Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat

Aktywny spis treści
- ród Raa'sheal
- ród Erianwen
- ród Winters
- rodzina Gharkis
- elfy
- magowie
- krasnoludy
- ludzie
- inne rasy
- plemiona
- ruch oporu
- Bractwo Nocy
- Gildia złodziei
- Kompania Żelaznej Pięści
- banda Nefryt
- Myśliwi Ulotnych Energii
- zwierzęta

Ród Raa'sheal

Merileth Raa'sheal
"– Posłuchaj kochanie – zaczął dość spokojnym, dyplomatycznym tonem. – Tata ma teraz sporo rzeczy do załatwienia, więc muszę cię teraz zostawić. – Ujął w dłonie malutką buźkę dziewczynki i ucałował jej czoło. – Wujek Dar się tobą zajmie"** 
[art credit gonzalokenny

   Dziecko, elfka czystej krwi. Mieszanina dwóch wielce szanowanych rodów, Raa’sheal i Erianwen, córka Niraneth i Wilka, maleńka księżniczka. Urodzona w Eilendyr, wieczornej, spokojnej nocy, gdy gwiazda Ara świeciła jasno. Po matce wzięła kasztanowe włosy i podatność na magię, po ojcu dwukolorowe spojrzenie i zdolność jasnowidzenia. I choć Starszyzna nie była zbyt zachwycona narodzinami dziewczynki, wszak Władca potrzebuje dziedzica, a tym może być tylko syn, to rodzice świata poza małą nie widzą. Zresztą, nie tylko oni, bo swój udział w rozpieszczaniu Mer mają i liczni przyjaciele rodziny.
   Zdolność jasnowidzenia na razie nie jest u małej silnie wykształcona. Wizje, jeśli przychodzą to tylko podczas snu, ukazując dopiero najbliższą przyszłość. Nieraz Merileth budziła się, szukając pociechy u rodziców, szukając wyjaśnień zdarzeń, których nie rozumiała.
   Niechętna rozkazom, niechętna wszelakim więzom, ciężko ją upilnować, bo nawet jako dziecko zdradza tendencję do znikania. Raczej otwarta, jedynie ostrożnie podchodzi do Starszyzny i magów, jakby swym dziecięcym instynktem wiedziała, że to oni są przyczyną niezgody. Równie silnie jak matka związana z naturą, Szept nauczyła ją miłości i szacunku do zwierząt. Odkąd pamięta chodziły za nią matczyne wilki, pilnując jej bezpieczeństwa, zaś najbliższym towarzyszem jej zabaw jest Lyf – wilcze szczenię, podarunek wuja Wisielca, dorastający z nią przyjaciel i obrońca.
   Status – żywa.

Ród Erianwen



Heiana Erianwen 
„– Ten głupi najemnik oczywiście musiał dać się postrzelić. Łamaga, ciamajda, oferma jedna. – Szept krążyła po pokoju, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Niech on tylko dojdzie do siebie, to ona już mu…
– Ej, ty się o niego martwisz.
– Oczywiście, że nie. – Jeszcze czego.
– Wiesz, to nawet urocze. Ale chodźmy zobaczyć te twoją ofermę, bo zaraz wydepczesz mi tu ścieżkę.



   Młodsza kuzynka Niraneth Wygnanej. Elfka czystej krwi, do tego należąca do jednego z najstarszych rodów. Jeśli nań spojrzysz pobieżnie, nie odnajdziesz zbyt wielu cech świadczących o pokrewieństwie między obiema elfkami.  Krótkie, ścięte tuż za uchem, ciemne włosy i ciemne oczy. Nieco niższa od Szept, nieco drobniejszej budowy ciała. Lecz oczy zdradzają ten sam upór i tę samą siłę. Nie, Heiana wie, czego chce. I nie da się lekceważyć.
   Zazwyczaj ubrana w kolory ziemi, podkreślające jej jedność i umiłowanie natury, tak charakterystyczne dla jej rasy, a które u niej osiągnęło prawdziwe apogeum. Krąży w niej magia, lecz to nie żywiołom czy przywołaniu poświęciła się elfka. Heiana jest uzdrowicielką, praktykantką starej, rzadkiej magii starożytnej. Przeto nie dziwi, że zawsze ma przy sobie zioła, schowane w dość pękatej, noszonej przy pasku sakwie. Jedno zaś z nich, o małych jasnożółtych kwiatkach ukrytych wśród okrągłosercowatych, karbowanych liści nosi zawadiacko zatknięte za uchem. Ktoś  znający się choć odrobinę na zielarstwie rozpoznałby w tej roślince melisę, uchodzącą za środek na nerwy i niepokoje.
   Wybrała życie wśród dzikich, odeszła ze stolicy, choć nadal czuje się z nią silnie związana. Miała dość traktowania jej jak małej, bezbronnej panienki, chciała czuć się potrzebną. I wykazać się, by ktoś w końcu docenił jej umiejętności i wiedzę, a nie samo pochodzenie. Niespokojny duch, niepozbawiony ciekawości. Lubi to, co nieznane i to pchnęło ją w stronę techniki leczenia igłami. Zaś obca kultura uczyniła ją znacznie bardziej otwartą na inne rasy. Niektórzy, patrząc na jej dziwne kontakty z gnomami uważają, że aż za bardzo. Poza tym, kto normalny widziałby w Tar'hur bardziej elfa niż człowieka? Kto zrównałby ich z czystokrwistymi, nie widząc cech śmiertelników? Kto by poczuł do jednego z nich coś silniejszego?
   Zdecydowana, bywa przy tym i bezpośrednia, co nie każdy w niej ceni, zwłaszcza, że nie zwykła osładzać swoich osądów. Ku utrapieniu jej rodziny dyplomata więc z niej żaden. Może więc dziwić fakt, że Heiana jest chyba jedyną osobą, która potrafi bezboleśnie poskromić Szept i jej „ktoś musi się tym zająć” zapędy. Panicznie boi się bagnisk, bo kiedyś jedno z nich nieomal ją wciągnęło i teraz każde, nawet najmniejsze błoto kojarzy jej się z tym faktem. Uparcie jednak twierdzi, że wszystko przez to, bo może się pobrudzić i tylko kilka osób zdaje sobie sprawę z prawdziwej przyczyny jej fobii. Przeraża ją już sam widok błyskawic i niosący się odgłos grzmotów. Zaś specyficzny rodzaj alergii sprawia, że stroni od zwierząt, których obecność wywołuje u niej napady kichania. Najsilniej związana z elfickimi boginiami Sho’sarrah i Ishą.
   Obecnie, jeśli nie podróżuje gdzieś z Szept, można ją spotkać wśród zamieszkujących Lwowską Kotlinkę Teruków, gdzie zajmuje się szeroko rozumianym leczeniem członków plemienia – od zwykłego bólu głowy po wrzody żołądka. A mamusia mówiła, właściwie się odżywiać. Czasem odwiedza też elfią stolicę i zamieszkujących tam przyjaciół.
   Status – żywa.



Elenard Erathir
"Tak wczesny powrót nie wróżył nic dobrego. Wiedział to w swej mądrości Pan Wiedzy.
– Dziecinko... – odezwał się do tej, co właśnie weszła, lubo chcąc o zbliżających się gościach powiedzieć. Nie była to pyzata twarz, nie było to dziecko ze związanymi w warkoczyki włosami, jak sugerowałoby miano. Była to wysoka elfka, odziana w granatową szatę.
– Wiem ojcze. Wracają."


[art credit ArchiaOryix]


   Ojciec Niraneth. Władający Irandal z ramienia stolicy. Zawsze dość bliska jej osoba i wzór godny naśladowania. To po Elenardzie odziedziczyła gen magii, on też był jej pierwszym nauczycielem. Nauczył ją historii dawnych dni, nauczył mowy wszelakiej i sztuk walki. Nauczył miłości do wszystkiego, co żyje i szacunku. Dla niego dość długo była małą dziewczynką, nawet gdy wedle elfich miar osiągnęła wiek dorosły. Dość długo nazywał ją zresztą pieszczotliwie "dziecinką".
   Elenard uważany był przez rodaków za Mistrza Wiedzy, tego, co dostrzec potrafił więcej niż inni. Zewsząd otaczany szacunkiem, nie tylko przez elfi ród. Szlachetny i honorowy, sprawiedliwy w osądach, jednakże przy tym i pełen współczucia. Nieco milczący może, nieco odległy nieraz się zdawał, zbyt poważny też może. Odkąd stracił najstarszego syna uśmiech rzadziej gościł na jego wargach. I miał ku temu powody, bo los jakby odwrócił się od niego.
   W czyim zamyśle było użycie zakazanych sztuk trudno orzec. Czy zrodziło się to w myśli Niraneth, czy może cały plan przyszykował jej ojciec? Nieżyczliwi Elenardowi, bo gdzież ich nie ma, opowiadają się za tą drugą wersją. Niemniej we wiedzy magicznej córka prześcignęła ojca, a i Elenard zdecydowanie potępił jej czyn, a prawdę mówiąc, był pierwszym, który to zrobił, co bardzo Niraneth zabolało, tym bardziej, że zwykła szukać aprobaty ojca.
   Elenard zdecydował odejść za Białe Wieże razem z pozostałymi elfami zbliżonymi doń wiekiem. Uprzednio jednak rozmówił się z następcą tronu, ofiarując mu swe usługi i deklarując chęć pozostania, jeśli tamten wyrazi takowe życzenie. Wilk takowego nie miał, nie chcąc starszego elfa siłą zatrzymywać. Morze silnie wzywało go do domu i ostatecznie odszedł. Niedane my było dotrzeć na miejsce, zginął podczas ataku orków, broniąc odwrotu pozostałych z tych, którzy wyruszyli razem z nim.
   Status – martwy.


Aerandel, Lśniąca Gwiazda
"– Odchodzisz. Jednak odchodzisz – pierwsza odezwała się młodsza elfka. Głos jej lekko tylko drżał od tłumionych uczuć.
– Tak. – Nic więcej nie było do powiedzenia. Jakiekolwiek słowo by nie padło, nie miało przekonać żadnej z nich. Obie dokonały wyboru. Tchórzostwo, myślała młodsza. Konieczność, powiedziałaby starsza.
Może więc lepiej, że obie milczały."

[art credit melaniemaier]



   Matka Niraneth. Uchodząca za wyjątkowo piękną i łagodną, otwartą na innych. To ona była tą, co zawsze niemal śpieszyła z pomocą czy to współplemieńcom czy leśnym mieszkańcom. Zwłaszcza zaś tym ostatnim, bowiem szczególny dar miała w sobie. Nie magię żadną, lecz prostą znajomość zachowań leśnych mieszkańców i skrzydlatych przyjaciół. W obliczu walk jakby nieco przerażona tymi starciami, które niosły cierpienie i śmierć. Jednak osobiste uczucia nie zmieniły tego, że z dumą w oczach patrzyła na syna, gdy ten nie wahając się, choć tak młody, już poznał ogień walk. I wyszedł z nich zwycięsko. Jego śmierć załamała ją, matkę. Zmieniła. Nie czuła już dumy, pozostała tylko pustka i żal. Pustka, której nic nie było w stanie wypełnić. Umilkł jej śmiech, lasy ucichły. I tylko wieczorami wiatr wył ponuro, wtórując cichym łzom elfiej pani. Lasy jej zbrzydły, pieśń natury umilkła, niesłyszalna już przez jej uszy. Wszystko przyćmił żal, a Aerandel marniała w oczach. W końcu odeszła, udając się aż za Białe Wierze, byle dalej. Mając przed sobą perspektywę długiego życia w świecie, który stracił dlań sens i smak... Nie potrafiła.
   Córka nigdy nie była z matką tak silnie związana jak z ojcem. A jednak nie potrafiła też zrozumieć jej odejścia. Tego, że nie została... Dla ojca. Dla elfów. Dla Eredina. Dla Irandal. Dla niej.
   Status – żywa, opuściła Keronię.


Tamarel
"– Cokolwiek się stanie, ja nie złożę broni. Będę walczył do końca w obronie naszych ziem i przekonań. Nie będzie nam człowiek dyktował, jak mamy żyć. Za wolność!
– Za wolność! – odkrzyknął oddział zwiadowców, leśnych strażników. I tylko jeden elf pokręcił głową, widząc gromadzące się nad nimi chmury, których powstrzymać się już nie dało."
[art credit ArchiaOryix]




   Brat Niraneth. Wspaniały łucznik i przywódca zwiadowców. Ukochany syn, duma ojca i ludu. Najstarszy z trójki dzieci Elenarda i Aerandel. Jego śmierć, podczas jednego z wypadów, była ogromnym ciosem dla tych, co go znali. Był znacznie bardziej otwarty od siostry, który to charakter odziedziczył po matce, znacznie bardziej pogodny i dostępny. Jednocześnie wygląd wziął po ojcu.
   Gdy trzeba zachowywał powagę, gdy trzeba śpieszył z dobrym słowem, radą czy żartem. Zdawało się, że potrafi wyczytać to, czego ktoś w danej chwili potrzebuje, nawet jeśli nikt mu nic nie mówił. Ale i mniejszą miał wiedzę niż Niraneth, bo do starych ksiąg, legend i pieśni nigdy nie było mu blisko, nudziły go jednym słowem. I mimo, że brat starszy aż tak bliski Niraneth nie był jak drugi, to śmierć jego ciężko przeżyła, tym bardziej, że i podejrzewała, że do zdrady tu doszło i sprzymierzenia z wrogiem. Jeszcze gorzej było, gdy wyszedł na jaw udział czarnej magii w śmierci Tamarela. Dopiero upływ czasu miał pokazać zdradę, do jakiej wówczas doszło, do tego zdradę na najwyższych szczeblach, bo wśród starszyzny.
   Co mniej życzliwi zarzucają mu brak otwartości na inne rasy, zatwardziałość w tradycji i przeszłości, a także zbytnie ukierunkowanie na zachowanie pozycji i władzy.
   Status – martwy.

Eredin, Strażnik
"– Wrócę jak tylko będę mógł – obiecał. – Ciężko wyjeżdżać i zostawiać cię z tym samą, Nira. No, uśmiechnij się. Przekażę od ciebie słowa powitania Wilkowi i Iskrze."

[art credit Smilika]

   Drugi z braci Niraneth. Bliższy jej niż ktokolwiek inny, zawsze mogła zwierzyć mu się ze wszystkiego. Nie mieszkał wraz z nimi w Irandal, jako że ofiarował swój miecz stolicy elfów, Eilendyr, gdzie też najczęściej przebywał, pełniąc rolę jednego ze Strażników Medrethu. Ojciec nie był zachwycony decyzją syna, zwłaszcza po tym, jak utracił pierworodnego. Lecz postawy młodego elfa to nie zmieniło.
   Nie był tak jak Tamarel otwarty, wolał walkę z dystansu niż w zwarciu. Za to jeźdźcem był urodzonym. Opuścił rodzinne Irandal jeszcze przed śmiercią Tamarela, przybył też, rychło po tym, jak wieść o tych wydarzeniach dotarła do Eilendyr. Wówczas ostatni raz widział swą siostrę. Zawsze wierzył w jej umiejętności, widział to, czego inni dostrzec nie raz nie potrafili.
   Na nieszczęście, gdy niedobitki z Irandal przybyły do Eilendyr nie było go w mieście. Nie mógł wstawić się za siostrą, choć pewnie niewiele by to zmieniło w decyzji Starszych. Nie widział się więc i z Szept, gdy Eilendyr opuszczała. Spotkali się dopiero później, gdy nazywano ją już Wygnańcem. Strażnik miewał wyrzuty sumienia, bo nie wsparł jej, gdy go potrzebowała, a i nie przewidział tego, co się szykuje. Jakby nie sprawdził się w roli brata. Toteż po tym, gdy elfka wróciła do stolicy jako małżonka Wilka, Eredin coraz częściej opuszcza Medreth, by mieć oko na siostrę. Z powodu jego braterskich uczuć doszło parę razy do scysji między nim a Wilkiem, a ta zakończyła się złamanym nosem Władcy. Upadek Eilendyr odwrócił jego życie do góry nogami. Zniknął Medreth, którego miał pilnować i duchy, których miał chronić. Nie zamierzał się poddać, walczył do końca. Nie odszedł. Dopiero później znaleziono go błąkającego się wśród cieni tego, co kiedyś było wspaniałością elfiego miasta. Dzielnie wziął się za odbudowę Strażników, wierząc, że to niezbędne. Wierząc, wbrew poniektórym, w słowa Widzącej, jakoby las miał się odrodzić, a Strażnicy znów będą potrzebni.
   Status – żywy.


Deorin Erianewn, Widząca
"- Eilendyr musiało upaść, byście w końcu dostrzegli zagrożenie i przestali stać jak te kołki, gdy życie przebiega wam przed oczami. Nie patrz tak na mnie, masz mózg, to go używaj. Myślicie, że oni wszyscy zostawiliby was w spokoju? Wróg, który wygrywa jedno starcie, pragnie więcej. Ile jesteś w stanie poświęcić za wolność? Za elfy? Za stolicę?"

[art credit BenWootten]


   Deorin „Dea” należy do grupy najstarszych elfów w Keronii, należy jeszcze do tych, którzy jako pierwsi stawiali kroki na jeszcze dziewiczej ziemi. Matka Elenarda, babka Niraneth i Eredina, członkini Strażników Medrethu i Widząca. Tym postaci, o której się dużo mówi, a mało wie. Typ postaci, o której się szepcze za plecami różne rzeczy, ale nigdy nie mówi jej się tego prosto w twarz z prostej przyczyny. Może Deorin umiłowała las, może czasem zdaje się opętana przez wizje, lecz jej słowa wciąż są ostre, a język cięty. Słowem, wzbudza strach, a jej pytania nierzadko odbierają zdolność mowy co mniej śmiałym młodzikom.  Tych, którzy zadali sobie trud wsłuchania się w słowa Deorin, może poruszyć zawarta w nich prawda i mądrość wieków. Jednocześnie ta surowa pani nie znajduje zrozumienia dla w jej mniemaniu głupich błędów, a podejmując decyzje częściej kieruje się rozumem niż sercem. Na swój sposób przywiązana do rodziny, na swój sposób troszczy się o ich dobro, na swój sposób chce pomóc, nawet jeśli ta pomoc czasem jest przykra dla bliskich.
   Deorin zawsze była uparta, zawsze też dążyła do swego celu. Pod tym względem Szept bardzo ją przypomina. Swego czasu, gdyby zechciała, mogłaby wiele znaczyć w elfiej społeczności. Ona jednak wybrała los Strażniczki i nikomu ze swego wyboru się nie tłumaczyła. Zresztą, zawsze była kontrowersyjną postacią i taką miała pozostać już do końca. Ogromne znacznie ma dla niej porządek i organizacja, wierzy w silną, dobrze rządzącą władzę. Uznaje konieczność wyższego dobra, czasem coś, co wydaje się tragedią jest konieczne dla osiągnięcia późniejszych korzyści. Często nierozumiana, jeszcze częściej jej słowa są ignorowane. Zdaje się, że widząca przewidziała upadek elfiej stolicy, jednak z jakiegoś powodu nie uznała za stosowne informować o tym, zanim się nie dokona. Swoje zrobiła, przynajmniej w jej własnym, nieco dziwnym mniemaniu i teraz na nowo odsunęła się od świata, pozostawiając kierownictwo Strażnikami młodemu Lethanasowi. 
   Status – żywa. 

Ród Winters 


Elain Eiffor
"– Elain, trzymaj się blisko pana barona – polecił kuzynce. I nie chodziło o to, że będzie w niebezpieczeństwie w obozie. Bał się raczej o to, co powie. Nessa. Cóż, w niektórych sprawach była tylko dzieckiem. Nie rozumiała..."

[art credit leejun35]

   Kuzynka Devrila, siostra Patrica. Ich rodzice zginęli w wypadku, gdy oni oboje byli jeszcze mali. Jedynym jej opiekunem i powiernikiem był starszy brat. Poza tym mieli to szczęście, że wziął ich oboje pod swoje skrzydła daleki krewny, Cedrick Manus Winters, earl Drummor. Możny ten pan zapewnił im właściwe wychowanie i wszelakie rozrywki, zupełnie jakby byli jego własnymi dziećmi i nigdy też nie dał im odczuć, że są jakimś ciężarem czy niechcianym obowiązkiem.
   Elain, przez bliskich zwana pieszczotliwie Nessą, nie jest podobna do Wintersów. Jej włosy mają jasny, złocisty odcień, a spod gęstych rzęs spoglądają jasne, zielononiebieskie oczy. Dziewczę to jest może zbyt impulsywne, może nazbyt naiwne, o czym mogła przekonać się Nefryt. Jednak pod tymi cechami kryje się poczciwe serce i szczera chęć pomocy, nawet jeśli dziewczyna nie ma pojęcia, od czego zacząć. Traktowana przez Devrila jak krucha laleczka, ma już dość życia pod kloszem. Choć szczerze kocha kuzyna, nie jest zaślepiona. Widzi jego błędy, widzi to, kim się stał. A przy tym widzi i różnicę w tym, jaki jest wśród ludzi, a jaki wtedy, gdy są sami. Widzi, jak bardzo zmieniła go wojna i podział kraju. I bardzo chciałaby zrozumieć, dlaczego...
   Status – żywa.



Rozenwyn Annis Winters, zd. Valendor
"– W Drummor jestem tylko ja... I matka Deva... Ale ona... Cóż, służba mówi, że popadła w obłęd. Ja ... – urwała, przypominając sobie ostrzeżenie Nefryt i zaczerwieniła się. – Tych problemów chyba nic nie rozwiąże. Jak powiedziałaś, zmarłym nie zwróci się życia. A chyba tylko to uleczyłoby... – urwała ponownie, spoglądając w bok. Z dziwnym smutkiem."


[art credit sharandula]

   Matka Devrila. Chociaż małżeństwo jej i Cerdicka było aranżowane przez ich rodziny, była szczerze przywiązana do małżonka, a i z czasem w ich życiu pojawiła się miłość. Doczekali się tylko jednego syna, Devrila. Poród był dość ciężki dla Rozenwyn, a i medyk przestrzegał, że kolejnego mogłaby nie przeżyć ani ona, ani też dziecko. Mimo to uczucia męża do niej nie zmieniły się. Ciężko przeżyła śmierć Cerdicka, pogrążyła się w swym bólu, a co niektórzy mówią, że w obłędzie.
   Devril nie jest do niej podobny, ani z wyglądu, ani też z charakteru. Ma jedynie jej spojrzenie, czystą zieleń tęczówek. Poza tym, tam gdzie jego włosy wiją się w brązowych skrętach, jej są krucze i czarne. Rozenwyn zawsze kochała kwiaty, w Drummor osobiście urządziła ogród, będący chlubą posiadłości. Sama też, najbardziej kochając białe róże, osobiście pielęgnowała te krzaki. Czas przeszły, bo jaśnie pani już tego nie robi. A mimo to syn dba, by ogród, dzieło matki, nie umarło, zlecając służbie dbanie o niego. Trudno stwierdzić, czy był silnie związany z matką. Na pewno więcej mówił jej, niż wiecznie niedostępnemu ojcu. Były jednak sprawy, których serce matki pojąć nie mogło.
   Status – żywy.



Cedrick Manus Winters
"– Jesteś dziedzicem, jedynym spadkobiercą. Twoja przyszłość dotyczy rodziny. Majątku. Twoim obowiązkiem... 
Devril skrzywił się, jakby coś go bolało. Tylko czekał, aż ojciec nawiąże do obowiązków i powinności. Niestety, nie uszło tu uwadze earla.
– Tak obowiązki. Kiedyś to ty będziesz decydował o sprawach majątku.
– Zawsze możesz mnie wydziedziczyć. A skoro skończyliśmy już tę część rozmowy... Wybacz, mam obowiązki, do których powinienem wracać." 

[art credit artastrophe]

   Ojciec Devrila. Zawsze niezwykle surowy dla syna, zdawał się dostrzegać chłopca tylko wtedy, gdy ten coś zbroił i trzeba było go zganić albo też, gdy ten nie wywiązał się ze swych obowiązków. Poza tymi wypadkami Devril widywał Cedricka niezwykle rzadko, głównie na domowych uroczystościach albo przy wspólnych posiłkach. Pan to był może i surowy, ale sprawiedliwy w sądach, gdy chodziło o włości i podległą mu ludność, z silnie wpojonymi wartościami moralnymi, które pragnął przekazać synowi. Święcie przekonany, że syn powinien poradzić sobie z trudnościami, znacznie częściej ganił niż chwalił.
   Odmienne poglądy spowodowały w końcu rozłam i spory między dziedzicem a Cedrickiem, które i były przyczyną rzadkich wizyt tego ostatniego w Drummor. Cedrick zginął w Kansas, stracony wraz z ostatnimi z tych, którzy stawili czoło Wirginii. Devril przybył za późno, wmieszany w tłum mógł tylko patrzeć bezradnie na śmierć ojca.
   Status – martwy.



Patric Rigard Eiffor
" – Mój brat walczył za Wolną Keronię. Stracili go w Kansas, razem ze wszystkimi. Razem z ojcem Deva, starym earlem – wyznała już ciszej."
[art credit quickreaver]




   Kuzyn Devrila, starszy brat Elain i jej opiekun. On i Elain wyglądali jak bliźnięta, oboje jasnowłosi i z jasnymi oczami. Obowiązkowy człowiek, któremu niezwykle posłużyła opieka earla Cerdicka Wintersa. Ćwiczył się w fechtunku razem z jego synem Devrilem, razem pobierali nauki, razem bawili się i dorastali, będąc sobie nawzajem podporą i wsparciem. A i nauka przebiegała sprawniej dzięki rywalizacji między tą dwójką, naznaczoną nie zawiścią, a po prostu chęcią wykazania się. Prawdę powiedziawszy, Patrick był dla Devrila jak brat, którego dziedzic Drummor nigdy nie miał. A i Devril był pewnego rodzaju wzorem dla młodszego kuzyna, co czasem prowadziło do zabawnych wypadków i oskarżeń, jakoby Dev miał zły wpływ na Patricka.
   Podobnie jak Cedrick został stracony w Kansas. Do końca walczył nie wycofując się, w przeciwieństwie do Devrila. Devrila, który już wtedy realizował własny plan...
   Status – martwy.

Rodzina Gharkis 


Alard Gharkis
"– Musisz iść? – wypalił chłopiec.
– Kiedyś to zrozumiesz, obiecuję. – Alard przyklęknął, poważnie spoglądając w twarz syna. Te zaciśnięte wargi, buntowniczy wyraz twarzy. Tak, jego syn kiedyś zrozumie.
Lucien nie rozumiał. Nawet teraz. "

[art credit my-dark-desires]


   Ojciec Variana. Zresztą, każdy kto widział Alarda z synem nie miałby wątpliwości po temu. Syn był wierną kopią ojca. Te same ciemne włosy, te same, ciemnobrązowe oczy, zdające się kryć myśli i tajemnice, o których inni mogliby tylko marzyć. Był tak samo opanowany jak syn, zwykł najpierw wszystko przemyśleć, potem dopiero działać. Ten właśnie mąż zarabiał na życie swym orężem, a powiedzieć trzeba, że walczyć potrafił. Wszystko tkwiło w sile mięśni i umiejętności planowania, jakimi się szczycił. Potrafił wzbudzić też posłuch i szacunek, rzecz niełatwa biorąc pod uwagę niezbyt chwalebne i zdecydowanie nieszlachetne pochodzenie. Alard miał też swoje zasady, których nigdy by nie złamał. Wierzył w honor i powinność, w wolność dla każdego. Za to też poszedł walczyć, gdy na Keronię najechały połączone siły dwóch sąsiednich państw. Za kraj, za ludzi, za swoją rodzinę. To był ostatni raz, gdy Lucien widział ojca. Alard nie wrócił i uznano go za zmarłego. Dopiero lata później, gdy Cień dorósł, przypadkowo odnalazł ojca na galerach. I byłby go tam zostawił, gdyby nie Iskra.
   Patrząc na dorosłego syna, Alard zastanawia się, gdzie popełnił błąd. Wie, że wojna zmienia ludzi, wie, co może uczynić bieda i niewola. Wie jednak, że są tacy, którzy nie wybierają w życiu łatwiejszej drogi, nie kierują się wyłącznie egoistycznymi pobudkami. Syn gardzi wartościami ojca. Ojciec brzydzi się czynami syna. Za to z Iskrą rozumie się jak najlepiej, nierzadko stając się powiernikiem elfki i doradcą. Dość blisko jest też związany z wnukami, które rozpieszcza jak tylko może i dla których uczyniłby wszystko.
   Status – żywy.



Edith Maud Gharkis
"– Varianie! – Głos matki przebrzmiewał pretensją – Co mi obiecałeś? – Skuliła się pod kocem, za cienkim by ją ogrzać. Wychudłe ramiona drżały. Syn odwrócił wzrok, niezdolny na nią patrzeć. Pamiętał to, co mówiła. Pamiętał każde słowo.
– Nie kraść – rzucił niechętnie.
– Synku, tak nie można. Nie pamiętasz, czego uczył cię ojciec? – Pogładziła go po głowie, siląc się na uśmiech. A czarnowłosy chłopiec pokiwał głową. Będzie musiał postarać się bardziej. Będzie musiał nie dać się przyłapać." 





   Matka Variana, małżonka Alarda. Kobieta prostego pochodzenia, oddana bogom ludzkim, starająca się żyć wedle ich przykazań, co wcale nie było łatwe w trudnym okresie walk i powojennej zawieruchy. Bywała uparta, czasem zbyt popędliwa w czynach. Długo odmawiała uwierzenia w to, że mąż nie wróci, że poległ. W końcu jednak i ona poddała się i wraz z dziećmi przeniosła za mury Nyrax, gdzie miało im się żyć łatwiej. Bogowie niejedni wiedzą, że łatwiej wcale nie było. Początkowo parała się szyciem, pomagała w pobliskim sklepie przeznaczonym dla magów. Potem jednak było tylko gorzej i gorzej. Wojna wyniszczyła kraj, ograbiła mieszkających tam ludzi. Wraz z nią przyszedł głód i towarzysz jego, zaraza. W końcu zaś zima. Edith jej nie przeżyła. Uporczywy kaszel, zimno i ogólne osłabienie, tak to pamiętał jej syn. Trzęsące się dłonie matki. I sen. Sen, z którego więcej się nie obudziła.
   Status – martwa.



Fina Gharkis
"– Fina, idź do domu – chłopiec zganił ją ostro, zirytowany. Śpieszył się. Plącząca mu się pod nogami siostra to nie było akurat to, czego potrzebował w danej chwili. Lecz widząc wykrzywione w podkuwkę usteczka wyciągnął w jej stronę dłoń.
– Dobra, chodź."

[art credit sharandula



   Młodsza siostra Variana, później znanego jako Lucien Czarny Cień. Dziewczę o łagodnym usposobieniu, nieco nieśmiałe, acz skore do pomocy. Jej brat zwykł mówić, że urodziła się w złym czasie i w złym statusie społecznym, nie pasując do niego. Była podoba do brata, z identyczną cerą, kaskadą ciemnych włosów, równie czarnych. I tylko oczy wzięła po matce, niebieskie, jak dwa kamienie. Szafiry. Brat kochał ją, traktując jak drobną i delikatną, potrzebującą jego ochrony. On też był jej opiekunem, zwłaszcza po śmierci matki, gdy zostali sami. Nie można się więc dziwić, że byli ze sobą silnie związani. Ku rozpaczy brata Fina zmarła, a razem z nią jej niechciane dziecko. Wynik gwałtu.
   Status – martwa.


Natan*
" Zawsze chciał poznać swojego tatę. Bo przecież wszystkie dzieci, jakie napotkał, miały swoich rodziców. A jeśli nie, to jeden z nich nie żył. A tu było inaczej. Jego ojciec żył.
Teraz było inaczej."*


   Dziecko, mieszaniec. Syn Luciena Czarnego Cienia i Zhaotrise Starszej Krwi. Urodzony w Moriar Merglejt, trafił następnie do Eilendyr, gdzie na prośbę Iskry zajęły się  nim elfy, w tym i sam Wilk.
   Posiada ciemne oczy swego ojca i wrodzoną złośliwość swojej matki, a także dziwne zamiłowanie do ciskania w ludzi różnymi przedmiotami, szczególnie wtedy, gdy coś nie idzie po jego myśli. Drzemie w nim niemały talent magiczny, a i już od najmłodszych lat zaczął poznawać sztuki walki, czy to mieczem, czy sztyletem. Z rodzicami spędza niewiele czasu, co go niesamowicie smuci, a i złości zarazem. Czuje się zapomniany i niechciany, co też odbija się na zachowaniu chłopca. Po długim czasie biernego oczekiwania, jego rodzicom w końcu skończył się kryjówki, w których można by go ukryć przed światem, dlatego też mały Natan zawitał do Czeluści, gdzie jego ochroną zajęły się Cienie. Chłopaczek od razu trafił pod opiekę Pajęczarza, który już jedno dziecko wyszkolił, a choć powinien być zapatrzony w swego nowego opiekuna, to ten, jako jedyny i słuszny wzór uznaje swego ojca. Zafascynowany nim do reszty postanowił pójść w jego ślady i zostać Cieniem, a w dalekiej przyszłości, Poszukiwaczem.*
   Lucien nie spodziewał się, że zostanie ojcem. Z całą pewnością nigdy też tego nie chciał. Nie zamierzał być odpowiedzialnym za kogokolwiek, oprócz ludzi Bractwa. A do tych chłopiec nie należał. Co więcej, nie zamierzał mieszać się w życie chłopca, nawet gdy dowiedział się o jego istnieniu. I byłby się tego trzymał, gdyby ktoś w osobie Pajęczarza nie miał za długiego języka i wszystkiego nie wygadał małemu. Teraz Lucien zaangażował się odrobinę w ochronę chłopca, wciąż jednak trzymał własne emocje i uczucia na wodzy. Nie ułatwiało tego jawne uwielbienie Natana i jego chęci do towarzyszenia ojcu. I stało się, a Poszukiwacz odkrył, że dzieciak jest mu niezwykle drogi i niech ktokolwiek spróbuje go skrzywdzić, to będzie miał z nim do czynienia. To uczucie pogłębiły jeszcze wydarzenia w Eilendyr i utrata małej Yue. A choć Lucien nie jest wymarzonym ojcem, choć daleko mu do ideału, to stara się jak tylko może. Chociaż sam nie obchodził świąt, to na Dremady podarował chłopcu kopię swego płaszcza, z dokładnie takimi samymi właściwościami. Może nie umie mówić o uczuciach i ich okazywać, ale Natana kocha i zrobi wszystko, by mały był szczęśliwy i bezpieczny. Zwłaszcza to ostatnie.
   Status – żywy.

Yue*
"A Lucien, gdy pokona już liczne zakręty i zawiłe ścieżynki stolicy, kiedy zboczy w zagajnik sosnowy... Cóż, zobaczy ciało dziewczynki o białych włosach, które splamiła krew. Krew sącząca się z rany zadanej sztyletem o dziwnym, łukowatym ostrzu. On widział kiedyś to ostrze. Widział i mógł pamiętać, choć nie konkretnie właściciela. Ostrze bowiem należało do kogoś z Bractwa. Do jednego z zabójców... I logika nakazywała łączyć słowa Dachowca z tym oto dowodem. Zdrajca i usypiacz elfów wciąż był w stolicy. W dodatku, zabił córkę Poszukiwacza.
A skoro ta nie spała, skoro zobaczyła coś, co kosztowało ją życie..."


   Białowłosa dziewczynka o wściekle fioletowym spojrzeniu. Można się domyślić któż jest jej matką. Ale żeby o ojcostwo posądzić Cienia?
Może inni mają wątpliwości, jednak pewien mentor i pewna podopieczna nie mają. Drugie dziecko Poszukiwacza i Upiora, to jednak poczęte na wyspie zamieszkanej przez starą Olchę. Dziecko to miało umrzeć wedle rachuby wszechświata, jednak, jak wiadomo, wszechświat zbyt wielki jest i wszystkiego nie ogarnie, zdarzają się więc drobne odstępstwa od normy. Takim odstępstwem była Yue, którą Wiedźma zaniosłą do sadzawki duchów Księzyca i Oceanu. Te, po uprzednim ubłaganiu, wróciły dziewczynce życie, choć zdrowie pozostało nadal liche.
   Została oddana do klasztoru w wioseczce nadmorskiej Naranca. Elfy nie mogły się nią zaopiekować, gdyż wszyscy nadal byli przekonani o tym, że Wilk nie żyje. Podczas kiedy to Iskra regenerowała siły, magiczka wraz z Cieniem odwieźli dziewczynkę uznając, że tam będzie bezpieczna.
Mylili się.* Wkrótce potem klasztor został doszczętnie zniszczony. Mała ocalała cudem, odnaleziona przez wiedźmina, który odwiózł ją do Czeluści. Teraz i ona, jak wcześniej Natan żyła wśród Cieni, zdradzając oznaki magicznego uzdolnienia.
   Bogowie, los i wszechświat jednak nie zapomnieli o wydartym im życiu. Dziewczynka zginęła, zamordowana przez zdrajcę, Dibblera, którego przez przypadek zobaczyła w stolicy. Nie mógł sobie pozwolić na świadków, mała zapłaciła za swą dziecięcą ciekawość. Ojciec spóźnił się tylko odrobinę, ale to wystarczyło. Znalazł ją we krwi, ze śmiertelną raną. Jeszcze ciepłe ciało, ale pozbawione ducha. Żal Cienia był zbyt wielki, by dało się go opisać słowami. I biada temu, kto odebrał mu jego małą córeczkę. Niech tylko Cień pozna prawdę…
   Status – martwa.

Robin*
„A Lucien zamarł wpatrując się w małą. Taka maleńka, taka delikatna. Ich córeczka.
- Robin – nie zdawał sobie sprawy, że imię to wypowiedział na głos. - Jak ci się nie podoba to – zawahał się. Nie był dobry w kwestiach uczuć. W normalnym, zwykłym życiu. Potrafił nazwać ostrze, łuk, miecz. Potrafił wymienić nazwy trujących ziół i zabić przeciwnika na kilka, czasem kilkanaście sposobów. Ale wymyślenie imienia dla własnej córeczki okazało się … trudniejsze. I znacznie bardziej satysfakcjonujące. Ale jeśli Iskrze się nie podobało…”


   Druga córka egoistycznego Cienia i szalonej elfki. Po tym, jak rodzice utracili pierwszą, stali się nieco nadopiekuńczy w stosunku do Robin, która, jak każda mała bestia, lubi to wykorzystywać. Przez wujaszka Wilczka pieszczotliwie nazywana "tym piekielnym gremlinem", przez własną matkę uznana za zło wcielone, nie zawaha się użyć każdego podstępu i każdej sztuczki by dostać tego, czego akurat chce. Ulubionym przedmiotem wyzysku stał się jej własny ojciec, który chyba jeszcze nie zauważył, że mała robi to celowo.
   Z wyglądu poszła całkowicie po Lucienie. Ma duże, brązowe oczka i ciemne włosy, jak dotąd nigdy nie złapała żadnego przeziębienia, czy innej choroby, co Iskra uznała nie za szczęście, a za fakt, że nawet katar i kaszel boją się tego, co Robin może z nimi zrobić. Jak na razie nieuzdolniona w żadnym konkretnym kierunku, choć Zhao ma cichą nadzieję, że będzie miała małego, wrednego maga, którego będzie mogła uczyć.
   Od Wilka dostała w prezencie małego niedźwiedzia, którego znaleziono w Medrethu bez rodziców, za to pod opieką boskiego Udunry. Zwierzak jest brązowy, ciemnooki, zupełnie jakby pisane mu było zostać towarzyszem Robin. Co najciekawsze, dziewczynka wykorzystuje wszystko i wszystkich, ale niedźwiedzia sama wręcz rozpieszcza.
   Bywa, że kiedy nie jest z resztą rodziny w Czeluści, zostaje w Eilendyr, gdzie najczęściej towarzyszką jej zabaw jest księżniczka Merileth (jak dotąd wykorzystana tylko dwa razy).
   Status – żywa.

Elfy

Lethias i Finrandil
"– Ruszaj w drogę, Wygnańcze. Idź tam, gdzie cię przyjmą, tutaj skalałaś swe imię.
– Ruszaj w drogę, Wygnańcze.
Źle uczyniłaś, lecz wierzę, że chciałaś dobrze."
[art credit ArchiaOryix

    Dwaj najważniejsi doradcy Elenarda, Finrandil zajmujący się głównie utrzymaniem wojsk Irandal i Lethias, skłaniający się ku bieżącym problemom. Obaj jak ogień i woda, całkiem różni w charakterze i postępowaniu. Jedynym, co ich jednoczy, jest dobro elfiego rodu. Lethias jest spokojniejszy, łaskawszy, Finrandil surowszy w osądach i powierzchniowości. Finrandila oburzył czyn Niraneth. Lethias pragnął nade wszystko zrozumieć.
   Obaj byli tymi, którzy odprowadzili ją ku bramom miasta, mając dopilnować jej odejścia. Lecz nawet Lethias nie zna prawdziwego oblicza swego przyjaciela. Czarne serce Firandila skrywa bowiem sekret mrocznej magii i zarzewie zdrady. On doprowadził do upadku Irandal, on też zamordował Tamarela, winą obarczając jego siostrę. W obliczu zaś zmian i nagłego wywyższenia elfki wynajął Cienie, usiłując doprowadzić do śmierci córki rodu Erianwen. Kiedy i to zawiodło, usiłował zesłać na elfy sen, do śmierci podobny, a gdy Niraneth popadła w konflikt z Bractwem Nocy, Starszy był tym, który donosił o jej poczynaniach. Jednak jego podwójna gra już wkrótce może zostać ujawniona, bo miast przyczaić się i czekać, elf ponownie sięgnął do magii, przyzywając mglistego stwora, który ją nękać stolicę. Zdemaskowany, został uznany za zmarłego po tym, jak zawalił się jeden z grobowców, grzebiąc go pod kamieniami. Przynajmniej wedle mniemania elfów. Od tego czasu nikt nie słyszał o Firandilu. Jego towarzysz, Lethias, pozostał w stolicy, poświęcając swe wysiłki w doradztwo i pomoc, tam, gdzie była potrzebna. Nie jest wrogiem, jak sam określił Radę. Są po to, by pomóc. Teraz, po upadku Eilendyr, gdy zgodność jest potrzebna nade wszystko, tym bardziej. Serce starszego elfa wyrywa się, spoglądając na białe szczyty Gór Mgieł, nade wszystko pragnąłby odbudowy Irandal, a nie wyłonienia nowego miasta. Już prędzej, przywiązany do tradycji, z gruzów wskrzesiłby historię, wznosząc Eilendyr. To samo. Od nowa. A jednak pozostał przy Wilku, uznając, że tak będzie lepiej. Dla elfów.
   Status – żywi.




Gallar Narslin
 "Szczęknęła zbroja, gdy stanął na progu komnaty. Już od dawna był bardziej przyjacielem, niż stróżem i gwardzistą elfiej pani. Stał tak, obserwując stojącą doń tyłem Niraneth, gdy spoglądała na swe odbicie w pełnej zbroi, jakby się nie rozpoznając.
– Moja pani." 

[art credit razimo]





   Nie był elfem czystej krwi, chociaż po ojcu wywodził się z jednego z najlepszych rodów. Matka jego była półelfką, więc w mniemaniu niektórych nieczystą. Jednak wsławił się w walkach z orkami i jako ten, co sam jeden pradawną siłę strzegącą Lasu Larven pokonał. Za te i liczne zasługi przyjęto go jak najlepiej, gdy przybył do Irandal, a wkrótce i Elenard mianował go przybocznym swojej córki, Niraneth Erianwen, Wilczej Pani. Nie można powiedzieć, by cieszyła ją ta zmiana. Odtąd miała mieć kogoś, kto chodził za nią krok w krok, strzegąc i czuwając nad jej bezpieczeństwem. Jednak ojcowską wolę zaakceptowała, przekonując się, że niesie to i pewne zalety.
   Z czasem też mimowolny towarzysz wędrówek stał się przyjacielem, a wspólne przestawanie przyjemnością, nie koniecznością. A i z czasem lojalność Gallara należeć zaczęła nie do Irandal, lecz do Niraneth. Przyjaciel, nie podwładny, znał ją lepiej niż ktokolwiek inny, znał troski i sekrety. Wygnanie jego pani wstrząsnęło elfem. Od tamtego czasu los nie skrzyżował ich ścieżek ponownie, acz elfka słyszała, że wkrótce po jej odejściu opuścił szeregi przybyłych z Irandal do Eilendyr oddziałów.
   Dopiero teraz spotkali się ponownie, gdy Gallar został, obok Emisa, drugim przybocznym Szept. Dobrze było ponownie zobaczyć starego przyjaciela, przekonać się, że nie zapomniał, że wciąż znaczą tyle samo dla siebie. Zdaniem jednak Lethiasa nie był to najlepszy wybór. Dla Szept owszem, bo Gallar prędzej sam zginie, niźli pozwoli, by spotkała ją krzywda, lecz nie dla stolicy i elfów, jako że blondwłosy elf służy Niraneth, nie królowej i nie stolicy, nadmierna zaś troska i zażyłość może spowodować, że zawaha się, postąpi nie tak, jak powinien. Może dlatego upadek Eilendyr nie dotknął go tak, jak pozostałe elfy. W końcu "jego pani" przeżyła, cała i zdrowa. Wierny Szept, razem z Emisem ocalili małą Merileth, gdy wróg zaatakował Przystań, co Gallar przepłacił dodatkową blizną na piersi i długotrwałym powrotem do zdrowia w cieniu gałęzi Larvenu. Nieprzytomny, gdy zabierano go ze stolicy, nie brał udziału w jej burzeniu, a tamtejsze wypadki przyjął nad wyraz spokojnie, dużo bardziej przejęty tym, że nie chronił magiczki należycie, tak jak powinien przyboczny. Hańbą i klęską było dać się powalić Wirgińczykom. Jeszcze większą zostawić ją, zdaną na własne siły. Tym bardziej, że Emis, drugi przyboczny, opuścił Eilendyr na własnych nogach.  
   Status – żywy.

Emis E'gon
"Łapała go na spojrzeniach. Nic dziwnego, w końcu został jej przybocznym. Miała jednak wrażenie, że chodzi o coś innego, że oczy wyrażają coś, czego nie mogą powiedzieć wargi."
[art credit Lleayhe]

   To był pomysł Lethiasa. Ona nie chciała i nigdy nie pragnęła, by jak ta kula u nogi włóczył się za nią ktoś trzeci. Takie stanowisko było już zarezerwowane tylko dla pewnego mieszańca, nawet jeśli tenże miał teraz znacznie mniej czasu, by z nią przestawać; spadły nań obowiązki głowy rodu i konieczność zadomowienia się w stolicy. Zniosłaby jeszcze Gallara. Jego znała już z Irandal, sporo razem przeszli i nawet jeśli jego „moja pani” czasem ją drażniło, to wśród przyjaciół wiele można darować. Niestety, Starsi i Sarriel uparli się.
   W taki sposób Szept poznała Emisa. Pochodzący z elitarnych, doborowych jednostek księcia Ard’berio, doborowy strażnik i obrońca. Czujny, bystry, wiecznie czuwający. Momentami nieco zbyt ponury i milczący, tak, że elfka sama go zaczepia, by odezwał się choć słowem. Na pewno nie narzeka tyle, co Darrus. Nie śmiałby. Pozwala jej też na mniej niż najemnik. Tamten pozwoliłby, by wetknęła swój palec w drzwi, wsadziła wszędobylski nos w zapomniane ruiny. Emis jak najszybciej ją stamtąd odciąga, żeby przypadkiem się nie zadrapała.
   W tym elfie drzemie jednak znacznie więcej i Szept jeszcze nie jest pewna, co to takiego. Sarriel wspominał coś o szczególnych umiejętnościach, lecz póki co elfka nie miała okazji ich poznać, chyba że mając je przed oczami, po prostu ich nie rozpoznała. We wzroku elfa widać czasem coś dziwnego, co zdaje się dostrzegać tylko ona, a baczenie, jakie ma na nią, nieraz zdaje jej się zbyt pieczołowite. Czego by nie mówić o Emisie, okazał się jednak przydatny i wart każdej rekomendacji Sarriela. Gdyby nie on, Merileth zginęłaby od ciosów wirgińskich mieczy, a Gallar padłby na deski pomostu Przystani. Jako jeden z nielicznych, choć nie stronił od walki, wyszedł z niej nieomal bez zadrapania. Jako jeden z nielicznych nie protestował przeciwko burzeniu murów, swe poglądy skrywając w nieruchomej twarzy i na dnie ciemnych oczu. Padł rozkaz, Emis go wykonał. Padł kolejny, przyboczny znów stanął na wysokości zadania.
   Status – żywy.

Sarriel Ard'berio
"Wielu było dostojnych elfich panów, wielu pysznych i wyniosłych książąt. On nie był bardziej dumny niż na to zasługiwał, ani bardziej szlachetny, niż to wymagało. Nie było lepszego kandydata."

[art credit Negshin]

   Jeden z elfów wysokiego rodu, urodzony w Irandal, jeden z nielicznych równych jej pod względem pochodzenia. Towarzysz dziecięcy zabaw, młodocianych wybryków i bali. Stawiany za wzór wszelakich cnót i manier, elf dumny, niebędący przy tym jednak pysznym. Elf szlachetny, wielkoduszny dla maluczkich, ale surowy dla wielkich. Gdyby Szept sięgnęła pamięcią, nie mogłaby chyba wymienić sytuacji, gdy Sarriel uchybił komukolwiek. Nawet jego odmowa pozostawała zawsze grzeczną i na poziomie. Po odejściu Eredina stał jej się tym bardziej bliskim. Śmierć Tamarela, której nikt nie przewidział, była ciosem dla nich oboje, dla niego tym bardziej, bo oznaczała, że to Nira zostanie spadkobierczynią rodu, co stawiało pod znakiem zapytania jego plany odnośnie elfki.
   Po jej wygnaniu i licznych perypetiach spotkali się ponownie w Eilendyr, gdy poruszono kwestię odbudowy Irandal. Jako jeden z ważniejszych osobistości był wówczas obecny, rozważano jego kandydaturę jako kogoś, kto przejmie nowo odbudowane miasto pod swoją pieczę, jako że Eredin zrzekł się tego dziedzictwa i wybrał los Strażnika, zaś Niraneth nie może być w dwóch miejscach jednocześnie, a pozycja królowej stoi na przeszkodzie oddania Irandal pod opiekę potomków Erathira. Po zburzeniu Eilendyr ta propozycja stanęła pod znakiem zapytania, jako że część elfów przypuszczała, że to do Irandal przeniosą się ci, co ocaleli. Wówczas to Wilk sprawowałby nadrzędną władzę w Mieście Wiedzy. W obliczu decyzji władcy o budowie Ataxiar, sprawy Sarriela wróciły do punktu wyjścia i znów to on zdaje się pewnym kandydatem do wzięcia Irandal pod swoją opiekę. Tylko, co na to wszystko Szept? Bo ostatnimi czasy magiczka nie wyglądała na taką, co odda swój dom komuś innemu niż ona sama.
   Status – żywy.


Zoran
"Poruszył się niecierpliwie, niechętnym okiem zerknął ku szanownej Radzie. Nie był związany z tym miejscem, ani z nimi wszystkimi, szlachetnymi panami. Lecz ona była.
– Byłaś mi prawdziwą przyjaciółką. Pomogłaś, gdy potrzebowałem. Zaufałaś mi, choć nie miałaś podstaw. Wiem, że moje sumienie jest w strzępach, że kradłem, kłamałem i zabijałem. Lecz jedynym dobrą rzeczą, jaka mnie spotkała byłaś ty. Pozwól mi iść z tobą."


[art credit Arsinoes]



   Elf i zwiadowca, powszechnie znany jako Splamiony i tylko Niraneth zwracała się doń używając nadanego mu przez rodzicielkę imienia. Niegdyś skrytobójca, samotny strzelec, który ofiarował swój miecz i wsparcie Niraneth. Czarnowłosy, o przyjemnej dla oka sylwetce i powierzchowności. Wielu zarzucało mu zbytnią beztroskę i życie chwilą, żart w chwili nieodpowiedniej. Mało kto widział, że pod tym wszystkim kryje się serce pełne uczuć i skore do poświęceń. Był jednym z niewielu, którzy rozumieli czyn Niraneth. Próbował kłamać by jej bronić, chcąc wziąć na siebie część winy. Nie uwierzono mu. Długo miał nadzieję na to, że elfka powróci do ich grona. Słynął z szalonych, często niedopracowanych planów, z czego znaczna ich ilość nie miała najmniejszych szans powodzenia. Dla Niraneth był zawsze przyjacielem, jedną z najbliższych jej osób, nawet jeśli ona znaczyła dla niego znacznie więcej. Gdy byli sami zdarzało mu się twierdzić, że ona ocaliła jego czarną duszę i rozjaśniła życie. Ten, który kolekcjonował przygodne miłostki jak rękawiczki, na swój sposób kochał Wilczą Panią, choć i wiedział, że ta jest dlań nieosiągalna. Zamieniony w popielnego wampira zginął od strzały Wilka.
   Status – martwy.

Magowie

Darmar Mroczny Sethor
„– Shalafi… Mistrzu. – Echo poniosło jej głos. I właśnie wtedy, gdy zaczynała już wierzyć, że to tylko przywidzenia, z ciemności wysunęła się postać. Aksamitne, czarne szaty okalały sylwetkę maga.”
[art credit ArchiaOryix]
   
   Elf i mag, oddany sztuce. Jeden z Mistrzów. To jego wybrała Niraneth na swego mentora i przewodnika po ścieżkach magii. Shalafi, w późniejszym okresie kochanek. Imponował jej szeroką wiedzą, znajomością tematu i ciągłym gonieniem za więcej. Ciekawością. Nic przed nią nie taił, miał otwarty umysł na każdą dziedzinę magii. Czuła w nim siłę. Prawdopodobnie to on był tym, który wspomniał jej o czarnomagicznych sztukach. Może nawet poczuła do niego coś więcej. Pierwsze uczucie młodego, niedoświadczonego serca. Lecz on nie chciał ograniczeń, nie chciał uczuć. Na pierwszym miejscu stawiał magię i to jej poświęcał wszystko, całe swoje życie. Nawet młodą adeptkę. Od czasu jej odejścia ich ścieżki krzyżowały się wielokrotnie, a niektórzy twierdzą, że czarny mag wciąż czuje pewną słabość do potomkini Erathira.
   Darmar został wygnany spośród swoich, oskarżony o dobrowolne poddanie się czarnej magii. Zakazano mu wstępu do Eilendyr i elf kich miast. I chociaż tęsknota za domem nie jest mu obca, to doskonale wiedział, co robi. Wybrał sztukę, której się zaprzysiągł. Osiadł w wieży, otaczając ją potężnymi zaklęciami, które mają zatrzymać każdego nieproszonego gościa, rozpoczął współpracę z Bractwem Nocy i Nieuchwytnym, o którym zdaje się wiedzieć nawet wiece j niż Cienie. Teraz też, częściej niż Darmarem Sethorem nazywa się go Darmarem Mrocznym. I chociaż, w obliczu nowych wypadków, zaproponowano mu powrót do elfiej społeczności wraz z odwołaniem jego banicji, zdaje się, że jest to raczej krótkotrwały epizod w jego życiu. Zawsze miał zbyt wiele ambicji i poszanowania dla ogólnie przyjętych reguł.
   Chodzi ubrany w długie, czarne szaty maga, miękkie i aksamitne. Nasunięty na głowę obszerny kaptur skrywa jego twarz i elfie uszy, jeszcze podkreślając jego odrębność i tajemnice. Rękawy i kaptur obszyte są srebrną nicią, układającą się w runiczne napisy i słowa pradawnej mowy, zaś przy pasku odnaleźć można rozliczne sakwy, niezbędne magowi do jego praktyk.
   Status – żywy.


Epilepticus












 [art credit gerezon]


   Status - żywy.




Zirak Posępny
„On nie służy ani sobie ani też magii. O wiele lepiej byłoby, gdyby tak właśnie było. Wówczas były by dla niego jakieś granice, jakieś świętości, którym oddawałby dobrowolnie co im się należy. Własna ambicja i pycha pchnęły go dalej. Dały pozycję, dały siłę, dały wsparcie. Tym samym przywiodą go do zguby. Zaprowadzą tam, gdzie nie było przedtem nikogo. I pochłoną.”

[art credit XiaoBotong






   Czarodziej-eksperymentator, wierny tylko sobie, nie zaś swej sztuce, co wedle słów Darmara Mrocznego pozostaje największą zbrodnią jego przeciwnika. Śmiertelnie poparzony ogniem czarodzieja, notabene rzeczonego Darmara, ledwie uszedł z życiem, a to tylko dzięki pomocy demona z Otchłani, Tego-bez-twarzy. Po tym zdarzeniu zostały mu blizny, które pokrywają całą prawą stronę ciała od biodra do piersi. Zazwyczaj wybiera więc taki ubiór, który skrywa te szramy, świadectwo przeżytego cierpienia i poniesionej porażki. Szuka sposobu na przezwyciężenie śmierci i kontrolę życia, nie chcąc by doszło do zapłaty, jaką obiecał Temu-bez-twarzy. Wplątany w liczne konflikty, nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel, a pomoc demona zapewnia mu siłę i moc, by stanowił realne zagrożenie.
   Status – żywy.




Ten-bez-twarzy
„Dziecię Atagro, Pana Potworów. Wyrwany z Otchłani, przeniesiony na ziemię. Rządny zemsty, jeszcze zaś bardziej rządny wolności. Żelazne okowy wiążą go z przyzywającym, te same okowy łączą tego śmiertelnego nieszczęśnika. Spełnię, co każesz, ale spełnij mą wolę.”

[art credit ArchiaOryix]






   Jest  i nie jest. Napiętnowany przez Fortunę, przez Fortunę uwolniony. Przyzwany przez człowieka i w służbie człowieka, będąc mu zarazem sługą i panem. Ten-bez-twarzy, bo ma ich bez liku, a żadna nie jest jego. Dziecię Atagro, potwór przyzwany, użytkownik ciała, pozbawiony własnego ducha. Demon z otchłani, ograniczony kręgiem, z przymusu i własnej woli sługa człowieka. Zrobi, co mu nakażą, przybierze postać, jakiej się odeń wymaga. Zażąda ceny, która niejednego by przestraszyła, sprawiła, że zawaha się, odstąpi; nawet najbardziej ambitny wzdrygnąłby się, brzydząc taką ceną i taką pomocą. Lecz śmiałków nie brakuje, Fortuna mu sprzyja, Otchłań nie wzywa. W mrokach czasów nazwano go Lohikam, acz czasy te dawno odeszły w niepamięć i nawet on sam zdążył już zapomnieć, że tak kiedyś brzmiało jego miano.
   Kto jest panem, a kto sługą?
   Status – żywy.


Yen













 [art credit Axarch]

   Status - żywa.















[art credit Manzanedo]

   Status - żywy.

[art credit Satibalzane]
   Status - żywy.

Krasnoludy

 


Midar Moczymorda
"– Midar? Midar… A! O Moczymordzie mówisz. Wojownik z niego nie lada. Tylko najpierw musisz go obrócić we właściwą stronę i popchnąć. Potem możesz zacząć się modlić.
– Modlić? O co?
– O to, żeby wymachując toporem, nie ściął ci przy okazji głowy. Niechcący."

[art credit Ruloc]





   Krasnolud, mocarny najemnik, jego siła jest zgromadzona w pięści, co więksi żartownisie twierdzą zaś, że bogowie poskąpili mu rozumu, a żeby to zrównoważyć dali mu siłę ogra... i jego zapach. W istocie, wojownik ten zarośnięty, nieogolony, z czupryną kędzierzawych, ogniście rudnych włosów większość czasu spędza w należącej do krasnoluda Lofara karczmie "Pod Brykającym Kurczakiem". I jeśli nie jest akurat pijany, to wszem i wobec opowiada o swoich przeżyciach tym, co to chcą go jeszcze słuchać. Stąd, obok Moczymordy i opoja nazywa się go chwalipiętą. Niemniej, wojownik z niego wyborowy, straszny, gdy w ścisku walki wywija swoim toporem na prawo i lewo. A że zawsze jakowyś trunek ma przy sobie... tego zdaje się nie da rady go oduczyć. Chcesz sprawić mu przyjemność, podaruj pękaty bukłaczek, bo Midar uwielbia próbować i popijać w marszu. Czasem aż dziw bierze, że jeszcze stąpać może prosto i wroga od przyjaciela odróżni.
   Pijaczyna ta złym człekiem nie jest. Skrzywdzony niegdyś przez los, nie pozbierał się potem. A jednak dla przyjaciół gotowy na wiele poświęceń, o czym niejednokrotnie przekonała się Szept. Bo gdy potrzebowała, zawsze mogła znaleźć Midara w karczmie, a i on bez oporów ruszał za nią nie wybrzydzając czy to do kolejnych ruin czy na ratunek zaginionemu najemnikowi. Nie wiadomo dokładnie, czemu żyje z dala od swoich krewniaków, o tym nie opowiadał nawet Szept. 
   Status – żywy.

Ludzie



Odrin, karzełek
" – Magiczka. Chcemy magiczkę.
Odrin rozejrzał się desperacko po gospodzie, wyrzucając sobie, że się tu wpakował. On przecież chciał się tylko napić, na karczmarkę popatrzeć i ugrać kochanego złota. Kto wiedział, że wpakuje się prosto w łapki Myśliwych.
– Nie widziałem jej od miesięcy. – Poczuł dotyk ostrza niebezpiecznie blisko swojej szyi. Przełknął ślinę. – Tygodni… – Niezadowolenia na twarzy Myśliwego… bardzo niedobrze. – Dni… – zająknął się – Jedzie do Złotego Rogu!
Oczywiście kłamał."

[art credit Ruloc]


   Mały, niewysoki, a jednak to człowiek, nie krasnolud. Sam o sobie zwykł mówić, że jest tchórzem, a nie żadnym bohaterem. Mały oszust, mniej więcej w ten sposób opisaliby go ci, którzy mieli okazję zetknąć się z tą barwną, zabawną postacią. Czy gra w karty czy w kości, zawsze ma coś w zanadrzu, coś, co do zwycięstwa mogłoby go doprowadzić. Uzależniony od złota, twierdzi uparcie, że to jego ulubiony kruszec i kolor. Z tej miłości problemy same, bo czasem jakąś sakiewkę podwędzi, zaznajomić się ze swą miłością pragnąc. Pech nad pechy, że z racji swego wzrostu dość rozpoznawalny, a i sakiewkowa pogoń przez to kończy się wykryciem i pośpieszną Odrina ucieczką, często zakończoną w więziennych murach, skąd potem albo sam ucieka, albo śpieszą mu z pomocą przyjaciele. Inną jego „zaletą” jest umiłowanie gospód, dobrego jadła i napitku. Miałby on minąć tak wspaniałą budowlę, przybytek uciech i zabaw? Mowy nie ma.  Z jego ust zwykł wylewać się potok słów, którymi zalewa rozmówcę, rzadko na temat. Do przechwałek skory, raczy ludzi opowieściami o swych wyczynach. Unika dużych miast, za dużo tam straży, skłania się bardziej ku wioskom. W gruncie rzeczy poczciwa dusza i oddany przyjaciel, co to w potrzebie pomoże, a niemal zawsze rozśmieszy. 
   Status – żywy.

Sedna
"– Nie krępuj się. Wybierz sobie kogoś. Oni po to tu są. – Złodziejka rzuciła zalotne spojrzenie na grupę mężczyzn zgromadzonych po drugiej stronie, a twarz elfiej magiczki zapłoniła się. Powinna być mądrzejsza, powinna przewidzieć, że niespodzianka w wykonaniu Sedny nie wróży nic dobrego.
– Zobacz, ten tam jest całkiem, całkiem. Umięśniony. Pewnie bogato wyposażony. Na pewno jest dobry w…
– Nie."

[art credit Mize-meow]



    Niezwykle zdolna młoda kobieta, obdarzona przez bogów nietuzinkowym, egzotycznym wyglądem. Z oczu jej spogląda dzicz, włosy wysoko upięte i ciemne, przywodzą na myśl krucze skrzydło. Opalona na ciepły brąz, aż dziw bierze, że większość życia spędza w miastach a nie na Pustkowiach. Lecz Sedna z miast i mieszkających w nich ludzi żyje. Jest bowiem nasza egzotyczna pani złodziejką i bardką w jednym. Jeśli potrzeba, zaśpiewa coś i zagra do wtóru, nawet i zatańczy. Toteż zawsze ma przy sobie nieodzowną swą lutnię, by pieśnią umilić czyjś dzień. Za odpowiednią opłatą, rzecz jasna. A gdy zapada zmierzch przedzierzga się nasza bohaterka w ulicznika i złodzieja, przed którym żaden zamek się nie ostanie ani żadna sakiewka nie umknie. Tę drugą zresztą robotę woli Sedna, bo w wąskich uliczkach pogoń łatwiej zgubić niż w domowych pokojach. Nie jest też Sedna towarzyską osobą. Kąśliwy język narobił jej wrogów, niczego też nie ułatwia jej odosobnienie i zgryźliwość. Dopiec potrafi jak nie lada kto, a i uczuć zdaje się nasza złodziejka nie mieć, oschła w obejściu i w rozmowie. Kocha za to wszelakie błyskotki.
   Alastair nakrył ją raz, gdy myszkowała w jego mieszkaniu i zawarł układ. On nie oddał jej w ręce straży, ona czasem pracuje dla maga. W ten sposób poznała i Szept i całą kompanię. Sedna nie znosi Geriona, wprost uwielbia mu dokuczać, a ten przy złodziejce zapomina o dobrych manierach, nazywając ją po prostu wredną suką (w myśli) i kobietą lekkich obyczajów (na głos).
   Status – żywa.

Ułomek – Tidor
"– Głupi. Nie dość, że brzydki, to głupi. Już nie mogę zrozumieć, czemu ciągasz za sobą tego cuchnącego, pijaczynę, wojownika od siedmiu boleści, ale to… – Sedna skrzywiła się." 

[art credit cathyrox]


   Nie każdy rodzi się pięknym, a Tidor, potocznie zwany Ułomkiem jest tego najlepszym przykładem. Jest po prostu brzydki. Niezgrabny, pokraczny, chodząc lekko utyka na jedną nogę, a mówią jąka się. Czarne brwi, jakby wysmarowane sadzą, zbiegają się tuż nad nosem, łącząc się. Nos nieproporcjonalnie wielki, kształtem przypominający kartofel. Brakuje mu jednego zęba, wybitego na skutek jakiegoś bolesnego starcia. Duże pięści, skrywające olbrzymią siłę i poczciwe, w gruncie rzeczy łagodne serce. Potrafi cieszyć się z każdej drobnostki, nawet z najmniejszego gestu. Wrażliwy, źle znosi pogardę i niechęć innych, a ze względu na wygląd wzbudza u ludzie te właśnie emocje, dodając do nich jeszcze strach.
   Częsty towarzysz Midara, przez jednych lekceważony, przez innych pogardzany. Zdaje się żyć we własnym świecie, który dostrzega i pojmuje tylko on. Dziecko w skórze dorosłego, pomocnik młynarza, sierota, wiejskie popychadło, dziecię wojny. Nie pochodzi z Keronii, nie z Wirginii. Może nawet nie jest człowiekiem, choć ze znanych ras to tę najbardziej przypomina?
   Status – żywy.

Anrai (Henry) Dnum
"– Henry... nie, nie budź nikogo. Nie, nie ma takiej potrzeby. – Wsunął się do ciepłej sieni, od razu kierując w stronę biblioteki. Służący pośpieszył za nim, tłumacząc, że nikt się earla nie spodziewał, że nie wiedzieli, że pokoje nieprzygotowane. I że... Pozory."
[art credit quickreaver]

   Służący Devrila. Jedna z nielicznych osób, która zdaje sobie sprawę z podwójnej gry earla. Wierny i oddany swemu panu, niejedną przygodę z nim przeżył, samemu będąc raczej człowiekiem od wszystkiego i powiernikiem myśli i zamysłów earla niż zwykłym służącym. Często odgrywa rolę łącznika pomiędzy Devrilem a Alastairem, jest wtajemniczony w podejmowane decyzje i działania. Devril ufa mu jak mało komu. Nie raz służący krył przed rodziną i znajomymi nieobecność pana, wymyślał dlań fałszywe usprawiedliwienia. Można więc uznać, że Henry jest nie tylko wszechstronny, ale i pomysłowy. Do tego nie obca jest mu walka i zdarzało się, że gdy zostali w podróży napadnięci, stawał u boku earla, wspomagając go w obronie. Cień swego pana, niższy od niego, skromniej odziany, odeń starszy, co zdradzają miejscami posiwiałe włosy, zwłaszcza w miejscu, gdzie niegdyś otrzymał ranę podczas walk. Bo Henry, nim stał się sługą Devrila, był najemnym wojownikiem, co zdradza i jego sylwetka i spojrzenie, czujniejsze niż by to wypadało.
   Status – żywy.





Pustelnik Ogryn 
"Nie był młodym człowiekiem. Najlepsze lata miał już dawno za sobą, czas nieco przygarbił jego plecy. Włosy i broda dawno nie widziały ostrza. Mówiono, że jest szalony, ale jego oczy pozostawały jasne i przenikliwe, niezmącone czasem i szaleństwem." 

[art credit leopardsnow]







   Niegdyś Wielki Łowczy Cahir Trudan, potem skromny leśniczy, ostatecznie pustelnik i pokutnik Ogryn. Był jednym z tych, którzy wydali na śmierć króla dla własnych zysków i przywilejów. Zawiodły dobra ziemskie, przecz poszły umowy, a zgryzota w sercu i zadra na honorze pozostały. Opuścił rodzinne strony, wyrzekł się nazwiska i pochodzenia, przybierając miano Ogryna.
   Żyje z dala od ludzi, na łonie natury, rozmawiając z leśnymi mieszkańcami, choć ci raczej nie mogą pojąć jego słów. Niezwykle mądry, choć porad zwykle skąpi, nie chcąc brać odpowiedzialności za czyny innych. Nie angażuje się w politykę, jest odległy od tego typu spraw. Rozgoryczony ludźmi i światem. Czasem, rozgniewany okolicznymi wieśniakami, na własny pożytek udaje szaleńca, chcąc, żeby zostawiono go w spokoju. Niby związał się z ruchem, ale tak naprawdę niewiele w nim robi, oprócz może rozmów z Duchem i użyczania mu czasem schronienia w swej chacie. 
   Status – żywy.




Kapitan Garret
„– Kto tu, do kroćset, w wilka morskiego się bawi! Bałwan jeden, nawet ładnie nawrócić nie umie. Może jeszcze na pełnych żaglach, hę? – Niezbyt miłe podziękowanie za uratowanie życia, a Garret wcale nie zamierzał na tym poprzestać. – Prawdziwego wilka morskiego wam trzeba, macie szczęście – mówiąc, posłał wymowne spojrzenie na Drava. – Jam ci jest – dumnie wypiął pierś – jam ci jest… Macie może rum?”

[art credit adorindil]



   Wesołek i utracjusz, typek spod ciemnej gwiazdy z gatunku tych, co to większą szkodę czynią sobie samemu niż otoczeniu. Uzależniony od trzech rzeczy. Wiatru w żaglach, hazardu i rumu. Z pochodzenia człowiek, chociaż nie należy do żadnej z sąsiadujących z Keronią nacji.
   Devril poznał Garreta w niecodziennych i trudnych okolicznościach. W normalnych warunkach nigdy nie powierzyłby swojego życia w ręce zapijaczonego, całkowicie nieodpowiedzialnego typa. Tym razem nie miał wyjścia, on i Darrus potrzebowali uciec z wyspy. Potrzebowali łodzi, nawet najmniejszej, lecz kręcący się po porcie niewolnik od razu zaalarmowałby straż i lanistkę. Do tego nie mogli dopuścić. Dlatego potrzebny był im Garret. Ścigany przez wierzycieli, tonący w długach, w równym jak oni stopniu pragnący wyrwać się z wyspy, ale niemający żadnego kapitału na początek. Nie do końca wiadomo, jak się tu znalazł. W chwili pijackiego uniesienia opowiadał coś o statku, buncie, kłopotach na morzu. Devril prawdy nie dociekał, nie zależało mu na tym. Podejrzewa jednak, że kimkolwiek był Garret, nigdy nie zajmował się legalnym procederem. Był albo piratem, albo przemytnikiem.  
   Status – żywy.

 Flynn Maren
„- Kutwa, skąd ja mam wiedzieć? Sam sobie z tej odległości bandery szukaj, psiakrew! – Garret splunął na pokład. – Za duża jednostka. To chiba, chik, pierdolona fregata. Kurewski okręt wojenny. Mamy przejebane.

[art credit sharandula]

   Urodzony w Quinghenie w portowym mieście Antor, wychowany na Quingheńczyka, choć w jego drzewie genealogicznym można dopatrzyć się domieszki wegańskiej i elfiej krwi, acz tak rozwodnionej, że nic w jego wyglądzie tego nie sugeruje. Ojciec był prostym marynarzem, matka pracowała w tawernie „Neptun”, a w wolnych chwilach dorabiała sobie szyciem. Rodzina uboga, w której nigdy się nie przelewało. Ojciec pojawiał się w domu z rzadka, tylko gdy kapitan rozpuszczał załogę. W końcu po prostu nie wrócił. Morze pochłonęło go. Kolejna ofiara żarłoczności nieokiełznanych fal. Może po prostu porzucił uczciwą pracę na kupieckim statku i przystał do zgrai piratów? Może fale wyrzuciły go na jakąś wyspę, niezaznaczoną na mapie? Trudno orzec, lecz Malcolma uznano za zmarłego, a wdowa po nim musiała odtąd utrzymać dorastającego smyka sama. Nie było to łatwe. Rudowłosy dzieciak, cichy jak na swój wiek, ruchliwy był, dniami całymi ginął w porcie, marząc o żeglugach, rejach i losie żeglarza. Niestety, dzieciak nie miał ani majątku ani wykształcenia. Mógł zaciągnąć się tylko jako prosty majtek. Nie miał szans na oficerski patent. Był ambitny i pracowity, przy tym zaś zdolny, lecz tylko w tych dziedzinach, które przyciągały jego zainteresowanie. Na jego szczęście, Quinghena zawsze potrzebowała floty, a w okresie wojny jeszcze bardziej. Po tym, jak matka powtórnie wyszła za mąż, ojczym, praktykujący lekarz, pomógł mu uzbierać żądaną kwotę. W końcu mógł spełnić swoje marzenie i wstąpić do szkoły morskiej, potem zaś służyć jako midszypmen na „Jaskółce”, brygu w służbie cesarza pod kapitanem Elsonem. Żegnał go wówczas płacz matki i słowa, jakie wypowiedział, że wróci za kilka lat.
   To cichy człowiek, przedsiębiorczy i odważny. Talenty na morzu wkrótce zjednały mu przyjaźń poniektórych i nienawiść innych. Przy tym raczej skromny, nie wywyższa się nad innych. Po prostu robi swoje najlepiej jak potrafi. Umie zapanować nad sobą i nad załogą, zjednać sobie ich zaufanie i szacunek pomimo stosunkowo młodego wieku. Nie jest żadnym osiłkiem, szczupły i raczej niskiego wzrostu. Rychło awansował w szeregach i rozkazem cesarza przeniesiono go na fregatę. „Rybitwa” miała za zadanie patrolować okoliczne wody i przestrzegać bezpieczeństwa morskich szlaków. W miarę upływu czasu Quinghena ograniczyła swoją wojenną fotę, a drugi oficer znalazł się jedynie na skromnym żołdzie, czekając na wezwanie cesarza i imając się każdej innej pracy.
   Status – żywy.






Nial
"Lubił panicza, panicz nie był taki zły. Zimą zawsze dbał, by jemu i jego matce nic nie brakowało, czasem nawet sam przychodził, a jak tej zimy matka zachorzała, to ją zabrał do zamku, do swojego medyka. I bawił się z nim. Nialowi nie trzeba było więcej."


[art credit treijim] [page]



   Nial jest synem Lawinii, miejscowej krawcowej. Jego ojciec był drwalem, zginął przygnieciony przez upadłe drzewo. Odtąd na gospodarstwie, najbardziej wysuniętym w stronę lasu, pozostała tylko matka i chłopiec. Lawinia nie jest w stanie zrobić wszystkiego sama, pomocą jest jej syn. A i tak gospodarstwo podupadło, nie obsiewają już własnych pól, część inwentarza i zwierząt musieli sprzedać, sobie pozostawiając tylko dwie krowiny, jedną brązową, drugą łaciatą. To chłopiec jest tym, który spędza je na noc do obórki, poi i karmi zimową porą, podczas gdy matka zajęta jest wypiekaniem chleba i szyciem. Żyją głównie z dobroci sąsiadów i pomocy Eliasa i Aronny Kaled, a także łasce panicza, który nieraz pojawia się u nich, pytając, czy czego nie trzeba.
   Nial jest raczej milczącym chłopcem, nieco nieśmiałym. Brakuje mu czułości i ojcowskiej ręki, toteż nic dziwnego, że tak garnie się do Devrila, który okazał chłopcu serce, bawiąc się z nim i ucząc poniektórych umiejętności. Młody earl zastanawia się, czy nie wziąć chłopca i jego matki do zamku, lecz jak dotąd pomysł ten nie doszedł do skutku, Lawinia bowiem wolała życie na gospodarstwie, dla którego pracował jej mąż. 
   Status - żywy.





Gorlan Toren
"Poczciwe, pełne ciepła spojrzenie omiotło znajome kąty. Mężczyzna nie uśmiechnął się, a jedynie westchnął. Nie chciał odchodzić. Niektórzy kochali muzykę, inni taniec, książki. On całym swym sercem kochał ten zamek. Dom."

[art credit artastrophe]






   Staruszek już, opiekun i pod pewnymi względami wychowawca Devrila. Okazał mu sporo serca i poświęcił wiele czasu, więcej niż zabiegany Cedrick, pod pewnymi względami był dlań bardziej jak ojciec. Zarządca Drummor jeszcze za czasów jego ojca, Cedricka Wintersa. Devrilowi, który podejrzewał, że staruszek sympatyzuje z ruchem oporu i czynnie go wspomaga, udało się zatrzymać go na tym stanowisku i ochronić przed podejrzeniami Escanora.
   Alchemik niezrzeszony, uciekinier, zielarz hobbysta i medyk amator. Jako taki stał się dla Devrila istną kopalnią wiedzy. Szczególnie interesuje się anatomią ludzką i fizjologią, poszukuje sposobu na wydłużenie ludzkiego żywota, nie uciekając się jednak do magii i alchemii, które, lubo początkowo nimi zainteresowany, obecnie odrzuca jako nienaturalne. Devril podejrzewa, że z tym akurat faktem mają coś wspólnego wspomnienia i historia staruszka, której to Gorlan nikomu nie opowiedział, zagrzebując w najdalszych partiach ludzkiego umysłu. Doskonały organizator, przy Cedricku pełnił taką funkcję, jaką Henry przy jego synu, nie tylko doradcy, ale i przyjaciela. Wywodzi się z pomniejszej szlachty zaściankowej osiadłej na terenie earlatu.
   Egzekucja w Kansas zahamowała nieco jego patriotyczne i buntownicze zapędy, sprawiła, że odsunął się nieco od polityki, gildii i walk; swe wysiłki skupił na utrzymaniu i zapewnieniu świetności Drummor, które kocha jak własny dom. Jeśli jest komuś lojalny, to właśnie tej siedzibie, bo młodego pana wciąż nie potrafi zrozumieć. Jako ktoś, kto zna Devrila od małego, zdaje sobie sprawę z jego cech charakteru i zmiany, jaka w nim zaszła. Niedopuszczony do tajemnicy, nie pojmuje, skąd się ona bierze i dokąd prowadzi. 
   Status – żywy.


Tarina Nansaidh
"W istocie, wizyta w zamku, jak zaznaczył twój towarzysz, nie należy do najprzyjemniejszych, ani też najprzyjemniejszym nie jest to, czego się ode mnie oczekuje. " 

[art credit quickreaver]


   Tarina, dla przyjaciół Tari, ku ubolewaniu jej ojca, Osgara, jest jedynym dzieckiem rodu Nansaidh. Dość niezależna, lepiej by jej było urodzić się w Keronii niż z Wirgini, gdzie kobiece prawa są znacznie ograniczone. Kobieta nieprzeciętna, która pod pozorami posłusznej córki i poddanej skrywa drugie oblicze i targające serce pragnienia. Nie pragnie małżeństwa, nie chce utracić tej nędznej namiastki samodzielności, jaką ma teraz. Nakaz gubernatora nie pozwala jej odmówić. Można więc sobie wyobrazić zdziwienie Devrila, gdy Tarina wprost go ignoruje, co zaś rzecz gorsza, gardzi nim jako zdrajcą swoich.
   Tarina ma silnie rozwiniętą wyobraźnię. Zawsze kochała pustynię i spędzała na niej każdą wolną chwilę. Wierna ideałom i poglądom, o silnej osobowości. Wykształcone poczucie sprawiedliwości i tego, co przyzwoite ukrywa pod maską uprzejmości i nieśmiałości do wydawania własnych osądów. Wszak nie przystoi, by młoda kobieta wypowiadała się zbyt otwarcie o dziedzinach męskich działań. Lecz to, czego nie mówi za dnia, zwykła naprawiać wieczorami, gdy nikt nie śledzi jej kroków i nie nasłuchuje słów. Wplątana w spiski wirgińskiej, nie może sobie pozwolić na zwracanie na siebie uwagi. Devril, bawidamek i laluś, nie zasługuje na jej uwagę, co okazuje się jej błędem i może doprowadzić do zdemaskowania dziedziczki. Czy jednak znajdzie w sobie dość siły, bo wydać ją Escanorowi? A może będzie wolał chronić ją, nawet kosztem własnej sprawy i życia?
   Status – żywa.

Rzeźnik
"Rzeźnik niemal się roześmiał, co w jego wykonaniu wcale nie było przyjemne. Miało w sobie coś złowrogiego, taką nutę szaleństwa, która sprawiała, że nawet najodważniejszy wojownik by się zawahał i poczuł nieprzyjemny dreszcz strachu."
[art credit DiegoGisbertLlorens]

   Nazywa się Edmund Charkon i pełni zaszczytne czy też nie stanowisko kapitana gwardii Wilhelma Escanora. Człowiek zapalczywy i dumny, znacznie bardziej znany jako Rzeźnik i miana tego chyba wyjaśniać nie trzeba. Nie Kerończykom. Rzeźnik nie ma własnych ambicji, lubuje się w okrucieństwie, przelewie krwi i łamania czyjegoś ducha. Wiernie słucha swego pana, pies obronny szczuty na zwierzynę. Na wrogów. W swych czynach zdaje się niepohamowany, szalony, nieludzki.
   Cóż bardziej dziwnego, Devril i Edmund znają się jeszcze z dawniejszych lat. Łączyła ich przyjaźń, wspólne lata nauki, wspólna służba. Wspólna sprawa. Przynajmniej do czasu. Obecnie, choć oficjalne tego nie okazuje, Devril stoi po przeciwnej stronie przyjaciela i żałuje, że gdy miał okazję, nie wykorzystał jej i nie zabił Rzeźnika. Wtedy powstrzymało go wspomnienie przyjaźni. Potem, widząc okrucieństwo tamtego przyszło mu żałować.
   Status – żywy.


Dolan Lorcan Redan
"– Poszukiwacz jest tutaj gościem i gościem pozostanie, Władco – stwierdził kategorycznie Redan, ze znudzeniem obserwując krajobraz Eilendyr. – Usługi Cieni wielce się przydały Wirginii i potrafimy to docenić. Zresztą… – od niechcenia spojrzał na Wilka – jego obecność jest wielce pożądana. Bo o ile się nie mylę, elfim zwiadowcom nie udało się natrafić na ślad Fenrisa i tego, kto nimi dowodzi – Redan przypuszczał też, że nie szukali zbyt chętnie i skrupulatnie."

[art credit morawless]


   Niezwykle ambitny Wirgińczyk. Urodzony w prostym domu, żaden z niego szlachcic, choć lubi takowego zgrywać. Postawny, przez niektóre panny uważany za przystojnego. Lecz choćby nie wiadomo jak się stroił i jak dumnie nosił, w jego wyglądzie jest coś dzikiego. Śniada cera, bursztynowe oczy, które nie mają jednak w sobie zbyt wiele łagodności i ciepła. Niby grzeczny, niby wyszukana mowa…, lecz oczy czasem go zdradzają, ujawniając żądze i niewymówione, najczęściej nieczyste pragnienia. Na wysokie czoło opadają lekko kręcone włosy w barwie jasnego, złocistego brązu. Przedstawiając się, zwykł używać swego drugiego imienia, które zdaje mu się znacznie bardziej dostojnym i pasującym do sprawowanego stanowiska.
   Szybko piął się w wirgińskiej armii, ze zwykłego wojaka awansując na kapitana, a mówi się, że wkrótce mają go mianować marszałkiem. Jego dowódcy docenili znajomość wojennego rzemiosła, strategii i spryt, jakim się wykazywał. Nie było zadania, jakiego by się nie podjął. Jednocześnie unikał brania na siebie odpowiedzialności, łatwo zrzucając ją na mu podległych, co sprawiło, że ilu ma sojuszników, tylu i wrogów. Jednak w obecnej sytuacji ktoś taki jak on jest potrzebny, poza tym, podlegli mu wojacy cenią go jako dowódcę, mówi się, że w ogień by za nim poszli. Bo Redan wie, jak zjednać sobie ludzi. Wie, jak nimi manipulować. Niebezpieczny, kto wie, czy nie bardziej niż Rzeźnik, bo tego ostatniego łatwiej przejrzeć, przewidzieć, co zrobi. Redan jest bardziej złożony. Nierzadko porównywalny do wijącego się węża, śliskiego, zdradzieckiego... i jakże śmiertelnego.
   Status – żywy.




Kaleb Dortand
„Notka była krótka i nie miał się czego obawiać, nie zdradzała jego prawdziwych zamiarów. Na skrawku papieru, lekko pochyłym, eleganckim pismem widniały litery: Nie obawiaj się, bądź spokojny.”

[art credit NatalieHijazi] [strona]








   Pomocnik zarządcy w Drummor. Młody i oczytany człowiek, inteligentny i wykształcony. Ogromna pomoc dla starszego już Gorlana Torena. Jednak Devril nie przepada za tym młodym człowiekiem, choć swą antypatię stara się ukryć pod zwykłym kpiarskim i odrobinę wyniosłym zachowaniem paniczyka. Ma powody do niepokoju i nieufności, bowiem Kaleb został mu polecony przez jednego z doradców Escanora, zaraz po tym jak objął obowiązki earla Drummor. Zaś ci doradcy nie robią nic bez wiedzy gubernatora i jego cichego przyzwolenia. Devril ma więc powody podejrzewać, że Kaleb został tu przysłany tylko po to, by mieć baczenie na to, co dzieje się w earlacie. Całe szczęście, gdy młody pan jest w pobliżu, może mieć na niego oko, jeśli zaś nie, baczenie na obcego ma zaufany sługa i przyjaciel, Henry.
   Póki co Devrilowi nie udało się zdobyć jakichkolwiek dowodów na działalność szpiegowską Kaleba ani też obalić jego historyjki o nieślubnym pochodzeniu i wychowaniu wśród kapłanów Handricha. Arystokrata mógłby jednak przysiądź, że Kaleb Dortand nie jest prawdziwym mianem człowieka, który mu służy.
   Status – żywy.




Ted, czeladnik
"Usłyszał cichy głos młodego chłopaka, czeladnika, jednego takiego, co go wziął, by się zajmował kuźnią, gdy jego samego Bractwo wzywa.
– Zamknięte. – Niech to diabli. Myślał, że chłopak gdzieś się zmył. Jeśli to byłby wróg mógł chcieć użyć dzieciaka. Nie żeby jakoś szczególnie dbał o życie tamtego, ale o dobrego czeladnika wcale tak łatwo nie było."

[art credit MaBuArt]


  Młody chłopak, obdarzony talentem, uczeń i pomocnik Mistrza Thorne'a. Milczący, cierpliwy, bystry. Nie zadaje pytań, gdy jego Mistrz rusza w drogę. Głównie dlatego... i przez wzgląd na dar chłopaka Lucien wybrał go do pomocy. Chłopak był kiedyś ulicznikiem, złodziejaszkiem, prawdopodobnie bękartem. Wybrał niewłaściwy cel do kradzieży, wybrał Czarnego Cienia, choć o tym nie wiedział. Ten, zamiast oddać go w ręce straży, zabrał do kuźni, zyskując w ten sposób oddanie chłopaka. Nie wprowadził go w tajniki Bractwa Nocy, po prostu w uczynnym i skorym do nauki chłopcu talentów ku temu nie widząc. Utrzymuje też, że nie z dobrej woli chłopakiem się zajął, a jedynie za własnym zyskiem patrząc, bo to tania siła robocza.
   Status – żywy.


Olcha, Wiedźma z Wysp
" – Musisz wybrać, młodzieńcze. Jesteś jedną osobą, nawet jeśli wiele ról przyszło ci odgrywać. Mówisz, że jest w tobie mrok. Ale mrok oświetlony światłem nie jest już mrokiem. Wybory. One ukazują to, kim naprawdę jesteś. Tak też jest i ze światem. Musisz dać mu szansę poznania, a nie skreślać, raniąc oceną." .

[art credit gonzalokenny]


   Okrzyknięto ją Wiedźmą. Szept nazywa kapłanką, Cień staruchą. Miejscowa ludność obwinia tę starszą kobietę o wszelkie kataklizmy i nieszczęścia, zaczynając od nieudanych połowów, przechodząc przez pożar czy głód, a na klęsce nieurodzaju kończąc. Mówi się, że porywa dzieci, zakradając się do domostw i sadyb ludzkich, że żyje tylko dzięki wykradzionym duszom. Opowiadana w gospodzie wieść niesie, że po nocach tuła się po wzgórzach i klifach, odprawiając pradawne rytuały i przyzywając na pomoc złe duchy. Truje studnie i zatapia statki, które niebacznie zbliżą się do Wysp.
   I mało kto z tych rybaków wie, kim naprawdę jest starsza kobieta. Czarodziejka i uzdrowicielka, nie ma nic wspólnego z truciznami i tym, o co oskarża ją pospólstwo. Co więcej, niegdyś nosiła zaszczytne miano kapłanki starej religii. Zdaje się starsza niż świat. Mieszka na uboczu niewielkiej osady rybackiej, nikomu nie wadzi i stara się nie wchodzić w drogę. Z pomocą pośpieszy, gdy tylko dostrzeże, że może. Poradzi, pokieruje odpowiednio, bo patrzeć potrafi i obserwować. Cóż z tego, jeśli miejscowi nie chcą jej rad i pomocnej dłoni?
   Status – żywa.




 Bran, kowal
"– Kowalstwo to szlachetna sztuka, chłopcze. To nie tylko uderzenia młota i pot twoich dłoni. Powinieneś pamiętać... – mistrz urwał na widok wirgińskich strażników zmierzających w ich stronę. Nieco drgnęła ręka Kerończyka, ale zaraz wyprostował się, nowych klientów, acz nieproszonych witając."
[art credit Ruloc]







   Mistrz cechu kowalskiego w Nyrax, miasteczku portowym położonym niedaleko Królewca. Niezbyt bogaty człowiek, za to o złotym sercu, pełen współczucia i litości. Uchodził za mistrza rzemiosła kowalskiego, w okresie swej największej chwały prowadził i drugą kuźnię w Królewcu, gdzie sprzedawał swe wyroby. To właśnie litość i współczucie przyczyniły się do przygarnięcia przez niego dzieciaków, jakie pałętały się po ulicach miasta, głównie kradnąc i żebrząc. Varian był właśnie jednym z nich, choć po prawdzie, dotarł on do Brana polecony przez jego przyjaciela, Młotorękiego z Mall Resz. W zamian za pracę w kuźni i prowadzonej przez jego żonę gospodzie zapewniał dzieciakom wikt i dach nad głową. Tutaj przyszły Czarny Cień poznał tajniki kowalskiej sztuki, które potem wykorzystał, przedstawiając się jako Asgir Thorne. Razem ze swym mistrzem odwiedzili raz jeden krasnoludzkie królestwo. Osoba Brana była też związana z jedną misji dla Bractwa Nocy, w której to młody Cień ostatecznie zerwał z przeszłością. Sprawdzian, który miał zdecydować o jego przynależności i wierności Cieniom, ukazać, komu tak naprawdę jest lojalny.
   Obecnie Bran nie prowadzi już kuźni. Los odwrócił się od niego. Skazany przez lokalne władze wirgińskie, utracił wszytko, samemu lądując na ulicy. Odtąd żebrem miast śpiewem kowadła ma szukać szans na przeżycie. Kara jest tym dotkliwsza, bo ucięto mu prawą dłoń, całkowicie uniemożliwiając powrót do kuźni i czasem ten niegdyś pogodny człowiek myśli, że lepsza byłaby śmierć niż takowy los. Domyśla się, że został wrobiony, a oskarżenia i dowody podłożone, lecz nie wie, kto chciał się go aż tak bardzo pozbyć. Nawet by nie przypuszczał, że jego nieszczęście wynika ze zbyt czułego i współczującego serca, a także osoby młodego chłopaka, Variana.
   Status – żywy.


Kartel 
"To siła ulicy, najbiedniejszych slumsów. Tam nie strażnicy, lecz kartel rządzi. Ludzie ich nie wydają, bo albo dla nich pracują, albo się ich boją."
[art credit ArchiaOryix]


  Praktycznie to oni rządzą na ulicy, w najbiedniejszych dzielnicach, gdzie straż zapuszcza się tylko po to, by kogoś aresztować. Walczą między sobą o wpływy, zdzierają z biedoty ostatnie grosze, a postawić się im nie ma kto, bo albo zyski czerpie, albo mają na niego jakowegoś haka, co skutecznie usta zamyka i ręce wiąże. Są mściwi, nie zapomną swojego, litość nie dla nich jest, kieruje nimi jedynie żądza zysku i zabawy cudzym kosztem. Przyszły Cień już dorastając zetknął się z kartelem, najpierw jako jeden z wyzyskiwanych, potem jako ten, co coś dla siebie chciał z działalności przestępczej uszczknąć. Mniej to bezpieczne niż kradzież, ale za to bardziej dochodowe, a i kartel na jakiś czas dał mu spokój.
   Status – działa.

Inne rasy

Oriana
„Zagrajże nam dziewczę, zaśpiewaj o sławie, opowiedz o swej podróży w nieznane. Nikt bowiem nie zrobi tego tak, jak ty, nie ma drugiego tak przyjemnego dla ucha głosu.”

[art credit sharandula]



   Półnimfa o niebieskich włosach, cerze o lekkim odcieniu błękitu i szafirowych oczach. Mówi o sobie, że jest z pochodzenia i z przodków nimfą wodną, opiekunką mórz i rzek. Kim był jej ojciec milczy zupełnie, nie wgłębiając się w szczegóły. Otwarta istota, szczera i gotowa do rozmów, szybko nauczyła się, że niektórzy nie lubią innych. Jeszcze szybciej poznała, że uprzedzenia łatwo potrafią zmienić całkiem przyjemną podróż i muzykowanie w istną męczarnię. Długo nie mogła znaleźć dla siebie miejsca w świecie opanowanym głównie przez ludzi. Ostatecznie namiastkę domu znalazła w Riam, w tamtejszej gospodzie „Przystajń”, gdzie spędza większość zimowych wieczorów. Gdy zaś stopnieją śniegi, jej marzycielska dusza pcha ją w podróż. A że przez lata nauczyła się, jak łatwo zmienić wygląd, to i dawne uprzedzenia i nietolerancja przestały jej zawadzać.
   Devril bardzo lubi Orianę, ceni jej śpiew i zaradność, to od niej nauczył się charakteryzacji. Przypuszcza, że bardka ma jeszcze więcej ukrytych talentów. I chociaż stara się nie mieszać przyjaciółki w swoje problemy, to czasem zasięga u niej informacji, gdy ta powraca po długiej podróży do „Przystajni”.
   Status – żywa.





Elias i Aronna Kaled
„Tacy byli różni, tacy inni, z ras osobnych. A jednak ilekroć ona spoglądała na niego, widział czułość. Ilekroć on, taszcząc nową beczkę zerkną na elfią postać, widział przywiązanie i szczere uczucie. Przystajni nie tworzyły mury i blask ognia w kominku. Tylko ci dwoje.”

[art credit Ruloc]






   Ona jest z pochodzenia elfką, on człowiekiem. Przynajmniej wygląda jak człowiek, choć patrząc na jego wiek i fakt, że Devril był jeszcze dzieckiem, gdy ten prowadził ze swą żoną gospodę, daje wiele do myślenia. Elias jest bowiem zmiennokształtnym, jego drugą formą jest borsuk. Zanim osiadł na stałe w Riam był najemnikiem i mieczem zarabiał na utrzymanie. Zazwyczaj przyjmowano go do ochrony karawan na Pustyni Lavay i kupców, wędrujących z kraju do kraju. W osobistych starciach między lordami raczej nie uczestniczył, uważając, że zbyt malutki jest na to, a wielkie sprawy lepiej pozostawić tym, co się na nich znają. Aronna, przez męża nazywana Roną, pochodzi z Irandal. Elfka pośledniego rodu, należała do tych, którzy opuścicli miasto w górach i przenieśli się do stolicy. To właśnie podczas tej podróży spotkała Eliasa i w Eilendyr pojawiła się tylko po to, by powiadomić o swym odejściu i życiu wśród ludzi. Wybór nie był łatwy, ale Rona zdaje się go nie żałować. Tylko czasem zatęskni za stolicą i elfim miastem.
   Małżeństwo, jak najbardziej szczęśliwe i udane, nie doczekało się potomstwa. Ich dzieckiem, ukochanym i pielęgnowanym, stała się gospoda „Przystajń”, jaką razem prowadzą w Riam. To, że oboje pochodzą z innych ras i społeczności sprawiło, że nauczyli się tolerować wybryki i odmienne zwyczaje kulturowe, spoglądając na nie z przymrużeniem oka. To sprawia, że gospoda stoi otwarta dla każdego, kto szuka schronienia, nieważne, czy krasnolud, ogr, elf czy człowiek, nimfa z lasu, syrena z morskich wód.
   Status – żywi.

Plemiona 

Tetuinha Tokan
"Kapłan wzniósł dłoń. W blasku pochodni zalśniło ostrze ofiarnego noża. Krzyki stłoczonych obok Arwaków ucichły, nagle urwane. Bogowie odbiorą ich dar, wrócą i znów nadejdą lepsze dni. Kapłan zaintonował słowa modlitwy.
Wtedy wśród tłumu wyróżnił się on. Wódz pojawił się, by uświetnić ofiarę i oddać należną cześć bogom.
– Tetuinha! – Jeniec szarpnął się. Musiał go rozpoznać. To była ostatnia szansa Devrila. I tych, którzy mu zawierzyli."
[art credit gonzalokenny]



   Naczelny wódz plemienia Arwaków, ludzi lasów. Uchodzi za nieprzejednanego wroga „obcych”, jak zwykł nazywać wszystkich, którzy nie należą do plemienia. Przez nich też nazywany jest Krwawym Szatanem, jako że to pod jego przywództwem Arwakowie powstali, atakując i paląc okoliczne wioski. Jego twarz niemal zawsze zdobią wojenne barwy, nosi zarzuconą na ramiona skórę jaguara, symbol jego pozycji wśród Arwaków.
   Jak niemal każdy „dziki” Tetuinha jest powściągliwy w wyrażaniu uczuć. Jego twarz przypomina kamienne oblicze z żyjącymi w niej, bystrymi oczami, zdradzającymi inteligencję i chytrość. Jest wojownikiem, o czym świadczą szorstkie dłonie i postawa. Z wyglądu nie różni się zbytnio od swych pobratymców. Jest dumny, nie akceptuje polubownych rozwiązań, nie znosi pychy i chciwości. Nieustępliwy w negocjacjach, wie czego chce i potrafi ocenić, co jest najlepsze dla jego ludzi. Nie jest też aż takim dzikusem, za jakiego go mają, bo i mowę wspólną zna, choć tego po prostu nie zdradza, uważając język ten za kaleczący i plugawy. Kłamliwy. Acz przydaje się, by zrozumieć poczynania wroga.
   Tego właśnie dumnego Wodza zdaje się znać Devril. Co więcej, wydaje się, że tę dwójkę łączą dość przyjazne relacje, co tym bardziej dziwi, gdy weźmie się pod uwagę stosunek Szatana do obcych. Lecz Winters w oczach Arwaka jest odmienną klasą ludzi. Winters był tym, który walczył u ich boku i którego Wódz dopuścił do siebie, ucząc mowy i zwyczajów Arwaków. Wtajemniczył go też w tajemny system znaków tego plemienia.
   Status – żywy.




Nemeyeth, Neme
"Jej śmierć była ciosem, jakiego, w końcu szczęśliwy, nie przewidział. Teraz, stojąc w jaskini czuł tylko pustkę. Wkrótce wyjedzie, wróci do świata. Znów będzie, zależnie od poleceń Alastaira, szpiegiem, posłańcem, doradcą. Był oddany sprawie. Poświęcił jej honor. Życie. Dla niej, jeśli trzeba, zginie.
Lecz jego serce pozostało tutaj. Wśród cieni i duchów."

[art credit Anathematixs]




   Córka Wodza, oczko w głowie zarówno Semeretha, Nerisa, jak i starego tropiciela i myśliwego, Menerosa, który służył jej za opiekuna. Złotowłosa, z szarymi, przejrzystymi oczyma, nieco może zbyt dużymi. Twarz zdradzała uduchowienie i powagę i ktokolwiek w pierwszej chwili wziąłby jej trójkątną twarzyczkę za dziecięcą, oglądając pełne, kobiece kształty zmieniłby zdanie. Kobieta surowa, przypominająca charakterem lód, lecz znacznie odeń twardsza. Lecz jej usposobienie i stosunek nie były nacechowane zaciekłością, raczej łagodnością. Neme zawsze wiedziała, czego chce i nie raz służyła ojcu wsparciem i radą, podczas gdy jej brat bawił gdzieś w głuszy.
   Tak właśnie ujrzał ją Devril, gdy Neris przyprowadził go do obozu. Jego serce zabiło szybciej na widok kobiety, a i ona długo nie mogła oderwać od niego wzroku. Był inny niż mężczyźni, których znała. Później widywał ją jeszcze częściej, gdy objaśniała mu tajniki ich wierzeń i wiedzy. Kochał ją. Nie było dla niego ważne zdanie jego ojca, który w Neme widział tylko dzikuskę, niegodną nazwania służącą, a co dopiero panią w Drummor. Młodzi w tajemnicy przed rodzicielem Wintersa zaręczyli się, planując rychły ślub, jakby powiedzieli złośliwi, nieco pośpieszny. W darze od ukochanej otrzymał naszyjnik z kamieniem ducha, kamieniem związanym z umiejętnościami Tropicieli. Neris, który wiedział o darze siostry, przypuszcza, że ta czuła odmianę losu i wiedziała, iż szczęście nie jest pisane jej i arystokracie. Śmierć ukochanej przerwała wspólne plany, odbierając Devrilowi wszelką radość. Bez niej życie straciło barwy. Czuł tylko pustkę, której nic nie było w stanie wypełnić. Wkrótce potem został szpiegiem.
   Status – martwa.



Nemaneris, Neris
"– Pójdziesz ze mną, bracie? – Oczy Nerisa spoglądały na Devrila wzrokiem jego siostry. Lecz w spojrzeniu tym nie było łagodności Neme. W nim płonął żar. – Oczywiście, że pójdziesz. Jesteś jednym z nas. Jeśli nie z pochodzenia, to z ducha i krwi. Jesteś bratem. – Można by to uznać za nacisk. Lecz głos mówiącego płynął z serca. Może dlatego tak chętnie przebywał wśród nich. I wiedział, zresztą, wiedział jeszcze wcześniej niż Neris zapytał.
– Pójdę."
[art credit VirginieCarquin]



   Włóczykij i wieczny wędrowiec, Syn Wodza, spadkobierca plemienia. Zawsze miał w sobie coś z niesfornego chłopca i dopiero z czasem miał się ustatkować i spoważnieć, dojrzeć do wyznaczonej mu roli. Liczne podróże pozwoliły mu poznać inne kultury, przyjrzeć się temu, co jego plemieniu wydawało się dziwne lub zgoła szalone. Wtedy też nauczył się mowy wspólnej, którą dość biegle włada, jako jeden z nielicznych Tropicieli. Podczas tych podróży spotkał drugiego niespokojnego ducha w osobie młodego Devrila. Nietrudno przewidzieć, że połączyła ich szczera przyjaźń, której nie zmąciło nawet wspomnienie konfliktów z przeszłości.
   Przez Devrila nazywany Nerisem, Nemaneris zrobił wszystko, by przyjaciel poznał życie Tropicieli, w czym dzielnie dopomógł mu Meneros i siostra. Zawarł też braterstwo krwi z Devrilem. Nie był przeciwny związkowi arystokraty i Neme, popierał go nawet pomimo sprzeciwu Wodza, swego ojca, który, pamiętając o dawnych krzywdach, nieufnie odnosił się do Wintersa. Wszystko zmieniła śmierć Neme. Lecz on i Devril na zawsze zostali braćmi.
   To, z czego mało kto zdaje sobie sprawę, to szczególna zdolność przyszłego Wodza. Niektórzy nazwaliby to magią, dla jego plemienia jest to dar duchów. Jedna, szczególna cecha, z którą rodzi się każdy członek plemienia. W przypadku Nerisa jest to wrażliwość na fałsz. Młodzieńca nie da się oszukać, wykryje każdą fałszywą nutę, jaka padnie. Warunek jest jeden – konieczność kontaktu wzrokowego. 
   Status – żywy.

 
Meneros Wilczy Pazur
"Tropiciel zdawał się niezainteresowany poczynaniami swojego byłego ucznia. Szedł prosto przed siebie, tak cicho, jakby Devril miał przed sobą nie istotę ludzką, a ducha. Nikt nie był tak doskonały w ukrywaniu się jak Tropiciele, a wśród tych najlepszy był Meneros. On potrafił podejść nie tylko dzikich mieszkańców kniei i gór. Nawet zmiennych, nawet wampiry i inne istoty o wyczulonych zmysłach."

[art credit tansy9]



   Najlepszy z tropicieli i wojowników plemienia, samotnik, samozwańczy opiekun Córki Wodza i Syna Wodza, Nemeyeth i Nerisa. Nikt nie zna tak dobrze tajemnic lasu jak Meneros, nikt tyle nie wyczyta z pojedynczej gałązki ani z nurtu wody. Wielce ceniony nie tylko przez swój lud, lecz i przez podróżników, nieważne, jakiej narodowości. Jak i plemię, nie brał udziału w walkach, raz tylko chciano go namówić, by przeprowadził oddział zwiadowców, obiecując nagrodę w złocie. Dumny myśliwy odmówił z pogardą.
   Jest milczącym człowiekiem, jeśli odzywa się, to niezwykle rzadko i lakonicznie. Raczej nie nawykł do długich wyjaśnień. Jest też strasznie skryty, czasem zdaje się samotny, bo jego żona dawno już odeszła, a dzieci żadnych nie mieli. Swe uczucia przeniósł więc na Neme i Nerisa, a także na przyjaciela tego ostatniego, Devrila, co zaskoczyło najbardziej nie arystokratę, a myśliwego. Mimo milczenia wyborny nauczyciel, przekazał Devrilowi, chętnemu słuchaczowi całą swą wiedzę i umiejętności, nie tylko w zakresie łowów.
   Szczególne umiejętności tropicielskie Menerosa wiążą się nie tylko z posiadaną przez niego wiedzą i znajomością natury, ale także jego darem. Pozwala mu on poprzez dotyk dostrzec to, co działo się w danym miejscu, co dotyczyło danego przedmiotu, rośliny, zwierzęcia i istoty ludzkiej. 
   Status – żywy.

Semereth Bystrooki
"Starzec milczał. Oczy, wyraźne i przenikliwe, tak jasne, zdawały się sięgać głębiej niż wzrok normalnego człowieka."

[art credit Athayar]


   Wielki Wódz, ociec Nameyeth i Nerisa. Niechętny obcym, pamiętliwy. Jego włosy, z lekka posiwiałe zdradzają wiek, oczy zdają się widzieć więcej, niż zwykłego człowieka. Nie rozumie mowy wspólnej, nie mówiąc już o Kerońskim czy innych językach ludzi. Tylko mowa jego ludu. Nieco zatwardziały, zwłaszcza jeśli chodzi o tradycję i bratanie się z obcymi. Tropiciele żyją obok nich, bo nie mają wyjścia. Lecz nic od nich nie chcą i nie chcą ich wśród swoich. Dlatego nieprzychylnym okiem spoglądał na przyjaźń Nerisa i Devrila, najchętniej by się tego ostatniego pozbył, odesłał jak najdalej. Lecz na względzie miał dobro swego syna. A ten wyraźnie cenił towarzystwo Kerończyka. Nawet ze względu na syna, nie potrafił przychylnym okiem spojrzeć na zawarte braterstwo krwi, potem na kwitnące między Neme a obcym uczucie. I trzeba było śmierci jego córki, by dostrzegł w obcym człowieka, tego, kogo widział i syn i Neme i Meneros. Odtąd Devril stał się dla niego drugim synem i przyjacielem Tropicieli.
   Do obowiązków Wodza należy obrona wioski, co u tego plemienia sprowadza się bardziej do jej ukrycia niż walki. Członkowie społeczności uważają, całkiem zresztą słusznie, że to Wódz kontroluje otaczającą ich siedzibę mgłę, wpuszczając tylko tych, których serce jest tego godne. Mówi się także, że jego własny dar pozwala Bystrookiemu patrzeć w miejsca odległe od Wzgórz Duchów, widzieć to, co dzieje się setki kilometrów stąd. Jednak, jako że wszystko ma swoją cenę, zdolność ta przedwcześnie poorała zmarszczkami jego twarz, a włosy przyprószyła siwizną. 
   Status – żywy. 

Ruch oporu 


Ruch oporu
"Na razie nie robili wiele. Szukali popleczników, albo pełnych odwagi, albo bogatych, co by w razie walki mogli wojska wystawić i opłacić. Walki kosztują. Wszystko kosztuje i to nie tylko złoto."
[art credit hedaard]


   Stowarzyszenie osób zebranych wokół Alastaira w Królewcu, niemal pod samym nosem królowej i szpiegów gubernatora. Wydawać by się mogło, że nie robią nic, oprócz może zawiązania sojuszu i porozumienia. Błąd. Oni bacznie czekają, starając się wychwycić odpowiedni moment, by przywrócić Keronii wolność. Oni śledzą wydarzenia, zbierają wokół siebie sojuszników, jednocześnie starając się pozostać w cieniu i nie zdradzić przedwcześnie, nim będę w pełni gotowi do starć. Bo, że bez walk się nie obędzie zdaje się niemal pewnym. A co może garstka wobec potęgi dwóch państw?
   Buntownicy jak dotąd spotkali się tylko parę razy w całym, pełnym składzie. Wolą kontaktować się skrycie, pojedynczo niemal, by nie kojarzono ich ze sobą. Miana wszystkich zaangażowanych zna chyba tylko Alastair, a co za tym idzie i Devril, który w ruchu pełni nie tylko rolę szpiega, ale i zastępcy, głównego doradcy maga. Prawa ręka. Gdzie Alastair nie może, tam Deva pośle. O zaangażowaniu zaś earla jako informatora wie chyba tylko mag, a tej tajemnicy strzeże uparcie.
   Status – działa.

Magowie


Alastair
" – Nie, nie nie. Nie dotykaj tego. To niezwykle cenny artefakt. Jeszcze za czasów… – Mag trzepnął ją w wyciągniętą dłoń tak, jak wczorajszego dnia uczynił z Darrusem."

[art credit leopardsnow]

  Alastair Pielgrzymujący, przez niektórych nazywany Kolekcjonerem, jest Kerończykiem, magiem. Niegdyś, za panowania rodu Marvolo pełnił zaszczytną rolę nadwornego maga, po wojnie jednak zdegradowano go do jednego z licznych magów Królewca. Powszechnie uważany za dziwaka, człowiek, którego obchodzi tylko magia i stare artefakty, ten, który wiecznie siedzi zagrzebany w starych księgach. Jeśli miano by typować kogoś odseparowanego od polityki i intryg dworskich, bez wątpienia tym kimś byłby Alastair. Mag słynie z tego, że często próbuje nowych rzeczy i zaklęć, zna stare podania, pieśni i legendy, nawet, jeśli sam nie do końca w nie wierzy, a przynajmniej tak utrzymuje. Poza tym dnie całe spędza na praktykach magicznych i eksperymentach, do furii doprowadzając tym swoich sąsiadów zza ściany. Jest skryty i z racji tego rzadko ujawnia swe uczucia. Lecz ci, którzy znają go naprawdę wiedzą. Widzą.
   Elfią magiczkę poznał dzięki magii, którą pragnął zgłębiać. Stał się głównym nabywcą odnalezionych przez Niraneth artefaktów i kimś, kto pomaga jej odnaleźć się w skomplikowanym dla niej świecie ludzi. Ich układ jest szczególnie dziwny, bo on wiele znaczy dla niej, ona zaś dla niego. Elfka jest dla maga jak córka. I choćby dlatego starał się trzymać ją z daleka od ruchu i polityki. Niemniej, za sprawą bandy Nefryt i powiązań z hersztem, magiczka w końcu poznała i tę prawdę.
   Alastair, jeśli o zachowanie chodzi, nie uchybi społecznym zasadom i etykiecie. Grzeczny, czasem aż nadto, trudno go wyprowadzić z równowagi. Dość przewrażliwiony na punkcie swoich zabawek... znaczy się, zgromadzonych przez niego magicznych artefaktów. To wysoki, szczupły mężczyzna, wiecznie z kosturem maga w dłoni i szatą typową dla jego profesji, żeby przypadkiem nikt nawet nie pomyślał, że czymś innym parać się może. Zdaje się mroczny, gdy spojrzysz na niego pierwszy raz. Śniada cera, czarne włosy i ciemne oczy. Lecz poznając go bliżej widzisz, że nic złego w nim nie masz. A jednak, pozory mylić potrafią. Alastair jest bowiem przywódcą ruchu oporu, organizatorem, bezpośrednim zwierzchnikiem Ducha. Devrila.. 
   Status – żywy.



Bevan Reis 
"– Nie musiałeś tego robić. Nie musiałeś go zabijać – młodszy z mężczyzn był oburzony. Wpatrywał się w martwe ciało, teraz już pozbawione życia. Jeszcze przed chwilą tak go pełne.  Wirgińczyk. Strażnik. Nieprzyjaciel.
– Znał nasze plany. Czy według ciebie miałem go puścić wolno? – Mogłeś go uwięzić do czasu...
– I ryzykować, że ucieknie? Pora dorosnąć. Świat nie jest czarno–biały."

[art credit artastrophe]




   Wierzy w ideały. Nieco naiwny, bez wątpienia szlachetny. Ocenia innych względem siebie. Litościwy, nawet dla wrogów. Słowo honoru i złożona przysięga są dla niego świętymi. Oddany członek ruchu oporu, święcie wierzy w ideę wolności dla Keronii i w Alastaira jako przywódcę, wielkiego człowieka, który wie, co robi i który doprowadzi ich do wolności. Często kłóci się z Devrilem, zwłaszcza gdy ten przedstawia mu argumenty mieszające z błotem wszystko to, co robią i gdy wytyka błędy. Reis po prostu pewnych rzeczy nie chce przyjąć do wiadomości. Wydaje mu się, że to Wirgińczycy są wszystkiemu winni i jako zło trzeba ich stąd wyplenić. Dopiero otwiera oczy na niektóre wydarzenia, dopiero zaczyna widzieć nie tylko cel, ale i prowadzące do niego środki. Często właśnie one (środki) wzbudzają w nim niechęć i wstręt. Zdarza mu się protestować, zdarza się stawiać, zwłaszcza, jeśli jest przekonany o niewłaściwości takiego czynu.
   Młodszy od Devrila, był wychowany przez byłego gwardzistę w służbie króla Briana. Od niego wyniósł przekonania i zasady, jakimi stara się kierować w życiu. Przed śmiercią jego opiekun skierował go do Alastaira, by tam w czynny sposób mógł przysłużyć się dla dobra kraju i jego mieszkańców. W ruchu Bevan dostał twardą szkołę życia. I poznał osobnika znanego jako Ducha, który stał się samozwańczym przewodnikiem swego młodszego towarzysza. I pod pewnymi względami także wzorem, choć tego ostatniego wcale sobie nie życzył.
   Status – żywy.



Selena de Varney
„Zmęczenie nie nastrajało go pozytywnie, zaczynał przypuszczać, że zadanie, jakie na nich czekało przekracza możliwości Ducha.
– Devril Winters, proszę proszę. – Na ich spotkanie wyszła sama pani domu. Hrabina de Varney… Selena nic się nie zmieniła. Jakby czas się dla niej zatrzymał. Nie mógł nie uśmiechnąć się na widok jej twarzy i szafirowego spojrzenia.”
[art credit sharandula]




   Quinghenka. Dosyć piękna kobieta o posągowatych rysach twarzy. Czarne włosy okalają jej twarz, z której spoglądają szafirowe oczy. Dystyngowana, piękna i bogata, o znacznej pozycji na cesarskim dworze. Nienaganne maniery, grzeczny uśmiech na wargach, duma w spojrzeniu, acz i łaskawość, gdy trzeba. Wdowa po Hugonie de Varney, wcześnie poślubiona mężowi doczekała się jednego syna, Briana, który odziedziczy ojcowski tytuł. Póki co to matka, w jego zastępstwie, zarządza dobrami i rozporządza majątkiem. I choć nie brakowało kandydatów do jej ręki, odrzuciła wszystkich, na tyle niezależna, by nie wiązać się z nikim powtórnie. Nieżyczliwi mówią, że zbyt jej się podoba samotność i samostanowienie nad swoim losem, że woli kochanków do swej sypialni wpuszczać niż na nowo obrączkę na palec włożyć. Bardziej życzliwi sugerują, jakoby szczerze kochała swego męża i nie zamierzała go zastępować nikim innym. A jednak z Devrilem łączą ją aż nazbyt zażyłe stosunki, co widać i w spojrzeniu kobiety, a i w geście. Nie da się ukryć, że piękna hrabina nie jest Devrilowi obca, oboje też wiedzą o sobie na tyle dużo, by swobodnie rozmawiać.
   Selana nie sprzyja obecnemu cesarzowi, z tych też przyczyn chętnie wspiera keroński ruch oporu i ich zamiary. Lecz Devril zawsze jest dość powściągliwy i choć zdaje się wiedzieć, gdzie leży przyczyna poglądów hrabiny, zachowuje je dla siebie. Z rozmów jednak można wywnioskować, że zna ją jeszcze z dawnych czasów... podobnie jak znał Hugona, jej męża, z którym też łączyła go szczera przyjaźń jeszcze z szalonych, szczenięcych lat.
   Status – żywa.



Sokolnyk
"Jakim cudem krasnolud przewodził zbieraninie pozostawało tajemnicą do pierwszego starcia z Wirgińczykami. O Sokolnyku można było powiedzieć wiele, ale o strategii coś wiedział, o posłuchu i właściwym wyszkoleniu też. Bywał ostry, surowy, zorganizowany, lecz przede wszystkim był dowódcą, matką i ojcem w jednym. Całkowicie absorbujące zadanie."



 [art credit Manzanedo]
 
   Sokolnyk, dowódca koczującego w okolicy lasu Larven oddziału ruchu oporu, krasnolud nieco wyższy od swoich ziomków, mniej krępy, z charakterystycznym pokaźnych rozmiarów nosem i alergią na Wirgińczyków. Przez wzrost i budowę ciała posądza się go o domieszkę ludzkiej krwi, on sam utrzymuje,, że przynależy duszą i ciałem do ziomków z Dolnego Królestwa, serce oddając Keronii. Jak na krasnoluda przystało nosi nierówno przystrzyżone, przerzedzone blond włosy i brodę w takim samym odcieniu. Mówiono, że w chwilach gniewu wyrywa sobie z niej włosy, a w zażenowania przygryza przez co do końca walk zdąży sobie ją całą oskubać jak pierze gęsi, kłaczek po kłaczku, a osiwieje to już doszczętnie. 
   To, że krasnolud przewodzi gromadzie ludzi i nieludzi wciąż wywołuje zdziwienie u osób postronnych, lecz nie u tych, którzy zdążyli poznać Sokolnyka. Nie jest młodzikiem, do starców też go zaliczyć nie można, osobnik szorstki w obyciu, raczej ostry i surowy, przy czym jednak sprawiedliwy. Niezwykle wyczulony na punkcie dyscypliny, przestrzegania rozkazów i ustalonych zasad. Nieco staroświecki, do wszelakich nowości podchodzi z dystansem, podobnie jak do magii, z której pomocy, a raczej z pomocy władających nią użytkowników jest nieraz zmuszony korzystać. Przede wszystkim strateg, później dowódca, do tego z gatunku takich, którzy muszą wszystko sprawdzić samemu, wierząc święcie, że jak się czegoś nie dopilnuje, łatwo pójść z torbami. Niełatwo zaskarbić sobie jego zaufanie, szacunek jeszcze trudniej. Wszystko to w połączeniu z charakterem krasnoluda sprawia, że nie jest łatwy w pożyciu. Tym bardziej dziwi jego przyjacielska relacja z Alastairem, chociaż oficjalnie Sokolnyk wyraża się o przywódcy ruchu raczej oględnie, często podkreślając szalone pomysły i gorącą głowę maga. Komplementem to raczej nie jest.
   Jest coś w tym surowym krasnoludzie, co sprawia, że jego podwładni poszliby za nim w ogień. Nie, żeby tego od nich wymagał. Pomimo surowości i dyscypliny Sokolnyk nie pozwoli, by jego ludziom stała się krzywda. Jeśli może zrobi wszystko, by im tego oszczędzić. Oni zaś o tym wiedzą.
   Status - żywy.



Gwain Ores

 [art credit gerezon]












   Jeśli prawdą jest neutralność Wegi i umiłowanie pokoju jej mieszkańców, Gwain Ores burzy tę wizję, stanowiąc zaprzeczenie wszystkiego, co wiemy o tym niewielkim kraiku i zamieszkujących go istotach.
   Status - żywy.





Zelda

 [art credit Manzanedo]










   Półelfka, sierota wychowana w Demarze w jednym z tamtejszych sierocińców. Porzucone, niechciane dziecko miejskiej elfki i Wirgińskiego żołdaka. Bez nazwiska, bez przeszłości i bez korzeni. Długo wolny strzelec, najemniczka. Trudne dzieciństwo i początki sprawiły, że na świat patrzy nieco ponuro, bez złudzeń odnośnie charakteru, natury innych i niespodzianek - tych dobrych od losu. Z gatunku pesymistów, widzących zawsze najgorsze możliwości, sama o sobie mówi, jakoby była po prostu realistką.
   Bardziej człowiek niż elf, geny tego pierwszego okazały się silniejsze. Wyrobione w walce i ćwiczeniach mięśnie, grubszy kościec, wzrost, który sprawia, że drobną się ją nie nazwie. Wyraźnie kobiece kształty i lekko okrągła twarz z czekoladowymi oczami i prostymi jak strąki włosami, cienkimi i łamliwymi. Jedynie uszy, lekko szpiczaste, zdradzają jej pochodzenie i częściową przynależność do elfiej rasy.  
   Status - żywa.


Saliman Zaland







 [art credit artastrophe]

   Za coś jednak żyć trzeba, to i na swój byt i utrzymanie Saliman zarabia jako nadzorca portu.
   Status - żywy.



Magnolia Rivers











[art credit rodmendez]


   Kapitan miejskiej straży.
   Status - żywa.

Bractwo Nocy 



Nieuchwytny
" – Zdajesz się bardzo zajęty ostatnio, Lucienie. Może ucieszy cię wieść, że po tej misji masz stawić się w Zamku Gubernatora. Specjalnie sobie tego zażyczył. – Zamiast zachować dyskrecję, powiedział to przy Nefryt, choć musiał wiedzieć, że ta jest zażartym wrogiem Wirginii. A może... Może zrobił to specjalnie? Może celowo chciał stworzyć Lucienowi podwaliny do zdrady... albo komuś innemu, do usunięcia go? Komuś takiemu, jak choćby Nefryt? " 

[art credit 88grzes]


  Przywódca Bractwa Nocy, mianowany na to stanowisko jako jeden z najmłodszych w całej historii. Nikt nie zna jego prawdziwego miana ani pochodzenia, nawet członkowie Rady. Zawsze był Nieuchwytnym, odkąd tylko najstarszy członek Bractwa Nocy sięga pamięcią. Jednak tylko członkowie Rady i Poszukiwacz znają tajemnicę ich przywódcy. A jest nią magia. Zwykle ubrany w czerwone szaty, z wyszytym na nich symbolem Bractwa Nocy, skrywa twarz pod głębokim kapturem, z dodatkowo nań nałożoną iluzją. I jeśli nawet uda ci się spostrzec twarz Nieuchwytnego, wierzaj mi, nie jest to jego prawdziwe oblicze.  Jest  doskonałym strategiem i, z czego mało kto zdaje sobie sprawę, równie doskonałym magiem. Owszem, inni widzą iluzję, jaką wokół siebie roztacza, lecz większość myśli, że to jedyna szkoła magii, w jakiej się wykwalifikował przywódca.
  To człowiek pełen ambicji, dumny i nieustępliwy. W pewien sposób chciwy. Umiejętny manipulator, potrafi dostrzec idealną okazję do wzbogacenia się i ją wykorzystać, co czyni z niego przywódcę idealnego. Umiejętnie dostrzega ludzkie słabości i je bezwzględnie wykorzystuje, co czyni zeń trudnego przeciwnika. Zazdrośnie strzeże swojej pozycji, jednocześnie odizolowany od rekrutów, których los jest mu tak naprawdę obojętny, póki się czymś nie wyróżnią. Raczej milczący, nie jest popędliwy, doskonale nad sobą panuje. Mówi rozważnie i każdy jego krok zdaje się przemyślany, dokądś prowadząc. A jeśli już coś postanowi i przy tym się uprze, wówczas nikt nie jest w stanie przekonać go do zmiany zdania. Nie, jeśli Czerwony Mag sam tego nie chce.
   W Czarnym Cieniu widzi zagrożenie dla siebie, chętnie widziałby go martwym, nawet pomimo korzyści, jakie przyniósł Bractwu. Jednak popularność tamtego nie pozwala na jakąkolwiek interwencję. A jednak i Nieuchwytny ma swoich zwolenników. W trudnych czasach przyszło mu przejąć przywództwo w Bractwie Nocy, a z powierzonego mu zadania wywiązał się wprost idealnie, choć byli tacy, co wróżyli mu klęskę. Wszak, jako jeden z nielicznych przywódców był proponowany z zewnątrz, nie należąc uprzednio do Rady. Do tego był wtedy młody stażem. Podołał. Nawet Poszukiwacz zdaje się cenić pozycję i umiejętności tamtego, choć prywatnie nigdy nie określiłby go swym przyjacielem.
   Status – żywy.

Jastrząb
"Imię jego wryło się w pamięć Luciena, jako że mentorem mu był, opiekunem i ojcem w jednym. Był tym, kto pokazał mu świat Cieni."

[art credit 88grzes]


   Poszukiwacz Bractwa Nocy, poprzednik Luciena. Nazywano go Jastrzębiem, bo spadał na wrogów znienacka, wzrok miał bystrzejszy niż ktokolwiek inny, rysy twarzy ostre, surowe, włosy przyprószone siwizną. Powierzchowność przywodziła na myśl kogoś, kto nie zna uczuć, nie poddaje się im. Wszystkiemu przeczył uśmiech, dobrotliwy, rzecz można niemal łagodny, zwłaszcza gdy spoglądał w twarze młodych rekrutów, tych, których sam przywiódł do Bractwa. Dla większości z nich był jak ojciec, gotów wysłuchać i wspomóc dobrą radą. Honorowy na swój sposób. Odważny. Rozsądny. Zawsze tam, gdzie coś się działo. Podobny w tym do Valentino, z tym, że Jastrząb nie odstąpił by od własnych przekonań, gdyby był pewien ich słuszności. Skłócony z Lady Kieł, jednak przyczyny ich sporu nikt nie znał i nie miał poznać.
   Jak tylko spotkał młodego Variana, od razu dostrzegł w nim potencjał. Potem często sam go szkolił, zdradzając tajniki swej wiedzy i walki. Był jego mentorem. Dzielił się z nim spostrzeżeniami, jakby już wtedy szykował go na swoje miejsce. Istotnie, w swych zapiskach i w rozmowie z Valentino to kandydaturę Luciena wysunął, na wypadek gdyby on sam kiedyś nie powrócił. Co niektórzy mówią, że zamierzał osadzić młodzieńca na stanowisku nie Poszukiwacza, a Przywódcy Bractwa Nocy, na to ostatnie jednak brak potwierdzeń i wskazówek. Zginął podczas jednej z sekretnych misji, jaką wyznaczyła mu Rada. Lucien wciąż próbuje dociec, jak do tego doszło. Nim odszedł, zdradził Lucienowi swe prawdziwe imię, Ned.
   Status – zaginiony, uznany za martwego.





Łowczyni
" – Jest pod ochroną Nefryt – zasugerował. – Wstrzymaj się. Jestem członkiem Rady – przypomniał jej. Ale ona pokręciła głową.
– Czarna Ręka ma własne prawa. Nieuchwytny nakazał nam zgładzić wszystkich, którzy zdradzili nasze zasady."


[art credit Smilika]





  Członkini Czarnej Ręki, nieustępliwa i dość powściągliwa w wyrażaniu emocji elfka. Towarzyszyła Lucienowi podczas jego misji stłumienia powstania, misji, do jakiej Bractwo Nocy zaangażowała herszt bandy zbójeckiej, Nefryt.
   Łowczyni jest niewysoką, blondwłosą elfką o oczach, które ktoś niewdający się w szczegóły określiłby jako zielone, ktoś zaś bardziej dokładny jako oliwkowe. Na jej twarzy niemal zawsze widnieją zielonkawo–brązowe tatuaże, które ułatwiają jej wtopienie się w krajobraz, ale i całkiem skutecznie maskują jej rysy. Jeśli tych nie namaluje, nakłada zasłaniającą jej usta chustę. Stawia na wygodę, toteż rzadko kiedy okrywa się płaszczem, uznając, że ten nazbyt krępuje ruchy. Strój jej zawsze dobrany jest w kolory ziemi, najczęściej brązy i odcienie zieleni, jeśli już nosi pancerz, to tylko skórzany, bo wedle jej mniemania czyni on najmniej hałasu podczas skradania. Przy pasku nosi rytualny sztylet Czarnej Ręki, a na plecach elfiej roboty łuk, bo choć nie wychowywała się wśród swoich rodaków i do niedawna nie widziała nawet na oczy Eilendyr, to elfom przyznaje pierwszeństwo w sztuce, jaką jest łucznictwo. Jest mistrzynią walki na dystans i skradania się, jeśli zajdzie potrzeba, posłuży się i wytrychem, choć złodziejstwo nigdy nie było jej ulubionym fachem. Obdarzona miłym dla ucha głosem, często śpiewa czy to na postojach czy w czasie podróży. Choć powściągliwa, zwykła dobitnie wyrażać swoje zdanie i to, co jej się nie podoba, o czym mogła przekonać się Nefryt. Oddana Bractwu Nocy i swoim zadaniom jako Czarnej Ręki. Nie toleruje zdrady Cieni, karą za to jest śmierć, bez wyjątków. Podobna w swej lojalności do Poszukiwacza, niezwykle ceni jego osobę i zdanie. Zresztą, to on był tym, kto ją szkolił i przyciągnął do Bractwa. Nie trudno się dziwić, że to jego wybrała na mentora. Pozostałe kwestie sporne Bractwa raczej jej nie dotyczą, a przynajmniej jeszcze nie wypowiedziała swego zdania. Ona jest od zabijania i tropienia zdrady, nie od czczych, nieprowadzących donikąd dyskusji. Jednak pomimo tej bierności śledzi z uwagą toczące się dyskusje. Krótkotrwale związana z nowym rekrutem Cieni, Rincewindem, acz trudno nazwać ich relację czymś głębszym. Faktem jest jednak, że to on był tym, który zakończył ich relacje.  
   Status – żywa.

Niedźwiedź
" Niedźwiedź wyglądał na cokolwiek niepewnego, jakby nagle zabrakło mu odpowiednich słów, zagubionych gdzieś w głębszych partiach umysłu.
– Jesteśmy zabójcami – powiedział.



  Mocarny wojownik, urodzony i wychowany na terenach górzystych, gdzie panuje wieczna zima. Człowiek. Preferuje walkę w zwarciu, ciężkim orężem, jego ulubiona broń to dwuręczny topór lub dwuręczny miecz, którymi wywija jakby były nic nieważącymi patyczkami. Nie jest typowym rycerzem, bardziej przypomina barbarzyńcę. Jego twarz zdobią liczne szramy i blizny, które jednak, zamiast uznawane za szpetne, traktuje jako powód do dumy i chluby, dowód prawdziwej waleczności.
   Zazwyczaj milczący, czasem skinie potakująco głową lub burknie jakieś słowo bardziej przypominające niedźwiedzi warkot, skąd i wzięło się jego przezwisko. Potrafi słuchać i dotrzymywać sekretów, możesz być pewnym, że cię nie wyśmieje ani wykpi. Może dlatego, że on po prostu nie powie nic, jakby nie słyszał. Nie ma chyba stwora, z jakim nie przyszło mu walczyć. Wyrobione muskuły tworzą obraz wojownika, którego siła tkwi w mięśniach, nie w wiedzy o świecie ani w zwinności. Najczęściej pracuje w duecie z Łowczynią, jako że ich zdolności uzupełniają się idealnie. W takich przypadkach to elfka jest stroną przywódczą, podejmującą decyzje.
   Status – żywy.





Skorpion, Solana
"Uczucia znaczyły komplikacje. A komplikacje oznaczały kłopoty. Przedsmak już tego miał z Solaną. Nie był przecież na tyle głupi, by pakować się w to znowu."

[art credit LeafOfSteel]








   Keronijka. Zabójcza jak jad skorpiona, równie podstępna i niewidoczna właścicielka Róży w Królewcu, nosząca się na czerwono. Niech cię nie zmyli uśmiech pięknej Solany, niech cię nie zmyli jej gracja i czar, jaki wokół siebie roztacza i obietnice, jaki składają ci jej koralowe wargi i ponętne ciało. Ta kobieta jest bowiem Cieniem. Ta kobieta jest najlepszą informatorką Bractwa Nocy, dowodzi siatką szpiegowską. Wie więcej niż ktokolwiek inny, nawet jeśli tobie wydaje się, że to tylko pusta uwodzicielka.
   Solana była też jedną z najskuteczniejszych złodziejek i skrytobójczyń Bractwa Nocy, zwykła pracować razem z Krukiem i Czarnym Cieniem, tworząc nierozłączne trio. I niezwykle skuteczne. Dopiero po zdradzie Kruka wycofała się, rzadziej pojawiając w Sanktuarium i później w Czeluści. Co bardziej zorientowani twierdzą, że Rada uznała, że lepiej wykorzystać jej zdolności szpiegowskie niż zabójcze, choć i takich misji czasem się podejmowała. Lecz to ona zdecydowała o wyjeździe do Królewca i oddzieleniu jej zadań od Luciena, nie zaś on. I tu znów, co bardziej zorientowani twierdzą, że coś więcej niż tylko współpraca i tylko przyjaźń było pomiędzy późniejszym Poszukiwaczem a Skorpionem. Ci sami ludzie twierdzą, że jemu zależało znacznie bardziej niż jej i że ciężko przeżył rozstanie, a przy każdym niemal pobycie w Królewcu szukał jej towarzystwa, zupełnie jakby był od niego uzależniony. I dopiero późniejszy jego związek i uczucie, jakie żywił do Iskry, całkowicie uleczyło starą ranę, choć osoba Solany nie raz miała stać się jabłkiem niezgody pomiędzy nim a Zhaotrise.
   Status – żywa.





Kyria, Lady Kieł
"– Wystąpili przeciwko nam, Bractwu Nocy. Torturowali naszych ludzi. To niegodziwość. To zniewaga. A ta zniewaga woła o pomstę. I o krew. Wnoszę o głosowanie Rady. Wnoszę o reakcję z naszej strony. Nie możemy pokazać słabości. Upadłych rozszarpią wilki."

[art credit Aerenwyn]




  Wampirzyca, jedna z najstarszych członków Bractwa Nocy, obecnie piastująca stanowisko zastępcy przywódcy, Nieuchwytnego i jego zagorzała popleczniczka. Nie potrzebuje żadnej broni, sama w sobie jest bronią, a w zasadzie nie ona, lecz jej kły. Z pochodzenia Quinghenka, do Bractwa trafiła już jako przemieniona. W przeciwieństwie do niektórych przemienionych, Kyria nie żałuje tego, co się stało, gardząc tym, kim była wcześniej. Słabym człowiekiem. Przynajmniej takie jest jej oficjalne stanowisko. Astrid i krążące o założycielce Bractwa legendy i opowieści ma za czcze gadanie. W duchy i bogów nie wierzy, toteż nie dziwi objęte przez nią stanowisko zgodne z tym, jakie wyraził Nieuchwytny w kierowaniu Bractwem Nocy. Nie oznacza to, że nie szanuje Astrid. Szanuje, owszem. Lecz to przeszłość, a Cienie muszą kroczyć do przodu, radzić sobie w tym świecie, utrzymując się przy władzy, nawet jeśli nie zawsze widocznej. Wszak duchy i senne mary nie ruszą im na pomoc, jak i nie kiwnęły palcem, gdy jakiś życzliwy ją przemienił. Ma w sobie dużo goryczy, tłumionych pod maską chłodu i zimna. Uparta i pamiętliwa, bywa nazbyt zapalczywa, o czym miała okazję przekonać się Szept. Nie wzbudza zaufania rekrutów, nawet jeszcze bardziej niż Nieuchwytny. On ich ignoruje, nie dostrzega. Ona dostrzega, lekceważy i straszy. Nie przepadała za wcześniejszym Poszukiwaczem, Jastrzębiem i teraz uczucie to przeniosła na obecnego, Czarnego Cienia. Trucicielka, ale i uzdrowicielka, choć częściej korzysta z tego pierwszego niż drugiego.
   Status – żywa.

Valentino, Zaklinacz
"– Rada zleciła mi to zadanie, wiesz o tym. Byłeś tam.
– Byłem. Wiem, co ustaliła Rada. Lecz dzień się zbliża. A nikt nie wie, co nam przyniesie. Pozwól przeszłości odejść. Pozwól odejść jemu."

[art credit d1sarmon1a]

  Kolejny ze starszych członków Bractwa Nocy, człowiek i mag. Piastuje zaszczytną pozycję drugiego zastępcy przywódcy w Bractwie Nocy. Urodzony w Wedze, wyspecjalizowany w szkole zaklinania. Po cichu mówi się, że to magia wydłużyła tak jego życie.
   Człowiek z natury spokojny, nieszukający konfliktów. Taki, co to nikomu nie wadzi, w drogę nie wchodzi, a wszelkie spory jeszcze łagodzi. Trudno powiedzieć, na ile zgadza się z Nieuchwytnym w stosowanej przez niego polityce Bractwa Nocy, na ile też nie. Dąży przede wszystkim do jedności w Bractwie, widząc w tym szansę na przetrwanie. Widać w jego postawie pewną szlachetność, jakby pochodził z wysokich warstw społecznych, dobrze urodzony. On jednak tego nie potwierdza ani też pogłoskom tym nie zaprzecza. Wysłucha każdego, potraktuje z szacunkiem i grzecznością, jeśli trzeba doradzi, czasem zgani i dobrotliwym tonem nazwie "głupcem". Rzadko unosi się gniewem, chyba że by był naprawdę wytrącony z równowagi. Rzadko też z góry feruje wyroki, nie dając szans na wytłumaczenie się. Przywiązany do tradycji Bractwa Nocy, jednak nie za cenę jedności. Gotów odejść od własnych przekonań, jeśli upieranie się przy nich miałoby doprowadzić do rozpadu.
   Status – żywy.



Dama
"– Szlachetny Panie, czy możesz mi pomóc? – Urocza, okrągła twarzyczka o łagodnych rysach arystokratki, odziana w błękit harmonizujący się z kolorem jej oczu. – Zdaje się, że zbłądziłam. Nie znam miasta, a mój Pan ojciec... – Łzy zakręciły się w oczach.
– Spokojnie, dziewczę. Wyprowadzę cię z tej dzielnicy. Chodź za mną... – Jeszcze nie wiedział, że właśnie pozbawiono go sakiewki, a za chwilę przyjdzie mu stracić życie." 

[art credit niji707]



  Członkini Rady Bractwa Nocy. Nie na darmo nazwana Damą, wywodzi się bowiem z jednego ze znaczniejszych wirgińskich rodów. Delikatnej urody, słodkiej twarzy, o rozmarzonych, niebieskich oczach i drobnych dłoniach artystki, jakby żadną pracą nieskalanych. Nikt nie zna starych pism tak jak ona, nie zaśpiewa tak łagodnym głosem. Z powodu tegoż głosu rozeszła się plotka, że w jej żyłach płynie i po części syrenia krew.
  Dama jest zdolną złodziejką. Nie ma drzwi, jakich nie otworzy i kiesy, do jakiej nie sięgnie. Przejdzie obok najbardziej strzeżonych pomieszczeń i wskaże ukrytą pułapkę. Dziwi, że nie szukała szczęścia w Gildii złodziei. Ona jednak raz o to zapytana, stwierdza że to nie dla niej. Za spokojne, za bezpieczne. I za mało poczucia przynależności. Ma mieszane odczucia do przeszłości. Szanuje tradycję, pamięć Astrid i dawnych duchów. Jednak Cycero to dla niej szaleniec, zagrożenie dla Bractwa numer jeden. Można powiedzieć, że w pewien sposób ją przeraża, w taki sposób, jak tylko szaleni potrafią, w pewien zaś brzydzi się nim. Błędem było przyjęcie go do Sanktuarium, gdyż lekceważy Radę i cele Bractwa, co może doprowadzić do zguby. Jeśli trzeba, wyeliminuje wskazany jej cel, chociaż nie przepada za takimi misjami. Gdy kogoś zabija, to z finezją. Nie lubi niepotrzebnego wymachiwania bronią ani trucizny, znacznie bardziej woli zastawić pułapkę i obserwować, jak ta zamyka się. Nie lubi brudzić sobie rączek, toteż nie dziwi, że zabija albo cudzymi dłońmi, sprowokowawszy starcie, albo z użyciem przemyślnego mechanizmu.
   Status – żywa.




Czerwony Korsarz











[art credit sharandula]


   Status - żywy.




Silvara "Smoczyca"












[art credit Aerenwyn]

   Status - żywa.



Mięśniak












 [art credit rodmendez]

   Status - żywy.



Ava












[art credit sharandula]

   Status - żywa.




Inkwizytor











[art credit Ruloc]

   Status - żywy.
















 [art credit Arsinoes]

   Status - żywa.


Camden











[art credit artastrophe]


   Status - żywy.


Ametyst













[art credit artastrophe]

   Status - żywy.

Gildia złodziei



 

Złodzieje
" Dobrą stroną życia w biedzie jest to, że nie trzeba się bać złodziei." 
[art credit 88grzes]




  Liczna grupa, z którą Lucien zetknął się jeszcze jako dzieciak, kradnąc dla nich. Prawdę powiedziawszy marzeniem dzieciaka, jakim był wówczas, było dołączenie do słynnej Gildii. Nie wyszło. Jedyne, czym się mu Gildia przysłużyła, to znajomość z łuczniczką Estiel i elfia mowa, jaką od niej mógł się nauczyć. Nie mówiąc o doszlifowaniu umiejętności złodziejskich, kradzieży sakiewek i otwieraniu tego, co wedle mniemania właściciela, miało pozostać zamknięte. Lecz kontakty, jakie wtedy nawiązał, przydały się później, gdy wstąpił do Bractwa Nocy. To od złodziei Czarny Cień zdobywa większość informacji, a bywa, że korzysta z ich usług, bo ci wszystko zdają się słyszeć i wszystko wiedzieć.
   Status – działa.


Mercer, Gildia złodziei
" – Co tym razem? Kupa nic niewartych pogłosek i ludzkiej gadaniny? O wiele więcej potrzeba, dużo więcej, by mi zaimponować. Być złodziejem, to żaden wymiernik. Być z Gildii złodziei... to honor, na jaki nie każdy zasługuje.
– Ten młody naprawdę się stara. Mogę zapewnić... – uznała za stosowne zacząć skrzętnie przygotowaną przemowę Estiel. Niestety, szef nie dał jej szansy skończyć.
– Więc wyślij go do Miodosytni. Jak wróci, powitamy go wśród nas.
– Ale on stamtąd nie wróci.
– I oto chodzi. To się nazywa selekcja."
[art credit Ruloc]



  Stary skurczybyk, jak zwykł nazywać go Lucien. Chytry, podstępny i egoistyczny. Kwintesencja manipulacji i złodziejstwa w jednym. Idealny na przywódcę Gildii, która rozwinęła się dopiero po przejęciu przez niego władzy, powracając do dawnej chwały. Ma siedzibę w Królewcu i rzadko miasto to opuszcza, rzadko opuszcza też mury Gildii. Nie spotyka się z byle kim, przeto gdy Lucien jeszcze był dzieciakiem, mógł tylko marzyć o ujrzeniu na własne oczy tego szczwanego lisa. Teraz, jako Poszukiwacz staje przed złodziejem wtedy, gdy ma takowe życzenie, a i Mercer inaczej go wita, obawiając się skrycie słynnego Bractwa Nocy, co nieco starego skurczybyka denerwuje. Ale na bok swary i niepokoje, obu organizacjom współpraca przynosi zyski, a póki drzewo daje owoce, póty się go nie ścina.
   Status – żywy.


Cano, Gildia złodziei
"– O jesteście? Szybko, szybciej niż myśleliśmy. Pewnie jesteś Rincewind, co? Nowy nabytek. Kogoś mi przypominasz. – Cano uśmiechnął się szeroko, życzliwie.
W odpowiedzi Lucien warknął i rzucił się na złodzieja:
– Zamorduje cię. Nie mogłeś trzymać tych swoich łap z dala od mojej żony? Ja cię wykastruję…
– Nie mówiła, że jest twoją żoną. – Cano uskoczył poza zasięg ramion Poszukiwacza. "

[art credit Idriu95]



   Zręczne ręce, spojrzenie zdradzające iskierki dobrego humoru i czarujący uśmiech. Cano, złodziej zrzeszony w Gildii, rozrabiaka, typek spod ciemnej gwiazdy. Kocha wyzwania, kocha się sprawdzać. Kocha hazard i gry. Najbardziej zaś kobiety. Piękne kobiety. Jak można przejść bez słowa obok ładnej buzi i ślicznego, smukłego ciała? Cano tego nie pojmuje. I choć na pozór sprawia wrażenie łapserdaka i lekkoducha, to w gildii jest jednym z najważniejszym z członków. Drugi po Mercerze, odpowiada między innymi za kontakty z Bractwem Nocy. Znacznie bardziej lubiany niż posępny przywódca Gildii, może się stać i zagrożeniem dla jego pozycji. Bo Cano nie miałby nic przeciwko okrzyknięciu siebie samego Mistrzem, a ten, kto daje się zwieść pozorom i go lekceważy popełnia duży błąd. Sam siebie nazywa złodziejem z honorem i zupełnie nie przyjmuje do wiadomości, że te dwie rzeczy odrobinkę się wykluczają. Z pochodzenia jest mieszańcem. Bardziej człowiek, mniej elf, jako że jego matka była półelfką. Przynajmniej odziedziczył po niej zwinność i szybkość. Swego czasu związany z Myszołów, chociaż jak to już u niego bywa, trudno nazwać ten romans czymś poważniejszym. Razem zaczynali w branży, dość sporo o sobie wiedzieli. Potem relacje między nimi osłabły, a zdarzenie to zbiegło się z awansami Cano w szeregach Gildii, sojuszem z Cieniami i pojawieniem się Szczura. Złodziej zdaje sobie sprawę, że nie można służyć dwóm panom na równi dbając o ich interesy, to i nie do końca przychylnie patrzy na kogoś, kto jednocześnie jest i Cieniem i złodziejem. Myszołów zdaje się tego stanowiska nie podzielać.
   Z Lucienem łączą go typowo zawodowe związki, jako że jeden z nich reprezentuje interesy złodziei, drugi Bractwa Nocy. Trudno nazwać ich przyjaciółmi, znacznie bardziej pasuje tu określenie partnerzy w interesach. Całkowicie odmienne charaktery i postępowanie nie sprzyjają jednak zacieśnieniu więzów. Cano ceni zdolności Bractwa Nocy, ale też jest przeciwny zbyt dużemu łączeniu złodziei z Cieniami. Może dlatego, że zdaje sobie sprawę, iż ci ostatni wyżej cenią przyszłość Bractwa niż sojusze. Relacje między dwójką panów jeszcze bardziej ochłodły, przynajmniej z punktu widzenia Poszukiwacza, gdy złodziej zaczął pracować z Iskrą.
   Gdy poznał Szept, elfka nie miała pojęcia o tym, że Cano jest kimś ważnym wśród złodziei. Był dla niej spotkanym na szlaku ćwierćelfem, kilkudniowym towarzyszem podróży. Odrobinę przypominał jej Zorana, co sprawiało, że miała do niego słabość i jego próby flirtu traktowała z przymrużeniem oka. Złodziej przyszedł jej z pomocą, gdy tego potrzebowała, a jego słowa i lekki styl bycia nieco podbudowało rozbitą magiczkę. Dopiero spotkanie z Cieniami wyjaśniło prawdziwą pozycję mężczyzny. Lecz na Cano nie można się gniewać. Przynajmniej niezbyt długo. Tym bardziej, że złodziej magiczkę naprawdę lubi, z wzajemnością zresztą.
   Status – żywy.

Kompania Żelaznej Pięści





Colin "Jaguar" D. Hagan
„Mówi się, żeby nie drażnić lwa. Ja powiem, żeby nie drażnić kota, nawet jeśli to jaguar, nie lew. W szczególności zaś tego kota, bo daleko mu do domowego pieszczoszka. Chociaż mruczeć potrafi.”


[art credit LoranDeSore]

   Colin Darren Hagan, Jaguar, Jago, Cętkowany, a dla tych, którzy testowali jego cierpliwość Kiciuś. Zmiennokształtny. W samej jego postawie nie widać tyle siły, ile naprawdę posiada. Widać za to iście kocią zwinność i grację. Nic dziwnego, jego drugą formą jest kot. Nie ma on jednak nic wspólnego z domowym pieszczochem, choć Szept utrzymuje, że i Colin mruczeć potrafi. To jaguar, jeden z największych kotowatych zaraz po tygrysie i lwie. Wspaniałe, cętkowane zwierzę o tnących niby brzytwy pazurach i silnych, zdolnych zmiażdżyć czaszkę szczękach. Już w tej postaci niebezpieczny, a jeśli dodać do tego zmysły zmiennokształtnego, zwinność i szybkość – zabójczy. Samotnik, co biorąc pod uwagę jego członkowstwo wśród najemników nie ułatwiało mu wykonywania zadań. Nie, żeby potrzebował wsparcia. Określenie „mieć problemy z pracą zespołową” to w jego przypadku za mało powiedziane. W zasadzie jedyną postacią, z jaką wytrzymywał dłużej była Szept. Zresztą, z wzajemnością. Mająca problemy z autorytetami elfka szybciej zaakceptowała towarzystwo jaguara niż pozostałych najemników.
   Colin jest aż nazbyt opanowany. Nic dziwnego, to konieczne, jeśli dysponuje się taką siłą jak on. Jak i w przypadku wilkołaków, tak i u niego zdolność przemiany jest dziedziczna. Natura kota czyni jednak swoje, pogłębiając jeszcze jego samotniczy tryb życia. Długo ukrywał swoją naturę, co czyni go skrytym i przebiegłym. Niegdyś pracował jako szpieg, a ten fakt także nie nastawia go przychylnie do innych ludzi, wszędzie zdaje się wietrzyć podstępy i pułapki. Mimo to szczerze żałował, gdy po kłótni z przywódcą, Szept opuściła organizację. Zresztą, nigdy nie przewidywał jej długiego stażu tutaj.
   Colin jest specjalistą od wszelkiego rodzaju pułapek. To od niego Szept nauczyła się tak wiele, co w późniejszych okresach wykorzystywała w starych ruinach. Jako najemnik, wolał atakować z ukrycia, bo bardziej niż do wojownika, upodobnia go do łotrzyka. Prawdopodobnie jednak i w tym przypadku dała o sobie znać natura jaguara. Zawsze uważnie dobiera słowa, zależnie od rozmówcy i celu, jaki chce osiągnąć. Lepiej jednak, by nikogo nie myliło jego opanowanie i cierpliwość. Wytrącony z równowagi bywa po prostu straszny i nikt, kto takim go widział, tego widoku łatwo nie zapomni. Wówczas górę bierze jego zwierzęca strona i mało ma wspólnego z człowiekiem.
   Status – żywy.



 Alvar Cadok







[art credit FleareHuce]






   Status - żywy.



Kodlak Mahon










[art credit Akeiron]



   Status - żywy.




Nadia











[art credit Fetsch]

   Status - żywa.



Robert Torres












[art credit sharandula]

   Status - żywy.


Joreg "Białobrody" Torres












[art credit sharandula]


   Status - żywy.






Bron









[art credit Fetsch]

   Status - żywy.


Banda Nefryt

Szrama
"– Rebeko… – Zmęczony mężczyzna usiadł na pobliskim pniu. Podróż i ucieczka odbiły się na nim, odbił się i pobyt w więzieniu. Twarz miał wychudłą, co jeszcze bardziej wyostrzało jego rysy, oczy zapadłe."

[art credit d1sarmon1a]

   Logan Sharp, jeden z członków bandy Nefryt, Kerończyk z dziada pradziada, buntowniczej natury. Wojownik, do walki zwykł używać topora lub ciężkiego miecza. Nieustępliwy i uparty, bliźniaczy brat mieszkającej w jednej z wiosek na szlaku do Królewca Rebeki. Jego przystojną, opaloną twarz szpeci jedna, podłużna blizna ciągnąca się od oka przez cały policzek, skąd wzięło się i nadane mu przezwisko. Przezwisko, którego z początku nie lubił, uważając za szpetne. Obecnie zdarza się, że nie reaguje gdy nazwiesz go nadanym przez matkę imieniem. Całkiem niedawno schwytany przez Wirgińczyków na granicy, z miejsca skazany na śmierć. Uciekł razem z dzielącą z nim celę elfką, tę samą, która potem uratowała ich za pomocą swojej magii, gdy wydawało się, że pościg ich dopadnie. Zafascynowany jej postacią, wdzięczny, zabrał ją ze sobą. I trudno powiedzieć, na ile to wszystko wdzięczność, a na ile urok elfki wpłynęły na jego obecną postawę. Szept zaś zdaje się nie widzieć, że ten wojownik coś do niej czuje, traktuje go jak towarzysza broni, odrobinę życzliwiej może niż jakiegoś innego człowieka. Lecz trudno się dziwić, wszak wspólne przeżycia łączą, jednocząc nawet najbardziej oporne charaktery. Szrama gotów jest bronić elfki, nieważne czy w walce, czy przed krzywdzącym słowem, zdaje się też lubić towarzystwo magiczki, bo i sam go szuka.
   Status – żywy. 




Rebeka Sharp
"No to fantastycznie. Mało mieliśmy zmartwień, to dołączyli nam jeszcze i magię, pomyślała kobieta, zachowując to jednak dla siebie. Głośno zaś rzekła. – Ktoś, kto pomógł mojemu bratu jest mile widzianym gościem w moim domu."
[art credit anotherwanderer]





   Bliźniacza siostra Szramy. Chociaż nie walczy mieczem ni żadną inną bronią, znajduje inne sposoby na szkodzenie wirgińskiemu najeźdźcy. Jeśli trzeba ostrzec bandę Nefryt czy przekazać wieść jakowąś zasłyszaną w gospodzie, gdzie pełni zaszczytną rolę dziewki służebnej, pewnym jest, że nie zawaha się, sporo przy tym ryzykując. I nieważne, czy noc zapada już, czy ranek wstaje. Nie raz też ukrywała w swojej chacie zbiega czy poszukiwanego przez władzę za "zdradę".
   Równie nieustępliwa jak brat, choć znacznie bardziej nieufna i skryta. Uparta, broni swoich przekonań. W gospodzie nie raz styka się z wirgińskimi patrolami. Potrafi wówczas przezwyciężyć niechęć, stając tak, by jak najwięcej z ich rozmowy usłyszeć, umilając im czas jadłem i napitkiem. Jeśli zaś idzie o jej relacje z Szept, to elfka jest jej obojętna. Magia i elfie uszy wzbudzają w niej nieufność i niechęć. Lecz udzielona  jej bratu pomoc przezwycięża te uczucia. Czujne oko siostry widzi fascynację Szramy osobą obcej magiczki i jej się to nie podoba. Może stąd też właśnie się bierze późniejsza oschłość zwykle pogodnej i życzliwej Rebeki w stosunku do Szept. 
   Status – żywa.



Marcus vel Kruk
" – Znasz bliżej tego Cienia? Tego, który...– zapytał nagle.
– Luciena? Co za pytanie... Nie. Tak. To znaczy... Sama nie wiem. Jakie to ma znaczenie?
– Byliśmy przyjaciółmi. O ile on – Nefryt zauważyła, że Marcus celowo unikał wymawiania imienia Luciena, jakby sprawiało mu ono ból – w ogóle wie, co to przyjaźń – dodał gorzko. –  Razem przystąpiliśmy do Bractwa. On się zmienił. Bractwo go zmieniło.
– A ty odszedłeś."

[art credit artastrophe]


   Dawniej członek Bractwa Nocy, obecnie jeden z oddziału Nefryt, Marcus. Swój staż w Bractwie rozpoczął razem z innym rekrutem, Lucienem. Tym samym, którego znał już wcześniej, jako ulicznika z Nyrax. Wesoły, uśmiechnięty, szybko znalazł wspólny język z cichym, milczącym chłopakiem, o wiecznie czujnym spojrzeniu. Już wkrótce byli nierozłączni, stanowili duet, na jaki miło było popatrzeć podczas misji, skoordynowani, praktycznie nie potrzebowali słów, by się porozumieć. Wszystko przerwało odejście Marcusa z Bractwa, wtedy, gdy w przeciwieństwie do przyjaciela zaczął dostrzegać kłopoty świata zewnętrznego, walki z Wirginią i stosunek Bractwa Nocy do nich. Dlatego właśnie, chcąc coś zrobić dla kraju i wykorzystać własne umiejętności przyłączył się do Nefryt.
   Marcus jest rodowitym Kerończykiem, jego ojciec pochodził z rycerskiego stanu. Dorastał obeznany z wojaczką, jako giermek jednego z przyjaciół ojca. Zalicza się do tych, co to magii i elfom nie zarzucają wszelkiego zła na tym świecie, a o dziwo jak na kogoś, kto magią nie włada, dość dużo o niej wie. Tolerancja, tak można określić jego podejście do innych ras, plemion i kultur. Jako członek Bractwa Nocy chodził ubrany na czarno, a jego znakiem rozpoznawczym podczas zwiadów i misji było krakanie, stąd też wzięło się jego przezwisko. Wciąż rozdarty wewnętrznie, bo choć odszedł z Bractwa nie zamierza łamać jego zasad i reguł. Obowiązuje go milczenie i tajemnica. Decyzje Rady są wiążące, zdanie przywódcy jest prawem. Z Bractwa nie można ot tak odejść. Zdradził ich. Bractwo się o niego upomni, prędzej czy później. Prędzej czy później zginie. I nie tylko dlatego, że jest słabszy. Marcus, Kruk nie podniesie ręki na swego brata czy siostrę Cienia.
   Nie można powiedzieć, by wiele go łączyło z Szept. Elfka nie zadaje mu pytań odnośnie przeszłości, nawet jeśli czegoś tam się domyśla. On też nie wnika w jej motywy. Ale liczyć na niego może, jeśli czegoś potrzebuje. Historię jakąś opowie, na zwiad pójdzie i w razie czego obroni, gdy magia zawiedzie. Raz też, mimochodem zdradził, że jego bliski przyjaciel parał się magią. Jego twarz wówczas posmutniała, a temat ni z tego ni z owego się urwał. Z biegiem czasu Kruk przyjął nieco opiekuńczą postawę względem elfki, krzywo spoglądając na tego, kto zbytnio do niej uprzedzony i kto zbytnio uprzykrza jej życie, a i elfka stanęła w jego obronie, gdy zjawiwszy się w obozie Nefryt Lucien chciał rozliczyć się ze zdrajcą.
   Status – żywy.


Myśliwi Ulotnych Energii

Myśliwi Ulotnych Energii, Zakon
"Magia jest po to by służyć człowiekowi, nie niszczyć. Magia jest złem, które pożera duszę człowieka, czyniąc zeń plugawca. Magia musi byś kontrolowana, a odszczepieńcy winni zginąć. Albowiem zbyt wielka moc skumulowana w jednej istocie może doprowadzić do kataklizmu i wojny.
Nie ma na świecie dobrych magów, są tylko ci, którzy są zbyt tchórzliwi, by walczyć lub ci, którzy zbyt wiele znaczą."

[art credit pandorasconviction]



   Powstały jeszcze za czasów Wolnej Keronii odłam przeciwników magii i czarów. Uważają, że magia to za duża siła, zbyt potężna i łatwo może się zwrócić przeciwko ludzkości. I w tych poglądach nie są osamotnieni . Jednak posuwają się oni jeszcze dalej, twierdząc, że magowie powinni znajdować się pod ścisłą kontrolą królestwa lub specjalnie w tym celu stworzonych organów, zamknięci w jednym miejscu.
   Nie tylko do tych planów sprowadza się ich działalność. Sięga ona znacznie głębiej, tym bardziej, że Zakon zyskał ciche przyzwolenie władzy na działanie. Przeto obecny przywódca, sir Tristan Delware, rozpoczął prawdziwą krucjatę przeciwko poszczególnym magom, których to Zakon w swej mądrości uznał za zagrożenie. Zakon też chętnie przychodzi w pomoc prześladowanym przez złośliwe czary wieśniakom, on to przed laty odpowiedzialny był za głośne procesy czarownic i liczne próby mające udowodnić spaczoną przez złe duchy duszę. Próby te kończyły się najczęściej stosem lub więzieniem w Kansas. I dziwnym trafem Zakon nie prześladuje żadnego maga, który opowiedział się po stronie gubernatora i powierzył mu swe usługi.
   Status – działa.

Sir Tristan Delware
"– Cokolwiek uczyniłem, uczyniłem dla dobra państwa i Keronii. Zawsze tylko tym się kierowałem."


[art credit Athayar]

   Obecny przywódca, Wielki Mistrz Zakonu Myśliwych Ulotnych Energii. Człowiek silny, o niewątpliwych talentach przywódczych i strategicznych. Wojownik niezrównany, który wroga nie lekceważy nigdy, raz na podstępie, raz na sile miecza bazując. Żelazną ręką i wolą kieruje swymi ludźmi, ci zaś poszliby za nim w ogień. Zanim wstąpił do Zakonu był rycerzem w armii Jego Wysokości Królowej i Króla Keronii, gdzie dosłużył się rangi generała i uzyskał tytuł naczelnego dowódcy wojsk królewskich i położone w pobliżu Królewca ziemie, będące nagrodą za oddane zasługi. Tristan nie ma szlacheckiego pochodzenia, jest zwykłym chłopskim synem, przeto dla wielu stał się legendą o tym, jak ambicja własna i siła ducha może wynieść człowieka na wyżyny.
    Po wojnie z Wirginią, gdy szala zwycięstwa przechyliła się na stronę najeźdźcy, przeszedł i on na stronę wroga. Dla dobra kraju i ludu, tak mawia o tym czynie i on sam zdrady w tym nie widzi. Zrobił to, co musiał i bogowie będą go za to sądzić, nie ludzie. Z powodu tejże zdrady dość przychylnie witany na dworach królewskich i pałacu gubernatora. W tym okresie wstąpił do grona Myśliwych Ulotnych Energii, gdzie rychło poznano się na jego talentach i po śmierci Wielkiego Mistrza na stanowisko jego został obrany.
   Status – żywy.

Carin Gerion
"– Nie wiem, jak zwracać się do elfa o twojej pozycji. – Rycerz zdawał się zakłopotany, lecz nawet pomimo tego śmiało spoglądał w oczy elfki.
– Nazywaj mnie tak, jak nazywałbyś człowieka."

[art credit d1sarmon1a]
 
   Szlachetnie urodzony rycerz–paladyn. Wierzy w przeznaczenie, wyroki boskie i przepowiednie. Jednocześnie odrzuca zabobonne i pogańskie przesądy. Oddany sprawie i temu, co robi. Brzydzi się kłamstwem, wstrętem napawa go wszelakie oszustwo, kradzież i zbrodnia. Poczciwy człowiek, nieco może naiwny, skory do pomocy, przez co i często pakuje się w kłopoty i zasadzki. Wobec szubrawców i zdrajców nie ma litości, ni współczucia. Obowiązkowy nad wyraz, o sztywnych zasadach, zdaje się widzieć świat tylko w czerni i bieli, nie dostrzegając w nim szarości. Nie porzuci raz podjętego zadania, nie wycofa się. Lojalny. Szczerze nie znosi Sedny, za jej złośliwą naturę i odzywki, a i sposób prowadzenia się. Midar wzbudza w nim współczucie, nie raz próbował ukryć mu bukłaki i trunki, jakie ten przy sobie nosi. Dla jego własnego dobra. W końcu poddał się, bo Moczymorda zawsze i tak chodził pijany.
   Magię uważa za przekleństwo i oznakę kary zesłanej przez bogów. Toteż dziwić może, że właśnie magiczce nie raz towarzyszył w podróży. Nie raz Szept słyszała od niego słowa oskarżenia odnośnie magów i próbę nawrócenia, by przestała stosować magię. Nie raz toczyła z nim dysputy, w których powtarzały się argumenty odnośnie magii, magii krwi, Myśliwych Ulotnych Energii i demonów. A jednak, na swój sposób szlachetnego rycerza lubi. I ona chyba też nie jest mu obojętną, inaczej czemu zjawiałby się obok wtedy, gdy jest potrzebny?
   Status – żywy.

Zwierzęta



Zahir, Wiatr Równiny
"– Jest jak dzika rzeka, co pędzi bez tchu. Stworzenie wiatru, ma w sobie moc wszystkich żywiołów... Sprzedaj mi go, bo nie jak żyję, podobnego mu nie widziałem. – Królewski koniuszy zaczepił krążącą po targu elfkę.
– Nie. Ja nie sprzedaję przyjaciół – rzuciła."
[art credit mmaskerad]




   Ulubiony wierzchowiec Niraneth. Niegdyś dziki mieszkaniec Wielkiej Równiny, obłaskawiony ręką elfki i jej cierpliwością. Niezwykle wytrzymały, silny i pełen wigoru, znacznie odporniejszy na trudy i choroby niż jego hodowlani krewni. Przy tym szybki, o rozwiniętej sile przetrwania. Nie lubi obcych, nie toleruje nawet najlżejszego dotyku, o ile nie przekona się do danej osoby. Nieco pobudliwy, gdy coś go zaniepokoi lub mu się nie spodoba. Lecz w obliczu niebezpieczeństwa potrafi nieulękły kroczyć na przód czy atakować z furią, zwłaszcza jeśli coś grozi jego pani.
   Jego sierść jest barwy skarogniadej, dość ciemnej, ale i rzecz można pospolitej, co sprawia, że czasem jest niedoceniany przez tych, co nie znają się zbyt dobrze na koniach. Ale ten, kto umie patrzeć, dostrzeże inteligencję w oczach i idealną budowę ciała. Szlachetna głowa, silne nogi, wysoki kłąb i wspaniałe mięśnie.  Jedynym jaśniejszym znaczeniem na jego sierści jest biała gwiazdka na czole. Nie przepada za ogłowiem i siodłem, toteż zdarza się widzieć, jak Niraneth dosiada go na oklep albo jak wierzchowiec idzie za nią ze szlachetnym pyskiem tuż przy ramieniu elfki, wcale przez nią nieprowadzony.
   Status – żywy.

Chowaniec kruczy, Corvus
"Istota pomagająca w magii, stworzenie towarzyszące magowi, posiadające ponadprzeciętną inteligencję i zdolność komunikacji z właścicielem."

[art credit xHideFromTheSunx]

   Kruk, jako chowaniec to przebiegły, niezwykle inteligentny ptak, który lubi zaatakować przeciwnika i szybko oddalić się na bezpieczną odległość. Często szybuje i unosi się na wznoszących prądach powietrza, wypatrując drogę przed swą panią. W locie zaś silne uderzenia długich skrzydeł wydają charakterystyczne, świszczące dźwięki. Dzięki jego zręczności niezwykle trudno go trafić. On sam zadaje bardzo małe obrażenia, ale jest szybki i często trafia, uderzenia zaś skrzydeł niejednego zdekoncentrują. Doskonały z niego zwiadowca i posłaniec, bo kto by tam zwracał uwagę na tak pospolite, siedzące na gałęzi ptaszysko?
   Ten ptak, o imieniu Corvus, nie jest wyjątkiem w swym gatunku. Jego skrzydła są smoliście czarne, z metalicznym połyskiem. Odróżnia go jednak jaśniejszy odcień piór pod skrzydłami. Pod prawym jakby granatowy, pod lewym ciemnoszary, zupełnie jakby kolor szat swej pani odzwierciedlał w tenże sposób. Duży, masywny i mocny czarny dziób, głowa duża i smukła. Długi, klinowaty ogon, czarne nogi. Mądre oczka w kolorze ciemnej zieleni. Nie na darmo uważany za najinteligentniejszego z ptaków. Figlarz to nie lada, do psot skory, zwłaszcza jeśli nikt nie patrzy i osądzić go potem nie może. Bywa ciekawski, co nie raz kłopotów przysparza jemu i magiczce. Niraneth nie musi uciekać się do magii, by usłyszeć jego, a to z racji łączącej chowańca i magiczkę specyficznej więzi. Nie raz kruczy głos poucza ją i uspokaja, a wieści i wiedza, jaką Corvus posiada, ratują ją w potrzebie.
   Status – żywy.

Wilki
"Ludzie mówili nań Wilthierna, tłumacząc dosłownie zwrot ten jako Wilcza Pani. Widziano ją, jak konno na oklep jeździła, a śladem jej, niby wierne psy, podążały wilki."

[art credit Tammara]



   Zwierzęta te niemal zawsze towarzyszyły Wilczej Pani. Gdziekolwiek nie szła, tam biegły za nią, bardziej do psów w tym przywiązaniu podobne, niż dzikiej zwierzyny. Nie są to zwykłe leśne bestie, lecz najstarszej krwi, wychowane wśród surowych szczytów Gór Mgieł, potężni przodkowie swej rasy. Legenda głosi, jakoby ci mieszkańcy gór, kości ziemi, w zamierzchłych czasach towarzyszyły starym bogom, będąc towarzyszami ich odkrywczych wypraw. Większe od zwykłych wilków, znacznie są od nich silniejsze.
   Wspomnieć wypada o szczególnych czterech, każdym innej barwy, każdym innego charakteru. Jest więc najsilniejszy, czarny basior, najgroźniejszy i najdzikszy z całej gromady. Najmniej on wylewny w swym przywiązaniu, najrzadziej do dłoni elfki podchodzi. Miano jego Mrok. Jest najszybszy z nich, biały wilk zwany Szronem, niezwykle żywiołowy, jakby w nim zawarto moc sił wiatru. Brązowa wilczyca, wytrwała tropicielka, łowczyni kniei, Mitra i szary młody wilk, Cierń. Z całej gromady ten ostatni ma najbardziej przyjazne usposobienie. Ta gromada jest oczami i uszami elfki, bronią w razie potrzeby i ciepłem. Była i piąta, bura wilczyca, o siwiuteńkim już pysku, Tara. Ona to była pierwszą towarzyszką elfki i przewodniczką po dzikim świecie natury. Padła z rąk człowieka, potraktowana zdradziecką, zatrutą strzałą podczas walk o Las Medreth, ku zgryzocie i smutku Wilczej Pani.
   Wilki doskonale sprawdzają się w walce. Wycie ich niejednego przeciwnika przyprawia o dreszcze, siła uderzenia powala na ziemię, a kły dokonują reszty. Ostre jak brzytwy pazury dopełniają ich wizerunku. Co prawda towarzysze ci nie rozbroją pułapki, ale zawsze mogą ją unieszkodliwić, po prostu w nią wchodząc. Czasem atakują i z zaskoczenia. Wytrzymałe w biegu, potrafią pokonać niezwykłe odległości. Węch ich w porę ostrzega przed niebezpieczeństwem. Inteligentne, mądre i oddane. Czego można chcieć więcej?
   Status – żywe. Tara – martwa. 

Lyf*
"Wisielec popchnął małego wilczka, chcąc nakłonić go do podejścia do małej Mer. Dziewczynka wyciągała ku niemu rączki, ale Lyf jakoś tak niemrawo się kręcił."*

[art credit greensh]



   Biały wilk, nieco większy od swoich rówieśników, maluch zaledwie, który od matki odsunięty został całkiem niedawno. Lewe oko ma w kolorze soczystej zieleni, drugie to czysty granat burzowego nieba.
   Kilkumiesięczny podrostek, którego Wisielec sam wybrał jako prezent dla malutkiej Mer, aby miała towarzysza zabaw i opiekuna. Był to bowiem wilk szczególny. Jeden z rasy olbrzymich, białych wilków, które zamieszkują góry. Inteligenty i bystry. Ponoć pierwsza osoba, która dotknie wilka gór, stanie się jego partnerem już na zawsze; w watasze mówi się o połączeniu dusz. Dlatego Wisielec zabiegał i starał się, by nikt Lyfa nie dotykał. Tylko Meri.
   Wilk młody jest, psotny, ale śmiało można powiedzieć, że dorasta razem z dziewczynką, będąc towarzyszem jej zabaw i opiekunem, właściwie od pierwszych miesięcy życia.*
   Status – żywy. 



Zimny Ogień
"Skłonił się tylko. Zamiast słów. Arystokrata. Po czym dosiadł kasztana, tego samego, na którym uprzednio jechał, a którego teraz mu podano, nawet jeśli nieco niechętnie."


[art credit mmaskerad]


   Ulubiony wierzchowiec earla. W typie lekkich, szlachetnych koni. Mocne nogi zdradzają doskonałe pochodzenie i uważną hodowlę, rudobrązowa sierść lśni, świadcząc o doskonałym zdrowiu zwierzęcia i dbałości stajennych earla. To właśnie barwa przyczyniła się do wyboru takiego imienia, a charakter zwierzęcia, spokojny i ułożony, przywołał kolejny człon. I tak zrodził się Zimny Ogień, którego arystokrata często nazywa po prostu kasztanem. Grzywa i ogon są w tym samym co sierść, rudobrązowym kolorze. Spojrzenie wierzchowca zdradza inteligencję i pewnego rodzaju upór. Earl ma go od małego źrebięcia, może więc nic dziwnego, że kasztan stał się jego ulubieńcem.
   Status – żywy.


Cienisty 
" Na zewnątrz czekał osiodłany, czarny koń, a jego sylwetka i mocne nogi świadczyły o szybkości. Oczy, dziwne jakieś jak na wierzchowca, rubinowe niczym krople krwi, spoglądały nad wyraz inteligentnie."

[art credit wnf2000]


  Kary ogier o lśniącej, niemal granatowej sierści, którego Lucien przywiódł z jednej ze swoich wypraw. Nie znajdziesz na nim żadnej jaśniejszej plamki, nic, nawet najmniejszego przejaśnienia. Czerwone ślepia ogiera świadczą wymownie o jego niezwykłym pochodzeniu, z najciemniejszych zakątków świata. Cienisty jest tak naprawdę nagrodą od Bractwa za jedną z trudniejszych misji, jaką wykonał Asgir alias Lucien Czarny Cień. Według starej legendy, koń ten jest odwiecznym sługą Bractwa, jeszcze z czasów Astrid Nocnej Pani. Pytanie tylko, czy to faktycznie stara legenda, a Cienisty jedynie jest potomkiem tamtego ogiera, czy może magia dała o sobie znać na tym świecie po raz kolejny?
  Wierzchowiec jeszcze do niedawna nie dął się nikomu dosiąść, oprócz Czarnego Cienia. Każdego śmiałka, który tej sztuki próbował, ogier niechybnie zrzucał. Z tego powodu mówiło się o nim jako o narowistym. Ostatnio jednak Lucien przeżył szok, widząc, jak karosz spokojnie pozwala się dosiąść. Tylko raz i tylko Niraneth, ale Cień i tak był niepocieszony tym widokiem. Szybki, przy tym niepłochliwy, niezwykle wytrzymały. Wymarzony koń dla wojownika i szpiega.
   Status – żywy.


 I would like to thank all authors for allowing the usage of pictures and graphics used in this dissertation 

Brak komentarzy:

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair