UWAGA
| WARNING | ACHTUNG | POZOR | 注意 | 注 | لاحظ | σημείωση W Wieściach
prezentowanych poniżej mogą pojawić się treści erotyczne, przemoc, krew,
przemoc, chędożenie, osocze, pośladki oraz śladowe ilości orzechów
arachidowych. Dzieci uprasza się o kliknięcie w krzyżyk w prawym górnym
rogu strony w celu zachowania psychicznego dziewictwa.
Wieści z Karczmy Pod Brykającym Kurczakiem
Całemu Ludowi Keronii wiadomo (a przynajmniej w swej dumie tak myślą
redaktorzy), że redakcja gazetki Wieści Przepalonych Treści została
zaatakowana i przejęta przez gnomy. Gnomy okazały się być tak uparte i
nie do ruszenia, że siedzą już w budynku gazetki cały miesiąc i nijak
nie można się ich pozbyć. Próbowano kilkakrotnie, ale bez skutku. Bo one
mają antymagiczne zabezpieczenia, skubane! - tak krzyczą ci, którzy
próbowali ich wykurzyć magią. Jaruut zaproponował, aby rozwalić
budyneczek - z oczywistych powodów jego propozycja została odrzucona.
Pomysł nasłania na gnomy łowców też upadł, podobnie jak poszczucie ich
krasnoludem napaleńcem (Lofar sam się łaskawie zgłosił na ochotnika).
Dlatego, drodzy państwo…
Mamy wydanie wieści z Karczmy pod Brykającym Kurczakiem! - gdzie redakcja ma nową, tymczasową siedzibę.
Gdybyście, drodzy czytelnicy, wiedzieli jaka tu była afera po przeprowadzce. Co też tu się działo! Takiej awantury Królewiec dawno nie widział, i dziękujcie bogom, że karczma stoi na uboczu, bobyście nie zdzierżyli. Krasnolud Lofar ochoczo się zgodził, puścił oczko do Szept i Iskry, uśmiechnął się do Aeda i Brzeszczota, skrzaty nawet chętnie przyjął, ale… Jeden wolny pokoik na piętrze zajęły elfki, drugi został podstępnie zgarnięty przez skrzaty i trolla (troll był argumentem skrzatów nie do obalenia), więc najemnik dostał ławę pod oknem za łóżko, stolik obok za biurko i do dzieła, dawaj panie redaktorze. Aed z kolei, jako świeżynka i nowy w interesie… Przepraszam, powinnam napisać: Aed z kotami, zadomowił się w kuchni, bo niby kotom trzeba mleko dawać, dokarmiać i muszą mieć ciepło. Chuchro i jego wataha kotów… Z pewnością lofarowa karczma szczurów i myszy, a nawet pająków, nie uświadczy przez najbliższy czas.
- Dziś mikołajki! - to krzyknął ochoczo i radośnie Dar, którego zignorowano. Krzyczał to już ze trzydzieści razy, cały czas to samo, powtarzając się co chwila. Że dziś mikołajki, że Mikołaj coś przyniesie, że prezenty, że to i tamo i prezenty. Był nie do zniesienia. Na słowa, że Mikołaj nie istnieje, zatykał uszy i gwizdał pod nosem, coby nie słyszeć tej herezji. Bo Mikołaj był, a kto niby mu co roku prezenty przynosił, no kto? To oczywiste: Mikołaj!
Nikt Brzeszczota nie słuchał, każdy kto w karczmie się znajdował pił, jadł i świętował, bo pomimo gnomiej okupacji gazetka ma się dobrze i wszystko jest super. Tylko trochę interes Lofarowi podupadł (wcale nie przez redakcję, to kłamstwo!), ale dziś sobie nadrobi, bo dziś wszyscy pili i jedli za troje.
Po godzinie ktoś zauważył pewną nieprawidłowość. Brak czegoś, co było oczywiste, a co zniknęło jakiś czas temu. Mianowicie nikt nie marudził. Podejrzane.
- Czy ktoś widział pana Pośladka? - jako pierwszy, brak głośnego i hałaśliwego Brzeszczota zauważył Jaruut; czerwonowłosej marudy nigdzie nie było, nikt nie upominał się o jedzonko, nikt z przesadą nie opowiadał o swoich dokonaniach i nikt tego nie zauważył, dopóki olbrzym nie zorientował się, że Dar, o którym chciał opowiedzieć coś śmiesznego, zniknął.
- Ej, faktycznie, najemnik zniknął.
- On ma na imię Darrus… - kaznodzieja chyba jako jedyny o tym pamiętał. Dziwak, w dodatku siedział od kilku godzin nad jednym kufelkiem piwa i nie mógł go opróżnić, nawet po docinkach olbrzyma, nawykłego do takiego zachowania.
- No, ktoś wie, gdzie jest mieszaniec?
- Mógłby być ze mną… - Lofar wyraźnie posmutniał na ten skandaliczny i oburzający brak zainteresowania jego osobą ze strony najemnika.
- …i jest waszym przyjacielem, może byście się przejęli, choć trochę? - niestety, Jashy nikt nie słuchał. Były przecież ważniejsze sprawy.
- Eee nie… - wszyscy machnęli ręką - Znajdzie się. Lofar! Gorzałka się skończyła!
Mamy wydanie wieści z Karczmy pod Brykającym Kurczakiem! - gdzie redakcja ma nową, tymczasową siedzibę.
Gdybyście, drodzy czytelnicy, wiedzieli jaka tu była afera po przeprowadzce. Co też tu się działo! Takiej awantury Królewiec dawno nie widział, i dziękujcie bogom, że karczma stoi na uboczu, bobyście nie zdzierżyli. Krasnolud Lofar ochoczo się zgodził, puścił oczko do Szept i Iskry, uśmiechnął się do Aeda i Brzeszczota, skrzaty nawet chętnie przyjął, ale… Jeden wolny pokoik na piętrze zajęły elfki, drugi został podstępnie zgarnięty przez skrzaty i trolla (troll był argumentem skrzatów nie do obalenia), więc najemnik dostał ławę pod oknem za łóżko, stolik obok za biurko i do dzieła, dawaj panie redaktorze. Aed z kolei, jako świeżynka i nowy w interesie… Przepraszam, powinnam napisać: Aed z kotami, zadomowił się w kuchni, bo niby kotom trzeba mleko dawać, dokarmiać i muszą mieć ciepło. Chuchro i jego wataha kotów… Z pewnością lofarowa karczma szczurów i myszy, a nawet pająków, nie uświadczy przez najbliższy czas.
- Dziś mikołajki! - to krzyknął ochoczo i radośnie Dar, którego zignorowano. Krzyczał to już ze trzydzieści razy, cały czas to samo, powtarzając się co chwila. Że dziś mikołajki, że Mikołaj coś przyniesie, że prezenty, że to i tamo i prezenty. Był nie do zniesienia. Na słowa, że Mikołaj nie istnieje, zatykał uszy i gwizdał pod nosem, coby nie słyszeć tej herezji. Bo Mikołaj był, a kto niby mu co roku prezenty przynosił, no kto? To oczywiste: Mikołaj!
Nikt Brzeszczota nie słuchał, każdy kto w karczmie się znajdował pił, jadł i świętował, bo pomimo gnomiej okupacji gazetka ma się dobrze i wszystko jest super. Tylko trochę interes Lofarowi podupadł (wcale nie przez redakcję, to kłamstwo!), ale dziś sobie nadrobi, bo dziś wszyscy pili i jedli za troje.
Po godzinie ktoś zauważył pewną nieprawidłowość. Brak czegoś, co było oczywiste, a co zniknęło jakiś czas temu. Mianowicie nikt nie marudził. Podejrzane.
- Czy ktoś widział pana Pośladka? - jako pierwszy, brak głośnego i hałaśliwego Brzeszczota zauważył Jaruut; czerwonowłosej marudy nigdzie nie było, nikt nie upominał się o jedzonko, nikt z przesadą nie opowiadał o swoich dokonaniach i nikt tego nie zauważył, dopóki olbrzym nie zorientował się, że Dar, o którym chciał opowiedzieć coś śmiesznego, zniknął.
- Ej, faktycznie, najemnik zniknął.
- On ma na imię Darrus… - kaznodzieja chyba jako jedyny o tym pamiętał. Dziwak, w dodatku siedział od kilku godzin nad jednym kufelkiem piwa i nie mógł go opróżnić, nawet po docinkach olbrzyma, nawykłego do takiego zachowania.
- No, ktoś wie, gdzie jest mieszaniec?
- Mógłby być ze mną… - Lofar wyraźnie posmutniał na ten skandaliczny i oburzający brak zainteresowania jego osobą ze strony najemnika.
- …i jest waszym przyjacielem, może byście się przejęli, choć trochę? - niestety, Jashy nikt nie słuchał. Były przecież ważniejsze sprawy.
- Eee nie… - wszyscy machnęli ręką - Znajdzie się. Lofar! Gorzałka się skończyła!
Wróżka Pierdziuszka z Wirginii
Zadaniem wróżki wróżyć. Z blasku świecy, płomienia ognia, z lejącego się przez klucz wosku, łupinek orzecha, butów wychodzących na korytarz. Ze skrawków papieru, serca i szpilek. Z monet, ciasteczek i cyferek. Z kręcącej się butelki, imienia łowionego na wędkę, kubeczków-niespodzianek kryjących pierścionek, pieniążek, kluczyk do nowego domu, małego konika, słodką kostkę cukru.
Siedząc więc w cieplutkiej Wirgini, popisując się nowiutką, brązową opalenizną, plecy w słońcu poranka grzejąc i mrużąc oczy od żaru lejącego się z nieba, zalewającego oczy potu, wróżka popija zimną lemoniadę. I wróży. Wróżka wie, że to nie Andrzejki, te przegapiła, będąc w podróży na południe, uciekając przed złą Królową Śniegu.
A czego to wróżka Pierdziuszka, nasza spryciuszka, nie widzi. Oto są puchate kapcie w połowie zjedzone przez Wolhę. Zgilotywany Mikołaj… czekoladowy. Sanie ciągnięte przez rogaczy – renifery zastrajkowały. Pękate worki na prezenty sianem wypchane. Śmierdzącą skarpetkę zawieszoną na kominku – pralek jeszcze nikt nie wynalazł. Stertę świeżych skarpet, specjalnie kupionych – bo prać tu nikt za nikogo nie będzie. Wróżka widzi zatkany komin – nikomu nie chciało się go wyczyścić. Kerońską dzieciarnię, czatującą przy palenisku, by niezapowiedzianego gościa przyłapać. Szanownych rodziców, głowiących się, jak tu niepostrzeżenie prezent podłożyć. Rozdarte w strzępy pudełko – kocia mama znowu nie dopilnowała swych podopiecznych. Pijanego Midara deklamującego wiersze przed Isleen, furiatkę uciekającą przed Nefryt, Tiamuuri zastygłą w pozie zdziwienia, Selene leczącą potłuczoną nogę Shela – nikt mu nie powiedział, że schody śliskie. Jest i Narius opowiadający każdemu, kto chce go słuchać, że Mikołaj nie istnieje, a już na pewno nie jest świętym. Drav się obraził na Silvę – kto daje szanującemu się wilkołakowi miseczkę z napisem „piesio”?
W końcu zaś widzi wróżka i oczy szeroko rozwiera… Tak, Mikołaja. Takiego prawdziwego, przez elficki otoczonego. Z białą, długą, splątaną brodą, pokaźną tuszą, czerwonym kubraczkiem futerkiem obszytym. Z odmrożonym nosem i czerwonymi policzkami. Brzuch poduszką wypchany, kubrak za duży, broda sztuczna, wata to i przyklejona! Do tego Mikołaj bicepsów nie ma, za to całkiem pokaźne…
Cóż to? Wróżka nie wierzy!
Mikołaj to kobieta.
I ma spiczaste uszy!
Oblegana redakcja
Tymczasem w zupełnie innej dzielnicy Królewca, tej mniej obleganej
przez przyjezdnych, w alejce nazywanej przez jej mieszkańców Dziwaczką,
stała sobie wszystkim znana i powszechnie lubiana redakcja gazetki WPT.
Budynek był jednak w opłakanym stanie… Nic go oczywiście nie zniszczyło,
nic nie spłonęło, ale wyglądał jak miejsce regularnych starć i
potyczek. Okna miał zabite deskami, widać było, że na szybko; drzwi
zabarykadowane beczkami i przewróconym wozem. Nad wejściem zamiast
ładnego, zdobionego napisu „Redakcja WPT”, wisiała brudna szmata z
koślawym: „Gnomy gulą! Tera my żondzimy”, potwierdzająca, że gnomy
naprawdę nie znają się na poprawnej pisowni. Na piętrze, pod parapetami
okien (każdego!) umocowany był garnek; sądząc po zainteresowaniu ptaków,
najpewniej pełen czegoś, co miało przeszkodzić we wspinaczkach. Bo trzeba zaznaczyć, że redakcję próbowano odbić już kilkakrotnie, z różnym
skutkiem. Znaczy się nie wydarto jej z łapsk gnomów, ale skutecznie
utrudniano im życie. Gnomia gazetka miała jeden poważny problem:
redaktorów WPT. Ich partyzantka z dużym powodzeniem uniemożliwiała
rozsyłanie gnomich gazetek, nie pozwalała na dostarczanie pergaminów i
tuszu do druku. Z kolei gnomy nie miały wpływu na to, że w karczmie
Lofara wydawana był awaryjna gazetka WPT; co prawda na glinianych
tabliczkach, kruszących się często, bez obrazków i z koślawym pismem,
ale jednak się ukazywała, co należało docenić.
Gnomy z redakcji
wynieść się nie chcą, protestują, bo zostały zepchnięte na drugi plan i
nikt, poza nimi samymi, nie czyta ich gazetki. Dlatego, aby pomścić tą
niesprawiedliwość, postanowiły przejść redakcję. Skutki tego czynu są
opłakane dla budynku, a także dla okolicy i mieszkańców ulicy Dziwaczki.
Sąsiedztwo narzeka na hałasy, burdy i smrodek unoszący się wokoło;
gnomy zrobiły sobie śmietnik resztek w małym zaułku, chcąc chyba wkurzyć
całą dzielnicę. Po części im się to udało, bo już pojawiają się głosy:
„Oddać WPT redaktorom!”, „Chcemy powrotu WPT!”. Strach pomyśleć, co by
teraz zastali panie i panowie redaktorzy w swoich kanciapach. Wyłamane
drzwi na pewno byłyby najmniejszym szokiem.
Czy wiedzieliście,
drodzy czytelnicy, że pod redakcją istniała sobie piwniczka? Murowana, z
kamieni rzecznych raczej nierównych, spojonych bez zaprawy, ot tak
ułożonych, by pasowały; z klepiskiem, pełna wilgoci, kurzu i całkiem
zapomniana? Drzwi do niej nie znalazł nikt, podobno, wszyscy zapomnieli o
niepozornej piwniczce, a tu proszę, gnomom się udało! Te chytrusy, te
szperacze i cwaniaczki odnalazły to, co wydawało się być zgubione na
zawsze. Wydawało.
- No przecież tak nie można! - To, drodzy
państwo, protestował i darł się Brzeszczot. Też zaginiony. Widać
postanowił pójść i rozprawić się z gnomami po swojemu, bo mu się
lofarowa karczma przejadła i zbrzydła. A może po prostu miał dość
ciągłych dogryzek krasnoluda i jego marudzenia, że szkodzą mu w
interesach; niech się w tyłek pocałuje ten brodacz nieczuły.
Zatrzasnęły się drzwi. Brzeszczot trafił do odnalezionej piwniczki.
Złapany, z guzem na potylicy i kacem moralnym, bo dał się podejść. On
serio myślał, że mały stworek w zielonym kubraczku to pomocnik Mikołaja.
Skąd mógł wiedzieć, że to gnom wredny okupant redakcji?
- Ale… ale dziś mikołajki są! To nieludzkie!
- Za to bardzo gnomie!
- Pomoooooocy! Ja też chcę prezent, a cholerny grubas w czerwieni mnie
tu nie znajdzie! - Najwyraźniej największym problemem i zmartwieniem
Brzeszczota była możliwość niedostania prezentu. Co tam własne życie, co
tam ciemność piwniczki, kurz, pajęczyny i pająki… Prezent ważniejszy. I
gnomy sobie poszły, sądząc po braku światełka pod drzwiami. - Tu nawet
nie ma komina… - A wszyscy wiedzieli, że Mikołaj swoje prezenty przemyca
kominami. Najemnik kichnął od kurzu i wilgoci. Naprawdę był bliski
płaczu, załamania nerwowego też i jak go szybko stąd nie wyciągną, to
dostanie jakiejś choroby z żalu, że go ominęły mikołajki. Ciche
chlipnięcie przerwał dźwięk tłuczonego szkła. - Czuję miód! – Czyżby
potłukła się butelka? Tylko skąd w zatęchłej, nieużywanej piwnicy szkło?
- Więc to tutaj chuchro schowało sprezentowany nam miód! A mówił, że
ukradli…
- Kłamał. Tak samo jak Iskra z tym, że czekoladki koty zjadły.
Brzeszczot pisnął. Jak dziewczynka. Głos, w piwnicy odezwał się głos. Czyżby jego marzenia się spełniły?
- Panie Mikołaju, to pan?
- Guzik.
On znał ten głos!
- Szept! - Też zaginiona. - Ciebie też gnomy schwytały? Myśmy myśleli,
żeś w jakiś ruinach się zakopała z nosem. - Od jakiegoś czasu nikt
nigdzie magiczki nie widział, a każdy spytany wzruszał ramionami i
kręcił przecząco głową, że on nie wie, nie widział i proszę pytać kogoś
innego. W końcu wszyscy stwierdzili, że się znajdzie sama i wróci, kiedy
uzna to za stosowne. Tak samo, jak w przypadku Brzeszczota. A tu taki
psikus, magiczka nie w zapomnianych strażnicach, a w zatęchłej piwnicy
siedziała. - Czyli prezentu jednak nie będzie…
Mikołajkowo-prezentowo, czyli relacja szaleńca
Wydanie awaryjne. Wydanie prosto z karczmy krasnoluda, któremu lepiej
używać patelni niżby miecza złotego. Karczma krasnoluda Lofara, czyli
Tego, Któremu Nie Wolno Pokazać Pośladów.
Wydanie awaryjne, bo
redakcji nadal nie odzyskano, zadomowiły się tam gnomy i konkurencyjna
gazetka, która usiłowała wygryźć prześwietne WPT z rynku. Niestety, albo
i stety, nie wychodziło im to, bo uwielbiana przez Kerończyków gazetka
nadal radziła sobie całkiem dobrze. Teraz na przykład Iskra siedziała w
karczmie, przy stoliczku, z kocykiem na kolanach i skrobała nowe
wskazówki do wydania Wieści Przepalonych Treści. Poskrobała się piórkiem
po brodzie, zostawiając na brodzie atramentowy ślad.
- Hm...
Wydanie... Awaryjne... - wymruczała, oblizując wargi, cmokając, jakby
stawianie poszczególnych liter było ogromnym wyzwaniem. Po prawdzie
było, bo Iskra dopiero co wstała, w dodatku po wczorajszym balu bolała ja
głowa i o, weź tu elfie pisz. W dodatku organizowali dla miejscowych
dzieci małe mikołajkowe przyjęcie, co by już młodemu pokoleniu wszczepić
zamiłowanie do gazetek, może i ktoś by postanowił w przyszłości
dalekiej zostać pisarzem.
- Iskra! - To Wilk, pan elfi władca
znalazł się w karczmie, dźwigając na plecach wielki, pękaty worek pełen
drewnianych zabawek czy słodkich, gumowych krówek, których przepis był
pilnie strzeżony w sejfie Lofara. - Mamy Mikołaja?
- Ahm.
- Czyli nie?
- Mamy, zobaczysz. - A szatański wyraz twarzy elfki dał mu do myślenia.
Kogo wrobiła w to, żeby przebrał się za starszego, rumianego jegomościa?
Komu dokleiła brodę i komu wcisnęła na głowę czapkę z pomponem? - Tylko
pamiętaj, ty nic nie wiesz. Kupiłeś co trzeba?
- Kupiłem.
-
To popakuj. - Elf westchnął, bo czuł się jak uczniak i pięciolatek
wykonując rozkazy pani redaktor, która waleniem piąstką w stolik
zażądała herbaty. Elfia furiatka, demon prawdziwy, jak mówił gnom z
redakcji. Nie zamierzał dyskutować, wyjął kolorowy papier, nożyczki i
wstążki i zabrał się za pakowanie.
*
Później znacznie,
wieczorem, kiedy księżyc pojawił się na niebie, pojawił się też i
Mikołaj. Wilkowi wydawało się, że go zna, ciemne spojrzenie było aż
nadto znajome, a burkliwy sposób bycia podsuwał mu pewien pomysł. Czyżby
furiatka w mikołajkowanie wrobiła najmniej odpowiednią do tego osobę?
Czy Lucien aż tak jej podpał, że odurzyła go eliksirem, by dał się ubrać w
czerwone ciuszki i czarne kalosze? I ta broda. Wilk musiał przyznać, że
była to dobra robota, bo broda wyglądała jak prawdziwa, aż miał ochotę
pociągnąć. Kończono przygotowania, karczma była przystrojona w
świąteczne ozdóbki, stała i choinka, a na honorowym krzesełku siedział
mniej lub bardziej przytomny Cień. Czekali teraz tylko na gości, na
dzieci i ich rodziców. W końcu nie wypadało, by puścić tak pociechy same,
zwłaszcza do przybytku o takiej reputacji. Ale koniec końców, okazało
się, że gnomy i redakcja dali z siebie wszystko, by było przytulnie jak
na rodzinnej kolacji u babci z Quingheny.
Była cała redakcja, byli
pomocnicy, byli nawet i Wróżkowie, którzy zakończyli już spór na temat
oczu Wróżków i ewentualnych tego konsekwencji. Oboje przebrani za
pomocników Mikołaja, nawet wielki pająk był przebrany w czerwony
kubraczek, a na każdej z ośmiu nóg miał wypastowanego, czerwonego
bucika. Powitali dzieci, a Iskra kursowała między gośćmi z tacą z
pierniczkami, nie przypominając samej siebie, będąc prawdziwym
aniołkiem. Podobnie zresztą Szept i Darrus, który zamiast za aniołka,
był przebrany za gnoma. Brzdące lądowały na kolanach Cienia, jedno po
drugim, a każdemu wręczono drobny upominek od gazetki. Były też i
lukrowane pałeczki dla rodziców, co by osłodzić choć chwilę każdemu,
nawet tym, którym do wiary w Mikołaja było już za daleko.
Było
miło, było świątecznie i mikołajkowo, zwłaszcza, że i Aed miał w tym
udział, przyprowadzając ze sobą stado uroczych kotków w łatki, każdy zaś
był przyozdobiony w obowiązkową kokardkę. Była i Nefryt, tym razem bez
zbroi, bez kolczug i bez miecza, była Selene, była Zorana, był nawet
Devril, chwilowo zwolniony z obowiązków szpiega. Pojawiła się Vetinari z
przypalonym lekko nosem po zabawach w alchemię. Byli wszyscy, jak się
patrzy, a każdy miał w tym swój udział, jedni większy, inni mniejszy.
♪♫Koniki , misie,
Klocki, piłki, lale
Dzisiaj każde dziecko
Podarek dostanie♪♫
Mikołajkowe WPT i oblężona redakcja :) Może nie aż tak śmiesznie, jak zwykle, ale za to miło i przytulnie.
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę, że było pisane na ostatnią chwilę i typowo spontanicznie, kiedy każdy miał na głowie wszystko tylko nie jego pisanie :D Sama myślałam jeszcze w sobotę, że jednak się WPT nie pojawi.
OdpowiedzUsuńDobrze, że jednak się udało :) Miesiąc bez WPT byłby... dziwny. W końcu to już tradycja :D
OdpowiedzUsuńO tak. I im dłużej się nie pisze, tym gorzej się potem zabrać, bo się wychodzi z wprawy, niestety. Przynajmniej ja coś takiego u siebie stwierdziłam.
OdpowiedzUsuńAedówka zagięła czasoprzestrzeń, utknęła w dziurze między pisaniem olimpiady a ostatecznym starciem z olimpiadą i korzysta, nadrabiając blogaski.
OdpowiedzUsuńSzept, święta prawda. Dlatego powinnam wziąć się wreszcie w garść. Bo z Nef mamy coś do WPT. Hueueue.
Eee, nie... Znajdzie się. - umarłam. *trzęsie się w pośmiertnych drgawkach, czyt.: ze śmiechu* I kocham Lofara. I Brzeszczota, i Szeptuchę. xD OMG, chuchrowe koty i Piesio... Darrusowa, dopisz to Wisielcowi do karty!
Lu, nie wieeerzę. Nie, to się nie dzieje. I Iskra-aniołek. To nieco ironiczne - tak doprawić elfiej furiatce bieluchne skrzydełka...
Robimy sesję. W przerwę świąteczną robimy sesję. O odbijaniu redakcji... *___*
... no i pewnej dwójki, która siedzi w piwniczce (lol, mój mózg dopowiedział sobie scenę, w której Brzeszczot wpada na pomysł zlizania miodu z posadzki, a Szept bardzo dosłownie próbuje wybić mu ten dość oryginalny koncept z głowy).
Podsumowując: dziewczyny, bardzo, bardzo Wam dziękuję. :)
Haha xD Sesja o odbijaniu redakcji: ja chcę! Bardzo chcę! I do głowy mi wpadł pomysł, żeby nie było MG, tylko na spontanie, koncepcje zarysowaną mamy (ewentualnie dopracować), kolejeczkę i jedziemy :D O, albo dwie grupy: odbijający i gnomy! Ej... nienawidzę Cię Aedówko, zrobiłaś mi ochotę... ;p
OdpowiedzUsuńI! Dar nie będzie nic zlizywać, on będzie siedział w kącie, bujał się i rozpaczał w depresji nad tym, że ominął go Mikołaj!
Odbijanie redakcji... tak bardzo Cię Aedówko nienawidzę xD
Sesja!
Sesja sesją... ale... ja chyba nie będę mogła. To znaczy, od 29 na pewno jestem niedostępna i nieosiągalna na coś takiego. Nawet wcześniej, bo muszę wziąć poprawkę na dojazd pociągiem, więc... :/ Z kolei okres przed świętami, to wiadomo, pomoc, sprzątanie, znowu pomoc, pieczenie, gotowanie. W same święta też nie każdy może, to już zależy od planów. Więc na sesję to trzeba zbierać deklaracje kto może, a kto nie. No i zasadnicze pytanie, kiedy.
OdpowiedzUsuńDarrusowa, taaak, też pomyślałam o tym, że po co MG. :D Ja siebie też nienawidzę. Powinnam się uczyć do dwóch olimpiad i matury, a się op... no.
OdpowiedzUsuńSzept, jak dla mnie się nie pali, a temat przejętej przez gnomy redakcji szybko nie umrze. No i podejrzewam, że lofarowe piwnice to nie jest miejsce, w którym szybko kończą się zapasy, zwłaszcza te w beczkach. Przemęczy się jeszcze trochę poczciwy krasnolud, nie ma wyboru. :P Do poniedziałku muszę oddać pracę, nad którą teraz ślęczę - potem mogę ogarnąć posta vel notkę organizacyjną. Każdy napisze, kiedy mu pasuje, a kiedy nie i w końcu termin się znajdzie.
To będzie największa rozróba na tym blogu. Ja to czuję. v________v
Wyobraźmy sobie... *marzyciel* odbijanie redakcji... Jeden olbrzym wystarczy! Hm, chociaż pijany...
OdpowiedzUsuńI... Aed schował piciu w piwnicy pod wpt, a Iskra słodkości -> paskudy ^^ Chociaż teraz tam są schowane maruda i magiczka.
Lofar pierwszy poleci odbijać, bo on chce mieć beczułki dla innych, a nie dla redakcji!
*wredna* Szept być nie musi, Szept jest zamknięta, jak Dar xD
No to Szept nie będzie. Foch.
OdpowiedzUsuńBo nie kupię ci czapeczki na zimę wersji krasnoludzkiej xD
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie, mój wolny tydzień, kiedy sama rozporządzam swoim czasem i jestem w stanie się dostosować to 15-21 (odjąć fakultet, pociąg do domu i fryzjera). Potem mój czas nie należy już do mnie. Wolę nie wdawać się w szczegóły, ale mam delikatnie mówiąc napiętą sytuację w domu.
OdpowiedzUsuńA na Sylwka wracam do Lublina. Mamy staż na uczelni.
Potem wolna od 5.01.