Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat


W kręgu magii

       Magia towarzyszy nam od zarania dziejów. Słyszymy o niej przy różnych okazjach, utożsamiamy z tajemnicą, mistyczną potęgą, albo wręcz przeciwnie, swoje mniemanie o niej zapożyczamy z ludowych porzekadeł. Trudno o osobę, która nigdy w życiu nie otarła się o żaden przejaw magii, lub chociaż o coś, co za takowy uznała, a przecież pochodzimy z różnych kultur, ras, środowisk, co wpływa na nasze postrzeganie tego zjawiska. Podróżując, starałam się zebrać możliwie najpełniejszy obraz nie tylko magii jako potencjału, wyłącznie mocy, ale przede wszystkim konotacji kulturowych i społecznych. Po długim namyśle ze wszystkiego, co udało mi się zasłyszeć i spisać, wybrałam cztery historie. Choć pozornie różne, zawierają elementy, które łącza je w spójny krąg. 


Cz.I.: Królowa elfów.

       Dolina Ciszy. W oddali elfie miasto, Irandal. Widok jest niezwykły i przez dłuższy czas po prostu rozglądam się, chłonę otoczenie. Sama myśl, że znajduję się w miejscu nieomal zarezerwowanym dla elfów, sprawia, że czuję się nieco dziwnie.
Niraneth Raa’sheal wychodzi mi na spotkanie. Nie wygląda jak typowy mag, nie wygląda jak elfia królowa. Nie nosi często kojarzonych z magami długich, plątających się między nogami szat. Przy pasku ma sztylet. Kasztanowe włosy ma upięte w luźny kok, co charakterystyczne dla niej, luźny kosmyk opada jej na czoło.. Nie jest typową, klasyczną pięknością, w oczy rzuca się zdecydowanie i upór, pomimo szczupłej sylwetki widać w niej siłę. Nieco za nią biegną dwa wilczarze. Bura samica i szary samiec. Basior trzyma się bliżej, jest większy, woła na niego Cierń. Witamy się w mowie wspólnej, potem Niraneth prowadzi mnie do wieży, którą elfy nazywają Istar. 
Rozmawiamy w obszernej bibliotece, która mi, człowiekowi, wydaje się całkowicie przesiąknięta magią, ale mimo to sprawia przyjemne wrażenie. Upijam łyk zaproponowanego przez elfkę wina. 
- Przyszłaś na świat w otoczeniu elfów, a więc rasy, która słynie m.in.  ze związku z magią. Czy to wpłynęło jakoś na twoje dzieciństwo? Czy od początku wiedziałaś, że masz potencjał magiczny?
Niraneth ledwo zauważalnie się waha. Odzywa się powoli, z namysłem.
- Chyba powinnam wyjaśnić. Magia jest dziedziczna. Moi rodzice mieli ją we krwi, oboje są magami. W moim rodzie istnieje od pokoleń. Było wysoce prawdopodobne, że i ja będę miała ten potencjał. W zasadzie... Większość osób byłaby zdziwiona, gdybym go nie miała. – Posyła mi badawcze spojrzenie, trochę tak, jakby mnie oceniała. - Elfy mają predyspozycje do magii, ona sama jest dla nas naturalną, dar magii nie czyni dziecka szczególnym, wyjątkowym. Nie tyle więc sama magia, co oczekiwania wobec mnie wpłynęły na to, jak dorastałam. Byłam córką pana w Dolinie Ciszy, Wysokiego Rodu, jednego z najstarszych. To dużo bardziej wpłynęło na moje dzieciństwo niż sama magia. – Zamyśla się na chwilę. - Mój ojciec był wyrozumiały i był moim pierwszym nauczycielem. Nie tylko magii, ale także naszej kultury, wiary, otaczającego mnie świata. Życia – w jej głosie coś się zmienia, pojawia się mieszanka szacunku, miłości, przywiązania, ale też podziwu, to i coś w jej twarzy, ciepłe błyski w oczach, sprawiają, że można sądzić, że są blisko, to nie na zasadzie to mój ojciec, dlatego nie powiem o nim źle, to na zasadzie naprawdę go szanuję i kocham, podziwiam jego charakter. - Trudno wymagać, żeby dziecko rozpoznało dar magii. Trudno, by wiedziało, co to oznacza. Pamiętam, że zawsze przyciągałam do siebie zwierzęta. To było niezwykłe, nawet jak na elfkę, mała dziewczynka otoczona przez wilczarze. 
- To typowy objaw magii?
- To… osobista zdolność. Nie typowa magia, ale zapadło mi w pamięć - wyjaśnia, nieco zakłopotana. - Nie, nie od początku rozumiałam, że mam dar. Byłam dzieckiem, nie zastanawiałam się nad tym. Nie było wielkiego bum, nie było niezwykłych zjawisk, cudów, pokazów mocy. Gdy mi odebrano zabawkę, nie wywoływałam pożarów - wydaje się rozbawiona takim mniemaniem o magii i jej ujawnianiu się. - Zdarzały mi się, początkowo, jakieś utraty kontroli, ale to rzadkie przypadki. Pierwsze, czego się uczysz z magii praktycznej, to kontrola i ukierunkowanie mocy… ale to dopiero po tym, jak ktoś zda sobie sprawę, że masz tę moc – macha ręką, jakby chciała uciąć temat. Przez chwilę wpatruje się przed siebie nieco zamyślonym, nieobecnym wzrokiem nim uzupełnia, cicho, szeptem: - Myślę jednak, że mój ojciec wiedział. W taki czy inny sposób, czuł. 
- Czy uczyłaś się panować nad swoją mocą, posługiwać nią? Jeśli tak, to jak wyglądała twoja nauka i ile trwała?
- Magii trzeba się uczyć. To nie jest tak, że ma się potencjał i to wszystko, co musisz zrobić. To jak z talentem. Masz go, ale powinieneś rozwijać, w przeciwnym wypadku stoisz w miejscu. Potrzebujesz ćwiczeń. Musisz poznać własne ograniczenia, możliwości. Poznać i stopniowo, krok po kroku, przesuwać ich granice. Gdybym nie uczyła się posługiwać magią, nie umiałabym zrobić nawet połowy rzeczy z tych, które robię obecnie. Nikt nie rodzi się wojownikiem. Ma co najwyżej ku temu predyspozycje, tak jest i z mocą. Musisz poznać teorię, potem zaś nauczyć się ją stosować w praktyce. W warunkach normalnych i podczas napięcia, stresu. Połączyć dokładność, precyzję i szybkość. Prawdę powiedziawszy, moja nauka jeszcze się nie zakończyła, uczymy się przez całe życie, nawet jeśli oficjalnie nikt nie nazywa mnie już viarhea, uczennicą.
- Czym jest dla ciebie magia? Czym była kiedyś?
- Magia jest częścią mnie, częścią mojego życia, tego kim jestem, jaką jestem. – Odgarnia opadające na czoło włosy, choć te za chwilę wracają na swoje miejsce. - Jak każdy wybór w życiu, ukształtowała mnie, doprowadziła tu, gdzie jestem teraz. Jest darem i bronią. Tarczą. Jest też obowiązkiem, swego rodzaju ciężarem, bo władającemu nią daje ogromną siłę, tę zaś bardzo łatwo nadużyć – w jej głos wkrada się melancholia, filozoficzna nuta. - To pokusa, której ciężko się oprzeć. To też ryzyko. Przekręcenie słów, przerwanie koncentracji, to odbija się głównie na magu. Psychicznie, ale i fizycznie. Jeśli spróbujesz czaru, na który cię nie stać, który znacząco wykracza poza twoje siły, umrzesz. Mag przyciąga magiczne istoty, demony z ich świata, to kolejna pokusa, obietnice, które trzeba odrzucić, jeśli nie chce się utracić samego siebie. Zmienić w plugawą istotę, wynaturzenie. To najprostsza droga do ogromnej mocy… i los gorszy od śmierci. Magia to nie tylko super moc, to ograniczenia, wady i zalety. Dla mnie magia była czymś oczywistym. Mam ją, poznaję i zgłębiam. Przez pewien okres była celem samym w sobie. – O ile wcześniej w jej głosie wyczuwałam melancholię, teraz ożywia się, słyszę jej zapał i pasję. - Fascynowała mnie, nadal fascynuje. Lubię wyobrażać ją sobie jako strumień. Wejdziesz w niego, zaczerpniesz do naczynia i użyjesz tak, jak chcesz. Nie okiełznasz go ani nad nim nie zapanujesz, nie w całości. Nie odwrócisz jego biegu. Lubię mówić o niej jako o narzędziu. To my decydujemy, jak go użyć, co chcemy nim zrobić. My pomagamy, kreujemy, niszczymy. Nas można opisać jako dobrych, złych, litościwych… czy wrednych. Narzędzie jest tylko tym, co dzierżymy w naszych rękach, co nam dopomaga. 
- Oczywiście, że miałam wpływ na wybór swojej dziedziny magii. Nikt nie zmusi cię, byś uczyła się strzelać z łuku, jeśli preferujesz walkę mieczem - w głosie dźwięczy pasja, jest wyraźnie ożywiona. - Dobrze jest znać jak najwięcej dziedzin, nawet jeśli pobieżnie, ale też nikt nie wymaga, by znało się wszystkie. Nikt też nie wymaga, by skoncentrować się tylko na jednej. To tak nie działa. Wybrałam to, co było mi bliskie, to, co mnie ciekawiło, fascynowało…, ale też to, co w tamtej chwili wydawało mi się potrzebne. Byłam młoda, wedle waszej rachuby może nie, ale naszej jak najbardziej. Pragnęłam się wykazać, zabłysnąć. Sprawdzić się. Byłam też głodna wiedzy. Po części wybrałam nie tyle dziedzinę, co samego mistrza, wiedząc że może mnie wiele nauczyć. Więcej niż inni. Nawet pomimo niezbyt ciekawej reputacji, jaką posiadał. Posiada. Mój mentor, Darmar Mroczny - na wspomnienie mentora w jej głosie coś się zmienia - nie cieszy się dobrą sławą wśród moich pobratymców, niewątpliwie jednak jest jednym z najlepszych. Rzadko kiedy decydował się na uczenie kogokolwiek… nie mogłam przepuścić takiej okazji, gdy zgodził się mnie przyjąć! – wydaje mi się, że słyszę w jej głosie entuzjazm, ale mimo to Niraneth nie rozwija tematu, nie chce mówić więcej.
- Gdybyś miała wskazać dziedzinę magii najbardziej zbliżoną do tej, w której się specjalizujesz, którą byś wybrała? 
- Tylko jedną? - brzmi na pół rozbawioną, pół prosząco. - Muszę się przyznać, popełniłam to – uśmiecha się. - Nigdy nie koncentrowałam się tylko na jednej dziedzinie. Spotykałam się z opiniami, że to źle, że mag bez konkretnej specjalizacji na niewiele się zda…- brzmi trochę jakby się usprawiedliwiała, ale jednocześnie wzrusza ramionami, bagatelizując. Nie potrafię ocenić, co myśli naprawdę. - To cudze opinie, każdy ma prawo do własnych. Bliska jest mi magia krwi i mentalna, w tym iluzje. Nie stronię od nekromancji i przywołania. Niejako z konieczności weszłam też w magię bojową, różnego rodzaju tarcze, osłony i atak. W tym ostatnim najlepiej sprawdzają się żywioły - odrobinę pochmurnieje. - Zdaję sobie sprawę, że nie jest to odpowiedź konkretna, taka jakiej oczekiwałaś, ale obawiam się, że innej nie mam.
- Czy któraś z dziedzin magii stoi według ciebie w opozycji do mocy, którą ty się posługujesz? Jeśli tak, to która?
- Trudne pytanie... Magia, sztuka, ma wiele dziedzin, ale też podobny efekt można uzyskać posługując się zaklęciami z zupełnie innej szkoły. Uzdrawianie może leczyć, ale można je wykorzystać do odebrania życia. Powołanie nieumarłego zdaje się złem, ale nekromancja pozwala na odesłanie go. Magię się klasyfikuje, ale te podziały są… odrobinę sztuczne, mało precyzyjne. Oczywiście, jest różnica między magiem umysłu, magiem kreującym iluzje, a aktywnym magiem bojowym, ciskającym kule ognia i lodowe stożki, ale to przykłady… skrajne. W tej samej dziedzinie są zaklęcia, które są sobie przeciwstawne. Ogień zwalczasz wodą, oba to żywioły, czyż nie? Przyzywasz szkielet i odsyłasz go. Mag żywiołów może spowodować, że jego przeciwnik spłonie, ten sam efekt mag runiczny uzyska kreśląc symbole, iluzjonista, naprawdę dobry iluzjonista, wywoła w swej ofierze wrażenie, że ta płonie, sprawi, że poczuje ten ból… Efekt jednej dziedziny możesz powielić inną, efekt jednej szkoły zwalczysz inną. Widzisz więc, że dziedziny jednocześnie się wykluczają, w opozycji ze sobą, ale także zazębiają. Nie istnieje dziedzina, którą można nazwać całkowicie przeciwstawną do innej i całkowicie do niej podobną. No, chyba że masz na myśli mechanizm działania…, ale to raczej temat na inny dzień. Za szeroki - kończy ze śmiechem.
- Czy uznajesz podział na tzw. białą i czarną magię? Jeśli tak, to co on dla ciebie oznacza?
- Cóż… Jeśli przez czarną i białą magię rozumiesz podział na dobro i zło, to nie, nie uznaję go. Podział na białą i czarną magię jest jednym ze starszych, ale też najbardziej sztucznym! Są takie dziedziny, które ochoczo i łatwo przypisać - nekromancja, magia krwi, magia śmierci – jej głos zdradza poruszenie. - Są takie, które nie wiadomo, gdzie przynależą. Magia żywiołów, iluzja, mentalna. Za białą magię uznaje się magię czasu. Nasz świat nie jest czarno-biały! Podpięcie czegoś pod tylko dobro i tylko zło nie sprawdza się! Wskrzeszenie nieumarłego jest wykroczeniem przeciwko naturalnemu porządkowi świata, ale czyż tym samym nie są też przeskoki w czasie? O tym się nie mówi, ale nekromanta może też odesłać nieumarłego, dać mu ukojenie, odpoczynek. Czy nie to nazywamy dobrem? – wydaje mi się, że czuje się skrzywdzona takim podziałem, że uważa go za nieuczciwy. - Niektórzy przez czarną magię rozumieją wyższą magię, większe wtajemniczenie, mniejsze ograniczanie się, lecz o naszych umiejętnościach i poziomie dużo bardziej świadczy czas, jaki poświęcimy na ich doskonalenie, nie sama nazwa! Elfy… moi rodacy, mają nieprzyjemne doświadczenia z tymi, którzy parali się dziedzinami przypisywanymi czarnej magii. Przeszłość, ale wpłynęła na teraźniejszość – jej wypowiedź jest przesiąknięta goryczą. - Teraz to się zmienia, powoli, wolno, ale nie oszukujmy się, nadal pełno jest uprzedzeń. 
- Wspominasz o powołaniu i odesłaniu nieumarłego w kontekście dobra i zła. Czy nie jest to jednak tylko naprawienie już popełnionego wykroczenia, bo to nekromanta zaburza porządek świata?
- Po części niestety tak... Ale tylko po części - dodaje pośpiesznie. - Nieumarłego wzywa nie tylko magia ukierunkowana przez władającego nią. Przez maga. Masz jeszcze dziką magię. Artefakty. W końcu, czyny popełnione za życia i emocje! - wylicza, każdy przykład odhaczając na palcach. - To nie tylko mag, a nawet jeśli, nie można klasyfikować wszystkich nekromantów na podstawie czynów kilku! Nie godzi się! 
- Czy fakt bycia magiem wpływa jakoś na twoje relacje z otoczeniem?
- Tak, zdecydowanie! - rozsiada się wygodniej. - Magia wpłynęła na moje życie, na mnie. Ukształtowała mnie taką, jaką jestem. To zaś, jaka jestem, wpływa na moje… jak to ładnie ujęłaś, relacje z otoczeniem. To jedna strona monety. Druga… Wśród wielu ras na magów patrzy się inaczej… Kiedyś o tym nie wiedziałam, żyjąc tylko wśród elfów, w bądź co bądź zamkniętej społeczności. Dla mych rodaków magia jest darem. Dobry mag jest na wagę złota. Można powiedzieć, że wart jest więcej niż kilku wojowników. To… dodaje szacunku, wzbudza poważanie. Mag jest mędrcem. Nie tylko kształtuje świat słowem i wolą, ale posiada szeroką wiedzę. W Dolnym Królestwie, po części z powodu sojuszu Dzieci Kamienia… mam na myśli krasnoludy i elfy, magia jest cudem, ale jednocześnie niczym niezwykłym. To, że ktoś ma magię we krwi, nie czyni go wyjątkowym, ale sam sposób działania magii już nim jest. Krasnoludy są w większości niemagiczne. Nie mają daru. Rozumieją, że ktoś ma moc i używa jej, że to działa, ale nie pytają jak i dlaczego. Dużo bardziej zadziwia ich nasze niebo niż moc. Wśród ludzi jest inaczej. Macie dziwny zwyczaj obwiniania magii o wszystko, co najgorsze, ale jeśli pojawi się problem nie do rozwiązania, to magia was ratuje. Lubicie mieć wszystko pod kontrolą, zrozumiałe, jasne. Magii się nie kontroluje i to was przeraża. Przerażają was magowie. Mimo to w Keronii mag jest tolerowany. Jeszcze inaczej wygląda to w Wirgini. Stamtąd, jak wiesz, pochodzą Myśliwi Ulotnej Energii. Tam mag nie jest tolerowany. On jest napiętnowany. Olbrzymy… Dla nich liczy się charakter i to, że masz odwagę spojrzeć im w twarz, to naprawdę trudne biorąc pod uwagę ich wzrost, po czym odpyskować - uśmiecha się psotnie. - Nie ukrywam, magia jest dużym wsparciem, gdy stoisz na przeciwko watażki. 
- Czy gdybyś w jakiś sposób mogła zrezygnować ze zdolności magicznych, zrobiłabyś to?
- Nie. Nigdy! Nikt, kto nazywa siebie moim przyjacielem nie mógłby wymagać, żebym… Magia jest częścią mnie. Urodziłam się z nią  - uspokaja się, łagodnieje, stopniowo, widać, że nie bez trudności. - Nikt z własnej woli nie pozbyłby się krwi, dłoni, rąk. Głowy. Magia może jest niewidoczna, ale to ja. - Nieznacznie wskazuje na siebie dłonią. - Taka jestem. Taką siebie akceptuję. Gdybym chciała pozbyć się magii, siebie, to tak, jakby nienawidziła jej, nie chciała. Nienawidziła siebie samej za to, jaka jestem. Zrozum, nikt nie kazał mi zgłębiać ścieżek mocy. To był mój wybór. Urodziłam się z darem magii, ale też go wybrałam. Magia może czasem przysparzać mi problemów..., nawet przysporzyła,  ale z własnej woli bym się jej nie wyrzekła. 
- Co uważasz za najważniejsze w byciu magiem?
Elfka nieznacznie wzrusza ramionami.
- To samo, co w byciu kowalem, wojownikiem i pisarzem. Bycie sobą. Życie zgodnie z własnymi zasadami. Doskonalenie się. Mag nie jest nikim szczególnym. Jest szczególny w oczach innych. To wpływa na to, jak się nas postrzega, ale nie musi wpływać na to, jak postrzegamy siebie samych. My nie różnimy się tak bardzo. Trzeba się dużo uczyć, bardzo starać, to ciągła wiedza i balansowanie na granicy, ale… czyż nie jest tak z niemal każdą profesją? Cokolwiek robisz, rób z zaangażowaniem i radością. Myślę, że to jedna z ważniejszych rzeczy.
- Czy masz swoje ulubione zaklęcie?
- Ulubione… oznacza najczęściej używane czy szczególnie mi bliskie? Nie da się ukryć, że najczęściej używa się prostych zaklęć. Nic wyszukanego, przydatne w podróży. Magiczny pulsar do oświetlenia ciemności, iskra do krzesania ognia. Ochronna tarcza. Dobrze mieć w zanadrzu czary bojowe, najlepiej skupiające się na więcej niż jednym żywiole, czerpiące z natury. To taki standard na szlaku. Tam musisz być wiecznie gotowy. Głupotą byłoby wykosztować się, wyczyścić z many tylko dla efektownego czaru, by się popisać, a potem dać zasztyletować, bo nie masz sił się ruszyć! - pomimo powstrzymywania się, widać, że osobiście pogardza takimi popisami i uznaje za przejaw głupoty.
- Miałam na myśli zaklęcie szczególnie ci bliskie.
- Oh. Miałam nadzieję, że jednak to pierwsze! – śmieje się. - Lubię zaklęcia opierające się na magii krwi. Krew jest nośnikiem mocy, krew maga wzmacnia każdy czar. Ochronna tarcza, wzmocniona krwią, jest niemal nie do zdarcia! To zadziwiające, ale magia krwi przypomina nieco niektóre aspekty uzdrawiania… Wiesz, krew, jej rola w ciele... Jeśli zwiążesz zaklęcie z krwią ofiary, uderzy silniej, mocniej. Pewniej. A ty zużyjesz na nie znacznie mniej mocy. Kontrolując krew, możesz zwiększyć jej objętość, taki wybuch od środka, podnieść jej temperaturę… Lubię też czary obszarowe: zadają większe obrażenia, większej ilości przeciwników. I chyba największy standard, kula ognia, tyle, że ja nazywam ją iskierką – śmieje się - i uderzenie mocy, niezrównane, gdy jesteś otoczony przez przeciwników! Gdy zaś wzywasz demona… tak, robiłam to, możesz to powiedzieć głośno, kuszenie losu! Wtedy runy. Runy ochronne, pętające, wzmacniające. Odbierające moc. Przepraszam, znowu zbaczam z tematu… ale tych czarów jest zbyt wiele. Naprawdę jest z czego wybierać!
- Czy masz szczególny problem z jakimś zaklęciem?
- To nie jest tajemnicą  - w jej oczach tańczą iskierki rozbawienia, nie ma wstydu czy oporów przed przyznaniem się. - Nie radzę sobie z magią uzdrawiania. Wymaga niezwykłej precyzji. To znajomość nie tylko mocy, ale też wiedzy z dziedziny biologii, medycyny, fizjologii, anatomii, czasem zielarstwa. Wymaga też cierpliwości - dodaje po namyśle. - Większości efektów uzdrawiania mocą nie widać od razu, dopiero po czasie. Przez ten czas cały czas zastanawiasz się, co poszło dobrze, czy na pewno wszystko poprawnie oceniłaś, czy sama magia nie zrobiła ci psikusa… Każdy czar może się nie udać i uzdrawianie nie jest tu wyjątkiem. Ciężko być dobrym uzdrowicielem magicznym, jednocześnie nie będąc zwykłym uzdrowicielem – wychwytuję nutka podziwu, szacunku, lekkie ocieplenie głosu, dotąd raczej neutralnego… można sądzić, że ma na myśli kogoś konkretnego. - Prędzej można się spodziewać, że zbiorę zioła i wykonam prowizoryczny opatrunek, nawet że zszyję ranę niż zbliżę jej brzegi magią. Nie zrozum mnie źle - dodaje pospiesznie - gdyby ktoś przy mnie umierał, zrobiłabym wszystko, by go ocalić, ale w przypadku stłuczenia czy złamanej ręki po prostu bym go zaprowadziła do najbliższego uzdrowiciela. 
- Stworzenie obok ciebie. Jest chowańcem, prawda?
- Tak, to Corvus – jej głos staje się ciepły, palcem lekko głaszcze czarną główkę kruka, a ten mruży oczka, jakby sprawiało mu to przyjemność. - Mój towarzysz. Towarzysz maga.  Chowaniec to pomocnik maga. Nie należy mylić go ze zwierzęcym towarzyszem, duchem opiekunem szamana czy przyzwańcem, bo nimi nie jest. - Elfka cofa dłoń, kruk przekrzywia łebek, spogląda na nią, przeskakuje na ramię i spogląda na mnie tak, jakby wiedział, że to o nim mowa. - Jest materialny, nie jest więc duchem. Widziałaś, mogę go dotknąć. Nie potrzebuję czaru, by go przyzwać i nie zniknie, gdy czar minie, dlatego nie jest przyzwańcem. Może mieć formę, kształt zwierzęcia… Jednak po pierwsze, jest istotą magiczną, po drugie, posiada inteligencję, wiedzę i zdolność logicznego myślenia - kruk kracze, przerywając jej. -  I zdolność komunikacji ze mną. Przez istotę magiczną rozumiem, że chowańce powstają z mocy maga. Stają się jego częścią i na tym polega więź. Dzielimy magię, dzielimy wiedzę, dzielimy myśli. Co więcej... Jeśli wyślesz gołębia z listem, doniesie go do miejsca, które uznaje za dom. Innymi słowy, by gołąb dotarł do Ataxiar, musiałabyś otrzymać jakiegoś stamtąd. Corvus zaniesie taki list do konkretnej, wskazanej przeze mnie osoby, do konkretnego miejsca. Jeśli tej osoby tam nie znajdzie, będzie szukał dalej bądź odda temu, komu uzna, że może. Tak, uzna. On, nie ja. W końcu, to właśnie nazywamy logicznym myśleniem, czyż nie? Oczywiście, wykazuje cechy charakterystyczne dla zwierzęcia. Je, pije, ma zachowania instynktowne, nie zaprzeczę. I lubi podkradać jedzenie! - oskarżycielsko celuje w ptaka palcem. - Ale mogą występować także w innych formach. Drobne zwierzęta, bestie… ssaki, ptaki, gady, płazy. Nawet owady! Chowańce nie są ślepym narzędziem. Mają osobowość. Jeśli podejmę decyzję, która nie będzie mu odpowiadać, usłyszę o tym. Potrafi być naprawdę uciążliwy, gdy chce postawić na swoim! - Kruk obraca się tyłem, jakby obrażony. -  Są też lojalne. Gdy zaakceptują maga jako swojego, nie odejdą. 
- Jak łączysz profesję maga z funkcją królowej? Moc raczej pomaga, czy przeszkadza?
- Prawdę mówiąc… nie do końca łączę. To znaczy… czasem muszę jedno odsunąć na bok, czasem coś odpuścić. Nie podróżuję już tyle, co kiedyś, a nowe obowiązki znacząco zmniejszyły ilość wolnego czasu, przez co wpłynęły i na moją dalszą naukę magii. Odrobinę ją ograniczyły. Z drugiej strony, mam dostęp do źródeł, do których wcześniej nie miałam. To kwestia kompromisów… i tolerancji - Nie wydaje się zadowolona z własnego doboru słów. - Nie, nie tolerancji. Akceptacji. Magia nie przeszkadza, mag na tronie, elfim tronie, to rzecz naturalna i wcale nie tak rzadki przypadek, ale… Najgorsze były początki. Nie byłam przyzwyczajona do ograniczeń i kompromisów, potrafiłam zniknąć w najmniej pożądanym momencie - wyznaje odrobinę zawstydzona. -  Nie każdego cieszyła też perspektywa kogoś takiego jak ja na tronie. Związki z ludźmi, półelfami. Renegat jako mistrz… także dziedziny magii, jakie uznałam za interesujące.  Gdyby nie poparcie Wilka nie wiem, czy nie byłabym zmuszona do wyborów, których nigdy nie chciałam dokonywać. Poszczęściło mi się.
- Kiedy mówimy o magii, w oczy rzuca się twój związek ze zwierzętami, zwłaszcza z wilkami. Dlaczego akurat wilki? Jak przejawia się ta więź?
- Wilki… mówiąc zaś ściślej, wilczarze z Gór Mgieł, są związane z Doliną Ciszy i okolicznymi górskimi pasmami, tam zaś osiedlił się mój ród. Towarzyszyły nam niemal od zawsze, zawsze w pobliżu. Mają też korzenie w naszych wierzeniach, jedne z pierwszych stworzonych istot i boscy towarzysze. Powiedzieć, że je czcimy, to może nieco za dużo, niemniej … z całą pewnością je szanujemy i są nam bliskie. Sama zaś więź… Chyba mogę powiedzieć, że je rozumiem. Rozumiem, lecz nie tak jak Corvusa. To… bardziej pierwotne. Chyba mogę powiedzieć, że w jakiś sposób, one traktują mnie jak swoją. Jakbym była jedną z nich… W świecie natury nie ma dobrego słowa na to, odpowiednika. Powiedziałabym, że rozpoznają we mnie przyjaciela… i kogoś, kogo chronią. 
- Twój mąż także ma potencjał magiczny. Czy to wpływa jakoś na waszą relację? Czy pomagacie sobie wzajemnie się doskonalić? Czy magia w rodzinie, tak na co dzień, to ułatwienie, utrudnienie, czy rzecz naturalna, nad którą nikt się nie zastanawia?
- Wilk jest jasnowidzem i uzdrowicielem… mam na myśli naprawdę dobrym uzdrowicielem. Biorąc pod uwagę, że uzdrawianie to ta dziedzina, w której się nie odnajduję… Mogłabym się wiele od niego nauczyć. Obawiam się, że nie do końca wykorzystuję tę szansę. To znaczy, on próbuje pokazać mi chociaż podstawy…, tak jak ja katuję go czasem jakimiś nowinkami z innych dziedzin – wyraźnie żartuje sama z siebie. -  Z własnej woli prawdopodobnie nie próbowałabym nawet tych podstaw, a nawet jeśli, nie mogłabym zagwarantować efektu… chyba więc można to uznać za pomoc i wzajemne doskonalenie się? Po prawdzie, ma mnie też kto połatać, gdy wracam bardziej lub mniej poobijana – uśmiecha się szeroko. - Oprócz kilku wyjątków, zasadniczo unikam uzdrowicieli jak ognia, więc sama widzisz, jak to pomaga. Z jasnowidzeniem jest inna sprawa. To dziedzina magii, ale dziedzina wymagająca daru. Dziedzicznego. Nie tylko daru magii, ale konkretnie daru jasnowidzenia. Mogę zapytać, co, jak, dlaczego, ale wizji przyszłości mieć nie będę. Oprócz wyjątkowych przypadków magia w rodzinie jest raczej naturalna. Rozmawiałaś z Zhaothrise, znasz jej historię – dostrzegam w jej oczach zimną furię, ale ton głosu pozostaje niezmieniony. - W jej przypadku była utrudnieniem. W moim, mojej rodziny, nie.
- Czy wasza córka także ma zdolności magiczne? Czy, jako matkę, cię to cieszy? – zmieniam temat na, jak mi się wydaje, bezpieczniejszy.
- Tak, Merileth odziedziczyła dar magii… i zdolność jasnowidzenia swego ojca. – Milknie na dłuższą chwilę. - Prawdę mówiąc, nie wiem. Dar magii to jedno, czy go zechce i zaakceptuje, to drugie. Mer… Merileth i tak nie będzie łatwo. Jest następczynią tronu, księżniczką. Staramy się ją chronić, ale… Zawsze będą jakieś naciski, wymogi. Presja. Będę ją wspierać, niezależnie od tego, co zrobi. Dla mnie jest wyjątkowa. Z magią czy bez  - wyznaje cicho.



Cz.II.: Wiedźma.
Spisane przez Iskrę, ze względu na redaktorskie doświadczenie.

      - Jesteś elfką, a więc należysz do rasy, która słynie m.in. ze związku z magią. Czy to wpłynęło jakoś na twoje dzieciństwo? Czy od początku wiedziałaś, że masz potencjał magiczny? - uśmiechnęłam się lekko pod nosem, przypominając sobie to, co miało miejsce bardzo dawno temu. Burzliwe okoliczności w jakich przyszłam na świat nie pozostawiały wątpliwości. Potencjał magiczny był, jest i będzie i to wcale nie taki mały jak mogłoby się wydawać.
- Chcesz usłyszeć wersję skróconą, czy dłuższą? - spytałam, sadowiąc się wygodnie w wiklinowym fotelu, ulubionym meblu w mojej chatce pod Medrethem. W tle zaszumiały drzewa lasu, a moje czułe, elfie uszy wychwyciły kroki żerującej nieopodal lochy z młodymi. 
- Dłuższą - Keronijka, która przybyła aż tutaj wydawała się być osobą pewną, zdecydowaną. Wiedziała po co tu przyszła, a to działało na jej korzyść. W ogóle sam fakt, że miała odwagę zapuścić się tak głęboko w elfi las powodował u mnie coś na kształt podziwu za odwagę, albo aprobatę determinacji, a z drugiej strony naszła mnie myśl, że chyba pora wynieść się w jeszcze bardziej odległe i niedostępne miejsce. Tak na wszelki wypadek.
- Jest taki czas, który elfy nazywają przesileniem. Ma on miejsce gdzieś po Dremadach, ale jeszcze przed końcem roku... Pokrótce wyjaśniając, co poniektórzy magowie czują się gorzej, źródła w których starożytni zaklęli cząstki magii emanują wielką siłą, zakłócając ogólny rytm. Zdarza się, że w takim Medrethu drzewa zamiast rosnąc w górę, karleją, a sadzonki miast w górę, pną się w dół, do ziemi. Niebezpieczne zjawisko, nie pojawia się każdego roku, a magowie średnio radzą sobie z jego przewidzeniem - urwałam na chwilę, dając kobiecie czas na zanotowanie moich słów, a sama spojrzałam na swoje dłonie, lekko pobrudzone ziemią. Tak to jest kiedy do udzielania wywiadu wyrywają cię z ogródka w którym usiłujesz uratować wiele ziołowych istnień. Cholerne chwasty - Złe duchy mają w tym okresie zwiększoną aktywność, łatwiej przenikają między czymś co chyba możemy teoretycznie określić światem duchowym, chociaż nie sądzę, żeby takim szamanom podobało się to określenie, i sieją spustoszenie. Jednym z groźniejszych takich duchów jest Gon, pojawia się stosunkowo rzadko, ale zawsze przy tym zdarzają się same nieszczęścia i z tego też nieszczęścia jestem ja. Akcja porodowa zaczęła się właśnie podczas przesileń, sytuacja podobno była wyjątkowo niestabilna, pojawił się Gon i... nie wiem czy ta wersja którą ci teraz opowiem jest prawdziwa, bo sama tego nie pamiętam, ale tak mówił mój ojciec, więc zakładam, że to prawda. Duchy zmaterializowały się, szukając łatwych źródeł mocy, a nie ma nic prostszego niż wyssanie potencjału magicznego z noworodka, który sam nie potrafi się obronić. Gon usiłował stworzyć sobie ciało, chociaż jakąś namiastkę, która zakotwiczyłaby go w tym świecie znacznie dłużej niż tylko na czas przesilenia, więc próbował wyciągnąć siły ze mnie i z mojej matki. Po części mu się to udało. Moja matka zmarła tuż po tym jak urodziła mojego brata, ja byłam mocno osłabiona. Szczęściem w nieszczęściu nastąpiło odwrócenie sił i przesilenie przeszło w końcową fazę, kiedy to co działo się na opak, zaczyna wracać do normy. Gon nie zdążył zabrać ze mnie wszystkiego, a czując, jak opuszczają go siły, zaczął te siły zwracać i dokładać własne. Nie wiem po co to zrobił, może miał nadzieję na to, że jeśli włoży wystarczająco dużo "siebie" w moje ciało, to się zakotwiczy. Jego moc się załamała, zniknął z krzykiem wessany z powrotem do swojego światka, a ja tam zostałam z odłamkiem jego mocy w sobie. Organizm nie mógł sobie poradzić z taką dużo ilością obcej magii, więc zaczął ją wyładowywać, podobno ktoś nawet stracił życie. Po odchorowaniu tego całego zajścia próbowali mnie nauczyć kontroli, ale ówczesny elfi władca, Amon Raa'sheal, zadecydował o zamknięciu mnie w bezpiecznym miejscu co w praktyce oznaczało podziemną część królewskich lochów. Uczyli mnie jak panować nad mocą, z początku było tylko gorzej, ale po tych paru latach zaczęłam łapać podstawy i już nie musieli mnie pilnować dzień i noc w obawie, że coś się zacznie dziać. No i to by było na tyle, jeśli chodzi o moje dzieciństwo - po tak długim czasie jaki minął mogłam opowiadać o tym bez cienia emocji, bez poruszenia i łez. Być może była to zasługa obcowania tyle z Poszukiwaczem, Panem Lodowa Góra, a może po prostu pewne rany zostały zaleczone? Nie wiedziałam sama, ale zaskoczyła mnie własna, dotąd niespotykana obojętność. Podniosłam się, uznając, że to koniec wywiadu i można grządki pielić, ale pani reporter nie wyglądała na kogoś, kto już skończył i będzie się grzecznie zbierać w drogę. Podejrzliwie zerknęłam w jej stronę, a wtedy ona przewróciła stronę w notatniczku przygotowując się do zadania następnego pytania.
- Czym jest dla ciebie magia? Czym była kiedyś? - wypaliła, a ja poczułam jak opuszczają mnie wszelkie siły i chęć do odpowiedzi. Przymknęła oczy, ręce oparłam na biodrach, prosząc w duchu bogów o cierpliwość i brak morderczych zapędów. Po chwili podniosłam powieki, dłońmi sięgnęłam chusty okrywającej moje ramiona poprawiając ją. Jak na wiosnę to potrafiło powiać chłodem.
- Magia jest siłą. Jest  nauką, jest pewnym sposobem na życie. Kiedyś... Kiedyś była raczej czymś co budziło respekt, co kazało się innym ze mną liczyć, zauważać. Chciałam być kimś, nie jakimś przeklętym przez duchy dzieckiem, które nie potrafi zapanować nad własną, niesłusznie powiększoną mocą. Wykorzystywałam magię by osiągnąć własne cele, mało się przy tym licząc ze zdaniem innych. Teraz... Teraz bardziej jest po prostu częścią mnie. Jest moim demonem, jest moją siłą i zarazem błogosławieństwem, bo nie każdy elf zostaje magiem. Zgłębiam tajniki, doszukuję się prawdy o tym skąd się tu wzięła, dlaczego tak, dlaczego w takiej formie - czułam, że to nie była odpowiedź na którą kobieta liczyła, nie tak do końca, ale nie potrafiłam tego inaczej ubrać w słowa. Korzystając z chwili wolnego, kiedy następne pytanie dopiero formowało się w umyśle reporterki, zaczęłam szykować wodę na herbatę.
- Jaka dziedzina magii jest ci najbliższa? Czy miałaś wpływ na jej wybór? Jeśli tak, to dlaczego wybrałaś akurat ją? Jeśli nie, to dlaczego?
- Najbliżej jest mi do magii czasu - ta część odpowiedzi była prosta - Po części miałam wybór, a po części nie, ale to dłuższa historia. Opowieść na inne spotkanie. Nie wiem czy znasz taką osobę jak Niraneth Raa'sheal. Dom Erianwenów, speców od magii. Nie wiem czy znane ci są koleje jej losu, ale był epizod w którym pobierała nauki u niejakiego Darmara Mrocznego. Ja w tym czasie opuściłam Eliendyr, podróżowałam, usiłowałam uniknąć odebrania mi mocy i uciekałam też przed Gonem, który w tamtym okresie znalazł sposób na przedostanie się do tego świata, ale mniejsza z tym. Zazdrościłam jej mentora, zazdrościłam nauk i tego, że ktoś ją tego wszystkiego uczy, pokazuje. Chciałam podążyć podobną ścieżką, ale nie mogłabym iść do Mrocznego. Długi czas nie wiedziałam komu mogłabym powierzyć swoją edukację, długo nie mogłam w ogóle zebrać się w sobie i po prostu kogoś spytać, aż parę lat temu natrafiłam na ślad pewnego maga czasu, Hauru - ustawiony nad paleniskiem czajnik zaczął gwizdać tak głośno, że nie dało się normalnie rozmawiać, zwiastując tym samym, że woda była gotowa, więc znów przerwałam opowieść by zalać zioła w dwóch kubkach. W końcu nie będzie trzymać gościa o suchym pysku - Hauru specjalizuje się w magii czasu, to jego konik, zamiłowanie. Po części para się też tym co elfy z miasta sklasyfikowały jako "białą magię", więc wybierając go na mentora poszłam w jego ślady. Dlatego po części był i nie był to mój wybór.
- Czy uznajesz podział na tzw. białą i czarną magię? Jeśli tak, to co on dla ciebie oznacza? - kolejne pytanie padło tak szybko, że nie zdążyłam się nacieszyć chwilą milczenia i cichego skrobania pióra o papier. Z minuty na minutę mówiło mi się coraz gorzej, bo i tematy zaczynały być coraz to trudniejsze, bardziej zawiłe i nie dotyczące tylko mnie.
- To wymysł - odparłam krótko, decydując się na szybkie, precyzyjne odpowiedzi. - To wymysł magów z miast, magów, którzy większość dnia siedzą na tyłkach i wymyślają coraz to nowe teorie, bo nie mają co robić. Magia to magia, przynajmniej dla mnie.
- Gdybyś miała wskazać dziedzinę magii najbardziej zbliżoną do tej, w której się specjalizujesz, którą byś wybrała? Dlaczego?
- Magia zbliżona do manipulacji czasem... Szczerze mówiąc, nie mam najmniejszego pojęcia. Nie ma czegoś podobnego do tego, szczególnie, kiedy wiesz, o co w tym chodzi. Kiedy orientujesz się w tych wszystkich esencjach czasu, w wirach i załamaniach. Może... może uzdrawianie? To też jest mocno skomplikowane i zmienne, trzeba uważać na wszystko wokół jak wtedy gdy cofa się czas... Ale idąc tym tokiem rozumowania, możemy pod to podpiąć każdą inną dziedzinę, każdy inny rodzaj magii, bo wszystko jest skomplikowane i złożone, wymaga niesłychanej precyzji i wiedzy. W tak zwanej "czarnej magii" wystarczy pomylić jedną literkę, czy gest podczas plecenia czaru i już jesteś martwy - kończąc wypowiedź siadałam już z powrotem w swoim fotelu stawiając  na stolik, jaki nas dzielił, kubek parującego, miętowego naparu przeznaczonego dla Keronijki. Już chyba zaczynałam się godzić z tym, że tak szybko się nie wywinę z tego wywiadu, czy cokolwiek innego to było.
- Czy któraś z dziedzin magii stoi według ciebie w opozycji do mocy, którą ty się posługujesz? Jeśli tak, to która?
- I znów wracamy do tego co mówią teoretycy i tego co wiedzą praktycy. Wedle klasyfikacji AX/87/203F w opozycji do magii czasu stoi magia bojowa, choć co to jest i jak to się odnosi do czasu nie mam pojęcia, musisz pytać tych wodogłowych z Ataxiar, może oni wiedzą. W praktyce nie ma mocy, która zdolna jest naprawić szkody wyrządzone złym cofnięciem czasu czy cofnięciem ogólnie pojętym - chyba, że inne cofnięcie, ale to były już tajniki magii, których nie zamierzałam ujawniać. 
- Czy fakt bycia magiem wpływa jakoś na twoje relacje z otoczeniem? Czy twój przydomek ma związek z magią? - przez chwilę analizowałam to pytanie, rozkładając je z wolna na czynniki pierwsze, drugie i piętnaste. O jaki przydomek jej chodziło, bo w końcu miała ich całkiem sporo, od Starszej Krwi, poprzez elfią furiatkę, kończąc na oślicy.
- Który przydomek?
- Starsza Krew - no i wszystko było jasne, przynajmniej z początku, bo znów tłumaczenie tego nie należało do rzeczy najprostszych. Chciałam odpowiedzieć jej jak najprościej, jak najkrócej i jednocześnie jak najbardziej treściwie, ale po dobrych paru minutach ciężkiej ciszy doszło do mnie, że taka odpowiedź nie istnieje.
- Starsza Krew odnosi się do Gona. Był kiedyś elfem, teoretycznie wciąż nim jest. Nosząc w sobie odłamek jego mocy, kawałek jego samego, jestem jakby... połączona? Nie wiem jak to dobrze nazwać, ale mam coś wspólnego z tymi dawnymi elfami, które nazywa się właśnie Starszą Krwią. Znam stary dialekt, potrafię się dogadać z lokalnymi bóstwami, tymi które rządzą lasem Medreth, swojego czasu namówiłam nawet stary dąb by wstał i poszedł bronić lasu, kiedy ludzie zaczęli go palić, a elfy mordować. Nie chcę przypisywać sobie całej zasługi, ale obawiam się, że takie wyczyny są związane właśnie z Gonem i dziedzictwem jakie niesie za sobą właśnie ta Starsza Krew - o ile bóstwa znały jeszcze ten nowszy dialekt i taki Wilk potrafił z nimi rozmawiać, to rozmowa z ziemią czy kawałkiem kory wychodziła już poza jego umiejętności.
- Czy gdybyś w jakiś sposób mogła zrezygnować ze zdolności magicznych, zrobiłabyś to?
- Dużo masz tam jeszcze tych trudnych pytań? - burknęłam, z niechęcią spoglądając na dno własnego kubka. Napar skończył się zdecydowanie za szybko, a czas zaczynał mi się niemiłosiernie dłużyć. Miałam tyle do zrobienia, tyle rzeczy do sprawdzenia, tam czekały zioła, tam czekał las, a jeszcze powinna dać znak do Czeluści, że aktualnie nic nie robi i może zająć się jakąś misją - Nie zrezygnowałabym. Chyba, że daliby mi wybór: albo życie członków mojej rodziny, albo zrzeczenie się magii, wtedy odpowiedź jest oczywista.
- Co uważasz za najważniejsze w byciu magiem?
- Najważniejsze w byciu magiem... - wymruczałam do siebie, doszukując się sensu w tym pytaniu. Czy będąc magiem w ogóle było coś dla mnie najważniejsze? Najpierw ucieczka, potem najważniejsze było rośnięcie w siłę. A potem? - Nie wiem. Nie wiem co mam ci odpowiedzieć, może nie rozumiem pytania, może jestem za głupia na reporterskie układanie pytań, ale chwilowo nic nie jest tak ważne by podnieść to do rangi "najważniejszego". Wszystko ma swoją ważność, swój priorytet, a ja staram się tego nie zaburzać.
- Czy masz swoje ulubione zaklęcie/czar/inkantację etc.? Czy któreś sprawia ci problem?
- Ulubione są zawsze te, które mają związek z ogniem. Ogólnie lubię ogień, wszyscy zawsze przyrównują mnie do ognia, więc to chyba ma jakiś związek. Lubię też używać czaru, który blokuje delikwenta w miejscu i rozciąga jego ciało, wykrzywia je i wykręca robiąc z niego bardzo brzydkie i krwawe drzewo, a raczej namiastkę. Może się to wydawać dość straszne, okrutne, albo jeszcze inne, ale... - wzruszyłam ramionami, znów czując dziwną obojętność. Przecież nie będzie traktować wrogów ulgowo - Problem zawsze był z czasem. Z regulowaniem tego o ile się cofnąć, ile magii użyć, jak się ustawić, jakie zasady brać pod uwagę, a które nagiąć. Cała magia czasu to jeden, wielki problem.
- Podobno nazywasz siebie wiedźmą. Czym wiedźma różni się od maga? - to pytanie znów wprawiło mnie w lepszy nastrój, bo to była część mojego życia, która zawsze sprawiała mi całkiem sporo frajdy i radości. Nie chodziło o sam fakt bycia tą wiedźmą, ale raczej o to jak inni reagowali, wiedząc, kim jest. No i te zabobony.
- Wiedźma w dużej mierze polega na ziołach, na nie podawaniu ręki przez próg i uważaniu na czarne koty. Są wiedźmy-udawajki i są wiedźmy-maginie. Ja jestem tym drugim, szukam spokoju, a przy okazji z czystej, elfiej złośliwości robię przesądnym ludziom na złość. Czasami lubię działać incognito, wtedy pojawiam się w jakimś miejscu, a miejscowi zawsze wiedzą, kiedy nawiedza ich wiedźma. I przychodzą z kurzajkami, przychodzą z chorą krową, przychodzą po wywary miłosne i kołki na wąpierze. Później przychodzą z dobrym plackiem jabłkowym, albo kawałkiem własnoręcznie zrobionego sera, cali pełni wdzięczności. Albo też wściekli, bo rzeczony wywar nie zadziałał. Ale bywają też i ludzie, którzy wiedzą, że część wiedźm to nie tylko kurzajki i chore krowy... Oni wiedzą jak rozpocząć rozmowę, by pomoc uzyskać. Pomoc fachową, pomoc, która sięga już dziedzin magii, a nie wywarów i interpretacji ludowych porzekadeł. W niektórych miejscach wiedźmy są tolerowane, gdzie maginie w tych samych miejscach jedyne, na co mogą liczyć, to stos, albo ćwiartowanie. Nie każdy lubi magię.
- I ostatnie. Część osób słyszała, że znasz osobiście Lisicę, przywódczynię Alchemików. Czym, według ciebie różnią się magia i alchemia? Czy w ogóle się czymś różnią? Jak magowie traktują alchemików? - To pytanie było ciekawe i to na tyle, że chwilowo zapomniałam o własnych obowiązkach, a skupiłam się na istocie sprawy. 
- Ciekawe pytanie, ale obawiam się, że nie odpowiem na nie w pełni. Nie znam się na alchemii, nie tak jak sami alchemicy. Ale z tego co zaobserwowałam... Mag czerpie z siebie. Jeśli ma wystarczająco mocy, to zaklęcie się uda, ale każdy czar zabiera nam część energii, dlatego trzeba uważać by nie przesadzić, bo raz spleciony czar nie skończy się póki nie zabierze określonej porcji mocy, bez względu na to, czy już umierasz, czy jesteś pełen sił i wigoru. Alchemicy... Oni jakby korzystają z sił zaklętych już w przedmiotach. Nie mają mocy, nie takiej jak magowie, bardziej polegają na przepływach. Potrafią dzięki tej skumulowanej, niewielkiej części sił przekształcić przedmiot w coś zupełnie innego. Lisica mi kiedyś wspominała o zasadzie równowartej wymiany, która mówi, że żeby coś uzyskać, trzeba dać coś w zamian. I tak oni, transmutując przedmioty pozwalają tym siłom płynąć przez siebie, wymieniać się. Teoretycznie póki mają wystarczającą ilość surowca - mogą transmutować bez końca, ale jest to proces bardzo wyczerpujący fizycznie, więc ogranicza ich po prostu zmęczenie. No i też liczone są zdolności alchemika samego w sobie. Ci początkujący posiłkują się wzorami rysowanymi podczas transmutacji, wzór podobno wspomaga przepływ i sprawia, że nie ma strat energii. Alchemicy z najwyżej półki transmutują bez wzorów, składają tylko dłonie, ale dlaczego to robią i co to daje - nie mam pojęcia. O to trzeba pytać alchemików.



Cz. III.: Nekromanta.

         Kiedy widzisz go po raz pierwszy, ostatnie o czym pomyślisz, to nekromancja. Na pierwszy rzut oka wydaje się wcieleniem negatywnych skojarzeń z arystokracją. Ot, kolejny, pusty paniczyk. Im dłużej z nim rozmawiam, tym bardziej wydaje mi się, że to celowa stylizacja. 
Shel nie lubi mówić o magii. Nawet teraz, będąc na jego terenie, w jego pałacu w El-ehmro (dzielnica w stolicy Wirgini), mijamy bogate pokoje gościnne i zatrzymujemy się dopiero w niepozornej pracowni. Ichani przepuszcza mnie przodem, potem zamyka od środka drzwi: solidne, okute, na tyle grube, by całkowicie wyciszyć naszą rozmowę.
- Nie czuję się magiem. Nie czuję się przez to wyjątkowy, nie w tym dobrym znaczeniu. Moja… magia. Przecież ja nawet do końca nad nią nie panuję. – Wciąż wydaje się zaskoczony, że chcę rozmawiać akurat z nim. Choć zadałam mu najpierw kilka niezobowiązujących, prostych pytań, wciąż jest spięty. Płynnie posługuje się mową wspólną, ale cały czas towarzyszy jej silny, wirgiński akcent. – Pytasz, dlaczego to. Dlaczego akurat… ta dziedzina – zdążyłam zauważyć, że unika słowa „nekromancja”. – Nie miałem na to wpływu. Taki się urodziłem. To znaczy… Kiedy dziecko ma talent, dajmy na to zdolności manualne, to jeszcze nie oznacza, że będzie tak samo dobre w haftowaniu i rzeźbieniu. Wiele zależy od tego, kto i czego nauczy je najpierw, czym bardziej zainteresuje, lepiej wytłumaczy. Nad moimi zdolnościami nikt nie czuwał, nie nakierowywał mnie. To zaczęło… wybuchać samo. Nie zastanawiałem się nad tym, jaka to dziedzina. Czasami w ogóle nie miałem wpływu na to, co się działo, trochę tak, jakby w tym ujawniały się moje emocje, jakby temu, co we mnie tkwiło, najłatwiej było przybrać taką formę. Czy mogłem zająć się inną dziedziną? Tak, wydaje mi się, że tak. Korzystając z ksiąg, udało mi się nauczyć kilku czarów z zakresu magii mentalnej, choć sprawiało mi to duży problem, wymagało więcej wysiłku. Za to iluzja... Zupełnie jej  nie rozumiem. To znaczy, powiedzmy, że tylko jej – uśmiecha się cierpko.
- Pytasz, jak w moim kraju wygląda kształcenie maga, który nie jest samoukiem. Nie wiem. Nie znam żadnego Wirgińczyka z potencjałem magicznym, chociaż na pewno takowi są. Znajomy elf miejski wspominał, że istnieją u nich wspólnoty, w obrębie których uczą swoje dzieci magii. Spotykają się w domach, po cichu, żeby nie prowokować. Myślę, że ludzie mogą organizować coś podobnego, ale znacznie lepiej się kryją. O elfach każdy wie, że są inne.
- Dlaczego ukrywam swoje zdolności? – Shel przez chwilę milczy. Nie jestem pewna, czy zbiera myśli, czy liczy, że jednak zapytam o coś innego. Patrzy gdzieś w bok, w pustkę. – Jak ty to sobie wyobrażasz? – zaczyna w końcu. Jego głos przepełnia coś pomiędzy goryczą a zrozumieniem. – Jestem ichanim. Oprócz tego dowódcą. Jak mógłbym nim być, gdyby moi podwładni mnie nie szanowali? W Wirgini mag to społeczny wyrzutek, niebezpieczny margines. Nekromanta – wypluwa to słowo i choć bardzo stara się to ukryć, wychwytuję w jego głosie pogardę – jest kimś jeszcze gorszym. Niedotykalnym.  Kimś z najniżej kasty, kimś nieczystym. Nie miałem prawa urodzić się taki… u nas nie można zawierać małżeństw między kastami. W ogóle, związków. Jeżeli wśród ichnich rodzi się mag, to znaczy, że jego matka się z kimś łajdaczyła. – Kątem oka zauważam, że zaciska pięści i natychmiast rozluźnia dłonie. – Teraz jestem głową rodu. Muszę dbać o matkę, pilnować lenników, strzec interesów. Muszę być prawdziwym synem mojego ojca, czyli nie mogę być magiem. To oczywiste. U nas… w Wirgini nie jest tak, że możesz mieć wyłączne, osobiste poglądy. Mamy swoją religię. To coś, co nas łączy, spaja w naszej różnorodności. Nawet, jeżeli ktoś nieczęsto bywa w świątyni, obraca się w naszej kulturze, a ta w pewnym stopniu wypływa z wiary. Z resztą… w Keronii chyba też. Wasze organizacje mają boskich patronów, a kiedy mówicie, powołujecie się na Fortunę, jakkolwiek pogardliwie  ją nazywacie.
- Czym jest dla mnie magia? Żywiołem. Sztuką. Tajemnicą, a jednocześnie przekleństwem. Magia nęci, kusi, jak demony. Sugeruje, że możesz być wielki, niezwyciężony… nieśmiertelny. Gdybym miał przyrównać do czegoś magię, wskazałbym pustynię. Jest tak samo piękna i przez to równie zabójcza. Możesz nie zauważyć, kiedy zabłądzisz, ale jeśli tak się stanie, nie będzie nikogo, kto poda ci rękę, kto wyciągnie cię na powierzchnię. Utoniesz. Stoczysz się na dno.
- Więc magia jest dla ciebie złem? – upewniam się. - Jesteś wirgińskim dowódcą. Zabijałeś, wydawałeś takie rozkazy. Ich celem nie zawsze byli ludzie przygotowani do obrony. To jest równie złe, jak magia?
- Nie wolno mi mówić o tym, co robię, będąc na froncie lub misji. Jakiejkolwiek misji – stwierdza z naciskiem. – Nie mam wpływu na rozkazy, jakie otrzymuję. Jeżeli jakieś wydaję, to znaczy, że tak było trzeba.
- Czy teraz, będąc magiem w obcym kraju, kraju o większej tolerancji, nie myślałeś o poszukaniu sobie mistrza? – pytam. Przez jego twarz przemyka cień, oczy ciemnieją, jakby przygasł.
- Czy myślałem? Ja… korzystam z magii. Czasami umożliwia mi ona wykonanie zadania, czasami ratuje z opresji. Żeby tak było, muszę ćwiczyć. Jednocześnie… Nie chcę być magiem. Nie chcę zgłębiać tej sztuki, nie chcę się od niej uzależnić. To dla mnie obca siła, nawet jeśli tkwi wewnątrz mnie. Widziałem, do czego zdolni są magowie. Widziałem, co zrobił z sobą jeden z nich, by osiągnąć wirtuozerię w swojej dziedzinie. Tak się złożyło, że był to nekromanta. Mój niedoszły mistrz. Nie chcę stać się czymś takim. To pętla, krąg, którego nie da się opuścić. 
- Kiedy pierwszy raz ożywiłem zwłoki? – Shel po raz pierwszy uśmiecha się. Jest w tym coś ulotnego, zbyt ciepłego w kontekście tematu. – Miałem sześć lat. Siedziałem przy zastawionym do uczty stole, wlepiając wzrok w pieczonego dzika, bo to był zdaje się jedyny punkt, z którego nikt nie patrzył, co robię źle. Mój ojciec rozmawiał z gośćmi. Między innymi o moim braku umiejętności w paru… powiedzmy, że  paru, dziedzinach. Czułem się upokorzony jak nigdy. Nie pamiętam, jak to się stało. Ten dzik po prostu wstał z talerza. Byłem…. Ciekawy tego, co zrobiłem.  Ale… - poważnieje. - Tobie pewnie chodziło o ludzkie zwłoki.  - Marszczy brwi. -  Nie pamiętam. Naprawdę. Może dlatego, że najpierw próbowałem z duchami, więc tamto nie wydawało mi się już tak straszne. To musiało być już po tym, jak trafiłem na front, zdążyłem się już naoglądać sporo trupów. Efekt tego… ożywienia pozostawiał wiele do życzenia.
- Błędy w magii? Pewnie, że mi się zdarzają. Pomagam sobie inkantacjami, niekiedy gestami, tonem głosu, ale i tak łatwo zrobić coś źle. Czy to odstrasza? Tak i nie. Człowiek to dziwny gatunek. Niebezpieczeństwo go pociąga… wbrew rozumowi. Zanim cokolwiek zrobię, staram się o tym jak najwięcej dowiedzieć, poznać teorię… Każdy nowy czar poprzedza kilka tygodni przygotowań, gromadzenia many… Czasami jest tak, że wydaje mi się, że już coś potrafię, a to wymyka mi się spod kontroli. Jeden z Cieni z Bractwa Nocy coś o tym wie.
- Co trudniej przyzwać: nieumarłego cielesnego czy nie? 
Shel zastanawia się przez chwilę.
- Wydaje mi się, że cielesnego, przynajmniej jeżeli ma być w miarę… stabilny. Silny? Trwały – znalazł odpowiednie słowo. – Duchowi wystarczy krew, rytuały przy cielesnych są trudniejsze, kosztowniejsze. Bardzo wiele zależy od miejsca. Przykładowo, najłatwiej przywołuje się na cmentarzach, bo tam zmarli są blisko ciebie. Nie potrafiłbym przywołać niczego w miejscu, w którym nikt nie zginął. Ja, bo ktoś inny, potężniejszy, prawdopodobnie by umiał. Dobrym miejscem są pola bitew, ale do tego trzeba być naprawdę silnym nekromantą. – Zapomniał się i nawet tego nie zauważył. Mówi głośniej, w oczach ma iskry, nachyla się w moją stronę. – Ogromne znaczenie ma rodzaj śmierci. Jeżeli była gwałtowna, nad nieumarłym trudniej zapanować. To samo z duchami. Ale… tak naprawdę, nie wiadomo, co się przywoła. Tamci… zmarli, wyczuwają cię. Twoje emocje, lęki, pragnienia. To jest trochę tak, jakby oni żyli, nawet, kiedy nic nie robisz. Czujesz ich, a oni ciebie. Przez całe życie. Kiedy jesz śniadanie, kiedy jesteś w podróży, kiedy się z kimś kochasz. Są wokół ciebie, wołają cię, gdy umierasz. Czasami mam wrażenie, że idąc, zostawiam za sobą smugi… Smugi, przez które oni patrzą.
- Wspomniałeś, że nie radzisz sobie z iluzją, a najprostsza jest dla ciebie nekromancja. Czy masz swoje ulubione zaklęcie, czar, którego używanie, nawet jeżeli niełatwe, sprawia ci przyjemność?
Shel zastanawia się przez chwilę. Przymyka oczy.
- Telepatia – odzywa się w końcu. – Możliwe, że dla niektórych to coś pospolitego, niewartego uwagi, ale… Słowa, obrazy… emocje, jakie mogą w nas wzbudzić, to potęga. To emocje nas kreują, to one są wstępem do naszych poglądów, wpływają na zachowanie, nawet, jeżeli staramy się je ukryć. Telepatia to nie remedium na wszystko, nawet nie inżynieria dusz, ale wiele ułatwia. Czasami brakuje mi słów. Chciałbym opisać ci coś, na przykład magię, tak, byś ją widziała, czuła. Niekiedy słowa nie wystarczają. Obraz… kiedy patrzysz na ścienne malowidło, jest ono wyłącznie czymś z zewnątrz. Płaskim, sztucznym... Telepatia pozwala mi malować w świadomości. Zaciera niewystarczającą charyzmę, nieznajomość języka, barierę rozumu. Przemawia wprost do duszy.
- Ostatnie pytanie. Jak ci się wydaje, która dziedzina magii najbardziej przypomina twoją?
Mija kilka minut, nim odpowiada:
- Nie znam oficjalnych podziałów. Mam tendencję do racjonalizowania magii, może dlatego najbliższa temu, co potrafię, wydaje mi się alchemia. Magowie z mojej dziedziny nie tworzą z niczego. W tej magii nie ma niczego za darmo. Żeby przywołać ducha, oddajesz mu własną krew. Wiążąc demona, oddajesz mu życie. Czyjeś. Tworząc nieumarłego… Nieistotne –  urywa nagle.  – Alchemicy są pod tym względem podobni. Żeby stworzyć jedną substancję, muszą poświęcić inną. Oczywiście efekt i domena są inne, ale zasada wydaje mi się zbliżona.



Cz. IV.: Szamanka.

        Siedzimy otoczone naturą, krajobrazem niezmąconym widokiem cywilizacji. Cień drzew, namiot, ognisko... To otoczony Lasem Królewskim szczyt Samotnik, na północ od Królewca. Gdy Silva i Dravaren przybywają do stolicy, zajmują zawsze to samo miejsce. Szamanka nie lubi miast, tłoku i gwaru, odcięcia od natury. 
Siedzimy na powalonych pniach drzew. Nad ogniem, w zawieszonym na trójnogu kociołku coś się gotuje, chyba gulasz.  W bezpiecznej odległości ode mnie, na widoku, ale nie na wyciągnięcie ręki, siedzi Dravaren, obserwując i słuchając jednym uchem całego wywiadu. 
Moją uwagę zwracają zawieszone nad wejściem do namiotu wiszą dzwonki, pióra i kościane amulety. 
 - Magia i szamanizm – czy są w jakiś sposób powiązane? Czy to, co robisz można nazwać magią? Jakie są podobieństwa, jakie różnice?
-  Och… naprawdę?  - rozgląda się, jakby szukając pomocy. - To pytanie przysporzy mi wrogów. - Uśmiecha się porozumiewawczo. - Duma każe mi powiedzieć, że szamanizm jest lepszy, że żaden mag nie dotknie tak duchów jak ja. Nie przyzwie ich z taką łatwością i stosunkowo małymi kosztami. Że mag po prostu je przyzywa, nie rozumiejąc, że każdy duch kiedyś żył w ciele, jako człowiek, elf, bestia. Nie myśli, że dotyka kwintesencji życia. Wykorzystuje jak rzecz  - Zagryza wargi, ale po chwili kręci głową, lekko się uśmiechając. -  Chciałabym tak powiedzieć, ale mój rozsądek i doświadczenie mówią, że tak nie jest. Nie w każdym przypadku. Widziałam magów, którym miałam ochotę wydrzeć duszę i zrobić im to, co oni robili innym duchom - jej głos jest zimny, poważny. - Ale znam kilku, którzy wzbudzili mój szacunek – dodaje bardziej miękko. -  Może nie rozumieją do końca istoty ducha, według mnie wzywają je w głupi sposób, ale wiedzą czym był, że kiedyś żył. Nie rozumiem ich, nie siedzę im w głowach, oceniam tylko po efektach i sposobie przyzwania. Wszystko zależy od człowieka. Przecież i szamani bywają okrutni, wielu nie rozumie. Wszystko siedzi w nas. - Klepie się po sercu, stuka w głowę. Nie potrafię określić dlaczego, ale te gesty mi do niej pasują. Do niej… do szamanki z obcego plemienia. - Niektórzy szamanizm nazwą magią przywołania, ale żaden mag nie towarzyszy duszy w drodze do zaświatów. Jest wiele różnic, ale… wy ich nie rozumiecie, bo inaczej postrzegacie ducha. Szamani sprowadzają duszę noworodka do ciała, walczą z chorobami duszy, nasze ciało to tylko nośnik, a i swojego ducha możemy od niego oderwać. Czasami pozwalamy duchom na chwilowe opętanie. Widzisz, uśmiechasz się pobłażliwie. Ale to są te różnice. Podobieństw znajdziesz dużo, ale to w odmienności jest cały szkopuł. Nowicjusz pomyli szamana z magiem, mędrzec zrozumie. Przywołujemy i odsyłamy, my dźwiękiem, mantrami, a oni zaklęciami. Manipulujemy, czy rozkazem, czy wolą - różnymi metodami, a przecież nie patrzę na maga szukając różnic. Odruchowo stwierdzam, co ja bym zrobiła inaczej, ale mag pewnie robi to samo. Ja dla niego mogę robić głupoty, a on dla mnie. - Wzrusza ramionami. - Wiesz, ważne, że się szanujemy, a nie próbujemy przekonywać do swojego. I my i oni jesteśmy dumni, trochę egoistyczni, ale każdy uważa swoją dziedzinę za najlepszą, nawet jeśli tylko w skrytości ducha. – Na jej twarzy pojawia się lekki uśmiech. 
- Kiedy i w jaki sposób dowiedziałaś się, że będziesz szamanką?
- To było… dawno temu. - Choć jej twarz nie zmieniła wyrazu, w głosie daje się słyszeć nutkę nostalgii. - Lata szybko lecą, kiedy nie siedzi się w wiosce, a każdy dzień zaczyna na szlaku. Wtedy wciąż nosiłam dziecięce imię. Byłam podrostkiem, który latał z wioskowymi dziećmi na jagody – waha się przez chwilę, po czym wyjaśnia: - W moim plemieniu, szamanem nie można było zostać, trzeba się nim było urodzić. – Odwraca prawą dłoń i pokazuje mi znamię w kształcie sierpa księżyca. - Zostać naznaczonym przez duchy przodków, a potem przez nie wybranym. Duchy i mnie wskazały palcem, zesłały na mnie chorobę. Przez dwa pełne księżyce trawiła mnie wysoka gorączka. Nie jadłam, nie piłam, byłam jak umarła. Łamało mnie w kościach, serce tłukło się w piersi. A głowa... Mój przyjaciel ma takie określenie: skakały mi po niej krasnale w okutych buciorach. Duchy zsyłały mi wizje, pokazywały mą przeszłość i zamglone fragmenty przyszłości. Były nieustępliwe, wytrwałe i groźne; czułam ich zniecierpliwienie, kiedy się opierałam. Szeptały mi do ucha. Zachęcały. Kusiły. Dawały wyraźny znak – mówiąc to, wydaje się zamyślona, patrzy gdzieś w przestrzeń. Kiedy im uległam, ozdrowiałam, jednak najgorsze było przede mną. Musiałam odejść z wioski. Musiałam przejść inicjację, sama, z dala od plemienia… - Machnęła ręką. Nie chce mówić dalej. 
- Czy zmieniło to sposób, w jaki traktowało cię twoje plemię? Jak „zwykli ludzie” patrzą na szamanów? Jak postrzegają ich inne rasy?
 - Oczywiście  - przygryza wargę. Milczy dłuższą chwilę, ale nie okazuje emocji. - Szaman służy plemieniu, chroni je, odprawia rytuały, bywa uzdrowicielem – odzywa się wreszcie. - Jest mędrcem, przeprowadza też dusze. Mamy kontakt z duszami, walczymy z duchami i złośnikami. To nas…Mnie wyobcowało. Należę do plemienia, ale jestem ponad nim. Mój ojciec, wódz, nazywa to szacunkiem. Ale ja widzę w niektórych oczach strach przed tym, czego nie rozumieją, a czego ja jestem manifestacją. Kontakt z duchami wypycha poza zrozumienie. Z szamanami nie pije się herbaty, nie plotkuje. Jeśli zapraszają nas do siebie, to z konkretnego powodu. Nikt nie zakłóca naszego spokoju. Plemię przychodzi, prosi i oczekuje rozwiązania, za które się nam odwdzięcza. I zostawia, bo należymy bardziej do duchów niż do nich. Szamanizm to samotność, ale braterstwo z duszami… - mówi to zaskakująco spokojnie, bez emocji. - Każdemu nowemu szamanowi plemię stawia tipi. Inicjacja i oddanie duchom sprawia, że nie możemy mieszkać z innymi. Chociaż żywi i ubiera nas plemię, także się od szamanów odcina. Odkąd opuściłam Płaskowyż, widzę różnicę. Poza Górami Mgieł ludzie bywają ciekawi tego, co robię. Część się boi, inni przeklinają. Niektórzy nie rozumieją. Tam, gdzie ludność nie wierzy w duchy, uznają mnie za szarlatankę i oszustkę. Ci, którzy szczególnie je miłują, twierdzą, że kłamię, bo przecież śmiertelna kobieta nie może dotykać niemal boskich dusz. Staram się nie narzucać, chociaż to nie łatwe. Wyrosłam w społeczności, która…  - zawahała się, nim dokończyła: - …traktowała mnie jak jedną z waszych świętych. Radzili się mnie i słuchali, ale też bali. Tutaj  - zatacza ręką po okolicy, mając chyba na myśli świat poza wioską - nie wzbudzam strachu, nie ma też szacunku. Jestem jedną z tysięcy żyjących ludzi. Szaman uczy się dostosowywać do zmiennych sytuacji, gdyby nie to… byłoby mi gorzej przywyknąć.  Trochę cię okłamałam  - na jej twarz występuje lekki, ostrożny uśmiech. -  Wciąż nie przywykłam. Za to często mylą mnie z magiem, a kiedy tłumaczę im różnicę, nie rozumieją. To dziwne, bo przecież nie kreuję świata za pomocą słów, działam w nim poprzez duchy. Wiem jednak, że mag też je przywołuje. Czy więc różnimy się aż tak? – Wzrusza ramionami. Patrzy mi w oczy. Pod jej spojrzeniem czuję się dziwnie. Zastanawiam się, na ile ma to związek  tematem naszej rozmowy, a na ile z nią samą.
- Czym jest dla ciebie szamanizm, twoje umiejętności? Co uważasz za najważniejsze w byciu szamanką? – pytam, usiłując pokryć własne zmieszanie.
 - A co ty uważasz za najważniejsze w byciu reporterką? Czym to dla ciebie jest? Każdy odpowie ci mniej więcej to samo, według profesji, którą wybrał. Czy to szaman, czy mag, kowal, bard i cała masa innych. Jeśli coś miłuję całym sercem, jeśli się temu oddaję całkowicie, chcę robić to dobrze więc się do tego przykładam. Macie takie określenie… Robić po główkach? Nie, po łebkach. Nikt, kto odnajduje się w swojej profesji, poświęca jej, nie będzie tego robił powierzchownie.
- Jakie jest wyposażenie szamana?
Silva po raz pierwszy się uśmiecha, ożywia.
- Wiesz, że mamy stroje plemienne? Zrezygnowałam z nich na rzecz podróżnych ubrań, bo okazały się niewygodne. Ale w wiosce strój jest wyznacznikiem tego, kim jestem. Jednak kilku rzeczy nie mogłam porzucić - wskazuje na dębową laskę, która leży obok. -  Szamańska laska pozwala mi manipulować rzeczywistością, odganiać duchy i złośniki, symbolizuje oś świata, my nazywamy ją axis mundi. Pióra kvezala i dzwonki sanku uwiązane na czubku, zawsze się poruszą, kiedy w pobliżu znajdzie się duchowa istota. - Podnosi prawą dłoń, na palcach ma trzy miedziane blaszki, w uchu dwa kolczyki. - Pierścienie i kolczyki to medium dla moich duchów pomocniczych. Taki… pojemnik na duchy. Żebym ich rytualnie nie przyzywała za każdym razem. W lasce zakotwiczyłam Opiekuna. W mniejszych  - dotyka  palcem brązowych blaszek wszytych w pas - są drobne duszki. Wiesz, że nie ma szamana bez bębenka? – Klepie swój. - Jeśli zostanie zniszczony, nie będę mogła przywoływać duchów. Jego dźwięk otwiera granice między światami żywych i zmarłych. Możesz wyobrazić go sobie jako pojemnik, w którym sprowadzam duchy. To najważniejsze rzeczy.
- Mówisz, że szaman działa poprzez duchy. Jak?
- To zależy od sytuacji. Szaman podczas walki nie jest tak bezbronny, jak niektórzy myślą. Zmieniając duchowi medium, które musi być dla niego odpowiednie, mogę wzmocnić dębową laskę, nóż i tak dalej. Mogę wzmocnić pomocników na tyle, by zadawały obrażenia, ale to pochłania sporo energii. Dużo bardziej wolę przemieszczać je pomiędzy nośnikami. - Widać, że mówi się jej coraz lepiej i łatwiej, chociaż czasami milknie na chwilę, by znaleźć odpowiednie słowo we wspólnej mowie. -  Jeśli wiem, że będę walczyć  - jej mina wyraźnie mówi, że zawsze chciałaby wiedzieć - magazynuję energię, by wykorzystać ją później. Niektóre duchy odpowiedzą na moje wezwanie do walki, więc sprowadzam je wcześniej, kotwicząc w prostych nośnikach. To nie jest tak, że pstryknę palcami  - marszczy brwi, jakby niezadowolona -  i duch się pojawi. Po to je noszę przy sobie, by z nich korzystać bez rytuału sprowadzenia i po to je wcześniej sprowadzam, by choć trochę ułatwić sobie walkę. Oczywiście mogę to robić w boju, ale żaden wróg nie da mi tyle czasu, bym je wezwała. Dlatego często stoimy na tyłach, jako wsparcie… Szaman  jest przywoływaczem, sprowadza więc duchy do świata żywych rytuałami, dźwiękiem bębna i mantrami, to długotrwały proces. Wymaga też oddania pewnej ilości energii. Niszczymy też duchy, ale w ostateczności, bo to najpodlejszy akt, jaki możemy im wyrządzić. Przeprowadzamy  dusze zmarłych na drugą stronę, do zaświatów, by mogły cieszyć się życiem wiecznym. Wiesz, że dawniej tę funkcję pełniły wróble i konie składane w grobach? 
- Czy gdybyś mogła być kimś innym, kosztem zrezygnowania z bycia szamanką, chciałabyś? Jeśli tak, to kim?
- To tak, jakbyś pytała… - macha ręką, nie chcąc kończyć. - Od szesnastu wiosen jestem oddana duchom. Ja nie mogę z tego zrezygnować. To nie był do końca mój wybór, wybrały mnie duchy przodków  - poważnieje -  i tylko one mogą mnie uwolnić. Znam szamanów, którzy znienawidzili to, co robią i wiem, jak skończyli, kiedy przeszli rytuał zerwania: stali się puści. Kiedy dotykasz świata duchów, jesteś na nie wrażliwa, słyszysz więcej, widzisz więcej i więcej czujesz. Porzucając to, robisz się ślepa, głucha i odcięta. Nie wiem, jakie to uczucie, ale mogę je sobie wyobrazić. Jeśli sama je porzucę, zapłacę za to. To jak… wy nazywacie to opętaniem. Duchy dają i zabierają, wedle swej woli. I nie chcę doświadczyć tego uczucia  - nerwowo pociera palcami o pierścienie na ręce. -  Duchy są moje, a ja ich. Nie chcę być nikim innym, bo wszystko inne będzie jałowe, niewystarczające. Bez nich byłabym jak bez ręki, jak mag bez many.
-  Co się dzieje z szamanem, kiedy traci Ducha Opiekuna?
- W moim plemieniu mówi się na nich matrony i patroni  - w jej głos zabarwia nuta smutku. -  To kobiety i mężczyźni, którzy utracili Opiekuna, przez jego odejście lub śmierć i popadli w obłęd tak silny, że zatracili siebie, swojego ducha i umysł, pogrążając się w bólu i rozpaczy. Dla nas jest to gorsze niż śmierć. Duch jest manifestacją naszych sił, działamy poprzez niego, nasza więź jest tak mocna, że jej utrata popycha nas ku obłędowi. Te… istoty, którymi się stajemy, potrafią rozerwać na strzępy, wydrzeć z ciała duszę tylko po to, by sprawdzić, czy nie jest ona ich utraconym opiekunem. Zieją zamęt w duszach żywych, są szkodnikami. To wieczne poszukiwanie. Wieczna tęsknota i szaleństwo. Dlatego pilnie strzeżemy Opiekuna, drugiego już nie otrzymamy.

__________________________________
Dziękuję Szept, Iskrze i Silvie za udzielenie wywiadów. Mam nadzieje, że odpowiadając na pytania, bawiłyście się równie dobrze, jak ja wymyślając o co pytać i składając to w całość ;) - Nefryt

Brak komentarzy:

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair