Przekleństwo za dobro cz. 3


        Zostałem rzucony w tłum. Stu mężczyzn czekających na swój koniec. Oczy ich wszystkich mówiły jedno „Jesteśmy gotowi”. Oni może i się pogodzili z tym losem. Ale czy ja również? Miałem ku temu pewne wątpliwości. Duże wątpliwości. Chociaż to mogła być też wina kata. Wielka paskudna gęba orka, gapiła się na nas jakbyśmy byli jego przekąską. Na samą myśl miało się ochotę zwymiotować albo narobić pod siebie.
- Ty! - wskazał na mnie. Pierwsza myśl kazała mi uciekać. Ale mimo to ruszyłem przed siebie. Jeden ze strażników złapał mnie za ramię, zupełnie jakby liczył na to że ucieknę. Ciekawe gdzie, z powrotem do celi? Machnąłem ramieniem by mu się wyrwać. Udało się. Nawet nie próbował mnie ponownie łapać. Powolnym krokiem szedłem ku swojemu przeznaczeniu. Ku mojemu przekleństwu. Ale tego jeszcze nie wiedziałem.
        Zatrzymałem się przy orku. Zapach przemoczonego psa oraz długo nie mytych zębów mógłby zaskoczyć nawet trolla. Przełknąłem ślinę razem z próbą zwrócenia śniadania.
- Co mi przygotowałeś, paskudo? - zapytałem z rozbawieniem.
- Dla ciebie coś specjalnego, robaczku. - warknął. Chyba nie miał dziś dobrego humoru.
Poprowadzono mnie w stronę wyrwy w murze. Czując wilgoć w powietrzu już wiedziałem czym jest ta jego „specjalność”.
- Mam nadzieję, że umiesz długo wstrzymać oddech. - jego gęba zrobiła się jeszcze bardziej paskudna gdy się uśmiechał.
- Wystarczająco by wytrzymać twój odór. - odparłem z uśmiechem.
        Zarzucono mi sznur na szyję. Jedno pchnięcie i poczułem jak duży głaz ciągnie mnie w dół. Uderzyłem w taflę wody wywołało dzwoneczki w moich uszach. Ciśnienie z metra na metr zabierało mi powietrze z płuc. Aż w końcu zaczęły piec. Zaczynałem się topić. Rozmyty przez wodę obraz ustępował miejsca ciemności. Aż w końcu to co już została tylko ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz