Idąc za demonem odczuwałem coraz
większą mieszankę niepokoju oraz ciekawości. Do tego zaczęła
pojawiać się ta dziwna aura. Pełna smutku, złości. Aż w końcu
pojawił się ten jego „kruczek”. Spodziewałem się wiele, ale
nie czegoś takiego.
Po środku stała średniej wielkości
postać. Nie byle jaka postać bo kobieca. Wyglądała jakby była
stworzona z błękitnego ognia. Dookoła niej widać było ślady
ognia. Ciemne smugi, niczym węże snuły się po podłodze oraz
ścianach. Kilka z nich nawet owinęło się o pobliskie mogiły
krasnoludów.
- Nic takiego, mówisz? - zapytałem
patrząc na Gadurn'a. Czułem, by mu nie ufać.
- Co złego może być w uspokojeniu
wkurzonej kobiety? - wzruszył ramionami uśmiechając się
pobłażliwie.
- No nie wiem, wszystko? - odparłem
zmieszany. Aż takim masochistą nie jestem, prawda?
- Dasz sobie radę. - klepnął mnie w
ramię po czym zniknął.
Typowe dla demonów. Wpakować kogoś w
jakieś bagno po uszy, po czym wziąść nogi za pas. A ty się
człowieku męcz. Człowieku....zapomniałem, że już nim nie
jestem. Mimo to nadal nie mam pomysłu jak walczyć z tą
przerośniętą świeczką. Ani ją zdmuchnąć ani zalać wodą.
Magia lodu też raczej nie pomoże. Zwłaszcza, że za specjalnie nad
nią nie panuje.
Kobieta wydała z siebie tak mocny
pisk, że aż krew poszła mi z uszu. Wtedy też nastąpiła
niewielka eksplozja błękitnego ognia. Kolejne ciemne węże pokryły
ściany. Lekko oszołomiony blaskiem i dźwiękiem schowałem się za
najbliższym sarkofagiem. Cholera, dlaczego zawsze muszę mieć takie
przygody? Zwłaszcza teraz!
Dopiero po chwili coś sobie
uświadomiłem. W tym wszystkim było coś dziwnego. Coś...znajomego.
- Nie, to nie możliwe. - wyjrzałem za
schronienia – To musi być tylko moja wyobraźnia, prawda?
Nie. Nie była. To z czym, a raczej z
kim musiałem walczyć nie był nikt inny jak „ONA”. Tylko co jej
się stało? Dlaczego stała się tym czymś?
Westchnąłem. Demonologiem nie jestem,
ale ich wiedza by się mogła teraz przydać. Wyszedłem za
sarkofagu.
- Trochę Cię poniosło, dziewczyno! -
zawołałem. Kobieta odwróciła się w moją stronę.
Jej oczy wyglądały niczym dwie
błękitne jarzące się kule. Piękne, ale zimne i niebezpieczne.
Widać było, że nie była sobą. Jej włosy, które były teraz
płomieniem unosiły się ku górze.
- TY! - wyszeptała -TO TWOJA WINA!
No to się doigrałem.
Zombbiszon
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz