpienia, niepewności, bo gdzie ich nie brak? Bogowie nie poprowadzą cię za rączkę, nie pokarzą jak iść. Nie podniosą cię za ciebie, gdy upadniesz.

Pani poradzę sobie obecnie
   Los bywa kapryśny, widoczny chyba tylko dla jasnowidzów, zmienny i nieraz potrafi elfa zaskoczyć. Nie zabrakło tych niespodzianek i dla Szept. Z potomkini Erathira - Wygnańcem, z Wygnańca - małżonką Władcy Eilendyr, co to ostatnie chyba najbardziej zaskoczyło ją samą, z panny - mężatką i matką małej Merileth.
   Poprzez znajomość z Nefryt włączona w działalność ruchu oporu, poznała prawdziwą tożsamość swej ludzkiej przyjaciółki, motywy kierujące rzekomo zwykłym i poczciwym magiem, miłośnikiem staroci. A jak zmienił się jej status, tak i zmienił się charakter, ukształtowany przez nowe okoliczności i liczne przygody, zmuszające do weryfikacji tego, co dotąd uznawała za niezmienne prawdy. Już nie konieczność, a najszczersze chęci wiodły ją ramię w ramię z ludźmi, cele bandy stały się jej celami, a sprawa, którą miała za ludzki kłopot, jej sprawą. Postawione na jej drodze postacie utemperowały nieco jej dumę, uświadomiły, że o prawdziwej wartości istoty żyjącej nie decyduje przynależność rasowa i czystość krwi, nieodziedziczone po przodkach geny, lecz to, co skryte głęboko w sercu.
   Wciąż marzy jej się, by ludzie przestali bać się magii, powstanie Kręgu, który jednoczyłby wszystkie rasy, a w którym magowie mogliby szlifować swe umiejętności i nieść pomoc tym, którzy by jej najbardziej potrzebowali. Brzydkie doświadczenie z przeszłości, pozostałość kłopotów, w które sama, w jak najlepszej wierze się wpakowała, sprawiły, że lękiem napawają ją portale, co biorąc pod uwagę profesję jest równie irracjonalne jak bojący się koni jeździec i mdlejąca na widok krwi uzdrowicielka. Wszędobylskie oko Starszyzny nie powstrzymało jej przed włóczęgą po kraju i zaglądaniu do bardziej podejrzanych kątów, a przydzieleni jej do ochrony dwaj przyboczni nie zapobiegli regularnemu gubieniu się Jej Wysokości.

Art credit by 88grzes
Niraneth Raa'sheal | Nira | Szept | wredna magiczka | czarny mag | członkini bandy Nefryt | Wilcza Pani | elfia królowa | Mała | Wilczyca | pani zawsze na siebie uważam i jestem ostrożna | elfka pełnej krwi | długoucha wredota | Wygnaniec | Erianwen | pani nie można tego tak zostawić | magnes na kłopoty


~*~

Art credit by Sayara-S

Devril Randal Larkin Winters
earl Drummor
Kerończyk
„Brzeszczot nie wiedział, jak Dev chce ich wyciągnąć z wyspy, ale postanowił zaufać temu wymądrzającemu się pięknisiowi. Kto jak nie on, da radę ich wyrwać z tego szamba? Takiego Devrila to ino się trzymać i nie puszczać.”
  
Dar o Devie


Devril Winters | Dev | arystokrata | earl Drummor | szpieg | Duch | człowiek | przyjaciel plemion | kochaś | przydupas | pan, który znajdzie wyjście z każdej sytuacji | piękniś | bawidamek

~*~

Art credit by gokcegokcen

Lucien Czarny Cień
Kerończyk
Poszukiwacz Bractwa Nocy
"Chciałam cię poznać. Powinnam cię znać. Ale ty wolałeś bawić się w przybieranie setki masek, a każda z nich była dla ciebie niczym ważnym."

Iskra o Lucienie

Lucien Czarny Cień | Lu | Poszukiwacz | Cień | Asgir Thorne | kowal | Varian Gharkis | zabójca | człowiek | pan misja | lodowa góra | Władca kaczek | Radny Bractwa | mentor


Ostatnia aktualizacja karty: 29.03. - cytat u Luciena
Ostatnia aktualizacja podstron: 25.10. - aktualizacja pobocznych zakończona

5 000 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   3801 – 4000 z 5000   Nowsze›   Najnowsze»
draumkona pisze...

- Hm... Dziwne... - podsumowała zachowanie Devrila Charlotte, siląc się na ton niewiniątka. Potem jeszcze chwilę się zastanawiała, czy aby nie spać w samej koszuli, rozumek zaś uznał to za doskonały pomysł i... I tak oto alchemiczka skończyła w posłaniu w samej koszuli owinięta kocem zastanawiając się kiedy wróci Devril.
*
Już miał protestować, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że jego kłasmtwo nie byłoby zbyt wiarygodne, bo lekko się trząsł, a nawet szczękał zębami, mimo tego, że ogrzewał się magią. Przyjął płaszcz i narzucił go na siebie z ulga przyjmując jego ciepło.
- Mogę się zmienić i powęszyć, powinienem coś znaleźć. Cokolwiek - rozejrzał się uważnie, już teraz szukając śladów. Trop był stary, zbyt stary by z niego czerpać wiedzę... Ale były zapachy. Różnę zapachy niewyparte stąd, wręcz zastygłe, jakby nei docierały tu powiewy świeżego powietrza.

draumkona pisze...

Rzeczywiście, alchemiczkę znuzyło czekanie i po prostu zasnęła zmęczona dniem dzisiejszym, jak i poprzednimi. Długa podróż, zwiad, trudne warunki... Zdecydowanie się odzwyczaiła, a wszystko przez Wilka, który zbytnio zaczął ja rozpieszczać.
Owinięta do poziomu bioder kocem, w samej koszuli i poplątanymi już na wpół suchymi włosami, spała jak zabita. Przynajmniej jak na razie.
*
- Jaskinia? - Wilk od razu podążył w tamtą stronę, ale nie był zadowolony z tego co widzi. Prosta droga, jeszcze brakowało światełka, które by ich doprowadziło na miejsce. Wprost w pułapkę...
- Sprawdzę. Zostańcie tu - i zniknął w głębi jaskini nie czekając na jakieś protesty, czy próby zatrzymania mając nadzieję, że żadnego ogonka mieć nie będzie.

draumkona pisze...

Char obudziła się mniej więcej w środku nocy z dziwnym niepokojem. Jakby coś... Podniosła się do siadu i rozejrzała po namiocie, jakby spodziewała się, że ktoś ich napadł. Panowała jednak cisza, niczym nie zmącona, jeśli nie liczyć cichych rozmów strażników i paru nocnych marków. Wiedziona zaś dziwnym odruchem spojrzała na Devrila i będąc święcie przekonaną, że ten śpi, ostrożnie przysunęła się przywłaszczając sobie ramię arystokraty, które było dużo wygodniejsze niż prowizoryczna poduszka.
*
Nekromanta. Wampir. Świetnie, a on prosił żeby zostali na zewnątrz...
- Czego? - warknął rzeczony elfi władca i zerknął nerwowo na wampira. O co im chodziło? Widział ich pierwszy raz na oczy, więc nie pojmował cóż takiego zrobił, że wzbudził takie zainteresowanie.
- I gdzie jest chłopiec - kolejne pytania zachował na potem. O ile będzie jakieś potem.

draumkona pisze...

Spostrzegła, że Devril jednak nie spał w momencie, kiedy ją objął. Westchnęła cicho wtulając policzek w pierś Wintersa i przymknęła oczy.
- Marny z ciebie aktor, jak nawet snu nie potrafisz udawać, wiesz?
*
Pięknie. Ma na pieńku z kimś, kogo nawet nie kojarzył - bo Wilk nadal był święcie przekonany, że wrogów żadnych nie ma, jeśli nie liczyć Wirginii. W dodatku ten dupek chciał zastawu. Chciał Szept.
- Magiczka mi jest potrzebna, inaczej elfy nie opuszczą Irandal - spróbował coś ugrać, cokolwiek, żeby jej tu nie zostawiać - Ona zostanie - i tu wskazał na Łowczynię, całkiem jakby sumienia nie miał, a szachowanie cudzym życiem było dla niego czymś normalnym.

draumkona pisze...

- Tak mi się wydawało, że udajesz. I wcale nie dałam się nabrać, od początku wiedziałam i chciałam cię tylko podpuścić, nic więcej - niepokój spowodowany dziwnym snem powoli znikał, a im dłużej leżała przy nim tym bardziej czuła się bezpieczną. Bo w końcu, co mogło jej się stać kiedy miała przy sobie Ducha?
- Śpij. Trzeba rano wstać...
*
Irandal... NIgdy nie był z miastem specjalnie związany. Wychował się po drugiej stronie kraju, to Eilendyr i Atax były mu drogie, ale... No właśnie. Jej nie potrafił odmówić.
- Irandal... - powtórzył cicho, niby mantrę i obejrzał się na nekromantę, na wampira, a w końcu i na Cienie - Więc zostaniecie tu we trójkę. To jest mój zastaw - miał nadzieję, że sam nekromanta go poprze i zmusi Cienie do zostania. Może i było to ryzykowne, ale... Raz, gdyby Cienie uznały, że magiczka jest im potrzebna, zrobiłyby wszystko by i ja ocalić. Dwa, nie chciał brac Cieni do Irandal. Już jedno miasto runęło z ich winy.
- Pojadę.

draumkona pisze...

- Dobrze tato - mruknęła sennie alchemiczka i ułożyła się wygodniej, co by się więcej już nie budzić, chyba, że na śniadanie.
- Ale gdyby coś, to mnie obudź. Inaczej ci nie wybaczę.
*
Chciał coś zrobić. Najchętniej to wcisnąć coś Cieniowi do ust, co by przestał pierdolić od rzeczy. Albo wybić mu zeby. Tak, to by pomogło.
Tylko, że... Łowczyni go zaskoczyła. Zaskoczyła tak bardzo, że przez chwilę stał jak ten słup soli nie wiedząc co czynić. Po chwili jednak i jego umysł zaskoczył. Przybrał nieco zniechęconą minę, jakby w niesmak mu było to, że zniszczono mu kamuflaż.
- Wydało się - westchnął teatralnie i poprawił kapelusz, posyłając Łowczyni dziwne spojrzenie, zupełnie jakby oceniał walory jej ciała, nie zaś to, co powiedziała.
- Więc wychodzi na to, że jedynym kurierem może być elfia magiczka - talent aktorski zarówno on, jak i Char mieli chyba po matce, bo w tej chwili zachowywał się rzeczywiście jak Cień. Dwulicowy, kłamliwy i zdradziecki.

draumkona pisze...

Obudził ją zgiełk. Głośny tupot, rżenie koni i krzyki.
- Do broni! Do broni! - tyle jej wystarczyło, by się momentalnie zerwać z miękkiego posłania i dopaść do reszty ubioru, wciągnąc go na siebie. Chwilę potem jakiś elf wsadził głowę do namiotu.
- Co się... - zaczęła w pośpiechu wciągając spodnie, a elf wszedł jej w słowo - Wstawajcie, oboje, szybko! Gobliny nadchodzą i jest ich cała masa!
- Szlag... - Char spojrzała spanikowana na Devrila. A ona chciała trochę odpocząć...
*
Wiele go kosztowało, by się nie obejrzeć za magiczką, by nie podbiec jej na pomoc, nie rzucić się od tyłu na nekromantę i wampira. Kamuflaż. Kamuflaż był teraz najważniejszy...
Nie, Szept była najważniejsza. Ale głos rozsądku bezlitośnie uświadomił go, że martwy i zdemaskowany jej nie pomoże, a pogorszy sytuację.
- Idę - mruknął podążając za Cieniami w tunele prowadzące do zachodniej części.

draumkona pisze...

Char natomiast nie chciała ani łuku, ani konia, ani nawet miecza. Miała własne, niewielkie zabawki pozaszywane w strategicznych miejscach, poza tym, była alchemikiem, swoistym geniuszem jeśli chodzi o to odgałęzienie nauki.
Potrzebowała spokoju. Samotności w tym co robi i pierwszy jej poczynaniem było odłączenie się od elfów. Nie jednak tak całkiem, po prostu postanowiła zajść gobliny od innej strony i miast działać w typowe ofensywie, wolała osłabiac przeciwników i powoli, acz sukcesywnie ich wykańczać.
*
Wilk przepchał się do chłopca, chcąc się nim zająć. W końcu, nie powinien spać, może coś mu było...
Nie spodziewał się, jak wstrząśnie nim jego widok. Był taki mały, drobny... Ostrożnie dotknął chłopca usiłując przełamać czar jaki na niego rzucono.

Rosa pisze...

[Hej. Na początku chciałabym Cię przeprosić, że tyle się nie odzywałam. Nie miałam czasu i weny na pisanie, a nie chciałam robić nic na siłę.
Zastanawiałam się, czy Diny nie „przerzucić” do postaci pobocznych, ale oczywiście nie stoi to na przeszkodzie pisania wątków również z nią.
Jeśli chodzi o nasze wątki to nie wiem czy zaczynamy coś nowego, czy ciągniemy stare wątki?]

Iskra pisze...

I
Char polegała tylko i wyłącznie na sobie, tak jak zawsze, gdy doszło do bezpośredniego starcia. Zawsze ich unikała lawirując między zdarzeniami, wykręcając się, łgając i wymyślając, ale były w życiu takie momenty, kiedy bitwa była nieunikniona. To był ten moment, ponadto, chociaż o pomoc nie proszona, zamierzała zrobić wszystko co w jej mocy, by wpsomóc elfy. Nawet jeśli nie była jedną z nich, nawet jeśli była mieszańcem i do tego królewskim bękartem... Odda życie za sprawę. Tą sprawą były teraz elfy i Irandal.
Przemknęła między skałkami rozsianymi w trawach i przykucnęła przy jednym z większych głazów obserwując przechodzące tabuny goblinów z boku. Parę z nich przystanęło, ustawiło na wzniesienu skórzany bęben, a za nim ustawił się jeden z górskich goblinów, stwór o wiele większy od ich podziemnych braci, o wiele mocniejszy i znacznie bardziej wredny. Ten wyposażony był w dwie drewniane pałki owinięte szmatami i wyraxnie na coś czekał. Uwagę Char przykuł następny dziw - na tyłach gobliniej armii maszerowały trolle skute w grobe łańcuchy. Ewidentnie złe i wychudzone trolle, które zapewne maszkary planowały puścić na niedobitki elfów.
- Po moim trupie - burknęła alchemiczka do nikogo konkretnego i już miała się oddalić, kiedy górski goblin zamachnął się pałkami i po skosie uderzył w skórę rozciągniętą na bębnie. Dźwięk zaś jaki wydobył z instrumentu pochodził jakby z głębi ziemi, był tak samo głęboki i tak samo mroczny, w dodatku, nie ustał, bo goblin podjął uderzanie nim dźwięki się rozmywały. Zmasowany atak, coś, co było ustalane od dłuższego czasu, a oni nie wiedzieli... I siedzieli w Atax, któremu nic nie groziło. Wilk powinien częściej ruszać zadek na południe, a nie się opierdzielać... Ostrożnie wycofała się w pobliże elfich sił, szykując w głowie misterny plan napsucia goblinom krwi. Była tu jedynym alchemikiem, stwory nie znają tej sztuki ani się jej nie spodziewają... Ponadto, nie było nikogo, kto szaleńczy plan wybiłby jej z głowy.
Wróciła się, skrótami pokonała dzielącą ją odległość od elfich kurhanów, miejsca, skąd atakowac mieli magowie, ale wbrew pozorom... Nie przyłączyła się i do nich. Potrzebowała tylko elementu zaskoczenia, potrzebowała... Wybuchu. A wiadomo, gdzie magia tam i dużo wybuchów, kul ognistych, piorunów i ogólnie pojętej, szeroko zakrojonej śmierci. I dopiero kiedy padła komenda by i magowie atakowali, gdy ci zaczęli mamrotać swoje zaklęcia, Char ruszyła.
Biegiem, na łeb na szyję, w głębokim poważaniu mając wszystko i wszystkich, którzy mogli zobaczyć, jak wariatka w czerwonym płaszczu sama biegnie w stronę gobliniej armii, a za nią parę ognistych kul, czy innych wytworów magicznych. Parę elfów nawet ze zdziwienia uniosło brwi, a gdyby był tu Wilk, chyba by uznał, że mu się przywidziało, bo nie podejrzewał własnej siostry o to, że będzie chciała popełnić samobójstwo. Rzeczywiście, tak to wyglądało.
Z innej zaś strony...
Char była geniuszem. Geniuszem w swej dziedzinie i widziała o wiele więcej zastosowań pędzącej kuli ognia niż przeciętny zjadacz lembasów. Potrzebowała energii wybuchu, ognia, czy piorunu by zrealizowac swój plan. Nie musiała rysować wzoru, chyba, że we własnej pamięci. Kula ognia ją wyprzedziła i uderzyła w pierwszy rząd goblinów, a Char cmoknęła z irytacją. Nie do końca o to jej chodziło... Ślizgiem wpadła pod nogi jednego z trolli wyprowadzonych naprzód, migiem się podniosła i korzystając wciąż z siły rozpędu przeskoczyła parę goblinich głów zarabiając przy tym cięcie w łydkę, które wytrąciło ją z równowagi i strąciło na ziemię. Nie chciała myśleć co by było, gdyby wtedy gobliny nie starły się z elfią konnicą i łucznikami. Stwory ginęły z głośnym skrzekiem i krzykiem, a Char odczołgała się na bok mamrocząc pod nosem o całkowitym braku zrozumienia ze strony magów, ale nie sposób było ich winić - o planie alchemiczki nie mieli pojęcia.

draumkona pisze...

II
Musiała czekać na następną falę magii, przez co zmuszona została do walki z goblinami. Nic strasznego, półelfka dobyła sztyletu jaki zawsze miała schowany w bucie i od teorii przesżła do praktyki, rozcinając co nawinie się pod ostrze. Szczęściem, konnica zajmowała większość stworów na tyle, że jej nie groziła natychmiastowa śmierć. Miała tak zwane szczęście, a Dziwka Fortuna na chwilę odwróciła od niej wzrok tylko po to, by zaraz dołożyć swoje cztery grosze i podstawić Char nogę o którą się potknie i bardzo boleśnie zderzy z podłogą pechowej rzeczywistości.
Pechem tym razem była magia, której Char nie zauważyła. Czysta energia, którą miałą wykorzystać, która miała jej pomóc, kolejną falą uderzyła w gobliny, a jedna z kul energii rozbiła się o ziemię, przez co rykoszetem oberwała i alchemiczka wylatując w powietrze i bardzo boleśnie lądując na ziemi. Pewnikiem coś sobie połamała, coś... Ale nie było czasu by sprawdzać co, bo musiała się bronić przed trollem. Stwór stanął nad nią, ngle uwolniony z ciężkich łańcuchów, zamachnął się łapą... I zawył z bólu, cofając szybko podziurawioną łapę. Char spojrzała po sobie zdziwiona i z przerażeniem odkryła, że z jej pięści wystają trzy kościste pazury obecnie pokryte krwią. Kości. Znowu kości... Zgięła się w pół zwracając ostatni posiłek, ale to jej wcale nie pomogło, wręcz przeciwnie. Zaczynało być coraz gorzej, bo jak wymknęła jej się spod kontroli mutacja z Ażubora, to zaraz wymkną się kolejne rzeczy. I tak troll skończył spopielony, bo nafaszerowana magią Char transmutowała kryształki siarki z powietrzem. Stopy kilkunastu goblinów przymarzły do pobłoża które pokrył nagle lód, też za sprawą Char, która dopiero teraz zaczynała mieć kłopoty, bo gobliny jak i trolle w końcu zorientowały się, że to nie bezpośredni atak od frontu im szkodzi, ale małe, systematyczne wykruszanie się tyłów i boku armii, gdzie działała alchemiczka ułatwiając elfom wyżynanie podziemnych gości.
*
- To się wynoś - Wilk wcisnął syna Łowczyni i byłby ją też wypchnął w przeciwnym kierunku, ale zawahał się ni z tego nie z owego. Spojrzał na elfkę, to na dzieciaka, potem znów na nią.
- Nie może wiedzieć - i mimo tego, że nie powiedział nic więcej, domyślić się można było, że chodzi mu o syna. Mały nie mół wiedzieć kim jest jego ojciec, najlepiej jakby nigdy nie posiadł tej wiedzy i żył w przekonaniu, że drugi z jego rodziców nie żyje, albo ich zostawił.
On sam zamiast skierowac się do drugiego wyjścia z tuneli, zawrócił i pędem ruszył w stronę z której przybyli. W stronę, z któej dochodziły krzyki i gdzie ostatnio zostawił Szept. I mimo tego, że nie wierzył zbytnio w możliwości bogów, zaczął się modlić w duchu, by tym razem mieli ją w opiece, bo jak nie, to ich znajdzie i wypatroszy.

ofelia pisze...

- Niczym ja - stwierdziła radośnie Nicole. - No, może pomijając brodę. - Po tych słowach zamyśliłam się. - Szept... Kim ty właściwie jesteś?

LamiMummy pisze...

Ta sugestia Dervila uderzyła ją jak grom. Nawet jeśli... to kto wiedziałby, że ona tu jest zaledwie od 2 dni? Kto... mógłby to zrobić?
-Ale... -zaczęła i zawahała się, usiadła cała blada -Na prawdę myślisz, że... ale... kto wiedział, że tu jestem? Kto mógłby tak szybko zadziałać. Nie wiem nawet czy ktokolwiek wie, że przeżyłam ten pożar. -spojrzała na niego nieco spłoszona -Ale rację muszę przyznać: Elain nie należy w to mieszać. Czy... masz jakiś ludzi, którzy wybadają sprawę? Czułabym się lepiej wiedząc, że nie sprawiłam wam problemów i nie przyczyniłam się do tego nieszczęścia. -powiedziała przejęta.
W ferworze myśli nie zwróciła nawet uwagi, że zrezygnowała z formułek grzecznościowych należnych earlowi.

LamiMummy pisze...

Ta sugestia Dervila uderzyła ją jak grom. Nawet jeśli... to kto wiedziałby, że ona tu jest zaledwie od 2 dni? Kto... mógłby to zrobić?
-Ale... -zaczęła i zawahała się, usiadła cała blada -Na prawdę myślisz, że... ale... kto wiedział, że tu jestem? Kto mógłby tak szybko zadziałać. Nie wiem nawet czy ktokolwiek wie, że przeżyłam ten pożar. -spojrzała na niego nieco spłoszona -Ale rację muszę przyznać: Elain nie należy w to mieszać. Czy... masz jakiś ludzi, którzy wybadają sprawę? Czułabym się lepiej wiedząc, że nie sprawiłam wam problemów i nie przyczyniłam się do tego nieszczęścia. -powiedziała przejęta.
W ferworze myśli nie zwróciła nawet uwagi, że zrezygnowała z formułek grzecznościowych należnych earlowi.

draumkona pisze...

- Odwrót! Odwrót ku Wilczemu Borowi i Wieży Istar! Odwrót!
Rozkaz usłyszała dopiero po dobrych paru minutach od jego wydania. Dopiero wtedy bowiem dotarł on na przody, do tych, którzy walczyli w pierwszej fali. Char zręcznie zatopiła kościste szpony w goblinim cielsku i wyszarpała je z powrotem. Potrzebowałą transportu. Biegnąc nie ucieknie, zwłąszcza biorąc pod uwagę kruchą strukturę kości.
Zawsze się tak działo. Zawsze, kiedy uwalniało się to coś, co scaliło się z nią w orczej świątyni. Czuła się słabsza, wymiotowała, aż w końcu kończyło się to zmorfowanymi kośćmi w niektórych miejsach. I znacznie osłabionymi w innych. Szczęściem, udało jej się dopaść do jakiegoś elfa na koniu i wgramolić na zad za nim. Kurczowo chwyciła się żołnierza zdrową ręką i dała się ponieść przymykając na chwilę oczy. Kręciło jej się w głowie, gobliny zaczęły zrzucać wybuchowymi ładunkami z łajnem trolli, co wyłączało niemal całkowicie elfi węch z użycia.
- Odwrót! - krzyki powtarzały się raz po raz, póki krzyczący nie zaczęli się dławić smrodem. Co gorsza, genialne podziemne stwory odkryły, że łajno jest łatwo palne i teraz rzucały pochodniami spychając elfy coraz dalej i dalej. Char musiała oderwać spory kawałek swojego płaszcza by przewiązać sobie usta i nos, choć trochę usiłując zatamować dopływ smrodu. Czarny, gryzący dym wywoływał łzawienie oczu, ograniczał widoczność. Ale w końcu i ona i jej dzielny jeździec dotarli do reszty oddziałów, którym przewodził Sarriel. I nie, żeby elfiego księcia nie lubiła, ale z bijącym sercem wypatrywała ciemnej czupryny i znajomego spojrzenia zielonych oczu.
*
Wilk już nie słuchał. Jako wytrawny obserwator rozpoznał wszystkie z tych okropnych znaków i poczuł, jak serce mu trzepocze w piersi ze strachu. I to nie ze strachu o siebie, a o Szept, którą tam zostawił. Jeśli coś jej się stało... Nie wybaczy sobie. Mógł jej tam nei zostawić, stawić opór, wyprzec się podejrzeń o bycie Cieniem. Zawiódł, zawiódł po raz kolejny...
Popędził korytarzem nie zważając na opary, czy krzyki, nie zważając na nic. Wpadł do głównej sali gotów gołymi rękami powyrywać komuś nogi z dupska gdyby zaszłą taka potrzeba. Nawet łzawienie oczu mu nie przeszkadzało, ani muśnięcia obcej, złowrogiej magii, która gdyby zechciała, mogłaby go zniszczyć.
- Szept! Szept odezwij się!

draumkona pisze...

Nie było go. Na bogów, nie było jedynej osoby, za którą mogłaby iść w ogień i w wodę, na śmierć. Nerwowo rozejrzała się i zsunęła z końskiego zada lądując na ziemi. Magom udało się nieco zepchnąć smród i dym, ale to nie wystarczało. Dymiące kulki ciągle lądowały między nimi ciskane przez kolejne górskie trolle.
Char tym razem dołączyła do piechoty, która dzielnie trzymała szyk, ale wobec przeważającej siły wroga nie mieli zbytnich szans. Spychali ich. Seunda, po sekundzie...
Krzyki rannych, dobijanych towarzyszy. Kwik koński, ryk trolli i wybuchy. A wśród tego wszystkiego dźwięk rogu. Rogu, który nie powinien był rozbrzmiewać, nie tutaj...
Roztragniona i mocno zdezorientowana, odwróciła się spoglądając na wejście do Dolnego Królestwa. Zapieczętowane wejście, bo krasnoludy po rzekomej śmierci Wilka nie chciały się angażować. Zamknęły się w tunelach licząc na to, że uda im się przeczekać wojnę...
Dźwięk rogu powtórzył się, wyraźniejszy, czystszy, a gobliny wyraźnie zamarły. Na tych parę sekund na polu bitwy wszyscy zamarli oczekując w napięciu.
Głazy jęknęły, kiedy krasnoludy uruchomiły starożytne mechanizmy, kamienie obsunęły się, a wrota rozwarły wypuszczając na światło dzienne szeregi krasnoludów w błyszczących kolczugach.
Róg. Znów rozbrzmiał róg, czysto, dźwięcznie...
- Ygg'dra nah! Fehu! - krasnoludy przyśpieszyły kroku, a wśród nich błysnęły złote kolory. Zjawił się i Dolny Król, bo tylko on mógł przywdziać złotą kolczugę. Siły zostały wyrównane.
*
Krztusił się, a każda chwila przebywania w smrodzie i magicznych oparach osłabiała go, ale uparł się. Wyjdzie stąd z magiczką, albo zginą tu oboje.
I może na magię nie mógł nic poradzić, ale udało mu się wypatrzeć wampira. On nie zapomniał. Czuwał, a kiedy zauważył, że ten rusza w stronę magiczki, jak widział jak ten się rzuca obnażając kły... Bez wahania rzucił się na niego, niestety trochę za późno, ale zdarł wampira z Szept samemu się wdając z nim w walkę na śmierć i życie.

LamiMummy pisze...

-Nie wiem... Chyba... uciekłam od tych problemów. -przyznała nieco się krzywiąc -Wiesz... uciec od świata skoro moje życie legło w gruzach i żyć najprościej jak się da. A tu... problemy same Cię gonią. -westchnęła -Trochę... przybijające jest to, że nie tylko ja płacę za moją przeszłość. Oh, żebyś sobie czegoś złego nie pomyślał! Nie mam za sumieniu żadnej zbrodni! Moi rodzice prowadzili otwarty dom, w którym azyl mogła znaleźć każda opcja polityczna i wygłosić swoje poglądy. Nie interesowało mnie to... ale... moje dość beztroskie życie mogło zainteresować kogoś. Ojciec przez wiele lat uważał, że byłam za młoda na przyjmowanie zalotów, a i mnie nie było to w głowie. Obawiam się... że ktoś mógł się poczuć tym dotknięty. Lub... lub to był jakiś element polityki, na której się kompletnie nie wyznaję. Jeśli... jeśli to jakiś zazdrosny szaleniec to to siodło mogło być faktycznie w ten czy inny sposób z mojej winy. -wyznała ze spuszczoną głową. Było jej z tym źle, przykro. Stawała się problemem... A tego na pewno nie chciała.

draumkona pisze...

I
Odsiecz. Krasnoludy, sprzymierzeńcy, a do tego wszystkiego jeszcze wilki. Char osobiście nadal nie potrafiła zaufać wielkim bestiom, mimo tego, że jej brat był do nich łudząco podobny. No i Szept miała w nich przyjaciół, a to już coś znaczyło. Niestety, pokrętny umysł Vetinari nie przyjmował tego do wiadomości i na widok wielkich bestii serce podeszło jej do gardła.
- Wilki...
*
Walka wręcz z wampirem nie byłą dobrym pomysłem. Szkoda, że zorientował się dopiero teraz, kiedy tylko szybkość pozwalała mu na uniknięcie ugryzień. Vincent wyszczerzył się jeszcze raz usiłując sięgnąc jego szyi, ale elf go wykiwał. Miast dać się użreć, uderzył go własnym czołem w jego czoło dezorientując, samemu przy tym nabijając sobie solidnego siniaka. Szybkim, zdecydowanym ruchem zerwał sobie z szyi amulet i nim pochłonęła go postać bestii, zdązył wbić Gwiazdę w pierś wampira.
Odskoczył już w wilczej postaci, lądując na czterech łapach i rozejrzał się w poszukiwaniu magiczki. Leżała jak bez życia na posadzce, wampir darł się w niebogłosy paląc się i dymiąc... Pewnie sam zaraz wybuchnie. A kolejny wybuch naruszy sklepienie jaskini.
Zawali się...
Doskoczył do magiczki wczołgując się pod nią, tym samym także biorąc ją na siebie. Obejrzał się na wpół spopielonego wampira. Widział swoją Gwiazdę, swój klucz do zmiany postaci znikający gdzieś w stosie popiołu... Potężną łapą odgarnął część na bok i wygrzebał przedmiot, a sekundę potem rzucił się do wyjścia z magiczką na grzbiecie.
W ostatniej chwili uszli z zadymionej jaskini, która zaczynała się zawalać.
*
Krasnoludy natarły na armię goblinów i orków od drugiej strony biorąc wrogów w przysłowiową "kanapkę" na wespół z siłami elfów. termin tego manewru był ściśle powiązany z krasnoludami i inne ludy miały problemy ze zrozumieniem fenomenu "kanapki".
- Za krasnoludy!
- Za elfy!
- Za złoto i goblinie flaki!
Char o wiele lepiej czuła się wśród krasnoludów. One przynajmniej nie miały konszachtów z jakimiś wilkami. Znaczy, nie jakimiś, ale... Strach nadal robił swoje.
Ymir ją rozpoznał. Pamiętał siostrę Wilka, pamiętał, że przyłożyła mu w kolano i pamiętał, że naraził ją i alchemików na starcie z Głębinowcami. Pewnie dlatego jej stąd nie wygonił, by wrócił do elfów.
- Dokopać im!
- Na pohybel skurwysynom!
Ostatni okrzyk należał do Char, która byłą wielce zdziwiona jak działają na nia krasnoludy. Damie nie wypadało krzyczeć takich rzeczy, nawet w środku bitwy.

draumkona pisze...

II
*
Jaskinia zawaliła się. Wilk zastanawiał się co chwila czy Cienie zdązyły ujść. Znaczy, nie żeby się martwił, ale jednak... Tam był jego syn. Syn, któremu powinni powiedzieć, że jego ojciec nie zyje, albo coś w ten deseń. Wróci tam sprawdzić. Znając Luciena, to pewnie uciekli. Ale sprawdzi. Potem. Potem wróci tam...
Wypadł spomiędzy skał na terenach dawnego Irandal i stanął jak wryty. Toczyła się tu bitwa, zastępy orków spychały elfy do Boru, zaś od tyłu zachodziły ich krasnoludy ściskając do elfów. Wilkowi skojarzyło się to z kanapką o wyjątkowo paskudnym, orkowo-goblinim nadzieniu. Zbiegł ze wzgórza na dół, potem zniknął w Wilczym Borze, a wszystko to po to, by donieść do nich magiczkę, której sam nie mógł pomóc w tej postaci.
*
Zatopić szpony w ciele. Skręcić kark, a może raczej spróbować, bo wciąz nie miałą tyle sił by dorosłemu orkowi wskoczyć na plecy i ukręcić łeb. Mimo tego, że przelała już sporo krwi, mimo zmęczenia i odurzenia smrodem goblinów... Coś się działo w niej samej i nie była to tylko walka ze zmęczeniem. Raczej walka z samą sobą, taka sama jak miała miejsce w orczej świątyni. Tam, na końcu, w ciemnej komnacie której sklepienie podtrzymywały szkielety poległych tam ludzi...
Nie powinnaś była tam włazić, szeptał jeden głos.
Stało się. Moc powinna wykorzystywać tak, jak jej się podoba.
To zła moc
Każda moc jest zła, w nieodpowiednich rękach...
Jej ręce powoli stają się nieodpowiednie...
- Dość... - Char zatoczyła się i aż musiała się wesprzeć o krasnoluda obok. Kręciło jej się w głowie, zbierało na wymioty, w dodatku bitwa w jej głowie nie chciałą ustać. Kościste szpony zaś zaczynały przeszkadzać, zupełnie jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że to nie jest naturalne. Że jest nieodpowiednie...
Trupy koni, polegli, truchła orków, elfów, ludzi... Moment.
Wróciła spojrzeniem do miejsca w które spoglądała przed chwilą. Mężczyzna, ciemne włosy...
- Winters! - jeśli umarł, to go zabije.

draumkona pisze...

Wilk przysiadł obok i obserwował całe to zajście w ciszy. Nie wiedział nawet, czy się śmiać, bo o ile scena była całkiem zabawna, to jednak sytuacja w jakiej się znaleźli niezbyt.
– A ty co, nie lecisz za swoją Panią? - byłby odpowiedział, ale niezbyt w tej formie potrafił. Zamiast tego więc wypluł swoją Gwiazdę na ziemię i zaczął się tarzać, usiłując klejnot zahaczyć o łańcuszek jaki miał na szyi. Parę długich minut to trwało, nim finalnie się udało, a on mógł wrócić do elfiej formy. I tak przed Heianą, u jej stóp praktycznie leżał umorusany błotem i paprotkami elfi władca.
- Ja się nią zajmę - uśmiechnął się zawadiacko, zbierając się z ziemi i przecierając twarz. Tylko teraz... Dokąd ona pobiegła?
Znajdzie ją. Prędzej czy później, ale wolałby prędzej. A biedna Heiana znów została sama.
*
Cholerny Winters nie ruszał się. Cholerny Winters powinien dostać kopniaka i wrócić do Boru, ze statusem poważnie ranny. Najlepiej pod kuratelę Heiany, która uzbrojona by była w mocny sznur i dobre łóżko, co by z niego nie wylazł.
Cholerny Winters.
Dopadła do niego błyskawicznie, zupełnie jakby nagle zyskała zdolność teleportacji. Dotknęła potłuczonego ramienia, palcami musnęła brudne włosy, odwróciła go na plecy.
- Obudź się. Słyszysz? Devril! - cycenie arystokraty przerwał jakiś goblin, który natarł na nich. Char nie patyczkowała się, poczekała aż tamten w biegu się zbliży, aż wyskoczy w górę by ominąć powalonego konia... Wtedy ona podniosła się na jedno kolano i wbiła szpony w śmierdzące, goblińskie ciało. Korzystając zaś z siły pędu, przerzuciła go nad nimi pozbywając się tym samym kłopotu.
- Devril... - bogowie, co ona zrobi jeśli coś mu się stało?

draumkona pisze...

Słońce zachodziło, a elfy liczyły zabitych i rannych. Orcze i goblinie truchła układano w stosy i podpalano, by ci którzy ocaleli nie myśleli więcej napadać na Dolinę Ciszy.
Zgodnie ze wskazówką Heiany, znalazł Szept tam, gdzie był największy kocioł. I on sam przyczynił się do tego, by kocioł z największego uzyskał zaraz miano najbardziej spokojnego. I tak do końca bitwy. Gdzie nie poszła Szept, zaraz podążał jej śladem, a teraz, kiedy już było po wszystkim, udało mu się podstępem podejść magiczkę. Co najlepsze, udało mu się nakłonić ją do wizyty u Heiany. On był cały brudny, wyczerpany, więc wolał nie ryzykowac zabaw z magią. I dziw mógł brać, że udało mu się magiczkę przyprowadzić, ale sam nie wyglądał najlepiej. Wilk wiedział, że najskutczniej na Szept działa stwierdzenie, że jemu coś dolega i potrzebuje medyka. A, że przy okazji i nią się zajmą, a on gdzieś umknie... Szczegół. Drobny szczegół za który pewnie Szept urwie mu kiedyś głowę.
*
Cholernego Wintersa przetransporowano do namiotu uzdrowicieli, pod kuratelę Heiany. Charlotte dłuższy czas siedziała obok jego posłania wyklinając na niewdzięcznych bogów, Alastaira który go tu nakierował, wszystkie elfy które go nie ochroniły i siebie samą, że pojawiła się za późno.
Jej stan nie był aż tak opłakany, ale zmieniło się to diametralnie w momencie, kiedy kościste szpony cofnęły się chowając w dłoni, przecinając mięśnie i ścięgna, rujnując żyły i tętnice. Dopiero wtedy medykom udało się zaciągnąć ją na posłanie i obadać, choć pewnie nie było by to takie proste gdyby nei straciła przytomności.

draumkona pisze...

- O, Devril - Wilk wyszczerzył się, nie wiedzieć czemu właściwie. Jakby cieszył go widok arystokraty. I zamarł, kiedy Szept uprzedziła jego ruch. On pacjentem? Dobre sobie.
- Właściwie, Heiano - mruknął popychając lekko Szept w kierunku wolnego posłania - To Szept bardzo źle się czuje i mówiła, że chce iśc do swojej kuzynki żeby ją obejrzała. Więc przyprowadziłem ci ją - sam to najchętniej zobaczyłby się z Sarrielem, którego nei trawił, ale trzeba było rozeznać się w sytuacji - Sam wpadnę troszkę później, bo muszę... - w tym momencie spojrzenie Wilka padło na Vetinari. Spostrzegł rany na dłoniach od kości i zmarszczył brwi.
- Nie, jednak zostanę. I Szept też zostanie - dodał widząc, że magiczka nijak nie zamierza z posłania korzystać - Będzie mi użyczać many - a przy okazji pewnie ktoś ją opatrzy. A jak nie ktoś, to zrobi to on sam.

draumkona pisze...

- Normalnie gorzej niż Królik... - skoemntował Wilk pod nosem, cicho, co by już się Heianie nie narażać, bo jeszcze mu jakieś ziółka sprzeda i uśnie na tydzień.
Co prawda zabójca Bractwa Nocy nie miał tak... Przyjemnych dla oka kształtów, ale jesli chodzi o pacjentów był tak samo apodyktyczny jak kuzynka Szept. Albo może nawet bardziej. Z tym, że Heiana nie eksperymentowała na pacjentach. Przynajmniej na taką nie wyglądała.
- Niraneth! - przewrócił oczami. Co z tego, że przed chwilą chętnie sam by się do niego udał, ale imię jego żony wypowiedziane przez jego usta... Skutecznie przypomniało mu wszystkie iluzje, alternatywy i inne badziewne sny. Nie lubił Sarriela. Był zbyt... Idealny. Nawet jak na elfa.
- Ja też tu jestem - burknął, wcale nie usiłując przybrać innej barwy tonu jak wkurzonej.

draumkona pisze...

- Ale moment, co wy... - zaczął Wilk, ale Heiana przyłożyła mu do rozwalonego skronia kawałek gałganka z jodyną, przez co aż syknął. Poza tym, śmierdziało. Sojusz dwóch pań... O zgrozo, ciarki przeszły go po plecach kiedy parę razy powtórzył tę nazwę w myślach. W co on się władował...
Wytrzymał dzielnie każdy zabieg jakiemu go poddano, nawet nie marudził, chociaż parę razy miał ochotę zdzielić w łeb jakiegoś jęczącego elfa. Nie jego wina, że obecność Sarriela niebywale go drażniła.
- Masz coś na... Wyhodowanie kości? - spytał zezując w stronę alchemiczki. Widział już raz co się działo po tym jak ujawniało się to coś z Ażubora.
- I potrzebne będzie przetłoczenie krwi, bo straciła jej za dużo. Bez leczenia i sprawdzania mogę wam powiedzieć, że ma poszatkowane żyły. A kości przedramienia niedługo wyparują.

draumkona pisze...

Ściągnął brwi zerkając na siostrę. Będzie z nią musiał porozmawiać. Jeśli znowu się to zdarzy, to pewnie pojawi sie do zapłacenia cena. O ile dobrze rozumiał pokrętne prawa alchemii...
- Ja mam jeszcze trochę magii - wtrącił się, przybliżając do posłania siostry, ale nie wchodząc dwóm paniom w paradę - Więc możesz wziąć ode mnie najpierw, dopiero potem od Szept - on sam za to zaczął szukać w pamięci nazwy tego, czym Char naprawiła poprzednie szkody wyrządzone przez morfowanie kości. Była taka buteleczka, śmierdzący jasny płyn... Ale czy to nie był kolejny wymysł alchemików? Przydałby się ktoś z Brzasku...

draumkona pisze...

Wilk spojrzał nieprzychylnie na uzdrowiciela, który sugerował...
- To moja siostra - wyjaśnił tonem tak opanowanym i spokojnym, że brzmiał o wiele groźniej niż wszystkie groźby tego świata.
Zerknął na Szept. Była z nimi w świątyni, ale chyba jeszcze nie powiązała faktów. Sam też by tego nie zrobił gdyby nie był wtedy z Char. W tamtej komnacie...
- Ażubor - mruknął jeszcze, mając nadzieję, że Szept wpadnie na podobny tor myślenia do jego. I dopiero po tym zorientował się, że przecież może mówić w myślach. Nie na głos...
Mutacje kości mają związek z czymś co się stało w świątyni.

draumkona pisze...

To stara świątynia, zapomniana przez czas. To co się działo tam... Nie wiem jak to nazwać. W każdym bądź razie trafiliśmy do komnaty, której sklepienie podtrzymywały olbrzymie szkielety sam nie wiem czego. Znasz Char, wiesz jak trudno ja powstrzymać od grzebania. Znalazła coś, z początku było podobne do Kalcifera, ale... Zniknęło. Potem zaczęły się dziwne rzeczy z kośćmi. I zawsze te problemy kończą się tak samo.
Wilk dorwał płaszcz alchemiczki i przeszukał jego kieszenie. Parę papierków, złamane pióro, jakaś fiolka, list nadający ziemie Vorgaltem... Nic, co pomogłoby zlokalizować alchemików. A podejrzewał, że tylko im wiadomo będzie coś więcej.
To była orcza świątynia. Teraz starliśmy się z orkami, a to znowu się odezwało. Nie wiem, czy ona to kontroluje, czy nie... Muszę znaleźć alchemików. Kogokolwiek z Brzasku. Oni powinni wiedzieć co się dzieje, musiała im powiedzieć, przecież nie byłaby aż tak nieodpowiedzialna...
Roztargniony, rozejrzał się po namiocie, ale niestety żaden alchemik nie wyskoczył zza płóciennej ściany, czy nie wykopał sobie nagle dziury spod posłania. Będzie musiał ich wytropić. Gdyby tylko wiedział gdzie ich ostatnio widziano...
- Ciężko? - niski, ciepły głos nie należał do żadnego z elfów, a do krasnoludzkiego króla, który chyłkiem wślizgnął się do namiotu. Wilk go w pierwszej chwili zignorował, ale zaraz potem zaskoczył kojarząc głos z osobą.
- Ymir! - dopadł do krasnoluda i złapał go za ramiona - Alchemicy. Widziałeś ich ostatnio?
Zdziwiony król potarł skroń, szarpnął brodę i zamyślił się.
- Widziałem... Znaczy, może nie ja, ale zwiadowcy z Przylądka Burz wspominali o obecności dwóch. Spirit i Ghost jeśli się nie mylę...
Wilk miał ochotę wypruć z namiotu z prędkością czaru i nie wrócić do momentu aż alchemików nie znajdzie. Spojrzał jeszcze na Szept, potem an Char jakby oczekiwał przyzwolenia.

draumkona pisze...

Problem w tym, że to nie jest tylko magia, inaczej nie stanowiłoby to aż takiego problemu. Alchemicy sa mi potrzebni, bo... Mi nie powiedziała co się stało dokładnie. Łudze się jednak, że moja siostra ma jakiś rozum i komukolwiek o tym powiedziała. Zaś jeśli powiedziała, to... To Tylko im. Alchemikom.
- Co mam zrobić? - zostanie tu jeszcze chwilę, odda krew, czy czegokolwiek będzie im potrzeba, a potem będzie musiał ich poszukać. Chyba, że...
Corvus. Ten mały skurczybyk jest tu gdzieś? Mogłabyś go posłać na Przylądek Burz żeby sprawdził czy ich tam nie ma. Oszczędzi to czasu. Albo wilki. Cokolwiek...
Widząc zmartwioną minę Wilka, Ymir domyślił się, że część rozmowy toczy się w jego umyśle i umyśle jeszcze kogoś, choć w to nie wnikał. Uścisnął jedynie ramię elfiego władcy, usiłując mu przez ten prosty gest dodać nieco otuchy. Nic więcej nie mógł zrobić nie znając natury problemu.

draumkona pisze...

Wilkowi nie umknął znudzony, czy też zniechęcony ton Sarriela i zamierzał w późniejszym czasie mu się ładnie za to odwdzięczyć. Znajomy Szept? Elfi książę? Nic to.
Tymczasem jednak zbliżył się do Heiany podwijając rękawy, przygotowując się do oddania krwi.
- W najgorszym przypadku... Znajdę jeszcze jednego medyka - i tu Szept mogła po wahaniu w jego głosie mogła skojarzyć, że chodzi o Królika. Tylko, czy ten nie zrobiłby z Char eksperymentu?

draumkona pisze...

Minęło sporo godzin. Wilk nie ruszył się z namiotu, podobnie paru wyjątkowo wystraszonych uzdrowicieli. Zapadła chłodna noc, a wraz z minięciem północy pojawili się oni.
Dwaj alchemicy, sądząc po czerwonych płaszczach, obaj zakapturzeni z torbami przewieszonymi przez ramię. Milczący, jak dwa duchy przeszli przez obóz namiotów kierując się do uzdrowicieli. Kiedy zaś zjawili się w namiotu od razu skierowali się do posłania alchemiczki rozpoznając w niej automatycznie swojego.
- Jesteście... - Wilk odetchnął, chociaż nie wiedział czy to rozwiązuje jego problem. Jego i jego siostry.
- Jesteśmy. Wezwanie było nagłe, co się stało? - spytał pierwszy, nieco niższy.
- Ażubor. Wspominała wam o nim coś? Cokolwiek...
- Stara świątynia - mruknął wyższy i zrzucił kaptur. Wyglądał na dość młodego, ale o surowej urodzie ludzi gór. Ciemne włosy przesłaniały mu nieco szare oczy, a policzek zdobiła blizna.
- Ghost - Wilk skinął głową starszemu bliźniakowi, a ten przeszedł od razu do Charlotte.
- Spirit, patrz - wskazał bratu rękę alchemiczki, tą, którą skaziło coś pochodzącego z Ażubora. Młodszy brat zbliżył się i również zrzucił kaptur. Ten miał z kolei ciemne oczy, ale jasne, szarawe włosy.
- Co do tej pory zrobiliście? - Ghost obejrzał się przez ramię na pozostałych - I powinno być cieplej. Dodatkowy koc mi dajcie, okryję ją... Spirit idź poszukać płaszcza.
Młodszy brat posłusznie zaczął się rozglądać za własnością Char, a Wilk postanowił ściągnąć tu Heianę, którą zmusili to położenia się.

draumkona pisze...

- Mogę mówić otwarcie? - Ghost uniósł brew, dość sceptycznie nastawiony zarówno do uzdrowicieli jak i wszystkich elfów. Przyszedł bo go wezwano, a że zawsze był konkretny, to wyszło jak wyszło...
Wilk zaś gestem wyprosił wszystkich uzdrowicieli prócz Heiany. No i Szept.
- Więc tak... - alchemik schował dłonie w rękawy szaty - Obrażenia powoduje najprawdopodobniej powiązanie z jakimś... artefaktem ze świątyni Ażubora. Stara, zapomniana przez czas, orcza świątynia w której odprawiano mroczne rytuały przez które rozgniewali się bogowie. Asznan, hm... Wspominała coś właśnie o artefakcie i o tym, że zmienia się morfologia kości. Coś... Dzieje się w jej głowie.
- Jakby próbowało ją to coś przeciągnąć na ciemną stronę mocy. Na czarną magię - wtrącił Spirit, ale pod spojrzeniem brata umilkł.
Ghost przykucnął przy Char i ujął jej dłoń, tą którą miałą poranioną i wskazał na strupy między palcami.
- Jak to coś się ujawnia, to pojawiają się takie kościste szpony, które wyłażą tędy. Jak się cofają, to robią sieczkę ze wszystkiego. Łamana jest jedna z kości przedramienia, górna, lub dolna, do tego przecina mięśnie, ścięgna, żyły... Wszystko. Myśmy to zrobili inaczej - przekręcił jej dłoń na zewnątrz przyglądając się teraz wewnętrznej stronie przedramienia - Usunęliśmy kość, czyli pozbyliśmy się źródła problemu. Potem naprawa naczyń, mięśni... I miksutra na taki jakby porost kości. No i pomagał nam czarny mag. Był niezbędny, bo inaczej to skażenie postępuje i nijak nie da się nic zrobić.
- Mamy czarnego maga? - Spirit nie wiedział.
- Mamy... - mruknął ostrożnie Wilk zerkając na magiczkę.
- I potrzeba też uzdrowicieli. Po naszej... Inwazji były małe powikłania. Ale da się to zrobić, nie jest stracona... Przynajmniej na razie. Tobie, jako jej bratu radziłbym poruszyć tę kwestię. Bo to, czymkolwiek jest, powoli ją zabija.
- Śmierć za niedługo się o nią upomni, serio - Spirit pokiwał głową, jakby miało to pogłębić znaczenie jego słów.

ofelia pisze...

- Obawiam się, że nie mam takich tytułów, ale wiem, że nazywam się Nicole - odparła dziewczynka z uśmiechem. - I że widzę ludzi z przeszłości. I... - tu się zawahała - mam od mamy takie... coś.
Pokazała Szept niewielką figurkę rysia, zrobioną z onyksu.To był jej talizman, ale wiedziała, że akurat jej może zaufać.
- Mama dała mi go już dawno temu i nie wiem, co oznacza. A ty?

draumkona pisze...

Ghost westchnął. Źle to chyba wytłumaczył, ale... Nie wiedział jak inaczej to zobrazować. Za to Spirit, kiedy brat umilkł, poczuł się na tyle odważny by zabrać głos.
- Chodzi bardziej o to, że... Bo Szept, ty jesteś przecież dobra. Nie masz żądzy mordu w oczach, wyznajesz całkiem normalne wartości, cenisz przyjaciół i nie pieczesz ludzkich wnętrzności nad ogniskiem. Trucizna z Ażubora działa właśnie na odwrót. To zrobiłoby z niej... Potwora. A dopiero potem zabiło. Przynajmniej tak sądzę, na to wskazują zapisy w zwojach i runach...
- Co w końcu? Moją siostrę próbują przerobić na orka a finalnie użyć jako mięso armatnie?
- Hm... Coś w ten deseń.
- Świetnie kurwa.
- Ja nie wiem jak pomóc jej tak, by się tego pozbyć. Wiem tylko jak jej pomóc teraz. Ułożyć kość i ocucić... - to znów był głos Ghosta, który finalnie otrzymał płaszcz alchemiczki i obejrzał go fachowym okiem. Chwila moment i dostrzegł sekretną kieszonkę, którą rozpruł sztyletem i wygrzebał stamtąd niewielką fiolkę z białymi kapsułkami, ale nic poza tym. Żadnej sekretnej karteczki na wypadek taki jak ten. Nic...

draumkona pisze...

Elf był podobnego zdania co Heiana. Ażubor? No chyba nie. Nie kiedy on jest całkiem przytomny i... I nie i koniec, magiczki tam nie puści, po jego trupie.
- Do świątyni na pewno sie nie wybierzemy. Raz, to zbyt niebezpieczne, dwa... Obawiam się, że wejście jest zapieczętowane. Z tego co wiem, otwiera się tylko w określonym czasie, a ten minął już dawno temu.
- Co racja to racja. Do Ażubora nie wejdzie nikt, póki nie pojawi się znowu portal. A do tego trzeba albo wiele zachodu, albo odpowiedniego czasu - Ghost odrzucił płaszcz Char, a niewielką fiolkę ustawił przy niej nie wiedząc na co kapsułki mogą się przydać.
- Zawsze możemy spróbować ją obudzić - podsunął nieśmiało Spirit, zerkając na twarz swojej przywódczyni - Jak będzie źle to ją uśpimy.
- Aha, ja już widzę jak ona daje się uspać - burknął Wilk, ale finalnie skinął głowa sam do siebie uznając, że to jedyna metoda, która mogłaby im cokolwiek pomóc. W końcu alchemiczka powinna sama wiedzieć co jej jest.

draumkona pisze...

Alchemiczce drgnęła brew, ale nic poza tym się nie stało. Wilk nie śmiał wątpić w możliwości Szept, ale może jego siostra nie miała siły by otworzyć oczy? Głupek, idiota, kretyn postanowił to sprawdzić.
- Szkoda, że Winters umiera - westchnął teatralnie, ściągając tym samym na siebie spojrzenia alchemików i nie tylko. Wzruszył ramionami.
Terapia wstrząsowa przyniosła oczekiwane efekty. A nawet więcej, bo Wilk nie spodziewał się, że alchemiczka się zerwie do siadu tylko po to, by znów opaść na poduszkę z żałosnym wyrazem twarzy.
- Devril... - zaczęła od razu, ale elfi władca nawet nei dał jej skończyć.
- Żyje, lezy sobie o tam.
- Ty kretynie... - mruknęła przymykając oczy. Czuła się taka słaba. Zupełnie jakby ktoś wysysał z niej całą energię.
- Ale przynajmniej się obudziłaś.
Char już nie odpowiedziała. Zdołała jeszcze unieść powieki i spojrzeć kątem oka na rękę pokrytą jakąś maścią i opatrunkiem.
- Właśnie... - odezwał się jeszcze Wilk widząc spojrzenie siostry - Może mi wytłumaczysz o co z tym chodzi?
- Kość się odnawia? - spytała cicho, całkiem ignorując Wilka i jego pytania.
- Tak, magicznym sposobem - odpowiedział Ghost przybliżając się znów do posłania. Char się uśmiechnęła nieznacznie, z pewnym wysiłkiem.
- To dobrze. Nic się nie dzieje... Chce mi się spać...

draumkona pisze...

- Zabawne być nie miało. Ale... Było skuteczne - burknął Wilk w obronie swojego genialnego pomysłu i obejrzał się przez ramię na śpiącego arystokratę, jakby się upewniał, że i temu nic nie grozi.
- Jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię - Char balansowała na krawędzi snu i jawy. Dziwny to był stan - I nie, nie boli. W sumie nie czuję... Nic. Prócz zmęczenia... - cokolwiek alchemiczka chciała jeszcze dodać, nie zdązyła, bo zmorzył ją znów sen.
- Trzeba czekać - podsumował to wszystko Ghost i opuścił namiot.

draumkona pisze...

Nieszczęście, nawet Wilk nie zorientował się kiedy magiczka tak naprawdę wyszła. A kiedy ten fakt w końcu do niego dotarł, kiedy wypadł już przed namiot jak burza, spostrzegł że magiczki nie ma nigdzie. Nigdzie w pobliżu, bo dla niego ziemie Irandal były niemalże obce. Gdzie więc poszła? Czemu go zostawiła skoro wiedziała, że jest taki biedny, nierozeznany i... I taki biedny? Powinna się nim zająć, zdecydowanie.
Charlotte jak zasnęła, tak się nie budziła, ale chyba nikt nie miał jej tego za złe. Do namiotu zaś zaglądali od czasu do czasu alchemicy których ściągnął Wilk. Tłumaczyli się, że muszą sprawdzić jej stan, że w razie czego szybciej rozpoznają niepokojące objawy, co było tylko mydleniem oczu, bo nawet nie wiedzieli jak rozpoznać objawy, które nie ukazują się w postaci kości.

draumkona pisze...

Wilk, zawiedziony nieobecnością magiczki, znalazł sobie kompanów w krasnoludzkiej armii, która stacjonowała nieopodal głównego placu budowy, nieco na uboczu. Z natury krasnoludy bywały głośne, a że w tej bitwie było sporo rannych, woleli nie narażać się Heianie Straszliwej, która odganiała ich od namiotów rannych jak zła kwoka od gniazda pełnego jaj.
Poza tym, krasnoludy miały miód. Niewiele, bo niewiele, ale wystarczyło, by poprawić Wilkowi nastrój na tyle, że zaczął opowiadać żarty o kuśkach olbrzymów.
Do namiotu zajrzał Spirit. Młodszy bliźniak, o dużo weselszym przysposobieniu uśmiechnął się na widok uzdrowicielki i arystokraty.
- Jak tam? Lepiej? Jakieś zmiany? - to ostatnie raczej tyczyło się ściśle stanu alchemiczki.

draumkona pisze...

Spirit rozejrzał się, przyglądnął się każdemu z osobna, jakby chciał spamiętać twarze. Kiedy on się tak rozglądał, Char drgnęła brew. Chwilę potem kącik ust, a dopiero potem udało jej się otworzyć oczy.
Świat był cały rozmazany i niezbyt czytelny. Widziała jakąś sylwetkę obok siebie, umysł rejestrował zapachy i wrażenie jasności, ale nie potrafił złączyć tego w całość.
- Wody... - wychrypiała cicho i aż sie wystraszyła kiedy usłyszała samą siebie. Najwidoczniej mikstury nawadniające nie gasiły jako takiego pragnienia, które generował umysł.
- Wody, wody - Spirit pogrzebał w szacie i wyjął bukłak. Ale nim cokolwiek zrobił, spojrzał pytająco na Heianę. W końcu, nie chciał dostać po łapach..
Gdyby Wilk wiedział, że jego żona obcuje z nadętym bufonem Sarrielem sama w lesie, to... Zapewne rzuciłby się zaraz i pognał tam, by ostatecznie rozszarpać elfiego dupka na strzępy. Ale nie wiedział. I nawet nie podejrzewał, że istnieje wilk nazwany... Bufonem.

draumkona pisze...

Zgodnie z tym co nakazała Heiana, dał upić Char tylko parę łyków, choć to i tak skończyło się zakrztuszeniem.
- Devril? - pierwsze pytanie alchemiczki nie mogło być o nikogo innego jak tylko o arystokratę.
- Jest tu, zdrowy - mruknął Spirit wycierając mokre ręce w szatę i zakręcając bukłaczek.
- Ugh.... To dobrze...
- Zdrowie rannych trzeba opić - zaczął jeden z gwardzistów Ymira, ale czkawka skutecznie odebrała mu możliwość mówienia.
- Pamięć poległych też trza! - dorzucił inny.
- I dziedzica!
- Dziedzica? - tu odezwał się zdziwiony Wilk, sądząc że to o nim mowa.
- Dziedzic kamiennego tronu, następca Ymira Kamiennego! - chór okrzykó podniósł się wokoło, zadzwoniły metalowe kubki, szczękały topory.
- Nie chwaliłeś się - Wilk głupio wyszczerzył się do krasnoludzkiego króla, a ten odpowiedział podobnym, równie głupawym uśmiechem.

draumkona pisze...

- Ręka... - Char zamrugała i spojrzała na rękę, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z jej istnienia. Powoli zacisnęła palce, z trudem i wysiłkiem malującym się na twarzy.
- Chyba czucie w normie. Praca mięśni też... - mruknęła niepewnie oglądając teraz kończynę z kazdej strony.
- Napędziłaś nam stracha - burknął jeszcze Spirit.
Wilk ściągnął brwi. Dupek Sarriel. I na cholerę on komu?
- Patrz, jaki podobny do ciebie - Ymir parsknął wskazując władcy wiekowego wilka. Sam zainteresowany przyjrzał się bestii, ale nie skomentował. Za to upił jeszcze spory łyk miodu, który działał kojąco na obecność Sarriela obok magiczki.

draumkona pisze...

- Nie! - Char o dziwo w tej kwestii była bardzo stanowcza jak na kogoś kto przed chwilą się wybudził - Nic mu nie mów... - dodała już ciszej, uspokajając się - Pewnie coś robi, zajęty jest. Nie przeszkadzaj mu. Sam przyjdzie... - chociaż ci co znali alchemiczkę lepiej mogli w głosie wyczuć lekkie wahanie. Kłamstwo. Nie chodziło jej wcale o to, by mu nie przeszkadzać, ale by odwlec niewygodną rozmowe w czasie. Bo Wilk na pewno zapyta o to co zrobiła. Co się stało. Spyta o świątynię.
Alkohol przesłonił mu widzenie i stępił nieco umysł. Nie skojarzył dziwnej miny Szept z tym co przed chwilą usłyszała. Całe szczęście, że jakiś krasnolud pośpieszył się z nowym toastem.
- Za Ymira Kamiennego!
- Zdrowie!
- Za dziecica tronu Dolnego Królestwa!
- Za bogów!
- Za kuśki olbrzymów!

draumkona pisze...

- Ale... - Char niestety nie miała tu władzy i posłaniec nawet się nie obejrzał, za to wypruł z namiotu jak na skrzydłach - No super - burknęła.
- Cicho siedź. Powiesz cokolwiek i będzie trzeba ich wygonić, o ile w ogóle ktoś przyjdzie.
- Optymista pełną gębą - skomentowała jeszcze, posyłając alchemikowi piorunujące spojrzenie.
Posłaniec zaś wrócił z magiczką, nie zaś z elfim władcą, który był już tak bardzo pijany, że nie potrafił podnieść tyłka z kłody.

draumkona pisze...

Char o dziwo nie myślała o tym jak się wymknąć. Jeszcze. A spowodowane to było tym, że po prostu nie miała na to siły. Leżała całymi dniami i wpatrywała się w płócienny sufit namiotu, jakby ten miał jej zesłać odpowiedzi na wszystkie nurtujące ją pytania. Tak jednak nie było i alchemiczce z dnia na dzień zaczynało się coraz bardziej nudzić.
- Spirit... - zagadnęła dnia czwartego alchemika, który akurat siedział przy niej - Poszukaj Devrila. Tego nadętego bawidamka. I przyślij go tu... - co tu dużo mówić, brakowało jej jego obecności.
Po czterech dniach Wilk nadal czuł się tak, jakby miał potężnego, wiecznego kaca. Czy to była jakaś boska kara? Bolała go głowa, źle reagował na światło i hałasy, a uzdrowiciele wmawiali mu, że go przewiało. Niestety, on sam nie przyjmował tego do wiadomości i wolał szpiegować Szept.

draumkona pisze...

Char wstrzymała jeszcze Spirita, czując, że po wyjaśnieniach Heiany będzie mieć coś jeszcze do dodania do polecenia. Nie myliła się.
- Powiedz... Hm... Że DRASTYCZNIE mi się pogorszyło. I że to może być jedna z naszych ostatnich rozmów - jak oszukiwać, to na całego. Zresztą, to przecież dla jego dobra. A skoro będzie miała go obok, to nie będzie musiała wstawać, będzie mogła trochę pomajaczyć, poudawać obłożnie chorą... Może odechce mu się samobójczych misji do Królewca. Pewnie jeszcze na oklep!
Wilk mimo tego, że magiczkę szpiegował, nie krył się zbytnio. Jego szpiegowanie bardziej polegało na... Na łażeniu za nią wszędzie. Niby to załatwiał swoje sprawy, wielce zajęty pan elfi władca, ale jeśli by się spostrzec, to gdy Szept ruszała gdzie indziej, on gotów był przerwać doradcy wpół słowa i od razu ruszyć za nią by znaleźć kolejne wyimaginowane zajęcie.
Tym razem znów rozmawiała z tym nadętym dupkiem Sarrielem. Wyperfumowany laluś. Fuj. Jak ona może go lubić?

draumkona pisze...

Char posłała mu spojrzenie godne niewiniątka, zupełnie jakby to nie ona zleciła przekazanie drastyczniejszej wersji.
- Nie chciałeś przyjśc po dobroci, to masz. Poza tym... Chciałam żebyś przyszedł. - podniosła się na łokciach i przyjrzała podnoszącej się z ziemi Heianie - Mówią, że już chcesz jechać. Chciałeś uciec bez słowa?
- Cholerna szkoda - tylko tyle zdołał usłyszeć Wilk, a podatny na takie rzeczy umysł od razu podsunął gotową wersję wydarzeń. Sarriel tak naprawdę podkochiwał się w JEGO magiczce, ściągnął ją tu tylko po to żeby mu ją zabrać i teraz realizuje ten plan. Wyperfumowany, nadęty...
- Panie! - jakiś zdyszany posłaniec dopadł do Wilka - złe wieści.
- Mów
- Alchemiczce się drastycznie pogorszyło - wydyszał elf, któy zasłyszał tylko kawałek rozmowy Devrila i Spirita. Kłamstwo ma krótkie nogi, a oszustwo wydawało się wcale nie wychodzić na tym lepiej.

LamiMummy pisze...

-Tak czy inaczej trzeba coś zrobić by tego człowieka znaleźć! -postanowiła przejść do działania -Póki co mamy tylko czcze przypuszczenia. Trzeba... coś zrobić by tego kogoś złapać. Hm... Ty, panie, gdy będziesz tutaj siedzieć będziesz łatwym do monitorowania celem. Podobnie jak ja... tyle, że ja muszę plątać się gdzieś indziej by ewentualny zamach tym razem nie pomylić. Kurcze... to... źle brzmi. -skrzywiła się -No wiesz... zamach. Trzeba coś... zdecydować. Jak działamy? Może łatwiej będzie udać, że nic się nie stało, nic nie podejrzewamy i wszystko dokładniej oglądać. Masz przecież tu zaufanych przyjaciół. Ja może przejdę się do tej karczmy. Będę łatwym łupem...
Nie widziała innego wyjścia. Trzeba było coś robić, a nie rozmyślać na próżno kto i dlaczego to mógł zrobić. Nie mieli żadnych przecież poszlak prócz przypuszczeń, a siedząc i gdybając ludzie w ich otoczeniu szybko się pomarszczą i zestarzeją. Może nie elfy, ale ludzie? Oj tak.

Silva pisze...

I.
- Piątki dzieci, Łazęga, piątki szkrabów z twoim mózgiem i wyglądem Heiany. I chędożenia. Macie tu burdel, Staruszek? Bo jak chędożyć, to ino z babami. Cytatymi babami. Ty nie widział, ale Łazęga mówi, że ma. Ale ni ma. Bo jej nie chędożył. Ino maślane ślepia robi. Ma za małą kuśkę, żeby wsadzić, wisz? I za duży jęzor, którym chlapie bezmyślnie. Rozumisz, Staruszek? Też masz tak. A może dlatego on dziwny? Bo kuśka za mała była?
Maltorn przekrzywił głowę, nawet nie podnosząc jej ze stołu; głowa kowalowi ciążyła i skutecznie uniemożliwiała mu jakikolwiek ruch, a najchętniej to by sobie poszedł spać, ale przecież do miękkiego wyrka było daleko. Mruknął więc tylko coś pod nosem i schował twarz w ramionach ułożonych na blacie stołu. Najwyraźniej przytyk o małej kuście został stłamszony przez gorzałeczkę, albo po prostu kowal był mądrzejszy i nie drążył tematu.
- Tyle gadania o kuśkach… Midar, może tyś wyposzczony? Baby ci trzeba, a? - najemnik przechylił się na krześle i zajrzał pod stół, gdzie na podłodze ni to siedział ni to leżał krasnolud wygłaszający swoje mądrości z głębi buta.
- Synek, zostaw świętoszka. Toć widzisz, że mu kuśka rdzewieje i męczy innych - w tym momencie chyba coś ugryzło kowala w nogę, bo jej właściciel podskoczył, trzasnął coś stopą, może nogę stołu, a może upierdliwego krasnoluda z niewyparzoną gębą, co mu tu insynuuje, że jego synek to niedorobiony chłopak. - Dzieciaki. Jeden głupi, drugi papla - Maltorn machnął na nich ręką i zaczął nucić jakąś piosenkę pod nosem.
- Brzeszczot? Tyś mi do bukłaku naszczał? A fe! To jedyne miejsce, gdzie twoja kuśka się klinuje? Ktoś ci ją urwie kiedy, Łazęga. To zdrowie młodej pary!
- Ty nic włochaty i pijany krasnoludzie nie rozumiesz… - najemnik znów zaczął machać rękami; wypił chyba najmniej z całej trójki, może dlatego wciąż kojarzył co i dlaczego mówi, ale gorzałeczka zdążyła już uderzyć mu do głowy i rozwiązać język, o czym rano zapewne nie będzie pamiętał - Taka Heiana, aż strach podejść, czy rączkę wyciągnąć - spojrzawszy na dłoń, najemnik westchnął - Brudna. Od krwi, kurzu. Zniszczona od miecza i rozbijania głów. Szorstka taka, drapiąca. I ja głupi najemnik miałby z nią? Przecież ród to by ją wyklął. Do tego taka krucha jest, i co, miałby ją ciągać po świecie? Ja w miejscu nie usiedzę. Noszę brudne łachy i klnę jak krasnolud. Nigdy nie będę elfem, jakim chce mnie zrobić. Kurde, ja to bym jej nieba przychylił tymi moimi łapskami zdartymi, na rękach nosił, dałbym jej nawet moją poduszkę jakby potrzebowała dwóch i podzieliłbym się kocykiem. I rzucił w cholerę picie z tobą głupi krasnoludzie.

Silva pisze...

II.
Może ja powinienem ją porwać? Tak o, na wyspę jakąś, tę moją kochaną uzdrowicielkę. W sumie nie wyszłoby. Ją by ciągła, a i ja bym na dupsku nie wysiedział… Dupa.
- Pierdolisz synek - Maltorn przebudził się z drzemki; na policzku odciśnięty miał korek od gąsiorka ze znakiem piwowara - Jam jest przykład, że pierdolisz. Jak kochasz to wal polityczną poprawność.
- Łatwo ci, kurde, mówić. Matka to machnęła ręką na elfy, a one i tak ją szanują, cholerną drzewną panią. Heiana tego nie zrobi. Elfy to cały jej świat. Nie wlezę tam z buciorami.
- Głupi jesteś. Kochasz babę… elfkę… A idź - kowal machną ręką na niezdecydowanego syna.
- Sami jesteście głupi…
Skrzypnęły drzwi. Kto zapomniał je zamknąć? Jeśli to wieśniacy? Najemnikowi nawet nie chciało się wstawać, by sprawdzić. Siedział tylko na krześle, przechylając do tyłu głowę, by zobaczyć kto ich odwiedził. Dobrze, że widział tylko magiczkę, bo jeśli to, co mówił przed chwilą usłyszałaby… O, zza królowej głowę wysunęła uzdrowicielka. Cholercia. A oni tu o kuśkach, chędożeniu i kochaniu elfek. Gdzie jest piwo? Upije się do nieprzytomności i w nosie będzie miał wszystko.
- La… la… la… - Brzeszczot zaczął mruczeć pod nosem, udając że nic nie powiedział, że wcale nie padły słowa, które wypowiedział; jakby co to nie on, on tylko pije, macha rękami i siedzi sobie na krzesełku. - Wlazł kotek na płotek i…
- Królowa miłościwa… - Kowal jęknął żałośnie, patrząc czerwonymi oczami na magiczkę, która na progu stanęła. Drgnęła mu broda, a przepite wargi zaczęły się trząść, zaraz też zawył pełen rozpaczy. - Mości magiczko! - trochę seplenił, trochę się jąkał - Bo wioska cała przeciw mnie! Wsyscy na mnie, rozumiesz? Wszyscy! A jak im nie pozabierałem… A oni przychodzą i przychodzą! - nagle kowal się zerwał, podniósł, ale zaraz opadł na krzesło, łapiąc się za głowę - Drzwi zamykać, bo przylezą i będą prosić! Zamykać! A ja im nic… A oni przychodzą i proszą. Odrin pozabierał, a mnie męczą - Maltorn pociągnął nosem, złapał ręką butelkę po krasnoludzkim winie, potrząsnął i przechylił nad kubkiem; niestety do naczynia wpadło tylko kilka kropel. - Synku, syneczku, przynieś tatusiowi… i elfką... gorzałeczkę z kredensu, co w tatusiowej sypialni stoi.

~~
- Jak to jest, że nikt ci rąk nie uciął, ani karku nie przetrącił, co? Leziesz do obcego jak głupia ćma do światła - targając jak wór ziemniaków karzełka, Corvo przeskoczył nad zarośniętym rowem, kierując się ku polnej dróżce, która zaprowadzi ich do wioski i mostku, po którym przejdą aby dostać się do kowalowego domu. Jeszcze trzeba będzie pogonić te męczące dzieciaki, co same znaleźć niczego nie potrafią. I jeszcze zażądały całej złotej monety! A Młotoręki na pewno już im zapłacił, a te paskudy jeszcze jego oskubały, chociaż same poprosiły o pomoc.
Palec w oku sprawił, że Corvo zawył, puszczając karzełka. Z łzawiącym okiem, mrugając co chwila, próbował odnaleźć go pośród traw. Nie musiał szukać. Odrin zaraz wrócił.
- Patrz! Jesteś głodny?
Corvo zaklął, przecierając oko. Uniósłbrew i o dziwo po chwili sięgnął po wijącą się glistę, łapiąc ją między palce. Sroga mina i czerwone oko jakoś nieszczególnie pasowały do bladej twarzy i rozczochranej czarnej czupryny. - Głodny? - powtórzył nachylając się nad karzełkiem i ku zdziwieniu bogów, wsadził biednemu Odrinowi zwierzątko do nosa. - Sam sobie zjedz, a nie szukaj łosi.

ofelia pisze...

- Moja matka? Nazywała go Okiem Wszechświata, a ja po prostu Oczkiem. Kiedyś... tak dziwnie rozbłysł na niebiesko, tak mocniej - wspominała Nicole. - Szept, mówisz, że masz więź ze zwierzętami, prawda? - Ta tylko pokiwała głową, więc mówiłam nadal - Widziałaś kiedyś rysia? Rozmawiałaś z nim? Mama mi opowiadała, że to też jest żywy ryś, ale najpierw musi spotkać innego...
[Oj, mam trudności z dokładnym opisaniem sytuacji :D ]

draumkona pisze...

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że pojadę z tobą? - spytała uprzejmym tonem, jakby właśnie bawili w Twierdzy i rozmawiali o pogodzie. Nawet uśmiech miała ten sam, niezobowiązujący, całkiem niemalże bezmyślny, ale Devril wiedzieć mógł, że jest to czysta groźba sama w sobie. Zwłaszcza, że spojrzenie ciskało gromy, jakby arystokrata już właśnie odjeżdżał.
- Na krnąbrnych arystokratów pewnie mają jakieś specjalne kaftany. Takie uniemożliwiające ruch rąk, śliczne, białe. Spodobają ci się.
Wilk był rozdarty. Uczucie to towarzyszyło mu coraz częściej i powoli nawet przestawało go irytować. Godził się z tym, że rozdwoić się nie może, choćby nie wiadomo jak mocno się starał i próbował.
- Idę - mruknął do zwiadowcy, samemu jeszcze oglądając się na magiczkę. Pewnie chciałaby wiedzieć, że z alchemiczką jest coś nie tak, ale... Niech sobie tu zostanie. Nie powie jej.
Tak, Wilk ewidentnie chciał tu komuś zrobić na złość. I rzecz jasna wcale nie chodziło tu o to, że Sarriel wygłasza swoje teorie tak otwarcie.

Aed pisze...

[Żadna zapyziała, chyląca się ku ziemi karczma nie doczekała się ładniejszego opisu. xD
Dla mnie mości klient mógłby być którymś z Twoich. Mój móżdżek jest silnie uodporniony na kreatywność, jak pieszczotliwie wypowiadam się o swoim lenistwie. Po ludzku rzecz ujmując: nie mam żadnej postaci, którą mogłabym obsadzić tę rolę. I nie „obstawiam” żadnej z Twoich – to tak z miłości do improwizacji. Dowolność i dalsze niańczenie mnie – oto, co oferuję. :P
Nic ciekawszego nie udało mi się wymyślić, a nie mogę odwlekać odpisywania w nieskończoność. Przepraszam, że zajęło mi to tyle czasu – teraz przechodzę w stan warzywa, nic mi się nie chce, a poza tym musiałam doczytać książkę, bo umarłabym z ciekawości (co z tego, że to naiwne, młodzieżowe niby-fantasy o fabule prostej jak konstrukcja cepa? Aedówka i tak się przejmie wszystkim, co tam autor powypisywał).
Część pierwsza z dwóch:]

- Skoro stawia, to grzech przeciwko bogom odmówić.
Chuchro uniósł brwi i wzruszył ramionami jak ktoś, kto nie ma nic lepszego do roboty. Wymijając nieliczne stoły i ławy, podszedł do szynku, wdrapał się na stołek i położył ręce na ladzie, splatając dłonie. Zaszczycił karczmarza wyczekującym, sugestywnym spojrzeniem. Posiedział tak chwilę, po czym spuścił wzrok i uśmiechnął się do siebie z sobie tylko wiadomego powodu. – Dajcie coś dobrego na rozgrzanie. Chłodno dziś. Zapłacę – dorzucił, co by nie było wątpliwości. Szynkarz zniknął za drzwiami prowadzącymi na zaplecze. Widocznie nie chciał ryzykować, częstując kolejnego gościa popłuczynami. Na odchodne obdarzył krasnoluda spojrzeniem mówiącym „Od tego gówniarza mógłbyś się pan kultury uczyć”.
Aed nie szukał kłopotów. Nie chciał wzbudzać większego zainteresowania, nie miał ochoty nawet na sprzeczkę z oszukującym klientelę karczmarzem. Szukał zleceniodawcy, a tego tu nie było. Cóż, mówi się „trudno”, w końcu umówiona godzina jeszcze nie minęła. Postanowił zabawić tu chwilę. W ostateczności mógł sobie na to pozwolić, a więcej niż „w ostateczności” nie potrzebował, by podjąć taką, a nie inną decyzję.
Zastanowiło go natomiast pozbawione ogródek zaproszenie krasnoluda, by się przysiadł. Brudnej krwi nie darzono nadmierną sympatią, a jeśli już, to i tak publicznie nie okazywano jej zbyt wylewnie. A tu proszę. Chyba chuchro polubi tego jegomościa.
Starzec w skupieniu nalał mu grzanego wina, wszystkie, przecież rutynowe dla niego czynności wykonując nadzwyczaj ostrożnie. Zmierzył mieszańca badawczym spojrzeniem, zastanawiając się, czy i jemu zbierze się na marudzenie. Jego zdaniem krasnolud zachowywał się, jakby wszyscy szynkarze w całej Keronii byli wzorami uczciwości. Jakoś trzeba zarabiać, czasy nie należą do lekkich.
- Przejazdem? – Aed zagadnął lakonicznie, nim pociągnął pierwszy łyk grzańca. Trunek okazał się po prostu ciepłym winem, pozbawionym jakichkolwiek dodatków. – Ja, jeśli okoliczności pozwolą, jeszcze dziś ruszam w dalszą drogę – dodał, nie chcąc zachowywać się jak śledczy.
- Nie słychać czegoś o ofercie pracy? – mieszaniec zwrócił się teraz do karczmarza, sugestywnie kładąc dłoń na głowicy przypasanego do boku miecza. Po chwili jednak przyszło mu do głowy, że krasnoludowi sztuka obracania toporem z pewnością nie jest obca, więc zapytał także jego: – Nie szuka tu ktoś najemnego ostrza?
Siwowłosy wzruszył ramionami.
- Nic mi nie wiadomo na ten temat. Ale jeśli coś zasłyszę, to powiadomię.
Przybysz nie wybrzydzał. W mniemaniu podenerwowanego szynkarza był klientem, którego trzeba przepisowo obsługiwać, bo mógł tu zostawić trochę pieniędzy. Rzecz jasna trzeba było je z niego umiejętnie wyciągnąć, bo najemnicy przeważnie należeli do ludzi oszczędnych. Co jak co, ale wyćwiczonym przez lata cwaniactwem karczmarz mógł się pochwalić. Nawet uczciwość potrafił wykorzystać, by zdobyć czyjeś zaufanie, a potem wykorzystać je w dowolny sposób i w dowolnym celu. Rzecz jasna najczęściej owym celem był zysk.

Aed pisze...

[Część druga.]

Dopiero teraz, kiedy mógł usiąść na koślawym zydlu, oprzeć podbródek na splecionych dłoniach i od czasu do czasu sączyć grzane wino zamiast tkwić na końskim grzbiecie, Aed poczuł, jak jest znużony podróżą. Mógł rozluźnić kark, zesztywniały od mimowolnego kulenia się przed podmuchami chłodnego wiatru. Mógł przestać poruszać się w rytm kroku wierzchowca i wreszcie mógł przestać narzekać na to, że gniadosz rwie się do przodu i za bardzo podrzuca go w siodle, a srokata zwalnia, kiedy tylko zwęszy nadarzającą się okazję, i powłóczy nogami, co i rusz potykając się o jakiś kamień.
Mapy nie dostaną nóg, nie uciekną. Skopiowane z taką precyzją, że mucha nie siada, zwinięte, czekały w skórzanej tubie, przytroczonej do siodła srokatej. Pomijając fałszerza, nikt o nich nie wiedział. Ani o tym, że części przejść nie przeniesiono na nowy egzemplarz. Ani o tym, że zrezygnowano z graficznego rozróżnienia zawalonych i nietkniętych przez czas ani ludzką rękę korytarzy.
Aed nie uwzględnił jednego – swojego irracjonalnie ogromnego pecha.

Nefryt pisze...

Zasępiłem się. Gdybym przed wyprawą do Quingheny nie był na devealańskim dworze, zapewne miałbym zupełnie inny stosunek do całej sprawy. Kiedy wcześniej byłem w stolicy, wiele rzeczy wyglądało inaczej. Nie chciałem mówić o tym Cieniowi, ani w ogóle, nikomu spoza kraju. Do tej pory mam w głowie nieprzyjemny chaos, mieszankę myśli, podejrzeń i teorii. Źle się z tym czuję.
- Nie wiem, jak oni to widzą. To znaczy, mam wrażenie… Podkreślam, to tylko przypuszczenie, że władza króla jest w rzeczywistości mniejsza, niż przewiduje to konstytucja. Możliwe, że te „wahania” zależą od tego, kto w danym momencie jest silniejszy w Zgromadzeniu.
Wcale nie byłem tego pewien. W stolicy byłem zaledwie kilka godzin, ale sytuacja, delikatnie mówiąc, niezbyt mi się podobała.
I jeszcze lennicy. Jeżeli Ervonbery i Werns nie zapłacą swoich części, będę musiał rozmawiać z nimi inaczej.
- Czy Bractwo ma rzeczywisty interes w popieraniu gubernatora na dłuższą metę?
Podejrzewałem, że tak.
Też wolałabym nie wchodzić w zatarg z gubernatorem. Przynajmniej nie jawnie. Swoją drogą, zabawne, że chaos w moje jasne dotychczas plany wprowadził nie kto inny, jak kerońska wariatka. W ogóle, ciekawa rzecz z tymi kobietami: ładne, czy wypłoszowate, kochane, czy wredne, wszystkie przynoszą kłopoty.
Uśmiechnąłem się.
- W porządku. A jeśli chodzi o moją propozycję… Byłoby dla mnie wygodniej, gdyby Keronia podpisała porozumienie z rodem Kha’san, a Wirginia zachowała porozumienie z cesarzem Quingheny. No i Nefryt. Dobrze było, żeby wróciła do Keronii, mimo że sieje trochę fermentu. Co do Ducha, może warto byłoby wykorzystać okazję i dowiedzieć się ile wie i na jakim etapie naprawdę jest Ruch Oporu. Reszta jest mi obojętna. Co do ceny… Czekam na propozycję. Zobaczę, czy dam radę tyle zorganizować. I czy będzie warto. Rozumiem, że część pieniędzy Bractwo będzie chciało dostać przed misją? – zapytałem na wszelki wypadek. Jeśli tak, będę musiał popędzić Wernsa. Albo sprzedać jakąś wieś Madremowi. Zdecydowanie wolałbym to pierwsze. Po tym, jak Madrem przez rok się ze mną procesował o przesunięcie granicy między naszymi prowincjami o kilka metrów, wolałbym nie odsprzedawać mu ani kamyka.
~*~
Widząc żałosne, naprawdę żałosne spojrzenie Devrila, tą bezradność i ciamajdowatość, wypisana na jego twarzy, musiałam się powstrzymać, żeby nie parsknąć śmiechem. Nie ma co, zdolny facet. Aktor pierwsza klasa.
- Dziękuję, poradzę sobie – odpowiedziałam uprzejmie, choć raczej chłodno. Kilka pytań. Kurczę. Tego się właśnie obawiam, że będzie miał „kilka pytań”. Oby łatwych. I neutralnych. I takich, żeby nie mówić niczego, czego nie można. I…
Uspokój się.
Weszłam do szalupy. Usiadłam. Proste czynności, ale i tak trzęsły mi się ręce.
Swoja drogą, ciekawe, czy jako „ja” powinnam rozumieć po quingheńsku? A jeżeli tak, to czy moja mierna znajomość języka wystarczy, żebym nie powiedziała jakiś głupot. Bo o ile dobrze znałam wirgiński, o tyle mój quingheński ograniczał się do rozumienia kontekstu. Próbowałam przypomnieć sobie jakieś słówka. Kiepsko. Cholerka, uczyłam się trochę przed wyjazdem! Kojarzyłam raczej proste zwroty. Wygląda na to, że rozmowa ze mną nie będzie zbyt ciekawa niezależnie od tego, ile będę chciała powiedzieć.

[Najpierw ja się wyczekałam, potem ty ;)
Współczuję czasochłonnego stażu. Zawsze masz tak ciężko, czy to raczej przejściowa sytuacja?]

Rosa pisze...

[To jeśli chodzi o moje postacie to tak:
Narius to zagorzały patriota, nie widzi nic po za Wirginią. Próbuje dostać się do wojska, ale na razie mu to nie wyszło. Można powiedzieć, że kręci się po całej Keronii.
Można by go połączyć z Lucienem, chociaż nie wiem jak by to wyglądało bo Narius „kocha” sprowadzać kłopoty…
Isleen mieszka w Królewcu, chociaż z wytłumaczeniem może znaleźć się i gdzie indziej. Ostatnio miała problemy z władzą Keronii, można się tego zaczepić. I oczywiście pozostaje wątek ze straconymi wspomnieniami…
Masz może jakiś konkretniejszy pomysł?]

draumkona pisze...

- Spróbuj tylko - parsknęła Char dmuchając w opadające na oczy włosy. Na pewno nie da się zgubić. Nie i koniec.
Zaś to co mówiła Heiana... Tęsknie spojrzała na klapę namiotu. Trzy dni ma tu jeszcze gnić? Prędzej umrze, co chyba nie wydawało się wcale takie niepewne.
- Świeże powietrze by mi pomogło, a tutaj tylko leżę i gniję. I dostaję odleżyn - burknęła, zła na wszystkich, bo w nikim sprzymierzeńca nie widziała. Wszyscy tylko mówili, że ma leżeć.
Do demona z nimi.
Wilk wpadł do namiotu własnie w momencie, kiedy Char wyklinała wszystkich w myśli i zagapił się na siostrę. Nie wyglądała jakby...
- Co się dzieje? - spytał jeszcze, marszcząc brwi i zerkając na Heianę. Ta też nie wyglądała jakby coś się rzeczywiście działo.
- Nic? - odpowiedziała mu Char - Każą mi tu gnić!
- Ale nie umierasz?
- Nie.
- A mi posłaniec powiedział, że ledwo się trzymasz... - zmieszał się nieco, że dał się tak łatwo podejść. A przecież utrzymywał, że alchemiczka jest mu nieco obojętna.

draumkona pisze...

Mimowolnie się skrzywił słysząc miano magiczki. Została z tym, tym... Z tym trollem górskim o białej czuprynie, niech go demony i malaria.
- Szept jest cała... - mruknął drapiąc się pod karku i podchodząc niepewnie do łóżka Vetinari, która nadal była wyjątkowo niezadowolona.
- Musze tu gnić jeszcze trzy dni.
- Takie to straszne?
- Wyobraź sobie, że leżysz tydzień w łóżku i nie możesz nic zrobić. Nawet chędożyć.
- I tak nie masz kogo...
- No fakt... - mruknęła Char zerkając w stronę Devrila.
- Odbudowa... - Wilk się zawiesił i musiał nawet chwilę pomyśleć - Nie wiem. To nie moje miasto, znaczy, formoalnie moje, ale... Pytaj Szept. A o atakach niewiele wiadomo. Orki to orki, ale... MOże coś wspólnego z tym ma Bractwo? Sam nie wiem. I nie wiem czy chce wiedzieć.

draumkona pisze...

- Póki co, to dyskutują o małżeństwie - burknął Wilk, wiaodmo zły, bo elfiak przystawiał mu się do żony. I zamiast omawiac kwestie obrony, to oni... Do demona.
- Idę sprawdzić umocnienia. Cokolwiek - mruknął Wilk i opuścił namiot w trybie ekspresowym. Devril z Char zostali sami.
- No... Poczekasz na mnie? Musze wygrzebać się z tego łóżka i już, póki Heiany nie ma... - ktoś tu chyba próbował sprzeciwić się postanowioniom kuzynki magiczki. Nawet udało jej się podnieść do siadu.
- Pomóż mi. Bo stąd nigdy nie wyjedziemy.

draumkona pisze...

- Devril! Do demona! Nie będę tu gnić kolejne trzy dni. Prędzej mnie gobliny zjedzą - alchemiczka powierciła się chwilę na posłaniu, dpiero potem spuściła nogi na ziemię i udało jej się podnieść. Nieco chwiejnie, bo dawno nie wstawała, ale jednak.
- No. Muszę się przejść, bo szlag mnie trafi. Chyba nie chcesz, żeby mi się pogorszyło? - spytała niewinnie trzepocząc rzęsami - Ale mógłbyś mi pomóc iść, bo mam coś dziwnego z nogą. Chyba mi zdrętwiała....
Wilk też miał problemy z odnalezieniem magiczki. Nie było jej tam, gdzie ją zostawił, nie było jej w śród zwiadowców... W końcu zaś odnalazł ją samą. Przynajmniej tak mu się wydawało, dopóki w polu widzenia nie pojawił się przeklęty cudak, Sarriel.
Znajdowali się nieopodal obozowiska wojsk, na tyle blisko by w razie czego być gotowym do ataku,a na tyle daleko, by nie być narażonym na wciągnięcie w pijańskie krasnoludzkie burdy.
Sarriel zapewne coś magiczce tłumaczył, może rozmawiali na jakiś ważny temat, ale dla Wilka wyglądało to dość jednoznacznie.
I oczywiście niezbyt mu się to podobało.

draumkona pisze...

- Ty bezduszniku - zarzuciła mu, nie mając zamiaru poddać się bez walki i tak Winters mógł próbować położyć ją z powrotem, ale bez większego skutku - Wolałbyś żeby zjadły mnie gobliny? Poza tym, każdy chory potrzebuje... Trochę wysiłku i świeżego powietrza - biedna Char zasapała się jednocześnie siłując się z arystokratą i mówiąc, przez co ten zyskał na ułamek sekundy przewagę. To wystarczyło, bo powalił ja z powrotem na posłanie. Pech chciał, że i on na nim się znalazł. A konkretnie, nie na posłaniu, a na biednej alchemiczce.
Wilk zaczął podłsuchiwać. Teoretycznie, było t niegodne na jego pozycji, powinien ogólnie jakoś zręcznie Sarriela wmanerwować w jakieś bagno i powiesić, ale... Ale on w Bractwie nauczył się, że czasem niektóych wrogów warto zachować przy życiu. Choćby po to, by zabić ich później, kiedy nadejdzie naprawdę krytyczna sytuacja.
- Kiedy zburzono Irandal? Ile lat minęło? Jak szybko postanowiono o odbudowie stolicy po jej zburzeniu? - przymknął oczy. Sarriel chyba nie rozumiał jednego. Irandal... To nigdy nie była stolica. Nie było to... Nie wiedział jak t nazwać. Ale jak na jego gust, stolica przez samą swoją nazwę zasługiwała na natychmiastowa odbudowę. Zresztą, elfy na to liczyły. Nikt już nie pamiętał o Iran, chyba, że jego byli mieszkańcy jak Sarriel, czy Szept.
Mimo wszytskich uprzedzeń i niechęci, podszedł. Znienacka, jak Cień. Cicho, bezszelestnie. I po prostu stał, nieco za plecami Sarriela słuchając jakie to interesujące poglądy ma jeszcze do wygłoszenia.

draumkona pisze...

- Powietrze tu wcale nie jest takie świeże. Pachnie... Szpitalem. A ja nie lubię tego zapachu - o dziwo jednak, nie wstała. Nie poruszyła się ani o centymetr odkąd Devril znalazł sie tak blisko niej. Czuła jego zapach, czuła ciepło ciała... Tak było dobrze.
- Jak już chcesz, żebym tu została t ty musisz zostać ze mną. W innym wypadku możesz być pewien, że pójdę za tobą.
Świetnie. Więc wyglądało na to, że Sarriel usiłuje przekonac Szept do wyższości Irandal nad Atax. Świetnie. Pięknie po prostu.
- Czasami lepiej się czaić. Słychać wtedy zdecydowanie więcej - obdarzył Sarriela długim, wielce znaczącym spojrzeniem, jakby rozważał, czy nalezy go ściąć pod zarzutem zdrady, czy może jednak najpierw uraczyć wizytą w podziemiach i prywatną randką z katem.
- Szukali cię - mruknął jeszcze, ruszając w ślad za magiczką.

draumkona pisze...

- A od kiedy tak bardzo dbasz o moją reputację? - spytała cicho, układając się wygodniej na posłaniu.
- Skoro będziesz tu leżał, to mogę zostać... Chociaż nadal twierdzę, że przydałoby mi się trochę ruchu. Jakiś spacer, czy coś w tym stylu, bo mi mięśnie zastaną i zapomną jak się ruszało. I będzie klops... - chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, jakie skojarzenia może mieć Devril. A może właśnie doskonale o tym wiedziała?
- Coś nowego... - mruknął, ale niezbyt mu to pomogło zebrać myśli - Wracam do Atax - rzucił lekko, a widząc spojrzenie Szept, umilkł. W zasadzie... Rozważał to parę razy. Ale uparł się, że jej nie zostawi. zemu to więc powiedział?
- Nie ważne. Heiana cię szukała. Zwiadowcy coś tylko wspominali.

Silva pisze...

I.
- Może wam już wystarczy? Jutro porozmawiam z Odrinem. Część rzeczy na pewno się odnajdzie. Karzełek kolekcjonuje, nie sprzedaje.
- Część? - kowal zbladł, chociaż i tak nigdy nie był opalony słońcem; siedząc w kuźni rzadko miał okazję przebywać na zewnątrz, chociaż gdy nadchodziła pora żniw pracował na polach przy zbiorach, ale jego spalona czerwona skóra szybko znów robiła się blada. Siadając na krześle, wyglądał jakby się miał zaraz rozpłakać - Ale jak to część? Co z resztą? Przecież oni będą chcieli odzyskać wszystko! - pełen rozpaczy jęk Maltorna brzmiał jakby ktoś zarzynał prosię; kiedy uświadomił sobie, że ma przerąbane, a spity umysł podsunął mu jeszcze widły, pochodnie i wściekłych wieśniaków pod domem, rządnych jego głowy, spochmurniał.
- I widzisz, co żeś narobiła, wredna długoucho? - o, przerzućmy się na Szept, stwierdził pan najemnik. Magiczka to dobra odmiana, może nikt nie będzie pamiętał, co gadał przed chwilą. Ostatecznie, przecież on i ona się nie lubili, nie? Ona kula u nogi, a on kudłaty zwierzak, co go wynajął stary mag, prawda? No. - Tatku, nic się nie martw. Moje słowo, że odda wszystko ten nasz złodziejaszek! - i tutaj najemnik rycersko uderzył pięścią w serce, aby dodać swoim słowom mocy i głębszego znaczenia i wszystko byłoby dobrze, gdyby przy tym nie zachwiał się i prawie nie wyrżnął czołem o kant stołu. Brawo. Szczęście, że Dar ojca ma sprytnego, bo inaczej ktoś inny miałby okazję pochwalić się swoim uzdrawianiem.
- Oni jutro będą chorzy - rzeczowe stwierdzenie, po głupim pokazie ewentualnego małżonka i prawdopodobnego pana teścia. Dobra prezentacja rodziny - zawsze ważna sprawa i nie można o niej zapomnieć. Co prawda brakuje możliwej pani teściowej, ale kolejny szalony członek tej rodziny i dom kowala gotów pęknąć od nadmiaru.
- Wale nie chorzy, kochanieńka - kowal uśmiechnął się, chociaż jeszcze przed chwilą wyglądał tak, jakby miał się załamać, wpaść w depresję i schować w piwniczce na zawsze - Będziemy śmierdzieć gorzałką, a po głowach harcować nam będą skrzaty w okutych buciorach i będziemy klnąc jak ogry i pomstować na bogów, że nas pokarali - a wszystko to Mal powiedział z uroczym uśmiechem, zajadając się między słowami kiełbaską z cebulą, zimną już całkiem, ale nadal smaczną dla głodnego żołądka, w którym pływa jedynie gorzałka.
- Pokarało nas Odrinem i Moczymordą… - Dar jeszcze nie wiedział o półolbrzymie, bo zapewne dodałby jeszcze stosowne zdanie o nim. - Wyposzczonym krasnoludem…

Silva pisze...

II.
- Kto tu wyposzczony? Nawet twoja baba przed tobą ucieka. A ty chciałeś wywozić na wyspę. Nawet byś, łamago jedna, kroku nie zrobił, a nie elfkę złapał. Baba-chłop normalnie, jak się patrzy.
Dziwny dźwięk przerwał krasnoludowi jego życiowe, pijackie mądrości. Moczymorda, co to sobie siedział na kawałku podłogi*, obok przewróconego krzesła, wśród pustych gąsiorków po winie i samogonie, rozbitych butelkach po gorzałce i stojących o dziwo w rządku beczułkach pachnących przedziwną mieszanką orzechów i czymś, co cuchnęło jak ogrze szczochy, powinien pomyśleć o wsadzeniu sobie pyskatego jęzora w buty.
Brzeszczota każdy zna, bardziej lub mniej, nie powinni się więc dziwić ci, dla których jest przyjacielem, że najemnik mający stalowe nerwy w końcu nie wytrzymał i nawet gorzałka nie była wstanie usadzić go na miejscu. Jednego wieczora obrażono jego ojca, do tego słowami, za które powinno się powiesić za jaja, potem aluzje go jego uzdrowicielki, za co mordę obić to mało i do tego jeszcze najemnikowa duma została zraniona, za co należy się flaki wypruć. Szczęście, że Dar nie był olbrzymem. Tak to tylko poderwał się z krzesła i pana krasnoluda walnął pięścią w szczękę, co by wreszcie się zamknął i przestał paplać jęzorem. Nawrzeszczał do tego na Midara łapiąc go za przód koszuli, że ojca mu obraża, że uzdrowicielki się czepia i on najemnik, nawet pijany, na to nie pozwoli i sobie nie życzy takiej Moczymordowej wredności. Dodał jeszcze, że Maltorn go (krasnoluda) ugościł, poczęstował jadłem i z piwniczki jak synowi pić pozwolił, do kubka gorzałeczki z nim przysiadł, a on (krasnolud) tak dziękuje za kowalską dobroć? Odwdzięczając się złym słowem i przykrościami?
Brzeszczot tego nie zdzierżył. Niech tylko Midar doda coś jeszcze, niech tylko słówko piśnie o jego rodzinie, albo jego wrednych i upartych elfkach to normalnie krasnoludowi krótkie nóżki z dupy powyrywa, obetnie brodę, urwie jęzor i rzuci psom na pożarcie, a Moczymordę obije jak kwaśne jabłko.
No.
Najemnik sapiąc i wciąż trzymając krasnoluda, któremu się oberwało, oddychał jak smok i złość najwyraźniej przyćmiła otumaniony gorzałką umysł, bo zdawało się, że w chwili obecnej pijackie upojenie wyparowało, pozostawiając jedynie parującą złość.
Maltorn wyglądał na zrezygnowanego. Nie był zdziwiony, tak po prawdzie to zaskoczyło go to, że jego syn tak długo wytrzymał i że zaraz po pierwszych słowach nie przygrzmocił pięścią krasnoludowi. I nie dość, że kowala posądzono o kradzież rzeczy ważnych i takich, co to do niczego nie nadają, to jeszcze dorzucą mu do tego pijackie burdy, awantury i sprowadzanie szemranego towarzystwa do wioski, a na końcu zaciągną go na plac pod drzewem i tam osądzą wraz z wioskową starszyzną. Ktoś kiedyś powiedział, że życie kowala to spokojne zajęcie, siedzenie w kuźni, gdzie jedynym na co trzeba uważać jest ogień i własne palce, których nie powinno się przybijać. Ten ktoś chyba nic nie wiedział o życiu kowala, albo nie pomyślał, że wszystko może zależeć od otoczenia - wrednych, małych karzełków na przykład i upitych, pyskatych krasnoludów chociażby, elfów i synów mieszańców.

Silva pisze...

III.
~~
- Bo mają wielką pięść, a mózg jak orzeszek. Ja mały, ale mądrzejszy. Pięści umknę.
- Znajdziesz wymówkę na wszystko, co? - Corvo co prawda o pustej sakiewce dowie się dopiero, gdy zajdzie potrzeba wyciągnięcia z niej kilku groszy, ale chociaż miał tyle rozsądku, by karzełka złapać za rękę, zacisnąć na niej mocno palce i trzymać, aż dojdą do wioski, co by mu nie uciekła mała paskuda. - Jak dla mnie, to ty jesteś złodziej i grabieżca. Nawet robaczka ukradłeś, a potem chciałeś, by umarł.
Wioska wiatraków leniwie kryła się w szarości nadciągającego zmierzchu; wiatr zerwawszy się ze wschodu, niósł zapowiedź zmiany pogody na gorszą, a chłodniejsze powietrze przyniosło odrobinę wytchnienia po parnym, gorącym dniu wiosny, która chyba na jeden dzień podarowała światu samo słońce. Kłęby mgły zaczęły ciągnąć od strony strumienia, opadając w wysuszony dół po rybnym jeziorze. Ujadanie psów słychać było na przemian z odgłosami kończącej dzień wioski. Ludzie szykowali się do wieczerzy, matki goniły dzieci, a te jak zawsze robiły wszystko, by jeszcze trochę posiedzieć na zewnątrz, chociaż gorąca woda czekała na nie w bali. Dziewczyny zaganiały kury i kaczki do kurników, chłopaki razem z psami wracały z pastwisk poganiając krowy i owce, a starowinki chcąc pomóc zbierały pranie. Chłopi nosili drewno, bo choć za dnia ciepło jak latem, noce i poranki wciąż były zimne. Wioska powoli kończyła dzień.
- Jak sądzisz, co teraz myślą wieśniacy o ojcu Brzeszczota? - dzieciak za nic nie potrafił sobie przypomnieć imienia kowala, chociaż Soren mu je wspominał kilkakrotnie - Przez ciebie jeszcze go powieszą na drzewie, przy drodze i łapy mu odetną za kradzieże. W takich zatęchłych dziurach ludzie sami sobie radzą z rabusiami. Ale jasne, tyś zadowolony, bo nowe skarby masz, kowal będzie dyndał, a Brzeszczot spłacał do końca życia wartość ukradzionych rzeczy. Fajnie to sobie wykombinowałeś, złodziejaszku. A gdybym tak zaprowadził cię na placyk? Widzisz to drzewo? - Corvo palcem wskazał na wysoki dąb. Soren mu powiedział, że kiedyś w takich miejscach stawiano dyby i szubienice, by później zastąpić je podestem do ogłaszania ważnych spraw i placykiem służącym ludziom do obchodzenia świąt i wioskowych uroczystości. W chwili obecnej było to miejsce połajanki; jakaś kobieta, najpewniej matka, krzyczała na kilkuletniego synka, który płacząc przyciskał do piersi drewnianego konika. Ukradł? A może popsuł ojcowski podarunek? - Już dawno tam nie sądzono. Soren wolałby, aby wciąż nikogo nie oskarżono, ale ja bym cię wydał. Proste rozwiązanie. Ludzie byliby szczęśliwi. Jest czas zasiewów, pracy, a przez ciebie nie mogą nic zrobić. Nawet dzieciom zabrałeś zabawki.

____
*nie pamiętam, czy siedział, czy stał…
I… Zrobiło się nam wojowniczo… *pada na kolana* przepraszam, to wena! To wina weny, nie moja… zmusiła mnie.

Isleen pisze...

[To może teraz skupmy się na wątku z Lucienem i Nariusem, ale z czasem można wprowadzić inne postaci. Mi to przynajmniej nie przeszkadza, a może i ja wprowadzę Isleen. To zależy jeszcze czy będzie pasowała do akcji. I naprawdę byłabym Ci wdzięczna gdybyś zaczęła, bo u mnie ostatnio z wymyślaniem otoczki do historii jest trochę słabiej...]

LamiMummy pisze...

Nie powinna mu nic mówić. Przecież był chory i powinien odpocząć.
-Może odpocznij? Nie da się nie ryzykować. Musiałbyś chyba przy mnie postawić straż i nie spuszczać mnie z oczu bym nie była łatwym celem. -powiedziała spokojnie -Nawet dobrze nie znam pałacu. Nie wiedziałabym gdzie uciekać ani... -uśmiechnęła się -Nie przejmuj się mną... -dodała.

draumkona pisze...

- Hm... - Char nei sądziła, że Devril niespodziewanie odpuści. W jednej chwili nie chciał jej nigdzie puszczać, a teraz rozmawiali już o możliwym dystansie...
Zamyśliła się. Trzeba to było dobrze ugrać, bo jak powie, że może iść choćby i na piechotę do Królewca to pewnie zmieni zdanie i tyle będzie ze spaceru.
- Nie wiem szczerze mówiąc. Na początek gdzieś tu blisko, po tym namiotowym obozie chociażby... Mogłabym w sumie do namiotu wrócić. Na pewno byłoby mi tam lepiej - nie wiedzieć czemu, drgnęła jej brew. Char już sobie wyobraziła co może czekać na nią w namiocie i musiała z całych sił się kontrolować by przypadkiem nie zacząć się głupio uśmiechać.
Spojrzał na nią dziwnie, choć bez rozdarcia w spojrzeniu, bez śladu wahania. Najlepiej będzie jak powie prawdę.
- Nie jestem tu potrzebny. Ty sobie doskonale radzić z Sarrielem, niech go demony. Poza tym, nie lubię kiedy podważa się mój autorytet jako władcy, a on to robi. Ciągle. Przecież nie dźgnę go w plecy i nie ucieknę, ani nie wynajmę na niego naszego miłego znajomego Poszukiwacza - zawahał się dopiero teraz, kiedy doszedł do wniosku, że może wspominając o Cieniu trochę przesadził - Irandal zawsze tolerowało bardziej Erianwenów, nie dziwota... Zostanę jeszcze parę dni, na wypadek gdyby pojawiły się znów orki. Potem... Potem pewnie pojadę prosto do Atax. Ktoś musi się zająć naszą córką - znów przytyk, tym razem w stronę Mer, którą Szept niemalże wyrodnie porzuciła decydując się na odbudowę miasta na drugim końcu kraju, a która decyzja tak bardzo go ubodła. Zresztą, nie tylko jego.

draumkona pisze...

Widząc ten jego uśmiech miała ochotę się na niego rzucić już tutaj, teraz w tym momencie. Natychmiast. To jednak musiało zaczekać, bo przecież... No nie tak publicznie...
- No nie wiem Dev, Heiana nie będzie zadowolona jak mi pomożesz... - Char lubiła się drażnić. Najlepiej zaś było drażnić się z Devrilem pewnym tego, że drażnienia nie będzie.
Zapadła chwila ciszy, kiedy mogła to delektować się wyrazem jego twarzy, po czym uśmiechnęła się złośliwie i pstryknęła go w ucho.
- Chodźmy. Bo jeszcze ktoś nas przyłapie.
Westchnął. Nie dojdą do porozumienia, nie dziś.
- O ile dobrze pamiętam, unikasz Starszych jak ognia. Jak mam ci cokolwiek mówić, skoro albo nie ma cię w mieście, albo gdzieś się włóczysz? - ale ona już go nie słuchała. Wypruła do przodu i mimo tego, że chciał za nią pójść - nie zrobił tego. Gdzie był jego ojciec jak go potrzebował? Ach, nie żył sobie. Nie ma to jak wsparcie najbliższych, szlag niech ich.
- Do demona - burknął i odszedł w dokładnie przeciwnym kierunku co magiczka. Pójdzie na zwiad. Tak. Dobry plan.

draumkona pisze...

Skorzystała z pomocy, bo nawet wspomagała się arystokratą idąc, bo już po parunastu metrach złapała ją lekka zadyszka i odezwało się lekkie rwanie w ręce, o którym nie wspomniała słowem.
Podróż do namiotu zajęła im grubo ponad pół godziny, chociaz biorąc pod uwagę żółwie tempo i przystanki co chwila, był to spory sukces.
- W końcu - finalnie, Char mogłą w końcu opaść na swoje posłanie, które to przyszło jej całkiem niedawno dzielić z arystokratą.
Wilk miał się wcale nie lepiej. Do namiotu nie wrócił, noc spędził pod gołym niebem gdzieś w obozie krasnoludów, a jako takim spaniu nie było mowy. Wcześniejszy ból głowy znalazł swoje uzasadnienie, wróciły wizje. Mgliste, dwuznaczne i niewiele mówiące. Jakiś miecz. Cienie, krew, dym, burze i wojna. Śmierć Mer, galopujący po niebie Ponury Gon, Iskra.
Świt zastał go siedzącego przy wygasającym ognisku z ponura miną i pesymistycznym nastawieniem do wszystkiego. Nawet nie pofatygował się by sprawdzić co z Charlotte. Nie ruszył tyłka z miejsca nawet wtedy, gdy wrócili krasnoludzccy zwiadowcy, a to już było naprawdę dziwne.
- Co się dzieje? - obok niego usadowił się Ymir chrzęszcząc kolczugą.
- Nic...
- Głupi nie jestem, jak myślałeś że mnie nabierzesz, to wybacz.
- Ech, Ymir... Niby wizje wróciły, ale są cholernie niejasne. Poza tym, mam ochotę powiesić parę osób - dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że zwykle od takich pochopnych decyzji odciągał go ojciec. Albo elfia furiatka solidnym uderzeniem w głowę. Rozmyślając zaś w tym kierunku uznał, że wygnanie Iskry wcale nie było tak świetnym i genialnym pomysłem jak z początku uważał i dopiero teraz zaczynał zauważać tego skutki - Ymir?
- No?
- Powiesiłeś kiedyś kogoś?
- Nie. Chociaż, mam ochotę czasami wyrżnąć w pień głębinowców... - krasnolud zrobił kwaśną minę i sięgnął do bukłaczka w którym chował złocisty trunek zwany miodem.
- Czemu tego nie zrobisz?
Ymir westchnął. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie musiał edukować elfiaka jak się rządzi.
- Irytują mnie. Są krnąbrni, nieposłuszni i gdyby mogli, wypruliby mi flaki i zrobili sobie z nich pokrowce na kilofy. Ale... Muszą być. To element naszego społeczeństwa, które zawsze było podzielone, ale jednak w sprawach wysokiej wagi potrafiło odłożyć spory na bok i walczyć razem. Głębinowcy znają też tajniki kruszcu, znają te ziemie i podziemia jak nikt inny. Nie mogę wyrżnąć czegoś, co jest elementem mnie samego Wilk. Strzeliłbym sobie tym w stopę.

draumkona pisze...

Świt nie obudził także alchemiczki, która zasnęła snem kamiennym wykorzystując arystokratę jako prywatny grzejnik, bo ranek wcale nie okazał się specjalnie ciepły.
- Mamy gości - poinformował Wilka Ymira i szturchnął go łokciem pod żebro, na co elf nie zareagował. Siedział po prostu, jakiś osowiały, zapatrzony w żar i owinięty tym swoim płaszczem jak kokonem. Nawet kapelusz gdzieś zgubił.
- Trafiliście na coś podczas zwiadu?
- Ślady starcia głównie - odpowiedział krasnolud podsuwając bukłaczek Szept, co by ją nieco otrzeźwić. Albo uprzyjemnić nadchodzące informacje - Ślady ognia i spalone ciała. W dodatku, moi zwiadowcy mówili też o śladach magii, jakie czają się w najgłębszych warstwach ziemi. Są i pozostałości jakichś run i symboli, jakby ktoś tam odprawiał mroczne rytuały.

ofelia pisze...

- Tak naprawdę to sama nie wiem... Ja po prostu powtarzam to, co mówiła mi matka... - dopiero teraz Nichole zauważyła swoją naiwność. To mogły być tylko bajki dla dzieci. - Ale... spróbować... hm... - Dziewczynka zaczęła się jąkać. - Możemy... spróbować?

draumkona pisze...

- Wczorajsza noc, jak najbardziej. Mięso było niedopalone miejscami i świeże, poza tym, swąd niesie się doliną, niedługo tu dotrze - krasnolud uratował bukłaczek z niepewnych rak magiczki. Jeszcze by porozlewała, a to ostatnie zapasy... Zresztą, pytaj swojego super medyka, on stwierdził, że to wczorajsze.
- Mnie w to nie mieszaj - burknął Wilk owijając się ciaśniej płaszczem.
- A gdzie? Hm... Niedaleko takiej jaskini... - Ymir zadumał się i urwał nieskońćzywszy zdania.
- Tam, gdzie był wampir. I gdzie były Cienie - uzupełnił Wilk, ale ani trochę nei kwapił się by ruszyć zadek. On już się naoglądał. Elfie trupy na wpół spalone, nagie, pozbawione zbroi i broni. Głowa zatknięta na pal... Tu działo sie coś dziwnego. Mocno dziwnego.
Char obudziła się, choć nie z powodu krzyków, przekleństw i przyśpiewek, a z powodu dokuczliwego bólu w ręce, którą odratowali medycy.
Leżąć tak całkiem naga pomyślała, że być może wypadałoby się ubrać. Ale... Po co? I tak nikt ich tu nie zaskoczy, a znacznie przyjemniej jest grzać się w objęciach Devrila i chwilowo nie pamiętać o reszcie świata.

draumkona pisze...

Szaleniec z runą na czole zakładający maskę na twarz, kryjący się pod cieniem kaptura. Płomienie. Śmierć. Krzyki płonących ludzi. Uderzenie błyskawicy i modły kapłanów, duszący zapach kadzidła...
- Będziesz mógł wrócić do Ataxiar - zamrugał, wyrwany z kontekstu rozmowy i zdezorientowany. Wizje wracały. Mylące, w pokrętnej postaci i nade wszystko pozbawione jakiegokolwiek sensu.
- Skoro tak uważasz - mruknął w odpowiedzi, jakby to wszystko była wina magiczki, chociaż to przecież on zaczął.
Char kolorytem twarzy niewiele odbiegała od Heiany. Równie czerwona i zawstydzona co uzdrowicielka wolnym ruchem sięgnęła po koc i nieco przesłoniła nim ciało.
- ... Co? - bąknęła cicho kiedy odezwał się Devril, a natrętny intruz uciekł pozostawiając ich samych sobie. Obejrzała się na swój prywatny grzejnik.
- Ty od dawna nie masz już reputacji, więc co się martwisz. Wiesz o co jej chodziło?

draumkona pisze...

- Och, nie sądzę, żebym mógł podejmować tu jakieś decyzje. W końcu to kraina mości księcia i rodu Erianwen - Ymir pokręcił głową, ale nie skomentował. Dopiero teraz pojął o co Wilkowi może chodzić, a i tak nie miał pewności, że zgadł. Złapał elfa za ramię powstrzymując przed dalszymi słowy.
- Lepiej się połóż przyjacielu. Nie spałeś całą noc.
- Zostaw mnie - burknął Wilk wyszarpując się z uścisku krasnoluda, ale ten nie zamierzał dać mu tak po prostu odejść.
- Nie będziesz wygadywał głupot tylko po to, żeby potem ich żałować - ale widząc brak współpracy elfiaka, prychnął niezadowolony i obejrzał się na Szept - Ja z tobą pójdę. Może ty znasz góry, ale ja je czuję. Poza tym, we dwójkę zawsze bezpieczniej.
- Moja reputacja... - Char ściągnęła brwi. To brzmiało dziwnie - Nikogo nie obchodzi. A już najmniej mnie samą, bo mogę sobie spać z kim chcę i kiedy chcę - oświadczyła dumnie zupełnie jakby był tu ktoś zdolny jej zaprzeczyć.
Podniosła się do siadu i zapatrzyła w klapę namiotu, pozwalając, by koc okrywający jej ciało zsunął się i zrolował w pasie.
- A skąd wiesz, że to nie o Nerisa chodzi? Może przyszedł tu za tobą? - choć ona sama w to nie wierzyła. Tropiciele mieli teraz inne problemy niż śledzenie i niańczenie Ducha. Zdecydowanie chodzić musiało o jej głupiego brata.
- Pójdę tam zobaczyć co się stało.

draumkona pisze...

Ymir westchnął. Naprawdę chciał iść mimo, że i jemu chciało się spać. Wrócili niedawno, a on jeszcze do świtu nadzorował ostatnie wojska wychodzące przejściem i teraz to się na nim odbijało. Gdyby nie zmęczenie, dopadłby magiczkę nim ta zdążyłaby ujść z obozu.
Wilk nie skomentował słów uzdrowicielki, burknął coś tylko, połozył się na plecach i przesłonił twarz kapeluszem. On idzie spać, a jak Szept chce pakować się w kłopoty, to prosze bardzo. Niech ją kochany Sarriel ratuje.
Gdyby Devril odważyłby się ściąć włosy chodźby o milimetr, niechybnie czekałoby go kazanie o tym, że z krótszymi mu wcale nie lepiej. Kazanie autorskie Charlotte rzecz jasna.
Nie dane mu było ubrać się do końca, bo został przewrócony na plecy, a chwilę potem znalazła się na nim alchemiczka, która nie z tego nie z owego sięgnęła jego ust w sposób łapczywy i zachłanny. Palce wplotła w te jego przydługie już włosy, ale nagły atak jak szybko się rozpoczął, tak szybko ustąpił, bo alchemiczka odsunęła się dostając to, czego chciała i wstała z zamiarem ubrania się.

draumkona pisze...

Wilk był całkiem zręcznym aktorem. Uczył się od siostry, więc nie dawał po sobie poznać, że i jego brak magiczki martwi. Ymir wiedział. Ymir widział jak elfiak krąży po obozie krasnoludów i reaguje na każdego podobnie jak Heiana. Póki nie pojawiła się Charlotte i nie wyjasniła mu dosadniej paru rzeczy. Zwykle robiła to Iskra rzucając w niego czymś cięzkim, ale... Cóż, furiatka spała. Chyba. Nie był pewien nawet tego.
Teraz zaś trzymając w nieco drżących dłoniach wiadomość nie potrafił się skupić na tekście. Nie docierało do niego to co jest tam napisane.
- Jak idziesz to ja z tobą - odezwała się od razu Charlotte znajdując się obok arystokraty i spoglądając na niego spod oka.

draumkona pisze...

Ze spokojem złożył list wpół i rozejrzał się za jakimś posłańcem. Machnięciem dłoni przywołał go do siebie.
- Posłaniec Cieni zapewne wciąż tu jest. Przyprowadź go do mnie - dogryzki Heiany puścił mimo uszu. Załatwi to z Cieniami, bo nie mógł pozwolić sobie na ich ignorowanie. Potem sam pójdzie jej szukać. A jak ją znajdzie to jej przemówi do rozumku...
Char spojrzała podejrzliwie na Heianę. Czy elfka rumieniła się na widok JEJ arystokraty? Czy jej się nie przywidziało? Ściągnęła brwi, niezadowolona z tego odkrycia. I cóż się dziwić, gdy Devril się pojawił, został obdarowany lekkim muśnięciem warg w policzek. Może było to mało, ale Char uważała że to wystarczy by "zaznaczyć" Devrila jako swojego.
Droga nie zapowiadała się wcale dobrze. Wiało, a Char nadal dokuczała ręka. Beznadzieja. I ani śladu magiczki, brak śladów, brak... Nawet trupów opisanych przez Wilka już nie było.

draumkona pisze...

Ona może nie miałą zdolności Devrila, nie była szkolona przez Tropicieli, ale... Ale była spostrzegawcza. Była alchemikiem, a widzieć znaczy wiedzieć. Wiedza była ważna. Ważne był szczegóły.
- Tam... - szepnęła, ale nie wskazała nic, sama natomiast podeszła bliżej skałek. Była tam jakaś runa. Nieco skomplikowana jak na jej gust, niewiele jej mówiła, może dlatego że nie była magiem. Była też data i zagadkowy podpis "N". Char wiedziała kto zostawił tę runę.
- Ktoś wie co to znaczy?
Wilk nie uśmiechnął się na jej widok. Zasadniczo... Oczekiwał Luciena. W końcu to on podpisał się pod listem.
- Gdzie Lucien? - spytał prosto z mostu - Trochę mi się śpieszy, więc będzie dobrze jak mi powiesz o co chodzi. Albo zaprowadzisz do niego.

draumkona pisze...

- Wracajcie, dobre mi sobie - parsknęła Char i ani myślała robić to, co radziła im Szept - Jeśli magiczka ma kłopoty, to my też je mamy. Bez względu na to, czy zrobimy jak ona chce, czy pójdziemy za nią. Zawsze możemy się przydać - zawsze lepiej to niż zakładać, że będą jedynie przeszkadzać. Poza tym, każde z nich potrafiło o siebie zadbać, więc Char nie widziała problemu.
- Devril, widzisz jakieś ślady? Cokolwiek co by nam podpowiedziało gdzie poszła...
- Jak dla mnie Poszukiwacz może nawet pieprzyć Escanora - mruknął na słowa o gońcu. Zresztą, nie to było teraz ważne.
- U nas też dzieją się dziwne rzeczy. Ale zobaczymy co do powiedzenia ma twój mentor. Zaprowadź mnie, będzie szybciej.

draumkona pisze...

- W takim razie pokręcę się tu. Powęszę. Żadne z was magiczne zbytnio nie jest, ja tez nie jestem ale mam alchemię. Pójdzie szybciej - to mówiąc alchemiczka ruszyła przed siebie, między skałki, gdzie kierowało ja przeczucie. Może trafi na kolejną wspaniałą runę typu "wracajcie". To w sumie byłby bardzo dobry drogowskaz.
- Jest portal, nawet działa - odwrócił się i ruszył w stronę wspomnianego portalu pod drodze zachodząc w głowę czego u licha może chcieć Cień.
- Jak... Młody przeżył? - nie wytrzymał. Musiał spytać o syna.

draumkona pisze...

Przygryzła wargi. Znaleźli ją, to dobrze, ale brak protestu, choćby słowa na to co robił Devril... Magiczka, zdrowa magiczka już dawno powiedziałaby, że to nic i dojdzie sama.
- Heiana... - nim jednak zązyła cokolwiek powiedzieć, uzdrowicielka już dopadła do kuzynki, więc Char umilkła nie mając nic więcej do dodania. Na leczeniu się nie znała.
Po wejściu w portal otulił ich przyjemny mrok, chłodny, ale przyjemny. Chwilę później znaleźli się gdzieś pomiędzy drzewami, a Wilk uznał, że magiczka zrobiła naprawdę kawał dobrej roboty.
Szkoda, że nie będzie miał kiedy jej tego powiedzieć...
- No to prowadź... - wypowiedź elfa przerwał szelest. Dość głośny, jakby ktoś kompletnie ignorował ryzyko bycia wykrytym.
WIlk sięgnął po swoje dwa sztylety ukryte w rękawach, tak na wszelki wypadek. Nie zamierzał głupio ginąć. Może Cienie urządziły zasadzkę?
Ale spomiędzy łysych sosen wyłonił się ktoś inny. Ktoś, kogo nie spodziewał się tu zobaczyć. W sumie to w ogóle się jej nie spodziewał.
Iskra stanęła jak wryta i ściągnęła brwi. Najwidoczniej niezbyt podobało jej się to, co widzi. Była tak samo chuda jak wtedy, kiedy przywieźli ją zza wież, choć teraz skóra nie była aż tak blada i z pewnością nie tak chłodna.
- Wilk?
- Co ty tu robisz? - mruknął niezbyt zadowolony.
- Gon. Upiory niedługo będą szarżować po niebie, bo to ich czas. Poza tym, Joserro mnie szuka... - elfka zachowywała się zupełnie tak, jakby nigdy nie rzuciła się na Eredina. Nie miała obrączki, co zauważył z dziwnym zaskoczeniem. I Joserro. Czy ten typ nie był martwy od paru ładnych lat?

draumkona pisze...

Nie była to pora na zazdrość i może choć gdzieś w głębi, bardzo głęboko, złośliwy głosik odezwał się z pretensjami, że jej tak publicznie to nie obejmował, to były to pretensje duszone w zarodku. Trzeba było pomóc Szept, a nie zajmować się pierdołami.
- Szybko. Coś... Coś idzie - Char puściła tamtą dwójkę przodem, sama zostając nieco z tyłu, w razie czego. Nic jednak ich nei napadło, jedynie między skałami widziała tajemnicze błyski jaskrawego, zielonego światła. Sama jednak, z bolaca ręką niewiele mogłaby zdziałać, więc puściła się za resztą, by sie nie zgubić.
Dojście do kryjówki Poszukiwacza zajęło im dłuższą chwilę i rzecz jasna, Iskra poszła z nimi. Wilk dyskretnie spytał co u Natana, ale elfka zachowywała się tak jakby imię to słyszała pierwszy raz. Musiał ją zabrać. Jeśli jego podejrzenia były trafne... W końcu spała bardzo długo. Snem niezdrowym i wymuszonym magią, a kto wie jakie są tego skutki uboczne. Zaś to co obserwował jawnie wskazywało na amnezję.

draumkona pisze...

- Gdzie jest Wilk kiedy jest potrzebny! - Char się wkurzyła i to dośc mocno, sądząc po głosie podbarwionym gniewem. Po prawdzie, sądziła że jej głupi brat jednak ich dogoni. Przecież... Zawsze tak robił. A on co? Szept może umrzeć a on się gdzieś włóczy albo znowu śpi... Co za beznadzieja.
- Do namiotu, zanim zlecą się doradcy i tego typu muchy - Char wysunęła się naprzód odganiając co poniektórych i torując drogę do namiotu uzdrowicieli.
- W Dolinie mieliśmy niespodziankę w postaci nekromanty, wampira i zmasowanych ataków orków i goblinów. Ich ktoś prowadzi. - Wilk bez mrugnięcia okiem odpowiedział, ale i całkowicie zignorował Darmara, jak zwykł to robić od dłuższego czasu.
Iskra za to skrzyżowała ręce na piersi. Skąd ten... Nawet nie wiedziała jak mu na imię znał jej miano? I co on się tak bezczelnie gapił?
- Jest też dziwna aura zalegająca między skałami. Nie wiem co to jest, nie moja działka - dorzucił jeszcze Wilk zerkając nerwowo na Iskrę, co Lucien mógł odebrać dośc dwuznacznie znając jego.

draumkona pisze...

Char usiadła z boku i musiała się mocno kontrolować by nie zacząc obgryzać paznokci. Nie mogła im pomóc. Nie mogła zrobić nic prócz tego, że usiadła na tyłku by nie przeszkadzać. Nie lubiła czuć się bezużyteczna. W dodatku, poczucie braku bezpieczeństwa i dziwnej aury wcale nie ustępowało, a wręcz przeciwnie. Niedługo potem Char siedziała nieruchomo i wpatrywała się nieprzytomnie przed siebie przeżywając coś w rodzaju snu na jawie, od którego drżało jej ciało.
- Piekielne Wymiary... - szepnęła Iskra domyślając się o czym mowa. Nie wiedziała dokładnie skąd zna to określenie, ale jednak... Pulsowało w pamięci natrętnie i nie pozwalało o sobie zapomnieć.
- Wśród elfów zaginął jak na razie jeden mag, ale nie odnaleziono go - mruknął Wilk wsuwając dłonie w kieszenie płaszcza. Dziwnie się czuł w takim towarzystwie. Zaś to co powiedziała Iskra... Piekielne Wymiary. Raz miał już z nimi do czynienia, wtedy gdy spotkali Ziraka i Tego-Bez-Twarzy. Nie chciałby powtórki z rozgrywki.
- Jak na razie nie wiemy kto wypowiedział nam tę wojnę. A ja musze wracać do elfów, bo to one sa najbardziej narażone - w końcu, to elfi ród był znany z daru magii i szczególnego doń talentu.

draumkona pisze...

- Niech będzie - mruknął niechętnie, ale nie miał wyjścia. Był w mniejszości. Poza tym... Jeśli coś im się stanie i będzie to zagrażało Cieniom, to wtedy Bractwo powinno pomóc. W małym stopniu, ale jednak.
Podróż do portalu zajęła im jeszcze krócej, głównie za sprawą Iskry, której się strasznie spieszyło, bogowie wiedzą czemu.
- Gon. Gon już jedzie... - mruczała tylko przedzierając się przez suche krzaki.
Char wyszłą przed namiot do Devrila. Arystokrata mógł poczuć na ramieniu delikatny uścisk kobiecej dłoni.
- Wyjdzie z tego, znasz ją - szepnęła kucając przy nim i odgarniając ciemne włosy arystokraty za ucho, co by móc przyjrzeć się jego twarzy - Będzie dobrze...

draumkona pisze...

- Bo sam nie wiedziałem, że ona tu będzie - wysyczał Wilk i obejrzał się przez ramię na Łowczyni i Iskrę - Już idziemy!
- Teleportowaliśmy się, a ona wylazła z krzaków. Poza tym... Ona chyba nic nie pamięta. Mówiła coś o ściagjącym ją Gonie i Joserro, a przecież te wydarzenia... To było zanim cię poznała. To było dobre sześć lat temu jak nie więcej.
- Ja też je mam. Każdy je ma. Ale... Musimy być silni. I być dobrej myśli - musnęła wargami skroń Devrila a po chwili namysłu przytuliła go. Lepiej było mieć go blisko, tuż obok siebie. Świat wydawał się wtedy o wiele lepszym miejscem.

draumkona pisze...

- Nie widziałeś jak na ciebie patrzyła? Jakbyś był zdziczałą kuropatwą - prychnął Wilk w komentarzu na "gówno prawdę" Luciena. Zresztą, sam się niedługo przekona, że Iskra nic nie pamięta.
Wilk zaś widząc poruszenie przy namiocie uzdrowicieli skierował się w tamtą stronę. Coś... Coś się stało. Nos podpowiadał, że znajdzie tam Szept. A zapłakana Heiana, obejmujący się Devril z Charlotte i to w dośc ponurych nastrojach...
- Przepuścicie mnie - wepchał się między medyków, wprost do namiotu obawiając się tego, co tam zastanie.
Iskra przystanęła nieopodal. Irandal. Czy to miasto czasem nie było ruiną? Przecież była tu ledwie przed tygodniem i było kompletnie opuszczone. Skąd więc takie zmiany? Zmarszczyła brwi nic kompletnie z tego nie rozumiejąc.

draumkona pisze...

Tym razem to Wilkowi puściły nerwy. Chwycił Heianę za ramiona i potrząsnął nią tak, że Char miała ochotę mu rąbnąć w łeb.
- A co mam za nią latać non stop jak cały czas z jakimś zasranym Sarrielem wszędzie chodzi?! Mam wysłuchiwac jego narzekań, że lepiej by było gdyby w ogóle za mnie nie wychodziła i została tutaj? I jeszcze najlepiej to żeby została jego żoną! - coś w nim pękło. Zazwyczaj nie krzyczał na nikogo, nie okazywał emocji, nie tak żeby się drzeć. Ale zbyt długo tłumił wszystko w sobie.
- I zawsze jest moja wina! Niczyja inna! Myślisz, że poszedłem spać?! Nie, ja byłem na cholerny spotkaniu z cholernym Darmarem i cholernymi Cieniami żeby nie dawac im powodu do pozbycia się was stąd! Ale wszyscy mają to w dupie! - odepchnął biedną uzdrowicielkę na bok i przedarł się do Szept gorączkowo szperając po kieszeniach w poszukiwaniu jakichś mikstur, zaklęć spisanych na papierze, czegokolwiek. W dodatku, miał dziwne wrązenie, że wokoło zaczyna brakować magii.
Elfia furiatka nie potrafiła stać w miejscu. W jednej chwili był tu, w drugiej już na drugim końcu obozu z podejrzliwą miną, jakby widziała coś, czego nie potrafią dostrzec inni. Dobyła łuku który miała ze sobą i napięła jego cięciwę ze strzałą. Coś było na rzeczy, coś...
Świsnęła zwalniana cięciwa i rozległ się krótki, cichy pisk. Strzała trafiła w coś niewidzialnego co teraz zapewne już nie żyło sądząc po tym, że strzała jakby zawisła w powietrzu.
- Stwory... - szepnęła Zhao cofając się parę kroków. I ona wyczuła spadek obecności magii w powietrzu, ale nie połączyła tego faktu z obecnością demonów i innych plugastw.
- Stwory z Piekielnych Wymiarów! - wrzasnęła do wartowników chcąc ich jakoś pobudzić do walki, choć ich przeciwnik był na te chwilę niewidzialny.

draumkona pisze...

- Może gdybyś wyszła czasem poza namiot w innym celu niz wciśnięcie komus mleka z czosnkiem to byś wiedziała o co chodzi! - Wilk był naprawdę zły. Wściekły. Poza tym, Szept nie odpowiadała na jego magię, co było dośc dziwne. I krzyczała. Bogowie, jak on nie cierpiał momentów w których widział jej ból a sam był bezradny.
- Gdzie jest Darmar kiedy jest potrzebny... - warknął Wilk i doszedł do wniosku, że teraz nawet Hauru byłby dobry.
- Żony?! - co tam Pustka, co tam Piekielne Wymiary. Ten... Kimkolwiek był, powiedział do niej żono, chociaż nawet nei wiedziała jak on się zwie.
- Nie znam cię nawet, weź... Weź się odczep! Ratunku, zboczeniec!

LamiMummy pisze...

-Ja jestem gościem a Ty jesteś uziemiony w łóżku. Obawiam się, że ja w tym momencie mam przewagę. -powiedziała tonem jakby chciała zagrać na nosie -Idę poszukać Twojego zarządcy. Opowie mi o pałacu i nowej służbie. A Ty... odpoczniesz i nie kiwniesz nawet palcem, tak? -pogroziła mu własnym paluszkiem podpierając się pod boki.

draumkona pisze...

WIlk, który bliski był utraty równowagi i cierpliwości, na słowa o tym że powinni wyciągnąć z magiczki ile się da bo może sobie niespodziewanie umrzeć, nieomal rzucił się na tego, kto ośmielił się tak gderać. Zamiast jednak się na niego rzucić i rozbić mu czaszkę o ziemię, wycelował w niego ostrzem jakie właśnie trzymał w dłoni. Wzrok władcy nie sugerował niczego miłego.
- Jak chcesz, to zaraz przeczeszemy twój umysł - warknął i wrócił do pracy. Musiał dojść do tego, co jej się konkretnie dzieje. Ciało nie współpracowało. Nie pozostało więc nic innego... Jak rzeczywiście włamać się do umysłu, choć nie po to by wyciągnąć od niej informacje, a po to by uratować życie.
- Zostaw go barbarzyńco! - wrzasnęła Iskra od razu rzucając się przybocznemu na pomoc - Wybacz, ten człowiek nie wie co robi - syknęła z jawną pogardą dla istnień typu "człowiek". Pamiętać trzeba, że w tamtym czasie Iskra nie pałała do ludzi miłością. A gdyby ktoś jej powiedział, że w przyszłości jednego poślubi to chyba by go wyśmiała i kazała przestać palić ziółka.

draumkona pisze...

- Nie, to wciąż Irandal - odpowiedział Wilk, który w nosie miał opinie na temat jego teoretycznego szaleństwa. Nie będzie mu tu nikt uważał magiczki za zmarłą, czy też prawie zmarłą. Nie póki on sam żyje.
- Co się stało? Próbuję ci pomóc... - a póki magiczka sama nie wyzna w co się władowała to będą bezsilni. Ale przynajmniej się odezwała.
Gallar powinien uciekać póki jeszcze mógł, bo choć z tą dwójką w bliższych relacjach nie był to zapewne słyszał o słynnych kłótniach furiatki i Cienia gdzie cierpiała wszelkiej maści zastawa i przedmioty, którymi można było w kogoś rzucić.
Tym razem nie zapowiadało się jednak na to, że skończy się to dobrze, do Zhao w ogóle nie pamiętała nic co związane było z Lucienem. Owszem, Hauru zawiesił jej obrączkę na szyi co by jej nie zgubiła bo na palcu nosić jej nie chciała, ale złoty krążek niewiele dla niej znaczył.
- Jak śmiesz zwracać się tak do elfa! - co ten człowiek w ogóle tu robił? Czemu Wilk zaprowadził go do elfich siedzib? Co tu w ogóle się działo?

draumkona pisze...

Pustka. To o czym wspominali magowie na tajnym spotkaniu. Darmar coś mamrotał, Nieuchwytny twierdził, że to wojna. Ktoś wypowiedział wojnę magom. Ale... kto i po co?
- Zajmę się małą, nic jej nie będzie. Pustka... - powtórzył sobie i coś mu się przypomniało. Iskra mamrocząca coś o Piekielnych Wymiarach co było synonimem Pustki. Stwory z Piekielnych Wymiarów... Wychodziło na to, że rozdarli zasłonę. Że Stwory przeszły tu.
- Potrzeba nam wzmocnień. Dolina może chroni się sama, ale pod naporem Stworów z Pustki nie da rady. Od wieków tam siedziały czekając na ten dzień... To jest wojna.
- Nie jestem żadnym Wygnańcem... - zaczęła, cofając się o parę kroków. Zauważyła zmiany z mieście, ale wytumaczyła to sobie inaczej. Magią. Magią można wszystko przyśpieszyć...
- Jestem Zhaotrise. Zhaotrise Starsza Krew i należę do elfów tak jak one należą do mnie - burknęła nie chcąc przyjąć do wiadomości, że coś tu jest nie tak. Sposób w jaki patrzyli na nią wszyscy gdy tu przybyła... Nie. Człowiek kłamał.
- Wymiary... - spojrzała na Gallara jakby ten rzucił na nią jakiś urok - Stwory będą próbowały się tu przedostać. I uda im się to, jesli nikt ich nie powstrzyma. Magia... Żywią się magią. Zjedzą waszą osłonę, pożrą magów. Świat pozostanie pusty... - zachwiała się i musiała się wesprzeć o elfa. Cokolwiek przemawiało jej ustami przed chwilą nie wróżyło im dobrej przyszłości.

draumkona pisze...

- Powiedz lepiej co zrobili tobie. Staram się pomóc, ale jestem bezsilny. A bez ciebie... Szept, co zrobili tobie, nie jakiemuś portalowi - dowiedział się już tego, czego chciał. Upewnił się, że miał rację, że przedarto brutalnie zasłonę, złamano stare pieczęcie. Teraz tylko musiał z niej wyciągnąć co zrobili z nią. Bo jeśli nie uda mu się jej pomóc... Czarno to widział. A życie bez magiczki przynoszącej kłopoty byłoby niebywale nudne, ale i pozbawione wszelakiego sensu.
Iskra uśmiechnęła się blado w podzięce za pomoc w ustaniu na nogach. Czemu ten człowiek tak bardzo się irytował? Powinien sobie pójść, a nie bredzić o jakimś...
- Gallar? O czym ten człowiek mówi...? - zwróciła się do przybocznego z jawnym wahaniem w głosie jakby nie była pewna czy chce poznać prawdę.

draumkona pisze...

Pustka. Akurat na tym niezbyt się znał. Był medykiem, owszem, ale... Jak walczyć z czymś, czego się nie zna? Elfy nie przeżywały wycieczek do Pustki, więc skąd miał wiedzieć co robić? Jak pomóc?
Musiał zdać się na przeczucie. Na umiejętności i uwierzyć, że się uda. Mieli pięćdziesiąt procent szans na jej uratowanie. Ile by dał by ta szansa wzrosłą choć o procent...
- Trzeba będzie wyciągnąć z niej ta magię - zadecydował, choć nie był pewien czy jego zrozumiano.
Iskra ściągnęła brwi. Ten ktoś jawnie unikał odpowiedzi, co już jej się nie podobało. Co jeśli człowiek... Miał rację? To by ją chyba zniszczyło.
- Wilk jest zajęty. Ty mi powiedz. Widze, że wiesz...

draumkona pisze...

- Cii.. - zamiast jednak się cofnąć, ujął jej dłoń delikatnie, jakby była ze szkła i mogła się w każdej chwili skruszyć - Coś wymyślę. Jak zawsze... - problem w tym, że pomysł nie nadchodził, w każdym bądź razie nei tak szybko jakby sobie tego życzył.
- Sugerujesz, że byłam z NIM w związku? - Zhao poczuła się tak, jakby ktoś sprzedał jej solidnego plaskacza w policzek - Że byłam CIENIEM? - to brzmiało niemal jak obelga. Spojrzała wściekła na Luciena i oto zaczęły się jego kłopoty.
- Skoro najwidoczniej coś mnie z tobą łączyło - tu się niebezpiecznie skrzywiła - To musiałam coś dla ciebie znaczyć. Gdzie więc byłeś, kiedy ja spałam? Pytam się gdzie!

draumkona pisze...

Wilk jednak, jak to on, zamierzał ryzykować wszystkim włączając siebie samego byleby pomóc krnąbrnej magiczce.
- Spróbuj zużyć magię na cokolwiek. Zobaczymy co będzie wtedy... - zaczął ostrożnie zerkając na zmęczoną twarz magiczki. Może to coś da. Chociaż, jak na jego głowę, wyglądało to na zbyt proste.
To akurat Iskrze nie wystarczyło. Cień chyba lepiejby zrobił gdyby umilkł i sobie poszedł.
- Dzieci?! Człowieku, gdybym cię obchodziła to żadne zakazy Moriaru by cię nie powstrzymały! - byłą zła. Ten człowiek... Powinien być jej bliski tak? To wszystko były jej decyzje? A gdzie w tym wszystkim był on? Umywał ręce? I ona była z kimś takim? Bogowie...

draumkona pisze...

- Możemy cię zanieść do Wilczego Boru - mruknął bębniąc palcami o posłanie magiczki. Co prawda wolałby żeby nikt jej stąd nie ruszał, ale skoro tak miały się sprawy...
- I pójdę ja. I Heiana. Nikt więcej, więc nie masz czym się martwić - w końcu, on wiedział o utracie kontroli. Heiana może nei wiedziała, ale sądził że zrozumie jeśli znów do tego dojdzie.
- Skłóceni?! I tylko tyle wystarczyło, żeby cię powstrzymać? - Iskrze opadły ręce. Czy ona była ślepa? Nie widziała komu pozwala spać obok siebie?
- Zresztą... Ta rozmowa nie ma sensu. Może kiedyś z tobą byłam, może nie. Teraz są ważniejsze sprawy - to mówiąc miała na myśli rzecz jasna Stwory i Pustkę. Musiała coś zrobić. Tylko... Co?

draumkona pisze...

Rzeczywiście, Wilk nie był ani trochę przekonany do pomysłu Szept. Oddalić się z dala od uzdrowicieli i elfów, dobrze. Ale on nie będzie jej zostawiał samej, mowy nie ma.
- Żadnej stosownej odległości Szept. idziemy z tobą, albo zostajemy tutaj - w tej kwestii był akurat nieugięty. Nie będzie dyskusji.
Rzeczywiście, reakcji Iskry obawiał się słusznie, bo furiatka nie tyle co potraktowałaby go magią to uznałaby się za skażoną ludzkim dotykiem, o odrzuceniu i wzgardzie nie wspominając.
- Ciekawe co takiego zrobiłeś, że nie chciałam cię widzieć! Może lepiej, że tego nie pamiętam, co?! Możesz mi teraz wciskać kit! Niech ja znajdę kogoś wiarygodnego... - ktoś jej powie jak było. Musi.

draumkona pisze...

Rzecz jasna, to go nie przekonało. Nie chciała ich narażać? To on już znajdzie kogoś, kogo będzie mogła.
- To przyprowadzę ci kogoś kogo będziesz mogła narazić - z tymi słowy Wilk wyszedł, ale nie na długo.
- Krążysz wokół tematu, Cieniu - a to wcale jej się nie podobało. Najwidoczniej czegoś powiedzieć jej po prostu nie chciał - Czego powinnam się spodziewać?
- Tego, że będziesz potrzebna - wtrącił Wilk, który pojawił się dosłownie znikąd - Szept cię potrzebuje.
- Och... - Iskra zerknęłą ukradkiem na Cienia, ale uznała, że powinna iść do przyjaciółki - Zaraz...
- Nie zaraz. Już - mruknął obserwując otwarcie Luciena na wszelki wypadek gdyby chciał się na niego natychmiast rzucić - Chodź do namiotu.
Działo się dokładnie to, czego Poszukiwacza tak mocno się obawiał.

draumkona pisze...

- Co się dzieje? - usłyszał Lucien głos swojej pozbawionej pamięci żony.
- Szept została zaatakowana przez... Nie wiem co. Zaczerpnęła magii z Pustki i teraz są kłopoty. Próbowałem ją namówić do tego by dała się zanieść do Boru, ale nie chciała. Musisz ją jakoś przekonać, albo pójdziesz z nią - westchnął, przeczesując szare włosy. Iskra nagle zdałą sobie sprawę z tego, że zapamiętała go inaczej. Jako blondyna. Być może Cień miał rację?
- Współczuję... - mruknęła Zhao podchodząc do Wilka i obejmując go. Czasami dobrze jest kogoś przytulić.
- Nie ma czego. Pójdziesz?
- Yhm.
- Dzięki - elf uśmiechnął się lekko i również elfkę przytulił. Bogowie, nie sądził, że będzie mu jej brakowało. Jednak wieloletnich przyjaciół trudno jest tak po prostu... Wygnać.

draumkona pisze...

Dało się słyszeć szelest ubrania, kiedy w końcu Iskra się cofnęła i przyjrzała się podejrzliwie Wilkowi.
- Wyglądasz jakby cię coś trapiło...
- Nic wielkiego. Chodź.
Wyszli na zewnątrz i Wilk akurat pochwycił wzrokiem oddalającą się uzdrowicielkę - Heiana! Czekaj! - chwilę potem puścił się za nią biegiem, a za nim Iskra.
- Heiana! - elf dopadł wreszcie do uzdrowicielki, a jej mina mogła chyba powiedzieć wszystko - Poszła sama? Cholera...
- Ale gdzie? - wtrąciła się Iskra
- Nie wiem! Pewnie na szlak bo życie jej niemiłe!
- Możemy się rozdzielić... - w całym tym zamieszaniu całkiem zapomniano o Lucienie.

draumkona pisze...

- Niech to szlag... - burknął Wilk zaciskając dłonie w pięści. Magiczka jak zwykle musiałą zrobić po swojemu. A jak coś jej się stanie?
- Idziemy szukać. Pójdę z Heianą, Zhao idź z drugiej strony - Wilk domyślił się, że nie będzie mu dane szukać magiczki z Iskrą, więc już na start zostawił ją samą sobie. Niech się użera z Cieniem, on nie miał na to sił ani czasu.
- Idziemy.
Iskra skinęła bez słowa głową i od razu ruszyła we wskazanym kierunku.

draumkona pisze...

Iskra spojrzała nieprzychylnie na Cienia. Będzie tylko ciężarem, ale niech mu będzie.
- Nie będę na ciebie czekać. I radzisz sobie sam - oświadczyła chłodno elfka zagłębiając się w las.
Uważnie obserwował otoczenie, a na widok wiekowego wilka przystanął, choć tylko na parę sekund. Potem podjął marsz i nawet nie przeszkadzało mu kichanie Heiany.
- Bufon...
- No wiesz, ja tu cię ratuje a ty mnie tak nazywasz... - mruknął Wilk, który o mianie wielkiego, włochatego towarzysza nie miał pojęcia. Szybkim krokiem przemierzył dzielącą go odległość od Szept i przyklęknął obok - Wariatko jedna, mogło ci się coś stać...

draumkona pisze...

- Do wilka? Włochatego? - elfiak z początku nie pojął o co magiczce może chodzić. Ale jaki wilk, przecież on tu był jedynym... I wtedy zrozumiał, aż pacnął się dłonią w czoło - Ładnie to tak wiekowe wilki nazywać?
- Pewnikiem wziąłby więcej elfów gdyby miał taką okazję, ale trochę się śpieszył - wrzuciła swoje trzy grosze Iskra zatrzymując się nieopodal wielkiego wilka i całkowicie ignorując burczenie Luciena. Co ten Cień chciał? Coś o tyłku, chyba był zmęczony - Jak tak ci źle, to sobie usiądź, twój tyłek odpocznie - odpowiedziała Zhao zerkając na Poszukiwacza przez ramię.
Wilk zerknął nerwowo na Szept i czym prędzej się przybliżył - Byłem na spotkaniu z Cieniami. I Darmarem. Mówią, że ktoś wypowiedział wojnę magom Szept, a włóczenie się samej po WIlczym Borze nie jest genialnym pomysłem. Poza tym... - ściszył głos - spotkałem tam Iskrę. Na drodze, samą. Nie pamięta ostatnich paru lat życia, jest gdzieś na etapie twojego wygnania i Joserro. Nie mam pojęcia co robić.

Aed pisze...

Cz. I

Aed zerknął na krasnoluda, unosząc brew. Na Małą, tak? Znać, że brodacz był tu przed półelfem i że wcześniej zaczął zamawiać akwawitę. Z melancholii, w którą wpadł ni z tego, ni z owego, naraz przeszedł do żywego zainteresowania zawartością aedowego kufla.
- Owszem, grzane – odparł szpicouchy, wzruszając ramieniem i przekrzywiając nieco głowę. – Bez przypraw, ale prawie nierozwodnione. – W jego tonie pobrzmiewała nutka prowokacji, skumulowana zwłaszcza w przedostatnim słowie. Aed nieznacznie przysunął kufel w stronę krasnoluda. Był niemal pewien, że więcej nie potrzeba było, by zachęcić go do skosztowania trunku, jeśli nie wysuszenia naczynia. Krasnolud kupił chuchro nie tylko swoją bezpośredniością, ale i zupełnym brakiem zainteresowania mieszanką krwi. Aed był na tym punkcie co najmniej przewrażliwiony. Tymczasem Midarowi widocznie nie czyniło różnicy, z kim pije. Nie pytał o imię, nie pytał, skąd niesie. Po prostu przysiadł się i gadał, co mu na duszy leżało, od czasu do czasu pociągając dłuższy łyk. I takich Aed lubił.
Jak miło dowiedzieć się od kogoś ledwie co spotkanego, że się ma słabą głowę. Nawet jeżeli nie zostało to powiedziane wprost, Aed wiedział, że było najszczerszą prawdą. Upił dopiero parę łyków, ledwie zdążył się rozgrzać, ale już szuranie przesuwanych ław, szczęk noży i stuknięcia szklanic, choć słyszane z rzadka i dobrze wśród panującej tu ciszy, zdawały mu się nieznacznie przytłumione. Druga zaleta pozbycia się nadmiaru grzańca z kufla.
Zgrzytnęły zbyt rzadko używane i jeszcze rzadziej oliwione zawiasy. Aed spojrzał przez ramię, by rzucić ukradkowe spojrzenie w stronę drzwi. Najemni. No proszę.
- Niech mnie gęś kopnie. Niedługo pomyślę, że cała Keronia tu wali.
- Coś czuję – mruknął pod nosem szpicouchy - że zaraz rozkręci się spotkanie towarzyskie przedstawicieli jednej profesji. Szkoda tylko, że zawczasu nic nie wiedziałem.
– Może tyś ich tu ściągnął, co? – Głos Midara wyrwał go z zamyślenia. - Młody, tyżeś chyba coś przeskrobał.
- Aż tak bardzo widać? – odparł półszeptem, tak, by nie usłyszał go nikt poza krasnoludem. Powiedział szybciej niż pomyślał, bo ta, jakże trafna, swoją drogą, konkluzja mogła być równie dobrze skutkiem spłukania gardła trunkiem. Chociaż... Rzeczywiście, czy to nie dziwne, że tłucze się po zabitych dechami wiochach, szukając roboty, chociaż mógłby się po bożemu zakręcić za ofertą w pierwszym większym mieście i nająć do ochrony jakiegoś konwoju?
Ten jegomość coś sporo o nim wiedział. Za dużo jak na pierwsze spotkanie. Bywało przecież, że dobrzy znajomi mylili się w osądach na swój temat. A ten tutaj od niechcenia, nawet bez ciągnięcia rozmówcy za język, rzucał samymi trafionymi spostrzeżeniami. Zupełnie jakby trzymał je w rękawie i wyciągał, by rzucić na zatłuszczony szynk, kiedy przyjdzie mu na to ochota.
Jeszcze nim chuchro zaczął zastanawiać się nad odpowiedziami na kłębiące się w jego łepetynie pytania, drzwi skrzypnęły ponownie. Aed był jednak zbyt pochłonięty wsłuchiwaniem się w toczącą się za jego plecami rozmowę, by to zauważyć, a co dopiero okazać kolejnemu przybyszowi nieco żywego zainteresowania.
Przymknął oczy i wytężył słuch, starając się wyłowić interesujące go słowa. Nie chcą noclegu. Napić się – wiadomo. Zjeść po długiej drodze – nie dziwota. Czyli nie dowiedział się niczego nowego.
Czy to możliwe, żeby Escanor posłużył się najemnymi? Żeby pozwolił, by informacja o zniknięciu map wyciekła poza zaufane grono, i to za pośrednictwem ludzi, którzy są wierni temu, kto więcej płaci?
Kolejna obsesja. Pięknie.
Możliwe czy nie? Możliwe czy...
Ciężar czyjejś dłoni na ramieniu.
Możliwe.
Aed odwrócił się powoli. Starał się udawać takiego, co niemało wypił, przynajmniej jak na swoje możliwości. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Midar będzie pierwszym, który przejrzy jego grę. I miał nadzieję, że, jak na razie, jedynym. Okazywanie chorobliwego niepokoju nie było mu na rękę.

Aed pisze...

Cz. II

- Kopę lat. Konwój z Etir do Nyrax, zgadza się? – usłyszał nad uchem. Kiwnął głową, ale mimowolnie się skrzywił. Znał ten głos. I znał tę twarz. Zaraz, zaraz, jak mu tam było? Coś od parowu... Nie, ale blisko. Od jaru. Jarkko. Dziwne imię jak na Keronijczyka. Może wcale nie był Keronijczykiem? A, zresztą, co go to obchodziło? Srał to kot.
- Przysiądziesz się?
- Dzięki, nie tym razem – odparł, przywołując na twarz przepraszający uśmiech. – Jutro muszę być przy zmysłach, a i sakiewkę mam lekką.
- Dajżesz spokój, mnie się nie odmawia.
Rzeczywiście, mężczyzna nie wyglądał na takiego, który lubi, kiedy coś idzie nie po jego myśli. Twarde rysy nieogolonej twarzy, błyszczące, chytrze przymrużone oczy, rozbiegane spojrzenie, narzucone na ramiona łachy, które dawno nie widziały wody i wyzierający z jego ust ostry zapach skwaśniałego wina. Aed zdecydowanie nie przepadał za tym typem.
Spojrzenie Aeda spoczęło na Midarze. Spojrzenie, w którym wydać było rezygnację, nutkę rozpaczy i cichą prośbę. Mieszaniec nie miał już siły na zbywanie natręta. Cały dzień w siodle robił swoje.

[Przepraszam, że tyle mi to zajęło. Nie dość, że szkoła, to jeszcze wena dała nogę i dopiero niedawno ją uziemiłam. Jestem mistrzem słowności - powiedziałam, że odpiszę w środę. I odpisałam. Na papierze. :I
Jak zobaczyłam odpis, to aż mnie gryzło w oczy, że użyłam tak „nowoczesnych” słów jak „oferta pracy”. Bo się człowiek rozpływa, jak czyta takie klimatyczne, karczemne opisy. ^^
Dzięki za ułożenie fabuły. Ja jakaś tępa jestem do wymyślania wydarzeń. Nieraz się zdarza, że zmieniam fabułę w środku akcji i nie uważam tego za wielki problem.
Hm, ostatnio mało czytam. Dobijałam dwunastą część „Zwiadowców”, ale to jest młodzieżowe fantasy, nie polecam. Dawno, dawno nie przeczytałam żadnej książki, więc potrzebowałam czegoś, przy czym mogłabym się rozkręcić i odmóżdżyć. Poza tym mam irracjonalny sentyment do tej serii. Naturalnie – jestem zakochana w „Wiedźminie”. Poza tym polecam książki Anny Brzezińskiej, mianowicie Sagę o zbóju Twardokęsku. Do tej pory przeczytałam tylko „Zbójecki gościniec” i „Żmijową harfę”, ale jestem nimi zachwycona. Ciężko się to czyta, ale babka skończyła mediewistykę i wie co pisze (a pisze, gęsto sypiąc archaizmami). Stoi u mnie na półce „Wiedźma z Wilżyńskiej Doliny” jej autorstwa – od jednej osoby usłyszałam, że fajne i dobre, od drugiej, że muszę to przeczytać. Dalej w kolejce stoi Terry Pratchett i jego „Świat dysku”. Nadgryzłam tylko „Kolor magii”, ale nie muszę czytać dalej żeby wiedzieć, że reszta też jest fantastyczna. Poza tym mam kolegę, który stale układa hymny pochwalne na cześć tego pisarza, a gościa niełatwo zadowolić książką, więc opinia jest jak najbardziej wiarygodna. Niestety, nie posłużę opinią jeśli chodzi o mniej znane serie, bo za mało przeczytałam. Na razie skupiam się na klasykach, bo, bogowie niejedyni kiedyś mnie za to pokarzą, z Tolkiena przeczytałam tylko „Hobbita”.]

Iskra pisze...

Wybujała wyobraźnia pana Poszukiwacza już nibawem miała zetrzeć się z rzeczywistością, bo Wilk w obliczu tak dziwnego zdarzenia jakim było spotkanie niczego nie pamiętającej Iskry postanowił trzymać ją blisko siebie. Nie chciał, by znów wpadła w łapy Bractwa w momencie, kiedy mogliby naprawić relacje. Zresztą, sama nie chciała widzieć Luciena na oczy, więc on jej to ułatwi. Akurat robienie Cieniowi na złość było jego hobby.
- Nie wiem czemu tam była - mruknął jeszcze pomagając Szept podnieść się na nogi - Może z nią porozmawiasz? Ona jest chyba na etapie waszej przyjaźni, to może ci powie więcej niż mi.

Silva pisze...

I.
Wyszedł, trzaskając drzwiami. Tak po prostu, bez słowo, bez krzywego uśmiechu, bez odgryzienia krasnoludowi, czy chociażby spojrzenia w stronę elfek. Nic, wyszedł jak zaczarowany… albo kompletnie pijany.
Potrzebował spokoju. Wszystko ostatnio szło nie tak, jak powinno. Czasami miał wrażenie, że wisi nad nim uśmiechnięty Pech albo sama dziwka Fortuna. Dochodził też do wniosku, że albo się starzeje, albo zdziadział i zrobiła się z niego mamałyga i płaczliwa baba. Zdecydowanie powinien coś zmienić w sobie, bo czuł, że nie idzie to dobrze i propozycja Sorena, aby udać się wraz z nim do Iluny, miasta nad zatoką Cichą w Wirginii, coraz bardziej kusiła. Najpierw jednak Kresy. A potem, jeśli Los pozwoli, być może wsiądzie na statek ze Staruszkiem, jeśli dopisze szczęście i bogowie okażą się łaskawi zabierze ze sobą kogoś jeszcze. Tak, jeśli spotkania z uzdrowicielką dalej tak będą wyglądać, to z pewnością ją ze sobą zabierze, jasne, już to widział, jak radośnie i ochoczo wschodzi razem z nim na pokład. Jeśli faktycznie bierze do siebie każe niedorosłe zachowanie najemnika, każdy przytyk krasnoluda i innych… A może lepiej będzie po prostu dać sobie spokój? Tylko, że Dar nie przywykł do odpuszczania czegokolwiek, uzdrowicielki tym bardziej. Czuje do niej to, co czuje, nie odkocha się nagle, ale same z tego kłopoty. W dodatku zdaje się, że wszystko jest przeciwko nim, a o okazji chociażby do rozmowy to nie było, a jak już się łaskawie pojawiała, to gonił ich stwór gustujący w ludzkim mięsie. Dodać to tego presję pozycji społecznej, przecież uzdrowicielka to rodzina królewska, posiadanie magiczki za kuzynkę i człowiek, znaczy półelf, ma na samym początku przechlapane.
To było niepokojące. Niepokojące jak to, że więcej czasu spędzał z elfami niż na gościńcach, z bandami najemników, czy obijając komuś gębę. Bo kiedy ostatnio połamał komuś kości? Kiedy był w drodze sam, czy z innymi najemnikami? Nie pamiętał. I brakowało mu tego, cholernie. Taki koniec. Jak to mawiali najemnicy: koniec to jednak tylko słowo, którego używają do określenia nowego początku… Gdyby tylko udało mu się połączyć najemnicze włóczęgostwo z rodem i całą resztą. Był jeszcze ktoś, kogo decyzja zaważy na wszystkim, ale wciąż i wciąż wszystko się przeciągało. Cholera. A mógł zostać zwykłym pięściarzem obijającym mordy. Tylko, czy zwykły najemnik mógł pochwalić się królową, uzdrowicielką, rodem i całą resztą gromadki? Czy zwykły najemnik doświadczyłby tak wielu przygód? Koniec jednego, jest początkiem drugiego, nie?
Brzeszczot pokręcił głową i uśmiechnął się szeroko, wgramolił się na górę szopy, odepchnął i… drabina uciekła mu spod nóg, lądując w wysokiej trawie. Szczęście, że wlazł już na stryszek i szczerze powiedziawszy w nosie miał drabinę, a zejściem będzie martwił jutro rano, albo popołudniu, zależy jak mu się wstanie.
Na stryszku panował przyjemny mrok. Pachniało sianem, zbożem i drewnem, które przetrzymywał tutaj kowal; siano dla kilku królików, zboże dla kur, a drewno do kuźni i opalania domu. Dar jak był mały, a ojciec się na niego gniewał, albo sam najemnik był obrażony na cały świat, chował się tutaj. Zawsze myślał, że nikt nie wie o jego kryjówce, ale Maltorn dość szybko ją odkrył tyle, że nigdy nie przyznał się do tego przed synem, wychodząc z założenia, że każdy musi mieć swoje sekretne miejsce. Tak samo było ze skleconym dziecięcymi rękami domkiem na drzewie w lesie, tyle że o tym miejscu kowal wiedział, bo syn siłą go tam zaciągnął, aby się pochwalić. Stryszek był jednak tajemniczy, cichy, a do tego krył wiele tajemnic; dziś był dla najemnika małą pustelnią samotności.

Silva pisze...

II.
Rzucając się na rozrzucone siano, buciory ściągając jeden o drugi (a potem wielkie zdziwienie, że pięty w butach odpadają), Dar umościł się wygodnie, słuchając pohukiwania sowy, która uwiła sobie gniazdo pod stropem i szelestu błoniastych skrzydeł, pewnie nietoperzy. Znowu poczuł się jak dzieciak. Jak mały kajtek, co w swej dziecięcej popędliwości nie potrafił zrozumieć ojcowskiej mądrości, kary mając za coś strasznego i niesprawiedliwego.
Jak dobrze było poleżeć w sianie.
Z popiskującymi myszami.

Kiedy marudny syn wyszedł, kowal podniósł się, pociągnął ostatni łyk jagodowej nalewki i podrapał się po głowie, jakby w zakłopotaniu, a może w niepewności, rozglądając po pomieszczeniu. Niezbyt dobre warunki do ugoszczenia królowej, jej kuzynki, w ogóle kogokolwiek, ale to tylko dom kowala, więc Mal liczył, że przymkną drogie elfki na to oko. Poza tym, nie było tu tak brudno, żeby bać się ruszyć, może i napaskudzili, ale to nie goblinia jama. - Wybaczcie za to - machnął ręką w stronę drzwi, za którymi zniknął Dar, na Midara i na siebie samego - Ty musisz być Heiana. Rączek nie będę całować, bo śmierdzę jak ork, ale witaj w domu kowala - śmierdzisz i wyglądasz jak ork, pomyślał Mal, ale nie powiedział tego na głos. Cóż, zachowajmy chociaż pozory przyzwoitości udając, że gorzałeczka nie szumi w głowie. - Pewnie ten głąb, mój syn, wolałby kiedy indziej nas poznać, ale… musisz nam wybaczyć, mamy tutaj mały kryzys. Czuj się jednak jak u siebie - kowal czknął, miał jednak tyle taktu, że odwrócił się na pięcie i zasłonił dłonią usta. Jaruut, gdyby tu był, ale go nie ma, bo nikt nie pomyślał aby go zaprosić, powiedziałby, że z dwojga złego lepiej tą stroną. - Musicie być zmęczone podróżą… - Mal sam wyglądał, jakby zaraz miał zaraz runąć, zasypiając o tu, na podłodze, wśród butelek; kiedy on ostatnio tak się spił? A, jak mu syna przywieźli po jego zgubieniu się na wyspie, gdzie zachciało mu się być niewolnikiem. Nie miał mocnej głowy; może i nie śpiewał sprośnych przyśpiewek, nie awanturował się, ale po gorzałeczce szybko zasypiał. Będzie dziś spać jak niedźwiedź. Oby tylko jutro jakoś przeżyć. - Szept, możecie przywłaszczyć sobie pokój tego mojego marudnego syna. Rękę daję se uciąć, że śpi gdzieś w krzakach. A ja sobie o tu usiądę - kowal klapnął na krzesło, z którego wstał - I zdrzemnę się chwilkę, dobrze?

~~
- Jeszcze nigdy nie byłem wieszany.
- To chyba będziesz miał okazję - Corvo wskazał palcem kilku mężczyzn, którzy wyszli na plac; albo mu się zdawało albo w dłoniach trzymali sierpy. I szli w ich stronę. Mieszaniec złapał karzełka za kołnierz kubraczka i niczym worek kartofli pociągnął za sobą, w cień rzucany przez dom, za beczki z deszczówką. Ale tam już ktoś był i chrząknął znacząco.
Wysoki mężczyzna o ostrych rysach twarzy, orlim nosie i ciemnych oczach, spoglądających na świat spod równie ciemnych rzęs; rudą brodę splecioną miał w warkocz, a głowę ogoloną; za prawym uchem wił się tatuaż przedstawiający węża. Wyglądał na jakieś trzydzieści kilka lat; bruzdy na twarzy, blizny na rękach - widać, że człowiek ten nie boi się wysiłku i pracy. Głupi jest ten, kto uzna go za wieśniaka, bowiem w jego postawie, w otaczającej go aurze i hardym spojrzeniu widać było dyscyplinę i pewność, która cechowała wojowników. Wyglądał jakby przebył długą drogę, miał kurz na butach i ramionach, a pot zrosił mu czoło. Sakwa przy pasie związana była rzemieniem, ale wymalowana na niej runa sugerowała, że zabezpieczała ją przed kradzieżą także magia. Przy boku miał pas z nożami do rzucania, a na plecach kuszę z kołczanem pełnym bełtów. Skórzany, nieco przybrudzony kaftan, krył w rękawach parę sztyletów. Nietutejszy, zdecydowanie obcy.
Z tyłu parsknął koń. Siwek o spokojnym uosobieniu, staruszek kupiony od spotkanego po drodze wieśniaka za kilka złotych monet. Z lichym siodłem, do którego przytroczono podróżne juki.

Silva pisze...

III.

- Rad będę, jeżeli wskażecie mi drogę do domu kowala - głos wysokiego mężczyzny był twardy, jakby nawykły do wydawania poleceń, nieznoszący sprzeciwu. Równie szorstki, co osoba, do której należał. - Wspominaliście o nim - uniósł wzrok zerkając na wieśniaków, którzy skręcili w boczną uliczkę. Potem spojrzał na chłopaka i karzełka. - Rudobrody, ale zwą mnie także Milczkiem.
Corvo zacisnął palce na kołnierzu karzełkowej koszuli. Na wszelki wypadek. Potem podniósł wzrok na tego dziwnego mężczyznę. Czy jemu także Odrin ukradł coś cennego i teraz przyszedł czas na wyrównanie rachunków? Jego pięści wyglądały tak, jakby jednym ciosem mogły rozbić głowę. W oczach kryła się pewność i zajadłość. Jeżeli Odrin mu coś ukradł, to proszę bardzo, niech sam się tłumaczy.
- Co z tym kowalem? - Milczek był niecierpliwy; droga, jaką musiał pokonać z Iluny z wirgińskiego buta aż tutaj trwała zbyt długo. Biegła do Develańskiego portu, a stamtąd statkiem do Varuskunty, by przesiąść się na kolejny płynący aż do Sevilli, skąd prostą drogą na koniu ruszył do Mall Resz. Stwierdzenie, że opłynął pół świata nie byłoby takie niewłaściwe. Padał z nóg, a choroba morska wciąż nie potrafiła całkowicie go opuścić. W dodatku nikt nie chciał mu odpowiedzieć na proste pytanie „gdzie mieszka kowal”; wieśniacy widząc go albo uciekali, albo grozili pięściami. Mała, zapyziała wioska pełna przesądów - witaj Keronio!

Iskra pisze...

- Wrócimy wtedy kiedy uznam to za stosowne, Cieniu - burknął Wilk i może magiczka mówiła, że pomocy nie potrzebuje, on nie zamierzał zostawić jej samej sobie. Po jego trupie.
- Skoro tak ci się śpieszy, to wróć sam - dorzuciła swoje pięć groszy Iskra, sprawczyni całego napięcia.
- Właśnie - nie wiedzieć czemu, Wilk zaczął odczuwać dziką radośc z tego, że rzeczy najwyraźniej są jakie są. Cień mu dopiekał? Burzył mu spokój za każdym razem? Jak widać bogowie zemścili się teraz na nim.

Iskra pisze...

Nie wiedzieć czemu, Iskra w tym towarzystwie czuła się wyjątkowo... Dziwnie. Nikt jej nie wytłumaczył tego co się tu działo, nikt nie powiedział jej w zasadzie niczego. Była ona sama i jej domysły.
Co się stało z Wilkiem? Czemu Szept nie jest Wygnańcem? Czemu u licha łazi za nią ten człowiek i do tu się do demona dzieje?
Niestety, pytania te musiały zaczekać, bo spomiędzy drzew wypadła zdyszana rudowłosa kobieta. Kobietę tę znów znali wszyscy tu obecni prócz biednej Iskry.
- Orkowie... - wydyszała Charlotte zginając się wpół i łapiąc z trudem oddech - Orkowie pojawili się znów na przełęczy, idą w naszą stronę. Chroni je coś dziwnego.
- Kurwa - skomentował dobitnie Wilk zerkając to na Szept, to na Charlotte. W końcu zdecydował się na wyjątkowo sprytne w jego mniemaniu posunięcie. Zostawić Char w rękach Szept, a Szept w rękach Heiany. Będą bezpieczne.
- Char zostań z nimi - a pan elfi władca puścił się biegiem w stronę polany z namiotami nie podejrzewając nawet, że alchemiczka prędzej pobiegnie za nim razem z Szept niż da się niańczyć uzdrowicielce.

Iskra pisze...

- ... A ja dalej nie wiem o co tu chodzi - mruknęła Iskra idąc w ślad za Zahirem i mamrocząc coś pod nosem. Najwyraźniej i ona zamierzała przyłączyć się do bitwy. W końcu... Elfy to elfy, tak? Musi pomóc swoim.
- Hm... - Char zmrużyła lekko oczy na widok furiatki, ale nie powiedziała nic, za to podobnie jak Wilk, puściła się biegiem z powrotem, choć miała już całkiem solidną zadyszkę i rwał ją bok do spółki z ręką. Nie było to jednak ważne, bo w obozie pozostał Devril, którego Char ochroniłaby nawet ceną własnego życia.

Iskra pisze...

Wilk dopadł do obozu, do krasnoludów. W elfie dowodzenie się nie mieszał, w końcu uznał, że on mimo tytułu niewiele tu znaczył. Będzie działać na własną rękę, do spółki z krasnoludami. I może działanie takie było wielce dziecinne, on tego w tej chwili nie dostrzegał. Duma elfa była ugodzona do głębi, a to szybko nie mija, zwłaszcza w przypadku mężczyzn.
Drugą osobą która pojawiła się w obrębie mobilizacji była Charlotte, rumiana na twarzy od długiego biegu który oznaczał dla niej ogromny wysiłek, a co dopiero mówić o bitwie. Nie mogła tym razem korzystać z alchemii, bo zbyt mocno miała uszkodzoną rękę. Chociaż, gdyby się uprzeć... Char spojrzała na zbierające oręż elfy. Na upartego, przy pomocy kręgu mogłaby coś zrobić. Ale w polu nie będzie czasu na rysowanie.
- Heiana! - zbliżyła się szybko do uzdrowicielki. Jeśli nie da rady w polu, to będzie przynajmniej pomagać w ewakuacji rannych - Mów co mogę zrobić, pomogę ci.
Iskra przez dłuższą chwilę stała na krawędzi Wilczego Boru i obserwowała ruch w obozie. Czuła się obca, niechciana. Ale nie zmieniało to faktu, że pomóc trzeba było. Wolnym krokiem wystąpiła z krzaków i sięgnęła łuku przewieszonego przez ramię. Nie dość, że nic nie pamiętała, to zdawałą się zapomnieć o białej magii. Kiedy poznawała Luciena głównie walczyła łukiem, więc i jej magia uległa zapomnieniu. Musi się dostać na skałki, tam będzie najdogodniejsze miejsce do strzelania.

Iskra pisze...

- Ja z tymi futrzakami się nie dogadam - stwierdziła Char pomagając podnieść się jednemu z rannych elfów i podając mu solidny kij w formie podpórki - Ty z nimi rozmawiaj, ja... Ja tu zostanę - Vetinari czuła się w tym momencie nieco bezużyteczna, nie dość, że z uszkodzoną ręką, to nie znająca języka w jakim możnaby się było z bestiami dogadać i na domiar złego tych bestii się bojąca. Nie ma co, pomoc prawdziwego profesjonalisty.
Na dźwięk orczych rogów odpowiedziały te krasnoludzkie, a chwilę potem banda ich właścicieli wypadła ze swojego obozu mieszając się wraz z elfimi zwiadowcami i piechurami. Gdzieś tam, między nimi był Ymir i Wilk, który uznał, że czas najwyższy próbować być Królikiem. Przynajmniej jeśli chodzi o stosowanie magii uzdrawiania w walce jako broni.
Iskra znalazła dogodne miejsce na skałkach. Widziała co wyczynia magiczka w parowie, widziała mgiełkę ale postanowiła, że takie czyny skomentuje potem. Przecież ona była osłabiona! Ledwo się na nogach trzymała! A ona... Ech, zresztą zawsze tak było.
Kiedy zaczęła się właściwa bitwa, a Zhao zaczęły się kończyć strzały, wpadła na pewien plan. Zamiast bez sensu strzelać do byle żołnierzy, może by tak... Do dowódców? łatwo było ich stąd wyłapać, duże, śmierdzące stwory wiecznie krzyczące na resztę. Plan był idealny. Gdyby nie to, że orkowie wpadli dokłądnie na to samo, a nawet i więcej, bo zaczęli strzelać do łuczników na skałach.

Silva pisze...

I.
- Tak, jestem Heiana.
- Eh nie mogłem - kowal spojrzał na elfkę - doprosić się u tego mojego syna, aby cię tu przyprowadził. Teraz, jak już jesteś, tom pijany - i w akcie rozpaczy walnął głową o ramiona ułożone na blacie stołu. Wstyd i hańba, o których jutro nie będzie pamiętał, ale za to pani uzdrowicielka będzie. Nie ma to jak dobre zaprezentowanie rodziny. - Może się zamknę, bo zacznę gadać, jak ten duży głupek, będąc małą kluchą, lubił obsikiwać tych, co mu się źli wydawali. Idziesz po niego, prawda? Taki ten nasz Dar jest, zdaje się być obojętny, ale weź się przebij przez jego mur obronny, to można się zdziwić - kowal wstał, zachwiał się, więc usiadł, ale zaraz wstał ponownie tylko dużo wolniej.
- No, Mal, bo będziemy zmuszone dotrzymać ci tu towarzystwa i nikt się nie wyśpi. Oprócz Midara.
- Ale Heiana-elda idzie po synka mojego… - wyciągnął ku magiczce dłoń, bo jak nic zaraz się przewróci, rozbije czoło, złamie nogę albo coś potłucze. Za starą głowę miał, na takie picie. I krasnolud opróżniał bukłaczki, polewając do kubeczków, zdecydowanie za szybko. To teraz masz, panie kowal. Stary, a głupi - tak by powiedział twój brat, świętoszek, co to nawet kropli piwa, czy gorzałki nie tknie. A niech go chochliki pogonią, z tymi jego klasztornymi postami. - Szept kochana, dziecko ty moje, pomóż staremu kowalowi, co to do łóżka trafić nie może. Wybacz Szeptuś, że musisz to oglądać. Naprawdę, źle wyszło.

W stodółce, na górze, pośród siana, bez myszy, które pogonił, leżał sobie Brzeszczot. Spać nie mógł, bo pohukiwanie sów trochę rozpraszało (dziadek pewnie by wiedział, co mówią sobie pod dziobem), do tego buta wyrzucił przez drzwiczki, kiedy ostatniego gryzonia chciał wygonić, więc leżał tak sobie rozwalony, drapiąc się bosą stopą po łydce, gapiąc się w sufit, jakby widział tam, co najmniej, góry klejnotów.
Westchnął. Czemu nie mógł zasnąć? Czemu zawsze w pijackim odurzeniu musiał rozmyślać nad tak dziwnymi sprawami, jak sens życia, cel ludzkiego pędu, czy rozwodzić się nad własnymi wyborami, decyzjami i zachowaniem. Tak, właśnie zdał sobie sprawę, że wpadł w dół nazywany głupotą. No bo teraz to takie oczywiste, a wcześniej jakoś o tym nie pomyślał. Szept go znała, Midar go znał, Odrin go znał, wszyscy, których uważał za przyjaciół (tak, tego wrednego krasnoluda też za takowego miał, mimo że trochę nim potrząsnął), a którzy trzymali się blisko magiczki i co za tym idzie także uzdrowicielki, go znali. Mniej lub bardziej, głębiej bądź tylko powierzchniowo. Ale znali. A Heiana? Co ona o nim wiedziała? Tylko tyle, ile zdołała dostrzec w tych momentach, gdy mieli okazję być razem. A on cały czas myślał, że jak inni, też go znał. Ale niby skąd i jakim cudem? Nie czytała przecież w myślach, nie zaglądała do środka, gdzie między żebrami tłukło się serce. Wiedziała tylko to, co na pierwszy rzut oka, może troszkę więcej. Zapomniał, że znajomość wymaga czasu, nawet jeśli wpadło się komuś w oko od pierwszego spojrzenia, ale od tego przecież daleka droga do przyjaźni, miłości… Czemu był takim głupcem?

Silva pisze...

II.
I co Heiana mogła sobie o nim pomyśleć? Przecież powinien jakoś bardziej, częściej… A on jak ten głupiec nic, zupełnie nic. Sam chciałby dowiedzieć się o niej wszystkiego, a też nie zapytał… Nie dlatego, że nie czuł potrzeby, po prostu nie przyszło mu to do głowy. Musiał to naprawić, teraz, zaraz, natychmiast, choćby już polecieć do domu i…
Poderwał się, o włos mijając czołem belkę wspierającą dach.
- Brzeszczot?
Zdawało mu się?
- Heiana? - czyżby znalazła jego buta i odkryła kryjówkę? I czy to był głos stawianej drabiny? Na czworakach, bo strop był naprawdę niski, podpełzł do otwartych drzwiczek i spojrzał w dół. A tam, z elfim flakonikiem światła w kieszeni, w połowie wysokości drabiny, wspinała się uzdrowicielka. Szalona? Co ona tu robiła? Przyszła po niego? Już miał zacząć przeklinać dziwkę Fortunę, ale Heiana była coraz wyżej. Więc się odsunął, pozwolił jej wejść i chyba go troszkę zamurowało. Albo to alkohol, albo jeszcze coś innego, albo wszystko razem, albo bogowie wiedzą co…
Bo czy mu się zdawało, czy wśród siana, mając za plecami nocne niebo usiane gwiazdami w taki sposób, jak to jest tylko możliwe na wsi, gdzie nie ma świateł, Heiana wyglądała inaczej? Z tym przytłumionym przez materiał światłem elfiego lampionu, uzdrowicielka jawiła mu się niczym nimfa wynurzająca się z morskiej piany; jej ciemne oczy zdawały się tak głębokie, że poczuł strach przed utopieniem się w nich… Ale nie mógł oderwać od nich wzroku, przyciągały i intrygowały… mógł się w nich utopić. Włosy splecione w warkocz, przykurzone na drogach i gościńcach. Przyszła tu do niego…
Mając w głowie przerwane rozważania, wyciągnął ku elfce dłonie i kiedy ta, pewnie nie wiedząc, co ją czeka, podała mu je, przyciągnął ją do siebie z całych sił, objął mocno i tuląc do piersi, walnął się na siano. Leżąc tak sobie z Heianą w ramionach, nawet nie myśląc o tym, by ją wypuścić.
Oparł policzek na jej głowie, śmierdziuch opity, przytulił, jakby się bał, że ucieknie, co wcale by go nie zdziwiło i mruknął: - Wiem, siano, myszy uciekły, ale są sowy. Ale ja chcę sobie z tobą tak poleżeć - nastała chwila ciszy - I przepraszam. Jestem głupi. Wszystko naprawię, jak wyparuje ze mnie gorzałka. Zobaczysz, dam radę - jeszcze kilka minut, a jedynym co da radę zrobić, będzie przyjemne chrapanie, mając w ramionach uzdrowicielkę.
Ktoś kiedyś powiedział, że po pijanemu robił się czasem rozczulająco gadatliwy. Trafne spostrzeżenie.

~~
Szkoda, że nie było tu kowala, że siedział w domku i nie miał okazji usłyszeć słów karzełka. Gdyby słyszał rozczuliłby się niepoprawnie, porwał karzełka w ramiona, przytulił, wyściskał, mówiąc przez wylewane zły, jaki to Odrin jednak jest dobry, jaki kochany, jaki cudowny, że on mu wybacza, że się nie gniewa i tuliłby go do piersi, czochrając po głowie. Tak, kowal był prostym człowiekiem i chociaż gniewał się na karzełka, bo ten przysporzył mu kłopotów, chociaż czuł pewien żal, to po takich słowach serducho by mu zmiękło od razu, a i sam od siebie zacząłby Odrina chwalić i jak syna, trochę niesfornego, traktować. Ale nic straconego, Los może się jeszcze uśmiechnąć, a nóż jutrzejszego dnia okaże się, że Mal przespawszy to wszystko, uściska karzełka, bo w jego pracowite życie wprowadził odrobinę energii?

Silva pisze...

III.
- Ktoś wspomniał? Ojej, chyba nie. Ja nic nie mówiłem. Ten obok chyba też nie. On bardzo mało mówi, wiesz?
Corvo burknął coś pod nosem; zabrzmiało to jak przekleństwo w mowie olbrzymów. Czyżby przeklinał swojego mistrza, poczciwego Sorena, że wysłał go do tej dziury zabitej deskami i to jeszcze do domu ojca człowieka, pfu, mieszańca, którego najchętniej skróciłby o głowę? Grr. Brzeszczot nie mógł przeboleć tego, że jego Soren wziął pod swe skrzydła nowego ucznia, tym samym nie potrafił też zaakceptować Corvo, przez co traktował go jak rywala i narośl, którą należałoby wyciąć, aby uwolnić Staruszka. Z kolei Corvo nie chciał dzielić się Sorenem, a myśl, że przed nim był inny uczeń, bliski sercu starca sprawiała, że robił się pochmurny. Obaj byli głupcami, którzy zamiast podać sobie rękę, tymi dłońmi się okładali.
- Mh - Rudobrody podrapał się za uchem, jak zawsze, kiedy znajdował się w sytuacji, której nie powinno być, która go zaskoczyła. Czyżby długa droga z Buta zrobiła się bardziej kręta, chociaż sądził, że to niemożliwe? Zmarszczył brwi nie reagując na Marchewę; słyszał już gorsze określenia i tyle do niego przylgnęło, że przestał je spamiętywać. Był Milczkiem, albo Rudobrodym. Pochodzenia pierwszego wolał nie wyjaśniać przy młokosach, a drugie, jak rzekł karzełek, było od brody. - To co z tym kowalem?
- To ty nie wiesz? Kowala tutaj nie masz. Poszedł sobie. Za mała wioska, za mało zysków, do tego bardzo przesądni ludzie wokoło. Nie da się robić interesów.
- Jak to nie ma? Dom stoi pusty? A jego syn? Też nie ma? - twarz Milczka zachmurzyła się, a na czole pojawiła się żyłka, która zwiastowała irytację. Zaraz też mężczyzna przeklął, splunął w trawę, rozcierając ślinę butem. - Do czorta. To po kiego wała ja się tu pchałem? Wypruję Dymce jaja, nosz kurwa - był zły, sfrustrowany, a przede wszystkim zmęczony; długa droga dała mu się we znaki, a kiedy Kismet (jak nazywali Los mieszkańcy Buta) w końcu dał mu nadzieję na twarde łóżko, ciepły posiłek i stabilny grunt pod nogami, okazuje się, że dziwka Fortuna, wszędzie taka sama, wszystko popsuła. - I szukaj teraz kowala z synem w polu. Co ja, wróżka jestem żeby wiedzieć gdzie poleźli… - Rudobrody machnął na karzełka i mieszańca ręką, wyraźnie było mu źle z myślą, że gonił wiatr, który wyprowadził go w pole. - Czort niech was ogonem przykryje - burknął na pożegnanie, wskakując na niemal zajechanego konika; czyżby jednak wiedział, gdzie mógłby się podziać kowal? A może po prostu chciał odpocząć w jedynej tutaj karczmie? Gdzieś sobie pojechał w każdym razie.
- Czy to zdarzyło się naprawdę? - Corvo mrugnął, patrząc na oddalającą się sylwetkę jeźdźca. - Czemu go okłamałeś? Jak się dowie, żeś zrobił go w jajo, to wróci i nogi z dupy powyrywa.

Iskra pisze...

Char zaś nie czuła się dobrze z tym, że musi tu być, choć przecież nikt jej nie zmusił do pomocy Heianie. Rozsądek mówił, że uczyniła dobrze, zaś umysł podsuwał coraz to nowsze wizje tego, co może spotkać bliskie jej osoby kiedy ona będzie się chować w jakiejś wieży. Przecież Devril był ranny. A Szept? Lepiej nie mówić, magiczka pewnie zaraz gdzieś padnie, a ona nie będzie mogła pomóc. I Wilk. Ten bęcwał sam sobie przecież bez niej rady nie da!
- Heiana, ja... - nie dokończyła, bo nieco przewrażliwiony zmysł węchu podpowiedział, że coś tu jest nie tak. Oddalali się od pola bitwy, a jednak ona czuła nasilający się swąd gobliniej skóry. Myśli o towarzyszach nieco straciły na ważności kiedy pojęła, że w realnym niebezpieczńestwie mogą znajdować się oni. Ci, których skierowano do Wieży. Magicznej Wieży, starej budowli, czymś ważnym...
- Ktoś tu jest. Przed nami...
Wilk nie widział jak Szept dopada do Devrila, nie widział też ich rozmowy. W ferworze walki mało kiedy oglądał się za siebie, a tak się złożyło, że to on i krasnoludy pierwsze pognały na wrogów. Nieco bezmyślnie możnaby rzec, ale Ymir uważał, że nie ma nic groźniejszego niż wściekła krasnoludzka szarża.
Iskra uchyliła się przed kolejnym bełtem, który brzdęknął odbijając się od skały za nią. Dobyła krótkiego ostrza i cisnęła je w dół, w orka który to tak namiętnie w nią strzelał. Niestety, jego miejsce zajął inny, który może strzał i łuku nie miał, ale ciskał kamieniami. Zmęczona elfka nie zdązyła się uchylić i dostała głazikiem w kolano. Coś chrupnęło, a ona musiała tłumić krzyk by okazać słabości przed sobą samą.
- Szlag... - warknęła przenosząc ciężar ciała na nieuszkodzoną nogę i opierając się o głaz. Chwilę potem dostała mniejszym kamieniem w łopatkę, a jeszcze potem w głowę, co spowodowało upadek. Stromizna zaś dołożyła swoje i Zhao stoczyła się po kamiennej ścieżce w dół wraz z paroma innymi łucznikami, którzy niefortunnie oberwali to w głowę to w kręgosłup.

draumkona pisze...

Mogłaby pójść z nią. Tak, mogłaby. W zasadzie, nawet tego by chciała, bo narażać tak uzdrowicielkę... Ale kto wtedy będzie chronił rannych? Obejrzała się przez ramię. Jeden oparty o drzewo, ciężko dyszy. Drugi coś grzebie przy opatrunkach, trzeci z czwartym wspierają się nawzajem usiłując dogonić resztę. Jeśli orkowie albo gobliny wysłały tu dobrze uzbrojony oddział... Char nie widziała dla nich zbyt dużej szansy. Dla siebie samej też nie.
- Dobra... Coś jest nie tak. Jeśli ktokolwiek z was coś usłyszy, mówcie, może to da nam choć chwilę przewagi.
- Co konkretnie? - spytał ten, który majstrował przy opatrunku.
- Czuć goblinem.
Bitwa trwała.
Wilk ze zdumieniem odkrył, że orkowie ustępują. Zupełnie jakby ten atak był tylko... Czymś w rodzaju testu. Kto wie, może planowali coś większego?
- Ymir! - nie zwrócił na siebie uwagi krasnoluda za pierwszym krzykiem, więc wydarł się raz drugi i trzeci. Dopiero wtedy zbryzgany krwią Dolny Król się mu przyjrzał.
- Co?
- Orkowie!
- No wiem!
- Wycofują się!
- ... Co?! - krasnolud aż musiał wskoczyć na jedną ze skał bo nie wierzył w to co słyszy. Orkowie powoli, jakby grali jakieś przedstawienie, pozwalali się zepchnąć w głąb przesmyku. Dla wprawionego w bojach Ymira śmierdziało to mocno krętactwem.

draumkona pisze...

Wilk za to znalazł Devrila. Zaś za elfim władcą biegł zdyszany krasnolud, któremu trudno było dotrzymać elfowi kroku.
- Devril! To pachnie jak...
- Jak kupa orka - burknął Ymir, wspierając się na toporze i dysząc jak ogar po polowaniu - Wrobili nas, psia kość. Poszli gdzie indziej, ale...
- Wiesz co się dzieje? - wpadł mu w słowo Wilk rozglądając się nerwowo. Zapewne szukał Szept.
- Pewnie poszli z innej strony.
- Z innej strony?
- Miasto?
- Kurhan?
- Wieża! - jak widać, ta dwójka doszła do sedna nawet bez pomocy Devrila. Wilk stanął jak wryty, porażony swoim tokiem rozumowania. Nie było tu jego siostry. Gdzie ona się podziała? Mijali się? A może gdzieś poległ... Nie, tak być nie mogło.
- Charlotte. Widziałeś ją? - ale znowu Devrila nie dopuszczono do głosu, bo odezwał się nieproszony krasnolud.
- Poszła z Heianą i rannymi. Szept chyba kazała im się schronić w...
- W?
- W bezpiecznym miejscu...
- Istar... - i Wilka już nie było obok, a biedny Ymir jęknął za nim żałośnie.

draumkona pisze...

- Słyszałeś? - podłapała Vetinari, ale nie usłyszała rozwinięcia, bo między nich wpadli orkowie. Zaskoczona i wybita z rytmu nie miała szans by osłonić się przed pierwszym ciosem, który powalił ją na ziemię, a delikwenta za nią zabił.
Char, czując na twarzy krew zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle mają jakieś szanse. Orkowie wydawali się... Gorsi niż zwykle, o ile to w ogóle możliwe.
- Bierz ich! - usłyszała rozkaz, zapewne wydany przez jakiegoś orczego dowódcę. Chwilę potem zaczęła się rzeź, a jej ktoś nadepnął na plecy. Jęknęła pod naciskiem ciężkiego, żelaznego buciora.
- Pomocy! - wydarł się jeden z rannych nim ktoś urwał mu głowę.
- Orkowie! - dodał drugi, a chwilę potem zagłuszył jego słowa krzyk bólu. Char poczuł zimny pot na karku. Czy i ją czeka taki koniec?

draumkona pisze...

Char podniosła się, lękliwie zerkając w górę, a widok wilka mocno ją zaskoczył. Wszak to bestie,krwawe i nieprzewidywalne... W pierwszej też chwili miała nadzieję, że to jej brat.
Rzeczony brat zjawił się sekundę później, wraz z elfimi oddziałami. Wpadł między orki jednego bijąc w twarz, a drugiemu ładując sztylet aż po samą rękojeść w pierś.
- Char! - dopadł chwilę potem do niej, pomagając się podnieść i nie dając podejść wrogom, a przy okazji wywrzaskując jeszcze rozkazy.
- Wilk! - Ymir w końcu doczłapał do reszty przy okazji odrąbując goblinowi głowę.
- Co jest?
- Nie nic, tak tylko obwieszczam swoją obecność...
- Wilk... - słaby głos Char przebił się przez ich wymianę zdań czym natychmiast zwróciła na siebie uwagę - Słabo mi...
- Cicho... Zaraz coś poradzimy, zbierzemy ocalałych... Gdzie jest w ogóle Iskra?
- Nie wiem? - Ymir rozejrzał się, ale furiatka nagle nie wyskoczyła zza krzaka.

draumkona pisze...

Char nie doczekała całej kłótni, bo zawczasu straciła przytomność, co mocno zaniepokoiło Wilka. Przecież nie stało się jej tyle krzywdy by mdleć od razu... Poza tym, był przewrażliwiony na punkcie zdrowia swojej siostry.
- Skąd mogła wiedzieć, że atak od przesmyku będzie zmyłką? - warknął do uzdrowicielki chcąc wybronić jakoś Szept.
- Nikt nie mógł wiedzieć. I nikt nie zdążył dobiec tu na czas. Stało się. - Ymir podszedł do sprawy na sucho, bez emocji. Elfy umierają. Wszyscy kiedyś umrą.
Iskra ocknęła się z powodu zimna wkradającego się pod ubrania. Spojrzenie miała mętne i zamglone, a ból promieniował od tylnej strony czaszki na całą głowę. Prócz tego miała rozbite kolano, posklejane krwią włosy i pełno sińców i krwiaków po upadku ze skałki.
Ale żyła, czego nie można było powiedzieć o pozostałych łucznikach.

draumkona pisze...

Elf zdawał się nie pamiętać tego, że jeszcze parę dni temu był pierwszy do opuszczenia tego miejsca i ostatni do wydawania rozkazów. Pewne rzeczy uległy jednak zmianie.
Teraz jednak nie pora była na dyskusje. Musiał zabrać stąd siostrę, zanieść ją w jakieś spokojne i miłe miejsce, sprawdzić co się stało... I znaleźć Szept. Wprawne oko medyka zauważyło krew i przemęczenie, magiczka wedle jego opinii nie pociągnie tak długo.
- Iskra! - skrzywiła się słysząc swoje miano tak blisko. A może tak daleko? Nie była pewna tego, czy zmysł słuchu nie płata jej figli. Zatoczyła się wstając, ale zdołała utrzymać równowagę. gdyby tylko nie to kolano...
- Nic mi nie jest człowieku - Lucien został przywitany zimno, chociaż elfka miała wrażenie, że tak nie powinno być. Coś... Jakby jej podpowiadało, usilnie przypominało, że ten człowiek nie tylko nazywa się Lucien, ale też... Jest ważny.

draumkona pisze...

Wilk wyniósł Charlotte do namiotu jaki to dzieliła z Devrilem. Po części miał nadzieję, że zastanie bawidamka, bo każda pomoc by się przydała, ale niestety go tu nie było. Musiał zatem zająć się opatrzeniem paru ran sam, bo Ymira do fachowej pomocy medycznej nie można było zaliczyć.
- Ale... - Iskra nie zdążyła zaprotestować, bo już była nad ziemią, w ramionach tego człowieka. Protesty ucichły, a Iskra nie wiedziała co ma powiedzieć w tej sytuacji.
- Boli mnie głowa... - mruknęła tylko dotykając tyłu głowy i syknęła. Naprawdę nieźle oberwała.

draumkona pisze...

- Ymir?
- No?
- Wiesz jak wygląda... Takie ostrze do cięcia ciała?
- Że nóż?
- Nie, taki specjalistyczny.
- Aha, ten... Nie wiem.
- Tak myślałem - Wilk westchnął bezradnie. Chociaż Charlotte zawzięcie protestowała i twierdziła, że pokroić się nie da, nic nie mogła poradzić na podstęp z ciastkiem wypełnionym eliksirem nasennym. Wilk się wycwanił jeśli chodzi o zmuszanie siostry podstępem do robienia tego, co akurat uznał za dobre dla jej osoby.
- A szczypczyki?
- Takie jak u kowala?
- No mniej więcej, tylko mniejsze...
- Mniejsze? To nie wiem.
- Żadnego z ciebie pożytku, Ymir.
- Ahia. Gorzałki?
Pokręcił głową odmawiając manierce. Akurat przy opatrywaniu wolał być trzeźwy jak tylko się da. Char miała nieco wgniecione żebro w ciało, zapewne efekt ucisku orkowego buta. Trzeba było dostać się do wnętrza ciała i to przestawić...
- Idź, poszukaj mojej torby i ją tu przynieś, byle szybko, nie mamy czasu.
- Się robi - krasnolud, chrzęszcząc zbroją opuścił namiot w trybie ekspresowym.
- Ale... - kolejny protest nie zdązył ujść z ust furiatki, bo argument został jej wytrącony z ręki. Jak boli to nie dotykać? Ale kiedy ona badała brzegi rany i co to w ogóle jest, siniak, rozcięcie, czy może brakująca połowa głowy, bo tak się aktualnie czuła.
- Gdzie idziemy? - umysł podsunął odpowiedź nim zdążył jej udzielić Lucien - Nie. Tam będzie pełno rannych, zdecydowanie bardziej potrzbujących pomocy niż ja. Ja sobie poradzę. A teraz mnie postaw - gdzieś w głębi poczuła, że śmieje się sama z siebie. Zupełnie jakby jej prośba była... Kompletnie irracjonalna i z góry skazana na porażkę.

draumkona pisze...

Na domiar złego w namiocie uzdrowicieli pojawił się biedny Ymir, który nie mógł nigdzie znaleźć torby Wilka.
- Torbę, pani uzdrowicielko, widziałaś? - krasnolud przeczesał palcami brodę i rozejrzał się pilnie - Wilk prosi, będzie cesarskie cięcie - biedny Dolny Król nie wiedział, że tak po fachowemu nazywa się pewien dziwny zabieg u ludzi. Dla niego zaś to wymyślone przez niego stwierdzenie brzmiało całkiem zabawnie.
- Szept jest w ciąży? - wypaliła Iskra, która wyswobodziła się z objęć Lu Pępka Świata.
- Nie, alchemiczka - mruknął żartobliwie Ymir podnosząc jakieś nieużyte tymczasowo posłanie i szukając pod nim torby. Niestety nadaremno.
- Ja już sobie pójdę, przecież dam sobie radę... - Iskra spróbowała się oddalić, ale uszkodzone kolano na niewiele pozwalało - Ała.
- Jak ała to siadaj - Dolny Król znalazł w końcu rzeczoną torbę i wskazał Iskrze posłanie. Biedny, nie wiedział, że zrobił wszystkim wodę z mózgu.

draumkona pisze...

- Właśnie, że idę! - tutaj zdecydowanie nie chciała zostawać. Napięcie było wyczuwalne, wręcz namacalne. Gdyby była burza niechybnie trafiła by w namiocik ze stuprocentową szansą.
- No mówię wam, cesarskie - krasnolud przegrzebał torbę, ale znalazł w niej tylko nieciekawe medyczne narzędzia - To ja będę szedł. Medyk potrzebuje narzędzi, póki pacjentka śpi - i z całkiem pogodną miną opuścił namiot, pozostawiając za sobą ziarnka kłopotów i plotek.
- Zachowuj się. To szpital do cholery, a ty nie jsteś pępkiem świata. Jesteś zwykłym, nic nie znaczącym człowiekiem - Iskra w końcu powiedziała co sądzi na temat zachowania Cienia - Poradze sobie sama, tak jak mówiłam - co wcale nie oznaczało, że ma zamiar szpitalik opuścić. Nie tak od razu.

Silva pisze...

I.
śpiochy
- Poza tym, nie widziałeś Midara i Darrusa i ich parady przed Starszymi. To dopiero źle wyszło.
- Mój synek źle się zachował? Ktoś mu kiedyś tego jego ptaszka utnie, ja ci mówię. To wtedy dopiero będzie źle. Utnie i zostanie o, bez. Parad mu się zachciewa… Wnuków by mi narobił! - kowal mówił tak jeszcze przez całą wspinaczkę schodami i w pokoju też; stary był, syn mu rósł, w końcu powinien zadbać o rodzinę, a nie ciągle pakować się w kłopoty, w to najemnikowanie. Dzieci bawić i żonę! A Dar tylko po gościńcach lata, bije się, sam się daje stłuc i wraca z siniakami, jakby były komuś potrzebne. Wnuki! Tak ze cztery; dwie dziewczynki i dwóch chłopców. Najlepiej na raz, to kowal będzie miał komu zabawki robić. O tak. Będzie musiał z synkiem o tym porozmawiać, bo może o nie wie jak się do tego zabrać, albo się leni i trzeba go pośpieszyć. Przecież dzieci z kapusty po tygodniu nie wyskakują! - Szeptuś, wiesz ty co? Jesteś najlepszą rzeczą, jaką mogła się temu mojemu synkowi przydarzyć… I Heianka… - tu kowal czknął potężnie i chyba przysnął. Jaki ojciec, taki syn, a może należałoby powiedzieć, jaki syn taki ojciec?

stodoła
- Zawsze musisz się upić, żeby coś takiego powiedzieć?
- Najemnik romantyk? To nie brzmi dobrze… - jakby na potwierdzenie, burknęło mu w brzuchu; jakoś dziwnie mu to wyglądało, żeby dorosły chłop miał… A, to jej nie o to chodziło. - Piwo rozjaśnia w głowie. Nie pomyślałem wcześniej. Jestem tylko głupim najemnikiem… - coś szturchnęło go w łydkę, więc spróbował to strącić, jednak po chwili do niego dotarło, że to elfia noga, a nie żaden szczur, czy mysz. Dobra, elfia noga może go miziać.
- Darrus? Nie, że mi jest źle, ale od siana wolę poduszkę i ciepłe łóżko. Zwłaszcza, że aż nadto miałam spania na ziemi podczas drogi.
Brzeszczot miał to gdzieś. Oparł sobie wygodnie policzek o uzdrowicielki głowę, nakrył ich płaszczem, który ze sobą rozsądnie przytachał, objął mocniej i zaproponował swoje ramię jako poduszkę, może śmierdzącą, ale przynajmniej nie będzie to kłujące siano. - Przecież nie zlezę po drabinie. Nogi połamię. Chcesz mnie składać? Ja sobie nie dam pod spodnie zaglądać!
- Dar?
Najemnik chrapnął. Widać przysnęło mu się na chwilę.
- Hei? - coś tam mruknął pod nosem - Sianko kłuje, ale i tak mi dobrze, cieplutko i pachnie ziołami - znów coś burknął, chrapnął i chyba położył się spać. A nie, jeszcze nie - Ja cię serio lubię… no, nawet kocham. A Emis to dupek i jestem zazdrosny, o - znowu chrapnięcie, teraz to chyba zasnął.

Silva pisze...

II.
ten co znajduje i ten co marudzi
- To co, na herbatkę do Mala? Mam gdzieś dobre listki, znalazłem.
Corvo już nie wiedział, jak poradzić sobie z tym małym, gadatliwym człowieczkiem. Zaczął się natomiast zastanawiać, czy aby karzełek nie jest tylko sprytnym i cwanym złodziejaszkiem, który tylko niewinnego i nic nierozumiejącego udaje. Ciekawe, bo coś za dobrze to wszystko wygląda. A może po prostu chodziło o to, że Corvo wszędzie widział spiski i podejrzane rzeczy. - Ukradłeś Odrin. To się nazywa kradzież. A nogi z dupy to ja tobie powyrywam za… - czy w dłoni karzełka właśnie zauważył swoją sakiewkę? Czy ten mały…
- Ojej, to twoje? Znalazłem. Musiałeś ją zgubić. Wiesz, że powinieneś lepiej pilnować swoich rzeczy? Ktoś mógłby je ukraść.
- Odrin!
Wrzask i pył, a w kurzu chmurze wracający do domu chłopi widzieli małego człowieczka, który naprawdę szybko uciekał, przebierając nóżkami i goniącego go z przekleństwem na ustach młodego chłopaka, pędzącego tak, jakby go sam lisz gonił, jakby mały człowieczek czymś mu zawinił.
Dziwni ludzie.

rankiem, kiedy kogut pieje, a wypici umierają
W domu kowala było gwarnie i głośno od śmiechu oraz stukających widelców i talerzy.
Największe pomieszczenie pełne było gości. Przez otwarte okna do środka wpadało świeże, poranne powietrze, zapach ziół oraz kwiatów rosnących pod oknem i bzyczenie pszczół na przemian z ćwierkaniem kosów. Przy okrągłym stole siedziała szóstka osób; Corvo przyprowadziwszy Odrina mruknął pod nosem, że wróci, jak kowal zostanie sam, że nie będzie się męczył z taką gromadą i odwróciwszy się na pięcie, wrócił do wioski. Stół zastawiony był tym, co dawała ziemia, pola, las i gospodarskie zwierzęta; serem, kwaśnym i świeżym mlekiem, chlebem, podpłomykami, cebulką, kiełbaską, ogórkiem kiszonym i wieloma innymi smakołykami. Maltorn, chociaż bolała go głowa, spisał się jak na prawdziwego gospodarza przystało i było mu z tym lepiej po wczorajszym przywitaniu elfek. Do tego miał deser - ciasto z truskawkami, borówkami i malinami.
Poranną gadaninę i śniadanie przerwało pukanie.
- Synek, idź no zobacz, kogo przywiało - Młotoręki przełknął pomidora, popił mlekiem i nabił na widelec kiełbaskę. - Jak po zgubę, to mnie nie ma! - w tym czasie drzwi do sieni skrzypnęły, zastukały ciężkie buciory, a potem kotłowanina w progu i mamrotanie pod nosem zabrzmiały, jakby witało się dwóch przyjaciół, którzy nie widzieli się od lat. Nawet klepanie po plecach było słychać. I coś jeszcze.
- Nie uwierzysz Brzeszczot, co mnie spotkało! - dobiegło zza ściany wypowiedziane zdanie, głosem pełnym czegoś, co można uznać za niedowierzanie, że dało się wystrychnąć na dudka. Głos był znajomy, dla niektórych, nawykły do wydawania rozkazów, twardy i szorstki od krzyków i poganiania - Byłem tu wczoraj, psia jego mać. Aż z Iluny, wiesz jaka to daleka droga? - najemnik mu nie przerywał, jak się Milczek rozgadał, to niech lepiej papla, bo potem nie da spokoju - A jakiś karzełek zrobił mnie w konia. Spotkałem takiego pod drzewem. Powiedział, że kowala tu nie ma, że się przeniósł. Kurwa, dobrze, że wróciłem do Sevilli, do tego pryka Worna, a nie prosto do Etir pognałem! Ledwo żywy, bo od razu ze statku, wpadam do piwnicy, mówię w czym sprawa, a Ogniomistrz na to, że Mal był u niego wczoraj, że dalej siedzi w tej dziurze…
- To nie dziura! - zawołał kowal od stołu, z pełną buzią, przeżuwając podpłomyka.
- Dziura! - odkrzyknął Rudobrody, wciąż męcząc się z buciorami, które z nogi zejść nie chciały. Co one, przykleiły się? - To się wnerwiłem, rozumiesz? Jakiś karzeł wystrychnął mnie na dudka! A jakbym do Etir

Silva pisze...

III.
pojechał… - klapnął ostatni but, zatrzeszczał odsuwany tobołek - Nogi z dupy bym po… - Rudobrody właśnie wszedł do pomieszczenia; wielkolud, że niemal zawadził łysą głową w ramę drzwi, zakurzony bardziej niż wczorajszego dnia, bez buciorów i wierzchniej kurty, jakby był u siebie. Widać było, że twarz ochlapał jedynie wodą na szybcika, bo za uszami i na karku wciąż pozostał kurz i pył. Oczy mu się śmiały, już miał przywitać się z kowalem, ale jego wzrok szybko przebiegł po siedzących przy stole i zatrzymał się na Odrinie. - Ty… To ten cwany karzeł! No ja pierdolę, konia zajechałem przez niego! Ten mał…
Brzeszczot położył dłoń na jego ramieniu - Odpuść sobie. Jak cię zobaczył, bo wybacz, nie wyglądasz jak księżniczka, pewnie uznał, że idziesz kowalowi wciry dać.
- Znaczy zrobił to dla ochrony?
- Ano.
- I nic się nie bał - w głosie Milczka pojawił się… szacunek? - To się małemu udało! - Rudobrody ciężkim krokiem podszedł do karzełka, stanął za nim niczym wielka góra, albo chmura z piorunami; łysa głowa, tatuaż, orli nos, twarde rysy: jak nic zbój i herszt, ale ten zły pan właśnie trzepnął Odrina w plecy, poklepał i dudniącym głosem stwierdził, że - Takich przyjaciół to ino szukać, Mal.
- Czy ja o czymś nie wiem? - kowal nie miał od kogo dowiedzieć się tego, co wydarzyło się wczoraj pod drzewem. Najwyraźniej było to coś ważnego. Tylko czemu wszyscy mają buźki na kłódkę i nic nie wyjaśniają?
- Ty nic nie musisz wiedzieć, panie kowal, ważne żebyś miał dobrze - Milczek klapnął na wolne krzesło; już jakiś czas temu Maltorn zamówił u stolarza kilka dodatkowych stołków i wielki stół, bo życie nauczyło go, że choćby starał się nie wiem jak i tak goście będą do niego walić drzwiami i oknami.
- Mimo to, chciałbym jednak…
- Ty się weź nie interesuj - pogroził widelcem kowalowi, a do Odrina mrugnął wesoło okiem - To nie są sprawy dla ciebie. Jedz tę swoją marchew. Ja ostatnio jadłem rybę. Mięcho jednak pachnie lepiej - i porwał z talerzyka kiełbaskę z cebulą i czosnkiem, pajdę chleba, kwaśne mleko w dzbanie, ser, wahając się chwilę nad kiszonym ogórkiem, którego w końcu nie wziął. - Nie przejmujcie się mną - machnął ręką z widelcem - Jedźcie sobie - sam też napchał sobie buzię jedzeniem, jakby od kilku dni nic dobrego nie jadł, co było bardzo prawdopodobne, wziąwszy pod uwagę, że droga statkiem z Buta do Sevilli była naprawdę długa.

Silva pisze...

IV.

- To Rudobrody, Milczek - Brzeszczot wrócił na swoje miejsce, najwyraźniej uznając, że skoro jego przyjaciel ma w nosie chociażby przedstawienie się, zrobi to za niego - Obecnie dowódca straży w Ilunie…
- Takich tam najemników, co kopalni pilnują - bąknął z pełną buzią pan dowódca, popijając to wszystko kwaśnym mlekiem, które spłynęło mu po brodzie.
- …dawniej zastępca Charkota z bandy Bezimiennych - właściwie była to Kompania Bezimiennych, jednak jej kapitan Charkot, wolał nazywać ich bandą, uważając, że kompania jest zbyt wyniosłym słowem, jak dla najemników. Bezimienni jeszcze cztery lata temu byli rozrywaną bandą najemników, wynajmowaną, mającą zlecenia i pracy tyle, że nie wiedzieli gdzie ręce włożyć. Charkot trzymał chłopów i baby, magów i zaklinaczy w ryzach, a oni pracowali dla niego jako najemne miecze. Była to też banda Brzeszczota. Niestety cztery lata temu, kiedy choroba zabrała Charkota, zabrakło spoiwa; najemnicy (starzy wyjadacze, którzy byli od początku) zostali sami, bowiem świeży przychodzili i odchodzili, aż w końcu nie pojawiał się nikt; dla młodych banda była zbyt tradycyjna, zbyt zorganizowana, z zasadami i nie potrafili tego zrozumieć. Gdy zaczęli umierać starsi, Rudobrody podjął decyzję o rozwiązaniu Bezimiennych. Wtedy też sam udał się do rodzinnej Iluny i był to też czas, kiedy Darrus bez bandy, przez Alastaira poznał Szept.

draumkona pisze...

Wilk zaś, nieświadom kompletnie kłopotów, ucieszył się na widok Króla.
- Daj, daj, nie ma czasu - ponaglił go i niemal wyrwał z rąk torbę. Przeszperał ją szybko i wyjął to, czego potrzebował, a niedługo potem przeszedł do rzeczy. Stan śpiączki po eliksirze nie utrzyma się długo.
- A tego - zaczął Ymir siadając na niewielkim taboreciku - Cień cię szukał.
- Co się stało?
- Coś z Iskrą, nazwał cię kretynem i dupkiem.
- Norma. Jak znam życie, to poszedł za tobą.
- Naprawdę?
- Mhm... Przynieś trochę szmat, będzie sporo krwi.

draumkona pisze...

- Słaby z ciebie Cień, skoro się nie domyśliłeś co zrobią orki - gładko odpowiedział Wilk, nawet się na przybyszów nie oglądając, a skupiając na pracy. Operacje na żebrach nie były łatwymi - Co jej się niby stało? - i tu rzecz jasna miał na myśli Iskrę.
- Nic mi nie jest - burknęła zła, że nie może stanowić sama o sobie, a jakiś człowiek robi to za nią - Po prostu dostałam jakimś kamieniem w głowę, obiłam kolano. Nic co wymagałoby interwencji, a ten człowiek jest jakiś przewrażliwiony. Może jest chory?
- Mhm, upadł na głowę jakiś czas temu. Ale nie przejmuj się, kiedyś się z tego wyleczy.

LamiMummy pisze...

Obecność Kaleba nijak jej nie przeszkadzała, a nawet może i schlebiała. Pewnie jednak jego zainteresowanie było spowodowane brakiem innych nowych twarzy w zamku. Żałowała, że Elein nic nie może wiedzieć o sprawie. Jej entuzjazm i wyprawa do karczmy na spytki mogła bardzo wiele pomóc. Ale... jeśli nie ona to może Kaleb?

-Posłuchaj... -zagadnęła go na osobności -Mam ochotę na małą szpiegowską zabawę. Pewnie niczego się nie dowiemy, bo to wszystko to głupi zbieg okoliczności, ale... to idealna szansa, żeby popytać i powęszyć, a kto wie? Może coś akurat chowało nam się przed oczyma. -uśmiechnęła się kusząco dając mu wyzwanie -Ja jestem nowa, nikt mnie nie zna, ale... może są inni nowi? Może ktoś zatrzymał się w Przystani? Wybierzesz się tam ze mną? Przy okazji może napijemy się jakiegoś podpiwku lub cydru?
Sugestia randki jej nie przeszkadzała. Dla niego niech to będzie zabawa a dla niej? Oj, czymś musi zarobić na chleb w pałacu! Czemu nie przysługami takimi jak ta? Elein i tak pewnie nie ma teraz siły na naukę więc... komu w drogę temu wiatr w oczy.

[Ja nie siedzę jakoś specjalnie w historii Dervila, ale coś na myśli mam jeśli chodzi o moją postać, tyle, że Twoja leży dość... odłogiem i nic nie robi. Aż szkoda Dervila. Jeśli on coś kombinuje wtedy będę mogła jakoś coś mu np zdradzić i nieco przejąć inwencję w tej materii.]

draumkona pisze...

Tym razem Wilk też nie dał wyprowadzić się z równowagi. Powoli zaczynał myśleć, że robi się na to wszystko za stary. Ale przynajmniej nadęty bufon w postaci Poszukiwacza sobie poszedł.
- Jak kolano? - spytał znad rozciętej skóry Char.
Iskra przyjrzała się stłuczonemu miejscu i westchnęła zrezygnowana. Bolało jak diabli, ale przecież miała być dzielna...
- Boli. Dostałam w nie kamieniem od orka. I w głowę też.
- I dalej nic nie pamiętasz?
- A co mam pamiętać... - głos Zhao był bliski załamania, jakby elfka zaraz miała się rozpłakać.
- Hm... Może zacznijmy od tego, że Szept jest moją żoną? - to było dla Iskry za dużo. Biedna elfka zemdlała i osunęła się na podłogę.
- ... Szlag.

draumkona pisze...

- Um... - Wilk czarem nastawił żebro na właściwe miejsce i chwilowo zostawił Char samą sobie. Tkanka zrastała się pod wpłyewm czaru, naczynia krwionośne scalały się. Wszystko szło według planu - Iskra? Weź mnie nie strasz... - potrząsnął furiatką, ale ta nie raczyła nagle ożyć. Dopiero kiedy wylał jej na twarz część wiaderka z wodą raczyła się ocknąć.
- Co się stało się... Ach. Zemdlało mi się... - lekkie zmieszanie dostrzegł na jej twarzy, ale nie zdziwiło go to. Sam by się czuł podobnie gdyby nic nie pamiętał.
- Usiądź, zaraz się zajmę tym kolanem.
Zrobiła jak kazał. Zachowała względne milczenie kiedy majstrował przy rozerwanej skórze i naderwanym ścięgnie. Ale pewne słowa w końcu paść musiały.
- Ty i Szept?
- Ahia.
- Od kiedy?
- Od... Dłuższego czasu. Mamy córkę. Zresztą, ty też masz. Syna też masz.
- JA?!
- No... Siedzą pod opieką Cieni. A może raczej tego jednego Cienia. Tego, który cię tu przyniósł.
- Mówisz o...
- Dokładnie o nim.
- Ale to człowiek!CZŁOWIEK!
- Jakoś nie przeszkadzało ci to w poślubieniu go.
- Ale...
- Co ale?
- Ale jak do tego doszło?
- Nie wiem sam. Nagle trafiłaś do Bractwa i... I postanowiłaś do nich przystać.
- JA CIENIEM?!
- Ta... - nie wyglądał na zadowolonego kiedy o tym mówił, więc Iskra umilkła. Wypyta potem tego człowieka.
Do namiotu wracał Ymir, wysłany przez Wilka na kolejną tajemną misję przyniesienia czegoś, czego tym razem nie znalazł. Za to miał wieści dla władcy. A krasnolud, nieco już rozgrzany gorzałką, bywał niebywale spostrzegawczy. Nic dziwnego, że wykrył Wintersa.
- A ty co się tak czaisz? - zagadnął earla zatrzymując się obok i marszcząc brwi. Zawsze dziwnie się czuł kiedy musiał patrzeć na wszystkich z dołu - Nie martw się, wszyscy wyzdrowieją.

draumkona pisze...

- Za wszystkich nie odpowiadam, ale tej dwójce to gwarantuję - mruknął Wilk nie odrywając spojrzenia od kolana Iskry i rany. Elfka zaś wyglądała na mocno zdezorientowaną i zbita z tropu. Nawet nie przywitała nowo przybyłego, gapiła się za to z otwartymi ustami w przeciwległą ścianę namiotu.
- Ale... - dalej do niej nic nie dotarło.
Kątem oka zerkając, Wilk spostrzegł komu przygląda się Devril. Jakby to nie było oczywiste.
- Po tym jak ork ją przygwoździł do ziemi miała wgniecione żebra. Na szczęście, nie przebiły płuc, a ja wróciłem im pierwotne miejsce, więc nic jej nie będzie. A nawet za parę chwil powinna się wybudzić - poinformował Devrila Wilk związując teraz płóciennym pasmem kolano Iskry i przechodząc do obrażeń głowy - Ymir, co się stało?
- Radni. Viori cię wzywa, mówi, że to pilne i niecierpiące zwłoki.
- Cholera, akurat teraz...
- Zawsze mogę powiedzieć, żem zbłądził wśród namiotów, więc masz jeszcze chwilę czasu. Skończ robotę, nie wypada zostawić tak rozgrzebanej cudzej głowy.
- Ej, ja jeszcze żyję! - furiatka ocknęła się ze swojego szoku i wzdrygnęła się. Natłok informacji ją przytłaczał.
- W to nie wątpię. O, dzień dobry - krasnolud akurat przyglądał się Vetinari kiedy ta się ocknęła. Nie wyglądała na zadowoloną.
- To ciastko...
- Eliksir nasenny - Wilk mimo tego, że się nie obejrzał na siostrę, uśmiechnął się pod nosem jak prawdziwy łobuz.
- Bez komentarza - burknęła Char i podniosła się wspierając na łokciach - Ała... - zerknęła w dół, na obwiązany tułów i plamę krwi w miejscu, gdzie kończyły się żebra.
- Leż - Ymir podsunął jej manierkę z gorzałką i jeszcze wskazał na Devrila, jakby alchemiczka nie zauważyła - Gościa masz.
- Ojej... - spojrzała po sobie, znów na manierkę, to na Devrila i znów na bandaże. Zupełnie jakby zawstydzona była, że zastał ją w takim a nie innym stanie, a po chwili takiego zawstydzenia sięgnęła po manierkę.

draumkona pisze...

- Kłopoty... Kłopoty są zawsze. A jak Radni czegoś chcą, to można to zaliczać do spraw na miarę kataklizmu - elf wymamrotał pod nosem jeszcze parę zaklęć, a Iskra syknęła w odpowiedzi. Ale rozerwana skóra głowy zasklepiła się bez zbędnych komplikacji - Pójdę zobaczyć w czym rzecz - i już go nie było. Został tylko Ymir i jego manierka z dwoma rannymi.
- Ja... Poszukam tego człowieka - wymamrotała Iskra nie wiedząc czemu kolejny człowiek zwraca się do niej w całkiem ciepły sposób. Kolejny, którego nie pamiętała?
- No ja stąd nigdzie nie pójdę, bo nie mam jak - obwieściła niezadowolona Charlotte. Wilk zadbał o to, by jego siostra po prostu nie miała sił by się gdziekolwiek ruszyć. Była więc skazana na towarzystwo coraz bardziej pijanego krasnoluda - Jak skończysz pomagać... To przyjdź - nie zamierzała Devrila jednak zatrzymywać. Sama poszłaby pomagać, gdyby tylko miałą czucie w nogach. Cholerny Wilk.
Iskra zaś zaczęła przeczesywać obóz w poszukiwaniu tajemniczego Cienia, który był jej bliższym niż by tego chciała.
Mijały godziny, słońce chowało się za horyzontem, a Wilk jak wybył tak nie wracał.

draumkona pisze...

Zawiedziona elfka przysiadła na jednym z głazów który to znajdował się nieopodal namiotowego pola. Potrzebowała odpowiedzi na pytania, potrzebowała... W sumie sama teraz nie była pewne tego, czego potrzebuje. Ona i dzieci? Przecież zawsze chciała być niezależną, wolną kobietą, a nie jakąś tam żoną. W dodatku żoną człowieka...
Westchnęła odgarniając za szpiczaste ucho czarne loki i potoczyła spojrzeniem po spokojnym jak dotąd obozie. Swoją drogą ciekawe jak wyglądają te dzieci...
Szept i Lethiasa znalazł Viori. Mocno zaniepokojony, jakby co najmniej orkowie szli właśnie doliną wespół z demonami z Pustki.
- Nie widział nikt Wilka? - spytał, ale widząc minę Szept otrzymał swoją odpowiedź - Nikt go nie widział odkąd Ymir mu powiedział, że go szukam. Miał się skontaktować, znaleźliśmy coś w przesmyku, a on... Wyparował.
Dokładnie w tej chwili, gdzieś w górach zabrzmiał róg orków. Nie był to sygnał do ataku, jednak... Jakiś znak. Bogowie jedynie wiedzieli cóż znaczył.

draumkona pisze...

Viori nieco spoważniał. Myślał, że to dość oczywiste by poinformować CAŁĄ Radę, jak i żonę Wilka. Jednak... Radni ze stolicy byli chyba innego zdania.
- Myślałem, że wiecie - mruknął tylko, zerkając na góry pomiędzy którymi niknęło widmo dźwięku - Devril! - akurat tego człowieka pamiętał. I pamiętał o jego zdolnościach, które jak nic teraz by się przydały. Radny nawet sam do earla podszedł - Musisz nam pomóc. W przesmyku czeka Rada, zaginął Wilk. Może znajdziesz jakieś ślady, cokolwiek...

draumkona pisze...

- Co za idiota wybrał to miejsce? - Viori wiedział jaki idiota, choć nie śmiał nazywać go tak w jego obecności. Najbardziej wpływowy radny, jeden z najstarszych w ich gronie i niekoniecznie mający równo poukładane myśli - Vaas. On to znalazł i kazał nie ruszać, a przyprowadzić resztę - przynajmniej taki był plan, a że przy okazji zgubili władcę... Wypadek przy pracy.
- Tędy - Radny poprowadził ich boczną ścieżką i już minąwszy połowę dało się zauważyć, że coś jest nie tak. Ślady krwi, oderwany kawałek ciała czarnego orka, kłęby szarej sierści rozwiane już przez wiatr. I Gwiazda z czerwonym klejnotem, jedyna taka mająca bardzo charakterystycznego właściciela.

draumkona pisze...

Viori stał zaniepokojony, z dłońmi schowanymi w rękawach szaty. Obserwował, jak to zwykle czynił kiedy czuł się bezużytecznym. W końcu, co on, mag umysłu, może pomóc w sprawie natury tropicielskiej?
- Skoro nie miał przy sobie Gwiazdy... Musiał się przemienić. Skoro zaś się do nas nie odzywa to orkowie musieli... Coś mu zrobić - wniosek wysnuty niezwykle ostrożnie i okrężną drogą, jakby samo omijanie właściwych słów coś dało.
- Jakiś trop? Ślady może?

draumkona pisze...

- Racja - przyznał po krótkiej chwili milczenia Radny i skinął dodatkowo głową, jakby przekonywał sam siebie. W końcu Wilk był jego przyjacielem. Powinni szukać... Ale zmierzch. Ciemność. kto wie co dopadnie ich tu w nocy.
- Wracajmy... - dodał cicho, oglądając się jeszcze na góry, jakby te miały odpowiedzieć mu na wszystkie pytania.
W obozie zaś natknąć się można było na alchemiczkę, którą zmęczyło leżenie i wypełzła z namiotu. Co prawda nieco nieudolnie wyszedł jej spacer, bo co chwila trzeba było przystawać i sprawdzać opatrunki na żebrach, ale jednak.

draumkona pisze...

Rankiem dopiero, kiedy ekipy opuściły już obóz, Iskra w końcu dopadła Cienia. Aczkolwiek, kiedy w końcu stanęła w niewielkiej odległości od niego nagle nie wiedziała co ona tu w ogóle robi. Czy dobrze robi rozgrzebując to, czego nie pamięta. A jeśli Cień naopowiada jej bzdur? Jeśli przedstawi rzeczywistość inną? Cóż, nie dowie się niczego jeśli nie spróbuje.
Char próbowała przemówić wszystkim do rozsądku i sprawić by i ją zabrano. Martwiła się o tego włochatego głupka, a oni tego nie rozumieli. Nawet Viori był przeciw niej, a przecież nic mu nie zrobiła. Wobec tego, Radny zaoferował, że pójdzie za nią, co zresztą zrobił, starając się trzymać nieco z tyłu i nie przeszkadzać.

draumkona pisze...

Rzeczony elfi władca nie pojawiał się. Nie był też żadnych wieści o jego stanie, nie było nic. Charlotte to nie odpowiadało. Nie lubiła kiedy jej zasób wiedzy na dany temat sięgał dna. Była naukowcem, a naukowcy nigdy nie lubią znajdować się w takich sytuacjach. Nic jednak nie mogła poradzić.
Taki stan rzeczy utrzymywał się jeszcze dwa dni.
W nocy zaś, z dnia drugiego na trzeci zaczęło się coś dziać. Zaczęło się od alarmu strażników. Coś działo się na przełęczy, było wilcze wycie, były namacalne ślady użycia magii. Żołnierze kotłowali się przy ujściu z przesmyku czekając na kogoś decyzyjnego. Coś nadchodziło. Czuć to było w powietrzu, mimo tego, że wieczorem lunął deszcz, który lał aż do teraz.

draumkona pisze...

- Magia krwi? - obawy i niepokoje Wintersa po części się ziściły bo oto między nimi znalazła się alchemiczka. Nieco blada, ale wyglądało na to, że tym razem nie da się tak po prostu spławić.
- Wydam odpowiednie rozkazy... - mruknął Viori i zniknął między gapiami i żołnierzami. Cokolwiek się działo, Wilk chciałby żeby nikt nie ucierpiał.
- Tylko magia? - Char przepchnęła się do pierwszego rzędu - A te wycia? Może to któryś z twoich wilków Szept?

draumkona pisze...

- Nigdzie nie wrócę - nie tym razem. Teraz... Nie zostawi ich tu przecież. Nie ma mowy. A rana już się nawet zasklepiła. Co prawda deszcz nieco utrudniał sprawę, ale i z tym sobie poradzi - A uważac na mnie nie musisz, poradze sobie. Jak zawsze.
Wycie powtórzyło się, krótkie, nieco żałosne i zdecydowanie bliżej niż tamto.
- Co się dzieje? - Char nie rozumiała co się dzieje, co to za wycie. Nie rozumiała jego treści.
Poszukiwacz zaś został znaleziony. Finalnie i niezaprzeczalnie, tym razem Iskra chciała się dowiedzieć co się tu wyprawia.
- Poszukiwaczu? - zaszła go od tyłu, cicho, choć nie spodziewała się, że go zaskoczy.

draumkona pisze...

Coś mu się stanie. To... Nie mogła do tego dopuścić, ale z drugiej strony nie chciała go tu zostawiać. Znowu nie przyjdzie. Albo przyjdzie i od razu pójdzie spać...
- Jak będzie się robiło gorąco to sobie pójdę jak tak bardzo chcesz - burknęła w odpowiedzi na jego troskę.
Wycie ucichło całkiem, pozostawiając po sobie jedynie ciche echo. Chwilę potem elfie ucho wychwycić mogło stąpanie. Lekkie, charakterystyczne dla wilka. Coś nadchodziło.
- Bo ja... - zawahała się, znó czując jak opuszcza ją pewność siebie - O co tu właściwie chodzi? Czego nie pamiętam?

draumkona pisze...

Wilk pojawił się na zakręcie. Duży, czarny, dorównujący rozmiarom wilków Asuryana. Zatrzymał się i zapatrzył na magiczkę. Spojrzenie to było czujne, uważne... Ale podczas tego przyglądania Szept mogła zauwazyć jeden, bardzo istotny fakt. Wilk miał dwukolorowe ślepia.
Iskra zastanowiła się chwilę, nerwowo nakręcając ciemny lok na palec. Dzieci, romans, ślub... Czyli ile lat jej wyparowało? Dwadzieścia? Nie no chyba nie jest tak źle...
- Opowiedz mi - szepnęła wbijając spojrzenie w ziemię. Dziwne to było przeżycie.

draumkona pisze...

- A czemu nie? - ona nie widziała problemu. Nawet jeśli dopadną ich orki, zawsze można przerwać, obronić się i wrócić. Teraz... Teraz nic się nie działo, prócz tego dziwnego wycia, które zresztą ucichło.
Wilk przekrzywił łeb, jakby magiczkę nie do końca poznawał, a przecież to był on. Ich zguba.
Powoli wystąpił z cienia góry i poczłapał do magiczki. Cicho, spokojnie, jak potulny domowy zwierzak trącił ją nosem. Niby Wilk, ale jednak... Jej mąż był szary. Ten tu był czarny.

draumkona pisze...

Nawet nei protestowała kiedy chwycił jej dłoń, a to było nowością. Zainteresowanie jednak zwyciężyło niechęć do tego człowieka, poza tym... W końcu kiedyś coś ich łączyło, a ona nadal nie wiedziała jakim cudem mogła kochać takiego kogoś.
- Upiorze? Czemu tak do mnie mówisz?
Nie wyglądało na to, by miał zamiar zaatakować Szept. Nie rzucił się na nią jak wtedy w zagajniku Ducha Lasu. Był całkiem spokojny, a widząc, że magiczka sięga do kieszeni po prostu usiadł, jakby wręcz oczekiwał wyjęcia swojego elfiego Amuletu.

draumkona pisze...

- Miano? - to Cienie miały jakieś specjalne przydomki? Bogowie, już zaczynały się komplikacje choć opowieść wcale się jeszcze nie zaczęła - Cycero? - imię coś jej mówiło. Myśl krążyła po umyśle choć ten nie potrafił jej zdefiniować, nie do końca - Coś... Mam wrażenie, że powinnam go znać, ale nic poza tym - zapowiadało się na naprawdę ciężką noc.
Nie stało się nic niezwykłego. Gwiazda zadziałała tak, jak zwykle, czyli rozjarzyła się nikłym blaskiem i natychmiast przygasła, a on wrócił do elfiej formy. Nie mniej jednak, jak uprzednio w sierści, tak i tu widoczne były zmiany. Pierwszym co mogło się rzucić w oczy były włosy. Czarne, nieco przydługawe zaczesane do tyłu, jak to zwykle miał w zwyczaju. Ponadto, rysy twarzy miał ostrzejsze niż zwykle, jakby coś go zmieniło bądź usiłowało zmienić podczas pobytu u orków. I spojrzenie. Było dziwnie przenikliwe, zupełnie jakby patrząc wdzierał się od razu w głąb ducha.
- Wróciłem - obwieścił cicho, nie wiedząc co ma zrobić. Niby byli skłóceni, ale on zniknął, ale... Za dużo było tych ale. Zresztą, nie wiedział jak magiczka zareaguje. I czy w ogóle go rozpozna, choć przecież widziała sztuczkę z gwiazdą która działała tylko na niego.

draumkona pisze...

- Astrid... - powtórzyła Iskra skupiając myśli na jednym temacie. O niej o dziwo pamiętała. jak to trafiła kiedyś do czarnej doliny, do czarnej rezydencji nad czarnym jeziorem.
- Lucien... Lucien Lachance. Jego też pamiętam - mruknęła do siebie, przypominając sobie wyraz twarzy straconego mordercy. Widząc jednak minę Cienia, widząc jak bardzo jest zagubiony w tym wszystkim, poczuła, że może ten człowiek nie jest takim zły jakim się wydaje. W końcu gdyby w ogóle nie miał uczuć i był tak obojętnym na jakiego się kreuje to mówiłby o tym na sucho.
- Może mi się przypomni... - dodała cicho.
Tak, Char wyrwała do przodu nie reagując na protesty z tyłu. Ktoś, ktokolwiek to był znalazł się przy Szept. A co jak co, ale Vetinari spodziewała się elfa o szarych włosach. Tego tu wzięła za Darmara i już przeczuwała najgorsze. Wpadła na Szept... I zamarła.
- Kim ty...
- Nie poznajesz mnie?
- Nie... Nie jesteś do siebie podobny.
Tu napotkała westchnięcie elfa, co nieco zbiło ją z tropu. Co on, nie wiedział?
- Wiem. Tak... Musiało się chyba stać. Efekt uboczny.
- Efekt uboczny czego?
- Pod ziemią, głęboko w jaskiniach żyją jacyś dziwni ludzie. Oni... Nie wiem jak to robią, ale pozbawiają ludzi i nieludzi magii. Mnie też to miało spotkać, ale umknąłem. Potem czymś mnie porazili... I jak następnym razem spojrzałem w taflę wody, to już tak to wyglądało - odgarnął nerwowo włosy, które powoli zaczynały wymykać się kosmykami na twarz.

draumkona pisze...

- Demar? Gon... - tu już szło jej lepiej. O dziwo, wydarzenie to miała całkiem świeżo zapisane w pamięci. Złoty smok, jakieś zamieszki... Pamiętała, że trafiła do domu jakiegoś kowala i biorąc go za wioskowego głupka przedstawiłą mu się mianem, które w elfiej mowie oznaczało widelec. Więc... To był on?
- Lucien, Poszukiwacz, Asgir Thorne. Ile jeszcze mian nosisz, panie Cieniu? - spytała, choć nie ze złośliwością tak dla niej charakterystyczną wobec osób ktorymi gardzi, a z dziwnym, zaczepnym błyskiem w oku.
- Przeklinający Devril, nie wierzę - rzeczywiście, ciężko było w to uwierzyć, zwłaszcza znając Devrila i jego przekonania co do przekleństw w ojczystym języku.
- Ścigają... - mimowolnie obejrzał się za siebie - Jeśli dotarłem aż tu, to nie odważą się podejść. Nie kiedy jestem tak blisko Istar i reszty elfów. I tak, odpoczynkiem bym nie pogardził - ubodło go to w jaki sposób się do niego zwracała. Zupełnie jakby był... Nikim. Nikim ważnym dla niej, a przecież tak nie było.
Nie dał jednak tego po sobie poznać, nie teraz, kiedy podeszli także co poniektórzy żołnierze i paru Radnych.
- Chwila, moment, rozejść się! On potrzebuje spokoju, jutro będziecie truć mu tyłek - jak dotąd niewielu elfów odważyło się krzyczeć na Radnych a już na pewno nie żaden bękart, ale nikt nie ośmielił się pisnąć choć słowa w tym temacie. Nie, kiedy narażeni byli na skarcenie ze strony władcy, który teraz już samym wyglądem co poniektórych przerażał.

draumkona pisze...

- Varian bardziej ci pasuje - wypaliła nim zdążyła cokolwiek pomyśleć. Osąd ten nie różnił się zbytnio do tego, co twierdziła dawna Iskra.
- Uhm... Nie ważne. Co było potem? Skoro otrzymałam miano, to... Chyba musiałam do was przystać. I wspominałeś coś o mentorze.
- Ja też! - kto jak kto, ale Char była w iście bojowym nastroju. Ktoś zrobił coś Wilkowi, nie żeby nie wyszło mu to na dobre, bo ona sama parę razy zdązyła już pomyśleć, czy aby na pewno jest jego siostrą, czy może przypadkiem nie kimś innym, ale jednak próbowali wyrządzić mu krzywdę. A za takie rzeczy płaci się głową.
- Ty nigdzie nie idziesz, chyba że do łóżka - Wilk był innego zdania, w dodatku zerknął ukradkiem na Devrila, jakby spodziewał się pomocy w tej materii - I doprawdy nie sądzę żeby się zapuścili tutaj. Dolinę chroni magia, a oni od niej dziwnie stronią. Narażasz się niepotrzebnie... - ostatnie słowa wypowiedział nieco łagodniej, jakby liczył, że chociaż to przekona magiczkę do zaniechania prób pościgu.

draumkona pisze...

- Ciebie? - wyglądało na to, że nie tylko Cień jest tu chwilowo zaskoczony takim, a nie innym wyborem na mentora - Wybacz, znowu ci przerwałam - mruknęła karcąc się w duchu za takie zachowanie. W takim tempie to niczego się nie dowie - A potem? Co było potem? Skoro byłeś moim mentorem to chyba mnie uczyłeś? I wtedy był te romans? Czy potem...
Wilk przeżył istny szok. Jak można go mylić z cholernym Darmasiem!
- Dlaczego zawsze muszę użerać się z Radą... - burknęła Vetiari, wcale nie przekonana tym, co mówił Devril. Dość już miałą siedzenia na tyłku tylko dlatego, że wcześniej odniosła parę ran - Parę ranek, wielkie mi coś - burczała dalej, ale ostatecznie pociągnęła Wilka za rękaw i oddaliła się w stronę obozu przy okazji co jakiś czas drąc się na nowych Radnych, którzy ośmielili się do niej odezwać i pytać jeden przez drugiego o co chodzi.
Wilk, zaczepiony uprzednio przez siostrę jednak się nie poruszył. Trzeba było wyjaśnić parę kwestii.
- Nie sądzę, żebym kiedykolwiek był Wygnańcem - oświadczył i nic nie mógł poradzić na kryjącą się w tonie nutę rozbawienia - I bardzo ładnie, że tak chronisz kuzynkę Heiano, ale nie ma przed kim, a juz na pewno nie przede mną. Przyjrzyj się. Darmar ze mnie żaden.

draumkona pisze...

- A dzieci? - ten temat chyba intrygował ją najbardziej. W końcu gdzie ona, elfka pełnej krwi, w dodatku wyklęta, nie chcąca mieć dzieci i gardząca ludźmi... Ona i człowiek? Potomstwo? Bogowie chyba musieli mieć przy tym niezły ubaw.
- I czemu wszystkie elfy patrzą na mnie jakbym im zabiła rodziny?
- Potrzebuję tylko odpoczynku, nic mi nie jest. O ile się orientuję, Szept też nie cierpi na żadną chorobę - sytuacja stawała się nerwowa. Jak tak dalej pójdzie to jeszcze mu się te dwie panie tu pobiją, a jednak nie chciał mieszać się między nie. Nawet w razie konieczności.
- Niech paru zwiadowców zajmie się sprawdzeniem okolicy - zerknął kontrolnie na Szept samemu nie wiedząc czy dać jej czas na oswojenie się, czy też działać na gorąco.

draumkona pisze...

Uśmiechnęła się kątem ust, również rozbawiona słowami Cienia. Akurat wiedziała skąd się biorą dzieci - Nie pogardziłabym prezentacją w tym temacie - to wyrwało się z niej szybciej niż zdążyła pomyśleć, by tego nie mówić. I powoli zaczynała rozumieć dlaczego jej wybór padł na niego. Zagadka. Zawsze lubiła zagadki i rzeczy, których nikt nigdy nie miał, czy nie osiągnął. Stanowiły wyzwanie, a wyzwania były nieodłącznym, stałym elementem jej życia.
Odruchowo dotknęła jego dłoni, zaciskając na niej lekko swoje palce, jakby chciała mu dodać nieco otuchy. Dostrzegła ból i to jak szybko porafi go ukryć. Maska. Człowiek wiecznie kryjący się za maską.
- Więc są na mnie źli dlatego, że jestem Cieniem? - przynajmniej an to by wskazywała logika.
Rzeczony elf ruszył za magiczką, pozornie potulnie poddając się jej woli. Ona chce sprawdzić czy nic mu nie zrobili, może wtedy nadarzy się okazja do rozmowy.
- Sama zobaczysz, że nic mi nie jest - bliznę sam zaleczył, więc nie było nawet o czym wspominać. A to, że próbowali go pozawić magii... To było warte przedyskutowania.

draumkona pisze...

- Rzuciłam? - to już była kompletna nowość. Co takiego musiało się między nimi stać, że kopnęła go w tyłek? I to całe Bractwo? No to było jasne, Cienie opowiedziały się po stronie Wirginii, nie kiwnęły palcem... Ale on? Nie mówcie, że on też...
- Bractwo nie kiwnęło palcem. Bractwo ściga dezerterów i karze ich... śmiercią - nie wiedziała skąd to wie, podobnie jak nie wiedziała skąd zna Astrid i Lachance'a - Ścigałeś mnie - to było stwierdzenie faktu, a elfka cofnęła dłoń nagle czymś wystraszona. Może przyszedł tu nie po to, by pilnować elfów, ale po to by wykonać wyrok?
Usiadł grzecznie na skołtunionym posłaniu czekając aż magiczka wejdzie do namiotu.
- Nie ma co pokazywać. Mała blizna tylko i przemęczenie, pani doktor. bardziej martwi mnie to jakim cudem oni pozbawiają ludzi magii. I co robią tutaj, w Dolinie. - nim zdążyła cokolwiek mu odpowiedzieć, została schwycona za dłoń i pociągnięta, a elfiak sprytnie wykorzystał jej chwilowy brak równowagi i usadził sobie magiczką na kolanach.

draumkona pisze...

Usprawiedliwienie nijak do niej nie przemówiło, bo w głowie wciąż kołatały się słowa o wyroku. Ścigał ją. Chciał wyrok wykonać. Co by było gdyby ktoś nie umorzył woli dowództwa? Śmierć.
Dziwnie się z tym czuła, a mętlik w głowie ani na trochę się nie rozluźnił, wręcz przeciwnie. Pytań miast ubywać, przybywało, ale żadne z nich nie padło. Nie po tym co od niego usłyszała.
- Wiem, że godzi we wszystko. Znam reguły - usłyszała cichy szept, tuż przy swoim uchu - Ale widziałem. Widziałem co im robią, jak potem magowie odkrywają z zaskoczeniem, że nie mają zdolności by czerpać siłę, by absorbować magię i przyswajać ją sobie. Tylko jeden człowiek potrafił odebrać im wszystko nad czym pracowali całe życie. Nie wiem na czym to polega, ale Dolina wydaje się nie być bezpiecznym schronieniem - zaproponowałby powrót do Atax, ale wiedział, że magiczka nie będzie chciała o tym słuchać.

draumkona pisze...

- Ja... - zaczęła, ale umilkła nie wiedząc co w sumie chciałaby mu powiedzieć. Że to koniec rozmowy? Że wie już dość? Problem polegał na tym, że nie wiedziała dość, ale ciekawośc ustąpiła grozie.
- Pójdę już - zdecydowała zamiast tego i natychmiast się oddaliła, jakby jednak bała się o to co Cień jeszcze może jej zrobić. Tak, nie było już szans na prezentację.
Przymrużył nieco oko pod wpływem jej dotyku, choć nie był to kontrolowany odruch. Niektóre połączenia nerwowe wciąz były zbyt wrażliwe po działaniu magii leczniczej.
- To ważny temat, znacznie ważniejszy od mojego zdrowia, czy ran których nie mam. Ale jak tak bardzo musisz sprawdzić, to może się rozbiorę? Będziesz mieć wtedy... Wgląd na wszystko - nie mógł się powstrzymac przed tą sugestią, po prostu nie mógł.

draumkona pisze...

Pozwolił jej zsunąć się ze swoich kolan, ale nie kwapił się do tego by się rozbierać. Siedział tak przez dłuższą chwilę i przyglądał się magiczce. Dopiero potem raczył zdjąć płaszcz i koszulę, a wtedy okazało się, że wcale taki zdrów nie jest.
Pierś elfa zdobiło długie cięcie, jakby ledwo uniknął topora, który miał go rozpłatać. Prócz tego parę siniaków na ramieniu i brzuchu i ranka po nożu na plecach.
- Mówiłem, że nie jest wcale tak źle. No i nic mi nie jest. I moja magia też jest cała, bo się wymknąłem. Poza tym... coś im tam nie wyszło. Cokolwiek pomaga im pozbawiać magii, obróciło się wtedy przeciw nim.

draumkona pisze...

- Cii... - sięgnął po nią, przysuwając znów do siebie, tuląc na uspokojenie - Wróciłem, jestem. A tamte kłótnie... Chyba oboje wiemy, że Sarriel chętnie zająłby moje miejsce. I że Dolina rządzona była w sumie przez Erianwenów... Nie wiem co mi strzeliło do głowy żeby się o takie rzeczy kłócić - o ile naciągnął nieco fakty o swoim zdrowiu, to magii był pewien. Nieco uszczuplili jego zapasy, ale nic poza tym, odnowi się.
- Już wszystko jest dobrze. Ja jestem cały, ty jesteś cała i tylko to się liczy - dodał jeszcze, ciszej, niemal szepcząc.

draumkona pisze...

Przesunął dłonią po plecach magiczki, czuł jak zmienia się faktura materiału szaty pod wpływem jego dotyku.
- To wiemy nie od dziś, że kłopoty ściągasz nawet z drugiego końca Keronii - ale jemu to nie przeszkadzało. Dzięki temu chyba nie byli narażeni na stagnację i nudę jak inne małżeństwa o których uczeni mawiali "dynastyczne". On miał to szczęście, że wybrać mógł sercem.
- Prześpij się, jutro Char już nie da rady krzyczeć na Radnych, więc czeka mnie sporo tłumaczenia. I ciebie zapewne też, bo to ty jesteś tu ekspertem od magii.

draumkona pisze...

Położył się nawet bez protestów. A, że zmęczenie brało górę, to i od razu przymknął oczy, choć nie zasnął. Sen wziął nad nim górę dopiero po tym jak udało mu się rozszyfrować co powiedziała magiczka, a co wywołało u niego lekki uśmiech. Odpowiedzi jednak nie było, tylko ramię które otoczyło Szept i przyciągnęło do elfa.
Ranek zaś nadszedł o wiele za szybko, przynajmniej wedle zdania Charlotte. Poleżałaby jeszcze trochę, było tak ciepło i miło... No i był tu Devril, którego znów wykorzystała jako coś w rodzaju grzejnika, choć obyło się bez prezentacji na temat płodzenia dzieci.
Podniosła się z posłania do siadu i ziewnęła przeciągle. Ostatnio nie spała zbyt dobrze, głównie przez to całe zaginięcie. No i przez Radnych, którzy wczoraj po odnalezieniu władcy postanowili truć jej tyłek do północy, kiedy to nie zniknęła z Devrilem w namiocie z miną jasno sugerującą co zamierzają robić, a do czego nie doszło, bo oboje zasnęli zbyt szybko. Rozbudzona obejrzała się na arystokratę zastanawiając się czy budzić i jego. W sumie... To były sprawy elfów, czyli nie ich interes. Obiecała jednak obudzić Wilka zaraz gdy wstanie. To komplikowało trochę sprawę.

draumkona pisze...

Gdyby znała jego myśli i zamiary, już dawno by go uświadomiła, że sam stąd nie wyjedzie i niech nawet nie próbuje, bo będzie miał ją na sumieniu. Pech jednak chciał, że nie miała pojęcia o zamierzeniach pana erala.
- Dobry - jak jeszcze chwilę temu zamierzała wstawać, tak teraz na dźwięk jego głosu miałą ochotę z powrotem się położyć, co po niedługiej bitwie z myślami zrobiła, na powrót szukając ciepła w jego objęciach - Na dworze jest chłodno - mruknęła jeszcze na usprawiedliwienie tego lenistwa.
Wilk niestety obudził się niedługo potem, nim magiczka zdążyła wpaść na jakiś genialny pomysł jak wstać i go nie obudzić. otworzył oczy, zamrugał i przetarł wolną dłonią twarz.
- Jak długo spałem? - powinien się tylko zdrzemnąć, nie spać. Miał za dużo rzeczy do ząłatwienia.

draumkona pisze...

Chwilę milczała, skupiając się na wyłapaniu dźwięków z otoczenia. Były różne, gdzieś w oddali para elfów kłóciła się ze sobą, krasnoludy ostrzyły bronie... Na pierwszy plan wychodził jednak słaby odgłos bębniących o przedmioty kropel deszczu.
- Pada. Zgadłeś - mruknęła wtulając nos w szyję Devrila - Niebawem trzeba będzie wstać - sytuacja jednak pozwalała na chwilowe nieokreślenie tego "niebawem".
- Nie, nie. Muszę wstać - cofnął otaczające ją ramię, choć chwilę jeszcze się wahał czy rzeczywiście nei skorzystać i nie pospać. Ale... Miał do załatwienia sporo rzeczy. A znając elfy, Radę i jego szczęście, jak pójdzie spać to niebo spadnie im na głowy.

Nefryt i Shel pisze...

- Może nie jestem wyłącznie możnym? A może – zrobiłem krótka pauzę – jestem tylko naiwny. - Posłałem mu spojrzenie kogoś, kto może nie jest głupi, ale zdecydowanie nie pamięta, kiedy spotkało go niepowodzenie. Mina, którą częściowo wyćwiczyłem przed lustrem.
- W porządku. Wolisz glejt i wypłatę w jakimś konkretnym punkcie, czy osobiste spotkanie? To znaczy, mówię o tej drugiej części wypłaty. Pierwszą mogę załatwić na… jutro wieczór? I ile chcesz za to zlecenie? Oczywiście, jeżeli w ogóle Bractwo przyjmie zlecenie. Konkret, proszę. – Uśmiechnąłem się, lekko. Byłem spięty i starałem się to zatuszować. Jeżeli ktoś dowie się o tym, co proponuję Cieniowi, moja pozycja bardzo ucierpi. - Bo obawiam się, że wyczarowywanie pieniędzy na pięć minut przed może nie być moją mocną stroną.
~*~
Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo oficer odwrócił się w naszą stronę. Udawać… Udawać za bardzo nie musiałam. Nie wiedziałam, jak dać Devrilowi znak, że w ogóle go usłyszałam, co więcej, że się do tego zastosuję. Obawiałam się, że jakikolwiek zrozumiały gest, słowo, może nas wydać. Wolałabym, żeby Quingheńczycy nie podejrzewali, że my we dwoje coś kombinujemy.
Zmrużyłam oczy, patrząc w dal, na horyzont. Musiałam się uspokoić… wyciszyć. Słońce malowało mi pod powiekami czerwonawe plamki, mieszające się z pół realnymi migawkami. Vinnie, załoga, wiecznie pijany Garret. Morze, wiatr… Quingheński statek. I strach. Lęk, który nie opuszczał mnie w zasadzie od czasu, gdy załoga mojego wuja uwolniła mnie z Kansas. Starałam się odpędzić wspomnienie obietnicy, którą złożyłam. Od tamtego czasu miałam wrażenie, że zaciskają się na mnie kolejne szpony, a to, że chcę służyć Keronii przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Kolejni „władcy marionetek” i tak omotują mnie sznurkami. Czy Ruch Oporu to gracz? Czy marionetka, jak ja? A Devril?
Niemal namacalnie poczułam, jak powietrze wokół mnie gęstnieje od tego przerażenia, które mną owładnęło, gdy zaczął się ostrzał statku. Moja pamięć przywołała wspomnienie pewnych oczu, zielonych, jak niezdeptana trawa. I dotyku ich właściciela. Osłaniał mnie sobą. Ukryłam twarz w dłoniach.
Osłaniał mnie samym sobą.

Nefryt i Shel pisze...

[Czekanie zaostrza apetyt ;) Zresztą ja też nie jestem mistrzem szybkiego odpisywania. A’propos czekania – ty też wyobrażasz sobie ciąg dalszy, dopóki nie przeczytasz odpisu? Tzn. takie fantazje? xD
Ród Kha’san? Hm, właśnie większość rzeczy wymyślam na bieżąco. Ale spróbuję streścić to, co wiem.
Ród Kha’san to stosunkowy młody ród. Mają jedną regułę: dobrze dla rodu, rodziny. Reszta świata niezbyt ich obchodzi. Nieobce im naprawdę brudne spiski, ale żeby się czegoś dowiedzieć, trzeba w zasadzie być na miejscu i to w dość bliskim otoczeniu członków rodu. Nefryt o tym nie do końca wie.
Głowie rodu marzy się quingheńska korona i mało co widzi poza królewskim złotem. Ma silną armię, wspiera go kilka innych, mniej znaczących rodów. Bynajmniej nie ma zamiaru dochować wierności Kerończykom. Sojusz z Nefryt zawarł głównie dlatego, że (w razie, gdyby przewrót się nie udał) wrobi Kerończyków, by uniknąć kary za zdradę. Jeżeli przewrót się uda, Kha’sanowie najprawdopodobniej poczekają, aż wyklaruje się sytuacja między Keronią a Wirginią i skumają się ze zwycięzcą.
Co do korzyści – dla Keronii najprawdopodobniej żadnych, choć Kha’sanowie przedstawiają tą sprawę inaczej, przynajmniej, póki wiadomości mają dotrzeć do Nefryt.
Dla Wirginii – trudno powiedzieć. Obecny cesarz trzyma Quinghenę z dala od konfliktu (więc Wirginia jest w zasadzie sama po swojej stronie pola bitwy). Jednocześnie handluje z Wirginią, więc jeżeli ich ziemia urodzi za mało, kupią żywność od quingheny. Jeżeli Kha’san przejmie władzę, najprawdopodobniej skończy się bierność Quingheny. W jego mniemaniu wątpliwe, by Keronia nagle zaczęła wygrywać, więc nastawią się raczej na sojusz z Wirginią. Ta ostatnia może przez to zyskać sojusznika w wojnie, może trochę quingheńskich technologii (co mogłoby być cenne, jako że Wirginia musi szybko wygrać wojnę, bo najlepsze lata ma za sobą – chłopi nie uprawiają pól, więc zaczyna się czas głodu, nędzy). Handel raczej będzie trwał dalej.
A jak to będzie naprawdę, to sama nie wiem ;)
Quingheński… Może? To całkiem dobra zabawa, tworzyć jakiś język. W wakacje mogłabym coś pokombinować, ale na pewno nie wcześniej, bo szkoła zabiera mi połowę czasu na życie. Chyba, że znajdzie się jakiś chętny do zajęcia się tematem, to chętnie odstąpię, bo moje rody zapuszczają brody. Shelowi zrobiłam herb i na tym się skończyło.
Co do kalendarium – ja nie poganiam. Według mnie blog to rozrywka, nie konieczny obowiązek, więc jak ktoś się spóźnia z dodatkowa robotą to nie ma tragedii.]

draumkona pisze...

Dobrze, że się poprawił, bo alchemiczka była już gotowa pytać o co mu chodzi z tym pośpiechem. Podejrzenia jednak nie padły i nie zmąciły spokoju Vetinari, która mogła do woli wylegiwać się na posłaniu z Devrilem.
- Czasami chciałabym być jakąś wieśniaczką i nie mieć o niczym pojęcia - wyznała cicho, przymykając oczy.
Padało. Wilk nie lubił kiedy padało. Owszem burze lubił, ale taki deszcz bez błyskawic był... Nudny. I zdecydowanie zbyt mokry.
Śladem magiczki wstał i przeciągnął się ziewając. Szybko też wciągnął przez głowę koszulę, bo zimno drażniło wygrzaną skórę, a kiedy tylko zdołał narzucić na siebie płaszcz do namiotu zajrzał jeden z Radnych przypominając mu, że jest parę spraw, co Wilk skwitował machnięciem ręki.

draumkona pisze...

- Nie musisz go spełniać. Wystarczy, że będziesz obok jak długo się da - bolsenie przypomniałą sobie o tym co czeka go w Twierdzy. Albo raczej kto.
- Zresztą... Na razie nie jest to ważne. Jesteśmy w Dolinie, tu głównym kłopotem są magia i elfy - a nie jakaś Tarina, chciałaby dopowiedzieć, ale ugryzła się w język.
Zaskoczony zachowaniem magiczki w pierwszej chwili myślał, że rzeczywiście coś ma nie tak z płaszczem, a zbytnio go lubił żeby ignorować jakieś plamy czy rozdarcia. Został jednak mile zaskoczony i nie chodziło tu o płaszcz, nie tak do końca. Objął Szept przyciskając ją do siebie mocno, aż musiał się w pewnym momencie zganić, bo byłby ją zgniótł.
- I ja się cieszę. Chodźmy - uśmiechnął się lekko, tylko do niej, bo kiedy opuścili namiot miał inny wyraz twarzy, jak wtedy gdy się zmienił z wilczej formy tuż po odnalezieniu. Niektórych elfów po prostu przyprawiał o ciarki.

draumkona pisze...

Nastąpiła dłuższa chwila względnego spokoju i Charlotte nie była pewna, czy to tak szybko upłynął czas, czy po prostu przysnęła w pewnym momencie, ale z mokrego świtu zrobił się późny poranek powoli wkraczający w południe.
Nie wiedzieć czemu, nagle wpadła jej do głowy szalona myśl, choć nie była związana z tokiem jakim podążały w tej chwili myśli alchemiczki. Ni z tego ni z owego pojawił się pomysł ucieczki. Wyjechać, uciec na koniec świata tak, by nie znaleźli ani jej ani jego. Tylko, że...
Nie byli sami. Nie mogłaby zostawić Brzasku, ani przybranego ojca. Nie mogłaby zostawić brata. On pewnie też nie mógłby zostawić swoich. Byli więc skazani na uczestniczenie w tym całym dramacie jakim była wojna kerońsko-wirgińska. Char westchnęła zrezygnowana.
- Musimy wstać. Już południe - mruknęła, niechętnie wyślizgując się z objęć Wintersa i rozglądając się od razu za swoim płaszczem.
- Nie mam czasu... - przed Heianą jednak nie było ucieczki. Nim zdołał wynaleźć jakąś wymówkę, został odciągnięty na bok i wręcz zabity informacją o ciąży.
- E... Co? - nadal do niego nie docierało i elfi władca potrzebował paru dobrych minut by zrozumieć pewne rzeczy. Obejrzał się na Szept szukając znaków na ciele jakie zwykle charakteryzowały ciąże, ale takowych nie dostrzegł.
- Nie dostrzegłem, bo nie ma co dostrzegać... No chyba, że jestem jakiś upośledzony. Skąd wniosek, że Szept jest w ciąży?

draumkona pisze...

Będzie musiał skontaktowac się z kimś z ruchu. Czy to oznaczało, że będzie musiał stąd wyjechać? Teoretycznie... Chociaż, mieli tu magów i to nie byle jakich, może więc obejdzie się bez tego.
- I tak jesteśmy im niepotrzebni przy obradach - odnalazła w końcu płaszcz i naciągnęła go na siebie tłumiąc ziewnięcie - Ale możemy poszukać kogoś, kto umożliwi ci kontakt z ruchem.
Nic nie odpowiedział, unosząc tylko brew, czekając na rozwój wydarzeń, bo zapowiadało się naprawdę ciekawie. Może ojciec jego a poprzedni włądca uznał by to już za bezczelność i dałby Heianie o tym dobitnie znać, ale Wilk nie był swoim ojcem. I lubił obserwować.
Niestety, nie dane było mu zaobserwować czegoś równie ciekawego jak jawne potraktowanie go jak uczniaka i młokosa, bo uzdrowicielka zainteresowała się znów Szept. On pozostał sobie na swoim miejscu i skrzyżował jedynie ręce na piersi, a usta wykrzywił lekki uśmieszek.
Szept poczuć mogła dotyk magii. Wcale nie dyskretny, bo magia ta należała do Wilka, który musiał się upewnić co do niektorych kwestii, a tak było najprościej.

draumkona pisze...

- Jak tam chcesz - w końcu on tu był Duchem, naczelnym szpiegiem i lisem chytrusem - Ale przy okazji będzie trzeba też coś zjeść - w sumie nie wiedziała czemu tak bardzo chce jej się jeść ostatnimi czasy. Może to była wina tej rany i wciąż nie do końća sprawnej ręki? Pewnie tak, mięśnie i kości pożerały sporo zapasów z organizmu by się zregenerować. Tak, to na pewno było to.
- Prowadź.
Jak nie teraz to kiedy? Wiesz czemu Heiana się tak nad tobą trzęsie? Bo wmówiła sobie, że jesteś w ciąży. W tym temacie był akurat bezlitosny, w taki sposób najszybciej się czegoś dowie. Może nawet jak będzie miał szczęście, to Szept nie zemdleje na samą myśl.

draumkona pisze...

Świeże powietrze zdecydowanie lepiej na nią działało, niż to z namiotu, choć wypełnione jego zapachem.
Jeśli chodzi zaś o kontakt... Char zaczęła się zastanawiać, czy dwójka alchemików, którą ściągnął tu Wilk wciąz pozostaje tu, czy już ruszyli. Długo nie musiała się zastanawiać, bo odpowiedź nadeszła sama, albo raczej jej brak. Wyczułaby innego alchemika w pobliżu, a ich nie czuła. Wniosek był prosty i był jeden.
Widząc zaś, że Devril nie wie zbytnio gdzie się udać, objęła prowadzenie i skierowała się do namiotu, gdzie jak podpowiadał jej nos, dostaną może jakąś słodką bułkę.
Już wystarczająco ci udowodniłem, że jednak ta pora jest dobra? Chciał wiedzieć. Chciał wiedziec natychmiast, choć wtedy stałby się dla magiczki jeszcze bardziej denerwujący niż uzdrowicielka z jej przerważliwieniem na punkcie zdrowia Niry.
- Spokojnie. Nic jej nie jest - wtrącił, co by Lethias nie stał jak ten głupek i nie mówił do zszokowanej magiczki.

draumkona pisze...

- Nhe, chekaj - wymamrotała Char omal nie krztusząc się rogalikiem z nadzieniem. Tak się kończy rozmawianie z pełną buzią. Przełknęła, ale zamiast coś jeszcze dodać, pochłonęła następny rogalik i jeszcze jedno ciastko, nim się opamiętała i naszła ją ochota na zwymiotowanie wszystkiego. ochotę tą zaś przypisała jak zwykle swojemu przewrażliwieniu na punkcie zgrabnej sylwetki.
- Dobra - oblizała palce po lukrze i rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś maga, który łudem szczęścia kręciłby się obok. Niestety, nikogo nie było.
- Wiesz gdzie znaleźć Gallara? Albo Sarriela? Kogokolwiek?
Ulży mi jak sam to sprawdzę, ktoś tu już magiczkę znał i to całkiem dobrze i wiedział, że nawet gdyby była, to już mu nie powie. Nie kiedy sam się tym zainteresował i kiedy sam próował dociec prawdy. W sumie to się jej nie dziwił, bo zapewne wiedziała, że odesłałby ją do Atax, albo łaziłby za nią wszędzie usiłując osłonić... Ale co on mógł poradzić. Tylko dla jej dobra.

draumkona pisze...

- No to postanowione, kierunek Gadzi Przesmyk! - entuzjazm w głosie Char mógłby być podejrzany, gdyby nie fakt, że przed chwilą zjadła parę ciastek, a nic tak przeciez nie poprawia humoru jak ciastka. Takie z lukrem.
- Właściwie w czym może nam pomóc Gallar? Nie jest magiem... - myślała dalej na głos, idąc już w stronę Przesmyku.
No ja nie mam po co siebie sprawdzać, odburczał, równie poirytowany. Przecież chciał dobrze, a ona tak na niego burczy jakby jej co najmniej powiedział, że przytyła i nie powinna jeśc tylu rogalików... Kobiety.
Nie burcz tak na mnie, martwię się.

Iskra pisze...

- Oby nie odesłał nas z kwitkiem - Char przyśpieszyła kroku, chcąc nieco rozgrzać mięśnie, które zaczynały dziwnie boleć, jakby miała zakwasy, a przecież nic takiego ostatnio nie robiła. Nawet w nocy była spokojna...
Tyle, że sam Wilk też słuchał piąte przez dziesiąte. Już martwił się na zapas, już się zastanawiał co to będzie jeśli magiczka rzeczywiście będzie w stanie błogosławionym. Teraz, kiedy Dolina jest zagrożona, kiedy on m tyle na głowie i jeszcze magowie są w stanie wojny z... Własciwie nie wiadomo kim.
Po naradzie. Z tym, że nie wiedział ile ta narada potrwa, a wyglądało na to, że wcale nie krótko.
*
Miał rację, bo na naradzie siedzieli do późnego popołudnia, a kiedy tylko nadarzyła się okazja czmychnięcia, Wilk uczynił to przy okazji zabierając ze sobą Szept. Po naradzie to po naradzie, czas nastał.
- Uciekamy, zanim dopadnie mnie Rada - wysapał jeszcze, zmachany po sprincie z namiotu Rady na stosownie bezpieczną odległość.

Iskra pisze...

Rada i przerwa? Pewnie tylko dlatego, że zażądał tego jej braciszek, w innym wypadku nei wybrażała sobie by ta banda starych kapciuchów dała im spokój. Jednak, trzeba było korzystać z okazji. Akurat Wilka potrafiła znaleźć, jakby miała wbudowany radar, a wiadomo, że gdzie Wilk, tam pewnie i magiczka (przynajmniej taką miała wciąz nadzieję).
- Chodź, może ich złapiemy nim się ta cudowna przerwa skończy - i już alchemiczki nie było, pognała w tylko sobie znanym kierunku.
Wcale nie zdziwiło go to, że Szept nie wie co się działo na naradzie. Sam miał spore luki w pamięci.
- Z tego co słuchałem, to próbowali nas odesłać do Atax, a prócz tego... Niewiele. Znasz ich, nim coś uradzą to my zdązymy rozwiązać problem - dawno już nie widział tak niezdecydowanego zbiorowiska elfów jak ich Starszyzna. Może powinni coś zmienić...
- Ale nie zmieniaj tematu. Do namiotu chodźmy, tam będzie spokojniej.

Iskra pisze...

- Przerwę? Chyba tylko dlatego, że Wilk im uciekł - jak na bękarta, wiedziała całkiem sporo o stosunkach Wilka do Rady i na odwrót. Swoją drogą, czy Rada nie ma innych zajęć? Czy musi go wiecznie prześladować?
- Tak czy siak, chodźmy, chyba wiem gdzie można go teraz znaleźć... - gdyby była nim, uciekłaby jak najdalej. Tak się składa, że jak najdalej to stał namiot władcy i tam właśnie zamierzała go szukać.
- Zmieniasz temat - zauważył całkiem słusznie, ale nie zamierzał jej za to ganić. Wzruszył za to ramionami dając dowód temu, że i on zbytnio nie słuchał.
- Jak zwykle niezdecydowani, śmiem twierdzić, że nim oni coś uradzą to my już zażegnamy problem... - spojrzał na magiczkę z ukosa zastanawiając się, czy przycisnąć ją teraz, póki są sami.
- Badanie. Po naradzie miało być i oto nastał ten czas, więc prosze bez wykrętów.

draumkona pisze...

- Dobrze - żadnego traktowania jak kawałek szkła. Ale jak najceniejszy skarbek już owszem, ale tego ujawniać nie zamierzał. Uśmiechnął się tylko katem ust, ale chwilowy spokój zmącony został przez kolejnych dwóch intruzów.
- Wilk! - elf westchnął i obejrzał sie przez ramię na biegnących w ich kierunku Char i Devrila.
- Co, pali się coś?
- Nie, ale potrzebujemy Szept.
- Po kiego?
- Wazne sprawy ruchu - burknęła łapiąc lekką zadyszkę i opierając się o pieniek drzewa.
- To potem, teraz Szept będzie... Zajęta.

draumkona pisze...

- Niewyraźnie? - elf znów obejrzał się na alchemiczkę, ta zamachała w akcie protestu rękami, ale nie było mowy o tym, by teraz ustąpił - Pokaż się - i biedna Charlotte nie miała jak się obronić bo jako osoba niemagiczna byłą całkiem pozbawiona ochrony na zmyślne techniki Wilka.
- Nic mi nie jest...
- Własnie widzę - mruknął Wilk, nagle poważny, zamyślony. Co takiego powiedziała, że aż tak zmienił minę? Może go uraziła...
- Co się stało?
- Nic, nic... - poczuła za to jak magia Wilka ustępuje po tym gwałtownym wtargnięciu - Devril, co to za niecierpiąca zwłoki sprawa?

draumkona pisze...

Wilk spojrzał z ukosa na Char zastanawiając się, czy ona sama wie o tym co odkrył. Nie sprawiała takiego wrażenia, ale elf wiedział swoje. Wiedział, że Char potrafi bardzo dobrze udawać, a wręcz wprowadzać ludzi w błąd.
- Zaraz do was dołączę - mruknął biorąc Char i oddalając się z nią jeszcze kawałek, zupełnie jakby mieli jakąś straszną tajemnicę.
- O co chodzi? - Char nie wytrzymała.
- Wiesz o co.
- Nie.
- Nie wiesz, że jesteś w ciąży?
Na to pytanie Wilk otrzymał tylko parsknięcie, jakby ją to szczerze rozbawiło.
- Nie mogę być, sam wiesz. Po tym co zrobił Escanor...
- Rzadko się mylę - uciął Wilk, ani na moment nie zdradzając nawet cienia rozweselenia. To ostatecznie uciszyło alchemiczkę, która wiedziała kiedy Wilk żartuje, a kiedy nie. Tym razem nie żartował - Pewnie wiesz kto jest ojcem?
- Ehe. trudno żebym nie wiedziała... - obejrzała się na Devrila, który wciąz zawzięcie dyskutował z magiczką. Trudna sprawa.
- Powiesz mu?
- Nie.
- Czemu?
- Bo ma o wiele większe problemy na głowie. Czeka go wyswatanie z tą Wirginką, poza tym on należy do ruchu. Nie do mnie.
- A co z dzieckiem?
- Będę się martwić jak się urodzi - burknęła w odpowiedzi i skrzyżowała ręce na piersi.
- Ja bym mu powiedział.
- Po co? Żeby miał kolejny kłopot i nie spał po nocach? Daj spokój... - po tych słowach nastąpiła chwila ciszy, która Char strasznie się dłużyła. W końcu nie wytrzymała - Chodź do nich. Też chcę posłuchać.

draumkona pisze...

- Potem musimy porozmawiać - mruknął Wilk, a Char zgromiła go spojrzeniem, które ten zignorował. Miał swoje przekonania i może nie powie mu tego wprost, ale jednak... Zresztą, zobaczy.
- Ale co się... - Char nie zdążyła dokończyć, bo puściła się biegiem za magiczką. Cokolwiek się stało, tym razem nie pójdzie grzecznie z rannymi.
- Czekajcie! - Wilk ruszył wraz z nimi nie chcąc zostać sam.

draumkona pisze...

- Jak nie możesz go... - Char poraziła ta informacja. Co się stało jej ojcu? Może... Nie, nie można było zakładać najczarniejszego scenariusza. Ale jeśli Szept myślała, że ona tu grzecznie zostanie, to niestety, bo alchemiczka władowała się to portalu zaraz za magiczką, zresztą to samo po chwili zrobił Wilk. Przecież ich tak nie zostawi.

draumkona pisze...

- Bo ty poszłaś... - Wilk nadal nie rozumiał polecenia "zostań", nie kiedy magiczka pchała się naprzód.
- Cicho - Char nie lubiła tej dzielnicy, rzadko się tu zapuszczała nawet wtedy gdy nie bawiła w Królewcu jako ktoś oficjalny.
Podążyli za Szept, choć Char miała ochotę wyrwać do przodu i popędzić do mieszkania Ala chcąc przekonać się co zaszło.
- Czy nie będziemy wyglądać podejrzanie jak tak wparujemy we czwórkę? Jesli... Coś mu się stało to pewnie ktoś obserwuje mieszkanie - zasugerowała Char ostrożnie omijając wielką kałużę pomyj i błota.

draumkona pisze...

- A ja mam stać i patrzeć? To mój ojciec, do cholery! - zupełnie jakby ten argument był jakąs przepustką, jakby tylko przez to miała większe szanse na jego odnalezienie. I tak Devril wcale sam nie wszedł, bo nie było mowy by Charlotte odpuściła. Nawet karcące, zezujące spojrzenie Wilka to na nią to na jej brzuch nie pomagało, bo uparta jak osioł alchemiczka władowała się bez pytania do środka, zaraz za Devrilem.
W środku jednak nikogo nie zastali. Żadnych śladów bójki o życie, czy śmierć, niczego. Tylko jakby... Wrażenie obecności. Jakby ktoś niedawno tu był, ale już zniknął. I to coś, czy ktoś, kimkolwiek był, na pewno nie był Alem.

draumkona pisze...

Elfi władca skinął głową, jako jeden z nielicznych zachowując zdrowy rozsądek i nie ładując się do środka, choć wolał mieć Szept na oku.
Char rozejrzała się uważniej. Artefakty stały tam gdzie zawsze, parę okruszków po kromce chleba, gliniany kubek do połowy wypełniony zimną herbatą... Nic nie wskazywało na to, że opuścił mieszkanie w pośpiechu. Bardziej jakby... Wyszedł na chwilę i przypadkiem już nie wrócił.
- Co masz? - zaraz znalazła się obok magiczki, chcąc wiedzieć jak najwięcej, chcąc się na coś przydać.
Biedny, zapomniany i zignorowany Devril musiał zagryźć zęby i dać paniom się wykazać.

draumkona pisze...

Wilk blisko minute bił się z myślami. Zauważył, że Devril odłączył się od stadka poszukiwawczego i poszedł sam na górę. W dodatku, Char nie patrzyła, więc może... Może to jest ta idealna okazja? Nie myśląc już więcej, podszedł szybko do schodów i wspiął się na pięterko. Teraz tylko... Jak on am niby zacząć?
- Devril... Powiedz mi, zauważyłeś ostatnio jakieś zmiany w zachowaniu mojej siostry?
- Co się stało? Szept, powiedz mi... - jeszcze chwila, a Char chwyciłaby magiczkę za ramiona i solidnie nia potrząsnęła, byleby tylko dowiedzieć się co takiego strasznego odkryła.

draumkona pisze...

- To nie jest towarzyska pogawędka, ona jest w ciązy baranie, a dziecko jest pewnie twoje - Wilk nie miał dziś cierpliwości, niestety i prawie niewinny Devril został mianowany baranem.
- Kazała ci nie mówić, bo twierdziła, że dość masz problemów - dorzucił jeszcze, nim czułe ucho nie wyłapało poruszenia na dole. Coś się stłukło, stolik się ruszył, jakby... Wejście nieobstawione. Mogło im się coś stać. I nim Devril zdązył cokolwiek mu odpowiedzieć, elf zbiegł na dół, wpadając do pomieszczenia w którym zastał Char zbierającą potłuczony kubek z ziemi.
- Ał - syknęła kalecząc palec ostrą gliną i odkładając na bok, na biurko. Szept została na tę parę chwil sama, a nim alchemiczka zdązyła coś zrobić, między nimi znalazł się Wilk.
- Co się stało?
- Nic. Szept coś wyczuła jakby... Coś o magach.
- Co takiego? - zbliżył się powoli do magiczki, ostrożnie dotykając drżących ramion, usiłując uspokoić ją.

draumkona pisze...

Wilk sądził, że jedno, czy dwa zdania załatwią sprawę. Nikt dotąd nie kwestionował jego medycznych wyroków, więc sądził... Właściwie to nie wiedział czego oczekiwał po tym wszystkim.
- Mysliwi. Świetnie - skomentował sucho, kiedy już upewnił się, że magiczce jednak nic nie grozi - A ty zostaw tą glinę - normalnie, te dwie to jak z małym przedszkolem - Skoro jest tu ta przeklęta ruda, to proponuję wyjść na korytarz, albo do przedsionka. Przedyskutujemy na spokojnie, a ty przestaniesz się trząść - nie czekając na protesty, zaczął wyprowadzać zarówno Szept jak i Charlotte, która miała podobne zdanie do Szept. Znajdzie tych cholernych Myśliwych, kimkolwiek byli i powiesi jednego z drugim za jajca na gałęzi drzewa.

draumkona pisze...

- Więc wrócicie do Doliny, a ja pójdę go szukać. I Devril tez może iść, na nic się w Dolinie już nie przydamy, a to... Muszę go znaleźć. I podejrzewam, że nie tylko ja - tylko jak ona miała przekonać Szept, żeby odpuściła? Gdyby ktoś jej próbował sprzedać jakiś kit o tym, że powinna odpuścić... Spojrzała bezradnie na Wilka, oczekując od niego pomocy w tej kwestii.
- Irandal cię potrzebuje - podpowiedział tylko elf, za co alchemiczka zgromiła go wzrokiem. I co, tylko tyle? Taka to miałą być pomoc?
Wilk jednak wiedział, że czasami nazwa ukochanego miasta magiczki działa więcej niż cały monolog.

draumkona pisze...

- Działasz sam? To niech każdy z nas działa sam, ciekawe po jak długim czasie spotkamy się wszyscy gdzieś w zaświatach - prychnęła alchemiczka nie chcąc przyjąć do wiadomości tego, co mówi Devril. Zresztą, od kiedy to tylko on mógł ryzykować? Al nie był dla niego nikim innym prócz osobą głównodowodzącą. Może łączyła ich przyjaźń, czy cokolwiek, ale nie było to coś co łączyło ją z magiem. Niech sobie działa sam, proszę bardzo.
Wilk już widział jak wszyscy się go słuchają i grzecznie wracają do Irandal.

draumkona pisze...

Char względnie odpuściła, ku zdziwieniu chyba wszystkich. Odpuściła i pozwoliła się zaprowadzić do irandal, ale tylko po to... Żeby tam umknąć nocą z Doliny.
Wilk kiedy się obudził dostał szału.
Wtedy była już spory kawałek od Doliny, kierując się w zasadzie w niezbyt określonym kierunku. Wtedy była mowa o Duor, o Myśliwych. I w zasadzie tego się trzymała, czasem używając swoich aktorskich i szpiegowskich talenów by dowiedzieć się czegokolwiek o rzeczonych Myśliwych.
Minęły bliskie trzy tygodnie nim odnalazła właściwy szlak jakim powinna zmierzać. Nie spodziewała się, że na swojej drodze spotka magiczkę. Bez Wilka.

draumkona pisze...

- Szukam ojca - wypaliła prosto z mostu nie wiedząc, czy rycerza poczestować alchemią, czy się wstrzymać. Skoro był z Szept, magiczka była wolna i nic jej nie groziło z jego strony... Zapewne był sojusznikiem. Ześlizgnęła się z konia i wylądowała miękko, krzywiąc się nieco. Ból krzyża dokuczał jej już od rana, chyba się dodatkowo przeziębiła, ale nie to było ważne. Znaczy było, bo wiadomo, odmieniony stan z którym nadal się nie oswoiła... Ale ojciec jest jeden i nie zamierzała dać mu po prostu zginąć.
- A ty? Powinnaś być w Iran... Wilk dostanie szału.

draumkona pisze...

- Z mojego powodu? - rycerzowi skinęła głową, ciężko siadając na swoim płaszczu. Cholerne plecy - Lisica - mruknęła rozmasowując krzyże, a i tym samym rozwiązując dylemat magiczki. Skinieniem głowy podziękowała jej za pomoc z koniem.
- Opowiedz... Ja w tym czasie jeszcze coś zjem, jesli nie masz nic przeciwko - była zmęczona. Zmęczona, głodna i z podłym nastroju, ale to nie było warte wspomnienia.

«Najstarsze ‹Starsze   3801 – 4000 z 5000   Nowsze› Najnowsze»

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair