Zostałem rzucony w tłum. Stu mężczyzn
czekających na swój koniec. Oczy ich wszystkich mówiły jedno
„Jesteśmy gotowi”. Oni może i się pogodzili z tym losem. Ale
czy ja również? Miałem ku temu pewne wątpliwości. Duże
wątpliwości. Chociaż to mogła być też wina kata. Wielka
paskudna gęba orka, gapiła się na nas jakbyśmy byli jego
przekąską. Na samą myśl miało się ochotę zwymiotować albo
narobić pod siebie.
- Ty! - wskazał na mnie. Pierwsza myśl
kazała mi uciekać. Ale mimo to ruszyłem przed siebie. Jeden ze
strażników złapał mnie za ramię, zupełnie jakby liczył na to
że ucieknę. Ciekawe gdzie, z powrotem do celi? Machnąłem
ramieniem by mu się wyrwać. Udało się. Nawet nie próbował mnie
ponownie łapać. Powolnym krokiem szedłem ku swojemu przeznaczeniu.
Ku mojemu przekleństwu. Ale tego jeszcze nie wiedziałem.
Zatrzymałem się przy orku. Zapach
przemoczonego psa oraz długo nie mytych zębów mógłby zaskoczyć
nawet trolla. Przełknąłem ślinę razem z próbą zwrócenia
śniadania.
- Co mi przygotowałeś, paskudo? -
zapytałem z rozbawieniem.
- Dla ciebie coś specjalnego, robaczku.
- warknął. Chyba nie miał dziś dobrego humoru.
Poprowadzono mnie w stronę wyrwy w
murze. Czując wilgoć w powietrzu już wiedziałem czym jest ta jego
„specjalność”.
- Mam nadzieję, że umiesz długo
wstrzymać oddech. - jego gęba zrobiła się jeszcze bardziej
paskudna gdy się uśmiechał.
- Wystarczająco by wytrzymać twój
odór. - odparłem z uśmiechem.
Zarzucono mi sznur na szyję. Jedno
pchnięcie i poczułem jak duży głaz ciągnie mnie w dół.
Uderzyłem w taflę wody wywołało dzwoneczki w moich uszach.
Ciśnienie z metra na metr zabierało mi powietrze z płuc. Aż w
końcu zaczęły piec. Zaczynałem się topić. Rozmyty przez wodę
obraz ustępował miejsca ciemności. Aż w końcu to co już została
tylko ciemność.
Zombbiszon
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz