Każda wojna rodzi ból. Niesie
śmierć tysięcy. Rodzi nadzieje, nawet jeśli są one spowite
największą ciemnością. Tak było z nimi. Z wioską do której
dotarłem. Zmęczony, ranny. Byłem jednym z generałów w przeklętej
wojnie trwającej już od tysięcy lat, wojnie między światłem i
ciemnością. Byłem nią zmęczony. Za dużo widziałem i za dużo
wiem. Tacy jak ja nie powinni istnieć, a mimo to żyjemy by nękać
innych oraz samych siebie. Kim jestem? Moje imię przepadnie w
kartach historii, więc nie ma znaczenia kim jestem ani kim byłem.
Ważni są mieszkańcy owej wioski. Oni również odczuwali efekty
wojny. Wychudzeni, bardziej przypominali chodzące trupy niż ludzi.
Smród niemytych ciał, ropnie od zarazy czy choroby oraz zapach
wszechobecnej śmierci. Czy tak musi być? Czy zawsze gdy idzie o
większe ideały ktoś musi ucierpieć?
Spojrzałem za siebie. Wiedziałem, że
będę ścigany nie tylko przez wroga ale i przez swoich. W końcu
niewykonanie rozkazu to wyrok śmierci. Cóż, przynajmniej u
demonów. Tak. Jestem demonem ukrytym pod postacią człowieka.
Musiałem zniknąć.
Po wejściu do wioski i odbyciu
kilku rozmów zostałem przez nich ugoszczony. Dostałem kawałek
chleba oraz talerz czegoś co pewnie było zupą. Niby nic
nadzwyczajnego, ale dla tych wieśniaków było pewnie wszystkim co
mieli. Podziękowałem za posiłek, choć i tak nie był mi
potrzebny. Mimo to zjadłem wszystko. Nawet im opowiedziałem o
sobie. Że byłem żołnierzem, ale uciekłem z powodu niewykonania
rozkazu. Że odmówiłem zabicia. Ledwo skończyłem usłyszeliśmy
krzyki. Znaleźli mnie!
Nie pytali o nic. Zabijali wieśniaków
jednego po drugim. Wiedzieli, że tu jestem.
Ku mojemu zaskoczeniu, mówili
(wieśniacy), że ktoś taki jak ja nie może być zły. Że dobry ze
mnie człowiek. Gdyby wiedzieli kim jestem naprawdę, myślę, że od
razu by mnie wydali. Mimo to kazali jakiejś dziewczynie wyprowadzić
mnie z wioski i ukryć. Gdy złapała mnie za dłoń, nie
protestowałem. Dałem się jej poprowadzić. Jedyne co słyszeliśmy
to krzyki konających.
Gdy wszystko ucichło wróciliśmy na
miejsce. Z wioski zostały tylko zgliszcza i sterty ciał. Dziewczyna
od razu pobiegła szukać swojej rodziny. A ja? Ja stałem i
patrzyłem na to co kiedyś było jej domem. Czy tak musi być? Czy
oni muszą umrzeć? Nie! Nie zostawię ich. Nie będę jak moi
pobratymcy! Dam tym ludziom nową nadzieję. Szanse.
- Mogę wam pomóc. - zawołałem –
Ale ceną będzie utrata tego co cenicie. Czy chcecie żyć?!
Najpierw cisza, a potem usłyszałem
jakby ktoś cicho szeptał mi do uszu ciche „tak”.
Nie myśląc dużo podciąłem
sobie żyły przy lewym nadgarstku. Krew spadła na ziemie i niczym
czarny wąż podpełzła pod każdego martwego albo konającego
mieszając się z ich krwią. Nie ma już odwrotu. Pakt zawarty.
Widziałem jak ciała ozywają. Jak ich wystające żebra znikają
pod pojawiającymi się żebrami. Tysiące pytań w ich oczach.
Nowych oczach z pionowymi źrenicami. Czułem ich strach.
- Nie bójcie się. - zawołałem -Od
dziś jesteście wszyscy braćmi i siostrami. W waszych żyłach
płynie krew demonów.
Na to wszyscy zaczęli krzyczeń i
uciekać od mnie jak najdalej.
- Jesteście Grimmami!
- Kim są Grimmowie? - zapytała ta
sama dziewczyna co wyprowadziła mnie z wioski.
Tym czym ludzie. Znacie miłość,
cierpienie, strach. Macie marzenia. Ale za to nie jesteście już tak
słabi.
- Kim jesteś, panie? - dopytywała
się.
- Jestem kimś kto ma dość wojny. A wy
jesteście od dziś dla mnie jak dzieci.
Spojrzałem w niebo. Widziałem jak
kilku skrzydlatych nadlatuje w naszym kierunku.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
Uderzyłem nogą o ziemię po czym wszyscy mieszkańcy znikęli razem
ze mną.
Zombbiszon
2 komentarze:
Początek przypomina mi wpis do pamiętnika. Pamiętnika kogoś, kto ma potrzebę się wygadać, ale chwilowo nie bardzo ma komu. Opowiadanie przewrotne, po demonowemu beznamiętne* (scenę rzezi odczytałam jako "Krzyczą, to niedobrze, ale ja jestem zbyt zmęczony i widziałem już zbyt wiele wiosek wyciętych w pień, by załamywać nad nimi ręce"). Bardzo dobrze mi się czytało, tekst jest spójny, dobry po prostu. W stylu minimalistycznym, takim akurat, w sam raz. Już pierwsze Twoje teksty na blogu się przyjemnie czytało, ale tu ewidentnie widać, że rozwijasz się, Ząbku, i to bardzo szybko. :D
*Koleś najpierw szuka schronienia u niewinnych ludzi, a potem wyżera wychudzonym wieśniakom jedzenie, a potem ucieka. Albo jest paskudną mendą z etycznymi aspiracjami, albo nie wiem. W obu przypadkach chcę się dowiedzieć, jakie są jego motywy.
Przeczytałam dopiero teraz, bo pożarły mnie problemy. Ale... jestem mile zaskoczona. Ta notka jest bardzo spójna pod względem stylu. Olżunia wspomniała o pamiętniku, mi bardziej się kojarzy z opowieścią - taką miejscami pewnie trochę uładzoną, w której już nie wiadomo, co było prawdziwą myślą opowiadającego, a co dodał, by lepiej brzmiało. Nie wiem, jak pozostałych, mnie to kupuje.
Ominęłam kilka twoich poprzednich notek, więc nie wiem, czy to nagły skok, czy stopniowa ewolucja, ale twoje opisy bardzo się zmieniły, moim zdaniem na lepsze. Czytając, byłam w stanie zobaczyć i te okropieństwa wojny, i wioskę. Nie było przeładowania opisem, udało ci się zarysować sytuację w paru zdaniach. Do tego znikło to, co kiedyś mnie irytowało w twoich tekstach, czyli oddzielenie opisu od emocji bohatera. Tutaj to wszystko jest płynne, do tego stopnia, że chwilami opis wydaje mi się metaforą odczuć.
Aż nabrałam ochoty na wątek z tobą :) Niech no tylko skończę swoje nowe karty postaci.
Prześlij komentarz