Czy wiedzieliście,
drodzy czytelnicy, że pod redakcją istniała sobie piwniczka? Murowana, z
kamieni rzecznych raczej nierównych, spojonych bez zaprawy, ot tak
ułożonych, by pasowały; z klepiskiem, pełna wilgoci, kurzu i całkiem
zapomniana? Drzwi do niej nie znalazł nikt, podobno, wszyscy zapomnieli o
niepozornej piwniczce, a tu proszę, gnomom się udało! Te chytrusy, te
szperacze i cwaniaczki odnalazły to, co wydawało się być zgubione na
zawsze. Wydawało.
- No przecież tak nie można! - To, drodzy
państwo, protestował i darł się Brzeszczot. Też zaginiony. Widać
postanowił pójść i rozprawić się z gnomami po swojemu, bo mu się
lofarowa karczma przejadła i zbrzydła. A może po prostu miał dość
ciągłych dogryzek krasnoluda i jego marudzenia, że szkodzą mu w
interesach; niech się w tyłek pocałuje ten brodacz nieczuły.
Zatrzasnęły się drzwi. Brzeszczot trafił do odnalezionej piwniczki.
Złapany, z guzem na potylicy i kacem moralnym, bo dał się podejść. On
serio myślał, że mały stworek w zielonym kubraczku to pomocnik Mikołaja.
Skąd mógł wiedzieć, że to gnom wredny okupant redakcji?
- Ale… ale dziś mikołajki są! To nieludzkie!
- Za to bardzo gnomie!
- Pomoooooocy! Ja też chcę prezent, a cholerny grubas w czerwieni mnie
tu nie znajdzie! - Najwyraźniej największym problemem i zmartwieniem
Brzeszczota była możliwość niedostania prezentu. Co tam własne życie, co
tam ciemność piwniczki, kurz, pajęczyny i pająki… Prezent ważniejszy. I
gnomy sobie poszły, sądząc po braku światełka pod drzwiami. - Tu nawet
nie ma komina… - A wszyscy wiedzieli, że Mikołaj swoje prezenty przemyca
kominami. Najemnik kichnął od kurzu i wilgoci. Naprawdę był bliski
płaczu, załamania nerwowego też i jak go szybko stąd nie wyciągną, to
dostanie jakiejś choroby z żalu, że go ominęły mikołajki. Ciche
chlipnięcie przerwał dźwięk tłuczonego szkła. - Czuję miód! – Czyżby
potłukła się butelka? Tylko skąd w zatęchłej, nieużywanej piwnicy szkło?
- Więc to tutaj chuchro schowało sprezentowany nam miód! A mówił, że
ukradli…
- Kłamał. Tak samo jak Iskra z tym, że czekoladki koty zjadły.
Brzeszczot pisnął. Jak dziewczynka. Głos, w piwnicy odezwał się głos. Czyżby jego marzenia się spełniły?
- Panie Mikołaju, to pan?
- Guzik.
On znał ten głos!
- Szept! - Też zaginiona. - Ciebie też gnomy schwytały? Myśmy myśleli,
żeś w jakiś ruinach się zakopała z nosem. - Od jakiegoś czasu nikt
nigdzie magiczki nie widział, a każdy spytany wzruszał ramionami i
kręcił przecząco głową, że on nie wie, nie widział i proszę pytać kogoś
innego. W końcu wszyscy stwierdzili, że się znajdzie sama i wróci, kiedy
uzna to za stosowne. Tak samo, jak w przypadku Brzeszczota. A tu taki
psikus, magiczka nie w zapomnianych strażnicach, a w zatęchłej piwnicy
siedziała. - Czyli prezentu jednak nie będzie…
Mikołajkowo-prezentowo, czyli relacja szaleńca
Wydanie awaryjne. Wydanie prosto z karczmy krasnoluda, któremu lepiej
używać patelni niżby miecza złotego. Karczma krasnoluda Lofara, czyli
Tego, Któremu Nie Wolno Pokazać Pośladów.
Wydanie awaryjne, bo
redakcji nadal nie odzyskano, zadomowiły się tam gnomy i konkurencyjna
gazetka, która usiłowała wygryźć prześwietne WPT z rynku. Niestety, albo
i stety, nie wychodziło im to, bo uwielbiana przez Kerończyków gazetka
nadal radziła sobie całkiem dobrze. Teraz na przykład Iskra siedziała w
karczmie, przy stoliczku, z kocykiem na kolanach i skrobała nowe
wskazówki do wydania Wieści Przepalonych Treści. Poskrobała się piórkiem
po brodzie, zostawiając na brodzie atramentowy ślad.
- Hm...
Wydanie... Awaryjne... - wymruczała, oblizując wargi, cmokając, jakby
stawianie poszczególnych liter było ogromnym wyzwaniem. Po prawdzie
było, bo Iskra dopiero co wstała, w dodatku po wczorajszym balu bolała ja
głowa i o, weź tu elfie pisz. W dodatku organizowali dla miejscowych
dzieci małe mikołajkowe przyjęcie, co by już młodemu pokoleniu wszczepić
zamiłowanie do gazetek, może i ktoś by postanowił w przyszłości
dalekiej zostać pisarzem.
- Iskra! - To Wilk, pan elfi władca
znalazł się w karczmie, dźwigając na plecach wielki, pękaty worek pełen
drewnianych zabawek czy słodkich, gumowych krówek, których przepis był
pilnie strzeżony w sejfie Lofara. - Mamy Mikołaja?
- Ahm.
- Czyli nie?
- Mamy, zobaczysz. - A szatański wyraz twarzy elfki dał mu do myślenia.
Kogo wrobiła w to, żeby przebrał się za starszego, rumianego jegomościa?
Komu dokleiła brodę i komu wcisnęła na głowę czapkę z pomponem? - Tylko
pamiętaj, ty nic nie wiesz. Kupiłeś co trzeba?
- Kupiłem.
-
To popakuj. - Elf westchnął, bo czuł się jak uczniak i pięciolatek
wykonując rozkazy pani redaktor, która waleniem piąstką w stolik
zażądała herbaty. Elfia furiatka, demon prawdziwy, jak mówił gnom z
redakcji. Nie zamierzał dyskutować, wyjął kolorowy papier, nożyczki i
wstążki i zabrał się za pakowanie.
*
Później znacznie,
wieczorem, kiedy księżyc pojawił się na niebie, pojawił się też i
Mikołaj. Wilkowi wydawało się, że go zna, ciemne spojrzenie było aż
nadto znajome, a burkliwy sposób bycia podsuwał mu pewien pomysł. Czyżby
furiatka w mikołajkowanie wrobiła najmniej odpowiednią do tego osobę?
Czy Lucien aż tak jej podpał, że odurzyła go eliksirem, by dał się ubrać w
czerwone ciuszki i czarne kalosze? I ta broda. Wilk musiał przyznać, że
była to dobra robota, bo broda wyglądała jak prawdziwa, aż miał ochotę
pociągnąć. Kończono przygotowania, karczma była przystrojona w
świąteczne ozdóbki, stała i choinka, a na honorowym krzesełku siedział
mniej lub bardziej przytomny Cień. Czekali teraz tylko na gości, na
dzieci i ich rodziców. W końcu nie wypadało, by puścić tak pociechy same,
zwłaszcza do przybytku o takiej reputacji. Ale koniec końców, okazało
się, że gnomy i redakcja dali z siebie wszystko, by było przytulnie jak
na rodzinnej kolacji u babci z Quingheny.
Była cała redakcja, byli
pomocnicy, byli nawet i Wróżkowie, którzy zakończyli już spór na temat
oczu Wróżków i ewentualnych tego konsekwencji. Oboje przebrani za
pomocników Mikołaja, nawet wielki pająk był przebrany w czerwony
kubraczek, a na każdej z ośmiu nóg miał wypastowanego, czerwonego
bucika. Powitali dzieci, a Iskra kursowała między gośćmi z tacą z
pierniczkami, nie przypominając samej siebie, będąc prawdziwym
aniołkiem. Podobnie zresztą Szept i Darrus, który zamiast za aniołka,
był przebrany za gnoma. Brzdące lądowały na kolanach Cienia, jedno po
drugim, a każdemu wręczono drobny upominek od gazetki. Były też i
lukrowane pałeczki dla rodziców, co by osłodzić choć chwilę każdemu,
nawet tym, którym do wiary w Mikołaja było już za daleko.
Było
miło, było świątecznie i mikołajkowo, zwłaszcza, że i Aed miał w tym
udział, przyprowadzając ze sobą stado uroczych kotków w łatki, każdy zaś
był przyozdobiony w obowiązkową kokardkę. Była i Nefryt, tym razem bez
zbroi, bez kolczug i bez miecza, była Selene, była Zorana, był nawet
Devril, chwilowo zwolniony z obowiązków szpiega. Pojawiła się Vetinari z
przypalonym lekko nosem po zabawach w alchemię. Byli wszyscy, jak się
patrzy, a każdy miał w tym swój udział, jedni większy, inni mniejszy.
♪♫Koniki , misie,
Klocki, piłki, lale
Dzisiaj każde dziecko
Podarek dostanie♪♫
12 komentarzy:
Mikołajkowe WPT i oblężona redakcja :) Może nie aż tak śmiesznie, jak zwykle, ale za to miło i przytulnie.
Biorąc pod uwagę, że było pisane na ostatnią chwilę i typowo spontanicznie, kiedy każdy miał na głowie wszystko tylko nie jego pisanie :D Sama myślałam jeszcze w sobotę, że jednak się WPT nie pojawi.
Dobrze, że jednak się udało :) Miesiąc bez WPT byłby... dziwny. W końcu to już tradycja :D
O tak. I im dłużej się nie pisze, tym gorzej się potem zabrać, bo się wychodzi z wprawy, niestety. Przynajmniej ja coś takiego u siebie stwierdziłam.
Aedówka zagięła czasoprzestrzeń, utknęła w dziurze między pisaniem olimpiady a ostatecznym starciem z olimpiadą i korzysta, nadrabiając blogaski.
Szept, święta prawda. Dlatego powinnam wziąć się wreszcie w garść. Bo z Nef mamy coś do WPT. Hueueue.
Eee, nie... Znajdzie się. - umarłam. *trzęsie się w pośmiertnych drgawkach, czyt.: ze śmiechu* I kocham Lofara. I Brzeszczota, i Szeptuchę. xD OMG, chuchrowe koty i Piesio... Darrusowa, dopisz to Wisielcowi do karty!
Lu, nie wieeerzę. Nie, to się nie dzieje. I Iskra-aniołek. To nieco ironiczne - tak doprawić elfiej furiatce bieluchne skrzydełka...
Robimy sesję. W przerwę świąteczną robimy sesję. O odbijaniu redakcji... *___*
... no i pewnej dwójki, która siedzi w piwniczce (lol, mój mózg dopowiedział sobie scenę, w której Brzeszczot wpada na pomysł zlizania miodu z posadzki, a Szept bardzo dosłownie próbuje wybić mu ten dość oryginalny koncept z głowy).
Podsumowując: dziewczyny, bardzo, bardzo Wam dziękuję. :)
Haha xD Sesja o odbijaniu redakcji: ja chcę! Bardzo chcę! I do głowy mi wpadł pomysł, żeby nie było MG, tylko na spontanie, koncepcje zarysowaną mamy (ewentualnie dopracować), kolejeczkę i jedziemy :D O, albo dwie grupy: odbijający i gnomy! Ej... nienawidzę Cię Aedówko, zrobiłaś mi ochotę... ;p
I! Dar nie będzie nic zlizywać, on będzie siedział w kącie, bujał się i rozpaczał w depresji nad tym, że ominął go Mikołaj!
Odbijanie redakcji... tak bardzo Cię Aedówko nienawidzę xD
Sesja!
Sesja sesją... ale... ja chyba nie będę mogła. To znaczy, od 29 na pewno jestem niedostępna i nieosiągalna na coś takiego. Nawet wcześniej, bo muszę wziąć poprawkę na dojazd pociągiem, więc... :/ Z kolei okres przed świętami, to wiadomo, pomoc, sprzątanie, znowu pomoc, pieczenie, gotowanie. W same święta też nie każdy może, to już zależy od planów. Więc na sesję to trzeba zbierać deklaracje kto może, a kto nie. No i zasadnicze pytanie, kiedy.
Darrusowa, taaak, też pomyślałam o tym, że po co MG. :D Ja siebie też nienawidzę. Powinnam się uczyć do dwóch olimpiad i matury, a się op... no.
Szept, jak dla mnie się nie pali, a temat przejętej przez gnomy redakcji szybko nie umrze. No i podejrzewam, że lofarowe piwnice to nie jest miejsce, w którym szybko kończą się zapasy, zwłaszcza te w beczkach. Przemęczy się jeszcze trochę poczciwy krasnolud, nie ma wyboru. :P Do poniedziałku muszę oddać pracę, nad którą teraz ślęczę - potem mogę ogarnąć posta vel notkę organizacyjną. Każdy napisze, kiedy mu pasuje, a kiedy nie i w końcu termin się znajdzie.
To będzie największa rozróba na tym blogu. Ja to czuję. v________v
Wyobraźmy sobie... *marzyciel* odbijanie redakcji... Jeden olbrzym wystarczy! Hm, chociaż pijany...
I... Aed schował piciu w piwnicy pod wpt, a Iskra słodkości -> paskudy ^^ Chociaż teraz tam są schowane maruda i magiczka.
Lofar pierwszy poleci odbijać, bo on chce mieć beczułki dla innych, a nie dla redakcji!
*wredna* Szept być nie musi, Szept jest zamknięta, jak Dar xD
No to Szept nie będzie. Foch.
Bo nie kupię ci czapeczki na zimę wersji krasnoludzkiej xD
A tak na poważnie, mój wolny tydzień, kiedy sama rozporządzam swoim czasem i jestem w stanie się dostosować to 15-21 (odjąć fakultet, pociąg do domu i fryzjera). Potem mój czas nie należy już do mnie. Wolę nie wdawać się w szczegóły, ale mam delikatnie mówiąc napiętą sytuację w domu.
A na Sylwka wracam do Lublina. Mamy staż na uczelni.
Potem wolna od 5.01.
Prześlij komentarz