To dzinwe miejsce cz. 2


        Idąc za demonem odczuwałem coraz większą mieszankę niepokoju oraz ciekawości. Do tego zaczęła pojawiać się ta dziwna aura. Pełna smutku, złości. Aż w końcu pojawił się ten jego „kruczek”. Spodziewałem się wiele, ale nie czegoś takiego.
Po środku stała średniej wielkości postać. Nie byle jaka postać bo kobieca. Wyglądała jakby była stworzona z błękitnego ognia. Dookoła niej widać było ślady ognia. Ciemne smugi, niczym węże snuły się po podłodze oraz ścianach. Kilka z nich nawet owinęło się o pobliskie mogiły krasnoludów.
- Nic takiego, mówisz? - zapytałem patrząc na Gadurn'a. Czułem, by mu nie ufać.
- Co złego może być w uspokojeniu wkurzonej kobiety? - wzruszył ramionami uśmiechając się pobłażliwie.
- No nie wiem, wszystko? - odparłem zmieszany. Aż takim masochistą nie jestem, prawda?
- Dasz sobie radę. - klepnął mnie w ramię po czym zniknął.
Typowe dla demonów. Wpakować kogoś w jakieś bagno po uszy, po czym wziąść nogi za pas. A ty się człowieku męcz. Człowieku....zapomniałem, że już nim nie jestem. Mimo to nadal nie mam pomysłu jak walczyć z tą przerośniętą świeczką. Ani ją zdmuchnąć ani zalać wodą. Magia lodu też raczej nie pomoże. Zwłaszcza, że za specjalnie nad nią nie panuje.
        Kobieta wydała z siebie tak mocny pisk, że aż krew poszła mi z uszu. Wtedy też nastąpiła niewielka eksplozja błękitnego ognia. Kolejne ciemne węże pokryły ściany. Lekko oszołomiony blaskiem i dźwiękiem schowałem się za najbliższym sarkofagiem. Cholera, dlaczego zawsze muszę mieć takie przygody? Zwłaszcza teraz!
Dopiero po chwili coś sobie uświadomiłem. W tym wszystkim było coś dziwnego. Coś...znajomego.
- Nie, to nie możliwe. - wyjrzałem za schronienia – To musi być tylko moja wyobraźnia, prawda?
Nie. Nie była. To z czym, a raczej z kim musiałem walczyć nie był nikt inny jak „ONA”. Tylko co jej się stało? Dlaczego stała się tym czymś?
        Westchnąłem. Demonologiem nie jestem, ale ich wiedza by się mogła teraz przydać. Wyszedłem za sarkofagu.
- Trochę Cię poniosło, dziewczyno! - zawołałem. Kobieta odwróciła się w moją stronę.
Jej oczy wyglądały niczym dwie błękitne jarzące się kule. Piękne, ale zimne i niebezpieczne. Widać było, że nie była sobą. Jej włosy, które były teraz płomieniem unosiły się ku górze.
- TY! - wyszeptała -TO TWOJA WINA!
No to się doigrałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz