Ciemny, lekko zakurzony warsztat. W
powietrzu było więcej kurzu i pyłu niż samego tlenu, ale mimo to
dało się w nim wysiedzieć. Jedyne co tu nie pasowało to zapach
ziemi oraz metalu. W gablotach leżały różne amulety, kolczyki
oraz pierścienie. Każdy inny lub pasujący do jakiegoś zestawu.
Kościane, drewniane a nawet metalowe. W kącie za ladą leżały
porozwalane różne części czegoś co było kiedyś naszyjnikiem. W
kącie siedziała zgarbiona postać, przyświecając sobie świecą.
Był to miejscowy jubiler, który właśnie starał się naprawić
sygnet jednego z członków rady starszych. Szkło, którego używał
do naprawy, wbijało mu się w oczodół.
- Co on z tym robił? - Zapytał widząc
uszkodzenia. Sygnet był cały powyginany – Rozbijał nim orzechy,
czy jak?
Sama naprawa była mozolna i dość
skomplikowana. Zwłaszcza, ze to nie on był twórcą sygnetu i byłą
to pamiątka rodzinna. Nagle za okna dobiegły go krzyki oraz dość
mocne wulgaryzmy. Ściągnął monokl (?) i wyszedł zobaczyć co się
dzieje.
Cała ulica była zawalona
mieszkańcami. Każdy, bez wyjątku, wyszedł by „przywitać”
gościa. Była nim ..elfka. Miała długie blond włosy, zieloną
podartą suknię, nieco brudną twarz, gałęzie we włosach. Ręce
miała związane i była ciągnięta przez strażników w kierunku
świątyni.
- Będzie z niej dobra ofiara. -
Odezwał się ktoś obok.
- Oby tylko Nazara i Hazara ją
przyjęły.
Czyli miała skończyć jako ofiara dla
bogów? Jubiler przyglądał się elfce. Czuł coś dziwnego. Coś
czego nie rozumiał, aż nie znalazła się blisko niego. Ich
spojrzenia się spotkały. W jej oczach był strach, ból ale i
resztki godności. Wiedział, że przyjmie z podniesioną głową to
co ją czeka. Spod jej włosów wyłoniły się szpiczaste uszy.
Cecha charakterystyczna dla tego gatunku. Mężczyzna dotknął
swoich. Również były szpiczaste, ale nieco dłuższe. Czy to
musi się tak kończyć? Pomyślał. Wiedział, że dawniej nie
składali ofiar z ludzi czy elfów a ze zwierząt. Wiedział również
o nienawiści jaka panuje między dwoma rasami: elfami oraz jego
braćmi i siostrami, mrocznymi elfami. Odprowadził więźniarkę
wzrokiem, aż zniknęła za rogiem, po czym wrócił do warsztatu.
Jednak nie mógł się pozbyć obrazu ciągniętej elfki. Czuł za to
coś co było sprzeczne z zasadami. Czuł, że musi jej pomóc.
Zapadł zmrok. Elfka miała być
ofiarą dopiero jutro, więc miał jeszcze kilka godzin. Przebrał
się w zieloną skórzaną zbroję oraz zabrał czerwoną chustę. Do
boku przypiął miecz. Z warsztatu wyszedł tylnym wyjściem. Osada
była pogrążona w śnie, a jedynie nietoperze i strażnicy byli
jedynymi, którzy nie spali. Elf spojrzał na bramę główną. Na
straży stały dwa ghule, więc jako droga ucieczki elfki odpadała.
Zostało tylko jedno wyjście. Niebezpieczne, ale może się udać.
Ostrożnie zaczął przekradać się w kierunku świątyni. Cały
czas starał się trzymać cieni, by jak najmniej rzucać się w
oczy. Droga do świątyni już ich nie posiadała. Elf przykucnął i
zaczął gorączkowo myśleć.
- O Hazaro. Pomóż mi. - Wyszeptał.
Wtedy jak na zawołanie blask księżyca zaczął słabnąć. Chmura
zaczęła go zasłaniać. Czyżby uśmiech losu? A może to pomoc o
którą prosił? Korzystając z okazji ruszył przed siebie.
- Stój! - Zawołał jeden ze
strażników – Tu nie wolno ci wchodzić.
- Czyżby? - Złośliwy uśmiech
wykrzywił twarz mężczyzny. Mruknął coś pod nosem i po chwili
był w środku, a strażnicy wyglądali jakby nie wiedzieli co się
stało. Iluzja. W dobrych rękach, była naprawdę pomocna. Teraz
zostało odnaleźć elfkę.
Świątynia wydawała się mała, ale
tak naprawdę sięgała głęboko pod ziemię. To właśnie tu były
trzymane przyszłe ofiary. Elf ruszył przed siebie ostrożnie
stawiając kroki. Nie bardzo wiedział, gdzie ma iść. Ale wiedział
to mógłby wiedzieć. Tutejsza kapłanka. Odnalezienie jej nie było
trudne. Każdy korytarz prowadził do sali, gdzie stał posąg Nazary
i Hazary. Oczywiście byłą i tu poszukiwana kapłanka.
- Wiedziałam, że przyjdziesz. -
Odezwała się nim elf podszedł blizej.
- Więc wiesz po co tu jestem. -
Odezwał się jubiler.
- Guldor, wiesz co Cię czeka jeśli to
zrobisz? - Kapłanka wstała. Białe włosy, były spięte w koński
ogon. Czarna szata posiadała elementy wyszywane biała nicią.
- Wiem, ale to nie może się tak
skończyć. Pomożesz?
Kapłanka westchnęła i po chwili
rzuciła mu klucz.
- Dlaczego musisz pchać się w
kłopoty? - Jej spojrzenie było pełne niedowierzania i zmęczenia.
Guldor znał ją od dziecka – Zawsze taki byłeś.
- Taki mój urok. - Puścił do niej
oko – To gdzie ją znajdę?
Kapłanka wyjaśniła mu drogę i jak
najszybciej pomknął w kierunku lochu. Przy wejściu do lochów stał
strażnik. Guldor wyciągnął miecz i rzucił się na strażnika.
Nim ten się zorientował co się dzieje, leżał nieprzytomny na
ziemi. Szybko odnalazł elfkę, która była jedynym więźniem.
Spała, ale na dźwięk otwieranego zamka wstała. Spojrzała z
zaskoczeniem na swojego wybawiciela. Nie wyglądał na strażnika.
- Szybko. Nie mamy wiele czasu.
- Dlaczego? - Spojrzała zmieszana na
Guldora – Dlaczego mi pomagasz?
- Bo wcale się tak bardzo nie różnimy.
- Odpowiedział. Sam nie wierzył, że to mówi – My też mamy
rodziny, przyjaciół. Mamy uczucia i też mamy szpiczaste uszy. -
Uśmiechnął się odgarniając włosy i pokazując uszy. - Jedyne co
nas różni to kolor skóry i bogowie.
- Nie tylko to. - Spojrzała ze
smutkiem. Miała rację. Mroczne elfy składają ofiary z ludzi. A
zwykłe elfy nie.
Guldor złapał za miecz. Elfka widząc
to skuliła się, a gdy usłyszała świt opadającego miecza
pobladła. Jednak nic się nie stało.
Nic z wyjątkiem przecięcia sznura, którym miała obwiązane
nadgarstki.
- Jak cię zwą? - Zapytał patrząc z
mieszanką uczuć na Guldora.
- Gulrdor. Ale nie czas na uprzejmości.
- Złapał elfkę ze rękę i szybko wyprowadził ją z lochu. Gdy
dotarli do wejścia do świątyni wciąż panował mrok. Ale mimo to
i tak Guldor stracił więcej czasu niż przypuszczał. Gestem
nakazał elfce zostać na miejscu a sam podszedł do strażników.
Pierwszego ogłuszył, a drugi widząc co się dzieje rzucił się na
niego z wyciągniętą bronią. Strzęk metalu odbił się echem po
wiosce alarmując patrolujących ją strażników. Czasu było coraz
mniej. Jubiler zablokował kolejny cios a po nim wyprowadził kilka
pchnięć. Strażnik padł martwy.
- Szybko! - Zawoła do elfki. Ponownie
złapał ją za rękę i poprowadził na obrzeża wioski. Słyszał
jak zbliżając się do nich strażnicy. Zatrzymali się dopiero
przed ścianą gęstych drzew.
- Co teraz?- Zapytała zdezorientowana
elfka. Dało się wyczuć w jej głosie panikę.
Masz. - Dał jej pierścień z
niebieskim kamieniem.
- Oświadczasz mi się w takiej chwili?
- Żart przed śmiercią? Odważna
jesteś. - To zrobiło na nim wrażenie. Niby zwykła elfka a mimo to
miała w sobie charta nie jednego mrocznego elfa. - To pierścień
podróżników. - Wyjaśnił – Pomoże Ci się wydostać z lasu i
dostać najkrótszą drogą do Królewca.
- Dlaczego mi pomagasz?
- Bo od zawsze czułem, że nie różnimy
się tak bardzo. - Odpowiedział po krótkiej chwili namysłu. Oprócz
pierścienia wręczył jej sztylet do samoobrony.
- Jak na jubilera jesteś dobrym
wojownikiem.
- Jak na jubilera jestem martwy.
- Dziękuję. - Powiedziała elfka
całując Guldora w policzek, by po chwili zniknąć w zaroślach. W
tym samym momencie za jego plecami pojawili się strażnicy.
Słońce było wysoko a Guldor stał
na dziedzińcu. Przed nim stało pięciu z rady starszych. To oni
rządzili całą osadą i stali na czele prawa.
- Guldorze Erelirahc Caladdrret! -
Zagrzmiał jeden ze starszyzny – Jesteś oskarżony o pomoc w
ucieczce więźnia oraz o złamanie naszych świętych zasad.
- To poważne oskarżenia. - Odezwał
się inny członek rady.
- Wiesz, co cię czeka? - Zapytał
kolejny.
- Wiem. - odparł Guldor – I jestem
gotowy ponieść konsekwencje swoich czynów.
- Powiedz nam w takim razie dlaczego ją
uwolniłeś?
- Bo widzę to czego WY nie jesteście
w stanie. - Ton jego głosu był pełen powagi – Nikt tego nie
widzi, ale tak naprawdę nie różnimy się wcale od innych elfów! W
naszych żyłach wciąż płynie ta sama krew co u naszych przodków.
- Tu zrobił pauzę i powoli zaczął chodzić po placu patrząc na
zebranych mieszkańców – Oni jak my mają rodziny przyjaciół.
Czym się więc różnimy? Tylko kolorem skóry? Tym że my wolimy
mrok? Zrozumcie. Mrok istnieje dzięki światłości. A światłość
istnieje by powstrzymać mrok. Mrok i światłość. Życie i śmierć.
To wszystko jest częścią kręgu....
- DOŚĆ! - Zawołał najstarszy z rady
– To co mówisz to pogwałcenie naszych świętych praw.
- Co za prawo mówi byśmy zabijali
inne elfy?
Te słowa poruszyły całą wioską.
Wszyscy mieszkańcy zaczęli szeptać.
- Guldor. - Najstarszy z rady wstał a
wioska ucichła – Uwolniłeś więźnia, sprzeciwiasz się naszym
prawom. Obrażasz naszych bogów i przodków. Za karę zajmiesz
miejsce tej elfki.
- Bogowie go nie chcą. - Z tłumy
wyłoniła się kapłanka, która wcześniej mu pomogła – Siostry
nie będą zadowolone z takiej ofiary.
- Więc co proponujesz? - Zapytał
jeden z rady.
Guldor spojrzał z zaskoczeniem na
swoją przyjaciółkę.
- Banicję. - Powiedziała szorstko. To
było dla niego jak cios mieczem. Osoba którą tak szanował chce go
ot tak pozbawić domu. - Jego warsztat zostanie zniszczony.
To było jak śmierć. Banicja i utrata
warsztatu.
- Niech tak będzie. - Oznajmił
najstarszy – Masz dokładnie półgodziny na opuszczenie naszych
terenów.
Teraz siedział w swoim warsztacie i
pakował to co uznawał za niezbędne. Wiedział, dlaczego go
oszczędzono. Wiedział, dlaczego powiedziała to co powiedziała.
Ale mimo to jej słowa go bolały. Najgorsze było to, że nie
przyszła się pożegnać. Gdy opuścił warsztat zastał przed nim
dwóch strażników z pochodniami. Nie chciał tego widzieć. Od razu
ruszył w kierunku bramy. Za nią stała niewielka grupka. Wśród
nich była owa kapłanka, która mu pomogła. Od teraz to będzie
jego nowa rodzina. A on musi znaleźć dla niej nowe miejsce. Miejsce
które mogą nazwać domem.
[Mam nadzieję, że spodoba się Wam moje kochane Panie tak samo jak przygody Eliasa. I za wszelkie błędy przepraszam. Notatka o Eliasie może pojawi się w tym albo w następnym tygodniu. A teraz miłego czytania.]
Opowiadania,
Zombbiszon
4 komentarze:
Lubię mroczne elfy - to wniosek po przeczytaniu zakładki, twojej notki i serii luźnych przemyśleń. Podoba mi się ich odosobnienie, odmienność, kultura i ta opozycja względem "zwykłych" elfów.
Co do samej notki... ogólnie mi się podobała. Wstęp, z opisem warsztatu jubilerskiego, wprowadził intrygujący klimat.
Późniejsza akcja pasuje do tytułu (swoją drogą, bardzo przypadł mi do gustu), pytanie tylko, jak owa "nadzieja" ma się do zakończenia. Całość przeczytałam jednym tchem. Jedyna fabularna wątpliwość, to że Guldorowi wszystko poszło tak gładko, tak... dziwnie trochę, jak na mój gust. Było mi trochę trudno uwierzyć w to, że tak łatwo poradził sobie ze wszystkimi strażnikami, a przy procesie nikt nie wziął pod uwagę - jakby nie patrzeć - zabójstwa. Nie, żebym się czepiała, po prostu mnie to zastanawia.
Kurczaczek, mam poważny dylemat. Przywykłam do notek, gdzie biega sobie Elias, a tu pojawia się pan mroczny elf i zaburza normalnie moje odczucia ;p
Nef spodobał się warsztat, bo wprowadza klimat - popieram! Mi spodobał się jeszcze dlatego, że zazwyczaj mamy karczmy, teren, czyjś dom, plac, rynek itp. Ju noł łot i min? :D Fajna odmiana po prostu.
Mogę, mogę, mogę mieć pytanie? Te ghule na straży to ktoś je kontroluje?
Powinno być "we śnie" zamiast "w śnie".
I co ja mam ci powiedzieć, jeśli przede mną dziewczyny zawarły większość moich myśli? Zdecydowanie fajny tytuł, obrane miejsce akcji, aż żałuję, że nie ma większego opisu samej wioski w sercu lasu i jeszcze więcej o zwyczajach mrocznych elfów. Ciekawie przedstawiony sposób myślenia Guldora na temat różnic i podobieństw, przypomina mi ten, jak obecnie Szept patrzy na różnice i podobieństwa między elfami i ludźmi.
Fabularnie, zastanawiam się, czy nikt nie podejrzewał, że Guldor miał pomoc z wewnątrz, to znaczy pomoc kapłanki. Zdążył oddać jej klucze? Wyrzucił je?
Co mi się najbardziej spodobało: to, że poznałam postać dopiero po czerwonej chuście (owszem, nie załapałam, że jest jubilerem, brawo ja xD) i to, że Guldor prosi o pomoc boginię, której właśnie chce odebrać "należną" jej ofiarę. I postać kapłanki lubię. Nieprzewidywalna, nieoczywista.
Wzmianka o tłuczeniu orzechów dobra. xD Za to dopiero po dłuższej chwili załapałam, co co chodzi ze szkłem wbijającym się w oczodół. Myślałam, że rozbił się kaboszon od sygnetu i szklany odłamek wbił się Guldorowi w oko, i dlatego siedzi skulony. xD *interpretacja na sto dwa*
"- Jak na jubilera jestem martwy." <3
"Dwoma rasami" - powinno być "dwiema rasami", żeby zgadzały się rodzaje liczebnika i rzeczownika. (Ze znakiem zapytania przy monoklu chodzi o wątpliwości odnośnie poprawności? Bo jeśli tak, to wszystko jest ok. ^^) "Nim ten się zorientował co się dzieje, leżał nieprzytomny na ziemi. Szybko odnalazł elfkę, która była jedynym więźniem." - łapię sens tego fragmentu, ale zmienił się podmiot, więc trzeba gdzieś wrzucić imię albo określenie odnoszące się do Guldora (żeby nie wyszło, że to nieprzytomny strażnik odnalazł elfkę). "Ale wiedział to mógłby wiedzieć." - literówka. ;)
Klimat mi się podobał, jeszcze bardziej kulturowe smaczki. Wiem, że nie przepadasz za "laniem wody", ale o mrocznych elfach i ich zwyczajach to możesz pisać a pisać, przeczytam z chęcią. :D Miłośniczka elfów zignorowała temat mrocznych elfów, paczcie państwo. Ale już się reflektuję i niniejszym zaczynam wypisywać, gdzie się da: "jakież to mrocznoelfie!"
Prześlij komentarz