Członkowie Zakonu Wśród Wzgórz
na uchodźstwie
- Jedziemy na jednym wózku, panowie.
- Gwoli ścisłości: ja nie jestem człowiekiem – sprostowała kobieta – A mój przyjaciel, który z taką chęcią by sobie na tobie użył, ma w sobie krew wirgińską i śmiałabym rzec, że nawet domieszkę krasnoludzkiej, więc proponowałabym go nie denerwować. A ty go nie strasz, Remis, bo zapomina języka w gębie.
– Słuchaj mnie uważnie, nowicjuszu – warknął mężczyzna o wyglądzie opryszka. – Jeśli wyspowiadasz mi się grzecznie, może nie poderżnę ci gardła i nie nakarmię tobą narybku. W przeciwnym razie Zorana sama weźmie sobie te informacje, które zechce, a ja wyrzucę związanego za pokład[…]
- Dostałem zadanie odnalezienia kobiety imieniem Zorana, o której wiedziałem tyle, że kilka dni temu wyrusza z głównego portu w Quinghenie w rejs powrotny do Keronii. Rozkazano mi obserwować ją aż do brzegów Królestwa, póki nie przejmą ją inni…
- Kto? – przerwał Remis.
- …zakonni.
Para oprawców bluzgnęła zgodnie, jedno głośniej, drugie ciszej.
- Zakon Wśród Wzgórz?
Jak
mawiają, początki bywają trudne. Zarówno w dyplomacji, jak i tajnej
działalności zakonnej… no, szczególnie w tym drugim przypadku. Stosunki między
członkami takich organizacji rzadko bywają proste. A wzajemna inwigilacja jest
jedną z najlepszych metod wykrywania zdrajców.
Jak
na nowicjusza przystało, znajduje się pod opieką przełożonych – mowa tu o
aktualnej regentce Zakonu. Jednocześnie bierze udział w intensywnym i
szczególnie niebezpiecznym z powodu okoliczności szkoleniu, w którym nie ma
miejsca na ćwiczenia. Te postanowił poprowadzić w swej uprzejmości Remis.
Miejmy nadzieje, że wyjdzie mu to na dobre. I że w ogóle wyjdzie z tego cały.
Reinm, Mistrz Zakonu, więzień Kansas
<wizerunek>
[...]
Wróbel, miotacz noży
Piegża, zwiadowca
[...]
Tengel, Mistrz Ostrzy
Ród Muirne
Rozmoczona,
gliniasta ziemia kląskała pod kopytami. Nad drogą unosiły się mgliste obłoczki
pary, wspomnienie przedpołudniowego skwaru. Za drzewami majaczył zarys
drewnianego dworku. Karosz strząsnął łbem, odrzucając z nozdrzy stanowczo za
długą grzywkę. Do uszu jeźdźca dobiegło szczekanie psa.
Ostatni raz była tu wiele
lat temu. Gdy po raz ostatni odwiedzała Twierdzę, był to jedyny przyjazny dom w
tej okolicy. Wiozła wówczas symbole władzy Zakonu i strój haftowany w jego
emblematy, w eskorcie kilku mniej doświadczonych Jeźdźców. W drodze natknęli
się na garstkę żołdaków z wirgińskiego oddziału… i doszło do jatki. Jej ludzi
wycięto co do nogi, tak przynajmniej myślała. By istnienie Zakonu pozostało
tajemnicą, musiała uciec przed końcem walki. Udało jej się. Zbiegła, z
pieczęciami i resztą, i z bełtem w ramieniu. Wspomnienia ożywały, niechciane.
Zmarszczyła nos, zaciskając dłonie na wodzy. Mniej więcej w tym miejscu
zemdlała i zleciała z konia, tego samego zresztą, którego dosiadała dzisiaj.
Było wtedy niemal tak upalnie jak dziś rano.
Liliana Muirne
Zorana
podniosła wzrok. Ktoś na podwórzu krzyknął i wypuścił z rąk misę, po brzegi
wypełnioną paćką dla kaczek. Vestus przestąpił z nogi na nogę, a dosiadająca go
kobieta przekrzywiła w zadumie głowę, spoglądając za znikającym za progiem,
popielatym warkoczem. Kiedyś był płowy, przynajmniej tak go zapamiętała. Jej
pozbawione emocji, kocie źrenice zwęziły się w szparki – wjechała na oświetlone
popołudniowym słońcem podwórze.
Edgar Muirne
-
Ty żyjesz – stwierdził z pewnym zdumieniem mężczyzna w sile wieku, który
wyszedł jej na spotkanie. Miał na sobie, prócz spodni i koszuli, narzucony na
ramiona, aksamitny kubrak. Siwe, kręcone włosy opadały na jego ramiona
przerzedzonymi wiekiem kaskadami. Otoczone siecią zmarszczek oczy błyszczały
się jednak młodzieńczym blaskiem. Zmierzył ją badawczym wzrokiem. – Wcale się
nie zmieniłaś.
- I raczej się nie zmienię –
uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny, którego zapamiętała przed kilku laty jako
całkiem przystojnego szatyna. Odgarnęła
poły oliwkowozielonej sukni i pochyliła się w siodle, by zsiąść z konia.
Ściągnęła skórzane rękawice, zastanawiając się, jak przywitać swojego dawnego
gospodarza. Po chwili namysłu podała mężczyźnie dłoń skierowaną wierzchem ku
górze.
[…]Muirne był postacią osobliwą, surową i uporządkowaną.
Mimo nabytego na wojnie szlachectwa nie wierzył ani w stałość władzy, ani
stateczność reszty życia. Służba nauczyła go, że zawsze należy ufać tylko i
wyłącznie sobie, a z przychylności losu trzeba korzystać, póki życie daje. Nie
był tym samym butnym i pełnym życia wojownikiem jak kiedyś, posiwiał i
ustatkował się, lecz siły miał wystarczająco, by w każdej chwili stanąć w
obronie domu i rodziny.
Dyjanna pogładziła różowe chrapy wierzchowca, dostrzegając
wyłaniającego się z lasu łowczego. Pół dzieciństwa spędziła, towarzysząc wujowi
w polowaniach. Ojciec nic o tym nie wiedział i wolała, by tak pozostało.
-
Ojciec nadal się gniewa? – spytała, ściszając głos.
- Niestety – odparł łowca, westchnąwszy. Ojciec blondynki
był jego przyrodnim bratem i od kilku lat prowadził z nim zimną wojnę, mimo że
prowadził z nim interesy.
Młodszy brat Edgara, łowczy. Mieszka w leśniczówce, w pobliżu dworku Muirnów, utrzymuje się z myślistwa. Żyje w konflikcie z bratem... z kilku powodów.
Dyjanna Muirne, zwadźczyni
 |
Rysunek autorstwa Nefryt |
[…] Idąc zacienionym holem, przyglądała się portretom rodziców, między którymi zawisła jej własna podobizna. Obraz miał już kilka lat: ostatni raz jeździła konno bokiem, mając dwanaście wiosen. Teraz miała ich dwadzieścia, własny miecz i konia, liberalistyczne poglądy i śmierć kilkunastu ludzi na sumieniu. Nie była już krąglutką dziewczynką, lecz poważną panną na wydanie, odpowiedzialną, ale nie szukającą mężczyzny. Nie planowała się ustatkować.
Niebieskooka pannica żyjąca z 'honoru i miecza', ku ubolewaniu rodziców i uciesze gawiedzi.
Skrzydlaci
Mika'el, Namiestnik
Eskel, Pomurnik
[...]
Eskel,
Zorana
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz