Ktoś umiera, ktoś się rodzi...

        Proste zlecenie. Zabić jedną osobę. Jedną. Niby nic trudnego, a mimo to sprawiło mi to niemało problemów. Znalezienie jej nie należało do prostych rzeczy. Dlaczego? Cały czas się przemieszczała. I to nie po obrębie jednego miasta, a po obu królestwach. Ale w końcu mi się udało. Zupełnie jakby sama chciała, bym ją odnalazł. Do tego ten uśmiech. Pełen pewności siebie. Nienawidzę tych uśmiechów. Jak bardzo można się zmienić? Z dobrego człowieka, który chciał pomóc innym, w kogoś tak zagubionego. Tak obolałego życiem. W kogoś tak... innego. Dużo słyszałem o tym człowieku. Dużo zrobił dla innych. A teraz? Teraz będzie musiał umrzeć. W imię czego? Pieniędzy? Sławy? Ponieważ naraził się nie temu komu powinien?
        Czekałem, aż wyciągnie broń. Nic jednak takiego nie zrobił. Mężczyzna, który stał przed mną wpatrywał się we mnie. Zupełnie jakby czekał aż pierwszy zaatakuję. Nie dałem mu dłużej czekać. Wyjąłem sztylet i powoli zacząłem iść w stronę mojego celu. Atmosfera była naprawdę magiczna. Wszystko ucichło. Zupełnie jakby świat, niczym ludzie na arenie, czekał z zapartym tchem, oczekując finału tej sceny. I ją dostał.
        Mężczyzna dobył kostura i rzucił się na mnie. Chwila nieuwagi i wylądowałem na ziemi. Drań uderzył mnie najpierw w ramię, a potem podciął nogi. Chwile potem chciał zmiażdżyć mi głowę. Nie obraziłbym się, gdyby mu się udało, ale wciąż się uśmiechał. Zaczynało mnie to wnerwiać.
Odturlałem się od niego, robiąc tym samym unik przed kolejnym uderzeniem. Nie będę się z nim bawił. Ugiąłem kolana. Zupełnie jakbym kucał. Sztylet przyłożyłem sobie do boku. Zamknąłem oczy. Cisza była tak duża, że słyszałem jak mężczyzna szeptał do samego siebie.
Jeszcze chwila. Jeszcze nie. Już!
        Rzuciłem się na mężczyznę wbijając mu sztylet w bok. Nawet nie jęknął. Unik. Ostrze drugiego sztyletu, który był ukryty za moimi plecami wbiłem mu w dół szczęki. Czarna krew popłynęła mężczyźnie z ust. Jego uśmiech zgasł. Tak samo jak ja gasiłem jego świece życia. Wyjąłem sztylet z jego boku i podciąłem mu gardło. Jego płomień w tym momencie zgasł.
- On nie może tu leżeć. - odezwał się kobiecy głos.
       Obejrzałem się. Za krzaków wyszła półnaga kobieta. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, gdzie jestem. Pośrodku jakiejś polany.
- Wiesz, że to już piąta ofiara w tym miesiącu? - Kolejny głos. Tym razem męski.
- Wiem. Szkoda, że tak skończył.
- To było konieczne. - odparła kobieta
- Wiem - powiedziałem smutno. Naprawdę czułem żal, że go zabiłem.
- I co teraz?
- Posprzątam - rzuciłem po chwili namysłu.
- Jak? - zapytała kobieta.
- Jestem wynaturzeniem. Jestem ghulem. Zombie. Jestem głupim zombiszonem.
- Zombiszon? A mogę ci mówić Ząbek?
       Spojrzałem na nią. Księżyc właśnie wyszedł za chmur, oświetlając jej sylwetkę.
      Była nieco wychudzona. Jej strój przypominał jeden z tych, co noszą niewolnice. Im mniej, tym lepiej.
- Ząbek. Podoba mi się. A Ty - spojrzałem na nieboszczyka kucając przy nim – spoczywaj w pokoju. Eliasie Ainsworth.


Zacząłem ucztę...

1 komentarz:

  1. Rację miała Zorana, która napisała do mnie: "Olżuniu, wejdź na KK na główną i przeczytaj opowiadanie Ząbka, to się zdziwisz". Łooo. Łohohohooo.

    Panie Ząbek, nie wiem, jak się Panu udaje zachować tak idealną równowagę między napięciem a powściągliwą narracją, ale chciałabym tak umieć. Wszystko zwięźle, z punktem kulminacyjnym i zarazem z efektem zaskoczenia. Bardzo przyjemnie się czyta. Nic nie rozprasza uwagi. Krótkie zdania nie tamują wartkiej akcji, do czego ja sama mam skłonność; bardzo lubię tę wartkość w Twoich tekstach. Dobre po prostu to jest, no!

    Mój ulubiony kawałek: "Ale w końcu mi się udało. Zupełnie jakby sama chciała bym ją odnalazł. Do tego ten uśmiech. Pełen pewności siebie. Nienawidzę tych uśmiechów. Jak bardzo można się zmienić? Z dobrego człowieka, który chciał pomóc innym w kogoś tak zagubionego. Tak obolałego życiem. W kogoś tak...innego. Dużo słyszałem o tym człowieku. Dużo zrobił dla innych. A teraz? Teraz będzie musiał umrzeć. W imię czego? Pieniędzy? Sławy? Ponieważ naraził się nie temu komu powinien?" Lubię niejednoznaczność głównego bohatera. Zwłaszcza na tym etapie, kiedy jeszcze nie wiadomo, kim jest.

    I też dobre: "Jego uśmiech zgasł. Tak samo jak ja gasiłem jego świece życia."

    Błędy, które wyłapałam:
    - "Niby nic trudnego a mimo to sprawiło mi to nie dużo problemu." – powinno być "niemało" + przecinek przed "a mimo",
    - "po obrębie" – powinno być "w obrębie",
    - "Nie dam mu dłużej czekać." – tu wkradł się czas przyszły, a wszędzie dookoła jest czas przeszły (albo trzeba by zmienić to na czas przeszły, albo wprowadzić to jako myśl, np. "Nie dam mu dłużej czekać, pomyślałem"),
    - "A mogę Co mówić Ząbek?" – wkradła się literówka.

    A tak wszystko bardzo cacy i dopieszczone moim zdaniem!

    Tego słuchałam podczas lektury: Helvegen. Fajnie się czytało, zwłaszcza końcówkę. ^^

    OdpowiedzUsuń