tag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post4956512410165868997..comments2023-07-09T17:26:49.853+02:00Comments on Królestwo Keronii: Cały świat to (sami) aktorzy.Nefrythttp://www.blogger.com/profile/14822288888992270066noreply@blogger.comBlogger291125tag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-26511590904158235112017-08-01T00:33:19.513+02:002017-08-01T00:33:19.513+02:00[Ciekawe spostrzeżenie: tekst wrzucony w komentarz...[Ciekawe spostrzeżenie: tekst wrzucony w komentarzu między tymi znakami: "<" i ">" finalnie znika. Znikło więc pytanie, zapowiedziane wyżej w nawiasach kwadratowych. Wrzucam w klamrach.]<br /><br />{Co Nefryt trzyma w zaciśniętej pięści?}Olżuniahttps://www.blogger.com/profile/11816359628738513963noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-5153139205772196512017-07-30T00:47:35.793+02:002017-07-30T00:47:35.793+02:00Patrzył w jej oczy o migdałowym kształcie i szaryc...Patrzył w jej oczy o migdałowym kształcie i szarych tęczówkach, i zastanawiał się, dlaczego Fortuna podsunęła mu swoje szczęśliwe kości o spiłowanych krawędziach, gdy wyzwał ją na pojedynek.<br />Od ich ostatniego spotkania minęło pięć wiosen. Pięć długich lat, pięć pór jesiennych i pięć zim, w trakcie których zdążył wielokrotnie przyobiecać sobie, że tego nie zrobi. Że nie narazi ani jej, ani siebie na niepotrzebne ryzyko. Raz za razem kłamał. Przyznawał się przed sobą do rozmyślnego błędu i rozpoczynał kolejną podróż krętą ścieżką, która zawieść go miała do tego samego miejsca. Do martwego punktu. A potem znowu. I znowu. I znowu.<br />Milczał. Obserwował niczym śniący, który odczuwa wszystkimi zmysłami, ale nie może im zaufać w najmniejszym choćby stopniu. Taki śniący chłonie więc otaczający go urojony świat nim ten nie rozmyje się, nim nie zmieni kształtu i nie wyślizgnie się niepostrzeżenie z jego pamięci.<br /><br />[Takie prawie nic. Żeby można było na to odpisać też prawie nic, żeby to prawie nic nie zajmowało dużo czasu i mogło przybrać jakąkolwiek formę i treść.<br />Co powiesz na to, żeby na końcu każdego odpisu zadawać drugiej stronie jedno pytanie? Jakiekolwiek, nie musi wynikać z poprzedniej akcji. W klimacie sesji TOPR-u. Wrzucam przykładowe – jako eksperyment.<br />"Problem z fikcją literacką jest taki, że jest zbyt logiczna. Rzeczywistość nigdy nie jest logiczna." ♥]<br /><br />Olżuniahttps://www.blogger.com/profile/11816359628738513963noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-26162158260105089592016-11-22T08:17:44.258+01:002016-11-22T08:17:44.258+01:00(Witam po raz 4 xD)
Było pochmurnie. Szaro, buro,...(Witam po raz 4 xD)<br /><br />Było pochmurnie. Szaro, buro, zimno i wilgotno. Normalnie lepiej było siedzieć w domu przy kominku ale z dupskiem przyklejonym do grzejnika. Sek w tym, że kominka nie miałem, a grzejnika jeszcze nie wymyślono. Welcome to Mediwal! Jęknąłem, gdy uderzyłem się krzemieniem w zmarzniętą dłoń, a mój jakże kochany stosik się rozsypał. <br />- Zmowa, jakaś czy jak?<br />Nie mogąc złapać porządnie kamieni cisnąłem je w krzaki. Wstałem i wdrapałem się na najbliższe wzniesienie, które miało mnie chronić od wiatru, ale chyba było dziurawe, bo osłony nie dawało. Wciąż, uczyłem się jak życie w nowym świecie. W końcu, co cię nie zabije to rozszarpie, co nie?<br />- Dziwak z Ciebie. - Odezwał się głos w mojej głowie.<br />- Dzięki za komplement, wiesz?<br />Po dotarciu na szczyt rozejrzałem się. Postawiłem kołnierz koszuli, bo tu wiatr wiał jeszcze mocniej. czułem jak policzki mnie pieką od niego.<br />Światełko. Namioty. Nadzieja na ciepełko! Bez zastanowienia ruszyłem przed siebie. No tak, bez zastanowienia...Gdybym pomyślał wiedział bym, że idę do...obozu buntowników... Ale ognisko i nadzieja ciepła pchała mnie jak ćmę do światła.<br />Cudem omijałem strażników. W końcu koło wielkiego kamienia stał inny namiot oraz ...moja płonąca miłość, ognisko! Usiadłem na ziemi. poczułem jak moje dupsko wchłania zimno z gleby. Nie ważne. Ważne, że jest ciepło...<br /><br />Oliver<br /><br />(Improwizacja podejście nr 2 xD)Zombbiszonhttps://www.blogger.com/profile/05447773461165599348noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-27869396375559834382016-11-21T13:01:59.910+01:002016-11-21T13:01:59.910+01:00[trochę nieogarnięta - od poczatku istnienia bloga...[trochę nieogarnięta - od poczatku istnienia bloga (sic.! >.<), ale w końcu dotarłam ^_^ Bo taaki duży mamy wybór blogów, ze szkoda gadać, a że lubię średniowiecze ;) - to mniej więcej ten okres nie?<br />Namęczyłam się z karta 1 edycji, by nie wyszedł kolorowy zawrót głowy. Mnie to wychodzi najłatwiej.<br />Myślę, co normalnie jest sukcesem, że coś się da tu począć. Trudny wybór, bo obie lubię twe postaci. Możemy zacząć od jednej by przejść do drugiej, albo je połączyć jakoś. <br />Jeśli Nef, potrzebuję jej usług jako np informatora to coś by się wymyśliło. Albo stęskniła się za muzyka to Ysmay nawet ja ukocha.]<br /><br />YsmayPotwornahttps://www.blogger.com/profile/05731322300664282472noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-61810975475388664482016-10-28T22:23:42.098+02:002016-10-28T22:23:42.098+02:00[A niech to! Wkleiłam do komentarza nie to, co pot...[A niech to! Wkleiłam do komentarza nie to, co potrzeba! Przepraszam! Tak to jest, jak człowiek odpisuje kilka wątków na raz! Pomiń tamten wcześniejszy komentarz, ten jest właściwy! :)]<br /><br /><i>— Jak to co? — Chłopak spogląda nań ze zdziwieniem. — Od początku nie powinno nas tutaj być. Musimy iść! I to czym prędzej! — Chwyta ją za rękę ze śmiałością, za którą niejeden guwerner kazałby mu klęczeć na grochu przez dwie godziny, ale teraz nie ma to żadnego znaczenia. No chyba, że jakiś duch guwernera teraz pałęta się po tych zapomnianych przez bogów tunelach. Przyciąga dziewczynkę ku sobie i zmusza, by ruszyli naprzód, byle tylko się nie zatrzymywać, kiedy nagle usłyszał za sobą charakterystyczne syczenie, od którego włoski na karku zjeżyły się mu się ze strachu. <br />— Nie ruszaj się! — Rozkazał dziewczynce stanowczo i ostrożnie odwróci głowę. Łuski gada, mimo ciemności, jarzyły się na czerwono, a długie, cienkie cielsko pełzło nieśpiesznie w ich stronę. Paciorkowe spojrzenie złocistych oczu skupiło się na nich z wyjątkową rozumnością. — Mamy kłopoty… — szepnął Ren. — Ten wąż… to nie jest zwykły wąż. To szpieg. </i><br /><br />— Talingowie są sojusznikami kerończyków. Teoretycznie zatem, ja także jestem wrogiem dla Rivnedall. — Ren sam nie wiedział, dlaczego oznajmił coś takiego nowym towarzyszom niedoli. Może chciał w ten sposób zacieśnić tą wątpliwą więź, jaka się wytworzyła, a która miała mu zapewnić przetrwanie dopóki nie znajdzie się wśród swoich? W każdym razie, kiedy nikt nie raczył mu odpowiedzieć, a wręcz padło pytanie o jego rolę w całym tym przedsięwzięciu z którym nie miał nic kompletnie wspólnego, westchnął, zrozumiawszy, że jeżeli oni mają pomóc jemu, on musi pomóc im. Zawsze tak to działa. Mógł przecież trafić gorzej. Odparł zatem bez wahania: — Wolę przeszukać dom. Nie jestem wtajemniczony w szczegóły waszej operacji, zatem wolę mieć jak najmniejszy kontakt z waszymi przeciwnikami. Poza tym, gdyby buntowniczy zorientowali się kim jestem, mogliby mnie przejąć, jako zakładnika. <br />Rennoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-69525979761422003952016-10-28T22:21:54.073+02:002016-10-28T22:21:54.073+02:00[W takim razie obie będziemy się spóźniać. ^^ Mimo...[W takim razie obie będziemy się spóźniać. ^^ Mimo wszystko, wątek rozwija się ciekawie.]<br /><br /><i>Sorcha z dużym opóźnieniem zdała sobie sprawę, że jej rozmówczyni oczekuje od niej odpowiedzi. Była nieco zdziwiona, że traktuje się ją w tej sprawie, jak kompana, choć przecież problem ze znalezieniem Mrocznego Elfa był dlań tyle istotny co końskie łajno na drodze w zeszłym roku. Mimo to, zaczęła zauważać, że nie wymknie się z tej sytuacji tak łatwo, jak by chciała, szczególnie, że osoba z którą właśnie przyszło jej przebywać okazała się mniej wychuchana niż mogło się to wydawać na pierwszy rzut oka. <br />— A to już jak sobie panna… pani życzy. — Sorcha wzruszyła ramionami. — Ja tylko chcę wiedzieć, co mnie potem czeka? Jak już będziemy w Królewcu. Wciąż będę waszym zakładnikiem? <br />W duchu pomyślała jeszcze o jednym. Wkrótce zacznie szukać ją Kirk i bogowie wiedzą, że nie ma takiego miejsca na tej ziemi, której stopa tego skurczybyka by nie stanęła, ani szczeliny, w którą by się nie wcisnął, a to oznaczało tylko jedno, że wkrótce może dojść do małego starcia. </i><br /><br />— Talingowie są sojusznikami kerończyków. Teoretycznie zatem, ja także jestem wrogiem dla Rivnedall. — Ren sam nie wiedział, dlaczego oznajmił coś takiego nowym towarzyszom niedoli. Może chciał w ten sposób zacieśnić tą wątpliwą więź, jaka się wytworzyła, a która miała mu zapewnić przetrwanie dopóki nie znajdzie się wśród swoich? W każdym razie, kiedy nikt nie raczył mu odpowiedzieć, a wręcz padło pytanie o jego rolę w całym tym przedsięwzięciu z którym nie miał nic kompletnie wspólnego, westchnął, zrozumiawszy, że jeżeli oni mają pomóc jemu, on musi pomóc im. Zawsze tak to działa. Mógł przecież trafić gorzej. Odparł zatem bez wahania: — Wolę przeszukać dom. Nie jestem wtajemniczony w szczegóły waszej operacji, zatem wolę mieć jak najmniejszy kontakt z waszymi przeciwnikami. Poza tym, gdyby buntowniczy zorientowali się kim jestem, mogliby mnie przejąć, jako zakładnika. <br />Rennoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-56139084074965048932016-10-24T14:44:29.934+02:002016-10-24T14:44:29.934+02:00Cz. III
***
Kilkanaście minut później
Virdiggo z...<b>Cz. III</b><br /><br />***<br /><i>Kilkanaście minut później</i><br /><br />Virdiggo zacisnął ostatni węzeł, po czym dobył noża, by odciąć nadmiar bandaża. Bełt został unieruchomiony, noga – przewiązana nad raną, ale wciąż nie udało mu się zatrzymać krwawienia. Cholernie źle to wyglądało.<br />Odegnał czarne myśli, przezornie spluwając nimi na ubitą uliczkę zaułka.<br />Starał się upilnować swoją byłą uczennicę. I jak zwykle nie zdołał wywiązać się z tego naiwnego postanowienia. Shan była dobra; mimo młodego wieku nie mógł zarzucić jej ani braku umiejętności i doświadczenia, ani nierozwagi. Była po prostu straszliwie uparta.<br />Mężczyzna zamarł, słysząc dzwonienie podków na kocich łbach. Jego obecna kryjówka była kryjówką dobrą, ale pod dwoma warunkami. Pierwszy – jeździec nie usłyszał jego cedzonych przez zęby przekleństw, rzucanych pod adresem bełtu oraz jego świętej pamięci właścicielki. Drugi – nie zauważył plamy krwi na bruku.<br />Nie usłyszał. Zauważył.<br />Zsiadł z konia, prawdopodobnie przyklęknął. Swoją tożsamość zdradził, uspokajająco przemawiając do wierzchowca, którego spłoszył przelatujący nisko nietoperz.<br />- Meryn? Tutaj.<br />Szermierz wprowadził kasztankę w ciasną boczną uliczkę. Cofnął się o pół kroku, dostrzegłszy leżące w cieniu ciało.<br />- Co, u licha…?<br />- Wygląda na to, że zapłacili Alhazenowi za utrudnianie nam roboty – przeszedł do sedna Vird. – Widywałem ich razem.<br />- Ona nie jest od niego – powiedział cicho szermierz, pochylając się nad kuszniczką. Przyglądał jej się przez krótką chwilę, mrużąc przyzwyczajające się do głębokiego mroku oczy. Miała wydatne usta, nos lekko zadarty. Kolor skóry wydawał się wpadać w śniady. – Wolny strzelec. Mogła brać od niego pieniądze za odwalanie brudnej roboty, ale nie była jego podwładną. Dziwne, że wpuścił ją w swoje szeregi.<br />- Mogła z nim sypiać – burknął Vird. – Ale znała nas i prawdopodobnie dlatego ktoś ją wynajął. Wynajął ją, żeby czegoś pilnowała. Coś się kroi...<br />- I to nie byle co – wszedł mu w słowo Meryn. Przyklęknął obok Shan. – Jak zwykle musiała się w coś wplątać… – westchnął, udając poirytowanego. Nie chciał przyznać się do tego, że się martwił. A martwił się cholernie, co było dość oczywiste. Maska, którą zasłaniał prawdziwe odczucia, tylko to uwidaczniała. – Pomóż mi, proszę. Wezmę ją na konia. – Dosiadając kasztanki, wrócił do porzuconego tematu: – Wzięli mieszkańców okolicznych wsi za zakładników. Jeżeli opłacili kogoś, by polował… lub polowali na nas w mieście, oznacza to, że właśnie w mieście planują ich przetrzymywać. – Razem z Virdem posadził Shan przed sobą. Odchylił się nieco do tyłu, by dziewczyna mogła się na nim oprzeć. – Tylko gdzie chcą ich zamknąć? W takiej dziurze jak ta? To nie ma sensu.<br />- Stary garnizon – podsunął Vird, biorąc klacz za uzdę. Kasztanka ruszyła za nim stępa.<br />- Nie mamy pewności. – To dał o sobie znać przypływ merynowego sceptycyzmu. – Są też inne miejsca. Jak choćby podziemia nieukończonego zamku. Ledwie zaczęli go budować, ale najniższe kondygnacje zostały ukończone...<br />- Są za miastem – zaoponował drugi mentor.<br />Szermierz spojrzał na niego ukradkiem. Ten argument nie miał sensu. Vird, który zazwyczaj rozważał wszystkie możliwe opcje, teraz parł ślepo w jednym kierunku, obstając przy swoim…<br />Ale to nie było w tym momencie ważne. Mieli mało czasu. Shanley miała.<br /><br />[*PS Najpierw miałam domknąć scenę (a raczej zrobić coś w tym kierunku), ale pomyślałam, że może jeszcze coś tam dopiszemy, bo to w sumie na razie krótka rozmowa. A nie zapowiadała się na taką.<br />PPS Do licha, nie mogłam się powstrzymać. xD]Olżuniahttps://www.blogger.com/profile/11816359628738513963noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-15095427987605346562016-10-24T14:43:59.657+02:002016-10-24T14:43:59.657+02:00Cz. II
***
Kwadrans wcześniej
Shan przemykała od...<b>Cz. II</b><br /><br />***<br /><i>Kwadrans wcześniej</i><br /><br />Shan przemykała od jednej plamy cienia do drugiej, nie chcąc robić z siebie łatwego celu. Spieszyła się; nieco nieostrożnie stawiane stopy ślizgały się na sterczących z ubitej drogi pojedynczych, gładkich kamieniach. Łapała ją lekka zadyszka, doskwierał pusty od wielu godzin żołądek.<br />Napięty łuk z nałożoną na strzałę cięciwą trzymała w pogotowiu.<br />Uliczki były puste. Ludzie gromadzili się tylko przy wejściach do karczm, które Shanley skrzętnie omijała. Osnute mrokiem miasto sprawiało wrażenie splątanej sieci tuneli z gwiazdami i księżycem zamiast sufitu… No właśnie. Z księżycem. Była spóźniona, miesiąc już wzeszedł.<br />Dostrzegła poruszenie w jednym z zaułków. Ciemny kształt zastygł w bezruchu, nie pozwalając upewnić się, czy na pewno nie był przywidzeniem.<br />Szczęknięcie spustu i brzęk zwolnionej cięciwy wdarły się w wiszącą nad uśpionym miastem, do złudzenia błogą ciszę. Bełt rozpruł powietrze i z cichym odgłosem rozpruł także materiał, by zagłębić się w ciało.<br />Shan drgnęła, starając się zdławić syknięcie bólu. Zacisnęła zęby aż zazgrzytało; zacisnęła również rękę na trzymanej w niej broni. Napastnik porzucił swoją kryjówkę, pewien, że cel został unieszkodliwiony i nie stanowił już zagrożenia. Napastnik, a raczej napastniczka. Podkreślone węgielkiem brwi, kręcone włosy… Spotkały się już. Dziś o zmroku, tu, w Nyrax. Kuszniczka z bandy Alhazena.<br />Zakonna pozwoliła jej skrócić dzielący je dystans, poczuć się bezpiecznie. Blade światło księżyca padło na twarz kobiety, błysnęło w jej zmrużonych figlarnie oczach, na odsłoniętych w uśmiechu zębach. Widząc, jak tamta sięga po przerzuconą przez ramię linę, postawiła rozpaczliwy, chwiejny krok w tył…<br />… by ustawić się do napastniczki bokiem.<br />Płynnie, bez pośpiechu, ale zarazem bez zawahania uniosła rękę łuczną, ściągając ku sobie cięciwę. Wybrzmiało kolejne brzęknięcie, tym razem cichsze, bardziej subtelne. Przeszło w delikatny świst lotek. Widać było jedynie ciemną smugę, bo czerniony grot nie odbił księżycowej poświaty.<br />Kuszniczka podniosła rękę do przeszytej strzałą szyi. Zakrztusiła się krwią, ale nie zaczęła się nią dusić.<br />- Amatorszczyzna... – warknęła do siebie Shan, patrząc na tkwiący w udzie bełt. Pociemniało jej przed oczyma. Nie pamiętała momentu, w którym upadła na wciąż oddający ciepło bruk. Zacisnęła palce na rwanej bólem nodze, wbijając paznokcie w skrytą pod materiałem nogawicy skórę. Tylko tyle była w stanie zrobić. Spróbować zatamować krew i oszukiwać się, że dzięki temu mniej boli.<br />Nie potrafiła znieść bezradności. I właśnie została zostawiona na jej pastwę.<br />Nim zupełnie straciła przytomność, odniosła wrażenie, że ktoś przy niej przyklęka. Może to rzeczywiście było tylko wrażenie? Nie wiedziała.Olżuniahttps://www.blogger.com/profile/11816359628738513963noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-9518447846429395452016-10-24T14:43:44.237+02:002016-10-24T14:43:44.237+02:00Cz. I
[Postanowiłam wreszcie rzucić wyzwanie nied...<b>Cz. I</b><br /><br />[Postanowiłam wreszcie rzucić wyzwanie niedoborom weny tudzież pisarskiemu rozleniwieniu. Niestety odbija się to na jakości tekstu, no i oczywiście na czasie jego pisania (tu jednak czynnikiem decydującym jest głównie lenistwo i roztrzepanie). W każdym razie walczę.<br />Gdybyśmy miały składać tę epopeję w serię opowiadań, od którego momentu chciałabyś zacząć?]<br /><br />Arpad wmieszał się w tłumek gapiów, słuchających tego, co ma im do powiedzenia ich sołtys. Targani zaskoczeniem i przerażeniem, mieszkańcy osady upatrywali w Havirze swojej jedynej nadziei. Z zaniepokojeniem obserwowali swoich sąsiadów, otoczonych ciasnym, połyskującym stalą pierścieniem zbrojnych.<br />Etirski strażnik spuścił głowę, dostrzegłszy dowódczynię wirgińskich wojsk. Zwrócenie na siebie jej uwagi było ostatnim, czego mu w tej pełnej paskudnego napięcia chwili brakowało.<br />Havir stanął pośrodku stłoczonych na placu mężczyzn, kobiet i dzieci. Powiódł wzrokiem po tej przypadkowej – czego był prawie pewien – zbieraninie. Avena, stara Aithne, Gerd, Ina z Sazem, młodziutka, rudowłosa Luana… Starzec westchnął ciężko. Miał ochotę wyklinać, na czym świat stał. Wyklinać na tę wlokącą się od lat wojnę, na ciągłe niepokoje, na sytuacje takie, jak ta – bezsensowne, niezasłużone. I wiedział, że w niczym mu to nie pomoże.<br />- Drodzy sąsiedzi… – zaczął, starając się, by nie zadrżał mu głos. – Przez pewien czas gościć będziemy w pobliskim Nyrax – oznajmił spokojnie.<br />Arpad więcej wiedzieć nie potrzebował. Zaczął się powoli wycofywać.<br />- Obecna tu przywódczyni chorągwi rodu shi’Meir ściga przestępców, my natomiast możemy posiadać użyteczne dla niej informacje. – Głos Havira odprowadzał Dwarida, skupiając niepożądaną uwagę innych Wirgińczyków. – Stosujcie się do poleceń, a nikomu nie stanie się krzywda. Odpowiadajcie zgodnie z prawdą, jeśli was o co zapytają. Współpracujcie, a szybko wrócimy do domów.<br />W Bukowej Osadzie był aż jeden koń nadający się do jazdy wierzchem. Należał do Plątonogiego, najbogatszej sknery we wsi. Arpad bez cienia zawahania skierował się na tyły jego gospodarstwa, w stronę wydzielonej w oborze stajni.<br />Siwek stał spokojnie w swoim boksie, obserwując wchodzącego mężczyznę. O dziwo miał założone ogłowie z wędzidłem, a nie – jak zazwyczaj – uzdę zrobioną z kawałka powroza. Czyżby Havir…? Nie, niemożliwe.<br />Chwilę później nie kto inny jak Havir mógł uśmiechnąć się lekko do siebie, widząc, jak Arpad kluczy między budynkami i wyprowadza poza wioskę jego konia. Oby mu się powiodło...<br />***<br />- Aed, ty… Ty cały czas dajesz mi do tego powody. Tym, że… że po prostu jesteś sobą.<br />Wtulił się w nią, jakby nie widzieli się bardzo, bardzo długo. Zacisnął dłoń na jej koszuli, ukrył twarz w jej czarnych, splątanych, pachnących lasem włosach. Odetchnął głęboko przez lekko zaciśnięte gardło, czując, jak w jednej chwili schodzi z niego całe napięcie ostatnich kilku godzin, dni, miesięcy.<br />- Nie rób tego, słyszysz? Jesteś… dla mnie ważny. Nie chcę, żebyś się narażał. Nie z takiego powodu. Ja… wybaczyłam ci. Nie mam żalu, już nie.<br />- Jest niebezpieczny zarówno dla Ciebie, jak i dla mnie – odrzekł równie cicho. – Nie mogę tego tak zostawić. I nie chcę. Jeśli nie zamkniemy tej sprawy, to kiedyś wypłynie. Nie zrobiłem tego wtedy, muszę więc zrobić to teraz.<br />Starał się zachować spokój. Z jednej strony bał się, najzwyczajniej w świecie się bał. Potrzebował czasu, pieniędzy, kontaktów i przede wszystkim odwagi, o ile nie brawury, jeśli chciał się zemścić. A chciał, chciał tego bardzo. Zaś z drugiej… czy ta krew musiała tak szumieć w uszach? Zresztą nie tylko w… Ekhem, nieważne.*Olżuniahttps://www.blogger.com/profile/11816359628738513963noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-29978579330742016092016-09-22T14:59:29.088+02:002016-09-22T14:59:29.088+02:00Kobieta w swoich skromnych czterech ścianach przyg...Kobieta w swoich skromnych czterech ścianach przyglądała się nowej zdobyczy.Obracała kryształ dłoniach, oceniając go z każdej możliwej perspektywy uznając go na końcu za nieposkarżenie piękny. Założyła go w taki sposób, by kamień lśnił dokładnie pomiędzy jej wyraźnymi obojczykami. Uważała, że idealnie do niej pasował. <br />Następnego pięknego dnia ruszyła poza teren Królewca, by nazbierać rzadkich ziół dla staruszki. Wśród drzew czuła się sobą.Kobietą wolną, mogącą cieszyć się niezależnością. Muskała opuszkami palców kory drzew, rozkoszowała się dźwiękami,które wydawały dobrze ukryte zwierzęta. Szła już dobrą godzinę, jak nie nawet więcej, gdy w końcu znalazła się w miejscu,do którego chciała dotrzeć. Zaczęła się rozglądać za drobnymi roślinami o szarej barwie. Jednak nagle coś ją zaniepokoiło, czuła się obserwowana. Przestraszyła się,a jej serce zaczęło mocniej bić. <br />- Nadira... - usłyszała cichy odgłos swojego imienia wypowiedziany w taki sposób, jakby myśliwy upolował długo wyczekiwaną przez siebie ofiarę. I w sumie też tak było. <br />Co zrobiła?Nic. Najzwyczajniej w świecie zaczęła uciekać tak szybko, jak tylko potrafiła. Zdała bowiem sobie sprawę, że ludzie z jej plemienia ją znaleźli i mieli zamiar sprowadzić ją do domu. <br />Wskoczyła na drzewo, wspięła się. Skakała po stabilnych gałęziach, niczym akrobata. Takie poruszanie się było dla niej rzeczą normalną, wyuczoną od najmłodszych lat. Zeskoczyła na ziemię, gdy spostrzegła lecące w jej stronę strzały. Nie były one jednakże zatrute,gdyż bogowie póki co potrzebowali jej żywej. Jednakże nie spodziewała się jednego.<br />Że skoczy prosto na mężczyznę. Owy fakt mocno ją zadziwił. Upadł na plecy, a ta wylądowała na nim okrakiem. Spojrzała prosto w jego ciemnoniebieskie oczy. <br />- Ojć.. - jęknęła, jednak podniosła się, gdy przypomniała sobie o ścigających ją pobratymcach. - Uciekaj - powiedziała w swoim ojczystym języku, nie zwracając uwagi nawet na fakt, że może on jej nie rozumieć. Strzała, która wylądowała pomiędzy nimi tylko potwierdziła, że nie ma czasu na rozmyślania. Zaczęła biec, ile sił w nogach. <br /><br />Nadiraavatarihttps://www.blogger.com/profile/06498164230180700525noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-32739411489079337822016-09-21T20:24:05.067+02:002016-09-21T20:24:05.067+02:00[Bardziej bazowałam na wątkach, bo je prowadzę czę...[Bardziej bazowałam na wątkach, bo je prowadzę częściej niż uczestniczę w sesji, ale myślę, że z grubsza powody są podobne, jakoś tam się pokrywają. Może się przyda.<br />Ja osobiście nie widzę przeciwwskazań i nie mam oporów by grać tylko 1 postacią mając 3. Uważam to za ułatwienie. Przynajmniej na obecną sytuację i kłopoty z tempem akcji/pomysłami.<br />Co do reszty to gg.]Szepthttps://www.blogger.com/profile/14056077820598665873noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-9343743257191286032016-09-18T16:18:12.128+02:002016-09-18T16:18:12.128+02:00[A bezwen mam swoją drogą… a raczej jakieś wypalen...[A bezwen mam swoją drogą… a raczej jakieś wypalenie. Tyle, że dużo do odpisów nie mam, bo na blogu zrobił się zastój, więc jakoś to jest. Zaczęłam poprawiać KP i przerwałam, może to o to chodziło… Nie, no co ty, nie tłumacz się. Ostatnio chodzę rozdrażniona i gryzę bez podowu, przepraszam, jeśli to zabrzmiało jak jakiś atak. Chyba nie jest najlepiej z moimi relacjami społecznymi ostatnio. :( Kurde, przepraszam.<br />Dałaś mi do myślenia. Nie wiem, jak inni, ale ja, jeśli nie podejmuję inicjatywy - nie jestem święta, zdarza mi się, to jest kilka przyczyn:<br />kompletnie nie mam pomysłu, co mam zrobić, nic, pustka, wenowy zastój<br />mam wrażenie, że nie posiadam informacji, by coś zrobić - typu, gdy ktoś wymyślił jakieś miejsce, organizację, postać, której nie znam lub jej opis jest niewystarczający - wówczas nie mam pojęcia, co może odczuć, zrobić bądź gdzie moja postać jest. Tak jakby nie czuję klimatu bądź czuję się niekompetentna do działań.<br />egoistyczne: dlaczego znowu ja mam ciągnąć akcję? Czyli bunt, gdy inni się nie wychylają, a ja mam kombinować co dalej, by potem znów otrzymać reakcję na moje działania i nic więcej.<br />w przypadku starych wątków, gdy zgubię wątek, zapomnę, co było - bo jakby gubię się w tym, co miało być, już zostało napisane itp.<br />Raczej chyba nie mam obaw o to, że coś złego wyniknie z działań postaci, częściej obawiam się, że się nie wpasuję albo pokrzyżuję cudze plany. Pomysł, by coś się działo niezależnie od tego, czy postacie coś zrobią, brzmi ok. Plus, póki nie zbierzemy się do kupy i nie nauczymy w miarę sprawnie pisać, chyba ograniczyłabym liczbę postaci od 1 gracza - w przypadku, gdy ten prowadzi ich kilku. Bo jak wystąpi problem wenowy, to miałby problem z reakcją 3 postaci, nie zaś 1. Wiem, że to brzmi jak ograniczanie kogoś, kto gra 3 postaciami, ale mówię to z punktu widzenia kogoś, kto w wątkach często miewał więcej niż 1 postać. Gdy jest wena, pomysł, ok, ale jak jej nie ma, b. ciężko być wtedy kreatywnym i znaleźć miejsce dla każdej z postaci. Nie mówiąc o pchaniu akcji dalej każdą z nich.<br />Tak, nastrój mam zły. I blogowo i prywatnie. Blogowo - ostatnio drażni mnie chyba ¾ osób na blogu i ich działania. Chyba się oddaliłam od części autorów, albo od Kk. Albo od obu. No i postanowiłam postępować tak, jak inni względem mnie… a to nie sprzyja ciepłym relacjom, biorąc pod uwagę wnioski i moje własne odczucia, jakie mam. Gdzieś straciłam zapał i całe podejście, jakie miałam do KK kiedyś. I chyba tę naiwność, że jak ja będę ok, to inni tak samo potraktują mniej. Jakby… troszkę pojawiła się myśl, że po co ja mam się wysilać i pomagać, by inni poczuli się lepiej.<br />A prywatnie to inna śpiewka. Niestety, ja i moja rodzina chyba nie dogadamy się nigdy. No, chyba że mowa o tej prawdziwej rodzinie, przyszywanej, która była mi wsparciem przez całe studia i teraz, a która notabene tyczy się bardziej sprawdzonych przyjaciół.<br />W każdym razie twoje odczucia cię nie mylą.]Szepthttps://www.blogger.com/profile/14056077820598665873noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-14930098285976412542016-09-18T09:34:08.296+02:002016-09-18T09:34:08.296+02:00[Zalegam? Chyba mnie zbiłaś z tropu. Nam jakieś 2 ...[Zalegam? Chyba mnie zbiłaś z tropu. Nam jakieś 2 wątki, na które nie odpisałam, ale biorąc pod uwagę, że i ja czekałam na nie sporo czasu, to nie określam tego jako pilne do odpisu. Inna sprawa, że znowu przypada mi pociągnięcie akcji... No, chyba, że chodziło o to, co pisałam Aedowej, ale to się tyczyło zabawy integracyjnej, która w moim łebku nie miała statusu: pilne, już, zaraz, wykonać. :D<br />Nawiasem, a my się zastanawiamy, czemu pisanie nam zabija sesję. (Na wszelki wypadek powiem, że nie piję do ciebie, ani do nikogo konkretnego). Jeśli w wątku mamy autora a i b, a autor b pisze tylko reakcje na działanie a, bez pchnięcia dalej i czegoś konkretnego od siebie... (z różnych przyczyn: brak pomysła, nie chce cię czy cokolwiek, nieważne) to mamy gotową odpowiedź. Co przejdzie w wątku, nie przejdzie w sesji, bo ją po prostu rozwali i zabije na pierwszej akcji.<br />Takie przemyślenia... z rana.]Szepthttps://www.blogger.com/profile/14056077820598665873noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-28211186579658783312016-09-11T17:43:22.897+02:002016-09-11T17:43:22.897+02:00Słońce przyjemnie oplatało jej ciało swymi ciepłym...Słońce przyjemnie oplatało jej ciało swymi ciepłymi promieniami. Uwielbiała taką pogodę, która przepełnią ją pozytywną energią od środka, aż można by powiedzieć, iż sama promieniowała optymizmem, który poziom występowania u Nadiry był dość średni. <br />Spacerowała po targowisku, rozglądając się po różnych straganach, gdzie przeróżni handlowcy próbowali upchać swoje towary mieszkańcom Królewca. Przystanęła przy pierwszym stoisku, w którym znajdowały się różnorakie figurki zwierząt. Chwyciła w dłoń podobiznę geparda,wspaniałego ssaka. Dziki, niezależny, żyjący według własnych zasad.<br />- Kupuje panienka? - spytała staruszka, na co Nadira uniosła ku górze swe intensywnie zielone oczy i uśmiechnęła się niewinnie. <br />- Nie, nie.Tylko się przyglądałam - odpowiedziała spokojnie, po czym odłożyła przedmiot na swoje miejsce. Odeszła, przy czym szturchnęło ją przypadkiem wielu ludzi, jako że ruch tu był bardzo duży. Głównie szukała czegoś, by móc sobie to coś przywłaszczyć. Nie myślała o płaceniu. Żyła w przekonaniu,że co zdobędzie, należy do niej. Wychowana przez plemię, gdzie we krwi miała wtapianie się w otoczenie i robienie najróżniejszych rzeczy niezauważalnie, skradnięcie paru rzeczy nie było niczym dla niej trudnym. <br />Zwróciła uwagę na mężczyznę, który szedł przed nią. Bardziej zawiesiła uwagę na przepięknym wisiorze z niemal mieniącym się kryształem. Wyobraziła sobie go na sobie i aż w myślach się uśmiechnęła. Stopniowo przyśpieszyła wymijając starannie innych przechodniów. Jej cel zatrzymał się na chwilę, a ta udając, że się bardzo śpieszy, wpadła na niego, przecinając sznurek, który był oplątany wokół przegubu, swym niewielkim nożykiem. <br />- Bardzo pana przepraszam- wydukała, patrząc mu w oczy, jakby naprawdę był to czysty przypadek, chowając przy tym zdobycz do swej kieszeni. <br />Kiwnęła głową i oddaliła się, jakby dosłownie gdzieś się paliło. Będąc tyłem już do mężczyzny tylko uśmiechnęła się zadowolona z jakże prostego zadania, jakim to było przejęcie drobnego wisiorka. Pozornie zwykłego wisiorka, jak też Nadira oczywiście myślała. <br /><br />[ Dobra jakoś pykło, mam nadzieje,że nie jest aż tak źle. ]<br /><br />Nadiraavatarihttps://www.blogger.com/profile/06498164230180700525noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-72851991333426514942016-09-11T12:25:15.371+02:002016-09-11T12:25:15.371+02:00[ No i wszystko ułożyło się w spójną i logiczną ca...[ No i wszystko ułożyło się w spójną i logiczną całość:) W takim razie na kogo pada zaszczyt rozpoczęcia wątku? ;)) ]<br /><br />Nadiraavatarihttps://www.blogger.com/profile/06498164230180700525noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-67111343529035036692016-09-09T14:49:00.143+02:002016-09-09T14:49:00.143+02:00[ Dziękuję za powitanie i mam parę pomysłów na wąt...[ Dziękuję za powitanie i mam parę pomysłów na wątek. Jeśli odpowiadać Tobie nie będą, oczywiście poczekam na Twoje propozycje.<br /><br />1. Nadira nieraz lubi przywłaszczyć sobie niektóre rzeczy z targowisk. Mogłaby 'pożyczyć' jakiś klejnot bądź coś podobnego, co zauważyłby Shel i po prostu spróbowałby się nią zająć. <br /><br />2. Wychowała się w lesie, więc ma w sobie nadal coś z dzikuski. Mogłaby spacerować po nocach po ciemnych uliczkach, poskakać po dachach... co zauważyłby mężczyzna. Mógłby chcieć ją obserwować bądź dobrać się do niej i przesłuchać, bo co za kobieta w sukni skacze sobie po dachach o tej godzinie? Może działa na niekorzyść państwa? Oczywiście ona, by się spłoszyła. Pomyślałaby, że ten jest posłańcem z jej plemienia i zaczęłaby uciekać, co nie działało by na nią korzystnie bo ca za niewinna osoba by uciekała? Do tego by się broniła i rozumiesz, wyzywała i tym podobne. <br /><br />3. Prosta sprawa. Nadchodzi wieczór. Nadira wraca do domu, idzie na skróty, jakaś nieciekawa okolica, facet/faceci dobierają się do niej, początkowo by nie zwrócić na siebie uwagi po prostu krzyczy i drze mordunie, a za nim zacznie się bronić, Shel przychodzi z pomocą. <br /><br />4. Jakiś las. Nadira szuka ziół dla staruszki trudno dostępnych przy samym Królewcu. Pojawiają się ludzię jej plemienia, którzy na nią polują. Ucieka i ucieka i wpada na Shela, akuku z drogi, weź lepiej uciekaj. Kłopoty, przygoda, ta może przypadkiem mu zrobić krzywdę bo biedna przestraszona do tego w sukni niepozorna paniusia i ten się niczego nie spodziewa, ałć ałć, odkupienie winy i wgl. <br /><br />5. Idzie zrobić zakupy staruszce, ten zamyślony na nią wpada, spadają produkty, ta się wkurza, krzyczy na niego, ale nie wiem co by można dalej pociągnąć. <br /><br />No narazie tyle w głowie, jakby co to czekam na odzew :) ]<br /><br />Nadira avatarihttps://www.blogger.com/profile/06498164230180700525noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-89888713509299335012016-09-06T11:17:05.252+02:002016-09-06T11:17:05.252+02:00Cz. II
Srebrzysta w świetle nocy trawa oplatała s...<b>Cz. II</b><br /><br />Srebrzysta w świetle nocy trawa oplatała się wokół ich kostek długimi źdźbłami. Ogród trwał w bezruchu – jakby coś miało się za chwilę wydarzyć, jakby drzewa na coś czekały, ale na razie delektowały się każdą sekundą spokoju, sekundą dziwnie rozciągniętą w przelewającym się przez palce czasie.<br />Zupełnie jak oni.<br />- … jak, u licha, wygląda melisa? – burknął skonsternowany Aed, od dłuższej chwili rozglądający się po kępach traw i chwastów. W chłodnym, skąpym blasku księżyca wyglądały niemal identycznie.<br />Szmer wiatru, cykady. Krótkie spojrzenie Nefryt.<br />- Aed, okłamałam cię. Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam, ale nie mogłam być pewna… Proszę. Wysłuchaj mnie do końca.<br />Spojrzał na nią. Jego wąskie usta wygiął lekki, łagodny uśmiech, oczy miał delikatnie przymrużone. Nie spuszczał tego wzroku. Cierpliwego, zachęcającego do mówienia. Do zrobienia tego, co uważa się za słuszne. Ignorującego słowa takie jak “okłamałam” i “przepraszam”. Takiego spojrzenia, na jakie zazwyczaj nie miał czasu.<br />- Większość z tego, co ci o sobie powiedziałam, to kłamstwa i półprawdy. Nawet nie mam na imię Nefryt. Naprawdę nazywam się Eleonora Minerva Marvolo. Jestem trzecią córką Briana Srogiego. Króla Keronii. Jestem… tą, której szukał Zakon Wśród Wzgórz.<br />Aed drgnął. Na moment mimowolnie uchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrobił to po to tylko, by znów je zamknąć. Podszyta odgłosami nocy cisza trwała przez dłuższą chwilę. Chwila ta była dziwna, pełna niepewności, męcząca.<br />- Wcale mnie nie okłamałaś – odezwał się w końcu półkrwi elf. – Wyjawiłaś tyle, ile chciałaś i wtedy, kiedy chciałaś. I kiedy mogłaś.<br />Cykady. Delikatny szmer poruszanych wiatrem traw. Czyjeś dalekie krzyki – kłótnia, może bijatyka.<br />- Chcę ci coś obiecać – podjął najemnik. Splótł ręce za plecami, po czym zaczął się przechadzać w tę i z powrotem. – Ten, który zlecił… – Głos mu się złamał. Powoli docierało do niego, jak ogromne znaczenie mają słowa, które właśnie usłyszał. Jak bardzo wszystko zmieniają. I… i co on sam zamierzał tak naprawdę zrobić. Ciche odchrząknięcie, kolejna próba przebrnięcia przez kłopotliwy, delikatnie ujmując, temat. – Ten, który mnie wrobił… zatrudnił... – poprawił się Aed, nie chcąc zrzucać na nikogo odpowiedzialności za swoje czyny. – Ten człowiek nosił na środkowym palcu prawej ręki pierścień. – Głos najemnika stał się spokojniejszy, bardziej pewny. Niczym rybak, który wypływa na doskonale znane sobie wody. – Oczko z jasnego krwawnika, szlif gładki. Wygląda niemalże jak bursztyn. Złoto prawdopodobnie pierwszej próby. Porządna robota, obstawiam, że quingheńskiego warsztatu złotniczego. Przyniosę ci go. Razem z palcem – ciągnął niewzruszenie, jakby dalej wymieniał parametry techniczne wzmiankowanej biżuterii – bo obrączka jest nieco przyciasna, trudno byłoby ją zdjąć drogą, którą ją na ten palec wsunięto. – Ujął delikatnie dłoń Nefryt i położył na swojej, uważnie się jej przyglądając. – Obrączkę trzeba będzie nieco zmniejszyć, ale, jak mówiłem, znam w Królewcu dobrego złotnika, który wisi mi sporą przysługę i żadną pracą nie wzgardzi. Po zmniejszeniu średnicy i wyczyszczeniu z kurzu i krwi… z krwią mogę sobie poradzić, ale usunięcie tego nieczyszczonego latami brudu to pracochłonna robota... Więc po dopasowaniu i wyczyszczeniu… powinna pasować jak ulał.<br />Nie puszczając jej dłoni, spojrzał w jej szare oczy o migdałowym kształcie.<br />- Nie dałem ci żadnego powodu, byś mi zaufała, a mimo tego to zrobiłaś – odezwał się cicho. – I za to ci dziękuję.Olżuniahttps://www.blogger.com/profile/11816359628738513963noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-38153151338563092042016-09-06T11:16:15.247+02:002016-09-06T11:16:15.247+02:00Cz. I
[Nie czuj się głupio, po prostu marudzę, że...<b>Cz. I</b><br /><br />[Nie czuj się głupio, po prostu marudzę, że wietrzeją mi z głowy rzeczy, których mnie uczyli i które potem wkuwałam. A tak w ogóle to jestem marudną chwalipiętą, nie zwracaj uwagi. xD 90% moich pomocy merytorycznych podczas pisania to artykuły z Wikipedii.]<br /><br />- Dokąd zamierzacie zabrać ludzi z wioski? Zaprzęgliście do roboty okoliczne jednostki? <br />- To poufne informacje – odparła Nevina równie obojętnie jak jej rozmówca. Z jej spojrzenia jednak wyzierała stanowczość. Dowódczyni nie zamierzała odpowiadać na te pytania, nie zamierzała wdawać się w swobodną pogawędkę. Trzymała dystans. – Więc jak będzie z tą mową? – zwróciła się do Havira.<br />Starzec – wedle zaleceń strażnika i swojego kształtowanego przez lata zdrowego rozsądku – nie stawiał się. Pokiwał smętnie głową i pokuśtykał w stronę drzwi, szurając bezwładną nogą. Zatrzymał się w progu i obejrzał się przez ramię.<br />- Chodź, Arpad – powiedział po kerońsku. – Zostaw dziewczynki z moją córką i moimi wnukami i chodź. Lubię mieć pewność, że nikt znienacka nie wrazi mi ostrza pod żebro, a z ciebie jest bystry chłopak.<br />***Olżuniahttps://www.blogger.com/profile/11816359628738513963noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-86421275962755472662016-08-23T11:42:32.304+02:002016-08-23T11:42:32.304+02:00Jedno z tych miejsc, gdzie nikt przy zdrowych zmys...Jedno z tych miejsc, gdzie nikt przy zdrowych zmysłach by się nie zapuszczał. Nie dlatego, że tu straszy czy miejsce jest przeklęte. A raczej, że jest nawiedzane przez...bandytów. Nefryt, bo tak nazywa się mój cel, jest hersztem miejscowej bandy. Napady na kupców, zaopatrzenie dla wojska... Kimkolwiek jest na pewno ma nie jedno na sumieniu. Zwłaszcza, że mój zleceniodawca wspominał coś o jakimś morderstwie albo ludobójstwie. Nie ważne. Może uda mi się go zlikwidować. <br />Rzadko biorę misje od arystokratów, ale jak się zdarzają to zawsze są ciekawe. Malownicze budynki, albo jak teraz szlak handlowy.<br />"Nie ważne jak. Ważne, że ma zniknąć". Niby proste zlecenie, a mimo to jak znaleźć kogoś kto nie chce być znaleziony?<br />W końcu udało mi się coś znaleźć. Przewrócony wóz z resztkami konia. W wóz były wbite kilka strzał. Ewidentnie oblicze walki. Woźnica raczej był bez szans. Podszedłem bliżej by poszukać jakichś poszlak. Szału nie było. Mętlik odcisków butów. Zdecydowanie męskich. Kilka śladów podków ... Chaos jakich wiele.<br />- Co mi powiecie? - Dotknąłem ziemi. Ślady były nieco rozmyte przez wczorajszy deszcz, więc ciężko mi było powiedzieć kiedy nastąpił atak. Zwłaszcza, ze i tak tropiciel ze mnie słaby, ale jakąś wiedzę mam. <br />Wymamrotałem pewne zaklęcie pod nosem. Efekt był natychmiastowy. Kilka białych postaci rabujących wóz.Potem...znikają bez śladu. <br />- Nieźle. - Warknąłem.<br />Skupiłem się jeszcze mocniej. Udało się. Niewielka biała smuga wskazała mi drogę. oby siostry mi pomogły tej nocy. <br />Do obozu dotarłem dopiero nad ranem. Słońce dopiero zaczęło wznosić się ponad horyzont. Buty były mokre od porannej rosy, a w powietrzu unosił się mój oddech w postaci białej pary. Szukając namiotu herszta zacząłem powoli zagłębiać się w obóz bandytów. <br />Strażnik. Jedno uderzenie i leży na ziemi nieprzytomny. Założyłem jego ubranie a ciało ukryłem w pobliskim namiocie. Niech śpi, bo zmęczony wartą. Strój strażnika okazał się nieco za duży, ale bywało gorzej. Czas zacząć poszukiwania.<br />W końcu udało mi się ustalić miejsce mojej ofiary. Nefryt...<br />- Idę po ciebie. - Uśmiechnąłem się sam do siebie.<br />Niewielki sztylet czekał w pogotowiu. Jeszcze trochę i... zamarłem. Z namiotu herszta wyłoniła się kobieta. Co jest grane?<br />Usiadłem na kamieniu lekko skołowany całą tą sytuacją. Herszt bandytów to kobieta? I do tego ładna. Szkoda...<br />- Wybacz, Panno Nefryt. - Powiedziałem za jej pleców podnosząc się z kamienia - Ale zlecenie to zlecenie. <br /><br />G'eldnar<br /><br />(Jak by coś nie pasowało to mogę końcówkę albo całość zmienić :P)Zombbiszonhttps://www.blogger.com/profile/05447773461165599348noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-71230935670669972742016-08-21T17:14:11.666+02:002016-08-21T17:14:11.666+02:00[Na takiej zasadzie. Trochę komplikowanie, ale coś...[Na takiej zasadzie. Trochę komplikowanie, ale coś by się dało z tego wyciągnąć. Jedynie co, to bym się trzymała albo klątwy albo demona, na raz to może być trochę naciągane i pokomplikowane nawałem zdarzeń. Do reszty z propozycji 1wszej się nie odnoszę, bo tu zależy, czy weźmiemy klątwę, czy demona, ale wszystko pewnie sprowadzałoby się albo do zwalczenia klątwy, albo do pozbycia się demona.<br />Idziemy dalej, do propozycji nr2.<br />Bakterie są wszędzie – mówi biologia, ale stara, zawilgotniała świątynia może sprzyjać ich rozwojowi. Mokro, wilgotno, ciemno… bakterie, grzybek, mogłoby być. Do tego, jeśli przyjąć, że to bakterie niewystępujące naturalnie w organizmie ludzkim, bądź przy sprzyjającym im okolicznościach patogenne – choroba jak znalazł, może się rozwinąć, zwłaszcza w okresie immunosupresji. Kwestia, że jeśli Shel i Lucien zarażają się drogą kropelkową, z wdychanym powietrzem, to na bank przeniesie się na Devrila i Nefryt, tą samą drogą, przez kontakt pośredni. No, chyba że liczyć, że w świątyni większe natężenie, albo Devril i Nefryt bardziej odporni, zdrowsi, tego typu.<br />Kwestia wyleczenia. Antybiotykoterapia zazwyczaj trwa długotrwale, do tego dochodzi antybiotykooporność i dobranie antybiotyku o odpowiednim spektrum działania. Innymi słowy, wypicie jednorazowo mikstury to spore uproszczenie sprawy, no chyba że uznać, że magiczna i dlatego tak pięknie działa. Ja jestem zwolennikiem magii z zasadami, ułożonej, niezbyt uproszczonej, ale to ja, a monopolu na kwestie magiczne wiadomo, nie mam.<br />Sry za język zajeżdżający biologią, ciężko wyzbyć się nawyków.<br />Zasadniczo, jak dla mnie każda wersja: demon, klątwa, choroba bakteryjna są dobre, o ile zbytnio żadnej nie skomplikujemy zbyt wieloma pobocznymi akcjami.]<br />Szepthttps://www.blogger.com/profile/14056077820598665873noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-54577003872419383752016-08-19T02:10:01.053+02:002016-08-19T02:10:01.053+02:00Cz. II
- Oprócz tego zabraliśmy mu ubrania, kolcz...<b>Cz. II</b><br /><br />- Oprócz tego zabraliśmy mu ubrania, kolczugę, cześć wyposażenia i zostawiliśmy durną kartkę. Przypuszczalnie jest wściekły jak uwiązana harpia.<br />Aed nie zdołał powstrzymać złośliwego uśmieszku.<br />Meryn nieopatrznie spojrzał na najemnika. Próbował nie parsknąć śmiechem. Parsknął.<br />- Problem jest taki, że nie mamy pewności, czy to na pewno on dowodzi.<br />- Dlatego warto zaczekać na powrót Shan – powtórzył szermierz, poważniejąc. – Zwiad zajmie jej nie więcej niż dwie godziny. Musimy wiedzieć, ilu ludzi uprowadzili, ilu ich jest, gdzie ich przetrzymują, kto wydaje rozkazy… – wyrecytował raz jeszcze niemal całą wyliczankę, po czym urwał. Wziął wdech, jakby o czymś sobie przypomniał i chciał się tym natychmiast ze wszystkimi podzielić. Znów zawahał się na moment. – Czy ktoś może mi do ciężkiej cholery powiedzieć, gdzie jest Vird? – zapytał, nie kryjąc drżącej w jego głosie irytacji. – Dlaczego go tu nie ma?<br />Vincent wzruszył ramionami.<br />- Nie mam pojęcia – odparł do bólu szczerze, bawiąc się monoklem.<br />- Virdiggo wyszedł jakąś godzinę temu, nie mówiąc, dokąd, a my nie zapytaliśmy – uzupełniła rzeczowo Niemsta. Była opanowana, ale jeśli dobrze się wsłuchać, w jej głosie pobrzmiewał ten sam niepokój, który dało się słyszeć u szermierza. – Vird również jest mentorem, uczył adeptów posługiwania się bronią białą – wyjaśniła. – Chcesz śledzić swoich ludzi, Meryn?<br />- Nie chcę – westchnął w odpowiedzi mężczyzna, unikając spojrzeń zebranych. – Powinienem ich śledzić. Łazić za nimi krok w krok, wypytywać o nich, zadawać im pytania i uważnie ich obserwować, gdy odpowiadają. Muszę. Jego i każdego z was. I wy też powinniście.<br />- Sądzisz, że ktoś z waszych zdradził? – wtrącił się do rozmowy Aed, bez ogródek przechodząc do sedna.<br />- Nie mam dowodów – odparł ostrożnie Mer. – Tylko swoje podejrzenia i przeczucia.<br />- To zarazem wiele i niewiele – podsumował Kargier. – Tak czy inaczej, musimy zaczekać. Bez raportu Shanley...<br />- Ja idę.<br />Szermierz założył zatknięte do tej pory za pas rękawice, przepiął sprzączkę o oczko ciaśniej, sprawdził broń. Obrócił się na pięcie, przekręcił wsunięty do zamka klucz, rzucił go Niemście, po czym wyszedł. Zaciśnięte w wąską kreskę usta ani kurczowo opleciona wokół rękojeści miecza dłoń nie wróżyły niczego dobrego.<br />Huknęły zamykane drzwi.<br />- A truł dobre pół godziny, jacy to mamy nie być dyskretni – mruknął pod nosem Kargier.<br />- Hm. To chyba oznacza przerwę – zauważył Vince. – Kto chce wrzucić coś na ząb, proszę za mną.<br />Alaryk gdzieś się ulotnił, na odchodne wspominając, żeby w razie czego szukać go w pracowni lub na poddaszu. Aed, od paru minut wolny od zmieniającego mu opatrunek nawiedzonego medyka, spojrzał na Nefryt pytająco.<br />- Możemy wyjść na balkon? – zapytał rozmawiających o czymś członków Trójcy. – Albo do ogrodu?<br />- Do ogrodu – rzuciła przez ramię Niemsta, na moment odrywając się od konwersacji. – Na balkonie będzie was widać z ulicy i z okien sąsiednich budynków. Dopóki trzymacie się tej części ogrodu, która jest bliżej domu, jesteście bezpieczni. I żadnego światła. Kiedy wyjdziecie z tego pokoju, skręćcie w lewo; zaraz za rogiem są schody dla służby, którymi zejdziecie na parter, a stamtąd z łatwością traficie do wyjścia. Tylko nie podepczcie melisy, Alaryk byłby wściekły.Olżuniahttps://www.blogger.com/profile/11816359628738513963noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-14796483133346453682016-08-19T02:09:35.941+02:002016-08-19T02:09:35.941+02:00Cz. I
[Bzdurę napisałam, bo skoro pierścień służy...<b>Cz. I</b><br /><br />[Bzdurę napisałam, bo skoro pierścień służył do pieczętowania, to było to intaglio (wklęsłe), nie gemma (wypukła). Jakiś ten mój ostatni odpis obfity w błędy merytoryczne. xD Przepraszam, że brzmi, jakbym się mądrzyła, ale… po prostu jestem pod wrażeniem tego, jak szybko wiedza wyparowuje mi z głowy. Nie lubię tego uczucia.<br />A wena rzeczywiście kaprysi. Miałam dziś pójść wcześnie spać. Tsaaa...]<br /><br />Kobieta uważnie obserwowała obcego – gościa lub członka rodziny sołtysa – starając się przewidzieć, jak zareaguje, co powie. Postawiła tezę… i pomyliła się.<br />- Arpad Dwarid, strażnik z Etir. Jestem Wirgińczykiem.<br />Zaskoczył ją. Nie spodziewała się, że usłyszy rodzimy język. Nie spodziewała się przybysza ze swojej ojczyzny.<br />- Nevina shi’Meir, przewodzę części chorągwi mojego ojca – odparła, udając, że nie dostrzega tłamszonego przez tego mężczyznę bezsilnego gniewu. – Dobrze jest spotkać rodaka w tych dalekich stronach – szła dalej w zaparte.<br />- Szukacie przestępców? Szkoda, że nie tej bandy, która od miesięcy się tu kręci. Szkoda, że nie pomożecie ścigać tych, którzy urządzają samosądy na nieludziach w mieście. Na przykład.<br />- Kiedy już uporamy się z tą sprawą, będziemy mogli zająć się kolejną – zapewniła Arpada, jakby na moment zapominając, że to nie od niej zależy, gdzie potem skieruje ją dowództwo. – Im szybciej wyplenimy jedne chwasty, tym prędzej będziemy mogli zająć się likwidowaniem innych. Wraz z korzeniami.<br />- Jak już pielić, to albo porządnie, albo wcale – burknął Havir we wspólnym, wyraźnie obruszony. Będą go na jego ziemi pouczać, jak o rolę dbać, i to jeszcze w obcym języku, w którym rozumiał piąte przez dziesiąte. Jeśli wyrywa się osty, nie ostawia się pokrzyw, nawet dziecko to wiedziało. Niedoczekanie, skaranie boskie...<br />***Olżuniahttps://www.blogger.com/profile/11816359628738513963noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-43025678937905670542016-08-14T01:15:31.420+02:002016-08-14T01:15:31.420+02:00[Dopiero teraz zauważyłam, że w ostatnim odpisie p...[Dopiero teraz zauważyłam, że w ostatnim odpisie pomieszały mi się imiona. Havir początkowo miał mieć na imię Vilem, stąd ten chaos.]Olżuniahttps://www.blogger.com/profile/11816359628738513963noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-20569999411539245032016-08-08T09:25:32.684+02:002016-08-08T09:25:32.684+02:00[Chyba, że zrobiłby jakiś wątek z Nefryt, że ma by...[Chyba, że zrobiłby jakiś wątek z Nefryt, że ma być celem zamachu ale okazuje się, że osoba, która zleciła zabójstwo jest tą złą. Bo czasami G'eldnar "para się wykańczaniem" :P]<br /><br />G'eldnarZombbiszonhttps://www.blogger.com/profile/05447773461165599348noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8066596928163870581.post-61213717616208073562016-08-08T03:35:22.005+02:002016-08-08T03:35:22.005+02:00Cz. II
Knoty świec dopalały się w coraz płytszych...<b>Cz. II</b><br /><br />Knoty świec dopalały się w coraz płytszych kałużach wosku, aż dwa z nich zgasły. Szermierz sięgnął po leżące na końcu ławy zawiniątko, po czym podszedł do stołu. Rozsupłał węzeł.<br />- Kto jest Regentem?<br />Zapalił kilka świec od tlących się ogarków.<br />- Na imię ma Zorana – odparł po krótkiej chwili, czym ściągnął na siebie zaskoczone spojrzenia członków Trójcy. Odpowiedział im pytającym uniesieniem brwi. Trójca najwyraźniej doszła do wniosku, że Meryn powinien był zataić jakąś informację – i to nie byle jaką informację – przed swoją zwierzchniczką. Spuścili wzrok. – Władzę przekazał jej Reinm, podówczas Mistrz.<br /> - Nefryt. Jestem przywódczynią grupy działającej w okolicach Królewca. Z racji urodzenia jestem… naturalną sojuszniczką Zakonu.<br />Przedstawiciele Zakonu w odpowiedzi skinęli głowami. Znali tożsamość Nefryt, nie musieli obwieszczać jej wszem wobec. Jeżeli sama herszt tego nie zrobiła, najwyraźniej miała jakiś powód. Podejrzanym o bycie tymże powodem był spiczastouchy, poturbowany mieszaniec albo podsłuch, którego raczej się nie obawiali. Opłacanie szajki Alhazena miało na celu zapewnienie sobie tak zwanego świętego spokoju – od popadającej w ruinę kamienicy wszystkie podejrzane typy miały trzymać się z daleka. Wyszło na to, że jednak chodziło o mieszańca.<br />- Otwórz. Niech to świadczy o prawdziwości moich dobrych zamiarów wobec was.<br />Vincent przyjrzał się sygnetowi. Sama obrączka miała sporą średnicę, stąd można było wnioskować, że pierścień nosił mężczyzna. Intarsjowana gemma przedstawiała dobrze znany Zakonnemu herb. Jednak autentyczność sygnetu mogła potwierdzić tylko jedna znajdująca się w tym pokoju osoba. Vince podał pierścień Kargierowi.<br />Zamiast przyglądać się pieczęci, mężczyzna obejrzał uważnie wnętrze srebrnej obrączki. Podrobienie pierścienia to jedno. Podrobienie znaków złotniczych to zupełnie inna bajka. A te stęple się zgadzały.<br />- Zanim poprosimy o twoją pomoc, oferujemy ci swoją – oznajmił. Głos miał słaby i schrypnięty, ale w Kargierze coś drgnęło. Coś wyrwało go z apatii, ze stanu zawieszenia, w którym trwał od dłuższego czasu.<br />To zaoferowanie pomocy w innych okolicznościach byłoby złożeniem hołdu, stanowiło jego namiastkę. Zazwyczaj to Mistrz lub upoważniona przez niego osoba ślubowali władcy posłuszeństwo w imieniu podwładnych, którzy rzadko mieli taką możliwość. Teraz podwładni ją mieli… ale okoliczności temu nie sprzyjały.<br />Kargier podniósł się z zapadniętego, spłowiałego fotela, przemierzył izbę kilkoma chwiejnymi krokami i oddał sygnet właścicielce. Skłonił się przy tym nieznacznie, uważnie obserwując Nefryt.<br />- A to jest Aed, mój przyjaciel.<br />Tym razem to spiczastouche nieszczęście przyciągnęło uwagę zakonnych. Jego mina wyrażała lekkie, acz kiepsko maskowane zakłopotanie.<br />- Ale mam wrażenie, że skądś się znacie.<br />- Tylko ja miałem przyjemność – wtrącił się Alaryk, wyręczając Aeda. – Niezawodowo, że tak powiem. Po prawdzie… po prawdzie był to cholerny przypadek.<br />- Długa historia – uciął mieszaniec, krzywiąc się na samą wzmiankę. – Przeznaczona na wieczór znacznie spokojniejszy niż ten.<br />Meryn ponownie wyszedł na środek pokoju. Rozejrzał się po zgromadzonych.<br />- Wirgińczycy uprowadzili mieszkańców wioski, przez którą przejeżdżaliśmy i w której schroniliśmy się zeszłej nocy, a także pobliskiej osady – zaczął, od razu przechodząc do sedna sprawy. – Chcą wymienić ich za Nefryt i Aeda. My musimy uwolnić tych ludzi. Wysłałem Shanley, by przekonała się, gdzie ich przetrzymują lub zamierzają przetrzymywać, jak wielu ludzi pojmali, ilu ich pilnuje, słowem: by dowiedziała się tyle, ile się da.<br />- Co wiemy teraz? – zapytała Niemsta, marszcząc w zamyśleniu brwi.<br />- Jeśli się nie mylę, w Etir spotkaliśmy ich dowódcę – zaczął ostrożnie Aed. – To znaczy… przyłożyliśmy mu drzwiami.Olżuniahttps://www.blogger.com/profile/11816359628738513963noreply@blogger.com