Droga do Rivendall
Napięcie.
Dziób statku pruje szafirową powierzchnię oceanu. Lodowate fale obmywają kadłub, szemrząc o jego poszycie. Dziki, północny wiatr nadyma spłowiałe żagle. Flotylla nordyjskich okrętów czernieje na horyzoncie, pokrywając jego linię jak mszyce łodygę rośliny.
Są daleko.
Zbyt daleko.
Na naszej łupinie narasta szmer. Dociera to do nas powoli.
Udało się.
Szept. Niedowierzanie. Uśmiech ulgi. Zamieszanie. Czyjaś dziękczynna modlitwa. Śmiech. Głosy kerońskie i wirgińskie mieszają się w jedno.
Jesteśmy wolni.
Oczy moich ludzi błyszczą. Mam twarz mokrą od łez. Zataczając się, podbiegam do burty. Wiatr rozwiewa mi włosy. Wiem, że płyniemy na południe. Do Keronii.
- JESTEŚMY WOLNI! – drę się i śmieję, aż do utraty tchu. Serce bije głośno, wyrywa się z piersi. – …WOLNI!!! YIIHAAA! - Czuję się lekka, zdrowa, piękna. Kolory świata mnie oszałamiają. Błękitne niebo. Indygo oceanu. Biel pływającej po wodzie kry. Blask naszych oczu. Odwracam się jak w tańcu, łódź się kołysze, każde z nas w odmiennym rytmie, więc zataczam się jak pijana i wpadam na kogoś.
To Arhin.
Zarzucam mu ręce na szyję i całuję go prosto w spierzchnięte usta. Bo przecież jesteśmy wolni.
Jego oczy są poważne.
Bo ja jeszcze nie wiem, że w Rivendall czeka na nas wirgińskie wojsko.
Zaczerpnięte z przeszłości.
Nefryt,
Opowiadania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz