Sorcha
i żmijowy demon / cz.1
Była
ciemna noc. Wstęgi mlecznobiałej mgły unosiły się nad bagnami, opasając
karłowate drzewa i przemykały w kierunku Nyrax. Bezksiężycowe niebo zlewało się
z światem w jedną, czarną otchłań.
Młoda
elfka pokonywała kolejne kilometry tego niewdzięcznego terenu na wynajętym w
Królewcu wierzchowcu. W zasadzie konia wynajął Kirk, ona tylko go osiodłała i
ruszyła w drogę do Lwowskiej Doliny, gdzie zabawiła około trzech dni,
załatwiając potrzebne sprawy. Teraz ruszyła drogą powrotną.
—
Niech to szlak! — mruknęła, gdy w tą głuchą, ponurą noc kolejny raz coś ukąsiło
ją w szyje. Spodziewała się, że im bliżej portowego miasta, tym robactwo staje
się bardziej nieznośne, ale to przechodziło wszelkie pojęcie!
Koń
był zmęczony, ona zresztą też. Wędrowali już kilka dni i pomyślała, że
odpoczynek należy się im obojgu. Już jakiś czas temu obrała kurs na portowe
miasteczko Nyrax, w nadziei znalezienia tam noclegu.
Kirk
ostrzegał ją, że miasto nie cieszy się dobrą sławą, ale bywała przecież w
gorszych sytuacjach niż otoczenie pełne handlarzy niewolników i innych krętaczy
z pod ciemnej gwiazdy.
Skryła
twarz w grubym szalu, by chociaż trochę osłonić się przed inwazją małych
krwiopijców, gdy wtem odległy blask miasta ukazał się jej oczom, a z nad
jeziora Peverell powiał lodowaty wiatr.
Pociągnęła
konia za cugle i zmusiła do go szybszego pędu. Wędrujące po niebie chmury
przerzedziły się niespodziewanie i zza ich wstęg ukazał się jaskrawy sierp
księżyca, odbijający blask na wodach jeziora.
Stado
kruków zerwało się z nad bagiennych drzew, rozdzierając cisze nocy przeraźliwym
krakaniem. Koń sapnął niespokojnie.
—
Nic się nie dzieje, czteronogi bracie. — Sorcha poklepała zwierzę po masywnym
karku. — To tylko noc udaje, że jest straszna.
W
istocie jednak poczuła nieprzyjemny, zimny dreszcz pełzający jej po kręgach,
wzdłuż pleców, aż zdało jej się, że ktoś odetchnął przy jej uchu.
Ścisnęła
boki konia i pomknęła ku miastu, spowitego całunem gęstej mgły. Ledwie jednak
poczuła nieznośny odór ryb, a okolice na nowo ogarnęły ciemności, przez co
nawet światła pobliskich karczm były mało widoczne. Nagle koń zawył
przeraźliwie i rozpędził się, mknąć jak burza przez śliskie ulice portowego
miasta.
—
Co ty wyprawiasz, durna szkapo!? — Rysa podniosła krzyk, gdy zwierzę przestało
słuchać jej poleceń, jakby wiedzione nieznaną siłą. Nie pomagało ciągnięcie za
lejce, spinanie końskich boków, a nawet charakterystyczne dla końskich uszu
okrzyki, wierzchowiec postanowił zakończyć tej nocy swe życie, omal nie
taranując po drodze wychodzących z tawern miłośników trunków, których we mgle z
ledwością dało się przyuważyć.
Chciała
wyskoczyć z siodła, choćby to miało skutkować połamaniem nóg, ale wiadomo, że
gdy los postanowi okryć kogoś całunem nieszczęść, wszystko sprzeniewierza się
przeciwko skazańcowi. Noga zaklinowała jej się w strzemionach.
—
Niech mi ktoś pomoże! — wrzasnęła. Koń przewrócił kilka koszy ryb, po czym
wyskoczył w powietrze i dał pięknego susa prosto do wody. Rysa nie zdążyła
zmówić przedśmiertnej modlitwy. Lodowata otchłań wybiła jej powietrze z płuc,
jeszcze zanim zanurzyła się w niej całkowicie.
Desperacko
wymachiwała rękoma, ale niewalczący ze śmiercią koń skutecznie ciągnął ją na
dno. W ciemnościach nie mogła dostrzec uwięzionej w strzemieniu nogi, ale rozdzierający
w kolanie ból zdradzał, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobi, to w najgorszym
wypadku umrze, a w najlżejszym straci nogę na zawsze.
Z
jej ust buchnęły bąbelki powietrza. Czuła, jak jej płuca rozsadza bezdech.
Jeżeli teraz spróbuje odetchnąć, nałyka się wody i już po niej.
Po
omacku próbowała dotrzeć rękoma w kierunku stopy, ale jej zamiar objawił się
jeszcze potężniejszą dawką bólu. Musiała jednak walczyć. Nie pozwoli, aby
zgłupiały koń uśmiercił ją w tak bezmyślny sposób.
Nie
otwieraj ust. Nie otwieraj ust… powtarzała sobie, chociaż jej płuca płonęły
żywym ogniem, a niedotleniony umysł odmawiał współpracy.
Mimo
to, wyczuła pod palcami but i pociągnąwszy za grube sznurówki uwolniła z niego
stopę. Gdyby nie ogień w płucach, poczułaby niewyobrażalną ulgę.
Traciła
świadomość, gdy z nieprzeniknionej ciemności jeziora błysnęły dwie, złotawe
monety. Nie widziała, co się dzieje, ale koń pod nią zaczął wierzgać.
Uderzyła
w nią fala ciepła. Krew! Bogowie czuła krew! Coś zżerało pod nią konia i jak nic
zaraz dobierze się do niej. Wyciągnęła w górę ręce i zaczęła wypływać na
powierzchnię. Po chwili ktoś chwycił ją za dłoń i wyciągnął z wody. Wtedy
łapczywie nabrała powietrza i zaczęła kaszleć.
—
Już dobrze. Jesteś bezpieczna. — Ktoś położył ją na ziemi i zdjął własny płacz,
aby okryć jej skostniałe ciało. Przechyliła twarz, wypluwając z siebie trochę
wody, której jednak, jakimś cudem nabrała w usta.
—
Moja noga! — jęknęła.
—
Wszystko będzie dobrze. Pomożemy. — Nieznajome ręce dźwignęły ją w górę.
Jęknęła. Bolało.
Nie
miała chęci o niczym myśleć. O tym, że o tej porze najpewniej wpadłaby w ręce
jakiegoś handlarza niewolnikami.
Straciła
przytomność. Sami powiedzie, że miała prawo.
***
Ktoś
wlał jej do gardła grzane piwo. Zakrztusiła się, ale odzyskała świadomość,
oblewając się przy okazji gorącym napojem. Leżała w samej bieliźnie pod
niedźwiedzim okryciem. Czuła przyjemny żar, dochodzący z rozpalonego w ogromnym
piecu ognia, gdzie suszyły się przy okazji jej ubrania.
Znajdowała
się w izbie, a nad nią pochylała się jakaś kobieta. Jej urodę można by
określić, jako pospolicie ładną. Miała miłą dla oka twarz, chociaż naznaczoną
już pierwszymi liniami starości. Jasne włosy nosiła rozpuszczone i niedbałe,
skryte częściowo pod materiałem białej chustki. Z jej brązowych oczu wyzierała
troska.
—
Gdzie ja jestem? — Rysa wsparła się na łokciach i rozejrzała po otoczeniu.
Zauważyła, że wnętrze zdobią rybie trofea, a w kącie izby, na ławie leży
potężna, rybacka sieć.
Przy
drewnianym stole siedział dobrze zbudowany mężczyzna, wydłubujący sobie nożem
resztki z pomiędzy zębów.
—
W Nyrax, dziecko. Nazywam się Elga, a to mój mąż Hans. — Wskazała dłonią w
kierunku stołu. — Omal nie utopiłaś się w jeziorze. Dobrze, że z mego męża to
taki nocny łazęga. Nie zmruży oka, póki nie przejdzie się po mieście. Miałaś
szczęście.
Rysa
już chciała podziękować, gdy wtem ból nogi przeszył ją prądem aż do biodra.
Krzyknęła.
—
Leż spokojnie. Wezwaliśmy już kowala — powiedziała Elga troskliwie.
—
Że co proszę?
W
tym momencie drzwi rozwarły się z łoskotem i do izby wszedł mężczyzna o wiele
straszniejszy od tego, który rezydował przy stole. Jego kanciastą żuchwę
porastała bujna, rudo-brązowa broda, a z pod krzaczastych brwi spozierały
bezdenne, nieprzychylne oczy.
Od
razu spojrzał na młodą elfkę.
—
Pokażcie nogę. — Rozkazał, a Elga bez sprzeciwu uniosła niedźwiedzią skórę.
Mężczyzna
klęknął, chociaż zważywszy na jego gabaryty, sprawiło mu to dużą trudność.
Potem, wielkimi łapskami zaczął obmacywać chorą kończynę.
Sorcha
krzyknęła kolejny raz.
—
Włóżcie jej szmatę w gębę. Nogę trza nastawić.
—
Jest złamana? — Rysa uniosła głowę z przerażeniem.
—
Zwichnięta — sprostował kowal, nawet na nią nie patrząc. — Muszę ją nastawić,
inaczej nie przestanie boleć.
Rysa
wiedziała, co to oznacza. Owszem, potem przestanie boleć, ale nastawienie nogi
to chwila wręcz otępiającego bólu. Musiała to znieść.
Nyrax…
zachciało jej się Nyrax.
—
Rób pan co musisz. — Przełknęła z nerwów
ślinę.
—
Masz, zaciśnij usta. Pomoże. — Elga wsunęła jej czystą szmatę w usta.
Starała
się nie jęknąć, gdy jej noga znalazła się w szorstkich łapach kowala. Zacisnęła
ręce na kołdrach, które miała wyłożone pod sobą i wbiła zęby w szmatę. Po
chwili w nodze gruchnęło, jakby naraz pękły wszystkie kości. Wrzask elfki dało
się słyszeć w całym domu, jak nie całej dzielnicy i szmata niewiele pomogła.
—
I po wszystkim — rzekła pocieszająco Elga, chociaż Sorcha miała ochotę
powybijać każdego po kolei.
Zamiast
tego odetchnęła, opadając głową na poduszkę.
Nyrax…
zachciało jej się Nyrax.
***
Przez
kilka kolejnych dni dochodziła do siebie, raczona nadspodziewaną gościnnością
Elgi i Hansa, jakby te wszystkie, złowrogie opowieści o ludziach z Nyrax były
jedynie wyssaną z palca bujdą.
Nogę
wsadzono jej między dwie, równe deski i okręcono szmatą tak, by została
odpowiednio usztywniona. Kowal przyniósł jej też dobrodusznie parę kul, bo nie
była pierwszą i jedyną, która ich potrzebowała.
Trochę
gorączkowała, dużo spała, starała się nie jeść za wiele, bo Elga i Hans nie
wyglądali na zamożnych ludzi, chociaż sama kobieta pewnie obraziłaby się, gdyby
wiedziała, że podopieczna racjonuje sobie jej potrawy. Była niezwykle gościna i
czerpała radość, gdy gościom smakowało. Sorcha obiecała sobie jednak, że za
wszystko kobiecie za płaci. Nie była darmozjadem i nie żerowała na ludzkiej
życzliwości.
Dochodziła
do siebie, a wraz z nią noga. Któregoś jednak dnia po Nyrax rozprzestrzeniła
się straszna wieść i Elga zalała się rzewnymi łzami.
—
To już szósta osoba. Niech bogowie jezior mają nas w opiece. — Ukryła twarz w
dłoniach i opadła na chybotliwy stołek przy palenisku, gdzie bulgotał smakowity
wywar zupny.
—
Co się dzieje? — Rysa, kuśtykając na jednej nodze, zbliżyła się do stołu. Już
dwa dni temu rzuciła kule na rzecz próby samodzielnego chodzenia.
—
Zaginęła Rita, córka rzeźnika — wymamrotała bełkotliwie Elga, ściśnięta
szponami rozpaczliwych emocji.
—
Dlaczego powiedziałaś, że to już szósta osoba?
—
Bo to się dzieje od kilku tygodni. Nasi ludzie znikają. — Elfka drgnęła, gdy za
jej plecami rozległ się silny głos Hansa.
Mężczyzna
wszedł właśnie do izby, niosąc za sobą podmuch chłodnego powietrza.
—
Znikają? — Rysa próbowała to zrozumieć. — To znaczy, że nie znaleziono ich
ciał?
—
Ano — burknął ponuro Hans. Sam był prostym szewcem, a jego pracownia znajdowała
się za domem. Chociaż wyglądał na żelaznego faceta, serce miał wrażliwsze niż
byłby zdolny przyznać. Obecna sytuacja w mieście wielce go poruszyła.
Przez
chwile nikt się nie odzywał, a przez myśli Rysy przetaczały najgorsze emocje z
możliwych. Zacisnęła pięści, próbując przypomnieć sobie wszystko, co miało
miejsce tamtej felernej nocy, gdy koń – tak po prostu – rzucił się w odmęty
jeziora.
—
Myślałam, że mi się tylko przewidziało — powiedziała sama do siebie, na nikogo
nie patrząc.
Hans
i Elga popatrzyli na nią zdumieni.
—
Co mówisz, dziecko? — spytała Elga.
Rysa
podniosła na nich niepewne spojrzenie.
—
Myślę, że w jeziorze Peverell zagnieździła się jakaś bestia.
Patrzyła
jak w oczach jej wybawców rodzi się z wolna niedowierzanie.
—
Bestia? — Hans uniósł ciężką, spracowaną dłoń, by podrapać się po włosach.
—
Tak. Zdaję się, że coś widziałam. — Przytaknęła Elfa, starając się nie pokazać
po sobie wątpliwości. Do tej pory uważała, że dwa żółte ślepia, patrzące na nią
z ciemnej toni Peverell to tylko złudzenie jej niedotlenionego mózgu.
—
Hans? — Elga popatrzyła na męża znacząco. — Zwołaj ludzi w karczmie pod „Rybim
toporem”. Niech dziewczyna wszystko dokładnie nam opowie.
***
—
I mamy niby w to uwierzyć? — Rosły facet zaśmiał się głucho, jak tylko Rysa
dokończyła snuć swe wspomnienia. Trzeci już raz, bo zebrana w karczmie gawiedź
nie chciała niczego pojąć.
—
Nasi znikają od kilku tygodni, a my w tym czasie nieustannie wypływamy na
jezioro i żadnemu z rybaków nigdy nic się nie stało — dodał jakiś młodzian,
który najpewniej raptem niedawno został oderwany od piersi matki.
—
Może bestia atakuje jedynie w nocy — zasugerowała ostrożnie Rysa, chociaż pod
ostrzałem tych wątpiących spojrzeń, czuła się, jakby postradała rozum.
—
W nocy? A to dobre! — Rosły facet kolejny raz dobył z ust ogłuszający śmiech. —
A komu w nocy zachciewa się kąpieli w Perevell? Gdyby ginęli jacyś podrzędni
pijacy, to ja bym jeszcze uwierzył, ale Rita to była dziewucha jak się patrzy!
Porządna i z porządnej rodziny! Czego ona by szukała nocami nad jeziorem?
Sorcha
nie umiała na to odpowiedzieć, ale z pomocą przyszła jej Elga.
—
Słuchajcie! — Jak na kobietę miała zaskakująco mocny głos, który uciszył gwar w
karczmie. — Coś się dzieje w naszym mieście, tak? — Zgromiła ich surowym
spojrzeniem, pod ostrzem którego nikt nawet nie pisnął. — Dziewczyna tłumaczy
wam już któryś ras, że nagle straciła kontrole nad koniem, a w jeziorze coś
było.
—
Jak baba bierze się za cugle to czego się spodziewać? — Po karczmie przetoczył
się kpiący śmiech.
—
Zamknąć się! — Rysa zerwała się z miejsca, dotknięta obelgą. — Dosiadam koni od
czwartego roku życia i znam się na rzeczy. Pomyślnie zresztą, który koń, nawet
spłoszony, dobrowolnie rzuca się do wody? Ile znacie takich przypadków?
Nikt
się nie odezwał, dając jej tym sporą satysfakcje.
—
Najwyższy czas dać temu wiarę — powiedziała Elga hardo.
—
Zatem czemu nikt z nas niczego nie zauważył? — spytał roztropnie młodzian,
oparty łokciami o krawędź lady barowej. — Nawet późną nocą ktoś się szwęda
ulicami. No i utopione ciała powinny wypłynąć na powierzchnię.
—
Myślę, że zostali pożarci. Nie udzielę wam wszystkich odpowiedzi. — Sorcha, z
chmurnym wzrokiem, wzruszyła ramionami. Czy oni uważali, że była jasnowidzem? —
Ale albo mi uwierzycie, albo dalej zastanawiajcie się, gdzie znikają wasi
krewni.
Po
karczmie przetoczył się niezadowolony pomruk. Pojawienie się w Nyrax potwora
było swoistą obelgą dla wszystkich tutejszych rybaków i marynarzy, znawcy wód
jeziora, którym nie mieściło się w głowie, że mogli nie spostrzec nowego
lokatora w mieście.
—
Jest tylko jeden sposób, aby się przekonać. — Hans wciągnął powietrze w płuca i
nadął pierś. — Trzeba zbadać muł jeziora. Być może znajdziemy tam szczątki
naszych.
***
Na
jeziorze zarzucono specjalne sieci. Zgłosiło się też kilku nurków, chociaż ich
kobiety lamentowały, że to zbytnie narażenie życia. W wodzie wciąż może czaić
się potwór. Miejscowi jednak za bardzo chcieli poznać prawdę, żeby respektować
zagrożenie, toteż przez kolejne trzy godziny pięć łodzi z dwunastoma nurkami i
sieciami przeczesywało wody jeziora.
Na
brzegu zebrał się spory tłumek gapiów. Matki ostrzegały swe pociechy, aby
zanadto nie zbliżały się wody. Mężczyźni, popalając tytoń, komentowali, że
żadnemu z nich nie przeszłoby koło nosa pojawienie się bestii w Nyrax.
Sama
Rysa chodziła brzegiem wody tam i z powrotem. Chociaż miała silne przeczucie,
że to, co widziała tamtej nocy nie było iluzją to jednak bała się, że źle to
wszystko zrozumiała i wyjdzie teraz na głupca.
Nagle
w łodziach dało się zauważyć poruszenie. Rybacy podnieśli się na nogi,
zachowując doskonałą równowagę, jak przystało na tych, co od dziecka mają z
wodą za pan brat.
W
sieciach coś się pojawiło. Ludzko-podobne szczątki. Kilka kobiet na brzegu
podniosło głośny lament, jedna z nich osunęła się na kolana, wzywając nieznane
Rysie imiona bogów. Gwar między mężczyznami nasilił się. Zdezorientowane dzieci
chwyciły się przerażone spódnic matek, które zaborczo przyciągnęły je do
siebie.
—
Wiedziałam. — Rysa spojrzała nieruchomym, acz przejętym spojrzeniem na sieci.
Serce biło jej tak mocno, jakby groziło wyskoczeniem z piersi. Ręce stały się
lepkie od potu.
A
więc to wszystko nie było złudzeniem. W takim jednak razie co to była za bestia
i jakim cudem zagnieździła się w jeziorze? Dlaczego nikt nie zauważył jej
pojawienia się?
Nagle
elfka dostrzegła kobietę, która przysunęła się do wody, spoglądając tak jak
inni na szczątki topielca. Było w niej coś innego od pozostałych. Rude, rozpuszczone
włosy powiewały na wietrze, gdy nieznajoma otulała się szczelniej szalem. Stała
do Rysy profilem, ale elfka doskonale potrafiła odczytać emocje z twarzy
kobiety, a raczej kompletną obojętność, jaka się na niej malowała.
Było
w tej obojętności coś takiego, co sprawiało, że krew w żyłach zaczynała płynąć
wolniej, a powietrze wokół robiło się zimniejsze. Ta kobieta wyglądała, jakby
wiedziała więcej.
W
pewnym momencie nieznajoma odwróciła się od jeziora i odeszła, nie spoglądając
na nikogo wokół.
Rysa
podążyła za nią wzrokiem, ale ostatecznie dała sobie - póki co - spokój z
nieznajomą. Teraz, kiedy znaleziono już pierwszy szkielet, mieszkańcy Nyrax
zechcą pewnie jeszcze raz usłyszeć, co widziała tamtej nocy.
C.D.N
______________________________________
Pierwsza notka ode mnie! Ogromnie dziękuję za inspiracje Eliasowi, który rzucił podwaliny pod ten pomysł. Jeszcze nie czuję się mocna w geografii tego uniwersum, jego miast, klimatu i tak dalej, więc proszę nie bić, jak coś napisałam nie zgodnie z wymyślonymi realiami. Dodam jeszcze, że mało kiedy piszę krótkie formy, więc wprawy nie mam, aby akcja rozwijała się tak szybko. Mam nadzieje, że nie wyszło sztucznie. Mimo wszystko, miałam na tyle namolny pomysł w głowie, że musiałam po prostu przelać go na papier.
Niedługo skończę drugą część.
Pozdrowiam! :)
Opowiadania
9 komentarzy:
Łał. Ciekawie to wyszło. Na początku sporo opisu, ale nie przeszkadzało mi to. Błędów w realiach nie widzę. Akcja stopniowo się rozkręcała, całość tchnęła taką tajemnicą, skojarzyło mi się z opowiadaniem, które kiedyś czytałam. I ten koniec - taki mroczny, aż człowiek nie jest pewien, czego się spodziewać.
Jeszcze wczoraj pytałaś o misje, a dziś już mamy pierwszą część - wow :D
Dar by powiedział - dzieciak w Nyrax? O nie! Ona powinna bawić się lalkami, a nie w takie miejsca jeździć!
"To tylko noc udaje, że jest straszna" - bardzo fajne to napisałaś, wisz?
Oj, ja bym powiedziała, że to nie los wziął w swe łapki gonitwę Rysy na koniku, tylko wredna i złośliwa Fortuna, albo jej koleżka Pech :D
Jak mogłaś skończyć w taki momencie? Tak się nie robi czytelnikom... Ale to najlepszy moment na skończenie, będąc już poważnym. Zostawia nutkę tajemnicy i nas też trzyma w niepewności, co dalej.
Całkiem fajnie Ci to wyszło. Czytało się dobrze, chociaż ja nie lubię takich szerokich wcięć na początku zdania, ale to takie tam moje wybrzydzanie, więc się nie przejmuj. Opisy lubię, akcję pędzącą jak ten koń też. Poczciwych ludzi, co elfce pomogli też i przez chwilę się zastanawiałam, kiedy ich potworek zeżre, bo przecież mógłby. A pani ruda na końcu? Czyżby miała coś wspólnego z potworkiem? :D
Dziękuję Wam! :) Cieszę się, że nie strzeliłam czegoś głupiego z realiami świata. :) Silva, nie bardzo rozumiem, o jakie wcięcia w zdaniach chodzi. ;) W każdym razie, dopiero się rozkręcam, a, że notkę pisałam trochę w pośpiechu to nie wyszła jakaś super zgrabna stylistycznie, ale myślę, że jak już się wbiję w ten świat i poczuję tak naprawdę mocno moje postacie to będzie tylko lepiej. :D
Dziękuję raz jeszcze!
Silvie chyba chodzi o akapity :D tj. że osobiście preferuje mniejsze.
Przyłączam się do głosów podziwu - łał, cóż za piękne tempo pisania. Błędów w realiach czy geografii też nie dostrzegam. Większość tutaj została powiedziana przez dziewczyny wyżej, powielając mogę powiedzieć, że tempo akcji jest dobre, nic nie wyszło sztucznie, a kończysz w idealnej chwili i można się tylko zastanawiać, co będzie dalej.
Przychodzi mi do głowy kilka rzeczy na temat kobiety na końcu, ale zobaczymy. Czekam na dalszą część i życzę weny i motywacji do pisania.
Opowiadanie przyjemnie się czyta, realia dobrze przedstawione, łatwo wyobrazić sobie sytuacje i kolejne sceny. To zakończenie przypomina mi trochę serial kryminalny, ta scena z kobietą, która odwaraca się i odchodzi idealnie by pasowała ;) Albo to moje zboczenie, bo dużo kryminałów czytałam a ostatnio do tego wróciłam.
Ogólnie lubię jak w opowiadaniach fantasy i podobnym klimacie przedstawia się prostych ludzi, ich domy, rodziny, sposób bycia.
Mogę się trochę powtarzać, bo jak komentowałam, nie miałam wglądu w pozostałe komentarze.
Bardzo podobają mi się opisy. Plastyczne, ale jednocześnie inne niż te, z którymi miałam do tej pory do czynienia, słowem: oryginalne. (W ogóle niech mnie ktoś nauczy ładnie opisywać czy co. xD) Natomiast dialogi wymiatają. Ujęło mnie to, jak Sorcha nazwała konia czworonogim bratem... a chwilę później durną szkapą. Jakby elfia natura mieszała się z ludzką.
"Rysa nie zdążyła zmówić przedśmiertnej modlitwy. Lodowata otchłań wybiła jej powietrze z płuc, jeszcze zanim zanurzyła się w niej całkowicie. [...] Z jej ust buchnęły bąbelki powietrza. Czuła, jak jej płuca rozsadza bezdech." - uwielbiaaam. Naprawdę, naprawdę czuć grozę tej sceny. Zachowanie konia przypomina mi zachowanie kelpie. O rety, jak ja się bałam, kiedy czytałam legendy o kelpie jako mały dzieciak. xD
Podoba mi się wpleciony w tekst zwrot do czytelnika.
"Z jej brązowych oczu wyzierała troska." - i to też uwielbiam. Jak tak dalej czytam, to podobają mi się wszystkie opisy związane z organami gapiącymi. Taką prawidłowość zauważyłam.
Nie wyszło sztucznie, realia są w najlepszym porządku (a klimat wymiata). Polubiłam Elgę i Hansa, naprawdę, są bardzo kochani i - znów - fajnie opisani. :3 Uwag mam niewiele. Pisze się "niech to szlag" zamiast "szlak". "[...] omal nie taranując po drodze wychodzących z tawern miłośników trunków, których we mgle z ledwością dało się przyuważyć." - użyłabym raczej słowa "przeoczyć", bo "przyuważyć" oznacza tyle co "zauważyć".
"CDN" - tak. Chcę. Proszę. Czekam. *ślini się*
Szept: Dzięki za wyjaśnienie! ^^ Ja właśnie nie wyobrażam sobie tekstu bez akapitów. Cieszę się przeogromnie, że Ci się podobało. <3
Root: Haha, masz racje. Wyszło tak zbrodniczo, nie? XD Od razu nasuwa się pytanie: A cóż ta kobieta ma na sumieniu? :D Jakbym włączyła nad nią wielki reflektor, a na czole napisała jej "podejrzany".
Olżunia: Awww i co ja mam teraz odpisać? Wylałaś miodek na moje serducho. Ja z tego tekstu jestem średnio zadowolona, bo pisany na szybko, bo nie jestem dobra w krótkiej formie i takie tam wynurzenia marudnej, piszącej ciotki. XD Chyba tym szczególniej miłe słowa są dla mnie tak budujące. :D
Dziękuję wszystkim serdecznie <3
Ejże, jak tak, to ja chcę przeczytać tekst, z którego jesteś bardzo zadowolona. :D A tu są same marudne, piszące ciotki (ewentualnie wujkowie, ale tych też można nazywać ciotkami, "marudna ciotka" lepiej brzmi niż "marudny wujaszek" moim zdaniem), które zarzekają się, że nie potrafią pisać i w ogóle co to jest.
Olżunia: Haha, święta racja! Wskaż mi zadowolonego z siebie pisarza, a bardzo się zdziwię. XD W takim razie, możemy spokojnie założyć klub marudnych ciotek XD
Prześlij komentarz