Przewodnik

Linki-obrazki

Misje
I. Więzi przyjaźni
Spotykasz po latach kogoś, kto dawniej był ci bliski. Wplątuje cię on w jakąś historię, która nie dość, że z czasem się komplikuje, to w dodatku budzi w tobie wątpliwości co do intencji przyjaciela.

II. Linia frontu
Kerończy natarli na Prowincję Demarską. Oblegany jest sam Demar. Jedni ludzie stają do walki, inni uciekają ze spalonej ziemi. Napastnicy, obrońcy i cywile. Po której stronie staniesz?

Opcjonalnie: Udział w buncie niewolników w Wirginii bądź inne miejsca walk.

III. Rekonwalescencja
W nie najlepszej kondycji trafiasz do wioski lub klasztoru. Wydaje ci się, że trafiłeś w dobre ręce i że wkrótce będziesz mógł opuścić to miejsce. Okazuje się jednak, że z pozoru życzliwi i uprzejmi ludzie skrywają przed tobą jakąś tajemnicę.

IV. Zabij bestię
Coś napada, nęka mieszkańców. Zawierasz umowę z wójtem - dostarczysz głowę bestii za określoną cenę. Okazuje się jednak, że stworzenie nie działa bez powodu - jest w jakiś sposób prowokowane przez mieszkańców.

Opcjonalnie: Bestia jest wrażliwa na hałas z karczmy albo ludzie naruszyli w jakiś sposób jej rewir (weszli na jej teren, zajęli leże ze względu na drogie surowce itp.)

V. Nielegalne walki
Dochodzą cię słuchy o nielegalnych walkach prowadzonych w okolicy. Położysz im kres czy może postanowisz wziąć w nich udział dla własnego zysku? Pieniądze nie leżą na ulicy.

VI. Zlecone zabójstwo
Dochodzi do zamachu, w wyniku którego ginie ktoś ważny. Podejmujesz się odnalezienia zabójcy – albo jego zleceniodawcy. Od ciebie zależy, czy dojdzie do aresztowania winnych, czy pomożesz im uniknąć kary.

VII. Egzekucja
W mieście lub wiosce szykuje się egzekucja. Znasz sprawcę albo sam doprowadziłeś do jego schwytania. Realizacja wyroku coraz bliżej.

Opcjonalnie: Z czasem nabierasz wątpliwości, czy skazaniec faktycznie jest winny i chcesz go uwolnić lub dochodzą cię pogłoski, że ktoś może chcieć uwolnić kryminalistę.

zamknij
Spis kodów
Spis opowiadań
Baśń o wolności: Preludium (autor: Nefryt) Gdy demon odzyskuje człowieczeństwo, przypomina sobie jak być człowiekiem.(autor: Zombbiszon) Nikt nie zna prawdziwego bólu do czasu aż nie straci kogoś bliskiego sercu. (autor: Zombbiszon) Wendigo i Driada (autor: Zombbiszon) Domek, zupa, sukkub i historia (autor: Zombbiszon) Sen i niespodzianki (autor: Zombbiszon) Boląca strata i niepokojący gość! (autor: Zombbiszon) Cienie i nowy przyjaciel (autor: Zombbiszon) Kruki (autor: Zombbiszon) Cienie i Starsze Dusze (autor: Zombbiszon) Zło Kor'hu Dull (autor: Zombbiszon) Złodziej Twarzy i Koszmar (autor: Zombbiszon) Królewiec (autor: Zombbiszon) Przed świtem (autor: Nefryt) Król Żebraków i nowe drzwi (autor: Zombbiszon) Akceptacja (autor: Zombbiszon) Nostalgia (autor: Nefryt) Nowa droga i niespodziewane wyznanie? (autor: Zombbiszon) Biały i zielony daje czerwony! (autor: Zombbiszon) Nowe wyzwania w nowym życiu (autor: Zombbiszon) Krąg tajemnic (autor: Zombbiszon) Jack (autor: Zombbiszon) Czasami to mrok daje najwięcej światła (autor: Zombbiszon) Trzy sceny o szpiegowaniu (autor: Nefryt) Morze bólu. Promyk nadziei ... (autor: Zombbiszon) Sól (autor: Olżunia) Dyjanna Muirne: Miecz może być dowodem wszystkiego (autor: Zorana) Uszatek i Kwiatek na tropie przygody: Przypadłość parszywej gospody (autor: Paeonia i Szept) Gdy gasną świece (autor: Zombbiszon) ... Najjaśniej płoną gwiazdy nadziei. (autor: Zombbiszon) Elias cz. 1 (autor: Zombbiszon) Elias cz. 2 (autor: Zombbiszon) Historia (autor: Zombbiszon)
zamknij

Chat

Rodzice 


Jean-Baptiste Camille Corot
Adara Heylith
Wirgińska można pani, niegdyś mieszkająca ze swojej świętej pamięci małżonkiem Iliosem – niech mu ziemia ciężką będzie – na północy Wirginii. Cicha i potulna, a przy tym niespotykanej, miłej dla oka urody posiadaczka znacznego posagu. Nic więc dziwnego, że już w wieku szesnastu lat jej rodzice otrzymali poważną propozycję wydania dziewczyny za mąż, z której nie omieszkali skorzystać. Jej wybranek okazał się wdowcem o odrzucającej powierzchowności, przeoranej zmarszczkami twarzy i trudnym do tolerowania charakterze. Panienka w jej wieku i o jej pozycji wiele jednak do powiedzenia nie miała. Nie żywiła do małżonka uczuć silniejszych niż wymuszona tradycją bądź przyzwyczajeniem wierność i subtelne znudzenie jego wywodami na temat koniecznych wydatków i prowincjonalnych wydarzeń politycznych. Nim spotkała Elgaliela, urodziła Iliosowi dwóch synów i córkę, których wychowaniu poświęciła cały swój czas. Zdrada nie powinna więc być zaskoczeniem dla postronnego obserwatora.
Skoku w bok nie dało się ukryć, dziecko było mieszańcem. Żeby tego było mało, jego ojca ścigano za kpienie z wirgińskiego prawa. Adara upozorowała przeciągający się wyjazd do dalekich krewnych. Urodziła przy asyście wiejskiej znachorki, z dala od swojego pełnego wygód dworu. Potem, po wielu przejściach, o których dziś niechętnie mówi, wróciła do męża, któremu skandal obyczajowy nie był na rękę.
Teraz nosi po nim czerń i o powtórnym zamążpójściu słyszeć nie chce. Nie te lata, nie te nerwy, większe niż niegdyś możliwości.
Status: żywa.

Elgaliel Querieth
Syn wrodził się w ojca, nie sposób to ukryć. Poczynając od prostych włosów w kolorze ciemnego brązu i piwnych oczu, a kończąc na talencie do wpakowywania się w kłopoty i specyficznym charakterku, są do siebie szalenie podobni. O ile to w ogóle możliwe, Elgaliel jeszcze bardziej pokochał ryzyko niż młody Querieth. Nie dość, że co i rusz wpakowuje się w nową awanturę, to nic sobie nie robi z tych, które się za nim ciągną, w postaci chociażby listów gończych. Chyba właśnie jego natura lekkoducha okraszona szarmanckością tak spodobała się Adarze, od zawsze otoczonej przez powściągliwych arystokratów i milczącą służbę.
Nie było go przy Aedzie, gdy się rodził. Nie było go, gdy dorastał. Pojawił się znikąd, gdy miał lat siedem, przewiózł go przez pół świata, po czym zostawił go na okręcie u swojego przyjaciela-kapitana i tyle się widzieli. Ale zawsze, gdy Aed rozpaczliwie potrzebował czyjejś pomocy, on, niby to przypadkiem, pojawiał się w pobliżu.
Status: nieznany. | Wizerunek: link.

Załoga Stepującego Szubienicznika


Govert Flinck
Kapitan Sorley Nayelle
- Statek jest bezpieczniejszy, gdy kotwiczy w porcie. Nie po to jednak buduje się statki.

Pan i władca Stepującego Szubienicznika, jak zwykł był o sobie mawiać. Siwiejący szatyn, raczej niski, ale pokaźnych gabarytów, którego cechowała nadmierna słabość do mocnych trunków. Dla załogi był jak ojciec – surowy, mający swoje liczne dziwactwa, ale także troskliwy i pobłażliwy.
Na prośbę Elgaliela zabrał Aeda na statek, gdy dzieciak miał siedem lat. W ciągu kilkunastu lat wyuczył go żeglarskiego rzemiosła i dbał o niego jak o swojego syna, a młody Querieth miał okazję przekonać się, że na miskę kaszy z kiszoną kapustą trzeba sobie zapracować.
O kapitanie słuch zaginął, gdy Stepujący Szubienicznik padł ofiarą piratów.
Status: zaginiony.

Zakon Wśród Wzgórz


Reinm, Sokolnik
To jest ten typ, który nie ma dwóch metrów, jest raczej chuderlawy i nie wygląda jakby był dobry w bezpośredniej walce. Broni nie nosi przy sobie chyba nigdy, noża także. Z połączenia tych dwóch spostrzeżeń wyłania się obraz człowieka naiwnie niemal niefrasobliwego. Ot, urzędas, po którym widać, że otrzymuje stałą, acz nie za wysoką pensję. Zawsze schludnie ubrany, ale niezbyt drogo czy modnie. Z zamiłowania sokolnik, od którego to zajęcia powziął swoje drugie miano. Ma nosa do kłamstw, ale nie drąży i nie krzyczy; raz za razem wraca do tematu, czekając, aż delikwent zaplącze się we własnych zeznaniach. Zawsze ma czymś zajęte ręce – piórem, guzikiem tuniki, rąbkiem rękawa, drobną monetą.
Tego właśnie człowieka 3 roku Ery Świetlnych Dni podczas posiedzenia Rady mianowano Wielkim Mistrzem Zakonu Myrmidii, którego dotychczas zastępował. Miał wówczas 36 lat. Co poniektórzy dobrodusznie twierdzili, że ten stosunkowo młody przecież mężczyzna zawdzięcza to stanowisko niebywałemu talentowi i swojej ciężkiej pracy. Później jednak okazało się, że większość widzi w tym zmowę. Że Rada wybrała mało doświadczonego człowieka pełnego aspiracji, by móc zrzucić na niego winę za upadek Zakonu.
Zdarzenia potoczyły się po równi pochyłej. Ziemie Zakonu Myrmidii dostały się pod wpływ Wirginii, zaś wielu jego członków padło ofiarą masowych aresztowań. W ciągu kilku zaledwie lat wojna między Keronią a Wirginią pochłonęła całą dynastię Marvolo, dysponującą prawami do korony oraz zwierzchnictwem nad Zakonem. Najpierw zginęła królewska para. Reinm, jak się zdaje, spodziewał się, że ich córka Edithe, podówczas wirgińska zakładniczka, znajdzie się w niebezpieczeństwie; podjął więc działania w celu ochrony księżniczki. Bezskutecznie. Edithe zginęła, a niedługo potem także, koronowana już wówczas, Enea. Eleonora, ostatnia spadkobierczyni dynastii, popełniła samobójstwo. Ogłoszona królową Keronii Szafira Ithara Escanor pod naciskiem Wirginii rozwiązała Zakon.
Reinm, który do ostatniej chwili pozostał w szturmowanej przez wirgińskie wojsko Twierdzy, trafił do lochu w Kansas. Pozostałym w konspiracji członkom Zakonu udało się go odbić, ale nie wyszedł stamtąd taki sam.
Status: żywy. | Autorki opisu: Zorana, Olżunia.
    
Art by Dyjanna (Zorana)
Meryn Oxestierne
- Młócisz jak cepem. 
- Słucham? – Aed udał, że nie dosłyszał.
- Młócisz tym żelastwem jak cepem – powtórzył uparcie Meryn. – Tniesz na oślep. Nie patrzysz, co robisz. Podaj mi to. 
- Rozum postradałeś? Nie jestem w stanie opatrzyć ci tej rany, jeśli coś sobie teraz zrobisz. 
- Nic mi nie będzie. Jestem leworęczny, ale tobie przyda się pokaz fechtunku prawą ręką. Pokaż no ten cep. 
*
- Skąd masz tę informację? – zapytała Meryna Shanley. Oparła się o chłodną ścianę kamienicy, chroniąc się w skrawku cienia, rzucanym przez okap dachu. Słońce stało w zenicie.
- O Eleonorze?
- Mhm.
Meryn zamyślił się. Zaczął wystukiwać rytm na drewnianej poręczy.
- Aed mnie do niej zaprowadził – odparł krótko.
- On? – Shanley poruszyła się niespokojnie. – I może jeszcze sam ci o tym powiedział?
- Nie, nie powiedział. Chyba nie zorientował się nawet, że go śledziłem. Ale dzięki niemu wiedziałem, gdzie i kogo pytać.
Zszedł ze schodów, by schronić się w cieniu porastających patio drzew. Oparł się plecami o pień pochylonej papierówki.
- Tak w ogóle... skąd go znasz? – pytała dalej Shan.
- Pamiętasz, jak twój brat chciał zabrać cię do rodziców? – odrzekł Meryn pytaniem na pytanie.
- Aż za dobrze – burknęła w odpowiedzi.
- Parę tygodni po tym pojedynku musiałem pilnie jechać do Królewca. Twój braciszek Simmond nie miał dość, chciał upomnieć się o swoje. Ja mu w tym przeszkadzałem.
Shanley uniosła brwi.
- A to skurwysyn... – mruknęła do siebie. Po chwili zorientowała się, że obrażając w ten sposób brata, obraża także swoją matkę, więc uśmiechnęła się pod nosem wesolutko.
- Sam powiedział, że lepiej, by nie pokazywał się w domu w ogóle niż z pustymi rękoma. Trochę się mu nie dziwię. Ale do rzeczy. Zasadził się na mnie na trakcie, a wraz z nim trzech innych jegomościów, będących niezbyt wdzięczną, acz efektywną krzyżówką drwali i rzeźników. I wtedy pojawił się Aed.
- I ci pomógł? – Kolejne uniesienie ciemnych brwi. – Tak po prostu?
Meryn skinął głową.
- Do dzisiaj nie mogę rozgryźć, czemu to zrobił. Może to ten jego odwieczny romans z kłopotami. Może mu się zwyczajnie nudziło. Może się z kimś założył, a może nażarł się grzybów i poniewczasie okazało się, że to jednak nie borowiki. Cholera go wie. W każdym razie wyperswadował trójce drwalorzeźników i twojemu bratu, że odłożenie niedokończonych porachunków na później nie jest najgłupszym pomysłem.
- Niby jak? – Shanley kiepsko ukrywała niedowierzanie.
- Zaczęło się od tego, że moi adwersarze – cytuję – na drodze kiej te kołki w płocie stoją zamiast na bok zejść, kiedy widzą, że ktoś jedzie – zaczął Meryn, bawiąc się okuciem pasa. – Powrzeszczeli na siebie dobrą chwilę, wyzywając, na czym świat stoi. Kiedy Aed – wielce urażony i zamierzający dociec sprawiedliwości – zgramolił się w końcu z konia i dobywał broni, udał, że potknął się i upuścił miecz. Tamci go zlekceważyli i wysłali jednego ze swoich, żeby poczęstował najemnika tasakiem nim ten podniesie, co mu z rąk wypadło. Zanim się zorientowałem, drwal miał nóż wbity w nogę aż po rękojeść. Pozostali, poza twoim bratem, jakby stracili zapał. Simmond chciał rewanżu – ciągnął dalej szermierz. – Wciąż byłem słaby po tym, jak mnie pochlastał i nie mogłem dotrzymać mu kroku. Pomogła mi jego wściekłość, nad którą nie potrafił zapanować. Był zdekoncentrowany. Udało mi się wytrącić mu broń, a gdy chciał ją podnieść, poczuł na gardle nóż. Nóż Aeda, który niepostrzeżenie zaszedł go od tyłu i przyklęknął przy nim. Nieźle się biedaczysko objadło strachu.
Meryn umilkł na chwilę. Oparł głowę o chropowaty pień jabłoni i spod przymkniętych powiek obserwował, jak wychudzona, pręgowana kotka o obwisłym brzuchu ciągnęła za sobą upolowanego kwiczoła.
- Właściwie... – podjął urwany wątek. – Może naprawdę się potknął. Wcale bym się nie zdziwił.
Rzadziej zwany Marianną. Potomek pochodzącego z Quingheny szlacheckiego rodu zatwardziałych regalistów, który przed kilkoma dziesięcioleciami z bliżej nieznanych przyczyn osiadł na stałe w Keronii i stał się wiernym, choć cichym stronnikiem Marvolów. Wierny rodzinnej tradycji, choć bardziej w poglądach i polityce niż w wyglądzie. Sięgającym za pas włosom, najczęściej splecionym w warkocz, i srebrnemu kolczykowi w uchu na pewno nie przyklasnąłby żaden z przodków. Mężczyzna liczy sobie dwadzieścia osiem wiosen i cieszy się - jak uważa płeć piękna - niebrzydką buźką. Sztukę posługiwania się mieczem opanował do chłodnej perfekcji. W Zakonie zajmował się szkoleniem przyszłych fechtmistrzów. Po zdobyciu twierdzy osiadł w Nyrax, jednak często można spotkać go w Etir. W towarzystwie wyższych rangą hamuje go świadomość braku prawa do mówienia, co mu się żywnie podoba, lecz gdy jej brakuje, bywa porywczy. To właśnie on nauczył Aeda, z której strony trzyma się miecz. Mieszaniec jakieś pojęcie o szermierczej sztuce może i miał, ale albo nie umiał wprowadzić go w życie, albo było ono mylne. Meryn od nowa wpoił mu podstawy posługiwania się mieczem i bronią krótką, a także walki wręcz. Nauczył go wykorzystywać błędy przeciwnika i jego siłę, nauczył zarówno pojedynkować się ze szlachetnymi rycerzykami, jak i stosować nieczyste zagrywki, wreszcie nauczył go ranić wrogów, nie zabijać. Zabitego wystarczy pogrzebać - a nawet i nie - i już można o nim zapomnieć. Rannym trzeba się zająć.
Na świecie nie ma jednak nic za darmo. Aed – chcąc, nie chcąc – wplątał się w interesy Zakonu.
Status: żywy.

Art by daRoz
Shanley Sacrille
To miała być jego siostra? Niemożliwość… Szlachcianki obowiązywał szereg rozmaitych przykazów i zakazów, odnoszących się do ubioru, uczesania, sposobu poruszania się i wysławiania. Dziewczyna, która przed nim stanęła, z pewnością znała je wszystkie, i to w stopniu budzącym zazdrość u niejednej panny w jej wieku. Stanowiła bowiem zaprzeczenie ich wszystkich razem i każdego z osobna. Ubrana była w spodnie, koszulę i męskie buty, włosy miała krótko ścięte. Jej chód był niedbały, ciężar ciała nieustannie przenosiła z jednej nogi na drugą. Patrzyła na niego uporczywie i wyzywająco, co w żadnym razie za eleganckie ani nawet przyzwoite uchodzić nie mogło. Nie czekając na odpowiedź, wyrwała z ziemi należący do jego przeciwnika miecz i, trzymając go oburącz, stanęła w pozycji całkiem nieszermierczej, ale zdradzającej gotowość do przyjęcia i zadania ciosu. Wyraźnie brakowało jej techniki, ale nie siły.
Status: żywa.
  
Olżunia
Niemsta Arbrissel
Tkana przepaska opadła z jej oświetlanej przez chybotliwy płomień świecy twarzy. Zbielała szrama przecinała część czoła, łuk brwiowy i skórę na powiece, a kończyła się na kości policzkowej. Zabliźniona, nieco zniekształcona powieka uniosła się, odsłaniając niewidzące, zabarwione na sinoniebieski odcień oko. Druga źrenica uważnie śledziła rozmówcę. Niemsta powściągała się od ekspresywnej mimiki, jej twarz zastygła w oczekiwaniu. Kobieta była ciekawa reakcji. 

Kobieta podchodząca pod trzydziestkę, drobna i niewysoka, zwracająca uwagę niezmiennie schludnym wyglądem, ale stroniąca od zbytków. Nie słynie ze zniewalającej urody, ale regularne rysy jej twarzy są miłe dla oka. Ciemne włosy o odcieniu głębokiego brązu najczęściej czesze w prosty warkocz. Dumna, dystyngowana i znająca swoje miejsce, ale nie sztywna.
Pochodzi ze wschodu Keronii, z niewielkiego majątku ziemskiego. Wywodzi się z mało znanego, lecz szanowanego rodu szlacheckiego.
Początkowo była zaręczona z rzekomym arystokratą z dalekiej prowincji, który okazał się oszustem, nobilitowanym do tego stanu wyłącznie przez swoją wybujałą wyobraźnię i zdolność manipulowania, szczególnie naiwnym ojcem dziewczyny, który gotowy był mu ot, tak zapisać cały swój majątek. Mężczyzna usiłował wymusić na dotąd neutralnym wobec wszystkich stron konfliktu rodzicielu Niemsty ścisłą współpracę z Wirgińczykami. Gdy się to nie udało, przyczynił się do podłożenia ognia pod jej dwór. Przypłacił to życiem po tym, jak wszedł do jeszcze ledwie tlącego się domostwa, chcąc się zabawić, i zastał swoją śliczną narzeczoną, która przywitała go pchnięciem podręcznego noża. Podczas pożaru Niemsta straciła oko, dlatego najbardziej charakterystycznym elementem jej ubioru stała się tkana przepaska, skrywająca szpecące kobietę blizny.
W Zakonie, do którego przybyła wkrótce potem, objęła funkcję skryby, przepisującego i pieczętującego ważne pisma, porządkującego dokumenty i wertującego księgi wypełniające przepastne biblioteki. Ojciec nie szczędził pieniędzy na jej wykształcenie, toteż doskonale odnalazła się w tej praktyce, z którą, jako całkiem zamożna szlachcianka, nie miała dotychczas do czynienia. Weszła w skład Trójcy, zastępując swojego o wiele lat od niej starszego poprzednika.
Prawdziwa z niej kobieta wyzwolona, która sama potrafi się utrzymać, a od kiedy będące wymysłem jej ojca aranżowane małżeństwo spełzło na niczym, jest zdania, że wolno jej wyjść, za kogo jej się żywnie podoba. Jak przyobiecała, tak zrobiła - obecnie może poszczycić się statusem szczęśliwej małżonki Kruka, wychowującej dwuletnią córkę, której ojcem jest rzeczony nie-arystokrata (chcący w jak najpewniejszy sposób zagwarantować sobie korzystny ożenek), spodziewającej się kolejnego dziecka.
Status: żywa. 
  
Art by artastrophe
Kargier
- Lojalnie uprzedzam, że nie mam najmniejszego pojęcia o etykiecie. Bywam chamski, bezpośredni, szczery do bólu. I nigdy, przenigdy nie odmówię sobie okowity, w skrajność popadając. Nie planuję większych zmian w wyglądzie, a zazwyczaj nie noszę się zbyt schludnie czy elegancko. I ostatni raz zwracam się „jaśnie panie” do jaśnie pana. To by było na tyle.

Syn dorobkiewicza utalentowanego w dziedzinie pomnażania pieniędzy - który jednak z warstwy drobnomieszczaństwa wybić się nie zdołał - poświęcającego się tej sztuce bez reszty i do beztroskiego zapominania, że ma dzieci. Skąpił im i pieniędzy, i zainteresowania. Opieka nad młodszą, nieco chorowitą siostrą, a także zapewnienie jej komfortu materialnego, spadło więc na barki Kargiera. Chłopak w trudzie zdobył umiejętność pisania i dostęp do jakichkolwiek książek. Zarabiał grosze jako pomocnik królewieckiego pisarza. Z czasem zajął stanowisko swojego przełożonego. [...]
Status: żywy.
    
Art by LindaMarieAnson

Alaryk
- Siedzą, wykształciuchy, na uniwersytetach, a na widok krwi mdleją albo, co gorsza, rzygają do miednicy, w którą mieli nalać wodę do obmywania rąk. A niech idą w cholerę...

Medyk, który całe swoje życie poświęcił zgłębianiu tajników zielarstwa, alchemii i chirurgii, a lat ma na karku blisko pięćdziesiąt. W swojej profesji niemal niedościgniony przez niewładających magią. Z jednej strony zgorzkniały wdowiec, z drugiej - stronnik wierny niczym pies, niezależnie od okoliczności. Szorstki w obejściu, o specyficznym, na ogół opacznie pojmowanym poczuciu humoru. Cechuje go nietuzinkowa fizjonomia, która łączy obraz ciężkich przeżyć, a zarazem przyciągający oko wygląd kogoś, kto do grobu jeszcze się nie wybiera.
Status: żywy.  
   
 Niezaprzysiężeni 


Mienią się tak informatorzy, którzy pracują poza Zakonem Myrmidii na jego rzecz. Nie wiąże ich żadna przysięga, stąd wzięła się ich nazwa. Mimo że oficjalnie nie ślubowali posłuszeństwa ani wierności, są do nich w pewnym stopniu zobowiązani. Mają prawo zrzec się swojej funkcji (ze względu na, na przykład, zły stan zdrowia czy wzrost ryzyka wypełniania swoich dotychczasowych obowiązków). Ich rezygnację rozpatruje Mistrz.
Z Kodeksu Zakonu Myrmidii, spisanego przez Josorrela

Art by Wildweasel339 
Wilga
- W rzeczy samej - dziewka gładka, pracowita, cichuteńka jak mysz, jeno zabiedzona. Posagu z pewnością nie ma, acz dobra byłaby z niej żonka. Ale nie dajcie bogowie, zalecając się do niej, natknąć się na jej brata... Jedno spojrzenie wystarczy za ostrzeżenie, choć facet nikim ważnym być się nie wydaje...

Słodko niewinna dziewuszka o odziedziczonej po matce bujnej, czarnej czuprynie. Niewiastka, którą z łatwością uwieść mógłby nawet chuderlawy, pryszczaty pomocnik miejscowego kowala. Całkiem ładna, ale chudziutka, wiecznie przygarbiona i skulona w sobie jakby ktoś cały czas stał nad nią z podniesioną do uderzenia ręką. Twarzyczkę ma umazaną sadzami, dłonie - spracowane, paznokcie - połamane, a stopy - bose. O dobrym sercu, ale głupiutka i nieokrzesana.
To powiedzą o niej sąsiedzi i uderzająca większość znajomych. Nic bardziej mylnego. Wilga jest siostrą Kargiera, co już czyni ją kobietą, dla której rola pracowitej gosposi to jeno przykrywka. Potrafi czytać i pisać - od brata odebrała podstawowe, acz kompleksowe wykształcenie, a bystra jest jak mało kto. Należy do Niezaprzysiężonych - współpracuje z Zakonem Wśród Wzgórz, choć nie wiąże jej obietnica nieznającego wyjątków posłuszeństwa. Ciężko pracuje, by się wyżywić, nie może więc służyć zakonnym gotowizną. Pełni jednak funkcję informatorki, czasami służąc schronieniem komuś, kto go paląco potrzebuje.
Status: żywa.
   
Halshka
- To był cios poniżej pasa, kochanieńka.
- Jak to? Nie cieszysz się, że bogato wyjdę za mąż?
- I mam ot, tak zniknąć?
- Zaraz zniknąć... Ja tu liczę na noc przedślubną, której nie zapomnę, a ten o znikaniu!
- Skoro ma być ostatnią...
- Ostatnią? Co jak co, Meryn, ale naiwności odmówić ci nie można. Chyba dlatego tak lubię sprowadzać cię na złą drogę...

Dziewczyna obdarzona niespotykaną, przyciągającą oko urodą i prawdziwym talentem uwodzicielki. Meryn nie jest pierwszym mężczyzną w jej życiu i z pewnością ani ostatnim, ani najstarszym. Prawdą jest jednak, że miłość jest ślepa. Szermierz stanowi dla niej miłą odmianę od podstarzałych i leniwych bądź brutalnych w łóżku możnych i dorobkiewiczów, dzięki którym, mimo miernego pochodzenia, może stroić się w jedwabie, złoto, perły i szlachetne kamienie. Zajmowanie się nim i martwienie o niego urozmaica jej nieco próżniaczy tryb życia, na które składa się dobieranie kosztownej biżuterii do garderoby i, od czasu, do czasu, zdobywanie potrzebnych informacji. Halshka jest bowiem jedną z Niezaprzysiężonych, pracującą dla Zakonu Wśród Wzgórz. I to nie byle jaką, bo mimo licznych ofert nie szkodzi swojemu zleceniodawcy. Zgrywać do złudzenia niewinną i w mig oczarowywać rzucających na nią podejrzenia potrafi doskonale. Poczyna sobie śmiało, bo rzadko jest bezbronna. W razie potrzeby jedna ze zdobiących jej złote włosy pereł może okazać się główką długiej, ostrej szpili, a ozdobny, okazały pierścień - naczyniem przechowującym niewyczuwalną truciznę.
Status: żywa.

Chorągiew shi'Meir


Statua w Notre-Dame de Reims
Nevina shi'Meir
Miała pięciu starszych braci. Nic więc dziwnego, że nie sposób było zagonić ją do nauki haftu, tkania czy tańca. Ani matka, ani ojciec nie patrzyli łaskawym okiem na jej wyczyny z drewnianym mieczykiem czy na grzbiecie niesłychanie cierpliwego kuca o krępych nóżkach, ale też niczego jej surowo nie zabraniali. I tak się zaczęło.
Z dziada pradziada głowa rodu shi'Meir dowodziła rodową chorągwią - co prawda niezbyt liczną, ale za to zaprawioną w boju jak mało która. Od pokoleń na usługach króla, od pokoleń wiodąca prym w opanowaniu wojennego rzemiosła. Zgodnie z tradycją walczyli w niej wszyscy synowie dziedzica, o ile osiągnęli pełnoletniość. I ona miała być gorsza? Tylko dlatego, że urodziła się kobietą? Tylko dlatego, że pełnoletniość dziewczyna osiągała wtedy, gdy wychodziła za mąż? Niedoczekanie.
Co ciekawe, jej rodzice przyczyn tego nieszczęścia upatrywali nie w zabawie ze starszymi braćmi w rycerzy, a w książkach. Kilkunastoletnia Nevina pochłaniała wszystkie manuskrypty, traktaty filozoficzne, poematy, dzieje państw i rodów, jakie wpadły w jej posiniaczone od wywijania mieczem ręce. I z żadnym autorem nie potrafiła się zgodzić.
Potrafiła dopiąć swego, była uparta i nade wszystko cierpliwa. Dołączyła do chorągwi, której przewodził jej ojciec. Po cichu, po znajomości i po zastosowaniu kombinacji perswazji z łapówkami. W Wirginii ewenement, przypadek bez znanego precedensu. Nevina miała się nie wychylać, nikomu nie chwalić, że zajmuje się wojaczką. Listy mogła pisać tylko do matki, a i te bez skrupułów przed wysłaniem otwierano i czytano.
Miała tego dosyć.
Art by anestezja
Przybyli do Keronii, do kraju ciemnych, gęstych lasów, w których kryli się przeklęci partyzanci. Nevina już wtedy awansowała, choć przyszło jej to o wiele, wiele trudniej niż pozostałym i było możliwe głównie dzięki autorytetowi jej ojca. Dowodziła, miała swoich zaufanych ludzi, którzy nie byli tylko jej podwładnymi - byli też towarzyszami broni. Towarzyszami, których mordowali Kerończycy.
Tamtego dnia nie zaatakowali jej partyzanci.
Cudem wymknęła się z obławy. Ale to nie kerońscy fanatycy wolności chcieli pozbawić ją i oddanych jej ludzi życia. To był jej ojciec. Wiedziała to i czuła całą sobą, że racja jest po jej stronie.
Po raz pierwszy spod kontroli ojca wyrwała się, gdy przybyła do Etir, gdzie usiłowano pojmać herszt zbójeckiej bandy. Zdeterminowana, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i nie pozwolić na powrót wcześniejszego układu. Czekała na ten moment wiele lat. Ile? Ponad dwadzieścia? Będzie dwadzieścia pięć, i to z dużym hakiem.
Jeśli nie zdejmowała hełmu, można było wziąć ją za młodą dziewczynę. Nie ścięła długich, jasnych włosów, które, mimo że cienkie i połamane, prezentowały się wspaniale, gdy jechała konno. Jej sylwetka, nawet w przeszywanicy i kolczym pancerzu, wydawała się smukła. Dopiero gdy odsłoniła twarz, można było dostrzec zmarszczki i blizny. Gdy ściągała płytowe rękawice, okazywało się, że dłonie ma pokryte szramami i poparzone, a niektóre palce były niegdyś powybijane. Walczyła rzadko, ale szramy po pamiętnym starciu z nasłanymi na nią ludźmi nadawały jej wygląd zaprawionej w boju wojowniczki.


Shaegh Dornam
Shela odnalazł nie kto inny jak Shaegh Dornam, ten sam, który wykrzykiwał coś zapamiętale o głowach toczących się po devealańskim bruku. Człowiek, któremu była w stanie wybaczyć bardzo wiele. Tylko on potrafił przywołać tę bandę do porządku. I tylko jemu naprawdę ufała. Szanowała swoich ludzi i wierzyła w nich, ale bez przesadnego sentymentu. Można było nazwać ją nadmiernie ostrożną czy przewrażliwioną, ale nie naiwną.

Prawa ręka Neviny, jej zastępca, doradca i powiernik. Człowiek porywczy, nieprzebierający w słowach i okrutny, który jednak cieszy się zasłużoną opinią wojskowego wiernego swojemu dowódcy, a czasem także opiekuńczego.
Status: żywy.
 Ludzie 

  
Mabel, Jaśmin
Stuknęła naciśnięta klamka, drzwi otworzyły się cicho. W progu nie było żadnego medyka ani medyczki. Stała w nim Mabel, trzymająca jakiś tobołek.
- Tyle lat minęło... – zaczęła, uśmiechając się do siebie. Spuściła wzrok, przysłaniając błyszczące oczy wachlarzami rzęs.
- Próbowałaś mnie zabić – przypomniał jej uprzejmie Aed. Nie podobał mu się ten ton.
- To, co jest za nami, zostawmy za sobą, tam gdzie być powinno – odparła, zamykając drzwi. Miała na sobie tylko cieniutką nocną koszulę. Jej jasne włosy skręcały się w sprężynki. Zdawało się, że wcale się nie zmieniła.


Niegdyś, wiele, wiele lat temu kochanka Aeda. Kobieta dbająca wyłącznie o swoje interesy, przebiegła i niebywale sprytna, choć nieco porywcza. Nigdy nie zapomina niczyjej twarzy. A gdy już kogoś sobie upatrzy i postanowi się nim posłużyć...
Cóż.

Art by NathanParkArt
Sacard Lossenfeld
Niegdyś szanowano go za jego nieprzeciętne umiejętności magiczne i rozległą wiedzę... Niegdyś. Dziś jest zazwyczaj unikany i przez wielu nazywany szaleńcem. Pochopnym oskarżeniom nie przeczą ani jego rozbiegane spojrzenie, ani zaniedbany wygląd, ani unoszący się wokół niego intensywny zapach czosnku i mieszanki ziół o gryzącej woni. Starzec nie zalicza się jednak do tych, którzy, odtrąceni przez społeczność, zamykają się w czterech ścianach obrastającego kurzem pokoiku. On ma inne zajęcie. Pogrywa sobie z rasowymi poszukiwaczami przygód, pozostawiając to tu, to tam rozmaite artefakty - artefakty przeładowane jego zaklęciami, generujące iluzje. Czemu to robi? Dobre pytanie. Jedni jego poczynania składają na karb sforsowanego wiekiem umysłu i wliczają w poczet innych licznych dziwactw. Pozostali upatrują jakichś mglistych celów, którym Lossenfeld być może nie tylko poświęcił tyle wysiłku, ale dla których zaprzedał także duszę. Jednak to wszystko jest nieistotne. Lepiej skupić się na tym, by w najbardziej niespodziewanym momencie nie paść ofiarą wytworzonych przez niego iluzji.
Status: żywy.

Henryk Grombecki
Ruta
- Leż, synu – ze spowitego mrokiem kąta ozwała się przygarbiona postać. – Musisz wypocząć – to mówiąc, okryta wypłowiałym pledem starowinka podniosła się z niskiego, trójnogiego zydla i podeszła do znajdującego się na środku izdebki dogasającego paleniska, nad którym zawieszony był osmalony, pogięty kocioł. Jej długie, popielate włosy splecione były w niedbały warkocz.

Tullia
- Widziałem ją… – powiedział Aed cicho, niepewnie, spoglądając ku dziewczynie. – Śniłem o tobie.
Siwowłosa powoli pokiwała głową.
- Tull, musisz się pilnować. Źle to znosisz, co? – odwróciła się w stronę półkrwi elfa. – Nie jesteś tym, czym wydajesz się być.
- Nie – zgodził się niechętnie. Nie lubił mówić o swoim pochodzeniu. – Moja matka była człowiekiem.
Staruszka zamieszała w kociołku, sięgnęła po wystruganą z jednego kawałka drewna miskę i wlała do niej dwie chochle gęstej zupy. Podała naczynie i łyżkę Aedowi, który podziękował skinieniem głowy i w milczeniu zaczął jeść.
- Boi się samego siebie… – szepnął cieniutki głosik ze szczytu schodów. – Zadręcza się.
- Później mi powiesz. – Starsza kobieta posłała jej karcące spojrzenie. – Później, dziecko.
  
Rembrandt van Rijn
Craud Vorgel
- Dziadku, poczeka dziadek przed sklepem, na ławeczce? Ważnego klienta mam. Tak, poczekać. Przed sklepem. Margot pomoże dziadkowi wejść po schodach. Co? A, że głuchy i i tak nic nie podsłucha? Znam ja takich głuchych, co nie jedno nieprzeznaczone dla swoich uszu słówko pochwycą i potem niosą, gdzie trzeba. Ostrożności nigdy za wiele.

Oficjalnie pisarz, słynący z przystępnych cen, do którego udają się zasiedlający Królewiec i jego okolice ludzie niepiśmienni. Znacznie mniej oficjalnie fałszerz urzędowych pism oraz handlarz kopiami pilnie strzeżonych dokumentów. Jak zdobywa te ostatnie? Cóż, tajemnica zawodowa.
Status: żywy.

Nahajka
No i jest jeszcze tamten. Widzisz go? O, tam siedzi. Ten z wygolonym łbem. Nahajka go wołają. Miano wziął sobie od bacika, co go zawsze za pasem nosi, a którym tak zręcznie wywija, że może cię po dwudziestu razach ostawić przy życiu, ale może też pięcioma zasiec na śmierć. Nie denerwuj go. To może pożyjesz sobie jeszcze, mieszańcu.

Dozorca z więzienia w Kansas. Równie okrutny co przekupny.
  
 Elfy 

  
Art by Leventart
Moyrlay
- W koszu pod tamtą ścianą jest dzban z wypalanką. - Medyk wskazał odległy kąt ruchem głowy, nie odrywając się od swojego zajęcia. Moyr nie zareagował i dalej szperał w kufrze. Wreszcie wywlókł z niego niewielką butelkę z przezroczystym płynem. Obejrzał ją pod światło, odkorkował, powąchał zawartość i skrzywił się. 
- Co ty tu trzymasz za zabytki? Nikt już tego nie stosuje, są lepsze rzeczy. 
- Zdaje egzamin. Podaj mi to.

Elf pośledniego pochodzenia, o jasnych, spływających na ramiona włosach, najczęściej odziany w długie, powłóczyste szaty. Mag defensywny i uzdrowiciel. Mimo sporego bagażu doświadczenia podczas zabiegów medycznych najczęściej posługuje się amuletami, a zaklęcia odczytuje ze zwojów. Ramiona i część pleców mężczyzny, począwszy od nadgarstków, a skończywszy na łopatkach, pokrywa gęsta plątanina tatuaży, przedstawiających elfie runy, symbole pradawnych bóstw i motywy odwołujące się do potężnej, przedwiecznej natury. Wszczepiony w skórę podczas rytuału barwnik sprawia, że łatwiejsze jest zwiększenie stabilności zaklęcia. Dla nieobdarzonych zdolnościami magicznymi Moyr zdaje się nietykalny, skoro ruchem ręki potrafi trzymać na dystans wszystko, co mu zagraża. Po prawdzie nie jest on jednak mistrzem w swoim rzemiośle - nie może poszczycić się ani niebywałym talentem, ani terminowaniem u dobrego nauczyciela. Pracuje jako wędrowny medyk, niosąc pomoc tam, gdzie jej potrzeba, częściej pod chłopskie strzechy niźli do zamków czy szlacheckich domostw, gdzie długouchym nie ufają. Żyje skromnie, od polityki stroni. Obcowania z ludźmi nie uznaje za hańbę, z tego też powodu jego kontakty z pobratymcami są drastycznie ograniczone. Prawdziwej przyczyny tego swego rodzaju ostracyzmu nie ujawnia. Od czasu do czasu pomieszkuje u Alaryka - kolegi po fachu, co daje im obu okazję do wymiany spostrzeżeń czy złożenia ofert współpracy, które z założenia nie spotykają się z odmową. Z litanią narzekań - naturalnie.
Status: żywy. 
_______________________
Ostatnia aktualizacja zakładki: XI 2017.

Brak komentarzy:

Prawa autorskie

© Zastrzegamy sobie prawa autorskie do umieszczanych na blogu tekstów, wymyślonego na jego potrzeby świata oraz postaci.
Nie rościmy sobie natomiast praw autorskich do tych artów, które nie są naszego autorstwa.

Szukaj

˅ ^
+ postacie
Rinne Lasair