Spojrzałem w niebo. Ciemnogranatowe
choć miejscami słońcu udawało się przebić tworząc świetliste
kolumny. Wiatr dziś musiał gdzieś spać, bo nie mogłem go wyczuć.
Jedyne dźwięki jakie były w okolicy to od czasu do czasu świergot
ptaków oraz trzaskanie śniegu pod butami. Wioska powoli budziła
się do życia i pierwsi jej mieszkańcy wychodzili ze swoich hat.
Długie drewniane domy ozdobione skórami dzikich zwierząt. Nie
mieszkaliśmy w tipi jak inne plemiona, bo porzuciliśmy koczowniczy
tryb życia. Powód? Wedle naszego wodza to miejsce było naszym
Eldorado: las dostarczał nam zwierząt oraz ziół, rzeka dawała
ryby oraz była naszą jedyną drogą handlową. Jednak nie to dziś
mnie interesowało, choć byłem podenerwowany co wywoływało
śmiechy napotkanych mieszkańców, bo dziś miałem spotkać się z
Białym Skowronkiem zwaną również jako Janna. Oboje jesteśmy,
choć raczej powinienem powiedzieć że byliśmy, inni niż reszta.
Ja miałem czerwone włosy i mam podobno imię po ojcu. A Biały
Skowronek posiadała blond włosy, a Janna to imię jakie nadała jej
umierająca matka. No i byliśmy parą. Tylko że ja byłem szamanem
a ona córką Czarnego Niedźwiedzia który był jednym z
najsilniejszych wojowników oraz bratem wodza. Szkoda że nic nie
zapowiadało tego co miało nadejść.
Po krótkim spacerze w końcu udało mi
się dotrzeć przed chatę Czarnego Niedźwiedzia i nim zdążyłem
podjeść do drzwi wyskoczyła z nich Janna rzucając mi się na
szyję. Pod razu poczułem jak ogarnia mnie fala ciepła a policzki
płoną. Żar wzmógł się gdy mnie pocałowała w jeden z nich.
- Chodź. - Powiedziała ciągnąc mnie
za rękę i już dobrze wiedziałem gdzie się udamy: do naszego
sekretnego miejsca. Z uśmiechem na twarzy pozwoliłem się jej
porwać. Wybiegliśmy z wioski i skierowaliśmy się w na niewielkie
wzniesienie gdzie odkryliśmy ścieżkę o której nikt nie wiedział
prowadzącą w głąb lasu. Zapach zamarzniętej wody pachnący czymś
przypominającym chłodne powietrze oraz zapach ziół wydobywający
się z domów zastąpił zapach świerków i zamiast szumu rzeki dało
się słyszeć trzaskanie gałęzi od nadmiaru śniegu oraz śpiew
ptaków.
Śmiejąc się puściliśmy się
biegiem by po chwili dobiec na niewielką otwartą przestrzeń nad
klifem z którego w oddali widać było naszą wioskę. Uwielbiam to
miejsce. - Powiedziała Skowronek wystawiając przed siebie rękę
jakby chciała złapać domy – Jesteśmy tak blisko a zarazem tak
daleko od naszych rodzin – dodała z uśmiechem – A ty co o tym
sadzisz? - Odwróciła się do mnie.
- Masz rację. - odparłem lekko
zadyszany. W końcu mogłem się jej przyjrzeć akurat w momencie gdy
słońce rozgoniło chmury i postanowiło rozświetlić polanę:
blond włosy w słońcu zmieniły kolor na biały. Miała na sobie
skórzaną sukienkę, wysokie buty ze skóry niedźwiedzia.
Wiedziałem że to ze skóry miśka którego zabił jej ojciec i że
dostała je jako prezent na urodziny. Od mnie dostała naszyjnik z
koralików, szpona orła oraz kolczyków z piór. Może mało
romantyczne ale jej się podobał i z tego co mówił jej ojciec
raczej się z nimi nie rozstawała co mnie cieszyło.
Mamy coś do zrobienia. - powiedziała
po czym obróciła się na pięcie i ruszyła do wielkiego pnia dębu
- Musimy to skończyć. - Wyciągnęła niewielki nóż. Czasami się
nie dziwię dlaczego była tak wybredna co do kandydatów, bardziej
interesowało ją myślistwo niż siedzenie przy ognisku i bawienie
dzieci, co nie zmieniało faktu że wielu próbowało jej
zaimponować. Pewnie gdybym nie był szamanem Czarny Niedźwiedź nie
zgodził by się na ten związek. Teraz jednak szykowaliśmy totem. -
Będziesz tak stał czy mi pomożesz? - zapytała rzucając we mnie
śnieżką. Odpowiedziałem jej tym samym i zamiast rzeźbić totem
bawiliśmy się jak dzieci. Gdybym wiedział że po raz ostatni.
Leżeliśmy wtuleni w siebie w jakiejś
zaspie i nim się zorientowaliśmy zaczął zapadać zmrok i
usłyszeliśmy nad sobą kruka. Spojrzeliśmy na siebie z
zaskoczeniem bo to nigdy nie wróżyło nic dobrego a tym bardziej że
dołączył do niego jeszcze jeden by chwile potem nasze uszy zostały
rozerwane czyimś krzykiem. Zerwaliśmy się na równe nogi
popędziliśmy nad zbocze klifu. To co ujrzeliśmy zmroziło nam krew
w żyłach: nasza wioska stała w płomieniach a nasi przyjaciele
oraz nasze rodzinny … Nie chcieliśmy nawet o tym myśleć. -
Zostań! - Powiedziałem i pognałem do wioski a słysząc za sobą
kroki wiedziałem że mnie nie posłuchała. Co za uparta kobieta.
Gdy dobiegliśmy do wioski widzieliśmy jak nasi są masakrowani
przez ludzi w skórach wilków. Tych samych z którymi tydzień temu
handlowaliśmy. Wczoraj przyjaciel dziś wróg. Bez namysłu
wyciągnąłem nóż i poderżnąłem jednemu z nich gardło ni
czując nawet żalu za to że odebrałem komuś życie. Teraz do mnie
docierały do mnie zapachy i dźwięki: palone drewno, mdlący i
słodki zapach palonego ludzkiego ciała, krzyki umierających kobiet
oraz lament dzieci. Nawet do dziś mam wrażenie że czuje te zapachy
przy zapalaniu głupiej świeczki czy rozpalaniu ogniska.
Usłyszałem za sobą zduszony krzyk.
Spojrzałem na ukochaną a potem na to na co patrzyła jej ojciec
leżał na śniegu który przybrał szkarłatną barwę. Pobiegła do
niego a ja razem z nią rozglądając się czy nie ma w pobliżu
jakiegoś napastnika. - Ojcze. Ojcze! - Krzyczała przez łzy i nie
słysząc odpowiedzi przytuliła go szlochając. - Tam ktoś jest! -
Usłyszałem jak krzyczy jeden z agresorów – Chodź! - złapałem
Białego Skowronka za rękę i poprowadziłem ją w kierunku z
którego co dopiero wróciliśmy. Czułem że w lesie będziemy
bezpieczni. - Uważaj! - usłyszałem i nim się zorientowałem co
się stało zobaczyłem jak chmura blond włosów upada w moje
ramiona a z jej piersi sterczy strzała z czarnymi lotkami. - NIE! -
W ostatniej chwili ją złapałem. Czułem jak ciepła krew uchodzi z
rany i brudzi mi ręce oraz moje ubranie – Nawet nie myśl o tym by
mnie zostawiać. - Wołałem czując jakby ktoś wyrywał mi serce a
moje łzy spadały na nią. Nie chciałem zostać sam, nie chciałem
żyć ze świadomością że nie mogłem obronić jej ani wioski.
Tępy ból z boku i coś ciepłego. Dostałem. Złapałem się za
zraniony bok i nie myśląc wiele uciekłem jednak bez pościgu. Nie
byłem goniony. Dlaczego? Może liczyli na to że się wykrwawię?
Wczołgałem się w jakieś krzaki po
czym poczułem jak ogarnia mnie ciemność. Zupełnie jakbym tonął
w głębokim i ciemnym jeziorze. Zaczynało brakować mi tchu ale nie
miałem sił by walczyć. Czyżby ta rana była aż tak poważna? Gdy
się obudziłem padał śnieg. Nieco zdrętwiały wyczołgałem się
z krzaków oraz śnieżnej pierzyny jaka powstała nad moją osobą.
Chwiejnym krokiem skierowałem się do wioski a raczej do miejsca
gdzie kiedyś się znajdowała. Teraz były tu tylko dogasające
zgliszcza. Widziałem ciała moich współplemieńców. Niektóre
były zwęglone, inne pozbawione głów a jeszcze inni mieli wbite
strzały. Podszedłem do miejsca gdzie dopadli mnie i ukochaną. Gdy
ją wykopywałem ze śniegu nie mogłem powstrzymać łez a żal
ściskał za gardło z taką siło jakby chciał mnie udusić. Ciało
Janny było bezwładne gdy je wyciągałem spod śnieżnego koca. -
Wybacz. - Powiedziałem łamliwym głosem – Wybacz, że cię
zostawiłem. Że nie byłem dość silny by cię obronić. -
Przytuliłem się do niej. Na jej twarzy widniał uśmiech jakby mi
to wszystko wybaczała. Obiecałem jej wtedy że nie zostawię tego
tak. Że ci którzy ją i nasze plemię skrzywdzili. Nie miałem
chęci by ją grzebać wedle tradycji więc wolałem pochować ją w
ziemi depcząc nasze tradycje. Jak było po wszystkim udałem się do
totemu stojącego w centrum naszej wioski. Wiedziałem o co proszę
choć nie wiedziałem że spełni się to w taki sposób.
Obudziłem się i usiadłem zlany potem
na łóżku. Czułem zimno co było czymś nowym skoro jestem tym
czym jestem. Złapałem się za czoło a łokieć oparłem o kolano –
Nigdy sobie nie wybaczę że cię zostawiłem. Nigdy. - Wydyszałem.
Był to zły sen, ale za to tak realny że aż słyszałem bicie
własnego serca. Spojrzałem w stronę otwieranych drzwi. Stanął w
nich starzec który miał mi pomóc a w reku trzymał wiaderko.
Wiedziałem co w nim było: krystalicznie czysta woda oraz tak zimna
że aż bestia wewnątrz mnie się wzdrygnęła. - Skoro już wstałeś
– powiedział starzec – to rusz swój kosmaty tyłek bo pora na
trening. - Rzucił zamykając drzwi. Stary piernik chciał obudzić
mnie lodowatą woda zupełnie jakbym miał kaca. W końcu wyszedłem
z pokoju na kolejny bolący trening. - Ainsworth. - Powiedział
starzec – Będziesz się nazywał Ainsworth.
- Słucham? - Zapytałem nie bardzo
wiedząc o co znowu chodzi temu staremu piernikowi.
- Jeśli chcesz przetrwać musisz mieć
nazwisko. - Powiedział z chłodnym uśmiechem – Tylko takie mi
przyszło do głowy więc takie będziesz miał.
- Ma ono jakieś znaczenie?
- Tak. Oznacza że jesteś kretynem. -
Świst powietrza i znowu dostałem po głowie kijem.
- Dlaczego musisz mnie zawsze bić,
mistrzu? - zapytałem z wyrzutem masując sobie głowę.
- Tak dla rozrywki. - Odparł z nieco
cieplejszym uśmiechem – A teraz szybko coś zjedz i bierzemy się
za trening.
Hej. Oto kolejna notatka z życia Eliasa. Zmieniłem mu nazwisko bo okazało się że źle je napisałem (imię i nazwisko wzięte z mangi ale ciii) Także i tu i na mojej KP jest już poprawione nazwisko. Po ostatniej notatce po prostu MUSIAŁEM coś napisać. Mam tylko nadzieję że tym razem nie ma lania wody i będzie się wam to równie dobrze czytało co poprzednią ;) Jak wpadnę na lepsze imiona dla postaci to je poprawię, chyba że dostane leniwca :D Miłego czytania :D
Zombbiszon
6 komentarzy:
Boże.... ale polałem wodę :D
Na liście autorów też zmieniłam nazwisko. xD
Polałeś wodę? Nie no, mnie się tam podoba. Taka naturalność w opisach, swoboda w przedstawieniu relacji bohaterów i wiarygodność, dojrzałość. Szacunek. W sumie, za podjęcie tematyki też. Jesteś kolejną osobą, która przekonuje mnie, że można to zrobić w fajny sposób, bez przynudzania czy nadmiaru. Potrafisz sprawić, że naprawdę współczuję Eliasowi tego, co stracił.
Znów powtarza się wrażenie, że dokładnie wiesz o czym chcesz napisać, opisujesz to. I jest. Także ja tu lania wody nie widzę. Miło poznać jeszcze bardziej Eliasa, przyznam, że go lubię i aż przeklinam mój głupi mózg, który wciąż szuka właściwego zaczęcia.
I zdecydowanie lubię starca. A wiesz, co mi się najbardziej podoba? To, że piszesz. Notki solo to coś, przez co ja nie mogę przebrnąć, bo zawsze sobie wybiorą jakąś zawiłą historię i się zacinam w połowie. A u ciebie... Rzucasz sobie scenę, opisujesz, kończysz. Kurcze, aż powinnam zacząć z ciebie brać przykład i tak robić. Może w końcu bym skończyła pisać jakieś opko.
Może wkradły się błędy, ale to mówiła wcześniej Nefryt przy okazji wcześniejszej notki, a ja mam wyjątkowo lenia i nie chce mi się powtarzać. Poza tym, wolimy chwalić.
U mnie za to wiatr wyje aż nazbyt głośno. Ale to tak na marginesie.
Chyba powinnam się wyspowiadać najpierw: pierwszą notkę czytałam, ale jej nie skomentowałam, więc teraz się poprawię.
Czy mówił ci ktoś, że masz bardzo fajne, lekkie i dobre opisy? Zero zbędnych słów, zero lania wody; piszesz konkretnie i plastycznie, co jest super. Zawsze zazdroszczę takiej zwięzłości wypowiedzi - to komplement.
Podoba mi się Janna. A sama walka w wiosce... Ja w życiu dobrze walki nie opiszę, więc każdą dobrze rozegraną będę chwalić :) I całkiem sprytnie poradziłeś sobie z chwilą śmierci Janny, to też na plus. Chętnie bym też przeczytała wspomnienia z tego, jak pan starszy szkolił i trenował Eliasa - to może być ciekawe :D
Nie chciałabym wyjść na czepialską, bo sama miewam problemy z interpunkcją i za plastycznymi opisami, które mi się rozrastają, ale... Wiesz, że piszesz bardzo długie zdania, bez interpunkcji? Pisałam kiedyś takie przy pracy, to mi promotor powiedział, że brzmią jak wystrzał z karabinu i od tamtej pory, zawsze to sobie przypominam, jak chcę coś wielkiego napisać - mi pomaga, a i potem lepiej się czyta :D
Jak mi jeszcze raz napiszesz, że lejesz wodę (taa, chyba po to, by mnie wprawić w kompleksy) to znajdę Cię na tym drugim krańcu Polski i zdzielę po łbie.
Piszesz ładnie i rzeczowo. I czytałoby się Twoje teksty cudownie, gdyby nie interpunkcja. Napisz do mnie na priv jeśli chcesz, pomogę Ci z tym.
To tak po krótce, bo reszta ekipy wypowiedziała się za mnie :)
[Nie, nie ma lania wody :) Czyta się – jak zwykle – dobrze, miałeś fajny pomysł z pokazaniem przeszłości we śnie Eliasa. Piszę krótko, jako że moje poprzedniczki w zasadzie o wszystkim już wspomniały.]
Lepiej późno niż wcale? Mam nadzieję. :')
No, to jedziemy na bieżąco. Podobają mi się opisy. I mimo że czytam fantasy, przy pierwszej scenie moje skojarzenie to opis żywcem wyjęty z dobrego sci-fi. A ja kocham sci-fi. Podoba mi się również sposób, w jaki przeprowadzasz czytelnika przez tekst. Bo nieraz korci mnie, żeby wrzucić jakąś odbiegającą od tematu refleksję, która nie jest konieczna, a na dodatek zrywa "łańcuch", nad którym się męczę, psuje opowieść. A u Ciebie jest napisane tyle, ile być powinno, żeby się to dobrze czytało i nie było zastanawiania się: "Ale zaraz, o co właściwie chodziło na początku tego akapitu?"
Trauma związana z ogniem - fajnie, że myślisz o takich rzeczach.
Jeśli chodzi o brak przecinków, to chcę zauważyć jedną rzecz. Kiedy akcja nabiera szaleńczego tempa, a bohaterowie znajdują się w sytuacji ekstremalnej i górę biorą emocja oraz instynkty, brak interpunkcji przestaje przeszkadzać. To jest jak snucie opowieści, w której zasady interpunkcji mogą się wypchać, bo jeśli jest się czymś zaaferowanym, ostatnią rzeczą, jaką się robi, jest pauza tam gdzie według językoznawców powinna ona być. A że piszesz w pierwszej osobie, brzmi to jak taka snuta z przejęciem opowieść właśnie. Jestem w trakcie przepisywania nagranych na dyktafon wywiadów, wiem, co mówię. Tam zasady interpunkcji nie znajdują żadnego zastosowania. ŻADNEGO. No i tak jak pisałam wcześniej, przecinki są mega intuicyjne. Wiem niby, gdzie powinny być, a nieraz stawiam je przed "i", bo... bo tak.
"Bolący trening" - użyłabym raczej słowa "bolesny".
W niektórych miejscach są relikty poprzednich wersji tekstu albo niedokończone zdanie, ale to mówię ja, która lubuję się w masochistycznym czytaniu swoich tekstów do porzygu. :P
Czytało się naprawdę dobrze, do niektórych fragmentów pewnie niebawem wrócę. Krótka opowieść, zgrabnie ujęta, bez żadnego "lania wody". Bardzo dobre jest połączenie pierwszoosobowej narracji z opisami ukierunkowanymi na głównego bohatera - jakbyś opisywał to, co widzi Elias, a nie to co widzi czytelnik, który ma inną perspektywę, jest obserwatorem, a nie uczestnikiem.
O, widzę, że też przeżywasz dylematy z dobieraniem imion. :D Piąteczka zatem.
Prześlij komentarz