Pokład raz unosił się raz opadał.
Ja sam siedziałem przy niewielkim stole i w blasku świecy patrzyłem
na mapę. Naszym celem są Wyspy Wulkaniczne Manua Kea. Na morzu
byliśmy już od trzech dni, co powoli zaczynało nudzić Xian. Chyba
skończyły się jej „ofiary”. Nigdy nie zrozumiem natury
sukkubów... Iris od wczoraj przesiaduje w bocianim gnieździe. Nie
pozwala nikomu tam wchodzić od momentu znalezienia w nim gniazda
oraz rannej mewy. Chyba zaczyna się w niej budzić instynkt
macierzyński. Myślę, że mogę mieć przewalone. Zdmuchnąłem
świecę i spojrzałem na śpiąca Iris. Uśmiechnąłem się
mimowolnie. Za oknem coś rozbłysło... burza. Podszedłem do łóżka
i położyłem się obok driady.
Pięć dni temu Jack poprosił nas
byśmy udali się na owe wyspy. Cokolwiek tam się znajdowało bardzo
zależało mu na tym.
- Chciałbym was o prosić o pomoc. -
Powiedział Jack.
- O co chodzi? - głos Iris był nad
wyraz niespokojny. Rzadko się to zdarzało. A przynajmniej tak
wyjaśniła mi Xian.
- Chciałbym byście udali się na
Wyspy Manua Kea.
- To wulkaniczne..kupsko? - Zdziwiła
się Xian – Po jakie licho?
- Chce byście kogoś z nich
sprowadzili...
Kogo on chce byśmy znaleźli? Czy ten
ktoś faktycznie jest tak ważny? Z rozmyślań wyrwała mnie ręka
Iris, która oplotła. Poczułem jak driada przytula się do mnie,
oraz coś mokrego...Spojrzałem na nią. Płakała. Dlaczego?
Nagle rozbrzmiał dzwon okrętowy a po
chwili wpadł jeden z marynarzy...
- Sztorm. - Wychrypiał – Mówiłem
że kobiety na pokładzie to zło...
Fakt. Gdy zobaczyli nasza trójkę nie
bardzo chcieli nas zabrać. Mówili, że kobieta na pokładzie
przynosi pecha... Przecież to tylko marynarski zabobon.
Poderwałem się z miejsca, co obudziło
Iris.
- Co się dzieje? - Zapytała sennym
głosem.
- Śpij. - Ucałowałem ukochaną i
pobiegłem za marynarzem na pokład.
Od razu przywitał mnie huk
rozwścieczonego oceanu, zimny wiatr oraz słona woda. Nie do wiary,
że jeszcze kilka godzin temu morze było spokojne jak tafla lustra,
a teraz? Teraz traktowało nas jak intruzów i za wszelką cenę
chciało się nas pozbyć.
- ZWINĄĆ ŻAGLE! - Głos kapitana był
ledwo słyszalny przez wycie wiatru. Ale mimo to żeglarze wiedzieli
co robić. Jakby czytali w myślach swojego kapitana.
Krzyk. Jeden z marynarzy został zmyty
przez fale, która przetoczyła się przez pokład niczym stado
głodnych wilków. Nie myśląc wiele zastąpiłem miejscem biedaka.
Złapałem za linę którą chwile temu trzymał i zacząłem mocno
ciągnąc. Chłód był tak wielki, że nawet ja go odczuwałem. A ci
marynarze biegali czasami tylko w samych spodniach i to na bosaka! To
czym on był dla nich? Szarpałem linę raz za razem. Czułem jak
kaleczy mi dłonie. Kątem oka zobaczyłem jak na pokład wbiegają
Iris oraz Xian...
- ELIAS!!!!!!! - Usłyszałem jak ktoś
woła moje imię, a potem... Potem zapadła ciemność. Głęboka i
lodowata.
Otworzyłem oczy. Obraz był rozmyty,
ale czułem, że jestem gdzieś ciągnięty. Dookoła widziałem
rozmyte drzewa i przytłumione głosy. Tak wygląda śmierć? Czy w
końcu umarłem? Tamten sztorm to tylko sen? Znowu otoczyła mnie
ciemność.
Gdy otworzyłem leżałem na łóżku.
Obok mnie leżała miska z wodą oraz kilka świec z...błękitnym
płomieniem? Szybko wstałem i od razu skrzywiłem się z bólu.
- Więcej szczęścia niż rozumu. -
Odezwał się jakiś głos z kata pomieszczenia – Gdybym Cię
znalazł trochę później, pewnie byś już nie żył.
- Kim jestes? - Spojrzałem na elfa,
który wyłaniał się z cienia.
- Nazywam się Guldor. I uratowałem Ci
dupsko, F-U-T-R-Z-A-K-U!
- Kogo nazywasz „futrzakiem”?! -
Kolejna próba wstania, ale tym razem powstrzymał mnie elf. A sądząc
po jego karnacji należał do mrocznych elfów.
- Spokojnie, przyjacielu. To był tylko
żart.
Jego głos brzmiał nad wyraz
spokojnie. Wręcz przyjacielsko. Posłuchałem jego rady i położyłem
się z powrotem.
- Gdzie jest Iris i Xian?
- Kto?
Zgłupiał czy co? Przecież mi
towarzyszyły.
- Moje towarzyszki. Płynęły ze mną,
gdy … - Wszystko do mnie wróciło...
- Wybacz, ale tylko ciebie znalazłem
na plaży. Nikogo więcej...
W moich oczach pojawiły się łzy.
Znowu znalazłem miłość, przyjaciół, dom... I znowu wszystko
straciłem. Czy ja jestem przeklęty?
- Długo byłem nieprzytomny?
- Prawie tydzień. - Padła odpowiedź.
Do pokoju weszła elfka. Fioletowa
suknia, białe włosy związane do tyłu.
- Wołają cię, Guldor. - Rzuciła
spokojnie – Ja się nim teraz zajmę.
- Tylko go nie zabij. - Powiedział elf
wychodząc i kładąc jej rękę na ramieniu.
W ciągu miesiąca doszedłem do
siebie. Mogłem wyjść wcześniej, ale powiedziano mi że mam kilka
ran, które nie chcą się zabliźnić. Powiedziałem Guldorowi, że
muszę wracać do Królewca, więc zorganizował dla mnie konia oraz
ekwipunek.
- Wszystkie wendigo są tak narwane? -
Zapytał.
- Skąd mam wiedzieć? Nie spotkałem
innego. I skąd wiesz, że jestem wendigo?
- Mam swoje źródła. - Uśmiechnął
się tajemniczo – Przy okazji twoich przyjaciółek... Podobno w
okolicy Sevilli widziano driadę...
Poczułem ciepło. Może jednak Iris
żyje?
- Dziękuję. - Powiedział wsiadając
na koń – Ruszę od razu do Sevilli. Królewiec poczeka.
- Nie ma pewności, że to twoja
przyjaciółka...
- Nie przyjaciółka. - poprawiłem
Guldora – Raczej narzeczona.
Ścisnąłem lejce i pognałem konia...
Nadzieja jednak umiera jako
ostatnia....
Elias
Patrzyłem jak Elias odjeżdża. Czułem
żal. Żal że nie mogłem mu powiedzieć wszystkiego. Że nie mogłem
mu bardziej pomóc.
- Jesteście pewno, że tego chcecie? -
Zapytałem przez ramię.
Za rogu wyłoniły się dwie żeńskie
sylwetki.
- Jak na razie tak będzie lepiej. -
Odpowiedziała ruda kobieta.
- wciąż o mnie myśli... - załkała
druga. Wiedziałem, że to co robią sprawia im więcej bólu niż to
pokazują.
Westchnąłem.
- Da sobie radę. I nie martw się,
Pannienko Iris. Jeszcze się spotkacie. Gwarantuje Wam to.
Mam dobre przeczucia do do losu Eliasa.
Co do losu tej trójki... Co do NASZEGO losu....
Guldor
Zombbiszon
2 komentarze:
Powiem tak: okręt, morze, jedna z moich ulubionych tematyk. Fajny, lekko przewrotny tytuł, zwłaszcza w morskiej części.
Elias. Ze wszystkich postaci, brakowało mi Eliasa.
Przecinki - tu nadal w niektórych miejscach ich brakuje.
Akcja troszkę galopuje: tu nudny, spokojny rejs, posiadówka przy mapie, tu burza. No, chyba że chodziło ci o to, że burza nadchodziła. Ale i tak troszkę brakuje mi efektów: kołysania, fal, rzucania statkiem, huku wody, wiatru... Masz pecha. Żegluga to coś, co naprawdę uwielbiam. Jakby efekty burzy były opóźnione w stosunku do słów.
Podoba mi się nawiązanie do zabobonu. Chociaż, były takie kobiety, które nieźle sobie radziły na pokładzie, Anne Bonny i Mary Read. Taka mała dygresja.
I podoba mi się porównanie do intruzów. Twoich dobitnych słów też mi brakowało, nie tylko samej postaci Eliasa.
Zaskoczenie... tak, końcówką mnie zaskoczyłeś. Coś, czego przyznam się, dawno nie poczułam, czytając różne teksty. Zastanawia mnie, czym one się kierowały i jakie są powody takiej decyzji. Mam nadzieję, że nam to wyjaśnisz, mnie wyjaśnisz, a nie pozostawisz w niepewności.
Co zaś najważniejsze, mam nadzieję, że to twój sposób na powiedzenie nam: witajcie z powrotem.
Zdecydowanie brakowało mi pana Włochatego. I lekkości pisania i wyrażania niektórych emocji. Z Tobą dochodzę do wniosku, że opisy nie są potrzebne, w niektórych chwilach ;)
Czyli co, wracasz? Szamanka nie ma kogo wrzucać do ognia :D
Prześlij komentarz