Gorąco. Potworne gorąco. Zdawało mi
się, że moja skóra miała za chwilę stanąć w płomieniach. Do
tego to dziwne miejsce. Byłem na jakiejś polanie a dookoła mnie
znajdowały się gęsty las. Były tak gęsty, że nie dało się nic
dostrzec. Nic z wyjątkiem pary czerwonych oczu wpatrujących się we
mnie. Jak by tego było mało wszystko spowijała lekka mgła.
- Gdzie ja jestem? - Zapytałem
rozglądając się po miejscu. A moje słowa poniosło echo. Takie
jak w głębokiej studni.
- Czy on przeżyje? - Usłyszałem
znajomy głos. Była to Iris. Brzmiała jakby płakała. A jej głos
dobiegał z daleka. Był słyszalny, ale lekko zniekształcony.
- To zależy od niego. - Kolejny
znajomy głos. Tym razem należał do Jacka.
- Ale on już tak leży trzy dni. -
Rozpacz Iris pogłębiała się.
Zaraz! Trzy dni?! Jak to się stało?
Wszystko do mnie zaczęło powoli docierać. Królewiec, karczma,
dziecko, nagi facet...tego jednak wolałem nie pamiętać... Fiolka!
Wypiłem ją, a potem? Nie pamiętam co potem. Co się stało?
Przeniosłem się tutaj? Jak?
- Strasznie dużo myślisz. - Odezwał
się chrypliwy głos. Dobiegał z lasu. Jednak w porównaniu do
poprzednich nie dobiegał z oddali. Brzmiał jakby ktoś stał tuz
obok mnie. Rozejrzałem się. Oprócz pary czerwonych oczu byłem tu
sam. Wtedy pojawiło się jeszcze więcej czerwonych oczu. Tysiące
czerwonych świecących punkcików wpatrzonych we mnie. Poczułem
dreszcze.
- Kim jesteś?! - Zawołałem. Jednak
nie bardzo chciałem wiedzieć kim jest mój towarzysz.
Nagle gorąco ustąpiło strasznemu
zimnu. Z moich ust wydobywała się para, a trawa pokryła się
szronem. Ziąb był tak dotkliwy że sięgał kości, a moje płuca
zaczęły piec. Zupełnie jak przy tonięciu w lodowatej wodzie.
Wśród mgły zauważyłem niewyraźny kształt. Zbliżał się do
mnie. Powoli nabierał wyraźniejszego kształtu. W końcu stał
przed mną trzy metrowy potwór. Miał ostre kły oraz szpony, gęste
futro a na głowie jelenie rogi. Wendigo!
- Boisz się? - Zapytał zbliżając
głowę do mojej twarzy. Gdy mówił jego usta się nie otwierały.
Telepatia?
- A mam się bać? - Zapytał lekko
poirytowany. Myślałem o ucieczce, ale moje nogi jakby wrosły w
ziemię. A może przymarzły? - W końcu jesteś mną, prawda?
Demon się zaśmiał ochryple. Cofnął
głowę i spojrzał na mnie z góry. By utrzymać kontakt wzrokowy
musiałem zebrać w sobie resztki odwagi. Nie wiedziałem, że się
go boję.
Wendigo obszedł mnie dookoła.
Wlepione we mnie oczy wyglądały jakby się go bały. Widać w nich
było strach. Do kogo należały?
Chcesz tam wracać, prawda? - Zapytał
– Ale nie możesz.
- Mogę. - Prawie krzyknąłem – Jak
tylko znajdę wyjście.
Nie znajdziesz. - demon był nad wyraz
spokojny. Mógłby powiedzieć, że nawet zachowywał się jak
przyjaciel. - Nie znajdziesz, bo wypiłeś tamten płyn.
Czyli byliśmy tak zżyci, że
wiedział co robiłem? A może wie co to było? Co gorsza wychodzi na
to, że to właśnie przez nią znalazłem się w tym pokręconym
miejscu. Na domiar złego jeszcze z NIM!
- Wiesz dlaczego tu jesteś? - Zapytał
demon. A ja znałem odpowiedź
- Bo chcę odzyskać człowieczeństwo.
- Zacząłem się dziwnie uśmiechać. Chyba w końcu zaczynało do
mnie docierać po co tu jestem.
- Myślisz, że to możliwe? Myślisz,
że się mnie pozbędziesz?
- Ja jestem tobą. Ty jesteś mną. My
to jedno. Dwa duchy w jednym ciele. - Wyrzuciłem z siebie w końcu
to z czym tak długo walczyłem. Demon wykrzywił się w złowrogim
uśmiechu. Zupełnie jakby wiedział, że to powiem.
- Jestem tu, bo sam tego chciałeś.
Zapomniałeś już?
Mgła zawirowała tworząc okrąg. W
jego wnętrzu widziałem siebie. Prosiłem przodków, o pomoc w
zemście. A co dostałem? Lodowego demona z kosmatym tyłkiem.
- Zapomniałeś? Pomogłem Ci się
zemścić na mordercach Twoich przyjaciół, rodziny, ukochanej...
- Zamknij ten kościany pysk! -
Warknąłem. Aż za dobrze wiedziałem o co prosiłem. A przynajmniej
teraz już wiedziałem. - Czego od mnie oczekujesz? Że oddam ci moje
ciało? Że pozwolę ci mordować tych na których mi zależy?
Zabijać innych tylko dla zabawy? Dla serc?
Wendigo wyglądał jakby bawiła go ta
cała sytuacja.
- Widzisz te oczy? - Wskazał łapą
dookoła – To są Twoje lęki. Każdy z nich jest Twoją słabością.
Mogę sięgnąć po nie, a wtedy nie będzie nas. Będę tylko JA!
- Nie jesteś koszmarem. - Zrobiłem
krok w jego kierunku. W końcu mogłem się poruszać. Zimno
przestało mi doskwierać. Czułem siłę. Ciepło. Nie to co na
początku. Wendigo widząc to spojrzał zaskoczony. Cofnął się.
Teraz to on się mnie bał.
- Mistrz miał rację. - Szkoda, że
tak późno docierają do mnie jego słowa – Jesteśmy na siebie
skazani. Ty chronisz mnie a ja ciebie. Jeśli ja umrę to ty też.
Byłem coraz bliżej demona. Coraz
bliżej tego czym jestem. Kim jestem. Nie bałem się. Nie czułem
nic. Jedyne co zostało to żal do samego siebie. Żal, że przez te
lata treningu nie mogłem zrozumieć że to nie kara. Nie
błogosławieństwo. To część mnie. W końcu podszedłem do niego.
Wyciągnąłem rękę i przyłożyłem do jego piersi. Była zimna.
Czułem jakbym wkładał rękę do lodowatej wody. Cała mi
posiniała.
- Wiesz co? - Zapytałem demona –
Myślę, że już wiem o co chodziło mistrzowi. Teraz już wiem.
Zacisnąłem wyciągniętą rękę, a
demon zamienił się w zimną mgłę. - Teraz już wiem kim jestem.
Oczy zniknęły. Mgła też zaczęła
powoli opadać. Las też zdawał się jakby bardziej przyjazny. Nawet
zdawało mi się, że ktoś z niego wychodzi. Chwila... Ktoś z niego
wychodzi?
Ku mojemu zaskoczeniu była to Xian. Na
jej widok podbiegłem do niej i ją przytuliłem. Przez chwilę stałą
skołowana, ale w końcu i ona odwzajemniła uścisk.
- Pora wracać Elias. - Wyszeptała –
Wszyscy czekają. - Przestaliśmy się obejmować.
- Więc pora wracać. - Odparłem z
uśmiechem, a polana zabrzmiała kroplami deszczu. Gdy się obudziłem
zobaczyłem wianuszek głów a wśród nich płaczącą Iris.
- ELIAS! - Zawołała przez łzy.
Pogłaskałem ją po głowie. To sprawiło, że jeszcze bardziej się
rozpłakała, ale na jej twarzy widniał uśmiech pełen ulgi. Xian
siedziała mi na kolanach. Wyglądała na zmęczoną ale i
szczęśliwą.
- Dużo z tobą zachodu, kudłaczu. -
Zaśmiała się – Wisisz mi przysługę.
- Dzięki. - Oznajmiłem zmęczony.
- Od razu ją sobie wezmę. - Zaczęła
się rozbierać, ale dostała przez głowę od Iris.
- I jak było? - Zapytał Jack –
Wiesz już kim jesteś?
- Jestem Elias Ainsworth. I jestem
wendogo. - Powiedziałem siadając na kocu. Nadal byłem w tej
piwnicy. A jej mieszkańcy patrzyli na mnie z radością – To co to
za droga? - Zapytałem patrząc na ślepca. W odpowiedzi otrzymałem
tylko tajemniczy ojcowski uśmiech.
Elias
[Jak obiecałem, notatka po 3 dniach od poprzedniej ;) Następna może coś w przyszłym miesiącu...MOŻE :D]
Zombbiszon
3 komentarze:
Z początku miałam mały mętlik. Tu polana, tu las, jakieś oczy... Nie wiedziałam, gdzie to fabularnie podpiąć. Można powiedzieć, że napisane w taki sposób, że czułam się tak skołowana jak Elias. I wendigo, rozmowa ze sobą samym, jakby nie patrzeć. Naprawdę fajnie rozegrane i oryginalny pomysł. Mówiąc szczerze, czegoś takiego się nie spodziewałam jako następstwa wypicia zawartości fiolki.
I te oczy jako lęki. Naprawdę masz ciekawe pomysły. Skąd ty je bierzesz?
Podoba mi się koncepcja wendigo i akceptacji jego istnienia, zamiast walki. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw po wypiciu fiolki, to było ciekawe. Plus lęki jako oczy - w ogóle wiele ciekawych pomysłów :) Inspirująca notka.
Podoba mi się nastrój, jaki budujesz. Nie spieszysz się, czytelnik po kolei przypomina sobie wszystko tak jak Elias. "Ziąb był tak dotkliwy że sięgał kości, a moje płuca zaczęły piec. Zupełnie jak przy tonięciu w lodowatej wodzie." & "Byłem coraz bliżej demona. Coraz bliżej tego czym jestem. Kim jestem. Nie bałem się. Nie czułem nic. Jedyne co zostało to żal do samego siebie. Żal, że przez te lata treningu nie mogłem zrozumieć że to nie kara. Nie błogosławieństwo. To część mnie." - ulubione kawałki.
"Trzymetrowy" - to łącznie. ;) Parę powtórzeń i literówek, znacznie mniej niż w poprzedniej notce.
Fajne to. Spójne. Wciągnęło.
Prześlij komentarz