Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat



Całą treść zawarłam we wstępniakach - przeczytajcie je wszystkie. Gdyby pojawiły się jakieś pytania, pytajcie śmiało.

Shel
Wydawałoby się, że skoro te dwa państwa, które z dawien dawna toczyły między sobą zażarty bój, wreszcie podpisały zawieszenie broni, można było liczyć na chwilę spokoju. Na coś w rodzaju wakacji. I to niewątpliwie zasłużonych. Niestety, nic z tych rzeczy.
Wszyscy chyba wiedzą, że plotki od zawsze sprawiały niemal same problemy. Jednak o czymś takim nigdy nie słyszałeś i być może nie będzie ci to dane po raz drugi. Wieść niesie, że ogłaszasz zaciąg do wojska, do swojej chorągwi. Tak, ty, nie przesłyszałeś się. I to jeszcze gdzie? W samym Królewcu! Nie miałeś pojęcia, co za idiota wymyślił rozpuszczanie pogłosek o tak absurdalnej sytuacji. Ogłaszać zaciąg w sercu Keronii, gdzie liczyć można było nie na ochotników, a na żądających wysokiej zapłaty najemników, i to z pewnością nie wirgińskich? Toż to głupota, należałoby palnąć się w pusty łeb, nim pozwoli się podobnemu absurdowi rozplenić jak chwasty.
Swoją drogą, o tej porze roku nawet chwasty przestały komukolwiek utrudniać życie. Kerońskie ziemie przykrył ciężki, biały całun śniegu. Mrozy skuły mniejsze jeziora i rzeczułki, a także trakty, które przez jesienne deszcze do niedawna miejscami przypominały rozjeżdżone wozami bagniska. Teraz przemieszczać się można było tylko głównymi drogami, uczęszczanymi przez wielu podróżnych - drogami, wzdłuż których stały karczmy, w których można było schronić się w razie niepogody. Jednak tułanie się po obcym kraju, w którym królowała nieznana w twojej ojcowiźnie zima, z pewnością nie należało do rzeczy przyjemnych.
Mimo to wyruszyłeś. Nawet jeśli miało się okazać, że coś, ktoś lub twój zdrowy rozsądek zawróci cię z drogi, to zawsze mogłeś liczyć na to, że dowiesz się, kto za tym wszystkim stoi. I nie pomyliłeś się. Otrzymaną informacją nie okazało się imię czy nazwisko. To były tylko trzy litery. TPW. WPT - o tym owszem, słyszałeś, trudno żeby nie. Ponoć źródłem całego zamieszania była jakaś gazetka, wydrukowana tak, że po każdym przekręceniu strony trzeba było odwracać ją do góry nogami. W dodatku opis siedziby redakcji wydającej to... to coś wydawał ci się dziwnie znajomy. Coś tu nie grało. I wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że tym razem to nie sprawka Nefryt. Trudno, pal to wszystko licho. Chciałeś dowiedzieć się, o co tu chodzi. Nagrabili sobie, to niech mają.
Poza tym należało zająć się tym, nim sprawy zajdą na tyle daleko, że głupia pogłoska stanie się przyczyną zerwania zawieszenia broni przez którąś ze stron. Wiedziałeś przecież, że w polityce powodem do złamania tego rodzaju umów mogła stać się byle błahostka, o ile nie było ono bezpodstawne, bo i tak się zdarzało. A zresztą, kto wie tych Kerończyków? Może to ich sprawka?
Wreszcie dotarłeś do Królewca. Liczyłeś na chwilę spokoju, podczas której będziesz mieć chwilę na rozejrzenie się, zorientowanie w sytuacji. Jednak nawet tą chwilą nie dano ci się cieszyć.
- Shel Arhin? Wszyscy waszmości szukają!
No co ty nie powiesz.

Narius
Plotka jest główną siłą napędową we wszechświecie. I to właśnie ona ściągnęła cię tu, do Królewca.
Wieść niosła, że w keronijskiej stolicy jakiś dowódca organizuje zaciąg - że przybył tam, korzystając z zawieszenia broni, i w tajemnicy gromadzi niewielki oddział. W zaciągu organizowanym na terenie Wirginii mogłeś mieć niewielkie szanse - tam konkurencja była spora. Ale tutaj? W środku Keronii? Tu to co innego.
Tak pomyślałeś w pierwszej chwili. Jednak potem przyszedł moment zastanowienia. Taki zaciąg nie miałby przecież najmniejszego sensu. Sprawa była mocno podejrzana. Ale nadal miała coś wspólnego z wirgińskim wojskiem. Zresztą i tak miałeś sprawunki do załatwienia w Królewcu - twój znajomy parający się kupiectwem miał do ciebie jakąś sprawę - a i Los sprawił, że akurat byłeś niedaleko kerońskiej stolicy. Co stało na przeszkodzie sprawdzeniu, co też się tam święci?
Przybyłeś do miasta. Jednak odnalezienie interesującej cię osoby nie było wcale takie łatwe. Większość zapytanych osób o żadnym zaciągu nie słyszała lub twierdziła, że owszem, coś im się o uszy obiło, ale to przecież wszystko są brednie i pic na wodę. Powoli przestawałeś zaprzątać sobie głowę całą sprawą i zamierzałeś udać się do znajomego kupca. Jednak wtedy Fortuna uśmiechnęła się do ciebie.
Szedłeś jedną z pobocznych uliczek, w pobliżu królewieckiego muru. Okolica wyglądała na opustoszałą, choć od czasu do czasu przechodził obok ciebie jakiś szczelnie omotany opończami przechodzień. Jeden z nich minął cię właśnie. Wydało ci się nawet, że przeklął cicho, po wirgińsku. Mimowolnie odwróciłeś się, ale nie ujrzałeś jego twarzy, skrytej w cieniu głębokiego, ciepłego kaptura. Naraz usłyszałeś czyjś głos, skierowany do tego właśnie mężczyzny:
- Shel Arhin? Wszyscy waszmości szukają!
Tak, właśnie tak nazywał się ten dowódca.

Szept i Darrus
Ciemno, zimno, do domu daleko. I wilgotno na dodatek.
Powodów do narzekania i przeklinania nie brakowało. Chłód, irytująca już ciemność, paskudne jedzenie. I nade wszystko gnomy. Małe, paskudne, wredne gnomy. Gnomy, którym udało się was zaskoczyć.
O istnieniu tych piwnic do niedawna nikt nie wiedział. No, może prawie nikt. Chytre, parszywe chuchro i elfia furiatka zdążyli już tu poukrywać swoje małe skarby, licząc na to, że będą tam na nich czekały. No to się przeliczyli.
Niestety, waszej sytuacji to nie poprawiło. Owszem, czekoladki Iskry uratowały was przed śmiercią głodową. Bo to, co przyniesiono wam do jedzenia, przypominało polewkę ze szczurzych ogonków, doprawioną wróblimi łapkami. Żołądek wykręcało na lewą stronę na sam zapach. Dobrze, że ciemno było i nie widzieliście, co w tej zupie pływało. Ale poza kwestią czekoladek było niewesoło.
Drzwi były rozklekotane i od dołu przegniłe od wilgoci. Kawałek odpadł tak, że przez szparę przelazłby nawet spasiony kocur. Jednak to nie wyjście stąd było problemem. Problemem były gnomy. Było ich mnóstwo. Mnóstwo jak myszy albo i gorzej. A kto to słyszał, żeby elfia królowa i szanujący swój zawód półelfi najemnik wsławiali się w bójce z... gnomami?
Czekanie nie wyszło wam na złe - przynajmniej nie w takim stopniu, jak mogło wyjść. Zniknął gnom, który ustawicznie bawił się w jednoosobową musztrę, łażąc w tę i z powrotem, szurając przy tum buciorami, i nie przestawał czatować pod drzwiami, uparcie nasłuchując. Jego obecność zaczynała robić się uciążliwa. Obecnie zamiast niego pilnował was jakiś śpioch, który potrafił zasnąć w każdych, ale to każdych warunkach, nawet w zawilgoconym korytarzu redakcyjnej piwniczki.
Teraz piwniczny przedsionek znów wibrował od gnomiego chrapania. Na dodatek waszym elfim i półefim czułym uszom nie umknął cichy brzęk.
Gnom wypuścił z łapki pęk kluczy. Gdzieś niedaleko.

Nefryt
Nigdy nie kupuj kota w worku, nawet od elfiego chuchra. Przynajmniej pierwsza część tego przysłowia jest dobrze znana i zazwyczaj poważana. Nie dopuściłaś się jego złamania, przynajmniej nie świadomie. Jednak wyszło na to samo.
Wciąż miałaś przy sobie trochę zdobycznej biżuterii, którą chciałaś spieniężyć. Zima była porą roku, którą ciężko było przetrwać, a na tobie ciążyła przecież odpowiedzialność za twoich ludzi. Kupiec, do którego się udałaś, zaoferował ci jednak nie złoto, a pewien naszyjnik. Ozdoba była rzeczywiście piękna, ponoć elfiej roboty. Składała się z jasnofioletowych ametystów, oprawionych w białe złoto. Na pytanie, jak miałabyś na tym skorzystać, kupiec odparł, że nikt nie chce od niego kupić tak drogiej biżuterii, a przy odrobinie szczęścia panienka sprzeda ją z dużym zyskiem.
Przystałaś na ten układ, bo nie każdy kupiec był na tyle zaufany, by sprzedać mu kradzione klejnoty. Jednak kłopoty zaczęły się już tej samej nocy.
Nie mogłaś oprzeć się pokusie odwinięcia naszyjnika z koca, w który był dla niepoznaki zawinięty. Właściwie... czemu by nie? Kiedy ponownie mu się przyjrzałaś, naszła cię ochota, by go przymierzyć. Ametystowe oczka przepięknie mieniły się w blasku kaganka, oświetlającego twój namiot. Przeglądałaś się chwilę w porysowanej powierzchni fragmentu zbroi, porzuconego w twojej płóciennej komnacie. Po chwili odpięłaś biżuterię i z powrotem ją ukryłaś.
Od tamtej pory rzadko sypiasz spokojnie. Niemal co noc nawiedzają cię dziwne sny - koszmary tak prawdziwe, że nieraz ciężko jest ci rozróżnić, czy to, co widziałaś, wydarzyło się podczas snu, czy na jawie. To powtórzyło się dwukrotnie nim zaczęłaś domyślać się, że ma to coś wspólnego z naszyjnikiem.
Potrzebowałaś pomocy. Nie mogłaś tak po prostu pozbyć się tego paskudztwa - było zbyt wiele warte. Jednak miałaś opory przed sprzedaniem go jakiemuś niczego nieświadomemu jubilerowi. Wszystkie sny bowiem kończyły te same słowa, ta sama mantra: muszę mieć właściciela, muszę mieć właściciela.
Kto mógł ci pomóc? Na myśl przychodziła ci jedna osoba - ta, która niejednokrotnie poszukiwała dla Alastaira magicznych artefaktów. Szept.
Wiedziałaś, że Niraneth nie ma w Ataxiar. Gdzie więc mogła się zapodziać? Najprościej było zapytać w tymczasowej Redakcji, w lofarowej karczmie. Kto wie, może nawet poszczęści ci się i spotkasz tam samą magiczkę? Jednak "Pod Brykającym Kurczakiem" również nic nie wiedziano. Mimo to szczęście cię nie opuściło. Gdy siedziałaś przy kontuarze, sącząc podany przez krasnoluda przepyszny grzaniec, do karczmy wszedł gnom. Najprawdziwszy gnom. Na reakcję Lofara nie trzeba było długo czekać. Wybiegł zza lady, dorwał gnoma i zaczął grozić, że jeśli zaraz nie dowie się, gdzie są Boskie Pośladki, sięgnie po swoją wsławioną w boju patelnię. Gnom więcej przekonywania nie potrzebował i wyśpiewał grzecznie, że on o żadnych Boskich Pośladkach nic nie wie, ale w jego nowej piwnicy siedzą takie dwa wysokie ludzie, jedno czerwonowłose, a drugie ze spiczastymi uszami.
Ani Lofar, ani skrzat Tam-Tam nie zamierzali pozwolić ci choćby zbliżyć się do Redakcji. Jednak pozostawał jeszcze Jędrzej - dobry, poczciwy, głupiutki Jędrzej, który na twoją prośbę zrobił oczy wielkie jakbyś miała ofiarować mu za tę przysługę górę słodyczy i wykrzyknął:
- Jędrzej zaprowadzi!

Tiamuuri
Zima sparaliżowała działania wojenne, nawet te prowadzone wbrew podpisanemu zawieszeniu broni. Jednak w Ruchu Oporu zadań nigdy nie brakowało.
Alastaira znów zaciekawił jakiś artefakt. Tym razem chodziło o ametystowy naszyjnik, według maga obciążony jakimś zaklęciem. Zadanie to zapewne zleciłby Szept, a może raczej komuś przez nią wyznaczonemu, bo kto to słyszał, żeby elfia królowa się gdzieś włóczyła. Ale magiczki nigdzie nie było. Padło na ciebie. Gdybyś miała możliwość, może poczyniłabyś grzeczną uwagę, że naszyjników w całej Keronii jest mnóstwo, nawet ametystowych i zaczarowanych. Jednak członkowie Ruchu nie mogli ot, tak spotykać się na obiadkach i ucinać sobie pogawędek. Byli zdani na przekazywanie sobie wiadomości tak, by nikt się nie zorientował. Rozmowa twarzą w twarz nie wchodziła w grę.
Postanowiłaś zasięgnąć rady jakiegoś kupca. Być może mowa była o jakimś znanym przedmiocie, o którym niejeden słyszał? Ciężko było ci ukryć zdziwienie, gdy okazało się, że emerytowany jubiler, do którego się udałaś, wiedział, jaki przedmiot cię interesuje. Staruszek był prostoduszny i nawet nie przyszło mu na myśl, by cię okłamywać. Owszem, posiadał takowy naszyjnik. Przez chwilę, bo dziwne rzeczy się przez niego działy. Pozbył się go, zamieniając na kilka sztuk innej biżuterii. Zwyczajnej.
Poprosiłaś go, by pokazał ci, na co wymienił naszyjnik. Zgodził się, chociaż nie raz i nie dwa napomknął o dodatkowej zapłacie za udzielanie tak poufnych informacji. Wśród biżuterii znalazło się kilka wirgińskich monet. A więc Wirgńczyk bądź Wirginka? Nie. W zamian za obietnicę wyższej zapłaty kupiec napomknął, że jego klientką była Keronijka.
Teraz do głowy przychodził ci tylko jeden scenariusz.
Postanowiłaś odszukać panią herszt. Tak, to graniczyło z niemożliwością. Tu nie chodziło o znalezienie zgubionego kotka. Zgubiony kotek nie potrafił tak dobrze ukrywać swojej obecności.
Jednak udało ci się uzyskać informacje, które pozwalały ci twierdzić, że Nefryt wciąż jest w Królewcu. Starałaś się ją odnaleźć. W końcu wpadłaś na pewien pomysł. Skoro pani herszt jest redaktorką WPT pracującą w terenie, to może w tymczasowej siedzibie Redakcji będą coś wiedzieć?
Podrzędne uliczki Królewca były niemal puste. Ludzie siedzieli w domach i nie wyściubiali nosów z ciepłych pomieszczeń. Zmierzałaś w stronę karczmy, jednak nie dotarłaś do niej bez przeszkód. Przechodziłaś obok zamkniętego na głucho dwupiętrowego domu z czerwonej cegły, gdy jedna z jego okiennic uchyliła się nieznacznie. Ni z tego, ni z owego na parapecie pojawiła się doniczka z uschniętym kwiatkiem, chyba storczykiem. Doniczka, puknięta przez kogoś palcem, pofrunęła w dół i z trzaskiem rozbiła się na skutej lodem drodze - parę kroków od ciebie.
Zza okiennic ostrożnie wyjrzał jakiś karzełek w czapeczce głęboko nasuniętej na głowę, zupełnie jakby dodawało mu to anonimowości.
- Nie kręcić się tu! - wykrzyknął, wymachując piąstką. - Intruz sio! Intruz nie kręcić się tu! To nasze! Nasze!

Isleen
W Królewcu jesteś od kilku dni. Odwiedziłaś tu swoją dawno niewidzianą znajomą, która ze dwa lata temu przeniosła się do stolicy. Okazało się, że chciała prosić cię o przysługę. Nie dalej jak przed trzema dniami, kiedy wyszła na rynek, zniknął jej naszyjnik. Srebrny, ametystowy. Ona sama nie była pewna, jak do tego doszło, ale mogła przysiąc, że widziała... gnoma. Małego gnoma w niebieskiej czapeczce, przemykającego pomiędzy ludźmi zwinnie jak kot, z jej naszyjnikiem w rączce. Właściwie naszyjnik nie był jej - to była rodzinna pamiątka po praprababce i stąd cała afera. Jeśli matka się dowie... będzie krucho.
Wzięłaś się do roboty. Bo co mogłaś zrobić? Lepsze to niż słuchanie żalów rozhisteryzowanej dziewczyny. Zasięgnęłaś więc języka. Gdy rozpytywałaś o gnomy w centrum miasta, najczęściej zbywano cię śmiechem lub machnięciem ręki. Jednak im bliżej było murów Królewca, tym spojrzenia ludzi stawały się mniej szydercze, a bardziej rozumiejące, w czym rzecz. Tak, z gnomami był problem - tym większy, że straż miejska na samą wzmiankę o tych małych, siejących zniszczenie potworach sugestywnie pukała się w czoło i w najlepszym wypadku oferowała odprowadzenie do domu.
W wolnych chwilach krążyłaś po Królewcu. Wiedziałaś, że z każdym skierowanym do przechodniów pytaniem jesteś coraz bliżej celu. I nie pomyliłaś się. W końcu wszystkie wskazówki i poszlaki skrzyżowały się w jednym punkcie - w budynku Redakcji. Udałaś się tam, ciekawa, czy znajdziesz jakieś potwierdzenie dla swoich przypuszczeń.
Budyneczek był dwupiętrowy, z poddaszem, zbudowany z czerwonej cegły. Wyglądał jak zwykły dom mieszkalny. To znaczy... kiedyś wyglądał, teraz niekoniecznie. Okiennice były szczelnie pozamykane. Zupełnie jakby Redakcja przeżywała oblężenie. Uliczki były puste i ciche, rzadko kiedy ktoś się tu kręcił. Okolica owszem, nie należała do urodziwych - pobliże muru było traktowane nieco po macoszemu, zaniedbywano je. Jednak ta uporczywa cisza nie była tym spowodowana. Niebezpodstawnie przypuszczałaś, że stoją za tym obecni lokatorzy tego budynku, z których jeden akurat wyściubił nos przez uchylone okiennice. Gnomy.
W podejrzeniach utwierdził cię widok niebieskiej czapeczki, suszącej się na balustradzie. Nie żeby podczas mrozu nie przymarzła do poręczy balkonu. Cóż, przynajmniej nie odfrunie.
Dziś postanowiłaś udać się tam po raz drugi.

*

Kolejka:
Nefryt
Tiamuuri
Isleen
Shel
Narius
Darrus
Szept
Zorana*

Jeśli coś będzie nie pasować w kolejności - mówcie. Jeśli pojawia się jakiś problem w treści wstępniaków - też mówcie, trochę się denerwuję, mogłam coś pomieszać albo czegoś nie dopowiedzieć, mogłam wreszcie coś pokręcić, poplątać, zignorować jakieś ważne informacje.
*Wstępniak dla Zorany wstawię, kiedy skrzydlata do nas dołączy. Jeśli 

33 komentarze:

Nefryt pisze...

Kiedy dowiedziałam się, a raczej domyśliłam, co musiało zajść, coś we mnie wstąpiło. Miarka się przebrała. Zwłaszcza ta gnomia.
Najpierw dałam się wrobić w naszyjnik. Nigdy więcej, przenigdy, nie wezmę od nikogo biżuterii. Żadnej. Nawet, jeśli komuś odbije na tyle, by dać mi pierścionek zaręczynowy, karzę mu najpierw nosić go przez tydzień.
A teraz to. Gnomy, wszędzie gnomy. Byłam gotowa zdzierżyć zagarnięcie budynku, i tak trudno było się w nim zmieścić, poza tym cuchnęło skarpetkami Dara... Ale Szept… O, nie. Nikt nie będzie mi porywał przyjaciółki.
Pierwszym, co zrobiłam po przybyciu na miejsce, było dokładne obejrzenie siedziby Redakcji. Wszędzie gnomy. Tu czapeczka, tu doniczka… Tę ostatnią dodałam do rejestru rzeczy niebezpiecznych. Jak tam wejść? I… z kim tam wejść? Kiedy tu szłam, byłam tak wściekła, że miałam ochotę po prostu tam wparować, wyważyć drzwi, albo…
Tylko że to by nic nie dało, a w najgorszym razie gnomom przybyłby jeszcze jeden, obity doniczkami zakładnik. Bez sensu.
Ale Szept trzeba wydostać. Dara może też… tak z przyzwoitości.
- Tiammuri! – zawołałam, kiedy przed frontem redakcji pojawiła się znajoma postać. – Wiesz, co tu się dzieje? Co z resztą redakcji? – Jak widać, bycie w terenie ma swoje minusy. Na przykład permanentne niedoinformowanie.

Anonimowy pisze...

Tiamuuri przez chwilę smętnie przyglądała się potłuczonym skorupom, które kilka minut wcześniej były doniczką. Wokół leżała rozsypana ziemia i resztki suchego zielska. Nawet bez agresywnego okrzyku z góry dziewczyna mogła domyślić się, że nie jest tu mile widziana.
Słysząc swoje imię, szybko przypomniała sobie, dlaczego właściwe znalazła się w tym miejscu.
-Miło, że jesteś, bo właśnie cię szukałam -westchnęła.
A co sie działo? Sama chciałaby to wiedzieć...
-Słyszałam tylko plotki, nie było mnie tu -czuła się w obowiązku udzielić jakiegoś wyjaśnienia - Gnomy... Chyba zabarykadowały się w budynku. Nie wiem, kto jest w środku, jeśli ktokolwiek tam w ogóle jest.
Podniosła głowę, spoglądając w ochyloną okiennicę, za którą zniknął gnom. W jej głowie zaświtała niepokojąca myśl.
-Czy one... wzięły zakładników?
Takich komplikacji plan nie przewidywał. Wyglądało na to, że musiały wkroczyć do środka, żeby zorientować się w sytuacji.
A misja... cóż, poczeka. W końcu chodziło tu o ludzkie i nieludzkie życie.

Nefryt pisze...

Isleen uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc niebieską czapeczkę. Czyli dobrze trafiła.
Gnomy... W sumie niewiele o nich słyszała. Tyle co dowiedziała się od ludzi, chociaż i tego było mało. Małe, wredne i nie za ładne. Widocznie tyle informacji musiało jej wystarczyć.
Skoro w dawnej siedzibie redakcji (zdecydowanie wyglądała ładniej przed panowaniem gnomów) była niebieska czapeczka powinien być i naszyjnik. Oby.
Dojrzała otwarte okno, o którym gnomy najwidoczniej zapomniały barykadując sie od środka. Dałaby radę tamtędy wejść, tylko co potem? Stanie pośrodku pokoju i zażąda biżuterii pod groźbą niechlubnych plotek na ich temat? Raczej nie przejdzie.
Wyjrzała zza rogu, słysząc odgłosy rozmowy. Uniosła w zdziwieniu brwi, kiedy zobaczyła czarne włosy Nefryt. Herszt bandy nie zapadła jej miło w pamięci, ale lepszy taki sojusznik niż żaden... Stojącą obok kobietę, przypominającą z lekka drzewo widziała po raz pierwszy. Może kiedyś słyszała o niej jakiejś pogłoski, ale nic szczególnego. Wyszła zza ściany, pokazując się Nefryt.

Nefryt pisze...

Po pierwsze, nie organizuję żadnego zaciągu. Po drugie… Właściwie wszystko sprowadza się do pierwszego.
Kiedy zobaczyłem, kto do mnie mówi, raptownie się zatrzymałem. Mówiąc szczerze, miałem nadzieję, że już się nie zobaczymy. Na ogół starałem się nie wrabiać ludzi, z którymi znajomość miała potrwać dłużej. Tymczasem ten żołnierzyna od siedmiu boleści był pamiętliwy jak mało kto.
- Witaj, Narius – uśmiechnąłem się sztucznie. – Jeśli sprowadzają cię plotki, możesz już iść. Nie ma żadnej chorągwi.

Aed pisze...

Wstępniak dla Zorany
Czym kończy się współpraca z panem Kłopotem? Kłopotami oczywiście. To można było przewidzieć, ale i tak miałaś prawo być zaskoczona.
Pan Kłopot miał załatwić Ci podrobiony glejt. Uparł się, że sam to zrobi, zupełnie jakby zazdrośnie strzegł kontaktu do zaufanego fałszerza. Jednak dni po umówionym terminie mijały, a jak glejtu nie było, tak nie było. Mało tego, nie było też chuchraka. Czyżby znowu się w coś wpakował?
Cóż, gdyby się nad tym zastanowić... Najprawdopodobniej tak.
Miał czekać na ciebie w Królewcu, ale gdzieś się zapodział. Gdzie? Na myśl przychodziło ci tylko jedno miejsce. Ale przecież Redakcja była opanowana przez gnomie szkodniki. Polazłby tam? Naprawdę by tam polazł?
Cóż, żeby się zorientować, wystarczyło przejść obok redakcyjnego budynku. To był chuchrak. Gdyby się tam pojawił, na pewno byłoby to widać, i to na pierwszy rzut oka. A inne opcje nie przychodziły ci do głowy. Bo kto wie efiego mieszańca, gdzie też lubi się wałęsać? Za to najprostsze rozwiązania były czasami najlepsze.

Nefryt pisze...

Narius kiwnął głową na powitanie. Zacisnął zęby, żeby z jego ust nie potoczył się łańcuszek dość brzydkich słów.
Arhin. Miał wielką nadzieję spotkać tego Wirgińczyka. Nie dość, że go wrobił go w jedną sprawę to jeszcze zabójstwo i Kerończycy... Powstrzymał się od zaciśnięcia pięści. Jeszcze nie czas…
Słysząc, że wiadomość o chorągwi jest nieprawdziwa, nie zdziwił się zbytnio. Tylko kto ją wymyślił… Przecież nie Arhin. Chociaż u niego wszystko było możliwe.
- Nie sprowadzają mnie same plotki. – Tak. Mimo, że minęło już trochę czasu od całego wydarzenia Narius dalej czuł się wrobiony. A chęć odegrania się na Arhinie została. I to bardzo duża.

Silva pisze...

Piwniczka śmierdziała. W końcu nie był to jeden z pachnących, ładnych pokoików w burdelu, a mógłby, najemnik by się nie obraził, w takim więzieniu mógłby zostać. Siedzenie w ciemnej, dusznej klitce, o której do niedawna nikt nie wiedział, było irytujące. Kiedy ktoś ostatni raz tu wietrzył? Aed i Iskra mogliby, jak złazili tu chować swoje rzeczy, ale nie, jaśnie państwo o tym nie pomyślało i teraz Dar musiał siedzieć w takich warunkach. Był upaprany, wczoraj oblał się miodem to i się lepił, czyli nic nowego. Śmierdział od potu, bo w bali siedział dobre kilka dni temu, skóra go swędziała, na twarzy miał kurz i brud - czyli też nic nowego, a Heiana powiedziałaby, że to stały stan najemnika, pana brudasa, więc nie powinien narzekać.
Poza tym, przez gnomy ominął Dara Mikołaj i prezenty, a to wpłynęło na niego destrukcyjnie; cały rok przestał mieć znaczenie, wszystko się zawaliło. Bo Dar naprawdę się starał i wierzył, że tym razem nie dostanie rózgi. Brak prezentu od Brodacza to katastrofa. I nic nie mogło go teraz pocieszyć. Nawet butelczyny z bursztynowym płynem, skitrane czekoladki, czy chuchrakowe zapasy kociej karmy. Brzeszczot miał pomikołajkową depresję, minę zbitego dziecka i bolący od siedzenia na kamiennej posadzce tyłek. Boskie Pośladki właśnie uległy deformacji i nie były już tak cudne. Siedzieli to już ze dwa dni, chyba, bo czas im się trochę rozjechał w tych ciemnościach, w których słychać było gnomie jęczenie, ich tupanie, siorbanie i drapanie się po zadkach.
Swoją drogą, ciekawe, czy KTOKOLWIEK zorientował się, że on i Szept zniknęli. Chociażby jedna osoba, jedna, malutka osóbka... Nie, ciekawsze było to, czy ktoś przyjdzie ich stąd wyciągnąć. Mógłby. Teraz, zaraz, już, bo kibelek, a raczej jego brak.
- No i co my tu mamy, mój Ryszardzie? - nie, Dar tego do magiczki nie mówił, on się na nią obraził, bo skrytykowała jego marudzenie o braku WAŻNEGO prezentu od Mikołaja. Dar rozmawiał z tłustym, popielatym szczurem, który siedział mu na ramieniu. Gryzoń szkodnika zrozumie, nie? No właśnie nie powinien, bo po pobycie w kopalniach Brzeszczot powinien mieć do nich uraz; w końcu magiczka to nie troll zaklinacz z fujarką. - Zjadłbyś serek. Też bym zjadł - szczur chyba mu odpowiedział, bo Dar pokiwał głową. - Widzisz, ale serka nie mamy. Chciałbym sobie stąd pójść - czarne oczko zerknęło na ucho najemnika, jakby szczur myślał: zjem cię, mój skarbie - Ale jedyna nadzieja w tym, że przylezą po Szept. Ja przy okazji. Tacy, kurna, przyjaciele. Co mówisz, Bambuszku? - to było do drugiego szczura, co łaził po posadzce - Że może chociaż z przyzwoitości? To chyba Lofar, ale on z innego powodu. - po chwili ciszy padło poważne - Siku mi się chce - wydawać by się mogło, że to było najważniejsze w ich sytuacji.
Spadnięte klucze i chrapanie zostały zignorowane.

Szept pisze...

Ciemno, zimno, do domu daleko. I wilgotno na dodatek. Warunki, w jakich jej wysokość elfia królowa czuła się prawie na miejscu. Prawie, bo swobodę ruchów ograniczały jej wymiary piwnicy i gnomi strażnik na korytarzu. Poza tym żadnych długich sukni, wysokich butów, na których można co najwyżej połamać nogi, co zaś najważniejsze, żadnych Starszych, dyszących nad karkiem i wylewających swoje, słuszne czy nie, żale. Ciemno? Dla oczu elfa prawie nigdy nie jest za ciemno. Dla oczu maga, jeśli jest za ciemno, ciemność tę można rozjaśnić drobnym płomykiem, wznoszącą się w górę kulą światła. Nieco wilgotno i zimno. Heiana zaraz by jej wyliczyła rozliczne zagrożenia dla zdrowia, jakie wynikały z takich warunków, poczynając od przeziębienia, na zwyrodnieniach stawów kończąc.
Szept, pozbawiona tak obszernej wiedzy jak jej kuzynka, mogła spać spokojnie. A raczej mogłaby, gdyby nie towarzyszył jej Darrus na przemian z jego przekleństwami i chrapaniem.
Ciemno, zimno, mokro, jakże podobnie do zapomnianych przez ludzi i bogów ruin. Kilka pająków. Jakieś puste beczki – tego nie było w ruinach, chyba że do połowy przegnite. Myszy i szczury – od tych i w piwnicy i w ruinach roiło się zawsze. I zapasy kociej karmy Aeda. Pokaźne worki suchej karmy, ponadgryzane ząbkami małych gryzoni. Magiczka mocniej otuliła się płaszczem, łypnęła na karmę.
- Aed nie powinien tu trzymać kociej karmy. Zawilgotnieje i spleśnieje – obwieściła niezwykle poważnym tonem kamiennej ścianie, bo śmiertelnie obrażony Darrus i tak jej nie słuchał. A wszystko przez to, że miała dość jego jęków odnośnie Mikołaja i prezentu.
- No i co my tu mamy, mój Ryszardzie? – usłyszała pełen skargi głosik najemnika.
- To nie Ryszard, to Parszywek. Ryszard ma białą plamkę na ogonie – mruknęła kąśliwie, znudzona ciszą i milczącym towarzystwem ściany.
Już szczury były lepszym towarzystwem, przynajmniej bardziej kontaktowe. Jedne z inteligentniejszych gryzoni, o dość silnie rozwiniętych zachowaniach stadnych. Przez pierwszy dzień miała zajęcie, obserwując jak biegają po piwnicy, wsłuchując się w zgrzytanie ząbków, gdy były podenerwowane, ciche piski, gdy komunikowały się między sobą, domagając się, by zostawiono je w spokoju. Czasem walczyły zawzięcie, stając na łapkach, mocując się jak zapaśnicy. W ruch szły pazurki i ząbki, dopóki przegrany nie padał na plecy, ukazując wrażliwy brzuch. W takiej pozycji zamierał, przyjmując swoją porażkę. I zawsze po znalezieniu okruszka, uszczknięcia nieco kociej karmy, każden uciekał w drugi kąt piwnicy, by tam skonsumować swój łup. Bo szczury, chociaż stadne, posiłkami się nie dzielą.
- Siku mi się chce.
- Teraz się odzywa, przypomniał sobie – poskarżyła się ścianie. – Co, mam ci wyczarować nocnik? Idź, obudź naszego strażnika. Może ci da jakiś. Przy okazji podnieś te nieszczęsne klucze…





Aed pisze...

Od MG dla Nef i Tiamuuri
Naraz rozległ się czyjś przerażony krzyk, chyba z murów. Coś przysłoniło zimowe słońce, rzucając na was niepokojąco duży cień. Gdy się odwróciłyście, ujrzałyście czyjeś palce, ogromne paluchy, zaciśnięte na blankach muru. A nad blankami głowę. Głowę Jaruuta.

[Niespodzianka. xD Nowa kolejka wygląda tak:
1. Jaruut
2. Nefryt
3. Tiamuuri
4. Isleen
5. Zorana
6. Shel
7. Narius
8. Darrus
9. Szept]

Silva pisze...

Naraz rozległ się czyjś przerażony krzyk; ktoś darł się z góry, z murów biegnących za budyneczkiem redakcji; jakiś nierówny worek spadł na ziemię; ciało czyjeś, a nie żaden worek, kurde. Nagle coś cholernie wielkiego przysłoniło zimowe słońce, rzucając niepokojąco duży cień na maluczkie osóbki hen tam w dole. Na blankach pojawiły się czyjeś palce, ogromne paluchy, a ziemia zadrżała tak, że z muru osypała się zaprawa.
- Hohoho…!
Pan Mikołaj? Zaraz za wielką dłonią pojawiła się równie duża głowa, ale bez białej brody i czerwonej czapeczki, za to z wbitą strzałą; chyba ktoś chciał go pogonić. Biedny ten ktoś.
To nie był Mikołaj ratujący psychikę pewnego najemnika siedzącego w piwnicy, to był olbrzym, najprawdziwszy watażka!
- Kaj jest ten chędożony najemnik, co mi obiecał laskę? - Jaruut rozejrzał się po okolicy; pierdolone ludzkie miasto, ciasne, wąskie, nie ma gdzie nogi postawić, by nie słyszeć: „ała!” i chrup kości trzasnęły i została morka plama, albo trzask i leci kawałek chałupy. Jak mrówki się gnieżdżą, ani wejść ani kucnąć by się wysrać. Gdyby nie Brzeszczot, to by tu nie przyłaził. Ale potrzebował tej laski! A że Dara nie było u zboczonego krasnoluda, co by i nogę mu przeleciał, to trza było się udać do gazetki.
- Gdzie on? - oko Październikowego Dziecka dostrzegło coś ciekawego. Kogoś ciekawego, bo reszta to takie tam kruche ludziki, co zgniecione w palcach pękają jak robaczki. I już ręka olbrzyma ponad murem, ponad placykiem, dosięgła kobiety, unosząc ją w górę. Biedna Nefryt. Kiedy zaś hersztówna znalazła się przed obliczem Jaruuta, majtając w górze nogami i mając jedyną w swoim życiu okazję, by obejrzeć Królewiec z góry, padło pytanie - Znam cię. Gdzie czerwonowłosa małpa w śmierdzących onucach? - jaki ten Darrus jest przez wszystkich kochany.

Nefryt pisze...

Pisnęłam, a raczej wydarłam się tak, że chyba nawet ludziom mieszkającym w najdalszej części miasta musiały popękać szyby. Chwyt olbrzyma do delikatnych nie należał. Ledwie mogłam złapać oddech.
- C-czy możesz trzymać mnie trochę… lżej? – Zaraz jednak spojrzałam w dół, na cudną wprawdzie, ale zbyt odległą jak dla mnie panoramę miasta. Zbladłam. – Nie! – wrzasnęłam , kurczowo trzymając się paluchów olbrzyma. - Jednak nie! – Usiłowałam nie myśleć, co się ze mną stanie, jeżeli jednak mnie puści, ale życzliwa wyobraźnia podsuwała mi bardzo wyraziste propozycje. Mogłam, na przykład, rozmazać się na chodniku. Albo nadziać na tamtą iglicę i wyglądać jak mało apetyczny szaszłyk. Albo… - Jaruut, nie puszczaj mnie, błagam – wysapałam.
Na wszelki wypadek wciąż trzymałam się jego paluchów.
„Znam cię. Gdzie czerwonowłosa małpa w śmierdzących onucach?”
Przełknełam ślinę.
- D-darrus? W Redakcji. Chyba. Ale tam są gnomy. Więc chyba jest więźniem. Tak jakby. Możesz mnie nie zabijać?

Anonimowy pisze...

Tiamuuri w pierwszym odruchu cofnęła się o kilka kroków. Mogła się spodziewać różnych rzeczy, ale z pewnością nie tego. Zmierzyła wzrokiem ogromna sylwetkę istoty, która uniosła panią herszt z łatwością, jak dziecko podnoszące z podłogi lalki.
-Zostaw ją... - wyrwało jej się, zanim zdążyła pomyśleć. Nawet nie krzyknęła, jakby podświadomie czując, że to nic nie zmieni, mogłaby krzyczeć aż upadnie, a na olbrzymie nie zrobi to wrażenia.
Dziewczyna ze zdumieniem przyjęła do wiadomości słowa, które olbrzym skierował do Nefryt. Szukał w mieście Darrusa? W co ten mieszaniec od siedmiu boleści znów się wpakował? Tiamuuri miała już okazję przekonać się, że Brzeszczot kocha kłopoty, na jego i innych nieszczęście, z wyraźną wzajemnością.
-Jeśli chcesz go znaleźć, musisz chyba wyburzyć ten budynek do fundamentów - odezwała się do Jaruuta bez przekonania. Właściwie innego sposobu nie było, ze swoimi gabarytami olbrzym nie dostałby się do środka nawet idąc na czworaka. Ale cóż, przynajmniej gnomy nie stanowiłyby dla Jaruuta większego problemu.
A jeśli Październikowe Dziecko nawet nie wejdzie do budynku, z pewnością zdoła wyważyć drzwi, tym samym ułatwiając im życie.

Aed pisze...

Przez uliczkę przemknął jakiś biało-bury, futerowy kształt, który zniknął za jednym z budynków. Łepek stworzonka wychynął zza rogu. To była Łatka. Koteczka, która z elfim mieszańcem nie rozstawała się na krok. Była śmiertelnie przestraszona, ale nie zamierzała stąd odejść. Po chwili wysunęła się ze swojej kryjówki, z brzuchem nisko przy ziemi przedreptała przez uliczkę i podeszła do Isleen, by przytulić się do jej buta i przy okazji schować się za nim przed olbrzymem.

Nefryt pisze...

Isleen w pierwszej chwili krzyknęła widząc wielkie łapsko kierujące się w ich stronę. Potem odetchnęła z ulgą, że to nie ona poszybowała w powietrze. Podziękowała w duchu za ten jeden plus.
Spojrzała w górę, chcąc zobaczyć głowę olbrzyma. Co on robił w Królewcu?! Oczami wyobraźni widziała już wygląd ulic po jego przejściu. Chociaż… wyobraźnia nie była potrzebna wystarczyło chwilę poczekać. Olbrzym się ruszy i… z okolicznych domów nic nie zostanie.
Odsunęła się kilka kroków. Tak, dla ostrożności. Stanęła obok Tiamuuri. Słysząc jej słowa, prawie zakrztusiła się śliną.
- Nie proponowałabym takich rzeczy olbrzymowi. – mruknęła. – Szczególnie, że on gotów to jeszcze zrobić nie odstawiając Nefryt na ziemię. – na samą taką myśl się skrzywiła. Szczerze współczuła Herszt.
Poczuła jakiś ruch wokół swoich nóg. Schyliła się i zobaczyła… kotka. Małego, białego z kilkoma burymi łatkami. Stał przestraszony, patrząc na nią. Niewiele myśląc, zapominając o całej sytuacji wzięła zwierzątko na ręce.
- Kotek. Zobacz jaki śliczny. – zwróciła się do Tiamuuri.

Zorana pisze...

Wchodzenie na widownie w trakcie widowiska jest BARDZO złym pomysłem.

Powiedzieć, że sytuacja, którą zastała Zorana, wytrąciła skrzydlatą z równowagi byłoby bardzo niesmacznym żartem i niewłaściwym eufemizmem. Blondyna zamarła w połowie drogi do redakcji, z rozdziawioną szeroko paszczą i otwartymi szeroko oczami. W zdumieniu ślepiła na nogi majtające na wysokości stanowczo dlań nieodpowiednich. W głowie siedziała jej jedna myśl: doigrałeś się, Kłopocie. Siedziała i nie poszła sobie nawet wtedy, gdy właścicielka owej kopuły zrozumiała, co zaszło.
W pierwszej chwili gotowa była nawet po hersztównę polecieć. Potem dotarło do niej, że jeśli Jaruut ma takie skłonności, jak podopieczni Aeda, życie Nefryt może zawisnąć na włosku. Nie wiadomo, kiedy zechce ją wypuścić, biegnąc na dziwnej postury ptaszkiem. Cóż, na razie z latania nici. Przynajmniej nerek nie odmrozi i jeszcze przez chwilę ponosi nowiutką koszulinę z ciepłej wełny. Niepodartą na plecach.
K... No.

Zbiegowisko stało i paczało.
Ona też stała i paczała.
A kotka wstała i z wysoko podniesionym ogonem udała się w sobie znanym kierunku.

Co biedna i zdezorientowana skrzydlata miała zrobić?
Pomachała łapką na powitanie i ruszyła złoić komuś skórę, krok w krok za kicią.

Aed pisze...

Okiennice nad ich głowami zatrzęsły się, zupełnie jakby ktoś gorączkowo próbował odemknąć haczyk. Po chwili ich skrzydła z hukiem trzasnęły o ceglane ściany. Z okienka wyglądał gnom.
- Panie olbrzymie, proszę tego nie robić! Ja mam żonę i dzieci! - Tu gnom wyciągnął zza pazuchy kolorowego kubraczka jakąś sakiewkę i wytrząsnął na dłoń kawałki papieru. Zaczął rozpaczliwie wymachiwać maleńkimi, rodzinnymi portrecikami. Olbrzyma da się wziąć na litość czy nie...? Właściwie nigdy nie miał do czynienia z olbrzymem.
Nie był pewien, czy jego argumenty wystarczą, więc dorzucił, drąc się jeszcze głośniej:
- I chorą babcię!

Nefryt pisze...

Aed, a możesz napisać coś od MG do Shela i Nariusa? Bo mamy mały problem z wymyśleniem odpowiedzi.
I nie łączy mi GG.

Aed pisze...

Dla Shela:
Nagle, ni z tego, ni z owego wszystko zadrżało. Zatrząsł się grunt pod waszymi nogami, zaszczękały szyby okolicznych budynków. Źródło tego hałasu wydawało się być gdzieś niedaleko. Gdzieś w pobliżu murów miasta. W pobliżu... Redakcji? No ładnie. Ociągasz się, człowieku, chwilkę, zamieniasz parę słów, a tam już coś się dzieje. Masz ci, boska sprawiedliwość.
Wyglądało na to, że nie tylko ty masz coś do Redakcji.

Nefryt pisze...

Zawahałem się. Spojrzałem na Nariusa. Z jednej strony, byłem ciekawy, co się dzieje. Z drugiej, skoro to Keronia, to raczej nic dobrego.
Chwilę później byłem już przed budynkiem Redakcji. Jeżeli ktoś mści się na gnomach, mnie nie może to ominąć. Nie za tą plotkę, przez która co chwila zaczepiał mnie ktoś na ulicy. Przez którą, czego pewnie durne stworzenia nie brały pod uwagę, mogła na nowo wybuchnąć wojna. I to w momencie, gdy nikt nie był na nią gotowy.
Wyjrzałem zza rogu. I zamarłem. Olbrzym. Prawdziwy olbrzym. Nie miałem pojęcia, że one jeszcze żyją w Keronii.
- Świetnie, mądralo, było po co przychodzić – mruknąłem do siebie z silnym postanowieniem odwrotu. Chwilę później całkiem przypadkowo spojrzałem w górę. Cholera. Olbrzym trzymał w powietrzu wierzgającą Latawicę.

[Kiepsko i mało twórczo, ale wena mi uciekła, przepraszam.]

Nefryt pisze...

Narius spojrzał na Shela, który widocznie zdecydował się pójść w stronę, z której dochodziły dziwne odgłosy. Jakieś krzyki, chociaż to w Keronii raczej normalne, dźwięk uderzenia w ścianę…
Narius pobiegł za Arhinem. Po pierwsze jak już go znalazł, nie zamierzał mu odpuścić, po drugie był bardzo ciekaw, kto postanowił zburzyć pół miasta.
Zatrzymał się raptownie, widząc wielką rękę opierającą się o skrawki murowanej ściany. Zaklął cicho, nie wierząc swoim oczom. Olbrzym. Prawdziwy olbrzym. Narius rozejrzał się chcąc zobaczyć kto tak wrzeszczy. Spojrzał w górę. Nefryt. Wysoko, w jednej dłoni olbrzyma. Kurczowo trzymała się paluchów olbrzyma, który widocznie nie zamierzał odstawić jej na ziemię.

Silva pisze...

- Teraz się odzywa, przypomniał sobie. Co, mam ci wyczarować nocnik? Idź, obudź naszego strażnika. Może ci da jakiś. Przy okazji podnieś te nieszczęsne klucze...
- …i oddaj strażnikowi. Tak wiem, nie jestem głupi - Brzeszczot westchnął, podnosząc się z posadzki; portek nawet nie otrzepywał, butów nie zakładał, bo śmierdziały, więc po co. Przeciągnął się, uważając, by głową nie walnąć w stosunkowo niskie sklepienie piwniczki. Bo mu jeszcze guza brakowało. Łypnął na magiczkę. No dobra, obrażony dalej był, ale ile można siedzieć w ciszy i gadać ze szczurem albo ścianą. - Myślisz, że dziś znowu będzie ta dobra kaszanka, co wczoraj? - jak widać, poza brakiem kibelka, najemnikowi i magiczce niczego nie brakowało. Ba, oni czuli się nawet dobrze w piwniczce; spokój mieli, nikt im za uszami nie gdakał, nie musieli słuchać nikogo poza sobą, żaden doradca nie marudził, żaden członek rodu nie grymasił, sielanka! Do tego ich karmili, co prawda czymś, czego lepiej nie oglądać i nie widzieć, ale jednak, poza tym żarcie to żarcie. Picia mieli pod dostatkiem, patrząc na beczułki pod ścianą. Po co się męczyć, brudzić, użerać z gnomami, jak można poczekać na ratunek?
A więc uczynny, dobry najemnik podszedł do drewnianych, od dołu przegnitych drzwiczek, uklęknął i w szparę pomiędzy drzwiami, a posadzką wsadził dłoń; pogmerał nią trochę na prawo, na lewo. Gnom chrapnął i puścił bąka.
- Cholera, zagazują - jednak gmerał dalej, aż szczęknęły klucze. Dar się wyprostował, trzymając w garści zardzewiały pęk, obrócił go kilka razy w palcach, aż w końcu wsadził do zamka i przekręcił klucz; drzwiczki jęknęły cichutko, kiedy je uchylał. - Jeden gnom, cóż za straż - mruknął, bo przecież nieładne jest budzić śpiącego gnoma, a jak się go obudzi to gnom będzie zły. Więc Dar odwiesił klucze na ich miejsce, czyli zahaczył je o sprzączkę od gnomiego paska, żeby się nie zgubiły i żeby inne gnomy ich strażnika nie okrzyczały. Wyszedł też na minutkę, a potem wrócił, zatrzasną drzwiczki i usiadł na środku piwniczki. - Już mi się nie chce siku…
Hohohoho!
Brzeszczot podskoczył. Spojrzał w sufit. - Ej Szept, też to słyszałaś? - a w myślach dodał: pan Mikołaj? Odnalazł go? Jednak dostanie prezent? Ten jeden, wymarzony prezencik od Brodacza?!

Szept pisze...

Tak. Brzeszczot nie był głupi, nawet jeśli czasem wyglądał na trochę… nierozgarniętego, odrobinę zdziecinniałego…
- Myślisz, że dziś znowu będzie ta dobra kaszanka, co wczoraj?
… i wiecznie głodnego.
- Tak, wmawiaj sobie, że to kaszanka. Łatwiej przejdzie przez gardło. Chyba, że uświadomisz sobie, że to świńskie jelita, krew, kasza, wątróbka, płuca i tłuszcz. Do tego jakieś przyprawy.
To była główna przyczyna, dla której Heiana krzywo patrzyła na wszelakie potrawy mięsne. Patrzysz. Jadalne. Kosztujesz. Nawet zjadliwe. A potem się dowiadujesz, z czego to. Apetyt i uczucie sytości znika jak ręką odjął, zastąpione nagłą potrzebę znalezienia odosobnienia.
Przynajmniej w wykonaniu Heiany.
- Ej Szept, też to słyszałaś?
- Burczy ci w brzuchu? Nie, jeszcze nie słyszałam. – Elfie uszy były czułe, lecz nie tak czułe jak niezrównany słuch najemnika. Wołanie olbrzymiego Mikołaja, stłumione gwarem miejskiego życia i kamiennymi murami przeszło niedosłyszane, bez echa. Chociaż…
Brzdęk. Tup, tup, tup. Brzdęk. Łup. Szczęk. Szczęk. Brzdęk. Tup, tup, tup. Bum. Pisk.
- Jednak słyszałam. Nadchodzi kolacja.
Kolacja nie do końca nadchodziła. Drewniane misy nie dostały nóżek i skrzydełek, nikt ich nie wylewitował do piwnicy. Mały, pękaty gnomi kucharz, z czarnymi od brudu paznokciami, czołem umazanym sadzą i niegdyś białym fartuchem, obecnie szarym i ubabranym krwią, jakby co najmniej sam świniaka zabijał, dumnie niósł je dla więźniów, potykając się co drugi krok i wpadając na drzwi. Buty były za wielkie, uderzały o drewnianą podłogę z tupotem, łyżka co krok wypadała (sama) z miski, brzdękając i dzwoniąc, a drzwi miały tę złośliwą cechę, że zamykały się akurat wtedy, gdy gnomiątko pojawiało się na progu, waląc w nie czołem. Bum. Donośnego pisku nie trzeba tłumaczyć. To ich strażnik, gnom-śpioch, został kopniakiem wyrwany z miłego snu, po to, by otworzył piwniczo-więzienną celę.
Skrzypnęły spróchniałe, częściowo przegnite drzwi, nienaoliwione, takie, których szanujący się szczur nawet nie nadgryzie. Dwie drewniane misy rzucono na posadzkę. Kilka razy podskoczyły, tańcząc. Tym razem nic się z nich nie wylało. Tym razem nie dostali nic płynnego. Parszywek, ten z białą końcówką ogonka, czmychnął za najbliższy wór z karmą. Ryszard zjeżył się, ale szczurza mordka już kierowała się w stronę najbliższej miski, węsząc.
Szept była szybsza. Ledwie za małym gnomem zamknęły się drzwi celi, ona już zaglądała do miski, dla własnego bezpieczeństwa zatykając nos. Nie musiała.
Magiczka szerzej otworzyła oczy. Ostrożnie cofnęła palce, opuszczając dłoń. Miska i jej zawartość nie zniknęły. Pociągnęła nosem. Nie śmierdziało. Nie było nawet białego nalotu pleśni. Szare oczy zwęziły się, podejrzliwie zezując na Dara.
- Jesteś jasnowidzem?
W misce była kaszanka.

Silva pisze...

- Lżej, mocniej… Zabić, nie zabić… Ja nie mam czasu - olbrzym podniósł hersztównę odrobinkę wyżej, jakby nie widziała tego, co poza miastem, a przecież tam się łąki i pola zimowe rozciągały, lasy śniegiem okryte i rzeczki mrozem skute. Tak po prawdzie to mogła zobaczyć drogę, którą sobie olbrzym do Królewca wydeptał, głównie pokrzywione drzewa i ślady stóp - Ten cholerny najemnik mnie wykiwał. Może wyrwę dach tej chałupy i go wyciągnę? - olbrzym na chwilkę zapomniał o trzymanej w dłoni kobiecie, za to przyjrzał się uważniej budynkowi redakcji. Dach wyglądał na mocny, solidny, taki co to oprze się wiatrom i zalegającemu na nim śniegowi. Ale olbrzymowi już raczej nie sprosta.
Coś zapiszczało. Chrząknęło, czy skrzypnęło. Jaruut pomyślał, że to jęczy mur, ale nie, spojrzał więc w dół, na mróweczki.
- Jeśli chcesz go znaleźć, musisz chyba wyburzyć ten budynek do fundamentów.
Tiamuuri nie wiedziała, co mówi, a olbrzymowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Kobieta w łapsku mu trochę przeszkadzała, trzeba było się jej pozbyć. Wyrzucić za siebie, czy nie? Wrzasku tylko narobi, więc ją Jaruut odstawił skąd wziął. A szkoda, bo trafiła w samo serce rozróby. Planowanej.
Olbrzym nie zastanawiał się długo; wziął wychylił się bardziej nad murem, zacisnął i rozluźnił pięść. Tupnął nogą tak, że szyby w oknach zadźwięczały, a jakiś gnom wyleciał z okienka, przez które wyglądał, chcąc rzucić doniczką w obcych ludzi na ich ulicy. Spadło kilka obluzowanych dachówek.
Jak równać z ziemią, to porządnie!
Wtem znowu coś zapiszczało.
Co oni w tym Królewcu myszy mają?
- Panie olbrzymie, proszę tego nie robić! Ja mam żonę i dzieci! I chora babcię!
- Chorą babcię? - olbrzymowi się odbiło, czknął nawet - Ojej. Chora babcia to poważna sprawa. A ty jesteś myszą? Chcesz ze mną o tym porozmawiać? - Jaruut gadał jak potłuczony, albo nachlany. A może to po prostu gulasz z grzybów, który zrobił sobie z rana? Czerwone kapelusze mogły mu zaszkodzić…

Aed pisze...

Łatka pomknęła za budynek redakcji, brzeżkiem placu, na którym gnomy urządziły sobie chyba lodowisko. Co prawda naszła ją ochota na łaszenie się o jaruutową stopę, ale że olbrzym stał za murem... Za daleko, za dużo fatygi.
Nowo przybyła, jasnowłosa kobieta ruszyła za futrzakiem z miną kogoś, kto zamierza coś, cokolwiek zrobić z tym bałaganem.
Koteczka prowadziła skrzydlatą do wejścia do Redakcji. Wejścia kuchennego. Takiego, do którego klucz się zgubił i które zamykano na lichy skobel. Zmyślne kocisko. Widać chciało swoją ulubioną karmę.

Nefryt pisze...

Ziemio, kochana ty ziemio! Stała. Bezpieczna…. No prawie, pomyślałam, uskakując przed fragmentem czegoś. Wypuszczonej przez gnoma doniczki? Dachu? Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo od tych wszystkich gwałtownych zmian wysokości zakręciło mi się w głowie, poślizgnęłam się na bruku i zamaszyście wytarłam brzuchem ulicę.
Z tego poziomu o dziwo było lepiej widać. Przynajmniej pewne rzeczy. Na przykład jasnowłosą biegnącą w stronę drzwi… potencjalnie dostępnych drzwi… drzwi, którymi można dostać się do Redakcji. I gnomów. I… Szept z Darem?
Poderwałam się z ziemi i z głośnym okrzykiem, coś w stylu „prać gnomy”, rzuciłam się do wejścia.

Aed pisze...

Gnom wychylił się nieśmiało z okienka. Popatrzył na Nefryt i tak do niej rzecze:
- Czy panienka wypierze mi skarpetki? Prosiłbym w miękkiej wodzie, pachnącej. Bez wybielania, bo szkodzi mi to na skórę.*
Tymczasem z innej strony budynku gnom w kolorowym kubraczku wciąż prosił:
- A dziadunio cierpi na reumatyzm!
O bruk rozbiła się kolejna doniczka. To zapewne sprawka jegomościa o twarzyczce wymalowanej we wszystkie odcienie zieleni, który wychylał się z poddasza i obserwował całe zajście przez lornetkę.
___________________
*autorstwa Darrusowej

Anonimowy pisze...

Tiamuuri skrzywiła się, kiedy okruchy gruzu posypały się wokół budynku. Kilka fragmentów spadło w pobliżu miejsca, w którym stała.
A jednak...
Ruszyła ku drzwiom, które w końcu stanęły przed nią otworem. Spróbowała w biegu się skoncentrować, tak, aby wyczuć ewentualne zagrożenie czychające tuż przy wejściu. Te paskudztwa nie grzeszyły może pokaźnym wzrostem, ale miały przewagę liczebną. Nie były też zupełnie głupie, skoro zdołały na długi czas przejąć redakcję.
Wkroczyła do przysypanego pyłem pomieszczenia. Nie była pewna, czy bardziej wyczuła, czy na skraju pola widzenia dostrzegła ruch. Lewą ręką odruchowo zaczęła macać bok w poszukiwaniu sztyletu, ale jednocześnie pochyliła się i podniosła pierwszy obiekt, który leżał na posadzce. Jakis nieforemny kawałek drewna, którym z całej siły rzuciła w kierunku, gdzie, jak miała wrażenie, coś się poruszyło. Nie musiała się odwracać, o celności świadczył oburzony kwik.
-Macie, paskudy -mruknęła Drzewna, zastanawiając się, czego jeszcze może użyć w charakterze amunicji. Nie miała ochoty na walkę z krótkiego dystansu. Dlatego, że te stwory budziły w niej wstręt? Trudno powiedzieć.
Nie traciła kontroli nad sytuacją, czuła, jak inny osobnik pędzi do niej, próbując zaatakować od tyłu. W ostatniej chwili dziewczyna chwyciła za oparcie drewniane krzesło, odwróciła się z gracją i nieco mniej wytwornie zdzieliła gnoma przez głowę.

Nefryt pisze...

Isleen najchętniej uciekłaby z tego miejsca. Ale obiecała, że znajdzie ten naszyjnik. Obietnic raczej się nie łamie. Pisnęła kiedy odłamek czegoś, co wcześniej było doniczką uderzyło w bruk koło jej nogi. Rozejrzała się jakby szukając kogoś kto pomoże jej to wszystko rozwiązać. Zobaczyła Nef, która najwyraźniej miała ochotę rzucić się na gnomy gołymi rękoma… Ona by tak nie ryzykowała. W końcu obok stał olbrzym… Blondwłosa kobieta stojąca przed zamkniętymi drzwiami prowadzącymi do kuchni… Nie mogła ich otworzyć? Jakiś długowłosy Wirgińczyk stojący obok Shela… Shel?! To chyba pomogło rozwiązać Isleen jej problem bo nie czekając aż ją zauważy wbiegła w ślad za Tiamuuri do środka budynku redakcji. W ostatniej chwili zdążyła schować się za jakimś workiem przed lecącym w jej stronę gnomem. Chyba ktoś nim rzucił… Z tego co wiedziała gnomy nie latały ot tak. Worek rozpruł się widocznie zahaczając o coś ostrego. Wypadło z niego coś okrągłego przypominającego z kształtu… Kapustę. Zaraz… To Aed naprawdę lubi kapustę?

Zorana pisze...

Widząc szarżującą hersztównę, całą i zdrową, spokojnie zajęła się skoblem. Schyliła się, widząc nadlatującą pelargonię, stwierdziła jednak, że Nefryt wystarczająco odwraca uwagę. Wsadziła nóż między drzwi a ościeżnicę i pozbyła się jedynej przeszkody na drodze do redakcji. Cicho i przyjemnie. Schowała głowę w ramionach na dźwięk ceramicznej doniczki rozbijającej się o bruk.
Popchnęła drzwi i nim z zadowoleniem przekroczyła próg, zawahała się.
- O, przypomniało mi się... - mruknęła Zorana. - O pewnym szczególiku.

Czyjś pysk wyjrzał na szturmującą redakcję gromadkę i oblizał się.

Aed pisze...

Wnętrze Redakcji zamarło w oczekiwaniu. Gnomy czatowały przy okiennicach, wyglądając przez własnej roboty wycięte w nich otwory w kształcie serduszek. Tupanie olbrzyma wstrząsało Redakcją. Tynk sypał się wszystkim na głowy. Odpadały kawałeczki farby. Zlatywały doniczkowe kwiatki, już i tak uschłe. Gnomy kwiatków nie podlewały.
Wśród całego tego łomotu i hałasu niezauważonym pozostał niepozorny odgłos cichutko skrzypiących zawiasów. Uchyliły się drzwiczki, na których ktoś wymalował najpiękniejszej urody kota. Ktoś wyściubił zza nich haczykowaty nos. Ktoś wyszedł chyłkiem, zamknął za sobą drzwiczki i na paluszkach udał się do na pierwszy rzut oka niewidocznej klapy w podłodze. Wśliznął się pod tę właśnie klapę na krótką chwilkę przed tym, jak kuchenne drzwi otworzyły się z hukiem. Przyświecała mu jedna myśl. Myśl będąca jednym słowem. A brzmiało ono: kaszanka.
Po omacku, kierując się słuchem, schodził po schodach w kierunku, z którego dochodziło gnomie chrapanie. Przeszedł nad gnomem, uważając, by nie trącić go butem. Podszedł do przegniłych drzwi, zapukał lekko, odchrząknął i zapytał cichutko:
- Ej... Macie coś do jedzenia?
Elfie chuchro. Głodne elfie chuchro.

Silva pisze...

- Jesteś jasnowidzem?
Najemnik, chwilę wcześniej uklęknął obok magiczki, a teraz przyglądał się podejrzliwie małej misce i jej zawartości. To… było coś nowego. Kaszanka? Taka prawdziwa? Z krwi, kaszy, flaków i reszty całej? Co oni, truciznę tam wstrzyknęli, a może inne świństwo? Nawet Dar dźgnął paluchem kaszankę i wielce się zdziwił, że nie rozpłynęła się w powietrzu. Wyglądała jak pewna hersztówna wywalona na brzeg po sztormie… Taka rozpłaszczona i zmęczona, ale to wciąż była kaszanka.
- Nie… raczej nie. To ten twój jest, może mnie zaraził? Ty czasem nie używasz iluzji? - ta parówa mięcha nawet pachniała ładnie.
Coś się zatrzęsło. Odrobina pyłu spadła z sufitu, biała, skruszała zaprawa.
Brzeszczot zerknął w górę. - Co oni, tańce tupanki tam sobie urządzają? - cmoknął, bo gnomy ewidentnie im przeszkadzały, zakłócały ciszę i nie pozwalały zająć się kaszanką. Najprawdziwszą, a przynajmniej miał taką nadzieję. - Hej! - Dar pogroził pięścią sufitowi - Ciszej tam, my tu odpoczywamy!
Ktoś zapukał i chrząknął.
- No co znowu. Cholera jasna, nawet w piwnicy i w oblężeniu nie ma spokoju.
Wtem usłyszeli.
- Ej… Macie coś do jedzenia?
Kurwa. Cholera jasna. Brzeszczot znał ten głos! To ten kopalniany wybawiciel, ten chudy goguś, Kocia Mama, ten ukrywacz słodkości w piwniczce i dziecko kapusty! Dar poderwał się z miejsca.
- Spadaj, Chuchrak. To nasza piwniczka, myśmy ją zajęli… - w zasadzie pierwszy był Aed i Iskra, ale to szczegół - Nie rzucim piwniczki, gdzie nasz dom! - po chwili zastanowienia - Kaszanki też nie rzucim. Idź sobie, chuchraku.
Czy dla Dara nie było dziwne to, że Aed stał za drzwiczkami tak po prostu, jakby nigdy nic, najzwyczajniej w świecie ignorując gnomy? Czyżby Aed spędził w swojej kanciapie pod schodami te wszystkie dni gnomiego oblężenia? Gnomi mistrz przetrwania… Gnom Aed Kurde.

Szept pisze...

Coś się zatrzęsło. Odrobina pyłu spadła z sufitu, biała, skruszała zaprawa. Magiczka niepewnie spojrzała w górę, zastanawiając się, czy dotąd solidny, stary budynek zdecydował, że jest już za stary, ma dość świata i pragnie zapaść się pod ziemię. Razem z nimi, gnomami, szczurami, kocią karmą i resztkami świni w osobie kaszanki. I pewnie jakimś kotem Aeda.
Biedne zwierzaki.
Magiczka nigdy nie marzyła o tym, żeby ją pochowano w kamiennym grobowcu. Nagle ciemno, zimno i wilgotno zaczęło jej przeszkadzać. Nie wspominając o towarzystwie Dara, który chrapałby i przeklinał nawet jako wpółzżarte przez białe robaczki zwłoki. Braciszek przytulaśny misio był może uroczy, ale cała wieczność to aż nadto, by mieć go dosyć.
- Nie… raczej nie. To ten twój jest, może mnie zaraził? Ty czasem nie używasz iluzji? - ta parówa mięcha nawet pachniała ładnie.
- Przyjmij do wiadomości – mruknęła z odcieniem irytacji, czując, że wbrew powszechnemu mniemaniu o elegancji, dumie i chłodnym opanowaniu elfów ślinka zaczyna napływać jej do ust – że to nie zaraża, a on nie jest mój tylko swój. Poza tym, gdybym używała iluzji, to byś kichał. Kichasz? Nie.
Magiczka rzuciła ostrożne spojrzenie na drzwi. Podejrzliwość zakradła się na jej twarz. Gnomy. Piwnica. Kaszanka. Jeśli gnomy miały ich dosyć, wybrały sobie wyjątkowo nietrafiony sposób na pozbycie się lokatorów z piwnicy. Czegoś takiego nie osiąga się, spełniając zachcianki najemnika, tudzież jego żołądka.
- Podsłuchują – rzuciła oskarżycielsko.
Sufit zatrząsł się w odpowiedzi jeszcze mocniej niż poprzednio. Teraz nie cienka strużka, teraz strugi zaprawy posypały się w dół, wybielając ciemną, kamienną posadzkę i ramię najemnika. Elfka i kaszanka szczęśliwie zostały pominięte.
Na razie.
- Co oni, tańce tupanki tam sobie urządzają?
Magiczka wzruszyła ramionami. Z nabożną czcią ujęła kaszankę, jeszcze raz, dla pewności obwąchała. Jak nic. Świeże. Niech się wali, niech się pali. Niech tupią i tańczą. Ona była głodna i zamierzała coś z tym zrobić. Otworzyła usta, gotowa odgryźć pierwszy kęs…
- Ej… Macie coś do jedzenia?
Znała ten głos. I najwyraźniej, sądząc po entuzjastycznym powitaniu, Brzeszczot też go znał.
- Spadaj, Chuchrak. To nasza piwniczka, myśmy ją zajęli… Nie rzucim piwniczki, gdzie nasz dom! Kaszanki też nie rzucim. Idź sobie, chuchraku.
Magiczka z konsternacją spojrzała na swoją kaszankę, na wygłodniałą, łakomą twarz elfiaka, który chyba nie zamierzał nigdzie iść. Na kaszankę. Na drącego się Brzeszczota. Na kaszankę… po czym bezczelnie schowała ją za plecy.
- Nie oddam. Moja ci jest!

Aed pisze...

[Czyli zwijamy interes, zwijamy makietę oblężenia i idziemy spać. Znaczy... Ja tam nie usnę.
Bardzo, bardzo, bardzo Wam dziękuję. Za czas. Za cierpliwość. Za wyrozumiałość dla mojego łomatuchno, co teraz. I za pomoc. Bo nie prowadziłam sama. :D
I... *werble* Robimy część drugą? Tak, do tej będę lepiej przygotowana.]

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair